ROZDZIAŁ 43
Po spotkaniu Hawke poszedł szukać Sienny. Nie potrafił zrobić nic innego. Znalazł ją siedzącą po
turecku w Białej Strefie z jęczącym szczeniaczkiem w ramionach. „Ćśś.” Powiedziała. „On nie
chciał. Wiesz o tym.”
Kolejne jęknięcia.
Przesunęła palcami po miękkim, brązowym futrze szczeniaka. „Chcesz zostać ze mną?”
Pewne przytaknięcie.
Sienna uśmiechnęła się i pocałowała czubek jego główki. „No cóż, możesz, ale wiesz, że nie
potrafię się tak dobrze chować jak twoi przyjaciele. Nie mogę też wyć.” Jego główka uniosła się.
„Patrz, kto przyszedł poprosić cię, żebyś się z nim pobawił.”
Szczeniak nastawił uszu i uniósł główkę. Inny szczeniak powoli przyczołgał się do nich i posłał
zapraszające „haw”, a potem potarł nosem swojego przyjaciela. Hawke obserwował jak Sienna
wymruczała coś do nich obu, a potem dwa szczeniaczki dotknęły się nosami, zanim ten znajdujący
się na jej kolanach wysunął się i odbiegł z towarzyszem zabawy.
„Do mnie nigdy nie mówisz tak słodko.” Wymruczał przykucają za nią.
Wzdrygnęła się, a on wiedział, że wstałaby, gdyby nie wśliznął nóg ustawiając je po obu jej
stronach jednocześnie obejmując ją rękami. „Proszę.”
Sienna spojrzała w dół na pudełeczko znajdujące się na dłoni Hawkea i poczuła jak jej pełen
frustracji gniew pryska niczym kurz. Pudełeczko było otwarte i zawierało maleńką mechaniczną
zabawkę – poruszała się dookoła, maleńkie światełka błyskały wokół falistego daszku i stanowisk.
Było pięć koni, każdy był unikatowy i pomalowany w żywym odcieniu. „Ta jest twoja.”
Powiedziała wiedząc, że nie miałby czasu, by pojechać do sklepu z zabawkami.
„Teraz jest twoja.” Pocałował ją w szyję, gdy zabawka przesunęła się w dół. „Weź ją.”
Jej sutki odcisnęły się w bawełnie stanika. „Nie mogę.” Znowu to robił – ścierał jej mury, by skraść
serce.
Zęby uszczypnęły w wrażliwą skórę jej ucha sprawiając, że aż podskoczyła. „Nie podoba ci się?”
„Wiesz, że tak.” Dotknęła ostrożnie pełnej szczegółów głowy czarnego konika z niebiesko-złotym
siodłem. „Ale jest twoja.”
Położył ją na trawie obok nich. „W takim razie po prostu ją tutaj zostawię.”
Co za uparty facet. Wiedziała, że dokładnie tak by zrobił. „Dlaczego?” Wyszeptała. „Dlaczego
dajesz ją mi? Dlaczego tu jesteś, gdy jesteś na mnie zły?”
Długi, cichy wdech. Jego ręce przytuliły ją do jego szerokiej, muskularnej klaty, za którą z bólem
tęskniła zeszłej nocy. „Nie chcę cię skrzywdzić dziecino. Nigdy tego nie zrobię, – ale nie mogę dać
ci tego, czego nie mam.”
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku w reakcji na to poważne zdanie nasycone czystą czułością.
Jej serce, jej cholerne bezbronne serce było jego od dnia, gdy zrozumiała, co pobudzał w jej
wnętrzu. Nie miała przeciwko niemu prawdziwych tarcz. Nigdy nie miała. I nigdy nie będzie mieć.
„To daj mi całą resztę.” Wyszeptała, bo choć mogła walczyć z duchem, nie potrafiła walczyć z
brzmieniem prawdy w jego głosie. „Daj mi nie tylko twoją radość, ale również smutek, poczucie
zranienia. Traktuj mnie jak...”
Zawahała się, bo słowo wybranka było między nimi niczym bolesna rana.
„...jak partnerkę, jakbyś była moja.”
„Tak.” Może zawsze będzie tą drugą, ale duma nie stanowiła obrony przed przeszywającym duszę
pragnieniem, by zawładnęła nim, a on zawładnął nią. Jeżeli zaś część jej serca pękła w wyniku tej
akceptacji, to była wystarczająco dorosła, by odsunąć to na bok, tam gdzie nie zatruje to życia,
które mogła dzielić z tym mężczyzną, który był i zawsze będzie jej jedynym.
„Mój ojciec miał na imię Tristan.” Powiedział Hawke. Jego słowa były zardzewiałe i popękane w
wyniku minionych lat. Wstał i pomógł Siennie zrobić to samo, a potem poprowadził ich do bardziej
prywatnej części lasu. Miała rację. Nigdy nie będą mieli więzi wybranków, ale mogą zbudować
własną więź. Silną niczym stal i równie nierozerwalną. „Został zabrany, gdy był na samotnej warcie
w górach.”
Zanim związał się więzią Tristan był samotnym wilkiem, ale później wolał pozostawać blisko
swojej wybranki i marudził, gdy miał przebywać z dala od niej. Poza pierwotnym przyciąganiem
więzi wybranków, jego rodzice kochali siebie i swojego syna. Hawke dorastał w przyjaznym
środowisku znając swoje miejsce w świecie, ale nie był rozpieszczony. Nie mógłby mając za ojca
porucznika. Pamiętał, co myślał mając cztery lata. Właśnie taki chcę być, gdy dorosnę.
„Moja mama poczuła coś przez więź wybranków drugiego dnia, więc Garrick wysłał zespół
poszukujący.” Kontynuował mimo tego, że wspomnienie przygniatało mu pierś. „Zanim go znaleźli
już od tygodnia był zaginiony.” Jego silny, dumny ojciec. „Wyglądało na to, że źle upadł.
Wyzdrowiał z odniesionych obrażeń dosyć szybko, ale wrócił … uszkodzony.” Jedyny raz, gdy
Tristan dotknął syna po powrocie z gór miał miejsce, gdy leżał na śniegu wykrwawiając się na
śmierć. „Dwa tygodnie później zaatakował Garricka.”
Dłoń Sienny rozpostarła się nad jego sercem, tak jakby chciała być jego tarczą. „Zaprogramowali
go, by zabił waszego alfę.”
„Tak. Był ostatnim, który został zabrany.” Ta wiedza złościła go, gdy był chłopcem – aż zrozumiał,
że jego ojciec był osobnikiem dominującym, obrońcą i nigdy nie chciałby, by ktokolwiek inny
cierpiał w jego miejsce. „Od ponad dwóch lat w stadzie, co jakiś czas były kłopoty. Członkowie
stada zachowywali się w nieprzewidywalny sposób. Wybuchały nieustanne bójki, które prowadziły
do śmierci. Mężczyźni używali przemocy wobec swoich kobiet.” Po dziś dzień myśl o tym złościła
jego wilka. „My tacy nie jesteśmy, nigdy nie byliśmy.”
„Nie.” Sienna uniosła głowę. Na jej twarzy odmalowywała się taka intensywna empatia, że
niemożliwym wydawało się to, że kiedyś była Cicha. „To miało coś wspólnego z eksperymentem,
prawda?”
Przytulił ją do siebie mocniej. „Chcieli zobaczyć, czy będą w stanie zniszczyć więzy, które
trzymały stado zmiennokształtnych razem, oddziałując na pewne „kluczowe sektory” aż stado
wybuchłoby.” Ci dranie skrzywdzili nie tylko dorosłych, ale i młodzież. Zatruli tak wielu dobrych
ludzi, mężczyzn i kobiet.
„To było zaprojektowane przez małą, działającą na uboczu grupę naukowców.” W końcu właśnie to
ocaliło Śnieżnych Tancerzy. Byli w stanie odciąć złu łeb zanim dane zostały przekazane osobom
znajdującym się wyżej w hierarchii. „Nie działali z polecenia Rady, ale uważali, że mieli prawo
traktować nas jak szczury laboratoryjne, bo Rada w tamtym czasie jasno dawała do zrozumienia,
jakie ma na nasz temat mniemanie.”
Sienna otuliła go rękami w najsilniejszym z uścisków.
Hawke stanął szerzej i przytulił ją jeszcze mocniej, choć wydawało się to niemożliwe. „Mój tata
odszedł mówiąc tym draniom „pieprzcie się”. Ponury uśmiech. „Przesunął się, by wziąć na siebie
kulę w czasie bójki, gdy inny z zaprogramowanych próbował zastrzelić Garricka.” Było już jednak
za późno. Rany alfy były tak wielkie, że ich już i tak słaba uzdrowicielka nie była w stanie go
ocalić.
Sienna potrząsnęła głową. „Musiał być niesamowicie silny, by zwalczyć programowanie
wystarczająco mocno, by to zrobić.”
„Tak.” Jego ojciec na końcu pazurami wydarł się ze swojego horroru, a robiąc to nauczył swojego
syna, by nigdy się nie poddawał.
„Jestem z ciebie taki dumny.” Brzmiały ostatnie słowa Tristana do syna, gdy Hawke przyklęknął
obok niego na poplamionym krwią śniegu. Jego dłoń ściskała dłoń ojca w pełnej złości desperacji.
Potem, gdy krew nadal wypływała z jego klatki piersiowej Tristan odpowiedział na czuły pocałunek
wybranki i wyszeptał. „Do zobaczenia w następnym życiu, moja kochana.”
„Moja matka, Aren, po prostu nie potrafiła funkcjonować po jego śmierci. Próbowała bardzo
mocno, ale pewnego dnia położyła się spać i już się nie obudziła.” Dla niego zawsze radość, którą
odczuwał, gdy rodzice tulili go zawsze będzie wiązała się z echem bólu i straty.
Sienna, ta Psi, która sama straciła matkę, uniosła się na palcach i otuliła ręce wokół jego szyi w
cichym pocieszeniu. Jej policzki były mokre od łez, gdy dotknęła nimi jego policzków, gdy pochylił
się, by spotkać się z nią w połowie drogi.
Hawke nigdy nie płakał po utracie rodziców. Ani jako chłopiec. Ani jako mężczyzna. Teraz, zakopał
twarz w ścianie jedwabiu równie ciemnym, co rubiny nocą, a jego wilk uniósł głowę w cichym
pełnym żałoby wyciu.
Walker zamknął za sobą drzwi do magazynku medycznego i zerknął na zapełnione rzędy.
Według Lucy Lara była gdzieś tutaj.
„Walker?” Burza loków przesunęła się, gdy Lara wychyliła się z miejsca, w którym siedziała na
podłodze. „Czy czuję kawę?”
Miał ochotę uśmiechnąć się na dźwięk zachłanności w jej głosie, choć uśmiech był czymś, co nie
przychodziło mu naturalnie. Przyklęknął obok niej na jedno kolano. „Co robisz?”
„Inwentaryzację.” Powiedziała z jękiem opierając głowę na jego piersi. „Chcę sprawdzić czy mamy
wszystkie niezbędne zapasy skoro mamy odrobinę więcej swobodnego oddechu.”
Podał jej kawę i patrzył jak pije. Jak zawsze, wiedza, że się o nią troszczy powodowała w jego
wnętrzu niewyjaśnione doznania. „Dosyć?”
Przytaknęła. „Dzięki.”
Odłożył kubek na półkę nad nią i walczył z pragnieniem, by przesunąć dłońmi po ciepłym jedwabiu
jej loków, a potem przyciągnąć ją blisko siebie. Lara była zmiennokształtnym, a zmiennokształtni
potrzebowali dotyku. Potrzebowali kontaktu zmysłowego. Incydent z Kieranem sprawił, że zdał
sobie sprawę z tego, że nie chciał, by jakikolwiek inny mężczyzna troszczył się o Larę również w
tym obszarze.
„Walker?” Lara pytająco uniosła brew.
„Umawiasz się teraz z kimś?”
Znieruchomiała. „Nie.” Jej odpowiedź zawisła między nimi w powietrzu.
„Lara, ja chcę mieć te prawa.” Walker zdał sobie sprawę, że jeżeli mu odmówi, to nie wycofa się
jak cywilizowany człowiek.
Dostrzegł po sposobie, w jaki nagle nabrała powietrza, że zrozumiała jego aluzję. „Już masz
większość tych praw, jako mój przyjaciel. Co się zmieni?”
Nie był wilkiem, ale nie musiał nim być, by rozumieć wyzwanie pochodzące z serca
zmiennokształtnego. Działając instynktownie pochylił głowę, złapał ją za włosy i przyciągnął do
siebie ukierunkowując głowę tak, by zawładnąć wargami jej ust. Przed Larą nigdy nie całował
kobiety – w Sieci Psi takich rzeczy po prostu się nie robiło. Odkrył jednak, że całkiem dobrze
rozumiał mechanikę tego aktu już po jednym, wcześniejszym doświadczeniu.
Usta Lary były miękkie. Westchnęła, a jej usta rozsunęły się, gdy przesunął językiem po jej wardze.
Smakowała słodką kobiecością, która już była powiązana z myślami o niej, ale było tam coś
jeszcze. Szczypta ukrytego czegoś bardziej mrocznego. Głębokie pasmo zmysłowości. To
sprawiało, że pragnął. Pomyślał, że skoro planował być samolubnym i zatrzymać ją tylko dla siebie
mimo tego, że nie był dla niej wystarczająco dobry równie dobrze może się poddać tej rozkoszy.
Przyciągnął ją mocniej do siebie i przesunął językiem po jej języku. Poczuł jak dłonie zaciskają się
na jego klacie. Jej ciało prężyło się przy nim. Powtórzył tą czynność chcąc wywołać u niej kolejne
pieszczoty. Tym razem Lara jęknęła. Był to niski, nasycony przyjemnością dźwięk, który sprawił,
że jego erekcja zwiększyła się do poziomu, który był niemal bolesny.
Zrobił niezadowoloną minę, gdy go pchnęła, ale puścił ją. Dał jej chwilę widząc, że potrzebowała
wziąć wdech, a potem ponownie zawładnął jej ustami. Nic dziwnego, że ludzie i zmiennokształtni
byli tacy chciwi w odniesieniu do tego aktu. Wywoływał on najbardziej dekadenckie doznania
zwłaszcza, gdy kruche kości twarzy Lary znajdowały się pod jego palcami. Drobne dźwięki, które
wydobywały się z głębi jej gardła przesuwały się po jego skórze.
Ponownie go szturchnęła. Ponownie zatrzymałby się jedynie wystarczająco na długo, by pozwolić
jej zaczerpnąć powietrza, ale położyła palce na jego ustach. „Walker, zaczekaj.”
Znieruchomiał. „Nie?”
„Nie, to znaczy – tak. Zaczekaj.” Lara przesunęła dłońmi po włosach i wzięła kilka głębokich
wdechów w wysiłku, by sprawić iż jej mózg ponownie zacznie pracować. „Muszę wiedzieć
dokładnie, o co prosisz, co oferujesz.” Powiedziała. „Żadnych niedomówień.”
„Stały związek na wyłączność.” Powiedział bez chwili do namysłu. Jego oczy wpatrywały się w
nią. „Ty i ja.”
„Musisz być pewien.” Była wobec niego tak bezbronna, że mógł ją zniszczyć. „To nie jest coś, co
może zostać cofnięte.”
„Jestem pewien.” Posłał jej niewzruszone spojrzenie. „Czy potrzebujesz czasu, by podjąć decyzję?”
Mądrzej byłoby powiedzieć tak i pozwolić im obu chłonąć. Była jednak drapieżnym
zmiennokształtnym wilkiem i znajdowała się z mężczyzną, którego pragnęła od bardzo dawna. Z
mężczyzną, który ofiarowywał się jej w sposób, który rzadko był udziałem dominujących
mężczyzn. Przyciągnęła go w dół rękami zaciśniętymi na jego koszuli.
W ciągu kilku sekund jego usta przejęły kontrolę.
Nie wiadomo jak długo czasu mógłby spędzić smakując ją, gdyby nie rozległo się pukanie do drzwi
i nie wykrzyczano prośby o pomoc. Gdy się rozdzielili jego usta były mokre, a jej oddech urywany.
Jego oczy miały wyrazisty zielony kolor w przytłumionym świetle wewnątrz magazynu.
„Jakie lubisz kwiaty?”
„Amarylisy.” Powiedziała Lara w odpowiedzi na to niespodziewane pytanie. Teraz, zaledwie kilka
godzin później miała na swoim biurku wazon cudownych czerwonych płatków, delikatnych niczym
jedwab i równie luksusowych.
Przechodząca obok jej biura Lucy cofnęła się z powrotem i zagwizdała. „Ci milczący zawsze
wyciągają z rękawa najlepsze niespodzianki.”
Milczący. Tak, Walker był milczący. Bardzo szybko się również uczył. Uniosła palce do ust, a
potem opuściła je z poczuciem winy, gdy zobaczyła zegar i zrozumiała, że od dziesięciu minut
rozpływa się nad kwiatami. Nie mogła się jednak oprzeć ostatniemu muśnięciu palcami.
Walker ją pocałował.
Walker przysłał jej kwiaty.
Walker ją adorował.
„Lara.”
Podskoczyła słysząc jego głos tuż za sobą i strąciła na podłogę kryształowy przycisk do papieru.
Zielono-niebieska spirala, którą Ava przywiozła z Nowej Zelandii roztrzaskała się przynajmniej na
pięć różnych kawałków. „Cholera.”
„Zaskoczyłem cię. Przepraszam.” Przykucnął i zaczął zbierać fragmenty.
Jej dłoń powędrowała do jego ramienia bez udziału jej świadomości. Rozprostowała palce na
płynnych mięśniach. „Powinnam cię wyczuć, ale kwiaty są takie piękne.” Jego głowa uniosła się.
Wyraz jego oczu skradł jej oddech. „Byłam rozproszona.”
Wstał ze wszystkimi fragmentami w dłoni. „Mogę to dla ciebie naprawić.”
„Nie przejmuj się tym.” Powiedziała. Jej wilk krążył z niecierpliwością ciekawy powodu, dla
którego przyszedł. „Pewne rzeczy raz popsute nie mogą już zostać naprawione. Wolałabym, żebyś
spędził ten czas ze mną.”
Dopiero później, gdy poszedł po długim, namiętnym pocałunku, który sprawił, że podkurczyły jej
się palce u stóp, Lara zaczęła się zastanawiać, czy przepowiedziała pęknięcie własnego serca.
Walker Lauren mógł ją całować, mógł dawać jej kwiaty, mógł nawet ją adorować, ale miał w sobie
głęboką rezerwę. Ten dystans był poważnym przytomnieniem, że zdolność silnego, poważnego
Walkera, by zaufać została połamana na więcej kawałków niż jej kryształowy przycisk do papieru.
Tej nocy Hawke poprosił Siennę, by przeniosła się do jego kwater, ale potrzebowała trochę
więcej czasu, by przystosować się do … wszystkiego. Do tego, co zyskała, czego może nigdy nie
mieć – tego, co przyniesie przyszłość. Poprosiła go więc, żeby spał w jej łóżku.
Jej emocje były chaotyczne. Jej mięśnie napięły się, gdy oplótł się wokół niej. On jednak pocałował
jej puls. „Śpij. Chcę tylko ciebie tulić.”
Posłuchanie się zajęło jej godzinę, ale gdy to nastąpiło zapadła w głęboki pozbawiony snów
odpoczynek. Gdy się obudziła odkryła, że jego już nie było, ale znalazła kartkę nakazującą jej
spotkać się z nim na kolację o siódmej. Wyglądało na to, że nie jest w stanie nic poradzić na te
rozkazy, pomyślała z uśmiechem.
I to ten uśmiech nosiła przez cały dzień, zamiast ciężkiego serca przebrzmiewającego echem straty.
Decyzja została podjęta i była zaakceptowana. Roztrząsanie tego zatrułoby jedynie piękno tego, co
istniało między nią i jej wilkiem. Wzięła prysznic. Ubrała się i zjadła śniadanie, zanim poszła na
swoją zmianę w rotacji wartowników. Stado funkcjonowało w podwyższonym stopniu
zaalarmowania, a Sienna nawet na chwilę nie zmniejszyła czujności za wyjątkiem krótkiego
momentu, gdy Evie przyszła przyłączyć się do niej na obiad. Dzień wlókł się niczym żółw.
Gdy w końcu wróciła do legowiska pomogła Toby’emu i Marlee z zadaniami domowymi, a potem
poszła do swojego pokoju umyć się i przygotować się na kolację. Ubrana w szlafrok wpatrywała się
w swoją szafę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. „Indigo, potrzebujesz mnie do czegoś?”
Powiedziała wpuszczając panią porucznik do środka.
„Evie powiedziała, że masz randkę z Hawkem.” Sienna przytaknęła, a Indigo dała jej płaskie
pudełko, które przyniosła ze sobą. „Kobieta musi wyciągnąć ostrą amunicję, gdy ma do czynienia z
facetem takim jak on.”
Indigo przytuliła ją z uśmiechem i wyszła. Sienna otworzyła pudełko i znalazła w nim prostą,
czarną sukienkę przed kolano ze sznurkowymi ramiączkami. Założyła ją. Smakowicie miękka i
jedwabista. Materiał opływał jej ciało z taką doskonałością, że wyglądał tak, jakby był na niej
namalowany. Nie tylko doskonale kształtował jej pośladki, ale stan sukienki opinał i unosił jej piersi
w bardzo zmysłowej pokusie. Jednocześnie cały ten efekt był uzyskany z niczym niezmąconą
elegancją.
„Kocham cię Indigo.” Powiedziała Sienna czując się seksowna, śmiała i pewna siebie. Dobrała do
tej sukienki delikatne, wieczorowe sandały na obcasie. Wysuszyła włosy i zostawiła je
rozpuszczone. Hawke lubił przesuwać po nich dłońmi, a ponieważ pozwalał jej bawić się grubymi
srebrno-złotymi pasmami uznała, że takie postępowanie było sprawiedliwe.
Pukanie rozległo się, gdy tylko skończyła przesuwać błyszczykiem po ustach. „Jesteś dziesięć
minut za wcześnie.”
Wilk po drugiej stronie progu bardzo powoli przesunął po niej wzrokiem. „Wyglądasz
smakowicie.”
Jej dłoń zacisnęła się na drzwiach, bo wiedziała, że gdy mówił takie rzeczy dokładnie to miał na
myśli. „Jesteś wystrojony.” Nigdy nie widziała go w czymś innym niż w dżinsach.
Dzisiaj miał na sobie czarny garnitur, który podkreślał żywy kolor jego oczu i włosów. Jego czarna
koszula była rozpięta przy kołnierzyku. Choć jednak wyglądał tak jakby wyszedł z okładki jakiegoś
modnego męskiego magazynu nic nie skrywało drapieżnego błysku w jego oczach.
Bez ostrzeżenia pochylił się do przodu, zacisnął dłonie w jej włosach i zagarnął jej usta w
pocałunku, który jasno dawał do zrozumienia, iż uważał ją za swoją. Całkowicie swoją. Każdy jej
milimetr. Jej sutki napięły się. Uda zacisnęły się w próżnej próbie złagodzenia bólu między nimi.
Wiedziała oceniając po pełnym zadowolenia uśmiechu, gdy się wycofał, że był świadomy jej
podniecenia. To mogłoby sprawić, że poczułaby, iż ma słabszą pozycję w tym duecie, tylko, że nie
robił nic, by ukryć własną reakcję.
„Chodźmy, bo nigdy nie dotrzemy na kolacje.” Powiedział szczypiąc ją ustami po raz ostatni.
„Zaczekaj, nie mam torebki.” Powiedziała, gdy wyciągnął ją za próg i zamknął za nią drzwi.
„Nie będzie ci potrzebna.” Zaczął prowadzić ją w dół korytarza. Jego dłoń była spleciona z jej
palcami.
„Powinniśmy wychodzić, gdy sprawy są w takim krytycznym punkcie?” Strateg wojskowy w jej
wnętrzu był wystarczająco zaniepokojony, by pokonać pragnienie, by mieć go tylko dla siebie.
„Jeżeli Scottowie dadzą radę cię skrzywdzić...”
Położył palec na jej ustach. „Nie idziemy daleko.”
Biorąc pod uwagę jego słowa nie była zaskoczona, gdy poprowadził ją do swoich kwater, ale całe
powietrze uszło z jej ciała, gdy zobaczyła stół nakryty nienagannym, białym obrusem, błyszczącą
zastawą stołową i świece, które Hawke zapalił zanim odsunął jej krzesło. „Chodź tutaj.”
Zrobienie czegokolwiek innego niż usłuchanie się go było niemożliwością. Zwłaszcza, gdy
nagrodził ją pocałunkiem, który sprawił, że jej piersi unosiły się i opadały w intensywnych ruchach,
niczym zaproszenie, gdy próbowała zaczerpnąć powietrza. Uraczył ją kolejną gorącą, wilgotną
pieszczotą w zagłębieniu ramienia. Potem przesunął się, by zająć miejsce po jej prawej stronie, a
nie naprzeciwko niej. Zrozumiała dlaczego, gdy odsłonił pierwszą potrawę – chrupiącą zieloną
sałatkę z zaokrąglonymi czerwonymi i pomarańczowymi kawałkami papryki, którą tak uwielbiała –
i uniósł widelec.