Długosz Średniowiecze Kroniki


Jan Długosz
Rozdział XXIII
O zbytkach:
1. w strojach,
2. w potrawach i napojach,
3. w sprawach Wenery.
Tu też o pijatykach i tańcach.
1. Ponieważ zaś ci, których pożera ambicja dostojeństw,
zazwyczaj chcą się pławić w wielkich zbytkach, aby im
przydawały wspaniałości, trzeba zrozumieć, jak wielkie się z
tego szerzy zepsucie obyczajów. Żadnymi bowiem słowy
nie można wyrazić dość dosadnie, ile próżności jest w
zbytku i zmienności strojów. Albowiem gdy suknie
wynalazła konieczność czy to chronienia się przed mrozem
czy upałem, czy zakrywania nimi wstydliwych części ciała,
to ludzie próżni i ambitni już to z racji swego bogactwa, już
to z racji rodów i zaszczytów obracają je na zdobywanie
ludzkiego podziwu i na przydawanie sobie ozdoby i
zacności; chcą się wydać wielcy dzięki świetności stroju.
Wiele jest zaprawdę złego w takiej myśli; zaszczyt bowiem
należny samej tylko cnocie chcą przypisać owczej wełnie, a
odzież swą bardziej upiększyć niż siebie samych.
Nie rozumiem tego tak, bym sam nie ganił niedbalstwa w
stroju albo nieochędożności. Strój bowiem skromny a
przyzwoity widzi się oznaką porządnego człeka, a suknie
czyste i ochędożne osobę bardziej zalecają. Nadmiernego
jednak strojnisiostwa i zbytku nie pochwalają nigdy ludzie
mądrzy, bo i zbyt wiele kosztuje, i zdradza próżność
człowieka popisującego się bogactwem. Jak to ktoś
powiedział: im więcej strojów, tym mniej rozumu. Jednak
ludzie wielkich rodów i wielkich bogactw pogardzają prostą
odzieżą. Powiadają, że to się należy ich szlachectwu i
1
majętnościom, by się odziewali wspanialej niż pospólstwo i
biedota. Ale i słowa te są pyszałkowate, i to nieobyczajne,
gdy ktoś, sam rozrzutny, chce ustanawiać, gdy chodzi o
stroje i wszelki inny zbytek, prawa oszczędności dla innych.
Tobie o to idzie, by tylko ktoś ze stanu plebejskiego, choćby
nie wiem jak poważany albo nie wiem jaką cnotą obdarzony,
dlatego tylko, że jest plebejuszem, nie świecił przypadkiem
złotym łańcuchem, by nie przyodział grzbietu
wystawniejszym suknem czy futrem. Gdyby ci szło o
Rzeczpospolitą, to znaczy o to, by na rzeczy niekonieczne
nie łożyć pieniędzy, które by lepiej zachować na istotną
potrzebę, to byś z pewnością, ponieważ się głosisz
miłośnikiem, stróżem, obrońcą ojczyzny, sobie przede
wszystkim to prawo nałożył. Ale tak - cóż to za wyuzdana
swawola chcieć przepisywać innym prawa na to, w czym
sobie nie chcesz przepisać nijakiego pomiarkowania! Nie
widząc belki we własnym oku chcesz wyciągnąć zdzbło z
oka brata swego?
O zuchwałości nad wszelką miarę: blizniego poprawiać w
tym, w czym sam na siebie patrzysz przez palce! Za jakież
to bowiem prawo możesz się schować, za jaką ustawę,
która pozwala tobie nosić złoty łańcuch, jedwabie,
adamaszki, złotogłowie? Jeśli za żadną, to czemuż
bezprawnie je nosisz? Czemuż obelżywie chcesz odbierać
drugiemu to, co dufnie uważasz za należny ci zaszczyt?
Czemu wnosisz świadczące o twej wrogiej nienawiści
oskarżenie przeciw innym i chcesz dla nich kary za
umiarkowane używanie tych rzeczy, ale dla siebie samego
chcesz szczególnych zaszczytów za nieumiarkowanie i
zgoła barbarzyńskie popisywanie się bogactwem? Cóż to za
zepsucie wszelkiego pojmowania, cóż za przewrotność w
osądzaniu rzeczy!
Zaiste, tak by powszechnie być winno, by szlachectwu
dawać wyraz w czynach, bogactwu zaś raczej w
szczodrobliwości dla drugich niż w popisywaniu się złotem i
kosztownością stroju dla wyrażenia tym pogardy dla innych.
Albowiem wyszukane suknie i łańcuchy na szyi nie tylko
służą odróżnieniu szlachcica od plebejusza (bo to pospolicie
pozór), ale i występku wiele ze sobą przywodzą, nie same z
siebie i dla swojej natury, ale dlatego, że są one niby
narzędziami, którymi otwiera sobie drogę to, co do
występków podżega każąc człowiekowi usidłanemu przez
zamiłowanie do zbytków folgować sobie w zuchwalstwie,
2
pysze, w nadętości okrutnej i zarazem sącząc weń
przekonanie, że chlubę swą ma pokładać w owym
powierzchownym stroju.
Ja zaś chciałbym usłyszeć, co to za chluba? Czy
wdziawszy suknię okazalszą i przystojniejszą stajesz się
rozumniejszy? Czy bardziej sprawiedliwy, czy lepszy? Czy
bardziej obdarzony jakąś cnotą i nią strojniejszy? Bo
prawdziwej chluby szukać trzeba w cnocie; poza nią ani
myśleć o tym. I choćby to pozorować, jak kto jeno chce,
jeśli ma się prawdę rzec: suknie wystawne, pyszne i zbyt
wyszukane są narzędziami pychy, zarzewiem chełpliwości i
nadętości. I widoczne, że ci, co się nimi obwieszają, są tak
na wskroś próżni, że nie znajdziesz w nich jednej bodaj
trzezwej myśli. Zamiłowanie do zmienności w kroju i
barwach szat cóż może innego zdradzać, jeśli nie
zmienność i niestałość obyczajów? I doprawdy,
niesamowicie to już wygląda, kiedy w jednym domu i
rodzinie jedni ubierają się z niemiecka, inni jak Włosi,
jeszcze inni z turecka, nie inaczej, niż gdyby się byli urodzili
w najodleglejszych od siebie stronach świata. A bardziej
jeszcze niesamowite, gdy ktoś, kto rano nosił włoski kaptur,
wieczorem kroczy w tureckiej szacie, w spiczastym
kołpaku, w podkutych butach czerwonych lub białych.
Pięć albo sześć lat temu, jak ludzie u nas poczęli nosić
wierzchnie szaty krótsze niż u narodów postronnych, i to
tak, że nie wstydzą się okazywać tych części ciała, które
winne być zakryte. Skoro zaś natura tak ukształtowała
nasze ciało, że chciała ukryć pewne jego części i usunąć
sprzed ludzkich oczu, tedy powszechnie trzeba uznać za
przystojną suknię dłuższą, choćby kolan sięgającą, jako
wyraz skromności i wstydu. Trzeba to bowiem zrozumieć,
że nie tylko niewiasty, ale i mężczyzni odrzucając uczciwą
szatę odrzucają i wstyd. A któż nie widzi, jaką byłoby
sromotą, gdyby niewiasty chodziły w sukni zwierzchniej
mało co niżej kroku sięgającej? Starodawna pogwarka
określa tych, co wstyd zatracili, jako ludzi bez czoła. A jak
też sobie wyobrażasz człowieka, który by był bez czoła?
Zważać tedy trzeba na wstydliwość, troszczyć się o dobrą
opinię u ludzi, wstydzić się oczu i sądu ludzkiego. Ogromne
pieniądze łoży się na strojne pióra; użytku z tego nie masz
żadnego, a wydatek niepomierny. Gdyby to dzieci chciały
się w nie stroić, trzeba by wybaczyć to ich wiekowi, ale
ludziom dojrzałym zaprawdę to się nie godzi.
3
Nie wiem także, czy nie jest to wbrew dobremu obyczajowi,
że złote łańcuchy noszą powszechnie zarówno ludzie mężni
jak i tchórze, skoro wydaje się, że ta ozdoba należy się
tylko mężnym. Doprawdy, w Kartaginie, gdy jeszcze była
mocnym państwem, nie wolno było nosić ozdobnych
pierścieni nikomu, kto się w bitwach nie spisał dzielnie
wobec wrogów; ten też nosił tyle pierścieni, w ilu wyprawach
wojennych brał udział. Dziś takie czasy, że nie tylko
pierścienie, ale i łańcuchy nosi byle kto, noszą je nie tylko
uczciwi, ale i rufiany, nierządnice, pokątni krętacze sądowi i
lichwiarze. Wielu ludziom się wydaje, że byliby za mało
czcigodni, gdyby nie błyskali złotym łańcuchem, a im kto
ma droższy, im więcej razy go sobie na szyi okręci albo im
niżej na brzuch go opuści, tym się uważa za
czcigodniejszego, sławniejszego i godniejszego każdego
dostojeństwa. A przecie nie świadczy to o niczym innym jak
o chełpieniu się bogactwem i o ciężkim barbarzyństwie.
Podają nam dziejopisarze, że starożytni Rzymianie
szczęśliwsi byli wtedy, gdy złoto za nic mieli, niż kiedy go
używali; woleli narodom posiadającym złoto rozkazywać niż
sami chełpić się jego świetnością. Ale gdy bogactwa
zaczęły się stawać u nich tytułem do dostojeństw, a
rzezbione naczynia, srebro i złoto tytułem do sławy, wtedy
zaraz prawdziwa godność przemieniła się u nich w pychę, a
wolność w swawolę. Aby i u nas tak się nie stało, trzeba w
zacności raczej niż w złocie szukać chwały.
Godziłoby się jeszcze, gdyby niedorośli używali takich
strojów, co niechby już dla nich było niby przynętą do
zacności, ale dorosłym przystoi raczej szukać zadowolenia
w poczuciu, że dobrze coś czynili, niż w jakichkolwiek
odznakach przypadkowej fortuny.
Jeśli zaś już komuś nie wystarczyłoby do zadowolenia takie
usprawiedliwione poczucie i chciałby jeszcze cieszyć sie
zewnętrznymi oznakami, niby trębaczami swej cnoty, to
warto, aby to były odznaki nie bogactwa ani rodu, ani tym
mniej jakich występków, ale samej zacności, dowiedzionej
w sprawach wielkich i trudnych. Jak bowiem złoto
przewyższa swą wagą i szlachetnością wszystkie kruszce,
tak odznaki cnoty winny gasić swym blaskiem wszystko
inne. Bo czcze są odznaki, którym w rzeczy samej nic nie
odpowiada; kto nosi odznaki cnoty, powinien mieć samą
cnotę. W przeciwnym razie oszukuje oczy ludzkie, szkodzi
złym przykładem Rzeczypospolitej, obraża dobre chęci ludzi
4
zacnych, którzy nie mogą nie boleć nad tym, że odznaki
należne sobie noszą razem z tymi, którzy jeszcze nie
zasłużyli na nie postępkami świadczącymi o zacności; tej,
powiadam, zacności, którą się zdobywa w pocie czoła, którą
opromienia sława płynąca z kierowania wielkimi sprawami,
która przeciwna próżniactwu, wroga wszelkiej
nieprzystojności. Ponieważ nic z nią nie może iść w
zawody, jeśli chodzi o godność, nie przystoi również, aby
odznaki jej tylko należne dzieliła z innymi dobrami czy to
natury, czy szczęśliwego przypadku. Jeśli taką cnotą ktoś
się odznacza, nic nie stoi na zawadzie, by używał
przystojnego stroju, choćby dla zachęty innych. Tyle o
strojach.
2. Zbytnia żarłoczność w jedzeniu i piciu niegodna jest
człowieka, a przede wszystkim tego, kto piastuje urząd:
czyni ciało podatnym na różne choroby, człowieka
niezdolnym do poważnych czynów, folgującym sobie i
obelżywym dla innych, i zbłąkanym z prawdziwej drogi, niby
koń, co zerwał się z wędzidła. Wino zaś ma taką naturę, że
naprzód czyni człowieka bardziej rześkim; potem, gdy
więcej się napije, przydaje mu dobrej myśli i dobrego o sobie
samym mniemania. Po jeszcze obfitszym użytku czyni go
jeszcze dufniejszym w siebie, skorym do mówienia i
robienia byle czego, tak iż człowiek zgoła sobą nie włada,
jako to ów w pewnej komedii, który podpiwszy sobie dobrze
- woła: "Wygrało wino, którem wypił." Opary bowiem winne
bijące do głowy mieszają i w nieład wszystko wprawiają, a
człowieka pozbawiają władzy nad sobą samym.
Wygadujesz wtedy tajemnice i rzeczy sekretnie ci
zwierzone. Pleciesz wiele rzeczy, czego potem gdy do
rozumu wrócisz, możesz żałować, bo albo tobie może to
szkodzić, albo innym, nierzadko nawet przyjaciołom i całej
twej ziemi. Nie masz wtedy dla ciebie różnicy między
przyjacielem a nieprzyjacielem, między siostrą a żoną.
Wtedy kłótnie, bijatyki, rany, kalectwa, zabójstwa.
A czy to dziwne? Wszakże gdy się rozsądek zatraci i
rozum zatopi, tonie zarazem i wszystka zdolność
uczciwego czynienia, a na wierzch wypływa owa zgraja
namiętności ślepych i nieokiełznanych. Nierozumne
zwierzęta przewyższają nas trzezwością: nie zwykły pić
ponad konieczność przepisaną im przez naturę. Tym
boleśniejsze to, iż się ta wada tak bardzo rozpanoszyła w
5
chrześcijańskich krajach, że nikt jej zaradzić nie zdoła;
hołdują pijaństwu bodaj wszyscy: książęta i pospólstwo,
ludzie duchowni i świeccy.
Zdarzają się tacy, co w przeddzień uczty, na którą idą,
zażywają leki na opróżnienie brzucha, aby - w niejako
bardziej wolne miejsce - więcej mogli wetkać jadła i napitku.
Powszechnie także nie wstyd ludziom odchodzić od stołu
na przechód i zaraz znowu do żarcia wracać, i znowu tkać w
siebie jadło i napitki. Nie inaczej, jak to czyni owo zwierzę
rosomak (wedle tego, co pisze w swej Sarmacji europejskiej
Maciej Miechowita, lekarz uczony i astrolog), które gdy
napotka jakie wielkie ścierwo, żre, aż mu się brzuch
rozciągnie i nadmie niby bęben; wtedy wyszukawszy dwa
drzewa tęgie a bardzo blisko siebie stojące, na siłę się
między nie wciska, a usiłując się przez to ciasne miejsce
przedrzeć, to, co gwałtownie pożarł, jeszcze gwałtowniej z
siebie przez zad wydusza. Potem zaś zaraz do ścierwa
wraca i tak nie przestaje się na przemiany obżerać i to, co
pochłonął, z siebie wyduszać, aż póki całego ścierwa nie
pożre. A przecie czyni tak owo bydlę zgoła nie wedle
obyczajów innych zwierząt, które jedzą i piją jedynie dla
nasycenia się, a nie dla takiego plugawego obżarstwa. Lecz
jak natura w wielu zwierzętach dała wyraz pewnym cnotom,
aby ludzi do ich naśladowania zachęcić, tak też wielu innym
dała wady, ażeby widok ich szkaradzieństwa odstraszał od
naśladowania stworzenia obdarzone rozumem.
Ale cóż innego od owego rosomaka czynią ludzie, którzy dla
podniecenia apetytu wyduszają z siebie przy pomocy leków
to, co zabierałoby miejsce dla nowych potraw i napitków, ci,
co bez wstydu od stołu odchodzą wypróżniają się, albo i
wyrzygują, i znowu wracają się obżerać. I nie tylko sami
piją, ale także innych, co już nie mogą, do picia wyzywają,
idą z nimi w zawody o liczbę kuflów, a pijąc za czyjeś
zdrowie sami w chorobę się wpędzają.
Cyrus na dworze Astiagesa powiada nie mniej prawdziwie
jak dowcipnie, jakoby podczas jednej uczty doszedł do
przekonania, że lano tam truciznę do kielichów i dawano pić
biesiadnikom. A kiedy go Astiages spytał, co przez to
rozumie, odpowiedział: "Ano to, że jak widziałem, wszyscy,
którzyście pili, nie władaliście już ani rozumem, ani
członkami ciała; żeście to robili, czego nie wolno robić nam,
dzieciom: żeście równocześnie wszyscy krzyczeli, każdy o
sobie okrutnie górnie mówił, a nikt nikogo nie słuchał. A
6
gdyście chcieli tańczyć, to nie tylko nikt z was nie mógł
poruszać się w rytm tańca, ale nawet z miejsca się
podnieść. I zgoła wszyscyście nie pamiętali, i ty, żeś
królem, i inni, że nad nimi królujesz."
Taką rację swego powiedzenia o truciznie domieszanej do
kielichów podał chłopięcy Cyrus, dając doprawdy dowód
zgoła niechłopięcego rozumu. W pijanym stanie bowiem
odmieniają się ludzie niczym po kielichach u Cyrce, i to na
różne sposoby, a jak mówi o tym Wergiliusz: przybierają
zwierzęce pyski i skóry. Ale wobec tego, że takie są
obyczaje ludzkie, jakie są, nie na wiele się zda, cokolwiek
by się o tej wadzie mówiło. Tedy jakoby zwątpiwszy w
polepszenie, przerwijmy to rozważanie na słowach proroka
wołającego: "Biada wam, którzy wstajecie rano, by folgować
opilstwu, i którzy pijecie aż do wieczora, aby wrzało w was
wino, a lutnia, bęben i flet na waszych biesiadach."
Ci jednak, którzy miłują zacność i Boga się boją, ci myślą o
tym, że pokarm i napój są darami Boga, przeznaczonymi na
utrzymanie życia ludzkiego, że przeto nie nadużywać ich
trzeba, ale używać dziękując za nie. Mógł stworzyć Bóg
człowieka takim, że potrafiłby żyć bez jadła i napoju, ale
chciał, aby człowiek dla utrzymania się przy życiu
potrzebował jadła i napoju jak i innych rzeczy. Poznajmyż
więc, co jest naszym niedostatkiem i potrzebą, uznajmyż w
Bogu wszechmocnym tego, który stwarza pokarm i
wszystko, co dobre. Jeśli go o chleb prosimy tą modlitwą,
której słowa przekazał nam jego Syn, to czyż śmielibyśmy
jeść chleb zaniechawszy tej modlitwy? Za przykładem tedy
Chrystusa i ludzi świętych i przed jedzeniem o chleb się
módlmy, i za niego dziękujmy.
Powiada Paweł, że słowo boże i modlitwa uświęcają
pokarm. Bezbożny to więc pokarm, który spożywają ci, co
nie wzywają przy tym imienia boskiego i słowom pańskim
wiary nie dają. W modlitwie, o której wspomniałem, nie tylko
o chleb prosimy, ale i o odpuszczenie grzechów, i o inne
rzeczy. Przypominać sobie tedy winniśmy wszystkie
dobrodziejstwa świadczone nam pod postacią pokarmu
cielesnego. Jakżeby bowiem mogli nie odczuwać dobroci i
miłosierdzia boskiego ci, którzy w pokarmie i napoju, i
innych dobrach cielesnych widzą miłosierdzie i
dobrodziejstwa boże. I patriarcha Jakub tak o tym
zaświadcza: "Jeśli będzie Bóg ze mną, a będzie mię strzegł
na drodze, którą idę, i da mi chleba ku jedzeniu a odzienie
7
ku obleczeniu, i jeśli się wrócę szczęśliwie do domu ojca
mego, będzie mi Pan za Boga.". Niechże tedy słowo boże
uświęca stół chrześcijański i niech nam przypomina, że Bóg
jest sprawcą tylu dobrodziejstw, i niech w pokarmie i napoju,
i innych dobrach uczy nas widzieć jego dobroć i utwierdza w
wierze w nią. Tyle o pokarmie i napoju.
3. Sprawy Wenery są chrześcijaninowi poza uświęconym
łożem małżeńskim całkowicie niedozwolone. Jeśli nie godzi
się cierpieć w Rzeczypospolitej zbójów na drogach i
opryszków, to tym mniej tych, co nastają na wstyd ludzki i
jemu zagrażają. A zagrażają mu wszyscy, którzy ludzkim
oczom pokazują sprośne malowanie, którzy uszy ludzkie
napełniają bezwstydnymi rozmowami, którzy w ludzkie
dusze i myśli wdzierają się opowieściami z ksiąg i
śpiewkami o sprośnych miłostkach, o szaleństwach, o
lubieżnych przymilaniach się, krzywoprzysięstwach i tym
podobnych bezecnych sztuczkach gamrackich. Ileż stąd w
serca ludzkie zapada i w nich osiada pokus, palących żądz,
szalonych pragnień? Z nich i niedowarzone chłopaki uczą
się tego, czego by się i za lata nie nauczyli; one niby
ostrogami podżegają gorących młodzieńców, one i starych,
gnuśniejszych już z powodu chłodniejącego ciała, drażnią i
rozpalają. One to drogę otwierają nierządnikom, one
skłaniają dziewczęta i mężatki do posłuchu gameratom; z
nich cudzołóstwa i gwałcenia, z nich uwodzenia dziewczyn i
wdów, z nich małżeństwa wbrew woli przyjaciół i rodziców, z
nich tajemne porody dzieci, z których jedne zostają
uduszone, inne na miejsca publiczne podrzucone, niektóre
za prawych dziedziców uznane. Stąd owe dziewczęta, które
trudno wydać za mąż, stąd nieskończone domowe sromoty,
o których chociaż wiedzą już wszyscy sąsiedzi, sama tylko
głowa rodziny albo zgoła nic nie wie, albo najpózniej z
wszystkich się dowiaduje.
Jeśli dziewczyna w taki sposób wychowana wstępuje w
zamęście, jakież niedobre jej z mężem pożycie! Jakżeż
często oni kłótnie ze sobą wszczynają i o rozwodzie myślą!
Jeśli się im co urodzi, na ileż narażone obelg i złych
przymówek! I nie dziwota. Nikt bowiem świadomie nie
pojmie za żonę niegodnej, chyba że sam niepoczciwy; ze
złej zaś matki bodaj nie może się urodzić nic dobrego.
Zdarzają się tacy rodzice, co złe obyczaje swoich dzieci już
dorosłych potępiają i tropią, i troskają się, by je przy boskiej
8
pomocy sprowadzić na drogę lepszego życia. Słusznie to
doprawdy, tylko że pózno. Kiedy bowiem nasienie zepsute,
to inaczej nie może być, jeno że pędy, łodygi, gałęzie i
owoce z niego pochodzące muszą być szkodliwe i
zabójcze. Nasuwa się młodzieży wszędzie tyle sposobności
i pobudek do bezwstydu i pożądliwości i tak one zapadają w
jej oczy, uszy i serca, i tak są przez nią wchłaniane, iż na
cud to wygląda, że ktoś może zachować nieskalane myśli,
dobre i poczciwe zamiary, prawe obyczaje. Rozpustne
malowidła i posągi, rozmówki i piosenki pełne
wszeteczności, towarzystwa ludzi bezecnych i sprośnych,
żarty, gładkie przynęty, trefne przypowieści - jakiego wieku,
jakiej płci to nie hańbi? Kogo nie przywodzi do upadku we
wszelkie plugastwo? Wszystko to są miłe przynęty, słodkie
zachęty, rozweselające przyjemnostki, które głaszczą
zmysły ludzkie, rozogniają ciała, pochłaniają myśli, urzekają
rozum, rozkazami swymi i panowaniem ujarzmiają wolę.
Tych rzeczy trzeba zakazywać dzieciom i młodzieży od lat
najwcześniejszych, tych rzeczy unikać wszelkiemu
wiekowi, płci i stanowi, te trzeba wykorzenić z
rzeczypospolitych i miast razem z tymi, którzy je
wymyślają. To i Arystoteles uważał za konieczne w swych
księgach o rzeczypospolitej, i cesarz August tak czynił
skazując na wygnanie za gamracki wiersz Owidiusza
Sulmoneńczyka.
O ileż bardziej godzi się, aby urząd chrześcijański surowo
karał tych, co szpetnymi malowidłami, bezecnymi
wierszami, ruchami, krokami i skokami pobudzającymi do
bezwstydu i sromoty, jak i innymi zachętami wciągają
wszystkich w sprawy Wenery, psują uczciwe obyczaje i
porządek społeczności ludzkiej, ile tylko zdołają, na nice
wywracają. Daremnie się nam bowiem żalić na zepsute
obyczaje tego i owego, jeśli te sprawy lekceważymy i
pozwalamy im się dziać bezkarnie. Albowiem nie można
(jak i Chrystus oświadcza) zbierać jagód winnych z
cierniowego krzaka ani fig z kolców.
W wielu miastach publicznie ustanowiono zamtuzy, aby w
nich nieszczęsne niewiasty wszystkim się oddawały i aby
żądze wszystkich mogły sobie tam bezkarnie i wyuzdanie
folgować. Ale choć obyczaj ten niemal się przyjął, jednak
powinien się urząd zastanowić nad tym, czy z pożytkiem to
dla Rzeczypospolitej, aby były w niej takie miejsca, gdzie
się wstyd sprzedaje i czyni z niego pośmiewisko. Rzecz to
9
haniebna i nie wiem, czy to nie to samo, co publiczne
zezwolenie, by żerowały kupy złodziei i zgraje morderców.
Ten sam Bóg wszechmocny zakazał i zabójstwa, i
złodziejstwa, i nierządu. A przecie są tacy, którzy, nie
wiem, czy wedle prawa, czy obyczaju, czy jednego i
drugiego, żądają w oznaczonych terminach czynszu od
niewiast, które kupcząc swoim ciałem mają zarobek z tego
nierządu. Ci naśladują owego Wespazjana, który nałożył
podatek od miejsc, gdzie mocz się oddaje, i który gdy go za
to syn ganił, przytknął mu do nosa zebrane pieniądze
mówiąc:
Pachnie zysk każdy bez względu na to, z czego pochodzi.
Tylko że Wespazjan czerpał zysk z rzeczy przez Boga nie
zakazanej, ale jeśli się wymaga czynszu od nierządnic, to
tak jakby się wymagało od złodziei albo morderców.
Przykazania boskie bowiem każą wszystkim, co żądzy
cielesnej okiełznać nie potrafią, aby żonę pojęli i aby się
ograniczyli do prawowitego małżeństwa. Ale tak samo nie
masz nic w Piśmie św. o tym, aby publicznie utrzymywać
gromady nierządnic, jak o ustanowionych z urzędu cechach
złodziei, morderców czy innych złoczyńców.
Nie odważyłbym się owych schadzek na tańce mężczyzn z
niewiastami z zamtuzami porównywać, ale rad bym, by tę
rzecz rozważyli ludzie roztropni. Zapraszają tam mężatki
często nawet bez mężów, zapraszają panny bez rodziców.
A im która milsza przez swą urodę i wdzięk, tym częściej
zjawia się na takich zabawach, czasem ze służbą, czasem
bez żadnego towarzystwa. A urządzają takie zabawy nie
tylko żonaci, ale i bezżenni, którzy nie powinni szukać
towarzystwa drugiej płci, jeśli chcą uczynkami potwierdzić
to, co głoszą słowem. Urządza się tedy ucztę, zastawia
wyszukane potrawy i napoje. Nie do sytości się je i pije, ale
do obżarstwa i pijaństwa. Stało się bowiem na takich
ucztach obyczajem częstym i wszechwładnym, że pije się
za zdrowie różnych dobrodziejów. Tedy i owe niewiasty, z
dworskimi obyczajami już oswojone, wychylają pełne
kielichy, oczywista - aby się nie wydawało, że one nie
życzą zdrowia tym, za których wznosi się i spełnia toast.
Waleriusz Maksymus zaświadcza, że w Rzymie za
dawnych czasów używanie wina przez niewiasty zgoła nie
było znane dlatego, żeby nie dały się porwać do czegoś
hańbiącego; zazwyczaj bowiem pierwszy krok od Bachusa,
ojca niewstrzemięzliwości, prowadzi do niedozwolonych
10
spraw Wenery. Dziś rozpalającymi pokarmami i winami
opychają swoje ciało, samo przez się już gorącości pełne, i
nie strachają się owych upadków, o których mówi
Waleriusz. Jak gdyby wstydliwość niewieścia mogła się
uchować nienaruszona tam, gdzie się podsuwa owe
podżegania do rozkoszy.
Na tych ucztach, o których począłem mówić, pełno - jak
nasiał - rozmów żartobliwych, a po największej części
dotyczących spraw sprośnych. Bawią się potem, tańcują,
skaczą; okręcają w koło niewiasty i w krąg nimi zawijają; nie
sromają się łydek obnażać, w uściski biorą, całują,
szczypią, sprośnie dotykają. A kto by tam mógł
opowiedzieć owe ich pogadywania tajemne, a nawet i takie,
które inni słyszą, wszystkie jeno ku wszeteczności
skierowane, kto, powiadam, wszystkie ich zbytki i
błazeństwa? Kto mógłby wysłowić, co oni broją, kiedy
zasiądą osobno w sali biesiadnej, kiedy się rozbiegną po
izbach i komorach i tam, i z powrotem kręcą, igrają i
przymilają się sobie? Mnie takie zabawy wydają się
podobne ze wszystkim do zamtuza. Nic się tam nie dzieje,
jedno to, co otwiera drogę do złych myśli, do złych
postępków. Któraż to niewiasta stamtąd do domu wróci
lepsza? Złe rozmowy (mówi Paweł przytaczając wiersz
Menandra) psują dobre obyczaje. Jakimże tedy sposobem
może która odejść z takich zabaw z sercem czystym i
wolnym od łaskotliwych żądz, choćby i nie zbezczeszczona
na ciele?
Nieszczęśni rodzice i małżonkowie, którzy mają córki i żony
znajdujące upodobanie w takich towarzystwach!
Nieszczęsne mężatki i dziewczęta, dla których uciechą są
takie zabawy, gdzie bodaj niczego nie słyszą, co służy
poczciwości, ale co niemiara tego, co jej szkodzi. Wielu
sieć na nie zarzuca, ale i one same zarzucają na wielu.
Przychodzą, by się napatrzeć, ale i po to, by na nie się
napatrzono. Rozpalają namiętność w innych, ale i same się
nią rozpalają. "Rozpłomienia swym widokiem niewiasta" -
powiada ów pisarz - ale i sama się zajmuje płomieniem czy
to sobie wrodzonym, czy z zewnątrz podrzuconym przez
potrawy, napoje, czułe słówka i rozmowy, i przez oglądanie
wielu ludzi, z których jedni mogą się zalecać urodą, inni
znakomitością rodu, inni bogactwem, inni innymi
przymiotami. Wszystkimi tymi rzeczami albo każdą z
osobna łowi się serca nieszczęsnych dziewcząt. A któż
11
przypuści, że tak ułowione mogą zachować dziewiczość
serca, choćby ciałem zostały czyste i nieskalane? Gdy zaś
stracą czystość serca, czy niełatwy już upadek pod żądze
ciała, byle tylko się nadarzyła gładka sposobność do
zrobienia tego?
O jakież to szaleństwo ludu chrześcijańskiego, który tego
albo nie widzi, albo o to się nie troszczy! Dałby Bóg, abym
ja to mówił kłamliwie, albo aby takich zabaw nigdy nie
bywało. O ileż to lepiej jest u waldensów (tak zowią się
ludzie w Czechach, co to ich niektórzy nazywają pikardami,
inni Braćmi Czeskimi), u których dla wszystkich zakazane
są zabawy, tańce, pijatyki. Żadnego u nich tańcowania,
żadnych wyuzdanych ucztowań.
Także w Turcji, jak słyszę, taki jest obyczaj, że niewiasty,
zwłaszcza zamężne, nie wychodzą z domu inaczej jak z
zasłoniętą twarzą. Jeżeli ktoś obcy wchodzi do ich domu,
wtedy także twarz zakrywają. Mówią, że sułtan turecki
wydaje swe córki za swoich baszów, a oni wprawdzie
sułtana, ojca swych żon, znają, ale matek żon, choć tym
matkom są zięciami, z twarzy nie znają. Za tak ważne dla
zachowania czystości swych niewiast uważa naród
barbarzyński to, aby albo nikogo poza mężem nie znały,
albo bardzo niewielu. I nie jest to doprawdy niesłuszne. Bo
po cóż ta, która połączyła się z mężem związkiem
wierności małżeńskiej, ma zawierać znajomości z innymi? A
bez wiedzy i zgody męża jakże się godzi niewiastom
chodzić na zabawy, biesiady i tany?
Rzeczą mężczyzny jest załatwiać sprawy konieczne z
postronnymi ludzmi, rzeczą niewiasty troszczyć się o
gospodarstwo domowe. Jeśli tedy niewiasta po biesiadach
biega, jeśli pozwala na poufałość wielu, to czy nie otwiera
wrót dla tych, co chcą na jej wstydliwość nastawać? A czy
nie trzeba wystrzegać się tańców, które są
najniezawodniejszym sposobem stręczycielstwa i niby
siecią zastawioną na szpetne i niedozwolone pożądania?
Nikt bodaj, powiada Cycero, nie tańczy po trzezwemu,
chyba szalony, i to ani w samotności, ani podczas uczciwej
i umiarkowanej biesiady. Zatem za Cyceronowych czasów
uchodził taniec za rzecz niegodziwą. I kiedy Murenie
obelżywie zarzucano, że tańczył, nie uważał Cycero, że
należy go bronić usprawiedliwiając z tego, lecz po prostu
zaprzeczył, jakoby Murena tańczył, a jako dowód na to
przytaczał obyczaje Mureny, pełne trzezwości i
12
umiarkowania. Za naszych czasów ledwo się to nazywa
biesiadą, gdzie aż nie huczy od pijatyki i tanów. I tak to
odstąpiono nie tylko od chrześcijaństwa, ale i od najbardziej
godnych uznania obyczajów pogańskich.
Nie jestem jednak tym, który by uważał, że tańców i pląsów
trzeba całkowicie zabronić ludziom zbożnym. Ale po
trzezwemu one odbywać się muszą i z pamięcią o
dobrodziejstwach Boga dla nas, a do tego tak, aby osobno
tańczyły dziewczęta, osobno mężczyzni.
Tak to gdy arkę przymierza wprowadzono do miasta
judzkiego, pobudziła Dawida do pląsów obecność Boga i
rozpamiętywanie jego dobrodziejstw. Także i siostra Aarona,
Maria, i inne niewiasty śpiewały przy bębnach i tańcach na
chwałę Bogu nieśmiertelnemu w podzięce za sławne
wyzwolenie z egipskiej niewoli. Takich pląsów i takiej
radości, co niekiedy z duszy w ciało przepływając utwierdza
w nas wiarę i miłość i rozpala gorętsze pożądanie spraw
boskich, takich życzy sobie od nas Duch święty mówiąc
przez usta Dawida: "Chwalcie Pana bębnami i pląsaniem,
chwalcie go lutnią i piszczałkami, chwalcie cymbałami
słodko brzmiącymi i wszelki duch niech chwali Pana." Ale
jak rzekłem, nie mogą takie pląsy być płoche ni
komedianckie lecz umiarkowane, trzezwe, z przystojnymi
ruchami, w których by się zbożność wyrażała. Wyuzdane
zaś tańcowania, zmierzające ku wszeteczności a trącące
rozpustą, niech sczezną w ludzie, który się wszystek
poświęcił Bogu i każdym słowem, czynem i ruchem winien
wielbić Boga, Zbawiciela swego.
13


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
! Średniowiecze kroniki sredniowieczne
! Średniowiecze kroniki gala anonima i innych
kroniki sredniowieczne
Biblia, antyk, średniowiecze Średniowieczne wzorce osobowe na podstawie Legendy o św Aleksym, Pie
Kroniki średniowieczne Omówienie fragmentów kroniki Gal~B40
Kronika na tle średniowiecznego dziejopisarstwa
Kroniki średniowieczne Omówienie fragmentów kroniki Galla Anonima
Poezja polska średniowiecza
Kroniki zagłady
ŚREDNIOWIECZE Psałterz puławski i floriański
mgr Kica,Fizykochemia polimerów średni ciężar cząsteczkowy poliamidu 6
2 Księga Kronik

więcej podobnych podstron