nr 5-2003 •
13
Praktyka wróżbiarstwa opiera się na przeświadczeniu, że:
przyszłość ludzka jest już z góry dokładnie określona
i zaplanowana,
istnieją takie techniki wiedzy tajemnej (techniki
okultystyczne), dzięki którym można poznać przyszłość
i zapanować nad nią.
Przykładem najbardziej rozpowszechnionych technik
wróżbiarskich są:
kartomancja, czyli wróżenie przyszłości z kart,
astrologia, czyli przepowiadanie przyszłych zdarzeń
na podstawie układu gwiazd,
chiromancja, czyli odczytywanie z linii na dłoni
spirytyzm, czyli wywoływanie duchów zmarłych
w celu uzyskania informacji.
Uciekanie się do którejkolwiek z praktyk wróżbiarstwa jest
jawnym wykroczeniem przeciwko pierwszemu przykazaniu.
Dlaczego?
Praktyka wróżenia zakłada, że życie ludzkie nie podlega
Bożej Opatrzności, lecz bezosobowym i tajemniczym
siłom (na ogół wrogim lub co najmniej nieprzychylnym
człowiekowi). Korzystanie z wróżbiarstwa prowadzi do
osłabienia, a w końcu i zerwania więzi osobowej z Bogiem,
opierającej się na posłuszeństwie, ufności i zawierzeniu.
Osoba zniewolona pragnieniem poznawania przyszłości i
oddająca się praktykom wróżbiarstwa czyni siebie niezdolną
do modlitwy i do życia sakramentalnego, a tym samym
stopniowo ulega wpływom sił pochodzenia demonicznego.
Wróżbiarstwo jest odrzuceniem prawdziwego i jedynego
Boga, czyli łamaniem pierwszego przykazania Dekalogu.
Pismo św. surowo przestrzega przed tym grzechem:
Nie będziesz się zwracał do wywołujących duchy ani do
wróżbitów. Nie będziesz zasięgać ich rady... Ja jestem Pan,
Bóg wasz (Księga Kapłańska 19,31). Przeciwko każdemu,
kto zwróci się do wywołujących duchy albo do wróżbitów,
aby uprawiać nierząd z nimi, zwrócę oblicze i wyłączę go
spośród jego ludu... Bo Ja jestem Pan, Bóg wasz (Księga
Kapłańska 20, 6-7). Czary, w jakiejkolwiek formie by się
nie przedstawiały, należą do czynów, które wyłączają z
dziedzictwa Królestwa Bożego (List do Galatów 5, 20).
Wróżbiarstwo jest radykalnym oszustwem
sprzeniewierzającym się podstawowej prawdzie
teologicznej, że przyszłość jedynie zna Bóg. Rzekome
wykradanie Bogu tej tajemnicy jest całkowitą iluzją.
Nawet szatan (założywszy, że działa on przy pomocy
swego narzędzia, jakim może być wróżbita – medium)
nie zna przyszłości, ponieważ ona dopiero się tworzy
poprzez dobrowolną współpracę człowieka z Bogiem.
Szatan, doskonale wnioskując na podstawie ukrytych dla
ludzi mechanizmów natury, może jedynie ułożyć możliwy
scenariusz wydarzeń z przyszłości, który jednak wcale nie
musi się spełnić.
Fakt, że jedynie Bóg zna przyszłość, w niczym nie
ogranicza ludzkiej zdolności kształtowania własnego życia
(przede wszystkim w tym, co najważniejsze, a mianowicie
w kwestii własnego zbawienia). Proroctwa pochodzące
od Boga (czyli komunikowana przez Boga człowiekowi
wiedza odnośnie przyszłości) tym różnią się od wróżby, że
nigdy nie przesądzają z góry o przyszłości, lecz uprzedzają
przed tragicznymi konsekwencjami grzechów i odmowy
nawrócenia. Proroctwo jest więc warunkowe (jego
wypełnienie się zależy od postawy samego człowieka),
natomiast przepowiednie wróżbitów dotyczą wydarzeń
rzekomo nieodwołalnych i niezależnych od wolnego
działania ludzkiego.
Wróżbiarstwo radykalnie przekreśla drogę
chrześcijańskiego rozwoju i świętości. Propagując
determinizm (przyszłość została z góry zaplanowana)
i fatalizm (nie ma możliwości uwolnienia się od
wyznaczonego biegu wydarzeń) unieważnia konsekwencje
wyboru dobra lub zła. Objawiona nauka o rzeczach
ostatecznych (niebo, piekło, czyściec) zostaje tutaj
całkowicie odrzucona.
Oprócz zaburzeń duchowych (z opętaniem włącznie),
uleganie przepowiedniom wróżbitów prowadzi do lęku,
uczucia bezradności, osaczenia i rozpaczy, a w dalszej
kolejności do ciężkich chorób psychicznych.
Objawienie Boże wypowiadające się poprzez Biblię
i Magisterium Kościoła, dla dobra samego człowieka
surowo zakazuje uciekania się do którejkolwiek z form
wróżbiarstwa. Gdy chrześcijanin korzysta z horoskopów
lub z usług wróżbitów, widzących, magów itp.
– wchodzi w konflikt z pierwszym i najważniejszym
przykazaniem dekalogu. Tym samym, wystawia siebie na
niebezpieczeństwo działania mniej lub bardziej ukrytych sił
złego ducha, którego celem jest zerwanie więzi człowieka
z Bogiem i doprowadzenie do duchowej śmierci.
Codziennym lekarstwem na pokusę poznawania
przyszłości jest modlitwa i życie sakramentalne prowadzące
do coraz głębszego zawierzenia Bożej Opatrzności.
ks. Andrzej Trojanowski TChr
Wróżbiarstwo,
czyli poznawanie przyszłości
dossier:
okultyzm
Aikido okazało się miłością moje-
go życia. Szybko robiłem postępy. Po
dwóch latach zostałem instruktorem,
co się rzadko zdarza, bo to bardzo trud-
na dyscyplina. Wkrótce zostałem zali-
czony do tzw. uchi – deshi, czyli bez-
pośrednich uczniów mistrza. Treno-
wałem przez sześć dni w tygodniu, po
trzy – cztery godziny dziennie. O 5:30
pierwszy trening z mistrzem, od 18 do
20 trening z moimi uczniami i późnym
wieczorem ostatni trening dla grupy
zaawansowanej w mojej sekcji. Kie-
runek studiów (archeologia) wybrałem
taki a nie inny, bo w informatorze o stu-
diach uniwersyteckich był to pierwszy
alfabetycznie kierunek o tak małej ilo-
ści zajęć w tygodniu. Wówczas miałem
opracowany cały scenariusz życia roz-
pisany na kolejne lata. Za dwa – trzy
lata pierwszy dan, po trzech następnych
drugi, a wtedy moja pierwsza, własna
szkoła aikido, za kilka lat następna. I
tak dalej. Brałem udział w sesjach tre-
ningowych z mistrzami japońskimi w
kilku krajach europejskich, bo oni w
końcu byli dla mnie największymi auto-
rytetami.
Pewnego dnia do mojej sekcji przy-
szedł list od człowieka, który w Polsce
dwadzieścia lat temu zainicjował tę dys-
cyplinę. Zrezygnował z aikido ze wzglę-
du na silny kryzys związany z niemożno-
ścią pogodzenia wiary w Jezusa z ideolo-
gią wschodnich sztuk walki. Ten list był
bardzo intymnym świadectwem i wywarł
na mnie silne wrażenie. Pozostało także
pytanie o podstawę jego decyzji. Wyda-
wało mi się, że jedno z drugim nie ma
związku.
Moim kolegą, także instruktorem z
długim stażem, był chłopak, który uczest-
niczył w spotkaniach modlitewnych
Odnowy Charyzmatycznej. Nagle prze-
stał przychodzić na treningi. Po dłuższym
czasie spotkałem go przypadkiem na ulicy
i zapytałem o powód jego nieobecności.
Odpowiedział mi, że na treningach przed
i po medytacji kłania się wizerunkowi
nieżyjącego już mistrza Ueshiby, zało-
życiela aikido. W kościele robi to samo
przed tabernakulum. Ten sam czyn, ale
jego podmiot jest inny. W końcu musiał
zdecydować, co wybrać i wybrał Jezu-
sa. To również zlekceważyłem, widząc
w tym zbyt głęboką interpretację. Wąt-
pliwości wynikłe z tych zdarzeń narasta-
ły we mnie, zwłaszcza, że nagle zaczą-
ły we mnie, zwłaszcza, że nagle zaczą
ły we mnie, zwłaszcza, że nagle zaczą
łem dostrzegać różnego rodzaju patolo-
gie wynikłe z uprawiania aikido u moich
uczniów: nadpobudliwość, agresję, jakąś
pogardę dla innych; to wszystko u ludzi
zajmujących się sztuką walki tak finezyj-
ną i, co najważniejsze, uważaną za naj-
bardziej defensywną i łagodną wśród
wschodnich sztuk walki. Kiedyś czyta-
łem przypadkiem Pismo Święte i natrafi-
łem na fragment mówiący, że nie wolno
kłaniać się obcym bogom. Ten jeden wers
wrył mi się w umysł jak drzazga. Byłem
jednak tak zaangażowany, że nie mogłem
po prostu zrezygnować, zrezygnować z
całego życia, które zbudowałem na aiki-
do. Ale wątpliwości były i nie dawały mi
spokoju, zwłaszcza cała „liturgia” zwią-
spokoju, zwłaszcza cała „liturgia” zwią
spokoju, zwłaszcza cała „liturgia” zwią
zana z treningiem – ukłony, medytacja,
adoracja mistrzów i białej broni (treno-
wałem także sztukę miecza – iaido). Pew-
nego dnia, zapewne nie do końca świado-
mie, powiedziałem Bogu, że jeżeli w tym,
co robię jest coś złego, to niech się o tym
przekonam. Ale niech się przekonam tak
do końca, żeby nigdy w życiu później nie
mieć wątpliwości, czy moja decyzja rezy-
gnacji była słuszna w końcu miałbym
zacząć życie od początku. Wkrótce mia-
łem pożałować tej prośby.
Treningi zaczynały się i kończyły
medytacją, w której chodzi o uzyskanie
Zło kryło się
w aikido
Dziś mam dwadzieścia osiem
lat. Jedenaście lat temu, jako
uczeń trzeciej klasy liceum
rozpocząłem uprawianie sztuk
walki. Zacząłem od karate, ale
moją prawdziwą fascynacją już
wcześniej było aikido. Wkrótce
też zacząłem je uprawiać.
świadectwo
kontroli nad ki. Ki to bezosobowa ener-
gia Uniwersum, dająca początek i koniec
wszystkim zjawiskom i istotom żywym w
kosmosie. W każdej sztuce walki ćwicze-
nia fizyczne to tylko środek do uchwyce-
nia kontaktu z tą mocą na etapie począt-
kowym i później manipulowania nią. W
trakcie codziennych medytacji doświad-
czyłem po dwóch latach czegoś na kształt
stanu niebytu. To, o czym piszę może
brzmieć niewiarygodnie. Przypuszczam,
że gdybym to ja słuchał takiej opowieści,
sam jej nie przeżywszy, to bym prawdo-
podobnie w nią nie uwierzył.
W przestrzeni duchowej, którą osią-
gałem, spotkałem istoty duchowe pełne,
a raczej coś, co określiłbym jako oso-
bową obecność kogoś, nie doświadczal-
ną inaczej niż przez duchowy kontakt
transcendentalny. To zjawisko, fascynu-
jące jak nic innego na świecie, powtarza-
ło się za każdym razem w trakcie medyta-
cji. Jednocześnie wraz z tą osobową obec-
nością we mnie, uruchomiły się jakby
dary paranormalne. Doświadczyłem cze-
goś na kształt telepatii, tzn. obudziła się
we mnie ogromna wrażliwość na ludzkie
intencje i zamiary. Stając przed kimś na
macie po prostu wiedziałem, co ten czło-
wiek za chwilę zrobi. Ponadto zacząłem
odczuwać kumulacje i przepływ tej ener-
gii, o której wcześniej pisałem. Jednocze-
śnie objawiać się we mnie zaczęły różne
choroby o nieznanym źródle. Upływ tej
energii w trakcie ćwiczeń powodował
moje całkowite wycieńczenie. W rezulta-
cie, mając 2 m wzrostu, ważyłem po roku
około 60 kilogramów. To niewiarygodne,
ale w takim stanie dysponowałem ogrom-
ną siłą psychiczną. Ludzie bali się mnie
i nikt nie mógł ze mną wytrzymać sam
na sam w jednym pomieszczeniu. Czu-
łem się bogiem, taka władza nad każdym
człowiekiem! Wkrótce jednak okazało
się, że to nie ja decyduję o sobie. Będąc
kiedyś sam w domu, znalazłem stary
różaniec i wziąłem go do ręki, bo leżał
gdzieś w kącie. W tym momencie usły-
szałem potok obscenicznych bluźnierstw.
To, co przedtem było efektem medytacji,
co uznawałem za stan przejścia w wyższy
obszar duchowy, teraz uruchomiło się bez
mojego wpływu. Doznałem potwornego
uczucia paniki i wybiegłem z domu. Od
tej pory stale towarzyszyła mi obecność
kogoś złego. Zacząłem czuć potworny,
irracjonalny strach. Bałem się cały czas,
choć nie było wcale żadnego zdarzenia,
które by mogło wywołać ten strach. Tak
jakby lęk stał się częścią mojej natury czy
cechą charakteru. Jednocześnie
stale przeżywałem halucynacje
słuchowe. Słyszałem ciągle wul-
garne bluźnierstwa, jakby wielu
głosów, zwłaszcza pod adresem
Matki Bożej. Stale prześladowa-
ły mnie obsesyjne myśli samo-
bójcze. W moim domu było
duże lustro na środku mieszka-
nia, zacząłem nagle bez przyczy-
ny bać się go, mając pewność, że
zobaczę w nim coś potwornego.
Te doświadczenia nie zmie-
niły mojego życia, nie zrezy-
gnowałem z aikido. Dalej byłem
instruktorem. Po roku takiego
życia, jako człowiek praktycznie
nie wierzący, zacząłem poma-
łu domyślać się, że moje cier-
pienia wynikają z jakichś okul-
tystycznych praktyk, zakamu-
flowanych w sztukach walki i
działania demonów. Następnego
roku stało się tak, że przyjechał
z Anglii pewien mistrz. Postano-
wiłem, że będę przez te kilka dni
uczestniczył w treningach z nim,
po czym zrezygnuję. Moje znie-
wolenie osiągnęło bowiem etap,
na którym zacząłem mieć kosz-
marne halucynacje wzrokowe. Dopiero to
właśnie ostatecznie mnie złamało. Kiedy
skończył się ostatni trening, w sobo-
tę, wróciłem do domu i poszedłem spać
ze świadomością, że to był mój ostatni
trening w życiu. W nocy dostałem cze-
goś podobnego do ataku malarii. Poczu-
łem tak silny ból w całym ciele, że zaczą-
łem skamleć do Jezusa o ratunek. Ten stan
wytonował się nad ranem.
Pamiętałem, że kiedy cztery lata
wcześniej zmarł mój dziadek, poszedłem
do spowiedzi i pamiętałem ogromne uko-
jenie, które wówczas przeżyłem. Pojawiła
się we mnie desperacka myśl, że to mnie
teraz uratuje. Wieczorem była Msza dla
studentów i poszedłem wcześniej, wie-
dząc, że przed Mszą ktoś zawsze siedzi
w konfesjonale. Wszedłszy do kościo-
ła, zobaczyłem księdza, który uczył reli-
gii w moim liceum. Nienawidziłem tego
człowieka. Od dawna mnie namawiał,
żebym zrezygnował z aikido, co wzbudzi-
ło we mnie dużą niechęć do niego i agre-
sję. Byłem jednak w takim stanie, że było
mi już wszystko jedno. Wyspowiadałem
się, ale efekt nie był taki, jakiego oczeki-
wałem. W trakcie wysłuchiwania poucze-
nia zacząłem odczuwać tak silne cier-
pienie jak poprzedniej nocy. W myślach
wyłem, żeby to się wreszcie skończyło.
Po spowiedzi ten stan sprawił, że ucie-
kłem z kościoła i pobiegłem do mojego
mistrza. Powiedziałem mu, że rezygnuję,
bo nie mogę dać sobie rady ze sobą. Nie
wyjaśniłem mu, z jakiego powodu. Ten
człowiek był moim dobrym kolegą, nie
miał świadomości, że z aikido wiąże się
cokolwiek złego. Uszanował moją decy-
zję. Sam zresztą widział, że od dawna jest
coś ze mną nie tak. Wracałem całkowicie
zmiażdżony. Jakaś myśl kazała mi wrócić
pod kościół. W nocy uklęknąłem i pomy-
ślałem, a raczej samo mi się jakoś pomy-
ślało: „Weź moje życie, sam nie dam
rady. Rób ze mną, co chcesz”. Z tą myślą
wróciłem do domu.
Od tej pory zaczął się prawdziwy czy-
ściec. Ledwo zaliczyłem rok na uczelni.
Straciłem wszystkich przyjaciół. Oka-
zało się, że na moim roku znam tylko
jedną osobę. Odeszła ode mnie dziew-
czyna. W sumie lepiej, bo tylko ją krzyw-
dziłem. Niech mi Bóg wybaczy. Wkrót-
ce przeżyłem jeszcze inne cierpienie cią-
gnące się za mną do dziś. Związałem się z
inną kobietą, która mnie nie kochała i po
dwóch miesiącach porzuciła.
Zacząłem chodzić na spotkania modli-
tewne Odnowy w Duchu Świętym, do
dossier:
okultyzm
nr 5-2003 •
15
czego namówiła mnie siostra i wspomnia-
ny wyżej ksiądz. Za radą księdza-egzor-
cysty odbyłem spowiedź generalną, co
dało ten skutek, że wszystkie manifestacje
zła, które przeżywałem, straciły na sile.
Wkrótce wziąłem udział w rekolek-
cjach, gdzie na końcu modlono się o to,
by Duch Święty dotknął uczestników.
W trakcie tej modlitwy czułem się źle.
Chciało mi się wymiotować i najchęt-
niej bym wyszedł. Wracałem do domu
całkowicie rozczarowany. Miałem wiel-
kie pretensje do Boga, że w niczym mi
nie pomógł.
Na drugi dzień mieliśmy się spotkać
raz jeszcze i pożegnać. Z mojego domu
szło się około pół godziny do kościo-
ła, w którym były rekolekcje, cały czas
przez park. Postanowiłem zatem przejść
się pieszo, bo była bardzo ładna pogoda.
Szedłem bezmyślnie pogrążony w rozpa-
trywaniu własnego poczucia zawodu. W
połowie drogi nagle zdałem sobie spra-
wę, że ja nic nie słyszę. Pierwszy raz od
dwóch lat nie miałem żadnych halucy-
nacji, tak słuchowych jak i wizualnych.
Dotarło do mnie, że to była pierwsza
noc od dwóch lat, którą normalnie prze-
spałem. Czy ktoś może zrozumieć, co ja
wtedy przeżyłem?
Ale, paradoksalnie, wcale nie było
potem łatwiej. To był najtrudniejszy
dla mnie czas, trudniejszy niż jakikol-
wiek inny. Nigdy nie było mi tak ciężko.
Zapewne powodem była ruina emocjonal-
na czy też psychiczna po tych wydarze-
niach. Pamiętam, że wszystko mnie wtedy
raniło, nawet najmniejsze niepowodzenie
czy też zachowania innych, które dziś po
prostu ignoruję.
Miesiąc później pojechaliśmy całą
wspólnotą na czuwanie Odnowy do Czę-
stochowy. Prowadził je o. Verlinde. W
pewnej chwili powiedział, że w drodze do
domu anioł stróż każdemu powie, komu
ma opowiedzieć o Jezusie. Po wszystkim
wsiedliśmy do autokaru, a ja usłyszałem
gdzieś w środku nazwisko mojego wykła-
dowcy. To znaczy pojawiła się nagle jakaś
ogromna pewność, że to ta właśnie osoba.
Zdjął mnie lodowaty strach. Ten czło-
wiek był dla mnie instytucją na uczel-
ni, a nie osobą. Jak ja miałem w ogóle
zacząć tę rozmowę? Zajęcia z nim mia-
łem za dwa dni. Robiłem wszystko, żeby
go tego dnia nie spotkać, ale obraz tego
człowieka po prostu mnie wszędzie prze-
śladował. W końcu poszedłem do jego
gabinetu i poprosiłem o dziesięć minut
rozmowy. Powiedziałem, że chciałbym
mu o czymś opowiedzieć, ale na począ-
tek chciałbym, żeby miał świadomość, że
czuję strach przed tą rozmową i najchęt-
niej bym w ogóle jej nie zaczynał. Opo-
wiedziałem mu wszystko to, co opisałem
powyżej. On słuchał w milczeniu. Potem
podszedł i uściskał mnie. Usłyszałem, że
to było dla tego człowieka bardzo wzru-
szające, bo nikt z nim nie rozmawiał przez
całe życie o wierze w tak intymny sposób.
Okazało się więc, że to Bóg zadziałał.
Jestem pewien, że jest we mnie bar-
dzo dużo okaleczeń wewnętrznych,
stale tego doświadczam. Żyję wciąż ze
świadomością ciężaru moich doznań.
Czasem czuję się tak bardzo stary i
zniszczony. Nigdy nie skorzystałem z
pomocy psychologa, choć wiele osób,
w tym spowiednicy, mi to radziło. Cza-
sem rodzi się we mnie pokusa, aby te
doświadczenia przekreślić, przekreślić
wynikającą z nich pewność istnienia
szatana i Boga, tak realną jak istnienie
każdego z nas. Pewność każdej sekun-
dy, że Bóg po prostu jest obecny w rze-
czywistości. Pojawia się we mnie tęsk-
nota, żeby żyć jak miliony innych, nor-
malnych ludzi. Ale tak nie będzie, bo
ta pewność jest we mnie jak rozognio-
na rana. Tak bolesna zwłaszcza w tym,
co trudne, a zarazem tak słodka i koją-
ca. Ktoś, kto doświadczył miłości Boga
po prostu nie może zignorować cier-
pienia drugiego człowieka. Wspomnie-
nie ogromu miłości Jezusa sprawia, że
cierpienie drugich staje się ciężarem
nie do uniesienia. Jednocześnie czło-
wiek dotyka tego, jak bezgranicznie
kochać można, a jak kochać nigdy nie
będzie w stanie.
B.
S
ą wśród nas ludzie, którzy odczytali swe powołanie do całkowitego oddania się Panu Bogu
w zwyczajnych, świeckich warunkach życia. Pracują zawodowo, utrzymują kontakty rodzinne
i towarzyskie, mieszkają sami lub z bliskimi, nie wyróżniają się strojem ani żadnymi zewnętrznymi
symbolami, nie noszą habitu. Swe pragnienie pełnego poświęcenia się Panu potwierdzają ślubami
czys-tości (rozumianej także jako życie w celibacie), ubóstwa i posłuszeństwa. Starają się swym
codziennym postępowaniem przekazywać prawdę o Dobrej Nowinie. Spotykają się systematycznie
na modlitwie, pogłębiają swą formację – tworzą uznane przez Kościół wspólnoty, zwane instytutami
świeckimi...
Taki jest istniejący od ponad 50 lat żeński
Instytut Świecki Chrystusa Króla
.
Jeżeli i w Twoim sercu rodzi się podobne pragnienie, jeśli chcesz służyć Bogu
i ludziom na takiej drodze, chciałabyś zasięgnąć informacji – napisz:
ks. Edward Szymanek, ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań
Ćwiczyłam intensywnie, dzień w
dzień, przez wiele godzin. Po trzech latach
potrafiłam zgromadzić energię w każ-
dej czakrze bez większego trudu. Teraz
należało ją zebrać w jednym centralnym
miejscu i otworzyć się na wszechświat.
Obiecywano, że jest to szczyt dążeń jogi.
Byłam gotowa. Nadszedł wieczór, kiedy
byłam sama i nikt mi nie przeszkadzał.
Chciałam zasmakować tego szczęścia.
Udało mi się szybko zebrać całą ener-
gię; moje ciało było strasznie ciężkie, bez
czucia, jakby obce. Czułam, jak z niego
wychodzę, jak jest mi lekko, dobrze...
Moim celem było połączenie się z jakąś
bliżej nieokreśloną energią, która miała
dać mi obiecane szczęście...
Naraz poczułam, że coś zaczyna mnie
wchłaniać, coś strasznego, czarnego. Nie
mogłam się uwolnić, a tak chciałam już
wrócić z powrotem! Nie umiem opisać
strachu, przerażenia, rozpaczy – chcia-
łam wrócić do swojego ciała, a „to” mnie
wciągało coraz mocniej i mocniej. Pomy-
ślałam, że to chyba jest piekło i myśl moja
powędrowała do dobrego Boga. W tym
samym momencie wróciłam z powrotem.
Do rana leżałam jak sparaliżowana; zlana
zimnym potem, bałam się własnego odde-
chu. Miałam wrażenie, że przez chwi-
lę byłam w piekle lub czymś, co to przy-
pomina, pomimo wszelkich podręczniko-
wych zapewnień, że spotkać mnie miało
wymarzone szczęście.
Kiedy ćwiczyłam jogę, moje życie
układało się gładko. Miałam nawet pewne
zdolności, np. wiedziałam, co się wyda-
rzy, jak skończy się dana sytuacja życio-
wa znajomych, jak przebiegnie egzamin...
Bawiło mnie to, ale i dawało jakieś poczu-
cie wyższości nad innymi, bo ja potrafi-
łam wiele rzeczy przewidzieć, a oni nie.
Nie zastanawiałam się wówczas, skąd to
mam, było mi z tym po prostu wygodnie i
to wystarczało.
Wszystko się zmieniło po tej pamięt-
nej nocy. Postanowiłam zerwać defini-
tywnie z jogą i nie mieć z tym już nic
wspólnego. Najgorsze było to, że nie
mogłam o tym z nikim porozmawiać –
bałam się posądzenia o chorobę psychicz-
ną czy o zdziwaczenie, bo przecież wszy-
scy wiedzieli, co obiecywały mi podręcz-
niki jogi.
Nigdy już do tej praktyki nie wró-
ciłam, ale w moim życiu zaczęły się
dziać dziwne rzeczy. Czułam, jak gdyby
coś, co mi do tej pory sprzyjało, zaczę-
ło mnie niszczyć. Byłam wychowana w
wierze katolickiej, codziennie się modli-
łam, uczęszczałam co niedzielę na Mszę
św., choć robiłam to bardziej z przyzwy-
czajenia i tradycji niż z potrzeby serca.
Teraz każde pójście do kościoła było dla
mnie katuszą. Już w drodze na Mszę św.
było mi słabo, miałam wrażenie, że coś
zabiera mi siły. Zawroty głowy, słabość w
nogach, mdłości pojawiały się nagle i nie
chciały mnie opuścić, a przecież byłam
zdrowa fizycznie. W kościele stawałam
zawsze przy drzwiach wyjściowych, bo
nie byłam w stanie wejść w głąb. Wiele
razy podsuwano mi krzesło, widząc jak
bardzo jestem blada. A ja nie rozumiałam,
co się ze mną dzieje. Zaczęłam spóźniać
się na Msze św., żeby skrócić sobie katu-
sze, którym byłam poddawana. Stałam się
nerwowa, noce stały się dla mnie kosz-
marem, miałam wrażenie, że coś zabiera
mi siły i życie. To trwało ponad trzy lata;
byłam u kresu sił i podupadałam już na
zdrowiu. Nadal bałam się o tym komukol-
wiek powiedzieć, a bardzo potrzebowa-
łam pomocy, tym bardziej, że nachodzi-
ły mnie coraz częściej myśli podsuwające
jedyny, zdawać by się mogło, sposób na
uwolnienie się z tego koszmaru – śmierć.
Już jako dziecko żywiłam szczegól-
nie ciepłe uczucie do Matki Bożej, przy-
nosiłam jej kwiaty do ołtarza, rozmawia-
łam z Nią. Wiele lat temu obiecałam bli-
skiej mi osobie, że codziennie zmówię
choć część różańca. Słowa dotrzyma-
łam, choć kończyło się to przeważnie
na jednym „Zdrowaś Mario”. I właśnie
podczas tego „Zdrowaś Mario” w ciągu
owych trzech lat przychodziła mi do
głowy wciąż ta sama myśl, która nęka-
ła mnie do bólu: „Zacznij przyjmować
Komunię św. – ona da ci siłę”. Zupeł-
nie w to nie wierzyłam, bo jakże taki
mały opłatek może mi pomóc, przecież
go już przyjmowałam i nic szczególne-
go się nie działo. Ta myśl wciąż mnie
jednak nękała. Aż wreszcie przyszedł
koniec, moje własne siły się wyczerpały
i wszystko zaczęło się walić: sam widok
kościoła budził dreszcze i strach, a myśl
Kiedy miałam dziewiętnaście lat, bardzo interesowałam się jogą.
Zgłębianie jej zaczęłam od ćwiczeń, które miały usprawnić moje
ciało, ale później ćwiczyłam również moją psychikę, bo tego
wymagało pełne zaangażowanie się w jogę. Kupowałam książki,
gazety, czytałam, jak krok po kroku dojść do „wielkiego szczęścia”,
czyli do połączenia się z wszechświatem.
Joga
doprowadziła mnie
do przedsionka piekła
nr 5-2003 •
17
dossier:
okultyzm
18
•
nr 5-2003
Na każdym skrzyżowaniu kana-
łów energetycznych są tak zwane cza-
kry. Jeżeli przez uprawianie jogi następu-
je sukcesywne odblokowywanie kanałów
energetycznych, wtedy energia ta wzrasta
i otwierają się kolejne czakry. Tak samo
recytowanie mantry (są to formuły uwiel-
bienia hinduskiego bóstwa) ma doprowa-
dzić do otwarcia czakr, aby odblokować
w człowieku dostęp energii okultystycz-
nej. Czy wierzący w Chrystusa, który ma
tylko Jemu oddawać cześć i uwielbienie,
może powtarzać tego rodzaju bluźniercze
formuły mantr? Otwarcie w człowieku
czakr sprawia, że staje się on medium sił
okultystycznych, w konsekwencji czego
dobrowolnie wystawia się na działanie
złych duchów, które pragną go zniszczyć
i doprowadzić do wiecznego potępienia.
Na początku ćwiczenie jogi nie powo-
duje większych zmian w organizmie. Z
czasem jednak w metabolizmie komór-
kowym i całej przemianie materii nastę-
pują bardzo poważne zaburzenia. Zatra-
canie świadomości osobowej przyczynia
się do niezwykle niebezpiecznych zmian
w ciele, psychice i w życiu duchowym.
Nawet najbardziej niewinne ćwiczenia
jogi prowadzą do odblokowywania w
człowieku dostępu do tajemniczej energii
okultystycznej (kundalini), która stanowi
dla niego śmiertelne zagrożenie.
Okultyzm jest próbą manipulacji
energiami przyrody przy pomocy róż-
nego rodzaju technik. Energie te są nie-
uchwytne dla nauk ścisłych, nie można
ich zbadać, lub stwierdzić ich istnienia
przy pomocy instrumentów pomiaro-
wych, takich nauk, jak biologia, che-
mia czy fizyka.
Radiesteta charakteryzuje się pewną
nadwrażliwością na tajemnicze energie
z dziedziny okultystycznej. Bioenergote-
rapeuta natomiast naprowadza tę energię
na osobę, którą ma leczyć. Jest to okul-
tyzm, biała magia. Taki człowiek staje się
medium, instrumentem, kanałem okulty-
stycznej energii. Na początku to fascynu-
je, bo wydaje mu się, że zaczyna panować
nad tajemniczymi energiami, a z czasem
wpływać na innych ludzi i posiadać nad
nimi władzę. Takie działania sprzeciwiają
się Bożym planom. Stwórca pragnie aby-
śmy byli pośrednikami Jego Miłości, w
duchu pokornej służby, a nie panowania.
W jodze i innych technikach medy-
tacji oraz w różnych formach okulty-
zmu uobecnia się pokusa po raz pierwszy
wypowiedziana w Raju: otworzą się wam
oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i
zło (Rdz 3,5). Pokusa ta rodzi żądzę wła-
dzy oraz pychę. Ulegając jej, człowiek
otwiera się na działanie tajemniczych
duchowych istot, staje się ich kanałem
przekaźnikowym (channeling). Owe wro-
gie istoty objawiają swoją obecność stop-
niowo, najczęściej wyrażają swoją nie-
nawiść do Chrystusa i Maryi, podsuwa-
jąc ludziom bluźniercze myśli podczas
modlitwy i Eucharystii.
Techniki medytacji wschodnich spro-
wadzają się do odpowiedniego ułożenia
o Matce Bożej sprowadzała od razu do
mojej głowy bluźnierstwa, co było dziw-
ne, bo przecież na swój sposób Ją czci-
łam. Powróciła do mnie myśl o przyjęciu
Komunii św. Powiedziałam wtedy: „Do-
brze, Panie Boże, niech Ci będzie. Ja obie-
cuję, że przez cały rok, co niedziela będę
przystępować do Komunii św., ale Ty mi
pomóż, bo ginę!”. Było to postawienie
Bogu ultimatum. Słowa dotrzymałam,
choć Bóg jeden wie, ile mnie to koszto-
wało. Każda droga do ołtarza była męką,
słabłam wiele razy, ale jednak szłam. Po
pewnym czasie zauważyłam, że owa zła
siła przestała mnie przemagać, przesta-
ła przeważać. Czułam jak obok powstaje
we mnie coś nowego, coś większego, coś,
co wraca mi siły. Nic z tego za bardzo nie
rozumiałam, ale instynktownie czułam, że
to moja jedyna deska ratunku.
Minął rok. Szłam na Mszę św. i cie-
szyłam się, że „swoje odrobiłam”, i że
jeśli nie chcę, nie muszę już podcho-
dzić do Komunii i przeżywać po raz
kolejny towarzyszących temu katuszy.
Ludzie szli, a ja siedziałam w ławce,
ksiądz skończył rozdawanie Komu-
nii, a ja uczułam coś dziwnego w
sercu, coś, co przyszło do mnie jakby
z zewnątrz. Serce ścisnął mi żal nie do
opisania, taki, z jakim żegna się uko-
chaną osobę na dworcu. Łzy popłynę-
ły, smutek ściskał serce i wtedy zrozu-
miałam: odczułam brak Jezusa, zrozu-
miałam, że Komunia św. to nie tylko
kawałek białego opłatka, że ja przyj-
muję żywego Boga. Mój żal wypływał
z faktu dobrowolnej rezygnacji z przy-
jęcia Go do swojego serca. Otworzy-
ły mi się oczy, dopiero wówczas wiele
rzeczy zrozumiałam.
Dziś staram się być blisko Boga,
często uczestniczę we Mszy św. Pan
często nawiedza moje serce i zale-
wa je swą miłością, choć nie szczę-
dzi również krzyży i cierpienia, nigdy
jednak nie zostawia mnie z tym samej.
Moja walka ze złym zabrała mi jesz-
cze wiele lat i nadal trwa, ale Bóg
mnie chroni.
Ogarnia mnie tylko paniczny strach,
gdy widzę jak wielu ludzi zabawia się
we wróżbiarstwo, tarota, magię. Wiem,
co to oznacza i jakie są tego konsekwen-
cje. Również dlatego zdecydowałam się
napisać to świadectwo, żeby przestrzec
wszystkich przed tego typu praktykami.
Matko Boża, dziękuję za Twą opiekę,
że mnie nie zostawiłaś, choć mój obie-
cany różaniec był taki krótki. Ze wzglę-
du na moje marne „Zdrowaś Mario”, Ty
mnie, Matuś, nie opuściłaś.
Krysia
Joga
śmiertelne zagrożenie
Praktykowanie jogi oraz innych wschodnich technik medytacji
i koncentracji prowadzi do odblokowania w człowieku kanałów
energetycznych po to, aby mógł przyjmować energię okultystyczną
(określaną jako
kundalini). Kanały te mają się znajdować po obu
stronach kręgosłupa i wychodzić przez otwory nosowe.
ciała (asany), kontrolowania oddechu i
jego skanalizowania (pranajana), oraz
do powtarzania mantr, co ma odblokować
energię na poziomie mentalnym. Mantra
jest swego rodzaju autohipnozą inteligen-
cji, ma doprowadzić do zawieszenia jej
działania, do utraty świadomości osobo-
wej – nirwany, zjednoczenia z przyrodą,
ale na zasadzie jakiegoś rozpłynięcia się
w niej. Jest to stan przypominający działa-
nie narkotyków, prowadzi do chwilowego
zapomnienia osobistych problemów.
W ostateczności takie zjednoczenie
ze wszystkim prowadzi do doświadcze-
nia całkowitej samotności. Jest to prze-
ciwne ludzkiej naturze, gdyż ostatecz-
nym powołaniem człowieka jest miłość.
Aby zaistniała miłość, muszą być dwie
osoby. Miłość jest tylko międzyosobo-
wa. Natomiast nirwana jest doświad-
czeniem totalnej samotności. Cała tech-
nika i główny cel praktykowania jogi
sprzeciwia się więc ostatecznemu powo-
łaniu człowieka. Bóg nie stworzył nas w
tym celu, abyśmy stopili się w jedno z
naturą i zatracili swoją osobowość. Powo-
łał nas do istnienia, abyśmy w wolności
nawiązali z Nim osobową relację miłości
przez przyjmowanie daru Jego Miłości w
Boskiej Osobie Ducha Świętego. W ten
sposób Bóg pragnie czynić nas świętymi,
czyli dokonywać dzieła naszego przebó-
stwienia, a przez nas uświęcania świata.
Wtedy nasza osobowość będzie się rozwi-
jać i osiągać swoją pełnię przez zjedno-
czenie w miłości z Bogiem.
Trzeba pamiętać, że w religiach
wschodu wszystko jest przejawem boga,
wszystko jest bogiem, a człowiek ma
sobie uświadamiać, że on też sam jest
bogiem. W takim rozumieniu bóg nie
jest Bogiem osobowym, ale siłą kosmicz-
ną, a człowiek powinien wyzwolić się ze
złudzenia swojej osobowości, aby mógł
zjednoczyć się z energią całej przyrody,
z wielką całością, niejako wtopić się w
energię bożą. Można to osiągnąć tylko
za cenę wyrzeczenia się swojej osobowo-
ści, zatracenia swojego jedynego i niepo-
wtarzalnego „ja”. Skoro ja jestem bogiem
i inni ludzie są bogami, nie mogę powie-
dzieć „ja”, nie mogę nawiązywać relacji
miłości z innymi ludźmi. Z Objawienia
dowiadujemy się, jak błędne i szkodliwe
jest takie myślenie, gdyż Bóg jest Stwór-
cą natury i z nią się nie zlewa. Bóg jest
transcendentny w stosunku do wszyst-
kich stworzeń. Jest On Trójcą Osób i pra-
gnie, aby człowiek nawiązał z Nim oso-
bową relację i przez to potwierdził oraz
rozwinął niepowtarzalność swojej osoby.
Staje się oczywiste, że mamy tu do czy-
nienia z dwoma przeciwstawnymi dro-
gami duchowości: joga i inne tech-
niki medytacji wschodniej proponu-
ją mistykę naturalną wtopienia czło-
wieka w całą przyrodę przez zatra-
cenie wymiaru osobowego, natomiast
duchowość judeochrześcijańska ukazu-
je drogę niesamowitego rozwoju osoby
ludzkiej, która dokonuje się poprzez
relacje miłości z Bogiem i innymi ludź-
mi, aż do doprowadzenia go do uczest-
nictwa w Boskiej naturze (2 P 1,4), do
stania się dzieckiem Bożym.
ks. M. Piotrowski TChr
nr 5-2003 •
19
dossier:
okultyzm
Ja sama wywodzę się z tego środowi-
ska, dlatego poczułam taką potrzebę, ale
i obowiązek ostrzeżenia, czy chociażby
zwrócenia uwagi na pewne aspekty tej
działalności.
Urodziłam się i wychowałam w
rodzinie wierzącej, lecz niepraktykują-
rodzinie wierzącej, lecz niepraktykują
rodzinie wierzącej, lecz niepraktykują
cej. W wieku 25 lat wyszłam za mąż.
Wkrótce na świat przyszła nasza córecz-
ka, a po 3 latach syn. W tym czasie w
kościele bywaliśmy bardzo rzadko.
Codziennie modliłam się do ֲ„swojego”
Pana Boga i uznawałam siebie za dużo
lepszą chrześcijankę od innych chodzą-
lepszą chrześcijankę od innych chodzą
lepszą chrześcijankę od innych chodzą
cych do kościoła (jak bardzo się myli-
łam!). Nasze kłopoty zaczęły się, gdy
po raz pierwszy zachorował syn. Miał
wtedy niecałe 2 miesiące i został prze-
wieziony do szpitala z ciężkimi duszno-
ściami. Sytuacja była poważna – drżeli-
śmy o jego życie i zdrowie. Syn wyzdro-
wiał, lecz za pół roku znowu się dusił.
Ostatecznie przebywał w szpitalu 3 razy.
Za każdym razem sytuacja była poważ-
na, a przyjazd do szpitala odbywał się w
dramatycznych okolicznościach.
Pomimo leczenia i wielu zabiegów,
stan jego zdrowia nie poprawiał się.
Wtedy postanowiliśmy ratować syna
inaczej. Jeździliśmy do wielu znanych
bioenergoterapeutów, zielarzy; leczony
był homeopatycznie, biorezonansem i w
sanatoriach. Niestety, niewiele to pomo-
gło. Nawet najlepszy bioenergoterapeu-
ta w Polsce (według rankingu jednej z
gazet) mu nie pomógł. W końcu posta-
nowiliśmy wziąć zdrowie syna w swoje
ręce. Podczas wizyty u innej bioenergo-
terapeutki zostaliśmy zachęceni do tego,
aby kłaść ręce na syna, gdy jest chory.
Odkryła ona u męża zdolności bioener-
goterapeutyczne i przekonywała, że ma
dużo energii i warto to wykorzystać.
Na Targach Ezoterycznych chcieli-
śmy więc sprawdzić zdolności męża u
radiestety. Okazało się, że mąż ma duże
predyspozycje i wysoki poziom energii.
Radiesteta namówił nas na ukończenie
kursu reiki i radiestezji. Byliśmy zafa-
scynowani tą dziedziną. Coraz bardziej
nas to wciągało. Ja, oczywiście, chcia-
Tak wiele mówi się ostatnio o bioenergoterapii, radiestezji,
wróżbiarstwie i innych niekonwencjonalnych metodach
uzdrawiania. Jest to temat dosyć drażliwy, ponieważ
te metody mają zarówno wielu przeciwników jak i
zwolenników. Kościół wypowiada się jednoznacznie na ten
temat, a pomimo tego ludzie prawie masowo korzystają z
usług gabinetów medycyny niekonwencjonalnej.
bo porzuciłam bioenergoterapię
Odniosłam sukces,
świadectwo
20
•
nr 5-2003
łam uzdrawiać cały świat. Rzeczywi-
ście wyniki miałam bardzo dobre, to
znaczy wszystkim moje zabiegi poma-
gały. Zachęceni dobrymi osiągnięciami,
wspólnie z mężem ukończyliśmy jesz-
cze kurs bioenergoterapii. Marzyłam o
otwarciu gabinetu medycyny naturalnej.
Byłam bardzo zafascynowana tymi tech-
nikami i gorliwie je wykorzystywałam.
Minęło 1,5 roku od ukończenia
wszystkich kursów. Przez cały ten czas
bardzo dużo się uczyłam, przeczytałam
wiele książek i moja wiedza pozwala-
łaby mi już na zrealizowanie swojego
marzenia, gdyby... No właśnie, na kursie
bioenergoterapii poznałam osobę, dzię-
ki której wraz z mężem na nowo odkry-
liśmy Boga. A potem to już tylko zaufa-
liśmy Mu i poddaliśmy się Jego prowa-
dzeniu. Zrozumiałam wtedy wiele rze-
czy, uświadomiłam sobie, jak bardzo
się myliłam, wchodząc na ścieżkę bio-
energoterapii. W tym duchu i na pod-
stawie doświadczenia znanych mi osób
odkryłam, jak niebezpieczne mogą być
praktyki uzdrawiania ludzi. Im więcej
się modliłam, tym mniej miałam prze-
konania do bioenergoterapeutycznych
praktyk. Aż pewnego dnia zrozumia-
łam, że nie potrzebne mi są już symbo-
le, znaki, układy rąk, a wystarcza modli-
twa. Odzyskałam wiarę i przyznałam, że
Mistrz jest tylko jeden, a jest Nim Jezus
Chrystus.
Z przerażeniem patrzę teraz wstecz
na moje doświadczenie. Myślałam, że
będę uzdrawiać ludzi, a nie potrafi-
łam pomóc sobie. Nie wiedziałam, że
najpierw trzeba uzdrowić swoje wnę-
trze, swoją duszę, zmienić swój sposób
myślenia, dopiero później innym poma-
gać. A moja dusza była chora, zdezo-
rientowana i zagubiona. Żeby wyleczyć
ciało, trzeba najpierw uzdrowić duszę.
A czy duszę może uzdrowić bioenergo-
terapeuta w ciągu trwającego 15 minut
zabiegu?
Oficjalnie nie mówi się o zagroże-
niach płynących z bioenergoterapii czy
radiestezji, co najwyżej uważa się ludzi,
którzy się tym zajmują za niegroźnych
dziwaków. A jednak te zagrożenia istnie-
ją i są poważne. Tysiące osób odwiedza
gabinety medycyny naturalnej. Często
bardzo chorzy ludzie wyruszają na drugi
koniec Polski, by spotkać się ze słyn-
nym
bioenergoterapeutą-uzdrowicie-
lem. Dziś pytam: ilu osobom faktycznie
to pomaga? Osobiście znam osoby, któ-
rym taka wizyta zaszkodziła. Myślę, że
najbardziej przykre jest to, że niektórzy
bioenergoterapeuci obiecują, że wyleczą
z każdej choroby. Czy nie jest to nad-
użycie? Przecież człowiek chory zrobi
wszystko, by wyzdrowieć.
Obserwowałam na Targach Ezote-
rycznych wielu „cudotwórców” operu-
jących „potężną siłą energii uzdrawiają-
cej” i jestem porażona tymi poczynania-
mi. Wśród tłumu ludzi, zgiełku, hałasu
chcą leczyć ludzkie dusze i ciała, gubiąc
szacunek i otwartość na drugiego czło-
wieka. Widzę w tym więcej zabiegów
komercyjnych i zwyczajnego „robienia
pieniędzy” na ludzkim nieszczęściu, niż
prawdziwej troski o bliźniego. Wiem, że
zdarzają się tzw. cudowne uzdrowienia.
Nie wiem tylko, ile jest w tym zbiegu
okoliczności, a ile działania mocy zła...
Za równie niepokojący uważam sposób
organizowania kursów z zakresu uzdra-
wiania. Czasem w ciągu zaledwie 2 dni
można zrobić kurs i od razu otwierać
gabinet! Przy zapisach nie sprawdza się
ani predyspozycji, ani stanu psychicz-
nego czy moralnego kandydata. Każdy
może przyjść i odbyć taki kurs, a stąd
już niedaleko do tragedii.
Od około roku w każdą niedzielę i
święto chodzę do kościoła na Euchary-
stię. Każda Msza św. to dla mnie wiel-
kie przeżycie, umocnienie wiary i zjed-
noczenie z Jezusem. Zanoszę Chrystu-
sowi Eucharystycznemu swoje intencje,
podziękowania i zawsze jestem wysłu-
chana. Dla Niego po wielu latach przy-
stąpiłam do sakramentu spowiedzi św. i
przeżycie to uświadomiło mi, jak wiel-
kie jest Miłosierdzie Boże. Chorego syna
powierzam więc Jezusowi Miłosierne-
mu. Z pełną ufnością, szczerym, otwar-
tym sercem proszę Jezusa w modlitwie
o pomoc dla dziecka. I syn choruje teraz
rzadziej, nie ma już duszności.
Cały czas staram się pracować nad
sobą, doskonalę swoje wnętrze, poma-
gam bliskim na miarę swoich możliwo-
ści. Modląc się, nie wymieniam całej
serii próśb, mówię tylko: „Panie pro-
wadź, niech będzie wola Twoja, Jezu
ufam Tobie”. I proszę mi uwierzyć, jest
to najcudowniejsza „metoda biotera-
peutyczna” na wszelkie troski, a Jezus
wciąż okazuje się najlepszym Uzdro-
wicielem!
Anna
W
Katechizmie Kościoła
Katolickiego czytamy:
„Należy odrzucić
wszystkie formy wróżbiarstwa:
odwoływanie się do Szatana lub
demonów, przywoływanie zmarłych
lub inne praktyki mające rzekomo
odsłaniać przyszłość. Korzystanie z
horoskopów, astrologia, chiromancja,
wyjaśnianie przepowiedni i wróżb,
zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie
się medium są przejawami chęci
panowania nad czasem, nad historią
i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie
pragnieniem zjednania sobie ukrytych
mocy. Praktyki te są sprzeczne ze
czcią i szacunkiem – połączonym
z miłującą bojaźnią – które należą
się jedynie Bogu (2116). Wszystkie
praktyki magii lub czarów, przez które
dąży się do pozyskania tajemnych
sił, by posługiwać się nimi i osiągać
nadnaturalną władzę nad bliźnim
– nawet w celu zapewnienia mu
zdrowia – są w poważnej sprzeczności
z cnotą religijności. Praktyki te należy
potępić tym bardziej wtedy, gdy
towarzyszy im intencja zaszkodzenia
drugiemu człowiekowi lub uciekanie
się do interwencji demonów. Jest
również naganne noszenie amuletów.
Spirytyzm często pociąga za sobą
praktyki wróżbiarskie lub magiczne.
Dlatego Kościół upomina wiernych,
by wystrzegali się ich. Uciekanie się
do tak zwanych tradycyjnych praktyk
medycznych nie usprawiedliwia
ani wzywania złych mocy, ani
wykorzystywania łatwowierności
drugiego człowieka” (2117).
nr 5-2003 •
21
dossier:
okultyzm
homeopatii
22
•
nr 5-2003
Jakie są źródła i doktrynalne pod-
stawy homeopatii? Twórcą stosowa-
nej dzisiaj homeopatii jest urodzo-
ny w 1755 r. dr Samuel Hahnemann.
W 1810 r. napisał książkę Organon of
Rational Healing. Jest to najważniej-
sze dzieło homeopatii, z którego dowia-
dujemy się o ścisłych powiązaniach tej
metody leczenia z magnetyzmem zwie-
rzęcym. Czytamy tam, że ludzkie cho-
roby są spowodowane przez wyłącz-
nie duchowe (dynamiczne) zaburzenia
mocy ducha (witalnej zasady) ożywia-
jącej ludzkie ciało (por. Organon,11).
Lekarstwo ma działać na energię witalną
i dlatego ma przypominać chorobę, być
do niej podobne.
Lek homeopatyczny musi być mak-
symalnie rozcieńczony. Stopień roz-
cieńczenia oznacza się literą D (system
dziesiętny) lub C (system setny). Sys-
tem D polega na tym, iż 1 kroplę „leku”
mieszamy z 9 kroplami wody lub, rza-
dziej, alkoholu; otrzymujemy roztwór
D1, następnie 1 kroplę D1 z 9 kropla-
mi wody otrzymujemy roztwór D2 itd.
itd. System setny C polega na tym, iż
1 kroplę „leku” mieszamy z 99 kropla-
mi wody czy alkoholu, otrzymując w ten
sposób roztwór C1 (CH1), następnie 1
kroplę C1 z 99 kroplami wody i mamy
C2 itd. Rozcieńczenia niskie wahają się
między D1 a D10 (C5), zaś rozcieńcze-
nia wysokie od CH5 do CH30, a nawet
CH100 itd. Z naukowego punktu widze-
nia, biorąc na przykład sól kuchenną,
za pomocą prostego rachunku można
dowieść, że w roztworze od CH12 nie
ma już ani jednej cząsteczki tego związ-
ku. A więc co „leczy”?...
Dr. medycyny H.J. Bopp z St. Gall
w Szwajcarii pisze: „By skonstatować
absurdalność leczenia homeopatyczne-
go, skorzystamy z przewodnika Guide
pratique d‘homéopathie J. Hodlera.
Zgodnie z prawem podobieństw dora-
dza on podanie Calculi renalis (kamie-
nie nerkowe) CH9 choremu cierpiącemu
na te właśnie kamienie nerkowe. Ocze-
kuje się więc zniknięcia kamicy nerko-
wej i uleczenia chorego poprzez zasto-
sowanie leku zawierającego sproszko-
wany kamień nerkowy, rozpuszczony
w stężeniu 1/100000000000000000000
(18 zer). Ten sposób leczenia staje się
co najmniej niebezpieczny w wypad-
ku choroby zakaźnej” (Brulion 1/1999,
str. 130).
Drugim etapem przygotowania
leków homeopatycznych jest potencja-
lizacja lub dynamizacja, która polega
na powtarzanych przy każdym rozcień-
czaniu wstrząśnięciach. Owe wstrzą-
sy mają uchwycić niewidzialną energię
okultystyczną czyli niematerialną naturę
substancji. W Organonie czytamy: „Le-
karz jest w stanie usunąć owe chorobo-
we zaburzenie jedynie poprzez oddzia-
ływanie na ową niematerialną energię
przy pomocy substancji obdarzonych
mocami modyfikującymi, także niema-
terialnymi, a odbieranymi przez uner-
wioną wrażliwość obecną w organi-
zmie. Tak oto dzięki ich dynamiczne-
mu oddziaływaniu na energię witalną
mogą leki przywrócić zdrowie i rzeczy-
wiście odnowić równowagę biologicz-
ną chorego”. Jak widać ta zasada wpro-
wadza nas w świat okultyzmu, używania
tajemnych mocy, a na ten temat Kościół
wypowiada się jednoznacznie: wszyst-
kie praktyki magii i czarów, przez które
dąży się do pozyskania tajemnych sił,
by posługiwać się nimi i osiągnąć nad-
naturalna władzę nad bliźnim – nawet
w celu zapewnienia mu zdrowia – są w
poważnej sprzeczności z cnotą religij-
ności (tzn. są grzechem ciężkim) (KKK
2117).
W kręgu producentów leków home-
opatycznych jest powszechnie wiadome,
że w celu znalezienia nowego leku sto-
suje się praktyki okultystyczne, waha-
dełka, seanse spirytystyczne, podczas
których prosi się duchy o informacje.
Dr H. J. Bopp pisze, że „homeopa-
tia spokrewniona jest z magnetyzmem,
praktyką hipnotyzerów oraz terapią
opierającą się na odczytywaniu infor-
macji z kształtu małżowiny usznej (au-
riculo therapie), a przecież wszystkie
te metody są albo okultystyczne, albo z
okultyzmem powiązane (occultus – nie-
znany). Nasz wysiłek powinien zmie-
rzać do demistyfikacji pozorów nauko-
wości tych metod, które nie są przeko-
nywające, kiedy bada się źródło, teorię,
praktykę oraz bieżące świadectwa, doty-
czące efektów ich zastosowania. Naiw-
nością byłoby oczekiwać jasnej i rzetel-
nej odpowiedzi, czy też odsłaniających
prawdę wyjaśnień ze strony lekarzy
lub farmaceutów leczących za pomo-
cą homeopatii. I choć na pewno istnie-
ją wśród nich ludzie uczciwi i sumien-
ni, szukający sposobu korzystania z
homeopatii w oderwaniu od jej tajem-
nych praktyk, to jednak wpływ okul-
tyzmu, z natury swej ukryty, często
pod przykrywką pseudonaukowej teo-
rii, nie znika ani nie zostaje zneutrali-
zowany przez fakt powierzchownego
potraktowania, które zadowala się po
prostu zanegowaniem istnienia takie-
go wpływu. Homeopatia jest po prostu
niebezpieczna. Jest całkowicie sprzecz-
na z nauczaniem Słowa Bożego. Chce
Pułapka
Termin homeopatia pochodzi z połączenia dwóch słów:
homois
(podobny) i
pathos (ból). Leksykon PWN stwierdza, że „homeopatia
to nieuznawana przez naukę metoda leczenia polegająca
na stosowaniu w bardzo dużym rozcieńczeniu środków, które
w normalnym stężeniu powodują objawy podobne do objawów
danej choroby”. Homeopatia jest więc systemem terapeutycznym
polegającym na „leczeniu” chorych przy pomocy takich środków,
które wywołują objawy identyczne z tymi, które chcemy wyleczyć.
„Podobne leczy się podobnym”.
nr 5-2003 •
23
dossier:
okultyzm
ona leczyć za pomocą substancji zdy-
namizowanych, a to oznacza – obcią-
żonych «ładunkiem» okultystycznym.
Leczenie homeopatią jest więc owocem
praktycznego przyjęcia filozofii i religii
hinduizmu, panteistycznej i ezoterycz-
nej”. Dr Bopp pisząc o tym, jaka powin-
na być postawa chrześcijanina wobec
homeopatii stwierdza, że „Pismo Święte
wyraźnie przestrzega przed konsekwen-
cjami praktykowania spirytyzmu i astro-
logii, które homeopatia ma w wielkim
poważaniu.
Nie będziecie się zwracać do wywo-
łujących duchy ani do wróżbitów. Nie
będziecie zasięgać ich rady, aby nie
splugawić się przez nich. Ja jestem Pan,
Bóg wasz (Kpł 19,31); Nie znajdzie się
pośród ciebie nikt, kto by przeprowa-
dzał przez ogień swego syna lub córkę,
uprawiał wróżby, gusła, przepowied-
nie i czary, nikt, kto by uprawiał zaklę-
cia, pytał duchów i widma, zwracał się
do umarłych. Obrzydliwością jest dla
Pana każdy, kto to czyni (Pwt 18,10-12).
Pan Bóg uważa te grzechy za plugawią-
ce nas, za duchową prostytucję, ohydę.
Jego przestroga jest uroczysta.
Zażywanie leków homeopatycz-
nych oraz wyrobów antropozoficznych
(Weleda) jest jak najbardziej niewska-
zane i odradzane. Niektórzy wierzący
myślą, że leki homeopatyczne o bar-
dzo niskim stężeniu (do D6) są ducho-
wo nieszkodliwe. Nawet jeśli wziąć pod
uwagę, że współcześnie leki homeopa-
tyczne produkowane metodą przemysło-
wą są dynamizowane mechanicznie, już
samo przyjęcie i leczenie homeopatią
jest owocem praktycznego uznania filo-
zofii i religii hinduizmu. Kontakt z nie-
materialną istotą rzeczy, z niewidzial-
ną siłą świata ezoterycznego działają-
cego w leku, kala chrześcijanina. Tajem-
ne, okultystyczne działanie w homeopa-
tii przenosi się na osobę chorego, pod-
daje go (świadomego lub nie) działa-
niu złego ducha. Wielokrotnie rezulta-
tem tego jest pewien związek z szata-
nem. Można zostać wyleczonym z cho-
roby ciała, ale za to następuje w czło-
wieku zachwianie równowagi psychicz-
nej, a w życiu duchowym regres. Zna-
czącym jest fakt, że często w tych rodzi-
nach, które stosują takie metody lecze-
nia, spotkać można depresje.
Ludzie wierzący nie powinni dać
się skusić faktem zadziwiających uzdro-
wień przy pomocy homeopatii. Nie cho-
dzi o to, by je zanegować, nawet jeśli
medycyna naukowa nie znajduje wyja-
śnień. Pismo Święte uczy nas, że szatan
poprzez ludzi zdolny jest czynić cuda i
uzdrowienia: Powstaną bowiem fałszy-
wi mesjasze i fałszywi prorocy i dzia-
łać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd
wprowadzić, jeżeli to możliwe, także
wybranych (2 Tes 2,9-10).
Co należy czynić, jeśli spostrzegamy,
że wystawiliśmy siebie na owo tajemne
działanie? Przede wszystkim konieczna
jest skrucha i odcięcie od takiego wpły-
wu. Należy uwierzyć całym sercem, po
uznaniu swych grzechów, w całkowi-
te wyzwolenie poprzez Ofiarę i Prze-
najdroższą Krew Chrystusa, wylaną
na Krzyżu. Spotkanie z wiernymi (du-
chownymi lub świeckimi), doświad-
czonymi w tej dziedzinie jest często
konieczne, szczególnie jeśli zaistnia-
ły problemy psychiczne lub duchowe.
Pan Jezus przyszedł zbawić i wyzwolić.
Jeśli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako
wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i
oczyści nas z wszelkiej nieprawości (l J
1,9). Jeśli więc Syn was wyzwoli, wów-
czas będziecie rzeczywiście wolni (J 8,
36). (dr H. J. Bopp, La Bonne Nouvelle,
Olivet 1984. cyt. za Brulion 1/1999,
s.132-133)
Red
2
nr 5-2003
Proponują im łatwe osiągnięcie
szczęścia, sukcesu życiowego, pozbycie
się kłopotów i problemów zdrowotnych.
Ich działalność jest często reklamowana
w środkach masowego przekazu, w pro-
gramach telewizyjnych i radiowych, za
pośrednictwem prasy i książek, interne-
tu, ulotek. Oferują swoją „niezawodną”
pomoc w problemach sercowych, eko-
nomicznych, zdrowotnych. Zapewniają,
że potrafią leczyć choroby, przepowia-
dać przyszłość i udzielać zbawiennych
porad na wszystkie nękające proble-
my. Rozprowadzają amulety, talizma-
ny, proszki na szczęście, kadzidła miło-
ści itp., wszystko za odpowiednio wyso-
ką opłatą, z zapewnieniem „niezawod-
ności” działania.
Im bardziej w społeczeństwie pogłę-
bia się analfabetyzm religijny i słabnie
autentyczna wiara w Chrystusa, tym bar-
dziej ludzie skłonni są wierzyć i korzy-
stać z ofert różnych uzdrawiaczy, wróż-
bitów, magów. Istnieją wróżbici i cza-
rownice, którzy w celu zamaskowania
swojej przewrotnej działalności często
posługują się obrazkami świętych lub
krzyżami, a w magiczne rytuały wplatają
modlitwę „Ojcze nasz”. Ich okultystycz-
ne praktyki stanowią dokładne zaprze-
czenie religii i wiary w Boga. Okultyzm
w różnych swoich postaciach jest reli-
gią szatana. Praktykujący różne odmia-
ny okultyzmu (wróżenie, czytanie myśli,
oddziaływanie na różne osoby, pano-
wanie nad siłami natury, kulty i medy-
tacje wschodu, joga, kontakt ze zmar-
łymi) są przekonani, że mogą do wła-
snych celów wykorzystać siły wyższe.
Często nie są świadomi, że to właśnie
te tajemnicze siły podporządkowują ich
sobie i zniewalają. Człowiek, który się
modli i ufa Bogu pragnie odczytać Jego
plany i im się dobrowolnie podporząd-
kować. Natomiast uprawiając magię,
on sam chce decydować o tym, co jest
dla niego dobre, a co złe i posługuje się
tajemniczymi, niematerialnymi siłami,
aby według własnych planów budować
swoją przyszłość. W ten sposób stawia
siebie w miejscu Boga, przez co ciężko
grzeszy przeciwko pierwszemu przyka-
zaniu: Nie będziesz miał Bogów cudzych
przede mną (Wj 20, 3);
przede mną
przede mną
Słuchaj, Izraelu,
Pan jest naszym Bogiem – Panem jedy-
nym. Będziesz miłował Pana, Boga two-
jego, z całego swego serca, z całej duszy
swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6,
swojej, ze wszystkich swych sił
swojej, ze wszystkich swych sił
4-5).
Czarownicy, wróżbici, astrologo-
wie, bioenergoterapeuci wywołujący
duchy oddają się pod panowanie demo-
nicznych mocy, które posługują się nimi
do swych celów. Ludzie słabej wiary,
albo tacy, którzy zerwali swoje więzy z
Bogiem, szukają pełni szczęścia w zdro-
wiu, bogactwie, władzy, uznaniu, przy-
jemności.
Ci wszyscy, którzy nie wierzą, że
człowiekowi tak naprawdę do szczęścia
potrzebny jest tylko Bóg, bardzo łatwo
ulegają pokusie złego ducha, który
mówi: Tobie dam potęgę i wspaniałość
tego wszystkiego, bo mnie są poddane i
mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc
upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko
Zawiniona ignorancja podstawowych prawd chrześcijaństwa,
analfabetyzm religijny jest poważną winą oraz źródłem wielu tragedii
życiowych. Żerują na nim różnego rodzaju sekciarze, wróżbici,
magowie, astrologowie, bioenergoterapeuci, którzy codziennie
na masową skalę oszukują naiwnych ludzi, wyciągając od nich
wielkie sumy pieniędzy.
religia szatana
będzie Twoje (Łk 4, 6-7). I dlatego tak
wielu ludzi szuka rozwiązania swoich
problemów, pomocy, szczęścia u wróżą-
cych z kart, bioenergoterapeutów, jasno-
widzów, astrologów, wróżbitów, cza-
rowników. W ten sposób dobrowolnie
oddają siebie pod działanie i wpływ sił
demonicznych. Za pomocą amuletów,
talizmanów, rytuałów, formuł, gestów
pragną zdobyć władzę, panować nad
otaczającą rzeczywistością, osiągnąć
szczęście, bronić się przed niepowodze-
niami, chorobą i jak najwięcej odnieść
korzyści osobistych.
Są również ludzie, którzy w dobrej
wierze praktykują radiestezję, bio-
energoterapię i nie zdają sobie sprawy
z tego, na jak wielkie niebezpieczeń-
stwo wystawiają siebie i tych wszyst-
kich, którym pragną pomóc. Bioener-
goterapeuta zawsze otwiera się na dzia-
łanie energii okultystycznej i przekazu-
je ją osobie, którą uzdrawia. W ten spo-
sób, często nieświadomie, naraża siebie
i leczone osoby na działanie złych mocy.
Jacques Verlinde, jeden z największych
znawców tej problematyki, stwierdza:
„Mógłbym tu zacytować wiele kon-
kretnych przypadków, w których osoby
uzdrowione przez bioenergoterapeutę w
kilka miesięcy potem zaczęły mieć trwa-
łe i niepokojące objawy innego typu.
Bardzo często są to stany o wiele bar-
dziej skomplikowane aniżeli te, z któ-
rymi przyszli na leczenie, a na doda-
tek ludzie ci są u kresu sił... Ciągłe bóle
głowy, bezsenność, niepokoje psychicz-
ne, nawet duchowe. W takim stanie idą
do księdza i jeżeli ten jest świadom tych
spraw, będzie mógł dokonać anamne-
zy (przypomnieć wydarzenia) i, według
mego doświadczenia, w wielu przypad-
kach, których nie można było wytłu-
maczyć, odnajduje się prawie zawsze
albo praktykowanie okultyzmu, i wtedy
wszystko jest jasne, albo poddawanie się
mniej lub bardziej regularnie różnym
niekonwencjonalnym terapiom, albo
kontakty z wróżkami, osobami będący-
mi jasnowidzami itp. Co wtedy należy
czynić? Trzeba po prostu prosić w trak-
cie modlitwy o wyzwolenie – co wcale
nie znaczy, że jest się opętanym, nie w
tym rzecz. Mogą jednak zaistnieć związ-
ki pomiędzy osobą, która was leczyła, a
wami. Istnieje możliwość, że poprzez
kanał tych więzi doznajemy negatyw-
nych wpływów. Trzeba zatem pro-
sić w modlitwie, aby Pan uciął wszel-
kie więzy, które mogłyby was wiązać z
uprzednimi praktykami okultystyczny-
mi” (Świadectwo życia ojca Jacques’a
Verlinde, Brulion 1/1999 s.109).
Natomiast „zawodowi” wróżbi-
ci, magowie, różnej maści uzdrawia-
cze w pierwszych kontaktach są bardzo
uprzejmi, zachowują się jak prawdziwi
dobrodzieje i przyjaciele, przedstawia-
ją się jako jedyni, którzy potrafią roz-
wiązać wszystkie problemy. Manipulują
ludźmi i uzależniają od swoich praktyk.
Kiedy dają klientowi talizman (lub inne
przedmioty) mówią mu, że co jakiś czas
musi on być „doładowany” energią. Za
każde „doładowanie” trzeba odpowied-
nio zapłacić. W ten sposób wyłudzają od
naiwnych duże sumy pieniędzy. Niektó-
rzy z nich, aby zmylić klientów, wiesza-
ją w swoich gabinetach różańce, figur-
ki świętych, obrazy o. Pio lub papie-
ża. Często posługują się również pry-
watnymi detektywami, aby jak najwię-
cej dowiedzieć się o swoich klientach i
później ich zaskakiwać w celu wyłudze-
nia pieniędzy.
Jeden z nawróconych włoskich wróż-
bitów mówił, że talizmany są poddawa-
ne specjalnemu rytuałowi i ich koszt
uzależniony jest od ilości wypowiedzia-
nych nad nim przekleństw i bluźnierstw
pod adresem Matki Bożej. Tego rodza-
ju przedmioty są szczególnie niebez-
pieczne dla osób, które je noszą, a także
dla ich rodzin, ponieważ stają się zna-
kiem obecności i działania złych mocy.
Egzorcyści mówią, że u osób noszących
talizmany lub amulety, występują stany
lękowe, depresyjne, przypadki nękania
przez złe duchy, a nawet opętania.
Apelujemy do wszystkich, którzy
posiadają wahadełka, amulety, talizma-
ny, lub inne przedmioty i książki zwią-
zane z okultyzmem, aby je natych-
miast zniszczyli i wyrzucili. Najsku-
teczniejszą obroną przed wpływami
złych duchów jest stan łaski uświęca-
jącej, dlatego jak najczęściej korzy-
stajcie z sakramentu pokuty, przyjmuj-
cie czystym sercem Jezusa w Euchary-
stii i prowadźcie głębokie życie modli-
twy. W końcu bądźcie mocni w Panu
– siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbro-
ję Bożą, byście mogli się ostać wobec
podstępnych zakusów diabła. Nie toczy-
my bowiem walki przeciw krwi i ciału,
lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw
Władzom, przeciw rządcom świata tych
ciemności, przeciw pierwiastkom ducho-
wym zła na wyżynach niebieskich. Dla-
tego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą,
abyście w dzień zły zdołali się przeciw-
stawić i ostać, zwalczywszy wszystko (Ef
6, 10-13).
Osoby, które miały kontakt z okulty-
zmem i na własnej skórze doświadczy-
ły podstępnego działania złego ducha,
prosimy o przysyłanie świadectw, aby
demaskować działanie diabelskich mocy
w różnych odmianach okultyzmu.
Ks. M. Piotrowski TChr
nr 5-2003 •
25
W końcu bądźcie
mocni w Panu
- siłą Jego potęgi.
Obleczcie pełną zbroję
Bożą, byście mogli się
ostać wobec podstępnych
zakusów diabła (Ef 6,10)
dossier:
okultyzm