Zastygle Zycie Swiat Ksiazki Ebook Kryminal


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
3/42
Tytuł oryginału
ETT FRUSET LIV
Redaktor prowadzÄ…cy
Elżbieta Kobusińska
Redakcja
Jerzy Lewiński
Redakcja techniczna
Lidia Lamparska
Korekta
Grażyna Henel
Jolanta Rososińska
Copyright © Karin Wahlberg 2003
By Agreement with Grand Agency, Swe-
den
5/42
Copyright © for the Polish translation by
Weltbild Polska Sp. z o.o.,
Warszawa 2011
Świat Książki
Grupa Wydawnicza Weltbild
Warszawa 2011
Weltbild Polska Sp. z o.o.
02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2
Księgarnia internetowa: Weltbild.pl
Niniejszy produkt objęty jest ochroną pra-
wa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważ-
nia wyłącznie do prywatnego użytku osobę,
która wykupiła prawo dostępu. Wydawca in-
formuje, że wszelkie udostępnianie osobom
trzecim, nieokreślonym adresatom lub w ja-
kikolwiek inny sposób upowszechnianie,
6/42
upublicznianie, kopiowanie oraz przetwa-
rzanie w technikach cyfrowych lub podob-
nych  jest nielegalne i podlega właściwym
sankcjom.
ISBN 978-83-7799-554-9
Nr 90451774
Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp.
z o.o.
virtualo.eu
Mojej siostrze Evie
8/42
Prolog
Sobota, 3 listopada 2001
Nadal czekała. Czas się dłużył i nie chciało
jej się nic robić.
Włączyła odtwarzacz kompaktowy i wsu-
nęła nowy dysk z jakąś przyjemną muzyką.
Zamknęła oczy, zakołysała biodrami i uno-
sząc w takt muzyki stopy, odpłynęła gdzieś
daleko. Coś w niej dojrzewało. Uśmiechnęła
siÄ™.
Prawie przez całą jesień czuła się lekko.
W każdym razie lżej niż zazwyczaj. Cieszyła
się z tej odmiany, choć jednocześnie odczu-
wała lekki niepokój. Zresztą zawsze się tam
9/42
czaił. Strach przed niepowodzeniem, które
może kiedyś ją spotka. Właśnie: może. Jak
sobie z tym poradzi? Spokojnie, nie trzeba
się martwić na zapas! O przyszłości nic nie
wiadomo! Wiadomo, co jest teraz, ale nie to,
co będzie!
Wszystkie te oczywiste prawdy krążyły jej
po głowie jak zaklęcia.
Przecież równie dobrze może się okazać,
że ma szczęście w życiu. Może wszystko po-
toczy się dobrze, chociaż nie do końca tak,
jak sobie wyobrażała. Niekoniecznie musi
być gorzej.
Przeszedł ją dreszcz. Odrzuciła głowę do
tyłu, rozsypując włosy. Uśmiechnęła się
uszczęśliwiona i zamachała rękami, jakby
chciała zatrzymać uczucie, które przepływa-
Å‚o przez niÄ… jak szumiÄ…cy wodospad. Jedno-
cześnie starała się odpędzić wszelkie obawy.
Serce dudniło jej mocno.
10/42
Do jego przyjścia zostało jeszcze kilka mi-
nut. Odczuwała prawdziwą przyjemność na
myśl o tym, że ma wszystko, co powinna
mieć, że czeka ją wieczór, w trakcie którego
może się wydarzyć tyle rzeczy. Kto wie, czy
nie nastąpi punkt zwrotny w jej życiu, choć
nie potrafiła sobie wyobrazić, co to konkret-
nie oznacza. I właśnie ta perspektywa wyda-
wała się taka wspaniała. Wiele się może wy-
darzyć i na nic nie jest jeszcze za pózno.
Podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Na
pewno go nie zobaczy, kiedy przyjdzie, bo
ulica jest po drugiej stronie domu. Poza tym
jest już ciemno. Na niebie błyszczał księżyc,
który na czarnym jak smoła tle wyglądał jak
biała kula. Przed jego lśniącą powierzchnią
płynęły szybko rzadkie chmury. Przypomina-
Å‚y fruwajÄ…ce firanki, kiedy zrobi siÄ™ przeciÄ…g.
Nie widziała, skąd przyszło jej do głowy takie
porównanie, ale akurat w tej chwili poczuła
11/42
wzruszenie. W głowie kłębiły jej się różne
myśli.
Ucisk w klatce piersiowej zelżał. Poczuła
ulgę i dziwny ból w żołądku. Pomyślała, że
przypomina to trochÄ™ typowÄ… gorÄ…czkÄ™
przed podróżą. Tyle że ona nigdzie nie je-
dzie. Jest zakochana.
Nastrój panujący na zewnątrz był bardzo
sugestywny i pasował do tego wieczoru. Dzi-
siaj jest Wszystkich Świętych, mają wyjść ra-
zem, więc lepiej już być nie może. Znowu
poczuła, jak narasta w niej dziwny niepokój.
Nie mogła spokojnie ustać. Przestępowała
z nogi na nogę, dotknęła świeczki stojącej
w oknie, zeskrobała paznokciami stearynę
i kilka razy skręciła knot, aż się oderwał.
Wszystko robiła nieświadomie. Zresztą nie
miało to żadnego znaczenia.
Zaraz powinien przyjść. Uzgodnili, że pój-
dÄ… na wieczorny spacer, odwiedzÄ… kilka
12/42
cmentarzy i zapalą świeczki na grobach,
o które nikt nie dba. Doszła do wniosku, że
jeśli ktoś nie ma swoich zmarłych na miej-
scu, powinien ich sobie poszukać. Na pózniej
nie zaplanowali nic konkretnego. On nie
wspominał, co chciałby robić przedtem albo
potem. Nie mówił, czy pójdą do niego albo do
niej ani że w ogóle pójdą dokądkolwiek. Nie
mieli konkretnych planów.
Pomyślała sobie, że jest nieśmiały.
Uśmiechnęła się i z napięciem zaczęła się
wsłuchiwać w dzwięki dochodzące z przed-
pokoju. Było to jednak tylko złudzenie. Wszę-
dzie panowała zupełna cisza. Prawdopodob-
nie wszystkie osoby mieszkajÄ…ce na parterze
internatu wyjechały już do domu. Są ferie
i w całym budynku została tylko ona. Wspa-
niale! Nikt nie będzie się wtrącał.
Na zegarze dochodziła siódma, gdy rozległ
się pierwszy dzwonek do drzwi wejściowych.
13/42
Ktoś dość niezdecydowanie nacisnął go kilka
razy. Mimo to prawie podskoczyła na ten
dzwięk. Energicznie zebrała włosy i związała
je na karku różową gumką. Szybko zamknęła
pamiętnik i włożyła go do szuflady biurka.
Pamiętniki należy chować. Kiedyś były jedy-
ną prywatną rzeczą, jaką miała. Nikomu in-
nemu nie wolno ich czytać, także jemu. Na-
wet przypadkiem, gdyby leżały na wierz-
chu.
Ten rok kończy się dobrze. Znalazła przyja-
ciela. Może więcej niż przyjaciela???
Było to ostatnie zdanie, jakie zapisała
w pamiętniku. Zakończyła je trzema znakami
zapytania, pełnymi nadziei. Lepiej nie mogła
tego wyrazić. To wspaniałe uczucie. Nie po-
trafi znalezć właściwych słów. Podeszła do
lustra, żeby się przejrzeć. Czuła, jak wszyst-
ko w niej pulsuje. Spojrzała w lustro i stwier-
14/42
dziła z zadowoleniem, że wygląda całkiem
niezle.
Wspaniale  pomyślała. Gdy wychodziła na
ciemny korytarz, rozległ się trzeci dzwonek.
Światło było zgaszone, wszędzie panował
mrok, na ścianach kładły się cienie. Wszyst-
ko było takie zużyte i podniszczone.
Zobaczyła go, jak stoi w rozświetlonej klat-
ce schodowej za zamkniętymi drzwiami, po
drugiej stronie korytarza. Wysoki, chudy
mężczyzna z reklamówką w ręku. Kurtkę
miał zapiętą, szyję owiniętą szalikiem.
Ten szczupły mężczyzna, który nie budził
w niej strachu, zjawił się dokładnie o siód-
mej, tak jak się umówili. Ani za pózno, ani za
wcześnie. To dobry znak.
Kiedy ujrzał ją w półmroku korytarza,
uśmiechnął się. Otworzyła oszklone drzwi
i cofnęła się lekko zawstydzona. Założyła
włosy za uszy, choć właściwie nie było to ko-
15/42
nieczne. Miała je zebrane na karku, ale nadal
nie wiedziała, co zrobić z dłońmi. Chciała go
dotknąć, ale nie poruszyła się.
 Fajnie, że przyszedłeś  powiedziała i na-
gle usłyszała własny chichot. Fatalnie to wy-
szło, ale nie mogła się powstrzymać.
Musiała natychmiast coś zrobić, żeby od-
wrócić jego uwagę. Spojrzała na reklamów-
kę, którą trzymał w ręce.
 Kupiłeś świeczki?  spytała.
Uniósł reklamówkę, skinął głową
i uśmiechnął się do niej szeroko. Znowu się
roześmiała, ale tym razem nie czuła się za-
wstydzona. Szedł za nią na lekko ugiętych
nogach, wpatrując się w jej włosy związane
w koński ogon. Poprowadziła go obok poza-
mykanych pokojów, gdzie mieszkali inni stu-
denci. Jej pokój znajdował się na samym koń-
cu korytarza, obok kuchni. Na wykładzinę
padał przez szparę w drzwiach snop światła.
16/42
Ze środka dobiegały dzwięki nastrojowej mu-
zyki.
 A więc to tutaj mieszkasz?  spytał, za-
glądając do środka.
 Lepiej już chodzmy  odparła ożywionym
głosem i zaczęła pospiesznie wkładać kurt-
kę.  Wziąć rękawiczki?
 Tak, na dworze jest zimno  powiedział
i stanął na progu, jakby nie miał odwagi
wejść dalej. Mimo to miała wrażenie, że wy-
pełnia sobą cały pokój. To zresztą nie takie
trudne, bo pomieszczenie było małe.
Jest u niej pierwszy raz. Wcześniej go tu
nie zapraszała, bo cały korytarz zacząłby
o tym od razu plotkować. O nim, o niej,
o wszystkim innym, nad czym nie miałaby
żadnej kontroli. Tajemnica od razu by się wy-
dała, zaczęłyby krążyć plotki i potem byłoby
jej o wiele trudniej. A na pewno nie tak cu-
downie jak dotychczas.
17/42
Być może nic z tego nie będzie, a wtedy
nie potrafiłaby im tego wytłumaczyć. Sie-
działaby ze spuszczonym wzrokiem i byłoby
jej wstyd.
Zauważyła, że jej gość rozgląda się po po-
koju  ostrożnie i z lekkim zaciekawieniem.
Miała tu wszystko, co potrzeba: łóżko, biur-
ko, regał na książki, fotel i szafę. Meble nie
różniły się niczym od tych, które znajdowały
siÄ™ w innych pokojach. Dywan sama przy-
wiozła. Był okrągły, czerwony i wyglądał jak
wielka, czerwona kropka. Kupiła go
w IKEA.
Uznała, że nie musi być już ostrożna.
 Aadnie tutaj  powiedział tak niepewnym
głosem, że nie wiedziała, czy naprawdę tak
uważa. Jego stwierdzenie było mało osobiste
i odrobinę chłodne. Nie rozumiała, po co wy-
powiada siÄ™ na temat jej pokoju, ale widocz-
18/42
nie właśnie takie rzeczy się mówi, jeśli nie
ma siÄ™ nic innego do powiedzenia.
 Nie wiem, czy jest tu aż tak bardzo ładnie
 odparła.  Ale mnie to wystarczy.
Starała się zrobić wrażenie, jakby miała
pełną kontrolę nad swoim życiem.
 Posiłki też tu jadasz?  spytał, rozgląda-
jąc się po pokoju, jakby szukał wzrokiem pły-
ty elektrycznej do gotowania.
 Nie, w kuchni.
Była to prawda, choć nie do końca. Chodzi-
ła tam tylko rano. Codzienne życie studenc-
kie bywa dość uciążliwe. Zaczynała to odczu-
wać już w chwili, gdy się budziła. Mimo to
nie potrafiła się zmusić, aby przynieść śnia-
danie do pokoju. Gdyby to zrobiła, mogliby
pomyśleć, że jest dziwna. Dlatego każdego
ranka chodziła do kuchni, piła tam herbatę
i jadła kanapki przy stole nakrytym ceratą,
która już tyle razy była zmywana ścierecz-
19/42
ką, że zrobiła się całkiem matowa. Kuchnia
była zaniedbana i często brudna, ale na swój
sposób przytulna. Siedziała więc tam z po-
czucia obowiązku, wmuszała w siebie kolej-
ne kanapki i starała się wyglądać na równie
zaspanÄ… jak wszyscy inni.
Uznała, że jeden raz na dzień w zupełności
wystarczy. Natomiast wieczorem zabierała
tacę z jedzeniem i wymykała się do swojego
pokoju. Inni pewnie siÄ™ nad tym nie zastana-
wiali, bo jedzą kolację o różnych godzinach.
Niektórzy w ogóle nic nie jedzą. Na wszelki
wypadek, gdyby kogoÅ› to jednak interesowa-
ło, miała przygotowaną wymówkę: je w po-
koju, bo musi się uczyć. Wprawdzie dotych-
czas nikt jej o to nie pytał, ale gdyby kie-
dyÅ›&
Domknęła drzwi od pokoju i zamknęła je
na klucz. Szli ciemnym korytarzem, aż zna-
20/42
lezli siÄ™ na schodach. Szklane drzwi zatrza-
snęły się ciężko za nimi.
 Czy dzisiaj tylko ty tu zostałaś?  spytał,
idÄ…c po schodach.
 Tak, na tym piętrze nie ma już nikogo.
Ale lubię być sama. To fajna sprawa  odpar-
ła i odetchnęła głośno z ulgą.
Zabrzmiało to tak, jakby to ona postanowi-
ła być sama, jakby jej na tym zależało. Było
w tym trochę prawdy, bo chciała się z nim
spotkać. Starała się zachowywać tak, aby so-
bie nie pomyślał, że jest jakąś ofermą albo
ofiarÄ… losu.
Zjawił się punktualnie! To chyba coś zna-
czy.
Na początku powiedział, że być może się
spózni. W odpowiedzi potrząsnęła lekko gło-
wą, co nie uszło jego uwagi. Dlatego od razu
sprostował, że być może spózni się tylko tro-
chę. To, że tak dobrze odczytał jej gest, zro-
21/42
biło na niej wrażenie. Wyjaśnił, że musi do-
kończyć kilka rzeczy w warsztacie i nie może
tego odłożyć na pózniej. Spojrzał na nią
ostrożnie. Tym razem wzrok miał trochę
przestraszony. Może się bał, że od razu ją
straci, zanim zaczną być ze sobą na poważ-
nie? Spuściła wzrok. Nie odezwała się ani
słowem. Postanowiła, że nie będzie go ani
błagać, ani mu grozić, ani namawiać, ani pła-
kać. Wyglądała na obojętną i już samo to by-
ło przerażające. Może mimo wszystko domy-
śli się, co tak naprawdę dzieje się w jej gło-
wie, może zrozumie, iż jeśli się spózni, to jej
już nie będzie, ale że nie ma to nic wspól-
nego z nim samym. Chciała wiedzieć dokład-
nie, o której godzinie się zjawi, żeby można
było usunąć wszystkie przeszkody.
Nikt go nie zna, i to jest w nim najlepsze.
Podobnie jak to, że nie zadaje jej zbyt wielu
22/42
pytań  pomyślała, zamykając ramieniem
ciężkie drzwi wejściowe.
Alf! Niezwykłe imię. Ale niech będzie. I tak
go lubi.
Niebo było rozgwieżdżone, powietrze zim-
ne. Jest chłodniej, niż się spodziewała. Wy-
jęła z kieszeni rękawiczki i je włożyła. Piasz-
czystÄ… drogÄ… ruszyli w stronÄ™ miasta. Wyso-
kie drzewa po obu stronach były już pozba-
wione liści, które leżały porozrzucane na zie-
mi, bezbarwne jak zwiędłe resztki lata, które
dawno odeszło. Lubi jesień, bo zawsze przy-
nosi coÅ› nowego.
Nagły silny podmuch wiatru uderzył ich
w plecy i popchnął w dół zbocza pokrytego
suchymi liśćmi, które szeleściły im pod no-
gami. Przez cały czas rozmawiali, paplali
i śmiali się głośno. Byli tylko we dwoje, on
i ona. To był ich świat, zamknięty dla innych.
23/42
Na tę chwilę zamienił się w zródło ciepła pod
jasnym, chłodnym listopadowym niebem.
 Zaczniemy na Cmentarzu Północnym,
a potem pójdziemy na Cmentarz Zamkowy 
powiedział Alf.  Dasz radę?
Dlaczego miałaby nie dać rady? Jest silna,
żadne z niej strachajło, ale Alf nie miał chyba
nic złego na myśli. Na razie nie odnosi wra-
żenia, że jest natrętny, że chce ją wykorzy-
stać do czegoś, w czym ona sama nie miała-
by ochoty uczestniczyć.
 Jasne, że tak  odparła dziarskim tonem.
 Co ty sobie myÅ›lisz? Á propos, zabraÅ‚eÅ› za-
pałki?
Zatrzymała się i spojrzała na niego. Jej
uśmiechnięta twarz jaśniała jasnobłękitnym
kolorem księżycowej poświaty.
 Oczywiście  odparł z uśmiechem i ude-
rzył dłonią w kieszeń marynarki, w której za-
grzechotało pudełeczko z zapałkami.  Za-
24/42
chowujesz się jak starsza siostra, która chce
mieć porządek wszędzie i u wszystkich  za-
żartował.
Szli blisko siebie. Kiedy wypowiedział
ostatnie słowa, przełknęła głośno ślinę, ze-
sztywniała, ale tylko nieznacznie. Chyba nic
nie zauważył. Starała się panować na sobą,
nie chciała, aby sobie pomyślał, że jest nie-
obecna duchem i dziwna. Nie może uznać,
że mogłaby być dla niego kulą u nogi. Przy-
najmniej nie teraz. Nie na samym poczÄ…tku,
bo nic z tego nie będzie. Alf spojrzał na nią
ostrożnie z ukosa, ale nie odwzajemniła spoj-
rzenia. Oddychała spokojnie i tylko raz za
razem przełykała ślinę. Wytężała całą ener-
gię, aby zdusić w sobie dziwne, nieokreślone
uczucie, które panoszyło się w niej od pew-
nego czasu.
Pomyślała, że Alf oczywiście nic nie rozu-
mie. Zastanawiała się, czy zdobędzie się na
25/42
odwagę, żeby kiedyś mu o wszystkim opo-
wiedzieć. Trudna sprawa, to wielkie ryzyko.
Może go przestraszyć. Na szczęście atmosfe-
ra jest już trochę luzniejsza, niebezpieczeń-
stwo na razie minęło. Rzuciła szybkie spoj-
rzenie w jego stronÄ™. WyglÄ…da jak zwykle.
Odetchnęła z ulgą, a nawet z zadowoleniem.
Chyba rzeczywiście nic nie zauważył. Nie-
ważne  pomyślała. Najważniejsze, żeby nie
uważał jej za jakieś dziwadło.
 Udało ci się dzisiaj sprzedać jakieś rowe-
ry?  spytała i znowu przełknęła ślinę.
Poczuła, że nieprzyjemne dławienie w gar-
dle, jakie odczuwała jeszcze przed chwilą,
minęło. W tym samym momencie przypo-
mniała sobie kogoś innego, kto też kiedyś na-
prawiał tłusty od oleju łańcuch rowerowy. Od
tamtej pory rowery kojarzyły jej się głównie
z koniecznością naprawy uszkodzonego łań-
cucha albo przedziurawionej opony, to zna-
26/42
czy z tym, czym dziÅ› zajmuje siÄ™ Alf, a co kie-
dyś robił ktoś inny.
Ale to błąd! Nie powinna teraz myśleć
o tamtym! Nagle przed jej oczami przewinÄ™-
ły się tamte obrazy. Przypominały klatki fil-
mu, który przesuwa się wciąż do przodu, co-
raz szybciej i szybciej, aż do momentu, gdy
zaczyna jej się kręcić w głowie, robi jej się
niedobrze i musi się szybko pochylić nad se-
desem, żeby zwymiotować.
 Warsztat był dzisiaj zamknięty, ale i tak
miałem sporo pracy przy naprawach. Zawsze
mam zaległości  wyjaśnił i poczuł ulgę, że
rozmowa nie utknęła w miejscu.
Pomyślała sobie, że to fajnie, iż Alf ma taką
nieskomplikowanÄ… pracÄ™. Tak to przynajm-
niej wyglÄ…da z jej perspektywy. Naprawy ro-
werów. Ręczna robota.
Kiedy znalezli się u stóp zbocza, wiatr zdą-
żył już osłabnąć. Szli szybko, prawie biegli.
27/42
Rozgrzała się i spociła. Rozpięła kurtkę,
zdjęła rękawiczki i wsadziła je do kieszeni.
 Uważaj, żebyś się nie przeziębiła  powie-
dział Alf. Roześmiała się na myśl o jego tro-
sce.
 Myślę, że to ty pouczasz innych  odpar-
ła, nie wspominając, czy uważa go za star-
szego brata.
Poczuła, jak jego ręka opadła koło jej dłoni,
jak jego ciepłe palce dotknęły jej palców, aż
w końcu jego dłoń ujęła jej dłoń.
%
Kiedy doszli do cmentarnej bramy, nie byli
już dwójką samotnych ludzi idących obok
siebie. Z centrum wjeżdżał na parking sznur
samochodów. Wypluwały ze swoich wnętrz
ciemne postacie, które w milczeniu znikały
za bramą. Wiele z tych osób było już w za-
awansowanym wieku i dlatego z trudem po-
28/42
suwały się ciężkim krokiem, pochylone przed
siebie.
Droga od głównego wejścia prowadziła
prosto do kaplicy, niewielkiego budynku
z kamienia wapiennego. W blasku bijÄ…cym
od pochodni ustawionych wokół kaplicy jej
ściany błyszczały żółtozłotym kolorem.
Wszędzie widać było groby, a na nich wiele
zniczy i świeczek rozbłyskujących w ciemno-
ściach.
Zatrzymali siÄ™. Stali w milczeniu i przypa-
trywali siÄ™ temu widokowi.
 Niesamowity nastrój  powiedział Alf
i potrząsnął trochę zakłopotany ramionami,
jakby panująca tu atmosfera była zbyt naboż-
na. Nadal trzymał ją za rękę.  Gdzie zacznie-
my?  szepnÄ…Å‚.
Rozejrzała się wokół siebie. Cmentarz oka-
zał się większy, niż się spodziewała. Nie zdą-
29/42
żą obejść całego. Zresztą i tak nie mają zbyt
dużo świeczek.
 Gdzieś musimy chyba zacząć  odparła,
wzruszając ramionami.  Może pójdziemy
tam?
Mówiąc to, wskazała w stronę najstarszej
kwatery cmentarnej, prawie całkowicie po-
grążonej w ciemności. Świeczek było tam
niewiele, a w dodatku stały rozrzucone na
dużej przestrzeni.
 Pewnie czeka nas tam sporo roboty  po-
wiedziała i spojrzała na niego jakby w ocze-
kiwaniu, że potwierdzi jej słowa.
Ogień świec dla zapomnianych. Wyruszyli
w ciemną noc jako posłańcy światła.
Dziadkowie Alfa spoczywali na innym
cmentarzu, ale tam świeczki zapalą jego ro-
dzice. Natomiast ona nie miała w mieście
żadnej rodziny.
30/42
Robiło się coraz ciemniej, więc ostrożnie
stawiali stopy. Zmrożona trawa chrzęściła im
pod stopami. Szli obok siebie, ramiÄ™ w ra-
mię, między nagrobkami, które sięgały im do
głów. Alf trzymał ją za rękę. Od czasu do
czasu mrok rozświetlał pojedynczy znicz al-
bo świeczka.
Zatrzymał się przy jednym z grobów. Za-
interesował się nim, bo nagrobek był mniej-
szy od innych. Lekko zaokrąglony, wznosił
się nisko nad ziemią. Wyglądało to tak, jakby
się kłaniał, prosząc o przebaczenie. Pochyliła
się, próbując odczytać napis na płycie.
 Anna Jonsson, 1895 1970  przeliterowa-
ła głośno przy blasku księżyca i gwiazd. 
Tylko jedno nazwisko  dodała.
 Pewnie umarła jako panna  odparł Alf.
 Dożyła siedemdziesięciu pięciu lat. Cie-
kawe, czy przez cały czas żyła sama?  po-
wiedziała zatroskanym głosem.
31/42
 A może całe życie przehulała i żyło jej się
świetnie  zasugerował, żeby wprowadzić
lżejszy nastrój.
 Nigdy nie wiadomo  odparła w zamy-
śleniu i odwróciła się do niego.  Zapalić
świeczkę?
 Jasne  odparł Alf. Wyjął z reklamówki
jedną świeczkę, podał jej i zaczął szukać za-
pałek w kieszeni kurtki.
Pochyliła się, rozgarnęła liście i ustawiła
świeczkę w ziemi. Kiedy przytknęła do knota
płonącą zapałkę i blask rozświetlił nagrobny
kamień, zauważyła, że płyta jest matowa. Sz-
czeliny zarosły mchem, który wrósł także
w głęboko grawerowane litery napisu. Jed-
nak teraz, kiedy od blasku świecy zrobiło się
jaśniej, łatwiej było go rozszyfrować.
 Błędnie go odczytałam  powiedziała. 
Ta kobieta zmarła już w 1910 roku.
32/42
 W takim razie miała tylko piętnaście
lat.
Oboje w milczeniu zastanawiali siÄ™ nad
znaczeniem tych słów.
 Może to jednak nie takie dziwne, że
wszystkie inne groby są większe  zastana-
wiała się w zamyśleniu.  Leży w nich więcej
osób. To grobowce rodzinne.
Znowu umilkła.
 Odnoszę wrażenie, że zabrakło dla niej
miejsca  powiedziała ledwo słyszalnym gło-
sem.
 Co masz na myśli? Jak to zabrakło miej-
sca?  spytał Alf.
 Chodzi mi o to, że ktoś, kto ma piętnaście
lat, powinien leżeć z całą rodziną.
 Ale w tamtych czasach osoba w wieku
piętnastu lat była już dorosła. Musiała stać
na własnych nogach, utrzymywać się z wła-
snej pracy albo wyemigrować do Ameryki.
33/42
Alf umilkł, bo zauważył, że i ona ucichła.
Niedaleko od nich słychać było ciche głosy.
Z autostrady dobiegał szum samochodów.
 W każdym razie ma swój grób i kamień
nagrobny. Nie wszystkich było wtedy na to
stać  powiedział Alf, który wiedział, o czym
mówi.
 No to jak wyglądały ich groby?  spytała
z pewnym powątpiewaniem w głosie.
 Hm& tego nie wiem  odparł, wzruszając
ramionami.
Na tym temat został wyczerpany.
Szli dalej alejką, mijając groby właścicieli
ziemskich, dyrektorów i kobiet. Wszyscy oni
żyli długo i z pewnością mieli ciekawe życie.
Co jakiÅ› czas przechodzili obok grobu z na-
pisem, z którego wynikało, że pochowana tu
osoba zmarła w młodym wieku. Najsmutniej
wyglądały groby dzieci. One odchodziły,
a ich rodzice żyli dalej. Potem przychodzili
34/42
na groby, kładli na nie kwiaty i przynosili
jakieÅ› drobne przedmioty przypominajÄ…ce
o przeszłości.
W końcu opuścili najstarszą część cmenta-
rza i przeszli do nowych kwater. Minęli dłu-
gi szereg niewielkich nagrobków, pod który-
mi znajdowały się urny z prochami. Nagrob-
ki wznosiły się w niewielkiej odległości od
siebie. Część miała błyszczące płyty, inne by-
ły matowe, niektóre bogato zdobione, inne
wykończono skromnie. W tym miejscu świec
i zniczy było o wiele więcej  aż gęsto.
Tak zwany Park Zmarłych, w którym rozsy-
puje się ludzkie prochy, znajdował się w sa-
mym środku cmentarza i przyciągał uwagę
wielu ludzi. Cały teren rozświetlał silny blask
świec. Taki sam silny blask bił też od dużej
szklanej konstrukcji i od świec rozstawio-
nych wokół stawu w kształcie nerki znajdują-
cego się w środku parku. Płomienie odbijały
35/42
się w wodzie, tworząc coś, co przypominało
zwarty pierścień. Zatrzymali się blisko siebie
i napawali się tą atmosferą. Stała przed Al-
fem i czuła, jak dotyka jej pleców. Obserwo-
wała, jak inni spacerują powoli i uroczyście
wokół stawu, jak ostrożnie stąpają po ścież-
ce, żeby ziemia nie chrzęściła im pod noga-
mi. Starali się nie wchodzić na trawnik, że-
by nie zadeptać trawy. Była przecież pózna
jesień. Obserwowali pochylone głowy, zamy-
ślone twarze.
Pomyślała sobie, że o przyszłości nic nie
wiemy. Czuła ciepły oddech Alfa na karku.
Przyszłość to nadzieja. Życie niekoniecznie
musi oznaczać małe piekło. W każdym razie
nie przez cały czas.
Po raz drugi tego dnia ogarnęła ją ekstaza
albo coś, co ją przypominało. Poczuła, jak
przepełnia ją miłość i optymizm, ale prawdo-
36/42
podobnie pierwsze z tych uczuć wpływało na
drugie.
Kiedy w pewnej chwili uniosła wzrok
i spojrzała ponad taflą stawu, ujrzała coś, na
co nie była przygotowana. Ale też to jej chy-
ba nie zaskoczyło. Urodziła się z czymś w ro-
dzaju wewnętrznego sejsmografu, dzięki
czemu zawsze była przygotowana na trzęsie-
nie ziemi.
W oddali pojawiła się znana jej, blada
twarz. Szybko uniosła wzrok ku gwiazdom
w jakimÅ› odruchu warunkowym, jak to siÄ™
dzieje wtedy, gdy bezwiednie odsuwamy
dłoń od rozgrzanej płyty.
Tamta twarz spoglądała w jej stronę w wy-
zywający sposób. Przez chwilę wpatrywała
się w nią para oczu, które znikły równie
szybko jak podmuch wiatru w letni dzień.
Niebieskie oczy i ta twarz.
37/42
No nie! Tylko nie tutaj  pomyślała. Dlacze-
go nie może się bezpiecznie ukryć? Zejść pod
ziemię, zniknąć, a mimo to trwać w tym, co
w końcu dopadło także ją.
Przeszłość zawsze ją dopada.
Wcale sobie tego nie wmawia ani nie ma
zwidów. I nie jest to jakiś wydumany upiór,
wytwór jej zszarganych nerwów. Przeniosła
ostrożnie wzrok, wpatrując się ze strachem
w ciemność. W końcu upewniła się, że wzrok
jej nie mylił.
Ujrzała dwa czarne otwory przypominają-
ce oczy jakiegoś drapieżnika. Ostre, żywe
i bezwzględne. Ukazały się za plecami ja-
kiejś rodziny, która stała skupiona po drugiej
stronie stawu. Umknęły za sosnę, znowu się
pojawiły, zrobiły niepełny obrót, zbliżały się
coraz bardziej.
Poczuła dudnienie w piersiach. Potem silny
ból, a po nim gwałtowne uderzenia serca,
38/42
które następowały w tak szalonym tempie
i z taką siłą, że krew zaczęła pulsować jej
w skroniach. Znowu zacisnęła oczy i odru-
chowo chwyciła się ze serce.
 Co się stało?  spytał Alf i w tej samej
chwili poczuła jego rękę na ramieniu.
Przełknęła ślinę. Pozwoliła, żeby ręka opa-
dła jej swobodnie. Kiedy chwilę pózniej po-
woli otwarła oczy i rozejrzała się wokół sie-
bie, nie zauważyła już nic, co mogłoby ją
przerazić. Zupełnie nic.
Powoli odwróciła się do niego.
 Nic takiego  powiedziała z uśmiechem
i pocałowała go w czubek brody.
39/42
1
W piÄ…tek 16 listopada komisarz policji kry-
minalnej Claes Claesson zabrał się do prze-
noszenia komody. Kiedy znalazł się w poło-
wie schodów, musiał zmienić chwyt, żeby
przepchnąć mebel przez zakręt. Był ciężki,
chociaż wyjął ze środka wszystkie szuflady.
Zaklął w myślach, bo nadal nie rozumiał, dla-
czego nie postanowili zostawić komody na
dolnej kondygnacji. Mógł też poczekać cier-
pliwie, aż Veronika wróci do domu i wtedy
wnieśliby tę zawalidrogę na górę razem.
Położył krótki bok komody na schodku,
wsunął pod nią stopę i oparł mebel o biodro,
40/42
żeby mieć wolne ręce. W chwili gdy stał wci-
śnięty między ścianę, poręcz i komodę, która
uporczywie zsuwała się w dół, usłyszał, że
dzwoni telefon. Właściwie nie musiał odbie-
rać, ale ponieważ telefon ciągle dzwonił, po-
stanowił to zrobić. Ponownie chwycił odzie-
dziczoną po babce komodę, wyprężył plecy
i przepchnÄ…Å‚ jÄ… przez ostatnie kilka scho-
dów.
Kiedy wykonał ostatni ruch, poczuł nagły
ból w plecach. Podszedł do telefonu stojące-
go na piętrze i podniósł słuchawkę. Nikt się
nie zgłosił.
Powoli odłożył słuchawkę na widełki i po-
myślał, że czasami zapłata za grzech przy-
chodzi natychmiast. Na jego twarzy pojawił
siÄ™ grymas cierpienia.
Spis treści
Dedykacja
Prolog
1
2
3
4
5
42/42
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
Epilog
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ebook Dania Z Ryb Swiat Ksiazki
Biblia Umarlych Rebis Ebook Kryminal
ciemnosc widoma swiat ksiazki i Nieznany
Åšwiat lektur 2 ebook
upiecz swoj chleb swiat ksiazki
! Odrodzenie Renesans bog, zycie, swiat wedlug kochanowskiego
kuchnia na kazda kieszen swiat ksiazki?mo
Wrog Bez Twarzy Albatros Ebook Kryminal
cialo niczyje swiat ksiazki id Nieznany

więcej podobnych podstron