ROZDZIAŁ 35
Zgodnie z tym, co mu powiedział jeden z członków stada Lara poszła do wodospadu, ale Walker,
gdy tam dotarł nie znalazł po niej śladu. W końcu wydała ją czerwień jej wełnianego płaszcza –
siedziała wtulona między drzewa. Jej twarz była zwrócona w stronę dzikiej furii wody.
Wiedząc, że wyłapała jego zapach podszedł i usiadł u jej boku dotykając ramieniem jej ramienia.
„Masz cienie pod oczami.” Chciał wymazać je dłonią, chociaż wiedział, że to nie było możliwe.
Gdy nie odpowiedziała mu, naciskał dalej. „Porozmawiaj ze mną Lara.” Nie był przyzwyczajony do
ciszy ze strony kobiety, która stała się jego najbliższym przyjacielem.
„Dzisiejszego ranka miałam wezwanie awaryjne do jednej z kobiet. Była w trzecim miesiącu
ciąży.”
Wszystko w Walkerze ucichło. „Coś poszło nie tak?”
„Poroniła.” Wzięła głęboki, urywany oddech. „Nie było żadnego ostrzeżenia. Niczego, co
wskazywałoby na problem. Mam mocno na oku kobiety w ciąży, ale nie wyłapałam tego...” W jej
głosie słychać było płacz. „Nie mogłam tego naprawić.”
Dotknął dłonią dzikiej energii jej loków. „Niektóre ciąże kończą się poronieniem bez żadnego
wyraźnego powodu, wiesz o tym.”
„Intelektualnie, tak. Ale… Ona w tej chwili tak bardzo emocjonalnie cierpi.”
Pogłaskał dłonią po jej sztywnym kręgosłupie, a potem położył ją na jej biodrze. „Widziałem
Hawke'a w ambulatorium z młodą parą, gdy poszedłem cię znaleźć.”
Lara przytaknęła. „Zadzwoniłam po niego. Będzie w stanie, do pewnego stopnia, pomóc jej
wilkowi, jej wybrankowi również.” Otuliła rękami swoje zgięte kolana. „Jest silna, zdrowa –
wyzdrowieje. Po prostu nienawidzę tego, że musi przejść przez to cierpienie. Nienawidzę tego.”
Walker nie był kobietą, nigdy nie będzie nosił w sobie dziecka, ale był ojcem. „Yelene była w ciąży
z naszym drugim dzieckiem, gdy otrzymaliśmy rozkaz rehabilitacji.” Powiedział ku własnemu
zdumieniu, dzieląc się sekretem, o którym nigdy nikomu nie mówił.
Lara wzięła głęboki wdech. „Straciła dziecko.”
Oczywiście uzdrowicielka, która tak bardzo martwiła się o swoje stado nawet o tym nie pomyślała.
„Rozkaz dotyczył każdego, kto miał w sobie krew Laurenów. Zanim wróciłem do domu ona już
usunęła dziecko.” Zaakceptowałby wszystko inne. Przetrwałby wszystko inne, ale ten czyn złamał
coś w jego wnętrzu. Ponieważ nawet w Sieci Psi pracował z dziećmi. Niebezpiecznymi,
utalentowanymi dziećmi, ale jednak dziećmi. Zrobiłby wszystko, co w było w jego mocy, by je
chronić. A jednak … „Nie mogłem ochronić mojego dziecka.”
Słysząc ciche łkanie Lary obrócił się i przytulił ją wplatając palce w jej włosy. Wtuliła twarz w jego
klatkę piersiową i płakała tak, jakby jej serce pękało na kawałeczki. Rozumiała, pomyślał.
Wiedziała, że tamtego dnia umarło nie tylko jego nienarodzone dziecko. Ale… gdy Lara płakała za
dzieckiem, które stracił, gdy dawała głos żałobie, której on nie potrafił wyrazić – ciasny węzeł
smutku w jego wnętrzu zaczął się rozwiązywać, kawałek po poszarpanym kawałeczku.
„Czasami zastanawiam się, jaki byłby mój syn.” Wyszeptał czując pod dłonią delikatną skórę jej
szyi.
Dłoń Lary rozłożyła się na tkaninie jego koszuli. „Powiedz mi, co sobie wyobrażałeś.” Jej głos był
szorstki od płaczu, ale jej siła przemawiała niezachwianym płomieniem.
Zajęło mu to dużo czasu, ale gdy woda nadal z grzmotem uderzała w znajdujące się pod spodem
jezioro Walker trzymał blisko siebie jej ciepło i mówił o synu, który mieszkał głęboko w jego sercu
i zawsze będzie się tam znajdował.
Hawke skinął na Lake'a, gdy podbiegł na perymetr w cichej godzinie poprzedzającej północ.
„Jakieś kłopoty?”
Żołnierz potrząsnął przecząco głową. „Gdy jeszcze było widno dostrzegłem w odległości parę
sokołów, ale trzymali się z daleka od terytorium legowiska.”
„Dobrze.” Hawke spędził jeszcze kilka minut rozmawiając z Lake'em. Wcześniej Riley uaktualnił
jego informacje na temat żołnierza. Jest inteligentny, pomyślał Hawke. Mało tego – posiadał
zdolność myślenia wychodzącego poza schematy. „Jesteś zadowolony ze swoich obecnych
obowiązków?”
Lake wziął głęboki oddech. „Wolałbym bardziej skomplikowane zadania, gdybym miał wybór.”
„Porozmawiaj jutro z Riley'em.” Powiedział Hawke, bo nie chciał, by ten utalentowany młody
mężczyzna był znudzony. „On zmieni twoje obowiązki.”
„Rozumiem, że po ostatnich wydarzeniach działamy w stanie wzmożonej czujności.” Pełne
skupienia spojrzenie. „Mogę zaczekać, aż nadejdzie lepszy czas dla nas na wprowadzanie zmian.”
„Nie. Nikomu nie pozwolimy zdławić wzrostu naszego stada.”
„Tak jest.” Lake spojrzał w dół, a potem z powrotem w górę. „Chcę coś powiedzieć – na temat
Marii.”
„Mów dalej.”
„Nadal ma do siebie pretensje o zejście z warty tamtego razu. Gdybyś mógł...”
Wilk Hawke'a polubił tego chłopaka jeszcze bardziej z uwagi na tą prośbę. „Zajmę się tym.”
„Dziękuję.” Lekki uśmiech. „Sienna powinna być jakieś pięćset metrów na północ.”
Hawke wskazał na południe. „Idź.”
Lake zasalutował i odszedł z uśmiechem.
Hawke pobiegł wzdłuż linii granicznej, aż złapał bogaty, wibrujący zapach kobiety, która mocno
zaszła mu za skórę. Wziął głęboki wdech chłodnego, górskiego powietrza i wziął wilka na smycz.
Żądania w odniesieniu do Sienny nic nie dadzą ani mężczyźnie, ani wilkowi. Rozkazy również. To
była sprawa między mężczyzną a kobietą. Hawke'em i Sienną.
Ponieważ było cicho wykrycie go zajęło jej krótką chwilkę. „Oczekuje pan raportu?”
Zmrużył oczy słysząc jej ton, ale choć alfa w jego wnętrzu każdemu innemu odwdzięczyłby się
szybką i śmiertelnie niebezpieczną odpowiedzią, to nie takiego związku pragnął ze Sienną. „Nie,
wolałbym pocałunek.”
Jej kręgosłup był równie sztywny, co stal. „Pracuję.” Później jednak, ku jego zaskoczeniu spojrzała
w tył na niego. „Słyszałam o poronieniu Ameline.” Wyraz jej twarzy był poważny.
Wspomnienie cichego płaczu członkini stada sprawiało, że jego wilk chciał unieść pysk w
żałobnym wyciu. „Mocno cierpi, ale jest silna. Tak samo jej wybranek. Przetrwają to.”
„Siedziałeś z nią?”
„Tak.” Musiał kontrolować impuls, by zacisnąć pięść w jej włosach i przyciągnąć ją tak blisko aż
będzie mógł wziąć wdech pełen ciepłych przypraw emanujący z jej skóry… aż będzie mógł się
rozwinąć na najgłębszym poziomie. Zamiast tego skupił się na ziemi, która była jego domem. Noc
była olśniewająca. Aksamitne niebo było usiane diamentami. „Zastanawiasz się, czy Rada rozumie,
dlaczego będziemy walczyć aż do ostatniego oddechu, by to utrzymać?”
„Tak.” Jej twarz też uniosła się ku niebu. „Psychologowie przeprowadziliby pełną analizę. Jednak
nie uwierzyliby, że nie poddalibyście się nawet w obliczu zagrożenia znaczną ilością ofiar.”
„Niektóre sprawy wykraczają poza logikę.” Utrata domu wyrwałaby ze stada ich serce – to czy, by
przetrwali nie miałoby znaczenia. „Oboje to wiemy.” Przesunął dłonią po grubej linii jej warkocza.
Odsunęła się od niego – zawieszenie broni skończyło się. „Zignorowałeś mnie.”
„Tak. I nie żałuję tego, co zrobiłem.” Może był dupkiem, ale miał również rację – miała zbyt niskie
mniemanie o sobie. Teraz nauczyła się, że może władać i kierować zimnym ogniem. Może
wybierać swoje cele nawet przy tak silnej presji.
„Bardzo zaskakujące.” Jej słowa ociekały sarkazmem.
„Jednak następnym razem nie zlekceważę twoich poglądów na temat własnych umiejętności.”
Dodał z warknięciem.
Sienna zamarła słysząc to niespodziewane zdanie. „Nie bardzo przypomina to przeprosiny.”
Powiedziała, starając się ponownie uporządkować myśli.
„Dlatego, że nie przepraszałem.”
Oczywiście, że nie. „Idź sobie.”
Zamiast tego pociągnął ją za jej zgrabny warkocz, rozplatając go zanim zdała sobie sprawę z tego,
co robił. Zacisnęła zęby, by powstrzymać się przed reakcją, gdy wygładzał jej włosy i wpatrzyła się
w cichy las. „Masz tutaj loki.” Wymruczał zza niej. „Zaplotłaś włosy, gdy były jeszcze mokre?”
Ten podstępny wilczy czar tym razem nie sprawi, że obniży gardę. „Pracuję, gdybyś nie słyszał,
gdy mówiłam to po raz pierwszy.”
Ręce objęły ją wokół talii. Przyciągnął jej plecy do ciepłej męskiej klaty. „Przyszedłem dotrzymać
ci towarzystwa.”
Sięgnęła do tyłu i wyciągnęła włosy spomiędzy nich. „Lubię być sama.”
Szybkie uszczypnięcie w ucho. „Kłamczucha.”
Skrzyżowała ręce na piersi i oparła się pragnieniu, by go kopnąć. „Ten fragment jest cichy.”
Powiedziała. „Lake chciał dzisiaj pobiegać, więc ja stoję na straży.”
Ręce Hawke'a skrzyżowały się na jej piersi, gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej, choć wydawało się to
niemożliwe. Jego uda znajdowały się po obu jej stronach. „To było jedno z moich pierwszych zadań
– stanie na straży.” Jego głos był cichy, pełen wspomnień. „Alfa zaczął stawiać mnie na warcie, gdy
miałem dziewięć lat.”
„Dziewięć?” Zgodnie z zasadami Śnieżnych Tancerzy był o wiele za młody.
Hawke zaśmiał się. „Sprawiałem kłopoty – miałem za dużo energii, która nie miała ujścia.
Próbowali biegać ze mną aż do momentu, gdy opadnę z sił, ale wytrzymywałem dłużej niż wszyscy
za wyjątkiem Garricka. Alfa nie mógł spędzać ze mną każdego dnia.”
Sienna zdała sobie sprawę, że rozluźniła się opierając się o niego, ale była o wiele zbyt mocno
zafascynowana tym maleńkim wejrzeniem w jego przeszłość, by się tym martwić. „Byłeś dobrym
wartownikiem?”
„Nie.” Powiedział ku jej zaskoczeniu. „Nie mogłem przestać się ruszać wystarczająco długo, by
stać na warcie.” Kolejny wybuch śmiechu. „Więc Garrick zrobił ze mnie posłańca. Biegałem
nieustannie wzdłuż linii granicznej zanosząc wiadomości od jednego wartownika do drugiego.
Spędzałem czas z żołnierzami. Uczyłem się od nich.” Patrząc wstecz wiedział, że połowa
wiadomości była tworzona, by dać mu jakieś zajęcie.
„To była najlepsza rzecz, jaką Garrick mógł zrobić.” Ta praca nie tylko zapewniała ujście jego
energii, zaczęła również uczyć go umiejętności, które były mu potrzebne w przyszłości – a także
łączyła go z mężczyznami i kobietami, którymi pewnego dnia miał dowodzić.
„Ten Garrick był dobrym alfą?”
Hawke pomyślał o szczupłym, czarnym mężczyźnie, który wydawał się równie silny jak gałąź
wierzby, i który walczył za swoje stado niczym gladiator. „Tak.”
„Och.” Sienna zamilkła na chwilę. „Wydawało mi się… nikt nigdy go nie wspomina, więc
wydawało mi się, że był złą osobą.”
„Nie.” Hawke zmusił się do mówienia. „Nie mówią nic, bo nie chcą mnie ranić.” Nie było to jednak
sprawiedliwe wobec mężczyzny i alfy, którym był Garrick. „Garrick zmarł walcząc z jednym ze
swoich poruczników.” Następne słowa były w jego duszy niczym młyńskie kamienie. „Z moim
ojcem.”
Dłonie Sienny spoczęły na jego rękach. „Powiedziałeś, że został porwany i zraniony. Nie był już
mężczyzną, którego znałeś.”
Umysł Hawke'a wypełnił się wspomnieniem agonii na twarzy jego ojca, gdy krew wypływała z
jego piersi. Wziął ostatni oddech w ramionach swojej wybranki. Jego dłoń była trzymana przez ich
śmiertelnie rannego alfę, gdy ich już i tak osłabiona uzdrowicielka próbowała uratować ich obu.
„Czy twój ojciec był jedyny?”
„Nie.”
„Twoja mama … straciła bratnią duszę.”
Nigdy nie rozmawiał o swojej roześmianej, utalentowanej matce i tym, co się z nią stało, gdy
straciła swojego wybranka. Z nikim. „Jest Lake. Zaraz będzie przy nas.” Powiedział zamiast
odpowiedzieć na jej pytanie. „Sądzę, że powinniśmy się przebiec.” Zagwizdał wysokim tonem, a
Lake uniósł rękę, by zasygnalizować, że rozumie.
Gdy Hawke obrócił się, by stanąć twarzą w twarz ze Sienną zobaczył, że jej oczy stały się ciemne
niczym nów. „Jesteś dobry w utrzymywaniu dystansu między sobą a kochanką, prawda Hawke?”
Zacisnął dłoń na jej szyi i pogłaskał ją. „Nie można powiedzieć, że trzymam się na dystans od
ciebie.”
„Istnieje więcej niż tylko jeden rodzaj dystansu.” Nie powiedziała niczego więcej. Wyjęła z kieszeni
czarną gumkę do włosów i związała włosy w kucyk.
Jej słowa niepokoiły zarówno mężczyznę, jak i wilka. Jednak nie wyśledził jej z powodu swojej
przeszłości. „Chodź. Lake jest już niemal przy nas.” Zbiegł ze zbocza i zaczekał aż go dogoni.
Pełniąc wartę bigli ze średnią prędkością, która pozwalała im na obserwację swojego otoczenia i
sprawdzanie, czy wszystko jest tak jak być powinno. „Twoja potrzeba, by wydobyć z siebie zimny
ogień, czy to z powodu mojego dotyku?” Powiedział chcąc mieć to już za sobą.
„Nie.” Powiedziała natychmiast. „Byłam świadoma tego, że poziom zimnego ognia zaczyna się
nadbudować – popełniłam tylko błąd w obliczeniach jak blisko stanu krytycznego się znajduję.”
Hawke pomyślał o informacjach uzyskanych od Judda, a potem skonfrontował to z siłą woli Sienny.
Wiedział, na co postawiłby pieniądze. „Całkowicie doszłaś do siebie?”
„Tak.”
„Dobrze.” Zdecydował odsunąć dzisiaj tą kwestię na bok. „Kogo najbardziej lubisz jako partnera na
warcie?” Nie pytał jako alfa rozmawiający z żołnierzem, tylko mężczyzna z kobietą. Chciał po
prostu być z nią tej pięknej nocy. Jej głos ocierał się o jego skórę, gdy przechodzili pod cieniami
leśnych gigantów wywołanymi światłem księżyca.
„Nie uwierzysz w to, ale Maria.” Sienna schyliła się pod gałęzią zostawiając za sobą pasmo
rubinowej czerwieni.
Podobało mu się to, że nieświadomie znaczyła ich terytorium. „Masz rację, nie wierzę ci.”
Zmarszczyła na niego nos. „Aż do tej kłótni dobrze nam się razem pracowało. Od tamtej pory
właściwie stałyśmy się przyjaciółmi.”
„Tak, pamiętam twoich kumpli z Dzikiego.”
Ignorując jego warknięcie wskazała na uciekającego zająca. „Lake jest bardzo poważny – za bardzo
podobny do mnie. Wydaje mi się, że razem stajemy się za bardzo cisi.”
Hawke potrafił dostrzec, jak to się działo. Sienna potrzebowała wilka, który był gotowy się bawić.
Choć oczywiście wilki nie były jedynymi drapieżnikami w tym regionie. „Widziałaś się ostatnio z
tym kociakiem leoparda?”
„Jeżeli mówisz o Kit'cie, to tak. Jadłam z nim dzisiaj obiad.”
Poczuł, jak pazury drapią wnętrze jego skóry, gdy zatrzymali się na kolejnym wzniesieniu, które
pozwalało im obserwować terytorium. „Obiad.”
Większość kobiet albo zjeżyłoby się, albo zamarło na jego niezbyt subtelną próbę zdominowania.
Sienna pokazała jak szokująco dobrze go zna zaskakując go niespodziewanym ugryzieniem w dolną
wargę, gdy pochylił się, by zażądać więcej informacji. Znikła zanim mógł się zemścić.
Jego wilk wygiął plecy w przyjemności. Zawsze chętnie się z nią bawił. Był uradowany, że
zainicjowała tą grę. Dogonił ją i posłał jej spojrzenie, które obiecywało zemstę. Jej odpowiedzią
było czyste chłodne spojrzenie Psi … za wyjątkiem śmiechu ukrytego za spojrzeniem kardynalnej.
Już miał ją przyciągnąć do siebie i posmakować tego śmiechu, gdy usłyszał coś, co sprawiło, że
jego wilk zamarł w miejscu.
Sienna zatrzymała się natychmiast, gdy Hawke znieruchomiał. Odsunęła swoje rozbawienie
na obrzeża świadomości. „Co wyczuwasz?” Zapytała na granicy słuchu ledwie sama mogąc się
usłyszeć.
Hawke nie odpowiedział, tylko skierował głowę w lewą stronę i zmrużył oczy, a potem odchylił się
do tyłu.
Dziwne piękno wycia zelektryzowało każdy maleńki włosek na jej ciele. Wydawało się
niemożliwością, że pochodziło z ludzkiego gardła, a jednak była w stanie dostrzec tą rzeczywistość
w napiętych mięśniach jego szyi. Odpowiadające wycia wróciły do nich na prądach powietrza w
ostatnich echach ostrzeżenia Hawke'a. Nauczyła się wystarczająco na temat harmonii wilków, by
dokładnie zrozumieć, co to wycie oznaczało.
„Chodźmy.” Hawke ustanowił tempo, które dla niej było brutalne. Prowadził ich z dala od granicy.
Pół minuty później wysłał kolejne wycie. Zaczekał jedynie wystarczająco długo, by uzyskać
odpowiedź od każdego z wartowników. Ale zaledwie minutę po tym jak ponownie zaczęli biec
powalił jej ciało na ziemię w dziurę stworzoną przez korzenie drzewa, które miało ponad sto lat.
Przykrył ją własnym ciałem. „Zakryj uszy dłońmi.”
Chwilę później rozbrzmiał przeszywający wybuch hałasu. Próbowała się obrócić i zobaczyć, gdzie
uderzały kule, ale ciało Hawke'a było zbyt ciężkie. Trzymał ją przyciśniętą do ziemi. Trzymała
dłonie na uszach tak jak jej rozkazał i została na pozycji mając nadzieję, że Lake i inni w strefie
uderzenia schowali się zanim nastąpił atak.
Wydawało się, że trwał w nieskończoność. Nieskończona fala przemocy. Zwiększający się poziom
hałasu wskazywał, że sprzęt ofensywny zbliżał się do nich – już miała spróbować porozmawiać z
Hawke'em, by powiedzieć mu, że muszą się przemieścić, gdy wybuch dźwięków sprawił, że
zaczęło jej dzwonić w uszach.