On w domu, ona w pracy

On w domu, ona w pracy


Coraz więcej polskich mężczyzn pozostaje w domu, podczas gdy ich żony stają się jedynymi żywicielkami rodziny. W swojej nowej roli mężczyzna musi zmierzyć się nie tylko z rodzinno-społeczną presją, ale także z faktem, że jego żona przejmuje funkcję... samca alfa.

Kiedy pewnego dnia Agnieszka wróciła z pracy do swojego domu pod Warszawą, zastała w salonie męża Rafała i jego szefa. Zdziwiła się, ponieważ szef męża rzadko u nich bywał. Rafał, specjalista ds. sprzedaży sprzętu samochodowego, przekazywał właśnie szefowi komórkę, laptop i kluczyki od służbowego samochodu.

– Co tu się dzieje? – zapytała Agnieszka.
– Rzuciłem robotę, siedzę z dzieckiem – odpowiedział Rafał.

Pożegnanie z pracą

Przypadek mężczyzny dobrowolnie rezygnującego z pracy na rzecz pozostania w domu wciąż należy w Polsce do rzadkości. Polacy podchodzą do roli mężczyzn i kobiet w rodzinie w bardzo tradycyjny sposób. Według instytutu badań rynku i opinii społecznej IPSOS aż 87% mężczyzn uważa, że to oni powinni być głowami rodziny. Z badań Anny Vargas z wydziału psychologii Uniwersytetu Warszawskiego „Ojcowie w Polsce” wynika, że podobne zdanie mają kobiety: 84% z nich oczekuje od mężczyzn przede wszystkim zapewnienia materialnego bytu im i ich dzieciom.

Tyle że rzeczywistość coraz bardziej rozmija się z poglądami Polaków. Już w 2006 roku Główny Urząd Statystyczny informował, że co czwarta Polka jest głową rodziny, czyli zarabia więcej od swojego partnera. Do wzrastającego udziału kobiet w rynku pracy przyczynia się także ich coraz lepsze wykształcenie. Obecnie 70% studentów polskich uczelni to kobiety. Do większego udziału kobiet na rynku pracy przyczynił się także światowy kryzys ekonomiczny, podczas którego zdecydowanie częściej pracę tracili mężczyźni niż kobiety. W USA na każde dwie zwalniane kobiety przypadało aż ośmiu zwolnionych mężczyzn. Choć w Polsce ta dysproporcja nie była aż tak znaczna, to w pierwszym kwartale 2009 roku z pracy zwolniono aż 164 tysiące mężczyzn wobec 96 tysięcy kobiet.

Jednym z tych 164 tysięcy mężczyzn jest Michał, lat 31, były kierownik działu RTV w dużej sieci marketów w Gdańsku, który nazywa siebie „pierwszą ofiarą kryzysu w Polsce”. – To był jakoś koniec października zeszłego roku – mówi. – W piątek giełdy zanotowały jakieś okropne spadki, a w sobotę oglądałem w którejś z gazet zdjęcie czarnego giełdowego ekranu na którym biała linia szła w dół, a przed ekranem widać było faceta, który łapie się za głowę. Pomyślałem sobie, że media jak zwykle sieją panikę, ale widocznie w głowach moich pracodawców zasiały ją skutecznie, bo w poniedziałek dostałem wypowiedzenie. To było jak trzepnięcie pałką w łeb.

Za sprawą kryzysu na bezrobocie udał się także 27-letni Piotr. Pół roku temu był konsultantem w międzynarodowej firmie doradczej w Warszawie, kiedy dopadły go masowe zwolnienia. – Spędzałem kilkanaście godzin dziennie w garniturze – wspomina tamten okres, podkreślając narastające niezadowolenie z pracy. – Praca pozwalała nie myśleć o pieniądzach, bo na nic nie brakowało, ale na szczęście sławny kryzys pomógł mi zakończyć ten etap mojego życia i z niewielką odprawą wylądowałem na zielonej trawce.

Paweł, lat 45, pożegnał się z prywatną firmą, w której zarządzał siecią sprzedaży telefonów komórkowych we Wrocławiu, rok temu. On również nie był zadowolony ze swojej pracy. – Podstawa pensji była taka sobie, ale umówiłem się z pracodawcą, że za wyniki dodatnie będę otrzymywał premie – wspomina. – Miałem nadzieję że premia wynagrodzi mi niską pensję. Niestety, dostałem ją dwukrotnie w ciągu dwóch lat pracy, choć w tym czasie tylko raz nie wyrobiłem 100 procent planu. W końcu umówiłem się z szefem na rozmowę, podczas której doszliśmy do wniosku, że nam nie po drodze. Rozstaliśmy się za porozumieniem stron.


Krytyczna decyzja

Dla Rafała, lat 36, wybór był jasny. Do tej pory zarabiał niewiele więcej niż płacili z żoną niani, z której i tak nie byli zadowoleni, za opiekę nad ich kilkuletnim synem. – Złożyłem wypowiedzenie i

postanowiłem zająć się wychowywaniem naszego synka – mówi. Wspólnie postanowili, że jego żona, specjalistka ds. telefonii komórkowej i floty samochodowej, przejmie obowiązki żywicielki rodziny.

Również Piotr nie miał problemów z decyzją dotyczącą swojej najbliższej przyszłości. Był wyczerpany „szczurowymi” relacjami z przełożonymi i współpracownikami. – Nie ważne jak bardzo człowiek próbuje trzymać się na dystans od tego szamba, przebywanie w takim środowisku niszczy psychicznie i fizycznie. Postanowiłem więc zostać szczęśliwie bezrobotny – oświadcza. Decyzję ułatwił mu fakt, że jego pracująca w agencji koncertowej żona miała może nie za wielkie, ale stałe źródło dochodu, dzięki czemu mogli być spokojni o rachunki i zawartość lodówki. – Dwa lata temu sytuacja była odwrotna – wspomina Piotr. – Małżonka odeszła z poprzedniego miejsca pracy, równie toksycznego jak moje. Po pół roku odpoczynku i poszukiwań nowych pomysłów znalazła nową, przyjaźniejszą firmę, więc mamy przećwiczone życie na jednej pensji

Ze swoją sytuacją nie pogodzili się tak szybko Michał i Paweł, chociaż ich pracujące na kierowniczych stanowiskach w firmach farmaceutycznej (Michał) i spożywczej (Paweł) żony bez trudności mogły utrzymać swoje rodziny.

– Przez pierwsze kilka tygodni intensywnie szukałem pracy – mówi Michał. – Każdy poniedziałek zaczynałem od ogłoszeń w Wyborczej, zarejestrowałem się na Jobpilot. Nic z tego. Kompletny zastój. Dziś wielu ludzi twierdzi, że kryzys ominął Polskę. Powinni spróbować poszukać pracy pod koniec zeszłego roku – dodaje gorzko. Tuż przed Bożym Narodzeniem nadszedł kolejny kryzys, tym razem domowy. – Niby nie chodziłem do pracy, ale cały czas byłem zmęczony i rozdrażniony – mówi Michał. – Co chwila dochodziło do awantur, nie ukrywam, że z mojego powodu. Cierpiała na tym także żona i nasze dwie 5-letnie córki-bliźniaczki. W końcu tuż przed Bożym Narodzeniem poszliśmy z żoną nad morze. Gadaliśmy chyba ze trzy godziny, zmarzliśmy na kość, ale z dobrym skutkiem. Ola stwierdziła, że jeśli sobie nie odpuszczę, to z pewnością oszaleję, a razem ze mną ona i dzieci. A potem powiedziała coś, co chyba chciałem usłyszeć: że akceptuje tę sytuację i jest przekonana, że świetnie sprawdzę się jako ojciec w domu. To chyba był ten punkt krytyczny Ciśnienie odpuściło jak ręką odjął.

Byka za rogi postanowił także chwycić Paweł, choć na własnych warunkach. – Nie chciałem podejmować następnej pracy na etacie. Stwierdziłem, że to co się dzieje z ZUS-em nie zapewni mi godziwej starości. Poza tym, co z tego, że będę zarabiał dwa tysiące, skoro tysiąc osiemset będę musiał płacić niani za opiekę nad dzieckiem – mówi. Postanowił więc sam otworzyć firmę. Przyznaje jednak, że po pierwsze, nie miał na nią pomysłu, a po drugie wolny czas na założenie interesu był wolny tylko pozornie: –  Albo trzeba było zrobić zakupy, albo coś wyremontować, albo coś pomalować i tak naprawdę ten czas rozłaził się – mówi Paweł. Tymczasem ich roczny syn mieszkał u babci 100 kilometrów od Wrocławia. – Czas tracony na dojazdach był czasem straconym dla dziecka – mówi Paweł. – Postanowiliśmy więc, że będę siedział z małym do chwili, kiedy będzie mógł iść do przedszkola. Jeśli pojawi się pomysł na firmę, będzie można robić to równolegle.

Jak ważna jest w życiu rodziny chwila decyzji o pozostaniu ojca w domu przekonuje Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeutka zajmująca się między innymi problemami rodziny. – Jeżeli partnerzy mają dzieci i są na tyle dojrzali, aby zmierzyć się z tymi wszystkimi konwenansami, normami czy tradycją, to mogą dojść do wniosku, że lepiej aby to kobieta pracowała zawodowo, bo na przykład więcej zarabia lub ma większe możliwości awansu. A mężczyzna pracując na rzecz domu zapewni poczucie jedności rodzinnej, tego że dzieci mają opiekę i rodzica, który fizycznie jest w domu – mówi.


A co to za pantoflarz?

„Konwenanse, normy i tradycje”, czyli to wszystko co stanowi o wywieranej na mężczyznę presji społecznej, nie zrobiły wrażenia na Piotrze, który jako jedyny z moich rozmówców nie posiada też dzieci. – Nie zajmuję się presjami społecznymi – mówi. – To brzmi jak zmartwienie kolesi z kompleksami, którzy całe życie coś sobie muszą udowadniać. Jeżeli masz odwagę związać się z kobietą, która w życiu ma inne cele niż leżeć i pachnieć, czekając aż misio kupi jej nowy samochodzik czy torebunię, decyzja „mam dość, chcę odpocząć” skutkuje wsparciem partnerki, a nie pozwem rozwodowym. Jestem szczęśliwy, śpię spokojnie, kłopotów z erekcją nie doświadczyłem, czego chcieć więcej?

Żadnego rodzaju presji nie odczuł w swoim środowisku także Rafał. – Nie spotkałem się osobiście z dezaprobatą, no chyba ze za moimi plecami, ale nikt z kolegów czy znajomych nie powiedział mi w oczy ze to niemęskie i tym podobne. Sam również nie czułem się z tym źle – deklaruje.

Prezentowanego przez Piotra i Rafała luzu w tej kwestii zdecydowanie nie podzielili Michał i Paweł. – Pochodzę z robotniczej rodziny, mój ojciec był stoczniowcem – mówi Michał. – W ich światopoglądzie w ogóle nie mieści się coś takiego jak model rodziny, w którym matka pracuje, a ojciec siedzi w domu. Pierwsze dwa, trzy miesiące traktowali jako okres, w którym ich syn szuka pracy. Ale kiedy zrozumieli, że to siedzenie w domu to na poważnie, zaczęła się wojna. Ojciec wykrzyczał mi wprost, że na łeb upadłem i w ogóle nie jestem mężczyzną. Matka była niewiele taktowniejsza, cały czas bełkotała coś o wstydzie dla rodziny. Dla ich rodziny, ma się rozumieć. Najlepsze jest to, że rodziców mojej żony, w ogóle to nie obeszło. Jej matka powiedziała nawet, że to dobrze, że dzieci będą miały normalny kontakt z jednym z rodziców przez dłużej niż pięć minut dziennie. Ale oni pochodzą z innej bajki niż moi rodzice – oboje pracują na uczelniach.

Małgorzata Liszyk-Kozłowska  przyznaje, że mężczyzna jest w tym układzie w znacznie trudniejszej sytuacji, ponieważ „musi zmierzyć się z czymś, co wykracza poza ramy jego bezpośredniej rodziny, dodatkowo musi stawić czoła temu, co ktoś inny na ten temat powie” – mówi, zaznaczając jednak, że z wywieraną na mężczyznę presją musi zmierzyć się także kobieta. – Będzie ona musiała radzić sobie z sytuacjami, w których ktoś powie o jej partnerze: „A co to za pantoflarz?” Ona też musi podjąć decyzję w rodzaju: „Spadajcie na drzewo! Ja właśnie kocham go za to, że dla rodziny jest w stanie przyjąć na siebie tak trudną rolę”. Ona musi wiedzieć, że jej mężczyzna dlatego właśnie jest męski, że robi ze względu na rodzinę coś bardzo trudnego.

Dokładnie tak postąpiła żona Michała, która podczas obiadu u teściów pewnej styczniowej niedzieli „wywołała eksplozję na miarę Hiroszimy”. – Oboje unikaliśmy tego tematu jak ognia, ale moi drodzy rodzice zawsze znaleźli sposób, aby do niego wrócić. Z przykrością muszę stwierdzić, że według fachowej terminologii moich rodziców należy uznać za arcytoksycznych – mówi Michał. – W środku obiadu matka znowu zaczęła coś o wstydzie, ojciec o upadaniu na łeb i wtedy się zaczęło. Muszę zaznaczyć, że moja żona stanowi uosobienie spokoju i opanowania. Więc kiedy walnęła pięścią prosto w środek talerza, zapadła głucha cisza. A potem zaczęła mówić, a w zasadzie krzyczeć. Wykrzyczała, że to nasza rodzina i to my zdecydujemy, jak będzie wyglądać, i że nikt nie będzie się nam wpieprzał do życia. Kiedy mój ojciec w końcu się ocknął i zaczął gadać coś o męskości, moja żona powiedziała mu najspokojniejszym na świecie głosem, że jeśli mu się wydaje, że poziom męskości zależy od wysokości dochodów to w takim razie ona ze swoją pięciocyfrową pensją jest przy tym stole samcem alfa, przy którym mój ojciec ze swoją marną stoczniową emerytują w ogóle nie powinien zabierać głosu. Potem nie widzieliśmy się z moimi rodzicami jakieś trzy miesiące, a kiedy się w końcu spotkaliśmy nikt nie poruszał drażliwego tematu. Chociaż skłamałbym, gdybym powiedział, że nie odczuwam ich milczącej presji, do czego dochodzi także mój własny wewnętrzny dyskomfort.

Wewnętrzny dyskomfort oraz milczącą presję „zarówno ze strony rodziny, jak i społeczeństwa” odczuwa także Paweł. – Nikt mi tego nie powie wprost, ale wynika to z kontekstu niektórych rozmów. Na przykład dzwoni ktoś z rodziny i zaczyna rozmowę od słów: „Jesteś w domu, tak? Siedzisz z małym, tak?” – mówi.


Małgorzata Liszyk-Kozłowska zauważa, że największa presja często tkwi nie w otoczeniu, lecz w samym mężczyźnie, któremu niezwykle trudno wyzwolić się z kagańca społecznych norm. – W takim wypadku mężczyzna musi uświadomić sobie, co jest na szali – przekonuje. – Musi zastanowić się, czy nie warto zmierzyć się z powszechnym wizerunkiem mężczyzny w społeczeństwie, z jego własnym maczyzmem i różnymi innymi rzeczami, które są normalną cechą męskiej świadomości i tożsamości , dla celu, którym jest zdrowe funkcjonowanie rodziny?

Paweł jest gotów zgodzić się z tą diagnozą. – Być może to mój punkt widzenia generuje ich punkt widzenia? – zastanawia się. – Bo gdybym ja czuł się z tą świadomością rewelacyjnie, to może faktycznie nie byłoby tematu? Polska jest bardzo stereotypowym krajem o bardzo utartych poglądach. U nas mężczyzn, którzy opiekują się dziećmi, wciąż traktuje się jako swego rodzaju sensację. Faceci nie chcą tego robić, ponieważ boją się presji społecznej, opinii rodziny, oskarżeń, że jest się nieudacznikiem.

Dyskomfort Michała i Pawła nie dziwi także Agnieszki Mackiewicz, psycholożki w zarządzaniu specjalizującej się w problematyce zwolnień i odejść z pracy, która źródeł presji, jakiej są poddani, upatruje w prehistorii. – W naszej kulturze mamy wyryte w granicie społeczne role zapisane dla kobiet i mężczyzn – tłumaczy. – Ich korzenie tkwią w czasach, gdy mamucie mięso było wyszukanym smakołykiem. Samiec miał chronić, bronić i zapewniać pożywienie, a samica – skupić się na domowym ognisku, dzieciach i zaspokajaniu potrzeb samca. Czasy się zmieniły, ale role społeczne nie bardzo. Mężczyzna ma wyryte w umyśle, że musi utrzymać rodzinę. I nagle zatrudnienie znika, więc samoocena leci na łeb na szyję. Nie ma możliwości, by spotkanemu na ulicy koledze, na pytanie, co obecnie robi, odpowiedział, że zajmuje się domem, opiekuje się dziećmi. To by było poniżające, żeby nie powiedzieć babskie zajęcie.

Objawy złego samopoczucia mężczyzn z powodu swojej nowej funkcji Paweł dostrzega w miejscach publicznych, jak na przykład place zabaw, gdzie zdarza mu się spotykać innych opiekujących się dziećmi ojców. – Faceci bardziej zamykają się w sobie na placu zabaw – mówi. – Mamy ingerują w to, co się dzieje, pouczają dzieci, rozmawiają z nimi, a faceci siedzą na ławkach i starają się po prostu... nie być.

Tu na fajkę nie wyjdziesz

Plany Pawła o założeniu firmy zrealizował Rafał. Po sześciu miesiącach „sprzątania, prania, prasowania i przede wszystkim opieki nad synkiem” założył sklep, w którym sprzedaje sprzęt samochodowy. – Sytuacja nieco się zmieniła – przyznaje Rafał. – Żona po urodzeniu drugiego synka została w domu. Ja także prowadzę firmę w domu. Starszy, już pięcioletni synek chodzi do przedszkola, więc w wolnych chwilach chętnie zajmuję się drugi synkiem.

Nieobarczony opieką nad dzieckiem Piotr od pół roku wiedzie żywot „szczęśliwie bezrobotnego”. Dużo odpoczywa, nadrabia zaległości towarzyskie, kulturalne i sportowe, które zaniedbał w czasach pracy w korporacji. Robi prawo jazdy, dokształca się, między innymi na internetowych kursach, a także realizuje swoje hobby: – Od dziesięciu lat jedną z moich największych pasji jest jojo – mówi. –Żeby było śmieszniej, to stąd przypadkowo zaczerpnąłem pomysł na własny biznes, który teraz w zaciszu własnego mieszkania założyłem i owocnie prowadzę.

Michał z Pawłem na pełny etat zajmują się opieką nad swoimi dziećmi. Obaj przyznają, że łatwo nie jest, a nowa rola wymusza na nich branie pod uwagę w codziennym życiu wielu nowych czynników.

– Choćby wyjście po zakupy – podaje przykład Paweł. – Kiedy byliśmy sami, średnio mnie obchodziło, ile konserwantów ma dana wędlina, byle była świeża i w miarę smaczna. Teraz staram się kupować ją w sklepach ekologicznych.

Kiedy spotykamy się na rozmowę innym razem, Paweł jest zupełnie wyczerpany. – Ale miałem dziś Sajgon – mówi. – Kładę małego na popołudniową drzemkę, a ten chce kupę. Idziemy do łazienki, mały robi kupę, wracamy do łóżka. Ten ani myśli zasnąć, kręci się, bawi, gada i kiedy już wydaje mi się, że uśnie, ten wstaje i mówi, że znowu chce kupę. Ze dwie godziny to wszystko trwało.

Trudności Michała nie tyle dotyczą jego córek, co „technicznych aspektów zarządzania domem”. Do godziny 15, kiedy odbiera bliźniaczki z przedszkola, sprząta, pierze, naprawia, a nawet „o koszmarze!” gotuje – Od samego początku postanowiłem, że będę zajmował się domem w sposób kompleksowy – mówi. – Chciałem być maksymalnie użyteczny. Z dziewczynkami nie ma żadnego kłopotu, mam spisany plan, jedzenie, zabawa, czas wolny, i tylko odkreślam kolejne punkty. Gorzej z domem. Tu poruszam się w całkowitym chaosie. Na nic plan, że od tej do tej sprzątanie, a potem gotowanie. Na to wszystko po prostu nie starcza czasu. Przez pierwszy miesiąc pobytu w domu wszystkie założone przeze mnie zadania waliły się tylko z jednego powodu: nie miałem pojęcia, co gdzie w tym domu się znajduję i mówię tu o najprostszych rzeczach, jak sól, mop, czy proszek do prania.

Małgorzata Liszyk-Kozlowska uważa, że pozostawanie w domu może być  zdecydowanie  trudniejsze dla mężczyzny także z tego powodu, że w przeciwieństwie do kobiety, musi się wszystkiego uczyć. – Być może ona nie ma problemu z gotowaniem, ale on często jak najbardziej – zauważa. – Dla niej to wszystko są odruchy, ponieważ prawdopodobnie sama była dziewczynką wychowywaną  głównie przez mamę i doskonale wie, na czym polega organizacja życia domowego. A on musi się tego wszystkiego nauczyć, bo chłopcy, niestety , nie są tak wychowywani, żeby wiedzieli, jak opiekować się domem. I to jest element, który wpłynie na osłabienie jego poczucia własnej wartości, bo przekona się, że nie jest doskonały, bo nagle ona pokazuje mu, ile rzeczy źle wykonuje. A dlaczego kupiłeś margarynę, skoro ona jest niezdrowa i my zawsze jemy masło? I takie inne bzdety, które powodują, że on czuje się odtrącany i nieustannie zdominowany.

Pod koniec dnia, kiedy żona Pawła usypia ich syna, jemu nie starcza sił, żeby wyprowadzić psa, a co dopiero mówić o zakładaniu firmy. – Mając to doświadczenie wolałbym 150 razy bardziej pracować niż opiekować się dzieckiem, dlatego że to jest ogromna odpowiedzialność – mówi. – Tutaj nie wyjdziesz na kawę, albo na fajkę. Tutaj wszystkie swoje siły i wszystko, co masz najlepszego, musisz poświęcić dla dziecka.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
On zimny ona gorąca
On czy ona
On zimny ona gorąca
On zimny ona gorąca
Konspekt Zajęć w Domu Dziecka, pedagogika opiekuńcza, Metodyka pracy opiekuńczo - wychowawczej
ona i on
On, ona i róże
metodyka pracy opiekuńczo wychowawczej, Nowy model domu dziecka, Nowy model domu dziecka
ona on i statek
on i ona węglem malowani
Karta wypadku w drodze z pracy do domu
on i ona sexy
on i ona tańczą
Opis zawodu Opiekunka w domu pomocy, Opis-stanowiska-pracy-DOC
On i Ona
Opis zawodu Gospodarz domu, Opis-stanowiska-pracy-DOC

więcej podobnych podstron