Nieumarła Mądrość
Freud twierdził, że miłość i śmierć są siłami napędowymi
ludzkiej egzystencji. Zakochani w nieumarłych ze Zmierz-
chu to samo możemy powiedzieć o tej historii o wampirach.
W książkach z serii Zmierzch skonfrontowane są nie tylko
miłość i śmierć, lecz także inne wątki, co prowadzi do dziw-
nej konkluzji, że zmarli rzeczywiście są mądrzy, czasami
wykazują również mądrość w sprawach sercowych, nawet
jeśli ich serca już nie biją. Dziwne piękno Zmierzchu w tym
się właśnie przejawia, ale także w tym, że wszyscy stawia-
my czoło śmierci i wszyscy pragniemy kochać. Te dwa fak-
ty, jeden ogromnie nieprzyjemny, drugi wręcz przeciwnie,
są motywem Zmierzchu. Dzięki temu jest to doskonała lek-
tura, ale także, jak się przekonamy, wspaniały przyczynek
do filozoficznych rozważań.
Śmierć jest wszędzie. Jest między słowami, gotowa
wydrzeć ci ostatni oddech. To siła niepodobna do innych:
nieunikniona, niewysłowiona i nieograniczona, przy-
najmniej dla zwykłych śmiertelników. Śmierć zniewala,
prześladuje. Myśl o tym, że można by ją pokonać, czaruje
umysł, aż po raz kolejny dajemy się omamić nadziei, iż
moglibyśmy nie poddać się swojemu losowi, stając się
nieśmiertelnymi wampirami, zyskując życie pośmiertne
lub odkrywając naukowe „lekarstwo" na śmierć. Mało
które uczucie jest tak potężne, a świadomość śmiertelno-
ści chyba najsilniej motywuje nas do działania.
Może drugim takim motorem jest miłość. Egzysten-
cjalista Albert Camus (1913-1960) stwierdził kiedyś,
że jedynym prawdziwym filozoficznym pytaniem jest:
zabić się czy nie w obliczu absurdu świata. Pisarz Tom
Robbins uważa, że można odpowiedzieć na to pytanie,
jedynie zadając inne, jeszcze bardziej podstawowe: Czy
potrafisz kochać? Miłość bowiem, jak twierdzi Robbins,
jest jedyną rzeczą, dla której warto żyć. Miłość pozwala
nam zobaczyć to, czego bez niej nigdy byśmy nie zoba-
czyli. Ona kształtuje nasze postrzeganie świata i otwiera
nas na głębokie, istotne doświadczenia. Może zmienić
monotonne miasteczko w stanie Waszyngton w świat pe-
łen cudów.
W świecie Zmierzchu śmierć nie jest nieunikniona,
a bohaterowie znaleźli, jak się zdaje, najczystszą formę
miłości. Taki świat nie tylko pozwala na badanie kondy-
cji człowieka w obliczu najgorszych i najgłębszych lę-
ków, jak również największych nadziei, lecz także wyma-
ga od nas zgłębienia własnego stanu. Najlepszą metodą
jest zaś filozofia.
Saga Zmierzch pełna jest miłości i śmierci; porusza
też inne tematy ważne dla naszego rozumienia samych
siebie i poruszania się po świecie. Filozoficzne zagad-
nienia przenikają strony książek sagi. Bella i Edward
są lustrem dla naszych największych lęków i nadziei, dla
wszystkiego, co w naszym życiu dobre i złe. Są odbiciem
kondycji ludzkości, istnieją, byśmy poświęcili im chwilę
głębszej refleksji.
Być może zdziwi nas, że możemy sporo się nauczyć
od nieumarłych, także ze sposobu, w jaki odnoszą się
do żywych, możemy dowiedzieć się wiele o samych so-
bie, naszych doświadczeniach i relacjach z innymi ludź-
mi. Ta książka ma w tym pomóc, zadając pytania typu:
Jaka jest natura miłości? Czy śmierci należy się bać?
Jak powinny zareagować feministki na Bellę Swan? Czy
bycie wegetarianinem jest zobowiązaniem moralnym?
Jak wampir postrzega świat? Co oznacza być osobą? Ile
mamy wolności?
Forks w stanie Waszyngton jest małym miastem. Nie-
stety, umysły ludzi również potrafią być bardzo ciasne.
Ale filozofia ma sposób na otworzenie obu: pozwala nam
zobaczyć to, czego wcześniej nie widzieliśmy, i pozwa-
la zgłębiać sprawy, których bez niej byśmy nie zgłębili.
Tylko literatura może konkurować z filozofią w tym
względzie, dzięki czemu takie odczytanie sagi Zmierzch
wyznacza spotkanie literatury i filozofii.
Nieważne więc, czy jesteś fanem Edwarda Cullena,
czy Jacoba Blacka, uważasz, że Bella jest głupia czy
romantyczna, jesteś weganinem czy mięsożercą, czytaj
dalej! Znajdziesz tu rozdziały o wszystkim, począwszy
od tego, dlaczego kochamy wampiry, poprzez wyjaśnie-
nie, dlaczego Edward jest bajronowskim typem bohate-
ra, po tao Jacoba i wiele innych spraw.
część pierwsza
Zmierzch
Rozdział pierwszy
Wyglądasz apetycznie: miłość,
szaleństwo i porównania kulinarne
GeorgeA. Dunn
„Nieco obłąkania jest zawsze w miłości, lecz
i w obłąkaniu jest zawsze nieco rozsądku."
Friedrich Nietzsche'
Edward Cullen jest przeklęty. Nowa dziewczyna siedząca
koło niego na lekcji biologii wygląda i, co gorsza, pach-
nie jak coś do jedzenia. Do tej pory, chodząc po świecie
przez sto lat, nigdy nie natknął się na zapach tak bardzo
upajający. Nie pozwalał mu myśleć. Jak tak dalej pój-
dzie, jego rozsądek stanie się mglistym wspomnieniem
wraz z całą godną dżentelmena powściągliwością i samo-
kontrolą, nad której utrzymaniem pracował tak ciężko.
Myśli tylko o tym, co chciałby zrobić z tą dziewczyną,
gdyby dorwał ją na osobności, i jak do tego doprowadzić.
Oszołomiony i zdziwiony tym nagłym przypływem ape-
tytu, potrafi odzyskać kontrolę nad sobą na wystarczają-
co długo, by wybiec za drzwi i wyjechać na Alaskę, gdzie
13
kilka dni na świeżym górskim powietrzu działa jak długi,
zimny prysznic, otrzeźwia go i uspokaja.
Filozofia wymaga odważnego oddania się prawdzie,
bądźmy więc wobec siebie całkowicie szczerzy na sa-
mym początku: Kto z nas nie ma podobnych doświad-
czeń? Nie chodzi o to, że mieliście dokładnie takie same
jak Edward plany względem smakowitego ciacha siedzą-
cego obok was na lekcji biologii (czy jakiejś tam innej
lekcji). Boże broń! Ale nie ma wśród nas nikogo, kto nie
zdawałby sobie choć w najmniejszym stopniu sprawy
z tego, co biedny koleś przeżywał. Kogo nie dosięgło pra-
gnienie uderzające z tak ogromną siłą, że ukrycie go sta-
ło się praktycznie niemożliwe, nie mówiąc już o oparciu
mu się i niepodążeniu w stronę, w którą ono każe nam
iść? Możecie zaprzeczać, ile wam się podoba, ale wydaje
mi się, że wiecie, o czym mówię. Jeśli jednak upieracie
się, że nigdy nie ogłupieliście z powodu nagłego pragnie-
nia, najmilsze, co mogę powiedzieć to to, że nie jesteście
chyba najlepiej rokującymi kandydatami do studiowania
filozofii, a przynajmniej nie według starożytnego grec-
kiego filozofa Platona (427-347 p.n.e.), z którym zapo-
znamy się niedługo.
„Przepraszani za to kulinarne porównanie" - co
sprawia ci przyjemność?
Na pierwszy rzut oka doświadczenie Edwarda wydaje się
typowe wyłącznie dla jego gatunku, ponieważ to zapach
krwi Belli Swan rozbudza jego pragnienie, i stwierdzenie,
że chciałby ją zjeść, nie jest żadną przenośnią. „Przepra-
szam za to kulinarne porównanie" - mówi do Belli, kiedy
niezdarnie usiłuje wytłumaczyć swoje gburowate zacho-
wanie wobec niej tego dnia, gdy się poznali i kończy, po-
14
równując ją do lodów
2
. Oczywiście, dla większości z nas
nie byłoby to niczym więcej niż analogią. Ciacho sie-
dzące obok was na lekcji nie było tak naprawdę kawał-
kiem ciasta, a wy prawdopodobnie nie mieliście zamiaru
dosłownie go ugryźć. Ale jest coś nieszczerego w tym,
że Edward nazywa swoje odwołanie do jedzenia „porów-
naniem", skoro naprawdę chciał z Belli zrobić posiłek.
Doświadczenie Edwarda nie jest nam całkowicie obce,
ponieważ erotyczne i romantyczne tęsknoty naprawdę
mają coś wspólnego z fizycznym głodem. Któż może wąt-
pić, że to kulinarne porównanie (sposób, w jaki wampir
zabiera się do swojej ofiary, może służyć jako metafora
miłosnego podboju) jest odpowiedzialne za sporą część
erotyzmu zawartego w opowieściach o wampirach? Czym
innym miałoby być? Bycie kilkusetlatkiem samo w sobie
nie jest sexy (nawet jeśli się ma „tylko" sto osiemnaście
lat, jak w wypadku Edwarda), tak samo ciepłota ciała
równa temperaturze zwłok. Ale jest coś niezaprzeczalnie
erotycznego i intymnego w sposobie, w jaki zaspokaja
głód wampir, nie wspominając o uwodzicielskim, zwie-
rzęcym magnetyzmie, jakim emanuje, dzięki któremu
bez wysiłku oczarowuje swoją ofiarę, a ona poddaje się
jego woli i odsłania szyję. Oczywiście w sadze Zmierzch
to Bella bezustannie próbuje osłabić zdecydowany opór
Edwarda, ale Cullen to dziwnie honorowy krwiopijca.
W każdym razie, to nie przypadek, że język związany z je-
dzeniem oferuje tak bogaty i trafny zasób metafor pozwa-
lających opisać nasze doświadczenia w pozornie odległej
dziedzinie romansu i seksu. Bez wątpienia częściowo jest
tak dlatego, że jedzenie jest jedną z najintensywniej zmysło-
wych przyjemności w życiu. Czerpiemy radość z wyglądu,
zapachu i smaku pożywienia. Nasze mięśnie są zaangażowa-
ne w przyjemnie zmysłowe czynności gryzienia, przeżuwa-
15
nia i przełykania każdego smakowitego kęsa. Kiedy jedzenie
zredukowane jest do papki i przepchnięte przez przełyk, za-
dowolony żołądek odwdzięcza się za to dobrodziejstwo po-
budzeniem mózgu, który promieniuje poczuciem głębokiej
satysfakcji na resztę ciała. Każda faza tego procesu dostar-
cza odrębnego rodzaju przyjemności, istnieje więc napraw-
dę dobry powód, by jedzenie wraz z piciem było często koja-
rzone z uczuciem radości. Dla nowo narodzonych, zarówno
ludzi, jak i wampirów, zmysłowa przyjemność odczuwana
podczas karmienia to pierwsze wspomnienie zadowolenia,
sprawiające, że czynność jedzenia zalicza się do podsta-
wowych paradygmatów głębokiej cielesnej przyjemności.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności jedzenie jest
również główną czynnością podtrzymującą radośnie nasze
życie. Posilamy się w ramach posłuszeństwa prawom na-
tury, a ta wynagradza je, czyniąc jedzenie prawdziwą przy-
jemnością. Apetyt seksualny jest podobny - potrzeba natury
jest naszą rozkoszą. W obu wypadkach głodu i erotycznego
pragnienia biologiczne siły znajdują potężnego sprzymie-
rzeńca w uroku przyjemności.
Oczywiście analogia ta ma swoje wady. Czynność jedze-
nia kończy się destrukcją obiektu przyjemności, a przy-
najmniej unicestwieniem go jako niezależnej całości po-
przez jego transformację we fragment naszego własnego
ciała. Z drugiej strony, kochankowie nigdy nie stają się
dosłownie jednym ciałem, jakkolwiek ciasno przylegaliby
do siebie. Niemniej jednak świat pełen jest drapieżnych
uwodzicieli, którzy wykorzystują innych w sposób dość
podobny do tego, jak większość z nas pochłania posiłki.
Nie okazują szacunku, dbają o dobro swoich partnerów
tyle, ile lew dba o jagnię.
Nawet jeśli pójdziemy za rycerskim przykładem
Edwarda, lwa, który zakochał się w jagnięciu, i uznamy,
16
że nasza ukochana ma inne potrzeby i zainteresowania,
które określają granicę tego, jak daleko możemy się po-
sunąć w zaspokajaniu własnych pragnień, prawdą pozo-
staje, że każda forma zmysłowych przyjemności przypo-
mina nieco rozkosze jedzenia
3
. Przyjemność jest zawsze
związana z „upajaniem się" lub doznaniem odczuć, które
w gruncie rzeczy są prywatne, z natury przeżywane sa-
motnie, nawet jeśli ich źródłem jest wspólna czynność,
taka jak kochanie się. Co więcej, możemy zostać tak zala-
ni falą przyjemności, że nic poza nią w danej chwili się nie
liczy. Nawet szarmancki Edward musi przyznać, że jego
pragnienie przebywania w towarzystwie Belli jest zasad-
niczo egoistyczne, umotywowane chęcią upajania się jej
pięknem i zapachem, zmysłową ucztą, dla której potrafi
wystawić ukochaną na śmiertelne niebezpieczeństwo
4
.
„Co powinienem zrobić... [a] to,
co zrobić chciałem"
Okładka pierwszej książki sagi Zmierzch ukazuje otwarte
dłonie trzymające jasne czerwone jabłko, przywodząc
na myśl sławny związek pokarmu i erotyki, który jest
głęboko zakorzeniony w zachodniej świadomości.
Większość z nas zna historię upadku ludzkości z Księgi
Rodzaju, pierwszej księgi Biblii, która opowiada o tym,
jak pierwszy mężczyzna i kobieta stracili swą dziecięcą
niewinność i zostali wygnani z raju na skutek nieprze-
strzegania zakazu Boga, by nie jeść owocu z „drzewa
poznania dobra i zła" (Księga Rodzaju 2, 17
5
). Biblia
oczywiście nie określa nigdzie „zakazanego owocu" jako
jabłka. W mitologii greckiej jabłka były jednak ważną fi-
gurą wikłającą pożądanie z niezgodą, i być może dlatego
ktoś uznał, że jabłko było również głównym winowajcą
17
w historii z Księgi Rodzaju, i pomysł ten się przyjął
6
.
Biblia nie sugeruje również, że to żądza przyczyniła się
do upadku człowieka. Nie powstrzymało to jednak wie-
lu wczesnochrześcijańskich teologów przed upieraniem
się, że „poznanie dobra i zła" przekazane przez zakaza-
ny owoc miało coś wspólnego z poznaniem cielesnym.
Tę interpretację uprawdopodobniło nagłe odkrycie przez
Adama i Ewę swojej nagości tuż po uraczeniu się owo-
cem
7
. W rezultacie od tego momentu zakazane pragnie-
nie jest utożsamiane z odgryzaniem dużego, soczystego
kęsa jabłka.
Kiedy średniowieczni chrześcijańscy teologowie, tacy
jak Tomasz z Akwinu (1224-1274), zastanawiali się nad
tymże jabłkiem, uważali, że ostrzega nas ono przed nie-
bezpieczeństwami tego, co nazywali concupiscentia, czyli
„pożądliwość". Było to ich określenie dla całkowicie
naturalnego i spontanicznego pragnienia przyjemnych
rzeczy, jak jedzenie i seks. Oczywiście, nie ma nic z natu-
ry złego w tych przedmiotach pożądania. W rzeczywisto-
ści Tomasz z Akwinu podkreślał, że są potrzebne i dobre,
ale - i to jest najważniejsze zastrzeżenie - dopóki nie po-
szukujemy ich jedynie dla przyjemności, ale z powodów,
dla jakich, według niego, stworzył je Bóg: na przykład
odżywiania naszych ciał czy reprodukcji gatunku. Jeśli
pozwolimy im działać poza ograniczeniami sumienia i ro-
zumu, pożądliwe pragnienia stają się zarzewiem takich
grzechów jak żądza i obżarstwo. Tomasz zaklasyfikował
pożądliwość jako formę miłości, ale odróżnił ją od uczu-
cia przyjaźni tym, że przedmiot pożądliwości „miłuje
się (...) nie dlatego, żeby było [mu] dobrze, ale żeby
[go] posiąść"
8
. Nasze pragnienie jedzenia jest pożądliwe,
ponieważ interesują nas jedynie składniki pokarmowe
18
i przyjemności, jakie dla nas stąd wynikają. Pragnienia
erotyczne również są pożądliwe, ponieważ ich celem jest
nasza własna przyjemność.
Pożądliwe pragnienia są bardzo silne, przyjemne
i, w opinii Tomasza i innych moralistów chrześcijań-
skich, stają się powodem problemów, jeśli zdominują
osobowość. Nie tylko skłaniają nas do niepohamowania
i szkodliwego nieumiarkowania, ale kiedy zaczynamy
patrzeć na ludzi poprzez zniekształcające soczewki po-
żądliwości, redukujemy ich do przedmiotów, które moż-
na skonsumować lub użyć dla przyjemności. Tak mniej
więcej widzi nas większość wampirów spoza klanu Cul-
lenów. Swój ulubiony rodzaj ludzkich istot Spike z serialu
„Buffy: pogromca wampirów" określa jako „Happy Meal
na dwóch nogach". To kolejny wampir lubiący porówna-
nia kulinarne
9
. Obrazem tego, co Tomasz z Akwinu mógłby
określić jako czystą, niepohamowaną „pożądliwość na
dwóch nogach", może być opis nowo narodzonych
wampirów w Zaćmieniu. Edward tak opisuje jednego
z nich, „to głodny i rozwścieczony nieszczęśnik, który nie
potrafi się kontrolować"
10
. Jeśli te rozszalałe, niemoralne
żądze są tym, czym staje się pożądanie pozostawione bez
nadzoru naszej racjonalnej natury, to brońmy zaciekle
oblężonych przez wroga szańców rozumu.
Pewnej nocy Edward balansował na krawędzi tego
szańca w sypialni Belli. Wcześniej tego dnia odkrył,
że ma rywala w osobie Mike'a Newtona, i odtąd zazdrość
rozpaliła jego pragnienie Belli do tego stopnia, że wła-
manie do jej domu wydało mu się doskonałym pomy-
słem. Tej nocy po raz pierwszy znalazł się w jej sypialni,
by szpiegować ją podczas snu, co zapoczątkowało tylko
kolejne nocne wizyty. Później tłumaczył Belli, co działo
się wtedy w jego głowie: „Przyglądałem się, jak śpisz,
19
walcząc z myślami. Z jednej strony wiedziałem, co po-
winienem zrobić, co jest etyczne, rozsądne, właściwe.
Z drugiej strony było to, co zrobić chciałem. Mógłbym
cię ignorować, mógłbym zniknąć na kilka lat i wrócić
po twoim wyjeździe, ale wówczas, pewnego dnia, przy-
jęłabyś w końcu zaproszenie Mike'a czy kogoś jego po-
kroju"
11
.
Dobrze wiemy, że ani Mikę Newton, ani nikt jego
pokroju nie podbiłby serca Belli, gdyby nie pojawił się
Edward. Jednak bez względu na to, jak bardzo Edward
mylił się co do swojej konkurencji, jego rozdzierająca
walka wewnętrzna była bardzo prawdziwa. Tomasz z
Akwinu bez wątpienia opisałby to jako walkę między
pożądliwością („co zrobić chciałem") a sumieniem („co
powinienem zrobić"). Wystarczyło, że Edward usłyszał
imię, które Bella wymamrotała przez sen. Przekonało
go to do odrzucenia na bok sumienia i sięgnięcia po
jabłko. To pokazuje olbrzymią siłę pożądliwości.
Wampirzy Sokrates
Po całej tej pogadance o wybujałych apetytach skłania-
jących nas do robienia rzeczy głupich i złych jesteśmy
w końcu gotowi zawrzeć znajomość z Platonem, jednym
z największych filozofów wszech czasów, by szerzej roz-
ważyć temat pragnienia. Jednym z wielkich, powraca-
jących problemów w jego filozofii było zjawisko znane
Grekom jako eros. Znaczenie tego słowa częściowo po-
krywa się z łacińskim concupiscentia, ale ma jeszcze sil-
niejsze irracjonalne konotacje. Eros jest greckim słowem
oznaczającym namiętne pragnienie, zazwyczaj, choć nie-
koniecznie, o naturze seksualnej i często kojarzone z sza-
leństwem. Na przykład starożytny historyk grecki Tu-
20
kidydes (460-395 p.n.e.), opisując żądzę posiadania za-
morskiego imperium, która opanowała Ateńczyków, gdy
stawiali sobie za cel podbicie Sycylii, napisał, że to było
ich eros. Sugerował w ten sposób, że owa nadmierna
namiętność zaburzyła ich osąd i doprowadziła wprost
do sromotnej klęski z rąk Spartan w trakcie wojny pelo-
poneskiej
12
.
Moglibyśmy porównać lekkomyślną ekspedycję Ateń-
czyków do innego, szczególnie plugawego przejawu eros,
który napotykamy w sadze Zmierzch: obsesji Jamesa,
zdeterminowanego, by wytropić i zabić Bellę, co rów-
nież pcha go ku zuchwałemu zachowaniu, które może
przynieść mu zagładę. Najczęściej eros odnoszony jest
do namiętności towarzyszącej zakochaniu lub intensyw-
nej żądzy cielesnej. Jak jednak widzimy na przykładzie
Edwarda, Belli, Jacoba Blacka, Lei Clearwater i innych
często nieszczęśliwych mieszkańców Forks i La Push,
nawet łagodne formy eros mogą zatruć umysł i spowodo-
wać emocjonalne spustoszenie.
Nic dziwnego więc, że niektórzy greccy myśliciele
uważali eros za zagrożenie. Skoro filozofowie przykładają
taką wagę do przyczyny i reputacji eros jako siły irra-
cjonalnej, moglibyśmy się spodziewać, że Platon będzie
również ostrzegał przed tym, by eros zajął choć skrawek
naszej duszy. Ale au contraire!' Platon, nie zaprzeczając,
że eros może być formą szaleństwa, o dziwo twierdził,
że szaleństwo niekoniecznie jest czymś złym. Uważał
nawet, że „największe dobra zawdzięczamy szaleństwu,
które, co prawda, bóg nam zsyłać raczy"
13
. Są to słowa,
które Platon przypisał Sokratesowi (469-399 p.n.e.), in-
nemu filozofowi, który, jak sądzili pewni ludzie, sam wy-
' Franc. - wręcz przeciwnie (przyp. tłum.)
21
kazywał wyraźne oznaki szaleństwa. Platon umieścił go
jako głównego interlokutora (czyli partnera rozmowy)
w niemal wszystkich z ponad trzydziestu przypisywa-
nych mu dialogów filozoficznych. W kilku z tych dialo-
gów, a zwłaszcza w Fajdrosie i Uczcie, namiętna miłość
jest głównym tematem rozmowy, choć eros pojawia się
jako poboczny temat w wielu innych dziełach Platona,
który wyraża przekonanie, że każde tak dojmujące i uni-
wersalne doświadczenie musi mówić coś fundamental-
nego o kondycji człowieka.
Wydaje się, że zainteresowanie eros Platon przejął
od Sokratesa, którego cytował w jednym z dialogów, gdy
twierdził „że się na niczym innym nie rozumiem, tylko
na miłości" - po grecku ta erótica
1
*. Z większości książek
o starożytnej filozofii dowiecie się, że Sokrates był nauczy-
cielem lub mentorem Platona, ale w rzeczywistości ich
związek był raczej oparty na czymś znacznie głębszym,
bardziej tajemniczym, a może nawet erotycznym. Bliższe
prawdy byłoby nazwanie Sokratesa ii suo cantante, śpie-
wakiem Platona, w podobnym znaczeniu, jak Volturi opisuje
Bellę Edwardowi jako la tua cantante
15
. Słowa Sokratesa
śpiewały do Platona, i nie tylko, w tych samych urzekają-
cych trelach, w jakich krew Belli śpiewała do Edwarda. Nie
chodzi o to, że Platon i Sokrates ze sobą spali. Nie ma dowo-
dów na to, żeby Sokrates spał z którymkolwiek z młodych
ludzi, którzy roili się wokół niego, słuchając jego filozoficz-
nych dyskusji, choć wielu z nich mogło tego gorąco pra-
gnąć. W tym sensie był równie cnotliwy jak Edward przed
złożeniem przysięgi małżeńskiej. Co do młodych wielbicieli
Sokratesa, wielu z nich musiało czuć się jak Bella, gdy
zostali przebudzeni z otępiającej monotonnej egzystencji
dzięki spotkaniu z olśniewającą, charyzmatyczną osobą,
która wydawała im się wręcz nie z tego świata.
22
Jednym z wielbicieli Sokratesa był przystojny, łobuzer-
ski Alkibiades (450-404 p.n.e.), który będąc najbardziej
prominentną i pożądaną partią w całych Atenach, zadu-
rzył się po uszy w Sokratesie. Platon pisał, że biedny Al-
kibiades pod wpływem zauroczenia Sokratesem zarzucił
mu, iż jest jak satyr Marsjasz grający na flecie. Muzyka
tego mitycznego stworzenia miała podobno rzucać urok
na słuchaczy. „Różnisz się od niego tylko tym" powiedział
Alkibiades Sokratesowi, „że bez instrumentów, samymi
tylko słowami, robisz podobne rzeczy"
16
. To porównanie
jest trafne nie tylko dlatego, że sposób, w jaki słowa
Sokratesa robiły wrażenie, przypominał efekt osiągany
przez grę legendarnego satyra flecisty. Wszyscy byli zgodni
co do tego, że Sokrates z wyglądu niezwykle, niepokojąco
wręcz przypominał satyra. Po prostu był paskudnym
starym dziadem! Przy jego niskiej, korpulentnej figurze,
grubej szyi, wytrzeszczonych oczach, zadartym nosie i ły-
sej głowie nawet wampirzy jad nie byłby w stanie wpły-
nąć na poprawę wyglądu. Niezależnie jednak od tego, jak
brzydki był Sokrates na zewnątrz, jego oddanych zwo-
lenników wypełniał eros w stosunku do tego, co uważali
za jego nieporównanie piękniejszą duszę.
Choć brakowało mu zewnętrznego piękna i gracji
wampirów takich jak Cullenowie, Sokrates wielu jawił
się krwiopijcą. Nawet dziewiętnastowieczny filozof S0ren
Kierkegaard (1813-1855), który usłyszał wołanie fletu sta-
rego satyra poprzez wieki, napisał, że Sokrates dla swych
młodych wielbicieli był jak „wampir, który wysysa krew
z miłośnika, przejmuje go chłodem, kołysze do snu i drę-
czy niepokojącymi snami"
17
. Ale odpowiedź na pytanie,
czy był on złym wampirem, zależy od tego, kogo zapytacie.
Rodziny niektórych z jego zwolenników, lub jeśli wolicie,
ofiar, patrzyły z niepokojem, jak członkowie kliki Sokra-
23
tesa szydzili z takich spraw jak honor, pieniądze i władza
polityczna, z wszystkiego innego niż poszukiwanie filozo-
ficznej mądrości, którą Sokrates przedstawiał jako jedyną
wartą zachodu. Ale właśnie to eros robi z człowiekiem.
Wszystko, co nie jest związane z ukochanym, przestaje
mieć znaczenie. Tak jak Bella, spędziwszy tyle czasu z nie-
śmiertelnymi, uważała bal maturalny za „banalną ludzką
rzecz" pomimo tego, jak wiele znaczył on dla jej ludzkich
przyjaciół, tak samo miłośnicy Sokratesa tracili zaintere-
sowanie przyziemnymi sprawami, uważając, że Sokrates
ich przed nimi uratował
18
.
W umysłach większości szanowanych Ateńczyków
dziwny urok, jaki „wampir" Sokrates rzucił na swych
zwolenników, dowodził, że eros to szaleństwo. Jednocze-
śnie udowodniło to Platonowi, że Sokrates miał rację,
twierdząc, że niektóre formy szaleństwa mogą pochodzić
od bogów.
Jagnięta i drapieżniki, które je uwielbiają
Platon napisał dialog pod tytułem Fajdros nazwany
od imienia młodego człowieka, którego Sokrates wciąg-
nął pewnego dnia w długą rozmowę na temat eros.
Fajdros przeczytał Sokratesowi mowę napisaną przez
sławnego oratora Lizjasza (445-380 p.n.e.), określają-
cego zakochanie jako straszną chorobę, która osłabia
rozsądek i sprawia, że ci, którzy są pod jego wpływem,
zachowują się jak szaleni. Kochanek jest wymagający,
zazdrosny, łatwo go zranić, nierealistycznie wychwala
zalety ukochanego. Gdy romans się kończy, z kolei staje
się skłonny do urazy. Można by dodać, że niektórzy
zakochani mogą nawet zakradać się do czyjegoś domu
nieproszeni, szpiegować was podczas snu, czytać w my-
24
ślach waszych przyjaciół, uwięzić was i zaciągnąć na bal
maturalny wbrew waszej woli. Według Lizjasza zwią-
zek z kimś, kogo się kocha, w najlepszym razie może
skończyć się bólem głowy i komplikacjami. Platon pisze
wreszcie, że „powinno się raczej obdarzać względami
tego, który nie kocha, niż tego, który kocha"
19
. Podejdź-
my bardziej racjonalnie do „tych spraw" i zminimali-
zujmy ryzyko uczuciowe, dobierając się w parę z „seks-
kumplem" zamiast z jakimś niebezpiecznym szaleńcem,
który się w nas zakochał.
Fajdros jest zachwycony mową Lizjasza, ale Sokrates
zarzuca jej nie tylko moralnie wątpliwą konkluzję, ale
także kiepski styl i argumentację. Po prowokacji Fajdro-
sa Sokrates niechętnie zgadza się zademonstrować, jak
można by jaśniej, zwięźlej i bardziej logicznie uzasadnić
tę samą tezę, komponując własną, konkurencyjną mowę
z punktu potępiającą miłość. Jego mowa zaczyna się
od znanego nam wyróżnienia dwóch rywalizujących sił,
które walczą w każdym człowieku.
Jedna z nich, wrodzona, to pragnienie rozkoszy; druga
to nabyty rozsądek, który się do tego zwraca, co najlep-
sze. I czasem się te potęgi w nas zgadzają, a bywa, że się
i różnią. I raz jedna z nich, a innym razem druga panuje.
Władza rozsądku, który argumentami prowadzi do tego,
co najlepsze i panuje, to władza nad sobą, a pierwiastek
pragnienia, które bezmyślnie ciągnie nas do rozkoszy
i opanowuje, to buta
20
.
Irracjonalne pragnienie przyjemności jedzenia to ob-
żarstwo, irracjonalne pragnienie wina to pijaństwo, a irra-
cjonalne pragnienie uroczej piękności to miłość erotycz-
na. Tak jak obżartuch i pijak, tak i kochanek podchodzi
25
do obiektu swych pragnień jak do czegoś, co można skon-
sumować i czym można się nacieszyć, nie zważając na to,
czy się go tym nie zrani. Czy coś wam to przypomina?
Co powiecie na to? Kochanek ma bzika na punkcie obiektu
swojej miłości, konkluduje Sokrates, dokładnie w ten
sam sposób, w jaki „wilcy lubią barana"
21
.
Wszystko to już widzieliśmy: pożądliwość i sumienie,
drapieżnicy i ofiary, porównania kulinarne. Biedny znie-
sławiony erós\ Czy nikt nie ma nic miłego do powiedze-
nia na temat dzikiej fascynacji i niegasnącej namiętno-
ści? Sokrates ma, jak się okazuje.
Nagle przerywa swą przemowę, przerażony znieważe-
niem bogów. Zniesławił eros, jeden z największych darów
bogów. Zaczyna więc nową mowę. Wypierając się swego
bluźnierstwa, wygłasza hymn pochwalny ku czci eros,
wychwalając go jako „boskie szaleństwo", poprzez które
dusze kochanków rozpościerają skrzydła, a te niosą ich
na największe wyżyny, gdzie mieszkają bogowie. Jego
mowa pochwalna dla eros jest majstersztykiem, zalicza-
nym dziś do klasyki literatury na temat miłości ze wzglę-
du na słynne metafory i poważne filozoficzne idee, które
przekazuje. Jego głównym spostrzeżeniem zdaje się to,
iż gdy kochamy słusznie (co dokładnie to znaczy, dowie-
my się za moment), zwykły śmiertelnik może stać się
oknem, przez które przeświecają odtąd wyższe wymiary
rzeczywistości. Kiedy widzimy chorego z miłości głup-
ca hołubiącego jakąś niezdarną, słabą i niedoskonałą
istotę, nieszczędzącego jej (lub jemu) uwielbienia god-
nego jedynie bogów, możemy sobie pomyśleć, że mamy
do czynienia z obłędem. Nie zdajemy sobie jednak spra-
wy z tego, że ten kochanek może widzieć coś więcej niż
nasze praktyczne i przytomne oczy, coś, co naprawdę jest
godne bezwarunkowej miłości.
26
„Inne pragnienia... których nie znam"
Nie brzmi to wszystko zbyt naukowo, lecz Sokrates mógł-
by odpowiedzieć, że miłość jest jednym z tych zdumie-
wających doświadczeń, które są nieprzeniknione dla
rozumowania naukowego. Nie oznacza to jednak, że nie
możemy powiedzieć o niej nic inteligentnego i znaczą-
cego. Gdy zawodzą jałowe dyskusje i analizy, co zresztą
jest nieuniknione, skoro mamy do czynienia z czymś tak
nierozsądnym, jak miłość, Sokrates ucieka się do tworze-
nia mitów.
Zachęca nas do wyobrażenia sobie duszy jako rydwa-
nu powożonego przez woźnicę i zaprzęgniętego w dwa
skrzydlate konie, jednego dobrze ułożonego i uległego,
drugiego upartego i niesfornego. Dawno temu, zanim
zyskaliśmy nasze fizyczne ciała, nasze dusze zamieszki-
wały w niebie, gdzie „raczyły się" i „żywiły" (znów te
porównania kulinarne) niewypowiedzianie wspaniałym
widokiem kompletnej moralnej i duchowej doskonało-
ści, która tu, na Ziemi może nam jedynie mignąć przed
oczami w przyćmionej, mglistej postaci
22
. Tu, poniżej,
w królestwie fizyczności staramy się dążyć do doskona-
łości, choć nigdy nie udaje się jej osiągnąć. Na przykład
sprawiedliwość jest cnotą realizowaną w niedoskonały
sposób w niektórych naszych instytucjach, umiarkowa-
nie jest czymś, co wykazujemy w niedoskonały sposób
i tylko od czasu do czasu, a wiedza jest czymś, co posia-
damy tylko w sposób zawodny i niedokładny.
A jednak musimy mieć jakieś pojęcie o doskonałości,
aby umieć rozpoznać te niezliczone formy niedoskonałości.
Mit Sokratesa wskazuje, że nasza idea doskonałości jest
mglistym wspomnieniem niebiańskiej egzystencji, kiedy
to mogliśmy napawać się idealnymi formami sprawiedli-
27
wości, umiarkowania, wiedzy i innymi niebiańskimi byta-
mi, których jedynie niewyraźne podobizny mamy na Ziemi.
Dalej ucztowalibyśmy na tych wizjach doskonałości, gdyby
nie seria poważnych wypadków i błędów, które kosztowały
nas utratę skrzydeł i upadek na Ziemię, gdzie zostaliśmy
uwięzieni w ubogich, nieporęcznych ciałach, zmuszeni
do polegania na słabych zmysłach, które odwracają naszą
uwagę od wielkości, jaką kiedyś oglądaliśmy.
Sokrates wyjaśnia, że w tak niedoskonałym świecie
jak nasz niewiele zjawisk przywodzi z powrotem na myśl
olśniewające widowisko tych doskonałych bytów, które
kiedyś żywiły nasze dusze. Nawet z ostrymi zmysłami
wampirów nie bylibyśmy w stanie dostrzec wielu śladów
doskonałości w tym dolnym królestwie, gdzie w większości
widoczne są jedynie niedoskonałe rzeczy. Jak zauważa
Sokrates, „sprawiedliwość i władza nad sobą i inne war-
tości duchowe nie mają swych odblasków w podobiznach
ziemskich"
23
. Pozbawiona splendoru swoich niebiańskich
odpowiedników, niedoskonała wersja sprawiedliwości
i umiarkowania, którą spotykamy tu na ziemi, nie ma mocy,
by obudzić w nas wspomnienia głębokiej satysfakcji i rado-
ści doświadczanej w niebie. I w ten sposób radość ta zostaje
zapomniana, dopóki się nie zakochamy. Jest bowiem jedna
forma doskonałości połyskująca w sposób, którego trudno
nie zauważyć, nawet naszymi słabymi, śmiertelnymi zmy-
słami: piękno, a zwłaszcza to, które emanuje z olśniewa-
jącej istoty; sama jej obecność wystarczy, by zalać duszę
erotycznymi i romantycznymi tęsknotami.
W niebie widok samego piękna podziwianego w jego
czystym elektryzującym blasku to „niepokalane, proste,
niezmienne i błogosławione tajemnice", które oglądali-
śmy
24
. Ale nawet gdy znaleźliśmy się na ziemi, „chwytamy
ją najjaśniejszym ze zmysłów naszych: blask od niej bije
28
świetny. A najbystrzejszym ze zmysłów naszych cielesnych
jest wzrok"
25
. Sokrates powinien prawdopodobnie uściślić
to ostatnie stwierdzenie, ponieważ wzrok może być naj-
ostrzejszym zmysłem dla nas, śmiertelnych ludzkich istot,
u wampirów zaś zmysł węchu jest najbardziej przenikliwy.
Nie dziwi więc, że silne pragnienia Edwarda obudziła ra-
czej woń niż bardziej pospolity widok doskonałości. Nie-
zależnie od tego, czy przyciąga piękny kształt czy zapach,
piękno ma unikatową umiejętność przypominania nam
0 radości, która leży poza tym światem i dlatego poza zwy
kłą cielesną satysfakcją.
Ponieważ jednak dusza jest złożona (pamiętacie dwa
konie, jeden uległy, drugi niesforny), nasza reakcja na wi-
dok (lub zapach w wypadku Edwarda) ziemskiego piękna
może być dręczącym kłębowiskiem sprzecznych uczuć.
Z jednej strony dobrze ułożonego konia poczucie przyzwo-
itości hamuje przed wyskoczeniem do przodu i rzuceniem
się na to piękne stworzenie, które wygląda (lub pachnie) jak
kawałek nieba. Z drugiej strony niesforny koń nie ma ta-
kich zahamowań. Jest jak oszalały i szarpie się do przodu,
ciągnąc za sobą pierwszego konia i woźnicę, przez cały czas
zmuszając ich do „pamiętania o rozkoszach cielesnych". Do-
piero kiedy „błyskawicą mu przed oczyma staje wspomnie-
nie piękności", odświeżając wspomnienie tego, jak „stoi
obok władzy nad sobą, tam na świętych stopniach," uległe
części duszy znajdują siłę, by pohamować szalejące żądze
niesfornego konia
26
. Jak opisuje to Sokrates, bitwa pomiędzy
nieposłusznym koniem a innymi fragmentami duszy może
być przewlekła i krwawa, ale jeśli kończy się powściągnię-
ciem tej rozszalałej bestii, zacznie ona „chodzić ze wstydem
1 czcią, i z obawą śladami ukochanej osoby"
27
.
Ten dziwny mit odkrywa jedną z fundamentalnych ta-
jemnic miłości, mianowicie w jaki sposób szacunek dla
29
ukochanej czy ukochanego jako symbolu doskonałości z in-
nego świata może współistnieć z najbardziej naturalnym
cielesnym pożądaniem. Kochać słusznie w tym wypadku
to po prostu kontrolować niesfornego konia pożądania cie-
lesnego, aby nie odarł nas z największego podarku miło-
ści, otwarcia świetlika, przez który oglądać można drobne
przebłyski transcendentnego piękna. Edward zna to na-
pięcie z własnego doświadczenia, „żałuję, że nie możesz
poczuć (...) złożoności (...) zamętu, jaki mam w głowie",
mówi cicho do Belli
28
. „Mówiłem ci już, z jednej strony jest
głód, pragnienie. Pożądam twojej krwi. To takie żałosne.
Sądzę, że to akurat jesteś w stanie zrozumieć, przynajmniej
do pewnego stopnia. (...) Ale (...) do tego dochodzą jeszcze
inne pragnienia. Pragnienia, których nie znam i których
nie rozumiem"
29
.
Żądza cielesna jest pragnieniem karmienia zmysłów
przyjemnościami zmysłowymi obiecanymi przez piękne
ciało ukochanej, jego formę i, w niektórych wypadkach, za-
pach. Dokładnie wiemy, co by oznaczało zaspokojenie tego
rodzaju pragnienia. Doświadczenie Edwarda z innymi, bar-
dziej tajemniczymi „pragnieniami" pokazuje zaś odmien-
ną, bardziej tajemniczą satysfakcję docierającą do nas in-
nymi kanałami niż poprzez zmysły. Mit Sokratesa daje nam
język do opisu tych satysfakcji, ucztowania na niebiańskim
bankiecie w czystych formach moralnej i duchowej dosko-
nałości, ale jest to język poetyki, pełen metafor, nie rozwie-
wa on żadnej z tajemnic doświadczania miłości.
„Bezksiężycowa noc"
Jest jeszcze jeden aspekt mitu Sokratesa, którego nie mo-
żemy przeoczyć. Właśnie ów bulgoczący kocioł żądz, któ-
ry Sokrates opisuje jako niesfornego konia, budzi duszę,
30
by wzniosła się w kierunku ukochanej osoby! Bez tego
niebezpiecznego uczucia zwanego pożądliwym pragnie-
niem nikt nie zbliżyłby się do śmiertelnego piękna na tyle
blisko, by odkryć w nim bliskość czegoś wyższego. W re-
zultacie nasze życie byłoby takie jak Edwarda, zanim po-
czuł po raz pierwszy woń Belli. Rozsądne, trzeźwe i stałe.
Nasze życie byłoby Jak bezksiężycowa noc" z niewieloma
„gwiazdami przyjaźni i rozsądku", ale nigdy nie pojawiłby
się w nim meteoryt przecinający niebo, olśniewający nas
i wyrywający z apatycznego samozadowolenia, budzący
nowe tęsknoty
30
.
Tradycyjni moraliści mogą mieć rację, kiedy nakła-
niają do ostrożności, jeśli chodzi o nasze cielesne apetyty,
zwłaszcza jeśli okazują się one takie jak u Edwarda. Ale
mit Sokratesa sugeruje, że powinniśmy być im również
wdzięczni. Bez wątpienia Edwardowi ulżyło, gdy oparł
się temu „żałosnemu" pragnieniu, które niemal wdep-
tało w błoto jego zdrowy rozsądek i moralność tamtego
dnia na lekcji biologii. Zwalczywszy bestię, która chciała
natychmiast skonsumować Bellę, mimo wszystko cieszył
się, że była w nim od samego początku i zwróciła jego
uwagę na dziewczynę, która była taka apetyczna.
Rozóziat
ÓRUQI
Umierać z głodu: etyka wegetariańska
w Zmierzchu
Jean Kazez
Edward Cullen jest tym rodzajem wampira, z którym
chciałbyś wysłać córkę na randkę, jeśli już musiałaby
spotykać się z wampirem. W szczególności uspokajają-
cy jest sposób, w jaki kontroluje swój apetyt. Bella Swan
wygląda dla niego smakowicie, w każdym sensie, ale on
wie, co jest dozwolone, a co nie (szczególnie w literatu-
Pze dla nastolatek). Mimo że ma wielki apetyt na ludzi,
potrafi się powstrzymać. Trzeba jednak jeść, a wampir
musi żywić się krwią. Edward zaspokaja swoje potrzeby
pokarmowe, żywiąc się zwierzęcą krwią, co czyni z nie-
go, jak mówi, wegetarianina według wampirzych stan-
dardów. Zwierzęca krew jest dla rodziny Cullenów jak
tofu. Żyją na diecie „bezludzkiej", ponieważ tak trzeba.
Możliwe, że Cullenowie wpisują się w mainstreamo-
wy zachodni pogląd dotyczący statusu zwierząt. Pogląd
ten głosi, że ludzie należą do wyższej kategorii moralnej, a
zwierzęta istnieją, aby służyć człowiekowi. Filmowa
wersja Zmierzchu stawia wegetarianizni Edwarda w in-
teresującym świetle, ponieważ powoduje przejście Belli
na wegetarianizm, ten tradycyjny. Prawdopodobnie ham-
burger byłby lepszy, ale ona zamawia grzybowe ravioli
albo wegetariańskiego burgera, kiedy je poza domem.
Ponieważ Edward i Bella są pokrewnymi duszami,
całkiem naturalne, że ich powściągliwość dietetyczna
ma podobne etyczne źródła. Wybór Edwarda, by jeść
zwierzęta, a nie ludzi, nie jest wynikiem tradycyjne-
go, lekceważącego stosunku do zwierząt. Wybór Belli,
by jeść grzybowe ravioli, a nie zwierzęta, nie jest decy-
zją podyktowaną względami zdrowotnymi. U jej podstaw
leży zasada etyczna, którą wyznają zarówno Edward, jak
i Bella; kierując się nią, podejmują oni różne decyzje
w różnych sytuacjach. Ale czym jest ta zasada?
Powieść nie może powiedzieć wam wszystkiego o ży-
ciu postaci, uwzględniając każdą wizytę w toalecie czy
w aptece. Proponuję uznać, że w książkach sagi Zmierzch
i w filmie pominięto fakt, iż Edward i Bella chodzili
na wieczorne zajęcia w college'u na wierzchołkach so-
sen na peryferiach Forks. Zajęcia nazywały się „etyka
jedzenia" i podejrzewam, że szczęśliwa para doskona-
le pasowała do reszty bladych uczniów grunge'owców,
a Edward był tylko o ton bledszy. Na tych lekcjach stara-
no się przekazać uczniom wspólną zasadę, która dopro-
wadziła ich do różnych sposobów praktykowania etyki
wegetarianizmu.
Scena 1. W której zaproponowana została
rozsądna etyka
Edward i Bella musieli być przekonani, że zakończenie
życia zwierzęcia jakiegokolwiek gatunku to poważna
sprawa. Nie można zabijać beztrosko ani z trywialnych
34
powodów, ale wystarczająco poważny powód może taki
czyn usprawiedliwić. Różnica między dietą Belli i Edwar-
da bierze się z powodów, dla których się na nią zdecydo-
wali. Bella może lubić Jedzenie, które ma twarz", ale
nie ma poważnych powodów, by się nim żywić, więc tego
nie robi. Edward natomiast ma powód do zabijania - nie
przeżyłby bez krwawego pokarmu.
Oczywiście (musieli przyznać), Edward ma bardzo
poważny powód, by jeść pokarm zwierzęcy, ludzki lub
nie-ludzki. Szczególnie lubi smak ludzkiej krwi. Ale smak
to nie wszystko. Skoro nie-ludzka krew spełnia jego po-
trzeby równie dobrze, musi wybrać właśnie ją. Jeśli musi
zabijać, lepiej zabijać zwierzę niż człowieka.
Pomysł, że lepiej zabijać zwierzę niż człowieka, może
wydawać się powrotem do typowego zachodniego lekce-
ważenia zwierząt, ale tak naprawdę nie o to chodzi. Na-
wet jeśli jakoś specjalnie nie wyróżniamy ludzi, widzi-
my różnicę w wartości. Nawet Peter Singer, znany etyk
i orędownik zwierząt, przyznaje, że życie przedstawicieli
różnych gatunków przedstawia odmienną wartość
1
. Gdy
strażak usiłuje zdecydować, czyje życie uratować, psa
czy człowieka, przyzna, że najpierw należy uratować
człowieka, zakładając, iż mamy do czynienia z przed-
stawicielami dwóch gatunków. Jeśli dokonujemy wybo-
ru między psem a rybką w akwarium, myślę, że kazałby
najpierw uratować psa.
Nie chodzi o to, że mamy prawo stawiać dobro czło-
wieka ponad dobrem zwierząt ani psie dobro ponad do-
brem rybki. Ludzie nie są najważniejsi zawsze i wszę-
dzie; gdy twierdzimy inaczej, przejawiamy postawę,
którą Singer nazywa „szowinizmem gatunkowym". Ale
całkiem rozsądnie byłoby zapytać, która strata byłaby
poważniejsza, jeśli ktoś musi stracić życie. Singer używa
35
prostej analogii: jeśli wylejesz do zlewu butelkę likieru
Kahlua, to poniesiesz większą stratę, niż gdy wylejesz
butelkę mleka sojowego. Co tracimy, kiedy umiera zwie-
rzę, zależy od tego, co „wypełniało butelkę".
Na jakiej podstawie różnicujemy pewne wartości?
To dyskusyjna kwestia, ale jednym z podejść byłoby roz-
ważenie, do czego różne gatunki (lub ich typowi przed-
stawiciele) są zdolne
2
. Psychologowie porównawczy
i etologowie* odkrywają, że nie ma podziałów na białe
i czarne. Nie da się udowodnić empirycznie, że ludzie
są racjonalni, a zwierzęta działają jedynie instynktow-
nie. W rzeczywistości ludzie częściowo działają instynk-
townie, a zwierzęta częściowo racjonalnie. Nie da się
udowodnić empirycznie, że ludzie mają język, a zwierzęta
nie mają żadnego. Nie jest prawdą, że zwierzęta nie
mają żadnej samoświadomości albo niczego zbliżonego
do moralności.
Prawda jest taka, że w każdej z tych kategorii ludzie
mają bardziej rozwinięte i bardziej subtelne zdolności.
Oczywiście pod pewnymi względami zwierzęta górują
nad ludźmi. Niektóre ptaki migrują z bieguna na biegun,
inne gromadzą ogromne ilości ziarna na zimę i potrafią
je odnaleźć nawet pod pokrywą śniegu. Gepardy biegają
z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, tak więc
ludzcy sprinterzy wypadają blado w porównaniu z nimi.
Jeśli robimy wszystko, co w naszej mocy, aby poznać
i docenić możliwości zwierząt, to trudno jest utrzymać
sens twierdzenia, że to, co mamy w naszej „butelce", jest
lepsze. Życie innych gatunków przecież jest wartościowe
i istotne z punktu widzenia moralności, ale uratowaliby-
36
* Etologia - dziedzina zoologii zajmująca się badaniem zacho-
wań zwierząt (przyp. tłum.)
ście dużo cenniejsze życie, gdybyście wyciągnęli z poża-
ru najpierw człowieka, a potem psa czy mysz.
Tyle na temat naszych priorytetów w sytuacji ratowa-
nia życia. Etyka jedzenia zaś podnosi kwestie zabijania,
a nie ratowania. Nie chodzi o to, które życie ratować naj-
pierw, ludzkie czy zwierzęce, ale o to, czy człowiek może
zabić zwierzę z trywialnych lub poważnych powodów. Bel-
la i Edward dzielili tę samą etykę, choć mieli inne ku niej
przesłanki. Bella nie mogłaby zająć się myślistwem i bie-
gać po lesie, zabijając jelenie z powodu ich doskonałego
smaku, ale Edward mógł to czynić, żeby przeżyć. Ale
przecież to ten sam jeleń. Dlaczego różne motywy decy-
dują o życiu i śmierci jelenia? To jakieś czary.
Jeśli podejdziemy do zagadnień moralnych w ramach
utylitaryzmu, wpływowej teorii moralnej rozwijanej
w XIX wieku, tak naprawdę nie ma potrzeby odpowia-
dać na to pytanie
3
. Nie ma potrzeby rozważać zagadnień
moralnych w kategoriach praw. Główną dyrektywą dla
utylitarysty jest zmaksymalizowanie równowagi związa-
nej z przewagą szczęścia nad nieszczęściem. Zwierzęta
liczą się, ponieważ potrafią odczuwać te stany. Jeśli po-
wody Belli, by jeść dziczyznę, sprowadzałyby się jedynie
do przyjemności smaku, to utrata przyszłych przyjem-
ności jelenia nie zostałaby zrównoważona przez jej zysk.
Ale jeśli powodem Edwarda, by zabić jelenia, jest utrzy-
manie życia, wtedy utrata przyszłych przyjemności jele-
nia prawdopodobnie zostałaby zrównoważona przez zysk
Edwarda. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego ży-
cie wypełnione byłoby większą ilością przyjemności niż
życie jelenia.
Może i sprawa byłaby zamknięta, ale utylitaryzm jest
teorią moralną podnoszącą dużo rozmaitych poważnych
problemów. W każdym razie, rozmawiając o sprawach
37
moralnych, w kwestii praw czujemy się jak w domu.
Wróćmy więc do pytań o prawa jeleni: czy obowiązują
bądź nie w zależności od potencjalnych powodów myśli-
wego, by zabić?
Nie używam terminu „prawa" w jakimś wyszukanym,
skomplikowanym sensie. Posiadanie praw oznacza jedy-
nie, że są pewne granice tego, jak można kogoś trakto-
wać, zgodnie z jego naturą. Posiadać prawa to znaczy nie
być zwykłą rzeczą, na którą można nadepnąć, którą wol-
no posiekać, uderzyć lub zemleć, aby zadowolić innych.
Pełne prawa strzegą w pełni, przed każdym naruszeniem.
Powody ewentualnego naruszenia nie robią żadnej różni-
cy. Często jednak nie myślimy o prawach jako pełnych,
nawet o prawach ludzi. Tak, mamy prawo do wolności
słowa, ale można nas uciszyć, jeśli krzyczymy „Pali się!"
w kinie pełnym ludzi lub nawołujemy do zamieszek.
Jednostka ma prawo do tego, by nie być krzywdzoną
lub wykorzystywaną, zasługuje bowiem na szacunek.
Immanuel Kant (1724-1804), wielki osiemnastowieczny
filozof niemiecki, uważał zdolność do moralności za je-
dyną godną szacunku. Uważał, że ponieważ zwierzęta nie
mają tej zdolności, nie zasługują na szacunek i możemy
z nimi robić dosłownie wszystko, dopóki nasze zachowa-
nie nie wpływa negatywnie na innych ludzi.
Tom Regan, znany współczesny obrońca praw zwie-
rząt, wychodzi z innych skrajnych założeń. Mówi, że ten
sam szacunek należy się każdej „żywej istocie". Tak oto
nie możemy zabijać zwierząt, by zaspokajać własne po-
trzeby, tak jak nie możemy zabić innego człowieka. Nie
moglibyśmy zatem zabić zwierzęcia, by uratować wła-
sne życie, chyba że zostalibyśmy przez nie zaatakowa-
ni, co jest mniej prawdopodobne. Jak ujmuje to Regan,
zwierzęta nie są naszymi „zasobami"
4
. Kropka.
38
Według mnie i Kant, i Regan się mylą. Bardziej praw-
dopodobne jest, że szacunek to odpowiednia postawa
wobec takich cech jak czysta świadomość, inteligencja,
refleksyjność, świadomość siebie, zdolności artystycz-
ne, sportowe, zdolność do moralności, by wymienić kil-
ka z nich. Niektóre jednostki mają jednak cechy godne
większego szacunku niż inne; można więc ów szacunek
stopniować. Jeśli prawa są większe lub mniejsze w zależ-
ności od tego, co jest godne szacunku u danej jednostki,
to zwierzęta mają prawa, ale są one mniejsze niż nasze.
Im większe prawa, tym większy znak „zakaz wstępu"
nosi na czole dana jednostka, a nasze powody, by ją wy-
korzystać, mają mniejszą moc. Im mniejsze prawa, tym
większą moc mają nasze powody. Co się zalicza do poważ-
nych powodów? Co sprawia, że pewne powody są waż-
niejsze niż inne?
Możemy również przemyśleć siłę naszych powodów
w kategoriach szacunku. Bella może lubić smak dziczy-
zny, ale czy jest to dość poważny powód, by zakończyć ży-
cie jelenia? Czy Bella doświadczyłaby uszczerbku na sza-
cunku do samej siebie, gdyby odmówiła sobie dziczyzny?
Czy czułaby się poniżona? Nie sądzę.
Przypuśćmy, że Edward musi pić krew w ramach
swojej diety. Jeśli się od tego powstrzyma z szacunku dla
zwierząt i pozwoli sobie na osłabnięcie, na pewno brakło-
by mu szacunku do samego siebie. Za bardzo troszczył-
by się o dobro zwierząt, które ocalił, a za mało o siebie,
zważywszy, że jest on w rzeczywistości bardziej złożoną
i godną szacunku istotą.
A więc, ąuod erat demonstrandum', Edward może jeść
jelenie, ale Bella nie. I żadne z nich nie może jeść ludzi.
* Łac. - co było do udowodnienia.
39
Scena 2. W której kolega z klasy przedstawia
nieprzyjemny scenariusz zdarzeń
Jeśli Edward i Bella wyjaśnią to wszystko, dadzą innym
uczniom do myślenia. Podejrzewam jednak, że wnikliwy
uczeń może wymyślić jakiś problematyczny hipotetycz-
ny scenariusz.
Najpierw pewna obserwacja na temat całej serii
Zmierzch. Czyż nie jest to wygodne, że Edward nie może
przeżyć bez żywienia się krwią, ale nie musi koniecznie
pić ludzkiej krwi? Bez tej osobliwości seria Zmierzch nie
zainteresowałaby czytelników. Chłopak, który zabija lu-
dzi, nawet jeśli tylko po to, by przeżyć, nie jest dobrym
towarzystwem dla nastolatki.
Gdyby historia została opowiedziana w ten sposób,
książki te nie okazałyby się takim sukcesem, choć były-
by piekielnie ciekawe z etycznego punktu widzenia. Czy
Edward potrzebujący ludzkiej krwi byłby w stanie obro-
nić tradycyjną wampirzą dietę w kategoriach lekceważe-
nia naszych praw?
Prawdopodobnie on i inne wampiry tak by uważali.
Przede wszystkim podkreślaliby różnicę między wampi-
rami i ludźmi. Te pierwsze mogą żyć wiecznie, o czym
my możemy tylko pomarzyć. Ciągle staramy się prze-
dłużyć życie dzięki medycynie, a nasze religie zachodnie
malują obraz życia wiecznego jako największej nagrody
za trudy ziemskiej wędrówki. Ale istnienie przez stule-
cia, a nawet na zawsze, tutap. Tego nie potrafimy.
Wampiry mają również różnego rodzaju dodatkowe
umiejętności umysłowe i fizyczne. Niektóre widzą przy-
szłość, inne potrafią latać. My nie potrafimy. Edward
i jego rodzina mogliby twierdzić, że muszą pić krew,
by zachować szacunek do samych siebie, ich potrzeba
40
przetrwania bowiem przewyższa nasze prawa. Nie róż-
niłoby się to zbytnio od sytuacji w książce, gdzie Edward
musi zabijać jelenie, by przeżyć. Jego potrzeby przewa-
żają nad ich prawami. W ten sam sposób jego powody
w alternatywnym Zmierzchu przeważałyby nad naszymi
prawami.
Jest tu jednak jakaś niesprawiedliwość. Z pewno-
ścią bardziej problematyczne dla żywiącego się ludźmi
Edwarda byłoby zabicie jednego z nas niż dla Edwarda
wegetarianina zjedzenie jelenia. Prawda?
Może chodzi tu o to, że zarówno wampiry, jak i ludzie
przekraczają próg, dzięki czemu obie rasy mają prawo
do życia, a żadna z nich nie może negować prawa do prze-
trwania tej drugiej. Skoro obie potrafią przejść ten próg,
różnica między ich możliwościami jest bez znaczenia.
Spróbuj użyć tego argumentu wobec wygłodniałego
wampira. Myślę, że zacząłby mówić tak jak my o jeleniu.
„Pewnie, wy zwykli ludzie macie pewne prawa, ale nasze
poważne powody mają pierwszeństwo". Warto byłoby
mieć jakiś zapasowy argument, jeśli chcielibyście prze-
żyć do końca debaty, zachowując całą krew w żyłach.
W rzeczywistości kwestia zabijania ludzi przez wampiry
jest bardziej złożona, a dodatkowe aspekty rzucają nowe
światło na nasze relacje ze zwierzętami, które różnią się
od relacji z innymi ludźmi.
Aby zobaczyć tę różnicę, musimy zapożyczyć kilka
podstawowych pomysłów z tradycji umowy społecznej
w etyce i filozofii politycznej. Tradycję tę rozpoczął To-
masz Hobbes (1588-1679) w XVI wieku i John Locke
(1632-1704) w XVII wieku. Filozofowie umowy społecz-
nej przeciwstawiali sobie stan natury i stan życia w spo-
łeczeństwie, które nakłada na nas prawa. W stanie natu-
ry każda jednostka jest zdana na siebie, mając na uwadze
41
własne dobro. Kiedy jednostka patrzy na inną, jest
to „po prostu" ktoś inny, a nie współobywatel jednej spo-
łeczności. Nie znaczy to koniecznie, że „wszystko wol-
no". Locke uważał, że nawet w stanie natury jednostki
mają pewne prawa. Istnieją już granice tego, co można
czynić, ale jednostki te nie żyją razem w społeczeństwie
przestrzegającym prawa.
Kiedy spotykamy zwierzę, znajdujemy się w stanie na-
tury, ale darzymy je szacunkiem. Nie należymy do tej sa-
mej społeczności. (Pomijam dalece niedostateczne prawa
regulujące traktowanie zwierząt. Pomijam również skom-
plikowany temat naszych relacji ze zwierzętami domowy-
mi.) Ponownie, nie „wszystko wolno". Tak jak ludzie mają
naturalne prawa nawet w stanie natury, to samo powin-
no dotyczyć zwierząt. Bez względu na ochronę ze strony
społeczeństwa zwierzę pod wieloma względami zasługuje
na szacunek i są także granice tego, co możemy zwierzę-
ciu zrobić. Przynajmniej powinniśmy zostawić zwierzęta
w spokoju, by sobie żyły, chyba że mamy dobry powód,
aby im przeszkodzić i użyć je do naszych celów.
W naszych interakcjach ze zwierzętami pozostaje-
my ciągle mniej lub bardziej w stanie natury. Zwierzęta
nigdy nie staną się współobywatelami społeczeństwa.
Natomiast dla ludzi stan natury dawno przeminął, jeśli
w ogóle kiedykolwiek istniał. Żyjemy w społeczeństwie,
w zgodzie z zasadami, na które automatycznie się zgadza-
my. Jedną z zasad, na które się godzimy, jest to, że każdy
ma jednakowe prawo do życia. Nikomu nie wolno jeść
innych ludzi, nawet w sytuacji zagrożenia życia. Nawet
Einsteinom i Picassom nie wolno jeść niesprawnych
ani kompletnie niesprawnych. Ale dlaczego? Dlaczego
zwłaszcza Einsteinowie i Picassowie mieliby zgadzać się
na takie zasady?
42
Zgadzają się z bardzo głęboko zakorzenionych przy-
czyn biologicznych i emocjonalnych, to pewne. Ale rów-
nież z powodu psychologicznych uwarunkowań wynikają-
cych z bycia członkiem społeczności i obaw o przyszłość.
Dzisiaj możesz uważać się za jednego ze szczęśliwców,
ale każdy może paść ofiarą choroby lub wypadku, któ-
re redukują nasze możliwości. A nawet jeśli zachowasz
wszystkie swoje obecne zdolności, nie wiedzieć kiedy,
inni zaczną postrzegać cię jako mniej zdolnego.
Poza zmartwieniami o swój osobisty los, musimy mar-
twić się losem naszych dzieci i rodziców, którzy mogliby
stać się niepełnosprawni. Odczuwamy również empa-
tię, nawet wobec nieznajomych, dlatego cierpielibyśmy,
wiedząc, że ludzie są zjadani, nawet gdyby nas osobiście
to nie dotyczyło. Jako członkowie społeczności stworzy-
libyśmy zasady, które mają sens w dłuższej perspektywie
i chronią nas oraz tych, na których nam zależy, nawet
wtedy, gdy po pewnym czasie zmianie ulegają nasze role
i status społeczny. Z pewnością nie pozwolilibyśmy naje-
dzenie siebie nawzajem, nawet po to, by przetrwać.
W Zmierzchu występuje grupa morderczych wampi-
rów, które żyją w pewnym sensie w stanie natury. Włó-
czą się, zabijając ludzi tylko dlatego, że są tacy smaczni.
Naruszają nawet podstawowe zasady moralne, istnieją-
ce poza ograniczeniami społeczeństwa. Gdyby Edward
musiał zabijać, by przeżyć, możliwe (ale tylko możliwe),
że mógłby argumentować, iż jego powody są ważniejsze
niż nasze prawa, a więc nie musiałby dokonywać gwałtu
na prymitywnej moralności stanu natury, ale z pewnością
przestałby być członkiem naszej społeczności. Musiałby
czaić się w cieniu, skrywając tajemnice i kłamiąc.
Byłoby to dla niego bardzo trudne. Cullenowie chcą
być członkami naszej społeczności. Nie mogą żyć szczę-
43
śliwie jako czające się w ciemnościach stworzenia. Gdy-
by Stephenie Meyer napisała, że Edward do życia po-
trzebuje ludzkiej krwi, głównym wątkiem powieści byłby
nierozwiązywalny dylemat. Przetrwać jako wyrzutek czy
umrzeć jako jeden z nas? Oto byłoby pytanie.
Konkluzja jest taka, że naszego sposobu myślenia
o zabijaniu zwierząt nie można zastosować bezpośred-
nio do rozmyślań o zabijaniu ludzi. Kiedy wampiry roz-
ważają zabijanie ludzi (lub ludzie rozważają zabijanie
ludzi), pojawiają się nowe dylematy. Fakt, że ludzie
są naszymi współobywatelami, a zwierzęta nie, napraw-
dę robi różnicę.
Scena 3. W której Edward mówi „nie"
opcji koszernej
Szczęśliwie dla Edwarda, Belli i serii Zmierzch, Edward
musi jedynie zabijać zwierzęta, a nie ludzi, żeby przeżyć
(albo tak tylko założyłam). Jakiś uważny uczeń musiałby
postawić Edwarda przed takim pytaniem: „Kto powie-
dział, że musisz zabijać zwierzęta, żeby żyć? Nie możesz
przeżyć bez picia krwi, ale to nie znaczy, że musisz zabi-
jać zwierzęta. Mógłbyś upuścić trochę krwi kilku jele-
niom i pozwolić im wszystkim żyć!".
Myślę, że Edward skrzywiłby się na taki argument,
a nawet stałby się nieco groźny. Przypomniałby swemu
oponentowi, że wampirowi potwornie trudno jest prze-
stać pić w trakcie krwawego posiłku. Dobra, wiemy
o tym. Ale jeśli to jest powód, dla którego Edward za-
bija zwierzęta, nazwijmy to precyzyjnie. Krew jest mu
niezbędna do życia, ale zabijanie już nie, po prostu tak
jest wygodniej. Czy to wystarczy, by uzasadnić zabijanie
zwierząt?
44
Edward mógłby zbyć to pytanie, upierając się, że jest
kolejny powód do tego, by wysysać ze zwierząt życie.
We wszechświecie Zmierzchu złe rzeczy przydarzają się
zwierzętom, z których krew wyssano jedynie częściowo.
Uciekają, kulejąc w nieustającym bólu. Edward jest nie
tylko niekontrolowanym zwierzęciem pożerającym inne
zwierzęta. Poluje na nie aż do ich śmierci, ponieważ do-
szedł do wniosku, że tak trzeba.
Skoro wymyśliliśmy college w Forks, wymyślmy rów-
nież koszerny sklep mięsny. W Biblii powiedziane jest,
że krwi zwierzęcia nie wolno spożywać, „ponieważ krew
jest życiem" (Księga Powtórzonego Prawa 12,23). Tak
więc zwierzęta zabite w sposób koszerny są zupełnie po-
zbawione krwi. (Wampiry, konsumując krew, z pewnością
nie zachowują koszerności.) Ponieważ taka ilość krwi jest
marnowana, czemu ktoś nie miałby jej zużyć? (Przetwórcy
koszernego mięsa odsprzedają „trefne" odpadki nieprze-
strzegającym tych zasad konsumentom, zamiast je wyrzu-
cać.) Gdyby Cullenowie kupowali swoje krwawe posiłki
od koszernych rzeźników, mogliby utrzymywać się przy
życiu, nie uśmiercając i nie krzywdząc zwierząt.
Jasne. Szczerze wątpię, by Cullenowie chcieli być
klientami koszernego rzeźnika. Gdyby mieli powiedzieć
dlaczego, musieliby zapewne przyznać się do tego, że lu-
bią zabijać. Tym właśnie zajmują się wampiry, to jest
sednem ich życia. Być może jest to najważniejsza cecha
tego gatunku, jak polowanie u lwów. Wampiry są stwo-
rzone do tego zadania, o czym świadczą ich zęby. A może
mają one jakąś kulturę i wysysanie całej krwi ze zwie-
rzęcia jest dla nich kulturowo ważne, jak wielorybnictwo
u Eskimosów? Może więc zabijanie zwierząt nie jest naj-
ważniejsze dla fizycznego przeżycia Edwarda, ale okazu-
je się istotne dla jego przetrwania jako osobnika.
45
Są to powody poważniejsze niż tylko kulinarne, ale
czy są one wystarczająco poważne? Poznaliśmy już uza-
sadnienie zabijania zwierząt jako niezbędnego dla prze-
trwania na poprzednich stronach i argumenty przeciwko
zabijaniu ich wyłącznie z powodu ich smaku. Ale jest też
wiele powodów, które mieszczą się pomiędzy tymi dwo-
ma ekstremami. Czy możemy zabijać zwierzęta, na przy-
kład by zapewnić sobie indyka, który jest niezbędny
w Dniu Dziękczynienia, hot dogi niezbędne w trakcie
meczu, homara niezbędnego w trakcie zwiedzania stanu
Maine? Czy możemy zabijać tylko po to, by utrzymać styl
życia i relacje z naturą, do których przywykliśmy? Czy
możemy zabijać z jakiegokolwiek innego powodu niż za-
chowanie życia?
Musimy być świadomi racjonalizacji, które ukrywają
się pod postacią głębokich, egzystencjalnych powodów.
Należy podkreślić, że są to bardzo trudne pytania. Przy-
znawszy, że zabijanie jest poważną sprawą, musimy usta-
lić, jaki powód ku temu jest wystarczająco ważny. Bez
wątpienia klasa została do późnej nocy, by przedyskuto-
wać tę sprawę.
A potem wszyscy wyszli głodni. Bella poszła zjeść we-
getariańską przekąskę z ojcem, a Edward do lasu
s
.
Czy wampir może być osobą?
Nicolas Michaud
Edward Cullen jest kochającym mężem, wspaniałym mu-
zykiem, oddanym synem i niesamowitym baseballistą.
Jest jednak, oczywiście, również wampirem. Czy trzeba
być człowiekiem, żeby być osobą? Jakie są kryteria by-
cia osobą*? W tym rozdziale zajmiemy się pytaniem, czy
trzeba być człowiekiem, żeby być nazwanym „osobą",
czy też może wampiry takie jak Edward i Cullenowie
mają w sobie więcej z „osoby" niż my wszyscy.
Osobą jest po prostu ktoś, kto posiada prawa, kto jest
wart szacunku. Bycie człowiekiem nie czyni cię automa-
tycznie osobą. Niestety, społeczeństwo często nie traktowa-
* W oryginale użyto terminu „personhood", który w filozofii sto-
sowany jest w znaczeniu „bycie osobą", czyli posiadanie praw,
godności osobistej i prawa do życia. Alternatywnym tłumacze-
niem byłaby „osobowość", ale w znaczeniu bliższym prawnemu
(osobowość prawna) niż psychologicznemu (całość cech
człowieka). Termin ten szczególnie zadomowił się w dyskusji na
temat aborcji i eutanazji, a więc prawa człowieka do życia i
śmierci (przyp. tłum.).
47
ło kobiet i przedstawicieli różnych mniejszości jako osób,
a więc bycie człowiekiem nie zawsze uznawano za kryte-
rium bycia osobą. Na przykład inteligentne istoty poza-
ziemskie mogłyby być osobami, a niektórzy obrońcy praw
zwierząt utrzymują, że zwierzęta również są osobami.
Wampiry w Zmierzchu, choć z wyglądu są ludźmi,
wyraźnie różnią się od większości z nas. Są prawie nie-
śmiertelne, nie starzeją się, są supersilne i superszybkie.
Ponadto wampiry mają superzmysły. Mogą wyczuć zapa-
chy, których nie czują ludzie, słyszą bicie ludzkiego serca
z odległości kilku kilometrów i widzą szczegóły tak drob-
ne, że człowiek potrzebowałby mikroskopu, żeby móc do-
równać im wzrokiem.
Być może dzięki nieśmiertelności wampiry mają inny
pogląd na to, jak powinny żyć. Większość z nich nie uwa-
ża, by ludzkie życie było warte zachowania, i postrzega
ludzi po prostu jak jedzenie. Wampiry często pokazy-
wane są jako przewyższające istoty ludzkie, częściowo
ponieważ przerastają nas fizycznie i mentalnie. Umysły
wampirów cechują się niesamowitą klarownością, a tak-
że, między innymi, niewiarygodną pamięcią. W rezulta-
cie większość wampirów ma bardzo różnorodne poglą-
dy na etykę. Podczas gdy ludzie zazwyczaj pochłonięci
są potrzebami i uczuciami innych, wampiry często są sa-
motnymi stworzeniami, których nie obchodzi nawet do-
bro innych wampirów. Po prostu nie ma takiej potrzeby.
Czym jest osoba (oprócz tego,
że jest pokarmem wampirów)?
Filozof Immanuel Kant (1724-1804) dowodził, że bycie
człowiekiem nie wystarczy, by być osobą. Czynią nią
dopiero racjonalność i zdolność myślenia. Moglibyśmy
48
zastanawiać się, jak odnosi się to do komputerów. Nikt
nie uważa, że powinniśmy darzyć je szacunkiem czy
traktować z godnością. Pomimo ich zdolności przetwa-
rzania danych, nie zaliczamy komputerów do wspólnoty
moralnej.
Wyjaśnijmy, że dla Kanta bycie osobą nie oznaczało
po prostu bycia racjonalnym, ale „bycie częścią wspól-
noty moralnej". Wynika stąd, że dzięki swej racjonal-
ności zasługujesz na takie traktowanie, jakbyś posiadał
pewne prawa: zasługujesz na szacunek i godność. Skały
z pewnością nie są częścią wspólnoty moralnej, ale inne
przykłady takie oczywiste już nie są.
Współczesna filozof Mary Annę Warren każe nam
wyobrazić sobie spotkanie z istotą niebędącą człowie-
kiem. Musimy zadać sobie pytanie: „Jakie cechy musia-
łaby posiadać jakaś istota, aby ludzie uznali ją za część
wspólnoty moralnej?". Warren twierdzi, że jest pięć cech
pokazujących, kogo należy traktować z szacunkiem: (1)
świadomość, (2) zdolność do rozumowania, (3) zdolność
do samodzielnej aktywności, (4) zdolność do komuniko-
wania oraz (5) obecność koncepcji samego siebie
1
.
Badaczka nie wierzy, że dana istota musi mieć wszyst-
kie te cechy, by traktować ją jak osobę, ale niezbędna jest
obecność przynajmniej kilku z nich, zazwyczaj pierwszej
i trzeciej. Na przykład gdy spotkam istotę świadomą, któ-
ra wykazuje zdolność do samodzielnej aktywności, nawet
jeśli brakuje jej możliwości komunikacji ze mną, to po-
traktuję ją jak godną posiadania pewnych praw.
Warren pomaga nam zdać sobie sprawę z tego, jak
mało ważne powinny być różnice biologiczne między
wampirami a ludźmi. Wampiry ze Zmierzchu spełniają
wszystkie pięć kryteriów. Twierdzenie, że nie są oso-
bami, ponieważ różnią się od nas fizycznie, zakrawa
49
na arbitralny szowinizm gatunkowy. Tom Regan, współ-
czesny filozof, który broni praw zwierząt, tak oto mówi
tym, którzy odmawiają zwierzętom praw, ponieważ nie
są ludźmi:
Są tacy, którzy opierają się idei, że zwierzęta mają
przyrodzoną wartość. „Tylko ludzie mają taką wartość",
twierdzą. Jak można obronić tak ciasne poglądy? Czy
powinniśmy twierdzić, że tylko ludzie mają wymaganą
inteligencję, autonomię czy rozum? Wielu ludzi nie speł-
nia jednak takich standardów, a jednak przypisuje się im
inne wartości poza przydatnością innym. Czy możemy
twierdzić, że jedynie ludzie należą do właściwego gatun-
ku, gatunku Homo sapiens? Ależ to jawny szowinizm ga-
tunkowy
2
.
Czy jest jakakolwiek uzasadniona podstawa do odrzu-
cenia twierdzeń Regana? Jak podkreśla cytowany autor,
także ludzie mogą nie spełniać któregokolwiek z poda-
nych kryteriów. Na przykład wielu małym dzieciom brak
inteligencji. W rzeczywistości dorosły goryl może być
mądrzejszy niż małe dziecko. Dlaczego więc to dziecko
mamy traktować z szacunkiem, a goryla nie? Wydaje się,
że jedyna odpowiedź brzmi: dlatego, że goryl nie jest czło-
wiekiem. A przecież Edward też nie jest. Czy to oznacza,
że powinniśmy traktować Edwarda tak samo, jak traktu-
jemy zwierzęta? Łatwo powiedzieć, że bycie człowiekiem
jest niezbędne, aby być wartym szacunku, zwłaszcza gdy
chcemy zjeść smaczne mięso lub zamknąć w klatkach
zwierzęta, aby uprzyjemniały nam czas. Sprawa jednak
się komplikuje, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że inni
nie-ludzie, na przykład Edward, mogą być członkami
wspólnoty moralnej.
50
Co jest wspólne ludziom, wampirom i zwierzętom
Spójrzmy z innej perspektywy na to, jak powinniśmy
traktować innych. Współczesna filozof Martha Nussbaum
nie roztrząsa tego, jak rozpoznać, czy coś jest osobą. In-
teresuje ją raczej, jak rozpoznać, czy to coś ma pewne
szczególne zdolności. Jeśli na przykład ma ono zdolność
rozumowania, to nie powinniśmy utrudniać korzystania
z tej zdolności. Zamiast dyskutować nad tym, że Edward
jest inteligentny, dlatego jest osobą, Nussbaum proponu-
je dużo prostsze podejście. Powiedziałaby mianowicie,
że Edward zdolny jest do używania rozumu, dlatego po-
winniśmy pozwolić mu go używać. Innymi słowy, jeśli
coś jest zdolne do robienia czegoś, co nikogo innego nie
krzywdzi, po co mu to utrudniać?
Nussbaum podaje nam listę zdolności, które są szcze-
gólnie ważne i potrzebne, by życie było spełnione i szczę-
śliwe, co ona nazywa „rozkwitem". Aby go osiągnąć, nie
trzeba wykorzystywać danej zdolności. Chodzi raczej
0 to, by inni nie przeszkadzali ci, jeśli szukasz sposobu
jej realizacji. Nussbaum twierdzi, że ludzie mają dziesięć
głównych zdolności, czy też możliwości
3
:
Życie - zdolność przeżywania życia aż do jego natu-
ralnego końca.
Zdrowie fizyczne - zdolność do zachowania zdrowia.
Integralność cielesna - zdolność do ochrony przed
przemocą i przemieszczania się tam, gdzie chcemy.
Zmysły, wyobraźnia i myślenie - zdolność do używa-
nia zmysłów, do wyobrażania sobie, myślenia i rozumo-
wania.
Emocje - zdolność do przywiązywania się do rzeczy
1
innych ludzi, poza nami samymi.
Praktyczny rozum - zdolność do refleksji krytycznej.
51
Stowarzyszanie się - zdolność do życia z innymi i ukie-
runkowania na innych oraz zdolność do szacunku dla sa-
mego siebie.
Inne gatunki - zdolność do życia w trosce o zwierzęta,
rośliny i naturę.
Zabawa - zdolność cieszenia się z czynności relaksu-
jących.
Kontrola nad własnym środowiskiem - zdolność do
brania udziału w polityce i posiadania własności.
Chodzi o to, że nie powinniśmy przeszkadzać innym
w realizacji zdolności z listy Nussbaum, ponieważ te
zdolności są niezbędne, by osiągnąć rozkwit. Mamy rów-
nież inne zdolności, niewymienione jako najważniejsze,
na przykład zdolność do zabijania. Nussbaum podaje dwa
tego powody: (1) ponieważ nie są one niezbędne do osiąg-
nięcia rozkwitu oraz (2) ponieważ kolidują ze zdolnościa-
mi do osiągnięcia owego stanu przez innych.
Lista Nussbaum nie decyduje o tym, kto powinien li-
czyć się jako osoba, ale określa prawa i godność, które
powinny być zagwarantowane posiadaczom tego, co ona
nazywa głównymi zdolnościami. Na przykład zdolność
do życia nie czyni z czegoś osoby, ale nie powinniśmy po-
zbawiać tej zdolności tych, którzy ją mają. Jeśli użyjemy
listy zdolności Nussbaum jako sposobu określenia, jak po-
winniśmy traktować innych, jest mało prawdopodobne,
aby wolno nam było cokolwiek lub kogokolwiek potrak-
tować bez szacunku. Jest to ważne, ponieważ nie wszyscy
ludzie, których uważamy za osoby dzisiaj, byli tak trak-
towani zawsze. Pierwsze prawa Stanów Zjednoczonych
uważały niewolników za osoby jedynie w trzech piątych,
a kobietom nie przyznawano prawa do głosowania aż
do 1920 roku. Gdyby uznawano listę zdolności Nussbaum
za obowiązującą, Amerykanie afrykańskiego pochodzenia
52
i inni nie byliby trzymani jako niewolnicy, a kobiety nie
musiałyby walczyć, by uzyskać prawo wyborcze.
Posługując się listą Nussbaum, z pewnością przyzna-
libyśmy Edwardowi wszystkie prawa, którymi cieszą
się ludzie, aby mógł wykorzystywać swoje zdolności.
Uważny czytelnik zauważy jednak, że niektóre zdolności
można przypisać również zwierzętom. Nussbaum sama
to spostrzega i argumentuje, że zwierzęta jak my wszy-
scy powinny mieć zagwarantowane pewne prawa zgod-
nie z ich zdolnościami
4
. Zwierzęta nie powinny być zabi-
jane jako pożywienie, używane do badań naukowych ani
maltretowane w jakikolwiek sposób, gdyż uniemożliwi
im to osiągnięcie rozkwitu życia. Spójrzmy na to z innej
perspektywy.
Jeśli zwierzęta są ludzkim pożywieniem, to czy my
jesteśmy pożywieniem wampirów?
Zamiast przyjąć wnioski Nussbaum, moglibyście po pro-
stu zapytać, czemu nie odmówić Edwardowi bycia osobą.
W końcu Edward nie jest człowiekiem, i jak wspomnieli-
śmy wcześniej, jest bardzo od nas inny. A dlaczego inność
miałaby mieć znaczenie? Pod wieloma względami wam-
piry przewyższają ludzi. Zwierzętom odmawia się statu-
su osoby, ponieważ ich inteligencja i sposób komunikacji
są inne niż u ludzi. Ale Volturi mogliby twierdzić to samo
o nas. Są mądrzejsi, mają wiele umiejętności, o których
my możemy tylko pomarzyć, i gdyby zechcieli trzymać
nas stadami w zagrodzie na rzeź, mogliby to z łatwością
uczynić (co zresztą robią w wypadku niektórych pecho-
wych turystów). Na jakiej więc podstawie twierdzimy,
że ludzie zasługują na specjalne traktowanie w stosunku
do nie-ludzi, którzy potrafią robić wszystko lepiej?
53
Jest tylko jeden argument uzasadniający traktowanie
nas jako osoby w przeciwieństwie do przewyższających
nas pod względem fizycznym wampirów: ludzie mają du-
sze. To czyni nas wyjątkowymi. W Zmierzchu zaś dusza
jest ważna. Edward obawia się nawet, że stracił własną,
i martwi się, że Bella straci również swoją, jeśli stanie
się wampirem.
Hipoteza, że ludzie są wyjątkowi, ponieważ mają du-
szę, stwarza jeszcze większy problem. Skąd wiadomo,
że ją mamy? Jak to zbadać? Dusza jest sprawą raczej wia-
ry niż sprawdzonych faktów. Nie ma i nie będzie takiego
badania, które mogłoby potwierdzić istnienie duszy, skąd
więc wiemy, że wampiry duszy nie mają? Wyobraźcie
sobie wampira dowodzącego, że ludzie nie mają duszy!
Jak moglibyśmy udowodnić, że się myli? Wampiry mo-
głyby twierdzić, że dowodem na istnienie ich duszy jest
to, iż przewyższają ludzi, albo przytoczyć taki argument:
gdyby ludzie mieli dusze, nie byłoby tak łatwo ich zabić.
(Tego dokładnie argumentu często używamy w stosunku
do zwierząt.)
Jest jeszcze jedno zagadnienie. Załóżmy, że może-
my dowieść, iż mamy dusze. Dlaczego miałoby to mieć
znaczenie? W końcu istoty ludzkie mają wiele cech czy-
niących je niepowtarzalnymi, ale to nie ma żadnego zna-
czenia, kiedy mówimy o moralności. Ludzie są jedynymi
zwierzętami, które pieką pizzę, kupują akcje na giełdzie
czy wywołują wojnę. To nie czyni nas lepszymi od innych
zwierząt z punktu widzenia moralności. Co więc jest ta-
kiego wyjątkowego w tej całej duszy?
Nie możemy używać argumentów związanych z biolo-
gią ani z duszą, by rozróżnić osoby i nie-osoby, co może
oznaczać, że zwierzęta powinny mieć zagwarantowany
jakiś rodzaj bycia osobą. Innym rozwiązaniem byłoby
54
pozwolenie wampirom, by traktowały nas jak nie-osoby
z powodu swojej biologicznej przewagi nad nami, a na-
szej niemożności udowodnienia, kto ma, a kto nie ma du-
szy. Zamiast tego proponuję wykorzystać przemyślenia
Warren, Regana i Nussbaum. Status osoby należy za-
gwarantować tym, którzy wykazują pewne cechy, takie
jak świadomość i zdolność do samodzielnej aktywności.
Tym, którzy mają pewne zdolności, jak praktyczny ro-
zum i zdolność stowarzyszania się, również nie powinno
się odmawiać możliwości rozkwitu, jeśli tego zechcą.
Niegrzeczny wampir! Nie dostaniesz ludzi!
Przypomnijmy, że czasami nie uznajemy, iż konkretny
człowiek jest osobą. Może tak być z powodów arbitral-
nych i dogmatycznych (chcemy mieć niewolników)
lub ponieważ wierzymy, że bycie osobą wymaga pew-
nych etycznych przesłanek (których brak na przykład
seryjnemu mordercy). Wampiry często zachowują się
w sposób, który uznajemy za potwornie nieetyczny.
Jeśli osoba odrzuca moralność wspólnoty w sposób
drastyczny, który godzi w czyjeś bycie osobą, sama
wybiera życie poza wspólnotą moralną i poza moralną
dziedziną osób.
To inny przypadek niż zwierząt, które nie potrafią
same postanowić, że odrzucają moralność. Po prostu
jej nie rozumieją. Zwierzęta są zatem przedmiotem na-
szego moralnego traktowania, choć nie mogą stać się
pełnymi członkami moralnej wspólnoty. Mogłyby więc
jedynie w sposób ograniczony być osobami. Nie przy-
znalibyśmy im prawa głosowania ani nie oczekiwaliby-
śmy, że będą traktować nas z godnością. Ale my także
nie powinniśmy ich jeść zgodnie z listą zdolności Nuss-
55
baum, ponieważ zwierzęta mogą być osobami, któ-
rych zdolności respektujemy. Nie wzywalibyśmy ich
do głosowania ani do zasiadania w ławie przysięgłych
w sądzie, ponieważ brak im zdolności do takich zajęć.
Ich niezdolność do pełnego uczestnictwa jest jednak
znacząco różna od niezdolności seryjnego mordercy,
którego wyborem jest odrzucenie wspólnoty moralnej
i zdolności innych.
Można by upierać się, że wampiry są seryjnymi
mordercami. Większość z nich odrzuca konwencjonalną
moralność i odchodzi ze wspólnoty. Cullenowie jednak
nie uznają systemu etycznego Volturi, nie możemy więc
wrzucić ich do jednego worka z klanem seryjnych
morderców. Podsuwa nam to pomysł na ogólną poli-
tykę zarówno względem ludzi, jak i wampirów. Bycie
osobą moralną może być osądzane jedynie w konkret-
nych wypadkach. Każdy wampir powinien być osądza-
ny jako jednostka współuczestnicząca we wspólnocie
moralnej. Moglibyśmy wtedy go odrzucić, ukarać lub,
jak w wypadku Volturi, bronić siebie przed tymi, któ-
rzy wybierają pogwałcenie wspólnoty moralnej i zdol-
ności innych.
O ironio, jeśli odrzucimy niektóre jednostki jako
nie-osoby, ponieważ mają zamiar skrzywdzić innych,
może się okazać, że jesteśmy osobami jedynie częścio-
wo. Dlaczego? Gdy według nas zwierzęta są w ograni-
czonym zakresie osobami, traktowane są przez nas tak,
jak my jesteśmy traktowani przez Volturi. Jeśli więc
powinniśmy ukarać Volturi lub odmówić im statusu
osoby z powodu tego, jak traktują inne osoby, sami po-
winniśmy również zostać ukarani za to, jak traktujemy
inne zwierzęta - osoby. Koniec końców, Edward mógłby
być nie tylko osobą, ale osobą lepszą niż większość
56
ludzi. Przecież powstrzymuje się przed zabijaniem
tych, którzy są słabsi i mniej inteligentni niż on sam,
podczas gdy ludzie chętnie zabijają zwierzęta słabsze,
o zupełnie innej inteligencji.
Użycie przez Stephenie Meyer terminu „wegetaria-
nie" w stosunku do wampirów w sadze Zmierzch po-
zostawia wiele przestrzeni do filozoficznego docieka-
nia, jak definiujemy bycie osobą. Teraz, kiedy znacie
już kryteria, czy jesteście warci tego, by być osobami?
Odpowiedź na to pytanie może nie być tak prosta, jak
wam się wydaje.
Rozóziat czwARty
Carlisle: współczucie godne
superbohatera?
Andrew Terjesen i Jenny Terjesen
Poza superszybkością, supersiłą, superzmysłami i nie-
śmiertelnością, całkiem sporo wampirów w serii Zmierzch
ma własne specjalne zdolności, które Cullenowie nazy-
wają „darami". Aro, lider Volturi, otacza się wampirami
o dodatkowych mocach, „kolekcjonując" je i ich zdolno-
ści. Edward Cullen czyta w myślach, podczas gdy Alice
Cullen widzi możliwe wydarzenia z przyszłości. Kiedy
Bella Swan zostaje przemieniona w wampira, dowiaduje
się, że potrafi się osłonić przed mentalnymi zdolnościami
innych wampirów, nawet przed Aro. Dar Carlisle'a Culle-
na jest inny niż pozostałych: wydaje się nim współczucie.
Ale co to oznacza? W jaki sposób troska o innych miała-
by być tym samym co czytanie w myślach czy widzenie
przyszłości? W jaki sposób współczucie wyróżnia go spo-
śród ludzi oraz innych wampirów?
Zdecydowanie jest w Carlisle'u coś wyjątkowego. Jego
oddanie „wegetariańskiemu" sposobowi życia i osiągnię-
cia w tworzeniu wampirzej rodziny, która postępuje zgod-
59
nie z jego dietetycznym wyborem, są dość niesamowite.
Ale czy Carlisle ma jakiś wyjątkowy dar, którego brak
innym wampirom? Czy może jest po prostu wyjątkowo
dobrą osobą? Wielu filozofów utrzymuje, że współczucie
leży u podstaw bycia dobrym człowiekiem. A więc może
nie jest bardzo przesadzone twierdzenie, że superwspół-
czucie Carlisle'a umożliwia mu dokonanie czegoś, czego
żaden inny wampir przed nim nie był w stanie zrobić.
Teoria „darów" Carlisle'a
Nad talerzem grzybowych ravioli* Edward wykłada Bel-
li teorię Carlisle'a dotyczącą wampirzych darów: „z po-
przedniego życia zostały nam najsilniejsze cechy naszej
ludzkiej osobowości, tyle, że wzmocnione, podobnie jak
nasze umysły i zmysły"
1
. Zgodnie z teorią Carlisle'a, nawet
jako istota ludzka Edward był bardzo wrażliwy na myśli
innych wokół niego, a Alice prawdopodobnie miała jakie-
goś rodzaju przeczucia, zanim została przemieniona.
To ciekawa teoria, ale czy jest jakikolwiek dowód na jej
potwierdzenie? Rzeczywiście, jest. Dużo wiemy na temat
daru Belli, zanim została wampirem. Jedną z pierwszych
rzeczy, jakie powodują zainteresowanie Edwarda Bellą,
jest to, że nie może czytać w jej myślach. Później, w Księ-
życu w nowiu, okazuje się ona odporna na rzucany przez
Jane urok powodujący ból. Bella zastanawia się, czy
to oznacza, że jest dziwolągiem. Okazuje się, że tak, ale
w niezwykle interesujący sposób.
Bella jest zamkniętą w sobie, nieśmiałą osobą, któ-
ra ukrywa swoje myśli i uczucia, nie myśli jednak tylko
60
* Autorowi pomieszały się sceny, rozmowa ta odbyła się innego
dnia w pokoju Belli (przyp. tłum.).
o sobie, lecz okazuje się bardzo opiekuńcza wobec tych,
na których jej zależy. Jej troska o innych przejawia się
na przykład wtedy, gdy mówi o swoim związku z Edwar-
dem: „inni doszliby do wniosku, że jestem z Edwar-
dem, jego zaś martwiły podobne skojarzenia. A jeśli coś
by mi się stało...? Powstrzymałam się od drążenia tego
tematu, a w zamian postanowiłam skoncentrować się
na unikaniu sytuacji, które mogłyby zaszkodzić nie mnie,
ale Edwardowi właśnie"
2
.
Pod koniec Zmierzchu widzimy wyraźnie, że Bel-
la chce zrobić wszystko, co w jej mocy, by chronić in-
nych, kiedy podejmuje samobójczą misję, by uratować
Renee. Wie, że prawdopodobnie zginie, ale nie pozwala,
by ta myśl ją powstrzymała, i wpada prosto w pułapkę
zastawioną przez Jamesa. Jeśli jest cokolwiek, co Bella
może zrobić, by chronić tych, na których jej zależy, zro-
bi to na pewno. W tym świetle wydaje się, że „tarcza"
Belli jest intensyfikacją najważniejszego aspektu jej cha-
rakteru. Jako wampir nareszcie może rozciągnąć tarczę
na tych, na których jej zależy, by bronić ich przed szko-
dliwymi zdolnościami mentalnymi Volturi.
Superwspólczucie Carlisle'a
Edward mówi, że „Carlisle przeniósł swoje współczucie"
z dawnego ludzkiego życia. Mimo że jest literalnie spra-
gniony krwi, jest abstynentem. Jako lekarz-wampir dbają-
cy o ludzi, jest jak alkoholik pracujący jako barman. To nie-
bezpieczne, ale jest w tym naprawdę dobry. Ma doskonałe
podejście do pacjentów, dzięki czemu czują się przy nim
swobodnie. Ale czy to naprawdę jest „supermoc"?
Weźmy pod uwagę współczucie Carlisle'a i jego sa-
mokontrolę w ekstremalnych sytuacjach. Rozcięcie pal-
61
ca papierem na przyjęciu urodzinowym Belli powodu-
je, że Jasper wpada w szał żądzy krwi. Okropne rany
Belli od odłamków lustra pod koniec Zmierzchu rujnują
samokontrolę wszystkich Cullenów oprócz Carlisle'a.
Nawet Edward musi odejść, kiedy Carlisle zakłada jej
szwy.
W Midnight Sun otrzymujemy możliwość wejrzenia
w myśli Carlisle'a dzięki „darowi" Edwarda
3
. Kiedy
Carlisle zajmuje się raną głowy Belli, Edward mówi:
„Cierpiałem z powodu różnicy między mną a Carlis-
le'em, z powodu tego, że mógł dotykać ją tak delikatnie,
bez strachu, wiedząc, że nigdy nie zrobi jej krzywdy"
4
.
W opowiadaniu Edwarda widzimy jasno, że Carlisle na-
prawdę całkowicie opanował swoje pragnienie krwi.
Klan Denali, którego wszyscy członkowie również
są wegetarianami, trzyma się z dala od ludzkich spraw.
Ich decyzja o nieżywieniu się ludźmi wydaje się podyk-
towana raczej zimną, racjonalną kalkulacją niż afek-
tem dla ludzkości, jaki wykazuje Carlisle. Ponadto ten
ostatni nigdy nie wymusił na członkach rodziny swoje-
go wyboru, a raczej zainspirował ich do niego. Edward
jest pierwszym wampirem, którego tworzy Carlisle. Ni-
gdy nie wątpi w szczerość Carlisle'a i jego wiarę w to,
że wstrzemięźliwość jest właściwą drogą, sam nie akcep-
tuje jej jednak od razu. Przez mniej więcej dekadę żywi
się krwią łotrów, dopóki nie dochodzi do wniosku, że Car-
lisle ma rację.
Wiemy tyle, że Carlisle nigdy nie skosztował ludzkiej
krwi. Kiedy został wampirem, był tak zrozpaczony, że usi-
łował popełnić samobójstwo na kilka różnych sposobów,
łącznie z zagłodzeniem, dopóki nie odkrył, że może prze-
żyć, żywiąc się wyłącznie krwią zwierząt. Nawet Volturi
nie potrafili wpłynąć na niego, by pił ludzką krew, choć
62
poza tym podziwiał ich ucywilizowanie i kulturę. Jego
współczucie pozwala mu wytrwać w swoim postanowie-
niu, a także odróżnia go od innych wampirów.
Czy współczucie jest uczuciem?
Jeśli dar Carlisle'a pozwala mu oprzeć się chęci zabija-
nia ludzi, dobrze byłoby lepiej ów dar zrozumieć. Skoro
wampirze dary są oparte na ludzkich cechach, to można
by uznać, że Stephenie Meyer odkryła, iż istnieje taka ludz-
ka cecha, która powstrzymuje przemoc. Warto, by wszy-
scy ludzie rozwinęli ją w sobie, gdyby było to możliwe.
W powszechnym mniemaniu współczucie rodzi się
w nas, gdy widzimy, że dzieje się coś złego. Rozważmy,
co mówi chiński filozof Mencjusz (371-289 p.n.e.). Wszy-
scy mamy w sobie „ziarenko" współczucia, przez co ro-
zumie on, że wszyscy rodzimy się z dość ogólnym uczu-
ciem troski o innych.
Powód, dla którego twierdzę, że wszyscy ludzie mają
serca nieznoszące cierpienia innych, jest następują-
cy. Przypuśćmy, że ktoś nagle zobaczyłby dziecko, które
za chwilę wpadnie do studni: każdy w takiej sytuacji
odczułby trwogę i współczucie. Nie dlatego, że ten ktoś
chciałby żyć w przyjaźni z jego rodzicami, ani dlatego,
że nie lubi dźwięku płaczu dziecka
5
.
Mencjusz nazwał to uczucie ziarnem, ponieważ nie
jest ono w pełni rozwinięte. Musi raczej być pielęgno-
wane i hodowane, aż stanie się cnotą ciągłej troski o in-
nych. Pozbawione pielęgnacji współczucie ograniczy się
do dzieci, szczeniaczków i oczywiście do ludzi, na któ-
rych nam zależy. Nie rozszerzy się na nikogo innego.
63
Pomyślmy o ograniczonym współczuciu klanu Tanyi.
Jego członkinie troszczą się o mężczyzn, z którymi się za-
bawiają, dbając, by ich nie skrzywdzić, ale ich uczucia
nie sięgają głębiej. Pozbawieni tego uczucia Tanya i klan
Denali uznają, że nie leży w ich interesie pomoc rodzinie Car-
lisle'a w obronie przed armią nowo narodzonych wampirów
Victorii w Zaćmieniu. W Przed świtem stają po stronie Cul-
lenów częściowo w trosce o bezpieczeństwo i prawo do życia
Renesmee. (Może także czują się źle, gdyż Irina wyłamała
się i sprowadziła Cullenom na głowy Volturi.) Uczucia Tanyi
są specyficznie ulokowane, choć te, które żywi do Renesmee
i rodziny Carlisle'a, nie wystarczyłyby, by wytworzyć ten ro-
dzaj samokontroli, którą wykazuje się Carlisle w szpitalu.
Gdy więc myślimy o współczuciu jako po prostu uczu-
ciu, musimy pamiętać, że ludzkie uczucia są różne i czę-
sto kapryśne. W końcu gdyby to Renesmee miała wpaść
do studni, Volturi nie panikowaliby, podobnie zresztą
każdy, kto uważałby ją za „nieśmiertelne dziecko". Inny
problem związany z taką klasyfikacją ilustruje przykład
Mencjusza z dzieckiem wpadającym do studni. Mencjusz
powiada, że poczulibyśmy trwogę, widząc dziecko wpada-
jące do studni, nie twierdzi natomiast, że zareagowaliby-
śmy na to w jakikolwiek sposób. Uczucia nie zawsze popy-
chają nas do czynów. Można być wampirem, jak Edward,
który żywi się ludźmi i źle się z tym czuje (fakt, że ci ludzie
są złoczyńcami, wiele nie zmienia), ale jego uczucia nie po-
wstrzymują go przed jedzeniem. Nie tylko uczucia powo-
dują więc, że przyjmuje on dietę Carlisle'a.
Współczucie świętego?
Myśl Mencjusza o współczuciu jako uczuciu kiełkują-
cym w konkretnych okolicznościach nie oddaje zatem
64
tego, co czyni Carlisle'a wyjątkowym. Być może chodzi
tu o inną ideę współczucia. W tradycji buddyjskiej odnosi
się ono do troski o wszystkie żywe istoty. Nie jest to więc
specjalne uczucie, które wzrasta w odpowiednich oko-
licznościach, jak wtedy, gdy dzieci znajdą się w niebez-
pieczeństwie. Przeciwnie, występuje w każdych okolicz-
nościach. Dalajlama opisuje współczucie w następujący
sposób: „Prawdziwe współczucie nie jest jedynie emo-
cjonalną odpowiedzią, ale mocnym zobowiązaniem opar-
tym na rozumie... Dla kogoś, kto praktykuje buddyzm,
celem jest rozwinięcie tego prawdziwego współczucia,
tego prawdziwego życzenia dobra dla innych, w sumie
dla wszelkich żywych istot w całym wszechświecie"
6
.
Współczucie rozumiane jako uniwersalna, racjonalna
troska wydaje się bardziej obiecujące, gdyż odzwierciedla
troskę Carlisle'a. Jego „wegetarianizm" pokazuje niechęć
do zabijania ludzi po to, by zaspokoić głód. Wydaje się jed-
nak, że Carlisle nie chce zabijać ich z innych powodów. W su-
mie prawdopodobnie uważa, że uratowanie życia może być
ważniejsze niż jego własne życie, które wiedzie wraz z rodzi-
ną. W wersji roboczej Midnight Sun Carlisle mówi Edwardo-
wi, że dobrze zrobił, ratując życie Belli, chociaż zatrzymując
samochód, ryzykował ujawnienie swojej wampirzej natury
(oraz pozostałych Cullenów). Przez całą serię Carlisle stara
się unikać przemocy, by nie zadawać niepotrzebnej śmierci.
Poza tym na co dzień znajduje się w samym środku krwawe-
go zamieszania, ratując ludzkie życie w szpitalu.
Czy to właśnie owo superwspółczucie Carlisle'a od-
zwierciedla jego wiarę w to, że wszystkie żywe istoty za-
sługują na dobre traktowanie? Zanim wyciągniemy po-
chopne wnioski, musimy rozważyć, skąd bierze się takie
przekonanie. Sam dar Carlisle'a nie wystarczy. Coś jednak
pozwala mu owo przekonanie podtrzymać (Dalajlama na-
65
żywa to „mocnym zobowiązaniem"), skoro tak wielu tego
nie potrafi. Buddystyczna myśl o współczuciu wyrasta
z idei, że całe życie jest cierpieniem. Nawet wtedy, gdy
nie odczuwamy fizycznego bólu lub emocjonalnego cier-
pienia, nie jesteśmy w tym świecie całkowicie spokojni.
Należy więc traktować ludzi dobrze, ponieważ cierpią.
Filozof Artur Schopenhauer (1788-1860) również skła-
niał się ku etyce współczucia. Powodem, dla którego Scho-
penhauer propagował współczucie, było to, że gdy raz zro-
zumiemy naturę świata, zdajemy sobie sprawę z tego, iż
jednostka jest nic nieznaczącą jego cząstką. Schopenhauer
uważał współczucie za logiczną odpowiedź na świat, w któ-
rym poszczególne jednostki nie są tak ważne, by ich potrze-
by górowały nad potrzebami innych. Skoro już widzimy,
co czyni tę ideę współczucia możliwą, musimy zdać sobie
sprawę, że w wypadku Carlisle'a nie o to chodzi. Stworzył
on rodzinę, która jest dla niego ważna (niemożliwe jednak,
by jego dar zakorzeniony był w świadomości, iż jego rodzina
nie jest ani trochę ważniejsza niż jakakolwiek inna). Poza
tym, chociaż nie zabija ludzi dla pożywienia, nie wierzy wca-
le, że każdy ma takie samo prawo do życia (skoro akceptuje
na przykład to, co robi Rosalie w Rochester). Oczywiście
zabija również zwierzęta dla pożywienia, mimo że nigdzie
nie jest powiedziane, iż nie mógłby żywić się krwią z banku
krwi. Musi więc istnieć inne źródło współczucia, pomiędzy
skrajnymi uczuciami do poszczególnych osób a wszechogar-
niającą troską, której przejawem byłby dar Carlisle'a.
Współczucie, troska i rodzina Cullenów
Edward opowiada Belli historię Carlisle'a na wczesnym
etapie ich związku, tak więc dowiadujemy się, że Carli-
sle nie miał licznej rodziny, gdy był człowiekiem. Jego
66
matka zmarła podczas porodu, a ojciec był anglikań-
skim pastorem, więcej uwagi poświęcał tropieniu cza-
rów i demonów niż obowiązkom ojcowskim. Oczywiście
nie znajdował prawdziwych czarownic i wampirów, lecz
rzucał oskarżenia na niewinnych ludzi. Carlisle czuł się
w obowiązku zadowolić ojca, gdy więc ten się zestarzał,
objął dowodzenie nad wypadami tropicieli wampirów.
W przeciwieństwie do swojego ojca, Carlisle nie poma-
gał Kościołowi oskarżać niewinnych ludzi. Nie, Carlisle
odnalazł prawdziwego potwora. Odnalazł prawdziwe sie-
dlisko wampirów. I tyle.
Tak więc kiedy Carlisle obudził się, by stwierdzić,
że sam jest jednym z napiętnowanych przez jego ojca po-
tworów, był załamany. Nie rzucił się jednak na okolicz-
nych mieszkańców ani nie poddał skrajnemu pragnieniu
krwi. Zamiast tego wycofał się z zamieszkanych przez
ludzi terenów, a kiedy pokonało go własne pragnienie,
zapolował na jelenie. Tak oto narodził się wampirzy „we-
getarianizm".
Carlisle zauważył, że potrafi żyć w zgodzie ze sobą,
jeśli nie zabija ludzi. Wyrusza, by zrobić coś sensowne-
go, studiuje i podróżuje, zostaje lekarzem, spotyka inne
wampiry, choćby słynnych Volturi. Żaden z tych wampi-
rów go nie rozumie. (Carlisle równie dobrze mógłby no-
sić czerwony nos klauna.) Jest samotny. Podróżuje dalej,
aż dociera do Nowego Świata. Wtedy znajduje Edwar-
da podczas epidemii hiszpanki i składa obietnicę, że go
„uratuje". Nagle okazuje się, że Carlisle ma syna, brata,
towarzysza. Nigdy jednak nie przemienia w wampira ko-
goś, kto miałby szansę wieść ludzkie życie.
Przez całe życie i nie-życie Carlisle stara się dobrze
funkcjonować wśród innych ludzi. Myśl, że współczu-
cie jest rodzajem wzajemnej relacji z innymi, jest zna-
67
na w tradycji filozoficznej jako „etyka troski". Zgodnie
z nią nasze związki z innymi ludźmi stanowią podstawę
wszelkiej myśli moralnej. Cullenowie nie są rodziną
dzięki więzom krwi (ani nawet picia krwi). Są rodziną,
ponieważ łączy ich wszystkich związek, który definiuje
nie tylko to, kim są, ale także jak żyją.
Współczesny filozof Michael Slote opisuje współczu-
cie jako „troskę opartą na empatii"
7
. Według tej defini-
cji współczucie Carlisle'a to umiejętność dbania o lu-
dzi, gdy nawiązuje z nimi relację, która umożliwia mu
związanie się z nimi i zrozumienie, co czują. Oto cały
Carlisle! Przewagą tej definicji współczucia jest to,
że uwzględnia ona znaczenie szczególnej relacji Car-
lisle^ z pozostałymi Cullenami. Jego głębszy związek
z rodziną oznacza, że zobowiązany jest robić dla niej
dużo więcej. To zobowiązanie jednak może przenieść się
także na innych ludzi poprzez istniejące związki. Tak
więc na przykład ponieważ zależy mu na Edwardzie,
a Edwardowi zależy na Belli, oznacza to, że Carlisle
związany jest teraz z Bellą.
Jak wyjaśnia to jego umiejętność powstrzymania się
przed żywieniem się obcymi ludźmi? Na to pytanie od-
powiedzi udziela również etyka troski. Współczesna fi-
lozof Nel Noddings w swojej książce Caring (Troska)
argumentuje: „kiedy związek jeszcze nie został nawią-
zany lub kiedy może zostać odrzucony (...) imperatyw
jest bardziej hipotetyczny: muszę, jeśli chcę (lub jestem
w stanie) wejść w związek"
8
. A więc zgodnie z etyką tro-
ski, każdy napotkany człowiek jest kimś, z kim mogliby-
śmy wejść w relację. Przez szacunek dla tej potencjalnej
relacji musimy zachować się zgodnie z podstawowymi
zasadami, a najważniejszą z nich dla wampirów jest: „nie
jedz mnie".
68
Potęga związków
Pod koniec tomu Przed świtem Garrett wygłasza podnio-
słą przemowę:
Przyjechałem tutaj na prośbę Carlisle'a, by złożyć
przed wami zeznanie. (...) Zostałem, by przyjrzeć się
z bliska czemu innemu. (...) Te dwa sędziwe wampiry
nie zjawiły się tutaj z zamiarem wymierzenia sprawie-
dliwości, tak jak wam to przedstawiły (...) Volturi przy-
byli tutaj, by zlikwidować tych, których postrzegają jako
swoich konkurentów. Być może, tak jak ja, spoglądacie
na ich złote oczy i ogarnia was zdumienie. To prawda,
trudno ich zrozumieć. Ale włoska trójca przyjrzała im się
i zobaczyła coś jeszcze oprócz dziwnego stylu życia. Zo-
baczyła kryjącą się w tych ludziach moc
9
.
Volturi nie zbudowali swojego klanu na więziach, któ-
re stworzyli Cullenowie jako rodzina. Zamiast tego, za-
straszając i karając, utrzymali wszystko w „cywilizowa-
nych" ramach. Jak jednak zauważa Garrett, Cullenowie
znaleźli inny rodzaj siły, której Volturi nie mogą zrozu-
mieć. Garrett dalej zeznaje, że obserwował rodzinę i jest
dla niego jasne, iż:
kluczowy dla powstania tak silnych więzów - a właściwie
niezbędny do ich powstania -jest właśnie pokojowy charak-
ter owego pełnego wyrzeczeń życia. Nie ma w nim miejsca
na wybuchy agresji, tak powszechne wśród wielkich połu-
dniowych klanów, które znikały z powierzchni ziemi równie
szybko, jak się pojawiały, wybijane w wyniku niekończących
się waśni. Nikomu też do głowy nie przyjdzie, żeby zawal-
czyć o władzę. A Aro wie o tym jeszcze lepiej ode mnie. (...)
69
Przyjechałem tu, żeby zostać świadkiem. Zostaję, żeby wal-
czyć. Volturi nie zależy na śmierci tego dziecka. Zależy im
na tym, by uśmiercić naszą wolną wolę
10
.
Polityczny protest bez przemocy jak z idei Gandhiego
jest niebezpieczny dla status ąuo, który utrzymuje Voltu-
ri przy władzy. Warto pamiętać o jego roli.
Jako kolejny dowód na siłę więzów opartych na trosce
o kogoś, skłaniających do bardziej odpowiedzialnego za-
chowania, rozważmy związek Jaspera z Alice, który po-
mógł powstrzymać jego pragnienie krwi, jeszcze zanim
dołączył do Cullenów. Związek ten nie jest zresztą ogra-
niczony do nowej rodziny. Spotkanie Denali z Carlisle'em
zaowocowało wyborem nowego stylu życia przez klan De-
nali. W Midnight Sun Edward opowiada, jak chciał zabić
potencjalnych gwałcicieli w Port Angeles, a Carlisle my-
śli: „ona ma na ciebie dobry wpływ, prawda? Tyle współ-
czucia, tyle samokontroli"
11
. Związek Edwarda z Bellą
pomaga mu powstrzymywać okrutne odruchy, a przy-
puszczalnie niesamowita zdolność Carlisle'a do nawiązy-
wania relacji z innymi pomaga mu kontrolować wampi-
rze odruchy do niespotykanego dotychczas stopnia.
Najlepszym tego przykładem jest jednak siła Renes-
mee. Carlisle żartuje, że jej umiejętność transponowa-
nia własnych myśli do umysłów innych ludzi i niejako
budzenia w nich troski o nią jest odwróceniem zdolno-
ści zarówno Belli, jak i Edwarda. Renesmee również
cementuje przymierze świadków Carlisle'a, by stanęli
z nim przeciwko Volturi. W tym sensie wydaje się po-
dobna do swojego „dziadka", że się tak wyrażę. Niemal
natychmiast tworzy więzy z Tanyą i z innymi. Te więzy
sprawiają, że wszyscy chcą się o nią troszczyć, nawet je-
śli oznacza to starcie z Volturi.
70
Ponieważ Carlisle potrafi zapanować nad niektóry-
mi z najbardziej niszczycielskich pragnień, jakie można
sobie wyobrazić, należałoby uznać jego zdolność za dar.
Mamy w serii Zmierzch kilka przykładów, które pokazują
siłę autentycznej więzi emocjonalnej, przezwyciężającej
egoistyczne i destrukcyjne pragnienia. Zatem możemy
wyciągnąć stąd wniosek, że darem Carlisle'a jest su-
perwspółczucie, rozumiane jako ponadludzka zdolność
do nawiązywania związku opartego na trosce z każdym,
nawet z obcymi. Właśnie to umożliwia mu takie życie,
jakiego inny wampir nie potrafiłby wieść.
część
księżyc w
nowiu
Rozóziat piąty
yampir-Dammerung: co Zmierzch może
powiedzieć nam o Bogu?
Peter S. Fosl i Eli Fosl
Wampiry są zazwyczaj stworzeniami z ciemnej strony
moralności, które zmieniają dobrych ludzi w głodnych
krwi, bezlitosnych zabójców, jakimi same są
1
. Weźmy
za przykład Hrabiego granego przez Belę Lugosiego
(imiennika Belli Swan) w filmie Dracula z 1931 roku.
Wampiry szczególnie lubują się w hipnotyzowaniu nie-
winnych młodych kobiet, zanim wypiją ich krew
2
. Krwio-
pijcy często pokazywani są jako przerażające istoty zwią-
zane z ciemnymi, szatańskimi siłami, na przykład upiór
w Nosferatu (1922) F. W. Murnaua lub demony z filmu
Johna Carpentera Wampiry z 1998 roku.
W rzeczywistości samo istnienie wampirów powo-
duje, że zadajemy sobie filozoficzne pytanie: dlaczego
Bóg, który powinien być wszechogarniająco dobry, silny
i wszechwiedzący, pozwala istnieć tak nikczemnym, pod-
łym stworzeniom? Z pewnością mógłby unicestwić każ-
dego wampira, a przede wszystkim mógłby nie dopuścić
75
do tego, by powstały, neutralizując magię, duchową siłę,
infekcję, jad, mutację czy czymkolwiek jest to, od czego
zależy ich istnienie. Jednak z jakichś powodów Bóg, jeśli
istnieje, nie wyplenia ze świata zła oraz, przynajmniej
w fikcji literackiej, wampirów.
W szerszej perspektywie pytanie, dlaczego Bóg nie
chce (lub nie może) wyeliminować zła z tego świata,
od dawna było tematem ostrych debat wśród filozofów.
Technicznie rzecz biorąc, filozofowie od XVIII wieku
nazywali to problemem „teodycei". Filozofowie, którzy
chcą bronić Boga przed zarzutem niedopatrzenia, bezsil-
ności lub nieistnienia, stworzyli wiele odpowiedzi na py-
tanie stawiane przez teodyceę. Niestety, jak zobaczymy
w naszej dyskusji na temat Zmierzchu, te odpowiedzi nie
są satysfakcjonujące. Na szczęście Zmierzch podsuwa
własne, charakterystyczne odpowiedzi.
Sam tytuł Twilight sugeruje dwuznacznie miejsce,
gdzie nie jest ani całkiem ciemno, ani całkiem jasno*.
Półmrok odnosi się zarówno do świtu, jak i do zmierzchu,
oba są czasem, gdy wszystko staje się jaśniejsze lub ciem-
niejsze. Dziewiętnastowieczny filozof Friedrich Nietzsche
(1844-1900) nawiązywał do tej dwoistości w swej książce
„Gótzen-Dammerung", tłumaczonej jako Zmierzch
bożyszcz (1889), tytuł, z którym, jak sobie wyobrażamy,
bawi się Stephenie Meyer
3
. Dwoisty charakter półmroku
sugeruje, że narracja Zmierzchu stawia problem teodycei.
Rozwiązanie Zmierzchu można by pobieżnie opisać w ten
oto sposób: dobro i zło są terminami wieloznacznymi, nie
są tak ustalone i jasne, jak utarło się je przedstawiać. Do-
bro może stać się złem, a zło dobrem. W większości wypad-
' Słowo użyte jako tytuł sagi w języku angielskim, „Twilight", może być
tłumaczone zarówno jako „zmierzch" (jak w polskim wydaniu), jak i „pół-
mrok", do czego autor nawiązuje w tym miejscu (przyp. tłum.).
76
ków w mocy samych ludzi i wampirów pozostaje decyzja
0 moralnym wyborze kierunku, w jakim pójdzie ich życie.
Opowieść przedstawia pozytywny wizerunek ludzi i wam
pirów usiłujących przezwyciężyć samych siebie, swoją
naturę, pozycję społeczną i tradycyjne podziały na dobro
1 zło (przynajmniej w wypadku wampirów). Od młodych
ludzi takich jak Bella i Edward Cullen zależy, czy czeka
ich świt, czy zmierzch swojego życia. Innymi słowy, świt
nie zaczyna się sam, trzeba go zacząć.
Co nam to mówi o Bogu? Nic nazbyt przychylnego. Je-
śli Bóg lub bóg istnieje w świecie Zmierzchu, musi to być
bóstwo, które nie jest wszechmocne (i dlatego nie może
zapobiec złu w świecie) lub opuściło świat, pozostawia-
jąc ludzi, by radzili sobie sami. Dobra wiadomość jest
taka, że przynajmniej w wypadku Belli i Edwarda młodzi
ludzi stają na wysokości zadania.
Zło to nie problem, bo zło nie istnieje
Mary Baker Eddy (1821-1910), założycielka Stowarzy-
szenia Nauki Chrześcijańskiej, utrzymywała, że zło jest
nierealne w sposób fundamentalny. Jak mówiła: „Zło
jest negacją, ponieważ jest nieobecnością dobra. Jest ni-
czym, ponieważ jest nieobecnością czegoś. Jest niereal-
ne, ponieważ zakłada z góry nieobecność Boga, wszech-
mocnego i wszechobecnego. Każdy śmiertelnik musi
się nauczyć, że nie ma ani władzy, ani realności w złu"
4
.
Platon (427-347 p.n.e.), Plotyn (204-270), św. Augustyn
(354-430), Benedykt Spinoza (1632-1677) i G. W. Leibniz
(1646-1716) rozważali ten temat w swych pracach filozo-
ficznych
5
. Augustyn na przykład, który był pod głębokim
wpływem platonistów, napisał w rozdziale 11 Podręczni-
ka do Wawrzyńca czyli o wierze, nadziei i miłości:
77
Albowiem Bóg wszechmogący, co także niewierni
przyznają, Najwyższy Władca wszystkiego, będąc naj-
wyższą dobrocią, żadną miarą nie dopuściłby w dziełach
Swoich nic złego, gdyby tak dalece nie był wszechmocny
i dobry, żeby nie mógł dobrze czynić nawet i ze złego.
Cóż zaś innego złem nazywamy, jeśli nie brak dobrego?
Albowiem choroby lub rany niczym nie są dla ciała istot
żyjących jak tylko brakiem zdrowia. (...) A gdy zastoso-
wujemy leczenie, tedy nie dążymy do tego, by owe zła
w ciele obecne, to jest choroby i rany, odeszły stąd, a były
gdzie indziej, lecz po prostu do tego, aby przestały być
6
.
Wielu filozofów podjęło to stwierdzenie: w wypad-
ku niemoralnego prowadzenia się zło wskazuje na brak
ludzkiej istoty. Ci, którzy zachowują się niemoralnie,
to zdegradowani ludzie, są mniej niż w pełni ludźmi.
Czasem mówimy, że ci, którzy są źli, zachowują się jak
zwierzęta.
Powinniśmy więc zapytać, czy w Zmierzchu wampir
lub ktokolwiek skonstruowany jako „ten zły" opisany jest
jako „podczłowiek" lub jak zupełnie nieludzkie zwierzę.
Wampiry kąsają ludzi, piją krew i posiadają zdumiewają-
ce fizyczne możliwości, a w innych historiach zmieniają
się nawet w nietoperze. Z pewnością żaden z wampirów
w Zmierzchu nie wydaje się bliski Bogu, nawet James
i Victoria, złoczyńcy ze Zmierzchu i Zaćmienia, mogą
zostać zinterpretowani jako zdegradowani ludzie
7
. Tak
więc na pierwszy rzut oka łatwo podsumować, że seria
Zmierzch dostosowuje się do tej tradycji filozoficznej,
opisującej zło jako zwierzęce, nieludzkie.
Jednak grupa Cullenów nie wydaje się zła, nawet je-
śli w pewien sposób przypominają zwierzęta. Oczywiście
trzeba także wziąć pod uwagę Quiletów. Wilki ąuileckie
78
zdecydowanie spokrewnione są z nie-ludźmi. Biegają
po lesie i pożerają surowe mięso. Ale nie są opisane jako
złe, wręcz przeciwnie. Przykład ludu Jacoba Blacka rów-
nież, tak jak prawi Cullenowie, obala model zła jako bra-
ku istoty, nie wyjaśnia też, jak się rzeczy mają w Zmierz-
chu. Dlatego kontynuujmy.
Zło to nie problem, bo zło wskazuje na niewiedzę
Inny, podobny pogląd mówi, że zło lub wiara w zło
to sprawa niewiedzy. Wedle niego, ktoś, kto nie jest w peł-
ni człowiekiem, nie może w pełni wiedzieć, co to znaczy
być dobrym. Według Sokratesa i Platona przynajmniej,
nikt nie czyni zła rozmyślnie. Wszystkie złe uczynki
są błędami w ocenie tego, co jest dobre. Z kolei kiedy
ludzie poznają prawdę o świecie, o świętości i dobru,
nie zachowują się gorzej. Ten rodzaj ignorancji dotyka
ludzkiej samowiedzy. W rezultacie ludzie, którzy nie
znają dobra, nie znają i nie mogą znać siebie naprawdę.
Czy ten pogląd na dobro i zło ma sens w świecie pokaza-
nym w Zmierzchu!
Początkowo wydaje się prawdopodobne, że dobrzy
są mądrzy, a źli nieświadomi. O czterech oprychach, któ-
rzy zaatakowali Bellę w Port Angeles (dosłownie: drzwi
anielskie) w pierwszym tomie Zmierzchu, można by z ła-
twością pomyśleć jako o nieukach
8
. Carlisle Cullen zaś
(nie wspominając o Edwardzie) co chwila przedstawia-
ny jest jako człowiek o wielkiej wiedzy i dobrym guście.
Carlisle jest kulturalny, jest doktorem (co po łacinie zna-
czy „uczony"), i jest jak najbardziej dobry. Jednak jabłko
na okładce Zmierzchu przywołuje nie tylko zakazane po-
kusy rajskiego ogrodu, ale też ścieżkę w kierunku grze-
chu i zła
9
.
79
Ale nawet jeśli Bella metaforycznie ugryzła jabłko,
z tego powodu nie staje się czarnym charakterem. Poza
tym czy naprawdę mamy powód, by sądzić, że James lub
Victoria są ignorantami? Podobnie, matka i ojciec Bel-
li, a także prawie każda dobra istota ludzka, pozostają
w głębokiej niewiedzy co do pewnych ważnych aspektów
świata. Tak więc w Zmierzchu nie chodzi o to, że dobrzy
konsekwentnie są mądrzy, a źli nieświadomi.
Pojmowanie zła jako iluzji lub zjawiska zrodzonego
z ignorancji nie bardzo nam tu pasuje. W naszym świecie
często dzieje się jak w Zmierzchu: dobrzy są nieświado-
mi, a źli posiadają wiedzę (i vice versa). Ponadto, jeśli
chodzi o Boga, te teorie nie rozwiązują sprawy teody-
cei. Po prostu zmieniają pytanie z: dlaczego Bóg pozwala
na zło, na: dlaczego Bóg pozwala na braki, niewiedzę i
błędy. Czy Bóg nie mógłby stworzyć prawd moralnych
całkowicie dla każdego prostych, jasnych, wyraźnych
i niemożliwych do podania w wątpliwość? Czy nie mógł
tak ich skonstruować, by żadne istnienie nie zostało zmu-
szone do życia w niedostatku? Nie ma powodu, by myśleć
inaczej, wypróbujmy więc inną teorię.
Zło to nie problem, ponieważ jest konieczną
ceną dobra
Bardziej obiecująca grupa teorii filozoficznych próbują-
cych wyjaśnić, dlaczego Bóg nie eliminuje zła, argumen-
tuje, że zło jest w jakiś sposób niezbędne dla dobra, że,
przynajmniej dla ludzi, dobro może istnieć, tylko jeśli zło
również istnieje. Jednym ze sposobów na zrozumienie tej
strategii jest myślenie o problemie zła w kategoriach lo-
gicznych. Tak jak góra sugeruje istnienie dołu, tak idea
„dobra", można by powiedzieć, wymaga „zła" jako ter-
80
minu przeciwnego, zwłaszcza jeśli ktoś chciałby zrozu-
mieć i docenić, co naprawdę oznacza dobro. Augustyn
napisał: „W pięknie zaś nawet to, co złem się nazywa, od-
powiednio na swoim miejscu położone, wydatnie zaleca
dobre strony, aby się bardziej podobały i chwalebniej sze
się stawały w porównaniu ze złymi"
10
.
Niestety, ta strategia również się nie sprawdza. Po pierw-
sze, jeśli chodzi jedynie o to, czego trzeba, by poznać lub
podziwiać dobro, czy Bóg nie mógł po prostu umieścić
tej wiedzy czy podziwu w naszych umysłach? Mówiąc
bardziej radykalnie, jeśli istnienie zła jest ceną za po-
znanie dobra, czy nie byłoby lepiej dla ludzi, by nigdy nie
zdobyli tej wiedzy, by pozostali w tej samej rozkosznej
ignorancji, jaka charakteryzowała Adama i Ewę, zanim
skosztowali owocu moralnego poznania? Skoro wiedza
moralna wymaga od wampirów lub Edwarda popełnie-
nia samobójstwa (co próbuje zrobić w Księżycu w no-
wiu), to uważamy, że lepiej zrezygnować z tej wiedzy
wraz z wampirami i nie pozwolić Edwardowi czy komu-
kolwiek innemu targnąć się na własne życie
11
.
Czy nie byłoby możliwe, by każdy rozumiał, czym
jest zło, bez rzeczywistego czynienia zła? Czy każdy nie
mógłby znać wyrażenia „Trzeci Świat", bez potrzeby,
by ktokolwiek w nim naprawdę żył? Jest jeszcze jedna
możliwość. Dlaczegóż by nie zamienić przeciwstawnych
terminów „dobro" i „zło" na inne, na przykład „dobre",
„lepsze", albo „dobro" i „dobro innego rodzaju"? Świat
(a) różnego rodzaju dobra lub (b) różnych stopni dobra
wydaje się równie możliwy i poznawalny, jak świat (c)
dobra i zła.
W twierdzeniu, że dobro wymaga zła, z którym musi-
my się skonfrontować, jest głębsza siła, skoro wydaje się,
że istnieją szczególne dobra, które wymagają przynaj-
81
mniej możliwości zła. Jak Bella mogłaby pokazać swoją
odwagę i chęć poświęcenia siebie zamiast matki, gdyby
zło okazane przez Jamesa nie było częścią tego świa-
ta? Jak Edward i Cullenowie mogliby udowodnić swoją
lojalność wobec zagrożenia ze strony Volturi, gdyby
groźna potęga Volturi rzeczywiście się nie ujawniła? Czy
Edward naprawdę mógłby być tak dobry, gdyby nie ku-
siło go pragnienie pożarcia Belli? Czy związek Edwarda
i Belli mógłby być tak głęboki i namiętny, gdyby świat,
który zamieszkiwali, nie był pełny niebezpieczeństw, za-
grożeń i stworzeń o wrogich intencjach?
Konieczność istnienia zła jest jednym z wymiarów idei
Leibniza, który rozwinął z pozoru niemądrą myśl, że nasz
świat jest najlepszym z możliwych. Jednym ze sposobów
interpretacji twierdzenia Leibniza jest to, co napisaliśmy
na początku rozdziału - założenie, że zło musi być jedy-
nie pozorne. Gdyby się okazało, że pozorne zło umożli-
wia całe maksymalne dobro, moglibyśmy zaakceptować
je jako takie. Leibniz napisał:
Nieskończona mądrość Wszechmogącego sprzymierzo-
na z jego bezkresną dobrocią sprawiła, że nie można było
stworzyć niczego lepszego. Wskutek tego wszystkie rzeczy
istnieją w doskonałej harmonii i współgrają w najpiękniej-
szy sposób (...) Dlatego kiedy tylko jakiś fragment świata
stworzonego przez Boga wydaje nam się godny krytyki,
powinniśmy ocenić, że nie wiemy wystarczająco dużo
na jego temat, a według mądrzejszych, którzy by to zrozu-
mieli, niczego lepszego nie moglibyśmy zapragnąć
12
.
Oczywiście, zło tego świata jest z pewnością wystar-
czająco realne i znane tym, którzy cierpią z jego powodu.
Jest to być może głównym powodem, dla którego wielu
82
"
uważa twierdzenie Leibniza za niemądre
13
. Ale jeśli roz-
waża się inne rozwiązania, jak my tutaj, być może ta idea
ma jednak sens. Z punktu widzenia Boga i zgodnie z po-
wyższymi rozważaniami, biorąc pod uwagę stworzenie
jako całość, lepiej mieć świat zrównoważony, aby znala-
zło się w nim miejsce na dobro i zło, jakiego to dobro
wymaga, niż nie mieć żadnego świata.
Obrońcy dobroci Boga przytaczają wolną wolę jako
zasadnicze dobro, które wymaga zła. Wolna wola jest
traktowana przez nich jako tak ważna zdolność, że war-
to dla niej zaakceptować całe zło, jakie umożliwia.
Oczywiście wolna wola zwalnia Boga z odpowiedzial-
ności, skoro to ludzie źle wykorzystują swoją wolność,
skoro to ich należy winić za istnienie zła. Rzeczywiście,
seria Zmierzch jest skonstruowana w sposób zgodny
z tą ideą.
Życie w miasteczku Forks*, symbolizującym wiele
rozwidlonych dróg, na które natrafia Bella, jest jednym
z możliwych wyborów w jej życiu. Czy powinna wybrać
związek z wampirem? Czy powinna zostać wampirem?
Czy powinna wybrać Edwarda, czy Jacoba? Czy powinna
urodzić Renesmee? Taka Odyseja, jaka stała się jej udzia-
łem, byłaby niemożliwa, a przynajmniej przypominałaby
farsę, gdyby jej wybory zdeterminowane były przez nie-
ugięte siły zupełnie poza jej kontrolą. Z kolei ważniejsza
dla naszych celów wolna wola Belli wydawałaby się po-
zbawiona sensu, gdyby w szerokim wachlarzu wyborów
zabrakło również złych wyborów, takich, jakich dokonują
James czy Victoria.
Czy wolny wybór byłby naprawdę niemożliwy, gdyby
nie było zła wśród jego rezultatów? Po pierwsze, wolnego
* Forks - ang., rozwidlenia (przyp. tłum.)
83
wyboru moglibyśmy dokonywać spośród różnego rodza-
ju dobra (takich jak wybór między Jacobem a Edwar-
dem), a nie pomiędzy dobrem a złem. Dlaczego by nie
stworzyć świata, w którym jest duży wybór dobra, ale
nie ma zła? Po drugie, wolny wybór nie zakłada istnienia
nieskończonego zakresu alternatyw. Ktoś może uznać
pójście do lodziarni i wybranie spośród ogromnej liczby
pysznych smaków lodów za ogromnie satysfakcjonujące,
nawet jeśli nie było cienia ryzyka, że jeden z nich mógł
okazać się trucizną.
Nie jesteśmy mimo wszystko pewni, że ludzie w re-
alnym świecie lub w świecie Zmierzchu mają nieskoń-
czenie wolną wolę. Czy Bella jest naprawdę aż tak wol-
na, że może zdecydować się na zabicie Edwarda albo
Renesmee? Czy naprawdę można postanowić zabić
niewinne dziecko bez powodu? I czy naprawdę było-
by tak źle, gdyby każdy wybór podyktowany był, po-
wiedzmy, przez proces chemiczny w systemie nerwo-
wym? Ludzie wciąż doświadczaliby wszystkiego, czego
doświadczają teraz, łącznie z uczuciem, że podejmują
własne decyzje.
Rosyjski filozof i pisarz Fiodor Dostojewski (1821-1881)
dowodził w Braciach Karamazow (1880), że nie da się
moralnie usprawiedliwić własnego dobra osiągnięte-
go kosztem cudzego cierpienia. Podobnie nie można
obronić twierdzenia, że istnienie mordujących, wysy-
sających cudzą krew wampirów jest dobre, ponieważ
umożliwia to głęboki romantyczny związek dwojga na-
stolatków. Ponadto porównywanie zła doświadczanego
przez jednostki do „dobra" ogółu trywializuje jednostki.
Możliwe jest, że, jak pisał Spinoza, wszystko wygląda
„dobrze" „z perspektywy wieczności". Jednak z punktu
widzenia jednostki, która cierpi zło (perspektywy, którą
84
trzeba uwzględnić, jeśli jednostki mają się liczyć jako
istoty o moralnej wartości), boski punkt widzenia jest
nieistotny, a nawet nie do końca słuszny
14
.
Zło, transcendencja i naturalne dobro
Jeśli bóstwo pojawia się gdziekolwiek w Zmierzchu,
to tylko w świecie Jacoba, świecie Indian z plemienia
Quiletów. Meyer pokazuje wilcze początki Indian w Księ-
życu w nowiu, co zakorzenia ich w nadprzyrodzonym,
magicznym związku między plemieniem Jacoba i jego
„duchowymi wojownikami"
15
. Nie daje za to równoległego
wyjaśnienia początków wampirów, nadprzyrodzonych
istot.
Rzeczywiście, jedną z najbardziej uderzających cech
serii Zmierzch jest sposób, w jaki odarto wampiryzm z jego
zwyczajowego nadprzyrodzonego charakteru
16
. Wampiry
są zazwyczaj pokazywane jako wypaczenie tradycyjnych
idei świętości w chrześcijaństwie. Dracula (1897) Brama
Stokera i Drakula (1992) Francisa Forda Coppo-li, na
przykład, pokazują wampiry uczestniczące w wielu
ceremoniach będących odwróceniem chrześcijańskich
sakramentów (odwrotność małżeństwa, pogrzebu i inne).
Zamiast osiągać wieczność dzięki krwi Chrystusa, uzyskują
ją dzięki krwi ludzi. Wampiry, jak Chrystus, proponują
życie wieczne, ale tylko w formie wiecznie żyjącej śmier-
ci. Uciekają przed krzyżami, a święcona woda je pali.
W Zmierzchu zaś korzenie wampiryzmu zdają się zagu-
bione we mgle czasu
17
. Nie mają raczej żadnego związku
z chrześcijaństwem lub w ogóle religią, a przynajmniej
nie w nowym pokoleniu wampirów.
Z drugiej strony Volturi pochodzą z Włoch, a to samo
w sobie wiąże ich z Kościołem katolickim, reprezen-
85
tantem starej tradycji wizji Boga, dobra i zła. Volturi
są również arystokratami (dawny porządek społeczno-po-
lityczny) i żywią się ludźmi (tradycyjny styl życia u wam-
pirów). Kiedy egzekwują tradycyjne prawo wampirów,
naturalnie przedstawieni są jako reprezentanci tradycji.
Cullenowie natomiast odżegnują się od starego porządku,
a nawet przeciw niemu buntują. Tradycyjna relacja dobra
ze złem, ludzi z wampirami i Boga ze światem nie stosuje
się do nich. Odtrącili religię, jasność i ciemność.
W Księżycu w nowiu Cullenowie ścierają się z Volturi
w konsekwencji wyborów Belli i Edwarda, ponieważ nie
trzymają się oni starego porządku. Bella, Edward i Culle-
nowie zwyciężają, co sugeruje, że bohaterowie tej historii
przekraczają tradycje, zwyczaje i ideę chrześcijańskiego
Boga. Przetrzymują ciemność księżyca w nowiu (przeci-
wieństwo pełnego światła księżyca w pełni) i wkraczają
w porę „przed świtem" swego nowego wytworu, a nie
wytworu Boga czy natury. W tym sensie seria Zmierzch
prezentuje pogląd podobny do egzystencjalizmu Jeana--
Paula Sartre'a (1905-1980), według którego przedmio-
tem filozofii jest indywidualna egzystencja jednostki
ludzkiej, przekraczanie samego siebie bez oparcia w Bogu
czy naturze, tylko we własnych wolnych wyborach
18
.
To, że Bella wybrała Edwarda, a nie Jacoba, pokazuje
jej wybór drogi do szczęścia, odmiennej od tej, którą pro-
ponuje tradycja, Bóg, natura. W rzeczywistości zarówno
Edward, jak i Bella osiągają życie pełne dobra i szczęścia
dzięki temu, co można nazwać przekraczaniem siebie*.
Wybierają odejście od naturalnego porządku.
* Słowo użyte przez autora to „self-transcendence", termin bardzo nośny i
wieloznaczny, którego najprostszym znaczeniem jest właśnie „przekraczanie
siebie", przekraczanie własnych ograniczeń oraz tych narzuconych z
zewnątrz (przyp. tłum.).
86
Bóg często utożsamiany jest z porządkiem naturalnym
jako, jak zakładamy, twórca tego porządku. Tak więc we-
dle tradycji stać się dobrym oznacza postępować zgod-
nie z własną naturą, a także ją udoskonalać (co oznacza
dostosowanie się do zamysłu Boga). Ale tym, co czyni
Edwarda i Cullenów dobrymi, jest właśnie zaprzeczenie
ich własnej naturze wampirów
19
. Ich dobroć jest zde-
finiowana jako powstrzymanie się od pragnienia (jak
zalecali stoicy w każdym wieku), zabijania i żerowania
na ludziach
20
. Ponadto nie ogranicza się ona tylko do rezy-
gnacji z krzywdzenia ludzi, ale również obejmuje pomoc
ludziom. Rozważmy przykład Carlisle'a, który wybrał
uzdrawianie ludzi jako lekarz
21
. Zarówno powstrzymując
swe pragnienia, jak i czyniąc ludziom raczej dobro niż
zło, Cullenowie przekroczyli swą pojmowaną tradycyjnie
wampirzą naturę.
Bella tak samo podąża drogą przekroczenia siebie. Do-
konuje wyborów, które zmieniają ją z dziewczyny w ko-
bietę, a potem w matkę. Celowo nadaje bieg zdarzeniom,
które zmieniają ją z człowieka w wampira. Zmienia się
ze słabej w silną, z pionka w królową (najsilniejsza figura
w szachach, użyta na okładce Przed świtem). Nawet
symbolizm zdarzeń w związku Belli i Edwarda wskazuje
na przekraczanie siebie, jak również przekraczanie natu-
ry i Boga. Na przykład wybierając Edwarda, nie Jacoba,
Bella decyduje się na skosztowanie jabłka, które poniesie
ją daleko od podobnego do Edenu, pełnego natury i magii
świata Jacoba, do innego świata Edwarda, z tradycyjne-
go punktu widzenia świata upadłego, gdzie będzie mu-
siała zmierzyć się ze śmiercią i cierpieniem.
W innej symbolicznej serii zdarzeń, kiedy Bella zostawia
świat swojego miasteczka i jedzie odwiedzić dom Edwarda,
po raz pierwszy w Zmierzchu, on wiezie ją do góry, jak gdy-
87
by jechała rydwanem Fajdrosa
22
, z mglistego, mrocznego,
starego miasteczka, gdzie żyła, aż do szczytu nietzsche-
ańskiej góry (miejsce przezwyciężenia samego siebie)
23
,
ku wierzchołkowi majestatycznego drzewa (symbol fallicz-
ny), do miejsca zapewniającego jej poszerzony ogląd świa-
ta, gdzie może zobaczyć rzeczy w nowym świetle. W tym
nowym świetle nie tylko skóra Edwarda, ale jej świat jako
całość się zmienia. A to, co przedtem postrzegała jako do-
bro i zło, zmienia się wraz z nią. To, co można było uznać
za brzydkie i złe (wampiry) w poprzednim świecie Belli, te-
raz mieni się pięknem i dobrocią. To, co można było uznać
za przerażające, teraz jest opiekuńcze. Owo nowe światło,
w którym oglądane są wszystkie rzeczy, nie jest światłem
boskim, a w sensie metaforycznym nie jest nawet świa-
tłem naturalnym. Światło, poprzez które świat Belli zostaje
zmieniony, jest światłem wyborów jej i Edwarda, które nio-
są ich poza własne natury i poza zasady światów, w których
wcześniej zamieszkiwali
24
.
Co więc to mówi o Bogu? Jeśli Bóg lub jemu podob-
ny byt istnieje w świecie Zmierzchu, to możemy uznać,
że albo nie jest w stanie zapobiec złu, albo bez wyraźne-
go powodu nie zapobiegnie mu. Jak zobaczyliśmy, obro-
na tradycyjnych koncepcji Boga po prostu tu jest nie-
możliwa. Być może moce Boga są ograniczone do aktu
kreacji i nie obejmują mocy interweniowania w świecie.
Być może Bóg opuścił świat. Albo, oczywiście, być może
nie ma Boga. Jeśli chodzi o ludzi i wampiry w świecie
Zmierzchu, to niekoniecznie oznacza coś złego. Bóg,
nawet jeśli jest twórcą naturalnego porządku, nie jest
jedynym źródłem szczęścia, czy wręcz dobra w Zmierz-
chu. Zarówno Bella, jak i Edward odrzucają religię
i przekraczają własne natury i Boga natury. Znajdują
szczęście i dobro nie poprzez zbawienie, nie przez cu-
88
downą interwencję ani naturalną kolej rzeczy, ale raczej
dzięki poleganiu na zdecydowanie nie-naturalnych sa-
mych sobie. Odpowiedź Zmierzchu na pytanie teodycei
brzmi zatem następująco: czy Bóg istnieje, czy nie, je-
steśmy od niego wolni i zdolni do znalezienia szczęścia,
siły i nieśmiertelności na własną rękę.
Rozóziat szósty
Ugryźć czy nie ugryźć: Zmierzch,
nieśmiertelność i znaczenie życia
Brendan Shea
Nie mogę zawsze grać roli ukochanej
Supermana. Też chcę być Supermanem.
Bella Swan, Zmierzch
1
W serii Zmierzch Belli Swan stopniowo udaje się prze-
konać Edwarda Cullena, by zamienił ją w wampira. Kie-
dy Edward pyta, dlaczego chce nim zostać, za każdym
razem słyszy odpowiedź, że to z miłości do niego. Rze-
czywiście z jednej strony można sądzić, że dzięki temu
lepiej zrozumie ona uczucia Edwarda i jego zdolności.
Z drugiej jednak strony Bella pragnie nieśmiertelno-
ści, ponieważ jej ukrytym zmartwieniem jest fakt, iż jej
ludzka śmiertelność stoi w sprzeczności z jej życiowymi
celami. Jak rozumuje Bella, dużą część jej życiowych dą-
żeń stanowi miłość, którą darzy Edwarda, Jacoba Bla-
cka i swoją rozległą „rodzinę". Ponieważ jej ewentualna
śmierć uniemożliwi opiekę nad tymi, których kocha, Bel-
la może uważać, że wybranie nieśmiertelności to najlep-
sze, co może zrobić.
91
Czy jednak Bella ma rację, myśląc, że istnieje konflikt
między miłością a śmiertelnością? Czy może w miłości
oraz w prawdziwie pełnym przeżywaniu ludzkiego życia
jest coś, co wymaga od niej śmiertelności? Te hipotetycz-
ne pytania leżą w kręgu zainteresowania filozofii. Miłość
Belli do innych, dzięki której żyje, może wydać nam się
podobna do motywacji, które nadają sens naszemu życiu.
Jeśli ma rację, wybierając bycie wampirem, pokazuje to,
że śmiertelność jest sprzeczna z celami miłości i na tym
polega nasza tragedia. Jeśli się myli, mogłoby to suge-
rować, że nasza śmiertelność ma jednak sens. Pytania,
z którymi konfrontuje się Bella, są pytaniami dotyczący-
mi nas wszystkich: co nadaje znaczenie ludzkiemu życiu?
Jakich wyborów powinniśmy dokonywać, aby nasze ży-
cie było wartościowe?
Więcej miłości i śmierci
Choć ludziom wydaje się, że żyją troską o samych sie-
bie, naprawdę żyją jedynie miłością.
Lew Tołstoj
2
Pierwszy raz Bella poważnie rozważa dołączenie do wam-
pirów pod koniec Zmierzchu. James atakuje i gryzie ją,
ale Edward zapobiega przemianie Belli w wampira, wy-
sysając jad z rany. Kiedy dziewczyna budzi się w szpita-
lu, krytykuje postępowanie Edwarda i twierdzi, że było-
by lepiej, gdyby pozwolił jej stać się wampirem. Bella
martwi się, że jako istota śmiertelna nie będzie mogła
w pełni kochać Edwarda. Jej obawy wyrażają w rze-
czywistości klasyczne pytanie filozoficzne: Czy można
wieść wartościowe życie, jeśli trzeba w końcu przestać
istnieć?
92
Kiedy Bella jest w szpitalu, martwi się: „może nie
umrę tak od razu... ale kiedyś na pewno. Z każdym
dniem jestem bliższa śmierci. Zestarzeję się!"
3
. Później,
po balu absolwentów, mówi Edwardowi: „głównie marzę
o tym, by już nigdy się z tobą nie rozstawać"
4
. Jej miłość
do Edwarda wyraża się w pewnych pragnieniach. Bella
chce spędzać czas z Edwardem, chce być z nim blisko fi-
zycznie, bronić go przed krzywdą, pomóc mu w osiągnię-
ciu tego, na czym mu zależy. Te pragnienia przejawiają
się w wyborze Edwarda zamiast Jacoba i w jej chęci po-
dejmowania ryzyka dla Edwarda.
Bella wierzy, że dzięki miłości (w szczególności
do Edwarda) jej życie zyska sens, staje się więc dla
niej celem. Śmiertelność, niestety, raczej gwarantuje,
że będzie to cel nieosiągalny. Jako człowiek któregoś
dnia umrze, a kiedy to się stanie, wszyscy, których ko-
cha, zostaną bez niej na polu walki. Tak oto śmiertelność
zdaje się skazywać Bellę na egzystencję bez znaczenia,
życie z celem, którego nie może osiągnąć.
Lew Tołstoj (1828-1910) w autobiograficznej książ-
ce Spowiedź opisywał własne próby pogodzenia wiedzy
0 swojej śmiertelności z pragnieniem nadania życiu sen
su. Jak Bella, Tołstoj martwił się, że jeśli musimy umrzeć
1 nie ma żadnego życia pozagrobowego, to nasze istnienie
jest pozbawione znaczenia. Twierdził, że nasza sytuacja
jest analogiczna do sytuacji kogoś, kto wisi na gałązce
w połowie długości głębokiej studni. Na powierzchni
czeka na niego bestia gotowa go zjeść, a na dnie czai się
smok. Grozi mu niechybna śmierć, ponieważ równocze
śnie dwie myszy obgryzają gałązkę. Tołstoj pisze dalej:
Ale kiedy wciąż wisi, zauważa nagle krople miodu
na listkach krzewu, wysuwa język i zlizuje je. W podobny
93
sposób ja trzymam się kurczowo drzewa życia, wiedząc
aż za dobrze, że smok śmierci czeka na mnie nieuchron-
nie, gotowy rozszarpać mnie na kawałki, i nie mogę zro-
zumieć, jak to się stało, że popadłem w tę udrękę. Pró-
buję zlizywać miód, który niegdyś dawał mi pocieszenie,
ale teraz nie daje mi żadnej przyjemności. Biała i czarna
mysz dniem i nocą wgryzają się w gałąź, na której wi-
szę. Doskonale widzę smoka, a miód nie ma już słodkiego
smaku. (...) To nie żadna bajka, ale prawda, niezaprze-
czalna i zrozumiała dla każdego prawda
5
.
Oboje, Bellę i Tołstoja, dręczy świadomość tego,
że pewnego dnia umrzemy, i to powstrzymuje nas przed
cieszeniem się radosnymi chwilami - owym miodem,
który oferuje życie.
Tołstoj rozważył i odrzucił kilka potencjalnych roz-
wiązań tego problemu. Po pierwsze, możemy zignorować
wiedzę o tym, że musimy umrzeć, i żyć, jakby nigdy nic.
Tołstoj utrzymywał, że to niemożliwe, a doświadczenie
Belli potwierdza ten pogląd. Po drugie, możemy żyć dla
naszej rodziny i przyjaciół. Tołstoj uważał, że i ta stra-
tegia musi w końcu zawieść. Przecież oni także umrą
i każde dobro, które możemy osiągnąć dla nich, jest tym-
czasowe. W końcu możemy żyć chwilą i cieszyć się do-
brem ze świadomością, że pewnego dnia go nie będzie.
Dla Tołstoja i dla Belli podejście takie wydaje się zbyt
płytkie, wymaga bowiem pogodzenia się z faktem, że nic,
co robimy, nie będzie miało „prawdziwego" znaczenia.
Tołstoj kończy stwierdzeniem, że życie może mieć zna-
czenie, jeżeli dusza jest w jakimś sensie nieśmiertelna.
Jest na szczęście parę powodów, żeby uważać, iż Bella
i Tołstoj mogą się mylić. Po pierwsze, ich pogląd zakła-
da, że wartościowe życie musi dokonać trwałej zmiany
94
w świecie. Działania Belli wskazują jednak, że dziewczy-
na nie może w to tak naprawdę wierzyć. Ryzykuje wie-
lokrotnie życie, by uratować matkę, Edwarda i własne
dziecko. Te ofiary być może byłyby wartościowe nawet
wobec wiedzy, że wszyscy, dla których ryzykowała, mu-
szą ostatecznie umrzeć. Wyobraźmy sobie, że Volturi
zabili Bellę, wilkołaki i Cullenów na końcu czwartego
tomu. Więcej, wyobraźmy sobie, że Alice Cullen mówi
Belli wcześniej, iż tak się stanie. Choć byłoby to tragicz-
ne, wydaje się mało prawdopodobne, iż Bella nagle prze-
stałaby myśleć, że warto pomagać ukochanym osobom.
Być może więc jest jednak nadzieja, że nawet w obliczu
śmiertelności życie ma sens.
Nawet jeśli Bella i Tołstoj mają rację, sądząc, że o war-
tości życia świadczy pozostawienie po sobie trwałego
śladu, to nie ma powodu sądzić, iż śmiertelna osoba nie
mogłaby wieść takiego życia. Śmiertelnicy mogą pozo-
stawić trwały ślad we wszechświecie na wiele sposobów.
Mogą mieć dzieci, pisać książki, które inspirują innych,
lub zająć się karierą, dzięki której pomagają innym.
Mogą walczyć o słuszne sprawy, jak Cullenowie przeciw
Volturi, starać się zostawić świat lepszym miejscem dla
tych, którzy przyjdą po nich. Tak jak perspektywa końca
nie musi przeszkodzić nam w zmienianiu świata na lep-
sze, bycie nieśmiertelnym nie gwarantuje, że tego doko-
namy. Jeśli spędzasz swoje nieśmiertelne życie, jedząc
ludzi (jak robi to większość wampirów), to z pewnością
nie zmienisz świata na lepsze.
Bella ma motywację do stania się nieśmiertelną, ja-
kiej większość z nas oczywiście nie ma. Edward jest już
potężnym i eleganckim nieśmiertelnym, podczas gdy ona
pozostaje niezdarną śmiertelniczką. Nawet gdyby doce-
niła sens śmiertelnego życia innych ludzi, mogłaby uwa-
95
żać, że w jej wypadku osiągnięcie go nie jest możliwe.
Jej miłość wymaga, by była w stanie pomagać Edwardo-
wi w jakiś znaczący sposób. Tak więc mówi: „Nie kryję,
że nie mam doświadczenia w relacjach damsko-męskich,
ale po prostu wydaje mi się to całkiem logiczne. W każ-
dym związku konieczna jest pewna równowaga. Nie może
być tak, że jedna strona bez przerwy ratuje drugą. Obie
muszą się ratować"
6
. Jako zwykła śmiertelniczka Bella
nie będzie w stanie zrobić dla Edwarda niczego, czego on
nie mógłby sam dla siebie zrobić. Ponadto całe jej życie
będzie tylko ułamkiem jego egzystencji i w ten sposób
dziewczyna mogłaby się okazać nieznacznym dodatkiem
w historii jego życia. Edward dostrzega takie zagrożenie,
ale początkowo mimo wszystko odrzuca jej prośbę. Boi
się bowiem, że przy okazji zmiany Bella straci również
duszę.
O utracie duszy
Nic więc śmierć nie ma do nas.
Cóż moc jej może wskórać, Kiedy
ducha naszego śmiertelna jest natura!
Lukrecjusz
7
O ile Bella martwi się, że nie może właściwie kochać
Edwarda jako śmiertelniczka, o tyle jego zmartwienie
jest wręcz odwrotne. On martwi się, że już stracił duszę,
a po przemianie Belli w wampira pozbawi ją jej własnej.
Mówi jej: „nie mogę bez ciebie żyć, ale nie unicestwię
twojej duszy"
8
. Później rozmarza się: „gdybym tylko
mógł się stać na powrót człowiekiem... Zapłaciłbym każ-
dą cenę"
9
. Carlisle Cullen wyjaśnia Edwardowi jego lęki
jako obawę, że Bóg go nie przyjmie lub też że nie ma dla
96
niego życia pozagrobowego. Jest jednak jeszcze inny kło-
pot. Edward i Rosalie Cullen czasami zdają się żałować,
że są nieśmiertelni, że stracili coś cennego. Zmartwienie
Belli wydaje nam się całkiem zrozumiałe, tak samo jak
niejednoznaczny stosunek do nieśmiertelności tych dru-
gich. Jeśli dusza jest tym (czymkolwiek jest), co czyni
nas ludźmi, pozostaje pytanie: Czy wampir może mieć
duszę?
Wyobraź sobie przez moment, że jesteś Carlisle'em.
Jest ranek, spędziłeś bezsenną noc, słuchając muzyki
i czytając ulubioną książkę po raz trzydziesty. Idziesz
na dół i mówisz „do widzenia" rodzinie. Nigdy nie je-
steś zmęczony, więc nie ma potrzeby pić kawy w dro-
dze do pracy. Musisz jedynie zapolować na jedzenie raz
w miesiącu, nie ma więc czegoś takiego jak rodzinne
śniadanie. Na dworze jest zimno, ale nie czujesz tego.
Nigdy nie zachorujesz, jeśli nałożysz zbyt lekką kurt-
kę, ani z powodu nieumytych rąk albo zjedzenia czegoś
nieświeżego. Nigdy nie będziesz nie w sosie albo zmę-
czony po długim dniu pracy. Nie trzeba podwozić dzieci
do szkoły ani martwić się, że spóźniają się wieczorem
z powrotem do domu. Ostatnim razem, kiedy przejechał
je samochód, ucierpiał jedynie pojazd. Idziesz do szpita-
la, w którym pracujesz od paru lat. Niektórzy twoi kole-
dzy martwią się, że zmarnowali najlepszy czas w życiu
i że nie odzyskają nigdy długich godzin poświęconych
pracy w szpitalu. Ich dzieci dorosły i wyprowadziły się.
Twoje, oczywiście, zostaną dokładnie takie, jakie były
zawsze.
Poza sporadycznymi sprzeczkami z konkurencyjny-
mi klanami wampirów, nie ma prawdziwego zagrożenia
w życiu Cullenów. Może to brzmieć całkiem przyjem-
nie, dopóki nie rozważymy, jak nieludzkie byłoby takie
97
życie. W szczególności trudno byłoby w nim znaleźć
takie samo znaczenie lub cel, które nadają sens warto-
ściowemu życiu ludzkiemu. Miłość i poświęcenie Belli
dla innych nadaje znaczenie jej życiu. Miłość Edwarda
do Belli nigdy nie będzie dokładnie taka sama. Jego wy-
bór, by zostać w Forks, w przeciwieństwie do wyboru
Belli, nie wymaga żadnego poświęcenia. Matka Belli ze-
starzeje się, a jej przyjaciele z Phoenix wyjadą na stu-
dia. Rodzina Edwarda pozostanie niezmieniona, a on za-
wsze ma nieskończoną ilość czasu na podróże i studia.
Podobnie niebezpieczeństwa, z jakimi się styka, ratując
Bellę, z początku są dość trywialne. Edward niczego nie
ryzykuje, ratując ją przed zmiażdżeniem przez samo-
chód lub kiedy odstrasza napastników w Port Angeles.
Dla zwykłych ludzi te czyny byłyby niesamowitym wy-
razem miłości, dla Edwarda nie są niczym, czego byśmy
się po nim nie spodziewali.
Współczesna filozof Martha Nussbaum argumentuje,
że związki i cele, które nadają ludzkiemu życiu znacze-
nie i wartość, wymagają, aby to życie miało jakiś trwały
koniec. W artykule na temat Lukrecjusza (96-55 p.n.e.)
przekonuje, że „wartości wielu, jeśli nie wszystkich,
elementów ludzkiego życia, które uważamy za najcen-
niejsze, nie da się w pełni docenić, jeśli nie wspomnimy
o skończoności życia i śmiertelności naszego istnienia"
10
.
Nussbaum w szczególności dowodzi, że nieśmiertelni nie
mogliby być odważni, o ile odwaga „składa się w pewien
sposób z czynu i reakcji w obliczu śmierci i zagrożenia
życia"
11
. Ta sama niezniszczalność również wyklucza
zdolność nieśmiertelnych do bycia prawdziwymi ko-
chankami i przyjaciółmi. Prawdziwy kochanek lub przy-
jaciel jest zawsze gotowy do wyrzeczeń, ale nieśmiertel-
ni po prostu nie mają jak się poświęcać.
98
Nussbaum sugeruje, że prawie każda ludzka wartość
jest niezgodna z nieśmiertelnością. Jak pokazują rządy
Volturi, wampiry nie odczuwają potrzeby sprawiedliwości
społecznej, w sensie tworzenia społeczności, która pomaga
słabszym. Oszczędność, jak pokazuje przykład bogactwa
Cullenów, jest bez znaczenia, jeśli ma się nieskończony
czas na gromadzenie pieniędzy. To samo tyczy się takich
wartości jak umiarkowanie i poświęcenie swemu powoła-
niu. Dla takiej osoby jak Edward, który chce poświęcić się
w życiu miłości do Belli, nieśmiertelność może okazać się
przekleństwem raczej niż błogosławieństwem.
Wampiry w Zmierzchu nie są jednak stuprocentowymi
greckimi bogami, a Cullenów można zabić. W szczególno-
ści Volturi stanowią zagrożenie, które pozwala Cullenom
zademonstrować ludzkie wartości odwagi, miłości i lo-
jalności. Twierdzenie Nussbaum nie musi jednak wiązać
się z całkowitym rozróżnieniem na tych, którzy są zdolni
do miłości, i tych, którzy nie są. Zamiast tego powinniśmy
uznać, że miłość i odwaga mają różne stopnie, a zdolność
do realizacji tych wartości powiązana jest z niepodatno-
ścią na śmierć i ból. W tym świetle stworzeniom takim jak
wampiry po prostu trudniej jest kochać lub być odważ-
nym, choć nie musi to być z kolei niemożliwe.
Świat opisany w serii Zmierzch podtrzymuje twier-
dzenie Nussbaum. Wampiry są w dużym stopniu takie
jak opisani przez Nussbaum greccy bogowie. Podążają
za przyjemnościami, mają niewielu prawdziwych przy-
jaciół, cenią podtrzymywanie własnego życia ponad
wszystko inne. Tak jak nieśmiertelni opisani w literatu-
rze, nie mają po prostu powodu, by cenić takie wartości
jak przyjaźń, sprawiedliwość czy odwaga. Skoro obce
są im te ludzkie ideały, poświęcają życie na szukanie bar-
dziej doraźnych rozrywek cielesnych. Główna teza Nuss-
99
baum ma swoje potwierdzenie w Zmierzchu w historiach
0 starych wilkołakach, które wybierają normalne starze
nie się i śmierć, kiedy zagrożenie ze strony wampirów
zniknie.
Cullenowie, a w szczególności Carlisle, dostarczają
częściowej odpowiedzi na niepokoje Edwarda i Nuss-
baum związane z nieśmiertelnością. Carlisle, w przeci-
wieństwie do wielu innych wampirów, raczej nie potrze-
buje zagrożenia lub niebezpieczeństwa, by zmotywować
się do czynów dyktowanych miłością i współczuciem.
W sumie jego życie zdaje się paradygmatem życia peł-
nego znaczenia. Spędza całe dnie, pracując w szpitalu,
a noce z rodziną. Ocalił wielu członków swojej rodziny
przed przedwczesną śmiercią i wciąż służy jak ktoś w ro-
dzaju „ojca" swoim nieśmiertelnym „dzieciom". Atrak-
cyjność „alternatywnego" stylu życia Carlisle'a jest
uznawana przez wielu innych przedstawicieli jego ga-
tunku. Alice sama go odszukuje, a zarówno Emmet, jak
1 Jasper traktują go jak swego rodzaju wzór. Podczas gdy
poczynania niemoralnych Volturi napełniają Edwarda
strachem, że nie ma duszy, Carlisle reprezentuje wzór
wartościowego nieśmiertelnego życia.
Jednak nadanie sensu życiu Carlisle'a wymaga,
by inni ludzie byli śmiertelni. Jego praca w szpitalu
na przykład ma jedynie sens, jeśli istnieją stworzenia po-
datne na choroby i śmierć. Gdyby wszyscy na świecie
byli wampirami, zdecydowanie mniejsza byłaby potrze-
ba takiej pracy. Nawet rola Carlisle'a jako ojca sprowa-
dzała się do uratowania dzieci od pewnej śmierci i pomo-
cy w przystosowaniu się do nowego życia. Gdyby każdy
był nieśmiertelny, nie byłoby zapotrzebowania na pomoc
Carlisle'a. To nie pokazuje oczywiście, że nieśmiertelni
muszą wieść pozbawione znaczenia życie. Po prostu mu-
100
szą znaleźć nowe wartości, które nadadzą sens ich życiu.
A te nowe wartości mogą być nieco inne niż te, których
byśmy się spodziewali.
Nudzi mi się...
Chyba będzie od teraz strasznie nudno, prawda?
Jacob Black, Przed świtem
12
Na końcu tomu Przed świtem wydaje się, że Bella i jej
sprzymierzeńcy są na dobrej drodze do optymistycznego
rozwiązania: „żyli długo i szczęśliwie". Można by sobie
wyobrazić, co działoby się po zakończeniu książki. Re-
nesmee szybko dorośleje i wyprowadza się, by żyć z Ja-
cobem. Charlie i Renee starzeją się i umierają. Alterna-
tywna wersja: stają się wampirami i zamieszkują z resz-
tą klanu. Bella podróżuje po świecie, uczęszcza na wiele
znanych uniwersytetów i pisze powieść. Ale potem co?
Co zrobią Edward i Bella za dwieście lat? Albo za dwa ty-
siące lat? W końcu zobaczą już każdy widok i przeczytają
każdą książkę. Jeśli poświęcą się temu zadaniu, mogą od-
nieść sukces, pokonując świat Volturi, a nawet nawraca-
jąc wszystkie wampiry na swój rodzaj „wegetarianizmu".
W pewnym momencie nie zostanie im nic, co mogłoby ich
zainteresować. Po tysiącleciach mogą nawet stracić chęć
i potrzebę rozmawiania ze sobą - każde wie, co powie dru-
gie, mimo że tego nie mówi. Problemem wydaje się nuda.
Filozof Bernard Williams (1929-2003) rozważał problem
nudy, analizując postać zwaną Elina Makropulos, która
pojawia się w sztuce Karela Ćapka (1890-1938). Trzysta
lat przed rozpoczęciem akcji sztuki Elina wypiła
miksturę, która dała jej nieśmiertelność. Jednak nie wy-
szło jej to na dobre, ponieważ jej niekończące się życie
101
„doszło do stanu nudy, obojętności i oziębłości. Wszystko
jest ponure"
13
. Williams dowodził, że jest to konieczną
konsekwencją nieśmiertelności Eliny, ponieważ nie ma
możliwości, by bogate ludzkie życie mogło trwać
wiecznie. Według Williamsa nasze życie ukierunkowane
jest na spełnienie pewnych kategorycznych pragnień,
których spełnienie nie jest uwarunkowane naszą obec-
nością. Głód i żądza na przykład nie są kategorycznymi
pragnieniami, ponieważ ich spełnienie ważne jest dla
nas tylko pod warunkiem, że jesteśmy żywi i uczestni-
czymy w danym akcie. Kategoryczne pragnienia, takie
jak to, by dzieci dobrze sobie radziły po naszej śmierci,
nie są warunkowane w ten sposób i dlatego mogą wy-
znaczyć „cel" ludzkiemu życiu. Problemem Eliny jest to,
że wypełniła wszystkie kategoryczne pragnienia, które
nadawały jej życiu znaczenie, i nie może znaleźć no-
wych na ich miejsce. Chodzi po prostu o to, że „wszystko,
co mogło zdarzyć się pojedynczemu człowiekowi w wie-
ku czterdziestu dwóch lat, już jej się przydarzyło"
1
*.
Problem z kategorycznymi pragnieniami według
Williamsa polega na tym, że w końcu „wysychają". Pra-
gnienie, by dobrze wychować czwórkę czy piątkę (czy
dwudziestkę) dzieci, może nadać życiu znaczenie, dać
powód do życia. Ale co się dzieje, kiedy wychowa się set-
ki dzieci w ciągu tysięcy lat? Wydaje się prawdopodobne,
że po upływie nieskończonego czasu wielu z nas miałoby
trudności z utrzymaniem tej samej nadziei i troski, jaką
mieliśmy na początku. Nic nie byłoby nowe i zaskaku-
jące. To samo dotyczy praktycznie wszystkich innych
kategorycznych pragnień. Można napisać skończoną
liczbę książek lub rywalizować w skończonej liczbie im-
prez sportowych, zanim przestanie się postrzegać to jako
czynności warte zachodu.
102
Poza Cullenami życie wampirów w Zmierzchu dostar-
cza przykładów egzystencji pozbawionej kategorycznych
pragnień. Wampiry żyją dla zaspokojenia doraźnego gło-
du i żądzy. Rzadko troszczą się o cokolwiek innego niż
one same. Nawet kiedy „kochają" się nawzajem, jak Vic-
toria i James, wydaje się to jedynie pragnieniem prze-
bywania w towarzystwie tego drugiego, a nie prawdziwą
troską o to drugie. Ponadto ta cecha nieśmiertelnych nie
pojawia się tylko w sadze Zmierzch. Wampiry ogólnie
opisywane są jako wyrachowane stworzenia, którymi
kierują gniew, żądza i głód. To samo dotyczy greckich
i rzymskich bogów, buntowniczych aniołów Miltona oraz
duchów i goblinów w różnych tradycjach ludowych. Nie-
śmiertelni, z rzadkimi wyjątkami takimi jak Culleno-
wie, są najczęściej opisywani jako krótkowzroczni, ego-
centryczni, niezbyt zainteresowani wartościami, które
kształtują ludzkie życie.
To skomplikowane
Nie pójdziesz już nigdy do szkoły jako człowiek.
Alice Cullen, Zaćmienie
15
Jeszcze raz rozważmy wybór Belli. Dostaje propozycję
nieśmiertelnego życia wraz z obietnicą, że może spędzić
je z innymi nieśmiertelnymi, których kocha. Jeśli Wil-
liams ma rację, Bella ma wszelkie przesłanki ku temu,
by oczekiwać, że pewnego dnia (być może za całe tysiąc-
lecia) straci swoje kategoryczne pragnienia i znudzi się
nowym życiem. Kiedy ten dzień nadejdzie, nie jest pew-
ne, czy to wciąż Bella będzie podejmowała decyzję, czy
popełnić samobójstwo, czy żyć dalej. W końcu definiują
nas sprawy dla nas najważniejsze. Ten ktoś inny w ciele
103
Belli, ktoś z tymi samymi wspomnieniami, ale bez żad-
nego z kategorycznych pragnień Belli, by innym dobrze
się wiodło, nie mógłby zostać rozpoznany jako Bella. Ona
nie ma powodu, by oczekiwać, że to stworzenie dokona
słusznego wyboru. W rzeczywistości ma raczej powody,
by myśleć, że zachowa się tak samo źle jak większość
wampirów żywiących podobne pragnienia. To pozwala
Belli podejrzewać, że może nieśmiertelność nie jest dla
niej dobrym rozwiązaniem, nawet jeśli Volturi i inni będą
z niego całkowicie zadowoleni.
Na koniec nie da się powiedzieć, czy miłość do Edwar-
da i do innych będzie w stanie nadać znaczenie nie-
śmiertelnej egzystencji Belli. Jeśli jednak Nussbaum
i Williams mają rację, to bardzo trudno będzie nieśmier-
telnemu stworzeniu wieść coś w rodzaju ludzkiego, war-
tościowego życia przez nieskończony czas. Naszemu
życiu znaczenie nadają ludzie i sprawy, którym z własne-
go wyboru poświęcamy swój czas i wysiłek. Nieśmier-
telni, nawet w ograniczonym sensie, w którym wampiry
są nieśmiertelne, mogą nie mieć tej samej zdolności do
„poświęcenia" czegokolwiek. Nawet jeśli miłość Belli
przetrwała zmianę nietknięta, jak się wydaje, czas może
osłabić jej zdolność do miłości, kiedy zwykła powtarzal-
ność nieśmiertelnego życia zacznie zbierać żniwo. Nie da
się przewidzieć na pewno, jak wyglądałoby takie życie.
Wybór Belli jest wersją wyboru, jakiego wszyscy do-
konujemy, decydując, jak powinniśmy przeżyć własne
życie. Kusząca jest myśl, która nawiedza początkowo
Bellę, że miłość jest w jakiś sposób „ponadludzka" lub
że śmiertelność nie pozwala nam wypełnić obowiązku
kochania siebie nawzajem. W rzeczywistości nasza zdol-
ność do miłości jest ściśle związana ze śmiertelnością
i wrażliwością. Możemy kochać się nawzajem tylko dopó-
104
ty, dopóki jesteśmy zdolni poświęcić samych siebie i tyl-
ko jeśli nasze poświęcenie może w jakiś sposób kochanej
przez nas osobie pomóc. Ponadto pragnienia i cele, któ-
re kształtują nasze życia, mogą same być z konieczności
ograniczone i nie da się ich „rozciągnąć" na nieskończoną
egzystencję. Wybór Belli, by zostać wampirem, nie musi
być złym wyborem w jej przypadku, ale niekoniecznie
powinniśmy go jej zazdrościć.
ROZÓZIA
I
sióómy
Czytanie w myślach a moralność: moralne
zagrożenia czyhające na Edwarda
Eric Silverman
Gdybyście mogli zrobić, mieć lub osiągnąć cokolwiek,
czego pragniecie, do czego byście dążyli? Edward Cul-
len zadaje sobie właśnie to pytanie. Oprócz zwyczajnych
wampirzych możliwości, takich jak nieśmiertelność, nie-
zwykła siła i szybkość, ma dodatkowo wyjątkowy dar:
potrafi czytać w myślach zarówno ludzi, jak i wampirów.
Jest jasne, że i Edward, i pozostali członkowie rodziny
Cullenów usiłują używać swoich zdolności w sposób mo-
ralnie dopuszczalny, łatwo jest jednak zapomnieć o szcze-
gólnych moralnych obostrzeniach, które idą za talentem
do czytania w cudzych myślach.
Czy władza demoralizuje, czy odkrywa moralny
charakter?
- Nie ma co, facet mnie nienawidzi - stwierdził Edward
wesoło.
- Skąd wiesz? - spytałam zaczepnie, ale zaraz po-
myślałam, że może rzeczywiście potrafi wyczuć takie
rzeczy. Zmierzch
1
107
Dar Edwarda stawia go w wyjątkowym położeniu.
Podczas gdy większość wampirów boi się przynajmniej
tego, że zdemaskowanie może zmusić je do opuszczenia
zamieszkiwanego przez nie miejsca, zdolność Edwarda
do czytania w myślach pozwala mu robić to, czego chce,
niemal bezkarnie. Edward opisuje niektóre z zalet czy-
tania w myślach: „Potrafiłem być czarujący, kiedy tylko
chciałem. To było łatwe, skoro wiedziałem natychmiast,
jak mój ton głosu lub gest był odbierany"
2
. Znając czyjeś
myśli, ma się dostęp do najbardziej przydatnych i uprzy-
wilejowanych informacji. Mogą one umożliwić różnego
rodzaju manipulacje, oszustwa i inne moralnie naganne
działania. Dzięki swojemu darowi Edward mógłby zro-
bić praktycznie wszystko.
W podobnych słowach wielki filozof Platon (428-348
p.n.e.) opisał moralne konsekwencje posiadania nadprzy-
rodzonych mocy tak wielkich, że pozwalają zrobić abso-
lutnie wszystko. Platon twierdził, że takie moce ujawniają
w człowieku „najprawdziwszego siebie". W opowieści
Platona o magicznym pierścieniu Gygesa przedmiot ten
zapewniał niewidzialność, pozwalał temu, kto miał go
na palcu, robić wszystko, co zechciał, bez obawy przy-
łapania na gorącym uczynku. Takie zdolności stanowią
najdoskonalszy sprawdzian charakteru.
Platon odrzucił twierdzenie, że, jak by to można było
powiedzieć dzisiaj, „władza deprawuje". Przeciwnie,
wierzył, że władza ujawnia prawdziwy charakter osoby.
Kiedy niesprawiedliwa osoba czyni zło, naprawdę spra-
wiedliwy człowiek dalej czyniłby dobro, pomimo kuszą-
cych możliwości pierścienia. Tak jak pierścień Gygesa,
umiejętność czytania w myślach, w połączeniu z inny-
mi zdolnościami, pozwala Edwardowi zrobić dosłownie
wszystko. Może nie tylko zabijać lub obezwładniać in-
108
nych, ale mógłby także ukryć swoje czyny, poznać se-
krety innych i sprawdzić, czy go nie podejrzewają. Jego
zdolność jest sprawdzianem charakteru podobnym jak
w opowieści o pierścieniu Gygesa.
Szlachetność i czytanie w myślach
Z początkiem nowego życia (...) zyskałem
dar czytania w myślach zarówno swoich
pobratymców, jak i ludzi.
Edward, Zmierzch
3
Carlisle Cullen jest świadomy moralnych konsekwencji
nadprzyrodzonych darów. Mówi o własnych wampirzych
zdolnościach, zdając sobie sprawę, jakie idą za tym kon-
sekwencje etyczne. Wyjaśniając swoją postawę wzglę-
dem nich, mówi: Jak każdy, musiałem podjąć decyzję,
jak wykorzystać swoje talenty"
4
. Służąc jako „głos mo-
ralności" w powieściach z serii Zmierzch, Carlisle uwa-
ża dążenia życiowe innych za dominujące zagadnienie
etyczne.
Pierwsze pytanie etyczne zatem, które powinni-
śmy zadać w związku z czytaniem w myślach, skupia
się na dominujących celach Edwarda, do których dąży
z pomocą swojego daru. Co wyróżnia dążenia moralne
od tych niemoralnych? Jedna powszechna zasada głosi,
że etyczne czyny to te, które mają na celu pomoc innym.
Filozof Immanuel Kant (1724-1804) dowodził, że nie po-
winniśmy skupiać się na własnym szczęściu, gdyż naszą
moralną powinnością jest dążenie do szczęścia innych:
„Jeśli więc rozważa się szczęśliwość jako cel, którego
urzeczywistnienie miałoby być naszym obowiązkiem,
to może tu chodzić o wyłącznie o szczęśliwość innych lu-
109
dzi"
5
. Powszechne zaabsorbowanie własnym szczęściem
jest częstym powodem moralnej porażki. Kant opisuje
stan osoby, która całkowicie pochłonięta jest pogonią
za celami własnych pragnień, nie bacząc na wymogi mo-
ralności, jako jeden z wymiarów „radykalnego zła".
Podczas gdy Kant uważał, że moralność wymaga
od ludzi dążenia do cudzego szczęścia, John Stuart Mili
(1806-1873) poszedł nawet dalej, twierdząc, że moralny
aspekt danego czynu całkowicie zależy od wpływu, jaki
ma on na szczęście ludzi. Jeśli ten myśliciel ma rację,
aspekt moralny czytania w myślach zależy w zupełno-
ści od konsekwencji, jakie ma ono dla szczęścia każdego,
kogo dotyka. Jak wyjaśnia swoją główną moralną zasadę:
„zasada największego szczęścia głosi, że czyny są dobre,
jeżeli przyczyniają się do szczęścia, złe, jeżeli przyczy-
niają się do czegoś przeciwnego"
6
. Mili uważał moralną
kwalifikację czynów za całkowicie zależną od ich skut-
ków dla życia ludzi, których dotyczą. Czyny, które zwięk-
szają szczęście wszystkich, są moralne, podczas gdy czy-
ny pomniejszające ogólne szczęście są niemoralne.
Isabella Swan wyraża zasadę moralną podobną do pro-
pozycji Kanta i Milla. Nie dba o to, czy jej przyjaciele
są wampirami, wilkołakami, czy ludźmi, ale bardzo trosz-
czy się o to, jaki wpływ ich czyny będą miały na innych
ludzi. Na przykład zapewnia swojego przyjaciela wilko-
łaka, Jacoba Blacka, że nie obchodzi ją zmiana fizyczna,
jaka w nim zachodzi, martwi się jedynie, kiedy jego czyny
krzywdzą innych ludzi. Jak wyjaśnia: „to, że bywasz wil-
kiem, mi nie przeszkadza, słowo. (...) Przeszkadza mi tyl-
ko to, że giną ludzie"
7
. Bella wielokrotnie pokazuje, że nie
dba o moce swoich przyjaciół, czy chodzi o siłę, czy zmia-
nę kształtów, czy też czytanie w myślach, ale martwi się
o to, czy te moce nie są używane, by krzywdzić innych.
110
Jak bardzo szlachetne jest użycie przez Edwarda jego
mocy czytania w myślach? Czy używa jej, by zwiększyć
szczęście innych, czy tylko własne? W wielu wypadkach
Edward jasno okazuje życzliwość innym. Nawet zanim
porzucił tradycyjną dietę wampirzą, ludzką krew, czy-
tał w myślach, by mieć pewność, że krzywdzi jedynie
ludzi naprawdę złych, w ten sposób zwiększając ogólne
szczęście. Jak wyjaśnia: „Znając ludzkie myśli, umiałem
wybierać na swoje ofiary wyłącznie zwyrodnialców. Sko-
ro mogłem w ciemnym zaułku zajść drogę niedoszłemu
mordercy, który śledził właśnie jakąś dziewczynę, skoro
ratowałem jej życie, nie byłem chyba taki zły. (...) Z bie-
giem lat zacząłem się jednak coraz bardziej postrzegać
jako potwora. Nie mogłem sobie wybaczyć, że odebra-
łem życie aż tylu ludziom, niezależnie od tego, jak bar-
dzo na to zasługiwali"
8
. Mimo iż kiedyś Edward uważał
za stosowne kierować swój potworny apetyt w stronę
okrutnych przestępców, przyczyniając się w ten sposób
do ogólnego szczęścia społeczności, w końcu przyznaje
jednak, że odebranie człowiekowi życia jest z natury swej
bardzo poważnym czynem. Samozwańcza sprawiedli-
wość jest co najmniej dwuznaczna moralnie, zwłaszcza
kiedy ktoś pragnie żywić się krwią przestępców. Trudno
uznać to za postępowanie idealnie moralnej osoby.
Edward w sposób godny podziwu używa swojego daru
dla dobra rodziny, Belli i innych bliskich mu osób, ukry-
wając wampirzą tożsamość z myślą o nich. Czytając in-
nym w myślach, broni Bellę przed potencjalnymi gwał-
cicielami w Port Angeles, przed wrogimi wampirami,
jak James czy Volturi, a także chroni jej ojca, Charliego.
Używa również swojego daru, by chronić innych uczniów
przed swoim bratem, Jasperem, którego samokontrola
jest jeszcze dość ograniczona. Edward pomaga swoim bli-
111
skim, jednak moralność wymaga czegoś więcej niż życz-
liwa troska o najbliższych przyjaciół i rodzinę. Zarówno
Kant, jak i Mili podkreślali, że mamy moralne obowiązki
wobec wszystkich, nie tylko wobec przyjaciół i rodziny.
Tak więc życzliwość Edwarda powinna objąć wszystkich
w Forks i poza nim. Zamiast tego jednak używa on swego
daru regularnie w celu manipulowania innymi, niezbyt
troszcząc się o to, jak takie postępowanie wpływa na in-
nych. Przykładowo, często czyta w myślach Charliemu,
aby zwodzić go na temat swojego związku z Bellą, na przy-
kład częstych nocnych wizyt w jej pokoju.
W przeciwieństwie do Carlisle'a, który aktywnie służy
innym w Forks jako lekarz, Edward nie szuka korzyści
ogólnej dla innych, ale tylko dla swoich najbliższych.
Zadowala go skupienie swej życzliwości wyłącznie
na przyjaciołach i rodzinie. Jego obojętność na innych
jest moralnie kłopotliwa, choć z pewnością lepsza niż
drapieżcza postawa, którą większość wampirów wyka-
zuje względem ludzi.
Prywatność a czytanie w myślach
Dzięki Bogu, że (...) nie potrafisz [czytać w
moich myślach]. Starczy, że podsłuchujesz, co
wygaduję przez sen.
Bella, Zmierzch
9
Choć życzliwość przyświecająca naszym działaniom jest
ważnym moralnym sprawdzianem, są dodatkowe zasady,
które należy rozważyć, zastanawiając się nad kwalifika-
cjami moralnymi czytania w myślach. Jedną z ważnych
zasad jest potrzeba respektowania autonomii i prywat-
ności innych
10
. Rozważmy naruszenie prywatności Belli
112
przez Charliego, kiedy otwiera jej przesyłkę z Univer-
sity of Alaska Southeast
11
. Bella opisuje swoją negatywną
reakcję: „obróciłam kopertę i posłałam mu oburzone
spojrzenie. - Jest otwarty (...). Jestem w szoku. Według
prawa federalnego to przestępstwo". Dlaczego jest tak
oburzona? Nie chodzi o to, że zamiary Charliego były złe.
W końcu kieruje nim szczera troska o jej dobro, chce na-
wet zapłacić za nią czesne. A jednak naruszenie jej pry-
watności pokazuje brak szacunku dla autonomii Belli.
Zwykła ciekawość nie jest wystarczającym powodem dla
takiego postępowania, nawet mimo najlepszych intencji.
A jednak istnieją okoliczności uzasadniające moralnie
pogwałcenie zasady moralnej. Na przykład Alice Cullen
i Bella są moralnie usprawiedliwione, gdy kradną sa-
mochód, aby uratować życie Edwardowi we Włoszech.
Podobnie, czasami naruszenie prywatności może mieć
moralne uzasadnienie. Charlie mógłby mieć powody
o wielkiej wadze, które uzasadniłyby naruszenie prywat-
ności. Przypuśćmy, że czyta pamiętnik Belli, nie dlatego,
że martwi się o nią w jakimś ogólnym sensie, ale dlate-
go, że zaginęła, a on wierzy, iż przeczytanie pamiętnika
może mu pomóc w jej odnalezieniu. Taka doniosła po-
trzeba informacji w połączeniu z rzeczywistą, życzliwą
troską o Bellę mogłaby usprawiedliwić naruszenie pry-
watności.
Co takiego krzywdzącego jest w braku prywatności?
Prywatność i autonomia są bezpośrednio związane z do-
brym samopoczuciem ludzi. Sekrety należą do najcen-
niejszych rzeczy, jakie posiadamy. Przypomnijmy sobie
poczucie zdrady Belli, kiedy Jacob doniósł Charliemu,
że Bella jeździ na motorze. Wyjaśnia: „poczułam się tak,
jakbym została spoliczkowana. Ufałam Jacobowi całko-
wicie. Powierzyłam mu wszystkie swoje sekrety"
12
. In-
113
tymna wiedza o nas samych, łącznie z naszymi sekreta-
mi, jest jak rodzaj własności, którą zazwyczaj chronimy
przed innymi. Odkrywanie tajemnic lub wyjawianie ich
innym bez adekwatnego powodu jest rodzajem kradzieży
lub zdrady.
Ponadto jest to po prostu krępujące, kiedy każda
myśl jest wbrew naszej woli kontrolowana przez in-
nych. Na przykład Jacob opowiada o codziennych niedo-
godnościach związanych z telepatycznym połączeniem
z innymi wilkołakami. Wyjaśnia: „słyszymy nasze myśli.
To znaczy, rzecz jasna, myśli pozostałych. Niezależnie
od tego, jaka dzieli nas odległość. (...) to raczej kłopotli-
we. Krępujące. Rozumiesz, nie możemy mieć przed sobą
żadnych tajemnic"
13
. Jest to wyzwanie dla moralności.
Używanie daru czytania w myślach musi być zatem na-
prawdę poważnie uzasadnione moralnie.
Jednym ze sposobów na uniknięcie moralnie niedo-
puszczalnego naruszenia prywatności jest uzyskanie
wcześniejszej zgody na czytanie w myślach. Na przykład
Aro prosi o pozwolenie, zanim podejmuje próbę czytania
w myślach Belli
14
. A jednak jego „prośba" nie jest praw-
dziwa, ponieważ Bella nie ma możliwości, żeby ją odrzu-
cić. Jak mówi: „przerażona, zerknęłam na Edwarda. Aro
grzecznie pytał mnie o pozwolenie, ale podejrzewałam,
że tak naprawdę nie mam wyboru"
15
. Przykład Aro poka-
zuje, że samo pytanie o zgodę nie wystarczy, by ją uzyskać.
Wymaga ona realnej możliwości odrzucenia prośby.
Zgodne z moralnością czytanie w myślach wymaga
zarówno życzliwych celów oraz prawdziwej zgody osób,
których myśli chcemy poznać, albo poważnej troski o du-
żej wadze. Własna korzyść lub ciekawość jest moralnie
nieadekwatnym uzasadnieniem dla tak skrajnego naru-
szenia prywatności. Łatwo jest jednak złamać te standar-
114
dy osobie potrafiącej czytać w myślach, ponieważ dzięki
niezgodnemu z moralnością użyciu tej zdolności dużo
można zyskać, a ryzyko przyłapania na gorącym uczyn-
ku jest niewielkie.
Czy Edward odpowiednio ogranicza czytanie przez
siebie myśli, czy może ignoruje granice prywatności?
Edward twierdzi, że zazwyczaj unika czytania w cudzych
myślach. Mówi Belli: „najczęściej po prostu się wyłą-
czam, za dużo bodźców. Łatwiej też wtedy udawać nor-
malnego. - Nachmurzył się, wymawiając to słowo. - Ina-
czej nawiązywałbym do myśli rozmówcy zamiast do jego
wypowiedzi"
16
. Choć to godne pochwały, że Edward nie
używa ciągle swoich zdolności ze zwykłej ciekawości,
jego pobudki są egoistyczne. Motywuje go osobista nie-
wygoda czytania w myślach, a nie troska o prywatność
innych. Sam Edward przyznaje, że „tylko cztery głosy
zablokowałem raczej z kurtuazji, a nie z powodu znie-
smaczenia: mojej rodziny (...). Dałem im tyle prywatno-
ści, ile mogłem. Starałem się nie słuchać, jeśli tylko było
to możliwe"
17
. Jak w wypadku innych jego życzliwych
gestów, Edward z zasady respektuje prywatność swoich
bliskich przyjaciół i rodziny, ale ogólnie jest obojętny
względem innych ludzi.
Ponadto wiele razy wykazuje chęć pogwałcenia pry-
watności innych. Na przykład, choć nie potrafi czytać
w myślach Belli, szpieguje ją, nawet podczas snu
18
. Czyta
w myślach jej znajomych, aby mieć ją na oku
19
albo by
sprawdzić, czy dotrzymała tajemnicy i nie powiedziała
nikomu o jego niezwykłej szybkości i sile, używa swojej
zdolności, by upewnić się, że Mikę Newton za nim nie
przepada. Pragnie także czytać w myślach Belli dla
własnej wygody
20
. Oczywiście, niektóre z tych naruszeń
prywatności mogą zostać usprawiedliwione. Śledzi Bellę
115
w Port Angeles, aby ją chronić, co pozwala mu uratować
jej życie
21
. Czytanie w myślach pozwala mu przewidzieć,
że Jasper instynktownie zaatakuje Bellę, kiedy poczuje
jej krew
22
. Czyta w myślach Volturi, aby uratować Alice,
Bellę i siebie
23
. Niektóre przypadki użycia daru ostatecz-
nie jednak nie dają się uzasadnić.
Rozważmy jeszcze jedną kwestię dotyczącą daru Edwar-
da. W przeciwieństwie do większości naruszeń prywatno-
ści, coś takiego jak czytanie w myślach nie jest do końca
dobrowolne. Tak jak w wypadku innych zmysłów, Edward
może unikać używania go lub ignorować, ale nie może
po prostu go wyłączyć. Fakt ten jest ważny, ponieważ tylko
dobrowolne czyny mają moralne konsekwencje. Na przy-
kład Kant twierdził, że „powinność zakłada możność"
24
.
Każdy prawdziwy moralny obowiązek musi być w zasię-
gu możliwości spełnienia go przez daną osobę. Podobnie
Arystoteles uznawał, że wybór (postanowienie) Jest naj-
ściślej związane z dzielnością etyczną i jest sprawdzianem
wartości etycznej lepszym aniżeli same czyny"
25
. Arysto-
teles wierzył, że czyny, które nie wypływają z wyboru, nie
są dobrym sprawdzianem charakteru. Dlatego do pewnego
stopnia czytanie w myślach u Edwarda nie wynika z jego
wyboru, nie może więc się zobowiązać, że będzie unikał
używania daru. Podczas gdy czynnik ten łagodzi nieco jego
odpowiedzialność, jasne jest, że Edward wiele razy naru-
szał prywatność naumyślnie i bez usprawiedliwienia.
Miłość i niesprawiedliwość czytania w myślach
W twoim towarzystwie zbyt łatwo jest mi być sobą. (...)
Zdradź mi, o czym myślisz? (...) Wciąż nie potrafię
przywyknąć do tego, że nie wiem.
Edward, Zmierzch
1
*
1
116
Edwarda z Bellą jest w głównej mierze oparty
na tym, że on nie potrafi czytać w jej myślach, co zapew-
nia większą równość między nimi. Kiedy Bella wciąż jest
„zwykłym człowiekiem", przez większość czasu nierów-
ność między nimi nie jest aż tak wielka, jak byłaby, gdy-
by on ciągle naruszał jej prywatność, czytając w jej my-
ślach. Oprócz miłości swoją rolę odgrywa pewien nimb
tajemnicy, który zostałby zniweczony, gdyby Edward
mógł czytać myśli Belli.
Arystoteles twierdził, że udane związki wymagają
pewnego typu równości, a radykalne nierówności nisz-
czą je. „Występuje to na jaw, jeśli zachodzi wielka różni-
ca między obu stronami pod względem dzielności etycz-
nej lub nikczemności czy też pod względem ubóstwa lub
czegoś podobnego; bo nie są już wtedy przyjaciółmi ani
nawet tego nie pragną"
27
. Bella jest świadoma, że ogromne
nierówności w ich związku tworzą przeszkody, które
trudno pokonać. Opisuje naturę swojej miłości do Edwar-
da i rozdarcie, jakie odczuwa, zdając sobie sprawę z jed-
nej strony z jego największych zalet, a z drugiej z trudno-
ści, jakie sprawia nierówność między nimi: „Po prostu go
kocham! (...) I nie dlatego, że jest przystojny albo że jest
bogaty. Tak szczerze, to wolałabym, żeby był zupełnie
normalnym chłopakiem, wtedy kontrast pomiędzy nami
nie byłby taki duży i nikt nie mógłby się mnie czepiać.
Kocham go, bo jest najbystrzejszym, najofiarniejszym
i najbardziej przyzwoitym człowiekiem, z jakim w życiu
miałam do czynienia"
28
.
Bella powtarza dwie arystotelesowskie tezy. Pierw-
sza: udane związki oparte są na wzajemnym zrozumieniu
i wspólnych wartościach. Miłość Belli oparta jest na jej
podziwie dla charakteru Edwarda, a nie jego bogactwa
czy piękna. Druga teza: nierówności w związku mogą
117
tworzyć „kontrast", który trudno czasem przezwyciężyć.
Ponieważ pieniądze Edwarda i jego uroda są dodatko-
wym źródłem nierówności, Bella uważa je za przeszko-
dy, a nie powody jej miłości. Gdyby Edward mógł czytać
w jej myślach, stworzyłoby to jeszcze poważniejszy dy-
stans między nimi. Odporność umysłu Belli na czytanie
w myślach sprawia, że te nierówności się zmniejszają,
dzięki temu rosną szansę na najbardziej udany związek.
Bóg i moralność
Jednak nigdy przez te czterysta lat, odkąd się urodzi-
łem, nie zetknąłem się z niczym, co naruszyłoby moją
wiarę w Boga.
Carlisle, Księżyc w nowiu
29
Główny motyw religijny ciągnie się przez całą serię
Zmierzch, zaczynając się jeszcze przed rozpoczęciem
pierwszej książki, gdzie znajdujemy cytat z Księgi Ro-
dzaju 2,17: „Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno
ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz".
Co takiego jest w wierze religijnej, że kieruje poczy-
naniami ludzi najbardziej godnych podziwu? Oczywiście,
wiara może być destrukcyjna i niemoralna, jak pokazuje
przykład ojca Carlisle'a, który dopuścił się przemocy pod
jej wpływem. A jednak, pomimo negatywnych aspektów
religijnego wychowania, to, że Carlisle odrzucił typowy
styl życia wampirów, a także jego pragnienie moralnego
oświecenia, ostatecznie wynika z jego wiary w Boga
30
.
Podobnie wiara gra ważną rolę w moralnym życiu
wielu ludzi. Kant posunął się tak daleko, że zasugero-
wał, iż wiara w istnienie Boga, duszy i życie wieczne
jest wymogiem koniecznym udanego życia moralnego.
118
Twierdził, że udane życie moralne wymaga, by wierzyć
w możliwość „szczęśliwości odpowiedniej do owej mo-
ralności, a tym samym do założenia istnienia przyczyny
adekwatnej temu skutkowi, tj. musi postulować istnie-
nie Boga jako niezbędne dla umożliwienia najwyższe-
go dobra"
31
. Kant uważał, że racjonalność sama w sobie
wymaga, by ludzkość szukała największego dobra, które
zapewnia szczęście rozdzielane w całym świecie
proporcjonalnie do moralnej wartości. Argumentował
jednak, że podążanie za największym dobrem wyma-
ga wiary, iż największe dobro jest naprawdę możliwe.
Dlatego udane życie moralne wymaga wiary w istnie-
nie wszystkiego, co konieczne do osiągnięcia najwięk-
szego dobra, jakim jest Bóg. Kant zakończył: Jest się
nie jedynie upoważnionym, lecz założenie to jest także
koniecznością połączoną jako potrzeba z obowiązkiem;
(...) przeto wiąże ono nierozerwalnie założenie tego ist-
nienia z obowiązkiem, czyli przyjęcie istnienia Boga
jako moralnie konieczne"
32
.
Chociaż Edward, jak się wydaje, odrzuca wiarę Car-
lisle'a, niektóre jego czyny sugerują, że to odrzucenie
jest nieco wymuszone. W szczególności jego powtarza-
jący się sprzeciw wobec przemiany Belli w wampira
jest kierowany troską, że to zniszczy jej duszę
33
. Podob-
nie, kiedy widzi Bellę, myśląc, że już nie żyje, reaguje
religijną interpretacją: „Carlisle miał rację"
34
. Podczas
gdy używaniu przez Edwarda daru czytania w myślach
i innych wampirzych zdolności daleko do ideału, wie-
lokrotnie pokazuje on pragnienie poskromienia wła-
snej okrutnej natury i pomocy najbliższym. Być może
to ta ukryta wiara pomaga mu ćwiczyć powściągliwość
w czytaniu w myślach i wykorzystywaniu innych wam-
pirzych zdolności.
119
Ostatnia myśl przed świtem
Chociaż Bella ocenia moralność Edwarda przez pryzmat
swojej miłości, pokazaliśmy, iż jest on osobą błądzącą
moralnie. Mimo to z pewnością dąży do przekroczenia
własnej natury, swojego położenia i ograniczeń. Chce
stać się lepszy pomimo obecnych wad. Te dążenia spra-
wiają, że postać Edwarda jest bardziej „ludzka" i łatwiej
nam się do niego porównywać. W końcu to połączenie
moralnych niedoskonałości Edwarda wraz z jego moral-
nymi aspiracjami sprawia, że historia jest tak atrakcyj-
na, intrygująca i sugestywna.
Rozóziat ósmy
Miłość i władza wśród wilków
Sara Worley
Kiedy Sam Uley „wpaja sobie" Emily Young, ogromnie
krzywdzi Leę Clearwater. Tylko czy ma nad tym jaką-
kolwiek kontrolę? Czy może postąpić inaczej? Czy po-
winniśmy go winić? Jacob Black wpaja sobie Renesmee,
przy okazji zmieniając całe życie swoje i sfory. Czyż coś
innego dzieje się, kiedy ludzie się zakochują? Kiedy
Sam wydaje rozkaz, sfora musi go posłuchać. Czy to coś
innego niż rodzaj władzy, jaką ma generał nad swoimi
oddziałami?
Jak sugerują te pytania, książki z serii Zmierzch pod-
noszą wiele kwestii związanych z wolną wolą. Większość
z nas myśli, że ma wolną wolę, a nasze czyny zależą od nas.
Niezależnie od tego, co robimy, zawsze moglibyśmy zro-
bić w zamian coś innego. Nasza zdolność podejmowania
wolnych decyzji sprawia, że wizje przyszłości Alice Cul-
len się nie sprawdzają. Nie są wiarygodne, ponieważ to,
co ma się zdarzyć, zależne jest od czyjejś decyzji, którą
ktoś ma dopiero podjąć. Każdy, kto podejmuje decyzję,
zawsze może zmienić zdanie i zrobić w zamian coś zupeł-
121
nie innego. A kiedy decyzja nie została jeszcze podjęta,
Alice w ogóle nie widzi przyszłości
1
.
Wydaje się jednak, że wilki nie mają wyboru. Kiedy
Sam decyduje, że sfora ma zaatakować nienarodzone
dziecko Belli Swan, Jacob nie chce być posłuszny. Uważa
decyzję Sama za złą, ale (przynajmniej zanim dopomina
się o swoje prawo do roli alfy) chyba nie ma wyboru
2
.
To oczywiście zupełnie inna sytuacja niż na przykład
w wojsku. Żołnierz może być posłuszny rozkazom, ponie-
waż uważa ich wykonywanie za słuszne. Wciąż jednak
ma wybór. Gdyby naprawdę uważał rozkaz za coś złego,
niemoralnego, mógłby odmówić wykonania go i ponieść
tego konsekwencje. Jacob natomiast nie ma wyboru,
musi wykonać rozkaz.
Wpojenie nie wydaje się dużo lepsze. Kiedy Sam wpoił
sobie Emily, nie mógł postąpić inaczej. (Rzeczywiście,
wydaje się prawdopodobne, że gdyby miał wybór, nie
zrobiłby tego, biorąc pod uwagę, jak bardzo skrzywdził
Leę.)
3
Jacob zdecydowanie nie dokonałby wyboru, aby
wpoić sobie Renesmee, ze względu na to, co czuł do wam-
pirów i do Belli, ale to się stało mimo wszystko. Poza tym,
kiedy wilk wpoi sobie kogoś, nie ma kontroli nad wła-
snym zachowaniem.
Przypuśćmy, że kobieta, która jest zamężna i ma dzie-
ci, zakochuje się w kimś innym. Moglibyśmy uważać,
że nawet jeśli nie ma wyboru, czy się zakochać, czy nie,
z pewnością ma wybór co do tego, jak się zachowuje.
Może wybrać opuszczenie męża i rodziny, ponieważ jej
nowa miłość jest dla niej ważniejsza. Może pomyśleć,
że dzieci przystosują się w dłuższej perspektywie i będą
szczęśliwsze, jeśli ona będzie szczęśliwa. Albo może wy-
brać pozostanie z mężem i dziećmi, ponieważ najbar-
dziej ceni sobie przysięgę, jaka łączy ją z mężem. Może
122
również pomyśleć, że zakończenie małżeństwa miałoby
katastrofalny wpływ na dzieci. Cokolwiek zdecyduje,
ma wybór. Fakt, że się zakochała, nie dyktuje jej, jak ma
się zachować.
Wilki raczej nie mają tego wyboru. Sam przedstawio-
ny jest jako ktoś, kto przywiązuje wagę do swoich zo-
bowiązań. Z pewnością bardzo poważnie traktuje swoje
obowiązki związane ze sforą. Kiedy jednak wpaja sobie
Emily, nie ma już wyjścia. Nie może zdecydować, czy
jego związek z Leą jest ważniejszy niż zauroczenie Emily.
To, jak się zachowuje, nie zależy od niego.
Czym w sumie jest wolna wola?
Spróbujmy się zastanowić, czym jest wolna wola. De-
cyzja żołnierza, aby wykonać rozkaz wyższego stop-
niem oficera, wydaje się wolna, ponieważ zdaje nam
się, że mógłby zrobić co innego. Mógłby odmówić,
gdyby chciał ponieść konsekwencje. Ale czy naprawdę
mógłby zrobić co innego? Wielu filozofów uznało, że to,
co ktoś robi w danej sytuacji, zależy od jego przekonań
i pragnień
4
.
Przypuśćmy, że przyjaciółka Belli Angela Weber jest
głodna i idzie na imprezę, na której jest dużo różnego
jedzenia. Jeśli uzna, że nie znajdzie nic do jedzenia przez
resztę wieczoru, prawdopodobnie coś zje. Jeśli nie zje,
musi mieć jakiś powód do niejedzenia. Może uważa,
że jedzenie jest zatrute, a może woli tańczyć, niż jeść.
Może jest na diecie. Cokolwiek zrobi, będzie to wynikało
z jej przekonań (takich jak pewność, że będzie mogła
zjeść później lub że jedzenie jest zatrute) i pragnień (czy
pragnie zrzucić parę kilo, czy może woli potańczyć, niż
jeść). Jeśli będzie chciała jeść zamiast robić cokolwiek
123
innego w tym momencie, a nie będzie miała dobrego po-
wodu, żeby tego nie robić, to zacznie jeść.
Tak więc to, co robimy, zależy od tego, czego pragnie-
my najbardziej. Ponadto nie zawsze mamy kontrolę nad
tym, jakie są nasze pragnienia. Bella pragnie ludzkiego
jedzenia i snu, ponieważ jest istotą ludzką, a wszyscy
ludzie tego potrzebują. Wampiry pragną ludzkiej krwi
zamiast ludzkiego jedzenia, ponieważ są, no cóż, wam-
pirami. Inne pragnienia wiążą się z naszą kulturą i śro-
dowiskiem lub tym, że zostaliśmy w określony sposób
wychowani. Kiedy Carlisle Cullen dorastał, jego ojciec
był wielkim przeciwnikiem wampirów. Z pewnością jest
to częściowo powodem, dla którego Carlisle zareagował
w określony sposób, kiedy został ugryziony
5
.
Oczywiście, czasem ludzie zmieniają swoje pragnie-
nia lub przekonania. Bella nie zawsze chciała być wam-
pirem. Nie przejęła tego pragnienia w toku wychowania
ani nie wynikało to z jej ludzkiej natury. Wygląda więc
na to, że pragnie tego z własnego wyboru. Jednak nie jest
to aż takie proste. Jednym z głównych motywów skłania-
jących ją do tego, by zostać wampirem, jest strach przed
tym, że jej ludzka egzystencja wystawia wszystkich, któ-
rych kocha, na niebezpieczeństwo. Victoria jest zagroże-
niem dla Charliego i każdego wilka lub wampira, który
chciałby z nią walczyć. Volturi są jeszcze większym za-
grożeniem. A jedynym według Belli sposobem, by wyeli-
minować te zagrożenia, jest przemiana w wampira. Jest
to więc dobry i uzasadniony powód
6
. A miłość do rodziny
i przyjaciół, pragnienie, aby ich ochronić, które kieruje
ją ku wampirom, również są uzasadnione. Chce chronić
rodzinę i przyjaciół, ponieważ jest taka, jaka jest, odebra-
ła takie właśnie wychowanie. (Innym jej motywem jest
także obawa, że ona się zestarzeje, podczas gdy Edward
124
pozostanie młody na zawsze. To prawdopodobnie bardzo
dużo dla niej znaczy!)
Być może powinniśmy wyciągnąć z tego wniosek,
że nikt nie ma tak naprawdę wolnej woli. Niektórzy filozo-
fowie uważali, że tak właśnie jest, a wolna wola jest tylko
iluzją
7
. Ale są też tacy, którzy mieli inną odpowiedź. Wolna
wola dla nich nie ma nic wspólnego z tym, czy można by
coś zrobić inaczej. Polega raczej na tym, że aprobujesz
pragnienia, które determinują twoje zachowanie. Współ-
czesny filozof Harry Frankfurt prezentuje interesującą
wersję tej teorii
8
. Frankfurt twierdzi, że większość z nas
ma sprzeczne pragnienia. Niektóre z nich aprobujemy, in-
nych nie. Chcemy, aby nasze zachowanie było kierowane
tymi pragnieniami, które zyskały naszą aprobatę, a nie
tymi, których nie akceptujemy. Jesteśmy wolni do tego
stopnia, że nasze zachowanie jest powodowane tymi pra-
gnieniami, które nam odpowiadają.
Cullenowie są dobrym przykładem tego rodzaju wol-
ności. Ponieważ są wampirami, są żądni ludzkiej krwi.
Kiedy Bella krwawi w ich obecności, muszą zatkać nosy,
powstrzymać się od oddychania lub opuścić pokój. (Car-
lisle jest tu wyjątkiem, ponieważ ma wyjątkowo silną sa-
mokontrolę.) A jednak nie aprobują tego pragnienia ani
zachowania, jakie ono powoduje. Nie chcą odbierać życia
niewinnym ludziom, by zaspokoić swój głód. Dlatego wy-
bierają niezaspokajanie pragnienia, dzięki temu bowiem
mogą osiągnąć coś na kształt moralnego życia, co bardzo
sobie cenią. W świetle tej koncepcji wolnej woli napraw-
dę są wolni. Rzeczywiście, jeśli wysoko cenią moralność,
być może nie są w stanie uczynić inaczej. Cullenowie
są wolni, ponieważ ich zachowaniem kierują te wartości,
które cenią, a nie te, które odrzucają. Zamiast być nie-
wolnikami swojego pragnienia krwi, są jego panami.
125
Cullenom brakłoby wolnej woli, gdyby kiedykolwiek
poddali się pragnieniu krwi. Stało by to w sprzeczno-
ści z tym, co cenią dużo wyżej, na przykład ludzkim
życiem. Rosalie Cullen jest dobrym tego przykładem.
Oczekuje narodzenia dziecka Belli niemal tak samo
jak sama Bella. Przez całą serię przewija się wątek jej
cierpienia z tego powodu, że nie może mieć własnych
dzieci, i wielkiej pogardy wobec Belli za to, że odrzuca
szansę bycia normalnym człowiekiem i matką. Kiedy
jednak dziecko jest już prawie narodzone, Rosalie traci
kontrolę nad swoim pragnieniem, ryzykując życie Belli
i prawdopodobnie jej nienarodzonego dziecka
9
. Spo-
wodowanie śmierci dziecka byłoby czymś najgorszym
z perspektywy Rosalie, a jednak ryzykuje ją, ponieważ
traci kontrolę nad sobą. Staje się niewolnicą swojego
pragnienia, a nie jego panią.
Wilki, wolna wola i władza
Czy więc powinniśmy zakończyć problem wilków? Czy
ta nowa koncepcja wolności zmienia nasz pogląd na to,
czy wilki są wolne? Być wolnym oznacza, że nasze za-
chowanie kierowane jest przez te pragnienia, które ak-
ceptujemy lub chcemy, by nami kierowały. Twierdzenie
to nie ma jednak zastosowania do władzy alfy. Kiedy Sam
decyduje, że sfora powinna zaatakować dziecko Belli,
Jacob uważa, iż nie powinni tego robić. Uważa, że Sam
popełnia błąd. W rzeczywistości sądzi, że zaatakowanie
Cullenów byłoby niemoralne, ale te obawy niczego nie
zmieniają. Kiedy Jacob pozostaje wciąż pod wpływem
władzy Sama, nie jest w stanie działać według własnego
uznania. Nie akceptuje tego, co się dzieje, ale jego brak
akceptacji niczego nie zmienia.
126
Jedynym powodem, dla którego Jacob jest w stanie
oprzeć się Samowi, jest fakt, że odzyskuje swoją władzę
jako alfa. Zauważcie, o co tu chodzi. Nie chodzi tylko o to,
że Jacob zdaje sobie sprawę z tego, iż nie musi słuchać
rozkazów. Można sobie wyobrazić tę sytuację w wypad-
ku człowieka u władzy. Przypuśćmy, że osoba obdarzona
władzą religijną, ksiądz lub rabin, prosi cię, byś zrobił
coś, co według ciebie nie jest w porządku. Mimo to my-
ślisz, że może trzeba posłuchać. W końcu ksiądz czy ra-
bin ma nad tobą władzę. Ale przypuśćmy, że zdałeś sobie
sprawę, iż władza tej osoby jednak niekoniecznie jest
prawowita (załóżmy, że ksiądz został usunięty ze stanu
duchownego). Wtedy, kiedy już zorientujesz się, że nie
ma on prawowitej władzy, możesz zmienić zdanie na te-
mat tego, czy musisz być mu posłuszny.
Jednak nie to przydarzyło się Jacobowi. Jego trans-
formacja jest raczej magiczna. Kiedy Jacob przejmuje
swoją prawowitą władzę, Sam traci zdolność wydawania
mu rozkazów. Nie chodzi tylko o to, że Jacob postano-
wił, iż nie musi go słuchać. Przejęcie władzy zdaje się
mieć magiczną siłę, która usuwa wpływ rozkazów Sama
na jego ciało. Rzeczywiście, magiczna zmiana rozszerza
się na inne wilki, które teraz mogą zdecydować, do której
sfory chcą należeć. Jest mały szczegół. To wszystko jest
możliwe, ponieważ Jacob jest w rzeczywistości prawo-
witym alfą. Bez tego żadne z nich nie byłoby w stanie
zachowywać się wedle własnej woli
10
.
Miłość wilków a wolna wola
Wpojenie to jednak zupełnie inna historia. Bez wątpie-
nia prawdą jest, że wilki nie mają żadnej kontroli nad
tym, czy i kogo sobie wpoją. Pozostaje kwestia, czy ich
127
zachowaniem kierują pragnienia, które aprobują, czy od-
rzucają. Albo inaczej: czy wilki mogłyby oprzeć się pra-
gnieniom spowodowanym przez wpojenie (tak jak Culle-
nowie opierają się pragnieniu krwi), gdy te pragnienia
stoją w sprzeczności z czymś, co cenią dużo wyżej? Czy
wilk mógłby zachować się w sposób szkodzący szczę-
ściu bądź dobremu samopoczuciu ukochanej? Czy Ja-
cob mógłby poświęcić Renesmee, gdyby uważał, że jest
prawdziwym zagrożeniem dla ludzkiej społeczności lub
dla innych drogich mu rzeczy i osób? Czy mógłby na za-
wsze odejść, gdyby uważał, że jego obecność nie leży
w dobrze pojętym interesie Renesmee w dłuższej per-
spektywie? Czy może wpojenie całkowicie kontroluje to,
co wilk robi, niezależnie od tego, w co wierzy i co ceni?
Czy wilki są niewolnikami swojego wpojenia, czy może
jego panami?
Meyer nie daje nam wystarczających dowodów,
by w pełni odpowiedzieć na te pytania, ale są pewne
wskazówki. Pierwsza pochodzi od Sama, który wysoko
ceni zobowiązania i lojalność. Nie chce zranić Lei, ale
to i tak nie ma znaczenia. Kiedy wpaja sobie Emily, musi
skrzywdzić Leę, nieważne, jakie ma inne zobowiązania
i wartości. Być może więc wpojenie kieruje jego zacho-
waniem, nawet jeśli to zachowanie stoi w sprzeczności
z innymi wartościami.
Sytuacja jest jednak dużo bardziej skomplikowana.
Sam ma inne zobowiązania, które dalej respektuje. Jest
odpowiedzialny za dobro całej sfory, ale także ludzi, któ-
rych poprzysiągł chronić. Nie ma problemów z równo-
ważeniem ich z pragnieniami powstałymi w wyniku wpo-
jenia Emily. Walka z wampirami to ciężka praca. Gdyby
Samowi coś się stało, Emily również ucierpiałaby na tym.
Mimo to nie ma on problemu ze stawianiem dobra sfory
128
i ludzkiej społeczności na pierwszym miejscu. Nie jest aż
tak zobowiązany swoim zauroczeniem Emily, żeby unie-
możliwiło mu to wywiązywanie się z innych zobowiązań.
Wszystko to mogłoby jednak nie wskazywać na to,
by wilki miały wolną wolę. Być może częścią ich „wil-
czej" natury jest to, że zaspokojenie potrzeby bezpie-
czeństwa pozostaje bezwzględnie priorytetem. Być może
pragnienia związane z wpojeniem są na drugim miejscu.
Wilki jednak nie byłyby rzeczywiście wolne, ponieważ
w żadnym z tych wypadków inne zobowiązania i powin-
ności nie mają szans. Wilki musiałyby strzec społeczno-
ści i musiałyby troszczyć się o swoje ukochane, nieważne
co innego wilk miałby cenić lub o co innego się trosz-
czyć. Ale nawet jeśli to byłaby prawda, nie pokazałoby
to, że wilki nie są wolne.
Na początku reformacji, kiedy Marcin Luter sformu-
łował swoje tezy wzywające Kościół katolicki do dys-
puty, powiedział: „Tu gdzie stoję, stać będę. Nie mogę
inaczej"
11
. Luter sugerował, że jego zobowiązanie jest
silniejsze od niego. Nic innego nie miało dla niego aż ta-
kiego znaczenia. Nie twierdził, że nie ma wolności dzia-
łania. Rzeczywiście, według analizy Frankfurta pytanie,
czy Luter miał wolną wolę, to pytanie o to, czy mógłby po-
wstrzymać się przed stawianiem swoich tez, gdyby uwa-
żał, że rzucanie wyzwania Kościołowi nie jest dobrym
pomysłem. Oczywiście, że mógłby. Nie był zmuszony
do stawiania swoich tez bez względu na to, w co wierzył.
Twierdzenie, że nie mógł zrobić inaczej, nie wskazuje
na żaden przymus, ale podkreśla siłę jego przekonań.
Wpojenie przynosi nie tylko nowe pragnienia, ale
również nowe wartości. Wilk, który doznał wpojenia, nie
tylko pragnie spędzać czas z ukochaną i dbać o jej do-
bre samopoczucie, ale także akceptuje, a nawet ceni te
129
wartości. Co więcej, jakiekolwiek sprzeczne pragnienia
tracą ważność. Coś takiego nie przytrafia się wampi-
rom. Kiedy podlegają przemianie, nabywają pragnienia
ludzkiej krwi, ale przynajmniej dla niektórych nie wiąże
się to ze zmianą moralnych poglądów. Nie zaczynają
również wierzyć, że odebranie ludzkiej istocie życia to
coś dobrego. Pragnienie krwi nie ma więc wpływu na
ich system wartości lub na to, które wartości uważają za
warte zaaprobowania. U wilków taka zmiana systemu
wartości, jak się zdaje, towarzyszy zjawisku wpojenia.
Wilk po wpojeniu nie tylko pragnie dobra dla swej
ukochanej, ale także to pragnienie aprobuje. Pragnienie
to jest wilkowi najdroższe (a przynajmniej jest jednym
z najdroższych) i wszystko, co stoi w sprzeczności z nim,
traci na ważności.
Czy w takim razie Sam skrzywdził Leę? Tak. Czy jest
osobą, która ceni sobie własne zobowiązania? Tak. Ale
to nie oznacza, że nie ma wolności zachowania. Nie był
niewolnikiem swojego nowego pragnienia, ponieważ
oznaczałoby to przymus spełnienia go, nawet gdyby
w zamian trzeba byłoby poświęcić coś, co cenimy sobie
bardziej. Rosalie byłaby niewolnicą swojego pragnie-
nia, gdyby poddała się mu, ponosząc w zamian koszt
w postaci tego, co najbardziej ceni. Sam nie jest niewol-
nikiem swojego pragnienia, ponieważ choć nie krzyw-
dził Lei z lubością, jego pragnienie niekrzywdzenia
jej stało się mniej ważne niż pragnienie bycia z Emily.
Nie kieruje nim pragnienie, którego by nie akceptował.
Wpojenie sprawia, że zaczyna akceptować czy też cenić
swoje pragnienie bycia z Emily bardziej, a pragnienie
niekrzywdzenia Lei mniej.
Oczywiście, ta zmiana wartości nie oznacza, że wszyst-
kie inne zobowiązania znikają lub tracą na znaczeniu.
130
Jacob wciąż kocha Billy'ego, mimo że wpoił sobie Re-
nesmee. Wciąż kocha także Bellę, choć nie w ten sam
sposób. W dalszym ciągu ceni sobie przyjaźń z Sethem
Clearwaterem, Quilem Ateara i Embrym Callem. A Sam,
jak widzieliśmy, nadal ceni swoje zobowiązania wobec
sfory i ludzkiej społeczności. Wpojenie zmienia jednak
wartości z nim sprzeczne.
Końcowa trudność
Na koniec mamy jeden kłopot: ten rodzaj zmiany w sys-
temie wartości spowodowany wpojeniem może sam w so-
bie być sprzeczny z wolną wolą. Zazwyczaj, kiedy ludzie
zmieniają o czymś zdanie, mają szansę tę zmianę prze-
myśleć. Mają szansę zaakceptować lub odrzucić nową
ideę lub wartość, zależnie od tego, jak pasuje do ich in-
nych przekonań lub jest z nimi sprzeczna. Nie dotyczy
to jednak wpojenia. Zmiana wartości po prostu zachodzi,
ni stąd, ni zowąd. Wydaje się, że powinno to być trakto-
wane jako pogwałcenie wolnej woli. Gdyby ktoś wszcze-
pił wam chip do mózgu, który sprawiłby, że zależy wam
na rzeczach, które dotychczas was nie obchodziły, uwa-
żalibyście to za zamach na wolną wolę. A to zdaje się nie
takie odległe od przypadku wpojenia.
Ten scenariusz nie jest aż tak oczywisty, jak wydawało
się na początku, nawet w wypadku człowieka. Natych-
miastowa reakcja Belli na ciążę to troska o dobro dziec-
ka. Nie chce zrobić niczego, co mogłoby zagrozić jego
zdrowiu, ryzykując nawet własne życie. Jest w stanie
zrobić takie rzeczy (na przykład picie krwi), które po-
przednio byłyby dla niej odrażające. Ta zmiana również
pojawia się nie wiadomo skąd. Bella nie przemyślała
jej, nie miała też szansy zaakceptować jej lub odrzucić.
131
A jednak raczej nie wchodzi tu w grę żadne pogwałcenie
wolnej woli. Możemy zgodzić się z Carlisle'em, że jedy-
nym pogwałceniem wolnej woli byłoby zmuszenie Belli,
by zrezygnowała z dziecka
12
. Byłoby to próbą zmuszenia
jej do działania wbrew temu, co stało się teraz jej naj-
głębiej zakorzenioną wartością i zobowiązaniem, mimo
że to nie ona je wybrała.
Jacob stać będzie tu, gdzie stoi:
nie może inaczej
Czy więc Jacob mógłby opuścić Renesmee, jak Edward
opuścił Bellę, gdyby wierzył, że tak będzie dla niej najle-
piej? Czy mógłby ją poświęcić, gdyby wiedział, że stano-
wi zagrożenie dla innych ludzi, których kochał? Nie mo-
żemy odpowiedzieć na te pytania z całkowitą pewnością,
ponieważ nie wiemy wystarczająco dużo o innych zobo-
wiązaniach, które ma Jacob, ani o okolicznościach, które
zmusiłyby go do działania. Nawet jeśli odpowiedź na te
pytania brzmi: nie, samo to nie dowodzi, że wilk, który
doznał wpojenia, nie ma wolnej woli. Mogłoby to poka-
zać, że Jacob, tak jak Luter, nie mógł inaczej.
część tczecu
zaćmienie
óziewiąty
Bella Swan i Sarah Palin: te wszystkie
stare mity nie są prawdą
Naomi Zack
Będę mieć wszystko, czego pragnęłam
Cztery tomy sagi Zmierzchu budują spójną opowieść
o rozwoju i przeobrażeniu, od klasycznego romansu mło-
dej dziewczyny i cudownego starszego mężczyzny, po doj-
rzały związek dwojga równorzędnych partnerów. Na po-
czątku urodzony w 1901 roku Edward Cullen znacznie
przewyższa, pod względem duchowym i fizycznym, Bel-
lę Swan, śmiertelniczkę i uczennicę współczesnej szkoły
średniej. Jest od niej również piękniejszy. Jednak pod ko-
niec czwartego tomu Bella, jako nowo narodzona wampi-
rzyca, jest nie tylko fizycznie silniejsza od Edwarda, ale
również dorównuje mu intelektem i urodą.
Z punktu widzenia Belli Edward zmienia się z cudow-
nego półboga, roztaczającego wokół siebie aurę miłości,
mądrości i siły, w oddanego jej kochanka i męża, którego
bohaterka potrafi chronić dzięki posiadanemu przez siebie
nadprzyrodzonemu darowi, tarczy psychicznej. Edward
135
podziwia i wspiera Bellę na każdym etapie rozwoju jej sił
psychicznych i fizycznych, a nawet jest w stanie zaakcep-
tować miłość Belli i jej córki do Jacoba Blacka, wilkołaka
i „zmiennokształtnego", którego wcześniej nienawidził.
Edward jest nowym, wrażliwym i opiekuńczym mężczy-
zną dla Belli, nowej, mądrej, silnej i odważnej kobiety.
Jest nawet tak zwanym wampirem wegetarianinem, który
zabija dla krwi zwierzęta, a nie atakuje ludzi.
W ten sposób bohaterka Zmierzchu osiąga wszystkie
znane w kulturze zachodniej ideały miłości romantycznej
oraz sukces współczesnej heteroseksualnej kobiety: wy-
chodząc za mąż za ukochanego wampira, staje się człon-
kinią wielkiej, bogatej, kulturalnej, kochającej rodziny,
potem rodzi dziecko po błyskawicznej ciąży, a na koniec
zostaje wampirzycą, by uniknąć śmierci, i zyskuje nad-
ludzkie zdolności. Wszystko „czego pragną kobiety"!
Jeśli eskapistyczna proza, tak przykuwająca uwagę jak
Zmierzch, opowiada w rzeczywistości o naszym świecie
i codziennym życiu - a zakładam, że tak jest - to fanta-
styczne elementy sagi mogą nam wskazać, o czym do-
kładnie marzą młode kobiety, wyobrażając sobie swoje
przyszłe życie. (W przeciwnym razie Zmierzch jest wy-
rafinowaną parodią idei spełnienia wszystkich marzeń,
choć autorka nie pisze nigdzie, że tak jest).
Wszystkie mity są prawdą
Najbardziej fantastycznym elementem czterotomowego
cyklu Zmierzch nie jest treść, którą czytelnik akceptuje
jako podstawowe założenie, tylko często wypowiadane
przez Bellę twierdzenie, że wszystkie te stare mity są
prawdą. Ta autorefleksyjna inkantacja elegancko łączy
świat wampirów i wilkołaków z życiem codziennym,
136
dzięki czemu czytelniczka może przeżyć historię Bel-
li we własnej, szarej rzeczywistości. W ten sposób pe-
wien dawny gatunek literacki, jakim jest baśń, zostaje
zaprzęgnięty do realizacji pragnień, tęsknot i ambicji ko-
biet żyjących na początku XXI wieku. Właśnie dlatego,
choć Zmierzch jest uznawany za powieść dla młodzieży
albo młodych dorosłych (young adult novel), Stephenie
Meyer otrzymuje również listy od fanek po trzydziestce
- a te czytelniczki mogą z kolei zarekomendować prozę
Meyer swoim starszym siostrom, matkom i babciom.
Przykład Sary Palin
Gdybym wierzyła w spiskową teorię dziejów, mogłabym
stwierdzić, że Bella przygotowała wiele młodych białych ko-
biet na pojawienie się Sary Palin, gdyż powieści Meyer sprze-
dawały się już w milionowych nakładach, kiedy Palin (jako
kandydatka na wiceprezydenta) rozpoczęła wraz z Johnem
McCainem kampanię wyborczą jesienią 2008 roku. Jednak
w chwili, gdy piszę te słowa, polityczna gwiazda Palin zdą-
żyła już zgasnąć, podczas gdy Bella wciąż utrzymuje popu-
larność dzięki ekranizacjom powieści. Powinnyśmy jednak
pamiętać, że Sarah Palin po przegranych wyborach powró-
ciła na Alaskę, gdzie pozostawała na stanowisku gubernato-
ra tego bogatego stanu aż do swojej rezygnacji w lipcu 2009
roku. Być może odniesie więc ona równie oszałamiające jak
Bella zwycięstwo nad rzeczywistością.
Lekcja dla poważnych feministek
Kobiety, które określają się jako poważne feminist-
ki, mogą wiele nauczyć się od tych dwóch popularnych
bohaterek, które ignorować może tylko ten, kto ignoru-
137
je pragnienia żyjących dzisiaj kobiet. Powieści z cyklu
Zmierzch sprzedały się bowiem w siedemdziesięciu
milionach egzemplarzy, a ekranizacja pierwszego tomu
przyniosła sto pięćdziesiąt milionów dolarów przychodu
w ciągu miesiąca po premierze. Na duet McCain-Palin
oddano pięćdziesiąt milionów głosów, co stanowi mniej
więcej połowę elektoratu w Stanach Zjednoczonych,
przy czym wyniku tego nie odzwierciedla zwycięstwo
Baracka Obamy w kolegium elektorskim
1
. Kariery Belli i
Sary Palin są objawami niemal całkowitego braku świa-
domości historycznej, żeby nie powiedzieć historycz-
nej ignorancji, w marzeniach współczesnych młodych
kobiet. W obu wypadkach nieobecność historii w prze-
kazach medialnych jest jedną z ich najbardziej uderza-
jących cech. Na przykład Jacob Black, jedna z postaci
w cyklu Zmierzch, Indianin i zmiennokształtny, mieszka
w La Push w stanie Waszyngton, czyli pradawnej sie-
dzibie plemienia Quileutów. Choć Quileuci zamieszkują
okolice La Push od ponad ośmiuset lat, w reklamujących
powieści Meyer tekstach nie pojawia się o nich nawet
jedna wzmianka, nigdzie też, o ile mi wiadomo, nie za-
znaczono, że autorka zmieniła treść legend tego plemie-
nia. Z podobną arogancją mamy do czynienia również
w wypadku Sary Palin - w przemówieniu wygłoszonym
po tym, jak została kandydatką Partii Republikańskiej,
Palin optymistycznie przedstawiła tereny północnej Ala-
ski jako niewyczerpane nowe źródło surowców, tak jakby
nic nie wiedziała o katastrofalnych skutkach dotychcza-
sowej eksploatacji zasobów naturalnych dla środowiska
naturalnego tego stanu, dla zamieszkujących te tereny
Indian oraz dla zmian klimatycznych w skali globalnej.
Trudno uniknąć wniosku, że Bella i Palin reprezentu-
ją amerykańską naiwność, jeśli nie wręcz amerykańskie
138
barbarzyństwo. Rozważmy przykład zdjęcia Palin (było
ono rozpowszechniane w internecie jesienią 2008 roku),
na którym klęczy ona wraz z jedną ze swoich córek nad
zastrzelonym przez siebie łosiem
2
. Kobieta i jej dziecko
mają zadowolony i pewny siebie wyraz twarzy. Zdjęcie
to w niesamowity sposób przypomina scenę z ostatniej
części Zmierzchu, w której Bella z córką polują w lesie.
(Oczywiście po przemianie w wampira, podobnie jak jej
mąż i jego rodzina, bohaterka zostaje „wegetarianką"
i pije tylko krew zwierząt).
Zwykłe kobiety identyfikują się i z Bellą, i z Palin. My-
śli i uczucia Belli można poznać bez trudu, gdyż więk-
szość wydarzeń jest opisana z perspektywy bohaterki,
w pierwszej osobie. Mniej wiemy o życiu wewnętrznym
Palin, lecz jej zwolenniczki łatwo się z nią identyfikują,
prawdopodobnie z powodu jej udanego małżeństwa, peł-
nej sukcesów kariery zawodowej i robotniczego pocho-
dzenia. Obie bohaterki odtwarzają wzorzec znany z po-
wieści Horatia Algera (1832-1899), w których sukces
życiowy mógł osiągnąć każdy, niezależnie od wrodzonych
zdolności. Dla mas czytelniczek liczy się to, że ich idolki
rozpoczęły wspinanie się po drabinie społecznej na sa-
mym jej dole. W takim scenariuszu spełnienie marzeń
nie musi być efektem ciężkiej pracy czy licznych zasług.
Wystarczy, by bohaterkom spełniły się te same marze-
nia, które mają czytelniczki. Choć wiele nieprzychylnych
Palin osób narzekało na hipokryzję, z jaką ta rzekomo
skromna kobieta wydała przed kampanią wyborczą po-
nad sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów na zabiegi kosme-
tyczne i ubrania, na pewno nie przeszkadzały one zwo-
lenniczkom konserwatystki, które najprawdopodobniej
marzą o podobnej metamorfozie i oglądają poświęcone
temu programy w telewizji.
139
Jaki jest feministyczny sens tego wszystkiego? Sens jest
taki, że poważne, akademickie feministki najwyraźniej nie
zdają sobie sprawy, jakie trzy rzeczy są najważniejsze dla
większości młodych Amerykanek: pierwsza to aktywna
heteroseksualność w postaci spełnionej miłości roman-
tycznej, druga to wygląd zgodny z obowiązującymi w kul-
turze masowej kanonami piękna, trzecia wreszcie to zdo-
bycie władzy w świecie takim, jaki on jest, a nie takim,
jaki powinien być. Dobra wiadomość jest taka, że wartości
i ambicje te nie wydają się typowe dla płci poddanej opre-
sji i eksploatacji ekonomicznej. Zła wiadomość jest nato-
miast taka, że spełnienie tych marzeń, niemal z definicji,
jest dla większości zwykłych kobiet nierealne. Szansa
na to, że większość nastolatek odnajdzie prawdziwą miłość
w osobie szarmanckiego wampira, jest zerowa, podobnie
jak szansa na to, że większość młodych nastolatek zosta-
nie królowymi piękności, a potem gubernatorkami stanu.
Rodzi się pytanie, czy feministki mają dalej dystansować
się od zwykłych kobiet, przecząc ideałom heteroseksual-
ności, obiektywnego piękna i źle pojętej władzy, czy też
mają podjąć jakąś próbę zbudowania mostów pomiędzy
kulturą elitarną a masową.
Kim są prawdziwe elitarystki?
Nie tylko współczesne feministki tworzą elitarystyczne
doktryny, nieskażone kontaktem z masami. Jak zauważył
filozof Richard Rorty (1931-2007), od wielu lat nie mówi
się o problemie, jakim dla wyższej edukacji jest klasa
społeczna. Rorty pisze:
Wydaje mi się, że my, spadkobiercy Oświecenia i dialek-
tyki Sokratejskiej, kiedy krytykujemy partnerów w rozmo-
wie, najczęściej musimy odwoływać się do pewnej regu-
lującej zasady: „potrzebujecie wykształcenia, by wyrosnąć
ze swojego prymitywnego lęku, nienawiści i przesądu". (...)
[S]tudenci i studentki przychodzą na uniwersytet pełni bi-
goterii, homofobii, fundamentalizmu religijnego, a opuścić
go mają, wyznając poglądy bardziej podobne do naszych.
(...) Fundamentalistyczni rodzice naszych fundamentali-
stycznych studentów i studentek myślą, że cały „amery-
kański liberalny establishment" bierze udział w pewnym
spisku. Rodzice ci mają jednak rację w jednym: my, osoby
liberalne uczące na uniwersytetach, czujemy się tak samo
pozbawieni możliwości rozmowy na zasadach równorzęd-
nego partnerstwa jak osoby wychowujące dzieci w przed-
szkolach (...) Nie rozważamy możliwości zmiany naszych
kryteriów zasadności, by ważniejsze miejsce zajął w nich
autorytet chrześcijańskich tekstów religijnych. Zamiast
tego staramy się przekonać studentów o zaletach sekulary-
zacji. Tak układamy listy lektur, by homofobiczni studenci
czytali opowiadania gejów i lesbijek o dorastaniu do homo-
seksualnej dojrzałości. Czynimy to z tych samych powo-
dów, dla których niemieccy nauczyciele po drugiej wojnie
światowej kazali czytać dzieciom Dziennik Anny Frank.
Trzeba zdobyć wykształcenie, by (...) wziąć udział w na-
szej rozmowie (...). Będziemy więc wytrwale próbowali
zdyskredytować was w oczach waszych dzieci, pozbawiać
godności waszą fundamentalistyczną wspólnotę religijną,
przedstawiać wasze poglądy jako głupotę, a nie stanowisko
w dyskusji. Nie jesteśmy aż tak tolerancyjni, by tolerować
waszą nietolerancję
3
.
„Nie jesteśmy aż tak tolerancyjni, by tolerować waszą
nietolerancję" - w ustach wielu intelektualnych femini-
stek to zdanie mogłoby zabrzmieć tak: „Nie popieramy
141
kobiet aż tak bardzo, żeby popierać wartości takich ko-
biet jak wy". A dokładniej, można dodać, że Sarah Palin
wcale nie jest feministką, podobnie jak Bella wcale nie
jest wegetarianką, choć w obu wypadkach przekaz me-
dialny często twierdzi co innego. Za tą surową retoryką
stoi troska nie o słowa, tylko o ich znaczenie. Wegetaria-
nizm oznacza, że ktoś nie je mięsa, a feminizm oznacza
obronę interesów kobiet, a nie obronę ich tożsamości zde-
terminowanej przez płeć kulturową i orientację seksual-
ną. Inaczej - ponieważ większość z nas nie je ludzkiego
mięsa, dziwne wydaje się użycie słowa „wegetarianizm"
jako pozytywnego określenia dla tych, którzy powstrzy-
mują się przed piciem ludzkiej krwi; jest to zawłaszcze-
nie obyczajów ludzi, którzy już powstrzymują się od je-
dzenia mięsa zwierzęcego. Feminizm, reprezentowany
głównie przez kobiety, zostaje zawłaszczony w podobny
sposób: feministki stoczyły długą i trudną walkę o pra-
wo do wolności wyboru (na przykład przy podejmowa-
niu decyzji o aborcji) albo o większe uznanie wartości
środowiska naturalnego. Dziwne jest więc zawłaszczenie
terminu „feminizm" i określanie nim kobiecości; wtedy
feministką można nazwać każdą kobietę, nawet jeśli wal-
czy ona o ograniczenie wolności wyboru oraz promuje
rabunkową eksploatację zasobów naturalnych.
W interesie kobiet leży realizacja celów społecznych,
które w równej mierze poprawią sytuację dużej liczby
kobiet. Błąd fanek Belli i Palin nie polega na tym, jakie
mają marzenia, tylko na tym, że marzenia te są elitary-
styczne. Ile wampirów może mieszkać w stanie Waszyng-
ton, nie powodując wyginięcia zwierząt albo i ludzi? Ile
kobiet może być jednocześnie królowymi piękności, mieć
pięcioro dzieci, zajmować stanowisko gubernatora stanu,
a do tego jeszcze kandydować na stanowisko wiceprezy-
142
denta, a w przyszłości nawet w wyborach prezydenckich?
Nie mówiąc już o pytaniu, ile kobiet może sobie pozwolić
na ubrania kosztujące ponad sto tysięcy dolarów? Właśnie
tu tkwi problem - styl życia Belli i Palin nie jest dostęp-
ny dla mas. Nieunikniony paradoks masowego uwiel-
bienia dla obu bohaterek polega na tym, że ich fanki nie
mogą wszystkie mieć tego, co mają bohaterki, a wszyst-
kie uwielbiają je właśnie dlatego, że chcą to mieć. Rorty
nie ma racji, pisząc, że ważna jest różnica pomiędzy po-
glądami amerykańskich fundamentalistów i liberalnych
profesorów, którzy wychowują ich dzieci. Istotne jest na-
tomiast to, czy różne wartości mają wpływ na styl życia
i czy umożliwiają innym życie w ten sam sposób. Innymi
słowy, czy amerykański fundamentalizm chrześcijański
przekłada się na styl życia dostępny dla większości ludzi.
Czy umożliwia wszystkim sprawiedliwe i trwałe korzysta-
nie z dostępnych zasobów? Wydaje się, że nie: na przykład
propagowana przez fundamentalistów homofobia i zakaz
aborcji wydają się wykluczać dużą część ich własnych
dzieci. A skoro tak jest, to jak intelektualne feministki
mogą nawiązać porozumienie z młodymi kobietami, któ-
rych marzenia i ambicje są reprezentowane przez medial-
ny przekaz o osiągnięciach Belli i Palin? Po pierwsze, uwa-
żam, że należy zainteresować się poglądami i ambicjami
wyrażanymi w kulturze masowej, nawet jeśli są sprzecz-
ne z naszymi własnymi poglądami. Należy dowiedzieć się,
co w tych ideałach jest przyjemne i ważne dla wyznają-
cych je osób (podejście empatyczne). Po drugie, należy
dokonać rozróżnienia pomiędzy ambicjami i ideałami in-
dywidualnymi, które są właściwe jednostkom, wyjątkowe,
i których często nie można z nikim dzielić, a ambicjami
i ideałami mającymi pozytywny wpływ na zbiorowość
(podejście kantowskie). Po trzecie, myślę, że należy skło-
143
nić takie osoby do zastanowienia się, jak ich poglądy i ide-
ały są realizowane w ich własnym życiu i jakie praktyczne
działania mogą one podjąć, by je zrealizować i osiągnąć
(podejście pragmatyczne).
Lekcja dla feministek
Obserwując sukces Sary Palin, feministki mogą przede
wszystkim nauczyć się, że walka z wykluczeniem kobiet
nie może być dzisiaj jedynym celem politycznym. Liczy się
to, jakie interesy reprezentują i popierają kobiety w życiu
społecznym, zwłaszcza kiedy kandydują w wyborach albo
zajmują stanowiska państwowe. Dopóki feministkom nie
uda się wytłumaczyć większości kobiet, co leży we wspól-
nym interesie kobiet jako grupy, wszystkie feministycz-
ne cele i osiągnięcia będzie można łatwo zniweczyć po-
przez „wypożyczenie" feminizmu przez osoby, które nie
reprezentują wcale wspólnego interesu kobiet. Natomiast
obserwując sukces Stephenie Meyer, feministki mogą na-
uczyć się, że młode kobiety naprawdę chcą realizować
barbarzyńskie, amerykańskie marzenia. Jeśli tych ko-
biet nikt nie nauczy, cierpliwie i wytrwale, że stare mity
o sukcesie są nieprawdą, to czytelniczki chętnie dokonają
„zawieszenia niewiary" i uciekną w świat fantazji Meyer,
gdzie jedzenie zwierząt nazywa się wegetarianizmem,
a niekończącą się śmierć - wiecznym życiem.
Spełnienie marzeń w prawdziwym życiu
Idea, że kobiety mogą spełnić każde swoje marzenie, za-
mieniała się w mit, kiedy przedstawiono ją w postaci opo-
wieści o wyjątkowych osobach, które są w stanie dokonać
144
tego natychmiast albo w bardzo krótkim czasie. W ten spo-
sób wiele młodych kobiet realizuje swoje marzenia, sta-
wiając się w miejscu fantastycznych bohaterek. Całkiem
prawdopodobne jest jednak, że magnetyczny urok tego,
z czym identyfikują się młode kobiety, wynika z głęboko
skrywanego strachu, że nie uda im się zrealizować żadnych
marzeń. Rzeczywistość jest inna od medialnych marzeń:
na przykład w Stanach Zjednoczonych nie ma dostępnego
dla wszystkich systemu opieki zdrowotnej dla dzieci (nie
mówiąc nawet o opiece zdrowotnej dla dorosłych). Kobiety,
które pracują poza domem - czyli większość - wciąż muszą
odpracowywać „drugą zmianę" pracy domowej i rodzin-
nej. Kobiety częściej padają ofiarą przemocy domowej oraz
przemocy ze strony znajomych i obcych. Połowa małżeństw
kończy się rozwodami, a trwający kryzys ekonomiczny nie-
wątpliwie przyczyni się do dalszej feminizacji nędzy. Rze-
czywistość ma jednak również jasne strony: kobiety żyją
dziś dłużej i bardziej w pełni niż kiedykolwiek wcześniej,
a ich potencjał wciąż pozostaje w dużej mierze niewyko-
rzystany. W swoim długim życiu kobiety być może rzeczy-
wiście zdołają zrealizować wszystkie swoje marzenia, ale
nie w tym samym momencie. Na przykład, jeśli postanowią
mieć dzieci, a także odnieść sukces zawodowy, wysiłek i ra-
dość związane z tymi marzeniami będą różne w różnych
dziesięcioleciach. Życie zwykłej śmiertelniczki może być
znacznie dłuższe i ciekawsze od życia biednej Belli, która
musi wyjść za mąż, umrzeć i zostać wampirzycą, a wszyst-
ko to jeszcze przed swoimi dziewiętnastymi urodzinami,
aby nie czuć się zbyt staro przy Edwardzie, który wiecznie
będzie miał siedemnaście lat.
w
óziesiąty
Miłość do wampira: druga płeć w
dwudziestym pierwszym wieku
Bonnie Mann
Pisać zaczęłam ogarnięta paniką wywołaną przez kłopoty
wychowawcze. Moja trzynastoletnia córka, która ostat-
nio nałogowo pochłania jakieś podejrzane, grube tomisz-
cza, zaczęła nadzwyczaj silnie domagać się pozwolenia
na udział w premierze ostatniego tomu czytanej przez sie-
bie sagi. Premiera miała się odbyć o północy. Powtarzając
sobie, że powinnam być wdzięczna losowi za literackie
zainteresowania swojej pociechy, z niechęcią zawiozłam
ją około dziesiątej wieczorem do księgarni Borders. My-
ślałam, że znajdziemy tam z tuzin dorastających moli
książkowych, napijemy się razem czekolady i jakoś do-
czekamy do tej północy. Dopiero na zatłoczonym parkin-
gu zdałam sobie sprawę, że oto wkraczam w nowy świat,
o którym wiedzą dzisiaj wszyscy, oczywiście oprócz mnie.
Moje obawy potwierdziło wnętrze księgarni, wypełnione
tłumem zakwitających dziewcząt w stanie graniczącym
z euforią. Wiele z nich ubranych było w czarne suknie
z wielkimi dekoltami, a liczne pomalowane na biało twa-
147
rze jaśniały jak reflektory w teatrze. Zatrzymałam się
w drzwiach i zwróciłam ku Dee Dee, swojej córce, któ-
rej oczy, na co dzień przepiękne i jak najbardziej ludzkie,
zaczynały już świecić niezwykłym blaskiem z innego wy-
miaru. Złapałam ją za ramię i zapytałam: „Słuchaj, o czym
właściwie jest ta książka?".
Zanim mi uciekła, zdążyła wyrzucić z siebie kilkana-
ście słów, z których wynikało, że białe twarze i czarne
suknie mają coś wspólnego z miłością do faceta, który
wysysa z ludzi krew. Później dowiedziałam się, że zawio-
złam córkę na premierę Przed świtem, czwartej i ostat-
niej części bestsellerowej serii Zmierzch napisanej przez
Stephenie Meyer, mormońską gospodynię domową, która
nagle została literacką milionerką. Powieści te, opowia-
dające o wszechpotężnej miłości pomiędzy nastoletnią
Bellą i Edwardem, wampirem zatrzymanym w czasie,
sprzedały się na całym świecie w nakładzie ponad czter-
dziestu milionów egzemplarzy i zostały przetłumaczone
na trzydzieści siedem języków.
Muszę przyznać, że miłość do wampira jest „fenome-
nem", jak to ujął nasz nowy prezydent, wypowiadając się
o Sarze Palin. Miliony dziewcząt fantazjują o mężczy-
znach, którzy z trudnością powstrzymują się przed tym,
byje zabić? W 2008 roku?
Dawno, dawno temu
Kiedy otworzyłam pierwszą powieść, Zmierzch, odnio-
słam wrażenie, że cofnął się czas. Uderzyło mnie to,
że bohaterka jest przedstawicielką wyidealizowanej wizji
kobiecości pokolenia mojej matki - przeniesioną w XXI
wiek. Siedemnastoletnia Bella, dziecko rozwiedzionych
rodziców, postanowiła zamieszkać z ojcem w miastecz-
148
ku Forks w stanie Waszyngton, pozostawiając matkę
w Phoenix w Arizonie, by ta mogła rozpocząć nowe ży-
cie z drugim mężem. Bella kocha Phoenix i nienawidzi
Forks, ale specjalizuje się w poświęcaniu się dla innych.
Poza skłonnością do poświęceń i zdolnością do zwracania
na siebie uwagi chłopców, Bella nie posiada żadnych wy-
jątkowych cech. Nie ma talentów ani zainteresowań, nie
potrafi stawić czoła żadnemu wyzwaniu. Postać ta jest
zbiorem wyolbrzymionych cech stereotypowej kobieco-
ści: niezdolna do działania, pozbawiona wiary w siebie.
Potrafi też potknąć się o własne nogi i łatwo się gubi. Zwy-
kłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce doprowa-
dza u niej do obrażeń ciała, a na skalistej plaży nie umie
obejść kałuży tak, by do niej nie wpaść
1
. Kiedy trzeba coś
zrobić, szczególnie coś związanego z techniką, Bella szu-
ka pomocy u chłopca, po czym przygląda się jego pracy.
Jej umiejętności ograniczają się do prania i gotowania.
Wyręcza w tych domowych obowiązkach swojego ojca,
który nic nie potrafi zrobić w kuchni mimo lat samotne-
go życia (zanim do niego przyjechała, biedaczek musiał
głodować). Kiedy Belli udaje się zwrócić na siebie uwagę
niesamowicie przystojnego i zdolnego chłopca imieniem
Edward, dziewczyna nie może w to uwierzyć. „Zachodzi-
łam w głowę, co mogłoby go [we mnie] interesować"
2
.
Szczerze mówiąc, ja też nie mam pojęcia.
Wydawało mi się, że spotkałam już gdzieś Bellę
i szybko zapomniałam o tym spotkaniu. Kiedy bohaterka
się zakochuje, nie jest niczym poza zakochaną dziewczy-
ną. Na sto piętnastej stronie pierwszego tomu dochodzi
do wniosku, że jej szare życie jest małą ceną za dar, ja-
kim jest życie z Edwardem, a w drugiej części cyklu jest
już za ten przywilej gotowa oddać własną duszę. Edward,
w odróżnieniu od Belli, jest ucieleśnieniem wspaniałości
149
-jego bosko piękne, twarde jak skała, siedemnastoletnie
ciało należy bowiem do stuletniego wampira (dla którego
czas zatrzymał się podczas epidemii hiszpanki po pierw-
szej wojnie światowej). Edward wie wszystko, bo miał
sto lat, by się tego nauczyć. Wszędzie był i mówi wielo-
ma językami. Potrafi czytać myśli większości ludzi i jest
tak silny, że łamie pnie drzew jak zapałki. Biega szybko
jak samochód i wciąż ratuje Bellę, której bezustannie
przydarzają się nieszczęśliwe wypadki. Podczas jednego
z pierwszych spotkań gołymi rękami zatrzymuje pojazd,
który wpadł na lodzie w poślizg i sunie ku dziewczynie,
by ją zmiażdżyć
3
. Jest pewny siebie i szarmancki, drę-
czy go tylko pragnienie, by napić się krwi Belli. Należy
do „rodziny" luźno związanych ze sobą wampirów, które
z powodów etycznych przysięgły nie pić ludzkiej krwi,
a zamiast tego regularnie posilają się krwią zabijanych
przez siebie zwierząt. Moralna udręka Edwarda, który
walczy z instynktownym pragnieniem nasycenia się
ludzką krwią, nadaje jego intymnym spotkaniom z Bellą
zabarwienie erotyczne i moralne; są to oczywiście spo-
tkania śmiertelnie niebezpieczne. Na szczęście, Edward,
rycerski aż do przesady, głęboko troszczy się nie tylko
o życie Belli, ale również o jej cnotę.
To silne wrażenie, że powróciłam do staromodnego
świata, w którym kobiety uznawano za puste przedmio-
ty męskiego pożądania, cenione wyłącznie za skłonność
do poświęcania się dla innych, zmusiło mnie do ponow-
nego przeczytania Drugiej płci, tekstu założycielskie-
go filozofii feministycznej napisanego ponad pół wieku
temu przez Simone de Beauvoir (1908-1986)
4
. De Beau-
voir, w odróżnieniu od innych piszących w tradycji eg-
zystencjalistycznej, nigdy nie napisała traktatu o esencji
miłości. Zamiast tego pisała o tym, jak miłość jest prze-
150
żywana i wyobrażana w absolutnie konkretnej sytuacji,
przez danych ludzi, w danym czasie.
Dla piszącej we Francji w 1949 roku de Beauvoir tra-
gedia dziewczęcego dorastania polegała na tym, że młoda
kobieta była zmuszana do oddania siebie i swojego świa-
ta innym. Wkraczając w kobiecość, dowiaduje się, że jest
„bytem względnym", którego istnienie ma sens jedynie
w relacji do mężczyzny, który ją kocha. Stephenie Meyer
dostarcza doskonałego przykładu tezy de Beauvoir, kie-
dy Edward opuszcza Bellę na jakiś czas w drugiej części
sagi. Bella czuje się jak „osamotniony księżyc - satelita,
którego planeta wyparowała w wyniku jakiegoś kosmicz-
nego kataklizmu. Mimo jej braku (...) uparcie krążyłam
wokół pustki po swojej dawnej orbicie"
5
. W kolejnym
tomie, kiedy Edward jest już na powrót z Bellą, matka
dziewczyny zachwyca się na ich widok: „Bezustannie
dostosowujesz się do jego ruchów, najwyraźniej zupełnie
automatycznie. (...) Jesteś jego satelitą"
6
.
De Beauvoir twierdziła, że przez całe dzieciństwo
dziewczynkę uczy się, że świat „zostaje określony bez jej
udziału"
7
. Mężczyźni piszą historię, tworzą wielkie dzieła
sztuki i walczą na wojnach. Nauka ta ma swój kulmi-
nacyjny punkt w okresie dojrzewania. „Cóż za ciężki los
czuć się bierną i zależną w wieku nadziei i ambicji", pi-
sze de Beauvoir, „w wieku, kiedy potęguje się wola życia
i potrzeba znalezienia miejsca na ziemi. I właśnie w tym
zdobywczym wieku kobieta dowiaduje się, że nie ma wi-
doków na żadne podboje, że musi zaprzeć się samej sie-
bie, że jej przyszłość zależy od dobrej woli mężczyzn"
8
.
W zamian za swoją zdolność do tworzenia świata i war-
tości otrzymuje ona miłość jednego z twórców świata,
oczywiście pod warunkiem, że ma dość szczęścia i urody,
by zdobyć jego serce.
151
Nie ma się więc co dziwić, że dorastające dziewczynki
w swoich fantazjach miłosnych często marzą o ucieczce
pod opiekuńcze skrzydła rodziców. Stoją przecież przed
niemożliwym, sprzecznym zadaniem: mają zostać do-
rosłymi kobietami. „Być kobietą - to znaczy sprawiać
wrażenie słabej, niedojrzałej, biernej, łagodnej", „na-
leży abdykować"
9
, podczas gdy dorosłość oznacza siłę
i niezależność potrzebne do zdobycia swojego miejsca
w świecie. Kontrast ten jest dobrze widoczny w powie-
ściach Meyer. Bella przechodzi przez powszechnie zna-
ne etapy kobiecej dorosłości: osiemnaste urodziny, ukoń-
czenie szkoły średniej, inicjację seksualną, małżeństwo,
macierzyństwo. Mimo to przez cały czas wampir jest
dla niej nie tylko kochankiem, ale również ojcem i mat-
ką. W drugim tomie pojawia się jeszcze godny zaufania
i świetnie umięśniony wilkołak imieniem Jacob, który
okazuje się równie opiekuńczym rodzicem jak Edward.
Bella, przekazywana przez wampiry pod opiekę wilkoła-
ka (i z powrotem), opisuje to doświadczenie tak: „Wiesz,
co mi to przypomina? Jak byłam mała, Renee odwoziła
mnie co roku latem do Charliego i przekazywała «dru-
giej stronie». Czuję się, jakbym miała znowu siedem
lat"
10
. Jej słabość jest dziecinna w porównaniu z ich do-
rosłą siłą. Edward zwierza się jej: „Jesteś taka... miękka,
taka delikatna. (...) Cały czas muszę się mieć na baczno-
ści, żebyś nie odniosła jakichś obrażeń. Bello, przecież
ja mógłbym cię nawet niechcący zabić!"
11
. Bella najwy-
raźniej chce, by wszędzie ją nosić jak dziecko, i często
zasypia w ramionach wampira, by obudzić się w łóżku
i zobaczyć twarz Edwarda, jak czuwa nad nią, śpiewa-
jąc kołysankę, którą dla niej napisał. Jej pierwszy taniec
z Edwardem udaje się dlatego, że Bella staje na jego sto-
pach, tak że to on zawiaduje jej ruchami na parkiecie
12
.
152
De Beauvoir zauważyła, że zakochana kobieta dokonuje
próby „wskrzeszenia pewnej sytuacji, a mianowicie tej,
której doznała jako malutka dziewczynka pod opiekuń-
czym skrzydłem dorosłych"
13
.
Fizyczne upośledzenie Belli ma również inne znacze-
nia. Bohaterka czuje się obco w przestrzeni fizycznej,
a na sferę działania i sensu patrzy jakby zza wysokiego
ogrodzenia. Według de Beauvoir, dorastająca dziewczynka
rezygnuje z dominującego we wcześniejszym wieku
sposobu istnienia w ciele, sposobu określonego przez fi-
lozofa Edmunda Husserla (1859-1938) jako Ja mogę",
czyli koncentracji na ciele jako ośrodku życia i intencji.
Kiedy młoda kobieta uwewnętrznia i przyjmuje męskie
spojrzenie, uczy się, jak twierdzi de Beauvoir, patrzyć
na siebie jak na zdobycz. Jak w bajkach, kobieta staje się
„boginią", „fascynującym skarbem", „przecudnym fety-
szem", który pragną zdobyć mężczyźni
14
. We wszystkich
powieściach Bella często zauważa, że mężczyźni patrzą
na nią z pożądaniem. Męskie spojrzenie nadaje sens jej,
poza tym, pustemu istnieniu, dając jej miejsce w historii
właśnie tam, gdzie męskie działanie nadaje światu zna-
czenie. „(...) mężczyzna, którego spojrzenie ją wielbi",
pisze de Beauvoir, „dzięki niemu nicość staje się pełnią
bytu, a byt przeobraża się w wartość"
15
. Pozbawiona tego
spojrzenia kobieta oczywiście traci swoje istnienie; „nie-
obecność kochanka jest zawsze torturą, jest on bowiem
spojrzeniem, sędzią, a więc gdy patrzy na coś innego,
ona przestaje istnieć"
16
. Właśnie dlatego, kiedy Edward
opuszcza Bellę w drugim tomie, bohaterka zapada w stan
śmierci za życia, z którego wydobywają dopiero spojrze-
nie męskiego wilkołaka. Hipnotyzująca moc prozy Me-
yer polega między innymi na tym, że Edward, poza krót-
ką przerwą w drugim tomie, nigdy nie odwraca wzroku
153
od Belli, jego spojrzenie trwa nieprzerwanie. W świecie,
w którym zdolność do wzbudzenia męskiego pożądania
jest wciąż natrętnie przedstawiana jako główne źródło
wartości kobiety, Meyer daje młodym kobietom fantazję
o męskim spojrzeniu, które jest silne, stałe i wierne.
Kiedy zrozumiałam, że tezy wyrażone przez de Beau-
voir ponad pięćdziesiąt lat temu odnoszą się do prozy
Meyer, moja rodzicielska panika zamieniła się w przygnę-
bienie. Według francuskiej autorki, mit „wiecznej kobie-
cości" wcale nie był bezczasowy, tylko odnosił się do jej
czasów i jej otoczenia. Przecież sytuacja dziewcząt w Sta-
nach Zjednoczonych na początku XXI wieku nie może być
taka sama jak młodych Francuzek w 1949 roku!
17
Druga pleć w dwudziestym pierwszym wieku
Jest niewątpliwie prawdą, że prawne i obyczajowe pod-
stawy dyskryminacji kobiet uległy erozji. W raporcie
z 2006 roku „New York Times" donosi o „nowym podziale
płci" w oświacie: „kobiety stanowią dziś pięćdziesiąt
osiem procent osób nabywających wyższe wykształce-
nie w college'ach dwu- i czteroletnich, stanowią również
większość na dalszych etapach studiów, w tym w szko-
łach prawniczych i medycznych. Mężczyźni dostają
gorsze stopnie od kobiet", a do tego „kobiety częściej
zdobywają dyplomy z wyróżnieniem"
18
. Jesteśmy przy-
zwyczajone uznawać podporządkowanie kobiet za prze-
szłość. Jednak współczesna filozof Susan Bordo utrzy-
muje, że w nasyconej medialnie kulturze, w miarę jak
nacechowana płciowo władza zanika w prawie i polityce,
władza ta koncentruje się na kobiecym ciele i na proce-
sach, w wyniku których kobiety myślą o sobie w ten czy
inny sposób
19
.
154
Do sytuacji tej odnoszą się badania Mary Pipher,
znanej psycholog, autorki Reviving Ophelia („Ożywić
Ofelię"), książki, która dziesięć lat temu znalazła się
na pierwszym miejscu bestsellerów „New York Time-
sa". „Na początku okresu dojrzewania z dziewczynka-
mi dzieje się coś przerażającego", pisze Pipher. „Tracą
odporność psychiczną i optymizm, ciekawość świata
i zdolność do podejmowania ryzyka. Tracą osobowość
asertywnej, energicznej chłopczycy, a stają się bierne,
krytyczne wobec siebie i przygnębione. Zwierzają się
również, że są bardzo niezadowolone ze swoich ciał"
20
.
Jest to szczególnie dotkliwy cios dla matek o poglądach
feministycznych, ponieważ „wychowałyśmy nasze córki,
by były asertywne i pewne siebie (...), a wydają się po-
zbawione pewności siebie i troszczą się głównie o swoją
kobiecość"
21
. Wpajane przez nas ideały równouprawnie-
nia i równych szans, jak zauważa Pipher, są wyśmiewane
w świecie, w którym dominują „wartości śmieciowe", ta-
kie jak precyzyjnie zdefiniowany ideał kobiecego piękna.
Bycie atrakcyjną dla chłopców jest wciąż pierwszą okazją
do zaistnienia w świecie amerykańskiej nastolatki. W fil-
mach i telewizji kobiety są prawie zawsze przedstawiane
jego „półnagie idiotki"
22
, podczas gdy w domu i szkole
dziewczynkom wyraźnie mówi się, że mogą zostać, kim-
kolwiek zechcą. Pipher twierdzi, że młode kobiety muszą
poradzić sobie z tymi sprzecznościami, kiedy „nie mają
jeszcze odpowiednich zdolności poznawczych, emo-
cjonalnych i społecznych. Są sparaliżowane natłokiem
sprzecznych danych, których nie potrafią zinterpreto-
wać. Desperacko starają się rozwiązać nierozwiązywal-
ne zadanie i odnaleźć sens absurdalnej sytuacji"
23
. Wy-
maga to od nich ogromnego wysiłku. Pisząc o własnej
córce i jej przyjaciółkach, Pipher zauważa, że czasami
155
„wydawały się zdruzgotane (...). Wiele pewnych siebie,
przystosowanych społecznie dziewcząt zamieniało się
w żałosne, gniewne ofiary"
24
. Pisarka Lynn Philips po-
twierdza, że nie wystarczy przetrwać wiek dojrzewania,
by rozwiązać te konflikty. Młode kobiety opuszczające
dom, by rozpocząć studia, również trafiają do „środowi-
ska pełnego sprzecznych sygnałów"
25
. Tak zwana dobra
kobieta ma być nie tylko przyjemna w tradycyjnym sen-
sie (pasywna, dziecinna, uległa, skłonna do poświęceń),
ale również silna (czyli świadoma swojej wartości oraz
zdolna do realizacji swoich potrzeb seksualnych i swoich
ambicji)
26
.
To, czego młode kobiety dowiadują się o męskiej
seksualności, jest równie paradoksalne
27
. Z jednej strony
gwałciciele i mężczyźni bijący kobiety są uznawani za
patologiczne wyjątki. Z drugiej męski „naturalny popęd
seksualny jest nieodłącznie związany z przymusem i
agresją", w związku z czym młode kobiety „nie powinny
zaczynać, jeśli nie chcą iść na całość"
28
. Nawet dzisiaj
wiele kobiet uważa, że w kontaktach seksualnych tracą
prawo do podejmowania decyzji. Czują, że „oczekuje się
od nich zgody na każdą zachciankę partnera, a nawet
udawania podniecenia, by nie przeszkadzać mu w jego
przyjemności"
29
. Młode kobiety otrzymują więc dwa
rodzaje sygnałów o miłości heteroseksualnej. Pierwszy
rodzaj to wszechobecne reprezentacje ideału miłości,
która zwycięża wszystko - a w dodatku jest dla młodej
kobiety jedyną szansą zbawienia. Drugi rodzaj sygnałów
to deklaracje, że miłość rani i że kobiety nie mogą zbyt
wiele oczekiwać od mężczyzn, którzy są z Marsa, a nie
z Wenus
30
.
Nasuwa się wniosek, że mimo równouprawnienia
w sferze prawnej i politycznej, coraz silniejsza jest in-
156
fantylizacja kobiet jako przedmiotów męskiego pożą-
dania. Podczas gdy podporządkowanie kobiet zanikło
w sferze publicznej, utrzymało się ono w sferze prywat-
nej, a szczególnie w sferze intymnej, gdzie decydują się
losy naszych osobowości. Przekazy kulturowe dotyczą-
ce kobiecości są najeżone paradoksami, a w przestrzeni
wyobrażeniowej, w której młode kobiety definiują swoją
tożsamość, panuje straszliwy nieporządek.
Feministyczny podtekst
Geniusz Stephenie Meyer polega na tym, że uporządko-
wała ona tę wyobrażeniową przestrzeń i dała nastolat-
kom opowieść, która wydaje się godzić wszystkie wymie-
nione wyżej sprzeczności. Jak już wspomniałam, Bella
w dużej mierze odtwarza wzorce kobiecości pochodzące
z połowy ubiegłego wieku, natomiast nie powiedziałam
jeszcze, w jaki sposób odchodzi ona od tamtych wzorców.
Najbardziej zaskakujące w romansie Belli i Edwarda jest
nie to, że musi on powstrzymać chęć przegryzienia jej
tętnicy szyjnej, tylko fakt, iż to on, a nie dziewczyna, na-
kłada ograniczenia na ich kontakty erotyczne. Edward
wie, że jeśli utraci kontrolę nad swoim pożądaniem, jego
ukochana zginie, w związku z czym pozwala bohaterce
być stroną bez reszty ogarniętą pożądaniem. Edward re-
gularnie ją odtrąca, podczas gdy ona chce zedrzeć z niego
ubranie. Ostatecznie zgadza się na seks, ale tylko pod wa-
runkiem, że Bella wyjdzie za niego za mąż. Dowiadujemy
się, że dziewczyna została przez swoją matkę wychowana
„tak, że krzywiłam się na samą myśl o bukietach i białych
sukniach z bufami", ponieważ „ślub zaraz po szkole
średniej znajdował się na wyższym miejscu jej czarnej
listy niż wrzucanie żywych szczeniaków do wrzątku"
31
.
157
W końcu jednak Bella niemal jednocześnie osiąga peł-
noletność, kończy edukację, wychodzi za Edwarda dla
seksu i zachodzi w ciążę.
W przeprowadzanych przez Phillips wywiadach
ze studentkami wśród wypowiedzi o seksie i miłości bra-
kowało historii o męskiej odpowiedzialności za kobiecą
rozkosz i jej konsekwencje. Meyer oferuje swoim czytel-
niczkom właśnie tę brakującą historię, która niewątpli-
wie sprawia im wielką przyjemność i której one najwy-
raźniej oczekiwały. Pewna nastolatka, opowiedziawszy
mi o nieprzyjemnej sprzeczce z chłopcem w samocho-
dzie, dodała: „Chciałabym, żeby po prostu zrozumiał".
Edward rozumie. Wie, że seks jest dla Belli niebezpiecz-
ny. Z niezwykłą dokładnością i wrażliwością potrafi od-
czytać każdą oznakę radości lub niepokoju.
Mimo to Meyer nie daje młodym czytelniczkom jedno-
znacznie idyllicznej wizji kobiecego pożądania. Niektóre
fragmenty powieści sugerują, że autorka formułuje nie-
zwykle brutalną krytykę heteroseksualnej przyjemności
i macierzyństwa. Po pierwszym razie z wampirem łóżko
kochanków jest w ruinie, a ciało Belli pokryte sińcami.
Bohaterka zachodzi w ciążę, podczas której wampirze
dziecko wyniszcza jej ciało od wewnątrz; każde jego kop-
nięcie wywołuje krwotok wewnętrzny. Kiedy przyśpie-
szona ciąża doprowadza Bellę na skraj śmierci, aby nie
stać się „połamanymi, wykrwawionymi, sponiewieranymi
zwłokami", bohaterka pije ludzką krew, dostarczoną przez
lekarza-wampira, ojca Edwarda, ponieważ nic innego nie
może uspokoić „małego mordercy"
32
. Zamiast pozwolić
mu wygryźć się z brzucha matki, wampiry dokonują (swo-
im sposobem) cesarskiego cięcia, by ratować jej życie.
Gdy to nie pomaga, Edward jest zmuszony wstrzyknąć jej
swój jad, zamieniając ją tym samym w wampira.
158
W powieściach Meyer jest subtelny podtekst femini-
styczny, który zauważyłam dopiero po dłuższym czasie,
tak głęboko jest ukryty, zwłaszcza w pierwszych dwóch
częściach. Bella ogłasza w Zmierzchu, że „nie lubi hipo-
krytów" i sprawdza w wypracowaniu, „czy Szekspir nie
był mizoginem, analizując sposób, w jaki przedstawia po-
stacie kobiece", co w subtelny sposób zaprasza do takiego
samego pytania wobec Meyer
33
. Później dowiadujemy się
również, że Bella chce zostać wampirzycą nie tylko po to,
by nie być starszą od Edwarda i by żyć z nim w wiecznej
rozkoszy, ale również dlatego, że w świecie wampirów
obie płci są traktowane tak samo. Wampirzyce nie oka-
zują uległości wobec wampirów, są one również obdarzo-
ne takimi samymi nadludzkimi zdolnościami. Rosalie,
wampirza siostra Edwarda, jest z całej rodziny najlepsza
w pracach mechanicznych. Wampirzyce są wyraźną od-
powiedzią na skargę Belli z zakończenia Zmierzchu:
„W każdym związku [damsko-męskim] potrzebna jest
pewna równowaga. Nie może być tak, że tylko jedna stro-
na bez przerwy ratuje drugą. Obie muszą się ratować.
(...) Nie mogę zawsze grać roli ukochanej Supermana.
(...) Też chcę być Supermanem"
34
. Również czytelniczka,
znudzona kolejnymi scenami ratowania Belli, chciałaby
jakiejś odmiany. „Chciałam (...) być kimś silnym,
potężnym", wyznaje Bella
35
. „Poczekaj tylko, aż będę
wampirem! Następnym razem nie będę siedzieć bez-
czynnie w kącie"
36
.1 choć przeobrażenie Belli jest próbą
ognia (niemal dosłownie, bo towarzyszy mu palący ból),
nie prowadzi ono do rozczarowania. Bella triumfalnie
powraca do swojego ciała, by po husserlowsku powie-
dzieć Ja mogę". „Stanęłam wyprostowana, gdy tylko
pomyślałam, że nie ma już potrzeby kucać", zachwyca
się bohaterka. „A właściwie nie stanęłam, tylko od razu
159
stałam, jak gdybym w ogóle się nie poruszyła, a moja po-
przednia pozycja była tylko złudzeniem. Pomiędzy sfor-
mułowaniem rozkazu a jego wykonaniem nie było żadnej
zauważalnej przerwy"
37
. Jako wampirzyca Bella okazuje
się silniejsza i szybsza od Edwarda. „(...) w końcu ją po-
czułam - kryjącą się w moich kończynach ogromną, nie-
pojętą siłę. Nagle zyskałam pewność, że gdybym tylko
zapragnęła wykopać pod ziemią tunel - czy to przegry-
zając skały, czy to miażdżąc je własnymi dłońmi - nie
zabrałoby mi to aż tak wiele czasu"
38
. Edward nie musi
już nosić Belli jak dziecka, bohaterka potrafi biegać
po lasach razem z nim: „I tak, bynajmniej nie trzymając
się w tyle, lecz najzwyczajniej w świecie biegnąc z nim
ramię w ramię, gnałam przed siebie poprzez zieloność
leśnej gęstwiny. (...) Czekałam, aż się zasapię, ale od-
dychałam miarowo bez żadnego wysiłku. Czekałam, aż
zabolą mnie mięśnie, ale złapawszy rytm, odnalazłam
w sobie jeszcze większe pokłady siły. Moje sprężyste
kroki się wydłużyły i wkrótce to Edward miał trudności
z tym, żeby mnie dogonić. Kiedy zobaczyłam, że zostaje
w tyle, znowu radośnie się zaśmiałam"
39
. Ta sprawność
fizyczna jest przede wszystkim sygnałem zmiany egzy-
stencjalnej: „Teraz i ja byłam w tej bajce razem z nim",
triumfalnie oznajmia Bella, a czytelniczki wzdychają
z ulgą
40
. Pod koniec powieści, w scenie wielkiego starcia
dobra ze złem, życiem i śmiercią, to właśnie Bella, a nie
mężczyźni, doprowadzi do zwycięstwa.
Cena istnienia
Pociesza fakt, że historia Belli nie kończy się tak jak ba-
śnie - oto pocałunek przywraca księżniczkę do życia, któ-
re zaczyna się od ślubu w pałacu księcia. Co więcej, sce-
160
nariusz baśniowy zamienia się u Meyer w koszmar, kiedy
wampirzy płód zaczyna zabijać Bellę od środka. Niszczą-
ca miłość, po długich i ciężkich cierpieniach, przeistacza
się w końcu w miłość, którą de Beauvoir określiłaby jako
autentyczną, miłość pomiędzy dwoma równorzędnymi
i wolnymi osobami. Tragiczne kobiece samowyobcowa-
nie udaje się pokonać, przechodząc przez nie. Meyer po-
rządkuje sprzeczne scenariusze kobiecej bierności i siły,
czystości i pożądania, niewinności i odpowiedzialności,
zależności i autonomii - tworząc opowieść, w której jed-
no prowadzi w końcu do drugiego.
Wkroczywszy w dorosłe życie, stając wobec tego, co de
Beauvoir nazwała „bytem względnym", młoda kobieta
może uznać, że „nie ma dla niej innego wyjścia, prócz
zatracenia się ciałem i duszą w mężczyźnie, który został
jej wskazany jako absolut, jak to, co najistotniejsze"
41
.
Ekstaza związana z tym procesem nie jest jednak maso-
chistyczna: „Gorąca wola zależności może jej się nawet
wydać wyrazem własnej wolności"
42
. Pod tym paroksy-
zmem poświęcenia, który de Beauvoir nazywa „marze-
niem o samounicestwieniu", kryje się „przemożna chęć
istnienia", gdyż kobieta, „oddając się całkowicie swemu
bożyszczu, spodziewa się, że dzięki niemu posiądzie jed-
nocześnie siebie samą i cały świat, który jest w nim za-
warty"
43
.
W powieściach Meyer przygnębia powtórzenie tej sta-
rej obietnicy: uznaj swój status ofiary, przedmiotu, a od-
zyskasz wolność jako podmiot, jako miejsce działania
i sensu. Szukaj swojego istnienia w oczach suwerennego,
męskiego podmiotu, a odnajdziesz je tam. W tym dawnym
scenariuszu bohaterka zostaje rzucona w przepaść. Nie
wiemy, co stanie się ze Śpiącą Królewną, Kopciuszkiem
albo Królewną Śnieżką po pocałunku i ślubie - „szczę-
161
ście", które odnajdują, jest niewiadomą, jak śmierć. Wie-
my natomiast, co stanie się z Bellą, po tym jak zostaje
dosłownie rozerwana przez pożądanie innych. Meyer
obiecuje kobietom zmartwychwstanie i przeistoczenie
w pełnoprawne uczestniczki nadludzkich dramatów,
suwerenne miejsce w świecie ludzi silnych - łatwo wy-
obrazić sobie samą Meyer, jak pisze własne zmartwych-
wstanie, jak wpisuje siebie z powrotem w istnienie. Wi-
dać tu pewną niezgodność pomiędzy obietnicą składaną
czytelniczce i działaniem samej pisarki. Meyer wchodzi
w świat sławy i uznania, wydobywa się z czyśćca ko-
biecego nieistnienia, ale nie czyni tego poprzez poświę-
cenie, nie pozwala innym wyssać z siebie krwi. Zmar-
twychwstanie kobiety dokonuje się raczej poprzez ciężką
pracę, poprzez twórczy wysiłek autorki, która pisze sie-
bie. Jak jednak otworzyć drzwi kobiecej wyobraźni dla
młodych czytelniczek, aby znalazły drogę do siebie, nie
przechodząc przez tradycyjny scenariusz kobiecej ani-
hilacji? Czy naprawdę konieczne jest wykorzystanie tra-
dycyjnych, mizoginicznych metafor? Jeśli tak, to Meyer
może sobie pogratulować świetnej powieści. Musimy
jednak pamiętać, że pisarka powtarza starą obietnicę, iż
droga do sensu życia wiedzie poprzez poświęcenie sie-
bie dla innych, poprzez złożenie siebie w ofierze jednej
z tych niezwykłych istot, które samodzielnie przeżywają
przygodę życia. Tym samym autorka powtarza naszym
córkom obietnicę, którą kiedyś składano naszym mat-
kom. Właśnie dlatego sukces jej powieści można uznać
za powód do rozpaczy.
ROZÓZU
I
jeóenasty
Edward Cullen i Bella Swan:
postać bajroniczna i feministyczna?
Abigail E. Myers
Wysoki. Blady. Przystojny. Wszystkie te przymiotniki
opisują nie tylko Edwarda Cullena, postać z cyklu
Zmierzch, ale również tradycyjnego bohatera bajro-
nicznego, którego znamy z literackiego kanonu. Ste-
phenie Meyer, absolwentka anglistyki na uniwersyte-
cie Brigham Young, nazwała Edwarda na cześć Edwar-
da Ferrarsa z Rozważnej i romantycznej Jane Austen
(1775-1817) oraz Edwarda Rochestera z Dziwnych
losów Jane Eyre Charlotte Bronte (1816-1855) - obie
postacie to bohaterowie bajroniczni. Szczególne podo-
bieństwo widać pomiędzy bohaterem Meyer i Edwar-
dem Rochesterem z Jane Eyre.
Rochester od dawna jest opisywany jako bohater bajro-
niczny, archetypowa postać stworzona przez George'a Gor-
dona, lorda Byrona (1788-1824)
1
. Sam lord Byron żył jak
postać, którą przedstawił w dziełach takich jak Don Juan
(1818) i Wędrówki Czajld Harolda (1924). Czy Edward
Cullen jest bohaterem bajronicznym? A jeśli tak, to cze-
163
go możemy dowiedzieć się o Belli, porównując ją z Jane
Eyre? Odpowiedzi na te pytania powiększą naszą wie-
dzę o obu bohaterkach, umieszczając je w odpowiednich
tradycjach literackich. Czy Meyer próbuje odtworzyć
bohatera bajronicznego dla publiczności żyjącej w XXI
wieku?
Tylko raz jest się młodym, ale bajronicznym można
być na zawsze
Słownik terminów literackich, Oxford Dictionary of
Literary Terms, definiuje bohatera bajronicznego jako
„buntownika, zadręczającego się wyrzutka, dumnie od-
rzucającego normy społeczne, lecz cierpiącego z powodu
jakiegoś skrywanego grzechu"
2
. Jest to mężczyzna inteli-
gentny, namiętny i wybitny pod każdym względem (rów-
nież wyglądu), a jednocześnie cierpiący, tajemniczy, nie-
przewidywalny i pełen pogardy dla autorytetów. Innymi
słowy, jest to „podejrzany typ", przed którym ostrzegają
nas matki. Belli natomiast matka nie ostrzega, bo zbyt
zajęta jest lataniem za jakimś podejrzanym baseballistą
z drugiej ligi. Ale to nieważne.
Lord Byron, charakteryzowany jako „człowiek skom-
plikowany, lubiący opisywać swoje komplikacje", wła-
snym życiem i osobowością często antycypował swoje
dokonania artystyczne
3
. Fakt, że od jego nazwiska pocho-
dzi termin literacki, dowodzi innowacyjności poezji By-
rona, a szczególnie jego uznanych za klasyczne poema-
tów epickich. Byron znany był ze swego buntowniczego
charakteru i licznych podbojów erotycznych, uwielbienia
dla wystawnych przyjęć i pięknych kobiet oraz z nieco
kuriozalnej decyzji, podjętej pod koniec życia, by wziąć
udział w greckiej wojnie o niepodległość. Dla kogoś, kto
lubi epickie poematy, najlepszą rekomendacją są Wę-
164
drówki Czajld Harolda, najczęściej cytowany przykład
utworu z bohaterem bajronicznym. Świetnie ilustruje
to poniższy cytat z poematu:
Żył ongi pewien młodzian w Albionie
Któremu rozkosz z cnót nie biła szczera;
Dzień po dniu w samych bezeceństwach tonie
I Nocy uszy drzemiące rozdziera;
Bezwstydna iście była zeń kozera,
Do biesiad tylko i żartów bezbożnych...
Niczemu w świecie serca nie otwiera
Prócz dla urwiszów i dziewek nałożnych,
Hulaszczych wyuzdańców, tak niskich, jak możnych.
(...)
Lecz w najweselszej nieraz krotochwili
Cień jakiś mignął na Harolda czole,
Wspomnienie krzywdy, którą go zranili,
Lub oszukanej namiętności bolę.
Nie badał tego nikt w przyjaciół kole,
Bo w nim nie było tej duszy prostaczej,
Co gdy się zwierzy, dźwiga lżej swą dolę;
U druhów rady zasięgnąć nie raczy
Ni szukać ukojenia w największej rozpaczy.
(Pieśń pierwsza, II, VII)
4
Przeł. Jan Kasprowicz
Czy to nam nie przypomina kogoś, kogo znamy? Ko-
goś, kto w nocy jest niegrzeczny, lubi szybkie samochody,
ma kłopoty z samokontrolą i jeszcze jakieś „śmiertelne
zemsty" na sumieniu? Poemat Byrona świetnie opisuje
Edwarda Cullena z powieści Meyer, mimo że powstał sto
osiemdziesiąt lat wcześniej niż saga Zmierzchu. Opisy bo-
165
hatera bajronicznego często sugerują nie wprost, że jest
on nieśmiertelny, podobnie jak bohater powieści Meyer.
Nadanie Edwardowi cech postaci bajronicznej sprawia,
że jest on podwójnie nieśmiertelny - jako bohater bajro-
niczny i jako wampir. Dzięki temu docieramy do głęb-
szego poziomu znaczenia w powieściach, które czytane
są przez większość nastoletnich czytelniczek w Stanach
Zjednoczonych.
Dlaczego bohater bajroniczny jest złym szefem
Edward Rochester. Samo nazwisko wywoływało wes-
tchnienia u wielu pokoleń czytelniczek nieśmiertelnej
powieści Dziwne losy Jane Eyre, napisanej przez Char-
lotte Bronte, a wydanej po raz pierwszy w 1847 roku pod
pseudonimem Currer Bell. Historia biednej, wrażliwej
guwernantki, która zakochuje się w swoim mrocznym,
tajemniczym, udręczonym pracodawcy (czy widzimy
tu już pewien wzorzec fabularny?), jest jednym z kluczo-
wych dzieł powieści wiktoriańskiej, inspiracją dla licz-
nych filmów, komiksów oraz współczesnych romansów
5
.
Dlaczego wciąż warto tworzyć imitacje Edwarda Ro-
chestera, bohatera bajronicznego? Powinnaś przeczytać
Jane Eyre, ale jeśli nie masz czasu, bo stoisz w kolejce
na premierę Księżyca w nowiu, poniżej znajdziesz małe
streszczenie
6
.
Jane, która jest narratorką powieści, uczy się w szkole
dla osieroconych dziewcząt, a po jej ukończeniu rozpo-
czyna pracę jako guwernantka Adeli, jedynaczki miesz-
kającej we wspaniałej rezydencji Thornfield. (Uwaga:
młoda kobieta lubiąca książki rozpoczyna nowe życie
z dala od domu, pozbawiona przyjaciół, odczuwając jed-
nocześnie ekscytację i lęk. Czy to nie brzmi znajomo?)
166
Jane Eyre dowiaduje się, że właściciel rezydencji rzad-
ko do niej przybywa. Większość czasu bohaterka spę-
dza z Adelą i ze służbą. Podczas przechadzki natrafia
na mężczyznę, który ma wypadek podczas jazdy konnej;
jest to Edward Rochester, ojciec Adeli i właściciel Thorn-
field. Niemal od razu Jane Eyre czuje w jego obecności
zmieszanie i pragnienie więzi: „Ale i tak dostatecznie
groźnie wyglądał, oparty potężną głową o tył wyścieła-
nego fotela, gdy światło ognia padało na jego jak z gra-
nitu wykute rysy i wielkie, ciemne oczy, w których głębi
jawiło się chwilami coś, co jeśli nie było błyskiem łagod-
ności, to przynajmniej łagodność przywodziło na myśl"
7
.
Edward Rochester nie traci czasu, tylko od razu
ostrzega Jane przed sobą:
Więc niechże pani uwierzy moim słowom: nie jestem
żadnym niegodziwcem, tego niech pani nie przypusz-
cza, nie przypisuje mi jakichś takich szczytów złego;
ale szczerze w to wierzę, że wskutek raczej okoliczności
niż wrodzonych skłonności jestem zwykłym, pospolitym
grzesznikiem, wytartym we wszelakich drobnych i mar-
nych rozrywkach, jakimi bogaci nicponie starają się
zapełnić życie. (...) Poprawa mogłaby być uleczeniem;
a ja byłbym zdolny do poprawy, jeszcze by mi starczyło
siły, gdyby... lecz na cóż się przyda myśleć o tym, gdy
się jest skrępowanym, obciążonym, przeklętym, tak jak
ja jestem? Zresztą, skoro szczęście zostało mi nieodwo-
łalnie wzbronione, mam prawo do przyjemności życia
i będę je miał, mniejsza o to, jakim kosztem
8
.
Oczywiście, usłyszawszy coś takiego, Jane Eyre czuje,
że jej serce bije jak szalone, i w zakończeniu powieści bo-
hater i bohaterka wyznają sobie miłość na wieczne czasy.
167
Oto problem: Jane to grzeczna dziewczynka, a Rochester
to niegrzeczny chłopiec. Bardzo niegrzeczny, podejrzany
typ. Nie chcę zepsuć przyjemności tym, które stoją w ko-
lejce do kina, dodam więc tylko, że Jane odkrywa strasz-
ną tajemnicę Rochestera (każdy bohater bajroniczny
ma straszną tajemnicę), a potem każe mu tę tajemnicę
rzucić
9
. Tak jej zależy na tym, by Edward jej posłuchał,
że ucieka z Thornfield, bez pieniędzy i planów na przy-
szłość. Opuszczając przed świtem posiadłość, myśli tak:
„Ten dobry pan, który teraz nie może spać, niecierpliwie
wyczekuje dnia. Przyśle po mnie rano, lecz mnie już nie
będzie. Każe mnie szukać - na próżno. Poczuje, że jest
opuszczony; że odrzucono jego miłość; będzie cierpiał,
może popadnie w ostateczną rozpacz. I o tym też po-
myślałam. Ręka moja sięgnęła po klamkę; cofnęłam
ją i przesunęłam się dalej"
10
. Silna kobieta, co? Słodkie
i niewinne dziewczęta nie uciekają w ten sposób. Grzecz-
ne dziewczynki mają stać u boku mężczyzny albo czekać
na niego jak Bella w Księżycu w nowiu. Ale Jane Eyre
nie jest taką dziewczynką.
Jane Eyre: ostra nauczycielka, uciekająca panna
młoda, bohaterka feministyczna
We wstępie do Jane Eyre Sandra M. Gilbert i Susan Gubar
piszą, że w powieści tej „pewna swojej racji narratorka
mówiła z zaskakującym w swoich czasach autorytetem
o kobiecym pragnieniu wolności"
11
. Sama Jane od dawna
jest opisywana jako postać rewolucyjna w literaturze, zu-
pełnie nowy typ bohaterki, którą dzisiaj nazwano by fe-
ministką. Ale czy na pewno?
Jane rozpoczyna pracę guwernantki po opuszczeniu
szkoły dla dziewcząt, w której panowała surowa dyscy-
168
plina i staromodne zasady. Wybór zawodu bohaterki był
dość typowy dla młodych kobiet w XIX wieku. Również
koleje jej życia są zgodne z konwencjami panujący-
mi w tamtych czasach. Jane Eyre opanowała delikatne
sztuki kobiece - rysunek, grę na fortepianie, szycie itd.
Współczesna publiczność inaczej wyobraża sobie boha-
terki feministyczne: agentka Scully, Hermiona Granger,
Laura Roślin, a nawet Bridget Jones czy Carrie Brad-
shaw nie przypominają wcale dziewiętnastowiecznych
guwernantek. Dziś bohaterka feministyczna ma być
osobą praktyczną, silną, walczącą albo przynajmniej ro-
biącą karierę i bogatą, a nie przestraszoną introwertycz-
ką, która nie wyjdzie z domu bez kapelusza. Jane Eyre
można jednak uznać za postać feministyczną, ponieważ
niezłomnie wierzy w swoje zasady etyczne (nie słucha-
jąc złego mężczyzny, który chce ją zwieść na złą drogę),
wierzy w wartość wykształcenia i nauki, pragnie sama
się utrzymywać oraz jest lojalna wobec swoich przyja-
ciół. Odmawia na przykład, kiedy Rochester namawia
ją, by została z nim mimo jego straszliwej tajemnicy.
Ach, gdyby tylko Bella też była taka mądra. Jane wie,
że wspólne życie z Rochesterem oznaczałoby zdradę jej
zasad moralnych, choć jednocześnie trudno jej opuścić
ukochanego mężczyznę.
Ja sama dbam o siebie. Im samotniejsza jestem, im
mniej będę miała przyjaciół i oparcia, tym bardziej
strzec będę własnej godności. Trzymać się będę prawa
nadanego przez Boga, uznanego przez ludzi. Trzymać
się będę zasad przyjętych przeze mnie, gdy byłam przy
zdrowych zmysłach, a nie szalona jak w tej chwili. Pra-
wa i zasady nie są stworzone na okresy wolne od pokus,
ale na takie właśnie chwile jak obecna, gdy ciało i dusza
169
buntują się przeciw ich surowości; są surowe, lecz nie
będą pogwałcone. Gdybym dla osobistych względów mo-
gła je złamać, jakaż byłaby ich wartość? Mają wartość
- zawsze w to wierzyłam
12
.
Co więcej, kiedy Jane dowiaduje się, że musi zaczynać
od zera, spokojnie przygotowuje się do znalezienia pracy.
„O tak, i bardzo", odpowiada zapytana, czy jest „uczona
w książkach". „Byłam [w szkole] przez osiem lat"
13
. Zapy-
tana jednak, jaką pracę potrafi wykonywać, prosi: „Niech
mi pan wskaże, gdzie mam pracować albo jak mam szu-
kać pracy, o to tylko proszę; a wtedy niech mi pan pozwoli
pójść do najskromniejszej choćby chaty; do tego czasu
jednak niechaj mi pan pozwoli pozostać tutaj: boję się
jeszcze jednej okropnej próby bezdomności i głodu. (...)
Będę krawcową, robotnicą, służącą, piastunką, jeżeli nie
mogę być czymś lepszym"
14
. Kiedy otrzymuje propozycję,
by uczyć w wiejskiej szkole dla dziewcząt, zastanawia się:
„Istotnie, skromnie się przedstawiał, ale dawał zaciszne,
bezpieczne schronienie, a tego potrzebowałam. Wymagał
twardej pracy, ale w porównaniu ze stanowiskiem na-
uczycielki w domu bogatych ludzi dawał niezależność; tak
się lękałam zależności od obcych, a tu nie groziło mi ani
poniżenie, ani upokorzenie"
15
. Wypowiedzi bohaterki po-
twierdzają, że jest dumna ze swojego wykształcenia, a jej
najważniejszym celem jest niezależność. Bella posiada
niektóre z tych cech, na przykład nie pozwala ojcu kupić
sobie samochodu po przybyciu do Forks, potrafi również
samodzielnie podróżować pomiędzy stanem Waszyngton
a Arizoną. Nawet jej zainteresowanie Edwardem sugeruje,
że Bella chce być niezależna.
Wreszcie, podobnie jak wszystkie prawdziwe bohater-
ki feministyczne, Jane Eyre jest zawsze lojalna wobec
170
swych przyjaciół, podobnie jak Bella (Jacob - czy trzeba
mówić więcej?). Kiedy Jane otrzymuje zaskakującą wia-
domość, że odziedziczyła fortunę po wuju, którego nigdy
nie spotkała, znacznie bardziej interesuje ją fakt, iż ro-
dzina Riversów, u której mieszkała po ucieczce z Thorn-
field, również jest z nią spokrewniona. Bohaterka posta-
nawia podzielić się fortuną z resztą rodziny, mimo ich
nalegań, by zatrzymała pieniądze dla siebie: „Nie mo-
głabym się wyrzec cudownej przyjemności, która mi się
uśmiechnęła, przyjemności odpłacenia wielkiego długu
i pozyskania sobie przyjaciół na całe życie. (...) A pan
(...) nie może sobie wcale wyobrazić, jak ja tęskniłam
za siostrzaną i braterską miłością. Nigdy nie miałam ro-
dzinnego domu, nigdy nie miałam sióstr ani braci. Muszę
ich mieć, chcę ich mieć teraz (...)"
16
. Choć najgroźniejszą
bronią Jane Eyre mogą być jej ołówki i wykształcenie
odpowiadające dzisiejszej szkole średniej, wciąż można
ją interpretować jako bohaterkę feministyczną, godną
przeciwniczkę bajronicznego niegrzecznego chłopca,
jakim jest Edward Rochester. Mimo że nieobojętne mu
są zepsute i puste ślicznotki, które spotyka na balach
(Blanche Ingram), ostatecznie jego serce zdobywa posia-
dająca silną wolę i ceniąca samodyscyplinę Jane Eyre.
W Dziwnych losach Jane Eyre grzeczne dziewczynki
zwyciężają na wszystkich frontach, zdobywając bogac-
twa materialne, koneksje rodzinne, miłość romantyczną
oraz satysfakcję moralną i intelektualną.
Co to wszystko ma jednak wspólnego z sagą Zmierz-
chu? Pokazane już zostały powierzchowne podobieństwa
pomiędzy postaciami z powieści Charlotte Bronte i Ste-
phenie Meyer. Sprawdźmy jednak dokładniej, jak mło-
dzież z Forks daje się porównać z bezczasowymi posta-
ciami Bronte.
171
Bohater bąjroniczny: teraz dostępny w lepszej,
błyszczącej wersji
Edward staje się przedmiotem romantycznego zainte-
resowania Belli już w pierwszych rozdziałach powie-
ści. Trudno nie zwrócić uwagi na faceta, który chodzi
ponury i nie je w szkolnej stołówce, a w dodatku przy-
jeżdża do szkoły sportowym samochodem, podczas gdy
jego koledzy jeżdżą furgonetkami. Czy taki ktoś pasuje
do wzorca bohatera bajronicznego? A czy wampiry
piją krew? Jak już wspomniałam, bohater bąjroniczny
ma również dobre cechy. Jest niezwykle inteligent-
ny, więc Edward musi oszałamiać swoją znajomością
biologii, kiedy pracuje z Bellą w parze podczas zajęć
w laboratorium
17
. Bohater bąjroniczny jest odważny,
więc Edward musi uratować Bellę przed wypadkiem
samochodowym
18
. A kiedy się czymś zainteresuje, czyni
to w sposób namiętny, jak przyznaje Edward w rozmo-
wie z Bellą:
- Czemu nie chciałeś wyjechać?
19
- Jestem... jestem nieswój, kiedy... nie ma cię w pobli
żu. - Gdybym stała, zmiękłyby mi kolana. - Nie kpiłem,
prosząc w czwartek, żebyś nie wpadła do oceanu lub pod
samochód. Cały weekend martwiłem się o ciebie
20
.
Bohaterowie bajroniczni są również niebezpieczni
- tak niebezpieczni, że lubią wywnętrzniać się i opowia-
dać o tym, jacy są niebezpieczni. Zupełnie jak Czajld
Harold i Edward Rochester! Nie ukrywają oni, że są od-
mienni, raczej zachwycają się tym, opowiadają i piszą
o tym, rozsiewają o sobie plotki. Edward Cullen również
tak postępuje:
172
-Nie pojmujesz, Bello? To, że ja się zadręczam,
to jeszcze nic takiego, ale jeśli i ty jesteś zaangażowa-
na uczuciowo... - Spoglądał teraz na jezdnię, a mówił
tak szybko, że trudno mi było za nim nadążyć. - Nawet
nie chcę o tym słyszeć - rzucił cichym, acz stanowczym
głosem. - Tak nie może być. To niebezpieczne. Ja jestem
niebezpieczny. Wbij to sobie do głowy, dziewczyno
21
.
Taki bohater jest doskonałą kopią Edwarda Roche-
stera.
Ponieważ bohater bajroniczny musi mieć straszną
tajemnicę, Edward Cullen okazuje się stuletnim wam-
pirem. Zrzuca z siebie ten ciężar wcześniej niż Roche-
ster. Nagroda należy się również Belli, która zaczęła się
czegoś domyślać wcześniej niż Jane Eyre:
- Szukałam informacji w internecie.
-1 twoje podejrzenia się potwierdziły? - Gdyby nie za-
ciśnięte kurczowo na kierownicy dłonie, można by było
pomyśleć, że nic go to nie obchodzi.
- Nie. Nic nie układało się w logiczną całość. Roiło się
tam od różnych głupot. Aż w końcu... - urwałam.
- Co w końcu?
- Doszłam do wniosku, że to i tak nie ma znaczenia -
wyszeptałam.
- Nie ma znaczenia? - powiedział takim tonem, że pod
niosłam wzrok. Twarz Edwarda nareszcie zdradzała
jakieś uczucia: niedowierzanie z niewielką domieszką
gniewu.
- Nie - odparłam pogodnie. - Nie obchodzi mnie to,
kim jesteś.
- Nawet jeśli nie jestem człowiekiem? - prychnął
z sarkazmem. - Jeśli jestem potworem?
22
173
Oczywiście tajemnica Edwarda nie jest aż tak strasz-
na, gdyż jest on „wegetarianinem", podobnie jak reszta
rodziny, która żywi się krwią zwierząt zabijanych podczas
polowań w lasach wokół Forks. Nie oznacza to jednak,
że Edward i jego rodzina nie interesują się krwią ludz-
ką. Przebywanie wśród ludzi jest dla wampirów wielkim
wyzwaniem, a jedynym wyjątkiem jest „ojciec" rodziny,
Carlisle Cullen, który ma najsilniejszą samokontrolę spo-
śród wszystkich wampirów-wegetarian. Daje tego dowód
podczas przyjęcia urodzinowego Belli w Księżycu w no-
wiu, kiedy ta zacina się nożem
23
.
Bella jest dla Edwarda największym wyzwaniem.
Mimo że chce ją chronić i kochać na ludzki sposób, nie
opuszcza go pragnienie jej krwi (czyli pragnienie jej
śmierci i przeobrażenia jej w wampira). Jak tłumaczy
w czternastym rozdziale Zmierzchu, trafnie zatytułowa-
nym „Siła woli", musi się uczyć samokontroli w obecno-
ści Belli, by oboje mogli cieszyć się czymś, co przypomi-
na związek dwojga ludzi
24
. Bohater bajroniczny nie może
jednak zerwać z przeszłością, walcząc z nią dosłownie
i w przenośni, pojawia się bowiem grupa zdecydowanie
niewegetariańskich wampirów (James, Laurent, Victo-
ria). Edward zwycięża jednego z nich, Jamesa (kochanka
Victorii), i pozwala, by dobili go jego „bracia", Emmett
i Jasper
25
. Edward może się wydawać ucieleśnieniem do-
brych manier i samokontroli Belli, zwykłemu człowieko-
wi, lecz w starciu z wampirami ujawnia się jego morder-
cza siła i bezwzględność, co nie umyka oczywiście uwagi
bohaterki w zakończeniu Zmierzchu.
Wyraźnie mamy tu do czynienia z bohaterem obcią-
żonym winą tragiczną, który nawet nie próbuje się kon-
trolować, kiedy nie ma przy nim Belli
26
. Co na to ona,
ta nieustraszona kochanka wampirów, a później także
174
ich żona i matka? Czy jest bohaterką feministyczną zna-
ną z tradycji rozpoczętej przez Jane Eyre? Przyjrzyjmy
się przykładom.
Czy można być feministką, gdy ma się męża
wampira?
Bella jest dla feministek zagadką. Jest wykształcona, nie-
zależna, konsekwentna w realizacji swoich pragnień, zu-
pełnie jak Jane Eyre. Bella czyta nawet Wichrowe wzgó-
rza*. Samotnie wyrusza na koniec świata, opuszczając
matkę, którą kocha i która jest dla niej dobra. Choć Bella
ma wiele powodów, by rzucić Edwarda, nieugięcie trwa
u jego boku, mimo że kończy się to dla niej wampirzym
ugryzieniem i przeobrażeniem w piękną i straszną wam-
pirzycę. Są to niewątpliwie cechy wspaniałej bohaterki
feministycznej, dowody determinacji, niezależności oraz
siły uczuć, które czynią z Belli wzór dla młodych kobiet
w XXI wieku.
A jednak krytyka literacka, błogi, jak również pisząca
te słowa, mają liczne zastrzeżenia do Belli jako femini-
stycznego wzorca dla młodych (i szczerze mówiąc, także
starszych) kobiet, które namiętnie czytają powieści Me-
yer. Przekonujące (i bardzo śmieszne!) uwagi ma na przy-
kład Cleolinda Jones, autorka niezwykle popularnego
błoga zawierającego komentarze i alternatywne wer-
sje sagi. Na przykład w Księżycu w nowiu Bella spędza
dużo czasu z Jacobem Blackiem po zniknięciu Edwar-
da, wydarzeniu, które doprowadza ją do depresji i my-
śli samobójczych. Kiedy Jacob chwali się jej motorami,
które chce odremontować (Bella może popełnić samo-
bójstwo na harleyu!), Bella stwierdza, że „bez chromo-
somu Y nigdy nie będę w stanie w pełni zrozumieć" jego
175
ekscytacji
27
. Cleolinda Jones odpowiada sarkastycznym
komentarzem: „Bo dziewczyny nie rozumieją czegoś tak
wspaniałego jak motory. Chyba że starają się zabić"
28
.
Ta nieprzyjemna uwaga jest świetnym przykładem kon-
fliktu pomiędzy Bellą a feminizmem: Edward stał się dla
bohaterki sensem istnienia. Poza ukochanym w jej życiu
nie ma żadnych zainteresowań ani namiętności. Po po-
wrocie Edwarda, na końcu Księżyca w nowiu, Bella na-
tychmiast odrzuca sympatię i przywiązanie okazywane
jej przez Jacoba
29
. Jej przyjaźnie z koleżankami ze szkoły
są powierzchowne i szybko zostają zapomniane; tylko
dwie przyjaciółki zaprosiła na ślub w tomie Przed świ-
tem, a potem w tekście nie pojawia się już żadna. Nawet
związek łączący Bellę z jej niezaradnym, ale kochającym
i dobrym ojcem, musi ulec zerwaniu. Inaczej niż Jane
Eyre, Bella nie dzieli się swoimi osiągnięciami z przyja-
ciółmi i rodziną; liczy się tylko Edward.
Najbardziej niepokoi to, że Bella bezwarunkowo ak-
ceptuje wszystkie najgorsze wady Edwarda. Oczywiście
trudno mu coś poradzić na to, że jest wampirem, a poza
tym świetnie kontroluje on swoje wampirze instynk-
ty. Jak jednak zauważa Jones i inne krytyczki, związek
Edwarda i Belli niepokojąco przypomina to, co w praw-
dziwym świecie nazywamy przemocą i wykorzystywa-
niem. Edward ma na przykład niemiły zwyczaj zakrada-
nia się do jej sypialni, kiedy Bella śpi. Większość kobiet,
gdyby się o czymś takim dowiedziała, albo zadzwoniłaby
na policję, albo od razu odstrzeliłaby „gościa" z trzy-
manego pod poduszką pistoletu. Edward nie zachęca
również Belli do pielęgnowania dawnych przyjaźni
i zainteresowań, co więcej, jest bardzo zazdrosny nawet
o rozmowy Belli z innymi mężczyznami. Potrafi tylko po-
wtarzać, że jest „niebezpieczny", i każe Belli wszędzie
176
za sobą chodzić. Kiedy Edward przyznaje się wreszcie
do kłamstwa, na którym opiera się niemal cała intryga
w Księżycu w nowiu, jest obrażony, że Bella nie chce mu
od razu uwierzyć. Jones sarkastycznie komentuje ten
fakt: „Denerwuje mnie, jak Edward się gniewa, że Bella
nie chce mu uwierzyć. «Co? Właśnie się okazało, że sady-
stycznie cię okłamywałem i doprowadziłem do depresji,
a ty mi teraz nie ufasz?»"
30
. Tak samo jak nasz lokalny
bohater bajroniczny, Bella ma swoje dobre cechy, ale
nie jest bohaterką, którą stawiałybyśmy za wzór naszym
córkom. Trudno uznać ją za bohaterkę feministyczną
w porównaniu z Jane Eyre. Porównywalną bohaterką
z tamtego okresu jest raczej Cathy Earnshaw, niszcząca
postać z Wichrowych wzgórz Emily Bronte (tak, to sio-
stra Charlotte). Trudno się dziwić, że spośród powieści
sióstr Bronte, Bella najbardziej lubi właśnie Wichrowe
wzgórza, a nie Dziwne losy Jane Eyre.
Cząjld Harold znowu na wygnaniu: czyli jak Bella
i Edward są siebie wzajem warci
Kluczowa różnica pomiędzy Edwardem Rochesterem
i Edwardem Cullenem polega na tym, że Rochester
uczy się czegoś z wymierzonej przez życie lekcji. Jane
ma dość odwagi, by dać mu do zrozumienia, że nie bę-
dzie żyła z kłamcą i egoistą - a potem wprowadza swe
groźby w czyn, uciekając z Thornfield, przeklinając go
i łamiąc mu serce - i Edward Rochester rozumie w koń-
cu, jak złym i głupim jest człowiekiem. Los wymierza mu
również straszliwą karę w postaci serii katastrof, w tym
śmierci i kalectwa, wywołanych przez jego krótkowzrocz-
ność, głupotę, brak zrozumienia i współczucia
31
. Dzięki
swojej wierze, wykształceniu oraz poleganiu na sobie
177
(wiem, wiem, jest jak stereotypowa gospodyni z Nowej
Anglii) Jane Eyre jest finansowo niezależna od Edwar-
da i może żyć z nim w związku opartym na partnerstwie
i wzajemnym szacunku.
Natomiast Bella jest zupełnie inna. Feministyczną re-
akcję na Edwarda Cullena można by wyrazić tak: „Słu-
chaj, jesteś fajnym wampirem, ale jeśli muszę dla ciebie
zrezygnować z rodziny, przyjaciół oraz nadziei na wyższe
wykształcenie, to chyba poszukam sobie kogoś innego,
z kim przeżyję romantyczną miłość, będę uprawiać seks
i takie tam". A przyzwoity wampir, który nie wykorzystu-
je kobiet, nie tylko gadałby młodej śmiertelniczce, że ży-
łoby się jej lepiej bez niego, ale naprawdę pozwoliłby jej
odejść. Pozwoliłby jej również ryzykować i popełniać
własne błędy, zamiast chronić ją przed wszelkimi, praw-
dziwymi i wyobrażonymi zagrożeniami.
Coś takiego jednak nie przychodzi nawet do głowy
ani Belli, ani Edwardowi. Zakończenie ich historii jest
naprawdę bajkowe nie dlatego, że będą żyli wiecznie
i szczęśliwie, tylko dlatego, że nie wynika ono z ich wcze-
śniejszych decyzji, że nie wynika z prawdziwej miłości
i moralnej odpowiedzialności za drugiego człowieka.
Jeśli Stephenie Meyer tak sobie wyobraża szczęśliwe
zakończenie, to musimy po prostu czytać sagę Zmierz-
chu jako bajkę, kolejną wersję Śpiącej Królewny. Droga
czytelniczko, zastanów się, czy Śpiąca Królewna jest dla
Ciebie wzorem do naśladowania? Domyślam się, że od-
powiedź brzmi nie. A czy Bella jest bohaterką femini-
styczną? Odpowiedzmy pytaniem: czy wampiry przesta-
ną kiedyś pragnąć krwi?
32
Rozóziat ówunasty
Nieśmiertelność patriarchatu i szansa
na miłość
Leah McClimans i J. Jeremy Wisnewski
Jest wiele powodów, by nie obdarzać Edwarda Culle-
na zbyt wielkim zaufaniem. Picie krwi to tylko jeden
z nich. Edward wydaje się (stereo) typowym mężczy-
zną pod każdym względem: nie zawsze panuje nad
swoimi popędami, jest chamski i zawsze wszystko wie
najlepiej. Nawet uczucie, jakie żywi do Belli Swan,
jest zabarwione pragnieniem władzy. Edward nie
ma na przykład dostępu do myśli dziewczyny, a tym
samym nie ma nad nią przewagi, jaką ma nad innymi
- bohaterka bezwiednie opiera się w ten sposób jego
władzy. Ten fakt czyni ją jeszcze bardziej atrakcyjną
w oczach Edwarda, który ogarnięty jest przymusem
kontrolowania wszystkiego i wszystkich: skoro nie
ma automatycznego dostępu do myśli Belli, stara się
jak najwięcej o niej dowiedzieć - i w ten sposób zdobyć
nad nią władzę.
Być może bezpodstawnie obwiniamy Edwarda, ale
mamy ku temu powody. Patriarchat i mężczyźni są,
179
łagodnie mówiąc, podejrzani. Patriarchat jest to ro-
dzaj społeczeństwa, które, tak jak nasze, faworyzuje
struktury męskiej dominacji. W patriarchacie trudno
jest osiągnąć równe traktowanie w związkach męż-
czyzn i kobiet. W społeczeństwie takim jesteśmy przy-
zwyczajani i przyzwyczajane do myślenia o związkach
w kategoriach siły i słabości, wygranych i przegra-
nych, obrońców i potrzebujących obrony
1
. W rezultacie
kobiety (w tym Bella) często są poddawane kontroli i
opresji, lecz interpretują dominujące zachowania
mężczyzn jako troskę i romantyczną miłość. Podobnie
chłopcy i mężczyźni (w tym Edward) często interpre-
tują zachowania kobiet jako irracjonalne i głupie
2
. Fe-
ministki twierdzą, że to nierówne traktowanie zagraża
zaufaniu, uczciwości i miłości. Takie struktury domi-
nacji i podporządkowania wciąż są trwałe w naszym
społeczeństwie, choć w wychowaniu dziewczynek kła-
dzie się nacisk na wyrabianie w nich poczucia własnej
wartości i przekonania o równorzędnym statusie spo-
łecznym. Przekonanie o równorzędności społecznej nie
oznacza jednak niestety, że młode kobiety czują się jak
równorzędne partnerki w związkach z mężczyznami
(albo w jakichkolwiek związkach z ludźmi). Nie tłuma-
czy się im, na czym polega równość w związku hetero-
seksualnym i jak ją uzyskać. Można nawet zastanawiać
się, wraz z Andreą Dworkin, czy równość w związku
heteroseksualnym w ogóle jest możliwa
3
. Być może za-
brzmi to zaskakująco, lecz właśnie do zrozumienia tego
jest nam potrzebna saga Zmierzchu. Musimy zobaczyć,
jak Edward uczy się być lepszym człowiekiem i mniej
stereotypowym mężczyzną. W powieściach Meyer od-
najdziemy zarówno pułapki patriarchatu, jak i szansę
na sprawiedliwą i pozbawioną dominacji miłość.
180
Edward Cullen i jego pragnienie władzy
W jednej z powieści nieznany wampir włamuje się do pokoju
Belli, kiedy ta spędza weekend w domu Cullenów. Wam-
piry-wegetarianie i miejscowe wilkołaki zostają posta-
wione w stan alarmowy. Jacob Black przychodzi do domu
Belli, by zwietrzyć trop włamywacza. Wychodząc, próbuje
zaprosić Bellę na przyjęcie:
- Hej, byłbym zapomniał. Może mogłabyś jednak
przyjechać dziś wieczorem do La Push? Urządzamy ogni
sko. Będzie Emily, poznałabyś Kim (...).
- No, nie wiem. Dopiero co odkryliśmy obecność tego
tajemniczego przybysza...
-Nie przesadzaj. Sądzisz, że odważy się zaatakować
przy... przy sześciu członkach watahy? (...) Patrzył na
mnie błagalnie.
- Spytam, czy mogę - powiedziałam bez przekonania.
Prychnął gniewnie.
- Czemu musisz prosić o pozwolenie? Nie jesteś w wię
zieniu. Wiesz, czytałem niedawno artykuł o takich nie
zdrowych układach w związkach i uważam, że...
- Panu już dziękujemy - przerwałam, popychając go
w kierunku drzwi
4
.
Oczywiście Jacob powie wszystko, żeby zdobyć serce
Belli, ale tym razem chyba ma rację. Edward rzeczywi-
ście chce wszystko kontrolować. Feministki od dawna
uznają kontrolowanie w związkach za jedną z konse-
kwencji patriarchatu, czyli systemu, w którym mężczyź-
ni obawiają się utraty swojej władzy. Właśnie ten strach
powoduje, że mężczyźni starają się kontrolować sytu-
acje, w których czują się najsłabsi. Bella być może nie
181
jest najpiękniejszą dziewczyną w Forks, ale najwyraźniej
wszystkim się podoba - a należy tylko do Edwarda. Nie
dziwi więc, że Edward wciąż troszczy się o bezpieczeń-
stwo Belli - to znaczy o chwile, kiedy jej przy nim nie
ma. Kiedy bohaterka po raz pierwszy spotyka rodzinę
Cullenów, zauważa dialog bez słów pomiędzy Edwardem
i Carlisle'em. Pyta później Edwarda:
-A co takiego Carlisle przekazał ci telepatycznie,
że skinąłeś głową?
- Zauważyłaś? - zdziwił się.
- Oczywiście.
Edward pogrążył się na chwilę w myślach.
- Przekazał mi pewne informacje. Nie był pewien, czy
chciałbym, żebyś się o tym dowiedziała.
- A dowiem się?
- Musisz, ponieważ przez następne kilka dni, a nawet
tygodni, będę wobec ciebie trochę... nadopiekuńczy. Nie
chcę, żebyś pomyślała, iż jestem urodzonym tyranem.
- O co chodzi?
- Właściwie to nic takiego. Alice przewidziała, że bę
dziemy mieli gości. Wiedzą, że tu mieszkamy, i są nas
ciekawi.
- Gości?
- Tak... Rozumiesz, nie są tacy jak my. To znaczy, je
śli chodzi o samokontrolę. Pewnie nawet nie pojawią się
w mieście, ale do ich wyjazdu z pewnością ani na minutę
nie spuszczę cię z oka
5
.
Bella najwyraźniej nie ma tu nic do powiedzenia,
a „opieka" Edwarda będzie polegała na sprawdzaniu i de-
cydowaniu, gdzie Bella pójdzie i z kim się spotka. Potem
jest jeszcze gorzej. Edward odcina Bellę od informacji
182
(na przykład kiedy na początku Zaćmienia kłamie o wizji
Alice, która przewidziała powrót Victorii), manipuluje
nią (pamiętacie podróż na Florydę?), śledzi ją, kiedy ta
jeździ samochodem (Bella jest tak przerażona, że nie
chce na niego patrzeć w lusterku wstecznym), oraz płaci
Alice, by ta trzymała Bellę w domu, kiedy on wyjeżdża
na weekend z chłopcami.
Tego typu zachowania nie tylko są rezultatem pa-
triarchatu, ale również przyczyniają się do jego utrwa-
lenia. Im bardziej Edward pragnie chronić Bellę, tym
bardziej wyobraża ją sobie jako osobę słabą i wrażliwą.
Jego wyobrażenia nie dotyczą tylko fizycznej słabości
Belli, ale pomniejszają również jej inteligencję i zdol-
ność do podejmowania decyzji. Prawdopodobnie nie
ma na to lepszego przykładu niż kłótnia Belli i Edwar-
da w związku z kwestią, czy ona ma zostać wampirzy-
cą. Edward cały czas lekceważy żądanie Belli, uznając
je za irracjonalne, niepoparte rzetelną wiedzą i przed-
wczesne. Podobnie dzieje się w Księżycu w nowiu, kiedy
Edward postanawia opuścić Bellę. Nie czyni tak dlate-
go, że zmęczył się udawaniem kogoś, kim nie jest. Swoją
decyzję tłumaczy tak: „Widzisz, opuściłem cię po to, że-
byś mogła prowadzić zwykłe, szczęśliwe, ludzkie życie.
Przy mnie, przy nas, zbyt wiele ryzykowałaś, w dodatku
oddalałaś się od ludzi, od świata, do którego przecież
należałaś"
6
.
Tłumaczenie Edwarda może zabrzmieć jak dowód po-
święcenia, ale przecież Bella wcale nie chce „normalne-
go, ludzkiego życia", podobnie jak nie chciała, by Edward
ją opuścił. Ile razy musi go błagać, by pozostał przy niej?
Dlaczego Edward zawsze myśli, że wie lepiej, co jest
dla Belli dobre? Bohaterka nie daje nikomu powodów,
by wątpić w jej zdolność do podejmowania decyzji; jest
183
osobą rozsądną i przewidującą. Na przykład kiedy do-
wiaduje się, że matka chce spędzić jakiś czas, podróżu-
jąc ze swoim nowym mężem, postanawia przeprowadzić
się do ojca i jest to dobra decyzja. Kiedy James zaczyna
ją śledzić, Bella wymyśla plan znacznie lepszy od planu
Edwarda, który potrafi tylko wsadzić ją do swojego sa-
mochodu i wyjechać nie wiadomo dokąd. Belli nie można
również posądzać o niedojrzałość. Jest niezwykle dojrza-
ła: praktycznie sama się wychowała i przez siedemna-
ście lat potrafiła opiekować się własną matką, a potem
zaczyna pomagać ojcu w domu. O co więc chodzi? Być
może, po prostu Edward myśli, że wie wszystko lepiej
od Belli, bo jest mężczyzną?
Mieszane uczucia Belli
Feminizm wyróżnia dwa rodzaje reakcji na kontrolę
ze strony mężczyzny. Niektóre kobiety i dziewczyny
walczą z kontrolą i uciekają się do zachowań takich jak
kłamstwo, wykradanie się albo manipulowanie ludźmi.
Inne postanawiają uznać męską kontrolę za oznakę tro-
ski i zaangażowania.
Bella reaguje na oba sposoby. Bohaterka buntuje
się przeciw dominacji Edwarda, a jednocześnie uznaje
ją za dowód miłości. Bella po raz pierwszy wbrew woli
Edwarda ucieka do La Push, kiedy dostawszy niespodzie-
wanie wolne u Newtonów, spontanicznie wsiada w samo-
chód, wiedząc, że dojedzie do Jacoba, zanim Alice zdoła
się dowiedzieć o jej planach i ją dogonić. Kilka dni póź-
niej Edward prosi Alice, by zatrzymała Bellę w domu,
więc ta musi zadzwonić do Jacoba i odwołać umówione
spotkanie. Bella akceptuje jednak to zachowanie jako
wyraz miłości.
184
- Dzięki za zaproszenie, ale, widzisz, nie jestem u sie
bie. Cullenowie mnie uprowadzili i przetrzymują u sie
bie w domu.
Jacob warknął gniewnie.
- A to świnie. Nie martw się, zaraz cię odbijemy.
Na myśl o takiej akcji przeszedł mnie zimny dreszcz,
ale odpowiedziałam żartobliwym tonem:
- To kusząca propozycja. Wiesz, że nawet mnie tortu
rowano? Alice pomalowała mi siłą paznokcie u stóp.
- Mówię poważnie.
- A nie ma potrzeby. Cullenowie robią to dla mojego
dobra.
Znowu warknął.
- Wiem, że to głupota z ich strony chronić mnie przed
tobą, ale wierz mi, to naprawdę dobrzy ludzie
7
.
Bella kłamie bez wyrzutów sumienia, bo w jej mnie-
maniu Edward kontroluje ją dla jej własnego bezpieczeń-
stwa. W tym, co mówi, zauważyć można jednak irytację;
konieczność okłamywania przyjaciela oraz wzmianka
o przetrzymywaniu to wyraźne oznaki, że w jej związku
z Edwardem coś jest nie w porządku.
Przemiana Edwarda
Społeczeństwa patriarchalne utrwalają nierówność po-
między płciami: mężczyźni są silni i racjonalni, a kobiety
słabe i głupie. Dla wielu feministek nadmierna kontrola
jest konsekwencją patriarchatu: mężczyźni przejmują
inicjatywę, kiedy ich dominacja jest zagrożona. Kontro-
la służy również utrwaleniu systemu dominacji i podpo-
rządkowania, gdyż uznaje się, że kontrolowane kobiety
potrzebują kontroli - że nie mogą żyć bez rady, opieki
185
i nadzoru. Co więcej, dominujące tendencje są interpre-
towane jako romantyczne dowody miłości, co utrudnia
kobietom podjęcie decyzji o stawieniu oporu.
Tragedia polega na tym, że męska kontrola nie ozna-
cza miłości, tylko wręcz przeciwnie, jest dla niej prze-
szkodą. Kontrola wymaga od kobiety i mężczyzny mani-
pulowania drugą stroną, a takie zachowania podkopują
wzajemne zaufanie i szacunek. Według beli hooks
8
[sic],
jednej z teoretyczek feminizmu, zaufanie i szacunek
to dwa wymiary miłości; pełne przeżycie miłości wyma-
ga opieki, zaangażowania, odpowiedzialności, zaufania,
szacunku oraz wiedzy.
Według hooks, pełne przeżycie miłości jest możliwe do-
piero po oderwaniu się od patriarchatu i uznaniu równo-
ści obu osób w związku. Bella i Edward dochodzą do tego
punktu, kiedy bohaterka kwestionuje powody, dla których
Edward nie pozwala się jej spotykać z wilkołakami:
- Czy aby na pewno chodzi ci tylko o moje bezpieczeń
stwo? - palnęłam bezmyślnie.
- Do czego zmierzasz?
-Nie jesteś czasem... - Teoria Angeli wydała mi się
w tym momencie głupsza niż kiedykolwiek przedtem.
Zawahałam się na kilka sekund. - Jesteś zbyt mądrym
facetem, żeby być o mnie zazdrosnym, prawda?
Uniósł jedną brew.
- Jesteś tego pewna?
- Nie żartuj, proszę.
- Nic prostszego. W twoim twierdzeniu nie ma nic za
bawnego.
Zmarszczyłam czoło.
- A może... a może tu chodzi o coś jeszcze? Może to taka
bzdurna waśń z cyklu „wampiry i wilkołaki to odwiecz-
186
ni wrogowie, koniec, kropka"? Testosteron was nakręca
i tyle.
Edward spiorunował mnie spojrzeniem.
- Tu chodzi wyłącznie o twoje dobro. O twoje bezpie
czeństwo
9
.
Mimo swoich zapewnień, Edward w tydzień później
zmienia zdanie po powrocie z weekendowej wyprawy
na polowanie. Dowiaduje się wtedy, że zawiódł jego plan,
by Alice przetrzymywała Bellę w domu - Jacob prze-
chwycił Bellę przed szkołą i razem pojechali motocy-
klem do La Push. Tym razem jednak, choć wcześniej się
to zdarzało, Edward nie wpada w szał na wieść, że dziew-
czyna spotyka się z Jacobem. Co się zmieniło?
- Jak już mówiłem, doszedłem do wniosku, że się my
liłem. Przesadziłem z tym wszystkim. Usprawiedliwia
łem się troską o twoje bezpieczeństwo, a tak naprawdę
byłem po prostu do wilkołaków uprzedzony. I nadal je
stem do nich uprzedzony, ale muszę też ci bardziej za
ufać. Skoro mówisz, że nic ci nie zrobią...
-Wow.
- Nie może być tak, że przez tę kwestię się kłócimy
10
.
Postanawiając, że zaufa Belli, Edward zaczyna trak-
tować ją jak osobę zdolną do podejmowania rozsądnych
decyzji; zaczyna traktować ją jak równą sobie. Nie uważa
już dziewczyny za słabą śmiertelniczkę, której nie można
w niczym zaufać, a zaczyna widzieć w niej osobę poważną
i godną szacunku - nawet jeśli się z nią nie zgadza. Co
więcej, Edward zdaje sobie sprawę, że jego szacunek dla
Belli jest konieczny dla przetrwania ich związku.
Edward rozumie, że jego próby zapobiegania spotkaniom
187
Belli z Jacobem - próby kontrolowania Belli - doprowa-
dzą tylko do tego, że Bella odejdzie.
Akceptacja spotkań Belli z wilkołakami to na pewno
nie koniec kontroli, jaką Edward nad nią roztacza. Jest
przecież, jak mówi Belli podczas sceny pierwszego spo-
tkania na łące, tylko człowiekiem - nie potrafi z dnia
na dzień odrzucić struktur dominacji. Edward ma jednak
do niej coraz większe zaufanie, choć jego postępy nie za-
wsze łatwo mu przychodzą (pamiętacie te wszystkie ich
rozmowy o seksie?), a czasem stara się dominować wbrew
swojej woli (na przykład kiedy nakłania ją do aborcji).
Jednak Edward jest dla Belli coraz lepszy. Uczy się z nią
negocjować nawet wtedy, gdy się z czymś nie zgadza. Pod
koniec Zaćmienia ostatecznie dociera do Edwarda, jak
szkodliwe było jego zachowanie:
Od miesięcy przekonuję cię jak głupi do tego, co tak
naprawdę jest jedynie moją wizją, wmawiam ci jeszcze,
że to dla twojego dobra, i w rezultacie najzwyczajniej
w świecie cię ranie. Zraniłem cię już z tego powodu nie-
raz i to głęboko. Jak po tym wszystkim mogę sobie dalej
ufać? Nie, ty sama wiesz najlepiej, jak zadbać o swoje
szczęście
11
.
Przez rozmowę do miłości
Równe traktowanie siebie nawzajem powoduje, że Bella
i Edward osiągają jeszcze większą bliskość w swoim
związku. Uwolnieni od konieczności okłamywania się
i manipulowania sobą, mogą teraz szczerze rozmawiać
o swoich lękach, oczekiwaniach i pragnieniach. Szcze-
rość taka jest pierwszym krokiem na drodze do miło-
ści, jak sugeruje hooks: oznacza ona zaufanie i szacu-
188
nek oraz zerwanie z patriarchalną kontrolą
12
. Bella i
Edward zdobywają więc jeden punkt. Kolejnym kro-
kiem, według hooks, jest komunikacja
13
. Komunikacja
jest ważna, gdyż umożliwia nam spojrzenie na bliskich
jak na osoby podobne do nas (ludzi przeżywających po-
dobne lęki, nadzieje i pragnienia), a to z kolei utrud-
nia zbudowanie w związku struktur dominacji i podpo-
rządkowania. Komunikacja jest również ważna dlatego,
że daje nam wiedzę o partnerach, dzięki czemu możemy
ich lepiej kochać.
Mimo tych zalet komunikacji, w mediach i literaturze
rzadko pojawiają się związki, w których ludzie komuni-
kują się ze sobą. Komedie romantyczne zwykle nie uka-
zują szczerej i uczciwej komunikacji, a nawet klasyczne
komedie ignorują fakt, że otwarta komunikacja jest klu-
czowa dla udanego związku (tak, to do ciebie, Williamie
Szekspirze!). Na przykład Romeo i Julia nie mają sobie
zbyt wiele do powiedzenia, poza tym, jak bardzo się ko-
chają - co aż dziwi, skoro nic o sobie nie wiedzą. Podob-
nie we współczesnych mediach, gdzie doniesienia o ro-
mansach gwiazd nie skłaniają do zastanowienia się nad
komunikacją albo równym traktowaniem w związkach.
Zamiast tego opisuje się dziwne twory złożone z dwóch
osób, takie jak „Bennifer" albo „Brangelina".
Przykłady te skłaniają do uwierzenia, że można ko-
chać kogoś, nie rozmawiając z tą osobą - nic o niej nie
wiedząc. Można uwierzyć, że miłości wystarczą pociąg
fizyczny i przypadek. Wmawia się nam nawet, że znajo-
mość partnera sprawiłaby, iż stałby się on mniej atrakcyj-
ny, mniej romantyczny. Związek Belli i Edwarda przeczy
jednak takim wyobrażeniom, gdyż rozwija się właśnie
dzięki komunikacji. Ich miłość jest silniejsza nawet
od związków między dwojgiem ludzi, gdyż bez przerwy
189
ze sobą rozmawiają. Losy ich miłości poznajemy głównie
dzięki dialogom.
Oczywiście Bella i Edward kochają się od pierwsze-
go wejrzenia. Edward, obserwując Bellę na lekcji bio-
logii, zmienia swój pogląd na pragnienie, a Bella jest
oszołomiona pięknem Edwarda już podczas pierwszego
obiadu w szkole. To natychmiastowe przyciąganie jest
jednak tylko początkiem ich miłości. Najpierw Edward
chce zabić dziewczynę dla jej krwi, wkrótce jednak wy-
starczy mu jej zapach; Bella zaczyna go intrygować. Nie
przypomina innych ludzi: nikomu na przykład nie mówi,
co się stało, kiedy o mało nie przejechała jej furgonetka
Tylera, potrafiła również zrezygnować z wygodnego ży-
cia w Phoenix, by zamieszkać w zimnym i deszczowym
Forks, którego nienawidzi. Umie też zauważyć zmiany
w wyglądzie Edwarda, na przykład zmieniający się ko-
lor oczu. Ponieważ jednak Edward nie słyszy myśli Belli,
by ją lepiej poznać, musi z nią rozmawiać.
Początkowo Bella sądzi, że Edward jest po prostu ta-
jemniczym i pięknym nastolatkiem, lecz wkrótce zdaje
sobie sprawę, że jest on kimś innym. Edward nie zacho-
wuje się jak zwykły człowiek - bez konkretnego powodu
jest zły na Bellę, pojawia się nagle i nieoczekiwanie, by
ją ratować, codziennie zmienia kolor oczu, używa sta-
roświeckiego języka, a przede wszystkim jest za piękny,
by być człowiekiem. Aby jednak zrozumieć zagadkę ży-
cia Edwarda, Bella musi z nim rozmawiać.
Kto wierzy, że komunikacja nie jest niezbędna dla miło-
ści, na pewno nie czytał rozmów Belli i Edwarda podczas
obiadów w szkole, w Port Angeles, albo w słynnej scenie
na łące. Podczas tych rozmów Bella i Edward zaczynają
wreszcie widzieć siebie takimi, jakimi są, akceptując się
nawzajem: Edward okazuje się wampirem, który nie chce
190
być potworem, a Bella - wrażliwą, lecz dzielną śmiertel-
niczką, gotową ryzykować życie dla innych. Dzięki roz-
mowie Bella potrafi zrozumieć męki i zmiany nastroju
Edwarda, który okazuje się osobą bardzo nieszczęśliwą,
ale normalną. Edward docenia natomiast odwagę Belli,
która nie ucieka z krzykiem, dowiedziawszy się, kim on
jest. Ich wiedza o sobie nawzajem nie zamyka im wcale
drogi do miłości; przeciwnie, komunikacja pozwala
miłości się rozwijać. Rozmawiając, Bella i Edward do-
wiadują się, jak okazywać sobie miłość, na przykład jak
mogą się dotykać, by nie zranić Belli i nie doprowadzić
Edwarda do utraty samokontroli. Ich pierwsze rozmowy
pomagają im również myśleć o sobie w kategoriach in-
nych niż „wampir" i „człowiek" (czyli strona dominująca
i podporządkowana). Kiedy Bella zdaje sobie sprawę, że
Edward jest wampirem, a mimo to postanawia z nim być,
kiedy Edward przyjmuje miłość Belli, przez chwilę
potrafią po prostu cieszyć się swoim szczęściem: trzyma-
ją się za ręce, całują namiętnie, śmieją.
Niebezpieczeństwo i transformacja
Wkrótce jednak ten miłosny związek wystawia ich na nie-
bezpieczeństwo. Kiedy wampiry Jamesa dowiadują się,
że Bella jest człowiekiem, a Edward staje w jej obronie,
miłość nagle przestaje być głównym tematem powieści.
Najważniejsze stają się różnice pomiędzy Bellą (człowie-
kiem) i Edwardem (wampirem), a różnice te szybko zo-
stają skonstruowane tak, by doprowadzić do nierówności.
Bella jest słaba, delikatna i wrażliwa; Edward jest silny,
szybki i zabójczy. Kiedy nierówności te są podkreślane
w tekście, pojawia się w nim znacznie mniej intymnych
dialogów - Edward postanawia w końcu opuścić Forks,
191
nie omówiwszy swoich planów z Bellą. Ponieważ komu-
nikacja utrudnia zbudowanie związku opartego na do-
minacji i podporządkowaniu, trudno się dziwić, że Bel-
la i Edward przestają rozmawiać w tej części powieści.
Dopiero gdy Bella ratuje Edwarda przed śmiercią z rąk
Volturi, znów pojawiają się rozmowy znane z wcześniej-
szych rozdziałów. Właśnie w rozmowach po podróży
do Włoch Bella i Edward zdają sobie sprawę z tego, czym
naprawdę się różnią poza płcią - rozmawiają o seksie
i małżeństwie, duszy i wampiryzmie, bezpieczeństwie
i wilkołakach, Victorii i klanie Volturi. Dzięki tym roz-
mowom ich miłość trwa i się pogłębia. Poznając różni-
ce dotyczące swoich potrzeb i pragnień, Bella i Edward
ukazują nam, że komunikacja zbliża ludzi nawet wtedy,
gdy wiąże się z cierpieniem i niezgodą. Edward i Bella
zbliżają się do siebie, ponieważ nauczyli się traktować
siebie nawzajem jako równorzędnych partnerów. Dzięki
rozmowom Edward zdaje sobie sprawę, że jego postawa
wobec Belli i wilkołaków była niesprawiedliwa. Dzięki
rozmowom oboje uczą się osiągać kompromis. Dzięki
rozmowom rozwiązują kwestie seksu, małżeństwa oraz
egzystencji wampirów.
W zakończeniu Przed świtem Bella i Edward są zupeł-
nie inni niż na początku Zmierzchu. Jednak to nie wampi-
rzy jad zmienia Bellę, tylko komunikacja i rosnąca uczci-
wość Edwarda. Ich związek i tak nie jest do końca oparty
na równym traktowaniu - Edward wciąż ją kontroluje,
a Bella nie dostrzega swojej sytuacji - lecz te niedoskona-
łości sprawiają, że można uwierzyć w ich niewiarygodną
historię. Ich nieustające wysiłki, by naprawić swój zwią-
zek, dają nam nadzieję w prawdziwym życiu.
ROZÓZIA
I
tRzyrusty
„Prawdziwe" niebezpieczeństwo:
fantazja i rzeczywistość młodych
czytelniczek
Rebecca Housel
Wyobraźmy sobie gazetę, krzyczącą wielkimi literami:
„Osiemnastolatka zabita przez męża przy porodzie".
W dalszej części gazeta donosi, że ofiarę poddano praniu
mózgu w siedzibie dziwnej sekty, której członkowie piją
krew. Sekta nazywa się „rodziną", mimo że członkowie
nie są ze sobą spokrewnieni. Mąż ofiary był od niej znacz-
nie starszy, a w jego życiorysie odnotowano przestępstwa
z użyciem przemocy. Okazało się nawet, że przed ślubem
śledził on ofiarę, podglądał ją przez okna, a czasami za-
kradał się przez niezamknięte okno do sypialni, podczas
gdy ona spała. Kiedy siedemnastoletnia ofiara rozpo-
częła wspólne życie z tym mężczyzną i jego „rodziną",
wciąż namawiał ją, by wyszła za niego zaraz po osiągnię-
ciu pełnoletności i ukończeniu szkoły średniej. Według
jej wcześniejszych zeznań, ciało miała pokryte sińcami
po powrocie z miesiąca miodowego, kiedy też jakoby
zaszła w ciążę. Jej mąż nie był zadowolony z tego faktu
i wielokrotnie namawiał ją do aborcji. Ofiara nie chciała
193
się zgodzić, co ostatecznie doprowadziło jej męża do ta-
kiej furii, że gołymi rękami wyrwał jej dziecko z łona,
a potem doprowadził do krwotoku, w wyniku którego
przestała oddychać.
Brzmi ohydnie i przerażająco, prawda? Na tych fak-
tach opiera się jednak fabuła tak zwanej „sagi Zmierz-
chu", czyli fenomenalnej serii powieści dla dziewcząt.
Ta straszliwa historia przemocy wobec kobiet zamienia
się pod piórem autorki, Stephenie Meyer, w niebezpiecz-
nie przesłodzoną fantazję skierowaną głównie do mło-
dych czytelniczek.
Jakiej rzeczywistości muszą stawić czoło czytelniczki
Zmierzchu? Aktualne statystyki dotyczące przemocy
wobec kobiet w Stanach Zjednoczonych przedstawiają
straszliwy obraz, wobec którego promowanie powieści
typu Zmierzch wydaje się niebezpieczne i nieodpowie-
dzialne. Korzystając z zaproponowanej przez Jeana Bau-
drillarda (1929-2007) teorii symulowanej rzeczywistości
oraz pojęcia „pokolenia ja", wprowadzonego przez psy-
cholożkę Jean M. Twenge, wykażemy istnienie związków
współczesnej filozofii z tą kulturą, której przejawem jest
saga Zmierzchu. Być może rozum pozwoli obnażyć ab-
surdalny charakter nowej fascynacji wampirami w kul-
turze popularnej - być może milionom dziewcząt, szuka-
jących własnych „Edwardów", uda się uniknąć losu ofiar
przemocy.
Proszę pani, oto fakty i tylko fakty
Kogo odnajdą czytelniczki szukające swojego Edwarda,
kiedy oddzielą fantazję od rzeczywistości? Gwarantuję,
że nie będzie to przystojny, bogaty wampir szukający mi-
łości życia. Będzie to raczej zaborczy, brutalny zbocze-
194
nieć - mężczyzna znany ze statystyk również w Stanach
Zjednoczonych: osiemdziesiąt pięć procent kobiet zna
mężczyznę, który je śledzi i nachodzi, a siedemdziesiąt
sześć procent kobiet zamordowanych przez swoich part-
nerów było wcześniej przez nich śledzonych
1
.
Wydział do spraw przemocy przeciw kobietom, or-
gan Departamentu Sprawiedliwości w rządzie Stanów
Zjednoczonych, regularnie publikuje raport na temat
mężczyzn śledzących i nachodzących kobiety. Według
ostatniego z raportów, w ciągu roku około 3,4 miliona
pełnoletnich kobiet pada ofiarą takich zboczeńców, a tyl-
ko sześćdziesiąt procent zgłasza się na policję
2
.
Jeszcze bardziej niewiarygodne statystyki dotyczą
pandemii nazywanej przemocą przeciw kobietom. Świa-
towa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała niedaw-
no studium przemocy wobec kobiet w dziesięciu krajach;
siedemdziesiąt jeden procent kobiet zgłosiło przypadki
przemocy fizycznej i seksualnej ze strony partnerów. We-
dług raportu przemoc wobec kobiet jest Jednym z naj-
większych zagrożeń dla życia i zdrowia kobiet oraz naru-
szeniem praw człowieka", a „przemoc zadawana przez
mężów i partnerów jest spotykana najczęściej"
3
.
Czym dokładnie jest „śledzenie i nachodzenie"?
A czym jest „przemoc wobec kobiet"? Departament
Sprawiedliwości określa następujące zachowania jako
śledzenie i nachodzenie:
- niepożądane listy, rozmowy telefoniczne oraz e-maile
do ofiary;
- pojawianie się bez powodu w miejscach, gdzie prze
bywa ofiara, by patrzeć na nią, chodzić za nią, szpiego
wać lub inaczej się narzucać;
- wyczekiwanie na ofiarę przy jej domu, szkole, miejscu
pracy, sklepie lub innym odwiedzanym przez nią miejscu;
195
- zostawianie ofierze przedmiotów, których ta nie chce.
Edward Cullen jest winny co najmniej trzech z wymie-
nionych wyżej wykroczeń. Nic nie zmienia fakt, że Belli
Swan podobają się te dowody jego miłości - to dowodzi
tylko jej naiwności i braku doświadczenia. Jeśli męż-
czyzna, który z tobą nie mieszka, wchodzi przez okno
do twojej sypialni, gdy śpisz, i przygląda ci się, to po-
pełnia kryminalne wykroczenie, a ty jesteś jego ofiarą.
W prawdziwym życiu Bella zostałaby uznana za ofiarę
przestępstwa oraz za potencjalną ofiarę przemocy i mor-
derstwa. Czytelniczki patrzą na tę groźną sytuację przez
różowe okulary prozy Stephenie Meyer, która idealizuje
niebezpieczną relację między Edwardem i Bellą.
W roku 2005, kiedy ukazał się pierwszy tom Zmierz-
chu, tysiąc sto osiemdziesiąt jeden kobiet zostało zamor-
dowanych przez swoich partnerów lub mężów - to śred-
nio trzy kobiety zabijane każdego dnia. Młode kobiety,
takie jak Bella, częściej padają ofiarą przemocy domo-
wej. Ponad dziesięć lat po wprowadzeniu w Stanach Zjed-
noczonych ustawy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet,
jedna trzecia zamordowanych kobiet pada ofiarą swoich
„ukochanych" mężczyzn. Oceniając wpływ książek Me-
yer na dziewczynki, można przypuszczać, że statystyki
te pogorszą się, a przynajmniej nie poprawią, w miarę
jak będzie dorastać pokolenie młodych kobiet gotowych
na nadejście „mężczyzny marzeń" podobnego do Edwar-
da. Potrzeba wam więcej danych? Proszę bardzo.
Przemoc wobec kobiet, określana również jako prze-
moc domowa, według definicji Departamentu Sprawie-
dliwości obejmuje maltretowanie fizyczne, seksualne,
emocjonalne, ekonomiczne oraz psychiczne. Wiemy,
że Bella po pierwszym stosunku seksualnym z Edwar-
dem ma na całym ciele sińce. Wiemy również, że przy
196
Edwardzie życie Belli jest wciąż zagrożone - na skórze
ofiary można znaleźć rany cięte, zadrapania, wykryć
można również przebyte złamania i obrażenia wewnętrz-
ne. Stres związany z przemocą powoduje również ura-
zy psychiczne. Według Departamentu Sprawiedliwości,
maltretowanie psychiczne obejmuje upokorzenia i groź-
bę przemocy fizycznej wobec partnerki, jej dzieci, ro-
dziny i przyjaciół oraz wymuszoną izolację od rodziny,
przyjaciół, pracy i szkoły. Czy to właśnie nie przydarza
się Belli? Czy nie jest izolowana od rodziny i znajomych?
To nie wystarczy, gdyż Bella musi w końcu umrzeć,
by móc żyć z Edwardem. Innymi słowy, Bella musi się
całkowicie zmienić, zostać kim innym, zmienić miejsce
zamieszkania oraz porzucić dawne przyjaciółki i przyja-
ciół. Nie może również iść na studia i stopniowo zrywa
kontakty z rodziną.
Maltretowanie emocjonalne polega na zabijaniu w Belli
poczucia własnej wartości jako zwykłej śmiertelniczki,
tak że bohaterka zaczyna pragnąć śmierci, a potem bła-
gać o nią. W wyniku maltretowania emocjonalnego Bella
zaczyna pojmować śmierć jako zmianę na lepsze, dzięki
której na zawsze będzie mogła żyć z Edwardem. W rze-
czywistości śmierć nie jest taką zmianą - jest nieodwra-
calnym zakończeniem życia.
Wiele kobiet, które padają ofiarą przemocy domowej,
nie zgłasza tego faktu policji, gdyż, podobnie jak ofiary
porwań dotknięte syndromem sztokholmskim, zaczynają
utożsamiać się ze sprawcami swoich cierpień. Kiedy zwią-
zek z przestępcą jest już relacją intymną albo „miłością",
kobiety zostają też ofiarami tak zwanego maltretowania
ekonomicznego, któremu poddawana jest również Bella.
Maltretowanie ekonomiczne polega na finansowym
uzależnieniu ofiary poprzez odebranie jej możliwości sa-
197
modzielnego utrzymania oraz poprzez całkowitą kontro-
lę nad przychodami i wydatkami obojga ludzi w związku.
Bella, w odróżnieniu od Edwarda, nie pochodzi z bogatej
rodziny. Edward kupuje jej drogie samochody i ubrania,
zabiera ją w podróże, obiecuje również zapłacić za jej
studia na renomowanym uniwersytecie, jednak nigdy nie
omawia z nią kwestii finansowych. Jego pozorna szczo-
drość wynika z przekonania, że musi umilić Belli jej krót-
kie życie, lecz ostatecznym rezultatem tej szczodrości
jest dalsza izolacja i uzależnienie bohaterki od Edwarda.
Nawet próba samobójcza Edwarda jest zgodna z definicją
maltretowania emocjonalnego, kolejną formą przemocy
wobec ofiary pozbawionej źródeł utrzymania oraz nadzoru
i wsparcia rodzicielskiego. Bella nie jest jednak tylko
ofiarą Edwarda; jest również ofiarą swojego pokolenia.
Bella i „pokolenie ja"
W książce Generation Me („Pokolenie ja") Jean M. Twen-
ge omówiła serię badań psychologicznych, które ujawni-
ły zmianę w etosie (ogólnie uznanym wzorcu zachowania
i myślenia) wśród ludzi urodzonych w latach siedemdzie-
siątych i później; określiła tę grupę jako „pokolenie ja"
4
.
Według Twenge, osoby z tego pokolenia uważają za natu-
ralne, że najważniejsza dla nich jest ich własna osobowość.
Stephenie Meyer urodziła się w 1973 roku, należy więc
do jednego z pierwszych roczników „pokolenia ja", a na jej
rozwój duży wpływ wywarła ogólna tendencja do podkre-
ślania wyjątkowości każdej osoby, widoczna w całej amery-
kańskiej kulturze, od programów dydaktycznych i wycho-
wawczych do dzieł kultury popularnej.
Cóż jednak złego w tym, że każdy uważa się za osobę
wyjątkową i koncentruje na swoim rozwoju? Problemy
198
zaczynają się, kiedy osoba z „pokolenia ja", zbliżając się
do pełnoletności, zaczyna dostrzegać realia dorosłego
życia i nie potrafi ich zaakceptować. Badania Twenge
wykazały, że „pokolenie ja" charakteryzuje się wysoką
liczbą osób biorących leki przeciw depresji oraz dużą
liczbą samobójstw
5
. „Pokolenie ja" ma również tenden-
cję do popadania w narcyzm, co w zaskakujący sposób
wiąże się z Bellą, bohaterką sagi Zmierzch.
Narcyzm to termin psychologiczny ukuty przez Sig-
munda Freuda (1856-1939), oznaczający nadmierną
miłość do siebie. To zaburzenie funkcji psychicznych,
albo zaburzenie osobowości, wzięło swą nazwę od mitu
Narcyza, który wpatrywał się w swoje odbicie w wodzie
z takim zainteresowaniem i fascynacją, że nie potrafił
zająć się niczym innym. Jak łatwo się domyślić, ciągłe
wpatrywanie się w siebie doprowadziło go do śmierci
6
.
Freud utrzymywał, że umiarkowana miłość do siebie
jest zachowaniem zdrowym, lecz w nadmiarze przecho-
dzi ona w narcyzm, który wiąże się z brakiem empa-
tii, postawą roszczeniową oraz egoizmem i przekona-
niem, że oprócz „mnie" nie liczy się nikt i nic. Bella,
we wszystkich powieściach cyklu Zmierzchu, ma kla-
syczne objawy narcyzmu i jest nie tylko typową przed-
stawicielką „pokolenia ja", ale również jasno wyraża
jego zasadnicze przekonanie: najważniejsze są własne
pragnienia i własny rozwój. Osoby z „pokolenia ja"
czują głębokie rozgoryczenie, kiedy rzeczywistość nie
chce potwierdzić ich nadętego obrazu siebie. Zamiast
walczyć lub zabiegać o uznanie, przyjmują swoją wy-
jątkowość za pewnik. Niestety, reszta świata często nie
potwierdza tego przekonania, co wywołuje u tych osób
poczucie rozczarowania, przygnębienia oraz, paradok-
salnie, utratę wiary w siebie.
199
Twenge twierdzi, że pokolenie wyżu demograficznego
(osoby urodzone w latach 1945-1963), choć kiedyś rów-
nież określano je terminem „pokolenie ja", ma zupełnie
inny stosunek do siebie. U osób z tego pokolenia wyso-
kie mniemanie o sobie nie było wpajane przez rodziców,
szkołę i krewnych, lecz było zdobywane pracą. „Jestem
dobra w pisaniu, gdyż ciężko pracowałam, a teraz piszę
dla poczytnego pisma" - oto postawa pokolenia wyżu de-
mograficznego. Postawę „pokolenia ja" streszcza inna
wypowiedź: „Jestem dobra w pisaniu, bo jestem osobą
wyjątkową, i nieważne, co o tym myślą inni ludzie; wca-
le nie muszę odnieść sukcesu zawodowego, żeby sobie
to udowodnić".
Rosnąca liczba rozwodów jest jednym z przykładów
przejścia od etosu obowiązku do etosu indywidualistycz-
nego: „Moje zaangażowanie w małżeństwo nie jest tak
ważne jak moje szczęście". Dzieci z rozbitych rodzin
w różnych formach otrzymują od rodziców zadośćuczy-
nienie, które jest jednocześnie przyjemną nagrodą i naj-
gorszą karą. Rodzice próbujący zapewnić dzieciom „nor-
malne" życie po rozpadzie rodziny często doprowadzają
do nienormalnych sytuacji, starając się udowodnić dzie-
ciom, że są one osobami wyjątkowymi i bardzo ważnymi
dla innych, co często stoi w sprzeczności z zachowaniami
rodziców i innych dorosłych. Na przykład Renee, matka
Belli, kocha córkę, lecz jednocześnie podejmuje decy-
zje, które nie zaspokajają jej narcystycznego mniemania
0 sobie. Dziewczyna, by dalej czuć się osobą wyjątkową
1 ważną, postanawia przeprowadzić się i zerwać z do
tychczasowym środowiskiem: domem, szkołą i przyja
ciółmi. Aby nie stracić poczucia własnej wyjątkowości
po odrzuceniu przez matkę, Bellajest zmuszona porzucić
dotychczasowe życie i stworzyć sobie nową siatkę spo-
200
łeczną w nieznanym środowisku (co jest nie lada wyczy-
nem) lub odseparować się od społeczeństwa - i właśnie
tak postępuje, wiążąc się z Edwardem.
Trudno jednak uwierzyć, że Bella jest osobą narcy-
styczną, skoro wciąż podkreśla swą nijakość, niezdarność
i zwyczajność. (Łatwo zauważyć, że to nie w pełni praw-
da, gdyż dziewczyna jest uważana za osobę atrakcyjną).
Nie chodzi o to, że Bella koncentruje się na swojej nija-
kości, lecz o to, że zawsze koncentruje się ona na sobie.
Decyzja, by być z Edwardem, wynika z ciekawości, którą
bohaterka chce za wszelką cenę zaspokoić. Bardzo wcze-
śnie zdaje sobie sprawę, że Edward jest niebezpieczny,
lecz dalej zbliża się do niego, gdyż tak chce. Nawet gdy
ociera się o śmierć, spotkawszy na swojej drodze Jamesa,
wybiera trwanie w związku, który psychologia określiła-
by jako „toksyczny", ponieważ takie są jej pragnienia.
Bella nie zwraca uwagi na opinię ojca, który jest prze-
ciwny jej związkowi z Edwardem, oraz matki, która także
jest zaniepokojona mimo swojego beztroskiego charak-
teru. Również przyjaciółki i przyjaciele dziewczyny nie
są zbyt entuzjastycznie nastawieni. Bella zaczyna intere-
sować się Edwardem. Kiedy dowiaduje się, że ten śledził
ją, przyglądał się jej podczas snu, czuje się wzruszona
i zadowolona, gdyż zachowania Edwarda zaspokajają
jej narcystyczną potrzebę przyciągania uwagi. Niestety,
w ten sposób bohaterka staje się również łatwym celem.
Nadmierna miłość do siebie i pobłażliwość wobec
siebie mogą prowadzić do niebezpiecznych, a nawet
śmiertelnych decyzji, by zrobić to, co się chce, po prostu
dlatego że tak się chce. Nie towarzyszą tym decyzjom
myśli o obowiązku lub rodzinie ani o uczuciach innych
ludzi, których życie zmieni się nieodwracalnie w wyni-
ku dokonywanych przez Bellę wyborów. Bella myśli wy-
201
łącznie o tym, jak dostać to, czego chce (Edwarda), oraz
robić to, co chce (żyć z nim na zawsze). W swojej pogoni
za nieśmiertelnością, przywilejem, do którego czuje się
uprawniona po prostu dlatego, że tak chce, Bella uspra-
wiedliwia swą decyzję przekonaniem, iż śmierć uczyni
ją osobą jeszcze bardziej wyjątkową
7
. To klasyczne rozu-
mowanie osoby z „pokolenia ja": „Zaraz umrę, ale to do-
brze, bo potem będę jeszcze bardziej wyjątkową osobą
niż teraz, a tylko to się dla mnie liczy". Oczywiście wy-
jątkowość nie jest w życiu najważniejsza, lecz „pokoleniu
ja" trudno pogodzić się z tym faktem.
Zmierzch i pustynia rzeczywistości
Symulakrum to fałszywy obraz lub sztuczna reprezen-
tacja przeniesiona z rzeczywistości do mediów takich
jak literatura, film, telewizja, sztuka, muzyka, radio itp.
Duża część naszej kultury popularnej jest po prostu na-
gromadzeniem reprezentacji rzeczywistości, czyli sy-
mulakrów. Symulacja zaciera granice pomiędzy rzeczy-
wistością i naszymi wyobrażeniami o rzeczywistości
8
.
Zarówno „pokolenie ja", jak i symulakra są związane
z dokonującym się w socjologii przejściem od moder-
nizmu do postmodernizmu. W dużym uproszczeniu,
modernizm wynika ze społecznej umowy, że jest jedna
prawda, podczas gdy postmodernizm wynika z wiary,
że różnorodne punkty widzenia nie tylko są wartościo-
we, ale również prawdziwe - żyjemy w świecie wielu
prawd, które wszyscy uznają za prawdy. Różnicę tę wi-
dać również pomiędzy pokoleniem wyżu demograficz-
nego i „pokoleniem ja". Starsze pokolenie, urodzone
w latach bezpośrednio po drugiej wojnie światowej,
wychowało się w etosie obowiązku wobec zbiorowości,
202
podczas gdy „pokolenie ja" koncentruje się na indywi-
dualnych wartościach i poglądach
9
.
Cykl powieści Meyer należy do symulakrów utrwala-
nych przez kulturę popularną. Postacie w sadze Zmierz-
chu to symulakra młodzieży, typowych rodziców, są-
siadów, przyjaciół i krewnych. Również miejsca akcji
są symulacjami, a prawdziwe w nich są tylko nazwy,
które pogłębiają wrażenie iluzji. Nawet relacje między-
ludzkie wydają się wiarygodne, albo nawet prawdziwe
- i tutaj pojawia się dysonans, gdyż w rzeczywistości nie
ma wampirów ani wilkołaków. Według Baudrillarda, sy-
mulakrum jest kopią bez oryginału; symulacja staje się
„likwidacją" rzeczywistości
10
.
W książce Loren Coleman The Copycat Effect („Efekt
naśladownictwa") z 2004 roku omawiane są takie zjawi-
ska społeczne jak sekty, samobójstwa wśród młodzieży
lub morderstwa w szkołach. Wspólną cechą tych zja-
wisk jest ich przedstawianie w mediach jako sensacji:
krew i śmierć to dobry materiał na wiadomości. Cole-
man nazywa to „orientacją na śmierć" w mediach
11
.
Saga Zmierzch doskonale wpisuje się w tę orientację.
Oczywiście sensacja w powieściach Meyer zostaje zła-
godzona wątkiem miłosnym i atrakcyjnością Edwarda,
lecz ostatecznym rezultatem jest symulacja „dobrego"
związku, który w rzeczywistości jest toksyczny i oparty
na przemocy. Powieści Meyer zawierają symulację miło-
ści, natomiast wyparta została z nich miłość prawdziwa.
Rzeczywistość życia z mężczyzną takim jak Edward, jak
wynika ze straszliwych statystyk dotyczących przemocy
wobec kobiet, jest zupełnie inna od „prawdy" zawartej
w sadze Zmierzch. Śledzenie i podglądanie nie są roman-
tyczne. Sińce nie są dowodem czyjejś miłości, a morder-
stwo nie jest jej spełnieniem.
203
Jak każdy, lubię poczytać coś ciekawego. Nie prze-
szkadza mi fakt, że powstają powieści takie jak Zmierzch
albo podobne do niej filmy. Przeszkadza mi natomiast
fakt, że młode czytelniczki akceptują wizje rzeczywisto-
ści przedstawiane w tych powieściach i filmach. Prze-
konanie o sile mediów nie jest nowe; od zawsze były
wykorzystywane do propagowania (propagandy) róż-
nych poglądów. We wczesnych filmach produkowanych,
kiedy powstawały studia MGM albo Paramount, celowo
propagowano bierność i asymilację, aby stworzyć chłon-
ną masową publiczność
12
. Książki takie jak Sex, Drugs,
and Cocoa Puffs Chucka Klostermana z 2004 roku opi-
sują kariery gwiazd typu John Cusack, które zamieniają
się w symulakra tak zwanych idealnych chłopaków dla
dziewcząt i kobiet z pokolenia X oraz wczesnego „poko-
lenia ja"
13
. Studium Twenge szczegółowo omawia silny
wpływ mediów i kultury popularnej na młodych ludzi,
a nawet na półtoraroczne dzieci. Być może młode kobiety
nie wierzą do końca w symulakra „prawdziwej" miłości
przedstawione w sadze Zmierzch, lecz ciągle powtarzana
symulacja w powieściach i filmach może je doprowadzić
do takiej wiary.
Czy wschodzi księżyc w nowiu?
W dyskusjach o fenomenie sagi Zmierzch często pojawia
się pytanie, czy Bella jest bohaterką feministyczną. Czy
bezkompromisowo dąży do realizacji swoich marzeń,
czy poddaje się władzy starszego i niebezpiecznego męż-
czyzny? Dlaczego Bella powinna wybrać Jacoba Blacka?
A może jednak Edward jest lepszym wyborem? Pytania
te jednak nie mają znaczenia, jeśli ktoś nie rozumie,
co kryje się za historią opowiedzianą w Zmierzchu.
204
Zanim ocenimy indywidualność Belli, musimy zasta-
nowić się, skąd ona pochodzi i jak ukształtowało ją spo-
łeczeństwo - a ponieważ Bella jest bohaterką stworzoną
przez Stephenie Meyer, warto zastanowić się, jak spo-
łeczeństwo ukształtowało autorkę. Malcolm Gladwell
określa to jako „potęgę kontekstu" w książce Punkt
przełomowy. Pokazując, jak przypadkowe pomysły prze-
radzają się w zjawiska społeczne, zauważa, że istnieje
pewien punkt graniczny, po którym pomysł zdobywa po-
pularność wśród większości ludzi w danym społeczeń-
stwie. Gladwell twierdzi, że znajomość kontekstu i histo-
rii danego pomysłu, osoby lub sytuacji, bardzo pomaga
zrozumieć zjawiska społeczne
14
. Saga Zmierzch, podobnie
jak oparte na niej filmy i inne towary medialne, już
dawno przekroczyła punkt graniczny i zdobyła ogromną
popularność. Meyer wykorzystała powszechne marze-
nia młodych kobiet, tworząc postać Edwarda, „chłopca"
starszego i bardziej dojrzałego, niż to wynika z jego wy-
glądu. Edward kocha Bellę za to, kim ona jest, a nie za jej
wygląd. Edward chce z nią spać, ale nie chce jej wyko-
rzystać. Edward jest opiekuńczy i bardzo, bardzo boga-
ty. Ma również kochającą się i życzliwą rodzinę, która
akceptuje Bellę mimo wyraźnych różnic w wykształce-
niu i statusie ekonomicznym. Trudno znaleźć rysę w tym
wspaniałym obrazie. Właśnie dlatego dziewczynki i ko-
biety oszalały na punkcie Edwarda. Niebezpieczna jest
jednak wiara w stworzoną przez Meyer wersję „idealne-
go" mężczyzny, gdyż postać ta dokładnie pasuje do opi-
sów ludzi, którzy w prawdziwym życiu są śmiertelnym
zagrożeniem dla kobiet: zaborczych i brutalnych męż-
czyzn, niezrównoważonych zboczeńców.
W świecie innym niż fantazja Meyer Edward trafiłby
do więzienia. Ojciec Belli, funkcjonariusz policji, wrę-
205
czyłby mu wcześniej sądowy zakaz zbliżania się do ofiary.
Zachowania Edwarda są nawet zgodne z psychologiczny-
mi portretami zboczeńców, których związki z kobieta-
mi cechowały na przemian okresy wielkiego szczęścia
i brutalnego maltretowania; mężczyzna ten musi uciekać
się do okrucieństwa, by przekazać Belli, czego od niej
pragnie. Kiedy dowiaduje się, że Bella chce się od niego
uwolnić, podejmuje próbę samobójczą, a podczas pierw-
szego stosunku seksualnego nie może się opanować i zo-
stawia na jej ciele siniaki i zadrapania. W świecie Meyer
te niemoralne i prawnie zabronione zachowania są czymś
wspaniałym, natomiast dla żyjących w prawdziwym
świecie czytelniczek są one symulakrum cudownej mi-
łości, bo prawdziwy Edward wcale nie byłby idealnym
mężczyzną. Takim mężczyzną jest natomiast Jacob.
Jacob zachęca Bellę, by była sobą, a nie zastanawia
się, jaki będzie miała wpływ na niego i czy zdoła zaspo-
koić jego pragnienia. Nigdy nie wygłasza gróźb pod jej
adresem. Wspiera ją niezależnie od okoliczności, nawet
kiedy musi patrzeć, jak bohaterka staje się maskotką
wampira i jego rodziny. Kiedy zaś postanawia ona zostać
dziewczyną Edwarda, tylko Jacob stara się jej to wy-
perswadować, mimo że ryzykuje w ten sposób utratę
jej przyjaźni
15
. Dziewczyny - właśnie takiego człowieka
trzeba sobie znaleźć! Poszukując idealnego Edwarda,
narazicie się tylko na podbite oczy, gwałt, tortury oraz
ryzyko śmierci.
Ja sama byłam taką Bellą i myślałam, że znalazłam
„prawdziwego" Edwarda - uwierzcie mi, naprawdę nie
warto. Prawdziwym kobietom potrzebny jest szacunek,
wsparcie, przyjaźń - wszystko to składa się na prawdzi-
wą miłość. Na szczęście mojemu „Edwardowi" nie udało
się mnie zabić, a ja sama znalazłam w końcu swojego Ja-
206
coba. Nie dajcie się ogłupić „cudownemu" symulakrum
sagi Zmierzch. Nie pozwólcie, by waszą rzeczywistość
ukształtowali wydawcy i specjaliści od marketingu; lu-
dziom tym zależy tylko na tym, by przekroczyć punkt
graniczny popularności. Pamiętajcie o potędze kontek-
stu, który ukształtował sagę i jej autorkę.
Jako typowa przedstawicielka „pokolenia ja", dobrze
wiem, jak łatwo jest dać się ogłupić i uwierzyć, że wystar-
czy spełniać pragnienia, by żyć tak, jak chcemy. Miałam
dość szczęścia, by dożyć pełnoletności i jestem dumna
z tego, że pozostałam zwykłą, śmiertelną kobietą. Wy-
starczy mi, że będę żyć długo ze zwykłym mężczyzną,
takim jak Jacob. W prawdziwym życiu muszę zapraco-
wać na uznanie i wyjątkowość, którą „pokolenie ja" chce
mieć za darmo. Fantazja i fantasy dają tylko pozór wy-
jątkowości. Spróbujcie magii prawdziwego życia i pracy,
do tego niepotrzebny jest mieniący się w słońcu wampir,
drogie ubrania ani sportowy samochód. Potrzebny jest
tylko jakiś cel, który osiągniecie, walcząc z własnymi
słabościami. Być może rezygnacja ze Zmierzchu to do-
bry początek.
część
CZWARTA
przed
świtem
ROZÓZIA
I
czteRnasty
Zmierzch bożyszcza: nasze fatalne
zauroczenie wampirami
Jennifer L. McMahon
Saga Zmierzch, podobnie jak niektóre z najlepszych powie-
ści o wampirach, zarówno gloryfikuje, jak i krytykuje istoty,
na których skupia się fabuła. Nietrudno zgadnąć, co można
wampirom zarzucać, ale co sprawia, że są dla nas tak atrak-
cyjne? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: ich magnetyczny
urok ma swoje źródło w naszych własnych marzeniach. Cho-
ciaż z powodu ich stylu życia zaliczamy wampiry do grona
potworów, i tak pragniemy być tacy jak one. Tylko dlaczego?
Jak się za chwilę przekonamy, naszą fascynację wampirami
zgrabnie wyjaśniają wyznawcy filozofii egzystencjalnej, su-
gerując zarazem, że jest to rodzaj miłości, którą być może
wolelibyśmy jednak w sobie zdusić.
Nieśmiertelne
Filozof egzystencjalny Martin Heidegger (1889-1976)
twierdził, że ze wszystkiego na świecie ludzie najbar-
dziej boją się śmierci. Chociaż strach wzbudzają w nas
211
również inne rzeczy, nic nie przeraża nas tak bardzo jak
nasza śmiertelność. Heidegger posunął się dalej, wysu-
wając tezę, iż większość naszych codziennych lęków jest
psychologicznymi substytutami strachu przed śmiercią
i to w nim ma swoje źródło
1
. Świadomość własnej skoń-
czoności sprawia, według Heideggera, że człowiek stale
odczuwa specyficzną troskę o swój byt. Właśnie owa
świadomość stanowi również fundament egzystencjalnej
trwogi (Angst)
2
. Przez całe życie poszukujemy „ucieczki
przed śmiercią" (Flucht)
3
albo przynajmniej „uspokoje-
nia w sprawie śmierci" (Beruhigung)
4
, a nasz niepokój
znajduje odzwierciedlenie w marzeniach o nieśmiertel-
ności. To tu kryje się tajemnica atrakcyjności wampirów.
Wampiry żyją wiecznie. Są ucieleśnieniem naszego pra-
gnienia, by wymknąć się śmierci. Krew w oczywisty spo-
sób kojarzy się z życiem, a istoty żywiące się krwią życie
kontrolują, symbolizując owych nieśmiertelnych bogów,
w których, zdaniem Jeana-Paula Sartre'a (1905-1980),
wszyscy chcielibyśmy się zmienić
5
.
W powieściach Meyer niepokój o własną śmiertelność
stanowi jeden z głównych wątków. Pod koniec pierwsze-
go tomu Bella Swan ma za złe Edwardowi Cullenowi,
że wybawiając ją z opresji, nie pozwolił jadowi Jamesa
przeobrazić jej w wampira. Cieszy się oczywiście, że nie
zmarła w cierpieniach, ale uważa, iż bohaterski czyn
Edwarda tylko przesunął w czasie to, czego i tak nie da
się uniknąć. Paradoksalnie, ratując Bellę, Edward skazał
ją na śmierć. Bohaterka lamentuje: „Umrę (...). Z każ-
dym dniem jestem bliższa śmierci"
6
. Chociaż Edward
i Jacob usiłują ją przekonać, że śmierć jest czymś na-
turalnym, dziewczyna wolałaby podzielić los wampirów
- „(...) nie marzyłam o niczym więcej"
7
. Nie rozumie
„czego [Edward] zazdrościł śmiertelnikom" i żałuje,
212
że jej ukochany woli „sprowadzić nam na kark Volturi,
niż zamienić mnie w wampira"
8
. Przemianę w wampira
opisuje jako coś pozytywnego, a wręcz jako przeżycie re-
ligijne - rodzaj conversion [„przekształcenie", ale i „na-
wrócenie" - przyp. tłum.]
9
.
Zwykle najbardziej przejmujemy się własną śmiertel-
nością, ale cierpimy także z powodu śmiertelności innych
osób. Pragniemy, by i one były nieśmiertelne - z jednej
strony dlatego, że ich śmierć sprawiłaby nam ból, z dru-
giej, ponieważ chcemy, by jak najdłużej cieszyły się peł-
nią życia. Ten motyw również pojawia się w Zmierzchu.
Carlisle Cullen stwarza członków swojej rodziny nie tylko
po to, by nie być samotnym, ale też by ocalić ich przed
przedwczesną śmiercią. Również praca w szpitalu nie
jest dla niego jedynie „pokutą"
10
, ale i stwarza możliwości
odwlekania nieuchronnego końca. Podobnie Bella, zadrę-
czając się tym, Jak szybko (...) ro[śnie] [Renesmee]"
11
,
tak naprawdę boi się, że straci córeczkę już na zawsze.
Dowiedziawszy się, że dziewczynka nie umrze, Bella jest
w euforii i napawa się wizją, w której „za sto pięćdziesiąt
lat (...) nadal [są] razem"
12
. Sami Edward i Bella także nie
ślubują sobie miłości „po grób", ale taką, której „starczy
na wieczność"
13
. Jak widać, wampiry uosabiają aż dwa
z naszych najsilniejszych pragnień - i to, by samemu się
uratować, i to, by ocalić przed koszmarem śmierci tych,
którzy są nam najdrożsi.
Wiecznie młode
To, że wampiry są dla nas tak pociągające, nie daje się
tak po prostu wytłumaczyć ich nieśmiertelnością. Dużą
rolę odgrywają tu inne nasze fobie. Jedna z nich to strach
przed starzeniem się. Starzenie się jest, rzecz jasna, za-
213
powiedzią śmierci, jednakże lęk związany z tym proce-
sem nie jest równoznaczny z lękiem przed nieuniknio-
nym końcem naszego życia. Niepokojem wynikającym
z faktu bycia świadomym swojego istnienia, a zarazem
bycia ciałem, zajmował się wspomniany już tu Sartre.
Francuski filozof twierdził, że ciało jest „absolutną ko-
niecznością"
14
dla świadomości, chociaż świadomość
czuje się „oddzielona od niego"
15
. W samej rzeczy, świa-
domość nie łączy się z niczym innym. Ta jej cecha po-
zwala jej być uważną i wolną, ale sprawia jednocześnie,
że własne ciało jest dla świadomości czymś obcym. Ciało
nie tylko stale się zmienia, ale i zmienia się na gorsze -
starzeje się, rozkłada. Niczym przysłowiowy duch w
maszynie, umysł może tylko bezsilnie przyglądać się
temu powolnemu upadkowi, który oznacza przecież po-
gorszenie się jego własnego stanu. Wywołuje to coś wię-
cej niż „mdłości"
16
- panikę.
Starzenie się pozostaje poza naszą kontrolą i ogra-
nicza nasze możliwości, ale przeraża także dlatego,
że idealizujemy młodość. Wzdrygamy się przed staro-
ścią, bo zbliżając się do niej, oddalamy się od ideału. Jak
to trafnie opisał Albert Camus (1913-1960): „Nadchodzi
jednak taki dzień, kiedy człowiek [odkrywa, że] należy
do czasu i po przerażeniu, które go ogarnia, rozpoznaje
w nim swego najgorszego wroga"
17
. Działanie czasu jest
szczególnie odrażające, ponieważ w dzisiejszych czasach
„młodość nie jest już postrzegana jako stan przejściowy
(...), ale jako stan, do którego się dąży i którym można się
pysznić - stan, w którym, gdyby tylko dałoby się to za-
aranżować, pozostalibyśmy już na zawsze"
18
.
W sadze Stephenie Meyer motyw lęku przed starze-
niem się i marzenia o wiecznej młodości pojawiają się
nieraz. Ponieważ celem Belli jest trwały związek z nie-
214
śmiertelnym wampirem, dziewczyna myśli o nieubłaga-
nym upływie czasu o wiele częściej niż jej rówieśniczki.
Bella przyznaje, że jej wiek to dla niej drażliwy temat,
a kiedy odkrywa, że nawet Jacob się nie zestarzeje, wpa-
da w histerię: „(...) nie zestarzejesz [się]? Jacob, czy
to jakiś głupi dowcip? (...) Do oczu napłynęły mi łzy (...)
gniewu (...) tylko mnie to czeka? Cholera jasna, starzeję
się z dnia na dzień! (...) A niech to! Jak tak można? Gdzie
tu sprawiedliwość?"
19
.
Stosunek Belli do starzenia się ilustruje też doskonale
sen, jaki nawiedza ją na początku Księżyca w nowiu.
Bohaterka śni, że Edwarda spotyka jej babcia. Sen zmie-
nia się jednak w „koszmar", gdyż dziewczyna zdaje so-
bie sprawę, że to ona sama jest tą „sędziwą, zasuszoną,
pomarszczoną" kobietą stojącą koło wiecznie młodego
wampira. Budzi się zlana zimnym potem, opisując czas
jako coś ,,wi[szące] nad [nią] niczym cień". Lamentuje:
„Czułam, że jestem starsza. Wiedziałam, że starzeję się
z każdym dniem". Dla Belli starzenie się jest tym, czego
„obawia się najbardziej"
20
. Nic więc dziwnego, że wizja
przekroczenia trzydziestego roku życia ją „przeraża"
21
,
a zachowanie na wieczność ciała osiemnastolatki okre-
śla jako „marzenie każdej kobiety"
22
. Pod koniec czwar-
tego tomu jej marzenie się spełnia - zostaje zmieniona
w wampirzycę, tym samym przestaje się starzeć. Także
nas samych w wampirach pociąga nie tylko ich nieśmier-
telność, ale również fakt, że pozostają wiecznie młode.
Niezniszczalne
Widmo śmierci i starzenie się to nie jedyne problemy
związane z ludzką cielesnością. Nasze ciała mają wiele
innych słabych stron, z którymi staramy się walczyć
23
.
215
Posiadają wiele cudownych umiejętności, są jednak bar-
dzo delikatne. Fatalnie znoszą zarówno chłód, jak i wy-
sokie temperatury. Łatwo je zranić. Przy byle upadku
można złamać sobie kość. Przez chwilę nieuwagi moż-
na wylądować w szpitalu. Nasza podatność na obrażenia
wzbudza w nas tęsknotę za niezwykle wytrzymałymi cia-
łami wampirów.
Różnica pomiędzy ciałami wampirów a ludzi jest
podkreślana w Zmierzchu bardzo często. Dzięki temu
łatwiej nam, między innymi, polubić główną bohater-
kę, która jest uroczą, ale i komicznie nieporadną nasto-
latką
24
. Edward i Jacob przypominają jej bezustannie
„jak bardzo jest krucha"
25
i Bella zgadza się z nimi cał-
kowicie - deklaruje nawet, że „bycie człowiekiem jest
niebezpieczne"
26
. Ludzka podatność na obrażenia i cie-
lesna odporność wampirów są ze sobą skontrastowane
w wielu scenach. Kiedy Bella zostaje nieumyślnie po-
siniaczona przez Edwarda w trakcie ich miesiąca mio-
dowego
27
, skatowana przez Jamesa
28
czy zaatakowana
przez Jaspera w skutek niewinnego zacięcia się w pa-
lec
29
, za każdym razem potwierdza się teza, że w tym
układzie ludzie to „ofiary"
30
.
Cullenowie, istoty „niemalże niezniszczalnfe]"
31
,
stanowią ucieleśnienie głęboko zakorzenionego w nas
pragnienia, by posiadać wytrzymalsze ciała - nie „cie-
płe" i „kruche", które jak to opisuje Meyer, strach jest
„ruszyć"
32
, ale „twarde"
33
jak u ,,marmurow[ych] posąg
[ów]"
34
, z zębami jak „stalowe brzytwy"
35
. Wampiry nie
dość, że są odporne na obrażenia, to jeszcze z ła-
twością powodują je u innych - nieprzemyślany gest
pozostawia na ludzkiej skórze siniaki, uścisk łamie
kości, a uderzenie przedziurawią nawet metal. Jako
że „istnieje bardzo niewiele sposobów, w jakie można
216
[je] zabić"
36
, ich ciała, podobnie jak ciała wilkołaków,
są praktycznie niezniszczalne.
Wyjątkowe
Kolejną zaletą wampirów są w naszych oczach ich liczne
wyjątkowe umiejętności. Wampiry u Meyer, nie ustępując
w niczym superheroes Marvel Comics, posiadają
nadludzką siłę i potrafią się przemieszczać z nadludzką
szybkością, czy to przepływając ocean, czy to przebiega-
jąc setki kilometrów. Z kocią gracją przeskakują przez
kaniony i bez najmniejszego wysiłku kruszą skały. Bel-
li zależy na tym, by zamienić swoje ludzkie, słabe ciało
na ulepszone, obdarzone „talentami", którymi można
by „poszpanować"
37
. Marzy o czulszych zmysłach,
„niezawodnym (...) umyśle"
38
i unikatowych „darach"
39
wampirów. Jednym z takich szczególnych darów jest
uroda. Chyba nic nie jest tak podkreślane przez wszyst-
kie cztery tomy sagi, jak to, że Edward jest niezwykle
atrakcyjny. Bezustannie przypomina nam się, że jest „po-
rażająco" piękny. A Edward nie jest przecież wyjątkiem.
Uroda to cecha wszystkich jego pobratymców. Jesteśmy
pod urokiem wampirów, ponieważ uosabiają ideał pięk-
na, do którego dążymy i który ma na nas spory wpływ.
Bella chce zostać wampirem częściowo dlatego, że wiąże
się z tym przemiana w kogoś „nadludzko pięknego".
Uwielbiamy wampiry, bo są takie, jacy sami pragnęliby-
śmy być - wyznaczają „ideał tak odległy od tego, co nas
otacza, że ci, którzy go reprezentują, wydają się nam
przedstawicielami innego gatunku"
40
.
Saga Zmierzch zaspokaja nasz głód bycia kimś wy-
jątkowym w jeszcze inny sposób. Sartre i inni egzysten-
cjaliści byli zdania, że jedną z głównych przyczyn lęków
217
jest to, iż czujemy się niepotrzebni. Widzimy ten niepo-
kój u Belli, kiedy ta zaprzecza, jakoby miała jakiekolwiek
szczególne zdolności, i trudno jej uwierzyć w to, że ktoś
mógłby ją bezgranicznie pokochać. Mimo takiej posta-
wy dziewczyna zdobywa jednak serce Edwarda, który
podobnie jak Romeo deklaruje, że wolałby umrzeć, niż
żyć dalej bez niej. Nie dość tego, w czwartym tomie boha-
terka staje się najważniejszą uczestniczką epickiej bitwy,
niespodziewanie dla siebie samej broniąc wszystkich
przed złowrogimi Volturi. Los Belli ilustruje nasze wła-
sne podświadome pragnienie, by wybić się ponad anoni-
mowy tłum, zdobywając sławę i uznanie.
Samotne
Kolejna słabość, której chętnie byśmy się pozbyli, nie
jest tak oczywista jak kruche ciało czy poczucie prze-
ciętności, ale i tak odgrywa w naszym życiu dużą rolę.
To nasza zależność od innych. Zarówno Heidegger, jak
i Sartre uważali, że człowiek jest istotą społeczną, Hei-
degger uznawał jednak, że kontakty z innymi zwiększają
zazwyczaj nasze poczucie bezpieczeństwa, podczas gdy
Sartre podkreślał także fakt, że relacje międzyludzkie
to również źródło niepokoju. Dzieje się tak z dwóch powo-
dów: ponieważ otaczające nas osoby mogą stanowić dla
nas zagrożenie i ponieważ możemy być od nich w jakiś
sposób zależni. Inni ludzie mogą nas zranić - psychicznie
i fizycznie. Mogą zabrać to, czego chcemy, lub pokrzyżo-
wać nasze plany. Nie wiemy w dodatku do końca, kogo
należy się obawiać, ponieważ nie znamy cudzych myśli.
Filozofowie nazywają ten problem problemem cudzych
umysłów. Inni mogą powiedzieć nam, co myślą, ale nie
zawsze to robią. I to nam się nie podoba! Tym-
218
czasem niektóre wampiry ze Zmierzchu potrafią czytać
w myślach. To kolejna umiejętność, z powodu której
patrzymy na nie z podziwem. Aby uzdolnione wampiry
mogły korzystać ze swojego daru, muszą być spełnione
pewne warunki (u każdego wampira inne), ale wszystkie
są w stanie zajrzeć w głąb umysłu dowolnej osoby. Z jed-
nym wszakże wyjątkiem - Belli Swan. Umysł dziewczy-
ny działa niczym ochronna tarcza. Zarówno dar części
wampirów, jak i Belli odzwierciedla nasze pragnienia -
każdy z nas często ma ochotę poznać myśli innych ludzi,
nie chcielibyśmy jednak, by inni mogli poznać nasze.
Oczywiście, nie tylko myśli osób z naszego otoczenia
są dla nas źródłem niepokoju. Pozostaje jeszcze kwestia
naszej zależności od nich. Egzystencjaliści zwracają
na nią szczególną uwagę. Co ciekawe, zależność taka
to stan trwały, a nie tylko tymczasowy. Sartre twierdził,
że jednym z powodów, dla których nasze związki z inny-
mi ludźmi są tak ważne, jest rola, jaką odgrywają one
w kształtowaniu się naszej własnej tożsamości. Sprzeci-
wiając się tradycyjnym poglądom na ten temat, francu-
ski filozof wysuwał tezę, że kiedy wchodzimy w relacje
z innym osobami, jesteśmy zmuszani do autorefleksji,
a to dzięki autorefleksji właśnie modyfikujemy nasze
wyobrażenia o sobie. Fundamentem w tworzeniu się in-
dywidualnej tożsamości są nasze własne odczucia, jed-
nakże otrzymując sygnały od innych, dokonujemy ich
analizy, wyciągamy wnioski i nierzadko dokonujemy
korekty.
Nasza zależność od innych nie byłaby taka problema-
tyczna, gdyby nie ta specyficzna właściwość naszej świa-
domości, która nakazuje nam wierzyć, że jesteśmy jedyni
w swoim rodzaju. Zdolność do mentalnego odseparowa-
nia się od tego, co postrzegamy, stanowi fundament ludz-
219
kiego subiektywizmu i wolnej woli, jednakże gdy ktoś
stwierdza, że jesteśmy niezdarni i grubi, czy też zwinni
i wysportowani, do kogoś nas porównuje, kwestionując
naszą unikatowość i charakteryzując naszą wyjątkowość
jako zbiór stałych cech. Rzecz jasna, ludzie nie mogą
na to nic poradzić. Wchodząc z nami w relacje, wchodzą
przede wszystkim w relacje z ciałami, którymi jesteśmy.
Zdajemy sobie z tego sprawę, ale ponieważ nasza świa-
domość ma tendencję do opierania się obiektywnym oce-
nom, których nie zaakceptowała, fakt, iż jesteśmy przez
innych uznawani za „przeciętnych", jest dla nas źródłem
irytacji i niepokoju
41
.
W Zmierzchu ten niepokój widać bardzo wyraźnie.
Niepewność, jaką odczuwa Bella w sytuacjach towarzy-
skich, zastanawiając się stale, czy inni postrzegają ją jako
dziwną lub nieatrakcyjną, to nic innego jak przejaskra-
wiony przykład zależności człowieka od zdania innych,
doświadczanej przez większość ludzi przez całe życie.
Czy to stresując się jako „nowa" w szkole, czy to poty-
kając się na lekcji wuefu, Bella jest świadoma, że jej sa-
moocena zależy w dużej mierze od reakcji otaczających
ją osób, i z tego powodu czuje się bezbronna.
Znaczna część naszej fascynacji wampirami bierze
się stąd, że związki, w jakie wchodzą, różnią się radykal-
nie od związków międzyludzkich. Większość wampirów
to samotnicy, niepotrzebujący towarzystwa tak bardzo jak
my. Jeśli potrzebują ludzi, to po to, żeby zaspokoić głód.
Po swojej przemianie Bella zauważa: „Nie pojmowałam
teraz, dlaczego tak bardzo potrzebowałam [niegdyś] obec-
ności [Jacoba]. (...) Zapewne była to kolejna ludzka sła-
bość"
42
. Wampiry ucieleśniają nasze pragnienie przejścia
na bliżej nieokreślony „wyższy poziom", gdzie nie zawra-
calibyśmy sobie wreszcie głowy innymi ludźmi. Śmiertel-
220
nicy są w ich świecie zredukowani do roli posiłków, w obu
znaczeniach tego słowa - czasem mogą przyjść z pomo-
cą, ale głównie służą po prostu konsumpcji. Wampiry nie
muszą hamować swoich odruchów, żeby zyskać społeczną
akceptację. Cieszą się absolutną wolnością, są panami sy-
tuacji - podobnie jak my w naszych marzeniach.
Spragnione
Chociaż brutalne sycenie się ludzką krwią to główny ele-
ment przerażających historii, jakie kojarzymy z wampi-
rami, jest to także kolejny powód, dla którego istoty te
tak bardzo nas pociągają. Kąsanie ludzi i picie krwi to po-
niekąd wyraz buntu przeciwko społecznym normom, ale
ten aspekt wampirzej natury przemawia do nas również
z innych powodów. Łamiąc tabu związane z morder-
stwem i kanibalizmem, wampiry odzwierciedlają nasze
pragnienie całkowitego poddania się instynktowi. Cho-
ciaż wydaje się ono sprzeczne z pragnieniem posiadania
nad wszystkim kontroli, zdaniem Sartre'a oba te marze-
nia są głęboko zakorzenione w nieszczęśliwej z natury
ludzkiej świadomości. Jak to wyjaśnił francuski filozof,
fakt posiadania zdolnej do refleksji świadomości diame-
tralnie zmienia stosunek człowieka do jego instynktów.
Z jednej strony jesteśmy niczym innym jak stojącymi
wysoko w ewolucyjnej hierarchii, targanymi naturalny-
mi impulsami zwierzętami. Z drugiej strony nasza świa-
domość daje nam zdolność do decydowania o tym, czy
za danym impulsem podążyć, czy nie. W rezultacie, choć
wyzwoliliśmy się spod władzy instynktów, ciąży na nas
brzemię odpowiedzialności za własne czyny.
Ponieważ często wolność wyboru jest dla nas źródłem
udręki, staramy się nierzadko sprzeciwić własnej naturze,
221
dążąc do tego, by być wyłącznie podmiotem lub wyłącznie
przedmiotem - by wyłącznie kierować się wolną wolą lub
całkowicie poddać czynnikom zewnętrznym. Sartre nazy-
wa te wysiłki działaniem w złej wierze. Nasze pragnienie
posiadania całkowitej kontroli jest równoznaczne z ma-
rzeniem o staniu się wyłącznie podmiotem. Z kolei pra-
gnienie poddania się instynktowi wyraża niechęć do odpo-
wiedzialnego decydowania o własnym losie.
Wampiry nas fascynują, ponieważ uosabiają oba te
przeciwstawne pragnienia jednocześnie. Reprezentują
zarówno „zależność [jak i] żarłoczność"
43
. Są mistrzami
w manipulowaniu innymi, a zarazem niewolnikami
własnego apetytu. Zatracając się podczas polowania,
wyrażają nasze podświadome pragnienie poddania się
instynktowi. My również chcielibyśmy móc dać upust
swojej agresji, zaspokoić głód i oczywiście zatracić się
w przyjemności czerpanej z seksu bez tak dobrze nam
znanych wyrzutów sumienia
44
.
Wstydzimy się takich pragnień, ale nie wszystkie
ludzkie marzenia spełniane w Zmierzchu należą do tej
kategorii.
Zatraceni, złowrodzy i bladzi
Wampiry z sagi Stephenie Meyer pod wieloma względa-
mi różnią się od popularnych wyobrażeń przedstawicieli
swojego gatunku. Nie odstrasza ich czosnek i nie zabije
wbity w serce kołek. Nie sypiają w trumnach, bo i nie sy-
piają w ogóle. Nie szkodzi im również światło słoneczne.
Zamiast tego w promieniach słońca ich skóra charakte-
rystycznie się mieni. Najważniejsze jest jednak to, że nie
są tak właściwie potworami. Cullenowie i Denalczycy
to wampiry łagodne i sympatyczne. Spośród ich pobra-
222
tymców najbardziej wyróżnia ich to, że kontrolują swoją
chęć sycenia się ludzką krwią. Dzięki tej cesze wampiry
ze Zmierzchu są dla nas szczególnie atrakcyjne. Nie tyl-
ko nie są mordercami (przez co fascynując się nimi, nie
musimy mieć wyrzutów sumienia), ale także ucieleśniają
nasz ambiwalentny stosunek do własnych apetytów.
Już od czasów Platona filozofowie dowodzili, że ludz-
kie apetyty mogą przeszkodzić w kierowaniu się rozu-
mem. Sartre twierdził, że nasze pragnienia stanowią
nieodłączny element nas samych, nawet jeśli świado-
mość zazwyczaj się z nimi nie identyfikuje. Zamiast tego
postrzega je jako obce siły, zagrażające od wewnątrz jej
autonomii. Boimy się, że podążając za impulsami wysy-
łanymi nam przez ciało, zatracimy się, a więc zatracimy
swoje człowieczeństwo.
Wampiry rzucają na nas urok, ponieważ są w stanie
i kontrolować swoje pragnienia i się im poddawać, do-
kładnie tak, jak sami byśmy tego chcieli. Ich zachowa-
nie odzwierciedla niepokój, jaki odczuwamy w związku
z naszymi apetytami. Są istotami definiowanymi przez
swoją żądzę. To właśnie łaknienie ludzkiej krwi odziera
je z człowieczeństwa. Stają się potworami, poddając się
impulsowi, co ucieleśnia nasz podświadomy lęk przed
całkowitym zatraceniem i jego konsekwencjami dla nas
i dla innych.
Strach ten ilustruje w Zmierzchu zarówno zagrożenie,
jakie wampiry stanowią dla ludzi, jak i niepokój wyra-
żany przez Edwarda i Jacoba w związku z ewentualną
przemianą Belli. Bohaterka nie boi się, że może umrzeć
w trakcie tej operacji - bardziej przejmuje się tym, że bę-
dzie „musiała uczyć się nad sobą panować"
45
. Dziewczyna
zapomina, że już jest więźniem swojego pożądania.
Bezustannie pada ofiarą aż do bólu ludzkiego pragnienia
223
bycia z Edwardem, uzależniając od niego w pełni swoje
postępowanie. Jej zatracenie jednocześnie boli nas i
zachwyca. Jesteśmy również podekscytowani samo-
kontrolą samego Edwarda. Pomimo że zapach Belli jest
dla niego wyjątkowo kuszący, wampir pozostaje w pełni
opanowany, co tłumaczy swoją silną wolą
46
. Nie pozwa-
lając, by rządziły nim popędy, uosabia nasze marzenie
0 poddawaniu apetytów kontroli rozumu.
Ponieważ Cullenowie trzymają swoje żądze na wodzy
1 za wszelką cenę unikają zabijania ludzi, możemy mieć
mniejsze wyrzuty sumienia, gdy stajemy po ich stronie
- poczucie winy nie znika jednak całkowicie. Powieści
Meyer nie tylko opisują, na czym polega urok wampirów,
ale i ilustrują ambiwalentny stosunek, jaki do nich mamy.
Aby to osiągnąć, autorka sięga po różne środki. Wzorując
się na klasycznych historiach o wampirach, stosuje typo
we dla horrorów dekoracje, nie stroni od scen pełnych
przemocy i przypisuje swoi bohaterom także negatywne
cechy - wszystko po to, by Cullenowie nie wydali nam
się jednak zbyt słodcy. Forks, na przykład, już na sa
mym początku zostaje nam przedstawione jako miejsce
złowrogie i ponure. Sama nazwa miasteczka kojarzy się
z niebezpiecznie ostrym przedmiotem lub trudnym wy
borem [ang. „widelce, rozwidlenie" -przyp. tłum.]. „Je
dyna rzecz, jaka wyróżnia tę mieścinę", to wiszące nad
nią stale „posępne, deszczowe chmury"
47
.
Podobnie, gdy wampiry są opisywane jako piękne,
ich uroda jest przedstawiana jako nieludzka. Cullenowie
są niezmiernie atrakcyjni fizycznie, ale jednocześnie nie-
pokojąco przypominają popularne wyobrażenie śmierci.
Ich skóra jest „lodowata"
48
i „chorobliwie blada", a pod
oczami mają „głębokie cienie - sine, niemal fioletowe"
49
.
Nie oddychają, a ich serca nie biją. Są chodzącymi tru-
224
parni. Upodabniając wampiry do personifikacji śmierci
i wprowadzając wątki, w których powodują śmierć in-
nych ludzi, Meyer przypomina nam, że to istoty zarówno
pociągające, jak i przerażające. W jednej z najbardziej
poruszających scen w sadze, w Księżycu w nowiu, nie-
świadomi zagrożenia turyści są prowadzeni przez świtę
Volturi niczym owieczki na rzeź. Scena ta jest tym bar-
dziej szokująca, że pod wpływem romantycznych scen
z Edwardem zdążyliśmy już zapomnieć, jakie są zwykłe
wampiry. Autorka kwestionuje urok wampirów także
wtedy, kiedy nakazuje niektórym postaciom czuć wstręt
do samych siebie. Edward uważa, że nie ma duszy
50
, i wy-
znaje: „Nie chcę być potworem"
51
. Rosalie podziela jego
zdanie i namawia Bellę, by pozostała człowiekiem. Na-
wet sama Bella boi się, że zmieni się w maszynę do zabi-
jania. Chcąc nie chcąc, czytelnik musi sobie uświadomić,
że bycie wampirem nie jest takie przyjemne, jak by się
mogło wydawać.
Wegetarianie
Z egzystencjalnego punktu widzenia podważanie zalet
wampirzego życia, z jakim mamy do czynienia w sadze
Zmierzch, to niezwykle pozytywne zjawisko. Chociaż
ludzkie niepokoje, na których bazuje magnetyzm wam-
pirów, są w pełni zrozumiałe, pragnienie wyrzeczenia się
człowieczeństwa nie jest czymś, pod czym egzystencjali-
ści by się podpisali. Alice Cullen, z podejściem godnym
egzystencjalistki, przyznaje, że przemiana w wampira
ma swoje złe strony: „Nie można już nigdy z powrotem
stać się człowiekiem. To nieodwracalne"
52
. Chociaż ludz-
ka egzystencja stawia przed nami wiele wyzwań i jest
równoznaczna z ciągłym odczuwaniem lęku, to mimo
225
wszystko jest to „idealny darmowy podarunek"
53
, „pełnia,
z której człowiek wyjść nie może"
54
. Meyer nie idzie
jednak tym tropem. Zamiast drążyć temat niedoskona-
łości losu wampirów, podkreślając ich odczłowieczenie,
autorka skupia się na opisywaniu ich wyższości nad ludź-
mi. Wątpliwości, jakie miała jednak Bella przed prze-
mianą, w tomie Przed świtem okazują się bezpodstawne.
Bohaterka budzi się jako wampirzyca, „w zachwycie"
55
,
by odkryć, że otaczający ją świat jest jak „z bajki"
56
. Moż-
liwości jej ciała przerastają jej najśmielsze wyobrażenia.
Może biec cały dzień i uprawiać seks całą noc. Zamiast
odczuwać dręczące pragnienie, „przez większość czasu
po prostu szal[eje] ze szczęścia"
57
. Śmieje się, że jeszcze
podczas miesiąca miodowego „paliła się do pozostania
człowiekiem": „Powinnam się była domyślić, że [po prze-
mianie] będzie (...) lepiej"
58
.
Przemiana w wampira niesie za sobą spełnienie się
wszystkich marzeń Belli, przede wszystkim zaś tego,
że przestanie być „krucha" i „niewyróżniająca się niczym
szczególnym"
59
, co dla bohaterki stanowi nieodzowny ele-
ment losu śmiertelniczki. Ma odtąd żyć wiecznie, wielbiona
przed oddanego męża i wymarzoną córeczkę. W dodatku
przy okazji ratuje przed śmiertelnym niebezpieczeństwem
cały swój gatunek. Swoimi nowymi przymiotami dorównu-
je, a czasem i przewyższa tych, którym do tej pory zazdro-
ściła. I tak, jest równie oddana Edwardowi, jak on jej, a tak-
że bardziej opanowana od Carlisle'a, bardziej opiekuńcza
od Esme, piękniejsza od Rosalie, silniejsza od Emmetta
i lojalniejsza od Alice, potrafi też wywierać na innych więk-
szy wpływ niż Jasper. Nie czując nieprzepartej potrzeby za-
bijania ludzi, nie zalicza się nawet do potworów. Przykład
Belli każe nam wierzyć, że w odrzuceniu człowieczeństwa
na rzecz nieśmiertelności nie ma nic złego.
226
Z perspektywy egzystencjalnej euforia, w jaką wpada
Bella po staniu się wampirem, jest jednak problematycz-
na. Saga Zmierzch to romans, a nie horror. Kusząc nas
opowieścią o miłości idealnej, powoduje, że ekscytujemy
się wampirami bardziej, niż by wypadało. Edward został
sportretowany przez Meyer jako niewinny, gotowy do po-
święceń Romeo, a nie pociągająca, ale groźna bestia. Au-
torka przechyla szalę na korzyść wampirów, pielęgnując
w czytelniku odrazę dla ludzkiego życia, zamiast poka-
zać, że obie drogi mają swoje dobre i złe strony.
Spyta ktoś, dlaczego fascynacja wampirami to coś
niewłaściwego. Przecież tak naprawdę nie istnieją. Nie
stanowią realnego zagrożenia. Jeśli czytanie powieści
o wampirach jest dla nas w dodatku nie tylko rozryw-
ką, ale i pomaga nam rozładować napięcie, czegóż chcieć
więcej? Tylko czy lektura sagi rzeczywiście pomaga nam
radzić sobie z naszymi lękami, czy raczej je nasila? To,
że przejmujemy się naszym losem, jest naturalne, ale
decyzja Meyer, by celebrować odrzucenie przez Bellę
człowieczeństwa, wzmacnia w nas przekonanie, że bycie
człowiekiem jest nic niewarte. Inni pisarze zajmujący
się wampirami podkreślają ich samotność i stawiają pod
znakiem zapytania ich moralność, podczas gdy Meyer
czyni z wampira ideał romantycznego kochanka. Cynthia
Freeland, współczesna filozofka, pisze, że „ambiwalent-
ny dreszcz"
60
niesie ze sobą możliwość krytycznego spoj-
rzenia na naszą fascynację potworami - lektura Zmierz-
chu nam tego jednak nie zapewnia. Meyer nie zachęca
do doceniania tego, co mamy, i kształtowania własnego
losu w miarę naszych możliwości, ale oferuje nam eska-
pistyczną fantazję degradującą sens naszej egzystencji.
Filozof egzystencjalny FriedrichNietzsche (1844-1900)
twierdził, że tendencja do umniejszania wartości ludzkie-
227
go życia rodzi się z przemęczenia nim
61
i jest w istocie
instynktownym odwetem na tym, co nas męczy. Jednak-
że, chociaż życie potrafi nas znużyć, kiedy owo znużenie
wyraża się poprzez wrogość
62
, w niebezpieczny sposób
występuje przeciwko życiu. Nietzsche głosił, że należy
afirmować życie, a nie je negować. I na tym właśnie po-
lega problem ze Zmierzchem, propagującym niemożliwe
do zrealizowania wizje kosztem naszego zadowolenia,
a nawet życia. Nierealne marzenia nie zagrażają oczy-
wiście bezpośrednio, ale mogą wykrwawiać nas powoli,
kierując naszą uwagę ku temu, czego nigdy nie będzie-
my mogli mieć. Powieści Meyer nie przynoszą ulgi, ale
wzmacniają niepokój, czyniąc z nas więźniów fantazji.
W odróżnieniu od Belli, nie będziemy mieli możliwo-
ści obudzenia się w świecie, w którym żyje się wiecznie
i po wieczność jest się kochanym. Mamy przed sobą tylko
jedno życie i zarówno ono, jak i nasze związki z innymi
ludźmi, będą musiały niestety prędzej czy później dobiec
końca. W naszej sytuacji mądrzej jest zatem porzucić
marzenia o wieczności i uświadomić sobie, że to, z czego
powodu nieraz cierpimy, sprawia także, że doceniamy to,
co mamy. Cieszymy się wolnym czasem, bo często nam
go brakuje, współczujemy, bo zależymy od innych, je-
steśmy wrażliwi, bo łatwo nas zranić, silni, bo bywamy
słabi. Możemy być potworami, ale dzieje się tak raczej,
kiedy odrzucamy nasze człowieczeństwo, niż kiedy je ak-
ceptujemy. Zaostrzając nasz apetyt na to, co nieludzkie,
kulturalne wampiry ze Zmierzchu są o wiele bardziej
atrakcyjne i w rezultacie o wiele bardziej niebezpieczne
niż ich teoretycznie groźniejsi pobratymcy.
Rozóziat piętnasty
Wampirza semiotyka belli
Dennis Knepp
Zmierzch nie daje się łatwo sklasyfikować. To historia o wam-
pirach. To historia miłosna. Ale to także historia o odkrywa-
niu. Kiedy Bella Swan dowiaduje się, że Edward Cullen jest
wampirem, odkrywa ukryty do tej pory przed nią świat.
Podobnie jak autorzy z kręgu fantastyki popularnonau-
kowej i fantasy, filozofowie często piszą o ukrytych świa-
tach. Filozofia procesu poznawania, uczenia się, odkrywa-
nia to epistemologia. A semiotyka to gałąź epistemologii
zajmująca się badaniem natury różnego rodzaju wskazó-
wek, jakie napotykamy na swojej drodze, odkrywając coś
nowego. Można też powiedzieć, że semiotyka to nauka
o znakach, ponieważ wskazówki takie są znakami, z któ-
rych czerpiemy informacje i które odsyłają nas do czegoś
poza sobą. Bella, rzecz jasna, uczy się odczytywać znaki,
które odsyłają ją do hasła „wampir".
Znaki związane z granatowym vanem Tylera
W trzecim rozdziale Zmierzchu zatytułowanym „Niesamo-
wite zdarzenie" granatowy van Tylera Crowleya wpada
229
w poślizg na szkolnym parkingu i prawie rozjeżdża Bellę.
Przed śmiercią jakimś cudem ratuje ją Edward, chociaż
jeszcze ułamek sekundy wcześniej „[stał] cztery auta dalej
(...) i wpatrywał się w [Bellę] z przerażeniem w oczach"
1
.
To, jak zdołał do niej dobiec, jest dla dziewczyny za-
gadką, ale znajduje kilka wskazówek, które mogą pomóc
ją rozwiązać. Zauważa, że skóra Edwarda jest zimna:
„Walnęłam głową o lodowaty asfalt i poczułam, że przy-
ciska mnie do ziemi coś dużego i chłodnego"
2
. „Chciałam
wstać, ale powstrzymała mnie lodowata dłoń Edwarda"
3
.
Widzi odcisk dłoni Edwarda w boku auta, które na nią
pędziło: „Dwie obejmujące mnie od tyłu ręce rozluźniły
uścisk i wyprostowały się, jakby ich właściciel miał
nadzieję, że zdoła zatrzymać zbliżające się auto. Van
zatrzymał się jakieś trzydzieści centymetrów od mojej
twarzy, tak że dłonie mojego towarzysza spoczywały te-
raz w głębokim wgnieceniu w boku pojazdu, które zrzą-
dzeniem losu miało pasujący do nich kształt"
4
. „Kiedy
odnoszono mnie na noszach, miałam okazję rzucić okiem
na głębokie wgłębienie powstałe w zderzaku beżowego
wozu - bardzo charakterystyczne wgłębienie, pasujące
jak ulał do kształtu ramion Edwarda... Jakby chłopak
miał w sobie dość siły, żeby wgnieść zderzak, po prostu
napierając na niego"
5
. Edward prosi ją, żeby nie pytała,
jak ją ocalił: „Proszę, Bello. - Złote oczy rozbłysły"
6
.
Tyler z kolei wyraża zdziwienie, kiedy dziewczyna mówi
mu, że to Edward ją uratował: „Cullen? Jakoś go prze-
gapiłem. No, ale wszystko działo się tak szybko. Nic mu
nie jest?"
7
. Te wskazówki naprowadzają Bellę na myśl,
że Edward nie jest zwykłym nastolatkiem. Z czasem
bohaterka dowiaduje się, że zimna skóra, wgniecenia
w karoserii i słowa, które padły, to znaki wskazujące
na „wampira".
230
Temperatura ciała Edwarda, ślady po jego dłoniach
i jego prośba to nie przypadki, ale znaki odsyłające do cze-
goś poza sobą i dostarczające Belli informacji o ukrytym
świecie wampirów. W dodatku pojawiają się one w książ-
ce w kolejności zgodnej ze swoją złożonością.
Znaki te odpowiadają triadzie znak ikoniczny / wskaź-
nik / symbol. Znak ikoniczny to najprostszy ze znaków,
w tym wypadku proste doznanie - Edward jest zim-
ny. Wskaźnik to rezultat jakiejś czynności, interakcji
- tu Edward przyłożył dłonie do boku samochodu, po-
zostawiając wgniecenie. Symbol wreszcie to znak, który
nabiera znaczenia, ponieważ ktoś kojarzy go z tym zna-
czeniem - i tak się właśnie dzieje ze słowami Edwarda
i Tylera.
1. Znak ikoniczny: proste doznanie - chłód.
2. Wskaźnik: rezultat czynności / interakcji - ramiona
i dłonie Edwarda pozostawiają wgniecenia w karoserii
aut.
3. Symbol: słowa, które nabierają dodatkowego zna
czenia dzięki interpretacji - „Proszę, Bello".
Filozof od triad
Najwybitniejszym teoretykiem semiotyki jest być może
amerykański filozof Charles Sanders Peirce (1839-1914)
8
.
Peirce był postacią, która pasowałaby raczej do Wywia-
du z wampirem Anny Rice niż do Zmierzchu Stephenie
Meyer
9
.
Trudno o dwie bardziej odmienne od siebie osoby niż
Isabella Swan i Charles Peirce. Bella, na przykład, prze-
jawia nikłe lub wręcz zerowe zainteresowanie modą czy
chodzeniem na imprezy - nie chce nawet iść na bal absol-
wentów! Tymczasem Peirce ubierał się w „piękne stroje"
231
i podróżował intensywnie po Europie nawet wtedy, kiedy
nie było go na to stać
10
. Zdaniem Belli stosowanie lekar-
stwa na przeziębienie jako środka uspokajającego to nie-
malże uzależnienie od narkotyków. Peirce, wręcz prze-
ciwnie, regularnie zażywał morfinę, eter, opium i kokainę
(wszystkie te substancje były w jego czasach legalne),
by walczyć z dręczącymi go dolegliwościami psychicz-
nymi, takimi jak psychoza maniakalno-depresyjna
11
. Po-
mimo nadprzyrodzonych wydarzeń, w jakie obfituje jej
życie, Bella nie ma problemów z nauką, za to Peirce był
ustawicznie usuwany z kolejnych szkół, szkołę średnią
ukończył jako jeden z najgorszych uczniów i nie był w sta-
nie utrzymać żadnej nauczycielskiej posady, chociaż jego
rodzina miała odpowiednie znajomości
12
. Przez całe życie
Peirce miał również problemy z podporządkowaniem się
obowiązującym w czasach wiktoriańskich surowym nor-
mom moralnym, przez co bezustannie wpadał w tarapaty.
Pomimo tych różnic, semiotyczne koncepcje Peirce'a jak
najbardziej można stosować przy opisywaniu odkrycia
Belli - teorie filozoficzne powinny być, na szczęście,
analizowane w oderwaniu od biografii ich autora. To, że
życie Peirce'a nie było poukładane, nie oznacza jeszcze,
iż chaos wkradł się i do jego semiotyki. A jeśli jakaś
teoria dotycząca relacji między znakami jest dobra,
sprawdza się oczywiście przy wyjaśnianiu, jak znaki
odczytywała Bella:
- Znak ikoniczny to tzw. Pierwsze. To najprostsze do
znanie - barwa, zapach, smak czegoś. To uczucie bez
żadnej refleksji. Peirce pisał, że znaki ikoniczne „służą
przekazywaniu idei rzeczy, które reprezentują, po prostu
je imitując"
13
. To barwa nieba, zapach róży.
- Wskaźnik to tzw. Drugie - dla jego stworzenia nie
zbędna jest interakcja pomiędzy dwoma rzeczami. Wia-
232
trowskaz wskazuje kierunek wiatru, ponieważ jest przez
niego poruszany. Termometr wskazuje temperaturę, po-
nieważ wywiera ona wpływ na zawartą w nim rtęć. Po-
kazywanie palcem księżyca to też tworzenie połączenia
pomiędzy dwoma rzeczami. Podobnie jest z zaimkami
wskazującymi („ten", „tamten" itp.). Podbite oko podpo-
wiada nam, że ktoś został pobity - i tak dalej.
- Symbol to tzw. Trzecie. Tym razem znak (1) odsyła
do przedmiotu (2), ponieważ ktoś (3) dokonał takiego
jego odczytania. Pomalowany na czerwono ośmiokąt-
ny kawałek blachy z białymi literami układającymi się
w napis „stop" nie ma żadnego znaczenia, dopóki ktoś go
nie przeczyta i nie zatrzyma samochodu. Trzeba wpierw
połączyć ten znak ze znaczeniem słowa „stop". Symbol
nie istnieje bez kogoś, kto go zinterpretuje. Najlepszymi
przykładami symboli są słowa, ale zdarzają się i inne.
Kiedy widzimy kogoś ubranego na czarno, z trupiobladą
twarzą, ustami pomalowanymi jaskrawoczerwoną szmin-
ką, czarnym lakierem na paznokciach i włosami zaczesa-
nymi na jedno oko, myślimy: „Got". Dlaczego? Ponieważ
łączymy te znaki (czarne ubrania, czerwoną szminkę
itd.) z tym znaczeniem („fan gotyckiego rocka"). Taki
sposób ubierania się sam w sobie nie oznacza, że ktoś
jest przedstawicielem tej subkultury - to w naszych umy-
słach musi dokonać się odpowiednie skojarzenie.
Znak krzyża
Czasami każdym z trzech opisanych powyżej rodzajów
znaku może być naraz jeden przedmiot. Najlepszym
przykładem takiej sytuacji jest w Zmierzchu krzyż, który
Edward pokazuje Belli w domu Cullenów. Po pierwsze,
jest to znak ikoniczny - możemy zwracać uwagę jedy-
233
nie na charakterystyczną barwę drewna, „pociemniały
od starości kształt odcinający] się od jasnej ściany"
14
.
Po drugie, jest to wskaźnik - odsyła nas do Kościoła an-
glikańskiego w latach trzydziestych XVII wieku. Po trze-
cie, nie są to jakieś tam zwykłe dwa kawałki drewna, ale
symbol. Krzyż to symbol chrześcijaństwa. Peirce twier-
dził, że symbole „rozrastają się"
15
i przykład krzyża do-
skonale to ilustruje. Chrześcijański krzyż ma wielorakie
znaczenia i prowokuje niezliczone skojarzenia. W tym wy-
padku możemy sobie na przykład przypomnieć, że wam-
piry zazwyczaj boją się krzyży. To, że rodzina wampirów
powiesiła krzyż na widocznym miejscu w swoim domu,
podpowiada zatem Belli, że ma do czynienia z niezwy-
kłymi przedstawicielami tego gatunku. Z kolei z faktu,
że krzyż ten pochodzi z kościoła ojca Carlisle'a, Bella
może wyciągnąć kolejny wniosek - Cullenowie to wam-
piry o chrześcijańskich korzeniach.
Jak rozpoznać dobrego wampira
Peirce miał bzika na punkcie triad. Swoją oryginal-
ną triadę (znak ikoniczny-wskaźnik-symbol) podzielił
na kolejne. Wśród symboli zaczął przykładowo rozróż-
niać słowa, zdania i argumenty. Najlepszym słowem
w odniesieniu do Zmierzchu jest „wampir", najlepszym
zdaniem - „Edward jest wampirem", najlepszym argu-
mentem zaś tok rozumowania, w którym Bella tłumaczy
sobie, że Edward musi być dobrym wampirem, bo prze-
cież stara się ją chronić.
Ale to Peirce'owi nie wystarczyło. Rozbudowywał
swoje triady coraz bardziej. Uznał, że istnieją trzy ro-
dzaje argumentów: hipotezy, dedukcje i indukcje
16
. Hi-
poteza to domysł - możliwe wyjaśnienie niezwykłego
234
wydarzenia. Bella tylko zgaduje, że Edward jest wampi-
rem. A dokładniej, przypuszcza jedynie, że jest dobrym
wampirem. Domysł ten pozwala jej wytłumaczyć niewy-
tłumaczalne inaczej wydarzenia. Hipotezy Belli układają
się w następujący ciąg:
- Edward zachowuje się jak wampir, ale z jakiegoś
dziwnego powodu mnie nie atakuje.
- Gdyby Edward był dobrym wampirem, wtedy to,
że mnie nie atakuje, nie byłoby dziwne.
- Należy więc przypuszczać, że Edward jest dobrym
wampirem.
Zauważcie, że nie jest to argument budzący zaufanie.
To tylko domysł. Każdy nauczyciel logiki uznałby go
prawdopodobnie za zły, ponieważ jego założenia tak na-
prawdę nie nakierowują na wyciągnięty wniosek. Równie
dobrze można byłoby dojść do innych. Może Edward nie
jest po prostu dostatecznie głodny? I takie wyjaśnienie
tu by pasowało. Hipoteza nie musi być w stu procentach
pewna. To tylko domysł. Potrzeba dalszych dowodów.
Jakie to powinny być dowody, ustalamy już w drodze
dedukcji, drugiego rodzaju argumentu. Dedukcja pozwa-
la nam się dowiedzieć, co pociąga za sobą nasza hipoteza.
Podczas zajścia, jakie nastąpiło w Port Angeles, i później,
Bella mogła dedukować w poniższy sposób:
- Jeśli Edward jest dobrym wampirem, to obroni
przed tymi typami.
- Jeśli Edward jest dobrym wampirem, to zwolni, że
bym się nie wystraszyła.
- Jeśli Edward jest dobrym wampirem, to nakarmi
mnie, kiedy będę głodna, i pozwoli mi spać, kiedy się
zmęczę.
Powyższe założenia mają swoje źródło w hipotezie
Belli, że Edward jest dobrym wampirem. Bella wie teraz,
235
za jakiego rodzaju dowodami musi się rozglądać, żeby
potwierdzić swoje pierwotne przypuszczenia lub im za-
przeczyć.
Ostatnia odmiana argumentu, indukcja, potwierdza
to, co sobie wydedukowaliśmy, bądź mu zaprzecza.
Edward rzeczywiście broni Belli przed zaczepiają-
cymi ją mężczyznami. Rzeczywiście zabiera ją do re-
stauracji, kiedy jest głodna, zwalnia, kiedy dziewczyna
mówi, że się boi, i pozwala jej spać, kiedy jest zmęczo-
na. Wszystko to potwierdza hipotezę, że Edward jest
dobrym wampirem.
Wampirza semiotyka nie daje gwarancji...
Należy zauważyć, że potwierdzenie to nie oznacza
jeszcze, iż hipoteza Belli jest w stu procentach zgodna
z rzeczywistością. Zawsze można się dowiedzieć czegoś
nowego, co tym razem zaprzeczy wyciągniętym wcze-
śniej wnioskom. Zdobyte już dowody mogą też mieć
inne wyjaśnienie. Edward mógł tylko zwodzić Bellę,
aby uśpić jej czujność i móc ukąsić ją kiedy indziej.
Dziewczyna mogła się mylić. Zaakceptowanie faktu, iż
nawet dobrze udokumentowana hipoteza może okazać
się błędna w swoich założeniach, Peirce nazywa falli-
bilizmem
17
.
Bella poznaje tę gorzką prawdę w dramatycznych
okolicznościach pod koniec Zmierzchu. Kiedy ukry-
wa się w Phoenix z Alice i Jasperem, dzwoni do niej
tropiący ją zły wampir, James. Proces myślowy, jaki
zachodzi wówczas w umyśle Belli, można przedstawić
za pomocą triady semiotycznej Peirce'a:
1. Pierwsza jest ikona - głos w słuchawce należy
do kobiety.
236
2. Drugi jest wskaźnik - głos w słuchawce należy
do matki Belli. Dodatkowo zaraz potem w słuchawce
odzywa się James, twierdząc, że kobieta jest w jego rę
kach. W rezultacie myśli Belli podążają ku matce, jak
gdyby ktoś wskazał ją palcem.
3. Do tego dochodzą symbole, czyli słowa, które pa
dają. Bella słyszy wołanie matki, rozumie też groźby
Jamesa. I na podstawie tego wszystkiego podejmuje
decyzję, jak postąpić.
Zgodnie z założeniami Peirce'a jej argument można
podzielić na trzy subkategorie. W pierwszej znajdują
się następujące hipotezy: (1) Moja mama jest w nie-
bezpieczeństwie. (2) Jeśli pójdę do Jamesa, puści moją
mamę wolno. A zatem muszę do niego pójść.
Następna subkategoria to dedukcje. Są to zdania
warunkowe (rozpoczynające się od „jeśli"), dla któ-
rych punkt wyjścia stanowią powyższe hipotezy. Jeśli
Bella ma ocalić swoją matkę, musi pójść do studia ta-
necznego sama. Jeśli musi pójść tam sama, musi uciec
Alice i Jasperowi. Jeśli uda jej się im wymknąć i trafi
do studia bez obstawy, jej matka ujdzie z życiem. Te
dedukcje podpowiadają Belli, jak powinna się zacho-
wać - teraz już wie, co robić.
Z indukcjami nie idzie jej już jednak tak dobrze.
Starając się potwierdzić to, co wydedukowała na pod-
stawie swoich hipotez („Muszę pójść do Jamesa, żeby
uratować mamę"), Bella odkrywa, że padła ofiarą
oszustwa - głos jej matki pochodził z nagrania wideo.
To był podstęp! Natrafiła na dowody przeczące jej hi-
potezom. Okazało się, że oddanie się w ręce Jamesa
nie wybawiło matki z opresji. Analiza semiotyczna nie
gwarantuje dotarcia do prawdy. Znaki mogą zwieść nas
na manowce.
237
Semiotyczny walc: raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz
dwa trzy
Kto wczuje się w rytm semiotycznego walca, z łatwością
zacznie dostrzegać triady wszędzie wokół siebie. Ojciec,
Syn, Duch Święty. Matka, ojciec, dziecko. Przeszłość, te-
raźniejszość, przyszłość. Człowiek, wampir, wilkołak.
Trudno jednak dopatrzyć się w tym jakiegoś głębsze-
go sensu. Czyż równie dobrze nie można byłoby dzielić
wszystkiego na cztery części? Albo na pięć? Niemiecki fi-
lozof Immanuel Kant (1724-1804) podzielił świat na dwa-
naście kategorii, a grecki myśliciel Arystoteles (384-322
p.n.e.) na dziesięć. Dlaczego właśnie trójka miałaby być
uznana za liczbę magiczną?
Sam Peirce biedził się z tą kwestią i wielokrotnie usiło-
wał udowodnić, że ma co do trójki rację. Muszę przyznać,
że jego argumenty do mnie nie przemówiły, więc ich tu nie
przytoczę. Sugeruję za to, aby potraktować triady jako hi-
potezę - to tylko taki domysł. Sami musimy znaleźć dowody
na jej potwierdzenie drogą dedukcji, a następnie wypróbo-
wać indukcje. Innymi słowy, musimy wpierw ustalić, co po-
winno wynikać z takiej hipotezy, a potem przeprowadzić test
sprawdzający, czy coś takiego rzeczywiście istnieje. A jeśli
próba się powiedzie, pamiętając o fallibilizmie, naturalnie
nie będziemy mogli uznać, że w takim razie jest to hipoteza
wiarygodna. Peirce nie chciałby, żeby ktokolwiek wierzył
mu na słowo - chciałby, abyśmy jego teorię przetestowali.
Przetestujcie ją więc. Sprawdźcie w praktyce. Przywo-
łałem tu trzy przykłady ze Zmierzchu. (Dlaczego trzy? Czy
to nie oczywiste?). Pozostają jeszcze trzy tomy. Znajdźcie
scenę, w której Bella coś odkrywa albo czegoś się uczy,
i ustalcie, czy do jej analizy ma zastosowanie triada: znak
ikoniczny - wskaźnik - symbol.
ROZÓZIA
I
szesnasty
Przestrzeń, czas i wampirza ontologia
Philip Puszczalowski
Kto nie chciałby być jednym z wampirów ze Zmierzchu?
Wyobraźmy sobie tylko, czego moglibyśmy dokonać,
gdybyśmy nie musieli bać się o życie. Wspinaczka wy-
sokogórska? Proszę bardzo. Skok w wodospad Niagara
bez beczki? Nie ma sprawy. Skok z samolotu bez spado-
chronu? Bułka z masłem. Bycie wampirem to marzenie
wszystkich ludzi uzależnionych od adrenaliny. Można
by było oszukiwać śmierć przy każdej nadarzającej się
okazji, doświadczając jednocześnie naprawdę mocnych
wrażeń.
W tym scenariuszu kryje się jednak jeden mały haczyk.
Czytając powieści Meyer, dowiadujemy się, że wampiry
pozostają na wieki takie, jakie były w momencie swojej
śmierci. Dlaczego więc potrafią przemieszczać się z nad-
ludzką prędkością i odpychać rozpędzone auta, by ra-
tować słodko pachnące nastolatki? Skąd się wzięły ich
nadprzyrodzone zdolności? Ludzie nie są przecież zdolni
do podobnych wyczynów.
239
Ontologia jest gałęzią filozofii zajmującą się naturą
istnienia. Kiedy pytamy, co znaczy być wampirem, zada-
jemy pytanie ontologiczne. Chcemy wiedzieć, co takiego
sprawia, że wampir zasługuje na miano wampira - wie-
dzieć, jak odróżnić wampira od zwykłego człowieka. Ist-
nieją pewne oczywiste różnice natury fizycznej, takie jak
to, że wampiry mają bladą skórę, są wyjątkowo urodziwe
i muszą pić krew, ale nie wystarczają one do nazwania
kogoś wampirem. Czy każdy z nas nie zna w końcu kogoś
takiego? Cechy te jedynie naprowadzają nas na właściwy
trop. Jeśli naszym celem jest wyjaśnienie pochodzenia
nadludzkiej siły i szybkości wampirów, musimy przyj-
rzeć im się dokładniej.
Przestrzeń i czas według Kanta
W Krytyce praktycznego rozumu Immanuel Kant (1724--
1804) dowodził, że wiedzę można podzielić na dwie
kategorie: a priori (łac. „z góry") oraz a posteriori. Ten
drugi typ wiedzy zdobywamy poprzez doświadczenie. In-
formacja, którą zdobywamy a posteriori, to na przykład
barwa danego przedmiotu. Wiemy, że samochód Edwar-
da to srebrne volvo, ponieważ je widzieliśmy. Barwa jest
jednak własnością przypadkową, co oznacza, że kolor
auta nie ma na samo auto żadnego wpływu. Możemy wy-
obrazić je sobie w dowolnym kolorze, jaki przyjdzie nam
do głowy, ale nadal będzie to samochód Edwarda.
Wiedza a priori to wiedza, którą posiadamy niezależ-
nie od doświadczenia. Jeśli oddzielimy od auta Edwarda
wszystkie jego zbędne nam cechy, takie jak kolor, kształt
czy twardość, pozostanie nam w końcu tylko jedna, której
oddzielić już się nie da - tak zwana rozciągłość. Coś, co jest
rozciągłe, zajmuje przestrzeń. Niezależnie od tego, jak sa-
240
mochód Edwarda wygląda czy jaki jest duży, musi przede
wszystkim istnieć. Niemożliwością jest wyobrażenie sobie
czegoś namacalnego jako rzeczy niezajmującej miejsca.
Świadomość rozciągłości przedmiotów jest więc zaliczana
przez Kanta do wiedzy a priori. Wiemy, że przedmioty mu-
szą zajmować przestrzeń, bez potrzeby obejrzenia każdego
z nich. Oznacza to, że świadomość istnienia przestrzeni po-
przedza w naszych umysłach percepcję - w tym wypadku
dostrzeżenie danego przedmiotu.
Czas, podobnie jak przestrzeń, to także kwestia wie-
dzy a priori. Świadomość upływu czasu jest oczywiście
niezbędna do rozumienia takich pojęć jak następstwo lub
ruch. Kiedy Bella Swan jedzie podarowaną jej przez ojca
furgonetką do szkoły, jej podróż można podzielić na na-
stępujące po sobie etapy: z domu Charliego do pierwszej
przecznicy, od pierwszej przecznicy do drugiej itd. Fakt,
że etapy te następują po sobie, rozumiemy tylko wtedy, je-
śli znane nam są pojęcia „wcześniej" i „później", a więc
pojęcia określające czas. Ruch, z kolei, to nic innego jak
zmiana miejsca/pozycji w czasie. Rzecz jasna, nikt nie
może przenieść się w inne miejsce, jeśli nie ma na to cza-
su. Nie potrafimy wyobrazić sobie, że nie ma czasu, tak
samo jak nie potrafimy wyobrazić sobie, że nie istnieje
przestrzeń. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie pewien
okres bez żadnych związanych z nim przedmiotów, ale nie
możemy wyobrazić sobie przedmiotu poza czasem - jeśli
przedmiot istnieje, to istnieje już przez pewien czas. Czas
i przestrzeń to podstawowe narzędzia, w które uzbrajamy
się, pragnąc porządkować otaczający nas świat
1
.
Kant zrewolucjonizował sposób, w jakim myślimy o cza-
sie i przestrzeni, twierdząc, że czas i przestrzeń nie są czę-
ścią naszego świata, ale są zamiast tego częścią naszego
umysłu. To, jak postrzegamy rzeczywistość, zależy od tego,
241
jakie struktury wykształciły się w naszych mózgach,
by ją zrozumieć - a nie od tego, jak zbudowany jest świat.
Kiedy Bella jest jeszcze człowiekiem, jej postrzeganie
świata jest ograniczone, jednakże gdy staje się wampirem,
zaczyna postrzegać świat w zupełnie nowy sposób. Dzięki
ulepszonym zmysłom widzi z osobna każdy unoszący się
w powietrzu pyłek kurzu i słyszy radio włączone w samo-
chodzie jadącym odległą o kilka kilometrów szosą. Świat
sam w sobie się nie zmienił. Kurz i dźwięk istnieją, kie-
dy Bella jest człowiekiem, i pozostają niezmienione po jej
przemianie. Znikają tylko fizyczne ograniczenia, jakich
Bella doświadcza jako śmiertelniczka.
Kant, Dracula i wampiry z sagi Zmierzch
Czym był niecały rok dla kogoś nieśmiertelnego?
2
Bella, Księżyc w nowiu
Wampiry ze Zmierzchu różnią się od funkcjonującego
w kulturze stereotypu pod różnymi względami, ale za-
miast analizować po kolei wszystkie podania, przyjrzyjmy
się wampirowi, który wywarł największy wpływ na współ-
czesnych twórców - opartej na legendach europejskich
postaci hrabiego Draculi. Dracula to na nasze potrzeby
przykład idealny, ponieważ większość wampirów, z jakimi
możemy się dziś zetknąć, wzorowano właśnie na nim.
Draculę łączy z wampirami Meyer sporo wspólnych
cech: bycie nieśmiertelnym, picie krwi oraz nadludzka
siła3 (nie wiadomo, czy hrabia jest silniejszy od Emmet-
ta Cullena, ale gdyby mieli siłować się na ręce, postawił-
bym na Emmetta). Dracula posiada również dar hipno-
tyzowania swoich ofiar, dar, który najwyraźniej posiada
również Edward Cullen.
242
Istnieją i różnice. Dracula ma, na przykład, awersję
do krucyfiksów i innych świętych przedmiotów, której
Edward i jego pobratymcy nie przejawiają. Ważniejszą
cechą wyróżniającą wampiry z sagi Zmierzch jest jed-
nak ich zdolność do przebywania na dworze w ciągu dnia,
podczas gdy światło słoneczne Draculę osłabia, a inne
wampiry nawet zabija4. Wkrótce po tym, jak Edward ra-
tuje Bellę w Port Angeles, dowiadujemy się, że większość
legend dotyczących słabości wampirów to mity. Dopiero
kiedy Edward zabiera Bellę na swoją sekretną łąkę, mamy
możliwość zaznajomienia się z tym, jak światło dzienne
działa na jego skórę - wampir nie staje w płomieniach, ale
zaczyna się iskrzyć. Odejście od tradycyjnego wizerunku
wampira w tej kwestii to interesujący zabieg odróżniający
ontologię wampirów Meyer od ontologii archetypu wzoro-
wanego na Draculi.
Chociaż Dracula i jemu podobni się nie starzeją, upływ
czasu nadal ma na nich znaczny wpływ. Jeśli wyjdą na dwór
za dnia, osłabną albo staną w płomieniach. Wampirom
ze Zmierzchu nie zagraża słońce i dlatego nie muszą roz-
graniczać pomiędzy nocą a dniem. Przebywając na słońcu,
nie narażają życia. Jeśli unikają słońca, to tylko dlatego,
że chcą swoje istnienie ukryć przed światem. Unikanie
słońca to ograniczenie, które narzucili sobie sami (a do-
kładniej, które narzucili im Volturi). To nie ograniczenie
ontologiczne. Z tego powodu wampiry Meyer są o wiele
bardziej niezależne od czasu niż wampiry w rodzaju Dra-
culi. Czy to nieobecność zewnętrznych ograniczeń cza-
sowych wyjaśnia ich nieśmiertelność? Być może, ale po-
nieważ nie potrafimy myśleć poza czasem i przestrzenią,
możemy tylko snuć przypuszczenia.
Nie tylko czas, ale i przestrzeń praktycznie nie ma zna-
czenia dla wampirów ze Zmierzchu. Nadnaturalna szyb-
243
kość, jaką rozwijają, pozwala im pokonywać błyskawicznie
olbrzymie dystanse. Ponieważ nie muszą oddychać, są do-
skonałymi pływakami. A dzięki nadludzkiej sile mogą po-
konywać bądź usuwać ze swojej drogi dowolne przeszkody.
Będąc jeszcze człowiekiem, Bella jest ograniczana przez
przestrzeń - przejście kilku kilometrów pieszo zajmuje jej
dużo czasu. Edward tak krótką trasę pokonałby w mgnie-
niu oka. Pomyślmy tylko o scenie, w której Edward ratuje
Bellę przed rozpędzonym vanem Tylera Crowleya. Prze-
strzeń, odległość, nie grała dla wampira żadnej roli.
Zdolności poza czasem i przestrzenią:
Alice, Edward i Aro
Wiele wampirów w Zmierzchu posiada szczególne umie-
jętności. Alice Cullen potrafi, na przykład, widzieć przy-
szłość - nie tylko ma wgląd w przyszłe losy ludzi i wampi-
rów, ale i umie przewidywać kursy giełdowe. (Brzmi nie-
źle, prawda?). Nadludzka siła i szybkość to jedno, ale jak
tłumaczyć takie zdolności?
Dar przewidywania przyszłości posiadany przez Alice
ma pewne powiązania z czasem i przestrzenią. Kiedy
wampirzyca widzi wydarzenie, które być może nastąpi,
dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze, widzi je w czasie te-
raźniejszym, czyli przyszłość nakłada się dla niej na te-
raźniejszość. Czas załamuje się w taki sposób, że dystans
pomiędzy teraźniejszością a przyszłością znika. Po drugie,
Alice widzi dane wydarzenie w przestrzeni odmiennej
od tej, w której sama się znajduje. Kiedy Alice i Jasper
zabierają Bellę do Phoenix, żeby ukryć ją przed Jamesem,
Alice „widzi" Jamesa w studiu baletowym, podczas gdy
sama przebywa w motelu. Podobnie jak w wypadku cza-
su, dwa różne miejsca nakładają się w jej odczuciu na sie-
244
bie, ponieważ znika dzielący je dystans. Zawieszając czas
i przestrzeń, Alice rozmywa granicę pomiędzy teraźniej-
szością a przyszłością.
To, że Edward czyta innym w myślach, to również przy-
kład na manipulację przestrzenią. Edward nie ogranicza
się do przestrzeni własnego umysłu - wychodzi poza nią.
Jego dar działa na odległość, pozwalając mu słyszeć za-
równo myśli osób znajdujących się w tym samym pomiesz-
czeniu, jak i tych odległych od niego o kilka kilometrów.
Istotą daru Edwarda jest w gruncie rzeczy załamanie się
przestrzeni pomiędzy jego umysłem a umysłami innych.
Aro, jeden z przywódców Volturi, posiada dar jeszcze
potężniejszy. Wampir ten potrafi poznać całą zawartość
umysłu danej osoby, po prostu jej dotykając. Słyszy nie tyl-
ko to, co jego ofiara właśnie myśli, ale wszystko to, co kie-
dykolwiek sobie pomyślała. Alice potrafi wejrzeć w czyjąś
przyszłość - Aro w czyjąś przeszłość. Alice łączy teraźniej-
szość z przyszłością - Aro teraźniejszość z przeszłością.
Analizując powyższe przypadki, zbliżamy się do zrozu-
mienia wampirzej ontologii. Wampiry nie istnieją w czasie
i przestrzeni w ten sam sposób co my. Dla tak uzdolnio-
nych istot odległość nie stanowi przeszkody, a przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość nie mają znaczenia w obliczu
wieczności.
Zderzenie dwóch światów
Bello, przyciągasz (...) kłopoty.
Edward, Zmierzch*
Jednym z motywów przewodnich Zmierzchu jest konflikt
pomiędzy światem wampirów a światem ludzi. Zanim
Bella poznaje Edwarda, jej świat, choć może szary, wy-
245
daje jej się uporządkowany. Podobnie odbiera swój świat
Edward. Kłopoty pojawiają się dopiero wtedy, kiedy Bel-
la i Edward zostają parą. W świecie Belli mało kto zdaje
sobie sprawę z istnienia wampirów, podczas gdy Edward
żyje w świecie niebezpiecznym dla ludzi. Niebezpieczeń-
stwo to, uosabiane przez złe wampiry, takie jak James
i Victoria, jest jednak być może jedynie manifestacją
głębszego problemu - konfliktu zrodzonego z przyjęcia
przez Bellę kantowskiej czasoprzestrzeni, a zawieszenia
jej przez Edwarda.
Weźmy choćby pod uwagę, w jaki sposób Bella
i wampiry się poruszają. Bella nie przepada za sportem
- Cullenowie uwielbiają baseball. Bella jest niezdarna -
Edward i jego najbliżsi zwinni. Kiedy Alice idzie, wydaje
się, że tańczy - Bella przeciwnie, musi dołożyć starań,
żeby nie potknąć się o własne nogi. Nawet ich samocho-
dy odzwierciedlają konflikt. Bella jeździ powolną starą
furgonetką, podczas gdy Cullenowie rozwijają zawrotne
prędkości drogimi autami. Bella wydaje się ograniczona
przez przestrzeń jak mało kto - Edward i jego rodzina
takich ograniczeń nie znają.
Bohaterka jest z pewnością świadoma tego rozdźwię-
ku. Często stwierdza, że kiedy jest z Edwardem, czas
płynie szybciej niż zwykle, co powoduje rozmycie się
czasu i przestrzeni - jak gdyby świat Belli przyspieszał
w obecności Edwarda i zwalniał po jego odejściu. Od-
czucie to nie jest obce żadnemu z nas, zwłaszcza kierow-
com. Nierzadko dopiero po zjechaniu z szosy na boczną
drogę uzmysławiamy sobie, jak szybko przed chwilą
jechaliśmy. Podobnie ma się rzecz z Bellą. Kiedy jest
z Edwardem, nie zwraca uwagi na czas, ale gdy tylko się
z nim rozstaje, wraca do swojej „normalnej" prędkości,
odnosząc wrażenie, że wszystko zwolniło do ślimaczego
246
tempa. Fakt, że Bella jest odurzona miłością, pomaga wy-
jaśnić to zjawisko, może być to też jednak wynik interak-
cji pomiędzy ograniczoną czasoprzestrzenią dziewczyny
a czasoprzestrzenią Edwarda.
Konflikt pomiędzy tymi dwoma światami osiąga apo-
geum w czwartym tomie cyklu, kiedy Bella zachodzi
w ciążę. Wcześniej tak naprawdę nigdy się nie objawiał.
Owszem, Bella była często w niebezpieczeństwie z po-
wodu kontaktów z wampirami, ale jej świat pozostawał
oddzielony od świata Edwarda. Kiedy Cullenowie opusz-
czają Forks w drugim tomie sagi, Bella jest zrozpaczo-
na, ale nic jej nie grozi. Żyje dalej, podobnie jak Edward.
Gdy zachodzi w ciążę, sytuacja wygląda zupełnie ina-
czej. Kontrast pomiędzy zawieszoną czasoprzestrzenią
Edwarda a kantowską czasoprzestrzenią Belli przestaje
być czymś powierzchownym. Okazuje się, że jeśli Bella
zdecyduje się urodzić dziecko, najprawdopodobniej
umrze. Przynajmniej z początku wydaje się, że organizm
ludzki nie jest kompatybilny z wampirzym. Ciąża rodzi
zatem bezpośredni konflikt natury fizycznej, biologicz-
nej i ontologicznej pomiędzy światem wampirów a świa-
tem ludzi.
Ponieważ oba te światy nakładają się poprzez ciążę
na siebie, w świecie Belli daje się zaobserwować zjawi-
ska dotąd uznawane za niemożliwe. Bohaterka nie musi
czekać dziewięciu miesięcy, by zobaczyć swoją córkę -
Renesmee jest gotowa przyjść na świat już po kilku ty-
godniach. Gwałtowne zmiany, jakie pociąga za sobą taka
ciąża, są jednak niezdrowe zarówno dla matki, jak i dla
dziecka. Dodatkowo pod koniec ciąży szybko rosnąca,
rozpychająca się w brzuchu Renesmee zaczyna niena-
umyślnie łamać Belli kości. Trwa pojedynek na śmierć
i życie pomiędzy kantowskim światem głównej bohaterki
247
a zawieszonym światem wampirów i jak nam wiadomo,
świat Belli ten pojedynek przegrywa. Edward może ura-
tować swoją ukochaną wyłącznie w jeden sposób - za-
mieniając ją w wampira, a więc, tym samym, usuwając
ograniczenia czasoprzestrzeni.
Jak widać, jeśli założyć, że ontologia wampirów
opiera się na zawieszeniu kantowskiej czasoprzestrze-
ni, to ludzie trafiają na z góry przegraną pozycję. Bella
miała zatem chyba rację, domagając się, by zmieniono
ją w wampira!
ROZÓZIA
I
siedemnasty
Dla wzmocnienia Belli? Meyer, wampiry
i mormonizm
Marc E. Shaw
Stephenie Meyer i ja mamy z sobą to i owo wspólnego: oboje
uczęszczaliśmy w tym samym czasie na Brigham Young
University, oboje studiowaliśmy anglistykę i oboje w pewnym
okresie życia nosiliśmy przy sobie pewną książeczkę. Meyer,
jak każdy nastoletni aktywny członek Kościoła Jezusa Chry-
stusa Świętych Dnia Ostatniego, znanego też jako LDS albo
Kościół mormoński, dostała z pewnością na własność pu-
blikację pod tytułem Dla wzmocnienia młodzieży („For the
Strength of Youth") pouczającą, jak powinna postępować każ-
da młoda osoba pragnąca żyć zgodnie z przykazaniami swo-
jej wiary
1
. Broszura ta porusza różnorodne kwestie, takie jak
muzyka, uczciwość, czystość przedmałżeńska, służba innym,
wdzięczność, edukacja, datki na rzecz Kościoła, spędzanie
niedziel, dobór przyjaciół czy umawianie się na randki.
Co ma do tego religia?
Zanim zabrniemy zbyt daleko w szczegółową analizę
mormońskich doktryn, postawmy sobie pytanie, które
249
być może już wam się nasunęło - co właściwie wyznanie
Stephenie Meyer ma wspólnego z sagą Zmierzch? Bądź
co bądź, Bellę Swan i większość pozostałych postaci
trudno byłoby uznać za osoby religijne. Bella wyjaśnia:
Religijne roztrząsania i obrzędy nigdy nie odgrywały
w moim życiu większej roli. Charlie uważał się za lutera-
nina, ale tylko dlatego, że do tego kościoła należeli jego ro-
dzice. Niedziele spędzał niezmiennie nad rzeką, z wędką
w dłoni. Co do Renee, zmieniała wyznania w takim tem-
pie, że ledwie orientowałam się, co aktualnie jest na tape-
cie. Z takim samym krótkotrwałym entuzjazmem zapalała
się do tenisa, garncarstwa, jogi czy francuskiego
2
.
Zachowanie bohaterów powieści Meyer może nie jest
motywowane religijnym ferworem, jednak nieoficjalna
biografia autorki zamieszczona na stronie stepheniemeyer.
com podkreśla, iż pisarka jest członkiem Kościoła Jezusa
Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego. Meyer przyznaje:
„[Moja religia] ma ogromny wpływ na to, kim jestem i na to,
jak patrzę na świat, a więc i na to, co piszę (chociaż nie raz
i nie dwa pytano mnie, co takiej miłej mormońskiej dziew-
czynie, jak ja, strzeliło do głowy, że pisze o wampirach)"
3
.
Tymczasem w istocie nie ma aż tak wielkiego rozdźwięku
pomiędzy nauczaniem Kościoła mormońskiego a wampi-
rami. Podobnie jak w fikcyjnym świecie Zmierzchu, światy
żywych/śmiertelnych i zmarłych/nieśmiertelnych są z sobą
w mormonizmie blisko związane.
Zgodnie z wykładnią LDS, po śmierci trafia się tymcza-
sowo do świata duchów, będącego innym wymiarem świata,
w którym wszyscy żyjemy. To z tego powodu mormoni posu-
wają się nawet do chrzczenia swoich nieżyjących krewnych
i przodków, którzy za życia nie przyjęli ich wiary. Na potrzeby
250
analizy Zmierzchu ważniejsze jest jednak chyba to, że mor-
moni wierzą także w wieczne małżeństwo - kto bierze ślub
we właściwym miejscu i obrządku, zyskuje według świętych
pism LDS gwarancję, że jego ziemski związek będzie hono-
rowany również po jego śmierci. Oznacza to, że miłość może
trwać wiecznie i że poniekąd nie umierają nigdy i sami ko-
chankowie. Jako mormonka Meyer wierzy, że pewnego dnia
zmartwychwstanie w nowym, idealnym ciele, nieśmiertel-
na i wszechmocna, wraz ze swoim mężem i synami. Czy nie
przypomina nam to przemiany Belli i Edwarda w nieśmier-
telne, obdarzone nadludzkimi zdolnościami wampiry?
Religia Meyer w kontekście filozoficznym
Tworząc sagę Zmierzch, czerpiącą tak obficie z książecz-
ki Dla wzmocnienia młodzieży, którą zarówno autorka,
jak i ja sam, otrzymaliśmy w młodości jako członkowie
Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego,
Meyer dała wyraz swojemu religijnemu zaangażowaniu.
Bella ma być przykładem dla wszystkich pragnących
kroczyć ścieżką wiary. Na początku pierwszego tomu
Meyer umieszcza bohaterkę w nowym dla niej miejscu,
gdzie musi się odnaleźć w nowych warunkach. Bella staje
w Forks na rozdrożu [ang. „fork" - przyp. tłum.]. Którą
drogę życiową wybierze dla siebie z dala od matki, teraz,
kiedy lada chwila sama ma stać się dorosłą kobietą?
W pewnym sensie Meyer jest dla swojej fikcyjnej córki
Belli kimś w rodzaju Matki Boskiej. Zgodnie z wykładnią
wiary mormońskiej, śmiertelnicy istnieją przed swoimi naro-
dzinami w innym świecie, poprzedzającym nasz, i decydują
się przybyć na ziemię, żeby poddać się próbie. Bóg daje nam
życie, ale pozostawia nam swobodę co do tego, jaką ścieżką
podążymy - to my jesteśmy odpowiedzialni za swoje wybo-
251
ry. Owa swoboda i odpowiedzialność, tak zwana agency [pol-
scy mormoni używają pojęcia „wolna wola" - przyp. tłum.],
to jedno z pierwszych zagadnień wyjaśnianych w książce Dla
wzmocnienia młodzieży. Agency jest darem od Boga, które-
go, niestety, żadne z nas nie potrafi należycie wykorzystać.
Musimy jednak, rzecz jasna, ponosić konsekwencje swoich
czynów, niektórych, co gorsza, aż po wieczność.
To nie myśliciele mormońscy pierwsi opisali pojęcie
agency, wręcz przeciwnie, jest to bowiem jeden z filarów
filozofii chrześcijańskiej, sięgający swoimi korzeniami
co najmniej czasów świętego Augustyna (354-430), pi-
szącego o „wolnej woli". Bella poświadcza swoją agency,
kiedy mówi Edwardowi, całkowicie przekonana o słusz-
ności tego sądu, że to ona sama jest odpowiedzialna
za swoje wybory i gotowa ponosić ich konsekwencje:
Nie możesz tego tak odbierać. Nie możesz pozwolić na to,
żeby twoim życiem rządziły wyrzuty sumienia. W żadnym
wypadku nie odpowiadałeś za to, co działo się w Forks pod-
czas twojej nieobecności. To nie twoja wina, że wszystko
potoczyło się tak, a nie inaczej. To... to już są moje proble-
my, a nie nasze. Jeśli jutro poślizgnę się na przejściu dla
pieszych przed nadjeżdżającym autobusem, czy co tam
znowu wymyślę, nie musisz brać tego do siebie. Nie wolno
ci brać tego do siebie. Dobra, nie uratowałbyś mnie, czuł-
byś się fatalnie, ale po co od razu lecieć do Volturi? Nawet
gdybym skakała wtedy z klifu, żeby się zabić, nic ci do tego.
To byłaby moja suwerenna decyzja. Powtarzam: nie mo-
żesz się za nic obwiniać. Wiem, taki już jesteś - wrażliwy,
honorowy - ale, na Boga, bez przesady!
4
Nie możemy jednak mieć za złe Edwardowi, że próbuje
wybawiać Bellę z opresji. Przez całą sagę bohaterka sprawia
252
wrażenie, jakby nie mogła się obyć bez Edwarda w roli wy-
bawiciela, zwłaszcza że wybory, jakich dokonuje, bezustan-
nie wpędzają ją w tarapaty. „O niczym tak nie marzyłam,
jak o rozmowie w cztery oczy z moim etatowym wybawcą"
- wyznaje w Zmierzchu
5
. Niczym naśladowcy Chrystusa go-
towemu płacić za grzechy tych, których kocha, Edwardowi
nie pozostaje nic innego, jak przychodzić Belli na ratunek,
kiedy nie potrafi już poradzić sobie sama. Przykład Belli
dowodzi poniekąd, że święty Augustyn miał rację - ludzkie
uczynki nigdy nie są wystarczająco dobre i czasem, żeby
ujść z życiem, potrzebujemy pomocy siły wyższej.
Także Edwarda autorka postawiła przed trudnym
wyborem. Staje się to w momencie, w którym stwierdza,
że musi walczyć ze swoją wampirzą naturą:
Większość moich pobratymców jest zupełnie zadowo-
lona ze swojego... trybu życia. Oni też zachodzą w głowę,
po co moja rodzina się ogranicza. Ale zrozum, to, że je-
steśmy, kim jesteśmy, nie znaczy, że nie wolno nam pró-
bować być lepszymi, że nie wolno nam próbować zmie-
rzyć się z przeznaczeniem, które zostało nam narzucone.
Pragniemy pozostać jak najbardziej ludzcy
6
.
To ironia losu, że postać o nadludzkich zdolnościach
chce „pozostać jak najbardziej ludzka". Edward walczy
zawzięcie z jakimikolwiek przejawami predestynacji.
Wieczne przymierza, wiążące obietnice
Edward nie jest skłonnym do popełniania błędów śmier-
telnikiem. Chociaż wygląda na zwykłego nastoletniego
przystojniaka, tak naprawdę ma za sobą dziesiątki lat
dorosłego życia, co czyni go osobą dojrzałą i stateczną.
253
Nie rzuca słów na wiatr - kiedy coś obiecuje, wiadomo,
że wcieli swoje słowa w czyn. Tuż po pierwszym pocałun-
ku Edwarda i Belli, i po ich pierwszej spędzonej wspólnie
(acz niewinnie) nocy, zakochani rozmawiają:
- Kocham cię - szepnęłam.
- Jesteś całym moim życiem.
Nie trzeba było nic dodawać. Na dłuższą chwilę zapa-
dła cisza. Kołysaliśmy się miarowo, a za oknem robiło się
coraz jaśniej
7
.
W tej romantycznej chwili słowa Edwarda są rów-
noznaczne z jego czynami. Kiedy mówi Belli, że ta jest
jego całym życiem, jego deklaracja sprawia, iż ich
związek staje się rzeczywistością. Podobnie dzieje się,
kiedy sędzia odczytuje wyrok albo kiedy duchowny
mówi: „Ogłaszam was mężem i żoną" - mówiący doko-
nuje swoimi słowami jakiejś czynności. Kiedy padają
pewne słowa, przyszłość z ich powodu ulega zmianie.
Wypowiedź może zostać potraktowana jako czyn.
Teoria ta została opracowana przez filozofa Johna
L. Austina (1911-1960), który „jesteś całym moim ży-
ciem" Edwarda nazwałby wypowiedzią performatywną.
W Jak działać słowami
8
Austin pisze, że kiedy wiemy
dokładnie, czego dokonuje dana wypowiedź (co pocią-
gają za sobą dane słowa), „performatyw" jest dodat-
kowo „wyraźny". „Wyraźne" wypowiedzi w sypialni
Belli mogą kojarzyć nam się dwuznacznie [„explicit"
to po angielsku również „śmiałe erotycznie", „wulgar-
ne" - przyp. tłum.], jestem jednak pewien, że ani Austin,
ani Edward nie mieli niczego nieprzyzwoitego na myśli.
Słowa Edwarda wiążą go jedynie z Bellą, konsekrując
ich związek. Wypowiedź Edwarda z połowy pierwsze-
254
go tomu sagi nie traci na znaczeniu aż do końca części
Przed świtem.
Wieczne zjednoczenie ciała i ducha
Meyer, która jako mormonka wierzy, że została poślu-
biona swojemu mężowi na wieczność, jest o realności
spełnienia tej obietnicy jak najbardziej przekonana.
Mormoni uważają, że z ich krewnymi łączy ich szczególna
więź (tzw. zapieczętowanie) i że w następnym życiu
wszyscy członkowie danej rodziny będą znowu razem.
Bella i Edward również pragną być razem już na wieki.
Edward sądzi wprawdzie, że wampiry są potępione, ale
Bella nie jest w stanie wyobrazić sobie siebie w zaświa-
tach bez ukochanego: „Nie akceptowałabym także wizji
nieba, do którego nie miałby wstępu Edward"
9
. Edward
marzy zresztą o tym samym. Gdy zwierza się z tego Bel-
li, ta cieszy się: „Edward naprawdę czuł to co ja! Chciał
ze mną być, i to na zawsze. Jego obsesyjna walka o to,
aby pozostawić mnie śmiertelną, wynikała tylko z tego,
że bał się o moją duszę i efekty pozbawienia mojego ży-
cia typowych dla ludzi elementów"
10
. Dla Belli źródłem
radości jest samo przebywanie z Edwardem, chociażby
to, że on wszędzie ją nosi. Czuje się dzięki temu szczęśli-
wa nawet wtedy, kiedy oboje znajdują się w trudnym po-
łożeniu. To, czego doświadcza jej ciało, ma bezpośredni
wpływ na stan jej ducha.
Koncepcja jedności ciała i ducha nie jest w religii i fi-
lozofii niczym nowym. W dialogu Platona (427-347 p.n.e.)
Uczta wspomniano, na przykład, mit wyjaśniający poja-
wienie się na ziemi miłości. Na początku dziejów każdy
człowiek posiadał dwie głowy, cztery nogi i cztery ręce,
i istniały trzy odmiany ludzi: męsko-męska, żeńsko-żeń-
255
ska i męsko-żeńska. W owych czasach miiość nie była po-
trzebna, ponieważ wszyscy czuli się spełnieni i szczęśliwi.
Obawiając się, co może wyniknąć z takiego stanu rzeczy,
Zeus zesłał na ziemię pioruny, które podzieliły każdego
na dwoje, tak że ludzie zaczęli wyglądać tak jak dzisiaj.
Miłość powstała po to, byśmy mogli rozpoznać swoją dru-
gą połówkę, od której zostaliśmy odseparowani.
Liberalne podejście Platona do miłości i ludzkiej
seksualności nie pasuje, rzecz jasna, do konserwatyw-
nych poglądów członków LDS. Mormoni akceptują
wyłącznie związki pomiędzy kobietami a mężczyzna-
mi. Intrygująca wydaje się więc decyzja Meyer, aby
w swojej powieści Intruz, niezwiązanej z sagą Zmierz-
chu, poruszyć temat miłosnego trójkąta. Lev Grossman
tak opisuje fabułę książki w artykule Stephenie Meyer:
A New J.K. Rowling?, który ukazał się na łamach tygo-
dnika „Time"
11
:
[Akcja Intruza] rozgrywa się w niedalekiej przyszło-
ści. Ziemia została niedawno podbita przez pasożytni-
czych obcych, którzy wnikają w ludzkie ciała, wymazu-
jąc osobowości ich dotychczasowych właścicieli. Jedna
kobieta opiera się jednak próbującej wymazać jej Ja"
kosmitce i żyje dalej jako głos w głowie, którą z nią dzieli.
Kiedy Melanie (gospodarz) i Wanda (pasożyt) odnajdują
ukrywającego się przed obcymi ukochanego tej pierw-
szej, pozostającego nadal w pełni człowiekiem, kosmitka
także się w nim zakochuje i przechodzi na stronę ludzi.
To trójkąt miłosny o dwóch bokach, menage a dewc. Po-
dobnie jak w Zmierzchu, dziwaczny związek głównych
bohaterów - tu dwie dziewczyny dzielą jedno ciało! -jest
poprowadzony z całkowitym pominięciem jakichkolwiek
dwuznaczności czy erotycznych smaczków.
256
Najwyraźniej wątkom z Uczty Platona udało się mimo
wszystko przeniknąć do twórczości Meyer. No, chyba
że pisarka inspirowała się raczej mormońskimi historia-
mi rodzinnymi w rodzaju tych, które posłużyły za kanwę
serialu „Trzy na jednego".
Blisko, ale nie za blisko: erotyka abstynencji
Meyer igra sobie z nami, ani nie decydując się na po-
dejście do seksu, do jakiego współczesny czytelnik jest
przyzwyczajony, ani też bynajmniej z seksu nie rezy-
gnując. Sytuacje przedstawiane w jej książkach są czę-
sto erotyczne, groźne i zarazem przemawiające do wy-
obraźni. Edward musi się oprzeć nie tylko ciału Belli,
ale i jej krwi. W odróżnieniu od innych nastoletnich bo-
haterek, Bella ryzykuje coś więcej niż ciążę - w trakcie
stosunku ukochany może ją niechcący zabić. W poświę-
conym Meyer artykule Grossman stwierdza, że ero-
tyka w Zmierzchu to „erotyka abstynencji", ponieważ
Bella i Edward zbliżają się do siebie fizycznie, ale nie
przekraczają pewnej granicy - przynajmniej dopóki nie
biorą ślubu w ostatnim tomie. Para bohaterów twardo
przestrzega zasad religii Meyer wyłożonych w publika-
cji Dla wzmocnienia młodzieży. To właśnie z powodu
ich przedmałżeńskiej wstrzemięźliwości sieć księgarni
Kościoła mormońskiego Deseret Book rezerwowała dla
książek Meyer najlepsze miejsca na wystawach swoich
sklepów na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Do-
piero później dostrzeżono mocno erotyczny charakter
związku Edwarda i Belli, i pojawiły się głosy o koniecz-
ności wycofania Zmierzchu z księgarń LDS. Deseret
Book poszło na kompromis - książek nie ma w sklepach,
ale można złożyć na nie zamówienie
12
.
257
Czy nasza para stanowi więc dobry przykład na pro-
mowanie wstrzemięźliwości czy nie? W pocałunkach
na pół strony, które Meyer opisuje oddech po oddechu,
przenikają się litera prawa i duch prawa. Grossman
zwraca uwagę na scenę „w połowie Zmierzchu, w której
Edward może po raz pierwszy napawać się z bliska zapa-
chem obnażonej szyi Belli". Edward mówi wówczas: „To,
że nie piję wina, nie znaczy jeszcze, że nie mogę upajać
się jego bukietem. Pachniesz tak kwiatowo, lawendą...
albo frezją"
13
. Grossman twierdzi, że chociaż Edward
„ledwie tyka" Bellę, „w tym jednym ustępie jest więcej
seksu niż w całym tym obściskiwaniu się na randkach
w Harrym Potterze".
Nie wszyscy podzielają jego zdanie. Laura M. Brother-
son pisze w „Mormon Times" (wydawanym przez należący
do Kościoła mormońskiego dziennik „Deseret News"), że
Edward jest „opiekunem i obrońcą. Lew zakochuje się w
jagnięciu. Szczęściem dla Belli, Edward pochodzi z ro-
dziny, która nie tylko nauczyła go kontrować swój apetyt,
ale także pomaga mu wytrwać w postanowieniu, by temu
apetytowi nie ulec"
14
. Nie ma jak wampirze wartości ro-
dzinne! Brotherson chwali Edwarda za „gotowość do po-
święceń i samodyscyplinę, zwłaszcza że ideał, do którego
dąży, tak bardzo odbiega od tego, co leży w jego naturze".
Siła woli Edwarda robi „ogromne wrażenie" i pozwala
Belli mieć stuprocentową pewność, że oto znalazła wła-
ściwego mężczyznę, jeśli nie supermana. „Wcale mnie
to nie zaskakuje, że kiedy Edward pyta Bellę, czy mu
ufa, dziewczyna nie waha się z odpowiedzią ani chwili.
Jest gotowa oddać mu całe swoje życie i wszystko inne,
o co by poprosił, bo wie, że nigdy nie zrobi jej krzywdy.
Każda na jej miejscu czułaby się tak samo". Ale Bella tak
naprawdę nie ma żadnej takiej gwarancji i na tym wła-
258
śnie po części opiera się urok prezentowanej nam przez
Meyer niebezpiecznej gry erotycznej.
Spojrzał na mnie...
W niezliczonych szczegółowych opisach Edwarda Me-
yer skupia się na jego fizyczności, a nie na przymiotach
ducha. Ponieważ niemal cała saga została napisana
z punktu widzenia Belli, a Meyer ma na punkcie Edwarda
prawdziwą obsesję, przyglądamy się mu w Zmierzchu w
sposób zarezerwowany zazwyczaj dla mężczyzn, kiedy
patrzą na kobiety. W filozofii feministycznej pojawia się
często teza, że to mężczyźni kontrolują tradycyjnie
„pryzmaty" patrzenia w kulturze - w fotografii, w
filmie, w teatrze, a nawet w literaturze (poprzez opisy w
powieściach i innych utworach literackich). Autor/fo-
tograf/reżyser skierowuje spojrzenie odbiorcy na kobie-
ce ciało, nadając tej czynności wyraźny podtekst seksu-
alny. Tymczasem Meyer każe nam napawać się urodą
Edwarda widzianą oczami Belli. To Edward występuje
w roli obiektu - ocenianego bezustannie niczym kawał
mięsa na targu.
Nie chodzi tu tak po prostu o potraktowanie dla od-
miany bohatera płci męskiej jako obiektu seksualne-
go. Jesteśmy także świadomi, że Edward nie pozostaje
na te spojrzenia obojętny: „Edward przyglądał mi się
uważnie (...). Zaskoczona nie odwróciłam wzroku, prze-
konana, że zaraz sam to zrobi. Patrzył jednak dalej, za-
glądał w zakamarki duszy, hipnotyzował"
15
. Sytuacja
ta powtarza się w Zmierzchu wielokrotnie: Bella spo-
gląda na Edwarda, a on na nią. Meyer odrzuca model,
w którym osoba obserwowana nie jest niczym więcej
jak obiektem pożądania, w zamian prezentując nam
259
wiele mówiące, pełne czułości spojrzenia rzucane sobie
nawzajem przez parę zakochanych.
Miłe mormonskie dziewczyny i seksowne
wampiry
Konkluzję niniejszego artykułu powinna stanowić od-
powiedź na pytanie, czy treść Zmierzchu jest zgodna
z naukami Kościoła mormońskiego. Tak jak każdy inny
tekst, powieści Meyer można analizować i interpretować
na wiele różnych sposobów, i nie wszyscy wypowiadający
się na ich temat (krytycy zawodowi i amatorzy, mormoni
i nie-mormoni) są zdania, że cykl odpowiada ich moral-
nym standardom. Mam nadzieję, że niniejszy rozdział
przekonał was, że jest chociaż możliwe, by miłe mor-
monskie dziewczyny pisały o seksownych wampirach.
ROZÓZIA
I
ózieśiąty
Tao Jacoba
Rebecca Housel
Tao jest jak pustka we wnętrzu naczynia.
Choćby napełniać naczynie, prędzej czy później
zostanie ono opróżnione,
zawsze odzyskując stan wewnętrznej pustki. (...)
Dlatego też mocy Tao nie można wyczerpać,
nieustannie stanowi ona źródło pokarmu dla
wszelkiego istnienia.
Laozi, Tao te ching
1
Jacob Black nie ma w życiu lekko. Dziewczyna, w której jest
zakochany, chodzi z bogatym, przystojnym, inteligentnym,
utalentowanym, nieśmiertelnym wampirem. Tak jest, wam-
pirem. Kto mógłby z takim konkurować? Cóż, dzięki mądro-
ści starożytnych mistrzów Jacob akurat może. Chociaż kie-
dy spotykamy go po raz pierwszy, ma piętnaście lat i żaden
z niego mistrz, a już na pewno nie starożytny, to możemy
zaobserwować, jak w szybkim tempie staje się osobą coraz
bardziej dojrzałą, co jest charakterystyczne u młodych lu-
dzi doświadczanych przez los. W odróżnieniu od typowego
261
nastolatka, Jacob nie dostaje nic na tacy. Mieszkając w re-
zerwacie Indian, ma już świadomość, czym jest izolacja wy-
nikająca z różnic społecznych. W dodatku jego ojciec Billy
jeździ na wózku, to na Jacoba więc spadają obowiązki zwią-
zane z prowadzeniem domu i opieką nad innymi.
Aby podążać „drogą" czy też „ścieżką" (chińskie tao)
opisaną w dziele filozoficznym Tao, należy wykazać się
pokorą, współczuciem i umiarem. Jacob, w którym licz-
ne trudności życiowe rozwinęły inteligencję emocjonalną,
posiada wszystkie te trzy cechy.
Tao te ching, główny tekst taoizmu, napisany przez La-
ozi ponad dwa i pół tysiąca lat temu
2
, skupia się na kon-
cepcji tao, według której pokora, współczucie i umiar
są „trzema cennymi skarbami"
3
pomagającymi nam żyć
zgodnie z taoistycznymi zasadami. Jacobowi ta mądrość
życiowa jest już znana, i to mimo że jest młodszy (znacznie
młodszy) od Edwarda, i mimo że rozważania starożytne-
go chińskiego filozofa nie mają bynajmniej nic wspólnego
z legendami i podaniami plemienia Quileutów.
Wspominając w Tao te ching „mistrzów z dawnych
czasów"
4
, Laozi mógł mieć na myśli Huang Di oraz Fuxi,
dwóch władców, którzy w istotny sposób przyczynili się
do ukształtowania taoizmu
5
. Obaj rządzili Chinami mniej
więcej cztery tysiące siedemset lat temu, czyli na dwa ty-
siące dwieście lat przed narodzinami Laozi. Huang Di jest
kojarzony z najwcześniejszymi formami taoizmu, z kolei
Fuxi jest często uważany za twórcę koncepcji yin i yang
6
.
Nąjciemniej jest zawsze przed świtem
Jednym z najważniejszych symboli taoizmu jest biało--
czarne koło znane jako yin-yang. Yin jest bierne, zimne,
ciemne i miękkie. Yang jest aktywne, gorące, jasne
262
i twarde. Nie są to jednak tak do końca swoje przeciwień-
stwa - zazębiają się z sobą i każde jest w drugim obecne,
co symbolizują biała kropka na polu czarnym i czarna
kropka na polu białym. W świecie Zmierzchu Jacob jest
yin. Wie, że Bella Swan jest bardziej zainteresowana
związkiem z Edwardem Cullenem niż z nim. Okazuje za-
zdrość, ale nigdy nie przeradza się ona w przemoc. Chło-
pak podkreśla ustawicznie, że bez względu na to, jakich
wyborów dokona Bella, zawsze będzie jej przyjacielem,
i do końca cyklu dotrzymuje słowa. Dowodząc swojej wy-
sokiej inteligencji emocjonalnej, Jacob odnosi się do in-
nych ze współczuciem i pokorą, jak prawdziwy taoista.
Edward, przeciwnie, reprezentuje yang. Laozi powie-
dział: „Człowiek, który zabiega o zaszczyty i bogactwo,
sam jest swoją zgubą"
7
. Edward spogląda na wszystkich
z góry, jakby był lepszy od innych. Obnosi się ze swoim
bogactwem, jeżdżąc drogimi samochodami, nosząc ubra-
nia ekskluzywnych marek i drwiąc z mniej prestiżowych
dóbr, takich jak zdezelowana furgonetka Belli. Jacob jest
zupełnie inny. Kiedy Bella przywozi mu dwa zniszczone
motocykle, obiecując mu jeden na własność, jeśli pomoże
jej oba zreperować, jest zachwycony. Nie obchodzi go to,
że motory nie są ani nowe, ani drogie. Żyje skromnie,
wiedząc, jak zachować umiar, dzięki czemu czuje się za-
zwyczaj usatysfakcjonowany tym, co ma. Jacob rozumie,
że nie jest pępkiem świata, i ma dość rozumu, żeby nie
pragnąć takiej pozycji. Jak powiedział Laozi: „Kto jest
zadowolony ze swojego stanu posiadania, jest bogaty"
8
.
Arogancki Edward nie ma w sobie ani krztyny yin -
i nie można go nawet za to winić. Wybrany przez Carli-
sle'a Cullena, nie tylko pokonał śmiertelną chorobę, ale
i zmienił się w istotę silniejszą, szybszą i bystrzejszą
od wszystkich ludzi - i to po wieczność. Osoby, które mają
263
za sobą walkę z potencjalnie śmiertelną chorobą, taką jak
rak, wychodzą zazwyczaj z takiego doświadczenia pełne
pokory, potrafią cieszyć się drobiazgami, codziennością,
ponieważ o mało co tego nie utraciły. Jacob, którego mat-
ka zginęła w wypadku, kiedy był dzieckiem, doświadczyw-
szy śmierci, także się takiej pokory nauczył. Posiadając
niepełnosprawnego ojca, wie też, jak to jest zmagać się
z kalectwem. To właśnie stykając się ze śmiercią i nie-
pełnosprawnością, stał się człowiekiem zdolnym do oka-
zywania głębokiego współczucia. Chłopak jest również
przyzwyczajony do umiaru - mieszka w skromnym dom-
ku w rezerwacie i jeździ starym samochodem ojca.
Jacob jest prawdziwym przywódcą nie dlatego, że nad-
używa władzy, nie dlatego, że jest bogaty, i nie dlatego,
że obiecuje innym złote góry. Jest przywódcą, ponieważ
niezależnie od swoich pragnień, potrafi dokonywać od-
powiedzialnych wyborów. Nie decyduje się dowodzić
watahą, chociaż to jego święte prawo - zamiast tego po-
zwala dzierżyć władzę Samowi. Postępując tak, wciela
w życie taoistyczną zasadę wu wei, „działania bez dzia-
łania". Czasem lepiej jest nie forsować agresywnie swo-
ich pomysłów, ale pozwalać, by wydarzenia biegły swoim
torem. Taoizm głosi, iż naturalnym stanem rzeczy jest
porządek i harmonia - aby żyć w harmonii z przyrodą
i kosmosem, musimy więc dać się porwać tao, wczuć się
w naturalne interakcje yin i yang. Podkreślmy tu dla ja-
sności, że filozofia ta nie propaguje całkowitej bierności.
Taoiści nie sugerują, że powinniśmy godzić się z wszyst-
kimi przejawami niesprawiedliwości, jakich przychodzi
nam doświadczać. Zdarza się, że musimy stawać do wal-
ki, jednak bitwy należy planować z rozwagą.
Kiedy w Jacobie budzi się wilk, pojawia się przed nim
możliwość zaatakowania Edwarda, ale nigdy z niej nie
264
skorzysta. Kiedy Bella wychodzi za mąż za jego rywala,
a co gorsza zapowiada, że wkrótce po ceremonii zosta-
nie zmieniona w wampira, Jacob, wbrew samemu sobie,
przychodzi na wesele. Narażając na szwank ich przyjaźń,
ostrzega też Bellę przed Edwardem i przed konsekwen-
cjami wyborów, jakich Bella dokonuje. Chłopak postę-
puje w taki sposób, ponieważ tak wiaśnie zachowują się
dobrzy przywódcy - nie robią koniecznie tego, co może
przynieść im popularność albo uszczęśliwić innych. Na-
wet gdy wiąże się to z ryzykiem utraty przyjaciela czy
utraty kontaktu z ukochaną osobą, dobry przywódca po-
stępuje zgodnie ze swoim sumieniem.
Kiedy zdesperowany Edward proponuje Jacobowi, żeby
miał z Bellą ludzkie dzieci, Jacob nie uważa, że to okazja,
której nie może przegapić. Chociaż jest świadomy, że to dla
niego jedyna szansa na związek z Bellą - niewielka, ale za-
wsze jakaś - czuje ogromną ulgę, kiedy ta opcja przestaje
wchodzić w grę. Bądź co bądź, Jacob zdaje sobie przecież
sprawę, że łącząca go z Bellą więź jest toksyczna, i czasa-
mi przestaje się widywać z przyjaciółką, pragnąć uleczyć
swoje serce i pozwolić dziewczynie żyć po swojemu. Dla
kontrastu, kiedy Edward opuszcza Bellę, niby to z nie-
egoistycznych pobudek, traktuje ją brutalnie, co głęboko
ją rani. To Jacob, okazując bohaterce przyjaźń, pomaga jej
wrócić do pełni zdrowia, zachęcając ją nie tylko do bycia
sobą, ale także do czerpania siły z podejmowania nowych
wyzwań. Chłopak nie wymaga od Belli, żeby się zmieniła.
Nie ocenia jej sposobu ubierania się, jej furgonetki czy jej
znajomych (poza Edwardem i Cullenami, ale ma po temu
powody). Zawsze jest na jej zawołanie, okazując jej szacu-
nek i wsparcie, jak przystało na prawdziwego przyjaciela.
Edward, przeciwnie, kiedy nie może mieć Belli (bo sam
ją brutalnie porzucił, usiłując „uratować"), podejmuje
265
próbę samobójczą. Dokonuje wyborów, jakich dokonuje,
i bezustannie zachowuje się nieodpowiedzialnie, ponie-
waż obce jest mu uczucie pokory - za to arogancja towa-
rzyszy mu jak cień. Jak powiedział Laozi: „Polując dla
sportu, goniąc dziko za przyjemnościami, łatwo możemy
doprowadzić swoje umysły do szaleństwa"
9
. W wypadku
Edwarda możemy odczytać to zdanie jak najbardziej
dosłownie - porusza się on z nadludzką prędkością i re-
gularnie wyrusza na łowy. Laozi twierdził, że zdolność
do widzenia, słyszenia i smakowania wszystkiego tak
naprawdę czyni daną osobę ślepą, głuchą i niewrażliwą
na smak
10
. Oto źródło braku pokory u Edwarda, jego sła-
bość, ale również źródło zalet Jacoba. Meyer chciała naj-
wyraźniej stworzyć z Edwarda i Jacoba klasyczną parę
pozostających z sobą w opozycji bohaterów, o jakiej pi-
sze Joseph Campbell - dwie strony tej samej monety, yin
i yang
11
. Chociaż Jacob, jako dobry przywódca, zasługuje
na uznanie, będąc człowiekiem skromnym, nigdy nie bę-
dzie dążył do zaszczytów, pielęgnując w sobie to, co Laozi
nazywał „drogą niebios"
12
. „Droga niebios" to dla Jacoba
światełko w tunelu.
Za każdy dobry czyn czeka cię kara
Joannę K. Rowling także bazuje na yin i yang, kreując
bohaterów swoich książek. Pomyślcie tylko o Harrym
Potterze i Draco Malfoyu. Chociaż różnią się od siebie
w istotny sposób, nie są swoimi całkowitymi przeciwień-
stwami. Jak zawsze, w yin jest nieco yang, a w yang nieco
yin - panuje równowaga. Harry'emu zdarza się postępo-
wać karygodnie, a Malfoy nie jest tak do końca złym czło-
wiekiem. Podobnie Edward, może i jest całkowicie wy-
zbyty pokory, ale nie zasługuje na miano zwyrodnialca.
266
A Jacob, chociaż nie wie, co to arogancja, oczywiście po-
pełnia błędy. Różnica polega na tym, że u Meyer Edward
cieszy się statusem, na który nie zasługuje, porównywal-
nym ze statusem, jakim cieszą się w społeczeństwie inne
piękne, „błyszczące w słońcu" osoby, takie jak celebryci.
Jego wady i przewinienia są mu wybaczane, a nawet jest
za nie nagradzany. Jacob jest zawsze na przegranej pozy-
cji - niezależnie od tego, ile spełni dobrych uczynków, ile
razy się poświęci, spotyka go kara. To nie wina postaci,
że tak się dzieje - winę ponosi wyłącznie Meyer. Rowling
nagradza swoich pozytywnych bohaterów - Meyer nie.
Jacob musi zmierzyć się z najróżniejszymi trudno-
ściami. Mieszkając w rezerwacie Indian, jest w dużym
stopniu odizolowany od społeczeństwa. Ponieważ należy
do plemienia Quileutów, ciąży też na nim odpowiedzial-
ność za zmienianie się w wilka - Jacobowi i innym mu
podobnym zostaje ona narzucona, wywołana przez poja-
wienie się w okolicy nowych wampirów, które przyciąga
obecność Cullenów. Bycie w sforze to jednak dla Jacoba
nie koniec obowiązków - jego matka przecież nie żyje,
a ojciec jest niepełnosprawny, chłopak musi więc zaj-
mować się domem, a nawet opiekować się samym Bil-
lym i wozić go autem, jakby to Billy był jego dzieckiem.
Tymczasem Meyer pisze kolejną część sagi, Midnight
Sun, z punktu widzenia Edwarda. Po co? Edward dostaje
zawsze wszystko, czego zapragnie - Jacob nie. Owszem,
w ostatnim tomie „dostaje mu się" Renesmee, ale dla
uważnego czytelnika to żadna nagroda. Czy nie powinni-
śmy mieć żalu do Meyer, że nie traktuje Jacoba tak, jak
ten na to zasługuje?
13
Na szczęście Laozi ma dla nas gotową odpowiedź:
„Po stokroć lepiej byłoby dla nas, gdybyśmy potrafili
(...) odrzucić swoją mądrość"
14
. Chiński mędrzec pra-
267
gnał nam przez to powiedzieć, że życie nie sprowadza
się do czerpania wiedzy z książek - wiedzę można czer-
pać również z samego życia. Meyer nagradza arogancję
i karze pokorę - podobnie jak to się nierzadko dzieje
w prawdziwym życiu. W filozofii taoistycznej podkreśla
się, że wiedza może pochodzić z wielu różnych źródeł.
Do naszych zadań nie należy zastanawianie się, co jest
„dobrą" wiedzą, a co nie.
Nagiąć się oznacza pozostać wyprostowanym
„Nagiąć się oznacza pozostać wyprostowanym"
15
- pisał
Laozi, tłumacząc, jak radzić sobie w wypadku konfliktu
z inną osobą. Postępowanie takie może wydać nam się
sprzeczne z tym, co podpowiada intuicja, ale Laozi miał
na myśli to, że odejście od własnych pragnień („nagię-
cie się") wymaga od nas więcej odwagi i więcej siły niż
kurczowe trzymanie się własnego stanowiska tylko po to,
by w końcu i tak zostać „złamanym". Kto potrafi tak się
zachować, ten zyskuje otwarte na uczucia serce. Jacob
jest zrozpaczony, kiedy Bella wybiera Edwarda i życie
wampira. Chociaż prawdą jest, że część tej rozpaczy bie-
rze się z pragnienia Jacoba, by dziewczyna odwzajem-
niła jego uczucie, najbardziej przeraża go jednak myśl
o świecie bez takiej Belli, jaka jest teraz. Większość
kompanów Jacoba z watahy doświadczyła już wilczego
„wpojenia", są więc szczęśliwie zakochani. Kiedy Bella
wybiera Edwarda, a w konsekwencji śmierć, dla Jacoba
jest to jednoznaczne z utratą jedynej osoby na ziemi, z
którą mógłby być szczęśliwy. Jako nowy członek rodziny
Cullenów i przedstawicielka rasy „Zimnych", Bella
byłaby w dodatku jego naturalnym wrogiem. Chłopak
czuje się bezradny i traci nadzieję. Na szczęście dla
268
siebie, naprawdę kocha Bellę i chce, by była szczęśliwa,
bez względu na to, jaką sam miałby zapłacić za to cenę.
To właśnie jego serce sprawia, że w samym środku kon-
fliktu Jacob zaczyna się w końcu taoistycznie „naginać".
Jacob przychodzi zobaczyć się z Bellą zaraz po po-
wrocie młodej pary z miesiąca miodowego i odkrywa,
że jego ukochana cierpi straszliwie z powodu przyspie-
szonej ciąży, której donoszenie grozi jej śmiercią. Idąc
do Cullenów, bohater spodziewa się, że Bella jest mar-
twa, a dokładniej że zabito ją, by stała się nieśmiertelna
- ale że przynajmniej jakaś jej cząstka nadal żyje. Wi-
dok jej nabrzmiałego brzucha to dla niego szok - czegoś
takiego zupełnie nie brał pod uwagę. Nagle okazuje się,
że Bella w każdej chwili może najnormalniej w świecie
naprawdę umrzeć.
Trzy cenne skarby taoizmu przydają się tu Jacobowi
po raz kolejny: współczując Belli, jest w stanie jej wy-
baczyć, pokora pomaga mu jej nie oceniać, a umiar po-
zwala zostać w domu Cullenów, by chronić Bellę i Re-
nesmee przed Volturi, którzy przybywają oskarżyć Bellę
i Edwarda o stworzenie nieśmiertelnego dziecka - czegoś,
co w świecie wampirów jest absolutnie zakazane. Pod ko-
niec książki wychodzi na jaw, że sytuacja Belli i Edwarda
nie jest tak wyjątkowa, jak do tej pory sądzono - nieczu-
ły na ludzką krzywdę wampir z Ameryki Południowej
także zapładniał swoje kochanki-śmiertelniczki. Dzieci
z tych związków, podobnie jak Renesmee, są hybrydami,
pół wampirami, pół ludźmi, a nie istotami, których two-
rzenia Volturi zakazali - ludzkimi dziećmi zmienionymi
w niezdolne się kontrolować wampiry, jeszcze bardziej
niebezpieczne od wampirów dorosłych.
Kiedy Jacob widzi Renesmee po raz pierwszy, ponie-
waż ma w sobie siłę, by w konflikcie z Bellą nie obsta-
269
I
wać twardo przy swoim, jego serce jest otwarte na nowe
uczucia i chłopak jest w stanie doświadczyć wpojenia.
To bardzo szczęśliwy splot okoliczności dla Meyer, któ-
ra bez wątpienia pragnęła jakoś wynagrodzić bohatera
za jego niesamowitą cierpliwość. Renesmee rośnie bły-
skawicznie, ale i tak miną lata, zanim będzie mogła stać
się dla chłopaka kimś więcej niż tylko uwielbianą pod-
opieczną. Na razie Jacobowi musi wystarczyć rola niańki
małej i głównego źródła krwi podczas jej posiłków - jak
na każdym z wilków, wszystko goi się na nim błyskawicz-
nie, więc ugryzienia dziewczynki nie czynią mu szkody.
Jacob jest gotowy znieść naprawdę wiele, ale rozstając
się z nim w tomie Przed świtem, czytelnik wie, że nic go
już nie złamie.
Początek nowej epoki
Rzecz jasna, chińskiemu myślicielowi nigdy nawet nie
przyszło do głowy, że fikcyjna postać z odległej przy-
szłości będzie ucieleśniać opisany przez niego ideał.
Także sama Meyer nie zdawała sobie najprawdopodob-
niej sprawy z tego, że konsekwentnie opisywała Jacoba
jako taoistę. Bez względu na to, czy należycie do fanów
Edwarda czy fanów Jacoba, musicie przyznać, że Jacob
jest wyjątkowo porządnym facetem. Jest kimś, na kim
można polegać w każdej, najbardziej nawet krytycznej
sytuacji - i to nie tylko dlatego, że potrafi się zmienić
w wielkiego wilka. Jako prawdziwy taoista jest lojalny,
skromny i pełen współczucia. Również jego bliska re-
lacja z przyrodą jest zgodna z naukami Laozi. Najbar-
dziej godne podziwu w Jacobie jest jednak to, że niemal
załamany stanem Belli, pomimo własnej rozpaczy, jest
w stanie się pozbierać: „Czyżby pusta była starożytna
270
mądrość, że to, co podzielone staje się jednością? Tylko
będąc jednością z wszelkim istnieniem można ją w peł-
ni zrozumieć. Dlatego rozważmy te słowa dopiero, gdy
osiągniemy ową jedność"
16
.
Laozi może i nie znał Jacoba, ale te słowa są o nim.
Chłopak nagina się, ale pozostaje jednością. Starożytni
mędrcy, których wspomina Laozi, jakże bliscy Jacobowi
duchowo, mieli rację. Skromność podpowiada bohatero-
wi, że nie można narzucać nikomu swojego zdania. Bel-
la nie wysłucha nigdy jego próśb. Edward nie zniknie.
Kiedy Jacob przestaje czuć potrzebę walczenia o swoje,
otwiera się jego serce. Staje się on na powrót jednością,
wraca do samego siebie. Zamiast marnować czas na wal-
kę z wiatrakami, może wreszcie odnaleźć szczęście. Gdy-
byśmy wszyscy potrafili być tacy jak Jacob i pójść za tao,
otworzyłyby się przed nami nowe możliwości.
Stephen King napisał w swoich wspomnieniach
17
: „Pa-
miętam, że na tę myśl ogarnęło mnie poczucie niewiary-
godnych możliwości, jakby wpuszczono mnie do ogrom-
nego budynku pełnego zamkniętych drzwi i pozwolono
otwierać te, które tylko zechcę. Jest ich więcej, niż można
by otworzyć w ciągu całego życia". U Meyer to poczucie
nieograniczonych wręcz możliwości również się pojawia
- książki i filmy to dopiero początek. Może pisarka prze-
czyta ten rozdział i dojdzie do wniosku, że świat Jacoba
pełen jest drzwi, które mogłaby uchylić przed swoimi
czytelnikami? Kto wie, być może przed nami początek
nowej epoki.