Michael
Oakeshott
Wieża Babel
i inne eseje
Wybrał i wstępem poprzedził
Paweł Śpiewak
Przełożyli
Adam Lipszyc, Łukasz Sommer
i Michał SzczubiaJka
Fundacja ALETHEIA
Warszawa 1999
O POSTAWIE KONSERWATYWNEJ
I
Powszechnie sądzi się, że wyłuskanie ogólnych zasad wyjaś
niających z tego, co nazywane jest postawą konserwatywną, jest
niemożliwe (a przynajmniej na tyle nieobiecujące, że nie warto
tego próbować). Nie podzielam jednak tego poglądu. Być m o ż e
prawdą jest, że konserwatywny sposób bycia nie skłania do
artykulacji w kategoriach ogólnych idei i że w związku z tym
istnieje pewien opór przeciw tego rodzaju analizom; nie należy
jednak sądzić, że postawa konserwatywna gorzej od innych nadaje
się do takiej interpretacji, cokolwiek warte jest takie przedsię
wzięcie. Jednakże nie tym proponuję się zająć. Interesuje m n i e tu
nie jakaś wiara czy doktryna, lecz usposobienie. Być konser
watywnym to być usposobionym do myślenia i zachowywania się
w pewien sposób; to przedkładać określone rodzaje postępowania
i warunki życia nad inne; to być usposobionym do dokonywania
pewnego rodzaju wyborów. M o i m celem jest więc uchwycenie
tego usposobienia, tak jak przejawia się ono w charakterze ludzi
współczesnych, nie zaś przełożenie go na kategorie ogólnych
zasad.
Nietrudno wyróżnić zespół ogólnych cech charakterystycz
nych dla tego usposobienia, choć często pojmowano je błędnie.
Skupiają się wokół skłonności do tego, by posługiwać się i cieszyć
tym, co jest dostępne, nie zaś by pragnąć i poszukiwać czegoś
innego; by delektować się tym, co obecne teraz, nie zaś tym, co
było lub co być może. Refleksja m o ż e odsłonić stosowną wdzięcz
ność za to, co jest obecnie dostępne, a zatem też i docenienie daru
czy dziedzictwa przeszłości; nie ma tu jednak m o w y o czynieniu
przedmiotu kultu z tego, co"przeszłe i minione. Ceni się raczej to,
co teraźniejsze; a ceni się to nie z uwagi na związki z zamierzchłą
przeszłością, ani też dlatego, że uważa się to za bardziej wartoś
ciowe od wszelkich innych możliwości, lecz po prostu dlatego, że
1 9 2
Wieżo Huhcl i inne c.\c/c
jest dobrze znane: nie Vcrweile doch, chi hist so scluhi, lecz Zostań
ze mną, ha jestem do ciebie przywiązany.
Gdy teraźniejszość jest jałowa i nie oferuje nic lub niemal nic,
czym można by się posługiwać lub cieszyć, wówczas owa
skłonność jest słaba lub całkiem nieobecna; gdy teraźniejszość jest
szczególnie niespokojna, skłonność ta przejawia się w poszukiwa
niach pewniejszego gruntu, a w związku z tym także w od
wołaniach do przeszłości i w jej badaniu; najbardziej charakterys
tyczną formę przybiera jednak wówczas, gdy jest wiele rzeczy,
którymi można się cieszyć, najsilniejsza zaś jest wtedy, gdy
zarazem istnieje j a w n e ryzyko ich utraty. Mówiąc krótko, jest to
usposobienie właściwe człowiekowi, który jest wyraźnie świadom
tego, że ma do stracenia coś, do czego nauczył się przywiązywać
wagę; człowiekowi, który ma w pewnym stopniu dużo okazji do
radości, lecz nie dość dużo, by m ó c pozwolić sobie na obojętność
wobec straty. Łatwiej m o ż e pojawić się u człowieka starszego niż
młodego, nie dlatego, że ludzie starzy dotkliwiej odczuwają straty,
ale dlatego, że są zdolni do pełniejszego uświadomienia sobie,
jakimi zasobami dysponuje ich świat, i dlatego też trudniej
przyjdzie im uznać je za niewystarczające. U niektórych ludzi
usposobienie to jest słabe po prostu dlatego, że nie wiedzą, co ich
świat ma im do zaoferowania: teraźniejszość wydaje im się jedynie
rezultatem niekorzystnych okoliczności.
Być konserwatywnym znaczy więc przedkładać to, co swoj
skie, nad to, co nieznane, wypróbowane nad nie wypróbowane,
fakt nad tajemnicę, to, co rzeczywiste, nad to, co możliwe,
ograniczone nad nieograniczone, bliskie nad dalekie, wystar
czające nad nadmierne, wygodne nad doskonałe, to przedkładać
dzisiejszy śmiech nad utopijną błogość. Dobrze znane związki
i więzy lojalności wybrane zostaną p o m i m o pokusy relacji bar
dziej korzystnych; nabywanie i powiększanie będzie mniej is
totne niż utrzymywanie, kultywowanie i docenianie tego, co już
się ma; smutek s p o w o d o w a n y stratą odczuwany będzie dotkli
wiej niż podniecenie nowością czy obietnicą. Oznacza to też
zdolność do przyjęcia swojego losu, życie na poziomie swych
środków, zgodę na brak większej doskonałości zarówno własnej
osoby, jak i okoliczności. Dla niektórych ludzi już samo to
stanowi efekt wyboru; dla innych jest to usposobienie, które
ujawnia się — rzadziej lub częściej — w ich preferencjach
i uprzedzeniach, s a m o zaś nie zostało wybrane i nie jest kul
tywowane świadomie.
O postawie konserwatywnej
1 9 3
Otóż wszystko to znajduje wyraz w pewnej postawie wobec
zmiany i innowacji, przy czym zmiana oznacza tu te przemiany,
których doświadczamy, a innowacja te, które planujemy i których
dokonujemy.
Zmiany to okoliczności, do których musimy się dostosować,
a konserwatywne usposobienie jest zarówno symbolem naszych
trudności w dostosowaniu się, jak i czymś, do czego uciekamy się
w naszych próbach uczynienia tego. Zmiany pozostają bez wpły
wu jedynie na tych, którzy niczego nie zauważają, którzy nie
wiedzą, co posiadają, i są niewrażliwi na okoliczności, w jakich
żyją; przyjmować je zaś niezależnie od ich charakteru potrafią
jedynie ci, którzy niczego nic cenią, którzy przywiązują się jedynie
na chwilę i którym obca jest miłość i zaangażowanie. Usposobie
nie konserwatywne wyklucza spełnienie któregokolwiek z tych
warunków: skłonność do cieszenia się tym, co teraźniejsze i do
stępne, jest przeciwstawna wobec niewiedzy i niewrażliwości,
rodzi natomiast przywiązanie i zaangażowanie. Jest więc ono
niechętne wobec zmiany, która zawsze wydaje się przede wszyst
kim stratą. Burza niszcząca las i zmieniająca ulubiony widok,
śmierć przyjaciół, obumieranie przyjaźni, zanik pewnych obycza
jów, odejście na emeryturę ulubionego komika, wygnanie wbrew
woli, odmiany losu, utrata pewnych zdolności i zastąpienie ich
przez inne — wszystkich tych zmian, z których żadnej nie brak być
m o ż e jakiejś kompensacji, człowiek konserwatywnym tem
peramencie z pewnością będzie żałował, jednakże pogodzenie się
z nimi przychodzi mu z trudem nie dlatego, że to, co utracił, było
ze swej natury lepsze od wszelkich innych możliwości lub nie
dałoby się uczynić tego jeszcze lepszym, ani leż dlatego, że tym,
co zajmuje jego miejsce, nie można się cieszyć, lecz dlatego, że to,
co utracił, bylo czymś, czym się rzeczywiście cieszył, i nauczył
się, jak tym cieszyć, a do tego, co zajmuje jego miejsce, w ogóle
nie jest przywiązany. Łatwiej więc przyjdzie mu tolerować zmiany
małe i powolne niż wielkie i nagłe; będzie też wysoko cenił
wszelki pozór ciągłości. Z pewnością niektóre zmiany nie będą mu
sprawiały trudności; i to jednak nie dlatego, że w ich wyniku
zachodzi jakaś wyraźna poprawa, lecz jedynie dlatego, że łatwiej
je przyswoić: zmiany pór roku łagodzone są przez ich powtarzal
ność, a dorastanie dzieci — p r z e z jego ciągłość. W ogólności zaś
łatwiej przystosuje się do zmian, które nie są sprzeczne z oczeki
waniami, niż do tych, które niszczą coś, co s a m o w sobie nie
zawiera racji dla swego rozkładu.
194
Wieża Babel i inne eseje
Co więcej, bycie konserwatywnym nie oznacza po prostu
niechęci w stosunku do zmian (która może być idiosynkrazją); to
również sposób przystosowywania się do nich, działania, do
którego wszyscy ludzie są zmuszeni. Albowiem każda zmiana jest
zagrożeniem dla tożsamości i każda jest symbolem zagłady.
J e d n a k i e tożsamość człowieka (i społeczności) jest niczym więcej
niż tylko nieprzerwanym ł a ń c u c h e m przygodności, z których
każda wydana jest na łaskę sytuacji i istotna jest o tyle, o ile jest
swojska. Nie jest to forteca, do której m o ż e m y się wycofać, a przed
wrogimi siłami zmiany m o ż e m y bronić jej (czyli samych siebie)
jedynie w otwartym polu doświadczenia; bronimy się przenosząc
ciężar ciała na tę nogę, która akurat stoi najpewniej, trzymając się
tych wszystkich znajomych rzeczy, jakie nie są w tym momencie
zagrożone i w ten sposób przyswajając to, co nowe, nie stając się
przy tym nierozpoznawalnymi dla samych siebie. Kiedy Masajo
wie zostali przesiedleni ze swej ojczystej ziemi do ich dzisiejszego
rezerwatu w Kenii, zabrali ze sobą nazwy wzgórz, równin i rzek
i nadali je wzgórzom, równinom i rzekom w nowej okolicy. Dzięki
takim konserwatywnym wybiegom każdy człowiek czy naród,
który doświadcza jakichś poważnych zmian, unika hańby zagłady.
Doświadczanie zmian jest więc nieuniknione; a człowiek
o konserwatywnym temperamencie (czyli silnie usposobiony do
zachowania swojej tożsamości) nie m o ż e być wobec nich obojęt
ny. Zasadniczo ocenia je po niepokoju, jaki ze sobą niosą i, tak jak
inni ludzie, sięga po dostępne mu środki, by stawić im czoło.
Natomiast celem innowacji jest poprawa. M i m o to człowiek o tym
temperamencie sam nie będzie zbyt gorliwym innowatorem.
Przede wszystkim nic uważa on wcale, że nic się nie dzieje, jeśli
nie dokonują się właśnie jakieś olbrzymie zmiany, i dlatego też nie
martwi go brak innowacji: uwagę skupia głównie na używaniu
rzeczy i cieszeniu się nimi takimi, jakie są. Rozumie też, iż tak
naprawdę nie każda innowacja jest zmianą na lepsze; jest zaś
przekonany, że wprowadzanie innowacji, które nie stanowią
żadnego ulepszenia, jest celowym bądź niezamierzonym szaleń
stwem. Co więcej, nawet gdy j a k a ś innowacja wydaje się dość
przekonującym ulepszeniem, dwa razy się jej przyjrzy, zanim ją
zaakceptuje. Ponieważ każde ulepszenie wiąże się ze zmianą,
z jego punktu widzenia dokonujące się wraz z nią zerwanie musi
być zawsze brane pod uwagę przy rozważaniu przewidywanych
korzyści. Gdy jednak to zestawienie go zadowoli, zastanowi się też
nad innymi kwestiami. Wprowadzanie innowacji jest zawsze
U postawie konserwatywnej
1 9 5
przedsięwzięciem dwuznacznym, w którym zysk i strata (nawet
wyłączając utratę poczucia swojskości) są tak ściśle ze sobą
splecione, że niezmiernie trudno jest przewidzieć ostateczny
wynik: nie ma czegoś takiego, jak czyste ulepszenie. Albowiem
skutkiem innowacji nie jest samo tylko poszukiwane „ulepszenie",
lecz nowa, złożona sytuacja, której jest ono zaledwie j e d n y m ze
składników. Ostateczna zmiana jest zawsze poważniejsza niż ta,
którą planowano; a całości skutków nie można ani przewidzieć, ani
nawet z grubsza oszacować. A zatem, gdy wprowadza się jakąś
innowację, pewne jest, że zmiana będzie większa, niż to zamierzo
no, że będzie ona źródłem zarówno zysku, jak i straty, i że ów zysk
i owa strata nie będą rozprowadzone r ó w n o pomiędzy ludzi
dotkniętych zmianą; istnieje szansa, iż uzyskane korzyści będą
większe niż te planowane; istnieje też jednak ryzyko, że zostaną
zneutralizowane przez zmiany na gorsze.
Z tego wszystkiego człowiek o konserwatywnym temperamen
cie wysnuwa odpowiednie wnioski. Po pierwsze, innowacja
z pewnością pociąga za sobą stratę i być może pewien zysk,
a zatem obowiązek dowiedzenia, że można się spodziewać, iż
proponowana zmiana będzie w ostateczności korzystna, spoczywa
na tym, któiy ową innowację chce wprowadzić. Po drugie, sądzi
on, że im bardziej jakaś innowacja przypomina rozwój (im
wyraźniej jest ona zapowiadana przez samą sytuację, a nie tylko jej
narzucana), tym mniej prawdopodobne jest, że pośród jej skutków
będą przeważały straty. Po trzecie, uważa, że innowacja, która jest
reakcją na jakiś konkretny defekt, która w zamierzeniu ma zaradzić
na pewne konkretne zachwianie równowagi, jest bardziej pożądana
niż innowacja wypływająca z jakiejś koncepcji ogólnie polepszo
nych warunków ludzkiego życia, a jest o wiele bardziej pożądana
niż ta, która rodzi się z jakiejś wizji doskonałości. Przedkłada więc
małe i ograniczone innowacje nad wielkie i nieokreślone. Po
czwarte, woli tempo powolne od szybkiego i często przystaje, by
przyjrzeć się doraźnym konsekwencjom i dokonać odpowiednich
poprawek. Po piąte i ostatnie wreszcie, przykłada dużą wagę do
okazji; gdy więc wszystkie inne czynniki pozostają takie same, za
najbardziej stosowną okazję dla zmiany uważa sytuację, w której
jest najbardziej prawdopodobne, że zmiana ograniczy się do tego,
co zaplanowano, najmniej zaś prawdopodobne, by pociągnęła za
sobą niezamierzone i niemożliwe do opanowania skutki.
Człowiek o konserwatywnym temperamencie jest więc na
stawiony ciepło i życzliwie w stosunku do cieszenia się tym, co
1 9 6
Wicia Habel i inne e.seje
jest, a chłodno i krytycznie do zmiany i innowacji: te dwie
skłonności wspierają się i wyjaśniają nawzajem. Uważa on, że nie
powinno się zbyt łatwo rezygnować z czegoś znanego i dobrego na
rzecz czegoś nieznanego i lepszego. Nie przepada za niebez
pieczeństwami i trudnościami; nie jest miłośnikiem przygód; nie
pali się do żeglowania po nieznanych morzach; nie ma dlań
żadnego uroku w gubieniu się, zdumiewaniu, rozbijaniu na rafach.
Jeśli jest z m u s z o n y do obrania kursu w nieznane, uważa za
właściwe rzucanie sondy co każdy cal. T o , co inni z pozoru
słusznie traktują j a k o bojaźliwość, on sam uważa za swą roztrop
ność; to co inni postrzegają j a k o bierność, on uważa za skłonność
do cieszenia się czymś, nie zaś do eksploatacji. Jest ostrożny, a swą
zgodę i niezgodę skłonny jest wyrażać w stopniowanych, nie zaś
absolutnych kategoriach. Bacznie obserwuje sytuację pod kątem
zawartych w niej tendencji do zniszczenia swojskich cech swojego
świata.
2
Powszechnie uważa się, że usposobienie konserwatywne jest
m o c n o zakorzenione w tym, co nazywane jest „naturą ludzką".
Z m i a n a jest męcząca, innowacja w y m a g a wysiłku, ludzie zaś
skłaniają się (jak się zwykle mówi) raczej do lenistwa niż do
energicznego działania. G d y j u ż odnajdą w miarę zadowalający
sposób radzenia sobie w życiu, nic nie popycha ich do szukania
dziury w całym. Z natury lękają się tego, co nieznane, i wolą
bezpieczeństwo od zagrożenia. Niechętnie dokonują innowacji,
zmianę zaś akceptują nie dlatego, że im się podoba, lecz dlatego
(jak m ó w i Rochefoucauld o tym, jak ludzie akceptują śmierć), iż
jest nieunikniona. Z m i a n a wywołuje prędzej smutek niż wesołość:
marzenie o niebie to marzenie nie tylko o doskonałym, lecz
i o niezmiennym świecie. Ci, którzy pojmują w ten sposób „naturę
ludzką", przyznają rzecz jasna, że o w o usposobienie nie jest jej
j e d y n y m składnikiem; utrzymują tylko, iż jest to wyjątkowo silna,
jeśli nie najsilniejsza z ludzkich skłonności. Trzeba też przyznać,
że to i owo przemawia za tym przekonaniem: świat ludzi
wyglądałby całkiem inaczej, niż wygląda w rzeczywistości, gdyby
wybory dokonywane przez człowieka nie były nacechowane sporą
dozą konserwatyzmu. Mówi się, że ludy pierwotne trzymają się
tego, co znane, i są niechętne zmianom; starożytne mity pełne są
O
ixisiuwu' koiismvtilvwiH'i
1 9 7
ostrzeżeń przeciw innowacjom; nasz folklor i mądrość zawarta
w przysłowiach dotyczących właściwego sposobu życia obfitują
w konserwatywne pouczenia; a ileż łez wylewają dzieci, gdy chcąc
nie chcąc muszą przystosować się do zmian. W istocie zawsze, gdy
osiągniemy jakąś ustaloną tożsamość i gdy czujemy, że znajduje
się ona w dość chwiejnej równowadze, jest bardzo prawdopodob
ne, że usposobienie konserwatywne weźmie górę. Z drugiej strony
usposobienie charakterystyczne dla wieku młodzieńczego skłania
się często ku przygodom i eksperymentom: gdy jesteśmy młodzi,
nic nie wydaje się bardziej pożądane niż podjęcie ryzyka; pas de
risque, pas de plaisir.
Podczas gdy wydaje się, że niektóre ludy
przez długi czas skutecznie unikały zmian, historia innych zawiera
okresy daleko idących i odważnych innowacji. Niewiele w istocie
można uzyskać dzięki ogólnym spekulacjom na temat „natury
ludzkiej", która nie jest bardziej trwała od innych znanych n a m
rzeczy. Większy sens miałoby zastanowienie się nad obecną naturą
ludzką, nad nami samymi.
W naszym przypadku usposobienie konserwatywne nie jest
chyba zbyt silne. Gdyby nieuprzedzony człowiek z zewnątrz miał
oceniać nas po naszym sposobie życia przez, powiedzmy, ostatnie
pięć wieków, mógłby z powodzeniem uznać, że jesteśmy miłoś-
nikami zmiany, dążymy jedynie do ciągłych innowacji i jesteśmy
tak dalece wyzbyci sympatii do samych siebie bądź też do tego
stopnia nie dbamy o naszą tożsamość, iż nie jesteśmy skłonni
poświęcać jej jakiejkolwiek uwagi. Ogólnie rzecz biorąc, fascyna
cja tym, co nowe, jest odczuwana głębiej niż zadowolenie z tego,
co znane. Skłonni jesteśmy sądzić, że nic ważnego się nie dzieje,
jeśli nie są właśnie wprowadzane jakieś wielkie innowacje, i że
jeśli coś nie jest ulepszane, na pewno ulega zepsuciu. Istnieje
pozytywny przesąd na korzyść tego, czego jeszcze nie spróbowali
śmy. Łatwo przyjmujemy, że wszelka zmiana jest, w jakiś sposób,
zmianą na lepsze i bez trudu można nas przekonać, że wszystkie
konsekwencje podejmowanej innowacji same w sobie stanowią
ulepszenie, bądź też są rozsądną ceną za to, co chcemy osiągnąć.
O ile człowiek o usposobieniu konserwatywnym, gdyby był
zmuszony grać na wyścigach, obstawiałby kilka koni na raz, o tyle
my wybieralibyśmy pojedyncze konie podług naszych widzimisię,
nie przeprowadzając przy tym zbyt wielkich kalkulacji i nie
oceniając ewentualnych strat. Nasze pragnienie zysku graniczy
z chciwością; jesteśmy gotowi wypuścić kość i gonić za jej
powiększonym odbiciem w zwierciadle przyszłości. Nic nie
1 9 8 Wieża Babel i inne eseje
potrafi ostać się wobec potencjalnego usprawnienia w świecie,
w którym wszystko poddawane jest nieustannym ulepszeniom:
oczekiwany czas życia wszystkiego poza samymi ludźmi stale się
skraca. Więzy uczuć są nietrwale, więzy lojalności — ulotne,
a tempo zmian przestrzega nas przed zbytnim przywiązywaniem
się do rzeczy. Pragniemy wszystkiego raz spróbować, niezależnie
od konsekwencji. Jedna działalność rywalizuje z drugą o lo, która
jest „na czasie": porzucone samochody i telewizory mają swe
odpowiedniki w odrzuconych moralnych i religijnych przekona
niach: naszą uwagę przyciąga tylko najnowszy model. Patrząc
wyobrażamy sobie, co mogłoby zająć miejsce tego, co jest;
dotykając — przeobrażamy to. Niezależnie od tego, jaki jest dziś
kształt czy charakter naszego świata, nie będziemy zbyt długo
chcieli, by był właśnie taki. Ci zaś, którzy znajdują się w awangar
dzie innowacji, zarażają tych za nimi swą energią i pomysłami.
Omnes eodem cogemur.
gdy nie jesteśmy już zbyt zwinni,
znajdujemy dla siebie miejsce w peletonie'.
Prócz owej żądzy zmiany istnieją, rzecz jasna, i inne składniki
naszego charakteru (nie brak nam skłonności do pielęgnowania
i zachowywania p e w n y c h rzeczy), nie sposób jednak wątpić w to,
że jest to składnik dominujący. A w tych okolicznościach wydaje
się logiczne, iż usposobienie konserwatywne będzie jawić się nie
jako zrozumiała (czy nawet przekonująca) alternatywa wobec
naszego zasadniczo „ p o s t ę p o w e g o " sposobu myślenia, lecz jako
dość nieszczęśliwa przeszkoda dla postępujących innowacji lub
j a k o kustosz m u z e u m , w którym przechowuje się zabawne przy
kłady wypartych j u ż osiągnięć po to, by dzieci mogły się na nie
pogapić, i j a k o strażnik tego, co od czasu do czasu uważane jest za
jeszcze nie gotowe do zniszczenia, a co (dość ironicznie) nazywa
my urokami życia.
M o ż n a by się spodziewać, że nasz opis konserwatywnego
usposobienia i jego współczesnych losów zakończy się w tym
miejscu. Człowieka, który ma owo silne usposobienie, widzimy po
raz ostatni, jak płynie pod prąd, zlekceważony nie dlatego, że to, co
ma do powiedzenia, jest koniecznie fałszywe, ale dlatego, że stało
się nieistotne; wywiedziony w pole po prostu przez bieg wydarzeń,
nie zaś za sprawą jakiejś właściwej sobie wady; zwiędły, nie-
1
„Któż z nas — pyta pewien współczesny (nie bez pewnej dwuznacz
n o ś c i ) — nie bacząc na nerwowy lęk, jaki by go to kosztowało, nie wolałby
żyć w rozgorączkowanym i twórczym niż w statycznym społeczeństwie?"
O i>i>xHi\vic kwiscrwatymicj
1 9 9
śmiały, nostalgiczny charakter, budzący litość jako wyrzutek
i pogardę j a k o reakcjonista. M i m o to uważam, że można jeszcze
nieco więcej powiedzieć na ten temat. Nawet w tych okolicznoś
ciach, gdy usposobienie konserwatywne w odniesieniu do rzeczy
w ogóle jest z pewnością w defensywie, istnieją sytuacje, w któ
rych jest ono nadal odpowiednie i to w najwyższym stopniu;
istnieją też sfery, w których mamy nieuniknioną skłonność do
postawy konserwatywnej.
Przede wszystkim istnieje pewien (wciąż jeszcze żywy) typ
działalności, w który zaangażować się można jedynie dzięki
konserwatywnemu usposobieniu. Mam na myśli te zajęcia, któ
rych celem jest doświadczana w chwili obecnej radość, nie zaś
zysk, wynagrodzenie, nagroda czy rezultat jako dodatek do
samego doświadczenia. G d y zaś dostrzeżemy, że te rodzaje
działalności są przejawami owego usposobienia, postawa konser
watywna ukaże się nie jako uprzedzenie wrogie wobec postawy
„postępowej", j a k o podejście zdolne do objęcia całego zakresu
ludzkich działań, lecz j a k o jedyne usposobienie odpowiednie dla
pewnej rozległej i ważnej sfery ludzkiej aktywności. Zaś człowiek,
w którym owo usposobienie dominuje, ukaże nam się jako ktoś,
kto woli angażować się w działalności, gdzie jedynie postawa
konserwatywna jest właściwa, nie zaś j a k o człowiek skłonny
narzucać swój konserwatyzm wszelkim bez różnicy rodzajom
ludzkich działań. Krótko mówiąc, jeśli uznamy (a większość z nas
tak czyni), że skłonni jesteśmy odrzucać konserwatyzm jako
postawę odpowiednią w odniesieniu do sposobu życia w ogóle,
nadal pozostaje pewna sfera, dla której owo usposobienie jest nie
tylko odpowiednim, lecz koniecznym warunkiem.
Istnieje, rzecz jasna, bardzo wiele rodzajów stosunków między
ludźmi, w których usposobienie konserwatywne, skłonność do
cieszenia się tym, co mają do zaoferowania, dla samej tylko tej
rzeczy, nie jest zbyt właściwe: pan i sługa, właściciel majątku
i zarządca, kupujący i sprzedawca, m o c o d a w c a i przedstawiciel.
W tych przypadkach każda ze stron oczekuje pewnej usługi lub
pewnego wynagrodzenia za usługę. Klient, który odkrywa, że
sklepikarz nie jest w stanie zaspokoić j e g o potrzeb, stara się
przekonać go, by zwiększył asortyment, bądź idzie gdzie indziej;
a sklepikarz, który nie potrafi zaspokoić potrzeb klienta, stara się
narzucić mu inne potrzeby, jakie zaspokoić potrafi. Szef, niezado
wolony z usług swego przedstawiciela, szuka sobie innego;
służący, którego nie zadowala zapłata za j e g o służbę, prosi
2 0 0
Wieża Babci i inne eseje
0 podwyżkę; a człowiek niezadowolony z warunków swej pracy
stara się ją zmienić. Krótko mówiąc, w przypadku tego rodzaju
stosunków dąży się do osiągnięcia p e w n e g o rezultatu; każdą ze
stron interesuje zdolność drugiej do jego zapewnienia. Jeśli brak
tego, do czego osiągnięcia się dąży, należy się spodziewać, że
stosunek obumrze lub zostanie zerwany. Zajęcie postawy konser
watywnej w takich stosunkach, cieszenie się tym, co obecne
1 dostępne, niezależnie od tego, że nie zaspokaja to żadnych
potrzeb, jedynie dlatego, iż przypadło n a m do gustu i stało się
swojskie, jest przejawem konserwatyzmu jusąu 'aubutiste, irrac
jonalnej skłonności do unikania jakichkolwiek stosunków, które
wymagają innej postawy. Choć i tym stosunkom wydaje się
brakować czegoś właściwego, gdy ograniczają się jedynie do
splotu popytu i podaży, a nie ma w nich miejsca na pojawienie się
relacji lojalności i przywiązania, które rodzą się z poczucia, że coś
jest n a m dobrze znajome.
Istnieją jednak stosunki innego rodzaju, w których nie dąży się
do żadnego rezultatu, w które angażujemy się jedynie dla nich
samych i którymi cieszymy się ze względu na to, czym są, a nie na
to, co mogą n a m przynieść. T a k jest na przykład z przyjaźnią. Tutaj
przywiązanie rodzi się ze znaków wzajemnej bliskości i trwa we
wzajemnym dzieleniu się swymi osobowościami. Ktoś, kto zmie
nia sklep mięsny tak długo, aż dostanie mięso, jakie lubi, lub kto
kształci swego pracownika dotąd, aż ten robi to, czego się odeń
żąda, nie postępuje w sposób niewłaściwy w odniesieniu do tego
typu stosunków; ale ktoś, kto porzuca przyjaciół dlatego, że nie
zachowują się tak, jak tego od nich oczekujemy, i nie chcą
dostosować się do naszych wymagań, całkowicie nie rozumie
natury przyjaźni. Przyjaciół nie obchodzi to, co mogliby uczynić
"z tej drugiej osoby, chcą się bowiem sobą nawzajem cieszyć; zaś
warunkiem tej radości jest gotowość akceptacji tego, co jest,
a także brak jakiegokolwiek pragnienia zmiany czy ulepszenia.
Przyjaciel to nie ktoś, co do kogo m a m y pewność, że będzie
postępował w pewien sposób, kto zaspokaja pewne potrzeby, ma
pewne użyteczne zdolności, posiada po prostu pewne miłe cechy,
kto żywi p e w n e sensowne przekonania; przyjaciel to ktoś, kto
pobudza naszą wyobraźnię, zmusza nas do namysłu, wywołuje
w nas zainteresowanie, współodczuwanie, zachwyt czy lojalność
dzięki s a m e m u tylko związkowi, w jaki z nim weszliśmy. Jeden
przyjaciel nie m o ż e zastąpić drugiego; trudno o większą różnicę od
tej, jaka zachodzi pomiędzy śmiercią naszego przyjaciela a przejś-
O postawie konserwatywnej
2 0 1
ciem na emeryturę naszego krawca. Stosunek przyjaciela do
przyjaciela jest dramatyczny, a nie utylitarny; jest to więź blisko
ści, a nie użyteczności; niezbędna jest tu więc postawa konser
watywna, nie zaś „postępowa". A to, co odnosi się do przyjaźni,
jest nie mniej prawdziwe w odniesieniu do innych doświadczeń
— na przykład patriotyzmu czy konwersacji — a każde z nich
wymaga postawy konserwatywnej j a k o warunku koniecznego do
tego, by można się było tym doświadczeniem cieszyć.
Prócz tego istnieją też jednak p e w n e rodzaje działalności, które
nie wiążą się ze stosunkami między ludźmi, w które angażujemy
się nie dla nagrody, lecz ze względu na radość, której są źródłem,
i w których jedyną właściwą postawą jest postawa konserwatywna.
Pomyślmy o łowieniu ryb. Jeśli twój zamiar sprowadza się po
prostu do złowienia tyby, głupstwem byłoby zajęcie nadmiernie
konserwatywnej postawy. Znajdziesz sobie najlepszy sprzęt, za
rzucisz sposoby łowienia, które okażą się nieskuteczne, nie będzie
cię też ograniczało nie przynoszące korzyści przywiązanie do
jakichś lokalnych nawyków, nie będących źródłem zysku, więzy
twych uczuć będą nietrwałe, więzy lojalności — ulotne; mądrze
byłoby nawet, gdybyś poszukując jakichś ulepszeń spróbował
wszystkiego. Jednakże łowienie ryb jest działalnością, w którą
można zaangażować się nie ze względu na zysk, lecz ze względu
na nią samą; wędkarz m o ż e powrócić do d o m u wieczorem
z pustymi rękoma nie mniej zadowolony, niż gdyby coś złapał.
W tym wypadku owa działalność stała się rytuałem i usposobienie
konserwatywne okaże się tu właściwe. Dlaczego miałbyś uganiać
się za najlepszym sprzętem, skoro nie dbasz o to, czy coś złapiesz,
czy nie? Liczy się jedynie przyjemność robienia użytku ze swej
umiejętności (lub być może tylko spędzanie czasu)
2
, to zaś można
2
„Wen-wang, przypatrując się [okolicom] Tsang, zobaczył starca,
łowiącego [ryby] na wędkę. Ale jego wędka nie łowiła i nie trzymał jej
z myślą o łowieniu, ciągle jednak siedział z wędką. [Wobec tego]
Wcn-wang zapragnął dać mu stanowisko i przekazać mu władzę. Bał się
jednak, że jego stryjowie i bracia nie będą zadowoleni. Chciał więc z tym
skończyć i poniechać [swego zamiaru]. Ale [jednocześnie] nie mógł znieść
myśli, że lud będzie pozbawiony tak niebiańskiego [władcy]". Czuang-
-Tsy, Prawdziwa księga południowego kwiatu, wstęp i red. W. Jabłoński,
Warszawa 1953, s. 228 [w wersji cytowanej przez Oakeshotta starzec
trzyma wędkę „dla rozrywki", a książę żałuje, że dostojnicy (i lud) zostaną
pozbawieni „wpływu" starca — przyp. tłum.].
2 0 2
Wieża lìabel i inne eseje
osiągnąć każdym sprzętem, jeśli tylko jest nam dobrze znajomy
i nie jest groteskowo nieodpowiedni.
A zatem wszelkie rodzaje działalności, których celem jest
przyjemność, płynąca nic z rezultatów działania, lecz ze swojs
kiego charakteru zajęcia, są przejawami konserwatywnego uspo
sobienia. A jest ich wiele. Fox zaliczył do nich hazard, mówiąc, że
jest on źródłem d w ó c h rodzajów najwyższej przyjemności, przyje
mności wygrywania i przegrywania. Przychodzi mi w istocie do
głowy tylko j e d n a tego rodzaju działalność, która wymaga innego
usposobienia niż konserwatywne: miłość do mody, czyli bezmyśl
ny zachwyt zmianą dla niej samej, niezależnie od tego, co
przynosi.
Jednakże obok tej wcale niemałej klasy działalności, moż
liwych do podjęcia jedynie dzięki konserwatywnemu usposobie
niu, istnieją okoliczności, w których jest to najbardziej odpowied
nie usposobienie do wykonywania innych rodzajów działań;
w istocie niewiele jest działalności, które w tym czy innym
m o m e n c i e go nie wymagają. Wszędzie tam, gdzie stabilność jest
bardziej korzystna niż poprawa, pewność jest bardziej wartoś
ciowa niż spekulacja, swojskość jest bardziej pożądana niż
doskonałość, gdzie błąd, co do którego się zgadzamy, przewyższa
kontrowersyjną prawdę, gdzie chorobę łatwiej jest znieść niż
kurację, gdzie zaspokojenie oczekiwań jest ważniejsze niż ich
„słuszność", gdzie jakaś władza jest lepsza niż ryzyko całkowitego
braku jakiejkolwiek władzy, konserwatywne usposobienie będzie
odpowiedniejsze niż jakiekolwiek inne; a niezależnie od sposobu,
w jaki postrzega się ludzkie życie, jest to niebagatelny zakres
okoliczności. A zatem ci, którzy traktują człowieka o konser
w a t y w n y m usposobieniu (nawet w czymś, co pospolicie nazywa
się „ p o s t ę p o w y m " społeczeństwem) j a k o samotnego pływaka
zmagającego się z przygniatającym naporem wydarzeń, usuwają
ze swego pola widzenia olbrzymią liczbę sytuacji, w jakich czasem
znajdują się ludzie.
W większości typów działalności, których nie podejmujemy
j e d y n i e dla nich samych, na p e w n y m poziomie obserwacji pojawia
się rozróżnienie pomiędzy podjętym przedsięwzięciem i użytymi
środkami, pomiędzy zamierzeniem i narzędziami zastosowanymi
do j e g o realizacji. Rozróżnienie to nie jest rzecz jasna bezwzględ
ne; przedsięwzięcia są często prowokowane i kierowane przez
dostępne narzędzia, rzadziej zaś projektuje się specjalne narzędzia
na użytek konkretnego przedsięwzięcia. To, co w j e d n y m przypad-
O postawie konserwatywnej
2 0 3
ku jest przedsięwzięciem, w innym staje się narzędziem. Co
więcej, istnieje co najmniej jeden ważny wyjątek: uprawianie
poezji. M i m o to o w o względne rozróżnienie jest dość użyteczne,
ponieważ zwraca naszą uwagę na różnicę we właściwym na
stawieniu do dwóch składników sytuacji.
W ogólności można powiedzieć, że nasze podejście do narzę
dzi jest bardziej konserwatywne niż nasza postawa wobec przed
sięwzięć, i jest to całkiem właściwe; innymi słowy, narzędzia
rzadziej niż przedsięwzięcia poddawane są innowacjom, ponieważ
— z wyjątkiem rzadkich sytuacji — narzędzia nie są projektowane
na użytek jakiegoś konkretnego przedsięwzięcia, potem zaś od
rzucane, projektuje się je bowiem raczej dla całej klasy przedsię
wzięć. Jest to całkiem zrozumiałe, albowiem używanie większości
narzędzi wymaga umiejętności, a umiejętności są nieodłączne od
praktyki i znajomości rzeczy: człowiek, który opanował jakąś
umiejętność, czy to będzie żeglarstwo, kucharstwo czy rachun
kowość, to człowiek zaznajomiony z p e w n y m zestawem narzędzi.
Cieśla zazwyczaj sprawniej posługuje się swoimi własnymi narzę
dziami niż innymi egzemplarzami narzędzi używanych zwykle
w j e g o zawodzie; adwokatowi zaś łatwiej jest używać własnej (z
naniesionymi uwagami) książki Pollocka o Spółkach czy Jarmana
0 Testamentach niż jakiejkolwiek innej; doskonała znajomość
narzędzia jest istotą posługiwania się nim; o ile więc człowiek jest
zwierzęciem posługującym się narzędziami, ma skłonność do
postawy konserwatywnej.
Wiele powszechnie używanych narzędzi nie uległo zmianie
przez pokolenia; inne znów doznały daleko idących przeobrażeń;
nasz zestaw narzędzi jest stale rozszerzany przez n o w e wynalazki
1 ulepszany przez n o w e wzory. W kuchniach, fabrykach, warsz
tatach, na placach budowy i w biurach odnaleźć można charak
terystyczną mieszaninę dobrze wypróbowanego i świeżo wynale
zionego wyposażenia. Tak czy inaczej jednak, gdy podjęliśmy
akurat jakąś działalność, gdy zaangażowaliśmy się w jakieś
konkretne przedsięwzięcie — czy jest to pieczenie ciasta, czy
podkuwanie konia, wprowadzanie na giełdę obligacji lub akcji,
sprzedawanie klientowi ryb czy ubezpieczenia, budowanie statku
czy szycie garnituru, sianie pszenicy czy zbieranie kartofli,
zakładanie portu czy wznoszenie zapory — z pewnością jest to
sytuacja, w jakiej szczególnie właściwe jest konserwatywne
podejście do używanych narzędzi. Jeśli jest to duże przedsię
wzięcie, powierzamy je kierownictwu człowieka, który posiada
2 0 4
Wieża Babel i inne eseje
wymaganą wiedzę, i oczekujemy, że zatrudni podwładnych znają
cych się na swojej robocie i potrafiących sprawnie posługiwać się
p e w n y m zestawem narzędzi. Na którymś poziomie tej hierarchii
użytkowników narzędzi może pojawić się sugestia, że do wykona
nia jakiejś konkretnej pracy wymagane jest rozszerzenie lub
zmodyfikowanie dostępnego zestawu. Jest prawdopodobne, iż taka
sugestia pojawi się gdzieś pośrodku tej hierarchii: nic spodziewa
my się, że projektant powie: „ M u s z ę wyjechać i przeprowadzić
pewne zasadnicze badania, które zajmą mi pięć lat, zanim będę
mógł kontynuować p r a c ę " (jego torba z narzędziami to jego zasób
wiedzy i spodziewamy się, że ma ją pod ręką i umie się nią
posługiwać); nie spodziewamy się też, by człowiek na s a m y m dole
hierarchii miał zestaw narzędzi nieodpowiedni do potrzeb jego
konkretnego zadania. Jednakże nawet jeśli taka sugestia zostanie
poczyniona i wprowadzona w życie, nie narusza to w niczym
stosowności konserwatywnej postawy w odniesieniu do całości
używanych narzędzi. W istocie jest chyba dość jasne, że nie
wykonalibyśmy nigdy żadnej pracy, nie przeprowadzilibyśmy
żadnego interesu, jeśli w danej sytuacji nasza postawa w stosunku
do narzędzi nie była, ogólnie mówiąc, konserwatywna. Ponieważ
zaś większość czasu spędzamy na podejmowaniu takich czy
innych przedsięwzięć, a mało m o ż n a zdziałać bez jakiegoś rodzaju
narzędzi, usposobienie konserwatywne nieuchronnie zajmuje waż
ne miejsce w naszym charakterze.
Cieśla przychodzi, by wykonać pewną pracę, przy czym być
m o ż e wcześniej nie miał do czynienia z zadaniem dokładnie takim,
jak to; przychodzi j e d n a k z torbą znanych mu narzędzi i jego
j e d y n a szansa, by wykonać tę pracę, tkwi w sprawności, z jaką
posługuje się tym, co ma do dyspozycji. Gdy hydraulik wychodzi
po swoje narzędzia, nie byłoby go nawet jeszcze dłużej, niż to się
dzieje zwykle, gdyby miał wynaleźć nowe narzędzia lub ulepszyć
stare. Nikt nie kwestionuje wartości pieniądza na targu. Nie
dokonano by nigdy żadnej transakcji, jeśli przed zważeniem funta
sera czy odmierzeniem pół kwarty piwa zaczęto by rozważać
względną wartość tych konkretnych jednostek wag i objętości
w stosunku do innych. Chirurg nie przerywa operacji w połowie po
to, by zmodyfikować swe narzędzia. M C C
3
nie wprowadza nowej
szerokości kija, nowej wagi piłki czy nowych rozmiarów bramki
3
Klub Krykietowy w Marylebone [przyp. tłum.].
O postawie konserwatywnej
2 0 5
w połowic meczu czy nawet w połowie sezonu krykietowego. Gdy
twój dom płonie, nie zwracasz się do instytutu badań nad
zapobieganiem pożarom, by zaprojektowano nowe urządzenia; jak
zauważył Disraeli, jeśli nie jesteś szaleńcem, posyłasz po najbliż
szą sikawkę strażacką. Muzyk m o ż e improwizować, uważałby
jednak, iż nie byłoby zbyt sprawiedliwe, gdyby równocześnie
spodziewano się, że zaimprowizuje swój instrument. W istocie
człowiek, któiy ma wykonać szczególnie trudną pracę, będzie
często wolał użyć doskonale znanego mu narzędzia niż jakiegoś
innego, wykonanego według nowego projektu, które ma akurat
w swojej torbie, lecz którego użycia jeszcze nie opanował. Bez
wątpienia istnieje czas i miejsce po temu, by być radykalnym
w stosunku do takich spraw, by wprowadzać innowacje i dokony
wać ulepszeń w używanych przez nas narzędziach, j e d n a k ż e
w tych sytuacjach stosowna jest postawa konserwatywna.
To, co jest prawdziwe w odniesieniu do narzędzi w ogóle, j a k o
czegoś różnego od przedsięwzięć, w jeszcze bardziej oczywisty
sposób stosuje się do pewnego rodzaju powszechnie używanych
narzędzi, a mianowicie do ogólnych zasad postępowania. Jeśli
swojskość, j a k a wypływa ze stosunkowej odporności na zmiany,
jest odpowiednia dla młotków i obcęgów, dla kijów i piłek, jest ona
tym bardziej odpowiednia na przykład dla procedur pracy w ja
kimś biurze. Takie procedury mogą być z pewnością ulepszane; im
bardziej jednak stają się swojskie, tym są użyteczniejsze. Brak
konserwatywnej postawy w stosunku do procedury postępowania
jest oczywistym szaleństwem. Mogą się oczywiście zdarzyć
wyjątkowe sytuacje, w których niezbędne są jakieś specjalne
zarządzenia; jednakże skłonność do tego, by w stosunku do
procedury postępowania zająć postawę konserwatywną, a nie
reformatorską, jest z pewnością właściwa. Rozważmy przebieg
jakiegoś publicznego spotkania, zasady prowadzenia debaty w Iz
bie G m i n lub procedury rozprawy sądowej. Główną zaletą tych
mechanizmów jest to, że są one ustalone i znane; rodzą i spełniają
p e w n e oczekiwania, dzięki nim to, co istotne dla sprawy, m o ż e
zostać powiedziane w w y g o d n y m porządku, zapobiegają niepo
trzebnym kolizjom i oszczędzają energię ludzi. Są to typowe
narzędzia — instrumenty, których można używać do sporej liczby
różnych, lecz podobnych prac. Są wynikiem refleksji i wyboru, nie
m a . w nich nic nietykalnego, są podatne na zmiany i ulepszenia;
gdyby jednak nasz stosunek do nich nie był, ogólnie mówiąc,
konserwatywny, gdybyśmy chcieli bez przerwy spierać się o nie
2 0 6
Wieża liabel i inne eseje
i poddawać jc zmianom, szybko utraciłyby swą wartość. 1 choć
mogą istnieć rzadkie sytuacje, w których użytecznie jest je
zawiesić, niezmiernie istotne jest, by nie wprowadzano w nich
żadnych innowacji czy ulepszeń podczas ich działania. Weźmy
z kolei pod uwagę reguły jakiejś gry. O n e również są wynikiem
refleksji i wyboru i istnieją sytuacje, w których właściwe jest ich
ponowne przemyślenie w świetle nowych doświadczeń; niewłaś
ciwy byłby jednak brak konserwatywnego nastawienia w stosunku
do nich, jak również pomysł wrzucenia ich wszystkich naraz do
tygla; nade wszystko jednak niewłaściwe byłoby wprowadzanie
w nich zmian i ulepszeń w gorączce i zamieszaniu gry. W istocie
im bardziej każda ze stron chce wygrać, tym ważniejszy jest
niezmienny zestaw reguł. Gracze mogą obmyślać nową taktykę,
mogą improwizować nowe metody ataku i obrony, mogą robić
wszystko, dzięki c z e m u mogliby przechytrzyć przeciwnika, nie
mogą jednak wymyślać nowych reguł. Tę ostatnią działalność
należy podejmować rzadko i jedynie poza sezonem.
Można by powiedzieć znacznie więcej o tym, jak istotne
i stosowne jest usposobienie konserwatywne nawet dla charakteru
takiego jak nasz, który zasadniczo skłania się w przeciwnym
kierunku. Nie powiedziałem nic o moralności ani o religii; być
może jednak powiedziałem dość, by pokazać, że nawet jeśli
skłonność do bycia konserwatywnym we wszystkich sytuacjach
i kontekstach jest tak odległa od naszego sposobu myślenia, że jest
dla nas niemal niezrozumiała, m i m o to zdecydowana większość
naszych zajęć zawsze wzywa do p o m o c y usposobienie konser
watywne, czasem zaś przyznaje mu dominującą rolę; istnieją też
pewne rodzaje działalności, gdzie rządzi ono niepodzielnie.
3
Jak zatem winniśmy pojmować postawę konserwatywną w od
niesieniu do polityki? W próbach znalezienia odpowiedzi na to
pytanie interesuje mnie nie znaczenie tej postawy w każdych
okolicznościach, lecz jej sens w naszych obecnych warunkach.
Pisarze, którzy rozważają to zagadnienie, zwracają zwykle
naszą uwagę na p e w n e ogólne przekonania o świecie, ludziach,
związkach między nimi czy nawet o wszechświecie; twierdzą,
że konserwatywne usposobienie w polityce m o ż n a trafnie ująć
jedynie wówczas, gdy rozumie się je j a k o odzwierciedlenie
O postawie konserwatywnej 2 0 7
pewnych przekonań tego rodzaju. Mówi się więc na przykład,
iż konserwatyzm w polityce jest właściwym odpowiednikiem
ogólnego konserwatywnego usposobienia w odniesieniu do ludz
kiego postępowania: przyjęcie postawy reformatorskiej w in
teresach, moralności czy religii, a konserwatywnej w polityce
uważane jest za niekonsekwencję. Mówi się, że w polityce
jest się konserwatywnym dzięki temu, iż żywi się pewne silne
przekonania religijne, takie jak na przykład wiara w prawo
naturalne, które można poznać drogą doświadczenia, oraz w ład
opatrznościowy odzwierciedlający Boże zamiary w naturze i ludz
kiej historii, do którego ludzkość ma obowiązek dostosować
swe postępowanie, a którego pogwałcenie sprowadza niespra
wiedliwość i klęski. Mówi się też, że konserwatywne usposobienie
w polityce odzwierciedla coś, co nazywane jest „organiczną"
teorią społeczeństwa; że jest ściśle powiązane z wiarą w bez
względną wartość osoby ludzkiej oraz z wiarą w pierwotną
skłonność człowieka do grzechu. A „ k o n s e r w a t y z m " angielski
łączony jest nawet z rojal izmem i anglikanizmem.
Otóż pomijając już pomniejsze zarzuty, jakie chciałoby się
wysunąć wobec takiego obrazu sytuacji, ma on m o i m zdaniem
poważną wadę. Prawdą jest, że ludzie usposobieni konserwatyw
nie w działalności politycznej żywią wiele z tych przekonań, i być
może ludzie ci sądzą też, iż owe przekonania w jakiś sposób
wspierają owo usposobienie lub nawet stanowią dlań fundament;
jednakże konserwatywne usposobienie w polityce, tak jak je
pojmuję, nie każe nam ani wierzyć w prawdziwość tych przeko
nań, ani nawet ową prawdziwość zakładać. Co więcej, nie sądzę,
by było koniecznie powiązane z jakimkolwiek ogólnym prze
świadczeniem na temat świata czy ludzkiego postępowania. Jest
natomiast powiązane z pewnymi przekonaniami na temat rządze
nia i jego środków i jedynie charakteryzując je przez odwołanie do
przekonań na te właśnie, a nie inne tematy, można uczynić je
zrozumiałym. A — by sformułować pokrótce moje stanowisko,
zanim je rozwinę — to, co nadaje sens konserwatywnemu
usposobieniu w polityce, nie ma nic wspólnego z jakimś p r a w e m
naturalnym czy ładem opatrznościowym, z moralnością czy
religią; jest to obserwacja naszego dzisiejszego sposobu życia
połączona z przekonaniem (z naszego punktu widzenia nie musi
być ono uważane za nic więcej niż tylko hipotezę), że rządzenie
jest pewną szczególną, ograniczoną działalnością, polegającą na
dostarczaniu i chronieniu ogólnych zasad postępowania, pojmo-
2 0 8
Wieża Babel i inne eseje
wanych n i e j a k o plany narzucania konkretnych działań, lecz jako
narzędzia umożliwiające ludziom zajmowanie się przy minimal
nych oporach tym rodzajem działalności, jaki sami wybrali,
a zatem j a k o coś, wobec czego właściwe jest przyjęcie postawy
konserwatywnej.
Rozpocznijmy od tego, co uważam za właściwy punkt wyjścia;
nie od niebios, lecz od nas samych, jacy dziś jesteśmy. Ja i moi
sąsiedzi, koledzy, rodacy, przyjaciele, wrogowie oraz ci, którzy są
mi obojętni, to ludzie zaangażowani w olbrzymią ilość różnych
działalności. M a m y często najróżniejsze poglądy na wszelkie
możliwe tematy i łatwo zmieniamy te poglądy, gdy się nimi
z m ę c z y m y lub gdy okażą się nieużyteczne. Każdy z nas podąża
swoją drogą; i nie ma na tyle nieprawdopodobnego projektu, żeby
nie znalazł się ktoś, kto by się weń zaangażował, ani na tyle
głupiego przedsięwzięcia, by ktoś go nie podjął. Istnieją ludzie,
którzy całe życie spędzają na próbach sprzedania anglikańskiego
katechizmu Ż y d o m . A pół świata usiłuje sprawić, by drugie pół
pragnęło tego, czego braku nigdy wcześniej nie odczuwało.
Wszyscy skłonni jesteśmy głęboko angażować się w nasze własne
zajęcia, czy będzie to wytwarzanie jakichś przedmiotów, czy
sprzedawanie ich, praca czy sport, religia czy nauka, poezja, picie
czy narkotyki. Każdy z nas ma swoje własne preferencje. Dla
j e d n y c h okazje do dokonywania wyborów (które są niezliczone)
stanowią chętnie przyjmowane zaproszenia; inni witają je mniej
ochoczo lub nawet uważają za uciążliwe. Jedni śnią o nowych,
lepszych światach; inni skłaniają się bardziej do podążania
znajomymi ścieżkami lub nawet do bezczynności. Jedni będą
ubolewali nad gwałtownością zmiany, inni będą się nią za
chwycać; wszyscy zaś ją uznają. Czasami m ę c z y m y się i zasypia
my: o d c z u w a m y błogosławioną ulgę, gdy gapimy się w wystawę
sklepową i nie dostrzegamy niczego, co chcielibyśmy mieć;
jesteśmy wdzięczni za brzydotę tylko dlatego, że odstręcza naszą
uwagę. Najczęściej j e d n a k dążymy do szczęścia, poszukując
zaspokojenia pragnień, które rodzą się bez ustanku jedne z dru
gich. Angażujemy się w związki zainteresowania i uczuć, współ
zawodnictwa, partnerstwa, opieki, miłości, przyjaźni, zazdrości
i nienawiści, z których jedne są bardziej trwałe od innych.
Zawieramy ze sobą układy; żywimy nawzajem oczekiwania co do
postępowania drugiej osoby; aprobujemy coś, na coś jesteśmy
obojętni, coś potępiamy. Ta wielość działalności i różnorodność
opinii łatwo m o ż e wywołać kolizje: podążamy torami, które
O postawie konserwatywnej
2 0 9
przecinają się ze szlakami innych ludzi, i nie wszyscy akceptujemy
ten sam sposób życia. Zasadniczo jednak jakoś żyjemy ze sobą,
czasem ustępując drogi, czasem obstając przy swoim, czasem idąc
na kompromis. Na nasze postępowanie składają się działania
dostosowywane do działań innych ludzi dzięki niewielkim, naj
częściej nieświadomym i niedostrzegalnym korektom.
Nie jest istotne, dlaczego tak się rzeczy mają. Wcale tak być
nie musi. Łatwo wyobrazić sobie inne warunki życia ludzi,
i wiemy też, że gdzie indziej i w innych czasach ludzkie działania
są lub były mniej różnorodne i zmienne, poglądy znacznie mniej
zróżnicowane, a kolizje między nimi znacznie mniej prawdopo
dobne; na ogół jednak uznajemy to za naszą kondycję. Jest to
kondycja nabyta, choć nikt jej nie zaprojektował ani nie wybrał
świadomie spomiędzy innych. Nie jest ona produktem „natury
ludzkiej" puszczonej wolno, lecz istot ludzkich popychanych
przez nabyte upodobanie do samodzielnego dokonywania wybo
rów. A o tym, dokąd nas prowadzi, wiemy równie mało i równie
dużo, co o modzie na kapelusze czy o wyglądzie samochodów za
dwadzieścia lat.
G d y rozważa się tę sytuację, niektórych ludzi uderza brak ładu
i spójności, który wydaje im się jej dominującą cechą; jej
marnotrawstwo, oporność, trwonienie ludzkiej energii, brak nie
tylko wcześniej ustalonego celu, lecz nawet jakiegokolwiek rozpo
znawalnego kierunku ruchu. Jest ona źródłem emocji podobnych
do tych związanych z wyścigiem, w którym samochody mogą
swobodnie zderzać się ze sobą; nie ma w niej jednak nic
z satysfakcji, jaką daje dobrze przeprowadzone przedsięwzięcie
handlowe. Tacy ludzie skłonni są do wyolbrzymiania dzisiejszego
nieładu; brak planu jest tak wyraźny, że niewielkie poprawki,
a nawet szerzej zakrojone usprawnienia, ograniczające chaos,
wydają się im bezskuteczne; są niewrażliwi na przytulność
bałaganu, odczuwają jedynie jego niewygody. Znaczące są jednak
nie ograniczenia ich zdolności obserwacji, lecz ich sposób myś
lenia. Czują oni, że musi istnieć coś, co powinno się zrobić, by
przemienić ten tak zwany chaos w porządek, ponieważ nic jest to
sposób życia odpowiedni dla racjonalnych istot ludzkich. Podob
nie jak Apollo, gdy ujrzał Dafne z włosami w nieładzie spływają
cymi po szyi, wzdychają i mówią do siebie: „Ach, gdyby to
wszystko było odpowiednio ułożone". Co więcej, mówią nam, że
we śnie objawił im się wspaniały, bezkolizyjny sposób życia
odpowiedni dla całej ludzkości, i uznają, że ów sen upoważnia ich
2 1 0
Wieża Babel i inne eseje
do podjęcia próby wyeliminowania różnorodności i konfliktowych
sytuacji, cechujących nasz dzisiejszy sposób życia. Ich sny nie są
rzecz jasna dokładnie takie same; łączy je jednak to, że każdy jest
wizją sposobu życia ludzi, z którego usunięto sytuacje konflik
towe, wizją skoordynowanych ludzkich działań podążających
w j e d n y m kierunku, w której wszelkie możliwości i zasoby są
w pełni wykorzystywane. Dla tego typu ludzi działania rządu
polegają więc na narzucaniu p o d d a n y m owego wyśnionego mode
lu egzystencji. Rządzić znaczy przemieniać prywatny sen w pub
liczny, p r z y m u s o w y sposób życia. T y m samym polityka staje się
spotkaniem snów, działalnością, w której sprawuje się rządy
zgodnie z tą właśnie koncepcją i dostarcza się odpowiednich po
temu narzędzi.
Nie m a m zamiaru krytykować tej polityki skoku ku chwale,
gdzie rządzenie pojmuje się j a k o nieustanne zabieganie o zasoby
ludzkiej energii w celu przejęcia ich i zwrócenia w jednym
kierunku; nie jest ona całkowicie bezsensowna i wiele jest w naszej
sytuacji czynników, które mogą ją wywołać. Pragnę jedynie
zwrócić uwagę, że istnieje całkiem o d m i e n n y sposób pojmowania
rządzenia, nie mniej sensowny, a p o d pewnymi względami być
m o ż e nawet bardziej odpowiedni w naszej sytuacji.
Ta odmienna postawa wobec rządzenia i jego środków — po
stawa konserwatywna — wypływa z akceptacji opisanego przeze
mnie dzisiejszego sposobu życia ludzi: skłonności do dokonywa
nia samodzielnych w y b o r ó w i do cieszenia się tym, różnorodności
przedsięwzięć, z których każde podejmowane jest z zapałem,
rozbieżności przekonań, z których każde żywione jest z przeświad
czeniem o jego wyłącznej prawdziwości; wynalazczości, zmienno
ści i braku jakiegokolwiek szerszego planu; przesady, nadaktyw-
ności i nieformalnego kompromisu. Zadaniem rządu nie jest
narzucanie p o d d a n y m jakichś przekonań czy działań, pouczanie
czy kształcenie ich, czynienie ich lepszymi lub uszczęśliwianie
w jakiś inny sposób, kierowanie, popychanie do działania, przewo
dzenie im czy koordynowanie ich działań tak, by nie zaistniała
żadna konfliktowa sytuacja; zadaniem rządu jest jedynie rządzić.
Jest to szczególna i ograniczona działalność, która łatwo ulega
degeneracji, jeśli łączona jest z jakąś inną; jest też, w każdych
okolicznościach, niezbędna. Obraz rządzącego to obraz rozjemcy,
którego zadaniem jest zarządzanie regułami gry, lub przewod
niczącego, który kieruje debatą zgodnie ze znanymi regułami, lecz
sam w niej nie uczestniczy.
O postawie konserwatywnej 21 1
Otóż ludzie o konserwatywnym usposobieniu bronią zwykle
swego przekonania, żc właściwa postawa rządu wobec dzisiej
szego sposobu życia ludzi polega na akceptacji, odwołując sic do
pewnych ogólnych idei. Twierdzą, że swobodna gra ludzkich
wyborów ma wartość absolutną, że własność prywatna (symbol
wyboru) jest naturalnym prawem człowieka, że tylko dzięki
różnorodności opinii i rodzajów działalności mogą objawić się
prawdziwe przekonania i dobre postępowanie. Nie sądzę jednak,
by owo usposobienie potrzebowało tych lub im podobnych
przekonań po to, by nadały mu one sens. Wystarczy coś znacznie
skromniejszego i mniej pretensjonalnego: spostrzeżenie, żc ten
sposób życia ludzi jest rzeczywiście współczesny i że nauczyliśmy
się nim cieszyć i radzić z nim sobie; że nie jesteśmy dziećmi in
sialu pupillari,
lecz dorosłymi ludźmi, którzy nie czują, by mieli
obowiązek uzasadniać to, iż wolą sami dokonywać wyborów; i że
wykracza się poza ludzkie doświadczenie, gdy zakłada się, iż ci,
którzy rządzą, wyposażeni są w wyższą wiedzę, ukazującą im jakiś
lepszy zestaw przekonań i rodzajów działalności i uprawniającą do
narzucania ich p o d d a n y m całkowicie odmiennego sposobu życia.
Krótko mówiąc, gdy ktoś pyta człowieka o takim usposobieniu:
„Dlaczego rządy powinny zaakceptować dzisiejszą różnorodność
opinii i rodzajów działalności, zamiast narzucać swym poddanym
swe senne marzenia?", wystarczy, że odpowie: A dlaczego nie?
Ich sny nie różnią się od snów innych ludzi; a o ile słuchanie, jak
inni opowiadają n a m swe sny, jest nudne, to sytuacja, w której
zmuszają nas do ich odgrywania, jest całkiem nieznośna. Toleruje
my ludzi opętanych jedną ideą, bo tak mamy w zwyczaju; dlaczego
jednak mielibyśmy być przez nich rządzeni'? Czy nie jest sensow
n y m zadaniem dla rządu (pyta człowiek o konserwatywnym
usposobieniu) ochraniać swych poddanych przed kłopotliwymi
osobnikami, którzy swą energię i majątek spożytkowują w służbie
jakiegoś obsesyjnego zacietrzewienia, próbując narzucić je wszys
tkim? Rząd nie czyniłby tego jednak poprzez tłumienie ich działań
na korzyść innych podobnego rodzaju, lecz poprzez wyznaczanie
granic hałasu, jaki każdy ma prawo robić.
M i m o to, choć owa akceptacja jest dla człowieka konser
watywnego podstawą jego wizji rządzenia, nie uważa on, że
zadaniem rządu jest nic nie robić. Według niego jest tu do
wykonania pewna praca, którą jednak wykonywać można jedynie
pod warunkiem autentycznej akceptacji współczesnych przekonań
dlatego po prostu, że są współczesne, i współczesnych działań
2 1 2 Wieża Bubel i inne eseje
dlatego po prostu, że właśnie są realizowane. Najkrócej mówiąc
zadanie, jakie przypisuje on rządowi, polega na rozwiązywaniu
niektórych konfliktów, których źródłem jest różnorodność po
glądów i działań; na zachowywaniu pokoju, lecz nie dzięki
zakazaniu wolnego wyboru i różnorodności, rodzącej się z tej
możliwości decyzji, nie dzięki narzucaniu zasadniczej jednorod
ności, lecz dzięki wprowadzaniu i utrzymywaniu ogólnych zasad
postępowania dla wszystkich poddanych.
Rządzenie, tak jak je postrzega człowiek konserwatywny, nie
wychodzi od jakiejś wizji innego, odmiennego, lepszego świata,
lecz od obserwacji rządzenia s a m y m sobą, które podczas realizacji
swych przedsięwzięć praktykują nawet zapaleńcy; rządzenie za
czyna się w aktach nieformalnego, wzajemnego dostosowywania
swych interesów, aktach mających na celu uwolnienie tych, którzy
łatwo mogą popaść w konflikt, od obustronnych niekorzyści
wynikających z kolizji. Czasem takie dostosowanie sprowadza się
jedynie do ugody pomiędzy obiema stronami, by nie wchodzić
sobie w drogę; czasem układy takie mają szersze zastosowanie
i bardziej trwały charakter, tak jak międzynarodowe zasady
unikania kolizji na morzu. Najkrócej mówiąc, zalążki rządu
odnaleźć m o ż n a w rytuałach, a nie w religii czy filozofii;
w praktyce uporządkowanego, pokojowego zachowania, a nie
w poszukiwaniach prawdy i doskonałości.
Jednakże w przypadku ludzi żarliwych przekonań, ludzi
pochłoniętych swymi działaniami, o w o rządzenie s a m y m sobą
łatwo może załamać się właśnie wtedy, gdy jest najbardziej
potrzebne. Wystarczy ono często do rozwiązywania niewielkich
konfliktów interesów, poza tym jednak nie m o ż n a na nim polegać.
Do rozwiązywania poważnych konfliktów, które mogą łatwo
powstać za sprawą naszego sposobu życia, i do uwolnienia nas od
poważnych przeszkód, które mogą zablokować nasze działania,
potrzebny jest rytuał precyzyjniejszy i trudniejszy do zniszczenia.
Strażnikiem tego rytuału jest „rząd", a reguły, które on narzuca, to
„prawo". Można wyobrazić sobie rząd, który pełni rolę arbitra
w przypadkach konfliktu interesów, lecz działa bez p o m o c y praw,
podobnie jak m o ż n a sobie wyobrazić grę bez reguł lub rozjemcę,
do którego zwracamy się w przypadkach różnicy zdań i który przy
każdej okazji używa jedynie swojego osądu, by obmyślić jakiś
doraźny sposób uwolnienia stron od patowej sytuacji. Jednakże
niepraktyczność takiego układu jest na tyle oczywista, że może on
chyba przyjść do głowy jedynie tym, którzy skłonni są wierzyć, że
O /wsławię konserwatywnej
2 1 3
władca posiada nadprzyrodzone natchnienie, lub też tym, którzy
chętnie przypisaliby mu całkiem inne stanowisko — stanowisko
przywódcy, nauczyciela lub zarządcy. Tak czy inaczej konser
watywne usposobienie w stosunku do rządzenia wypływa z prze
konania, że jeśli rząd wychodzi od akceptacji obecnych zajęć
i poglądów swych poddanych, jedyny właściwy sposób rządzenia
polega na tworzeniu i wprowadzaniu w życie zasad postępowania.
Krótko mówiąc, konserwatywna postawa w odniesieniu do rządu
jest odbiciem owego konserwatyzmu, który, jak ustaliliśmy powy
żej, jest odpowiednią postawą wobec zasad postępowania.
Dla człowieka konserwatywnego rządzenie polega więc na
dostarczaniu vincuium iuris dla tych sposobów postępowania, co do
których w danych okolicznościach najmniej prawdopodobne jest,
że doprowadzą do blokującej działanie kolizji interesów; na
oferowaniu zadośćuczynienia i środków kompensacji tym, którzy
cierpią z powodu odmiennych zachowań innych; czasem na
wymierzaniu kary ludziom, którzy dążą do swoich celów, nie
bacząc na zasady; oraz oczywiście na zapewnianiu siły na tyle
dużej, by móc utrzymać władzę tego rodzaju arbitra. Rządzenie
traktowane jest zatem jako szczególna, ograniczona działalność;
nie jest to kierowanie jakimś przedsięwzięciem, lecz panowanie
nad ludźmi zaangażowanymi w olbrzymią ilość różnorodnych
przedsięwzięć, które sami wybrali. Nie zajmuje się konkretnymi
osobami, lecz działaniami, i to jedynie pod kątem właściwej im
tendencji do kolidowania ze sobą. Nie zajmuje się moralną
słusznością i niesłusznością, nie ma za zadanie uczynić ludzi
dobrymi czy nawet lepszymi; jest niezbędne nie ze względu na
„właściwe rodzajowi ludzkiemu zepsucie", lecz po prostu ze
względu na obecną skłonność ludzi do ekstrawagancji; jego
zadaniem jest utrzymywanie pokoju pomiędzy poddanymi zaanga
żowanymi w działalności, w których postanowili szukać swego
szczęścia.
I jeśli z tym stanowiskiem wiąże się jakaś ogólna idea, to
jest to być może przekonanie, że rząd, który nie wzbudza lojalności
swych poddanych, jest pozbawiony wartości; i że podczas gdy rząd,
który (zgodnie ze starym purytańskim sformułowaniem) „rządzi
w imię prawdy", nie jest do tego zdolny (ponieważ niektórzy z j e g o
poddanych będą uważali j e g o „ p r a w d ę " za fałsz), rząd, który jest
obojętny zarówno na „prawdę", jak i na „fałsz", a dąży jedynie do
pokoju, nie stwarza żadnych przeszkód owej niezbędnej lojalności.
Jest całkiem zrozumiałe, że człowiek, który myśli w ten sposób
o rządzeniu, jest niechętny innowacjom: rządzenie polega na
214 Wieża Babel i inne eseje
dostarczaniu zasad postępowania, a jedną z najistotniejszych zalet
jakiejś zasady jest jej swojskość. Człowiek taki myśli też jednak
o innych sprawach. Przy obecnym sposobie życia ludzi wciąż
pojawiają się i szybko rozpowszechniają nowe rodzaje działalno
ści (ich źródłem są często nowe wynalazki), a przekonania są bez
ustanku modyfikowane lub odrzucane; gdy zaś zasady są nie
odpowiednie dla współczesnych typów działalności i poglądów,
jest to dla nich sytuacja równie niekorzystna jak wówczas, gdy nie
są swojskie. Na przykład liczne wynalazki oraz daleko idące
zmiany w handlu sprawiły, jak się zdaje, że obecne ustawy
0 prawie autorskim stały się nieadekwatne. Wydaje się też, że
istnienie gazet, samochodów czy samolotów nie znalazło dotąd
właściwego odbicia w angielskim prawie; wszystkie te zjawiska
stworzyły niedogodności, które winny zostać usunięte. Inny
przykład: pod koniec poprzedniego wieku nasze rządy podjęły
daleko idącą kodyfikację sporych części naszego prawa, przy
bliżając je tym samym do ówczesnych poglądów i typów działal
ności, zarazem odcinając je od procesu delikatnego dostosowywa
nia ich do sytuacji, który jest charakterystyczny dla działania
prawa precedensowego. Jednakże znaczna część owych kodeksów
jest dziś beznadziejnie przestarzała. Istnieją też starsze ustawy
parlamentu (takie jak ustawa o handlu morskim), które określają
zasady postępowania w rozległych i ważnych sferach działalności,
lecz sąjeszcze gorzej dostosowane do dzisiejszej sytuacji. Innowa
cja jest więc konieczna, jeśli zasady mają być nadal odpowiednie
do działalności, które regulują. Człowiek konserwatywny sądzi
jednak, że modyfikacje zasad powinny zawsze odzwierciedlać, nie
zaś narzucać jakąś zmianę w działaniach czy przekonaniach tych,
którzy tym zasadom podlegają, nigdy zaś nie powinny być tak
duże, by zniszczyć całość ensemble. Nie będzie więc chciał mieć
nic wspólnego z innowacjami, które mają być odpowiedzią na
jedynie hipotetyczne sytuacje; będzie wolał wprowadzić w życie
zasadę, którą już ma, niż wymyślać nową; uzna za właściwe
odwlec modyfikację zasad do czasu, aż stanie się jasne, że zmiana
okoliczności, jaką ma ona odzwierciedlać, jest stosunkowo trwała;
będzie podejrzliwy w stosunku do propozycji zmian wykraczają
cych poza to, czego wymaga sytuacja, wobec władców, którzy
żądają nadzwyczajnego wysiłku po to, by dokonać wielkich zmian,
1 których wypowiedzi pełne są ogólników takich, jak „dobro
publiczne" czy „sprawiedliwość społeczna", a także wobec zbaw
ców społeczeństwa, odzianych w zbroję i wypatrujących smoków,
O postawie konserwatywnej
2 1 5
które mogliby ubić; uzna za właściwe przyjrzeć się uważnie
okolicznościom innowacji; krótko mówiąc, będzie skienny po
strzegać politykę jako działalność, w której wartościowy zestaw
narzędzi jest od czasu do czasu poddawany renowacji i trzymany
w pogotowiu, nie zaś jako okazję do nieustannej wymiany
wyposażenia.
Wszystko to może dopomóc w nadaniu sensu konserwatywnej
postawie wobec rządzenia; można by też na przykiad dość
dokładnie pokazać, jak człowiek o tym usposobieniu pojinujc inne
wielkie zadanie każdego rządu, czyli prowadzenie polityki za
granicznej; wskazać, dlaczego przypisuje tak wielkie znaczenie
temu skomplikowanemu zbiorowi ustaleń, który nazywamy „in
stytucją wartości prywatnej"; dlaczego odrzuca pogląd, iż polityka
jest cieniem rzucanym przez ekonomię; dlaczego sądzi, ze główną
(być może jedyną) działalnością czysto ekonomiczną właściwą
rządowi jest utrzymywanie stabilnej waluty. W tyir: miejscu
jednak warto moim zdaniem powiedzieć coś innego.
Niektórym ludziom „rząd" jawi się jako olbrzymi rezerwuar
siły, pobudzający ich do snucia marzenia o użytku, jaki można by
zeń zrobić. Mają swoje ulubione pomysły o różnym zakresie, które
— j a k wierzą szczerze — przyniosłyby korzyść ludzkości, a prze
chwycenie tego źródła siły, jeśli to konieczne — powiększenie go,
i użycie w celu narzucenia swych ulubionych pomysłów swoim
bliźnim — to w ich mniemaniu treść rządzenia. Skłonni są więc
postrzegać rządy jako narzędzie pasji; sztuka polityki polega ich
zdaniem na rozpalaniu pragnień i kierowaniu nimi. Krótko mó
wiąc, rządzenie traktowane jest jako działalność podobna do
każdej innej działalności — do wyrabiania i sprzedawania jakiegoś
gatunku mydła, do eksploatowania naturalnych zasobów jakiegoś
terenu czy do budowy osiedla mieszkaniowego — tyle że siła jest
tu już (w znacznej mierze) uruchomiona, zaś owa działalność
zwraca uwagę tym jedynie, że zmierza do monopolu, a także ze
względu na obietnicę sukcesu, gdy już przejmie się kontrolę nad
źródłem siły. Oczywiście taki polityk, który realizuje twe prywat
ne przedsięwzięcie, nie zaszedłby dziś daleko, gdyby nie istnieli
ludzie o potrzebach na tyle nie sprecyzowanych, że skłonni byliby
prosić o to, co ma on im do zaoferowania, lub o potrzebach na tyle
niewolniczych, iż woleliby obietnicę gotowej obfitości od moż
liwości wyboru i działania na własną rękę. I nic jest to \z± wszystko
takie bardzo proste; często polityk tego typu błędnie ocenia
sytuację; wówczas zaś, ujmując rzecz krótko, nawet w przypadku
2 1 6 Wieża Babel i inne eseje
polityki demokratycznej, dowiadujemy się, co wielbłąd sądzi
o jeźdżcu.
Otóż konserwatywna postawa w odniesieniu do polityki od
zwierciedla całkiem inny pogląd na rządzenie. Człowiek o kon
serwatywnym usposobieniu za zadanie rządu uważa nie roz
palanie namiętności i wynajdywanie dla nich nowych obiektów,
którymi mogłyby się karmić, lecz raczej przydawanie szczypty
umiarkowania działaniom ludzi już aż nadto rozgorączkowa
nych; p o h a m o w y w a n i e , redukowanie napięcia, uspokajanie, go
dzenie; nie podsycanie ognia pragnień, lecz przytłumianie go.
A wszystko to nie dlatego, że namiętność jest występkiem,
a umiarkowanie cnotą, lecz ponieważ umiarkowanie jest nie
zbędne, by podążający za swymi namiętnościami ludzie uniknęli
wpadnięcia w potrzask kolizji, w której zablokowaliby nawza
j e m swe dążenia. Taki rząd nie musi być uważany za reprezen
tanta miłosiernej opatrzności, za strażnika prawa moralnego czy
za symbol bożego ładu. Dostarcza czegoś, czego wartość jego
poddani mogą łatwo dostrzec (jeśli są ludźmi podobnymi do
nas); w istocie jest to coś, co do pewnego stopnia tworzą oni
sami na własny użytek w codziennym prowadzeniu interesów
czy dążeniu do przyjemności. Nie trzeba im wcale przypominać
o tym, że jest to niezbędne, tak jak według Sekstusa Empiryka
Persowie mieli w zwyczaju przypominać to sobie co jakiś czas,
zawieszając wszystkie prawa na pięć straszliwych dni po śmierci
króla. Ogólnie rzecz biorąc, nie mają nic przeciwko płaceniu
niewygórowanej ceny za tę usługę; rozumieją też, że właściwą
postawą w o b e c takiego rządu jest lojalność (czasem z przekona
nia, innym razem być może lojalność z ciężkim sercem, jak
w przypadku Sidneya Godolphina), szacunek i odrobina podej
rzliwości, nie zaś uwielbienie, oddanie czy miłość. Rządzenie
postrzegane jest więc jako drugorzędna, lecz zarazem bardzo
specyficzna działalność, którą niełatwo łączyć z jakąkolwiek
inną, b o w i e m wszystkie inne (poza prostą kontemplacją wyda
rzeń) zakładają zajęcie jakiegoś stanowiska i rezygnację z neu
tralności odpowiedniej (z tego punktu widzenia) nie tylko dla
sędziego, lecz i dla prawodawcy, który zgodnie z tym podej
ściem zajmuje urząd o charakterze sędziowskim. Poddani takie
go rządu wymagają od niego, by był silny, gotowy, zdecydowa
ny, ekonomiczny i ani kapryśny, ani też nadmiernie aktywny:
nie potrzebują arbitra, który nie kieruje grą zgodnie z regułami,
jest stronniczy, rozgrywa własną grę lub bez ustanku sięga po
O /loslawie konserwatywnej
2 1 7
gwizdek; bądź co bądź to gra jest tym, co się liczy, a grając
w nią nie musimy być konserwatywni, dziś zaś nie jesteśmy też
wcale do tego skłonni.
Jednakże prócz umiaru narzucanego przez swojskie i adekwat
ne zasady należy dostrzec jeszcze inny aspekt tego stylu rządzenia.
Oczywiście, nie stwarza on podstaw do rządzenia za pomocą
sugestii, pochlebstwa czy jakiegokolwiek innego środka oprócz
prawa; nie będzie wspierał dobrodusznego ministra spraw we
wnętrznych czy groźnego ministra skarbu. Można się jednak
spodziewać, że jego obojętność wobec poglądów i treści zajęć
poddanych sama wytworzy nawyk umiaru. Do żaru naszych
zaangażowań, do gwałtownych zderzeń poglądów, do naszego
entuzjazmu dla zbawiania dusz bliźnich czy całej ludzkości taki
rząd dodaje element — nie rozumu (dlaczego mielibyśmy tego
oczekiwać?), lecz ironii, gotowej równoważyć jeden występek
drugim, kpiny, która usadza wszelką ekstrawagancję, nie zgłasza
jąc zarazem pretensji do mądrości, drwiny, która rozładowuje
napięcie, element inercji i sceptycyzmu: w istocie m o ż n a by
powiedzieć, że utrzymujemy taki rząd po to, by odrobił za nas
sceptycyzm, na jaki my sami nie m a m y ani czasu, ani ochoty. Jest
jak dotknięcie chłodnej skały, które czujemy nawet w najgorętszy
letni dzień. Lub, by odłożyć na bok metaforę, jest jak „regulator"
4
,
który kontrolując prędkość, z jaką poruszają się części silnika,
chroni go przed rozpadnięciem się na kawałki.
A zatem do przyjęcia tej koncepcji rządzenia człowieka
konserwatywnego nie popycha jedynie głupi przesąd; po to, by się
pojawiła i nabrała sensu, nie są konieczne żadne górnolotne
metafizyczne przeświadczenia. Wiąże się ona jedynie ze spo
strzeżeniem, że działalność zmierzająca do realizacji jakiegoś
przedsięwzięcia musi być równoważona przez działalność innego
rodzaju, dążącą do umiaru, która ulega degeneracji (a w istocie
całkowitemu zniszczeniu), gdy przysługująca jej władza używana
jest do realizacji czyichś ukochanych pomysłów. „Rozjemca"
będący równocześnie j e d n y m z graczy nie jest wcale rozjemcą;
„reguły", wobec których nie jesteśmy skłonni zająć konserwatyw
nej postawy, nie są regułami, lecz potencjalnym źródłem chaosu;
połączenie marzeń i władzy rodzi tyranię.
4
Ang. governor — gubernator, rządca, ale także: regulator [przyp.
tłum.]. ,
2 1 8 Wiciu Babel i inne eseje
Polityczny konserwatyzm nie jest więc całkiem nie do pomyś
lenia w społeczeństwie ludzi skłonnych do przygód i nowych
przedsięwzięć, ludzi zakochanych w zmianie, którzy chętnie
racjonalizują swe pasje, odwołując się do pojęcia „postępu"
5
. Zaś
po to, by uważać, że nie jest właściwe, by rząd był wyraźnie
„postępowy", nie trzeba wcale sądzić, iż wiara w „postęp" jest
najokrutniejszą i najmniej owocną ze wszystkich wiar, która
rozbudza zachłanność i jej nie zaspokaja. W istocie, konserwatyw
na postawa wobec rządzenia wydaje się szczególnie odpowiednia
dla ludzi mających coś do zrobienia i coś, o czym muszą myśleć
samodzielnie, posiadających jakąś umiejętność, którą muszą ćwi
czyć, lub intelektualną fortunę, którą pragną zdobyć, dla ludzi,
których namiętności nie potrzeba rozbudzać, których pragnień nie
potrzeba w y w o ł y w a ć i których snom o lepszym świecie nie
potrzeba podpowiedzi. Tacy ludzie znają wartość zasad, które
wprowadzają ład, nie ukierunkowując działań ludzi, zasad koncen
trujących obowiązek w taki sposób, że pozostaje miejsce na
przyjemność. Mogą być oni nawet przygotowani na to, by znosić
jakiś prawnie ustanowiony porządek kościelny; czyniliby to
jednak nie dlatego, iż reprezentowałby on jakąś niepodważalną
religijną prawdę, lecz po prostu dlatego, że pohamowywałby
nieuczciwą konkurencję sekt, a także (jak powiedział Hume)
powściągał „plagę nadmiernie pracowitego kleru".
Otóż niezależnie od tego, czy te przekonania wydają się
rozsądne i odpowiednie w naszych okolicznościach i w od
niesieniu do zdolności, które najprawdopodobniej odnajdziemy
u tych, którzy nami rządzą, one i im podobne są m o i m zdaniem
tym, co nadaje sens konserwatywnemu usposobieniu w odniesie
niu do polityki. W jakim stopniu to usposobienie byłoby od
powiednie w okolicznościach innych niż nasze, czy konserwatyw
na postawa wobec rządzenia byłaby równie sensowna w przypad
ku unikających przygód, gnuśnych lub pozbawionych zapału ludzi
— na te pytania nie musimy starać się odpowiedzieć: zajmujemy
się tu nami samymi, takimi, jacy jesteśmy. Osobiście sądzę, że
5
Nic zapomniałem zadać sobie pytania: Dlaczego więc tak daleko
odeszliśmy od tego, co jest odpowiednie w naszej sytuacji, że marzycicl-
-aktywista stał się stereotypem współczesnego polityka? Starałem się
odpowiedzieć na nie w innym miejscu.
O postawie konserwatywnej
2 1 9
zajmowałaby ona istotne miejsce w każdych okolicznościach.
M a m jednak nadzieję, że wykazałem jasno, iż bycie konserwatyw
nym w odniesieniu do rządu i radykalnym w stosunku do niemal
każdej innej działalności nie jest bynajmniej przejawem niekon
sekwencji. A m o i m zdaniem o tym usposobieniu można znacznie
więcej nauczyć się od Montaigne'a, Pascala, Hobbesa i H u m e ' a
niż od Burke'a czy Bcnthama.
Spośród licznych konsekwencji tego podejścia, które można by
wskazać, chciałbym zwrócić uwagę na jedną tylko, tę mianowicie,
że polityka nie jest odpowiednia dla ludzi młodych, nie ze względu
na ich wady, lecz ze względu na to, co ja przynajmniej uważam za
ich zalety.
Nikt nie twierdzi, że łatwo jest osiągnąć lub utrzymać postawę
neutralności, jakiej wymaga ten styl uprawiania polityki. Ściąg
nięcie wodzy własnych przekonań i pragnień, akceptacja ist
niejącej sytuacji, wyważanie w dłoni równowagi spraw czy rzeczy,
tolerowanie czegoś, co jest godne pogardy, odróżnianie zbrodni od
grzechu, poszanowanie formalności, nawet jeśli zdają się one
prowadzić do błędu — wszystko to są trudne osiągnięcia; i nie
należy ich szukać u ludzi młodych.
Młodość każdego człowieka jest snem, zachwycającym sza
leństwem, słodkim solipsyzmem. W o w y m czasie nic nie ma
ustalonego kształtu ani ustalonej ceny; wszystko jest możliwe, my
zaś radośnie żyjemy na kredyt. Nie ma obowiązków, które trzeba
by spełniać; nie ma rachunków, które trzeba by prowadzić. Żadna
rzecz nie jest z góry określona, wszystko m o ż n a z niej zrobić.
Świat jest zwierciadłem, w którym poszukujemy odbicia naszych
własnych pragnień. Nie sposób oprzeć się pokusie gwałtownych
emocji. G d y jesteśmy młodzi, nic jesteśmy skłonni ustępować
światu; nie potrafimy wyczuć w dłoni równowagi żadnej sprawy
czy rzeczy — chyba że jest to kij do krykieta. M a m y trudności
z odróżnieniem tego, co nam się podoba, od tego, co budzi nasz
szacunek; pilność jakiejś sprawy jest dla nas kryterium jej wagi;
i niełatwo przychodzi nam zrozumieć, że to, co jednostajne, nie
musi wcale zasługiwać na pogardę. Jesteśmy niecierpliwi w o b e c
umiaru; podobnie jak Shelley, łatwo wierzymy, iż nabranie
jakiegoś zwyczaju oznacza klęskę. Cechy te stanowią, m o i m
zdaniem, nasze zalety, gdy jesteśmy młodzi; jakże jednak są
odległe od usposobienia odpowiedniego do wzięcia udziału w tym
stylu rządzenia, jaki opisywałem. Skoro życie jest snem, wyciąga
my wniosek (na mocy z pozoru słusznej, lecz w istocie fałszywej
2 2 0
Wieża Babel i inne eseje
logiki), że polityka jest spotkaniem sennych marzeń, podczas
którego m a m y nadzieje przeforsować nasze własne marzenia.
Niektórzy ludzie, tacy jak Pitt (zwany, co zabawne, Młodszym),
mają nieszczęście urodzić się starymi i już niemal w kołysce
nadają się do polityki; inni, być m o ż e bardziej szczęśliwi, zadają
k ł a m powiedzeniu, że m ł o d y m jest się tylko raz, i nigdy nie
dorastają. Są to jednak wyjątki. Dla większości istnieje to, co
Conrad nazwał „smugą cienia", która, gdy ją przekroczymy,
odsłania trwały świat rzeczy, z których każda ma ustalony kształt,
swój punkt równowagi i swoją cenę; świat faktów, a nie poetyckich
obrazów, w którym tego, co wydaliśmy na jedną rzecz, nie
m o ż e m y j u ż wydać na inną; świat zamieszkany oprócz nas przez
innych ludzi, których nie można po prostu zredukować do odbić
naszych własnych uczuć. Zaś zadomawiając się w tym prozaicz
n y m świecie, z d o b y w a m y kwalifikacje (a nie może n a m ich
zapewnić żadna znajomość „nauk politycznych") — j e ś l i m a m y
takie skłonności i nie przychodzi nam nic lepszego do głowy — do
zaangażowania się w to, co człowiek o konserwatywnym usposo
bieniu pojmuje j a k o działalność polityczną.
1956
Przełożył Adam Lipszyc