Artykuł pobrano ze strony
eioba.pl
O polskim rapie przemyśleń kilka
Polski rap przestał być modny. Co o nim sądzę?
Chyba każdego w miarę dojrzałego, zdrowego psychicznie człowieka dotyka czasem chwila melancholii, czas na refleksje,
przemyślenia. W ciągu ostatnich godzin, a nawet dni moje myśli skupiły się na rapie. Polskim rapie. Pamięć zawsze miałem
dobrą, więc jakość moich wspomnień jest wysoka. W przypadku rapu, tak jak i wielu innych rzeczy, nie są to tylko ciepłe
reminiscencje.
Jestem stosunkowo młodym słuchaczem polskiego rapu – pierwszy stricte hiphopowy kawałek usłyszałem w 2004, był to utwór
Fenomenu „Ludzie przeciwko ludziom” z płyty „Sam na Sam”, który miał premierę rok wcześniej. Tę ścieżkę dźwiękową miałem
zaszczyt odsłuchać w audycji lokalnej, „hitowej” stacji radiowej. To doskonale obrazuje jaką wtedy pozycję miał rap, był na
topie, po prostu był modny. Przyznam szczerze, że „Ludzie przeciwko ludziom” wywołało na mnie niezbyt pozytywne wrażenie,
jednocześnie szokując. Do tej pory miałem do czynienia z słodką muzyką, był to pop, gatunek, który otaczał mnie
nieprzerwanie. Słyszałem go w szkole, w domu, w sklepach RTV, gdzie atakował również z ramienia telewizyjnych stacji
muzycznych. De facto później leciał tam również poprawny politycznie rap, który nie wywarł na mnie większego wrażenia, oraz
nowy nurt muzyczny zwany hiphopolo, łatwo wpadający w ucho, spodobał mi się. Byłem wtedy dzieciakiem z podstawówki, ot
taki błąd młodości. Jednak słodka odmiana rapu szybko odeszła na bok. Cały czas nęcił mnie wspomniany wyżej track
Fenomenu – pesymistyczny, dekadencki przekaz i brudny bit to coś co wyróżniało się na tle innych produkcji. Później, gdy ta
sama radiostacja puściła znów „Ludzie przeciwko ludziom”, nagrałem to na kasetę, której w następnych dniach słuchałem w
zaparte. Do tego utworu Fenomenu mam szczególny sentyment, jednak nagrana kaseta zapodziała się gdzieś. Jakiś czas
potem zauważyłem, że kolega z klasy również słucha rapu, aczkolwiek, miałem uczucie, że robi to na pokaz, na każdym kroku
demonstrował swój gust muzyczny. Już wtedy hiphopowa kultura zaczęła mnie irytować. Przesłuchałem jeszcze wiele innych
rap tracków, pewnie żadnej całej płyty, poczytałem o hip-hopie w opiniotwórczych gazetach, dowiedziałem się co znaczy
CHWDP (bądź HWDP) i zacząłem wypisywać takie tagi na murach. Potem pojawiły się ostre ataki „prawdziwego” rapu na
hiphopolo. Te zdarzenia, plus odsłuchy innych ulicznych, pełnych inwektywów i bluzgów, kawałków skutecznie zniechęciły
mnie do hip-hopu na długi czas.
W tym okresie obserwowałem szpan innych, wokół pojawiły się legiony hiphopowców, moda na hip-hop osiągnęła swoje
apogeum. A ja przespałem ten czas, słuchając pojedynczych utworów wielu gatunków muzycznych, jednak żaden nie
przypadł mi do gustu na dłuższy czas. Rap przestał być modny, zaprzestano wydawania środowiskowej prasy, tj. „Ślizgu” ,
„Klanu” I „Magazynu Hip-Hop”. Czasem tylko słyszałem jak jacyś dresi puszczali kawałki Peji, np. „Reprezentuję biedę” ,
patrzyłem na nich z politowaniem.
Minęło jednak jeszcze trochę czasu zanim zacząłem od nowa przygodę z rapem. Stało się to właściwie przez przypadek – w
internecie natchnąłem się na utwór Piha „Nigdy już nie wróci” , niby banalnej pioseneczki, która jednak zagościła w mojej
głowie. Potem już machina ruszyła sama – Eldo, wraz z Grammatikiem, Pezet, Kaliber 44, Brudne Serca, setki nielegalni,
mnóstwo przeczytanych wywiadów, recenzji. W końcu dojrzałem do rapu, dojrzałego rapu. Przesłuchałem w końcu całego
albumu „Sam na sam” , byłem szczęśliwy, że jestem hiphopowcem. Nadrobiłem zaległości, zapoznałem się z klasyką i
początkami rapu w Polsce. Pokochałem tę kulturę.
Jednak teraz mam wiele wątpliwości, zarzutów, gorzkich refleksji. Pierwszą jest to, że na scenie wciąż są ci sami gracze,
większość mainstreamowych raperów jest po 30, Eldo, Pezet, Ostry, Pih, Fokus, cała Molesta, Tede. W końcu rzucą ten
zawód , kto ich zastąpi? Mało jest dobrych technicznie młodych zajawkowiczów, jeszcze mniej osób, które wiedzą co to
nowatorstwo. Jest mnóstwo słabych, podziemnych produkcji. Cóż, wpływ internetu.
Internet jest też pośrednią przyczyną zamierania rapu. Dlaczego? Mp3. To powinno wystarczyć. Przemysł fonograficzny
krucho się trzyma, w ’96 debiut Kalibra 44 rozszedł się w 100 000 egzemplarzach. W 100 000! Debiut! A teraz próg, który
trzeba przekroczyć aby zdobyć złotą płytę w Polsce to 15 tys. , a i tak niewielu raperów ją dostaję. Oni sami często, jak Eis
czy Dizkret, legendy rodzimego rapu, rzucają na bok hiphopową zajawkę. Płytowe dochody w rapie są śmiesznie niskie, trzeba
wyżyć z koncertów, które trzeba zorganizować, na które trzeba dojechać. Fakt, że bez internetu pewnie nie usłyszałbym wielu
płyt, np. „Najebawszy EP” Smarkiego oraz wielu innych, legalnych albumów, które niekiedy samemu kradnę z sieci – byłbym
hipokrytą, nie przyznając tego. Nie zawsze mam pieniądze na płyty, ale w miarę możliwości kupuję je. Wiadomo: „Tylko
oryginał ma ten dobry klimat”. Bez internetu nie dowiedziałbym się o wielu nowościach, koncertach, nie przeczytałbym
rekomendacji albumów, ale hip-hop żyje w rzeczywistości, a nie w second life’ie .
Pozostało jeszcze napisać o odpowiedzialności za słowo. Rap to gatunek, w którym merytoryka jest na pierwszym planie,
raperzy powinni zdawać sobie z tego sprawę. Powinni też zdawać sobie sprawę z tego, że słucha ich wielu nastolatków, którzy
dopiero budują swój światopogląd. Jak ci młodzi ludzie będą zachowywać się, słuchając wcześniej o „jebaniu policji”? Doszło
już do bezsensownego zabójstwa policjanta, śmię przypuszczać, że hiphopowe JP miało w tym przypadku jakiś udział. A gdzie
kodeks hiphopowca? Po co nawoływać do agresji, nienawiści? Przez to dochodzi do tragedii, które nie są traumą dla jednego
człowieka, tylko całych rodzin, a nawet całego społeczeństwa. Cierpienie bardzo często jest zbiorowe. Do tego jeszcze
powszechna gloryfikacja palenia marihuany, która mimo wszystko jest narkotykiem, działa psychoaktywnie, niszcząc organizm
wraz z intelektem. Apodyktyczny ton rapu w tych przypadkach może zrujnować komuś życie.
Rap nie jest już modny, nurt hiphopolo jest niezauważalny. Pozostał ten „prawdziwy” rap. Mamy już 2011 rok, zaczęła się
nowa dekada. Od wydania albumu „Księga Tajemnicza. Prolog” minęło 15 lat, od „Skandalu” trzynaście, od „Kinematografii” i
„Świateł miasta” jedenaście. Czy nowe dziesięciolecie przyniesie równie pionierskie, jak te wyżej wymienione produkcje? Jaką
drogę obierze rap? Jak będzie wyglądał za 10 lat? Trzeba pamiętać, że to my, ludzie tworzymy hiphopową kulturę, którą rap
opisuje. I mimo, że pojedynczo jesteśmy tylko cegiełką, razem tworzymy wielką budowlę. Zadbajmy, aby ta budowla była
ciepłym domem, a nie obskurnym więzieniem.
Autor: miki033
Przedruk ze strony:
http://mcdren.blogspot.com
Artykuł pobrano ze strony
eioba.pl