Jak Polakom udało się odzyskać niepodległość?
Każdemu z nas znane jest powtarzane w szkole zdanie o tym, że Polska odzyskała niepodległość po 123
latach zaborów i niewoli. Stwierdzenie to nie jest przesadą, czy sloganem, lecz historycznym faktem:
państwo sklecone po prawie półwiecznym „rozczłonkowaniu” stało się państwem zupełnie
niepodległym i niezawisłym. Odrodziło się jak Feniks z popiołów w zupełnie nowej rzeczywistości.
Mapa przedstawia granice Rzeczpospolitej w 1920 r. Obraz na licencji GNU Free Documentation License
Owa „nowa rzeczywistość” jest z pewnością ciekawym zagadnieniem. Jednak jeszcze ciekawszą kwestią jest to, jak w
ogóle po tak długim okresie mogło po prostu odrodzić się – w mniej lub bardziej pokrywających się kształtach – tak
duże, europejskie państwo. Pojawienie się II Rzeczpospolitej z jednej strony nie jest wcale fenomenem na skalę
europejską. W innych okolicznościach, po upadku Imperium Osmańskiego (w XIX wieku) „powróciła” istniejąca już w
średniowieczu Bułgaria, w jeszcze w innych – odrodziła się Grecja, czy Litwa. Wiadomo więc, że historia całego
Starego Kontynentu, nie tylko Polski, jest historią burzliwą, w której granice państw i granice wolności zmieniały się,
kurczyły i rozszerzały nieustannie. Jednak opowieść o odrodzeniu się Rzeczpospolitej jest o tyle ciekawa, że bardzo
trudna byłaby jakakolwiek próba porównania jej do innych opowieści o odzyskiwaniu niepodległości. Przykładowo:
proces zjednoczenia Niemiec i zjednoczenia Włoch przebiegał w podobnych okresach historycznych. Podczas Wiosny
Ludów w niejednym narodzie obudzony został w tym samym czasie „duch świadomości narodowej”, co zaowocowało
fermentem na całym kontynencie. Wreszcie, podczas upadku Związku Radzieckiego, wyłoniły się prawie jednocześnie
Litwa, Białoruś, Ukraina i inne…
Z Polską rzecz wyglądała nieco inaczej. Zniknęła ona z mapy Europy nie na skutek naturalnej kolejności rzeczy, jak –
na przykład – Cesarstwo Rzymskie. W XVIII wieku, w wyniku pewnych wewnętrznych słabości, podczas, powiedzieć
można, „chwilowej nieuwagi”, podzielona i potraktowana została jak łup. Wcielenie ziem dawnej Rzeczpospolitej do
trzech różnych państw o trzech różnych tradycjach i kulturach było podziałem niezwykle sztucznym i dziwacznym. Ale
jednocześnie okazało się dobrym posunięciem taktycznym zaborców, gdyż zdecydowanie utrudniało konsolidację
polskich sił niepodległościowych, stworzenie spójnej grupy opozycyjnej, czy wreszcie – wywołanie skutecznego
1
powstania.
Całą historię ziem polskich pod zaborami przenika duch niepodległościowej walki. Większość zbiorowych działań
Polaków zmierzała nie do poprawienia sobie bytu gospodarczego, nie do modernizacji kraju, lecz do odzyskania
wolności. Był to najbardziej palący punkt, jednocześnie łączący i jednocześnie dzielący zamieszkałych w różnych
państwach rodaków. Na skutek wspólnego pragnienia, lecz różnego wyobrażenia na temat tego, czym jest i jak
miałaby wyglądać „niepodległość”, przez wspomniane 123 lata wybuchały nieudane powstania, nieprawdziwe
rewolucje oraz podejmowano sieć nieudanych przedsięwzięć. Po powstaniu styczniowym, najbardziej krwawym zrywie
niepodległościowym, Polaków ogarnął specyficzny marazm. Jedni zwątpili w możliwość osiągnięcia wolności, inni
zaczęli wierzyć, że tylko w oparciu o rodzący się socjalizm można ją odzyskać. Aż w końcu, w roku 1918,
niepodległość, można rzec, przyszła poniekąd sama.
Jak to się stało? Żadne powstanie nie miało wówczas miejsca, nie utworzył się też żaden nowy, podziemny, wyjątkowo
prężny ruch niepodległościowy. Pojawiły się natomiast dwa niezwykle ważne czynniki: okoliczności oraz wódz.
Niezwykłym szczęściem dla polskiej sprawy niepodległościowej okazało się to, co stanowiło nieszczęście dla innych
państw europejskich: pierwsza wojna światowa. Jej wybuch nie miał z niepodległością Polski nic wspólnego – był
głównie wynikiem rywalizacji Niemiec z Francją, czy Austro-Węgier z Rosją. Jednak wydarzenia rozgrywać miały się na
ziemiach polskich, zaś Polacy mieli stanowić siłę wojskową dla każdego biorącego udział w wojnie zaborcy. Ukazała się
więc szansa na działanie dla własnej sprawy, na lawirowanie między skłóconymi ze sobą ciemiężcami oraz na
wykorzystanie „chwilowej” słabości Europy. Chaotyczne krążenie między działaniami wojennymi, polityką, a
konspiracją mogło skończyć się różnie. Dlatego też potrzebny okazał się jeden człowiek, którym był oczywiście Józef
Piłsudski.
Piłsudski już na początku wojny stworzył Legiony oraz tajną formację poda nazwą Polska Organizacja Wojskowa. Od
poprzednich mniej lub bardziej samozwańczych dowódców różnił się prawdopodobnie tym, że już pierwsza porażka
Legionów w roku 1914 ani nie zraziła jego bojowego ducha, ani nie kazała mu trwać w ślepym uporze, lecz nakłoniła
go do błyskawicznej zmiany taktyki. Zamiast stawiania na nieudolną samodzielności polskich niedoświadczonych wojsk,
postanowił oprzeć się chwilowo na jednym z zaborców. Wybór padł na Austro-Węgry: państwo, które panując nad
częścią dawnej Rzeczpospolitej jako jedyne nie prowadziło względem swoich „polskich poddanych” polityki zbyt
represyjnej. Wybór okazał się trafny, choć podczas czterech lat wojny nie brakowało Piłsudskiemu także i zwątpienia.
Owszem, dzięki obecności w austriackim wojsku mógł walczyć z Rosją. Jednak zbytnie zbliżenie Austrii do Niemiec,
kolejnego śmiertelnego wroga niepodległości polskiej, wcale nie było mu w graj. Dlatego też w lipcu 1917 odmówił
przerzucenia Legionów do tzw. Polnische Wehrmacht. Niemieckiemu general-gubernatorowi oświadczył, że „nalepienie
orła białego na każdy palec u ręki” nie sprawi, że Polacy „zaczną uważać morderczy uścisk tej ręki za wyraz miłości i
przyjaźni”. Zaprezentowana przez wodza buta poskutkowała aresztowaniem i uwięzieniem go w Niemczech. Jedyne,
czym mógł się wówczas cieszyć, była świadomość osłabienia Rosji, która dokonała się przy udziale jego Legionów.
Podczas pobytu Piłsudskiego w więzieniu, zaborcy mamili Polaków coraz to nowszymi, niekonkretnymi obietnicami,
które miały ziścić się po obraniu „właściwej strony”. Rosja przypominała o „mieczu, który poraził wroga pod
Grunwaldem”, Roman Dmowski namawiał rodaków do oparcia się na wschodnim, potężnym sąsiedzie, Niemcy
przypominali rosyjskie pacyfikacje polskich powstań, legioniści czekali na powrót Piłsudskiego… Tylko Zachód
pozostawał neutralny, nie chcąc ingerować w sprawę polską i narażać się cennemu sojusznikowi, jakim była Rosja.
Mimo wielkiego udziału Józefa Piłsudskiego w procesie odzyskania niepodległości, powiedzieć można, że przede
wszystkim zadziałał tu jednak szczęśliwy traf. Była nim… rewolucja lutowa, która wybuchła w Rosji w 1917 roku. Nowe
rządy i nowa sytuacja polityczna sprawiły, że po pierwsze odebrana została z ręki Romana Dmowskiego argumentacja
przemawiająca za współpracą z Rosją, po drugie zaś Zachód musiał zdystansować się do niezrozumiałego już dla nich
bolszewickiego sposobu myślenia. Dużo zmieniła także postawa Ameryki, która przyłączyła się do wojny z wyrazem
„niepodległość” odmienianym przez wszystkie przypadki.
Kiedy wreszcie upadły państwa centralne (w lipcu 1918 Francuzi, Brytyjczycy i Amerykanie przedarli się przez
niemieckie linie frontu), zaś Rosja nie liczyła się już w tym samym znaczeniu, co dawniej, Polacy zyskali otwartą drogę
do „załatwiania spraw”. 7 listopada 1918, powstał Rząd Tymczasowy z Ignacym Daszyńskim na czele. Kiedy
wewnętrzni przeciwnicy Rządu zaczęli buntować przeciw niemu naród, i kiedy sytuacja przypominać zaczęła przede
wszystkim zupełną anarchię, zwolniony z niemieckiego więzienia Piłsudski po prostu pojawił się Warszawie i „wziął
sprawy swoje ręce”. Jako wojskowy, jako socjalista i jako niepodległościowiec cieszył się niezwykłym zaufaniem.
Niemieckim władzom zaproponował po prostu opuszczenie polskiej stolicy, te zaś – zmuszone właśnie przegraną wojną
– musiały wyrazić zgodę.
Władza Piłsudskiego odbierana była przez Zachód jako uzurpatorska i nielegalna. Do protestów przyłączał się też
Roman Dmowski. Jednak „legalność” bądź „nielegalność” władzy w sytuacji, w której niemalże przez nieuwagę wrogów
odrodził się po latach niepodległy kraj, była kwestią najmniej istotną. Nie sposób też nie stwierdzić, że bez
Piłsudskiego zdecydowanie trudniejsze – o ile ogóle możliwe – byłoby utrzymanie świeżej niepodległości, przez
najbliższe kilka lat, kiedy Europa leczyła się jeszcze z pierwszej wojny światowej, a na wschodzie pojawili się
bolszewicy.
Ewa Frączek
2
2010-11-10 (15:24)
3