Krzysztof Pławski
Atomowy straszak Afryki
Republika Południowej Afryki w latach 1960-1980 starała się
zbudować własny potencjał nuklearny. I osiągnęła pełny sukces.
Gdy w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku do Angoli przybyły wojska kubańskie wspierane
przez instruktorów z ZSRR, NRD, Rumunii i Korei Północnej, bezpieczeństwo Republiki Południowej
Afryki gwałtownie się pogorszyło. Wtedy właśnie władze kraju uznały, że posiadanie broni atomowej
może powstrzymać ekspansję radziecką w tym rejonie kontynentu. RPA planowała wykorzystać ten
najgroźniejszy rodzaj uzbrojenia jako swego rodzaju straszak.
Nie obyło się bez problemów
Odstraszanie zamierzano przeprowadzić w trzech etapach. Faza pierwsza miała polegać na
rozpowszechnianiu informacji, że być może RPA posiada broń nuklearną oraz podawanie tego w
wątpliwość. W fazie drugiej zamierzano poinformować niektóre mocarstwa, na przykład USA, że RPA
dysponuje taką bronią. W fazie trzeciej, gdyby nie usunięto zagrożenia poprzez nacisk mocarstw na
Angolę (i wspomagający ją Układ Warszawski), zakładano przeprowadzenie eksplozji podziemnej. Te
plany zostały zaaprobowane w kwietniu 1978 roku przez premiera Balthazara Johannesa Vorstera i
ministra obrony Pietera Willema Bothę. RPA była w tej korzystnej sytuacji, że dysponowała zarówno
złożami uranu, jak i techniką niezbędną do zbudowania broni jądrowej. Już w 1948 roku powołana
została w tym kraju agencja do prowadzenia badań atomowych. W 1965 roku Stany Zjednoczone
dostarczyły RPA pierwszy reaktor nazywany Safari-1. Pomocą chętnie służył też Izrael, który miał duży
udział w wyprodukowaniu broni jądrowej w Afryce Południowej. W RPA wydobywano uran
samodzielnie, a do jego wzbogacania stosowano technologię gazową. Pełną umiejętność pozyskiwania
takiego uranu osiągnięto w marcu 1977 roku. Zajmujący się tym zakład zatrudniał około 250 osób. Nie
obyło się bez problemów - dziwna reakcja autokatalizacyjna spowodowała zatkanie filtrów fluorku uranu,
co groziło katastrofą. Zakład został zamknięty na wiele miesięcy, ale od tej pory zwracano szczególną
uwagę na filtry uranowe i zagrożenie wyeliminowano. Kłopoty związane były również z niską
wydajnością zakładu, ale i tak mógł on wytworzyć 60-90 kilogramów wzbogaconego uranu rocznie.
Z pomocą Izraela
W latach siedemdziesiątych tajna współpraca między RPA a Izraelem stała się jeszcze bardziej
intensywna. Była prowadzona pod przykrywką jawnej kooperacji w dziedzinie zbrojeń
konwencjonalnych. Dokładne dane na ten temat nie są znane, ale wiadomo o przesłaniu przez RPA do
tego kraju 300 ton rudy uranu. W owym czasie na terytorium RPA przebywało wielu izraelskich
naukowców, w tym "izraelski Oppenheimer" - Ernst David Bergmann. Między 1974 a 1977 rokiem
południowoafrykańska agencja atomowa przeprowadziła wszystkie prace niezbędne do zbudowania
najprostszej bomby typu działo. W konstrukcji tej materiał rozszczepialny jest podzielony na dwie części
- "pocisk" i "cel". Wstrzelenie "pocisku" w "cel" powoduje uzyskanie masy nadkrytycznej i rozpoczęcie
reakcji łańcuchowej. Tego typu bombę zrzucono na Hiroszimę. Opracowano wówczas wszystkie
balistyczne i fizyczne programy komputerowe niezbędne do wykonania obliczeń i przeprowadzono testy
materiałowe.
Próba pełnoskalowa
W 1976 roku w ośrodku w Pelindabie odbyła się pełnoskalowa próba urządzenia typu działo, bez
zastosowania właściwego ładunku. Test zakończył się pełnym sukcesem - urządzenie było zdolne do
zapoczątkowania reakcji łańcuchowej. W połowie 1977 roku agencja atomowa wyprodukowała pierwsze
kompletne prototypowe urządzenie atomowe, które nazwano Potwór. Ważyło 3 tony i nie nadawało się
do użytku bojowego. Na pustyni Kalahari rozpoczęto wiercenie dwóch szybów kilkusetmetrowej
głębokości. Miały posłużyć jako miejsce próbnych podziemnych eksplozji. Republika Południowej
Afryki poinformowała rząd USA, że zamierza przeprowadzić próbę jądrową w sierpniu 1977 roku.
Amerykanie naciskali jednak, aby odstąpiła od tego zamiaru. Wymiana informacji między obu krajami
nie była oczywiście upubliczniana. Dopiero gdy radziecki satelita szpiegowski wykrył przygotowania, a
rząd ZSRR poinformował o tym Stany Zjednoczone, tajemnicy nie dało się już utrzymać. Nastąpił bardzo
silny nacisk dyplomatyczny na RPA ze strony Stanów Zjednoczonych, ZSRR i Francji.
Eksplozji nie będzie
W tej sytuacji władze południowoafrykańskie zrezygnowały z przeprowadzenia próbnej eksplozji. Mimo
to rok później w RPA wyprodukowano mniejsze urządzenie atomowe. Było przygotowane do szybkiego
przetransportowania na pustynię Kalahari, gdyby zgodnie z planem odstraszania przewidzianym w fazie
trzeciej zaistniała konieczność wywołania wybuchu. Do sierpnia 1979 roku w RPA wytworzono
przynajmniej 55 kilogramów wzbogaconego do około 80 procent uranu. Ta ilość wystarczała do zasilenia
drugiego urządzenia nuklearnego,
które ukończono w 1980 roku, o nazwie Melba. Z jego użyciem przeprowadzono test zerowej mocy, czyli
taki wybuch atomowy, w którym emituje się mikroskopijną ilość energii. Był to prawdopodobnie jedyny
prawdziwy test w całym programie. W tym samym czasie rozpoczęto wzbogacanie uranu w nowym
zakładzie, nazywanym "Z", który był nowocześniejszy niż poprzedni, noszący kryptonim "Y"). W 1979
roku projekt budowy broni nuklearnej przekazano państwowej korporacji zbrojeniowej Armscor. Nowy
ośrodek badawczy zbudowano 15 kilometrów na wschód od Pelindaby. Podjęto tam prace nad
uzyskaniem litu-6 i trytu, niezbędnych do stworzenia dalszych generacji broni atomowej; typu
implozyjnego i termojądrowego. Badano też zdolność trytu jako wzmacniacza istniejących bomb (wzrost
skuteczności do 100 kiloton). Dziś RPA oferuje gotowe soczewki z materiałów wybuchowych do
wykorzystania komercyjnego i wojskowego, co wskazuje niezbicie, że kraj ten opanował technologie
niezbędne do skonstruowania bomby typu implozyjnego.
Tajemniczy błysk
22 września 1979 roku na Oceanie Indyjskim miało miejsce dziwne wydarzenie. Amerykański satelita
szpiegowski Vela zaobserwował podwójny błysk na bardzo dużej wysokości. Podejrzewa się, że był to
wybuch atomowy o mocy około 3 kiloton. Potwierdził to w 1994 roku komandor marynarki RPA Dieter
Gerhardt (uwięziony w 1983 roku za szpiegostwo na rzecz ZSRR), były dowódca bazy morskiej w
Simon's Town. Powiedział on, że ów podwójny błysk wywołał przeprowadzony przez RPA i Izrael test
pod nazwą "Operacja "Feniks"". Był on zaplanowany jako czysty (bez śladów radioaktywnych), i liczono,
że nie zostanie odkryty. W kwietniu 1982 roku zakończono w RPA budowę pierwszego pocisku
nadającego się do wykorzystania jako broń. Mógł on być przenoszony przez samolot. Miał długość 180
centymetrów i średnicę 65 centymetrów. Ważył około tony, z czego 55 kilogramów przypadało na
wzbogacony do 90 procent uran-235. Bomba miała moc około 10-18 kiloton. Była to prymitywna,
przestarzała i nieefektywna energetycznie, ale pewna w działaniu konstrukcja. Jako reflektor neutronów
zastosowano w niej wolfram.
Środkiem dostarczenia bomby miały być bombowce typu Canberra B12. Później przewidywano użycie
zmodyfikowanego bombowca typu Buccaneer (wyposażonego w rewolwerową komorę bombową).
Embargo na części zamienne do tego typu samolotów bardzo utrudniało jednak utrzymanie ich w
zdolności operacyjnej. Te wszystkie problemy związane z bezpieczeństwem i obsługą spowodowały, że
dopiero w 1987 roku broń atomowa weszła do wyposażenia sił zbrojnych RPA.
Dowolne miejsce na ziemi
W 1975 roku ministerstwo obrony RPA zainteresowało się możliwością zakupu rakiet Jerycho. Szef
sztabu RPA podkreślał, że miałoby to sens tylko wtedy, gdyby można je było uzbroić w głowice
atomowe. Wkrótce ministrowie obrony Izraela Szymon Peres i RPA Pieter Willem Botha spotkali się w
Szwajcarii. Botha podkreślił, że jego kraj jest zainteresowany zakupem rakiet, jeśli będą wyposażone "we
właściwy ładunek". Peres podobno odpowiedział, że "właściwy ładunek" jest dostępny w trzech
rozmiarach. Współpraca między RPA a Izraelem rozwijała się. W latach osiemdziesiątych oba kraje
prowadziły badania rozwojowe nad środkami przenoszenia w postaci rakiet balistycznych. Izrael właśnie
wprowadził do uzbrojenia pocisk Jerycho-1 i opracowywał Jerycho-2 o większym zasięgu - 1,5 tysiąca
kilometrów. Afryka Południowa włączyła się do projektu rodziny rakiet Jerycho-2. Wspólnie opracowano
rodzinę pocisków RSA (Republic of South Africa) - typów od 1 do 4. Rakieta RSA-4 była
prawdopodobnie zdolna dostarczyć ładunek o masie 700 kilogramów do dowolnego miejsca na ziemi.
Opracowano jeszcze rakietę typu RSA-5B przeznaczoną do badań kosmicznych i wynoszenia satelitów
na orbitę. Program produkcji pocisków zdolnych do przenoszenia broni atomowej zarzucono w 1992
roku, prawdopodobnie zanim osiągnął stadium użytkowe.
Rząd mówi "stop"
W grudniu 1989 roku rząd RPA podjął decyzję o zaprzestaniu produkcji broni jądrowej. Do tego
momentu zbudowano siedem urządzeń atomowych, z czego cztery lub pięć nadawało się do bojowego
wykorzystania. Nad całym programem pracowało od stu do trzystu osób, z czego jedną połowę stanowił
personel bezpieczeństwa, a drugą naukowcy. Program pochłonął około 310 milionów dolarów (według
wartości z 1990 roku). Po uwzględnieniu kosztów wydobycia i wzbogacenia uranu mógł osiągnąć
wartość 5 miliardów dolarów.
Pojawiają się głosy, że nagłe zarzucenie projektu broni nuklearnej nie było suwerenną decyzją RPA.
Kiedy prezydent Frederik Willem de Klerk odszedł od polityki apartheidu i podzielił się władzą z czarną
większością, zachodnie mocarstwa zaczęły się obawiać, że w RPA rządy przejmie Afrykański Kongres
Narodowy. Wiadomo zaś było, że organizacja ta jest powiązana z Libią, Kubą, Irakiem, Iranem oraz
Koreą Północną. Istniało niebezpieczeństwo uzyskania broni nuklearnej przez jedno z tych państw. Od
RPA zażądano więc likwidacji broni nuklearnej, zanim do władzy dojdzie czarna większość.
Tak czy inaczej, w 1994 roku inspektorzy MAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej)
stwierdzili, że Republika Południowej Afryki nie dysponuje bronią atomową. W prasie światowej
pojawiają się jednak od czasu do czasu pogłoski, że instalacje nie zostały zdemontowane, lecz
wywiezione do Izraela.
Złodzieje uranu
Najnowsze wydarzenia dopisały niepokojący rozdział do historii południowoafrykańskiego programu
budowy broni atomowej. Grupa kilku (prawdopodobnie czterech) "technicznie zaawansowanych"
napastników 8 listopada 2007 roku wdarła się do ośrodka Pelindaba. Wyłączyli wiele elementów systemu
bezpieczeństwa, między innymi ogrodzenie pod napięciem 10 tysięcy woltów. Zastrzelili strażnika i
uciekli tą samą drogą, którą weszli. Podobno ukradli około 250 kilogramów wzbogaconego uranu. Kim
byli napastnicy i co się stało z ukradzionym materiałem, do dzisiaj nie wiadomo.