Opowieści przedmiotów
1.
Tarcza Achillesa
Homer, Iliada, Pieśń XVIII, przekł. Franciszek Ksawery Dmochowski, PIW, seria: Bibliotheca Mundi,
Warszawa 1990.
2.
Tarcza Eneasza
Wergiliusz, Eneida, Księga VIII, przekł. Tadeusz Karyłowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich,
Wrocław-Kraków 1980.
3.
Proporzec
Jan Kochanowski, Proporzec albo Hołd Pruski, w: Jan Kochanowski, Dzieła polskie, PIW, seria:
Biblioteka Poezji i Prozy, Warszawa 1972.
4.
Puchar
Ignacy Krasicki, Monachomachia czyli wojna mnichów,fragment Pieśni szóstej, w: Ignacy Krasicki,
Utwory wybrane, Wydawnictwo MEA, Warszawa 2001.
5.
Arcyserwis
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Ksiega XII, Zakład Narodowy im. Ossolińskich.
Tarcza Achillesa
Homer, Iliada
Pieśń XVIII
[...]
"Porzuć troski, szanowna i miła bogini;
I czegóż dla Tetydy Wulkan nie uczyni?
Obym tak mógł zatrzymać srogą śmierć w zapędzie,
Kiedy go niezbłagany wyrok ścigać będzie,
Jak mu zbroję wyrobię, która na kształt cudu
Błyszczyć się będzie w oczach zdziwionego ludu."
Idzie do kuźni, zwraca wprost ku ogniu miechy,
W dwudziestu piecach gęste ich szumią oddechy,
Na przemiany swe piersi wzdymają i płaszczą,
I różny wiatr posłuszną wyziewając paszczą,
Do roboty, do chęci sztukmistrza stosowne,
Raz wolne niecą żary, drugi raz gwałtowne.
Potem w piec rozpalony grube kładzie szyny
Z miedzi, z drogiego złota, ze srebra i cyny,
A stawiać pod kowadło wielkie pniak niezłomny,
Jedną ręką wziął kleszcze, drugą młot ogromny.
Wielki i tęgi puklerz boski sztukmistrz robi,
Złoty obwód okręgi troistymi zdobi,
Srebrzysty wiąże rzemień, pięć blach w kupę bije,
A na powierzchni cuda swojej sztuki ryje.
Wydana ziemia, niebo, Ocean głęboki,
Słońce, nieustannymi biegające kroki.
Księżyc i nieba w gwiazdach ozdobna korona,
Plejady i Hyjady, i moc Oryjona,
I Ursa, Wozem zwana, bo jak wóz się toczy,
Na Oryjona ciągle obracając oczy,
1
Koło biegunu krąży wiecznymi obwody,
A nigdy się nie spuszcza w Oceanu wody.
Ryje także dwa miasta dłuto nieśmiertelne.
Jedno wyraża śluby i gody weselne:
Prowadzą przy pochodniach z domu nowożeńców
Hymen! Hymen! ? wołają, a grono młodzieńców
Skocznymi tany lekkie zawięzuje koła,
Brzmi fletni i oboi kapela wesoła.
W progach domów niewiasty chciwym patrzy okiem.
Nie mogąc się tak miłym nasycić widokiem
W tymże mieście na rynku liczny lud się tłoczy,
Między dwoma mężami żwawy spór się toczy
O zabójstwa zapłatę: ten lud zabezpiecza
Pod przysięgą, że oddał, a tamten zaprzecza
Stawią świadki, by prędszy sprawy koniec mieli
Na dwie struny krzykliwa gromada się dzieli.
Woźni lud uciszają, we środku zaś rada
Sędziwych na świecących marmurach zasiada.
Biorą z rąk woźnych berta, z nim każdy powstaje
I gdy nań przyjdzie kolej, wyrok w sprawie daje.
We środku dwa talenta dla lego nagrody,
Kto słuszność najlepszymi wykaże dowody.
Pod murami drugiego miasta wojska stoją.
Straszny blask oręż ciska, lecz w chęciach się dwoją:
Jedni je na łup dzikim skazują zapałem,
Drudzy bogactwa jego chcą wziąć równym działem.
Lecz niestrwożeni knują zasadzki mieszkance:
Niewiasty, dzieci, starce osiadają szańce:
Do skrytej zaś wyprawy gotują się młodzi,
Mars im srogi i można Pallada przywodzi,
Oba złote, w odzieży złotej, w złotej zbroi,
Wzrostem, kształtem celują, jak bogom przystoi.
Przyszedłszy tam, gdzie zrobić zasadzkę wypada.
Gdzie się nieprzyjacielskie napawały stada,
Skrycie pochyłe rzeki zasiadają brzegi,
Dwa zaś wybrane od nich na pagórku śpiegi
Czekają, aż się zbliża i owce, i woły.
Nie myśląc o nieszczęściu, trzody stróż wesoły
Idzie, na fletni nucąc pieśni rozmaite.
Za danym znakiem męże wypadły ukryte,
Krzyk ostry naokoło i postrach się szerzy,
Biorą trzody, krew leją niewinnych pasterzy.
Głos boju gdy rycerze radzący usłyszą,
Wsiadają na swe wozy, piersi zemstą dyszą,
Lecą na bystrych koniach, aż w niedługiej chwili
Nieprzyjaciół pędzących zdobycz dogonili.
Wszczyna się bój nad rzeką: tamci walczą stale,
Obie się rażą strony w okrutnym zapale.
W pośrodku ich Niezgoda, Zgiełk, Śmierć, Wyrok srogi
Tych rannych, lecz dyszących, porywa za nogi,
Tych zmarłych i co mieli podpaść bliskiej stracie.
Śmierć w zbroczonej krwią ludzką uwija się szacie.
Ta strona ciągnie trupy, tamta ją odpycha.
Wszystko pod boskim dłutem żyje i oddycha.
Tamże wydał przemyślny bóg obszerne pole,
Liczni rolnicy tłuste przewracają role,
Dopiero w nie po trzykroć zapuścili pługi.
A ile razy zakrój dokończają długi,
Dziedzic ich tam obchodzi, gdzie się kończy staje,
I pełny wina puchar każdemu z nich daje.
Ci, zagrzani nagrodą słodkiego napoju,
Nowe rysują bruzdy i nie szczędzą znoju.
W złocie czystą wydała ziemię boga sztuka,
Czerni się i zdziwiony wzrok łatwo oszuka.
Druga niwa okryta dojrzałymi kłosy,
Żeńce tną zboże, płytkie mając w ręku kosy,
Gęste spadają garści. Tuż za nimi dążą
Trzej żniwiarze, co zboże w grube snopy wiążą.
I mnóstwo drobnych dzieci w pracy nie ustaje,
Zbiera garści i pierwszym do wiązania daje.
2
W milczeniu król wzniósł berło, którego ta niwa,
Ciesząc się nieskończenie z obfitego żniwa.
Pod cieniem dębu, wiejską zajęci biesiadą,
Woźni, wołu zabiwszy, mięso w ogień kładą.
I żeńce znajdą pokarm z pola wracające,
Dla nich dłonie niewiasty w miękkiej grzebią mące.
Tuż winnica obfitym płodem obciążona:
Wśród złota, którym błyszczy, wiszą czarne grona.
Tyki ze srebra rzeźbiarz porządkiem zasadza,
Rowem ze stali, płotem z cyny ją ogradza,
A jedna tylko do niej wiedzie ścieżka kręta.
Tędy wesołe chłopcy i raźne dziewczęta,
Gdy czas zbierania przyjdzie, z głośnymi okrzyki
Niosą ładowne słodkim owocem koszyki.
W środku młodzieniec, ruszać gitarą uczony,
Gra, sam sobie zgodnymi przynucając tony.
Młodzież idzie, i takiej wesołości rada,
W takt i nogą, i wdzięcznym głosem odpowiada.
Dalej głowy i silne podnoszących szyje,
Ze złota, z cyny wotów pyszne stado ryje.
Biegną, rycząc, na paszą tam, gdzie rzeka płynie,
Nurty głośno szumiące w gęstej pędząc trzcinie.
Ze złota czterech idzie pasterzy za trzodą,
A dziewięciu za sobą śmiałych kondli wiodą.
Wtem nagle dwóch straszliwych lwów z kniei wypada,
Porywają buhaja wśród drżącego stada;
On, biedny, gdy go ciągną, przeraźliwie ryczy.
Śpieszą psy i pasterze, lecz wziętej zdobyczy
Wydrzeć lwom nie potrafią; już skórę odarli,
Już wypili krew czarną i wnętrze pożarli.
Próżno kondlów pasterze do natarcia grzeją,
Szczekają one z bliska, lecz ugryźć nie śmieją.
Ryje także dolinę; tej miłe manowce,
Śnieżnym okryte runem, napełniają owce.
Widać chaty i stajnie, gdzie się kryją trzody,
I wkoło otoczone drzewami zagrody.
Ryje i cudny taniec, który Dedal w Krecie
Wymyślił Aryjadnie, prześlicznej kobiecie.
Skaczą chłopcy i dziewki wziąwszy się za ręce;
Lekka zasłona wdzięki pokrywa dziewczęce,
Na chłopcach zaś bogatsza zawieszona odzież;
Obojej płci z urody najdobrańsza młodzież.
Dziewczęta głowy w piękne ustroiły wieńce,
Na srebrze złote mają pałasze młodzieńce.
Raz jak koło (ruch jego ledwie wzrok dostrzegnie,
Gdy go doświadcza gancarz, czyli bystro biegnie)
Uczone stopy w szybkie kręcą kołowroty,
To znowu się mieszając wśród wdzięcznej ochoty
W tysiącznych kształtach pląsy lekkim robią skokiem.
Liczny lud stoi, miłym zachwycon widokiem.
W pośrodku zaś dwa skoczki z wszystkich zadziwieniem
Unoszą się nad głowy i słodkim brzmią pieniem.
Nareście świetny puklerz sztukmistrz doskonały
Szumiącymi obwodzi Oceanu wały.
Takie zrobiwszy dzieło cudnym wynalazkiem,
Kuje pancerz, płomienie swym gaszący blaskiem.
Ukuta i przyłbica, w różne dziwy ryta,
Ciężka, mocna, na hełmie złota pływa kita,
Z cyny obuw ukształcon. Więc zbroję tak rzadką
Ukończywszy, bóg złożył przed Achilla matką.
Odbiera ją z wdzięcznością, i uradowana,
Jastrzębia lotem śpieszy z darami Wulkana.
Tarcza Eneasza
3
Wergiliusz, Eneida
Księga VIII
Tymczasem boska Wenus ze śnieżnych chmur spłynie
Z darami; kiedy syna w zacisznej dolinie
Ujrzy, gdzie chłodnej rzeki lśni toń kryształowa,
Przystąpi doń witając i rzecze te słowa:
"Oto męża mego dar kunsztownej roboty:
W zbroicy tej Laurentów pysznych zwarte roty
Zmóc zdołasz i dzielnego Turna wyzwać z bliska".
Tak rzecze Cyterejka i syna uściska,
Pod dębem naprzeciwko broń kładąc wspaniałą.
On, ciesząc się podarkiem i tak wielką chwałą,
Nie może się nasycić ? oczyma, zdumiony,
Po niej wodzi, rękoma pieści i ramiony
Straszliwy szyszak z kitą, miotający płomię,
Miecz śmiercionośny oraz potężną w ogromie
Spiżową zbroję, która się krwawo rumieni,
Jak chmura, z dala lśniąca od słońca promieni,
Nakolanka ze srebra i złota, i włócznie,
I piękną niewymownie tarcz, rzeźbioną sztucznie.
Na niej dzieje Italii i triumfy Romy
Wybornie wróżb i czasów następnych świadomy
Po Askaniu i wojny wszystkie nieprzerwanie
Wyrzeźbił Ogniowładca. Tam ród, co powstanie,
Przedstawił: w grocie Marsa, widać, rozciągnięta
Wilczyca leży, wokół jej wymion bliźnięta
Igrają, chłopcy, mleko ssąc zgoła bez trwogi;
Ona zaś, lekko ku nim zginając kark srogi,
Liże obu i gładzi językiem ich ciała.
Niedaleko tuż Roma potężna jaśniała;
Porywane Sabinki wśród świąt przez tłum zbrojny
Bezecnie, i stąd wszczęte z nagła nowe wojny
Przez Romy lud, Tacjusza i Kuretów społem
Surowych. Lecz wnet bitwy znużeni mozołem
Zbrojni króle maciorę składają w ofierze
Jowiszowi, ucztują i czynią przymierze.
Obok ? Metta w dwie strony rwą w pędzie rydwany
(Obyś trwał, Albańczyku, w słowie niezachwiany!).
Wlecze zdrajcę Tul, w gniewie zacięty niezmiernie,
Przez las, a krwią dokoła zrosiły się ciernie.
Tuż Porsenna, gród z mocą oblegając, zmusza
Wygnanego na powrót przyjąć Tarkwiniusza.
Eneadzi za wolność porywają miecze;
On żywo zda się grozić; gniew widać go piecze,
Ze rozerwać most Kokles odważył się młody,
A Klelia uszła, płynąc przez Tybrowe wody.
Maniiusz zamków tarpejskicb i świątyni strzeże
Pilnie, dzierżąc wysokie Kapitelu wieże;
Strzechą ze słomy błyszczy Romulowa chata;
Tuż srebrna gęś w krużgankach wyzłacanych lata
Głosząc, że Gallów wojska czyhają za progiem;
W krzach pod zamkiem Gallowie siedzą z licem srogiem,
Głuchą nocą zakryci wśród ciemności ślepych;
Złote włosy ich, płonie złocistych szat przepych
I płaszczy prążkowanych; śnieżyste ich szyje
Spina złoto; z dwu włóczni alpejskich blask bije
Wokół, a długie tarcze osłaniają ciała.
Saliów też i Luperków nagich tam jaśniała
Gromada ? czapy z czubem, tarcze niespodzianie
Spadłe z nieba; i matki w wygodnym- rydwanie
Wiezione wśród obrzędów przez gród. ? Tuż mrok siny
Tartarskich pól, Plutona głębokie krainy
Widać, kary za zbrodnie: przykuty do skały
Katylina, na twarze jędz patrzy struchlały;
4
Cnotliwi są osobno: tym prawa śle Kato.
W środku lśni morza obraz, rzeźbiony bogato
W złocie: błyska biel piany z tła ciemnej głębiny;
Ze srebra wyrzeźbione naokół delfiny
Wzburzone fale zwinnie w krąg sieką ogonem.
Z przodu flota w spiż strojna. Na morzu spienionen
Aktyjską widać bitwę; Leukate wre w szale
Wojennym; szczerym złotem połyskują fale.
Tu August Cezat wiedzie italskie w bój srogi
Zastępy ? z nim lud, senat i potężne bogi.
On na statku wyniosłym stoi, obie skronie
Płomień zioną, rodowa gwiazda z czoła płonie.
Tuż z wróżby pomyślnymi Agryppa dostojny
Wiedzie zastęp potężny; mocarny- znak wojny,
Okrętowy mu wieniec błyska wokół czoła.
Antoniusz barbarzyńców pod znaki swe woła.
Zwycięzca z krajów Wschodu, z Czerwonych Wybrzeży,
Z Egiptu hufce zbiera ? lud Baktry z nim bieży;
Społem idzie (o hańbo!) Egipcjanka, żona.
Wraz wszyscy gnają, morza toń huczy spieniona
Od wioseł, dziobów, osęk. Suną nad głębiną;
Rzekłbyś, że to Cyklady oderwane płyną
Po morzu lub z turniami zbiegają się turnie:
Tak z mocą walą statki, piętrzące się górnie.
Lecą w krąg szybkie strzały i w kłębach płomieni
Pakuły ? krwawą rzezią morze się rumieni.
Królowa w środku, hufce brząkadłem w bój woła,
Dwóch wężów za plecami nie widząca zgoła.
Przeróżnych bogów larwy i szczekacz zuchwały
Anub ? w Neptuna, Wenus i Minerwę strzały
Miecą. Sroży się Mawors w okrutnej potędze,
Zakuty w stal, posępne lecą w górze jędze;
Ucieszona niezgoda w rozdartej odzieży
Gna, a za nią Bellona z krwawym biczem bieży.
Widząc to, łuk Apollo aktyjski napina
Z wysoka: drży Egiptu i Indu drużyna
I Arabi, Sabejcy podają tył nagle.
Królowa sama każe w lot rozpinać żagłs,
Puścić liny i z wichrem gnać morzem spienionem.
Ją, wśród rzezi blednącą niedalekim zgonem,
Wyrzeżbił Ogniowładca, jak z pędem Japyga
Gna; ogromny Nil w dali od smutku się wzdryga,
Otwiera jej ramiona i na ciche łono "
Swych modrych fal przyjmuje rzeszę zwyciężoną.
Potrójny tryumf świecąc Cezar, w mury Romy
wiezion, bogom Italii w znak chwały widomy
Nieśmiertelny ślub czyni, wielkich świątyń trzysta
Wznosi w mieście. Lud z igrzysk wesoło korzysta;
W świątyniach tłumy matron, w zieleni ołtarze,
Przed nimi cielce, bogom poświęcone w darze,
On w śnieżnym chramie Peba siedząc, wybór czyni
Z darów, łupem obwiesza podwoje świątyni
Przepyszne. Długim rzędem idą zwyciężeni,
Różni mową ? strój różny i oręż się mieni:
Tu Nomadów tłum, Afrów rzesza rozbrojona;
Lelegi, Kary, łowczych Gelonów plemiona;
Eufrates, już uciszon, szedł drżący od trwogi,
Szedł daleki Morynów naród, Ren dwurogi,
Dzicy Daje i Araks, który mosty zrywa.
Te na tarczy Wulkana Enej widząc dziwa,
Cieszy się obrazami, choć spraw nieświadomy,
Na barkach wznosząc sławę wnuków i los Romy.
Proporzec
Jan Kochanowski, Proporzec albo Hołd Pruski
cz. I
5
Zacny koronny hetmanie,
Wiem, żeć wszytkiego dostanie,
Czego trzeba ku bojowi
Dobremu walecznikowi;
Ale na zamiar co wadzi
Mieć rysztunku i czeladzi?
Przełóż weźami też ode mnie
Nie zbroję kowaną w Lemnie
Albo tarcz nieprzełomioną,
Od cyklopów urobioną ?
Lecz proporzec pięknie tkany
I z Helikonu podany
Od córek wdzięcznej Pamięci,
Bez których łaski i chęci
Hetman niech, jaki chce, wstanie,
Sławy trwałej nie dostanie.
Oto w zacnym ubierze i w złotej koronie
Siadł pomazaniec .boży na swym pańskim tronie,
Jabłko złote i złotą laskę w ręku mając,
A zakon Nawysszego na łonie trzymając.
Miecz przed nim srogi, ale złemu tylko srogi,
Niewinnemu na sercu nie uczyni trwogi.
Z Obu stron zacny Senat koronny, a wkoło
Sprawiony zastęp stoi ł rycerstwa czoło.
Przystąp, Olbrychcie młody, zacnych książąt
Który trzymasz w swej władzy piękną pruską ziemię
Z łaski cnych królów polskich; uczyń panu swemu
Winną poczciwość a ślub wiarę dzierżeć jemu.
Co tak ziścisz, jeśli spraw ojca cnotliwego
Trzymać się będziesz, z których on u pana swego
Był zawżdy w takiej wadze, że nie hołdownikiem,
Ale zdał się być jednym państwa uczesnikiem.
Jego tedy postępki mądre uczyniły,
Jego wiara i cnota, że co srodze były
Pruskie kraje strapione ustawicznym bojem,
Wrychle jęły się cieszyć pożądnym pokojem.
Miecze na niezrobione lemiesze skowano,
Szable na krzywe kosy i na sierpy dano;
Morza i drogi bystrych rzek .uspokojone,
Miasta z rumów upadłych znowu wyniesione;
Nieprzyjaciele w łaskę przyjęci; a owi,
Co ku zwadzie skłonniejszy niż ku pokojowi,
Z myśli swej hardej byli do gruntu zniszczeni
I w bojowych powodziach z głową ponurzeni.
Sprawiedliwość wielka rzecz. Tę po sobie mając,
Zacni królowie polscy, a Boga wzywając
Nieprzyjaciele główne mieczem okrócili
I krzywd swoich nad nimi znacznie się pomścili.
Którzy, z płodnej Syryjej niedawno wygnani,
Będąc przeciw poganom na pomoc wezwani
Od pogranicznych książąt narodu polskiego,
Nie ipomniąc dobrodziejstwa dopiero wziętego
Obrócili swe groty, nad łudzicie nadzieje,
Nie na pogany, ale na swe dobrodzieje,
Psów przykładem wyrodnych, którzy z wilki mają
Dobry pokój, a stado zwierzone drapają.
Ale to wszytko na ich głowę się wróciło.
A ja, tego niechając, co iprzed laty było,
Dzień dzisiejszy poświęcić myślę rymem swoim
Za zdarzeniem, o piękna Melpomeno, twoim.
A już więc syn książęcy upadł na kolana
6
I wyznał swe poddaństwo i zwierzchnego pana,
Obiecując na swą cześć k'temu się znać wiecznie,
A wiarę panu swemu zachować statecznie.
Zatym mu jest do ręku proporzec podany,
Kosztownymi farbami wszytek malowany,
Wielki, świetny, ozdobny, jaki za lat dawnych
W żadnym szyku nie był znan ani w bitwach sławnych.
Ten, jako skoro z drzewa swego był spuszczony,
A potym wzgórę na wiatr wolny wyniesiony,
Pokazały się na nim rozliczne narody,
Króle, wojska, hetmani, rzeki, miasta, grody.
Tam było widać Prusy, a oni wojują
Mazowsze, ludzi wiążą, wsi i miasta psują;
A Konrad przeciwko nim Krzyżaki prowadził
I nad głęboką Wisłą przy Dobrzyniu sadził.
Margrabiowie pomorską ziemię posiadali
I już Gdańsk niedobyty zdradą otrzymali.
Starosta zamku bronił, a temu Krzyżacy
Na ratunek bieżeli i zbrojni Polacy.
Wilkowi owcę odjął pies niepościgniony,
Ale ją sam przedsię zjadł. Zamek obroniony,
Lecz dobrzy zakonnicy Polała wygnali
I starostę, a sami zamek otrzymali,
Aż i wszytko Pomorze; król wojnę gotował,
A Czech się przeciw jemu z Krzyżaki spisował.
Żonę królewicowi z Lirbwy też niesiono
I pokój między państwy wieczny stanowiono.
Mało dalej król wzajem Margrabstwo wojuje,
A cna Krystyna gardłem cześć swą odkupuje
Dobrowolnie, bo słowy poganin zwiedziony
Jej zacną głowę nie chcąc irozdzielił z ramiony.
Tu już burda z Krzyżaki, którzy, swojej mocy
Nie ufając, u Czecha szukają pomocy.
Mazowszanin ściśniony Czechowi hołduje,
A za dobre sąsiedztwo Krzyżakom dziękuje.
Wnet potym Szamotulski przestawa z Krzyżaki,
Ale nawet gdy bitwę stoczyli z Polaki,
Pomógł ich bić; tam Szary leży zmordowany,
Którego barziej boli zły sąsiad niż rany.
Inszy król, insze czasy; ludzie, syci boju,
Dali w moc dwiema królom radzić o pokoju.
Wyrok naszym nie k'myśli, przedsię go trzymają,
Ale się Niemcy czegoś więcej domagają.
Znowu wici roznoszą, lecz papież hamuje,
A przesłuchawszy sprawy, Krzyżaki winuje.
A ci oto zaś z królem znowu się jednają,
Ale polscy biskupi na to nie zwalają.
Tamże piękny majestat był wymalowany,
Na nim król siedział, w myślach swoich rozerwany,
Bo się nazad oglądał, ma to, co się działo
Przed nogami, nie patrząc albo dbając mało.
Po nim Jagiełło Litwę jednoczy z Polaki,
A potym o pokoju rokuje z Krzyżaki.
Próżno podobno; bo patrz, jako wsi gorają,
A zamków między sobą przedsię dobywają.
Widaćże było dalej dwie wojszcze ogromne,
Strzelbę na się składając i kopije łomne;
Stąd Krzyżacy, a z nimi Niemcy i Czechowie,
Stąd Polacy i Litwa, Ruś i Tatarowie.
W bok wojska król dwa miecza od Niemców przyjmuje,
Z drugiej strony Tatary Witułt już hamuje;
Ale ci przedsię serca drugim nie skazili,
Bo Polacy na głowę Niemce porazili.
7
Malbork zatym obegnan, a pod Koronowem
Dwie wojszcze z sobą czynią obyczajem nowem,
Bowiem w pół 'bitwy z obu stron odpoczywają
Raz i drugi, za trzecim Niemcy się mieszają.
Jan Kochanowski, Proporzec albo Hołd Pruski
cz. II
Otóż Krzyżakom k'woli Czech Polskę wojuje,
Ale, wyprowadzony, toż u siebie czuje,
A Niemce znowu przedsię pod Gołubiem gromią,
A ci, w bramę się cisnąc, szyję z mostu łomią.
Tu już zasię Krzyżacy z królem się jednają,
A żmudzką płodną ziemię panom własnym zdają.
Król duński z królem polskim, mając podejrzane
Sąsiady, przysięgają na spiski podane.
Potym Czech wyrok czyni Polakom nachyło,
Ale szczęście Krzyżakom i w tym nie służyło,
Bo miasto izłota, które z wyroku dać mieli,
Srebro kładli, a tego Polacy nie chcieli.
To wniwecz; znowu przedsię radzą o pokoju,
Ale sprawą cesarską przyszło zaś do boju,
Bo Niemcy pod przymierzem do Polski wtargnęli,
A jako Bóg chciał, i talk przedsię klęskę wzięli.
I ty masz tu swe miejsce, mężny Włodzisławie,
Bo widzę, że z Krzyżaki czujesz o rozprawie,
A potym bitwę zwodzisz z poganinem srogim,
Który (ach!) miał się cieszyć twoim duchem drogim.
Patrzą jże tu Prusaków, jako zamki psują,
A wygnawszy Krzyżaki, Koronie hołdują;
Niemcy do kupy, naszy bitwę śmiele dali,
Ale sprawy nie było; nie dziw, że przegrali.
Zamki zatym służebni królowi podają,
A dawno zatrzymany swój żołd odbierają.
Krzyżacy przedsię znowu swego szczęścia kuszą,
Lecz za Pańską pomocą ustępować muszą.
Tu pokój zasię poseł papieski stanowi,
A Krzyżak czołem bije polskiemu królowi.
Biskup niedobrej myśli, bo infaiłę kładzie,
Potym ,go z mistrzem widzę i z Prusaki w radzie.
Matyjasz do Prus godzii, lecz mu drogi bronią,
A Krzyżacy powinnej przysięgi się chronią,
Przeto znowu niepokój: Firlej zamki wali,
Wsi i miasta gorają, Niemcy już ustali.
Na końcu Olbrycht klęczy w książęcym ubierze,
A od króla chorągiew rozpuszczoną bierze.
Na niej skrzydła roztoczył czarny orzeł śmiały
Niosąc w sercu zwycięzcę wielkiego znaki mały.
Srzodkiem tego wszytkiego srebrna rzeka płynie,
Którą, leżąc pod skałą przy powiewnej trzcinie,
Rozciąłgła Wisła leje krużem marmórowym,
Głowę mając odzianą wieńcem rokitowym;
A do morza przychodząc drze się na trzy części.
Tam okręty, a przy nich delfinowie gęści,
Po wierzchu wody grają połyskując złotem;
Brzegi burstynem świecą. ? Pierwsze lice o tam.
Z drugiej strony zaś tenże mistrz początki dawne
I dzieje był wyraził, na wszytek świat sławne,
Słowieńskie: naprzód, jaiko mężne Amazony
Od Termodonta przybił wiatr w scytyjskie strony;
Potym, jaiko mieszkance tamtych ziem trapiły,
A na koniec od ojców syny rozmówiły
I szły z nimi;, nabrawszy wszelakiego plonu,
8
Ku północy, i siadły po obu stron Donu.
Z tego gniazda waleczny naród wstał za laty,
Grekowie starodawni zwali Sauromaty.
Ci w Europie i w pięknej Azyjej władali
I przezwiska obiema Sarmacyjom dali.
Nie widziałeś tam zamku ani miasta zgoła,
Ani ztooża na polu, ani w jarzmie woła;
Aleś widział namioty rózino rozsadzone
I koni niezrobionych stada niezliczone.
A sami, tak mężczyzna, jako białogłowy,
Luk i szablę przy boku niosąc jadą w łowy;
Albo sąsiada budzą, jeśli gdzie, ospany,
Kosimate capy pasie i wielkie ozabany.
Widać je przy wysokim wierzchu Prometowym,
Widać je z drugiej strony, przy morzu lodowym;
I orły pograniczne rzymskie płocho siedzą,
Bo i przez wielki Dunaj oni drogę wiedzą.
To Wineci, skąd Morze Wimecikie nazwano;
To Rossani, skąd ruski naród mianowano;
To Laksi, skąd Łach rzeczom; to możni Cekowie,
Od których imię mają dzisiejszy Czechowic;
To Bulgary, co naprzód płyną po Dunaju;
Po nich dzielni Słowacy, jednegoż rodzaju:
Więc Serby, Antowie, Bosnacy za nimi
I Karwaci waleczni z chorągwiami swymi.
Przeciwko tym cesarze wojska zasadzają
Ze wszytkich stron, ale tył zawżdy podawają
Nie mogąc gwałtu strzymać; a naród słowiański
Nie oparł się aż o brzeg Wielki adryjański.
Patrzże, jako się sobią; broń nieuchroniona
W jednej ręce, a w drugiej kielnia ogładzona.
Owi na wszytki strony czujną straż trzymają,
A ci zasię Obronne mury zakładają.
A kitórzy zaś na zachód słońca się chynęli,
Aż za wodę głęboką zimnej Łaby wzięli;
Tak iż był niemal wszytko jeden opanował
Naród, co Bóg trojakim Neptunem warował.
Po tym wszytkim Boreas Orytyją niesie,
A gdziekolwiek przeminął, znać gościniec w lesie,
Sośninę wywróconą, dęby powalone,
A rzeki lodowymi mosty utwierdzone.
Która powieść, bądź za rzecz prawdziwą twierdzona
(Bo kto tego nie wspomniał!), bądź też tak zmyślona,
Znaczyła, że za laity miał wsteć lud z północy,
Którego kraj południ nie miał zdołać mocy.
Malowaniem proporzec takim ozdobiony
Wziął natenczas od króla Olbrycht przerzeczony.
Zatym w trąby i w głośne bębny uderzono,
A zarazem i strzelbę ognomną puszczono.
Jako więc piorun trzaska w niepogodne czasy,
A niebo chmurne huczy i wzruszone lasy,
Łyskawice z obłoków czarnych wynikają,
A śmiertelne narody gromu się lękają:
Taki huk wstał natenczas; a kiedy król potym
Ruszył się z majestatu swego, w płaszczu złotym,
Ruszyli się z nim wszyscy. Tam, jateo więc rany
Zefir na cichym morzu podnosi bałwany
Na pierwszym słońca wschodzie, które póki czują
Łaskawy wiatr, leniwo naprzód postępują,
Potym za duższym duchem coraz gęstsze wstają,
A płynąc przeciw słońcu, daleko błyskają:
Tym kształtem ludzie wtenczas z miejsca się ruszali,
A ku swemu mieszkaniu społem pochadzali.
Ostatek dnia biesiady sobie przywłaszczyły
I tańce, i myśl dobra, i dźwięk lutnie miły.
9
Aleś ty, wielki królu, wtenczas o biesiady
Mało dbał, i owszemeś pilnie szukał rady,
Jakobyś przywiódł w jedność dwa wielkie narody
Życząc Litwie i Polszcze wiekuistej zgody.
Na co przodkowie twoi acz grunt założyli,
Ale tobie twoje część przedsię zostawili,
Bo co waży pargamin i gęste pieczęci
Przy piśmie zawieszone, jeśli nie masz chęci?
Co tedy prawem inszy, co nas przysięgami
Wiązali, ty nas sercem zepni i myślami!
A niechaj już Unijej w skrzyniach nie chowamy,
Ale ją w pewny zamek do serca podamy,
Gdzie jej ani mól ruszy, ani pleśń dosięże,
Ani wiek wszytkokrotny starością dolezę,
Ale synom od ojców przez ręce podana
Nieogarnione lata przetrwa nie stargana.
A przypatrując się ja twej dzielności i tej
Chęci, którą masz przeciw Rzeczypospolitej,
Mam zupełną nadzieję, że w ten cel uderzysz,
Łaski Pańskiej wzywając, do którego mierzysz.
Ku czemu droga tobie, królu, tym łatwiejsza,
Im rzecz, której podajesz, sama jest ważniejsza;
Bo gdzie ludzie pewniejszy zdrowia i swobody?
Jeno tam, .gdzie się 'mocne zbuntują narody.
Miał Niemiec i z Polaka, i z Litwina siły,
Póki te dwa narody spoinie się trapiły;
Ale skoro się zjęły, Niemcom śmiech oddali,
Którzy, cudzego pragnąc, swego postradali.
Tymże fortelem i dziś postąpić musiemy,
Jeśli nieprzyjaciela sweg!o pożyć chcemy;
Albowiem przeciw mocy potrzebna jest siła.
A siła co innego, jeno gdzie ich siła?
Przetoż i każdy człowiek ma to z przyrodzenia,
Ze chciw do towarzystwa i do zgromadzenia;
Czyim by go był na przodku Bóg nie obwarował,
Źle by się był sam dzikim źwierzom odejmował.
Stąd zbory, stąd urosły miasta znamienite,
Stąd prawa i porządne rzeczypospolite;
Nad co ku zachowaniu ludzkiej społeczności
Nie ma świat nic lepszego z boskiej opatrzności.
Za powodem samego tedy przyrodzenia,
Królu zacny, ludzkiego szukaj pomnożenia,
A ludzi jednej wiary i pana jednego
Przywiedź do związku węzła nieroztargnionego.
Tym nieprzyjacielowi serce masz zepsować,
A Rzeczypospolitej pokój ugruntować
I bezpieczeństwo całe; swemu imieniowi
Zjednasz cześć nie podległą żadnemu końcowi.
Puchar
Ignacy Krasicki, Monachomachia czyli wojna mnichów
fragment Pieśni szóstej
Postawion puchar na miejscu osobnym;
Odkrył go prałat, aby był widziany.
Zadziwił oczy widokiem ozdobnym,
Skini się w nim kruszec srebrno?pozłacany.
Wiele pomieścić trunku był sposobnym.
Miara oznacza: był to dzban nad dzbany!
Rzeźba wyborna na górze, a z boku
Wyryte były cztery części roku.
10
O wdzięczna wiosno! twoje tam zaszczyty
Kunszt cudny wydał! Tu w pługu zziajane
Ustają woły, oracz pracowity
Nagli, już niwy na pół zaorane.
Śpiewa pastuszek w chłodniku ukryty,
Skaczą pasterki w wieńce przybierane.
Pękają listki, krzepią młode trawki,
Echo głos niesie niewinnej zabawki.
Gospodarz z domu po wiernej czeladzi
Na oglądanie roli swojej spieszy,
Małe wnuczęta za sobą prowadzi,
Widok go zboża już zeszłego cieszy.
Niesie posiłek. Czeladź się gromadzi,
Porzuca brony, odbiega lemieszy.
Kmotry śpiewają, skaczą, lud się mnoży,
Pleban wesoły uznaje dar boży.
Już kłos dojźrzały ku ziemi się zgina,
Już wypróżnione są gniazdeczka ptaszę,
Lato swych darów użyczać zaczyna;
Parafijanie jadą na kiermasze.
Pije ksiądz Wojciech do księdza Marcina,
Piją dzwonniki Piotry i Łukasze.
Gromadzi odpust, weselą jarmarki,
Skrzętne po domach kręcą się kucharki.
Jesień plon niesie, korzyści zupełne,
Jesień radości pomnaża przyczyny:
Składa gospodarz owiec miętką wełnę,
Tłoczy na zimę wyborne jarzyny.
Cieszy się patrząc, że stodoły pełne,
Śmieje się pleban kontent z dziesięciny,
Co dzień odbiera nowiny pocieszne,
Co dzień rachuje wytyczne i meszne.
Mróz rolą ścisnął, śnieg osiadł na grzędzie,
Zima posępna przyszła po jesieni.
Wrzaski po karczmach, radość słychać wszędzie,
Trunek myśl rzeźwi i twarze rumieni.
Idzie z wikarym pleban po kolędzie,
Żaki śpiewanie zaczynają w sieni,
Gospodarz z dziećmi dobrodzieja wita,
Kończy się kuflem pobożna wizyta.
Wierzchołek dzbana przedziwnej roboty
Grono prałatów w kapitule stawił,
Ogromne barki kształcił łańcuch złoty,
Dalej wspaniałą ucztę proboszcz sprawił.
Znużonej trzodzie z przykładnej ochoty
Pulchnokarczysty pasterz błogosławił.
Śmierć była na dnie, za nią w ścisłej parze
Obfite stypy i aniwersarze.
Pasą się oczy wspaniałym widokiem (...)
Arcyserwis
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz
Księga XII
Tymczasem goście, potraw czekający w sali,
Z zadziwieniem na wielki serwis poglądali,
Którego równie drogi kruszec, jak robota.
Jest podanie, że książę Radziwiłł-Sierota
Kazał ten sprzęt na urząd w Wenecyi zrobić
I wedle własnych planów po polsku ozdobić.
Serwis,potem zabrany czasu wojny szwedzkiej,
11
Przeszedł, nie wiedzieć jaką drogą, w dom szlachecki.
Dziś ze skarbca dobyty zajął środek stoła
0gromnym kręgiem na kształt karetnego koła.
Serwis ten był nalany ode dna po brzegi
Piankami i cukrami białemi jak śniegi:
Udawał przewybornie krajobraz zimowy;
W środku czerniał ogromny bór konfiturowy:
Stronami domy, niby wioski i zaścianki,
Okryte zamiast śronu cukrowemi pianki;
Na krawędziach naczynia stoją dla ozdoby
Niewielkie, z porcelany wydęte osoby
W polskich strojach; jakoby aktory na scenie,
Zdawały się przedstawiać jakoweś zdarzenie;
Gest ich sztucznie wydany, farby osobliwe,
Tylko głosu im braknie, zresztą gdyby żywe.
Cóż przedstawiają? ? goście pytali ciekawi,
Zaczem Wojski podnosi laskę i tak prawi
(Tymczasem podawano wódkę przed jedzeniem):
"Za mych Wielce Mościwych Panów pozwoleniem:
Te persony, których tu widzicie bez liku,
Przedstawiają polskiego historią sejmiku,
Narady, wetowania, tryumfy i waśnie;
Sam tę scenę odgadłem i Państwu objaśnię.
Oto na prawo widać liczne szlachty grono:
Pewnie ich przed sejmikiem na ucztę sproszono.
Czeka nakryty stolik; nikt gości nie sadza,
Stoją kupkami, każda kupka się naradza.
Patrzcie, iż w każdej kupce stoi w środku człowiek,
Z którego ust otwartych, z podniesionych powiek,
Rąk niespokojnych, widać ? mówca; coś tłomaczy
I palcem eksplikuje, i na dłoni znaczy.
Ci mówcy zalecają swoich kandydatów
Z różnym skutkiem, jak widać z miny szlachty bratów.
Wprawdzie tam w drugiej kupie szlachta pilnie słucha,
Ten ręce za pas zatknął i przyłożył ucha,
Ów dłoń przy uchu trzyma i milczkiem wąs kręci,
Zapewne słowa zbiera i niże w pamięci;
Cieszy się mówca, widząc, że są nawróceni,
Gładzi kieszeń, bo kreski ich już ma w kieszeni.
Lecz za to w trzeciem gronie dzieje się inaczej;
Tu mówca musi łowić za pasy słuchaczy.
Patrzcie! wyrywają się i cofają uszy;
Patrzcie, jako ten słuchacz od gniewu się puszy,
Wzniósł ręce, grozi mówcy, usta mu zatyka,
Pewnie słyszał pochwały swego przeciwnika;
Ten drugi, pochyliwszy czoło na kształt byka,
Powiedziałbyś, że mówcę pochwyci na rogi;
Ci biorą się do szabel, tamci poszli w nogi.
Jeden między kupkami szlachcic cichy stoi,
Widać, że człek bezstronny, waha się i boi;
Za kim dać kreskę? nie wie i, sam z sobą w walce,
Pyta losu, wzniósł ręce, wytknął wielkie palce,
Zmrużył oczy, paznokciem do paznokcia mierzy,
Widać, że kreskę swoją kabale powierzy:
Jeśli palce trafią się, da afirmatywę,
A jeżeli się chybią, rzuci negatywę.
Na lewej druga scena: refektarz klasztoru,
Obrócony na salę szlacheckiego zboru.
Starsi rzędem na ławkach siedzą, młodsi stają
I ciekawi przez głowy w środek zaglądają;
W środku marszałek stoi, wazon w ręku trzyma,
Liczy gałki, szlachta je pożera oczyma.
Właśnie wytrząsł ostatnią; woźni ręce wznoszą
I imię obranego urzędnika głoszą.
12
Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa.
Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza,
Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało,
Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą;
Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: "Veto!"
Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą
Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię;
Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie.
Lecz tam, na korytarzu, Państwo uważacie
Tego starego księdza, co idzie w ornacie ?
To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi,
A chłopiec w komży dzwoni i na ustęp prosi;
Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka,
A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka;
Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.
Ach! wy nie pamiętacie tego, Państwo młodzi,
Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej,
Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej;
Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa,
Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława!
W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów,
Policyjantów różnych, żandarmów, konstabów;
Ale jeśli miecz tylko bezpieczeństwo strzeże,
Żeby w tych krajach była wolność ? nie uwierzę".
Wtem dzwoniąc w tabakierę rzekł pan Podkomorzy
,,Panie Wojski, niech Wasze na potem odłoży
Te historyje; prawda, że sejmik ciekawy,
Ale my głodni, każ Wać przynosić potrawy".
Na to Wojski, skłaniając aż do ziemi laskę:
"Jaśnie Wielmożny Panie, zróbże mi tę łaskę,
Zaraz dokończę scenę ostatnią sejmików:
Oto nowy marszałek na ręku stronników
Wyniesień z refektarza; patrz, jak szlachta braty
Rzucają czapki, usta otwarli ? wiwaty!
A tam po drugiej stronie pan przekreskowany,
Sam jeden, czapkę wcisnął na łeb zadumany,
Żona przed domem czeka, zgadła, co się dzieje;
Biedna! oto na ręku pokojowej mdleje.
Biedna! Jaśnie Wielmożnej tytuł przybrać miała,
A znów tylko Wielmożną na lat trzy została!"
Tu Wojski skończył opis i laską znak daje,
I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje
Roznoszący potrawy: barszcz królewskim zwany
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
Do którego pan Wojski z dziwnemi sekrety
Wrzucił kilka perełek i sztukę monety
(Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie).
Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!
Kto zrozumie nieznane już za naszych czasów
Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,
Z ingredyjencyjami pomuchł, figatelów,
Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;
Owe ryby! łososie suche, dunajeckie,
Wyżyny, kawijary weneckie, tureckie,
Szczuki główne i szczuki podgłówne, łokietne,
Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!
W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona,
U głowy przysmażona, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u ogona.
Goście ani pytali nazwiska potrawy,
Ani ich zastanowił ów sekret ciekawy;
Wszystko prędko z żołnierskim jedli apetytem,
Kieliszki napełniając węgrzynem obfitym.
13
Ale tymczasem wielki serwis barwę zmienił
I odarty ze śniegu już się zazielenił,
Bo lekka, ciepłem letniena powoli rozgrzana,
Roztopiła się lodu cukrowego piana
I dno odkryła, dotąd zatajone oku;
Więc krajobraz przedstawił nową porę roku,
Zabłysnąwszy zieloną, różnofarbną wiosną.
Wychodzą różne zboża, jak na drożdżach rosną,
Pszenicy szafranowej buja kłos złocisty,
Żyto ubrane w srebra malarskiego listy
I gryka wyrabiana sztucznie z czekolady,
I kwitnące gruszkami i jabłkami sady.
Ledwie mają czas goście darów lata użyć.
Darmo proszą Wojskiego, żeby je przedłużyć:
Już serwis, jak planeta koniecznym obrotem,
Zmienia porę, już zboża malowane złotem,
Nabrawszy ciepła w izbie, powoli topnieją,
Już trawy pożółkniały, liścia czerwienieją,
Sypią się, rzekłbyś, iż wiatr jesienny powiewa;
Na koniec owe chwilę przedtem strojne drzewa
Teraz, jakby odarte od wichrów i śronu,
Stoją nagie; były to laski cynamonu
Lub udające sosnę gałązki wawrzynu,
Odziane zamiast kolców ziarenkami kminu.
Goście pijący wino zaczęli gałązki,
Pnie i korzenie zrywać i gryźć dla zakąski.
Wojski obchodził serwis i, pełen radości,
Tryumfujące oczy obracał na gości.
Henryk Dąbrowski udał wielkie zadziwienie
I rzekł: "Mój Panie Wojski, czy to chińskie cienie?
Czy to Pinety Panu dał w służbę swe bisy?
Czy dotąd u was w Litwie są takie serwisy
I wszyscy takim starym ucztują zwyczajem?
Powiedz mi, bo ja życie strawiłem za krajem".
Wojski rzekł, kłaniając się: "Nie, Jaśnie Wielmożny
Jenerale, nie jest to żaden kunszt bezbożny!
Jest to pamiątka tylko owych biesiad sławnych,
Które dawano w domach panów starodawnych,
Gdy Polska używała szczęścia i potęgi!
Com zrobił, tom wyczytał z tej tu oto księgi.
Pytasz, czy wszędzie w Litwie ten się zwyczaj chowa?
Niestety! Już i do nas włazi moda nowa.
Niejeden panicz krzyczy, że nie cierpi zbytków,
Je jak Żyd, skąpi gościom potraw i napitków,
Węgrzyna pożałuje, a pije szatańskie
Fałszywe wino modne, moskiewskie szampańskie;
Potem w wieczór na karty tyle złota straci,
Że za nie dałbyś ucztę na stu szlachty braci.
Nawet (bo co na sercu mam, dziś powiem szczerze,
Niech tego Podkomorzy za złe mi nie bierze)
Kiedym ten serwis cudny ze skarbca dobywał,
To nawet Podkomorzy, i on mnie przedrwiwał,
Mówiąc, że to machina żmudna, staroświecka,
Że to ma pozór niby zabawki dla dziecka,
Nieprzyzwoitej dla tak znakomitych ludzi!
Sędzio! i Sędzia mówił, że to gości znudzi!
A przecież, ile wnoszę z Panów zadziwienia,
Widzę, iż ten kunszt piękny godzien był widzenia!
14