Jezus historyczny w stronę chrześcijaństwa z ludzką twarzą
«The Historical Jesus Towards Christianity with Human Face»
by Tadeusz Bartoś
Source:
The Sign (Znak), issue: 648 / 2009, pages: 105110, on
.
105
P O W R O T Y
Do pewnego stopnia konieczne jest
„odreligijnienie” postaci Jezusa,
bo wyniesiona zbyt wysoko traci
ludzkie kontury, staje się Bogiem na
miarę ludzkich wyobrażeń o Bogu,
które – z konieczności skrzywione –
dodatkowo jeszcze przesłaniają Jego
człowieczeństwo.
W dyskusji, jaka toczy się na łamach „Zna-
ku” wokół najnowszych badań nad histo-
rią początków chrześcijaństwa, głos mery-
torycznej analizy spotyka się z tendencją
apologetyczną. Niepokój polemistów jest
jakoś zrozumiały: nie było jeszcze takie-
go wyzwania, jakie dziś stawiają tradycji
chrześcijańskiej badania historyczne zwa-
ne „trzecim poszukiwaniem” (third quest).
Byłoby jednak błędem uchylać się przed
stanięciem oko w oko z nową interpreta-
cją początków chrześcijaństwa. Potrze-
ba otwartości, która unika sprowadzania
wszystkiego do własnych kategorii – to-
leruje odmienność perspektywy. „Nie
ma nic trudniejszego, ale też nic bardziej
podstawowego i koniecznego niż myśle-
nie wbrew sobie” – pisał Charles Péguy. Je-
śli tego zabraknie, celem zabiegów pole-
micznych stanie się już tylko neutraliza-
cja niepokojących kwestii.
Już wiem, co wiem
Głębszej refleksji wymaga najpierw reguła
badań historycznych, która zakazuje my-
ślenia o przebiegu wydarzeń z perspek-
tywy ich rezultatu końcowego: wyklucza
ona przypisywanie postaci historycz-
nej idei, które zrodziły się po jej śmierci.
Trzeba się zdecydować, czy to założenie
ma sens, i wtedy zaakceptować jego kon-
sekwencje. Jeśli zaś nie ma ono sensu, na-
leżałoby to jakoś uzasadnić. W tej kwestii
nie wszyscy autorzy kwietniowego nume-
ru „Znaku” zajmują czytelne stanowisko.
Zawieszanie własnych przedzałożeń –
chleb powszedni hermeneutycznego rze-
miosła – to warunek konieczny rozumienia.
Kiedy bowiem już wiemy, jak jest, wtedy dal-
sze badanie staje się iluzją, utwierdzaniem
się we wcześniej powziętym przekonaniu.
Jezus historyczny
–
w stronę chrześcijaństwa z ludzką twarzą
TA DE USZ BA RTOŚ
S P Ó R O J E Z U S A ( „ Z N A K ” N R 6 4 7 )
TADEUSZ
BARTOŚ,
fi lozof, teolog,
wykładowca
Akademii
Humanis-
tycznej im.
A. Gieysztora.
106
PO
WRO
T
Y
T
ADEUS
Z
BAR
T
O
Ś
Powiedzenie: „Bóg pisał prosto po krzy-
wych ścieżkach mego życia”, owa konsta-
tacja ex post sensu wcześniejszych wyda-
rzeń, bynajmniej nie jest prezentacją ich
pierwotnego znaczenia. Jest nadaniem im
nowego sensu. Ex post bowiem dopowiada
coś, czego wcześniej nie było. Nadawanie
nowych znaczeń jest, oczywiście, upraw-
nione, pod warunkiem jednak, iż wiemy,
że interpretujemy.
Dla przykładu: socjologiczna i psy-
chologiczna analiza procesu wtórnego
ureligijnienia i ubóstwienia postaci Jezu-
sa w pierwszych pokoleniach chrześcijan
(dzieło Gerda Theissena, w Polsce popu-
laryzowane przez Tomasza Polaka) wyni-
ka z założenia, że po Jego śmierci wpływ
na to, co o Nim mówiono, miały także po-
trzeby środowiska uczniów: emocjonal-
ne i społeczne, organizacyjne i dyscypli-
narne. Stąd tego typu rekonstrukcja histo-
ryczna ucieka przed przyjmowaniem za
prawdziwą i bezalternatywną interpreta-
cji zapisanej w dogmacie, który ukształto-
wał się pod koniec pierwszego wieku jako
rezultat (!) złożonych procesów religij-
no-społecznych.
Asystencja Ducha Świętego
Jezus nie tworzył świata, który powstał
po Jego śmierci. Tworzyli go inni ludzie,
żywi, z krwi i kości, a więc podlegli nie
tylko Duchowi Świętemu (w co wierzą
chrześcijanie), lecz także uwarunkowa-
niom kulturowym, socjologicznym i psy-
chologicznym swojej epoki. Były tam tar-
cia, możliwe były różne drogi interpreta-
cji przesłania Jezusa.
Czy jednak takie rekonstrukcje nie
naruszają „depozytu wiary”? Otóż nie-
koniecznie, choć domagają się jakiejś re-
interpretacji. Jedno jest pewne: ogólna
przesłanka, że całość historii Kościoła by-
ła dziełem Ducha – jako założenie dogma-
tyczne – nie może być przesłanką dla ba-
dania historycznego. Tego typu założenie
pojawia się w tekście ks. Henryka Wit-
czyka, kiedy stwierdza on, że popaschal-
na ewolucja świadomości uczniów Jezu-
sa była pogłębianiem rozumienia prawdy
o Jezusie (już wcześniej obecnej), a nie
nadawaniem nowego sensu. Twierdzenie
to jest w istocie wyznaniem wiary w bez-
pośrednie zaangażowanie Bóstwa w wy-
darzenie Jezusa. Nie sposób go skutecz-
nie dowodzić, bo jest z innego porząd-
ku. To decyzja konfesyjna, stwierdzenie
w rodzaju: „Pan Bóg pisał prosto po krzy-
wych liniach mego życia”. Z punktu wi-
dzenia logiki badania historycznego jest
ona nadaniem nowego sensu, interpreta-
cją przenoszącą późniejszy stan świado-
mości na wcześniejsze wydarzenia. A te-
go badanie historyczne zakazuje.
Obydwa podejścia wykluczają się
w ramach jednej metodologii, mogą jed-
nak współwystępować, na wzór mode-
lu chalcedońskiego: czym innym jest ba-
dana naukowo historia ewolucji chrześ-
cijańskich grup religijnych z I wieku,
a czym innym przyjmowana na wiarę
boska logika dziejów Ducha (w tym sen-
sie Tomasz z Akwinu odróżniał teologię
od filozofii – zob. I pars, q. 1, a. 2). Tego
jednak ks. Witczyk nie akceptuje, kiedy
w lekceważącym tonie odmawia warto-
ści pytaniu o możliwe przyczyny ludzkie
(psychologiczne, socjologiczne, kultu-
rowe), sterujące procesami wewnątrz
grupy uczniów Jezusa po Jego śmier-
ci. Zgodność ludzkiego z boskim prowa-
dzi u niego do usunięcia z pola widzenia
wszystkiego, co ludzkie, a odkrywania
107
PO
WRO
T
Y
JEZ
US
HIS
T
ORY
CZNY
–
W
S
TRONĘ
CHRZE
ŚCIJAŃS
T
W
A
Z
L
U
D
ZKĄ
T
W
ARZĄ
jedynie logiki działania boskiego, z zało-
żenia zresztą nieróżniącej się od trady-
cyjnej katolickiej dogmatyki. Temu też
zostaje instrumentalnie podporządko-
wana Gadamerowska Wirkungsgeschich-
te. Staje się ona sposobem na „ucieczkę
do przodu”, by patrzeć już tylko na wynik
(rezultat oddziaływania tekstu jako cało-
ści), a nie na proces doń prowadzący.
Ginące człowieczeństwo
Gubienie wymiaru ludzkiego w iluzyj-
nym wyobrażeniu boskości, gdzie wiel-
kie słowa, takie jak działanie Boga, inspi-
racja Ducha Świętego, natchnienie, zasła-
niają ludzkie uwarunkowania, to trwała
tendencja katolicyzmu. Rzecz dotyczy
zarówno mówienia o wspólnotach chrze-
ścijańskich pierwszych wieków, jak i sty-
lu wypowiedzi o współczesnym Kościele,
który niekiedy przedstawia siebie jako in-
stytucję tak bardzo nadprzyrodzoną, że
niepodlegającą właściwie prawom ludz-
kim: socjologicznym, ekonomicznym,
psychologicznym.
Przy takim nastawieniu rekonstrukcja
kontekstu kulturowego, socjologicznego
i psychologicznego ewolucji grup uczniów
Jezusa odbierana jest jako zagrożenie dla
realności działania Ducha. Gdy jednak
gubimy człowieczeństwo uczniów Jezusa,
pozostaje nam już tylko logika dziejów Du-
cha Świętego. Filozofia Hegla – szczytowe
osiągnięcie tego typu myślenia o obecno-
ści Boga w świecie – jest tu dobrą ilustra-
cją. Wsparta słynną formułą: „tym gorzej
dla faktów”, przemienia religię w ideolo-
gię, tj. doktrynę na użytek władzy. Tej oso-
bliwej gnozie ulegają teologowie (i egze-
geci), jeśli nie dość konsekwentnie odróż-
niają wiarę od wiedzy.
Tymczasem, zgodnie z katolicką tradycją,
przyczyny naturalne nie znoszą nadprzyro-
dzonych. I vice versa. Podobne zasady obo-
wiązują w katolickim rozumieniu natchnie-
nia biblijnego. Tomasz z Akwinu twierdził,
że wiara nie bierze się z widzenia (wierzyć
to „przystać na to, co nie jawi się człowieko-
wi w żaden sposób” – assentire non apparen-
tibus). Wszystkie te dyrektywy teologiczne
są ekstrapolacją dogmatu chalcedońskiego.
Stąd teza o procesie wtórnego wyniesienia
i ubóstwienia postaci Jezusa z uwagi na ko-
nieczność uwolnienia napięcia powstałego
w grupie Jego uczniów na tle ich rozczaro-
wania klęską Mistrza i wyrzutów sumienia
z powodu popełnionej zdrady nie jest z ko-
nieczności sprzeczna z dogmatem katolic-
kim, bo nie jest tezą negującą boskość Jezu-
sa. Stanowi jedynie odtworzenie kontekstu
ludzkiego. Natura nie usuwa łaski – jedno
drugiemu się nie sprzeciwia, jeśli tylko ma-
my łaskę wiary. Wiara jest jednak czymś in-
nym aniżeli motywowaną religijnie manie-
rą nieprzyjmowania do wiadomości niewy-
godnych pytań.
Ochrona obrazu Jezusa
Badania historyczne dają wgląd w osobi-
ste doświadczenie Jezusa, niezapośred-
niczone przez późniejszą teologię i kult.
Do pewnego stopnia konieczne jest więc
„odreligijnienie” tej postaci, bo wyniesio-
na zbyt wysoko traci ludzkie kontury, staje
się Bogiem na miarę ludzkich wyobrażeń
o Bogu, które – z konieczności skrzywio-
ne – dodatkowo jeszcze przesłaniają Jego
człowieczeństwo. Człowiek o nadludzkiej
mocy, superman, wielki mag, najwyższy
Pan kosmiczny – wszystkie te uwznio-
ślające wyobrażenia zamazują skończo-
ność Jezusa, Jego słabość, ograniczenia
108
PO
WRO
T
Y
T
ADEUS
Z
BAR
T
O
Ś
kulturowe i historyczne. Obraz na ludz-
ką miarę skleconej boskości, przypisany
człowiekowi, sprawia, że gubimy trop, za-
mazany zostaje wszelki ślad. Ani Bóg, ani
człowiek nie jest już widoczny.
Starożytne spory chrystologiczne miały
na uwadze zwalczanie owego nadmiernego
ureligijnienia postaci Jezusa, który w here-
zji doketystycznej był już tylko Bogiem uda-
jącym człowieka: pseudoboskość doszczęt-
nie strawiła Jego człowieczeństwo.
Dylemat zauważony znalazł antido-
tum. Istotną ochroną jest powstała tak-
że w starożytności teologia apofatyczna.
Chce ona powstrzymać człowieka przed
iluzją wyobrażania sobie natury bosko-
ści. Idąc tym tropem, Tomasz z Akwinu
sądził, że dysponujemy jedynie słowem
„Bóg”, a nie możemy utworzyć sobie Jego
pojęcia. Teologia negatywna „wylądowa-
ła” w sercu katolickiej ortodoksji.
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby
ani żadnego obrazu
Uwzględnienie apofatyzmu gruntownie
zmienia perspektywę teologiczną. W jego
świetle wszelki obraz Boga ginie, ulatnia
się, staje się płynny, bardziej jest procesem
aniżeli zamkniętą w ludzkiej głowie cało-
ścią. Zapominamy łatwiej i częściej, niż
nam się wydaje, że Bóg jest
ponad wszelką naszą wypowiedzią, ponad
wszelkim poznaniem, i nie tylko je przekracza,
ale stoi totalnie ponad wszelkim umysłem (tak-
że anielskim) i ponad wszelką substancją (To-
masz z Akwinu, In librum De divinis nominibus
expositio).
Słowo „Bóg”, kiedy je słyszymy, potra-
fimy zrozumieć jedynie fałszywie: więcej
tam niepodobieństwa aniżeli podobień-
stwa owej tajemniczej i przerastającej
wszelkie ludzkie pojmowania rzeczywi-
stości (III Sobór Laterański). Gdy mówimy,
że Jezus jest Bogiem, wiemy, co chcemy
powiedzieć, nie wiemy jednak, co mówi-
my. Zgodnie z procedurą teologii apofa-
tycznej, orzekając Jego boskość, musimy
zarazem temu zaprzeczyć oświadczając,
iż nie jest On Bogiem. Bo nie jest Bogiem
w jakikolwiek sposób, który możemy so-
bie wyobrazić czy pomyśleć.
Tylko człowiek
Niezdolni do utworzenia pojęcia Boga, po-
zostajemy pierwotnie wobec Jezusa jako
człowieka. Do tego mamy naturalny do-
stęp. Całość chrześcijańskiego przekazu
zapośredniczona jest w ludzkim naucza-
niu i życiu Jezusa. Nie ma innej drogi do
Tajemnicy Boga, która i tak pozostanie na
zawsze niewypowiadalna i niepojmowal-
na. Chrześcijańska tradycja interpretacyj-
na, wskazująca na boskość Jezusa, nie roz-
rywa zasłony niewiedzy. Jej przekaz chce
raczej zwrócić naszą uwagę na tajemnicę
wiary, która pozostaje zakryta.
Wiara nie jest wiedzą
(ani ideologią grupy religijnej)
Chrześcijanin, gdy w wierze przyjmuje
(assentit) tajemnicze słowa o Bóstwie Je-
zusa, bynajmniej nie jest o nich pysznie
i zarozumiale przekonany, raczej odnosi
się do nich jako do drogowskazu, które-
go nie potrafi ogarnąć w swoim myśleniu.
„Artykuł wiary” służy temu, by wytrącić
umysł człowieka z jednostajności zarozu-
miałej gnozy (wiedzy), której wydaje się,
że posiadła prawdę (Hans Urs von Baltha-
109
PO
WRO
T
Y
JEZ
US
HIS
T
ORY
CZNY
–
W
S
TRONĘ
CHRZE
ŚCIJAŃS
T
W
A
Z
L
U
D
ZKĄ
T
W
ARZĄ
sar). Tym bardziej nie ma prowadzić do
wynoszenia się wierzących, uznawania
za szczególnie wtajemniczonych, o wyż-
szym statusie epistemicznym, którym na-
leży się posłuch.
Prawda wiary (articulus fidei) nie jest
potoczną oczywistością. Tym bardziej nie
może być sloganem czy hasłem rozstrzy-
gającym o polityczno-religijnej tożsamo-
ści, mającym odgradzać katolika od nieka-
tolika, wydzielać tych, co po słusznej stro-
nie, i tych, co zbłądzili. Wciąganie tego, co
Najświętsze, do rozgrywek chrześcijań-
skich stronnictw, jest nadużyciem święto-
ści. Kłótnie o Boga prowadzące do wykli-
nania się, ostracyzmu, potępień – obecne
w tradycji chrześcijańskiej aż do naszych
czasów – zawsze będą sprzeniewierze-
niem się Temu, który stoi ponad wszelką
małością ludzkiej kalkulacji.
Niezdolność języka do uniesienia
Tajemnicy, tj. jego łatwość popadania
w pseudowiedzę, wynika między innymi
z tendencji do instrumentalnego trakto-
wania prawd wiary jako narzędzia orga-
nizacji społeczności religijnej, jej dyscy-
plinowania, programowania zachowań
poprzez kontrolę mówienia i myślenia.
A przecież Wielkie Prawdy nie mogą być
narzędziem społecznej dominacji, po-
wiązanej nieodłącznie z symboliczną
przemocą. Nie one mają służyć ludziom,
lecz odwrotnie. Wszelka uzurpacja bo-
skich plenipotencji to profanacja świę-
tości. Nawet Jezus tego nie robił, choć
chrześcijanie wyznają Jego boskość. On
sam, zgodnie z wykładnią Listu do Fili-
pian (por. rozdział 2), raczej wyzbył się
wszelkich śladów swego wysokiego uro-
dzenia. W tym kierunku mogłaby podą-
żyć szlachetna imitatio Christi.
Wielki kryzys
Chrześcijaństwo ma dziś fundamentalne
problemy ze sposobem rozumienia i pre-
zentacji własnego przesłania. Nie powin-
no to dziwić, jeśli weźmiemy pod uwa-
gę dokonujące się od kilku stuleci grun-
towne „przemeblowanie” naszego obrazu
świata i człowieka. Kryzys ten nie musi
być jednak destrukcją, może okazać się
etapem dojrzewania, choćby uciążliwym
i długotrwałym. Zbliża się bowiem czas,
kiedy chrześcijaństwo będzie musiało
„przepoczwarzyć się” w nową, nieistnie-
jącą jeszcze formę – niczym motyl zmu-
szone będzie porzucić zupełnie już nie-
apetyczny kokon starych instytucji. Jeste-
śmy u progu takiego paradygmatycznego
przełomu. Nauka Jezusa nie będzie mo-
gła być dłużej przekazywana w dotych-
czasowej formie – instytucji organizują-
cej całość ludzkiego życia, dążącej do re-
gulacji wszystkich zachowań człowieka.
Ludzkość wkracza w nowy etap – w doj-
rzałość. Już w XIX wieku pisał o tym Im-
manuel Kant. W wieku XX najdobitniej
brzmi w tej sprawie głos Dietricha Bon-
hoeffera.
Współczesna forma chrześcijaństwa
poddana została istotnej krytyce w XX-
-wiecznej humanistyce (psychologia, so-
cjologia, historia i ich pochodne). Siła ra-
żenia tej krytyki jest ogromna, o czym wie
każdy, kto zapoznał się choćby z jej zary-
sem. Wnosić więc trzeba, że prędzej czy
później przebudowane zostaną obecne
formy instytucjonalnego wyrazu wiary.
Nie sposób wytrwać długo w sprzeciwie
wobec oczywistości. Choć swego poglądu
zapewne nie zmienią pokolenia wycho-
wane w starym paradygmacie.
PO
WRO
T
Y
T
ADEUS
Z
BAR
T
O
Ś
Chrześcijaństwo pytań
Uszanować własne doświadczenie, uznać
je za wiążące, za uprzywilejowane miej-
sce spotkania – oto nowy paradygmat od-
radzającej się autentycznej religijności. Ta
idea tkwi u podstawy soborowej formu-
ły głoszącej, że prawda przekonuje mo-
cą samej prawdy. Nie tyle więc zewnętrz-
na norma (dogmat przeżywany jako dys-
cyplinarne kryterium przynależności do
grupy religijnej), ile dążność do osobiste-
go, niezapośredniczonego spojrzenia staje
się wyznacznikiem autentycznej wiary.
Przekaz religijny, uwolniony od spo-
łecznej funkcji modelowania zachowań
ludzi (czym zajmuje się dziś nowoczesne
państwo), ma szansę zbliżyć się do do-
świadczenia człowieka, uszanować je i za-
ciekawić się nim. Dziś jeszcze trudno sobie
wyobrazić Kościół katolicki, który nie kwe-
stionuje przekonań tego, do kogo się zwra-
ca, rezygnuje z pokusy odgórnego deter-
minowania jego widzenia świata. Jednak
nowy człowiek i nowe społeczeństwo po-
stawią nowe wymagania. Nadejdzie czas,
kiedy chrześcijaństwo będzie raczej wsłu-
chaniem się w opowieść ludzi o tym, kim
są, jaki jest ich los – i wejściem w dialog –
aniżeli dostarczeniem i egzekwowaniem
gotowych odpowiedzi. Chrześcijaństwo
trwania w ufnym zapytywaniu o człowie-
ka i o Boga – oto nasza przyszłość.
Ta wizja Kościoła rodzi się dzisiaj
w umysłach wielu ludzi. Pracowali nad
nią wybitni XX-wieczni teologowie. Kie-
dy ich idee dotrą „pod strzechy”, ujrzymy
być może, iż nowy obraz – analogicznie
do paradygmatycznych przełomów w na-
ukach przyrodniczych – nie kwestionuje
starych fundamentów. Przesuwa jedynie
horyzont.
Więcej na ten temat w
w serwisie media.wp.pl