O pysznej i ukaranej królewnie
Jedna królewna była w wieku do zamążpójścia stosownym. Ale po kryjomu włożyła
pierścionek do pudełka i powiedziała, że kto zgadnie, co ona ma w pudełku, choćby to
był dziad, to się z nią ożeni.
Raz przyjechał do niej jeden królewicz, ale ten jej się nie podobał, więc powiada:
- Ech, taki to niewart mi nawet trzewika u nogi zawiązać, nie żeby się miał dopiero
ze mną żenić.
A on to słyszał i powiada sobie:
- Dobrze, żeby tam nie wiem co, ona musi moją być i muszę zgadnąć, co ona tam
ma w pudełku.
Zjechało się bardzo dużo gości, królewiczów, kawalerów i innych, i mieli zgadywać.
A tamten królewicz poszedł do lokaja, prosił go, zaklinał, przekupił i przecież
dowiedział się od niego, co tam jest w pudełku.
Wtedy królewicz przebrał się za dziada, przyszedł obdarty, w łachmaniskach, i
wszedł do pokoju, bo tam wolno było wchodzić różnym, i powiada:
- Najjaśniejszy królu, ja zgadnę, co ona ma w pudełku.
Król do niego:
- To gadaj.
Dziad na to:
- A to pierścionek.
Na to i ona, i król, i cały dwór wykrzyknęli:
- A zgadł, zgadł! - będzie jej mąż dziad.
I musiała za niego pójść.
A ten (mniemany) dziad wziął ją do swojej chałupy odrapanej i pełnej dziur, i kazał
jej samej chodzić po prośbie jak babie żebraczce.
Potem powiada on do niej:
- Ja pójdę na żebry, a ty pójdziesz do ogrodu królewskiego na zarobek, będziesz
pleć i schowasz tam jaką marchewkę albo cebulkę dla nas, bo nie mamy za co kupić.
I poszedł, i przebrał się za króla do niepoznania, i idzie tak wspaniale przez
królewski ogród. Miał ładny kamaszek i ten mu się odwiązał. A ona to zobaczyła i
powiada:
- Proszę najjaśniejszego króla, a to się trzewik królowi odwiązał.
A on do niej mówi, zmieniając głos:
- To zawiąż - i podał jej nogę.
Zawiązała mu ten kamaszek jak się należy, a on jej za to dał parę złotych. A przed
wieczorem wszystkich robotników rewidowali przed wyjściem z ogrodu, czy czego nie
wzięli (bo on tak sadowego namówił, żeby ją ukarać). Rewidują, patrzą w jej kieszenie,
a ona tam miała nakradzioną pietruszkę, cebulę, marchew, wołają, że złodziejka, żeby
się już w ogrodzie następnego dnia nie pokazywała. Ona poszła zapłakana do domu. I
on także przyszedł, przebrany znowu za dziada i powiada:
- Żono, zrób jaką kolację. A schowałaś tam co w kieszeń?
A ona:
- Ach, jaka ja nieszczęśliwa! Schowałam, ale tam rewidowali, zabrali i wstydu mi
narobili i powiedzieli, żebym już drugi raz do roboty nie przychodziła.
- Moja kochana, jednakowoż musisz się jakąś robotą zajmować; oto ci kupię parę
garnków, siądziesz sobie w mieście na rynku i będziesz je sprzedawać.
Tak się też i stało. A on się znowu przebrał za króla, wsiadł do karety i jedzie z
paradą przez miasto.
1
Najechał na te garnki i umyślnie je potłukł. Ale kiedy ona w płacz, kazał przystanąć
i zapłacił jej za te garnki. Wieczorem on za dziada przebrany przychodzi, a ona siedzi i
skarży się, że jej król garnki potłukł. A on mówi:
- Ech, jakaś ty niewydarzona, do niczego się nie nadajesz. Cokolwiek byś robiła, to
nic nie potrafisz. Ale jutro - powiada on - w pałacu twego ojca będzie ogromny bal, i
pójdziesz tam do kuchni i będziesz pomagała. A pamiętaj, przynieś łakoci i dla mnie.
To miało być jej wesele, ale ona nic jeszcze o tym nie wiedziała, bo zakazano
ludziom gadać, poszła więc pomagać do kuchni. A tu od razu wychodzi do niej ten jej
mąż przebrany znowu za króla, i prosi ją do tańca, żeby z nim poszła do sali.
Niechętnie z nim idzie, bo miała kieszenie pełne jedzenia, i bała się, że ktoś zobaczy.
Jak zaczęła tańczyć, wszystkie ciasta powypadały, a wszyscy zaczęli się strasznie z tego
śmiać; i ten jej mąż także, a ona, zawstydzona, odeszła i zemdlała.
Dopiero ten król kazał ją przyprowadzić i powiada:
- Tak moja żono, ukaraną zostałaś za to, żeś powiedziała, że ja tobie niewart
zawiązać trzewika, a tyś mi sama mój but zawiązać musiała.
2