Tego e-booka otrzymujesz dzieki:
OSHO
Medytacja
Podstawy praktyki
Spis treści
Czym jest medytacja
2
Wskazówki do praktyki
7
Nie czuj się bezradny
7
Bądź odprężony
8
Nie żądaj natychmiastowych satori
9
Stwórz przestrzeń do medytacji
9
Właściwa pozycja ciała
10
Bądź pośrodku
10
Poczucie humoru
10
Nie walcz, nie psychoanalizuj
11
Niech medytacja będzie twoim pragnieniem
11
Medytacja jest zabawą12
Medytacja nie jest przeciwna umysłowi
12
Niech wzrasta w tobie uważność
12
Pojawia się prawdziwa cisza
14
Oświecenie przychodzi w swoim czasie
15
Pułapki na drodze
16
Moce psychiczne: ostatni atak ego
16
Powab iluzorycznych doznań
16
Pierwsza
eksplozja 17
Satori z umysłu
18
Doznania potwierdzające
20
Cały świat staje się doliną
20
Każda nuta staje się krystalicznie czysta
21
Słyszysz świat jak echo
21
Będziesz słyszał wszystko prócz siebie
21
Pojawia się wielkie światło 21
Nie możesz znaleźć swego ciała
22
Doznanie unoszenia się
22
Radość bez powodu 23
Brak reakcji - brak lęku
24
Kilka spraw istotnych
24
Baw się
24
Bądź cierpliwy24
Nie wyczekuj rezultatów
24
Doceniaj nieświadomość
25
Nie jesteś swoimi doznaniami 25
Obserwujący to nie świadek 26
Medytacja przychodzi sama
27
Którą technikę mam wybrać
28
Medytacja w ujęciu Osho
32
Zorba Budda: tamten świat w tym jest ukryty
32
Dlaczego medytacje aktywne?
35
Biografia Osho
36
O Osho
39
Czym jest medytacja?
Medytacja nie jest hinduską metodą, techniką; nie można się jej nauczyć.
Medytacja to wzrastanie, wzrastanie totalności twego życia w całej jego okazałości.
Medytacji nie można dodać do ciebie takiego, jakim jesteś - może ona przyjść do
ciebie tylko poprzez zasadniczą przemianę, metamorfozę. Jest rozkwitaniem, wzra-
staniem. Wzrastanie zawsze zachodzi w totalności, nigdy nie jest dodatkiem.
W medytacji musisz wzrastać. Trzeba właściwie pojąć to totalne wzrastanie oso-
bowości, inaczej będziesz sam przed sobą udawać, zajmiesz się grami umysłu. Tyle ich
jest! Mogą cię ogłupić, nic nie dadzą, a możesz ponieść przez nie szkody. Błędne jest
już samo nastawienie, że w medytacji jest jakaś sztuczka, rozumienie medytacji jako
metody. Kiedy zaczynasz bawić się sztuczkami umysłu, umysł zaczyna się dege-
nerować.
Umysł - taki, jaki jest - nie jest medytacyjny. Zanim nastąpi medytacja, umysł musi się
zmienić w całej swej istocie. Czym jest, więc umysł, który masz teraz? Jak
funkcjonuje?
Umysł zawsze werbalizuje. Możesz znać słowa, język, strukturę koncepcyjną myślenia,
ale to nie jest myślenie. Wręcz przeciwnie - jest to ucieczka od myślenia. Widzisz
kwiat i werbalizujesz to, widzisz człowieka idącego ulicą i werbalizujesz to. Umysł
potrafi zamienić każde egzystencjalne zdarzenie w słowa. I słowa stają się barierą,
więzieniem. Przeszkodą dla umysłu medytacyjnego jest właśnie to nieustanne
zamienianie zdarzeń w słowa i zamienianie egzystencji w słowa.
Pierwszym wymogiem dla umysłu medytacyjnego jest, więc bycie świadomym tego
nieustannego werbalizowania i zdolność do zatrzymania tego procesu. Patrz na
zdarzenia - nie werbalizuj ich. Bądź świadom ich obecności, ale nie zamieniaj ich w
słowa. Niech zdarzenia będą poza słowami; niech ludzie będą poza słowami; niech
sytuacje będą poza słowami. Nie jest to niemożliwe... jest to naturalne. Sztuczne jest
to, co mamy, lecz tak do tego przywykliśmy, tak bardzo stało się to automatyczne, że
już nie zauważamy jak nieustannie zamieniamy doznania w słowa.
Jest wschód słońca. Nie zdajesz sobie sprawy z przestrzeni pomiędzy widzeniem go a
werbalizowaniem. Widzisz słońce, czujesz je... i natychmiast to werbalizujesz.
Przestrzeń między widzeniem i werbalizowaniem zostaje zagubiona. Musisz zdać sobie
sprawę z tego, że wschód słońca nie jest słowem. Jest to pewien fakt, pewna
obecność. Umysł automatycznie zamienia doznanie w słowa, a te wchodzą między
ciebie a to doznanie.
Medytacja oznacza życie bez stów, ponad słowami. Czasem zdarza się to spon-
tanicznie. Gdy jesteś zakochany, odczuwana jest obecność, nie słowa. Gdy dwoje
zakochanych staje się sobie bliskimi, zawsze nastaje milczenie. Nie w tym rzecz, że nie
ma nic do wyrażania. Wręcz przeciwnie, jest tego tyle, że aż się przelewa. Ale nie ma
słów, nie może być... Słowa przyjdą dopiero po odejściu miłości.
Jeśli dwoje zakochanych nie potrafi milczeć, jest to sygnał, że ich miłość umarła.
Słowami zapełniają to, co po niej zostało. Gdy miłość żyje, nie ma słów, ponieważ
samo istnienie miłości jest tak napełniające, tak przenikające, że pokonana zostaje
bariera języka i słów. I zwykle zostaje ona pokonana tylko w miłości.
Medytacja jest kulminacją miłości, nie tylko do jednej osoby, lecz do egzystencji w
całej jej totalności. Medytacja to żywa relacja z totalnością egzystencji, która jest
wszędzie wokoło. Jeśli umiesz być w miłości w każdej sytuacji, jesteś w medytacji.
Medytacja nie jest sztuczką umysłu, nie jest metodą na uciszenie umysłu - wymaga
głębokiego zrozumienia jego mechanizmu. Gdy zrozumiesz ten mechaniczny nawyk
werbalizowania, zamieniania egzystencji w słowa, powstaje pewna przestrzeń.
Powstaje sama z siebie. Przychodzi w ślad za zrozumieniem, jak cień. Ważne jest nie
tyle zdobycie umiejętności bycia w medytacji, lecz poznanie dlaczego w niej nie jesteś.
Sam proces medytacji jest negatywny, bo nie jest dodawaniem ci czegoś nowego - jest
negowaniem tego, co już zostało dodane.
Ludzie nie mogą istnieć bez słów, potrzebują ich. Egzystencja ich nie potrzebuje. Nie
mówię, byś istniał bez słów. Musisz ich używać, ale musisz nauczyć się włączać i
wyłączać ten mechanizm werbalizowania. Gdy jesteś w społeczeństwie, słowa są
potrzebne, a gdy jesteś sam na sam z egzystencją, musisz umieć je wyłączyć.
Jeśli nie potrafisz ich wyłączyć - trwają, a ty nie potrafisz ich zatrzymać - stajesz się
niewolnikiem. Umysł musi być narzędziem, nie panem. Gdy umysł jest panem, jest nie-
medytacja. Medytacja jest wtedy, gdy to ty jesteś panem i twoja świadomość jest
panem. Medytacja oznacza, więc zapanowanie nad mechanizmem umysłu.
Umysł i jego funkcjonowanie w słowach to nie wszystko. Ty jesteś czymś więcej i
egzystencja jest czymś więcej. Świadomość jest ponad językiem, egzystencja jest
ponad językiem. Gdy świadomość i egzystencja są jednym, jest komunia. Ta, komunia
jest medytacją.
Słowa trzeba porzucić. Nie mówię, że masz je tłumić czy wyeliminować. Mówię, że
słowa nie mogą być nawykiem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdy spacerujesz -
poruszasz nogami; jeśli jednak twoje nogi poruszają się, gdy siedzisz - to szaleństwo.
Musisz nauczyć się je wyłączyć. Tak samo nie powinno być w tobie słów, wtedy, gdy
nie rozmawiasz. Słowa służą porozumiewaniu się, gdy więc nic nikomu nie
przekazujesz, nie powinno ich być.
Jeśli zdołasz tego dokonać, będziesz wzrastać w medytacji. Medytacja to proces
wzrastania - nie technika. Technika zawsze jest martwa, może, więc być do ciebie
dodana, a proces zawsze jest żywy - wzrasta, rozwija się.
Słowa są potrzebne, ale nie wolno trwać w nich cały czas. Muszą być chwile bez
werbalizowania, kiedy po prostu jesteś. Nie chodzi o wegetowanie. Jest świadomość i
jest ona ostrzejsza, żywsza - to słowa ją stępiają. Słowa muszą być powtarzane,
wywołują, więc znużenie. Im ważniejszy jest dla ciebie język, tym bardziej będziesz
znużony.
Egzystencja nigdy się nie powtarza. Każda róża jest inna, zupełnie inna... Nigdy takiej
jeszcze nie było i nigdy takiej już nie będzie. Ale gdy nazywamy ją „różą," samo to
słowo już jest powtórzeniem. Ono zawsze istniało i zawsze będzie istnieć. Starym
słowem zabiłeś to, co takie nowe.
Egzystencja zawsze jest młoda, a słowa zawsze są stare. Słowami uciekasz od eg-
zystencji, uciekasz od życia, bo słowa są martwe. Im bardziej pogrążasz się w słowach,
tym bardziej cię one umartwiają. Człowiek wyuczony jest zupełnie martwy, ponieważ
cały jest tylko słowami.
Sartre nazwał swoją autobiografię „Słowa". Żyjemy w słowach. A raczej nie żyjemy.
Na końcu pozostaje tylko stos nagromadzonych słów i nic więcej. Słowa są jak
zdjęcia. Widzisz coś, co jest żywe i robisz temu zdjęcie. Zdjęcie jest martwe. Potem
robisz album z martwych zdjęć. Człowiek, który nie żył w medytacji, jest jak martwy
album. Są w nim tylko słowne obrazy, wspomnienia. Nic nie zostało przeżyte -
wszystko zamienił w słowa.
Medytacja oznacza życie totalnie, a żyć totalnie można tylko wtedy, gdy jesteś w
ciszy. Ale bycie w ciszy nie oznacza nieświadomości. W ciszy możesz być nieświa-
domy, ale to nie jest żywa cisza. Umysł znów przegapił...
Mantrami możesz sam siebie zahipnotyzować. Powtarzając jakieś słowo możesz
stworzyć w umyśle tyle znużenia, że zaśnie. Zapadasz w sen, w nieświadomość. Jeśli
stale będziesz nucił „Ram Ram Ram" - umysł zaśnie. Wtedy nie będzie bariery słów,
ale ty będziesz nieświadomy.
Medytacja oznacza brak słów, gdy ty jesteś świadomy. W innej sytuacji nie ma
połączenia z egzystencją, ze wszystkim, co istnieje. Żadna mantra ani śpiewanie nie
pomogą. Autohipnoza to nie medytacja, wręcz przeciwnie - bycie w stanie
autohipnozy to regresja. Nie jest wyjściem ponad słowa, ale upadkiem poniżej słów.
Porzuć, więc wszystkie mantry, wszystkie takie techniki. Pozwól istnieć chwilom, w
których nie ma słów. Nie możesz pozbyć się słów za pomocą mantry, gdyż ten proces
sam w sobie używa słów. Nie można wyeliminować słów za pomocą słów -jest to
niemożliwe.
Co więc można zrobić? Tak naprawdę nic nie możesz zrobić - prócz zrozumienia.
Cokolwiek uczynisz, będzie to tylko skutkiem tego, czym jesteś. Trwasz w chaosie,
nie jesteś w medytacji, twój umysł nie jest w ciszy, więc cokolwiek z ciebie wyjdzie,
stworzy jeszcze więcej zamieszania. Jedyne, co możesz uczynić, to zacząć być
świadomym funkcjonowania umysłu. Tylko tyle - po prostu bądź uważny. Uważność
nie ma nic wspólnego ze słowami. To akt egzystencjalny, nie mentalny.
Najważniejsze jest, więc bycie uważnym. Bądź uważny procesów mentalnych,
funkcjonowania umysłu. Gdy jesteś świadomy funkcjonowania umysłu, już nim nie
jesteś. Sama uważność oznacza, że jesteś poza - z dala, świadek. A im bardziej jesteś
uważny, tym łatwiej dostrzegasz przestrzenie między doznaniem a słowami. Te
przestrzenie istnieją, ale ty jesteś tak nieświadomy, że ich nie zauważasz.
Między dwoma słowami zawsze jest przestrzeń, nawet, jeśli niemal niezauważalna.
Gdyby tak nie było, dwa słowa nie mogłyby być dwoma słowami - stałyby się jednym.
W muzyce między dwoma nutami zawsze jest przestrzeń, cisza. Dwa słowa czy nuty
nie mogą być oddzielne od siebie, jeśli nie ma między nimi przerwy. Zawsze jest
miedzy nimi cisza, ale trzeba być naprawdę uważnym, by to odczuć.
Im jesteś uważniejszy, tym wolniejszy jest umysł. Zawsze jest to ze sobą powiązane.
Im mniej świadomości, tym szybszy umysł; im bardziej jesteś świadomy, tym proces
umysłu jest wolniejszy. Jesteś bardziej świadomy, umysł zwalnia, przestrzenie między
myślami poszerzają się.... możesz je zauważyć.
Przypomina to film. Gdy projektor pracuje w zwolnionym tempie, widać przerwy.
Podnoszę rękę i widać, że zdjęcie składa się z setek kadrów. Każdy jest odrębnym
zdjęciem. Gdy te setki pojedynczych zdjęć wyświetlane są tak szybko, że nie widzisz
przerw, widzisz unoszenie ręki jako jeden proces. W zwolnionym tempie te przerwy
możesz zauważyć.
Umysł jest jak film. Są w nim przerwy. Im jesteś uważniejszy umysłu, tym łatwiej je
zauważasz. Przypomina to rysunek gestaltowski, w którym są dwa różne obrazy.
Możesz widzieć jeden albo drugi, ale obu razem nie zobaczysz. Może to być rysunek
staruszki ukazujący równocześnie młodą dziewczynę. Gdy skupiasz uwagę na jednym,
drugiego nie zobaczysz; gdy skupisz uwagę na drugim, pierwszy zniknie. Nawet, jeśli
widziałeś oba rysunki, nie możesz zobaczyć ich obu równocześnie.
To samo dzieje się z umysłem. Gdy widzisz słowa, nie możesz dostrzec przerw, gdy
widzisz przerwy, nie możesz zobaczyć słów. Po każdym słowie następuje przerwa i po
każdej przerwie następuje słowo, ale nie możesz widzieć równocześnie jednego i
drugiego. Jeżeli skupiasz uwagę na przerwach, słowa znikną, a ty zapadniesz się w
medytacji.
Świadomość skupiona tylko na słowach jest nie-medytacyjna, świadomość skupiona
tylko na przerwach jest medytacyjna. Zawsze, gdy stajesz się świadomy przerw, słowa
znikają. Gdy będziesz obserwował uważnie, nie znajdziesz słów - znajdziesz tylko
przerwę.
Możesz odczuć różnicę między dwoma słowami, ale nie możesz odczuć różnicy
miedzy dwoma przerwami. Słowa są zawsze mnogie, przerwa zawsze jest jedna.
Wszystko stapia się razem i staje się jednością. Medytacja to skupienie się na przerwie.
Wtedy zmienia się cały gestalt.
Trzeba zrozumieć coś jeszcze. Patrząc na rysunek z gestaltu ze skupieniem na
staruszce, nie zobaczysz drugiego obrazu. Ale jeśli zachowasz uwagę skupioną na
staruszce przez dłuższy czas, jeśli staniesz się totalnie uważny - w pewnej chwili to
skupienie zmieni się, nagle staruszka zniknie i pojawi się ten drugi obraz.
Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że umysł nie może przez dłuższy czas pozostawać w
skupieniu. Musi się zmieniać - albo zaśnie. Są tylko te dwie możliwości. Jeśli będziesz
koncentrował się na jednej rzeczy, umysł zaśnie. Nie może trwać w bezruchu, gdyż
umysł jest żywym procesem. Jeśli pozwolisz mu na znużenie - zaśnie, by uciec od
zastoju twojego skupienia. Wtedy może żyć dalej, w snach.
Taką medytację podaje Maharishi Mahesh Yogi. Daje ona tyle spokoju i odświeżenia,
może poprawić zdrowie fizyczne i równowagę psychiczną, ale nie jest właściwą
medytacją. Te same efekty można uzyskać w autohipnozie. Hinduskie słowo „mantra"
oznacza sugestię, nic więcej. Błędem jest przyjęcie, że mantra to medytacja - tak nie
jest. Jeśli uznasz ją za medytację, nigdy nie będziesz szukać autentycznej medytacji. I
to jest największa szkoda, jaką czynią takie praktyki i ludzie, którzy je propagują. Jest
to jedynie psychologiczne narkotyzowanie się.
Nie używaj, więc żadnej mantry do wypchnięcia słów. Po prostu stań się świadomy
słów, a umysł automatycznie zacznie skupiać się na przerwach.
Jeśli utożsamisz się ze słowami, będziesz skakał ze słowa na słowo i przegapisz
przerwę. To inne słowo jest czymś nowym, na czym można się skupić. Umysł stale się
zmienia, skupienie się zmienia. Jeśli jednak nie utożsamisz się ze słowami, pozostaniesz
tylko świadkiem - z daleka obserwującym korowód słów. Wtedy zmieni się całe
skupienie i staniesz się świadomy przerwy. To samo dzieje się, gdy obserwujesz ludzi
idących ulicą. Jedna osoba przeszła, druga jeszcze nie nadeszła. Jest przerwa, ulica jest
pusta. Jeśli będziesz obserwował, poznasz tę przerwę.
Gdy poznasz tę przerwę, jesteś w niej - wskoczyłeś w nią. To otchłań, daje taki
spokój, taką świadomość... Bycie w tej przerwie to medytacja... przemiana. Teraz
słowa nie są potrzebne, zostawisz je. Świadomie je zostawisz. Jesteś świadomy ciszy,
nieskończonej. Jesteś jej częścią, jesteś z nią jednością. Nie jesteś świadomy tej
otchłani jako czegoś innego, jesteś świadomy otchłani jako siebie. Wiesz i jesteś tym
wiedzeniem. Obserwujesz tę przerwę; obserwujący jest tym, co obserwowane.
Jeśli chodzi o słowa i myśli, jesteś świadkiem, kimś oddzielnym, i słowa są odrębne.
Gdy nie ma słów, jesteś przerwą, świadomy swego istnienia. Między tobą a przerwą,
między świadomością a egzystencją, nie ma bariery. Jesteś w sytuacji egzystencjalnej. I
to jest medytacja: bycie jednością z egzystencją, bycie w niej totalnie i nadal bycie
świadomym. Jest to zaprzeczenie, paradoks. Oto poznałeś sytuację, w której jesteś jej
świadomy, a równocześnie w niej jesteś.
Zwykle, gdy jesteś czegoś świadomy, to coś staje się oddzielne od ciebie. Jeśli z czymś
się utożsamiamy, przestaje to być czymś odrębnym i innym - ale wówczas nie jesteśmy
świadomi. Tak dzieje się w złości i w seksie. Jednością stajemy się tylko wtedy, gdy
jesteśmy nieświadomi.
Seks tak bardzo nas przyciąga, bo w seksie na chwilę stajesz się jednością. Ale wtedy
jesteś nieświadomy. Szukasz nieświadomości, bo szukasz jedności. A im bardziej jej
szukasz, tym bardziej stajesz się nieświadomy... i nie odczujesz błogości seksu, bo ta
błogość pochodziła z nieświadomości.
W chwili namiętności byłeś nieświadomy. Świadomość odeszła. Na jedną chwilę
znalazłeś się w otchłani, ale nieświadomy. A im bardzie) szukasz świadomości, tym
bardziej ją tracisz. W końcu przyjdzie chwila ogarnięcia przez seksualność, gdy ta
chwila nieświadomości już nie następuje. Ta otchłań została zagubiona i ta błogość
została zagubiona - wtedy ten akt staje się czymś bezsensownym. Staje się tylko
mechanicznym rozładowaniem się, nie ma już w nim niczego duchowego.
Znamy tylko nieświadomą jedność, nigdy nie zaznaliśmy świadomej jedności
Medytacja jest jednością świadomą. To drugi biegun seksualności. Seks to jeden
biegun - nieświadoma jedność; medytacja to drugi biegun - świadoma jedność. Seks to
najniższy punkt jedności, medytacja to jej szczyt, najwyższy szczyt jedności. Różnią się
one świadomością.
Umysł człowieka Zachodu myśli o medytacji, gdyż zagubiony został urok seksu. Gdy
społeczeństwo przestaje tłumić seksualność, przychodzi medytacja, bo seks
niehamowany zabija swój własny urok i romantyzm, zabija swoją duchową stronę.
Tyle jest seksu, ale nie można już dłużej pozostawać w nim nieświadomie.
Społeczeństwo stłumione seksualnie może zachować seksualność, ale społeczeństwo
nie-tłumiące, bez zahamowań, nie może pozostać w seksualności. Musi ona zostać
przekroczona. Jeśli społeczeństwo jest seksualne, nastąpi medytacja. Społeczeństwo
wolne seksualnie to pierwszy krok do duchowego poszukiwania.
To poszukiwanie naprawdę istnieje, można je, więc wyzyskiwać. I Wschód to robi.
Można dostarczać guru na zamówienie, eksportować ich - tak się teraz dzieje. Od
takich guru nauczysz się jednak tylko sztuczek. Zrozumienie przychodzi w życiu, w
przezywaniu. Nie można go dać ani przekazać.
Nie mogę dać ci mojego zrozumienia. Mogę o nim mówić, ale nie mogę ci go dać
Sam musisz je znaleźć. Musisz wejść w życie, błądzić, ponosić porażki, doznać wielu
frustracji. Do medytacji dotrzesz tylko przez niepowodzenia, błędy, frustracje, przez
spotkanie z prawdziwym życiem. Dlatego mówię, że jest to wzrastanie. Co nieco
można zrozumieć, ale zrozumienie przychodzące przez innego człowieka pozostanie
czymś intelektualnym. Dlatego Krishnamurti wymaga niemożliwego. Mówi: ..Nie
pojmuj mnie intelektualnie." A przecież od kogoś innego może przyjść tylko
zrozumienie intelektualne. Dlatego wysiłek Krishnamurtiego jest absurdalny. To, co on
mówi jest autentyczne, ale gdy wymaga od słuchającego czegoś więcej niż zrozumienia
intelektualnego, jest to niemożliwe. Przez kogoś innego nic więcej nie może przyjść,
nic więcej nie można przekazać. Zrozumienie intelektualne może wystarczyć... Jeżeli
zdołasz intelektualnie zrozumieć to, co mówię, możesz zrozumieć to, co me było
powiedziane. Możesz zrozumieć przerwy - to, czego nie mówię, czego nie jestem w
stanie wyrazić. Pierwsze zrozumienie musi być intelektualne, intelekt jest drzwiami.
Nie może to być duchowe. Duchowość to świątynia wewnętrzna.
Mogę komunikować się z tobą tylko intelektualnie. Jeśli naprawdę to zrozumiesz,
zdołasz odczuć to, co nie zostało powiedziane. Nie mogę porozumiewać się bez słów,
ale używając słów używam też ciszy. Musisz być świadomy jednego i drugiego. Jeśli
zrozumiesz tylko słowa, jest to porozumienie; ale jeśli zdołasz być świadomy także
przerw - jest połączenie.
Trzeba od czegoś zacząć. Każdy początek jest fałszywy, ale trzeba zacząć. Przez to,
co fałszywe, szukając po omacku, natrafisz na drzwi. Kto myśli, że zacznie tylko od
właściwego początku, ten nigdy nie zacznie. Nawet fałszywy krok jest krokiem we
właściwym kierunku, gdyż został dokonany, nastąpił początek. Zaczynasz iść po
omacku w ciemności i dzięki temu błądzeniu znajdujesz drzwi.
Dlatego mówię, byś był świadomy procesu językowego, procesu słów - i abyś szukał
świadomości przerw. Będą chwile, gdy z twojej strony nie będzie żadnego
świadomego starania i będziesz zdawał sobie sprawę z tych przerw. Jest to spotkanie z
tym, co boskie, spotkanie z tym, co egzystencjalne. Gdy nastąpi, nie uciekaj od niego,
bądź w nim. Najpierw spowoduje to lęk - tak być musi. W spotkaniu z nieznanym
zawsze powstaje lęk, bo nieznane jest dla nas śmiercią. Gdy pojawia się przerwa,
czujesz, że zbliża się śmierć. Bądź martwy! Po prostu w tym bądź i w tej przerwie
umrzyj zupełnie. Nastąpi zmartwychwstanie. Poprzez umieranie śmiercią w ciszy, życie
zmartwychwstaje. Po raz pierwszy jesteś żywy, naprawdę żywy.
Medytacja nie jest metodą, lecz procesem, medytacja nie jest techniką, lecz
zrozumieniem. Nie można jej uczyć, można ją tylko wskazać. Nie możesz się o niej
dowiedzieć: żadna informacja nie jest prawdziwa, gdyż pochodzi z zewnątrz, a me-
dytacja przybywa z twego własnego wnętrza.
Szukaj, więc! Bądź szukającym, nie uczniem. Bądź uczniem życia w jego totalności,
nie uczniem jakiegoś guru. Wtedy nie będziesz uczył się tylko słów. Duchowe nauki
nie przyjdą ze słów, ale z przerw, ciszy, które zawsze cię otaczają. Są one nawet w
tłumie, na targowisku i bazarze. Szukaj tych ciszy, szukaj tych przerw wewnątrz i na
zewnątrz, a pewnego dnia stwierdzisz, że jesteś w medytacji.
Medytacja przychodzi. Zawsze przychodzi samoistnie, nie można jej sprowadzić. Ale
trzeba jej szukać, bo tylko, gdy jej szukasz, jesteś na nią otwarty, wrażliwy. Chcesz ją
gościć. Medytacja jest gościem. Możesz ją zaprosić i czekać na nią. Przychodzi ona do
Buddy, przychodzi do Jezusa, przychodzi do każdego, kto jest gotowy, kto jest
otwarty i poszukujący.
Ale nie ucz się tego z zewnątrz, bo omamią cię sztuczki. Umysł zawsze szuka czegoś
łatwiejszego. To jest źródło wykorzystywania. Pojawiają się guru i bycie guru staje się
nawykiem, a duchowe życie ulega zatruciu. Najbardziej niebezpieczny jest ten, kto
wyzyskuje potrzebę duchowości. Jeśli ktoś zabierze ci bogactwo, nie jest to ważne;
gdy ktoś cię zawiedzie, nie jest to ważne. Ale jeśli ktoś cię zwodzi i zabija, a nawet
opóźnia twoją potrzebę dążenia do medytacji, do tego, co boskie, do ekstazy... ten
grzech jest wielki i niewybaczalny.
Tak się dzieje. Bądź tego świadomy i nikogo nie pytaj: „Czym jest medytacja? Jak
mam medytować?" Zamiast tego pytaj, jakie są zahamowania, jakie są przeszkody.
Pytaj, dlaczego nie zawsze jesteś w medytacji, gdzie wzrastanie zostało zatrzymane,
gdzie zostałeś okaleczony. I nie szukaj guru, ponieważ guru okaleczają. Każdy, kto
daje ci gotową receptę, nie jest przyjacielem - jest twoim wrogiem.
Błądź w ciemności Nic innego nie można zrobić. To błądzenie stanie się zro-
zumieniem, które uwolni cię od ciemności. Jezus rzekł: „Prawda jest wolnością."
Zrozum tę wolność. Prawda zawsze przychodzi w zrozumieniu. Nie jest czymś, co
spotykasz, jest czymś, w czym wzrastasz. Poszukuj, więc zrozumienia, bo im większe
jest twoje zrozumienie, tym jesteś bliższy prawdy. W pewnej nieznanej, nieoczeki-
wanej, niedającej się przewidzieć chwili, gdy zrozumienie sięga szczytu... znajdziesz
się w otchłani... Ciebie już nie ma - ale jest medytacja.
Kiedy ciebie nie ma, jesteś w medytacji. Medytacja nie jest powiększeniem ciebie, jest
zawsze czymś większym od ciebie. Kiedy jesteś w otchłani, jest medytacja. Nie ma
wtedy ego, nie ma ciebie. Jest istnienie. To właśnie - najwyższe istnienie -mają na myśli
religie, kiedy mówią o Bogu. Ono jest istotą wszystkich religii, wszystkich
poszukiwań, ale nie można go nigdzie znaleźć w postaci gotowej.
Tego e-booka otrzymujesz dzieki: www.ksiazkidosluchania.tnb.pl
Wskazówki do praktyki
Nie czuj się bezradny
Po pierwsze, nie spiesz się, niech nie ogarnie cię desperacja. Jeśli dziś ci się nie
powiedzie, nie czuj się bezradny. Jeśli dziś ci się nie powiedzie, będzie to naturalne.
Jeśli tak będzie przez kilka dni, też będzie to naturalne.
Naturalnie, w świecie wewnętrznym wiele razy musisz doznać porażek, bo nigdy
jeszcze w nim nie wędrowałeś. Wszystkie twe umiejętności dotyczą ruchu na ze-
wnątrz, ekstrawersji. Nie wiesz jak wejść do swego wnętrza. Ludzie słyszą „wejdź w
siebie, wsłuchaj się w siebie", ale nie rozumieją tego. Znają tylko ruch na zewnątrz,
tylko wychodzenie do innego człowieka. Nie znają żadnego sposobu dotarcia do
samych siebie. To jest nieuniknione: wskutek swoich dawnych nawyków wiele razy
będziesz doznawać porażek.
Nie stań się bezradny. Dojrzałość przychodzi powoli. Przyjdzie na pewno, ale trzeba
na to czasu. Pamiętaj: do każdego przyjdzie ona w innym tempie, nie porównuj, więc,
nie myśl: „On jest taki wyciszony i radosny, a ja jeszcze nie: co jest ze mną?" Nie
porównuj się z nikim; każdy w poprzednich wcieleniach żył inaczej. Nawet w tym
życiu ludzie żyją odmiennie.
Wszystko zależeć będzie od twoich umiejętności, umysłu, uwarunkowania, wy-
kształcenia, religii, w której jesteś wychowany, książek, które czytasz, ludzi, z którymi
żyjesz, atmosfery, którą w sobie stworzyłeś. Będzie zależeć od tysięcy rzeczy, od tego
ile możesz przyjąć - ale przyjdzie na pewno.
Potrzeba tylko cierpliwości, pracy w ciszy, pracy w cierpliwości... przychodzi
koncentracja i pojawia się dojrzałość. W istocie rzeczy człowiek dojrzały i człowiek
skoncentrowany to dwa aspekty tego samego zjawiska. Dlatego dzieci nie mogą być w
koncentracji - są w ciągłym ruchu, nie mogą być w jednym punkcie, nieruchome.
Wszystko je przyciąga - samochód przejechał, ptak śpiewa, ktoś zaczął się śmiać,
sąsiad włączył radio, motyl się porusza - wszystko jest atrakcyjne, cały świat. Dzieci
skaczą z jednej rzeczy na inną. Nie potrafią się skoncentrować, nie potrafią być z jedną
rzeczą tak całkowicie i totalnie, że wszystko inne znika, przestaje istnieć.
Wraz z dojrzałością pojawia się koncentracja. Dojrzałość i koncentracja to dwie nazwy
tego samego stanu. Trzeba jednak pamiętać, że przyjdzie to stopniowo - nie porównuj,
więc, nie spiesz się.
Bądź odprężony
Po drugie, gdy już podejmiesz decyzję wędrowania ścieżką wewnętrzną, decyzję bycia
sannyasinem, człowiekiem medytującym, gdy wnętrze cię przyzywa i podejmiesz
decyzję, że teraz będziesz wędrował pytając „Kim jestem?", musisz pamiętać, by nie
wędrować w napięciu. Wędruj w sposób bardzo odprężony, pilnuj, by ta twoja
wewnętrzna podróż była wygodna. Ma to teraz ogromne znaczenie.
Zwykle każdy popełnia ten pierwszy błąd. Ludzie czynią swą wewnętrzną podróż
niepotrzebnie skomplikowaną, niewygodną. Jest tego przyczyna... W swym zwy-
czajnym życiu ludzie są pełni złości na innych. W codziennym życiu zachowują się
wobec innych z przemocą. W zwyczajnej, ekstrawertycznej podróży są sadystami,
cieszy ich torturowanie innych, cieszy ich pokonywanie innych, cieszy ich konkuro-
wanie z innymi, podbijanie innych. Całą ich radością jest sprawianie, by inni czuli się
gorszymi od nich samych. Taka jest ta twoja ekstrawertyczna podróż.
Gdy człowiek zwraca się ku swemu wnętrzu, napotyka problem: co ma zrobić ze swą
złością, wrogością, agresją, przemocą? Jest sam: będzie torturować siebie, złościć się
na siebie. I tacy są tak zwani mahatmowie...
Podróż ekstrawertyczna była podróżą sadyzmu. Podróż introwertyczna staje się
podróżą masochizmu, zaczynasz torturować siebie. A w torturowaniu siebie jest
pewne zadowolenie, taka perwersyjna radość. Jeśli zagłębisz się w historię, zdziwi cię,
nie uwierzysz, co człowiek sam sobie czynił.
Wiele bzdur powstało z tego prostego błędu. W zwykłym życiu usiłujesz utrudniać
życie innym. Kiedy zwracasz się do wewnątrz, ten stary umysł może będzie próbował
utrudnić życie tobie.
Pamiętaj: poszukujący swego wnętrza musi mieć wygody, gdyż To może nastąpić
tylko w sytuacji przyjemności, w stanie odprężenia. Gdy jesteś napięty i jest ci
niewygodnie, nic się nie stanie. Gdy jesteś napięty, jest ci niewygodnie, twój umysł się
przejmuje, nie jesteś w nieruchomej przestrzeni. Gdy jesteś głodny - jak możesz być w
nieruchomej przestrzeni?
A oni uczą postów i mówią, że post pomoże ci medytować. Raz na jakiś czas post
może pomóc w zyskaniu dobrego zdrowia, zabierze z ciała kilka zbędnych kilo-
gramów, ale post nie może pomóc medytacji.
Bycie pośrodku jest właściwą drogą - Złotym Środkiem.
Jedz tyle, byś nie czuł się głodny, ale nie jedz za dużo, byś nie czuł się ociężały, ospały,
bo wtedy medytacja jest trudniejsza. Złotego Środka trzeba przestrzegać na wszelkie
sposoby, we wszystkich sytuacjach.
Zapewnij sobie komfort, bądź odprężony. Nie trzeba torturować siebie, nie trzeba
tworzyć sobie zbędnych kłopotów.
Porzuć ten umysł złości, przemocy, agresji; dopiero wtedy możesz wyruszyć do
wewnątrz - tylko w odprężonej świadomości człowiek zanurza się coraz głębiej w
siebie. W totalnym odprężeniu docierasz najgłębiej do swego wnętrza.
Nie żądaj natychmiastowych satori
Po trzecie, nie wymagaj za wiele, bo jeśli będziesz wymagał zbyt wiele, staniesz się
napięty, pojawi się niepokój. Najlepiej niczego nie wymagaj. Ot, czekaj. Zasiej ziarno
w sercu i zacznij pracować - czekaj wiosny.
Ludzie żądają zbyt wiele: chcą natychmiastowych satori, samadhi. Chcą natych-
miastowej nirwany. Czasem przychodzą do mnie głupi ludzie i mówią: „Siedem dni
medytuję i nic się jeszcze nie zdarzyło." Siedem dni? A przez siedemdziesiąt milionów
żywotów robili wszystko, co było przeciwne medytacji! Przez siedem dni... jakby
zobowiązywali Boga albo mnie. Skarżą się: „Nic się nie zdarzyło. Siedem dni minęło,
jeszcze tylko trzy dni treningu, a ja dalej nie jestem oświecony!"
Nie wymagaj za wiele, nie bądź zbyt chciwy; miej więcej zrozumienia. Na wszystko
trzeba czasu. Pamiętaj: nie musisz martwić się o wynik - on jest zawsze zgodny z
twoją potrzebą i wartością. Na cokolwiek jesteś gotów, nastąpi to. Jeśli nie następuje,
to tylko, dlatego, że jeszcze nie jesteś na to gotowy. Przygotowuj się. Domaganie się
nic nie pomoże. Widocznie nie jesteś jeszcze tego wart, oczyszczaj, więc dalej swe
serce, koncentruj się bardziej, medytuj, stań się bardziej wyciszony, bardziej odprę-
żony, bądź coraz bardziej zharmonizowany ze swym wnętrzem. I czekaj. Bo kiedy
serce i energia są ze sobą w harmonii, rezultat przychodzi automatycznie.
Gdy siejesz ziarno, nie musisz, co dnia rozkopywać ziemi i sprawdzać, co się z nim
dzieje. Zniszczyłbyś ziarno, nic już by się nie stało. Więc czekasz - miesiącami nic się
nie dzieje. Musisz podlewać je wodą i zwozić nawóz i musisz je pielęgnować... mie-
siącami nic się nie dzieje. Potem nagle pewnego dnia, pewnego wczesnego ranka,
cud... ziarna zakiełkowały. Wyszły ledwie dwa małe listki, zdarzył się cud. Co było
niewidzialne, stało się widzialne... Ale zawsze przychodzi to w swoim czasie.
Stwórz przestrzeń do medytacji
Po czwarte, gdy przygotowujesz ogród dla róż, musisz zmienić całą glebę. Trzeba
usunąć kamienie, stare korzenie, usunąć chwasty. Musisz stworzyć odpowiednie
warunki, przestrzeń i ochronę. Musisz zbudować ogrodzenie. Gdy zamierzasz hodo-
wać róże, tyle przygotowania będzie potrzeba. Medytacja to róża, największa róża,
róża ludzkiej świadomości.
Jakie są te odpowiednie warunki? I ta odpowiednia przestrzeń?
Znajdź miejsce sprzyjające medytacji. Na przykład pomoże raczej siedzenie pod
drzewem niż w kinie czy na peronie dworca - trzeba wyjść do natury, do gór, drzew i
rzek, gdzie Tao nadal płynie, wibruje, pulsuje, wszędzie się przelewa. Drzewa ciągle
medytują. Milcząca, nieświadoma jest ta medytacja. Nie mówię byś stawał się drze-
wem - musisz stać się buddą! Budda ma jedną cechę wspólną z drzewem: jest tak samo
zielony jak ono, pełny soku, tak samo świętujący jak drzewo, oczywiście z pewną
różnicą - on jest świadomy, a drzewo jest nieświadome.
Ale gdy usiądziesz pod drzewem, na którym śpiewają piękne ptaki, tańczy paw, czy
choćby przy płynącej rzece... dźwięk płynącej wody... przy wodospadzie... jego wielka
muzyka...
Jeśli możesz, przygotuj w swym domu specjalny pokój do medytacji. Wystarczy mały
kącik, ale przeznaczony specjalnie do medytacji. Czemu specjalnie? Gdyż każde
działanie tworzy własną wibrację. Gdy w tym miejscu tylko medytujesz, nabiera ono
aury medytacji. Co dnia, gdy medytujesz, wchłania twe wibracje gdy jesteś w
medytacji. Gdy przychodzisz nazajutrz, te wibracje zaczynają cię ogarniać. Pomagają,
odwzajemniają się, odpowiadają.
Miejsce święte to miejsce właściwe do medytacji, właściwe warunki. Jeśli czujesz w
sobie wielką złość, nie jest to pora na medytowanie, płynąłbyś pod prąd. Gdy czujesz
w sobie wielką chciwość, to nie czas na medytowanie: nie będzie to łatwe. Są chwile,
gdy medytacja z łatwością cię ogarnia: słońce wschodzi i widzisz to wschodzące
słońce, i nagle wszystko wewnątrz jest nieruchome, nie jesteś jeszcze częścią tego
targowiska - oto pora na medytowanie. Czujesz się dobrze, zdrowo, z nikim się nie
kłóciłeś - oto pora na medytowanie. Przyszedł znajomy i jesteś pełen miłości -oto pora
na medytowanie. Jesteś ze swą kobietą, oboje czujecie się tak szczęśliwi; siądźcie
razem i medytujcie, a stwierdzisz, że wtedy, gdy możesz medytować ze swą ukochaną,
ze swym przyjacielem, dzieją się największe radości życia.
Znajdź odpowiednie warunki - zawsze są one dostępne. Nie ma ani jednego człowieka,
który nie znalazłby odpowiednich warunków. W ciągu dwudziestu czterech godzin
przychodzi wiele chwil, które bardzo łatwo można przemienić w medytacje gdyż w
tych chwilach w sposób naturalny zmierzasz do wewnątrz. Noc pełna jest gwiazd...
połóż się na ziemi, patrz na gwiazdy, poczuj się z nimi zharmonizowany, a potem
medytuj.
Gdy chcesz medytować, wyłącz telefon, wyłącz siebie. Powieś kartkę na drzwiach, że
medytujesz, by przez godzinę nikt nie pukał. Gdy wchodzisz do pokoju medytacji,
zdejmij buty: stąpasz po świętej ziemi. Odstaw nie tylko buty, ale i wszystko to, czym
się zaprzątasz. Świadomie zostaw wszystko razem z butami. Wejdź do wewnątrz
niczym nie zajęty. Można przeznaczyć na to jedną z dwudziestu czterech godzin.
Dwadzieścia trzy godziny przeznacz na inne zajęcia, pragnienia, myśli, ambicje, pro-
jekcje. Wyłącz z tego jedną godzinę, a w końcu stwierdzisz, że ta jedna godzina jest
prawdziwą godziną twego życia, a tamte dwadzieścia trzy to czyste marnotrawstwo.
Tylko ta jedna godzina ocalała, wszystko inne zostało wyrzucone w błoto.
Właściwa pozycja ciała
Po piąte, nie zajmuj się zbytnio właściwą procedurą, bo zajmie cię to całego - że
powinieneś siedzieć w odpowiedniej pozycji. Dobrze, jeśli możesz tak siedzieć, ale gdy
niepotrzebnie odwraca to uwagę, porzuć to. Twoje nogi nie będą czuły się dobrze, jeśli
nie potrafisz siedzieć w pozycji pełnego lotosu (co jest trudne dla ludzi, którzy całe
życie siedzą na krzesłach, jest to trudne, gdyż cały ich system mięśniowy ukształtował
się w pewien określony sposób). Zasną albo zaczną przysparzać ci kłopotów. Stale
będą domagać się uwagi, nie wymuszaj, więc pozycji lotosu.
Pozycja lotosu jest dobra, jeśli jest łatwa. Jeśli nie, każda inna pozycja jest jak pozycja
lotosu. Gdy nie możesz siedzieć na podłożu, jeśli jest to trudne, usiądź na krześle.
Medytacja nie boi się krzeseł - może dziać się wszędzie. Renu zadała mi wczoraj
pytanie: „Czy oświecenie może nastąpić na koniu na biegunach?" Może, może nawet
przytrafić się temu koniowi na biegunach!
Dołóż odrobiny starań, to wszystko, ale nie przejmuj się tym za bardzo: czy kręgosłup
jest całkiem wyprostowany czy nie, czy twoja głowa jest w jednej linii z kręgosłupem
czy nie... nie zajmuj się za bardzo tymi drobiazgami. To tylko pewne wskazania.
Zrozum je, przyjmij i idź swoją drogą. Znajdź własną drogę. Najważniejsze, że ma ci
być wygodnie i masz być odprężony.
Bądź pośrodku
Po szóste, musisz być dokładnie pośrodku. Ludzie albo stają się zbyt aktywni, albo
zbyt bierni. Gdy stają się nadmiernie aktywni, powstaje niepokój, swego rodzaju
gonitwa, pośpiech, szybkość, brak spokoju; gdy stają się zbyt bierni - ospałość,
swoisty letarg, opieszałość. Bądź pośrodku. Bycie pośrodku to kryterium, które trzeba
zawsze stosować. Nie jedz za dużo, nie wygładzaj się zbytnio. Nie śpij za dużo, nie śpij
mniej niż trzeba. Pamiętaj zawsze być pośrodku. Nadmiar jest zabroniony. Wszelkie
skrajności trzeba porzucić, bo stan odprężonego umysłu jest tylko pośrodku.
Gdy dostąpisz takiej równowagi, wysiłku i braku wysiłku, celu i bezcelowości,
istnienia i nie-istnienia, umysłu i nie-umysłu, działania i nie-działania... wtedy możesz
pozwolić sobie płynąć z biegiem spraw, możesz pozwolić sobie na unoszenie się.
Poczucie humoru
Pamiętaj: największym problemem dla człowieka religijnego jest to, by nie być zbyt
poważnym, największym problemem dla człowieka religijnego jest to, by nie być
smutnym, największym problemem dla człowieka religijnego jest to, by nie być
negatywnym; tak zazwyczaj się dzieje... ludzie religijni stają się bardzo smutni, bardzo
poważni, bardzo negują życie. Zupełnie zapominają o wiośnie, myślą tylko o
zeschniętym drewnie i martwych prochach. Utracili równowagę.
Naprawdę religijny jest ten, kto zna poczucie humoru. Człowiek naprawdę religijny
jest szczery, ale nigdy poważny; całkowicie oddany swej pracy, ale bez nastawienia
„grzeszniku, jestem od ciebie świętszy", nigdy nie odczuwa wyższości, tylko pokorę.
Człowiek naprawdę religijny umie tańczyć z wiatrem i deszczem, umie śmiać się i
chichotać z dziećmi, czuje się swobodnie i spokojnie w każdej sytuacji życia. Oto
wolność, wolność od ego. Ego czyni człowieka poważnym.
Jeżeli staniesz się zbyt poważny, utoniesz w świecie ciemności, w świecie negacji.
Pamiętaj, nie masz stać się zimny. Ci tak zwani święci są bardzo zimni, nie zrozumieli
o co w tym wszystkim chodzi. Bądź chłodny, ale nigdy nie zimny, a między jednym a
drugim jest ogromna różnica, i jest też w tym pewien bardzo głęboki paradoks.
Nazywam to „chłodem" - w porównaniu z rozgorączkowanym stanem namiętności to
chłód; w porównaniu z zimnem śmierci to ciepło. Jest to ciepło w porównaniu z
zimnem śmierci i jest to chłód w porównaniu z roznamiętnioną żądzą życia. Jest to
ciepło i chłód zarazem. Człowiek naprawdę religijny jest chłodny, gdyż nie ma żądzy;
zarazem jest ciepły, gdyż nie jest smutny, nie jest poważny.
Nie walcz, nie psychoanalizuj
Powinieneś być oddzielony od korowodu myśli. Przyjdą, otoczą cię ze wszech stron.
Będą przypominać chmury - najmniejsza drobina nieba zostanie utracona. Gdy jest
zbyt wiele myśli, walka z nimi jest naturalnym instynktem, gdyż wyczytałeś, że
medytacja to stan bez myśli. Ale przez walkę nikt nie pozbywa się myśli. Jeśli będziesz
walczyć, zostaniesz pokonany. Sama walka staje się przyczyną twej klęski. Nie możesz
walczyć z cieniami, gdyż zostaniesz pokonany.
Spróbuj walczyć ze swym cieniem, a zostaniesz pokonany; nie dlatego, że cień jest
potężny, ale dlatego, że cienia nie ma. A jak możesz zwyciężyć walcząc z czymś,
czego nie ma? Myśli to cienie, nie walcz z nimi.
Gdy nie walczysz, pojawia się druga możliwość - to wybrała psychoanaliza. Bądź
razem ze skojarzeniami, pozwól myślom wędrować dokąd chcą. Jedna myśl wiąże się z
inną i jeszcze inną i jeszcze inną i tak to trwa i trwa w nieskończoność, do znudzenia.
Będziesz to czuć jak swego rodzaju odprężenie. Dlatego po psychoanalizie ludzie
czują się uratowani, zbawieni. Nie są zbawieni ani uratowani - tylko walka znika.
Stajesz się napięty ponieważ walczysz. Kiedy nie walczysz, napięcie znika i to
zniknięcie napięcia daje ci poczucie, jakbyś został uratowany.
Będzie to przyjemne odczucie. Gdy walczysz ze swymi myślami i nie możesz
zwyciężyć, porzucasz walkę i pozwalasz myślom wędrować, zaczynasz wędrować
razem z nimi; pojawia się przyjemne odczucie. Oto cały sekret psychoanalizy. Psy-
choanaliza w niczym nie pomaga, sprawia jedynie, że czujesz się dobrze, ponieważ
pomaga ci porzucić walkę.
Nie potrzeba walczyć, nie potrzeba pozwalać myślom na zaistnienie i wędrować za
nimi. Pozostań obserwatorem, świadkiem.
Musisz znów stać się panem. Musisz stać się panem, nie sługą. Na czym polega to
panowanie? Bycie świadkiem to bycie panem. Obserwuj myśli, w całkowitym spokoju i
ciszy, obserwuj. Pozwól im przyjść i odejść, pozwól im pojawić się i zniknąć. Po
prostu zauważaj - myśl się pojawia, jest, odeszła... wkrótce dotrzesz do punktu, w
którym jest ich coraz mniej i mniej i mniej; potem pewnego dnia - przerwa... wszystkie
myśli znikły. W tej przerwie - pierwsze doznanie boskości.
Niech medytacja będzie twoim pragnieniem
99 procent ludzi medytuje, gdyż o medytacji się mówi. Czasami staje się ona modna.
Ameryka przechodzi taką fazę. O medytacji się mówi, każdy robi medytację. Jeżeli jej
nie robisz, na pewno coś przegapiasz.
Nie czujesz takiej potrzeby, nie pojawiła się ona w twym istnieniu, nie doszedłeś do tej
chwili w swej ewolucji gdy medytacja następuje sama z siebie, ale wszyscy ją robią i
chodzą do mistrzów i siedzą w milczeniu. Ktoś robi Zazen, ktoś TM, ktoś
dynamiczną... Pewnie coś przegapiasz. Pojawia się więc chciwość - powodowany
chciwością zaczynasz czynić starania.
Nie są to starania o medytację. Są to starania o uzyskanie czegoś, o czym myślisz, że
przez medytację To uzyskasz. Takie fazy przychodzą i odchodzą. Takie kulty
pojawiają się i znikają. Są swoistą modą.
Człowiek medytujący nie przyszedł medytować dlatego, że inni medytują; pojawiła się
w nim głęboka potrzeba, stała się pukaniem do jego serca, nieustającym pukaniem.
Cały świat zdaje się być bez znaczenia, on chce wejść do wewnątrz. Chce wiedzieć
kim jest. Nie dlatego, że inni się dowiedzieli. Gdyby nikt nie propagował medytacji i
nie było żadnych książek i wszystkie książki zostałyby zniszczone i wszyscy
mistrzowie poszliby skryć się w jaskiniach Himalajów, wtedy też byłoby kilkoro ludzi,
którzy by medytowali i na własną rękę szukali sposobów medytowania. Byliby to
prawdziwi medytujący. Dla nich medytacja byłaby tak samo łatwa jak cokolwiek
innego. Byłaby czymś takim jak oddychanie.
Medytacja jest zabawą
Nie możesz pragnąć medytacji, bo ona jest tylko wtedy, gdy nie ma pragnienia. Nie
możesz pragnąć wyzwolenia, nirwany, bo ono jest tylko w stanie bycia bez pragnienia.
Nie można uczynić go przedmiotem pragnienia. Dla mnie i dla tych wszystkich, którzy
wiedzą, pragnienie jest światem - nie chodzi o to, że pragniesz tego, co światowe.
Pragnienie, samo zjawisko pragnienia, jest światem.
Możesz się bawić, a wszystko jest możliwe dzięki zabawie, gdy medytacja jest zabawą.
Wszystko jest możliwe natychmiast, bo nie jesteś zakłócony, niecierpliwy, nigdzie się
nie spieszysz, do nikąd nie zmierzasz. Jesteś tu i teraz. Jeśli medytacja następuje,
dobrze. Jeśli nie następuje, też dobrze. Nie robisz nic niewłaściwego, bo nie ma
pragnienia, nie ma oczekiwania, nie ma przyszłości.
I pamiętaj: gdy medytacja i nie-medytacja stają się do siebie podobne, medytacja ci się
zdarzyła. Dotarłeś. Cel został osiągnięty, zstąpiło do ciebie to, co ostateczne. Wygląda
to dziwnie gdy mówię byś nie czynił z medytacji praktyki, raczej uczyń z niej zabawę,
uciechę. Ciesz się nią gdy ją robisz, nie dla jakiegoś rezultatu.
Nasze umysły są bardzo poważne, śmiertelnie poważne. Nawet gdy się bawimy,
robimy z tego coś poważnego: pracę, obowiązek. Baw się jak dzieci. Baw się tech-
nikami medytacji, wtedy znacznie więcej może się zdarzyć. Nie traktuj ich poważnie,
traktuj je jak zabawę. Ale my wszystko robimy poważnie. Nawet gdy się bawimy,
robimy to poważnie. Wobec religii zawsze byliśmy bardzo poważni. Religia nigdy nie
była uciechą, dlatego ta ziemia nadal jest nie-religijna. Religia musi stać się radością i
świętowaniem, celebrowaniem; celebrowaniem chwili, cieszeniem się wszystkim, co
robisz, cieszeniem się tak bardzo i tak głęboko, że umysł zatrzymuje się.
Medytacja nie jest przeciwna umysłowi
Musisz być wdzięczny umysłowi. To pierwszy krok do wyjścia poza umysł, nie jako
wróg, ale przyjaciel. Gdy słyszysz, że masz wyjść poza umysł, możesz popaść w
niezrozumienie. Mam ogromny szacunek do umysłu. Tyle zawdzięczamy umysłowi, że
nie ma sposobu na odwdzięczenie się.
Pierwszym jest więc to, że medytacja nie jest przeciwna umysłowi, dzieje się ona poza
umysłem. A „poza" to nie to samo co „przeciwko".
Gdy ta przyjaźń pogłębi się, umysł nie będzie przeszkadzał w twoich medytacjach, bo
medytacja nie jest przeciwna niemu. W istocie rzeczy jest to jego spełnienie, jego
własny najwyższy rozkwit. Wyjście poza niego nie jest nastawieniem antagonizmu, ale
ewolucji przyjaźni.
Takie powinno być nastawienie wszystkich medytujących - nie walczyć. Jeśli walczysz,
może ci się udać uciszyć umysł na jakiś czas, ale nie zwyciężysz. Umysł wróci,
będziesz go potrzebował. Nie możesz żyć bez niego, bez niego nie możesz istnieć w
świecie. Gdy zdołasz stworzyć przyjazny związek z umysłem, pomost miłości, zamiast
być przeszkodą w medytacji, zaczyna on być pomocą. Chroni twą ciszę, bo ta cisza
jest też jego skarbem, nie tylko twoim. Staje się glebą, z której rozkwitną róże
medytacji, i ta gleba będzie tak samo szczęśliwa jak róże.
Zacznij od miłości do swego ciała, które jest twą najbardziej zewnętrzną częścią.
Zacznij kochać swój umysł; gdy pokochasz swój umysł, zaczniesz go upiększać, tak
jak upiększasz ciało. Utrzymuj go w czystości, świeżości - nie chcesz by twe ciało
straszliwie cuchnęło, chcesz by było kochane i szanowane przez innych. Twoja obec-
ność nie powinna być jedynie tolerowana, ale przyjmowana z radością.
Musisz upiększać umysł poezją, muzyką, sztuką, wielką literaturą. Kłopot w tym, że
twój umysł wypełniają tylko błahostki. Twój umysł przenikają takie podrzędne sprawy,
że nie możesz go kochać. Nie myślisz o niczym wielkim. Zharmonizuj go z
największymi poetami, z ludźmi takimi jak Fiodor Dostojewski, Lew Tołstoj, Antoni
Czechów, Turgieniew, Rabindranath, Kahlil Gibran, Michaił Naimi - wypełnij go
największymi wzlotami umysłu.
Wtedy nie będziesz nieprzyjazny umysłowi. Będziesz się radował umysłem. Nawet gdy
będzie on w twojej ciszy, będzie miał swoją poezję i muzykę; wyjście ponad tak
wysubtelniony umysł jest bardzo łatwe. Jest to pełny przyjaźni krok ku wyższym
szczytom: poezja staje się mistycyzmem, wielka literatura staje się wielkim wglądem w
egzystencję, muzyka staje się ciszą.
Gdy te rzeczy zaczną zamieniać się w wyższe szczyty, poza umysłem, będziesz
odkrywać nowe światy, wszechświaty, dla których nawet nazw nie mamy. Mówimy
„stan btogości", „ekstaza", „oświecenie", ale tak naprawdę żadne słowo tego nie
opisuje. Sprowadzenie tego do wyjaśnień, teorii i filozofii jest po prostu poza mocą
języka. Jest po prostu poza... a umysł raduje się wykraczaniem poza...
To jest mój unikalny wkład w ciebie. Z absolutną pokorą stwierdzam, że wykraczam
daleko nawet przed Gautama Buddę, gdyż on wciąż walczy z umysłem. Kocham swój
umysł i przez miłość wykroczyłem poza niego.
Moje podejście do medytacji jest absolutnie nowe i świeże, gdyż opiera się na miłości,
nie na walce czy wojnie. Tylko miłość jest ścieżką. Uczyń swój umysł tak pięknym, jak
to tylko możliwe. Udekoruj go kwiatami. Jestem naprawdę bardzo smutny gdy widzę,
że ludzie nie znają „Księgi Mirdad", że nigdy nie zajrzeli do absurdalnych opowieści
Chuang Tzu, nigdy nie starali się zrozumieć absolutnie irracjonalnych opowiastek
zenu.
Najpierw niech twój umysł zostanie ozdobiony. Tylko poza tym przesyconym
aromatem ogrodem umysłu będziesz mógł wędrować w ciszy, bez walki; umysł będzie
pomocą, nie przeszkodą. Nie stwierdziłem, by był on przeszkodą, mogę wiec
powiedzieć z całkowitą autorytatywnością - nie jest przeszkodą. Po prostu nie wiesz
jak go wykorzystywać.
Niech wzrasta w Tobie uważność
Wzrastanie duchowe nie jest techniczne, każda technika może stać się przeszkodą.
Możesz zacząć trzymać się techniki. Zdarzyło się to milionom ludzi.
W poszukiwaniu duchowego wzrastania spotykają nauczyciela, który daje im jakąś
technikę. Technika pomaga im stać się bardziej wyciszonymi, uspokojonymi, cichymi,
zyskać wielki dobrobyt; wtedy technika staje się absolutnie zasadnicza. Nie mogą
zostawić tej techniki. Jeśli ją zostawią, wszystkie doznania zaczną znikać. Nawet jeśli
ta technika była praktykowana latami, wszystkie doznania znikną w trzy dni. Techniki
nie dają ci duchowego wzrastania, ale mogą stworzyć halucynację, która wygląda na
duchową, gdyż ty nie wiesz czym jest wzrastanie duchowe.
Pamiętaj: bycie świadkiem nie jest techniką, to twoja natura. Technika coś stwarza;
obserwowanie ujawnia to, co jest. Nie tworzy niczego, przeciwnie, może zniszczyć
iluzje, które wałęsały się dlatego, że nie byłeś dostatecznie uważny, więc nigdy nie
zauważyłeś, że były to zjawiska iluzoryczne.
Iluzję można stworzyć tak łatwo, że umysł zawsze cieszy się technikami. Kto ma użyć
tej techniki? Umysł będzie panem techniki. Obserwowanie jest poza umysłem, umysł
nie umie obserwować. To jedyne, czego umysł nie potrafi robić. To dlatego umysł nie
może jej zanieczyścić, umysł nie może sprowadzić jej na manowce.
Wielu ludzi, wielkich tak zwanych świętych, proroków, mesjaszy żyło w halucynacji i
nigdy nie poznali tego prostego naturalnego procesu uważności.
Lepiej byś nie zajmował się żadnymi technikami. Uważność jest tak czysta, nie skażaj
jej niczym innym. I jest tak pełna, tak kompletna, że nie trzeba jej innego wsparcia. Ale
umysł zawsze chce jakiejś techniki, bo może sprawować kontrolę nad techniką. Umysł
jest technikiem, technika jest jego życiem. Uważność jest poza jego kontrolą. Jest poza
nim, jest ponad nim, a w gruncie rzeczy jest dla umysłu śmiercią.
Gdy uważność wzrasta, umysł musi umrzeć. Wszyscy ludzie tacy jak Maharishi
Mahesh Yogi uczący medytacji transcendentalnej, dają techniki, z którymi umysł czuje
się świetnie. Ale wzrastania nie będzie. Wykorzystują oni ludzkość dając techniki i jest
to złe wykorzystywanie, bo zatrzymuje ewolucję.
Jestem przeciwny wszystkim technikom. Jestem za prostym, naturalnym procesem,
który już masz, który co jakiś czas wykorzystujesz.
Gdy jesteś w złości, jak stajesz się świadomy, że jesteś w złości? Gdyby była tylko
złość i nikt by jej nie obserwował, nie mógłbyś stać się jej świadom. Złość sama w
sobie nie może stać się świadoma.
Jesteś świadomy wtedy, gdy jesteś w złości, gdy nie jesteś w złości, gdy czujesz się
dobrze, gdy nie czujesz się dobrze. Ale nie stosujesz tej uważności systematycznie,
naukowo, głęboko, totalnie w każdej fazie umysłu. A dla mnie w tym słowie zawiera
się cala istota medytacji.
Pojawia się prawdziwa cisza
Są dwa rodzaje ciszy: jedną pielęgnujesz, druga pojawia się sama z siebie. Twoja
pielęgnowana cisza to nic innego jak stłumiony zgiełk. Możesz siedzieć w milczeniu, a
jeżeli siedzisz długo i trwasz w tej praktyce miesiącami i latami, powoli staniesz się
zdolny do tłumienia wszelkich hałasów wewnątrz. Dalej będziesz siedział na wulkanie,
który w każdej chwili może wybuchnąć, wystarczy byle pretekst. To nie jest
prawdziwa cisza, ale cisza narzucona siłą.
To dzieje się na całym świecie. Ludzie, którzy usiłują medytować, którzy usiłują stać
się wyciszonymi, tylko narzucają sobie ciszę. Można ją narzucić. Możesz mieć wokół
siebie warstwę ciszy, ale to tylko oszukiwanie siebie, nic innego. Ta warstwa ci nie
pomoże. Gdy cisza pojawi się z twojego istnienia, nie jest narzucona wnętrzu z
zewnątrz, przychodzi drugą stroną - przychodzi, wzbiera z wewnątrz na zewnątrz,
narasta z centrum w kierunku tego co naokoło... to totalnie inne zjawisko.
Dlatego moje podejście polega na przejściu katharsis tego wewnętrznego zgiełku,
raczej wyrzuceniu go na zewnątrz niż pielęgnowaniu ciszy. Ludzi ogarnia zdumienie
gdy do mnie przychodzą po raz pierwszy, a przedtem byli z jakimś buddyjskim
mistrzem, robili vipassanę, siedzieli, zmuszali się do jakiejś statycznej pozycji. Skąd ta
statyczna pozycja? Gdy ciało jest zmuszone do trwania w jednej pozycji, umysł też
musi pozostawać w jednej pozycji.
Ciało i umysł funkcjonują razem. Umysł to wewnętrzny aspekt ciała, zjawiska
materialnego. Nie ma nic wspólnego z twym istnieniem. Jest tak samo materią jak
twoje ciało, jeśli więc robisz coś z ciałem, to samo automatycznie dzieje się z umysłem.
Dlatego na przestrzeni wieków ludzie kultywowali pozycje ciała - siądź w pozycji
lotosu, zmuś ciało by było jak posąg, marmurowy posąg. Jeśli ciało naprawdę jest
nieruchome, zmuszone, zobaczysz, że umysł zapada się w pewien rodzaj ciszy, która
jest fałszywa, nie jest prawdziwa. Pozycja ciała zmusiła go do bycia w ciszy. Spróbuj
tego, zrób po prostu pozycję złości swoimi pięściami, twarzą, zębami; wejdź w
pozycję złości, a będziesz zaskoczony: zaczniesz odczuwać złość. To właśnie robi
aktor: przyjmuje jakąś pozycję ciała, a później przychodzi i umysł.
Prawdziwa cisza musi przyjść sama z siebie. Polecam więc: nie zmuszaj swego ciała.
Raczej tańcz, śpiewaj, poruszaj się, biegaj, pływaj. Niech ciało ma wszelkie rodzaje
ruchu, by i twój umysł miał wszelkie rodzaje ruchu; w tym wewnętrznym ruchu umysł
zaczyna przechodzić katharsis, wypuszczać swoje trucizny.
Zacznij od katharsis, by wyrzucić z siebie wszelkie śmieci jakie gromadzisz aż od
dzieciństwa. Byłeś w złości, ale nie mogłeś tego wyrazić, bo gdy wpadałeś w złość,
matkę ogarniał szał - tłumisz więc to. Byłeś w złości, chciałeś krzyczeć, ale nie mogłeś,
wręcz przeciwnie - uśmiechałeś się. Wszystko co w sobie nagromadziłeś -trzeba to
wyrzucić. A potem czekaj... i cisza zaczyna w ciebie wstępować. Ta cisza ma swoje
piękno. Jest totalnie inna, jej cecha jest inna, jej głębia jest inna. Nie walczysz, jesteś w
nastroju płynięcia, ale nic się nie pojawia. Jest to piękne - gdy nie pojawia się żadna
myśl, gdy myśli same z siebie znikają. Wtedy jesteś całkowicie wyciszony, ale ta cisza
jest pozytywna. Cisza narzucona jest negatywna.
To jedna z tych wielkich przemian, które chcę ci dać. Stare metody coś narzucają.
Moje rozumienie jest takie: nigdy niczego nie narzucaj. Raczej wyrzuć wszystkie
śmieci, które w sobie nosisz. Bądź coraz bardziej pusty, nabieraj więcej miejsca.
Stwórz w sobie nieco więcej przestrzeni... w tej przestrzeni przychodzi cisza.
I w takich chwilach powinieneś być w nastroju płynięcia. Zapomnij o wszystkich
pozycjach. Zapomnij wszystko co usiłujesz robić - niczego nie usiłuj robić. Bądź w
stanie nie-robienia. Po prostu odpręż się, odpręż się całkowicie, nic nie rób, bo im
bardziej jesteś odprężony, tym bardziej cisza może przeniknąć do twojego istnienia -
bądź otwarty, przyjmujący, odprężony.
Gdy następuje cisza, nagle znikają wszelkie zagmatwania - i to bez śladu! Nie zostaje
po nich nawet ślad. Nie możesz uwierzyć, że cały ten zgiełk... gdzie on się podział?
Nie możesz uwierzyć, że kiedykolwiek w tobie istniał. Nie możesz uwierzyć, że nadal
istnieje w innych.
Oświecenie przychodzi w swoim czasie.
Oświecenie następuje wtedy, gdy następuje - nie możesz nim kierować, nie możesz
sprawić, by nastąpiło. Możesz wiele uczynić by nastąpiło, ale to, co robisz nie będzie
jego przyczyną. Cokolwiek robisz, nie spowoduje to twojego oświecenia, ale przy-
gotuje cię na jego otrzymanie. Ono przychodzi w swoim czasie. Cokolwiek robisz, po
prostu przygotowuje cię to na jego przyjęcie, na zauważenie go gdy przyjdzie, na
rozpoznanie go gdy przyjdzie.
Nie możesz go przywołać, jest to coś większego od ciebie. Gdybyś mógł je spo-
wodować, byłoby tylko kolejną dekoracją ego. Nie możesz go spowodować. Nie
możesz sprawić by nastąpiło. Musisz zniknąć by ono mogło być.
Możesz więc studiować wszystkie święte pisma świata, a staniesz się bardzo uczony,
pełny wiedzy, ale pozostaniesz nieoświecony. Tak naprawdę staniesz się bardziej
nieoświecony niż byłeś wcześniej, bo im masz więcej wiedzy, tym masz większe ego;
im bardziej praktykujesz techniki ascetyczne, tym bardziej wzmacnia się twoje ego.
..Robię to i robię tamto, i tyle już zrobiłem - tyle postów, i tyle ślubów". Im więcej
robisz, tym bardziej czujesz, że jesteś godzien i że możesz domagać się oświecenia.
Oświecenie nie jest czymś, co możesz znaleźć szukając; ono przychodzi do ciebie gdy
wszelkie poszukiwania okazują się próżne. I pamiętaj: nie mówię, że masz nie szukać.
Bo gdy nie będziesz szukał, nigdy nie przekonasz się, że to poszukiwanie jest próżne.
Nie mówię, że masz nie medytować. Bez medytowania nie zrozumiesz, że jest taka
medytacja, której nie możesz robić, a która do ciebie przychodzi.
Twoje medytacje po prostu oczyszczą ci oczy, uczynią cię bardziej spostrzegawczym.
Twoje serce stanie się bardziej czujne, świadome, miłujące, wrażliwe. Twoje istnienie
zacznie widzieć to, czego wcześniej nie widziałeś. Zaczniesz zgłębiać nowe
przestrzenie swego istnienia. Z każdym dniem i chwilą będzie się działo coś nowego.
Twoje medytacje są jak kąpiel - dadzą ci świeżość, ale ta świeżość to nie oświecenie.
To tylko przygotowanie drogi. Nigdy nie osiągasz oświecenia. Zawsze jest dokładnie
odwrotnie - to oświecenie dosięga ciebie.
Jestem przeciwny wszystkim eskapistom, którzy uciekają od świata i zaczynają
medytować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jestem im przeciwny, całkowicie
przeciwny. Jedna godzina medytacji wystarcza. Medytacja jest czymś tak potężnym, że
wystarcza jedna godzina na dwadzieścia cztery. Oświetli to całe twoje życie.
Życie jest sprawdzianem czy twoja medytacja przebiega pomyślnie czy nie. Gdy
pójdziesz do sklepu, poznasz czy w swojej medytacji odnosisz sukcesy. Czy w sklepie
nadal jesteś tak chciwy jak przedtem? Czy nadal wpadasz w złość gdy ktoś powie coś
przeciwko tobie? Czy ludzie nadal mogą tak samo łatwo wytrącać cię z równowagi jak
przedtem? Na targowisku jest test wszystkich twoich medytacji.
Kiedy tylko medytujesz i nic innego nie robisz, przypomina to sytuację, gdy stale
przygotowujesz się i nigdy nie idziesz na egzamin. To nie jest dobre. Test musi być
codziennie - jedna godzina medytacji, dwadzieścia trzy godziny testu.
Tego e-booka otrzymujesz dzieki: www.ksiazkidosluchania.tnb.pl
Pułapki na drodze
Moce psychiczne: ostatni atak ego
Bycie nieprzywiązanym w świecie jest bardzo trudne, ale jeszcze trudniejsze jest bycie
nieprzywiązanym wtedy, gdy swe podwoje odsłania świat duchowy. Ta druga trudność
jest milion razy większa, bo moce światowe nie są rzeczywiste. Są bezsilne, nigdy nie
zaspokajają, nie dają zadowolenia. Każde nowe osiągnięcie w świecie tworzy dalsze
pragnienia. Zamiast zaspokajać, wysyła umysł w nową podróż: jakąkolwiek moc
osiągniesz w świecie, użyjesz jej do tworzenia nowych pragnień.
Nieprzywiązanie nie jest tak trudne w sprawach światowych, ale gdy chodzi o moce
wewnętrzne, psychiczne, są one tak bliskie twego istnienia i są tak nieskończenie
zaspokajające, że bycie nieprzywiązanym do nich jest prawie niemożliwe. Gdy nie
jesteś nieprzywiązany, znów stworzyłeś jakiś świat i pozostaniesz daleko, daleko od
ostatecznego wyzwolenia.
Ponieważ wszystko co posiadasz, posiada i ciebie, poświęcenie musi być totalne,
całkowicie totalne. Musisz porzucić wszystko co posiadasz - prócz swej nagiej natury.
To. czego nie można poświęcić, tylko to winno pozostać. To, co można poświęcić,
powinno być poświęcone.
Dysponowanie mocami duchowymi jest bardzo satysfakcjonujące, zaspokajające, daje
tyle subtelnej radości ego, takiej czystej, że nie możesz odczuć w tym niepokoju.
Nigdy cię to nie frustruje. W sprawach światowych tyle jest frustracji, właściwie nic
nie ma oprócz frustracji. Cudem jest jak ludzie mogą tego nie zauważać. Cudem jest
jak ludzie mogą siebie sami oszukiwać i wierzyć, że jest jakaś nadzieja. Ten
zewnętrzny świat jest beznadziejny, jest skazany na zagładę.
Obojętne jak wielki dom zbudujesz albo jak wielką władzę zdobędziesz: polityczną,
ekonomiczną, społeczną - śmierć wszystko ci zabierze. Nie trzeba wiele inteligencji by
to zrozumieć. A moce wewnętrzne - śmierć nie może ich zabrać. Są większe od
śmierci. I nigdy nie przysparzają ci frustracji. Oto twoje moce, twoje potencjalne
możliwości, które doszły do rozkwitu. Wydaje się, że nie ma potrzeby poświęcania
ich, nie ma potrzeby wyrzekania się ich, ale Patanjali mówi, że ich także trzeba się
wyrzec. Jeśli tak się nie stanie, zaczniesz żyć w świecie wizji - znów w gonitwie za
władzą. A religia nie jest gonitwą za władzą.
Nie szukasz ego, raczej próbujesz odnaleźć całość, a całość jest możliwa tylko wtedy,
gdy wszelkiego rodzaju egoistyczne gonitwy zostaną porzucone i poświęcone. Gdy
ciebie nie ma - jest Bóg.
A ostateczne przywiązanie przychodzi, gdy osiągasz jakieś cudy, moce siddhi, gdy
możesz robić różne rzeczy - rzeczy, które są cudowne, rzeczy, które są
niewiarygodne. Jeśli staniesz się do nich przywiązany, wcześniej czy później znów
znajdziesz się w świecie. Uważaj. To ostatni atak ego, nie daj się pochwycić. Ego
zarzuca na ciebie swoją ostatnią sieć...
Pamiętaj, musisz być czujny na każdym kroku. Umysł jest przebiegły. Możesz myśleć:
„Tak, kiedy cudy przyjdą, nie będę do nich przywiązany". Pomyśl jeszcze raz. Gdzieś
w sobie znajdziesz żywe pragnienie: „Niech przyjdą, potem zobaczymy. Najpierw
niech przyjdą". Kto by się przejmował kaivalyą, wyzwoleniem? To nie wygląda na
prawdziwy cel. Ot, tylko być wyzwolonym, wolnym? Po co?
Uważaj! Umysł jest bardzo chciwy, ego jest samą chciwością. Gdy znasz ten teren i
rozumiesz go i wiesz gdzie nastąpi ostatni atak ego, możesz przygotować się z
większą starannością, a gdy nastąpi nie zostaniesz pochwycony znienacka.
Powab iluzorycznych doznań
Doznanie iluzoryczne to doznanie poety. Doznanie iluzoryczne to doznanie wyobraźni.
Nawet jeśli w swych medytacjach poniesiesz porażkę, coś zyskasz. Taki będzie twój
zysk: będziesz bardziej cieszył się drzewami i kwiatami, i światem i pięknem. Ale
wcześniej czy później energia, która została stworzona poprzez medytację, zniknie i
będziesz musiał spaść z powrotem do starego zamieszania.
Pamiętaj: jeśli powiedzie ci się w medytacji, ta radość jest twoja na wieczność. Ale
nawet jeśli poniesiesz porażkę, znajdziesz chwile radości i poezji. Ci, którzy ponoszą w
medytacji porażki, stają się poetami, ci, którzy dostępują sukcesu, stają się mędrcami.
Mędrcy to poeci Wiecznego, poeci chwytają Chwilowe.
Dlatego czasem tak się dzieje: odrobina medytacji i czujesz się tak dobrze, że
przestajesz medytować. Myślisz, że wszystko osiągnąłeś. Drzewa są zieleńsze, róże sa
bardziej różane, miłość płynie wspaniale, wszystko zaczęło się dziać, czym się
przejmować? Ale energia, która została stworzona, wkrótce zniknie: ogarnęło cię
iluzoryczne doznanie. Tak jest na całym świecie z narkotykami, narkotyki dają tylko
iluzoryczne doznania. Ale medytacja, jeśli nie zostanie doprowadzona do końca, także
może uczynić to samo.
Gdy decyzja została podjęta, jest zobowiązaniem - musisz iść do samego końca. Jest to
wyzwanie. Przyjmij to wyzwanie i wyrusz w tę najpiękniejszą podróż swego
wewnętrznego poszukiwania. I nie zatrzymuj się nigdzie pośrodku póki nie dotrzesz,
póki nie dojdziesz do samego oka cyklonu.
Pierwsza eksplozja
Gdy siedziałem przed tobą pierwszy raz, czternaście lat temu, w Woodlands,
wewnątrz nastąpiła eksplozja. Nie wiem co to znaczy, ale często mam odczucie,
że od tamtej pory stale gonię za czymś, co już się stało.
Krishna Prem, twoje pytanie ma ogromne znaczenie dla wszystkich poszukujących
prawdy, gdyż to pytanie dotyka najbardziej fundamentalnego prawa, któremu
podlegają ci, którzy szukają czegoś niewyjaśnialnego, czegoś niewyrażalnego. Naj-
pierw objaśnię ci to prawo. Mogło zdarzyć się to wielu, zdarzy się to każdemu.
To prawo powiada, że gdy pierwszy raz spotykasz mistrza, przychodzisz niewinny,
bez żadnego przeżycia. Przychodzisz jako przyjmowanie, jako wrażliwość - gotowy do
pójścia w każdym kierunku, ochoczo i totalnie. Dlatego pierwsze spotkanie z mistrzem
zawsze wyzwala eksplozję.
Ta eksplozja następuje wskutek twej niewinności, wskutek umysłu, który nie oczekuje.
Nic nie wiesz o duchowości, nic nie wiesz o ekstazie. Twoje nie-wiedzenie jest
przyczyną eksplozji. Ale potem zaczyna się bardzo kłopotliwa podróż. Potem zaczyna
się koszmar. Potem dosłownie w każdej chwili czekasz, by ta eksplozja nastąpiła
znów. I możesz czekać latami - nie nastąpi, bo ty nie spełniasz podstawowego
warunku umożliwiającego jej nastąpienie. Całkiem zapomniałeś w jakiej sytuacji
nastąpiła ta pierwsza eksplozja.
Teraz nie może już być tamtej sytuacji. Cokolwiek zrobisz, będzie oczekiwanie, tamto
przeżycie. Nie możesz stworzyć tego nie-wiedzenia, nie jest to w twoich rękach, to nie
tak funkcjonuje egzystencja. Pierwszym co musisz zrobić to zupełne zapomnienie o
tamtej eksplozji. Dobrze, że ona nastąpiła, ale są rzeczy daleko większe. Po co
zajmować się czymś tak podstawowym, przeżyciem z przedszkola.
Zacznij na świeżo. Siądź przy mnie, nie oczekując, czekając. Spróbuj zrozumieć
różnicę między oczekiwaniem a samym czekaniem. W oczekiwaniu jest pewne pra-
gnienie i jest wyraźny przedmiot, którego pragniesz. To przeszkadza w rozwoju. Gdy
czekasz, nie wiedząc na co, doznanie samego czekania jest tak cenne i wartościowe,
tak głęboko przemieniające, że musi nastąpić coś większego niż ta pierwsza eksplozja.
Nie będzie to ta sama eksplozja. Przez tych czternaście lat tyle wody spłynęło z
Gangesem.
Odłącz się. Póki nie porzucisz tej eksplozji i oczekiwania na nią, pozostaniesz
czternaście lat temu, i między mną i tobą będzie przepaść czternastu lat. Zrozum tylko,
że stało się to, bo tego nie oczekiwałeś, a teraz nie następuje, bo tego oczekujesz. Jest
to proste prawo, ale bardzo podstawowe. Każdy staje się jego ofiarą - gdy czegoś
posmakujesz, domagasz się tego znów.
Pamiętaj, egzystencja jest niewyczerpana. Wiele może ci dać, nie proś o powtórzenia.
Egzystencja nienawidzi powtarzania, nie chce byś doznawał tego samego.
Każde doznanie, gdy następuje dwa razy, traci to co jest w nim najcenniejsze: nowość,
świeżość, wspaniałość wczesnego poranka. Jeśli to zrozumiesz, to pierwsze doznanie
może być ogromną pomocą, nie będzie przeszkodą. Ta pierwsza eksplozja ukazuje po
prostu, że jesteś na dobrej drodze, przekroczyłeś próg. Teraz bądź bardziej otwarty i
bardziej niewinny, bardziej nie-wiedzący, a każdego dnia będzie się działo znacznie
więcej.
Takie małe zrozumienie staje się kluczem, który otwiera bramy tajemnic, sekretów.
Ale możesz trzymać się kurczowo tego pierwszego doznania i stale powtarzać w
swym umyśle: „Kiedy to nastąpi? Nie następuje..."
To najczęstsza trudność u wszystkich szukających prawdy. Pierwsze doznanie staje sie
przeszkodą albo otwarciem. Wszystko zależy od ciebie. Jeśli będziesz się go kurczowo
trzymał, ciągle oczekiwał, zamienisz je w przeszkodę. Jeśli odczuwasz wdzięczność
dla tego doznania, głębokie podziękowanie w swym sercu, i wędrujesz dalej bez
tęsknot i pragnienia tego pierwszego doznania, dało ci ono posmak, że jesteś na
właściwej drodze. Doświadczaj wszystkiego, bądź wdzięczny, ale nie zatrzymuj się i
nigdy nie oczekuj ponownie tego samego doznania, bo zamyka ci to drogę do
większych doznań.
Satori z umysłu
Słyszałam jak mówiłeś, że kto nie jest jeszcze gotowy do oświecenia, ten może od
tego doznania umrzeć. Wierzę, że to doznanie może pozostać krótkotrwałym satori,
po którym wracamy do normalności. Tak tego doświadczyłam. Byłam w stanie
ogromnego szczęścia i bezproblemowości, miałam tak silne uczucie „Jestem
Miłością," a potem, może po pół godzinie, wróciłam. Możesz coś o tym powiedzieć?
Szybko wróciłaś! To naprawdę rzadko spotykane, już po pół godzinie! To wielki
powrót. Przeszłaś doznanie bezproblemowości, ogromnego szczęścia i poczucia „je-
stem miłością". A co się stało po pół godzinie? Problemy pewnie wróciły i cierpienie
mogło się pogłębić. A co dopiero to doznanie „jestem miłością?" Kim teraz jesteś -to
znaczy po pół godzinie?
Zrobiłaś naprawdę niezłą robotę! Nie wiem co ci powiedzieć, od czego zacząć, od
tego przed czy po pół godzinie? Satori nie jest czymś takim. Satori to miniaturowe
doznanie samadhi, ale gdy raz w nie wejdziesz, nie możesz już z niego wyjść. To
prawdziwy test i kryterium. Wszystko co przychodzi i odchodzi, jest z umysłu - to
wyobraźnia. Wszystko co przychodzi i zostaje, nawet wbrew tobie, nawet gdy chcesz,
żeby odeszło, niemożliwe jest pozbycie się tego... Satori jest na zawsze.
Samadhi przypomina totalne otwarcie się lotosu, satori to początek otwierania się
płatków. Satori to początek, samadhi to kulminacja. Ale nie wychodzisz z niego. Jest
to ruch jednokierunkowy - nikt z tego nie wyszedł.
A umysł jest w stanie wszystko sobie wyobrazić. To co uważasz za szczęście, jest
tylko snem twego umysłu. Twój umysł może śnić o wszystkim. Może śnić o satori,
może śnić o samadhi, we śnie może stać się Buddą - ale sen nie może trwać długo.
Nawet pół godziny to za dużo!
Chyba wpadłaś w pułapkę umysłu. Mówisz: „Słyszałam jak mówiłeś, że kto nie jest
jeszcze przygotowany do oświecenia, ten może od tego doznania umrzeć." Słyszałaś,
ale nie zrozumiałaś. Nie zgłębiłaś wszystkich implikacji.
Mówię, że oświecenie może zdarzyć się dokładnie w tej chwili, nawet w twoim
nieprzygotowaniu, bo nie zależy ono od przygotowania. Nie jest czymś co zależy od
wysiłków, gotowości. Jest czymś poza tobą, poza twym zasięgiem. Może nastąpić
dokładnie w tej chwili. Nie następuje, bo byłoby to groźne dla twego życia.
Doznanie oświecenia to wielki szok dla ciała, umysłu, całego systemu. Jest jak
błyskawica. Wszystko czym byłaś zostaje rozbite w pył. Szok jest tak wielki, że mo-
żesz zapomnieć oddychać, zapomnieć, że zatrzymało się twoje serce. Przygotowanie
jest potrzebne nie do oświecenia, ale do jego wchłonięcia. Przygotowanie jest
potrzebne nie do osiągnięcia oświecenia, ale po to, żebyś się nie rozpadła kiedy ono
przyjdzie, żebyś pozostała scentrowana, wyciszona i pełna pokoju... niech się dzieje.
Ciebie to nie niszczy. Twoje przygotowanie jest konieczne by ocalić życie w tym
wielkim doznaniu, które jest jak ogień.
Jeśli nie jesteś przygotowana, oświecenie i śmierć są niemal równoczesne. Wielu ludzi
umarło z powodu nagłego oświecenia. Nie byli na nie gotowi, było ono czymś zbyt
wielkim. Ich ciało, cały ich system, były zbyt delikatne wobec tego doznania. Byli zbyt
mali, a to doznanie było zbyt wielkie.
Gdy więc ludzie mówią ci: „Przygotowuj się do oświecenia", naprawdę mają na myśli:
„Nie przygotowuj się... do oświecenia, ono nie przyjdzie z twojego przygotowania;
przygotuj się, byś mogła powitać je bez własnego rozbicia, abyś nie została zabita tą
wielką radością".
Oświecenie jest największym doznaniem w życiu. Nawet nie możesz sobie wyobrazić
czym jest, żadne wyobrażenia nie są tu możliwe. Możesz myśleć o przyjemności,
wielkiej przyjemności; możesz myśleć o szczęściu, bo co nieco je poznałaś, ot,
odrobinę. Możesz myśleć: „Może nie będzie problemów". Ale w rzeczywistości oświe-
cenie nie składa się z tego wszystkiego.
Ponieważ stale żyjesz w atmosferze pełnej tęsknoty za oświeceniem, twój umysł może
zacząć wymyślać, tworzyć marzenia. Nie bierz tych marzeń na poważnie. Tak się stało.
Mówisz: „Wierzę, że to doznanie może pozostać krótkotrwałym satori i potem
człowiek wraca do normalności". Nie wiesz co jest twoją normalnością.
Oświecenie jest twoją normalnością!
Ten stan, w którym jesteś, jest nienormalny! Powrót z satori do twojej tak zwanej
normalności jest powrotem z satori do szaleństwa. To jest po prostu niemożliwe. Jeśli
raz zobaczysz światło, nie możesz znów stać się ślepa. Gdy raz poznasz miłość,
nienawiść nie może już w twym istnieniu podnieść swej głowy. Gdy wszystkie pro-
blemy znikną, skąd mają powrócić?
Strzeż się swego umysłu, może cię oszukać! Umysł może snuć halucynacje o
wszystkim; gdy żyjesz w specjalnej atmosferze, medytacja, oświecenie, błogość, eks-
taza unoszą się w powietrzu, gdzie każdy myśli o tych nadzwyczajnych doznaniach...
To nie jest zwykłe miejsce. Na targowisku ludzie myślą o pieniądzach, władzy, sza-
cunku. To nie jest targowisko, to świątynia ciszy. Tu wszystko wibruje i łatwo splątać
się w wyobrażeniach. A kobieta jest podatniejsza na wyobrażania niż mężczyzna.
Mężczyzna myśli, kobieta czuje. Czucie jest nieracjonalne. Dla mężczyzny wy-
obrażanie sobie czegoś jest trudne. Kobieta bardzo łatwo może sobie cokolwiek
wyobrazić. Jej centrum funkcjonowania to uczucie, emocja, sentymenty; marzenia stale
wypełniają jej oczy. Te marzenia mogą być przydatne w poezji i dramacie, ale marzenia
w żaden sposób nie mogą pomóc na drodze do prawdy; wręcz przeciwnie, to wielkie
przeszkody. Prawda nie jest twoją wyobraźnią, nie jest twoim odczuciem. Prawda to
twoje istnienie.
Jeśli chodzi o oświecenie, problemem dla mężczyzny jest jego rozum, problemem dla
kobiety jest jej uczucie. Jedno i drugie to bariery przed oświeceniem. Mężczyzna musi
porzucić rozumowanie, kobieta musi porzucić uczucie. Jedno i drugie jest tak samo
odległe od oświecenia. U mężczyzny tym oddaleniem jest rozumowanie, umysł; u
kobiety jest nim uczucie, serce - ale te oddalenia są sobie równe. Mężczyzna musi
porzucić logikę, kobieta musi porzucić emocje. Oboje muszą porzucić coś, co
przeszkadza na drodze.
Oświecenie jest możliwe tylko wtedy gdy jesteś całkowicie pusta: bez myśli, uczucia,
po prostu całkowita cisza. Wtedy to co następuje, zostaje. Nie odchodzi.
Pytanie jest więc istotne dla wszystkich. W swej tęsknocie, w pragnieniu, w na-
miętności jesteś podatna na halucynacje, możesz zacząć myśleć albo czuć to co
chciałabyś przeżyć. I to jest niebezpieczne, bo stanie się dla ciebie ostatnią przeszkodą.
Nigdy nie będziesz w stanie sięgnąć pozą tę barierę.
Dobrze jest od samego początku być czujną. Nigdy nie wyobrażaj sobie! Pamiętaj, że
jedynym co możesz uczynić dla oświecenia, jest przygotowanie, wyciszone istnienie,
spokój. Oświecenie przyjdzie we właściwej chwili, zawsze wtedy gdy jesteś absolutnie
wyciszona.
Nie musisz sobie tego wyobrażać, ani przejmować się tym, jakie to jest. Nie musisz
znajdować definicji, zajmować się opisami, jakie cechy, jakie przeżycia nastąpią
wskutek tego - bo wszystko to jest niebezpieczne, wszystko co może dać twojemu
umysłowi piękne okazje do wyobrażania sobie, myślenia i wierzenia.
To kwestia twojego przeżywania. Przygotowuj się do tego przeżycia! Stań się
przyjmującym gospodarzem... gość nadchodzi. Jedynym czego trzeba jest czekająca
świadomość. W absolutnej ciszy, uważna, świadoma, przychodzi Bóg, oświecenie,
prawda, obojętne jak to nazwiesz. Zawsze przychodzi gdy tylko ktoś jest gotowy;
nigdy nie było inaczej. Musisz być cichym czekaniem, z głęboką ufnością, wielką
miłością, nieskończoną wdzięcznością.
Doznania potwierdzające
Doznanie potwierdzające oznacza, że zbliżasz się do domu. Musisz zrozumieć, musisz
zdawać sobie sprawę z doznań potwierdzających, bo daje to odwagę, nadzieję; daje
siłę do życia. Zaczynasz czuć, że szukasz nie na darmo, że ranek jest już bardzo bliski.
Może nadal jest noc i ciemność, ale pierwsze doznanie potwierdzające zaczęło
przenikać. Gwiazdy zaczynają znikać, wschód nabiera czerwieni. Słońce nie wzeszło,
jest wczesny świt - to doznanie potwierdzające, że słońce jest niedaleko. Gdy wschód
staje się czerwony, wkrótce, lada chwila, słońce wzniesie się nad horyzont. Ptaki
zaczęły śpiewać, ptaki sławią nadchodzący poranek. Drzewa wyglądają na ożywione,
sen znika, ludzie się budzą. To są doznania potwierdzające.
Na ścieżce duchowej też są doznania potwierdzające. Przypomina to sytuację gdy
wędrujesz w kierunku pięknego ogrodu, którego nie widzisz. Im bliżej tego ogrodu,
tym chłodniejszy wiatr czujesz. Im dalej odchodzisz, tym bardziej chłód znika, im
bardziej się zbliżasz, tym bardziej chłód znowu się pojawia. Im bardziej się zbliżasz,
tym bardziej wiatr jest nie tylko chłodny, ale niesie też i aromat, aromat wielu kwia-
tów. Im dalej odchodzisz, tym bardziej ten aromat zanika. Im bardziej się zbliżasz, tym
lepiej słyszysz ptaki śpiewające pośród drzew. Drzew nie możesz dostrzec, ale śpiew
ptaków... dalekie wołanie kukułki... las mangowców... zbliżasz się..
To są doznania potwierdzające. Dokładnie to samo dzieje się gdy wędrujesz w
kierunku wewnętrznego ogrodu, w kierunku wewnętrznego źródła życia, radości,
ciszy, błogości. Gdy zaczynasz poruszać się w kierunku centrum, kilka rzeczy zniknie,
a pojawi się kilka rzeczy nowych.
Pamiętaj: gdy doznania potwierdzające zaczynają się pojawiać, nie bądź za szybko
zaspokojony. Chłodny wietrzyk nadszedł, a ty siedzisz i myślisz, że dotarłeś. Ten chłód
jest piękny, petny błogości, ale masz iść dalej. Nie zadowalaj się drobiazgami. Bądź
zadowolony, że zaczęły się one pojawiać, traktuj je jako kamienie milowe - ale nie one
są celem. Ciesz się nimi, dziękuj Bogu, odczuwaj wdzięczność... i idź dalej w tym
samym kierunku, z którego przychodzą doznania potwierdzające.
Utrzymuj to w samej głębi swego serca, nie zadowalaj się drobiazgami. Wiele rzeczy
dzieje się w drodze, wiele cudownych rzeczy dzieje się w drodze, ale nie zadowalaj się
czymkolwiek. Pamiętaj - masz stać się świadomością Chrystusa, bodhisattvą: nic
mniejszego nie da ci zaspokojenia.
Cały świat staje się doliną
Ci którzy wędrują (a każdy zmierza ku medytacji) natkną się na te dziwne, choć piękne
przestrzenie. Pierwszym znakiem, że medytacja zaczęła się w tobie dziać,
jest... cała egzystencja staje się doliną, a ty jesteś na szczycie wzgórza. Zaczynasz się
wznosić. Cały świat staje się doliną, daleko, głęboko poniżej, a ty siedzisz na szczycie
wzgórza oświetlonego słońcem. Medytacja unosi cię: nie fizycznie, ale duchowo. I to
zjawisko jest bardzo wyraźne - takie będą oznaki.
Gdy w medytacji poruszasz się do wewnątrz, widzisz, że między tobą i zgiełkiem
wokoło powstaje wielki dystans. Możesz siedzieć na targowisku i nagle zobaczysz
przerwę między tobą i hałasami. Chwilę wcześniej te hałasy były tożsame z tobą, byłeś
w nich; teraz oddalasz się od nich.
Fizycznie jesteś tak jak wcześniej. Nie trzeba iść w góry, tu jest droga do odnalezienia
rzeczywistych gór wewnątrz, droga do odnalezienia Himalajów wewnątrz. Zaczynasz
wchodzić w głęboką ciszę i nagle wszystkie te hałasy, które były tak blisko ciebie... a
było takie zamieszanie... zaczynają się oddalać, odchodzić w dal. Na zewnątrz
wszystko jest takie jak wcześniej, nic się nie zmieniło - siedzisz w tym samym miejscu,
w którym zaczynałeś medytować. Ale wraz z pogłębianiem się medytacji będziesz to
odczuwał: poczujesz narastający dystans do rzeczy zewnętrznych.
Każda nuta staje się krystalicznie czysta
Po drugie, cokolwiek będzie wypowiedziane na zewnątrz, jest całkowicie wyraźne, w
istocie rzeczy wyraźniejsze niż było wcześniej. To jest urok medytacji. Nie stajesz się
nieświadomy, bo w nieświadomości też widzisz, że hałasy znikają. W narkozie
poczujesz, że dzieje się to samo zjawisko - hałasy zaczynają się oddalać, dalej, dalej... i
odeszły - ale ty zapadłeś w nieświadomość. Niczego nie możesz usłyszeć wyraźnie.
Dokładnie to samo dzieje się w medytacji, ale z pewną różnicą: hałasy zaczynają się od
ciebie oddalać, ale każdy hałas staje się zdecydowanie wyraźny, wyraźniejszy niż
wcześniej, bo teraz pojawia się bycie świadkiem.
Początkowo ty też byłeś hałasem pośród tych wszystkich hałasów, byłeś w nich
zagubiony. Teraz jesteś obserwatorem, a ponieważ jesteś tak wyciszony, wszystko
możesz widzieć jasno, wyraźnie. Choć hałasy są odległe, są wyraźniejsze niż kiedy-
kolwiek dotąd. Słyszysz każdą jedną nutę.
Słyszysz świat jak echo
I trzecia rzecz będzie odczuwana: nie słyszysz ich bezpośrednio, ale jakby pośrednio,
jakby były echem dźwięków, nie nimi samymi. Stają się bardziej bezpostaciowe, ich
postaciowość zanika. Stają się mniej materialne, ich materialność znika, nie są już
ciężkie, są lekkie. Możesz zobaczyć ich lekkość, są jak echo. Cała egzystencja staje się
echem.
Dlatego mistycy hinduscy nazywają świat maya: iluzja. Iluzja nie oznacza
nierzeczywistości, ale podobieństwo do cienia, podobieństwo do echa. Nie oznacza
nie-egzystencjalności, oznacza tylko podobieństwo do snu. Podobne do cienia, podob-
ne do snu, do echa - takie będzie to uczucie. Nie możesz odczuć, że te zjawiska są
rzeczywiste. Cała egzystencja staje się snem, bardzo wyraźnym, widocznym, gdyż ty
jesteś uważny. Najpierw byłeś zagubiony we śnie: nie byłeś czujny i myślałeś, że to
rzeczywistość. Byłeś utożsamiony ze swym umysłem. Teraz nie utożsamiasz się już z
umysłem, powstało w tobie coś odrębnego - uważność, sakshi.
Będziesz słyszał wszystko prócz siebie
I czwarta rzecz będzie odczuwana. Słyszysz całą egzystencję wokoło: ludzi rozma-
wiających, spacerujących, śmiejące się dzieci, ktoś krzyczy, woła jakiś ptak, samochód
przejeżdża, samolot, pociąg. Będziesz w stanie słyszeć wszystko. Prócz jednego: nie
będziesz w stanie słyszeć siebie, zupełnie zniknąłeś. Jesteś pustką. W ogóle cię nie ma.
Nie możesz odczuć siebie jako istoty. Są wszystkie hałasy, znikły tylko twoje
wewnętrzne hałasy. Zwykle wewnątrz ciebie jest więcej hałasów niż na zewnątrz.
Prawdziwe zamieszanie jest wewnątrz ciebie, jest tam prawdziwe szaleństwo. A gdy
zewnętrzne szaleństwo spotyka się z wewnętrznym szaleństwem, powstaje piekło.
Zewnętrzne szaleństwo będzie trwało dalej, bo nie ty je stworzyłeś i nie ty możesz je
zniszczyć; bardzo łatwo możesz zniszczyć wewnętrzne szaleństwo. Jest to w twoich
możliwościach. Gdy wewnętrznego szaleństwa nie ma, zewnętrzne szaleństwo staje się
nieistotne. Traci swą realność, staje się iluzoryczne. Nie możesz znaleźć swego
dawnego głosu, nie pojawia się w tobie żadna myśl, nie ma więc dźwięku.
Stałeś się pusty, wszystko zeszło głęboko w dolinę, słychać tylko echa. Gdy słyszysz
echa, nie ma to na ciebie wpływu. Powoli, stopniowo wzrastasz w medytację.
Wszystko staje się nieistotne. Wszystko możesz zobaczyć.
Pojawia się wielkie światło
Dopóki nie jesteś pusty, pozostaniesz ciemny, pozostaniesz ciemnością. Gdy jesteś
całkowicie pusty, gdy nie ma nikogo wewnątrz ciebie, pojawia się światłość. Obecność
ego stwarza ciemność. Ciemność i ego są synonimami. Nie-ego i światło są
synonimami.
Dlatego wszystkie metody medytacji, bez względu na orientację, w końcu zbiegają się
w tej pustej komnacie twego wewnętrznego istnienia. Pozostaje tylko cicha przestrzeń
i w tej cichej przestrzeni widzisz pojawiające się światło nie mające żadnego źródła.
Nie przypomina ono światła, które widziałeś gdy wschodzi słońce, bo światło słońca
nie może być wieczne - w nocy znów zniknie. Nie przypomina ono światła, któremu
trzeba paliwa, bo gdy paliwo się skończy, to światło zniknie.
To światło jest bardzo tajemne: nie ma źródła, nie ma przyczyny. Nie jest niczym
spowodowane, gdy się więc pojawi, zostaje, nigdy nie znika. Tak naprawdę już jest,
lecz ty nie jesteś dostatecznie pusty by je zobaczyć.
Takie będą doznania gdy to światło zaczyna w tobie narastać. Gdy siadasz w milczeniu
i stajesz się spokojny, nieruchomy, bez ruchu wewnątrz i na zewnątrz... nagle widzisz,
że twymi oczami wylewa się światło. Jest to doznanie, którego nauka jeszcze nie
poznała. Nauka sądzi, że światło dostaje się do oczu, nigdy na odwrót. Światło
przychodzi z zewnątrz, dostaje się do oczu, wchodzi w ciebie - to tylko polowa
opowieści. Drugą połowę znają tylko mistycy i ludzie medytujący. To jedna część -
światło wchodzi do ciebie. Jest jeszcze druga część - światło wylewa się twymi
oczami. A gdy światło zaczyna wylewać się oczami, światło oczu zaczyna płonąć
płomieniem, wszystko przed tobą staje się całkiem jasne.
Rozjaśnia się cała egzystencja. Widzisz, że drzewa są zieleńsze niż kiedykolwiek
dotąd, a ich zieloność ma w sobie pewną jasność. Widzisz, że róże są bardziej różane
niż zwykle. Te same róże, te same drzewa, ale napływa w nie coś z ciebie, ukazując je
wyraźniej niż kiedykolwiek dotąd. Wtedy drobiazgi mają tyle piękna - kolorowe
kamyki są dla buddy piękniejsze niż diament Koh-i-noor dla królowej Elżbiety. Dla
królowej Elżbiety nawet Koh-i-noor, największy diament świata, nie jest tak piękny jak
dla buddy zwyczajny kamyk. Dlaczego? Bo oczy buddy mogą wylewać światło i w
tym świetle zwyczajne kamyki stają się koh-i-noorami. Zwyczajni ludzie stają się
buddami. Dla buddy wszystko jest pełne stanu buddy. Dlatego Budda powiedział: „W
dniu, w którym stałem się oświecony, cała egzystencja stała się oświecona. Drzewa i
góry i rzeki i skały - wszystko stało się oświecone". Cała egzystencja została wynie-
siona ku wyższej obfitości.
Zależy to od tego ile możesz dać egzystencji - tylko tyle dostaniesz. Jeśli nic nie dasz,
nic nie dostaniesz. By dostać, najpierw musisz dać. Dlatego ludzie twórczy znają
więcej piękna, więcej miłości, więcej radości niż ludzie, którzy nie są twórczy -bo
ludzie twórczy dają coś egzystencji. Egzystencja przyjmuje... i hojnie odpowiada.
Twe oczy są puste, niczego nie dają, tylko biorą. Są skąpcami, nie dzielą się. Zawsze
gdy spotkasz oczy, które potrafią się dzielić, ujrzysz ogromną różnicę, ogromne
piękno, ciszę, moc, potencjał. Jeśli potrafisz zobaczyć oczy, które mogą wylać swe
światło w ciebie, całe twe serce będzie poruszone.
Zobaczysz to! Twoje oczy zaczynają płonąć. A gdy oczy zaczynają płonąć, cała
egzystencja przyjmuje nowe zabarwienie, nową głębię, nowy wymiar, jakby wszystko
nie było już trójwymiarowe, ale czterowymiarowe. Nowy wymiar został dodany -
wymiar świetlistości.
Tak. jak słońce świecące nad obłokiem: obłok płonie, ty w nim jesteś, obłok jest tylko
ogniem odzwierciedlającym słońce. Zaczynasz żyć w tym obłoku światła. Śpisz" w
nim, chodzisz i siedzisz: ten obłok stale jest. Ten obłok widać jako aurę. Kto ma oczy
potrafiące to widzieć, będzie widzieć światło wokół głów świętych, wokół ich ciał.
Otacza ich subtelna aura.
Nie możesz znaleźć swego ciała
W chwili gdy jesteś pełny światła wewnątrz i oczy ci płoną i cała egzystencja płonie
nowym życiem, gdy otworzysz oczy i spróbujesz odnaleźć swe ciało, nie znajdziesz
go. W tych chwilach materia znika.
Gdy zyskasz zdolność widzenia ducha, zobaczysz, że materia znikła. Obu na raz nie
możesz widzieć. Te znaki trzeba zrozumieć, bo zdarzą się i tobie, i to zrozumienie
pomoże. Inaczej, gdy kiedyś otworzysz oczy i nie znajdziesz swego ciała, możesz
zwariować. Na pewno poczujesz, że coś jest nie w porządku, nie żyjesz albo
zwariowałeś. Co się stało z ciałem? Gdy to zrozumiesz, we właściwym momencie
przypomnisz sobie. Mówię o tych doznaniach, byś był świadomy wszystkiego, co jest
możliwe, byś nie został) zaskoczony gdy to nastąpi, byś wiedział, rozumiał, byś miał
mapy. Możesz odczytać gdzie jesteś i w tym rozumieniu możesz się odprężyć.
Doznanie unoszenia się
To następuje bardzo szybko, zaczyna się to dziać w bardzo wczesnych fazach. Gdy
siedzisz nieruchomo, nagle czujesz, że jesteś nieco wyżej niż podłoże, może piętnaście
centymetrów wyżej. Z wielkim zaskoczeniem otwierasz oczy i stwierdzasz, że siedzisz
na podłożu, myślisz więc, że pewnie śniłeś.
Nie, nie śniłeś, twoje ciało fizyczne zostało na podłożu. Masz też inne ciało, ciało
światła ukryte wewnątrz, nazwij je ciałem astralnym, subtelnym, witalnym, jakkolwiek
chcesz - to ciało zaczyna wznosić się wyżej. Od wewnątrz możesz odczuć tylko to
ciało, bo jest to twoje wnętrze. Gdy otwierasz oczy, twoje materialne ciało siedzi na
podłożu, tak samo jak przedtem. Nie myśl, że miałeś halucynacje, ani odrobinę. To
fakt rzeczywisty, nieco się unosiłeś, ale w swym drugim ciele, nie w pierwszym.
Te znaki potwierdzające trzeba zrozumieć, ale nie chwalić się nimi. Nikomu o nich nie
mów, bo ego znowu wejdzie i zacznie wykorzystywać te doznania. A gdy ego
wchodzi, doznania znikają. Nigdy o nich nie mów. Jeśli nastąpią, po prostu je zrozum,
zauważ i zupełnie o nich zapomnij.
I to też trzeba pamiętać: wszystkie one mogą ci się zdarzyć lub nie, albo mogą zdarzyć
się w innej kolejności, albo mogą się zdarzyć w inny sposób. Tysiące zdarzeń są
możliwe, ponieważ ludzie są tak różni.
Komuś te doznania mogą się nie zdarzyć w taki sposób jak zostały opisane. Na
przykład komuś może się nie zdarzyć, że unosi się ku górze; może się zdarzyć, że staje
się większy i większy i większy... cały pokój jest go pełny. I dalej staje się większy i
większy, teraz dom jest wewnątrz niego. Jest to bardzo zagadkowe. Chce się otworzyć
oczy i zobaczyć co się dzieje: „Czy wariuję?" Może przyjdzie chwila, gdy zobaczysz,
że „Cała egzystencja jest wewnątrz mnie. Nie jestem poza nią. Ona nie jest poza mną,
jest wewnątrz mnie... i gwiazdy poruszają się wewnątrz mnie."
Komuś może się zdarzyć, że staje się mniejszy i mniejszy, staje się cząsteczką, prawie
niewidzialną, atomem, a potem znika. Może tak być. Patanjali skatalogował wszelkie
możliwe doznania. Ludzie mają różne predyspozycje, talenty i potencjalne możliwości,
każdemu więc zdarza się to inaczej.
To tylko wskazówki jak może się to dziać; nie myśl, że wpadasz w szaleństwo albo że
dzieje się coś dziwacznego. Te doznania nie są przerażające, za to twoja interpretacja
może je uczynić przerażającymi.
Radość bez powodu
Wielki znak potwierdzający jest wtedy gdy bez żadnego powodu nagle czujesz się
radosnym. W zwykłym życiu jesteś radosny gdy jest jakiś powód. Spotkałeś piękną
kobietę i jesteś radosny, albo masz pieniądze, których zawsze chciałeś, i jesteś radosny,
albo kupiłeś dom z pięknym ogrodem i jesteś radosny; te radości nie mogą jednak
trwać długo. Są chwilowe, nie mogą pozostawać ciągle i nieprzerwanie.
Jeśli twoja radość jest czymś spowodowana, zniknie, będzie chwilowa. Wkrótce
zostawi cię w głębokim smutku; wszystkie radości zostawiają cię w głębokim smutku.
Ale jest pewien inny rodzaj radości, który jest znakiem potwierdzającym: nagle jesteś
radosny w ogóle bez żadnego powodu. Nie możesz wskazać dlaczego. Nie potrafisz
odpowiedzieć gdy ktoś pyta: „Dlaczego jesteś radosny?"
Nie mogę odpowiedzieć dlaczego jestem radosny. Nie ma powodu. Po prostu tak jest.
Tej radości nie można zakłócić. Cokolwiek się stanie, będzie ona trwała. Ona jest,
dzień w dzień, noc w noc. Możesz być młody, możesz być stary, możesz być żywy,
możesz umierać - ona zawsze jest. Gdy znalazłeś taką radość, która pozostaje, która
trwa choć okoliczności się zmieniają, wtedy bądź pewien, że zbliżasz się do stanu
bycia buddą.
Jest to znak potwierdzający. Jeśli radość przychodzi i odchodzi, nie ma to zbyt wielkiej
wartości, jest to zjawisko światowe. Ale kiedy radość trwa, pozostaje nieprzerwana,
ciągle - jakbyś był odurzony bez żadnego narkotyku, jakbyś właśnie wziął kąpiel, jesteś
świeży jak krople rosy o poranku, świeży jak nowe liście wiosną, świeży jak liście
lotosu w stawie; stale pozostajesz w tej świeżości, która utrzymuje się i utrzymuje i nic
jej nie zakłóca - wiedz, że zbliżasz się do domu.
Brak reakcji - brak lęku
Gdy twa cisza i radość pogłębiają się, zaczynasz odczuwać, że dla ciebie śmierci nie
ma. W śmierci umiera tylko persona, osobowość - esencja nigdy nie umiera. Gdy
wiesz, że coś w tobie trwa, coś co nigdy się nie zmienia, radość trwająca bez względu
na okoliczności, po raz pierwszy wiesz, że jest w tobie coś nieśmiertelnego, masz w
sobie coś wiecznego. I ta chwila jest chwilą siły, potencjalnych możliwości,
nieustraszoności. Nie boisz się. Drżenie znika. Po raz pierwszy patrzysz w rzeczywi-
stość bez lęku.
Teraz nic cię nie przysłania, nic nie może cię ogarnąć i zniekształcić twej wyrazistości.
Twoje widzenie pozostaje nietknięte. Ktoś cię obraża, ale to nie staje się chmurą, która
cię opada. Ktoś jest w złości, widzisz to doskonale, naprawdę czujesz współczucie dla
tego człowieka, który jest w złości i niepotrzebnie spala się w ogniu. Oblewasz go
swoją błogością, pokojem i miłością. Zachowuje się on głupio, trzeba mu wszelkiego
współczucia.
Kilka spraw istotnych
Pierwszą sprawą jest stan odprężenia, pozostawania bez walki przeciwko umysłowi,
bez sterowania umysłem, bez koncentracji.
Druga: po prostu obserwuj z odprężoną uważnością wszystko co się dzieje, bez
żadnego ingerowania, tylko obserwując umysł, w ciszy...
Trzecia: bądź bez żadnego osądzania, oceniania.
Oto te trzy rzeczy: odprężenie, obserwowanie, brak osądzania. Stopniowo wielka
cisza zstępuje na ciebie. Wszelki ruch wewnątrz ustaje. Jesteś, lecz nie ma poczucia ja
jestem... sama czysta przestrzeń. Jest 112 metod medytacji. Mówiłem o wszystkich.
Różnią się budową, ale fundamenty mają te same: odprężenie, obserwowanie w
uważności i nastawienie nie-osądzania.
Baw się
Miliony ludzi przegapia medytację, gdyż medytacja przybrała błędną konotację.
Wygląda bardzo poważnie i ponuro, ma w sobie coś z kościoła; wygląda tak jakby była
tylko dla ludzi, którzy są martwi albo prawie martwi, dla tych, którzy są ponurzy,
poważni, mają smutne miny, utracili uciechę, radość, zabawę, celebrowanie...
Takie są cechy medytacji: człowiek naprawdę medytujący jest pełen zabawy, życie jest
dla niego uciechą, życie jest leelą, zabawą. Cieszy się nim ogromnie. Nie jest poważny.
Jest odprężony.
Bądź cierpliwy
Nie spiesz się. Tak często pośpiech powoduje opóźnienia. Gdy pragniesz, czekaj
cierpliwie; im głębsze czekanie, tym szybciej to przychodzi.
Zasiałeś ziarno, teraz siądź w cieniu i obserwuj co się dzieje. Ziarna zakiełkują,
rozkwitną, ale ty nie możesz przyspieszyć tego procesu. Czyż wszystko nie potrzebuje
czasu? Pracować musisz, ale wyniki zostaw Bogu. Nic w życiu nie ulega zmar-
nowaniu, zwłaszcza kroki kierowane ku prawdzie.
Zdarza się czasem, że pojawia się niecierpliwość; niecierpliwość przychodzi z
pragnieniem, a to jest przeszkoda. Zachowaj pragnienie, ale niecierpliwość wyrzuć.
Nie pomyl niecierpliwości z pragnieniem. W pragnieniu jest tęsknota, ale nie ma walki
- w niecierpliwości jest walka, ale nie ma tęsknoty. W tęsknocie jest czekanie, ale nie
ma domagania się - w niecierpliwości jest domaganie się, ale nie ma czekania. W
pragnieniu są łzy w milczeniu - w niecierpliwości jest niespokojna walka.
Prawdy nie można zawojować; osiągana jest ona przez powierzenie się, nie przez
walkę. Jest zdobywana totalnym powierzeniem się.
Nie wyczekuj rezultatów
Ego jest nastawione na efekty, umysł zawsze gania za efektami. Umysł nigdy nie jest
zainteresowany samym działaniem, jego zainteresowanie skupia się na efekcie. ..Co
przez to zyskam?" Jeśli umysł zobaczy zyski bez działania, pójdzie na skróty.
Dlatego ludzie wykształceni stają się bardzo przebiegli; potrafią odnajdywać skróty.
Jeśli zarabiasz pieniądze w sposób legalny, może ci to zająć całe życie. Ale jeśli możesz
zarabiać pieniądze na przemycie, na hazardzie czy na czymś innym - stając sie
przywódcą politycznym, premierem, prezydentem - wtedy wszystkie skróty są dla
ciebie dostępne. Człowiek wykształcony staje się przebiegły. Nie staje się mądry, staje
się tylko sprytny. Staje się tak przebiegły, że chce mieć wszystko nic nie robiąc.
Medytacja zdarza się tylko tym, którzy nie są nastawieni na efekty. Medytacja jest
stanem bez zorientowania na cele.
Doceniaj nieświadomość
Gdy jesteś świadomy, ciesz się tym; gdy jesteś nieświadomy, ciesz się nieświado-
mością. Nic w tym złego, nieświadomość jest jak odpoczynek.
Gdyby tak nie było, świadomość byłaby napięciem. Gdy przez całą dobę nie śpisz, ile
dni możesz tak żyć? Bez jedzenia człowiek może żyć trzy miesiące, bez snu w ciągu
trzech tygodni oszaleje i będzie próbował popełnić samobójstwo. W ciągu dnia jesteś
czujny, w nocy odprężasz się i to odprężenie pomaga ci być znowu czujnym i świeżym
w ciągu dnia. Energie przechodzą okres spoczynku, by rano mogły znowu być bardziej
ożywione.
To samo stanie się w medytacji: przez kilka chwil jesteś doskonale świadomy, na
szczycie, a przez kilka chwil jesteś w dolinie, odpoczywasz. Świadomość znikła, za-
pomniałeś. Ale co w tym złego?
Takie to proste. Dzięki nieświadomości świadomość znów się zjawi, świeża i młoda.
Jeśli zdołasz cieszyć się jednym i drugim, staniesz się czymś jeszcze innym -trzeba to
zrozumieć. Jeśli zdołasz cieszyć się jednym i drugim, znaczy to, że nie jesteś ani
jednym ani drugim, ani świadomością ani nieświadomością. Jesteś tym, kto cieszy się
jednym i drugim. Pojawia się coś z tego, co poza.
To właśnie jest prawdziwy świadek. Szczęściem się cieszysz, co w tym złego? Gdy
szczęście mija i stałeś się smutny, cóż złego w smutku? Ciesz się nim. Gdy zdołasz
cieszyć sie smutkiem, nie jesteś ani jednym ani drugim.
Gdy cieszysz się smutkiem, ma on swe własne piękno. Szczęście jest płytkie, smutek
jest bardzo głęboki, ma głębię. Człowiek, który nigdy nie był smutny, jest płytki, ot. na
powierzchni. Smutek przypomina ciemną noc, bardzo głęboką. W ciemności jest cisza
i jest też smutek. Szczęście kipi, jest w nim dźwięk. Przypomina górską rzekę, która
wydaje dźwięk. Rzeka w górach nie jest za bardzo głęboka, zawsze jest płytka. Gdy
dociera na równiny, staje się głęboka, ale dźwięk ustaje. Płynie jakby nie płynęła. W
smutku jest głębia.
Po co tworzyć kłopoty? Gdy jesteś szczęśliwy, bądź szczęśliwy, ciesz się. Nie
utożsamiaj się z tym. Gdy mówię byś był szczęśliwy, mam na myśli byś się tym cieszył.
Niech będzie to klimat, który porusza się i zmienia. Ranek zmienia się w południe,
południe zmienia się w wieczór, potem nastaje noc. Niech szczęście będzie klimatem,
który cię otacza. Ciesz się nim; gdy potem przyjdzie smutek, ciesz się i nim. Uczę cię
cieszenia się w każdej sytuacji. Siądź w ciszy i ciesz się smutkiem; nagle smutek
przestaje być smutkiem, stal się chwilą ciszy i spokoju, piękny sam w sobie. Nie ma w
nim nic złego.
I przychodzi najwyższa alchemia, chwila, kiedy nagle uświadamiasz sobie, że nie jesteś
ani jednym ani drugim - ani szczęściem ani smutkiem. Jesteś obserwatorem,
obserwujesz szczyty, obserwujesz doliny - ale nie jesteś ani jednym ani drugim.
Gdy ten punkt zostaje osiągnięty, możesz świętować wszystko. Świętujesz życie,
świętujesz śmierć.
Nie jesteś swoimi doznaniami
Jedną z najważniejszych spraw, o których powinieneś pamiętać jest to, że cokolwiek
napotkasz w tej wewnętrznej podróży, ty tym nie jesteś. Jesteś świadkiem. Może to
być nicość, albo błogość czy cisza. Jedno trzeba pamiętać: jakkolwiek piękne i
zachwycające doznanie napotkasz, ty nim nie jesteś. Jesteś tym, który go doznaje, i
jeśli będziesz szedł dalej i dalej i dalej, ostateczny w tej podróży jest punkt, gdzie nie
ma żadnego doznania, ani ciszy, ani błogości czy nicości. Nie ma dla ciebie nic
przedmiotowego, jest tylko twoja podmiotowość. Zwierciadło jest puste. Niczego nie
odzwierciedla. To ty.
Nawet wielcy podróżujący wewnętrznego świata utknęli w pięknych doz-naniach i
utożsamili się z nimi, myśląc: „Odnalazłem siebie". Zatrzymali się przed ostatnim
etapem, gdy znikają wszystkie doznania.
Oświecenie nie jest doznaniem. Jest stanem, gdy pozostajesz w absolutnej samotności,
nic tam nie ma do poznania. Żaden przedmiot nie jest obecny, obojętne jak piękny.
Tylko w tej chwili twoja świadomość, której nie ogranicza żaden przedmiot, dokonuje
zwrotu i wędruje z powrotem do źródła. Staje się to poznaniem samego siebie. Staje
się oświeceniem.
Przypomnę ci słowo „przedmiot". Każdy przedmiot oznacza przeszkodę. Oznacza
„przeszkodę, przeciwstawienie". Przedmiot może więc być poza tobą, w świecie
materialnym; przedmiot może być w tobie, w świecie psychologicznym, może być w
twoim sercu, uczuciach, emocjach, sentymentach, nastrojach. I przedmioty mogą być
nawet w twym duchowym świecie. Są tak ekstatyczne, że nie możesz sobie wyobrazić
istnienia czegoś więcej. Wielu mistyków świata zatrzymało się na ekstazie. Tak piękne
to miejsce i malownicze... ale do domu jeszcze nie dotarli.
Gdy dochodzisz do punktu gdzie wszelkie doznania są nieobecne, nie ma przedmiotu,
a świadomość bez przeszkód porusza się w kręgu; w egzystencji wszystko porusza się
w kręgu, jeśli nie ma żadnych przeszkód — przychodzi z tego samego źródła twojego
istnienia, krąży. Nie znajdując przed sobą żadnych przeszkód, żadnego doznania,
żadnego przedmiotu, wędruje z powrotem. I podmiot sam staje się przedmiotem.
O tym całe życie mówił J. Krishnamurti: obserwujący staje się obserwowanym -
dotarłeś. Wcześniej na drodze stoi tysiące rzeczy. Ciato ma własne doznania, znane
jako doznania ośrodków kundalini; siedem ośrodków staje się siedmioma kwiatami
lotosu. Każdy jest większy od poprzedniego i wyższy i aromat oszałamia... Umysł
podsuwa tyle przestrzeni, nieograniczonej, nieskończonej. Ale pamiętaj o tym naj-
ważniejszym: to jeszcze nie dom.
Ciesz się podróżą i ciesz się wszystkimi scenami, które pojawiają się w tej podróży,
drzewami, górami, kwiatami, rzekami, słońcem i księżycem i gwiazdami; nigdzie się
jednak nie zatrzymuj, póki twoja własna podmiotowość nie stanie się swoim własnym
przedmiotem. Gdy obserwujący staje się obserwowanym, gdy poznający staje się
poznawanym, gdy patrzący staje się tym, co widziane, pojawił się dom.
Ten dom jest prawdziwą świątynią, której szukaliśmy przez całe żywoty... ale zawsze
zbaczamy z drogi. Dajemy się zaspokoić pięknymi doznaniami. Odważny poszukujący
musi zostawić wszystkie te piękne doznania za sobą, iść dalej. Gdy wszystkie doznania
są wyczerpane i tylko on sam zostaje w swej samotności... niema większej ekstazy, nie
ma pełniejszej błogości, nie ma prawdziwszej prawdy. Dostąpiłeś czegoś, co nazywam
boskością, sam stałeś się boskością.
Staruszek przychodzi do lekarza.
- Mam problemy z toaletą - skarży się.
- Zobaczymy... Jak z oddawaniem moczu?
- Co rano o siódmej, jak u dziecka.
- Dobrze. A stolec?
- Ósma rano, codziennie, jak w zegarku.
- Skoro tak, to co to za problem? - pyta lekarz.
- Budzę się o dziewiątej. Spisz i czas już się obudzić...
Wszystkie te doznania są doznaniami śpiącego umysłu. Umysł przebudzony nie ma w
ogóle żadnych doznań.
Obserwujący to nie świadek
Obserwujący i obserwowane to dwa aspekty świadka. Gdy znikają one w sobie, gdy
stapiają się i stają się jednym, świadek po raz pierwszy pojawia się w swej totalności.
Wiele osób ma pytania, ponieważ sądzą, że świadek to obserwator. W ich umyśle
obserwujący i świadek to synonimy. Tak nie jest - obserwujący nie jest świadkiem,
jedynie jego częścią. Zawsze gdy część uważa siebie za całość, błądzimy.
Obserwujący oznacza podmiotowość, a obserwowane oznacza przedmiotowość.
Obserwujący oznacza to co poza obserwowanym, a obserwowane oznacza to co jest
wewnątrz. Wnętrze i zewnętrze nie mogą być oddzielne - są razem, mogą być tylko
razem. Kiedy doświadczasz tego bycia razem, czy raczej jedności, pojawia się świadek.
Świadka nie można praktykować. Jeżeli spróbujesz praktykować świadka, będziesz
praktykował tylko obserwującego, a obserwujący to nie świadek.
Co więc masz robić? Trzeba stopić się w jedno, zespolić się. Widząc kwiat róży,
zapomnij zupełnie, że widzisz jakiś przedmiot i że widzi go podmiot. Niech obejmie
was piękno chwili, jej błogosławieństwo, żebyście - róża i ty - nie byli oddzielnymi od
siebie, ale stali się jednym rytmem, jedną pieśnią, jedną ekstazą.
Kiedy kochasz, czujesz muzykę, patrzysz na zachód słońca, niech to trwa. Im więcej
tym lepiej, gdyż nie jest to sztuka, lecz pewien talent. Musisz go poczuć, a gdy go
masz, możesz wyzwolić to wszędzie, w każdej chwili'.
Gdy pojawia się świadek, nie ma nikogo, kto by nim był, ani niczego co byłoby
przedmiotem bycia świadkiem. Jest czyste lustro, nic nie odzwierciedlające. Nawet
powiedzenie, że jest to lustro, nie jest właściwe, lepiej byłoby powiedzieć, że jest to
odzwierciedlanie. Jest to bardziej dynamiczny proces stapiania się i złączania, a nie
zjawisko statyczne; jest to przepływ. Róża sięga do ciebie, ty sięgasz do róży - jest to
dzielenie się istnieniem.
Zapomnij, że świadek to obserwator - tak nie jest. Obserwatora można praktykować,
świadek zdarza się. Obserwator to swoista koncentracja, obserwator utrzymuje cię w
oddzieleniu. Obserwator powiększa, wzmacnia ego. Im bardziej stajesz się
obserwatorem, tym bardziej czujesz się wyspą - oddzielny, daleki, odległy.
W ciągu wieków mnisi całego świata praktykowali obserwatora. Może nazywali go
świadkiem, ale to nie świadek. Świadek to coś totalnie innego, innego jakościowo.
Obserwatora można praktykować, pielęgnować; praktykując go można stać się
lepszym obserwatorem.
Naukowiec obserwuje, mistyk jest świadkiem. Cały proces nauki to obserwacja,
bardzo przenikliwa, uważna i ostra... by nic nie pominąć. Ale naukowiec nie zna Boga.
Jego obserwacja jest bardzo, bardzo biegła, ale on sam jest nieświadomy Boga. Nigdy
nie napotyka Boga, przeciwnie, zaprzecza jego istnieniu, bo im bardziej obserwuje (a
cały jego proces to obserwacja) tym bardziej oddziela się od egzystencji. Zerwane
mosty, powstają ściany... zostaje on uwięziony we własnym ego.
Mistyk jest świadkiem. Pamiętaj, bycie świadkiem to zdarzenie, skutek uboczny bycia
totalnie w każdej chwili, w każdej sytuacji, w każdym przeżyciu. Totalność jest
kluczem - z totalności rodzi się błogosławieństwo bycia świadkiem. Zapomnij o ob-
serwowaniu - da ci ono bardziej dokładną informację o obserwowanym przedmiocie,
ale pozostaniesz absolutnie nieświadomy swej własnej świadomości.
Medytacja przychodzi sama
Medytacja jest taką tajemnicą, że można ją nazwać nauką, sztuką, talentem, i nie
będzie w tym żadnej sprzeczności.
Z jednego punktu widzenia jest to nauka: jest konkretna technika, którą trzeba robić.
Nie ma od tego wyjątków, jest to niemal prawo naukowe. Z innego punktu widzenia
można o niej powiedzieć, że jest sztuką. Nauka to przedłużenie umysłu -matematyka,
logika, racjonalność. Medytacja należy do serca, nie do umysłu - nie jest logiką, bliższa
jest miłości. Nie przypomina działań naukowych, bardziej przypomina muzykę, poezję,
malowanie, tańczenie. Dlatego można ją nazwać sztuką.
Ale medytacja to tak wielka tajemnica, że nazwanie jej „nauką" i „sztuką" nie mówi
wszystkiego. Jest to pewien talent; albo go masz albo go nie masz. Talent nie jest
nauką, nie można go nauczyć. Talent nie jest sztuką. Talent jest czymś najbardziej
tajemniczym w człowieku.
Gdy byłem dzieckiem, posłano mnie do nauczyciela, nauczyciela pływania. Był
najlepszym pływakiem w mieście, nigdy nie spotkałem kogoś, kto tak bardzo kochałby
wodę. Woda była dla niego bogiem, oddawał jej cześć, rzeka była jego domem.
Wcześnie rano - o trzeciej - można było spotkać go nad rzeką. Wieczorem można było
spotkać go nad rzeką, i w nocy można było spotkać go siedzącego, medytującego nad
rzeką. Całe jego życie składało się z bycia blisko wody.
Gdy chciałem nauczyć się pływać, zaprowadzono mnie do niego. Spojrzał na mnie, coś
poczuł. Powiedział: „Nie ma sposobu by nauczyć się pływać. Mogę tylko wrzucić cię
do wody i pływanie przyjdzie samo z siebie. Nie ma sposobu nauczenia
się go, nie można go nauczyć. To taki talent, a nie wiedza". Tak zrobił, wrzucił mnie
do wody, a sam stał na brzegu. Dwa, trzy razy poszedłem na dno i czułem, że prawie
tonę. A on stał i nawet nie próbował mi pomóc! Kiedy chodzi o życie, robisz wszystko
co możesz. Zacząłem poruszać rękoma, przypadkowo, gorączkowo... ale ten talent
pojawił się. Gdy życie jest zagrożone, wszystko zrobisz... Zawsze gdy robisz wszystko
co możesz, gdy działasz totalnie, wszystko przychodzi samo z siebie!
Umiałem pływać! Niesamowite! „Następnym razem - powiedziałem - nie musisz mnie
wrzucać, sam wskoczę. Teraz wiem, że ciało ma naturalną pływalność. Nie jest to
kwestia pływania, ale zharmonizowania się z żywiołem wody. Gdy jesteś w harmonii z
żywiołem wody, chroni cię on."
Od tamtej pory tylu ludzi wrzucam do rzeki życia! Ja tu stoję... Nikt nie przegrywa
jeśli dokona tego skoku. Nauczenie się jest nieuniknione.
Opanowanie tego talentu może zająć kilka dni. To jest talent, nie sztuka! Gdyby
medytacja była sztuką, bardzo łatwo byłoby jej uczyć. A jako talent, musi być ćwiczo-
ny, nabywasz go powoli. Jeden z profesorów psychologii w Japonii próbował uczyć
pływania małe sześciomiesięczne dzieci i udało mu się to. Potem próbował z dziećmi
trzymiesięcznymi - i udało mu się. Teraz próbuje z noworodkami i mam nadzieję, że
mu się uda. Wszystko na to wskazuje, bo jest to pewien talent. Nie trzeba żadnego
doświadczenia, wieku, wykształcenia... jest to po prostu talent. A jeśli sześciomie-
sięczne czy trzymiesięczne dziecko potrafi pływać, oznacza to, że w sposób naturalny
dysponujemy wyobrażeniem „jak" się pływa... musimy tylko to odkryć.
Odrobina starań i zdołasz to odkryć. To samo odnosi się do medytacji - bardziej nawet
niż do pływania. Po prostu musisz poczynić nieco starań.
Którą technikę mam wybrać?
Devi pyta Shivę: Jaka jest twoja rzeczywistość, mój Panie? Ale on nie odpowie. Wręcz
odwrotnie - poda technikę. I jeśli Devi przejdzie przez tę technikę, dowie się. Zatem
odpowiedź jest pośrednia, nie wprost. Shiva nie odpowie kim jest. Poda technikę. Zrób
to, a dowiesz się.
Dla tantry działanie jest poznaniem, innego poznania nie ma. Póki czegoś nie zrobisz,
nie zmienisz się, nie nabędziesz nowej perspektywy, na którą i z której będziesz
patrzeć, póki nie przejdziesz do wymiaru zupełnie innego niż intelekt, odpowiedzi nie
będzie. Odpowiedzi można udzielić, ale wszystkie odpowiedzi są kłamstwami.
Wszystkie filozofie to kłamstwa. Zadasz pytanie - filozofia da ci odpowiedź, która cię
zadowala albo nie. Jeśli cię zadowala, stajesz się wyznawcą tej filozofii, ale pozostajesz
taki sam. Jeśli nie - poszukasz innej filozofii, na którą będziesz mógł się nawrócić. Ty
pozostajesz taki sam, w ogóle nie dotknięty - niezmieniony.
112 metod medytacji tantry tworzy całą naukę o przemianie umysłu. Zagłębimy się w
nie, jedna po drugiej. Najpierw spróbujemy zrozumieć je intelektualnie, ale używaj
intelektu tylko jako narzędzia, nie traktuj go jak swego pana. Używaj go jako
narzędzia do zrozumienia, ale nie zacznij tworzyć nim barier. Gdy będziemy mówić o
tych technikach, po prostu odstaw na bok swą dotychczasową wiedzę, wszystko co
wiesz, bez względu na to jakie informacje zebrałeś. Odłóż je na bok, to tylko kurz,
który zebrał się na drodze.
Wyjdź na spotkanie tym metodom ze świeżym umysłem, z czujnością, ale bez
myślenia. 1 nie stwarzaj fałszywego przekonania, że umysł myślący to umysł czujny.
Nie jest taki, bo z chwilą wejścia w myślenie tracisz świadomość tego co się dzieje,
tracisz czujność. Nie ma cię.
Te metody nie należą do żadnej religii. Pamiętaj: one nie są hinduskie, tak samo jak
teoria względności nie jest żydowska tylko dlatego, że wymyślił ją Einstein, a radio i
telewizja nie są chrześcijańskie. Nikt nie pyta: „Dlaczego używasz elektryczności?
Przecież to chrześcijański wynalazek, to chrześcijański umysł ją wymyślił". Nauka nie
należy do ras i religii - a tantra jest nauką. Pamiętaj więc: te techniki wcale nie są
hinduskie. Opracowali je hindusi, ale nie są one hinduskie. Dlatego w tych technikach
nie ma wzmianki o jakimkolwiek religijnym rytuale. Żadnej świątyni nie potrzeba. Ty
sam jesteś świątynią. To ty stanowisz laboratorium, cały eksperyment ma przebiegać w
tobie. Nie są potrzebne żadne wierzenia.
Tantra nie jest religią - tantra to nauka. Żadnych wierzeń nie potrzeba. Nie trzeba
wierzyć w Koran, Wedy, Buddę czy Mahavira. Żadne, żadne wierzenie nie jest
potrzebne. Wystarcza śmiałość i odwaga eksperymentowania - i to jest piękne.
Praktykować może mahometanin i sięgnie głębszych znaczeń Koranu. Praktykować
może hindus i po raz pierwszy zrozumie czym są Wedy. Praktykować może jain i
buddysta, nie muszą odchodzić od swych religii. Tantra ich zaspokoi, kimkolwiek są.
Tantra będzie pomocą, bez względu na ścieżkę jaką wybrali.
Wybierz technikę, która ci odpowiada, włóż w nią całą swą energię, a nigdy już nie
będziesz taki jak kiedyś. Prawdziwe, autentyczne techniki zawsze tak działają. Jeśli
stawiam jakieś wstępne warunki, ukazuje to, że mam pseudotechnikę. Mówię:
„Najpierw zrób to, nie rób tego, a potem..."
I są to warunki niemożliwe do spełnienia, bo złodziej może zmienić obiekt swego
zainteresowania, ale nie może przestać być złodziejem. Człowiek chciwy może zmienić
obiekt swej chciwości, ale nie może porzucić chciwości. Możesz go zmusić, on sam
też może narzucić sobie brak chciwości, ale to i tak będzie skutek innej chciwości. Jeśli
obiecasz mu niebo, może nawet spróbuje nie być chciwym. I to będzie chciwość par
excellance. Niebo, moksha (wyzwolenie), sat-chit-ananda (istnienie, świadomość,
błogość) - one staną się przedmiotem jego chciwości.
Tantra mówi, że nie można nikogo zmienić jeśli mu się nie da techniki prowadzącej do
zmiany. Samym głoszeniem kazań nic się nie zmienia. Widać to na całym świecie: to co
mówi tantra jest wypisane na całym świecie. Tyle głoszenia kazań, tyle moralizowania,
tylu księży, kaznodziei; cały świat jest ich pełny, a jednak wszystko jest tak brzydkie i
niemoralne.
Tych 112 metod może pomóc każdemu człowiekowi. Nie każda metoda może być dla
ciebie przydatna. Dlatego Shiva opowiada o tylu metodach. Wybierz dowolną metodę,
która ci odpowiada. Nietrudno poznać odpowiednią metodę.
Spróbujemy zrozumieć każdą metodę i to, w jaki sposób możesz wybrać dla siebie tę
jedną, która może zmienić ciebie i twój umysł. To zrozumienie, intelektualne
zrozumienie, będzie podstawową koniecznością, ale nie jest celem samym dla siebie. O
czymkolwiek tu będę mówił, wypróbuj to.
Tak naprawdę, gdy spróbujesz właściwej metody, ona natychmiast zacznie działać. Ja
będę więc tu co dnia mówił o tych metodach - ty je sprawdzaj na sobie. Po prostu baw
się nimi, idź do domu i próbuj. Właściwa metoda, gdy tylko natkniesz się na nią, od
razu zacznie działać. Coś w tobie eksploduje i poznasz, że „To jest dla mnie
odpowiednia metoda". Potrzebne jest jednak działanie - i może pewnego dnia
poczujesz się zaskoczony kiedy nagle jedna z metod cię pochwyci.
A więc gdy ja będę tu mówił, w tym samym czasie ty baw się tymi metodami. Mówię
„baw się", bo nie powinieneś być zbyt poważny. Po prostu baw się! Coś ci może
będzie pasować. Jeśli będzie ci to odpowiadać, stań się poważny i wejdź w to głęboko;
mocno, uczciwie, całą swoją energią, całym umysłem. Ale przedtem po prostu baw się.
Kiedy się bawisz, twój umysł jest bardziej otwarty. Kiedy jesteś poważny, twój umysł
nie jest tak otwarty, zamyka się. Więc po prostu baw się. A te metody są proste.
Możesz się nimi tak po prostu bawić.
Weź jedną metodę. Baw się nią co najmniej trzy dni. Jeśli da ci ona pewne poczucie
bliskości, jeśli daje ci pewne poczucie pomyślności i zadowolenia, jeśli da ci
poczucie, że jest dla ciebie, zacznij podchodzić do niej na poważnie. Wtedy zapomnij o
pozostałych, nie baw się innymi metodami. Trzymaj się tej jednej, co najmniej trzy
miesiące.
Cudy mogą się dziać. Ważne jest tylko to, aby ta technika była na pewno dla ciebie.
Jeśli ta technika nie jest dla ciebie, nic się nie zdarzy. Możesz trwać z nią przez całe
żywoty, ale z tobą nic się nie będzie działo. Jeżeli ta metoda jest dla ciebie, nawet trzy
minuty mogą wystarczyć.
Tych 112 technik może więc być dla ciebie cudownym przeżyciem, ale też mogą one
być tylko słuchaniem. Od ciebie to zależy. Każdą metodę będę opisywał z tylu
punktów widzenia jak to tylko możliwe. Jeśli poczujesz do którejś jakieś przyciąganie,
baw się nią przez trzy dni, a potem ją zostaw. Jeśli poczujesz, że ci odpowiada, że coś
w tobie zaczęło się dziać, rób ją przez dalsze trzy miesiące.
Życie jest cudem. Jeśli nie znałeś jego tajemnicy, to tylko ukazuje, że nie znałeś
techniki umożliwiającej zbliżenie się do niego. Shiva przedstawia 112 metod. Są to
wszystkie możliwe metody. Jeśli nic w tobie nie zaskoczy i nic nie da ci poczucia, że
jest dla ciebie, znaczy to, że nie ma dla ciebie metody - pamiętaj o tym. I wtedy
zapomnij o duchowości, ciesz się życiem. To nie dla ciebie.
Tych 112 metod jest jednak przeznaczonych dla całej ludzkości - przez wszystkie
wieki, które minęły, i na wszystkie wieki, które jeszcze przyjdą. Nigdy nie było (i nigdy
nie będzie) ani jednego człowieka, który mógłby stwierdzić: „Żadna z tych 112 metod
nie jest dla mnie przydatna". Niemożliwe! To jest niemożliwe!
Każdy typ umysłu został tu uwzględniony. Każdy możliwy typ umysłu otrzymał w
tantrze jakąś technikę. Istnieje wiele technik, dla których nie istnieje jeszcze odpo-
wiedni człowiek - to techniki na przyszłość. Istnieje wiele technik, dla których nie
istnieje odpowiedni człowiek w chwili obecnej - one były ważne w przeszłości. Ale nie
obawiaj się: jest wiele metod, które są dla ciebie.
Zacznij więc tę podróż...
Jakie są dokładne znaki, po których można rozpoznać, że dana technika
doprowadzi praktykującego do Najwyższego?
Są takie wskazania. Pierwszym jest to, że zaczynasz odczuwać w sobie zupełnie inną
tożsamość. Nie jesteś taki jak kiedyś. Jeśli dana technika jest dla ciebie odpowiednia,
natychmiast stajesz się inną osobą. Jeśli jesteś żonaty, nie będziesz już takim samym
mężem jak kiedyś. Jeżeli jesteś sprzedawcą, nie będziesz już taki sam jak kiedyś.
Kimkolwiek jesteś, jeżeli technika jest dla ciebie odpowiednia, stajesz się inną osobą -
to jest pierwszy znak.
Jeżeli więc zaczniesz czuć się dziwnie z samym sobą, będzie to znak, że coś dobrego
zaczęło się z tobą dziać. Jeżeli jesteś taki sam i nie masz żadnego dziwnego uczucia,
nic się nie dzieje. To jest pierwszy znak, po którym poznasz czy dana technika jest dla
ciebie odpowiednia. Jeżeli tak jest, natychmiast zostajesz przeniesiony gdzieś indziej,
przemieniony w inną osobę. Dzieje się to nagle: patrzysz na świat w inny sposób. Oczy
są te same, ale patrzący człowiek ukryty za tymi oczami już nie jest taki sam.
Po drugie: zaczyna odpadać wszystko, co tworzyło napięcie i konflikty. Nie jest tak, że
twoje konflikty, niepokoje i napięcia odpadają po latach praktykowania danej metody -
na pewno nie! Jeżeli dana metoda jest dla ciebie odpowiednia, wszystko to zaczyna
odpadać natychmiast. Poczujesz napływające ożywienie, jakby pozbawiono cię
brzemienia. Jeżeli technika jest dla ciebie odpowiednia, poczujesz jakby zmienił się
kierunek działania siły ciążenia. Nie przyciąga cię ziemia, bardziej przyciąga cię niebo.
Co czujesz przy starcie samolotu? Wszystko zostaje zakłócone. Nagłe szarpnięcie i siłą
ciążenia przestaje oddziaływać. Ziemia już cię nie przyciąga, pokonujesz siłę ciążenia.
Takie samo szarpnięcie pojawia się gdy dana technika medytacji jest dla ciebie
odpowiednia. Nagle unosisz się, czujesz, że ziemia nie jest już tak ważna, nie ma siły
ciążenia. Nic nie ściąga cię w dół, coś ciągnie cię do góry. W terminologii religijnej
nazywa się to „łaską." Są dwie siły: siła ciążenia i łaska. Laska to unoszenie cię do
góry, siła ciążenia to ściąganie cię w dół.
To dlatego wiele osób podczas medytacji nagle przestaje odczuwać wagę swego ciała i
odczuwa tę wewnętrzną lewitację. Wiele osób opowiadało, gdy technika była dla nich
odpowiednia: „Takie to dziwne! Zamykam oczy i czuję jakbym uniósł się nad ziemię,
trochę tylko, ćwierć metra, pół metra, nawet i metr nad ziemię. A kiedy otwieram
oczy, nadal siedzę na ziemi; zamykam oczy i znów się unoszę. Co to jest? Po otwarciu
oczu siedzę przecież na ziemi, nie unosiłem się w powietrzu".
Ciało pozostaje na ziemi, ale ty lewitujesz. Lewitacja to w istocie rzeczy przyciąganie
do góry. Jeżeli dana technika jest dla ciebie odpowiednia, zaczynasz być przyciągany,
ponieważ działanie tej techniki umożliwia to przyciąganie do góry. I takie jest
znaczenie techniki: technika ma otworzyć cię na działanie siły, która pociągnie cię do
góry. Jeżeli ta technika jest dla ciebie odpowiednia, poznasz to - znika waga twojego
ciała.
Po trzecie, cokolwiek teraz będziesz robił, cokolwiek, choćby najmniej ważna rzecz,
wszystko będzie inne. Będziesz inaczej chodzić, będziesz inaczej siedzieć, będziesz
inaczej jeść. Wszystko będzie inne. Wszędzie będziesz odczuwać tę różnicę. Czasem
to dziwne doświadczenie bycia kimś innym może powodować lęk. Chciałbyś wrócić i
być taki jak kiedyś - tak bardzo przywykłeś do tego starego. Był to świat rutyny,
nawet znudzenia, ale ty sobie w nim dobrze radziłeś.
Teraz wszędzie będziesz czuł przepaść. Poczujesz jak zniknie twoja sprawność, jak
zmniejszy się twoja przydatność, poczujesz, że wszędzie jesteś outsiderem. Trzeba
przetrzymać ten okres. Potem znowu będziesz w harmonii. To ty się zmieniasz, nie
świat, więc przestaniesz pasować do otoczenia. Pamiętaj o tym: gdy technika jest dla
ciebie odpowiednia, nie będziesz pasować do tego świata. Staniesz się nie-
dostosowany. Wszędzie coś będzie nie tak, czegoś będzie brakować. Wszędzie po-
czujesz się jakby przeszło trzęsienie ziemi. Wszystko przecież zostało takie jak było -to
tylko ty się zmieniłeś. Ale potem znowu będziesz w harmonii, na innym planie, na
wyższym planie.
To zakłócenie odczuwane jest tak samo jak w przypadku dziecka, które dorasta i staje
się dojrzałe seksualnie. W wieku czternastu czy piętnastu lat każdy chłopiec
czuje się dziwnie. Pojawiła się nowa siła: seks. Nie było jej wcześniej, a raczej była, ale
ukryta. Po raz pierwszy ten nowy rodzaj siły stał się teraz dostępny. Dlatego chłopcy
są bardzo nieporadni; dziewczynki i chłopcy, gdy stają się dojrzali seksualnie, stają się
bardzo nieporadni. Nigdzie nie są całymi sobą. Już nie są dziećmi, ale jeszcze nie są
dorosłymi, są gdzieś pośrodku, nie pasują ani tu, ani tam. Gdy bawią się z małymi
dziećmi, czują się niezręcznie, przecież stali się już dorośli. Gdy zaprzyjaźniają się z
dorosłymi, czują się niezręcznie, bo przecież nadal są dziećmi. Do nikogo nie pasują.
To samo dzieje się gdy dana technika jest dla ciebie odpowiednia. Pojawia się nowe
źródło energii, większe od seksu. Znów jesteś w fazie przejściowej. Nie pasujesz już
do świata ziemskich ludzi. Już nie jesteś dzieckiem, ale jeszcze nie pasujesz do świata
świętych; pośrodku czujesz się nieporadnie.
Jeżeli technika jest dla ciebie odpowiednia, pojawią się te trzy odczucia. Może
spodziewałeś się, że powiem coś innego: że będziesz bardziej wyciszony, spokojniej-
szy. A ja mówię coś dokładnie odwrotnego: będziesz bardziej zaburzony. Gdy technika
jest dla ciebie odpowiednia, będziesz bardziej zaburzony, a nie wyciszony. Cisza
przyjdzie później. A jeśli przychodzi cisza, a nie zaburzenie, to na pewno nie jest to
odpowiednia technika; to tylko dostosowywanie się do starych wzorców.
Dlatego ludzie wolą modlitwę zamiast medytacji, bo modlitwa daje pocieszenie. Jest
dla ciebie odpowiednia, dopasowuje się do ciebie, do twojego świata. Modlitwa pełniła
kiedyś dokładnie tę samą rolę co dziś psychoanaliza. Jeżeli byłeś zaburzony, modlitwa
zmniejszała zaburzenie, dopasowywała cię do wzorców, społeczeństwa i rodziny. Jeśli
więc pójdziesz do psychoanalityka na rok, dwa czy trzy, twoja sytuacja się nie
poprawi, ale ty staniesz się bardziej dostosowany. Modlitwa działa tak samo, i księża
działają tak samo: sprawiają, że stajesz się bardziej dostosowany.
Gdy umiera twoje dziecko, jesteś zaburzony, więc idziesz do księdza. On mówi: „Nie
bądź wytrącony z równowagi. Umierają tylko te dzieci, które Pan Bóg kocha bardziej,
woła je do siebie." I czujesz się zaspokojony. Twoje dziecko zostało „wezwane," Bóg
kocha je bardziej. Albo ksiądz powie ci coś innego: „Nie martw się, dusza nigdy nie
umiera. Twoje dziecko jest w niebie."
Parę dni temu była tu kobieta. W zeszłym miesiącu zmarł jej mąż. Była roztrzęsiona.
Przyszła do mnie i mówi: „Proszę, powiedz mi, że on się odrodzi w dobrym miejscu i
że wszystko będzie dobrze. Daj mi tylko tę pewność, że nie poszedł do piekła albo nie
stał się zwierzęciem, że jest w niebie albo stał się bogiem czy coś takiego. Jeżeli dasz
mi tę pewność, wszystko będzie dobrze, dam sobie radę; jeśli nie, biada mi."
Ksiądz powiedziałby: „Dobrze! Twój mąż urodził się na nowo jako bóg w siódmym
niebie i jest bardzo szczęśliwy. I czeka na ciebie."
Takie modlitwy tylko dopasowują cię do wzorców... i czujesz się lepiej.
Medytacja to nauka. Nie pomoże ci w dopasowaniu się, pomoże ci dokonać
przemiany. Właśnie dlatego mówię, że te trzy znaki są właściwymi sygnałami. Pojawi
się cisza, ale nie jako dopasowanie. Cisza będzie twoim wewnętrznym rozkwitem.
Wtedy cisza nie jest dopasowaniem do społeczeństwa, rodziny, świata czy biznesu, na
pewno nie. Wtedy cisza jest prawdziwą harmonią ze wszechświatem.
Rozkwita wtedy w tobie głęboka harmonia i totalność, pojawia się cisza... ale to
przyjdzie później. Najpierw będziesz czuł się wytrącony z równowagi, najpierw od-
czujesz szaleństwo - ponieważ już teraz jesteś w szaleństwie, tylko nie zdajesz sobie z
tego sprawy.
Jeżeli jakaś technika jest dla ciebie odpowiednia, sprawi, że staniesz się świadomy
wszystkiego czym jesteś. Stanie przed tobą twoja anarchia, twój umysł, twoje
szaleństwo... wszystko. Ty już jesteś takim zamieszaniem ukrytym w ciemności. Jeżeli
jakaś technika jest dla ciebie odpowiednia, poczujesz się jakby nagle pojawiło się
światło i zaczynasz widzieć całe to zamieszanie. Po raz pierwszy spotykasz siebie
takim, jaki naprawdę jesteś. Wolałbyś wyłączyć światło i znów zasnąć. Pojawia się lęk.
Właśnie w tym momencie z pomocą przychodzi ci mistrz. Powiada: „Nie bój się. Tak
jest tylko na początku. I nie uciekaj od tego."
Najpierw to światło pokaże ci kim jesteś, a jeżeli zdołasz pójść dalej, przemieni cię w
to, czym naprawdę możesz być.
Medytacja w ujęciu Osho
Zorba Budda: tamten świat w tym jest ukryty
Czasem w Twoich słowach widzę swego rodzaju żywego Greka Zorbę:
jedzącego, pijącego i cieszącego się życiem, pełnego pożądania i namiętności.
Kiedy indziej czuję, że mówisz, że właściwą drogą jest siedzenie w ciszy,
obserwowanie, bez ruchu, niczym mnich. Mam wrażenie, że udało Ci się
połączyć sprzeczności, ale czy można być równocześnie Zorbą -kierowanym
namiętnościami i pragnieniami, i Buddą —pozbawionym uczuć, zimnym i
wyciszonym?
To jest właśnie największa synteza: kiedy Zorba staje się Buddą. Chcę tu stworzyć nie
Greka Zorbę, ale Zorbę Buddę.
Zorba jest piękny, ale czegoś mu brakuje. Tak, ziemia do niego należy, ale brakuje mu
nieba. Jest bardzo ziemski, ukorzeniony niczym gigantyczny cedr, ale nie ma skrzydeł,
nie może wznieść się do nieba. Ma korzenie, ale nie ma skrzydeł.
Jedzenie, picie i cieszenie się życiem samo w sobie jest dobre, nie ma w tym nic złego -
ale to nie wszystko. Szybko się tym znudzisz. Nie można ciągle tylko jeść, pić i cieszyć
się życiem. Szybko ta karuzela radości zamienia się karuzelę smutku -właśnie dlatego,
że wszystko się powtarza. Tylko bardzo mierny umysł może być ciągle tym
zaspokojony.
Jeśli masz odrobinę inteligencji, wcześniej czy później pojawi się w tobie pytanie: o co
w tym wszystkim chodzi? Po co to wszystko? Nie można zbyt długo unikać tego
pytania. A jeżeli jesteś bardzo inteligentny, to pytanie zawsze będzie, ciągle będzie,
ciągle będzie domagać się odpowiedzi od twego serca: po co to wszystko?
O jednym trzeba pamiętać: nie ci ludzie stają się sfrustrowani życiem, którzy są biedni
czy głodują - na pewno nie. Ci ludzie nie mogą odczuwać frustracji. Jeszcze nie zaczęli
żyć - jak więc mają być sfrustrowani? Oni mają nadzieję... biedny człowiek zawsze ma
nadzieję, że coś się stanie - jeżeli nie dzisiaj to jutro, albo pojutrze; jeżeli nie w tym
życiu, to w następnym.
Kim są ci, którzy malują niebo wyglądające jak Klub Playboya - kim są ci ludzie?
Wygłodzeni, biedni, ci, co przegapili swoje życie... nakładają swoje pragnienia na
wyobrażenie o niebie. W niebie płyną rzeki wina... Kto może wyobrażać sobie rzeki
wina? Ten kto je przegapił w tym życiu... W niebie rosną drzewa, które spełniają
życzenia. Siadasz pod takim drzewem, czegoś sobie zapragniesz i w chwili tego
pragnienia, natychmiast, twoje pragnienie spełnia się.
Tylko własnym doświadczeniem poznajesz kompletną próżność tego wszystkiego.
Tylko Zorba może poznać kompletną próżność tego wszystkiego. Sam Budda też był
Zorbą. W swoim kraju miał do dyspozycji wszystkie piękne kobiety. Jego ojciec
zażądał, by były przy nim wszystkie piękne dziewczęta. Budda miał najpiękniejsze
pałace, różne pałace na różne pory roku. Miał wszelkie możliwe luksusy, wszystko co
w tamtych czasach było możliwe. Żył jak Grek Zorba, dlatego ogarnęło go całkowite
sfrustrowanie już gdy miał dwadzieścia dziewięć lat. Budda był bardzo inteligentny.
Gdyby był człowiekiem miernoty, korzystałby z tego wszystkiego dalej. Ale on szybko
zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi: że wszystko się powtarza, wszystko jest
takie samo. Co dnia tak samo jesz, kochasz się z kobietami... a on miał co dnia nowe
kobiety, z którymi mógł się kochać. Ale na jak długo...? Szybko znużyło go to
wszystko.
Doświadczenie życia jest bardzo gorzkie. Słodkie jest tylko w wyobraźni, a tak
naprawdę jest bardzo gorzkie. Budda uciekł z pałacu, od tych kobiet, bogactw, luk-
susów, od wszystkiego.
Nie jestem więc przeciwny Grekowi Zorbie, bo Grek Zorba jest najgłębszą podstawą
Zorby Buddy. Z takiego przeżycia wyrasta Budda. Dlatego całym sobą opowiadam się
za tym światem, ponieważ wiem, że tamtego świata można doznać tylko poprzez
niego. Dlatego mówię, byś nie uciekał od niego, nie mówię, że masz stać się mnichem.
Mnich to ktoś, kto wystąpił przeciwko Zorbie, kto jest eskapistą, tchórzem i podjął
działanie w pośpiechu, powodowany swoją nie-inteligencją. Nie jest człowiekiem
dojrzałym. Mnich jest człowiekiem niedojrzałym, chciwym - chciwym tamtego
świata... chce dostać go bardzo szybko, choć to jeszcze nie jego pora i jeszcze do tego
nie dojrzał.
Żyj w tym świecie, ponieważ ten świat pozwala ci przygotować się, stać się czło-
wiekiem dojrzałym, uzyskać wewnętrzną godność. Wyzwania tego świata umożliwiają
scentrowanie, dają uważność. Ta uważność staje się pomostem, po którym możesz
przejść od Zorby do Buddy.
Tylko Zorbowie stają się Buddami - a Budda nigdy nie był mnichem. Mnich to ktoś
taki, kto nigdy nie był Zorbą, ale kogo urzekają słowa Buddy. Mnich jest imitatorem,
jest fałszywy, na niby. Imituje Buddę. Może być chrześcijaninem, może być buddystą
albo hindusem - nie jest to istotne - rzecz w tym, że imituje Buddę.
Gdy mnich odchodzi od tego świata, zaczyna z nim walczyć. Nie odchodzi odprężony.
Świat przyciąga go całego, a on walczy z tym. Staje się człowiekiem podzielonym,
jedna połowa jego istnienia dąży do tego świata, druga staje się chciwa tamtego
świata. Jest podzielony. Mnich jest z gruntu schizofreniczny, jest człowiekiem
podzielonym na to co niższe i na to co wyższe. I to co niższe stale go przyciąga i staje
się coraz bardziej atrakcyjne - i staje się coraz bardziej stłumione. A ponieważ on nie
przeżył tego co niższe, nie może przejść to tego co wyższe.
Do tego co wyższe możesz dotrzeć tylko wtedy, gdy przeżyłeś to co niższe. To co
wyższe dostępujesz tylko wtedy, gdy przeszedłeś już agonie i ekstazy tego co niższe.
Zanim lotos stanie się kwiatem lotosu, musi przebić się przez błoto - ten świat jest tym
błotem. Mnich uciekł od tego błota, nigdy więc nie stanie się lotosem. To tak, jakby
nasionko lotosu bało się wpaść w błoto... może powodowane swoim ego: „Przecież
jestem zalążkiem lotosu! Nie mogę tak po prostu wpaść w błoto." W takiej
sytuacji na zawsze pozostanie nasionkiem; nigdy nie rozkwitnie kwiatem lotosu. Jeśli
zechce zakwitnąć jak lotos, musi zanurzyć się w błoto, musi przeżyć tę sprzeczność.
Bez tej sprzeczności życia w błocie, nigdy nie pójdzie dalej.
Chcę. byś zapuścił korzenie w ziemi. Całkowicie zgadzam się z Friedrichem Nietzsche,
który powiada: „Zaprawdę bracia moi, pozostańcie wiernymi ziemi i nie wierzcie tym,
co mówią o nadziejach z tamtego świata!" Najpierw naucz się pierwszej lekcji zaufania
- ufając ziemi. Teraz to ona jest twoim domem!
Nie goń za tamtym światem. Żyj tym światem... żyj nim z intensywnością i na-
miętnością. Żyj nim w totalności, całym swoim istnieniem. Dzięki temu zaufaniu, życiu
namiętnością, miłością i radością, zdołasz pójść dalej...
Tamten świat ukryty jest w tym świecie. Budda śpi w Zorbie. Trzeba go przebudzić... i
nikt inny nie może go przebudzić jak tylko samo życie.
Jestem tu po to, by pomóc ci w byciu totalnym - kimkolwiek jesteś. W jakimkolwiek
jesteś stanie, żyj nim totalnie. Tylko żyjąc totalnie w tym, w czym jesteś, zdołasz wyjść
ponad to czym jesteś.
Najpierw stań się Zorbą, kwiatem tej ziemi, przez to zyskaj możliwość stania się
Buddą - kwiatem tamtego świata. Tamten świat nie jest gdzieś indziej niż ten, tamten
świat nie jest przeciwny temu - tamten świat jest ukryty w tym świecie. Ten świat jest
jedynie przejawem tamtego, a tamten jest niewidoczną częścią tego świata.
Dlaczego medytacje aktywne?
Po raz pierwszy biorę udział w medytacjach. Czy możesz wyjaśnić do czego
służą aktywne techniki medytacji?
Ludzki umysł jest ukierunkowany na wysiłek, na działanie, ma obsesję bycia aktywnym
- bo im jesteś aktywniejszy, tym twoje ego może uzyskać większe spełnienie ego, tym
bardziej możesz powiedzieć „ja". Wszelka aktywność jest zasadniczo pożywieniem dla
osobowości egoistycznej.
Medytacja nie jest wysiłkiem, nie jest aktywnością - jest raczej głębokim powierzeniem
się. Polega na byciu w nie-aktywności. Samo istnienie już jest medytacją -nie robienie
niczego, nie pragnienie niczego, nie gonienie za czymś. Samo bycie tu i teraz, po
prostu bycie tu i teraz... To właśnie nazywam medytacją. Bardzo trudno jest to sobie
wyobrazić, nawet samo myślenie o tym jest trudne. Umysł nie potrafi myśleć o czymś,
co nie jest wysiłkiem. Sam język umysłu, jego konstrukcja, struktura, opiera się na
wysiłku - robieniu czegoś, osiąganiu czegoś, wędrowaniu.
Umysł jest bardzo poważny, a medytacja jest absolutnie niepoważna. Gdy to mówię,
może jesteś zaskoczony, bo przecież ludzie stale mówią bardzo poważnie o medytacji.
Ale medytacja nie jest niczym poważnym. Przypomina zabawę - niepoważną, szczerą,
ale niepoważną. Nie jest czymś takim jak praca; bardziej przypomina zabawę. Zabawa
nie jest aktywnością. Nawet gdy jest aktywna, nie jest aktywnością. Zabawa jest samą
przyjemnością. Taka aktywność do nikąd nie prowadzi, nie ma w niej motywacji,
natomiast jest czystą, płynącą energią.
Ale to jest trudne, bo my tak bardzo jesteśmy pochłonięci aktywnością. Od zawsze
jesteśmy tak aktywni, że aktywność stała się naszą głęboko zakorzenioną obsesją.
Jesteśmy aktywni nawet wtedy, gdy śpimy. Jesteśmy aktywni nawet wtedy, gdy
myślimy o odprężeniu. Nawet odprężenie uczyniliśmy aktywnością, dokonujemy
wysiłku aby się odprężyć. Absurd! Ale tak się dzieje na skutek tych automatycznych
nawyków umysłu.
Co więc możemy zrobić? Tylko nie-aktywność doprowadzi cię do twojego we-
wnętrznego centrum, ale umysł nie potrafi sobie wyobrazić jak można być
nieaktywnym. Co więc mamy robić?
Opracowałem pewien sposób. Ten sposób polega na tym, by być tak bardzo
aktywnym, że aktywność po prostu ustaje sama z siebie - być tak szaleńczo aktywnym,
że umysł goniący za byciem aktywnym zostaje z ciebie wyrzucony. Tylko wtedy, po
głębokim katharsis, możesz zapaść się w nie-aktywność i na chwilę zobaczyć świat,
który nie jest światem wysiłku.
Gdy poznasz ten świat, bez żadnego wysiłku możesz do niego wejść. Gdy już go
poczujesz - jak być po prostu tu i teraz, nic nie robiąc - w każdej chwili możesz do
niego wejść, wszędzie możesz w nim trwać. W końcu będziesz mógł być aktywny na
zewnątrz, a w swoim środku pozostać bardzo głęboko nieaktywnym. Na początku
musisz jednak zrobić coś bardzo paradoksalnego. Tym paradoksem jest to, że najpierw
musisz być aktywny, szaleńczo aktywny, gwałtownie aktywny, tak, by wszystko
zostało uwolnione, by zostały uwolnione twoje stłumienia.
Tyle w sobie stłumiłeś... Te stłumienia stale działają w twojej podświadomości,
wytrącają cię z równowagi, zatruwają. Dopóki ich nie uwolnisz, nie poczujesz się
naprawdę dobrze z samym sobą. Jeżeli nie możesz poczuć się dobrze z samym sobą,
jak masz czuć się dobrze z całym wszechświatem? A dopóki nie masz tego głębokiego
poczucia do wszystkiego, w czym żyjesz, nie poznałeś czym jest religia.
Tak długo już nie masz kontaktu ze sobą samym, tyle żywotów. Jesteś obcy sam sobie,
stałeś się dla siebie obcą osobą, a wszystko przez to nastawienie tłumienia. Ciągle
wszystko tłumisz. Nie krzyczysz, nie śmiejesz się, nie płaczesz prawdziwie. Niczego
nie robisz autentycznie, z głębi siebie; niczego nie robisz, w czym byłaby
zaangażowana twoja totalność.
W głębi siebie gromadzisz szaleństwo. W każdej chwili może ono wybuchnąć. Nikt nie
jest normalny, bo tuż pod tą tak zwaną normalnością ukrywa się nienormalność,
szaleniec. Ta nienormalna, stłumiona nieświadomość jest wulkanem, który stale
zakłóca ci życie. Stale przeszkadza w tym, co widzisz, stale wszystko zaburza. Jest
trucizną, której trzeba się pozbyć... jeśli w ogóle masz poczuć się dobrze z samym
sobą. To pierwszy krok, którego trzeba dokonać, dopiero potem możesz czuć się
dobrze z całym wszechświatem.
A gdy wszechświat stanie się twoim domem, choćby na chwilę, staniesz się czło-
wiekiem religijnym. Oto przemiana... Potem zawsze i wszędzie będziesz czuł, że jesteś
w domu. Gdziekolwiek pójdziesz, kimkolwiek będziesz, cokolwiek będziesz robił,
zawsze będziesz w domu, odprężony. To uczucie przyjdzie tylko wtedy, gdy
wyrzucisz z siebie wszystkie bzdury nagromadzone w twoim wnętrzu. Ale my dbamy o
nie, stale pilnujemy, aby nie zostały uwolnione, ciągle ich bronimy.
Jeżeli będziesz dalej bronić tych swoich nagromadzonych bzdur nawet podczas
medytacji, nic się nie stanie. Ale jeżeli jesteś gotowy wyrzucić z siebie wszystko to, co
jest stłumione, wiele jest przed tobą możliwości. Będziesz mógł wyjechać stąd jako
totalnie nowy człowiek, możesz stać się nowym istnieniem. Ale musisz mieć odwagę,
chcieć wyrażać siebie, być autentyczny i pełny nastawienia zabawy.
Cokolwiek jest w tobie stłumione, musi zostać wydobyte na powierzchnię. Gdy to
nastąpi, zostaniesz od tego uwolniony, brzemię zostanie ci zdjęte. A w tej chwili nosisz
to brzemię, każdy na swojej głowie nosi całe Himalaje. Z takim ciężarem na głowie nie
pójdziesz dalej nawet o centymetr. Zrzuć go! To właśnie nazywam śmiałością. Miej
więc w sobie tę odwagę.
Być może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale im jesteś bardziej stłumiony, tym płyciej
oddychasz. Człowiek stłumiony nie może nabrać głębokiego oddechu. Boi się. Jego
oddech nie dociera głęboko do pępka, jest płytki. Taki człowiek tylko łapie powietrze i
już je wyrzuca. Oddech nigdy nie dociera do głębi jego istnienia. On boi się swoich
korzeni, boi się być totalnym, ponieważ gdy zacznie być totalnym, będzie musiał
uwolnić swoje stłumienia. Będzie musiał inaczej się zachowywać, nie będzie w stanie
nad sobą zapanować. Zostanie wrzucony w głębiny rzeki egzystencji. Egzystencja nad
nim zapanuje, a on nie zdoła przejąć władzy nad egzystencją. Kontrolujemy nasze
oddychanie starając się zachować panowanie nad sobą.
Popatrz na dziecko... dziecko oddycha inaczej. Nie jest jeszcze skażone kulturą,
cywilizacją - to jest powód. Ale całe społeczeństwo będzie czyniło wszystko, by to
dziecko ucywilizować, a kiedy stanie się ono świadome społeczeństwa, jego oddy-
chanie ulegnie zmianie.
W tej jednej chwili zmieni się jego oddychanie. Kiedy dziecko uświadamia sobie swoją
płeć - albo to społeczeństwo, rodzice czy rodzina uświadamiają temu dziecku jego płeć
- oddychanie ulega zmianie. Oddychanie staje się płytkie, bo głębokie oddychanie
masuje, pobudza ośrodek seksualności od wewnątrz; schodzi bardzo głęboko i pomaga
poruszyć energię seksualną. Społeczeństwo, religia, tak zwane religie - wszyscy boją
się seksualności. Całe rodziny, kultury i cywilizacje boją się seksualności. Gdy
seksualność dziecka zostanie potępiona, to dziecko przestanie oddychać naturalnie.
Jego oddychanie stanie się płytkie, ponieważ gdyby oddech zszedł głęboko, ośrodek
seksualności zostałby pobudzony. Aby nie zejść tak głęboko, dziecko nie dopuszcza
oddychania. I to dlatego każdy oddycha tak płytko.
Ośrodek seksualności można pobudzać dwoma sposobami. Można pobudzać go z
zewnątrz - gdy odczuwasz przyciąganie do płci przeciwnej, jest to właśnie pobudzanie
z zewnątrz; energia porusza się na zewnątrz. Jeśli weźmiesz głęboki wdech i pobudzisz
nim ten ośrodek od wewnątrz, energia porusza się do wewnątrz; jest to ta sama
energia. Seksualność jest jednym i drugim, może poruszać się na zewnątrz i do
wewnątrz. Może poruszać się w dół i wędrować ku górze; oba kierunki są dla niej
dostępne. Obojętne w którym kierunku, ta energia musi zostać uwolniona. Istnieje
pewien wewnętrzny układ w człowieku, za pośrednictwem którego porusza się energia
seksualna - nazywamy go kundalini. Kundalini to nic innego jak tylko energia
seksualna poruszająca się do wewnątrz człowieka.
I stanie się coś jeszcze... uwolniona zostanie energia, elektryczność twojego ciała,'
znana pod nazwą bioelektryczności. Kiedy w ciele uwolniona zostaje bioelektryczność,
możesz wykorzystać ją jako środek do wyjścia ponad, do pójścia dalej niż tylko bycie
w ciele.
Boimy się ciała, nie pozwalamy mu więc żyć w pełni. Sprawiamy, że staje się ono na
wpół martwe. Jeżeli stanie się na wpół martwe, można będzie nad nim zapanować.
Jeżeli będzie żywe w całej swojej pełni, nie da się nim sterować. I tego się właśnie
obawiamy. Umysł zawsze się boi i boi się tylko jednego: co się stanie, gdy umysł
przestanie panować nad tym co się dzieje? Umysł może panować tylko nad martwym
albo na wpół martwym ciałem. Jeżeli ciało będzie żywe w całej swojej pełni, umysł
zaczyna się bać. Tej energii jest tyle, że umysł zostanie wyrzucony.
Medytacja to ścieżka samotności, każdy podróżuje nią samodzielnie. Wiele innych
osób medytuje, wszyscy to robią, ale ty masz zajmować się tylko sobą. Jeżeli zajmiesz
się innymi ludźmi, ani na centymetr nie poruszysz się z tego miejsca, gdzie jesteś i
zmarnujesz cały swój czas spędzony tutaj. Dlatego nie zajmuj się innymi, całkowicie
zajmij się sobą.
1 rób to wszystko w nastroju zabawy, nie bądź w tym poważny. Jeżeli staniesz się
poważny, nie da się dokonać tego uwolnienia w pełni. Baw się, ciesz się tym szaleń-
stwem, które z ciebie wychodzi. Pomagaj mu, ciesz się nim, współdziałaj z nim. Jeżeli
naprawdę zainteresuje cię wyjście poza swoje własne szaleństwa, tak właśnie trzeba
działać.
Kiedy to szaleństwo zostanie z ciebie uwolnione, poczujesz się odciążony, jakbyś nic
nie ważył, poczujesz jak wkracza do ciebie pewna subtelna świeżość, jakby wróciło
twoje dzieciństwo. Znów stałeś się dzieckiem, nowo narodzonym, świeżym.
Ta świeżość jest bardzo ważna, ta niewinność ma wielkie znaczenie - jeżeli masz iść
jeszcze dalej.
OSHO
Większość z nas spędza życie w świecie czasu, we wspomnieniach przeszłości,
oczekiwaniach przyszłości. Bardzo rzadko dotykamy Bezczasowego, wymiaru teraź-
niejszości - w chwilach nagłego piękna albo zagrożenia, w spotkaniu z ukochaną osobą
albo zaskoczeni tym, co nieprzewidziane.
Bardzo niewielu ludzi wychodzi poza świat czasu i umysłu, ambicje i konkurencyjność,
zaczyna żyć w świecie bezczasowego. A z nich jedynie nieliczni próbowali dzielić się
swym doznaniem. Lao Tzu, Gautam Budda, Bodhidharma... niedawno George
Gurdjieff, Raman Maharishi, J. Krishnamurti... Współcześni uważają ich za
ekscentryków albo wariatów, ale po śmierci nazywa się ich „filozofami." Po jakimś
czasie stają się oni legendą - nie ludźmi z krwi i kości, a czymś w rodzaju mitologicz-
nych reprezentacji naszego zbiorowego pragnienia wyrośnięcia ponad małość i bła-
hostki, bezsens naszego codziennego życia.
Osho to jedna z osób, które otworzyły drzwi do odczuwania tego życia w
bezczasowym wymiarze teraźniejszości. Sam nazwał siebie „prawdziwym
egzystencjalistą" i poświęcił swe życie na prowokowanie innych do poszukiwania tych
samych drzwi, do wyjścia poza świat przeszłości i przyszłości i odkrycia dla samych
siebie świata wieczności.
Od wczesnego dzieciństwa jasne było, że Osho nie będzie żył zgodnie z konwenansami
otaczającego go świata. Pierwszych siedem lat spędził z dziadkami ze strony matki,
którzy dali mu wolność bycia sobą, jaką cieszą się nieliczne dzieci. Był samotnikiem,
wolał spędzać długie godziny siedząc w ciszy nad jeziorem albo samemu eksplorując
otoczenie. Śmierć dziadka - jak mówi - wywarła głęboki wpływ na jego życie,
wyzwalając determinację odkrycia w życiu tego, co nieśmiertelne. Gdy wrócił do
powiększającej się rodziny swych rodziców i poszedł do szkoły, był już mocno
utwierdzony w poczuciu jasności i sensu co do samego siebie. Dało mu to odwagę
stawiania czoła wszystkim usiłowaniom kształtowania jego życia przez starszych,
zgodnie z ich wyobrażeniami, kim on powinien być.
Osho nigdy nie unikał kontrowersji. Prawda nie zna dla niego kompromisów -albo
przestaje być prawdą. A prawda nie jest jakimś wierzeniem, ale przeżyciem. Nigdy nie
żąda on, by ludzie uwierzyli w to, co mówi, lecz chce by sami eksperymentowali i
sprawdzili czy to, co mówi, jest prawdą czy nie.
Osho nie ustaje w wynajdywaniu sposobów i środków odkrywania czym naprawdę są
nasze własne przekonania - marnymi pocieszeniami mającymi złagodzić nasze lęki w
obliczu nieznanego i barierami uniemożliwiającymi spotkanie z tajemniczą i niezbadaną
rzeczywistością.
Po oświeceniu, którego dostąpił mając 21 lat, Osho ukończył studia i kilka lat uczył
filozofii na Uniwersytecie Jabalpur. Podróżował wtedy po całych Indiach, wygłaszał
wykłady, w publicznych debatach kwestionował ortodoksyjnych przywódców
religijnych, spotykał się z ludźmi z wszystkich dziedzin życia. Wiele czytał - wszystko,
co mogło pogłębić jego rozumienie systemów wiary i psychologii człowieka współ-
czesnego.
Pod koniec lat 60-tych Osho zaczął opracowywać niepowtarzalne techniki medytacji
dynamicznej. Współczesny człowiek - twierdzi -jest tak pełny przestarzałych tradycji
przeszłości i niepokojów życia w dzisiejszym świecie, że musi przejść głęboki proces
oczyszczania zanim będzie mógł odkryć bez-myślowy, odprężony stan medytacji.
Zaczął prowadzić obozy medytacyjne w różnych miejscach Indii, wygłaszać wykłady i
osobiście kierować sesjami medytacji, które opracował.
Na początku lat 70-tych o Osho usłyszeli pierwsi ludzie z Zachodu, którzy przyłączyli
się do coraz liczniejszego grona Hindusów inicjowanych przez Osho do neo-sannyasu.
W 1974 roku wokół Osho powstała komuna mieszcząca się w Punie (Indie). Wkrótce
strumyk gości z Zachodu stał się wartką rzeką.
Wielu z tych, którzy przybyli, było terapeutami. Ich zdaniem znaleźli się w obliczu
ograniczeń terapii zachodnich i szukali takiego podejścia, które mogło pozwolić na
dotarcie do znacznie głębszych pokładów ludzkiej psychiki i dokonać ich przemiany.
Osho zachęcił ich, aby włączyli swoje umiejętności w pracę komuny i ściśle z nimi
współpracował w rozwijaniu ich terapii w kontekście medytacji.
Osho uważa, że problemem terapii stworzonych na Zachodzie jest to, że zawężają się
one do leczenia umysłu i jego psychologii, podczas gdy Wschód dawno już pojął, że
problemem jest sam umysł, a raczej nasze utożsamienie z nim. Terapie mogą być
użyteczne (choćby katarktyczne fazy medytacji opracowanych przez Osho) w
zrzuceniu brzemienia stłumionych emocji i lęków oraz jako pomoc w lepszym
zobaczeniu samych siebie. Dopóki nie zaczniemy oddzielać się od mechanizmu umysłu
i jego projekcji, pragnień i lęków, będziemy wychodzić z jednego deszczu naszych
własnych wytworów, po to, by wpadać pod rynnę innego.
Dlatego terapia musi biec równolegle z procesem odtożsamienia i bycia świadkiem,
który znany jest pod nazwą medytacji.
Pod koniec lat 70-tych komuna w Punie stała się największym ośrodkiem terapii i
rozwoju w świecie. Tysiące ludzi przybywały, by brać udział w grupach terapeutycz-
nych i medytacjach, siedzieć przy Osho podczas jego codziennych porannych wy-
kładów i wnosić wkład w życie komuny, po czym wrócić do swojego kraju i tam
zakładać ośrodki medytacyjne.
W latach 1981-1985 eksperyment komuny kontynuowano w Stanach Zjednoczonych
na pustynnym obszarze Oregonu o powierzchni 330 km2. Głównym celem życia w
komunie była praca przy budowie miasta Rajneeshpuram, „oazy na pustyni." W
zaskakująco krótkim czasie zbudowano kwatery dla 5.000 osób i zaczęto naprawiać
wieloletnie zniszczenia nadmiernie spustoszonej ziemi, przywracając bieg strumieni,
budując jeziora i zbiorniki wodne, rozwijając samowystarczalne rolnictwo i sadząc
tysiące drzew.
Programy medytacji i terapii w Rajneeshpuram nadzorował Międzynarodowy
Uniwersytet Medytacji Rajneesha (RIMU). Nowoczesne budynki i wyposażenie zor-
ganizowane dla potrzeb uniwersytetu wraz ze starannie chronionym środowiskiem
naturalnym umożliwiły dotarcie do takich głębi i takie rozbudowanie programów, jakie
wcześniej nie były możliwe. Opracowano dłużej trwające kursy i szkolenia, co
przyciągnęło większą grupę uczestników, pośród których wielu już było ludźmi dobrze
sytuowanymi w świecie i chciało pogłębić swoje umiejętności zawodowe i rozumienie
samych siebie.
Pod koniec 1985 roku opozycja lokalna i rządowa wymierzona przeciw Osho i
komunie uniemożliwiły dalsze kontynuowanie eksperymentu. Komuna została roz-
wiązana, a Osho wyruszył w podróż dookoła świata, podczas której udzielał wywia-
dów prasie, prowadził wykłady dla uczniów zebranych w Himalajach, Grecji i Uru-
gwaju, aż wreszcie w połowie 1986 roku wrócił do Indii.
W styczniu 1987 roku Osho ponownie osiadł w Punie, gdzie dwa razy dziennie
prowadził wykłady. W ciągu kilku miesięcy komuna w Punie powiększyła pierwotny
zakres działalności. Standard nowoczesnych, klimatyzowanych pomieszczeń został
przyjęty w Ameryce. Osho wyraźnie stwierdził, że nowa komuna w Punie ma być oazą
XXI wieku, nawet w zacofanych technologicznie Indiach. Coraz więcej ludzi
przybywało ze Wschodu, zwłaszcza z Japonii. Ich obecność wniosła odpowiednie
wzbogacenie programów uzdrawiania i sztuk walki. Rozkwitły sztuki wizualne i ru-
chowe, równolegle z nową „Szkołą Tajemnic". Zróżnicowanie i rozszerzenie pro-
gramu znalazło wyraz w nazwie wybranej przez Osho jako ogólne określenie wszyst-
kich programów - Multiwersytet.
Bardziej wzmógł się nacisk kładziony na medytację, co w wykładach Osho było stale
powracającym tematem. Osho sam stworzył kilka nowych grup medytacyjnych, takie
jak No-Mind, Mistyczna Róża, Narodzony na Nowo.
Od połowy 1987 roku Osho zaczął stopniowo wycofywać się z działalności publicznej.
Jego wrażliwe zdrowie często nie pozwalało mu wygłaszać wykładów, okresy
nieobecności stawały się coraz dłuższe. W połowie 1988 roku do wykładów włączył
nowy element, pod koniec każdego wykładu prowadząc słuchaczy w trzyczęściowej
medytacji. W kwietniu 1989 roku wygłosił ostatni wykład, odpowiadając na pytania i
komentując sutry Zen. W następnych miesiącach, gdy tylko pozwalało mu na to
zdrowie, pojawiał się wieczorem by siedzieć razem ze swymi uczniami i przyjaciółmi w
medytacji muzyki i ciszy, po czym wracał do swego pokoju, a zgromadzeni oglądali
któryś z jego wykładów nagranych na taśmie video.
19 stycznia 1990 roku Osho opuścił ciało. Ledwie kilka tygodni wcześniej, zapytany
co stanie się z jego dziełem gdy odejdzie, odrzekł:
Moja ufność wobec egzystencji jest absolutna.
Jeśli w tym, co mówię, jest jakaś prawda, przetrwa ona... Ludzie, którzy nadal będą
zainteresowani moją pracą, po prostu będą nieśli pochodnię, ale nikomu niczego nie
będą narzucać...
Pozostanę źródłem inspiracji dla moich ludzi. I to właśnie odczuje większość
sannyasinów. Chcę, aby sami wzrastali - rozwijali cechy takie jak miłość, wokół której
żadnego kościoła nie można stworzyć, jak świadomość, która nie jest niczyim
monopolem, jak świętowanie, radowanie się i zachowanie świeżych, dziecinnych
oczu...
Chcę, aby moi ludzie poznawali siebie i nie byli takimi, jak ktoś inny tego chce. Droga
do tego prowadzi przez wnętrze.
Około dziewięć miesięcy przed opuszczeniem ciała Osho podyktował napis, który miał
być wykuty w jego samadhi - krypcie okrytej marmurem i lustrami, w której znalazły
się jego prochy. Brzmi on:
OSHO
Nigdy się nie urodził - Nigdy nie umarł
Jedynie odwiedził
tę Planetę Ziemię
11 grudnia 1931-19 stycznia 1990
Tekst opracowany przez Osho Multiversity, Puna, India
O Osho
Wypowiedzi znanych postaci świata polityki, kultury, nauki i
sztuki
Jego niesamowite wykłady nagrane na taśmach audio i książki inspirują mnie i miliony
innych ludzi na ścieżce samorozwoju... Osho jest niczym dzwon, bijący ludziom ku
przypomnieniu: „Obudź się! Obudź się! Obudź się!"
James Coburn, aktor
Ludzie oświeceni tacy jak Osho wyprzedzają czasy, w których żyją. Dobrze, że coraz
więcej młodych ludzi czyta jego książki.
K. R. Narayanan, prezydent Indii
Osho jest oświeconym mistrzem, który na wszelkie sposoby stara się pomóc ludzkości
przejść tę trudną fazę w rozwoju świadomości.
Dalai Lama
Jego książki mnie oczarowały.
Federico Fellini
Osho to najbardziej niebezpieczny człowiek od czasów Jezusa Chrystusa... Widocznie
w jego słowach jest prawda, inaczej nie byłby takim zagrożenia. Wypowiada on to,
czego nikt inny nie ma odwagi mówić. Jest człowiekiem wszechstronnej wiedzy, a jego
wypowiedzi nie tylko pobudzają, stanowią też echo prawdy, która spędza sen z
powiek tym, którzy chcą władać całym światem.
Tom Robbins, autor „Euen Cowgirls Get the Blues", „Still Life with Woodpecker" i
„Jitterbug Perfume"
Książki Osho naprawdę mnie pochłonęły, uwielbiam je, to najlepsza lektura.
Mariannę Williamson, autorka
Osho dał swojemu krajowi i światu wizję, z której naprawdę można być dumnym.
Chandra Shekhar, były premier Indii
Przeczytałam wszystkie jego książki.
Shirley MacLaine
Przeczytałem większość książek [Osho] i presłuchałem nagrania jego wykładów i
jestem przekonany, że w tradycjach duchowych jest to umysł o nadzwyczajnej bły-
skotliwości intelektualnej i adolnościach oratorskich.
James Broughton, poeta i autor
To najrzadziej spotykany i najbardziej utalentowany człowiek religijny, jaki pojawił się
w tym stuleciu.
Kazuyoshi Kina, prof. nauk buddyjskich, Hosen Gakuen College, Tokio, Japonia
Osho wyzwala cię od skostniałych struktur umysłowych... wszystko w nim się zawiera,
niczego on nie odrzuca.
Pan Nair, High Commissioner d/s Indii w Singapurze
Nie słyszałem jeszcze nikogo, kto tak pięknie i swobodnie integrowałby i rozwiązywał
problemy psychologiczne, które od pokoleń pochłaniały energię człowieka.
Rev. Cain, Chaplain Churchill College, Cambridge
Osho to największe wcielenie w Indiach od czasów Buddy. To żyjący Budda.
Lama Karmapa, naczelnik sekty Kargyupta buddyzmu tybetańskiego.
Te błyskotliwe wglądy przynoszą korzyść wszystkim tym, którzy pragną dotrzeć do
doświadczalnej wiedzy w sferze czystej potencjalności, która jest wrodzona każdemu
człowiekowi. Ta książka powinna znaleźć się na półkach każdej biblioteki i w domach
tych, którzy poszukują wiedzy o wyższej jaźni.
Dr Deepak Chopra, autor „Ageless Body, Timeless Mind: Quantun Healing and
Unconditional Life"
Upaniszady podają najwyższą mądrość, Osho pokazuje jak wprowadzić ją w życie.
R. E. Gussner, Wydział Religii, Uniwersytet Vermont, USA
Nauczam nagiej przemiany, i nauczam przemiany przez
Boga, nie przez ciebie. Ty masz tylko mu przyzwolić. To jest
wszystko, co musisz uczynić ze swojej strony.
Otwórz drzwi, czekaj. Tylko otwórz drzwi - tyle musisz
uczynić. Przyzwól... gdy zapuka on do twych drzwi - byś
mógł go powitać. Gdy przyjdzie -byś mógł go rozpoznać,
zaprosić do środka. Nie siedzisz przy zamkniętych
drzwiach, to wszystko.
Medytacja na tym tylko polega - otwarcie drzwi.
Nie ma drogi, która by do Tego prowadziła -wszystkie
drogi wprowadzają w błąd. Droga jako taka wprowadza w
błąd, bo droga oznacza, że odchodzisz dalej od siebie-
droga zawsze zabiera cię w dal. Nie ma drogi
umożliwiającej dojście do siebie - już tu jesteś! Nie ma
potrzeby dochodzenia.
Po prostu przestań z tymi fantazjami o zmierzaniu dokądś,
o stawaniu się duchowym, religijnym, o osiągnięciu
oświecenia, niruany, samadhi - po prostu porzuć wszystkie
te bzdury.
Spocznij tylko wewnątrz swego istnienia, w domu, w
odprężeniu, rozluźniony...
W tej chwili, tu i teraz, jesteś oświecony!
Czym jest medytacja?
Medytacja to przygoda, największa przygoda, jaką człowiek może przeżyć. Medytacja
oznacza samo bycie, nie robienie niczego: brak działania, brak myśli, brak emocji. Po
prostu jesteś...
Kiedy znajdziesz czas na samo bycie, porzuć wszelkie działanie. Myślenie też jest
działaniem, koncentracja jest działaniem i kontemplacja też. Nie rób nic choć przez
chwilę, a znajdziesz się w swym centrum, w zupełnym odprężeniu - oto medytacja.
Gdy zrozumiesz jak twoje istnienie może pozostawać niezaburzone, możesz zacząć
robić różne rzeczy, czuwając, by nie zostało ono poruszone. To druga część medytacji.
Medytacja nie jest więc przeciwna działaniu. Nie musisz uciekać od życia. Medytacja
jedynie uczy cię nowego sposobu życia: stajesz się okiem cyklonu.
Twoje życie trwa dalej, z większą intensywnością, radością, wyrazistością, wyobraźnią
i kreatywnością, a jednak pozostajesz z boku, niczym obserwator na wzgórzu, widzący
wszystko wokoło
Nie jesteś tym, kto działa -jesteś tym, kto patrzy i widzi. To cały sekret medytacji
stajesz się kimś, kto patrzy i widzi.
Działanie trwa na innym poziomie, nie zmienia się: rąbiesz drewno, czerpiesz wodę ze
studni. Możesz robić rzeczy małe i wielkie, na jedno tylko nie pozwól: nie możesz
zagubić swojego centrum. Ta uważność, patrzenie i widzenie, powinny istnieć bez
przesłaniających je chmur, bez żadnych zaburzeń.
Osho
Osho to oświecony mistrz na wszelkie sposoby starający się pomóc ludzkości przejść
tę trudną fazę rozwoju świadomości.
Dalai Lama
Osho to największe wcielenie w Indiach od czasów Buddy, żyjącyBudda.
Lama Karmapa, naczelnik sekty Kargyupta buddyzmu tybetańskiego
Upaniszady podają najwyższą mądrość, Osho pokazuje jak wprowadzić ją w życie.
R. E. Gussner, Wydział Religii, Uniw. Vermont, USA
Wydawnictwo SAMIRA
1KGH)
Wydawnictwo „KOS" Katowice 2003
© Copyright by Osho International
Osho is a registered trademark of Osho Foundation International Originally published as a
compilation of texts in Osho Times International
© Copyright forthe Polish edition by Samira 1987, 1989, 1990, 1991, 1992, 1994, 2002 Opracowanie
graficzne, skład, fotografie: Mariusz Włoczysiak
Wydanie VIII ISBN 83-88915-00-2
O
Wydawnictwo SAMIRA
Wydawnictwo KOS 40-110 Katowice, Agnieszki 13
tel./fax (32) 2584-045, tel. (32) 2582-648, 2582-270 http://www.kos.com.pl e-mail:
kos@kos.com.pl
Tego e-booka otrzymujesz dzieki: www.ksiazkidosluchania.tnb.pl