DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci
│
ś
redniowiecze i odrodzenie
│
barok i o
ś
wiecenie
│
1815-1914
│
1914-1989
jak i z czego studiowa
ć
filozofi
ę
│
moje wykłady
│
Wittgenstein
│
filozofowie i socjologowie nauki
Immanuel KANT
PROLEGOMENA
do wszelkiej przyszłej metafizyki, która b
ę
dzie mogła wyst
ą
pi
ć
jako nauka
przeło
ż
ył Benadykt Bornstein, opracowała Janina Suchorzowska, fragmenty wybrane
[Wst
ę
p]
Uwagi wst
ę
pne o swoistym charakterze wszelkiego poznania metafizycznego
(§ 1-3)
Pytanie ogólne: czy metafizyka jest w ogóle mo
ż
liwa?
(§ 4)
Pytanie ogólne: W jaki sposób mo
ż
liwe jest poznanie [płyn
ą
ce] z czystego rozumu
(§ 5)
Główne pytanie transcendentalne:
Cz
ęść
pierwsza. W jaki sposób jest mo
ż
liwa czysta matematyka?
(§ 6-13)
Uwagi I-III
Cz
ęść
druga. W jaki sposób jest mo
ż
liwe czyste przyrodoznawstwo (§ 14-38)
Dodatek do czystego przyrodoznawstwa (§ 39)
Cz
ęść
trzecia. W jaki sposób metafizyka jest w ogóle mo
ż
liwa (§ 40-56)
I. Idee psychologiczne (§ 46-49)
II. Idee kosmologiczne (§ 50-54)
III. Idea teologiczna (§ 55)
Uwaga ogólna w sprawie idei transcendentalnych (§ 56)
Zako
ń
czenie. O okre
ś
leniu granic czystego rozumu (§ 57-60)
Rozwi
ą
zanie pytania ogólnego: W jaki sposób jest mo
ż
liwa metafizyka jako nauka
Dodatek o tym, co sta
ć
si
ę
mo
ż
e dla urzeczywistnienia metafizyki jako nauki
Przykład s
ą
du o Krytyce przed jej zbadaniem
Propozycja takiego zbadania Krytyki, po którym b
ę
dzie mo
ż
na wyda
ć
s
ą
d o niej
[Wst
ę
p]
Prolegomena niniejsze s
ą
przeznaczone do u
ż
ytku nie uczniów, lecz przyszłych
nauczycieli, a i tym słu
ż
y
ć
powinny nie do tego, by uporz
ą
dkowa
ć
wykład pewnej nauki
ju
ż
istniej
ą
cej, lecz przede wszystkim, by sam
ą
t
ę
nauk
ę
wynale
źć
. (...)
Zamiarem moim jest przekona
ć
wszystkich, którzy uwa
ż
aj
ą
, i
ż
warto si
ę
zajmowa
ć
metafizyk
ą
,
ż
e musz
ą
koniecznie odło
ż
y
ć
na czas jaki
ś
sw
ą
prac
ę
, wszystko, co było
dotychczas, uzna
ć
za niebyłe, a przede wszystkim postawi
ć
pytanie: "Czy te
ż
co
ś
takiego
jak metafizyka jest w ogóle mo
ż
liwe?"
Je
ż
eli metafizyka jest nauk
ą
, to dlaczego nie mo
ż
e uzyska
ć
, jak inne nauki,
powszechnego i trwałego uznania? Je
ż
eli ni
ą
nie jest, to jak
ż
e si
ę
dzieje,
ż
e pod
pozorem nauki panoszy si
ę
nieustannie i uwodzi rozum ludzki nigdy nie wygasaj
ą
cymi,
ale i nigdy nie spełniaj
ą
cymi si
ę
nadziejami? Przeto czy przedstawimy dowód naszej
wiedzy, czy te
ż
niewiedzy, to w ka
ż
dym razie trzeba raz wreszcie co
ś
pewnego
rozstrzygn
ąć
o naturze tej zamierzonej nauki, nie sposób bowiem, by taki stan rzeczy
trwał dłu
ż
ej. Wydaje si
ę
prawie
ś
miechu warte,
ż
e gdy ka
ż
da inna nauka nieustannie
posuwa si
ę
naprzód, w tej oto, która chce by
ć
m
ą
dro
ś
ci
ą
sam
ą
, któr
ą
ka
ż
dy zapytuje jak
wyroczni
ę
, kr
ę
cimy si
ę
wci
ąż
w kółko na tym samym miejscu, nie posuwaj
ą
c si
ę
ani o
krok naprzód. A ubyło jej równie
ż
wielu zwolenników i nie wida
ć
,
ż
eby ci, co maj
ą
si
ę
za
do
ść
silnych, by ja
ś
nie
ć
w innych naukach, chcieli sw
ą
sław
ę
nara
ż
a
ć
tutaj, gdzie ka
ż
dy,
kto zreszt
ą
we wszelkich innych sprawach jest nieukiem, ro
ś
ci sobie prawo do
wydawania rozstrzygaj
ą
cego s
ą
du; albowiem w tej dziedzinie istotnie nie ma jeszcze
pewnej miary i wagi, które by pozwalały odró
ż
ni
ć
gruntowno
ść
od płytkiej gadaniny. (...)
Strona 1 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
Mimo to jednak odwa
ż
am si
ę
przepowiedzie
ć
,
ż
e samodzielnie my
ś
l
ą
cy czytelnik tych
Prolegomenów nie tylko zw
ą
tpi o swej dotychczasowej nauce, lecz w nast
ę
pstwie tego
całkowicie si
ę
przekona,
ż
e nauka taka wcale istnie
ć
nie mo
ż
e, o ile nie stanie si
ę
zado
ść
wyra
ż
onym tu
żą
daniom, na których opiera si
ę
jej mo
ż
liwo
ść
; a poniewa
ż
to si
ę
jeszcze
nigdy nie stało -
ż
e nie ma jeszcze wcale metafizyki. Ale,
ż
e zarazem popyt na ni
ą
wszak
nigdy usta
ć
nie mo
ż
e, gdy
ż
interes powszechnego rozumu ludzkiego zbyt
ś
ci
ś
le jest z ni
ą
zwi
ą
zany, wi
ę
c przyzna,
ż
e jej całkowita reforma lub raczej nowe jej narodziny, według
planu dotychczas zupełnie nieznanego, zbli
ż
aj
ą
si
ę
niechybnie, cho
ć
by przez pewien
czas opierano si
ę
temu ze wszech sił. Od czasu prób Locke'a i Leibniza, a raczej od
powstania metafizyki, jak daleko si
ę
ga jej historia, nie było zdarzenia, które by mogło by
ć
bardziej rozstrzygaj
ą
ce dla losu tej nauki ni
ż
atak, z którym przeciw niej wyst
ą
pił David
Hume. Nie wniósł on
ś
wiatła do tego rodzaju poznania, wykrzesał jednak
ż
e iskr
ę
, od
której mo
ż
na by było zapali
ć
ś
wiatło, gdyby natrafiła na wra
ż
liwy lont, którego zarzewie
podtrzymywano by troskliwie i podsycano.
Głównym punktem wyj
ś
cia Hume'a było jedno jedyne, lecz wa
ż
ne poj
ę
cie metafizyki,
mianowicie poj
ę
cie zwi
ą
zku przyczyny i skutku (a tak
ż
e jego poj
ę
cia pochodne: siły,
działania itd.). Zawezwał on rozum, który udaje,
ż
e poj
ę
cie to spłodził, a
ż
eby zdał mu
spraw
ę
z tego, jakim prawem my
ś
li on sobie, i
ż
co
ś
mogłoby by
ć
tak uposa
ż
one,
ż
e je
ż
eli
zostaje przyj
ę
te, to przez to i co
ś
innego koniecznie musi by
ć
przyj
ę
te - to bowiem głosi
poj
ę
cie przyczyny. Dowiódł w sposób nie daj
ą
cy si
ę
zaprzeczy
ć
,
ż
e jest rzecz
ą
dla
rozumu zupełnie niemo
ż
liw
ą
pomy
ś
le
ć
takie poł
ą
czenie a priori i na podstawie poj
ęć
,
zawiera ono bowiem konieczno
ść
; tymczasem nie da si
ę
wcale zrozumie
ć
, dlaczego z
tego powodu,
ż
e co
ś
istnieje, co
ś
innego musiałoby równie
ż
z konieczno
ś
ci
ą
istnie
ć
i w
jaki przeto sposób dałoby si
ę
a priori wprowadzi
ć
poj
ę
cie takiego poł
ą
czenia. St
ą
d
wywnioskował,
ż
e rozum oszukuje si
ę
tym poj
ę
ciem całkowicie,
ż
e bł
ę
dnie uwa
ż
a je za
swe własne dziecko, gdy tymczasem jest ono tylko b
ę
kartem wyobra
ź
ni, która,
zapłodniona przez do
ś
wiadczenie, podci
ą
gn
ę
ła pewne przedstawienia pod prawo
kojarzenia i wypływaj
ą
c
ą
st
ą
d podmiotow
ą
konieczno
ść
, tj. nawyknienie, podaje za
konieczno
ść
przedmiotow
ą
, uznawan
ą
na podstawie zrozumienia. St
ą
d za
ś
wysnuł
wniosek,
ż
e rozum nie posiada
ż
adnej władzy pomy
ś
lenia takich poł
ą
cze
ń
, cho
ć
by tylko
w ogólnej postaci, gdy
ż
wszystkie jego poj
ę
cia byłyby wtedy jedynie zmy
ś
leniami i
wszelkie jego rzekomo a priori istniej
ą
ce poznania byłyby tylko pospolitymi
do
ś
wiadczeniami, opatrzonymi fałszyw
ą
etykiet
ą
. To za
ś
jest równoznaczne z tym,
ż
e
metafizyki w ogóle nie ma i by
ć
te
ż
nie mo
ż
e.
Cho
ć
wniosek Hume'a był zbyt pospieszny i niesłuszny, to był on jednak przynajmniej
oparty na badaniu, a badanie to zaiste było warte tego,
ż
eby dobre głowy jego czasów
zjednoczyły si
ę
, by to zadanie w tym rozumieniu, w jakim on je przedstawił, rozwi
ą
za
ć
w
sposób, o ile mo
ż
no
ś
ci, bardziej szcz
ęś
liwy, z czego rychło wynikn
ąć
by musiała
całkowita reforma nauki.
(...) Nie na tym polegało zagadnienie, czy poj
ę
cie przyczyny jest słuszne, przydatne i
niezb
ę
dne dla całego poznania przyrody, tego bowiem Hume nigdy nie podawał w
w
ą
tpliwo
ść
, lecz tylko, czy jest ono a priori pomy
ś
lane przez rozum i czy przez to posiada
niezale
ż
n
ą
od wszelkiego do
ś
wiadczenia wewn
ę
trzn
ą
prawdziwo
ść
i ma dlatego tak
ż
e
bardziej rozległ
ą
przydatno
ść
, nie ograniczon
ą
wył
ą
cznie do przedmiotów
do
ś
wiadczenia. W tej to sprawie Hume oczekiwał wyja
ś
nienia. Wszak chodziło tylko o
pochodzenie tego poj
ę
cia, nie za
ś
o jego niezb
ę
dno
ść
w u
ż
yciu. Gdyby tylko
pochodzenie zostało wykryte, to ju
ż
same przez si
ę
dane byłyby warunki i zakres
u
ż
ywalno
ś
ci tego poj
ę
cia. (...)
Przyznaj
ę
szczerze: napomnienie Davida Hume'a było wła
ś
nie tym pierwszym sygnałem,
który przed wielu laty przerwał moj
ą
drzemk
ę
dogmatyczn
ą
i nadał całkowicie inny
kierunek moim badaniom w dziedzinie filozofii spekulatywnej. Byłem daleki od dawania
Strona 2 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
posłuchu jego konkluzjom, które st
ą
d tylko pochodziły,
ż
e nie u
ś
wiadomił sobie swego
zadania w cało
ś
ci, lecz wpadł tylko na pewn
ą
jego cz
ęść
, która bez uwzgl
ę
dnienia
cało
ś
ci nie mo
ż
e sprawy wyja
ś
ni
ć
. Je
ż
eli wychodzimy z my
ś
li, któr
ą
nam kto
ś
inny
pozostawił, z my
ś
li dobrze uzasadnionej, aczkolwiek jeszcze nie przeprowadzonej
całkowicie, mo
ż
emy spodziewa
ć
si
ę
,
ż
e przy dalszym przemy
ś
leniu posuniemy si
ę
dalej,
ni
ż
to uczynił ów bystry człowiek, któremu zawdzi
ę
czamy pierwsz
ą
iskr
ę
tego
ś
wiatła.
Starałem si
ę
wi
ę
c najpierw zbada
ć
, czy zarzutu Hume'a nie da si
ę
przedstawi
ć
ogólnie, i
wkrótce odkryłem,
ż
e poj
ę
cie zwi
ą
zku przyczyny i skutku nie jest bynajmniej jedynym
poj
ę
ciem, dzi
ę
ki któremu intelekt my
ś
li sobie a priori o zwi
ą
zkach mi
ę
dzy rzeczami, co
wi
ę
cej,
ż
e wła
ś
nie metafizyka całkowicie z takich poj
ęć
si
ę
składa. Starałem si
ę
nawet
upewni
ć
co do ich liczby, a
ż
e to mi si
ę
udało według
ż
yczenia, mianowicie wywie
ść
j
ą
z
jednej jedynej naczelnej zasady, wi
ę
c wzi
ą
łem si
ę
do dedukcji tych poj
ęć
, co do których
byłem ju
ż
pewien,
ż
e nie pochodz
ą
z do
ś
wiadczenia, jak to załatwił Hume, lecz
wypływaj
ą
z czystego intelektu. Dedukcja ta, która mojemu bystremu poprzednikowi
wydawała si
ę
niemo
ż
liwa, a która nikomu poza nim nawet na my
ś
l nie przyszła, cho
ć
wszyscy bez obawy posługiwali si
ę
tymi poj
ę
ciami, nie pytaj
ą
c, na czym si
ę
opiera ich
przedmiotowa wa
ż
no
ść
- ta dedukcja, powiadam, była najtrudniejszym zadaniem, jakie
kiedykolwiek mo
ż
na było przedsi
ę
wzi
ąć
na rzecz metafizyki. I co przy tym najgorsze, to
to,
ż
e metafizyka, o ile tylko gdziekolwiek co
ś
z niej istnieje - nie mogła mi tu w
najmniejszym stopniu pomóc, poniewa
ż
owa dedukcja musi dopiero rozstrzygn
ąć
mo
ż
liwo
ść
metafizyki. Poniewa
ż
za
ś
udało mi si
ę
rozwi
ą
za
ć
zagadnienie Hume'a nie
tylko w pewnym poszczególnym przypadku, lecz w odniesieniu do władzy czystego
rozumu, przeto mogłem stawia
ć
kroki pewne, cho
ć
wci
ąż
jeszcze powolne, by w ko
ń
cu
okre
ś
li
ć
zupełnie i według ogólnych zasad cały zakres czystego rozumu, zarówno co do
jego granic, jak i tre
ś
ci - a to było tym wła
ś
nie, czego potrzeba metafizyce, by mogła
zbudowa
ć
swój system według bezpiecznego planu.
(...) to jest całkowicie nowa nauka, której nikt przedtem nawet pomysłu nie uchwycił,
której sama nawet idea była nieznana i dla której z jej całkowitego dotychczasowego
dorobku nie mo
ż
na było u
ż
y
ć
nic wi
ę
cej prócz jednej jedynej wskazówki zawartej w
w
ą
tpliwo
ś
ciach Hume'a. Hume jednak równie
ż
nie przeczuwał mo
ż
liwo
ś
ci tego rodzaju
formalnej nauki i chc
ą
c swojemu okr
ę
towi zapewni
ć
bezpiecze
ń
stwo, osadził go na
mieli
ź
nie (sceptycyzmu), gdzie mo
ż
e sobie le
ż
e
ć
i gni
ć
; mnie za
ś
, przeciwnie, chodzi o
danie mu sternika, który by według niezawodnych zasad sztuki sterowania, opartych na
znajomo
ś
ci globu - zaopatrzony w dokładn
ą
map
ę
morza i kompas - mógł go pewnie
poprowadzi
ć
tam, dok
ą
d mu si
ę
wydaje wła
ś
ciwe.
(...) Jednak
ż
e czysty rozum jest dziedzin
ą
tak wyodr
ę
bnion
ą
, tak w samej sobie wsz
ę
dzie
zwart
ą
,
ż
e nie mo
ż
na dotkn
ąć
ż
adnej jego cz
ęś
ci, nie poruszaj
ą
c przy tym wszystkich
pozostałych, i nie mo
ż
na nic osi
ą
gn
ąć
, nie wyznaczywszy uprzednio ka
ż
dej cz
ęś
ci jej
miejsca i jej wpływu na inne, albowiem - poniewa
ż
nic nie ma poza rozumem, co by
sprostowa
ć
mogło nasz s
ą
d w jego obr
ę
bie - wa
ż
no
ść
i u
ż
ywanie ka
ż
dej jego cz
ęś
ci
zale
ż
y od stosunku, w jakim si
ę
ona znajduje do pozostałych cz
ęś
ci rozumu i poniewa
ż
-
jak w uczłonowanej budowie ciała pewnego organizmu - przeznaczenie ka
ż
dego członka
da si
ę
wyprowadzi
ć
tylko z zupełnego poj
ę
cia cało
ś
ci. Dlatego o krytyce takiej mo
ż
na
powiedzie
ć
,
ż
e nie jest nigdy niezawodna, je
ż
eli nie jest wyko
ń
czona całkowicie i a
ż
do
najdrobniejszych elementów czystego rozumu, i
ż
e o dziedzinie tej władzy trzeba
rozstrzygn
ąć
i okre
ś
li
ć
wszystko albo nic.
(...) Kto za
ś
sam ten plan, którym w postaci Prolegomenów poprzedzam wszelk
ą
przyszł
ą
metafizyk
ę
, znów uzna za niejasny, niechaj zwa
ż
y,
ż
e przecie
ż
nie jest
potrzebne, by ka
ż
dy studiował metafizyk
ę
,
ż
e zdarza si
ę
nierzadko talent, który czyni
dobre post
ę
py w gruntownych, a nawet gł
ę
bokich naukach bardziej zbli
ż
aj
ą
cych si
ę
do
naoczno
ś
ci, któremu jednak nie powodzi si
ę
w badaniach prowadzonych przy pomocy
Strona 3 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
samych tylko poj
ęć
abstrakcyjnych, i
ż
e w takim przypadku nale
ż
y swoje zdolno
ś
ci
umysłowe skierowa
ć
na inny przedmiot;
ż
e wszelako ten, kto zamierza s
ą
d wyda
ć
o
metafizyce, a nawet j
ą
napisa
ć
, musi koniecznie uczyni
ć
zado
ść
wymaganiom tutaj
postawionym, wszystko jedno, czy odb
ę
dzie si
ę
to w ten sposób,
ż
e przyjmie on moje
rozwi
ą
zanie, czy te
ż
je gruntownie obali i inne na jego miejsce poda - pomin
ąć
go
bowiem nie mo
ż
e, i
ż
e w ko
ń
cu ta tak okrzyczana niejasno
ść
(zwykła pokrywka własnej
wygody i głupoty) równie
ż
przynosi korzy
ść
, poniewa
ż
ludzie, którzy wobec wszystkich
innych nauk zachowuj
ą
ostro
ż
ne milczenie, w kwestiach metafizyki przemawiaj
ą
po
mistrzowsku i zuchwale wyrokuj
ą
, niewiedza ich bowiem nie odbija tutaj tak wyra
ź
nie od
uczono
ś
ci innych - ale za to jak
ż
e si
ę
ró
ż
ni od prawdziwych zasad krytycznych, które
przeto mo
ż
na wychwala
ć
za to,
ż
e
Ignavum, fucos, pecus a praesepibus arcent (Plemi
ę
leniwe trutniów z dala od ulów
trzymaj
ą
; Wergiliusz, Georgica IV, 168).
UWAGI WST
Ę
PNE
O SWOISTYM CHARAKTERZE WSZELKIEGO POZNANIA METAFIZYCZNEGO
§ 1
O
Ź
RÓDŁACH METAFIZYKI
Je
ż
eli chcemy pewne poznanie przedstawi
ć
jako nauk
ę
, to musimy przede wszystkim
móc dokładnie okre
ś
li
ć
to, co ró
ż
ni t
ę
nauk
ę
od wszystkich innych, a wi
ę
c co jej tylko jest
wła
ś
ciwe; w przeciwnym bowiem razie granice wszystkich nauk zlewaj
ą
si
ę
z sob
ą
i
ż
adna z nich nie mo
ż
e by
ć
gruntownie traktowana zgodnie ze sw
ą
natur
ą
.
Bez wzgl
ę
du na to, czy ta swoista wła
ś
ciwo
ść
polega na ró
ż
nicy przedmiotu, czy
ź
ródeł
poznania, czy rodzaju poznania, czy te
ż
paru, je
ż
eli nie wszystkich tych czynników razem
wzi
ę
tych, w ka
ż
dym razie na tym dopiero opiera si
ę
idea mo
ż
liwej nauki i jej wła
ś
ciwej
dziedziny.
Przede wszystkim, co si
ę
tyczy
ź
ródeł poznania metafizycznego, to ju
ż
w jego poj
ę
ciu
zawiera si
ę
to,
ż
e nie mog
ą
one by
ć
empiryczne. Zasady tego poznania (a do nich
nale
żą
nie tylko jego zasadnicze twierdzenia, lecz i zasadnicze poj
ę
cia) nigdy przeto nie
mog
ą
by
ć
zaczerpni
ę
te z do
ś
wiadczenia, bo poznanie to ma by
ć
nie fizyczne, lecz
metafizyczne, tj. le
żą
ce poza granic
ą
do
ś
wiadczenia. A wi
ę
c podstaw
ą
tego poznania nie
b
ę
dzie ani do
ś
wiadczenie zewn
ę
trzne, które stanowi
ź
ródło wła
ś
ciwej fizyki, ani
wewn
ę
trzne, które stanowi podstaw
ę
psychologii empirycznej. Jest wi
ę
c ono poznaniem
a priori, czyli poznaniem [płyn
ą
cym] z czystego intelektu i z czystego rozumu.
W tym jednak nie ró
ż
niłoby si
ę
ono niczym od czystej matematyki; musi wi
ę
c nosi
ć
nazw
ę
czystego poznania filozoficznego. Co si
ę
tyczy jednak znaczenia tego
wyró
ż
nienia, to odwołuj
ę
si
ę
do Krytyki czystego rozumu ([A]. str. 712 i nast.), gdzie
ró
ż
nica mi
ę
dzy tymi dwoma sposobami u
ż
ywania rozumu wyło
ż
ona została jasno i
zadowalaj
ą
co. - Tyle o
ź
ródłach poznania metafizycznego.
§ 2
O RODZAJU POZNANIA, KTÓRE JEDYNIE MO
ś
E BY
Ć
NAZWANE
"METAFIZYCZNYM"
a) O RÓ
ś
NICY MI
Ę
DZY SYNTETYCZNYMI A ANALITYCZNYMI S
Ą
DAMI W OGÓLE
Poznanie metafizyczne musi zawiera
ć
same s
ą
dy a priori - tego wymaga wła
ś
ciwo
ść
jego
ź
ródeł. Lecz niezale
ż
nie od tego, czy s
ą
dy posiadaj
ą
takie czy inne pochodzenie,
czy równie
ż
co do swej formy logicznej przedstawiaj
ą
si
ę
tak czy inaczej, istnieje jednak
Strona 4 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
mi
ę
dzy nimi ró
ż
nica pod wzgl
ę
dem tre
ś
ci, na skutek której s
ą
one albo tylko wyja
ś
niaj
ą
ce
i nic nie dodaj
ą
do tre
ś
ci poznania, albo te
ż
s
ą
rozszerzaj
ą
ce i dane poznanie
powi
ę
kszaj
ą
; pierwsze b
ę
dziemy mogli nazwa
ć
s
ą
dami analitycznymi, drugie -
syntetycznymi.
S
ą
dy analityczne wypowiadaj
ą
w orzeczeniu tylko to, co w poj
ę
ciu podmiotu było ju
ż
rzeczywi
ś
cie pomy
ś
lane, cho
ć
nie tak jasno i nie z tak
ą
sam
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
. Je
ż
eli
powiadam: "Wszystkie ciała s
ą
rozci
ą
głe" - to w najmniejszym nawet stopniu nie
rozszerzyłem przez to swego poj
ę
cia ciała, lecz tylko poj
ę
cie to rozło
ż
yłem, gdy
ż
ju
ż
przed wydaniem s
ą
du rozci
ą
gło
ść
o owym poj
ę
ciu rzeczywi
ś
cie pomy
ś
lałem, cho
ć
jej o
nim wyra
ź
nie nie orzekłem; s
ą
d ten jest wi
ę
c analityczny. Natomiast zdanie: "Niektóre
ciała s
ą
ci
ęż
kie" - zawiera w orzeczeniu co
ś
, co nie jest rzeczywi
ś
cie pomy
ś
lane w
ogólnym poj
ę
ciu ciała: powi
ę
ksza wi
ę
c ono moje poznanie, doł
ą
czaj
ą
c co
ś
do mego
poj
ę
cia, i musi si
ę
przeto nazywa
ć
s
ą
dem syntetycznym.
b) WSPÓLN
Ą
NACZELN
Ą
ZASAD
Ą
WSZYSTKICH S
Ą
DÓW ANALITYCZNYCH JEST ZASADA
SPRZECZNO
Ś
CI
Wszystkie s
ą
dy analityczne opieraj
ą
si
ę
całkowicie na zasadzie sprzeczno
ś
ci i s
ą
co do
swej natury poznaniami a priori, niezale
ż
nie od tego, czy poj
ę
cia stanowi
ą
ce ich materi
ę
s
ą
empiryczne, czy te
ż
nie. Poniewa
ż
bowiem orzeczenie twierdz
ą
cego s
ą
du
analitycznego jest ju
ż
przedtem pomy
ś
lane w poj
ę
ciu podmiotu, przeto nie mo
ż
na go bez
sprzeczno
ś
ci o podmiocie zaprzeczy
ć
; tak samo jego przeciwie
ń
stwo w s
ą
dzie
analitycznym, lecz przecz
ą
cym, trzeba z konieczno
ś
ci
ą
o podmiocie zaprzeczy
ć
, i to
tak
ż
e na zasadzie sprzeczno
ś
ci. Tak si
ę
rzecz ma ze zdaniami: "Ka
ż
de ciało jest
rozci
ą
głe" i "
ś
adne ciało nie jest nierozci
ą
głe (proste)".
Z tego to wła
ś
nie powodu wszystkie zdania analityczne s
ą
s
ą
dami a priori, nawet wtedy,
gdy ich poj
ę
cia s
ą
empiryczne, np. "Złoto jest
ż
ółtym metalem"; a
ż
eby to wiedzie
ć
, nie
potrzeba mi bowiem
ż
adnego dalszego do
ś
wiadczenia poza moim poj
ę
ciem złota, które
zawiera w sobie to,
ż
e ciało to jest
ż
ółte i
ż
e jest metalem; gdy
ż
to wła
ś
nie stanowiło moje
poj
ę
cie i nie musiałem nic innego zrobi
ć
, jak je rozło
ż
y
ć
, nie ogl
ą
daj
ą
c si
ę
za niczym
innym poza nim.
c) S
Ą
DY SYNTETYCZNE WYMAGAJ
Ą
INNEJ ZASADY NACZELNEJ NI
ś
ZASADA SPRZECZNO
Ś
CI
Istniej
ą
s
ą
dy syntetyczne a posteriori, których pochodzenie jest empiryczne; ale s
ą
równie
ż
takie, które s
ą
pewne a priori i wypływaj
ą
z czystego intelektu i rozumu. Lecz
jedne i drugie w tym si
ę
z sob
ą
zgadzaj
ą
,
ż
e nigdy nie mog
ą
powsta
ć
na podstawie
samej tylko zasady analizy, mianowicie zasady sprzeczno
ś
ci; wymagaj
ą
one jeszcze
innej zupełnie zasady naczelnej, chocia
ż
z ka
ż
dej zasady, jak
ą
kolwiek by ona była,
musz
ą
by
ć
zawsze wyprowadzane zgodnie z zasad
ą
sprzeczno
ś
ci. Albowiem nic nie
mo
ż
e si
ę
sprzeciwia
ć
tej zasadzie - mimo
ż
e nie wszystko da si
ę
z niej wyprowadzi
ć
.
Przede wszystkim s
ą
dy syntetyczne podziel
ę
na klasy.
1. S
ą
dy do
ś
wiadczalne s
ą
zawsze syntetyczne. Byłoby bowiem niedorzeczno
ś
ci
ą
opiera
ć
s
ą
dy analityczne na do
ś
wiadczeniu, skoro nie mog
ę
wykroczy
ć
poza moje
poj
ę
cie, by s
ą
d taki utworzy
ć
, i zb
ę
dne jest mi przeto do tego wszelkie
ś
wiadectwo
do
ś
wiadczenia.
ś
e ciało jest rozci
ą
głe - jest to zdanie pewne a priori, nie za
ś
s
ą
d
do
ś
wiadczalny. Zanim bowiem przyst
ę
puj
ę
do do
ś
wiadczenia, posiadam ju
ż
wszelkie
warunki swego s
ą
du w poj
ę
ciu, z którego pozostaje mi tylko wydoby
ć
orzeczenie zgodnie
z zasad
ą
sprzeczno
ś
ci i przez to równocze
ś
nie u
ś
wiadomi
ć
sobie konieczno
ść
tego
s
ą
du, o której do
ś
wiadczenie nigdy by mnie nie pouczyło.
2. S
ą
dy matematyczne s
ą
wszystkie syntetyczne. Zdanie to dotychczas, jak si
ę
zdaje,
uszło całkowicie uwagi analityków rozumu ludzkiego, a nawet wydaje si
ę
wprost
Strona 5 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
przeciwne wszelkim ich przypuszczeniom, cho
ć
jest niezaprzeczenie pewne, a w
skutkach swych nader wa
ż
ne. Widz
ą
c bowiem,
ż
e wszystkie wnioski matematyków
rozwijaj
ą
si
ę
wedle zasady sprzeczno
ś
ci (czego wymaga natura wszelkiej pewno
ś
ci
apodyktycznej), wmówiono w siebie,
ż
e i odno
ś
ne zasady dałyby si
ę
pozna
ć
na
podstawie zasady sprzeczno
ś
ci - w czym si
ę
bardzo pomylono. Zdanie syntetyczne
bowiem mo
ż
na wprawdzie poj
ąć
zgodnie z zasad
ą
sprzeczno
ś
ci, lecz tylko w ten
sposób,
ż
e zakładamy inne zdanie syntetyczne, z którego tamto da si
ę
wywie
ść
, a nigdy
samo w sobie.
Przede wszystkim nale
ż
y zauwa
ż
y
ć
,
ż
e wła
ś
ciwe twierdzenia matematyczne zawsze s
ą
s
ą
dami a priori, a nie s
ą
empiryczne, albowiem towarzyszy im konieczno
ść
, która nie
mo
ż
e by
ć
zaczerpni
ę
ta z do
ś
wiadczenia. Gdyby jednak nic chciano si
ę
ze mn
ą
na to
zgodzi
ć
, to dobrze. Ogranicz
ę
w takim razie swoje twierdzenie do czystej matematyki,
której poj
ę
cie ju
ż
zawiera w sobie to,
ż
e obejmuje ona poznanie nie empiryczne, lecz
tylko czyste poznanie a priori.
Pocz
ą
tkowo mo
ż
na byłoby sobie my
ś
le
ć
,
ż
e zdanie: "7 + 5 = 12" jest jedynie zdaniem
analitycznym, które według zasady sprzeczno
ś
ci wynika z poj
ę
cia sumy siedmiu i pi
ę
ciu.
Jednak
ż
e, je
ż
eli rozpatrujemy rzecz bli
ż
ej, to si
ę
przekonujemy,
ż
e poj
ę
cie sumy siedmiu
i pi
ę
ciu nic wi
ę
cej w sobie nie zawiera nad poł
ą
czenie obu liczb w jedn
ą
jedyn
ą
, przez co
wcale jeszcze nie pomy
ś
lało si
ę
o tym, jaka jest ta jedyna liczba, ł
ą
cz
ą
ca w sobie tamte
dwie. Poj
ę
cia dwunastu wcale jeszcze nie pomy
ś
lałem przez to,
ż
e mam na my
ś
li tylko
owo poł
ą
czenie siedmiu i pi
ę
ciu; i cho
ć
bym nie wiem jak długo rozkładał swe poj
ę
cie
takiej mo
ż
liwej sumy, to jednak dwunastki tam nie znajd
ę
. Musi si
ę
wyj
ść
poza te poj
ę
cia,
przywołuj
ą
c na pomoc naoczno
ść
, odpowiadaj
ą
c
ą
jednemu z nich, np. swoje pi
ęć
palców
lub (...) pi
ęć
punktów i doł
ą
czaj
ą
c do poj
ę
cia siedmiu kolejno po sobie dane w
naoczno
ś
ci jednostki pi
ą
tki. Dzi
ę
ki wi
ę
c zdaniu "7 + 5 = 12" rozszerzamy rzeczywi
ś
cie
swoje poj
ę
cie i doł
ą
czamy do pierwszego poj
ę
cia nowe, które w tamtym wcale nie było
pomy
ś
lane. Znaczy to,
ż
e zdanie arytmetyczne jest zawsze syntetyczne, o czym
przekonujemy si
ę
jeszcze wyra
ź
niej bior
ą
c nieco wi
ę
ksze liczby; jasne jest bowiem
zupełnie,
ż
e mo
ż
emy wtedy poj
ę
cie nasze kr
ę
ci
ć
i obraca
ć
, ile chcemy, mimo to jednak
bez przywołania na pomoc naoczno
ś
ci, przez sam tylko rozbiór naszych poj
ęć
, nigdy
sumy nie znajdziemy.
Równie
ż
ż
adna zasada czystej geometrii nie jest analityczna.
ś
e linia prosta jest
najkrótszym poł
ą
czeniem mi
ę
dzy dwoma punktami, jest to zdanie syntetyczne. Albowiem
moje poj
ę
cie czego
ś
prostego nie zawiera nic z wielko
ś
ci, lecz tylko jako
ść
. Poj
ę
cie
przeto czego
ś
najkrótszego zostaje tutaj całkowicie doł
ą
czone i przez
ż
aden rozbiór nie
mo
ż
na go wydoby
ć
z poj
ę
cia linii prostej. Musi si
ę
wi
ę
c przywoła
ć
na pomoc naoczno
ść
,
dzi
ę
ki której jedynie synteza staje si
ę
mo
ż
liwa.
Niektóre inne zasady, które geometrzy zakładaj
ą
, s
ą
wprawdzie rzeczywi
ś
cie analityczne
i opieraj
ą
si
ę
na zasadzie sprzeczno
ś
ci; słu
żą
one jednak, jako zdania identyczne, tylko
za ogniwa w ła
ń
cuchu metody, nie za
ś
za zasady naczelne, np.: a = a, cało
ść
równa jest
samej sobie, lub (a + b) > a - tj. cało
ść
jest wi
ę
ksza od swej cz
ęś
ci. Lecz nawet i te
zasady, cho
ć
s
ą
one wa
ż
ne na podstawie samych tylko poj
ęć
, dopuszcza si
ę
w
matematyce tylko dlatego,
ż
e mo
ż
na je przedstawi
ć
w naoczno
ś
ci. Tym, co zazwyczaj
skłania nas tu do przekonania,
ż
e orzeczenie takich apodyktycznych s
ą
dów tkwi ju
ż
w
naszym poj
ę
ciu i
ż
e przeto s
ą
d jest analityczny, jest jedynie dwuznaczno
ść
wyra
ż
enia.
Powinni
ś
my mianowicie do pewnego danego poj
ę
cia doł
ą
czy
ć
w my
ś
li orzeczenie i ta
konieczno
ść
zwi
ą
zana jest ju
ż
z tymi poj
ę
ciami. Lecz kwestia polega tu nie na tym, co
powinni
ś
my doł
ą
czy
ć
w my
ś
li do danego poj
ę
cia, lecz co w poj
ę
ciu tym rzeczywi
ś
cie,
chocia
ż
niejasno, my
ś
limy - a wtedy si
ę
okazuje,
ż
e orzeczenie zwi
ą
zane jest wprawdzie
z tamtym poj
ę
ciem w sposób konieczny, wszelako nie bezpo
ś
rednio, lecz za
po
ś
rednictwem naoczno
ś
ci, która musi si
ę
do niego doł
ą
czy
ć
.
Strona 6 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
Tym, co jest istotne i co odró
ż
nia czyste poznanie matematyczne od wszelkiego innego
poznania a priori, jest to,
ż
e musi si
ę
ono odbywa
ć
w ten sposób,
ż
e nie wychodzi z
poj
ęć
, lecz zawsze tylko z konstrukcji poj
ęć
(Krytyka [A], str. 713). Poniewa
ż
przeto w
twierdzeniach swych poznanie to musi wychodzi
ć
poza poj
ę
cie ku temu, co jest zawarte
w danych naocznych odpowiadaj
ą
cych temu poj
ę
ciu, wi
ę
c jego twierdzenia nigdy nie
mog
ą
i nie powinny powstawa
ć
przez rozbiór poj
ęć
, tj. analitycznie, i s
ą
przeto wszystkie
syntetyczne. (...)
3. Wła
ś
ciwe s
ą
dy metafizyczne s
ą
wszystkie syntetyczne. Nale
ż
y odró
ż
ni
ć
s
ą
dy
nale
żą
ce do metafizyki od s
ą
dów metafizycznych we wła
ś
ciwym sensie. W
ś
ród tych
pierwszych jest bardzo wiele s
ą
dów analitycznych, lecz s
ą
one tylko
ś
rodkiem do
uzyskania s
ą
dów metafizycznych, które stanowi
ą
wył
ą
czny cel tej nauki i które zawsze s
ą
syntetyczne. Je
ż
eli bowiem do metafizyki nale
żą
poj
ę
cia takie, jak np. poj
ę
cie substancji,
to i s
ą
dy, które powstaj
ą
przez sam tylko rozbiór tych poj
ęć
, nale
żą
z konieczno
ś
ci
równie
ż
do metafizyki, np. "Substancj
ą
jest to, co istnieje tylko jako podmiot" itd. - i za
pomoc
ą
szeregu takich s
ą
dów analitycznych staramy si
ę
zbli
ż
y
ć
do definicji poj
ęć
.
Poniewa
ż
jednak analiza czystego poj
ę
cia intelektu (a takie poj
ę
cia zawiera metafizyka)
odbywa si
ę
w ten sam sposób, co i rozbiór ka
ż
dego innego poj
ę
cia, cho
ć
by i
empirycznego, które do metafizyki nie nale
ż
y (np. "powietrze jest ciecz
ą
spr
ęż
yst
ą
, której
spr
ęż
ysto
ś
ci nie usuwa
ż
aden znany nam stopie
ń
zimna"), wi
ę
c swoi
ś
cie metafizycznym
jest tu wprawdzie poj
ę
cie, lecz nie s
ą
d analityczny. Albowiem nauka ta posiada co
ś
odr
ę
bnego i jej tylko swoistego w sposobie wytwarzania swych pozna
ń
a priori, który
trzeba przeto odró
ż
ni
ć
od tego, co posiada ona wspólnego z wszelkimi innymi
poznaniami intelektualnymi; tak np. zdanie: "Wszystko, co jest w rzeczach substancj
ą
,
jest trwałe" - jest zdaniem syntetycznym i swoi
ś
cie metafizycznym.
Gdy poj
ę
cia a priori, stanowi
ą
ce materi
ę
i narz
ę
dzia do budowy metafizyki, zostały ju
ż
według pewnych zasad zebrane, wtedy rozbiór tych poj
ęć
nabiera wysokiej warto
ś
ci;
mo
ż
na go równie
ż
wyło
ż
y
ć
jako osobn
ą
cz
ęść
(jak gdyby philosophia definitiva),
zawieraj
ą
c
ą
same tylko zdania analityczne nale
żą
ce do metafizyki, w wyodr
ę
bnieniu od
wszystkich s
ą
dów syntetycznych, stanowi
ą
cych sam
ą
metafizyk
ę
. Albowiem w istocie
owe rozbiory [poj
ęć
] nigdzie indziej, jak tylko w metafizyce przynosz
ą
znaczniejszy
po
ż
ytek, tzn. w zamiarze uzyskania twierdze
ń
syntetycznych, które ma si
ę
utworzy
ć
z
owych uprzednio zanalizowanych poj
ęć
.
Zako
ń
czenie wi
ę
c niniejszego paragrafu brzmi: metafizyka ma w sposób wła
ś
ciwy do
czynienia z syntetycznymi zdaniami a priori, i one to jedynie stanowi
ą
jej cel; do
osi
ą
gni
ę
cia tego celu potrzebuje wprawdzie pewnego rozbioru jej poj
ęć
, a tym samym i
s
ą
dów analitycznych, lecz post
ę
powanie to nie jest przez to inne ni
ż
w ka
ż
dym innym
rodzaju poznania, gdzie przez rozbiór naszych poj
ęć
staramy si
ę
jedynie o to, by si
ę
stały
one wyra
ź
ne. Jedynie wytwarzanie poznania a priori, zarówno za pomoc
ą
naoczno
ś
ci,
jak i poj
ęć
, wreszcie [tworzenie] tak
ż
e syntetycznych zda
ń
a priori, i to w poznaniu
filozoficznym, stanowi istotn
ą
tre
ść
metafizyki.
§ 3
UWAGA DOTYCZ
Ą
CA OGÓLNEGO PODZIAŁU S
Ą
DÓW NA ANALITYCZNE I
SYNTETYCZNE
Podział ten jest niezb
ę
dny, gdy chodzi o krytyk
ę
intelektu ludzkiego, i zasługuje dlatego
na to, by sta
ć
si
ę
w niej klasycznym; poza tym nie wiedziałbym, gdzie mógłby on
przynie
ść
jaki
ś
znaczniejszy po
ż
ytek. I w tym te
ż
widz
ę
przyczyn
ę
, dlaczego filozofowie
dogmatyczni, którzy poszukiwali
ź
ródeł s
ą
dów metafizycznych zawsze tylko w samej
metafizyce, nie za
ś
poza ni
ą
w czystych prawach rozumu w ogóle, zaniedbali
przeprowadzenia tego podziału (...).
Strona 7 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
PROLEGOMENÓW PYTANIE OGÓLNE:
CZY METAFIZYKA JEST W OGÓLE MO
ś
LIWA?
§ 4
Gdyby rzeczywi
ś
cie istniała metafizyka, która mogłaby si
ę
utrzyma
ć
jako nauka, gdyby
mo
ż
na było powiedzie
ć
: "oto tu jest metafizyka, tej macie si
ę
tylko nauczy
ć
, a ona was
nieodparcie i niezmiennie przekona o swej prawdzie", wtedy pytanie to byłoby
niepotrzebne i pozostawałoby jedynie pytanie, które dotyczy raczej wypróbowania naszej
bystro
ś
ci ni
ż
dowodu istnienia samej rzeczy, mianowicie: w jaki sposób jest ona mo
ż
liwa i
w jaki sposób rozum poczyna sobie, by doj
ść
do niej? Ale w tym przypadku rozumowi
ludzkiemu nie poszło tak gładko. Nie mo
ż
na wskaza
ć
ani jednej ksi
ąż
ki, jak pokazuje si
ę
np. Euklidesa, i powiedzie
ć
: "Oto metafizyka, tu znajdziecie najwa
ż
niejszy cel tej nauki,
poznanie najwy
ż
szej istoty i przyszłego
ś
wiata, dowiedzione na podstawie zasad
czystego rozumu". Mo
ż
na wprawdzie wskaza
ć
wiele zda
ń
, które s
ą
apodyktycznie pewne
i nie były nigdy podawane w w
ą
tpliwo
ść
, lecz s
ą
one wszystkie analityczne i dotycz
ą
raczej materiałów i narz
ę
dzi do zbudowania metafizyki, ani
ż
eli rozszerzenia poznania, co
w niej powinno by
ć
wła
ś
ciwym naszym celem (por. wy
ż
ej § 2, sub c). I cho
ć
pokazujecie
równie
ż
zdania syntetyczne (np. zasad
ę
racji dostatecznej), których - jak to było przecie
ż
waszym obowi
ą
zkiem - nie dowiedli
ś
cie nigdy za pomoc
ą
samego tylko rozumu, a wi
ę
c a
priori, a co do których mimo to ch
ę
tnie przyznamy wam racj
ę
, to jednak, gdy chcecie
posługiwa
ć
si
ę
nimi dla osi
ą
gni
ę
cia głównego waszego celu, wpadacie w twierdzenia tak
niedopuszczalne i tak niepewne,
ż
e zawsze jedna metafizyka przeczyła drugiej b
ą
d
ź
w
wygłaszanych twierdzeniach, b
ą
d
ź
te
ż
w ich uzasadnieniu, i tym sposobem sama
niweczyła swe roszczenia do trwałego uznania. Próby stworzenia takiej nauki bez
w
ą
tpienia stanowiły nawet pierwsz
ą
przyczyn
ę
tak wcze
ś
nie powstałego sceptycyzmu,
sposobu my
ś
lenia, w którym rozum wyst
ę
puje tak gwałtownie przeciwko samemu sobie,
ż
e mógł on powsta
ć
tylko przy całkowitym zw
ą
tpieniu w zaspokojenie najpowa
ż
niejszych
zada
ń
rozumu. Ludzie bowiem pocz
ą
tkowo, znacznie dawniej, zanim w sposób
metodyczny zacz
ę
li przyrodzie zadawa
ć
pytania, wysuwali pytania jedynie pod adresem
swego odosobnionego rozumu, wy
ć
wiczonego ju
ż
do pewnego stopnia przez pospolite
do
ś
wiadczenie; rozum bowiem jest nam wszak zawsze obecny, praw za
ś
przyrody trzeba
zazwyczaj mozolnie poszukiwa
ć
. W ten oto sposób metafizyka płyn
ę
ła po wierzchu jak
piana, przy czym skoro tylko jedna piana została zebrana i znikła, zaraz na powierzchni
zjawiała si
ę
nowa, któr
ą
jedni zawsze po
żą
dliwie zbierali, gdy inni, zamiast w gł
ę
bi
szuka
ć
przyczyny tego zjawiska, uwa
ż
ali si
ę
ju
ż
za m
ą
drych dlatego,
ż
e wy
ś
miewali
pró
ż
n
ą
prac
ę
tamtych.
Przesyceni wi
ę
c dogmatyzmem, który nas niczego nie uczy, a równocze
ś
nie i
sceptycyzmem, który nam w ogóle nic nie obiecuje, nawet stanu spoczynku w
dozwolonej niewiedzy, wzywani do działania doniosło
ś
ci
ą
poznania, którego nam
potrzeba, a dzi
ę
ki długiemu do
ś
wiadczeniu nieufni wobec wszelkiego poznania, które w
naszym mniemaniu posiadamy lub które nam si
ę
narzuca pod tytułem czystego rozumu,
mamy jeszcze tylko jedno krytyczne pytanie, po którego rozwi
ą
zaniu musimy urz
ą
dzi
ć
nasze przyszłe post
ę
powanie: Czy metafizyka jest w ogóle mo
ż
liwa? Lecz na pytanie to
musimy odpowiedzie
ć
nie za pomoc
ą
sceptycznych zarzutów skierowanych przeciw
pewnym twierdzeniom jakiej
ś
rzeczywistej metafizyki (gdy
ż
teraz
ż
adnej jeszcze nie
uznajemy), lecz wychodz
ą
c z tylko problematycznego jeszcze dotychczas poj
ę
cia takiej
nauki. (...)
Szcz
ęś
liwie jednak si
ę
zdarza,
ż
e cho
ć
nie mo
ż
emy uzna
ć
rzeczywisto
ś
ci metafizyki jako
nauki, mo
ż
emy jednak z ufno
ś
ci
ą
powiedzie
ć
,
ż
e pewne czyste syntetyczne poznanie a
priori istnieje rzeczywi
ś
cie i
ż
e jest dane, mianowicie czysta matematyka i czyste
przyrodoznawstwo; obie te nauki zawieraj
ą
bowiem twierdzenia, które zawsze uznawane
s
ą
za apodyktycznie pewne, po cz
ęś
ci przez sam tylko rozum, po cz
ęś
ci przez
Strona 8 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
powszechn
ą
zgod
ę
[płyn
ą
c
ą
] z do
ś
wiadczenia, i pomimo to uznawane s
ą
zawsze za
niezale
ż
ne od do
ś
wiadczenia. Jeste
ś
my wi
ę
c w posiadaniu pewnego przynajmniej
niezaprzeczonego syntetycznego poznania a priori i nie potrzebujemy si
ę
pyta
ć
, czy jest
ono mo
ż
liwe (bo jest rzeczywiste), tylko: Jak jest ono mo
ż
liwe? - [mianowicie w tym celu],
aby z zasady mo
ż
liwo
ś
ci danego nam poznania móc wyprowadzi
ć
równie
ż
mo
ż
liwo
ść
wszelkiego innego poznania.
PYTANIE OGÓLNE:
W JAKI SPOSÓB MO
ś
LIWE JEST POZNANIE [PŁYN
Ą
CE] Z CZYSTEGO ROZUMU?
§ 5
Widzieli
ś
my powy
ż
ej ogromn
ą
ró
ż
nic
ę
mi
ę
dzy s
ą
dami analitycznymi i syntetycznymi.
Mo
ż
liwo
ść
analitycznych s
ą
dów mo
ż
na było poj
ąć
bardzo łatwo; opiera si
ę
ona bowiem
na zasadzie sprzeczno
ś
ci. Mo
ż
liwo
ść
zda
ń
syntetycznych a posteriori, tj. takich, które
czerpie si
ę
z do
ś
wiadczenia, równie
ż
nie wymaga
ż
adnego specjalnego obja
ś
nienia,
samo bowiem do
ś
wiadczenie nie jest niczym innym, jak ci
ą
głym zespalaniem (syntez
ą
)
spostrze
ż
e
ń
. Pozostaj
ą
wi
ę
c nam tylko zdania syntetyczne a priori, których mo
ż
liwo
ść
trzeba koniecznie wyszuka
ć
i zbada
ć
, gdy
ż
musi ona opiera
ć
si
ę
na innych zasadach
naczelnych ni
ż
zasada sprzeczno
ś
ci.
Nie powinni
ś
my jednak dopiero szuka
ć
mo
ż
liwo
ś
ci takich zda
ń
, tj. pyta
ć
, czy s
ą
one
mo
ż
liwe. Albowiem do
ść
ich jest danych rzeczywi
ś
cie, i to z niezaprzeczon
ą
pewno
ś
ci
ą
-
a
ż
e metoda, której si
ę
teraz trzymamy, ma by
ć
analityczna, wi
ę
c zaczniemy od tego,
ż
e
takie syntetyczne, lecz czyste poznanie rozumowe istnieje rzeczywi
ś
cie. Ale potem
musimy jednak zbada
ć
podstaw
ę
tej mo
ż
liwo
ś
ci i zapyta
ć
, w jaki sposób poznanie to jest
mo
ż
liwe, aby na podstawie zasad mo
ż
liwo
ś
ci tego poznania móc nast
ę
pnie okre
ś
li
ć
warunki, zakres i granice jego u
ż
ycia. Wła
ś
ciwe przeto, ze szkoln
ą
precyzj
ą
okre
ś
lone
zadanie, od którego wszystko zale
ż
y, brzmi:
W jaki sposób mo
ż
liwe s
ą
zdania syntetyczne a priori?
Gwoli popularno
ś
ci wyraziłem je powy
ż
ej nieco inaczej - mianowicie jako pytanie o
mo
ż
liwo
ść
poznania [płyn
ą
cego] z czystego rozumu. (...) mówi
ą
c tu o poznaniu
[płyn
ą
cym] z czystego rozumu, mamy na my
ś
li jedynie poznanie syntetyczne, nigdy za
ś
analityczne. (...)
Otó
ż
od rozwi
ą
zania tego zadania zale
ż
y całkowicie powodzenie lub upadek metafizyki,
a wi
ę
c cała jej egzystencja. Mo
ż
e kto
ś
swe twierdzenia metafizyczne wykłada
ć
z nie
wiem jakimi pozorami [prawdy], mo
ż
e gromadzi
ć
w sposób przytłaczaj
ą
cy wnioski na
wnioskach - je
ż
eli jednak nie mógłby przedtem da
ć
zadowalaj
ą
cej odpowiedzi na to
pytanie, to mam prawo powiedzie
ć
: wszystko to jest czcza, bezpodstawna filozofia i
m
ą
dro
ść
fałszywa. (...)
[David Hume] pytanie to przedstawiał sobie o wiele mniej ogólnie, ni
ż
to tutaj zachodzi i
zachodzi
ć
musi, je
ż
eli odpowied
ź
na nie ma by
ć
rozstrzygaj
ą
ca dla całej metafizyki.
Jak
ż
e bowiem jest mo
ż
liwe - mówił ów człowiek bystry -
ż
e je
ż
eli dane mi jest pewne
poj
ę
cie, to mog
ę
wyj
ść
poza nie i powi
ą
za
ć
z nim inne, nie zawarte zupełnie w tamtym, i
to w taki sposób, jak gdyby to poj
ę
cie koniecznie do tamtego nale
ż
ało. Tylko
do
ś
wiadczenie mo
ż
e nam dostarczy
ć
tego rodzaju powi
ą
za
ń
(taki wyprowadzał on
wniosek z tamtej trudno
ś
ci, któr
ą
uznał za niemo
ż
liwo
ść
) i wszelka owa rzekoma
konieczno
ść
lub - co na jedno wychodzi - uznawane za ni
ą
poznanie a priori nie jest
niczym innym, jak tylko długotrwałym przyzwyczajeniem uznawania czego
ś
za
prawdziwe i uwa
ż
ania z tego powodu podmiotowej konieczno
ś
ci za przedmiotow
ą
. (...)
Strona 9 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
Tak wi
ę
c wszyscy metafizycy s
ą
w czynno
ś
ciach swych uroczy
ś
cie i zgodnie z prawem
zawieszeni tak długo, dopóki nie dadz
ą
zadowalaj
ą
cej odpowiedzi na pytanie: W jaki
sposób s
ą
mo
ż
liwe syntetyczne poznania a priori? Albowiem tylko na tej odpowiedzi
polega uwierzytelnienie, którym musz
ą
si
ę
wykaza
ć
, je
ż
eli maj
ą
przedło
ż
y
ć
nam co
ś
w
imieniu czystego rozumu; bez takiego za
ś
uwierzytelnienia mog
ą
si
ę
tylko tego
spodziewa
ć
,
ż
e ludzie rozumni, których ju
ż
tylekro
ć
oszukano, odprawi
ą
ich bez dalszego
rozpatrywania ich przedło
ż
e
ń
.
(...) Mo
ż
na powiedzie
ć
,
ż
e cała filozofia transcendentalna, która z konieczno
ś
ci
poprzedza wszelk
ą
metafizyk
ę
, nie jest niczym innym, jak całkowitym rozwi
ą
zaniem
postawionego tutaj pytania, tylko
ż
e w systematycznym porz
ą
dku i we wszystkich
szczegółach, i
ż
e przeto nie mamy dotychczas wcale filozofii transcendentalnej. To
bowiem, co nosi takie miano, jest wła
ś
ciwie cz
ęś
ci
ą
metafizyki; owa za
ś
nauka ma
dopiero rozstrzygn
ąć
o mo
ż
liwo
ś
ci metafizyki i musi przeto wszelk
ą
metafizyk
ę
poprzedza
ć
. Nie nale
ż
y si
ę
równie
ż
dziwi
ć
,
ż
e potrzeba tu całej nauki, i to pozbawionej
wszelkich pomocy ze strony innych nauk, a wi
ę
c całkiem nowej nauki, by da
ć
dostateczn
ą
odpowied
ź
na jedno tylko jedyne pytanie, je
ż
eli jego rozwi
ą
zanie poł
ą
czone
jest z mozołem i trudno
ś
ciami, a nawet z pewn
ą
niejasno
ś
ci
ą
.
Przyst
ę
puj
ą
c teraz do rozwi
ą
zania tego pytania, i to według metody analitycznej, w której
zakładamy,
ż
e takie poznania z czystego rozumu istniej
ą
rzeczywi
ś
cie, mo
ż
emy si
ę
powoła
ć
tylko na dwie nauki poznania teoretycznego (a tylko o takim poznaniu tu
mówimy), mianowicie na czyst
ą
matematyk
ę
i czyste przyrodoznawstwo. Tylko one
bowiem zdolne s
ą
przedstawi
ć
nam przedmioty w danych naocznych. Je
ż
eliby przeto w
tych naukach wyst
ę
powało poznanie a priori, tylko one mogłyby pokaza
ć
in concreto jego
prawdziwo
ść
, czyli jego zgodno
ść
z przedmiotem, tj. jego rzeczywisto
ść
, z której
wychodz
ą
c mo
ż
na by nast
ę
pnie posun
ąć
si
ę
na drodze analitycznej do podstawy jego
mo
ż
liwo
ś
ci. Ułatwia to bardzo post
ę
powanie, w którym rozwa
ż
ania nie tylko zostaj
ą
zastosowane do faktów, lecz nawet od nich wychodz
ą
, zamiast
ż
eby w syntetycznym
post
ę
powaniu trzeba było je całkowicie wyprowadza
ć
z poj
ęć
.
(...) główne pytanie transcendentalne dzieli si
ę
na cztery inne pytania i zgodnie z tym
stopniowo b
ę
dzie rozwi
ą
zywane:
1. W jaki sposób jest mo
ż
liwa czysta matematyka?
2. W jaki sposób jest mo
ż
liwe czyste przyrodoznawstwo?
3. W jaki sposób jest mo
ż
liwa metafizyka w ogóle?
4. W jaki sposób jest mo
ż
liwa metafizyka jako nauka?
Jakkolwiek rozwi
ą
zanie tych zada
ń
ma zasadniczo przedstawi
ć
istotn
ą
tre
ść
Krytyki, to
jednak jest widoczne,
ż
e posiada ono co
ś
swoistego, co ju
ż
i samo przez si
ę
jest godne
uwagi, mianowicie wyszukanie dla istniej
ą
cych nauk
ź
ródeł w samym rozumie, a
ż
eby w
ten sposób czynem samym zbada
ć
i wymierzy
ć
jego zdolno
ść
poznania czego
ś
a priori.
Przez to za
ś
zyskuj
ą
same te nauki, wprawdzie nie w swej tre
ś
ci, lecz w ich trafnym
u
ż
yciu, a dzi
ę
ki swemu wspólnemu pochodzeniu rzucaj
ą
c pewne
ś
wiatło na pytanie
wy
ż
sze, daj
ą
zarazem sposobno
ść
do lepszego wyja
ś
nienia ich własnej natury.
GŁÓWNEGO PYTANIA TRANSCENDENTALNEGO CZ
ĘŚĆ
PIERWSZA
W JAKI SPOSÓB JEST MO
ś
LIWA CZYSTA MATEMATYKA?
§ 6
Mamy tu oto wielkie i wypróbowane poznanie, które ju
ż
teraz posiada podziwu godn
ą
obj
ę
to
ść
i obiecuje nieograniczone jej rozszerzenie. Wiedzie ono z sob
ą
pewno
ść
na
wskro
ś
apodyktyczn
ą
, tj. bezwzgl
ę
dn
ą
konieczno
ść
, a wi
ę
c nie opiera si
ę
na podstawach
Strona 10 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
do
ś
wiadczalnych; jest wi
ę
c czystym wytworem rozumu; ponadto za
ś
jest poznaniem
całkowicie syntetycznym. "Jak
ż
e
ż
tedy jest dla rozumu ludzkiego mo
ż
liwe osi
ą
gn
ąć
takie
poznanie całkowicie a priori?" Czy wobec tego,
ż
e zdolno
ść
ta nie opiera si
ę
i nie mo
ż
e
si
ę
opiera
ć
na do
ś
wiadczeniu, nie zakłada ona jakiej
ś
gł
ę
boko ukrytej podstawy
poznawczej a priori, która jednak mogłaby ujawni
ć
si
ę
w tych swych działaniach,
je
ż
eliby
ś
my tylko pilnie prze
ś
ledzili ich pierwsze pocz
ą
tki?
§ 7
Przekonujemy si
ę
jednak,
ż
e wszelkie poznanie matematyczne posiada t
ę
swoist
ą
cech
ę
,
ż
e poj
ę
cie swoje musi wpierw przedstawi
ć
w naoczno
ś
ci, i to a priori, a wi
ę
c w
takiej naoczno
ś
ci, która nie jest empiryczna, lecz czysta. Bez tego
ś
rodka nie mo
ż
e
matematyka uczyni
ć
ani jednego kroku. St
ą
d s
ą
dy jej s
ą
zawsze intuicyjne, gdy
tymczasem filozofia musi si
ę
zadowoli
ć
s
ą
dami dyskursywnymi, [płyn
ą
cymi] z samych
tylko poj
ęć
; swe apodyktyczne teorie mo
ż
e wprawdzie obja
ś
nia
ć
za pomoc
ą
danych
naocznych, lecz nigdy nie mo
ż
e ich wyprowadzi
ć
z tego
ź
ródła. Spostrze
ż
enie to,
dotycz
ą
ce natury matematyki, ju
ż
nam daje oto wskazówk
ę
co do pierwszego i
naczelnego warunku jej mo
ż
liwo
ś
ci: mianowicie podstaw
ę
matematyki musi stanowi
ć
jaka
ś
czysta naoczno
ść
, w której mo
ż
e ona wszystkie swe poj
ę
cia przedstawia
ć
in
concreto, a jednak a priori, czyli, jak si
ę
mówi, mo
ż
e je konstruowa
ć
. Gdyby si
ę
nam
udało odnale
źć
t
ę
czyst
ą
naoczno
ść
i jej mo
ż
liwo
ść
, to łatwo ju
ż
dałoby si
ę
obja
ś
ni
ć
, w
jaki sposób w czystej matematyce s
ą
mo
ż
liwe zdania syntetyczne a priori, a wi
ę
c i w jaki
sposób jest mo
ż
liwa sama ta nauka. Albowiem podobnie jak naoczno
ść
empiryczna bez
trudno
ś
ci umo
ż
liwia to,
ż
e za pomoc
ą
nowych przez sam
ą
naoczno
ść
nasuwanych
orzecze
ń
syntetycznie rozszerzamy w do
ś
wiadczeniu nasze poj
ę
cie, które sobie
tworzymy o jakim
ś
przedmiocie naocznie danym, to to
ż
samo czyni
ć
b
ę
dzie równie
ż
i
naoczno
ść
czysta, z t
ą
tylko ró
ż
nic
ą
,
ż
e w drugim przypadku s
ą
d syntetyczny b
ę
dzie a
priori pewny oraz apodyktyczny, w pierwszym za
ś
pewny tylko a posteriori i empirycznie.
Ta bowiem zawiera to tylko, co napotyka si
ę
w przypadkowej naoczno
ś
ci empirycznej,
tamta natomiast zawiera to, co w czystej naoczno
ś
ci z konieczno
ś
ci musi si
ę
da
ć
znale
źć
, gdy
ż
jako naoczno
ść
a priori jest nierozł
ą
cznie poł
ą
czona z poj
ę
ciem przed
wszelkim do
ś
wiadczeniem lub poszczególnym spostrze
ż
eniem.
§ 8
Je
ś
li uczynimy ten krok, to trudno
ś
ci, jak si
ę
wydaje, nie malej
ą
, lecz wzrastaj
ą
. Teraz
bowiem pytanie brzmi: W jaki sposób jest mo
ż
liwe, by co
ś
a priori naocznie ogl
ą
da
ć
?
Ogl
ą
danie jest to wyobra
ż
enie takie, jakie by bezpo
ś
rednio zale
ż
ało od obecno
ś
ci
przedmiotu. Dlatego te
ż
wydaje si
ę
rzecz
ą
niemo
ż
liw
ą
co
ś
a priori w sposób pierwotny
ogl
ą
da
ć
: wtedy bowiem ogl
ą
danie musiałoby si
ę
dokonywa
ć
bez przedmiotu wcze
ś
niej
danego lub teraz obecnego, do którego by si
ę
odnosiło, nie mogłoby wi
ę
c by
ć
ogl
ą
daniem. Poj
ę
cia wprawdzie posiadaj
ą
tak
ą
natur
ę
,
ż
e niektóre z nich, te mianowicie,
które zawieraj
ą
tylko my
ś
lenie jakiego
ś
przedmiotu w ogóle, mo
ż
emy sobie zupełnie
dobrze utworzy
ć
a priori, nie pozostaj
ą
c sami w bezpo
ś
rednim stosunku do przedmiotu,
jak np. poj
ę
cie wielko
ś
ci, przyczyny itd., lecz nawet i te poj
ę
cia, aby posi
ąść
znaczenie i
sens, wymagaj
ą
pewnego u
ż
ycia in concreto, tj. zastosowania do jakiejkolwiek
naoczno
ś
ci, dzi
ę
ki której zostaje nam dany ich przedmiot. Ale w jaki sposób ogl
ą
danie
przedmiotu mo
ż
e wyprzedza
ć
sam przedmiot?
§ 9
Gdyby ogl
ą
danie nasze musiało by
ć
tego rodzaju,
ż
e przedstawiałoby rzeczy tak, jak one
s
ą
same w sobie, to ogl
ą
danie nie mogłoby si
ę
nigdy dokona
ć
a priori, lecz byłoby
zawsze empiryczne. Albowiem o tym, co jest zawarte w przedmiocie samym w sobie,
mog
ę
wiedzie
ć
tylko wtedy, gdy mi jest obecny i dany. Zapewne, i wtedy równie
ż
jest
Strona 11 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
rzecz
ą
niepoj
ę
t
ą
, w jaki sposób ogl
ą
danie rzeczy obecnej mogłoby mi pozwoli
ć
pozna
ć
j
ą
tak
ą
, jak
ą
ona jest sama w sobie, skoro jej własno
ś
ci nie mog
ą
przew
ę
drowa
ć
do mojej
władzy wyobra
ż
enia. Ale gdy zgodzimy si
ę
nawet na tak
ą
mo
ż
liwo
ść
, to przecie
ż
tego
rodzaju ogl
ą
danie nie zachodziłoby a priori, tj. zanim przedmiot byłby mi przedstawiony,
bez tego bowiem nie mo
ż
na by było wymy
ś
li
ć
ż
adnej podstawy odnoszenia si
ę
mego
wyobra
ż
enia do przedmiotu, chyba
ż
e polegałoby ono na natchnieniu. A wi
ę
c tylko w
jeden jedyny sposób jest mo
ż
liwe,
ż
eby ogl
ą
danie moje wyprzedzało rzeczywisto
ść
przedmiotu i było poznaniem a priori: mianowicie, je
ż
eli nie zawiera ono w sobie nic
innego, jak tylko form
ę
zmysłowo
ś
ci wyprzedzaj
ą
c
ą
we mnie, podmiocie, wszelkie
rzeczywiste podniety, którymi zostaj
ę
pobudzony przez przedmioty. Albowiem to,
ż
e
przedmioty zmysłowe mog
ą
by
ć
ogl
ą
dane jedynie zgodnie z t
ą
form
ą
zmysłowo
ś
ci, to
mog
ę
wiedzie
ć
a priori. St
ą
d wniosek,
ż
e zdania, które dotycz
ą
jedynie tej formy
ogl
ą
dania zmysłowego, b
ę
d
ą
mo
ż
liwe i wa
ż
ne dla przedmiotów zmysłowych: jak równie
ż
i odwrotnie,
ż
e dane naoczne, które s
ą
mo
ż
liwe a priori, nie mog
ą
dotyczy
ć
nigdy innych
rzeczy, jak tylko przedmiotów naszych zmysłów.
§ 10
A wi
ę
c tylko przez form
ę
zmysłowej naoczno
ś
ci mo
ż
emy rzeczy ogl
ą
da
ć
a priori, przez
co jednak te
ż
przedmioty poznajemy tylko tak, jak one dla nas (dla naszych zmysłów)
mog
ą
si
ę
przejawia
ć
, nie za
ś
takimi, jakimi one mog
ą
by
ć
same w sobie. I to zało
ż
enie
jest bezwarunkowo konieczne, je
ż
eli zdania syntetyczne a priori maj
ą
by
ć
uznane za
mo
ż
liwe, albo, w przypadku gdy je rzeczywi
ś
cie znajdujemy, je
ż
eli ich mo
ż
liwo
ść
ma by
ć
zrozumiana i z góry okre
ś
lona.
Otó
ż
przestrze
ń
i czas s
ą
tymi danymi naocznymi, które czysta matematyka kładzie u
podstaw wszystkich swych pozna
ń
i s
ą
dów, wyst
ę
puj
ą
cych zarazem jako apodyktyczne i
konieczne. Matematyka bowiem musi wszystkie swe poj
ę
cia przedstawi
ć
najpierw w
naoczno
ś
ci, czysta za
ś
matematyka - w czystej naoczno
ś
ci, tj. musi je konstruowa
ć
. Bez
takiej naoczno
ś
ci nie mo
ż
e ona ani kroku uczyni
ć
(nie mo
ż
e bowiem post
ę
powa
ć
analitycznie, to znaczy przez rozbiór poj
ęć
, lecz tylko syntetycznie), dopóki mianowicie
brak jej czystej naoczno
ś
ci, w której jedynie mo
ż
e by
ć
dany materiał do s
ą
dów
syntetycznych a priori. Geometria kładzie u [swych] podstaw czyst
ą
naoczno
ść
przestrzeni. Arytmetyka nawet swoje poj
ę
cia liczb wytwarza przez kolejne doł
ą
czanie
jednostek w czasie; zwłaszcza jednak czysta mechanika mo
ż
e wytworzy
ć
swe poj
ę
cia
ruchu tylko za pomoc
ą
wyobra
ż
enia czasu. Oba za
ś
te przedstawienia s
ą
tylko danymi
naocznymi; je
ż
eli bowiem z empirycznych danych naocznych ciał i ich zmian (ruchu)
usuniemy wszelki pierwiastek empiryczny, mianowicie to, co nale
ż
y do wra
ż
enia, to
pozostanie jeszcze przestrze
ń
i czas. S
ą
one przeto czystymi danymi naocznymi, które
stanowi
ą
a priori podstaw
ę
ogl
ą
dów empirycznych i dlatego same nigdy nie mog
ą
by
ć
usuni
ę
te. Przez to jednak wła
ś
nie,
ż
e s
ą
one czystymi danymi naocznymi, wykazuj
ą
,
ż
e
s
ą
tylko formami naszej zmysłowo
ś
ci, które musz
ą
wyprzedza
ć
wszelkie ogl
ą
danie
empiryczne, tj. spostrze
ż
enie rzeczywistych przedmiotów, i zgodnie z którymi mo
ż
na
przedmioty poznawa
ć
a priori, lecz co prawda tylko tak, jak si
ę
nam one przejawiaj
ą
.
§ 11
A wi
ę
c zadanie niniejszego rozdziału jest rozwi
ą
zane. Czysta matematyka jako poznanie
syntetyczne a priori jest tylko dzi
ę
ki temu mo
ż
liwa,
ż
e nie odnosi si
ę
do
ż
adnych innych
przedmiotów, lecz jedynie do samych tylko przedmiotów zmysłów, których naoczno
ś
ci
empirycznej za podstaw
ę
słu
ż
y a priori czysta naoczno
ść
(przestrzeni i czasu). Ta za
ś
mo
ż
e by
ć
tak
ą
podstaw
ą
dlatego,
ż
e nie jest niczym innym, jak sam
ą
tylko form
ą
zmysłowo
ś
ci, która poprzedza rzeczywiste przejawianie si
ę
przedmiotów, umo
ż
liwiaj
ą
c je
dopiero rzeczywi
ś
cie. Jednak
ż
e ta władza ogl
ą
dania a priori dotyczy nie materii zjawiska,
tj. tego, co w nim jest wra
ż
eniem, ta bowiem stanowi czynnik empiryczny, lecz tylko
Strona 12 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
formy zjawiska: przestrzeni i czasu. Gdyby kto miał cho
ć
by najmniejsze w
ą
tpliwo
ś
ci co
do tego,
ż
e przestrze
ń
i czas s
ą
okre
ś
leniami przysługuj
ą
cymi nie rzeczom samym w
sobie, lecz samemu tylko ich stosunkowi do zmysłowo
ś
ci, to rad bym wiedzie
ć
, w jaki
sposób mo
ż
na uzna
ć
,
ż
e jest mo
ż
liwe wiedzie
ć
a priori, a wi
ę
c przed wszelkim
zaznajomieniem si
ę
z rzeczami, mianowicie, zanim jeszcze s
ą
one nam dane, jak
ą
musi
by
ć
ich naoczno
ść
- a to wszak wła
ś
nie zachodzi tutaj z przestrzeni
ą
i czasem. Jest to
jednak zupełnie zrozumiałe, skoro si
ę
uzna je tylko za formalne warunki naszej
zmysłowo
ś
ci, przedmioty za
ś
jedynie za zjawiska; wtedy bowiem form
ę
zjawiska, tj.
czyst
ą
naoczno
ść
, mo
ż
emy istotnie przedstawi
ć
sobie z nas samych, tj. a priori.
§ 12
ś
eby dla wyja
ś
nienia i potwierdzenia doda
ć
co
ś
jeszcze, trzeba tylko przyjrze
ć
si
ę
zwykłemu a niezb
ę
dnie koniecznemu post
ę
powaniu geometrów. Wszelkie dowody
całkowitej równo
ś
ci dwóch danych figur sprowadzaj
ą
si
ę
ostatecznie do tego,
ż
e
przystaj
ą
one do siebie (jedna bowiem mo
ż
e by
ć
we wszystkich swych cz
ęś
ciach
przeniesiona na miejsce drugiej) - co oczywi
ś
cie nie jest niczym innym, jak zdaniem
syntetycznym, opartym na bezpo
ś
redniej naoczno
ś
ci, a naoczno
ść
ta musi by
ć
czysta i
dana a priori, gdy
ż
w przeciwnym razie nie mogłoby zdanie to uchodzi
ć
za apodyktycznie
pewne, lecz posiadałoby tylko pewno
ść
empiryczn
ą
. Znaczyłoby to tylko: zawsze
spostrzegamy to w ten sposób, i zdanie to posiada wa
ż
no
ść
tylko w tych granicach, jakie
osi
ą
gn
ę
ło dotychczas nasze spostrze
ż
enie.
ś
e przestrze
ń
zupełna (która ju
ż
nie jest
sama granic
ą
innej przestrzeni) posiada trzy wymiary i
ż
e przestrze
ń
w ogóle nie mo
ż
e
ich posiada
ć
wi
ę
cej, to opiera si
ę
na twierdzeniu,
ż
e w jednym punkcie nie mo
ż
e si
ę
pod
prostym k
ą
tem przeci
ąć
wi
ę
cej nad trzy linie; twierdzenia tego jednak nie mo
ż
na zupełnie
dowie
ść
[przez wywód] z poj
ęć
, lecz opiera si
ę
ono bezpo
ś
rednio na danych naocznych,
i to na czystych danych naocznych a priori, gdy
ż
jest apodyktycznie pewne. To,
ż
e
mo
ż
na wymaga
ć
prowadzenia linii w niesko
ń
czono
ść
(in indefinitum) lub przedłu
ż
enia
szeregu zmian do niesko
ń
czono
ś
ci (np. przestrzeni przebytych przez ruch) - to wszak
zakłada wyobra
ż
enie przestrzeni i czasu, które mo
ż
e si
ę
opiera
ć
jedynie na naoczno
ś
ci,
mianowicie, o ile nie jest niczym ograniczone; z poj
ęć
bowiem takiego wyobra
ż
enia nie
mogliby
ś
my nigdy wywnioskowa
ć
. A wi
ę
c przecie
ż
rzeczywi
ś
cie u podstaw matematyki
znajduj
ą
si
ę
czyste dane naoczne a priori, które umo
ż
liwiaj
ą
jej syntetyczne i
apodyktycznie wa
ż
ne twierdzenia, i dlatego te
ż
nasza transcendentalna dedukcja poj
ęć
przestrzeni i czasu wyja
ś
nia równocze
ś
nie mo
ż
liwo
ść
czystej matematyki. Bez takiej
dedukcji i bez przyj
ę
cia,
ż
e wszystko, cokolwiek by było dane zmysłom (zewn
ę
trznym - w
przestrzeni, wewn
ę
trznym - w czasie) ogl
ą
damy jedynie tak, jak si
ę
komu przejawia, ale
nie tak, jakim jest samo w sobie, mo
ż
na by było t
ę
matematyk
ę
wprawdzie uzna
ć
, ale
nigdy poj
ąć
. (...)
§ 13
Ci, którzy
UWAGA I
Czysta matematyka, a w szczególno
ś
ci czysta geometria, mo
ż
e tylko pod tym warunkiem
posiada
ć
realno
ść
przedmiotow
ą
,
ż
e dotyczy jedynie przedmiotów zmysłów, co do
których jednak jest niewzruszon
ą
zasad
ą
,
ż
e nasze zmysłowe przedstawienie nie jest
wcale przedstawieniem rzeczy samych w sobie, lecz tylko sposobu, w jaki nam si
ę
one
przejawiaj
ą
. St
ą
d wynika,
ż
e twierdzenia geometrii nie s
ą
, jak by kto mo
ż
e przypuszczał,
okre
ś
leniami samego tylko tworu naszej poetyckiej fantazji i
ż
e nie mogłyby wi
ę
c by
ć
z
cał
ą
pewno
ś
ci
ą
odniesione do przedmiotów rzeczywistych, lecz
ż
e s
ą
z konieczno
ś
ci
ą
wa
ż
ne dla przestrzeni, a przeto te
ż
i dla wszystkiego, co si
ę
mo
ż
e w przestrzeni trafi
ć
;
przestrze
ń
bowiem nie jest niczym innym, jak form
ą
wszystkich zjawisk zewn
ę
trznych, w
Strona 13 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
której jedynie mog
ą
nam by
ć
dane przedmioty zmysłów. Zmysłowo
ść
, której form
ę
geometria przyjmuje za podstaw
ę
, jest tym, na czym polega mo
ż
liwo
ść
zjawisk
zewn
ę
trznych; nie mog
ą
wi
ę
c one nigdy zawiera
ć
niczego innego ni
ż
to, co geometria im
przepisuje. Zupełnie inaczej byłoby, gdyby zmysły musiały przedstawia
ć
sobie
przedmioty takimi, jakimi one s
ą
same w sobie. Wtedy bowiem z przedstawienia
przestrzeni, które geometra wraz z wszelkiego rodzaju jej własno
ś
ciami przyjmuje a priori
za podstaw
ę
, wcale jeszcze nie wynikałoby,
ż
e to wszystko wraz z tym, co z tego
wywnioskujemy, musiałoby w ten wła
ś
nie sposób mie
ć
si
ę
w przyrodzie. Uwa
ż
ano by
wtedy przestrze
ń
geometry za czyste zmy
ś
lenie i nie uznawano by jej wa
ż
no
ś
ci
przedmiotowej; nie mo
ż
na bowiem wcale zrozumie
ć
, w jaki sposób rzeczy musiałyby si
ę
koniecznie zgadza
ć
z obrazem, który sobie o nich sami z siebie i z góry tworzymy. Je
ż
eli
jednak obraz ten, lub raczej ta naoczno
ść
formalna, jest istotn
ą
własno
ś
ci
ą
naszej
zmysłowo
ś
ci, za pomoc
ą
której jedynie bywaj
ą
nam dane przedmioty, ta za
ś
zmysłowo
ść
przedstawia nie rzeczy same w sobie, lecz tylko ich zjawiska, to ju
ż
bardzo łatwo daje si
ę
poj
ąć
i jest zarazem nieodparcie dowiedzione,
ż
e wszystkie zewn
ę
trzne przedmioty
naszego
ś
wiata zmysłowego musz
ą
koniecznie z zupełn
ą
dokładno
ś
ci
ą
zgadza
ć
si
ę
z
twierdzeniami geometrii; zmysłowo
ść
bowiem dzi
ę
ki swej formie naoczno
ś
ci zewn
ę
trznej
(przestrzeni), któr
ą
zajmuje si
ę
geometria, sprawia dopiero,
ż
e owe przedmioty jako
same tylko zjawiska staj
ą
si
ę
mo
ż
liwe. Pozostanie na zawsze w historii filozofii
zjawiskiem godnym uwagi,
ż
e istniał okres czasu, kiedy nawet matematycy b
ę
d
ą
cy
zarazem filozofami pocz
ę
li w
ą
tpi
ć
, wprawdzie nie o słuszno
ś
ci swych twierdze
ń
geometrycznych, o ile one dotyczyły tylko przestrzeni, lecz o przedmiotowej wa
ż
no
ś
ci i
zastosowaniu do przyrody samego tego poj
ę
cia i wszystkich jego geometrycznych
okre
ś
le
ń
. Obawiali si
ę
bowiem,
ż
e linia w przyrodzie mogłaby si
ę
przecie
ż
składa
ć
z
punktów fizycznych, a zatem prawdziwa przestrze
ń
w przedmiocie mogłaby si
ę
składa
ć
z
cz
ęś
ci prostych, chocia
ż
przestrze
ń
, któr
ą
geometra ma na my
ś
li, nie mogłaby si
ę
wcale
z nich składa
ć
. Nie doszli oni do poznania tego,
ż
e ta przestrze
ń
w my
ś
li sama umo
ż
liwia
dopiero przestrze
ń
fizyczn
ą
, tj. rozci
ą
gło
ść
materii,
ż
e nie jest ona ani troch
ę
własno
ś
ci
ą
rzeczy samych w sobie, lecz tylko form
ą
naszej zmysłowej władzy przedstawiania sobie,
ż
e wszystkie przedmioty w przestrzeni to tylko same zjawiska, tj. nie rzeczy same w
sobie, lecz przedstawienia naszej zmysłowej naoczno
ś
ci. Nie zrozumieli te
ż
,
ż
e
poniewa
ż
przestrze
ń
, jak j
ą
sobie my
ś
li geometra, jest całkiem dokładnie form
ą
zmysłowej naoczno
ś
ci, któr
ą
znajdujemy w nas samych a priori i która zawiera w sobie
podstaw
ę
mo
ż
liwo
ś
ci wszystkich zjawisk zewn
ę
trznych (co do ich formy), przeto zjawiska
musz
ą
koniecznie i jak naj
ś
ci
ś
lej zgadza
ć
si
ę
z twierdzeniami geometry, które on
wyprowadza nie z jakiego
ś
zmy
ś
lonego poj
ę
cia, lecz z podmiotowej podstawy wszystkich
zjawisk zewn
ę
trznych, mianowicie z samej zmysłowo
ś
ci. W ten tylko, a nie w
ż
aden inny
sposób mo
ż
e si
ę
zabezpieczy
ć
geometra przeciw wszelkim szykanom płytkiej metafizyki
co do niew
ą
tpliwej przedmiotowej realno
ś
ci swych twierdze
ń
, bez wzgl
ę
du na to, jak
bardzo dziwnymi musz
ą
si
ę
one wydawa
ć
tej metafizyce wobec tego,
ż
e ta nie cofa si
ę
a
ż
do
ź
ródeł swych poj
ęć
.
UWAGA II
Wszystko, co ma by
ć
nam dane jako przedmiot, musi nam by
ć
dane naocznie. Do
wszelkiej za
ś
naszej naoczno
ś
ci dochodzi tylko za po
ś
rednictwem zmysłów; intelekt nic
nie ogl
ą
da, lecz tylko rozwa
ż
a. Poniewa
ż
jednak zmysły na zasadzie tego, co
ś
my
obecnie wykazali, nie pozwalaj
ą
nam nigdy i pod
ż
adnym wzgl
ę
dem pozna
ć
rzeczy
samych w sobie, lecz tylko ich zjawiska, te za
ś
s
ą
tylko przedstawieniami zmysłowo
ś
ci,
"wi
ę
c wszystkie ciała wraz z przestrzeni
ą
, w której si
ę
znajduj
ą
, trzeba uwa
ż
a
ć
jedynie za
przedstawienia w nas samych, nie istniej
ą
ce nigdzie, jak tylko w naszych my
ś
lach". Nie
jest
ż
e to oczywisty idealizm?
Idealizm polega na twierdzeniu,
ż
e nie ma innych istot poza istotami my
ś
l
ą
cymi;
pozostałe rzeczy, co do których przypuszczamy,
ż
e je w danych naocznych
Strona 14 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
spostrzegamy, byłyby to tylko przedstawienia w istotach my
ś
l
ą
cych, którym w
rzeczywisto
ś
ci nie odpowiadałby
ż
aden przedmiot znajduj
ą
cy si
ę
zewn
ą
trz nich. Ja
natomiast powiadam: Dane nam s
ą
rzeczy jako na zewn
ą
trz nas znajduj
ą
ce si
ę
przedmioty naszych zmysłów, tylko
ż
e o tym, czym one mog
ą
by
ć
same w sobie, nic nie
wiemy, a znamy tylko ich zjawiska, tj. wyobra
ż
enia, które w nas wywołuj
ą
, pobudzaj
ą
c
nasze zmysły. W ten sposób przyznaj
ę
w istocie,
ż
e istniej
ą
poza nami ciała, tj. rzeczy,
które, cho
ć
ich zupełnie nie znamy ze wzgl
ę
du na to, czym mog
ą
by
ć
same w sobie,
poznajemy jednak dzi
ę
ki wyobra
ż
eniom otrzymanym przez ich wpływ na nasz
ą
zmysłowo
ść
i którym nadajemy nazw
ę
ciała, tak
ż
e ten wyraz oznacza tylko zjawisko
owego nam nie znanego, a mimo to rzeczywistego przedmiotu. Czy
ż
mo
ż
na to nazwa
ć
idealizmem? Wszak to jest wprost jego przeciwie
ń
stwo.
ś
e bez ujmy dla rzeczywistego istnienia rzeczy zewn
ę
trznych mo
ż
na o szeregu ich
okre
ś
le
ń
powiedzie
ć
, i
ż
nale
żą
nie do tych rzeczy samych w sobie, lecz do ich zjawisk, i
ż
e nie posiadaj
ą
poza naszym przedstawieniem własnego istnienia - to rzecz
powszechnie przyjmowana i przyznawana ju
ż
dawno przed Locke'em, przede wszystkim
jednak po nim. Do tych okre
ś
le
ń
nale
żą
: ciepło, barwa, smak itd.
ś
e jednak oprócz nich
dla wa
ż
kich przyczyn do samych tylko zjawisk zaliczam równie
ż
i pozostałe jako
ś
ci ciał,
tak zwane primariae: rozci
ą
gło
ść
, poło
ż
enie i w ogóle przestrze
ń
ze wszystkim, co jest z
ni
ą
zwi
ą
zane (nieprzenikliwo
ść
, czyli materialno
ść
, kształt itd.) - to nie mo
ż
na przeciw
temu przytoczy
ć
tu
ż
adnej racji. I w tym samym stopniu, jak nie mo
ż
na nazwa
ć
idealist
ą
tego, kto chce barwy uwa
ż
a
ć
nie za własno
ś
ci zwi
ą
zane z przedmiotem samym w sobie,
lecz tylko za własno
ś
ci zwi
ą
zane ze zmysłem wzroku jako jego modyfikacje, tak te
ż
nie
mo
ż
na systemu mego nazwa
ć
idealistycznym z tego tylko powodu, i
ż
uwa
ż
am,
ż
e
jeszcze wi
ę
cej własno
ś
ci, ba, wszystkie nawet własno
ś
ci, składaj
ą
ce si
ę
na naoczn
ą
posta
ć
ciała, nale
żą
tylko do jego zjawiska. Albowiem nie usuwa si
ę
przez to istnienia
rzeczy, która si
ę
przejawia, jak to zachodzi w rzeczywistym idealizmie, lecz tylko
pokazuje si
ę
,
ż
e za pomoc
ą
zmysłów nie mo
ż
emy tej rzeczy wcale pozna
ć
tak
ą
, jak
ą
ona
jest sama w sobie.
Pragn
ą
łbym bardzo wiedzie
ć
, jakimi musiałyby by
ć
moje twierdzenia,
ż
eby nie zawierały
w sobie idealizmu. Bez w
ą
tpienia musiałbym powiedzie
ć
,
ż
e przedstawienie przestrzeni
nie tylko zupełnie odpowiada stosunkowi, o w jakim znajduje si
ę
nasza zmysłowo
ść
do
przedmiotów, to bowiem powiedziałem, lecz
ż
e jest ono nawet zupełnie podobne do
przedmiotu - twierdzenie, w którym tak samo nie mog
ę
dopatrzy
ć
si
ę
ż
adnego sensu, jak
w tym,
ż
e wra
ż
enie barwy czerwonej jest podobne do własno
ś
ci cynobru, który wywołuje
we mnie to wra
ż
enie.
UWAGA III
Na tej podstawie mo
ż
na bez trudu odeprze
ć
pewien łatwy do przewidzenia, lecz błahy
zarzut: "
ż
e mianowicie na skutek idealno
ś
ci przestrzeni i czasu cały
ś
wiat zmysłowy
zamieniłby si
ę
w sam
ą
tylko złud
ę
". A mianowicie, najpierw wypaczono wszelki
filozoficzny pogl
ą
d na natur
ę
poznania zmysłowego przez to,
ż
e uznano zmysłowo
ść
jedynie za m
ę
tny sposób przedstawiania sobie, za pomoc
ą
którego [jednak] wci
ąż
jeszcze poznawaliby
ś
my rzeczy takimi, jakimi one s
ą
, tylko bez mo
ż
no
ś
ci doprowadzenia
wszystkiego w takim naszym przedstawieniu do jasnej
ś
wiadomo
ś
ci; my
ś
my natomiast
dowiedli,
ż
e zmysłowo
ść
polega nie na tej logicznej ró
ż
nicy jasno
ś
ci czy niejasno
ś
ci, lecz
na genetycznej ró
ż
nicy pochodzenia samego poznania, gdy
ż
poznanie zmysłowe
zupełnie nie przedstawia rzeczy takimi, jakimi one s
ą
, lecz tylko sposób, w jaki pobudzaj
ą
one nasze zmysły, i
ż
e zmysłowo
ść
daje intelektowi do rozwa
ż
ania tylko zjawiska, a nie
same rzeczy. Otó
ż
po tym niezb
ę
dnym sprostowaniu budzi si
ę
zarzut, pochodz
ą
cy z nie
daj
ą
cego si
ę
wybaczy
ć
i prawie rozmy
ś
lnego bł
ę
dnego rozumienia, jakoby mój system
zamieniał wszystkie rzeczy
ś
wiata zmysłów w sam
ą
tylko złud
ę
.
Strona 15 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
Gdy jest nam dane zjawisko, to mamy jeszcze zupełn
ą
swobod
ę
, jak na tej podstawie
chcemy rzecz os
ą
dzi
ć
. Mianowicie zjawisko polegało na zmysłach, os
ą
dzenie za
ś
na
intelekcie, i powstaje jedynie pytanie, czy w okre
ś
leniu przedmiotu zawarta jest prawda,
czy te
ż
nie. Ró
ż
nica za
ś
miedzy prawd
ą
a marzeniem sennym polega nie na własno
ś
ci
przedstawie
ń
odnosz
ą
cych si
ę
do przedmiotów, te bowiem w obydwóch przypadkach s
ą
jednakowe, lecz tylko na powi
ą
zaniu tych przedstawie
ń
według prawideł okre
ś
laj
ą
cych
zwi
ą
zek ich w poj
ę
ciu przedmiotu oraz na mo
ż
liwo
ś
ci lub niemo
ż
liwo
ś
ci ich
współistnienia w jednym do
ś
wiadczeniu. I nie zjawiska to sprawiaj
ą
, je
ś
li poznanie nasze
złud
ę
bierze za prawd
ę
, tj. je
ż
eli naoczno
ść
, przez któr
ą
dany jest nam przedmiot, uwa
ż
a
si
ę
za poj
ę
cie przedmiotu lub te
ż
za poj
ę
cie jego istnienia, które intelekt mo
ż
e tylko
pomy
ś
le
ć
. Zmysły przedstawiaj
ą
nam bieg planet ju
ż
to jako post
ę
powy, ju
ż
to jako
wsteczny, i nie ma w tym ani bł
ę
du, ani te
ż
prawdy; dopóki bowiem poprzestajemy na
tym,
ż
e na razie jest to tylko zjawisko, to nie wydajemy jeszcze wcale s
ą
du o
przedmiotowej naturze ich ruchu. Poniewa
ż
jednak łatwo powsta
ć
mo
ż
e bł
ę
dny s
ą
d,
je
ż
eli intelekt nie stara si
ę
temu zapobiec, by ten podmiotowy sposób przedstawiania
sobie [rzeczy] nie był uwa
ż
any za przedmiotowy, przeto powiada si
ę
: wydaje si
ę
,
ż
e
planety cofaj
ą
si
ę
; ta ułuda jednak nie idzie na rachunek zmysłów, lecz intelektu, gdy
ż
jemu jedynie przystoi na podstawie zjawiska wydawa
ć
s
ą
d obiektywny.
W ten sposób, gdyby
ś
my nawet wcale nie zastanawiali si
ę
nad pochodzeniem naszych
przedstawie
ń
i gdyby
ś
my nasze naoczne dane zmysłowe, bez wzgl
ę
du na to, co w sobie
zawieraj
ą
, wi
ą
zali w jednym do
ś
wiadczeniu w przestrzeni i czasie, według prawideł
zwi
ą
zku wszelkiego poznania, to ju
ż
wtedy w zale
ż
no
ś
ci od tego, czy byliby
ś
my
nieostro
ż
ni, czy te
ż
przezorni, mogłaby powsta
ć
albo złuda zwodnicza, albo te
ż
prawda.
Dotyczy to jedynie u
ż
ycia przedstawie
ń
zmysłowych przez intelekt, nie za
ś
ich
pochodzenia. Podobnie gdy uwa
ż
am wszystkie przedstawienia zmysłów wraz z ich
form
ą
, mianowicie z przestrzeni
ą
i czasem, tylko za zjawiska, przestrze
ń
za
ś
i czas za
sam
ą
jedynie form
ę
zmysłowo
ś
ci, której poza zmysłowo
ś
ci
ą
wcale nie spotyka si
ę
w
przedmiotach, i gdy posługuj
ę
si
ę
tymi przedstawieniami tylko w zwi
ą
zku z mo
ż
liwym
do
ś
wiadczeniem, wtedy to,
ż
e uwa
ż
am je za same tylko zjawiska, nie skłania wcale do
bł
ę
du ani nie zawiera złudy; mog
ą
one bowiem pomimo to trafnie wi
ą
za
ć
si
ę
z sob
ą
w
do
ś
wiadczeniu według prawideł prawdy. W ten sposób wszystkie twierdzenia geometrii,
dotycz
ą
ce przestrzeni, s
ą
wa
ż
ne równie
ż
dla wszystkich przedmiotów zmysłów, a wi
ę
c
ze wzgl
ę
du na wszelkie mo
ż
liwe do
ś
wiadczenie, niezale
ż
nie od tego, czy przestrze
ń
uwa
ż
am za sam
ą
jedynie form
ę
zmysłowo
ś
ci, czy te
ż
za co
ś
, co tkwi w samych rzeczach
- cho
ć
tylko w pierwszym przypadku poj
ąć
mog
ę
, w jaki sposób jest mo
ż
liwe głosi
ć
a
priori owe twierdzenia o wszystkich przedmiotach zewn
ę
trznego ogl
ą
dania. Poza tym
pozostaje wszystko ze wzgl
ę
du na wszelkie mo
ż
liwe do
ś
wiadczenie w tym samym
stanie, jak gdybym zupełnie nie był dokonał owego odst
ę
pstwa od pospolitego
mniemania.
Je
ż
eli jednak o
ś
miel
ę
si
ę
wyj
ść
z moimi poj
ę
ciami przestrzeni i czasu poza wszelkie
mo
ż
liwe do
ś
wiadczenie - czego nie mo
ż
na unikn
ąć
, je
ż
eli podam je za własno
ś
ci
przywi
ą
zane do rzeczy samych w sobie (có
ż
bowiem mogłoby mi wtedy przeszkodzi
ć
w
s
ą
dzeniu,
ż
e przecie
ż
przysługuj
ą
one tym
ż
e rzeczom, nawet gdyby zmysły nasze były
inaczej urz
ą
dzone i odpowiadały im lub te
ż
nie odpowiadały), wówczas powsta
ć
mo
ż
e
powa
ż
ny bł
ą
d polegaj
ą
cy na złudzeniu, w którym za powszechnie wa
ż
ne podałbym to, co
stanowiło zwi
ą
zany jedynie z tym podmiotem, którym ja jestem, warunek ogl
ą
dania
rzeczy i obowi
ą
zywało z pewno
ś
ci
ą
[tylko] wszystkie przedmioty zmysłów, a wi
ę
c
wszelkie mo
ż
liwe do
ś
wiadczenie - poniewa
ż
odniosłem poj
ę
cia przestrzeni i czasu do
rzeczy samych w sobie, a nie ograniczyłem ich do warunków do
ś
wiadczenia.
Jest wi
ę
c tym wi
ę
kszym bł
ę
dem [przypuszcza
ć
],
ż
e nauka moja o idealno
ś
ci przestrzeni i
czasu czyni z całego
ś
wiata zmysłowego złud
ę
, i
ż
nauka ta, przeciwnie, stanowi jedyny
ś
rodek, aby jednemu z najwa
ż
niejszych pozna
ń
, temu mianowicie, które wygłasza a
Strona 16 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20
priori matematyka, zabezpieczy
ć
zastosowanie do rzeczywistych przedmiotów i zapobiec
temu, by nie uwa
ż
ano go jedynie za złudzenie. Bez poczynienia tego spostrze
ż
enia
byłoby bowiem rzecz
ą
niemo
ż
liw
ą
rozstrzygn
ąć
, czy dane naoczne przestrzeni i czasu,
których nie zaczerpn
ę
li
ś
my z
ż
adnego do
ś
wiadczenia, a które przecie
ż
a priori tkwi
ą
w
naszym przedstawieniu, nie s
ą
jedynie stworzonymi przez nas samych urojeniami,
którym
ż
aden przedmiot, przynajmniej w sposób im dorównuj
ą
cy, nie odpowiada, czy
wi
ę
c sama geometria nie jest jedynie złud
ą
; gdy tymczasem jej bezsporn
ą
wa
ż
no
ść
w
odniesieniu do wszystkich przedmiotów
ś
wiata zmysłowego mogli
ś
my wykaza
ć
dlatego
wła
ś
nie,
ż
e te przedmioty s
ą
tylko zjawiskami.
(...) to,
ż
e ja sam tej swojej teorii nadałem nazw
ę
idealizmu transcendentalnego, nie
mo
ż
e nikogo upowa
ż
nia
ć
do mieszania tego idealizmu z empirycznym idealizmem
Descartes'a (chocia
ż
ten idealizm był tylko zagadnieniem, którego nierozwi
ą
zalno
ść
-
według mniemania Descartes'a - dawała ka
ż
demu swobod
ę
odrzucenia istnienia
ś
wiata
cielesnego, jako
ż
e nie mo
ż
e ono - jak mniemał - zosta
ć
rozstrzygni
ę
te w sposób
zadowalaj
ą
cy) lub z mistycznym i marzycielskim idealizmem Berkeleya (przeciwko
któremu, jak i przeciwko innym podobnym urojeniom, Krytyka nasza zawiera raczej
wła
ś
ciwy
ś
rodek zaradczy). Albowiem mój tak przeze mnie nazwany idealizm nie
dotyczył istnienia rzeczy (a pow
ą
tpiewanie o ich istnieniu stanowi wła
ś
ciwie idealizm w
przyj
ę
tym znaczeniu), gdy
ż
w
ą
tpi
ć
o tym nigdy mi na my
ś
l nie przyszło, lecz dotyczył
tylko zmysłowego przedstawienia rzeczy, do czego przede wszystkim nale
ż
y przestrze
ń
i
czas; i o nich to, a wi
ę
c w ogóle o wszystkich zjawiskach wykazałem jedynie,
ż
e nie s
ą
one rzeczami (lecz tylko sposobami przedstawiania [sobie rzeczy]), ani te
ż
własno
ś
ciami
nale
żą
cymi do rzeczy samych w sobie. Takiemu bł
ę
dnemu rozumieniu powinno było
zapobiec słowo "transcendentalny", które u mnie nigdy nie oznacza odnoszenia si
ę
naszego poznania do rzeczy, lecz tylko do władcy poznawczej. Póki jednak ta nazwa
powodowa
ć
mo
ż
e i nadal bł
ę
dne rozumienie, wol
ę
j
ą
raczej wycofa
ć
i nazw
ę
swój
idealizm krytycznym. Je
ż
eli jednak istotnie godny jest odrzucenia idealizm, który
rzeczywiste rzeczy (nie zjawiska) zamienia w same przedstawienia, to jak
ż
e nazwa
ć
taki
idealizm, który odwrotnie, same tylko przedstawienia czyni rzeczami? My
ś
l
ę
,
ż
e mo
ż
na
go nazwa
ć
idealizmem marz
ą
cym w odró
ż
nieniu od poprzedniego, który niechaj nosi
nazw
ę
marzycielskiego; obydwa miał pohamowa
ć
mój idealizm, zwany gdzie indziej
transcendentalnym, a lepiej: krytycznym.
GŁÓWNEGO PYTANIA TRANSCENDENTALNEGO CZ
ĘŚĆ
DRUGA
W JAKI SPOSÓB JEST MO
ś
LIWE CZYSTE PRZYRODOZNAWSTWO?
Przyroda jest to istnienie rzeczy, o ile ono jest okre
ś
lone według praw ogólnych. Je
ż
eliby
przyroda miała oznacza
ć
istnienie rzeczy samych w sobie, to nigdy nie mogliby
ś
my jej
pozna
ć
, ani a priori, ani a posteriori. (...)
Strona 17 z 17
Bez tytułu 1
2009-10-20