Andrews Virginia C.
Pamiętnik Christophera. Duchy
Dollangangerów
W ROLACH CHRISTOPHERA I CATHY
Coraz krótsze dni za sprawą nadchodzącej zimy zdawały się popołudniami zagęszczać
mrok w kątach mojego poddasza. Zwykle na pewnej wysokości – gdy wchodzimy na szczyt,
wznosimy się w samolocie albo po prostu wdrapujemy się na strych domu – odruchowo
oczekujemy jasnego światła. Tymczasem, kiedy z moim chłopakiem Kane’em Hillem po raz
pierwszy szłam na poddasze i pięłam się po stromych schodach, czułam, jak osacza mnie pułapka
ciemności.
Schody skrzypiały jak zwykle, ale teraz brzmiało to jak ostrzeżenie; napięcie narastało
z każdym stopniem. Na poddaszu nie unosiła się nieprzyjemna woń, ale zapach starych rzeczy,
latami pozbawionych kontaktu z dziennym światłem – mebli, lamp, walizek i pudeł, wypchanych
niemodnymi ubraniami, które zgromadzili poprzedni właściciele. Były w dobrym stanie i wciąż
nadawały się do noszenia. Mój tata nazywał strych graciarnią, choć sam się przyznał do jednego
z pudeł. Nieskazitelny porządek panował nawet w naszym garażu, choć zawalonym rozmaitymi
narzędziami, próbkami materiałów budowlanych oraz innymi sprzętami, jak mój pierwszy,
trzykołowy rowerek, węże ogrodowe oraz inne przyrządy, a także rury, kształtki i zawory
hydrauliczne, które przecież mogły się jeszcze przydać.
Podłoga poddasza, wykonana z twardego drewna, według taty nadal była w doskonałym
stanie. Czasami tutaj zaglądał, ale to ja regularnie sprzątałam, usuwałam pajęczyny i myłam
szyby w dwóch małych okienkach, wciąż na nowo zasnuwanych sieciami pełnymi much i innych
owadów. Robiłam to ze względu na rzeczy mamy, które tata zachował z takim pietyzmem.
Umieścił je w starej, zabytkowej szafie z orzecha, o drzwiach zdobionych płaskorzeźbami
amorków. Choć od śmierci mamy minęło już dziewięć lat, coś ciągnęło tatę na strych; wyjmował
jej rzeczy – buty, kapcie, torebki, sukienki, koszule nocne, płaszcze czy swetry, jakby ich
bliskość choć na chwilę mogła przywołać mamę.
Podobnie jak na poddaszu w Foxworth, które Christopher opisał w swoim dzienniku,
znajdowały się tu również duże meble, wyniesione przez dawnych właścicieli – drewniane
i metalowe stoliki, lampy stojące, gazetnik z czarnego dębu ze starymi egzemplarzami „Life”
i „Time”, czarne i srebrne kufry, oblepione nalepkami, dokumentującymi podróże do Paryża,
Londynu i Madrytu, oraz wiele innych sprzętów, niegdyś stanowiących ozdobę salonu, które
poszły w odstawkę, kiedy zapanowała moda na nowy wystrój.
Jakkolwiek skazane na zesłanie i bezużyteczne, w oczach mojego taty stanowiły
pełnoprawnych mieszkańców domu. Mawiał, że zyskały prawa lokatorskie przez zasiedzenie.
Nieistotne, od jak dawna tu tkwiły i czy dałoby się je sprzedać. Dla niego wspomnienia były
święte. To coś więcej niż tylko zwykłe przedmioty, to stare zabawki, niegdyś kochane przez
swoich małych właścicieli, to rodzinne pamiątki wypełnione dawnymi historiami, których
obecność się czuło. Aż do dziś nie zwracałam na nie uwagi.
Nadal miałam wątpliwości co do pomysłu Kane’a. Kiedy odkrył pod moją poduszką
pamiętnik Christophera, zaproponował, że będzie mi czytać na głos i udawał przy tym
Christophera Dollangangera, najstarszego z czwórki rodzeństwa, uwięzionego przed ponad
pięćdziesięciu laty w Foxworth Hall. Myślałam, że Kane żartuje. Nie chciałam wykorzystywać
pamiętnika do zabawy, aby nie obrażać pamięci nieszczęsnych małych więźniów. Kane
przekonał mnie jednak, że nie ma powodów do obaw.
– Aby naprawdę w to wniknąć, wczuć się do końca, będziemy czytali pamiętnik na
poddaszu – powiedział.
Właśnie na poddaszu rezydencji Foxworthów czwórka dzieci spędziła większość czasu
swojej niewoli; tylko na noc schodziła do niewielkiej sypialni. Z relacji Christophera i różnych
opowieści wynikało, że to poddasze, bardzo duże, długie i zagracone, stało się dla nich
zamkniętym światem, który musieli wypełnić własną wyobraźnią. Idea głośnego czytania opisów
i przemyśleń Christophera fascynowała mnie i przerażała zarazem. Zakładała, że nie możemy
być biernymi czytelnikami. Odgrywając role Christophera i Cathy, mamy nie tylko im
współczuć, ale też wczuć się w ich położenie.
Kane dostrzegł mojej wahanie i zaczął porównywać całą sytuację do planu filmowego,
gdzie dekoracje są jedynie sugestią tego, co było albo mogło być.
– To bez znaczenia, Kristin – powiedział.
Przypomniałam mu, że moje poddasze jest znacznie mniejsze od tamtego, ale szybko zbił
mój argument uwagą, że wciąż jest poddaszem – miejscem odosobnionym, w którym, dzięki
wcieleniu się w role więźniów, lepiej zrozumiemy przeżycia Christophera i Cathy.
Podkreślał, że bardzo ważny jest realizm.
– To tak, jak gdyby czytać Moby Dicka na statku płynącym przez ocean – przekonywał.
Oczywiście, współczułam Cathy i wczuwałam się w położenie dziewczynki, gdy
czytałam pamiętnik jej brata, ale nie w takim stopniu, jaki sugerował Kane. Sceny odgrywane na
strychu, może nawet w ubraniach z epoki, wśród tych mebli, byłyby przysłowiowym wejściem
w jej buty. Mogłabym nawet poczuć się nią. Przerażała mnie jednak perspektywa udawania
Cathy przed drugą osobą, gdyż bałam się przy okazji ujawnić własne słabości, lęki i fantazje.
Przecież wszyscy wiedzieli o dalekim, ale mimo wszystko pokrewieństwie, łączącym mnie
z dziećmi Dollangangerów.
A jeśli się okaże, że jestem z nią bardziej związana, niż myślałam?
Gruby skórzany notes nabrał dla mnie wartości większej niż tylko historyczna. Jak gdyby
zyskał moc rozszyfrowania mojej osobowości, zdarcia z twarzy maski i zmuszał do ujawnienia
tajemnic duszy, tak osobistych, że nie dzieliłam ich nawet z własnym ojcem. Nieuchronnie
pojawią się pytania o uczucia Cathy, a także o podobieństwa i różnice z moimi uczuciami,
zwłaszcza w kwestii emocjonalnego i fizycznego dojrzewania. Jak większość moich
rówieśniczek fascynowały mnie, a zarazem peszyły zmiany w moim ciele i w psychice. Nie
zdobyłam się jednak na rozmowę z koleżankami, nawet z przyjaciółkami od serca. Tymczasem
miałabym odsłaniać się przed Kane’em, bardziej intymnie niż przed kimkolwiek innym, chociaż
chodziliśmy ze sobą od niedawna. Dopiero się poznawaliśmy i mało o sobie wiedzieliśmy.
Miałam wrażenie, że rzucam się bez reszty w coś, czego mogę potem żałować – a wszystko przez
ten dziennik, bo kazał mi głęboko zastanawiać się nad sobą i nad własnymi, nowymi uczuciami.
Wiele z naszych czynów, a także ludzie, na których nam zależy, sprawiają, że zaglądamy w głąb
siebie. Czasami wydawało mi się, że jestem otoczona lustrami.
Mimo to musiałam przyznać, że entuzjazm Kane’a był zaraźliwy, a jego fascynacja
dziennikiem i postacią Christophera dorównywała mojej. Ponieważ nikt poza nami nigdy nie
czytał zwierzeń Dollangangera, Kane podkreślał, że tylko my dowiemy się, co naprawdę
wydarzyło się w Foxworth Hall. Nie będziemy już karmić się plotkarską legendą, z jej
przekłamaniami i niedopowiedzeniami; dostąpimy zaszczytu poznania tajemnic, uznanych za
bezpowrotnie strawione przez ogień, pochłonięte przez mrok zanikającej ludzkiej pamięci.
Kane’owi błyszczały oczy, kiedy o tym mówił. Wyglądał jak mały chłopczyk
w bożonarodzeniowy poranek, który już wie, jaki prezent znajdzie pod choinką. Pewnie on także
wyobrażał sobie, że otwiera zakazane drzwi, prowadzące do mrocznej przeszłości, tunelem cieni,
w górę po stromych schodkach, do świata, który stawał się sceną coraz bardziej halloweenowej
historii. Czy drzwi do tego świata zatrzasną się za nami nieodwołalnie? Czy wpadniemy
w pułapkę czyjegoś koszmaru? Czy to, o czym przeczytamy na moim strychu, i nasze późniejsze
czyny będą nas prześladowały do końca życia, bo zarówno w przypadku Christophera
Dollangangera, jak i w naszym relacje okażą się zbyt intymne?
Nie przypuszczałam, że zawładną mną takie rozterki. Z drugiej strony trudno było się
dziwić Kane’owi, że dziennik, który odkrył przypadkiem w moim pokoju, rozpalił jego
ciekawość, choć zdążył przeczytać zaledwie jedną stronicę. W tej sytuacji musiałam mu
powiedzieć prawdę. Kiedy dodałam, że tata z jawną niechęcią odnosi się do mojej lektury, jego
zainteresowanie jeszcze wzrosło. Nic tak nie pociąga jak zakazany owoc. Kane wyznał, że nie
może się doczekać, kiedy doczyta do momentu, w którym skończyłam, by dalej kontynuować już
ze mną. Sprawiał wrażenie dziecka stojącego u progu wielkiej przygody, o której marzyło od
dłuższego czasu. Udzieliło mi się jego podekscytowanie i pomyślałam, że to w sumie dobrze, iż
znalazł pamiętnik pod moją poduszką. Może właśnie tak miało być. Wyobraziłam sobie nawet,
że tajemniczy notes przyciąga wszystkich, którzy się do niego zbliżą, i tak zwrócił na siebie
uwagę Kane’a.
A jednak przed zaśnięciem znów ogarnęły mnie wątpliwości. Może jestem zbyt
łatwowierna? Bałam się, że Kane, choć początkowo szczerze zainteresowany rewelacjami
z przeszłości i podekscytowany wspólną lekturą na poddaszu, z czasem się znudzi i uzna pomysł
za głupi. I – co jeszcze gorsze – opowie o tym w szkole i wywoła kolejną falę niezdrowego
zainteresowania moją osobą.
Jak bym się czuła, gdyby to zrobił? Zdradzona? A co czułaby Cathy, gdyby Christopher
ujawnił obcym ludziom jej przeżycia? Mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak okropnym by to
było doświadczeniem dla niej i pewnie także dla jej brata. Kiedy ktoś, na kim ci zależy i komu
zależy na tobie, zrobi ci wielką przykrość, masz wrażenie, jak gdyby jątrzył ci ranę, a ból
przenikał całe twoje jestestwo. Człowiek czuje się wtedy bezbronny, obnażony, zagubiony,
oszukany i zdradzony, gdyż myśli, że odtąd nie będzie już w stanie nikomu zaufać – nawet
ludziom, których kocha. Czy istnieje bardziej dojmujące osamotnienie? Z pewnością to właśnie
spotkało dzieci Dollangangerów. I możliwe, że spotka również mnie.
A wszystko przez to, że potajemnie czytałam zakazany pamiętnik.
Czy jego zawartość jest tak niebezpieczna, że nie należy go otwierać, jak puszki Pandory?
I dlatego tata starał się odwieść mnie od czytania? A może przypisywanie groźnej mocy staremu,
oprawnemu notesowi, w którym nastoletni chłopiec zawarł swoje myśli, jest czystym
idiotyzmem? Z drugiej strony zawsze istniały książki zakazane, wywierające zły wpływ na
czytelników. Wielu nie sposób znaleźć w bibliotekach szkolnych, a rodzice nie pozwalają
dzieciom ich czytać. Także rządy zakazują niektórych książek, a w wielu religiach pewne
pozycje uznane zostały za dzieła czarownic i czarowników, a nawet szatana.
Prawdę o wydarzeniach w Foxworth Hall wciąż spowijała gęsta i złowroga mgła, żywiąca
się fantastycznymi teoriami, tworzonymi przez lokalną prasę, która co roku na nowo rozpalała
dyskusję w rocznicę pierwszego pożaru oraz w Halloween. Pamiętnik mógł emanować taką samą
aurę. Wystarczy go dotknąć, otworzyć i zacząć czytać, aby zostać wessanym w te same obrzydłe,
mroczne zakamarki, gdzie hulał lodowaty wiatr przeznaczenia.
Przewracałam się na łóżku do świtu, nie mogąc sobie poradzić z nawałem zmartwień
i myśli. Jeszcze nigdy powiedzenie, że każdy z nas ma w sobie dwie osoby, sprzeczające się ze
sobą, nie wydawało mi się tak prawdziwe. Jedna ma sumienie, a druga nie. Każdy z nas
rozmawia ze sobą w myśli, a czasami na głos. Ale do kogo mówi? Kim jest ten drugi (albo ta
druga)?
Rano wydawało mi się, że jedna ze stron wygrała ten spór. Postanowiłam poprosić
Kane’a, aby zapomniał o sprawie. Wymyśliłam nawet przemowę z argumentami, które powinny
mu wybić ten pomysł z głowy. Zamierzałam skłamać, że tata nakrył mnie nad ranem na czytaniu
pamiętnika i tak się wściekł, że wyrwał mi notes i zagroził, że go spali. Na nic się zdały moje
błagania – na moich oczach pamiętnik Christophera spłonął w piecu w suterenie i pozostał
z niego tylko popiół.
Zmieniłam jednak zdanie, kiedy zeszłam na dół i zobaczyłam tatę, jak krząta się
w kuchni, szczęśliwy i zadowolony. Praca na budowie szła świetnie i cieszył się, że dzięki niemu
powstanie najnowocześniejszy dom w okolicy. Regularnie konsultował kolejne etapy budowy
z Arthurem Johnsonem, który okazał się wymarzonym, chętnym do współpracy klientem. Tata
miał świetny humor i był jeszcze bardziej uroczy niż zazwyczaj. Nie mogłabym się zdobyć, żeby
wykorzystać go do swoich celów i kłamliwie przedstawić jako człowieka gniewnego
i nieopanowanego. Sumienie nie dałoby mi spokoju. I tak czułam się winna, bo nie posłuchałam
jego prośby i pokazałam komuś pamiętnik. Pocieszałam się myślą, że Kane jest bliskim
i zaufanym człowiekiem, więc tata z pewnością by mi wybaczył.
Zmieniłam zdanie, lecz wątpliwości i pytania bez odpowiedzi pozostały. Co będzie, jeśli
Kane wyda mnie, a tym samym Christophera? Podejmiesz to ryzyko, Kristin? – miotałam się
rozdarta pomiędzy „tak” i „nie”. Równie dobrze mogłam się zgodzić, jak i odmówić. Zerknęłam
na zegarek. Muszę wreszcie podjąć decyzję. Kane zaraz po mnie przyjedzie i z pewnością
zacznie mówić o czytaniu pamiętnika. Kiedy powiedziałam tacie, że czekam na niego, przerwał
na moment szykowanie śniadania.
– Znów po ciebie przyjedzie? Przecież zupełnie mu nie po drodze, zwłaszcza przy
porannych korkach. I musi wyjechać z domu znacznie wcześniej.
– Och, tato, nie przesadzaj, on się tym nie przejmuje – odparłam tonem nastolatki, która
ubolewa, że rodzic nie rozumie najprostszych rzeczy.
Tata wzruszył ramionami.
– Moim zdaniem młodzi ludzie, wyłączając ciebie, nie lubią się poświęcać ani też
postępować bezkompromisowo. Są na to zbyt leniwi. To pokolenie, które woli olewać.
– W takim razie musisz również wykluczyć Kane’a. Zresztą, o czym my rozmawiamy,
czy sam nie pędziłeś do drugiego stanu, żeby przywieźć mamę, przyznaj?
Zmarszczył czoło i łypnął na mnie z ukosa.
– Rozumiem. Swojego pierwszego prawdziwego chłopaka traktujesz bardzo poważnie,
co?
Byłam zaskoczona gorliwością, z jaką broniłam Kane’a, ale mimo woli porównywałam
nasz związek ze związkiem rodziców, którzy od początku bardzo się kochali. Oczywiście uczucie
było o wiele poważniejsze niż nasze, lecz podobieństwa istniały. Tata słusznie nazwał
Kane’a moim pierwszym prawdziwym chłopakiem. Wcześniej chodziłam na randki z wieloma
kolegami, ale kończyło się na paru wyjściach i telefonach. Rozkwitające romanse bardzo szybko
traciły swój urok, emocje stygły, a ja nie robiłam nic, żeby utrzymać związek, i szybko
wypuszczałam go z rąk, przechodząc do następnego, aż w końcu i to przestało mnie bawić.
Zwykle w takich sytuacjach myślisz, że to twoja wina, że może coś jest z tobą nie
w porządku – zwłaszcza jeśli tendencja się umacnia. Moje przyjaciółki reagowały podobnie na
drobne sercowe zawody, a jednak próbowały dalej, w oczekiwaniu na księcia z bajki. Dziwiła
mnie własna obojętność. Czyżbym była zdolna do głębszych uczuć tylko wobec własnego ojca
i nikogo innego? Może jesteś nieufna, przewrażliwiona i masz zbyt wiele obaw, żeby nawiązać
poważniejszą znajomość? – tłumaczyłam sobie. – Masz za wysokie wymagania – tak
wyśrubowane, że nie ma szans, aby kogoś znaleźć. Żaden związek ci nie odpowiada i dzieje się
tak głównie z twojej winy.
Gdy pozwolisz niepewności sobą zawładnąć i napełnić obawą, będziesz się bała spojrzeć
na kolejnego chłopaka ze strachu przed następnym rozczarowaniem. Po co próbować, skoro
klęska jest nieunikniona? Jak gdyby w momencie, w którym odpowiadałam na uśmiech
i nawiązywałam rozmowę z nowym chłopakiem, a potem umawiałam się z nim na randkę, ktoś
przystawiał mi do oczu szkło powiększające, wyolbrzymiające jego słabości i wady. Jedynym
pocieszeniem była świadomość, że moim przyjaciółkom też nie szło najlepiej. Dobrze, że
mogłyśmy się wzajemnie wspierać i pocieszać. Rozumiałyśmy się bez słów, gdyż miałyśmy
podobne doświadczenia.
Byłam raczej domorosłym psychiatrą, ale wykoncypowałam sobie poważną teorię,
o której nie wspomniałam nikomu, a zwłaszcza tacie. Głęboki ból, jaki na moich oczach
przeżywał po utracie wielkiej miłości, sprawił, że obawiałam się szukać własnej. Ludzie są
samotni z wielu powodów. Czasem dzielenie życia z drugim człowiekiem uniemożliwia im
egoizm, czasem są zbyt cyniczni. Uważają, że miłość budzi oczekiwania, które nie mają szans na
spełnienie. Jeżeli zainwestujesz w związek, jego klęska stanie się dla ciebie uczuciowym
bankructwem. I w przeciwieństwie do zwykłych bankructw, trudno jest się podnieść i zacząć od
nowa.
Pomimo tych rozterek od początku czułam, że znajomość z Kane’em jest inna niż tamte
krótkotrwałe relacje. Wpatrywaliśmy się w siebie znacznie bardziej intensywnie, dłużej
patrzyliśmy sobie w oczy, częściej obdarzaliśmy się uśmiechem i wykorzystywaliśmy każdą
sposobność, żeby być razem. Zawsze, kiedy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu, powietrze
pomiędzy nami iskrzyło, a ludzie wokół zdawali się blednąć i rozpływać; ich głosy cichły, ich
pytania do nas pozostawały bez odpowiedzi.
Musiałam pozbyć się wątpliwości i uwierzyć, że nasza więź jest wyjątkowa. Cokolwiek
to było, pomogło mi pokonać własny opór i pozwoliło uwierzyć, że czeka mnie coś magicznego.
I tego przecież chcieliśmy, prawda? Wreszcie miałam szansę wejść w tajemniczy świat, który
mnie fascynował. Poczułam ogromną ulgę, jak gdyby brak poważnego romansu w wieku lat
siedemnastu był dramatem, czymś nienormalnym, sygnałem, że nie nadaję się do poważnych
związków. Przekonywałam samą siebie, że przygoda z czytaniem pamiętnika podbuduje nasz
związek i umocni moją wiarę w niego. Z pewnością rozumie, jak ważny jest dla mnie pamiętnik
Christophera. Byłam pewna, że nie zdradzi nikomu mojej tajemnicy. A właściwie naszej, bo od
tej pory stanie się moim wspólnikiem. Dlaczego wcześniej się wahałam? Przecież Kane na
każdym kroku dawał mi odczuć, że bardzo mu na mnie zależy. Wiedział, że nie wybaczyłabym
mu zdrady, a nasza więź wypaliłaby się w mgnieniu oka, jak meteor spadający na Ziemię.
To znacznie wzmocniło moje zaufanie i już postanowiłam powiedzieć „tak”, kiedy nagle
zaczęłam się zastanawiać, czy nie uprawiam strusiej polityki, przed czym nieraz ostrzegał mnie
tata, mówiąc o ludziach, którzy starają się unikać kłopotliwych sytuacji i przyznania się do
błędów zarówno swoich, jak i popełnionych przez osoby, którym ufają.
– Nie powinnaś żądać, by rzeczy działy się tak, jak ty sobie życzysz, Kristin – ostrzegał. –
Sowa wie, że zaraz wzejdzie słońce, i nic na to nie poradzi, choć wolałaby wieczne ciemności.
Takie życiowe mądrości, podane w żartobliwej formie, często wypływały z jego ust. Nie
mogłam go okłamać na temat Kane’a.
– Tak, tato. Z Kane’em sprawa jest nieco poważniejsza.
Kiwnął głową i zerknął na mnie z ukosa.
– Powiedz mi, kiedy stanie się całkiem poważna – poprosił.
– Dlaczego? – spytałam z większym przejęciem, niż zamierzałam. Czyżby przejrzał nasze
plany? A może zaczyna go irytować fakt, że obdarzyłam uczuciem kogoś innego?
– Żartuję, Kristin. Nie podejrzewam przecież, że uciekniesz z nim, albo coś w tym stylu.
Dobra, dobra – dorzucił szybko, unosząc ręce w geście kapitulacji, kiedy wciąż milczałam
wrogo. A potem zanucił motyw ze Szczęk i odskoczył w tył, jak gdyby bał się ataku rekina.
– O co ci chodzi?
– Moim zdaniem wkraczasz w świat, przed którym cię ostrzegałem.
– Jaki świat?
– Świat przewrażliwionych nastoletnich dziewczyn, czyli totalny chaos.
– Bardzo śmieszne, tato. A skoro już o tym mowa, świat nastoletnich chłopaków jest
jeszcze bardziej pokręcony, wierz mi.
– Możliwe. – Znów przeniósł wzrok na patelnię z naleśnikiem. – Ale te wody
przynajmniej są mi znane, dlatego wiem, czego mogę się spodziewać i kiedy. Natomiast
dziewczyny są gorsze od trzęsienia ziemi.
Z wprawą odwrócił naleśnik. Gotowania nauczył się w marynarce, a potem przez pewien
czas pracował w barze szybkiej obsługi przy autostradzie I-95. Było to, jeszcze zanim poznał
moją mamę i zajął się budowlanką. Kiedy byłam mała, zabawiał mnie, przerzucając dwa
naleśniki jednocześnie na dwóch patelniach. Zawsze bawiło mnie i mamę, kiedy gotowe placki
lądowały na naszych talerzach. Wydawało się, że przez tatusiowe żonglowanie naleśniki były
jeszcze smaczniejsze.
– Dla mnie, jako ojca nastoletniej córki – ciągnął – te wody są mętne i pełne rekinów.
– Obiecuję, że zawczasu cię powiadomię o moich planach – zapewniłam, dodając
pokrojone przez tatę banany i polewając całość resztką syropu klonowego. Zawsze kroił dla mnie
te banany. I pewnie będzie to robił, nawet gdy już wyjdę za mąż i urodzę dzieci, pomyślałam.
– Dzięki – odparł. – A zmieniając temat, w tym tygodniu będę przychodził jeszcze
później z pracy – oznajmił i usiadł naprzeciwko mnie. – Muszę przyjmować inspektorów
budowlanych, użerać się z podwykonawcami i na bieżąco uzgadniać sprawy z architektem.
Właściciel też bardzo interesuje się budową. Miły z niego gość, ale czasami czuję jego oddech na
plecach. Wyrasta u mojego boku jak duch, mówię ci.
– Czy to normalne, że właściciele ciągle siedzą wykonawcy na karku?
– Skądże. Czasami mam uczucie, że ktoś jeszcze wygląda zza ramienia Arthura Johnsona.
– Co w ogóle o nim wiesz?
– Mówiłem ci już, że prowadził fundusz hedgingowy i jest nieprzyzwoicie bogaty. Wiem
o nim tylko tyle, ile muszę, czyli niewiele. A swoją drogą, zabawne, że człowiek w jego wieku
zostaje rentierem. Z drugiej strony nie musi przecież pracować, jeżeli nie ma ochoty. Jest od
swojej żony dwanaście lat starszy, tyle się dowiedziałem. Jej matka pracowała u jego ojca. Mam
wrażenie, że… – Zacisnął usta i potarł nos, nieodzowny znak, że zaraz zdradzi jakiś sekret albo
wygłosi jakiś dosadny komentarz.
– Co takiego?
Popatrzył na mnie dziwnie, z wyraźnym wahaniem.
– Nie jestem już dzieckiem, tato. Nie musisz się obawiać, że urazisz moją niewinną
dziecięcą duszyczkę.
– Racja. Na pewno słyszałaś i czytałaś gorsze rzeczy – dodał, unosząc brwi.
– Gorsze niż co?
– Dowiedziałem się, że teściową Arthura Johnsona z jego ojcem łączyły bardzo bliskie
stosunki, hmm… ich romans zaczął się po śmierci jej męża – oznajmił, a kiedy nie
zareagowałam, dodał z naciskiem: – Właściwie od razu po pogrzebie, rozumiesz?
– Och, więc zaiskrzyło między nimi jeszcze przed jego śmiercią? – spytałam.
Tata skinął głową.
– I to długo przed śmiercią. Johnson senior został wdowcem rok wcześniej, ale
przypuszczam, że nawet gdyby jego żona wciąż żyła, to by go to nie powstrzymało.
Wyraz potępienia i dezaprobaty pojawił się na jego twarzy. Wiedziałam, że myśli
o własnej tragedii i zastanawia się, na ile ojciec Arthura Johnsona kochał swoją żonę, skoro tak
szybko zaangażował się w romans z drugą kobietą. Na dodatek z teściową własnego syna. Nagle
cytat ze szkolnej lektury nabrał bardzo konkretnego wydźwięku, jakże życiowego: „Obym przy
drugim mężu była potępioną! Taka tylko drugiego może zostać żoną, co zabiła pierwszego”1.
Naturalnie nasuwało mi się pytanie, czy tata jeszcze kiedyś pokocha inną kobietę. A jeśli
tak, czy ośmieli się sprowadzić ją do domu, abyśmy zamieszkali pod jednym dachem? Sama
myśl była dla mnie bolesna, ale przecież nie chciałam, żeby do końca życia był samotny.
Martwiłam się, co będzie, kiedy wyfrunę z rodzinnego gniazda. Wysłałam już dokumenty na
różne uczelnie. Odpowiedź powinna nadejść wkrótce i zmienić wszystko. Zastanawiałam się, jak
często tata o tym myśli. Byłam pewna, że coraz bardziej jest tego świadom. Być może znał wers
z poematu Tennysona: „Lepiej jest kochać i stracić, niż nie kochać w ogóle”.
– Arthur Johnson poznał swoją przyszłą żonę dzięki znajomości rodziców; oboje byli
zadowoleni z zaręczyn młodych. Tak bardzo, że także się zaręczyli i wzięli ślub. Zatem wesele
było podwójne. Ojciec Arthura poszedł do ołtarza z matką jego żony w czasie tej wspólnej
ceremonii.
– Chcieli ograniczyć koszty?
– Niewykluczone. – Uśmiechnął się. – Kiedy spytasz bogacza, dlaczego chce oszczędzać,
zawsze ci odpowie, że to jedyna droga do majątku. Te kobiety razem kupowały swoje ślubne
suknie, podobnie jak mężczyźni fraki. I pewnie uzyskali upusty. Zamówili nawet obrączki
u jednego jubilera. On prowadził do ołtarza swojego syna, a ona swoją córkę i vice versa. Po
prostu lustrzana ceremonia.
– Musiało dziwnie wyglądać, kiedy zamieniali się miejscami przy ołtarzu.
– Też tak sądzę, lecz Arthur opowiadał mi o tym z dumą. „Zyskałem nową mamę, moja
żona zyskała nowego tatę, a oni zyskali siebie, tak jak i my” – powiedział. Rodziny uzupełniły się
nawzajem – dodał, kręcąc głową. – Ludzie akceptują niemal wszystko, jeśli chodzi o związki;
eksmałżonków poślubiających eksmałżonków swoich przyjaciół, wdowy poślubiające wdowców
z najbliższego kręgu, braci przyrodnich poślubiających swoje siostry przyrodnie. Jak widać,
wszystko jest dozwolone.
– Poznałeś ją?
– Kogo?
– Młodą żonę Arthura Johnsona.
– Tak, raz ją widziałem. Ładna dziewczyna. Choć raczej nie powinienem jej tak nazywać,
ponieważ ma czternastoletniego syna i dwunastoletnią córkę. Oboje chodzą do prywatnych szkół
z internatami, w innych stanach. Może ta para nie jest stworzona do wychowywania dzieci. Taki
ptasi model.
– Ptasi?
– No wiesz, wysiadują pisklęta, a potem jak najszybciej wyrzucają je z gniazda.
– Ptasi… – powtórzyłam ze śmiechem. – Sam jesteś model, tato.
Wzruszył ramionami.
– Mówię, co widzę. Nie uwierzysz, ile można się dowiedzieć o ludziach, bazując na
obserwacjach zwierząt.
– Rozumiem, że poznajesz też prawdę o ludziach, którym budujesz albo remontujesz
domy?
– Najwięcej o człowieku mówi dom, w którym mieszka. A dzieci stają się produktem
tego domu, czy chcą tego, czy nie.
Miałam ochotę zapytać: „A gdybyś urodził się jako członek wielkiego rodu i miał
koszmarnych rodziców, tak jak Corrine Foxworth? Czy według ciebie to by usprawiedliwiało jej
zachowanie po śmierci męża?”. Jednak nie zapytałam. W milczeniu zaczęłam uprzątać stół.
– Dziwi mnie jedno – dodał tata, choć chyba raczej do własnych myśli niż do mnie.
– Co?
– Słucham? A, tak. Odniosłem dziwne wrażenie, że Johnson i jego żona – ma na imię
Shannon – o dziejach Foxworth Hall wiedzą więcej, niż się wydaje.
– A mianowicie?
– Zdziwiły mnie drobiazgi, o których wie Arthur. Od czasu do czasu to wychodzi
w rozmowach. Wie, gdzie były okna, jak wyglądały, tego typu szczegóły. Choć jego koncepcja
domu jest inna i zmieniły się technologie, pilnuje, żeby pewne rzeczy pozostały identyczne.
– Cóż w tym dziwnego? Na pewno oglądał zdjęcia tamtych rezydencji.
– Może... Ale on i jego żona sprawiają wrażenie, jakby widzieli je na własne oczy. –
Zastanawiał się przez chwilę, po czym potrząsnął głową. – A może to tylko moja bujna
wyobraźnia. Och, przez moje gadanie spóźnisz się do szkoły!
Niedawno się spóźniłam, bo niemal do świtu czytałam pamiętnik Christophera
i zaspałam. Przy pierwszym spóźnieniu dostawało się ostrzeżenie, ale drugie groziło
wykluczeniem z klasy na jeden dzień i wpisem do dziennika – a ponieważ moją ambicją było
wygłoszenie pożegnalnego przemówienia na zakończenie szkoły, nie mogłam sobie pozwolić na
więcej takich wpadek. Ale nie tylko o to chodziło. Od kiedy moja mama zmarła na tętniaka
i zostałam z tatą, który poświęcił się dla mnie całkowicie, bardzo się pilnowałam, żeby go nie
rozczarować, nawet w drobnych sprawach. Miałam wrażenie, że po śmierci mamy oboje staliśmy
się o wiele bardziej wrażliwi, zwłaszcza na smutki i rozczarowania.
Kiedyś tata powiedział, że śmierć osoby bliskiej sprawia, że człowiek czuje się jak
drzewo odarte z kory. Nawet deszcz i powiewy wiatru bolą.
– Bez obaw, nie spóźnię się. Ktoś o to dba, nie pamiętasz?
– Ach, jasne. Dobra. Zostawię pieczeń w lodówce, odgrzejesz sobie po powrocie. Nie
czekaj na mnie z kolacją – dodał i dał mi całusa na pożegnanie. Tulił mnie do siebie parę sekund
dłużej niż normalnie.
– Nie myśl o tych ptakach, tato. Nie opuszczę gniazda tak szybko – zapewniłam, a on
zaczął się śmiać.
– Miłego dnia, Kristin.
– Nawzajem, tato.
Odwróciłam się do zlewu, a myśli wirowały mi w głowie. Co tata miał na myśli, gdy
powiedział, że współcześni ludzie są bardziej tolerancyjni w kwestii związków? Czy sądzi, że
dziś bez problemu zaakceptowaliby małżeństwo ojca i matki Christophera, chociaż on był jej
przyrodnim wujem? Christopher pisał, że kiedy Corrine wreszcie wyznała prawdę, przedstawiła
ją jako wzruszającą, romantyczną historię, łatwą do zaakceptowania dla dzieci. Zresztą, dawno
temu rodzice popierali małżeństwa swoich dzieci z krewnymi, bo wierzyli, że to pozwoli
zachować szlachetną krew rodu. Nikt wówczas nie myślał o kazirodztwie.
Zerknęłam na zegar i szybko skończyłam zmywanie. Kiedy wycierałam ręce, Kane
zatrąbił przed domem. Jeden długi dźwięk i dwa krótkie, jakby przesyłał mi wiadomość morsem
albo zaszyfrowany komunikat. Czemu my, młodzi, jesteśmy tacy afektowani? – zapytałam się
w duchu. Ciekawe, czy wspominając to po latach, uśmiechniemy się z pobłażaniem na myśl
o tym, co nas wtedy śmieszyło, smuciło i uszczęśliwiało? Co mnie napadło, że ostatnio wszystko
analizuję? Czyżby sposób, w jaki Christopher opisał Cathy, sprawił, że zaczęłam zastanawiać się
nad sobą i swoim postępowaniem? I coraz bardziej niepokoiło mnie własne zaangażowanie
w czytanie i przeżywanie pamiętnika. Czy to zły znak?
Chwyciłam plecak, ściągnęłam z wieszaka ciemnoniebieską kurtkę z kapturem
i wybiegłam z domu, jakby mnie ktoś ścigał. Huk zatrzaskiwanych drzwi uderzył we mnie jak
gwałtowny policzek; ocknęłam się z zamyślenia.
Kane zaczął się śmiać, widząc, jak biegnę alejką, wciągając na siebie kurtkę.
– Z czego się śmiejesz? – burknęłam, wskakując do środka.
– Powinnaś mnie widzieć, jak zwlekam się z łóżka rano i półprzytomnie schodzę do
kuchni, macając drogę przed sobą. A ty jesteś już w akcji, zwarta i gotowa – odparł, zerkając na
dom, jakby chciał się upewnić, czy mój tata nie śledzi nas z okna. Najwidoczniej się uspokoił, bo
pochylił się i szybko mnie pocałował. – Cześć.
– Wcale się nie rwę do szkoły – zapewniłam. – Nie masz pojęcia, jaka jestem zdechła.
Kiepsko dzisiaj spałam.
– Czemu?
– Nie wiem, nie mogłam zasnąć.
Ostrożnie wyjechał na jezdnię. Dzień był pochmurny. Dzisiaj po raz pierwszy poczułam,
że powietrze zrobiło się naprawdę chłodne. Jak gdyby wkrótce miał spaść śnieg. Już mi zaczęło
brakować radosnych ptasich treli i słodkiej woni skoszonej trawy. Nasze krótkie babie lato
minęło. Bezlistne drzewa znieruchomiały w szoku. Lasy zapadły w letarg, zaczęły swój sen
zimowy, a łany wyschniętych traw wyglądały jak wyblakłe, pożółkłe dywany. Przy tej
nieprzewidywalnej, jesiennej pogodzie trudno prognozować kolejny dzień, nie mówiąc już
o tygodniu czy miesiącu. Zwykle o tej porze śnieg się jeszcze nie pojawiał, a zdarzały się też
zupełnie bezśnieżne święta Bożego Narodzenia.
Kane pomimo chłodu nie nosił kurtki, tylko flanelową koszulę khaki. Czasami miałam
wrażenie, że w jego żyłach płynie lód. Nigdy nie przejmował się pogodą. W ogóle rzadko się
czymś przejmował. Kiedy na coś utyskiwałam, przytakiwał mi ze wzruszeniem ramion
i kwitował całą kwestię tym swoim uśmiechem, który zdawał się mówić: „Jakie to ma znaczenie,
co noszę, co mówię, a nawet co myślę? Po prostu trzeba iść do przodu i obśmiać, co się da.
Śmiać się z podłej pogody, z egzaminacyjnej napinki, ze szkolnego regulaminu, a już zwłaszcza
z tego, że człowiek robi się dorosły i powinien być odpowiedzialny. Ubaw po pachy!”.
– Czytałaś pamiętnik beze mnie? – zagadnął w drodze, posyłając mi podejrzliwe
spojrzenie. – Dlatego się nie wyspałaś?
Nie odpowiedziałam. Ciągle myślałam o naszym planie wspólnego czytania na strychu,
z podziałem na role. Kane wszystko traktował tak lekko. Na jakiej podstawie mam wierzyć, że
potraktuje sprawę pamiętnika równie poważnie jak ja? Ryzyko jest zbyt duże, powiedziałam
sobie. Jeszcze tego pożałujesz.
– Co się stało? – Orzechowe oczy spojrzały na mnie z niepokojem. – Czyżbyś przeczytała
coś, co cię poruszyło, coś strasznego? Chyba nie zmieniłaś zdania? Naprawdę chcę to z tobą
robić. – Mówił to szczerze, jak zawsze.
No właśnie, pomyślałam. Albo wymigam się od czytania na poddaszu, używając tatusia
jako pretekstu, albo wreszcie ulegnę. Czułam, że będę musiała podjąć ryzyko – wielkie ryzyko
zaufania komuś innemu niż mój tata. Bo jeśli stchórzę, zamknę się na innym poddaszu i odetnę
od świata. Muszę podjąć decyzję. Zwłaszcza że nie potrafiłabym przekonująco skłamać. Kiepski
ze mnie łgarz. Tata uważa, że wszystko mam wypisane na twarzy jak na tablicy. Co innego
Corrine Dollanganger, myślałam. Ta była mistrzynią blagi. Czy egoiści są urodzonymi
kłamcami?
– Nic – zaprzeczyłam. – Nie czytałam pamiętnika.
– To dobrze, bo muszę szybko nadgonić zaległości. Może dzisiaj po szkole? Kiedy twój
tata wraca z pracy? Ile czasu mamy?
– Dzisiaj wróci późno, i tak przez cały tydzień, ma mnóstwo roboty.
– To się świetnie składa. – Ucieszył się, ale nie zareagowałam.
– Kane, jesteś pewien, że tego chcesz? Absolutnie?
– Czy chcę? Jak w ogóle możesz pytać? Jasne, że tak! Od wczoraj ciągle o tym myślę
i jestem totalnie podjarany. Zresztą przypomniałem sobie, że mój ojciec wiedział o pożarze
Foxworth Hall więcej, niż zdradził. O Malcolmie Foxworcie i jego rodzinie często opowiadali
mu starzy klienci. Trochę mi o tym mówił, ale wtedy mnie to nie interesowało.
– Czy wspomniałeś mu o pamiętniku? – spytałam zaniepokojona.
– Ależ skąd! Przecież obiecałem, że nikomu nie powiem.
– Twój ojciec wie więcej o Foxworth Hall, niż chce zdradzić? – upewniłam się
podekscytowana. – Co mianowicie? I skąd twoje podejrzenia?
– Stąd, że moi rodzice wiedzieli o naszym pikniku w Foxworth Hall – wyjaśnił
z uśmiechem, widząc moje narastające rozgorączkowanie.
– I co z tego?
– Potem tata wypytywał, jak wygląda teraz to miejsce, co robi twój ojciec i tak dalej, a ja
zapytałem go, co naprawdę wie o pierwszym pożarze. A to wszystko, zanim powiedziałaś mi
o pamiętniku. Ponoć mówiono wtedy, że ogień nie został przypadkiem zaprószony przez kogoś
ze służby ani też nie powstał w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej czy gazowej. Dodał też, że
najbardziej prawdopodobna jest wersja strażaków.
– Czyli?
– Podejrzewali, że to córka podpaliła dom w napadzie szaleństwa. Ponoć zabrano ją do
szpitala psychiatrycznego, zanim ktokolwiek zdążył zadać jej choćby jedno pytanie.
– Na pewno powiedział „córka”? I myśli, że to prawda?
– Tak.
– Pytałeś tatę, jak miała na imię?
– Nie chciałem być za bardzo wścibski, żeby nie nabrał podejrzeń.
– Słusznie. Dlaczego ona miałaby to zrobić?
– Skąd mam wiedzieć? Nie dziwię się, że powstało tyle plotek i teorii na temat Foxworth
Hall, skoro tak mało jest pewnych faktów. Jak gdyby nikomu nie zależało na odkryciu prawdy.
Jeden ze starszych mieszkańców powiedział kiedyś mojemu tacie, że Malcolm i Olivia
Foxworthowie nie byli lubiani w okolicy, uważano ich za zdziwaczałych bogaczy i fanatyków
religijnych. W związku z tym łatwo uwierzyć, że byli zdolni okropnie traktować dzieci i wnuki.
Dlatego ten pamiętnik tak cię ekscytuje, Kristin. Bo dzięki niemu poznamy prawdę. Odsłoni
przed nami tajemnice sprzed pół wieku.
– Nie wiadomo, czy Christopher pisał wyłącznie prawdę – zauważyłam, aby ostudzić jego
entuzjazm.
– Skąd ten sceptycyzm? Przecież pamiętnik leżał w ruinach domu, a pisał go chłopak,
który był tam więziony, nie?
– Owszem, ale przedstawia jedynie punkt widzenia Christophera. Może z pewnych
względów… część historii zmyślił. Tak sugerował mój tata, kiedy zaczęłam czytać pamiętnik.
Kane zastanawiał się przez chwilę, po czym skinął głową.
– Zorientuję się podczas lektury – oznajmił pewnym siebie tonem. – Zwykle ludzie nie
kłamią w dziennikach, które piszą dla siebie. Dlatego ja nie prowadzę zapisków. Nie chcę, żeby
ktoś przypadkiem nakrył mnie na prawdzie. – Zaserwował mi swój firmowy zestaw – uśmiech
Jamesa Deana połączony ze wzruszeniem ramion.
– Rozumiem. A jak się zorientujesz, czy kłamie, czy pisze prawdę?
– Mam wbudowany wykrywacz kłamstw. W głowie brzęczy mi dzwonek alarmowy, więc
nie próbuj mnie wkręcać.
– Może już cię wkręciłam?
Roześmiał się.
– „Jesteś wspaniała, aniele, naprawdę wspaniała” – powiedział. – To cytat z któregoś
z filmów z Bogartem. Mój tata mówi tak czasami do mamy.
– Szkoda, że Christopher Dollanganger nie miał takiego urządzenia, które by mu
sygnalizowało, czy ktoś go okłamuje. Uchroniłoby to jego i rodzeństwo przed cierpieniem.
– Będę szybko czytał, bo chcę się dowiedzieć, co ich spotkało, ale nie zdradzaj mi akcji.
Dzięki temu zachowam obiektywizm i sam wyciągnę wnioski. Dobrze?
Skinęłam głową, a Kane skręcił na szkolny parking. Inni uczniowie spieszyli do budynku,
żwawo przebierając nogami w chłodzie poranka. Wielu, tak jak Kane, było za lekko ubranych.
Miało się wrażenie, że ćwiczą na bieżniach nastawionych na najwyższe obroty, i wyglądali
śmiesznie, niczym gwiazdy filmu niemego. Najwidoczniej niektórzy chłopcy uważali, że
marznięcie jest oznaką męskości.
Kane zaparkował, zgasił silnik, ale wciąż siedział nieruchomo.
– Co jest? – spytałam, widząc, że się zamyślił.
– Matka ich tam przywiozła, tak?
– Dowiesz się jak i dlaczego. O co ci chodzi?
– O to, że pamiętnik może być miejscami tendencyjny. On mógł wiedzieć, Kristin.
– Cóż takiego?
– Że jest okłamywany, aby lepiej znosił swoje trudne położenie, aby nie protestował,
tylko sam się okłamywał, i tak też przedstawiał swoją sytuację w pamiętniku. Może więc twój
tata trafił w dziesiątkę.
– Po co Christopher miałby się okłamywać?
– Wybaczamy tym, których kochamy, Kristin. Nawet jeśli nie mówią prawdy.
Absolutnie się z nim zgadzałam, ale zaczęłam się zastanawiać, co skłoniło go do takich
wniosków. Ten chłopak był naprawdę zaskakujący. Pozytywnie zaskoczyła mnie przede
wszystkim jego wrażliwość. Tata często powtarzał, że poznawanie kogoś, na kim nam bardzo
zależy, przypomina obieranie cebuli – wymaga czasu i cierpliwości. Czasami obierze się za dużo,
a potem tego żałuje. Jednak nie w przypadku Kane’a. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Wysiadłam z samochodu, pogrążona w myślach. Czy każdy jest skłonny wybaczać tym,
których kocha? Nawet kłamstwa?
Miałam nadzieję, że tak. Mam nadzieję, że w razie czego tata mi wybaczy, pomyślałam.
Wielka tajemnica zmienia cię w sposób, który nie od razu zauważasz, zwłaszcza gdy
dzielisz ją z kimś i masz nadzieję, że ten ktoś nie zdradzi jej innym. Im większy sekret, tym
bardziej bezbronna i zagrożona się czujesz. Czasami zdradza cię wyraz twojej twarzy, jak mnie.
Żyłam w strachu, że ktoś na przerwie podejdzie i zapyta: „Masz ten pamiętnik? Wiesz, co
naprawdę wydarzyło się w dawnym Foxworth Hall?”. Zawsze, kiedy ktoś z przyjaciół wołał
mnie po imieniu, po plecach przebiegał mi zimny dreszcz.
Wszyscy mamy sekrety. W naszym świecie przydają one człowiekowi atrakcyjności. Ale
ta sytuacja była inna. Każdy, kto by się dowiedział o mojej tajemnicy – nie tylko ktoś ze szkoły –
zrobiłby z tego sensację. Media nie dałyby mi spokoju. Telefon by się urywał, nie mówiąc już
o dzwonku do drzwi. Zostałabym oskarżona o rozmyślne zatajanie niewygodnej dla rodziny
prawdy. Moja mama była daleką kuzynką Malcolma Foxwortha, a zatem dzieci Dollangangerów
można uważać za moich krewnych. Tata przeklinałby dzień, w którym zawołał mnie, aby się
pochwalić znaleziskiem – metalową kasetką z dziennikiem w środku, znalezioną w zasypanych
gruzem fundamentach Foxworth Hall, na których teraz powstawał nowy budynek. Ciągle użerał
się z robotnikami, bo nie dość dokładnie czyścili stare mury. Kumple żartowali z niego,
a niektórzy nawet mu docinali, co strasznie go złościło. W rezultacie zrezygnował ze spotkań
towarzyskich i kursował tylko pomiędzy domem a Foxworth Hall. Nawet wyjazd do
supermarketu stał się dla niego problemem. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak przeżyje
moje pożegnanie ze szkołą, a potem z domem.
Może nie będzie w stanie dalej pracować? Może będzie musiał sprzedać dom i się
wyprowadzić?
Chciałam uniknąć wyobrażania sobie takiej przyszłości. Koszmary na jawie.
Wystarczająco fatalnie czułam się w szkole.
Szłam korytarzem, przyciskając książki do piersi, jakby pod okładkami skrywały jakiś
cenny skarb albo jakbym chroniła coś cennego głęboko w sobie. Emocjonalnie czułam się
zablokowana, jak gdyby moje uczucia zacisnęły się w bolesny supeł. Waga naszej tajemnicy
spowolniała moje ruchy – obojętnie, co bym robiła. Czułam, jak oczy mi się rozszerzają za
każdym razem, kiedy ktoś zadawał mi pytanie, nawet niewinne. Czy coś niechcący zdradziłam?
Czy wzbudziłam czyjeś niezdrowe zainteresowanie? Czy Kane’owi coś się wymsknęło i teraz
inni zaczną mnie sondować? Popadałam w paranoję. Prawdziwa panika ogarnęła mnie
w momencie, kiedy jedna z moich przyjaciółek, Kyra Skewer, zapytała, czy Kane codziennie
przywozi mnie do szkoły i odwozi do domu po lekcjach.
– Po szkole raczej wpada do ciebie czy ty do niego? – drążyła Kyra w obecności Suzette,
Missy Meyer i Theresy Flowman, które nastawiały uszu, jakby to były anteny kierunkowe.
– Zależy, w jakim jestem nastroju – rzuciłam wymijająco.
– Co?
– No tak, po prostu spontanicznie.
– Och, ty i twoje wyszukane słownictwo – mruknęła Kyra i wykrzywiła się niemiło.
– Spontanicznie? Nie przesadzaj, Kyra, to nie jest trudne słowo.
– Wiem, co znaczy, ale nie słyszałam, żeby w takiej sytuacji go używano.
– Kiedy jesteś zakochana, wszystko robisz spontanicznie – wtrąciła Suzette
i zachichotała, kuląc ramiona, aż jej bujny biust zadrgał w głębokim wycięciu niebieskiej bluzki.
Wiedziałam, że często robi tak specjalnie, prowokując chłopaków, z którymi rozmawia.
– Na przykład się całujesz albo coś w tym guście – dodała.
– Fakt, wtedy każdy dzień jest spontaniczny – przyznała Kyra. – I każdy miesiąc, gdy
kochasz na zabój, aż do miesiączki.
Dziewczyny ryknęły śmiechem. Ja się uśmiechnęłam. Suzette w sumie nie przesadziła.
Niedawno zafundowała sobie jasne pasemka w swoich ciemnych włosach, bo Tommy Clark lubił
blond pasemka, a wkrótce potem oznajmiła nam, że założyła sobie kolczyk w pępku.
A właściwie ogłosiła to wszem wobec, aby wieść dotarła do uszu Grega Storma, który nosił
kolczyk w nosie. Wyglądało na to, że Suzette co tydzień wymyśla jakąś atrakcję dla nowego
chłopaka.
– Ja bym raczej siedziała w domu Kane’a, zapewnia więcej prywatności – stwierdziła
Missy Meyer, poważniejąc. – Rozumiesz, twój dom jest fajny, ale…
– Ale ma taki rozkład, że ojciec słyszy, co się dzieje w jej pokoju! – podchwyciła Suzette
i jej niebieskie oczy rozbłysły niezdrowym podekscytowaniem, niczym dwa diamenty. –
A zresztą, czy twój młodszy brat nie słyszał, co się działo u ciebie, kiedy raz przyprowadziłaś do
domu Dylana Marksa? – zapytała Kyrę, po czym objęła się ramionami, wydając demonstracyjne
jęki i stęki.
– Zamknij się!
– Dobra, nieważne, gdzie lądujecie po szkole, jedno jest pewne: kiepsko to wpływa na
odrabianie lekcji. Kane na pewno cię rozprasza – powiedziała Theresa Flowman swoim
nosowym głosem. Miała nadzieję, że tak się stanie i przez Kane’a pogorszą się moje stopnie,
dzięki czemu przestanę być dla niej konkurencją. Ostatnio zrównała się ze mną w wyścigu do
przemówienia na zakończenie szkoły i teraz szłyśmy równo.
– Chciałabyś, żeby ktoś cię tak rozpraszał! Przydałoby ci się, co? – wypaliła Kyra,
zerkając na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Suzette i Missy zachichotały, a Theresa
zaczerwieniła się po uszy, spiorunowała Kyrę wzrokiem i odeszła urażona.
– Dla niej seks to tylko słowo – skomentowała Suzette.
– A co ty wiesz o seksie? – zakpiła Kyra.
– Wiem, że Steve Cooper chciałby ujeżdżać cię od tyłu w swojej suterenie – odparowała
Suzette i cała trójka znowu zaczęła się śmiać. Rodzice Steve’a pozwolili mu zamieszkać
w suterenie, gdzie urządził namiastkę własnego mieszkanka, z osobnym wejściem. Korzystał
z tego ochoczo i wkrótce wszyscy nazywali suterenę „Dupczydołek”.
Tym razem się nie śmiałam i dziewczyny od razu to zauważyły. Przypomniałam sobie
rozmowy Christophera i Cathy o seksie. Przeniosłam się w myślach do tamtych chwil na
poddaszu, kiedy dla młodej dziewczyny jedynym źródłem informacji o jej dojrzewającym ciele
był starszy brat. Jakkolwiek miał chłodne, naukowe podejście do sprawy, był jednak tylko bratem
i chłopakiem, a nie drugą kobietą – matką albo starszą siostrą. Rozmowa o seksie musiała być
trudna dla obojga. Pamiętałam, jak męczył się tata, kiedy próbował mnie uświadamiać. W końcu
skapitulował i poprosił o przysługę ciotkę Barbarę, gdyż widział, że budzą się we mnie hormony.
Kochana ciocia przyleciała aż z Nowego Jorku i w zastępstwie mamy wyjaśniła mi te sprawy.
Kto zechciałby przylecieć z daleka specjalnie dla Cathy? Nie wyglądało na to, żeby jej
własna matka znalazła czas dla córki. Nie usiadła z Cathy w innym pokoju, aby przeprowadzić
dyskretną rozmowę matki z córką, z których kpiły moje koleżanki, nie wiedząc, jak bardzo
zazdrościłam im takich kontaktów. Nawet drobne sprawy w naszym wieku potrafiły urosnąć do
wielkich rozmiarów – a co dopiero dla dzieci zamkniętych na poddaszu i zostawionych na pastwę
własnej wyobraźni, bez możliwości poznawania prawdy. Mniej bałam się o Christophera, ale
Cathy… co z nią będzie? Czy naprawdę chcę to wiedzieć? A może i ja, i Kane pożałujemy
wkrótce, że sięgnęliśmy po ten pamiętnik?
– Coś nie tak? – zatroszczyła się Kyra. – Halo, Ziemia do Kristin!
– Co? – zapytałam nieprzytomnie.
Spojrzała na Suzette.
– Mówimy o tobie, a ty nie słuchasz. Dziwnie się od rana zachowujesz, Kristin. Może
spóźnia ci się okres, co? – zapytała Suzette i oczy jej zabłysły.
Wpatrywały się we mnie wyczekująco, z rozchylonymi ustami.
– Szybko się uwinęli, nie? – zażartowała Kyra. – Przecież chodzą ze sobą od niedawna.
– W sumie nie wiemy, kiedy zaczęli się spotykać – stwierdziła Suzette, przeszywając
mnie podejrzliwym wzrokiem. – Ale przecież nie trzeba się specjalnie starać, żeby zajść w ciążę.
Czasami sperma jest szybsza niż kulka z pistoletu, no nie, Kristin?
– Spadaj – powiedziałam, ze śmiechem dając jej kuksańca. – Tylko jedno ci w głowie! –
Wtem zobaczyłam Kane’a, wychodzącego zza rogu. – Muszę lecieć – rzuciłam i pobiegłam
ku niemu.
– Hej! – Objął mnie czule ramieniem. – Wszystko w porządku?
Zerknął na moje przyjaciółki, które gapiły się na nas i chichotały.
– Obgadują nas?
– Daj spokój, one mnie nie obchodzą. Zdaje się, że skrewiłam test z matmy.
– Czy CIA już o tym wie?
– Mówię poważnie, Kane. Powinnam napisać bezbłędnie.
– Rozumiem. Przepraszam. A dlaczego kiepsko ci poszło? – zapytał, kiedy
przechodziliśmy do następnej sali.
– Sama nie wiem. Jakby nagle w mojej głowie… zapanowała pustka.
– Każdy miewa czasem zaćmienia.
– Ale nie ja – zaprotestowałam.
– Więc nareszcie jesteś normalna. Zapomnij, Kristin. – Wzruszył ramionami. – Jak
myślisz, po co są gumki na ołówkach?
Przystanęłam i zerknęłam na niego z uśmiechem.
– Właśnie tak mówi mój tata, kiedy się skarżę, że coś mi nie wyszło.
– U mnie to tekst mamy. Tata nie popełnia błędów. Twierdzi, że to nie jego działka.
– A jaka jest jego działka?
– Perfekcja – wyjaśnił i ze śmiechem cmoknął mnie w usta, co widziało przynajmniej
dwadzieścia innych osób. Oczy im połyskiwały jak szkła obiektywów paparazzi, wycelowanych
w nas. W następnej chwili już go nie było – pognał na swoją lekcję. Ja miałam już tylko zajęcia
fakultatywne. Pod drzwiami do sali odwrócił się, pomachał mi, a potem udał, że jakaś siła zasysa
go do środka. Roześmiałam się. Ten facet byłby w stanie rozbawić nawet pasażerów „Titanica”.
Czułam emocjonalny zamęt. Ekscytowała mnie bliskość Kane’a i cieszyłam się każdą
minutą spędzoną razem. Z dumą odnotowywałam zazdrosne spojrzenia przyjaciółek,
a jednocześnie byłam lekko spięta i niepewna – przejęta myślą o wspólnym czytaniu pamiętnika
i możliwych tego konsekwencjach. Na samą myśl przechodził mnie dreszcz. Skąd ten lęk
i nerwowość? Czyżbym podświadomie bała się, że pamiętnik emanuje jakąś złą, czarodziejską
mocą, gdyż za długo spoczywał w ruinach Foxworth Hall? Czy mimo woli porównywałam
zgłębianie jego treści do otwarcia puszki Pandory? A może niepokój zaszczepił we mnie tata, bo
otwarcie potępiał moją fascynację tragedią sprzed lat?
Tata zawsze wykazywał dziwną postawę wobec Foxworth Hall. Z reguły stronił od
rozmów na temat posiadłości i związanych z nią dramatycznych wydarzeń, choć dotyczyły osób
spokrewnionych z jego żoną. A może nie chciał o nich mówić, gdyż nie przyniosły chluby
rodzinie? Kiedy byłam młodsza, a nawet i teraz, niektórzy ludzie ze szkoły i z mojej klasy
zastanawiali się, czy nie odziedziczyłam, choć w części, rodowego obłędu Foxworthów.
Nieraz sama zadawałam sobie to pytanie.
Wreszcie się opamiętałam. Uznałam, że muszę wyrzucić z głowy głupie myśli
i skoncentrować się na lekcjach.
Ale kiedy zadźwięczał ostatni dzwonek, serce zabiło mi szybciej – nie mogłam się
doczekać spotkania z Kane’em. Moje przyjaciółki, a zwłaszcza Suzette, znów zaczęły mnie
wypytywać o nasze kontakty po szkole, koniecznie chciały się dowiedzieć, czy doszło do czegoś
między nami. Pomyślałam, że są zazdrosne.
– Czy jeszcze cię zobaczymy? – zażartowała Suzette.
– Będziesz odbierała nasze telefony? – chciała wiedzieć Kyra.
Wyrzuciłam je z głowy; ich chichoty posypały się za mną jak kamyki spadające
z ciężarówki, kiedy spieszyłam do Kane’a. Czekał na mnie przy drzwiach szkoły. Otoczył mnie
ramieniem i wyprowadził na parking.
– Na szczęście dziś mało zadali – powiedział. – Będzie więcej czasu na czytanie.
– Nam, niestety, dowalili jak zwykle.
Kiedy szliśmy do samochodu, moje przyjaciółki odprowadzały nas wzrokiem
z wymownymi uśmieszkami. Niektóre nawet przyspieszały kroku, żeby lepiej widzieć. Kane
zdawał się tym nie przejmować. Znaliśmy się już długo, choć dopiero niedawno zaczęliśmy ze
sobą chodzić – a jednak wciąż mnie zaskakiwał. Czy jego obojętność wobec spraw, które
interesowały innych, wynikała z arogancji, czy naprawdę było mu wszystko jedno? Miałam
nadzieję, że wspólne doświadczenie z pamiętnikiem Christophera pozwoli mi zdjąć łuski z tej
cebuli i zobaczyć, co jest pod spodem.
– Don i Ryan usiłowali mnie dzisiaj zaciągnąć na strzelnicę – oznajmił, kiedy
wsiadaliśmy do samochodu. – Na śmierć zapomniałem, że mieliśmy dzisiaj postrzelać do
rzutków.
– A chciałbyś? – zapytałam z nadzieją, że czytanie pamiętnika zostanie odroczone. –
Możemy się umówić kiedy indziej.
– Absolutnie! Mam sporo pamiętnika do nadrobienia, twój tata wraca późno do domu,
więc wszystko świetnie się składa. – Włączył silnik i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Nie byłam w stanie wyobrazić sobie Kane’a Hilla spiętego i zdenerwowanego, ale tym
razem przez całą drogę paplał jak najęty, drobiazgowo zdawał mi relację z całego dnia. Jak
gdyby ktoś dyktował kolejne wpisy z Facebooka czy Twittera. Jego stolik w pracowni
matematycznej się kiwał. Nauczyciel, pan Brizel, złamał zieloną kredę, którą podkreślał
odpowiedzi na tablicy, bo wkurzyła go tępota klasy. Na zajęciach technicznych było zimno, bo
pan Primack zostawił otwarte okno i nikt nie miał śmiałości poprosić, by je zamknął.
Słuchałam tego jednym uchem i myślałam, że powinnam zadzwonić do taty i wybadać,
czy na pewno wróci później z pracy. Nie chciałam, żeby nakrył nas na czytaniu pamiętnika. Po
wejściu do domu od razu przeszłam do telefonu w kuchni. Kane zerknął na schody, a potem
z niemym pytaniem na mnie.
– Idź do mnie na górę i weź się do czytania – zaproponowałam. – Ja zadzwonię do taty.
– Hej. Coś się stało? – odezwał się zaniepokojony głos w słuchawce.
– Nie, tylko chcę zapytać, o której mam czekać z kolacją.
– Przykro mi, Kristin. Wiem, że nie lubisz jeść sama.
– Mogłabym zaprosić Kane’a – powiedziałam. – Nagotowałeś tyle, że starczy dla paru
osób.
– Och, więc jest u nas?
– Tak. Odrabiamy razem lekcje.
– Brzmi romantycznie. Mam się martwić? – Znów zanucił motyw ze Szczęk. Mogłam się
tego spodziewać.
– Tato, przestań!
– Dobra.
– Więc Kane może zostać na kolację?
– Naturalnie. A potem będziesz się chwaliła, że twój stary pomógł ci trafić przez żołądek
do serca nowego chłopaka, co?
– Zapomnij.
Roześmiał się.
– Bawcie się dobrze – powiedział i usłyszałam jeszcze, zanim odłożył słuchawkę, jak
woła coś do robotników.
Stałam chwilę przy telefonie, rozmyślając o tym wszystkim, a potem powoli weszłam na
górę. Kane leżał bez butów na łóżku i czytał pamiętnik.
– Zostaniesz na kolację? Tata na pewno wróci późno.
– A co serwujesz?
– Pieczeń rzymską autorstwa taty, z moim purée ziemniaczanym i fasolką szparagową.
– Z wielką przyjemnością zostanę. Uwielbiam pieczeń rzymską – odpowiedział i znów
wsadził nos w dziennik.
Usiadłam przy biurku i jeszcze raz spojrzałam na niego. Był pochłonięty lekturą.
Wyjęłam podręczniki i zabrałam się do odrabiania lekcji. Przez dobrą godzinę w pokoju
panowała cisza. Od czasu do czasu zerkałam tylko na Kane’a. Wreszcie usłyszałam głębokie
westchnienie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że siedzi na łóżku z twarzą w dłoniach.
– Co jest? – spytałam.
– Bystry gość z tego Christophera Dollangangera. Dobrze pisze, ale mam wrażenie, że boi
się wyrażać swoje uczucia i trzyma je na wodzy, jakby bał się, że wybuchnie albo coś w tym
stylu. Jakby cały czas wstrzymywał oddech, zwłaszcza od chwili, kiedy trafili do Foxworth Hall.
A jego babcia to potwór! Byłaby w stanie przyprawić o koszmary nawet Normana Batesa
z Psychozy! Nie wiem, czy dałbym radę znieść tyle, co ten chłopak, choć jestem od niego starszy.
– O, tak. Z ogromnym poświęceniem dba o młodszego brata i siostry. I robi dobrą minę
do złej gry.
– Ciekawe, czy w tym wytrwa. Cathy wydaje się większym problemem niż bliźniaki.
– Bo ona jest naprawdę nieszczęśliwa, Kane. Odcięta od przyjaciółek, od wszystkiego, co
lubiła, a do tego spadły na nią dorosłe obowiązki. To nie fair.
Kane skinął głową.
– Masz rację. Widzę, że ją polubiłaś.
– Owszem. To nie jej wina, że tam ich zamknięto.
– Bronisz jej. Może jest w tobie więcej Cathy, niż myśleliśmy?
– Słucham?
Uśmiechnął się i sięgnął po dziennik.
– Zamierzasz nadrobić zaległości w jeden dzień? – spytałam z lekkim niepokojem.
– Już ci mówiłem, że mam niewiele zadane i spokojnie zdążę odrobić po powrocie do
domu.
Spojrzałam na zegarek.
– W takim razie wezmę się do kolacji. Za pół godziny zapraszam cię na dół. Mam
nadzieję, że zdołasz oderwać się od lektury? Nie pozwalam czytać przy jedzeniu – ostrzegłam.
Nie odpowiedział. Tak wsiąkł w tekst, że już mnie nie słuchał. Obejrzałam się
w drzwiach. Notes zasłaniał mu twarz. Pomyślałam o Cathy, nudzącej się na strychu,
spoglądającej na Christophera, zaczytanego w którymś z dzieł naukowych, zanurzonego we
własnym świecie. Był to dla niego prawdopodobnie jedyny sposób ucieczki, ale w Cathy takie
chwile pogłębiały tylko frustrację. Jej pozostawała jedynie rozmowa z bliźniakami.
Nie rozumiałam, czemu zaangażowanie Kane’a tak mnie zirytowało. Można by pomyśleć,
że jestem zazdrosna o pasję, z jaką wczytywał się w dziennik Christophera, zaniedbując resztę
świata. Pamiętnik okazał się bardziej interesujący ode mnie. W kuchni trzaskałam garnkami
głośniej, niż to było konieczne, i mamrotałam pod nosem, nakrywając do stołu.
Kane zszedł na dół dokładnie po półgodzinie. Odwróciłam się do niego, zaskoczona.
– Wow! A jednak się oderwałeś?
– Poczułem zapach i zrobiłem się głodny. Mogę pomóc?
– Postaw na stole dzbanek z wodą. Reszta już jest gotowa – powiedziałam i zaniosłam
mięso do jadalni.
– Wygląda fantastycznie. – Kane oblizał się demonstracyjnie.
Nałożyłam najpierw jemu, a potem sobie i usiadłam.
– Ciekawe, jak babka dawała sobie radę z żywieniem ich? – zagadnął Kane. – Moim
zdaniem służba wiedziała, co jest grane, przynajmniej niektórzy z nich.
– Tak uważasz?
– Przecież szykowała te posiłki, a potem je zanosiła, i tak codziennie, przez wiele
miesięcy. Ktoś ze służby prędzej czy później musiał to zauważyć. Ale pewnie kazała mu milczeć.
Prawdę mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Jednak dobrze mieć drugą osobę, która
spojrzy na historię świeżym okiem.
– Przepyszna pieczeń – pochwalił Kane. – Najlepsza, jaką jadłem.
– Przekażę tacie, będzie zachwycony. Sama kilka razy przyrządzałam pieczeń, ale nie
wyszła tak dobrze. On ma parę sekretów kulinarnych, których nawet mnie nie zdradził. Obiecał,
że ujawni je, kiedy wyjdę za mąż.
Kane na dłuższą chwilę popadł w zadumę.
– O czym myślisz?
– W tamtej posiadłości było tyle sekretów, że aż dziw, że jej nie rozsadziły, zanim się
spaliła. Co naprawdę się działo pomiędzy Corrine a jej rodzicami? Christopher nie mógł wiele
wiedzieć na ten temat, bo nie miał dostępu do większej części domu. I nigdy nie widział dziadka.
Może ten stary cap wcale nie był chory?
– Myślisz, że matka rozmyślnie okłamywała swoje dzieci? Po co?
– Nie mam pojęcia. Tego się już pewnie nie dowiemy. Jak powiedziałaś, jesteśmy skazani
na relację Christophera. Nie zdążyłem wszystkiego przeczytać, ale myślę, że Chris nigdy nie
zarzuciłby swojej matce kłamstwa. Był posłusznym, kochającym synem. Chciałbym przeczytać
także jej pamiętnik, wiesz? Założę się, że byłby pasjonujący. Moglibyśmy się wiele dowiedzieć,
porównując oba dzienniki.
– Mam jeszcze jedno źródło informacji – wyznałam.
Kane spojrzał na mnie z ciekawością.
– Kto to? Twój ojciec?
– Nie, wujek Tommy, młodszy brat taty. Spotkał kogoś, kto twierdził, że znał służącego,
który pracował w pierwszej rezydencji.
– Serio? No i co?
– I ponoć ten służący utrzymywał, że dziadek wiedział o wnukach więzionych na
poddaszu.
– A nie mówiłem? Przypuszczam, że ktoś ze służby przyuważył niosącą jedzenie babkę
i doniósł staremu, albo ci piekielni dziadkowie uknuli to wspólnie. – Pomyślał przez chwilę
i oczy mu rozbłysły. – Czy twój wujek potwierdził, iż Corrine zdawała sobie sprawę, że jej ojciec
wie?
– Nic o tym nie wspomniał, a ja byłam wtedy za mała, żeby dopytywać. Poza tym tata
zawsze niechętnie odnosił się do tej historii i wolałam o niej zapomnieć.
Kane odchylił się na krześle i kiwnął głową.
– Sporo jest jeszcze do odkrycia. Lubię tajemnice. Nie wrócę do domu, dopóki nie
doczytam do miejsca, w którym skończyłaś – oświadczył.
– Nie chcę, żeby mój tata się dowiedział – zaznaczyłam.
– Ciekawe, czemu się tak spina na każdą wzmiankę o tej historii? Próbowałaś go kiedyś
zapytać?
– Nie. I nie zamierzam – odparłam sucho.
Kane się uśmiechnął.
– Bez obaw, nie pisnę słówka. Zależy mi na dobrych stosunkach z nim.
Omal się nie uśmiechnęłam, zadowolona, że nie chce drażnić mojego tatusia, aby mnie
nie stracić. Tymczasem Kane nabrał kolejną porcję pieczeni.
– I na jego kuchni – dodał.
Parsknęłam śmiechem. Może tata ma rację. Może trafię do serca Kane’a dzięki jego
kuchni.
Kane zrezygnował z deseru, żeby mieć więcej czasu na czytanie. Wcześniej zaoferował
swoją pomoc w sprzątaniu ze stołu i zmywaniu naczyń, ale kazałam mu iść na górę. Bałam się,
że z pośpiechu coś stłucze. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Biegiem pokonał schody.
Kiedy skończyłam porządki w kuchni, wrócił tata.
– Gdzie Kane? – zapytał już w progu. – Jego samochód stoi pod domem.
– Och, kończy odrabianie lekcji w moim pokoju.
– Smakowała mu kolacja?
– Zyskałeś fanatycznego fana.
– Nie zaproponował, że pozmywa?
– Oczywiście, że zaproponował, ale wolałam odrzucić jego ofertę. Delikatnie mówiąc, ma
słabą orientację w kuchni, a jak lubisz mawiać: kiepski pomocnik oznacza dwa razy więcej
pracy.
– Nie dziwi mnie, że Kane nie zna się na zmywaniu, ale jestem zaskoczony, że zostawił
cię samą. Mógłby przynajmniej siedzieć i zabawiać cię rozmową. Tak pilnie odrabia lekcje?
– Niestety, musi. Zadali mu więcej niż mnie. On jest w innej klasie. A jak dzisiaj u ciebie
na budowie? – Zmień szybko temat, niech się nakręci na swoje sprawy, pomyślałam. Nie
znosiłam tych drobnych kłamstw, ale jak Huckleberry Finn wolałam nie mówić prawdy, żeby
nikogo nie zranić.
– Och, jak zwykle biurokratyczne przepychanki z inspektorami, ale jakoś pchamy sprawy
do przodu.
Wytarłam dłonie w ścierkę.
– Wszystko gotowe. Siadaj, podam do stołu.
– Zaraz, dzieciaku, muszę najpierw wziąć prysznic i się przebrać, bo brudny nie będę jadł
kolacji. Później sam sobie odgrzeję, a ty wracaj szybko do lekcji – dodał z łobuzerskim
uśmieszkiem.
Cisnęłam w niego ścierką i pognałam na górę.
– Wyjmij zeszyty. Tata wrócił – ostrzegłam.
Kane kiwnął głową i wsunął pamiętnik pod poduszkę. Kiedy tata zapukał, ślęczał nad
matmą.
– Widzę, że praca wre – zażartował.
– Witam, panie Masterwood. Przepyszna pieczeń!
– Dzięki. Cieszę się, że ci smakowała. Zaraz się przebiorę i sam spróbuję, by sprawdzić,
czy komplement nie jest fałszywy – odparł tata. Puścił do nas oko i wyszedł.
Kane zamknął podręcznik.
– Muszę ci coś wyznać – powiedział.
– Co?
– Dogoniłem cię.
– Co? Jakim cudem?
– Nie dotarłaś nawet do połowy, a ja potrafię bardzo szybko czytać, zwłaszcza gdy coś
mnie naprawdę zaintryguje.
Pokiwałam głową, bo pamiętałam, jak mocno przeżywałam niektóre zdania i wydarzenia,
gdy usiłowałam sobie wyobrazić, co wówczas czuła Cathy.
– Rzeczywiście, potrafisz – przyznałam.
– Po prostu połykałem strony. Jutro zaczniemy czytać na głos. Na poddaszu. – Zamknął
podręcznik. – Lepiej już pójdę. Zapomniałem zadzwonić do mamy i uprzedzić ją, że nie dotrę na
kolację. Ale nie martw się, zdarzało mi się to wcześniej, więc nie będzie awantury. Pożegnaj ode
mnie swojego tatę.
Dał mi buziaka w policzek i z uśmiechem klepnął w ramię.
Oczekiwałam pocałunku na pożegnanie, ale nie tak braterskiego.
Odrabianie lekcji nie szło mi tak szybko, jak zwykle. Trochę mi jeszcze zostało, ale
zeszłam na dół, aby towarzyszyć tacie przy kolacji. Zaskoczył go pospieszny odjazd Kane’a.
– Wpadł tylko po to, żeby odrobić lekcje? – zapytał żartem.
– Czy dzisiaj też nowy właściciel siedział ci na karku? – zagadnęłam, aby zmienić temat.
– Owszem.
Głęboko się zamyślił, co ostatnio często mu się zdarzało. Wiedziałam, że nie zdradzi mi
swoich myśli.
– Co się stało? – spytałam.
– Dalej czytasz ten pamiętnik?
Zaskoczył mnie. Niedawno obiecał, że skończy z wałkowaniem tej sprawy, i poprosił,
żebym oddała mu pamiętnik, kiedy skończę. Obawiałam się, że go spali, więc postanowiłam, że
coś wymyślę.
– Nieustająco – odparłam tak nonszalancko, jak potrafiłam, choć słowa więzły mi
w gardle.
– Czy jest tam wzmianka o innej osobie w domu? Oprócz ich matki, babci i dziadka?
– Christopher wspomina o służbie, ale jedynie ogólnie.
– O kimś konkretnie? – upewnił się.
– Na razie nie. Dlaczego?
– Nic takiego. Zresztą nieważne – uciął i jadł w milczeniu.
– Więc po co pytałeś, skoro nieważne? – drążyłam.
Tata pokręcił głową.
– Przysięgam, Kristin, że czasami, kiedy rozmawiamy i przymykam oczy, mam wrażenie,
że twoja mama siedzi ze mną przy stole.
Kiedy mówił takie rzeczy i porównywał mnie do mamy, dając mi do zrozumienia, że
jestem coraz bardziej do niej podobna, targały mną sprzeczne uczucia – radości i smutku.
Cieszyłam się, że coś po niej przejęłam, ale wspomnienie otwierało studnię łez, gotową w każdej
chwili niebezpiecznie wezbrać. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Gdybym teraz rozkleiła się
przy tacie, pewnie przepłakałby całą noc.
Nie wspominał już o Foxworth, a ja nie naciskałam. Lepiej nie przypominać mu
o pamiętniku, pomyślałam. I nie pytać o Foxworth, dopóki nie skończę czytać z Kane’em.
Umyłam naczynia i posprzątałam kuchnię, a potem poszłam na górę dokończyć lekcje.
Czułam, że za mało się staram, ale nie chciałam pokazać tacie, jaka jestem spięta i rozkojarzona.
Uważał mnie za osobę poważną i odpowiedzialną, która przykłada dużą wagę do nauki. Nawet
jeśli zauważył, że moja pilność nieco osłabła, z pewnością nie wiązał tego z pamiętnikiem,
przecież nie czytałabym w obecności Kane’a. Już raczej z zauroczeniem, typowym dla mojego
cielęcego wieku. Byłam pewna, że nie zacznie śledztwa, czy naprawdę się uczymy, czy też
zajmujemy zupełnie innymi sprawami. Spodziewałabym się raczej żartobliwych aluzji albo
półsłówek, by wyciągnąć ze mnie, jak poważnie traktuję tę znajomość. Nigdy by się nie posunął
do otwartych pytań o seks. Nie chodziło o pruderię. Mój tata jest po prostu skromnym,
odpowiedzialnym mężczyzną, zmuszonym przez życie, aby obok ojcowskich sprawował także
matczyne obowiązki.
Ironia polegała na tym, że ja i Kane nie robiliśmy nic z rzeczy, o które posądzały nas
moje przyjaciółki. Dziewczyny były przekonane, że Kane’owi nie wystarczy trzymanie się za
rączki i wykorzysta okazję, kiedy znajdzie się w mojej sypialni pod nieobecność taty. Zresztą nie
tylko one. Każdy inny rodzic podejrzewałby większą zażyłość. Moje przyjaciółki często
opowiadały o swoich nieufnych rodzicach. Suzette wyznała, że matka w pewnym momencie
przestała ją pilnować i uprzedziła, żeby w razie wpadki nie liczyła na nią. „Jesteś na tyle duża, że
wiesz, co ci grozi, więc odpowiadasz za siebie” – stwierdziła ponoć.
Pomyślałam, że mój tata nigdy by się nie posunął do takich słów, bez względu na moje
poczynania.
Przed pójściem do łóżka zajrzałam do salonu, gdzie drzemał jak zwykle przed
telewizorem. Gdy obudziłam go, przez chwilę rozglądał się nieprzytomnie, a potem pocałował
mnie i poszedł do siebie, by śnić o przeszłości.
Ja też złożyłam głowę na poduszce. Słowa Christophera zdawały się buzować
w zakazanym pamiętniku, spoczywającym pod spodem.
A wraz z nimi wirowały pytania i myśli Kane’a.
Nazajutrz Kane mnie zaskoczył. Wczoraj był niesłychanie podekscytowany lekturą oraz
planem czytania na poddaszu, więc obawiałam się, że będzie mówił tylko o tym. Na szczęście od
momentu, kiedy rano wsiadłam do samochodu, nie wspomniał ani słowem o dzienniku, jakby
wiedział, że pamiętnik dosłownie i w przenośni musi być schowany pod poduszką, jeśli mam
normalnie funkcjonować w szkole. Ja też nie poruszyłam tego tematu. Aby pokazać mi, że mogę
mu zaufać, Kane przez całą drogę paplał o wszystkim i o niczym, potem na szkolnych
korytarzach zachowywał się podobnie. Głównie mówił o sobotniej imprezie u Tiny Kennedy.
Wiedziałam, że Tina patrzy na niego łakomym okiem, a on uwielbiał droczyć się ze mną na jej
temat. Tak dobrze mu szło ignorowanie pamiętnika, że w końcu nie byłam już pewna, czy nie
wyśniłam całej tej historii – od odkrycia pamiętnika pod poduszką i pomysłu z czytaniem na
poddaszu. Z drugiej strony nie mogłam się doczekać, kiedy znów wezmę do rąk stary notes. Tak
się dziwnie złożyło, że i Christophera, i nas dzielił tydzień od Dnia Dziękczynienia.
– Niezwykła zbieżność czasu, prawda? – rzucił Kane, kiedy po lekcjach szliśmy do
samochodu.
Żadne z nas nie powiedziało tego na głos, ale w tej zbieżności było coś tajemniczego.
Dlaczego pamiętnik został odkryty właśnie teraz? Na ile nieprzypadkowy był fakt, że to mój
ojciec odkopał go spod gruzów po tylu latach? Przecież wielu młodych, żądnych przygód ludzi
przeczesywało te ruiny, nakręconych plotkami o ukrytym skarbie Foxworth Hall! Malcolma
uważano za sknerę i dewota, który wydawał pieniądze wyłącznie na kościół i działalność
religijną. Ponoć nie ufał nikomu, a już zwłaszcza bankierom, i należał do ludzi, którzy
przechowują pieniądze starannie ukryte w domu lub w ogrodzie. A jednak nikt z poszukiwaczy
nie natrafił na metalową kasetkę z pamiętnikiem Christophera. Udało się dopiero mojemu tacie,
zupełnym przypadkiem, kiedy badał fundamenty, aby ocenić ich stan w związku ze sprzedażą
posiadłości.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, jak oni obchodzili to święto w niewoli. Jeżeli słynna
legenda mówi prawdę, to spędzili w zamknięciu kilka świąt Dziękczynienia, Bożego Narodzenia
i własnych urodzin. U nas będzie przyjęcie na trzydzieści pięć osób – ciągnął. – Moi starzy nie
muszą się martwić przygotowaniami. W kuchni jest cała ekipa, a do tego dojdą jeszcze kelnerzy
i barman. Zwykle świąteczne kolacje bardziej wyglądają na imprezy niż przyjęcia rodzinne, choć
przyjdą moi wujowie z żonami i dziećmi. Fajnie, bo rzadko ich widuję. Ale najbardziej się cieszę,
że zobaczę Darlenę, która przyjedzie z uczelni. A ty? Co szykuje się u was?
– Jak się domyślasz, tata przygotuje pyszną kolację, w tym swój fantastyczny pudding.
– Tylko dla was dwojga?
– Nie. W tym roku przyjedzie ciocia Barbara, jego siostra. Poza tym zaprosił swojego
wspólnika i zastępcę, Todda Winstona, wraz z żoną i dziećmi oraz panią Osterhouse, swoją
księgową, która chciałaby być dla niego kimś więcej… Jest wdową i znają się od wielu lat.
– Aha. Lubisz ją?
– Owszem, jest miła.
– Na tyle miła, żeby zostać twoją nową mamusią?
– Nikt nie będzie moją nową mamą, Kane. Nawet święta nie miałaby szans. Matka jest
tylko jedna.
– Jasne. Przepraszam za głupie pytanie. A twojemu tacie podoba się ta pani? Romansuje
z nią?
– Nie. Jest dla niej bardzo miły i uprzejmy, ale ona liczy na więcej, i to widać.
– Zupełnie jak Tina Kennedy, nie?
– Coś ty, przy niej Tina to wcielenie dyskrecji – odparłam, a Kane się roześmiał. –
Tymczasem mój tata ma subtelne podejście do kobiet.
– Wobec ciebie nie jest specjalnie subtelny.
– Racja – przyznałam z uśmiechem. – Ja wobec niego też nie.
– Lubię twojego staruszka. Widać, że dobrze się czuje we własnej skórze.
– Tak, jest skromny i nikogo nie udaje, jeśli ci o to chodzi. Jestem z niego dumna.
– Słusznie. – Kane urwał, a po chwili dodał: – W pewien sposób jest mi bliższy niż mój
własny ojciec.
– Dlaczego tak mówisz?
– Mój tata wciąż chce więcej i lepiej. Uczynił z tego swoją religię. Dlatego żyje
w ciągłym ruchu i w napięciu. Wszystko i wszyscy muszą robić tak, jak on sobie życzy. Taka jest
naczelna zasada, obojętnie, czego by dotyczyła. Stary ze wszystkiego chce wycisnąć
maksymalny zysk, nawet ze związku. Nieraz słyszałem, jak matka robi mu wyrzuty, że ożenił się
z nią dla pieniędzy.
– Naprawdę taki jest?
Posłał mi spojrzenie, które mówiło: „Nie wierzysz mi?”.
– Mam rozumieć, że ty pasujesz do jego idealnego obrazu syna? – spytałam domyślnie.
Kane się uśmiechnął.
– Nie do końca.
– Nie rozumiem czemu. Przecież dobrze się uczysz, a do tego jesteś gwiazdą baseballu
i ponoć najlepszym miotaczem, jakiego miała szkoła. Nie zbierasz uwag i jesteś całkiem
przystojny, więc o co chodzi?
– Tylko „całkiem”?
– No, może bardziej niż całkiem.
– Chodzi o to, że nie jestem ambitny tak, jak by sobie życzył, i tracę czas na
„niedochodowe” zajęcia. Ojciec wiecznie narzeka na mój brak zapału do planowania przyszłego
życia. Uważa, że powinienem być tak samo przebojowy i ambitny, jak on w moim wieku.
I powtarza mi to przy każdej okazji. Jego ulubione powiedzenie brzmi: „Młodzi nie doceniają
życia”.
– Tak mówi większość rodziców.
– Ale nie tak dobitnie, jak on. Chociaż słyszałem, że nie zawsze był taki kategoryczny.
Przypomina kogoś, kto wygrał los na loterii i zmienił się z Jekylla w Hyde’a. Pieniądze zmieniają
człowieka, i nie zawsze na lepsze. Tylko nie powtarzaj tego moim rodzicom!
– Obawiam się, że Christopher mógł dojść do podobnego wniosku, choć przez lata na
poddaszu marzyli właśnie o pieniądzach.
– Wkrótce się dowiemy – powiedział Kane z uśmiechem i zaparkował przed moim
domem.
Teraz, kiedy wreszcie przyszedł czas na realizację naszego planu, zaczęłam się
zastanawiać, jak mamy się do tego zabrać. Czytać pamiętnik jak bajkę na dobranoc? A może
potraktować jak szkolną lekturę i tak też go omawiać i analizować? Czy Kane ma czytać, a ja
tylko słuchać, czy, tak jak proponował, dzielić się rolami?
Najpierw poszłam do kuchni.
– Co robisz? Zaczynamy – rzucił niecierpliwie Kane i zrobił ruch, jakby chciał popędzić
na górę.
– Pomyślałam, że najpierw przyszykuję coś do jedzenia i picia – wyjaśniłam. – Chcesz
kanapkę? Mam…
– Tylko wodę, nic więcej – powiedział. – Oni przez prawie cały dzień mieli tylko wodę.
Musimy odtworzyć całą sytuację, na ile się da, realistycznie, aby wczuć się w ich położenie.
Zalała mnie fala gorąca, choć niekoniecznie z podekscytowania. Kane powiedział to
głosem tak spokojnym i pewnym siebie, jak gdyby naprawdę wierzył, że nam się uda; że na
moim poddaszu staniemy się Christopherem i Cathy. Widząc moją minę, domyślił się, co czuję.
– Czy słyszałaś kiedykolwiek wyrażenie „wejść w rolę”? To właśnie miałem na myśli,
rozumiesz? – wyjaśnił.
– Jasne, rozumiem.
Nalałam zimnej wody do szklanek i podałam mu jedną. Po drodze wstąpiliśmy do mojego
pokoju i wyjęłam pamiętnik spod poduszki. Popatrzyłam na stary notes, przejęta zbliżającą się
chwilą. Podświadomie oczekiwałam jednak, że Kane zacznie się śmiać i powie, że to był tylko
żart – pretekst, aby zostać ze mną sam na sam po szkole w miejscu, gdzie nikt nie będzie nam
przeszkadzał. Ale nie zrobił tego. Odsunął się i przepuścił mnie przodem w drodze na poddasze.
Poprowadziłam go do wąskich, stromych schodów. Przy drzwiach się zawahałam. Te
skrzypiące stopnie, mroczne cienie, kurz… miałam wrażenie, że otwieram je po raz pierwszy
w życiu. To nie były zwykłe drzwi na poddasze, lecz drzwi do przeszłości. Nacisnęłam klamkę
i zawahałam się w progu, jakbym się bała, że zobaczę czwórkę dzieci Dollangangerów,
czekających na nas.
– Idealnie! – Kane rozglądał się z zachwytem. – Są stare meble i różne rzeczy. Foxworth
Hall w miniaturze.
– Niezupełnie – powiedziałam. – Nie ma pamiątek po wielu pokoleniach rodu. Tutaj tata
schował rzeczy mamy. – Wskazałam szafę.
– Och. – Kane się zmieszał. – Wybacz, nie wiedziałem. Nic o tym nie mówiłaś. Może nie
powinienem proponować, żebyśmy tutaj przyszli.
– Nic się nie stało. Często tu bywam. Założyłam nawet jedną z sukienek mamy,
pamiętasz? Tamtego wieczoru, kiedy zabrałeś mnie do River House.
– Ach, racja. Ale są tu inne rzeczy, które…
– Nie mam żadnych związanych z nimi wspomnień. Poza tym większość została po
dawnych właścicielach domu.
Podszedł do jednego z małych okienek i wyjrzał.
– Mogę otworzyć?
– Możesz uchylić, tylko pamiętaj, żeby je zamknąć przed wyjściem.
Zrobił szparkę, a potem usiadł na starej kanapie.
– Chodź – powiedział. Jego podekscytowanie jeszcze wzrosło. – Zacznijmy wreszcie. –
Wyciągnął rękę po pamiętnik. Usiadłam obok. Kane zastanawiał się przez moment, po czym
wstał, przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw mnie.
– Dlaczego tam usiadłeś? – spytałam.
– Tak będzie lepiej.
Uśmiechnęłam się.
– Czemu?
– Chcę poczuć się jak Christopher, który czyta im różne rzeczy albo coś w tym stylu. Nie
przejmuj się. Jak zaczniemy, szybko zrozumiesz – dodał protekcjonalnie, jakby wiedział
o dzieciach Dollangangerów więcej ode mnie. Otworzył pamiętnik.
Usiadłam wygodniej. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać ani co się wydarzy na
poddaszu, i byłam bardzo ciekawa.
Kane początkowo czytał normalnym, równym głosem, ale stopniowo wczuł się w rolę
chłopca, który jest inteligentniejszy nie tylko od swojego rodzeństwa, lecz także od mamy
i babci. Wyprostował się nawet, jakby uznał, że Christopher się nie garbił.
Aby nie pozostać w tyle, zaczęłam sobie przypominać siebie w wieku Cathy
Dollanganger, gdy każde, nawet drobne, odkrycie na własny temat było wielkim szokiem i kiedy,
jak ona, potrzebowałam mamy, której nie miałam.
Słuchając głosu Kane’a, czułam, że przenoszę się do tamtego świata – ich świata.
Świadomość, że zbliża się Dzień Dziękczynienia, wstrząsnęła mną chyba jeszcze bardziej
niż Cathy. Udałem zaskoczonego, kiedy o tym wspomniała, i starałem się udawać, że o to nie
dbam. Bałem się jej gwałtownych emocji, które mogły się udzielić bliźniakom. Dlatego
przybrałem minę: „No dobra, idzie święto – i co z tego?”.
Nie wiem, po co udawałem, skoro Cathy wiedziała. W naszym domu Dzień
Dziękczynienia zawsze był cudowny, kiedy żył tata. Uważał je za wstęp do Bożego Narodzenia,
dawał nam drobne prezenty – zwykle jakąś trudną łamigłówkę dla mnie, samochodzik dla
Cory’ego i błyskotki albo ozdobne grzebienie dla Carrie i Cathy. Nic specjalnego, małe
niespodzianki przy świątecznym stole. Co innego mama – dla niej zawsze miał specjalny prezent.
Każda okazja była dobra, żeby obdarować ją biżuterią. „Kiedy znajdziesz swoją drugą połówkę,
traktuj ją jak księżniczkę. Kobiety kochają błyskotki” – poradził mi.
Cory wierzył, że diamentowe kolczyki, które mama dostała w Dniu Dziękczynienia, do
Gwiazdki cudem rozmnożą się w naszyjnik albo w bransoletkę. Diamenty nie były duże, a może
nawet nie były prawdziwe, ale mama z radością przyjmowała każdy prezent, bez względu na
okazję, a także bez okazji, bo i takie dostawała. Jeżeli mąż przynosił jej podarek, wiedziała, że
o niej myśli.
„Patrzcie, dzieci!” – wołała uszczęśliwiona. – „Tata myśli o mnie nawet w pracy”.
„Zawsze o tobie myślę, Corrine” – zapewniał niezmiennie tata. A mama promieniała
i piękniała, zwłaszcza w Dzień Dziękczynienia, gdyż tata rozpoczynał od podziękowania jej za
wszystko. Mama z kolei starała się, żeby uroczysty posiłek w tym dniu oraz w Boże Narodzenie
był wyjątkowy. W kuchni nie czuła się zbyt pewnie, ale indyk wychodził jej dość smaczny,
łącznie z dodatkami, choć część z nich robiła pani Wheeler, która piekła też ciasta.
Dziś myślałem o tym z obojętnością, gdyż byłem niemal pewien, że mama zapomni
przyszykować coś dla nas na święto. Tymczasem zaskoczyła mnie – przyniosła dekoracje na stół
i obiecała wspaniałą świąteczną ucztę, taką jak dawniej.
– Jak może być wspaniała, skoro nie ma z nami taty? – zapytała cicho Cathy. – Bez niego
nic nie jest jak dawniej.
– Ale my jesteśmy i mamy siebie – odparłem. – Zawsze będziemy razem.
Mama spojrzała na mnie z wdzięcznością. Tak się jakoś składało, że w potrzebie
odpowiadałem za nią. Doceniała to, choć czułem, że jest jej przykro, bo zostałem do tego
zmuszony. Wyczuwałem, że wolałaby mieć we mnie sojusznika niż krytycznego partnera,
świadomego naszej opresji, lecz buntującego się przeciwko niej.
Jedna sprawa bardzo zmartwiła mnie i Cathy – Carrie zapomniała, jak wygląda Święto
Dziękczynienia. Sam zauważyłem, że w moim umyśle obraz poprzedniego życia zaczyna
niepokojąco szybko blaknąć, jak gdyby nagła zmiana sytuacji i miejsce, w którym teraz byliśmy,
wyssały z niego treść. Kiedy drzwi zostają nagle zatrzaśnięte i zamknięte na klucz, wydaje się, że
odcięto nas od wszystkiego, co jest za nimi.
Natomiast miłą niespodzianką był szczery entuzjazm, z jakim Cathy przyjęła pomysł
rodzinnego przyjęcia. Wyjęła zastawę stołową, a potem razem z bliźniakami zaczęła robić
ozdoby przy nakryciach. Usilnie się starała, aby stół wyglądał wesoło i kolorowo. Podzielałem
entuzjazm, ale martwiłem się o nią. Działała, jakby była przekonana, że ta kolacja będzie czymś
więcej niż tradycyjnym świątecznym przyjęciem; jak gdyby miała być ucztą na cześć ucieczki
w nowe życie. Musiałem przyznać, że sposób, w jaki mama mówiła o czekającej nas
uroczystości, i radość lśniąca w jej oczach zrobiły wrażenie także i na mnie. Obiecała, że
przyniesie nam przysmaki z przyjęcia u dziadków, i rozwodziła się nad atrakcjami, jakich
możemy się spodziewać – zupełnie jak w czasach, kiedy żył tata. Nie mogliśmy się doczekać
tych cudownych chwil, które zakończą naszą niewolę i zapoczątkują nowe życie. Obietnice
mamy jeszcze nigdy nie wydawały się tak bliskie spełnienia.
Nadeszła i minęła pora, kiedy miała się zjawić mama z cudownymi specjałami. Z każdą
następną minutą i godziną wpatrywaliśmy się w drzwi z coraz większym napięciem. Każde
skrzypienie podłogi czy inny odgłos domu kierował nasze spojrzenia ku drzwiom, ale
odpowiadała nam tylko cisza. Rozczarowanie narastało.
Kiszki grały nam marsza z głodu, a przed oczami bez końca przewijały się wizje
przysmaków, sugestywnie opisanych przez mamę. Zwłaszcza bliźniaki były poirytowane
i zniecierpliwione. Cathy próbowała uspokoić maluchy, podsuwała im nędzne resztki
wczorajszego jadła, ale nic nie pomagało. Bałem się, że za chwilę wybuchnę. Miałem ochotę
wrzeszczeć i walić w drzwi. „Gdzie jesteś? Gdzie nasza wspaniała kolacja? Gdzie nasze Święto
Dziękczynienia?”.
Wreszcie, z wielogodzinnym opóźnieniem, zjawiła się mama. Przyniosła obiecane
potrawy, ale już wystygłe i nieapetyczne. A co najgorsze, nie mogła z nami zostać. I tak miała
wyglądać rodzinna, świąteczna kolacja? Byłem głodny, ale kawałki zimnego indyka stawały mi
w gardle. Maluchy popłakiwały i marudziły bardziej niż zwykle. W ogóle nie tknęły jedzenia.
Cathy, której bardzo zależało, żeby coś zjadły, zrobiła im kanapki z masłem orzechowym. Nie
rozmawialiśmy. W milczeniu wpatrywaliśmy się w talerze. Pomyślałem, że nasz los jest
naprawdę straszny.
Kane przerwał i spojrzał na mnie.
– Już wiem, o czym będziemy myśleli przy naszych świątecznych stołach – powiedział. –
Co byś czuła, jedząc świąteczną kolację na poddaszu tylko w towarzystwie rodzeństwa? Żadnej
muzyki, rozmów, żartów, a na talerzach zimny indyk i lodowate ziemniaki? Już nigdy nie będę
narzekał na nasze uroczystości rodzinne. Słowo honoru!
Kiwnęłam głową. To okrutne. Jak gdyby wiedział, co będzie dalej, powstrzymał mnie
gestem, kiedy chciałam odpowiedzieć, i podjął czytanie – mocniejszym głosem, podszytym
gniewem, o którym świadczyły także lekko zaczerwienione policzki. Mnie również udzielił się
ten gniew. Kane miał rację. Czytanie na głos pamiętnika Christophera z drugą osobą, kiedy ma
się okazję obserwować jej reakcje, jest innym, głębszym przeżyciem niż lektura w samotności.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Następnego dnia Cory obudził się z katarem. Po
dwóch dniach zachorowała Carrie. Byli naprawdę chorzy, chyba mieli grypę. Mama przyniosła
im aspirynę, rosół i sok. Babcia podążała za nią krok w krok, niczym czarny cień, rzucany przez
Śmierć, wyciągającą ręce po naszą siostrę i brata. Stanęła nad łóżkami bliźniaków i pokręciła
głową, gardząc naszą troską. Wyśmiewała każdą moją sugestię.
– Nie jesteś lekarzem – ucięła. Uważała, że dzieci powinny po prostu się wychorować.
Byłem zaskoczony i zły, że mama powiedziała jej o moim marzeniu. Zerknąłem na Cathy, która
zawsze stawała w mojej obronie, i nieznacznie pokręciłem głową, ostrzegając, żeby nie
pyskowała jak zwykle. Bliźniaki były naprawdę bardzo chore i awantura mogła im tylko
zaszkodzić.
Cory miał wysoką gorączkę, ale to nie wzruszyło babci. Mama zawiodła mnie
kompletnie, bo nie próbowała się jej sprzeciwić. Jednak oświadczyła, że zwolni się ze szkoły dla
sekretarek, aby opiekować się nimi; widocznie pragnęła nam pokazać, jak bardzo się przejęła
chorobą maluchów. Nie mówiłem Cathy, ale od początku podejrzewałem, że mama nawet nie
przestąpiła progu tej szkoły. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mogłaby podjąć jakąkolwiek
pracę. Gdyby było inaczej, nie sprowadzałaby nas tutaj, nie kazała nam cierpieć, tylko starałaby
się utrzymać swoją rodzinę, choćbyśmy mieli mieszkać w skromnych warunkach. Cathy takie
rzeczy nie przyszły do głowy, i nie zamierzałem zabierać jej nadziei.
Bliźniaki chorowały prawie trzy tygodnie. Wreszcie powoli zaczęły wracać do zdrowia,
ale choroba bardzo je osłabiła. Stały się bladymi cieniami samych siebie; ciągle spały i nie miały
apetytu; musieliśmy im wmuszać jedzenie.
Powiedziałem o tym mamie i zadecydowała, że musimy dostawać więcej witamin.
Zaledwie to powiedziała, Cathy wybuchnęła. Zaczęła krzyczeć, żeby mama natychmiast nas stąd
zabrała albo przynajmniej pozwoliła, żeby bliźniaki mogły wyjść na słońce i powietrze. Darła się
i tupała nogami. Cory i Carrie wpatrywali się w nią wielkimi oczami, zbyt przerażone, żeby
płakać. Cathy narobiła takiego harmideru, że jeśli ktoś dotąd nie wiedział o naszym istnieniu,
teraz z pewnością się dowiedział. Mama błagała, żeby się uspokoiła; tłumaczyła, że
wyprowadzenie bliźniaków z domu jest zbyt wielkim ryzykiem, gdyż ktoś mógłby je zobaczyć
i donieść o tym dziadkowi. Ostrzegała, że krzyki też mogą kogoś zaalarmować. Cathy
zignorowała ostrzeżenie.
– I dobrze, niech wszyscy się dowiedzą, że tu jesteśmy! – wrzasnęła jeszcze głośniej.
Mama nie wytrzymała.
– Chcesz, żebym go zabiła? – Łzy popłynęły jej po policzkach. W tym momencie zrobiło
mi się jej żal. – Tu jest osiem osób służby – dodała ciszej. – To szpiedzy, obserwują mnie przez
cały czas, a zwłaszcza John Amos. Nigdy go nie lubiłam. On jest marionetką moich rodziców.
Zrobi wszystko, co mu każą.
Furia Cathy w końcu osłabła. Wyglądała jak balon, z którego uszło powietrze. Mierzyła
jeszcze mamę gniewnym wzrokiem, sfrustrowana i wyczerpana emocjonalnie.
– Musicie być cierpliwi – dodała mama i w pośpiechu opuściła nasz pokoik.
Zanim Cathy otworzyła usta, postanowiłem ją uprzedzić. Rozumiałem ją, ale takie
zachowania były niemądre. Sam trzymałem emocje na wodzy. Oczywiście, bardzo chciałem,
żeby bliźniaki mogły wyjść na świeże powietrze. Wszyscy tego potrzebowaliśmy, ale nakazałem
siostrze, żeby przestała naskakiwać na mamę, zasypywać ją pytaniami i żądaniami, gdyż w ten
sposób tylko pogorszy naszą sytuację. Co miałem robić? Wiedziałem, że muszę być jeszcze
silniejszy i mocniej trzymać się w ryzach, choć miałem ochotę krzyczeć jak Cathy. Jeżeli się
załamię, stracimy wszystko i nasze cierpienie pójdzie na marne.
Kane przerwał; siedział z rękami opuszczonymi bezwładnie, ze wzrokiem utkwionym
w dali. Wyglądał teraz inaczej. Żywe, łobuzerskie spojrzenie stało się mroczne i zatroskane.
Przez chwilę siedział sztywno i nieruchomo, a potem popatrzył na mnie tak chłodnym, obcym
wzrokiem, że w napięciu wstrzymałam oddech.
– Co się stało? – spytałam szeptem. – Dlaczego zamilkłeś?
– Co myślisz o mnie? – zapytał nagle.
– O tobie?
– To znaczy… o Christopherze. Czy go nienawidzisz? Przecież bronił matkę bez względu
na wszystko. Z tego, co dotychczas przeczytałem, wynika, że zawsze ją bronił albo tłumaczył.
– Sama nie wiem. Nie mogę powiedzieć, że go nienawidzę, ale mogę sobie wyobrazić
wściekłość Cathy, gdy cały czas brał stronę Corrine, zwłaszcza w tamtym okresie. Z drugiej
strony nie rozumiała niebezpieczeństwa, ryzyka, jakim groziły jej żądania wobec matki. To
skomplikowane sprawy, Kane.
– Zgoda – przytaknął. Moja odpowiedź go zadowoliła. Nie uśmiechnął się, ale lekkie
uniesienie kącików ust i ożywione spojrzenie świadczyły, że cieszy go nasza wspólna przygoda.
– Oczywiście masz rację. Cathy nie w pełni rozumiała powagę sytuacji, w przeciwieństwie do
Christophera. Była bardzo młoda. Poza tym on myślał o innych, a nie o sobie, to najważniejsza
różnica. Miał szerszy pogląd, wizję. – Urwał i zmarszczył czoło, jakby zmagał się z trudnymi
myślami. – Ale…
– Co?
– Wydaje się, że wybaczał matce wszystko. Przez trzy tygodnie narażała zdrowie
bliźniaków, a on przyjmował to z dziwnym spokojem, podczas gdy biedne maluchy
niepotrzebnie cierpiały. Dzieci w tym wieku potrzebują pocieszenia i opieki mamy w czasie
choroby, a poza tym powinny wychodzić na słońce, bo inaczej tracą odporność. Całe pieniądze
świata nic nie zdziałają, kiedy ktoś jest wyczerpany psychicznie i emocjonalnie. Christopher to
wiedział, nie sądzisz?
– Tak… jednak…
Kane pokręcił głową.
– Nie rozumiem, Kristin. Czasami mam wrażenie, że on ją postawił na piedestale
i otoczył kultem. A może nawet coś więcej.
– „Coś więcej”? Co masz na myśli? Podejrzewasz kompleks Edypa?
– Możliwe. Tak. Ale nie jest to wytłumaczenie. On tak bardzo chce wierzyć, że Corrine
postępuje właściwie, że stara się nie dopuszczać do siebie racjonalnych argumentów. Ale są
momenty, kiedy dostrzega jej kłamstwa. Bo pewne rzeczy naprawdę dają do myślenia. Ponoć
stary jest już jedną nogą w grobie, ale okazuje się, że dziadkowie wydają ucztę w Dniu
Dziękczynienia. Więc jak jest naprawdę?
– No właśnie. Mnie to też zastanowiło.
– Cały czas analizuję ich sytuację. Christopher jest dziwnie łatwowierny jak na kogoś, kto
ma bystry rozum i planuje zostać lekarzem. Chciałbym trzymać jego stronę, ale coś mnie
powstrzymuje. Przepraszam, że dałem upust tym emocjom w trakcie czytania.
– Wciągnąłeś się?
– Aż za bardzo. Teraz zrozumiałem, czemu czasami źle spałaś. Po dużej porcji dziennika,
kiedy zrównałem się z tobą, miałem koszmary – zwłaszcza na temat tej strasznej chwili, kiedy
Cory przypadkiem zatrzasnął się w kufrze. Nie mam klaustrofobii, ale wchodząc do windy, mimo
woli myślę, że może się urwać. – Spojrzał na pamiętnik, który trzymał w rękach. – Może ty
poczytasz?
– O nie, Kane, robisz to o wiele lepiej – zaprotestowałam z uśmiechem. – Nawet rolę
Cathy czytasz świetnie. Może powinieneś dołączyć do prób naszego wiosennego przedstawienia.
Jestem pewna, że pan Madeo z chęcią przyjąłby cię do koła teatralnego.
– Dzięki, ale nie. Ta scena jest dla mnie najważniejsza, a ty jesteś jedynym widzem. –
Roześmiał się. – Ciekawe, co by powiedzieli moi kumple, gdyby widzieli naszą zabawę…
– Oni nigdy się nie dowiedzą – przerwałam mu ostro.
– W każdym razie nie ode mnie.
Wstał, oplótł się ramionami i rozejrzał po poddaszu. Był lekko przygarbiony, jak ktoś, kto
czuje się uwięziony, zdominowany przez wrogą, ciasną przestrzeń i szuka schronienia we
własnym wnętrzu. Niespiesznie kręcił głową, jakby chciał ogarnąć każdy kąt. Wreszcie
zatrzymał wzrok na okienku.
– Nawet w prawdziwych więzieniach osadzeni mają prawo do spaceru na dworze –
mruknął.
Kane przeniósł spojrzenie na mnie. Sprawiał wrażenie, jakby przez chwilę nie pamiętał,
że jestem z nim tutaj. Przez moment patrzył nieprzytomnie, a potem stopniowo wrócił dawny
Kane – zgarbione ramiona się wyprostowały, a na twarzy rozkwitł jego łobuzerski, uwodzicielski
uśmiech.
– Jak widać, zamknięcie na strychu może być bardzo przykre, lecz osobiście nie miałbym
nic przeciwko temu, gdyby ktoś zamknął nas tu razem na pewien czas – powiedział i teraz był już
całkowicie sobą. W oczach rozbłysło mu pożądanie.
Ostrzegawczym ruchem uniosłam rękę, jak policjant dyrygujący ruchem.
– Nie zapominaj, że jestem twoją siostrą – zaznaczyłam. – Przynajmniej na czas naszego
pobytu tutaj. Mamy się zachowywać jak rodzeństwo, bo inaczej twój pomysł straci sens.
Nie miałam zamiaru go pouczać, ale naprawdę zależało mi na wczuciu się w sytuację tych
dzieci i zrozumieniu ich.
Widziałam, jak umysł Kane’a usiłuje wyplątać się z pułapki sprzecznych pragnień. Czy to
koniec? Czy zrezygnuje z głośnego czytania pamiętnika na poddaszu? I w ogóle z lektury? Czy
tego podświadomie chciałam, to chciałam usłyszeć? Czy postępowałam nie fair, sugerując, że
kiedy wyjdziemy stąd, nasz związek będzie zupełnie inny?
– Dobra – powiedział i cofnął się z urażoną miną. Znów przyjął zgnębioną postawę
Christophera. – Za jakiego brata mnie uważasz? – rzucił z pretensją. – Sprawiasz wrażenie,
jakbyś wierzyła w obelgi naszej piekielnej babci, którymi bezlitośnie nas częstuje.
Zaczęłam się śmiać. Był bardzo sugestywny w swojej roli, ale postanowiłam go przebić.
– Przepraszam. Och… – jęknęłam dramatycznie. – Jak mogłam w ciebie zwątpić, Chris!
Wybacz.
– Wybaczam, ale już nigdy tak nie mów. My, Dollangangerowie i Foxworthowie,
powinniśmy trzymać się razem, bez względu na okoliczności.
– I nic nas nie rozłączy – dodałam grobowym tonem. Myślałam, że się uśmiechnie, ale
Kane zachował kamienną twarz. W milczeniu skinął głową i wrócił na krzesło. Minę miał jeszcze
bardziej zdeterminowaną.
– Sprawdzimy, jakim naprawdę bratem jesteś? – zażartowałam, ale wciąż się nie
uśmiechał. Otworzył notes, zmierzył mnie wyzywającym spojrzeniem i podjął lekturę.
Nadchodziło Boże Narodzenie, ale nie cieszyliśmy się na myśl o Gwiazdce tak jak
dawniej. Obawialiśmy się, że święto będzie okropne i mroczne; jego perspektywa wisiała nad
nami niczym gradowa chmura, pełna niespełnionych obietnic i wspomnień, wyblakłych
i połamanych jak stare ozdoby choinkowe. Pewnego wieczoru Cathy burknęła coś
o nadchodzącej Gwiazdce, a ja uświadomiłem sobie, że mieszkamy tu już pięć miesięcy.
Wpadłem w panikę. Prawie pół roku! Spojrzałem na bliźniaki, ciągle jeszcze bladziutkie i słabe
po chorobie, i zdałem sobie sprawę, że muszę coś wymyślić; zapobiec kolejnej fali smutku
i rozczarowania.
– Zrobimy dla nich prezenty – oznajmiłem. Cathy ożywiła się, na co liczyłem.
Następnego wieczoru poddałem pomysł, aby nawet nasza babcia dostała gwiazdkowy podarek.
– Dlaczego mielibyśmy dać jej prezent? – naburmuszyła się Cathy.
– Aby wreszcie przekonać ją do nas. Przecież jest naszą babcią – odparłem, choć to
ostatnie słowo dławiło mnie w gardle.
Cathy wpatrywała się we mnie. Rozpłacze się czy roześmieje? Widziałem, że myśli
intensywnie. Wreszcie zrozumiała mój chytry plan i uśmiechnęła się.
– Naprawdę sądzisz, że to zadziała?
Wzruszyłem ramionami.
– A co szkodzi spróbować? Pamiętasz ulubione powiedzenie taty? „Więcej much złapiesz
na miód niż na ocet”.
Może nie wypadało cytować ojca w takim momencie, ale liczyłem, że te słowa zachęcą
Cathy do współpracy. I nie przeliczyłem się. Nie tylko wyraziła zgodę, byśmy zrobili prezent, ale
postanowiła, że musi być idealny.
– Już my jej pokażemy, na co nas stać – powiedziała. Na razie mój plan działał.
Cathy wymyśliła, żeby lniane płótno rozpiąć na ramie, a potem przykleić na nim
kompozycję z kolorowych kamyków oraz złotych i brązowych ozdobnych sznurów. Natychmiast
wzięła się do roboty. Pracowała w skupieniu i z ogromnym zaangażowaniem, gdyż, jak mi
wytłumaczyła, nasza babcia wygląda na perfekcjonistkę, więc tylko idealnie wykonany prezent
może zrobić na niej wrażenie. Nie bardzo wierzyłem, że babcia zachwyci się podarkiem, ale
cieszyłem się, że Cathy ma zajęcie.
Niespodziewanie mama potwierdziła moją wiarę. Pewnego popołudnia przyniosła nam
prawdziwą choinkę – małe drzewko w drewnianej doniczce. Pomogła nam ją przybrać
miniaturowymi ozdobami. Przez chwilę mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w naszym domu,
rodzina w komplecie, jak dawniej. Mama dała nam też cztery skarpety na prezenty i obiecała, że
za rok spędzimy Gwiazdkę już we własnym domu. Cathy, pomna Święta Dziękczynienia,
pozostała sceptyczna – a jednak w bożonarodzeniowy poranek ze zdumieniem zobaczyliśmy, że
skarpety są wypchane słodyczami, a pod choinką leżą prezenty. Kiedy je odpakowaliśmy, Cathy
popatrzyła na mnie przez łzy. Wiedziałem, dlaczego płacze. Było jej przykro, że zwątpiła
w mamę.
– Nie płacz – powiedziałem, całując ją w czoło. – Najważniejsze, że mama troszczy się
o nas.
Niespodziankom nie było końca. Wkrótce zjawiła się babcia z koszykiem piknikowym
w rękach.
Nie odezwała się słowem, nie życzyła nam nawet „wesołych świąt”. Na mój znak Cathy
podeszła i wręczyła jej prezent. Obserwowałem tę scenę, wstrzymując oddech. Czy jednak
czekają nas prawdziwe święta? Czy wreszcie nasz los się odmieni?
Babcia Olivia popatrzyła na nas, rzuciła okiem na prezent, po czym oddała go Cathy
i wyszła bez słowa. Jej nieczułość odjęła mi mowę, a Cathy wpadła w szał. Cisnęła podarek na
podłogę i podeptała go z furią, przeklinając koszmarną babkę i mamę, która przywiozła nas tutaj
i wydała na pastwę tego potwora. Gniew szybko przerodził się w płacz. Musiałem ją uspokoić,
przytulić i kołysać jak dziecko, zapewniając, że my dobrze zrobiliśmy, a godne potępienia jest
postępowanie naszej babci.
– Nie możesz obwiniać mamy, Cathy – przekonywałem. – To nie jej wina, że jest córką
takiej okropnej kobiety. Teraz już rozumiemy, dlaczego uciekła z domu z tatą i zrezygnowała
z majątku.
Na szczęście moje argumenty do niej dotarły. Zauważyła, że bliźniaki patrzą na nas
wielkimi oczami i są bliskie łez. Kiwnęła głową.
– Masz rację – powiedziała cicho.
Otarła oczy i podeszła do maluchów, by je utulić i pocieszyć, jak prawdziwa mama.
Nie było to idealne Boże Narodzenie, ale poczuliśmy świąteczną atmosferę, a to już coś.
Gwiazdka, a potem początek nowego roku zawsze niosą nadzieję.
Jakby na potwierdzenie moich myśli cudownym zrządzeniem losu zjawiła się mama,
przyniosła jeszcze więcej podarków. Jednym z nich był duży domek dla lalek, który kiedyś
należał do niej. Bliźniaki były zachwycone tą wspaniale wykonaną, pełną pięknych mebelków
i miniaturowych ludzików posiadłością. Nawet ja nie mogłem oderwać wzroku. To musiała być
bardzo kosztowna zabawka. Tylko Cathy milczała z ponurą miną, a kiedy mama zapytała, co się
stało, wyręczyłem siostrę i opowiedziałem, jak babcia zareagowała na nasz prezent.
– Och, nie powinniście się nią przejmować – odparła. – Nie sposób jej zadowolić. To
stara, nieszczęśliwa kobieta i bogactwo niewiele tu pomoże, gdyż nie potrafi wykorzystać
pieniędzy dla uszczęśliwienia siebie i innych. Ale wierzcie mi, ja potrafię i zrobię to, kiedy
nadejdzie czas. A na razie…
Na jej twarzy pojawił się nowy radosny uśmiech. Błyskawicznie obróciła się na pięcie
i wybiegła z pokoju, aby za chwilę wrócić z małym, przenośnym telewizorem. Powiedziała, że
będzie naszym oknem na świat. Ale nawet to nie udobruchało Cathy. Mama przytuliła każde nas
po kolei i zapowiedziała, że nasze wyzwolenie jest coraz bliżej.
– Wolność będzie najważniejszym prezentem dla was – rzekła. – Mój plan działa. Tata
zadzwonił do prawnika, żeby wpisać mnie z powrotem do testamentu. Pierwszy krok za nami. –
W jej oczach lśniły łzy szczęścia. – A wy przyczyniliście się do tego sukcesu na równi ze mną.
Nie mogłem tego spokojnie słuchać. Czułem, że i ja zaraz się rozpłaczę ze wzruszenia.
Popatrzyłem na Cathy. Dawniej nie lubiła, kiedy to ja miałem rację, a nie ona. Jednak tym
razem odpowiedziała mi spojrzeniem pełnym aprobaty. Pomyślałem, że podziwia moją bystrość
i intuicję. I że powinna dziękować Bogu za takiego brata. Wiedziałem, że nie zdołam zastąpić
rodzeństwu utraconego taty, ale robiłem, co w mojej mocy.
Dla dobra nas wszystkich.
Kane odłożył pamiętnik na stolik przy fotelu i głęboko wciągnął powietrze, jak po dużym
wysiłku. Tak mocno zaangażował się w opowieść, że nawet skrycie otarł łzę. Ja z kolei czułam
się zlodowaciała – tak podziałał na mnie głos Kane’a i jego emocje.
– Uff – sapnął i pokręcił głową. – Mocne. Czy zauważyłaś, ile razy Christopher był na
krawędzi załamania, bliski wybuchu, krzyków, walenia w te zamknięte drzwi i żądania, żeby
zakończyć wreszcie tę niewolę? Trudno mi sobie wyobrazić, jak w ogóle mógł spać w nocy
i skąd brał siły, żeby to wszystko wytrzymać. I jeszcze podtrzymywać na duchu młodsze
rodzeństwo, choć w duszy musiał czuć rozpacz. Podziwiam go i jest mi obojętne, czy
usprawiedliwia swoją mamusię, czy nie.
– Dobrze, a Cathy?
– Ona zawsze wybucha i nie dusi nic w sobie – odparł. Odchylił głowę na oparcie
i przymknął oczy.
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Wiele razy, kiedy samotnie czytałam pamiętnik
w swoim pokoju, angażowałam się emocjonalnie, podobnie jak Kane teraz, ale uważałam to za
czysto dziewczyńską reakcję, zwłaszcza że identyfikowałam się z Cathy. Pomyślałam, że nikt nie
zna tej wrażliwej, głęboko uczuciowej strony Kane’a – nawet jego rodzice.
Za każdym razem, kiedy reagowałam emocjonalnie na jakiś fragment dziennika,
zdawałam sobie sprawę, że dzieje się tak, gdyż słowa poruszyły ukrytą strunę, dotknęły moich
własnych smutków czy lęków. Jakie podobieństwa do swojego życia znalazł w nim Kane,
którego wszyscy w szkole, włącznie ze mną, uważali za szczęściarza, łaskawie traktowanego
przez życie?
– Wystarczy na dzisiaj, Kane. – Wstałam. – Muszę odrobić lekcje, zanim tata wróci.
Zmierzył mnie spojrzeniem, w którym był zarówno gniew, jak i rozczarowanie.
– Chodzi mi o to, że nie musimy się spieszyć – wyjaśniłam. – Nie chciałabym, żebyśmy
przeoczyli coś ważnego, rozumiesz?
Rozważał przez moment moje słowa, po czym skinął głową i również wstał.
– Oczywiście. Masz rację, Kristin. Odróbmy te lekcje jak najszybciej, a potem
pojedziemy coś zjeść, co ty na to? Na przykład na pizzę do Italian Stallion?
– Dobrze, ale najpierw zadzwonię do taty i zapytam, jakie ma plany na kolację.
Kiedy wychodziliśmy z poddasza, Kane zatrzymał się w drzwiach i obejrzał się, jakby
czegoś zapomniał. Nie rozumiałam, o co mu chodzi, bo pamiętnik zabraliśmy. Kiedy spojrzałam
na niego pytająco, potrząsnął głową i zbiegł na dół.
– Zaczekaj! – zawołałam za nim.
Zatrzymał się raptownie.
– Co jest, przecież chciałaś iść?
– Tak, ale otworzyłeś okno, nie pamiętasz? A mówiłam, że poddasze musi wyglądać tak,
jak je zastaliśmy, prawda?
– Och! – Kane ruszył z powrotem.
– Dobra, ja zamknę – ustąpiłam.
Czekał na mnie u stóp schodów.
– Przepraszam, następnym razem będę pamiętał.
Kiwnęłam głową i przeszliśmy do mojego pokoju. Wsunęłam pamiętnik pod poduszkę,
a Kane zaczął wyjmować z plecaka podręczniki. Sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do taty.
– Hej, co tam? – Odebrał dopiero po trzecim dzwonku, kiedy już miałam zostawić
wiadomość.
– Masz dużo pracy?
– Ustalam różne rzeczy z inspektorem budowlanym, cóż więcej mogę powiedzieć?
– Czyli znów nie wrócisz na kolację?
– Niestety. Chyba zjem coś z panem Johnsonem. Jego architekt zasugerował pewne
zmiany, które w dużym stopniu zmieniłyby koncepcję. Nie wiem, skąd wziął te pomysły.
– Jakie pomysły?
– Och, nieistotne. Czemu pytasz o kolację? Jest pieczony kurczak i…
– Bo Kane zaprosił mnie na pizzę do Italian Stallion.
Zamilkł na chwilę.
– Tato?
– Jasne, Kristin. Baw się dobrze. Pogadamy później. Oczywiście jeśli będziesz miała
odrobione lekcje – dodał niemal sarkastycznie, co było dla mnie nowością. Coś go chyba gryzie,
pomyślałam.
– Odrobię na pewno – obiecałam. – Straszna z ciebie kwoka – dodałam, cytując jedno
z jego ulubionych określeń.
– Słuchaj, muszę kończyć – rzucił. – Mój dręczyciel się niecierpliwi.
– Wszystko w porządku? – zapytał Kane, kiedy skończyłam.
– Tak. Ma jakieś problemy na budowie, ale to normalne – wyjaśniłam.
Kane skinął głową i wrócił do lekcji. Ja zajęłam się swoimi. Minęła prawie godzina, kiedy
usłyszałam, jak z hukiem zamyka podręcznik historii.
– Umieram z głodu – oświadczył.
– Okay, dokończę później. Zaraz będę gotowa. – Wyszłam do łazienki, żeby się
odświeżyć. Czesząc włosy, słyszałam, jak rozmawia przez telefon ze swoją mamą.
Nie miałam okazji porozmawiać dłużej z jego rodzicami, podobnie jak on z moim tatą.
Zresztą, nie było na razie ciśnienia, bo nie zaręczyliśmy się ani nic w tym stylu, ale niektórzy
rodzice moich przyjaciół robili wielką sprawę ze zwykłych randek i nalegali, by poznać sympatie
swoich dzieci. To było ważne również dla mojego taty, ale nie dla rodziców Kane’a. Zwykle
rodzice dziewczyny chcieli więcej wiedzieć o jej chłopaku niż na odwrót. Jak gdyby dziewczyny
wymagały większej kontroli!
Nie chciałam podsłuchiwać Kane’a, ale jego mama musiała powiedzieć coś, co go
zirytowało, bo podniósł głos.
– Tak, jestem u niej w domu i zamierzam regularnie tu bywać. Nie musisz się martwić –
odparł ostro. Zapadła cisza i już myślałam, że skończył, ale kiedy wyłoniłam się z łazienki,
zobaczyłam, że wciąż trzyma telefon przy uchu. – Powinnaś się cieszyć, że ona w ogóle wraca do
domu – powiedział wreszcie i wyłączył się.
– W porządku?
– Zwykłe problemy. Muszę wysłuchiwać tyrad matki na temat mojej siostry Darleny, bo
ojciec nie chce o tym wiedzieć.
– A o co chodzi?
– Darlena zamierza przyprowadzić do nas swojego chłopaka na Święto Dziękczynienia.
– A twoja mama go nie lubi?
– Powiedzmy, że niechętnie widzi go w naszym domu. On ma w sobie kroplę
hiszpańskiej krwi.
– Co? Jak dużą?
– Jego matka pochodzi z Chile – wyjaśnił ze śmiechem Kane.
– I to jest takie istotne?
– Owszem, choć nasza mama głośno tego nie powie. Wychowano ją na księżniczkę. Moi
rodzice poznali się na jachcie jakiegoś milionera, rozumiesz. W każdym razie – dorzucił wesoło
– powinnaś słyszeć, jak płynnie Darlena mówi teraz po hiszpańsku. Moim zdaniem robi to na
złość matce.
– A co na to wszystko tata?
– Mówi, że dla niego mógłby być nawet w połowie Eskimosem, byle potrafił zarabiać
pieniądze. Tata wierzy w kapitalizm równych szans.
– Czasami mam wrażenie, że nie lubisz swoich rodziców – zauważyłam. Znów
usiłowałam odzierać z łusek cebulę, czyli Kane’a. Coraz lepiej się poznawaliśmy i teraz, kiedy
zobaczyłam, jak on reaguje na pamiętnik, zainteresował mnie jeszcze bardziej.
Spojrzał na mnie.
– Możliwe – odparł krótko.
– Jak to? – Zaszokowała mnie jego szczerość.
– Możemy ich kochać, ale nie musimy ich lubić – odparł. – Nie rób takiej zaskoczonej
miny. Wiele dzieci, jeśli nie większość, nie chce być kopiami swoich rodziców.
– Co nie znaczy, że ich nie lubią.
– Nie na tyle, żeby nie pragnęli się od nich różnić.
– Rozumiem. Ja tak nie myślę – powiedziałam szybko.
– Ty nie, ale niewykluczone, że Cathy i Christopher zaczną w końcu myśleć w ten sposób
o swojej matce. Nadal będą ją kochali, ale przestaną ją lubić. Ja na przykład nie lubię swojej –
dodał. – I w tym się różnię od Christophera.
– Naprawdę nie lubisz swojej matki? – drążyłam.
Wzruszył ramionami.
– Można tak to ująć. Bez trudu mogę sobie wyobrazić, że uwięziłaby mnie na poddaszu,
gdyby dzięki temu mogła odziedziczyć fortunę.
– Chyba nie mówisz serio?
Uśmiechnął się.
– Poczekaj, aż ją lepiej poznasz i zobaczysz z rozpuszczonymi włosami. Czasami moja
mamuśka kojarzy mi się z lady Makbet.
To mi dało do myślenia. Bywałam w domach moich przyjaciół, jadłam kolację z ich
rodzinami, oglądałam z nimi telewizję i spałam u nich, ale czy rzeczywiście wiedziałam, jak
wygląda prawdziwe życie rodzinne? Ile z tej sielanki było odgrywane na pokaz dla półsieroty,
której ludzie współczuli? Pewnie dochodzili do wniosku: „Niech nie patrzy na nasze rodzinne
problemy. Cieszcie się, że nie jesteście w jej sytuacji”.
Sąsiedzi Dollangangerów z czasów, kiedy żył Christopher senior, uważali ich zapewne za
cudowną, kochającą się rodzinę. Czy ktoś z tych ludzi – sąsiadów, przyjaciół i krewnych –
zebranych tamtego fatalnego wieczoru na przyjęciu urodzinowym Christophera seniora
i czekających na przyjazd jubilata, mógł sobie wyobrazić ich dzieci uwięzione przez długie lata
na poddaszu z woli matki i babki?
Pojechaliśmy do restauracji.
– Obiecaj mi, że nie będziesz czytała pamiętnika beze mnie – poprosił Kane, kiedy
usiedliśmy w boksie w Italian Stallion i zamówiliśmy pizzę. – Jeśli mamy wczuć się w role,
musimy razem odkrywać jego sekrety.
– Obiecuję.
– Nie widzę twojej szczerej miny – stwierdził.
– Chcesz, żebym przysięgła na własną krew?
– Możliwe – odparł i roześmiał się.
Rozmawialiśmy o wcześniejszych wydarzeniach, opisanych w pamiętniku. Kane nie był
w stanie uwierzyć, że Christopher senior nie zabezpieczył bytu rodziny.
– Nie miał ubezpieczenia na życie? Ojciec czworga dzieci i mąż niepracującej żony? –
dziwił się. – Oni oboje zachowywali się jak dzieci. Żyli w nierealnej bańce i bańka pękła.
Myśleli, że wystarczy zmienić nazwisko na Dollanganger i zła przeszłość zniknie jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiesz, co myślę? Że kiedy dojdziemy do końca pamiętnika,
Christopher junior dojdzie wreszcie do wniosku, że jego rodzice byli skrajnie nieodpowiedzialni.
Zacznie mieć wątpliwości co do ojca i uzna go za marzyciela i mistrza w stwarzaniu pozorów,
pod którymi nie kryje się nic konkretnego. Kto wie, czy nawet jego praca w korporacji nie była
wymysłem?
– Miałeś reprezentować obiektywne spojrzenie, Kane, a nie budować własne teorie –
powiedziałam z naciskiem. – Wstrzymaj się z sądami, dopóki nie skończymy, dobrze?
– Wiem, wiem, masz rację. Ja po prostu… za szybko się frustruję. Na szczęście ty w porę
sprowadzasz mnie na ziemię – dodał, sięgając po moją dłoń. – Tak samo będzie z Christopherem
i Cathy. Zobaczysz.
Popatrzyliśmy na siebie, ale miałam wrażenie, jakby nasze spojrzenia sięgały dalej, aż do
wizji Christophera i Cathy, odbitej w naszych osobach.
– Mam lekcje do zrobienia – przypomniałam. – Poza tym niedługo wróci tata
i chciałabym z nim porozmawiać.
– Jasne. – Kane dał znać kelnerowi.
Kiedy zajechaliśmy pod dom, zobaczyłam, że tata dotarł przede mną. Jego ukochana,
wiekowa furgonetka, którą pieszczotliwie nazywał Czarną Pięknością, stała na podjeździe.
Traktował ją jak starą, dobrą przyjaciółkę, wciąż jeszcze żwawą mimo pordzewiałych stawów.
Czasami zastawałam go, jak stał i po prostu wpatrywał się w auto albo czule gładził jego
niemodną karoserię, zatopiony we wspomnieniach, w których z całą pewnością występowała
moja mama, siedząca obok niego w kabinie.
– Może namówię ojca, żeby sprzedał mu nową ciężarówkę po dobrej cenie –
zaproponował Kane. – Pogadam z nim.
– Nie ma sensu. Mój tata by jej nie przyjął, nawet za darmo. Mówi, że on i jego bryka
starzeją się razem. Staruszka ma nawet swoją nazwę: Czarna Piękność.
Kane się roześmiał.
– Powiedz mu, że jeśli wszyscy byliby tacy jak on, mój stary by zbankrutował.
– Jasne, przekażę – obiecałam z uśmiechem.
Pocałował mnie lekko.
– Żałuję, że nie jestem najstarszym dzieckiem w rodzinie – powiedział. – Chciałbym dbać
o młodszych, tak jak Christopher, oczywiście nie w tak dramatycznej sytuacji.
– Kiedyś będziesz dbał o własne dzieci.
Skinął głową, ale wyczułam, że coś jeszcze miał na myśli.
– Widzimy się rano – powiedział.
– Chce ci się ciągle tak wcześnie wstawać? Mam samochód i mogę…
– W żadnym razie. Skoro nie mam się o kogo troszczyć, będę się troszczył o ciebie. Jak
gdybyśmy mieli tylko siebie.
Takie postawienie sprawy powinno mi się podobać, a jednak słowa
Kane’a rozbrzmiewały złowrogim echem w mojej głowie. Patrzyłam, jak odjeżdża,
i pomachałam mu na pożegnanie. Uniosłam głowę i spojrzałam na okno swojej sypialni.
Rozedrgana wyobraźnia podsunęła mi obraz Christophera Dollangangera, wyglądającego przez
szparę w zasłonach. Wizja znikła tak szybko, jak się pojawiła, ale dobre samopoczucie zmącił
niepokój, którego nie potrafiłam się pozbyć.
Nie słyszałam telewizora, kiedy weszłam do domu. Było jeszcze za wcześnie, żeby tata
położył się do łóżka, ale nie znalazłam go też przy biurku w pokoju na dole, gdzie czasami
odwalał papierkową robotę.
– Tato?! – zawołałam. Cisza. Może jest w łazience? Na wszelki wypadek zajrzałam do
salonu i zobaczyłam, że siedzi w fotelu, gapiąc się na wyłączony telewizor. – Tato?
Powoli odwrócił ku mnie głowę.
– A, jesteś, Kristin. Nie słyszałem, jak weszłaś. Fajnie było?
– Tak, pyszna pizza. Co się stało? Dlaczego siedzisz po ciemku? – Paliła się tylko
malutka lampka obok kanapy.
– Och, pewnie się zdrzemnąłem.
– Dobrze się czujesz? – zapytałam z obawą.
Od czasu nagłej choroby mamy i jej śmierci wpadałam w panikę za każdym razem, kiedy
tata narzekał na bóle albo się przeziębiał, albo po prostu wyglądał na zmęczonego. Na szczęście
zdarzało się to rzadko, bo cieszył się dobrym zdrowiem. Nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek brał
zwolnienie z pracy albo choćby się spóźnił, ale mama przed tym fatalnym wylewem też czuła się
świetnie. Jak większość dzieci przyjmowałam za pewnik, że rodzice są wieczni i zawsze będą ze
mną. Po śmierci mamy przepłakałam wiele nocy. Musiały minąć długie miesiące, abym przestała
czekać, że zaraz ją zobaczę, siedzącą w ulubionym fotelu czy stojącą przy kuchni; abym przestała
nasłuchiwać jej kroków w holu czy głosu gdzieś w domu. Usiłowałam odepchnąć od siebie
rzeczywistość, w której zabrakło mamy, jak gdyby jej śmierć była tylko sennym koszmarem.
Dla Christophera, Cathy, a nawet Corrine, pojawienie się policjanta z wiadomością
o śmiertelnym wypadku ich taty było wstrząsem i zapoczątkowało koszmar, jeszcze długo
prześladujący ich w snach, który na zawsze pozostał w ich pamięci. Cory i Carrie byli jeszcze za
mali, żeby w pełni zrozumieć tragedię. Codziennie, podobnie jak kiedyś ja, czekali na cud, że
zmarły rodzic nagle się pojawi. Musieli marzyć, że tata wróci z pracy, zawoła je do siebie
i przytuli. A może nawet po cichu liczyli, że tatuś zabierze ich z Foxworth Hall, choć Christopher
nic o tym nie wspomina.
Im ktoś jest młodszy, tym dłużej oswaja się z odejściem bliskiej osoby. Ale starsze
rodzeństwo także czuło się zagubione, bezsilne i przerażone. Nawet Christopher, który wydawał
się najbardziej dojrzały i spokojny. Nic dziwnego, że starali się robić wszystko, czego wymagała
od nich Corrine – wierząc, że jej obietnice się spełnią. Mogli się wściekać, robić sceny, płakać
i rozpaczać, ale słuchali matki i pragnęli jej wierzyć, gdyż poza nią nie mieli już nikogo. Kane
przypisywał Christopherowi inną motywację, ale chyba go nie rozumiał, skoro nie stracił rodzica
i nie odczuł bólu straty.
– Tak, nic mi nie jest – oznajmił tata i podniósł się z fotela tak sztywno, jakby postarzał
się o lata.
– Nadwerężyłeś mięśnie?
– Ależ skąd.
– A jednak coś się stało – stwierdziłam i świadomie obudziłam w sobie cechy mamy,
żeby mój głos zabrzmiał twardo i zdecydowanie. – O co chodzi, tato?
Popatrzył na mnie i zrozumiał, że nie zadowolą mnie kulawe wykręty. Mimo to nabrał
głęboko powietrza i spróbował.
– Po prostu sprawy na budowie nieco się skomplikowały, to wszystko – wyjaśnił, nie
patrząc mi w oczy.
– W jakim sensie? – naciskałam.
– Och, nic wielkiego. Znasz moją perfekcję i wiesz, że muszę mieć wszystko dokładnie
i w porę wykonane.
– Tato – rzekłam, biorąc się pod boki tak jak on, kiedy nieustępliwie domagał się
wyjaśnień.
– Nic, co mogłoby cię interesować, Kristin.
– Tym bardziej jestem zaintrygowana.
Westchnął ciężko i ponownie usiadł w fotelu. Podeszłam i stanęłam przed nim
z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Tata uniósł głowę i uśmiechnął się blado.
– Co?
– Wyglądasz jak ona w takich momentach. Za każdym razem, kiedy chciałem coś przed
nią zataić, stawała przede mną ze skrzyżowanymi ramionami i widać było, że nie ustąpi, dopóki
tego ze mnie nie wydusi. Nawet głowę trzymasz w ten sam sposób.
– I zawsze wtedy mówiłeś prawdę?
– Zawsze.
– A więc?
– Dobrze. Otóż dziś, pod koniec pracy, przypadkiem trafiłem na dokumenty posiadłości.
Ale nie chodziło o plany budowy czy pozwolenia.
– Czyli co to było?
– Tytuł własności.
– Nie rozumiem – powiedziałam, siadając na kanapie. – Myślałam, że posiadłość należy
teraz do Arthura Johnsona.
– Też tak myślałem. Tymczasem okazało się, że posiadłość kupił fundusz powierniczy,
którego akcjonariusze nie są ujawnieni.
– Co to oznacza?
– Nie wiem. Nie wiem nawet, czy Arthur Johnson i jego żona będą tu mieszkali.
– Ale mówiłeś, że on jest tak zaangażowany w budowę… że wręcz cię prześladuje, jak to
określiłeś.
– Owszem.
– Więc?
– Naprawdę nie wiem i to mnie dręczy. Pewnie niepotrzebnie się tym nakręcam. Nie ma
o czym mówić. Ważne, że jest robota i dobrze mi płacą.
– Ta sprawa jednak cię dręczy, zatem musi być jakiś powód.
– Po prostu nie lubię, kiedy ktoś mnie zatrudnia i coś przede mną ukrywa. Zwłaszcza na
tym terenie – mruknął z irytacją.
– O co tu chodzi? Kto i dlaczego starał się ukryć prawdziwego nabywcę? Albo
nabywców?
– Nie mam pojęcia.
– Może ktoś z Charlottesville?
– Niewykluczone. Słuchaj, Kristin, padam z nóg. – Ciężko wstał z fotela. – Ostatnio
pracuję do późna. Jeśli pozwolisz, porozmawiamy o tym innym razem. Może czegoś jeszcze się
dowiem.
Rzeczywiście wyglądał na zmęczonego. Nie chciałam dłużej naciskać, aby nie pogorszyć
sprawy.
– Masz rację, coś tu śmierdzi – rzuciłam i poszłam na górę.
Ile mogę zdradzić Kane’owi? A może nie powinnam mu nic mówić? Czy to ma jakiś
związek z dziennikiem Christophera? Pełna rozterek, stałam nad łóżkiem. Czy jestem
zobowiązana dotrzymać obietnicy i czytać pamiętnik wyłącznie z Kane’em? A może jednak
poczytam dalej, żeby być gotowa na to, co może się zdarzyć? W zasadzie powinnam tak zrobić,
ale jeśli sprawa się wyda, Kane poczuje się zdradzony i oszukany. Kto wie, co wtedy zrobi?
Nie, postanowiłam, nie ulegnę pokusie. Wszystkiego dowiemy się stopniowo i razem.
Zasypiałam z pytaniem, czy dopuszczenie Kane’a do pamiętnika nie okaże się w sumie błędem –
z wielu powodów, których większości jeszcze nie znałam.
Rano tata spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy oznajmiłam, że Kane znów po mnie
przyjedzie. Zamilkł na moment, a potem się uśmiechnął.
– Cóż, przynajmniej oszczędzimy na paliwie i oponach – zażartował. Wydawało się, że
wczorajsze odkrycie już go tak nie dręczy, ale postanowiłam na razie do tego nie wracać. – Daj
znać, kiedy będę mógł sprzedać twój samochód – dodał.
– Mogę od razu odpowiedzieć: nigdy.
Roześmiał się.
– Dzisiaj zajmę się przygotowaniami do Święta Dziękczynienia – oznajmił, zmieniając
ton. – To już za parę dni. Zamówiłem sześciokilogramowego indyka.
– Większy niż w zeszłym roku, co?
– Na wypadek gdyby pojawił się dodatkowy gość, a nawet paru – wyjaśnił, pytająco
unosząc brwi.
– Kane nie przyjdzie – zapewniłam szybko. – W jego domu odbędzie się ogromne
przyjęcie, na które zjedzie cała rodzina. Nie da rady się wyrwać.
Tata skinął głową. Zrobiło mi się przykro, bo mógł to zrozumieć tak, że czuję się
nieszczęśliwa, mając tak malutką rodzinę.
– Mam nadzieję, że ciocia Barbara nas odwiedzi. Co prawda, szef zaprosił ją do siebie do
domu, ale liczę, że… jednak wybierze nas.
– Powinna. Wydajemy najlepszą ucztę w całej okolicy – odparłam.
Tata uśmiechnął się smutno.
– Opowiadałem ci o pierwszym wspólnym Dniu Dziękczynienia, który spędziłem
z mamą?
Oczywiście, że opowiadał, ale pokręciłam przecząco głową.
– Upiekłem trzykilogramowego indyka, tylko dla nas dwojga. Późno siedliśmy do stołu.
Jedliśmy w kuchni. To było najlepsze Święto Dziękczynienia w moim życiu. Potem urodziłaś się
ty i z czasem zaczęłaś towarzyszyć nam przy stole. Mama powiedziała wtedy: „Najlepsza
potrawa smakuje jeszcze lepiej, kiedy spożywasz ją z kochaną osobą. Inaczej jest tylko
smaczna”. Dobry tekst na kartkę z życzeniami, prawda?
– Tak.
Zamilkł na moment.
– Na pewno by mnie ochrzaniła, że umniejszam wagę naszego święta – rzekł.
– Wcale nie – zapewniłam. – My też jesteśmy dwiema osobami, które się kochają,
i wszystko będzie cudownie smakowało. – Wstałam i pocałowałam go na pożegnanie, bo za
oknem zatrąbił Kane.
– Wcześnie przyjechał.
– Spieszno mu do nauki. – Wychodząc, usłyszałam jeszcze chichot taty.
Na mój widok Kane ostrzegawczo uniósł rękę.
– O co chodzi?
– Nie rozmawiamy o pamiętniku, dopóki nie wejdziemy na poddasze, dobrze?
– W szkole to rozumiem, ktoś mógłby nas niechcący podsłuchać. Ale nie pojmuję, czemu
nie możemy porozmawiać teraz, kiedy jesteśmy sami. Skąd ten pomysł?
– Rozmyślałem o tym dziś w nocy. Chcemy jak najbardziej realistycznie odtworzyć
i przeżyć całą historię, więc musimy w nią wejść w skupieniu, starać się wczuć. Nie chciałbym,
żebyśmy to traktowali jak kolejne szkolne zadanie. Wiesz, jak czytanie lektury albo
przygotowania do egzaminu.
– No tak, ale…
– Zostawmy na razie ten temat – powiedział i zanim odjechał, spojrzał w stronę poddasza.
– On przynależy tylko tutaj – dodał z naciskiem.
Początkowo uznałam jego podejście za przesadnie ekstremalne. Oczywiście, popierałam
pomysł, żeby prawda o pamiętniku nie wyszła poza cztery ściany mojego domu, ale coś mi tu nie
pasowało. Zgadzałam się również z Kane’em, że nie można traktować czytania pamiętnika jak
szkolnej lektury i trzeba się w niego wczuć, by zrozumieć motywacje bohaterów. Być może mój
niepokój zrodził się już na samym początku. Kane znacznie bardziej zaangażował się w tę
historię, choć to ja miałam po temu ważniejsze powody. Moje pokrewieństwo z dziećmi
Dollangangerów było dalekie, ale niepodważalne. Poza tym tata pracował na terenie Foxworth
Hall i to on znalazł pamiętnik. Na serio zastanawiałam się, dlaczego Kane aż tak to przeżywa.
Poza pomysłem głośnego czytania na poddaszu w sumie nie wniósł do sprawy niczego nowego,
choć bardzo liczyłam na jego obiektywne i przenikliwe spojrzenie. Często krytykował
Christophera, aby za chwilę znów go wychwalać. Nasz nauczyciel angielskiego, pan Madeo,
który reżyserował szkolne sztuki, powiedział nam kiedyś, że aktor musi znaleźć w postaci coś,
z czym się identyfikuje, i wokół tego budować rolę, nawet jeżeli gra przestępcę.
Co takiego Kane znalazł w Christopherze i w historii Dollangangerów, że w swoją rolę
wszedł z takim zaangażowaniem? Może podobieństwa do własnej rodziny? Początkowo
Dollangangerowie byli miłą, kochającą się rodziną, ale po stracie ojca dzieci oddaliły się od
matki, a ona od nich, więc stały się niemal sierotami. Kane przyznał, że nie lubi swojej mamy;
wprawdzie kiedy był mały, kochał ją jak każde dziecko, ale potem nie był już w stanie
akceptować jej charakteru.
Choć nigdy nie przebywałam w towarzystwie Kane’a i jego siostry, wydawało mi się, że
ma z nią dobrą relację. Czy ona jest równie krytyczna wobec rodziców? Czy skarżą się na nich,
kiedy rozmawiają ze sobą? Na pewno siostra musiała wściekać się przy nim na matkę, bo nie
tolerowała jej chłopaka. W znanych mi rodzinach wszystko z pozoru wyglądało ładnie, ale czy
mogłam być pewna, czy nie trwała tam podświadoma rozgrywka na froncie rodzice – dzieci?
Sama nie wyobrażałam sobie, że gdybym miała rodzeństwo, tworzylibyśmy front przeciw
rodzicom, a zwłaszcza przeciwko tacie.
Dziwna sytuacja! Początkowo to ja obawiałam się, że zdradzę za dużo na swój temat, ale
teraz przekonałam się, że Kane bije mnie na głowę. Czy jestem gotowa na nowe rewelacje? Czy
chcę je poznać? Jaką puszkę Pandory otworzyłam, gdy dopuściłam Kane’a do tajemnicy? Myśli
kłębiły się w mojej głowie, ale nie poruszałam już tego tematu, nawet kiedy szkolny dzień się
skończył i pojechaliśmy do domu. Przez cały dzień usiłowałam pozbyć się ciężkich myśli.
Na próżno.
Dziewczyny mówiły tylko o imprezie u Tiny Kennedy, zaplanowanej na weekend.
Zapowiadały się szaleństwa, których zabrakło na ostatniej zabawie u Kane’a. Jej ojciec był
szychą na rynku nieruchomości, a jedną z nich był bar pod Charlottesville, miejsce wielu
dorosłych imprez. W związku z tym wszyscy wyobrażali sobie, że alkoholu będzie
pod dostatkiem. Poza tym starszy brat Tiny, który był na trzecim roku studiów, ponoć miał
dostęp do niewyczerpanego źródła polepszaczy nastroju. Tina stawała na głowie, aby zniechęcić
mnie do przyjścia. Chciała zagarnąć Kane’a dla siebie, więc wszem wobec nazywała mnie
klasową świętoszką, która może donieść policji, jeśli impreza będzie „nieprzyzwoita”. Knuła,
żeby on i inni przestali mi ufać. Poskarżyłam się Kane’owi, lecz wyśmiał moje pretensje. To już
było irytujące.
Moje wierne przyjaciółki, na czele z Suzette i Kyrą, oburzone wrednymi insynuacjami
Tiny, opowiadały wszem wobec, że Kane regularnie bywa u mnie po szkole aż do wieczora. To
też mi się nie spodobało i zaczęła mnie irytować obojętność Kane’a na te głupie gadki. Przez
długi czas byłam, tak jak i inne dziewczyny, zauroczona jego luzackim urokiem, ale teraz
poznawałam mojego chłopaka z zupełnie innej strony.
W końcu zasugerowałam, żebyśmy olali tę imprezę.
– Słusznie, po co jej dawać satysfakcję – odparł. – Jakoś zniesiemy wściekłość Tiny, nie
martw się.
Poza tym tego dnia mieliśmy mało zadane, a więc zyskiwaliśmy więcej czasu na czytanie
pamiętnika.
– Zamówimy chińszczyznę albo coś innego? – zapytał.
– Jasne – przytaknęłam. Prowadził szybciej niż zwykle. Nie odezwaliśmy się już ani
słowem, póki nie weszliśmy do mojego pokoju.
– Chcę się trochę odświeżyć – oznajmiłam, kiedy Kane z pamiętnikiem w ręku ruszył
w kierunku drzwi.
– Idziesz do łazienki?
– Wezmę szybki prysznic. Jak chcesz, to leć – zaproponowałam, a on ku mojemu
zaskoczeniu posłuchał.
Jeszcze bardziej byłam zaskoczona, kiedy się przekonałam, co zdążył zrobić pod moją
nieobecność. Tak poprzestawiał meble, aby moje poddasze, na ile to możliwe, przypominało
Foxworth Hall.
– Łatwiej nam będzie się wczuć – rzekł, kiedy rozglądałam się, zaskoczona. – Może być?
– Tak, ale wychodząc, musimy przywrócić dawny wystrój.
– Ależ oczywiście, nie ma sprawy. – Usadowił się w fotelu i popatrzył na mnie. Usiadłam
na kanapie. Zaczął czytać.
Mama opowiedziała nam o wspaniałym świątecznym balu dziadków i Cathy zaczęła
błagać, żeby pozwoliła nam go zobaczyć.
– Jak mam to zrobić?
– Ukryjemy się gdzieś i tylko zerkniemy. Nikt nas nie zauważy. Proszę!
Mama przeniosła spojrzenie na mnie. Najwyraźniej liczyła, że odetnę się od prośby Cathy
albo spróbuję jej wyperswadować niebezpieczny pomysł, ale miałem już dosyć roli opiekuna,
a poza tym sam chciałem zobaczyć coś innego i pięknego. Mama wyczytała to z mojej twarzy.
Zastanawiała się przez chwilę, po czym odciągnęła nas na bok, żeby bliźniaki nie mogły
usłyszeć, co powie.
– Dobrze. Jest takie miejsce, w którym będziecie mogli się ukryć i chwilę poobserwować.
Ale tylko wy, bo bliźniaki nie potrafią jeszcze siedzieć cicho. Obiecajcie, że nic im nie powiecie
i zanim wyjdziecie, upewnicie się, że mocno zasnęły.
Przysięgliśmy solennie, a mama obiecała, że pojawi się za jakiś czas i zaprowadzi nas
tam, skąd będziemy mogli obserwować bal, a sami pozostaniemy niewidoczni. Sądziłem, że
Cathy wpadnie w euforię, ale po wyjściu mamy mina się jej wydłużyła.
– Co jest?
– Ona już dzisiaj nie przyjdzie. Będzie tak samo jak z naszą wymarzoną kolacją w Dniu
Dziękczynienia.
– Daj jej szansę – odparłem, choć w głębi serca czułem podobnie. Obietnice przychodziły
mamie z łatwością, podobnie jak późniejsze tłumaczenie, czemu ich nie dotrzymała.
Na szczęście tym razem oboje się myliliśmy. Mama wróciła, jeszcze piękniejsza niż
zwykle. Wyglądała jak księżniczka, jak gwiazda filmowa – w olśniewającej sukni wieczorowej
z wyjątkowo prowokującym dekoltem, który uwydatniał rowek pomiędzy piersiami. Dziwiłem
się, że ośmieliła się tak ubrać w domu naszej babci. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Nawet
w czasach, kiedy byłem młodszy, ale już fascynowała mnie kobieca nagość i widywałem mamę
paradującą nago po domu, nie czułem takiego poruszenia. Może dlatego, że od dawna nie
widziałem mamy radosnej i ślicznej, z krągłymi piersiami i policzkami zaróżowionymi
z podekscytowania, z oczami błyszczącymi jak diamenty i szmaragdy, tańczące w jej uszach. Bez
trudu mogłem sobie wyobrazić, jakie wrażenie jej uroda wywarła kiedyś na tacie i oczarowała go
tak, że zapomniał o tabu kazirodztwa. Poczułem, jak budzi się moja własna seksualność
i poczułem, że się czerwienię. Jak można w taki sposób reagować na własną matkę?
Kane przerwał i popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Miałam wrażenie, że
skurczył się w fotelu.
– Co się stało? – zapytałam. – Dlaczego przerwałeś?
Spodziewałam się, że znów poruszy swoją teorię o kompleksie Edypa, ale mnie
zaskoczył.
– Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poczułem coś takiego.
– Jak Christopher?
– Tak, w stosunku do własnej matki. Pierwszy raz komuś o tym mówię, choć oczywiście
czytałem o tych sprawach. Nie mam kompleksu Edypa – zaznaczył. – O ile coś takiego w ogóle
istnieje.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Milczałam i czekałam na dalszy ciąg.
– Miałem wtedy trochę więcej niż dwanaście lat. Mniej więcej od roku moja mama
zaczęła się pilnować, żeby nie pokazywać mi się nago i nie rozbierać na moich oczach. Zawsze
zamykała drzwi, ale pewnego razu…
– Zobaczyłeś ją nagą?
– Gorzej, podczas zbliżenia z tatą.
– Och.
– Podnieciłem się i nic nie mogłem na to poradzić. Czasami tak bywa, zwłaszcza
u chłopców – dodał szybko. – Rozumiesz?
– Tak.
– Już nigdy potem to się nie zdarzyło – ciągnął, lekko poirytowany.
– Moim zdaniem to normalne w pewnym wieku, kiedy zaczyna się…
– Dojrzewanie – dokończył z uśmiechem. Od razu poczułam ulgę. – I nie chodziło tylko
o pryszcze. – Wyraz jego twarzy znów się zmienił, powracając do mieszanki gniewu i poczucia
winy. Rozejrzał się po strychu i kiwnął do siebie głową.
– Co znowu? – zapytałam. – O czym teraz myślisz?
– To jest specjalne miejsce, Kristin, nasze poddasze tajemnic, prawda?
– Oczywiście. Oboje ślubowaliśmy dochowanie sekretu.
– Mówię poważnie.
– Ja również. Przecież pierwsza tego zażądałam, Kane. I obiecałam, że nigdy nikomu nie
powiem, co tu robimy i co mówimy, zwłaszcza jeśli chodzi o pamiętnik.
Kane pokiwał głową z satysfakcją.
– Wybacz, po prostu… nigdy nie byłem z nikim tak szczery, nawet z rodzicami ani
z siostrą.
– Pochlebiasz mi – odparłam, a jego uśmiech powrócił.
– Jesteś wyjątkowa, Kristin, naprawdę. Cieszę się, że mogłem powierzyć ci swój sekret.
Wiem, co to dla ciebie znaczy.
Popatrzył na notes trzymany w rękach.
– Czytaj dalej – zachęciłam. – Wszystko jest w porządku. Nie zrobiłeś ani nie
powiedziałeś niczego, co by mogło zmienić moje zdanie.
Tak mówiłam, ale w głębi duszy nie byłam pewna, czy rzeczywiście tak myślę.
Moje słowa musiały jednak zabrzmieć przekonująco, gdyż Kane kiwnął głową i wrócił do
czytania.
Mama uśmiechnęła się, jak gdyby wiedziała, jakie wrażenie wywarła na mnie jej uroda.
W sumie nie powinienem się dziwić. Często wyczuwała, o czym myślę.
Ostrzegła nas, żebyśmy nie siedzieli tam dłużej niż godzinę, gdyż istnieje ryzyko, że
bliźniaki się obudzą, po czym zaprowadziła nas do miejsca, z którego w dzieciństwie
podpatrywała dorosłych. Była to masywna, długa konsola z ażurowymi drzwiczkami. Ledwie się
zmieściliśmy w środku, ale za to zza kratek mieliśmy dobry widok na salę balową w dole, tonącą
w blasku wielu świec. Wypełniał ją elegancko wystrojony tłum; lśniła biżuteria kobiet, wielka
choinka jarzyła się tysiącem światełek i odblasków, a kelnerzy serwowali szampana i grała
orkiestra. W życiu nie widziałem takiej demonstracji przepychu i bogactwa. Dziadkowie byli
prawdziwymi bogaczami. Mama nie przesadzała.
Zerknąłem na Cathy. Miała zachwyconą minę, a mnie chciało się płakać. Te wszystkie
miesiące nudy i depresji, chorób i chłodu, te potoki okrutnych słów, wylewane na nas – wszystko
nagle straciło znaczenie i zbladło w złotym blasku. Jakby uniesiono zasłonę, aby pokazać nam, że
pewnego dnia te cuda mogą być naszym udziałem! Och, dlatego warto jest wytrzymać i walczyć,
pomyślałem.
Znów spojrzałem na siostrę i uśmiechnąłem się, widząc, jak odżyła. Wiedziałem, że
kiedyś wyrośnie na kobietę równie urodziwą jak damy w dole, jak nasza mama. Obserwowaliśmy
ją. Rozmawiała z mężczyzną wzrostu naszego taty. Nagle chwycił jej dłoń i ucałował ją
namiętnie. Miałem wrażenie, jakby lodowata strzała przeszyła mi serce. Cathy ze złością trąciła
mnie w bok.
– Widziałeś to? Na co ona mu pozwala?!
Oczywiście, że zauważyłem, ale nie chciałem o tym rozmawiać. Zamiast tego popadłem
w rozmarzenie, jak będą wyglądały nasze bale, kiedy wreszcie dziadkowie nas uznają
i zamieszkamy w tym domu na równych prawach.
Pomyślałem, że nic już więcej mnie dzisiaj nie zadziwi, lecz nagle pojawiła się nasza
babcia rodem z piekła, niezwykle elegancka, jak reszta kobiet na tym balu. Cathy była również
zaskoczona, ale wygłosiła tylko uwagę na temat wzrostu babki. Rzeczywiście, jej wysoka
sylwetka sterczała spośród tłumu gości, tak jak często złowrogo górowała nad nami.
W tym momencie zdarzyło się coś zaskakującego. Na salę wwieziono naszego dziadka na
wózku inwalidzkim.
– To on – szepnęła Cathy.
Dziadek się zatrzymał. Powoli uniósł głowę i popatrzył w naszą stronę. Byłem pewien, że
się uśmiecha. Cofnąłem się instynktownie, ale Cathy gapiła się z twarzą przyciśniętą do kratki.
– Wygląda jak tata, tylko starszy – powiedziała.
– Cóż, jest jego bratem przyrodnim.
– Ale…
– Cii – syknąłem. Niedaleko nas rozmawiało dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna. Mówili
o naszej mamie. Kobieta była wyraźnie krytyczna, za to mężczyzna, którego nazwała Albertem
Donne’em, zachwycał się mamą i żałował, że zamiast niego woli jakiegoś Bartholomewa
Winslowa. Wspomnieli, że kiedyś była ukochaną córeczką swojego ojca i powinna odziedziczyć
jego fortunę, ale teraz czarno to widzą. Potem się oddalili i przestaliśmy ich słyszeć.
– Kto to jest Bartholomew Winslow?
– Chodźmy już – ponagliłem zamiast odpowiedzi. Domyślałem się, że chodzi o faceta,
który tak namiętnie całował mamę w rękę i teraz nie odstępował jej na krok. – Bliźniaki mogą
w każdej chwili się obudzić.
Cathy chciała jeszcze popatrzyć, ale nie pozwoliłem jej zostać. Wróciliśmy do naszej
małej sypialni. Na szczęście bliźniaki spały mocno. Staliśmy przez chwilę nad nimi, oszołomieni
wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy.
– Czy mama wyjdzie za Bartholomewa Winslowa? To mieli na myśli tamci ludzie?
– A skąd mam wiedzieć? – warknąłem. Nie mogłem się pohamować. Kobieta, którą
widziałem w sali balowej, bardzo różniła się od kobiety, która przywiozła nas do Foxworth Hall.
Drżałem na myśl, co ta różnica może oznaczać.
Nagle poczułem dreszcz wyzwania i ekscytacji, gdyż przyszedł mi do głowy szalony
pomysł. A gdyby tak wykorzystać okazję, że wszyscy są zajęci balem, i spenetrować dom? Może
dowiedzielibyśmy się ciekawych rzeczy. Uświadomiłem Cathy, że mamy wyjątkową okazję –
mama jest zajęta, a drzwi są otwarte. Jednak Cathy obawiała się, że babcia nas nakryje
i wychłosta za karę. Ale ja się uparłem. Postanowiłem, że pójdę na poddasze, znajdę jakiś strój,
który posłuży mi za przebranie, a potem wyruszę na rekonesans. Znalazłem stary, czarny
garnitur, który na mnie pasował. Cathy przyglądała mi się zdumiona, kiedy z dumą paradowałem
przed nią, udając starszego dżentelmena.
– Nikt mnie nie rozpozna – zapewniłem.
Siostra, ciągle wystraszona, nie dała się przekonać. Poprosiła tylko, żebym wrócił jak
najszybciej. Czułem się jak bohater, wyruszający na wyprawę w nieznane. Miałem zdobyć
wiedzę, która może nas ocalić z niewoli. Cathy uśmiechnęła się, kiedy uścisnąłem ją na
pożegnanie. Przez moment wdychałem zapach jej świeżo umytych włosów, podziwiałem
gładkość skóry i chłonąłem bliskość ciała, nagiego pod nową koszulą nocną. Ogarnął mnie
przypływ pożądania i fala gorąca eksplodowała w dole brzucha, ogarniając ciało i twarz.
Pocałowałem ją w policzek. Ten pocałunek był takim zaskoczeniem dla nas obojga, że przez
chwilę trwaliśmy oniemiali, w bezruchu. Wreszcie zmusiłem się do śmiechu i udając, że jestem
rycerzem w zbroi, wymaszerowałem z pokoju na spotkanie z tajemnicami tego domostwa.
Kane urwał, spojrzał na mnie, a potem wyskoczył z fotela jak sprężyna i pocałował mnie.
– Co ci strzeliło do głowy? – spytałam z uśmiechem.
– Christopher pocałował siostrę. Powiedziałaś, że mamy robić to, co oni, kiedy o tym
przeczytamy.
– Ale nie dosłownie.
– Mówiłaś, tylko wyrzuciłaś to z głowy. – Wrócił na fotel. – Czy dotąd usłyszałaś coś, co
cię zaskoczyło?
– Nie zachowuj się jak belfer, Kane. Pamiętaj, że to nie jest zadanie szkolne.
Roześmiał się.
– Okay, wybacz. Słyszałaś, że stary popatrzył w górę i uśmiechnął się do nich.
– Rozumiem, że tak się Christopherowi wydawało, nie był pewien.
– Stary musiał o nich wiedzieć – stwierdził Kane z przekonaniem. – Znajomy twojego
wuja miał rację.
– Możliwe. Jak myślisz, co to wszystko oznacza?
Kane rozparł się wygodnie w fotelu. Wyglądał teraz jak młodsza kopia Sherlocka
Holmesa, emanująca spokojną pewnością siebie.
– Myślę, że stara powiedziała mu o nich już na samym początku, a on zgodził się, żeby
były trzymane na poddaszu pod kluczem. Oboje wierzyli, że to diabelski pomiot, no nie? Cholera
wie, może myśleli, że wyrosną im rogi i ogony?
– Dobrze, ale co z Corrine? – spytałam. – Z jednej strony jest matką, a z drugiej strony
matka tak dzieci nie traktuje. Chwilami mam wrażenie, że ona naprawdę wierzy w te bajki, które
im opowiada, nie uważasz?
Wzruszył ramionami.
– Może jej rodzice też nią manipulowali?
– Jak to?
– Rozumiesz, umacniali ją w przekonaniu, że jej plan ma szanse. Babka powiedziała
Corrine, że musi trzymać potomstwo w tajemnicy, dopóki stary nie kopnie w kalendarz. Zmusiła
córkę, żeby zachowywała się, jakby nie miała dzieci, oczywiście dla dobra sprawy. W tym czasie
na bieżąco informowała dziadka, jak się sprawy mają.
– A co on z tego miał?
– Mógł do woli delektować się zemstą, bo nigdy nie wybaczył córce, że kiedyś uciekła
z Christopherem seniorem. Dlatego postanowił zafundować jej piekło.
– Z tego, co ostatnio czytałeś, nie wynika, żeby przechodziła przez piekło.
– Zgoda, w tym momencie nie. Aktualnie jest znów ukochaną córeczką tatusia. Została
wychłostana i zmuszona do takiego traktowania własnych dzieci. Ojciec trzyma ją na smyczy,
którą po troszeczku luzuje – rozumiesz, własny samochód, forsa, ciuchy i biżuteria. W ten sposób
córka jest mu posłuszna i sama dba, żeby dzieci siedziały w zamknięciu. Już tylko ona mu
została, synowie nie żyją. Stary ma rozdęte ego i nie wyobraża sobie, że ród Foxworthów mógłby
wygasnąć. Powrót Corrine jest dla niego szansą. Ma córkę w garści i kształtuje wedle własnego
widzimisię. Czerpie z tego ogromną satysfakcję, może nawet to trzyma go przy życiu – ciągnął
z ożywieniem, najwyraźniej formułując myśli na bieżąco.
– Być może masz rację – przyznałam. Jego wnioski miały sens, przynajmniej w ramach
tego, co już wiedzieliśmy. – Uważam jednak, że powinniśmy wstrzymać się z osądem.
Uśmiechnął się.
– Jasne, sprawa wciąż jest otwarta. Niemniej uważam, że jedno z nas powinno
występować jako krytyk wobec drugiego. Cathy bezustannie podważa teorie Christophera,
prawda? Ty podważasz moje.
– Tak, ale…
– Czytajmy dalej. Chcę się dowiedzieć, co odkrył Chris. Mamy jeszcze czas.
Zerknęłam na zegarek.
– Dobra.
Z zadowoleniem skinął głową i wrócił do czytania. Kiedy zaczął, znów pomyślałam
o swoich obawach, że wspólne czytanie pamiętnika i wcielanie się w role Christophera i Cathy
wydobędzie z nas rzeczy nazbyt osobiste, z których nie zwierzylibyśmy się nikomu. Kane już
zaczął. Czy przygoda z pamiętnikiem zbliży nas do siebie, czy wręcz przeciwnie, w końcu
doprowadzi do rozstania?
Najciszej, jak mogłem, otworzyłem drzwi i wsunąłem się do pokoju, ale zamiast Cathy
powitała mnie mama. Nigdy nie widziałem w jej oczach takiej furii. Dosłownie w niej buzowała.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, uderzyła mnie mocno w lewy policzek, a potem jeszcze
mocniej w prawy. Znieruchomiałem kompletnie osłupiały, z piekącą twarzą.
– Gdzie byłeś? Jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego, wychłostam cię – wycedziła
wściekle. – Wychłostam was oboje tak, jak wychłostano mnie, bez litości. Słyszysz? Słyszycie?
Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.
Czy to jest ta sama mama, która tyle razy mnie tuliła i całowała, powtarzając, jak bardzo
jestem jej potrzebny i jak bardzo przypominam jej tatę?
Czy to jest ta sama mama, która liczyła, że pomogę jej przetrwać z nami ten kryzys,
i uważała, że jestem bardziej dojrzały niż reszta i może polegać na mnie jak na dorosłym? Ta
sama, która podkreślała, że rozumiem ją jak nikt inny?
Kim była ta kobieta, stojąca przede mną z zaciśniętymi pięściami i wściekłą miną?
W pokoju panowała taka cisza, że słychać było skrzypienie belek i podłóg starego domu.
A po nieznośnie długiej ciszy wyraz twarzy naszej mamy zaczął się zmieniać tak szybko, że
znów osłupiałem. Jak gdyby zawładnął nią demon, a teraz wypędziła go z siebie.
– Przepraszam, przepraszam! – zawołała. – Wybacz mi, błagam. Wybacz mi!
Wyciągnęła ręce – teraz już miękkim, łagodnym gestem – zbliżyła się i objęła dłońmi
moją twarz. Mamrotała nieskładnie, że nie powinienem już się jej obawiać i że groźba
wychłostania nas była oczywiście głupia i niepotrzebna. Obsypała moją piekącą twarz gradem
szybkich pocałunków; tuląc mnie, przyciągnęła mi głowę do swoich miękkich piersi, aż
dotknąłem ich ustami, spijając ciepło i miłość, które zachowała w sercu.
Gdy wreszcie mnie puściła, odstąpiłem krok w tył, ale za moment znów mnie pocałowała.
Tym razem jednak w usta, tak jak wiele razy całowała tatę. Zaledwie musnęła moje wargi; ten
pocałunek był błaganiem o wybaczenie. Odsunęła się ode mnie, łagodnym gestem odgarnęła mi
z twarzy kosmyk włosów i uśmiechnęła się tym matczynym, kochającym uśmiechem, który tak
dobrze znałem.
– Czy wybaczysz mi? Wybaczysz, synku?
– Tak, mamo – powiedziałem. – Wybaczam ci.
Na jej twarzy rozkwitł szeroki, ekstatyczny uśmiech i sięgnęła po dłoń Cathy. Widziałem,
że siostra trzęsie się ze strachu, przerażona atakiem furii mamy. Ona także widziała ją pierwszy
raz w takim stanie. Spojrzała na mnie i rysy się jej ściągnęły – już nie ze strachu, lecz z gniewu.
Dodałem jej otuchy spojrzeniem, ale nie była gotowa do ugody. Mama też to widziała.
Zaczęła się tłumaczyć, że zareagowała tak gwałtownie, gdyż wszystko właśnie zaczęło się
układać. To trafiło do Cathy.
– Jak? – spytała z ożywieniem. – Powiedz, co się dzieje!
– Nie teraz – rzekła mama. – Muszę iść. Spróbuję wpaść jutro i wszystko wam wyjaśnić.
Wybacz mi, Christopherze – dorzuciła i ucałowała mnie przed wyjściem. Zanim znikła za
drzwiami, powiedziała coś jeszcze, co było nie na miejscu i zabrzmiało głupio. – Wesołych
świąt.
Zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku.
Cathy odwróciła się ku mnie.
– Przez chwilę myślałam, że nasza babka z piekła wstąpiła w jej ciało – powiedziała i jej
spojrzenie powędrowało ku prezentom. Nagle ogarnęło mnie wrażenie, że to wszystko jest
żałośnie niestosowne – choinka i prezenty w tym więzieniu, gdzie musimy pełnić role rodziców
dla naszego młodszego rodzeństwa, rodzona babcia traktująca nas jak przestępczy pomiot
i narzucająca nam absurdalne i bezlitosne zasady.
– Wesołych świąt – życzyła mi szyderczo Cathy.
– Ona nie chciała nas urazić, Cathy. Po prostu się przeraziła, kiedy mnie tutaj nie zastała.
Pomyślała, że ktoś odkrył moją obecność i wszystko przepadło – tłumaczyłem.
Cathy odwróciła się bez słowa, jakby język skamieniał jej w ustach, i cicho wsunęła się
do łóżka obok Carrie.
Rozebrałem się szybko i postanowiłem poleżeć przy niej przez chwilę. W milczeniu
oparła głowę na mojej piersi, a ja otoczyłem ją ramieniem.
Ku mojemu zaskoczeniu Kane opuścił notes na kolana i popatrzył na mnie. Tak dobrze
czytał i tak wczuł się w atmosferę pamiętnika, że naprawdę miałam wrażenie, jakbym była na
tamtym poddaszu z Christopherem. Nie chciałam, żeby przerywał. Mieliśmy jeszcze sporo czasu.
– Co jest?
– Ta kanapa, na której siedzisz.
– Nie rozumiem…
– Jest rozkładana.
– I co z tego?
Wstał.
– Zróbmy to – powiedział. Odruchowo wyprostowałam się na siedzeniu. – Odtwórzmy tę
scenę – dodał, wyciągając ku mnie rękę. Pomógł mi wstać, a potem zdjął poduszki i rozłożył
kanapę, wznosząc przy tym chmurę kurzu. Zaczęliśmy machać rękami, żeby ją rozgonić. –
Powinniśmy tu trochę posprzątać. Oni sprzątali na swoim poddaszu.
– Jasne, jakbym mało miała sprzątania w domu – mruknęłam.
– Pomogę ci. – Rozejrzał się i podszedł do jednego z kufrów. Otworzył go i wyjął stary
pled. – Na razie musi wystarczyć – powiedział, po czym nakrył nim kanapę i dodał poduszki. –
Ta-daam!
– Co robisz?
– Jesteśmy Christopherem i Cathy, leżącymi na łóżku. – Sięgnął po pamiętnik. – Chodź –
zachęcił i położył się na kocu.
Przypomniałam sobie o moich wcześniejszych obawach, że zapędzimy się za daleko, jego
pomysł mnie jednak zaintrygował. Posłuchałam i położyłam się obok. Kane usiadł na łóżku,
ściągnął koszulkę, znów się położył i zapraszająco poklepał swoją pierś. Miałam oprzeć tam
głowę, jak Cathy. Otworzył pamiętnik i otoczył mnie ramieniem, ale nie zaczął czytać.
– Zaraz – powiedział.
– Co?
– Musisz jeszcze bardziej się wczuć, być Cathy.
– Nie mam tu nocnej koszuli, Kane.
Spojrzał na szafę z ubraniami mojej mamy.
– Tam na pewno coś znajdziesz.
Wciąż się wahałam.
– Ja też jestem za bardzo ubrany. – Znów usiadł, żeby ściągnąć spodnie.
Moje serce nagle przyspieszyło. Poczułam, jak w dole brzucha wzbiera ciepła fala
podniecenia i rozlewa się pod skórą, wypełniając uda. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do
szafy. Z prawej strony wisiały dwie koszule nocne. Wyjęłam jedną i zaczęłam się rozbierać.
Kane, rozebrany do slipek, leżał i czekał, wpatrując się we mnie. Odwrócona do niego plecami,
także rozebrałam się do majtek i założyłam koszulę. Wygładziłam ją na sobie i położyłam się
obok Kane’a. Oparłam głowę na jego piersi, a on pieszczotliwie przeczesał mi palcami włosy
i sięgnął po pamiętnik.
Teraz już nie miałam żadnych wątpliwości.
Byliśmy na poddaszu Foxworth Hall.
W ciszy, jaka zapadła pomiędzy nami, napawałem się ciepłem ciała siostry, którego nigdy
wcześniej nie miałem okazji poczuć. Trudno wytłumaczyć, jak mogło do tego dojść – być może
sprawiła to emocjonalna kolejka górska, na której pędziliśmy w nieznane – dość, że nie myślałem
teraz o Cathy jako siostrze. Teraz widziałem ją bardziej jako dziewczynę, młodziutką i lekko
przerażoną, a jednocześnie pragnącą mojej bliskości i dotyku. Owładnęło mną podniecenie,
którego się nie spodziewałem.
Zacząłem paplać o wszystkim i o niczym; znów broniłem mamy, a potem stwierdziłem,
że wszyscy się zmieniamy. Od razu się ożywiła i zapytała, jak ona się zmieniła w moich oczach.
Miałem ochotę powiedzieć jej, że jest teraz znacznie bardziej dojrzała i jeszcze ładniejsza, ale coś
mnie powstrzymywało. Po prostu bałem się mówić Cathy takie rzeczy.
Zamiast tego zdałem jej relację z mojego sekretnego rekonesansu. Zabawa chyliła się
ku końcowi i wielu balowiczów wyglądało na pijanych. Widziałem, jak pielęgniarka
wyprowadza wózek z naszym dziadkiem. Po chwili zobaczyłem mamę wchodzącą po schodach
z Winslowem, który koniecznie chciał zobaczyć jej niezwykłe łoże. Sprytny fortel wymyślił,
żeby trafić do sypialni naszej mamy! Nie zamierzałem mówić Cathy więcej, lecz nalegała.
Przyznałem więc, że całowali się na schodach i ten mężczyzna dotykał mamy. Wiedziałem, że to
zirytuje Cathy, ale na pewno nie bardziej niż mnie w momencie, kiedy na nich patrzyłem.
Bartholomew nalegał, by pokazała mu słynne łoże w kształcie łabędzia, które, jak wynikło
z dalszej rozmowy, należało kiedyś do babci. Temat robił się coraz bardziej niebezpieczny, więc
dla odmiany opisałem, jak zawędrowałem do galerii myśliwskiej, gdzie na ścianach wisiały
niezliczone głowy zwierząt oraz wielki portret naszego dziadka, Malcolma Neala Foxwortha.
Jednak Cathy ta część opowieści w ogóle nie interesowała.
Znów się zawahałem, ale przecież obiecałem, że opowiem jej o wszystkim, i nie mogłem
się wycofać, choć wiedziałem, że prawda ją zaboli. Opisałem więc amfiladę pokojów mamy,
z łabędzim łożem na końcu, które zobaczyłem, kiedy otworzyła drzwi. Nie można było tego ująć
inaczej – to była sypialnia godna księżniczki.
Nasza mama żyła w luksusie, podczas gdy my dusiliśmy się w maleńkiej sypialni,
a do wyboru mieliśmy zakurzone, zagracone, zatęchłe poddasze, gdzie ledwie dochodziło słońce.
Zamknięci w tym więzieniu, z każdym dniem zbliżaliśmy się do siebie, aby szukać bliskości
i nadziei w jedynych osobach w naszym wieku, jakie znaliśmy – w sobie nawzajem. Oficjalnie
nie byliśmy sierotami, bo mieliśmy jeszcze mamę, ale coraz częściej tak się czuliśmy.
Mrok chyba nigdy nie był bardziej mroczny, a cisza – tak przeraźliwa. Żyliśmy
w świecie, w którym nawet płacz nie miał sensu. Kto by nas usłyszał? Otarł nasze łzy? Jak
bardzo różniliśmy się od dzieci, które tu przyjechały! Przerażeni i nieszczęśliwi, ale pełni
nadziei. Słowa mamy niosły piękne obietnice. Wierzyliśmy jej, a mieliśmy inne wyjście?
Musieliśmy mieć powód, żeby trwać, dorastać i marzyć o lepszej przyszłości.
Kane po raz kolejny przerwał i odwrócił się do mnie.
– Gdybym to ja leżał z nią w tym łóżku, powiedziałbym: „Wygląda na to, że mamy tylko
siebie, Cathy”.
– Rzeczywiście, teraz jasne jest, że matka ich okłamywała, gdy narzekała na swoje
ciężkie życie i ciągle prosiła o cierpliwość.
– Christopher już wie więcej, ale wciąż jej wybacza. W tym domowym więzieniu musiał
czuć się strasznie samotny, a potrzeba wsparcia mamy była przemożna, nawet matki wyrodnej.
Pomyśl o maluchach!
– Tak. – Łzy napłynęły mi do oczu. Kane pochylił się ku mnie i zaczął je delikatnie
scałowywać. Czułam jego wargi na rzęsach jak wilgotne, miękkie chusteczki. Potem obsypał
drobnymi pocałunkami policzki, jak gdyby szukał drogi do moich ust. Nie miałam w tych
sprawach dużego doświadczenia, ale czułam, że Kane jest mistrzem pocałunku. Dopadł moich
warg i przydusił je swoimi tak mocno, że jeszcze długo po tym, jak je uwolnił, czułam słodkie
mrowienie.
– Teraz łatwo zrozumieć, dlaczego bardziej zbliżali się do siebie – potrzebowali coraz
więcej pocieszenia i miłości – wyszeptał z ustami przy moim uchu, muskając wargami puszek na
policzku. Jedną ręką pieścił moje piersi przez cienki materiał, a drugą wsunął pod maminą
koszulę i zadarł ją szybkim, choć delikatnym ruchem, po czym odwrócił mnie ku sobie
i przygarnął, a potem zaczął całować długo i namiętnie, burząc ostatni bastion mojego oporu.
Kiedy się cofnął, to ja zaczęłam szukać jego ust i znów się pocałowaliśmy. Nagle
zesztywniałam, bo poczułam dłoń Kane’a na nagiej skórze piersi, pod koszulą. Drażnił palcem
sutek, sunął ustami po mojej szyi i owiewał ją ciepłym oddechem. Byłam zaskoczona swoją
gwałtowną, lękliwą reakcją. Wtem poczułam, że zsuwam się po niebezpiecznej równi pochyłej,
o której mówiła moja ciocia Barbara, która na prośbę taty uświadomiła mnie w tych sprawach.
– Nie bój się – szepnął Kane. Pocałował mnie w czoło i znów próbował zająć się czule
moimi sutkami, lecz ja się usunęłam.
– Oni tego nie robili – upomniałam go.
Uśmiechnął się.
– Dobrze, dobrze, przeniesiemy się z tym na dół. Na dzisiaj wystarczy lektury –
powiedział i wstał. Rzucił mi pytające spojrzenie, by się upewnić, czy zgadzam się z jego
decyzją. Płomienie, które we mnie rozpalił, ciągle jeszcze migotały i nie zgasły. Tak wiele miejsc
na moim ciele wciąż łaknęło pieszczoty. Czułam się, jak gdybym za długo siedziała na słońcu.
Skóra mnie piekła.
Kiwnęłam głową i również wstałam. Kane ubrał się szybko i zaczął składać kanapę. Ja też
się ubrałam i odwiesiłam do szafy koszulę mamy. Potem zamknęłam okna i opuściliśmy
poddasze, rzuciwszy ostatnie, kontrolne spojrzenie, czy wszystko jest na swoim miejscu. Kane
miał minę kogoś, kto przebywał tam całe lata i wreszcie może opuścić to miejsce.
Wziął mnie za rękę. Namiętność, która nas połączyła, trwała na moich wargach niczym
posmak słodkiego miodu, który tak łapczywie spijałam. Moje ciało było rozkosznie rozedrgane
i w obojgu wciąż płonął żar, który roznieciliśmy pieszczotami. Żadne nie wyrzekło słowa.
Spieszyliśmy do mojej sypialni i byłam już prawie pewna, że zaraz uczynię ten krok i – jak
mówiły moje przyjaciółki – „przekroczę Rio Grande”.
Już prawie tam byliśmy, kiedy usłyszałam, jak otwierają się drzwi wejściowe.
Zamarliśmy na moment, a potem jednym susem wpadliśmy do sypialni.
– Czy ktoś jeszcze ma klucz do domu? – zapytał Kane ściszonym głosem.
– Nie. To na pewno mój tata. – Jednym ruchem wsunęłam pamiętnik pod poduszkę
i rozłożyłam się na łóżku z otwartym podręcznikiem historii, udając, że czytam.
Kane z kwaśną miną wyjął swoje książki z plecaka i położył na moim biurku test
z matematyki.
– Jeśli chcesz szybko zniszczyć romantyczny nastrój, weź się za matmę – mruknął.
Słyszeliśmy kroki taty po schodach. Nerwowo przygładziłam włosy i strój, zanim
zapukał.
– Hej! – zawołałam i wszedł.
Obrzucił nas badawczym spojrzeniem. Kane uniósł głowę, jakby nie usłyszał go
wcześniej, zatopiony w zadaniach z algebry.
– Jeśli tak dalej pójdzie, razem wygłosicie przemówienie na koniec szkoły – zażartował
tata.
Z wyrazu jego oczu i sposobu, w jaki niedostrzegalnie zacisnął wargi, domyśliłam się, że
nie wierzy w ten obrazek. Zapewne prezentowaliśmy się zbyt idealnie i niewinnie, a może
zdradziły nas rumieńce, które jeszcze nie zbladły. Nie mieliśmy czasu, żeby przemyć twarze
zimną wodą. Nie miałam jednak wrażenia, że tata jest na mnie zły – był tylko zatroskany, może
bardziej niż zwykle.
Nie dał się oszukać, a ja mimo woli zaczęłam się zastanawiać, skąd nastolatki czerpią
pewność, że potrafią zwieść rodziców. Tata mi się nie zwierzał, ale było dla mnie oczywiste, że
w młodości bywał w podobnych sytuacjach. A przecież powszechnie wiadomo, że dzisiejsze
nastolatki są bardziej aktywne seksualnie niż kiedyś ich rodzice. Ósmoklasistki zachodzą
w ciążę, a sprawa dziewictwa została kompletnie postawiona na głowie. Kiedyś dziewczyna
dumnie niosła swoją niewinność, niczym sztandar, zachowując dziewictwo dla mężczyzny,
którego pokocha i który pokocha ją – a teraz dziewictwo jest uważane za balast czy jakąś
wstydliwą przypadłość.
Mój tata ciężko pracował. Zrezygnował z życia towarzyskiego, w przeciwieństwie do
większości rodziców, co jednak nie znaczy, że nie znał życiowych realiów. Po prostu z jednej
strony mi ufał, bo wierzył, że nie narobię głupstw, a z drugiej strony martwił się o mnie,
zwłaszcza teraz, kiedy zaczęłam chodzić z chłopakiem tak wyzwolonym i uprzywilejowanym jak
Kane Hill.
– Witam, panie Masterwood – powiedział Kane. – Proszę się nie martwić, na razie Kristin
wyprzedza mnie o parę długości. Potrzebuję teleskopu, żeby zobaczyć jej stopnie.
Tata się uśmiechnął.
– To do niej podobne.
– Co się stało, że dzisiaj wróciłeś tak wcześnie? – zagadnęłam. – Mówiłeś, że przez cały
tydzień będziesz miał robotę do samego wieczora.
– Muszę się przebrać. Zostałem zaproszony na kolację do Spencer’s.
– Spencer’s? Dobry adres – zauważył Kane. – Mój ojciec umawia się tam na
finalizowanie kontraktów.
Tata kiwnął głową.
– Kto cię zaprosił? – spytałam.
– Pan Johnson. Chce, bym kogoś poznał – dodał. Wyczułam, że jest taki lakoniczny ze
względu na Kane’a.
– Twój niebieski garnitur był miesiąc temu w pralni – poinformowałam. – Wisi w szafie
po prawej stronie.
– Właśnie o nim myślałem. Świetnie.
– Załóż do niego tę jasnoniebieską koszulę z krawatem, którą dostałeś ode mnie na
Gwiazdkę – dodałam, kiedy wychodził.
Zerknął na Kane’a, lekko zawstydzony, ale posłusznie kiwnął głową i wyszedł, cicho
zamykając za sobą drzwi.
Rozśmieszył mnie wyraz twarzy Kane’a.
– O co ci chodzi? – spytałam.
Pokręcił głową.
– Ty naprawdę o niego dbasz!
– Dbamy o siebie nawzajem, Kane.
Na moment spoważniał, a potem znów pochylił się nad matmą.
– Powiedz mi, kiedy będziesz głodna, dobra? – poprosił. – Zamówię coś.
– Mogę coś szybko upichcić tutaj, tylko nie zapomnij zadzwonić, że będziesz później –
przypomniałam. – Odrabiaj grzecznie lekcje, niedługo wrócę – powiedziałam i zeszłam do
kuchni sprawdzić, co się nadaje na kolację. Moim popisowym daniem była pasta z oliwą, serem
i bakłażanami. Na szczęście znalazłam wszystkie składniki, więc zabrałam się do roboty.
Dwadzieścia minut później usłyszałam kroki na schodach, a po chwili w drzwiach
kuchennych stanął tata.
– No i jak? – zapytał niepewnie, jak chłopczyk czekający na aprobatę mamy.
– Wyglądasz świetnie, tato. – Podeszłam do niego, odgarnęłam mu z twarzy kosmyk
włosów i czule cmoknęłam go w policzek.
– Czuję się trochę niezręcznie w garniturze i krawacie, zwłaszcza po całym dniu na
budowie. – Zerknął na schody. – Widzę, że zostaje na kolację – dodał, obserwując moje
przygotowania.
– Tak. Przygotuję pastę i sałatkę. Do tego odmrożę włoski chleb, który odkryłam
w zamrażarce. Powinno wystarczyć.
– Na pewno będziesz miała lepszy posiłek ode mnie. Nie lubię służbowych kolacji. Kiedy
wyczekuje się na przerwę w jedzeniu, piciu i towarzyskiej paplaninie, aby powiedzieć coś
konkretnego.
– Widzę, że ty i wujek Tommy macie kompletnie inne podejście do interesów. On
twierdzi, że im lepszy kontrakt, tym lepsza restauracja, albo odwrotnie, nie pamiętam dokładnie.
– Tommy jest rozpuszczony przez Hollywood.
– Dobra, powiedz, kto będzie na tej kolacji? – zapytałam i wstrzymałam oddech
w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Ktoś, kto przyleciał specjalnie na to spotkanie. Sam nie wiem, kogo i czego mam
oczekiwać.
– Nie znasz jego nazwiska?
– Nie. Powiedziano mi tylko, że jest głównym udziałowcem w spółce, która kupiła
posiadłość. Zaczynam podejrzewać, że chodzi tu o jakieś kombinacje z uniknięciem podatku, bo
cały ten interes jest zbyt korzystny, żeby był prawdziwy. Ale nie musisz się martwić. W końcu
się okaże, o co chodzi.
– „Wyjdzie w praniu”, jak mówisz?
– Mam nadzieję, że nie w praniu brudnych pieniędzy – zażartował. – Życzę smacznego –
dodał. Pocałował mnie szybko i wyszedł.
Wyglądał naprawdę korzystnie, bardziej przystojnie niż kiedykolwiek, ale nawet bez
doświadczenia dojrzałej kobiety wyczuwałam, że brakuje mu czegoś bardzo istotnego.
Mianowicie luzu i radości życia, którymi emanują szczęśliwi mężczyźni. Za długo nosił w sobie
rozpacz i tęsknotę. Nie chciały zniknąć i w zakamarkach jego duszy czaił się mrok. Dlatego, jeśli
nawet coś go cieszyło, trzymał emocje na wodzy, spętany wiecznym poczuciem winy. Nie śmiał
być szczęśliwy bez niej. Czasem coś go ożywiało i jego twarz już zaczynała promienieć, lecz
nagle wracało poczucie straty i świadomość, że mama nie podzieli z nim tej radości. Każdy
śmiech, każda miła chwila nieuchronnie rodziły łzy. Jak gdyby zasypiał i budził się,
przepraszając, że ciągle żyje, zamiast dołączyć do niej w grobie.
Wiedziałam o tym i serce mi się ściskało. Narastało we mnie poczucie winy z powodu
Kane’a i tego, co z nim robiłam. Nigdy nie miałam równie poważnych tajemnic przed tatą. Jak
kiedyś mu to wytłumaczę? Obawiałam się, że znienawidzę za to siebie, ale i Kane’a – że
zachęcał mnie do zakazanego procederu, który tak go ekscytował. Czy mam powiedzieć mu
szczerze, co czuję, i zakończyć seanse na poddaszu? A jeśli już zaszliśmy za daleko? Jak to
wpłynie na naszą znajomość? Kane zdążył mi wyznać swój najgłębszy sekret, o którym dotąd nie
mówił nikomu, nawet najbliższym.
Szykowałam kolację, a niewesołe myśli kłuły mi serce jak szpilki. Kroiłam cebulę na
sałatkę, ale łzy, które ciekły mi ciurkiem, miały inną przyczynę. Usiłowałam jakoś się pozbierać,
kiedy usłyszałam kroki Kane’a na schodach.
– Nie przyszłaś – powiedział z pretensją.
– Zajęłam się szykowaniem kolacji. Jestem głodna, a ty?
– Bardzo. – Uśmiechnął się znacząco i odpowiedziałam mu uśmiechem. – Nagrałem się
mamie na pocztę głosową i wysłałem esemesa do Marthy, naszej gospodyni. A twój staruszek
pojechał?
– Tak. Nienawidzi biznesowych kolacji.
– Mój ojciec ma biznesowe śniadania, lunche i kolacje. Raz miał nawet biznesowego
sylwestra – dodał.
– Żartujesz?
– Skądże. Zaprosił wszystkich szefów koncernów samochodowych oraz ich żony do
naszego domu i do wybicia północy rozmawiali wyłącznie o interesach. Miałem wtedy tylko
jedenaście lat, ale doskonale to pamiętam, bo razem z siostrą szpiegowaliśmy ich po północy, tak
jak Christopher i Cathy podpatrywali bal swoich dziadków. W końcu znudzeni wróciliśmy do
pokojów. Myślałem wtedy, że skoro tak bawią się dorośli, to ja wolę pozostać dzieckiem.
– I pozostałeś.
Zachichotał.
– Tym razem ja nakryję do stołu – zdecydował. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Hej,
nie jestem zepsutym bachorem. Może zblazowany ze mnie gość, ale nie zepsuty. Miałem ze dwa
lata, kiedy mama zaczęła mnie uczyć, jak rozkładać sztućce, zwijać serwetki oraz ustawiać
kieliszki i wino.
– Chyba jednak więcej niż dwa lata.
– No dobra, ale byłem mały. Kształcili mnie na księcia, rozumiesz? – dodał ze śmiechem.
Pokazałam mu, skąd ma wyjąć zastawę, i poszedł nakryć do stołu. Ja zostałam przy
kuchni. Od czasu do czasu zerkaliśmy na siebie, przypominając sobie namiętność, której
doświadczyliśmy na poddaszu, ale nic nie mówiliśmy.
– Dzisiaj muszę już naprawdę przyłożyć się do lekcji – oznajmiłam, kiedy sprzątaliśmy
po jedzeniu. – Jutro mamy testy z historii i z anglika.
– Dobrze, ale nie wyrzucaj mnie. Obiecuję, że będę trzymał ręce przy sobie – powiedział
Kane. – Ja też mam jeszcze trochę roboty.
– Odnoszę wrażenie, że nie spieszy ci się do domu… nigdy.
– Nic dziwnego, twoje towarzystwo jest ciekawsze.
Wróciliśmy do mojego pokoju i zabraliśmy się do lekcji. Tuż przed dziewiątą Kane
schował książki i oświadczył, że znacznie się przy mnie podciągnął, ale więcej nie wytrzyma
tego wkuwania. Roześmialiśmy się i pozwoliłam mu na pocałunek. Wiedział, że dalej nie może
się posunąć. Tata mógł wrócić lada chwila.
– Jadę do domu – powiedział Kane. – Czekam na ciebie rano.
– Wreszcie zapomnę, jak się prowadzi.
– Zatem pozwól, by pamiętnik był w moim domu…
– Nie – ucięłam stanowczo.
Kane ze śmiechem uniósł ręce w geście kapitulacji i tyłem wycofał się do drzwi.
– Nie strzelaj, już sobie idę. Zaraz mnie nie będzie. – Posłał mi całusa i znikł.
Podeszłam do okna i obserwowałam, jak odjeżdża. Po minucie nadjechał tata. Od razu
ruszył na górę. Kroki miał ciężkie i wiedziałam, że jest bardzo zmęczony. Wyszłam na korytarz,
aby go powitać.
– Cześć. Jak kolacja?
– W porządku, tylko stek był za bardzo wysmażony jak dla mnie.
– Nie pytałam o jedzenie, tato.
Zatrzymał się i patrzył na mnie.
– Pamiętasz metaforę o obieraniu cebuli?
– Tak.
– Próba dowiedzenia się, kto stoi za budową nowego domu na fundamentach Foxworth
Hall, przypomina właśnie obieranie cebuli.
Myślałam, że zakończy rozmowę, ale to była tylko długa pauza, jakby musiał
uporządkować myśli. Czekałam cierpliwie.
– Facet, którego dzisiaj poznałem, nie jest osobą, która stoi za całym przedsięwzięciem.
Arthur Johnson stanowi tylko jedną warstwę cebuli, a jego dzisiejszy gość – drugą. Bóg jeden
wie, ile jeszcze jest tych warstw.
– A kto to?
– Doktor Martin West.
Wyraźnie czekał na moją reakcję, czy nie skojarzę tego nazwiska z pamiętnikiem.
Pokręciłam głową.
– Jaką ma specjalizację?
– Jest psychiatrą.
Znów czekał na moją reakcję, ale i tym razem zaprzeczyłam.
– Skąd on się wziął? – dopytywałam.
– Nie spowiadał mi się, ale jestem pewien, że pracował w klinice, w której po pożarze
umieszczono Corrine Foxworth.
– Corrine była jego pacjentką?
– Tak. Moim zdaniem to stąd Arthur Johnson i jego żona wiedzą tyle o wnętrzach starego
Foxworth Hall. Doktor West nasłuchał się opowieści Corrine w czasie terapii, którą z nią
prowadził. Rozumiesz, pacjentka na kozetce, słowotok, te sprawy.
– Arthur Johnson jest zatrudniony przez tego psychiatrę?
– Niezupełnie. W każdym razie nie ma o tym wzmianki w oficjalnych dokumentach.
Właściciele i udziałowcy funduszu nie zostali ujawnieni.
– Ale doktor jest bogatym człowiekiem?
– Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że reprezentuje kogoś innego, mianowicie głównego
inwestora w funduszu hedgingowym Johnsona. Tyle tylko mogę ci powiedzieć. Głowa mnie
rozbolała od tej piętrowej intrygi. Idę spać.
– Denerwujesz się tym? – spytałam szybko.
– Czy się denerwuję? – Zastanawiał się przez chwilę. – Nie wiem, czy to właściwe słowo.
Jestem raczej… skołowany, ale zamierzam skoncentrować się na robocie i dać sobie spokój
z dywagacjami. Ach, byłbym zapomniał, pani Osterhouse odbierze indyka, którego zamówiłem.
Dałem jej listę produktów, których potrzebuję. Kiedy zaczynasz ferie?
– W następną środę. Zawsze sami odbieraliśmy indyka i robiliśmy zakupy.
– Wiem, ale ona koniecznie chciała wyświadczyć mi przysługę. Czasami uprzejmość
polega na tym, że pozwalamy komuś pomóc sobie. Może to brzmi bezsensownie, ale tak jest.
Może resztę zakupów świątecznych zrobimy w niedzielę, z zakupami na cały tydzień?
– Okay, rozumiem. – Darowałam sobie uwagę, że usłużność pani Osterhouse wynika
z pragnienia, aby stać się członkiem naszej rodziny. Jednak tata, jak wiele razy przedtem, dobrze
wiedział, co myślę. I nie komentował.
– W takim razie ustalone. – Już miał odejść, ale się zatrzymał. – A jak wasza kolacja?
– Pyszna – powiedziałam i wreszcie się uśmiechnął.
– Z pewnością. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. A teraz czas spać. Dobrej nocy.
Patrzyłam, jak idzie do swojego pokoju, i zrobiło mi się smutno, bo miałam wrażenie, że
nagle się postarzał; ramiona mu opadły, zmęczone dźwiganiem brzemienia smutku po śmierci
mamy i troski o to, co powinien i co jest w stanie zrobić dla mnie.
Zatroskanie taty uświadomiło mi, że mam ważny powód, aby czytać pamiętnik
Christophera – może znajdę w nim odpowiedzi na jego pytania. Kto pragnął wybudować wielki
dom na fundamentach Foxworth Hall i dlaczego? Może jakieś tropy są w pamiętniku?
Oczywiście nie zamierzałam mówić o tym Kane’owi. Na razie nie miałam pojęcia, o co w tym
wszystkim chodzi i czy istnieje jakieś powiązanie z dziećmi Dollangangerów. Poza tym nie
chciałam rozmawiać o tym w szkole.
Niepotrzebnie się obawiałam, bo nazajutrz w szkole przyjaciółki paplały wyłącznie
o zbliżającej się imprezie u Tiny Kennedy. Kane wiedział, że strasznie nie chcę tam iść. Niemniej
z uciechą droczył się z nimi, twierdząc, że wciąż nie podjęliśmy decyzji.
– Jest sporo lekcji do zrobienia.
– Lekcje? Co ty gadasz? – zirytowała się Tina.
Kane zerknął na mnie, a potem uśmiechnął się do niej, wzruszył ramionami i odeszliśmy,
zostawiwszy biedaczkę z rozdziawionymi ustami.
– Po co się z nią drażnisz, Kane? Nie wiesz, że w dziewczynach takich jak Tina każde
twoje spojrzenie rozpala iskierkę nadziei?
– Przecież wcale się z nią nie drażnię, mówię prawdę, nie słyszysz? Naprawdę mamy
mnóstwo zadane. Najpierw odrobimy lekcje, a potem pójdziemy na poddasze.
– Dopiero wtedy, kiedy tata wyjdzie – przypomniałam. – Z drugiej strony, jeśli za
każdym razem będzie nas zastawał w moim pokoju, wreszcie nabierze podejrzeń.
Kane spojrzał na mnie dziwnie spod zmrużonych powiek, lekko przechylając głowę.
– Rozumiem, że nie przesadzasz, kiedy nazywasz go zagorzałym wrogiem pamiętnika? –
zagadnął.
– Skądże. Tata jasno wyraził swoje stanowisko.
Kane nadal miał sceptyczną minę, co mnie zirytowało. Przez resztę dnia byłam wkurzona,
na niego i nie tylko. Do przyjaciółek nie chciało mi się podchodzić. Nie miałam nic pochlebnego
do powiedzenia na temat nowej szminki Suzette, podkreślającej jej seksowne usteczka. Tak je
nazywała, od kiedy kumpel jej starszego brata, licealisty, skomplementował ją w ten sposób –
prawie cały tydzień wachlowała się potem rzęsami z przejęcia.
Nie tylko Suzette ignorowałam. Kyra paradowała ze złotym „zegarkiem gwiazd” na
czarnym, nabijanym ćwiekami pasku, owiniętym parę razy na przegubie. W tym roku jej
urodziny przypadały w Dniu Dziękczynienia, więc jej tatuś się postarał, aby prezent był
wyjątkowy. Praktycznie mogłaby takie cuda dostawać co tydzień, nawet kilka naraz. Każda z nas
marzyła o czymś takim, więc powinnam wykrzesać z siebie choć minimum zainteresowania. Ale
mi się nie chciało.
Miewałam takie momenty, jeszcze zanim Kane zaproponował wspólne czytanie
pamiętnika. Bez wyraźnego powodu nagle zaczynałam stronić od przyjaciółek. Na szczęście
moje humory szybko mijały. Były jak obłoczki czarnego dymu zaraz po zapaleniu zapałki, które
od razu się rozwiewają. Kane zawsze przeciągał mnie na jasną stronę życia swoimi żarcikami
i tym zaraźliwym uśmiechem, któremu nie sposób się oprzeć.
Zdawał sobie sprawę, że zdenerwowałam się jego sugestią, iż demonizuję niechęć mojego
taty wobec dziennika. Przeprosił mnie w czasie lunchu, łamiąc przy tym zasadę, że o pamiętniku
rozmawiamy tylko na poddaszu, a już nigdy poza moim domem.
– Opowieść Chrisa jest smutna, czasem dramatyczna i brutalna, ale jeśli porównać ją
z innymi prawdziwymi historiami o ludziach zamkniętych w jednym miejscu przez lata, widać,
że nie ma w niej czarnej magii ani tego typu rzeczy. I wyłącznie to miałem na myśli.
– Jeszcze nie dotarliśmy do końca, Kane. Może zmienisz zdanie.
Kiwnął głową.
– Niewykluczone. W każdym razie mamy ważny powód, aby kontynuować nasze dzieło:
w ten sposób wspieramy się nawzajem.
– Wspieramy?
– Tak jak Christopher i Cathy – wyjaśnił. – Niemiłe rzeczy, które cię spotykają, są
znacznie bardziej niemiłe, kiedy zmagasz się z nimi sama. Kiedy dzieje się coś przykrego,
potrzebujemy wsparcia drugiego człowieka. Potrzebujemy empatii i współczucia, by poradzić
sobie z problemem.
– Rzeczywiście, im nie pomógł nikt. Nawet mama – przyznałam.
– No właśnie.
– Macie takie miny, jakbyście stracili najlepszych przyjaciół. – Przy naszym stoliku
wyrosła nagle Serena Mota.
Kane zerknął na mnie.
– Jesteśmy zdołowani, bo nie damy rady zaliczyć imprezy u panny Tiny Kennedy w ten
weekend.
Serena oniemiała na moment, a potem wzruszyła ramionami.
– Mnie też się chyba nie uda.
Kiedy odeszła, spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać, ale zapamiętaliśmy
nauczkę. Patrząc sobie w oczy, wyrecytowaliśmy chórem: „Nie mówić o pamiętniku w szkole!”.
Bałam się, że nasze rutynowe już ostatnio działanie – pospieszne opuszczanie szkoły,
połączone z unikaniem rozmówek z przyjaciółkami, specjalnie opóźniającymi odjazd, nasili
plotki i dociekania, jak spędzamy popołudnia. Kane oczywiście się tym nie przejmował
i z uśmiechem wzruszał ramionami, gdy o tym wspominałam.
Nie minęło wiele czasu, a zaczęły do mnie wydzwaniać. Wiedziałam, że są na mnie
wkurzone i pewnie pomstują, że zadzieram nosa, bo chodzę z Kane’em.
Zauważyłam, że tym razem zachowanie Kane’a uległo zmianie. Jak zwykle wyjął
podręczniki i położył je na biurku w moim pokoju, abyśmy w razie powrotu taty mogli udawać
parę kujonów. Zaoferowałam, że upichcę nam coś z resztek w lodówce, myśląc w tym momencie
o Dollangangerach, którzy musieli się żywić resztkami świątecznych zapasów. Zajęłam się
gotowaniem, a Kane zaproponował, że pójdzie na poddasze i zaaranżuje wszystko, jak trzeba.
Czułam, że to mądre z mojej strony, ale nie chciałam mu oddać pamiętnika, bo bałam się, że
zacznie sam. Wyśmiałam w duchu te śmieszne obawy. Przecież już czytał dziennik sam w moim
pokoju, prawda? Zupełnie jakbym mianowała siebie Strażniczką Księgi albo natchnioną kapłanką
rodem z filmów science fiction. Kane, jak gdyby czytał mi w myślach, zaraz zapewnił, abym nie
zapomniała pamiętnika, kiedy będę szła na górę. I pognał na poddasze.
Położyłam na tacy krakersy, szklanki i lemoniadę, po drodze zabrałam pamiętnik
i ruszyłam na górę. Na schodach słyszałam, jak przesuwa meble. Przystanęłam i nasłuchiwałam.
Corrine przyniosła dzieciom telewizor. Na poddaszu bawili się i grali w różne gry. Bliźniaki były
małe, ale ich ciągłe marudzenie i w ogóle odgłosy wydawane przez czwórkę dzieci musiały być
słyszalne dla kogoś, na przykład dla służby, kręcącej się w dole. Czy babcia wmówiła im, że na
poddaszu harcują szczury, myszy albo szopy? Teoria Kane’a, który twierdził, że o mieszkańcach
poddasza jednak wiedziało trochę ludzi, choć co innego wmawiały dzieciom Corrine i babcia,
wydała mi się teraz całkiem prawdopodobna. Mogło to nawet mieć coś wspólnego z tajemnicą,
o której mówił tata.
Ruszyłam dalej, ostrożnie pokonując stopnie, żeby nic nie zsunęło się z tacy. Kane
zostawił otwarte drzwi. Zamarłam w progu. Kane rozłożył kanapę i posłał ją, ale nie to mnie
zaskoczyło. Chodziło o rzecz, którą założył i zapewne przemycił tutaj w torbie z książkami.
Na głowie miał perukę o jasnych, płowych włosach w kolorze podobnym do mojego.
Gapiłam się na niego bez słowa i dziwny dreszcz rozchodził mi się w ciele.
– Powiedz coś – poprosił. – Fajna jest, nie? Parę razy wyciągnąłem włosy z twojej
szczotki, złożyłem je w kosmyk i pokazałem perukarzowi. Ta peruka została zrobiona na
zamówienie. Oceniłem, że Christopher powinien mieć dość długie włosy, i tak właśnie je czesał.
– Rozwodził się dalej na temat peruki, gdyż moje milczenie i spojrzenie wprawiały go
w nerwowość. – Mam inny kolor oczu, ale to szczegół. Zresztą, może sprawię sobie szkła
kontaktowe. Więc jak? Łatwiej ci teraz ich sobie wyobrazić?
– Owszem. Wybacz, ale przeżyłam lekki szok na twój widok.
Uśmiechnął się.
– Myślałaś, że masz przed sobą Christophera?
– Nie, bez przesady. – Odłożyłam tacę na stoliczek. – Po prostu mnie zaskoczyłeś.
Skinął głową i sięgnął po krakersy.
– Jestem trochę głodny – przyznał z uśmiechem.
Spojrzałam na łóżko.
– Czemu posłałeś?
– Bo wczoraj, zanim zamknąłem pamiętnik, zerknąłem na następną stronę. Zobaczysz. –
Nalał sobie lemoniady i zjadł kolejnego krakersa z serem. Ja również wzięłam jednego i usiadłam
na łóżku. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie z Kane’em. Potrząsnęłam głową.
– O co chodzi? – spytał.
– Ta peruka. Całkiem zmienia twój wygląd.
– I o to chodzi. Aktorzy nie chcą, by publiczność oglądała ich, lecz postacie, które grają.
Zaczynamy, dobrze? – Wypił jeszcze parę łyków lemoniady i otworzył notes w miejscu, gdzie
wczoraj skończyliśmy. Siedziałam na łóżku, a Kane czytał, chodząc po poddaszu. Minęło kilka
minut, zanim przywykłam do jego jasnych włosów.
W styczniu, lutym i marcu rzadko wchodziliśmy na poddasze. Zrobiło się zimno
i w niektóre dni para uchodziła nam z ust. Bliźniaki były smutne i osowiałe, a kiedy
próbowaliśmy je zachęcić do zabawy na poddaszu, posępniały jeszcze bardziej. Nie pozostało
nam więc nic innego, jak spędzać całe dnie w naszym klaustrofobicznym pokoju. Stłoczeni na
łóżku i wtuleni w siebie, godzinami gapiliśmy się w telewizor. Teraz zrozumiałem, dlaczego
ludzie w innych krajach tak lubią amerykańską telewizję – mogą się z niej nauczyć angielskiego
i wielu innych rzeczy. I dla nas ten mały telewizorek, który przyniosła nam mama, stał się
przysłowiowym oknem na świat. Służył też do nauki, gdyż bliźniaki, a nawet Cathy, zadawali
różne pytania na temat oglądanych programów, a ja starałem się odpowiadać.
Kane przerwał, wziął notes i ułożył się wygodnie na łóżku obok mnie z tak zadowoloną
miną, że omal nie parsknęłam śmiechem.
– Król życia – skomentowałam.
Posłał mi buziaka, a ja ze śmiechem dałam mu kuksańca. Ułożyłam się z głową na jego
piersi i Kane podjął lekturę – ciszej niż poprzednio, jego głos przechodził w intymny szept.
W sposób nieunikniony Cathy dojrzewała na moich oczach. W tym wieku dziewczęta
rozwijają się w przyspieszonym tempie. Spodziewałem się tego. Widziałem też, że siostra źle się
z tym czuje. Raz przyłapałem ją na wyrywaniu sobie pierwszych włosów łonowych. Widziałem,
jak badawczo dotyka pączkujących piersi. Mój proces dojrzewania również wkroczył
w decydującą fazę. Kiedy Cathy zobaczyła na prześcieradle zmazy nocne, uznała, że zsiusiałem
się w łóżko, i chciała poskarżyć się mamie. Było jasne, że nadszedł czas, aby ktoś zaczął ją
uświadamiać, zanim dojrzewanie osiągnie punkt kulminacyjny. Pewnego dnia, kiedy mama miała
już wyjść, złapałem ją za rękę.
– Porozmawiaj z Cathy, mamo – szepnąłem. – Wiesz… o menstruacji.
Przez moment myślałem, że mama nie zna tego słowa, ale chyba po prostu ją
zaskoczyłem. Wreszcie pojęła i obiecała mi, że się tym zajmie. W zasadzie powinienem zabrać
bliźniaki na poddasze i zostawić je obie w pokoju, żeby mogły swobodnie porozmawiać.
Zastanawiałem się, czy mamie przyszłoby do głowy, że Cathy wchodzi w wiek dojrzewania,
gdybym jej o tym nie powiedział. Może, jak wielu rodziców, liczyła na to, że dzieci w cudowny
sposób uświadomią się same i oszczędzą jej kłopotliwego obowiązku? Niestety, nie chodziliśmy
do szkoły, gdzie takie informacje przekazywano na lekcjach.
Mama, zgodnie z obietnicą, odbyła rozmowę z Cathy. Kiedy wróciłem, uznałem, że
wszystko poszło dobrze. Mama była ze mnie dumna, że tak czujnie zareagowałem. Poczułem się
zakłopotany, bo obsypała mnie gradem czułych pocałunków. Kątem oka dostrzegłem, że
bliźniaki patrzą na nas z zazdrością, więc próbowałem skłonić mamę, by je też utuliła, ale ona
szeptała tylko z uśmiechem: „Mój mały doktor. Menstruacja…”. Wreszcie wyszła, nie przestając
się śmiać. Gdy spojrzałem na Cathy, w oczach miała wściekłość; uświadomiłem sobie, że wcale
nie jest zachwycona zmianami, jakie zachodzą w jej ciele. Oboje nie chcieliśmy za wcześnie
dorosnąć, ale więzienie samo nas do tego zmuszało. Bezlitosna rzeczywistość zaglądała nam
w oczy każdego ranka i towarzyszyła aż do wieczora, kiedy szliśmy do łóżka.
Nadeszło wiosenne ciepło i znów zaczęliśmy spędzać większość czasu na strychu.
Bliźniaki potrzebowały przestrzeni i ruchu bardziej niż Cathy i ja, ale wszyscy cieszyliśmy się
z tej zmiany. Mama dalej zasypywała nas prezentami, zwłaszcza na urodziny Cathy, a potem
Cory’ego i Carrie. Bliźniaki skończyły sześć lat. Cory zachwycił się zabawkowym akordeonem,
a potem pianinem, które mama sprowadziła wreszcie na poddasze. Opowiedziała nam wówczas
o swoich zmarłych braciach. Starszy, Mal, zginął w wypadku samochodowym, jak nasz tata.
Młodszy, Joel, uciekł z domu w dniu pogrzebu brata.
– Nie chciał być jak jego ojciec – opowiadała. – Nie chciał żyć w tym domu. Mój tata nie
akceptował jego muzycznych pasji.
– Dokąd uciekł? Co się z nim stało? – dopytywałem.
– Popłynął do Europy i zatrudnił się w wędrownej orkiestrze. Myślę, że od dawna to
planował, a ojciec by mu tego zabronił. A potem… – Urwała.
– A potem…? – Mimo woli przysunęliśmy się do niej. Na jej twarzy pojawił się taki ból,
że nawet bliźniaki były poruszone, choć nie wszystko rozumiały.
– Dowiedzieliśmy się, że zginął w wypadku na nartach w Szwajcarii. Podobno gdy
zjeżdżał ze szlaku, zmiotła go lawina. Nigdy nie odnaleziono ciała. W nocy budziłam się zlana
potem, bo śniło mi się, że wyłania się spod śniegu martwy, zamarznięty na lód.
Siedzieliśmy oniemiali. W szeroko otwartych oczach Cathy czaił się strach. Mama
zrozumiała, że powiedziała za dużo.
– Na szczęście ten sen zniknął, kiedy w moim życiu pojawił się wasz tata i przegonił
smutek – dodała szybko, a jej twarz rozświetlił piękny uśmiech, zapewne towarzyszący
wspomnieniom, które bez wątpienia pielęgnowała.
Rysy Cathy złagodniały, ale szybko posmutniała.
– On też odszedł – wyszeptała. Udałem, że nie usłyszałem.
Po wyjściu mamy zapanował grobowy nastrój. Zaproponowałem więc Cathy, abyśmy
podjęli się wielkiego wyzwania: uczenia maluchów czytania i pisania. Obawiałem się, że nie
będzie zainteresowana, a tymczasem zgodziła się ochoczo. I znakomicie sobie z tym radziła.
Potrafiła przezwyciężyć opór dzieciaków i zamienić nauczanie w fajną zabawę. Pewnego
wieczoru powiedziałem, że jestem z niej bardzo dumny. Bliźniaki już spały, wyczerpane nauką
i zabawą. Cathy ułożyła im zajęcia jak prawdziwy pedagog, przeplatając lekcje przerwami na
rozrywkę. Położyłem się obok niej na łóżku. Zaskoczona uniosła powieki.
– Byłaś dzisiaj wspaniała – szepnąłem. – Obserwowałem cię. Wkładasz w to całe serce.
– A mam coś innego do roboty? – mruknęła.
– Wkrótce wszystko się zmieni… zobaczysz – zapewniłem.
Położyła mi palec na ustach.
– Żadnych obietnic, Chris. Mam już dosyć obietnic. Są jak bezowocne czekanie na deszcz
w czasie suszy.
– Przejdziemy przez to – powiedziałem z przekonaniem. – I to nie są puste słowa, tylko
przepowiednia, która się spełni.
Uśmiechnęła się, a ja zdałem sobie sprawę, że ma śliczny uśmiech. Było w nim coś
z uśmiechu taty, ale ustami mamy. Wychyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Kiedy chciałem
wrócić do łóżka, w którym spałem z Corym, Cathy chwyciła mnie za rękę i ku mojemu
zdumieniu cmoknęła szybko w usta, jak często robiła mama.
Tej nocy obudziłem się ze wzwodem, a wytrysk trwał tak długo, że aż się zaniepokoiłem.
Tuż przedtem śniłem, że dotykam miejsc intymnych Cathy, udając, że prowadzę wykład
z edukacji zdrowotnej. W moim śnie Cathy zorientowała się, że tylko udaję nauczyciela, i sama
też postanowiła zrobić mi taki „wykład”.
To był początek.
Kane odłożył pamiętnik i popatrzył na sufit, a gdy obrócił się ku mnie, zobaczyłam jego
poważne, tęskne spojrzenie.
– Co się stało? – wyszeptałam.
– Ostatniej nocy miałem erotyczny sen i zmazy nocne, jak Christopher… bo śniłem
o tobie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że słowa mogą mnie wprawić w zakłopotanie, a zarazem
zafascynować i podniecić, bo taki właśnie efekt wywarło wyznanie Kane’a. Moje najbliższe
przyjaciółki i ja zwierzałyśmy się sobie z przejawów własnej seksualności. Czasami tylko po to,
by upewnić się, że nasze reakcje są normalne. Wiedziałam, że większość dziewczyn woli
rozmawiać o takich sprawach z przyjaciółkami niż z matkami czy nawet starszymi siostrami.
Pragnęły powierzyć swoje sekrety komuś, kto nie będzie ich oceniał ani pouczał. Trzymałyśmy
się zasady, że krytyka i wyśmiewanie takich zwierzeń są zabronione.
Nie pamiętałam jednak, żeby którakolwiek wyznała, że jej chłopak był z nią aż tak
szczery. Nawet Suzette, która uważała się za najbardziej doświadczoną. Naturalnie Kane ufał, że
nikomu nie powiem. Nie byłam pewna, czy podobnej szczerości oczekuje ode mnie, ale czułam,
że powinnam mu się zwierzyć, aby poczuł, że ja ufam mu w równym stopniu.
– Ja też śniłam o tobie – powiedziałam.
Uśmiechnął się i zaczęliśmy się całować.
– Zrealizujemy nasze fantazje? – szeptał z ustami przy moim uchu; miałam wrażenie,
jakby pieścił mnie słowami. – Jak ci się śniłem?
Zawahałam się.
– Jeśli nie powiesz mnie, to komu?
– Może nikomu.
– Dobrze, więc nie mów, tylko pokaż – poprosił.
Na samą myśl się zaczerwieniłam. Chciałam pokręcić głową, ale Kane szybko mnie
pocałował.
– Proszę – szepnął miękko.
Tym razem żadne głosy w mojej głowie nie spierały się, co mam robić. Fala błogiego
ciepła wezbrała od nóg, zalewając mnie pożądaniem, dokładnie jak we śnie, z którego wybudziły
mnie własne jęki rozkoszy. I tak jak w tamtym śnie, zaczęłam szarpać palcami guziki bluzki.
Rozbierałam się, a Kane leżał i patrzył. Widziałam, jak jego wargi drżały, kiedy rozpinałam
stanik, a potem dżinsy. Kiedy je zdjęłam, odłożył pamiętnik.
– Co robiłem w twoim śnie? – zapytał drżącym, niemal nieśmiałym głosem.
Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, kiedy ściągnęłam figi.
– Jedynie patrzyłeś – odparłam. – Aby mi udowodnić, że panujesz nad sobą.
– To okrutne – westchnął i oczy mu się zaszkliły, jak od łez.
Uśmiechnęłam się i położyłam obok Kane’a.
– Tylko mnie pocałuj – poprosiłam.
Posłuchał, a potem też się uśmiechnął.
– Bezprawnie włożyłaś mi te słowa w usta w swoim śnie – stwierdził z pretensją, ale za
moment się ożywił. – Cathy też mogła mieć taki sen.
– Możliwe. Niestety, nie mamy jej pamiętnika.
– Christopher jest bardzo inteligentny i domyśla się, co dzieje się w głowie siostry –
stwierdził z przekonaniem Kane i zaczął mnie całować, przesuwając usta od piersi przez łono do
ud.
Czułam, że mój opór gwałtownie słabnie, ale ostrożność okazała się silniejsza
i odsunęłam od siebie Kane’a.
– Już nie mogę – jęknął.
– Chciałeś, żebym odegrała swój sen – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Kane
wzniósł oczy do nieba. Zmierzyłam go poważnym, ale czułym wzrokiem. – Jeszcze nie pora –
dodałam.
– A kiedy?
– Nie wiem. Po prostu czuję, że… nie teraz. Proszę…
Jego rozczarowanie było aż nadto widoczne, choć zwykle potrafił świetnie ukrywać
swoje uczucia. Kane zorientował się, że to widzę. Posłał mi swój firmowy uśmiech.
– Obiecuję, że nie przestanę cię szanować, kiedy mi pozwolisz.
– Ale czy ja będę szanować siebie? – odparowałam i założyłam majtki.
– Następnym razem wsadzę sobie knebel, zanim znów przyjdzie mi ochota na zwierzenia.
– Kane podłożył sobie ręce pod głowę i patrzył, jak się ubieram. – Czy peruka tak na ciebie
podziałała? – zapytał, kiedy już prawie skończyłam.
Spojrzałam na niego. Czyżby? Sama nie wiedziałam.
– Niewykluczone.
Szybkim ruchem sięgnął po pamiętnik – bardzo szybkim, jakby chciał, żeby lektura
złagodziła moje wahanie.
Nadeszło lato i znów spędzaliśmy czas na poddaszu. Mama zdawała sobie sprawę, że
potrzebujemy zajęcia, więc przynosiła nam książki, głównie historyczne, które musiały
pochodzić z domowej biblioteki. Czasami czytałem je na głos Cathy, a czasami ona czytała mnie.
Bliźniaki zwykle słuchały przez chwilę, a potem znudzone odchodziły do swoich zabawek,
z których najbardziej lubiły domek dla lalek mamy, albo po prostu ucinały sobie drzemkę.
Pewnego popołudnia, kiedy drzemały, Cathy i ja poszliśmy na poddasze i położyliśmy się
na starym materacu, oblanym blaskiem słońca, padającym przez okno w dachu. Tam
odbywaliśmy najbardziej szczere i osobiste rozmowy. Zastanawialiśmy się, do czego może
prowadzić nagość, a potem rozmawialiśmy o jej pierwszej miesiączce. Szczerze mówiłem
o zmianach w moim ciele. Byłem przekonany, iż ta szczerość sprawia, że nasze więzy są
silniejsze niż w innych rodzeństwach. Wcisnąłem twarz we włosy Cathy i zapewniłem, że nasze
przemiany są dobre i nie ma się czego wstydzić. W milczeniu przylgnęliśmy do siebie, jak gdyby
cały świat wirował wokół nas, a jedynym bezpiecznym miejscem były nasze objęcia.
Zanim się rozdzieliliśmy, zapytała, czy mnie nie dziwi, że mama tak długo trzyma nas
w zamknięciu i nie broni przed tyranią babci.
– Widać, że dobrze się jej powodzi – dodała. – O niebo lepiej niż nam.
Trudno było zaprzeczyć, że mamie nie brakuje pieniędzy na nowe ciuchy i biżuterię. Sam
miałem podobne myśli, ale jak zwykle prosiłem Cathy, by nie traciła wiary w dobre intencje
mamy. Przecież na pewno wie, co robi, i ma plan, a my pomagamy w jego realizacji.
Pewnego dnia mama pojawiła się po dłuższej nieobecności i już od progu oznajmiła, że
jej ojciec jest naprawdę ciężko chory, a jego stan jest dużo gorszy niż w dniu naszego przybycia.
Była przekonana, że nasz dziadek wkrótce umrze, a wtedy odzyskamy wolność. Tymi słowami
podsyciła w nas nadzieję. Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, iż życzę dziadkowi rychłej
śmierci.
Niestety, po kilku dniach mama uchyliła drzwi, wsunęła głowę w szparę i poinformowała
nas, że lekarze zdołali zażegnać kryzys, a dziadek zaczął szybko zdrowieć, po czym znikła,
zanim zdążyłem zadać choćby jedno pytanie z dziedziny medycyny.
Cathy i ja zaniemówiliśmy. Położyliśmy bliźniaki do łóżka, a kiedy zasnęły, spojrzeliśmy
na kalendarz. Cathy zamaszystym, wściekłym ruchem odkreśliła kolejny dzień, a potem
odwróciła się ku mnie i powiedziała coś, co starałem się wypchnąć z myśli albo udawać, że tego
nie zauważam.
Był sierpień.
Tkwiliśmy tu już rok!
Kane odłożył pamiętnik. Cisza zawisła nad nami jak czarna chmura. Nie patrząc na mnie,
wstał, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Obserwowałam go i czekałam w milczącym
napięciu, jak gdyby najcichszy dźwięk mógł roztrzaskać nas na kawałki razem z ciszą. Kiedy tak
stał w jasnej peruce, z łatwością wyobraziłam sobie Christophera przy oknie poddasza Foxworth
Hall, wpatrzonego w słoneczną mgiełkę złocącą zielone morze lasu, ciągnące się aż po horyzont.
Może nawet spoglądał tęsknie w kierunku jeziora, gdzie niedawno piknikowaliśmy z Kane’em.
A może z zazdrością obserwował ptaki, cieszące się wolnością i śmigające ponad wierzchołkami
drzew. Jakiż musiał być wewnętrznie rozdarty, kiedy usiłował utrzymać równowagę pomiędzy
gwałtownym dojrzewaniem, którego on i Cathy doświadczali, jak wszyscy nastolatkowie,
a desperackim planem matki, który miał im zapewnić pieniądze i lepszą przyszłość. Z pewnością
zastanawiał się, czy cena, jaką przyszło im zapłacić, nie jest za wysoka, skoro spędzili już
w niewoli cały rok. I dziwił się, że mógł stracić poczucie czasu. To na pewno go przeraziło.
Jeżeli on zaczął tracić kontakt z rzeczywistością, to co będzie z bliźniakami? Z Cathy?
– Jak myślisz, ile czasu oni tam spędzili? – zapytał Kane, cały czas patrząc przez okno.
– Znam te same opowiadania i plotki, co ty.
Odwrócił się do mnie.
– Twój ojciec na pewno wie coś więcej. Nigdy nic nie mówił… nie potwierdzał albo
zaprzeczał?
– Nie lubi o tym rozmawiać. I twierdzi, że mama jeszcze bardziej nie lubiła. Każda
wzmianka o Foxworth Hall wytrącała ją z równowagi.
– Trzymanie własnych dzieci w zamknięciu przez ponad rok było okrutne. Zwłaszcza
najmłodsze cierpiały, zagubione i przerażone… – Nie dokończył. Szybkim ruchem ściągnął
perukę. Przez moment obracał ją w ręku, jak gdyby chciał coś w niej wypatrzyć, aż w końcu
otworzył jeden z kufrów i wrzucił ją do środka. – Dzisiaj muszę być w domu na kolacji –
powiedział. – Siostra ma ferie na uczelni i przyjedzie w odwiedziny.
– O, to fajnie.
– Ze swoim chłopakiem – dodał. – Może być interesująco, bo rodzice dopiero mają go
poznać. Oby mama nie kazała mu spać w służbówce.
– Naprawdę byłaby do tego zdolna?
– Coś ty! Gdyby się ośmieliła, siostra natychmiast by wyjechała.
Wstałam i pomogłam mu przywrócić porządek na poddaszu.
– Jutro zróbmy sobie przerwę – zaproponowałam. – Przecież nie na co dzień masz siostrę
w domu.
– Nie, nie – zaprotestował. – Ona będzie skupiona na swoim chłopaku. Musimy
przeczytać jak najwięcej, dopóki twój tata pracuje tak długo.
– Nie wiem, czy codziennie zamierza wracać późno. Spytam go dziś wieczorem.
– Dobra, nawet jeśli będzie wracał na kolację, zostanie nam parę godzin po szkole. Nie
chcę niczego przyspieszać, ale z drugiej strony jestem cholernie ciekaw, co dalej.
– Dobrze – przytaknęłam.
Uśmiechnął się, ale widziałam, że nie ma w sobie tego luzu, co zawsze. Skończyliśmy
i zeszliśmy do mojej sypialni. Kane jak zwykle zainstalował się przy biurku. Ja stałam przez
moment pośrodku pokoju, aż wreszcie usiadłam na łóżku. Popatrzyłam na niego. Miałam
wrażenie, że jest emocjonalnie wyczerpany, a cień w jego oczach jeszcze się pogłębił.
– Może jednak zrezygnujemy z lektury? – zagadnęłam, sięgając po pamiętnik. – Bo jeżeli
czytasz ze względu na mnie, to…
– Ależ skąd! Dam sobie radę, nic się nie dzieje.
– W takim razie co z tobą? Przecież widzę, że coś cię dręczy.
Uśmiechnął się.
– Wciąż nie mogę się pozbierać po twoim śnie i frustracji, jaką mi zafundował.
– Bzdura. Nie wymigasz się. Za dobrze już cię znam – ostrzegłam.
– Insynuujesz, że słynny Kane Hill przestał być nieodgadniony?
– Powiedz mi, co jest grane – naciskałam.
Kiwnął głową na znak, że się poddaje, ale przez chwilę siedział zadumany z pochyloną
głową. Kiedy wreszcie spojrzał na mnie, zobaczyłam, że podjął jakąś poważną decyzję.
Wstrzymałam oddech. Mój umysł histerycznie oczekiwał różnych wersji – od wiadomości
o śmiertelnej chorobie Kane’a albo kogoś z jego rodziny po wyznanie o strasznym czynie, który
popełnił. Miałam nadzieję, że nie zdradził mnie z którąś z moich przyjaciółek.
– Jestem prawiczkiem – wyznał wreszcie.
Wszystkiego się spodziewałam, ale to... To było trudne do uwierzenia. Na moment odjęło
mi mowę. Nie starałam się ukryć sceptycznej miny.
– Wiem, wiem. – Powstrzymał gestem mój komentarz, choć przecież nie wiedziałam, co
powiedzieć. – Wiem, jaką mam reputację. Zabawne, że dziewczyny, z którymi chodziłem, nigdy
nie zdradziły, że nie posunęliśmy się aż tak daleko. Więcej to mówi o nich niż o mnie, jak sądzę.
Nie dlatego, że nie chciały, wręcz przeciwnie. To ja nie miałem ochoty. Wierzysz mi?
– Nie.
Pokiwał głową.
– Zrozumiałe.
– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam. – Uważasz, że trzymam cię na dystans, bo myślę,
że miałeś wiele dziewczyn, i nie zamierzam być kolejną zdobyczą?
– Owszem, to mógłby być twój powód.
– Zaczynam podejrzewać, że usiłujesz mną manipulować. Tym bardziej jestem
sceptyczna.
– Och, łatwiej manipulować stalową sztangą niż tobą – prychnął.
– Pamiętasz naszą rozmowę o tym, dlaczego jedne dziewczyny są łatwe, a inne nie?
Próbowałeś mnie podpuścić, żebym posunęła się dalej, Kane. Może i jesteś prawiczkiem, ale
mało cnotliwym.
– Zgoda, próbowałem, bo pragnąłem tego jak niczego w życiu. I nadal pragnę, ciągle,
w każdej chwili spędzonej z tobą. Uważasz, że mam brudne myśli?
– Nic takiego nie powiedziałam.
– Nie przeżywałem nic podobnego z żadną dziewczyną, tylko z tobą, wierz mi. Mam
nadzieję, że ty czujesz podobnie. Być może po prostu chciałbym powiedzieć jedno: jestem
gotowy i czekam, kiedy ty będziesz gotowa.
Uśmiechnęłam się.
– Co takiego?
– Myślę, że byłeś gotowy od pierwszego dnia na poddaszu.
Rozłożył ręce w geście kapitulacji.
– Przyznaję się bez bicia. – Wstał. – Lepiej już pójdę, zanim dojdzie do kolejnych
zwierzeń. – Zebrał swoje rzeczy i włożył do plecaka.
– Co cię zachęciło do tego wyznania, Kane?
Wbił wzrok w podłogę.
– Christopher, tak? – zapytałam, zanim ruszył do drzwi. – Jego słowa o seksie,
o odczuciach? Dlatego mi się zwierzyłeś?
Nie liczyłam, że odpowie. Zrobił ruch, jakby chciał wyjść.
– Tak – bąknął w końcu.
– Ale dlaczego? Co poruszyło w tobie tę strunę? Tylko nie zbywaj mnie żartem –
dodałam szybko. – Musimy być wobec siebie szczerzy, chyba rozumiesz.
Kane popatrzył na mnie przeciągle.
– Moja siostra jest tylko kilka lat starsza ode mnie. I jest bardzo ładna.
– Wiem, widziałam ją. Ale wciąż nie rozumiem. – W moim umyśle wirowały różne
możliwości. Czego jeszcze się dowiem? Czy na pewno chcę to usłyszeć?
– Wystarczy zwierzeń na dziś – oznajmił. – Zobaczymy się rano.
Miałam wrażenie, że zawisłam nad przepaścią. Kane był już w połowie schodów.
Zerwałam się, żeby odprowadzić go do drzwi. Przystanął i zaczekał, aż się z nim zrównam. Teraz
wyglądał prawie tak jak na poddaszu, bardziej jak Christopher niż Kane. W wyobraźni dodałam
mu jeszcze perukę, żeby wzmocnić efekt. Światło w jego oczach zdawało się migotać. Jeszcze
nigdy nie widziałam go tak poważnego, niepodobnego do wesołkowatego Kane’a Hilla, jakiego
znałam ze szkoły. Serce zabiło mi szybciej.
– Dzięki pamiętnikowi przeżywamy razem coś wyjątkowego, prawda? Jesteśmy
uprzywilejowani, gdyż dane nam było wejść w czyjeś bardzo prywatne, bolesne, ale czasami
dziwnie piękne myśli. Czy też czujesz, że to jest… po prostu obłędne? Jakby Christopher
Dollanganger mówił do ciebie i do mnie. Czujesz?
Widać było, że lęka się, czy nie popadł w obsesję, i chciał, abym rozwiała jego obawy.
Czułam to samo, co on.
– Tak – potwierdziłam.
– W takim razie róbmy wszystko, żeby tego nie stracić.
– Dobrze.
Uśmiechnął się, cmoknął mnie pospiesznie w usta i wsiadł do samochodu. Pomachał mi
i odjechał. Motyle skrzydła paniki zatrzepotały mi w głowie. Miał rację. Rzeczywiście
przekroczyliśmy zakazaną granicę. Pamiętnik wprowadził nas w świat, w którym szalał wir
emocji, lęki czaiły się jak czarne pająki, a nasze najbardziej osobiste sekrety, głęboko ukryte na
dnie serc, uwalniały się i wirowały wokół nas.
Nagle poczułam się strasznie samotna. Przypomniałam sobie, że jako mała dziewczynka
bez wyraźnego powodu potrafiłam się odwrócić od swoich zabawek i pobiec do mamy, która
instynktownie wiedziała, że musi mnie szybko utulić, pocałować i obdarzyć ciepłym, maminym
uśmiechem.
Jest naturalne, że małe dzieci miewają niewytłumaczalne lęki, w tym ten najważniejszy –
strach przed porzuceniem. Nagle dziecko zaczyna się strasznie bać, że zostało opuszczone.
W przypadku najmłodszych Dollangangerów ten irracjonalny zwykle lęk okazał się do bólu
rzeczywisty. Rzucone w zimny, obcy świat trzymały się kurczowo siebie, skazane na opiekę
niewiele starszej siostry, która także walczyła o przetrwanie, i starszego brata, który usiłował
zastąpić im ojca.
Mama umiała mnie pocieszyć, jak potrafią tylko matki od początku świata. A Corrine?
Była pozbawiona instynktu macierzyńskiego? Czy cierpiała i nie mogła zasnąć w nocy, bo
myślała o dzieciach, uwięzionych tak blisko, a jednocześnie tak dalekich? Czy wyobrażała sobie
ich jęki? Czy słyszała ich głosy, przyzywające ją rozpaczliwie? Czy walczyła z odruchem,
nakazującym biec im na ratunek, wyrwać je z tego mrocznego świata, gdzie koszmary wsysały je
jak wir?
Kane musiał mieć podobne myśli i rozumiał ich cierpienia. Nie wątpiłam w to, ale byłam
pewna, że chodzi o coś więcej, że jest w nim jakaś ukryta struna, która została poruszona podczas
dzisiejszej lektury; uczucie, które dotąd trwało w ukryciu, a teraz coś je uwolniło. Tylko czy
naprawdę chciałam się dowiedzieć i drążyć, dopóki mi nie powie? A może lepiej, byśmy
zachowali przed sobą pewne tajemnice?
Już miałam wrócić do siebie, kiedy zadzwonił telefon.
– Cześć – powiedział tata.
Musiał usłyszeć coś w moim głosie, kiedy go przywitałam. Nie byłam tym zaskoczona.
Od śmierci mamy łączyła nas wyjątkowa więź i wyczuwaliśmy najmniejsze drgnienia swoich
umysłów, wychwytywaliśmy najsubtelniejsze sygnały w naszych głosach i mimice. Jedno
zawsze wiedziało, kiedy drugie miało problemy. Kochać kogoś to znaczy rozumieć go lub ją
lepiej niż kogokolwiek innego.
– Wszystko w porządku? – zapytał po chwili milczenia.
– Jasne – skłamałam, choć wiedziałam, że mi nie uwierzy. Na szczęście nie drążył
tematu.
– Gotowa do kolacji?
– Tak.
– Fajnie, będę w domu w ciągu godziny. Mam ochotę na Charleya. Co ty na to?
– Jak na lato. – Przyklasnęłam, bo nie miałam ochoty na sztywne i eleganckie lokale. Tata
lubił Charley’s Diner, gdyż panowała tam niewymuszona, domowa atmosfera i urzędowali tam
jego wypróbowani starzy kumple, z którymi lubił sobie pogawędzić. Knajpka pełniła funkcję
nieformalnego klubu dla okolicznych budowlańców.
Była urządzona w stylu lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku, z czerwonymi kanapami
ze sztucznej czerwonej skóry, ze wstawkami z białego obicia, tworzącymi boksy,
i z metalowymi, chromowanymi stołami. Długi kontuar lśnił od chromu i laminatów, podobnie
jak ściany. Na tym tle wyróżniało się parę wygodnych, pluszowych sofek w stylu retro. Podłogę
tworzyła szachownica czarnych i białych płytek, a całości dopełniała kolekcja niewielkich
grających szaf, z których jedynie kilka działało. Oczywiście z muzyką, której moje pokolenie nie
trawiło. Nic dziwnego, że nigdy nie spotkałam tam nikogo ze szkoły.
Charley Martin, właściciel, też był oryginałem. Miał już siedemdziesiątkę na karku, choć
wyglądał dziesięć lat młodziej, z gęstą czupryną szpakowatych włosów, gładko zaczesanych do
tyłu, jakby przed chwilą przeciągnął po niej mokrą ścierką. Albo żelem. Charley był krzepki
i miał muskularne ramiona cieśli, usiane tatuażami, które zrobił sobie na Filipinach, kiedy służył
w marynarce. Kiedy tata nazywał go Popeye’em, Charley udawał, że się złości, ale ja uważałam,
że ksywka jest świetna.
– Tylko my? – dopytywał się podejrzliwie tata, najwyraźniej wiążąc nutę smutku w moim
głosie z nieobecnością Kane’a. Kto wie, może rzeczywiście mój młody romans wpadł na rafy jak
mała łódeczka.
– Tak. Kane pojechał do domu. Jego siostra przyjeżdża dzisiaj na ferie z uczelni –
wyjaśniłam szybko, żeby rozwiać jego podejrzenia.
– Okay. A ja już myślę o naszej świątecznej uczcie. – Wiedziałam, dlaczego to mówi.
Przygotowania do wielkiego zjazdu rodziny Kane’a w Dzień Dziękczynienia boleśnie kłuły mnie
w serce. – Widzimy się niedługo – dodał i rozłączył się.
Wróciłam do siebie i zajęłam się lekcjami, żeby nie zostawiać wszystkiego na wieczór.
Pamiętnik Christophera odłożyłam na łóżko. Kiedy sięgnęłam po niego, żeby jak zwykle wsunąć
go pod poduszkę, zaczęło mnie kusić, żeby poczytać kawałek dalej. Może to jest dobry pomysł,
uznałam. Wiedziałabym, czego się spodziewać, i mogłabym uprzedzić reakcje Kane’a, nauczona
dzisiejszym doświadczeniem. W sumie całkiem zgrabne usprawiedliwienie, ale nie ośmieliłam
się sięgnąć po pamiętnik z obawy, że Kane się domyśli, co zrobiłam, i uzna, że nadużyłam jego
zaufania. Poza tym naprawdę musiałam odrobić pracę domową, a obawiałam się, że tata jak
zwykle zasiedzi się w Charley’s.
Tak też się stało. Wszyscy chcieli posłuchać o nowej wersji Foxworth Hall. Siedziałam
cierpliwie, gdy rozprawiali o nowych materiałach i technikach w konfrontacji ze starymi
i wypróbowanymi od wieków. Nie zamierzałam im przerywać ani też ponaglać tatę do powrotu.
Widziałam, jaki jest szczęśliwy i odprężony w towarzystwie dobrych kumpli. W pewnym
momencie spostrzegł, że się nudzę, jak niegdyś mama w tym samym miejscu, i postarał się
zmienić temat. Wreszcie poczuł się zmęczony i wyszliśmy.
– Niektóre chłopaki tkwią w swoich torach, jak gdyby czas stanął w miejscu – zauważył
ze śmiechem, kiedy Czarna Piękność, mrucząc potężnym silnikiem, wiozła nas do domu.
Kiedy zbliżaliśmy się do celu, najwidoczniej zebrał się w sobie, żeby wreszcie wyznać mi
to, o czym milczał wcześniej.
– Dzisiaj miałem trudny dzień – wyznał. – Wprawdzie zmiana planów nie stanowi
wielkiego problemu i mamy jeszcze trochę czasu na modyfikacje, ale zawsze to nerwy.
Na szczęście dzięki temu nie będzie problemów z dachem.
– Nie rozumiem…?
– Po prostu nie będzie poddasza. Oczywiście zostanie pusta przestrzeń, ale nieduża
i jedynie techniczna, bez typowego strychu. W dzisiejszych czasach projektuje się mnóstwo
domów i nikt nie marnuje przestrzeni. Ludzie nie przekazują teraz rzeczy z pokolenia na
pokolenie. Nie gromadzą już pamiątek, a jeśli już, zwykle wynajmują magazyn.
– A jednak coś ci tu nie pasuje, tak?
– Nie, tyle że w pierwotnych planach przewidziano spore poddasze i już się do niego
przymierzaliśmy, gdy nagle przyszły nowe zalecenia – wyjaśnił. – No cóż, ale jak to mówią:
„pan każe, sługa musi”. – Machnął ręką, kończąc temat.
Wydało mi się dziwne, że najpierw zatwierdzono projekt, a potem nagle poddasze
wycofano z planu. Najwyraźniej tajemniczemu właścicielowi nie spodobała się koncepcja
strychu, przejęta z dawnego domu. Jednocześnie starał się, by z pietyzmem odtworzono okna
i inne detale starego Foxworth Hall. To nie miało sensu.
W domu od razu poszłam do siebie, żeby dokończyć lekcje i pouczyć się do sprawdzianu
z historii. Tata zachował się tego wieczoru nietypowo, gdyż po raz pierwszy nie zasnął na
kanapie przed telewizorem. Przeciwnie, zajął się jakąś papierkową robotą, a potem postanowił
wcześniej się położyć. Zajrzał do mnie, żeby powiedzieć mi dobranoc.
– Jutro piątek. Jakie masz plany na weekend? – zagadnął.
– Na razie niesprecyzowane. Tina Kennedy w sobotę urządza imprezę, na którą jesteśmy
zaproszeni z Kane’em, a jutro wchodzi nowy film, który bardzo chcielibyśmy zobaczyć. Tak czy
owak, w piątek na pewno wyskoczymy coś zjeść. A ty zamierzasz pracować?
– Nie mam wyboru, musimy pracować aż do zmroku, ale nie martw się o mnie. Baw się
dobrze.
– Ty też – odpowiedziałam ze śmiechem.
W poczcie głosowej czekała wiadomość od Kane’a. Prosił, żebym jak najszybciej do
niego oddzwoniła.
– Problem z Darleną? – spytałam, kiedy się odezwał. Miałam na myśli ich pierwszą
kolację i obawy, jak pani Hill potraktuje chłopaka córki.
– Skąd! Mama była łaskawa, tak łaskawa, jak może być królowa wobec sługi – i jakoś
przetrwaliśmy. Natomiast ojciec drążył gościa, jakby chodziło o rozmowę kwalifikacyjną. Oby
Darlena zdołała go przeprowadzić przez ten rodzinny labirynt i oby wyszli z tego bez szwanku.
– Twoja mama naprawdę jest taka straszna?
– Powiedzmy, że na starość ma sporą szansę zostać laureatką nagrody imienia Olivii
Foxworth – wyjaśnił oględnie.
– Och, przestań! – zawołałam z taką zgrozą, że się roześmiał.
– A mówiąc serio, chciałem cię powiadomić, że wszystko jest w porządku. Widziałem, że
wczoraj byłaś trochę wzburzona, kiedy tak szybko się pożegnałem, ale nie martw się, czytanie
pamiętnika na pewno mi nie zaszkodzi. Na co dzień nie reaguję tak emocjonalnie.
– Oby.
– Nic się przed tobą nie ukryje, kotku. Jesteś niemożliwie przenikliwa.
– Wiem. Idziemy jutro do kina? Powiedziałam tacie, że taki mamy plan.
– Jasne, ale najpierw…
– Najpierw lektura na poddaszu – przerwałam mu. – Dobrze. Nie mogę uwierzyć, że
kiedyś byłam na to bardziej napalona od ciebie.
– A byłaś?
– Słuchaj, muszę iść spać. Jutro czeka mnie sprawdzian.
– Przepytam cię rano – zaproponował. – Ja też się kładę i zaczynam liczyć minuty do
spotkania z tobą.
Rano dowiedziałam się od taty, że ciocia Barbara jednak nie przyleci na święta. Nie
dlatego, że wybrała kolację u szefa, biedaczka dostała zapalenia płuc. Widać było, że tata jest
zawiedziony, gdyż bardzo chciał zobaczyć siostrę. Zasugerował nawet, byśmy odwiedzili ją
wiosną w Nowym Jorku. I dodał, że dobrze mu zrobi wizyta w wielkim mieście, bo stał się
zasiedziałym prowincjuszem.
To miało być już dziewiąte Święto Dziękczynienia bez mamy. Jej nieobecność była jak
mroczna dziura w bańce świątecznej radości. Obecność cioci Barbary pomagała nam
przezwyciężyć smutek i odczuwać radość ze świętowania, dlatego ja również byłam
zawiedziona. Te myśli przypomniały mi o koszmarnym Dniu Dziękczynienia dzieci
Dollangangerów, wkrótce po uwięzieniu na poddaszu Foxworth Hall. Przy ich stole najpierw
zabrakło taty, a teraz nawet mamy. Tak jak u mnie, ich święta zawsze już miały być mieszaniną
radości i smutku, bez względu na to, czy odzyskają wolność i jak bardzo staną się bogaci.
W drodze do szkoły rozmawialiśmy z Kane’em o Darlenie i jej chłopaku, Juliu
Lancasterze. Imię otrzymał po babci ze strony matki. Był najmłodszym z czwórki rodzeństwa:
dwóch sióstr i jednego brata.
– Podobali mu się wasi rodzice?
– Wiesz, siostra zawczasu go przygotowała, a poza tym on jest bardzo dobrze
wychowany. Tak się starał, że moim zdaniem nawet nieco przesadził z konserwatywną
poprawnością. Jest ostrzyżony jak mój ojciec, buty ma jeszcze bardziej wypucowane od niego,
założył krawat do kolacji, a o kanty jego spodni można się skaleczyć. Sprawiał wrażenie, jakby
ukończył szkołę dobrych manier. Gdybym go nie znał, pomyślałbym, że świadomie to
przerysował, żeby zakpić z mojej mamy. Ona, rzecz jasna, była zachwycona. Szczególnie podoba
mi się sposób, w jaki wymawia z namaszczeniem jego imię, jak gdyby miała w ustach złotą
czekoladkę. Darlenie robi się niedobrze, a ojciec dusi się ze śmiechu.
– A może twoja siostra świadomie przywiozła go do domu, żeby zrobić numer mamie?
Kane się uśmiechnął.
– Niewykluczone, ale on jest naprawdę bystry i przystojny. Wysoki, zbudowany jak
zawodowy pływak, ma uwodzicielskie, czarne hiszpańskie oczy i śpiewny głos, jak u Julia
Iglesiasa, którego uwielbia mama.
– Kiedy mówisz w ten sposób o swojej mamie, zaczynam rozumieć, czemu z taką
łatwością potępiasz Corrine Dollanganger.
– Zgoda, wiem, ale coś mnie powstrzymuje przed całkowitym potępieniem tej kobiety.
Obawiam się jednak, że w końcu Christopher się załamie i zwątpi w jej matczyną miłość.
Kiwnęłam głową, a Kane zmienił wątek. Zaczął opowiadać, jak kumple się z nim droczą
na mój temat. Nic dziwnego, chodził ze mną dłużej niż z innymi dziewczynami.
– Straciłem reputację playboya. Nawet moja matka to zauważyła.
– Och… Zmartwiła się?
– Nie, ale wspomniała, że chciałaby cię poznać, skoro nasza znajomość zapowiada się
poważnie. Pewnie doniosły jej o tym usłużne przyjaciółki. Jeśli wychowano cię na księżniczkę,
zachowujesz się jak królowa. Musisz mieć własny dwór.
– Trochę się jej boję.
– I bardzo dobrze. Uwielbia, kiedy ludzie czują wobec niej respekt.
– Och, przestań, bo naprawdę się przestraszę. – Kane zachichotał. Wyglądał
i zachowywał się zupełnie inaczej niż wczoraj, kiedy wychodził ode mnie. Różnica była
uderzająca, jak między dniem a nocą.
Wiadomo, że w piątek lekcje mijają szybciej, z takim utęsknieniem wyczekuje się
ostatniego dzwonka. Tina Kennedy usiłowała podkręcić zainteresowanie swoją imprezą
i zdradziła, że rodzice zgodzili się sfinansować didżeja. Jej rodzina miała pod miastem duży dom
w stylu rancza z wielkim, pięcioakrowym terenem. Jej ojciec, poza typowym barem
alkoholowym, miał też pięć restauracji Burger Kinga oraz całą sieć delikatesów i dwa
supermarkety. Tina lubiła się chwalić rodzinnym majątkiem przed Kane’em, co było kolejną
próbą przekonania go, że pasują do siebie. Jak gdyby mówiła: „bogactwo przyciąga bogactwo”.
Zapewne nie mogła znieść, że Kane zadaje się z córką budowlańca z niższej klasy średniej.
A jednak pomimo jej desperackich starań Kane nie wybierał się na imprezę.
Niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że skórka jest niewarta wyprawki i ma lepsze atrakcje na
horyzoncie. Był bardzo przekonujący, a przyjaciółki usiłowały ze mnie wyciągnąć, dokąd się
wybieramy. Sama też nie zadałam sobie trudu, żeby ukryć brak zainteresowania dętą imprezą
u Tiny.
– To niespodzianka – wyjaśniłam, czym dodatkowo rozpaliłam ich ciekawość.
Suzette zasugerowała, że chodzi o wizytę Darleny. Wiedziała, że siostra
Kane’a przyjechała z chłopakiem, bo jej mama aktywnie działała w plotkarskim dworze pani
Hill.
– Planują podwójną randkę – snuła przypuszczenia.
Podwójna randka ze studencką parą bardzo im zaimponowała. Ta sugestia oczywiście
wywołała nową falę pytań i domysłów, ale Kane i ja nabraliśmy wody w usta. Po ostatnim
dzwonku wybiegliśmy z budynku, śmiejąc się z fermentu, który wywołaliśmy.
– Jutro mój telefon będzie dzwonił bez przerwy – powiedziałam.
– Postaram się, żebyś nie miała czasu go odebrać – odparł i pojechaliśmy do mnie.
Na początku sądziłam, że wspólne czytanie pamiętnika może zadziałać dwojako – albo
nas zbliżyć, albo przeciwnie: rozdzielić. Potem, gdy obserwowałam reakcje Kane’a na opowieść
Christophera – i znałam już własne – stwierdziłam, że pomiędzy nami tworzy się szczególna
więź, jak zresztą przewidział. Czy ta więź byłaby możliwa, gdybym nie znalazła dziennika albo
zataiła jego istnienie? Chyba nie, bo dusiłabym tajemnicę w sobie, robiąc się coraz bardziej
wycofana i milcząca, aż Kane by uznał, że mi się znudził i mam go dosyć. Pewnie miałby o to
pretensję, a ja nie mogłabym mu wytłumaczyć, że nie ma racji. I w końcu nasz związek by się
rozpadł.
Och, Christopher, nie wyobrażałeś sobie nawet, że staniesz się pomostem pomiędzy
chłopakiem a dziewczyną; że zabierzesz ich w miejsce, które będzie ich przyciągać i zarazem
przerażać, choć przeżyją tam niezwykłe chwile – myślałam. Jakim cudem miałbyś przypuszczać,
że wszystko, co czułeś i doświadczałeś, ktoś będzie dzielił z tobą, rozumiał i współczuł?
Kiedy wchodziłam z Kane’em na strych, miałam silniejsze niż zwykle wrażenie, że
jesteśmy dwójką odkrywców, gotowych do podróży w głąb siebie, w nieznane nam jeszcze
krainy. Od razu podszedł do kufra i wyjął z niego perukę. Zdziwiłam się, bo myślałam, że
wczoraj ją odrzucił, gdyż doszedł do wniosku, że wygląda w niej mało poważnie. Jednak się
myliłam. Kane założył perukę i uśmiechnął się do mnie.
– Cześć, Cathy – powiedział i usadowił się w fotelu z pamiętnikiem w rękach.
Nasze życie w kolejnym roku niewoli w sumie wyglądało podobnie jak w pierwszym.
Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będziemy tak długo mieszkać w małym pokoiku
na poddaszu. Każdego dnia budziłem się z myślą: Dzisiaj dziadek umrze, a my wrócimy do
rzeczywistego świata. Tymczasem mijały dni, a on żył.
Mama odwiedzała nas rzadko. Mroczna fala rezygnacji i rozpaczy zaczęła ogarniać Cathy
i mnie. Teraz byliśmy już pełnoetatowymi rodzicami bliźniaków; dbaliśmy o ich wszystkie
potrzeby, uczyliśmy je, zabawialiśmy, leczyliśmy ich przeziębienia i opatrywaliśmy skaleczenia,
a w nocy pocieszaliśmy, gdy śniły koszmary. Dobrze, że oprócz nas miały jeszcze siebie. Nie
powiedziałem tego Cathy, bo wiedziałem, że się wścieknie, ale znalazłem stary poradnik na
temat utrzymywania i wychowania psów, a w nim wyczytałem uwagę, że jeśli właściciel
poświęca pupilowi mało czasu, powinien zapewnić mu towarzystwo. Pod tym względem dzieci
nie różnią się od psów. One również potrzebują towarzystwa.
Z czasem dla Cathy i mnie najważniejsza stała się potrzeba powiększenia naszego
terytorium. Wymyśliłem, że w czwartki, kiedy służba ma wychodne, moglibyśmy wyjść na dach
i tam urządzić sobie kąpiel słoneczną. I tak zaczęliśmy robić. To było nasze wyjście, nasza mała
wyprawa poza więzienie. Wkrótce wymykaliśmy się tam przy każdej okazji, w dzień i w nocy,
gdyż desperacko pragnęliśmy choć przez moment poczuć się wolni.
Upływ czasu wyznaczały nie tylko kalendarze. Mieliśmy ich trzy, z czego jeden
wskazywał dni pozostałe do śmierci dziadka, gdyż ta data miała być jednocześnie datą naszego
wyzwolenia. Mogliśmy także śledzić upływ czasu, obserwując nasze fizyczne dojrzewanie
i przemiany cielesne – przy czym Cathy była ich znacznie bardziej świadoma ode mnie. Po
prostu dziewczyny pod wieloma względami dojrzewają szybciej. Wiedziałem, że bardzo ją to
fascynowało, gdyż bezustannie zadawała mi pytania i często musiałem się głowić, jak mądrze
odpowiedzieć.
To, co stało się później, było bardziej błędem moim niż Cathy. Pewnego dnia zastałem ją,
jak ogląda swoje nagie ciało, analizując zmiany w piersiach i nowe krągłości figury, a nawet
maca się między nogami. Wyczuła moją obecność i odwróciła się ku mnie. Musiałem mieć
zafascynowaną minę, gdyż nie uczyniła ruchu, żeby się okryć. Dopiero po chwili sięgnęła po
sukienkę. „Nie”, powiedziałem. Cathy znieruchomiała z ubraniem w ręku.
Powtarzałem sobie w myśli, że nie powinienem dopuścić do takiej sytuacji, ale jej
kobiecość nieodparcie mnie przyciągała i widać było, że Cathy uświadomiła sobie, jaką władzę
nade mną zyskała. Ale nie prowokowała mnie rozmyślnie. O to jej nie posądzałem. „Nie
powinieneś”, odrzekła tylko.
Próbowałem się tłumaczyć i skomplementowałem jej rozkwitającą urodę, gdy nagle
usłyszeliśmy zgrzyt klucza w zamku. Cathy w pośpiechu zaczęła wciągać sukienkę, ale nie
zdążyła zrobić tego do końca i napotkała zaskoczone spojrzenie babci. Zobaczyliśmy, jak na jej
twarzy pojawia się zimny uśmiech, pełen zjadliwej satysfakcji.
– Wreszcie was przyłapałam! – syknęła.
Na czym niby przyłapała? Domyślałem się, o co nas chce oskarżyć, ale Cathy zrobiła
wielkie oczy, kiedy babcia dodała, iż teraz już wie, że siostra pozwala mi wykorzystywać swoje
ciało. Z odrazą dawała do zrozumienia, że ciało Cathy, jej piękne włosy są stworzone do grzechu.
Tymczasem Cathy nie miała pojęcia, co znaczy „wykorzystać ciało”. Babcia gwałtownie
odwróciła się na pięcie i wyszła.
Bliźniaki bawiły się wówczas na poddaszu. Kiedy zeszły, usłyszałem, że babcia wraca.
Kazałem siostrze zamknąć się w łazience, ale nie zdążyła. Babcia stanęła w progu z nożyczkami
w ręku, krzycząc, że obsmyczy Cathy włosy do gołej skóry. Naparliśmy na drzwi, aby jej nie
wpuścić, a wtedy zagroziła, że dopóki Cathy sama nie obetnie sobie włosów, nie dostaniemy nic
do jedzenia, nawet bliźniaki. Uznałem, że to jedynie puste słowa i mama nie pozwoli nas głodzić.
Babcia zostawiła nożyczki i zamknęła drzwi na klucz. Mieliśmy jeszcze trochę jedzenia.
Maluchy były oczywiście przerażone i roztrzęsione. Ostatnio Carrie zaczęła nazywać Cathy
„mamą” i często przychodziła do niej do łóżka, żeby się przytulić. Cory z kolei wydawał mi się
coraz bardziej otępiały, jakby nie był w stanie przyswoić tej okrutnej rzeczywistości swoim
małym rozumkiem.
Nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze potrwa nasza okrutna niewola, nie przypuszczałem,
że może być jeszcze gorzej. Nazajutrz rano obudziłem się późno i zobaczyłem, że w nocy
piekielna babcia musiała wślizgnąć się potajemnie do sypialni, otumanić Cathy jakimś środkiem
usypiającym, który pewnie zabrała dziadkowi, i polała jej włosy smołą. Kiedy Cathy się ocknęła,
wpadła w histerię. Musiałem ją uspokoić, by nie przeraziła bliźniaków. Poszliśmy do łazienki.
Tam wsadziłem Cathy do wanny i szamponem usiłowałem zmyć jej to świństwo z głowy.
Trzymało się mocno, choć bardzo się starałem. Zlepione pasma włosów zostawały mi w rękach.
Wobec tego sporządziłem miksturę z różnych środków chemicznych i odczynników, które mama
przyniosła mi, abym mógł realizować swoje naukowe pasje, ale i ona nie pomogła.
W międzyczasie bliźniaki się obudziły i wypytywały, co się stało. Cathy skłamała, że sama to
sobie zrobiła. Nie chciała, by wiedziały, że nasza babcia jest prawdziwym potworem. I tak śniła
im się w nocy, a na jej widok za każdym razem drżały ze strachu.
A potem zaczęło się piekło. Babcia spełniła swoją groźbę i zablokowała nam posiłki.
Z obawy, że znów zakradnie się w nocy i zetnie Cathy włosy, próbowałem zatarasować drzwi
i planowaliśmy pilnować wejścia na zmianę. Szybko zrozumieliśmy, że to nie ma sensu. Babcia
nie pojawiła się i nie zamierzała nawet sprawdzać, jak sobie dajemy radę. Co gorsze, nie
dostarczała nam też innych rzeczy, na przykład środków czystości. Wkrótce zatkał się nam
klozet. Maluchy były coraz bardziej przygaszone. Słabliśmy z głodu. Z desperacji próbowałem
nawet karmić bliźniaki własną krwią.
Nasza rozpacz się pogłębiała. Myślałem o zrobieniu drabiny z prześcieradeł, po której
moglibyśmy uciec z poddasza. Zamierzałem też złapać parę myszy, aby zjedli je z braku innego
pożywienia, bo do ucieczki potrzeba siły. Wtedy babcia widocznie uznała, że zostaliśmy
dostatecznie ukarani, i zostawiła nam koszyk z jedzeniem. Wróciwszy z poddasza, odkryliśmy,
że przy okazji zabrała wszystkie lustra, a łazienkowe stłukła. Cathy zastanawiała się, co nią
kierowało. Wtedy przypomniało mi się powiedzenie, że diabeł kocha próżnych ludzi.
– Ona uważa, że w ten sposób pozbawi nas godności, którą uważa za próżność –
powiedziałem.
Byliśmy zdani na pastwę szalonej kobiety. Mimo najszczerszych chęci nie umiałem
odpowiedzieć siostrze na pytanie, dlaczego nasza mama pozwala na to wszystko. Łudziłem się,
że po prostu nie wiedziała, jak babka nas traktuje.
Kane przerwał i zerknął na mnie.
– Dobrze się czujesz? – zapytał. – Słabo wyglądasz.
Bez słowa kiwnęłam głową. Na chwilę odebrało mi mowę. Przeczesałam palcami włosy,
jakbym sprawdzała, czy nie są zlepione smołą albo nie zostały obcięte.
– Żywił je własną krwią? – wydusiłam wreszcie. – Żołądek mi się wywracał, kiedy o tym
czytałeś.
– Uważał, że nie ma innego wyjścia. Jak ta wstrętna babka mogła to zrobić małym,
niewinnym dzieciom? A gdyby umarli z głodu? Czy zdołałaby ukryć ich śmierć przed światem?
– Nie mam pojęcia. Tak wracamy do zagadnienia, czy ktoś jeszcze w tym domu wiedział
o dzieciach.
Kane pomachał pamiętnikiem.
– Moim zdaniem służba musiała wiedzieć. Z treści wynika, że spędzili tam już dwa lata.
Uważasz, że po tak długim czasie nikt się nie domyślił?
– Pewnie masz rację.
Zamyślił się.
– Wiesz, Kristin, może te halloweenowe historie nie są wcale przesadzone? Znam
opowieści o ludziach, którzy latami byli więzieni w domach i nawet najbliżsi sąsiedzi niczego nie
zauważyli. Jeżeli Christopher rzeczywiście zamierzał zrobić drabinę z prześcieradeł i uciec,
zanim babka zagłodzi ich na śmierć, czemu zrezygnował?
– Nie wiem, Kane. To wszystko jest niepojęte, a ten fragment wyjątkowo mnie
wykończył.
Znów pomyślałam, że zapewne dlatego mój tata nie chciał, abym czytała pamiętnik. Choć
z drugiej strony skąd mógł wiedzieć, o czym pisał Christopher? Czyżby znał prawdziwą historię?
I dlatego tak nienawidzi Foxworth Hall, że dosłownie zmiótł resztki fundamentów swoimi
koparkami i z pasją wznosił tam coś zupełnie nowego? Od tych pytań dostawałam zawrotów
głowy! Spodziewałam się, że pamiętnik przyniesie odpowiedzi, podczas gdy on mnożył
wątpliwości!
Kane odłożył notes. Patrzył na mnie dziwnie, jakby nie mógł zogniskować wzroku. Być
może miał podobne odczucia.
– Co jest?
– Może on nie chciał uciekać?
– Jak to? Dlaczego?
– Bo nie chciał zepsuć planu swojej matki.
– Wiem, ale przecież tym razem babka omal nie zagłodziła ich na śmierć. Mógł
podejrzewać, że jest zdolna do znacznie gorszych podłości.
Kane milczał przez moment i niemal widziałam, jak obracają się trybiki w jego głowie.
– Co znowu?
– Niedawno rozmawialiśmy o tym na lekcji – chodzi o tak zwany syndrom sztokholmski,
czyli sytuację, w której zakładnicy czują solidarność z porywaczami. Na swój sposób Christopher
robi to przez cały czas – współczuje swojej matce i świadomie przymyka oczy na prawdę. Moja
teza wydaje się szalona, zwłaszcza w świetle tego, co czytaliśmy, ale jeśli długo żyjesz
w zamknięciu, przywykniesz do najgorszego, zwłaszcza po latach. Bliźniaki chyba pogodziły się
ze swoim losem. Już nie płaczą za mamą. – Urwał, a po chwili dodał: – Nawet Christopher
i Cathy zdają się akceptować rodzaj związku, jaki zaczyna ich łączyć. W tych okolicznościach to
wcale nie jest takie dziwne.
– Nie rozumiem…
– Chodzi mi o ich relację i sposób, w jaki pocieszają się nawzajem. Czasami, kiedy
czytam ten dziennik, zapominam, że są rodzeństwem. A ty?
– Sama nie wiem. – Też tak czułam, choć nie zamierzałam się do tego przyznać.
– W tym również nie ma nic niezwykłego. Pociąg erotyczny zdarza się u młodych ludzi
w tym wieku, nawet na wolności.
– Teraz już naprawdę nie rozumiem, Kane…
– Pamiętasz scenę, kiedy nakrył Cathy na oglądaniu swojego ciała?
– Tak, ale…
– Też musiałaś to robić… stać nago przed lustrem. W pewnym wieku zainteresowanie
własnym ciałem jest zupełnie naturalne, prawda?
– No, owszem…
– Dziewczyny zapewne robią to częściej od chłopców. Nic dziwnego, w nich zachodzi
więcej zmian… wiesz, piersi i inne krągłości. Chłopcy z kolei widzą, jak im rosną włosy, jak się
powiększa… i tak samo, w obserwowaniu siebie nie ma nic zdrożnego. – Spojrzał na mnie, jakby
oczekiwał potwierdzenia.
– Jasne, Kane, takie zainteresowanie jest normalne, więc nie wiem, czemu tyle o tym
mówisz. I dlaczego wspomniałeś o słowach Christophera w dzienniku?
– Chodzi mi o sposób, w jaki opisał tę sytuację… Nie wydaje ci się dziwny?
– Patrzył pożądliwie na swoją siostrę – zauważyłam. – I miał poczucie winy.
Sposób, w jaki Kane wpatrywał się we mnie, przypomniał mi, jak mówił, że jego siostra
jest piękna.
– Chcesz mi powiedzieć, że ty też kiedyś szpiegowałeś swoją siostrę? – spytałam.
Wzruszył ramionami.
– Kiedy byłem w jego wieku, nie robiłem czegoś takiego – odparł wymijająco.
Teraz ja wzruszyłam ramionami.
– Założę się, że każdy chłopak, który ma starszą siostrę, zrobił to choćby raz – rzekłam.
– Czyżby? Żaden z kumpli nie opowiadał mi o czymś takim.
– Pewnie wstydzą się o tym rozpowiadać.
– Ale ja ci się przyznałem.
– Dobrze, ale na co dzień się tym nie chwalisz, prawda? Po przeczytaniu fragmentu
pamiętnika przyznałeś, że robiłeś to samo.
– Fakt. Rzeczywiście podglądałem siostrę, ale nie miałem potem kosmatych myśli.
– No właśnie. Z drugiej strony trochę go tłumaczy, że nie było tam żadnych innych
dziewczyn, na które mógłby skierować zainteresowanie dorastającego chłopaka. Dlatego tak
silnie skupił się na siostrze.
– Pewnie masz rację. Ha, myślę, że w tej sprawie jestem podobny do Christophera –
powiedział Kane i sięgnął po dziennik. – Ważne, że nie zmienił się w młodocianego potwora, jak
to opisują niektóre plotkarskie wersje całej historii.
– Oczywiście, że nie. Można go podziwiać za wiele rzeczy. Twoje uwagi sporo mi
wyjaśniły – przyznałam. – Sposób, w jaki czytasz pamiętnik, sceneria, w której się znajdujemy,
i ciągłe dociekanie, co kryje się pomiędzy wierszami, zbliżają nas do prawdy. Nawet ta peruka
ma znaczenie – dodałam z uśmiechem.
– Następnym razem zakryjesz głowę chustką?
Myślałam, że żartuje, ale minę miał poważną.
– Przecież mam włosy, Kane.
– Tak, ale skoro chcesz czuć się jak ona… Oczywiście to tylko nieśmiała sugestia.
Kiwnęłam głową, ale zaczęłam się zastanawiać, czy nie posuwamy się za daleko. Wyraz
twarzy Kane’a był teraz dziwny, inny, a peruka pogłębiała to wrażenie. A może wyobraźnia
płatała mi figle? Wydawało mi się nawet, że mówi innym głosem, nie tylko w momencie, kiedy
czyta dziennik. Za każdym razem, kiedy wchodziliśmy na poddasze, znikał luzacki, beztroski styl
Kane’a, jego znak firmowy. Zastępowało go osobliwe skupienie i napięcie. Nie wzruszał już
lekceważąco ramionami i nie posyłał mi ironicznego uśmieszku, jak zwykł robić w szkole
i w towarzystwie rówieśników. Teraz, kiedy na mnie patrzył, miałam wrażenie, że postrzega
mnie jako bratnią duszę, która dzieli z nim cierpienie – albo raczej dzieli je z Christopherem,
z którym zdawał się coraz silniej utożsamiać.
Czemu mnie to przerażało, zamiast cieszyć? Przecież pragnęliśmy się wczuć w sytuację
Christophera i Cathy. Chcieliśmy potraktować pamiętnik jako drzwi do przeszłości, aby dzięki
niemu odkryć, co naprawdę się wydarzyło. Pomysły Kane’a były w tym momencie narzędziami
pomocniczymi. Czemu więc jestem taka spięta?
Do poprzedniej sceny założyłam koszulę nocną mamy. Co mi szkodzi obwiązać sobie
głowę?
– Poszukam jakiejś chustki – powiedziałam.
Uśmiechnął się, a potem wstał i wręczył mi dziennik.
– Powinniśmy coś zjeść – oznajmił. – Film zaczyna się niedługo.
– Dobra, ale przed wyjściem muszę jeszcze wziąć prysznic i się przebrać – oświadczyłam.
– Prysznic? Świetny pomysł – przytaknął.
– Muszę się tylko odświeżyć – zaznaczyłam. Odpowiedział mi uśmiechem.
Przywróciliśmy strych do pierwotnego stanu i wróciliśmy do mojego pokoju.
Wiedziałam, co Kane myśli, i mimo woli poczułam dreszczyk ekscytacji, podobny do emocji,
jakie towarzyszyły mi na poddaszu. Kiedy pogłębiająca się intymność doprowadzi nas do
„przekroczenia Rio Grande”? Okłamywałabym samą siebie, gdybym twierdziła, że tego nie
pragnę.
Ile razy rozmawiałam z koleżankami na te poważne tematy, pojawiały się nieuniknione
pytania o ciążę i obawy z nią związane. Na szczęście istniały sposoby, żeby tego uniknąć.
I czułyśmy, że nie możemy podchodzić do tych spraw tak beztrosko jak chłopcy. Mało tego,
mówiłyśmy sobie, że stracimy cnotę jedynie z chłopakiem, którego pokochamy i za którego
zapragniemy wyjść za mąż.
W miarę jak dorastałyśmy, coraz rzadziej dyskutowałyśmy o tych sprawach. Teraz już
tylko czekałyśmy, która pierwsza ogłosi, że straciła cnotę. I żartowałyśmy sobie z tego. Naszym
zdaniem Suzette zrobiła to już w podstawówce. Miałam wrażenie, że te plotki jej pochlebiają
i nie zamierza ich dementować. Sama nas posądzała, lecz w swoich niewybrednych żartach
oszczędzała mnie. Zapewne dlatego, że straciłam mamę, i Suzette mi współczuła, że nie mam
z kim porozmawiać o ważnych kobiecych sprawach.
Ten okres ochronny skończył się gwałtownie, kiedy zaczęłam chodzić z Kane’em,
a przyjaciółki uznały, że nasz związek jest „gorący”. Poza tym wśród dziewczyn w szkole
panowało przekonanie, że każda, która chodziła z nim dłużej niż dwa tygodnie, musiała się z nim
przespać. Ach, gdyby tylko znały prawdę! Z drugiej strony zastanawiałam się, czemu tak usilnie
chciały ją poznać. Do czego im była potrzebna? Czy ich dochodzenie w ogóle powinno mnie
obchodzić? A może chodzi o to, że teraz, gdy wiem o tych podejrzeniach, czuję się starsza
i dojrzalsza? Co innego, gdyby tata coś podejrzewał. Ciekawe, na ile przejmuje się moim
związkiem z Kane’em? Nadal uważa mnie za swoją małą dziewczynkę czy też czuje, że mnie
traci? A ja? Czy nadal chcę być małą córeczką tatusia?
Te myśli i trudy dojrzewania podkręcała nasilająca się burza hormonalna. A jednocześnie
nie miałam się komu zwierzyć i poprosić o radę. Cóż, Cathy była w jeszcze gorszej sytuacji ode
mnie, bo nie miała nawet przyjaciółek. Praktycznie brakowało jej wszystkiego, czym mogą się
cieszyć dziewczyny w jej wieku. A najbardziej brakowało jej mamy, choć przecież ją miała.
Krążyłam po pokoju, wybierałam rzeczy do przebrania i szykowałam się pod prysznic.
Kiedy zerkałam na Kane’a, udawał, że jest zaczytany w jednym z moich magazynów.
Uśmiechnęłam się do siebie, rozebrałam się do bielizny i poszłam do łazienki. Kuszenie
mężczyzn jest chyba naturalnym odruchem kobiety, myślałam, wchodząc do kabiny. Za moment
otrzymałam potwierdzenie swojej tezy.
Kane wsunął się za mną do kabiny, jak sugerował. Ile widziałam podobnych scen
w filmach? – myślałam, kiedy mnie całował. Strumienie ciepłej wody spływały po naszych
głowach i ciałach. Podstawiłam twarz pod szumiącą kaskadę, myśląc, że to swojego rodzaju
chrzest. Po raz pierwszy byłam całkiem naga przy nagim chłopaku. Miałam chyba jedenaście lat,
kiedy po raz pierwszy zobaczyłam na jakimś filmie podobną scenę i ogarnęła mnie fala
zmysłowego podniecenia, a potem rozpaliła się moja wyobraźnia.
Ale to było realne. Sutki mi stwardniały, a nogi miałam jak z waty. Oparłam się o Kane’a,
żeby nie upaść. Delikatnie objął moje biodra i przyciągnął mnie do siebie. Czułam, jak narasta
w nim napięcie i pożądanie. Serce załomotało mi w panice, bo mój opór topniał w oczach.
– Kane – szepnęłam głosem tak słabym i cichym, że nie byłam pewna, czy
wypowiedziałam te słowa, czy tylko je pomyślałam.
– Nie bój się. Kiedy do tego dojdzie, nie będziemy już mieli żadnych wątpliwości.
Zachciało mi się śmiać. Byłam strasznie rozdarta. Cieszyłam się, że nie straciliśmy
kontroli nad sobą, ale w głębi duszy czaiło się rozczarowanie. Nie po raz pierwszy targały mną
sprzeczne uczucia, i pewnie nie po raz ostatni. Znów czułam się rozdwojona i te dwie połówki
spierały się każdym porem mojego ciała, popadały w rozdźwięk każdym wibrującym nerwem,
ale wszystko ucichło, gdy zbliżyłam usta do ust Kane’a. Całowaliśmy się długo, a potem dłońmi
uniósł sobie moje sutki do ust.
Odrywaliśmy się od siebie tylko po to, żeby natychmiast znów do siebie przylgnąć, za
każdym razem bliżej i bardziej namiętnie, żarliwie, choć ten ogień zdawał się nas spalać.
Sięgnęłam po szampon i wylałam mu trochę na głowę. Syknął, bo zapiekły go oczy, a potem
zrewanżował mi się ze śmiechem.
– Ja to zrobię – powiedział, gdy sięgnęłam do głowy, żeby umyć sobie włosy. Pochyliłam
się ku niemu. Umył mi głowę z wprawą fryzjera.
– Dzięki.
– Mogę to robić codziennie, jeśli zechcesz – odparł.
Odsunął się, żebym mogła spłukać włosy, a potem zajął się swoimi. Wyszłam pierwsza,
zostawiwszy go pod prysznicem. Wytarłam się, założyłam majtki i znieruchomiałam na chwilę,
żeby uspokoić serce i oddech, i dopiero gdy poczułam, że wracam do rzeczywistości, wyszłam
z łazienki.
Rozejrzałam się za rzeczami, które sobie przygotowałam, i nagle zamarłam. Coś się
zmieniło – i nie chodziło o moje przeżycia pod prysznicem.
Chodziło o drzwi na korytarz. Uświadomiłam sobie, że są zamknięte.
Tymczasem nie zamknęliśmy ich za sobą.
Jak rodzice godzą się z sytuacją, kiedy ich dziecko staje się inną, nową osobą? Kiedy
porzuca lalki, zabawkowe filiżaneczki i kolorowe książeczki z bajkami? Kiedy porzuca dziecięcą
wiarę we Wróżkę Zębuszkę i Świętego Mikołaja? Ile czasu musi upłynąć, aby zdali sobie sprawę,
że ich potomek jest niezależnym bytem, coraz bardziej samodzielnym i odpowiedzialnym za
swoje czyny i słowa?
Zapewne większość rodziców jeszcze długo łudzi się, że ich dziecko dłużej od
rówieśników pozostanie niewinne. Bo wiedzą, że nie ma po co się spieszyć do dorosłego,
niebezpiecznego życia. I podświadomie chcieliby na zawsze uchronić swoje pociechy przed
zderzeniem z twardą rzeczywistością, gdyż dziecięcy świat jest bezpieczniejszy. Dlatego
niechętnie rezygnują z ochronnego parasola, jaki roztaczają nad nimi. Wierzą, że troską,
uściskiem czy pocałunkiem potrafią odegnać każdy strach – gobliny, duchy i potwory,
nawiedzające dziecięce sny. Że zatrzymają swoje dzieci wieczorem w łóżeczkach, aby mogły
spokojnie zasnąć w bezpiecznej bańce domowego zacisza. Że bez końca będą im wyjaśniali
świat, doradzali, tłumaczyli, zakazywali i nakazywali, w zamian oczekując posłuchu
i posłuszeństwa.
„Może już pójdziesz spać? Nie możesz rano być senna i zmęczona”.
„Kto odwiezie cię do domu po imprezie?”
„Wykluczone, nie pójdziesz tam”.
„Jeszcze jesteś za młoda”.
„Kiedyś ci pozwolę”.
Mnóstwo takich nakazów i zakazów towarzyszy dzieciom dzień po dniu, czy sobie tego
życzą, czy nie. I wydaje się, że tak będzie wiecznie, choć bunt i protesty nasilają się z roku na
rok.
A jednak stopniowo ten mur się rozpada. Z początku niemal niedostrzegalnie pojawiają
się rysy i szczeliny i coraz częściej zakazy napotykają opór. Mur kruszeje, gdyż opór narasta,
podsycany gniewem i żalem. W ilu domach słychać: „Inni rodzice na to pozwalają! Dlaczego mi
nie ufacie?”.
Powoli pancerz zasad się rozluźnia. Rodzice stopniowo ustępują i oddają pola, nie zawsze
zdając sobie z tego sprawę – dopóki nagle nie uświadomią sobie, że dzieci znalazły się poza ich
zasięgiem, wystawione na wszystkie niebezpieczeństwa dorosłego świata. Tymczasem bardziej
liberalni rodzice i psychologowie oraz autorzy porad w magazynach od dawna ostrzegają, że zbyt
silna presja i obwarowanie zakazami i nakazami wywołuje zwykle odruch obronny w postaci
buntu. I zdarza się, że dzieci robią coś, czego by nie zrobiły, gdyby im tego usilnie nie
zabraniano.
Kiedy komplementowano mnie, że urosłam i dojrzałam, tata z reguły cytował znane
powiedzenie: „Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci…” – i tak dalej. Wtedy rozmówcy zwykle
kwitowali to śmiechem, ale wyczuwali przy tym, że sporo prawdy kryje się w tych słowach. Ale
kto by chciał być dużym problemem? Na pewno nie ja, nie przy samotnym ojcu, który wciąż się
gryzie, że nie zapewnia mi opieki i wsparcia, które zapewniłaby mi mama, gdyby żyła.
Jakakolwiek klęska pedagogiczna, związana z moim wychowaniem, mogła go załamać znacznie
bardziej niż rodzica, który w wychowaniu dzieci ma wsparcie współmałżonka.
Naprawdę bardzo się starałam, ale weszłam w wiek dojrzewania i byłam normalną
nastolatką. Oczywiście, przedwczesna śmierć mamy sprawiła, że pod wieloma względami
musiałam dorosnąć szybciej od moich rówieśniczek. Ile wieczorów przesiedziałam w domu
z tatą, zamiast spędzić je z towarzystwem w moim wieku? Myślał, że jestem wybredna
w doborze przyjaciół i nie lubię trwonić czasu na zabawy, dlatego rzadko wychodzę, a ja go
utwierdzałam w tym przekonaniu. Zdawałam sobie sprawę, że bardzo by się przejął, gdyby
wiedział, że rezygnuję dla niego, gdyż nie chcę, aby się czuł samotnie.
Stałam się nad wiek dojrzała i poważniejsza niż moje przyjaciółki. Widziałam, jak
beztrosko traktowały rozmaite ryzykowne zachowania, jak picie i prowadzenie auta, dragi na
imprezach, późne wracanie do domu i oczywiście seks. Bardzo się jednak pilnowałam, żeby ich
nie pouczać i nie wpędzać w poczucie winy. Gdybym wyznała przyjaciółkom, co naprawdę
myślę, już dawno bym je straciła. Ironia polegała na tym, że często wolałabym nie mieć takich
myśli i być beztroska jak rówieśniczki. Mnie również pociągały niedozwolone rzeczy i marzyłam
o skokach bez spadochronu. Ja też chciałam poczuć dreszcz ekscytacji, zaliczyć przeżycia,
których nie znałam.
Uświadomiłam sobie, że kiedy teraz wyjdę z pokoju i stanę przed ojcem, popatrzy na
mnie inaczej. Oczywiście będzie starał się ukryć swoje odczucia; zapewne rzuci jakiś głupi żart
albo uda, że nic się nie stało. Drzwi łazienki były uchylone, więc musiał słyszeć nasze głosy
pod prysznicem. Miałam nadzieję, że nie wszedł głębiej do pokoju, ale nie mogłam być tego
pewna.
Rzecz w tym, że nie czułam się zawstydzona ani winna. Tym razem zamierzałam
rozegrać tę rozmowę jak wiele innych, które odbywaliśmy – na zasadzie równorzędnych
dorosłych partnerów, a nie ojca i dziecinnej córki. Chciałam, by mi zaufał, choć w głębi serca
czułam, że tata, choćby nawet tego pragnął, nie porzuci swoich obaw. Jak sam mówił, miał je
zapisane w genach.
Zanim zeszłam na dół, zajrzałam do Kane’a. Ubierał się w łazience.
– Tata jest w domu albo był tu przez moment – oznajmiłam.
Kane zamarł i widać było, jak jego mózg produkuje wszelkie możliwe warianty tej
sytuacji, niczym filmowe trailery. Wiedział, jaka silna więź łączy mnie z moim ojcem. Czyżby
szykował się na konfrontację z wściekłym mężczyzną? Czy zamierzał kłamać i wypierać się?
A może lepiej by było, gdyby szybko i po cichu się wymknął? Co będzie dalej – czy tata zabroni
się nam spotykać? Zadzwoni do rodziców Kane’a z pretensjami? Czy cała ta afera dotrze do
szkoły, do naszych przyjaciół? Wówczas część by z nas kpiła, część obróciła sprawę w żart,
a część miałaby pewnie satysfakcję. A nauczyciele? Zwłaszcza oni nie powinni się dowiedzieć!
– Czy on…
– Raczej nie – uspokoiłam go. – Zejdę na dół pierwsza. Odczekaj parę minut i dołącz do
mnie.
Kane kiwnął głową.
Na palcach stąpałam po schodach. Nie znalazłam taty w salonie ani w kuchni, ale
zauważyłam karteczkę na drzwiach lodówki: „Wpadłem na moment po ważne papiery.
Do zobaczenia później. Tata”.
W ten sposób daje mi do zrozumienia, że był tam, pomyślałam. Nie chciał, żebym się
łudziła. Zbyt dobrze się znaliśmy, aby przed sobą udawać.
Kane powoli zszedł po schodach i zatrzymał się przy wejściu.
– Wpadł na chwilę i wrócił do pracy – powiedziałam. – Zabrał tylko papiery.
– Aha. – Wyraźnie mu ulżyło. – W takim razie…
– Widział twój samochód, Kane. I zostawił wiadomość, która świadczy, że zorientował
się w sytuacji. Popatrz.
Kane zerknął na karteczkę.
– Co z tym robimy?
– Nie musimy nic robić.
– Bardzo mi przykro. Nie chciałem ci narobić kłopotów. Byłem pewien, że jesteśmy sami.
Nie…
– Nie ma sensu, żebyśmy przepraszali się nawzajem za to, co razem robimy, okay? A jeśli
mamy mieć wyrzuty sumienia z powodu naszych czynów, lepiej tego nie róbmy.
Kane się uśmiechnął.
– I kiedy następnym razem spotkamy się z moim tatą, zachowujmy się normalnie, bez
poczucia winy i przepraszania.
– Tak jest, proszę pani! – Zasalutował ze śmiechem. – Umieram z głodu – dodał.
Przy stole Kane dostał wiadomość od siostry.
– Ucieszysz się – oznajmił.
– Z czego?
– Moja siostra i jej chłopak zapraszają nas jutro na kolację do La Reserve. Będziemy we
czwórkę, bez rodziców. A potem możemy jeszcze wpaść do Tiny. Fajnie?
– La Reserve? Dość ekskluzywne miejsce.
– Więc się odpowiednio ubierzemy.
– Dobrze – powiedziałam bez entuzjazmu. Niespodziewana wizyta taty popsuła mi
humor.
Kane znał mnie już na tyle dobrze, aby to wyczuć.
– Obawiasz się, że twój tata będzie zły i zrobi ci awanturę albo nawet cię ukarze?
– Nie. Tata nigdy mnie nie karze, kiedy źle postąpię. Po prostu nie kryje rozczarowania,
a ja czuję się wtedy wystarczająco ukarana.
– Nie zrobiliśmy nic złego – zauważył. Patrzył na mnie tak, jak mógłby patrzyć
Christopher – z mocą i pewnością. Wręcz oczekiwałam długiego, naukowego wywodu,
tłumaczącego nasze postępowanie. Tymczasem Kane dodał: – To naturalne, że pragnę się z tobą
kochać, Kristin. Oboje jesteśmy dorośli. Za rok będziemy już mogli głosować, prawda?
Prowadzimy samochody, a gdybyśmy coś przeskrobali, sądziłby nas normalny sąd, a nie
młodzieżowy.
– Cóż za ulga. – Nie kryłam sarkazmu.
– Chciałem tylko…
– W porządku. Nie martw się. Poradzę sobie.
– Nie możemy legalnie kupić ani pić alkoholu, ale w niektórych krajach mógłbym już
dawno cię poślubić i mieć z tobą dzieci – ciągnął z rosnącym zapałem.
– Nie zamierzam opuścić kraju – stwierdziłam, a Kane wybuchnął śmiechem.
Cieszyłam się, że idziemy do kina, gdzie na parę godzin będę mogła zapomnieć
o wszystkim. Spotkaliśmy kilku znajomych, ale usiedliśmy osobno. Po skończonym seansie od
razu wyszliśmy, zanim zdążyli do nas zagadać. Staraliśmy się rozmawiać tylko o filmie. Kane
odwiózł mnie do domu i chciał wejść, żeby porozmawiać z moim tatą.
– Nie zamierzam chować głowy w piasek – oświadczył.
– On nie będzie z tobą rozmawiał, Kane. Jeśli w ogóle coś powie – w co wątpię – powie
to mnie, a nie tobie. Zresztą jest późno, tata na pewno już zasnął przed telewizorem.
– A jutro? O której mogę wpaść, żeby pogadać? Pracuje na budowie, więc w sobotę też
będzie w pracy, tak?
– Tak. Gdyby mógł, pracowałby siedem dni w tygodniu.
– Czyli możemy czytać dziennik.
– Zróbmy sobie przerwę – zaproponowałam. Nawet w bladym świetle garażowej lampy
dostrzegłam jego minę. Wyglądał, jakby właśnie stracił najlepszego przyjaciela.
– Dlaczego? – zaprotestował. – Myślałem, że lektura pasjonuje cię tak samo jak mnie.
Trzeba wykorzystać każdą wolną chwilę.
– Zobaczymy – powiedziałam ustępliwie. – Zadzwonię do ciebie rano.
– Okay – burknął, nie kryjąc rozczarowania.
– Kane, jestem po prostu trochę spięta. Powinieneś zdobyć się na więcej wyrozumiałości.
– Oczywiście, ale mam wrażenie…
– Co?
– Że inaczej zawiedlibyśmy Christophera.
– Słucham?
– On nam zaufał – pierwszym czytelnikom swojego dziennika. Przez długie lata notes
leżał pod gruzami, ale na pewno często o nim myślał, kiedy opuścił Foxworth Hall. I liczył na to,
że ktokolwiek znajdzie jego zapiski, potraktuje je z należytą powagą.
Uśmiechnęłam się mimo woli.
– Co takiego? – spytał.
– Chyba zamieniliśmy się miejscami. Dokładnie takie były moje odczucia w chwili, kiedy
znalazłeś ten pamiętnik pod poduszką i chciałeś, żebyśmy czytali go razem. A ja się bałam, że
zrobisz z tego zabawę i zlekceważysz dziennik Christophera.
Kane się skrzywił.
– Tak nisko mnie oceniałaś?
– Och, daj spokój. Przyznaj, że początkowo nie traktowałeś tego poważnie. Zresztą sam
wiesz, jaki miałeś wtedy styl. I nadal coś w tym jest.
Obrócił się ku mnie i oparł ramię na oparciu mojego fotela.
– Proszę, kontynuuj. Widzę, że wpadłaś w trans. Nie krępuj się, wal. Co sądzisz o Kanie
Hillu?
– Twoja rodzina należy do najbardziej zamożnych i wpływowych rodzin
w Charlottesville, ale ty nie jesteś konserwatywny. Nie przeszkadza mi twój styl. Masz w sobie
duszę buntownika. Uwielbiasz podkreślać swój indywidualizm. To wszystko sprawia, że jesteś…
niebezpiecznie atrakcyjny – odparłam. – I nieprzewidywalny. Taka jest moja opinia o tobie. Nie
dziw się więc, że nie byłam pewna, jak zareagujesz na pamiętnik Christophera. Rozumiesz?
Uśmiechnął się i w jego oczach blask latarni przy garażu zmieszał się z błyskiem
uwielbienia.
– Kristin Masterwood – powiedział z powagą. – Zakochałem się w tobie i wiem, że na
całym świecie nie ma nikogo, kto podobałby mi się tak jak ty.
Przysunął się i pocałował mnie. To był delikatny pocałunek, bardziej romantyczny niż
namiętny – znak głębokich uczuć, a nie tylko cielesnego pożądania. Pomyślałam, że tak całują się
ludzie, którzy już bardzo długo są ze sobą i pocałunkiem okazują, jak bardzo są dla siebie ważni.
Ten szczery gest mnie zaskoczył.
– Wreszcie zabrakło ci słów? – zapytał. Serce mi delikatnie zatrzepotało, jakby w mojej
piersi wykluł się malutki ptaszek i zabrał mi całe powietrze.
– Tak – wykrztusiłam.
– Będę czekał na twój telefon rano – powiedział.
Otworzyłam drzwi po mojej stronie i wysiadłam. Kane zaczekał, aż zniknę w domu,
i dopiero uruchomił silnik. Zanim odjechał, gestem pokazał w górę, na strych. Stałam w progu,
póki nie zniknął mi z oczu. Potrzebowałam chwili, żeby wrócić do rzeczywistości i nie wyglądać,
jakbym zeszła z obłoków.
Nie zdziwiło mnie, że tego wieczoru tata siedział przed telewizorem i nie spał. Nie
znaczyło to jednak, że śledzi z uwagą, co się dzieje na ekranie. Za każdym razem, kiedy
wieczorem wychodziłam z domu, czuwał, nie wiedząc, czego słucha i na co patrzy. Odwrócił
głowę, kiedy weszłam. Może usłyszał moje kroki, a może po prostu wyczuł moją obecność.
Jest wiele sposobów czytania z twarzy drugiego człowieka, a zwłaszcza własnego ojca.
W twarzy taty nie było gniewu i nie wyglądał też na nieszczęśliwego. Powiedziałabym raczej, że
był lekko oszołomiony, jak gdyby niedawno usłyszał albo zobaczył coś, czego się kompletnie nie
spodziewał. Zarazem usiłował to ukryć – usiłował ukryć swoje odczucia.
– Hej – powitał mnie. – Jak tam film?
– Bardzo dobry.
– A co to było?
– Ktoś mnie obserwuje. To historia dwojga nastolatków mniej więcej w moim wieku,
chłopaka i dziewczyny. Matka dziewczyny wyszła za ojca chłopaka i wszyscy zamieszkali
razem. Niestety, ów ojciec okazał się degeneratem i zaczął molestować córkę swojej żony, więc
rodzeństwo uciekło z domu. Schronili się w starym, opuszczonym hotelu, który tak naprawdę nie
był opuszczony. Mieszkał tam stary człowiek, wnuk dawnego właściciela, odludek, trochę
dziwak, ale człowiek wielkiego serca. Stopniowo się poznają i on broni ich, kiedy w hotelu
pojawia się ojczym… coś jak Boo Radley z Zabić drozda – paplałam nerwowo.
– Pamiętam tę książkę i film. Mama je uwielbiała – rzekł.
Przez całe życie poruszam się po polu minowym ukochanych wspomnień taty,
westchnęłam w duchu. Wystarczyło, że powiedziałam lub zrobiłam coś, albo po prostu
wyglądem przypomniałam mu mamę, i od razu cofał się w czasie. Nie żałowałam tego, ale
czułam jego emocjonalny ból, który budzi pamięć, i sama po raz kolejny przeżywałam
przedwczesną śmierć mamy.
– Tak. To była nasza lektura w zeszłym roku – odparłam. Za każdym razem, kiedy
widział książkę w moich rękach, uśmiechał się, jakby patrzył na mamę.
– Często utyskiwała, że mało czytam – dodał z rozrzewnieniem.
– Ciągle możesz to nadrobić – odparłam, a tata odpowiedział uśmiechem.
– Jutro wcześniej jadę do pracy – najwyraźniej pragnął zmienić temat. – Budowa domu
jest dopiero na półmetku, ale musimy równolegle pracować nad basenem, czyli wykopać dół,
a potem doprowadzić instalacje hydrauliczne i elektryczne.
– Dotąd nie widziałam planów – przypomniałam.
– Ach, rzeczywiście. Leżą na moim biurku. – Skinął głową, więc rozwinęłam rulon. Tata
obserwował mnie z kanapy.
– Wygląda na większy niż Foxworth Hall.
– Nie, nawet jest trochę mniejszy, ale ma większe patio. Zamiast sali balowej będzie duży
salon. Do tego sześć sypialni z łazienkami i sala bilardowa.
– Wszystkie sypialnie są na górze?
– Tak, pokoje dla służby na dole. I kuchnia, którą Charley na pewno chciałby mieć
w swojej knajpie.
– Jak długo jeszcze potrwa budowa?
– Powiększyłem ekipę, ale i tak nie skończymy wcześniej niż za półtora roku, licząc
stolarkę i kształtowanie krajobrazu.
Uświadomiłam sobie, że za wszelką cenę stara się uniknąć rozmowy o mnie i o Kanie.
– Siostra Kane’a i jej chłopak zapraszają nas jutro na kolację – oznajmiłam.
– Ho, ho.
– Znają się od liceum. Nie miałam jeszcze okazji go poznać, a Darlenę widziałam chyba
tylko raz.
– Słabo ją pamiętam. Chyba była ładną dziewczynką.
– Zdam ci szczegółowy raport.
– Świetnie.
Wstał.
– Idę spać, jutro muszę wstać wcześnie. Chcemy zrobić jak najwięcej przed Dniem
Dziękczynienia.
Popatrzyliśmy na siebie. Kiedy dwoje ludzi zna się tak dobrze, jak my, milczenie bywa
bardziej wymowne niż słowa.
– Żałowałeś kiedyś, że nie urodziłam się chłopcem? – zagadnęłam.
Pytanie mogło się wydawać dziwne, ale tylko z pozoru. Chodziło mi o to, że rodzice
mniej się przejmują randkami synów niż córek.
– Chłopcem?
– No tak, który pomagałby ci w pracy, podczas gdy mnie lepiej nie dawać młotka do ręki.
– Nie wyobrażam sobie życia i tego domu bez ciebie, Kristin.
Jednym susem doskoczyłam do niego. Tata objął mnie, pocałował w głowę i pogładził po
włosach. Trwaliśmy jeszcze chwilę w tym czułym uścisku. Wreszcie wysunęłam się z jego objęć
i szybko poszłam na górę.
Rano spałam długo, ale była sobota, więc mogłam sobie na to pozwolić. Wreszcie
wstałam i zeszłam na śniadanie. Poczułam rozczarowanie na myśl, że tata już wyszedł i czeka
mnie samotny posiłek. Śniadanie czekało na stole, a obok znalazłam liścik z informacją, że obok
kuchenki stoją już rozbite jajka na jajecznicę. I że zadzwoni później, aby w razie czego
uprzedzić, że zostanie dłużej na budowie i nie spotkamy się przed moim wyjściem.
Usmażyłam jajecznicę, była przepyszna. Jedząc, miałam wrażenie, że tata towarzyszy mi
przy stole. Zobaczyłam, że zostawił gazetę na drugim końcu stołu, otwartą na stronach
z reportażami. Najobszerniejszy dotyczył budowy nowego Foxworth Hall – „miejsca, w którym
doszło do najgorszego w historii naszej okolicy przypadku dręczenia dzieci”.
Autor donosił, że nowym właścicielem jest pan Arthur Johnson, z czego wynikało, że
o faktach, które odkrył mój tata, nie dowiedziały się jeszcze media. Dalej zamieszczono krótką
biografię Johnsona, w której wspomniano o sukcesach jego funduszu hedgingowego oraz o żonie
i dzieciach. Pochodził z Norfolk w Wirginii, uczęszczał do William and Mary College, gdzie
ukończył studia ekonomiczne. Później pracował w firmie swojego ojca, a następnie założył
fundusz. Dziennikarzom powiedział tylko: „Nic nie wiem o historii tego miejsca i, szczerze
mówiąc, w ogóle mnie ona nie obchodzi. Każde miejsce i każda rzecz ma swoją historię. Ale
oceniamy je na podstawie tego, czym są, a nie na podstawie tego, kto je kiedyś posiadał. Kupno
tej posiadłości traktuję po prostu jako dobry interes”.
O firmie mojego taty napisano jedynie, że budowa przebiega sprawnie i planowo. Jako
ilustracja reportażu posłużyła znana fotografia Foxworth Hall przedstawiająca posiadłość w stylu
nawiedzonej gotyckiej siedziby. To samo zdjęcie, które drukowano w Halloween. Niektórzy
uparcie twierdzili, że rozmazane plamy w górnym oknie to duchy Malcolma i Olivii
Foxworthów, skazane na więzienie na poddaszu, na którym kiedyś zamknęli swoje wnuki.
Artykuł podsycił moją fascynację całą historią i potrzebę powrotu do dziennika
Christophera. Zadzwoniłam do Kane’a.
– Siedziałem przy telefonie na wypadek, gdybyś zadzwoniła wcześniej – wyznał.
– Widziałeś dzisiejszy reportaż?
– Nie, ale tata mi o nim wspominał. Udałem, że mało mnie obchodzi. Za to siostra
porwała gazetę. Pewnie później mi ją przyniesie.
– W takim razie zaczynajmy jak najszybciej.
– Już do ciebie pędzę.
Sprzątnęłam stół, zmyłam naczynia i poszłam do pokoju, żeby się ubrać. Przystanęłam
przed garderobą i popatrzyłam na swoje jedwabne chustki i apaszki. W nagłym odruchu
wybrałam jedną i owinęłam sobie głowę. Na mój widok Kane uśmiechnął się szeroko. Byliśmy
jak dwoje dzieci, które spieszą pod choinkę, by odpakować prezenty – choć my wiedzieliśmy, że
opowieść zawarta w skórzanym notesie nigdy nie będzie naszym marzeniem.
Rozsiedliśmy się na strychu, gdzie Kane szybko zmienił się w Christophera
Dollangangera. Założył perukę, zmienił głos i postawę, a potem zaczął czytać zgnębionym,
smutnym tonem ponurą opowieść o losie, który kazał chłopakowi przedwcześnie wejść w rolę
dorosłego mężczyzny.
Na początku ostatniego tygodnia sierpnia, gdy narzekałem na duchotę naszej małej
sypialni i strychu, przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Natchnął mnie widok
zaimprowizowanej drabiny z prześcieradeł, którą zrobiliśmy, aby uciec przed głodem. Cathy
uznała, że chyba zwariowałem, ale zdołałem ją przekonać. Wedle mojego planu mielibyśmy nocą
spuszczać się po prześcieradłach ze strychu i pływać w jeziorze. Najbardziej fascynowała nas
myśl, że po raz pierwszy od dwóch lat dotkniemy stopami ziemi.
Kiedy przyszła pora, Cathy, mimo wcześniejszych obaw, szybko i pewnie zsunęła się na
dół, jakby robiła to przez całe życie.
Stanęliśmy na ziemi, wzięliśmy się za ręce i ruszyliśmy w ciemność. Przepełniało mnie
cudowne poczucie wolności. Wszystko było takie nowe, świeże i ekscytujące! Nawet gwiazdy
wyglądały piękniej niż te widziane z okna. Teraz doceniłem wiele rzeczy, których istnienie
dawniej było dla mnie oczywiste. Rozpierała mnie ogromna radość i dopiero po chwili
zorientowałem się, jak bardzo przejęta jest Cathy. Uspokajająco otoczyłem ją ramieniem
i mocniej przyciągnąłem do siebie.
Wreszcie zamajaczyło przed nami jezioro, a wraz z nim szczęście, którego tak
łaknęliśmy. Czekało nas kilka minut beztroskiej młodości. Wreszcie mogłem poczuć się jak
normalny, szczęśliwy siedemnastoletni chłopak, a ona jak czternastoletnia dziewczynka.
Postanowiliśmy wykąpać się w bieliźnie, a nie nago, choć Cathy nie miała biustonosza.
Stanęła na brzegu ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i z wahaniem zanurzyła w wodzie
palec u nogi. Widząc, że nie może się zdecydować, popchnąłem ją do wody, i nagle znów
staliśmy się dziećmi. Baraszkowaliśmy w jeziorze, chlapiąc się radośnie. Potem pływaliśmy aż
do utraty tchu, a gdy wyszliśmy na brzeg, położyliśmy się na trawie, łapaliśmy oddech
i patrzyliśmy w gwiazdy.
Leżąc obok siostry, widziałem jej rozkwitające piersi, osrebrzone gwiezdnym blaskiem,
i połyskującą wilgocią skórę. Nie mogłem się oprzeć, żeby nie sięgnąć po jej rękę. A gdyby nie
była moją siostrą? – pomyślałem. Tylko po prostu dziewczyną, którą lubię? Co bym wtedy
zrobił? Cathy zerknęła na mnie i zorientowała się, że ją obserwuję.
– Co? – spytała.
– Nic – mruknąłem i odwróciłem głowę, ale domyśliła się moich uczuć. Nie powinienem
się dziwić. Dziewczynki dojrzewają szybciej niż chłopcy. Cathy powinna odczuwać podobnie jak
ja, albo nawet bardziej intensywnie.
Ona pierwsza uświadomiła sobie, że jesteśmy teraz w tym samym wieku, co nasi rodzice,
kiedy się poznali. Na pewno pomyślała też o ich pokrewieństwie, które nie uchroniło ich przed
miłością.
– Myślisz, że to prawda? – zapytała wtedy. – Myślisz, że naprawdę zakochali się w sobie
od pierwszego wejrzenia? Czy to możliwe?
Chciałem w to wierzyć. Że mężczyznę i kobietę łączy coś więcej niż tylko erotyczny
pociąg. Wyznałem jej, że kiedy koleżanka ze szkoły pociągała mnie fizycznie, brałem to za
miłość. Ale kiedy zaczynałem z nią rozmawiać, okazywała się głupia albo zbyt płocha, a ja
byłem rozczarowany.
– Czy ja jestem zbyt głupia, żeby ktoś mnie pokochał? – zapytała Cathy.
– Nie! – zapewniłem i zacząłem się rozwodzić nad jej bystrością i inteligencją. Jej
problem polegał na nadmiarze zdolności i trudności ze skupieniem na konkretnej dziedzinie.
Cathy przysunęła się do mnie. Objąłem ją, a ona położyła mi głowę na ramieniu.
Noc, gwiazdy i oszałamiające poczucie wolności sprawiły, że poczuliśmy się szczęśliwi
i odprężeni, jak nie byliśmy od dwóch lat. Dopóki nie trafiliśmy tutaj, nie wyobrażałem sobie, że
mógłbym być równie szczery i otwarty wobec mojej młodszej siostry. Nie potrafiłem o niej
myśleć jako o dziewczynce i wiedziałem, że ona też nie myśli o mnie jako o starszym bracie.
Żadne z nas nie mogło już cofnąć się do epoki tamtej niewinności. Praktycznie byłem bezradny
wobec własnych uczuć, ale nic nie mogłem na to poradzić. Nie podobały mi się własne
rozchwianie i niepewność. Złościły mnie.
Cathy musiała wyczuć mój nastrój.
– Jak myślisz, gdzie jest teraz mama? – zapytała. Istotnie, dawno nas nie odwiedzała.
Usiłowałem podać kilka przyczyn, które tłumaczyłyby takie zaniedbanie. Może
zachorowała albo wyjechała w interesach? Podsuwałem wyjaśnienia, a Cathy wszystkie
podawała w wątpliwość, co jeszcze zwiększało moją frustrację.
Kiedy zapytała, czy kocham mamę i ufam jej jak dawniej, zjeżyłem się – nie dlatego, że
śmiała zadać takie pytanie, lecz dlatego, że nie chciałem przyznać jej racji. Widząc moją irytację,
Cathy szybko zmieniła temat i zaczęła mówić o lżejszych sprawach. Jednak rozmowa się nie
kleiła, co świadczyło tylko o naszym wyizolowaniu z normalnego świata.
Boże, ona ma rację, pomyślałem i niespodziewanie tamy puściły. W nagłym wybuchu
ujawniłem całą wściekłość na mamę. Perorowałem z furią, że zabiera nam najpiękniejsze lata
życia, targany emocjami jak rozkapryszone dziecko. Wiedziałem, że ten wybuch przeraził Cathy.
Byliśmy z dala od naszego więzienia, nie musiałem się przejmować, że ktoś mnie usłyszy,
i straciłem panowanie nad sobą. Cathy nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Zrobiła się
niespokojna.
– Musimy wracać do bliźniaków – powiedziała.
W drodze powrotnej zasugerowała, abyśmy następnym razem wymknęli się na dół
z maluchami. Trzeba tylko zrobić dla nich specjalne uprzęże, by nie spadły. Wiedziałem, że
mówi to wszystko z powodu mojego zachowania. Bała się, że tracę nad sobą kontrolę i jeśli
niewola potrwa dłużej, nie wiadomo, do czego się posunę. Nie winiłem jej za takie myślenie.
Owszem, rozważałem możliwość ucieczki, ale nie dzieliłem się tym, bo nie chciałem
karmić siostry fałszywą nadzieją. Poza tym – dokąd się udamy? Jak sobie poradzimy?
Potrzebowaliśmy pieniędzy. I czy daleko zajdziemy? Dwójka nastolatków, podróżujących
z małymi dziećmi, na pewno wzbudzi podejrzenia. Przyciągnie ludzki wzrok. Szybko zauważy
nas policjant – i co wtedy? Jeśli powiemy policji, kim jesteśmy, odeślą nas do Foxworth Hall –
a wówczas dziadkowie wyrzucą nas razem z mamą. Zostaniemy na lodzie z jednym rodzicem,
bez grosza przy duszy. Do tego mama będzie zła, że zrujnowaliśmy jej plan i zaprzepaściliśmy
szanse na przyszłość. Może nawet nas znienawidzi – a przynajmniej Cathy i mnie.
Nie, pomyślałem, na razie lepiej nic nie mówić, choć pokusa wolności była tak wielka, że
nie mogłem przestać o niej myśleć.
Puściłem Cathy pierwszą. W trzech czwartych drogi nie trafiła stopą na węzeł i krzyknęła
z przestrachu. Cicho, spokojnie poradziłem jej, co ma robić, szybko odzyskała kontrolę nad sobą
i resztę drogi przebyła gładko. Padliśmy wyczerpani na podłogę. Cathy dręczyła myśl, co by się
stało, gdyby spadła i połamała się.
– Strasznie się cieszę, że już wróciliśmy – powiedziała.
Milczałem.
Zastanawiałem się, co by się z nami stało, gdybyśmy chwilę dłużej zostali tam, nad
jeziorem.
Kane przerwał czytanie i patrzył na mnie przez chwilę, a potem zdjął perukę – jak zwykle
wtedy, kiedy chciał rozmawiać ze mną jako Kane Hill.
– Pływałaś kiedyś nago? – zapytał.
– Nie.
– Moja siostra urządziła kiedyś imprezę w domu. W czerwcu zaprosiła chyba z pół tuzina
przyjaciół ze studiów. Rodzice wyjechali na weekend. Siostra wysłała mnie do kina, ale film był
krótszy, niż myślała, i wróciłem wcześniej do domu. Usłyszałem gwar przy basenie i poszedłem
tam, ale nie pokazałem się im. Stałem w mroku i patrzyłem.
– Siostra nie wiedziała, że wróciłeś?
– Nie. Pamiętam, że byłem bardziej zły niż rozbawiony.
– Zły? Dlaczego?
– Nie spodobało mi się, że moja siostra paraduje nago przed chłopakami. W końcu
odwróciłem się zdegustowany i poszedłem do swojego pokoju.
– Rozmawiałeś z nią o tym?
– Nie.
– Więc nigdy się nie dowiedziała, że widziałeś?
– Nigdy. Potem sam bywałem na takich imprezach, ale nie wzbudzały we mnie takiej
niechęci.
– Bo wtedy chodziło o twoją siostrę.
– Nie, chodziło o mnie – zaprzeczył żywo.
To, co działo się pomiędzy Christopherem i Cathy, nasunęło mi pewną myśl.
Uśmiechnęłam się do siebie. Nasza relacja była podobna, pewnie to Kane miał na myśli.
Czytając dziennik Christophera, robiliśmy to samo, co on na basenowej imprezie swojej siostry –
ukryci w cieniu obserwowaliśmy wydarzenia.
– W jakim sensie? – zapytałam.
– Powiedzmy, że nie znam Darleny, ba, nawet nie zdaję sobie sprawy, że ją mam. Poznaję
dziewczynę, pływam z nią nago w basenie i tak dalej. Czy to grzeszne?
– Nawet jeśli tak, nie byłoby w tym twojej winy.
– Chodzi o to, że pociąg fizyczny, który ich do siebie przyciąga, nie zanika w momencie,
kiedy dowiadują się, że są rodzeństwem. Nie wyrośnie nagle pomiędzy nimi mur, który zatrzyma
ich pożądanie.
– Raczej nie.
– Wszystkie myśli i odczucia Christophera wobec siostry nie wynikają z jego winy i złej
woli, choć w tym przypadku sytuacja jest nieco inna. To znaczy Chris wiedział, że Cathy jest
jego siostrą, ale znajdowali się jakby na bezludnej wyspie, w innym świecie, gdzie z nimi i z ich
ciałami działy się różne rzeczy.
– O nic ich nie winię, Kane – zapewniłam, bo z jego miny wyczytałam, że spodziewa się
potępienia z mojej strony. – Poza tym jest za wcześnie na ocenę.
– Słusznie. – Kiwnął głową.
Z jakim żarem broni Christophera, pomyślałam. Chciałam się uśmiechnąć, ale coś mnie
powstrzymało przed wprowadzeniem nuty humoru do tej poważnej rozmowy.
– Jeżeli mam już kogoś oskarżać, to raczej Corrine oraz babkę Olivię, która udaje
świętoszkę, a jest okrutnym katem – dodał.
– Mnie nie musisz przekonywać, Kane.
– Taa… słusznie… dobra. – Znów założył perukę i zabrał się do czytania.
Mama nie pojawiła się ponad dwa miesiące. Za każdym razem, kiedy otwierały się drzwi,
rzucaliśmy wszystko i kierowaliśmy pełne nadziei spojrzenia ku wejściu. Niestety, w drzwiach
stawała nie mama, tylko babcia – milcząca, czujna, jakby stąpała wśród węży i pragnęła jak
najszybciej wyjść. Ani ja, ani Cathy nie mieliśmy odwagi, żeby zapytać o mamę. Baliśmy się, że
oprócz zwyczajowej litanii gróźb i czarnych prognoz usłyszymy jeszcze straszne zdanie: „Matka
odeszła od was. Wreszcie zrozumiała, jakie zło wydała na świat”.
Cathy zerkała na mnie, maskując rozczarowanie, ale nie odwzajemniłem jej spojrzenia.
Powracałem do wykonywanych czynności, jakby rozczarowanie nie było dla mnie problemem,
choć oczywiście było i strasznie bolało. Gniew narastał we mnie dniami i nocami, niczym skała,
która obrasta mchem. Czasami budziłem się w nocy tak wściekły, że musiałem do bólu zaciskać
zęby, żeby nimi nie zgrzytać.
Cathy bez przerwy mówiła o ucieczce. Natchnęła ją do tego nasza przygoda nad jeziorem.
Nie zaprzeczałem, że wciąż na nowo przeżywałem w pamięci każdą chwilę naszej zakazanej
wycieczki i tego cudownego poczucia wolności, jakie towarzyszyło nam, gdy szliśmy, trzymając
się za ręce, patrząc w gwiazdy i ciesząc się powiewem wiatru na twarzach. Jakbyśmy narodzili
się na nowo.
Każdego popołudnia podchodziłem do okna, a czasami nawet dwa razy dziennie, żeby
popatrzyć, jak w oddali przejeżdża pociąg – ten sam pociąg, który nas tu przywiózł. Czasami
jego gwizd brzmiał posępnie, jak gdyby wiózł jakiegoś słynnego zmarłego… jak pociąg żałobny
Lincolna – a czasami miałem wrażenie, że mnie nawołuje, daje znać, że czeka i możemy do
niego wsiąść. Że nas zabierze z tego strasznego miejsca. Raz był symbolem naszego koszmaru,
a raz znakiem nadziei, wezwaniem do nowej przyszłości, nowego życia; do miejsc, gdzie
będziemy znów normalnie żyć.
Cathy wyczuwała ten zamęt uczuć, kłębiących się we mnie. Im dłużej nie było mamy,
tym usilniej nalegała na ucieczkę.
– Ciągle wypatrujesz tego pociągu – mówiła. – Chciałbyś do niego wsiąść; chciałbyś,
żebyśmy wszyscy do niego wsiedli.
Jej bezustanne naciski i marudzenie skruszyły wreszcie mój opór. Po co
w nieskończoność czekać na matkę, która od dawna nas zaniedbuje? Po co czekać na śmierć
starego człowieka, który nie zamierza umrzeć? Kto zresztą powie nam o jego śmierci, skoro
matka nie przychodzi? Przecież nie wpadnie tu rozradowana babcia i zamiast zamknąć drzwi,
zaprosi nas do domu? Przecież nie powie: „Teraz możecie już być moimi kochanymi wnukami,
więc zapomnijcie o wszystkich strasznych rzeczach, które wam robiłam, dobrze?”.
Nie wiem, czy byśmy zdołali zapomnieć. Nie potrafiłbym jej odpowiedzieć „tak”. Może
to było okrutne, ale nie obchodziły mnie marzenia ani nadzieje tej kobiety.
– Dokąd uciekniemy? – zapytałem.
Cathy wspomniała o podróży na Południe, o plażach i słońcu, o których marzyła jak
wędrowiec na pustyni o łyku wody. Udzielił mi się jej nastrój i sam zacząłem bujać w obłokach.
Rozwodziłem się nad tym, co chciałbym robić na wolności, jakich radości zaznać. Dla mnie takie
chwile były momentami słabości. Cathy wyczuła ją i cisnęła jeszcze bardziej.
– Dlaczego wciąż tu tkwimy? Przecież nienawidzisz tego miejsca tak samo jak ja!
Oczywiście, że nienawidziłem. Nienawidziłem każdej sekundy na tym poddaszu, ale
musiałem ściągnąć Cathy na ziemię i przypomnieć jej, jak ważne są pieniądze za ścianami
naszego więzienia i dlaczego czekamy na śmierć starego człowieka. Był chory i sami
widzieliśmy, że jeździ na wózku. Długo nie pożyje, to po prostu niemożliwe. Przypomniałem jej
też, że chcę zostać lekarzem, a studia medyczne są kosztowne.
– Bez pieniędzy nie mam szans, a przecież będę musiał podjąć pracę, żeby utrzymać całą
naszą czwórkę. Ale jak zarobię godziwe pieniądze, skoro niczego nie umiem? Kto mnie zatrudni?
Cathy natychmiast zapewniła, że podejmie się każdego zajęcia, żeby mi pomóc. I tak
sobie rozmawialiśmy, aż przejechał drugi pociąg. A potem pojawiła się babcia i kazała mi odejść
od okna. Próbowałem się jej przeciwstawić. Kiedy nazwała mnie „chłopcem”, powiedziałem, że
ma mówić do mnie po imieniu.
– Mów do mnie „Christopher” albo w ogóle nic do mnie nie mów.
Myślałem, że się wścieknie i zada nam kolejną karę, jak pozbawienie przez tydzień
jedzenia, ale uśmiechnęła się tylko chłodno i zaczęła swoją kolejną tyradę, która miała
usprawiedliwić jej okrutne postępowanie wobec nas i traktowanie naszej mamy. Nienawidziła
mojego imienia, gdyż kojarzyło się jej z postępkiem mojego ojca i zgryzotą, jakiej przysporzył
jej i mężowi. Twierdziła, że to ona namówiła Malcolma, aby przyjął pod ich dach swojego
przyrodniego brata, któremu umarła żona.
– A jak brat mu się odpłacił? Uciekł z waszą matką i ożenił się z nią. I jeszcze mieli
czelność wrócić do Foxworth Hall i oczekiwać, że im wybaczymy. Wasz dziadek oczywiście ich
wyrzucił i po tym dostał pierwszego zawału. Winę za tragiczny stan jego zdrowia ponoszą wasz
ojciec i wasza mama. I pomyśleć, że uczyniła to własnemu ojcu! – Babce z przejęcia zabrakło
tchu.
Cathy i mnie przeraził ten wybuch. Ale przecież babka nie musiała się na nas odgrywać
za swoje cierpienia! I powiedziałem jej, że niesłusznie nas o to obwinia.
Wtedy wygłosiła kolejną tyradę o tym, jak grzesznie żyjemy w tym pokoiku.
Kiedy skończyła, ośmieliłem się zaprotestować, wyrzucając jej, że sama zamknęła nas
w tej dziurze. Jakim prawem uważa się za pobożny wzór cnót, skoro więzi i głodzi małe dzieci,
swoje własne wnuki? Nie wiem, skąd nagle znalazłem siłę do takiej riposty, ale kiedy już
ośmieliłem się przemówić, wyrzuciłem z siebie tyle jadu i gniewu, co ona.
Cathy błagała mnie, żebym przestał, ale było za późno. Babka wybiegła z pokoju. Dobra,
pomyślałem, pewnie wymyśli jakąś karę, ale warto było. Niech wie, co o niej myślę.
Ku mojemu zaskoczeniu wróciła niemal natychmiast z rózgą w ręku. Musiała mieć ją na
podorędziu. Kazała mi się obnażyć, grożąc, że jeśli tego nie zrobię, będzie znowu nas głodzić;
głodzić bliźniaki. Zagryzłem zęby i poddałem się chłoście w łazience.
Babka skończyła ze mną, po czym wzięła się za Cathy, bo moja siostra krzyczała
i wymyślała jej. Teraz już wpadła w taki szał, że wystrzępiła witkę na jej nagim ciele. Słyszałem,
jak Cathy usiłuje się bronić, co jeszcze bardziej rozwścieczyło potwora. Chwyciła szczotkę do
pleców i waliła swoją wnuczkę tak mocno, że Cathy straciła przytomność.
Zostawiła ofiarę na podłodze i wyszła z łazienki zdyszana, z twarzą czerwoną ze złości.
Bolało mnie okropnie, ale nie uroniłem łzy.
– Bóg widzi wszystko, co robicie – wysyczała, jak wiele razy przedtem.
Miałem już na końcu języka odpowiedź: „W takim razie ty pójdziesz do piekła”, ale się
powstrzymałem. Zerknąłem na bliźnięta. Drżałem, żeby nie zaczęła smagać ich małych,
trzęsących się ciałek. Dzieciaki w przerażeniu tuliły się do siebie.
– Diabelski pomiot! – warknęła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Wysłałem maluchy na poddasze, żeby się pobawiły. Nie chciałem, by oglądały Cathy
w tym stanie. Wyszły, a ja przeniosłem ją z łazienki na łóżko i zacząłem opatrywać jej rany. Gdy
się ocknęła, wyznałem jej, że obawiam się wstrząśnienia mózgu. Z łkaniem wtuliła mi się
w ramiona i tak trwaliśmy długą chwilę. Oboje byliśmy nadzy, ale nie zważałem na to. Musiałem
ją pocałować. Dotyk jej ciała wydawał się łagodzić mój ból. Nigdy nie tuliliśmy się do siebie
nadzy. Czułem, że to działa na nią tak samo jak na mnie.
Poczuła mój wzwód.
– Chris, przestań – szepnęła. – Przecież ona właśnie myśli, że się teraz kochamy.
– Do tego jeszcze daleka droga – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej, po czym
opisałem cały akt najdokładniej, jak potrafiłem. Na jej twarzy odmalowała się fascynacja
zmieszana z lękiem, aby w końcu przejść w poczucie winy.
– Nie. Nie możemy. Nigdy tego nie zrobimy, prawda?
Chciałem zaprzeczyć, ale nie byłem w stanie, bo nie ufałem losowi ani własnym
uczuciom. W naszym życiu i pomiędzy nami wydarzyło się tyle rzeczy, o których wcześniej nie
mieliśmy pojęcia! Większość braci i sióstr darzy się miłością, nawet jeśli trwa pomiędzy nimi
rywalizacja, normalna sprawa wśród rodzeństwa. Trochę o tym czytałem, zanim opuściliśmy
nasz rodzinny dom. Moi nauczyciele wiedzieli, że pochłaniam książki na poziomie przynajmniej
o trzy klasy wyższym.
Ale ta braterska i siostrzana miłość miała swoistą naturę. Była wpisana w rodzinną
wspólnotę. Uwielbienie dla siostry czy brata, dbanie o rodzeństwo były częścią troski o rodzinę,
odruchu chronienia jej, zwłaszcza rodziców. Kiedy w tym wszystkim zamanifestował się choćby
cień uczucia o innym charakterze, od razu powodował chęć ucieczki, wstyd i wyparcie. Czuło
się, że to jest zdrożne.
Czyż teraz tak nie czułem?
Opatrzyłem jej rany, a potem pozwoliłem, żeby ona zajęła się moimi. Nie rozmawialiśmy
o tym, jak bardzo jesteśmy bliscy czynu, o który podejrzewała nas babcia.
Potem ściągnęliśmy bliźniaki z poddasza i położyliśmy je spać. Pocałowałem Cathy na
dobranoc – po ojcowsku, tak jak musiał całować ją tata. Przytrzymała na moment moją dłoń, jak
gdyby chciała odwzajemnić pocałunek. Nie reagowałem, więc puściła mnie i odwróciła głowę.
Niestety, za późno, pomyślałem. Dotykaliśmy siebie w sposób, który musiał doprowadzić
do czegoś więcej.
Na razie jednak musiały nam wystarczyć rozbudzone, szalone marzenia.
Kiedy Kane przestał czytać i opuścił notes, spostrzegł, że siedzę z pochyloną głową,
z twarzą zakrytą dłońmi. Jak gdyby łzy były tak ciężkie, że ciągnęły moją głowę w dół. W jednej
chwili znalazł się przy mnie i padł na kolana. Z wolna uniosłam głowę; smugi łez lśniły mi na
policzkach. Uniósł się lekko i zaczął je czule scałowywać, gładząc mnie po włosach.
– Cathy, Cathy – powiedział miękko. – Nie płacz. Nie mogę znieść twoich łez.
Pomyślałam, że coś mu się pomyliło albo sobie żartuje, ale gdy spojrzałam mu w oczy
i zobaczyłam jego poważną minę, przeszedł mnie dreszcz. Najwidoczniej klimat pamiętnika
udzielił mu się do tego stopnia, że naprawdę tak mnie nazwał. Wzięłam głęboki oddech
i kiwnęłam głową.
– Ich babcia była okrutna. Czułam mękę Cathy, tak potwornie dręczonej – wyznałam,
drżąc z wściekłości na myśl o podłej starej kobiecie, która usprawiedliwiała swoje okrucieństwo
biblijnymi cytatami i stroiła swój sadyzm w religijne szaty. Kiedyś chciałabym się dowiedzieć,
co zmieniło ją w bezdusznego i zakłamanego potwora, ale żadne, nawet najbardziej traumatyczne
przeżycia nie usprawiedliwiały krzywdy, jaką wyrządziła swoim wnukom. A może po prostu
taka się urodziła i jej charakter spodobał się dalekiemu kuzynowi mojej mamy.
– A ja czułem jego ból. Naprawdę… i jednocześnie rozumiałem, jak to ich zbliżyło –
dodał Kane i pocałował mnie delikatnie, w taki sposób, jak rodzice całują dziecko, kiedy się
smuci albo nabije sobie guza. – Ból i cierpienie jeszcze bardziej otworzyło ich na siebie – dodał
prawie szeptem. – Rozumiemy ich, prawda?
– Tak – przyznałam.
– Oni rozpaczliwie potrzebowali swojej bliskości, żeby znaleźć w sobie miłość,
pocieszenie i siłę do przetrwania strasznych chwil. Dlatego nie jest ważne, co my o tym sądzimy.
Albo inni – powiedział z żarem.
– Masz rację.
Wtuliłam się w jego ramiona. Wiedziałam, że chce pocieszyć mnie w ten sam sposób, co
Christopher pocieszył Cathy. Musiała być obolała i zdruzgotana; z pewnością nie przetrwałaby
bez czułości i troski brata. Gdyby nie on, pewnie siedziałaby skulona w kącie poddasza,
odmawiając jedzenia i picia. Umierałaby jak kwiat pozbawiony wody i słońca – a tym słońcem
byłaby matczyna miłość, której dzieciom tak bardzo brakowało.
Kane objął mnie dłońmi w pasie i pociągnął za sobą na kanapę. Tam jego palce zajęły się
guzikami mojej bluzki. Zdjął mi ją, a potem rozpiął biustonosz, po czym oderwał się ode mnie na
moment, żeby ściągnąć koszulę. Wiedziałam, do czego zmierza, ale nie zrobiłam nic, żeby go
powstrzymać. Niedawno byliśmy razem nago pod prysznicem, ale ten moment na poddaszu,
kiedy zaczęliśmy się wcielać w Christophera i Cathy w konkretnej scenie z dziennika, był czymś
zupełnie nowym.
Przylgnął do mnie mocniej i poczułam jego erekcję. Czekał, aż odpowiem, zareaguję –
niemal tak, jakby to była kwestia w scenie, którą wreszcie mieliśmy odegrać.
– Chris, przestań. Przecież ona właśnie myśli, że się teraz kochamy – powiedziałam.
Roześmiał się jak Christopher, w którego wcielał się podczas lektury.
– Ciebie też mam uświadomić?
– Proszę, ale zrób to tak, jak musiał to zrobić Christopher – zaproponowałam
z uśmiechem.
Kane przewrócił się na plecy. Położyłam lewą dłoń na jego piersi, poczułam szybkie bicie
serca i popatrzyłam mu w oczy. Usiłował za wszelką cenę zachować powagę, kiedy tłumaczył mi
w domniemanym naukowym stylu Christophera, na czym polega stosunek. Pomyślałam, że jest
równie przekonujący i sugestywny. Świetnie mu szło, ale w końcu musiałam to przerwać.
– Wykułeś to na pamięć z jakiegoś podręcznika? – zapytałam.
– Coś w tym stylu – przyznał. – Jestem niezły z biologii, jak wiesz, i bardzo mnie ta
dziedzina interesuje. Pod tym względem przypominam Christophera. Zabawne, że teraz, kiedy
czytam jakieś teksty naukowe, od razu wyobrażam sobie, jak mógłby je objaśniać Christopher,
i próbuję to robić w jego stylu, z podobną pewnością siebie. Ostatnio odpowiadałem na lekcji
i pan Malamud był naprawdę pod wrażeniem. A według ciebie jak mi idzie?
– Za dobrze. Zbyt klinicznie i absolutnie bez romantyzmu – oznajmiłam prowokująco.
– Ale przecież o to właśnie chodziło Christopherowi. Świadomie unikał romantyzmu
wobec siostry. Podobnie jak lekarze, którzy kryją się za suchymi, medycznymi faktami, aby nie
angażować się emocjonalnie w przypadki swoich pacjentów. Okoliczności sprawiły, że
Christopher opanował tę technikę w mistrzowskim stopniu. Dlatego tak się zachowywał, nie
uważasz?
Nagle pomyślałam, że zachowujemy się jak na zajęciach teatralnych, kiedy omawia się
odegrane sceny. To podziałało na mnie niczym kubeł zimnej wody, wylanej nagle na głowę.
– Uważam – odparłam. Wstałam i zaczęłam się ubierać.
Bez słowa sięgnął po swoje ubranie. Spodziewałam się protestów. Jeszcze przed chwilą
daliśmy się ponieść zmysłom, więc zdziwiło mnie, że tak prędko zrezygnował. Prawdę mówiąc,
byłam też lekko rozczarowana, że namiętność wygasła w nim tak szybko.
Być może to samo zaszło w tamtym momencie pomiędzy Christopherem a Cathy.
Staraliśmy się wiernie odwzorować świat poddasza, szanując jego logikę. Jeśli coś nie zdarzyło
się wtedy i tam, nie mogło się zdarzyć między nami.
– Muszę iść – powiedział. – Mam coś do zrobienia, zanim pojedziemy na kolację z moją
siostrą i jej chłopakiem.
– Tak?
– Umówiłem się z ojcem w salonie Mercedesa. Chce, żebym pracował tam w weekendy.
Dotąd jakoś udawało mi się wymigać.
– I myślisz, że dalej ci się uda?
– Spróbuję. Nie chcę mieć nic wspólnego z jego salonami i samochodami, a on ciągle
nalega i przynajmniej raz w tygodniu spieramy się o to. Powiem, że dołożyli nam roboty
w szkole. Albo że zapuściłem się z matmy i teraz muszę nadrobić.
– Skłamiesz?
– Specjalnie zawaliłem w tym semestrze dwa ważne sprawdziany. Mam je
w samochodzie, pokażę mu. Przecież muszę zaliczyć matmę, żeby skończyć szkołę, nie? A jedna
z najlepszych uczennic w szkole udzieli mi korepetycji.
– I on w to uwierzy?
– Nawet jeśli nie uwierzy, nie będzie miał wyjścia. I tak ma już dosyć narzekań mamy na
Darlenę.
Uporządkowaliśmy poddasze, a perukę Kane’a i moją chustkę włożyliśmy do kufra.
Odprowadziłam Kane’a do drzwi, zastanawiając się nad tym, co mówił. Ostatnio myśleliśmy
częściej o Cathy i Christopherze niż o nas. Chwilami obawiałam się, że stracę kontakt
z rzeczywistością.
– Jaki jest w takim razie twój plan na życie, Kane, skoro nie chcesz mieć nic wspólnego
z samochodowym imperium ojca? – zapytałam, kiedy stał już w progu.
Uśmiechnął się.
– Imperium? No właśnie. Nie wyobrażam sobie, że miałbym władać jakimś imperium.
Rodzicom często się wydaje, że skoro czegoś dokonali, zgromadzili majątek, dzieci powinny być
wdzięczne i ochoczo kontynuować ich dzieło. A jeśli chcę stworzyć coś własnego, bez ich
udziału?
– Cóż takiego chciałbyś stworzyć?
W odpowiedzi zobaczyłam uśmiech i słynne wzruszenie ramion.
– Nie wiem – przyznał z rozbrajającą szczerością i nagle spoważniał. – Zaczynam
poważnie myśleć o medycynie. Jak Christopher.
Zacisnęłam usta, kiedy pochylił się, żeby mnie pocałować.
– Niepoważnie do tego podchodzisz.
Znowu wzruszył ramionami.
– Może właśnie spoważnieję. Wrócę po ciebie około wpół do siódmej, dobrze? Spotkamy
się z nimi w restauracji. – Zerknął na swój samochód. – Do tego czasu zastanów się, czy po
kolacji mamy pojechać do nich, czy nie. Zrobimy, jak zechcesz – dodał.
Kiedy odjechał, zaczęłam się zastanawiać, co zrobię z resztą dnia; postanowiłam
odwiedzić tatę na budowie. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą mało czasu. Być może z podobnego
powodu Kane umówił się ze swoim ojcem. Ja też zaniedbałam tatę. Zebrałam się szybko
i pojechałam do Foxworth.
Im bardziej zagłębialiśmy się w pamiętnik, tym większe napięcie budziła we mnie wizyta
w posiadłości. Jak gdybym wracała do miejsca, gdzie spędziłam sporo czasu, udręczona
i nieszczęśliwa. Z każdą chwilą narastały we mnie lęk i obrzydzenie. Nawet w biały dzień bałam
się duchów, głosów, jęków i błagań o wolność.
Przecież to tata wbił mi do głowy, że różne miejsca, a zwłaszcza domy, przesiąkają
osobowością tych, którzy w nich długo mieszkali. „Głównie z tego powodu ci, którzy kupują
czyjeś domy, od razu przerabiają je na swoją modłę”, powiedział. „Podobnie większość ludzi nie
chce nosić ubrań po kimś. Mam szczęście, że mogę pracować dla tych, którzy burzą stare
i budują na nowo”.
Ilu budowlańców ma równie głębokie przemyślenia na temat swojej pracy? Fakt, iż
chodziło o Foxworth Hall, skłaniał tatę do jeszcze poważniejszych refleksji.
Kiedy dojechałam na miejsce, zauważyłam, że zrobiło się cieplej. Świeciło słońce,
a z południa wiał lekki wiatr. Tata narzucił szybkie tempo pracy, gdyż chciał, aby budynek
w stanie surowym był gotowy przed zimą, zanim „zawieje i zamiecie”, jak mawiał. Żartowałam
nieraz, że mógłby zawodowo przepowiadać pogodę farmerom, bo zawsze wiedział, kiedy się
zmieni. „Może tym zajmę się na starość”, odpowiadał ze śmiechem.
Zaskoczyły mnie postępy budowy. Teren został dokładnie oczyszczony. Stare
fundamenty zostały odrestaurowane, wzmocnione i uzupełnione. Na nich wznosił się już szkielet
i pierwsze ściany piętrowego budynku. Nie trzeba już było planów, żeby wyobrazić sobie jego
kształt.
Za nimi, po prawej stronie, dwa buldożery równały teren pod ogród, zdzierając
wierzchnią warstwę ziemi z zielska i dzikich siewek brzóz, klonów i dębów. Był to początek
starannie zaplanowanego przekształcenia krajobrazu posiadłości. Wyrównano już znaczną część
terenu i wyznaczono alejki oraz miejsce na tarasy i fontanny. Zapach świeżo poruszonej ziemi
i roślinności unosił się w powietrzu. Tam, gdzie wcześniej straszyła gnijąca ruina, królowały
teraz świeżość i nowość, zapowiadające przyszłe piękno.
Tata i Todd stali z boku, obserwując działania ekipy, konstruującej basen, który, jak
mogłam na oko ocenić, nie ustępował wielkością naszemu basenowi szkolnemu. Todd
skrzyżował ramiona na piersi gestem identycznym jak ojciec. Gdyby mógł, naśladowałby go we
wszystkim, pomyślałam. Pierwszy mnie dostrzegł i trącił ojca, żeby się odwrócił. Zaparkowałam
i wysiadłam. Patrzyli, jak się zbliżam.
– Co się stało? – zapytał tata. Od czasu choroby i śmierci mamy za każdym razem, kiedy
ktoś lub coś go zaskoczyło, w pierwszym odruchu sztywniał i spodziewał się najgorszego.
– Nic, postanowiłam wpaść i na własne oczy się przekonać, czy naprawdę masz tyle
roboty, jak mówisz, czy może uprawiasz bumelkę po kątach – umyślnie użyłam powiedzonka,
którym dla żartu częstował swoich pracowników.
Wyraz ulgi na jego twarzy przeszedł w szeroki uśmiech. Zerknął w stronę mojego
samochodu.
– Jesteś sama? – zapytał, choć było widać, że w aucie nikogo nie ma. Zapewne chciał
wiedzieć, gdzie się podział Kane Hill.
– Tak, sama. Kane umówił się ze swoim tatą, a ja postanowiłam zobaczyć, co się tu
zmieniło.
– Chyba musiałaś się nudzić – zauważył Todd.
– Uważasz waszą pracę za nudną? – odparowałam, a biedny Todd zerknął błagalnie na
tatę z prośbą o ratunek.
– Todd jest skryty i nie ujawnia swoich uczuć – powiedział tata, wywołując śmiech
wspólnika. Przyglądał mi się przez moment, po czym skinął głową. – Chodź – rzekł. – Skoro już
jesteś, pokażę ci coś.
Otoczył mnie ramieniem i poprowadził w stronę domu. Moja nerwowość wzrosła. Kiedy
ostatni raz mnie tutaj oprowadzał, znaleźliśmy w ruinach dziennik Christophera. Czyżby znów
coś odkrył?
– Ostrożnie – ostrzegł, kiedy wchodziliśmy przez otwór drzwiowy. Wokół ze ścian
sterczały kable, a na podłodze walały się gwoździe, trociny i różne resztki. Tata zabierał mnie na
budowy już jako małą dziewczynkę, kiedy jeszcze żyła mama, więc czułam się swobodnie
w takim miejscu. Zatrzymaliśmy się w wielkim pomieszczeniu, które, jak wiedziałam z planów,
miało być salonem.
Dwóch pracowników należących do jednej z wielu ekip, które tata zatrudnił na budowie,
budowało kamienny kominek, z takim namaszczeniem, jak gdyby tworzyli arcydzieło. I zapewne
tak było. Kamienie pochodziły z dawnego muru posiadłości, który musiał powstać
w dziewiętnastym wieku i wytrzymał próbę czasu. Z tego, co wiedziałam, Malcolm Foxworth nie
chciał rozbierać murów, choć wielu sąsiadów likwidowało ten przeżytek. Zapewne był
wielbicielem poematu Roberta Frosta Naprawianie muru i wyznawał zasadę „Mój dom moją
twierdzą”.
Kiedy po raz pierwszy przyjechałam tu w dniu odnalezienia pamiętnika Christophera
i oglądałam ruiny Foxworth Hall, spalonego do fundamentów i odbudowanego po pierwszym
pożarze, rozpoznałam miejsce, w którym stał kominek. Jego resztki były osmalone, pokryte
śmieciami i gruzem. Ponoć był jednym z niewielu fragmentów pierwszego domu, ocalałych
z poprzedniego pożaru. Teraz cegły zastąpił kamień, ale zauważyłam, że wykorzystano
fundament dawnego kominka, choć nowy miał być większy i bardziej ozdobny.
Robotnicy przerwali pracę i odwrócili się do nas.
– Butch, pamiętasz moją córkę Kristin, prawda? – zagadnął tata starszego. Teraz
przypomniałam sobie, że Butch Wilson zawsze pracował ze swoim młodszym bratem Tommym.
Byli kamieniarzami, specjalizującymi się w budowaniu kominków, ale wykonywali też inne
usługi kamieniarskie w okolicy. I odkąd pamiętam, tata dawał im zlecenia na swoich budowach.
Dziwne, że obaj mieli płowe włosy, podobne do dzieci Dollangangerów.
– Jasne, że pamiętam. Wyrosła jak topola i coraz bardziej przypomina swoją mamę.
– Szczęściara – skomentował wesoło Tommy.
Tata zaczął się śmiać.
– Dobra, wiem, że jestem brzydki jak noc – powiedział i podprowadził mnie do kominka.
– Chciałem jej pokazać, na co trafiliście – zwrócił się do Wilsonów. – Zobacz. – Wskazał mi
kamienie. Przyklękłam i przyjrzałam się dokładniej. Zobaczyłam inicjały CF, serce i znów CF,
wydrapane w kamieniu. Wyciągnęłam rękę i musnęłam je palcami, a potem zerknęłam na ojca.
Wiedział, że się domyślam, o czyje inicjały chodzi. Tommy i Butch wyraźnie nie mieli pojęcia.
– No i co? – zapytał Tommy. – Twój tata jest ciekawy, co to znaczy.
– Na pewno ma związek z nawiedzoną rodzinką, która tu mieszkała – stwierdził Butch.
Spojrzałam na ojca. Czy chciał, żebym im wyjaśniła? A może sprawdzał, na ile
zapoznałam się z dziennikiem Christophera? Zrobił pokerową minę, po czym podszedł i nachylił
się nad kamieniem.
– Butch myśli, że sam diabeł to wyrył – powiedział do mnie. – Jego dziadek pracował
przy budowie pierwszego Foxworth Hall.
– Zgadza się i nigdy nie mówił dobrze o tych Foxworthach. Stary Malcolm wyliczał mu
dniówkę co do minuty, a jak wyszło coś ekstra, nie dodał ani centa. Budował ten kominek, a stary
i jego żona cały czas patrzyli mu na ręce. I na pewno by nie znieśli czegoś takiego – powiedział,
pokazując głową na inicjały. – Gdyby to zobaczył, natychmiast kazałby dziadkowi to
wyczyścić… o ile od razu by go nie zwolnił.
– Dlaczego? – spytałam zdumiona.
– Och, proste, uznałby to za dzieło szatana – wyjaśnił z prostotą Butch, a Tommy mu
przytaknął.
Spojrzałam na ojca. Skinął mi głową bez uśmiechu, odwrócił się i wyszedł. Rzut oka na
Butcha i Tommy’ego upewnił mnie, że naprawdę w to wierzą. Podejrzewałam, że potem, kiedy
będą opowiadać o swoim znalezisku przyjaciołom, dołożą swoje trzy grosze do halloweenowych
opowieści ze starego Foxworth Hall.
Dogoniłam tatę.
– Dlaczego nie użyli nowych kamieni do kominka? – spytałam.
– Bo tak sobie życzy właściciel – odparł. Stanął i obserwował mnie spod oka. – Albo ten,
który podaje się za właściciela.
– Czy wie o napisie na kamieniu?
– Niewykluczone. A ty wiesz, czyje to inicjały, prawda?
– Christophera Foxwortha i Corrine Foxworth.
Kiwnął głową i podszedł do Todda.
– Oni zmienili nazwiska – dodałam. – A przynajmniej Christopher.
– Po co?
– Nie chcieli, aby wiedziano o ich pokrewieństwie.
– Skończyłaś dziennik, Kristin?
– Nie.
– Obiecaj mi, że kiedy skończysz, pozbędziesz się go.
– Czemu, tato? Chyba nie wierzysz w te brednie? Że w tym domu mieszkał diabeł?
– W pewien sposób był tam obecny, więc istnieje obawa, że wróci, kiedy powstanie nowy
dom – wyznał z powagą. – Tak czy owak, im mniej będziemy mieli do czynienia z przeszłością
tego miejsca, tym lepiej. – Spojrzał na surowe mury. – Coś mi w duszy mówiło, żebym nie brał
tej roboty, ale pensja była tak dobra, że nie mogłem odmówić. Wystarczy na całe twoje studia.
– I tak powinieneś na to patrzyć, tato. Coś dobrego z tego wyniknie. I koniec, kropka,
zamykamy temat.
Myślałam, że się żachnie z powodu mojego kategorycznego tonu, który sprawiał
wrażenie, jak gdybym to ja rządziła rodziną. Spodziewałam się nawet irytacji, o ile nie gniewu,
ale zobaczyłam tylko zaskoczenie. Tata uśmiechnął się, czym zupełnie zbił mnie z pantałyku.
– Co jest? – spytałam.
– Jakbym słyszał twoją mamę, kiedy chciała uciąć dyskusję. „Koniec, kropka, zamykamy
temat”.
Oddalił się, kręcąc głową. Ja też byłam zaskoczona i zdumiona. Czasami nie wiedziałam,
skąd biorą mi się jakieś słowa; nie pamiętałam, żebym słyszała je od mamy czy kogoś innego –
a jednak je wypowiadałam. Same przychodziły. Obserwowałam tatę z obawą, że za bardzo się
zdenerwował, ale on spokojnie wrócił do pracy. Chciałam już wracać, ale coś mnie
powstrzymywało. Ruszyłam wokół nowego domu; w pewnym momencie zatrzymałam się przy
jego tylnej ścianie, przywołując sylwetkę starego budynku ze zdjęć i usiłując sobie wyobrazić,
jaki był wysoki.
Wyobrażałam sobie również Christophera i Cathy, opuszczających się po
zaimprowizowanej linie z okna na poddaszu, aby popływać nocą w jeziorze. Teraz, kiedy teren
został oczyszczony i wyrównany, mogłam lepiej ocenić odległość, jaką musieli przebyć,
w ciągłym strachu, że ktoś ich nakryje. Niemal ich widziałam, jak przemykają pomiędzy
drzewami w stronę prześwitującej za lasem tafli wody. Patrzyłam przez chwilę w tamtą stronę,
a potem przeniosłam wzrok na powstający basen.
– Jest duży, prawda? – zagadnęłam Todda.
Tata niedaleko rozmawiał z jednym z robotników.
– Największy, jaki widziałem w prywatnym domu – przyznał. – Szkoda, że cię nie było,
kiedy zaczęliśmy kopać dół pod niego.
– Czemu? – Wiele razy byłam na placach budowy i podziwiałam, jak z ziemi wyrastają
piękne domy, a z pozornego chaosu i bałaganu wynika ład, ale etap kopania dołu w ziemi
pod fundamenty czy basen nie wydawał mi się interesujący.
– Wypatrywaliśmy w ziemi szkieletu dziecka – wyjaśnił. – Za każdym razem, kiedy
operator koparki natrafiał na kamień lub korzenie, przerywał pracę w obawie, że to mogą być
kości. – Todd się roześmiał.
Tata odwrócił się do nas z pytaniem w oczach. Nie słyszał naszej rozmowy, więc
podszedł, żeby się dowiedzieć, co go tak rozbawiło. Ja się nie śmiałam.
– Pojadę już – powiedziałam. – Muszę się przygotować do tej kolacji z siostrą Kane’a i jej
chłopakiem.
– Tak, jasne. Na którą się umówiliście?
– Na wpół do siódmej.
– Dobrze. Powinienem wrócić o szóstej, więc jeszcze się spotkamy.
– Do zobaczenia. – Cmoknęłam go w policzek na pożegnanie.
Ostatni raz powiodłam spojrzeniem po okolicy z domem, basenem i terenem, gdzie miał
rozciągać się kort tenisowy, usiłując wyobrazić sobie to miejsce, kiedy zostanie ukończone
zgodnie z planem, który widziałam na biurku taty. Miały tu biec alejki, kwitnąć ogrody, pluskać
fontanny i zdroje. Jak gdyby człowiek, który stał za tym projektem, chciał wznieść posiadłość tak
okazałą, aby zaćmiła jego przeszłość. To musiało się podobać mojemu tacie.
– Imponujące wyzwanie, tato. Będziesz dumny ze swojego dzieła. Kiedy powstanie,
wszyscy zapomną o dawnym Foxworth Hall.
Z uśmiechem kiwnął głową i wziął się do roboty. Skierowałam się do samochodu. Nie
żałowałam, że tu przyjechałam, ale nie mogłam się otrząsnąć z jakiegoś mrocznego przeczucia,
które mnie ogarnęło w trakcie wizyty. Możliwe, że była to tylko gra mojej wyobraźni, ale nagle
niebo wydało mi się ponure i zachmurzone, cienie pogłębiły się i wydłużyły, a góry w oddali
urosły i przypominały teraz zgarbione ramiona ludzi, którzy kulą się ze strachu i zimna. Dręczyło
mnie niejasne, złe przeczucie, którego nie mogłam się pozbyć.
Od chwili, kiedy tata otworzył metalową kasetkę i wręczył mi skórzany notes, ciągle
zadawałam sobie pytanie, czy powinnam czytać ten dziennik. Nawet bez ostrzeżeń taty, który
usiłował mnie zniechęcić do lektury, sama miałam poważne wątpliwości i zastrzeżenia. Kane
śmiał się za każdym razem, gdy wspomniałam, że zło mieszkające w tamtym domu przeniknęło
na karty pamiętnika Christophera. I przecież czułam, że wpływa na nas oboje.
Szybko zauważyłam, że wszystko, na co patrzę, każdy śmiech przyjaciółek, jaki słyszę,
i każde ich zdanie docierają do mnie po przejściu przez filtr nieszczęsnego poddasza Foxworth
Hall. Budząc się rano, miałam poczucie istnienia w dwóch ciałach – Cathy i moim – i wrażenie,
że noszę ją w sobie przez cały dzień. Wyzwalała się dopiero na moim strychu, kiedy Kane
zaczynał czytać. Czy jestem opętana? A Kane? Jak się to wszystko skończy?
Skupiłam się teraz na przygotowaniach do wyjścia. Kolacja z parą studentów była dla
mnie ważnym wydarzeniem. Chciałam wyglądać jak najlepiej, więc ubrałam się naprawdę
elegancko i założyłam biżuterię po mamie, którą dostałam od taty. Kierowało mną intuicyjne
przeświadczenie, że i ja, i Kane powinniśmy wyglądać doroślej, poważniej. Ale nie
powiedziałam mu tego, bo na pewno by mnie wyśmiał.
Schodziłam na dół, kiedy przyjechał tata. Zatrzymał się przy wejściu i patrzył, jak idę
ku niemu, jak gdyby w jakiejś scenie z filmu albo rewii.
– Przepraszam panią. – Ukłonił się, kiedy stanęłam przed nim. – Widziała pani gdzieś
moją córkę?
– Bardzo zabawne, tato. Dobrze wyglądam?
– Dobrze? O niebo lepiej niż dobrze!
Zobaczyłam, że jego wzrok zatrzymał się na naszyjniku mamy.
– Byłaby z ciebie dumna – szepnął. Musnął naszyjnik palcami i szybko je cofnął.
Pochyliłam się i pocałowałam go w policzek.
– Nie wierzę ci. Ojcowie lubią przesadzać.
– Wcale nie przesadzam. Zdaję sobie sprawę, że jeśli nadmucham balon za mocno,
eksploduje mi pod nosem.
– Okay, tato – powiedziałam znudzonym tonem kogoś, kto słyszał to powiedzenie tysiące
razy.
– Nie wiem, dokąd mógłbym cię zabrać w takiej kreacji – westchnął.
– Na pewno nie do Charleya.
– To akurat wiem. Dobra, też muszę wziąć prysznic i się ubrać. Ja również wybieram się
na kolację.
– Ty? Z kim? Dokąd? – Wyrzucałam z siebie pytania z szybkością karabinu
maszynowego.
– Znów z Johnsonami. W Tiramisu.
– Przecież według ciebie tam jest najlepsze włoskie jedzenie w całym Charlottesville.
– Ale tym razem impreza wydaje mi się podejrzana.
– Czemu?
– Bo Johnsonowie chcą, abym poznał przyjaciółkę jego teściowej. Zdaje się, że jest
projektantką wnętrz, i jak powiedział… czekaj… że to się świetnie da pożenić z architekturą.
Pożenić, rozumiesz?
– Och, ty wszędzie węszysz podstęp!
Tata uśmiechnął się chytrze.
– Nie urodziłem się wczoraj, dziecko. No nic, baw się dobrze. – Uściskał mnie krótko
i ruszył na górę.
– Ty też! – zawołałam za nim. Kiwnął głową, nie odwracając się.
Prawdę mówiąc, byłam zdziwiona, że dał się gdziekolwiek zaprosić. Jak ognia unikał
takich stręczycielskich spotkań. Co sprawiło, że nagle zmienił zdanie? W sumie odpowiedź
nasuwała się sama. Przemiana zaszła w nim, kiedy usłyszał nas pod prysznicem. Poza tym coraz
częściej różni ludzie na mój widok prorokowali, że niedługo wyfrunę z gniazda. Złożyłam już
papiery na różne uczelnie i niedługo zaczną spływać odpowiedzi. Pewnego dnia usiądę z tatą
i pogadamy, którą uczelnię wybieram. Większość z nich jest daleko od domu, co oznacza, że
będziemy mieli szansę widywać się tylko w czasie moich ferii.
Wiadomo, że samotny rodzic jedynego dziecka jeszcze dotkliwiej niż inni rodzice
przeżywa jego wyjazd na studia, do wojska albo do pracy, który wiąże się z wyfrunięciem
potomstwa z rodzinnego gniazda. Dwójka rodziców może przynajmniej pocieszać się nawzajem.
Słyszałam nawet, że kiedy zostają bez dzieci, przeżywają drugi miesiąc miodowy. Tymczasem
dla taty mój wyjazd oznaczał smutną ciszę w domu. Że rankami i wieczorami, dzień w dzień,
będzie jadał samotnie w kuchni. Jestem pewna, że musiał często o tym myśleć, ale dotąd starał
się te myśli od siebie odsuwać albo ignorować.
I oto nagle w przyspieszonym tempie zaczęłam mu demonstrować swoje dojrzewanie,
dorosłość i samodzielność, odsyłając w przeszłość małą dziewczynkę tatusia, którą dotąd byłam.
Fakt, że brałam prysznic ze swoim chłopakiem, musiał mu dobitnie uświadomić, że nie jestem
już zainteresowana lalkami i lizakami.
Dźwięk klaksonu Kane’a wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Wysiadł z samochodu
i zmierzał do wejścia. Otworzyłam drzwi i przywitałam go w progu.
– Widzę, że twój staruszek jest w domu – powiedział. – Pójdę się przywitać.
– Właśnie poszedł na górę, żeby wziąć prysznic i się przebrać. Wybiera się na…
spotkanie w lokalu – wyjaśniłam. Nie użyłam słowa „randka”. Jakoś nie przeszło mi przez gardło
w odniesieniu do własnego ojca.
– Jasne. – Kane’owi wyraźnie ulżyło. Zrobił krok w tył i dopiero teraz mi się przyjrzał. –
A niech cię! – Zachwycony uśmiech rozjaśnił mu twarz. – Fantastycznie wyglądasz.
– Zaskoczony? – spytałam prowokacyjnie i zawirowałam przed nim jak modelka.
Sam też prezentował się znakomicie w jasnoniebieskiej lnianej marynarce, do której
dobrał różową koszulę, czarny krawat, ciemnoniebieskie spodnie i czarne, sznurowane pantofle.
Zauważyłam też na jego przegubie zegarek bardziej elegancki niż ten, który nosił na co dzień.
Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
– No? – nalegałam.
– Chciałem tylko…
– Przystojniak z ciebie, Kane. Wyglądasz jak król salonów samochodowych.
– Co?
Teraz ja wyszczerzyłam zęby.
– Złośliwa baba. – Ujął mnie pod ramię i ceremonialnie zaprowadził do samochodu,
czarnego mercedesa klasy S, który wyglądał jak fabrycznie nowy.
– Co to za bryka? – spytałam.
– Egzemplarz pokazowy. Stary pożyczył mi go na dzisiaj. Taka łapówka – dodał.
W środku pachniało elegancją i nowością. Siedzenia obite były miękką skórą, a wnętrze
ozdobione elementami ze szlachetnego drewna. Kane usadowił się za kierownicą z lekko
wyniosłą, pewną siebie miną. Bardzo różnił się od luzackiego Kane’a Hilla, którego znałam ze
szkoły. Może jednak, pomimo buntowniczej natury, nie przestał być dziedzicem fortuny.
– Zaliczka odniosła skutek? – zapytałam.
– Dzisiaj tak – odparł, momentalnie wracając do tego leniwego uśmiechu, który drażnił
wielu, ale mnie zachwycał. – Na razie udało mi się odsunąć od siebie widmo weekendowych
dyżurów w jednym z ojcowskich salonów, przynajmniej do czasu poprawienia oceny z matmy.
Jednym słowem: plan A wypalił.
– A jaki jest plan B?
– Ucieczka z domu? Kto wie?
Ruszyliśmy. Obejrzałam się za siebie, zastanawiając się, czy tata weźmie dzisiaj mój
samochód, czy jak zwykle swoją ukochaną, starą furgonetkę. Po śmierci mamy nie kupił sobie
nowego auta. Z drugiej strony nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jedzie na randkę tym wielkim,
roboczym wozem, a już tym bardziej, że wiezie nim inną kobietę. Byłam pewna, że na siedzeniu
obok zawsze widzi mamę.
– Nie mówiłem Darlenie o Foxworth ani o pamiętniku – zaczął Kane. – Ale mama
wspomniała jej, że chodzę z tobą. Jak się domyślasz, od razu zeszło na temat, co robi twój ojciec,
i zanim po ciebie wyjechałem, siostra zdążyła mnie już wypytać.
– O co? – Poczułam lekki niepokój. Od dnia, w którym Kane odkrył dziennik
Christophera pod moją poduszką, bałam się, że ktoś dowie się o dzienniku i wieść dotrze do taty.
Z pewnością by się zdenerwował, zwłaszcza teraz, kiedy pracował na budowie Foxworth Hall, co
już samo w sobie podsycało zainteresowanie okolicznych mieszkańców.
– O wygląd nowej posiadłości w Foxworth.
– Och. – Nieco mi ulżyło.
– Potem streściła swojemu Juliowi całą historię, czyli twór oparty na plotkach
i domniemaniach. Milczałem – dodał szybko – ale Darlena, jak zresztą wszyscy tutaj, wie, że
jesteś daleką krewną Malcolma Foxwortha, więc nie omieszkała przypomnieć także o tym.
– No, pięknie – mruknęłam. – Teraz Julio będzie na mnie patrzył jak na potencjalną
wariatkę.
– Bez obaw. Tylko staraj się jeść sztućcami, a nie palcami.
Pacnęłam go w ramię.
– To ma być dowcip?
– Nie martw się na zapas. Jak tylko zobaczy, jaka jesteś śliczna i urocza, pozbędzie się
takich myśli.
Przybyliśmy do La Reserve przed Darleną i Juliem, a hostessa zaprowadziła nas do
zarezerwowanej loży. Zdziwiło mnie, że restauracja jest niewspółmiernie mała w stosunku do
swojej sławy. Może dlatego była nieprzyzwoicie droga, a stolik należało rezerwować ze sporym
wyprzedzeniem. Przynajmniej większość klientów, bo nie Hillowie. Mâitre od progu rozpoznał
Kane’a, podobnie jak tamten z River House, dokąd Kane zaprosił mnie na pierwszą oficjalną
randkę.
– Nie byłem we Francji – powiedział. – Ale od mamy wiem, że ta knajpa jest
porównywalna z najlepszymi paryskimi. – Pochylił się ku mnie. – Darlena i Julio mogą pić
alkohol, więc załapiemy się przy nich na łyk szampana. Moja siostra kocha bąbelki.
– Ty wypijesz łyk, a ja kieliszek – postanowiłam, a on zarechotał.
Tata i ja rzadko bywaliśmy w modnych restauracjach, ale chodziliśmy tam czasem przy
wyjątkowo uroczystych okazjach. Opowiadał mi, że mama czuła się swobodnie w każdym
lokalu. Ekskluzywne restauracje, jak La Reserve czy River House, bynajmniej jej nie
onieśmielały. „Sprawiała wrażenie, jakby wyłącznie do takich była przyzwyczajona” – mówił,
uśmiechając się do tych pięknych wspomnień. – „Nazywałem ją swoim kameleonem, bo potrafiła
się dostosować do każdego tła. Co nie znaczy, że wtapiała się w nie – zaznaczył skwapliwie. –
Była zbyt piękna, aby jej nie zauważano”.
Sposób, w jaki lgnął do wszystkiego, co przypominało mu mamę, zawsze mnie
zdumiewał. Postawił ją na piedestale i wciąż myślał o niej, a nie o sobie. Pomyślałam, jak wielka
była różnica pomiędzy nią a matką Christophera, opisaną przez syna w dzienniku. Corrine
wspominała swojego męża jedynie po to, by usprawiedliwić sytuację, w jakiej się znaleźli,
i udowodnić, że ich małżeństwo doprowadziło do tej tragedii. Nie przechowywała czułej pamięci
o nim, jak mój tata o mamie. Było oczywiste, że mówi o Christopherze seniorze wówczas, gdy
chce manipulować Christopherem juniorem. I w momencie, do którego doszliśmy w dzienniku,
ewidentnie miała już nowy, gorący romans.
Czy Christopher senior choć przez moment tolerowałby sposób, w jaki traktowano jego
dzieci? Dobre pytanie! Zastanawiałam się, czy Christopher junior potrafiłby odpowiedzieć.
Poczułam, że Kane bierze mnie za rękę, i szybko wróciłam do rzeczywistości.
– Grosik za twoje myśli – oznajmił łagodnie. – Od pewnego czasu mówię do ciebie
i chyba mnie nie słuchasz. – Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał. – Idą.
Odwróciłam się i zobaczyłam Darlenę i Julia idących w naszym kierunku. Dawno nie
widziałam siostry Kane’a, ale pamiętałam, że jest bardzo ładna. Teraz wydawała się wyższa;
przybyło jej gracji, kobiecości i elegancji. Miękkie kasztanowe włosy spływały falującą kaskadą
do ramion i modną falą opadały na prawe oko, tak artystycznie, że go nie zasłaniały.
W niezwykłych, bursztynowych oczach połyskiwał blask świeczników. Miała smukłą figurę
Nicole Kidman, podkreśloną małą czarną o krótkich rękawach i koronkowym staniku.
Julio był tylko nieco wyższy od niej. Zgrabny i szczupły jak tancerz; zauważyłam, że
krępuje go ciemnoniebieski garnitur. Hebanowe włosy miały jedwabisty połysk. Karmelowa cera
kontrastowała z wyrazistymi oczami, przypominającymi koraliki z czarnego marmuru. Uznałam,
że jest całkiem przystojny, ale w jakiś sposób niepozbierany, co wykluczało go z roli męskiego
modela.
Kane wstał i przywitał się z siostrą. Jej twarz rozjaśnił uśmiech radości. Pocałowali się
serdecznie w policzki, jakby nie widzieli się od lat. Julio przyglądał się nieco zdziwiony temu
ekstatycznemu powitaniu, aż wreszcie podszedł, żeby mi się przedstawić. Poczułam, że ma
odciski, i pomyślałam o dłoniach swojego taty. W końcu usiedliśmy – Darlena obok mnie, a Julio
naprzeciwko niej.
– Wyglądasz bardzo dorośle, Kristin – powiedziała. – Masz cudowną sukienkę.
– Dzięki. A ty wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek, Darleno.
– Właśnie, kiedy ostatni raz się widziałyśmy? – Zerknęła pytająco na Kane’a.
– O, dawno… zanim wyjechałaś na studia.
– Fakt, teraz pamiętam. Jak się miewa twój tata? – Znów zwróciła się do mnie. –
Widziałam go parę razy w lecie. Zawsze jest dla mnie bardzo miły. Przypomina mi dżentelmena
z Południa z jednego z dawnych romansów. Przy nim każdy czuje się ważny i doceniony.
– Owszem – przytaknęłam. – Tak właśnie się przy nim czuję.
Uśmiechnęła się, ale w jej spojrzeniu czaiło się wiele pytań – na przykład o to, jak
wygląda życie bez mamy, z ojcem, który przedwcześnie stracił ukochaną żonę. Chciałam ją
zapewnić, że żyje nam się znakomicie.
– Mój ojciec też jest budowlańcem – wyznał Julio, choć nikt nie zdążył jeszcze
wspomnieć, co robi mój tata. – Buduje domy modułowe dla krajowej kompanii. To nudna,
taśmowa robota. Z pewnością wolałby zamienić się z twoim tatą – dodał szybko. – Wiem, bo
czasami pomagam mu w pracy.
– A ja bym wolał być teraz w Filadelfii – powiedział Kane.
– Słucham? – Julio nie wyczuł, o co chodzi.
– Nic – wtrąciła Darlena. – Mój brat sili się na dowcip.
– Moi? – Kane udał oburzenie.
– O co tu chodzi? – dopytywał się Julio.
– Och, o ulubione powiedzenie naszego taty. Cytuje napis z nagrobka W.C. Fieldsa –
wyjaśniła Darlena, lecz Julio nadal nie rozumiał i patrzył na nią z niepewnym uśmiechem. – To
głupie – dodała. – Po prostu Fields chciał zaznaczyć, że woli być gdziekolwiek, byle tylko nie
być martwy. Wiesz, był komikiem, a oni dowcipkują nawet w grobie.
– Aha. – Julio spojrzał na Kane’a, a ten wzruszył ramionami.
Zjawił się kelner i Darlena zamówiła butelkę szampana, jak przewidział Kane. Kelner
zerknął podejrzliwie na mnie i na Kane’a, ale nie zająknął się ani słowem.
Darlena zachichotała.
– Zamawiamy na rachunek taty – poinformowała z psotnym uśmiechem dziecka, które
może sobie wziąć, co zechce, ze sklepu z zabawkami. – Zaproponował nam to, gdy
wychodziliśmy, więc nie żałujcie sobie.
Julio wydawał się zakłopotany faktem, że tata Darleny i Kane’a funduje mu kolację.
– Mówiłem twojemu tacie, że ja powinienem płacić – powiedział.
– Nie przejmuj się, nasz tata lubi być hojny – uspokoiła go ze śmiechem Darlena, ale
Julio nie wyglądał na przekonanego.
Zaczęłam wypytywać ich o studia, żeby rozładować atmosferę. Co jakiś czas zerkałam na
Kane’a i widziałam, że jest ze mnie dumny. Kelner przyniósł szampana, ale podał tylko dwa
kieliszki. Złożyliśmy zamówienia, a gdy odszedł, Darlena nalała szampana do szklanek na wodę
brata i mojej.
– Wypijmy za coś innego niż studia – zaproponowała, wznosząc kieliszek. Stuknęliśmy
się. – Za tatę Kristin, aby udało mu się zbudować piękny, nowy dom na miejscu dawnego, rodem
z koszmaru.
Spojrzałam na Kane’a. Oczy mu pociemniały, jakby fala gniewu wzniosła mu się gdzieś
z wnętrza ku twarzy. Czyżby prosił siostrę, żeby nie wspominała o Foxworth Hall w mojej
obecności? A może wpadł w fazę Christophera Dollangangera i miał za złe wszystkim, którzy
chcieli, żeby męczeńska historia jego i rodzeństwa została wreszcie zapomniana i zagrzebana
pod fundamentami nowego domu?
Dostrzegłam, że Julio czeka na moją reakcję.
– Myślę, że mój tata jest najodpowiedniejszym wykonawcą tego zadania – stwierdziłam.
Kane od razu się odprężył. Kryzys zażegnany, pomyślałam. Ciekawe, co dalej?
Do końca kolacji nie wracaliśmy już do dawnego Foxworth Hall ani jego młodych
więźniów, ale ja nie zapomniałam o nich ani na chwilę. Interesowali mnie Julio i Darlena, ale
przeważnie obserwowałam Kane’a i jego zachowanie. Coś zmieniło się w nim po toaście
Darleny. Nie tylko dlatego, że wyglądał inaczej niż zwykle w eleganckim stroju, pod krawatem.
Zachowywał się i mówił inaczej. Starannie dobierał słowa, wygłaszał przemyślane kwestie
i chwilami sprawiał wrażenie starszego od Julia i Darleny. Parę razy poprawił siostrę, która
pomyliła fakty z historii miasta, i zrobił to belferskim, apodyktycznym tonem zamiast żartem
i na luzie, jak dawniej. Był skupiony i sztywny, co bardzo mnie zaskoczyło. Spojrzałam na
Darlenę. Ona także nie była zachwycona nowym stylem brata i sposobem, w jaki peroruje na
temat degeneracji niektórych dzielnic miasta, ani obgadywaniem klientów ich ojca oraz
pracowników salonów.
– Na szczęście mój brat nie zawsze gada jak nasza mama – powiedziała tonem
usprawiedliwienia, kiedy Kane skończył robić Juliowi wykład na temat ekonomii. – A pomyśleć,
że jeszcze niedawno zmieniałam mu pampersy! – rzuciła. – Kiedy śniło mu się coś złego,
przybiegał do mnie, a nie do mamy.
Kane zaczerwienił się lekko i posłał mi przeciągłe spojrzenie. Usiłował zaprotestować,
twierdząc, że siostra przesadza, ale Darlena wpadła już w trans i nie dopuściła go do słowa.
Wyraźnie zalazł jej za skórę i chciała się zemścić.
– Mama poprosiła, żebym to ja go kąpała, bo darł się i wierzgał, kiedy ktoś inny sadzał go
w wannie, nawet ona. Musiałam nawet go ubierać, bo za Boga nie chciał nosić rzeczy, które
wkładała na niego mama. Jeszcze w szóstej klasie doradzałam mu, co ma założyć.
Policzki Kane’a płonęły ze wstydu, lecz w końcu udało mu się wtrącić coś uczonym,
apodyktycznym tonem.
– Czemu nie wspomnisz, że musiałem cię kryć i kłamać, kiedy wieczorem, w dniu
rozdania świadectw maturalnych, przeszmuglowałaś Kena Taylora do swojej sypialni? – Zwrócił
się do Julia: – Rodzice usłyszeli męski głos, a ona wmówiła im, że to ja przesiaduję u niej
o drugiej nad ranem. Musiałem udawać, że dorwałem się do barku taty i dlatego dopadły mnie
mdłości, podczas gdy jej chłopak rzygał w toalecie.
Julio zrobił wielkie oczy.
– Były znacznie gorsze rzeczy – ciągnął Kane.
– Poddaję się! – zawołała Darlena, unosząc ręce nad głowę. – Zawrzyjmy rozejm.
Kane uśmiechnął się do mnie z triumfem, ale nie odpowiedziałam mu tym samym.
Wcześniej niewiele opowiadał mi o swoich relacjach ze starszą siostrą. Właściwie swoje życie
rodzinne przedstawiał z punktu widzenia jedynaka. Zastanawiałam się, jakie więzy łączyły go
z Darleną w dzieciństwie. Czy pomimo ciągłych potyczek byli sobie jednak bliscy?
Po raz pierwszy też zadałam sobie pytanie, jak Kane przeżywa dziennik Christophera.
Bardziej niż ja, bo sam ma rodzeństwo, a ja jestem jedynaczką? Poza tym sposób, w jaki
rozmawiał z siostrą o ich mamie, włączył w mojej głowie sygnał ostrzegawczy. Już wcześniej
wypowiadał się o niej z ironią. Ona też zdawała się nie przejmować synem. W podobnym tonie
wypowiadała się o matce Darlena. Czyżby przypominała mamę młodych Dollangangerów?
Z opowieści wynikało, że scedowała opiekę nad małym Kane’em na Darlenę i pewnie na jakieś
nianie, a sama prowadziła bujne życie towarzyskie. W pewnym sensie to pani Hill, a nie moja
mama, bardziej pasowała na krewną Corrine Foxworth.
Julio zaczął znów zadawać mi pytania, chyba pragnął ocieplić atmosferę przy stole. Kane
zdążył mu powiedzieć, że rywalizuję o tytuł najlepszego ucznia w szkole, który wygłosi
pożegnalne przemówienie do absolwentów. Okazało się, że Julio dostąpił tego zaszczytu
w swoim liceum. Darlena najwyraźniej tego nie wiedziała.
– Byłeś najlepszym uczniem, a nie znasz słynnego epitafium z grobu W.C. Fieldsa? –
zdziwił się Kane.
– Kane, nie każdy ma w głowie śmietnik – stwierdziła chłodno Darlena, spiesząc na
ratunek swojemu chłopakowi.
Kane przygryzł wargi ze złością.
Rozmawiałam z Juliem na temat naszych zainteresowań, a on zwierzył mi się, że
interesuje go kariera prawnika międzynarodowego.
Kane nie odzywał się dłuższą chwilę, jakby stracił chęć do rozmowy.
– Kristin i ja mamy jeszcze imprezę, musimy jechać. Nie zdążymy zjeść deseru, więc dla
was będzie więcej – wybuchnął nagle.
Zobaczył zaskoczenie na mojej twarzy.
– Prawda? – zapytał z naciskiem.
– Tak, choć przyznam, że nie przepadam za gospodynią tej imprezy – odparłam.
– Możemy ją ignorować, jak zwykle – oznajmił. – Na szczęście będą tam też inni.
– Na szczęście – przytaknęłam.
– Jak chcecie – stwierdziła Darlena. – W każdym razie miło było cię poznać, Kristin.
Na pewno będziemy się teraz częściej widywać.
– Lepiej nie obiecuj – burknął Kane.
– Czyżbyś wiedział lepiej? – odparowała z irytacją. Jak szybko potrafili przejść od
kochającego rodzeństwa do rywalizujących ze sobą wrogów!
Wstaliśmy wszyscy, żeby się pożegnać. Julio i Darlena uściskali mnie serdecznie. Kane
niecierpliwie pociągnął mnie za rękę, zanim zdążyłam podziękować za kolację. Miałam
wrażenie, że jak najszybciej chce uciec z tej restauracji.
– Przepraszam – odezwał się już przed restauracją, gdzie czekaliśmy, aż podprowadzą
nam samochód. – Nie spodziewałem się, że będzie tak nudno.
– Wcale nie było nudno.
Popatrzył na mnie, jakbym powiedziała kiepski żart.
– Nie miałem okazji dłużej porozmawiać z Juliem, jedynie podczas tej sztywnej,
nieznośnej kolacji, którą z musu zrobiła moja matka – wyznał. – Dzięki Bogu, że w Dzień
Dziękczynienia będzie u nas więcej gości. Ten facet znacznie odbiega od mojego wyobrażenia
o chłopaku, którego siostra przedstawia rodzicom, i to nie dlatego, że jest w połowie Latynosem.
On jest zbyt…
– Jaki?
– Strasznie próżny. Pewnie rekompensuje sobie kompleks niższości. Szybko ma się go
dosyć.
– Mówisz serio?
– Absolutnie tak. Przecież widać jak na dłoni – powiedział ostro.
Podstawiono samochód i wsiedliśmy.
– Naprawdę jedziemy na imprezę Tiny?
– Nie mogę cię zabrać do siebie, a na strych też nie pójdziemy, bo twój tata już pewnie
wrócił do domu, więc została nam Tina. Jeszcze jest wcześnie.
Kiwnęłam głową z rezygnacją.
– Pokręcimy się chwilę i wyjdziemy.
– Dobra – westchnęłam.
Do domu Tiny Kennedy jechaliśmy w milczeniu. Jak skomplikowany nagle stał się świat!
Kiedy się jest bardzo młodym, wszystko wydaje się banalnie proste, nawet podział na dobre i złe.
Nadmiar słodyczy jest zły. Czystość i porządek są dobre. Policjanci są dobrzy. Złodzieje są źli.
Źle, jeśli nie obejrzysz się w lewo i w prawo przed wejściem na jezdnię. Czekanie na zielone
światło jest dobre. I najważniejsze, żeby rodzice kochali dzieci, a dzieci rodziców. Dziadkowie są
dobrzy i kochający, ciocie i wujkowie także. Jakie to wszystko proste! W twoje urodziny
wszyscy kochający cię ludzie życzą ci wszystkiego najlepszego. Dajesz i dostajesz prezenty na
Gwiazdkę. Życzymy sobie szczęścia i powodzenia w Nowym Roku.
Mówi ci się, że kiedy dorośniesz, zrobisz prawo jazdy i będziesz mogła późno wracać do
domu. A potem któregoś dnia się zakochasz, weźmiesz ślub i doczekasz własnych dzieci.
Przyszłość jawi ci się w różowych barwach. Owszem, od czasu do czasu ludzie wybuchają
gniewem i są źli na siebie, ale ci, którzy się kochają, szybko się godzą i wybaczają sobie. Świat
wydaje się zorganizowany i każdy jego trybik kręci się, jak powinien.
I oto nagle przychodzi dzień, kiedy „tak” staje się „być może”, a „być może” przechodzi
w „nie”. Okazuje się, że czarne bywa szare, a pod bielą ukrywa się czerń. Że uśmiech nie zawsze
znaczy życzliwość, bo niektóre są puste, fałszywe. W oknach domów, które mijasz, jarzą się
światła, ale ich mieszkańcy mają mrok w sercach. I nagle okazuje się, że to, co widzisz
i słyszysz, niekoniecznie musi być prawdą.
Dorastanie oznacza, że uczysz się, jak wątpić i błądzić, a potem znajdować drogowskaz
prawdy.
Lata, które dzieci Dollangangerów musiały spędzić na strychu, były czarną dziurą ich
dzieciństwa. Stopniowo tracili szansę na marzenia. Jak można zrobić coś takiego własnym
dzieciom! – pomyślałam. Czytanie dziennika, przeżywanie tych wydarzeń odzierało mnie
i Kane’a z resztek dziecięcej wiary w dobro i porządek świata. A zwłaszcza Kane’a.
Najbardziej martwiło mnie, że kiedy dojdziemy do końca lektury, nie będziemy już
wiedzieli, kim sami jesteśmy.
U Tiny goście świetnie się bawili, w przeciwieństwie do ostatniej, sztywnej imprezy
u Kane’a. Piwo i drinki były dostępne bez ograniczeń. Muzyka dudniła tak głośno, że ledwie
dawało się usłyszeć kogoś stojącego obok. Jakaś grupka w aneksie kuchennym salonu paliła
zioło. Ciekawe, jak Tina zdąży to ogarnąć do powrotu rodziców?
Nasze ubrania momentalnie przyciągnęły uwagę. Kumple Kane’a zaczęli się z niego
nabijać. Kyra i Suzette skomplementowały moją sukienkę, ale reszta dziewczyn obcięła mnie
wzrokiem z minami, które mówiły: „Co ona sobie wyobraża?”. Nie wiedziały, że wcześniej
byliśmy w wytwornej restauracji. Tina zaproponowała, że chętnie pożyczy mi coś ze swojej
garderoby, żebym nie wyglądała na sztywniarę. Musiała już być wstawiona albo upalona, bo
lekko przeciągała słowa. Mogłam się spodziewać, że zaraz wystartuje do Kane’a.
Poszukałam go wzrokiem. Zdawał się nie zauważać zamieszania wokół siebie. Stał
pod ścianą i przyglądał się imprezowemu tłumowi jak zdegustowana przyzwoitka
i konsekwentnie odrzucał oferty piwa, drinków czy sztacha. Niemal grubiańsko odsuwał ludzi od
siebie. Nawet ja byłam zaskoczona sposobem, w jaki ignorował swoich kumpli. Widziałam ich
zdumione i zawiedzione miny. Kiedy Tina dotknęła jego ramienia, odsunął się tak gwałtownie,
że wszyscy na moment umilkli i spojrzeli na niego. Nie słyszałam, co powiedział, ale Tina była
w szoku.
– Co się dzieje z Kane’em? – zapytała mnie Suzette.
– A co ma się z nim dziać?
– Zachowuje się, jakby stracił najlepszego przyjaciela albo coś w tym stylu – zauważyła
Kyra. – Zawsze był duszą towarzystwa.
– Może jest trochę zmęczony.
– Czym? – W oczach Suzette pojawił się błysk, sugerujący seksualną aluzję.
– Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam – odparłam jak rasowa dyplomatka, a dziewczyny
zachichotały. Powiedziałam to głośniej na użytek Tiny, która podsłuchiwała w pobliżu.
Chciały wiedzieć, gdzie byliśmy na kolacji. Tylko Kyra znała ten lokal, zabrali ją tam
kiedyś rodzice. Dopytywały też o chłopaka Darleny i siostrę Kane’a. Rozmawiałam
z dziewczynami, ale kątem oka obserwowałam Kane’a, jak okrąża salon, przyglądając się
tańczącym parom i obserwując całe towarzystwo niczym badacz prymitywnych plemion.
Nieuważnie słuchał, kiedy go zagadywano, i wyraźnie wszystkich zbywał. W końcu stanął
w kącie ze szklanką soku w ręku, samotny i wyobcowany.
Tina stała z prawej strony, plotkowała ze swoimi przyjaciółkami i skarżyła się na Kane’a.
Od czasu do czasu rzucała mi zjadliwe spojrzenie. Co on jej nagadał, że tak się wściekła? Nagle
ruszyła w moją stronę w licznej asyście. Momentalnie się spięłam.
– Nie wiem… to znaczy nie wiemy, co zrobiłaś Kane’owi Hillowi, ale jeszcze nigdy nie
był takim nadętym snobem – powiedziała z pretensją.
– Czepiasz się. On nigdy nie był snobem – odparłam chłodno i spojrzałam na swoje
przyjaciółki. – Prawda?
– No jasne – przytaknęła Suzette. – Jest wręcz przeciwieństwem snoba.
– Dokładnie! – poświadczyły chórem moje przyjaciółki, zgodnie kiwając głowami.
Tina zrozumiała, że nie znajdzie u nich poparcia.
– On rujnuje mi imprezę! – jęknęła.
Poszukałam wzrokiem Kane’a. Nadal stał w rogu i miał taką minę, że nikt nie śmiał go
zaczepić.
– Chyba była już zrujnowana, zanim przyszliśmy – skomentowałam zgryźliwie.
Nawet jej przyjaciółki się uśmiechnęły, a parę osób zachichotało.
– Nie będę cię zatrzymywać – warknęła Tina i odeszła.
– Nie musisz – odparowałam i ruszyłam przez salon w stronę Kane’a. – Co ty
wyprawiasz? – zapytałam ostro.
– Nic. Po prostu przejrzałem na oczy. Dotąd nie zdawałem sobie sprawy, jacy niedojrzali
są nasi rówieśnicy.
– Aż tak?
Zamiast odpowiedzi popatrzył na mnie z gorzkim uśmiechem, który nie miał nic
wspólnego z jego luzackim, leniwym uśmieszkiem, który bardzo lubiłam.
– Christopher Dollanganger w wieku dziesięciu lat był poważniejszy od nich.
– Ale czy był szczęśliwy? Czy kiedykolwiek miał szansę być szczęśliwy?
– Przekonamy się o tym.
Nie miałam ochoty rozmawiać o Dollangangerach w tym miejscu. Mówiąc, musiałam
przekrzykiwać muzykę i bałam się, że ktoś mnie usłyszy.
– Co takiego powiedziałeś Tinie Kennedy? Nasze zniknięcie nie złamie jej serca.
Wreszcie normalnie się uśmiechnął.
– Tylko to, że jej wielokrotne orgazmy mnie nudzą. I dorzuciłem małą uwagę na temat jej
fizjologii.
– Dlaczego tutaj przyjechaliśmy, Kane? Nawet nie próbujesz się bawić.
– Chyba nie chcesz, żebym się napił, a potem usiadł za kierownicą, albo się najarał
i zaczął bełkotać o najnowszej grze komputerowej czy też o tym, która dziewczyna jest
najłatwiejsza?
– W takim razie wychodzimy! – teraz niemal krzyczałam. – To nie ja chciałam tu przyjść.
Kiwnął głową i ruszył przez salon, unikając wszystkich, którzy usiłowali go zagadnąć.
Deptałam mu po piętach, a przed drzwiami obejrzałam się na moje przyjaciółki. Bezradnie
rozłożyły ręce dłońmi do góry w geście bezradności. Jak im to wyjaśnię? Że każdy ma nastroje,
a dzisiejszy nastrój Kane’a jest wyjątkowo mroczny? Tak wyszło i pewnie mu przejdzie, ale
dzisiaj nie ma szans na dobrą zabawę? Tylko tyle przyszło mi do głowy i postanowiłam taką
wersję przedstawić, jeśli zadzwonią zapytać, co jest grane. Z uśmiechem skinęłam im głową.
Jedynie Suzette odpowiedziała uśmiechem. Reszta nadal była skonsternowana.
Chłodne wieczorne powietrze przyniosło mi ukojenie. W uszach wciąż mi dzwoniło od
łomotu muzyki, kiedy wsiadałam do samochodu. Kane w milczeniu odpalił silnik i ruszył
z piskiem opon, jakbyśmy byli rabusiami, uciekającymi z ograbionego banku. Zwolnił dopiero za
rogiem.
– Przepraszam – powiedział. – Myślałem, że chwilę się pobawimy, ale przekonałem się,
że nie jestem w nastroju.
– Tak właśnie zamierzam cię wytłumaczyć przyjaciółkom.
– Powiedzmy sobie szczerze, Kristin, jesteśmy ponad to.
– Ponad „co”, Kane? Imprezę z jedynymi przyjaciółmi, jakich mamy?
– Tego rodzaju imprezy.
Może ma rację, pomyślałam. W sumie powinnam się cieszyć. To nie była impreza, która
spodobałaby się mojemu tacie. Zawsze istnieje ryzyko, że ktoś pijany albo upalony siądzie za
kierownicę, i gdyby coś się zdarzyło, rodzice Tiny także będą mieli kłopoty. Przyznałam
Kane’owi rację, a jednak coś mnie w tym wszystkim martwiło. Jak gdyby zrobił się zbyt dorosły,
zbyt poważny. Nic dziwnego, że Tina nazwała go snobem. Ludzie tak bogaci, jak jego rodzice,
zwykle są snobami, podobnie jak ich dzieci. Ich znajomi i przyjaciele należą do tej samej sfery.
Tylko na szkolnych imprezach siłą rzeczy spotykają się ze zwykłymi śmiertelnikami.
Kiedy dojechaliśmy na moją ulicę, Kane zwolnił, a potem stanął w pewnej odległości od
mojego domu.
– Co robisz? – zapytałam.
– Miałem nadzieję, że pójdziemy tam w tym tygodniu – powiedział, wpatrzony w mój
strych. – To miejsce staje się dla nas wyjątkowe, prawda? – Teraz dopiero spojrzał na mnie.
– Tak.
Uśmiechnął się.
– Cieszę się, że myślisz tak samo. Pewnie będzie mi smutno, kiedy skończymy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Smutno? Minę miał poważną, jakby naprawdę tak
myślał.
– Nie wiem, co będę wtedy czuła, Kane. W każdym razie nie spodziewam się
szczęśliwego zakończenia.
– Owszem, ale na to już nic nie poradzimy. Wniknęliśmy w to i jesteśmy im bliżsi niż
ktokolwiek inny, prawda?
– Myślę, że tak.
– Proponuję, żebyśmy w takich chwilach, kiedy jesteśmy sami, mówili do siebie
Christopher i Cathy.
– Co takiego?
– Och, żartowałem – powiedział szybko. Wrzucił bieg i stanął przed moim domem.
Samochód taty już tam stał. Ze sposobu parkowania odgadłam, że nie wziął mojego auta, tylko
pojechał Czarną Pięknością. – Wybacz, że nie był to cudowny wieczór – dodał Kane.
– Kolacja była fajna. Naprawdę. Spodobała mi się twoja siostra i dobrze mi się
rozmawiało z Juliem. Ale uważam, że powinieneś być dla niego milszy.
– Zgoda, masz rację. Następnym razem naprawię ten błąd. Tylko nie będziemy potem
jechali na imprezę. Lubię stroić się dla ciebie, wiesz?
Wychylił się, żeby mnie pocałować. To był cudowny pocałunek, ale inny. Czułam, że
Kane się hamuje, i pomyślałam, że nie chce ujawniać namiętności pod oknami mojego domu.
Wysiadł i okrążył auto, żeby otworzyć dla mnie drzwi.
– Szanowna pani… – Podsunął mi ramię. Przyjęłam je, a on ceremonialnie odprowadził
mnie do drzwi. – Spotkamy się na strychu? – zapytał z nadzieją.
– Niestety, raczej nie. Rano mam do zrobienia parę rzeczy w domu, a potem jadę z tatą na
zakupy – zwykłe, tygodniowe, ale i przedświąteczne. Tradycyjnie kupuję z tatą gwiazdkowe
prezenty dla Todda, jego żony i dzieci oraz dla cioci Barbary. Potem zjemy lunch na mieście,
a kiedy wrócimy, tata zacznie szykować potrawy na Dzień Dziękczynienia. Ale wkrótce wrócimy
do czytania.
– Oby – stwierdził.
Znów mnie pocałował, delikatniej i bardziej ulotnie, a potem poszedł do samochodu.
Zanim wsiadł, spojrzał jeszcze w górę, na poddasze, ale wzrokiem do mnie już nie wrócił. Kiedy
odjeżdżał, poczułam nagły chłód i szybko weszłam do domu.
Zdziwiłam się, że tata nie czeka na mnie na dole. Telewizor był wyłączony, a w salonie
i w kuchni paliły się tylko boczne lampki. Wyłączyłam je i ruszyłam na górę. Tata wychynął ze
swojej sypialni w szlafroku.
– Właśnie szedłem na dół, żeby na ciebie poczekać – oznajmił.
– Och, zgasiłam tam światła.
– Nie szkodzi. Jak się udała kolacja?
– Imponująca. Podano coś wytwornego, co się nazywa coq au vin.
Tata uniósł brwi.
– Nie jadłem tego od lat. Ale widzę, że będę musiał przypomnieć sobie pewne przepisy na
twój użytek.
– Nie przesadzaj. A jak się udała twoja kolacja?
– Stek był za bardzo wysmażony.
– Nie chodzi o danie. To była biznesowa kolacja?
– Zdecydowanie tak. Okazało się, że ta stylistka wnętrz jest mężatką. – Wzruszył
ramionami. – I dobrze. Muszę przyznać, że chyba mam…
– Lekką paranoję w tych sprawach – dokończyłam za niego, a tata się uśmiechnął. –
W każdym razie pani Osterhouse będzie zachwycona, kiedy się o tym dowie – dodałam. Tym
razem pokręcił głową z przyganą.
– Dobranoc, Kristin – powiedział i zawrócił do sypialni.
– Bonne nuit – powiedziałam, naśladując głos szefa La Reserve.
Tata znów się uśmiechnął.
Było tak, jak powiedziałam Kane’owi. Chciałam spędzić całą niedzielę z tatą. Dlatego
musiałam wypchnąć ze swojego umysłu poddasze, pamiętnik Christophera i Foxworth Hall –
a co za tym idzie – także Kane’a. Przy śniadaniu odpowiadałam lakonicznie na pytania taty
o wczorajszą randkę. Dostrzegł moją niechęć i zmienił temat. Na całe szczęście potrafiliśmy
szybko wyczuwać swoje nastroje.
Czasami myślałam, że moglibyśmy zawiązać sobie oczy i cały dzień krążyć po domu, nie
wpadając na siebie. Znakomicie odgadywaliśmy swoje potrzeby. Sądziłam, że moje przyjaciółki
musi łączyć podobna więź z rodzicami, ale na pewno nie tak wyjątkowa. Ja byłam jedynaczką
bez matki. I jedyną osobą w domu, na której mógł się skupić tata i przelać na nią wszystkie swoje
uczucia. Kiedy oboje byliśmy w domu, nasz świat obracał się wyłącznie wokół nas. Jak minął
dzień? Co nas cieszyło? A co smuciło? Czasami nawet najbardziej banalne sprawy urastały do
rangi ważnych wydarzeń. Działaliśmy wspólnie, dzieliliśmy się obowiązkami, gadaliśmy
i rozśmieszaliśmy się nawzajem, aż wieczorem szłam na górę odrobić lekcje. Miałam wrażenie,
że od śmierci mamy baliśmy się ciszy i ciągle usiłowaliśmy ją zapełnić.
Ten niedzielny poranek rozpoczął się jak wszystkie inne, od porządków w domu
i sprzątania. Do taty należała kuchnia. „To jest moje pole bitwy”, mawiał. Kiedy czyścił
piekarnik, lodówkę i grill, ja odkurzałam salon, polerowałam meble i co jakiś czas myłam okna.
Na zmianę wstawialiśmy pranie, ale tata był lepszy w składaniu pościeli i ubrań, gdyż nabrał
wprawy w wojsku. W rezultacie staliśmy się sprawną dwuosobową drużyną i do południa
kończyliśmy domowe porządki. A potem wychodziliśmy na zasłużony lunch.
W połowie sprzątania rozdzwonił się telefon. Najpierw Suzette. Spodziewałam się jej
i miałam już gotowe wytłumaczenie zachowania Kane’a na imprezie. Wiedziałam, że
przyjaciółka tego nie kupi, ale przynajmniej uniknę dalszych pytań. Przeprosiłam ją, że mamy
z tatą napięty harmonogram na cały dzień, jestem w trakcie sprzątania i muszę kończyć.
Suzette nie dała się zwieść.
– Nie byłaś kiedyś taka skryta, Kristin. Zmieniłaś się – oznajmiła.
Oczywiście zaprotestowałam i obiecałam, że kiedy będę wolna, spotkamy się i pogadamy
dłużej.
Pięć minut po Suzette zadzwonił Kane. Tata zajrzał do salonu i zanucił ze śmiechem:
„linia zajęta, linia zajęta”. Zagrałam mu na nosie.
– Moja siostra i Julio są tobą zachwyceni – poinformował mnie na wstępie Kane. –
Posłuchałem twojej rady i przeprosiłem za swoje zachowanie. Ten gość nie jest zły, a moja
siostra potrzebuje wsparcia w naszym domu.
– Doskonale.
– Rzeczywiście masz dzisiaj taki pracowity dzień?
– Totalnie. Właśnie kończę odkurzanie, a potem idziemy na zakupy.
– W takim razie widzimy się jutro po południu?
– Jasne. A rano w szkole, Kane.
– Jak to?
– Lepiej, żebyś przestał przyjeżdżać po mnie rano.
– Naprawdę?
– Tak, zaufaj mi.
– Jak sobie życzysz. – Był wyraźnie zawiedziony. – W takim razie baw się dobrze.
– Dzięki. – Pomyślałam, że przy najbliższej okazji wszystko mu wytłumaczę. Jeśli chcę
utrzymać nasze sprawy w tajemnicy, nie mogę spędzać każdej wolnej chwili z nim i zaniedbywać
ojca. Tata przecież wiedział, że czytam dziennik Christophera, i nie był tym zachwycony.
Widząc, że prawie nie rozstaję się z Kane’em, musiałby wreszcie dojść do wniosku, że mój
chłopak wie o dzienniku, a może wręcz czytamy go razem.
Telefon znów zabrzęczał, ale nie odebrałam. Tym razem dzwoniła Kyra – wiedziałam, że
zarzuci mnie tymi samymi pytaniami, co Suzette, i podobnie zareaguje na moje wyjaśnienia.
Suzette na pewno już się na mnie poskarżyła. Pewnie liczyła, że Kyra zdoła wyciągnąć ze mnie
więcej. Zawsze byłyśmy ciekawe siebie nawzajem, ale graniczące z wścibstwem zainteresowanie
przyjaciółek moim związkiem z Kane’em stawało się nieznośne. Poza tym telefony przerywały
mi robotę. Kiedy wreszcie odstawiłam odkurzacz, zobaczyłam tatę, stojącego na korytarzu.
Miałam poczucie, że obserwował mnie od dłuższej chwili.
– Co?
– Chyba czas sprzątnąć poddasze – oznajmił. – Dawno tego nie robiliśmy.
Coś jest w tej radzie, że jeśli chcesz ukryć kłamstwo, mów półprawdę. Półprawda
zaciemnia sprawę, chroni cię przed zdemaskowaniem i uspokaja sumienie. Co nie znaczy, że
często stosowałam takie chwyty. Tylko w razie prawdziwej potrzeby. Tak jak teraz.
– Och, posprzątałam tam w zeszłym tygodniu. Nawet umyłam okna!
Tata przez chwilę przyglądał mi się w zadumie. Moje serce ruszyło galopem. Czyżby
nadszedł ten moment? Moment, w którym muszę powiedzieć prawdę? Zamierzałam to zrobić
dopiero po przeczytaniu dziennika z Kane’em. Często wyobrażałam sobie tę chwilę. Myślałam
nawet, że oddam tacie pamiętnik z prośbą, żeby zrobił z nim, co zechce, a potem zdradzę, że
czytałam go z Kane’em. Z drżeniem myślałam o jego reakcji. Jednak najbardziej bałam się, że
powie, iż nie ma wyboru i nie może zniszczyć dziennika. Bo jeśli ludzie z okolicy dowiedzą się,
że mieliśmy taki dokument i go zniszczyliśmy, koszmarne plotki zaleją nas jak wezbrane wody.
I nie pomogłyby moje zapewnienia, że Kane dotrzyma tajemnicy. Nie ugiąłby się, nawet gdyby
sam Kane na klęczkach zapewniał go o swojej dyskrecji. Tata powiedziałby pewnie: „Dżin już
został wypuszczony z lampy”.
Często słyszałam to zdanie w snach.
Ku mojemu zaskoczeniu tata się uśmiechnął.
– Powinienem się domyślić – powiedział. Wiedziałam, o co mu chodzi. Sądził, że
sprzątnęłam przy okazji przeglądania garderoby mamy, gdy pożyczyłam sobie sukienkę.
Poczucie winy zaciążyło mi na sercu, ale w sumie mi ulżyło. Tata znów mylnie
zinterpretował moją reakcję. I teraz pewnie żałował, że przypomniał mi o mamie.
– Czas na lunch. Ty prowadzisz – dodał, czym znów mnie zaskoczył.
– Zostawiamy Czarną Piękność? – upewniłam się. Nie lubił, kiedy prowadziłam jego
furgonetkę. Mawiał, że jest jak jego wierna klacz.
– Nie ma sensu jeździć z pustą paką.
Poszliśmy do garażu.
– Do Charley’s? – zapytałam, kiedy ruszyliśmy.
– Muszę odpocząć od chłopaków. Zabierz mnie w jakieś nowe miejsce.
Ja również chciałam odpocząć od swoich przyjaciół, więc zamiast lubianych przez nich
miejsc wybrałam lokal, o którym wspomniała kiedyś pani Osterhouse. Tata nie krył zaskoczenia,
ale sprawiał wrażenie zadowolonego.
– Dew Drop Inn? Tam chadzają tylko emeryci. To jedyny lokal, gdzie do posiłku serwują
kompot z suszonych śliwek – zażartował.
– Doszłam do wniosku, że potrzebujesz zacisznego, spokojnego miejsca.
Z uśmiechem wzruszył ramionami. Kiedy weszliśmy do środka, pomyślałam, że tata
posądzi mnie o spisek. Przy stoliku siedziała pani Osterhouse z jedną ze swoich sąsiadek, Lilly
Taylor. Widać było, że w weekend odwiedziła salon fryzjerski, gdyż włosy w kolorze burgunda
miała przystrzyżone i starannie uczesane. Musiałam przyznać, że wygląda znacznie bardziej
atrakcyjnie niż zwykle, a nawet młodziej. Wcześniej uważałam panią Osterhouse za kobietę
niegrzeszącą urodą, ale teraz zobaczyłam, że ma wielkie oczy w odcieniu irlandzkiej zieleni,
w sumie nic dziwnego, skoro jej panieńskie nazwisko brzmiało O’Brian. Niewiele więcej o niej
wiedziałam. Od chwili, kiedy wyczułam, że ma słabość do mojego taty, którą okazywała zbyt
ostentacyjnie, wyrósł pomiędzy nami mur. Choć starała się być miła dla mnie, wręcz słodka,
traktowałam ją z chłodnym dystansem. Gdybym zwierzyła się Kane’owi, pewnie wytknąłby mi
kompleks Elektry.
Nie umiałam pohamować niechęci do niej, choć wiedziałam, że jestem niesprawiedliwa.
W końcu przedwcześnie straciła męża. Zginął w tragicznym wypadku na autostradzie,
w kwietniu, w czasie niespodziewanej śnieżycy. Miał niespełna czterdzieści lat. Powinnam
pomyśleć o niej, gdy czytaliśmy fragment pamiętnika Christophera, kiedy dowiedzieli się
o wypadku i śmierci ojca. Pani Osterhouse już od pięciu lat była wdową. Choć znów zaczęła
umawiać się z mężczyznami, dotychczas nie znalazła nikogo, kto byłby wart jej miłości.
W końcu skupiła się na moim ojcu.
Wychwyciłam jego spojrzenie i pokręciłam głową.
Dew Drop Inn było skromnym lokalem na około pięćdziesiąt miejsc. W wystroju
dominowało jasne dębowe drewno, po bokach ciągnęło się pół tuzina boksów, a drugie pół na
środku. W głębi, przy ścianie, znajdował się kamienny kominek, który musiał być dziełem braci
Wilsonów. Płonęły w nim grube, dębowe polana. Ich zapach niósł ciepłą, swojską nutę,
a w całym lokalu, stylizowanym na gospodę, ze starymi donicami, dzieżami, cynowymi misami
i rozmaitym sprzętem gospodarskim oraz wiszącymi na ścianach obrazami z wiejskiego życia
dawnej Wirginii, panowała domowa atmosfera.
Podeszliśmy przywitać się z panią Osterhouse. Od lat nalegała, bym nazywała ją Laurą,
ale wymigiwałam się, bo czułam, że jeśli się zgodzę, będzie miała pretekst, żeby bardziej zbliżyć
się do nas. W swojej młodej głowie wyobrażałam sobie, że potraktuje to jako wstęp do
nawiązania romantycznych stosunków z moim tatusiem. Teraz uważałam tamte przekonania za
głupie i niesprawiedliwe, a nawet egoistyczne z mojej strony, lecz nadal nie zwracałam się do
niej po imieniu.
Przedstawiła mnie swojej koleżance. Tata znał ją z naszego banku, gdzie szefowała
działowi kredytów inwestycyjnych.
– Szykujecie się do Dnia Dziękczynienia, Kristin? – zagadnęła pani Osterhouse. – Bo ja
tak – dodała, zanim zdążyłam odpowiedzieć. – Bardzo chciałabym poznać sekret indyka twojego
taty, najbardziej soczystego ze wszystkich, jakie w życiu jadłam.
– Przykro mi – powiedziałam z uśmiechem. – Tata ma kilka sekretów kulinarnych,
których nie zdradzi nikomu. Nigdy. Dlatego wstaje w nocy, kiedy śpię, żeby odprawiać w kuchni
swoje tajemne ceremonie.
Obie kobiety się roześmiały.
– Sprawa jest prosta, tylko najpierw muszę uspokoić indyka, żeby przestał się indyczyć –
wyjaśnił niewinnie tata, co wzbudziło jeszcze większą wesołość kobiet.
Bałam się, że zaproszą nas do swojego stolika, więc zwróciłam się do hostessy i ruchem
głowy pokazałam na przedział za nimi. Położyłam tam menu. Tata zamienił z nimi parę słów
o pogodzie, pożegnał się i dołączył do mnie. Rozłożył jadłospis i rzucił mi przeciągłe spojrzenie.
– Czysty przypadek – zapewniłam, wytrzymując jego podejrzliwy wzrok.
Pokręcił głową. Nie pierwszy raz odbywaliśmy podobną wymianę zdań. Tata nie wierzył
w zbiegi okoliczności. Mawiał wtedy: „Jeśli ty tego nie zaplanowałeś, ktoś inny to zrobił. Ktoś
z boku albo nad tobą”.
Może i racja, pomyślałam. Wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny, nawet los dzieci
Dollangangerów. Tyle że często trudno dociec tej przyczyny, zwłaszcza w przypadku równie
smutnych i tragicznych wydarzeń.
Posiłek był smaczny i świetnie nam się rozmawiało, jak zwykle wtedy, kiedy tata czuł się
odprężony i na luzie. Opowiadał o swojej młodości i o naszej rodzinie, dodając anegdoty, których
nie znałam. Stopniowo, w sposób nieunikniony rozmowa przeszła na mamę, i tata zaczął snuć
wspomnienia. Był to rodzaj terapii dla nas obojga, bo przenieśliśmy się myślami w lepsze,
szczęśliwsze czasy, bez popadania w rozpacz i poczucie straty.
Pani Osterhouse przed wyjściem podeszła do nas i jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy
o zbliżającym się święcie. Widać było, że z utęsknieniem czeka Dnia Dziękczynienia, i zrobiło
mi się przykro, że wcześniej ją zbyliśmy. Dlatego kiedy odwracała się do drzwi, wyznałam, że
też nie mogę się doczekać, pomimo ryzyka przejedzenia. W jej oczach momentalnie pojawił się
ciepły błysk. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a kiedy spojrzałam na ojca, zobaczyłam, że też
jest szczęśliwy. Ucieszyłam się, że choć odrobinę przełamałam te lody. A potem, nie wiem skąd,
ale ogarnęło mnie poczucie, że tata od dawna o tym marzył.
Jednak nie poruszałam tego tematu. Po lunchu wyruszyliśmy na zakupy. Tata nie lubił
chodzić po sklepach i z towarów interesowały go wyłącznie spożywcze, niezbędne w kuchni.
Gdyby nie ja, zagubiłby się w zakamarkach marketów i galerii handlowych. Przyznał mi się, że
mama nie lubiła jeździć z nim na zakupy.
– Najchętniej bym wszedł, kupił, co trzeba, i natychmiast wyszedł – powiedział. –
Tymczasem ona musiała obejrzeć wszystko, przestudiować nowości, spędzić tam parę godzin,
ale kupić tylko potrzebne rzeczy.
Wracaliśmy do domu z zakupami, nie tracąc dobrego humoru. Okazało się, że w komórce
mam całą masę esemesów od dziewczyn, ale nie odpowiedziałam na żaden i nie oddzwoniłam.
Nie chciałam powtarzać tych samych wykrętów, wolałam odłożyć rozmowy na czas szkoły.
Przez resztę dnia odrabiałam lekcje i uczyłam się do sprawdzianów, których się spodziewałam.
Nauczyciele zwykle zaskakiwali nas przed samymi feriami.
Rano tata nie skomentował, kiedy oznajmiłam, że jadę do szkoły sama, choć widziałam,
że rozpiera go ciekawość. W drodze zastanawiałam się, czy nie zasugerować Kane’owi, abyśmy
do czytania dziennika wrócili dopiero po świętach. Doszłam jednak do wniosku, że byłby bardzo
rozczarowany, może nawet wściekły. Tego nie chciałam. Jak na ironię, dziennik stał się tym
spoiwem, które nas łączyło. Przerażało mnie trochę myślenie o tym. Co będzie, kiedy dojdziemy
do ostatniej strony?
Wiedziałam, że przyjaciółek nie usatysfakcjonowały moje wyjaśnienia, dotyczące
zachowania Kane’a na imprezie u Tiny. Sama Tina otwarcie krytykowała go w szkole.
Zauważyłam, że kumple lekko się od niego dystansowali, ale Kane się tym nie przejmował. Po
prostu dotrzymywał mi towarzystwa.
Choć przyjechałam do szkoły, czekał na mnie na parkingu. Konsekwentnie odrzucał
zaproszenia innych na popołudnie i wieczór. Po lekcjach pierwszy ruszył w stronę mojego domu.
Ciągnęłam się daleko za nim, bo nie chciałam dostać mandatu za przekroczenie prędkości.
– Masz szczęście – powiedziałam, kiedy zajechaliśmy na miejsce. – Że nie natknąłeś się
na jeden z patroli. O tej porze jest ich sporo na ulicach.
– Fakt, zapomniałem. – Spojrzał na zegarek. – Mamy tylko parę godzin, prawda?
– Prawda – przytaknęłam, choć wiedziałam, że tata będzie dzisiaj pracował do późna.
Weszliśmy do domu.
Szykowałam w kuchni coś do picia, a Kane poszedł na poddasze zająć się scenerią.
Wcześniej zapytał, czy może wziąć dziennik ode mnie z pokoju. Nie bardzo podobał mi się ten
pośpiech. Kiedy dołączyłam do niego, założył perukę i podał mi chustkę. Wzięłam ją, ale nie
owinęłam głowy.
– Nie założysz?
– Jeszcze nie – oznajmiłam. – Zaczynaj, dobrze?
– Jasne. – Otworzył notes niespiesznie, z namaszczeniem, jak gdyby chciał smakować
w nieskończoność te chwile.
Nigdy bym nie przypuszczał, że posłużę się swoją medyczną wiedzą, aby ocalić mysz,
zwłaszcza że ciągle usiłowaliśmy wytępić je z poddasza. Jednak pewnego ranka dobiegły nas
z góry krzyki Cory’ego. Jak zwykle, kiedy jedno krzyczało albo płakało, drugie zaraz się
dołączało. Pobiegliśmy z Cathy sprawdzić, co się stało. Cory histerycznie pokazywał na mysz,
której pułapka przytrzasnęła przednią łapkę. Był tak przejęty, że musiałem uwolnić zwierzątko,
a potem znieśliśmy je na dół, gdzie w asyście Cathy, która pomagała mi niczym dyplomowana
pielęgniarka, obmyłem ranę i usztywniłem łapkę za pomocą maleńkiego patyczka i bandaża.
Czułem się idiotycznie, ale Cory i Carrie byli zachwyceni. Odtąd myszka stała się pupilką
Cory’ego.
W samym środku tego zamieszania zjawiła się babcia z koszykiem z prowiantem.
Zobaczyła mysz i stanęła, groźnie górując nad nami, jakby sumowała nasze grzechy. Robiłem
swoje, udając, że jej nie zauważam. Wiedziałem, jak bardzo ją to irytuje. Kiedy skończyłem,
poszedłem na poddasze, zabrałem starą klatkę na ptaki i zniosłem ją na dół. W tej klatce
pod surowym wzrokiem babki urządziłem domek dla myszy. Kiedy się zorientowała, że mysz
będzie podopieczną Cory’ego, warknęła, że taki bezużyteczny gryzoń idealnie do nas pasuje.
O ironio, mała myszka stała się ulubienicą nas wszystkich, i choć głośno bym tego nie
przyznał, w duchu myślałem, że nagła miłość do szkodnika, których dziesiątki wytępiliśmy,
świadczyła jedynie o naszej tragicznej sytuacji. Może babcia Olivia miała rację. Być może nie
byliśmy lepsi od tej wystraszonej istoty ze świata kurzu, pająków i innych stworów. Musieliśmy
stale przypominać sobie, kim jesteśmy, żeby zachować choć resztki godności.
Cathy często przypominała mi o upływie czasu. Wolałem nie myśleć, od jak dawna
jesteśmy uwięzieni i kiedy ostatni raz widzieliśmy mamę. Tymczasem Cathy uświadomiła mi, że
nasza niewola trwa już dwa i pół roku.
Kiedy żyje się blisko drugiej osoby, jak my, w dodatku tak długo, tworzy się więź, która
pozwala na porozumienie bez słów. Wystarczyły nam same spojrzenia.
Uświadomiłem sobie, jak bardzo Cathy rozwinęła się fizycznie. Rozkwitły pączki piersi,
zaokrągliły się biodra; z dziewczynki stała się nastolatką, która przyciągałaby spojrzenia
chłopców ze starszych klas, gdyby chodziła do szkoły. Ta myśl była moim usprawiedliwieniem,
gdyż łapałem się na tym, że lubię ją obserwować, gdy jest naga albo niekompletnie ubrana.
Typowe zachowanie większości chłopców w moim wieku. Powtarzałem sobie, że
niepotrzebnie się za to winię. Czasami, kiedy patrzyłem na Cathy i krew uderzała mi do głowy,
a członek twardniał, rozmyślnie zadawałem sobie ból jakimś ostrym przedmiotem. Ten ból na
moment mnie rozpraszał, ale nie likwidował pożądania.
Było coś jeszcze – wyraz twarzy Cathy, kiedy widziała, że się w nią wpatruję, i odwrotnie
– spojrzenie, jakim mnie obrzucała, kiedy się rozbierałem. Czemu nie miałaby tak patrzyć? –
pytałem siebie. Dziewczyny dojrzewają szybciej od chłopców i dlatego faworyzują starszych.
Moja siostra najwyraźniej wkroczyła do królestwa zmysłów. Widziałem, jak sutki jej twardnieją.
Podejrzałem, jak gładzi się i dotyka, rozmarzona bada swoje odczucia. Czasami w nocy
słyszałem, jak pojękuje cichutko, nie wiedząc, że ktoś słyszy.
Wreszcie pewnego dnia, kiedy bliźniaki drzemały, przytulone do siebie, Cathy przerwała
swoje ćwiczenia baletowe i przysiadła obok mnie. Właśnie czytałem artykuł ze starej gazety,
którą tu znalazłem. Dotyczył rozprzestrzeniania się grypy hiszpanki w czasie pierwszej wojny
światowej.
Początkowo się nie odzywała, ale kątem oka widziałem, że chce coś powiedzieć.
Wreszcie opuściłem gazetę.
– O czym myślisz? – zapytałem.
– Zastanawiałam się, czy my się normalnie rozwijamy. Nie znam innych dzieciaków
w moim wieku, tylko… nasze ciała.
– Myślę, że tak – odparłem. – Nawet w tych warunkach. Nasze komórki są
zaprogramowane i wszystko dzieje się naturalnie.
– Moje piersi powinny chyba być już większe?
– Nie, są idealne – zapewniłem pospiesznie. Wolałem zapomnieć, ile razy je
podziwiałem.
– Pamiętam Lindę Swanson z siódmej klasy, która miała biust większy niż nasza mama.
– To się zdarza i wtedy mówimy o przedwczesnym dojrzewaniu płciowym – wyjaśniłem.
Rzeczywiście, niedawno o tym czytałem, bo sam się zastanawiałem, czy dojrzewamy za szybko,
czy też nie dość szybko.
Widziałem, że na usta cisną się jej kolejne pytania, pewnie na temat własnego ciała, ale
wstydzi się je zadać.
– To, co się z nami dzieje, jest absolutnie naturalne – zapewniłem z przekonaniem. –
Sporo o tym czytałem w książkach naukowych.
Kiwnęła głową i byłem pewien, że trochę jej ulżyło, ale kiedy spojrzała na bliźniaki,
podbródek jej zadrżał.
– Mierzyłam ich wzrost i chciałabym, żebyś i ty to zrobił, Christopher. My rośniemy, ale
one są moim zdaniem za małe i zbyt drobne. Ich głowy wydają się nieproporcjonalnie wielkie.
Ja również się tym trapiłem, ale nie chciałem dokładać Cathy dodatkowych zmartwień
w obawie, że wybuchnie jak fajerwerk, ziejąc nienawiścią do mamy i babci, a potem będzie mi
trudno ją uspokoić. Poza tym takie nastroje udzielały się bliźniakom.
Kiwnąłem głową.
– Zbadam je – obiecałem.
Od tej pory codziennie mierzyliśmy ich wzrost. Były strasznie wiotkie i zbyt wolno się
rozwijały. Potrzebowały słońca. Próbowaliśmy opuścić się z nimi na dół, ale stawiały opór. Bały
się zostawić swój zamknięty świat. Głośno płakały i krzyczały, więc zrezygnowaliśmy z tych
prób, żeby nie zaalarmowały babci. Kto wie, jaką karę tym razem by nam zgotowała?
Cathy bardzo się tym przejmowała. I ciągle rozpaczała, że maluchy skarleją, że niedługo
umrą, że będą nienormalne. Wymyślała coraz to nowe nieszczęścia, jakie mogą dotknąć nasze
młodsze rodzeństwo. Częściowo jej obawy miały uzasadnienie. Nie byliśmy w stanie ich zmusić,
żeby więcej jadły; nie chciały się też gimnastykować. Pod wieloma względami rzeczywiście
umierały. I mnie coraz bardziej dręczyła sprawa bliźniąt. Wtem, pewnego dnia, otworzyły się
drzwi. Unieśliśmy głowy i zobaczyliśmy mamę.
Nie weszła, lecz wpadła do pokoju, kwitnąca i radosna, jaka nie była chyba nigdy
wcześniej. Paplała jak nakręcona, jak bardzo się cieszy, że nas widzi, jak za nami tęskniła i jak
często o nas myślała. Słuchałem tego z miną kogoś, kto słucha bredzenia wariatki. Wreszcie
odzyskałem mowę i powiedziałem spokojnym głosem, że bardzo źle zrobiła, zostawiając nas bez
żadnej wieści na tak długo, nawet jeśli miała ważne powody.
Uśmiech na jej twarzy, który wydał mi się jeszcze bardziej pusty i fałszywy niż kiedyś,
znikł nagle jak zdmuchnięty. Oczy zwęziły się w szparki i zacisnęła gniewnie usta w sposób, jaki
znaliśmy z jej wcześniejszych wizyt w naszym więzieniu. Potrafiłem ją przejrzeć lepiej niż
ktokolwiek, nawet tata, a może przede wszystkim tata.
– Brzmisz jakoś inaczej – stwierdziła nieufnie. – Coś się stało? – Lekki ton pytania
wstrząsnął mną do głębi.
– Ty pytasz, czy coś się stało?!
Już nie panowałem nad sobą. Wybuchy Cathy były niczym przy awanturze, jaką jej
urządziłem. Wyrzuciłem z siebie wszystko, co dręczyło nas w czasie jej nieobecności;
krzyczałem, że ja i Cathy rośniemy i rozwijamy się, a bliźniaki nikną w oczach. Chciałem, żeby
wiedziała, zanim zarzuci nas darami i obietnicami, że dla nas liczy się tylko dar wolności. Że
wyrastamy z tego miejsca, jak wyrastamy z dziecięcych ciał. Chcemy żyć tak, jak powinni żyć
młodzi ludzie w naszym wieku, wśród rówieśników. Krzyczałem, że zabrała nam ponad dwa lata
młodego życia, których nikt nam już nie zwróci.
Nigdy wcześniej nie mówiłem do niej tak ostrym tonem i bez ogródek. Zasłony fałszu,
którymi usiłowała odgrodzić nas od prawdy, runęły. Na twarzy mamy pojawił się szok. Nawet
Cathy, która od dawna ją krytykowała, była zaskoczona moim wybuchem, a zarazem pełna
podziwu.
Zacząłem mięknąć, bo mama wyglądała na zdruzgotaną. Zapewniłem, że mimo wszystko
nie przestałem jej kochać. Zaznaczyłem jednak, że nie jest łatwo kochać ją teraz. Przypomniałem,
co nam obiecywała, a parę dni zmieniło się w tygodnie, miesiące i wreszcie lata. A miało być
tylko krótkie czekanie na śmierć bardzo chorego i starego człowieka, który jednak ani myślał
umierać. Znosiliśmy dotąd cierpliwie nasze więzienie, aby ułatwić mamie zdobycie majątku.
Postawiłem ultimatum. Niech otworzy drzwi i nas wypuści. Niech pozwoli nam odejść.
Jeśli zechce, może nam przysyłać pieniądze, ale nie musi. Jeśli odziedziczy majątek, nie będzie
musiała się z nami dzielić. Zależy nam tylko na wolności. Nie ma innego wyjścia. Domagamy się
wolności. Stanowczo. Zerknąłem na Cathy. Widać było, że przeraziła ją moja determinacja, ale
nie zamierzałem już niczego udawać. Chciałem, aby mama zrozumiała, że doszliśmy już do
ściany; że wyczerpały się nasze zasoby nadziei i tolerancji.
Wpatrywała się we mnie bez słowa przez długą chwilę, a potem obrzuciła Cathy
nienawistnym spojrzeniem. Czyżby uważała, że moja młodsza siostra nastawiła mnie przeciwko
niej i dlatego wybuchnąłem?
Wtedy Cathy z furią zaczęła opowiadać o bliźniakach i obwiniać matkę, że doprowadziła
je do takiego stanu. Każde słowo siostry było boleśnie prawdziwe. Spojrzałem na mamę
w nadziei, że weźmie to sobie do serca i przyzna się do błędu; przeprosi i zmieni swoje
postępowanie. Niestety – im gwałtowniejszy był nasz atak, tym bardziej utwierdzała się
w poczuciu, że krzywdzimy ją swoimi niesprawiedliwymi zarzutami.
To wszystko moja wina, pomyślałem. Byłem zbyt naiwny i uległy, za bardzo wierzyłem
mamie i za często jej broniłem. Cathy i bliźniaki powinni mnie za to znienawidzić, tak samo jak
ja w tym momencie nienawidziłem siebie.
Cedząc słowa, tonem pełnym irytacji i niechęci, mama dała odpór naszym oskarżeniom.
Podkreślała, że to wszystko dla naszego dobra, że dba o nas, jak może, gdyż nie chce, żebyśmy
musieli żebrać na ulicach. Po raz kolejny powtórzyła, ile wysiłku i pracy włożyła w realizację
swojego planu. Podkreślała, że dziadek jest chory i nie może już nawet poruszać się na wózku
inwalidzkim. Że dzień jego śmierci jest już bliski, bliższy niż kiedykolwiek. W każdej chwili
może umrzeć, a wtedy mama od razu do nas przybiegnie, odzyskamy wolność i będziemy wiedli
wraz z nią szczęśliwe, dostatnie życie. Wtedy spełnią się nasze marzenia, urzeczywistnimy nasze
plany.
Ani ja, ani Cathy nie zareagowaliśmy. Ileż to razy słyszeliśmy te zapewnienia? Mimo
wszystko wciąż tliła się we mnie nadzieja, że jej obietnice wreszcie się ziszczą. Ale nie
przeprosiłem. I wtem mama wpadła w histerię, zupełnie jak Cathy. Rzuciła się na łóżko i waliła
pięściami w poduszki, a potem z łkaniem wykrzykiwała, że jesteśmy niewdzięczni, okrutni
i bezduszni. Nawet się przestraszyłem, że zaraz zacznie sobie rwać włosy z głowy.
Nie mogłem już tego znieść. Przecież tylko ona nam pozostała, przecież w głębi serca
musiała nas kochać. Pozwala, aby działa nam się krzywda, ale sama jest zależna od swojej
okrutnej matki. Tak samo jak my jest bezradna i zagubiona. Spojrzałem na Cathy i z jej miny
odgadłem, że myśli podobnie. W odruchu współczucia podeszliśmy do mamy, aby ją pocieszyć
i prosić, by nam wybaczyła okrutne słowa. Bliźniaki gapiły się na tę scenę wielkimi oczami,
oszołomione i wystraszone. Było mi ich strasznie żal.
Mama uspokoiła się, ale miałem wrażenie, że wcale nam nie wybaczyła. Zaczęła
opowiadać o prezentach, które dla nas przyniosła, i rozwodzić się, jak to myślała o każdym z nas
i starała się kupić to, co lubimy. Dla mnie miała nową edycję encyklopedii, zamówioną
specjalnie na moje zbliżające się urodziny; skórzane tomy ze złoceniami, z moim imieniem
i datą, wygrawerowanymi na okładce. Popatrzyłem na Cathy i zobaczyłem, że znów jest
wściekła. Mama rozwodziła się na temat prezentu, podkreślając, ile na niego wydała, i wciąż nie
wspomniała ani słowem, co ma dla niej i dla bliźniaków.
Spojrzała na Cathy i coś w minie córki musiało na nowo rozpalić jej gniew. W paru
krokach znalazła się przy drzwiach i jeszcze w progu zarzuciła nam z furią, że podle ją
potraktowaliśmy. A potem dodała coś okropnego: nie przyjdzie do nas, dopóki nie zrozumiemy,
jak bardzo ją zraniliśmy. Musimy ją przeprosić. Z tymi słowami wyszła. Byłem w szoku.
Skąd będzie wiedziała, czy jest nam przykro, skoro nie zamierza tu przychodzić? To było
nielogiczne.
Cathy popatrzyła na mnie. Bliźniaki podbiegły i przytuliły się do niej. Kipiała furią.
– Ona ich nawet nie pocałowała – warknęła.
Kane opuścił notes na kolana.
– Teraz jest dla nich najważniejsza – zauważył Kane. – Christopher mnie rozczarował,
kiedy zlitował się nad nią i zaczął się kajać. Rozumiesz? Można być fajnym, mądrym, oczytanym
i zdolnym, ale co z tego, gdy jest się emocjonalnym kaleką. – Zamknął notatnik.
– Nie posuwałabym się tak daleko, Kane. On po prostu bardzo chce jej wierzyć, sam się
okłamuje, bo tak ją kocha.
Stanął twarzą do okna.
– Czy twoi rodzice kiedykolwiek cię okłamywali? – Dopiero po chwili odwrócił się
i spojrzał na mnie. – Nie chodzi mi o niewinne kłamstewka, takie jak o Świętym Mikołaju czy
coś w tym stylu, kiedy byłaś mała. Mam na myśli poważne kłamstwo.
– Nie. I nie wyobrażam sobie, że mogliby to zrobić.
– A moi tak. Kłamią na potęgę. – Wrócił na fotel. Myślałam, że porzuci ten temat, ale
popatrzył na mnie i dodał: – Tobie pierwszej to mówię.
– Nie musisz, jeśli nie chcesz – odpowiedziałam. Z jednej strony byłam ciekawa, ale
z drugiej, po tej smutnej lekturze, nie bardzo miałam siłę wysłuchiwać zwierzeń o bolesnych
rodzinnych sprawach. I tak przytłaczały mnie smutek i gniew.
– Nie mówiłem, bo nie znałem nikogo, komu mógłbym zaufać – wyjaśnił. Zerknął na
dziennik. – Może kiedy poznajesz czyjeś sekrety, wyznajesz swoje, czy tego chcesz, czy nie.
– Kane…
– Nie, w porządku. Lepiej wyrzucić z siebie pewne rzeczy, które dusisz w sobie od
dawna, prawda? Tak twierdzą psycholodzy. Terapia ujawnienia.
Czekałam. Widziałam, że jest zdeterminowany, więc nie próbowałam go powstrzymać
przed zwierzeniami.
– Dlaczego nie masz rodzeństwa? – zapytał. – Skończyłaś osiem lat, kiedy umarła twoja
mama. Czy jej śmierć miała związek z ciążą lub porodem?
– Nie. Mama poroniła, kiedy miałam cztery lata, i potem nie zaszła już w ciążę.
– Ale chcieli mieć więcej dzieci, tak?
– Bardzo. Tata przyznał, że nawet rozważali adopcję.
Skinął głową, omiótł spojrzeniem poddasze, a potem znów skupił wzrok na mnie.
– Po narodzinach mojej siostry moja matka nie chciała więcej dzieci.
– Ach, czyli byłeś nieplanowany? – Parę osób z mojej klasy przyznało się do tego, ale
w ogóle bez emocji. Wprawdzie nie każdego zachwyca, że urodził się z wpadki, ale przecież
potem był kochany i wychowywany jak dziecko planowane, więc cóż to za różnica?
– Chciałbym – odparł z żalem.
Pokręciłam głową.
– Nie rozumiem. Chyba nie zostałeś adoptowany?
– Skądże. Jestem bardzo podobny do matki, a jeszcze bardziej do ojca, choć ten
zachowuje się, jakby znalazł mnie na wycieraczce. Oczywiście przez lata nic nie wiedziałem.
Byłem zresztą za mały, żeby zrozumieć. Rodzice łudzili mnie, że wszystko odbyło się normalnie,
jak w każdym innym małżeństwie. Mama zaszła w ciążę, urodziła mnie i na szczęście okazałem
się chłopcem. Tata chciał chłopca, pragnął następcy, któremu przekaże imperium Hillów.
– Ale gdzie to kłamstwo?
– Kłamstwem jest wmawianie mi, że matka mnie chciała. Po urodzeniu Darleny długie
miesiące pracowała nad odzyskaniem dawnej figury. A udało się zaledwie w dziewięćdziesięciu
procentach, jak mówiła niezadowolona. Macierzyństwo było jej zmorą. Darlena i ja mieliśmy
całe tabuny niań. Rodzice długo spierali się na temat drugiego dziecka. Wreszcie ojciec mnie
kupił. Taka jest prawda. Darlena podsłuchała kiedyś ich rozmowę, właściwie kłótnię.
– Kupił cię?
– Tak. Przelał matce pięćset tysięcy dolarów na jej konto osobiste, aby zechciała zajść
w ciążę. No i ja się urodziłem, drogocenny synek… Teraz pewnie moja wartość spadła,
uwzględniając inflację.
– Bardzo mi przykro – wyjąkałam, bo dosłownie mnie zamurowało. Które dziecko
chciałoby wiedzieć, że matka urodziła je za łapówkę? I jakie, z taką świadomością, mogły być
jego stosunki z matką? Przy każdej kłótni musiało widzieć w jej wzroku niechęć.
I czy takie dziecko jest w stanie sprawić, że matka zmieni zdanie, pożałuje swojej
niechęci i wreszcie poczuje dumę, że je urodziła? Okropne jest przebywać wśród ludzi, którzy
mienią się twoimi przyjaciółmi, a w gruncie rzeczy jesteś im obojętny – a jeśli nie obchodzisz
własnej matki? Jak się żyje w rodzinie, wiedząc, że matka cię nie chciała, a ty bardzo
potrzebujesz jej miłości, tym bardziej gdy widzisz, jak czułe i kochające są inne matki?
Poczułam, że dopiero teraz naprawdę mogę powiedzieć, że znam Kane’a. Że rozumiem,
skąd się biorą ta jego znudzona, zblazowana poza, to lekceważące wzruszenie ramion, ten
uśmieszek i nonszalancja wobec codziennego życia. To stanowiło o jego atrakcyjności i wiele
zafascynowanych nim dziewczyn uważało go za buntownika, bo nie miały pojęcia, że takie
zachowania były rozpaczliwym domaganiem się uczucia i uwagi. Nie traktował siebie zbyt
poważnie, gdyż miał zaniżone poczucie własnej wartości. Gdyby jego egoistyczna matka nie
połaszczyła się na pieniądze, nie miałby szansy przyjść na świat.
A kiedy już się urodził, traktowała go jak zło konieczne. Dziewięćdziesiąt procent
swojego macierzyństwa scedowała na nianie, a w międzyczasie pozwalała, żeby małym
braciszkiem zajmowała się siostra. Nie było szans na powstanie więzi matki z synem.
– Cieszę się, że mi ufasz, Kane – powiedziałam z przejęciem.
– Zaufanie za zaufanie – odparł i znacząco uniósł dziennik. – Dzielenie się sekretami
zbliża ludzi. Moi rodzice nie zwierzają się sobie. Gorzej, przeważnie się okłamują.
– Przykre.
– Przyzwyczaiłem się. I wiesz co? Oni też. Dobrze im się żyje. Rzeczywistość i prawda są
bolesne. Kiedy mówiłem ci, że Christopher mógł się okłamywać albo nie chciał uwierzyć, że
matka ich okłamuje, w rzeczywistości mówiłem o sobie. Moja matka odstawiała przed swoimi
znajomymi teatr, udawała troskliwą mamusię, a ja musiałem to znosić.
– Teraz bardziej troszczy się o ciebie niż kiedyś – zauważyłam.
– Owszem, ale to nadal jest poza. Niemniej pozwalam, żeby posyłała mi czułe uśmiechy,
całowała czule i zadawała klasyczne rodzicielskie pytania typu: jak było w szkole, co robiłem po
południu, jak dziewczyny, co słychać u moich przyjaciół i inne w podobnym stylu. Udzielam jej
poprawnych odpowiedzi i w ten sposób oboje zaliczamy test na relację matka – syn… zwłaszcza
w obecności innych ludzi. Ale kiedy byłem mały, mama nigdy nie przychodziła, aby mnie
pocieszyć, kiedy śniły mi się koszmary. Od tego były niańki i Darlena. Kiedyś poważnie
zachorowałem, groziło mi zapalenie płuc, a matka po prostu wynajęła prywatną pielęgniarkę.
Nagle klasnął w ręce.
– Dobra! Zamykam temat. Nie musisz mi współczuć. Doszedłem do ładu z własnymi
uczuciami i zaakceptowałem siebie takim, jakim jestem. Wszystko gra, uwierz mi.
Widziałam, że ma łzy w oczach. Przyklękłam obok fotela i łagodnie pocałowałam
Kane’a.
– Oczywiście, że tak – zapewniłam.
Uśmiechnął się.
– Dobra. – Zerknął na dziennik. – Poczytamy jeszcze trochę?
– Okay, ale tylko chwilę – zastrzegłam i wróciłam na łóżko.
Popołudniowe słońce zmagało się z nadciągającym zmierzchem. W Foxworth mój tata
zarządził już pewnie koniec prac, składano narzędzia, porządkowano budowę, podsumowywano,
co zostało zrobione, i ustalano plan na kolejne dni. Przelotnie pomyślałam o pracy domowej.
A miałam jej sporo.
Przeniosłam spojrzenie na Kane’a, który właśnie otwierał pamiętnik, i przemknęło mi
przez głowę, że ma więcej wspólnego z dziećmi Dollangangerów niż ja, choć byli moimi
kuzynami. I tak jak Cathy ściągała Christophera na ziemię i zmuszała go, żeby stawił czoło
rzeczywistości, tak siostra Kane’a przekazała mu prawdę o matce. Ani Kane, ani Christopher
długo nie chcieli przyjąć tej prawdy. Co może być silniejsze niż matczyna miłość do dziecka
i miłość dziecka do matki? A gdy tej miłości brak? Jak z taką raną w sercu możesz pokochać
drugą osobę? Czy będziesz w stanie uwierzyć komuś, kto ci ją oferuje? Czy dasz się jej ponieść?
Czy potrafisz zaufać? I komu?
Nagle uświadomiłam sobie coś… i ta świadomość przeszyła mnie jak uderzenie
pioruna… mocne, żądlące ukłucie prawdy.
Była tylko jedna osoba, której Christopher mógł całkowicie zaufać.
Cathy.
Tylko ona mu została.
Mama przyniosła nam mnóstwo prezentów, którymi próbowała nas przekupić; sprawić,
abyśmy zapomnieli, że nas porzuciła. Prezenty ujawniły, w jaki sposób mama nas postrzega,
i było to naprawdę zaskakujące odkrycie. Czas stanął dla niej w miejscu w chwili, kiedy tu nas
przywiozła. Może w ten sposób podświadomie pragnęła zapomnieć o tym, co się z nami działo
przez minione dwa i pół roku. Prezentami usiłowała przesłonić nasze udręki, głód, kary, brak
słońca i ruchu. Poczułaby się lepiej, gdybyśmy przyjęli z zachwytem słodycze, zabawki, książki
i ubrania. I wybaczyli jej.
Cathy odmówiła przyjęcia prezentów. Była wściekła i zbuntowana, jak zwykle. Nie
rozumiała, że gdybym przyłączył się do niej, by stworzyć wspólny front gniewu i nienawiści,
najbardziej ucierpiałyby na tym bliźniaki. Powiedziałem jej więc, aby przestała użalać się nad
sobą i pomyślała o nich, a ona uciekła na poddasze. Nie ruszyłem za nią. Uznałem, że powinna
zastanowić się w spokoju nad własnym postępowaniem. Z góry dobiegły mnie dźwięki muzyki
i tupot stóp tańczącej Cathy. I dobrze. Taniec powinien ją uspokoić. Myślałem, że zejdzie na
kolację, ale się nie zjawiła. Zostawiłem dla niej jedzenie. Zapadła noc, a Cathy wciąż nie
wracała. W końcu poszedłem na górę. Leżała na dachu w kostiumie baletnicy, pewnie zmarzła.
Przyniosłem z dołu sweter, okryłem ją i położyłem się obok. Milczałem. Czekałem, aż przetrawi
w sobie gniew i pierwsza się odezwie. I tak by mnie teraz nie słuchała.
– Omal nie skoczyłam – oznajmiła.
– Co?!
– Chciałam skoczyć z dachu. Już prawie to zrobiłam, ale pomyślałam, że mama w ogóle
się tym nie przejmie i jeszcze będzie na mnie wściekła.
– Na pewno by się przejęła – zapewniłem. – Przecież jesteś jej córką.
– Akurat! A potem pomyślałam, że tak się połamię, że już nigdy nie będę mogła tańczyć.
– Słusznie.
– Następnie pomyślałam, że muszę żyć, aby kiedyś uwięzić matkę i babkę tak, jak one
uwięziły nas, dręczyć je, żeby wiedziały, jaką krzywdę nam wyrządziły.
– Och, Cathy, nie powinnaś być taka mściwa i okrutna. Nienawiść szkodzi i zjada
człowieka od środka, aż robi się nieszczęśliwy i zgorzkniały.
Łypnęła na mnie i przysunęła się bliżej. Objąłem ją i wpatrzyliśmy się w gwiazdy.
Powiedziałem Cathy, że zostawiłem dla niej kolację i słodycze. Wiedziałem, że lubi słodycze,
choć udawała, że nic ją nie obchodzą.
– Nie wolno ci myśleć o śmierci – dodałem. – Bez względu na wszystko musimy myśleć
o przetrwaniu.
Zapewniłem ją, że niewola nie potrwa wiecznie i na pewno kiedyś stąd wyjdziemy,
a poza tym bliźniaki jej potrzebują, gdyż stała się dla nich matką. Zaśmiała się gorzko
i postanowiłem powiedzieć jej prawdę o naszej mamie. O tym, że mama stawia na pierwszym
miejscu zawsze siebie, a potem dopiero nas, ale Cathy nie powinna się tym martwić, bo zawsze
będę przy niej. Rozpłakała się i przepraszała mnie za swoje głupie pomysły, a potem obiecała, że
już nigdy nie pomyśli o samobójstwie. I nalegała, byśmy nie czekali bezczynnie.
– Pamiętasz, co często powtarzał nam tata? Że Bóg pomaga tym, którzy chcą pomóc
sobie. Zastanowię się, co moglibyśmy zrobić – obiecałem. – Możliwe jednak, że tym razem
mama powiedziała prawdę i lada moment nadejdzie ten dzień, więc wystarczy czekać.
Cathy odwróciła głowę. Pocałowałem ją w policzek. Zamknęła oczy.
Ona ma rację, powiedział mój wewnętrzny głos, ale zaraz drugi mu zaprzeczył i zapytał,
czy się nie boję, że zrujnuję wszystko po tylu latach cierpienia. I jak będę się wtedy czuł?
A jednak wiedziałem, że muszę znaleźć w sobie siłę do działania; siłę dla nas wszystkich.
– Ludzie nie mają pojęcia, ile te dzieci wycierpiały – powiedział Kane, z przejęciem
kręcąc głową. – Słyszałem tylko, że zostały uwięzione na długie lata, i bardzo im współczułem,
ale przecież były też dręczone, wręcz torturowane przez matkę i babkę rodem z piekła… Te
wszystkie szczegóły są przerażające.
– Przeżyły koszmar – przyznałam. Kane popadł w ponure zamyślenie. Zerknęłam na
zegarek. – Musimy iść. Robi się późno, a ja mam parę rzeczy do zrobienia przed powrotem taty.
Widać było, że miał ochotę jeszcze poczytać, ale zrozumiał, że to niemożliwe.
Z rozczarowaniem skinął głową. Szybko uporządkowaliśmy poddasze. Na szczęście tym razem
prawie nic nie zmienialiśmy. Nawet nie otworzyliśmy okna, żeby wpuścić świeże powietrze, tak
bardzo Kane rwał się do czytania. Wstąpiłam do swojego pokoju i wsunęłam dziennik
pod poduszkę.
– Nie masz lepszego miejsca? – zapytał. – Jeśli zniknie, nie daruję sobie, że nie
doczytałem do końca.
– Jest bezpieczny. Kto mógłby go zabrać? Nie mamy sprzątaczki ani gospodyni. Sama
ścielę łóżko i sprzątam.
– Nie o to mi chodziło – powiedział, unikając mojego spojrzenia.
– Fakt, że mój tata nie akceptuje czytania przeze mnie dziennika, nie oznacza jeszcze, że
mógłby mi go zabrać – oświadczyłam. Owszem, początkowo trochę się tego bałam, ale z czasem
tata zrozumiał, jak ważny jest dla mnie pamiętnik Christophera, i straciłam powód do obaw.
Jednak Kane miał prawo pozostać sceptyczny. Jego rodzice nie dotrzymywali słowa, więc
odzwyczaił się ufać komukolwiek. – Zaufaj mi, Kane – poprosiłam miękko.
– Dobrze.
Zeszliśmy na dół. W drzwiach zatrzymał się i widać było, że coś go gnębi. Patrzył na
mnie, ale zdawał się mnie nie dostrzegać, tak głęboko się zadumał.
– O czym myślisz? – zapytałam.
– Zastanawiałem się…
– Nad czym? – zapytałam szybko w obawie, że zaraz się rozmyśli i nic mi nie powie.
– Mam nadzieję, że nie zmienisz zdania o mnie po tym, jak usłyszałaś o mojej matce,
o powodzie, dla którego mnie urodziła, i wszystkich moich rodzinnych sprawach.
– Żartujesz chyba! Dlaczego miałabym zmienić zdanie? Przecież nie zrobiłeś nic złego, to
nie była twoja wina. Przeciwnie, ty byłeś ofiarą i to ciebie spotkała krzywda. Potępiam natomiast
twoją matkę i twojego ojca za takie postępowanie. I jestem gotowa powiedzieć im to w oczy.
Pewnie kiedyś tak zrobię.
Uśmiechnął się.
– Nie wątpię. – Pocałował mnie krótko, dziękczynnie, ale wydawało się, że przemknęło
pomiędzy nami wyładowanie energii. Roześmialiśmy się. – Wstrząsająca historia, co?
W tym momencie zadzwonił telefon.
– Odbiorę, może to tata – powiedziałam.
Ale to nie był tata, tylko ciocia Barbara.
– Słuchaj, wyzdrowiałam i czuję się świetnie – oznajmiła. – Wracam więc do
poprzedniego planu i przylecę do was na święto. Zostanę do soboty.
– Cudownie, ciociu!
Zapisałam numer lotu i godzinę przylotu, po czym wróciłam do Kane’a.
Widział, jak bardzo się cieszę, ale w nim ta nowina nie wzbudziła entuzjazmu.
– Więc przylatuje jutro?
– Jeśli nic się nie zmieni, to tak.
– Co oznacza, że pewnie nie zobaczymy się w niedzielę – zauważył rozczarowany.
– Och, możesz przecież wpaść, kiedy ciocia będzie.
– Wiesz, o co mi chodzi.
Dopiero teraz skojarzyłam. Wzdragałam się przyznać, że czytanie dziennika jest dla
Kane’a ważniejsze niż wszystko inne, nawet spotkanie ze mną. Na moment przemknęła mi przez
głowę okropna myśl, że kiedy skończymy czytać, Kane ze mną zerwie.
Dziwne, ale ta myśl skojarzyła mi się z Baśniami z tysiąca i jednej nocy. Pewien perski
król odkrył, że narzeczona go zdradziła, i był tak wstrząśnięty, że kazał ją ściąć. Później żenił się
tylko z dziewicami, lecz kazał je ścinać nazajutrz po nocy poślubnej. To się zmieniło, gdy
poślubił Szeherezadę, która przez tysiąc nocy opowiadała mu baśń, gdyż wiedziała, że ocali życie
jedynie wówczas, jeśli w nieskończoność będzie odsuwać zakończenie. Czy tak samo
powinniśmy postąpić ja i Kane? Czytać jak najdłużej, byle nie dojść do zakończenia?
A może tam nie ma zakończenia?
– Nigdzie nie wyjeżdżamy, Kane, i dziennik będzie na nas czekał. Nie musimy się
spieszyć, więc przestań się martwić.
– Jasne. Mam nadzieję, że niedługo poznamy zakończenie tej historii – powiedział, ale
zaraz się zorientował, że traktuje wszystko zbyt poważnie, i zaczął się śmiać. – Dobra,
żartowałem. Wybacz. Przyjechać po ciebie rano?
– Nie, dzięki – odparłam, i znów wyglądał na zawiedzionego. – Przywiozę ciocię, więc
będę potrzebowała samochodu, żeby od razu po szkole pojechać na lotnisko.
– Przecież ja mogę cię tam zawieźć.
– Wiem, ale… chciałabym pogadać z nią po drodze. Rzadko się widujemy, rozumiesz,
a ona jest dla mnie trochę jak matka.
– Jasne. – Kiwnął głową i wyszedł. Był wyraźnie zgnębiony, utracił swoją słynną
pewność siebie. Takiego Kane’a Hilla nikt jeszcze nie widział. Wyczułam, że teraz żałuje
zwierzeń na temat rodziców. Tak działa magia dziennika, pomyślałam. Skłania nas do
wyjawiania sobie sekretów, którymi dotąd nie podzieliliśmy się z nikim.
Pomachałam mu, a Kane uśmiechnął się do mnie zza szyby. Odjechał powoli,
z zamyśloną miną. Miałam nadzieję, że mimo wszystko będzie prowadził uważnie.
Moje emocje skakały jak jo-jo. Tam, na poddaszu, przenieśliśmy się z Kane’em
w mroczny, smutny świat strasznych wydarzeń, ale potem – tak jak jo-jo śmiga do góry –
wszystko się odmieniło, zadzwoniła ciocia i świat od razu stał się jasny, a ja szczęśliwa i radosna.
Dzięki cioci Dzień Dziękczynienia stanie się prawdziwym świętem i będziemy sobie rozmawiać
i żartować przy stole jak prawdziwa rodzina.
Pomyślałam, że powinnam udekorować dom, żeby wyglądał bardziej uroczyście.
Mieliśmy trochę dekoracji z dawnych lat, schowanych w pralni. Tata zadbał o potrawy, a ja
postanowiłam zatroszczyć się o stroik na stół. Może nawet zrobię go razem z ciocią Barbarą.
Mogłybyśmy wstąpić do specjalnego sklepu po świece z wosku pszczelego, kupić kolorowe
tykwy oraz kwiaty na ozdobny bukiet – róże, hortensje, dalie i parę zielonych gałązek do
dekoracji – i umieścić kwiaty w wydrążonej dyni. Nie mieliśmy dyni na Halloween, więc
mogłaby się pojawić teraz.
Zadzwoniłam do taty. Wiedziałam, że wiadomość bardzo go ucieszy, bo on także tęsknił
za prawdziwym, rodzinnym świętem. Choć bywali u nas Todd z żoną i dziećmi oraz pani
Osterhouse, zawsze po jakimś czasie zaczynali mówić o swoich rodzinach, a ja i tata słuchaliśmy
z uśmiechami zastygłymi na twarzy, powstrzymując wspomnienia. Teraz miałam się z czego
cieszyć.
Wiedziałam, że Kane’owi to się nie spodoba, ale dzieci Dollangangerów będą musiały
poczekać.
Wytrzymały tak długo, to jeszcze trochę poczekają. Krótka przerwa im nie zaszkodzi.
W głosie taty brzmiała radość. Starał się nie demonstrować uczuć, ale pamiętałam jego
rozczarowanie, kiedy ciocia Barbara oznajmiła, że nie przyleci. Zapragnęłam, by dołączył do nas
także wujek Tommy. Ostatnim razem cała nasza czwórka spotkała się na pogrzebie mamy.
„Niektórzy widują się głównie na ślubach i pogrzebach”, jak mawiał tata.
– Mamy dość jedzenia na drugie tyle gości – oświadczył tata. – Barbara uwielbia
ziemniaki na słodko z sosem marshmallow. Nie planowałem tego dania, ale teraz je zrobię.
– Ja przywiozę ciocię – zaproponowałam. – Pojadę na lotnisko prosto ze szkoły.
– Doskonale, bo muszę zamknąć na budowie kilka spraw, zanim udam się na zasłużony
świąteczny odpoczynek. Po powrocie usmażę schabowe.
– Świetnie, bo już myślałam, że wyjdą z lodówki same – zażartowałam, a tata
zachichotał.
Och, jak cudownie jest śmiać się i cieszyć radosnym oczekiwaniem! Dzień po dniu
przeżywaliśmy z Kane’em tragedię dzieci Dollangangerów, więc tym bardziej zatęskniłam za
kochającą rodziną. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak zdołały tyle bez niej wytrzymać.
Jak zwykle przed świętami w szkole zapanowało radosne podekscytowanie. Gwar był
głośniejszy, ludzie ruszali się bardziej energicznie, nikt nie mógł się skupić, ale nauczyciele,
dyrekcja, woźni i pozostali pracownicy wcale się tym nie przejmowali, gdyż sami marzyli już
o świątecznym stole. Z ostatnim dzwonkiem wszyscy w pośpiechu wypadli z budynku
i za moment zrobiło się pusto i cicho. Szkoła wyglądała na smutną i osieroconą.
Podobnie jak wczoraj, moje przyjaciółki i kumple Kane’a byli zdumieni jego
zachowaniem. Stał się poważniejszy i spokojniejszy, rzadziej się uśmiechał, i nawet kiedy był ze
mną, myślami błądził gdzieś daleko. Unikał rozmów i spotkań, nawet ze swoimi kumplami.
Kiedy poszłam do toalety, Missy Meyer, która chodziła z Kane’em na angielski, opowiedziała
mi, że pan Feldman był w szoku, gdyż Kane, zapytany przez niego na lekcji, burknął tylko: „Nie
wiem”. Sprawiał wrażenie człowieka złego na cały świat.
– Co mu się stało? – dopytywała Missy. – Pokłócił się z rodzicami albo coś w tym stylu?
Zerwaliście ze sobą?
– Nie – ucięłam stanowczo i szybko umyłam ręce.
Missy jednak nie dała się spławić.
– W takim razie co z nim jest? Przecież musiałaś to zauważyć.
– Jeśli nawet, to sprawa osobista – powiedziałam. – Zajmij się swoimi sprawami.
Zwykle nie byłam opryskliwa dla dziewczyn z mojej klasy, nawet dla Tiny Kennedy, ale
nie wiedziałam, co powiedzieć, jak wymusić na nich, żeby przestały się zajmować Kane’em.
Na pewno nie mogłam wspomnieć o dzienniku Christophera Dollangangera. Musiałam jednak
coś z tym zrobić.
Wykorzystałam moment, gdy znaleźliśmy się z Kane’em na uboczu, z dala od cudzych
uszu, i ostrzegłam go, że swoim zachowaniem przyciąga nadmierną uwagę. Był szczerze
zaskoczony, jak ktoś, kogo przyłapano na lunatykowaniu.
– Jakim zachowaniem?
– Wiem, co czujesz, Kane, i wiem dlaczego. Spróbuj zachowywać się tak jak ja, czyli
spróbuj odciąć się myślowo od dziennika już w momencie, kiedy schodzimy z poddasza. Nie
możesz bez przerwy rozmyślać o historii Christophera, ignorować normalnego świata, życia,
przyjaciół… czasami nawet ignorujesz mnie.
– Nie zdawałem sobie sprawy…
– Doszło do tego, że chwilami żałuję, że czytam ten dziennik z tobą – wyznałam
z goryczą. – Wszyscy myślą, że coś się stało, coś cię gryzie, i robią się coraz bardziej dociekliwi.
Kane kiwnął głową.
– Masz rację.
– Udawaj dawnego, beztroskiego luzaka, byle nie ściągać na nas uwagi. Bo inaczej
pogłoski dotrą do twoich rodziców albo do mojego ojca.
– Rozumiem. – Wyprostował się z szerokim uśmiechem. – Kane Hill wraca!
– Brawo.
Przyznam, że bardzo się starał, gdy zaczął po staremu rozmawiać i żartować z kumplami.
Pod koniec dnia snuliśmy plany na długi, świąteczny weekend. Postanowiliśmy umówić się
w niedzielę. Nauczyciele okazali się przyzwoici i niewiele nam zadali na ferie.
Pojechałam na lotnisko po ciocię. Wypatrzyłam ją od razu, kiedy przechodziła przez
bramkę. Była niewiele niższa od taty, a włosy miała o ton ciemniejsze niż moje, obcięte do uszu,
z grzywką. W wieku czterdziestu jeden lat zachowała „tę swoją dziewczęcą figurę”, jak mawiał
tata, i była „smukła jak Lauren Bacall”. Rysy miała delikatne, ale wyraziste, rozświetlone
wielkimi orzechowymi oczami. Musiała zdawać sobie sprawę z własnego uroku, bo rzadko się
zdarza, żeby ktoś, tak jak ona, zwracał się do ciebie tak bezpośrednio i tak intensywnie patrzył ci
w oczy. Tata mówił, że była obdarzona „nowojorską arogancją” i spojrzeniem, które mówiło:
„Świetnie sobie radzę w mieście, które nigdy nie śpi. Gładko przemykam po nim metrem i sunę
po zatłoczonych chodnikach. Nie przeszkadza mi ruch ani hałas, więc nie próbuj mi przeszkadzać
i zejdź mi z drogi”.
Kiedyś powiedział jej to prosto w twarz, ale wcale się nie przejęła.
– No właśnie, zejdź mi z drogi – ucięła.
Troszeczkę zazdrościłam jej energii i tupetu, a z drugiej strony chciałam być łagodniejsza
i bardziej skromna – podobna do mojej mamy. Ciotka Barbara sprawiała wrażenie kogoś, kto na
każdym kroku musi coś udowadniać, sobie i innym. Wiedziałam o jej nieudanych związkach
i wydawało mi się, że taka kobieta powinna w końcu spotkać silnego, spełnionego mężczyznę,
którego nie da rady zdominować i który zdoła ją ujarzmić jak rozbrykanego źrebaka. Z drugiej
strony wydawało się, że ciotka nie ma zamiaru nikomu się podporządkować i każdy jej romans
jest z góry skazany na klęskę.
– No proszę! – zawołała na mój widok i podbiegła do mnie, żeby mnie wyściskać
i wycałować. – Urosłaś, jakby minęły lata od mojej ostatniej wizyty, Kristin. – Odsunęła mnie na
odległość ramion i zapytała podejrzliwie: – Czy ty aby – jak żeśmy to nazwały? – nie
przekroczyłaś Rio Grande?
Zaczerwieniłam się tak, że przechodzący pasażerowie musieli to dostrzec. Moja
nowojorska ciocia od razu trafiła w sedno. Nic dziwnego, że swojego czasu tata powierzył jej
misję, w zastępstwie zmarłej mamy, uświadomienia mnie w tych sprawach, gdyż uznał, że pora,
bym poznała realia. Tata twierdził, że mieszkańcy Nowego Jorku żyją dwa razy szybciej niż inni
ludzie. „Pędzą po tych chodnikach, jakby to miasto ich goniło” – mawiał.
– Przepraszam – powiedziała szybko. – Nie powinnam być wścibska. Masz prawo mieć
swoje sekrety, tak jak ja mam prawo mieć swoje. – Zabawnie zmarszczyła nos. – Kiedy twój tata
pójdzie spać, upijemy się i wszystko mi powiesz.
Roześmiałam się, ale nie zamierzałam być aż tak wylewna.
– A skoro mowa o moim braciszku, jak się miewa kapitan Queeg? – zapytała. Wzięłam
jej walizkę i wyszłyśmy na zewnątrz. Oglądałam film Bunt na okręcie, stąd wiedziałam, że
Queeg jest zasadniczym, wielbiącym dyscyplinę dowódcą, z obsesją tropienia łasuchów, którzy
wyjedli truskawki z kuchni, oraz zamiłowaniem do zabawy stalowymi kulkami, które obraca
w dłoniach.
– Jest słodki jak zwykle, ciociu.
– Oczywiście, że jest słodki – zachichotała. – Ale lepiej mu tego nie mówmy.
Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy do domu. W drodze ciotka spoważniała
i dopytywała, jak naprawdę jest z tatą.
– Znam wiele owdowiałych ludzi, zarówno kobiet, jak i mężczyzn – powiedziała. –
Rzadko jednak spotyka się kogoś, kto tak długo i intensywnie przeżywa utratę bliskiej osoby. Jak
gdyby jakaś jego część odeszła wraz z twoją mamą. Gdyby nie ty…
– Z tatą jest wszystko w porządku, naprawdę – zapewniłam pospiesznie. – Ze mną też.
Oboje wiemy, że chciałaby naszego szczęścia.
– Mądre słowa, Kristin. Jestem z ciebie dumna. Na pewno wygłosisz pożegnalne
przemówienie!
– To jeszcze nie jest przesądzone, ciociu. Mam rywalkę, idziemy łeb w łeb.
– Założę się, że wygrasz ten wyścig w cuglach – orzekła z przekonaniem, a potem
zapytała, kto przyjdzie na świąteczny obiad, więc powiedziałam jej o pani Osterhouse.
– Chętnie poznam kobietę, która pragnie być z moim bratem – zachichotała ciotka
Barbara. – Kiedyś włożyłam u was widelec do niewłaściwej przegrody w szufladzie, a twój tata
chciał mnie z tego powodu wygnać z kuchni.
Tata wrócił godzinę po nas. Pomogłam cioci ulokować się w pokoju gościnnym, a potem
słuchałam, jak brat i siostra opowiadają sobie, co wydarzyło się podczas ich rozłąki, i zgodnie
dochodzą do wniosku, że do szczęścia brakuje im tylko wujka Tommy’ego. Na kolację tata
zaprosił nas do restauracji. Oprócz ulubionego Charley’s Diner lubił jadać w knajpie
w śródziemnomorskim stylu z kuchnią hiszpańską i włoską, która miała cztery lub pięć
gwiazdek. Wiedziałam, że ojciec stara się udowodnić swojej siostrze, że w Charlottesville są
miejsca równie ekskluzywne, jak w jej ukochanym Nowym Jorku. I musiała przyznać mu rację.
Tata perorował, a my wymieniałyśmy uśmiechy i mrugałyśmy do siebie
porozumiewawczo, bo zawsze wszystko wiedział najlepiej.
– Dobra – burknął z komicznie poważną miną. – Macie przewagę liczebną.
Spędziliśmy razem fantastyczny wieczór.
– Bardzo się cieszę, że tutaj jestem – powiedziała do mnie, kiedy szłyśmy spać.
– Ja też się cieszę. I tata. Naprawdę.
Ucałowałyśmy się i poszłyśmy do łóżek. Po raz pierwszy od dawna zasypiałam, nie
słysząc szeptu Christophera Dollangangera spod poduszki.
Nazajutrz wybrałyśmy się na szybkie zakupy, a potem wykonałyśmy dekorację na stół.
W czasie, kiedy byłyśmy na mieście, pani Osterhouse przywiozła tacie zamówionego indyka.
Tata zmacerował go w przyprawach, zanim wsadził do piekarnika. Zdradził nam, że na tym
właśnie polega sekret jego soczystej pieczeni. Ciotka Barbara przyznała się, że raczej kiepska
z niej kucharka i tym bardziej zachwyca ją kulinarny talent taty. Żartowała, że jednym
z powodów, dla jakich tu przyleciała, był apetyt. W drodze do miasta opowiadała mi różne
historyjki z ich młodości, których jeszcze nie znałam.
Choć bardzo starałam się tego uniknąć, za każdym razem, kiedy słuchałam o siostrach
i braciach, mimo woli myślałam o rodzeństwie Dollangangerów. Barbara z wielką czułością
opowiadała mi, jaki opiekuńczy był mój tata. Zapewne podobnym uwielbieniem Cathy darzyła
Christophera.
Ciekawe, czy tamto rodzeństwo będzie w stanie po latach rozmawiać o czasach
spędzonych w Foxworth? Czy będą ich dręczyły upiorne wspomnienia? Czy będą się budzili
w środku nocy z koszmarnych snów? Czy będą umieli pocieszać się nawzajem?
Ciocia chyba wyczuła, o czym rozmyślam.
– Opowiesz mi o tym dzienniku, który znaleźliście w Foxworth? – zapytała, kiedy
jechałyśmy same na zakupy.
Na moment mnie zamurowało. Chociaż ciocia Barbara była siostrą taty, nie
przypuszczałam, że ją wtajemniczył. A jednak to zrobił. W pierwszym odruchu żachnęłam się, że
zrobił to za moimi plecami – istnienie dziennika uważałam za naszą wspólną tajemnicę.
W następnej chwili uznałam, że obrażanie się byłoby hipokryzją. W końcu czytałam go
potajemnie z Kane’em, prawda? Przecież nie wiedziałam, ile tata powiedział ciotce. Czyżby
domyślał się, że Kane wie, i dawał mi to do zrozumienia? A może tylko podejrzewał i chciał
dowiedzieć się więcej?
– Wiesz od taty? – Zerknęłam na nią znad kierownicy. Dojeżdżałyśmy już do domu.
– Martwi się, że go czytasz – odparła.
– Wiem.
– Skończyłaś już?
– Jestem zajęta, a poza tym niełatwo czyta się ten dziennik.
– I właśnie to go martwi.
– Dam radę – zapewniłam.
– Och, na pewno. Ale nie ma sensu teraz się tym martwić. Stało się i nic tego nie zmieni.
Pamiętam, jak tamte wydarzenia dręczyły twoją mamę. Twoi rodzice rozważali nawet
wyprowadzkę z Charlottesville!
– Nie wiedziałam. Mama nie chciała rozmawiać o Foxworth Hall, a plotki puszczała
mimo uszu. Nie zdawałam sobie sprawy, że ta historia była aż tak potworna.
– Owszem, była. Reporter z „New York Timesa” przyjechał kiedyś do twojej mamy.
Przygotowywali specjalny numer halloweenowy, a ta historia idealnie się nadawała. Odmówiła
rozmowy, więc pozbierał plotki z okolicy i napisał, że ona wie znacznie więcej, niż się przyznaje,
choć z rodziną Foxworth nic jej przecież nie łączyło. Wtedy znajomi zaczęli mieć jej za złe, że
im nie ufa i zataiła prawdę. Straciła wielu przyjaciół.
– Tata nigdy mi o tym nie wspomniał.
– Nic nie wiesz o awanturze, która wybuchła na tym tle? – dodała.
Odruchowo zwolniłam.
– Jakiej awanturze?
– Na szczęście to było jednorazowe spięcie. Twoi rodzice mi o tym opowiedzieli. Już nie
pamiętam, gdzie się wtedy bawili, w każdym razie na imprezie jakaś kobieta złośliwie wytknęła
twojej mamie pokrewieństwo z koszmarną rodzinką Foxworth. Twój tata się odgryzł, a wtedy
w obronie kobiety stanął jej mąż. Dostał w zęby i padł jak długi. Ciebie jeszcze nie było na
świecie. Wtedy właśnie zaczęli rozważać przeprowadzkę. Mówię ci o tym wszystkim po to,
żebyś zrozumiała, czemu tata nie jest zachwycony, że czytasz dziennik. Chyba nikomu o nim nie
mówiłaś?
Poczułam, że gardło mi się zaciska. Czułam, że całe moje ciało buntuje się przeciwko
kłamstwu, a jednocześnie wiedziałam, że nie przyznam się cioci Barbarze, a tym samym ojcu.
Żeby nie dodawać mu niepotrzebnych cierpień.
Pokręciłam głową.
– Jak dużo już przeczytałaś?
– Kilka stron.
Milczała przez chwilę.
– Czy tata prosił, żebyś ze mną porozmawiała?
– Możliwe – przyznała.
Stanęłam przed garażem i otworzyłam drzwi pilotem.
– Zapomnijmy o tym, dobrze? – zaproponowała. – Jesteś już na tyle dorosła, żeby
poradzić sobie z tymi sprawami. Powiem mu, by się o ciebie nie martwił, zgoda?
Kiwnęłam głową.
– Naprawdę, Kristin. Nie chcę, żeby przeszłość przysłaniała nam radość rodzinnego
spotkania. – Sięgnęła i delikatnie ścisnęła mi dłoń.
Znów kiwnęłam głową. Wysiadłyśmy i zaniosłyśmy torby z zakupami do domu. Zajęłam
się pracą w kuchni, ale w głębi serca czułam niepokój. Tuż przed kolacją zadzwonił Kane i zdał
mi relację, co się dzieje u nich. Był rejwach, bo zjechały się tabuny krewnych, spragnione
jutrzejszej „indyczej imprezy”, jak nazwał Dzień Dziękczynienia.
– Darlena, Julio i ja wybieramy się dzisiaj do Chińczyka. Mama nie jest zachwycona, ale
tata nie ma nic przeciwko temu. Cała nasza trójka czuje się jak marynarze, którym udało się
wyrwać do portu, zamiast pełnić wachtę. – Roześmiał się. – A co u ciebie?
Miałam na końcu języka sprawozdanie z rozmowy z ciocią Barbarą i wniosek, że
powinniśmy skończyć ze wspólnym czytaniem, ale ugryzłam się w język. Powaga
i zaangażowanie, z jakimi traktował dziennik i nasze spotkania spędzone na lekturze, zwłaszcza
ostatnio, powstrzymały mnie od tej decyzji. Bałam się, że jego nastrój może jeszcze się
pogorszyć. Poza tym, tak samo jak on, chciałam się dowiedzieć, jak ten koszmar się skończy.
– Wszystko w porządku? – zapytał, kiedy oględnie opisałam mu swój dzień z ciocią.
Byłam pewna, że wychwycił napięcie w moim głosie.
– Oczywiście – zapewniłam pospiesznie. – Pozdrów ode mnie siostrę i Julia. Życzę wam
miłych, szczęśliwych świąt.
– Nie mogą być miłe i szczęśliwe bez ciebie – odparł. Ten mistrz ukrywania problemów
pod potokiem gładkiej mowy był ze mną do bólu szczery. A ja mu ufałam.
– Może za rok będziemy razem świętowali Dzień Dziękczynienia – powiedziałam
i od razu przemknęła mi myśl, że ludzie w naszym wieku rzadko zastanawiają się nad wspólną
przyszłością, i nad przyszłością w ogóle. Ja i Kane na pewno nie trafimy na tę samą uczelnię.
Czy nasze uczucia, dzisiaj tak silne, przetrwają rozłąkę, a także – co chyba najważniejsze – nowe
znajomości? Czy romanse takie jak nasz wygasają, zanim ktoś pomyśli o zerwaniu? Przecież na
początku ciągle wisieliśmy na telefonie i widywaliśmy się w każdej wolnej chwili, a teraz ten
zapał wygasł w znacznym stopniu.
– Mam nadzieję – odparł Kane. – Pod warunkiem że twój tata przygotuje ucztę.
Roześmiałam się, bo pomyślałam to samo.
– Widzimy się w niedzielę, tak? – upewnił się jeszcze.
– Tak. Uprzedzę cię wcześniej, o której będę wolna.
Po kolacji przenieśliśmy się do salonu i tata rozgadał się na temat budowy Foxworth.
Z zapałem pokazywał Barbarze plany. Wreszcie wszyscy rozeszliśmy się na górę do swoich
sypialni. Tam ciotka zaskoczyła mnie, gdyż cichutko zapukała do drzwi, kiedy już byłam
w piżamie.
– Hej.
– Hej.
– Chciałam się upewnić, że nie masz mi za złe naszej rozmowy w samochodzie.
– Jasne, że nie. Już o niej zapomniałam.
Rozejrzała się po moim pokoju, uśmiechem kwitując kolekcję lalek na półce i plakaty
filmowe, zatrzymała wzrok na ślubnym zdjęciu rodziców.
– Pamiętam ich ślub, jakby to było wczoraj – powiedziała z westchnieniem. – Już się
martwiliśmy, czy twój tata spotka kogoś, przy kim znajdzie szczęście. Zawsze był bardzo
wymagający i wiele oczekiwał od ludzi, w których „zainwestował”. A wtedy zjawiła się ona
i zmieniła go w czułego wrażliwca.
– Teraz też jest czułym wrażliwcem, tylko w stosunku do mnie – zapewniłam.
Kiwnęła głową.
– Bardzo się zaangażował w ten projekt. Domyślam się, że to najpoważniejsza robota,
z jaką miał do czynienia.
– Zgadza się.
Urwała i milczała przez chwilę, jakby wzbraniała się mówić dalej. Co jeszcze trzymała
w zanadrzu?
– Co, ciociu Barbaro? – spytałam z uśmiechem.
– Przyznam, że powoduje mną ciekawość… zastanawiam się, czy zechciałabyś mi
pokazać ten słynny dziennik? Nie zamierzam go czytać, chciałam jedynie przez chwilę
potrzymać go w ręku.
– Oczywiście. – Wyjęłam notes spod poduszki.
Ciotka zrobiła wielkie oczy.
– Tu go trzymasz?
– Machinalnie wsunęłam go pod poduszkę pierwszego wieczoru i tak już zostało.
Sięgnęła po notes z przejęciem i trzymała go w dłoniach z namaszczeniem, niczym jakiś
starożytny papirus. Otworzyła okładkę i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę.
– Taki stary, a wygląda jak nowy.
– Leżał w metalowej kasetce – wyjaśniłam.
– Ładne, równe pismo – dodała. – Czy był bystry? Takie sprawia wrażenie.
– Bardzo. Planował zostać lekarzem.
– Serio? Prawdę mówiąc, nie interesowałam się ich późniejszymi losami po tym
pierwszym pożarze.
– Ich matka trafiła do zakładu psychiatrycznego.
– A dzieci?
– Nikt nie wie na pewno. Ponoć zmieniły nazwiska, może nawet opuściły kraj. Czy tata
wspomniał coś o nowym właścicielu posiadłości?
– Nie. A czegoś się dowiedział?
– Nie bardzo. Zdaje się, że stoi za tym jakaś korporacja.
– Może to będzie hotel albo pensjonat? – zasugerowała.
– Raczej nie.
Wzruszyła ramionami.
– W każdym razie cieszę się, że wyrośnie tam coś nowego.
– A byłaś tam kiedyś?
– Nie. Nie ciągnęło mnie tam, zresztą, twoi rodzice i tak nie chcieliby ze mną pojechać.
Oddała mi dziennik z taką miną, jak gdyby żałowała, że nie zaproponowałam jej, aby go
sobie zatrzymała.
– Tak naprawdę nie mam ochoty poznać więcej szczegółów – powiedziała. – Za dużo
w życiu czytałam takich koszmarnych historii. Gazety są ich pełne. No cóż, dobrej nocy. I miłych
snów. – Pocałowała mnie i wyszła.
Stałam przez moment na środku pokoju i myślałam o niej, gdy nagle poczułam
narastającą paranoję, jak u Kane’a. Co będzie, jeśli ona wejdzie tu pod moją nieobecność
i zabierze pamiętnik? Mało prawdopodobne, ale jednak. Zabierze, pójdzie z nim do ojca i oboje
postanowią spalić ten feralny notes. Aż się wzdrygnęłam.
I zamiast włożyć dziennik Christophera jak zwykle pod poduszkę, wsunęłam go
pod książki w pudle na dnie szafy, a na górę dołożyłam jeszcze parę butów i wieszaków.
Zaczynam wariować na jego punkcie, pomyślałam, ale nie mogłam się powstrzymać.
Kane ma rację, musimy jak najszybciej doczytać do końca.
Bez względu na to, co jeszcze tam znajdziemy.
Świąteczny obiad był cudowny, tak jak się spodziewałam. Todd Winston i jego żona Lisa
przybyli z synem, dziesięcioletnim Joshem, i dwunastoletnią córką, Brandy, najlepiej
wychowanymi dziećmi, jakie znałam. Lisa, nauczycielka w szkole podstawowej, całe życie
mieszkała i pracowała w Charlottesville, podobnie jak Todd. Już dawno mianowali mojego tatę
przyszywanym dziadkiem swoich dzieci. Kiedyś byłam zazdrosna, tak bardzo go kochali, a on
zawsze troszczył się o ich los jak o los własnej rodziny. Jednak w tamtym okresie, kiedy odejście
mamy zachwiało moim bezpiecznym, dziecięcym światem, byłam zła i zazdrosna o każdą
kobietę czy dziewczynkę, którą serdecznie traktował w mojej obecności. Darlena taki typ
mężczyzny nazywała dżentelmenem z Południa, uprzejmym i poczciwym jak Ashley Wilkes
z Przeminęło z wiatrem.
Wraz z ciocią Barbarą z nadzieją śledziłyśmy każdy gest i każde słowo taty kierowane do
pani Osterhouse. Tego wieczoru wyjątkowo nalegała, żebym zwracała się do niej po imieniu.
A ja miałam jak zwykle opory, gdyż wiedziałam, że nazwanie jej Laurą będzie początkiem
burzenia muru, który wzniosłam pomiędzy nią a moim ojcem, a dokładniej pomiędzy nim a inną
kobietą. Tego dnia zaobserwowałam wiele szczegółów, których nie dostrzegłam wcześniej.
Gestykulując, dotykała go, a on się nie odsuwał. Gdy szeptała coś do niego, odpowiadał jej
uśmiechem. Nie odstępowała go prawie na krok i pomagała mu w kuchni, abym, jak to ujęła,
miała czas pogawędzić sobie z ciocią. Wymieniłyśmy z Barbarą uśmiechy.
– Ona jest bardzo atrakcyjna – szepnęła do mnie ciotka. – Zawsze ufam pierwszemu
wrażeniu, a ono mówi mi, że pani Osterhouse go uwielbia.
Znów zerknęłam na tych dwoje i po raz pierwszy zadałam sobie pytanie, czy nie
spotykają się w tajemnicy, czy raczej w tajemnicy przede mną.
– Wkrótce wyjedziesz na studia – powiedziała Barbara. Nie musiała kończyć,
wiedziałam, o co chodzi. – On będzie bardzo samotny – dodała.
Mimo woli pomyślałam, co musiał czuć Christopher, kiedy zrozumiał, że jego mama
kocha kogoś poza mężem i synem. Nasze sytuacje były nieporównywalne, ale teraz już
wiedziałam, że dzieci są egoistyczne z natury. Żądają całej miłości dla siebie. Trzeba czasu, aby
zrozumiały, że rodzice też mają do niej prawo.
Posprzątałam ze stołu z ciocią i Lisą, a tata z Laurą wzięli się do zmywania. Todd, dzieci,
Lisa, ja i Barbara przeszliśmy do salonu. Tam zaczęliśmy wypytywać ciotkę o życie w Nowym
Jorku, jak gdyby mieszkała w innym kraju albo wręcz na odległej planecie. Bawiło ją to, ale
odpowiadała wyczerpująco i z humorem. Z jej słów wynikało, że w Nowym Jorku żyje się fajnie
i ciekawie; jest masa teatrów, świetny transport publiczny i barwne wielokulturowe dzielnice.
– Nie ma powodu bać się Nowego Jorku – odparła. – Ma wiele do zaoferowania i nie
sposób się tam nudzić.
Lisa słuchała zafascynowana.
Ze względu na dzieci ona i Todd wyszli pierwsi. Przez chwilę siedzieliśmy z tatą i Laurą,
aż ciotka Barbara rzuciła mi znaczące spojrzenie, aby dać mi do zrozumienia, że czas zostawić
ich samych. Od razu pojęłam i udałam bardzo zmęczoną. Ciotka też zaczęła ziewać. Z chichotem
oddaliłyśmy się w stronę schodów. Wypiłam więcej wina niż zwykle i trochę chwiałam się na
nogach.
– Chcesz mi opowiedzieć o swoim chłopaku? – zapytała, kiedy dotarłyśmy do moich
drzwi. – Słyszałam, że pochodzi z bogatej rodziny, jest przystojny i bardzo popularny.
– Zatem wiesz wszystko.
Lekko zesztywniała, a potem się uśmiechnęła.
– Rozumiem. W takim razie idę spać. – Pocałowała mnie w policzek. – Mama byłaby
z ciebie dumna, wiesz? – rzuciła na odchodne.
Nie chciałam jej tak szybko zbyć, ale bałam się, że jeśli w tym stanie zacznę opowiadać
o Kanie, zdradzę zbyt wiele. No proszę, co się ze mną stało, pomyślałam. Nagle boję się o czymś
mówić, boję się popełnić błąd. Czy tak samo myśli Kane? Dopiero w tym momencie przyszło mi
do głowy, że mógł niechcący wygadać się o dzienniku podczas rozmowy z siostrą.
Och, musimy jak najszybciej skończyć czytanie!
Kane ma rację, że na to nalega.
Ojciec zabrał mnie i Barbarę, i – ku mojemu zaskoczeniu – Laurę Osterhouse do
Foxworth. Oprowadził nas po budowie i po rozległym terenie, opowiadając o nowym wcieleniu
Foxworth. Ciotka parę razy zerkała na mnie, aby zwrócić moją uwagę na fakt, jak dobitnie tata
podkreśla, że nowy budynek i otaczający go krajobraz nie będą przypominały dawnego.
Szczegółowo rozwodził się o zmianach, opisywał nowe ukształtowanie terenu, alejki,
oświetlenie, basen i nowoczesną technologię, wykorzystaną w całej koncepcji domu. Było jasne,
że nie ma mowy o zwykłej rekonstrukcji.
Taktownie nie wspomniałam, że wcześniej pokazywał mi we wnętrzu domu elementy
nawiązujące do przeszłości. Tata mocno podkreślał, że nie ma w planach poddasza
i przewidziano tylko niewielką przestrzeń techniczną. Po tej wizycie pojechaliśmy na lunch,
a wieczorem tata i Laura oznajmili, że zrobią kolację ze świątecznych resztek. Laura
z uśmiechem zapewniła, że pragnie na własne oczy zobaczyć jego słynną kuchenną magię, która
pozwala mu wyczarować cuda z resztek albo wręcz coś z niczego.
Rano odwiozłam z tatą ciocię Barbarę na lotnisko. Obiecał, że po zakończeniu budowy
odwiedzimy ją w Nowym Jorku, a ona już zaczęła wymyślać atrakcje, jakie dla nas przygotuje.
Widać było, że perspektywa wizyty ukochanego brata bardzo ją cieszy. Obiecała, że zadzwoni do
wujka Tommy’ego i zaprosi go w tym samym czasie. Poważnie wątpiłam, czy zdoła go
namówić, ale pomarzyć zawsze można.
Na pożegnanie ciotka tuliła mnie przez dłuższą chwilę.
– Fantastycznie dbasz o mojego brata – powiedziała. – Śmiem twierdzić, że jesteś
wyjątkowym przypadkiem córki, która wychowuje ojca. Rób tak dalej, niech wyjdzie wreszcie ze
swojej skorupy!
Obiecałam solennie, że się postaram.
W drodze powrotnej do domu tata był bardziej cichy i skupiony niż zwykle. Jak ważna
jest rodzina, pomyślałam. Jakże wiele musimy sobie nawzajem wybaczać w trosce o rodzinne
więzy. Teraz zrozumiałam, dlaczego Christopher desperacko uczepił się wiary, że matka ich
kocha. I dlaczego mój tata tak bardzo mnie potrzebował. Bolesną pustkę w sercu trzeba czymś
zapełnić. Ważne, aby mieć kogoś, kto troszczy się o ciebie i o kogo ty możesz się troszczyć. Tata
zawsze mógł na mnie liczyć, ale teraz sytuacja miała się zmienić. Samotność nie oznacza tylko
braku bliskiej osoby. Trwa również wtedy, kiedy bliska osoba jest daleko i na co dzień nie ma się
do kogo odezwać, o kogo zatroszczyć. Nie można dać komuś siebie i brać od kogoś; nie ma dla
kogo wykorzystać energii.
Nic dziwnego, że Christopher przylgnął do Cathy i że szybko weszli w rolę rodziców,
dbających o maluchy. Szkoda, że nie mogłam powiedzieć ojcu: „Widzisz, tato? Czytanie
dziennika nie jest dla mnie wyłącznie koszmarem. Uczy mnie także ważnych rzeczy”.
Niestety, to nie była pora na takie rozmowy. I może nigdy nie nadejdzie.
W domu tata zaproponował, że zabierze mnie i Laurę na kolację.
– Chyba macie już dosyć resztek – zauważył ze śmiechem.
– Ja akurat nie – stwierdziłam. – Lodówka jest ciągle pełna. Nie obrazisz się, jeśli
zostanę? I może zaproszę kogoś, żeby pomógł mi ją wyczyścić – dodałam z uśmiechem.
Tata zerknął na mnie podejrzliwie, ale po chwili i on się uśmiechnął.
– Dobrze. Teraz ty coś wyczarujesz.
– Mam parę pomysłów – zapewniłam. – Nie na darmo podpatrywałam cię latami.
Skinął głową i poszedł zadzwonić do Laury. Ja pobiegłam na górę wezwać Kane’a.
Wiedziałam, że przyjedzie, wystarczy rzucić hasło. Zjemy, a potem wrócimy do pamiętnika.
Zjawił się po niespełna półgodzinie.
Jedno spojrzenie na mnie mu wystarczyło. Zresztą widział, że taty nie ma w domu.
Zjedliśmy w pośpiechu, tłumiąc niecierpliwość, po czym natychmiast pognaliśmy na górę.
Wpadliśmy do pokoju i dopiero teraz przypomniałam sobie, że schowałam pamiętnik.
– Coś się stało? – zapytał z niepokojem, widząc, jak wygrzebuję notes z pudła w szafie.
– Nie, ale ciotka za bardzo o niego wypytywała, wolałam dmuchać na zimne.
Kiwnął głową i weszliśmy na poddasze. Szybko, bez słowa ustawiliśmy meble. Kane
zasiadł w fotelu i zaczął czytać.
Minęło pięć dni. Mama się nie pojawiła. Podzieliłem się z Cathy myślą, że to pewnie kara
za naszą niewdzięczność. Siostra momentalnie się najeżyła.
– My byliśmy niewdzięczni? My?
Próbowałem jej wytłumaczyć, że mama jest teraz przewrażliwiona. Przecież nie wiemy,
co się dzieje poza naszym małym, zamkniętym światkiem poddasza, a poza tym dobrze znamy
okrucieństwo babki. Już raz wychłostała mamę.
– Mama musi żyć w ciągłym napięciu i chodzić koło swojej matki na paluszkach –
przekonywałem i Cathy wreszcie się odprężyła. Kiwnęła głową i obiecała, że postara się być miła
dla mamy.
Minęło kolejnych pięć dni bez odwiedzin mamy. Kiedy wreszcie weszła do pokoju,
powitaliśmy ją przykładnie, jak grzeczne i kochające dzieci.
A wtedy mama nas dobiła.
Oznajmiła podekscytowana, że wychodzi za mąż. Jej wybrankiem był adwokat Bart
Winslow. Wychwalała go pod niebiosa i podkreślała, że od dawna ją kocha, a ja czułem
koszmarny ucisk w gardle i w sercu. Do tego stopnia, że przez chwilę nie byłem w stanie
wykrztusić słowa. W jej życiu działo się tyle rzeczy – romans, a teraz ślub, później miesiąc
miodowy z podróżą poślubną – a my zostaniemy w tym więzieniu, na próżno marząc o wolności.
Spojrzałem na Cathy i niedostrzegalnie pokręciłem głową. To nie był czas na kolejną awanturę.
Mogliśmy tylko mieć nadzieję, że kiedy zobaczy Carrie i Cory’ego, kiedy dostrzeże ich bladość
i smutek, zrozumie, że musi nas stąd zabrać.
– Czy on wie o nas? – zapytała Cathy, zanim zdążyłem ją uprzedzić.
– Jeszcze nie – odparła mama. Dodała, że musi zaczekać do śmierci dziadka, i zapewniła,
że Bart na pewno zrozumie, dlaczego nas ukrywała.
Znów posłałem Cathy ostrzegawcze spojrzenie: „Nie zaczynaj!”.
Po wyjściu mamy usiłowałem wykrzesać z siebie tyle optymizmu, ile mogłem.
Posługując się logiką, z bólem tłumaczyłem Cathy, że takie postępowanie ma sens. Jak mama
mogła powiadomić Barta Winslowa o naszym istnieniu, skoro dziadek jeszcze żył?
– Dobrze, ale może już nie potrzebujemy jego pieniędzy? Prawnik powinien być dość
zamożny, żeby nas utrzymać – stwierdziła moja siostra równie logicznie.
Początkowo nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
– Owszem – przyznałem w końcu. – Tyle że jest prawnikiem dziadka i pewnie zarządza
jego pieniędzmi. Pomyśl, gdyby dziadek dowiedział się od Winslowa o naszym istnieniu, cały
plan mamy by upadł, a jeszcze by wywalił prawnika z posady. I co byśmy z tego mieli?
Choć niechętnie, w końcu przyznała mi rację. Udało mi się ją uspokoić, lecz czułem się
podle, bo wiedziałem, że ma rację.
Czas ciurkał powoli jak woda, skapująca z sopla. Nadeszła kolejna zima. Na poddaszu
znów było dla nas za chłodno. Dzień mijał za dniem. Razem z Cathy zajmowałem się
bliźniakami, a kiedy spały albo bawiły się same, kładliśmy się na starym materacu przy oknie
i czytaliśmy z siostrą książki, przyniesione przez mamę. Rozmawialiśmy o tym, co
przeczytaliśmy, ale też coraz częściej poruszaliśmy temat miłości. Jak to jest zakochać się
w innej osobie. Nie mogłem nie zauważyć gwałtownych zmian w Cathy – nie tylko w jej ciele,
ale i w sposobie, w jaki myślała o sobie, a także – tak, tak – o mnie. O zmianach, jakie zachodziły
również we mnie. Czułem, że moje myśli są zdrożne, ale nie umiałem nic na to poradzić. Zawsze
tak się działo, kiedy prowadziliśmy intymne rozmowy, coraz bardziej przenikające mnie
dreszczem oczekiwania, myślą o czymś coraz bliższym, lecz nieokreślonym.
Była taka cudowna, taka chętna do romansowania, spragniona miłości, jak wszystkie
dziewczyny w jej wieku. Lecz w przeciwieństwie do rówieśniczek została odcięta od ludzi,
szkoły, flirtów, randek, dziewczyńskich chichotów i innych rzeczy. Mnie też brakowało takiego
życia, choć nie chciałem się do tego przyznać. Współczułem Cathy bardziej niż sobie. Śmialiśmy
się i chichotaliśmy; przytulałem ją i całowałem jej policzki. I nagle poczułem, że coraz bardziej
mnie pociąga. Ciągle na nią patrzyłem, podziwiałem, jak wykształcają się jej piersi, smukleje
szyja, wydłużają nogi, zaokrąglają biodra.
W pewnym momencie odwzajemniła moje spojrzenie, a krew uderzyła mi do twarzy.
Odwróciłem się nerwowo i burknąłem, że cała ta gadka o romansach, wszystko, co piszą
w książkach, jest kompletną głupotą. To ją rozzłościło i oskarżyła mnie oraz cały rodzaj męski
o zakłamanie, bo przecież marzymy o romansach. I znów miała rację. Na moment puściły mi
hamulce i wylał się ze mnie cały żal. Mówiłem o beznadziei naszej sytuacji i bolesnej
świadomości, ile tracimy w tej niewoli. A teraz doszedł jeszcze jeden problem – musiałem
trzymać w ryzach moje budzące się męskie pragnienia, gdyż obowiązywał mnie zakaz, a do tego
piekielna babcia tylko czekała, żeby nas bezlitośnie ukarać. Tak perorowałem, aż Cathy
wyciągnęła rękę i dotknęła mnie tak miękko i łagodnie, że musiałem przestać.
– Rozumiem – powiedziała. – Wiem, czego ci brakuje.
Zmarszczyłem czoło. Skąd wiedziała? Z głupich romansideł? Na pocieszenie
zaproponowała, że mnie ostrzyże. I dodała, że kiedy odzyskamy wolność, dziewczyny będą za
mną szalały, bo jestem bardzo przystojny. Poszła po nożyczki, a potem zrobiła mi naprawdę
artystyczną fryzurę. Byłem w szoku, bo okazało się, że ma talent fryzjerski. Zażartowałem, że
zrobiła ze mnie księcia, i zaproponowałem, że teraz ja zajmę się jej włosami. Na to zaczęła
uciekać, a ja ganiałem ją po całym poddaszu, aż potknęła się i upadła. Okazało się, że się
skaleczyła. Szybko przyniosłem apteczkę. Kiedy dezynfekowałem i opatrywałem rankę, czułem
na sobie jej wzrok. Poczułem łzy wzbierające w moich oczach. To przeze mnie. Nie powinienem
był jej ganiać.
Cathy objęła dłońmi moją twarz, jak to kiedyś robiła mama, i przyciągnęła do siebie.
Zapewniła, że nie jestem niczemu winny. Przylgnąłem do niej i niechcący dotknąłem wargami jej
nagiej piersi. Oboje zamilkliśmy. Nie byłem w stanie dłużej się opierać. Pocałowałem sutek,
a Cathy aż podskoczyła, zdumiona własnym doznaniem. Ona też była na krawędzi
wytrzymałości. A jednak zamarłem, kiedy zapytała mnie, czy wiem, co dalej dzieje się pomiędzy
kobietą a mężczyzną. Przyznałem, że wiem, ale skłamałem, że tak daleko moja wyobraźnia nie
sięga. Wtedy spytała, czy uważam, że jest ładna. Cierpiałem jak nigdy dotąd, ale udawałem
opanowanego. Zapiąłem jej bluzkę, zapewniłem, że jest śliczna, i dodałem, że bracia nie patrzą
na siostry jak chłopcy na dziewczyny. Dla nich siostry są tylko siostrami. Aby uchronić się przed
dalszymi pokusami, ruszyłem do bliźniaków. Na schodach Cathy powiedziała coś, co mnie
zmroziło. Wyznała, że zastanawia się, czy naprawdę jesteśmy tak grzeszni, jak w opinii babci.
Wzdragałem się myśleć o tym w ten sposób, choć wewnętrzne głosy mówiły coś innego.
– Skoro tak sądzisz, pewnie tak jest, więc po co mnie pytasz? – odparłem ostro, więc już
nie poruszała tego tematu.
Tej nocy nie mogłem przestać myśleć o jej piersiach, sutkach, o muśnięciach jej warg na
mojej twarzy, o jedwabistej gładkości i gorącym, miękkim miejscu pomiędzy udami.
Odwróciłem się, żeby spojrzeć na nią, i napotkałem jej wzrok. Nie mogłem powstrzymać
uśmiechu. Ona też.
Kane przerwał czytanie i podniósł na mnie wzrok. Poczułam na policzkach gorący
rumieniec, zapewne taki sam jak u niego. Nie odezwał się słowem. Ja też milczałam. Powoli
zamknął notes i podszedł do kanapy. Klęknął, położył głowę na moich kolanach, po czym
powoli, jakby mój opór wyparował, rozsunął mi nogi i wsunął się tam, aby całować wnętrze
moich ud. Kurczowo chwyciłam powietrze i wygięłam się w łuk na posłaniu, bo jego usta
przylgnęły do mojego najtajniejszego miejsca i całowały je namiętnie. Czułam jego dłonie,
sunące w górę po udach, do bioder. Palce zahaczyły o majteczki i zaczęły je ściągać.
– Och, Kane – westchnęłam.
Przerwał i położył się obok mnie na kanapie. Balansowaliśmy na krawędzi Rio Grande.
– Czuję się dokładnie jak Christopher – powiedział. – Dla mnie jesteś jedyną dziewczyną
na świecie. Dałbym się zamknąć z tobą na poddaszu. Na lata.
Pocałowaliśmy się. Pozwoliłam, żeby mnie rozebrał, ale powstrzymałam go, kiedy sam
zaczął się rozbierać.
– Jeszcze nie – szepnęłam. – Jeszcze nie.
Niemal namacalnie czułam jego zawód, bo sama reagowałam podobnie. Leżeliśmy,
nasłuchując przyspieszonego bicia naszych serc. Kane znów zaczął mnie całować, z taką pasją,
że omal nie uległam.
– Nie, jeszcze nie – cudem zdołałam z siebie wydusić.
– Dlaczego? – zapytał.
– Cathy nie uległa.
– Ale… – Chciał powiedzieć: „Ty nie jesteś Cathy”, ale się powstrzymał. – Skąd wiesz,
że ulegnie?
– Po prostu wiem. – Choć wcale nie wiedziałam. Raczej czułam. I bałam się tego.
– Kristin, zrobisz to z kim zechcesz, ale możesz być pewna, że nikt nie będzie równie
troskliwy i czuły dla ciebie jak ja – odparł. – Wierzysz mi?
– Tak, ale… nie jestem jeszcze gotowa – wyznałam cicho. – Zrozum, Kane…
Położył mi palec na ustach i pocałował mnie.
– Dobrze – powiedział. – Choć wolałbym nie rozumieć.
Rozbawił mnie. Przylgnął twarzą do moich piersi i zamknął oczy. Wsunęłam mu palce we
włosy i też opuściłam powieki. Omal tak nie zasnęliśmy; na szczęście w pewnym momencie
ocknęłam się i zobaczyłam, że zbyt długo jesteśmy na poddaszu. Ubraliśmy się pospiesznie,
ustawiliśmy rzeczy, a potem schowaliśmy pamiętnik w moim pokoju.
– Jutro?
– Nie wiem. Dowiem się, jakie plany ma tata.
Kane poszedł do mojej łazienki i ochlapał sobie twarz zimną wodą. Przeczesałam włosy
i zeszliśmy do salonu. Usiedliśmy przed telewizorem, a po dwudziestu minutach wrócił tata.
Minę miał zadowoloną, chyba miło spędził czas. Poczułam ukłucie zazdrości.
– Hej, dziewczyny i chłopaki – powitał nas wesoło. – Jak wam smakowały resztki, Kane?
– Resztki? Myślałem, że to nowa potrawa! – zawołał ze śmiechem Kane.
Tata się uśmiechnął.
– Ależ bystry młody człowiek! Umie stąpać po śliskim lodzie.
– A ty miło spędziłeś czas? – spytałam.
– Bardzo. Laura odkryła nową restaurację. Kameralna, domowa, prowadzona przez
włoską rodzinę. Nazywa się Diana, od ich nazwiska. A jak wasze przyjęcie świąteczne, Kane?
– Jak zwykle, spęd smrodzinny – skomentował dosadnie Kane.
Tata zachichotał.
– Na pewno było fajnie. Kochanie, teraz was opuszczę. Muszę jeszcze przygotować parę
rzeczy na jutro.
– Na niedzielę? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Jadę na budowę pod Richmond. Chodzi o jakieś uzgodnienia w sprawie ukształtowania
terenu i Johnson prosił, bym zerknął na to przed poniedziałkiem. Domyślam się, że masz dużo
lekcji, więc zabieram Laurę, żeby dotrzymała mi towarzystwa. Ale niedzielne śniadanie zjemy
razem – zaznaczył.
Zerknęłam na Kane’a. Z trudem tłumił podekscytowanie. Zapowiadało się, że będziemy
mieli prawie cały dzień dla siebie.
– Oczywiście – przytaknęłam. – A w sprawie lekcji trafiłeś w dziesiątkę. Zostawiłam
wszystko na niedzielę.
– Proszę się nie martwić, panie Masterwood. Dopilnuję, żeby odrobiła. A potem
ugotowała coś dobrego.
– Łudzisz się, że uda ci się ją do czegoś zmusić? No to powodzenia! – Zaśmiał się tata.
Kane mu zawtórował, a ja z wysiłkiem przywołałam na twarz uśmiech. Uspokój się, moje
zazdrosne serce, upomniałam siebie. Pamiętaj, co mówiła ciocia Barbara. Twój ojciec również
ma potrzeby.
– Muszę lecieć – powiedział Kane i wstał. – Dobranoc, panie Masterwood.
– Dobrej nocy.
Odprowadziłam Kane’a do drzwi. Kiedy wyszliśmy, Kane ścisnął moją dłoń.
– Wspaniale – szepnął. – Może jutro skończymy pamiętnik!
– Może.
– Zadzwoń, kiedy twój tata wyjedzie – poprosił.
– Przyczaj się w pobliżu i wypatruj tego momentu – rzuciłam ironicznie.
– Niezłe – zachichotał, ale zaraz spoważniał. – Czekaj, to wcale nie jest takie głupie.
– Owszem, bardzo głupie. Jeśli on zobaczy cię, że czekasz… tak wcześnie…
– Dobra, dajmy temu spokój. W takim razie do jutra. – Pocałował mnie leciutko i przez
chwilę zwlekał z oderwaniem swoich ust od moich.
Patrzyłam, jak odjeżdża. Do jutra. Christopher i Cathy codziennie czekali na lepsze jutro.
Ale nie chciało nadejść. Podziwiałam, że tak długo zdołali przetrwać, słuchając pustych obietnic
matki i nie tracąc nadziei. Zachodziły w nich zmiany. Nie mogli kontaktować się ze światem
zewnętrznym, zgłębiali własną seksualność, odkrywali w sobie nieznane krainy. To wszystko nie
mogło się dobrze skończyć, zarówno dla nich, jak i dla młodszego rodzeństwa. Teraz i ja nie
mogłam się doczekać, kiedy pójdziemy z pamiętnikiem na poddasze. Najchętniej poczytałabym
już dzisiaj, sama, ale nie mogłam zawieść Kane’a.
W niedziele zwykle wstawałam wcześnie, kilka minut po tacie, ale tym razem zaspałam,
aż w końcu przyszedł mnie obudzić. Zapukał i wsunął głowę w szparę w drzwiach.
– Hej, śpiąca królewno, zapraszam na śniadanie. Robię twój ulubiony omlet.
– Och, która godzina? – Spojrzałam na zegarek. Sny, pomyślałam, wszystko przez te sny.
Utkane z wątków życia mojego i Cathy Dollanganger. W jednym z nich Laura Osterhouse
zakradła się do sypialni i wylała mi smołę na głowę. Kiedy usiadłam w przerażeniu na łóżku, już
jej nie było, a w drzwiach stał Kane. Sen był niezwykle realistyczny. Kane podszedł do mojego
łóżka, a ja zanurzyłam mu rękę we włosach. To mnie uspokoiło i we śnie zasnęłam na nowo.
– Zaraz zejdę – obiecałam, więc tata wrócił do kuchni. Wstałam i ubrałam się szybko.
Bardzo chciałam spędzić z nim czas przy śniadaniu, zanim odjedzie. Na dole wszystko już było
gotowe: świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i świeże bagietki z moją ulubioną galaretką
imbirową.
Niestety, nieufność wypełzła z ukrycia.
Czy tata jest tak wyjątkowo miły, bo czuje się winny z powodu rozwijającego się flirtu
z Laurą Osterhouse? A może są ze sobą blisko już od dawna? Ukrywał to przede mną, lecz
postanowił się ujawnić, kiedy zobaczył, że mój związek z Kane’em jest poważny? Czy za chwilę
usłyszę ważne wieści? Wodziłam za nim spojrzeniem, kiedy krzątał się po kuchni.
– Wszystko w porządku? – zapytał, kiedy zaczęłam jeść, powoli, jakbym nie miała
apetytu.
– Oczywiście. Powiedz, co ty dzisiaj właściwie zamierzasz?
– Po prostu dom jest już prawie gotowy, lecz nagle zarządzono zmiany, a to poważna
ingerencja w pierwotny plan.
– Mianowicie?
– Mamy zainstalować windę.
– Ale przecież nie chodzi o wieżowiec, tylko o jednokondygnacyjny dom!
– Liczba pięter nie ma znaczenia, bo i tak trzeba wpasować w budynek konstrukcję i szyb.
– Kto tak naprawdę ma tam zamieszkać? Wiesz coś?
Tata pokręcił głową i usiadł.
– Nie rozumiem. Jak możesz budować dom dla kogoś, kogo nie widziałeś na oczy? Nikt
niczego nie dogląda, a ty nie masz z kim się konsultować w razie wątpliwości. A przecież to
poważna inwestycja, reprezentacyjna posiadłość, prawda? Ciekawe, czy poprosili o dorobienie
windy, ponieważ ma tam zamieszkać starsza albo niesprawna osoba? Dziwne to wszystko.
Wzruszył ramionami.
– Kiedy zapytałem, powiedziano mi, że mam się tym nie zajmować, tylko skupić się na
pracy. W końcu robotnika w fabryce samochodów nie powinno interesować, kto będzie jeździł
autem, które zmontuje.
– Ale ty nie jesteś robotnikiem przy taśmie, tylko renomowanym budowniczym –
żachnęłam się.
– No i co z tego? Nie zrezygnuję ze zlecenia dlatego, że nie znam personaliów
pracodawcy. Zbuduję im taki dom, jaki chcą, i wręczę klucz temu, kto przyjdzie po odbiór.
A dalej to już nie mój interes. Pożegnam się z Foxworth Hall i zapomnę o nim. Może wreszcie
ludzie przestaną nas dręczyć pytaniami.
– Nie miałam pojęcia, że ty i mama mieliście nieprzyjemności z tego powodu.
– Twoja ciotka to straszna plotkara – zauważył.
– Szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej.
– Wiesz, że nie jestem gadatliwy. Słuchaj, nie wrócę dziś na kolację – oznajmił. –
W lodówce znajdziesz stek, kotlety z kurczaka i…
– Dam sobie radę. Dokąd się wybierasz?
– Jeszcze nie wiem. Stamtąd jest blisko do Richmond, gdzie mieszka mój stary kumpel,
jeszcze z marynarki. Już dawno zapraszali mnie z żoną.
– To miło.
– Ale jeśli zależy ci, żebym wrócił do domu, mogę…
– Tato, po prostu baw się dobrze i nie przejmuj się mną! Wkrótce i tak będę musiała sobie
radzić sama.
Kiwnął głową i szybko skończyliśmy śniadanie.
Powiedziałam, że sprzątnę stół i umyję naczynia.
– Mam nadzieję, że Laura jest już gotowa – mruknął. – Od dawna nie musiałem czekać,
aż kobieta się wyszykuje.
– Czekałeś na mnie – zauważyłam i od razu pożałowałam. – Na szczęście jesteś cierpliwy
jak pająk w sieci.
– I ona też pewnie to wie. Mogę wziąć twój samochód?
– Jasne, przecież mam teraz swojego szofera.
Tak jak Laura Osterhouse, chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. Znów to cholerne
ukłucie zazdrości, które przeszyło mi pierś. Mimo to uśmiechnęłam się promiennie do taty
i uścisnęłam go, życząc miłego dnia.
– I jeśli jeszcze raz będziesz się o mnie martwił, to… – zaczęłam ostrzegawczo.
Uniósł ramiona w geście kapitulacji.
– Sam założę sobie knebel – obiecał i wyszedł.
Szczęk zamykanych drzwi sprawił, że w oczach zakręciły mi się łzy.
Czas przyspieszył i przyszłość zbliżała się wielkimi krokami. Tata coraz częściej rzucał
uwagi na temat syndromu pustego gniazda, który pojawia się, kiedy dzieci dorastają i wyfruwają
z domu. Może ze mną było coś nie tak, ale w przeciwieństwie do rówieśników wcale nie
spieszyłam się do dorosłego życia – pewnie dlatego, że kiedy oni mieli rozkoszne dzieciństwo, ja
musiałam dorosnąć w przyspieszonym tempie. Im bliżej zakończenia szkoły, tym mocniej
narastał we mnie konflikt odczuć. Będziemy świętowali maturę i gratulowali sobie nawzajem
wyzwolenia z kajdan rodzicielskiej dominacji i tych zasad, które czyniły z nas niesfornych
smarkaczy. Z drugiej strony wiedziałam, że w trakcie tego całego świętowania każdy z nas
doświadczy choć jednej chwili smutku, że porzuca bezpowrotnie bezpieczne dzieciństwo, by
wypłynąć na szerokie wody dorosłości. I pewnie większość nie pokaże nic po sobie. Tylko że ja
byłam świadoma takiego momentu o wiele wcześniej niż moi rówieśnicy, gdyż śmierć mamy
i życie z samotnym ojcem sprawiły, że przedwcześnie dojrzałam i kroczyłam inną drogą.
Tak się zamyśliłam, że straciłam poczucie czasu. Dopiero telefon Kane’a przywrócił mnie
do rzeczywistości.
– Co słychać? – zapytał.
– Możesz przyjechać.
– Już lecę.
Odłożyłam słuchawkę i zerknęłam na górę, w stronę poddasza, gdzie opowieść
Christophera Dollangangera pilnie domagała się zakończenia. Instynktownie wzdragałam się
przed dociekaniem, co będzie, kiedy czytanie się skończy, i ogarniał mnie lęk przed spełnieniem
się scenariuszy, które przewidywałam.
Jednym z nich było przekonanie, że wbrew opinii mojego ojca Foxworth Hall nie
odejdzie tak łatwo w niepamięć.
Jeszcze nie teraz.
Kane dotarł do mnie w rekordowo krótkim czasie.
– Mamy cały dzień – oznajmiłam z zadowoleniem i poinformowałam go o planach taty. –
Nie musimy się spieszyć.
– Fajnie. Odwołam parę ważnych spotkań – odparł ze śmiechem, kiedy szliśmy do
mojego pokoju.
Uznałam, że od razu powiem mu o zmianach w domu w Foxworth. Wyjęłam dziennik
i usiadłam na łóżku.
– Co się stało?
– Kolejna tajemnica.
Kane usiadł koło mnie.
– Serio? Jaka?
– Chodzi o nowy dom, który mój tata buduje na miejscu starego Foxworth Hall. Okazało
się, że człowiek, który go zatrudnił, nie jest tym, który ma zamieszkać w nowym domu.
Formalnie właścicielem posiadłości jest jakiś fundusz albo coś w tym rodzaju. Niedawno wyszło
na jaw, że naprawdę stoi za tym wszystkim pewien człowiek – psychiatra, który zajmował się
Corrine Dollanganger, kiedy trafiła do kliniki po pożarze pierwszego domu.
– Wiesz to od taty?
– Tak. Ale nic więcej nie wie i nie stara się dowiedzieć.
– W dzienniku nie znajdziemy odpowiedzi, prawda?
– Raczej nie.
Skinął głową i wstał. Ja wciąż się wahałam.
– Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze?
– Nie.
Wiedział, co myślę.
– Powinniśmy czytać tam – rzekł. – Tu jest zbyt…
– Zbyt miło i domowo – dokończyłam.
Przytaknął ruchem głowy.
– Okay. – Poszliśmy razem na poddasze.
– Kiepsko spałem tej nocy – wyznał Kane, kiedy rozgościliśmy się na poddaszu: on na
fotelu, a ja na rozłożonej kanapie.
– Jakieś sny?
– Owszem. Głównie ty mi się śnisz. Tak jak Christopher śnił głównie o Cathy.
– Ciekawe, czy śniłbyś o mnie, gdyby nie dziennik? – spytałam.
Pytanie wyraźnie go zaskoczyło. Widać było, że taka myśl nie przyszła mu nigdy do
głowy. Uśmiechnął się.
– Oczywiście, Kristin. Przecież wiesz, że myślałem tylko o tobie, zanim jeszcze
zaczęliśmy czytanie.
– Zgrabnie z tego wybrnąłeś – pochwaliłam go.
– Choć muszę przyznać, że dzięki lekturze moje sny stały się o wiele bardziej wyraziste
i fantazyjne – przyznał.
– Mam nadzieję, że choć czasami jestem w nich ubrana?
– Tajemnica.
Położyłam się i zamknęłam powieki. Zawsze tak ostatnio robiłam, kiedy czytał. Przed
oczami wyobraźni rozgrywał się film z poddasza.
Kane otworzył dziennik i nabrał powietrza niczym pływak, który daje nura w głębinę.
Cathy ciągle opowiadała mi swoje sny – głównie koszmary, w których występuje babcia
czy matka. Mnie też dręczyły zmory senne, ale wolałem jak najszybciej o nich zapomnieć.
Wiedziałem, że już długo nie wytrzymamy, więc pewnego dnia obiecałem siostrze, że
uciekniemy całą czwórką. Moja obietnica ożywiła Cathy i napełniła ją nową nadzieją.
Podkreślałem, że musimy zachować plan w tajemnicy, a nawet stworzyć swoistą zasłonę dymną,
czyli zachowywać się tak, aby mama uwierzyła, że doceniamy wszystko, co dla nas robi.
I udawać, iż wierzymy w jej obietnice.
Pierwszym problemem był klucz – potrzebowaliśmy takiego, który otwierałby nie tylko
drzwi naszego pokoju, ale i pozostałe drzwi, czyli klucza uniwersalnego. Pewnego dnia w czasie
wizyty mamy Cathy zagadała ją pytaniami o jej bale, kreacje, biżuterię i tym podobne. Ja w tym
czasie wyjąłem klucz z zamka, poszedłem z nim do łazienki i wykonałem odcisk w mydle. Całe
trzy dni zajęło mi dorobienie klucza z drewna, ale osiągnąłem cel.
Musiałem jednak ostudzić entuzjazm Cathy. Uświadomiłem jej, że samo posiadanie
klucza nie wystarczy. Potrzebujemy pieniędzy na podróż i przeżycie pierwszego okresu
wolności. Był tylko jeden sposób, żeby je uzyskać. Przez całą zimę zakradałem się do pokojów
mamy i podbierałem drobne z kieszeni Barta Winslowa, a czasami nawet z portfela, jeśli zostawił
go na wierzchu. Chciałem uzbierać jak największą sumę, przynajmniej pięćset dolarów. Cathy
oczywiście się niecierpliwiła. Ciągle przeliczała nasze zasoby i za każdym razem twierdziła, że
już wystarczy. Moim zdaniem wciąż było za mało i musiałem ją przekonać, że podróżując
z małymi dziećmi, musimy mieć lepsze zabezpieczenie finansowe. Dziwne, ale babcia zaczęła
teraz bardziej o nas dbać. Przynosiła więcej jedzenia i od czasu do czasu pojawiały się słodycze,
jak cukierki czy ciastka. Cathy nadal się niecierpliwiła, więc w końcu zabrałem ją na wyprawę po
pieniądze. Pomyślałem, że w ten sposób się czymś zajmie i przy okazji obejrzy ten wspaniały
dom, tak wielki, że zmieściłyby się w nim trzy takie domki jak nasz w Gladstone. Chciałem
zwłaszcza, by przekonała się, jak wygląda sypialnia mamy.
Ciekaw byłem jej reakcji. Niech zobaczy suknie, biżuterię i łabędzie łoże. Niech widzi,
w jakich warunkach żyje mama, podczas gdy my, wyrzuceni na poddasze niczym niepotrzebne
graty, musimy się tłoczyć we czwórkę w pokoju cztery razy mniejszym od jej sypialni. Kiedy
Cathy zobaczyła ten przepych, oczy omal nie wyszły jej z orbit. Pomacała cudownie miękki
materac łoża, po czym przeszła do garderoby.
– Tu jest więcej ubrań niż w domu towarowym! – zawołała.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem szukać pieniędzy, szperając w szufladach
i w kieszeniach ubrań. Tymczasem Cathy dorwała się do kosmetyków mamy i zaczęła się
malować jak dawniej, w naszym domu w Gladstone. Ja intensywnie szukałem forsy, nie
pogardziłem nawet bilonem.
Kiedy znów na nią spojrzałem, miała na sobie jeden z maminych biustonoszy i wypchała
go chusteczkami. Do tego założyła szpilki i obwiesiła się przesadną ilością biżuterii.
– Zdejmij to natychmiast! – nakazałem. – Wyglądasz jak ladacznica. Idiotycznie!
Radość uleciała z niej jak z przekłutego balonu, ale posłusznie się rozebrała.
– I odłóż to na miejsce, aby nikt się nie domyślił, że tu byliśmy. To bardzo ważne, Cathy.
Nie patrzyłem, co robi, bo musiałem dalej szukać pieniędzy, ale kiedy znów na nią
spojrzałem, siedziała z nosem w książce. Zaszedłem ją z tyłu i spojrzałem na tytuł. To była
książka o seksie, z rysunkami par uprawiających seks w różnych pozycjach, a nawet grupowo.
Na moment zabrakło mi tchu i nie mogłem oderwać wzroku od tych stron. Cathy zorientowała
się, że za nią stoję, i się odwróciła.
– Musimy iść – powiedziałem. – Odłóż to na miejsce.
Nie odpowiedziała, ja także już się nie odzywałem. Wziąłem ją za rękę i szybko
wyprowadziłem z pokoju, a potem powiodłem przez korytarze, aż do naszej malutkiej sypialni.
– Chris, ale książka…
– Zapomnij o niej – uciąłem. – Połóż maluchy i wykąp się.
Zajęła się bliźniakami. Umyła je i położyła spać, a potem sama weszła do łazienki.
Czekałem, tłumiąc rozedrganie, w jakie wpadło moje ciało po obejrzeniu tych zmysłowych
obrazków. Nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje tyle pozycji seksualnych, a wspomnienie
kobiet ze sterczącymi piersiami, o wąskich kibiciach i zmysłowych biodrach, spowodowało
szybsze bicie mojego serca. Czułem, że moje podniecenie narasta, i kiedy Cathy wyłoniła się
wreszcie z łazienki, taka śliczna, zgrabna i zmysłowa, z uwodzicielsko rozchylonym
szlafroczkiem, zacząłem się obawiać kompromitacji. Teraz, po obejrzeniu tych instruktażowych
obrazków, była znacznie bardziej uświadomiona. Usiadła na krawędzi mojego łóżka
i rozczesywała włosy, a ja odwróciłem się od niej, usiłując policzyć do dziesięciu – raz i jeszcze
wiele razy. W końcu zerwałem się i pospieszyłem do łazienki. Tam musiałem sobie ulżyć, nie
miałem innego wyjścia, lecz obawiałem się, że zaraz podniecę się na nowo i Cathy to zauważy.
Kiedy wyszedłem z łazienki, wciąż rozczesywała włosy. Unikałem jej spojrzenia, dopóki nie
położyłem się do łóżka. Dziwnie na mnie patrzyła. Mój umysł był wirem myśli i obrazów, ale ich
wypadkowa była dziwnie prosta – pragnąłem po prostu położyć się przy niej, czuć jej ciało przy
swoim ciele. Może…
Znów się podnieciłem.
– Dobranoc – powiedziałem szybko. Odwróciliśmy się do siebie plecami. Modliłem się,
żeby sen nadszedł jak najszybciej.
– Czy mam ci mówić, ile razy przeżywałem to samo, od kiedy jesteśmy razem? – zapytał
Kane, unosząc wzrok znad pamiętnika.
– Nie – odparłam szybko. – Nic nie mów. Czytaj dalej – poprosiłam.
Roześmiał się.
– Tak, szefowo. – Patrzył na mnie jeszcze chwilę, po czym znów pochylił głowę nad
pamiętnikiem.
Celowo udawałam zniecierpliwienie i oschłość, aby nie widział, jaka jestem na siebie zła.
Poza moją przyjaciółką Suzette, którą zawsze uważałam za wyzwoloną, żadna z nas otwarcie się
nie przyznała do podniecenia seksualnego, zwłaszcza że zachowywałyśmy się raczej niewinnie –
na przykład gadałyśmy i chichotałyśmy w korytarzu, jednocześnie łowiąc spojrzenia chłopców.
Tymczasem Suzette opowiadała o swoich orgazmach, które przeżywała co chwila, na przykład
chodząc w przyciasnych dżinsach, uciskających ją w kroczu. Większość dziewczyn słuchała jej
z rozbawieniem, a także z powątpiewaniem. Niektóre – jak ja – zastanawiały się, czy coś jest
z nami nie tak i czy przypadkiem nie jesteśmy oziębłe. Korciło mnie, by zapytać o to ciotkę
Barbarę, ale się nie ośmieliłam.
Suzette przysięgała, że podsłuchała rozmowę swojej matki i jej przyjaciółki, które
wyznawały sobie, że do orgazmu wystarczy im samo patrzenie na zdjęcia męskich modeli. Kyra
powiedziała mi, że matka Suzette jest „nieco luzacka”, ale kiedy ją poznałam, wcale nie
odniosłam takiego wrażenia. Przeciwnie, o ile wiem, odnosiła się krytycznie do zachowania
córki, do jej wyzywającego stylu i późnych powrotów do domu. Powiedziałam o tym Kyrze, lecz
pokręciła głową, przekonana o swojej racji.
– Och, przyganiał kocioł garnkowi – rzuciła. – Ta jej matka nie jest lepsza.
– To samo odnosi się do ciebie – odparowałam i obraziła się na mnie.
Kiedy zaczęłam czytać dziennik, jeszcze samotnie, z ekscytacją myślałam, że odkryję tam
sekrety rodu Foxworthów i wreszcie oddzielę prawdę od plotek. Nie miałam wtedy pojęcia, że
pamiętnik Christophera pobudzi moje zmysły. Wydawało się, że o losach dzieci na poddaszu
powiedziano wszystko, ale nikomu nie przyszło do głowy, że pomiędzy bratem a siostrą mogło
do czegoś dojść. Ani ich matka, ani babcia nie wspominały o tym nikomu. Nie domyśliły się tego
całe plotkarskie pokolenia, gdyż prawda została zamknięta w dzienniku.
Chłopcy chętnie przyczepiają łatwym dziewczynom, pokroju Suzette, etykietkę
nimfomanek. Takiej łatki później trudno się pozbyć. Przylgnie do człowieka jak plama i nie da
się wywabić aż do końca szkoły. Znałam dziewczyny, które miały taką reputację, a po szkole
poszły na studia lub do pracy i zostały w naszych stronach. Mogłam sobie wyobrazić, w jakim
strachu musiały żyć – zwłaszcza kiedy wyszły za mąż za kogoś z innego stanu, kto nie znał ich
przeszłości. Mogły w każdej chwili spotkać któregoś ze szkolnych kolegów – przecież nie
wszyscy wyjechali – i drżeć, czy nie zaczną robić min i szeptać za plecami jej męża: „Twoja
żona była popularna w szkole, wszyscy koledzy ją znali”. Niejeden związek się przez to rozsypał.
Dziewczyny zawsze miały gorzej. Chłopcy, którzy zyskali sławę doświadczonych
zdobywców i ogierów, byli podziwiani i otwarcie im zazdroszczono. Chodzili w glorii chwały,
z dumnie wypiętą piersią, imponując młodszym dziewczynom, wpatrzonym w nich jak
w obrazek. Obiecali, że wprowadzą je w kuszący świat zmysłów, o którym dotąd nie miały
pojęcia. I nikt tego nie potępiał; przeciwnie – uważano, że tak powinno być i wszystko jest
w porządku. Niechby jednak dziewczyna śmiała zaproponować coś podobnego chłopakowi!
Zostałaby natychmiast odsądzona od czci i wiary.
W tym świetle można było przypuszczać, że jeśli cokolwiek zdrożnego zaszło pomiędzy
rodzeństwem, zapewne postarali się uciec jak najdalej i zmienili nazwiska. Przypomniał mi się
moment, kiedy byłam z tatą w Charley’s i jeden z budowlańców opowiedział niewybredny żarcik
o jakimś miejscowym prostaku. Miałam wtedy niespełna dziesięć lat i nie rozumiałam, czemu
tata ostro go ofuknął za opowiadanie takich rzeczy przy dziecku. Teraz rozumiałam. W tym
dowcipie kmiot przedstawiał komuś swoją żonę słowami: „Poznaj moją żonę i siostrę”.
Ha, ha, towarzystwo rechotało, ale tata był wściekły.
– Tu jest moja córka – warknął.
Dawno nie widziałam go w takiej furii. Koleś aż się cofnął, mamrocząc coś pod nosem.
Zaraz po tym wróciliśmy do domu, a kiedy w drodze zapytałam tatę, co się stało, wyjaśnił: „Po
prostu obnażył swoją głupotę”, ale ja wciąż nic nie rozumiałam.
– Słuchasz? – zapytał Kane.
Musiałam się zamyślić.
– Oczywiście, czytaj dalej – poprosiłam. – Zamieniam się w słuch.
Parę dni później nagle źle się poczułem. Byłem słaby i męczyły mnie mdłości – do tego
stopnia, że nie byłem w stanie jak zwykle wymknąć się na wyprawę po pieniądze. Martwiło mnie
to, bo ogromnie tych pieniędzy potrzebowaliśmy. Nie podobał mi się też stan bliźniaków. Były
dziwnie otępiałe, apatyczne, dużo spały i nie miały ochoty na zabawę. Musiałem poprosić Cathy,
żeby poszła sama. Początkowo nie chciała, gdyż niepokoił ją mój stan, ale zapewniłem, że może
mnie śmiało zostawić. Pod jej nieobecność chciałem spokojnie zastanowić się nad swoimi
objawami i postawić diagnozę. Na odchodnym upomniałem ją, żeby uważała i nie dała się
złapać. Odeszła niechętnie, a kiedy wróciła, zauważyłem, że coś ją dręczy.
– Ile masz? – spytałem.
– Nic, ani centa.
Coś poszło nie tak, ale byłem zbyt słaby i zmęczony, aby dopytywać. Cathy chciała być
przy mnie, czuwać nade mną i tulić mnie czule, ale ostrzegłem ją, żeby uważała, gdyż w każdej
chwili może wejść babcia. Z ociąganiem położyła się na drugim łóżku.
Czas płynął powoli i wizja ucieczki boleśnie się odsuwała, gdyż ciągle mieliśmy za mało
pieniędzy. Nie mogliśmy podbierać za dużo naraz, by nie wzbudzić podejrzeń, zwłaszcza babci.
Gdyby nasze nielegalne wyprawy się wydały, nie skończyłoby się na chłoście. Kara z pewnością
byłaby znacznie surowsza, tego mogłem być pewien.
Znów nastało lato i Cathy przypomniała, że już trzeci rok jesteśmy w niewoli. Stan
bliźniaków się pogarszał. Nasilały się ataki mdłości; dzieci były osowiałe, nie miały apetytu
i przestały rosnąć.
– Patrz – powiedział nagle Kane, obracając ku mnie dziennik, żebym zobaczyła. – Pusta
strona. Dziwne.
– Może odwrócił za szybko i nie zauważył – zbagatelizowałam.
Kane pokręcił głową.
– Nie sądzę. Christopher jest perfekcjonistą.
– Co w takim razie mogło się stać?
– Może postanowił już nie pisać.
Zamarłam. A jeśli Kane ma rację? Co mogłoby sprawić, że Christopher postanowił
zakończyć dziennik? I czy dlatego zamknął swój dziennik w metalowej kasetce, a potem ukrył,
zamiast zabrać go ze sobą, gdy uciekł? Skoro nie zamierzał brać pamiętnika ze sobą, powinien go
raczej zniszczyć. A jeśli pragnął, aby te zapiski znaleziono po wielu, wielu latach? Nie
przewidział też pożaru, który odsłoni fundamenty.
– Może powinniśmy przestać czytać, Kane?
– Byłabyś w stanie?
– Od początku miałam wrażenie, że mój tata wie znacznie więcej i dlatego wolałby,
żebym nie czytała pamiętnika. Coś w tym jest. Lepiej jest nie tykać pewnych rzeczy.
– Może kiedyś, ale dzisiaj? Malcolm Foxworth i jego żona nie żyją, a Corrine pewnie
dalej siedzi w psychiatryku – odparł Kane. – Gdybyśmy dostarczyli ten pamiętnik prokuratorowi,
powiedziałby zapewne: „Szkoda mojego czasu, sprawa jest przedawniona”.
– Brr… – Otoczyłam się ramionami, pocierając się dłońmi. – Chyba mam dreszcze.
Kane zerwał się i usiadł koło mnie. Zaczął pocierać mi ramiona i plecy, żeby mnie
rozgrzać, a potem obsypał gorącymi pocałunkami moje czoło i policzki.
– To nie są dreszcze z zimna, Kane. Chodzi o chłód w moim wnętrzu – wyznałam.
– Weź głęboki oddech i wyluzuj – poradził.
– Po prostu nagle zaczęłam się bać o nas oboje – odparłam.
Uśmiechnął się.
– Kristin, to tylko trochę zapisanego papieru. Dlaczego ma się stać coś strasznego tylko
dlatego, że czytamy dziennik i z całej duszy współczujemy jego bohaterom? Nie istnieje coś
takiego jak klątwa, więc nie powinnaś zachowywać się jak ci głupcy, którzy jeżdżą do Foxworth
w Halloween, żeby przeżyć dreszcz emocji.
– Gdybyśmy nie czytali dziennika, nie wyznałbyś mi swojej tajemnicy, prawda?
– I co z tego?
– Tu nie chodzi o zwykły, zapisany notes. To osobista, dramatyczna opowieść
o strasznym losie rodzeństwa, w której jest coś, co przyprawia o dreszcze.
– Cokolwiek czujesz, promieniuje z ciebie, z głębi ciebie, a nie z pamiętnika. I bez niego
prędzej czy później bym ci się zwierzył, ponieważ ci ufam i zależy mi na tobie bardziej niż na
jakiejkolwiek innej dziewczynie. Z drugiej strony ten pamiętnik jest magiczny, gdyż zbliżył nas
do siebie, i mam nadzieję, że zbliży jeszcze bardziej. Dlatego musimy dalej czytać. Christopher
na pewno by tego chciał.
Spojrzałam mu w oczy. Tak, chyba ma rację, pomyślałam. W milczeniu kiwnęłam głową.
Uśmiechnął się i pocałował mnie, a potem znów objął i tulił przez parę minut. Wreszcie wstał
i wrócił na fotel.
Wiedziałam, że odtąd, ilekroć spojrzę na ten fotel, będę wspominała te dni, jego głos
i losy Dollangangerów. Tata miał rację. Przedmioty, meble, pamiątki z czasem zaczynają żyć
własnym życiem i stają się czymś więcej niż drewnem, metalem, plastikiem czy papierem. Nie
zasługują na zsyłkę na śmietnisko albo odrzucenie w kąt. Powiedział kiedyś: „Nie chcemy
rozstawać się z rzeczami, które dostaliśmy i które dzieliliśmy z ukochanymi osobami, bo nie
chcemy umrzeć”.
Umierasz po trochu za każdym razem, kiedy coś porzucasz, niszczysz, zostawiasz za
sobą. Dlatego uparcie trzymał się swojej starej ciężarówki i krytykował ludzi, którzy budowali
domy z myślą o wynajmie lub sprzedaży. Dla niego dom był nie tylko miejscem do mieszkania.
Tu biło serce rodziny, tu wciąż unosiły się aromaty ulubionych potraw, rozbrzmiewały głosy
i śmiechy, a czasem szloch i łzy.
– Kiedy przeprowadzamy się do domu, w który mieszkali inni, wchodzimy w ich kapcie,
nawet jeśli zrobimy kosztowny remont – powiedział mi kiedyś.
– Ale sami również coś wnosimy, prawda?
– Zapewne. Ale robi się tłoczno.
Pomyślałam wtedy, że mój tata jest naprawdę wyjątkowy.
Nabrałam powietrza. Podobnie uczynił Kane, kiedy otworzył dziennik. Przewrócił pustą
stronę i kontynuował czytanie.
Książka o seksie uparcie tkwiła w moich myślach. Ile razy wyprawiałem się po pieniądze,
ciągnęło mnie, żeby znów zobaczyć tamte ilustracje. Przyznałem się do tego Cathy i opisałem jej,
jak omal nie wpadłem w czasie ostatniej wizyty w sypialni mamy i co tam usłyszałem. Zdałem
sobie sprawę, co mama naprawdę zrobiła i jak niewiele brakowało do wpadki.
Oglądałem ilustracje z pozycjami seksualnymi, kiedy usłyszałem głosy i zrozumiałem, że
nadchodzi mama ze swoim nowym mężem. Było już za późno, żeby uciec, więc ukryłem się
w szafie. Słyszałem stamtąd, jak Bart Winslow narzeka, że giną mu pieniądze. O kradzież
obwiniał służbę. Mama niezbyt się tym przejęła. Potem kłócili się, czy mają iść do teatru, czy
zostać. Na szczęście dla mnie mama wygrała, lecz wtedy Bart Winslow opowiedział jej swój sen.
– Jaki sen? – spytała Cathy.
Winslow wyznał, że śniła mu się młoda dziewczyna o złotych włosach, która wślizguje
się do ich sypialni i we śnie całuje go w usta. Podejrzewałem, że mówi o Cathy. Mina siostry
potwierdziła moje przypuszczenia.
Wpadłem w furię. Jak mogła narazić się na takie ryzyko? Uważała go za przystojnego
i nie potrafiła mu się oprzeć? Wiedziałem, że jest sfrustrowana, ale chociaż ja też byłem, nie
robiłem głupot. Nie miała nic do powiedzenia na swoją obronę.
Szybko dokończyłem opowieść. Mama zaczęła ponaglać Barta i zaraz wyszli. A potem
odwróciłem się od siostry i bez pożegnania wsunąłem się pod kołdrę. Długo nie mogłem się
uspokoić. Wreszcie ochłonąłem na tyle, żeby spojrzeć w kierunku drugiego łóżka. Było puste.
Cathy swoim zwyczajem siedziała przy oknie wpatrzona w księżyc.
Cicho wstałem z łóżka i obserwowałem ją przez chwilę. Księżycowy blask podkreślał
zarys jej piersi, płaskiego brzucha i ud, widocznych pod cienkim materiałem koszuli nocnej.
Cathy wyczuła moją obecność i odwróciła ku mnie głowę – zmysłowa i spokojna, kusząca mnie
swoją nową, niewinną urodą. Powiedziałem, że pięknie wygląda, gdy siedzi tak na tle okna
w nocnym blasku, jakby kąpała się w nim, naga. Nie zrobiła ruchu, żeby się zasłonić.
Przez chwilę zapomniałem, że jest moją młodszą siostrą Cathy i pomyślałem o niej jako
ponętnej młodej nimfie, kusicielce, która jest tak pewna swojego uroku, że ośmiela się podkraść
do śpiącego mężczyzny i całować jego usta, popychana pragnieniem zaspokojenia rozbudzonych
potrzeb seksualnych. A czy ja nie mam takich potrzeb? Nagle moją głowę wypełniła jedna,
natrętna, powtarzająca się myśl, że Cathy była gotowa oddać się Bartowi Winslowowi, gdyby
obudził się i jej zapragnął. I posiadłby ją na tym cholernym łabędzim łożu, a wtedy zaznałaby
miłości innego mężczyzny – nie mojej!
Narastała we mnie wściekłość. Istnieje jeden sposób pokazania jej, że błądzi. Jednym
skokiem znalazłem się przy Cathy, chwyciłem ją i wykrzyczałem jej w twarz, że podjęła
niepotrzebne ryzyko i łasiła się do obcego faceta. Że jest tylko moja na zawsze, a jeśli nie wierzy,
to zaraz się przekona. Muszę przyznać, że zupełnie straciłem kontrolę nad sobą. Cisnąłem ją na
łóżko. Przez moment się opierała, ale dość słabo, po czym nagle zaprzestała walki.
Odwzajemniła mój pocałunek i przyjęła mnie w siebie. Ponieważ oboje byliśmy prawiczkami,
spodziewałem się, że może nie być ani łatwo, ani przyjemnie. I tak też było, ale nie zamierzałem
przerwać tego, co zacząłem. Cathy tłumiła krzyk, ale trzymała mnie mocno, jakby się bała, że się
wycofam. Parłem coraz głębiej, czując, jak jej paznokcie wbijają się w moje barki.
Jesteśmy przeklęci.
Nasza piekielna babcia miała rację.
Jesteśmy diabelskim pomiotem.
Kane z wolna opuścił pamiętnik na kolana. Patrzył przed siebie. Było tak cicho, że
słyszeliśmy daleki odgłos samochodowego klaksonu. Brzmiał dziwnie smutno i nostalgicznie,
jak gęganie gęsi lecących w kluczu.
Oboje lubiliśmy i podziwialiśmy Christophera Dollangangera, który opowiadał nam
swoją historię. Chociaż nie mogliśmy zrozumieć jego wyrozumiałości dla własnej matki i ślepej
wiary w jej obietnice, zasługiwał na podziw za wysiłki, które podejmował, aby zapewnić spokój
i bezpieczeństwo rodzeństwu. Nie myślał o sobie, lecz o nich oraz ich przyszłości. Od początku
rozumiał, w jak rozpaczliwym położeniu znalazła się cała czwórka. Kochał swojego ojca, ale
miał do niego żal, że nie zadbał o zabezpieczenie losu rodziny i w konsekwencji skazał ich na
koszmarną niewolę w Foxworth Hall. Sceptycyzm Cathy okazał się w praktyce bardziej słuszny
niż bezkrytyczna postawa Chrisa wobec matki.
Choć Kane zdawał się być w takim samym szoku jak ja po przeczytaniu tego fragmentu,
podejrzewałam, że tego się spodziewał. Mogłabym na niego nakrzyczeć, gdyby to przyniosło mi
ulgę. Wyrzucać mu, że nie posłuchał, kiedy ostrzegałam go przed tą pustą stroną, i prosiłam, by
skończyć czytanie. Zakopać gdzieś ten pamiętnik. Ale w głębi serca czułam, że muszę wiedzieć,
co było dalej.
Nie rwaliśmy się do rozmowy. Po dłuższej ciszy Kane wreszcie zwrócił się do mnie.
– Chce mi się pić – oznajmił. – Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą picia.
Spojrzałam na zegarek.
– Powinniśmy też zjeść lunch.
Kiwnął głową. Żadne z nas nie chciało przyznać, że nie jesteśmy aż tak głodni, ale
potrzebowaliśmy przerwy. Kane wstał.
– Zostawię go tutaj – powiedział.
Odłożył dziennik na fotel i opuściliśmy poddasze.
W milczeniu zeszliśmy na dół. Żadne nie wiedziało, jak podjąć rozmowę, o którą nam
chodziło. Zamiast tego paplałam o tym, co przygotować, i w końcu ustaliliśmy, że zrobię grzanki
z serem i pomidorami. Kane obserwował, jak sprawnie kroję pomidora w sposób, jakiego
nauczył mnie kiedyś tata. Po chwili wyszedł do salonu i dopóki nie podałam jedzenia na stół, stał
przy oknie i gapił się na ulicę. Nie odwrócił się, kiedy podeszłam, by powiedzieć, że grzanki są
gotowe. Wciąż patrzył w dal.
– Mój tata niecierpliwie wypatruje zimy – wyznał, nie patrząc na mnie. – Jest świetnym
narciarzem. Moja siostra też. Ja jeżdżę sprawnie, ale nie mam fioła na tym punkcie. Mama
uwielbia wyjeżdżać do modnych kurortów narciarskich i siedzieć przy kominku, popijając
ulubione cosmopolitany. Oczywiście ma wspaniałe kreacje na wszystkie okazje, białe futerka
i botki, które nie dotknęły śniegu. Tata zabrał całą rodzinę na narty, kiedy miałem sześć lat.
Od razu wynajął dla mnie instruktora na dziecięcym stoczku, a sam pognał na wyciągi. Wtedy
jeszcze dzieliłem pokój z siostrą, choć oczywiście mieliśmy osobne łóżka. Narzekała na to, ale
ojciec nie widział powodu, by wydawać pieniądze na osobne pokoje dla sześciolatków.
– Zgodziłeś się mieszkać w tym samym pokoju z siostrą?
Odwrócił się do mnie szybko. Myślałam, że powie coś nieprzyjemnego, ale sprawiał
raczej wrażenie, jakby moje pytanie dało mu do myślenia.
– Nie miałem nic przeciwko temu. Zapewne w tamtych czasach byliśmy bardziej sobie
bliscy niż teraz. Rozumiesz, kiedy masz sześć lat, brzydzisz się ściskać siostrę, ale teraz, kiedy
się ściskamy, jestem o wiele bardziej świadomy jej urody. Ale… zmuszasz mnie do analizy
swoich uczuć.
– Ja?
– Albo Christopher. A ty jeździsz na nartach? – zapytał, wyraźnie pragnąc zmienić temat.
Ja też wolałam to zrobić. Te myśli były dla mnie zbyt przytłaczające.
– Nie. Mój tata woli plażę i kąpiele w oceanie. Dawniej spędzaliśmy długie weekendy
w Virginia Beach. Tata mówi, że ma za dużo ruchu w pracy i woli wypoczywać w domu.
– W to akurat wierzę.
– Grzanki stygną.
Poszedł za mną do kuchni. Nalałam nam mleka czekoladowego. Usiedliśmy przy
kuchennym stole i zaczęliśmy jeść.
– Co tam dodałaś, że są takie pyszne? – Oblizał się ze smakiem.
– Plasterek awokado zamiast masła. Według przepisu taty.
– Miałby coś przeciwko temu, gdybym wprowadził się do was? – zapytał z uśmiechem.
– Raczej nie, ale pod warunkiem że trzymałbyś wachtę w kuchni.
– Och, zapomniałem, że on służył w marynarce.
– Owszem. Ale nie ma tatuaży.
Zjedliśmy grzanki, ale żadne nie wstało. Znów zapadła krępująca cisza.
– Zawsze panował nad sobą, kiedy byli ze sobą sam na sam – zaczęłam wreszcie. –
Do niczego by nie doszło, gdyby nie stracił kontroli.
– Nie winię go za to – odparł Kane. – I nie jestem zgorszony. Po prostu trochę
zszokowany. I nie mam ochoty wchodzić w głębokie psychologiczne analizy. Stało się i już. Ich
rozwój fizyczny i seksualny przypadł w złym miejscu i w złym czasie. Co oczywiście ich nie
tłumaczy – dodał skwapliwie.
– Myślisz, że to ich zniszczyło?
– Wcześniej wiele przeszli, więc mogło tak być.
– Ich rodzice popełnili kazirodztwo, a oni powtórzyli ten grzech. Babcia twierdzi, że zło
się dziedziczy.
– Dziwisz się? Ona wierzy w grzech pierworodny i obarcza nim mężczyznę, choć to nie
Adam spaprał sprawę w Raju, tylko pani Adamowa.
Wreszcie zdołałam się uśmiechnąć.
– Jasne. Wy, chłopcy, jesteście ofiarami od samego zarania dziejów – powiedziałam
i wzięłam się do sprzątania stołu.
– Musimy dokończyć czytanie jeszcze dzisiaj, Kristin – oznajmił z naciskiem Kane. – Bo
jeśli tego nie zrobimy, żadne z nas nie będzie w stanie zasnąć.
– Wiem. – Przytaknęłam i spojrzałam na zegar.
– Powinniśmy zdążyć.
– Dobra, idę się umyć. Spotkamy się na górze.
Szybko opłukałam naczynia i włożyłam je do zmywarki, a potem poszłam na górę do
swojej łazienki. Narastała we mnie niecierpliwość, nie byłam w stanie dokładnie powiedzieć,
dlaczego tak się dzieje, ale miałam chyba potrzebę pokazania Cathy i Christopherowi, że ich
rozumiem i nie potępiam. Wchodząc na strych, ubrana jedynie w przezroczystą nocną koszulę,
myślałam, że Kane myśli podobnie.
Z drugiej strony wiedziałam, że nie jest to jedyny powód, dla którego zdecydowałam się
na ten krok.
Coś musi w tym być, że dziewczyna w pewnym momencie mówi: „Już czas”; że
przychodzi moment, w którym można powtórzyć za poetą: „Układ gwiazd jest idealny”. Kiedy
zaczynasz chodzić z chłopakiem, dobrze wiesz, że dla niego w każdym, nawet drobnym
pocałunku, w uścisku trzymających się dłoni kryje się możliwość, która dla ciebie nie jest
najważniejsza. We wszystkich powieściach, jakie czytałam, zwłaszcza dziewiętnastowiecznych
i wczesnych dwudziestowiecznych, dziewczętom nawet nie wypadało myśleć tyle i tak często
o seksie, przynajmniej do ślubu. W niektórych książkach czasów wiktoriańskich kobiety były
przedstawiane jako istoty właściwie aseksualne.
Zasada, że młoda dziewczyna powinna wszędzie chodzić z przyzwoitką, sugerowała,
moim zdaniem, obawę, że gdyby przyzwoitek nie było, panienki szybko i zapewne ochoczo
zeszłyby na złą drogę. Przyzwoitka miała nie tylko zważać na zachowania mężczyzn. Tajemnicą
poliszynela było, że dziewczęta nie marzyły o niczym innym, wyłącznie o utracie cnoty.
Przypomniał mi się dowcip, opowiadany kiedyś w telewizji przez komika, który
wspominał swoją młodość i podglądanie rodziców w łóżku. Dla chłopczyka czy dziewczynki
sama myśl o seksie była „be”. Jak części ciała, które służą do siusiania, mogą dostarczać nam
przyjemności? Facet wspominał, że myślał wtedy: „Może tata, ale mama… nigdy w życiu!”.
Doprawdy, szkoda, że dorośli, podzielający fałszywe przekonanie, że dziewczyny w tych
sprawach myślą inaczej, nie mogli przez chwilę, jak niewidzialne duchy, pobyć z uczennicami
w szkolnych toaletach albo w szatniach. Szybko musieliby zrewidować swoje poglądy.
W tym momencie odsunęłam wszelkie wątpliwości i wahania. Może po fakcie znajdę
powody, żeby go usprawiedliwić. Choć wiedziałam, że jeden będzie najważniejszy – kocham
Kane’a jak nikogo na świecie i ufam, że on też mnie kocha. Głupia, romantyczna wymówka?
Możliwe, ale skuteczna, przynajmniej w tej chwili. Kolejnym powodem, który stał wysoko
w hierarchii moich usprawiedliwień, była obawa, że mogłabym „przekroczyć Rio Grande”
z kimś znacznie mniej dla mnie ważnym. Wystarczyło na przykład, że na imprezie za dużo bym
wypiła albo uległa presji własnego ciała, aby ponosić potem konsekwencje przez całe życie. Nie
pozwolę na to, Kristin Masterwood, powiedziałam sobie twardo. Masz szansę nie dopuścić do
takiego rozwoju wydarzeń.
Poza tym ten czas były wyjątkowy. Mnie i Kane’a łączyło bardzo wiele, coraz więcej.
Odkryliśmy przed sobą tajemnice, których nie znał nikt inny i których nikomu nie zamierzaliśmy
zdradzić, nawet naszym bliskim. Ten cud sprawił dziennik Christophera. Przebywaliśmy
w naszym świecie na poddaszu jak w mydlanej bańce i gotowi byliśmy zrobić krok dalej, by na
zawsze porzucić fantazje, które towarzyszyły nam od dzieciństwa. Teraz mieliśmy spojrzeć na
świat innymi oczami, jak to zrobili nasi poprzednicy.
Niemal namacalnie czułam, że podnoszę małą dziewczynkę w swoim wnętrzu, która
czepia mi się szyi, i stanowczo odsuwam ją od siebie. Wyciągnęłam rękę do Kane’a. Ujął moją
dłoń i zbliżył się do mnie bardzo powoli, jakby stąpał po wąskiej skalnej półce, oddzielającej
przepaście. W jego oczach pojawił się czujny błysk. Zatrzymał się przede mną i równie powoli
i uważnie zaczął się rozbierać, jakby się bał, że jednym zbyt szybkim ruchem może zniszczyć
nastrój chwili. On też nie chciał, byśmy później żałowali. Na szczęście byliśmy myślącymi
i uważnymi kochankami. Dobrze wiedzieliśmy, jakich szkód może narobić nieokiełznana,
zwierzęca żądza. Nie zamierzaliśmy wchodzić na tę drogę.
Wiedzieliśmy, że te chwile zapamiętamy na zawsze, więc celebrowaliśmy nasze
zbliżenie, poruszając się jak w zwolnionym tempie; każdy pocałunek był dopracowany niczym
dzieło sztuki, każde dotknięcie strategicznie przemyślane. Nie było tu miejsca na pośpiech,
rozedrganie, improwizację. Jeszcze nie. Aby później nie mieć wątpliwości, że zrobiliśmy ten
krok pod wpływem impulsu, gnani ślepą żądzą, byle jak, w pośpiechu. Takie postępowanie nie
miałoby nic wspólnego z naszymi prawdziwymi uczuciami.
Pamiętam, jak myślałam, że dziewczyny pokroju Suzette nigdy nie przeżyją równie
pięknych momentów, a ich życie zostanie przez to zubożone. Nie poznają miłości od tej strony,
nawet jeśli z czasem kogoś pokochają. Ja byłam pewna, że odtąd ideałem miłości będą dla mnie
te chwile z Kane’em.
Najdelikatniej, najsubtelniej, jak się dało, budowaliśmy swoje zbliżenie i podsycaliśmy
zmysłowe doznania. Aż wreszcie „przekroczyliśmy Rio Grande”, bezpiecznie, gdyż Kane założył
prezerwatywę. Nie było już we mnie małej dziewczynki. Przejście na drugą stronę odbyło się
prawie bez bólu. Rozkoszna ekscytacja raz po raz wzbierała falą od moich piersi, poprzez szyję,
do policzków, rozpalonych jak w gorączce. Krzycząc z radości, mimo woli pomyślałam, że
Cathy Dollanganger nie poznała całego jej piękna. Dla niej ten moment był szalonym skokiem,
który wyrwał ją z dzieciństwa.
Łzy ciekły mi po policzkach. Kane scałowywał je i tulił mnie mocno, dopóki nie
przestałam drżeć. Milczeliśmy. Są takie momenty w życiu człowieka, których nie ma ochoty
roztrząsać ani analizować. Po prostu są i już. Nie kuś sumienia, myślałam. Nie mierz siebie cudzą
miarą dobra i zła. Jeśli czujesz, że coś jest dobre, takie właśnie jest dla ciebie. Nie warto więcej
o tym myśleć. Trzeba wierzyć w siebie i w swoje szczęście.
Kane ubrał się niespiesznie i usiadł w swoim fotelu. Kiedy popatrzył na mnie
z dziennikiem w rękach, pomyślałam, że może to wszystko mi się uroiło, może było tylko snem.
Uśmiechnął się i przyłożył rękę do serca. Poprawiłam koszulę i wyciągnęłam się na kanapie.
Wróćmy tam, pomyślałam. Czytaj.
Po tym wyszliśmy na dach i przeprosiłem Cathy, ale moje słowa brzmiały mało
przekonująco. Te przeprosiny były potrzebne przede wszystkim mnie, a nie jej. Kompletna utrata
kontroli nad sobą była dla mnie szokiem. A przecież zawsze chciałem być rozważnym młodym
człowiekiem. Jakąż arogancję wykazałem, myśląc, że zawsze będę potrafił kontrolować swoje
emocje, uczucia, ciało. Cathy na pewno też w to wierzyła, co jeszcze spotęgowało moje poczucie
winy. Brzydziły mnie nawet moje przeprosiny. Zapewniłem Cathy, że nie zajdzie w ciążę, choć
wcale nie byłem tego pewny. Przysięgałem, że to, co się stało, nigdy już się nie powtórzy, choć
w głębi duszy obawiałem się, że się mylę i dopóki będziemy w tej niewoli, nie przestaniemy
lgnąć do siebie. Był już wrzesień. Powinniśmy uciec przed nastaniem zimy. Udało nam się
zebrać prawie czterysta dolarów i szacowałem, że jeśli ukradniemy jeszcze biżuterię mamy,
wystarczy na nowe życie. Postanowiłem, że gdy wyrwiemy się na wolność i gdzieś się osiedlimy,
zajmę się najpierw zdrowiem bliźniaków. To był też jeden z powodów uzasadniających pośpiech.
Był listopadowy poranek. Wzięliśmy torby, żeby przynieść łup z pokoju mamy, gdyż
powiedziała nam, że wyjeżdża na parę dni. Zima nadchodziła wielkimi krokami i lada chwila
mógł spaść śnieg. Byłem gotowy na wszystko, ale w tym momencie zdarzyło się coś strasznego.
Cory poczuł się bardzo, bardzo źle. Dostał gwałtownych torsji i bałem się, że się
odwodni. Z początku podejrzewałem zatrucie żywnością, może skwaszonym mlekiem albo
mięsem. Wreszcie, kiedy biedak nie miał już czym wymiotować, zasnął zmordowany pomiędzy
Carrie i Cathy. Czuwałem całą noc. Rano wcale nie było z nim lepiej – przeciwnie, stan okazał
się poważniejszy, niż myślałem. Kiedy babcia przyniosła jedzenie, Cathy poinformowała ją, że
nasz braciszek jest bardzo chory. Babcia wysłuchała i wyszła bez słowa. Już chciałem wybiec
z pokoju, by wezwać mamę, ryzykując, że wyda się sprawa z kluczem, kiedy nagle babcia
wróciła. Za nią weszła mama.
Cory oddychał z trudem, był cały rozpalony. Mama cofnęła się na jego widok i szepnęła
coś do babci. Cathy wpadła w histerię i zaczęła na nią wrzeszczeć. Mama uderzyła ją, a wtedy
Cathy, ku mojemu zaskoczeniu, oddała jej. Przeraziłem się, że teraz babcia ją skatuje, ale ona
uśmiechnęła się tylko, jakby ten incydent dowodził, że jesteśmy diabelskimi dziećmi, a nasza
mama zasłużyła sobie na takie traktowanie. Odciągnąłem Cathy na bok i błagałem, żeby się
uspokoiła. Nie chciała. Wciąż wrzeszczała na mamę i poprzysięgła jej zemstę.
Babcia Olivia znów mnie zaskoczyła, bowiem powiedziała mamie, że Cathy ma rację
i Cory musi trafić do szpitala. Obie wyszły i wróciły dopiero wieczorem, kiedy służba poszła
spać. Cory był w bardzo złym stanie. Moim zdaniem zapadał już w śpiączkę. Kiedy mama
zawijała go w kocyk, Carrie rozpaczliwie krzyczała. Uspokoiła się, dopiero kiedy Cathy
zapewniła, że może pojechać z mamą do szpitala i zostać z Corym. Próbowałem przekonać
mamę, że jest to dobry pomysł, gdyż Cory jest bardzo związany z Cathy, lecz tylko pokręciła
głową i zabrała dziecko. Oczywiście zamknięto nas na klucz.
Tej nocy wszyscy troje zasnęliśmy przytuleni do siebie, pełni lęku o zdrowie naszego
braciszka i własny los.
Jak mam opisać, co było dalej? Siedzę i nie potrafię znaleźć słów. Ręka tak mi drży, że
nie mogę pisać. Myśli mi się mącą. Jakbym rozsypywał się w środku, jakby moje ciało
wywracało się na nice. Teraz Cathy wygląda, jakby była pogrążona w śpiączce. Tuli Carrie, jak
gdyby Carrie była zrobioną z powietrza, bezcielesną lalką.
Najlepiej będzie, jeśli opiszę suche fakty i nic więcej.
Mama i babcia wróciły.
Mama powiedziała, że umieściła Cory’ego w szpitalu. Pod innym nazwiskiem. Udawała,
że jest jej kuzynem.
Powiedziała, że zdiagnozowano ciężkie zapalenie płuc.
Powiedziała, że zmarł.
Że było za późno na ratunek.
Mój braciszek umarł.
Zapytałem o pogrzeb, a ona oznajmiła, że już się odbył.
Cory odszedł na zawsze.
Na tym skończyła i wyszła razem z babcią.
Piszę to wszystko na chłodno, bo bardzo się boję, że się rozkleję, a wtedy nie będę już
w stanie napisać słowa.
Z upiorną pewnością pojąłem, jaki los nas czeka. Carrie nie przeżyje długo bez Cory’ego.
Czytałem o systemie odpornościowym człowieka, który może się załamać pod wpływem
długotrwałego stresu, a wtedy wystarczy byle zarazek albo wirus, żeby zaatakowała choroba.
Wyjaśniłem to Cathy, ale sprawiała wrażenie kogoś, kto nie rozumie, co się do niego mówi.
Powiedziałem jej też, że wkrótce po raz ostatni wyjdę, by poszukać czegoś
wartościowego, a potem uciekniemy. Muszę tylko wyczekiwać momentu, kiedy mamy na pewno
nie będzie w sypialni. Z drugiej strony nie mogłem sobie wyobrazić, że mama wybierze się na
jakieś przyjęcie lub bal tuż po śmierci syna.
Wreszcie nadeszła odpowiednia chwila. Poprosiłem Cathy, by szykowała się do ucieczki,
a ja w tym czasie ostatni raz wyruszę na poszukiwania. Maleńka iskierka nadziei, która pojawiła
się w jej oczach, dodała mi sił.
Doznałem szoku, kiedy wślizgnąłem się do sypialni mamy. Nie było jej, ale nie dlatego,
że wyszła na noc lub wyjechała na kilka dni. Wyglądało na to, że opuściła to miejsce na zawsze.
Jej toaletka była pusta, podobnie jak szuflady i szafy. Zostało w nich tylko parę
bezwartościowych drobiazgów, ale nie dałem za wygraną. W garderobie wisiało futro z rysia, za
duże i za ciężkie dla nas. Zostało jeszcze kilka szuflad, więc zajrzałem do nich. Zmartwiałem na
widok zdjęcia taty, obok którego leżał pierścionek zaręczynowy mamy i jej ślubna obrączka.
Miały swoją wartość, więc je zabrałem. Nie miałem skrupułów. Czemu miałbym je mieć, skoro
mama porzuciła je na pastwę losu? Czyżby pragnęła odciąć się od przeszłości? A może domyśliła
się, że okradamy ją i Barta, więc zostawiła nam to rozmyślnie? Och, jak śmieszna i żałosna była
moja gasnąca już nadzieja, że mama wciąż nas kocha. Czy to już ostatnie podrygi mojej
synowskiej miłości, która jeszcze niedawno wydawała mi się wieczna? Otrząsnąłem się z tych
myśli.
Za mało zebraliśmy. Podjąłem więc ryzyko i zakradłem się do sypialni babki. Drzwi
zastałem lekko uchylone. Zajrzałem ostrożnie do środka i zobaczyłem, że babcia siedzi na łóżku,
a jej głowa jest kompletnie łysa. Znienawidzone przez nas włosy okazały się peruką! Wyglądała
odrażająco. W rękach trzymała Biblię. Słyszałem, jak prosi Boga, by wybaczył jej grzechy
i wziął pod uwagę, że cokolwiek zrobiła, robiła to dla Niego. Zawsze wydawała mi się szalona,
ale teraz przeszła samą siebie. Budziła moje współczucie, a jednocześnie nienawiść.
Coraz bardziej zatroskany naszymi zbyt skromnymi zasobami, śmiało zakradłem się do
salonu pod rotundą i dalej, do biblioteki. Tam stało biurko, które mogło należeć do dziadka.
Wstąpiła we mnie nowa nadzieja. A nuż znajdę w szufladach jakieś pieniądze? Moją uwagę
przyciągnął sprzęt medyczny, nieczynny i zabezpieczony osłonami, oraz puste szpitalne łóżko, na
którym leżał tylko goły materac. Dziwne, pomyślałem, ale nie zdążyłem się rozejrzeć, bo
dobiegły mnie obce głosy, więc błyskawicznie zanurkowałem pod kanapę. Weszła para
służących. Mimo woli słyszałem ich rozmowę.
Kiedy piszę te słowa, gardło mi się ściska i brakuje mi tchu. Muszę pisać szybko, żeby jak
najprędzej wyrzucić to z siebie.
O tym, co usłyszałem, zanim ta parka zaczęła uprawiać seks na kanapie, tuż nad moją
głową.
Nasz dziadek nie żyje. Nie żyje od prawie roku!
Przed śmiercią zapisał wszystko naszej mamie, a ona nie przybiegła do nas z tą nowiną
i nie poprowadziła nas w nowe, szczęśliwe życie.
Służący wspomnieli jeszcze o akcji babci na poddaszu. Postanowiła wytruć grasujące tam
stada myszy z pomocą arszeniku, białej substancji podobnej do cukru pudru. I nagle
z przerażeniem skojarzyłem, że ostatnimi czasy przynosiła nam pączki posypane cukrem,
którymi się zajadaliśmy, a zwłaszcza Cory.
Kiedy wróciłem i powiedziałem o tym Cathy, oniemiała. Musiałem jednak sprawdzić, czy
to wszystko jest prawdą. Nakarmiłem oswojoną mysz Cory’ego okruszkami z pączka i, zgodnie
z moimi przypuszczeniami, gryzoń zdechł.
Czy mama wiedziała, że jemy zatrute ciastka, które powoli nas zabijają, tak jak zabiły
Cory’ego? Skazała nas na cierpienie w tym więzieniu o rok za długo i godziła się na naszą
śmierć!
Postanowiłem, że uciekniemy następnego ranka. Ustalaliśmy szczegóły, gdy pojawiła się
babcia. Cathy obawiała się, że zaczęła coś podejrzewać. Ale Olivia zostawiła nam jedzenie
i wyszła, zamykając drzwi. Nie mieliśmy czasu myśleć o niej. Najważniejsza była ucieczka.
Postanowiliśmy zabrać w plastikowej torebce próbki zatrutych pączków wraz z martwą myszą.
Gdyby złapała nas policja, opowiedzielibyśmy swoją historię i przedstawili dowody.
A jednak, wbrew wszystkiemu, jakąś cząstką siebie nadal wierzyłem, że istnieje
przekonujące wyjaśnienie tego, co mama nam zrobiła czy też pozwalała, żeby nam robiono.
Nienawidziłem siebie za czepianie się tej głupiej nadziei. Zasypiałem pełen złości, że zachowuję
się jak mały chłopiec, kiedy powinienem stać się mężczyzną i przyjąć do wiadomości straszną
prawdę, że nasza rodzona matka dba wyłącznie o siebie, my jej nie obchodzimy.
Plan ograniczał się do wyjścia z domu i dotarcia na stację. Dalej nasza wyobraźnia nie
sięgała. Pociąg miał nas po prostu wywieźć jak najdalej od tego miejsca i tego koszmaru,
ku niejasnej, lecz świetlanej przyszłości, w której będziemy zdrowi i szczęśliwi, w której spełnią
się nasze marzenia. A kiedy już to się stanie, nasze przeżycia z dnia na dzień będą blakły, aż
staną się zatartym wspomnieniem, które można pogrzebać głęboko w pamięci i udawać, że to był
jedynie zły sen. Musieliśmy pogodzić się z faktem, że mama dla nas umarła, tak jak tata. Ale czy
potrafię? A Cathy?
Spałem bardzo krótko. Teraz Cathy ubiera Carrie, a ja kreślę ostatnie zdania swojego
dziennika. Zaraz schowam go do metalowej kasetki. Widzę, że zamyka się automatycznie
w momencie, w którym zatrzaśnie się wieko. Nigdzie nie znalazłem klucza.
Piszę te słowa, wiedząc, że dziennik nie należy już do mnie, tylko do tego poddasza.
Tak jak należała do niego czwórka dzieci, które ufały i miały nadzieję. I trójka, która
ocalała.
Kane zamknął dziennik. Płakaliśmy oboje.
Objął mnie i tuliliśmy się przez chwilę na kanapie.
A potem wstaliśmy w milczeniu, poukładaliśmy rzeczy na strychu i wyszliśmy stamtąd.
Cicho zamknęłam za nami drzwi. Miałam świadomość, że to miejsce na zawsze już będzie dla
mnie inne. Pomyślałam, że za jakiś czas przejrzę ubrania mamy i może zostawię sobie kilka, na
pewno tamtą wieczorową sukienkę, a w sprawie reszty namówię tatę, żeby trafiła do organizacji
dobroczynnej.
Zrozumiałam, że czas rozstać się z rzeczami, które przypominają o mamie. Muszę
przekonać tatę, że na zawsze pozostanie ona w naszej pamięci i rekwizyty wspomnień są już
zbędne. Czułam, że tym razem przyzna mi rację. Zapewne sam myślał podobnie, czekał tylko, aż
ja będę gotowa.
– Spróbujmy dzisiaj być razem jak najdłużej – powiedział Kane, kiedy wchodziliśmy do
mojego pokoju. – Pojedziemy do jakiegoś lokalu, gdzie jest fajna muzyka i ruch. Proszę – dodał
błagalnie. – Mówiłaś, że twój tata nie wróci na kolację.
– Dobrze.
Ja też nie chciałam być dzisiaj sama.
Myłam się, ubierałam i czesałam, cały czas myśląc o dzienniku. Obiecałam tacie, że
oddam mu notes, kiedy skończę czytać. Nie miałam pojęcia, czy go zniszczy, czy schowa, żadna
z tych opcji mi się nie podobała.
Gdzie jest teraz miejsce dziennika Christophera?
Na pewno nie w moim pokoju.
Nie przypuszczałam, że najbliższe tygodnie przyniosą odpowiedź.
1 William Szekspir, Hamlet, przekład Józefa Paszkowskiego.
EPILOG
Wszyscy w szkole myśleli już tylko o przerwie świątecznej. Szkoda mi było nauczycieli.
Im bliżej do Gwiazdki, tym trudniej im było skupić naszą uwagę na temacie lekcji. Podczas
przerw korytarze bardziej niż zwykle tętniły gwarem i ruchem. Wielu uczniów z mojej klasy
wybierało się na ferie na Florydę lub w inne ciepłe miejsca, ale większość spędzała rodzinne
święta w Charlottesville. Nauczyciele też nie mogli się doczekać ferii i swojego tradycyjnego
balu. Ludzie chętniej niż zwykle otwierali serca dla potrzebujących, a różnej maści grzesznicy
mogli liczyć na wybaczenie i odpuszczenie win.
Wszystkie moje przyjaciółki, a zwłaszcza Suzette, zauważyły moją większą zażyłość
z Kane’em. Świadczyły o tym wymowne objawy, jak trzymanie się za ręce i siadanie obok siebie
przy każdej okazji. Szeptaliśmy i dotykaliśmy się czule. Potajemnie wymienialiśmy szybkie
pocałunki. Najchętniej w ogóle byśmy się nie rozstawali.
Oczywiście to Suzette pierwsza zasugerowała, że „przekroczyłam Rio Grande”. Reszta
dziewczyn czekała w napięciu, aż to potwierdzę. Nie musiałam nic robić ani mówić. Moje
milczenie wystarczyło, aby pojawiły się zazdrosne uśmieszki. Dziewczyny wyczuły, że połączyło
nas głębokie, prawdziwe uczucie. Tak silne, że przestaliśmy się bać końca szkoły i początku
nowej, studenckiej epoki, choć przecież niejeden szkolny romans nie wytrzymał rozłąki.
Z drugiej strony fascynowała mnie przyszłość. I wiedziałam, że wspólne przeżycia, które nas
połączyły, mają wielką siłę.
Bardziej zazdrosne przyjaciółki nie omieszkały mi przypomnieć o zagrożeniu. Co chwila
słyszałam: „Kane pozna mnóstwo nowych dziewczyn, a ty wielu nowych chłopaków”.
– Też mi groźba. – Wzruszyłam ramionami, aby nie dać im satysfakcji.
Pomimo tylu zmian i emocji egzaminy zdałam śpiewająco, wyprzedzając o parę długości
Theresę Flowman. Tym samym stałam się główną kandydatką do wygłoszenia pożegnalnego
przemówienia w imieniu wszystkich absolwentów. Musiałabym zrobić coś naprawdę strasznego,
żeby to zepsuć. W zasadzie była tylko jedna rzecz, która potrafiła mnie wytrącić z równowagi –
rosnące zaangażowanie taty w związek z Laurą Osterhouse. Spotykali się często i wiele razy
gościła u nas na kolacji. Rozmawiałam o tym przez telefon z ciotką Barbarą i dzięki jej pomocy
stopniowo zaczęłam się oswajać z myślą, że w życiu mojego taty pojawiła się inna kobieta.
Z czasem zaczęliśmy wychodzić we trójkę, a raz tata nawet zażartował, aby zaprosić
Kane’a i umówić się na podwójną randkę.
Codziennie czekałam, że tata zapyta mnie o dziennik, lecz, o dziwo, nie pytał. Może
uznał, że lektura mnie znudziła, i postanowił nie budzić licha. Od czasu do czasu Kane wracał do
tego tematu. Kręciłam wtedy głową.
Budowa nowego Foxworth postępowała wielkimi krokami. Z zewnątrz budynek był już
gotowy, w środku trwały prace wykończeniowe. Tata idealnie zaplanował ten etap przed
pierwszym śniegiem. Był teraz znacznie bardziej zapracowany i jeszcze więcej czasu poświęcał
budowie. Mówił też, że zamierza powiększyć firmę i konsultował się z księgowymi, prawnikami,
a także prowadził rozmowy z dwoma inwestorami. Widziałam, że Laura bardzo mu w tym
pomaga. Z zapałem omawiali różne opcje i pomysły. W życiu obojga pojawiły się nowe
perspektywy. W tej sytuacji moja zazdrość byłaby wręcz niestosowna. Zresztą, dziennik
Christophera nauczył mnie, że trzeba się cieszyć radością tych, których kochamy, nawet jeśli nie
dzielimy z nimi tej radości. Prawdziwa miłość oznacza nadzieję, że ukochana osoba będzie
szczęśliwa nie tylko z tobą, ale również bez ciebie.
W ostatni weekend przed feriami tata zadzwonił do mnie z budowy i poprosił, żebym
przejrzała dla niego papiery, które poprzedniego dnia zostawił na biurku. Miałam podać mu
sumę, na którą opiewała faktura za płytki podłogowe. Przytrzymywałam słuchawkę ramieniem,
grzebiąc w stosie papierów, aż znalazłam właściwy dokument i podałam mu kwotę.
Gdy układałam papiery w porządny stosik, zauważyłam napisany ręcznie list. Była to
pojedyncza kartka, ale od razu zrobiłam się czujna, gdyż nadawcą okazał się doktor West.
W krótkim tekście przypominał, że dla przyszłego mieszkańca tego domu bardzo istotna jest
sprawa podjazdów, które „mają prowadzić do wszystkich drzwi wejściowych, nie tylko od
frontu”. Ponieważ wcześniej nakazano zamontowanie windy na piętro, wywnioskowałam, że
tajemniczy właściciel musi być człowiekiem niepełnosprawnym, poruszającym się na wózku
inwalidzkim. A potem zauważyłam jeszcze jeden interesujący szczegół – dopisek „CC: William
Anderson z małżonką” pod podpisem doktora Westa.
Pochyliłam się nad biurkiem ojca i jeszcze raz przejrzałam pocztę. Po chwili znalazłam
kolejny list od doktora Westa, tym razem bardziej oficjalny, z firmowym nagłówkiem. Jak się
okazało, miał gabinet w Richmond. Kiedy zjawił się Kane, opowiedziałam mu o wszystkim.
– Co to może znaczyć? – zapytał, marszcząc czoło. – Że dom jest budowany dla tego
lekarza, a nie dla Arthura Johnsona, który pojawił się na początku? Albo dla członka jego
rodziny?
– Nie wiem, ale miałeś rację co do Arthura Johnsona. Od początku nie był właścicielem.
Powiedziałam mu o niedawnym odkryciu taty, z którego wynikało, że właściciel nowego
Foxworth Hall jest powiązany z funduszem hedgingowym, zarządzanym przez Arthura Johnsona.
Tyle wiedzieliśmy. Posiadłość i teren wokół domu miały diametralnie się różnić od dawnego
Foxworth Hall, więc ani tata, ani ja nie zgłębialiśmy tej sprawy. Kane wiedział, jak bardzo mój
ojciec pragnął zepchnąć w niepamięć wspomnienie o Foxworth Hall. Opowiedziałam mu, jak tata
został przedstawiony doktorowi Westowi, i wspólnie doszliśmy do wniosku, że musiał to być ten
sam psychiatra, który opiekował się Corrine w klinice, do której trafiła po pierwszym pożarze.
– Tata od razu coś podejrzewał, gdyż doktor West znał rozkład i wygląd pierwszego
Foxworth Hall. Być może Corrine opisywała mu dom podczas terapii.
– Rozumiem. Według ciebie West jest prawdziwym właścicielem?
– Nie. Inicjały CC pod jego podpisem świadczą, że i on działa w czyimś imieniu… tego
Williama Andersona.
– Czekaj… ale dlaczego tak się tym interesujemy? – spytał Kane.
– Może to nie jest prawdziwe nazwisko?
– Masz kogoś na myśli?
– A jeśli Christopher junior postanowił wrócić do Charlottesville? Może w wyniku
jakiegoś wypadku porusza się na wózku?
Kane popatrzył na mnie wielkimi oczami.
– Sądzisz, że to prawdopodobne?
– Nie wiem, ale musimy sprawdzić – odparłam. – Tatę od początku irytowały te
niedomówienia dotyczące tożsamości prawdziwego kupca i prawdziwego właściciela. Pomyśl,
ile trudu musiano sobie zadać, żeby ukryć ich nazwisko. Najpierw wydaje się, że za całą
inwestycją stoi Arthur Johnson. Taki był przeciek do prasy. I niby wszystko się zgadza – facet
jest bogaty, interesuje się budową, dyskutuje o planach. Potem mój tata odkrywa, że stoi za nim
fundusz hedgingowy, a jego zarządca trzyma się w cieniu. I oto nagle, kiedy wszystko zmierza
ku końcowi, pojawiają się nowe decyzje i poprawki do planu. A na scenę wchodzi doktor West,
z którym od tej pory tata musi ustalić montaż windy i ramp podjazdowych. Przy czym, żeby
jeszcze bardziej zamotać sprawę, do gry wchodzi nowa postać… ten Anderson.
Kane zadumał się na dłuższą chwilę, po czym wreszcie skinął głową.
– Co teraz? – zapytał.
– Nie powiem nic tacie, jak się domyślasz. We wtorek są ostatnie lekcje przed feriami,
wtedy zaczniemy działać. Proponuję wycieczkę do Richmond. Sprawdzimy doktora Westa.
– Wątpię, abyśmy czegoś się od niego dowiedzieli. Za to z pewnością wygada twojemu
tacie, że byliśmy u niego – stwierdził Kane.
– Trudno, zaryzykujemy. Jeśli teraz powiem ojcu, prawdopodobnie wyda zakaz
zajmowania się tą sprawą, a wtedy będę musiała wyznać, co wyczytałam w dzienniku razem
z tobą.
Znów się zastanowił, a potem obdarzył mnie tym swoim olśniewającym, firmowym
uśmiechem Kane’a Hilla i nieodłącznym wzruszeniem ramion.
– Mam pomysł – oświadczył. – Udasz pacjentkę, wtedy nawiążesz z nim bezpośredni
kontakt – dodał ze śmiechem, ale zaraz zamilkł, widząc moją minę. – Dobra, inaczej. Zjawimy
się tam razem. Wiem, że to zwariowany pomysł, ale… może my naprawdę potrzebujemy
psychiatry?
– Jednak…
– Nie, Kristin. Zrobimy to razem. Za daleko już zaszliśmy. Musimy zgłębić tę historię do
końca.
Byłam tym wszystkim strasznie przejęta, poza tym gryzło mnie poczucie winy, że
dopuściłam kogoś do dziennika wbrew zakazowi taty. Bałam się, że wyczyta zdradę z mojej
miny i zacznie mi zadawać niewygodne pytania. Chciałabym tego uniknąć. Postanowiłam, że we
wtorek po szkole po prostu pojadę do Richmond, a dopiero potem wszystko tacie opowiem.
Na szczęście był bardzo zajęty zarówno budową, jak i Laurą. W pośpiechu wspomniał coś
o planach na Boże Narodzenie i wizycie cioci Barbary. Mało tego, okazało się, że wujek Tommy,
który wybierał się na Karaiby, do willi swojego producenta filmowego, najprawdopodobniej
zajrzy do nas po drodze. Od razu oznajmiłam, że oddam mu na jedną noc swoją sypialnię, aby
nie musiał spać na kanapie w salonie, ale tata dodał ze śmiechem, że Tommy przywiezie swoją
najnowszą hollywoodzką przyjaciółkę, więc zatrzymają się w hotelu w Charlottesville. Był tak
podekscytowany i radosny, jakim nie widziałam go od lat.
A ja miałam go wkrótce dobić swoim wyznaniem.
Uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy od znalezienia dziennika w ruinach Foxworth
Hall wynoszę go z domu. Kane przyjechał po mnie rano i ukryliśmy notes pod przednim
siedzeniem auta. Martwiłam się o niego na wszystkich lekcjach, jak gdybym zostawiła tam
portfel i ktoś mógł się włamać do samochodu. Usiłowałam cieszyć się świętami i feriami, by nie
wyróżniać się z tłumu, ale nie mogłam się doczekać, kiedy wyjedziemy z Kane’em na autostradę
do Richmond. Serce biło mi szybciej, ilekroć spoglądałam na zegar. Przyjaciółki dopytywały,
czemu jestem taka spięta, a ja tłumaczyłam, że nie jestem spięta, tylko przejęta wizytą ukochanej
cioci i wuja, których razem widuję bardzo rzadko. Rzeczywiście, ostatnio widzieliśmy się w tym
składzie na pogrzebie mamy.
Wreszcie lekcje się skończyły i wyruszyliśmy do Richmond.
– Co powiesz temu psychiatrze? – zapytał nagle Kane.
– Prawdę – odparłam. – Powiem, czego się dowiedziałam z dziennika. Dodam, że bardzo
mi zależy, aby zwrócić dziennik Christopherowi juniorowi.
– A jeśli doktor West nie zechce nas przyjąć?
– Będziemy okupować wejście do jego gabinetu – zapowiedziałam buńczucznie.
Kane z uśmiechem kiwnął głową.
– Dobrze. Powiedzmy, że nas wpuści, wysłucha cię i poprosi o dziennik, żeby przekazać
go komu trzeba. Co wtedy? – zapytał.
– Nie dam mu. Nie ufam nikomu poza nami. Jeśli będzie nalegał, zagrożę, że opowiem
prasie o dziwnych właścicielach Foxworth Hall. Jestem pewna, że tego wolałby uniknąć.
– Wtedy już na pewno zadzwoni do twojego ojca.
– Zobaczymy – odparłam, kryjąc drżenie.
GPS gładko doprowadził nas do gabinetu doktora Westa. Mieścił się on w budynku
biurowym przy Bremo Road. Zaparkowaliśmy, a Kane zerknął na mnie niepewnie.
– Masz jeszcze chwilę, żeby się zastanowić, czy naprawdę chcesz to zrobić – oznajmił
z powagą. – Jeśli tam pójdziesz i powiesz wszystko doktorowi, twój tata najprawdopodobniej się
dowie. A przecież wiem, co was łączy i jak trudno byłoby mu przyjąć prawdę.
– Chcę – odparłam cichym, udręczonym głosem, przyciskając dziennik do piersi, jak ktoś
wierzący mógłby przyciskać Biblię. – Myślę, że tata prosił mnie, bym nie czytała pamiętnika,
aby mnie ustrzec przed wielką odpowiedzialnością i zobowiązaniem. To prawda. Jesteśmy to
winni Christopherowi, Kane. On musiał wiedzieć, że ktoś pozna kiedyś ich historię. Jeśli
rzeczywiście William Anderson jest Chrisem, powinniśmy spełnić jego niewypowiedziane
życzenie. Nie musisz iść tam ze mną, skoro nie jesteś pewien.
– Żartujesz, nie puszczę cię samej. Chodźmy – powiedział.
Wysiadłam, choć walczyłam z niepewnością. Podeszliśmy do wejścia i upewniliśmy się,
czy na pewno w tym budynku mieści się gabinet doktora Westa. W holu, obwieszonym
bożonarodzeniowymi dekoracjami, stała oczywiście choinka. Ludzie wchodzili i wychodzili,
emanując wesołym, świątecznym nastrojem, radośnie składali sobie życzenia. W windzie Kane
wziął mnie za rękę. W milczeniu patrzyliśmy na zmieniające się piętra.
Recepcja doktora również tonęła w świątecznych dekoracjach. Małe drzewko stało na
stoliku po prawej. W niewielkim, ale miłym pomieszczeniu, ze ścianami wyłożonymi boazerią
z jasnego dębu, stał wygodny komplet wypoczynkowy, obity sztuczną skórą; podłoga z płytek
była dla kontrastu ciemnobrązowa, a na stoliku do kawy leżał stosik modowych i rozrywkowych
magazynów. Wnętrze wcale nie wyglądało na poczekalnię w klinice psychiatry, gdzie trafiają
ludzie z poważnymi problemami.
Recepcjonistka, kobieta po sześćdziesiątce, miała krótkie, brązowe włosy przyprószone
siwizną, łagodne orzechowe oczy i ciepły uśmiech babuni. Była prawie nieumalowana, ale
różowe policzki, jakby przyszła z mrozu, nie potrzebowały makijażu. Miała na sobie niebieski
kardigan i białą bluzkę ze śliczną kameą, przypiętą nad prawą piersią. Moim zdaniem była
wprost idealną recepcjonistką dla psychiatry, pełną przyjaznego ciepła i życzliwego spokoju.
Przynajmniej w moich oczach. Przed nią na ladzie stała miseczka ze świątecznymi cukierkami
dla wszystkich.
– Witam – powiedziała. – W czym mogę pani pomóc?
– Musimy porozmawiać z doktorem Westem – oznajmiłam z naciskiem.
– Nie była pani umówiona.
– Wiem. Przyjechaliśmy z Charlottesville.
– Rozumiem, ale to nie zmienia postaci rzeczy. Może jest pani krewną kogoś z pacjentów
doktora?
Spojrzeliśmy na siebie z Kane’em.
– Owszem, choć daleką – przyznałam. – Ale nie o rodzinne sprawy chodzi. To bardzo
ważna sprawa, proszę mi uwierzyć. Kiedy pan doktor się dowie, o co chodzi, z pewnością nas
przyjmie.
Recepcjonistka uniosła brwi.
– Doktora jeszcze nie ma – poinformowała. – Jedzie tu ze szpitala.
– Możemy zaczekać?
Zerknęła do rejestru.
– Ma pacjenta.
– Zajmiemy mu tylko kilka minut – zapewniłam.
– Dobrze, w takim razie zaczekajcie – powiedziała ze zniecierpliwionym westchnieniem.
Nagle wydała mi się znacznie mniej empatyczna i dużo bardziej sztywna.
– Dziękuję pani. – Usiadłam na kanapie. Widziałam, że popatruje na mnie z ciekawością,
bo cały czas kurczowo przyciskałam do piersi stary notes. Może naprawdę doszła do wniosku, że
potrzebuję szybkiej interwencji psychiatrycznej.
Kane przeglądał kolorowe czasopisma. Recepcjonistka pochyliła głowę nad papierami,
ale od czasu do czasu zerkała na nas kontrolnie.
Wreszcie, po dwudziestu minutach, do poczekalni wszedł doktor West. Był wysokim
i bardzo szczupłym szatynem. Miał ciemne, wypielęgnowane wąsy, a gęste włosy przyprószone
siwizną. Oceniłam jego wiek na sześćdziesiąt pięć lat. Ubrany był w ciemnoniebieski garnitur
i szary krawat. Kiedy nas zobaczył, jego wąskie wargi ściągnęły się w zaintrygowanym
uśmiechu. Spojrzał pytająco na recepcjonistkę.
– Tym dwojgu młodym ludziom bardzo zależy na spotkaniu z panem – poinformowała go
przepraszającym tonem. – Nie wiem, o co im chodzi. Nie przedstawili się.
Krzaczaste brwi wygięły się jak dwie gąsienice żerujące na kapuście.
– Czym mogę państwu służyć? – zapytał.
Dobry znak, skoro nie ukrył się natychmiast w czeluściach gabinetu.
Popatrzyłam na Kane’a, na recepcjonistkę, a potem przeniosłam spojrzenie na doktora.
– Mój ojciec nazywa się Burt Masterwood – oznajmiłam z nadzieją, że to przyciągnie
jego uwagę. Nie przeliczyłam się.
– On cię tu przysłał?
– Nie, proszę pana. To nie ma nic wspólnego z budową nowej posiadłości.
Kiwnął głową i wskazał gestem gabinet. Ruszyliśmy za nim.
Zamknął drzwi i zaprosił nas, abyśmy usiedli na wygodnej kanapie – tym razem
wykonanej z prawdziwej, złocistobrązowej skóry. Położył teczkę na biurku z czereśniowego
drzewa, na którym panował nienaganny porządek, po czym zasiadł w bliźniaczym biurowym
fotelu na kółkach i podjechał bliżej do nas.
W życiu nie miałam do czynienia z psychiatrą, a Kane również nie wspominał, że on albo
ktoś z jego rodziny chodził na terapię. Jego ojciec z pewnością znał wielu lekarzy, w tym także
psychiatrów. I dawał im upusty na samochody. Doktor West odchylił się w fotelu z miną sfinksa.
Cokolwiek o nas myślał, nie pokazał tego po sobie. Sprawiał wrażenie zrelaksowanego
i chętnego do rozmowy. Miałam wrażenie, że nie jest zaskoczony moim przybyciem.
– Słucham, zatem o co chodzi? – zapytał, splatając długie palce na płaskim brzuchu.
Pomyślałam, że regularnie uprawia jogging albo gra w tenisa.
Zaczęłam od początku, od znalezienia na budowie kasetki z pamiętnikiem. Wyjawiłam,
kto był autorem, i pokrótce streściłam zawartość notesu. Wyraz jego twarzy zmieniał się
nieznacznie w newralgicznych momentach mojej narracji, zwłaszcza gdy mówiłam o otruciu
Cory’ego oraz kłamstwach, jakimi Corrine i jej matka karmiły uwięzione dzieci.
Kiedy skończyłam, wyprostował się lekko, a w jego spojrzeniu pojawił się stalowy błysk.
– Dlaczego przyjechałaś do mnie z tym dziennikiem, zamiast dostarczyć go policji?
– Uważamy, że nie my powinniśmy to zrobić – odparłam.
– Powtarzam, dlaczego przyjechałaś z tym do mnie?
– Pan leczył Corrine Foxworth przez jakiś czas, od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego
drugiego roku – odparłam bez wahania.
– Skąd wiesz?
– Po prostu wiem. Czy to ważne? – żachnęłam się.
Nie chciałam, aby myślał, że powiedział mi o tym tata. Uświadomiłam sobie nagle, że
tata wie znacznie więcej i nie podzielił się tą wiedzą ze mną.
Na chwilę zapadła cisza. Spojrzenie doktora przesuwało się niespiesznie ode mnie do
Kane’a i z powrotem.
– W tamtym domu nagromadziły się pokłady cierpienia i nieszczęścia. Chyba nadszedł
moment, aby na zawsze pogrzebać pamięć o tamtych czasach. Łącznie z dziennikiem. – Wskazał
ruchem brody na notes, który ściskałam w dłoniach.
– Być może, ale to nie nasza rola – odparłam.
– Corrine Foxworth umarła dawno temu w tragicznych okolicznościach. Niestety, nie
wiem nic więcej o niej ani o dalszych losach jej dzieci.
Jako świetna uczennica i przyszła maturzystka miałam prawo do wysokiej samooceny, ale
oskarżenie renomowanego psychiatry, że kłamie, zakrawało na arogancję. Jednak instynkt
podpowiadał mi, że się nie mylę.
– Chciałabym przekazać ten pamiętnik Christopherowi juniorowi, synowi Corrine –
oświadczyłam, jakbym nie usłyszała jego słów. – I liczę na pańską pomoc.
West pokręcił głową.
– Nie mam pojęcia, gdzie on jest. Obawiam się, że tracicie czas. – Zerknął na zegarek. –
Muszę się przygotować do wizyty kolejnego pacjenta. – Odsunął fotel i wstał.
Spojrzałam na Kane’a. Miał to wypisane na twarzy. Nie udało się. Wrócimy do domu
z niczym. My też wstaliśmy. Doktor West okrążył biurko, a Kane podszedł do drzwi. Zanim
zdążył przekręcić klamkę, odwróciłam się do Westa.
– W takim razie przekażę ten pamiętnik Williamowi Andersonowi – wypaliłam. – Pan
wie równie dobrze jak ja, że przyjmie go z radością. Kiedy dziennik trafi w jego ręce, owe
pokłady cierpienia i nieszczęścia, jak się pan wyraził, zostaną pogrzebane. Myślę, że on by tego
pragnął. Aby męki tych dzieci nie poszły na marne.
Doktor West patrzył na mnie przez chwilę. Wstrzymałam oddech.
– Twój ojciec wie, że tu jesteś? – zapytał.
– Nie.
– To była nasza wspólna inicjatywa – wtrącił Kane. – Dla nas ten pamiętnik bardzo wiele
znaczy.
West z wolna pokiwał głową.
– Zamknij drzwi – nakazał.
Zaczęliśmy rozmawiać dopiero wtedy, kiedy znaleźliśmy się już daleko od kliniki, ale
nawet wtedy wymieniliśmy jedynie uwagi dotyczące trasy i adresu. Żadne z nas nie było
przygotowane na szczegóły, które zdradził nam doktor West. Zrozumiał, że pamiętnik musi być
wyjątkowy, skoro jesteśmy tak zdeterminowani, i to zapewne skłoniło go do szczerości. Myślę,
że chciał też, abyśmy spojrzeli na sprawę Foxworth Hall w szerszej perspektywie, gdyż znaliśmy
wyłącznie punkt widzenia Christophera. Nie wiedzieliśmy, co działo się z Corrine po pierwszym
pożarze. Nie zamierzałam jej współczuć, ale musiałam przyznać, że matka potraktowała ją podle.
Doktor West opisywał, jak Olivia kazała zrobić replikę szkieletu dziecka i włożyła ją do
kufra, wmawiając córce, że jest to szkielet jej otrutego syna. Według doktora te wydarzenia
spowodowały u Corrine zaburzenia psychiczne.
Dojechaliśmy do celu. Kane wyłączył silnik i siedzieliśmy jeszcze chwilę, oglądając dom.
Do wejścia dobudowano podjazd dla wózka inwalidzkiego. Dzięki tacie znałam się nieźle na
architekturze, więc szybko rozpoznałam styl neokolonialny, z mansardowym dachem, gankiem
wspartym na smukłych kolumnach i wykuszowych, wielodzielnych oknach. Drzwi i okna zostały
oblicowane białym kamieniem. W porównaniu z innymi domami na tej eleganckiej ulicy
budynek był niewielki, ale też nie należał do najskromniejszych. Na podjeździe stał
ciemnozielony van. Żaluzje we wszystkich oknach były rozsunięte – pewnie po to, by wpuścić do
wnętrza jak najwięcej popołudniowego słońca.
Zauważyłam wahanie Kane’a. Doktor West nie ukrywał, że William Anderson nie wie
nawet dziesięciu procent tego, co my.
– Uznałem, że nie mam prawa odmawiać mu dostępu do tej wiedzy – oznajmił doktor. –
Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę podróż, którą odbył, i cierpienia, jakich doznał. A także
trudności ze zrozumieniem siebie i tego, co się z nim stało, oraz świadomość, co musieli czuć
jego brat i siostry. Dlatego powiem wam, gdzie możecie go znaleźć. Ostateczna decyzja należy
do was. Czy tego chcecie, czy nie, staliście się częścią tej historii. Proszę, byście uszanowali jego
potrzebę pozostania anonimowym.
Solennie zapewniliśmy go, że tak się stanie.
– Dziwne – dodał z uśmiechem – ale głównym powodem, który zadecydował o jego
powrocie do Foxworth Hall, był obraz wyryty w jego umyśle – widok z okna na poddaszu. Nie
pomnę już, ile razy mi go opisywał.
– Zupełnie jak mój tata. On też musi mieć sypialnię z ładnym widokiem z okna –
powiedziałam, kiwając głową.
– No właśnie.
Nie zamierzałam negować intuicji psychiatry, ale moim zdaniem coś innego musiało
przyciągać tego człowieka do Foxworth Hall.
Przyznałam, iż mój ojciec nie wie, że czytałam pamiętnik razem z Kane’em i że dotarłam
do końca, a tym samym złamałam daną mu obietnicę.
– Ale wyznam mu prawdę we właściwej chwili – zaznaczyłam.
Doktor West zastanawiał się chwilę, po czym wzruszył ramionami.
– W moim gabinecie obowiązuje dyskrecja – oznajmił. – Dzisiaj, z powodów, które
uznałem za słuszne, uczyniłem wyjątek od tej zasady. Naturalnie wszystko, o czym tu
mówiliśmy, pozostanie w tym gabinecie.
Byłam mu za to wdzięczna.
Nie miałam wątpliwości co do natury tych „słusznych” powodów, dla których naruszył
tajemnicę lekarską. Prowadząc terapię Corrine Foxworth, musiał dowiedzieć się rzeczy, które
w jakiś sposób skłoniły go do przekroczenia dystansu pomiędzy lekarzem a pacjentem,
a w konsekwencji do wyświadczenia przysługi Williamowi Andersonowi.
– Jesteście naprawdę niezwykli – powiedział doktor West na pożegnanie.
– Ona jest niezwykła – poprawił go Kane. – Ja tylko jej kibicuję.
Doktor West się roześmiał.
– Mężczyzna, który potrafi skomplementować ukochaną, świetnie da sobie radę w życiu –
zwrócił się do Kane’a.
Mój chłopak uśmiechnął się tak szeroko i promiennie, jak gdyby pragnął rozsiać blask
nad całym stanem Wirginia. Pożegnaliśmy się z doktorem.
– Wciąż nie jest za późno, byśmy zawrócili i pojechali do domu – oznajmił Kane, kiedy
siedzieliśmy w samochodzie, patrząc na dom Williama Andersona.
– Nieprawda. Za późno, żeby się wycofać, było już w momencie, kiedy wbrew radom
ojca zaczęłam czytać dziennik Christophera.
– Twój tata znienawidzi mnie, kiedy się wszystkiego dowie.
– Może z początku będzie wściekły, ale potem, kiedy pozna opowieść do końca, na
pewno zrozumie. Przecież my się bardzo kochamy. Nie martw się, nie przestanie cię lubić. On
zawsze kochał to, co ja kochałam.
Otworzyłam drzwi i wysiadłam.
Doktor West uprzedził telefonicznie Williama Andersona o naszej wizycie, lecz nie
powiedział mu, co ze sobą przywieziemy. Anderson bez przeszkód zgodził się nas przyjąć. Kane
ruszył za mną do wejścia. Kiedy podchodziliśmy do ganku, otwarły się drzwi i małżonka
Andersona popchnęła wózek do wejścia. William był szczupły i kruchy. Ciało odmówiło mu
posłuszeństwa, ale miał piękną, bujną, szpakowatą czuprynę i niezwykłe, intensywnie niebieskie
oczy. Przekroczył już sześćdziesiątkę, lecz wciąż był bardzo przystojny, dokładnie taki, jakim go
sobie wyobrażałam.
Dowiedzieliśmy się, że został przekazany komuś, kto podrzucił go na izbie przyjęć
szpitala poza Charlottesville. Mężczyzna, zapewne sowicie opłacony, wykonał zadanie i zniknął.
Chłopiec, którego nazwano Williamem Andersonem, został uratowany, ale doznał
trwałego uszczerbku na zdrowiu. Tamtego dnia w szpitalu był ktoś, kto usłyszał, że podrzucono
do szpitala chore dziecko i raczej nikt po chłopca nie wróci. Wnuk tego zamożnego człowieka
zginął w wypadku. Od tej chwili mężczyzna ciągle myślał o pięknym i nieszczęśliwym dziecku.
W końcu przyjął je do swojego serca i do swojego domu, a z czasem uczynił wspólnikiem
w interesach i zapisał mu pokaźną część swojego majątku.
To wszystko działo się prawie pięćdziesiąt pięć lat temu. William wiele przeżył – w tym
długotrwałe, bolesne leczenie – lecz w końcu wyszedł na prostą. Okazał się zdolnym
biznesmenem i stale pomnażał swój dorobek i spadek.
Ironia losu, że z całej czwórki właśnie jemu najlepiej się powiodło. Był zamożny, miał
kochającą żonę i wspaniałego syna, dzięki któremu został dziadkiem dwóch wnuków. I mógł być
spokojny o przyszłość swojego domu i majątku.
Czekał na ganku z uniesioną dłonią i szerokim uśmiechem, jak gdyby wiedział, że dzięki
temu, co mu przynosimy, jego brat Christopher byłby szczęśliwy, bo jego życzenie wreszcie się
spełniło.
Teraz zrozumieliśmy, że pragnął wrócić do Foxworth Hall pod innym nazwiskiem, aby
świat nigdy nie dowiedział się o jego ocaleniu. Jednocześnie wiedzieliśmy, że w sercu nosi
wspomnienie o swoich utraconych siostrach i bracie, którzy wołali na niego „Cory”.
Myślę, że dlatego właśnie postanowił zamieszkać w Foxworth Hall – gdyż miał nadzieję,
że pewnego dnia usłyszy, jak znów go wołają.