 
Karbowiak o Żołnierzach Wyklętych
„Czuję, że my tu w Opolu wykonaliśmy kawał dobrej roboty, która zaowocowała ustanowieniem
tego święta i cieszę się, że sam mogłem wnieść w to przedsięwzięcie swój własny wkład” – z
Arkadiuszem   Karbowiakiem,   pasjonatem   historii,   byłym   Wiceprezydentem   Opola   rozmawia
Tomasz Kwiatek
Zbliża   się   kolejna   rocznica   1   marca.   Jesteś   z   natury   człowiekiem   myślącym   w   kategoriach
realistycznych.   W   kwestii   Twojego   entuzjazmu   dla   podziemia   antykomunistycznego   realizm
ustępuje   postawie   romantycznej.   Dlaczego?   Może   nie   warto   było   podejmować   walki   zbrojnej
przeciw komunizmowi choćby w imię obrony substancji biologicznej narodu?
Problem  w  tym,   że  walka   z  komunizmem  nie  mieści   się  w  kategoriach  żadnego   racjonalnego
wyboru,   bo   ci   którzy   mogli   go   dokonać   zostali   takiej   możliwości   pozbawieni.   W   momencie
wkroczenia   do   Polski   Armii   Czerwonej   formacje   NKWD   i   UB   przystąpiły   do   rozprawy   z
członkami AK NSZ i BCH. Rozpoczęły się masowe aresztowania i wywózki do obozów w ZSRR.
Żołnierze polskiego podziemia którzy przeżyli niemiecką okupację stali się swoistą „zwierzyną
łowną”. Nie sposób się więc dziwić, że podejmowali próby samoobrony nie chcąc paść ofiarami
represji. Tych których aresztowano torturowano i nierzadko skazywano na śmierć i mordowano.
Podkreślam   to   dlatego,   bowiem   nie   wszyscy  konspiratorzy  dostrzegali   potrzebę   podejmowania
walki z komunistycznym reżimem ale i tak nie miało to znaczenia, bowiem musieli ją prowadzić
nie mając innego wyjścia. Tak więc moim zdaniem decyzje o kontynuowaniu walki zbrojnej w
wielu   przypadkach   nie   były   wynikiem   kalkulacji   a   wynikiem   znalezienia   się   w   przymusowej
sytuacji.   Naturalnie   byli   też   tacy,   którzy   z   pełną   świadomością   przystąpili   do   konfrontacji   z
komunistami.
Opór przeciw komunistom prowadziła organizacja NIE potem Delegatura Sił Zbrojnych. Pomimo
rozwiązania AK antykomunistyczny ruch oporu bazował na kadrach członkowskich AK. 
Struktur AK nie rozwiązał tylko ppłk. Władysław Liniarski „Mścisław” komendant białostockiej
AK. Dokonał on zmiany nazwy organizacji z AK na AKO (Armia Krajowa Obywateli). W kraju
działania antykomunistyczne prowadzono pod szyldem  Nie a potem Delegatury Sił Zbrojnych na
Kraj. Niestety na stanowiska dowódcze w DSZ  mianowano nieodpowiednich ludzi w rodzaju płk.
Jana   Rzepeckiego,   który   uważał   działalność   zbrojną   podziemia   za   bezsensowną   w   realiach
okupowanej przez Sowietów Polski. Poza hasłami o konieczności wyjścia z podziemia i ujawnienia
się nie  miał  on sensownej  odpowiedzi  na pytanie  jak uchronić tych,  którzy się ujawnią  przed
represjami UB i NKWD. W efekcie tego stylu myślenia 6 sierpnia 1945 r. Rzepecki rozwiązał DSZ
po wyrażeniu uprzedniej aprobaty ze strony p.o. NW generała Władysława Andersa.
Ale potem powstał WiN?
WiN w założeniach miał być organizacją o charakterze politycznym na co jednoznacznie wskazuje
przyjęta   nazwa   Ruch   Oporu   bez   Wojny   i   Dywersji.   Celem   WiN   było   wsparcie   legalnej
peeselowskiej opozycji. Ponadto WiN Rzepeckiego zerwał z podległością   wobec   Rządu RP na
Uchodźstwie.   Na   szczęście   nie   udało   się   doprowadzić   do   całkowitej   likwidacji   działalności
zbrojnej. Choć w praktyce zanikła ona w strukturach zrzeszenia w krakowskim, rzeszowskim i na
ziemiach zachodnich. Natomiast na Lubelszczyźnie, Białostocczyźnie, Mazowszu istniały oddziały
WiN-u i prowadziły aktywną działalność zbrojną.
Poza WiN-em działały także inne organizacje.
 
Głównie   Narodowe   Zjednoczenia   Wojskowe.   W   1945   r.   początkowo   NSZ.   Powstawały   też
struktury   regionalne   jak   Konspiracyjnego   Wojska   Polskiego,   Ruchu   Oporu   Armii   Krajowej,
Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Warta”.
Najbardziej aktywnym okresem działalności podziemia było lato 1945 r. Skala wystąpień była tak
duża, że niektórzy mówią nawet o powstaniu antykomunistycznym.
W   Polsce   wschodniej   bez   wątpienia   mieliśmy   do   czynienia   z   czymś   na   kształt
antykomunistycznego powstania. Ilość akcji skierowanych przeciw okupacyjnej administracji była
naprawdę godna podziwu. W nocy z 8 na 9 maja 1945 r. oddział mjr. Jan Tabortowskiego „Bruzda”
rozbił więzienia w Grajewie uwalniając wielu więźniów, w sierpniu 1945 kpt. Antoni Heda „Szary”
rozbił więzienia w Kielcach, por. Stefan Bembiński „Harnaś” rozbił więzienie w Radomiu. W 1946
r. por. Henryk Glapiński „Klinga” na czele swego oddziału Konspiracyjnego Wojska Polskiego
rozbił więzienie w Radomsku, a por. Stanisław Łanecki „Przelotny” w Pułtusku, a por. Henryk
Lewczuk „Młot” wspólnie z oddziałami UPA dowodzonymi przez kpt. Jehwena Sztenderę „Prirwa”
zaatakował   Hrubieszów.   Te   przykłady   pokazują   ,   że   samych   akcji   uwalniania   więźniów   była
pokaźna ilość.
Rozbijano też grupy operacyjne likwidowano znanych morderców z UB i NKWD?
W październiku 1945 r. oddział NZW por. Michała Bierzyńskiego „Sęp” rozbiła pod Jedwabnem
grupę   operacyjną   UB   zabijając   sześciu,   sześciu   raniąc   i   trzech   rozstrzeliwując   po   wzięciu   do
niewoli.  W  kwietniu   1946   r.   połączone   oddziały  WIN  VI   Brygady   por.   Lucjana   Minkiewicza
„Wiktora” i III Brygada Wileńska NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego” rozbiły we wsi Brzozowo-
Antonie   grupę   operacyjną   65   osobową   grupę   UB   –   MO-KBW.   17   wziętych   do   niewoli
funkcjonariuszy   UB   i   MO   na   rozkaz   „Burego”   rozstrzelano.  W  lipcu   1947   r.   pod   Okalewem
połączone grupy NZW st. sierż. Wiktora Stryjewskiego „Cacko” i por. Franciszka Majewskiego
„Słony”   rozbiły   grupę   UB   MO   zabijając   14   funkcjonariuszy.   Jeżeli   chodzi   o   wymierzanie
sprawiedliwości. To na rozkaz kpt. Mariana Gołębiewskiego „Ster” zabito w Hrubieszowie jednego
katów   kierownika   UB   w   Hrubieszowie     Feliksa   Grodka.   Sierż.  Wiktor   Stryjewski   „Cacko”   w
październiku 1947 r. zlikwidował osobiście Władysława Rypińskiego działacza PPR dowódcę tzw.
czerwonego   szwadronu   śmierci   mordującego   żołnierzy   AK   i   działaczy   PSL.   Por   Zygmunt
Błażejewicz „Zygmunt” zastrzelił znanego oficera NKWD Diakoszyna. A Jan Jandziś „Sosna” w
Tarnowie   zlikwidował   tamtejszego   sowieckiego   doradcę   NKWD   mjr.   Sobolewa   oraz   zastępcę
kierownika tarnowskiego UB Juliana Świątka. Lejtnanta Piotra Szyndzina doradcę  NKWD oraz 5
UB-owców   i   współpracowników   UB   rozstrzelał   w   Starej   Kiszewie   szwadron   ppor.   Zdzisława
Badochy   „Żelazny”   z   V   Brygady   AK.     Komunistyczni   zbrodniarze   mieli   prawo   się   bać
sprawiedliwej kary.
Pomimo tego co mówisz działalność zbrojna zaczęła słabnąć pod koniec 1945 r. Jeszcze przed
powstaniem WiN-u miała miejsce” i amnestia z 2 sierpnia 1945 r. i tzw. deklaracja „Radosława.
Ujawniło się wówczas 30000 osób. Władzom ta operacja posłużyła do osłabienia podziemia oraz
zdobycia informacji na temat osób nadal przebywających w podziemiu. Niektórzy ujawnili się ale
nie uchroniło ich to przed aresztowaniami a czasem śmiercią. Radosław wydał deklarację bo uznał,
że dalsza konspiracja nie ma racji bytu. Znacząca część członków antykomunistycznego podziemia
na   inicjatywę   Radosława   zareagowała   zdecydowanie   negatywnie.   Komendant   Konspiracyjnego
Wojska Polskiego kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc” napisał w tej sprawie krytyczny list.
Po aresztowaniu do akcji likwidacji podziemia włączyli działacze I Zarządu WIN.
Raczej dwaj wysoko postawieni działacze WiN-u w osobach prezesa Jana Rzepeckiego i płk.
 
Antoniego Sanojcy. Ten pierwszy w trakcie rozmów-przesłuchań prowadzonych przez dygnitarzy
MBP   doszedł   do   wniosku   że   należy   struktury   WIN   ujawnić.   Wydał     zresztą   kilka   lokali
kontaktowych w których pojawiali się winowscy konspiratorzy. W taki sposób aresztowany został
kpt. Marian Gołębiewski „Ster” zamojski inspektor DSZ, skazany potem na karę śmierci w czasie
procesu członków I zarządu WIN zamienioną potem na dożywotnie więzienie. Na szczęście po
Rzepeckim   prezesem   II   Zarządu   WIN   został   płk.   Franciszek   Niepokólczycki   „Żejmian”   były
dowódca Związku Odwetu. Niepokólczycki uznał za wskazane odbudowanie kontaktów z Rządem
RP na Uchodźstwie a w zasadzie z jego agendami. Nawiązano współpracę z Oddziałem VI Sztabu
NW  przesyłając   tam   zdobyte   informacje   wywiadowcze.   Ponadto   podjęto   współpracę   z   innymi
podziemnymi stronnictwami politycznymi. Zawiązany został wówczas Komitet Porozumiewawczy
Organizacji   Polski   Podziemnej.   W   jego   składzie   znaleźli   się   kpt.   Władysław   Marszewski
„Gorczyca” reprezentujący SN i pełniący jednocześnie funkcję komendanta NZW i płk Wacław
Lipiński   „Gwido”   reprezentujący   piłsudczykowski   Konwent   Organizacji   Niepodległościowych.
Niewątpliwie ze wszystkich prezesów Niepokólczyckiego można określić jako człowieka który w
największym stopniu przyczynił do rozwoju organizacji.
Kto został jego następcą?
Pułkownik Niepokólczycki aresztowany został w październiku 1946 r. i skazany w tzw. procesie II
zarządu   WIN   na   karę   śmierci   zamienioną   na   dożywotnie   więzienie.   Trzech   sądzonych   z   nim
Walerian Tumanowicz, Józef Ostafin i Alojzy Kaczmarczyk  zostało straconych. Zastąpił go na
stanowisku prezesa ppłk. Wincenty Kwieciński „Lot”. Pełnił swoją funkcję krótko do stycznia 1947
r., kiedy to został aresztowany i skazany na dożywocie.
Potem nastała ostatnia komenda WiN-u której członkowie zostali zamordowani w 1 marca 1951 r.?
Tak. Na jej czele stanął ppłk. Łukasz Ciepliński „Pług”. IV zarząd WIN istniał do stycznia 1948 r.
Ciepliński   aresztowany  w  listopadzie   1947   roku.  Początkowo   podjął   współpracę   z   UB  w   celu
ujawnienia struktur konspiracyjnych. Po krótkim czasie się z tego wycofał rozumiejąc, że został
oszukany. Dzieje IV zarządu WIN zakończyły się tragicznie 1 marca 1951 r. straceniem 7 jego
członków.
WIN był największą organizacją podziemia?
Tak w jego szeregach znalazło się od 25000 do 30000 konspiratorów. Nieco mniej liczne były
struktury NZW.
Najbardziej znanym chyba oddziałem był oddział Hieronima Dekutowskiego?
Czy najbardziej znanym to nie wiem ale jednym z znanych. Major  Hieronim Dekutowski „Zapora”
dowodził   w   zasadzie   zgrupowaniem.   W   jego   składzie   znajdowało   się   kilka   samodzielnie
działających   oddziałów   dowodzonych   przez   por.   Jan   Szawiłowa   „Renek”,   ppor.   Tadeusza
Skraińskiego   „Jadzinek”,   sierż.  Aleksandra   Sochalskiego   „Duch”,   ppor.   Stanisława   Jasińskiego
„Samotny” ppor. Michała Szeremeckiego „Miś”, kpt. Stanisława Łukasika „Ryś”, ppor. Aleksandra
Rusinka „Olek”, ppor. Romana Grońskiego „Żbik”.
Jak długo zgrupowanie prowadziło działalność zbrojną?
Do 1947 r. W czasie amnestii „Zapora” przy udziale swego przełożonego kpt. Siły – Nowickiego
inspektora lubelskiego inspektoratu WIN prowadził rozmowy z funkcjonariuszami MBP na temat
ujawnienia. Jednak sam nie zdecydował się na ujawnienie pozostając w konspiracji. Następnie
podjął on decyzję o wyjeździe na Zachód. Niestety cała wyprawa okazała się ubecką prowokacją.
 
Najprawdopodobniej   jego   dawny   podwładny   Stanisław   Wnuk   „Opal”   zdradził   UB   szczegóły
operacji przerzutu. Członkowie grupy Zapory zostali aresztowani we wrześniu 1947 r. na punkcie
kontaktowym   w   Nysie.   Skąd   przewieziono   ich   do   Warszawy.   Tam   Zapora   przeszedł   ciężkie
śledztwo połączone z torturami.  Następnie stanął przed sądem i został skazany wraz z Stanisławem
Łukasikiem,   Arkadiuszem   Wasilewskim   „Biały”,   Tadeuszem   Pelakiem   „Junak”   Eugeniuszem
Miatkowskim „Zawada”, Romanem Grońskim „Żbik”, Edmundem Tudrujem „Mundek” na karę
śmierci i stracony 7 marca 1949 r.
Co się działo w strukturach podziemia na Lubelszczyźnie po wyjeździe Zapory?
Walkę po wyjeździe „Zapory” kontynuowało kilkanaście oddziałów zbrojnego podziemia. W polu
pozostał oficer ze zgrupowania „Zapory” por. Jan Szawiłow „Renek”. Zginął on we wrześniu 1947
r. Natomiast dowódcą oddziałów leśnych na Lubelszczyźnie czyli zastępcą „Zapory” został kpt.
Zdzisław Broński „Uskok” a jego następcą ppor. Mieczysław Pruszkiewcz „Kędziorek”. „Uskok”
zginął   w   maju   1949   r.   kiedy  otoczony  w   swoim   bunkrze   rozerwał   się   granatem.   „Kędziorek”
dotrwał do 1951 r. Został wówczas ciężko ranny i dobity przez swego podkomendnego Waleriana
Tyrałę „Walerek”.
Na Lubelszczyźnie do 1951 r. walczył oddział „Jastrzębia”. To najdłużej działająca grupa?
Oddział   walczący   do   6   października   1951   r.   był   oddziałem   dowodzonym   przez   Edwarda
Taraszkiewicza „Żelaznego”. Wtedy liczył on 4 członków i został rozbity a jego dowódca zginął.”
Jastrząb” to pseudonim jego młodszego brata Leona Taraszkiewicza. Zginął on w nie do końca
wyjaśnionych okolicznościach 3 stycznia 1947 r. w czasie akcji na placówkę KBW w Siemieniu.
Oddział „Jastrzębia” był najbardziej aktywnym oddziałem partyzanckim działającym na terenie
powiatu włodawskiego. Dłużej niż „Żelazny” utrzymał się w terenie oddział stanowiący wcześniej
jeden z patroli kpt. Uskoka dowodzony przez ppor. Stanisława Kuchcewicza „Wiktor”. Zginął on w
czasie   jednej   z   akcji   w   lutym   1953   r.   Do   21   października   1963   ukrywał   się   w   okolicach
miejscowości   Piaski   st.   sierż.   Józef   Franczak   „Lalek”   także   żołnierz   oddziału   kpt.   Zdzisława
Brońskiego.
Obok   zgrupowania   „Zapory”   drugą   znaną   przynajmniej   mi   grupą   był   oddział   kpt.   Mariana
Bernaciaka „Orlik”. W Opolu mieszka osoba, która była łączniczką tego zgrupowania.
Tak tą osobą jest Pani Regina Mac. Do niedawna mieszkał w Brzegu żołnierz Orlika Tadeusz
Czajkowski, ale niestety zmarł w ubiegłym roku. „Orlik” działał on terenach inspektoratu WIN
Puławy   i   podobnie   jak   „Zapora”   dowodził   zgrupowaniem   partyzanckim.   Partyzanci   pod   jego
dowództwem   stoczyli   największa   bitwę   z   jednostkami   NKWD   która   rozegrała   się   na   terenie
ówczesnej Polski  pod Lasem Stockim. Zginęło 12 partyzantów oraz około 22 funkcjonariuszy UB,
MO   i   żołnierzy   NKWD.   W   lipcu   1945   r.   partyzanci   „Orlika”   uwolnili   pod   Bąkowcem   120
więźniów   wśród   których   znajdował   się   min.   płk.   Henryk   Krajewski   „Trzaska”   –   dowódca   30
Poleska Dywizji AK . Zgrupowanie „Orlika” miało na swoim koncie wiele udanych akcji. Niestety
w czerwcu 1946 „Orlik” poległ.
W Opolu znajduje się ulica majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Wśród palety bohaterów
walczących z komunizmem w latach 1944-1963 niewątpliwie należy do ważnych postaci?
V Brygada AK to chyba najbardziej aktywna bojowo jednostka antykomunistycznego podziemia.
Mjr.   „Łupaszka”   podzielił   brygadę   na   szwadrony  które   walczyły   osobno.   W  czasie   pobytu   w
białostockim   działania   brygady   opierały   się   na   akcjach   szwadronu   dowodzonych   przez   por.
Zygmunta Błażejewicza „Zygmunt” Romualda Rajsa „Bury”, Marina Plucińskiego „Mścisław”.
Potem kiedy powstał WIN i nadeszły rozkazy demobilizacji „Łupaszka” przeniósł się ze swymi
 
oddziałami na Pomorze w Bory Tucholskie, gdzie walczyły szwadrony ppor. Zdzisława Badochy
„Żelazny” a po jego śmierci ppor. Olgierda Christy „Leszek” i ppor. Leona Smoleńskiego „Zeus”.
Podlegała   mu   także  VI   Brygada  AK   dowodzona   początkowo   przez   por.   Lucjana   Minkiewicza
„Wiktora” a potem kpt. Władysława Łukasiuka „Młot”. Po amnestii „Łupaszka” nie ujawnił się ale
zaprzestał działalności. Mieszkał przez pewien czas na Opolszczyźnie, by przenieść się w okolice
Zakopanego. Tam w czerwcu 1948 został aresztowany. Zamordowano go 8 lutego 1951 r.
Podjęcie decyzji o ujawnieniu się w czasie amnestii 1947 r. nie było łatwe. Jak podziemie na nią
zareagowało?
Prawie 80 000 ludzi się ujawniło. Ujawnili się głównie partyzanci z WIN-u. Ale też nie wszyscy. W
lesie   pozostał   w   wysokomazowieckim   kpt.   Kazimierz   Kamieński   „Huzar”.   Dochodziło   do
tragicznych zdarzeń. Na rozkaz p.o. prezesa białostockiego WIN kpt. Józefa Ochmana „Orwid”
zamordowany został w nocy z 3 na 4 kwietnia 1947 r. przeciwnik ujawnienia kpt. Franciszek
Potyrała „Oracz”. Z drugiej strony chcący nadal walczyć nierzadko wydawali wyroki śmierci na
swoich dawnych kolegów z konspiracji. Sierżant Jan Małolepszy „Murat” ostatni komendant KWP
wydał   wyrok   na   jednego   z   znanych   dowódców   partyzanckich   KWP   który   się   ujawnił   por.
Antoniego Pabianiaka „Błyskawica”. Do głębokich podziałów na tle ujawnienia się doszło w NZW.
Zastępca   komendanta   okręgu   NZW   XV   Białystok   kpt.   Bolesław   Kozłowski   „Grot”   był   w
przeciwieństwie do komendanta okręgu ppłk. Władysława Żwańskiego zwolennikiem skorzystania
z amnestii. W okręgu XVI Mazowsze kpt. Zbigniew Kulesza „Młot” zakazał ujawniania się po
czym wyjechał i ujawnił się w Wałbrzychu pozostawiając w konspiracji swoich podkomendnych.
Komendantem   okręgu   wybrany   został   wówczas   w   demokratycznych   wyborach   dowódców
powiatowych NZW co było wówczas ewenementem ppor. Jan Kozłowski „Las”. Generalnie tym
którzy  chcieli   dalej   walczyć   trudno   się   dziwić,   obawiali   się   represji   ze   strony  UB.   Decyzja   o
pozostaniu w lesie w praktyce oznaczała śmierć. Ujawnienie się narażało na represje ale szanse
przeżycia   proporcjonalnie   były   większe.   Tyle,   że   wcześniej   trzeba   było   przejść   aresztowanie,
tortury i więzienie.
Po amnestii z lutego 1947 r. niewielu konspiratorów pozostało w leśnych ostępach. Ludzie chcieli
normalnie   żyć   byli   zmęczeni.   Zdrada   zaczęła   dosięgać   nawet   najbardziej   wytrwałych
konspiratorów…
Ludzie po aresztowaniu nie wytrzymywali i załamywali się podczas śledztw z użyciem tortur.
Przekazując UB wiele cennych informacji. Tak było z ppor. Janem Skowrońskim „Cygan” oficerem
NZW z łomżyńskiego. Jego załamanie się w trakcie śledztwa kosztowało organizację około 400
aresztowanych   oraz   śmierć   por. Tadeusza   Narkiewicza   „Ciemny”   zabitego   w  zasadzce   UB   we
wrześniu 1947 r. Podobnie tortur nie wytrzymał sierż. Zygmunt Libera „Babinicz”. Zdradził on
miejsce ukrycia się kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, który okrążony przez UB 19 maja 1947 r.
popełnił samobójstwo detonując pod swą głową granat. Konspiratorzy nie tylko się załamywali ale
przechodzili na stronę UB stając się komunistyczną agenturą tropiąc swoich niedawnych kolegów.
Chor. Hieronima Rogińskiego „Róg” ostatniego komendanta powiatu NZW Kolno wydał w ręce
UB jego podkomendny Stanisław Waszkiewicz „Piskorz”, który ze względu na chorobę w postaci
utraty wzroku postanowił się ujawnić i wydać swego przełożonego. Byli tacy, którzy zdradzić nie
chcieli. Ppor. Stanisław Marchewko „Ryba” szantażowany podpisał zobowiązanie współpracy z UB
ale nie zrealizował wyznaczonego przez bezpiekę zadania czyli ustalenia miejsca pobytu swego
przełożonego mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzda”. „Ryba” odnalazł „Bruzdę” i poinformował go o
swej współpracy z UB. Ta decyzja oznaczała dla niego wyrok śmierci. Zginął w nocy 4 marca 1957
r.   w   miejscowości   Jeziorko   w   łomżyńskim   zdradzony   przez   swego   podkomendnego   Tadeusza
Wysockiego   „Zegara”.   Z   kolei   st.   sierż.   Mieczysława   Dziemieszkiewicza   „Rój”   komendanta
powiatowego   NZW  Ciechanów   i   dowódcę   oddziału   partyzanckiego   wydała   w   ręce   UB     jego
dziewczyna,  której   UB  aresztowało   rodziców  obiecując   za  wydanie   „Roja”  ich  zwolnienie.   13
 
kwietnia 1951 r. „Rój” wraz ze swym podkomendnym zginął w walce. Podobnie złowrogą rolę
odegrała inna kobieta z która wydała  ppor. Stanisław Grabowski „Wiarus” dowódca PAS NZW w
wysokomazowieckim. Również on zginął w walce z UB 22 marca 1951 r. Czasami dochodziło do
celowej   współpracy   z   UB.   Tak   było   w   przypadku   komendanta   powiatu   NZW   ppor.   Henryka
Jastrzębskiego „Zbycha”. Nawiązał on za zgodą komendanta okręgu kontakt z UB ale resort szybko
się zrozumiał, że „Zbych” działa nadal na korzyść podziemia wobec czego został on aresztowany.
W  kwietniu   1948   r.   popełnił   samobójstwo   w   więzieniu   w   Łomży.   UB   by   zniszczyć   oddziały
partyzanckie   stosowało   prowokacje.   Najbardziej   znane   to   nawiązanie   przez   ubowską   agenturę
kontaktów   z   zgrupowaniem   NSZ   dowodzonym   przez   kpt.   Henryka   Flame   „Bartek”.   Agenci
występujący jako rzekomi wysłannicy władz podziemia namówili Bartka do akceptacji operacji
przerzutu swych podkomendnych do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Na nieszczęście Bartek się
zgodził   i  około   160  partyzantów  wyjechało   z  Podbeskidzia.   Nie  dojechali   na  zachód   tylko   na
Opolszczyźnie   zostali   wymordowani   przez   funkcjonariuszy   UB.   Ocalał   jedynie   oddział   por.
Antoniego Bieguna „Sztubak”, którego dowódca otrzymał informację iż operacja jest inicjowana
przez agenturę resortu nie pozwolił swym żołnierzom na uczestnictwo w przedsięwzięciu. To była
największa   jednorazowa   masakra   żołnierzy   antykomunistycznej   konspiracji.   Agenci   UB
doprowadzili   do   likwidacji   niektórych   partyzantów   z   oddziału   NZW Adama   Kusza   „Adam”   z
Rzeszowszczyzny oraz grupy „Wiarusy” dowodzonej przez Stanisława Ludzię „Harnaś” będącej
kontynuacją „Zgrupowania AK Błyskawica” dowodzonego przez mjr. Józefa Kurasia „Ogień”
Podobno istniały swoiste grupy likwidacyjne złożone z byłych partyzantów?
Takie praktyki znane są na Mazowszu. Partyzanci współpracujący z UB zamordowali ostatniego
komendanta   okręgu   XVI   okręgu   NZW   chor.   Henryka   Boruckiego   „Dąb”.   W   kieleckim
zamordowany   został   w   ten   sposób   w   sierpniu   1950   r.   Aleksander   Młyński   „Drągal”   a   w
rzeszowskim Antoni Żubryd „Zuch” w 1946 r. W wyniku działalności prowokacyjnej UB zginął w
walce   ppłk.   Władysław   Żwański   „Iskra”   komendant   białostockiego   okręgu   NZW.   Udająca
partyzantów grupa UB występująca jako oddział WIN namierzyła miejsce pobytu komendanta.
Doszło do walki w wyniku której Żwański zginął.
Największy oddział tzw. ostatnich leśnych najdłużej walczący twoim zdaniem to..?
Najbardziej zwartym oddziałem była VI Brygada AK. Do 1949 r. dowodził nią kpt. Władysław
Łukasiuk „Młot” do 1949 r. Potem funkcję dowódcy przejął i pełnił aż do października 1952 kpt.
Kazimierz Kamieński „Huzar”. W maju 1952 r. zlikwidowano patrol st. sierż. Adama Ratyńca
„Lampart” a pod koniec roku w Warszawie w wyniku prowokacji UB aresztowany został sam
„Huzar”   oraz   kilku   jego   podkomendnych   min.   sierż.   Kazimierz   Parzonko   „Wichura”,   sierż.
Mieczysław Grodzki „Żubryd”. „Huzar” skazany został na śmierć i stracony 11 października 1953
r. W 1954 r. stracony został aresztowany w jeszcze 1953 r. dowódca PAS NZW w powiecie bielsko-
podlaskim   ppor.   Kazimierz   Krasowski   „Głuszec”.   Ostatnim   wyrokiem   śmierci   wydanym   na
żołnierzu podziemia zbrojnego z KWP było stracenie w 1955 r. Ludwika Danielaka „Bojar”.
Podziemie to nie tylko akcje chwalebne ale także delikatnie mówiąc wątpliwe. Do takich należała
pacyfikacja wsi Moniaki na Lubelszczyźnie?
Moim zdaniem akcja została przeprowadzona w sposób humanitarny. 23 września 1946 r. oddziały
ze   zgrupowania   mjr.   „Zapory”   zaatakowały   wieś   Moniaki   nazywanej   przez   mieszkańców
„czerwoną Moskwą” z powodu sympatii mieszkańców dla systemu komunistycznego. Spalono 29
zagród 40 ormowców ukarano chłostą a 1 zastrzelono. Akcja z uwagi na fakt spalenia części wsi
miała drastyczny charakter, ale liczba ofiar śmiertelnych była niewielka. Walki partyzanckie w
latach 1944-1956 były toczone w sposób okrutny i bezwzględny. Złapani członkowie zbrojnego
podziemia antykomunistycznego byli torturowani i skazywani nierzadko na śmierć. Trudno się więc
 
dziwić pewnemu radykalizmowi w działaniach partyzantów. Ale uważam, że nie przekroczyli oni w
przypadku dopuszczalnej granicy represji. Abstrahując od Moniak często dochodziło do sytuacji,
kiedy padały ofiary śmiertelne z pośród ludności cywilnej. 7 listopada 1953 r. 3-osobowa grupa
NZW dowodzona przez Stanisława Grajko „Mazur” zatrzymała autobus PKS chcąc zarekwirować
przewożone w nim pieniądze. W autobusie znajdowali funkcjonariusze UB i MO w efekcie czego
doszło do wymiany ognia pomiędzy nimi a partyzantami. Obaj przedstawiciele resortów siłowych
zginęli. Niestety śmierć poniosły także cztery przypadkowe osoby cywilne.
Ale w przypadku akcji na Puchaczów już trudno o takie wytłumaczenie?
Akcja w Puchaczowie przeprowadzona 2 lipca 1947 r. stanowiła wyjątek. Była ona konsekwencją
złożenia donosu przez trzech mieszkańców Puchaczowa w wyniku czego we wsi Turowola doszło
do   okrążenia   i   wybicia   przez   UB   patrolu   z   oddziału   ppor.   Stanisława   Kuchcewicza   „Wiktor”.
Zginęło   wówczas   3   partyzantów.   W   odwecie   Wiktor   postanowił   przeprowadzić   akcję   na
Puchaczów. Jeden z wywiadowców podziemia  zidentyfikował ponad 20 osób osób jako bardziej
lub mniej  aktywnych  sympatyków władzy ludowej  w tym  10 członków PPR-u oraz członków
rodzin funkcjonariuszy UB i MO. „Wiktor” nie weryfikował tych ustaleń pod kątem rzeczywistej
odpowiedzialności osób wywodzących się z rodzin członków MO i UB. Generalnie wieś była
zamieszkana w dużej mierze zwolenników władzy komunistycznej. „Wiktor” bez wątpienia działał
pod wpływem emocji spowodowanej startą swoich podkomendnych. Jego oddział był zbyt słaby
liczebnie by przeprowadzić akcję na Puchaczów stąd zaproponował on udział w niej dowódcom
dwóch innych oddziałów Edwardowi Taraszkiewiczowi „Żelazny” i Józefowi Strugowi „Ordon” na
co ci wyrazili zgodę. W nocy z 2 na 3 lipca 1947 r. oddziały podziemia weszły do wsi zabijając 22
jej   mieszkańców.   10   z   nich   należało   do   PPR-u.   Wśród   zabitych   znalazły   się   dwie   osoby
odpowiedzialne za złożenie donosu do UB na partyzantów w Turowoli. Trzeci z donosicieli nie był
obecny w domu. Bez wątpienia zabicie 22 osób budzi uzasadnione wątpliwości. Mieli je także jej
organizatorzy bowiem pomimo, że nominalnie podlegali kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskok”
nie zwrócili się do niego z próbą o pozwolenie na przeprowadzenie akcji. Świadczy to najlepiej, że
sami orientowali się, iż kapitan „Uskok” raczej nie zaakceptowałby takiej operacji nie mówiąc już o
mjr. Dekutowskim, który odniósł się do niej zdecydowanie krytycznie. Podobno nawet zapadła
decyzja o zdegradowaniu „Wiktora” i pozbawienie go dowództwa oddziału do czego w praktyce
jednak nie doszło.
W kontekście tego co powiedziałeś chciałem zapytać, czy miały miejsce procesy degenerowania się
członków podziemia?
Siłą rzeczy, im dłużej partyzanci przebywali w podziemiu, tym większe istniało niebezpieczeństwo
stoczenia  się w  przestrzeń  bandytyzmu.  Na takie  ryzyko  narażeni  byli   szczególnie  członkowie
oddziałów nieafiliowanych. Przykładem jest los grupy Stanisława Panka „Rudy” wywodzącego się
z oddziału por. Franciszka Olszówki „Otto”. Jeszcze za życia Olszówki doszło do zabójstwa oficera
WSGO Warta kpt. „Kordzik”. Po zabiciu „Otta” przez KBW jego oddział pod wodzą Stanisława
Panka „Rudy” ulegał stopniowej degeneracji.  „Rudy” nie chciał podporządkować się KWP i nie
wszedł on z częścią swych podkomendnych w skład grupy SOS „Oświęcim” dowodzonej przez por.
Alfonsa   Olejnika   „Babinicz”   podejmując   działalność   bandycką   na   własną   rękę.   Obok   osób
cywilnych   grupa   „Rudego”   zamordowała   współpracującego   z   KWP   funkcjonariusza   MO.
Dowództwo KWP uznało jego oddział za grupę bandycką i wydało rozkazy jej likwidacji. Do tego
jednak nie doszło a „Rudy”  okrążony przez siły UB popełnił samobójstwo w sierpniu 1946 r.
Czasami zbrodnie UB były przyczyną procesu degenerowania się członków podziemia. Tak było w
przypadku   plut.   Henryka   Gawkowskiego   „Rola”.   W   czerwcu   1947   r.   UB   zamordowało   mu
rodziców i od tego momentu stał się on bezwzględnym mścicielem dokonując egzekucji na osobach
uważanych przez niego za współpracowników władz komunistycznych. Dwukrotnie zdarzyło mu
zabić całe rodziny 8 i 9 osobowe w tym dzieci. W efekcie w nocy z 26/27 października 1947 r. na
 
rozkaz komendanta powiatu łomżyńskiego NZW ppor. Henryka Jastrzębskiego „Zbych” został on
zlikwidowany. Ten przykład pokazuje, że zbrodnie dokonywane w zemście na osobach cywilnych
nie były tolerowane przez struktury podziemnych organizacji. A osoby odpowiedzialne   za owe
czyny ponosiły z tego tytułu stosowne konsekwencje.
A w okresie późniejszym po 1947 roku wtedy oddziały partyzanckie zamieniały się bardziej w
grupy przetrwania. Wówczas chyba proces degeneracji postępował najbardziej?
To prawda. Ale ukrywając się musieli z czegoś żyć. Rekwizycje dotyczyły zazwyczaj placówek
uspołecznionych w mniejszym stopniu własności prywatnej i te na dotyczyły osób uznawanych
przez   podziemie   za   sympatyków   władzy   ludowej.   Nie   sposób   traktować   tej   działalności   w
kategoriach   kryminalnych.   Osobiście   nie   mam   żadnej   wątpliwości   co   do   słuszności
podejmowanych działań i tego, że stanowiła ona element walki o niepodległość Polski. Trudno żeby
ci ludzie dali się po prostu ubowcom wymordować.
A wyroki śmierci nie wszystkie wykonane wyroki były chyba słuszne?
Zapewne nie były. Ale partyzanci nie mieli możliwości weryfikacji swych podejrzeń. Agentura UB
stanowiła   najgroźniejszy   element   dla   antykomunistycznej   konspiracji.   Nie   podjęcie   decyzji   o
szybkiej   likwidacji   danego   współpracownika   bezpieki   groziło   często   aresztowaniem   działaczy
podziemia lub ich śmiercią. Nie sposób się dziwić, że dowódcy podziemia podejmowali decyzje o
likwidacji   agentów   nawet   kiedy   nie   mieli   dostatecznych   dowodów.   Chcieli   chronić   swoich
podwładnych.
Na   koniec   ostatnie   pytanie.   Kiedy   patrzysz   na   obchody   święta   Żołnierzy   Podziemia
Antykomunistycznego w Polsce co czujesz? 
Czuję, że my tu w Opolu wykonaliśmy kawał dobrej roboty, która zaowocowała ustanowieniem
tego święta i cieszę się, że sam mogłem wnieść w to przedsięwzięcie swój własny wkład.
Dziękuję bardzo!