Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
.
Text©copyrightbyJacekPodsiadło,2009
CopyrightbyWydawnictwo„NaszaKsięgarnia”,2009
Projektokładki,strontytułowychigrafik
AgataRaczyńska
InterpunkcjaiortografiapozostawionezgodniezżyczeniemAutora.
Jacek Podsiad o
Nasza Księgarnia
Wszystkorozstrzygnęłosięwsiedemdziesiątejtrzeciejmi-
nuciemeczu.Bocznyobrońcawrzuciłpiłkęzautujeszczena
własnejpołowie.MessiprzyjąłjąipodałpoziemiRobinho,
precyzyjnie,donogi.DoRobinhoodrazudoskoczyłodwóch
przeciwników,zatemten,nieczekając,mocnymprzerzutem
przeniósłgręnapraweskrzydło,doRonaldo.Ronaldorozejrzał
sięiniewidzącżadnegozpartnerów,zpiłkąunogipopędził
doprzodu.DrogęzagrodziłmuRonaldo,więcRonaldowpeł-
nymbieguwykonałtenefektownyzwódzobrotemnapiłce
wokółwłasnejosi,alenóżkidziwniemusięprzytymzaplątały,
straciłrównowagęjakbywpadłwewnykizastawionenaśrodku
boiskairunąłnaziemię.Jeszczezanimprzewróciłsiędokońca,
spojrzałnasędziegoirozpaczliwiezawył:„Faaaul!”,tosamo
krzyknął,wyrzucającwbokręce,jegokolegazataku,alear-
biterpokazałtylko,żebygraćdalej,więcRonaldo,alenieten,
tylkoten,któryprzejąłpiłkę,rozpocząłkontratakswojegoze-
społu.Długimkrosemnadobieguruchomiłśrodkowegona-
pastnika,atenzdziecinnąłatwościąwyprzedziłobustoperów
iznalazłsięwsytuacjisamnasamzbramkarzem.Bramkarz
oblizałwargizemocjiizrobiłto,corobiwtakdramatycznych
okolicznościachkażdyznającyswójfachgolkiper:wybiegłna-
przeciwidesperackorzuciłsiępodnogiprzeciwnika,starając
siętąrozpaczliwąinterwencjąuratowaćswójzespółodutraty
gola.Jednakułameksekundywcześniejgibkinapastnikwy-
J
acek
P
odsiadło
kręciłwbieguzwrotodziewięćdziesiątstopni,dryblingiem
ominąłżywąprzeszkodęilekkimpacnięciemskierowałpiłkę
dopustejjużbramki,poczympodskakująciwiwatującna
własnącześćorazwyjąc„Jeeeeest!”,pogalopowałażzabramkę,
abywykonaćtaniecradościnaoczachrozentuzjazmowanego
tłumu.Tentaniecradościwyglądał,prawdępowiedziawszy,
naatakpadaczkialbowalkęzpróbującymugryźćniewidzial-
nymwściekłympsem,aleanistrzelcowi,anibiegnącymku
niemuzgratulacjamikolegomnieprzeszkadzałotowfetowa-
niuzdobytejbramki.Taksamozupełnieimnieprzeszkadzało,
żewmiejscurozentuzjazmowanegotłumuniebyłotakna-
prawdężadnegotłumu,tylkodwóchrobotnikówprzybeto-
niarce,bezentuzjazmułatającychdziurywstarym,zniszczo-
nym chodniku prowadzącym do szatni. Zajęci piaskiem
icementemfachowcywogóleniezwracaliuwaginaemocjo-
nującąwalkęrozgrywającąsiętużobok,chybażepiłkapo
niecelnymstrzalelądowałaniebezpieczniebliskoichnietykal-
negojeszczedzieła.Alewwyobraźnichłopaka,którystrzelił
właśniegola,możliwesąwiększejeszczecuda,niżtylkoprze-
mianadwóchfacetówzłopatamiibetoniarkiwfalujący,bijący
brawoimachającyflagamitłum.Ktotegoniewie,tenzpew-
nościąjestinwalidą,którywżyciuniekopnąłpiłki.Albopół-
inwalidą,któryowszem,kopnął,alenigdyniestrzeliłgolainie
wie,jaktosmakuje.
Zatemwsiedemdziesiątejtrzeciejminuciewszystkosię
rozstrzygnęło.DrużynaSzkołyPodstawowejnr28,mająca
wswymskładzie,sądzącznapisównakoszulkach,trzechMes-
sich,dwóchWalcottów,dwóchRonaldoorazpojednymRo-
naldinho,Eto’o,SmolarkuiBorucu,prowadziłajużdwado
zerazreprezentacjąSzkołyPodstawowejnr225(trzechRo-
naldo,trzechKlosech,dwóchRiberych,Robinho,MessiiCa-
sillas).Ponieważprzezcałymecz„dwudziestkaósemka”zde-
cydowanieprzeważała,zakrawałobynacud,gdybywcześniej
któraśznielicznychofensywnychakcji„dwieściedwudziestki
CzerwonakartkadlaSprężyny
piątki”zapewniłajejgraczompowodzenie,czyliremis.Aletak
całkiemniemożnabyłowykluczyćsukcesujakiejśrozpaczliwej
szarży,historiafutboluznawcalesporopodobnychprzypad-
ków,natomiastterazstanowczonienależałosięspodziewać,
żewostatnichminutachmeczunastąpiądwacudyjedenpo
drugim,którezresztąitakdałybyuczniom„dwieściedwu-
dziestkipiątki”tylkomożliwośćwalkiwdogrywce.Sądzącpo
wydłużonychbuziachipotym,jakpowłóczylinogami,szy-
kującsiędowznowieniagry,onisamistracilijużwszelkąna-
dzieję.Lecztendrugigolrozstrzygnąłnietylkoto,żerepre-
zentacjaSPnr225odpadniezMiędzyszkolnejLigiMistrzów.
Przesądzonebyłoito,żeMiroslavKloseniezjedziśkolacji,
boażdowieczorawgardlebędziemiałwielkąpigułęzłości
ismutku,którasprawi,żepołknięcieczegokolwiekstaniesię
niemożliwe,ażrodzicezacznąsięmartwić,czyniedostałtej
słynnejanoreksji.IkerowiCasillasowiotrzepującemuwłaśnie
dreszboiskowegokurzuprzyjdzieznosićdocinkiswoichbraci,
żepuszczoneprzezniegogoletonapewnołatwedowyłapania
szmaty,zawszetakkpią.LionelMessibędziesięzastanawiał,
jakisensmatreningiwydawaniekieszonkowegonakoszulki,
getryiochraniacze,skorototrzeciprzegranymeczzrzędu.
Itakdalej.Zupązezgniłejścierkiinocnymkoszmaremżółwia,
któremuśnisię,żegonigodzikidzik,jestżycieczłowieka,
którywłaśniewrazzcałądrużynąodpadłzLigiMistrzów.
Ito,pożalsięBoże,nawłasnymboisku!
–Daniel,dozmiany!–krzyknąłzzaliniibocznejnauczy-
cielwuefu,panZąbek.
Ronaldowestchnąłgłęboko,schowałgłowęwramionach
izasępionypoczłapałwstronęswojegotrenera.
–Spróbujciestrzałówzdaleka,podpoprzeczkę–doradził
jeszczebezradnieskrzydłowemu,któregomijał.–Tenichbram-
karztokurdupel,niedosięgnie,tylkotrzebadobrzehuknąć.
Przychorągiewcegimnastykowałsięjużzmiennik,drobny
rudzielecwkoszulceznazwiskiemRooney.Ronaldobezprze-
J
acek
P
odsiadło
konaniaprzybiłznimpiątkę,poczymzewszystkichsiłstarał
sięstaćgłuchoniemy.Najchętniejzapadłbysię,jaktomówią,
podziemię,zawinąłbysięwstumetrowydywanipoturlałwkos-
mos,zniknąłbynaamen,aleskorotobyłoniemożliwe,usiło-
wałprzynajmniejnicniewidziećiniesłyszeć.Niestety,aż
nadtowyraźnieusłyszałreprymendępanaZąbka:
–Przezcałymeczcipowtarzam,żebyśniekiwał,tylkopo-
dawałchłopakom!Jużgardłosobiezdarłem.Miałeśdowyboru
obuskrzydłowychnawolnychpozycjach,aleoczywiścieza-
chciałocisiędryblowania,ico?Nadzialiśmysięnakontręipo
zawodach.
–Przecieżbyłfaul–wydusiłprzezściśniętegardłoRo-
naldo.
–Tak,chybapiłkaciękopnęła,takitobyłfaul–dociąłmu
jeszczepanZąbek,poczymzaklaskał,robiącdobrąminędo
złejgry:–No,chłopaki,walczymydokońca,jeszczeniejest
takźle!Tylkograćpiłką,dużopodań,niebawićmisięwBra-
zylię!
Ronaldozwściekłościąkopnąłkępkętrawy,jakamusię
nawinęłapodnogi,izamiastwkierunkuławkirezerwowych
poszedłprostodoszatni.Zarazzabocznąliniąwściekłymru-
chemściągnąłzsiebiemokrąodpotukoszulkęizkrólaśrodka
pola,mistrzadryblinguorazstrzału,wielkiegoRonaldo,zmie-
niłsięwmałego,zwykłegoDanielaRucińskiego,zapłakanego
uczniaszóstej„b”.Nicnatoniemógłporadzić,żewszystkie
niepowodzeniaikrzywdy,jakiespotkałygonaboisku,skropliły
sięwgłupie,nachalnełzy,którychnijakniemożnapowstrzy-
mać,bochoćzaciskasięzębyipowieki,samewyłażązoczu
jakbyczłowiekbyłpłaczliwąbabą,niepiłkarzem.Przecieżto
niejegowina,żesędziabyłślepyiniepotrafiłdostrzecewi-
dentnegofaulu,przecieżDanielwyraźnieczuł,żenie
przewracasięsam,ależepopychagojakaśsiła,amusiałtobyć
przeciwnik,bochybaniezwaliłgoznógDuchŚwięty.Ado
szczęściabrakowałotakniewiele...Gdybyminąłswoim,nie
CzerwonakartkadlaSprężyny
macoukrywać,żeznakomitymzwodemtegobrutalnego
obrońcę,drogadobramkistanęłabyprzednimotworem,aszyb-
kościprzecieżmuniebrakuje,niemusiałbypodawaćżadnemu
zeswoichkolegówbędącychmożeinawolnejpozycji,alekto
wie,czynienaspalonym,poprułbyzpiłkąsamotnymrajdem
ibezdwóchzdań,strzeliłbygolajaknic,możenawetprzymie-
rzyłbyeleganckimlobemwokienkoizostałbybohateremme-
czu,ajutroicałejszkoły,bonakorytarzachopowiadanoby
sobienaprzerwach,jaktourwałsięobrońcyjednymzwodem
izzimnąkrwiąstrzeliłtemukurduplowinabramcetak,że
podkręconapiłkaniemalotarłasięospojeniesłupkai...
–Uważaj,mały,idźbokiem,niewdepnijnamwtenbe-
ton.
Wtejchwilinależałosięchybacieszyć,żezamiasttłumu
zgromadzonegonatrybunach,piłkarzamaszerującegodo
szatnizespuszczonągłowąwidzielizbliskatylkodwajrobot-
nicy,którychnieinteresowałonicpozaświeżowylanymbeto-
nem.No,gwoliścisłościbyłojeszczenawidowniparęosób,
pewniekilkoronadopiekuńczychrodzicówkonieczniechcą-
cychzobaczyćswojepociechywnieudanychakcjach,plus
dwóchczytrzechzabłąkanychkibicówwstarszymwieku,ta-
kichzapaleńców,cotopójdąnakażdymecz,nawetgdybygrały
krasnalezprzedszkolakamialbomanekinyprzeciwkopomni-
kom.Danielsplunął,bozawszedostawałślinotoku,kiedymu
rozkazywano,jednakposłusznieominąłłatanychodnikbo-
kiem.Wchwilępóźniej,kiedyprzekraczałprógszatni,dojego
uszudobiegłogromkie„Goool!”zjedenastumłodychgardeł.
Togracze„dwudziestkiósemki”świętowalizdobycietrzeciej
bramki.
Rozebrałsięiwszedłpodprysznic.Chłodnawodaprzyno-
siłaulgęrozgrzanemuciałuizmęczonymmięśniom.Próbował
zmyćzsiebieśmiertelnezmęczenie,goryczporażkiitonaj-
gorsze:poczuciekrzywdy,alechoćbysięszorowałniemydłem,
apapieremściernym,nicbytoniepomogło.Owinąłsięręcz-
10
J
acek
P
odsiadło
nikiem,usiadłnaławeczceizapatrzyłsięwewłasnestopy,
któretylesiędziśnadaremnienabiegały.Wszatnipanowała
głębokacisza.Westchnieniepiłkarzarozległosięwniejgłu-
chym,ponurymechem.Iniewielesiętaciszazmieniłaparę
minutpóźniej,kiedyposkończonymmeczudoDanielado-
łączyłaresztadrużyny.Słychaćbyłotylkosapanie,szuranie
plastikowychkorkówpopodłodzeiszmerściąganychstrojów.
Koszulki,spodenkiigetrysmętnielądowałyjednepodrugich
nakupiepodścianą.Gdybyktośchciałpostawićkiedyśpomnik
klęski,mógłbyonprzybraćkształttakiejwłaśniestertyłach-
manów.Niktnicniemówił.
Ławki,wieszaki,rządszafekiskrzynkawodymineralnej.
Chybawszystkieszatniepiłkarskieświatasądosiebiepodobne.
Iwewszystkichjednakowopachniestarymipiłkami,butami
ipotemsportowców,zktórymtozapaszkiemdaremniezmaga
sięwońmydła,kosmetykówiśrodkówczyszczących.Jestto
przykry,odbierającychęćdożyciaszatnianysmródzmęczenia
iporażek.Aletensamodórpowygranymmeczuokazujesię
czymśzupełnieinnym,stajesięsłodkim,upajającymzapachem
zwycięstwa,życiairadości.Todziwne,żecoś,cojesttakie
samo,możebyćzarazeminne,alezniektórymirzeczamitak
właśniejest.Zresztąszatniepiłkarskietoniejedynepomiesz-
czenia,którepachnąnibyzawszejednakowo,amimotozu-
pełnieinaczejwzależnościodokoliczności.Naprzykładwga-
bineciedyrektoraszkołyinaczejpachnie,kiedyprowadząna
dywanikskazańca,którycośprzeskrobał,ainaczej,kiedywrę-
czajątamczłowiekowidyplomlubudzielająpochwały.Co,
powiedzmysobieszczerze,zdarzasiędużorzadziejniżupo-
mnieniainagany,botakurządzonyjestświat.Przynajmniej
światszkolny.
–Notodupa–powiedziałwreszciektośspodściany.
Chłopcypokiwaligłowamiitrwaliwmilczącymzamyśle-
niu,jakgdybytesłowazawieraływsobieniezwykłąmądrość.
Podobnaciszapanujeczasemwkościele,kiedyksiądzskończy
11
CzerwonakartkadlaSprężyny
kazaniejakimśszczególniewzniosłymzdaniem,którewymaga
potemchwilinamysłu,abywszyscyzdołaliprzetrawićiprzy-
swoićgłębokisenstego,comielizaszczytusłyszeć.Ciszapo-
trwałajeszczechwilę,apotembramkarz,któryjużniebył
IkeremCasillasem,uzupełniłwypowiedźkolegi:
–Dupatotalna.Moibracholepęknąześmiechu,jakim
opowiem.
Inatymrozmowasięskończyła,boniktniemiałnicwięcej
dopowiedzenia.Czasempiłkarzepomeczusiękłócą,mają
żal,żetenczytamtenpopełniłjakiśbłądalbopoprostuzagrał
poniżejswojegopoziomu,aleczasemsątakzniechęceni,że
nawetimsiękłócićniechce.Itobyłwłaśnietenprzypadek.
Poprostuświatprzestałmiećjakikolwieksens,kulaziemska
jeszczesięobracała,alechybaledwiesiłąrozpęduitylkopa-
trzeć,jakzatrzymasięnadobre.Danielskończyłsięubierać,
zarzuciłnaramiętorbęsportowązlogoRealuMadryt,rzucił
wszystkiminikomuciche„cześć”tonemtakim,jakbymówił
dościanszatni,iposzedłdodomu.Byłnaprawdęzły.Nawet
niespojrzałnapanaZąbka,którywnajlepszedyskutowałprzed
wejściemznauczycielemprowadzącymdrużynęprzeciwnika
ijakimśobcymgościem.Toteżniezauważył,żeonispojrzeli
naniego.
Danielbyłautentycznieprzygnębiony.Amałoktozdaje
sobiesprawę,jaktakieprzygnębieniepotrafiprzygnębić.Tyle
sięnaprzykładmówiozachowywaniuostrożnościpodczas
przechodzeniaprzezjezdnię,ajakośniktjeszczeniezwrócił
uwaginato,żepowinnosięwdrożyćspecjalnyprogramochrony
przedwypadkamichłopakówwracającychdodomupoprze-
granymmeczu.Człowiekniewidziwtedyrozpędzonychsa-
mochodówiniebardzoodróżniaczerwoneświatłoodzielo-
nego.Jestmuwszystkojedno,aprzedoczamiitakwciąż
wyświetlamusięfilmzzakończonegowłaśniemeczu,akcja
poakcji.Wciążtoprzeżywa.Danielwracającyzmeczuwsta-
nie,wjakimKrzyżacywracalispodGrunwaldu,tylkodlatego
12
J
acek
P
odsiadło
niewpadłnażadnedrzewoanilatarnię,żemajaczyłymuone
nadrodzejakprzeciwnicy,którychpiłkarzomijaodruchowo,
niemyślącotym.Napierwszymczerwonymświetlestanąłna
baczność,bowydawałomusię,żewłaśniezobaczyłczerwoną
kartkę.
–Przyjacielu,zaczekajchwilę!–zzaodsuniętejszybyszpet-
niebrązowegosamochoduuśmiechałsięprzyjaźniestarszy
facio łysy jak kula do kręgli. – Możemy chwilę porozma-
wiać?
–Żenibyco?Domnietagadka?
Nieznajomyskinąłłysąłepetyną.
–Dociebie.Mampewnąpropozycję.
ZapaliłosięzieloneświatłoiDanielprzemaszerowałnie-
znajomemuprzednosemsamochodu.„Audi80,zabytekklasy
zerowej”–odnotowałmimowolnieizpolitowaniem.Ponieważ
wokółkręciłosiękilkoroprzechodniów,ośmieliłsięipowie-
dział:
–Amapanwtejsuperbryceopcję„Zgłośpedofila”?
NiebyłotogrzecznepytanieiDanielzadałjenawetsięnie
zatrzymując.Kłopotyobcego,któryzabłądziłswoimrupieciem
wobcymmieścieichcedowiedziećsięodrogę,amożejest
zwyczajniestuknięty,małogoobchodziły.Trudnoteżbyć
uprzejmym,kiedyprzegrałosięmecz,zostałosięzdjętymzboi-
ska,ałzyipotjeszczeniezdążyłyczłowiekowiporządnieobe-
schnąć.Zadowolony,żeudałomusięprzygadaćintruzowi,
Danielsplunął,bolubiłsobieplunąć,kiedyudałamusięjakaś
złośliwaodzywka.Ipomaszerowałdalej,jednaktenwsamo-
chodziecierpliwiejechałnajedyncerównolegledoniego.
–Byłemprzedchwiląnawaszymmeczu.Myślę,żenie
mieliścieszanswygrać,chybażezamurowalibyściewłasną
bramkęiliczylinapojedyncze,szybkiekontry.Jestemtrenerem
itrochęsięznamnatychsprawach,zresztąrozmawiałemzwa-
szympanemodwuefutakżeotobie.Widać,żemaszniezłą
technikę,aledobrakiwkatoniewszystko,czasemnaprawdę
13
CzerwonakartkadlaSprężyny
wartopodaćlepiejustawionemukoledze.Zresztątaruleta,
musiszprzyznać,niewychodzicijeszczedoskonale.Zaczekaj,
nienaburmuszajsię.
Stareaudiprzyspieszyłotrochęiwskoczyłonakrawężnik
dwadzieściametrówprzedDanielem.Łysyznawcatajników
futboluzaciągnąłhamuleciwysiadł.Kulaodkręgliszeroko
uśmiechnęłasiędoDaniela.
–NazywamsięJerzyPietrzyk.Prowadzęszkółkępiłkarską
ipróbujęzebraćniezłąekipęnanowysezon.Prawdziwaliga,
nieżadneszkolnerozgrywkiopucharekzplastiku.Noisprawa
jesttaka,żechętniebymcięwidziałwmojejdrużynie.Chcia-
łemotymztobąporozmawiaćwobecnościpanaZąbka,ale
jakośszybkosięzmyłeś,dlategozaczepiłemcięteraz.Zała-
magąnadrewnianychnogachbymniejechał,aletymaszchy-
batalentdokopania.
Nieznajomyubranybyłwdressportowy,coprzemawiało
najegokorzyść.Irzeczywiście,przypomniałsobieDaniel,zdaje
się,żepanZąbekrozmawiałpomeczuzkimśpodobnym.Po
chwilcewahaniapozwoliłsobieuścisnąćdłoń,anawet–jako
młodzieniecdobrzewychowany,choćaktualniezłynacały
świat–wymruczałpodnosem:
–DanielRuciński...
Nienawykłydotakiejkurtuazjiusiebiesamego,niebardzo
wiedział,jakmasięwłaściwiezachować.Rozmowyzdoro-
słymitowogóletrudnasprawaistrataczasu,każdyotym
wie.Zwłasnymistarymiciężkosięczasemdogadać,codo-
pieroznieznajomym.Danieljeszczeniewyzbyłsięnieufno-
ści,jednakspodobałomusię,żeprawdziwytrenerpiłkarski
próbujegościągnąćdoswojegozespołu.Nawszelkiwypadek
zapytałjeszcze:
–Aleczypannapewnojest,noo...tego...prawdziwymtre-
nerem?
–Spokojnagłowa–mężczyznasięgnąłdoauta,obokktó-
regowciążstali,iwyłoniłsięzniegozkarteluszkiemwręce.
14
J
acek
P
odsiadło
– To moja wizytówka. Jest tam podany numer telefonu
iwszystko,cotrzeba.Jakbyśchciałumnietrenować,iprzede
wszystkimjeślitwoirodziceniebędąmielinicprzeciwkotemu,
toniechzadzwonią,ajapowiemimdokładniecoijak.Dru-
żynanazywasięFCPrzyjaciele.
–FCPrzyjaciele?Dziwnanazwa.
–Nazwajakkażdainna.Apowiedzmijeszcze,częstoła-
pieszżółtekartkinameczach?
–No,zdarzasię–Danieluśmiechnąłsiępierwszyrazpod-
czastejrozmowy.
–Azaconajczęściej?
–Najczęściej?Najczęściejtochybazadyskusjezsędzią.
Aboco?
–Nic,taktylkopytam.Wydawałomisięwłaśnie,żeopa-
nowanieemocjitojestto,nadczympowinieneśtrochępopra-
cować.Dzisiajteż,gdybymbyłnamiejscusędziego,pokazał-
bymciżółtąwtedy,jaksięwykłócałeśozagranieręką...
–Etam.Panniewie,jaktrudnowytrzymać,kiedysięwidzi
rękęjaknadłoni,asędziajestniesprawiedliwyinieraczy
dmuchnąćwgwizdek.
–Spokojnagłowa,trochęjednakotymwiem...Fakt,nie
jestłatwosiępowstrzymać.Aletoniejestniemożliwe.Dlatego
mówię,żetrzebanadtympracować.Dobra,spadam,botunie
wolnoparkowaćizarazwlepiąmimandat.Niechrodziceko-
nieczniezadzwonią.Albomożeszpoprostuprzyjśćnatrening,
wponiedziałekoszesnastej,tojestboiskoprzyElekcyjnej,
wszystkomasztamdopisanedługopisemnaodwrocie.Trzymaj
się.Iniemyśljużomeczu,któryprzegrałeś.Pomyślotych,
którewygraszwprzyszłości.No,dowidzenia.
–Dowidzenia.
Wiekoweaudizaryczało,stęknęłoipotoczyłosięprzedsie-
bie.Danielzostałsamześciśniętąwrękuwizytówką,której
zarazuważniesięprzypatrzył.Przyłapałsięnatym,żewpierw-
szejchwilichciałjąobejrzećpodsłońce,jakpodejrzanybank-
1
CzerwonakartkadlaSprężyny
not.Wkońcuniecodzieńspotykasięnadrodzeżyciowej
prawdziwegotrenerazprawdziwegoklubu!
Ztymprawdziwymklubemtojednakmogłabyćjakaśblaga.
Popierwsze,prawdziwyklubpowiniensięnazywaćLegia,
Gwardia,Poloniaalbojakośpodobnie,aniePrzyjaciele.Po
drugie,klubtoklub,aniejakaśszkółkadlaopóźnionychwroz-
woju.Tymczasemnawizytówcestałojakbyk:„SzkółkaPił-
karskaFCPRZYJACIELE.TrenerIIklasyJerzyPietrzyk.Dla
chłopcówzWoliinietylko.Zajęciatrzyrazywtygodniu,na
boiskuprzyul.Elekcyjnej.Zimątreningiwhali”.Oboknary-
sowanybyłhipektrzymającystopęnapiłce,klasycznej„bie-
dronce”.Niżej,wrogu,widniaładres,e-mailitelefon.
Klubczyszkółka,zrozmowyztrenerempożytekbyłprzy-
najmniejtaki,żewdalszejdrodzeDanielniemyślałjużwy-
łącznieoprzegranymmeczu.Owszem,omeczuprzedewszyst-
kim,alechwilamijegomyślibiegłyteżkujaśniejszymstronom
rzeczywistości.JakbyZiemiaznowutroszkęprzyspieszyłaiwra-
caładoswoichnormalnychobrotów.Możerzeczywiściewarto
zapisaćsiędotejszkółki?Nowyznajomy,tobyłowidaćod
razu,znałsięnafutboludziesięćrazylepiejniżpanZąbek,
którybyłmiłośnikiemprzedewszystkimlekkoatletykiinaj-
chętniejnakażdymwuefiekazałbybiegaćwkółkodookoła
boiska,ażdoporzygania.Naprzykładotaktyceistrategiipan
Ząbekpotrafiłpowiedziećtylkojedno,zawszetosamozdanie:
„Niekiwaćmisię,graćpodaniami!”.Jakbypiłkanożnabyła
jakąśzabawąwpodajdalej.Inieznałżadnegoinnegousta-
wieniataktycznegopozastarodawnym4-3-3.Atentrenerna
pewnomawszelkierozwiązaniastrategicznewmałympalcu.
Wiedział,żeruletaZidane’anazywasięruleta.Noipowiedział
też,żezauważyłuDanielatalent.Atalentnależyrozwijać,co
nie?Wszystkozdawałosięprzemawiaćzatym,żebyspróbować
swychsiłwnowejdrużynie.Tylkoczyprzemówitoteżdo
rodziców?PodtymwzględemDanielbyłraczejdobrejmyśli.
Rodzicówmiałwmiaręspoko.Wjegoklasieniewielesięroz-
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
.