Rudolf Steiner
DUCHOWI PRZEWODNICY
CZŁOWIEKA
Rudolf Steiner
Duchowi przewodnicy
człowieka
WYDAWNICTWO GENESIS
Gdynia 2007
Rudolf Steiner
„Duchowi przewodnicy człowieka"
wydanie II zmienione
Niniejsze wydanie jest zgodne z oryginałem niemieckim
„Die geistige Führung des Menschen und der Menschheit"
(tom GĄ 15 w katalogu Dzieł Zebranych Rudolfa Steinera)
wydanym w 1987 r. przez Rudolf Steiner Verlag,
Dornach/Szwaj caria
Tłumaczenie
Michał Waśniewki
Redakcja
Ewa Waśniewska
Copyright © 1974 by Rufolf Steiner-Nachlaßverwaltung
Dornach/Schweiz
Copyright © for the Polish édition by
Wydawnictwo Genesis, Gdynia 2007
ISBN 978 83-86132-61-4
Wydawnictwo Genesis
81-532 Gdynia, ul. Wzgórze Bernadowo 300/1
tel.fax: 058-6201650; e-mail: genesis@oknet.com.pl
Druk: „Poligrafia" Bydgoszcz
Jeżeli nie rozwijamy w sobie prze
nikającego nas do głębi poczucia, że
istnieje coś wyższego aniżeli my sami,
to nie znajdziemy w sobie również sił,
by rozwinąć się ku czemuś wyższemu.
Rudolf Steiner
Rudolf Steiner (1861-1925)
Przedmowa
do pierwszego wydania
W wydaniu tym podana jest ponownie treść wykładów,
które były przeze mnie wygłoszone w czerwcu tego ro
ku w Kopenhadze, bezpośrednio po walnym zgroma
dzeniu Skandynawskiego Towarzystwa Teozoficznego
1
.
To, co zostało tam powiedziane, nie jest obce osobom
znającym wiedzę duchową czy teozofię. Znajomość tych
spraw jest konieczna, ponieważ wszystko tutaj oparte
jest na podstawach, które podane są w moich książkach
„Teozofia" oraz „Wiedza tajemna"
2
. Jeżeli weźmie tę
książkę do ręki ktoś, kto nie jest wprowadzony w owe
podstawy, to musi ją postrzegać jako wytwór zwykłej
fantastyki. Wspomniane książki wskazuj ^naukowe pod
stawy
tego wszystkiego, co zostało tutaj przedstawione.
Jest to stenograficzny zapis wykładów, które nie zo
stały przeze mnie opracowane. Jednak przy ich publi
kowaniu zachowano charakter, jaki nadany był słowu
mówionemu. Należy o tym koniecznie wspomnieć, gdyż
uważam, że forma, która jest wskazana dla odbioru po
przez czytanie, powinna być zupełnie inna niż ta, jaka
była przeznaczona dla wykładu. Jeżeli więc publikuję
tę książkę w formie zamierzonej dla słowa mówionego,
7
to czynię tak dlatego, że istnieją podstawy do tego, że
by ten zapis mógł się pojawić właśnie teraz. Natomiast
pełne opracowanie odpowiadające powyższym zasadom
wymagałoby bardzo dużo czasu.
Monachium, 20 sierpnia 1911 Rudolf Steiner
8
Od tłumacza
Tym trzem wykładom, które Rudolf Steiner opracował
dla wydania w formie książki (zob. przedmowa), towa
rzyszył w Kopenhadze wykład wprowadzający, który nie
został jednak przez niego do tego wydania dołączony.
Jest on znany pod tytułem: „Die Mission der neuen Gei-
stesoffenbarung" [„Misja nowego objawienia duchowe
go"] i był przez Rudolfa Steinera traktowany jako wpro
wadzenie do tych wykładów
3
.
W przedmowie Rudolf Steiner napisał, że wykłady
stanowiące treść niniejszej książki zostały wygłoszone
po zakończeniu walnego zgromadzenia Skandynawskie
go Towarzystwa Teozoficznego. W roku 1911 Rudolf
Steiner działał jeszcze w ramach Towarzystwa Teozo
ficznego i używał określeń „teozofia" lub „teozoficzny",
ale zawsze w znaczeniu samodzielnego badania ducho
wego, (zob. autobiografia „Mein Lebensgang" [„Moja
droga życia"]). Rudolf Steiner po opuszczeniu Towa
rzystwa Teozoficznego całe swoje życie związał z an-
tropozofią i w zasadzie to, co określa mianem teozofii,
należy zawsze rozumieć jako antropozofię.
W przedmowie autor w sposób jednoznaczny wy
jaśnił, że książkę tę można zrozumieć tylko po uprzed
nim przygotowaniu. Jako podstawę do zrozumienia tych
9
wykładów wymienia on dwie swoje wcześniejsze pra
ce, „Teozofię" i „Wiedzę tajemną". Zdając sobie spra
wę z tego, że wielu czytelników nie zna jednak tych
książek, a mimo to chcieliby zrozumieć treść tych wy
kładów w sposób najpełniejszy, postanowiłem do wielu
używanych w tekście pojęć dodać własne przypisy. Mam
nadzieję, że chociaż w przybliżony sposób zorientują
one czytelnika w znaczeniu słów, które dla osób nie zna
jących innych prac Rudolfa Steinera mogą być trudne
do wytłumaczenia. Wszystkie przypisy umieszczone są
osobno na końcu książki.
Michał Waśniewski
10
Wykład I
Gdy człowiek zaczyna poznawać samego siebie, szyb
ko spostrzega, że poza swoją niższą jaźnią- utworzoną
ze swych myśli, uczuć oraz świadomych impulsów woli
- nosi w sobie również drugąjaźń, silniejszą od pierw
szej. I człowiek zdaje sobie sprawę, że podporządkowa
ny jest tej jaźni
4
jak jakiejś wyższej potędze. Z początku
będzie ją wprawdzie odczuwał jako jestestwo niższe od
tej jaźni, którą obejmuje całą swą jasną w pełni świado
mą skłaniającą się ku prawdzie i dobru duszą i będzie
dążył do ujarzmienia owej istoty niższego rzędu. Jednak
głębsze samopoznanie może rzucić zupełnie inne świa
tło na tę drugąjaźń.
Gdy nauczymy się poddawać częściowej retrospek-
cji swoje minione czyny i przeżycia, odkryjemy w nas
rzecz szczególną a odkrycie to zacznie nabierać, w mia
rę jak dojrzewamy, coraz większej wagi. Gdy człowiek
zapytuje sam siebie, co uczynił lub mówił w jakimś
konkretnym okresie życia, to okazuje się, że czynił on
mnóstwo rzeczy, które zaczyna rozumieć w sposób wła
ściwy dopiero w późniejszym wieku. Oto np. przed sześ
cioma, siedmioma, a nawet dwudziestoma laty uczy
niło się coś, o czym w obecnej chwili wie się zupełnie
dokładnie, że umysł dopiero teraz dojrzał do zrozumie
nia tego, co wówczas się zrobiło lub powiedziało. Wielu
11
ludzi nigdy nie dochodzi do podobnego odkrycia, gdyż
nie starają się o to. Takie odkrywcze wycieczki w głąb
własnej duszy są jednak dla człowieka niezmiernie ko
rzystne, gdyż w chwili, gdy mówi sobie: „W przeszłości
mówiłem lub czyniłem rzeczy, które dopiero teraz za
czynam rozumieć, albowiem wówczas mój umysł nie
dojrzał jeszcze do zrozumienia tego" - w chwili takiej
duszę przenika uczucie, jakby była tulona przez dobro
czynną moc panującą w głębinach jego własnego jestes
twa. I odtąd zaczyna wzrastać w człowieku zaufanie do
faktu, że właściwie, w najgłębszym znaczeniu tego sło
wa, nie jest on jednak samotny na świecie, Wszystko to,
co się rozumie i co można świadomie uczynić, w grun
cie rzeczy jest jedynie drobną cząstką tego, co się w ogó
le w świecie dokonuje.
Zastanawiając się często nad tym spostrzeżeniem,
wprowadzamy w praktykę życia pewną prawdę, którą
teoretycznie bardzo łatwo można pojąć. Nietrudno bo
wiem zrozumieć, że człowiek niedaleko by w życiu za
szedł, gdyby to, co powinien czynić, musiał dokonywać
w pełni świadomie i wyłącznie za pomocą swojej wni
kającej we wszystkie szczegóły inteligencji. Aby to po
jąć, wystarczy zastanowić się nad następującym zaga
dnieniem. Właściwie w jakim okresie życia człowiek
dokonuje wobec siebie samego czynów najważniejszych
dla swojego bytu? Kiedy człowiek działa najmądrzej dla
samego siebie? Czyni to od momentu swoich narodzin aż
12
do tej chwili, do której zdoła jeszcze sięgnąć wspom
nieniem, kiedy w późniejszym okresie życia, cofając się
pamięcią wstecz, ogląda minione lata swojego ziemskie
go życia. Kiedy pomyślimy o tym, co robiliśmy przed
trzema, czterema, pięcioma laty, a potem będziemy co
fać się coraz to dalej, to dojdziemy do takiego momentu
naszego dzieciństwa, poza który nie można już sięgnąć
wspomnieniem. Rodzice lub inne osoby mogą nam opo
wiedzieć, co działo się przed tym momentem, ale nasze
własne wspomnienia sięgają tylko do tego określonego
punktu. Ten punkt jest właśnie chwilą od której czło
wiek zaczyna uczyć się odczuwać siebie jako jaźń. Taki
punkt istnieje niezaprzeczalnie u wszystkich ludzi, u któ
rych pamięć nie przekracza granic życiowej normy. Jed
nakże właśnie przed tym punktem dusza ludzka doko
nuje w człowieku czynów o najdoskonalszej mądrości.
Później, gdy człowiek osiągnie pełną świadomość, nig
dy już nie zdoła dokonać na sobie samym rzeczy tak
wspaniałych i potężnych jak te, których dokonał z zupeł
nie nieświadomych głębin swojej duszy w najwcześniej
szych latach swojego dzieciństwa.
Wiemy, że człowiek, rodząc się, wnosi w świat fizy
czny owoce swoich poprzednich ziemskich żywotów
5
.
Gdy przychodzi na świat, jego mózg fizyczny jest jesz
cze bardzo niedoskonałym organem i dusza musi dopie
ro wytworzyć w nim tę subtelną konstrukcję, która może
go uczynić pośrednikiem dla tego wszystkiego, do czego
13
dusza w ogóle jest zdolna. Dusza, zanim stanie się w peł
ni świadoma, pracuje nad mózgiem i czyni z niego na
rząd, którego można używać do wyzwalania wszystkich
tych uzdolnień, potencjalnych założeń i właściwości,
jakie przyniosła ze swych poprzednich ziemskich ży
wotów. Ta praca nad własnym ciałem kierowana jest
mądrością nieskończenie wyższą od wszystkiego, co
człowiek może w sobie dokonać później z pełną świa
domością. Co więcej, w tym okresie człowiek nie po
przestaje na formowaniu własnego mózgu, lecz musi
jeszcze nauczyć się trzech innych rzeczy o pierwszo
rzędnym znaczeniu dla swojego ziemskiego bytu.
Pierwszą z nich jest zorientowanie swojego ciała
w przestrzeni. Dzisiejszy człowiek właściwie w ogóle
się nad tym nie zastanawia. A przecież stanowi to jed
ną z najistotniejszych różnic między człowiekiem a zwie
rzęciem. Zwierzę jest z góry przeznaczone do rozwijania
swojego położenia równowagi w przestrzeni w pewien
określony sposób. Jedno zwierzę predestynowane jest
do wspinania, inne do pływania, będąc od razu tak uk
ształtowanym, że odkrywa właściwy sobie sposób po
ruszania się w przestrzeni. Dotyczy to wszystkich zwie
rząt, włącznie z najbardziej zbliżonymi do człowieka
ssakami. Gdyby zoologowie zastanawiali się częściej
nad tym faktem, rzadziej doszukiwaliby się podobieństw
między kością lub mięśniem u człowieka i zwierzęcia,
gdyż takie podobieństwo ma dużo mniejsze znaczenie
14
niż fakt, że człowiek nie otrzymuje z góry możliwości
znalezienia swojej własnej równowagi i musi ją sobie
dopiero ukształtować z całości swej istoty. Albowiem
wielkie znaczenie posiada fakt, że człowiek musi nad
sobą pracować, żeby ze stworzenia nie umiejącego cho
dzić stać się istotą która chodzi wyprostowana. Czło
wiek sam sobie nadaje pionową postawę i własną rów
nowagę w przestrzeni. Sam siebie hannonizuje z siłą
ciążenia.
Powierzchowny obserwator może łatwo zakwestio
nować powyższe twierdzenie, utrzymując, że człowiek
tak samo jest predystynowany do chodzenia jak wąż do
pełzania. Jednakże dokładniejsza obserwacja może wy
kazać, że u zwierzęcia położenie w przestrzeni określone
jest przez specyfikę jego organizacji fizycznej. Natomiast
u człowieka to dusza, która sama wchodzi w kontakt
z prawami przestrzeni, pociąga dopiero za sobą fizycz
ną organizację.
Drugą rzeczą jakiej człowiek sam siebie uczy -
a właściwie uczy się od tej w sobie istoty, która zawsze
ta sama przechodzi z jednego wcielenia w następne -
jest mowa. Przez dar słowa wchodzi z bliźnimi w taki
kontakt, który czyni go reprezentantem życia duchowe
go, a dopiero za pośrednictwem tego życia duchowego
wnika w świat fizyczny.
Często zwracano uwagę, zresztą nie bez słuszności,
że człowiek, który zostałby przeniesiony na bezludną
15
wyspę i pozbawiony zupełnie towarzystwa innych ludzi,
nie nauczyłby się mówić. Wszystko, co dziedziczymy
- co, podlegając dziedziczności, jest w nas wszczepio
ne na późniejsze lata naszego życia - nie zależy od tego,
czy człowiek ma kontakt z innymi ludźmi, czy też nie.
Człowiek dziedziczy taką organizację, że około siódme
go roku życia zmienia uzębienie. I mógłby znajdować
się nawet na bezludnej wyspie, a mimo to musiałby
zmienić zęby, jeżeli tylko zdołałby się utrzymać przy
życiu i prawidłowo się rozwijać. Natomiast mówić uczy
się człowiek tylko wtedy, gdy jego dusza zostanie odpo
wiednio pobudzona i zaczyna się w nim objawiać pier
wiastek wieczny, trwający przez wszystkie byty. Czło
wiek musi ukształtować zawiązek rozwoju swojej krtani
w tym okresie życia, kiedy nie ma jeszcze świadomości
swojej własnej jaźni. Na długo przed tą chwilą do któ
rej zdolny jest dosięgnąć wspomnieniem, musi zasiać
ziarno formowania rozwoju swojej krtani, żeby kiedyś
mogła się ona stać narządem mowy.
Istnieje wreszcie trzecia rzecz, o której się prawie nie
mówi. Człowiek uczy się jej sam od siebie, od tego, co
niesie w swoim wnętrzu z jednego wcielenia w drugie.
Jest to życie w świecie myśli. Przepracowanie mózgu
dokonuje się z tego względu, że mózg nie jest organem
myślenia. W początkowym okresie życia człowieka jest
on jeszcze plastyczny, ponieważ człowiek musi go sam
tak ukształtować, żeby jako instrument myślenia służył
16
tej części jego istoty, która przechodzi z jednego żywo
ta w drugi. Mózg człowieka zaraz po urodzeniu odpo
wiada siłom odziedziczonym po rodzicach i przodkach.
Jednak człowiek musi w myśleniu wyrazić to, czym jest
w swojej własnej istocie, stosownie do swoich poprzed
nich żywotów ziemskich. Dlatego pewne odziedziczo
ne właściwości mózgu musi potem przekształcić, gdy
po urodzeniu staje się fizycznie niezależny od rodziców,
przodków, itd.
Widzimy zatem, że człowiek w najwcześniejszych
latach swojego życia dokonuje rzeczy o doniosłym zna
czeniu. Pracuje on nad samym sobą w myśl najwyższej
mądrości. Używając całej swojej ludzkiej mądrości, nie
może później dokonać tego, co spełnia w początkach
swego dzieciństwa, gdy pozbawiony jest jeszcze ludz
kiego rozumu. Dlaczego źródło tych cudownych doko
nań tkwi w głębinach duszy leżących poza świadomoś
cią? Dzieje się tak dlatego, że człowiek w pierwszych
latach życia całą swą duszą całą swoją istotą jest bar
dziej związany z duchowym światem wyższych hierar
chii
6
niż w jakimkolwiek późniejszym okresie życia.
W owej chwili, w której budzi się w człowieku świa
domość jaźni - w chwili, poza którą nie można już sięg
nąć wspomnieniem - dzieje się coś, co dla człowieka
jasnowidzącego, który przeszedł pewien rozwój ducho
wy i może śledzić rzeczywiste zjawiska duchowe, jest
rzeczą o niesłychanej wprost doniosłości. O ile to, co
17
nazywamy „aurą dziecięcą", otacza i chroni w pierw
szych latach życia maleńką istotkę jako cudowna ludzka,
a zarazem nadludzka potęga - otaczają w taki sposób,
że ta „dziecięca aura", ten właściwy wyższy ludzki pier
wiastek rozszerza się na wszystkie strony bezpośrednio
w świat duchowy - to w owej chwili, od której rozpoczy
na się pamięć, aura ta w znacznej części wnika w głąb
ludzkiej istoty. Jeśli od tego czasu człowiek może siebie
odczuwać jako jestestwo połączone ze swoją jaźnią, to
możliwe jest to tylko dlatego, że to, co wcześniej złą
czone było z wyższymi światami, zespoliło się teraz z je
go jaźnią. Począwszy od tej chwili, świadomość sama
wchodzi w łączność ze światem zewnętrznym, czego
nie ma jeszcze w najwcześniejszym okresie dzieciństwa.
Wtedy wszystkie rzeczy wydają się człowiekowi jeszcze
światem sennych marzeń, który go osnuwa. Wówczas
człowiek pracuje nad sobą dzięki sile mądrości, której
nie ma w nim samym i która jest większa i potężniejsza
niż jakakolwiek późniejsza świadoma mądrość człowie
ka. Ale z chwilą gdy zaczyna się budzić świadomość, ta
wyższa mądrość ulega w ludzkiej duszy zaciemnieniu.
Oddziałuje ona ze świata duchowego głęboko w ciele
sność, tak że człowiek może poprzez nią kształtować
swój mózg za pomocą sił duchowych. Słusznie można
powiedzieć, że największy mędrzec może się uczyć od
dziecka, ponieważ to, co objawia się w dziecku, jest mą
drością która później nie wnika w świadomość, lecz
18
stanowi jakby „telefoniczne połączenie" człowieka z du
chowymi jestestwami, w świecie których przebywa on
między śmiercią a nowymi narodzinami. Z tego świata
spływa jeszcze coś w dziecięcą aurę i człowiek, jako
poszczególna istota, znajduje się wtedy pod bezpośre
dnią opieką całego świata duchowego, do którego przy
należy. Siły świata duchowego spływają jeszcze w dzie
cko aż do tej granicznej chwili, do której później będzie
ono w stanie dosięgnąć własną normalną pamięcią. To
one czynią człowieka zdolnym do zharmonizowania się
z siłą ciążenia; również one formują krtań oraz kształtu
ją jego mózg, aby uczynić zeń żywy narząd dla wyraża
nia myśli, uczuć i woli.
Ta praca człowieka nad samym sobą za pomocą sił
jaźni, która jest jeszcze bezpośrednio złączona z wyż
szymi światami, jest najbardziej charakterystyczna dla
okresu wczesnego dzieciństwa. Utrzymuje się ona jed
nak do pewnego stopnia w późniejszym życiu, aczkol
wiek stosunki zmieniają się w przedstawiony wyżej spo
sób. Gdy w późniejszym okresie życia człowiek czuje,
że niegdyś czynił i myślał coś, co teraz zaczyna rozu
mieć, to dzieje się tak dlatego, że wcześniej pozwalał się
prowadzić wyższej mądrości i potrzeba było wielu lat,
aby mógł poznać i zrozumieć pobudki, jakie nim wte
dy kierowały.
Powyższe uwagi pozwalają nam zrozumieć, że bez
pośrednio po urodzeniu nie odchodzimy jeszcze tak
19
zupełnie od świata, w którym przebywaliśmy, zanim
zstąpiliśmy w byt fizyczny, i właściwie nie możemy
oddzielić się od niego całkowicie. To, czym uczestni
czyliśmy w życiu wyższej duchowości, zstępuje wraz
z nami w życie fizyczne. Niejednokrotnie doznajemy
uczucia, że to, co w nas zamieszkuje, jest nie tylko roz
wijającą się stopniowo wyższąjaźnią lecz czymś, co jest
już gotowe i co nieraz prowadzi nas do tego, że często
przerastamy samych siebie w późniejszym okresie na
szego życia.
Wszystko, co człowiek może stworzyć w dziedzinie
ideałów lub twórczości artystycznej, a także wszystkie
uzdrawiające siły organizmu, dzięki którym dochodzi do
ciągłego wyrównywania wszelkich szkód, jakie ponosi
ciało, wszystko to nie jest wynikiem działania zwykłe
go rozumu, ale wypływa z głębszych sił, które w pierw
szych latach życia pracują nad naszą orientacją w prze
strzeni, nad ukształtowaniem krtani i nad organizacją
naszego mózgu. Te same siły znajdujemy w człowieku
również i później. Jeśli w obliczu ciężkiej choroby mó
wi się często, że zewnętrzna pomoc nic już nie jest w sta
nie zdziałać, że organizm sam musi uruchomić zawarte
w nim siły lecznicze, to tym samym bierze się pod uwa
gę jakąś istniejącą w człowieku pełną mądrości siłę.
I z tego samego źródła płyną także najlepsze siły, które
prowadzą do poznania duchowego świata, czyli do praw
dziwego jasnowidzenia.
20
Można by teraz zapytać: Dlaczego te wyższe siły od
działują bezpośrednio na człowieka tylko w pierwszych,
niemowlęcych latach jego życia?
Na to pytanie można odpowiedzieć tylko częściowo.
Gdyby bowiem te wyższe siły działały w dalszym ciągu
w ten sam sposób, to człowiek wciąż pozostawałby dzie
ckiem i nie doszedłby do pełnej świadomości swojej jaź
ni. To, co uprzednio oddziaływało na niego z zewnątrz,
musi zostać włożone w jego własną istotę. Jest jednak
również inna odpowiedź, która jeszcze jaśniej może nam
wytłumaczyć tajemnicę ludzkiego życia. Dzięki wiedzy
duchowej wiemy, że ciało ludzkie na obecnym stopniu
ziemskiego rozwoju jest organizmem, którego dzisiej
sza forma wykształciła się z innych stanów rozwoju, po
przez które mogło ono osiągnąć swój teraźniejszy kształt.
Badaczom wiedzy duchowej znany jest fakt, że ewolu
cja ta dokonywała się w taki sposób, iż na całą istotę
człowieka oddziaływały różne siły. Jedne działały na cia
ło fizyczne, inne na ciało eteryczne, a jeszcze inne na
ciało astralne
7
. Istota ludzka doszła do swojej obecnej
postaci dzięki temu, że oddziaływały na nią te jestest
wa, które nazywamy istotami lucyferycznymi i aryma-
nicznymi
8
. Pod wpływem tych sił człowiek stał się pod
pewnym względem gorszy, niż gdyby pozostawał tylko
w kontakcie z duchowym przewodnictwem świata, które
chce prowadzić człowieka po prostej linii rozwoju. Przy
czyna cierpienia i śmierci tkwi właśnie w tym fakcie, że
21
oprócz jestestw wiodących rozwój ludzkości prostą dro
gą działają też istoty lucyferyczne i arymaniczne, któ
rych zadaniem jest ciągłe utrudnianie tego prosto wy
tyczonego rozwoju. W tym, co człowiek przynosi ze
sobą na świat przez narodziny, tkwi coś, co jest lepsze
od tego wszystkiego, co zdoła dokonać w późniejszym
okresie swojego ziemskiego życia.
Siły lucyferyczne i arymaniczne mają tylko niez
naczny wpływ na człowieka w pierwszych latach dzie
ciństwa. Właściwie to objawiają się one jedynie w tym,
co człowiek zdoła uczynić sam z siebie w swoim świa
domym życiu. Gdyby człowiek, będąc w pełni sił, miał
w sobie tę lepszą część swojej istoty dłużej niż w pier
wszych dniach dzieciństwa, to jej wpływ nie mógłby
wzrastać, ponieważ później przeciwne siły lucyferycz
ne i arymaniczne osłabiają całą jego istotę. Człowiek
posiada w świecie fizycznym taką organizację, że może
ona wytrzymać bezpośrednie wpływy świata duchowego
tylko w pierwszych latach życia, dopóki człowiek, jako
dziecko, jest jeszcze niejako miękki i dający się kształ
tować. Gdyby siły, które orientują człowieka w przes
trzeni i kształtują jego mózg oraz krtań, działały w dal
szym ciągu w sposób tak samo bezpośredni, to człowiek
musiałby ulec zniszczeniu. Siły te są tak potężne, że
gdyby później nadal w człowieku działały, to organizm
jego musiałby zmarnieć pod wpływem ich świętości.
Dlatego też człowiek może się do nich zwracać później
22
tylko wtedy, gdy chodzi o świadomą łączność ze świa
tem nadzmysłowym.
I tu pojawia się przed nami myśl o głębokim zna
czeniu dla każdego, kto potrafi ją prawidłowo zrozu
mieć. Jest ona wyrażona w Nowym Testamencie w na
stępujących słowach: „Jeśli nie staniecie się jako dzieci,
to nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego"
9
. Cóż bo
wiem będzie najwyższym ideałem ludzkości, jeśli przyj
miemy za słuszne to, o czym mówiliśmy poprzednio?
Będzie to zbliżanie się coraz bardziej do stanu, który
można określić jako świadomy stosunek do tych sił, któ
re w pierwszych latach dzieciństwa oddziałują na czło
wieka bez jego świadomości. Musimy jednak wziąć pod
uwagę to, że pod ich wpływem człowiek, nie mając
żadnego
przygotowania, musiałby się załamać, gdyby
ich działanie wniknęło w jego świadome życie w sposób
bezpośredni. Dlatego też nabycie zdolności umożliwia
jących postrzeganie światów nadzmysłowych wymaga
nader troskliwego przygotowania, które ma na celu umo
żliwienie człowiekowi wytrzymanie tego, czego właś
ciwie w zwykłym życiu nie potrafiłby znieść.
*
Wędrówka poprzez kolejne wcielenia ma swoje znacze
nie dla rozwoju ludzkiej istoty. Istota ludzka przebyła
w przeszłości już wielokrotne żywoty ziemskie; dzisiaj
23
rozwija się dalej, ale równolegle z tym następuje także
rozwój Ziemi. Kiedyś nadejdzie czas, że Ziemia za
kończy swoją drogę rozwoju, a wtedy planeta ziemska
jako jestestwo fizyczne będzie musiała oddzielić się od
całości dusz ludzkich, podobnie jak przy śmierci ciało
ludzkie oddziela się od ducha, a wtedy dusza, aby żyć
dalej, wstępuje w królestwo ducha, które staje się jej
przybytkiem od śmierci aż do chwili ponownych naro
dzin. Kiedy zwrócimy na to uwagę, ukaże się nam naj
wyższy ideał rozwoju ludzkiego, którym jest przyswo
jenie przez człowieka wszystkich owoców ludzkiego
bytu, jakie można w nim zebrać jeszcze przed śmiercią
Ziemi
1 0
.
Otóż siły, do których człowiek nie dorósł, a które
opiekują się nim w pierwszym okresie jego dzieciństwa,
pochodzą z organizmu Ziemi. Gdy organizm ten oddzie
li się kiedyś od ludzkości, to człowiek, jeśli ma osiągnąć
swój cel, będzie musiał do tego czasu zajść tak daleko,
by mógł oddać się całkowicie tym siłom, które obecnie
oddziałują na niego tylko w dzieciństwie. Tak więc sens
całego rozwoju poprzez kolejne ziemskie żywoty pole
ga na tym, aby cała istota człowieka, a zatem i świadoma
jego część, stała się stopniowo wyrazem tych sił, które
pod wpływem świata duchowego czuwają - nieświa
domie dla człowieka - nad pierwszymi latami jego ży
cia. Myśl, która budzi się w duszy człowieka podczas po
wyższych rozważań, powinna napełnić się pokorą, ale
24
zarazem i słusznym poczuciem godności ludzkiej. Ta
myśl da się ująć w następujące słowa: Człowiek nie jest
właściwie samotny, żyje w nim coś, co w każdej chwili
może być dla niego żywym dowodem, że jest on zdolny
do wzniesienia się ponad siebie samego; wzniesienia się
do czegoś, co go obecnie przerasta i co będzie rosło sto
pniowo z każdym jego nowym ziemskim życiem. Myśl
taka może przybierać coraz bardziej określone kształty.
Wnosi ona wtedy coś, co człowieka niesłychanie uspo
kaja i wznosi, ale zarazem przenika duszę odpowiednią
skromnością i pokorą. Czym jest bowiem to, co człowiek
w taki sposób niesie w sobie? Jest to „zaprawdę wyższy,
boży człowiek", który go żywo przenika sobą i o którym
- czując go w sobie - można powiedzieć: Oto mój prze
wodnik we mnie.
Jeśli wyjdziemy z tych założeń, wtedy łatwo może
się nam nasunąć w duszy myśl, że należy dołożyć wszel
kich starań, aby dojść do harmonijnego związku z tym,
co jest w człowieku mądrzejsze od jego świadomej in
teligencji. I od bezpośrednio świadomej jaźni można
przejść do jaźni poszerzonej, wobec której wszystko to,
co jest w człowieku fałszywą dumą i zarozumiałością
powinno być oddzielone i zwalczone. Z tym uczuciem
łączy się inne, które daje możliwość właściwego zrozu
mienia obecnej niedoskonałości człowieka. Uczucie to
pozwala poznać, jak człowiek będzie mógł się doskona
lić, ponieważ kiedyś za pomocą swojej zwykłej świado-
25
mości będzie mógł mieć taki związek z działającą w nim
duchowością jaki miał wtedy, gdy stykał się z nią nie
świadomym życiem duszy w pierwszych latach swoje
go dzieciństwa.
Chociaż zdolność przypominania sobie nie sięga
zazwyczaj dalej niż do czwartego roku życia, to jednak
możemy powiedzieć, że oddziaływanie wyższych potęg
duchowych trwa w omówionym wcześniej znaczeniu
tylko przez pierwsze trzy lata życia. Pod koniec tego
okresu człowiek może być zdolny do łączenia wrażeń
świata zewnętrznego z wyobrażeniem swojej jaźni. To
wyobrażenie jaźni jako całości słusznie liczy się dopie
ro od chwili, do której sięgamy jeszcze najdalej naszą
pamięcią. Trzeba powiedzieć, że w zasadzie pamięć ta
sięga początków czwartego roku życia; jednak w począt
kowym okresie świadomości jaźni jest ona jeszcze tak
słaba, że pozostaje niezauważona. Można więc przyjąć
za regułę, że wyższe potęgi czuwające nad początkiem
dzieciństwa człowieka mogą działać tylko przez okres
trzech lat. Człowiek żyjący w obecnej, środkowej epoce
rozwoju Ziemi
11
jest tak ukształtowany, że może przyj
mować te siły tylko przez trzy lata.
Wyobraźmy sobie teraz istnienie człowieka, od któ
rego - pod wpływem działania pewnych sił kosmicz
nych - oddzieliła się jego zwykła jaźń. W następstwie
tego jego trzy osłony: ciało fizyczne, eteryczne i astralne
zostały opuszczone przez ową jaźń, która towarzyszy
26
człowiekowi w jego wędrówce przez wielokrotne wcie
lenia. Wyobraźmy sobie dalej, że w owe trzy powłoki
zstępuje taka jaźń, która działa w powiązaniu ze świa
tem duchowym. Cóż by się stało z takim człowiekiem?
Otóż jego ciało po trzech latach musiałoby ulec znisz
czeniu! Na skutek działania karmy świata
12
musiałoby
się zdarzyć coś takiego, że ta duchowa istota - pozosta
jąca w związku z wyższymi światami - nie mogłaby żyć
w tym ciele dłużej niż przez trzy lata
13
.
Dopiero u kresu swoich ziemskich żywotów
14
czło
wiek przyswoi sobie siły, które pozwolą mu żyć z tą du
chową istotą dłużej niż przez trzy lata. Ale wtedy powie
on sobie tak: „Nie ja, lecz to coś wyższe we mnie, co ży
ło tam zawsze, pracuje teraz we mnie". Zanim człowiek
nie osiągnie tego punktu rozwoju, nie może jeszcze tak
powiedzieć. Może co najwyżej stwierdzić: „Czuję obe
cność tego czegoś wyższego, ale swoją rzeczywistą pra
wdziwą ludzką jaźnią nie doszedłem jeszcze do tego,
by doprowadzić to w sobie do pełnego życia".
Gdyby więc kiedyś, w środkowym okresie rozwoju
Ziemi, pojawił się raz jeden na świecie ludzki organizm,
który po dojściu do wieku dojrzałego zostałby przez pe
wne kosmiczne moce uwolniony od własnej jaźni i ob
darzony tą jaźnią która zwykle działa tylko w pierwszych
trzech latach dzieciństwa - ową jaźnią która pozostaje
w związku ze światami duchowymi, w których człowiek
żyje pomiędzy śmiercią a nowymi narodzinami - to jak
27
długo mógłby taki człowiek żyć w ziemskim ciele?
Mogłoby to trwać około trzech lat; później bowiem kar
ma świata musiałaby spowodować coś takiego, co zni
szczyłoby ten ludzki organizm.
To, co podajemy jako przykład, zdarzyło się w dzie
jach świata. Ludzki organizm, który w czasie chrztu Ja
nowego w Jordanie opuszczony został w swoich trzech
ciałach
15
przez jaźń Jezusa z Nazaretu, przyjął w siebie
po chrzcie - w rozkwicie swojej pełnej świadomości -
ową najwyższą jaźń ludzkości, która poza tym, nieświa
domie dla ludzi, działa z wyższą mądrością kosmiczną
w dziecku. Jednak ta złączona z wyższym światem du
cha Jaźń mogła żyć w ludzkim organizmie Jezusa tylko
przez trzy lata. Następnie bieg wydarzeń musiał się uk
ształtować w taki sposób, że po trzech latach ziemski
żywot tej istoty dobiegł końca.
Wydarzenia zewnętrzne, jakie nastąpiły w życiu Je
zusa Chrystusa, powinny być rozpatrywane jako nas
tępstwo omówionych powyżej przyczyn wewnętrznych.
Są one zewnętrznym wyrazem tych przyczyn.
W ten sposób widzimy głębszy związek między tym,
co jest w człowieku jego Przewodnikiem - co jakby nie
wyraźnym światłem świeci w naszym dzieciństwie, co
zawsze w nas jest najlepsze - a z drugiej strony tym
Jestestwem, które jedyny raz zstąpiło w ewolucję ludz
kości w taki sposób, że mogło żyć przez trzy lata w osło
nie ludzkiego ciała.
28
Cóż objawia się w tej „wyższej" Jaźni pozostającej
w związku z duchowymi hierarchiami, której wstąpie
nie w ludzkie ciało Jezusa z Nazaretu symbolizuje znak
Ducha w postaci gołębicy oraz słowa: „Oto mój Syn naj
milszy, którego dzisiaj począłem?" Bo właśnie takie by
ło pierwotne znaczenie tych słów
16
. Kiedy rozpatrujemy
ten obraz, to mamy przed sobą najwyższy ideał człowie
ka. Nie oznacza to bowiem nic innego jak to, że dzieje
Jezusa z Nazaretu mówią nam, że Chrystus żyje w każ
dym człowieku! I gdyby nawet ewangelie czy tradycje
nie mówiły nam o tym, że Chrystus był kiedyś na Zie
mi, to poznanie natury ludzkiej wystarczyłoby do prze
konania się, że Chrystus żyje w człowieku.
Jeżeli poznajemy siły działające w człowieku w jego
dziecięcych latach, to tym samym poznajemy w czło
wieku Chrystusa. Ale tu nasuwa się pytanie. Czy to po
znanie prowadzi także do uznania faktu, że Chrystus żył
kiedyś rzeczywiście na Ziemi w ludzkim ciele? Otóż
można - nie odwołując się do żadnego z dokumentów
- dać odpowiedź twierdzącą. Albowiem prawdziwie wi
dzące samopoznanie prowadzi współczesnego człowie
ka
do odnalezienia w duszy tych sił, które pochodzą od
Chrystusa. W pierwszych trzech latach dzieciństwa siły
tc działają bez żadnego udziału człowieka. W później
szym okresie życia mogą one działać, jeżeli człowiek
w wewnętrznym skupieniu poszukuje Chrystusa w sa
mym sobie.
29
Dziś człowiek może odnaleźć w sobie Chrystusa.
Nie zawsze jednak tak było. Był czas, gdy żadna we
wnętrzna koncentracja nie mogła człowieka prowadzić
do Chrystusa. A o tym, że tak było, uczy nas jasnowi
dzące poznanie. Pomiędzy przeszłością, w której czło
wiek nie mógł odnaleźć w sobie Chrystusa, a teraźniej
szością, kiedy może Go już znaleźć, jest ziemski żywot
Chrystusa. To właśnie Jego ziemski żywot jest przyczy
ną, dzięki której człowiek może obecnie odnaleźć w so
bie Chrystusa w podany powyżej sposób. Dla jasnowi
dzącego poznania ziemski żywot Chrystusa jest zatem
faktem oczywistym, bez potrzeby opierania się na jakim
kolwiek podłożu historycznym.
Można pomyśleć, że Chrystus powiedział: „Chcę
być dla was, ludzi, takim ideałem, który wzniesiony do
ducha przejawi wam to, co poza tym urzeczywistnione
jest w cielesności".
Człowiek w pierwszych latach życia uczy się z du
cha chodzić fizycznie, tzn. sam z ducha wykreśla dro
gą
w swoim ziemskim życiu. Uczy się mówić - to zna
czy wyrażać z ducha prawdę lub innymi słowy: człowiek
w pierwszych trzech latach swego życia rozwija w dźwię
ku istotę prawdy. Również i życie, którym człowiek żyje
na Ziemi jako istota obdarzona jaźnią, otrzymuje swój
organ życia przez to, co wykształciło się z ducha w pier
wszych trzech latach dzieciństwa. Tak więc człowiek
uczy się poruszać swoim ciałem, tzn. znajdować „drogę",
30
uczy się wyrażać przez swój organizm „prawdę" i wresz
cie wyrażać w swoim ciele „życie" z ducha. Niepodo
bna znaleźć jaśniejszego wytłumaczenia słów Chrystu
sa: „Jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie
do królestwa niebieskiego". Równie wielkie są słowa,
w których jaźniowa istota Chrystusa określa siebie sa
ma: Jam jest Droga, Prawda i Życie
17
.
Podobnie jak
wyższe siły duchowe kształtują organizm dziecięcy -
w sposób dla niego nieświadomy - by uczynić z niego
wyraz Drogi, Prawdy i Życia, tak duch ludzki, przeni
kając się stopniowo istotą Chrystusa, staje się świado
mym nosicielem Drogi, Prawdy i Życia. Utożsamia się
on bowiem przez to podczas swojego rozwoju na Ziemi
z tą siłą, która w wieku dziecięcym działa w nim w spo
sób dla niego nieświadomy.
Słowa takie jak Droga, Prawda i Życie służą temu,
żeby otworzyć człowiekowi bramy wieczności. Gdy doj
dzie on do prawdziwego samopoznania, słowa te będą
brzmiały z głębin jego duszy.
Powyższe rozważania oświetlają z dwóch stron du
chowe przewodnictwo człowieka oraz ludzkości. Przez
poznanie samego siebie człowiek odnajduje w sobie
Chrystusa jako Przewodnika, do którego zawsze może
dojść - od czasu Jego życia na Ziemi - albowiem jest
On w człowieku zawsze obecny. A gdy następnie do
historycznych dokumentów zastosujemy owe prawdy,
które są poznane bez ich pomocy, wówczas możemy
31
znaleźć prawdziwe znaczenie tych dokumentów. His
torycznie wyrażają one to, co odsłania się we wnętrzu
duszy z jej własnej mocy. Dlatego zaliczyć je można do
takiego przewodnictwa ludzkości, które powinno ukie
runkować duszę człowieka na samą siebie.
Gdy w ten sposób zrozumiemy wiekuiste znaczenie
słów: „Jam jest Droga, Prawda i Życie", wtedy możemy
odczuć, jak nieusprawiedliwione jest pytanie: Dlaczego
po tylu wcieleniach człowiek zstępuje na Ziemię zaw
sze w postaci małego dziecka? Okazuje się bowiem, że
ta pozorna niedoskonałość jest zawsze świeżym wspo
mnieniem tego, co jest w człowieku najwyższe. I można
niezbyt często, co najwyżej raz na początku każdego
nowego życia, przypomnieć sobie, czym jest człowiek
wobec tego Jestestwa, które jest podstawą wszelkiego
istnienia ziemskiego, a które pozostaje jednak nietknię
te przez ułomności tego istnienia.
Nie jest dobrze, gdy w nauce duchowej albo teozo-
fii, w ogóle w okultyzmie, dużo się definiuje, gdy mówi
się dużo za pomocą pojęć. Lepiej charakteryzować lub
starać się budzić odczucie tego, co rzeczywiście istnie
je. Dlatego i tu próbowaliśmy obudzić odczucie tego,
co dzieje się w trzech pierwszych latach ludzkiego ży
cia i jaki to ma związek ze światłością która promie
nieje od Krzyża Golgoty. Uczucie to oznajmia, że przez
ewolucję ludzkości przenika impuls, o którym mamy
pełne prawo powiedzieć, że dzięki niemu prawdą muszą
32
być słowa św. Pawła: „Nie ja, lecz Chrystus we mnie"
1 8
.
Wystarczy tylko wiedzieć, czym w rzeczywistości jest
człowiek, aby od tego poznania dojść do zrozumienia
istoty Chrystusa. A kiedy przez prawdziwe poznanie
człowieka dojdzie się do takiego poznania Chrystusa,
że się już wie, iż Chrystusa odnajduje się najlepiej wte
dy, gdy szuka się Go w sobie samym, to Biblia nabiera
swojej prawdziwej wartości dopiero wtedy, kiedy się na
nowo do niej powraca. Nikt nie może ocenić Biblii le
piej i bardziej świadomie niż ten, kto potrafi w opisany
powyżej sposób odnaleźć w sobie Chrystusa. Można by
wyobrazić sobie jakąś istotę, na przykład mieszkańca
Marsa, który zszedł na Ziemię, nie wiedząc nic o Chry
stusie i Jego działalności. Taka istota nie zrozumiałaby
wielu wydarzeń ziemskich, wiele rzeczy obchodzących
człowieka nie miałoby dla niej żadnego znaczenia; nato
miast zainteresowałoby ją na pewno to, co jest central
nym impulsem rozwoju Ziemi, to znaczy idea Chrys
tusa wyrażona w istocie człowieka. Dopiero ten, kto to
/rozumie, potrafi właściwie ocenić Biblię, gdyż znaj
dzie w niej wyrażone w cudownej formie to, co uprze
dnio poznał w samym sobie. Taki człowiek będzie mógł
powiedzieć: Nie potrzebuję być wychowywany w ja
kimś szczególnym uwielbieniu dla ewangelii, bo przy
stępuję do nich z pełną świadomością. To, co zdołałem
poznać dzięki nauce duchowej, ewangelie ukazują mi
w całej wielkości.
33
Na pewno nie będzie przesadą, jeśli stwierdzimy, że
nadejdą czasy, w których będzie się mówiło: Ludzie,
którzy dzięki nauce duchowej nauczyli się we właściwy
sposób cenić treść ewangelii, ujrzą w nich przewodnie
pisma ludzkości w sposób bardziej prawidłowy, niż to
miało miejsce dotychczas. Dopiero poznanie istoty czło
wieka nauczy ludzkość zrozumienia tego, co żyje w tych
głębokich tekstach. Można będzie wtedy powiedzieć:
Jeśli w ewangeliach znajduje się to, co jest treścią isto
ty człowieka, to musiało to być włożone tam przez tych
ludzi, którzy spisywali te dokumenty na Ziemi, a zatem
także dla autorów tych przekazów musiało być ważne to,
co po prawdziwym zastanowieniu - im człowiek jest star
szy, tym bardziej - trzeba sobie powiedzieć o własnym
życiu. Człowiek dokonuje wielu czynów, które zaczyna
rozumieć dopiero po latach. W autorach ewangelii mo
żemy widzieć ludzi, którzy pisali z natchnienia owej
wyższej Jaźni pracującej nad człowiekiem w dziecię
cych latach. Tak więc ewangelie są dziełem tej samej
mądrości, która kształtuje człowieka. Człowiek jest ob
jawieniem ducha poprzez swoje ciało; ewangelie obja
wiają go przez pismo.
Powyższe rozważania ukazują nam we właściwym
świetle znaczenie pojęcia inspiracji. Podobnie jak wyż
sze moce kształtują mózg człowieka w trzech pierw
szych latach dzieciństwa, tak w duszach ewangelistów
pracowały siły pochodzące ze świata duchowego i to one
34
dyktowały im te dokumenty. Przez taki fakt przemawia
duchowe kierownictwo ludzkości. Ludzkość musi być
naprawdę kierowana, jeśli w jej łonie działają jednost
ki, których pisma natchnione są tymi samymi siłami,
jakie z najwyższą mądrością kształtują człowieka. I tak
jak poszczególny człowiek dokonuje lub mówi wiele
rzeczy, które zaczyna rozumieć dopiero w późniejszym
okresie życia, tak cała ludzkość może uważać ewange
listów za pośredników obdarzających ją objawieniami,
które dopiero stopniowo będzie mogła pojmować. I do
piero w miarę rozwoju ludzkości będziemy mogli co
raz lepiej zrozumieć te dokumenty. Człowiek może od
kryć w sobie swoje duchowe przewodnictwo; natomiast
cała ludzkość może je odczuć w tych ludziach, którzy
oddziałują na nią tak, jak czynili to ewangeliści.
Uzyskane w ten sposób pojęcie duchowego przewo
dnictwa ludzkości można pod niejednym względem roz
szerzyć. Przyjmijmy, że jakiś człowiek znajduje ucz
niów, to znaczy ludzi, którzy utożsamiają się z nim. Na
pewnym stopniu samopoznania człowiek ten łatwo dos
trzeże, że już sam fakt znalezienia uczniów rodzi w nim
następujące uczucie: To, co mam do powiedzenia, nie
pochodzi ode mnie. To raczej siły duchowe z wyższych
światów chcą się objawić mym uczniom i używają mnie
jako narzędzia dla porozumienia się z nimi.
Człowiek taki mógłby pomyśleć: Będąc dzieckiem,
rozwijałem się dzięki siłom pochodzącym ze światów
35
duchowych. To, co dzisiaj mam w sobie najlepszego,
również musi pochodzić z tych światów i nie mam prawa
uważać tego za coś, co przynależy do mojej zwykłej
świadomości. Jest to więc coś w rodzaju „dajmonion
19
",
ale w znaczeniu dobrej duchowej mocy, która przeze
mnie oddziałuje ze świata duchowego na uczniów. Coś
podobnego odczuwał Sokrates, mówiąc - według Pla
tona - o swoim „dajmonion" jako o istocie, która nim
kierowała i która go prowadziła. Starano się w różny
sposób wyjaśnić to sokratesowe dajmonion. Ale moż
na to wytłumaczyć tylko wtedy, kiedy pomyśli się, że
Sokrates mógł odczuwać coś podobnego do tego, co opi
sano powyżej. A wtedy możemy też pojąć, że w ciągu
trzech czy czterech wieków, podczas których oddzia
ływała w Grecji myśl Sokratesa, powstał tam pewien
nastrój, który mógł przygotować inne wielkie wydarze
nie. Poczucie, że człowiek, tak jak go widzimy, nie jest
jeszcze całością tej istoty, która wyłania się z wyższych
światów, działało w dalszym ciągu i najlepsi spośród
tych, którzy je podzielali, byli właśnie tymi ludźmi, któ
rzy później najlepiej zrozumieli słowa św. Pawła: „Nie
ja, lecz Chrystus we mnie". Mogli oni powiedzieć so
bie: Sokrates mówił o jakiejś dajmonicznej sile oddzia
łującej z wyższych światów; dzięki ideałowi Chrystusa
rozumiemy, o czym mówił Sokrates. Tylko, że nie mógł
on wówczas mówić o Chrystusie, bo za jego czasów nikt
jeszcze nie mógł odnaleźć w sobie istoty Chrystusa.
36
I znów odkrywamy nowe oblicze duchowego kie
rownictwa ludzkości. Nic nie może objawić się w świe
cie bez uprzedniego przygotowania. Dlaczego św. Paweł
znalazł najlepszych uczniów właśnie w Grecji? Bo So
krates takim nastrojem przygotował tam odpowiedni
grunt. To, co dzieje się później w rozwoju ludzkości,
prowadzi nas do wydarzeń, które działy się dawniej
i przygotowywały ludzkość do tego, co miało nadejść.
Czyż nie czujemy, jak daleko sięga ten przewodni im
puls kierujący rozwojem ludzkości, jak we właściwej
chwili umieszcza on odpowiednich ludzi tam, gdzie mo
gą oni być potrzebni dla ewolucji? W takich właśnie
faktach wyraża się ogólnie przewodnictwo ludzkości.
37
Wykład II
Kiedy weźmie się pod uwagę to, co mędrcy i nauczycie
le starożytnego Egiptu mówili Grekom o prowadzeniu
i kierownictwie duchowego życia w Egipcie, to można
znaleźć godną uwagi analogię pomiędzy tym, co prze
jawia się w życiu poszczególnego człowieka, a tym, co
kieruje rozwojem ludzkości. Opowiada się, że pewien
Egipcjanin zapytany przez Greka, kto prowadził naród
egipski w dawnych czasach, odpowiedział: W zamierz
chłej przeszłości władali u nas oraz nauczali bogowie
1
®,
a dopiero później ludzie stali się naszymi przewodni
kami.
Pierwszy przewodnik, który pojawił się w ludzkiej
postaci w świecie fizycznym i był za takiego uznany,
zwał się Menes
lx
- tak mówili Egipcjanie Grekom. Oz
nacza to, że według tego, co podają Grecy, przewodnicy
ludu egipskiego powoływali się na fakt, że dawniej sa
mi bogowie prowadzili naród egipski. Zawsze jednak
musimy dobrze zrozumieć taką przekazaną nam z daw
nych czasów tradycję. O czym myśleli Egipcjanie, gdy
mówili, że ich królami i nauczycielami byli bogowie?
Otóż, mówiąc tak, chcieli wyrazić to, że gdybyśmy cof
nęli się aż do najdawniejszych czasów narodu egipskie
go i zapytali owych ludzi - którzy odczuwali w sobie
jakby wyższą świadomość, jakby mądrość pochodzącą
38
z wyższych światów - kim są właściwie ich nauczy
ciele, to odpowiedzieliby w ten sposób: Mówiąc o mo
im nauczycielu, nie mógłbym wskazać tego czy innego
człowieka, gdyż najpierw musiałbym wprowadzić się
w stan jasnowidzenia - dzięki wiedzy duchowej wiemy,
że w dawnych czasach było to stosunkowo łatwiejsze
niż obecnie - i dopiero wtedy mógłbym znaleźć swego
prawdziwego nauczyciela i inspiratora; ten bowiem ob
jawia mi się tylko wtedy, gdy otwarte są moje duchowe
oczy. Albowiem jestestwa takie w epoce starożytnego
Egiptu zstępowały ze świata duchowego i objawiały się
ludziom, nie wcielając się jednak w ludzkie, fizyczne
ciała. W ten sposób bogowie prowadzili wtedy i naucza
li starożytnych Egipcjan za pośrednictwem ludzi, a pod
słowem „bogowie" rozumiano wówczas istoty, które wy
przedziły człowieka w rozwoju.
W myśl zasad nauki duchowej Ziemia, zanim stała
się dzisiejszą Ziemią przeszła przez inny stan planetar
ny, który nazywamy stanem księżycowym
21
.
W czasie tej
epoki człowiek nie był jeszcze człowiekiem w dzisiej
szym znaczeniu tego słowa. Na starym Księżycu istnia
ły natomiast inne jestestwa, które nie miały dzisiejszej
ludzkiej postaci i były zupełnie inaczej zorganizowane;
były one jednak wtedy na takim stopniu rozwoju, jaki
człowiek osiągnął na Ziemi dopiero teraz. Można więc
powiedzieć, że na tej starej planecie księżycowej, która
przeminęła i z której później powstała obecna Ziemia,
39
żyły istoty będące poprzednikami człowieka. W ezote-
ryce chrześcijańskiej nazywa sieje Aniołami (Angeloi),
a jestestwa stojące w rozwoju duchowym bezpośrednio
nad nimi - Archaniołami (Archangeloi). Te ostatnie is
toty jeszcze dawniej niż Aniołowie były na takim eta
pie rozwoju, na jakim dzisiaj jest człowiek. Istoty, które
w ezoteryce chrześcijańskiej określamy jako Anioły czy
Angeloi - lub w mistyce orientalnej jako Jestestwa
dyaniczne" - były w okresie księżycowym na etapie
rozwoju odpowiadającym dzisiejszemu człowiekowi.
Istoty te, o ile osiągnęły w pełni swój cel na starym
Księżycu,
stoją obecnie, podczas okresu rozwojowego
Ziemi, o cały stopień wyżej od dzisiejszego człowieka.
Natomiast człowiek dopiero przy końcu epoki ziem
skiej osiągnie taki poziom, na jakim Aniołowie znaj
dowali się już z końcem rozwoju księżycowego.
Gdy rozpoczął się ziemski stan rozwoju naszej pla
nety i na Ziemi pojawił się człowiek, jestestwa owe nie
mogły przybrać zewnętrznej ludzkiej postaci, gdyż ludz
kie ciało fizyczne jest w istocie rzeczy wytworem Zie
mi, odpowiednim tylko dla tych jestestw, które obecnie
są ludźmi. Dlatego istoty, które stoją w rozwoju o je
den stopień wyżej od człowieka, nie mogły się wcielać
w ludzkie ciała, gdy Ziemia rozpoczęła swój rozwój.
Mogły one uczestniczyć w rozwoju Ziemi tylko w taki
sposób, że oświecały i inspirowały ludzi w pewnych sta
nach, które pradawny człowiek mógł osiągnąć w swoim
40
jasnowidzeniu. W ten sposób - pośrednio, przez ludzi
jasnowidzących - jestestwa te wpływały na bieg ziem
skich losów.
Starożytni Egipcjanie zachowali jeszcze wspom
nienie takich stanów świadomości, w których wiodące
osobowości ich kultury uświadamiały sobie żywo swój
związek z jestestwami, które nazywano bogami, Anio
łami lub jestestwami dyanicznymi. Kim były te istoty,
które nie wcielały się tak samo jak ludzie, nie przy
bierały ludzkiej, fizycznej postaci, lecz oddziaływały na
ludzkość w opisany powyżej sposób? Byli to poprzed
nicy ludzi, istoty, które wzniosły się w rozwoju ponad
stopień człowieczeństwa.
W naszych czasach nadużywa się często słowa „nad-
człowiek", które tutaj może być użyte we właściwym
znaczeniu. Chcąc naprawdę mówić o istocie nadludz
kiej, można by tak nazwać te jestestwa, które już w po
przednim wcieleniu planetarnym naszej Ziemi, w okre
sie księżycowym, były na poziomie obecnego rozwoju
duchowego człowieka, a teraz wyrosły ponad człowieka.
Mogły one przejawiać się jasnowidzącym ludziom tylko
w ciele eterycznym i w taki właśnie sposób pojawiały
się, zstępując ze światów duchowych na Ziemię, gdzie
objawiały się jeszcze w czasach poatlantydzkich
23
.
Jestestwa te miały - i mają jeszcze dzisiaj - tę szcze
gólną właściwość, że nie potrzebują myśleć. Można by
także powiedzieć, że w ogóle nie mogą myśleć tak jak
41
człowiek. Bo jak myśli człowiek? Otóż mniej więcej
w taki sposób, że wychodzi z pewnego założenia i mówi
sobie: To czy owo pojąłem, a teraz, wychodząc z tego,
próbuję zrozumieć różne rzeczy. Gdyby nie była to dro
ga ludzkiego myślenia, to wykształcenie szkolne nie by
łoby dla wielu ludzi tak trudne. Nie można nauczyć się
z dnia na dzień matematyki, ponieważ trzeba wyjść z pe
wnego punktu i powoli postępować dalej, a to trwa dłu
go. Tak samo nie można w jednej chwili ogarnąć całego
świata myśli, gdyż ludzkie myślenie przebiega w czasie.
Konstrukcja myślowa nie od razu jest obecna w duszy,
trzeba szukać, trzeba się wysilać, aby odnaleźć tok my
ślenia. Jestestwa, o których mówiliśmy, nie posiadają
tej właściwości człowieka. Nawet najbardziej rozległe
konstrukcje myślowe powstają w nich z taką samą szyb
kością z jaką na przykład dla zwierzęcia, które - według
jego instynktu - ma przed sobą coś jadalnego, staje się
od razu jasne, że chce to połknąć. W przypadku tych jes
testw nie można mówić o żadnej różnicy między instyn
ktem i świadomą myślą są one jednym i tym samym.
Podobnie jak zwierzęta posiadają na swoim poziomie
rozwoju instynkt, tak owe jestestwa dyaniczne, czyli
Aniołowie, posiadają umiejętność bezpośredniego my
ślenia duchowego, zdolność bezpośredniego duchowe
go wyobrażania. Na skutek tego instynktownego życia
wewnętrznych wyobrażeń jestestwa te zasadniczo róż
nią się od człowieka.
42
Łatwo można sobie wyobrazić, że istoty te nie mo
gą używać takiego mózgu albo takiego ciała fizyczne
go, jakie ma człowiek. Muszą używać ciała eterycznego,
gdyż przejawianie myśli przez mózg i ciało ludzkie zwią
zane jest z czasem, podczas gdy jestestwa te nie wytwa
rzają myśli w czasie, lecz czują w sobie samorzutnie roz
błyskującą otrzymywaną z góry mądrość. Dlatego nie
mogą one myśleć fałszywie tak jak człowiek. Tok ich
myśli jest bezpośrednią inspiracją i dlatego osobowości,
które mogły się zbliżyć do ponadludzkich anielskich
jestestw, miały pewność, że stają wtedy wobec nieomyl
nej mądrości. Kiedy jeszcze nawet w starożytnym Egip
cie człowiek, który był królem lub nauczycielem, stawał
wobec swojego przewodnika duchowego, to był pewien,
że dawane przez niego wskazówki i głoszone przez nie
go prawdy są bezpośrednio prawdziwe i nie mogą być
fałszem. To samo odczuwali później także inni ludzie,
którym te prawdy przekazywano.
Jasnowidzący przewodnicy ludzkości przemawiali
w taki sposób, że ludzie odczuwali duchowe pochodze
nie prawd płynących z ich ust. Jednym słowem, był to
jakby bezpośredni prąd porozumienia między wyższy
mi hierarchiami duchowymi a ówczesną ludzkością.
To, co oddziałuje na dzieciństwo człowieka, moż
na ujrzeć w szerszym zakresie jako najbliższy świat du
chowych hierarchii pracujący i unoszący się nad całą
ludzką ewolucją jako następne królestwo Aniołów czy
43
ponadludzkich jestestw, które stoją o jeden stopień du
chowego rozwoju wyżej niż człowiek i przebywają bez
pośrednio w duchowych sferach. Z tych sfer niosą w dół
na Ziemię to, co później kształtuje ludzką kulturę. U dzie
cka kierują one w swojej wyższej mądrości kształtowa
niem się ciała. W dawnych czasach rozwoju ludzkości
kształtowały w ten sposób kulturę.
Egipcjanie, mówiąc o swojej łączności z bogami,
odczuwali, że dusza ludzkości otwiera się w stronę du
chowych hierarchii. Podobnie jak dusza dziecka otwie
ra się swoją aurą ku hierarchiom aż do chwili, o której
mówiliśmy we wcześniejszych rozważaniach, tak daw
niej cała ludzkość otwierała się na przyjęcie wpływu du
chowych hierarchii, z którymi pozostawała w łączności.
Ta łączność ze światem duchowym była najsilniej
sza u świętych nauczycieli starożytnych Indii, u wiel
kich nauczycieli pierwszej poatlantydzkiej, praindyjskiej
kultury, która niegdyś rozprzestrzeniała się na południu
Azji. Po katastrofie Atlantydy, gdy ukształtowanie Ziemi
zmieniło się tak, że na wschodniej półkuli mogła się
uformować Europa, Azja i Afryka - jeszcze na długo
przed tymi czasami, o których jest mowa w najstarszych
księgach - pojawiła się kultura stworzona przez daw
nych wielkich nauczycieli Indii. Dzisiaj tych wielkich
nauczycieli starożytności wyobrażamy sobie zupełnie
fałszywie. Bo gdyby któryś z nich mógł obecnie stanąć
przed wykształconym człowiekiem, to współczesny czło-
44
wiek bardzo by się zdziwił, a może nawet powiedział
by: „I to ma być mędrzec? Nigdy nie wyobrażałem so
bie mędrca w taki sposób". Bo też owi dawni, święci
nauczyciele nie umieliby w istocie powiedzieć nic ta
kiego, co obecnie świat przywykł uważać za roztrop
ność lub rozsądek. Według dzisiejszych kryteriów byli
to prości i najskromniejsi ludzie, którzy tylko w najzwy
klejszy sposób potrafili odpowiadać na pytania doty
czące powszedniego życia. Nieraz przez długie okresy
czasu nie słyszano od nich nic innego jak tylko takie
czy inne słowo, które wykształconemu człowiekowi na
szej epoki nie wydałoby się ważne. Ale następowały też
i takie szczególne okresy, w których okazywali się oni
jeszcze kimś innym niż tylko zwykłymi ludźmi. Wów
czas musieli gromadzić się razem, w siedmiu, bo to, co
mógł odczuwać każdy z nich pojedynczo, musiało har
monijnie współdziałać z objawieniami pozostałych sześ
ciu w zgodnym współbrzmieniu siedmiu tonów. Każdy
z nich bowiem, stosownie do swych założeń i swojego
rozwoju, mógł widzieć tylko niektóre rzeczy. I dopiero
we współbrzmieniu tego, co każdy z nich osobno mógł
dojrzeć, powstało to, co dzisiaj możemy odczuwać jako
pramądrość, o ile potrafimy rozszyfrować rzeczywiście
tajemne księgi. Ale tych pradawnych przekazów nie znaj
dziemy już w Wedach
24
. Pomimo całej swej wielkości
i głębi księgi te są tylko słabym echem tego, czego na
uczali święci mędrcy pradawnych Indii.
45
Gdy każdy z owych mędrców stawał przed obliczem
ponadludzkiego przewodnika ludzkości - kiedy ich ja
snowidzenie i jasnosłyszenie otwierało im wrota do wyż
szych światów - wówczas to, co otrzymywali od takie
go przewodnika ludzkości, promieniowało z ich oczu jak
słońce. A to, co wtedy mówili, wywierało na słuchają
cych tak potężne wrażenie, że każdy z nich musiał so
bie powiedzieć: To, co teraz przemawia przez usta tych
ludzi, nie jest ani ludzkim życiem, ani ludzką mądroś
cią - to ponadludzkie jestestwa, to sami bogowie od
działują teraz przez nich na ludzi.
Stare cywilizacje i kultury zrodziły się z ziemskiego
echa tego, co wiedzieli bogowie. I dopiero w czasach
poatlantydzkich stopniowo przymykały się bramy du-
chowo-boskiego świata, który stał jeszcze otworem dla
duszy ludzkiej w okresie kultur rozwijających się na
Atlantydzie. Rozmaite ludy w różnych krajach zaczęły
odczuwać, że człowiek musi zacząć polegać coraz bar
dziej na samym sobie. W ten sposób w rozwoju ludz
kości ujawnia się w innej formie to samo, co objawia się
w rozwoju dziecka. Najpierw duchowo-boski świat wni
ka w nieświadomą duszę dziecka, która kształtuje jego
ciało. Jest to jednocześnie okres, do którego później nie
sięgamy pamięcią w normalnym codziennym życiu. Po
tem przychodzi chwila, gdy człowiek uczy się odczu
wać samego siebie jako jaźń. Jest to chwila, do której
człowiek może jeszcze w późniejszym życiu sięgnąć
46
swoją pamięcią. Na tym polega prawda, że nawet naj
większy mędrzec może się jeszcze czegoś nauczyć od
dziecięcej duszy. Później człowiek staje się coraz bar
dziej pozostawiony samemu sobie. Pojawia się świado
mość jaźni, a całość łączy się ze sobą w taki sposób, że
staje się możliwe przypominanie sobie minionych prze
żyć. W życiu narodów również nadszedł taki czas, gdy
zaczęły się one czuć coraz bardziej odcięte od boskiej
inspiracji praojców. Podobnie jak dziecko zostaje od
dzielone od aury otulającej jego głowę w pierwszych
latach życia, tak samo boscy przewodnicy usunęli się
stopniowo z życia narodów i ludzie byli zdani na wła
sne poszukiwania i własną wiedzę. Tam, gdzie historia
o tym mówi, dostrzegamy oddanie kierownictwa roz
woju w ręce ludzkości. Tego, który położył podwaliny
pod pierwszą kulturę, Egipcjanie nazywali imieniem
Menés.
Jednocześnie wskazywali na to, że od tego mo
mentu człowiek może błądzić. Odtąd bowiem zdany jest
na posługiwanie się swoim mózgiem jak własnym narzę
dziem. Dlatego w czasach, kiedy bogowie opuszczali
ludzi, możliwość popełniania przez człowieka błędów
była symbolicznie zaznaczona zbudowaniem labiryntu.
Labirynt jest jakby obrazem zwojów mózgu jako na
rzędzia dla tworzenia przez człowieka własnych myśli,
w których człowiek łatwo może pobłądzić.
Człowiekowi, jako istocie myślącej, ludy Wschodu
nadały imię Manas, a pierwszego myśliciela nazwali
i
47
Manu
2 5
. Człowieka, który jako pierwszy ukształtował
zasady ludzkiej myśli, Grecy nazwali imieniem Minos
26
.
I również z Minosem łączono legendę o labiryncie, al
bowiem ludzie czuli, że od czasu jego istnienia zaczy
nają stopniowo przechodzić od bezpośredniego boskie
go przewodnictwa do takiego, w którym jaźń w inny
sposób przeżywa wpływy wyższego świata duchowego.
Oprócz owych praojców ludzkości - tych prawdzi
wych ponadludzkich istot, które na starym Księżycu za
kończyły stopień rozwoju odpowiadający człowieczeń
stwu i stały się Aniołami - istnieją jeszcze inne jestestwa,
które nie osiągnęły celu swojego księżycowego rozwoju.
Te pierwsze, zwane w mistyce orientalnej jestestwami
dyanicznymi, a w ezoteryce chrześcijańskiej Aniołami,
ukończyły swój rozwój na starym Księżycu. Gdy czło
wiek rozpoczynał na Ziemi swój byt, stały one już o je
den stopień rozwoju wyżej od niego. Ale istniały inne
jestestwa, które nie osiągnęły odpowiedniego poziomu
swojego rozwoju na starym Księżycu, tak samo jak wyż
sze kategorie jestestw lucyferycznych nie zdołały dokoń
czyć swojego rozwoju w ciągu poprzednich epok roz
wojowych. Gdy rozpoczął się ziemski okres rozwoju
naszej planety, człowiek nie był jeszcze pozostawiony
samemu sobie. Odbierał inspiracje od duchowo-boskich
jestestw, bez których - tak jak dziecko - nie byłby w sta
nie się rozwijać. Dlatego też oprócz tych „dziecięcych"
jeszcze ludzi oddziaływały wówczas na Ziemi pośrednio
48
również i te jestestwa, które wypełniły swoje zadanie
w okresie księżycowym. Między nimi i ludźmi istniały
jednak jeszcze inne istoty, które nie osiągnęły celu swo
jego rozwoju księżycowego, a które jednak przewyższa
ły człowieka pod względem rozwoju, bo już w okresie
starego Księżyca mogły stać się Aniołami, czyli jestes
twami dyanicznymi. Wtedy jednak nie osiągnęły one
swojej pełnej dojrzałości i pozostały w tyle za Anioła
mi. Niemniej jednak przewyższały one bardzo człowie
ka w tym, co uważa on za swoje właściwości. W gruncie
rzeczy są to jestestwa, które zajmują najniższy stopień
pośród zastępów istot lucyferycznych. To właśnie od
tych istot, które stoją pomiędzy Aniołami a ludźmi, za
czyna się królestwo istot lucyferycznych.
Niezwykle łatwo pomylić się w ocenie tych istot.
Mógłby ktoś zapytać: Dlaczego bosko-duchowe moce,
owi szafarze dobra, dopuściły do tego, żeby te jestestwa
pozostały w tyle, co doprowadziło do wszczepienia w ro
zwój ludzkości impulsu lucyferycznego? Dlaczego do
brzy bogowie nie kierują wszystkiego ku dobru? Pytanie
to nasuwa się zupełnie odruchowo. Mogłoby też pow
stać jeszcze jedno nieporozumienie, a mianowicie mo
żna by sądzić, że istoty te są po prostu istotami złymi.
Otóż w obu wypadkach mamy do czynienia z nieporo
zumieniem, gdyż jestestwa te niekoniecznie są tylko
„złe", aczkolwiek to w nich musimy szukać źródła zła
w rozwoju ludzkości. Stoją one w rozwoju pomiędzy
49
człowiekiem a istotami anielskimi. Przewyższają czło
wieka w pewien sposób pod względem doskonałości.
We wszystkich uzdolnieniach, które człowiek musi w so
bie dopiero wyrabiać, zdołały one osiągnąć już wysoki
stopień rozwoju. Natomiast od opisanych wcześniej po
przedników ludzkości różnią się tym, że nie dokończyły
swojego rozwoju człowieczeństwa na Księżycu i mogły
się jeszcze wcielać w ludzkie ciała podczas rozwoju czło
wieka na Ziemi. Natomiast jestestwa dyaniczne, czyli
anielskie, które są wielkimi inspiratorami ludzi i na któ
re powoływali się Egipcjanie, nie mogąc żyć w ludzkich
ciałach, tylko przejawiały się za pośrednictwem ludzi.
Jestestwa, które w hierarchii duchowej zajmują miejsce
pomiędzy ludźmi i aniołami, aż do stosunkowo niedaw
nych czasów posiadały zdolność wcielania się w ludzkie
ciała. Dlatego też w epoce lemuryjskiej
27
i atlantydzkiej
wśród zwykłych ludzi na Ziemi znajdowały się również
jestestwa, które w najbardziej wewnętrznej naturze swo
jej duszy nosiły taką opóźnioną w rozwoju istotę aniel
ską. Innymi słowy, w epoce lemuryjskiej i atlantydz
kiej chodzili po Ziemi nie tylko zwykli ludzie, którzy
przez następujące po sobie wcielenia mieli dojść do te
go, co jest ideałem ludzkości. Pomiędzy ludźmi żyły
wówczas także i inne istoty, które tylko zewnętrznie wy
glądały tak jak ludzie. Musiały one nosić ludzkie ciało,
ponieważ zewnętrzna postać człowieka zależy od ziem
skich warunków. Były to jednak istoty, które należały do
50
najniższej kategorii jestestw lucyferycznych. Obok je
stestw anielskich, które przez ludzi oddziaływały pośre
dnio na ludzką kulturę, inkarnowały się wówczas także
owe jestestwa lucyferyczne, które w różnych miejscach
Ziemi zakładały wśród ludzi kultury. I jeśli dawne po
dania ludowe mówią nam o tym, że tu czy tam żył taki
czy inny wielki człowiek, który był twórcąjakiejś kultu
ry, to nie należy od razu piętnować takiej istoty, mówiąc:
Oto mamy wcielenie jestestwa lucyferycznego, które
musiało być wcieleniem zła. - Trzeba pamiętać, że is
totom tym zawdzięczamy w rozwoju ludzkiej kultury
nieskończoną ilość wspaniałych rzeczy.
Dzięki nauce duchowej wiemy, że w zamierzchłej
przeszłości, a mianowicie w czasach atlantydzkich, ist
niało coś w rodzaju pramowy - pewien rodzaj pierwot
nego języka wspólnego dla całej ludzkości. W tych od
ległych czasach mowa wypływała bardziej niż dzisiaj
z głębi duszy. Można to już dostrzec w następującym
fakcie. W okresie atlantydzkim ludzie odczuwali wszy
stkie wrażenia zewnętrzne w taki sposób, że dusza, chcąc
wyrazić coś zewnętrznego za pomocą dźwięków, zmu
szona była czynić to poprzez spółgłoski. Wszystko, co
istniało w przestrzeni, zmuszało człowieka, aby naśla
dował to za pomocą spółgłosek. Odgłos wiejącego wia
tru, szum fal, ochrona, jaką daje człowiekowi dom, to
wszystko wytwarzało pewne stany duszy, w których czło
wiek naśladował to za pomocą spółgłosek. Natomiast
•
51
przeżycia wewnętrzne wyrażano inaczej. Radość, ból
lub uczucia innej istoty naśladowano, używając samo
głosek. Widzimy więc, jak dusza zrastała się w mowie
z zewnętrznymi wydarzeniami lub innymi istotami. Kro
nika Akasza
28
odsłania przed nami na przykład następu
jący obraz: Do chaty, której sklepienie dachu użyczało
schronienia całej rodzinie, zbliża się jakiś człowiek. Czło
wiek ten patrzy na wypukły kształt dachu rozpostarte
go nad tą rodziną i właśnie tę opiekuńczość chaty wy
rażał on za pomocą spółgłoski, natomiast wewnętrzne
uczucie zrodzone w duszy mieszkańców przez wrażenie
opieki i ochrony wyrażał samogłoską. I powstała wtedy
myśl: „Ochrona", „mam ochronę", „ciała ludzkie mają
ochronę". Ta myśl wyrażała się wtedy w spółgłoskach
i samogłoskach, które nie mogły być inne niż były, bo
wyrażały jednocześnie bezpośrednie odbicie wewnętrz
nego przeżycia.
Działo się tak na całej Ziemi. I nie jest to żadnym uro
jeniem, że niegdyś istniała taka ludzka promowa. Wta
jemniczeni wszystkich ludów zawsze potrafdi w pew
nym stopniu odczuwać ową pramowę; we wszystkich
językach istnieją nawet pewne głoski, które nie są ni
czym innym jak pozostałością tej ogólnoludzkiej pra-
mowy.
Mowa ta rodziła się w duszy człowieka dzięki in
spiracji jestestw stojących ponad ludźmi, owych praw
dziwych poprzedników człowieka, którzy osiągnęli cel
52
swojego rozwoju na starym Księżycu. Można by za
tem wnioskować, że gdyby rozwój następował jedynie
w taki sposób, to cała ludzkość stałaby się jedną wielką
jednorodną społecznością. Na całej Ziemi ludzie myśle
liby i mówili zupełnie tak samo. Indywidualność i róż
norodność w ogóle nie mogłyby się rozwinąć, a tym
samym także i wolność człowieka.
Musiały zatem nastąpić podziały ludzkości, żeby
człowiek mógł stać się indywidualnością. I jeśli w wielu
okolicach Ziemi mowa zaczynała się różnicować, to za
wdzięczamy to pracy tych nauczycieli, w których wcie
lone były jestestwa lucyferyczne. Zależnie od tego, czy
ta lub inna opóźniona w rozwoju istota anielska wcie
lała się w takim czy innym ludzie, nauczała ona ten lud
takiego czy innego języka. Dlatego też zdolność mówie
nia własnym językiem wskazuje u wszystkich ludów na
istnienie owych wielkich dawców światła, którzy byli
pozostałymi w tyle istotami anielskimi i znacznie prze
wyższali ludzi ze swojego bezpośredniego otoczenia.
Na przykład istoty, które są opisywane jako bohatero
wie starożytnej Grecji lub innych narodów - istoty, któ
re działały w ludzkiej postaci - były właśnie wcielenia
mi takich opóźnionych w rozwoju jestestw anielskich.
Istoty te nie powinny być opisywane jako całkowicie
„złe". Przeciwnie, przyniosły one to, co dało ludziom
na całej Ziemi początek wolności, bez czego ludzkość
pozostałaby jednorodną całością. Tak wyglądała sprawa
53
z językami różnych narodów. To samo znajdziemy rów
nież w innych dziedzinach życia. Indywidualizacja, zróż
nicowanie, wolność pochodzą, można by tak rzec, od
tych jestestw, które nie osiągnęły celu swojej ewolucji
księżycowej. Wprawdzie mądrość kosmiczna zamierza
wszystkie jestestwa w danym rozwoju planetarnym do
prowadzić do przeznaczonego im celu, ale gdyby zaw
sze tak się działo, to niektórych rzeczy nie można by
osiągnąć. Pewne jestestwa opóźniają się w swoim roz
woju, ponieważ mają jakieś szczególne zadanie do wy
pełnienia. Ponieważ istoty, które w pełni osiągnęły swój
cel w okresie starego Księżyca, uczyniłyby z ludzkości
tylko jednorodny organizm, dlatego przeciwstawiono im
istoty opóźnione w swoim księżycowym rozwoju, które
otrzymały przez to możliwość, aby obrócić na dobro to,
co właściwie było u nich błędem.
Tutaj otwiera się nowy punkt widzenia na pytanie:
Dlaczego istnieje na świecie zło, niedoskonałość, cho
roba? Rozważmy to z tego samego punktu widzenia,
z jakiego rozpatrywaliśmy opóźnione w rozwoju jeste
stwa anielskie. Wszystko, co w pewnej chwili jest nie
doskonałością, opóźnieniem, obraca się później w roz
woju jednak na dobro. Ale chyba nie trzeba specjalnie
przypominać, że sprawa ta wcale nie rozgrzesza złych
czynów popełnianych przez ludzi.
Mamy tutaj również odpowiedź napytanie: Dlacze
go mądrość kosmiczna pozwala pewnym jestestwom
54
pozostać w tyle, tak że nie osiągają celu swojego roz
woju? Dzieje się tak właśnie dlatego, że takie opóźnie
nie dopiero w przyszłości uzyskuje swój pozytywny as
pekt.
W czasach, kiedy ludy nie mogły jeszcze same rzą
dzić i kierować sobą, żyli wielcy nauczyciele całych
epok i pojedynczych ludzi. Wszyscy ci nauczyciele po
szczególnych ludów, tacy jak Pelops, Kadmos, Kekrops,
Tezeusz
29
itd. nosili w pewnym sensie w głębi swojej
duszy takie jestestwo anielskie. Widzimy więc, że ludz
kość podlegała wówczas kierownictwu i przewodnictwu
duchowemu.
Jednak na każdym stopniu ewolucji pozostawały
w tyle pewne jestestwa, które nie zdołały osiągnąć ce
lu, jaki w danej fazie rozwojowej mógł być osiągnięty.
Przyjrzyjmy się raz jeszcze dawnej cywilizacji egipskiej,
kwitnącej przed wieloma tysiącami lat nad brzegami
Nilu. Była to epoka, kiedy ludziom objawiali się owi sto
jący w rozwoju wyżej od ludzi nauczyciele, którzy we
dług Egipcjan prowadzili ludzi jako bogowie. Obok nich
działały jednak także i te istoty, które tylko w połowie
lub częściowo zdołały osiągnąć stopień rozwoju Anio
łów. Musimy sobie jasno uświadomić, że w dawnym
Egipcie człowiek osiągnął pewien określony poziom.
Jednak nie tylko człowiek osiąga coś przez to, że poz
wala się prowadzić. Bowiem dla prowadzących go istot
taka duchowa praca jest czymś, co pozwala im pójść
55
naprzód w rozwoju. Na przykład Anioł, który przez pe
wien czas prowadzi ludzi, staje się czymś więcej, niż był
poprzednio, zanim rozpoczął to przewodnictwo. Dzięki
tej pracy Anioł także się rozwija - zarówno taki, który
jest istotą w pełni anielską, jak i ten, który opóźnił się
w swoim rozwoju. Wszystkie istoty mogą zawsze dążyć
naprzód. Wszystko znajduje się w ciągłym rozwoju. Jed
nak na każdym stopniu rozwoju pewna ilość jestestw
pozostaje w tyle. W dawnej kulturze egipskiej można
więc rozróżnić: przewodników boskich, czyli Anioły,
następnie przewodników półboskich, którzy tylko czę
ściowo zdołali osiągnąć stopień anielski i wreszcie lu
dzi. Ale niektóre z tych ponadludzkich istot ponownie
pozostają w tyle - tzn. nie kierują ludzkością w taki
sposób, aby wszystkie ich siły mogły znaleźć w pełni
swój wyraz - i nadal pozostają Aniołami na etapie roz
woju starej egipskiej kultury. W ten sam sposób pozo
stają w tyle ponadludzkie jestestwa, które już uprzed
nio nie dokończyły w pełni swojego rozwoju. Gdy zatem
w dole ludzie postępują w swoim rozwoju naprzód, to
w górze pewne indywidualności wśród istot dyanicz-
nych, czyli Aniołów, pozostają w tyle. Kiedy kultura
egipsko-chaldejska dobiegła końca i rozpoczął się okres
kultury grecko-rzymskiej, istniała pewna ilość tych opóź
nionych w rozwoju jestestw, które kierowały ludzkoś
cią w poprzednich epokach. Jednak nie mogły one teraz
używać swoich sił, ponieważ w przewodzeniu ludzkości
56
zostały zastąpione przez inne anielskie lub nie w pełni
anielskie jestestwa. Równocześnie oznaczało to jednak,
że nie mogły one kontynuować swojego własnego roz
woju.
Fakt ten zwraca naszą uwagę na pewną kategorię je
stestw, które mogły użyć swych sił w okresie egipskim,
lecz nie uczyniły tego wtedy w całej pełni. W następnej
epoce, grecko-łacińskiej, nie mogły już zużytkować swo
ich sił, gdyż zostały zastąpione przez inne jestestwa prze
wodnie, a także dlatego, że cały charakter nowej epoki
uniemożliwiał już ich interwencje. I podobnie jak te is
toty, które na starym Księżycu nie osiągnęły poziomu
Aniołów, a mimo to otrzymały później zadanie czyn
nego oddziaływania na rozwój ludzkości w okresie Zie
mi, tak samo jestestwa kierujące ludzkością w okresie
kultury egipsko-chaldejskiej, które zostały wtedy w tyle,
otrzymały później zadanie ponownego oddziaływania na
kulturę jako jestestwa opóźnione. Będziemy więc mogli
zobaczyć, jak w następnym okresie kulturowym, które
go przewodnictwo spoczywa wprawdzie w rękach jes
testw rozwiniętych prawidłowo i prowadzących normal
ny rozwój, działają obok nich również inne istoty, które
wcześniej, w okresie epoki egipskiej, pozostały w tyle.
Scharakteryzowany w ten sposób okres kulturowy to wła
śnie nasza epoka. Żyjemy w czasach, w których obok pra
widłowych przewodników ludzkości działają też opóź
nione jestestwa z epoki egipsko-chaldejskiej.
57
Na rozwój wszelkich istot i faktów należy patrzeć
w ten sposób, że wydarzenia w świecie fizycznym są
tylko skutkami czy przejawami prawdziwych przyczyn,
które tkwią w świecie duchowym. Z jednej strony naszą
dzisiejszą kulturę, jeśli weźmiemy ją pod uwagę w ca
łości, możemy uważać za dążenie wzwyż ku uducho
wieniu. W porywie pewnych ludzi ku duchowości prze
jawiają się ci w pełni i prawidłowo rozwinięci duchowi
przewodnicy obecnej ludzkości. To ich wpływy widzi
my we wszystkim, co chce prowadzić człowieka do skar
bów wiedzy duchowej, przekazywanej nam przez teo-
zofię
30
. Ale na dążenia naszej kultury oddziałują także
jestestwa, które pozostały w tyle podczas okresu egip-
sko-chaldejskiego. To ich oddziaływanie przejawia się
w wielu rzeczach, które dzisiaj i w najbliższej przyszło
ści będziemy tworzyć i wymyślać. Działają one we wszy
stkim, co nadaje naszej kulturze piętno materialisty czne,
a często widoczne są także w dążeniach ku duchowoś
ci. Właściwie w naszej epoce przeżywamy jakby odro
dzenie się kultury egipskiej.
Tak więc jestestwa, które mogą być uważane za nie
widzialne istoty, które kierują wszystkim, co dzieje się
w świecie fizycznym, dzielą się na dwie grupy. Do pier
wszej należą te indywidualności duchowe, które aż do
dnia dzisiejszego przeszły własny rozwój w sposób pra
widłowy. A zatem mogły one zacząć oddziaływać na
naszą kulturę, gdy przewodnicy poprzedniego okresu,
58
grecko-łacińskiego, kończyli stopniowo swoją kierow
niczą misję w pierwszym tysiącleciu ery chrześcijań
skiej. Druga grupa, której praca splata się z działaniem
jestestw pierwszej grupy, obejmuje te duchowe indywi
dualności, które nie ukończyły swojego rozwoju w kul
turze egipsko-chaldejskiej. Podczas epoki grecko-łaciń-
skiej musiały one pozostawać bezczynne, a teraz mogą
ponownie stać się aktywne, bo nasza epoka wykazuje
właśnie pewne podobieństwo do czasów egipsko-chal-
dejskich. Tym tłumaczy się fakt, że obecnie wyłania się
wiele rzeczy, które mogą być uważane za odrodzenie
się dawnych egipskich mocy. Wiele z nich jest jednak
odrodzeniem się takich sił, które wtedy działały ducho
wo, a dziś pojawiają się w materialistycznym wydaniu.
Dla wyjaśnienia tego można dać przykład, jak stare
egipskie poznanie odżywa w naszych czasach. Weźmy
pod uwagę Keplera. Jego duch przeniknięty był harmo
nią budowy świata. Wyraziło się to w jego przełomo
wych matematycznych prawach mechaniki niebios -
w tak zwanych prawach Keplera. Prawa te są pozornie
suche i abstrakcyjne, ale u Keplera wypłynęły one ze
świadomości harmonii wszechświata. W dziełach Ke
plera możemy nawet przeczytać jego wyznanie, że aby
odkryć to, co odkrył, musiał wniknąć w święte misteria
Egiptu, by przywłaszczyć sobie ich świątynne naczy
nia
3 1
i dzięki nim wynieść w świat te prawdy, których
znaczenie dla ludzkości będzie mogła ocenić dopiero
59
przyszłość. Te słowa Keplera nie są bynajmniej zwy
kłym frazesem. Wskazują one na fakt, że miał on nie
jasną świadomość ponownego przeżywania tego, cze
go nauczył się ongiś w Egipcie, w czasie ówczesnego
swojego wcielenia. Mamy pewne podstawy, aby sobie
wyobrazić, że Kepler w czasie jednego ze swych wcześ
niejszych żywotów posiadł starożytną mądrość egipską
która później objawiła się na nowo w jego duszy w for
mie dostosowanej do nowszych czasów. Jest rzeczą zro
zumiałą, że geniusz Egiptu wytwarza w naszej kulturze
impuls materialistyczny, gdyż duchowość była w Egip
cie silnie zabarwiona materializmem. Wyraża się to na
przykład w balsamowaniu zwłok, co jest dowodem na
to, że przywiązywano wówczas duże znaczenia do za
chowania ciała fizycznego. W odpowiednio innej for
mie przeszło to z czasów egipskich do obecnej epoki.
Te same siły, które w czasach egipskich nie osiąg
nęły w swoim działaniu dostatecznych wyników, pono
wnie oddziałują w zmienionej formie na nasze czasy.
Pomysł balsamowania zwłok odradza się dziś w poglą
dach, które wielbią tylko materię. Egipcjanin balsamo
wał zwłoki i w ten sposób konserwował coś, co wyda
wało mu się nad wyraz cenne. Sądził, że rozwój duszy
po śmierci ma związek z zachowaniem ciała fizycznego.
Nowożytny anatom kroi skalpelem to, co widzi, i są
dzi, że tym sposobem pozna prawa organizmu ludz
kiego. W naszej współczesnej nauce żyją siły dawnego
60
egipsko-chaldejskiego świata. Wówczas reprezentowa
ły one postęp, natomiast dzisiaj oznaczają cofanie się,
i musimy je poznać, jeśli chcemy prawidłowo ocenić
charakter obecnej epoki. Siły te będą szkodzić współ
czesnemu człowiekowi, jeśli nie pozna on ich znacze
nia. Natomiast w żaden sposób mu nie zaszkodzą-prze
ciwnie, będą go prowadzić do dobrych celów - jeśli
uświadomi sobie ich działanie i przez to właściwie usta
wi swój stosunek do nich. Siły te muszą znaleźć swoje
zastosowanie, inaczej bowiem nie mielibyśmy tych wiel
kich zdobyczy techniki, jakie dzisiaj posiadamy. Siły te
związane są z najniższym stopniem istot lucyferycz-
nych. Jeśli nie poznamy ich w sposób właściwy, to ma
terialistyczny impuls naszej epoki będziemy uważali za
jedyny możliwy i słuszny, nie dostrzegając wcale innych
sił, które wiodą ku duchowości. Z tych względów musi
dzisiaj istnieć jasne poznanie tych dwóch duchowych
prądów naszej epoki.
Gdyby mądrość rządząca światem nie opóźniła pe
wnych jestestw w czasie egipsko-chaldejskiej epoki kul
turowej, to naszej obecnej cywilizacji brakowałoby po
trzebnej jej ciężkości. Działałyby wówczas tylko te siły,
które chcą człowieka gwałtownie nieść w górę. Ludzie
byliby wtedy za bardzo skłonni do poddania się tym si
łom i staliby się marzycielami. Tacy ludzie chcieliby
uznawać tylko takie życie, które jak najszybciej zmierza
ku duchowi, a w ich duszy narastałby nastrój pogardy
61
dla fizycznej materii. Współczesna epoka kulturowa
może wypełnić swoje zadanie tylko wtedy, kiedy do
prowadzi siły materialnego świata do pełnego rozkwi
tu i dzięki temu stopniowo zdobędzie również także ich
obszar duchowości. Podobnie jak najpiękniejsze rzeczy
mogą stać się pokuszeniem dla człowieka, który oddaje
się im bez zastrzeżeń, tak i ta jednostronność, o jakiej
mówimy, mogłaby się stać dla człowieka wielkim nie
bezpieczeństwem polegającym na tym, że wszelkie do
bre dążenia pojawią się w nim pod postacią fanatyzmu.
Tak jak prawdą jest to, że ludzkość postępuje naprzód
dzięki rozwojowi swoich szlachetnych impulsów, tak
prawdą jest również i to, że marzycielskie i fanatyczne
realizowanie choćby najszlachetniejszych impulsów mo
że spowodować największe szkody w prawidłowym roz
woju. Do wyżyn duchowych nie należy dążyć w egzal
tacji, lecz w pokorze oraz w pełni jasnej świadomości,
ponieważ tylko wtedy może się dziać coś zbawiennego
dla postępu ludzkości. Aby czynom obecnej doby nadać
potrzebną na Ziemi ciężkość, aby ludzie mogli w ogóle
zrozumieć materię i rzeczy świata fizycznego, mądrość
rządząca światem pozostawiła w tyle te siły, które wła
ściwie powinny były ukończyć swoją ewolucję w epo
ce egipskiej, a które dzisiaj skierowują spojrzenie czło
wieka na życie fizyczne.
Z powyższych rozważań wynika, że postęp odby
wa się zarówno pod wpływem normalnie rozwijających
62
się jestestw, jak również pod wpływem tych pozosta
jących w tyle. Jasnowidzenie może śledzić w świecie
nadzmysłowym współpracę obu rodzajów tych jestestw.
Dzięki temu możemy pojąć rozwój duchowy, którego
przejawem są zjawiska fizyczne, pośród których żyje
człowiek obecnej doby.
Widzimy zatem, że aby zrozumieć to, co dzieje się
w świecie duchowym, nie wystarczy drogą pewnych ćwi
czeń otworzyć swoje duchowe oczy i uszy na świat du
cha. Dzięki temu można jedynie widzieć to, co się tam
dzieje, oraz oglądać jestestwa rozwijające się w sferach
duchowych. Wtedy wiemy tylko tyle, że są to istoty ze
świata duszy lub ze świata duchowego i że je postrze
gamy. Jednak oprócz tego konieczne jest także poznanie,
do jakiego rodzaju należą te istoty. Można spotkać jes
testwa świata duchowego i nie wiedzieć, czy znajdują
się one na drodze prawidłowego rozwoju, czy też należą
do grupy istot opóźnionych, czy zatem sprzyjają czy też
przeszkadzają rozwojowi. Ludzie, którzy przyswajają
sobie zdolność jasnowidzenia, a nie zdobywają równo
cześnie pełnego zrozumienia scharakteryzowanych po
wyżej warunków rozwoju, w gruncie rzeczy nigdy nie
mogą wiedzieć, z jakiego rodzaju jestestwem mają do
czynienia. Dlatego też zazwyczaj jasnowidzenie powin
no być uzupełnione przez zdolności do osądzania tego,
co się widzi w świecie nadzmysłowym. Właśnie w na
szych czasach zdolność ta jest wyjątkowo niezbędna.
63
Jednak nie zawsze było to w takim stopniu potrzebne.
Jeśli cofniemy się w czasy dawnych kultur, to znajdzie
my tam zupełnie inne stosunki. Kiedy w zaraniu staro
żytnego Egiptu jasnowidzącemu ukazywało się jakieś
jestestwo ze świata nadzmysłowego, to miało ono nie
jako na czole wypisane, kim jest. Jasnowidzący nie mógł
się wtedy pomylić. Natomiast w dzisiejszych czasach
istnieje duża możliwość pomyłki. O ile ludzie starożyt
ności stali jeszcze na tyle blisko królestwa wyższych du
chowych hierarchii, żeby mocje rozpoznać, to obecnie
możliwość błędu jest bardzo duża. Jedyną ochroną przed
wynikającymi stąd poważnymi szkodliwymi wpływami
jest staranie się o przyswojenie sobie takich wyobrażeń
oraz idei, jakie przedstawiliśmy powyżej.
Człowieka umiejącego postrzegać świat duchowy
nazywamy Jasnowidzącym". Ale nie wystarczy być tyl
ko jasnowidzącym. Człowiek taki może widzieć, ale nie
może rozróżniać tego, co widzi. Człowieka, który osią
gnął zdolność rozróżniania, rozpoznawania zjawisk oraz
istot wyższych światów, nazywa się „wtajemniczonym".
Dopiero wtajemniczenie umożliwia rozróżnianie roz
maitego rodzaju jestestw. Można być jasnowidzącym,
nie będąc wtajemniczonym. W dawnych czasach owo
rozróżnianie jestestw nie było rzeczą szczególnie waż
ną. Dlatego też dawne szkoły ezoteryczne zajmowały
się głównie rozwijaniem jasnowidzenia, a niebezpie
czeństwo błędu nie było wtedy tak wielkie. Natomiast
64
dzisiaj stało się ono tak groźne, że wszelkie szkolenie
ezoteryczne powinno być prowadzone w taki sposób,
aby uczeń równolegle ze zdolnościami jasnowidzenia
osiągnął też wtajemniczenie. Człowiek, w miarę jak sta
je się jasnowidzący, musi być zdolny do rozróżniania po
szczególnych zjawisk i jestestw nadzmysłowych.
To szczególne zadanie stworzenia równowagi mię
dzy elementami jasnowidzenia i wtajemniczenia w now
szych czasach przypadło w udziale mocom prowadzą
cym ludzkość. Z nastaniem czasów nowożytnych ludzie,
którzy prowadzą szkolenie duchowe, musieli z konie
czności zwrócić na to uwagę. Dlatego duchowy kieru
nek ezoteryczny, charakterystyczny dla obecnej epoki,
przyjmuje zasadę stałego utrzymywania właściwej rów
nowagi pomiędzy jasnowidzeniem i wtajemniczeniem.
Stało się to konieczne w czasie, gdy ludzkość przecho
dziła kryzys w odniesieniu do możliwości swojego wyż
szego poznania. Było to w trzynastym stuleciu. Około
roku 1250 mieliśmy do czynienia z okresem, kiedy czło
wiek czuł się najbardziej odsunięty od świata ducho
wego. Najwybitniejsze ówczesne umysły dążące do wyż
szego poznania rozumowały następująco. Wszystko, co
nasz umysł, nasz rozum, nasza wiedza duchowa zdoła
ją osiągnąć, wszystko to ograniczone jest do otaczające
go nas świata fizycznego. Człowiek nie może dotrzeć
do światów duchowych ani swoim ludzkim badaniem,
ani też swymi możliwościami poznawczymi. O świecie
65
duchowym wiemy jedynie dzięki przyjmowaniu o nim
wiadomości pozostawionych nam przez ludzi minionych
czasów.
Był to okres zupełnego zaciemnienia bezpośrednie
go duchowego wglądu w wyższe światy. Nic więc dziw
nego, że mówiono w ten sposób właśnie w czasach roz
kwitu scholastyki. Albowiem właśnie około 1250 roku
mamy dziejową chwilę, w której ludzie musieli dojść
do wyznaczenia ścisłej granicy pomiędzy tym, w co mu
si się wierzyć na podstawie tradycji, a tym, co może
być przedmiotem poznania. To ostatnie zostało ograni
czone do fizycznego świata zmysłów. Dopiero później
nadeszły czasy, gdy stopniowo zaczęła się pojawiać mo
żliwość ponownego uzyskania wglądu w świat ducho
wy. Ale to nowe jasnowidzenie jest innego rodzaju niż
stare, które w istocie wygasło właśnie około roku 1250.
Dla tej nowej formy jasnowidzenia ezoteryzm zachodni
musiał ustanowić ścisłą zasadę, że właśnie wtajemni
czenie ma kierować widzeniem i słyszeniem duchowym.
Stało się to specjalnym zadaniem tego ezoterycznego
prądu, który wkroczył wtedy w kulturę Europy. Od ro
ku 1250 rozpoczyna się nowy sposób wprowadzania
człowieka w światy nadzmysłowe. Wprowadzenie to zo
stało przygotowane przez indywidualności, które stały
w cieniu zewnętrznych wydarzeń dziejowych, a które
już wcześniej przez całe stulecia przygotowywały wszy
stko to, co było potrzebne do szkolenia ezoterycznego
66
w warunkach, jakie wytworzyły się około roku 1250.
Jeśli nie nadużywamy wyrażenia „współczesna ezote-
ryka", to możemy je użyć właśnie jako określenie du
chowej pracy tych wysoko rozwiniętych indywidual
ności, o których milczy historia zewnętrzna, a których
działanie przejawia się mimo to w całej kulturze ludz
kiej rozwijającej się na Zachodzie od trzynastego stu
lecia.
Znaczenie 1250 roku dla duchowego rozwoju ludz
kości można zrozumieć, jeśli weźmie się pod uwagę
wyniki badań ezoterycznych, które odkrywają fakt na
stępujący. Nawet te indywidualności, które w poprzed
nich wcieleniach osiągnęły już wysokie stopnie roz
woju duchowego, wcielając się ponownie około 1250
roku, przez pewien czas musiały ulegać całkowitemu
przyćmieniu swoich możliwości bezpośredniego wglą
du w świat duchowy. Nawet oświecone indywidualnoś
ci były odcięte od świata duchowego i mogły o nim
coś wiedzieć tylko ze wspomnień swoich poprzednich
wcieleń. Widzimy więc, że począwszy od tej chwili sta
ło się konieczne, ażeby w duchowym przewodnictwie
ludzkości pojawił się nowy element. Był to element
prawdziwej współczesnej ezoteryki. Bo dopiero w nim
możemy w sposób prawidłowy zrozumieć, jak w prze
wodnictwie całej ludzkości i poszczególnego człowie
ka może oddziaływać to, co nazywamy impulsem Chry
stusowym.
•i
67
Czas od Misterium Golgoty aż do momentu naro
dzin współczesnej ezoteryki stanowi pierwszy okres
przepracowywania impulsu Chrystusowego w ludzkich
duszach. Podczas tego okresu ludzie przyjmowali Chry
stusa bez świadomego współudziału swoich wyższych
sił duchowych. Kiedy więc później zmuszeni zostali do
uświadomienia Go sobie, popełniali wszelkie możliwe
błędy w związku ze zrozumieniem Chrystusa i błądzili
w prawdziwym labiryncie pomyłek. Można prześledzić,
jak w pierwszym okresie chrześcijaństwa impuls Chry
stusowy wnika w niższe siły ludzkiej duszy. Potem na
deszły nowe czasy, w których żyjemy do dzisiaj. Pod
pewnym względem ludzie są dopiero na początku mo
żliwości zrozumienia Chrystusa wyższymi siłami du
szy. Dalsze rozważania powinny wykazać, że cofanie
się możliwości poznania nadzmysłowego do trzynas
tego wieku, a następnie, począwszy od tego czasu, po
wolne odradzanie się tych możliwości w innej formie,
zbiega się z oddziaływaniem impulsu Chrystusowego
na rozwój ludzkości. Tak więc ezoteryka współczesna
może być pojmowana jako wyniesienie tego impulsu
do aktywnej roli w prowadzeniu tych dusz, które prag
ną osiągnąć poznanie wyższych światów zgodnie z wa
runkami nowożytnego rozwoju.
68
Wykład III
Z poprzednich rozważań wynika, że duchowe pro
wadzenie rozwoju ludzkości można odnieść do tych je
stestw, które wypracowały swoje „człowieczeństwo"
w czasie poprzedniego wcielenia naszej ziemskiej pla
nety - w okresie starego Księżyca. Przewodnictwu te
mu przeciwstawia się inne działanie, które hamuje je,
a mimo to pod pewnym względem tym hamowaniem
wspiera je. Spoczywa ono w rękach jestestw, które nie
zdołały dokończyć swojej ewolucji w okresie księżyco
wym. Chodzi tu o jestestwa wiodące, które stoją bez
pośrednio
nad człowiekiem. Zarówno te, które prowa
dzą rozwój naprzód, jak i te, które pomagająprzez to, że
stwarzają przeszkody, dzięki czemu wzmacniają i nasi
lają siły pochodzące od jestestw prawidłowo wiodących
rozwój, zwiększając ich znaczenie i powodując zróżni
cowanie tych sił. Ezoteryka chrześcijańska obie te grupy
ponadludzkich jestestw duchowych nazywa Aniołami
(Angeloi). Ponad nimi stoją - w porządku wiodącym
wzwyż - istoty należące do wyższych hierarchii ducho
wych jak Archaniołowie (Archangeloi), Archaje (Ar-
chai) itd., które również uczestniczą w kierowaniu roz
wojem ludzkości.
W każdej grupie tych duchowych jestestw istnieją
wszelkie możliwe stopnie doskonałości. I tak np. na
69
początku obecnego rozwoju planetarnego Ziemi w gru
pie Aniołów obok już bardzo wysoko rozwiniętych je
stestw istniały także takie, które stały w rozwoju o wie
le niżej. Te pierwsze wybiegły znacznie ponad minimum
doskonałości, jakie trzeba było osiągnąć w czasie roz
woju księżycowego. Te drugie zaś - kiedy zakończył się
okres księżycowy i zaczął się rozwój Ziemi - osiągnęły
właśnie tylko to minimum. A pomiędzy nimi istnieją
wszelkie możliwe stopnie pośrednie. W zależności od
stopnia rozwoju każda grupa tych jestestw wywierała
właściwy sobie wpływ na ziemski rozwój ludzkości.
I tak w epoce rozwoju kultury egipsko-chaldejskiej ludz
kość prowadzona była przez jestestwa, które w okresie
księżycowego rozwoju planetarnego osiągnęły wyższy
stopień doskonałości niż przewodnicy czasów grecko-
łacińskich. Te zaś jestestwa były z kolei doskonalsze od
tych istot duchowych, które prowadzą ludzkość obecnie.
Tymczasem w okresie egipskim, względnie greckim,
te jestestwa, które miały później skutecznie oddziały
wać na rozwój ludzkości w przyszłej, nadchodzącej kul
turze, same rozwijały się do potrzebnego dla tej misji
stopnia dojrzałości.
Począwszy od wielkiej katastrofy atlantydzkiej, roz
różniamy siedem następujących po sobie okresów kul
turowych. Pierwszym z nich jest okres praindyjski, a na
stępnie praperski
32
. Trzecią z kolei epoką kulturową jest
okres kultury egipsko-chaldejskiej, czwartą epoką jest
70
okres grecko-łaciński, piątą wreszcie jest okres, w któ
rym obecnie żyjemy, a który zaczął się kształtować mniej
więcej od dwunastego stulecia. W naszych czasach na
stępuje już przygotowywanie się pewnych faktów, które
będą wiodły do szóstego poatlantydzkiego okresu kul
turowego, gdyż poszczególne okresy rozwojowe wza
jemnie na siebie zachodzą. Po szóstym okresie nastąpi
jeszcze siódmy. Jeśli przyjrzymy się bliżej rozwojowi
ludzkości, to zauważymy, że tylko w czasie trzeciego
okresu, w kulturze egipsko-chaldejskiej, Aniołowie -
czyli jestestwa dyaniczne - byli w pewnym stopniu sa
modzielnymi przewodnikami ludzi. W okresie kultury
praperskiej było inaczej. Aniołowie byli wtedy o wiele
bardziej zależni od wyższego przewodnictwa niż w okre
sie egipskim. Prowadzili oni wówczas rozwój tak, jak
wypływało to z impulsów następnej wyższej hierarchii.
I chociaż wszystko pozostawało wprawdzie pod kiero
wnictwem istot anielskich, to jednak poddane były one
przewodnictwu Archaniołów. Natomiast w okresie pra-
indyjskim, kiedy życie poatlantydzkie stało na takich
wyżynach duchowych, jakich już nigdy później nie osią
gnęło, Archaniołowie sami byli zależni w podobny spo
sób od kierownictwa Archajów, czyli Duchów Prapo-
czątku.
A zatem, śledząc rozwój ludzkości od czasów pra-
indyjskich poprzez kulturę praperskąi egipsko-chaldej-
ską możemy powiedzieć, że pewne jestestwa wyższych
71
hierarchii odsuwały się coraz to bardziej od bezpośred
niego kierowania ludzkością. A jak było w czwartym
okresie poatlantydzkim - w czasach grecko-łacińskich?
Człowiek stał się wtedy w pewnym sensie całkowicie
samodzielny. Wprawdzie kierujące jestestwa ponadludz-
kie oddziaływały jeszcze na bieg rozwoju ludzkości, ale
człowiek zawdzięczał im tyle samo, co one jemu. Stąd
pochodził ów osobliwy, całkowicie „ludzki" charakter
kultury w czasach grecko-łacińskich, kiedy właściwie
człowiek pozostawiony był zupełnie samemu sobie.
Wszelkie istotne cechy sztuki i życia państwowego
w czasach grecko-rzymskich wynikają z tego, że czło
wiek powinien był wówczas przeżyć niejako sam siebie
w swój własny sposób. Jeśli więc patrzymy na najstar
sze czasy rozwoju kultury ludzkości, to znajdujemy tam
jestestwa przewodnie, które swój rozwój odpowiadają
cy duchowemu rozwojowi człowieczeństwa ukończyły
w jeszcze dawniejszych stanach planetarnych
33
. Czwar
ty poatlantydzki okres kulturowy istniał po to, by czło
wieka maksymalnie wypróbować. Dlatego właśnie był
to czas, w którym całe duchowe kierownictwo ludzkoś
ci musiało się ukształtować w nowy sposób. Obecnie lu
dzie żyją w piątym okresie poatlantydzkim. Jestestwa
przewodnie tego okresu należą do tej samej hierarchii,
która kierowała epoką egipsko-chaldejską. Te same je
stestwa, które kierowały wówczas, zaczynają swoją pra
cę znowu w naszych czasach. Mówiliśmy już o tym, że
72
pewne jestestwa pozostały w tyle podczas kultury egip-
sko-chaldejskiej, a dzisiaj ich wpływy można odnaleźć
w materialistycznych odczuciach i poglądach naszych
czasów.
Postęp jestestw anielskich lub niższych dyanicz-
nych - zarówno prowadzących naprzód jak i tych ha
mujących rozwój - polega na tym, że dzięki pewnym
właściwościom, które nabyły one w pradawnych cza
sach, mogły przewodniczyć Egipcjanom i Chaldejczy
kom, a równocześnie same mogły rozwijać się dzięki
swej pracy. Tak więc rozwijające się jestestwa anielskie
przystępują do kierowania w piątym okresie poatlan
tydzkim z pewnymi uzdolnieniami, które osiągnęły pod
czas trzeciego okresu. Teraz zaś, dzięki swojemu dal
szemu właściwemu rozwojowi, przyswajają sobie inne,
specjalne zdolności. Zdolności te umożliwiają im przy
jęcie w siebie mocy promieniującej z pewnej istoty, która
jest najważniejsza dla całej ziemskiej ewolucji. Oto od
działuje na nich moc Chrystusa. Ta moc działa nie tyl
ko na świat fizyczny przez Jezusa z Nazaretu, ale także
na jestestwa ponadludzkie w światach duchowych.
Chrystus istnieje nie tylko dla Ziemi, ale również dla
owych jestestw. Jestestwa, które prowadziły starą egip
sko-chaldejską kulturę, nie pozostawały jeszcze wtedy
pod kierownictwem Chrystusa. Dopiero później podpo
rządkowały się temu kierownictwu. Ich postęp polega
na tym, że naszą piątą poatlantydzką kulturę prowadzą
73
już pod wpływem Chrystusa; podążają one za Jego wolą
w wyższych światach. Z drugiej strony przyczyną opóź
nienia tych jestestw, o których powiedzieliśmy, że dzia
łają jako siły hamujące rozwój, jest to, że nie poddały
się one przewodnictwu Chrystusa i działają nadal nie
zależnie od Niego. Dlatego pod wpływem tych opóźnio
nych jestestw z epoki egipsko-chaldejskiej w kulturze
ludzkości będzie występował coraz wyraźniejszy prąd
materialistyczny. Większość tego, co we wszystkich kra
jach można nazwać dzisiejszą materialistyczną nauką
pozostaje właśnie pod tym wpływem. Jednak budzi się
również inny prąd, który ma na celu umożliwienie od
nalezienia zasady Chrystusowej we wszystkim, co czło
wiek czyni. Istnieją obecnie na przykład ludzie, którzy
mówią że ostatecznie nasz świat składa się tylko z ma
terialnych atomów. Któż podsuwa człowiekowi takie
myśli, że świat składa się z atomów? Są to jestestwa
anielskie, które podczas okresu egipsko-chaldejskiego
pozostały w tyle.
Czego natomiast będą uczyły te jestestwa, które pod
czas epoki egipsko-chaldejskiej osiągnęły cel swojego
rozwoju i już wtedy poznały Chrystusa? Będą one pod
suwać człowiekowi inne myśli niż takie, że istnieją wy
łącznie materialne atomy. Nauczą one człowieka, że sub
stancja - aż do najdrobniejszych cząstek - przeniknięta
jest duchem Chrystusa. I chociaż teraz wydaje się to
dziwne, to w przyszłości chemicy oraz fizycy nie będą
74
uczyli chemii i fizyki tak, jak to się dzisiaj czyni pod
wpływem duchów opóźnionych w czasach egipsko-chal-
dejskich. Znajdą się wśród nich tacy, którzy będą nau
czali, że materia jest tak zbudowana, jak ją stopniowo
uporządkował Chrystus! Kiedyś będziemy odnajdywać
Chrystusa nawet w prawach fizyki i chemii. To, co przy
niesie przyszłość, będzie duchową chemią duchową fi
zyką. Dzisiaj wielu ludziom wydaje się to tylko uroje
niem albo czymś zgoła jeszcze gorszym. Jednak często
to, co w przyszłości będzie mądrością wcześniej uważa
człowiek za głupotę.
Dokładny obserwator już dzisiaj zauważy czynniki,
które w powyższym znaczeniu oddziałują na rozwój
ludzkiej kultury. Zna on doskonale również i takie za
rzuty, jakie z obecnego naukowego lub filozoficznego
punktu widzenia można z pozorną słusznością stawiać
tym rzekomym głupstwom. Wychodząc z tych założeń,
możemy także zrozumieć, jakie zamiary w stosunku do
człowieka mają owe przewodnie, ponadludzkie jestes
twa. Ludzie poznali Chrystusa w czwartym okresie kul
turowym czasów poatlantydzkich, w okresie kultury gre-
cko-łacińskiej. W tym bowiem okresie rozegrało się na
Ziemi wydarzenie związane z Chrystusem. Natomiast
ponadludzkie jestestwa kierujące ludzkością poznały
Chrystusa, wznosząc się do Niego, już w epoce egip
sko-chaldejskiej. Potem, w epoce grecko-łacińskiej, mu
siały one pozostawić człowieka jego własnemu losowi,
75
aby później zacząć ponownie oddziaływać na rozwój
ludzkości. I jeśli dzisiaj uprawiamy naukę duchową nie
oznacza to nic innego jak uznanie faktu, że ponadludz-
kie jestestwa, które dawniej prowadziły ludzkość, teraz
kontynuują to przewodnictwo w taki sposób, że same
znajdują się pod kierownictwem Chrystusa. To samo
dotyczy też innych jestestw.
W czasach praperskich w prowadzeniu ludzkości
uczestniczyli Archaniołowie. Poddali się oni przewod
nictwu Chrystusa wcześniej niż jestestwa o stopień od
nich niższe. Zaratustra
34
, kierując uwagę swoich ucz
niów i swego ludu na Słońce, mówił: „W Słońcu żyje
wielki duch, Ahura Mazdao, który kiedyś zstąpi na Zie
mię". Albowiem jestestwa z hierarchii Archaniołów, któ
re prowadziły Zaratustrę, zwracały jego uwagę na wiel
kiego Ducha Słońca, który wtedy nie zstąpił jeszcze na
Ziemię, rozpoczynając dopiero swoją drogę ku temu,
żeby później włączyć się bezpośrednio w jej rozwój. Je
stestwa, które prowadziły wielkich nauczycieli, wska
zywały na przyszłego Chrystusa. Błędem byłoby sądzić,
że ci nauczyciele nie przeczuwali Go jeszcze. Mówili
oni tylko, że jest On „ponad ich sferą", że „nie mogą Go
dosięgnąć".
Tak jak jestestwami, które w naszym piątym okre
sie kulturowym wnoszą Chrystusa w nasz rozwój du
chowy, są Aniołowie, tak w szóstym okresie będą pro
wadziły kulturę te jestestwa z grupy Archaniołów, które
76
kierowały okresem praperskim, natomiast Duchy Pra-
początku, Archaje, które prowadziły ludzkość w czasach
praindyjskich, będą pracowały pod przewodnictwem
Chrystusa w siódmej epoce poatlantydzkiej. W okresie
grecko-łacińskim Chrystus zszedł z wyżyn duchowych
i objawił się w fizycznym ciele Jezusa z Nazaretu. Zstą
pił wtedy aż do świata fizycznego. W przyszłości, gdy
ludzkość do tego dojrzeje, będzie Go można odnaleźć
w najbliższym nam wyższym świecie duchowym. Już
nie w świecie fizycznym, ale w najbliższym świecie du
chowym. Albowiem ludzie nie pozostaną tacy sami;
będą bardziej dojrzali i odnajdą Chrystusa, tak jak św.
Paweł - przewidując pod tym względem proroczo przy
szłość - odnalazł Go w świecie duchowym dzięki wy
darzeniu w drodze do Damaszku. I tak jak w naszych
czasach są ci sami wielcy nauczyciele, którzy prowadzi
li już ludzkość w okresie egipsko-chaldejskim, to będą
również tacy, którzy w dwudziestym wieku powiodą
ludzi do takiego oglądu Chrystusa, jaki był udziałem
św. Pawła. Pokażą oni człowiekowi, że Chrystus oddzia
łuje nie tylko na Ziemię, lecz wypełnia swym Duchem
cały układ słoneczny. Również i święci nauczyciele pra-
indyjscy, owi wielcy Rishi, którzy niegdyś w jedności
brahmanicznej przeczuwali Ducha mogącego urzeczy
wistnić swą właściwą treść dopiero przez Chrystusa,
wcielą się ponownie w siódmym okresie poatlantydz-
kim i będą w przyszłości zwiastować światu wielkiego
•i
77
i potężnego Ducha, o którym ongiś mówili, że panuje
nad ich sferą. Tak więc ludzkość będzie prowadzona sto
pniowo w górę, w świat duchowy.
Mówić o Chrystusie jako o przewodniku również
i wyższych duchowych hierarchii uczy nas nauka, któ
ra pod znakiem różokrzyża
35
pojawiła się w naszej kul
turze około dwunastego, trzynastego stulecia i która, jak
się okazało, stała się od tego czasu nieodzowna. Jeśli
w myśl tych poglądów rozważymy Jestestwo, które
żyło w Palestynie, a później wypełniło misterium na
wzgórzu Golgoty, to okaże się, że aż do naszych cza
sów pojmowano Chrystusa w najrozmaitszy sposób.
W pierwszych wiekach znaleźli się np. pewni chrześ
cijańscy gnostycy, którzy utrzymywali, że żyjący w Pa
lestynie Chrystus nie posiadał wcale rzeczywistego cia
ła fizycznego. Uważali, że było to tylko ciało pozorne,
ciało świetliste
36
, ciało eteryczne - które było jednak
widoczne dla oczu fizycznych - a więc i śmierć na krzy
żu nie była rzeczywistą śmiercią lecz tylko pozorną
ponieważ właściwie istniało jedynie ciało eteryczne.
Później mamy do czynienia z rozmaitymi sporami po
śród wyznawców chrześcijaństwa, jak na przykład słyn
ny zatarg arian z atanazj änami
37
i wiele podobnych spo
rów, gdzie zawsze chodzi o różne poglądy na kwestię,
czym jest właściwie Chrystus w swojej Istocie. Nawet
w naszych czasach ludzie mają sprzeczne wyobrażenia
o Chrystusie.
78
Nauka duchowa musi rozpoznawać w Chrystusie
nie tylko jestestwo ziemskie, ale i kosmiczne. W pew
nym sensie sam człowiek jest zgoła istotą kosmiczną.
Żyje podwójnym życiem. Jedno życie przebiega w cie
le fizycznym pomiędzy narodzinami a śmiercią a dru
gie w świecie duchowym pomiędzy śmiercią a nowymi
narodzinami. Będąc zainkarnowanym w ciało fizyczne,
człowiek jest zależny od Ziemi. Nie tylko przyjmuje
w siebie siły i substancje Ziemi, ale jest włączony w ca
łość jej fizycznego organizmu, należy do niego. Gdy
przekracza wrota śmierci, nie przynależy już do układu
sił Ziemi. Jednak niewłaściwe byłoby wyobrażanie so
bie, że nie jest już związany z żadnymi siłami, bowiem
w rzeczywistości złączony jest wtedy z siłami układu
słonecznego i dalekich gwiazd. Pomiędzy śmiercią a no
wymi narodzinami żyje on w sferach kosmicznych, tak
jak żyje w obszarze Ziemi w czasie, jaki upływa pomię
dzy narodzinami a śmiercią. Od chwili śmierci aż do
nowych narodzin należy do kosmosu, podobnie jak na
Ziemi należy do żywiołów powietrza, wody, ziemi itd.
Żyjąc pomiędzy śmiercią a nowymi narodzinami, prze
chodzi w dziedzinę oddziaływań kosmicznych. Plane
ty są nie tylko źródłem sił fizycznych, o których uczy
fizyczna astronomia - na przykład siły ciążenia. Z pla
net wypływają także siły duchowe. Człowiek jest zwią
zany właśnie z tymi duchowymi siłami kosmosu - i to
każdy we właściwy sobie sposób - zależnie od swojej
79
indywidualności. Jeśli ktoś urodził się w Europie, to
żyje w innych warunkach klimatycznych, niż gdyby
urodził się w Australii. Tak samo w życiu pomiędzy
śmiercią a nowymi narodzinami jeden człowiek pozo
staje w ściślejszym związku z duchowymi siłami Mar
sa, drugi z siłami Jowisza, a jeszcze inny związany jest
z siłami całego systemu planetarnego w ogóle. Siły te
sprowadzają człowieka także z powrotem na Ziemię.
W ten sposób żyje on przed narodzeniem w połączeniu
z całością gwiezdnych przestrzeni.
Ze szczególnym stosunkiem człowieka do kosmo
su związane są także i te siły, które prowadzą go do tej
lub innej pary rodziców, do takiej czy innej okolicy na
Ziemi. Dążenie, impuls do wcielenia się w tej czy in
nej rodzinie, w tym czy innym czasie, w tym czy innym
narodzie, zależy od tego, w jaki sposób człowiek złą
czony był z kosmosem przed swoimi narodzinami.
W dawnym języku niemieckim istniało wyrażenie,
które trafnie charakteryzowało chwilę narodzin czło
wieka. Gdy ktoś się gdzieś narodził, mówiono, że stał
się młody.
W tym powiedzeniu tkwi nieuświadomiona
aluzja do tego, że człowiek w życiu pomiędzy śmiercią
a nowymi narodzinami podlega najpierw siłom, które
go postarzały w poprzednim wcieleniu i że w ich miej
sce dopiero na pewien czas przed narodzeniem zaczy
nają działać inne siły, które go znów czynią młodym.
Jeszcze Goethe używa w „Fauście" wyrażenia: „Stał się
80
młody w krainie obłoków", przy czym „kraina obło
ków" jest starą nazwą dla określenia średniowiecznych
Niemiec.
Stawianie horoskopów opiera się na prawdzie o tyle,
o ile ten, kto się na tym zna, może odczytać siły, jakie
wiodą człowieka w byt fizyczny. Każdy człowiek posia
da swój określony horoskop, w którym wyrażają się siły
wprowadzające go w życie ziemskie. Jeśli na przykład
w danym horoskopie Mars znajduje się w konstelacji
Barana, to oznacza, że działanie Marsa nie dopuszcza
względnie osłabia niektóre siły konstelacji Barana. Czło
wiek jest więc włączony w byt fizyczny, zaś horoskop
przedstawia mu siły, jakie rządzą nim, zanim zstąpi on
w życie ziemskie. Zanim jednak ktoś zajmie się tymi rze
czami, które dzisiaj mogą wydawać się tak wątpliwe,
powinien zwrócić uwagę na to, że prawie wszystko, co
obecnie praktykuje się w tej dziedzinie, jest czystym
dyletantyzmem i prawdziwym zabobonem, a dla świata
zewnętrznego prawdziwa wiedza o tych sprawach zosta
ła zagubiona. Dlatego tych podstawowych rzeczy, o któ
rych tu mówimy, nie należy oceniać według tego, co obe
cnie wiedzie problematyczny żywot jako astrologia.
Oddziaływanie sił świata gwiazd jest właśnie tym
czynnikiem, który prowadzi człowieka do fizycznego
wcielenia.
Patrząc na człowieka za pomocą świadomości ja
snowidzącej, można dostrzec w jego organizacji, że jest
81
ona faktycznie wynikiem współdziałania sił kosmicz
nych. Można to przedstawić tylko w formie hipotetycz
nej, ale w pełni odpowiadającej postrzeganiu jasnowi
dzącemu.
Gdybyśmy mogli wyjąć fizyczny mózg człowieka
i poddać jego konstrukcję badaniu jasnowidzącemu, by
zobaczyć, jak pewne części są usytuowane w konkret
nym miejscu i jak rozchodzą się ich wypustki, to stwier
dzilibyśmy, że u każdego człowieka przedstawia się to
inaczej. Nie ma dwóch ludzi, którzy mieliby taki sam
mózg. Przypuśćmy teraz, że można by sfotografować
mózg w całej jego strukturze, tak aby otrzymać rodzaj
półkuli z widocznymi na niej wszystkimi szczegółami.
Wtedy taka fotografia u każdego człowieka byłaby in
na. A gdybyśmy zrobili to w chwili jego narodzin, a na
stępnie sfotografowali firmament niebieski dokładnie
nad miejscem urodzenia tego człowieka, wówczas obraz
nieba wykazałby to samo, co obraz ludzkiego mózgu.
Konstelacje gwiezdne rozmieszczone są na niebie tak
samo, jak pewne części w mózgu. Każdy człowiek nosi
w sobie obraz firmamentu niebieskiego i u każdego ten
obraz jest inny, zależnie od miejsca i czasu jego urodze
nia. Wskazuje to na fakt, że człowiek jest dzieckiem ca
łego kosmosu.
Jeśli weźmie się to pod uwagę, to można zobaczyć,
jak makrokosmos przejawia się w każdym poszczegól
nym człowieku, a wychodząc z tego założenia, można
82
pojąć, jak objawia się on w Chrystusie. Błędem byłoby
sądzić, że makrokosmos żył w Chrystusie po chrzcie
Janowym w taki sam sposób jak w każdym innym czło
wieku.
Rozważmy najpierw Jezusa z Nazaretu. Jego istnie
nie podlegało szczególnym warunkom. Na początku na
szej ery urodziło się dwoje dzieci o imieniu Jezus. Jed
no pochodziło z linii Natanielowej rodu Dawidowego,
natomiast drugie z linii Salomonowej tegoż rodu. Cho
ciaż dzieci te nie urodziły się jednocześnie, to jednak
miało to miejsce w niewielkim odstępie czasu. W dzie
ciątku Jezus pochodzącym z linii Salomonowej, o któ
rym mówi Ewangelia św. Mateusza, wcielona była ta
sama indywidualność, która niegdyś żyła na Ziemi jako
Zaratustra. Tak więc w Dzieciątku Jezus opisywanym
przez Ewangelię św. Mateusza mamy wcielenie Zaratu
stry, czyli Zoroastra. Indywidualność Zaratustry rozwi
ja się w tym Dzieciątku Jezus aż do dwunastego roku
życia. Wtedy jestestwo Zaratustry opuszcza ciało tego
dziecka i przechodzi w ciało drugiego dziecka Jezus,
które opisuje Ewangelia św. Łukasza. Dlatego to dzie
cko nagle całkowicie zmienia się, a jego rodzice dzi
wią się, kiedy odnajdują je w Świątyni Jerozolimskiej
w chwili, gdy wstąpił w nie duch Zaratustry. W Ewange
lii podkreślone jest to przez fakt, że dziecko, po tym jak
zostaje odnalezione w Świątyni, mówi tak, że rodzice
nie mogą go poznać, albowiem dziecko to, czyli Jezusa
83
z linii Nataniela, znali tylko takim, jakim było poprze
dnio. Kiedy jednak zaczęło przemawiać w Świątyni do
uczonych w piśmie, mogło to czynić dlatego, że wstą
piło w nie jestestwo Zaratustry. Indywidualność Zaratu
stry żyła w Jezusie pochodzącym z linii Nataniela rodu
Dawidowego aż do trzydziestego roku jego życia, doj
rzewając w tym ciele do jeszcze wyższej doskonałości.
Należy tu jeszcze dodać, że ciało, w którym żyło jestest
wo Zaratustry, miało pewną szczególną właściwość. Ze
świata duchowego promieniowało w nie swoimi impul
sami ciało astralne Buddy.
Słuszna jest tradycja Wschodu, która mówi, że Bud
da narodził się jako Bodhisattwa i dopiero w dwudzie
stym dziewiątym roku swego życia na Ziemi osiągnął
stopień Buddy. Gdy Gautama Budda był jeszcze małym
dzieckiem, do królewskiego pałacu jego ojca przyszedł
z płaczem wielki hinduski mędrzec Asita
38
. Jako jasno
widzący mógł wiedzieć, że to królewskie dziecko będzie
Buddą a że czuł się już stary, więc płakał z żalu, że te
go nie dożyje. I stało się tak, że jego jestestwo wcieliło
się ponownie w epoce Jezusa z Nazaretu. Był on tym,
który według Ewangelii św. Łukasza przyjął jako kapłan
przyprowadzone do Świątyni dziecko Jezus. W tym Na-
tanielowym dziecku ujrzał on objawienie Buddy i za
wołał: „Dozwól Panie odejść słudze Twemu w pokoju,
bo oto oglądałem Mistrza mego". To, czego nie mógł
ujrzeć kiedyś w Indiach, zobaczył teraz przez astralne
84
ciało Jezusa - Bodhisattwę, który stał się Buddą. Wszy
stko to było konieczne, aby mogło powstać ciało, które
później w Jordanie przyjęło chrzest Janowy. Wtedy to
indywidualność Zaratustry opuściła potrójne - fizycz
ne, eteryczne oraz astralne - ciało Jezusa, który wzras
tał w tak skomplikowanych warunkach, aby mógł w nim
przebywać duch Zaratustry. Wcielenie Zaratustry mu
siało przejść dwie drogi rozwojowe, dane mu w dwóch
dzieckach Jezus. Przed Janem Chrzcicielem stało więc
ciało Jezusa z Nazaretu, a w tym ciele działała kosmi
czna indywidualność Chrystusa. Duchowe prawa kos
mosu działają w każdym innym człowieku tylko w ten
sposób, że wprowadzają go w ziemski byt. Potem prze
ciwstawiają się tym prawom inne prawa, które wynikają
z warunków ziemskiego rozwoju. U Jezusa Chrystusa
po chrzcie Janowym pozostają czynne jedynie kosmi-
czno-duchowe siły bez jakiegokolwiek wpływu praw
rozwoju Ziemi.
Podczas gdy Jezus z Nazaretu od trzydziestego do
trzydziestego trzeciego roku swego życia chodził w Pa
lestynie po ziemi już jako Jezus Chrystus, działało w nim
bez przerwy całe kosmiczne jestestwo Chrystusa. Chry
stus pozostawał zawsze pod wpływem całego kosmosu.
Nie zrobił żadnego kroku bez działania w nim tych ko
smicznych sił. To, co działo się wtedy w Jezusie z Na
zaretu, było ciągłym urzeczywistnianiem się horosko
pu. Albowiem w każdym momencie działo się z Jezusem
85
to, co w człowieku dzieje się tylko w chwili narodzin.
A mogło się to dziać tylko dzięki temu, że całe ciało Je
zusa Natanielowego pozostało pod wpływem całości sił
kosmiczno-duchowych hierarchii, które kierują rozwo
jem naszej Ziemi. Jeśli więc duch całego kosmosu dzia
łał w ten sposób w Chrystusie Jezusie, kim więc był ten,
który szedł do Kafarnaum lub gdziekolwiek indziej?
Była to Istota chodząca po ziemi i wyglądająca tak jak
każdy inny człowiek. Jednakże siły, które w Niej dzia
łały, były siłami kosmicznymi pochodzącymi od Słoń
ca i gwiazd. To one kierowały tym ciałem. Wszystko, co
czynił Jezus Chrystus, odbywało się w harmonii z całoś
cią jestestwa wszechświata, z którym Ziemia pozostaje
w związku. Dlatego ewangelie często podkreślają układ
gwiazd, jaki towarzyszył czynom Jezusa Chrystusa.
W Ewangelii św. Jana czytamy, jak Chrystus znajduje
swoich pierwszych uczniów. Jest tam podane: „A dzia
ło się to około godziny dziesiątej". Znaczy to, że duch
całego kosmosu objawił się w tym czynie zgodnie ze sto
sunkami czasu. Niekiedy takie aluzje są w innych ewan
geliach mniej wyraźne, kto jednak umie czytać ewan
gelie, ten znajdzie je wszędzie
39
.
Z tego punktu widzenia należy również rozpatrywać
cudowne uzdrowienie chorych. Przypomnijmy sobie to
miejsce w Piśmie Świętym, gdzie napisano: „Gdy za
szło słońce, przyprowadzono Mu chorych i On ich uz
drowił". Co to oznacza? Ewangelista chce tutaj zwrócić
86
uwagę, że uzdrowienie to pozostawało w związku z ca
łą konstelacją gwiazd i że taka konstelacja mogła mieć
miejsce po zachodzie słońca. Oznacza to również, że
wtedy pewne siły lecznicze mogły się objawić po za
chodzie słońca. Jezus Chrystus jest tutaj przedstawiony
jako pośrednik łączący chorych z tymi siłami kosmo
su, które właśnie w tym czasie mogły działać uzdrawia
jąco. Były to te siły, które jako Chrystus działały w Je
zusie. Obecność Chrystusa przynosiła uzdrowienie, bo
dzięki Niemu chory poddawany był działaniu uzdrawia
jących sił kosmosu, które tylko w odpowiednich wa
runkach czasu oraz przestrzeni mogły działać tak, jak
właśnie działały. Siły kosmosu działały na chorych przez
swojego reprezentanta - Chrystusa. Mogły jednak w ta
ki sposób oddziaływać tylko wtedy, kiedy Chrystus żył
na Ziemi. Tylko wtedy między konstelacjami kosmicz
nymi a siłami organizmu ludzkiego zaistniał taki zwią
zek, że przy niektórych chorobach mogło nastąpić uz
drowienie, jeśli konstelacje te oddziaływały na ludzi
przez Jezusa Chrystusa. Powtórzenie się tych stosun
ków w rozwoju kosmosu i Ziemi jest tak samo niemo
żliwe, jak niemożliwe jest ponowne wcielenie się Chry
stusa w ludzkie ciało. Z tego punktu widzenia życie
Jezusa Chrystusa jest ziemskim wyrazem określonego
stosunku kosmosu do sił w człowieku. Znalezienie się
chorego w pobliżu Chrystusa oznaczało, że ów chory
znalazł się przez bliskość Chrystusa w takim stosunku
87
do makrokosmosu, że ten mógł nań zadziałać uzdra
wiająco.
Powyższe rozważania wskazują nam na to, że prze
wodnictwo ludzkości poddało się wpływom Chrystusa.
Ale obok jestestw przepojonych Chrystusem działają
nadal inne siły, które w czasach egipsko-chaldejskich
pozostały w tyle. Przejawia się to również w stanowi
sku, jakie wielokrotnie zajmuje się w naszych czasach
wobec ewangelii. Ukazują się dzieła literatury
40
, które
usilnie starają się wykazać, że w ewangeliach można
wszystko zrozumieć, jeśli interpretuje się je w sposób
astrologiczny. Najzagorzalsi przeciwnicy ewangelii po
wołują się na takie astrologiczne interpretacje, według
których na przykład droga przebyta przez Archanioła
Gabriela od Elżbiety do Marii nie oznacza nic innego
jak przejście słońca ze znaku Panny do jakiegoś innego
znaku. Otóż jest w tym coś, co w pewnym stopniu jest
słuszne, ale tego rodzaju myśli podszeptują w naszych
czasach właśnie te jestestwa, które w czasach egipsko-
chaldejskich pozostały w tyle. Za pomocą takich wyo
brażeń chcą one zaszczepić przekonanie, że ewangelie
są tylko zbiorem alegorii symbolizujących pewne kos
miczne stosunki. Natomiast prawdą jest, że w Chrys
tusie wyraża się cały kosmos, a zatem życie Chrystusa
88
można wyrazić poprzez przywołanie dla poszczegól
nych wydarzeń odpowiadających im stosunków kosmi
cznych, które przez Chrystusa oddziaływały na Ziemię.
Prawidłowe zrozumienie musi prowadzić do pełnego
uznania ziemskiego życia Chrystusa, podczas gdy opi
sane błędne ujęcie skłania do przypuszczenia, że skoro
opisane w ewangeliach życie Jezusa jest wyrazem kos
micznych konstelacji, to dowodzi, że potraktowano je
tylko alegorycznie i że nie istniał żyjący realnie na Zie
mi Chrystus.
Chcąc użyć porównania, moglibyśmy na przykład
powiedzieć tak: Wyobraźmy sobie każdego człowieka
pod postacią zwierciadlanej kuli. Takie lustro odbija
łoby obrazy odzwierciedlające całe otoczenie. Mogli
byśmy teraz wziąć ołówek i zrobić obrys odbicia całe
go otoczenia. Następnie można by zabrać zwierciadło,
a obraz ten zanieść gdziekolwiek. Może to nam uzmy
słowić fakt, że człowiek od chwili swoich narodzin za
wiera w sobie odbicie całego kosmosu i potem działa
nie tego jednego obrazu nosi ze sobą przez całe swoje
życie. Można by jednak to zwierciadło tak pozostawić,
aby wszędzie, dokądkolwiek by je zaniesiono, odbijało
zawsze swoje otoczenie. Takie zwierciadło dawałoby
stale obraz swojego całego otoczenia i byłoby symbolem
Chrystusa od chrzu Janowego aż do Misterium Gol
goty. To, co wnika w ziemski byt każdego innego czło
wieka w chwili narodzin, to wnikało w Jezusa Chrystusa
89
w każdym momencie Jego życia. A gdy dokonało się
Misterium Golgoty, wtedy to, co promieniowało z kos
mosu, wniknęło w duchową substancję Ziemi i odtąd
złączone jest z jej Duchem.
Gdy św. Paweł w drodze do Damaszku stał się jasno
widzącym, mógł pojąć, że to, co poprzednio było w kos
mosie, przeszło w Ducha Ziemi. Przekonać się o tym
będzie mógł każdy, kto swoją duszę doprowadzi do ta
kiego stanu, że sam przeżyje to, co było treścią wydarze
nia na drodze do Damaszku. W dwudziestym stuleciu
pojawią się pierwsi ludzie, którzy w duchowy sposób
przeżyją Chrystusowe wydarzenie św. Pawła.
Dotychczas wydarzenie takie mogli przeżywać je
dynie ci ludzie, którzy za pomocą szkolenia ezoterycz
nego przyswoili sobie siły jasnowidzenia. W przyszłoś
ci naturalny rozwój ludzkości umożliwi rozwijającym
się siłom duszy ludzkiej widzenie Chrystusa w ducho
wej sferze Ziemi. Przeżycie to - jako ponowne przeżycie
wydarzenia na drodze do Damaszku - będzie możliwe
dla niektórych ludzi, począwszy od określonego czasu,
w dwudziestym stuleciu. Następnie liczba takich ludzi
powiększy się, a w dalszej przyszłości stanie się to natu
ralną zdolnością duszy ludzkiej.
90
Wkroczenie Chrystusa w rozwój Ziemi nadało całemu
jej rozwojowi zupełnie nowy impuls. Wyrazem tego są
również zewnętrzne fakty historyczne. W pierwszym
okresie rozwoju poatlantydzkiego ludzie wiedzieli jesz
cze doskonale, że nad nimi znajduje się nie tylko fizy
czny Mars, ale że to, co widząjako Marsa, Jowisza lub
Saturna, jest wyrazem pewnych duchowych jestestw.
Później wiedza ta została całkowicie zapomniana. Cia
ła niebieskie stały się dla człowieka już tylko ciałami,
które osądzano wyłącznie z punktu widzenia praw fizy
cznych. W średniowieczu ludzie widzieli już w gwiaz
dach tylko to, co mogły widzieć ich oczy, a więc sferę
Marsa, sferę Słońca, Wenus itd. aż do sfery gwiazd sta
łych, poza którą umieszczano ósmą sferę jako twardą
błękitną ścianę. Później przyszedł Kopernik i uczynił
wyłom w poglądach, że tylko to ma być miarodajne, co
widzą zmysły. Dzisiejsi uczeni mogą zapewne powie
dzieć, że trzeba mieć zamęt w głowie, by twierdzić, że
świat jest mają że jest iluzją że trzeba dopiero wglądu
w świat duchowy, aby poznać prawdę. Bo według nich
prawdziwą wiedzą jest przecież tylko ta wiedza, która
opiera się na zmysłach i bierze pod uwagę tylko to, co
mówią zmysły. - Kiedyż to jednak astronomowie ufali
tylko zmysłom? Czy może wtedy, kiedy kwitła wiedza
astronomiczna, którą ludzie dzisiaj zwalczają?
Nowoczesna astronomia jako nauka narodziła się
dopiero wtedy, kiedy Kopernik zaczął myśleć nad tym,
91
co istnieje w przestrzeni świata poza spostrzeżeniami
zmysłowymi. Tak jest właściwie we wszystkich dzie
dzinach nauki. Wszędzie tam, gdzie nauka stawała się
nowoczesna, powstawała ona wbrew spostrzeżeniom
zmysłowym. Gdy Kopernik oświadczył
41
: „To, co wi
dzicie, jest tylko mają, ułudą; zawierzcie temu, czego
zobaczyć nie możecie", wtedy właśnie powstało to, co
dzisiaj uznawane jest za naukę. Przedstawicielom współ
czesnej nauki można by powiedzieć: Wasza nauka stała
się „nauką" dopiero wtedy, gdy nie chciała się już opie
rać na zmysłach. Cóż bowiem mówił Giordano Bruno,
interpretując filozoficznie naukę Kopernika
42
? Kierował
on swój wzrok w przestrzeń świata i głosił, że to, co na
zywano granicą przestrzeni - co opisywano jako ósmą
sferę, która wszystko przestrzennie ogranicza - nie jest
żadną granicą to maja, złudzenie, bowiem w przestrze
ni kosmicznej rozproszona jest nieskończoność świa
tów. To, co przedtem uważano za granicę przestrzeni,
stało się tylko granicą zmysłów człowieka. Kiedy wznie
sie się spojrzenie ponad świat zmysłowy, nie zobaczy
się już takiego świata, jaki nam ukazują zmysły. Wtedy
pozna się również Nieskończoność.
Widzimy więc, jak przebiega rozwój ludzkości. Czło
wiek wyszedł z pierwotnego, duchowego poglądu na
kosmos, lecz zatracił go z biegiem czasu. Zamiast tego
zaczął ujmować świat tylko zmysłami. I wtedy na roz
wój zadziałał impuls Chrystusowy. Impuls ten wiedzie
92
ludzkość do tego, aby materialistycznemu poglądowi
wszczepić duchowość. W chwili gdy Giordano Bruno
rozrywał więzy zmysłowego postrzegania, rozwój im
pulsu Chrystusowego zaszedł już tak daleko, że w du
szy Giordano Bruno mogła być obecna siła, która ten
impuls wznieciła. Fakt ten wskazuje na całą doniosłość
wnikania Chrystusa w rozwój ludzkości - w rozwój,
na którego progu w gruncie rzeczy stoi dopiero dzisiej
szy człowiek.
Do czego więc zmierza nauka duchowa? Uzupełnia
ona dzieło, które Giordano Bruno wraz z innymi stwo
rzył dla zewnętrznej, fizycznej nauki, gdy powiedział: to,
co może poznać nauka zewnętrzna, jest mają i ułudą.
Podobnie jak kiedyś spoglądano ku ósmej sferze i wie
rzono w ograniczenie przestrzeni, tak myśl współczes
na sądzi, że człowiek zamyka się w granicach pomiędzy
narodzinami a śmiercią. Ale nauka duchowa rozszerza
spojrzenie poza narodziny i śmierć. W rozważaniach ta
kich pojęć można dostrzec zamknięty łańcuch rozwoju
ludzkości. To, co Kopernik oraz Giordano Bruno zrobili
z przestrzenią przezwyciężając zmysłowe postrzeganie,
wypływało w prawdziwym tego słowa znaczeniu z in
spiracji tego duchowego prądu, który prowadzi także
współczesną wiedzę duchową czyli teozofię. To, co mo
żna nazwać najnowszą ezoteryką oddziaływało w ta
jemniczy sposób na Kopernika, Giordano Bruno, Ke
plera oraz innych. Zaś ci, którzy stoją dzisiaj na gruncie
93
poglądów Kopernika i Giordano Bruno, a nie chcą przy
jąć teozofii, sprzeniewierzają się własnym tradycjom,
chcąc się kurczowo trzymać zmysłowego postrzegania.
Bo podobnie jak Giordano Bruno przełamał granice błę
kitnego sklepienia niebios, tak wiedza duchowa prze
łamuje dla człowieka granice narodzin i śmierci. Uka
zuje nam ona człowieka pochodzącego z makrokosmosu
i wstępującego w fizyczny byt, aby poprzez śmierć znów
powrócić w byt makrokosmiczny. To samo, co w ogra
niczonej skali widzimy w każdym poszczególnym czło
wieku, pojawia się przed nami w całej swojej wielkości
w przedstawicielu Ducha kosmosu - w Jezusie Chry
stusie. I tylko jeden raz mógł zostać dany ten impuls,
który dał Chrystus. Tylko jeden raz mógł się w ten spo
sób odzwierciedlić cały kosmos. Taka konstelacja, ja
ka była wówczas, już nie wróci. Ta konstelacja musiała
oddziaływać przez ludzkie ciało, aby móc dać ten im
puls na Ziemi. I jak prawdą jest, że ta sama konstelacja
nie może się więcej powtórzyć, tak prawdą jest rów
nież to, że Chrystus wcielił się tylko jeden raz. Tylko
wtedy, gdy się nie wie, że Chrystus jest przedstawicie
lem całego wszechświata, gdy nie można się wznieść
do takiej idei Chrystusa, której elementy podaje nam
prawdziwa nauka duchowa - tylko wtedy możliwe jest
twierdzenie, że Chrystus może pojawić się na Ziemi
kilkakrotnie. Okazuje się, że z nowszej nauki duchowej,
czyli teozofii, wypływa idea Chrystusa, która w nowy
94
sposób ukazuje pokrewieństwo człowieka z całym ma-
krokosmosem. Aby móc prawdziwie poznać Chrystusa,
potrzeba do tego naprawdę tych inspirujących sił, które
płyną od prowadzonych dziś przez samego Chrystusa
ponadludzkich jestestw z egipsko-chaldejskiego okresu.
Dzisiaj potrzebna jest ta nowa inspiracja, którą przy
gotowywali wielcy ezoterycy średniowiecza, począw
szy od trzynastego stulecia, a która obecnie musi coraz
bardziej przenikać do publicznej wiadomości. Jeśli czło
wiek przygotowuje się w duszy do poznania świata du
chowego w sposób właściwy, to wówczas może widzieć
w swoim jasnowidzeniu i słyszeć w swoim jasnosłysze-
niu to, co wyjawiają mu stare egipsko-chaldejskie moce,
które dzisiaj przejęły duchowe kierownictwo pod prze
wodnictwem istoty Chrystusa. Pierwsze chrześcijańskie
stulecia mogły aż do naszych czasów tylko przygoto
wywać to, co kiedyś ukaże się w sposób wyraźny całej
ludzkości. Możemy więc powiedzieć, że w przyszłości
idea Chrystusa będzie żyć w sercach ludzi, nieporów
nywalna w swojej wielkości z niczym, w co wcześniej
ludzkość mogła wierzyć. To, co było pierwszym impul
sem Chrystusowym i do dzisiaj żyło jako jego wyobra
żenie - także w najlepszych reprezentantach chrześci
jaństwa - jest tylko przygotowaniem do prawdziwego
poznania Chrystusa. Byłoby to naprawdę dziwne - ale
może się tak zdarzyć - że ci, którzy na Zachodzie głoszą
w tym znaczeniu ideę Chrystusa, mogą być narażeni na
95
zarzut, że nie stoją na gruncie tradycji chrześcijańskiej
Zachodu. Albowiem już w najbliższej przyszłości ta
chrześcijańska tradycja Zachodu nie wystarczy do poj
mowania Chrystusa.
Wychodząc z założeń zachodniej ezoteryki, może
my zobaczyć, jak duchowe przewodnictwo ludzkości
przechodzi stopniowo w takie, które możemy w praw
dziwym tego słowa znaczeniu nazwać przewodnictwem
wypływającym z impulsu Chrystusowego. To, co po
jawiło się jako pierwsza nowożytna ezoteryka, będzie
powoli wnikało w serca ludzkie, a ludzie będą mogli
coraz bardziej świadomie patrzeć w takim świetle na
duchowe przewodnictwo człowieka i ludzkości. Przy
pomnijmy sobie, że Chrystus musiał żyć w Palestynie
w fizycznym ciele Jezusa z Nazaretu, żeby zasada Chry
stusowa mogła zacząć wnikać w ludzkie serca. Dzięki
temu ludzie, którzy stopniowo całkowicie oddali się za
ufaniu do świata zmysłowego, mogli przyjąć impuls,
jaki odpowiadał możliwościom ich pojmowania. Ten
sam impuls działał później przez inspiracje nowej ezo
teryki w taki sposób, że mógł wpłynąć na takie duchy
jak Mikołaj Cusanus, Kopernik czy Galileusz. Dzięki te
mu Kopernik mógł wypowiedzieć na przykład tę wiel
ką zasadę, że pozory zmysłów nie mogą nauczyć nas
prawdy o systemie słonecznym. Jeśli chce się znaleźć
prawdę, to trzeba jej szukać poza postrzeganiem zmy
słów. W owym czasie ludzie - nawet takie umysły jak
96
Giordano Bruno - nie dojrzeli do świadomego włącze
nia się w prąd nowoczesnej ezoteryki. Dlatego duch tego
prądu zmuszony był działać w nich w sposób dla nich
nieświadomy. Giordano Bruno głosił wzniosłą i potęż
ną zasadę
43
, że gdy człowiek wstępuje w ziemski byt
drogą narodzin, to pewna treść makrokosmiczna kon
centruje się w monadę, a gdy człowiek przekracza wrota
śmierci, wtedy monada znowu się rozprasza. To, co by
ło zamknięte w ludzkim ciele, rozprasza się we wszech
świecie, żeby na innym stopniu bytu znów skupić się
i ponownie rozproszyć. Przez Giordano Bruno przema
wiały wtedy potężne myśli całkowicie zgodne z treścią
nowoczesnej ezoteryki, nawet jeśli były przedstawiane
w niedojrzałej formie.
Duchowe wpływy kierujące ludzkością nie potrze
bują działać w taki sposób, żeby człowiek zawsze je so
bie uświadamiał. To one wprowadziły np. Galileusza do
katedry w Pizie. Tysiące ludzi widziało tam starą koś
cielną lampę, ale nie w taki sposób jak Galileusz. On bo
wiem zobaczył jej ruch wahadłowy i porównał okres wa
hania z własnym tętnem. Spostrzegł, że lampa waha się
w regularnym rytmie podobnym do rytmu tętna u czło
wieka. Na podstawie tego wyprowadził następnie pra
wa ruchu wahadłowego zupełnie w sensie nowożytnej fi
zyki. Kto zna dzisiejszą fizykę, ten wie, że bez praw
Galileusza nie mogłaby ona w ogóle istnieć. A zatem
te same siły, które dzisiaj znajdują swój wyraz w nauce
97
duchowej, wówczas zaprowadziły Galileusza do pizań-
skiej katedry przed wahająca się lampę kościelną i temu
wydarzeniu dzisiejsza fizyka zawdzięcza prawa ruchu
wahadłowego. Siły duchowe prowadzące ewolucję ludz
kości często działają w podobnie tajemniczy sposób.
Obecnie zbliżają się czasy, kiedy ludzie będą mu
sieli uświadomić sobie działanie tych przewodnich sił.
Jeśli zdoła się właściwie zrozumieć inspiracje nowo
czesnej ezoteryki, to coraz lepiej będzie się pojmować
to, co musi się stać w przyszłości. Inspiracje te poka
zują że te same duchowe jestestwa - o których Egip
cjanie opowiadali Grekom pytającym o ich nauczycieli
- które wówczas panowały jako bogowie, dziś znowu
podjęły pracę przewodnią ale teraz chcą się podporząd
kować przewodnictwu Chrystusa. Ludzie będą coraz
bardziej odczuwali, że to, co było przedchrześcijańskie,
mogą dziś odrodzić w większym blasku, w lepszej for
mie i na wyższym poziomie. Niezbędna dla obecnych
czasów świadomość, którą wciąż musimy wzmacniać
i której powinno towarzyszyć wysokie poczucie odpo
wiedzialności wobec poznania świata duchowego, mo
że rozbłysnąć w naszych duszach tylko wtedy, gdy zro
zumiemy cele i zadania nauki duchowej w taki sposób,
jak to powyżej przedstawiliśmy.
* * *
98
Przypisy
W owym czasie (1911), gdy Rudolf Steiner wygłaszał przedsta
wione w tej książce wykłady, działał on jeszcze w ramach Towa
rzystwa Teozoficznego i używał określenia „teozofia" i „teozoficz-
ny", jednakże zawsze w sensie swoich własnych badań duchowych.
Zob. jego autobiografię Mein Lebensgang, GA 28, str. 349 i nn.
(rozdz. XXX). [Numer GA (GA = Gesamtausgabe) oznacza nu
mer pozycji w wydaniu Dzieł Zebranych Rudolfa Steinera.]
R. Steiner, Teozofia. Wprowadzenie w nadzmysłowe poznanie świa
ta i przeznaczenie człowieka,
tłum. Tomasz Mazurkiewicz, wyda
nie II, wydawnictwo Spektrum, Warszawa 1993, GA 9. Wiedza ta
jemna w zarysie,
tłum. Michał Waśniewski, wyd. Genesis, Gdynia
2004, GA 13. (przyp. tłum.)
Wykład ten został wygłoszony w Kopenhadze 5 czerwca 1911 r.
i został opublikowany pod tytułem Die Mission der neuen Geistes
offenbarung, einleitende Worte zu dem Zyklus «Die geistige Füh
rung des Menschen und der Menschheit»
w innym cyklu: Die
Mission der neuen Geistesoffenbarung. Das Christus-Ereignis als
Mittelpunktsgeschehen der Erdenevolution,
GA 127.
Ta druga, silniejsza jaźń rozumiana jest tutaj jako ta część istoty
ludzkiej, która związana jest z naszą wyższą duchowością. Jest
to nasze wyższe ,ja", odróżniające człowieka - jako jestestwo du
chowe" - od zwierzęcia. Według Steinera jaźń stanowi centrum
duszy. Jest ona nie tylko częścią ludzkiej istoty, lecz także częś
cią świata duchowego i jako wyższa jaźń nieustannie w nim
przebywa, (przyp. tłum.)
Steiner, pisząc o poprzednich ziemskich żywotach lub o wielo
krotnych wcieleniach człowieka, nie sugeruje, że inkarnacjom
tym podlega osobowość człowieka. Autorowi chodzi o wielo
krotne wcielanie się tej wiecznej i nieśmiertelnej cząstki ludzkiego
jestestwa, którą w wielu swoich pracach nazywa „pierwiastkiem
99
wiecznym". Wielokrotnym wcieleniom podlega tylko ta część czło
wieka, którą nazywamy duchem. Słowa takie jak dusza lub duch
rozumiane są przez Steinera tak, jak były interpretowane aż do
Soboru Powszechnego, który odbył się w 869 r. w Konstantyno
polu. Albowiem dopiero od tego czasu to, co wcześniej było roz
różniane pod dwoma pojęciami jako dusza i duch człowieka, zo
stało zastąpione jednym określeniem - dusza, (przyp. tłum.)
Rudolf Steiner ma tu na myśli świat duchowy, w którym istota
duchowa człowieka, tzn. jego wyższy nieśmiertelny, duchowy
pierwiastek przebywa między śmiercią a nowymi narodzinami.
Świat ten jest pełen wielu duchowych jestestw, które sana różnym
stopniu rozwoju. Steiner, opisując w swoich pracach te jestestwa,
określa je następująco:
- Hierarchia, która bezpośrednio wznosi się w swoim duchowym
rozwoju nad człowiekiem, to hierarchia Aniołów (Angeloi). Na
zywa sieje także Duchami Zmierzchu.
- Kolejna, o jeden stopień duchowego rozwoju wyższa od Anio
łów, jest hierarchia Archaniołów (Archangeloi), zwanych także
Duchami Ognia.
- Jeszcze wyższa hierarchia to Księstwa lub Archaje (Archai),
zwane Duchami Osobowości lub Duchami Prapoczątku.
- Kolejna hierarchia to Potęgi (Exusiai), jestestwa te nazywane
są również Duchami Formy.
- W dalszej kolejności mamy Mocarstwa (Dynamis), zwane też
Duchami Ruchu.
- Panowania (Kyriotetes), nazywane również Duchami Mądrości
- Trony lub inaczej Duchy Woli
- Cherubiny
- Serafiny
Te ostatnie przyjmują najwyższe idee bezpośrednio od Trójcy Świę
tej, (przyp. tłum.)
Ciało eteryczne, ciało astralne - zob. takie książki Rudolfa Stei
nera jak: Teozofia (tłum. Tomasz Mazurkiewicz, wyd. Spektrum,
Warszawa 2002, GA 9), Wiedza tajemna w zarysie (tłum. Michał
100
Waśniewski, wyd. Genesis, Gdynia 2004, GA 13), Jak osiągnąć
poznanie wyższych światów
(tłum. Michał Waśniewski, wyd. Ge
nesis, Gdynia 2000, GA 10) i inne. W dużym uproszczeniu i skró
cie można powtórzyć za Steinerem, że istota ludzka nie ogra
nicza się tylko do ciała fizycznego, lecz składa się z ciała, duszy
i ducha. Trudno jest jednak w sposób wyraźny określić granice
tych członów istoty ludzkiej. W Teozofii Rudolf Steiner przed
stawia dokładniejsze rozważania na ten temat, wymieniając nastę
pującą organizację istoty ludzkiej:
1. ciało fizyczne
2. ciało eteryczne (ożywiające)
3. ciało astralne
4. jaźń jako rdzeń duszy
5. duch jaźni
6. duch życia
7. duch człowiek
O ciele eterycznym Steiner pisze: „To ciało eteryczne stanowi
więc drugi człon istoty ludzkiej. Poznanie nadzmysłowe przypi
suje mu wyższy stopień rzeczywistości niż ciału fizycznemu [...]
ciało eteryczne wszędzie przenika ciało fizyczne i jest niejako
jego architektem. Wszystkie organy utrzymują się w swojej for
mie i kształcie dzięki prądom i ruchom ciała eterycznego. Podło
żem serca fizycznego jest «serce eteryczne», mózgu fizycznego
- «mózg eteryczny» itp. Ciało eteryczne kształtuje się podobnie
do fizycznego, tylko jest od niego bardziej skomplikowane; wszyst
ko w nim żywo przepływa jedno przez drugie tam, gdzie w ciele
fizycznym mamy zamknięte w sobie części". W innym fragmen
cie czytamy: „[...] ciało eteryczne nie jest wynikiem oddziaływania
sił i materiałów ciała fizycznego; jest ono samoistnym, rzeczy
wistym jestestwem, które dopiero powołuje te fizyczne siły i ma
teriały do życia. W myśl wiedzy duchowej należałoby tak powie
dzieć: ciało wyłącznie fizyczne, np. kryształ, posiada swój kształt
dzięki fizycznym siłom kształtującym, natomiast żywy organizm
nie zawdzięcza tym siłom swojego kształtu, ponieważ niezwłocz
nie ulega rozkładowi, gdy tylko opuści go życie, a on zostanie
101
powierzony tym siłom. Ciało ożywiające przez cały okres życia
organizmu chroni go przed rozpadem. Aby widzieć to ciało oży
wiające, aby je postrzegać w innej żywej istocie - do tego potrze
ba obudzonego duchowego wzroku. Bez niego można tylko przy
jąć istnienie takiego ciała z powodów czysto logicznych; oglądać
je natomiast można tylko wzrokiem duchowym, podobnie jak bar
wy widzi się fizycznymi oczami". Pod pojęciem ciała eteryczne
go należy więc rozumieć ten człon ludzkiego jestestwa, który
związany jest bezpośrednio z biologicznym życiem ciała fizy
cznego.
Ciało astralne - Rudolf Steiner w książce Wiedza tajemna w za
rysie
pisze: „To, co budzi życie ciągle na nowo ze stanu bezświa-
domości, stanowi dla poznania nadzmysłowego trzeci człon is
toty ludzkiej. Można go nazwać ciałem astralnym. Podobnie jak
ciało fizyczne nie może utrzymać swojej formy za pomocą znaj
dujących się w nim mineralnych substancji oraz sił, lecz musi je
w tym celu przenikać ciało eteryczne, tak samo siły ciała etery
cznego nie są w stanie same przez się rozświetlić się światłem
świadomości". W Teozofii czytamy: „[...] ciało astralne określa to,
co stanowią: ciało duszne i dusza odczuwająca razem wzięte [...]
w ciele astralnym działają zrazu odczuwane przez człowieka po
pędy, pożądania i namiętności, ponadto działają w nim także zmy
słowe postrzeżenia". (przyp. tłum.)
Wielu czytelnikom oba te określenia mogą się kojarzyć z istota
mi o podobnym charakterze. Trudno jest podać w tym miejscu
oddzielne wykłady Rudolfa Steinera na ten temat, nie mniej is
toty te należy wyraźnie rozróżniać. Istoty arymaniczne starają się
oddziaływać na ludzi w taki sposób, żeby utracili oni kontakt ze
światem duchowym i całkowicie związali się z ziemią z mate
rią. Natomiast istoty lucyferyczne pragną odciągnąć ludzi od za
dań, jakie mają do spełnienia w czasie życia ziemskiego; nie tyl
ko nie dążą do oderwania człowieka od świata duchowego, lecz
przeciwnie - pragną zasiać w nim myśl, że nie jest wcale potrzeb
ny długi, żmudny rozwój, który prowadzi do świata duchowego.
Istoty arymaniczne i lucyferyczne rywalizują ze sobą o duchową
102
władzę nad człowiekiem, starając się odciągnąć go od prawidłowej
drogi rozwoju, na której przewodnikiem jest Chrystus, (przyp.
tłum.)
, Jeśli nie staniecie się jako dzieci, to nie wejdziecie do Królestwa
Niebieskiego " -
patrz: Ewangelia wg Św. Mateusza 18.3 i 19.14;
Ewangelia św. Łukasza 18.17 oraz Ewangelia św. Marka 10.15.
[cytaty z ewangelii zamieszczone w przypisach pochodzą z wyda
nia Nowy Testament i Psalmy, wyd. przez The Britisch and Fo
reign Bibie Society in Poland for The Gideons International.]
jeszcze przed śmiercią Ziemi
- Rudolf Steiner w wielu swoich
książkach, między innymi w Wiedzy tajemnej i Kronice Akaszy
(tłum. Waśniewski Michał, wyd. Genesis, Gdynia 2001, GA 11),
opisuje rozwój Ziemi jako jestestwa duchowego. Wyjaśnia tam
kolejne cykle rozwojowe naszej planety w powiązaniu z rozwo
jem człowieka. Obecny ziemski cykl to tylko jeden z siedmiu ko
lejnych etapów - kolejnych wcieleń - jakie przechodzi duchowe
jestestwo Ziemi. Śmierć Ziemi oznacza w tym przypadku koniec
ziemskiego cyklu rozwojowego naszej planety, (przyp. tłum.)
środkowa epoka rozwoju Ziemi
- Zgodnie z tym, co Steiner opi
sał dokładnie w Wiedzy tajemnej oraz w Kronice Akaszy, rozwój
człowieka na Ziemi przechodzi kolejne etapy. Obecnie żyjemy
właśnie w środkowej epoce rozwoju Ziemi, poatlantydzkiej, którą
poprzedzała epoka związana z kulturą rozwijającą się na Atlan
tydzie. Każda z tych epok, również epoka poatlantydzka, zawiera
siedem mniejszych epok, tzw. okresów kulturowych. Cztery pier
wsze epoki kulturowe to: epoka praindyjska, praperska, egipsko-
chaldejska oraz grecko-rzymska. Okres obecny jest piątą poatlan
tydzka epoką kulturową. Po niej nadejdą jeszcze dwie epoki
kulturowe, zanim Ziemia, a wraz z nią i człowiek, przejdą do na
stępnej wielkiej epoki rozwoju ziemskiego, (przyp. tłum.)
Karma świata rozumiana jest przez autora jako wyższa konie
czność, jako działanie „woli Bożej", która od początku naszego
wszechświata prowadzi rozwój ludzkości.
103
13 Przy przejściu z okresu wczesnego dzieciństwa w kolejną fazę ży
cia ludzki organizm zachowuje zdolność do życia, ponieważ może
się w tym czasie zmieniać. W późniejszym wieku nie może się już
zmieniać; dlatego też nie może istnieć z ową jaźnią.
" ...u kresu swoich ziemskich żywotów -
Rozwój istoty człowieka
związany jest z rozwojem Ziemi. Najwyższa jaźń człowieka, wcie
lając się w kolejnych żywotach, postępuje w swoim rozwoju co
raz dalej, aby osiągnąć cel przed końcem ziemskiego okresu roz
wojowego naszej planety, kiedy to nadejdzie kres wielokrotnych
ziemskich wcieleń człowieka, (przyp. tłum.)
1 ^ opuszczony został w swoich trzech ciałach - chodzi tu o ciało
fizyczne, eteryczne i astralne, (przyp. tłum.)
^ Bo właśnie takie było pierwotne znaczenie tych słów -
w obecnych
tłumaczeniach Pisma Świętego fragment ten brzmi następująco:
„Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem" (Ew.
wg św. Mateusza 3.17 i 17.5, wg św. Marka 1.11 i 9.7, wg św. Łu
kasza 3.22 i 9.35). Pewne wcześniejsze wersje tekstu, które są
dzisiaj również podawane, brzmią jednak tak, jak podaje Rudolf
Steiner. Chodzi tutaj o odpowiednik do Psalmu 2.werset 7:
„Synem moim jesteś, dziś cię zrodziłem".
l' Jam jest Droga, Prawda i Życie - Zob. Ewangelia wg św. Jana;
14.6.
1° Nie ja, lecz Chrystus we mnie - List św. Pawła do Galatów 2.20:
„[...] żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus".
19 Dajmonion - pojęcie greckie, określające jakąś wyższą moc in
spirującą w znaczeniu dobrej, duchowej mocy, która działa nieza
leżnie od własnej jaźni. Zob. m.in.: Wywody Platona, jego dialogi
Apologia
31 C - 32 A oraz jego Fajdros 242 B-C.
pewien Egipcjanin zapytany przez Greka...odpowiedział: W za
mierzchłej przeszłości władali u nas i nauczali bogowie -
Histo
rykowi Herodotowi (ok. 480-K340 przed Chr.) odpowiada kapłan
egipski: „Przed tymi ludźmi (królami czy faraonami) panowali
104
jednakże w Egipcie bogowie, którzy żyli razem z ludźmi, a je
den z nich był zawsze najpotężniejszy. Ostatnim z nich był Ho-
rus, syn Ozyrysa. To on obalił panowanie Seta i jako ostatni z bo
gów panował nad Egiptem"; Herodot, Historie 11.144.
? 1
Menes -
początek trzeciego tysiąclecia przed Chrystusem. Twórca
królestwa egipskiego i pierwszy król egipski. Zob. Herodot, Hi
storie,
II. 9 i 99.
zz
...stanplanetarny, który nazywamy stanem księżycowym -
W książ
ce Wiedza tajemna w zarysie Rudolf Steiner opisuje, jak nasza
planeta, jako jestestwo duchowe, przechodzi kolejne etapy swo
jego rozwoju. Obecny etap ziemski jest czwartym z kolei cyklem
planetarnym. Poprzedni stan planetarny, kiedy nie było jeszcze
Ziemi w rozumieniu dzisiejszej fizycznej planety, autor określa
jako rozwój lub stan księżycowy, a postać planetarną odpowiada
jącą temu okresowi starym Księżycem. W tym okresie dzisiejsza
Ziemia i dzisiejszy Księżyc stanowiły jeszcze jedną wspólnąpla-
netę, określaną właśnie jako stary Księżyc, (przyp. tłum.)
23 Czasy poatlantydzkie to epoka rozwoju kultury, która obejmuje
okres po katastrofie, w wyniku której został zatopiony ląd Atlan
tydy. Katastrofa ta utożsamiana jest z biblijnym potopem. Zob.
przyp. nr 11. (przyp. tłum.)
24 Wedy
- święte zbiory pism staroindyjskiej kultury, spisane mię
dzy XVI a VI wiekiem przed Chrystusem w języku staroindyj-
skim (wedyjskim). Tworzą je mantry, brahmany i sutry.
25 Manu - o Manu, jako największym wtajemniczonym i przewod
niku ludzkości, pisze Rudolf Steiner w wielu swoich pracach,
między innymi w następujących książkach i cyklach wykładów:
Kronika Akaszy",
GA 11, tłum. Waśniewski Michał, wyd. Gene
sis, Gdynia 2001, Das Lukas-Evangelium [Ewangelia Łukasza],
GA 114, Die Tempellegende und die Goldene Legende [Legenda
Świątyni i Złota Legenda],
GA 93, i wielu innych.
26 Minos - Legendarny król kreteński, który dla swojego niezwy
kłego Minotaura kazał wybudować słynny labirynt.
105
epoka lemuryjska -
Jeden z wielkich okresów w rozwoju Ziemi
i człowieka. Epoka lemuryjska poprzedzała epokę kulturową ro
zwiniętą na lądzie Atlantydy. Według Rudolfa Steinera epoka le
muryjska związana jest z rozwojem człowieka na dawnym lądzie
Lemurii, który rozciągał się na obszarze dzisiejszego Oceanu In
dyjskiego. Lemuria, podobnie jak Atlantyda, tylko dużo wcze
śniej, uległa zniszczeniu na skutek wielkiego kataklizmu, (przyp.
tłum.)
Kronika Akasza
- Pojęcie to określa duchową pamięć wszech
świata, w której człowiek jasnowidzący może ujrzeć duchowe
wydarzenia z przeszłości. Według Rudolfa Steinera wszystko, co
związane jest z życiem duchowym, znajduje swoje odbicie w Kro
nice Akasza. Temat ten opisany jest dokładnie przez Steinera w je
go książce pod tytułem Kronika Akaszy, GA 11, tłum. Waśniew-
ski Michał, wyd. Genesis, Gdynia 2001.
Pelops -
syn Diony i Tantala, syna Zeusa, panujący na Półwy
spie Peloponeskim, którego nazwa pochodzi właśnie od jego
imienia.
Kadmos
- syn króla Fenicji, Agenora, brat Europy. Podobny bo
gom założyciel greckich świątyń i miast, krzewiciel kultury. We
dług tradycji Kadmos wprowadził w Grecji alfabet fenicki skła
dający się z 16 liter.
Kekrops
- legendarny założyciel i pierwszy król Aten, wybitny
krzewiciel kultury. Z jego panowaniem wiązano początki cywi
lizacji, instytucji politycznych i prawnych w kraju. Wprowadził
monogamię, alfabet oraz kult bogów, przeprowadził spis ludności.
Czczony na ateńskim Akropolu obok innych bogów.
Tezeusz
- według mitologii greckiej syn króla Aten Aigeusa i Ai-
try, wybawca Grecji z wielu plag (potworów i olbrzymów), to
warzysz walki Heraklesa, król ateński i atycki bohater narodowy,
brał udział w wyprawie Argonautów. Ateńczycy czcili Tezeusza ja
ko herosa i bohatera narodowego, który zjednoczył Attykę i uwol
nił Grecję od zależności Krety.
106
30 ...do skarbów wiedzy duchowej, przekazywanej nam przez teozo-
flę. -
Jak sam Rudolf Steiner podkreśla w wielu swoich później
szych pracach, słowem teozofia określa on tu swoją własną pra
cę duchową która później została przez niego nazwana
antropozofią.
3
1 ...musiał wniknąć w święte misteria Egiptu, przywłaszczyć sobie
ich świątynne naczynia...
- W przedmowie do swojego dzieła
Harmonices Mundi {Harmonia świata)
z 1619 roku (w tłum.
Maxa Caspara na język niem., wyd. w Monachium w 1938 roku)
Kepler pisze: „Posiadam złotą szalę zrabowaną Egipcjanom, aby
memu Bogu uczynić z tego święte schronienie z dala od granic
Egiptu. Wybaczcie mi, że się tak cieszę. Choćbyście się na mnie
gniewali, ja i tak to zniosę. Śmiało rzucę kości i napiszę książkę
dla współczesnych i dla potomnych. Jest mi wszystko jedno. Mo
że ona sto lat leżeć w oczekiwaniu na swoich czytelników.
Przecież Bóg również czekał sześć tysięcy lat na tego, który Go
oglądał". Kepler nawiązuje w swoim sformułowaniu do donie
sienia z II Księgi Mojżesza (rozdz. 12, werset 36-36 oraz rozdz. 39,
wers 32-42), po co Izraelici przejęli od Egipcjan złote naczynia,
które następnie podczas ucieczki potajemnie ze sobą zabrali, a póź
niej użyli ich do budowy ofiarnej świątyni, świętego przybytku
dla swojego Boga.
32
...okres praindyjski, a następniepraperski... -
Odnosi się to do
dwóch pierwszych epok kulturowych, które nastąpiły po zatopie
niu Atlantydy. Należy wyraźnie zaznaczyć, że nie chodzi tutaj
o historyczną starą kulturę indyjską czy perską lecz o czasy przed
historyczne, które sięgają wielu tysięcy lat przed Chrystusem,
(przyp. tłum.)
33
...w jeszcze dawniejszych stanach planetarnych.
- nasz obecny
rozwój Ziemi jest czwartym z kolei stanem planetarnym,
poprzedził go stan planetarny starego Księżyca, przed nim był
stan planetarny, który Rudolf Steiner nazywa okresem starego
Słońca,
a najwcześniejszym stanem planetarnym, który zapo
czątkował rozwój człowieka i Ziemi, był stan rozwoju starego
107
Saturna.
Dokładny opis poszczególnych epok rozwojowych Zie
mi i ludzkości znaleźć można w książkach Rudolfa Steinera Wie
dza tajemna w zarysie oraz Kronika Akaszy.
(przyp. tłum.)
Zaratustra (Zoroaster) -
Chodzi tu o postać z czasów przedhis
torycznych. Grecy umiejscawiają go już w czasie około 5 tysięcy
lat przed wojną trojańską. Nie ma on nic wspólnego z tym Zara
tustra o którym wspominają opisy historyczne. Zob. wypowiedź
Rudolfa Steinera w wykładzie: „Zaratustra" (Berlin, 19.01,1911)
w Antworten der Geisteswissenschaft auf die großen Fragen des
Daseins,
GA 60, a także w Wiedza tajemna w zarysie, GA 13.
...pod znakiem różokrzyża -
chodzi tu o ezoteryczny ruch różo-
krzyżowców, zapoczątkowany przez Christiana Rosenkreutza
w połowie trzynastego wieku, (przyp. tłum.)
...pewni chrześcijańscy gnostycy, którzy utrzymywali, że żyjący
w Palestynie Chrystus nie posiadał wcale rzeczywistego ciała fi
zycznego [...] że było to tylko ciało świetliste
- Takie ujęcie, zwa
ne doketyzmem (po grecku dokein = świecić) panowało w I i II
stuleciu w różnych sektach gnostycznych. Ważnymi przedstawi
cielami doketyzmu byli między innymi: Valentinus, Markion,
Basilides, Simon Magnus, Julius Cassianus i Saturninus. Porównaj
z tym pracę G.R.S. Mead, Fragmente eines verschollenen Glau
bens. Kurz gefaßte Skizzen über die Gnostiker, besonders während
der zwei ersten Jahrhunderte. Ein Beitrag zum Studium der Anfän
ge des Christentums, unter Berücksichtigung der neunsten Entde
ckungen,
(wyd. w Londynie w roku 1900, tłum. na j. niem. A. von
Ulrich, Berlin 1902). Są to krótko ujęte szkice o gnostykach,
zwłaszcza żyjących w dwóch pierwszych stuleciach ery nowożyt
nej. Zob. też Eugen Heinrich Schmitt, Die Gnosis des Altertums,
Schauung einer edleren Kulturę,
Lipsk 1903,1.1. oraz Wolfgang
Schultz, Dokumente der Gnosis, Jena 1910.
...słynny zatarg arian z atanazjanami
- Spór o istotę Boga Ojca i Sy
na Bożego w IV wieku. Kapłan aleksandryjski Ariusz (Arius) i tzw.
arianie odróżniali istotę Chrystusa od istoty Boga Ojca. Diakon
108
aleksandryjski Atanazy (Athanasius) oraz jego stronnicy zwalcza
li takie rozdzielenie. Już na pierwszym ekumenicznym soborze
w Nicei w 325 roku arianizm został potępiony, ale definitywne
zwycięstwo odnieśli atanazjanie po wielu walkach dopiero na
drugim soborze ekumenicznym w Konstantynopolu w roku 381,
wprowadzając do kościelnego wyznania wiary pojęcie „współ-
istotności" Boga Ojca i Syna Bożego.
...przyszedł z płaczem wielki hinduski mądrzeć Asita... -
W po
zostawionej przez Rudolfa Steinera bibliotece znajduje się dzie
ło, które opisuje to zdanie. Jest to książka Życie i nauka Buddy
wydana w Lipsku w roku 1906, w której autor, Richard Pischel
pisze: „Już w jednym z najstarszych dzieł południowych kano
nów, w „Suttanipacie" znajduje się następujące opowiadanie:
„Święty Asita, o pełnym imieniu Asita Devala lub Kala Devala,
ujrzał w czasie jednych ze swoich częstych odwiedzin u bogów
w niebie, że bogowie bardzo się cieszą. Na jego pytanie o przy
czynę usłyszał, że w kraju Sfkya, we wsi Lumbini, urodzi się chło
piec, który stanie się Buddą. Gdy Asita to usłyszał, udał się z nie
ba do Suddhodana i starał się odnaleźć chłopca. Gdy ujrzał go
promieniejącego jak ogień, wziął go na ręce i wielbił go jak naj
wyższą żyjącą istotę. Nagle jednak zaczął płakać. Na pytanie,
czy chłopcu grozi jakieś niebezpieczeństwo, wyjaśnił, że płacze,
gdyż umrze, zanim chłopiec stanie się Buddą..." Podobieństwo
tego opowiadania do dziejów Symeona, o którym donosi Ewan
gelia wg św. Łukasza (2,25-2.36) od dawna zostało zauważone.
...kto jednak umie czytać ewangelie, ten znajdzie je wszędzie -
na
przykład: „Działo się to około godziny dziesiątej" (zob. Ewangelia
wg św. Jana 1.39) albo „A gdy nadszedł wieczór i zaszło słońce,
przynieśli do niego wszystkich, którzy się źle mieli, i opętanych
przez demony". (Ewangelia wg św. Marka 1.32).
...ukazują się dzieła literatury -
np. Artur Drews - Die Christus
mythe {Mity Chrystusowe)
dwa tomy, wyd. w Jenie 1910/11. O tym
dziele oraz o tak zwanym krytycznym badaniu życia Jezusa mó
wił Rudolf Steiner częściej, na przykład w wykładzie „Von Jesus
109
zu Christus" („Od Jezusa do Chrystusa"), Karlsruhe, 4. 10.1922,
w książce pod tym samym tytułem, GA 131. Do astrologicznych
interpretacji ewangelii należy też praca Alberta Schweitzera -
Von Reimanis zu Wrede. Geschichte der Leben-Jesu-Forschung
{Od Reimarusa do Wrede. Historie z badań nad życiem Jezusa),
Tybinga 1906.
...gdy Kopernik oświadczył
- Zob. De revolutionibus orbium
coelestium libri VI,
1543.
cóż bowiem mówił Giordano Bruno, interpretując filozoficznie
nauką Kopernika - De L'infinito universo et mondi {Nieskoń
czoność wszechświata i świata),
1584. O Giordano Bruno jako
filozoficznym interpretatorze Kopernika patrz słowo wstępne tłu
macza tego dzieła do wydania w języku niemieckim: Vom unen
dlichen All und den Welten,
tłumaczył i wydał Ludwig Kuhlen
beck, 3 t, Jena 1904.
Giordano Bruno głosił wzniosłą i potężną zasadę
- o nauce Gior
dano Bruno na temat monadologii i wielokrotnego wcielania mo
żna przeczytać w jego dziełach łacińskich De monade i De mini-
mio
oraz w dziełach w języku niemieckim: Von der Ursache,
dem Anfangsgrund und dem Einen
(drugi dialog tego dzieła, tom
4. Str.44-46), Die Vertreibung der triumphierenden Bestie (tom
II, str. 22 i n.), Die Kabbala des Pegasus (drugi dialog tom VI,
str. 44 i n.) oraz dokumenty procesu inkwizycyjnego Giordano
Bruno.
110