Hans u Trolla z wrzosowiska
W
malej chatce, daleko na wrzosowisku, mieszkała uboga kobieta.
Miała syna jedynaka, który nazywał się Hans. Byt to chłopiec miły i uczynny,
potrafił posprzątać i przygotować coś do jedzenia, kiedy jego matka szła
pomagać do gospodarstw za wzgórzami po drugiej stronie strumienia. W ten
sposób bowiem zarabiała na ubranie i wyżywienie. Skąpo było i jednego i
drugiego, ale jakoś dawali sobie radę. Na wrzosowisku było trochę samotnie,
toteż zdarzało się. że matka chodziła zasmucona. Wtedy jednak Hans ją
obejmował i powiadał:
- Nie martw się. mateczko! Kiedy dorosnę, zarobię tyle pieniędzy, że zamiast
chatki będziemy mieli gospodarstwo, gdzie będzie można trzymać dużo bydła i
ludzi do roboty. Będziemy wtedy mieli tyle srebrnych talarów, ile teraz
miedziaków.
- Co też ty opowiadasz, chłopcze! - mówiła matka. Ocierała jednak oczy i
cieszyła się wiarą syna.
Najcenniejszą rzeczą, jaką mieli, była stara owca. która pasła się koło domu i
ż
ywiła się trawą rosnącą skąpo między kępami wrzosu. W lecie miewali też
zazwyczaj parę jagniąt i trochę wełny.
Pewnego razu matka utkała sobie samodziału na spódnicę, nie miała jednak
pieniędzy, żeby dać go do ufarbowania, a w białej spódnicy nie mogła przecież
chodzić.
- Żeby chociaż była brązowa jak ten wrzos na pagórkach! - westchnęła.
trzymając w ręku materiał.
- Tak - rzekł Hans i nic więcej nie powiedział, bo właśnie, kiedy matka mówiła o
wrzosie, coś mu przyszło do głowy. Akurat stał i wyglądał oknem przez maleńkie
szybki, przyglądając się porannemu słońcu. które ciepłą czerwienią oświetlało
wzgórze. Gdyby tak ściął kilka naręczy wr/osu. matka mogłaby wygotować w
nich samodział i miałaby swój ulubiony kolor, i to za darmo.
Kiedy matka poszła do pracy, Hans wziął parę kromek chleba, zabrał też serek
z półki dla okrasy. Wziąwszy ze sobą nóż, udał się na wzgórze. Po drodze natrafił
na ptasie gniazdo, złapał ptaszka i włożył go do kieszeni.
Hans miał nóż nie najostrzejszy i niełatwo było ciąć twardy, wysuszony
wrzos. Wreszcie zgromadził sporą naręcz, chociaż poczuł, że rozbolały go ręce.
Postanowił trochę odpocząć i położył się na wznak, śledząc wzrokiem słońce
wędrujące coraz wyżej po niebie. Słyszał, jak owca się pasie poniżej u stóp
wzgórza, szczypiąc trawę, gdzieś z kwiatka na kwiatek przelatywał trzmiel, a
wysoko nad nim śpiewał skowronek. Poczuł się zmęczony i przymknął oczy, a po
chwili już spał na dobre.
Nie wiedział, jak długo spał, lecz budząc się, zupełnie nie mógł pojąć, l',d/ie
się właściwie znajduje. Wszystko wokół było dziwnie nieznajome. Niebieskiego
nieba nie było, trzmiel przestał brzmieć, skowronek także luz nie śpiewał, ani nie
słychać było. Jak owca przeżuwa trawę.
Gdziekolwiek obrócił głowę, widział wszędzie szary kamień. W prawo, w
lewo, w górze nad sobą. Wszędzie to samo. Kamienie migotały mrocznie w
skąpym świetle.
Przestraszony zerwał się na równe nogi i zawołał:
- Matko ! Matko, gdzie ja jestem!
- Żadna matka ci tutaj nie pomoże - odezwał się niski, schrypnięty głos -
jesteś teraz u mnie i będziesz musiał tu zostać.
- To znaczy u kogo? - zapytał Hans.
- Jestem trollem tego wrzosowiska - odpowiedział głos. Hans zorientował się
wreszcie, że głos ten dochodzi z samego rogu.
- Pewnie o mnie słyszałeś!
- Słyszałem - odparł Hans - i to różnie: i dobrze i źle. Muszę jednak wracać do
domu do mojej matki z naręczem wrzosu, wypuść więc mnie stąd!
- He, he, he ! - zarechotał troll, a brzmiało to. jakby żelazny łańcuch rluynięto
po kamieniu. - Myślisz, że kiedykolwiek cię stąd wypuszczę? Po pierwsze.
chodziłeś na górze i zrywałeś mi z domu dach. a po drugie, potrzebny mi tu
jesteś do pomocy. Moja żona i ja postarzeliśmy się przez ostatnie kilka wieków.
Kiepsko już widzimy i kiepsko słyszymy. A skoro ty się trafiłeś z własnej woli,
to zatrzymymy tu ciebie.
- No, cóż - rzekł na to Hans - jak trzeba, to trzeba. Mogę ci pomagać przez
kilka dni, skoro tak bardzo nalegasz, ale musisz mi zapłacić! Co możesz mi dać?
- Zobaczymy najpierw, do czego się nadajesz - mruknął troll - potem
porozmawiamy o wynagrodzeniu.
- Znam alfabet - pochwalił się Hans - matka mnie nauczyła.
- Alfabet! - zadrwił troll swoim zgrzytliwym głosem. - To ci nie będzie tutaj
potrzebne. Wyglądasz jednak na zdrowego i silnego chłopca, a to najważniejsze!
„Zdrowy i silny - pomyślał Hans. - Skoro troll sądzi, że jestem silny. to trzeba
go utwierdzić w tym przekonaniu".
Hans wiedział doskonale, że troll mieszka we wzgórzu pod wrzosowiskiem,
matka nieraz mu o nim opowiadała. Powiadano, że nie jest nawet, taki zły. jeśli
trzymać się od niego z dala. Potrafił jednak być złośliwy, a siłę posiadał wręcz
nieludzka. Wszystkie te głazy, które widać było porozrzucane po wrzosowisku,
znalazły się tam dlatego, że ciskał nimi w ludzi, którzy zanadto zbliżyli się do
jego pagórka. Nie posiadał jednak rozumu w ludzkim tego słowa znaczeniu. Przy
odrobinie sprytu można go było wyprowadzić w pole. Hans doszedł do wniosku,
ż
e jakoś sobie poradzi. Postanowił także zażądać miarki srebra za swoją pracę,
kiedy już Jakiś czas pobędzie u trolla. Wówczas matka nie będzie już musiała
pracować jak wyrobnica na cudzym gospodarstwie.
Kiedy Hans tak leżał i rozmyślał, zabrzmiał nagle ochrypły głos z
przeciwległego rogu.
- Masz zamiar tak leżeć przez cały dzień? Może byś się wreszcie ruszył ?!
Hans skoczył na równe nogi, żeby zobaczyć, kto tym razem do niego mówi i
spostrzegł żonę trolla, która siedziała i przędła na złotym kołowrotku. Właśnie
stamtąd dochodziło słabe światło, które rozjaśniało pieczarę.
- Co mam robić? - spytał Hans.
- Na początek możesz pójść ze mną do studni - odparł troll, podnosząc się z
miejsca. - Napełniłem wielką kadź wodą, weźmiesz ją z jednej strony i
przyniesiemy ją tutaj!
Razem wyszli z pieczary.
-Przekonamy się zaraz, jaki jesteś silny! - rzeki troi! i zaśmiał się.
- Widzisz ten kamień? - spytał Hans i wskazał biały kamień leżący wśród
wrzosu ?
- Gdzie? - zapytał troll, widział bowiem rzeczywiście nienajlepiej.
- Tutaj! - odpowiedział Hans i pokazał mu kamień w zaciśniętej pięści. - Teraz
ci pokażę, jaki jestem silny! - To rzekłszy, szybko zamienił kamień na serek,
który wyciągnął z kieszeni. Ścisnął go mocno, aż serwatka pociekła mu między
palcami,
- Widzisz, wycisnąłem z niego wodę! - powiedział do trolla.
- Wielkie mi co! - zaperzył się troll. - Ja też tak potrafię! - Chwycił inny
kamień i ścisnął go w ręku. ale choć ściskał z całej siły, żadnego soku z kamienia
nie wycisnął. Hans zaśmiał się na to.
Troll rozzłościł się.
- Uważaj, żebym cię nie rzucił w powietrze, i to tak wysoko, że w ogóle nie
spadniesz z powrotem - pogroził i cisnął trzymany w ręku kamień pionowo w
górę, aż zaświszczało,
- Raz, dwa. trzy, cztery, pięć, sześć...-zaczął liczyć Hans i doliczył się
dziewięćdziesięciu dziewięciu, nim kamień z powrotem spadł na ziemię.
- Też coś! - zakpił Hans. - Kamień spadł przecież z powrotem. Popatrz teraz,
jak ja rzucę! - To rzekłszy, wyjął z kieszeni złapanego plaszka i cisnął go w
powietrze. Ptak, ucieszony odzyskaną wolnością,
natychmiast odleciał.
- Raz. dwa. trzy, cztery... - zaczął liczyć troll.
Hans powiedział mu jednak, żeby darował sobie tę fatygę, bo jego kamień nie
spadnie wcale na ziemię. Troi przez dłuższy czas stał i spoglądał na Hansa, a
twarz wydłużała mu się coraz bardziej, w miarę jak stawało się jasne, że kamień
nie spadnie.
- Mieliśmy zdaje się pójść po jakąś kadź z wodą? -zagadnął go Hans. Troll
nic na to nie odpowiedział, poczłapał tylko ścieżką w stronę studni, Wkrótce
doszli na miejsce i ujrzeli kadź wielkości małego jeziorka, napełnioną wodą po
brzegi.
- To ta kadź ? - zapytał Hans.
- A może za duża dla ciebie? -zakpił troll.-Kiedy ja byłem w twoim
wieku, brałem ją wyprostowaną ręką za jedno ucho i tak niosłem do domu, teraz
jednak nie odmawiam pomocy.
„Teraz będzie wóz albo przewóz", pomyślał Hans i rzekł:
- Bardzo możliwe, że w swoim czasie byłeś silny, ale na rozumie ci chyba nie
zbywało. Czy ty naprawdę przez te wszystkie łata nosiłeś stąd wodę za każdym
razem, kiedy warzyliście piwo i piekliście chleb, zamiast za jednym razem wziąć
i przenieść całą studnięl Miałbyś wtedy zawsze wodę pod ręką!
Po raz drugi troll zatrzymał się i spojrzał zdumiony na Hansa. Widać było
wyraźnie, że próbuje sprawę przemyśleć. O mało nie dostał zeza z wysiłku.
- Wygląda na to, że masz rację - powiedział wreszcie. - Myślę, że pójdę do
domu i zapytam, czy mamy zabrać całą studnię za jednym razem.
- Tak, lepiej idź! - poradził mu Hans.
Kiedy troll się oddalił, Hans zaczął się rozglądać wokół siebie. Studnię
otaczały inne wzgórza, a w każdym znajdowały się małe drzwiczki. Odemknął
jedne z nich i zobaczył skarbiec pełen srebrnych monet. W drugim były same
złote dukaty. W tej chwili' doćtraegł jednak powracającego trolla.
- Moja żona kazała robić wszystko po staremu. Powiedziała, że nie chce
ż
adnych nowych sztuczek! ;,
- No to bierz kadź sam, tak jak zawsze to robisz! - oświadczył Hans. -Niewarte
się brać we dwóch do tej odrobiny wody! -Po czym włożył obie ręce do kieszeni i
gwiżdżąc, podszedł przyjrzeć się studni z bliska.
- Chyba jednak wezmę ją sam - powiedział nagle.
- Nie. nie. nie! - krzyknął przerażony troll. - Moja żona mogłaby pęknąć ze
złości i rozpaść się w drobne kawałki. Wezmę kadź i zaniosę ją!
- Rób. jak chcesz! - odparł Hans i troll chwycił kadź z jednej strony i
pociągnął ją za sobą.
Kiedy wrócił, dyszał jeszcze z wysiłku.
- Wygląda na to, że się zasapałeś! - zadrwił Hans, lecz troll puścił tę uwagę
mimo uszu.
Trzeba było jeszcze naznosić torfu, udali się więc razem na moczary pod
lasem. Tym razem poszło podobnie jak z wodą.
Hans chciał wziąć od razu cały torf, a troll przyznał, że to niezły pomysł i
pokuśtykał do domu, żeby zapytać żonę o zdanie. Lecz ta się nie zgodziła,
twierdząc, że nie ma miejsca dła takiej ilości torfu.
- Jeśli tak, to nie warto się męczyć - uznał Hans i troll musiał sam po nieść torf
do domu.
Tak minął jeden dzień. Troll harował w pocie czoła, a Hans przyglą-Jul się
tylko z rękami w kieszeniach.
Następnego ranka obudziło Hansa potrząsanie za ramię. Troll budził
HO
.
bo
mieli iść do lasu po rozpałkę.
Kiedy opuszczali pieczarę. Hans zapytał, czy nie będzie im potrzebna siekiera.
- Nie- odparł troll - nie mamy tu zwyczaju używać siekiery. Wyrywamy po
prostu drzewa z korzeniami.
Kiedy weszli do lasu, troll wskazał drzewo tak grube, że Hans nie potrafił
nawet objąć jego pnia. Troll uważał, że to będzie w sam raz.
- Nadal jeszcze nie myślisz! - sprzeciwił się Hans. - Uważam, że powinniśmy
znaleźć porządny kawał drzewa - pokazał przy tym drzewo dwa razy grubsze od
poprzedniego i rzekł:
- To było w sam raz! Wlezę na szczyt i popchnę, a ty pociągniesz od dołu!
Troll spojrzał na drzewo, potem na Hansa i znowu na drzewo. Wreszcie
podrapał się w głowę i oznajmił, że to wcale niezły pomysł. Sam nigdy by na to
nie wpadł.
- Poczekaj tylko chwilę, aż dobrze chwycę! - krzyknął Hans i zaczął się
wspinać po drzewie, po czym usadowił się na gałęzi na tyle wysoko, by troll nie
mógł go zobaczyć z dołu.
- Zaczynamy! - krzyknął.
W tej samej chwili troll zaczął pchać i szarpać, sapał przy tym l dyszał, ale
drzewo nie drgnęło nawet.
- Nie rusza się! - zawołał troll i puścił pień. żeby otrzeć pot z czoła.
- Ciągnę z calej siły! - odkrzyknął Hans, - Musisz mocniej pchnąć tam na
dole!
Troll z rykiem rzucił się na drzewo, aż zadudniło po lesie. Drzewo zaczęło się
chwiać.
- Widzisz, pomogło! - zawołał Hans i zeskoczył z drzewa, nim rąbnęło o
ziemię.
- Doskonale nam poszło! - pochwalił Hans. ~ Co chcesz teraz nieść korzenie
czy koronę?
Troll doszedł do wniosku, że woli koronę.
- Pomogę ci założyć ją na ramię! - ofiarował się Hans, ale w rzeczywistości
postarał się o to, by troll wziął drzewo pośrodku i musiał nieść :uly ciężar. Sam
usiadł na korzeniach i troll niósł go razem z drzewem. Kiedy wyszli z lasu i szli
przez moczary, troll zaczął napomykać, że noże dobrze by było odpocząć trochę.
- Ja nie jestem zmęczony - odparł Hans, ale troll zrzucił jednak Ir/ewo na
ziemię i chłopak ledwo zdążył zeskoczyć.
Troll sapał i ciężko oddychał, spoglądając jednocześnie na Hansa, który
spokojnie czekał.
- Chyba tym razem wezmę korzenie! - oświadczył troll.
- Mnie to nie robi różnicy - pospieszył Hans z odpowiedzią. Podobnie jak
poprzednio, troll niósł całe drzewo i jeszcze Hansa na ifoclatek, ten zaś siedział
wśród gałęzi i wesoło podśpiewywał.
Kiedy dotarli do wzgórza z pieczarą, troll był blady z wysiłku i nogi siępod nim
uginały.
- Ciężkie było to drzewo - powiedział, nie patrząc przy tym jednak na Hansa
- Spore, nawet jak na dwóch! - przyznał Hans i pospieszył na kolację.
Troll był jednak tak zmęczony, że musiał się od razu położyć i pozostał w łóżku
przez kilka dni z rzędu, taki się czuł połamany.
W tym czasie Hans tylko spacerował, pogwizdywał i śpiewał. Kiedy zaś żona
trolla nie mogła go widzieć, chodził od wzgórza do wzgórza t zaglądał do
skarbców, żeby przekonać się, ile trolle mają bogactwa.
Chłopiec sypiał w małej izdebce przylegającej do sypialni trolli l
przedzielonej tylko cienką ścianą. Mógł więc słyszeć, o czym ze sobą
ro/.mawiają. tym bardziej że przy swoim kiepskim słuchu musieli mówić dość
głośno. Pewnego wieczoru Hans podsłuchał, jak żona trolla uskarżała się na
niego, że chodzi tylko z rękami w kieszeniach, a je za czterech.
- Obyś go nigdy tu nie przyprowadził! - narzekała.
- Jednak jakiś pożytek z niego mamy - oponował troll. - To przecież
on chciał przenieść studnię!
- Ale kto w końcu przyniósł wodę w kadzi? - pisnęła czarownica.
- Prawda, że to ja - przyznał troll. - Ale chciał przecież przynieść cały
torf do domul
- Dobrze, ale kto w końcu przyniósł tyle, ile mi było potrzeba? - powiedziała
ż
ona.
- Ja, to prawda! - zgodził się troll. - Ale przynajmniej pomógł przynieść
drzewo z lasu.
- A kto potem musiał leżeć w łóżku?
- Ja. to prawda! - przyznał troll ze złością.
- A kto chodzi sobie wesoły i zdrowy i nic nie robi, tylko je i pije? -zapytała
ż
ona.
- Hans! - mruknął troll.
- On nas oszukuje! - wykrzyknęła żona.
- Jutro się o tym przekonamy! - oświadczył troll i na tym rozmowa się
skończyła.
Następnego dnia. jeszcze przed świtem, troll wyciągnął ciężką złotą maczugę
z Jednego ze swych schowków i powiedział Hansowi, że spróbują dziś czegoś
nowego. Mieli rzucać tą maczugą i przekonać się, kto potrafi cisnąć ją dalej.
- Cóż, zobaczymy! - odparł Hans. - Ale ty rzucasz pierwszy! - Hans zdawał
sobie bowiem sprawę, że znalazł się w opresji. Maczuga była tak ciężka, ze nie
zdołałby jej unieść z ziemi, a co dopiero rzucić.
Troll podniósł maczugę ze śmiechem i zaczął nią wywijać coraz szybciej.
Maczuga wirowała tak szybko, że wiatr aż przygiął gałązki wrzosu do ziemi.
Wreszcie puścił maczugę.
Pofrunęła daleko i długo trwało, nim opadła na ziemię.
- Teraz twoja kolej - rzekł troll do Hansa.
- Dobrze! - odrzekł chłopak i położył rękę na maczudze. - Ale ja potrafię
rzucać tylko wtedy, kiedy mam jakiś cel. - Wskazał na słońce, które akurat
wschodziło nad horyzontem, - Już mam! Rzucę maczugą w słońce, żeby spadło
i już nigdy nie świeciło!
- Zostaw! Nie rób tego! Wstrzymaj się! - krzyknął przerażony troll, złapał
maczugę i uciekł schować ją w pieczarze.
Przez resztę dnia oboje patrzyli dziwnie na Hansa, ale nie odzywali się.
Dopiero wieczorem, kiedy znaleźli się w łóżku, zaczęli znowu rozmawiać o
Hań się.
- Zobaczysz, że to się skończy nieszczęściem! - oświadczyła żona.
- Ale co mamy robić? - zapytał troll zrozpaczony.
- Musimy go się jak najszybciej pozbyć! - odparła żona. - Nie będę miała chwili
spokoju, dopóki on tu jest!
- Boję się. że nie będzie się tak łatwo go pozbyć, jeżeli mu nie zapłacimy, i
to dużo - odpowiedział trołl. - Jest tu już tyle czasu, że zdążył zauważyć, iż
mamy trochę pieniędzy. Gotów zażądać miarki srebra l jeszcze w dodatku
złotych dukatów.
Hans od razu zrozumiał, że pieniądze stanowią przedmiot ich największej
troski.
- Musisz wstać i to zaraz! - zawołała żona trolla. - Weźmiesz swoją maczugę,
pójdziesz i uderzysz go w głowę, żeby pękła na kawałki! Wtedy nie będziemy
już mieli z nim żadnych kłopotowi
- Myślisz, że on już zasnął? - zapytał troll.
- Możesz przecież uchylić drzwi i posłuchać!
Kiedy Hans zorientował się, że troll zamierza swój zamiar wprowadzić w
czyn, wyskoczył prędko z łóżka i sięgnął na półkę po garnek pełen masła.
Ułożył go na swojej poduszce i przykrył, sam zaś wlazł pod łóżko.
Ledwo się tam wgramolił, kiedy usłyszał, że troll nadchodzi.
Drzwi do jego pokoju uchyliły się powoli. Hans rozróżniał w mroku białą
brodę trolla i jego wielkie, lśniące kły. Natychmiast zaczął bardzo głośno
chrapać. Troll podszedł bliżej, uniósł swoją maczugę i z całej siły wymierzył
cios w to miejsce, gdzie spodziewał się. że leży głowa.
Garnek pękł z trzaskiem, a masło trysnęło na wszystkie strony, zaś warstwa
soli z wierzchu, trysnęła trollowi prosto w twarz.
- Zdrową krew musiał mieć ten chłopak! - mruknął troll do siebie. -Słona i
piecze w oczy!
Potem wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
- Zrobione! - powiedział wróciwszy l wlazł do łóżka. - Słyszałaś może. jak
trzasnęło, kiedy mu rozbiłem czaszkę?
- Jeszcze całkiem nie ogłuchłam! - pisnęła żona z zachwytem. -Nareszcie
możemy spać spokojnie.
- Zrobiłem to, jak należy - oznajmił troll z dumą i zaraz oboje zasnęli.
Następnego ranka Hans wstał pierwszy. Wkroczył do sypialni trolli l raźnym
głosem zawołał:
- Dzień dobryl Czy dobrze wam się spało? Troll i jego żona usiedli na łóżku i
przetarli oczy. Oboje trzęśli się ze strachu, ale żadne nie odezwało się ani
jednym słowem, zatkało ich
zupełnie, szczęki im opadły i sztywni z przerażenia wpatrywali siy w Hansa.
który stał przed nimi .spokojnie i śmiał się do rozpuku.
- Czyżbyście źle spali tej nocy? - zapytał wreszcie. Trolle nie zdobyły się
jednak na żadną odpowiedź.
- Najlepiej będzie, jeśli postawię garnek na ogniu - oświadczył - całą noc
spałem jak zabity i teraz jestem głodny!
- A więc to tak! - pisnęła żona trolla, która pierwsza odzyskała mowę.
chociaż glos miała niepewny. -Jesteś głodny? Rzeczywiście napracowałeś się
wczoraj!
Hans złapał największy sagan, jaki mógł dostrzec i zawiesił go nad ogniem.
- Odstaw ten garnek tam, skąd go wziąłeś! - syknęła wiedźma ze złością. -
Tego używamy tylko, kiedy mamy gości. Mieszczą się w nim cztery miarki, a to
za dużo nawet przy twoim apetycie!
- Nie! Skoro już go wziąłem, to niech zostanie! - oświadczył Hans. -Wczoraj
ty rozkazywałaś, dzisiaj na mnie kolej, a ja chciałbym choć raz najeść się do
syta!
Troll i jego żona popatrzyli na siebie ukradkiem: coraz gorsze kłopoty z tym
chłopakiem. Nie ośmielili się jednak sprzeciwić jego woli.
- Czas wstawać! - rozkazał Hans. - Dzisiaj kolej na mnie. żeby decydować!
A wy będziecie słuchać! Ty, wiedźmo, ruszaj po mleko i nalej je do gamkal A
ty, stary trollu, ruszaj po cztery miarki kaszy, ja zaś tymczasem rozpalę ogień.
Tak się przyzwyczaiłem z domu!
Wystraszone trolle wykonały jego polecenia i kasza została przyrządzona.
Kiedy już była gotowa, Hans kazał trollowi zdjąć garnek z ognia i postawić
go na środku podłogi. Potem Hans i troll zasiedli po obu stronach.
- Wiedźma może poczekać, aż my zjemy! - oznajmił chłopak. - Taki jest
zwyczaj wśród ludzi: najpierw jedzą parobki, a potem dopiero baby! Ale nie bój
się. zostawimy dła ciebie porcję!
l zabrali się do jedzenia.
- Zobaczymy, kto potrafi więcej zjeść! - powiedział Hans.
- Zobaczymy! - zaśmiał się troll. - Chyba niewiele się może zmieścić w
takim chucherku jak ty
- Podaj mi dużą łychę! - rozkazał Hans wiedźmie. - Inaczej będziemy
tu siedzieć przez cały dzień!
Wobec tego troll także zażądał dużej łyżki i wzięli się ostro do kaszy. /
początku jedli mniej więcej równo, lecz kiedy uporali się z połową zawartości
sagana, troll zaczai mieć trudności. Wszystko to dlatego, że stary, głupi troll
pakował wszystko do ust. Hans zaś większość wpuszczał za koszulę. Miał na
sobie koszulę rozpiętą pod szyją i wypuszczoną nad paskiem. Trolle nie
zwróciły na to uwagi z powodu swojego kiepskiego wzroku. Nagle troll odłożył
łyżkę i otarł pot z czoła.
- Ty. jeszcze jesz? - zapytał Hansa.
- Możemy odpocząć, jeśli chcesz! - odparł zapytany.
- Nie, niei - zaperzył się troll. - Ja mogę jeść, jak długo zechcęl -l znowu
chwycił za łyżkę.
Z garnka zaczęło szybko ubywać. Nagle łyżka wypadła trollowi z ręki.
Twarz mu zsiniała, a oczy wyszły całkiem na wierzch.
- Może zrobimy sobie trochę miejsca? ~ zagadnął Hans.
- Co masz na myśli? – jęknął Troll.
- Pożycz mi swojego noża, to ci pokażę!
Troll z wielkim trudem wyciągnął zza pasa swój wielki błyszczący nóż.
- Popatrz tylko! - powiedział Hans i przyłożył ostrze noża do swojej piersi,
po czym wyciął dziurę w koszuli aż do pasa. przez którą kasza wylała się na
wierzch.
- Nie wiedziałem, że to takie łatwe! - powiedział troll zupełnie zaskoczony.
- Przecież widzisz! - rzekł Hans.
- To podaj mi nóż! - zażądał troll.
- Musisz tylko wbić go z całej siły i głęboko! - wyjaśnił Hans. Troll zrobił,
jak mu przykazano, wbił nóż aż pod serce i pociągnął, aż
krew trysnęła szerokim strumieniem do garnka. Troll wydał straszny ryk
i zwalił się nieżywy na ziemię.
Ż
ona trolla wrzasnęła ze strachu i zaczęła błagać o swoje życie.
- Dam ci miarkę srebrnych pieniędzy! - wołała. - Znajdziesz je w pagórkach
wokół studni!
- Wiem o tym doskonale! - odparł Hans. - Ale wolę tu zostać i ożenić się z
tobą. Wtedy wszystko to będzie moje!
Kiedy wiedźma usłyszała, że Hans się chce z nią żenić, zaczęła kwiczeć ze
strachu jak zarzynany prosiak. Błagała go na wszystko, żeby ją zostawił w
spokoju i poszedł sobie.
- Dam ci miarkę srebra i drugą taką samą. Dam ci jeszcze miarkę złotych
dukatów i jeszcze jedną taką samą, a w dodatku taczki, na których sobie
zabierzesz pieniądze do domu! - krzyczała, podskakując wokół Hansa.
W domu matka Hansa zachodziła w głowę, gdzie jej syn mógł się zapodziać.
Nikt go nie widział, nigdzie nie można go było znaleźć i dlatego matka
codziennie chodziła z płaczem po wrzosowisku na poszukiwanie.
Aż tu nagle, pewnego poranku, pojawił się cały i zadowolony, pchając przed
sobą taczki pełne pieniędzy.
- Otrzyj swoje oczy, mamo! - zawołał. - Już wróciłem, będziemy mogli teraz
kupić kawał wrzosowiska i jeszcze łąki i wszystkie dobre pola w pobliżu i
zbudujemy sobie dwór.
Jak powiedział, tak zrobili i żyli sobie na swoim gospodarstwie w szczęściu i
radości,
Matka ufarbowała sobie spódnicę, a Hans często chodził na wrzosowisko i
kładł się na pagórku, by popatrzeć sobie w niebo.
Nikt mu już nie przeszkadzał, nawet jeśli czasem przysnął. Żona trolla nie
miała najmniejszej ochoty wpuszczać go z powrotem do pieczary.