Czy psychoterapeuta zastąpi rodzinę?
© by Przegląd
Nr 48/2004 str 36-37
rozmawia Karolina Moniewicz-Święcicka
Rodzina to nie zespół chóralny, do którego można się zapisać, a potem
wypisać według swojego widzimisię.
BERT HELLINGER
PSYCHOANALITYK GURU TERAPEUTÓW RODZINNYCH
Żadna ze współczesnych metod terapeutycznych nie wywołała tylu kontrowersji, ile systemowa terapia Berta Hellingera.
Rozwinął on spektakularną „ultra-krótkoterminową terapię", której podstawową formą pracy jest tzw. ustawienie rodziny. W
odróżnieniu od innych terapii rodzinnych trwa ona zaledwie... jedną sesję, a żeby ją przeprowadzić, wcale nie są potrzebni
pozostali członkowie rodziny. Klient wybiera przedstawicieli swojej rodziny spośród uczestników terapii i ustawia ich tak, jak
dyktuje mu intuicja. Jednak największe dyskusje wywołuje fakt, że osoby biorące udział w ustawieniu reagują niezmiernie
emocjonalnie i bardzo głęboko wchodzą w przydzielone role. Hellinger zakłada istnienie pewnego pierwotnego porządku,
który odpowiada za równowagę systemów społecznych takich jak rodzina, oraz istnienie pewnej siły, która dąży do
uzyskania tej równowagi. To ona ma stać za tajemnicą tej terapii.
80-letni dziś Bert Hellinger nie od razu został psychoanalitykiem. Wcześniej studiował filozofię, teologię i pedagogikę; przez
16 lat jako członek katolickiego zakonu misyjnego pracował wśród Zulusów. Jego zeszłoroczna wizyta wywołała wielkie
poruszenie - dlatego teraz będzie można wziąć udział w jego terapii w dwóch terminach: 19-23.11.2004 i 6-11.12.2004.
Szczegóły na stronie www.hellinger.pl.
Rodzina jest spychana coraz bardziej na margines naszego życia. A jednak coraz
więcej ludzi poszukuje pomocy właśnie w terapiach rodzinnych. Jak pan tłumaczy
to zainteresowanie terapiami rodzinnymi?
- Rodzina jest fundamentalną sprawą ogólnoludzką, egzystencjalną. To nie zespól chóralny, do którego można się zapisać, a
potem wypisać według swojego widzimisię. Jest istotna właśnie dlatego, że każdy z nas ma lub przynajmniej miał matkę i ojca i
dlatego, że... wszyscy mamy problemy. Wiele z nich można rozwiązać, gdy zamiast traktować je jako indywidualne problemy
danej osoby, spojrzymy na nie z perspektywy jej rodziców, krewnych.
Ale coraz ważniejsi w naszym życiu stają się przyjaciele, wcale z nami nie-
spokrewnieni. Czy nie powinno się zastąpić terapii rodzinnej jakąś „terapią kręgu
towarzyskiego"?
- Dużo podróżuję i wiem, że rodzina, szczególnie poza Europą, ma wciąż potężny wpływ na jej członków. Także w naszym
kręgu kulturowym coraz większa rola przyjaciół to równocześnie prawda i złudzenie, czego dowodzą ustawienia rodzinne.
Wynika z nich, że rodzina biologiczna ma wpływ na dzieci, nawet jeśli zostały adoptowane jako niemowlęta i nigdy nie poznały
swoich przodków! Co więcej, uważam, że więzi rodzinne emanują tym silniej, im mniej jesteśmy ich świadomi.
W pana ustawieniach rodzinnych można „spotkać" prapradziadka lub daleką
kuzynkę, których nigdy nie poznaliśmy. Jak to możliwe, że nieznajomi krewni
wpływają na to, co się dzieje w naszym życiu?
- Od 30 lat właśnie tym wpływem się zajmuję ku pokrzepieniu moich klientów, jednak nie potrafię wyjaśnić, jak to działa.
Wprawdzie liczni specjaliści próbowali wyjaśnić ten fenomen, na przykład Rupert Shel-drake [znany brytyjski biolog -przyp.
aut.], który nazwał go rezonansem morficznym. Jednak te naukowe wyjaśnienia nic nie wnoszą. Być może, powinniśmy
zaakceptować fakt, że działanie ustawień pozostanie tajemnicą. To tylko dowód na to, jak niewiele wiemy o człowieku i o
prawach rządzących społecznościami ludzkimi - a być może, jak bardzo nieprawdziwe jest nasze wyobrażenie o nas i o
otaczającym nas świecie.
Indianie wierzyli, że wpływa na nas siedem pokoleń przodków, a my będziemy mieli
wpływ na siedem pokoleń po nas. Obecnie niektórzy wie twierdzą, że słabość w
mężczyzn bierze się stąd, że od czasów rewolucji przemysłowej, a więc od
dziesięciu pokoleń, chłopcom brakuje oparcia w ojcu. Czy to nie przesada z tymi
pokoleniami? Jak sięgać powiązania rodzin?
- Zwykle nie cofamy dalej niż do czwartego pokolenia. Jendak w przypadkach ekstremalnych więzi sięgają nawet
przysłowiowe 10 pokoleń wstecz. Na przykład gdy klient cierpi na psychozę lub schizofrenię. Według moich doświadczeń
schizofrenia zdarza się wtedy,gdy w rodzinie miało miejce morderstwo. W jednej osobie pojawiają się wtedy równocześnie
sprawca i ofiara z przeszłości. Wówczas nie ustawia się jednak członków rodziny lecz poszczególne generacje, by sprawdzić
kiedy równowaga systemu została zaburzona.
W pańskiej terapii w o miłości w rodzinie. Skąd pewność, że stosunki rodzinne są
oparte właśnie na niej, a nie na przykład na walce lub rywalizacji?
- Relacje rodzinne oparte są nie na miłości, lecz na tzw. Porządkach Miłości. Istnieją trzy podstawowe porządki: pierwszy
mówi, że każdy, kto należy do systemu – w tym przypadku do rodziny – ma prawo do tego systemu należeć, żywy czy martwy.
Po drugie, jeśli owo prawo do przynależności zostanie komuś z rodziny odebrane, jeśli ktoś zostanie usunięty z rodzin, zakłóca
się równowagę systemu. Taki system dąży do swego rodzaju wyrównania krzywd. Często na terapię trafiają osoby, które
„płacą rachunek” za to, co się wydarzyło w ich rodzinie w zamierzchłej przeszłości; często nawet nie wiedzą co. Trzecia reguła
mówi, że ci , którzy należeli do systemu wcześniej, mają pierwszeństwo przed tymi, którzy nastali po nich.
Pana krytycy śmieją się, że to rodzaj psychologicznego sportu ekstremalnego;
terapia rodzinna bez rodziny, przeprowadzana za pomocą „fikcyjnych" członków
rodziny.
- Ta krytyka wynika z niezrozumienia. Nie zawsze członkowie rodziny są nieobecni. Szczególnie, gdy pracuję z dziećmi, obecni
są rodzice i prowadzący terapeuta. Poza tym z biegiem lat mam coraz więcej zaufania do osób biorących udział w ustawieniu.
To, w jaki sposób klient ustawia swoją rodzinę, pokazuje jej problemy i dynamikę. Podczas terapii zmieniamy owe ustawienia.
To powoduje zmiany w rzeczywistych systemach rodzinnych, nawet jeśli nie wszyscy członkowie rodziny brali udział w
ustawieniu.
A czy przypadkiem pańska terapia rodzinna nie jest dla wielu osamotnionych ludzi
jedyną okazją, by zadzierzgnąć kontakt z rodziną? By przytulić się do ojca lub cioci,
nawet jeśli na ich miejscu stoi ktoś obcy?
- Postrzegam moje zadanie skromniej. Ludzie żyją własnym życiem, ja go nie programuję. Mogę jedynie wskazać drogę do
rodziny, jednak każdy sam wybiera, czy nią pójdzie. Ja w tym momencie uważam moje zadanie za skończone i usuwam się w
cień. Nie pretenduję do roli „lepszego ojca" lub „lepszej matki", co jest celem wielu terapeutów i terapii rodzinnych.
© by Przegląd
© 2003-2004 Hellinger Polska
|