Bezsenność szkodzi. Mnie na pewno.
Nadużywanie „Upiora w operze” zaowocowało pewnymi
symptomami kiepskiej powieści gotyckiej. I nie tylko.
Nadużywanie
„Slytheriniady”... Przemilczmy. Zauważycie.
Nadużywanie
literatury z gatunku kłów i trumny też dołożyło swoje.
I
rura...
Bądźcie wyrozumiali.
Dedykowane
osobom, które kiedy trzeba wklejały trumnę tam gdzie trzeba.
Komentowały, wspierały, dawały znak życia.
ROZMOWY
TRUMIENNE
*************
Gabinet Dyrektora
Szkoły Magii I Czarodziejstwa Hogwart
- I wtedy mnie
ugryzła.
– Co?!
– Albusie, nie desperuj. Jakby
ciebie nigdy wampirzyca nie ugryzła.
– Bo nie ugryzła! A ty
się zachowujesz, jakby ciebie setkami gryzły.
– Może nie
setkami, ale jednak.
– Wcześniej jakoś nie przychodziłeś
z tym do mnie!
– Wcześniej bywałem... zabezpieczony przed
skutkami.
– A dziś nie byłeś?
– Siedząc w swoim
gabinecie i krojąc krogulcze jelita nie myśli się za bardzo o
takich sprawach... Wierz mi, nawet przy stałej czujności
Szalonookiego, twojej nieodgadnionej taktyce dropsowej i „Nagini
bierz go” Lorda, krogulcze jelita wygrywają o łeb.
–
Severusie...
– Tak?
– Krew ci kapie...
– No
tak, plamię twój cenny dywan, odziedziczony zapewne po czworgu
Założycielach. A jak nie po nich, to po innym zamierzchłym a
sławetnym Dyrektorze, który na pewno, ale to na pewno był
Gryfonem. Nakapię jeszcze z tej strony, żeby było symetrycznie.
–
Piłeś.
– Co ty nie powiesz.
– Masz takie urocze
słowotoki po pijanemu.
– A ty masz wkurzający gryfoński
dywan i wampira na stanowisku Mistrza Eliksirów. Wiesz co? Najlepiej
zapakuj mnie w dywan i odeślij do Lorda. Ucieszy się. Może nawet
mnie uściska na powitanie. Tak dawno nic mnie nie bolało, a tu bym
miał naraz pokąsaną szyję i post-cruciatusy. Wyślij mnie w
dywanie, jak Kleopatrę. Opiekun Domu Węża w roli Królowej Nilu.
Voila’!
– Severusie, poradzimy sobie.
– JA sobie
poradzę. Sam sobie poradzę. My, wampiry, chodzimy własnymi
ścieżkami. Niech szlag trafi tę sukę, tak, jakbym nie miał dosyć
kłopotów, musiała mnie ugryźć. Ale ja sobie poradzę. To
przecież umiem najlepiej. Już taki jestem. Zimny drań. Zosia
Samosia.
– Bo ci będę wypominać te kobiece role... Skąd
się wzięła wampirzyca w Hogwarcie, na Merlina, szalejąca po
Twoich lochach?
– A zapytaj ją. Zamknąłem tę zębatą
zdzirę w lochu i przykułem srebrnym łańcuchem. Znajdź mi tylko
jakąś trumnę, zanim pójdziesz. Niech spocznę w spokoju.
–
Trumnę?!
– Albusie... Pogódź się z faktem, że za
niedługi czas będę snuł się po zamku i łaknął świeżej krwi,
a nie tylko zmiecenia Gryfonów z powierzchni ziemi, posłania Lorda
do diabła i odwołania Bożego Narodzenia. A w przerwach będę
sypiał w trumnie. Zamierzam zacząć od razu. Jeśli nie zacznę od
razu, nie zacznę nigdy.
– Aaa... Dlaczego?
– Bo
rozpadnę się w proch i pył.
– W takim razie lepiej znajdę
ci trumnę... Ale czy nie desperujesz zanadto?
– Nie
zrozumiesz tego, Albusie, nie jesteś wampirem... Nie zrozumiesz tej
desperackiej potrzeby złożenia skołatanej głowy w cienistym
schronieniu trumiennej świątyni. Nie zrozumiesz, jaką jest podporą
dla duszy pogrążonej w widmach wyimaginowanych klęsk. Nie
pojmiesz, jakie lęki nękają wampira, kiedy wystawia arcydzieło
swego ciała, rzeźbionego dłutem ideału wiecznej młodości, na
świat, gdzie w każdej chwili druzgocące bicze złowrogiego słońca
mogą rozedrzeć na nim skórę jak zimna obojętność rozdziera
kartki papieru pisanego w twórczej męczarni dzieła – więc nie
pojmiesz też, jakim jest błogosławieństwem trumna, która jest od
nich ucieczką, schronieniem i łożem atłasowym. Mogłeś mi
zostawić hasło do barku zanim wyszedłeś, Albusie. A, co tam.
Alohomora.
*************
Gabinet wicedyrektora
– Nie wiesz przypadkiem, czy nie znalazłaby się w
Hogwarcie trumna, Minerwo?
– Trumna?!
– Tak, bo,
widzisz, mam taki mały kłopot z Severusem...
– Nie chcesz
mi chyba powiedzieć, że potrzebujesz go dyskretnie pochować na
modłę mugolską w Zakazanym Lesie?!
– Ależ broń
Merlinie... Jest jak najbardziej żywy. Natomiast, o ile udało mi
się dowiedzieć z tych potoków wymowy, które na mnie spłynęły,
ugryzł go wampir płci przeciwnej, w związku z czym Severus żąda
trumny.
– Co?! Albusie, to nie jest zabawne! Trzeba
natychmiast...
– Uspokój się, Minerwo. Nie desperuj aż
tak. Mamy... różne doświadczenia jeśli chodzi o naszą kadrę
nauczycielską. A Severus ma różne doświadczenia, jeśli chodzi o
wszelkie pechowe przypadłości, więc jak tylko wytrzeźwieje, na
pewno coś przedsięweźmie.
– Wytrzeźwieje?!
–
Trzeba go było widzieć, kiedy przyszedł do mojego gabinetu... O
ile wiem, był dziś u Malfoyów, a zaraz po powrocie zabrał się za
krojenie krogulczych jelit – jego ulubiony „znieczulacz myśli”
– więc, powiedzmy, strój półgalowy: biała koszula z
falbankami, czarne spodnie, wysokie, wypolerowane buty i czarna
peleryna podbita na czerwono. A przy tym pokąsany tak, jakby go
zaatakowała co najmniej mantykora, więc rzeczoną koszulę krew
plamiła u szyi, w ręce zaś, odrzuconej sztywno do tyłu, nasz
bohater trzymał butelkę Ognistej, na wpół pełną.
–
Albusie, zrozumiałam tylko tyle, że Severus chodzi po Hogwarcie
pijany i pokrwawiony. Trzeba zawołać Poppy i posłać ją zaraz
do...
– Minerwo... Jak by ci to powiedzieć... Nieważne.
Chodzi mi raczej o to, żeby Severus NIE chodził po Hogwarcie w
TAKIM stroju i to upity w namiętnego Śmierciożercę. A w tym celu
muszę dlań zdobyć trumnę. Wiesz o jakiejś?
– W szkole?!
Żartujesz chyba, Albusie.
– Zdziwiłabyś się, Minerwo...
No cóż, dziękuję.
*************
Okolice
schowka na miotły
- Trumna, Argusie.
– Panie
Dyrektorze, sto pięćdziesiąt lat to żaden wiek!
– Och,
nie dla mnie, w żadnym wypadku. To, eee, no, po prostu bądź tak
dobry i powiedz mi, czy nie mamy przypadkiem jakiejś trumny.
–
My o żadnej nie wiemy.
– Mrrrrrr.
– Właśnie. Jest
tyle kłopotu z tymi bezczelnymi bachorami, które wszędzie włażą
i zadeptują świeżo wycierane korytarze, a w zamku nie brakuje
złomu do polerowania. Usadziłem kilku trzecioroczniaków do
czyszczenia mosiądzu, zachciało im się huśtać na kandelabrach
jak jakimś chochlikom! Czy nie mógłby pan rozważyć zaostrzenia
kar?! To, co przychodzi do głowy tym diablętom...
–
Argusie, to temat na następny raz, tymczasem zaś jesteś pewien, że
nie mamy żadnej trumny?
– A skąd.
– Mrrrr.
–
Dziękuję...
*************
U pyska chimery, tuż
pod gabinetem Dyrektora
– Cukrowe cu...
–
Harry!
– O, dzień dobry, panie Dyrektorze.
–
Chciałeś ze mną rozmawiać?
– Tak, jeśli można...
–
To wiesz co... Poczekaj może tu na mnie przez momencik, tylko wezmę
coś z gabinetu, a potem przejdziemy się trochę i porozmawiamy.
–
Aaa... nie moglibyśmy porozmawiać w środku, jak zawsze?
–
NIE.
*************
Gabinet Dyrektora
–
Nie byłoby Ci wygodniej na fotelu, Severusie?
– Jestem
wężem, jestem mistrzem czołgania się. A właściwie mistrzem
pełzania. Taaa... Pełzać przed Panem i błagać o życie... Na
dywanie będę miał bliżej do ziemi, kiedy zacznę się rozpadać.
– Znajdę ci trumnę. Właśnie mi przyszło do głowy, że
logicznie by było zacząć szukanie od podziemi. Nie natknąłeś
się tam kiedyś na jakąś?
– Chciałbym... Już bym się w
niej zainstalował. Przykro mi, Albusie, ale w tej sprawie będę
marudny. Będę pełzał, jeśli trzeba, ale znajdź mi trumnę.
–
Severusie, widzę, że dobrałeś się do mojego barku i zacząłeś
od niewłaściwej butelki. Nie wiem, co przez ciebie przemówiło,
ale nie był to Severus Snape jakiego znam.
– Potrzeba,
Albusie. Nie zrozumiesz...Tej wampirzej rozpaczy, osamotnienia,
obnażenia, gdy jego członki tęsknią już tak dotkliwie do
mrocznych objęć trumny, a tymczasem tkwi, omijany przez władnych
go wesprzeć - jak w bezlitosnej szklanej klatce, w którą może
dowolnie trafić dobijające światło. Zapaść w ciemność trumny
aż po następną noc... Będę pełzał jeśli każesz, poczekaj
tylko, wypiję więcej, niezła ta przepalanka.
*************
Pysk Chimery. Wejście do Gabinetu. Gabinet Dyrektora.
– Cukrowe cukierki... Eee... Jest tu kto? Panie
Dyrektorze? Harry? Chciałam tylko przekazać od profesor
McGonagall... O mój Boże!!
- Na lekcjach ciężko wam
wykrztusić „profesorze”, a teraz z taką rewerencją... Za to
poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I –
Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem
w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w
idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.
– O mój
Boże!
– Może twój, Granger, ja nie wierzę w Boga.
Wyrosłem z niego szybciej niż z nadmuchiwanych pufków.
–
To... Eee... Szybko.
– Nigdy nie miałem
nadmuchiwanych pufków.
– A... Aha. A... Wampir?
–
Wampir. Znasz takie słowo chyba, o gryfońska krynico elokwencji.
–
Niech pan sobie wyobrazi, że znam! A pan się upił z rozpaczy, że
nie będzie sobie mógł więcej spojrzeć w lustrze w oczy?!
–
Upiłem się z radości, że nie będę więcej musiał.
- ...
I... Co takiego widywał pan w tym gabinecie?
– O hoho...
Albus ma taki beret z antenką... Ale wciąż nie jestem dość
pijany, żeby opowiadać takie rzeczy uczennicom. Usiądź i
poczekaj, to się doprawię. Mam tu niezłą siwuchę...
–
Niee, ja... Zaraz muszę iść... Dlaczego pan tak leży?!
–
Bo nie mam trumny!
– Co?!
– Nie mam trumny! Nie mam
lubego schronienia! Nie mam gdzie złożyć się do snu, gdy
bezmyślny dzień pobudza śmiertelne istoty do ich nic nieznaczących
działań! Rozpadnę się bez niej w strzępy nieistnienia!
-
Eee?
– Granger – nie załamuj mnie. Czy ja się wyrażam
niejasno?
– Czy ja muszę odpowiadać na to pytanie?
–
Granger... nieważne. Byłem na spotkaniu najbliższych
współpracowników Czarnego Pana u Lucjusza Malfoya. Przeżyłem.
Lucjusz poprosił, żebym został pół godzinki. Przeżyłem. Za to
Draconowi się oberwie. Jakże mi przykro. Kroiłem krogulcze jelita.
Przeżyłem. Wampirzyca... Złapałem francę.
– Eee?!
–
No dobrze, ta franca mnie złapała najpierw, ale ja ją za to
zamknąłem w lochu. Pogryzła mnie – przeżyłem. Nie przeżyję
tylko bez trumny, ale to inna sprawa. Przeżyję więc też twoje
dukanie. Weź pod uwagę, że niedługo przetransformuję się w
wampira i będę się snuć po zamku naprawdę zły.
– O
hoho, to dopiero pan się zrobi zły?!
– GRANGER, TY MNIE
JESZCZE NIE WIDZIAŁAŚ ZŁEGO!!
– ...
– Masz ci ją,
poszła... I co ja takiego powiedziałem?
*************
Lochy.
- Ho, ho, ho...
–
GRRRRRRRRRRR! Z takim tekstem, to nie o tej porze roku.
– I
tak nie mam prezentów.
– Chcę tylko jednego: Jego głowy na
tacy!
– A to Herodiada z ciebie, nie podejrzewałbym!
-
Powiesił mnie w lochu na ścianie, furiat jeden, paranoik
paranoidalny!
– Pogryzłaś go, bądź co bądź... Było się
na głodzie?
– A pan co by zrobił?! Chciałam tylko
zażartować, postraszyć go, złapałam go z tyłu za szyję, a on
nagle się wyrywa, odwraca, tylko spojrzał i rzucił się na mnie
jak Śmierciojad na śmierć. Przerzucił mnie sobie przez ramię i
gdzieś ciągnie. To go zaczęłam bić i ugryzłam w szyję,
zapomniałam tylko, że wciąż miałam te wampirze zęby... Ale bez
jadu przecież, nie zaraziłam go panu żadnym paskudztwem. Tak czy
siak, on widać myślał, że to na serio, bo zatrzasnął te srebrne
kajdanki jeszcze. Z kim on się takimi szpejami bawi, to ja nie
wiem...
– To, eee... Zostało po poprzednich lokatorach.
Chodźmy lepiej, zanim się przeziębisz.
– Ten nietoperz
może jakoś tu żyć na co dzień bez przeziębienia.
– On
się ratuje prywatnym bareczkiem.
– W to nie wątpię,
wczoraj tak od niego woniało, że zagłuszał zapach tych glutów,
które kroił!
– Jelita krogulcze, Severusa sposób na
pozbycie się niechcianych myśli.
– Ognista nie wystarcza?
– Jeśli myśli są bardzo niechciane...
– ... Auć!
Kto tu zostawił to żelastwo?!
– Patrz pod nogi, kochana
Tonks... A, byłbym zapomniał... No cóż, spróbujmy... Accio
trumna?
- CO?!
– No, właśnie nic, a szkoda... Severus
żąda trumny, jak przystało na świeżo upieczonego wampira.
–
Już ja go upiekę...
– Bez trumny odmawia spania. I
podtrzymywania funkcji życiowych.
– Czyich?
–
Własnych.
*************
Gabinet Dyrektora.
– Eee... Profesorze? Ja... Wróciłam.
– Widzę.
To, że mam połę płaszcza zarzuconą na głowę, jeszcze o niczym
nie świadczy. Nie sądź po pozorach, Granger, bo skończysz jak
wszyscy Gryfoni.
– To znaczy?!
– Boleśnie.
–
Skąd ta pewność?!
– Skrzyżować lwa z orłem, to musiało
boleć.
– Byłam w Komnacie Potrzeby, przyniosłam coś dla
pana. Chwileczkę, tylko cofnę zaklęcie pomniejszające.
–
...
– To, tego... Spodziewałam się tam zastać, eee,
wyposażenie domu pogrzebowego, ale trumna była tylko ta jedna, a
oprócz tego różne dziwne... Akcesoria. Więc przyniosłam kilka na
chybił – trafił.
– ...
- Cóż, proszę bardzo.
Mogę już iść?
– ...
– CO PAN ROBI?!
–
Cóż, jeżeli Komnata uznała, że masz tak wielką potrzebę
oglądania mnie w piżamie, to chyba powinienem się w nią przebrać?
Jeśli nie ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości, to ze zwykłej
ślizgońskiej złośliwości... Niepotrzebne skreślić. Już ci coś
mówiłem o dawaniu się zaskoczyć.
– Komnata zareagowała
na pana potrzeby, nie moje! Przestanie pan wreszcie?!
– Mam
trumnę, mogę spocząć w spokoju, dobrze, przestanę. Piękna
trumna, Granger. Cudowna trumna. Dotknij jej tylko. Oparcie i
schronienie, podpora dla kruchego i wiecznie wątpiącego w siebie
jestestwa. Najczulsza strażniczka ozdrowieńczego snu. Dla dobra
twojej gryfońskiej niewinności idę spać w koszuli. Co tu jeszcze
przyniosłaś?
– Było w Komnacie Potrzeby...
– Rura
aluminiowa. Dobra, jak tam sobie pragniesz, Granger.
– Ja?!
– Ty otwierałaś Komnatę... To biorę rurę do trumny. No
proszę, można się akurat do niej przytulić. I oprzeć policzek.
Jestem kobrą Slytherina... Oj, bo się Albus będzie czepiał ról
kobiecych. Granger, czy to, co ja mówię, jest niemęskie?
–
Czy ja muszę odpowiadać na to pytanie?!
– Gryfonka i taki
tchórz... Ale – dziękuję... Zamknij wieko nade mną, niech cię
błogosławią cienie wielkiego Salazara, bo jego sługa odnalazł
ostoję pośród nienawistnego świata. Nie mnie się w pył rozsypać
i marność! Nie mnie! O, słodka ciemności trumny, o, miękkości
jej cieni... Mogłem jej powiedzieć, żeby podała mi jeszcze
Ognistą zanim wyjdzie...
*************
Gabinet
Dyrektora
- No i popatrz, problem sam się rozwiązał.
– O Merlinie różdżkowładny, z czym on śpi?!
–
Wygląda to jak... rura aluminiowa. Cóż, Severus zawsze był trochę
paranoikiem.
– Trochę?! Merlinie aluminiowy nawet! Upił się
w winochłona, owinął się jak wąż wokół rury, położył w
trumnie, a to wszystko nie zdejmując tej cholernej zakrwawionej
koszuli!
– Czyżby wyrzuty sumienia?
– Należało mu
się!
– Nie wątpię... Jeszcze go dobijać miałaś...
–
...
– Dogryzać...
– Oj, już mu daruję. Trumna, też
coś. Pomyśleć, że niektórym tak niewiele wystarczy do
szczęścia...
– Nie zapominaj o rurze aluminiowej...
KONIEC
Opowiadanie jest kontynuacją "Rozmów
trumiennych"
(
http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?t=817
)
ROZMOWY TRUMIENNE II: O RADOŚCI ŻYCIA
Jak
nie zdam egzaminu, to będzie - moja wina.
Tym razem zawinił
chyba Hezjod. Muzyka z „Upiora” nadal robi swoje.
Tu jest
zakończenie tragiczne. I raczej się nie zmieni.
Opowiadanie
mocno... Perwersyjne.
*************
Gabinet
Dyrektora Hogwartu
– I wtedy nas pogryzł.
–
CO?!
– Słowo Śmierciożercy.
– Słowo Aurorki.
–
Wściekł się, wilkołak porąbany, i pogryzł nas.
- A nic
takiego nie robiliśmy przecież! Przecież my nawet się nie lubimy,
prawda, Sever?
– Ja ciebie nawet nie toleruję, Tonks. Jak
mógłbym tolerować kobietę, która dobrowolnie nosi różowe
włosy?! Chodzę z tobą czasem na piwo, żeby się samoudręczać. A
może nawet samookaleczać psychicznie. Jestem draniem i zasłużyłem
na gehennę. Jesteś moją gehenną.
– Widzi pan, Dyrektorze,
ja niewinna, a Sev się samo -o -o- - no, samootentegowywał moimi
różowymi włosami. W całkiem przyzwoitej knajpce na Nokturnie. I
piliśmy tylko piwo. I może jeszcze coś, ale niedużo.
– I
tym niedużym się tak upiliście?
– Niee...
–
Wypiliśmy u mnie w gabinecie szklaneczkę dla kurażu.
–
Czyżbyś, Severusie, poczęstował Tonks swoją cenną
skarabeuszówką?
- Jak się umartwiać, to na całego...
–
Masz go. Ja przynajmniej mam szczytne cele. Pragnę wnieść w twoje
nietoperze życie odrobinę światła! Ludzkiego ciepła! Śmiechu i
kolorów! Jumpa-pa! I akurat Remmy powinien to zrozumieć!!
–
No, to już za późno... Po tym, jak przegalopował przez Nokturn i
wpadł do knajpy z pianą na...
– TWARZY.
– Niech ci
będzie, że twarzy. I po tym, jak się na nas rzucił z tymi
wilkołaczymi kłami, to już grubo za późno na zrozumienie. Cud,
że zdołaliśmy go obezwładnić. Dobrze, że na Nokturnie niełatwo
posiać panikę.
– Ano... Biedny Remmy, nigdy go takim nie
widziałam, szalał jak dzika bestia... Chlip.
– Może
dlatego, że jest dziką bestią. Tonks, jesteś moją gehenną,
spędzanie z tobą czasu to godne nękanie duszy łaknącej kary za
grzechy młodości, a twój zazdrosny wilczek jest stosownym
dodatkiem do całości. Czuję się dziś tak samoicudzoudręczony,
że chyba znów położę się do trumny.
– A niedoczekanie
twoje! Jeszcze wniosę w twoje życie promienną radość.
Dyrektorze, zabieram Seva. Nawrócę go zaraz na epikureizm.
Zamknęliśmy Remmy’ego gdzieś po drodze... Biedaczek. Ale my
naprawdę nie robiliśmy nic złego. Ja zbyt niewinna, a Sev zbyt
paranoidalny. I wcale się nie lubimy.
*************
Sala wejściowa Hogwartu
- Profesor Snape,
taka jedna pani z włosami koloru poziomek i - ekhemm – kogoś
podobno prowadzili. Musieli tędy przechodzić. Jakieś – no,
powiedzmy, trzy kwadranse temu. Na pewno ich nie widziałeś?
–
Nie, panie Dyrektorze, a tkwię tu od trzech godzin. Profesor
McGonagall wlepiła dziś połowie grupy szlabany. Mnie się i tak
udało, że dostałem tylko zbroję do polerowania. Widać mój
karaluch wystarczająco przypominał padalca.
– A cóż to
droga Minerwa taka ostra dzisiaj?
– Ja nie wiem, panie
Dyrektorze, odbierała tylko punkty, dawała szlabany i mamrotała
pod nosem, że ktoś tam się znowu szlaja po Nokturnie z różowowłosą
smarkulą, a ona się musi sama męczyć nad harmonogramem.
–
Zazdrość straszna rzecz... Cieszcie się, że was nie pogryzła.
–
Profesor McGonagall?! Ale... Co to pan mówił o włosach koloru
poziomek?
– Ekhmmm... Obliviate...
*************
Lochy
- Bo widzisz, ty się nie umiesz
cieszyć życiem.
– Bo życie jest do rzyci.
- ...
–
Co?
– Sev. Z tobą źle. Ty się wyrażasz.
–
Widzisz, do czego mnie doprowadziłaś, Dalilo? Przez ciebie się
upodliłem. Poobgryzał mnie parszywy wilkołak. Obślinił mnie. A
teraz się wyrażam ordynarnie przy bądź co bądź kobiecie.
Wątpliwej, ale jednak. Eeeeej!
– Dam ja ci wątpliwą! Już
ja ci pokażę! Teraz to cię nawet twoja rura aluminiowa nie
uratuje! Już ja cię tak znokautuję moją kobiecością, że
wzlecisz na łono Merlina! Aaauć!
– Aeeej! Nie demoluj mi
gabinetu! Moje ustawione w porządku alfabetycznym i według
wielkości woluminy! Moje ustawione według odcieni czarnych okładek
skrypty z Eliksirów Zmiennoskładowych! Zwaliłaś półkę!
–
Ała! Moja obolała głowa na którą zleciały twoje głupawe
książki! I ty! Potknęłam się o ten cholerny kuferek! I patrz,
jak my teraz wyglądamy!
– Ja nie chcę tego oglądać. Są
granice samoudręczenia. Półka zwalona, książki walają się
gdzie je los rzucił, mnie los rzucił na twoje łono zamiast na
Merlina, i ja mam cieszyć się życiem? Przez ciebie, Pandoro,
zostałem człowiekiem upadłym.
– Pandoro?! Pandoro?!
Żadnych puszek ci nie deflorowałam.
– Ale biurko się
otwarło.
– A co tam masz?
– Więcej skarabeuszówki.
– A, dawaj.
– A, co mi tam.
*************
Gabinet wicedyrektora Hogwartu
- I wtedy,
wyobraź sobie Minerwo, wpadł tam Remus Lupin i zrobił im scenę
zazdrości.
- ... ... Żartujesz, Albusie.
– Właściwie,
to spore niedomówienie... powiem raz jeszcze: i wtedy wpadł tam
spieniony wilkołak i pogryzł oboje.
– CO?!
- Tak się
kończy szaleńcza zazdrość... Zwłaszcza bezpodstawna...
–
Bezpodstawna?! Bezpodstawna?! A cóż ty możesz o tym wiedzieć,
Albusie?! Cóż możesz wiedzieć, co przeżywał biedny Remus?!
-
Aaa... Co przeżywał?
– MĘKI!!
– Ja nadal nie
rozumiem. Co ma picie piwa przez Severusa i Tonks do mąk Remusa?
–
Picie piwa! Albusie, nigdy nie pojmę, jak przy swoim ogromnym
doświadczeniu możesz być wciąż tak naiwny.
– No, sami
się przyznali, że była i Ognista...
– Albusie! Ty sobie
kpisz, a to wcale nie jest zabawne.
– Remus wpadający do
piwiarni i rzucający się na nich z zębami też nie był zabawny,
Minerwo. Oni są na razie dość wstawieni, żeby się tym nie
przejmować. Ale zaczną.
– No, cóż, ja uważam, że może
co poniektórym to wyjdzie na zdrowie!
- Minerwo.
- ...
– Jak sobie chcesz. Nie będę więcej obliwiatował zbyt
wiele kojarzących świadków powrotów Severusa z „różowowłosą
smarkulą”...
– Aaa... Albusie... Co ty mi sugerujesz?!
–
Nic, zupełnie... Ten gryzie, ta rozstawia uczniów po kątach, a
Severus i Tonks chodzą sobie tylko... Znaczy, bywają sobie tylko
czasem na piwie i wymianach poglądów.
– Ja mu nie bronię
chodzić na piwo! Chodziło mi tylko o harmonogram! I w ogóle,
Albusie, mógłbyś coś zrobić, to jest naprawdę nie w porządku.
– Minerwo... Tak w ogóle, to przyszedłem, żeby zapytać,
czy nie wiesz, gdzie mogli zamknąć Remusa, kiedy przyszli. Bo nie
pamiętają.
– Jak znam Severusa, to w jakimś lochu.
–
I dlatego Severus chodzi na piwo z Tonks, a nie z tobą. We własnym,
cennym lochu by zamykał – a fe – wilkołaka?!
*************
Lochy
- No wiem. Jesteś Śmierciożercą.
Belfrem w dodatku. Mieszkasz w lochach. Nie masz chomika. A twoje
włosy zawsze wyglądają, jakby ci ten twój osławiony ślizgoński
spryt nie mógł się pomieścić i wyciekał z głowy na zewnątrz
olejem. Ale to jeszcze nie powód, żeby nie cieszyć się życiem!!!
Chodź no tu.
– Tonks. Jesteś jak włosiennica na moje nagie
ciało. Jak rózga i bicz...
– Jeszcze pewnie jak pejcz?
–
Milcz, puchu marny, jak bicz biczownika powiadam. Leżę w trumnie z
butelką ognistej, a ty mi każesz wstać. Samoudręczenie w
szczytowej formie. Zdobywam z tobą szczyty samoudręczenia. Ale czy
naprawdę muszę do tego wstawać?
– Wbrew pozorom do
zdobywania szczytów wcale nie trzeba wstawać. Nie wierz
propagandzie Mugoli. Zawsze wolałam leżankową aportację... A
chciałam tylko powąchać twoje włosy. Mogę sama wstać... O. I
widzisz. Wcale nie czuć ich olejem. To czemu ty się martwisz?!
–
A czemu mam się cieszyć?
– Bo życie jest pięęeękne!
Sever! Rozejrzyj się!
– Lochy. Tu są lochy.
– Jeśli
nie lubisz lochów, to czemu w nich mieszkasz?!
– Ja lubię
lochy. Ale ja jestem posępnym, paranoidalnym Śmierciożercą. Lochy
to moja ojczyzna duchowa.
– Sever. Ty się musisz przestawić
na epikureizm. Natychmiast. A może nawet na hedonizm.
–
Hedonizm. Coś dla mnie.
– No, właśnie to powtarzam.
–
Zwłaszcza Hegezjasz... *
– Sever. Weź się napij jeszcze. I
nie pleć bzdur.
– Tonks. Dlaczego? Stoję u progu śmierci!
I za co to? Leżę w trumnie, a krew z rany szarpanej plami mi
odzienie, lada moment z ostatnią kroplą dusza wycieknie do Hadesu,
aby zwinąć się u stóp Slytherina, który swoim dzieciom
przygotował tam ciepłe gniazdko. A ty co? Ty mi o radości życia!
– Myślałam, że mam być twoją gehenną... Jak ja żyłam
bez tych twoich słowotoków?! Z kim ja się upijałam?! Nawet nie
pamiętam ich imion. Na pewno nie mieli trumien. Śpisz w niej na co
dzień?
*************
Okolice Wieży Gryffindoru
- Nie, nie. Chciałem tylko zapytać, droga Hermiono, czy
nie widziałaś, jakąś godzinę temu, profesora Snape’a i Tonks
wracających na zamek.
– Nie... A szukali mnie?
– O,
szczerze w to wątpię... Chociaż ostatnim razem Severus był pod
wielkim wrażeniem twojego fachowego wsparcia.
– Eee... Tak
powiedział?
– Niebezpośrednio. Ale wyrzucił swoje łoże
madejowe i śpi w tej trumnie.
- ...
– Z tą rurą.
–
Pan żartuje.
– Szczerze mówiąc, tak... Nie zaglądam mu do
sypialni. A wracając do sprawy – Tonks i Severus przyprowadzili do
Hogwartu Remusa Lupina i gdzieś go po drodze zgubili; nic ci nie
przychodzi do głowy?
– Jak to – zgubili?
– No cóż
– zamknęli go gdzieś.
– Ale... Dlaczego?!
– Bo...
był w stanie niesprzyjającym kontaktom z ludźmi.
– Aaa...
aha. Ale...
– Uwierz na słowo.
– A dlaczego oni panu
nie powiedzą gdzie go zamknęli?!
– Bo są w stanie
niesprzyjającym pamiętaniu takich szczegółów...
– A...
Aha. Cóż. To moment. Harry sprawdzi na mapie.
*************
Lochy
- Seeever...
– Mowy nie ma.
–
Sssevciu...
– Absolutnie wykluczone.
– Seviczku...
–
Za nic w świecie.
– Prroszę.... Sev... Sevuniu... Tylko ten
jeden raz...
– Co ci do głowy strzeliło?! Dopiero chciałaś
mnie nawracać na epikureizm, radością życia wypełniać, fundować
psychiczną lewatywę, farbować mi włosy na różowo, a teraz się
chcesz kłaść w mojej trumnie?! W mojej paranoidalnej wampirzej
trumnie?! W mojej śmierciożerczej paranoidalnej wampirzej trumnie?!
W mojej...
– Ale to tylko ten jeden raz! Rozszyfrowałam cię.
Ty musisz z tego czerpać perwersyjną przyjemność. Też chcę mieć
perwersyjną przyjemność!
– Podobno jesteś niewinna.
–
Jak kwiat jaśminu.
– Z kamasutry.
– Zboczeniec.
Jestem niewinna!
– To czemu się chcesz kłaść do mojej
trumny? Coś ty dziś taka dekadencka, Tonks? To nie w twoim stylu. I
popraw włosy, bo ci róż ciemnieje. Co z ciebie będzie za gehenna
bez różowych włosów.
– Jak upadać, to upadać. Wyszłam
parę razy na piwo z byle Śmierciożercą o totalnie zszarganej
reputacji, a taki Remmy już dostaje szału zazdrości i podejrzewa
mnie o Merlin wie jakie orgie. A tymczasem do niczego nie doszło!
Niech więc mam chociaż jakąś perwersyjną przyjemność.
–
Twój wilkołak cię pogryzł, nie miałaś perwersyjnej
przyjemności?
– Severusie Snape, Remus cię pogryzł, nie
miałeś perwersyjnej przyjemności? Eeeech. I w ogóle, co on sobie
myślał?! Już ja mu powiem, co o tym myślę. A na razie, żądam,
żebyś mi zapewnił perwersyjną przyjemność.
– Nie
zamierzam się stąd ruszać.
– Obrażam się. Mógłbyś
chociaż.... E? Tego.... Mogę? Naprawdę?! O rrrrany... Mrrrrau...
*************
Klasa historii magii
-
Cóż, tu przynajmniej nikt nie zagląda, kiedy nie musi...
-
...
– Uspokoiłeś się już, mój drogi?
– Można
tak powiedzieć...
– Co też ci przyszło do głowy, urządzać
takie sceny zazdrości?!
– Pan nie zrozumie, Dyrektorze...
–
Wszyscy mi to powtarzają... A gdyby tak ktoś mnie wypróbował?
–
Ja... Po prostu nie mogłem już wytrzymać.
– Czego?
–
Tej sytuacji. Patrzenia na to. Ze wszystkich ludzi – właśnie on?!
Merlinie, zawsze mi się zdawało, że znam Tonks tak dobrze, że
znam każdą jej myśl, jej potrzeby i pragnienia, i nagle ona
zaczyna chodzić na randki z Severusem! Dyrektorze – ja... Ja wiele
potrafię znieść. Pan wie. Ufam Severusowi i wiem, że nigdy by nie
wykorzystał sytuacji. A Tonks... ja wiem, jest dorosła, jest
Aurorką, działa w Zakonie, tyle już widziała, ale przy tym
wszystkim wciąż jest taka – niewinna... Jakby nigdy w życiu nie
miała jednej perwersyjnej myśli. Ja naprawdę nie rozumiem, czemu
ona szuka jego towarzystwa. Może właśnie dlatego, że jest taki
różny ode mnie... I może dlatego tam dzisiaj poszedłem...
-
Żeby pokazać, że potrafisz być taki, jak Severus?
- Coś w
tym sensie...
– Widzę, że nie tylko Minerwa nie najlepiej
zna Severusa... Widzisz, dzikie porywy w miejscach publicznych – i
na trzeźwo – raczej nie są w jego stylu. Nie mówiąc o
gryzieniu. Nie, Severus zdecydowanie oszczędza swoje zęby jadowe na
osoby niezaprzyjaźnione.
– Proszę mnie nie dobijać... Ona
się do mnie nigdy nie odezwie.
– Jak to było, hmm?
–
Cóż... Wpadłem tam, wykrzykiwałem coś, różne idiotyzmy...
Merlinie przebacz... Snape tylko patrzył w sufit z tym swoim
uśmieszkiem, a ona zrobiła taką oburzoną minę... Wstała i
odstawiła kufel na stolik... Taka była śliczna, z tą różową
grzyweczką... Chciałem, musiałem ją pocałować. Merlinie, w
końcu jestem mężczyzną!
– Nie powątpiewam przecież!
–
Ale ja zaczynam, bo coś mi nie wyszło i w sumie tylko ją
pogryzłem... A ona...
– Hmm?
– Uderzyła mnie.
–
Nie ciebie pierwszego spoliczkowała dama, Remusie.
–
Spoliczkowała?! Ona mnie w czubek głowy pacnęła!! Ja... jak...
jak starszego brata!
- Uuuuj...
– A wtedy wstał Snape,
złapał mnie za kark i zaczął wywlekać na zewnątrz.
–
Uuuuj jeszcze bardziej.
– I jakoś... nie mogłem się
wyrwać.
– I?
– I jego też ugryzłem. I... I trochę
się... wściekłem. Chyba musieli mnie obezwładnić zaklęciami.
–
Cóż... Teraz czujesz się lepiej?
– Tak, oczywiście...
Jestem zupełnie spokojny. Ataki szału w miejscach publicznych to
również nie moja specjalność. Nie zdziwię się, jeśli Tonks
nigdy więcej na mnie nie spojrzy...
– Możemy zapytać...
Upijają się w lochach z Severusem. Jeśli obiecasz nie zatruwać
atmosfery fermentami...
– Ja... Postaram się. Na Merlina.
Też się czasem lubię upić. Nie może ze mną?!
– Kim
jesteś po pijanemu?
– Jak to? Sobą...
– Severus, o
ile pamiętam, ostatnio był „Weź te ręce, Nymphadoro, od piersi
włochatej Diomedesa syna Tydeusa, albowiem zaraz wsiądę na rydwan
i pójdę od ciebie precz, co cię obchodzi, ile mój płaszcz ma
guzików”. Ale cóż...
– Czy oni się bez przerwy
upijają?!
– Do tej pory tylko kilka razy. Chodź już i
ciesz się, Remusie, że to twoje gryzienie nie będzie, hmm,
brzemienne w skutki.
– Mnie pan to mówi...
*************
Lochy
- Severusie? Tonks? No cóż, wejdźmy,
Remusie, chociaż na moment.
– Co oni mogą...
– A.
- ...
– Spokojnie, Remusie. Spokojnie.
- ...
–
Pamiętaj, że on jest godzien zaufania i nigdy by nie wykorzystał
sytuacji, a ona jest niewinna i nigdy w życiu nie miała jednej
perwersyjnej myśli.
- ... ... W trumnie?!
– Aa, to
dłuższa historia. I niestety nie jestem upoważniony, żeby ci ją
opowiadać... Spójrz tylko na nich. Śpią sobie jak dwa... eee...
wampirki. Jak wampirze bliźnięta.
– Bliźnięta... Niech
pan mnie nie pociesza. Co ona ze sobą zrobiła? Dziwacznie wygląda.
– I dlatego chodzi na piwo z Severusem, a nie z tobą. Ona
TAK wygląda. Widać uznała, że róż nie pasuje do trumny.
–
A ona sama pasuje?!
– Zdziwiłbyś się, ile rzeczy pasuje do
trumny... I ile trumna może dać – radości życia...
KONIEC
* „Lecz dopiero Hegezjasz wyprowadził
ostateczne konsekwencje z nauki o rozkoszy. Przyjemność jest celem
życia, lecz nie zależy od nas. W rzeczywistości ból narzuca się
nam w tysiącznych formach: wobec tego najlepszą rzeczą jest
umrzeć. Hegezjasz, który żył w Aleksandrii za Ptolomeuszów,
przezwany został rzecznikiem śmierci.”
Gwoli wyjaśnienia - tekst jest
kontynuacją "Rozmów trumiennych"
(
http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?t=806
)
oraz "Rozmów trumiennych II: O radości życia"
( http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?t=817
)
Zdałam jednak. Kto by pomyślał.
Tekst w sporej
części pisany w stanie depresji – cóż, nie można być stale u
szczytu wena.
Dwa pierwsze teksty z cyklu „Rozmów” zostały
uznane za – zabójcze. Ten, wobec powyższego, nie ma szans, tym
niemniej powstał i zostaje wklejony.
Cóż. Z jednych,
niewinnych „Rozmów trumiennych” wyszła trylogia
perwersyjno-uduchowiona. Czytajcie i osądźcie. I wiecie – bez
komentarzy usycham.
ROZMOWY TRUMIENNE III: O DUSZY
*************
Gabinet Dyrektora Hogwartu
-
I wtedy mnie...
– Ugryzł.
– Dyrektorze. Duchy nie
gryzą.
– Cóż, poniekąd masz rację... Ale jakoś się
spodziewałem, że to powiesz. Aż cię nie poznaję. Miałeś okazję
i nie oskarżyłeś go o napaść? Przywykłem już zresztą, że
ktoś cię gryzie...
– No tak - Tonks, Lupin, sumienie...
–
A to akurat zupełnie niepotrzebnie.
– Czyżby?
–
Owszem. Więc mówisz...
– Nie pogryzł mnie. Ale próbował,
jakże by inaczej.
– No, teraz brzmisz jak ten ty, którego
znamy i kochamy... Tak mniej więcej cię ugryzł jak Remus onegdaj?
– Och, skądże. Próbował zabrać się do tego znacznie
bardziej fachowo. Jak przystało na...
– Severusie...
–
Tak, wiem, Dyrektorze. De mortuis aut bene aut nihil*. Więc - jak
przystało na tak zdolnego za życia animaga. Czy to określenie pana
zadowala?
– Na pewno jest bardziej stosowne niż to, którego
zwykłeś używać. Pomimo wyrzutów.
– Z całym szacunkiem,
to nie pana próbował pogryźć duch.
– Z całym szacunkiem,
drogi chłopcze, czy nie moglibyśmy jednak przejść na ty?
–
Dyrektorze. Może i leżałem w trumnie, popijając Ognistą przez
słomkę, kiedy ten zdechły kundel... Znaczy, pośmiertny cień
wspaniałego czarodzieja pojawił się i rzucił do moich łydek. Ale
to nie oznacza, że jestem nietrzeźwy bądź rozmiękczony
psychicznie.
– Zatem zostajemy przy „panu Dyrektorze” i
„drogim Severusie”. No cóż... Gdybym był bardziej rozmiękły
psychicznie, pomyślałbym, że na trzeźwo nie lubisz mnie
wystarczająco. Ale, ale. Byłeś sobie zupełnie trzeźwy, leżałeś
zupełnie normalnie w trumnie, kiedy zupełnie znienacka rzucił się
na ciebie duch Syriusza Blacka?
– Zupełnie odeszłego z tego
świata.
– Właśnie. Jak widać, zmienił zdanie. Ciekawe,
co też mogło go do tego skłonić... Masz może jakieś –
przypuszczenia?
– Przypuszczać, to on na mnie atak
przypuścił, bez słowa wyjaśnienia. Zresztą, nigdy nie
potrzebował pretekstu.
– Ale też nigdy w tym celu nie
wracał aż z zaświatów... Co jest, nota bene, nie takie łatwe...
Jakaś hipoteza?
– Pan tu jest największym czarodziejem
świata.
– Ja tu jestem tylko starym, omszałym satyrem, może
jeszcze nie obleśnym, ale łasym na atrakcyjne plotki, a takich
ostatnio nie brak... Coś mówią o jakimś namiętnym romansie
Śmierciożercy i Aurorki...
– Brzmi jak tytuł bestsellera,
nic dziwnego, że o tym mówią...
– Opowiadają, że pewien
były nauczyciel OPCM-u pragnie wyzwać na krwawy pojedynek jakiegoś
Mistrza Eliksirów...
– To JA o niczym bardziej nie marzę -
zabić, włóczyć jego pohańbione zwłoki dookoła Hogwartu...
Trzeba się wpisać na jakąś listę?
– Severusie.
–
Może i coś tam ten - cień pośmiertny naszego skundlonego
utraconego, tak może być? - wykrzykiwał, zanim zamienił się w
niedorobionego psa Baskerville’ów i wsadził mi pysk w nogawkę,
aż mu się ektoplazma rozmyła. Może i było coś na temat
deprawowania, uwodzenia, uśmierciożerczania, wpędzania w
alkoholizm i opętywania niewinnych dziewcząt, kolejność
przypadkowa. Ale gdybym chciał godzinami wysłuchiwać komplementów,
zatrzymałbym sobie lustro po Lockharcie.
– Komplementów?
–
Widać nie słyszał pan rzetelnych duchowych inwektyw... Wobec
niemocy, spuchoniałości, zdrady dziedzictwa wielkiego Salazara i
przesiąknięcia gryfońską propagandą, które mi zwykł zarzucać
Krwawy Baron, również wpadając bez pukania i rzucając się na
mnie – dla odmiany z ektoplazmatyczną bronią białą – to nawet
nie warto było wstawać.
– Ho, ho... Wracając jednak do
tego ducha...
– Widać dowiedział się w zaświatach,
że chodzę z jego kuzynką, i przyleciał mnie za to przekląć.
–
Więc chodzisz z jego kuzynką...
– Już dawno temu
ostrzegałem pana, żeby nie wierzył pan we wszystko, co Black panu
wmawia. I równie dawno temu zrezygnowałem z przekonywania pana.
Teraz on lata po Hogwarcie wywrzaskując, że nie pozwoli, żebym
uwodził jego niewinną siostrzyczkę, a pan niech sobie wierzy, w co
chce.
– Lata po Hogwarcie?!
– Owszem. Na przemian
jako wrzeszczący kretyn i śliniący się ektoplazmą kundel. Kiedy
w końcu się zorientował – nieprędko – że nie może mnie
ugryźć, zabrał ogon w troki i wyleciał.
– Nie wiesz
zapewne dokąd?
– W tym stroju miałem go gonić?
–
No tak... Wystarczy mi duch psa. Znaczy, wybitnego animaga. Mistrz
Eliksirów w negliżu nie musi nawiedzać korytarzy. Wracaj do swojej
trumny, spróbuję coś przedsięwziąć. I... Mówiłeś, że nie
chodzisz z Tonks?
– NIE.
– Aha.
– Nie
mówiłem.
*************
Okolice Wieży
Gryffindoru
- Pies?!
– No, niekoniecznie.
Nicholasie... Och, powiem wprost: czy nie widziałeś tu przypadkiem
ektoplazmatycznej duchowej esencji Syriusza Blacka w stanie
maksymalnej furii?
– Że co proszę?!
– Stary
przyjacielu, nie do twarzy ci z głową dyndającą przy ramieniu...
– Albusie. On nie żyje.
– Nicholasie. Ty też nie
żyjesz.
– To co innego! Ja... Ja... Ja mam uprawnienia! Mam
tu posadę! Chyba nie muszę ci przypominać, że to JA jestem duchem
– rezydentem Wieży Gryffindoru?! Chyba, że to ma się zmienić?!
– Nic o tym nie wiem, Nick, spokojnie. Głupio mi tak mówić
do pustej szyi.
– Pustej?! Pustej?! Moja głowa wciąż na
niej wisi! Ona NIE JEST OSOBNO!
– Wiem, wiem... A czy twoja
głowa nie widziała tu gdzieś ducha Syriusza?
– ...
-
No nie dąsaj się tak, bo poszarzejesz.
– Tędy nie
przelatywał.
*************
Lochy
-
Sever!
– Gehenna.
– Też tęskniłam. To prawda, co
mówią?!
– Nie wierz plotkom. Obaj z Lucjuszem jesteśmy
hetero. Ale sukinkot nieźle całuje...
– Jak na ryboustego,
niewątpliwie. Mówią, że Siri wrócił z zaświatów i zaczął
nawiedzać Hogwart, żeby przekląć nasz związek!
– Tylko
tyle? Tak się staramy, ostatnio poszliśmy w romantycznej gwiazd
poświacie nekromancję uprawiać na prywatnym cmentarzyku DiMortów,
a oni wolą gadać o duszach potępionych.
– Siri nie jest
potępiony.
– Ja go potępiam. Ugryzł mnie w łydkę.
–
Czym niby, siłą woli pośmiertnej?
– Ektoplazmą.
–
O jej, biedny Seviczek, duch mu zrobił ziazi. Chcesz, podmucham,
albo pocałuję.
– Nie całuj mnie po nogach, Tonks, kiedy
leżę w trumnie.
– Wstydź się, zboczeńcze. Może
uprawiałam z tobą nekromancję, ale do nekrofilii ciągotek nie
mam. To miał być platoniczny, uzdrowicielski całus. Ja niewinna
jak aniołek!
– Upadły.
– Upadły, to ty jesteś.
Leżysz w trumnie i upijasz się Ognistą. Jakie tym razem masz
wyrzuty?
– Wyrzuciłem dziś Pottera z zajęć za niedomyty
kociołek.
– I upijasz się z radości. Sev. O wyrzuty
sumienia pytam.
– Tonks. Poczekaj z tym, aż się upiję,
dobrze?
– Niedobrze. Co ci leży na duszy?
– Ciało.
– Gdybym cię słabiej znała, pomyślałabym, że to
komplement dla mnie. No, dobrze. Pij swoją Ognistą. Z umiarem. Idę
się rozejrzeć za Sirim. Jak wrócę, masz być rozkrochmalony i
elokwentny. W ogóle nie rozumiem, jak facet śpiąc w takim negliżu
może być taki sztywny. No, ale ja jestem niewinna jak łabędzi
puch.
– Prosto z seraju...
*************
Gabinet
wicedyrektora
- Syriusz?!
– Minerwo, miej
litość nade mną. Sir Nicholas już mi zaprezentował prawie -
gubienie głowy z wrażenia, a ty wyglądasz, jakbyś nie zamierzała
poprzestać na „prawie”.
– Ależ, Albusie! To niemożliwe!
– Minerwo. Jesteśmy czarodziejami. Nie mamy tego wygodnego,
mugolskiego wyjaśnienia, że coś jest „niemożliwe”. No, może
trochę przesadzam.
– Mam nadzieję, że przesadzasz!
–
Niemożliwe było, żeby Syriusz ugryzł Severusa. Ale widać było
możliwe, że się pojawił jako duch w Hogwarcie.
– Żeby
gryźć Severusa?!
– Nawet dla ciebie to był ostatnio
całkiem dobry powód, żeby się pojawić w lochach. Aż się
dziwię, że ograniczyłaś się do słownej napaści.
– Miał
czelność publicznie skrytykować moje metody dydaktyczne! Co mu się
nie podoba w transmutowaniu karaluchów w padalce?!
–
Minerwo. Nie publicznie, tylko wobec mnie i Tonks. A ty naprawdę nie
powinnaś nas była śledzić i podsłuchiwać. Poza tym wcale nie
krytykował twoich metod.
– Ach, nie?! Więc jak byś to
nazwał?
– Może – żarliwą apologią karaluchów? Jak on
to się wyraził? Coś, że trzeba mieć w piersi Dziennik Ustaw
Edukacyjnych zamiast serca, żeby zjaszczurczać nieszczęsne
stworzenia, pozbawiać czułków drgających w takt mrocznej melodii
karaluszych ścieżek, niesłyszalnej dla innych istot, żeby z tych
podpoduszkowych strażników snów trumiennych robić beznogie
pełzadła ku ludzkiemu zapomnieniu... A potem Tonks dodała, że
niektóre nawet skrzydełka mają i że profesor McGonagall do
grzechu uczniów namawia, i wtedy chyba spadłaś ze schodów razem z
posągiem Ludwika Lubieżnego...
– Lubianego!!!
– A,
być może...
– Albusie! Ja – ja protestuję! To nie jest
zabawne! Już nawet biedny Syriusz nie ma spokoju w grobie! Musi
dopiero on zacząć błądzić po Hogwarcie jako duch, żebyś
ukrócił te – te – te bezeceństwa?!
– Znaczy,
transmutowanie karaluchów w padalce?
– Bezeceństwa Tonks i
Severusa!
- A, te bezeceństwa... Minerwo. Od dwudziestu lat
nie widziałem cię takiej ożywionej... Może pójdziesz razem ze
mną poszukać tego błędnego psa Baskerville’ów?
- O,
zaraz go pójdę poszukać, ale na pewno nie z tobą! Sama go znajdę
i razem wybijemy Tonks z głowy łażenie po Hogwarcie i zachowywanie
się jak niewyżyta nastolatka! I Severusowi upijanie się w trumnie!
I zachowywanie się jak znarkotyzowany wampir!
– Ach, ten
kobiecy temperament... Wypadła jak po ogień. Żeby komuś czasem
zębów nie wybiła... Cóż, skoro już tu jestem... Chodźcie,
karaluszki. Na świecie jest i tak za dużo padalców. Dziadzio Albus
zaniesie was do lochów. Karaluchy pod poduchy. A w lochach wujek
Severus wsadzi was - do słoika z formaliną?
*************
Lochy
- Eee... Halo? Jest tu... Profesorze!
– Granger. Co robisz w mojej sypialni?
– Myślałam,
że to pracownia...
– A otóż nie.
– Pan... Leży w
trumnie.
– I stąd wniosek, że to pracownia? Bardzo
gryfońskie rozumowanie.
– Proszę?!
- Większość
Gryfonów kojarzy pracę bezpośrednio z cmentarzem... Ty za to masz,
o ile wiem, skrzywienie w drugą stronę. Czy przynajmniej czerpiesz
z tego perwersyjną przyjemność?
– Nie!
– A szkoda,
szkoda... Od razu widać, Granger, że brak w twoim życiu odrobiny
epikureizmu. Na Hadesa. Gdyby Black mnie usłyszał. Zostałem –
zmoralizowany. Nawracam młodzież na epikureizm. No, może taki
bardziej ślizgoński. Każę im szukać w życiu przyjemności.
–
Ja... Ja właśnie w tej sprawie...
– Tu szukasz
przyjemności?
– W sprawie Syriusza!
– Uff. Więc?
Bo, jak widzisz, właśnie się upijam. Powoli, ale jednak. Jeszcze
jestem względnie moralizujący, tak bardziej ślizgońsko, niebawem
zacznę być demoralizujący.
– To prawda, co mówią?
–
Nie mam sumienia, nie wiem, czy istnieje życie po drugiej stronie
zwierciadła Ain Eingarp, Lucjusz Malfoy całuje jak ryba, a Black
był kretynem za życia i nie doznał apoteozy.
– I nic pan
nie zamierza zrobić?!
– Z czym?
– Z Syriuszem, z
Tonks...
– A co mam według ciebie zrobić?! Wypruć z siebie
duszę tępym sztyletem i podsunąć mu pod nos do obwąchania, żeby
mógł się przekonać, że mam wobec jego kuzynki wyłącznie
uczciwe zamiary?! O nie. Dusza tego kundla może latać gdzie
popadnie, moja ma siedzieć na miejscu. Zresztą, my, ślizgońscy
Śmierciożercy Lorda, nie mamy duszy. O. Nie wiedziałaś, Granger?
Dusza szkodzi na potencjał. Złota maksyma Czarnego Pana.
–
Potencjał?! Tak to się teraz nazywa?! No to Czarnemu Panu brak
duszy właśnie na to zaszkodził!
- ... Granger. Ja mam na
ciebie wyraźny wpływ. Nie jestem pewien, czy właściwy. Ale
wyraźny.
– I bardzo dobrze. Pójdę, znajdę Syriusza i mu
wytłumaczę łopatologicznie, że pan i Tonks nic, a nawet jak coś,
to to nie jest jego sprawa. A potem go wyegzorcyzmuję. Zobaczy pan,
że mi się uda.
– W to nie wątpię... Ale czemu na Hadesa
miałabyś to robić?!
– Żeby mieć perwersyjną
przyjemność?
*************
Kuchnia
-
Duch! Syriusz Black! Animag! Zły!
- Spokojnie, Zgredku...
–
Harry Potter musi zostać ostrzeżony! Zgredek pójdzie ostrzec
Harry’ego Pottera.
– ZGREDKU.
– Zgredek przeprasza,
sir! Zgredek słucha. Ale Harry Potter, sir...
– Zgredku. To
był jego ojciec chrzestny i bardzo go kochał. Zły jest na kogo
innego. A ponieważ jest w dodatku duchem, to raczej nie ma
możliwości wyrządzić komukolwiek krzywdy. Oczywiście, mógłby
wyć i nie dawać mu spać... Albo wyskakiwać znienacka z mebli,
przyprawiając go o atak serca... Ale raczej nie sądzę, żeby miał
takie plany. Myślę, że Harry jest absolutnie bezpieczny.
–
Zgredek będzie uważał, sir! Zgredek nie dopuści do Harry’ego
Pottera żadnego wstrętnego ducha! Zgredek ma swoje sposoby! Harry
Potter będzie bezpieczny, sir!
- Tak, tak. A tymczasem, czy
nie masz czegoś do jedzenia dla karaluchów? Mam tu całą rodzinkę
i wyglądają na głodne... Tak im czułki drgają wymownie...
Wątpię, żeby u Severusa znalazły się jakieś okruszki.
*************
Lochy
- Mój
Seviczek.
– Wciąż jestem trzeźwy.
– Tak, tak.
Widzę. Ach, życie jest piękne. Jesteśmy jak nowonarodzone
bliźnięta. Ty trzeźwy, a ja niewinna.
– Czy już jest za
późno, żebym udusił cię pępowiną? Wyssał z ciebie oddech?
Zabił cię i zbudował miasto na twoim grobie?
– Severusie,
wstydź się, nowonarodzone bliźnięta nie robią sobie takich
rzeczy. Zwłaszcza bliźnięta trzeźwe i niewinne. Czy jesteś
gotów, żeby opowiedzieć mi, co cię gnębi? Zrzucić z duszy
ciężar?
– Nie mam duszy, Tonks. Nie wiesz o tym? Słudzy
Czarnego Pana nie mają duszy.
– No wiem, wiem, wysysa ją z
was w porywach czułości. Nio powiedz Tonks cio ci to, ktoś Seva
ukrzywdził? Obraził? Posuń się, przytulę, zaraz będzie
lepiej...
– Czemu w to nie wierzę?
– Boś Ślizgon.
– No tak... Tonks. Daruj sobie. Upijam się, bo jestem starym
posępnym bezdusznym Śmierciożercą i nikt mnie w tym celu nie
musiał krzywdzić dodatkowo. Szanowny Pan Dyrektor Dumbledore może
sobie twierdzić, że jestem milutki, ale nie jestem. Całowanie mnie
w ciemiączko tego nie zmieni. I myślisz, że nie widzę, że
zmieniłaś włosy na różowe? Widzę. Ale, dobrze mi tak. Więcej
różu. Niech mnie dobija. A Szanowny Pan Dyrektor Dumbledore...
–
Sev. List miłosny do niego piszesz? Przeszlibyście na ty.
–
Jestem trzeźwy! Nie przejdę z nim na ty! Jestem trze- źwy. Pan
Dyrektor Dumbledore. Nie rozmiękłem na duszy, żeby do niego mówić
per ty. Nie zostałem rozbrojony. Nie zostałem rozpasany.
–
O nie, nie. Zbroja, pas cnoty i reszta osprzętu tkwią na duszy jak
Chiński Mur. To wiesz co? Upij się bardziej, a wtedy pogadamy.
Czekaj, tylko cmoknę cię w nos.
- ... Całuj w nos swojego
kundla! Dajcie mi pępowinę, a uduszę tą gehennę. Nie jestem aż
takim złym Śmierciożercą!
– Mój Seviczek. A, podobno
Gruby Mnich spotkał Syriusza.
– O.
– No, chodził i
pomstował na ciebie, o mojej niewinności szarganej biadolił...
–
Szarganie niewinności to moja specjalność... Druga po krojeniu
ingrediencji... Na trzecim miejscu jest wypruwanie wnętrzności... I
cóż?
– Nicóż. Mnich nie takie rzeczy w życiu i życiu
po- życiu widział, tylko Siriego przeżegnał na drogę.
–
A on się rozwiał w kłąb siarki i wrócił do piekła?
–
Nie, poszedł pomstować gdzie indziej.
– Fatalnie.
–
Za to Mnich podobno nas też by chętnie przeżegnał.
– Na
drogę?
– Ekhmm... Na nową drogę życia...
- ... ...
Puchoni.
*************
Wielka Sala
-
I nigdzie go nie spotkałeś, Argusie?
– Jak Panią Norris
kocham, że nigdzie. Ze dwa duchy i kilkoro dzieciaków wspominało,
że się na niego natknęli w różnych miejscach, ale ja go nie
widziałem. Podobno raz psem biega po korytarzach, raz znowu chodzi
jako człowiek i profesorowi Snape’owi złorzeczy strasznie. A moja
kochana też się rozglądała, ale nic nie wypatrzyła.
–
Mrrrrrrr!
– Wstyd, żeby się obce duchy po zamku pętały,
wziąć by wezwać z Ministerstwa jakiegoś speca i razem z Irytkiem
całe to tałatajstwo jednym zaklęciem wyplenić, mówię panu,
panie Dyrektorze, same z nimi kłopoty, a to wszystko na mojej
głowie! Nie dalej jak wczoraj musiałem z moją biedną kochaną...
– Oczywiście, Argusie, pomyślę, jakby ci tu ulżyć... I
twojej biednej kochanej... Ale gdzie tego Syriusza poniosło? Błędny
duch...
– No, ja tam się nie znam, panie dyrektorze, ale jak
raz się szedłem rozejrzeć w okolicach Wieży Gryffindoru, kiedy
pana spotkałem, swój to zawsze do swego ciągnie, a te gryfońskie
dzikusy to skaranie boskie.
– Widzisz, Argusie, ty mi zawsze
coś mądrego poradzisz... Może dropsa? A, nie, nie z tej kieszeni,
w tej to... Co innego akurat przechowuję. Ćśśś, karaluszki,
chyba nie chcecie skończyć w odkażaczu?
*************
Lochy
- Niech go Merlin próchnicą różdżki
porazi, tego potępieńca potępionego, tego durnego, skretyniałego
upiora, tę psią mordę błędną, już ja mu pokażę,
niedopieszczonemu idiocie!
– Tonks. Ja też tęskniłem.
–
Nie mów do mnie „Tonks” tym tonem! Mam imię.
–
Nymphadora... Bogini leśnych zaciszy... Tańcząca w koronie
słonecznych promieni, prześwitujących przez tajemnicze girlandy
bluszczu... Nymphadora... Pójdź w me ramiona, kapłanko radości
życia...
– Widzę, że już jesteś pijany. I dobrze. Szykuj
te ramiona.
- ... ... Że spotkałaś Blacka, to się domyślam.
Ale co ci nagadał, to nie wiem.
– Co?! Jak to co?! Ten
zidiociały nieboszczyk w stanie gazowym śmie twierdzić, że ja
jestem biednym, niewinnym dziewczęciem, naiwnym, niedoświadczonym i
prostodusznym, i że stanowię łatwy łup dla twoich
śmierciożerczych łap, w związku z czym należy mnie ochronić,
zanim mnie nie sprofanujesz.
– Uuuwielbiam cię profanować.
Widzisz, tak długo ludziom wmawiałaś swoją niewinność, aż
uwierzyli.
– Ten pies mu mordę lizał uważa mnie za
niewiniątko, co nigdy w życiu nie miało jednej perwersyjnej myśli!
On myśli, że ty jesteś jakimś śmierciożerczym zwodzicielem
dziewic, czcikradcą i czym tam jeszcze, a że ja taka ślepa,
niewinna i bez inicjatywy! A wiesz, co jest najgorsze?
–
Chyba się domyślam.
– Najgorsze jest, że ten kretyn ma
rację!
– A – tego bym się nie domyślił...
–
Inicjatywy wykazuję zero! Grzesznych, perwersyjnych i zbereźnych
inklinacji wykazuję zero! I jakoś nie widzę, żebyś mi cześć
skradł! Wnioski: bez inicjatywy, niewinna i ślepa! Koniec tego
dobrego!
– Czy ja twierdziłem, że to było dobre?
–
Wstawaj! Ale już! Idziemy do ogrodu storczykowego!
- A czemu
tam?
– Bo, psiakrętka, lubię ogród storczykowy!
–
A. I tam ci mam cześć skraść?
– A czy ja ci każę?
Schowamy się w zaroślach, a Syriusz niech się dławi zgadując, co
tam robimy. Możemy sobie w ramach wolnego czasu czytać komiksy o
Martinie Miggsie.
– W ramach wolnego czasu.
– Jeśli,
oczywiście, uda nam się jakiś wygospodarować, kiedy JA już
skończę z kradzeniem TWOJEJ czci...
************
Okolice Wieży Gryffindoru
- Witaj, droga
Hermiono. Nie widziałaś przypadkiem...
– Och, panie
Dyrektorze, widziałam!
– Sądząc po twoim zdenerwowaniu,
nie obyło się bez awantury. I pewnie znowu przyjdzie mi szukać
ducha w polu.
– A, nie, bynajmniej. Może pan się już nim
nie przejmować. To, proszę sobie wyobrazić, w ogóle nie był
Syriusz!
– Co ty powiesz?
– Och, panie Dyrektorze,
miałam ochotę ich udusić obydwóch, kiedy to usłyszałam. Bo wie
pan, profesor Snape wyrzucił dziś Harry’ego z zajęć, zresztą
nie całkiem bez powodu, muszę przyznać. I obaj z Ronem wymyślili
taki dowcip. Dostali zaklęcie od Freda i George’a, wywołali coś
w rodzaju cienia przypominającego Syriusza, żeby go nasłać na
profesora. To coś miało zniknąć po paru godzinach, właśnie się
rozwiało, na moich oczach! Muszę zaraz biec do profesora Snape’a,
żeby mu powiedzieć, że się nie musi przejmować, bo tak się
biedak gryzł tym Syriuszem... To znaczy, on nic nie mówił o tym,
ale ja wiedziałam, a już jak zaczął mówić o duszy...
–
No, rzeczywiście, to nieomylny znak...
– Zaraz go muszę
znaleźć, mapa mówi, że jest w ogrodzie, więc...
– Tak
sobie myślę, że może najpierw poszłabyś ze mną do gabinetu i
pomogłabyś mi nakarmić karaluchy?
- Karaluchy?! Ale
profesor Snape...
– Coś mi mówi, że w swoich rozmyślaniach
przerzucił się już z duszy na ciało, a ja naprawdę potrzebuję
pomocy z tymi karaluchami. Fascynujące stworzenia... Myślałaś
kiedyś, żeby wyhodować sobie czułki?
KONIEC.
Więcej
„Rozmów” najpewniej nie będzie. Chyba, że cuś mnie natchnie.
* O zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. (za
zaniedbanie przypisu przepraszam i dziękuję za przypomnienie
)