Januszek – telefonista
str.-182
Pokoik jego ciasny, mroczny i ponury.
Jak dzień gdy po niebie toczy ta czarne chmury.
W drzwiach otwór maleńki, a przez niego smuga
Światła mdłego się wsącza ,szara ,ciężka ,długa.
Na ścianie skrzynia czarna, ledwie dojrzysz z bliska,
Tylko metal zdradziecko kształtem dziwnym błyska.
U dołu tej skrzyni w kształt głowy meduzy,
Zwisa kłąb sznurów barwnych ,splątany i duży,
Góra – biegną szeregiem okienka ukryte,
Przysłonięte, a na nich znaki jakieś ryte,
Tuż obok, na krześle, postać dziwna, mglista,
To on siedzi samotny. On ,telefonista.
Twarz jego nieruchoma, o nieczułym oku,
Jak zwid błędny, uparcie majaczy w tym mroku,
Za szkłami okularów spuszczona powieka,
czasem zadrga trwożliwie, opadnie i czeka.
A on czuwa w skupieniu. Czasem tylko miękko
Dotyka krążka tarczy ,lub sznurów swą ręka.
Nagle dźwięk ostry powietrze przenika,
To sygnał, to sygnał nerwowy brzęczyka.
Wstrząsa nim do głębi, do mózgu się wżera,
I jedno okienko na skrzynce otwiera.
O n ręką sznur chwycił, czułymi palcami
Bezszelestnie dłoń błądzi miedzy okienkami.
Tu centrala, centrala, proszę ? tak, kablowy,
Bydgoszcz do inwestycji?, później finansowy?
Dobrze , dobrze, połączę .I uśmiech radosny,
Ożywia twarz na chwilę, uśmiech pełen wiosny.
I znów cisza zalega …mrok wypełza szary,
Gasi resztki uśmiechu, budzi ból bez miary.
Jak słońca jasny promień gdy przebije chmury,
I wpadnie nagle wesoły wśród ponure mury,
Tak głos ludzki dla niego gdy w słuchawce dźwięczy,
Radość wielką w nim budzi , a milczenie dręczy.
Brzmią brzęczyki uparte, częste niespokojne.
Złe ,kąśliwe jak osy, chaotyczne, rojne.
A wszystko wokół skrzyni czarnej się obraca.
Sprawna ręka sznur chwyta, krążek tarczy maca.
Jest Kraków do produkcji, proszę, tu kablowy,
Wrocław chcę z prawnym mówić, i ze szkoleniowym, Str.183
Proszę miasto ,zajęte, proszę gospodarczy,
Niestety już nie mogę, sznurów mi nie starczy.
Trochę później zadzwonię, dobrze, zapamiętam.
Twarz jego się ożywia, jasna uśmiechnięta,
Już nie ma mroku w pokoju, nie ma samotności,
Gwar głosów pobrzmiewa radość wokół gości.
I znów brzęczyk słuchawka i tarcza sznury…
A telefonista wzniósł głowę do góry.
I płyną w dal numery i uśmiech powraca,
A w oczach niewidzących życie budzi praca.
Maj 1951