1. NIGDY TAK NIE MÓW...
Dracon szedł w stronę peronu, kurczowo ściskając rączkę swojego kufra. Dłonie pociły mu się niemiłosiernie, chociaż usilnie próbował je wytrzeć o jeansy. Mijał spieszących gdzieś mugoli, wesołych i rozmawiających ze sobą nawzajem. Przechodził obok rodzin czarodziejów, którzy radośnie omawiali powrót do Hogwartu. Szczęśliwe dzieciaki biegały po zatłoczonym peronie, przekrzykując się między pohukiwaniami sów. Jeden z nich wpadł na Ślizgona, za co został gwałtownie odepchnięty i uciekł z płaczem do rodziców. Do swojej rodziny...
Właśnie, rodzina. Z dziwnym ukłuciem gdzieś w środku blondyn patrzył na rodziców, przytulających swoje małe pociechy. Malfoy nigdy nie miał oparcia w rodzinie. Ojciec był oddanym śmierciożercą, matka również. Oboje nigdy nie mieli dla niego serca. Miłość zastępowali pieniędzmi, pieniądze podarkami...
Dracon urodził się w rodzinie arystokratów. Wszyscy od pokoleń byli czystej krwi i trafiali do Slytherinu. Wszyscy wyniośli, podle obchodzący się z 'nieczystokrwistymi'. Co by było, gdyby Malfoy trafił do Gryffindoru? Byłaby to hańba i wstyd dla jego rodziny... Ale może wtedy miałby przyjaciół. Może polubiłby się z Potterem i Weasleyem. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Byłby zupełnie inny. Poznałby z wieloma osobami... A przede wszystkim z NIĄ... Tak bardzo chciał ujrzeć znów jej orzechowe oczy i brązowe pukle opadające na twarz... Jej promienny uśmiech i migoczące wesołe ogniki w oczach... Chciał podejść i rzucić jakiś złośliwy tekst, byleby znaleźć się blisko niej... Lubił ją, ale trudno mu było przyznać się do tego. Nawet przed samym sobą.
************
Ona szła, wpatrując się posępnie w ludzi przechodzących obok. Co chwila nerwowo poprawiała włosy i bluzkę, w głowie kłębiły jej się tysiące myśli. W końcu był to dzień powrotu do Hogwartu. Powrotu do jej prawdziwego życia, nauki i magii... Do spotkania przyjaciół, znajomych... wrogów...
Właśnie. Wrogów. Tak bardzo chciała ujrzeć jego stalowe zimne oczy, uchwycić wyraz jego bladej twarzy, zobaczyć jasne blond włosy opadające mu na czoło...Wciąż trudno było jej odepchnąć od siebie te myśli. Przez prawie całe wakacje myślała o nim... O nim. Tak, o nim. Draconie Malfoyu, najgorszym z najgorszych, podłym arystokracie, zupełnie innym od niej... Tym, którzy rzucił w jej stronę tyle raniących słów, tym, który ją ciągle ranił...
Jej uwaga zeszła na inny tok gdy ujrzała w oddali Harry'ego. Kruczoczarne włosy w nieładzie, szybki chód, charakterystyczna bluza.Tak go zapamiętała.
- Harry!- krzyknęła w jego stronę wesoło.
Chłopak szybko się odwrócił, a gdy tylko ją zobaczył, twarz rozjaśnił mu uśmiech. Pomachał jej w odpowiedzi i szybko ruszył w jej kierunku. Gdy już był przy niej uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Cześć - powiedział.
- Witaj - Hermiona wyszczerzyła zęby w odpowiedzi. - Jest Ron...?
- Nie wiem, nie widziałem go... - odparł Harry wpatrując się w Gryfonkę z lekkim podziwem.
- Co? Mam tutaj coś?- spytała dziewczyna, pokazując na swój nos.
- Nie... - roześmiał się Wybraniec, mimowolnie mierzwiąc sobie włosy. - Po prostu... ładnie wyglądasz.
Faktycznie, Hermiona zmieniła się. Tego lata ostro wzięła się za siebie. Włosy już nie były splątane i zaniedbane. Twarz nabrała wyrazu, usta wydatności, zaokrągliła się też w kilku miejscach i nabrała kobiecych kształtów... Mówiąc szczerze zrobiła się ładna. Nie miała w sobie już nic z dawnej Hermiony... No... Może jedynie oczy.
- Hej!- usłyszała nagle za sobą i aż poderwała się ze strachu. Ale uśmiechnęła się szeroko gdy ujrzała rudą czuprynę i roześmianą twarz Rona.
- Witaj! - powiedziała wesoło.
Rudzielec wyszczerzył do niej zęby.
- Ale się zmieniłaś...
- Mam nadzieję, że na lepsze?
- No jasne. - odparł Harry poruszając znacząco brwiami w górę i w dół.
Hermiona wybuchła śmiechem i pomachała Ginny, która szła z Deanem pod rękę.
- A co, oni ze sobą chodzą? - spytała się Rona.
-Tak... zaczęli pod koniec czwartej klasy... znaczy się pod koniec naszej piątej, znaczy się kiedy oni mieli czternaście lat a my...
- Rozumiem - Hermiona znów wybuchła śmiechem. - po prostu w te wakacje.
-No... tak. - Ron zaczerwienił się. Czasami w jej obecności po prostu plątał mu się język. - To co, idziemy znaleźć jakiś przedział?
- Możemy. - przytaknął Harry. - Chodźcie...
Poszli więc w stronę Hogwart Expressu taszcząc za sobą kufry. Weszli do pociągu i niemalże natychmiast znaleźli wolny przedział. Gryfonka usadowiła się obok okna na wprost Harry'ego. Ron władował ich bagaże na półki nad nimi i opadł na fotel obok Hermiony.
- Wiecie co? Ja zaraz wracam. - powiedziała nagle dziewczyna. - Muszę do toalety...
- No coś ty, nie tłumacz się, tylko leć!
- Byle szybko. I unikaj czających się śmierciożerców - zażartował Ron, wyciągając z kieszeni małą tabliczkę czekolady.
Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi i wyszła, delikatnie zasuwając za sobą drzwi.
Pomyślała, że jest szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. To szczęście rozdzierało ją od środka... W końcu miała naprawdę dobrych przyjaciół, którzy zrobili by dla niej wszystko; kochającą rodzinę, chłopaka...
A jednak gdy myślała o chłopaku czuła lekkie ukłucie w sercu. W te wakacje jej dobry znajomy - Jake- poprosił ją o chodzenie. Zgodziła się. Nie dlatego że był blondynem i był zabójczo przystojny. I raczej nie dlatego, że coś do niego czuła... Może po prostu chciała zobaczyć jak to jest? Zdobyć nowe doświadczenia? Odnaleźć w swoim życiu coś innego?
Tak czy siak ilekroć o nim myślała, czuła, że musi to zakończyć. Nic do niego nie czuła. Pocałunki, od których powinna dostawać zawrotów głowy i mieć wirujące motylki w brzuchu nie wywoływały niej nic. Żadnego uniesienia. Było jej źle i czuła palące poczucie winy, że zabawiła się nim dla własnego... poczucia wartości.
Weszła do toalety i delikatnie obmyła zaczerwienioną twarz. Wciąż było jej gorąco na myśl, że zmiana w jej wyglądzie tak spodobała się jej przyjaciołom. Może naprawdę jest ładna?
Przejrzała się w lustrze i poprawiła włosy. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, usta przejechała delikatnym błyszczykiem, po czym wyszła z łazienki.
I kogo ujrzała? Oczywiście, JEGO.
Stał, trzymając ręce w kieszeniach i opierając się z nonszalancją o drzwi jednego z przedziałów. Wyglądał... wyglądał...
"Cudownie." - przemknęło jej przez głowę.
- Witaj Granger - powiedział Ślizgon podchodząc krok bliżej.
- Czego ty tutaj chcesz? - syknęła dziewczyna w odpowiedzi.
- A, widzisz... i tu cię mam. - Malfoy uśmiechnął się krzywo. - McGonagall kazała nam patrolować korytarze.
- McGonagall? Korytarze?
- Tak, Granger. McGonagall kazała nam patrolować korytarze. - odparł Ślizgon, przesadnie wolno przeciągając sylaby.
- A skąd wiedziałeś, że akurat tutaj jestem? - spytała Gryfonka, nie dając się wybić z tropu.
-Szukałem cię - odparł szybko. - Wiewiór powiedział, że to nie moja sprawa, ale Potter był bardzo pomocny... Powiedział mi, że poszłaś do toalety.
- Aha...
Ślizgon chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Zdziwiona nawet nie próbowała się wyrwać. Chłopak przeciągnął ją na środek korytarza. Wtedy ją puścił i utkwił wzrok gdzieś między drzewami, które migotały za szybą.
- Tu będzie dobre miejsce, żeby patrolować korytarze.
Hermiona starała się nie pokazać po sobie jak bardzo jej ulżyło. W milczeniu wpatrywała się w okno i odgarnęła kilka niesfornych kosmyków za ucho.
- Ładnie - powiedział nagle Ślizgon.
- Hmmm? Tak, ładnie. W tych okolicach Hogwartu jest naprawdę...
- Nie mówiłem o Hogwarcie - przerwał jej Draco, a w jego głosie można było wyczuć rozbawienie. - O tobie.
- O mnie? - wychrypiała Gryfonka odrywając wzrok od okna.
-Tak - odparł chłopak i podszedł do niej bliżej. Poczuła jak dotyka zimnymi palcami jej rozgrzanego policzka. Zgarnął kilka kosmyków na jej czoło. - Tak ci ładniej.
Czuła na szyi jego ciepły oddech, czuła jego delikatny zapach perfum, czuła jak przyjemność wypełnia całe jej ciało... Wtedy on odsunął się od niej i znów przystanął obok.
Stali chwilę w milczeniu, patrząc przez okno, na migoczący za nim krajobraz.
- Czemu to zrobiłeś? - spytała nagle Gryfonka, nie odrywając wzroku od szyby.
- Czemu? Bo tak ci ładniej. To chyba dobrze, prawda...? - powiedział, patrząc prosto na nią.
- Tak, ale...
- Zmieniłem się, jeśli o to pytasz.
- Aha...- Hermiona zamyśliła się, jakby szukała drugiego dna tych słów.
A jeśli jego zlodowaciałe serce naprawdę się stopiło? A jeśli się naprawdę zmienił?
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. - prychnęła w końcu.
-Granger, Granger, Granger... ja też jestem człowiekiem. - powiedział Ślizgon i nagle się odwrócił. Za nim para drugoklasistów kłóciła się zawzięcie. Omal nie doszło do rękoczynów, ale Malfoy w porę do nich podszedł.
- O co chodzi?!- spytał.
- On mi zabrał fasolki!- krzyknął jeden z dzieciaków.
- Bo on powiedział, że mi je da!
- Nieprawda, dałem ci tylko pieniądze a ty zgodziłeś się mi je kupić...
Hermiona patrzyła na tę scenę z rozbawieniem. Dzieciaki.
- Cisza!- zagrzmiał Draco. - Czyje były pieniądze?
- Moje - odparł drżącym głosem jeden z dzieciaków.
- No, to wszystko jasne. - Ślizgon wyłuskał z dłoni szatyna pudełko fasolek i wręczył je drugiemu. - Na drugi raz kupuj je sobie sam - zwrócił się do niego i odszedł, znów stając koło Hermiony. Wpatrywał się ponuro w okna i westchnął.
- Łał. - powiedziała Gryfonka nagle.
- Co?- spytał Ślizgon patrząc się na dziewczynę.
- No... nie sądziłam, że potrafisz być taki... um... sprawiedliwy.
- Sprawiedliwy powiadasz?- zaśmiał się chłopak. - Po prostu... to należało do tamtego dzieciaka. Chyba też byś tak zrobiła. - miał bardzo przenikliwe spojrzenie, czuła, jakby przeszywał ją nim na wskroś.
- No tak, ale sądziłam, że ciebie, szanownego pana i arystokratę to nie obchodzi.
Malfoy spojrzał zimno na Gryfonkę i podszedł do niej zamaszystym krokiem. Zbliżył jej twarz do swojej i spojrzał lodowatym spojrzeniem w jej orzechowe oczy, teraz napełnione strachem.
-
Nigdy tak nie mów - wysyczał i odszedł szybko zostawiając
osłupiałą Hermionę samą.
2. KORKI I MALFOY?
Gryfonka stała tam chwilę bez ruchu, po czym oparła się o ścianę, oddychając niespokojnie. Tak się bała gdy ON do niej podszedł. Wiedziała, że jest zdolny do wszystkiego. Mógł zrobić jej krzywdę, mógł zabawić się jej kosztem, mógł jej coś zabrać. Był Malfoyem.
Powoli odetchnęła, ręką otarła spocone czoło. "Ale nie było tak źle." - pomyślała. "W sumie wydawał się być... miły." Pamiętała jego słowa: "Granger, Granger, Granger... ja też jestem człowiekiem." Pamiętała jego szczere spojrzenie... jego uśmiech...
A jeśli naprawdę się zmienił? Jeśli wydoroślał i nie jest już taki jak kiedyś? Nie, to niemożliwe. Na pewno miał w tym wszystkim jakiś cel... A jeśli ktoś mu kazał? Jeśli się założył? Po prostu nie mogła uwierzyć w jego zmianę. Zwykłą, bezpodstawną zmianę. Tak nagle stał się inny?... Nie... Niemożliwe. Taki człowiek jak on nie zmienia się bez powodu...
Te okropne myśli nie dawały jej spokoju. Tak bardzo chciała, aby się zmienił. Tak bardzo chciała, żeby ją polubił... Żeby znów mogła ujrzeć jego zimne spojrzenie stalowych oczu... Żeby go poczuć przy sobie...
Odepchnęła na chwilę od siebie te myśli i skierowała się w stronę przedziału, w którym zostawiła przyjaciół.
Właśnie, przyjaciół. To o nich powinna teraz myśleć, a nie o tym tlenionym idiocie Malfoyu...
Przypomniało jej się jak w czwartej klasie Ron był wściekły, gdy poszła z Wiktorem na bal. Pamiętała doskonale ich kłótnie, jego twarz, pełną zazdrości i rozgoryczenia, swoje spojrzenie ciskające gromy. Czy to jej wina, że Krum zaprosił ją pierwszy? Że miał odwagę i nie traktował jej jak deskę ratunku?
To ją właśnie w nich najbardziej denerwowało. Że nigdy nie zauważyli, że jest dziewczyną. I zawsze potrzebna im była tylko przy odrabianiu prac domowych. "Hermiona to, Hermiona tamto." Nigdy jej nie powiedzieli, że ładnie wygląda w danej fryzurze czy ubraniu. Nigdy nie rozmawiali z nią na wspólne tematy. Zostawiali ją w bibliotece, będąc święcie przekonanymi, że czytanie jest jej ulubionym zajęciem... A w czasie balu Ron chciał ją zaprosić dopiero wtedy, kiedy wszystkie dziewczyny były już zajęte... To ją właśnie irytowało. Że traktowali ją tylko jak... No, jak przyjaciółkę. A ona chciałaby, żeby chociaż raz dostrzegli w niej kogoś więcej, docenili jej starania. Żeby powiedzieli "Świetnie wyglądasz!" albo "Jesteś wspaniała!". Żeby ktoś dostrzegł w niej coś więcej niż tylko koleżankę. Ale dziewczynę, bez której nie mógłby żyć...
Pragnęła miłości. Tak bardzo chciała zaznać tego nieznanego jej jak dotąd uczucia, tak bardzo chciała, żeby ktoś ją zauważył... Żeby ją ktoś docenił...
Poczuła jak jedna samotna kryształowa łza spłynęła jej po policzku. Nie chciała wracać w takim stanie do przedziału, chociaż rękę trzymała już na klamce. Wróciła więc na środek wagonu by w samotności dalej patrolować korytarze. Patrzyła się ponuro w okna, za którymi szybko przemijały drzewa, pola, lasy, jeziora... Jeziora, w których na pewno jest zimna i lodowata woda. Zimna i lodowata jak oczy Malfoya...
I tak jej myśli znów powróciły do tego podłego arystokraty. Chciała je wyrzucić z głowy, ale nie mogła się opędzić od natłoku myśli...
Nagle ktoś delikatnie położył dłonie na jej ramionach. Odwróciła się szybko i ujrzała poczochrane włosy i migdałowe oczy Harrego. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Muszę patrolować korytarze. - odparła, powstrzymując westchnięcie. Jej mniejsza część chciała zobaczyć Malfoya, jednak z drugiej strony cieszyła się, że przyjaciel się o nią troszczy.
- Czy ten gnojek ci coś zrobił? - spytał Harry patrząc na jej blade dłonie i zaczerwienione oczy.
- Nie, ja... mam alergię na kociołkowe pieguski...
- Aha - powiedział Wybraniec z niebyt przekonaną miną, chwytając za jej zimne ręce. - Chłodno tutaj, co? - spytał i nie czekając na odpowiedź zdjął z siebie bluzę i nakrył nią Hermionę.
Dziewczyna popatrzyła na niego i uśmiechnęła się słabo w podzięce, widząc jak na jego ramionach występuje gęsia skórka.
- Wracajmy - powiedział i obejmując ją ramieniem, wrócili do przedziału.
************
- Pirszoroczni, za mną! - ten jakże znany im głos niósł się echem po całym peronie. - Siemasz, Harry!- krzyknął do nich Hagrid ponad głowami piątoklasistów.
Harry i Ron uśmiechnęli się jakoś tak krzywo i pomachali do niego.
- To co idziemy zająć jakieś miejsce w powozach? - wesoło spytał Rudzielec.
- Właśnie, dobry pomysł, bo niedługo zajmą nam najlepsze miejsca...
Harry z Ronem podążyli za Gryfonką, przed którą nagle z tłumu wyłonił się Malfoy.
- Granger, oj Granger... ile razy mam ci jeszcze przypominać, że jesteś pre-fek-tem?- spytał stukając się w odznakę na piersi. - Chodź, mamy iść zaprowadzić pierwszoroczniaków do jeziora. A ty Weasley... - spojrzał na Rona, nie ukrywając pogardy, której do niego żywił. - McGonagall kazała ci iść z Potterem.
"Jak mogłam zapomnieć?" - pomyślała Gryfonka, uśmiechnęła się przepraszająco do przyjaciół, następnie podążyła za blondynem.
- Czy mi się wydaje, czy zaprowadzanie pierwszoroczniaków nie jest zadaniem Hagrida? - spytała ze złością.
- Tego przygłupa? - prychnął chłopak. - To go jeszcze nie wywalili?
- Nie - syknęła dziewczyna w odpowiedzi.
- Aha, no to pomyśl, że prefekci z szóstej klasy zawsze pomagają pierwszorocznym dostać się bezpiecznie do szkoły. Więc idź i pomóż temu dzieciakowi wsiąść do łodzi.
- A ty?
- Ja sobie postoję i popatrzę. Żartuję! - dodał szybko gdy Hermiona podniosła rękę, jakby zamierzała się do uderzenia. - Chodź.
Podeszli do łódek i pomogli małym dziewczynkom usadowić się wygodnie.
- Jak tam?- spytał Hagrid po chwili, gdy Hermiona przystanęła odgarnąć włosy.
- Nic, wakacje były niesamowicie nudne - odparła Gryfonka i powróciła do przerwanej czynności, byleby jak najdalej od półolbrzyma.
Właściwie to nigdy za nim nie przepadała. Ilekroć szli na wizytę do niego, Hermiona siliła się na uśmiech i miłe słówka, udając, że wszystko jest ok. Ale teraz miała już tego dość.
- Co gadał przygłup? "Cholibka Hermiono, jak to się dzieje, że jeszcze jestem w tej szkole?"
Gryfonka parsknęła śmiechem. Musiała przyznać, że Draco znakomicie udawał głos Hagrida.
- Nie, pytał się o wakacje.
- Aha... "Hermiono jak było na wakacjach? Niech skonam, ale przyznam, że ciebie na pewno nie pogryzły gumochłony!"
Dziewczyna znów się zaśmiała.
- Malfoy zamknij się, bo inaczej będę zmuszona rzucić na ciebie Silencio. - powiedziała siląc się na spokój.
- To ciekawe, bo ja widzę że twoja różdżka jest tutaj - powiedział wyciągając zza pleców dwa drewienka. - Jedna jest moja a druga twoja.
- Malfoy, oddawaj ją - odparła Hermiona znużonym tonem.
- Wiesz, że w życiu nie ma nic za darmo? - Dracon uśmiechnął się drwiąco, podchodząc do dziewczyny niebezpiecznie blisko.
- Malfoy, proszę cię.
Ślizgon stał tuż przed nią, zbliżył swoją twarz do jej twarzy i powiedział:
- Oddam ci twoją...
Dla lepszego efektu zawiesił głos i spojrzał w orzechowe oczy dziewczyny.
- ... różdżkę...
Jego wargi niemal muskały jej malinowe usta, czuła na twarzy jego ciepły oddech. Jego męski acz delikatny zapach wody toaletowej drażnił jej nozdrza, upajał zmysły.
- Jeśli...
Poczuła jak wstrząsnął nią dreszcz.
- ... jeśli napiszesz dla mnie pierwsze wypracowanie z eliksirów jakie będzie zadane.
Odetchnęła. A już się bała...
- Dobra, ale oddaj mi różdżkę - powiedziała stanowczo i spojrzała mu wyzywająco w oczy.
- A czy ja ci zabraniam ją ode mnie wziąć?- spytał Ślizgon, równie wyzywająco patrząc na Gryfonkę. - Trzymam ją za plecami, weź ją jeśli chcesz...
Hermiona westchnęła. "Zupełnie jak z dzieckiem" - pomyślała.
- Jak chcesz...
Okrążyła chłopaka ale wtedy on rękę wysunął przed siebie.
Gryfonka stanęła za nim i z uporem założyła ręce na piersiach.
- Tak bardzo zależy ci na tym, żebym cię objęła? - spytała wpatrując się w jego plecy.
- Czy ja coś takiego powiedziałem? Trzymam ją przed sobą, to już nie moja sprawa, jak będziesz chciała ją wziąć...
Zrezygnowana dziewczyna znów okrążyła chłopaka tak, że stała teraz przed nim. Jego ręka z różdżką znów wylądowała za plecami.
- Malfoy...!
Ślizgon wzruszył ramionami patrząc wyzywająco na Hermionę.
- Weź ją sobie.
Gryfonka, chcąc nie chcąc, podeszła do niego na tyle blisko, że ich ciała stykały się ze sobą. Jedną ręką przytrzymała Malfoya w pasie, drugą wyłuskała różdżkę z jego rąk, ale nie puściła go z objęć. Poczuła jak jego ręce również obejmują ją w talii, podniosła głowę, patrząc mu w oczy.
- Granger, ja po prostu wiedziałem, że tak zrobisz - powiedział, a na jego twarzy zakwitł ten jego charakterystyczny drwiący uśmieszek.
Hermiona wywróciła oczami.
- To idź się zgłoś do Trelawney, może ci załatwi jakąś posadę na stare lata. -
- Dobra, dobra już... chodźmy - wywrócił oczami, podobnie jak ona i pociągnął ją za sobą.
Wsiedli do pierwszej lepszej łódki i popłynęli w stronę Hogwartu.
Gryfonkę porwała lawina wspomnień... przecież też kiedyś była taka mała jak dziewczynka siedząca obok niej. Była mała i bezbronna, pierwszy raz sama w świecie czarodziejów. Zupełnie nie znała nikogo ani niczego. Samotna...
Spojrzała na zarys twarzy Malfoya, skąpany w świetle księżyca. Czy on kiedyś też się bał? Czy był równie przestraszony jak ona?
Zastanowiła się, dlaczego oni się tak nienawidzą... No tak, gdy się poznali w I klasie, Malfoy wyskoczył do Harrego że powinien się zadawać z tymi lepszymi. Na co Ron oczywiście od razu odreagował złością... która po roku przeobraziła się w nienawiść... "Dlaczego Malfoy ma świra na punkcie czystości krwi?" - pomyślała ze smutkiem i znów na niego spojrzała. W sumie był całkiem przystojny. Ostre rysy, błękitne oczy, blond włosy... W końcu miał w sobie to coś, co pociągało dziewczyny, które gdy tylko usłyszały jego głos piszczały wniebogłosy. Ale dla niego żadna nie była tą szczególną. Dla niego dziewczyny to zabawki, które można wykorzystać a następnie zostawić na pastwę losu...
Dopłynęli do brzegu. Hagrid i prof. McGonagall stali i liczyli wszystkich uczniów, którzy wychodzili z łódek.
Draco pomógł Hermionie wyjść z łodzi i oboje podeszli do McGonagall.
- Wspaniale - powiedziała i lekko rozluźniła zaciśnięte usta. - Myślałam że nie obejdzie się bez pomocy nauczyciela, że się pozagryzacie, a tu... Proszę, proszę... Dorastacie moi drodzy, dorastacie. No cóż, 15 punktów dla Gryffindoru i Slytherinu a teraz proszę iść na ucztę.
Stanęli przed drzwiami do Wielkiej Sali. Hermiona spojrzała na Malfoya niepewnie po czym otworzyła drzwi i oboje weszli.
W Wielkiej Sali rozległy się zduszone okrzyki, szepty, gwizdy. Nic dziwnego. Para najbardziej nienawidzących siebie nawzajem uczniów właśnie weszła razem na ucztę.
Hermiona posłała ostatnie spojrzenie Malfoyowi, po czym usiadła obok Rona, przy stole Gryfonów. Draco odprowadził ją wzrokiem i usiadł między Zabinim a Crabbem przy stole Slytherinu.
- Hermiono, możesz nam wyjaśnić dlaczego weszłaś dopiero teraz i to z Malfoyem? - spytał Ron dziwnie napastliwym tonem.
- Jak wiecie mieliśmy zaprowadzić pierwszoroczniaków do łódek, ale trochę się nam to zeszło...
- Aha. MhHonahall świefnie was dobfała nie ma so. - powiedział Harry z ustami pełnymi pieczonych ziemniaków.
- Co?
- Mówię, że McGonagall świetnie was dobrała. - odparł Wybraniec gdy już przełknął.
- Aha - Gryfonka również zabrała się za jedzenie. Jednak przerwała, bo nagle na sali stało się dziwnie cicho. Nadszedł czas na mowę dyrektora.
- Drodzy uczniowie!- głos Dumbledore'a niósł się echem po całej sali. - Miło mi jest was znów powitać w naszym starym dobrym Hogwarcie! Pragnę was poinformować, że w tym roku znów odbędzie się Bal...
Na sali rozległ się wrzask podnieconych uczniów, którzy krzyczeli i gwizdali.
Dumbledore klasnął kilka razy, na sali znów zrobiło się cicho.
- ...Ale nie wiemy jeszcze czy to będzie Bal Bożonarodzeniowy. Zbyt długo do czekania co? - Dumbledore puścił oko do uczniów. - Dzisiaj troszkę zmieniłem zasady. Pozwoliłem wam zjeść, zanim pierwszoroczni zostali przydzieleni przez Tiarę. Wszystko przez opóźnienia, związane z łodziami. Dlatego idźcie teraz do swoich dormitoriów... Prefekci zostają. Muszą zaprowadzić naszych nowych uczniów do swoich pokojów.
Harry i Ron tylko pomachali Hermionie i skierowali się w stronę wyjścia.
Gdy na sali było już zupełnie cicho i zostało tylko czterech uczniów, Dumbledore powiedział:
- To głupota, żebyście siedzieli oddzielnie. Siadajcie. - profesor wskazał na stół Ślizgonów.
"Świetnie"
- pomyślała sarkastycznie Hermiona wstając. "Szykuje się
kolejne cudowne kilka godzin z Malfoyem..."
3.
PAMIĘTNIK
Chcąc nie chcąc, Gryfonka poczłapała w stronę stołu Ślizgonów. Usiadła na wprost szyderczo uśmiechającego się Malfoya, obok którego siedziała ładna Krukonka, wdzięcząc się i uśmiechając słodko do niego. Chwilę potem koło Hermiony usiadł całkiem przystojny Puchon.
- Siemka - powiedział przysuwając się bliżej.
Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem, później rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Dumbledore'a. Ten rozmawiał z prof. Trelawney i zajadał się pieczenią. Jej wzrok powędrował do Malfoya, który utkwił w niej swoje zimne spojrzenie stalowych oczu.
- Witam - powiedziała do Puchona po chwili.
- Nie wiem czy mnie znasz, jestem Cormac McLaggen. - przedstawił się chłopak.
Na oko miał sympatyczny wyraz twarzy, miał krótkie kręcone włosy i był najwyższym chłopakiem jakiego Hermiona dotąd spotkała. (No, może nie licząc Freda i Georga).
- Nie znam... - wymruczała Gryfonka przysuwając się w stronę chłopaka. - ... ale może się to zmienić. Jestem Hermiona Granger.
Dracon oglądał tę scenę z lekkim rozbawieniem i... złością? A może zazdrością?
- Aha, jesteś tą Hermioną? Która jest niemal tak mądra jak Dumbledore i przyjaźni się z Potterem?
Malfoy omal nie prychnął gdy dziewczyna zarumieniła się gwałtownie.
- Tak... ale z tą mądrością to chyba przesadzasz... - odparła i uśmiechnęła się, ukazując białe zęby.
Ślizgon przyłapał się na tym, że się w nią wpatruje. Zrobiła się ładna. Twarz, choć zarumieniona i było na niej kilka piegów, nabrała jakiejś szlachetności, wydatności. Usta nabrały kształtów. "A tak byłem blisko..." - pomyślał ze złością, przypominając sobie scenę nad jeziorem. "Poprosiłem ją o to głupie wypracowanie!"
Tak naprawdę, młodemu arystokracie inna zapłata chodziła po głowie... wtedy tak trudno było mu to powiedzieć... Ale nie mógł się do tego przed nią przyznać!
I do tego zęby. Białe i proste, już nie takie, jakimi ją obdarzył kilka lat temu. "Widocznie uleczyła się u tej postrzelonej pielęgniarki." - pomyślał i znów na nią spojrzał. Była całkowicie pochłonięta McLaggenem i co chwila nachylała się do niego.
"Więc to tak ze mną pogrywasz, Granger?" - pomyślał Malfoy z drwiącym uśmieszkiem na twarzy i przysunął się do Krukonki.
- Hej - powiedział i spojrzał na nią, nadal uśmiechając się drwiąco.
- Cześć - odparła Krukonka, uśmiechając się zalotnie do Ślizgona i mrugając ślicznymi oczami. - Jak ci na imię?
- Dracon. Dracon Malfoy.
- Jessica. - powiedziała i wyciągnęła do niego swoją dłoń. Chłopak uścisnął ją lekko i przysunął się jeszcze bliżej.
- Młoda, masz chłopaka?
- Nie - odparła uśmiechając się jeszcze bardziej zalotnie a zarazem tajemniczo.
- Może będziesz miała... - powiedział z kpiącym uśmieszkiem na twarzy i obejmując ją ramieniem. - Spotkamy się dziś wieczorem?
- Jasneee... - wymruczała i pocałowała go w policzek.
Hermiona spojrzała na niego z pogardą. Chwilę później skierowała wzrok na jego towarzyszkę, która uśmiechała się z wyższością.
"Żałosne. Ciekawe, którą z kolei już zabawką jesteś?" - pomyślała z dziwnym smutkiem... Ale.. I nutką zazdrości?
- Witajcie. - Gryfonka nawet nie zorientowała się, że obok nich stanął Dumbledore. - Pierwszoroczni zaraz tu wejdą, minie Ceremonia Przydziału, następnie będzie uczta dla nich. Przez cały czas będziecie musieli pilnować porządku wśród uczniów. Po tym wszystkim musicie zaprowadzić ich i wskazać im gdzie śpią. Dobrać ich po kilka osób do wolnych dormitoriów.
- Dobrze, rozumiemy - odparł Cormac, nie odrywając wzroku od Hermiony.
- Doskonale. - Dumbledore z uśmiechem na twarzy powrócił do stołu nauczycielskiego i akurat w tym momencie do sali weszła McGonagall prowadząc przerażony tłum uczniów wprost do stołka, na którym była położona stara i połatana tiara przydziału.
Po skończonej uroczystości Hermiona ruszyła w stronę młodych Gryfonów i powiedziała powoli:
- Witajcie, nazywam się Hermiona Granger. Jestem prefektem naczelnym i mam za zadanie zaprowadzić was do waszego dormitorium. Chodźcie za mną.
Spojrzała z wyższością na Malfoya który tylko rzucił krótkie pogardliwe spojrzenie pierwszorocznym i rzucił:
- Za mną.
Hermiona prychnęła.
- Czego, Granger?
- Nic, zastanawiam się jak ktoś taki tępy jak ty mógł zostać prefektem.
- Och, zamknij sie, szlamo - warknął Ślizgon w odpowiedzi, po czym poprowadził pierwszorocznych w stronę lochu.
- Chodźcie za mną - powiedziała wesoło Gryfonka w stronę uczniów, jakby nic nie usłyszała i zaprowadziła ich do Wieży Gryffindoru.
Gdy już przydzieliła im pokoje szybko skierowała się w stronę Pokoju Wspólnego, gdzie ujrzała Harry'ego i Rona którzy siedzieli na fotelach z ponurymi minami.
- Co jest? - spytała siadając obok Rona.
- Spójrz tylko na plan! Na plan! - jęczał Rudzielec i podsunął jej pod nos małą karteczkę.
Hermiona odchrząknęła i zaczęła czytać:
- Dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami...
( Bleeee - jęknął Ron)
- ... wróżbiarstwo
( Tylko nie to... - mruknął Harry)
- ...zielarstwo z Puchonami, transmutacja... ze Ślizgonami?!
- Ale nam dowalili. - burknął Ron. - Na sam początek dwie lekcje z tymi kretynami!
- Aha, no i jeszcze opieka nad magicznymi zwierzętami. - dokończyła Gryfonka.
Ron nagle się speszył, Harry spojrzał gdzieś w bok. Hermiona w lot zrozumiała.
- Nie mówcie, że nie idziecie na opiekę nad stworzeniami!
Harry przytaknął głową, Ron również.
- Hermiona... ty też?
- Ja też. - westchnęła dziewczyna. - Nie wytrzymałabym z tymi jego sklątkami! To jest strasznie...
Rudzielec i Harry spojrzeli na nią ze złością.
- Znaczy się to jest... bardzo ciekawe, ale... ale... ale ja już nie mogłam go zmieścić w planie!
Wiedzieli, że kłamie. Ale myśl, że musieliby użerać się z jego "zwierzątkami" była po prostu nie do zniesienia.
- Ej, zaraz... - Harry zastanowił się chwilę i spojrzał na Rudzielca. - Ron! - krzyknął a twarz mu pojaśniała. - Nie musimy już się uczyć eliksirów!
Ron zmarszczył brwi.
- Faktycznie! Ale... To nie chcesz być aurorem?
- Chciałbym - stwierdził ponuro Wybraniec. - Chciałbym ale i tak nie mogę. U tego nietoperza trzeba mieć W a ja miałem P...
- Nie przejmuj się - powiedziała nagle Hermiona. - Po prostu pójdź na lekcję i postaraj się poprawić. Jak Snape cię wywali to pójdziesz do McGonagall... ona już to z nim załatwi - dodała i uśmiechnęła się chytrze.
Znów zajrzała do planu.
- Oooo... macie to mętne wróżbiarstwo. - powiedziała. - Jakbyście nie mogli przerzucić się na runy!
- Ale Hermiono, w tym roku uczy nas Firenzo... nie pamiętasz?
- Faktycznie, to może nawet się zapiszę, już chyba nie może być gorszy od Trelawney, co nie? - zaśmiała się Gryfonka i pobiegła w kierunku dormitorium dziewczyn.
Była tam Ginny która rozpakowywała się właśnie.
- Cześć! - krzyknęła na widok Hermiony i obie dziewczyny wyściskały się.
- Jak tam wakacje? - spytała ruda i wróciła do składania ubrań.
- Aaaa... wiesz, w sumie nic ciekawego. - powiedziała Hermiona siadając na łóżku obok. - Zerwałam z Jake'm.
- O?! Czemu?- spytała Ginny patrząc na nią uważnie.
- A nic, wkurzył mnie. - odparła Hermiona bez zmrużenia oka. - Stał się namolny. I się rządził. - dodała po chwili namysłu.
Weasleyówna westchnęła.
- Ciebie przynajmniej ktoś poprosił o chodzenie...
- A Harry? - spytała cicho Hermiona patrząc uważnie na przyjaciółkę obawiając się reakcji.
- Harry jest debilem. - mruknęła Ginny. - Mówi, że nie możemy być razem, bo się boi o moje życie...! Szkoda tylko, że jeśli chodziło o Cho, nawet do głowy mu nie przyszło, że Sama-Wiesz-Kto... no wiesz...
- Wiem, mnie to również denerwuje... - Gryfonka westchnęła i poczuła, że trzeba zmienić temat - Jak tam wakacje?
- Nudy. Prawie cały czas siedzieliśmy w domu. Fred i George wyprowadzili się na Pokątną, mieszkają teraz nad lokalem...
- Jakim lokalem? - zdziwiła się Gryfonka.
- Założyli sklep z magicznymi gadżetami i słodyczami. Nie wiedziałaś? Zarabiają kupę galeonów! Też bym tak chciała...
- Fajnie - Hermiona uśmiechnęła się lekko. - Ale ja tam nie lecę na kasę.
- Właśnie to mnie irytuje w fankach Malfoya! - wykrzyknęła nagle Ginny z oburzeniem - One nie lecą na niego tylko na jego szmal!
Hermionie zrobiło się nagle gorąco. A więc doszli do Malfoya.
- No, masz rację - odpowiedziała, ledwo ruszając ustami.
Gdy myślała o tym Ślizgonie czuła dziwne ciepło, jakby byli dobrymi starymi przyjaciółmi, jakby nigdy nie byli wrogami... Tak bardzo chciała, żeby tak było...
- Hermiona czy ty mnie słuchasz? - oburzony głos rudej oderwał ją z zamyśleń.
- Słucham... ale jestem zmęczona... chyba pójdę się położyć. - powiedziała Gryfonka, ziewając.
Szybko przebrała się w pidżamę i położyła się, myśląc o tym tlenionym idiocie, podłym arystokracie, jej największym wrogu...
************
Nastał ranek. Wstało słońce, wlewając swoje promienie do ich dormitorium. Promienie spływały po bordowych kotarach i delikatnie muskały ramiona śpiących dziewcząt. Hermiona otarła zaspane oczy. Wyłączyła budzik i wstała przeciągając się.
"Dzisiaj pierwszy dzień szkoły!" - pomyślała z radością.
Wzięła szybki prysznic i ubrała się w swoje ulubione ciuchy; umyła zęby i obudziła Ginny, szturchając ją w ramię.
- Ginny, wstawaj!
Poczekała aż ruda się ubierze i umyje, a następnie poszły do dormitorium chłopców.
Hermiona zapukała i otworzyła drzwi; razem z Ginny wrzasnęła:
- Wstawać, lenie!
Następnie śmiejąc się zbiegły do Wielkiej Sali na śniadanie.
Były niemalże przed drzwiami gdy Hermiona upuściła torbę i wysypał się z niej cały jej dobytek.
- Pomogę ci... - Ginny kucnęła przy niej.
- Nie, nie, idź już. Ja zaraz dojdę - powiedziała Hermiona, zbierając powoli zeszyty i pióra.
- Jak chcesz. - ruda wzruszyła ramionami i weszła do Wielkiej Sali.
Hermiona układała książki gdy nagle usłyszała nad sobą głos.
- Pomóc ci?
Szybko podniosła głowę, ale i tak wiedziała kto to. Malfoy.
- Sama sobie poradzę - warknęła.
- A nie wiesz, że mówi się "nie, dziękuję"?
- Ty to mnie akurat kultury nie ucz - powiedziała wkładając pióra do bocznych kieszeni.
Ślizgon podszedł bliżej i podniósł coś z ziemi.
- Ooo, Granger! Nie wiedziałem, że piszesz pamiętnik!
Serce Gryfonki zamarło. Spojrzała na niego z mieszaniną strachu i złości.
- Oddaj to - wycedziła.
- Właściwie dlaczego mam ci to oddać?- spytał patrząc na nią z drwiną, otwierając pamiętnik i zaglądając na pierwszą stronę.
- Malfoy, proszę!
- "Kochany pamiętniczku. - przeczytał na głos Ślizgon, przedrzeźniając głos Hermiony. - Nazywam się Hermiona Granger i dostałam ten pamiętnik od rodziców z okazji moich dwunastych urodzin. Będę w nim opisywać swoje przeżycia i uczucia..."
Nie dokończył bo Hermiona przywaliła mu prosto w twarz. Jednak Ślizgon nie upuścił pamiętnika. Złapał się za pulsujący policzek ze złością i podszedł szybko do Hermiony, chwytając ją za nadgarstki. Trzymał ją tak mocno, że wokół jego palców jej skóra posiniała.
- Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki. - syknął.
- A bo co? - spytała wyzywającym tonem.
Czuła, że przesadziła, jednak nie okazywała po sobie strachu.
- Żebyś wiedziała co - wycedził Malfoy i popchnął ją do tyłu tak mocno, że upadła na zimną posadzkę. Spojrzała na niego ze złością, trzymając się za bolące nadgarstki.
- A to sobie zatrzymam - powiedział machając jej przed nosem pamiętnikiem i odszedł zostawiając ją osłupiałą i wstrząśniętą pod Wielką Salą.
4.
PAMIĘTNIK CZ. II
"O nie... " - przemknęło Gryfonce przez głowę. Podniosła się z klęczek i pozbierała resztę rzeczy. "A jeśli on to przeczyta?" - pomyślała ze strachem.
Jęknęła cicho, czując jak po jej plecach spływają krople potu. Napisała tam tyle ważnych rzeczy! Jej kłótnie z Harrym i Ronem, rozmowy z Ginny... opisała moment, gdy Jake poprosił ją o chodzenie... Wszystko! A jeśli on pokaże ten pamiętnik innym Ślizgonom? A jeśli coś tam nabazgra? A jeśli... W jej głowie kotłowało się milion myśli. Bała się. Nie chciała, żeby Malfoy poznał jej wady i słabości, a przede wszystkim, żeby czytał o jej życiu prywatnym! Nagle zagotowała się w niej złość, gotowa do gwałtownego wybuchu. Co on sobie wyobraża?! Nie ma prawa czytać jej osobistego pamiętnika! Tak nie wolno!
Jednak wiedziała, że sama musi sobie z tym poradzić. Już wyobrażała sobie rozczarowanie na twarzy McGonagall i zdziwioną minę Dumbledore'a, pytającego: "Nie mogłaś zaczarować tego pamiętnika tak, aby nikt go nie mógł przeczytać?"
"Ale byłam głupia!" - pomyślała Hermiona ze złością. Mieszane uczucia rozdzierały ją od środka. Czuła, że nie może tej sprawy tak zostawić.
Ale weszła dumnie do Wielkiej Sali poprawiając na ramieniu torbę. Spojrzała na Malfoya spodziewając się, że śmieje się do rozpuku z Blaisem czytając jej wpisy, jednak on pamiętnik widocznie ukrył pod szatą, bo siedział spokojnie i wpatrywał się w Gryfonkę z triumfem.
Mógł poprosić ją o co zechce w zamian. Mogłaby napisać jego esej na temat jednorożców ognistych, mogłaby powiedzieć Dumbledore'owi że zachorował, mogłaby... Mogłaby zrobić wiele innych rzeczy. Tak bardzo chciał... Poczuć jej delikatne usta, jej ciepłe dłonie obejmujące go, jej ciało przylegające do jego, tworzące jedność...
Odepchnął od siebie te myśli. Nie mógł dać po sobie tego poznać, że tak bardzo tego chce. Zaraz!
"Chce pocałunku z tą SZLAMĄ?!" - zbeształ się w myślach. Znów na nią spojrzał.
Naprawdę bardzo się zmieniła od tamtego roku. Włosy już nie były splątane tylko grube i lśniące, twarz jakaś mniej okrągła tylko wydatniejsza; usta kształtne, delikatnego, różanego odcieniu, a te orzechowe oczy... gdy na niego patrzyła, a wesołe ogniki gościły w jej oczach, czuł że mógłby zrobić dla niej wszystko, czuł, że mógłby ją przeprosić za te wszystkie wyzwiska, za wszystkie rzucone w jej stronę raniące słowa...
"Głupieję. " - stwierdził, otrząsając się, po czym zabrał się za kurczaka.
Tymczasem Hermiona zajadała się ciastem rabarbarowym i ze średnim zainteresowaniem słuchała Deana, kłócącego się z Ginny.
- Bo ty mnie zawsze popychasz pod tym portretem jakbym była niedorozwinięta i nie umiała przejść, Dean, ja naprawdę umiem o siebie zadbać.
- Oj, ale...
- I do tego przejmujesz się tymi wszystkimi gwizdami Ślizgonów! Naprawdę, czy my musimy ukrywać to, że jesteśmy...
- Dobrze wiesz, że nie lubię się obnosić...
Jednak Hermiona już ich nie słuchała, bo poczuła na sobie spojrzenie. JEGO spojrzenie. Przekręciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego ze złością. A on wyszeptał bezgłośnie ustami: "P-a-m-i-ę-t-n-i-k-", uśmiechając się przy tym drwiąco.
On też się zmienił. Jego twarz już nie była taka blada i pucołowata, ale nabrała jakiejś dziwnej szlachetności, blond włosy nonszalancko opadały na twarz, a te jego zimne stalowe oczy... jego spojrzenie... za które niemalże każda Ślizgonka skoczyłaby w ogień...
Otrząsnęła się i usłyszała, że Dumbledore coś mówi.
- Dlatego pomyślałem, żeby wybrać najlepszych uczniów do reprezentacji naszej szkoły. Wychowawcy każdego z domów będą robili dużo testów oraz egzaminów. Na podstawie ich wyników wybiorą najlepszego ucznia. Co jednakże nie znaczy, że gdy ktoś będzie sie zachowywać karygodnie, a będzie miał dobre wyniki to pojedzie. - Profesor puścił oko do uczniów. - Od dzisiaj zaczynają się eliminacje!
W Sali zawrzało, jednak po chwili głosy zalała fala oklasków.
- O co chodzi?- spytała Hermiona Rona.
Rudzielec wybałuszył na nią oczy. Nic dziwnego- Hermiona, która nie słuchała mowy Dumbledore'a?
- Chodzi o jakiś konkurs w Durmstrangu czy coś, na który jadą tylko najlepsi uczniowie no i wychowawcy wybierają po jednym z każdego domu. Nie wiem, coś takiego - wyjaśnił i zabrał się z powrotem za pudding nadal ze zdziwioną miną.
Gryfonka zastanowiła się chwilę. A gdyby tak wybrać się na ten konkurs? Miała by szansę na dobrą przyszłość, gdyby zajęła w nim jakieś miejsce.
"Byłoby super..." - pomyślała i zabrała się z niechęcią za resztki na talerzu.
- I co, Hermiono, pewnie chcesz się wybrać?- spytał Harry.
Hermiona przełknęła głośno ostatni kawałek ciasta.
- Byłoby fajnie.
- Pewnie z Gryffindoru pojedziesz ty... z Ravenclawu - nie mam zielonego pojęcia, z Huflepuffu pewnie Hanna Abott a ze Slytherinu, znając Snape'a, pojedzie Malfoy.
Serce Gryfonki zamarło. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała?
- Jeśli Malfoy pojedzie, to ja na pewno nie!- powiedziała głośno. Może trochę zbyt głośno.
- Przecież nie będziesz z nim w pokoju - uspokajał ją Ron. - A ten konkurs jest wprost stworzony dla twojej zdolności myślenia, twojego jasnego umysłu i czystego serca...
- Ron daruj sobie - mruknęła Hermiona jednak twarz pokryła się szkarłatnym rumieńcem. - Porozmawiamy o tym później.
Cała trójka zjadła i czekała aż reszta dokończy.
Wtem do Hermiony podszedł jakiś drugoroczny Ślizgon.
- To dla ciebie, nie otwieraj teraz tego - szepnął. - I nie mów o tym nikomu.
Następnie odszedł, niezwykle dumny z tego co zrobił.
- Co to jest?- spytał Ron, patrząc podejrzliwie na zmiętą karteczkę.
- Nic, nieważne - odparła Gryfonka i spojrzała na stół Ślizgonów, skąd Dracon uśmiechał się drwiąco.
Gdy tylko usłyszała że Dumbledore pozwolił im odejść, szybko wstała i znikła za dużymi drzwiami od Wielkiej Sali.
- Co jej się stało?- spytał Rudzielec samego siebie.
Hermiona stanęła za rogiem niedaleko Wielkiej Sali. Pomału rozwinęła karteczkę i przeczytała.
Mam coś twojego. Coś co bardzo byś chciała odzyskać, prawda?
No właśnie. Ale jak już ci kiedyś powiedziałem... w życiu nie ma nic za darmo.
Przyjdź jutro do Pokoju Życzeń o 21:00 a ja... hm. Po prostu zrobisz to co ci każę, a w zamian odzyskasz swój... ''notesik''. Jeśli nie przyjdziesz to...
Zrobię to czego się tak bardzo obawiasz. Przeczytam go.
Karteczka nie była podpisana ale Gryfonka i tak dobrze wiedziała kto ją napisał. Mimo wszystkiego ucieszyła sie z tego listu. Z jego treści wynikało, że Ślizgon jeszcze nie otworzył jej pamiętnika i nie wyczytał jej sekretów.
Cieszyła się też, że go znowu spotka...
***********
Były to eliksiry. Ponura, ciemna sala, wzdłuż której ciągnęło się kilka stołów. Przy każdym mieściło się tyle kociołków, ile siedziało uczniów. Na półkach w słoikach wiły się dziwne, oślizgłe rośliny. W naczyniu, przy biurku nauczyciela, migotało jakieś jasne światło, roztaczając wokół panujących w sali ciemności nikły blask. Wybraniec z dziwną satysfakcją wpatrywał się w ową misę, czego Gryfonka nie mogła zrozumieć. Siedziała koło Rona i Harry'ego, słuchając uważnie każdego słowa, które wymawiał Snape.
- ...Zatem dlatego tak ważne działanie ma księżyc.
Ron cicho chrapał koło niej, Harry podpierał się obiema rękami, ledwie słuchając nauczyciela. Ślizgoni nawet nie udawali, że słuchają. Wiedzieli, że taryfa ulgowa, którą obdarzał ich Snape, zezwala na to.
- Kto mi powie co oznacza z starożytnym języku: Espectakules?
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. Pansy także się zgłosiła.
- Słucham, Pansy?
- Księżycowy diament.
- Świetnie, 20 punktów dla Slytherinu - powiedział Snape, wykrzywiając wargi w grymasie, który chyba miał przypominać uśmiech. - A kto mi powie, dlaczego tak ważne znaczenie ma księżyc wobec tego eliksiru?
Nikt nie wiedział, tylko ręka Hermiony machała w górze. Snape długo wodził oczami po klasie, złośliwie ignorując Gryfonkę. Jednak w końcu, chcąc nie chcąc spytał z niechęcią:
- Panna Granger?
- Dlatego, że żabi skrzek i księżycowy diament trzeba uwarzyć a następnie wystawić je w godzinę śmierci, czyli w północ o pełni księżyca. Tylko wtedy eliksir jest zdatny do spożycia.
- Słowo w słowo z "Magiczne mikstury i eliksiry", ale jednak odpowiedź prawdziwa. - powiedział Snape z lekką drwiną w głosie, po czym powrócił do tablicy. Machnął niedbale różdżką, a na tablicy ukazała się instrukcja. Kazał im sporządzić Eliksir Życia.
Wśród Gryfonów potoczyły się pomruki oburzenia.
- To takie niesprawiedliwe, że Pansy dał dwadzieścia punktów a tobie nic! Ona miała o wiele łatwiejsze pytanie! - szepnął Harry z wyrzutem.
- Wiem, ale czy Snape był kiedykolwiek sprawiedliwy?
- Chyba nie... Przynajmniej ja nie miałem okazji go takiego zobaczyć...
- Potter i Granger!- warknął nagle Snape, a wszystkie głowy uczniów odwróciły się w jego stronę. - Minus 10 punktów! Romansujcie i umawiajcie się po lekcjach, tymczasem nie przeszkadzajcie swoim kolegom, bo co poniektórzy, tacy jak Longbottom nie odróżniają bezoaru od zwykłego czerniaka.
Neville zarumienił się gwałtownie choć nie tak jak Hermiona.
- My się wcale nie umawiamy...! - krzyknął Harry, wpatrując się w Snape'a ze złością.
- Minus piętnaście punktów dla Gryffindoru za nieodpowiednie zachowanie na moich lekcjach, Potter! - syknął Snape, na co Gryfoni jęknęli.
Malfoy prychnął głośno.
- A kto by chciał się z taką szlamą umawiać?
Ślizgoni wybuchnęli głośnym śmiechem. Draco zadowolony ze swojego 'znakomitego' żartu wyciągnął się w krześle. Hermiona schowała się pod burzą włosów i zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Czuła jak oczy napełniają jej się łzami.
- Zamknij się, Malfoy - warknął Ron, pokazując w jego stronę wulgarny gest.
Gryfonka podziękowała mu w duchu.
Ten tydzień nie zapowiadał się zbyt dobrze...
************
Była to już ostatnia lekcja- transmutacja. Na nieszczęście znów ze Ślizgonami.
Hermiona dygotała ze złości na wspomnienie tego, co wydarzyło się przed chwilą - Ginny musiała iść do p. Pomfrey, ponieważ Zabini rzucił na nią zaklęcie, które pozbawiło ją włosów. Oczywiście nie został za to ukarany, ponieważ zdaniem Snape'a "nie było dowodu, że to właśnie on."
Prof. McGonagall właśnie weszła do sali. Była to wysoka kobieta, twardo stąpająca po ziemi, upinająca swoje siwe włosy w wytworny kok. Surowa ale sprawiedliwa. Nie faworyzowała ani nie przygnębiała żadnego z domów. Stanowiła jako najbardziej lubiana nauczycielka w Gryffindorze- chociaż nie tak jak Lupin, z którym Harry ostatnio rzadko miał kontakt.
"Żal mi go... " - pomyślała Hermiona, patrząc na Pottera, przypominając sobie zajście w ministerstwie. Śmierć Syriusza na pewno mocno wpłynęła na jego psychikę... Kto mu teraz pozostał? Ma tylko przyjaciół...
Rzuciła ostatnie spojrzenie w jego stronę, następnie powróciła do pisania notatek.
Lekcja minęła dość szybko. Szybciej niż zwykle. Malfoy był jak zwykle złośliwy i arogancki, ale gdy McGonagall ukarała go stratą dwudziestu punktów natychmiast zamilkł. Puszczał tylko drwiące minki do Hermiony, jakby dając do zrozumienia, że nadal posiada jej pamiętnik. Ale ona ignorowała go. Wiedziała ze jutro go odzyska...
************
Draco Malfoy, w samych bokserkach, siedział w swoim dormitorium, wpatrując się ponuro w okno. Jako jedyny ze Ślizgonów miał ten przywilej, że mieszkał sam, posiadając największy pokój ze wszystkich. Była tam łazienka z kabiną prysznicowa i wanną, wielkie łóżko ze srebrno-zielonym baldachimem, także stolik do jedzenia, biurko do pracy oraz wielka, rozsuwana szafa z lustrem. Jego ojciec dobrze się o te wszystkie rzeczy postarał.
A jednak gdy Draco patrzył się na to wszystko był dziwnie rozżalony: z chęcią zamieniłby je wszystkie za kilka życzliwych osób, którym mógłby się zwierzać i z którymi mógłby zabijać czas.
Ale wtedy wszyscy uznaliby go za słabeusza. Słabeusza, który nie potrafi radzić sobie sam. Przecież on jest silny, zimny, podły i nieczuły. Z łatwością pokonuje napotkane trudności. Z drwiną przyjmuje obelgi, z pogardą traktuje 'nieczystokrwiwstych'.
A przynajmniej był taki przed przyjazdem do Hogwartu. Zanim ujrzał JĄ.
Fala złości zalała jego umysł. Był zły na samego siebie, że tak bardzo zmienił się pod wpływem tej szlamy Granger. Jej pamiętnik nadal leżał nietknięty na biurku. Zawsze gdy do niego podchodził i już miał go otworzyć, czuł że nie powinien tego robić. Paliło go poczucie winy, że miałby czytać cudze sekrety i zwierzenia. Nie, nie mógłby tego zrobić. Chyba, że nie miałby serca.
Ale on miał serce. I dobrze o tym wiedział. Gdyby go nie miał, nie byłby zazdrosny o nią , nie patrzyłby na nią w Wielkiej Sali, nie ukartowałby z nią kolejnych spotkań...
Otrząsnął się. "Co się ze mną dzieje?!" - skarcił się w duchu i spojrzał na leżący przed nim pamiętnik. "A jeśli by chociaż zajrzeć na drugą stronę?"
Kusiło go, kusiło, ale opierał sie temu pragnieniu. W końcu obiecał jej, że nie będzie tego czytał...
Zaraz! Wcale jej tego nie obiecał. Obiecał tak samemu sobie! Postawił przed sobą to wyzwanie... żeby sprawdzić czy tak naprawdę mu na tym zależy...
Znów spojrzał z goryczą na pamiętnik i wziął go do ręki. Nie otworzył, tylko przyjrzał się okładce. Był tam mały, śliczny piesek z przekrzywionym łebkiem i podpis ozdobną czcionką pod spodem: I ♥ You. Na drugiej stronie był taki sam pies, tylko że mniejszy format zdjęcia i napis ozdobnym pismem: I miss you. Czego to mugole nie wymyślą?
A
jednak nie chciał go otwierać. "Nie..." - pomyślał i
zasnął, dręczony natłokiem myśli.
5. SPOTKANIE
Nastał
ranek. Słońce wlewało się przez bordowo- złote kotary do
dormitorium Hermiony, muskając jej ramiona. Dziewczyna przeciągnęła
się jeszcze w łóżku, po czym powoli wstała i podeszła do okna.
Rozsunęła zasłony i uchyliła okno, wdychając świeże, poranne
powietrze. Był to piątek, ostatni dzień przed weekendem. Gryfonkę
nie zbyt zadowalała ta opcja, ale cieszyła się że w ogóle tutaj
jest. Z przyjaciółmi, czy wrogami- w końcu był to Hogwart- jej
dom.
Ktoś zapukał cicho do drzwi. Nie czekając na odpowiedź do dormitorium weszła McGonagall.
- Dzień dobry - powiedziała wesoło Hermiona.
- Dzień dobry, dzień dobry, Hermiono. - odparła pani profesor i wręczyła jej karteczkę. - To jest wasz plan na dzisiaj. - resztę kartek położyła na stoliku. - Powiedz reszcie, żeby sobie stąd wzięli. Teraz udajcie się na śniadanie o 8:00, trwa ono pół godziny, następnie udajcie się do sali na końcu korytarza na pierwszym piętrze na wróżbiarstwo.
- Dlaczego nie w Wieży Północnej? - spytała Hermiona przeglądając plan.
- Chyba Firenzo nie wszedłby po drabinie, prawda? - odparła McGonagall zaciskając usta. - Swoją drogą, dobrze by było gdybyś chodziła w tym roku na wróżbiarstwo, skoro jest zmieniony nauczyciel. Firenzo naprawdę wie co robi.
- Dziękuję pani profesor, ja również tak myślałam. Mam nawet kupione przybory.
- Świetnie. Zatem do 8:00. - skwitowała McGonagall z uśmiechem i wyszła z dormitorium.
Hermiona położyła plan na biurko, następnie umyła się i wyszykowała na śniadanie. Wychodząc z łazienki ujrzała również gotową Ginny.
- Cześć, Hermiono!
- Witaj, Ginny.
Obie wyściskały się i natychmiast pogrążyły w rozmowie, kierując się w stronę drzwi.
- Posłuchaj, Harry mówił mi, że chodzisz z Deanem! To prawda?
Ruda westchnęła.
- Prawda. - odparła, otwierając drzwi i schodząc po schodach. - Ale... właściwie to...
- Nie jego lubisz.
- Tak.
Wyszły z Wieży Gryffindoru, kierując się w stronę Wielkiej Sali.
- Chodzę z Deanem tak naprawdę po to... żeby udowodnić Harry'emu że bez niego też mogę żyć, że nie tylko on jest ważny w moim życiu. Że nie tylko jego potrafię pokochać. - westchnęła Ginny. - Jednak nie bardzo osiągnęłam zamierzony efekt. On chyba niestety wie, że tak naprawdę nic do Deana nie czuję...
Minęły drugie piętro.
- Ja mam podobnie z Jake'm... no wiesz... pisałam ci o nim w lipcu. Z nim jest podobnie... chciałam udowodnić że jestem kochana, potrzebna i kochająca. Również mi się nie udało bo nie widzę nic w Jake'u.
Zeszły na pierwsze piętro. I wtedy Hermiona ujrzała Malfoya, który szedł ze swoimi gorylami. Jego ramienia uwiesiła się Pansy, z drugiej strony szła Jessica. Hermiona widząc ich roześmiane twarze poczuła zazdrość. Piekielną.
Gdyby nie jedna rzecz.
- O Boże, dlaczego gdy idę na śniadanie, to to zębate coś też musi tam iść? - spytał teatralnym szeptem Malfoy, udając obrzydzenie.
Crabbe i Goyle ryknęli głośnym śmiechem, Jessica i Pansy spojrzały z pogardą na Hermionę.
- A dlaczego gdy ja idę do Wielkiej Sali widzę takiego parszywego arystokratę bez serca? - warknęła głośno Ginny i biorąc Hermionę pod rękę wyminęły Ślizgonów.
Malfoy pokręcił głową z irytacją i wszedł do sali, a za nim, jak służba, Crabbe i Goyle. Parkinson i Jessica usiadły na początku stołu, a Draco na wprost Zabiniego. Jego zimne, stalowe oczy szybko ujrzały roześmianą Granger w gronie Rudzielca i Grzmotera.
"Dzisiaj to spotkanie..." - pomyślał i uśmiechnął się drwiąco a jego niebieskie oczy zmrużyły się nieznacznie gdy zobaczył, że Hermiona się w niego wpatruje. Odwróciła wzrok, widział jak się czerwieni. "No ba, każda na mnie leci!" - pomyślał i spojrzał w stronę ładnych Ślizgonek siedzących nieopodal. Zaczęły chichotać i zalotnie strzelać oczami.
- Nie baw się w podrywacza! - prychnął nagle Zabini.
- A bo co, zazdrościsz no nie?- zadrwił Malfoy. - Ciebie to żadna by nie chciała!
Spojrzał znacząco na Crabbe'a, który dopiero po chwili zaczął się śmiać.
- Nieważne. Nie o to chodzi - mruknął Blaise i spojrzał na Dracona uważnie. - Czego od niej w końcu chcesz?
- Od Pansy?
- Od Granger, idioto.
- Nie jestem idiotą!- syknął Malfoy ze złością. - A co do tej szlamy to jeszcze nie wiem... może po prostu napisze za mnie to badziewie na temat gwiazd na wróżbiarstwo czy coś...
Zabini chyba nie do końca mu uwierzył ale się zamknął.
Tymczasem Hermiona słuchała biadolącego Rona.
- Na Merlina! Nie dość ze pierwszą lekcją jest wróżbiarstwo to jeszcze później transmutacja z McGonagall!
Harry prychnął, a Hermiona milczała.
- A ty czemu nic nie mówisz?- spytał Wybraniec, zabierając się za jajecznicę.
- Przecież znacie moje zdanie - mruknęła i również zabrała się za jedzenie.
Tak naprawdę myślała co innego. Według niej plan zajęć był wspaniały- nie dość ze niektóre z jej ulubionych lekcji to jeszcze zajęcia ze Ślizgonami... czyli kolejna okazja do zobaczenia JEGO...
************
Lekcja wróżbiarstwa minęła dość szybko.
Hermiona właśnie skończyła runy i zeszła na pierwsze piętro na transmutację. Przed salą już na nią czekał Ron i Harry. Mieli niewesołe miny.
- Co jest?- spytała Gryfonka siadając na ławce obok.
- Snape.
- Gnojek.
- Ale o co chodzi?- spytała ponownie Hermiona.
- Bo...
- Tuż po wróżbiarstwie Malfoy zaczął...
- Wyzywać Rona i jego rodzinę...
- Przylałbym mu w ten jego przylizany świński łeb!
- ... udało mi się go powstrzymać ale wiesz... jak to Malfoy zawsze coś zrobił...
- No i doszło do tego, że ten idiota odjął nam trzydzieści punktów!
- I szlaban przez miesiąc co sobotę...
- Mówiłam wam, żebyście unikali kłopotów. - powiedziała Hermiona, poprawiając ramię od torby.
- Unikać kłopotów! - powtórzył ze złością Ron.
- Tak, Ron! Unikać kłopotów. - oświadczyła dobitnie Gryfonka.
- Jak można unikać takiego parszywego kretyna? Znaczy: Malfoya? On i Snape od samego początku nauki w Hogwarcie nas gnębią i dręczą! A ja już mam tego dość! Uważam, że ja...
- Właśnie Ron! Ciągle tylko ja i ja! Myślisz tylko o sobie! A może Snape miał rację co do tego szlabanu...? - wybuchła dziewczyna.
- Hermiono... - zaczął Harry ze zdumieniem, jednak dziewczyna ciągnęła dalej:
- A może Malfoy słusznie cię oskarża...?
- Hermiono...
- Harry, nie przerywaj mi!- warknęła dziewczyna. - Chodzi mi o to, żebyście wreszcie spojrzeli na świat, a nie tylko na czubek własnego nosa!
- Ale...
- Zamknij się! Mam dość tego waszego a, ratunku! i świat mnie nienawidzi! I tu nie chodzi tylko o tę sytuację przed chwilą... tylko o całokształt! - krzyknęła oburzona Hermiona. - Co roku jest to samo! Jak zwykle macie do wszystkich pretensje, Harry ma świra na punkcie ratowania świata, przez co niejedno już zepsuł! A ty, Ron, jesteś zazdrosny, że nigdy nie będziesz taki jak on!- krzyknęła i weszła z wyższością do klasy.
- Co jej się stało?- zastanawiał się Ron.
************
Minęła lekcja transmutacji, minęło zielarstwo, lekcja eliksirów jeszcze nigdy tak szybko się nie skończyła. Hermiona ani razu nie odezwała się do żadnego z nich, ani razu nie odpowiedziała na pytanie nauczyciela. Miała już dość pozycji szarej myszki i kujona w szkole. Chciała to zmienić...
************
Godzina 20:40. Hermiona nerwowo poprawiała fryzurę i bluzkę, ledwie słuchając zwierzeń Ginny.
Dzisiaj było upragnione spotkanie z Malfoyem. Nie było chwili w której by zapomniała o tym ważnym dla niej dniu. Nie było dnia w którym by nie myślała o jego stalowych zimnych oczach...
- Hermiona, no!
Gryfonka otrząsnęła się.
- Co?
- Jak to co? Po prostu się ciebie pytam. Mam u niego szansę?
- Eee... oczywiście że masz.
Ginny rozpromieniła się.
- Naprawdę tak uważasz?
- Absolutnie!
- Pasuję do niego?
- Bezkonkurencyjnie!
- Chciałabym z nim chodzić..
- Byłoby cudownie!- Hermiona wstała. - Przepraszam, ale muszę do łazienki.
- Nie ma sprawy. - Ginny uśmiechnęła się i rzuciła na łóżko, bawiąc się niesfornymi kosmykami.
"Ale o kim ona mówiła?" - zastanawiała się Hermiona smarując usta delikatnym, malinowym błyszczykiem. "Przecież chyba nie o Harrym..."
Hermiona zawsze uważała się za dojrzalszą od Ginny. Uważała że Ginny jest jeszcze mała, że nic nie rozumie o prawdziwej miłości... a czy tak naprawdę sama o tym wiedziała?
Pokręciła głową stanowczo.
"Nie." - pomyślała. "Ja jej jeszcze po prostu nie spotkałam... ale przynajmniej rozumiem. A Ginny jest..."
Jej koleżanka zaczęła walić głośno w drzwi.
- Zostało ci jeszcze 10 minut!- krzyknęła.
Hermiona powiedziała jej już dawno o spotkaniu z Malfoyem. Jednak nie powiedziała, jak bardzo jej na tym zależy...
- Już!- odkrzyknęła.
Gdy tylko wyszła, Ginny znów zasypała ją gromem pytań.
- A mogłabyś się go zapytać co o mnie myśli?
- Eeee...
- Proszę!
Gryfonka nie za bardzo wiedziała jak jej powiedzieć, że nie wie o kogo chodzi.
- ... a jak mogę zacząć? - spytała w końcu.
- No nie wiem, na przykład tak: Harry, wiesz pomyślałam...
Ale Hermiona jej dalej nie słuchała. Ona rzeczywiście mówiła o Harrym! Było to dziwne. Jej najlepszy przyjaciel miałby chodzić z Ginny? Poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Zawsze się jej wydawało że to ona ma u nich największe szanse...
- No to co, spytasz się?- Ginny oderwała ją z zamyślenia.
- Yyyy... może się spytam, ale naprawdę muszę już lecieć... - powiedziała szybko Hermiona i jak strzała wybiegła z Wieży Gryffindoru.
On już stał pod Pokojem Życzeń. Wycierał pocące się ręce o szatę, nerwowo miotał oczami po korytarzu. "Spóźnia się..." - pomyślał, patrząc na zegarek.
Oparł się o ścianę, wkładając ręce do kieszeni. Odrzucił jasne włosy w tył i spojrzał beznamiętnie na wiszące obrazy przed nim.
Zegarek na jego przegubie przesunął wskazówki na godzinę 20:13. Właśnie wtedy z dzikim impetem wpadła Hermiona dysząc głośno.
- Granger, czy ty znasz się na zegarku?- zadrwił Malfoy.
- Znam, w przeciwieństwie do ciebie.
Dracon zignorował tę odpowiedź i zaczął chodzić wzdłuż ściany myśląc:
"Niech stanie się zwykłym pokojem przypominającym salę transmutacji..."
Ich oczom ukazały się duże, mosiężne drzwi. Malfoy wszedł do środka, za nim podążyła Gryfonka.
Był to faktycznie pokój przypominający sale lekcyjne. Stały tam szeregi ławek, stoliki i szafki. Z tła wyróżniały się dwa, błękitno obite fotele, stojące naprzeciwko siebie. Hermiona usiadła w jednym z nich.
- Więc? - spytała Gryfonka patrząc na Draco spode łba.
- Co więc?
- Co z moim pamiętnikiem?
- Aaaa... - Malfoy wyjął spod szaty jej własność. - O tym mówisz? - spytał, potrząsając pamiętnikiem.
- Tak! - odparła ze złością Hermiona.
- Wiesz, że...
- ... w życiu nie ma nic za darmo?- dokończyła za niego z irytacją.
- No, nasza mała dziewczynka się uczy! - Malfoy uśmiechnął się drwiąco. - Zatem... do rzeczy.
- Czego chcesz?- spytała Gryfonka, wstając. Podeszła do okna i spojrzała na zasłane deszczem drzewa.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem... - wymruczał Draco i podszedł do niej bliżej. Położył dłonie na jej talii i oparł podbródek o jej prawe ramię. Jego tors opierał się o plecy dziewczyny.
Hermiona zadrżała, jednak niczego nie okazała po sobie.
- No to czego chcesz? - warknęła zrezygnowana.
- Hmm... - wymruczał Ślizgon. - Nie wiem...
Czuła jego ciepły oddech na swojej zimnej szyi.
- Malfoy, proszę...
Jego delikatny zapach wody toaletowej wypełnił jej ciało, upajając je i napawając je ciepłem.
- No co? - spytał, obejmując dziewczynę w pasie.
Znów zadrżała. Czuł to, co niemal podziałało na niego jak czerwona płachta na byka. Uwielbiał męczyć dziewczyny i je drażnić, rozkochiwać w sobie a potem zostawiać...
- Myślałem nad nieco inną zapłatą niż poprzednia... - wyszeptał jej do ucha.
- Och to wspaniale... - odszepnęła Hermiona. - Zawsze o tym marzyłam... - odwróciła się i...
CHLAST!
Rozjuszona przywaliła mu w twarz.
- ... tak samo jak o zjedzeniu garnka gotowanych ślimaków!
Malfoy puścił ją z objęć i spojrzał na nią ze złością, trzymając się za piekący policzek.
- Co ja ci mówiłem o dotykaniu mnie, Granger?- warknął i zbliżył się do niej niebezpiecznie.
- Mam to gdzieś! - krzyknęła Hermiona ponownie się od niego odwracając i jak nic oglądając przelatujące ptaki za oknem.
Ślizgon podszedł do niej i ponownie ją objął, jednak uścisk stał się mocniejszy a w jej szyję wpił się koniec jego różdżki.
- Przeproś - syknął.
- Nie!
Różdżka wpiła się jeszcze mocniej.
- Dobra!- krzyknęła. - Przepraszam! A co mam w końcu zrobić dla ciebie?!
- Spokojnie - wycedził Malfoy, uścisk trochę zelżał. - Napiszesz dla mnie to dziadostwo na astronomię apropos gwiazd i układu słońca. Kapujesz?
- Dobra, puść mnie!
Chłopak puścił przerażoną Gryfonkę i usiadł w fotelu, podrzucając w rękach jej pamiętnik.
Zrezygnowana Hermiona usiadła naprzeciw.
- A za to - wskazała na pamiętnik - co mam zrobić?
Dracon uśmiechnął się tajemniczo, z lekką drwiną.
- Wstań.
Dziewczyna posłusznie wstała i prychnęła z dezaprobatą.
Malfoy podszedł do niej powoli. Był już tak blisko że znów czuła jego wodę toaletową, jego gorący oddech. Położył dłonie na jej talii, zbliżył się niebezpiecznie. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Czego chcesz?- spytała, gdy jego twarz była tuż przy jej.
- Jednego... - wymruczał.
- Nienawidzę cię.
- Jesteś pewna?
Hermiona odsunęła się od niego, a on wciąż przysuwał się bliżej. W końcu poczuła, że dotyka plecami ściany. Nie było już ucieczki... Triumf na twarzy Dracona był nie do zniesienia... Złożył swoje dłonie na jej ramionach, które powoli zjechały do nadgarstków...
- Zmieniłem się... - wyszeptał jej do ucha.
Stali tak przez chwilę patrząc sobie w oczy.
Zatopił swoje dłonie w jej brązowych włosach, a jego stalowe oczy zagłębiły się w orzechowej toni oczu Hermiony... Ich twarze były już bardzo blisko...
Złączyli się w jednym pocałunku. Draco całował ją delikatnie, ale zachłannie. Ona przymknęła oczy, by jeszcze bardziej oddawać się Jemu. Bez opamiętania oddawała się temu przyjemnemu uczuciu, które powoli wypełniało jej ciało... czuła jak motylki kłębią się stadami w jej brzuchu, jak się czerwieni... Oboje upajali się tą chwilą, w tym momencie liczyło się tylko to...
Wtedy odepchnęła go od siebie.
- I co ty właściwie robisz? - krzyknęła. - Bawi cię to?! Czego chcesz?
- Chcę to zrobić jeszcze raz... - wymruczał chłopak i znów zbliżył się do niej niebezpiecznie, nim Gryfonka zorientowała się o co chodzi, pocałował ją ponownie.
Zadrżała gdy jego dłonie zaczęły błądzić po jej plecach, objęła go jeszcze mocniej. Było jej tak dobrze, tak przyjemnie jak nigdy dotąd...
Ale w porę przyszło opamiętanie.
- Ty idioto!- ryknęła odpychając go od siebie.
CHLAST!
Uderzyła go w pięścią prosto w twarz.
Teraz wszystko działo się jak na zwolnionym filmie: On powoli upadł z hukiem na miękki dywan, ona opadła na kolana obok niego.
"Boże, co ja zrobiłam?!" - pomyślała ze strachem, patrząc na jego bladą, nieprzytomną twarz. Pochyliła się nad nim, a oczy zaszkliły się od łez. Spojrzała na jego zimne usta, jasne włosy. Był taki przystojny... Przyłożyła dłoń do jego policzka. Nagle poczuła, że jego ręce przyciągają ją do siebie.
Malfoy otworzył oczy. Spojrzał na pochylającą się nad nim dziewczynę i wystękał:
- Jesteś... piękna...
Potem
osunął się w sen.
6. INNA STRONA
Paliło ją poczucie winy. Bardzo mocno i szczerze żałowała tego co zrobiła...
Samotna kryształowa łza spłynęła po jej policzku, gdy ze smutkiem wpatrywała się w nieruchomą, bladą twarz Malfoya. "Co ja zrobiłam?" - pomyślała i schowała głowę w dłoniach, opierając łokcie o łóżko.
Zza rogu wyszła p. Pomfrey.
- Hermiono, nie płacz - powiedziała i uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny, która starała się zakryć łzy rękawem od bluzy. - Jemu nic nie będzie. Ale naprawdę nie mogę mu podać żadnego eliksiru ani napoju. Został tylko ogłuszony...
Gryfonka zaczerwieniła się gwałtownie i zakryła się pod burzą brązowych włosów. To jej wina...
- No nic, nie będę cię męczyła - rzekła po krótkiej chwili pielęgniarka i znikła za drzwiami, zostawiając dziewczynę samą.
Hermiona spojrzała jeszcze raz na leżącego Ślizgona. Był taki... bezbronny. Zdany na łaskę innych... wszyscy mogli zrobić mu teraz co chcieli...
Coś ją chwyciło za rękę i po chwili Hermiona znalazła się tuż nad jego twarzą.
- Witaj - wymruczał i spojrzał na nią drwiąco. - Wielkie dzięki za bilet do skrzydła szpitalnego...
- Wiem... Przepraszam. - wyszeptała Gryfonka.
- Że niby co?
- Przepraszam cię.
Malfoy miał minę jakby go ktoś chlasnął po twarzy. Nie do końca dotarły do niego słowa Hermiony.
- Nie chciałam... żeby tak wyszło, ale... - zaczęła się tłumaczyć i nagle zamilkła, na wspomnienie pocałunku w Pokoju Życzeń - ale... sam sobie zasłużyłeś - warknęła. - Jesteś zimnym, podłym, nieczułym...
-Zakończ tę litanię, Granger. - Ślizgon wywrócił oczami. - To już się nudne zaczyna robić. To całe mówienie o mnie, jako podłym i nieczułym, szlamo.
- Podobnie jak mówienie do mnie per szlamo - syknęła dziewczyna w odpowiedzi i wyprostowała się szybko, bo usłyszała jak ktoś wchodzi do skrzydła.
Była to McGonagall.
- Hermiono... - zaczęła i podeszła do nich, podnosząc z bólem ręce w górę. - Naprawdę go uderzyłaś?
- Ja...
- Nie - odparł za nią Malfoy. - Ja... pobiłem się z Crabbem, a że ona akurat przechodziła to... No... Poszła po p. Pomfrey...
- Rozumiem. - McGonagall pokiwała głową ze zrozumieniem. - Dam 15 punktów dla Gryffindoru za zachowanie zimnej krwi. Z Crabbem sobie porozmawiam. Aha, Hermiono... - zaczęła i odciągnęła Gryfonkę na bok. - Apropos tego... konkursu. Jadą tam uzdolnieni uczniowie, którzy chcieliby mieć lepszą przyszłość. Myślę że ty się do tego... nadajesz.
Hermiona rozpromieniła się.
- Oczywiście, prof. McGonagall.
- Przyjdziesz za kilka tygodni do mnie do gabinetu, tam będą już wszyscy kandydaci. Objaśnimy wam zasady, powiemy gdzie będziecie mieszkać. A tym czasem... wracaj już do dormitorium, jest późno.
- Dobrze, pani profesor.
- Do widzenia.
McGonagall wyszła ze skrzydła, a Hermiona usiadła na łóżku obok Malfoya.
- Pobiłeś się z Crabbem, hmm?
- Daj spokój - prychnął Ślizgon. - Mielibyśmy jakieś problemy, a tak to wszystko zostało zwalone na niego.
- Ale z ciebie egoista.
- Za to ty jesteś kujonką.
- A ty jesteś głupi i brzydki - odcięła dziewczyna i wstała. To co powiedziała było oczywiście nieprawdą... Przynajmniej w drugim przypadku. A poza tym nie ociekało inteligencją. Takie wypowiedzi można usłyszeć w przedszkolu. - No cóż, ja ciebie nie obronię przed niczym, Malfoy.
- Wiesz, że w życiu nie ma nic za darmo, Granger?
- Nudne to jest. Powtarzasz to już co najmniej trzeci raz.
- Musi to do ciebie dotrzeć - wymruczał Draco. - A ja... no wiesz... w każdej chwili mogę pójść do McGonagall... - zawiesił głos dla lepszego efektu. - ... i jej opowiedzieć jak było naprawdę.
Z drwiącym uśmieszkiem usiadł obok Hermiony.
- Znów mam coś za ciebie napisać? - spytała zrezygnowanym tonem.
- O, nie... to będzie zapłata podobna do poprzedniej...
- Śnisz na jawie, Malfoy - warknęła dziewczyna.
- Spokojnie, Granger. Aha... Napisałaś dla mnie esej na temat kamienia księżycowego?
- Tak - odparła znużonym głosem. - Ale zostawiłam to w wieży.
- To przynieś jutro. Spotkamy się w Pokoju Życzeń... jak zwykle. - uśmiechnął się drwiąco. - Masz tam być o 21:00. Aha, no i przyszykuj się na jakieś specjalne podziękowania za to, że cię... uratowałem przed McGonagall.
- Nic już dla ciebie nie zrobię!
- Jesteś pewna? - spytał zimno blondyn i objął dziewczynę ramieniem. Zadrżała. - Wiesz... gdybyś nic dla mnie nie zrobiła... to mogłoby mi się przypadkiem wymsknąć jak było naprawdę... - zbliżył swoją twarz do jej ucha i wyszeptał: - no i nie pojechałabyś na ten cały konkurs...
Hermiona westchnęła.
- Dobra. Przyjdę.
************
Wróciła do dormitorium. Przy trzaskającym ogniu siedzieli Harry z Ronem.
Hermiona odwróciła się ostentacyjnie do nich plecami, a następnie skierowała się w stronę pokoju dziewczyn. Nagle usłyszała trzaskanie drzwiami. Odwróciła się szybko i ujrzała Rona, który siedział ponuro wpatrując się w kominek. Był sam.
"Ech... pokłócili się." - pomyślała i skierowała się w stronę Rudzielca.
Chłopak odwrócił się, gdy Hermiona usiadła obok. Nie odezwał się. Wystarczyła mu sama jej obecność. Samo to, że siedziała obok dawało mu siłę. Zawsze w nią wierzył. Nawet gdy była zła... wtedy wyglądała jeszcze lepiej.
On zawsze miał nadzieję, że Hermiona polubi go... Bardziej niż przyjaciela. Wierzył w to bardzo mocno... Przez te wszystkie lata... Kiedy rozmawiali, gdy się kłócili oraz... gdy po prostu się mijali na korytarzu... Gdyby nie ona... nie jest pewien czy by wytrzymał w tej szkole... może i czasem jest zarozumiała. Ale gdyby taka nie była... to nie byłaby Hermioną.
- Ron?
- Hm?
- Co się stało? - spytała, przysuwając się bliżej.
- Oj... Bo.. - chłopak wziął głęboki oddech. - Harry mówi że jesteś egoistką, że wytykasz mu śmierć Syriusza, że to naprawdę nie jego wina... Że ty tylko widzisz wszystko dookoła i nie zwracasz uwagi na siebie... - wyjaśnił Ron. - A ja mu powiedziałem, że ty masz rację. Że on nigdy nie myśli racjonalnie, że najpierw robi coś, czego potem żałuje. Że tak naprawdę sam jest egoistą, a wcale nie ty! No to on się obruszył, że cię bronię, a nie jego... Że jestem jakiś dziwny... - zaczerwienił się gwałtownie. Hermiona podejrzewała, ze Harry powiedział mu coś jeszcze, jednak Ron zataił to przed nią.- Jego zachowanie mnie już strasznie denerwuje! A on nigdy nie przyzna się do błędu. W czwartej klasie była podobna sytuacja. Pokłóciliśmy się, no ale on oczywiście nikomu jakoś nie ujawnił, że mi powiedział, że ja jestem zazdrosny, bo on jest sławny i przystojny, że wytykam mu same błędy i że snuję jakieś oszczerstwa na jego temat. No i co? Musiałem go oczywiście przepraszać. Rok temu ta sama sytuacja. Zawsze wszystko na mnie!
Hermiona przytuliła się do niego, nie zważając na chichoty Lavender i Parvati. Ron objął ją i starał się zapamiętać tę scenę... dokładnie każdy szczegół... gdyby tylko mógł coś zrobić... tak bardzo chciał przytulić ją mocniej, dodać kilka słów... Ale...
Wtedy go puściła.
- Nie przejmuj się nim - rzekła. - Jeszcze się pogodzicie... - następnie znikła za rogiem, kierując się w stronę swojego dormitorium.
************
Nastał ranek. Nasza orzechowooka Gryfonka wstała, przeciągając się powoli. Dzisiaj był już 4 września odkąd przyjechała do Hogwartu. Jej prawdziwego domu. Była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Hogwart- to całe jej życie. Gdyby nie on... nie poznałaby tylu osób...
I nagle stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewała.
Zadzwonił Jake. Hermiona wpatrywała się jak jej telefon komórkowy migocze światełkami, a na jego wyświetlaczu pokazuje się jego imię. Nie odebrała. Nie, nie miała siły mu tłumaczyć, że już ze sobą nie chodzą. Nie. Nie teraz...
Wcisnęła czerwoną słuchawkę i skierowała się w stronę łazienki.
Była już ubrana i wyszykowana, aby zejść na dół na śniadanie. Rozejrzała się jeszcze tylko po pokoju zastanawiając czy wszystko ma:
"Podręczniki, piórnik, komórka... aha no i on wreszcie oddał mi..." Zaraz!
Nie oddał w końcu jej tego pamiętnika!
Hermiona jęknęła zrozpaczona. Jak strzała wyleciała z Wieży Gryffindoru, mijając grupki zdziwionych Gryfonek. Biegła w jedno miejsce. Do Pokoju Życzeń.
Odetchnęła gdy ujrzała swoją własność na biurku. Rzuciła po cicho zaklęcie, a z pamiętnika wyleciał jakiś błękitny podmuch. Znaczy, że nikt tego nie czytał w ciągu 12 godzin. Odetchnęła jeszcze raz i zabrała jednym szybkim ruchem pamiętnik z biurka.
Była już przy drzwiach, gdy sekretnik wyśliznął się jej z palców. Kucnęła aby go podnieść, widząc że otworzył się w połowie jego kartek.
Zaciekawiona zaczęła czytać.
16 marzec
Małymi krokami zbliża się lato. Małymi, ale jednak. A ja nie chce wracać do domu! Rodzice wiecznie się kłócą i w kółko mi powtarzają, że powinnam sobie znaleźć chłopaka. Ale czy oni nie rozumieją, że ja nie chcę Michaela ani Josha za chłopaka?
Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Michael i Josh byli kolegami z sąsiedztwa, ale już dawno utraciła z nimi kontakt.
Wciskają mi ich na siłę. A ja... ja szukam ideału! Uważam, że miłość jest... ważna. Ważna. Ja nie chcę z kimś być bo muszę. Ja chcę z kimś być.... dlatego, że chcę! A jak na razie nie spotkałam nikogo takiego...
Zaraz. Właśnie. Ron. Ginny mi mówi, że mu bardzo na mnie zależy, że chyba coś do mnie czuje. Ale ja zupełnie nie wiem, jak mu wytłumaczyć, że nic z tego...
No tak. Już wtedy Ginny jej powtarzała, że Ron coś... że coś do niej czuje.
"Ale ja do niego nie!" - pomyślała i otworzyła pamiętnik na innej stronie.
19 maj
Ale jestem zła!!! Ja po prostu już dłużej tu nie wytrzymam! Snape odjął nam 50 PUNKTOW!!! Normalnie zaraz nie wyrobię, pójdę do niego i mu przyłożę w tę jego tłustą łepetynę!
Aha no i nie obyło się bez potyczek z Malfoyem. Tym razem wyskoczył, że jak to się stało, że jestem na błoniach, że powinnam chyba wkuwać do egzaminów końcowych. To ja mu odwarknęłam, że nie jego sprawa...
Ehh... szkoda po prostu gadać... (pisać). On mnie dobija, upokarza i poniża!
Ale...
jest coś, co mnie bardzo przeraża...
Zawsze gdy z nim rozmawiam, to czuję... jakbym leciała...
jakby wszystko co szczęśliwe właśnie się zdarzyło...
A zwłaszcza gdy on na mnie patrzy...
tymi swoimi oczami...
które na pozór są zimne, ale tak naprawdę...
Tak naprawdę... w środku skrywają duszę...
Zamknęła z trzaskiem pamiętnik. To chyba niemożliwe, żeby kochała się we własnym wrogu?! I to rok temu?! "Co się ze mną dzieje?" - pokręciła głową z niedowierzaniem i chowając pamiętnik do torby, pomknęła na zielarstwo.
************
Była to już trzecia lekcja- historia magii. Przedostatnia. Na szóstym roku wbrew pozorom było najłatwiej- było najmniej zajęć i obowiązków.
Ale prace domowe zostały takie same.
- Hermiono... - cichy szept Harry'ego oderwał ją od zamyśleń.
- Hm?
- Nie wiesz może, kto będzie uczył obrony przed czarną magią?
Pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia.
- Aha.
Harry odwrócił się do Rona, zaczęli coś gorączkowo szeptać.
Prof. Binns nawet nie zauważył jak połowa klasy pogrążyła się w rozmowach, a w niektórych przypadkach we śnie. Jego smętny głos toczył się po klasie, nie trafiając do żadnego z uczniów. No... prawie żadnego. Tylko Hermiona go słuchała i pośpiesznie zapisywała ważne daty i osobistości. Ron wymownie spojrzał w sufit i wymienił spojrzenia z Harrym.
- Hermiono, czy ty nawet w szóstej klasie nie możesz sobie odpuścić? - spytał kręcąc głową.
- Ron, historia magii jest bardzo przydatna...
- Ale nie na aurora.
- A czy ktoś powiedział, że chcę zostać aurorem?
- No nie, ale my chcemy...
- No to wy się nie uczcie, ale ja jednak wolę zapisać te daty. - odrzekła. - Jeszcze będziecie mnie błagać o tę kartkę, i co? Oczywiście ja naiwna mam wam ją dać. Sami sobie poradźcie! - dodała ze złością.
- Ależ Hermiono... - zaczął Wybraniec.
- Właśnie, Hermiono, my nie jesteśmy tacy mądrzy, nie mamy takiej koncentracji...
- Powtarzasz się, Ron. Od kiedy taki jesteś miły Harry? Już nie jestem egoistką?- warknęła Gryfonka i odwróciła się z powrotem w stronę Binnsa.
Reszta lekcji minęła dość szybko, a zakończyła się jękiem- Binns kazał napisać stopę pergaminu na temat Gnolla II Bokobrodego.
- Hermiono... - zaczął Rudzielec, gdy szli na obronę przed czarną magią.
- Nie, Ron, nie pokażę wam tych notatek. - ucięła dziewczyna, bezbłędnie odczytując jego ton i spojrzenie. - Poszukacie w bibliotece- p. Pince na pewno wam pomoże...
- Ależ Hermiono!
- Już powiedziałam co macie zrobić, Harry. Ostrzegałam. A już tobie na pewno jej nie dam.
Przyjaciele westchnęli i chcąc nie chcąc podążyli za nią.
Wszyscy uczniowie rozsiedli się w klasie, niespokojnie rozglądając się na boki. Kto miał ich uczyć w tym roku? Czy nauczyciel był stuprocentowo normalny, czy znów był niepoprawnym śmierciożercą?
- Pewnie to będzie jakiś przyjaciel Dumbledore'a.
- E tam, na bank śmierciożerca.
- Bzdury gadasz, był wilkołak to teraz wampir...
Szepty na sali ucichły, gdy do sali wszedł ich nowy nauczyciel. Właściwie nauczycielka. Była wysoką, zgrabną blondynką. Błyszczące usta uśmiechały się sztucznie, ukazując białe zęby. Na nogach miała czerwone szpilki, na uszach wisiały duże złote kolczyki. Szata Hogwartu sięgała jej do kolan, ukazując ładne nogi. Cerę miała ciemną, a zmrużone zielone oczy miotały po sali, jakby oceniając obecnych tu uczniów. Różany cień do powiek delikatnie podkreślał kolor ust. Idealnie proste włosy okalały policzki i opadały kaskadami na plecy.
Chłopcy wpatrywali się z niemym zachwytem w ich nową nauczycielkę, oczekując że coś powie.
Nie mylili się.
- Jestem Samantha McCalley. - przedstawiła się. - Będę was uczyła obrony przed czarną magią. Przysłał mnie tutaj sam minister magii, ponieważ powiedział, że w tej szkole brak dyscypliny. Ja... nie popieram jego zdania. Korneliusz Knot osobiście napisał mi plan zajęć i tematów- nie będę się do nich stosowała. Mam swoje zasady nauczania, i to ja tu kieruję.
Ani razu się nie uśmiechnęła. Hermionie przemknęło przez głowę, że wygląda jak robot.
- Dlatego zamiast czytać podręczniki i uczyć się teorii zajmiemy się praktyką, która w 79 % się bardziej sprawdza. Wyciągnijcie różdżki.
Lekcja minęła wolniej, niż Hermiona przypuszczała. Prof. McCalley przynudzała jak nikt inny, czego nikt poza Gryfonką nie zauważył- chłopcy byli zbyt zaślepieni urodą, a dziewczyny... jej ubraniami i rzeczami.
Hermiona prychnęła gdy profesorka zadała im pracę- odnaleźć w bibliotece coś na temat zaklęć niewerbalnych i nauczyć się zwalczać zaklęcie Incartemobilus. Już dawno to wszystko umiała...
- O co chodzi Hermiono? - spytał Harry, gdy wszyscy padnięci wracali do Wieży Gryffindoru.
- Ta nauczycielka to plastikowa lalka! - wybuchła dziewczyna.
Ron pokręcił ze zdziwieniem głową, a Wybraniec powiedział:
- Jak dla mnie jest mądra, uzdolniona, a przede wszystkim jest bardzo łada! Lasencja z niej, jak się patrzy...
- Lasencja?! Ty byś tylko oceniał po wyglądzie. - warknęła Hermiona. - Przez ciebie... pomyśl, że komuś jest przykro, wiesz? Za Cho się uganiałeś, a Ginny? Nie możesz z nią być przez Voldemorta?
- Nie broń jej!
- Ale to przez ciebie!
Ron milczał, nie wiedząc po której ze stron się opowiedzieć. Zamiast tego minął ich i szybko poszedł do swojego dormitorium.
- Ty tego nie rozumiesz, Hermiono! - krzyknął Harry. - Nad tobą nie wisi żadna przepowiednia, nie boisz się psychopatycznego mordercy!...
- Ale miłość tez jest ważna, Harry - przerwała mu dziewczyna.
- Tak, ale po prostu się o nią boję! Nie rozumiesz? - odrzekł Gryfon. - Nie chciałbym żeby coś jej się przeze mnie stało...
- Ja jestem ciekawa co się z TOBĄ stało!
- Jak to?!
- Dlaczego tak bardzo się go boisz? Nie pozwól by zawładnął twoim życiem!
- A od kiedy tak bardzo cię interesuje moje życie, co?! - warknął Harry. - Jakoś przedtem cię nic nie obchodziło! Nic! Jesteś... egoistką!
- Wiesz, co... - zaczęła spokojnie, jednak ręce jej drżały, a oczy zwilgotniały. - To TY jesteś egoistą. Nigdy nie znałam cię od tej strony! - krzyknęła i uciekła, zostawiając go pod portretem Grubej Damy.
- Długo mam jeszcze tak czekać?- spytała z irytacją, strzepując coś ze swojej sukni.
Gryfon kopnął ze złością ścianę.
-
Czyste serce - warknął, po czym wszedł do swojego dormitorium.
7.
PARA SZALONYCH NASTOLATKOW..
Biegła przed siebie. W tej
chwili nic nie było ważne, w tej chwili nic nie miało sensu.
Liczyło się tylko to, że została nazwana egoistką. "Jak
mógł... "- pomyślała, przełykając łzy. Nie płakała
tylko z tego powodu. W jej głowie kotłowało się wszystko naraz. I
to, że Malfoy znów czegoś od niej chce... "Co ja mu takiego
zrobiłam?"
Wparowała do łazienki dziewczyn, tej samej gdzie w drugiej klasie ważyła eliksir wielosokowy. Poleciała prosto na umywalkę, zachłystując się łzami. Podniosła głowę i spojrzała w lustro. Niesforne włosy opadały jej na czoło i policzki, orzechowe oczy choć zaczerwienione nadal miały swój urok. Malinowe usta drżały pod wpływem płaczu.
Gryfonka ze złością rzuciła w lustro mydłem i usiadła z płaczem na niskim parapecie. Ostre odłamki szkła posypały się po kamiennej posadzce. "Dlaczego wszystko zawsze przytrafia się właśnie mnie?!"- pomyślała, chowając głowę w dłoniach.
Nagle usłyszała odgłos skrzypiących drzwi i kroki. Podniosła głowę z nadzieją. Nie, nie był to Dracon.
To była Cho Chang. Hermiona pospiesznie otarła łzy i już kierowała się ku wyjściu, gdy usłyszała głos Krukonki:
- Co się stało?
Gryfonka zatrzymała się i obróciła się, patrząc prosto na Cho.
- Pokłóciłam się z Harrym. Nienawidzę go!- krzyknęła po czym wybiegła z łazienki.
***********
Godzina 17:58. Zegarek na jej przegubie zatykał głośno. Ze złością zdjęła go i rzuciła w najdalszy kąt swojego dormitorium.
Powinna być na mugoloznastwie ale olewała to. Szóstoroczni mieli teraz wróżbiarstwo, więc w spokoju mogła zając się sobą.
Zegarek nie przestał tykać. Wstała i podirytowana podniosła go. Wcisnęła guziczek i rzuciła go na dno szuflady.
Otarła łzę z policzka i skierowała się powolnym krokiem w stronę toalety. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała w lustro.
Hermiona Granger... oto kim była. Dziewczyna, która chodzi do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Ładna, staranna, zawsze z wysoką średnią i nieprzeciętnymi wynikami w nauce. Tak bardzo chciała to zmienić... Westchnęła. "Nie będę się zmieniać, ze względu na jednego człowieka... "- pomyślała wychodząc z łazienki. "To śmieszne..."
************
Leżał na swoim łóżku, wpatrując się beznamiętnie w zielony baldachim. Ręce splótł razem i złożył na klatce piersiowej, nogi zgiął w kolanach. Co się z nim działo?
Coraz trudniej było mu rzucać ironiczne, złośliwe teksty. Przyłapywał się, że mówi ''przepraszam'' i ''dziękuję''. Ciężko mu było być nadal obojętnymi zimnym jak lód.
Dlaczego tak się zmienił? A może maska obojętności i pogardy, którą wyrobił sobie przez te pięć lat nagle zaczęła pękać?
Tylko... pozostało pytanie: Dlaczego? A może raczej... przez kogo.
************
- Ty jej to powiedz.
- Harry, nie jestem płomykówką.
- Ja tym bardziej!
- Znów myślisz o sobie. To ty powinieneś ją przeprosić, nie ja.
- Eh, żałośni jesteście. Oboje.
Do dormitorium weszła podirytowana Ginny.
- Znów się kłócą - rzuciła w kierunku leżącej na łóżku Hermiony, która słyszała ich łagodną wymianę zdań przez drzwi.
- Aha - mruknęła obojętnie i wywróciła oczami.
- Czemu cię nie było na mugoloznastwie?
- A skąd wiesz, że mnie nie było? - zdziwiła się Gryfonka.
- Ernie pytał - odparła Ginny, patrząc na nią uważnie.
- Nie było mnie, bo... szczerze mówiąc, nie chciało mi się... - westchnęła dziewczyna.
- Przez Harry'ego?- Ginny prychnęła jak rozjuszona kotka. - Nie żartuj.
- Nie tylko przez niego...
- Przez Rona?
Hermiona kiwnęła głową. Było to niezgodne z prawdą... ale nawet ona sama bała się do tego przyznać...
Nie musiała się jednak tłumaczyć, bo do ich dormitorium nagle wparowała Lavender z Parvati. Obie szeptały o czymś gorączkowo, na widok Hermiony i Ginny zamilkły. "Świetnie..." - pomyślała Gryfonka patrząc jak Lavender maluje usta błyszczykiem. "Już nawet one mnie obgadują..."
Parvati wyszczerzyła zęby i rzuciła w stronę Hermiony.
- Co kujonko, urywasz się z lekcji, hm?
Gryfonkę zatkało ze zdziwienia.
- Nie - warknęła Ginny, patrząc na Patil zmrużonymi oczami. - Przestańcie wszędzie wtykać nos.
- A bo co, naślesz na mnie Harry'ego?- Parvati zaśmiała się wrednie, Lavender milczała.
Teraz to Hermiona odpowiedziała:
- On ma ważniejsze sprawy, niż nadęte szóstoklasistki.
Parvati już otwierała usta by coś jej odparować gdy wtrąciła się Lavender.
- Opanuj się - syknęła do Parvati, a ta obrzuciła ją oburzonym spojrzeniem i naburmuszona wyszła z dormitorium.
- Co jej się stało?- spytała Hermiona jakby nigdy nic, choć głos jej drżał.
- Wiecie... - Lavender zniżyła głos do szeptu. - W całej szkole szumi, że Harry się w tobie zabujał...
Hermiona zachłysnęła się ze zdziwienia.
- Co?!
- Nie wiem. - Lavender wzruszyła ramionami. - I wiesz... Parvati jest zazdrosna. Podobno widziano was razem w Zakazanym Lesie.
Teraz to Ginny zatkało. Milczała jednak, patrząc zmrużonymi oczami na Gryfonkę.
- To kłamstwo!
- Ja już nie wiem co myśleć... Ale muszę lecieć. Nie przejmuj się tym, Hermi! - wesoło dodała Lavender i wyszła z dormitorium.
Ginny założyła ręce na piersi i odrzuciła rude włosy w tył.
- Je możesz sobie okłamywać, ale mi mogłaś powiedzieć, HERMI!
- Ale...
- Jak mogłaś? Dobrze wiesz, że coś do niego czuję. Nie mogłaś sobie wybrać innego celu?
- Ale Ginny...
- Nie plącz się w tym jeszcze bardziej! Już wiem dlaczego ostatnio jesteś taka dziwna... Jak... Jak mogłaś?!- ruda poczuła wzbierające w jej oczach łzy i wybiegła z dormitorium, zostawiając Hermionę samą.
18:15.
"Dlaczego zawsze ja?!"
Gryfonka osunęła się na ziemię. Wszyscy... Wszyscy się jej czepiają...! Czy ona coś komuś w ogóle zrobiła? I co to za bzdura?! Ona i Harry w Zakazanym Lesie?! Zawsze wszystko było jej winą. Zawsze wszystko na nią. W końcu była łatwym celem- łatwowierna i naiwna. To nie było dobre połączenie.
***********
Dracon siedział w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Dziewczyny z piątej klasy siedziały w kącie i chichotały, spoglądając na niego co chwilę.
Jednak on nic sobie z tego nie robił. Nie sprawiało mu to ani satysfakcji, ani uciechy. Nie tak jak kiedyś...
Otrząsnął się z obrzydzeniem. Koło niego usiadła Pansy, wieszając się na jego ramieniu. Piątoklasistki westchnęły. Ile by każda dała by być na jej miejscu...
- Dracusiu... - zaczęła cicho mopsica.
- Czego? - warknął. - Aha, i nie nazywaj mnie tak!
- No dobrze... Draco... ale chodzi o to... że... - wzięła głęboki oddech. - Coś ostatnio spotykasz się z Granger!
- Mam z nią kilka spraw do załatwienia. Nic ci do tego - odparł, a następnie wstał i odepchnął ją od siebie.
- Odczep się - syknął, przewracając oczyma po suficie i poszedł do swojego dormitorium.
Od niechcenia chwycił pilot i ustawił pierwszą lepszą piosenkę. ( od autorki-no przecież oni też czegoś muszą słuchać. A ta Celestyna jest do bani :P)
Akurat leciało ''Somewhere'' - Within Temptation. Dlaczego ta ścieżka tak bardzo skojarzyła się mu z Granger?
Co się z nim działo?!
Wyłączył ze złością radio i runął na łóżko. Głowę oparł o poduszkę i spojrzał w okno. Zaczął kropić lekki deszcz. Po chwili lunęło jak z cebra, a jasne błyskawice przeszywały z głośnym trzaskiem ciemne niebo.
Spojrzał na zawieszony na ścianie zegar: wskazywał właśnie 18:30. "Mam jeszcze czas... "
Tak. Miał jeszcze czas do spotkania z Hermioną...
************
Oboje byli smutni. Oboje czuli... czuli jak coraz bardziej się zmieniają... jak cząstki ich charakteru ponoszą klęskę...
Ona stała się coraz bardziej wrażliwa... coraz częściej płakała, coraz częściej dostrzegała te ciemne strony życia.
A on? On nie potrafił już być taki nieczuły i podły...
Gdyby tylko wiedzieli... gdyby tylko wiedzieli, że myślą o sobie nawzajem...
To zmieniło by wszystko...
************
Gryfonka siedziała i wpatrywała się tępo w okno. Deszcz bębnił o parapet. Na szybie porobiły się mokre smugi od wody.
Wtem zadzwonił jej telefon. Wstała i podniosła go z łóżka. Nie myliła się- był to Jake.
Wyświetlacz zmieniał kolory, a z głośników leciał ten głupi dzwonek, który ustawiła jeszcze gdy z nim była... Gdy wydawało się jej, że go kocha...
Wcisnęła zieloną słuchawkę. Niechętnie ale zdecydowanie.
- Halo?
- Hermi!
Prychnęła w duchu. Nie znosiła, gdy ją ktoś tak nazywał.
- Eee... cześć, Jake.
- Jak miło cię słyszeć. Dawno cię nie słyszałem - jego ciepły głos dudnił w jej głowie. - Dzwoniłem ale nie odbierałaś. Wiesz, mam teraz te egzaminy i w ogóle... chciałem się dostać do jakiegoś dobrego liceum a tu wyszło ze jest badziewne... rodzice chcą...
- Ekhym, Jake - przerwała mu dziewczyna. - To koniec.
- Co?
- Koniec. Koniec z nami - wyjaśniła zirytowana Gryfonka. - Nie jestem już z tobą. Zrywam!
- Ale, skarbie... Co? Masz kogoś?
- Nie - odwarknęła, powstrzymując się przed rzuceniem telefonem o ścianę. - Nie kapujesz? Ko-niec!
Rozłączyła się i jednym zręcznym ruchem wyłączyła telefon.
"Muszę kupić sobie nowy. " - pomyślała i rzuciła komórkę na łóżko."Bo jeśli będzie do mnie wydzwaniał to zwariuję..."
W końcu nadeszła upragniona godzina- 20:40. Od całego dnia wyczekiwane spotkanie z Malfoyem...
Weszła szybko do łazienki. Była w dormitorium sama- Lavender i Parvati zawsze wracały po 21:00 a Ginny nadal była na nią obrażona przez te wytwory chorych wyobraźni uczniów, tak więc mogła spokojnie się wyszykować.
Uczesała włosy w luźny kucyk i pozwoliła niesfornym kosmykom opaść na twarz. Usta zalśniły dzięki delikatnemu błyszczykowi. Delikatny różany cień do powiek ładnie komponował się z błyszczykiem. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Idealnie.
Stał przed lustrem i ze złością poprawiał włosy. Ciągle mu odstawały. Chwycił żel i maznął nim po włosach, stawiając je z przodu. Nieźle. Następnie szyję skropił delikatną wodę toaletową, oblizał usta. Uśmiechnął się nonszalancko do swojego odbicia po czym wyszedł zadowolony, zastanawiając się, jak się potoczy ich spotkanie...
Spotkali się pod Pokojem Życzeń.
Ona pochyliła głowę, czerwieniąc się mocno, on jedynie uśmiechnął się z drwiną.
- Widzę, że nauczyłaś się strasznej filozofii wskazówek zegarka - zadrwił Malfoy.
- Zamknij się.
Weszli do środka.
Pokój Życzeń wyglądał identycznie jak poprzednio. Ławki, szafki i dwa błękitno obite fotele. Hermiona usiadła na jednym z nich, chłopak oparł się o ławkę.
Przyglądał się jej chwilę z kamienną twarzą, dziewczyna zaczerwieniła się.
- Masz ten esej?
Wyciągnęła go z torby, wstała i wysunęła w stronę chłopaka.
Ślizgon wziął go, jednak Hermiona nie zdążyła odsunąć ręki- pociągnął ją ku sobie tak mocno, że upadła prosto w jego ramiona.
Jej serce zabiło szybciej, oddech stał się nierówny, gdy ujrzała przed sobą twarz Dracona. Oparła dłonie o jego klatkę piersiową i spojrzała w jego stalowe oczy.
Gdyby ktoś teraz wszedł do Pokoju Życzeń zapewne pomyślałby że para szalonych nastolatków szykuje się do jakiegoś konkursu tańca: On stał z jedną dłonią na jej tali a drugą objął ją ramieniem, a ona wychyliła twarz do przodu by spojrzeć w jego twarz, w jego oczy... Jedną nogę miała odchyloną do tyłu, tak samo jak on. Patrzyli sobie w oczy... Lecz ten ktoś na pewno nie wiedziałby, że oboje chcieliby trwać tak już zawsze...
Odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, gdy już ocknęła się z tego, co przed chwilą się stało.
- Zawsze musisz coś głupiego zrobić?
- Granger, Granger, Granger... - Malfoy pokręcił głową - nie udawaj takiej niedostępnej.
- Wcale nic takiego nie robię - wymamrotała, czując jak jej twarz oblewa się czerwienią.
Zaśmiał się i odrzucił jasne włosy w tył.
- Jasne - uśmiechnął się drwiąco. - W każdym razie... za twoją różdżkę zapłatę przyjąłem. Teraz należy mi się coś za wczoraj...
- Znaczy się co?
- No jak to co... powiedziałem McGonagall, że pobiłem się z Crabbem... ale zawsze mogę powiedzieć prawdę Snape'owi...
- Dobra, o co chodzi?- westchnęła Gryfonka, wiedząc, że w tej sprawie nic nie wskóra.
- Widzisz... - zaczął Ślizgon. - U mnie w Pokoju Wspólnym za tydzień jest organizowana impreza... jeśli pokażesz się tam ze mną, dam ci spokój.
Gryfonka otworzyła szeroko oczy, a Malfoy zbeształ się w myślach. Miał ją przecież poprosić o typy gwiazd!
- No dobrze - odparła zrezygnowana Hermiona, jednak wciąż zdziwona. Gryfonka na imprezie Slytherinu?! - Kiedy to jest?
- Dzisiaj mamy 4 września... a impreza jest 10.
- Ok.
- Umówimy się jeszcze co do godziny.
- Jasne.
- A teraz należy mi się coś... za sam fakt, że jestem. - uśmiechnął się nonszalancko.
-
Chyba żartujesz - prychnęła Gryfonka. - Nic już ci więcej nie
dam!- warknęła i wyszła zamaszystym krokiem z Pokoju Życzeń,
dumna... Dumna, że się nie poddała.
8. IX WRZEŚNIA
IX września nadszedł niepokojąco szybko. Deszcze za oknami nasiliły się a jezioro zrobiło się szersze ku uciesze miejscowych kałamarnic. Drzewom zaczęły opadać brązowawe liście, kwiaty w cieplarniach zaczęły więdnąć a niepokój Hermiony nasilił się jeszcze mocniej, w końcu już jutro miała być impreza Slytherinu.
"Hm... chciałabym móc stąd odlecieć, jak ptak..." - pomyślała patrząc na krople deszczu rozmazujące się na szybie. Oparła głowę na łokciach i przysunęła krzesło bliżej okna. "Nie musiałabym iść na tą imprezę..."Jednak z drugiej strony... Chciała iść na tę imprezę. Znów go spotkać... Móc go objąć w tańcu i spojrzeć w rysy bladej twarzy, którą codziennie widziała na korytarzu... w snach... Przyłapywała się że snuje w swych marzeniach różne sceny ze Ślizgonem, w których on mówi jak bardzo ją kocha...
Zadrżała, gdy podmuch wiatru owiał jej ramiona. Otrząsnęła się i zamknęła okno. "Czas się rozerwać..." - pomyślała wstając. Przeciągnęła się zgrabnie i spojrzała na zegarek.
Była 11:34, ale ona się tym zupełnie nie przejmowała. W końcu był już weekend. Pierwsza upragniona sobota wszystkich uczniów.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Ale dobry humor szybko jej minął gdy ujrzała jak Ginny ziewa i wstaje z łóżka. Ruda, nie patrząc na nią podeszła do szafki i zaczęła w niej grzebać, a Granger usiadła na łóżku i zaczęła się ubierać. Ginny przeczesała palcami swoje miedziane włosy, mamrocząc coś pod nosem. Hermiona poprawiła fryzurę i bluzkę. Wszystko odbyły w milczeniu. Żadnego 'cześć' czy chociażby jakiejś złośliwej zaczepki.
Gryfonka weszła do łazienki. Spojrzała w odbicie i uśmiechnęła się do siebie.
"Tak na poprawę nastroju." - pomyślała, nadal się uśmiechając, choć tak naprawdę nie było jej do śmiechu. Była skłócona z przyjaciółmi. Harry nazwał ją egoistką, a Ginny parszywą kłamczynią. Ron nie opowiedział się po żadnej ze stron, ale ona wiedziała, że trzyma z Harrym.
"No cóż... ja tutaj nie zawiniłam." - pomyślała i wyszła z toalety. Ruda prychnęła.
- Dłużej się nie dało?
- Odwal się - odparowała Hermiona, wychodząc z dormitorium.
Na korytarzu minęła Rona i Harry'ego. Wybraniec wyglądał jakby coś chciał powiedzieć ale minęła go bez słowa.
Szła do biblioteki. Tylko tam mogła znaleźć spokój i sposób na ukojenie nerwów.
Ale niby co miała robić sama przez cały dzień?
***********
- Ah... weekend to jest to... - mruczał Draco, wyciągając się w fotelu. - Można leżeć, gadać, rwać panienki...
Kilka blondyneczek siedzących niedaleko zachichotało wdzięcznie.
- Heehee - odparł Goyle pół minuty później.
- Poważnie. Tylko tyle umiesz powiedzieć?- zadrwił Malfoy.
- Ddooobrrryyy żarttt - zaśmiał się Crabbe kilka sekund później, pokazując palcem na Gregory'ego.
- Wasz intelekt mnie przeraża - prychnął Draco, wstając. - No nic, siedźcie tu głąby a ja idę do tych panienek...
Crabbe i Goyle z głupkowatymi uśmieszkami gapili się jak blondyn podchodzi do dziewczyn. Uśmiecha się do nich nonszalancko i mówi coś cicho. Jedna z blondynek podnosi dumnie głowę i coś mu odpowiada. Po chwili razem wychodzą z dormitorium, czując na sobie wściekłe spojrzenia reszty dziewczyn.
Dwie minuty później Goyle powiedział:
- Jaa teeeż tak chcem.
************
Ciężkie woluminy walały się po jej ławce. Głowę wsparła na łokciach i ze znudzeniem wpatrywała się w czarne literki. Jakby te kapłańskie wierzenia ją obchodziły!
Prychnęła i odepchnęła książkę przed siebie. Bez zastanowienia sięgnęła po następną. Ziewając otworzyła ją na pierwszej stronie. Przetarła oczy i zatopiła się w lekturze.
"Nie dam rady tutaj dłużej siedzieć... " - pomyślała. "Inaczej zasnę."
Wstała i raźnym krokiem wyszła z biblioteki. Jej stopy kierowały ją beznamiętnie w stronę błoni. Był dzisiaj dość ciepły dzień, ale i tak musiała się szczelniej owinąć szatą aby nie zmarznąć.
Szybkim krokiem wyminęła chatkę Hagrida. Jakoś nie miała ochoty na spotkanie z nim.
Kroki poniosły ją w stronę pobliskich drzew nad jeziorem. Tam gdzie zawsze siadała z Harrym i Ronem.
Jednym ruchem wyciągnęła książkę z torby i zaszyła się pod jednym z okazałych drzew. Była to "Historia Hogwartu". Chociaż czytała ją już setki razy, postanowiła przeczytać jeszcze raz rozdział o Salazarze Slytherinie, gdzie były przydatne informacje o zaklęciu Incartemobilus, o którym musiała napisać esej dla McCaley.
- A Granger jak zwykle wkuwa... - usłyszała nagle głos dochodzący gdzieś zza jej pleców.
Nie musiała się odwracać. Doskonale znała ten ton, zapach...
Malfoy kucnął przed nią, a jego stalowe oczy błysnęły złowieszczo. Hermiona niechętnie podniosła głowę znad książki i wpatrzyła się w jego twarz.
- Co tam czytasz? Czyżby "Jak być szlamą"? - Ślizgon wyrwał jej książkę z ręki i spojrzał na tytuł. - "Historia Hogwartu". Wiedziałem że wkuwasz. Przecież już to czytałaś! - prychnął.
- Może - warknęła Gryfonka i wyłuskała książkę z jego dłoni. - Ale nie pamiętałam czegoś, a to coś jest bardzo przydatne w moim eseju na temat Incartemobilus.
- Piszesz esej w SOBOTĘ?
- Tak, a bo co?
- Nic, tak tylko się pytam - odparł ze swym drwiącym uśmieszkiem Malfoy. - Ale ja wiem dlaczego piszesz esej w sobotę - dodał z tajemniczą miną.
- No, dlaczego, Panie Wszechwiedzący?
- Bo jesteś skłócona z Rudą, Rudzielcem i Szmotterem. Nie masz co robić więc piszesz esej. - Draco wycelował w nią oskarżycielsko palec. - Dość prymitywna ucieczka od zgody.
- A co ty możesz wiedzieć? - prychnęła Hermiona. - O przyjaźni nie wiesz nic, więc się, z łaski swojej, nie udzielaj!
Wstała i skierowała się w stronę Hogwartu, czując jak złość w niej buzuje.
Natrętny Ślizgon szybko podążył za nią.
- Czym ty się tak przejmujesz? Zawsze zostaję ci JA.
- Wybacz, ale to mnie specjalnie nie ucieszyło - odparła zgryźliwie dziewczyna.
Weszli do zamku. Było pusto- wszyscy pozaszywali się w ciepłych dormitoriach, bądź chodzili po błoniach. Czwartoklasiści urządzili sobie mini-mecz Quidditcha, a klasy piąte wybrały się do Hogsmeade.
Hermiona szła wzdłuż ogołoconych korytarzy, znużona obecnością Dracona.
Stukot kroków niósł się echem po całym korytarzu. Cały czas towarzyszyło jej dziwne napięcie, jakby te złośliwe zaczepki Malfoya przyprawiały ją o dobry humor.
- No to co, Granger? Buziaczek na pożegnanie?- spytał Malfoy zagradzając jej drogę, nieopodal biblioteki.
- Nie - syknęła. - Wypuść mnie.
- Ja tu postoję, mam czas. A ty masz wybór - szepnął, nachylając się w jej stronę. - Więc jak?
Gryfonka niechętnie wsparła się na palcach i musnęła ustami jego blady policzek.
- To zdecydowanie za mało - powiedział z drwiącym uśmiechem. - Ale niech ci będzie. Idź już. - opuścił rękę, robiąc jej przejście.
Hermiona wyminęła go pospiesznie i weszła z impetem do biblioteki. Usiadła na swoim miejscu i uśmiechnęła się na widok leżących naprzeciwko książek, które sama wynalazła dzisiaj rano. Pogrążyła się w lekturze. Już nie była znużona, czy śpiąca... Ale zadowolona.
************
- Hermiono a ty nadal tu siedzisz?- spytał głos zza niej.
Gryfonka odwróciła się.
Nie, nie był to Dracon. Stała tam bibliotekarka- p. Pince.
"Za często chcę jego obecności..." - pomyślała.
- Mhm. - odparła z lekkim cieniem uśmiechu.
- Przykro mi, ale jest już 18:00, muszę zamknąć bibliotekę.
- Już 18:00?- Gryfonka zerwała się z krzesła i z pośpiechem zebrała wszystkie książki. Odłożyła je i wybiegła z biblioteki wywołując uśmiech p.Pince.
- Panna Granger to ma przyszłość... - mruknęła do siebie i zaczęła polerować ławkę.
************
Hermiona jak strzała wbiegła do swojego dormitorium. Nikogo nie było- nic dziwnego, w końcu była to sobota. Gryfonka zatem wyjęła książki do obrony przed czarną magią i zaczęła pisać swoją pracę na temat przeciwzaklęcia dla Incartemobilus.
"Ta McCaley nie ma ani krztyny rozumu." - prychnęła w myślach. "Może i jest ładna, ale nic poza tym. "
Esej nie był dla niej trudnym zadaniem, ponieważ zaklęcie Incartemobilus już dawno umiała. W ''Historii Hogwartu'' było napisane, że Salazar Slytherin właśnie tym zaklęciem uciszył Rowenę Ravenclaw, która chciała go powstrzymać przed wypuszczeniem bazyliszka. Tyle że wtedy nie wynaleziono jeszcze przeciwzaklęcia, przez co Rowena nie mogła mówić przez całe trzy dni.
"Teraz czasy się zmieniły..." - pomyślała i zabrała się ponownie za pracę.
Zapisała już jedną rolkę pergaminu i ziewnęła przeciągle, patrząc w okno.
- Tu jesteś Hermiono - odwróciła się słysząc głos Ginny. Może chciała ją przeprosić?
- Tak, siedzę tutaj jakiś czas - odparła Gryfonka, lekko zdziwiona.
Ginny podeszła krok bliżej.
- Ron mnie poprosił, żebym tu przyszła i przekazała ci wiadomość: - ruda odchrząknęła. - "Jest weekend, przyjdź do Pokoju Wspólnego". To tyle. - powiedziała i wpatrywała się w nią zmilczeniem. - Był tam też Harry. Widać bardzo im zależało, abyś zeszła- dodała z wyraźną ironią w głosie.
- Daj spokój. - syknęła Hermiona. - Czasem jesteś taką egoistką że nawet nie zauważasz co robią inni! A Harry'ego i mnie nic nie łączy. Nic a nic! - warknęła po czym wyszła z dormitorium trzaskając drzwiami, zza których usłyszała ciche pochlipywanie Ginny.
"Głupia gęś." - pomyślała ze złością i zeszła na dół w stronę stolika, przy którym siedział Ron z Harrym.
- Nagle ci się zachciało mnie widzieć, co?- warknęła w stronę Wybrańca. - Mnie- egoistkę?- dodała siadając obok Rudzielca.
- Przestań tak mówić - mruknął Harry w odpowiedzi, wymieniając z Ronem spojrzenia. - Bo chciałem...
- Co, wreszcie zastanowiłeś się nad sobą, co?- prychnęła Gryfonka zakładając ręce na piersiach.
- Chciałem cię przeprosić, ale widzę, że ty tego nie chcesz...
Hermionę zamurowało.
- Aha... - wymamrotała i zaczerwieniła się jak piwonia, ale tylko przez moment. Złość powróciła. - A wiesz chociaż, za co chcesz mnie przeprosić?
- Wiem. - Harry przez chwilę wyglądał na skruszonego. - Nie powinienem... - urwał i spojrzał na Rona, który przypatrywał się im przez chwilę.
- Porozmawiajcie sami... ja jestem tutaj balastem - mruknął Rudzielec wstając. Skierował się w stronę dormitorium chłopców i zostawił ich samych.
- Nie powinienem być taki... - zaczął ponownie Wybraniec. - Zraniłem cię, mówiąc że myślisz tylko o sobie. Tak naprawdę to ja jestem egoistą. - westchnął. - Nie zauważyłem, jak się zmieniłaś i za wszelką cenę chciałem... chciałem... żebyś znów była taka jak kiedyś. Żebyś przestała się wychylać, no wiesz, była szarą myszką wśród reszty.
Hermiona wpatrywała się w niego w milczeniu. Nie była ani zła, ani smutna. Nie czuła nic.
- Ale ty... hm. Jesteś jaka jesteś. Zmieniłaś się... na lepsze. Po prostu... dorosłaś.
Spojrzała na niego dziwnie.
- Ale to nie znaczy, że przedtem byłaś niedojrzała!- powiedział z uśmiechem, a jego migdałowe oczy zalśniły. - Byłaś. I nadal jesteś. Tylko że teraz widzę przed sobą Hermionę w nowej wersji!
Nic nie odpowiedziała. Bała się tego, co może nastąpić dalej.
- I właśnie... Jestem palantem... Dopiero niedawno zacząłem w tobie dostrzegać nie tylko zwykłą uczennicę czy koleżankę. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką... i jak widzę dziewczyną, która coraz bardziej wkracza w świat dorosłych... - dodał szczerząc zęby w uśmiechu.
Hermiona również się uśmiechnęła. Kiedyś tak bardzo chciała usłyszeć te słowa...
- Przepraszam cię... i nie oczekuję, że mi wybaczysz od razu, ale... ale daj mi szansę - powiedział Wybraniec z nadzieją.
Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w jego tors. Miękka bluza pachniała przyjemnie. Harry pogładził ją po włosach i oparł się o kanapę a ona wtuliła się w niego mocniej. W Pokoju Wspólnym nikogo nie było- wszyscy poszli do Pokoju Życzeń na imprezę zorganizowaną przez Freda i George'a. Było więc cicho i przytulnie. Siedzieli przytuleni o wpatrywali się w kominek, w którym tańczyły czerwone płomienie. Nawet nie wiedząc kiedy, Hermiona zasnęła...
Zasnęła.
I pierwszy raz twardym, mocnym snem. Bo wreszcie było jej
dobrze...
9. IMPREZA
Była godzina 3:24. Na dworze panował lekki chłód, wiatru nie było wcale. Ron właśnie wracał z imprezy od Freda i George'a, nudziło mu się tam bez Harry'ego i Hermiony. Bez przyjaciół było kiepsko, nie miał z kim rozmawiać, wygłupiać się... szanował decyzję Hermiony, która powiedziała że musi się uczyć i Harry'ego, który mruknął że jest zmęczony. Ok, zostawił ich więc w dormitorium, a sam poszedł do Pokoju Życzeń. Impreza miała trwać do 6:00 rano, on nie miał zamiaru tam siedzieć i się nudzić bez przyjaciół.
Jakie było zdumienie gdy ujrzał swoich przyjaciół, leżących razem na kanapie!
Harry leżał na plecach, a Hermiona na prawym boku, wtulając głowę w jego ramię. Jej lewa ręka spoczywała na jego torsie. Wybraniec oparł swoją głowę o czoło Gryfonki i uśmiechał się błogo we śnie.
Rudzielec nie mógł znieść tego widoku. Wyglądali na idealną, kochającą, szanującą się parę. Ron odepchnął od siebie te myśli i zdecydowanym ruchem podszedł do leżących przyjaciół, szturchnął mocno dziewczynę w ramię.
- Obudź się!
Hermiona ziewnęła i mocniej wtuliła się w poduszkę.
Chłopak szturchnął ją jeszcze raz i znów zawołał:
- Obudź się!
Gryfonka leniwie otworzyła oczy i ze strachem zorientowała się że 'poduszka' to nie poduszka tylko HARRY!
Otrząsnęła się i wstała jak oparzona, wpatrując się dziwnym wzrokiem w leżącego Wybrańca, który również się rozbudzał.
- Dzień dobryyyy - ziewnął i uśmiechnął się szeroko ale natychmiast przestał, gdy zobaczył wzrok Gryfonki.
- To nie powinno tak być... - szepnęła bezgłośnie.
- Co?- spytał Harry wstając.
- Nie umiemy czytać z ruchu warg...
- To nie powinno tak być, to nie powinno się stać!- krzyknęła histerycznie i pobiegła do swojego dormitorium, zostawiając osłupiałego Harry'ego i wstrząśniętego Rona samych w Pokoju Wspólnym,
Dziewczyna rzuciła się na łóżko, dręczona dziwnymi wyrzutami sumienia. Jak mogła to zrobić Harry'emu? Ronowi? Malfoyowi?
Była pewna, że cały Hogwart już o tym wie. Lecz nie to było najgorsze...
Nie chciała, aby dowiedział się o tym Malfoy. Bała się tego, co mógłby powiedzieć, czy rzucić chamski tekst.
Ale dlaczego tak bardzo się nim przejęła? Cóż, nie był to pierwszy raz. Niedawno przyłapała się, że miała nawet o nim sen!
"Za często się nim przejmuję." - pomyślała, zła na siebie i przekręciła się na plecy. Nie mogła odeprzeć od siebie myśli, że teraz Harry pomyśli, że ma u niej szansę. Albo że nawet go kocha.
"To... nie... tak... " - pomyślała, a z jej oczu pociekły łzy. Łzy złości, nienawiści, smutku i rozpaczy.
Właśnie tych łez nie dostrzegła Ginny, która weszła do dormitorium.
- Tylko mi teraz nie mów, że nic was nie łączy. - warknęła i rzuciła się na łóżko. - Dean mi powiedział, że z nim spałaś.
- Nie spałam z nim - odparła zażenowana Hermiona.
"Nie spałam z nim... hahaha, to brzmi jakbyśmy nie wiadomo co mieli robić..." - pomyślała i zaczęła się śmiać. Szaleńczy śmiech wypełnił dormitorium i uszy Ginny, która patrzyła się na nią jak na wariatkę.
- Posłuchaj, kretynko - zaczęła Gryfonka nadal nie przestając się śmiać. - My nic nie robiliśmy, nawet nie myśl, że...
- Nie kłam, Hermiono!- wrzasnęła ruda, czerwieniejąc ze złości.
Hermiona przestała się śmiać. Popatrzyła na rudą i zamrugała.
"Czemu ona jest taka tępa?!"- pomyślała ze złością i usiadła na łóżku obok niej.
- Ginny, spójrz na mnie i uspokój się.
Ruda niechętnie odwróciła wzrok od okna i spojrzała w orzechowe oczy Hermiony.
- Czy ja cię kiedyś okłamałam?
Ginny parsknęła.
- Ostatnio ciągle to robisz. Najpierw mówisz, że nic cię nie łączy z Harrym, a gdy ktoś przyłapuje was razem- zaprzeczasz, i jeszcze...
- Ginny, ale ja mówię prawdę - powiedziała Gryfonka spokojnie, choć głos jej lekko drżał.
- Więc co, Dean kłamie?- prychnęła ze złością ruda.
- Posłuchaj... może to zabrzmi trochę dziwnie... - zaczęła Hermiona. - ale... ostatnio pokłóciłam się z Harrym. A on mnie przeprosił, rozumiesz? Przytuliłam go więc i siedzieliśmy tak chwilę, a że było późno- zmęczona zasnęłam. Harry pewnie również...
- Twoje kłamstwa są równie beznadziejne jak ty - syknęła Ginny. - Naprawdę myślisz, że w to uwierzę?
- Tak myślę!- warknęła Gryfonka w odpowiedzi. - A jeśli nie wierzysz... to sama go spytaj! Jego, albo Rona! Oni ci powiedzą, jak było naprawdę!
- Nie będę się ich pytała. Harry nie przyzna się do tego, a Ron będzie cię bronił bez względu na wszystko. Nie ma sensu do nich w ogóle o to zagadywać - odparła Ginny, czerwona ze złości. - Dlatego najlepiej będzie, jeśli się w ogóle do was nie będę odzywała.
- No wreszcie mówisz z sensem.
- No łał, ty też.
- Odwal się, idę spać. - mruknęła Hermiona i rzuciła się na łóżko, od niechcenia rzucając spojrzenie na ścienny zegar. 3:45.
"Może się jeszcze wyśpię..." - pomyślała, po czym osunęła się w sen.
************
Nastał ranek. Słońce wlewało się do dormitorium dziewcząt przez szkarłatne zasłony. Powieki Hermiony, które nie mogły już dłużej znieść rażącego światła podniosły się, a dziewczyna ziewnęła.
Chwilę poleżała po czym wstała i przeciągnęła się, wyginając plecy w łuk. Włosy opadły jej na twarz, gdy szybkim ruchem odwróciła głowę w stronę zegara- była godz. 10:28.
"Hmm... nie jest źle. Dzisiaj dzień bez żadnych zmartwień." - pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie, aby dodać sobie otuchy. Bo dobrze wiedziała, że to nie będzie dzień bez zmartwień, tylko ciężki dzień powarkiwania na siebie z Ginny, unikania Harry'ego i Rona... a na domiar złego impreza Slytherinu z Malfoyem.
"Jak bym nie miała co robić wieczorem" - prychnęła w myślach i poczłapała do łazienki, odbyć codzienną rutynę.
Ubrana, wyszykowana i uczesana wyszła z Wieży Gryffindoru i skierowała swoje kroki w stronę Wielkiej Sali. Śniadania w weekendy zaczynały się o godz. 11:00 , więc zadowolona że się nie spóźni uśmiechnęła się do siebie.
Humor szybko jej prysł gdy zza rogu wysunęła się chuda sylwetka Malfoya.
Na widok Hermiony, na jego twarzy zagościł drwiący uśmieszek, który skrył smutek, jakim był okryty wcześniej.
- Witaj Granger - rzekł, nie przestając się uśmiechać.
- Czego chcesz, Malfoy?- spytała znudzonym tonem dziewczyna, jednak nie zwolniła kroku.
- Powiedzieć... - zaczął i wyrównał do równego marszu. - ... że dzisiaj jest impreza.
- Wiem - odparła Gryfonka oschle.
- Spotkajmy się przez Pokojem Życzeń o 19:00.
- Dobra.
- Spod niego pójdziemy do Pokoju Wspólnego Slytherinu. I nie zapomnij jakoś porządnie się ubrać - dodał, a jego wargi wykrzywił kpiący uśmiech.
- Mam już przygotowany strój - odparła chłodno Hermiona. - Nie doceniasz mnie. I tutaj tkwi twój błąd. Nie doceniasz nikogo. W każdym widzisz tylko zło, a idealizujesz siebie. - skręciła zdecydowanie w lewo, zostawiając Malfoya w tyle.
Oszołomiony ruszył za nią, pojąwszy znaczenie słów dziewczyny.
Niespodziewanie stanął przed nią i warknął:
- A co ty o mnie wiesz?
- Malfoy... niech to do ciebie dotrze: nie masz serca. Dla nikogo. - Hermiona wyminęła Ślizgona, powoli schodząc ze schodów na piętro niżej.
Draco zacisnął pięści w bezsilnej złości. Podążył za dziewczyną.
- Słuchaj, Granger. Nie masz prawa mówić tak o mnie - wycedził.
- To co? Chcesz żyć w kłamstwie? - zaśmiała się Gryfonka. - Mam ci mówić że jesteś wspaniały, szlachetny i idealny?
- Ty też nie jesteś idealna, Granger - powiedział blondyn, wyrównując krok. Jego oczy zabłysły- nareszcie trafił w słaby punkt.
- A czy ktoś powiedział, że jestem?
- Nie, ale ciągle tak się zachowujesz - prychnął chłopak. - Myślisz że jesteś najmądrzejsza, że wszystko wiesz. A tak naprawdę sypiasz z własnym przyjacielem, za plecami innych.
Gryfonkę zamurowała i stanęła wryta w ziemię.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała a głos jej zadrżał.
- Złotko... - zaczął i stanął naprzeciwko Hermiony. - Już cały Hogwart wie o twoim romansie z Potterem. Że spaliście razem. - starał się aby jego głos brzmiał obojętnie, drwiąco. Przychodziło mu to z trudem, nie potrafił opanować narastającego napięcia... a może czegoś jeszcze? Czyżby był zazdrosny?
- Nie spałam z nim!- warknęła głośno Hermiona. - Przytuliłam sie do niego i na chwilkę zamknęłam oczy. Czy to taki wielki problem? - wyminęła go i szybko zbiegła ze schodów.
Malfoy zszedł za nią.
- Z resztą... co cię to obchodzi? - krzyknęła, zatrzymując się gwałtownie. - Ty nie masz uczuć. Jesteś ze stali, nie czujesz nic! - poszła dalej i poczuła jak Ślizgon złapał ją mocno za ramię, obracając ją ku sobie. Spojrzał w jej twarz zimnym wzrokiem stalowych oczu.
Jego spojrzenie przeszyło ją na wskroś. Czuła narastający ból w ramieniu i chłód w ciele, jakby jego zimne serce przeszło na jej ciało.
Ale czy rzeczywiście było takie zimne?
Gdyby było, nie stałby tu z nią. Nie trzymałby jej za ramię, nie chciałby patrzeć w jej oczy i myśleć o imprezie z nią. Nie pragnąłby jej dotyku, słów... chociażby złośliwej odzywki czy krzyku. Za wszelką cenę nie próbowałby się z nią spotkać...
Hermiona wyrwała się z jego uścisku i pobiegła w dół.
A on został na górze. Jakaś cząstka jego krzyczała: "biegnij za nią!" jednak on wolał stać i milczeć. Jego duma została urażona. On miałby być bez uczuć? Bez serca? I jak ona to ujęła- ze stali?
Pokręcił głową z irytacją. Przecież ona to robi, bo jest wściekła, że znalazł jej czuły punkt- czyli to, że nie jest idealna. A sytuacja z Potterem nadawała się do wypomnienia idealnie.
Ale coś jednak czuł że nie powinien tego mówić. Że powinien to zostawić dla siebie, nie powinien jej ranić...
Zszedł na śniadanie już bez kpiącego uśmieszku. Raczej z twardą, bez wyrazu twarzą...
************
Śniadanie minęło dla Hermiony jeszcze dłużej niż zwykle. Minuty ciągnęły się jak godziny, a sekundy jak kwadranse. Choć starannie unikała spojrzeń Harry'ego i Rona, nie udało jej się uciec przed wzrokiem wściekłej Ginny.
Malfoy patrzył nad nią znad talerza i zastanawiał się, co jest w niej takiego interesującego. Takiego, że nie może o niej zapomnieć- takiego, co nie daje mu myśleć, spać...
Hermiona dłubała widelcem w naleśniku, zupełnie nieświadoma spojrzeń Ślizgona.
- Hermiono... - usłyszała głos Harry'ego i niechętnie podniosła głowę.
- Hm?
- Nie chciałem, żeby to tak wyszło... - zaczął z zakłopotaniem. Krukoni patrzyli się na nich szyderczo, Puchoni z zaciekawieniem obserwowali ich wymianę zdań, Ślizgoni zwijali się ze śmiechu.
Wszyscy uczniowie wiedzieli o wczorajszym zajściu. Wszyscy szeptali po kątach, chichotali i wymyślali niestworzone historie na temat ich dwojga.
- Rozumiem - odpowiedziała zażenowana Gryfonka, starając się nie patrzeć na stół śmiejących się Ślizgonów.
- Naprawdę przepraszam, nie chciałem, żeby to tak wyszło... - tłumaczył się Wybraniec, patrząc na nią smutnym wzrokiem. - Mam nadzieję, że niedługo wszyscy o tym zapomną... i że niektórzy zrozumieją, że był to zwykły przypadek.
Ginny zdumiona wpatrywała się w niego znad kubka, z którego właśnie piła. Zakrztusiła się i gdyby nie Ron zapewne musiałaby iść do Skrzydła Szpitalnego.
"A więc jednak Hermiona miała rację"- pomyślała i spojrzała na nią, jednak Gryfonka odwróciła głowę. Ruda wiedziała, że nieprędko dojdzie między nimi do zgody.
Westchnęła i nagle zapytała:
- Czytaliście może ostatnio Proroka?
- A co tym razem napisali? Że Voldemort podszywa się pod staruszkę i napada na banki? - prychnął ironicznie Harry. - Aha, Ron, mógłbyś się wreszcie przyzwyczaić do tego imienia. - dodał, patrząc na przyjaciela ze złością, bo ten wzdrygnął się na dźwięk słowa Voldemort.
- Harry może ty jesteś Wybrańcem ale niektórzy jeszcze czują wobec niego respekt - odparł, czerwieniąc się.
- Przestańcie - odezwała się stanowczo Hermiona. Może zbyt stanowczo bo kilka Gryfonów odwróciło się z zaciekawieniem.
Ron już nic nie mówił, posłał tylko wdzięczne spojrzenie dziewczynie i zabrał się z powrotem do jedzenia.
- No to co napisali?- spytał Harry również zabierając się z powrotem za jedzenie.
- Lucjusz Malfoy popełnił samobójstwo. - odparła Ginny wzruszając ramionami. - Podobno już nie wytrzymał. Niektóre tezy wiodą do tego, że zawiódł Voldemorta i to on go wykończył. Jakimś cudem.
Wybraniec zachłysnął się i wypluł połowę soku dyniowego.
- Że co?- spytał, nie wierząc własnym uszom.
- No nie rozumiesz? Malfoy nie żyje. O jednego śmierciożercę mniej. - powiedziała ruda, wpatrując się w Harry'ego poważnie.
- No wreszcie - odparł i uśmiechnął się z satysfakcją. Poklepał Rona po ramieniu, on również się uśmiechnął.
- No to impreza! - krzyknął.
Ginny uśmiechnęła się dziwnie a Hermiona miała kamienny wyraz twarzy. Już wszystko zrozumiała. To dlatego Malfoy dziś był taki dziwny. To dlatego zanim ją zobaczył był taki... jakby smutny.
Smutny. To było za mocne słowo. Malfoy smutny? Dziwnie to brzmiało. Mało wiarygodnie...
***********
"Dlaczego zawsze ja?" - myślał Malfoy, siedząc w swoim dormitorium. Rozłożył się na atłasowej kanapie wpatrując w komodę, szafę, biurko i wielkie łóżko... to wszystko zaklepał mu jego ojciec.
Ojciec... to słowo nigdy nie przeszło Draconowi łatwo przez gardło. Lucjusz nigdy nie traktował go jak syna, nigdy go nie przytulił, nie zrozumiał. Może nie chciał rozumieć?
Blondyn wstał i podszedł do okna, kopiąc ze złością komodę.
Tak bardzo się starał, tak bardzo chciał by jego ojciec choć raz go pochwalił, choć raz był z niego dumny... Nie, nie udało mu się.
A ostatnie słowa jakie usłyszał to: "Jesteś niewdzięcznym, niewychowanym smarkaczem. Starałem się a ty tego nie doceniasz! I jak zwykle unosisz się arogancją! Czy ty nigdy nie pojmiesz, że trzeba być zimnym jak lód? Naprawdę myślisz, że bez tego osiągnąłbym to wszystko... ?"
Okrzyk bólu wydarł się z gardła Ślizgona. Walnął rękoma o ścianę wyładowując złość.
W tej chwili zapukał ktoś do drzwi a Draco odwrócił się szybko.
Była to Pansy. Bezceremonialnie zrzuciła z siebie bluzę, jego oczom ukazała się bluzka na ramiączka z pokaźnym dekoltem. No tak- Parkinson była gotowa do wszelkich poświęceń byleby go tylko zadowolić.
Malfoy uśmiechnął się mimowolnie. Było na czym zawiesić oko. Dekolt i kusa spódniczka idealnie się ze sobą komponowały. Chłopak przywołał ją do siebie niedbałym ruchem ręki a ona podeszła do niego powoli, uśmiechając się. Nie mówiła nic- co było mu na rękę. Bez jej paplaniny było o wiele przyjemniej.
"W sumie"- pomyślał. "nie jest taka brzydka."
Gdy tylko podeszła bardzo blisko, przyciągnął ją do siebie i objął w tali. Pansy odgarnęła mu jasne włosy z czoła i wtopiła się w jego usta. Nie odwzajemnił pocałunku- po prostu dał Parkinson odwalić swoją robotę. Całowała go bardzo namiętnie, jednak... gdy to robiła wcale nie myślał o niej... Tylko o orzechowookiej Gryfonce, która całowała o niebo lepiej... Chciał odepchnąć od siebie te myśli, rozluźnić się, jednak one wciąż powracały jak uparte sępy, które dostrzegły ranną zwierzynę...
Parkinson majstrowała językiem przy jego uchu. Objęła rękoma jego szyję i przejechała po niej ustami delikatnie. Wtedy chłopak odepchnął ją i odwrócił się w stronę okna.
- Coś się stało, Dracusiu...?- zaczęła cicho i ponownie go objęła.
- Nie - warknął, ale nie odepchnął jej dłoni, błądzących po jego brzuchu.
- To przez twojego ojca?- spytała jeszcze ciszej niż przedtem, a Malfoy spojrzał na nią smutno.
- Nie - odparł a na jego twarz powrócił drwiący uśmiech. - Na czym skończyliśmy?- spytał, zachęcając Pansy do dalszego działania.
Dziewczyna posłusznie objęła mocniej Dracona i powróciła do całowania jego szyi.
************
- Mogę tak iść?- Gryfonka niezdecydowanie przeglądała się w lustrze rzucając ukradkiem spojrzenie Ginny.
Była ubrana w jeansową spódniczkę i niebieską bluzkę na ramiączka z błyszczącymi cekinami. We włosy nałożyła trochę 'Ulizanny' i spięła je w kok dokładnie taki sam jak na Balu Bożonarodzeniowym w czwartej klasie. Na szyi miała błękitny łańcuszek idealnie pasujący do lazurowych kolczyków. Oczy podkreślał delikatny, srebrzysty cień do powiek a na ustach błyszczał różowy błyszczyk.
- Wyglądasz olśniewająco - powiedziała nieśmiało ruda i niespodziewanie rzuciła się w objęcia Hermiony. - Przepraszam. - wyszeptała. - Byłam taka głupia, że nie chciałam cię wysłuchać, zrozumieć. Ale wiesz, że jeśli chodzi o Harry'ego stają się taka okropna... po prostu nic nie poradzę na to, że go kocham! - dodała z oczami lśniącymi od łez.
Zdumiona Gryfonka złapała ją za ramiona z uśmiechem.
- Harry też cię kocha, wierz mi. Nie jest jeszcze po prostu gotowy, boi się Voldemorta. Daj mu trochę czasu do namysłu - powiedziała. - Ja lecę, bo zaraz się spóźnię. A po tej imprezie Malfoy wreszcie da mi spokój.
- A właściwie dlaczego musisz tam iść?- spytała ruda, marszcząc czoło.
- Bo... - Hermiona wytłumaczyła jej wszystko. - Rozumiesz? Ja naprawdę chce pojechać na ten konkurs. A Malfoy wygada wszystko Snape'owi i będzie po mnie... - westchnęła. - No to ja już idę. Pa!
Pomachała Ginny i wyszła z Wieży Gryffindoru.
Malfoy
już czekał na nią pod Pokojem Życzeń. Dłonie pociły mu się,
jak w dniu powrotu do szkoły. Był ubrany w białą koszulę (która
była odpięta o dwa guziki za dużo) i jasne, przetarte jeansy. Gdy
tylko zobaczył Gryfonkę odrzucił włosy z czoła i uśmiechnął
się nonszalancko. Wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą
dziewczyna niechętnie chwyciła. Jej wzrok cały czas lepił się do
jego rozpiętej koszuli i stalowych oczu. Nie zauważył jednak tego.
Poszli w kierunku lochów, oboje mając dziwne przeczucie, że dziś
wydarzy się coś niesamowitego...
10. IMPREZA CZ. II
Hermiona zadrżała gdy mijali salę od eliksirów. Zimne, kamienne mury nie przepuszczały ciepła ani światła, zatem ona i Dracon szli w iście prymitywnym świetle zapalonych pochodni.
- Zimno ci, Granger?- jego głos, tak suchy, tak zimny a jednocześnie taki ciepły świdrował uszy Gryfonki.
Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. "A co go to obchodzi?"- pomyślała unosząc brwi.
- Zimno - odparła w końcu.
- Nawet nieźle się ubrałaś, nie sądziłem, że szlamy też mają gust - powiedział z kpiną w głosie. - Ale jakieś wdzianko mogłaś wziąć na ten top, który swoją drogą jest za bardzo przyzwoity. Ja cię nie obejmę, nie chcę upaprać rąk szlamem.
Nie odpowiedziała. Czuła jego męski, upojny zapach perfum, jego zimne spojrzenie na swojej twarzy i dłoń, która niechcący otarła się o jej biodro. Miejsce paliło ją lekko, ale było to przyjemne uczucie.
Ślizgon był jak zawsze przystojny i nonszalancki. Rozpięta koszula, jeansy i żel na włosach dawały naprawdę wspaniały efekt. Z jego twarzy ani na moment nie znikł drwiący uśmieszek, choć oczy pozostały zimne, bez wyrazu.
Gryfonka za to była śliczna i słodka. Błyszczyk, spódniczka i bluzeczka na ramiączka ładnie się komponowały. Na jej twarzy cały czas gościł dziwny, smutny uśmiech a oczy błyszczały z podniecenia i radości.
Oboje tak zmienni. Tak różni. Ona ciepła i radosna, a on zimny i bezwzględny. Nieczuły. Ona kojarząca się z latem a on ze srogą zimą.
Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają...
Ale wszystkie reguły mają przecież jakieś wyjątki.
- Jesteśmy - odezwał się nagle Draco a Hermiona otrząsnęła się z zamyślenia.
Wpatrywała się tępo w kamienny zaułek, w którym stanęły.
- Hasło? - głos spłynął niespodziewanie, znikąd, a Gryfonka uniosła brwi.
- Dyscyplina, czas i cierpliwość to trzy niezbędne warunki sukcesu - odparł Ślizgon i ściana rozwarła się przed nimi ukazując wnętrze Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Chłopak wskazał lekko głową drzwi i weszli do środka.
Reakcja nie była taka jak Hermiona się spodziewała. Była pewna, że zabrzmią gwizdy, szepty, okrzyki.
Ale nie. Było cicho jak makiem zasiał.
Wszyscy z respektem wpatrywali się w Malfoya a dziewczyny niechętnym wzrokiem gapiły się na Gryfonkę, zastanawiając się ''dlaczego ona?''.
Muzyka z wieży leciała, po chwili wszyscy zajęli się z powrotem tańcem i rozmowami.
Gryfonka uśmiechnęła się aby dodać sobie otuchy. Była w Domu Węża, zupełnie w nie znanym Gryfonom zakątku. Ale... Musiała przyznać że Pokój Wspólny urządzony był według dobrego gustu. Wszystko dopasowane i pod kolor. Zapewne na co dzień nie było srebrnej, mieniącej się kuli wiszącej u sufitu i świateł w rogach. Fotele zostały odsunięte na bok, aby znudzeni czy samotni Ślizgoni mogli usiąść. Został wyczarowany (a może już tam był?) barek, za którym siedziały dwie Ślizgonki o nieprzeciętnej urodzie. Do wyboru miały dużo alkoholu i napojów. Szczególnie wszyscy rzucali się na Kremowe Piwo i Ognistą Whisky. Na parkiecie tańczyło zaledwie kilka par, bo większość była zajęta piciem i rozmową.
- Jeszcze się rozkręci - mruknął Draco i razem z Gryfonką usiedli przy barku.
- Co podać?- spytała kształtna Ślizgonka uśmiechając się zalotnie do blondyna.
Malfoy rzucił jej jedno znudzone spojrzenie i odparł:
- Ognistą i...
- Kremowe Piwo - dokończyła za niego Hermiona i zaczęła się beznamiętnie patrzeć jak Pansy migdali się z jakimś Ślizgonem na fotelu.
- Granger, nie mów, że nie tkniesz alkoholu! - powiedział Dracon z lekkim zdziwieniem. - Szlamowata kujoneczka będzie piła soczek - dodał z wyraźną drwiną.
Hermiona obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem.
- Malfoy ja po prostu jestem rozsądna i nie rzucam się w ten alkoholowy wir - odcięła po chwili.
- Granger, to jest imprezka! Czas się zabawić!- powiedział i odrzucił w tył jasne włosy, powodując westchnięcia Ślizgonek, które siedziały nieopodal.
- Malfoy, nie mam zamiaru się tutaj bawić, a już na pewno nie z tobą... - odparła i skierowała swoje znudzone spojrzenie na kufel z Kremowym Piwem. Wypiła jeden łyk i wstała. - Gdzie tu jest toaleta?
Ślizgon nie przerwał picia i machnął ręką w kierunku białych drzwi.
Dziewczyna wstała i skierowała się w ich stronę. Otworzyła nieśmiało drzwi i po chwili jej oczom ukazała się naprawdę królewska toaleta. Była ogromna. W rogu stała marmurowa wanna, z brzegu mieściło się lustro ze stołkiem a w prawym rogu stała toaleta, z błyszczącą deską. Ściany i sufit zdobiła srebrna glazura z zielonymi, morskimi motywami. Na podłodze leżał dywan z godłem Slytherinu.
"Ci to mają luksusy."- pomyślała Hermiona i natychmiast podeszła do lustra aby poprawić delikatny makijaż. Szybko się z nim uporała, po chwili oparła się o ścianę aby odetchnąć i zastanowić się nad swym położeniem.
No tak, przyszła na imprezę Slytherinu. I do tego bynajmniej nie sama, tylko jako osoba towarzysząca Malfoyowi. Partnerka!
Spojrzała w lustro, odganiając od siebie ponure myśli.
"Wszystko będzie dobrze, nic się takiego nie wydarzy..."- pocieszała się w myślach po czym wróciła do Pokoju Wspólnego.
Malfoy juz na nią czekał, na jednym z foteli nieopodal łazienki. Otaczał go wianuszek siódmoklasistek i dziewczyn z szóstego roku. On wydawał się triumfować nad Ślizgonami, którzy z markotnymi minami siedzieli popijając Ognistą. Wpatrywali się w niego ze złością, ale wystarczyło, że jego goryle rozprostowali sobie palce z głośnym trzaskiem, aby Ślizgoni poodwracali się, wracając do picia.
Draco, gdy tylko zauważył, że Hermiona już wyszła, powiedział coś do dziewczyn i wyminął je zręcznie, a one zostały przy fotelu, rzucając chłopakowi tęskne spojrzenia.
- Granger ale ty się grzebiesz. Jak kura w szlamie. - parsknął śmiechem z własnego dowcipu a potem rozłożył się na kanapie obok. - Siadaj. - machnął ręką w kierunku fotela obok.
Gryfonka niechętnie zajęła wskazane miejsce, utkwiwszy spojrzenie w parkiet pełen wirujących w tańcu par.
- Może zatańczymy?- spytała, a jej beznamiętny wyraz twarzy rozjaśnił uśmiech.
- Chyba żartujesz - odparł Ślizgon, ziewając. - Czy ja już coś mówiłem o szlamie? Nie chcę sobie...
- Upaprać rąk, tak wiem - dokończyła za niego ze złością dziewczyna. - Więc po co mnie tutaj w ogóle zaprosiłeś?
- Hm, żeby te laski co tam siedzą, czuły się zazdrosne. - powiedział Malfoy po chwili krótkiego namysłu.
- Dlaczego ty mi to robisz?- spytała Hermiona szeptem, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
Ślizgon wstał i przyciągnął dziewczynę ku sobie tak, że chcąc nie chcąc, wstała z fotela. Jego ręce ułożyły się wygodnie na jej talii, a ona zamieściła swoje dłonie na jego szyi. Spojrzała w jego oczy. Zimne, nieczułe, stalowe. Ale jednak coś było w tych oczach, przez co nie mogła zapomnieć... przestać o nich myśleć...
- Granger, zaprosiłem cię tutaj dla odpłaty twojego długu.
- Który został już odpłacony chyba z odsetkami...
Ślizgon puścił tę uwagę mimo uszu.
- Zrozum, nic dla mnie nie znaczysz. Jesteś szlamą, śmieciem. Nie ma tutaj dla ciebie miejsca - ciągnął, zniżając głos do szeptu.
- Malfoy to ty wreszcie pojmij, że to TY jesteś śmieć!- krzyknęła Gryfonka, a kilkoro Ślizgonów obróciło się z zaciekawieniem. - Nie, ty nawet nie jesteś śmieć, tylko nic! Zero!- wyrwała się z jego objęć i skierowała się w stronę wyjścia.
Malfoy złapał ją mocno za ramię i obrócił ku sobie.
- Nie jestem zerem, Granger - wysyczał lodowatym tonem. - Znaczę o wiele więcej od ciebie, mam wpływy...
- Co mnie obchodzi to, że masz wpływy? - parsknęła dziewczyna. - Jak dla mnie jesteś zerem. Tak samo jak ta impreza. Idę stąd.
- Nigdzie nie idziesz - warknął Ślizgon i wzmocnił uścisk. - Bo inaczej mi się wymsknie przy McGonagall, jak było...
- McGonagall prędzej uwierzy w moje kłamstwo niż w twoją prawdę. - prychnęła dziewczyna prosto w twarz zdumionego Malfoya. - Widzę, że cię trafiłam. Co, zbiłam cię z tropu? To pojmij wreszcie ptasi móżdżku ze ja tutaj mam o wiele lepszą pozycję w szkole niż ty. Nauczyciele mnie szanują, doceniają. McGonagall nigdy ci nie uwierzy. Zawiodłeś jej zaufanie swoimi postępkami, swoim zlodowaciałym sercem. Pojmij to wreszcie. I mnie puść.
"O nie, Granger, ze mną nie tak łatwo."-pomyślał blondyn i warknął:
- Przyprowadziłem cię tutaj i masz tutaj być. Malfoyom się nie odmawia.
- Od kiedy tak bardzo ci na mnie zależy, co?- przerwała mu Gryfonka, czerwieniejąc ze złości. - Od kiedy tak mieszasz się w moje życie, hę?
Malfoy, zły, że nie mógł odpowiedzieć na to pytanie puścił Hermionę, która uśmiechnęła się z triumfem.
- No co, zatkało? - zaśmiała się ironicznie i ponownie skierowała się do wyjścia.
- Czekaj. - Draco chwycił ją za nadgarstek. - Chociaż... zatańcz ze mną.
Jak mogła mu odmówić? To jego świdrujące spojrzenie stalowych oczu, jego drwiący ale zarazem dostojny wyraz twarzy, blond włosy opadające na twarz...
Chwyciła jego dłoń i powoli weszli na parkiet.
Splecieni ze sobą, powoli ruszali się w takt muzyki. Blondyn słyszał przyśpieszone bicie serca Gryfonki, poczuł jak zadrżała, gdy objął ją w talii. Ona poczuła na swojej szyi oddech chłopaka , ciepły a zarazem zimny. Po chwili rozluźniła się i oparła głowę o jego tors, on wtulił się w jej głowę, wdychając różany zapach szamponu. Taka delikatna, taka bezbronna, a jednocześnie waleczna i uparta. Oboje tak różni od siebie, tacy odmienni, tacy inni. Ale w tym tanecznym splocie wyglądali pięknie, ślicznie, idealnie. Zupełnie jakby zapomnieli o wspólnych uprzedzeniach i wszystkich kłótniach, sporach.
Piosenka nieco zwolniła rytm, ale nie bicie serc tych dwojga. Ile by zmieniło gdyby dowiedzieli się, że oboje chcieliby zostać w tej pozycji zawsze... całą imprezę... cały rok, całą wieczność...
Ale wszystko ma swój koniec. Piosenka skończyła się tak niespodziewanie jak się zaczęła. Jeszcze powoli dogasały ostatnie takty, i pary schodziły z parkietu aby napić się Whisky lub Piwa Kremowego. Hermiona puściła Malfoya i usiadła na fotelu, z dopiero co zamówionym kuflem piwa.
Draco czuł dziwną pustkę. Przed chwilą było mu tak dobrze, tak ciepło... i wszystko minęło w jednej krótkiej chwili. I przypomnieć sobie, że mówił 'nie chcę upaprać sobie rąk szlamem'. Jak mógł jej zrobić taką przykrość? Powiedzieć te mocne, raniące słowa, tak łatwo, bez problemu?
Nie, zaraz.
Czy na pewno bez problemu? Czy wymówił te słowa, tak łatwo jak trzy lata temu? Czy umiał ją obrazić? Wyzwać?
Umiał, ale za jaką cenę. Zawsze tego żałował. Zawsze myślał, że mógł to rozegrać inaczej, mógł powiedzieć coś miłego.
"Miałbym prawić komplementy tej szlamie?!"- pomyślał nagle ze złością, a jego wzrok powędrował ku Gryfonce.
Siedziała na fotelu, wpatrując się znudzona w parkiet, pełen par. W prawej ręce trzymała kufel, z którego sączyła Kremowe Piwo. Jeansowa spódniczka i niebieska bluzka idealnie na niej leżały, zupełnie jakby były uszyte specjalnie dla niej.
Świadoma jego wzroku, Gryfonka wstała, odstawiła kufel na najbliższym stoliku i skierowała się w stronę parkietu. Bez problemu obtańczyła kilku Ślizgonów- byli tak upici, że zupełnie nie widzieli ze to Hermiona, byli za to pewne ze tańczą z najostrzejszą i najładniejszą dziewczyną w szkole.
Malfoy patrzył na to z lekkim odczuciem złości.
"Po co ona odstawia przede mną tę szopkę?" - pomyślał ze złością. "A może to część jej gry?"
A może po prostu był zazdrosny? Nie, nie, to niemożliwe. Zazdrosny o nią? O GRANGER?
"Tak" - zahuczał cichutki głosik w jego głowie.
"Właśnie, że nie!"- pomyślał wściekły, że zaczyna mięknąć. "Jest głupia, brzydka, nic niewarta..."
"Jest ładna i dobrze o tym wiesz" - głosik nie dawał za wygraną.
"WłAŚNIE, ŻE NIE!"- wkurzony do samych granic wytrzymałości wstał i skierował się na parkiet i natychmiast odbił Hermionę jakiemuś wysokiemu Ślizgonowi.
- W co ty pogrywasz, Granger?- syknął obracając ją, a następnie przyciągając do siebie.
- W nic, Malfoy - odparła wesoło Hermiona i puściła jego dłoń, wykonując kilka zgrabnych ruchów. - Po prostu chcę się dobrze bawić. - dodała i znów chwyciła jego dłonie i przysuwając się powoli bliżej.
- Nie mam ochoty grać w te twoje gierki. - Dracon zniżył głos do szeptu, tak, że dziewczyna musiała przysunąć się jeszcze bliżej, żeby usłyszeć.
- Ale ja w nic z tobą nie gram. - wyszeptała mu w ucho, a następnie objęła dłońmi jego szyję. - Po prostu to jest impreza. Nie muszę tańczyć tylko z tobą.
- Tylko zauważ, że to ja cię tu przyprowadziłem.
- A co, zazdrosny jesteś?- spytała uśmiechając się triumfująco.
"1:0 dla mnie." - pomyślała.
- Chyba pomyliłaś mnie z Potterem - odciął Malfoy i puścił dziewczynę. - Możesz już iść, nie chcę cię tu.
Gryfonka zatrzymała się gwałtownie.
- Słucham?
Blondyn włożył ręce do kieszeni i spojrzał na nią z wymownym współczuciem.
- Nie jesteś mi potrzebna, tylko sobie przeszkadzamy. Idź do Grzmotera i bądź grzeczną dziewczynką. Rozumiesz? NARA.
- Co znaczy "bądź grzeczną dziewczynką" ?- spytała Gryfonka zakładając ręce na piersi, nie zważając na to, że zaciekawieni Ślizgoni przypatrywali się ich rozmowie.
- To znaczy nie idź do łóżka z Potterem bo znów będą o tobie przez tydzień gadać - odparł Malfoy, a jego oczy zabłysły - Możesz iść z Weasleyem, tak na zmianę tematu. Ale szczerze mówiąc, to ja tam bym się nie chciał zakazić...
- Przyprowadziłeś mnie tutaj żeby mnie upokorzyć?- spytała drżącym głosem a w jej oczach zaszkliły się łzy. - Zmieszać z błotem? Poniżyć?
- Granger, mam lepsze rzeczy do roboty.
- Jesteś podłym egoistą!- krzyknęła Hermiona i PLASK!, Malfoy trzymał się za piekący, pulsujący policzek. - Nienawidzę cię!- wrzasnęła i wybiegła z Pokoju Slytheriunu, byle szybko do Wieży Gryffindoru.
- Pożałujesz, Granger... - wycedził Malfoy wpatrując się ze złością w drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna.
************
Dziwne było to, że za nią nie pobiegł. Tak bardzo chciała, by ją przytrzymał, mówiąc: "Proszę zostań, nie chciałem, przepraszam.". Tak bardzo pragnęła, by choć raz żałował, choć raz umiał przeprosić. Chciała się dowiedzieć czy jego serce nadal jest zimne jak lód, czy stopiło się w malutkim kawałeczku...
"Widać nadal zimne." - pomyślała, usilnie powstrzymując łzy napływające jej do oczu.
Wściekła na siebie, że tak łatwo dała się zranić, wbiegła do Wieży Gryffindoru. Zdziwiona, że jest tyle osób w Pokoju Wspólnym (a było już po 22:00) wparowała do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko z płaczem.
- Hermiono? Coś się stało?
Otrząsnęła się gdy usłyszała głos Ginny. Jak mogła jej nie zauważyć?
- Nic się nie stało... - odparła, pochlipując.
- Chodzi o Malfoya, prawda?- spytała ruda cicho i usiadła na łóżku obok Gryfonki, która kiwnęła lekko głową.
- Może jestem głupia, może jestem naiwna. - powiedziała po chwili. Głos jej drżał a oczy szkliły się od napływających wciąż łez. - Może źle robię, wierząc, że on może się zmienić. Może jestem zbyt ufna, wierzę w coś co nigdy się nie stanie. Malfoy nie ma uczuć. Nie ma serca. Nie docenia niczego i nikogo, widzi tylko siebie, swoje ego, swoją dumę.
Przerwała na chwilę, żeby przełknąć łzy.
- Tylko czy to moja wina, że chcę w to wierzyć?- zaczęła. - Że chciałabym, aby tak się stało? Aby mógł mnie przeprosić za te wszystkie wyzwiska, zadany mi ból i rany?
Urwała. Tak mocno bolały ją wymówione przez niego dzisiaj słowa "Możesz iść z Weasleyem, tak na zmianę tematu. Ja tam bym się nie chciał zakazić."
Zwykła gra słów sprawiła jej tyle cierpienia! Te szepty po kątach, rozmowy w wielkiej sali. A jak brzmiał ich temat? ,,Hermiona spała z Harrym".
Owszem spała! Tyle, że tutaj nie o to chodzi.
"Przecież do niczego nie doszło!"- pomyślała i kolejna fala łez napłynęła jej do oczu.
Jak ktoś mógł to rozpowiedzieć całej szkole? Kto był na tyle złośliwy i z premedytacją powiedział to komuś innemu, wiedząc co będzie dalej? Że każdy doda kilka słów i powstanie... Powstanie ta obrzydliwa plotka?
Schowała twarz w dłoniach i zaszlochała:
- Mam już dość tych plotek o mnie i Harrym, rozumiesz? Mam dość wszystkiego. Mam już dość odzywek Malfoya, chcę, żeby on się zmienił! Co mam zrobić, żeby tak się stało? Nic już nie mogę! Jestem bezsilna, mam dość...
Ginny objęła ją ramieniem i przytuliła do siebie.
- Ty go kochasz, prawda?- spytała cicho, z niepokojem obserwując reakcję Hermiony, która wyrwała się z jej objęć i gwałtownie wstała.
- Że ja niby go kocham?! Tego... tego... potwora?! Przecież on nie ma serca, nie ma uczuć! Jak można kochać kogoś takiego? Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć?
Rozjuszona wybiegła z dormitorium.
Ginny smutnym wzrokiem, patrząc jak trzasnęła drzwiami, pomyślała:
"Jeśli
tak właśnie wygląda prawdziwa miłość, nigdy nie chcę jej
przeżyć..."
11. NADZIEJA UMIERA OSTATNIA...
Dokąd biegła? Sama do końca nie wiedziała. Nogi same poniosły ją na błonia, chociaż było już ciemno i chłodno (nic dziwnego, było po 23:00).
Obciągnęła trochę bluzkę i ruszyła zdecydowanym krokiem przed siebie. Nagle stanęła jak wryta, bo pod drzewem siedział... Malfoy!
"Co on tu robi?" - pomyślała Gryfonka i niepewnie zrobiła krok do tyłu. Suchy trzask łamiącej się pod jej stopą gałązki zmusił Ślizgona do odwrócenia się.
- Śledzisz mnie, Granger?- spytał zimnym tonem, wstając i mrużąc oczy ze złości.
- Ja... n-nie... - wyjąkała dziewczyna i cofnęła się jeszcze bardziej.
- Rozwaliłaś imprezę, i jeszcze chcesz mi coś zrobić?
- Malfoy, ja...
- Przywaliłaś mi w twarz przed całym Slytherinem!
- Ale Malfoy...
- Taki wstyd takie upokorzenie!...
- Malfoy posłuchaj mnie!- ryknęła nagle Hermiona. Złość powróciła. - Zasłużyłeś na ten cios i tyle! Trzeba było mnie nie...
Nie dokończyła bo Dracon gwałtownie wstał i podszedł do niej zamaszystym krokiem.
- W życiu nie ma NIC za darmo. A już na pewno nie przepuszczę ci tego co mi zrobiłaś płazem. Rozumiesz, Granger? - wycedził, przybliżając się do niej.
- Malfoy, proszę...
- Ty prosisz?- w jego głosie dało się czuć drwinę. - TY prosisz o coś MNIE? A o cóż takiego?
- ... zostaw mnie w spokoju... - dokończyła dziewczyna drżącym głosem, gdy Malfoy był już przy jej twarzy.
Uśmiechnął się drwiąco, choć jego oczy pozostały nadal zimne.
- Za to co mi zrobiłaś?
- Spójrz choć raz na to co TY robisz!- krzyknęła Gryfonka, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Granger, Granger, Granger. Czy ty nie zorientowałaś się o co tutaj tak naprawdę chodzi?
Pokręciła głową i zaszlochała cicho.
- Naprawdę nie masz serca?
- Granger... ja rozkochuję w sobie dziewczyny... - szepnął Dracon. - Mogę mieć każdą. KAŻDĄ. Ty nie jesteś wyjątkiem.
- Więc przyjmij do wiadomości...
Nie dokończyła bo zatkał jej usta pocałunkiem. Przez chwilę oponowała i wyrywała się z jego objęć. Jednak pasja z jaką całował zmusiła ją do odwdzięczenia się tym samym...
Oderwał się wtedy od niej. Cały czas czuł posmak jej delikatnych, różanych ust...
- Widzisz, Granger?- uśmiechnął się z triumfem. - Nie różnisz się w niczym od innych. Niczym.
- A właśnie, że się różnię - warknęła. - Bo ja na ciebie NIE LECĘ. - oświadczyła dobitnie, po czym wyrwała się z jego objęć.
- To się jeszcze okaże!- krzyknął Malfoy za odchodzącą dziewczyną i zrezygnowany usiadł pod drzewem.
Co takiego w niej było? Co go do niej tak przyciągało? Czemu przykre słowa już nie sprawiały mu tyle uciechy co kiedyś? Czemu ją tak rani?
Na żadną z tych odpowiedzi nie znał pytania. Zastanawiał się dlaczego właśnie ona, tak przeciętna urodą z reszty Hogwardzkich dziewczyn. Dlaczego właśnie ona, kujonka i szlama. Dlaczego właśnie ona, Gryfonka, przyjaciółka jego największych wrogów.
Zresztą co oznacza 'dlaczego właśnie ona'?
Przecież zimne serce Ślizgona nie stopniało jeszcze do końca... nie wiedziało nigdy co to znaczy 'kochać'... i zapewne nadal nie wie.
"Przecież mam serce."- pomyślał ze złością Dracon i gwałtownie wstał, słysząc kroki za sobą.
Ku niemu szła powoli Jessica, jego była (?) dziewczyna, którą poznał na kolacji pierwszego dnia w Hogwarcie.
- Draco... - zamruczała. - Zauważyłam przez okno, że siedzisz tutaj taki sam... pewnie przyda ci się towarzystwo, co? - uśmiechnęła się figlarnie i zawiesiła mu ręce na szyi.
- Mała... - zaczął szeptem i przybliżył swoją twarz do jej ust, które delikatnie wydęła, szykując się na namiętny pocałunek. - Odwal się - zakończył zimnym tonem i wyrwał się z jej objęć.
- Ale... - Krukonka bynajmniej nie wyglądała na zaskoczoną i wciąż nie dawała za wygraną. - Draco...
- Plus dla ciebie, że nie mówisz Dracusiu. - zadrwił Ślizgon. - A tak poza tym jednym faktem nie masz nic do zaoferowania. A już na pewno nie mnie - dodał akcentując ostatnie słowa.
Jessica, nieco obrażona odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku Hogwartu.
Ślizgon z powrotem usiadł na trawie i spojrzał na nieruchomą toń jeziora.
Na pozór jezioro zdawało się bez uczuć, twarde, mocne. Ale gdy zauważył, jak na jezioro opadł liść tafla poruszyła się gwałtownie i ponownie znieruchomiała. Podszedł do niego, ukucnął i zanurzył palec w wodzie. O dziwo!, była ciepła, a nie zimna, jak na pozór się zdawało...
************
- Hermiono... - zaczęła cicho Ginny, gdy Hermiona zgasiła już światło i powiedziała 'dobranoc'.
- Hm?
- Co ty tak naprawdę czujesz do Malfoya...?
Milczała. Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie.
- Hermiono...?- spytała ponownie ruda.
- Hm, nie wiem - odparła w końcu Gryfonka siadając na łóżku. - To na pewno nie jest miłość - dodała, zapalając nocną lampkę. Ginny zmrużyła oczy od jasnego światła. - Ale to nie jest też nienawiść... Ginny, tego nie da się opisać... Gdy go widzę, mam ochotę mu przywalić, uderzyć go, zwłaszcza gdy ten kpiący uśmieszek wykrzywia jego gębę... ale... gdy z nim rozmawiam... nie mogę oderwać się od tych błękitnych, stalowych oczu... tak zimnych i nieprzeniknionych... Ginny... myślę, że tylko ja mogę wejść na te zimne wody i dowiedzieć się o co tutaj chodzi... myślę, że mam szansę... zmienić go na lepsze...
Ginny nic nie odpowiedziała. Usiadła po turecku i słuchała dalej.
- Za każdym razem, gdy słyszę 'szlama' albo gdy mówi, że jestem nic niewarta, czuję jak ostry sztylet przebija mi serce, moją duszę... bardzo mnie to boli... ale gdy mówi, że ładnie w czymś wyglądam, gdy mówi, że się zmienił... moje serce chce fruwać... próbuję... uwierzyć... że on się zmieni, Ginny.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę ze łzami w oczach.
- Tak trudno jest mi w to uwierzyć... tak trudno czekać na jakiś znak, na coś co dałoby pewność, że on już mi nic nie zrobi, że wszystko się ułoży, będzie dobrze... bo ja zawsze mam nadzieję... Ginny... - przerwała na chwilę. - ... a nadzieja umiera ostatnia - skończyła, po czym zgasiła lampkę i odwróciła się do niej tyłem.
- Dobranoc - szepnęła ruda. Nie usłyszała jednak odpowiedzi.
*************
Dracon leżał w swoim dormitorium, wpatrując się tępo w zielony baldachim, który pod osłoną nocy wyglądał na granatowy. Nie mógł zasnąć tej nocy. Wciąż nękały go myśli i męczyło sumienie.
"Ja nie mam sumienia." - pomyślał z irytacją i zapalił lampkę. Zmrużył oczy od rażącego światła i usiadł na brzegu łóżka.
Dlaczego nie mógł spokojnie zasnąć? Co go tak bardzo męczyło? Pewna orzechowooka Gryfonka.
- Ta szlama?!- spytał samego siebie zimnym tonem i wstał, kierując się w stronę okna. Opierając łokcie o parapet pomyślał:
"Przecież dobrze wiesz, że to przez nią nie możesz spać."
Zły na siebie, że przyznał się do tego faktu kopnął z całej siły fotel, czego zaraz pożałował. Bolało. Zupełnie jak jego serce, głęboko tam, gdzieś w środku, które nieustannie wołało o pomoc. Dziwne, Malfoy i serce.
Faktycznie brzmiało to niewiarygodnie. Czyżby jego zimne jak lód serce zaczynało topnieć? A może pękło pod wpływem przybywającego zimna?
Któż to wie...
************
Gryfonkę obudziły jasne promienie słońca, które wdarły się przez okno do jej dormitorium. Przeciągnęła się mimowolnie i szybkim ruchem zrzuciła z siebie kołdrę.
- A ty już na nogach?- spytała ze zdziwieniem, widząc jak ubrana już Ginny siedzi przy oknie, najwidoczniej beznamiętnie się w nie wpatrując.
- Mhm - odparła ruda.
Hermiona uniosła brwi na znak jeszcze większego zdziwienia.
- Halo? Ginny?
Przyjaciółka odwróciła się do niej przodem i powiedziała:
- Tak, obudziłam się jakąś godzinę temu. - po czym wstała i usiadła na łóżku obok.
- I cały czas tam siedziałaś?- spytała Gryfonka wskazując na krzesło przy oknie.
- Mhm.
- Gin, co ci jest?
- Nic - odparła smutno ruda i zaczęła nerwowo wyginać sobie palce.
- Ja wiem, kiedy coś się dzieje. Widzę to. - powiedziała Hermiona, wstając.
- Nic się nie dzieje - mruknęła Ginny i również wstała, po czym skierowała się w stronę łazienki.
- Jak wyjdziesz to pogadamy - powiedziała za nią orzechowooka i podeszła do szafy zastanawiając się w co by tu się ubrać.
Była już ubrana od 15 minut, a Ginny nadal nie wychodziła z toalety. Bojąc się, że jej przyjaciółce coś się stało, podeszła do łazienki i zapukała nieśmiało.
- Gin? Wychodzisz?
Cisza. Najwidoczniej ruda nie miała ochoty do rozmowy.
- Proszę cię... wyjdź i porozmawiajmy.
Ale Ginny nie chciała wyjść. Hermionę dobiegło ciche chlipanie zza drzwi.
- Chodzi o Harry'ego, prawda?- spytała cicho Gryfonka.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, i zdziwiona cofnęła się do tyłu, widząc, zapłakaną Ginny.
- Przestań się wtrącać, Hermiono!- krzyknęła i wybiegła z dormitorium, trzaskając drzwiami.
"Chciałam przecież dobrze..." -pomyślała nieco oszołomiona Gryfonka i chcąc nie chcąc zabrała się za prace domowe.
************
- Pansy, napisałaś może tą pracę na transmutację?- spytał Dracon, gdy tylko ujrzał ją sunącą ku niemu.
- Napisałam, a co?- spytała, trzepocząc zalotnie rzęsami.
- Daj mi je.
- Nieładnie, nieładnie jest spisywać - powiedziała puszczając do niego oczko i wystawiając język.
- Taaa?- spytał Ślizgon, specjalnie przeciągając samogłoskę, wiedząc, że to doprowadza dziewczyny do szału, po czym podszedł do niej i wpił się w jej usta. Odwzajemniła zachłannie pocałunek, jednak krótki, bo po chwili blondyn ją puścił. - Dawaj.
- Niech ci będzie - uśmiechnęła się Pansy i po chwili oboje zniknęli za rogiem.
************
Odrobione lekcje... czego tutaj więcej chcieć?
Hermiona napawała się luzem i wolnym czasem, mijając Rona i Harry'ego, męczących się nad esejem, w Pokoju Wspólnym.
- Hermiono... - Rudzielec spojrzał na nią błagalnie.
- Nie dam niczego ściągnąć z mojego wypracowania, a tym bardziej go przepisać - fuknęła, rzucając Ronowi mordercze spojrzenie.
Chłopak mruknął coś w rodzaju "Ale ty jesteś..." i zabrał się za pisanie, a Hermiona wyszła z Wieży Gryffindoru i skierowała się na błonia.
************
Esej był spisany, reszta lekcji w miarę, eliksiry jak zwykle nieodrobione. W sumie po co miał się męczyć, skoro Snape i tak zawsze mu odpuszczał?
- Stary nietoperz mnie przecież uwielbia - powiedział do siebie i wyszedł ze swojego dormitorium, do Pokoju Wspólnego.
Jak to Ślizgoni, wszyscy wolny czas spędzali właśnie tam. Biblioteka była dla nich dalekim tematem, ewentualnie wychodzili na błonia.
Malfoy wypatrzył Crabbe'a, Goyle'a i Zabiniego, siedzących przy jednym stoliku. Podszedł do nich, odrzucając włosy do tyłu, co spowodowało westchnienia większej części żeńskiej, obecnej w Pokoju Wspólnym.
- Co tam?- rzucił od niechcenia, opierając się nonszalancko o ścianę, wkładając ręce do kieszeni. W tej pozycji zdecydowanie górował nad siedzącymi na niskich krzesełkach Crabbem, Goylem i Blaisem.
Zabini ponuro wskazał głową daleki kąt, nieopodal drzwi do jego dormitorium.
Siedział tam jakiś siódmoklasista, a na nim okrakiem siedziała... broń Boże... Pansy Parkinson. Oboje widocznie byli bardzo zajęci sobą, bo nawet nie oderwali się od siebie na chwilę.
- Nie mów, że się przejmujesz - prychnął Ślizgon, jednak w środku w nim zawrzało. O ile się nie mylił, to Pansy była JEGO wielbicielką, a nie tego zawszonego idioty!
- Yhm - odparł Blaise i nagle uśmiechnął się, unosząc jedną brew w górę. - Nie żal ci? O jedną fankę mniej.
- Spadaj.
Crabbe porozumiewawczo szturchnął Goyle'a, który nagle powiedział:
- Właśnie, Zabini, spadaj.
Malfoy zaśmiał się z politowaniem.
- Dobrze wiemy, że na nią lecisz, Blaise.
- Odwal się - warknął Zabini, wstał gwałtownie od stolika i wyszedł z Pokoju Wspólnego.
Co dziwne, Dracon też był wściekły z tego wyskoku Parkinson. Był zły, że coś nie idzie według jego woli. Wstał i również wyszedł z Pokoju Wspólnego i skierował się w stronę błoni.
************
"Jak miło wreszcie odpocząć. " - pomyślała Hermiona uśmiechając się z lubością. "Nikt mi nie przeszkadza, nikt mnie nie obraża, nikt mnie nie denerwuje. Idealnie. "
Odetchnęła, po czym postanowiła, że odwiedzi Hagrida i natychmiast skierowała się w stronę jego chatki. Gdy znalazła się już pod drzwiami zapukała głośno. Odpowiedziało jej głośne szczekanie brytana- Kła. Po chwili drzwi otworzyły się i jej oczom ukazał się pół-olbrzym, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Witaj, Hagridzie - powiedziała Gryfonka.
- Siemasz, Hermiono - odparł Hagrid. - Wejdź do środka, co? - uchylił nieco drzwi, tak aby dziewczyna mogła wejść. - Masz ochotę na herbatkę?- spytał, idąc w kierunku małej kuchni. Oczywiście małej w jego mniemaniu.
- Tak, poproszę - odpowiedziała orzechowooka i usiadła na jednym z foteli, które rozmiarom przypominały kilkumiesięczne słonie.
Kieł, korzystając z okazji, położył łeb na jej głowie i pozwolił, by zaczęła głaskać jego aksamitną sierść.
- Cholibka, jak ja sie stęskniłem za waszą trójką. - Hagrid uśmiechnął się, przynosząc ze sobą cynowy dzbanek wielkości wiadra.
- My za tobą też.
- Szkoda tylko, że nie uczycie się dalej opieki nad magicznymi zwierzętami. - mruknął, zdejmując z półki dwie ogromne filiżanki. - Ty, to akurat rozumiem. Masz dwa razy tyle przedmiotów co oni, no to normalne, jesteś piekielnie zdolna - dodał nalewając herbaty w filiżankę i wciskając ją w dłoń zarumienionej Hermiony.
- Hagridzie, nie przesadzaj...
- Cholibka, no, nie sprzeczaj się ze mną! Przecież wiadomo, znasz więcej zaklęć niż te durne pomioty z Ministerstwa! Chociaż Harry ma więcej ikry, ale to taki...
- Hagridzie, naprawdę mi przykro, miałam tyle zajęć, już nie mogłam zmieścić opieki nad magicznymi zwierzętami. - Gryfonka udała skruchę. Szczerze mówiąc, to już żałowała, że tu przyszła.
- Nie przejmuj się naprawdę. Ale swoją drogą Harry i Ron mogliby nadal chodzić, przydało by się - burknął pół-olbrzym. - Przedwczoraj była moja pirsza lekcja z pirszorocznymi. - rozpromienił się.
- O, i jak ci poszło?
- Naprawdę wspaniale, pokazałem im takie młode jednorożce, co jeno miały jeszcze złotą sierść. Cholibka, ale miały radochę, dzieciaki.
Hermiona uśmiechnęła się.
- Widzę, że naprawdę dobrze sobie radzisz.
- Tak, nawet dobrze - odparł Hagrid. - A najlepsze jest to, że Malfoy nie chodzi już na moje zajęcia, bo cholibka, coś bym mu jeszcze zrobił.
Gryfonka zachichotała. Dobrze jeszcze pamiętała to zajście z hipogryfem w trzeciej klasie.
- Ale nie gadajmy o mnie, na Merlina. Hermiono, jakżeś ty wyrosła!
- Wcale nie tak bardzo.
- Cholibka, nie taką cię zapamiętałem rok temu. - powiedział gajowy i uśmiechnął się. - Naprawdę się zmieniłaś, chociaż może tego jeszcze nie dostrzegasz...
- No, może i masz rację.
- Jasne, że mam!
- No dobrze, już dobrze. Czas leci, niestety muszę już iść - powiedziała w końcu Hermiona i wstała.
- Rozumiem. - Hagrid również wstał i nagle przytulił dziewczynę mocno do siebie, unosząc ją o parę cali. Puścił ją po krótkiej chwili. - Cholibka, tylko powiedz tym huncwotom, żeby wpadli też na herbatkę, co?
- Dobrze, powiem - odparła dziewczyna, rozmasowując sobie żebra. - To na razie, Hagridzie - dodała i wyszła z chatki, słysząc za sobą krótkie: Pa.
Skierowała się natychmiast w swoje ulubione miejsce, nieopodal jeziora, tuż pod dojrzałym bukiem. Usiadła pod nim, rozkoszując się świeżym powietrzem, gdy nagle usłyszała:
- Co, wycieczka na łono natury, Granger?
Od razu poznała ten głos.
- Nie, Malfoy - odparła beznamiętnie, odwracając się w jego stronę.
- A co? Załamujesz się nad swoim losem, siedząc nad jeziorem? - stanął nad nią, w zdecydowanie górującej pozycji. - Płaczesz, bo zerwałaś z Grzmotterem? A może w ogóle to nie nastąpiło i dlatego beczysz?
- Nie płaczę, jakbyś nie zauważył - warknęła, wstając gwałtownie. Ślizgon nadal górował, bo był o kilka centymetrów wyższy. - Po co tu przylazłeś? Żeby mnie poniżyć? Zmieszać z błotem? A potem zostawić? HĘ?
- Przyszedłem tutaj po coś innego... - zamruczał i nagle znalazł się tuż przy jej twarzy. Było już za późno na reakcję, za późno na ucieczkę. Pocałował ją. Namiętnie, zachłannie i z pasją. Zupełnie nie wiedząc dlaczego to robi odwzajemniła pocałunek. Po chwili jego ręce wylądowały na jej talii a ona zawiesiła mu ręce na szyi. Przymknęła oczy, by jeszcze bardziej zapamiętać tę chwilę, bardziej oddać się pasji... która trwała zdecydowanie za krótko, bo Ślizgon jak się wessał to tak się oderwał.
- Widzisz, a ty tak się zastrzegałaś, że na mnie nie lecisz. - zadrwił, ale nie puścił talii. Nie wiedzieć czemu, ale nie potrafił jej spojrzeć w oczy. Nie po tym jak ją wykorzystywał, jak się nią bawił...
- NIE LECĘ NA CIEBIE - powiedziała dobitnie Hermiona i oswobodziła się z jego objęć. - To ty lecisz na mnie. Już chyba z trzeci raz w tym tygodniu mnie obejmujesz i mnie całujesz - zauważyła z irytacją, po czym wyminęła go i skierowała się w stronę Hogwartu.
Wściekły i zupełnie zbity z tropu Dracon pobiegł za Gryfonką i wykręcił ją ku sobie.
- Nie lecę na szlam, Granger - syknął, mrużąc oczy.
- Tak? To dlaczego wciąż to robisz?- spytała dziewczyna, a w jej oczach momentalnie zaszkliły się łzy.
- Co robię?
- Zapraszasz mnie na imprezy, mówisz miłe słowa, często się na mnie patrzysz - odparła na wydechu. - A potem całujesz... i zostawiasz. Malfoy... - zamilkła na chwilę, a po jej policzku stoczyła się jedna, samotna łza. - Nie dawaj mi znaku, że się zmieniłeś... ja nie chcę... - znów urwała i spojrzała w jego oczy, które dopiero teraz na nią spojrzały.
Ślizgon zobaczył w tych oczach błaganie, smutek, żal, złość... albo zupełnie coś innego. Coś, czego nie potrafił rozpoznać.
- Malfoy... nie dawaj mi nadziei - dokończyła drżącym głosem i pobiegła w stronę Hogwartu.
Ślizgon zaklął siarczyście i powiedział za znikającą w drzwiach Hermioną:
-
Granger, nadzieja umiera ostatnia.
12. CZYŻBY SIĘ
ZMIENIAŁ?
Hermiona zasnęła szybko, zmęczona wydarzeniami tego dnia. Mogłaby przysiąc, że przed snem słyszała jeszcze ciche łkanie rudej przyjaciółki. No, ale skoro nie chciała się jej zwierzyć, to cóż miała poradzić? Więc zasnęła.
~Szła spokojnym i cichym, hogwardzkim korytarzem. Właśnie mijała salę od transmutacji, gdy ciszę przeszył szum skrzydeł. Zadrżała. Za oknem przeleciał testral, odetchnęła więc z ulgą. Oby nie coś gorszego- pomyślała. Następnie skierowała swoje kroki do biblioteki- jedyne miejsce, gdzie mogła odetchnąć, odpocząć. Natychmiast zaszyła się między półkami książek i sięgnęła po pierwszą lepszą książkę. Tytuł na jej grzbiecie brzmiał "Magiczne eliksiry i jak je uwarzyć". Już to czytała... a może jej się tylko zdawało? Z resztą wszystko wydawało się tutaj takie nierzeczywiste, jakby wytarte. Jakby nie było prawdziwe.
Odgłos kroków. Stłumionych i cichych, zupełnie jakby ich właściciel nie chciał zdradzać, że gdzieś tutaj jest.
Znów zadrżała. Coś jest nie tak- pomyślała. Rozejrzała się z niepokojem po bibliotece i nagle zauważyła, że brakuje wielu półek, a na ich miejsce są wstawione szkielety hipogryfów. Zadrżała ponownie i mocno uszczypnęła się w przedramię. To nie jest prawda to nie może być prawda!- powiedziała głośno i nagle zasłoniła sobie usta ręką, bo przypomniało jej się o krokach.
Zza półki, przy której siedziała, wyszedł przystojny, stalowooki blondyn...
- Gdybyś się nie odezwała nie wiedziałbym, że tutaj jesteś. - powiedział, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Nie kpiący, lecz prawdziwy, przyjacielski uśmiech.
- Już tego żałuję - warknęła w odpowiedzi, wstając.
- Czekaj - zaczął chłopak i przytrzymał ją za nadgarstek. - Chciałem cię przeprosić.
- Przeprosić?
- Tak - szepnął. - Za to wszystko co powiedziałem, lub nie powiedziałem. Za wszystko co zrobiłem i czego nie zrobiłem.
Ujęła go za dłonie. Takie zimne. Chłopak cały drżał od zimna, a o dziwo- jej było ciepło.
- Chodź tutaj i zapomnijmy o tym co było...
Oboje po chwili stali i obejmowali się czule. Uleciały z nich wszelkie troski i zmartwienia.
Zaczęli nowe życie, bez kłamstw.
Zupełnie nowe. ~
Gryfonka obudziła się zlana potem.
"Co to miał być za sen?" - pomyślała ze złością, po czym wstała.
Natychmiast zauważyła, że jest sama. Łóżko Ginny było niezaścielone, a Lavender i Parvati zapewne już plotkowały w Pokoju Wspólnym.
Zła na Ginny, zła na swój sen, zła na wszystko z impetem trzasnęła drzwiami od łazienki i odbyła poranną toaletę.
Wyszykowana i zła jak osa, zeszła na dół i zobaczyła Harry'ego i Rona wesoło gawędzących przy kominku. Gdy tylko ją ujrzeli, pomachali i przywołali gestem, aby koło nich usiadła.
Starała się nie okazywać po sobie, że jest niewesoła, jednak przyjaciele szybko zauważyli, jak gniewnie rzuca spojrzenia w kominek i wykręca sobie palce, w akcie niezdecydowania.
- Hermiono, coś się stało? - spytał natychmiast Ron.
- Nie.
- Ostatnio dziwnie się zachowujesz - zauważył Harry.
- Wcale nie - fuknęła dziewczyna.
- To przez Malfoya, prawda?
- Że co?- to pytanie zbiło ją z tropu, a przede wszystkim zabolało.
"To tak widać?"
- Hermiono, wiesz, że nam zawsze wszystko możesz powiedzieć, jesteśmy przyjaciółmi... - zaczął ponownie Wybraniec.
- A może nie chcę? - przerwała mu Gryfonka. - A poza tym skąd pytanie, czy coś się stało? Jestem szczęśliwa, radosna i wesoła! Aż mnie radość rozpiera! Wam nic do tego - warknęła i wyszła zamaszystym krokiem z Pokoju Wspólnego.
- Właśnie widzę, jak ją radość rozpiera. - mruknął ponuro Harry.
- Harry, czy ty zawsze musisz uderzać w czuły punkt?- spytał ze złością Ron.
- Ja?
- Tak.
- Ale przecież widać, że ona i Malfoy... - bronił się Wybraniec.
- Nie musisz od razu tego ogłaszać całemu światu.
- Tak? Za to ja widzę bardzo wyraźnie... że ty najzwyklej w świecie zadurzyłeś się w Hermionie! - krzyknął Harry.
- W życiu nie słyszałem głupszego stwierdzenia - odparł chłodno Ron. - To TY się w niej zadurzyłeś, nie ja! - warknął, po czym wyszedł z Wieży Gryffindoru.
************
- Czemu nie siedzisz z Ronem?- spytała Gryfonka Harry'ego gdy siedzieli ze sobą na śniadaniu.
- Bo est gfupi - odparł Harry z ustami pełnymi jajecznicy.
- Wcale nie jest głupi. Jak na swój wiek jest naprawdę dojrzały - odparła Hermiona, zamyślając się na chwilkę.
- Tak sądzisz? - spytał chłopak, a jego oczy rozszerzyły się na znak zdziwienia. - On DOJRZAŁY?
Dziewczyna zaczerwieniła się.
- Może i nie, ale na pewno pokłóciliście się o jakiś bezsensowny powód, o którym zapewne zaraz się dowiem - powiedziała, zakładając ręce na piersi.
- Nie dowiesz się - odparł chłopak, próbując nie wybuchnąć śmiechem i nie opluć przyjaciółki zawartością swoich ust. Po prostu zakładając tak ręce wyglądała jak pani Weasley.
- Harry, jesteśmy przyjaciółmi!
- W ten sposób nic nie wskórasz - odparł Wybraniec, nagle poważniejąc. - Dzisiaj mówiliśmy ci to samo, a nadal nie powiedziałaś co się stało.
- To coś zupełnie innego.
- To jest to samo.
- Harry, nie łap mnie za słowa dobrze?- warknęła Gryfonka.
- Nie tak ostro, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Musisz to robić? - spytała, wpatrując się w niego zmrużonymi oczyma.
- Po prostu chcę ci uświadomić, co robisz.
- Nie robię tak jak ty!
- Ciszej, nie bulwersuj się, bo zaraz nas zgarnie jakiś nauczyciel.
- Jesteś podły, podły, podły!... - krzyknęła Hermiona i ze łzami w oczach wybiegła z Wielkiej Sali.
W Wybrańcu odezwało się sumienie. Ona postąpiła jak postąpiła, ale wcale nie musiał być taki bezczelny wobec niej. Wstał więc i ruszył na błonia, gdzie, jak myślał, mogła przebywać Hermiona... Żeby mógł jej się wytłumaczyć.
Siedziała nad jeziorem, popłakując. Schowała głowę w dłoniach, nogi zgięła w kolanach i po chwili zaniosła się głośnym szlochem.
Wtedy poczuła dłoń na swoim ramieniu i odwróciła się gwałtownie.
- Odejdź, nie chcę cię widzieć - wycedziła na widok Harry'ego i ponownie zaszlochała.
- Hermiona... - chłopak nie zważając, na jej słowa usiadł koło niej i objął ją ramieniem. - Przepraszam cię... wiem, jestem podły, wiem... przykro mi, że tak wyszło.
Chociaż z całego serca go teraz nienawidziła wtuliła się w jego ramię i pozwoliła, by pogładził ją po włosach.
- Nie płacz... - chwycił jej twarz w swoje dłonie i obrócił ku sobie. - Hej... hej... czasami myślę, że jesteś dojrzała a tu taka niespodzianka...
Uśmiechnęła się przez łzy.
- Wybaczam ci.
- Tak?
- Tak, głupku - odparła i wstała, pociągając go za sobą.
- Że niby ja głupkiem? - spytał Harry, udając, że jest naburmuszony.
- No dobrze, nie jesteś - powiedziała Gryfonka, lekko muskając jego policzek ustami.
Nigdy tego nie robiła.
- Jesteś kochana, wiesz o tym?
- Wiem.
- I skromna też. - Wybraniec wystawił do niej język, po chwili zaczęli ganiać się jak dzieci, a w powietrzu zaroiło się od rzucanych przez nich kępek trawy. Szaleli tak przez chwilę, w końcu zdyszana Hermiona przystanęła.
- Koniec już! Ko...
Nie skończyła, bo chłopak zaczął ją łaskotać w talii.
- Przestań!
Wybuchła niepohamowanym śmiechem, oboje wylądowali na trawie. Zaczęli się nawzajem łaskotać i turlać po pozrywanej trawie.
- Teraz już naprawdę koniec - Hermiona puściła go i położyła się na trawie.
Wybraniec popatrzył na nią przez chwilę, po czym położył się koło niej.
- Powiesz mi, co w końcu jest między tobą a Malfoyem? - spytał nagle.
Gryfonka przestała się uśmiechać i usiadła gwałtownie.
- Zacząłeś znów drażniący temat.
- Chcę wiedzieć. - Harry również usiadł. - Przecież wiesz, że nikomu nie powiem.
- Tu nie o to chodzi. - Hermiona spuściła oczy. - Po prostu... sama do końca nie wiem co mam powiedzieć...
- Chociaż spróbuj.
- A powiesz o co ty i Ron się pokłóciliście?
Wybraniec nagle zamilkł.
- Widzisz. Sam nie chcesz powiedzieć...
- Nie zrozumiałabyś - odparł chłopak, wstając.
- Sądzę, że bym zrozumiała, ale najlepiej będzie, jak nie będziemy o tym mówili. - Gryfonka również wstała. - Ty nie będziesz mówił o mnie i Malfoyu, a ja dam ci spokój z kłótnią z Ronem.
- Dobrze. - Harry wyszczerzył zęby i podał jej szarmancko ramię.
Razem ruszyli na wróżbiarstwo, śmiejąc się i gawędząc.
Nie wiedzieli, że całe zajście, widziały dwie pary oczu...
*************
- Niebo. Nie wiecie, że niebo to pojęcie całkowicie mylne?
Nikt nie odpowiadał. Wszyscy, leżąc na sztucznej, a jednak miękkiej murawie, wpatrywali się w sufit, tak zaczarowany, że do złudzenia wyglądał jak niebo pełne chmur i gwiazd, i słuchali głębokiego głosu Firenzo'a.
- Sklepienie niebieskie. Otóż to. - centaur powoli podrapał się po brodzie. - My, centaury, widzimy wszystko w sklepieniu i gwiazdach. Bez nich byłoby ciężko. Ale nie dzisiaj o tym pomówimy. - Firenzo podszedł do tablicy i zapisał na nim dwa słowa: ain'eingarp senps. - Dzisiaj lekcja o snach... snach, które mają duże znaczenie u nas centaurów, tak samo jak i u ludzi. Sen to odzwierciedlenie czyichś pragnień... każdy sen, nawet o jedzeniu biszkoptów powinien wywołać u jego właściciela refleksje nad życiem. Jeśli, na przykład, śniła ci się śmierć, to znaczy, że twoje życie jest błędne i musisz nad tym popracować, byś umierając, zostawił ślad po sobie. - popatrzył chwilę po klasie, zastanawiając się nad kolejnym przykładem. - Jeśli komuś śniły się narodziny, oznacza to, że jego życie zapewne jest pełne szczęśliwych zdarzeń i dzikiego fartu, ale powinien uważać, bo jego uwadze umknęło coś bardzo ważnego, coś czego będzie żałował do końca życia... - odchrząknął i z cichym stukotem kopyt przeszedł koło szepczących między sobą dziewcząt. Natychmiast zamiklły. - Bardzo rzadko zdarzają się... jak by to określić... prorocze sny. Mamy w tej sali tylko jeden taki przypadek...
Cała sala, jak na gwizd obróciła swe głowy ku Harry'emu, który gwałtownie poczerwieniał.
- Tak, Harry Potterze, chodzi o ciebie. Ale nie będę teraz mówił o snach proroczych, raczej o tych zwyczajnych. Na następną lekcję każdy opisze swój sen na kartce a następnie postara się o refleksje nad nim i ważne stwierdzenia. To was nakłoni do myślenia nad sobą.
Wszyscy rzucili się na notatniki, by zapisać zadanie domowe, a Firenzo ciągnął dalej.
- Każdy sen jest ważny. Każdy sen coś znaczy. Jest sztuka, znana powszechnie jako artlimencja. Pozwala zawładnąć czyimś umysłem w czasie snu, czyli, tak jakby, kierować jego snem, wybrać własny potok zdarzeń. Jednak ktoś, kto dobrze opanował oklumencję, potrafi się oprzeć temu działaniu. Jednak nie wszystkim się to udało. Słucham, Dean?
- Czy, jak ktoś się włamie do czyjegoś umysłu we śnie, to może go w tym śnie zabić?
- Nie, nie bądź głupi. Nie da się nikogo zabić poprzez umysł. Można kogoś ogłupić poprzez umysł, odebrać wspomnienia. Ale nie zabić. - głos centaura był bardzo poważny. - Na tym kończymy dzisiejszą lekcję. Spakujcie się, życzę wam miłego dnia. - Firenzo jednym zręcznym ruchem gąbki zmazał tablicę po czym wyszedł z sali, zostawiając osłupiałych Gryfonów, zastanawiających się nad sensem ich życia.
- Hermiono, a tobie co się ostatnio śniło?- spytał podniecony Ron, gdy ruszyli raźnym krokiem na eliksiry.
- Zapewne coś mądrzejszego niż tobie - ucięła dziewczyna zgryźliwie.
- To tobie Granger się coś śni? Ja już wiem co... Sto razy więcej przedmiotów niż jest obecnie, co i same W na egzaminach?- zza ich pleców dosłyszeli głos, który z pewnością należał do...
- Malfoy - wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.
- Oto ja. - Blondyn skinął na swoich gorylów i we trójkę stanęli naprzeciwko Hermiony.
- Malfoy, idź stąd, bo przysięgam nie zapanuję nad sobą i komuś stanie się krzywda - warknęła Gryfonka.
- Nie bądź taka nieugięta, Granger. Jestem pewien, że kiedyś się złamiesz. - Dracon uśmiechnął się drwiąco.
- Nadzieja umiera ostatnia, jak to już mówiłeś.
- W niektórych przypadkach nie umiera nigdy.
- No faktycznie, jak nadal mam nadzieję, że kiedyś wreszcie staniesz się człowiekiem - wtrącił Ron, czerwieniejąc ze złości.
- Właśnie, zająłbyś się czymś normalnym, a nie dręczeniem ludzi - dodał Harry, z wyraźną nienawiścią w oczach.
- No proszę, jak święta trójca nawzajem się broni, to takie urocze i...
- No dla ciebie to faktycznie urocze, bo CIEBIE nie ma kto bronić. - zauważyła Gryfonka, uśmiechając się z satysfakcją. - Nie masz przyjaciół. Nie masz nikogo. Przynajmniej się na nas nie wyżywaj, co?- skinęła na Rona i Harry'ego i cała trójka ruszyła na lekcję, zostawiając złego Malfoya za sobą.
Złego? Wcale nie był zły. Był smutny, wręcz zabolało go to co powiedziała. Bo miała rację.
- Idziemy - warknął na Crabbe'a i Goyle'a i we trójkę skierowali się na błonia.
A czemu miała rację?
Bo on naprawdę nikogo nie miał. Jego ojciec nie żyje. A Crabbe i Goyle, niezdolni do jakiejkolwiek rozmowy, służyli tylko za obstawę.
Blondyn musiał przyznać, że gdy tylko widział Hermionę, otoczoną znajomymi, coś go zawsze kuło w sercu. Bo ona miała wszystko. Kochającą rodzinę, przyjaciół, miłość...
Otworzył drzwi z impetem.
Zaraz. Miłość? No jasne, Krum.
Malfoy ponurym wzrokiem potoczył po Wielkiej Sali, próbując ją odnaleźć wzrokiem. Zobaczył. Siedziała w towarzystwie Wiewióra i Grzmottera. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Próbował dać jakiś znak, żeby do niego podeszła, ale ona odwróciła wzrok, pogrążając się w rozmowie z Rudzielcem.
Wściekły i zrezygnowany usiadł koło Parkinson i nałożył sobie kilka apetycznie wyglądających kanapek, które były ułożone w półkole na talerzu.
- Dracusiu... - zaczęła Pansy.
- Mów mi Draco - warknął zirytowany.
- Jezu...
- Mówiłem, jestem Draco.
Mopsica zaczerwieniła się i ciągnęła dalej:
- No bo wiesz, chodzi o ten cały Bal, który ma się odbyć, i czy my no wiesz...
- Nigdzie z tobą nie pójdę - przerwał jej Malfoy znudzonym tonem.
- Chociażbyś spróbował, a potem odmówił!
- A ty postaraj się nie bredzić. Nigdzie z tobą nie pójdę, Parkinson.
- Proszę... - dziewczyna zrobiła słodką minkę nr. 124, ale i tak to nie podziałało na Dracona.
- Nie - odwarknął jej tylko i wstał od stołu, nie dokończywszy obiadu. Zgarnął pierwszego lepszego uczniaka, powiedział co dokładnie ma powiedzieć i posłał do Hermiony.
Cała trójka wybuchał śmiechem.
- I wyobraź sobie... - ciągnął Ron. - Że on tego nie zauważył! A w zupie dalej pływały skarpetki...
Hermiona zwijała się ze śmiechu i z brzękiem odłożyła sztućce.
- No wiesz co, Harry, ja już się przyzwyczaiłam do Freda i George'a. - powiedziała i przestała się śmiać, widząc podchodzącego Collina Creveya (czy jak to tam się pisze ;P). Chłopczyk wyszeptał coś jej na ucho po czym odszedł zadowolony ze swojej misji, a Hermiona rzuciła spojrzenie na drzwi, za którymi przed sekundą zniknął Malfoy.
- O co chodzi?
- Prosił o autograf - wypaliła dziewczyna, modląc w duchu, aby się nie zaczerwienić.
- A już nie ma?- spytał Ron, krztusząc się ze śmiechu, ale po chwili przestał widząc minę Harry'ego.
- Miał, ale zgubił - kłamała jak z nut, no ale przecież nie mogła im powiedzieć prawdy. - Muszę iść do biblioteki, zapomniałam...
- Pójdziemy z tobą - powiedział Wybraniec ochoczo. - Muszę wypożyczyć...
- Nie teraz!- Hermiona wybiegła niczym strzała z Wielkiej Sali, a chłopacy wymienili spojrzenia.
Na myśl nasunęło im się jedno.
Malfoy.
************
- Więc?
Jej pytanie, zadane cichym szeptem wdarło się do jego głowy.
- Chcę porozmawiać. - powiedział i usiadł w fotelu, który dosłownie przed sekundą pojawił się w Pokoju Życzeń.
- O czym?
Nie brzmiało to jak pytanie, raczej jak stwierdzenie, z pretensją.
- Już dobrze wiesz. - na jego bladej twarzy nie było wyrazu. Nie było niczego, żadnych uczuć, nic. - Chcę porozmawiać O NAS, Granger.
- Nie ma żadnych nas - warknęła głucho dziewczyna, siadając na wprost niego.
- Jesteś pewna?- spytał, a jego jedna brew wzniosła się do góry.
- Zdecydowanie.
- To się mylisz. - powiedział Malfoy cicho.
- Hę? Z jakiej racji? Między nami nic nigdy...
- Nie zaszło? I tu również się mylisz. - blondyn wstał i podszedł do niej.
Nie protestowała, gdy podciągnął ją za rękę ku sobie i objął w talii. Nie odezwała się słowem, gdy przybliżył swoją twarz do jej, tak blisko, że czuła na sobie jego oddech. Nie wyrwała się, gdy ich usta zetknęły się w pocałunku. Z początku chłodnym, nieśmiałym, powoli coraz bardziej namiętnym i zachłannym. Nie wyrwała się, gdy usiadł pociągając ją na swoje kolana. W tej chwili nic nie było ważne, nie liczyły się żadne sprawy. Ważne było to, co działo się teraz, tu, w tej sali. Spełnienie czegoś chorego, czegoś co nie powinno mieć miejsca. Bo czy tak wygląda miłość? Czy to tak powinno być?
Gdy oderwali się od siebie, na ich twarze wstąpiły rumieńce. Co powiedzieć w takiej sytuacji?
Malfoy odezwał się pierwszy:
- Wiesz, ojciec zabraniał mi się spotykać z kimś nieczystej krwi. Mówił, że w ten sposób zdradzę sam siebie.
Hermiona zeszła z jego kolan i usiadła na podłodze, na wprost niego. Położyła dłoń na dłoni chłopaka, która spoczywała bezładnie na poręczy fotela.
- Wpajał mi to od dziecięcych lat. Że brudna krew jest zła, że trzeba tępić takich ludzi. W pewnej chwili nawet go popierałem, rozumiałem. Teraz myślę, że nieważne jakiej krwi jesteś, raczej to... kim jesteś.
- Naprawdę? - spytała Gryfonka cicho. - To dlaczego nadal mnie tak obrażasz? Czemu wciąż trzymasz się tych zasad? On w końcu...
- Nie żyje?
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj. - twarz Ślizgona stężała. - Jego nie powinno nazywać się ojcem. Nie zasłużył na to... Wpajał mi jeszcze, że miłość jest dla frajerów, że miłości nie ma. Zapytałem go więc: "A ty i matka?" A on odpowiedział: "Więc myślisz, że ją kocham?" - Wtedy mu wierzyłem, nawet go rozumiałem. Nie zawsze kocha się z wzajemnością. Dlatego lepiej jest w ogóle nie kochać, a przynajmniej nie być ranionym...
- I być potworem bez serca, tak?
- Nie. Czy ja taki jestem?
Dziewczyna zamilkła na chwilę.
- Nie - szepnęła i położyła dłoń na jego kolanie. - Nie znałam cię od tej strony...
- Nie było okazji.
- A teraz jest? Co w tym roku się tak zmieniło?
- Ja się zmieniłem.
- A przez poprzednie pięć lat byłeś bez serca? Musiałeś mnie tak dręczyć? - spytała Hermiona z wyrzutem. - Zresztą, o ile pamiętam, w tym roku też miało miejsce dręczenie mnie...
- Ale to coś innego...
- Tak?
- Tak...
- Z kim się założyłeś?- przerwała mu chłodno Gryfonka.
- Co?
-
To wszystko. Nie wierzę w to, rozumiesz? - krzyknęła po czym
wybiegła z Pokoju Życzeń.
13. ON ZIMNY, A ONA PUSTA JAK
LÓD
Malfoy zaklął cicho i spojrzał na drzwi, za którymi,
przed paroma chwilami, zniknęła Gryfonka. Przecież próbował!
Zwierzył jej się z dziecinnych przeżyć, zdradził jej cząstkę
samego siebie, żeby po chwili wybiegła ze złością za drzwi? To
nie tak miało być.
Wstał i ponuro omiótł spojrzeniem Pokój Życzeń. Zwabił ją tutaj, aby ponieść porażkę?
Przegrana nie dawała mu spokoju. Tak bardzo chciał, by uwierzyła, że naprawdę się zmienił... chciał poczuć smak jej ust, jej dotyk...
Schował ręce w kieszenie i wyszedł z pomieszczenia. Był pewien, że następnym razem mu się uda...
************
Hermiona dobiegła do Wieży Gryffindoru, z trudem łapiąc oddech. Do oczu cisnęły jej się łzy, jednak powstrzymywała się usilnie, powtarzając sobie, że jest zbyt wrażliwa. Oparła się o chłodną, kamienną ścianę, zaciskając dłonie w pięści. Znów próbował ją oszukać, zwieść, okłamać!
Miała tego serdecznie dość. Jednak nie mogła zaprzeczyć, że gdy ujrzała go w Pokoju Życzeń jej serce zabiło szybszym rytmem. Przy nim wszystko wydaje się proste, zbyt łatwe... a może to on sam jest zbyt trudny do rozszyfrowania? Może pod jego maską kryje się coś innego?
A może po prostu się z kimś założył?
Nie, tego by nie zniosła...
- Nie rań mnie kolejny raz... - szepnęła i ruszyła do swojego dormitorium.
************
- Ok, jestem spakowany, Ron idziemy! - Harry zarzucił torbę na ramię i spojrzał na przyjaciela. Rudzielec siedział na łóżko i patrzył ponurym wzrokiem przed siebie.
- Ron?...
- Świat jest fałszywy.
- Yyy?
-Wydaje ci się, że kogoś znasz, żeby potem się zorientować, że wszystko było kłamstwem. Całe życie jest jednym wielkim kłamstwem. Składa się wyłącznie z nienawiści, złości, fałszywej przyjaźni - mruknął Ron z wyrzutem.
- O czym ty mówisz, stary?
- Nie wiesz? - oczy Rona zwęziły się nieznacznie.
- Nie - odparł szczerze Wybraniec ze zdumieniem.
- Mówię o tobie i Hermionie! - ryknął nagle chłopak. - Widziałem was wczoraj! Jak mogłeś?!
-Do niczego między nami nie doszło!- powiedział Harry unosząc brwi. -Jest naszą przyjaciółką, powinieneś to zrozumieć! Chciałem ją tylko pocieszyć!
- Ta, pocieszyć - mruknął sceptycznie Ron. - A, że pocałowała cię w policzek to już nic?
-W policzek, Ron! W policzek! Zauważ różnicę między policzkiem a ustami, dobra?- warknął Wybraniec. - A w ogóle to skąd ty o tym wszystkim wiesz? Śledzisz mnie?
- Wcale cię nie śledzę - syknął Rudzielec, a jego twarz przybrała niezdrowy czerwony odcień. - Po prostu was zauważyłem!
- Może jeszcze powiesz, że przypadkiem?
- Żebyś wiedział, że przypadkiem.
- Nie wydaje mi się - parsknął Harry. - Ty po prostu nie możesz sobie wybaczyć, że zamiast ciebie byłem tam ja!
Ron milczał.
- Jeśli ci na niej tak zależy, to czemu nie robisz żadnego kroku ku niej? Czemu ciągle stoisz z boku? - spytał Wybraniec ze złością. - Później masz pretensje, że ktoś inny to robi zamiast ciebie.
- Bo może nie wszystkim wszystko idzie tak łatwo jak tobie, co? Pomyśl o innych - powiedział Ron i wyszedł z ich dormitorium trzaskając drzwiami.
- To trzeba nad tym pracować! - krzyknął za nim Harry, uderzając ze złością pięścią w stolik.
Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich piegowata twarz Rona.
- Jesteś egoistą Harry. Pomyśl nad sobą. I o innych - powiedział z dziwnym spokojem na twarzy, a potem zamknął drzwi.
"Świetnie."- pomyślał Wybraniec ze złością, po czym wziął torbę i chcąc nie chcąc ruszył na obronę przed czarną magią, którą mieli mieć ze Ślizgonami.
************
- Harry. Co się między wami znowu stało?- szepnęła Hermiona do przyjaciela, który beznamiętnie wpatrywał się w prof. McCalley, chociaż myślami był daleko poza czarną magią.
- Co?
Gryfonka wywróciła oczami i ze zniecierpliwieniem powtórzyła pytanie.
- Nic - odparł Wybraniec.
- Przecież widzę! - szepnęła ze złością Hermiona. - Po lekcji idziemy porozmawiać. Poważnie porozmawiać.
- Nie.
- A co ty taki wygadany dzisiaj?
- Jest lekcja, jakbyś nie zauważyła. Słucham McCalley - odparł Potter z lekką nutką wściekłości.
- Ty słuchasz na lekcji? A to dobre. - prychnęła dziewczyna.
- Swoją drogą ty też powinnaś.
- Dobrze, porozmawiamy na przerwie.
- Oho, Granger! Romansujemy sobie z Grzmotterkiem, co?
Od razu poznała ten pełen drwiny ton.
- Nie. Nie romansujemy sobie. - Gryfonka spojrzała na Malfoya ze złością. - A nawet jeśli- nic ci do tego.
- Dobrze, spokojnie, ja tylko zapytałem...
- Malfoy! Granger!
Oboje spojrzeli z niepokojem na prof. McCalley.
- Umawiać się możecie po lekcji. Tymczasem minus piętnaście punktów dla Slytherinu i Gryffindoru.
- Ale... ja tylko...
- Nie interesuje mnie to, panno Granger. Jeszcze kilka takich uwag, a załapiecie się na szlaban. Obydwoje, zakochane gołąbeczki - dodała z satysfakcją prof. McCalley, po czym powróciła do prowadzenia zajęć.
Dracon zaśmiał się pogardliwie.
- Widzisz, Granger, nawet nauczyciele wiedzą, że na mnie lecisz.
- Nie lecę.
- Nie? - na twarzy Ślizgona pojawił się kpiący uśmieszek. - A te nasze pocałunki? To wszystko?
- Nie wiem o czym mówisz - odparła dobitnie Gryfonka, wiedząc, że Harry przysłuchuje się ich rozmowie.
- Granger, przed uczuciem nie da się tak po prostu uciec.
- A co ty o tym wiesz?
- Ja...
- MALFOY I GRANGER! SZLABAN DZISIAJ O 20:00!
Dziewczyna jęknęła a Malfoy odezwał się głośno:
- Dzisiaj nie mogę, mam trening Quiditcha.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. - ucięła prof. McCalley. - Praca domowa: esej na temat królowej z XVI wieku, która wymordowała wrogów za pomocą czarów. To wszystko na dziś, moi drodzy. Do widzenia.
************
- Dziękuję ci bardzo, szlamo. Przez ciebie nie będzie mnie na treningu. - warknął Malfoy, gdy wyszli z sali.
- Przeze mnie? Chyba coś ci się pomyliło.
- O nie, Granger. Chyba wspólnie spędzony wieczór będzie o wiele lepszą rozrywką niż Quiditch.
-Jak dla kogo - stwierdziła Gryfonka zgryźliwie. - A teraz przepraszam cię, ale idę do moich przyjaciół. - dziewczyna wyminęła Ślizgona i ruszyła biegiem za Harrym.
- No to jak, powiesz o co między wami chodzi?- spytała, gdy wyszli na błonia.
- Hermiono... to nie jest łatwe.
- Myślisz, że nie zrozumiem?
- Nie o to chodzi. - westchnął Harry. - Jestem pewien, że byś to zrozumiała... ale...
- Ale co?
- Hermiono, proszę, nie każ mi tego mówić. Zresztą sam nie wiedziałbym co powiedzieć.
Gryfonka usiadła pod drzewem i po chwili milczenia powiedziała:
- Powiem ci, co jest ze mną i Malfoyem.
Harry rozszerzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Dobrze - odparł po chwili. - Ale ty powiedz najpierw.
- Dobrze... usiądź.
************
"Wiedziałem.Po prostu wiedziałem, że między nimi coś jest!" - Malfoya zżerało od środka, gdy przez okno zauważył Granger i Pottera. Ale co to było? Zazdrość? Złość? Sam nie wiedział. Trudno mu było zaakceptować fakt, że coś nie idzie po jego myśli. Zresztą czego on właściwie oczekuje? Że Gryfonka uwierzy w jego nagłą zmianę i poleci mu w ramiona? Na pewno tego nie oczekuje. Tu chodzi o coś innego... o to, że jego serce zaczęło topnieć pod wpływem kogoś, kto zupełnie go ignorował...
Od zamyśleń oderwał go głos Blaise'a.
- Co tam?
- Jakoś idzie.
- No ja myślę. - wargi Zabiniego wygięły się w kpiącym uśmiechu, po czym odszedł zostawiając Dracona samego.
************
- Więc go kochasz czy nie? - ciszę rozdarło nagłe pytanie Harry'ego.
- Chyba coś między nami się pojawiło... ale to nie jest miłość... to jest chore...
- Z tego co mi mówiłaś, wydaje mi się, że on coś do ciebie czuje. Tego możesz być pewna. Chociaż... jest często chamski, tak?
- Ja już sama nie wiem co o tym myśleć - powiedziała smutno Hermiona. - Ale to wszystko. Naprawdę. Wszystko ci powiedziałam.
- Wierzę ci, Hermiono. - Wybraniec złapał ją za rękę i ścisnął delikatnie. - Wierzę i staram się ciebie zrozumieć.
- Dziękuję - odpowiedziała Gryfonka z niekłamaną wdzięcznością.
Chwilę milczeli, po czym dziewczyna spytała:
- A ty i Ron? O co chodzi?
-Eh... widzisz... - Harry zamilkł na chwilę. - Żeby powiedzieć prosto i bez ogródek... Ron chyba coś do ciebie czuje, chociaż się przed tym broni.
Dziwne, ale wcale nie była zaskoczona.
- A powód kłótni?
- No... eee... Ron myśli, że ja również coś do ciebie czuję.
Gryfonka zamilkła, a jej serce przez moment zabiło szybciej. Pomyślała, że cudownie by było chodzić z Harrym...
- Ale to nieprawda? - spytała, jakby chcąc się upewnić, że jest na odwrót.
Zbeształa się w myślach. "Ja i Harry? To nie ta bajka!" - pomyślała.
- Ja... Hermiono, ja...
Dziewczyna uniosła brwi.
- Posłuchaj... - Wybraniec ujął jej drugą dłoń. - Jesteś dla mnie bardzo ważna, ufam ci bardziej niż Ronowi, ty bardziej niż on potrafisz mnie zrozumieć, doradzić... jesteś prawdziwym skarbem... Ron o tym wie i jest piekielnie zazdrosny o każdego co się do ciebie zbliży... nawet we mnie wyczuwa niebezpieczeństwo... - w jego głosie zabrzmiała gorycz. -Tyle, że... ja już sam nie wiem, co się ze mną dzieje... bo gdy cię widzę... świat się zmienia na lepsze... Hermiono... czy to jest miłość?
Zamilkła speszona i zaczerwieniona. Serce waliło jej jak młot, czekała co chłopak powie dalej...
- I naprawdę nie wiem co dalej powiedzieć... po prostu...
- Po prostu nic nie mów - szepnęła Gryfonka, ze łzami wzruszenia w orzechowyczh oczach po czym zbliżyła się do Harry'ego. - Ucisz się... i ciesz się chwilą... - ujęła jego twarz w dłonie po czym pocałowała go nieśmiało.
Wybraniec odwzajemnił pocałunek, z początku również nieśmiało, a po chwili ich całowanie przerodziło się w namiętną i zachłanną pasję...
Mogliby spędzić tak wieczność. On chciał wreszcie ulokować swoje uczucia... Ona- zapomnieć o Malfoyu... Tworzyli naprawdę zgraną parę...
Nie przerywając czynności wstali obejmując się czule. Spędzili by tak pewnie jeszcze kilka godzin, gdyby nie...
- Ekhym.
Hermiona i Harry oderwali się od siebie jak oparzeni.
Przed nimi stał Ron.
- I ty mówisz, że jej nie kochasz, co? - spytał patrząc na Harry'ego z żalem. - Mogłeś mi to powiedzieć, a nie ukrywać wszystko za moimi plecami! Jesteście moimi przyjaciółmi? Chyba już nie. Jesteście po prostu podli! - krzyknął Ron, a Wybraniec i Hermiona, niezdolni by cokolwiek powiedzieć, patrzyli na Weasleya tępym wzrokiem. - Naprawdę, ładnie to wszystko urządziłaś, szlamo. Jesteś bez serca, potrafisz tylko ranić. A ty Harry... nie nazywaj mnie już swoim przyjacielem -dodał chłodno Ron, odwrócił się na pięcie i skierował ku zamkowi.
Hermiona nagle oprzytomniała i pobiegła za Ronem.
- Nie... nazywaj... mnie... szlamą!- wycedziła, celując w niego różdżką.
Rudzielec zatrzymał się i patrzył na nią wściekłym wzrokiem.
- Ron, nienawidzę cię. Za to co powiedziałeś. Mam serce i powierzam je komu zechcę. Ty na nie nie zasługujesz. Nie po tym co zrobiłeś! A Harry naprawdę nic do mnie nie czuje. To moja wina, to JA go pocałowałam! Nie mówię, że tego żałuję, ale nie wyciągaj pochopnych wniosków, Ron!
- Jesteś beznadziejna.
- Nie jest - warknął Wybraniec, który niespodziewanie stanął koło Hermiony. - A ty nie zasługujesz na miano przyjaciela. Nie wiesz, co to znaczy przyjaźń! Miłość! Jesteś nie dość, że podły, ale znienawidziłem cię teraz. Za to co o mnie i o niej powiedziałeś!
- Harry ty mi tu nie tłumacz co to przyjaźń, dobrze?! Sam nie potrafiłeś jej utrzymać! Za moimi plecami! Ty i Hermiona!
- Trzeba było samemu zrobić jakiś krok, a nie teraz masz pretensje, co?!
Ron zignorował tę wypowiedź i podszedł do dziewczyny, zaciskając pięści ze złości. - Jesteś podłą, raniącą, fałszywą egoistką! Nie obchodzi cię zdanie innych, ufasz tylko sobie i wrogom! Tak, wrogom! Ty i Malfoy doskonale do siebie pasujecie! On zimny jak lód, ty pusta jak lód, idealnie zgracie się ze sobą! Tego wam życzę! - krzyknął po czym pobiegł do zamku.
- Poczekaj, przepraszam cię - mruknął Potter do Gryfonki i pobiegł za Ronem.
Została sama, wryta w ziemię. Tyle raniących słów...
"Pusta jak lód..." Wiedziała, że lód nie jest pusty. Ale tu nie o to chodziło...
Z jej orzechowych oczu pociekły łzy.
Jedna za drugą...
Usiadła z powrotem pod drzewem, schowała głowę w dłoniach.
- Co ja narobiłam?- spytała samej siebie drżącym głosem.
- Nic szczególnego, poza romansem z Potterem.
Zdziwiona uniosła głowę i syknęła:
- Odejdź, Malfoy.
- Nie.
Ślizgon usiadł koło niej i powiedział:
- Tak się złożyło, że byłem nieopodal i słyszałem waszą... wymianę zdań.
- Nie obchodzi mnie to.
- Granger, Granger, Granger... - zacmokał Malfoy. - Musisz wreszcie się zdecydować kogo kochasz. Mnie, Pottera czy Wiewióra.
- Żadnego - warknęła Hermiona, wstając. - Odejdź stąd.
Blondyn również wstał.
- Nie przejmuj się... Wiewiór i Grzmotter nie warci są twoich łez, ślicznotko... - powiedział i pogładził ją po policzku.
Nie odparła gestu. Chciała, aby ten dotyk towarzyszył jej jak najdłużej... Jego zimne palce na jej gorącej twarzy... Dawało to niesłychane ukojenie.
Ale opamiętała się w porę.
- Nie chcę twojego pocieszenia. Nie potrzebuję cię! - syknęła, odtrącając jego rękę. - Odejdź, zanim zrobię ci krzywdę.
- Nie jesteś zdolna do tego, wiesz o tym.
- Tak?- wściekła wyjęła różdżkę i wycelowała nią w Malfoya. - Jestem zdolna do wszystkiego.
- No to mnie walnij jakimś zaklęciem.
- Co?
Jej ręka zadrżała. Hermiona odwróciła wzrok.
- Mówiłem, że tego nie zrobisz. A teraz wybacz mi, ale mam do załatwienia pewne sprawy z Wiewiórem.
Ślizgon odszedł, a Hermiona poczuła przemożną chęć biegu za nim. Powstrzymała się jednak i znów utonęła we łzach.
************
Długo myślała nad tym, co powiedział jej Ron. Bolało ją serce, było jej źle. Bardzo źle.
Więc Weasley coś do niej czuje, podobnie jak Harry. A Malfoy? Jego nadal nie mogła rozgryźć.
Nie wiedziała, dlaczego ostatnio tyle osób postrzega ją nie jako koleżankę lecz dziewczynę. Może nie zauważyła, że jest ładna, mądra,wartościowa. Jak się zmieniła przez to lato. Że nie jest tą samą osobą, co kiedyś...
Ron? Czuła, że to będzie koniec przyjaźni, nie pogodzi się z nim nigdy, a na pewno nie po tym co powiedział. Że potrafi tylko ranić, że jest fałszywa, egoistyczna.
Harry? Na samą myśl o nim zadygotała dziwnie. Nie kochała go, ale nie traktowała go już tylko jako przyjaciela. Bardzo się zmienił w tym roku...
Draco? Nawet nie zdążyła pomyśleć, bo nagle nad głową usłyszała pełen złości głos.
- Nasłałaś go na mnie, co?
Podniosła głowę i ujrzała posiniaczonego Rona. Z nosa sączyła mu się krew.
- Kogo?
- Ty już dobrze wiesz! Kazałaś mu mnie pobić, co?
- Ale komu?! - wrzasnęła, tracąc panowanie nad sobą.
- Malfoyowi! - ryknął Weasley. - Wiedziałem, że po kłótni będziesz chciała coś zrobić w odwecie, ale nie TO! - Gryfon wybiegł z Pokoju Wspólnego, trzaskając drzwiami.
Malfoy?
Więc za to, co Ron jej powiedział i, że przez niego płakała Malfoy go pobił? Sam powiedział, że ma do załatwienia pewne sprawy z Wiewiórem!
"Dlaczego się nie domyśliłam?" - pomyślała.
Zła
na siebie wybiegła z Wieży Gryffindoru w poszukiwaniu Ślizgona.
Musi się dowiedzieć, o co tutaj chodzi, dlaczego to zrobił.
Musi.
14. DLACZEGO TO ZROBIŁ?
Wybiegła z prędkością światła z Wieży Gryffindoru. Ron krzyknął coś za nią, jednak nie obchodziło jej to. Ważna była teraz tylko jedna sprawa: musi się dowiedzieć, o co tutaj chodzi.
Dlatego pobiegła w kierunku Pokoju Życzeń. Wiedziała, że to banalne, ale coś ją tam ciągnęło. I wcale nie bez rezultatu. Nieopodal posągu Barnabasza Bzika stał Malfoy i pocierał dłonią lewy łokieć. Twarz wykrzywił mu okropny grymas. Na policzku widniała dziwna szrama, z której ciekła krew.
"Więc policzyli się w sposób zdecydowanie mugolski." - pomyślała Hermiona, patrząc na Malfoya z mieszaniną złości i współczucia. W końcu odważyła się i wychyliła zza filaru, przy którym stała.
Na twarzy blondyna pojawiło się coś nowego. Nie był to kpiący uśmiech, ani szczerzy. Jego mina przedstawiała zupełnie coś innego...
W końcu Gryfonka przerwała tą ciszę i spytała:
- Czemu to zrobiłeś?
Ślizgon nie odpowiedział. Wskazał tylko na drzwi od Pokoju Życzeń, które pojawiły się niespodziewanie. Dziewczyna niechętnie weszła za nim do pomieszczenia i oparła się o krawędź ławki, wpatrując się w chłopaka. Wewnątrz targały nią mieszane uczucia.
- Nie chciałem, żebyś przez niego cierpiała.
Hermiona zamilkła, zdziwiona nieco dziwnym i niecodziennym stwierdzeniem Dracona.
- Strasznie mnie zdenerwował, tym co o tobie dzisiaj powiedział. Raczej nawrzeszczał. Możesz być pewna, że przez najbliższy tydzień nikt nie będzie rozmawiał o niczym innym.
- Dzięki za pocieszenie.
- To nie miało być pocieszenie, Granger.
- A co, chcesz mnie dołować?
- Nie chcę cię ani dołować... - Malfoy podszedł do dziewczyny na tyle blisko, że wydawało się jej iż słyszy głośne bicie jej serca. - ani pocieszać... Hermiono...
Nawet nie zauważył, jaka reakcja na swoje imię wymawiane jego ustami, wstrząsnęła Gryfonką. Spojrzała na Dracona rozszerzonymi oczami, pragnąc za wszelką cenę, aby się nie zorientował, jak to ją zaintrygowało.
- Hermiono... - zadrżała, gdy ujął jej dłonie. - Jesteś...
Zamilkł na chwilę, jakby szukając dobrego określenia.
- Jesteś... Jesteś po prostu aniołem... Aniołem w ludzkiej postaci... W każdym calu idealna, piękna, mądra, inteligentna... - mówiąc to, nawet nie zauważył, jak dziewczynie poderwało się serce do gardła, a policzki zapłonęły czerwonością. - i nie potrafię zrozumieć, jak jakikolwiek chłopak nie zauważa kogoś takiego jak ty... - dopiero teraz spojrzał jej w oczy. Błyszczały, ale nieco inaczej niż zwykle - chociażby taki Weasley - warknął nagle, patrząc gdzieś w bok. - Chciałby cię mieć na własność, ale nie dostrzega tego co ja widzę w tobie...
Hermionie zalśniły oczu ze wzruszenia. Nie powiedział wiele. Ale te słowa, wydobywające się z jego ust, o których tak bardzo marzyła, które tak bardzo chciała usłyszeć... nie mieściło się jej w głowie, że to wszystko jest kierowane do niej...
- Gdy usłyszałem, jak cię wyzywa od najgorszych nie wytrzymałem i dostał w tę swoją pustą łepetynę... Nie potrafiłem tego po prostu tak zostawić... Jak on cię zranił... - Gdy to mówił, kąciki jego ust unosiły się lekko, jakby za chwilę miał tam się pojawić kpiący uśmieszek; jego oczy, choć takie piękne i czyste były wciąż zimne i nie wyrażały żadnych uczuć - Powinnaś go znienawidzić, wiesz?
Było to pytanie retoryczne, jednak Hermiona kiwnęła ledwie zauważalnie głową.
- On i Potter na ciebie nie zasługują. Nie są godni nawet wymawiać twojego imienia... - zawiesił głos na chwilę i przybliżył swoją twarz do jej. - Ja mogę ci dać o wiele więcej..
Nie odpowiedziała.
Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go w policzek. Przesunęła ustami po jego chłodnym policzku aż natrafiła na wargi. Zaczęli się namiętnie całować. Wpiła się w niego zachłannie i położyła dłonie na jego torsie, aby poczuć jego bliskość... Draco objął ją czule i na chwilę oderwał się od jej ust. Spojrzał w jej orzechowe oczy, teraz już całkowicie lśniące od łez... Na twarz opadały jej kasztanowe kosmyki... Odgarnął je delikatnym ruchem, po czym ponownie pocałował jej delikatne, różane usta... Ich języki zawirowały w namiętnym tańcu, pełnym zachłanności i pasji... Pierwszy raz całowała się z kimś w ten sposób, ba, podobało jej się to...
************
- Wiadomo, że go na mnie nasłała! Harry, czy ty nie widzisz, że oni ze sobą kręcą?! Czy naprawdę jesteś taki ślepy?
- Ron, opanuj się! Dobrze wiesz, że Malfoy jest ostatnią osobą, z którą Hermiona mogłaby być! I zrozum to wreszcie!
- Nie, to TY coś wreszcie zrozum! - warknął Ron i wycelował swój palec w Wybrańca. - Wiem, że ją kochasz ale przestań jej ciągle bronić, bo ona ciebie nie! Ona nie kocha nikogo poza Malfoyem!
- Nie mów tak o niej! - ryknął Harry. Gryfoni siedzący obecnie w Pokoju Wspólnym obserwowali całą ich wymianę zdań z rozdziawionymi ustami.
- Będę mówił o niej jak mi się tylko spodoba! Mam do tego prawo!
- Masz prawo zachować także milczenie - prychnął Wybraniec, patrząc na Rudzielca, jak na karalucha. - Każdy ma do czegoś prawo. Ale nie każdy je wykorzystuje! Ty miałeś prawo, aby zakochać się w Hermionie! Wykorzystałeś je, okey! Ale ona może tego nie chce, hm? Bo może kocha kogoś innego?!
- Jak na przykład Malfoya?
- Przestań w kółko o nim gadać! - wrzasnął Harry. - On jest ze Slytherinu i to jest całkowicie inna bajka! Zresztą rozmawiałem o tym z Hermioną i wszystko mi wyjaśniła!
- Oooo, więc widzę, że jesteście ze sobą blisko, bo mi nic takiego nie mówiła!
- A nawet jakbyśmy byli, to chyba mi tego nie zabronisz i nie zerwiesz przyjaźni z tego powodu, co?!
- Ha! Więc przyznajesz, że jesteście blisko! - wykrzyknął z triumfem Rudzielec.
Harry spojrzał na Gryfona z politowaniem i złością jednocześnie.
- Ron, nawet nie zauważasz, jaki jesteś głupi... - powiedział, po czym odszedł, zostawiając go samego i wściekłego w Pokoju Wspólnym.
************
Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Przed chwilą całowała się z Malfoyem i to z własnej, nieprzymuszonej woli! Słowa, które od niego usłyszała, jeszcze bardziej gmatwały całą sytuację...
Odruchowo wymówiła hasło i weszła do Pokoju Wspólnego, gdzie zastała Rona, stojącego na środku, zaciskającego pięści ze złości. Wyminęła go zręcznie i weszła do dormitorium dziewcząt.
Z zamyślenia oderwał ją głos zaniepokojonej Ginny.
- Żyjesz?
- Żyję, żyję... - odpowiedziała Gryfonka słabo i otworzyła szafkę, w celu odnalezienia piżamy, co w tak ogromnej stercie ubrań nie było łatwym zadaniem.
- Malfoy?
Hermiona oderwała się od swojej czynności i spojrzała na rudą nieco zmęczonym i smutnym wzrokiem.
- Malfoy - odparła po chwili.
- Co się stało? Mów natychmiast! - rozkazała Ginny i usiadła po turecku na swoim łóżku.
Gryfonka poskładała znalezioną piżamę i usiadła koło dziewczyny.
- Malfoy powiedział mi dzisiaj tyle rzeczy... Nie mieściło mi się w głowie, że jest w ogóle zdolny do takich stwierdzeń. Powiedział... Powiedział... - wzięła głęboki oddech. - Że jestem aniołem w ludzkiej postaci... - w jej oku zaszkliła się łza, Ginny udała, że tego nie zauważyła. - Mówił, że Harry i Ron nie dostrzegają we mnie tego, co widzi on. Powiedział też, że może mi dać o wiele więcej niż oni... A potem... Potem... - zamilkła na chwilę i zatopiła się we wspomnieniach minionego dnia. - Pocałowałam go. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło... Nie wiem. - westchnęła. - idę się myć...
Ginny już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Hermiona znikła, za drzwiami łazienki.
************
Tego wieczoru Gryfonka długo nie mogła zasnąć. Przekręcała się z boku na bok, poprawiała pościel, przyciskała głowę do poduszki. Bez skutku.
Zirytowana wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Miękki dywan delikatnie drażnił jej bose stopy; lekki wiatr wpadający przez uchylone okno pocierał się o jej twarz, mierzwił brązowe kosmyki. Wciąż miała w głowie czerwonego ze złości Rona, krzyczącego na nią, wyrzucającego całą zebraną w sobie złość...
"On zimny jak lód, ty pusta jak lód. Idealnie do siebie pasujecie!" To zdanie, wykrzyczane przez przyjaciela podczas kłótni zraniło ją wręcz na wskroś. A najgorszy do ścierpienia jest ból zadany przez bliskich.
Momentalnie w oczach zaszkliły jej się łzy. "Dlaczego wszystko co najgorsze przytrafia się mnie? Czym sobie zasłużyłam? Co ja zrobiłam?"
Jej myśli pomknęły jak szalone. Starała się dojść do powodu wybuchu Rona. No tak. Jak mogła zapomnieć. Pocałunek z Harrym...
Ale dlaczego?
Oboje byli zagubieni. Oboje chcieli zaznać miłości. Oboje byli samotni, ze strasznymi zawodami i przeżyciami za sobą. Może to ich połączyło? Może to był powód ich pocałunku i dziwnych zwierzeń Harry'ego?
"Zaraz..." - pomyślała Hermiona. "On przecież ma Ginny. Dlaczego nawet nie stara się jej zdobyć?"
Ten problem dręczył ją jeszcze przez dłuższy czas. W końcu zirytowana i zmęczona położyła się z powrotem do łóżka i zasłoniła kotary. Długo jednak nie mogła zasnąć.
************
Draco leżał na plecach, tępo wpatrując się w baldachim nad jego głową. Wiercił się i przekręcał jednak nie mógł zasnąć. Jego myśli biły się same ze sobą. I wciąż powracały do Granger.
Dlaczego ona?
Co w niej takiego było, co nie dawało mu spać?
Podniósł się i usiadł na skraju łóżka. Zapalił lampkę. Zmrużył oczy i i wywrócił oczami. Znowu to samo. Kolejna nieprzespana noc.
To Granger była jego nocnym prześladowcą, nie dawała mu spokoju ani na chwilę. Owszem, potrafił się wyluzować w towarzystwie nakręconych piątoklasistek, jednak one nie dawały mu tego co orzechowooka Gryfonka.
Ten dzisiejszy pocałunek... Pierwszy raz coś, czego nie planował dało mu satysfakcję. Nie wiedział, że to zrobi. Pocałowała go a on oddał się jej całkowicie.
Więc potrafi! Może rozkochiwać w sobie dziewczyny i zostawiać...
Ale czy ma ją zostawić? Czy zamierzał? Do czego on właściwie dąży? Sam już nie był pewien.
Wiedział, że to właśnie ona jest przez niego pożądana. Kiedykolwiek patrzył na nią, na jej twarz, piersi, talię... Czuł jak pali go to dziwne, nieznane dotąd poczucie, jakiego nigdy nie zaznał widząc inne dziewczyny.
Co się z nim działo?
Potrząsnął głową wściekły.
To niemożliwe. Nie on. Nie ona. Nie w niej...
Zasnął. Dręczące myśli odrzucił na bok, jednak nie zgasił lampki. W ciemności przychodzą inne rzeczy do głowy niż zwykle...
************
Od tej ważnej kłótni minęło kilka tygodni. Deszcze nasiliły się, przymrozki dawały się we znaki. Pożółkłe i zeschnięte liście opadły powoli na ziemię. Błonia były coraz mniej zaludnione, w końcu nikt nie zapuszczał się na dwór w tak zimnych porach. Wszyscy zaszywali się w ciepłych dormitoriach grzejąc się w cieple kominków lub w gronie przyjaciół.
Hermiona nie była dłużna tym uprzedzeniom. Siedziała właśnie z Ginny i Harrym gdy podszedł do nich Ron i z nieco żałosnym wyrazem twarzy wybąkał:
- Możemy porozmawiać?
Gryfonka przeprosiła na chwilę przyjaciół, wstała niechętnie i ruszyła za Rudzielcem.
- O co chodzi?- spytała po chwili.
- Jestem dupkiem. Okropnym dupkiem.
- To już wiem, powiesz mi coś ciekawszego?
- Hermiono. - Ron spojrzał na dziewczynę z miną zbitego psa. - Jestem naprawdę głupi. Nie doceniałem ciebie i Harry'ego. Nawet nie wiesz jak mi was brakuje. Sobotnie popołudnia spędzane samotnie dobijają człowieka bardziej niż klasówki z eliksirów.
Na twarzy Gryfonki na chwilę pojawił się uśmiech. Jednak szybko zakryła go maską obojętności i złości.
- Nie oczekuję od was, że od razu mi wybaczycie. Powiedziałem tyle raniących, okropnych słów... Hermiono, wcale nie jesteś szlamą. - spuścił wzrok. - I tym bardziej nie jesteś pusta jak lód, ani żadna ciebie egoistka. Powiedziałem to wszystko w przypływie złości i to nie z twojego powodu. Widzisz... - przerwał na chwilę, po czym ciągnął: - Percy zrzekł się naszej rodziny już na poważnie... Napisał do mnie list, abym odszedł z tej szkoły, bo pod dowództwem Dumbledore'a i Harry'ego ta szkoła spadnie na psy. Odpisałem mu, że to najlepsza szkoła magii i czarodziejstwa jaka istnieje a następnie podarłem jego list.
- Oj... Naprawdę mi...
Ale Ron jej przerwał:
- Do tego wspólny szlaban z Harrym, który musieliśmy odbywać co tydzień w soboty był istną męczarnią i katorgą. Wybacz, że stałaś się obiektem mojego wyżycia się. Tak wyżywałem się na was. Na tobie i Harrym. To wszystko co o was powiedziałem... Ja wcale tak nie myślę...
Hermiona uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Rona.
- Nam też bardzo ciebie brakowało. Ale takich rzeczy łatwo się nie zapomina. Wciąż mam w pamięci twoje zdania... Wykrzyczane, wtedy na błoniach...
- Przepraszam.
Gryfon wyglądał na skruszonego, żałującego swoich czynów. I jak tu nie wybaczyć?
- Dobrze... wybaczam ci - powiedziała w końcu dziewczyna i westchnęła. - Ale nie licz, że nasze stosunki szybko wrócą do normy...
- Dziękuję, jesteś wspaniała. - Ron pocałował ją w policzek i uśmiechnął się szeroko. - Rozmawiałem z Harrym już dawno o tym. Więc znów święta trójca opanowuje Hogwart, co?
- Widocznie tak. - Hermiona uśmiechnęła się.
Radość jaka ją ogarnęła była trudna do opisania. A jeszcze trzy tygodnie temu tak nienawidziła Rona; była pewna, że nigdy się z nim nie pogodzi...
************
- Granger, musimy porozmawiać. - Malfoy zatrzymał ją w połowie schodów do Wielkiej Sali. - Poważnie porozmawiać.
- Ty i poważna rozmowa? To chyba niemożliwe.
- Nie pogrywaj ze mną. Spotkajmy się po śniadaniu. Wiem, że masz przerwę.
- No mam - niechętnie przytaknęła Gryfonka.
- Dobra. Więc w Pokoju Życzeń.
- Tak... Do zobaczenia - powiedziała, po skierowała się w stronę Wielkiej Sali.
************
Pokój Życzeń przypominał jak zwykle klasę od transmutacji. Różniło go od niej jedynie kolor zasłon i dwa błękitno obite fotele na środku pomieszczenia.
- Usiądź.
Hermiona usiadła i utkwiła swój wzrok w Draconie, siedzącym naprzeciwko niej.
- Więc?
- Nie wiem, czy słowami będę potrafił wyrazić to, co chcę wyrazić.
- Próbuj. Mam czas.
Malfoy zignorował tą odpowiedź i zaczął:
- Więc... To co ci ostatnio powiedziałem, to nie był impuls. To odczucie, uczucie, które od dawna chce uwolnić się ze mnie nie wytrzymało i powiedziałem to co powiedziałem. Wiedz, że tego nie żałuję. Byłem wobec ciebie szczery. - wziął głęboki oddech i spojrzał jej owczy. - Kocham cię, Hermiono.
Dziewczyna rozszerzyła oczy ze zdziwienia,
- Okey, to było dziwne. Ty? Ja? To chyba pomyłka.
- Wiem, że również o tym myślałaś. Nie dajesz mi spać nocami, ja na pewno tobie też. Oboje tego chcemy. Hermiono do cholery! Kocham cię! - Ślizgon powoli wstał i podszedł do dziewczyny. Ona również wstała.
- Ja...
- Oj, zamknij się.
Złączyli się w jednym, namiętnym pocałunku. Z początku delikatnym i nieśmiałym, później zachłannym, namiętnym. Obejmowali się czule, wdychali swój zapach, wodzili dłońmi po swoich ciałach. Ta chwila mogłaby trwać wieczne, to spełnienie ich fantazji i marzeń nie podlegało mocy rozumu... nie obchodziło ich nic i nikt...
Draco nagle oderwał się od niej i zaczął:
- Chciałem... Zapytać... Czy... Czy my będziemy razem?
- Wiesz, że to będzie szok dla wszystkich... Nie wiem, jak na to zareagują przyjaciele. A nauczyciele? A reszta uczniów? - zaniepokoiła Gryfonka.
- Co mnie to obchodzi, złotko?
- Ty egoisto - zamruczała dziewczyna i wpiła się ponownie w jego usta.
Miało
to znaczyć ''tak''.
15. JAK W BAJCE
Zajęcia
minęły wyjątkowo szybko. Hermionie nigdy tak beztrosko nie upływał
czas. Bez przerwy była pogrążona w myślach o Malfoy'u, nie
potrafiła skupić się na lekcjach. A zwłaszcza na tych, które
Gryffindor dzielił ze Slytherinem. Harry i Ron byli zdumieni nagłą
zmianą zachowania przyjaciółki. Nie potrafili wyciągnąć z niej
powodu zamyślenia, zamglonego wzroku. Choć wiedziała, że i tak
się rozniesie, chciała to utrzymać jak najdłużej dla siebie.
Wymieniała potajemne spojrzenia ze Ślizgonem i uśmiechała się
sama do siebie. Nauczyciele byli zszokowani jej zachowaniem.
Ale nie obchodziło jej to. Liczył się tylko fakt, że są razem. Że wszystko jest dobrze i jak miało być.
A przede wszystkim: nie miała żadnego wrażenia, że Malfoy ma jakieś fałszywe intencje.
**************
- Hermiono... - Harry zatrzymał ją przy wejściu do lochów. - Musimy porozmawiać.
- Wiem. Muszę ci wiele rzeczy wyjaśnić.
- Zamieniam się w słuch. - Wybraniec odciągnął dziewczynę na bok, z dala od reszty uczniów i ich ciekawskich oczu.
- Po pierwsze nasz pocałunek był pomyłką. Nasze wyznania to jedna wielka bzdura. Byliśmy zagubieni. Zbyt zagubieni aby zobaczyć w tym co robimy niepasujący element - zaczęła Gryfonka. - Nie pasujemy do siebie. Ty kochasz kogo innego i ja kogo innego...
Harry nie zdenerwował się ani nie zasmucił. Widocznie chciał powiedzieć to samo. Jednak jedno go nurtowało: Kogo kocha jego przyjaciółka?
- Nasz... związek... nigdy nie miałby sensu. Zresztą, zależy mi na przyjaźni. Twojej i Rona. Nie chcę was stracić.
- Dobrze... powiedz tylko jedno... ty kochasz Malfoya, prawda?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
- Tak... - szepnęła cicho. - I od dzisiaj jesteśmy razem. Kocham go i on kocha mnie. I nie próbuj mi wmówić, że mnie oszukuje.
- Nie będę ci wmawiał niczego, czego nie jestem pewien. Ale jeśli się dowiem, że ten przylizaniec będzie chciał cię skrzywdzić...
- Nie mów tak o nim. Ufam mu. Bardzo się zmienił od poprzedniego roku.
- Dobrze, załóżmy, że ci wierzę... - Wybraniec spojrzał w oczy przyjaciółki i złożył dłonie na jej ramionach. - Ale jeśli cokolwiek będzie nie tak... Mi zawsze możesz powiedzieć.
- Wiem, Harry. Wiem.
************
- Hermiono, zaczekaj. - prof. McGonagall zatrzymała dziewczynę, gdy wychodziła z sali po skończonej lekcji. - Muszę z tobą porozmawiać. - jej zacieśnione wargi i zmarszczone brwi od razu mówiły, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
Gryfonka niechętnie wróciła do klasy i usiadła, udając, że niezmiernie ciekawią ją czubki jej butów.
- Hermiono, jestem rozczarowana twoim ostatnim zachowaniem. Jest karygodne - zaczęła prof. McGonagall surowo. - Do tego prof. McCalley skarżyła się, że nie przyszłaś z Draconem na umówiony szlaban. Nie było was w żadną sobotę do tej pory. Macie się zgłosić do niej w przyszły weekend i odrobić umówioną karę. Możesz iść, to wszystko.
Gdy Gryfonka była już w drzwiach, prof. McGonagall dodała:
- Aha i przypomnij Potterowi, że w sobotę mają trening Quiditcha o 18:00. Nabór drużyny jest zbędny, mają pełny komplet. Do widzenia.
- Do widzenia... - Hermiona wyszła powoli z klasy, po czym rzuciła się pędem w kierunku klasy obrony przeciw czarną magią.
************
- Hej! - Hermiona usłyszała głos Dracona, gdy wieczorem wracała do Wieży Gryffindoru.
Był jak zwykle nieziemsko przystojny a jego wygląd podkreślały nieco nadszarpane jeansy i biała koszula, rozpięta tuż pod szyją.
Stał pod ścianą trzymając ręce w kieszeniach i wpatrywał się w Gryfonkę z nonszalanckim uśmiechem.
- Maleńka.
Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie i ruszyła w jego stronę, aby po chwili zatopić się w jego ramionach.
- Skończyłaś już zajęcia?
- Tak.
Skierowali się powolnym krokiem w stronę błoni.
Patrzył na nią zupełnie innym wzrokiem niż kiedyś. Łapczywiej, namiętniej. Ale czy szczerze?
Jej oczy, takie wesołe i uśmiechnięte przywoływały na myśl małą dziewczynkę, cieszącą się z bożonarodzeniowego prezentu. Miała zgrabną, smukłą figurę. Lśniące, grube włosy. Piękne orzechowe oczy.
Nie potrafił oderwać od niej wzroku, zwłaszcza gdy usiadła okrakiem na jego kolanach i objęła go dłońmi w pasie. Przed oczami miał jej dekolt i roześmianą twarz.
Zaczęli się całować. Zachłannie, namiętnie. Chcieli czuć swoją bliskość. Swoje ciała.
I gdy się tak całowali, przytulając się czule, coś przerwało im tę chwilę.
"Coś" a mianowicie Pansy Parkinson.
- Dracusiu! - wydarła się. - Kotku, co ty tu robisz z tym, z tym, tym... czymś! - otrząsnęła się jakby odganiając muchę. - Nie pomyliła ci się przypadkiem ze mną? - założyła ręce na biodrach i wpatrywała się zmrużonymi oczami w Hermionę.
- W życiu bym jej z tobą nie pomylił - warknął Draco.
- No ja myślę. Chodź idziemy. - Pansy pociągnęła go za rękę, powodując tym samym, że Gryfonka zsunęła mu się z kolan na trawę.
- To nie miał być komplement - zaśmiał się Malfoy i wyrwał się z jej uścisku. - Nie pomyliłbym jej z tobą bo jest o wiele ładniejsza!
Hermiona wstała, otrzepała się z ziemi i rzuciła ze złością do Pansy.
- A właściwie to chodzę z Draconem i nigdy więcej nie chcę cię widzieć. I nie mów do niego kotku!
- Będę mówić do niego tak jak mi się podoba, szlamo!- krzyknęła Ślizgonka, plując dookoła śliną. - Co ty właściwie sobie wyobrażasz?
- A za kogo ty się właściwie masz, co? - Gryfonka stanęła naprzeciwko Parkinson, a ta cofnęła się przestraszona. - Myślisz, że wszystko możesz? Obrażać mnie, wyzywać? Mieć wszystkich na własność? Powiem ci, że nie! Bo Draco mnie kocha - powiedziała po chwili. - I nie pozwolę abyś zepsuła to co jest między nami. - zarzuciła włosami po czym odeszła.
Malfoy rzucił pogardliwe spojrzenie w stronę mopsicy, po czym pobiegł za Hermioną.
- Hej, Hej!
Nie zatrzymała się. Wciąż dygotała ze złości; pobielały jej knykcie od ciągłego zaciskania pięści.
- Hej, kochana, co cię tak rozwścieczyło?- rzucił Draco, uśmiechając się i obejmując ją ramieniem. - Byłaś kapitalna! Nawet moje teksty nigdy nie sprowadziły jej do takiego stanu! Pluła się ze wściekłości! - zaśmiał się krótko. - Heej... uspokój się. - powiedział, patrząc jak dziewczyna szybko oddycha. - Kocham cię. Kocham, kocham, kocham. Czy to cię uspokoiło?
Hermiona zamrugała oczami i uśmiechnęła się.
- W zupełności - wymruczała i wpiła się w usta Ślizgona. Kolejny gorący pocałunek.
"Znów się z nim całuję!" - pomyślała a w jej głowie zahuczał cały chór z głośnym "Alleluja".
"Całuję się, całuję, całuję. Draco Malfoy mnie całuje" - pomyślała znowu, a w jej głowie zabrzmiały anielskie głosy. Zobaczyła gwiazdki i serduszka wokół niej, jak to bywa w kreskówkach. I naprawdę poczuła się jak w bajce.
Cieszyła się, że przy nim jest. Że z nim jest. Że są razem. Na zawsze razem.
************
Minęły dwa tygodnie. Był to koniec października, czyli pora małych przymrozków i opadów. Za oknami widać było tylko ogołocone drzewa i przerzedzoną trawę. Na szybach powstały smugi od nieustannych deszczów. Poziom wody podniósł się na tyle, że zatopił połowy przybrzeżnych drzew.
Jedynie Hermiona nie zaprzątała sobie głowy pogodą. Była zbyt szczęśliwa aby o czymkolwiek myśleć. Zbyt wiele szczęścia opadło na jej drogę życiową. Z klasówek dostawała same W. Była z powrotem w idealnych stosunkach z Ronem i Harrym. Nauczyciele nie mieli już do niej pretensji.
A przede wszystkim była z tym, kogo kochała. Z Malfoyem.
************
Właśnie odrabiała lekcje, gdy usłyszała nad sobą głos.
- Dobrze się czujesz? Piszesz już tą pracę drugi raz.
Hermiona zamrugała oczami i spojrzała na Ginny nieprzytomnie.
- Co?
- Patrz. - ruda, nieco poirytowana, pomachała jej pod nosem esejem po czym wskazała na inny, leżący obok. - Już to napisałaś! Co się z tobą dzieje! Ciągle jesteś zamyślona, nieobecna! Nie zostawię tego tak. Gadaj. O co chodzi.
Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Po prostu ze mną i Draconem układa się tak idealnie. Jestem szczęśliwa, że znalazłam tego, o kim marzyłam... Tego, z kim chciałabym spędzić resztę życia...
Ginny kaszlnęła, jakby się krztusząc.
- Słucham?
- No wiesz, myślałam... W końcu za rok będziemy pełnoletni... (od autorki- w książce jest napisane że w świecie czarodziejów pełnoletniość osiąga się w wieku 17 lat) no i... zastanawiałam się...
- Kochana, w głowie ci się poprzekręcało! - Ruda załamywała ręce. - Z Malfoyem?! Wybacz, wiem, że jesteście razem i w ogóle... Ale nie ufam mu. Mówię ci: wkręciłaś się w coś, czego będziesz potem żałowała!
- Nie mów tak. To nie jest tak jak myślisz. On się zmienił.
- Tak, nagle się zmienił. Przez pięć lat obrażał cię i poniżał a w szóstej klasie nagle zorientował się, że cię kocha! - prychnęła Ginny. - Takie rzeczy to tylko w książkach.
- A nie sądzisz, że w życiu także czasem zdarzają się cuda? - spytała Hermiona z szerokim uśmiechem na twarzy. - Powinnaś optymistycznie spojrzeć na świat, dostrzec w nim jakieś dobre cechy. A nie widzieć wszystko w czarnych barwach, jak to robisz w tej chwili. On się naprawdę zmienił.
- Tobie uwierzę we wszystko. Ale jemu nie zaufam nigdy. - Ruda spojrzała z troską na przyjaciółkę. - Nie chcę, aby cię zranił.
- Ginny... Dziękuję, ale... Ja go kocham i ufam mu. Naprawdę.
Weasleyówna westchnęła.
- Okej... - mruknęła, po czym usiadła przy drugim biurku i zabrała się za odrabianie lekcji.
*************
- Hermiono... - zaczął nagle Draco, przerywając ich namiętny pocałunek na błoniach.
- Słucham?
- Dzisiaj przyszedł do mnie Weasley.
- Coś ci zrobił? - spytała Hermiona a w jej oczach pojawiły się dziwne błyski.
- Nie... Coś ty... - zaśmiał się Malfoy. - Powiedział, że w pełni akceptuje nasz związek... Ale jeśli zrobię ci jakieś świństwo, jakąś krzywdę- to tego pożałuję.
- To nie masz czym się martwić, skarbie. - Gryfonka wytknęła mu język i wtuliła się w jego tors.
- A nawet jeśli, to wątpię, żeby mi coś poważnego zrobił - prychnął Dracon.
Dziewczyna oderwała się od niego i zamrugała.
- Jak to "nawet jeśli"?
Ślizgon przyciągnął ją do siebie i odparł:
-
Tak tylko powiedziałem, kotku...
16.
"KOGO JESZCZE UTRACĘ...?
Dni mijały w niesamowicie
szybkim tempie. Hermiona nawet nie spostrzegła się, kiedy spadł
pierwszy, o anielskiej barwie, śnieg. Niestety było za ciepło, aby
utrzymał się długo na powierzchni ale sama ta wiadomość
wzbudziła podekscytowanie u uczniów Hogwartu. Wiadomo- śnieg...
Święta Bożego Narodzenia... Prezenty, czas pojednania i zgody...
Był to 22 listopada, dość ciepłe, czwartkowe popołudnie. Odrobione lekcje, cisza i spokój. Cisza, przerywana jedynie mruczeniem Krzywołapa i miarowym pukaniem małych kulek gradu odbijających się od szyby.
Gryfonka leżała na plecach na łóżku, z zamyśleniem wpatrując się w baldachim, mieniący się złotem i czerwienią.
Jakie było jej życie?
Dotąd trudne, ciężkie. A teraz wszystko jej się układało. Było idealnie, jak w jej snach, jak w jej marzeniach. A najbardziej cieszyła ją myśl, że Draco Malfoy jest w niej zakochany.
************
- Stary... cieszę się, że wreszcie się z tym pogodziłeś. - Harry poklepał przyjaciela po plecach, na znak zrozumienia i radości. - Wiem, to dziwne: Hermiona i Malfoy. Zupełna porażka. Ale...
- Ale widocznie im się układa - wtrąciła Ginny, ssąc końcówkę długopisu.
- No najwyraźniej - mruknął Ron, patrząc przez okno jak Gryfonka i Draco ganiają się po błoniach, rzucają kulami rzadkiego śniegu, śmieją się i cieszą.
Poczuł lekkie ukłucie zazdrości. Co było takiego w Malfoy'u czego tak bardzo mu brakowało do osiągnięcia zamierzonych celów?
- Ron... - Wybraniec spojrzał na niego z mieszanymi uczuciami. - Wiesz jak by to było, gdybyś zrobił to, co miałeś w zamiarze. Straciłbyś ją zupełnie. A tak: nadal jest naszą przyjaciółką. To też jest ważne. - uśmiechnął się i poklepał ponownie Rudzielca po plecach.
- Wiem... ale nie potrafię się z tego cieszyć, gdy widzę ich razem... szczęśliwych...
- Ron. Proszę cię... daj już spokój - zaczęła Ginny. - To nie jest dziewczyna dla ciebie. A Lavender? Ostatnio coś razem kręcicie, przyznaj, nie jestem przecież ślepa! - pokazała mu język i spojrzała na niego wyczekująco.
Harry rzucił jej znaczące spojrzenie.
"Jak ona może gadać o Lavender gdy Rona spotkał zawód dotyczący Hermiony?" - pomyślał. Dziewczyny nigdy się nie zmienią.
- Co?- spytał Rudzielec dziwnie spokojnym tonem, a twarz poczerwieniała mu gwałtownie.
"Hm... może i dobrze zrobiła. Powinien o niej zapomnieć."- stwierdził w myślach Harry, patrząc uważnie na przyjaciela.
- Ty. I Lav.
- No myy, znaczy ee...
- To mi w zupełności wystarcza. - Ruda z triumfem spojrzała na brata i zaśmiała się złośliwie. - Podoba ci się. Dlatego nie myśl o tej, której nie osiągniesz! Bierz się za Brown!
- Może masz rację. - zaśmiał się Ron. - Hermiona jest szczęśliwa. A ja chcę, żeby była szczęśliwa... Nie będę rozdzielał jej i tego parszyw... znaczy Malfoya.
- No braciszku, brawo. - Ginny zamknęła książkę, pocałowała obu Gryfonów w policzek i pomknęła do dormitorium dziewczyn.
- Urocza, prawda?
- Tak. - wyszczerzył się Rudzielec.
- To było pytanie retoryczne...
************
- Zostaw mnie, palancie...!- śmiała się dziewczyna i próbowała wyrwać chłopakowi, który trzymał ją w pasie i łaskotał w talii.
- Oooo nie, tak łatwo mi się nie wyrwiesz! - zażartował blondyn, obrócił dziewczynę ku sobie i pocałował lekko.
- A co to miało być?- zadrwiła dziewczyna, odrywając się od chłopaka. - Naucz się w końcu całować... - wymruczała i wpiła się w usta Ślizgona.
Chłopak odczepił się od Gryfonki.
- Naprawdę nie umiem całować?
- Najwidoczniej. - Hermiona zalotnie wytknęła język.
- Chyba pomyliłaś mnie z kimś innym... - Draco objął dziewczynę w talii, pociągnął w dół, jak w szaleńczej pozycji tanga... Tylko on ją teraz podtrzymywał: gdyby puścił niechybnie upadłaby.
Spojrzała mu w oczy z zaciekawieniem a jej tęczówki zabłysły momentalnie. Była ciekawa...
Malfoy pocałował jej różane usta, najpierw delikatnie, później coraz namiętniej. Przyciągnął ją ku sobie, ona zarzuciła mu ręce na szyi. Całowali się tak chwilę, po czym Hermiona pociągnęła go za sobą na trawę. Namiętny pocałunek trwał jeszcze chwilę, po czym oderwali się od siebie.
- Chodźmy do Hogwartu, chłodno się robi... - powiedział Malfoy, wstając nagle. Następnie podał rękę Hermionie przyciągając ją do siebie. Objął ją ramieniem i ruszyli w stronę zamku.
Na drugim piętrze złapała ich McGonagall.
- Chodźcie na sekundę do mojego gabinetu. Trzeba ustalić wiadomości co do Konkursu w Durmstrangu - powiedziała, a Gryfonka wraz z Draconem ruszyli niechętnie za nią.
Weszli do klasy, rozglądając się w poszukiwaniu reszty uczestników.
Hermionie aż rozszerzyły się oczy ze zdziwienia. Cormak McLaggen i dość przystojny, wysoki chłopak stali przy biurku.
"O nie, nie mówcie, że będę jedyną dziewczyną na tym całym konkursie!"- pomyślała z rozpaczą, ale poczuła na swoim ramieniu dłoń Ślizgona, więc uspokoiła się.
- Usiądźcie. - McGonagall wskazała głową na cztery krzesła umieszczone tuż przy biurku. - Dzisiaj mamy... 22 listopada. A Konkurs odbywa się 26. Jedzie wasza czwórka. z Gryffindoru Hermiona Granger. Slytherin wybrał Dracona Malfoya. Z Hufflepufu pojedzie Cormak McLaggen a z Ravenclawu- Chad Rowens.
Puchon skinął lekko głową, Chad uśmiechnął się powalająco do Hermiony.
- Zasady są proste. Pierwsza część konkursu to zwykły test- czyli ta część teoretyczna. Później będzie część praktyczna- czyli wykonanie kilku dość skomplikowanych zadań. Ale do drugiej części przejdą tylko najlepsi. - wyjaśniła McGonagall. - Trzecia część, finał, to kolejny test, trudniejszy od poprzedniego. Jasne?
Cała czwórka przytaknęła, Gryfonka uśmiechnęła się.
- Wszyscy jedziecie tam na pięć dni, bez względu na wynik jaki osiągniecie. Taka była umowa z dyrektorem Durmstrangu.
- Jak będzie z pokojami?- spytała z ciekawością Hermiona.
- Nie jestem pewna, ale chyba dwa pokoje dwuosobowe... Zamiast Chada miała jechać druga dziewczyna aby panna Granger nie czuła się skrępowana. Ale niestety Cho Chang musiała wyjechać z przyczyn rodzinnych... - powiedziała McGonagall z dziwną troską w głosie. - Ale chyba nie będzie problemu z dobraniem pokoi? - spytała patrząc na Hermionę i Malfoya. - Widzę, że państwo doskonale się ze sobą dogaduje. - Zmrużyła oczy, patrząc na ich splecione dłonie. - Tak więc... 26 listopada macie stawić się z bagażami przed Wielką Salą- zostaniecie teleportowani do szkoły Magii i Czarodziejstwa w Durmstrangu. - powiedziała, po czym zostawiła całą czwórkę z ich własnymi myślami.
*************
- Denerwujesz się? - spytała Hermionę Ginny, dzień przed wyjazdem do Durmstrangu.
- Tak - odparła Gryfonka, siadając w fotelu i wpatrując się w tańczące w kominku płomienie. - Ale nie konkursem. Raczej tym, że spotkam Wiktora... no i tym, że będę w jednym pokoju z Draco...
- Tym to chyba nie powinnaś się przejmować. - Ruda pokazała jej język.
- Bardzo śmieszne - skwitowała to krótko Hermiona, jednak uśmiechnęła się lekko. Na samą myśl o tygodniu spędzonym z Draconem w jednym pokoju czuła podniecenie.
- A jak przygotowania do konkursu?
- Przygotowania? Ja tam się nie przygotowuję. Nie zależy mi na wygranej.
Ginny spojrzała na przyjaciółkę z szeroko otwartymi oczami.
- Jak to?
- Może kiedyś byłam kujonką. Ale świat nie składa się tylko z wyników, klasówek i nagród - wyjaśniła Hermiona. - Uważam, że ten cały konkurs to tylko dobra zabawa i pretekst do spędzenia tygodnia z Malfoyem.
- Aż tak wiele mu zawdzięczasz? I naprawdę darzysz go tym uczuciem?
- Ginny, ja go kocham. Prawdziwie. Po raz pierwszy. I to nie jest tak, że za chwilę on mi się znudzi, wyrzucę go na stare śmieci. Nie. Zależy mi na nim i chciałabym...
- A nie sądzisz, że to on zrobi pierwszy krok w stronę znudzenia? Że to on cię wyrzuci na stare śmieci? - przerwała jej Ruda. - Przestań go idealizować bo to zimny, nieczuły drań!
- Ginny, przesadzasz! Nie znasz go! - wybuchła nagle Gryfonka. - Przestań ciągle mi mówić, że on mnie oszuka! Ponieważ ja wierzę w jego zmianę! A ty jesteś po prostu zazdrosna, bo TY nie masz nikogo! I chcesz zepsuć mój związek!
- Szkoda, że jesteś taka bezmyślna. Nie przychodź do mnie, gdy cię zdradzi. - syknęła Ginny, odwróciła się na pięcie i wyszła.
- Świetnie - warknęła Hermiona w stronę drzwi i rzuciła się na łóżko.
"Kogo jeszcze utracę przez moją miłość?" - pomyślała patrząc w sufit.
Lecz
nie dane było jej poznać odpowiedź na to pytanie...
17.
FAŁSZYWA WZAJEMNOŚĆ
Hermiona leżała na łóżku wpatrując
się w okno, jakby oczekując, że odpowie na nękające ją pytania.
Zastanawiała się nad wszystkim: Przyjaciółmi, nauką,
konkursem... i Malfoyem. Bo chociaż była z nim szczęśliwa to w
głębi duszy sądziła, że nie warto mu ufać. W końcu nie bez
powodu miał opinię zimnego, nieczułego blondyna, łamiącego serca
dziewczynom. Jednak mimo wszystkiego starała się wierzyć w jego
zmianę. I w to, że jego lodowate serce stopniało. Pod jej wpływem.
W końcu ostatnio powiedział jej, że ''gdyby nie ona, pewnie stałby się taki jak ojciec." Dało jej to do myślenia. Bo jego ojciec w końcu był śmierciożercą. Może Draco również miał się nim stać? I może oparł się Voldemortowi właśnie dzięki niej?
A może on ją najzwyczajniej w świecie wrabia? Oszukuje? Bawi się jej kosztem?
Te i inne myśli krążyły po jej głowie, nie dając spokoju.
Wiedziała, że ostatnio zbyt wiele układa się w jej życiu i, że w końcu coś musi się zawalić...
************
- Hej, ty. - Blaise zatrzymał Dracona przy wejściu do dormitorium.
- Czego?- Malfoy zatrzymał się gwałtownie. - Nie za wcześnie na takie pogawędki? - dodał, wymownie patrząc na zegar wskazujący 23:30.
- Nie denerwuj mnie. Proszę cię, ile to jeszcze będzie trwało? Latami? - zadrwił Zabini i rozłożył się w fotelu obok.
- Już kończę - odparł chłodno Draco. - Tak łatwo złamać im serce, ale ta jest inna...
- Nie rozczulaj mi się tu, proszę - prychnął Blaise. - Ile jeszcze czasu to będzie trwało? Miałeś trzy miesiące.
- Trzy miesiące jeszcze nie minęły. Wątpisz w moje zdolności?
- Nawet nie śmiałem tak pomyśleć - odparł drwiąco Zabini.
- Chyba ci już powiedziałem, że jest moja?
- Mówiłeś, ale nie masz dowodu. Na tej imprezie, na której miałeś ją zaprosić nie wypadliście zbyt dobrze jako para... - zadrwił Blaise.
- Bo wtedy jeszcze nie byliśmy razem - odparł Malfoy z irytacją. - Granger jest bardzo łatwa, ale niestety mądra. Chyba coś podejrzewa.
- Chyba to nie tak miało wyglądać? Miała być ci całkowicie oddana.
- I będzie wierz mi. Daj mi czas do jutra. Po południu jedziemy na ten idiotyczny konkurs. Nie wiem po co Snape mnie tam wysyła.
- Nie tłumaczył się?
- Nie - odwarknął Dracon, rozkładając się na kanapie. - Jedyne co powiedział, to coś w stylu "Będziesz miał tam czas do zastanowienia się".
- Nadal nie zdecydowałeś? Ja tam bym się zgodził.
- Łatwo powiedzieć.
- No wiesz, w obecnych czasach już nie liczy się nauka i poziom umiejętności ale wykonane zadania. No wiesz... dla NIEGO. - powiedział Zabini po chwili namysłu. - Ojciec również mi to proponował ale nie dostałem dotąd żadnego sensownego zadania.
- Nie chcę o tym gadać. Spadam, nara. - Malfoy wstał i szybkim krokiem poszedł do swojego dormitorium.
************
Hermiona nie mogła zasnąć. Na próżno przekręcała się z boku na bok i zaciskała mocno powieki. Powracające myśli o kłótni z Ginny nękały ją bardziej niż te o konkursie. Bo przyjaciółka powiedziała jej wtedy wiele ważnych rzeczy, które ona po prostu odrzuciła.
A może Ginny miała rację mówiąc o Malfoyu jako nieczułym draniu? I że ją zostawi, wyrzuci?
W końcu sama miewała czasem takie myśli. Ale gdy tylko ktoś inny też tak sądził popadała w gniew. Bała się, że te przypuszczenia sprawdzą się i cały jej wysiłek pójdzie na marne. I tym bardziej nie chciała, aby inni też to spostrzegli. I tu nie chodziło o Ginny ale o słowa, które wypowiedziała.
Hermiona nie chciała stracić przyjaciółki, toteż myśląc tak i wsłuchując się w miarowy oddech śpiącej obok Ginny coraz mocniej utwierdzała się w myśli, że powinna zakończyć ten chory związek z Draconem. Bo ona owszem- kochała go. Tyle, że nie była pewna jego uczuć...
************
"Jak zwykle chrzanił o tym samym" - myślał Malfoy ze złością, gdy kładł się do łóżka. Zgasił lampkę i wpatrywał się beznamiętnie przez jakiś czas w baldachim , lecz myśli powracały nieuparcie, nie dając mu spokoju. "Blaise chciałby zająć moje miejsce, o tak. Tyle, że on by sobie nie poradził". - prychnął w myślach Ślizgon i przekręcił się na drugi bok.
Chłopak miał teraz wiele problemów na głowie. Konkurs, Granger, śmierciożercy, ciągłe listy... Jak na potwierdzenie tych słów do okna podleciał pokaźnych rozmiarów puchacz. Malfoy rzucił mordercze spojrzenie w stronę sowy, walącą dziobem w szybę. Do nóżki miała przywiązaną kopertę. Chłopak niechętnie wstał, następnie otworzył okno i wpuścił stworzenie do środka. Następnie brutalnie oderwał od jego nóżki list, sprawiając, że sowa zahukała z wyrzutem. Odprawił ją ruchem ręki i zaczął czytać, coraz bardziej zirytowany.
Drogi Draconie!
Słyszałem o pogłoskach o związku między Tobą a tą szlamą Granger. Tak, wiem, że to zakład, tłumaczyłeś mi już. Jednak wytłumacz, dlaczego jego celem stała się akurat szlama? I do tego ONA?
Zapomniałeś już o zadaniu, które miałeś wykonać dla Czarnego Pana? Ile razy mam Ci o nim przypominać?! Jesteś bezczelnym, niewychowanym gnojkiem! Tyle trudu rodzice włożyli w Twoje wychowanie... a Ty tak się odwdzięczasz?! Jesteś po prostu beznadziejny i żałosny!
To takie trudne zadanie?! Proszę, nawet mnie nie denerwuj! Potter może i ma trochę ikry oraz co nieco wie o magii, jednak jest tępy niczym Black! Wziąłbyś raz przykład z Belli! Ona wykonuje wszystko, bez zastanowienia i jak dotąd jest z nas wszystkich najlepsza.
Dostałeś dokładny plan oraz instrukcje. Tyle problemów ci to zajmuje?! A podobno jesteś inteligentny jak mówi Twoja matka... Chyba zupełnie wdałeś się w Narcyzę...
Żałosne...
Pospiesz się z odpowiedzią.
Seymour
Draco cisnął list w najdalszy kąt i kopnął ze złością swój kufer.
"Bezczelny gnojek, tak?" - pomyślał, czując narastającą wściekłość.
Wiedział, że śmierciożercy nie dadzą mu spokoju, ale bez przesady!
Chwycił pierwszą lepszą kartkę papieru, pióro i zaczął pisać odpowiedź...
************
- Ginny?- Hermiona rzuciła ciche pytanie w ciemność.
Chciała rozmowy z przyjaciółką. Jednak wiedziała, że Ruda śpi i to twardym mocnym snem.
"Widocznie nie pora..." - pomyślała i mruknęła: - Lumos! - aby zobaczyć na zegarze która godzina. Była 23:57. Wskazówki wlokły się niemiłosiernie, minuta za minutą. Gryfonka rzuciła się bezwładnie na łóżko, marząc o spokojnym śnie.
Jednak wiedziała, że to niemożliwe.
************
Draco był coraz bardziej wściekły. Dał upust swojej złości, wylewając wszystkie swoje odczucia na papier.
Po wielu poprawkach ostateczna wersja listu wylądowała głęboko w kufrze. Nie miał zamiaru jej ponownie czytać, ani tym bardziej wysyłać... Wiedział, jak zareagują. Wiedział, że nie będą chcieli go znać... Może nawet zabiją... A nie o to mu chodziło. Chciał żyć.
Ale... Może, gdy zbierze się w sobie, zgarnie pierwszą lepszą sowę i pośle ją z tym listem do Seymoura zmieni całe swoje życie?
************
Hermiona szła na śniadanie jak na ścięcie. Nie słuchała paplaniny Rona o Harrym i Ginny, miała zbyt wiele na głowie. Wiedziała, że dzisiaj czeka ją ciężki dzień... wyjazd do Durmstrangu, spotkanie z Wiktorem... No i, jak postanowiła dzień wcześniej, miała ostatecznie zerwać z Malfoyem... Bo jak można z kimś być skoro nie jest się pewnym jego uczuć?
Ron nie zauważył, że Hermiona jest dziwnie zmartwiona, smutna. Był zbyt przejęty tym, że Harry i Ginny wybrali się wczoraj wieczorem sami (!) do Zakazanego Lasu.
A co ją to obchodziło?
Dobrze wiedziała i to od piątej klasy, że podobają się sobie nawzajem. Ok, fajnie, że nareszcie się dogadali tak jak powinni, ale sądziła, że nie trzeba robić z tego afery. Zwróciła więc 'delikatnie' uwagę Rudzielcowi:
- Czy mógłbyś się przymknąć?
Ron naburmuszył się i burknął:
- Chyba powinnaś się tym nieco przejąć. To twoi przyjaciele, czyż nie? Właśnie.
- Nie wiem czy Ginny nadal chce, abyśmy się przyjaźniły... - powiedziała z żalem, wchodząc do Wielkiej Sali.
- Dlaczego? Coś się stało? - spytał chłopak, zajmując sobie miejsce przy wielkim półmisku puddingu.
- Hm, można tak powiedzieć - odparła powoli Gryfonka. - Poszło jak zwykle o Dracona... Ona mu nie ufa.
- Nie tylko ona - wymamrotał Ron i pospiesznie dodał: - Ale ja TOBIE ufam, więc wierzę, że jesteś zupełnie pewna co do Malfoya.
- Nie jestem do końca pewna, czy jestem pewna co do niego...
Ron spojrzał na nią dziwnie znad talerza.
- Mam to rozumieć jako... ?
- Nic... myślę... - odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się jakoś dziwnie do Harry'ego i Ginny, którzy właśnie się do nich przysiedli.
- Hermiono długo myślałam nad naszą wczorajszą... wymianą zdań. Chcę cię przeprosić - powiedziała Ruda po chwili milczenia. - Nie będę oceniała kogoś kogo zupełnie nie znam. Być może mylę się co do niego...
Wybraniec uśmiechnął się do Ginny. Cieszył się, że zrozumiała ich ostatnią rozmowę. Spojrzał na Hermionę niepewnie. Nie chciał, aby jego przyjaciółka kłóciła się z... No cóż, można powiedzieć: PRAWIE dziewczyną...
- A wy gdzie wczoraj byliście?- spytał Ron, celując w Harry'ego pomidorem nadzianym na widelec.
- A co, przejść się nie wolno? - Ruda posłała mordercze spojrzenie bratu.
- Nie, no można, ja... - wyjąkał Weasley. - Ale... nie zapytałeś mnie o zgodę stary!- rzucił w stronę Harry'ego.
- To ja mam się ciebie pytać o pozwolenie?- roześmiał się Wybraniec.
Ron naburmuszył się gwałtownie.
- Ron, nie bierz tego do siebie. - Ginny wytknęła język. - Ale jestem już dużą dziewczynką i naprawdę potrafię sobie wybrać... znajomych.
- Żeby to byli tylko znajomi... - odparł Ron, patrząc wymownie na Harry'ego.
- A nawet jeśli to nie tylko znajomi? Ron, znajdź sobie dziewczynę i daj mi wreszcie spokój. Aha, Hermiono... - Ruda zwróciła się do przyjaciółki. - Co powiesz na jakieś spotkanie... no wiesz, ja, ty, Harry, Ron i... Malfoy? Może gdybyśmy go poznali zmieniłoby się nasze zdanie o nim?
- Yyyy... - odparła niezbyt inteligentnie Hermiona.
- Co, zły pomysł?
- Nie, jest dobry, tyle, że po prostu nie mam pojęcia jak i kiedy. Może po powrocie z Durmstrangu... ?
- No raczej, bo chyba nie dzisiaj. - Ginny uśmiechnęła się i wstała. - Ja już lecę, przed eliksirami muszę dokończyć wypracowanie... niestety. - dodała i wybiegła szybko z Wielkiej Sali.
Ron spojrzał na Harry'ego jakby z lekkim wyrzutem.
- Jesteście razem?
- Masz na myśli mnie i Ginny?
- Tak. - Weasley odłożył widelec.
- Hm... - Wybraniec zastanawiał się przez chwilę. - Na razie nie...
- No fajnie, więc w towarzystwie tylko ja jestem sam... - westchnął Ron, a na jego twarzy dał się wyczytać pewnego rodzaju zawód. - Chyba już pójdę, ja też nie zrobiłem jednego wypracowania... - wytłumaczył, wstał i odszedł zostawiając przyjaciół samych i nieco zdziwionych tą reakcją.
- Co mu jest? - spytała Gryfonka, smarując bułkę masłem.
- Wiesz... Nie chcę nic mówić, ale...
- To przeze mnie, prawda? - Hermiona odłożyła pieczywo i spojrzała ze smutkiem na Harry'ego. - Wiem, wiem, jestem podłą egoistką, raniącą wszystkich dookoła. To chcesz powiedzieć. Ale ja również mam ci coś do powiedzenia. Malfoy był na tyle odważny, że przyznał się do błędów, zapraszał mnie na spacery, imprezy... a Ron? Owszem, teraz wiem, że mu na mnie zależy: Ale on nic nie zrobił w tym celu! Nawet się nie postarał! Gdyby próbował wcześniej, może wszystko potoczyłoby się inaczej... Sam jest sobie winien - dodała po chwili namysłu. - I proszę cię, nie potępiaj mnie. I nie broń tak Rona. Pójdę już... - dziewczyna wstała i pomknęła w stronę wyjścia.
- Ale ja nie chciałem nic takiego powiedzieć! - rzucił głośno Harry, jednak Hermiona nie usłyszała już go. Zniknęła za drzwiami Wielkiej Sali.
************
- Hermiona, zaczekaj! - właśnie miała wejść do Wieży Gryffindoru, gdy usłyszała za sobą głos. Odwróciła się gwałtownie, ale od razu wiedziała kto to.
- Draco... tak mi ciężko - powiedziała, a w jej oczach zaszkliły się łzy. - Po prostu przytul mnie, pociesz... Chcę czuć twoją obecność...
Malfoy przyciągnął ją ku sobie, objął rękoma.
- Coś się stało? Ktoś ci coś zrobił? - spytał.
- Nie... - Gryfonka położyła głowę na jego ramieniu. - Mam wrażenie, że coraz bardziej oddalam się od przyjaciół... Że oni nawet nie próbują mnie zrozumieć. I do tego ten cały konkurs... ja nic nie umiem! I do tego... - odchyliła się i spojrzała chłopakowi w oczy. - Czasem wydaje mi się, że to bezsensowny, zdradziecki sen... Boję się... Że nagle się obudzę...
Draco nie był do końca pewien, o co chodziło jej z tym snem. A jeśli się zorientowała?
Chłopak odwrócił wzrok, przytulił ją mocniej. Jak mógł jej to powiedzieć? Kiedyś byłoby to dla niego dziecinnie łatwe... Zranić... Teraz odrzucał w ogóle tą myśl. Jak mógłby jej coś takiego zrobić?
Tak łatwo w jednej chwili wszystko zniszczyć... Ale o wiele trudniej odbudować...
- Chodź ze mną, coś ci pokażę... - Ślizgon pociągnął dziewczynę za sobą i skierowali się w stronę Pokoju Życzeń.
************
Byli już nieopodal gdy zza rogu wyłonił się Zabini. Ze złośliwym uśmieszkiem rzucił: - A dokąd to zakochana parka się wybiera, co?
Malfoy posłał mu mordercze spojrzenie. Niech tylko spróbuje... A pożałuje.
- Tak dawno chciałem cię poznać... - Blaise uśmiechnął się nonszalancko do Hermiony i ucałował lekko jej dłoń. - I cieszę się niezmiernie, że jesteście razem. Ale słyszałem plotki, że to tylko dla szpanu...
- Szpanu? - prychnął Draco.
- Po co miałabym udawać? To bez sensu... - powiedziała Gryfonka i pocałowała Malfoya delikatnie. Chłopak odwzajemnił, jednak czując na sobie wzrok Zabiniego szybko przerwał.
- Zresztą, ja nie potrafiłabym nikogo tak zranić... - dodała Hermiona, uśmiechając się lekko. - Zdecydowanie nie popieram metody "Rozkochaj i porzuć".
Draco czuł coraz większe poczucie winy. Sumienie gryzło go niemiłosiernie, posyłał wściekłe, acz rozpaczliwe spojrzenia w stronę Blaise'a.
- Widzisz, może ty byś nie potrafiła. Ale co poniektórzy tak. - odparł Zabini, podkreślając słowo "poniektórzy'' i patrząc znacząco na Malfoya.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Gryfonka spojrzała na Ślizgona ze zdziwieniem.
Blaise pokręcił głową.
- A mówią, że jesteś taka mądra. Chyba nie sądziłaś, że Draco naprawdę zakochał się w tobie?
Malfoy spojrzał gdzieś w bok.
- To nie tak...
- Że co?! - Hermiona puściła dłoń Dracona i spojrzała na obydwu z mieszaniną złości i zdziwienia.
- Przecież to tylko głupi zakład! Naprawdę myślisz, że zasługujesz na kogoś takiego jak on? Że to wszystko co tobie powiedział to prawda? - zadrwił Zabini. - Naczytał się poematów i wszystko co mówił, pochodziło z nich, a nie z jego serca! Ja kazałem mu zaprosić się na imprezę! To był mój pomysł. Jego zresztą też. I znowu wygrał - dodał z rezygnacją. - Jest za dobry. Każdej potrafi złamać serce... A ty byłaś zbyt naiwna aby się zorientować. To twoi przyjaciele mają oczy, a ty jesteś zupełnie ślepa! Oślepiła cię miłość, miłość... z fałszywą wzajemnością. Proszę cię, to jest po prostu żałosne! - Zabini zaczął się śmiać, w miarę jak się śmiał z oczu Hermiony spływały coraz to większe łzy.
- To prawda?- spytała Malfoya.
Chłopak kiwnął głową, niezdolny wykrztusić jakiekolwiek słowo. Jak Zabini mógł mu to zrobi?ć! Przecież chciał zerwać zakład! Jak ona mu teraz uwierzy...? Dlaczego się nie zorientował?
Dlaczego to zrobił?!
"Teraz
już za późno..." - pomyślał, patrząc jak Gryfonka odbiega
od nich z płaczem i kieruje się w stronę błoni...
18.
BO NIE POTRAFIĘ ZAPOMNIEĆ
- Ty zasrany, parszywy idioto... pożałujesz tego. - syknął Malfoy przytykając Zabiniemu różdżkę do gardła. - Pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś... nienawidzę cię... byliśmy przyjaciółmi...
- Spoko, wyluzuj trochę, stary. - zaśmiał się Blaise, jednak Dracon dostrzegł cień strachu na jego twarzy. - To tylko szlama.
- Tylko szlama?! - Malfoy wpił mu różdżkę w szyję. - Ona nie jest szlamą! Nie wyobrażasz sobie ile wysiłku wsadziłem w to, aby ją uwieść! I gdy mi się już to udało odkryłem jaka jest naprawdę! I wiesz co?! - zamilkł na chwilę. - Zauważyłem, że to nie jest kolejna słodka idiotka, jakich uwodziliśmy tysiące! Na taką jak ona można... - nie dokończył. Spojrzał na Zabiniego z pogardą. - Nie ważne. Nie zrozumiesz. Jeszcze jesteś niedorosłym dzieciakiem... Skopałbym ci tyłek... ale mam ważniejsze rzeczy do załatwienia... - Malfoy odsunął różdżkę od jego gardła. - Zajmę się tobą później.
Blaise cofnął się.
- Stary, ja...
- Zajmę się tobą później. - powtórzył Malfoy i puścił się pędem w kierunku błoni.
************
Kap, kap, kap...
Krople deszczu wybijały niezrozumiany dla nikogo rytm, opadając na taflę jeziora i tworząc na niej szerokie łuki. Z drzew ściekała woda i płynęła wzdłuż zawiłych ścieżek Zakazanego Lasu. Niebo stawało się coraz ciemniejsze, deszcz zaczął siec z całej siły.
Łzy na twarzy Hermiony mieszały się z kroplami deszczu. Mogła swodobnie płakać, przy takiej pogodzie nikt się nie zorientuje... Tyle uczuć w niej tkwiło, tyle złości. Zlepione wodą włosy przyklejały jej się do czoła i policzków. Nie odgarnęła ich. Stała przy bramie do Hogwartu i bezmyślnie patrzyła się w niebo, a krople deszczu spływały po jej twarzy. Nie wiedziała już zupełnie co począć. Bezradność, rozżalenie, rozgoryczenie, złość... to tylko nieliczne odczucia, które dusiła w sobie. Zacisnęła mocno powieki. Nagle wrzasnęła:
- Dlaczego to wszystko przytrafia się właśnie mnie?!
Osunęła się na ziemię. Woda powoli wsiąknęła w jej szatę, tworząc mokre, wielkie plamy. Dziewczyna zadrżała po czym schowała głowę w dłoniach.
Nagle usłyszała za sobą kroki, ciche i niepewne, później coraz głośniejsze.
- Odejdź. Nienawidzę cię. Zepsułeś całe moje życie, po prosu odwal się ode mnie i nigdy więcej nie wtrącaj się w to co robię! - wyszlochała. Tyle, że zamiast wyrazu 'wtrącaj' użyła nieco innego czasownika.
- Nic ci nie zrobiłem, głupia.
Podniosła głowę zdziwiona. Nie był to głos Malfoya.
************
- Więc sądzi pan, panie Filch, że panna Granger rzucała w pana wyzwiskami, obrażała i odmawiała przyjścia tutaj?- dopytywała się prof. McGonagall gdy charłak przyciągnął ze sobą Hermionę, zapłakaną i wściekłą.
- Nie wiedziałam, że to on! - warknęła. - Sądziłam, że to ktoś inny.
- Więc trzeba było podnieść głowę, zanim wypowiedziało się te wszystkie piękne słowa! - wysapał woźny ze złością. - Do tego, gdy szliśmy schodami ugryzła mnie, mówiąc, że ma teraz większe problemy niż szkoła! Co tu się dzieje, co tu się dzieje... - pokręcił głową z politowaniem i spojrzał na Hermionę z triumfem. - Mam nadzieję, że dostanie ci się lanie, panienko...
- Granger - mruknęła dziewczyna i osunęła się głębiej w fotel, unikając niepokojącego wzroku McGonagall.
- Dobrze, dziękuję ci Argusie... - powiedziała profesorka i usiadła na wprost Hermiony, masując sobie skroń. Zamknęła oczy. - Możesz już iść, zajmę się wszystkim.
Filch zatarł ręce i z chytrym, parszywym uśmieszkiem wycofał się z gabinetu.
- Panno Granger... - zaczęła McGonagall i spojrzała na dziewczynę smutnym wzrokiem. - Co się ostatnio z tobą dzieje? Taka mądra, utalentowana i piękna czarownica... Tak gwałtownie zmienia się w kogoś zupełnie innego! Dlaczego?
Hermiona spojrzała na profesorkę, a jej oczy zaszkliły się od łez.
- Hermiono, chciałabym ci pomóc... jednak nie dajesz nikomu szansy.
Gryfonka spuściła wzrok.
- Co jest problemem? Wiesz, że mogę ci pomóc.
- Nikt nie może - wyszeptała Hermiona. - To ja sama sobie jestem winna...
- Ależ moja droga... - McGonagall wstała i z wyciągniętymi dłońmi podeszła do dziewczyny. - To, czym się tak martwisz, na pewno nie jest twoją winą...!
- Niestety jest. - Hermiona podniosła głowę i spojrzała na kamienną twarz opiekunki Gryffindoru. - Ponieważ zaufałam... ponieważ miałam nadzieję...
- Nadzieja i zaufanie to są dobre rzeczy! Więc to nie one są przyczyną twojego problemu...
Gryfonka pokręciła głową.
- Niestety są. Otóż jest ktoś. Ktoś bez serca, egoistyczny, zimny. Pomagałam mu się zmienić. A przynajmniej starałam się to zrobić. Gdy już byłam pewna, że osiągnęłam cel, okazało się, że to wszystko były kłamstwa... To, że twierdził, że się zmienił. To, że mówił, że jest inny. Wszystko to były kłamstwa... wszystko było jednym wielkim oszukaństwem... - zaszlochała Hermiona i ukryła twarz w dłoniach.
- Więc mówisz, że nie zaszła w nim żadna zmiana? Jesteś tego całkowicie pewna? - spytała cicho McGonagall.
Dziewczyna nie odpowiedziała, zdziwiona tym pytaniem.
Bo jednak, mimo tego całego zakładu, Malfoy się zmienił. Widziała, że zamiast cieszyć się swoją wygraną z powodu zakładu, spojrzał na nią z bólem i smutkiem, jakby chcąc ją przeprosić. Widziała rozpaczliwe próby powstrzymania Blaise'a przed wypowiedzeniem prawdy. Pamiętała wiele słów, które Dracon jej powiedział. Pamiętała, gdy zwierzał jej się z problemów i szukał porady. A gdy ona miała problem pocieszał ją- słowem i dotykiem. Wszystkie romantyczne pocałunki jakie jej oddał... wszystko co dla niego zrobiła na pewno nie było bezsensowne.
- Nie - odparła Hermiona po namyśle. - On się zmienił... naprawdę się zmienił... I ta jego powłoka, którą sobie wyrobił, nie zakryje tego, co w nim tak naprawdę tkwi...
- Widzisz, sama do tego doszłaś - odparła z uśmiechem profesorka. - Sama to odkryłaś.
Gryfonka otarła łzy.
- Nie trać wiary... pomóż mu... - rzekła McGonagall. - dokończ to, co zaczęłaś... nie pozwól, aby z powrotem stał się tym, kim był zanim pomogłaś mu się zmienić...
- Nie pozwolę - oświadczyła Hermiona.
Profesorka skinęła głową, jakby się tego spodziewała.
- Więc idź. Poradź się przyjaciół, niech nie zostawiają cię teraz, w tej chwili. To ciężka próba.
- Dziękuję. Za wszystko. - Gryfonka wstała i ocierając łzy wierzchem rękawa wyszła z gabinetu profesorki.
************
- Hermiono...
Ginny spojrzała na przyjaciółkę z niepokojem, gdy tylko weszła do dormitorium dziewczyn. Miała mokre, pozlepiane włosy. Strąki opadały jej na czoło i policzki. Szata ociekała z wody, przylepiała się do jej ciała. Nieustannie pocierała zaczerwienione, spuchnięte oczy. Blada i sztywna usiadła na łóżku i spojrzała na Rudą ze smutkiem.
- Malfoy zrobił to tylko dla zakładu - powiedziała po chwili.
- Co zrobił?
Ruda usiadła koło przyjaciółki i spojrzała na nią z niepokojem.
- To wszystko. Wszystko co zrobił, co uczynił, pocałował czy powiedział... to wszystko to był tylko zakład. - odparła Gryfonka powoli.
Ginny westchnęła. Wiedziała, że nietaktowne byłoby rzucenie "A nie mówiłam?" więc objęła orzechowooką ramieniem. Milczeniem wyraziła zrozumienie.
Hermiona wtuliła się w rudowłosą. Płakała. Mokre łzy wsiąkały w zielony sweter przyjaciółki. Przytuliła ją mocno i zaszlochała cicho. Ginny pogłaskała ją po włosach.
- Cicho... On nie jest tego wart...
Gryfonka odsunęła się i spojrzała w oczy przyjaciółki.
- Jestem głupia - mruknęła. - Jak mogłam tak dać się nabrać...?
- Nie jesteś głupia, kochanie. Malfoy jest podły i to jest problem.
- Zawiodłam was. Nie chciałam wam uwierzyć. A wy mieliście rację co do niego. - Hermiona zacisnęła mocno powieki. Po jej policzkach spłynęły łzy.
- Śpij... jutro masz konkurs. Nie będziesz teraz płakać - powiedziała stanowczo Ginny. - Nie przez niego. Rozumiesz?
- Gin, dziękuję ci za wszystko...
Dziewczyny przytulały się jakiś czas, długo jeszcze rozmawiały, później zmorzył je sen.
************
- Rozumiem, że nie potrzebujecie nic więcej?
Uważny wzrok prof. McGonagall powoli przeszył całą czwórkę. Chad przytaknął. Cormak mruknął, że na pięć dni to mu wystarczy. Hermiona trzymała głowę wysoko, unikała spojrzeń Malfoya. Chłopak wydawał się trochę... zawiedziony? Smutny? Jednak ona tego nie zauważyła. Słuchała profesorki i uważnie obserwowała każdy jej krok.
- Dobrze, więc... pożegnajcie się... i wyjdźcie przed Hogwart...
McLaggen pomknął w kierunku znajomych, którzy zaczęli walić go po plecach i życzyli mu powodzenia.
Chad podszedł do paru chłopaków, wymienił z nim parę słów.
Malfoy stał sam, oczywiście jeśli nie licząc tłumu jego fanek.
Hermiona rzuciła się na szyję Harry'emu i Ronowi, tuląc ich oboje. Ucałowała ich w policzki i powiedziała:
- Przepraszam, że was nie słuchałam... mieliście rację...
Nie odezwali się. Nie chcieli jej zranić, ani się wywyższać.
- Dziękuję wam... naprawdę.
- Od czego są w końcu przyjaciele?- wybąkał Ron i poklepał ją lekko po plecach.
Gryfonka rozpromieniła się.
- Życzcie mi powodzenia.
- Życzymy, Hermiono. - Ginny uśmiechnęła się i chwyciła Harry'ego za rękę.
Wybraniec odwzajemnił uśmiech i powiedział w końcu:
- I dobra wiadomość... ja i Ginny...
- Wy... - Ron wybałuszył oczy. - I nic mi nie powiedziałeś?! Gratuluję! - poklepał Harry'ego po plecach i spojrzał na Hermionę. - Jedź już bo się spóźnisz.
- Wyganiasz mnie?- Gryfonka pokazała mu język.
- Nie, ale...
- Żartuję, głupku. - Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciół, po czym ruszyła za McGonagall.
- Zaczekaj!
Odwróciła się. Ku niej biegł Ron. Z dziwnym uśmiechem i zacięciem na twarzy stanął przed nią i powiedział:
- Będę tęsknić za tobą, Hermiono. Hogwart bez ciebie będzie pusty...
Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, chłopak pocałował ją. Zamrugała. Kątem oka dostrzegła Malfoya, który patrzy na nich z irytacją. Odwzajemniła pocałunek i objęła Rudzielca dłońmi. Draco prychnął cicho, po czym wyminął ich zręcznie i wyszedł na zalane słońcem błonia.
- Ja także, Ron - powiedziała Gryfonka gdy się od niego odkleiła, po czym zostawiła rozpromienionego chłopaka i pobiegła za McGonagall.
- Dobrze. Więc, przyszykowani, gotowi... Albusie?- profesorka zwróciła się do Dumbledore'a. - Chyba są gotowi.
Profesor odchrząknął.
- Dobrze, więc... trzymajcie. - podał im nieco starą, zakurzoną puszkę. - To świstoklik. Przeniesie was do Durmstrangu. Życzę wam powodzenia. I pamiętajcie, że najważniejszych rzeczy oko nie dostrzega... Na trzy! Raz, dwa... trzy...
Po chwili cała czwórka znalazła się na błoniach zupełnie innej, nieznanej szkoły...
************
Powitał ich Karkarow. Z uśmiechem na twarzy zaprowadził całą czwórkę do lewego skrzydła. Mieściły się tam dwa wielkie dormitoria, z dwoma łóżkami i pełnym wyposażeniem, o jakim można by było tylko pomarzyć.
- Więc, tu jeden pokój, a tutaj drugi. Możecie się rozpakować. - oznajmił im profesor. - Kto jest z kim w dormitorium?- spytał, mierząc Hermionę bacznym spojrzeniem.
Gryfonka szybko chwyciła Chada za rękę, patrząc na Malfoya z wyższością.
- Ja jestem z nim.
Ślizgon uniósł brwi i skrzywił się lekko.
- Jesteś Draco Malfoy, prawda?- spytał Karkarow Chada, który spojrzał na niego dziwnie i pokręcił głową. Wskazał podbródkiem na blondyna.
- Nie. To on jest Malfoy.
- Dostałem karteczkę od Albusa, że Dracon i Hermiona mają być w jednym pokoju. Przykro mi bardzo. - Mężczyzna rozdzielił Chada i Gryfonkę następnie wskazał pokój po swojej lewej. - Panna Granger i jej towarzysz tutaj. Pozostała dwójka do dormitorium obok.
Hermiona zacisnęła pięści. Że co? Ma być z nim przez pięć dni w jednym dormitorium?
Nie powiedziała jednak nic, uśmiechnęła się krzywo, zabrała walizkę i weszła do dormitorium, nie czekając na Dracona.
- Szykuje się fajny tydzień, hę?
Nie odpowiedziała. Układała ubrania w szafie i usilnie usiłowała przypomnieć sobie zaklęcia niewerbalne. Jednak głos Malfoya wciąż przerywał jej rozmyślania.
- Nie odpowiesz? Wiem, że mnie kochasz.
Prychnęła. Nie odwróciła się jednak, z podwojoną szybkością wypakowywała rzeczy z walizki.
- Granger...
Dracon usiadł na łóżku i spojrzał na dziewczynę z irytacją.
- Odwróć się.
- Tego chcesz?! - Gryfonka odwróciła się. Po jej twarzy ściekały łzy.
- Ja...
- Nie chcę tego słuchać! Znów wymyślisz cały stek kłamstw?! Po prostu zostaw mnie i nie odzywaj się do mnie!- dziewczyna odwróciła sie i powróciła do układania ubrań.
- Nie potrafię... - powiedział bezgłośnie i spuścił wzrok. Nie usłyszała jednak tego. - Granger, dlaczego taka jesteś? Co ja ci zrobiłem? - spytał, tym razem głośno.
- Co mi zrobiłeś? Pytasz o to?! - odwróciła się, wstała i stanęła nad Malfoyem. - Raz, że wykorzystałeś mnie, oszukałeś i okłamałeś! Dwa, że ośmieszyłeś mnie przed Slytherinem i będę miała opinię taniej laski! Trzy, że to boli i nie potrafię...
Draco przyciągnął ją do siebie, tak, że oboje wylądowali na łóżku. Przytłaczał ją swoim ciężarem. I bliskością. Spojrzał w jej lśniące od łez orzechowe oczy. Odgarnął jej włosy z czoła. Spojrzał na jej rumianą twarz, delikatne usta, okrągłe policzki. Była piękna. Taka lekka, delikatna niczym podmuch wiosennego wiatru. Czuł jej okrągłe piersi pod swoim torsem, jej bliskość niemal onieśmielała go. Jego, notorycznego podrywacza i kłamcę. Ujął jej dłoń powoli, a drugą przytrzymał w talii. Poczuł zapach jaśminowych perfum, zapach kwiatów. Tak ładnie pachniała. Pragnął zatopić swoje dłonie w jej bujnych włosach, pocałować różane usta.
- ... nie potrafię zapomnieć. - dokończyła dziewczyna drżącym głosem.
Malfoy przybliżył się, aby obdarzyć ją pocałunkiem, jednak nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i Hermiona zrzuciła chłopaka na ziemię. Jęknął i wstał, rozmasowując sobie żebra. Spojrzał w stronę drzwi i pomyślał ze złością:
"Czego
on tutaj chce?!"
19. TERAZ ZROZUMIAŁ
Chad uniósł wysoko brwi i spojrzał ze zdziwieniem na rozmasowującego sobie żebra Malfoya. Następnie jego spojrzenie padło na Hermionę.
- Możemy porozmawiać?
Dziewczyna kiwnęła głową, po czym wyszła za Krukonem z dormitorium.
Dracon posłał im kpiące spojrzenie, po czym otrząsnął się i usiadł na skraju łóżka. Nie udało mu się... Z irytacją spojrzał na drzwi; drzwi za którymi zniknęła dziewczyna... dziewczyna, nie dająca mu spokoju...
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? - spytała Hermiona Chada, gdy znaleźli się trochę dalej od jej dormitorium.
- Hm, twoje zachowanie mnie zaintrygowało.
- Zachowanie? - Gryfonka uniosła jedną brew.
- To, że wtedy złapałaś mnie za rękę i powiedziałaś, że chcesz być ze mną. - Rowens sprawiał wrażenie nieco zmieszanego. - No wiesz... W dormitorium.
- Bo nie chciałam być z Malfoyem.
- Tylko dlatego?
Dziewczyna odparła po chwili milczenia:
- Raczej tak.
- Aha. - Chad wyglądał na zawiedzionego. - Myślałem... Że mam szansę.
- Na co?
- Abyś zgodziła się pójść ze mną na bal.
- Na... bal? - Hermiona spojrzała na niego jak na kretyna.
- W Durmstrangu za dwa dni jest bal. A później ten konkurs. - wyjaśnił chłopak z lekkim zdziwieniem. - McGonagall tak mówiła.
- Że co?! Ja nie mam żadnej sukienki! Jaki bal?
- Sam nie wiem jaki! Ale myślałem, że pójdziesz tam ze mną. Żadnej dziewczyny oprócz ciebie tutaj nie znam... - odpowiedział Chad.
Hermiona musiała stwierdzić, że niestety Rowens był przystojny. Dosyć krótko przycięte brązowe włosy, ciemna cera, piwne oczy... Był wysoki, szerokiej postury. Ukośna grzywka wpadała mu do oczu, gdy kręcił głową z irytacją.
- Nie wiem, po co ten cały konkurs. I po co przysłano tutaj akurat mnie.
- Też nie wiem po co ten konkurs... - odparła Gryfonka. - Ale z góry wiedziałam, że to będę ja...
- Skromność nie jest twoją cechą, prawda?
Zaśmiała się wdzięcznie w odpowiedzi.
- Nie o to chodzi. McGonagall dała mi znać na samym początku, że tylko mnie typuje...
- Nieważne. - Chad mrugnął do niej i uśmiechnął się lekko. - Na bal więc nie pójdę... W samotności trudno przeżyć te godziny... Zwłaszcza, gdy wokół roi się od par... wirujących w tańcu... śmiejących się razem... cieszących ze swojej obecności...
Myśli Gryfonki pomknęły jak szalone. Wyobraziła sobie ją- w pięknej, ozdobnej sukni i Malfoya- w eleganckiej szacie wyjściowej... oczyma wyobraźni widziała ich razem, trzymających się za ręce, uśmiechających się do siebie i tańczących w rytm szalonej muzyki, wygrywanej przez Fatalne Jędze... Zobaczyła jak blondyn nachyla się, aby złożyć na jej ustach pocałunek... Przerwali taniec, cieszyli się chwilą, zachłannie i namiętnie oddali się sobie...
- Pójdę z tobą! - wykrzyknęła Hermiona po chwili, otrząsając się z wizji, która ją przed chwilą nawiedziła. - Pójdę z tobą - powtórzyła, tym razem ciszej.
Krukon uśmiechnął się powalająco.
- Wielkie dzięki. Już myślałem, że będę musiał zastosować jakieś średniowieczne tortury...
************
- No i widzieliście, jak mnie objęła? I do tego...
- Ron, do cholery, wiemy, że się z nią całowałeś! Ile razy jeszcze będziesz to wspominać? - Ginny wyglądała teraz prawie jak p. Weasley. Założyła ręce na biodrach i wpatrywała się w brata ze złością.
- Ja... ja... ona...
Rudzielec zamglonym wzrokiem wpatrywał się w kominek, na jego zarumienionej twarzy błąkał się uśmiech. Harry spojrzał na niego z mieszanymi uczuciami.
- Ona mnie nie odepchnęła... a tak sie bałem... - ciągnął Ron, patrząc w migoczące płomienie.
Wybraniec poklepał przyjaciela po plecach.
- Warto było, co?
- O tak - odparł Ron, a w jego głowie zahuczał cały chór anielski. - Warto...
- Dobrze, więc gdy powtórzysz setny raz, jak było cudownie, a ja przywalę ci w twarz- zamkniesz się wtedy?
Weasley spojrzał na Ginny i zmarszczył brwi.
- Nie pasuję do niej?
Ruda westchnęła.
- Pasujesz. Ale rana jest zbyt świeża.
- Jaka rana?
- Chodzi o Malfoya, tak? - spytał cicho Harry. Objął dziewczynę ramieniem i spojrzał jej w oczy.
Ginny przytaknęła.
- Czy wy nie rozumiecie jak ona się teraz czuje?
Oboje pokręcili głowami.
- Jezu... - Ruda także pokręciła głową. Tyle, że z irytacji. - Więc... Hermiona włożyła wiele trudu w zmianę Malfoya. Udało jej się. Zakochała się w nim. Jednak nie wiedziała co robić i przez pewien czas kierowała swoje uczucia w stronę Harry'ego, co było problemem dla przyjaźni waszej trójki. Była rozdarta. Do tego wszystkiego miała coraz gorsze oceny i kłóciła się ze mną, jej przyjaciółką. Ale w końcu jej się udało. Ona i Malfoy byli razem przez dłuższy czas. Ustatkowała się i była szczęśliwa. Żyła pełnią życia. Jednak okazało się, że Draco zrobił to wszystko tylko dla zakładu. Że ją oszukał. Hermiona jest teraz zraniona, bo sądziła, że zmienił się dzięki niej... i że naprawdę coś do niej poczuł. A teraz jeszcze ty ją pocałowałeś, Ron. - spojrzała na brata z wyrzutem. - Hermiona zapewne martwi się, że teraz nici na poprawienie szans z Malfoyem...
- Wybuchłaby gdyby czuła to wszystko naraz! - wtrącił Ron.
- ... i boi się, że dała ci złudne nadzieje. - dokończyła Ginny.
- Złudne... nadzieje? - powtórzył głucho Rudzielec.
- Ona na razie chce być sama... Nie wiesz jak trudno jest zapomnieć o takiej miłości...
- Nadzieje? Więc ona... ona... ona do mnie nic nie czuje?...
- Ron... - Ginny zorientowała się, że powiedziała za dużo. Ugryzła się w język i rzuciła spojrzenie w stronę Harry'ego mówiące: POMÓŻ.
- Ron, a czy ty, po stracie Hermiony szukałbyś szybko kogoś innego? - spytał szybko Wybraniec. - Ona musi się pozbierać.
To chyba przekonało Weasley'a.
- Więc na razie... na razie nie będę naciskał. Zostawię ją z jej własnymi myślami...
- No i nareszcie mówisz z sensem. - Ruda poklepała go po plecach, cmoknęła Harry'ego w policzek i powiedziała: - Ja spadam, nie wiem jak wy. - po czym zostawiła ich, znikając za drzwiami dormitorium dziewczyn.
************
- Czego chciał? - spytał Malfoy, gdy Hermiona wróciła do ich dormitorium.
- A co cię to obchodzi? - odparła z irytacją, siadając na łóżku i powracając do rozpakowywania się.
Ślizgon nie odpowiedział. Bo niby co miał jej powiedzieć? Że cały ten zakład to tylko... przykrywka? Że tak naprawdę coś do niej czuje?
Nie mógł się przecież przed nią do tego przyznać! To zepsułoby wszystko, nad czym tak usilnie pracował przez pięć lat!
Spojrzał więc na nią, na jej wydatne biodra, na włosy opadające na ramiona i z dziwnym smutkiem przypomniał, jak całowali się na błoniach, namiętnie... Pamiętał jedno: chciał, aby ta chwila trwała wiecznie... Teraz czuł dziwne ukłucie widząc ją, odwróconą od niego... Wiedział, że po tym wszystkim jeszcze trudniej będzie ją odzyskać...
- Nic, po prostu się pytam - odparł po chwili. Rzucił swoje ubrania za łóżko, walizkę położył na szafie i usiadł na krześle, zadowolony ze swojego 'rozpakowania'. Następnie rzucił spojrzenie w stronę Gryfonki. Omal nie prychnął, gdy zobaczył jak starannie składa ubrania i układa rzeczy na biurku koło łóżka.
- Długo będziemy udawać, że nic się nie stało? - spytał, wstając. Podszedł powolnym krokiem do okna i wyjrzał przez szybę, oglądając błonia Durmstrangu. Niewiele różniły się od tych Hogwardzkich. Może tym, że nie było tu żadnej chatki, za to o wiele więcej drzew. No i na trawie pasły się ogromne konie, nieco dziwne, jednak Malfoy nie przyglądał im się dłużej bo nagle Hermiona pociągnęła go za koszulkę i po chwili stali przy sobie, blisko, czując niemalże swoje oddechy na twarzach.
- Udawać, że nic się nie stało? Ależ stało. Wiele - powiedziała dziewczyna, mrużąc oczy. - Wszystko było dobrze, dopóki nie okazało się kłamstwem. A ty jeszcze się pytasz?! Śmiesz pytać?! - wybuchła i odepchnęła go od siebie, a w jej oczach momentalnie zalśniły łzy. - Ja nie udaję, że nic się nie stało! Bo stało! Naprawdę nie mam ochoty przeżywać tego wszystkiego jeszcze raz! Więc zejdź mi z oczu, nie rozmawiajmy, przyjechaliśmy tutaj na Konkurs!... nie chcę mieć z tobą już nic więcej wspólnego! Rozumiesz?! Nic!
Hermiona usiadła na łóżku, zmęczona tym ciągłym tłumaczeniem, zmęczona JEGO obecnością.
- Teraz już wiem, że ludziom takim jak ty... po prostu ufać nie wolno.
Malfoy pojrzał na nią z dziwnym rozżaleniem.
- Takim jak ja?
- Czyli podłym, zimnym, nieczułym, pokazującym wszystkim naokoło swoją wyższość, egoistycznym, niewrażliwym na uczucia innych...
- Dobra, dobra! - przerwał jej chłopak, unosząc rękę jakby w geście obrony. - Tyle, że... nic o mnie nie wiesz. Nie możesz mnie oceniać.
- Nic nie wiem? Nic?! A to ciekawe! Bo mi się wydaje, że podczas tego, gdy ty wmawiałeś mi, że mnie kochasz dostrzegłam twoje cechy bardzo dokładnie.
- Więc? Jaki jestem? - spytał, zakładając ręce na piersi.
- Jesteś... Jesteś Malfoyem.
Ślizgon uniósł brwi, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Hermiona wybiegła z dormitorium, trzaskając drzwiami.
"Jesteś Malfoyem". Jej słowa wciąż huczały mu w uszach.
O co jej chodziło?
Nie potrafił dostrzec sensu, zawartego w tych dwóch, niby prostych, słowach.
Malfoyowie... Malfoyowie zawsze pokazywali swoją wyższość. Wszyscy zawsze byli po stronie wygranej, nie ważne, czy była to strona zła czy dobra. Chcieli jak najlepiej dla siebie. Strzegli swoich skarbów, trzymanych w wielkich pradawnych dworach. Miłości prawdziwej nie uznawali. Jeśli który w nią wierzył- zostawał natychmiast skreślony. Czysta krew- było to hasło najważniejsze ze wszystkiego dla rodziny Malfoyów. Bo czymże byłby świat złożony z mugolaków i innych plugawych mieszańców? Ktoś w końcu musi pilnować porządku. Tak myśleli i wciąż myślą Malfoyowie. Slytherin jest dla nich najważniejszym domem, gdyż to właśnie tam wartość czystej krwi zapoczątkował Salazar Slytherin. Nie ma tam żadnych parszywych dziwadeł, których pełno w Gryffindorze, gdzie cnotą jest męstwo. Czym jest męstwo w obliczu śmierci, jeśli nie głupstwem? Mądrzy uciekną, przeżyją i dożyją sędziwych lat, śmiejąc się z tych, którzy w dumie zostali aby walczyć za... za co? Za pokój? Za rodzinę? Za to w co wierzą? Po co walczyć, jeśli nie odnosi się skutków? Malfoyowie zawsze byli sprytni. Wiedzieli, kiedy usunąć się w cień, a kiedy zza niego wyłonić. A przede wszystkim- uczucia odsuwali na bok. Chyba lepiej wyjść za porządnego bogatego gbura niż za biednego wspaniałego młodzieńca! Bo co? Czym to by się skończyło? Problemami. A takich Malfoyowie unikali jak ognia. No i oczywiście Draco nie odstawał od nich.
Przynajmniej do tej chwili.
Coś w środku powiedziało mu, że nie może tak stać i czekać, aż wszystko samo się wyjaśni. Coś pchnęło go naprzód, do drzwi dormitorium i wbrew własnej woli pobiegł za Hermioną.
Bo on jest Malfoyem tylko z nazwiska.
Miał dość uciekania. Unikania problemów, czekania aż same się rozwiążą. Miał dość krycia się i chowania. Walczyć za to w co wierzy, choćby nie odniosło skutków warto! I Draconowi coś rozjaśniło się w głowie. Zrozumiał o co chodziło Hermionie, gdy powiedziała: "Jesteś Malfoyem". Lecz wcale nie poczuł się z tego powodu lepiej.
Przede wszystkim chciał jej wyjaśnić i zaprzeczyć. Bo nie jest tak, jak powiedziała. Pragnął jej wykrzyczeć prosto w twarz, że do swojej rodziny nigdy się nie przyznawał i nie przyznaje! Pragnął też powiedzieć, co do niej czuje!
Lecz tego nie potrafił... Nie znał słów, które potrafiłyby oddać sens tego, co chodziło mu po głowie...
Hermiona nagle skręciła w lewo i wydała z siebie zduszony okrzyk, bo w jej stronę szedł Malfoy. Nie miała zamiaru pokazywać mu się, gdy była cała zapłakana i makijaż spływał po jej twarzy, tworząc czarne smugi. Wcale nie chciała, aby się zorientował, że płakała. Z jego powodu.
Więc wykręciła i przyspieszyła kroku aby go minąć, jednak on stanął tuż przed nią i powiedział:
- Posłuchaj mnie.
Podniosła dumnie głowę, zaprzeczając tym samym swoim poprzednim zamiarom.
- Nie. To ty mnie posłuchaj. Płaczę przez ciebie! Nie śpię przez ciebie! Nie potrafię żyć z myślą, że to wszystko było kłamstwem! A wiesz dlaczego?... bo pokochałam - powiedziała twardo, patrząc mu w oczy. - Pokochałam złudzenie, cień kogoś, kim nie jesteś, a chciałabym żebyś był. I wiesz co? To boli! Boli, rozumiesz?! Że pokochałam, mocno i trwale coś, co nie istniało! Bo to wszystko było... Głupim zakładem. A ja zaufałam. Uwierzyłam. A stracenie nadziei i wiary naraz? To samobójstwo! I nie próbuj mi teraz wmówić, że nie było żadnego zakładu. Blaise wydaje się być prawdomówny. Choć wierny- nie do końca. - uśmiechnęła się złośliwie i spojrzała na Malfoya. - Bo chyba nie chciałeś, aby to tak szybko się wydało, co? Chciałeś się jeszcze zabawić. A ja byłam głupia. I wciąż jestem! A wiesz dlaczego?! Bo stoję tutaj i teraz, rozmawiając z TOBĄ, a powinnam być teraz w Hogwarcie, z moimi przyjaciółmi! I nie chcę słuchać tego, co masz mi do powiedzenia! - warknęła, bo Ślizgon już otworzył usta, aby coś powiedzieć. - Rozumiesz?
- Widocznie nie, bo mam wiele do powiedzenia i bynajmniej nie obchodzi mnie to, że nie chcesz tego słuchać - odparł Draco z irytacją. - "Egoista" pomyślisz. Nie. Bo w tej chwili chcę powiedzieć ci wiele. I to nie ze względu na siebie. Na ciebie. Na nas.
- Nas? - puścił to mimo uszu i ciągnął dalej:
- Mówisz, że wszystko było kłamstwem. Rozczaruję cię. Wyobraź sobie, że nie było.
- Więc?
- Więc... - i gdy Malfoy zebrał się w sobie, aby powiedzieć jej to wszystko; wszystko co w nim tkwiło i co chciał jej powiedzieć... Nie potrafił... Zamilkł.
Spojrzała na niego z wyższością, gdy milczał przez chwilę, szukając słów. Triumfowała- to było pewne. Widział to na jej twarzy, widział to w jej orzechowych oczach. Zabłysły przez chwilę, gdy przysunął się do niej, jakby chciał odnaleźć w jej tęczówkach rozwiązanie... Jednak Gryfonka odsunęła się od niego.
- Widzisz. Jeśli to było to 'wiele do powiedzenia' to ja dziękuję - roześmiała się ironicznie. Poczuł się dziwnie. Jakby znalazł się na jej miejscu. Ironicznie potraktowany, odrzucony.
Nawet nie chciała słuchać więcej wyjaśnień. Roześmiała mu się w twarz, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Malfoy
poczuł się tak, jakby zobaczył siebie; siebie- ironicznego,
zimnego. Siebie- który ignoruje wszystko i wszystkich. Teraz
zrozumiał, jakim chamem był przedtem...
20. WSPOMNIENIA
Patrzył się ponuro przed siebie. Dlaczego nie potrafił jej się odgryźć? Czemu nie mógł wydobyć z siebie żadnej złośliwej zaczepki? Dlaczego wyszedł na totalnego durnia, w chwili gdy akurat chciał powiedzieć... Powiedzieć... Właśnie. Co?
Podrapał się po głowie, odrzucił jasne włosy opadające mu na twarz. Granger go w pewien sposób pociągała. Była ładna- lecz ładnych dziewczyn w Hogwarcie było wiele. Wysoka, mądra, utalentowana. "Kujon" - pomyślał Malfoy z rozdrażnieniem. Cóż więc było w niej wyjątkowego? Przede wszystkim była twarda. Nigdy łatwo się nie poddawała. Niedostępna, skryta. Może to ta niedostępność tak go ciągnęła w jej stronę? W końcu wszystkie jego dziewczyny, które dotąd posiadał, same z własnej woli pchały się w jego ramiona. A ona była inna. Ona nie zauważała zupełnie jego zabójczego wyglądu, pewności siebie, drwiącego uśmiechu i spojrzenia, za które połowa populacji żeńskiej Hogwartu mogłaby dać się zabić. I bynajmniej nie chodziło tu o spojrzenie pełne pogardy. To spojrzenie było zupełnie inne... i Ślizgon rzadko je komukolwiek posyłał. Spojrzenie pełne pożądania.
************
Była z siebie dumna. Nareszcie postawiła się Malfoyowi. Miała zupełnie dość ukrywania swojego charakteru i bycia płaczliwą, grzeczną Hermioną. Chciała być kimś, kto łatwo zniesie trudy życia. Kimś, który łatwo przeżyje rozstanie, kimś kto idzie przez życie z pewnością siebie, z pogardą patrząc na tych, którzy się przejmują i załamują.
Tego zazdrościła Draconowi.
************
"Zabawę czas zacząć!" - pomyślał, zacierając ręce z uciechy. Siedzenie w pokoju i beznamiętne rozmyślanie o Gryfonce- nie była to najlepsza perspektywa na ten wieczór. Toteż Malfoy wstał, szybkim ruchem zrzucił z siebie szatę Hogwartu, zdjął pomiętą koszulkę i założył czystą, białą koszulę, oczywiście nie zapominając zapiąć jej do przedostatniego guzika. Uśmiechnął się powalająco do swojego odbicia w lustrze, nastroszył włosy odrobiną żelu. Delikatny zarys jego idealnie wyrzeźbionego torsu prześwitywał nieco przez koszulkę.
"Ta noc będzie moja" - posłał pełne wyższości spojrzenie swemu odbiciu i wyszedł szybkim krokiem z dormitorium.
Długo nie wędrował. Ledwie skręcił za róg a już dostrzegł bardzo ładną, zgrabną dziewczynę. Jej długie, jasne, idealnie proste włosy opadały jej na plecy. Miała delikatne wcięcie w talii, zgrabne nogi. Stała tyłem do niego i rozmawiała z jakąś dziewczyną. Ta też była niezła. Miała kruczoczarne, kręcone włosy i ładny uśmiech. Jednak ta pierwsza była bardziej obiecująca.
Dracon z diabelskim uśmieszkiem podszedł powoli do dziewczyny i bez żadnych zbędnych ceregieli złożył dłonie na jej biodrach i szepnął jej do ucha:
- Witaj, słońce.
Blondynka wykręciła się w jego stronę z grymasem na twarzy, jednak po chwili jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Ty... Ty... - tyle zdążyła wyjąkać po czym warknęła do koleżanki: - Zostaw nas samych.
Czarnowłosa popatrzyła na Malfoya tęsknym wzrokiem i spytała blondynkę o coś w niezrozumiałym dla niego języku. Ta odwarknęła jej coś, więc czarnowłosa odeszła, mrucząc pod nosem.
Blondynka wyrwała się z objęć Ślizgona.
- A co ty tu właściwie robisz?!
Chłopak popatrzył na nią z mieszaniną irytacji i drwiny.
- Przyjechałem na ten cały konkurs. Snape mnie tu wysłał - skrzywił się. - Ale to samo pytanie mogłem zadać tobie.
- Ja tutaj chodzę do szkoły, wyobraź sobie - parsknęła. - Naprawdę myślałeś, że jestem mugolką? Nie udawaj, że o tym nie wiedziałeś. Bo chyba bez sensu byś się tak nie wystroił? - uniosła brew i uśmiechnęła się lubieżnie patrząc na jego tors. Podeszła bliżej, rozpięła o jeden guzik więcej, przejechała palcem po jego podbródku. - Nadal przystojny, pewny siebie. Zostawić takie ciacho to grzech. Wiesz... - zaczęła i oparła się dłońmi o jego pierś, patrząc mu w oczy. - Czasami żałowałam tego, że się rozstaliśmy.
- Lauren... - szepnął Malfoy i pochylił się w jej stronę, jakby chciał ją pocałować. Trwało to ułamek sekundy, po chwili odchylił się i odtrącił zdecydowanie jej dłonie. - To co było, już nie trwa. Żyj teraźniejszością. To co było jest już za nami. - zamilkł, po chwili dodał: - Nie wierzę, że tu jesteś.
- No i widzisz. Los często płata figle. - Lauren wytknęła język. - Cóż w każdym razie... Moje dormitorium znajduje się w lewym skrzydle... - oblizała usta. - A nie, dzisiaj nie da rady... Zapomniałam, że jestem wieczorem zajęta...
- Nie obchodzi mnie to już. Mam kogoś - prychnął Ślizgon w odpowiedzi.
- Doprawdy? - uniosła brwi, uśmiechając się z pogardą. - Wątpię. Mówisz to tylko po to, aby wzbudzić we mnie albo zazdrość, albo poczucie winy. To prymitywne.
Spojrzał na nią ze złością. Dobrze go poznała. Zbyt dobrze.
- Nie znasz mnie tak dobrze jak kiedyś - powiedział i przysunął się bliżej. - Ale wiem, że chciałabyś to zmienić - szepnął jej do ucha.
Wiedział jak działa na dziewczyny. Jednak ona także potrafiła się bawić w tę grę.
- Mówisz tak, bo skrycie marzysz o przespaniu się ze mną - odszepnęła, muskając palcami jego szyję. - Kochasz się we mnie tak, jak rok temu. Te wszystkie listy które do mnie napisałeś... nadal je mam, wiesz?
- I ty mówisz, że za tobą szaleję? A kto normalny trzyma listy byłego? - spytał, odsuwając się od niej, a jego wargi wykrzywił pogardliwy uśmiech.
- Mam dość zabawy - powiedziała, a jej głos nie był już ociekający słodyczą. - I ciebie. Nie chcę cię tu więcej widzieć. Żegnam więc. - odeszła, zgrabnie kręcąc biodrami. Obejrzała się jeszcze przez ramię i posłała mu całusa. Po chwili zniknęła za rogiem.
- Chrzań się! - warknął za nią Malfoy i zacisnął pięści z bezsilnej złości.
************
Miała dość bezsensownego włóczenia się po Durmstrangu. I nagle coś przyszło jej do głowy. Krum!
Ale gdzie on mógł się podziewać? Nie miała zielonego pojęcia, gdzie co się mieści w tej szkole. Była zupełnie zagubiona i samotna w nowym otoczeniu. Do tego z Malfoyem. Owszem, jest jeszcze Chad z którym da się porozmawiać, no ale... Co do Malfoya... O nim lepiej w ogóle nawet lepiej nie myśleć.
Hermiona w końcu stwierdziła, że jest zmęczona, padnięta, wściekła i ma dość chodzenia po korytarzach. Zawróciła zdecydowanie w stronę swojego dormitorium, starając się nie myśleć o Ślizgonie.
************
Granger, Granger, Granger.
Malfoy siedział w dormitorium, patrząc przed siebie beznamiętnie. Hermiona. Wciąż odganiał od siebie myśli o niej, jednak one powracały ze zdwojoną szybkością. W drugiej półkuli jego świadomości majaczyła postać Lauren, uśmiechającej się triumfująco.
Dlaczego właśnie ją musiał spotkać?
Dlaczego te dwie dziewczyny tak bardzo namieszały w jego życiu?
Widział przez mgłę, jakby to było wczoraj... on i Lauren szli przez aleję, trzymając się za ręce... Wzdłuż niej rosły rozłożyste klony. Jeden z liści upadł tuż przed nimi. Dziewczyna puściła blondyna, kucnęła i podniosła go z ziemi.
- Widzisz? Taki mały, drobny i idealny. - uśmiechnęła się lekko. - Jest jednym z wielu na drzewie. - wskazała ręką na jeden z klonów. - Ale sam... oprawiony w ramkę, powieszony w salonie... jest cenniejszy niż złoto.
- To tak jakby każdy z nas był jednym z wielu. - powiedział cicho Malfoy, jakby do siebie. Lauren usłyszała to i odparła, uśmiechając się jeszcze szerzej:
- Tak, masz rację. Właśnie na tym to polega.
- Nie. To polega na czymś innym. - chłopak przyciągnął dziewczynę w swoją stronę i pocałował namiętnie...
Jego rozmyślania przerwało głośne trzaskanie drzwiami. Podniósł głowę i ujrzał Hermionę, która właśnie weszła do dormitorium. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, aby po chwili zawrócić w zupełnie inną stronę.
- Jutro pierwszy etap.
- Ta... - Ślizgon rzucił się na łóżko.
- Zapewne wszystko wykułeś na blachę? - Gryfonka założyła ręce na piersi. - Myślisz, że przyjechałeś na wakacje?
- Chryste, opanuj się. Bardziej się przygotuję do tego odpoczywając niż kując, jak ty.
Wywróciła oczami. Poszła do łazienki, biorąc po drodze kosmetyczkę, ręcznik i piżamę. Zniknęła za drzwiami.
- Widzisz, nie potrafisz nawet odpowiedzieć, kujonko! - krzyknął za nią Draco, zadowolony, że to właśnie on posłał ostatnie słowo.
- Nie będę traciła na ciebie czasu! - usłyszał zza drzwi odpowiedź.
- Będziesz, będziesz...
- Wyobraź sobie, że nie wszystkie na ciebie lecą! - warknęła Hermiona, wychylając głowę zza drzwi, po czym zatrzasnęła je. Do uszu Ślizgona dobiegł szum wody.
- Ale zdecydowana większość, do której należysz! - odparł, uśmiechając się pod nosem. Nie usłyszał odpowiedzi.
************
- Jak myślisz, co oni teraz robią?
- Ron, śpij, do jasnej...
- Myślisz, że ona wciąż coś do niego...?
Wybraniec wywrócił oczami, czego Ron nie mógł dojrzeć w ciemnościach. Po chwili odparł siląc się na spokój:
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.
- Kiedyś już jej chyba mówiłem, że powinna napisać książkę o tym, jak myślą dziewczyny. Mi by się coś takiego bardzo przydało. Nie mówiąc już o Goyle'u i innych idiotach ze Slytherinu. - Rudzielec zachichotał, zadowolony ze swojego 'wspaniałego' dowcipu.
- Taa... może powinieneś jej to powtórzyć. - Wybraniec ziewnął głośno.
- Masz rację! I jak wróci, to wreszcie powiem jej co czuję! - powiedział podekscytowany Ron. - Ale w jaki sposób...? Harry, jak to było z tobą i Cho?
- Normalnie i po ludzku...
- Słuchaj, ona mnie pocałowała, to musi coś znaczyć! A pamiętasz jak się na mnie patrzyła? To chyba było TO spojrzenie... Harry?
Nie usłyszał odpowiedzi. W dormitorium rozbrzmiewało tylko chrapanie Neville'a i spokojny oddech Harry'ego.
Ron również, chcąc nie chcąc, zasnął z wyrazem głębokiej błogości na twarzy, myśląc o orzechowookiej Gryfonce...
************
- Długo będziesz się tak wiercić?- zadrwił Ślizgon, patrząc na zarys kotłującej się pościeli Hermiony.
- W przeciwieństwie do ciebie nie cierpię na bezsenność.
- Kto tu mówi, że cierpię na bezsenność? - parsknął Malfoy. - A w ogóle to zapomniałem powiedzieć...
- Hm?
- Masz strasznie seksowną piżamkę.
Dziewczyna zarumieniła się, lecz było zbyt ciemno, by to zauważył.
- Odwal się ode mnie i mojej piżamy, Malfoy.
- Powiedziałem coś nie tak? - spytał niewinnie blondyn.
- Chcę się wyspać, odwal się. - Gryfonka przekręciła się na bok, w stronę ściany. Gdzieś zza jej pleców doszedł ją głos Ślizgona:
- Prawda, że pójdziesz ze mną na bal, maleńka?
- Skąd wiesz o balu? - spytała zdziwiona.
- Profesorka coś mamrotała. Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Nie pójdę. Po pierwsze- jestem już umówiona, a po drugie- nawet jeśli bym nie była umówiona to i tak bym z tobą nie poszła. Dobranoc! - warknęła, po czym przekręciła się na brzuch.
- Wiesz, jeśli masz się tak wiercić... Może wskoczysz do mnie? Mam większe łóżko...
- Po moim trupie, Malfoy!
- To może ja wskoczę do ciebie...?
Hermiona nie zdążyła odpowiedzieć, przekręciła się tylko na lewy bok i zobaczyła przed sobą Ślizgona. Był to kuszący widok- nawet dla niej. Bo blondyn miał idealnie wyrzeźbioną klatkę, brzuch, ramiona. Miał na sobie same bokserki, co mogła zobaczyć przy rzuconym przez księżyc świetle.
- Ugh... spadaj. - zrzuciła go z łóżka, jednak nieostrożnie pominęła jeden fakt- Malfoy mógł ją pociągnąć za sobą. I zrobił to bez wahania.
Leżała na nim, czuła jego ciepły oddech. Miała pod dłońmi jego umięśniony tors, ale nie w ten okropny sposób jak po sterydach, on wyglądał bardzo męsko i naturalnie. Teraz, gdy była już trochę przyzwyczajona do ciemności, mogła spojrzeć w jego stalowe oczy. I dostrzegła tam coś dziwnego. Mały błysk czegoś, czego przedtem nie widziała.
- Widzisz, wiedziałem...
- Och, zamknij się!
Hermiona wstała szybko z chłopaka, otrzepała się i zapaliła światło.
- Z łaski mojej idź do SWOJEGO łóżka i zaśnij, do cholery!
- Lubię niegrzeczne dziewczynki...
Opadły jej ręce. Popatrzyła na niego jak na idiotę, z mieszaniną współczucia, zirytowania i złości.
- Po prostu... Odwal się.
Położyła się na łóżku, nasunęła kołdrę po czubek nosa.
- Zgaś światło.
- Tak jest, pani.
Usłyszała jeszcze tylko jak łóżko jęknęło w proteście, gdy Malfoy się położył.
Milczeli chwilę.
- Dobranoc, złotko.
Nie odpowiedziała. Westchnęła tylko. On nigdy się nie zmieni... Po chwili osunęła się w ramiona snu.
************
Gdy wstała, usłyszała szum dochodzący z łazienki. Rzuciła przelotne spojrzenie w stronę drzwi. Malfoy pewnie szykował się na śniadanie, a znając jego zapewne liczył na jakiś podryw. Hermiona pokręciła głową.
Gdyby wiedziała, jak bardzo się myli co do niego. Gdyby mogła ujrzeć to, czego inni nie dostrzegają...
Była tak blisko do przeobrażenia Malfoya w człowieka. Jednak poddała się. Może zbyt wcześnie? A gdyby dała mu jeszcze jedną szansę?
W końcu to właśnie ona poznała go najlepiej w całym Hogwarcie. Dracon pokazał jej maleńką cząstkę siebie. Był to wielki postęp dla niego. I dla niej. Zobaczyła, że nie jest taki jakim go wszyscy postrzegają. Był wręcz przeciwieństwem swojego opisu, przylepionego przez Gryffindor.
Jednak coś było w nim złego. Może to przez nieprawidłowe wychowanie? Może to przez brak czasu rodziców dla ich własnego syna? Odrzucenie i brak akceptacji rodziny?
Hermiona myślała w dobrych kategoriach. Bo gdzieś w jego świadomości zakorzenione były cechy jego ojca, które odziedziczył. Skąd mogła wiedzieć, że nie chciał tego? Że całym sercem jest przeciwko Malfoyom?
Draco umył porządnie ręce. Wycierając je ręcznikiem spojrzał w lustro. Zobaczył siebie, pewnego siebie, przystojnego, wręcz zabójczego. Patrzył na siebie z pogardą i drwiną. Tak, gardził sobą. Gardził tym co robi i dlaczego nie jest taki, jak by chciał. Zimny, nieczuły. To jego dotychczasowe oblicze. Lecz zauważył w sobie zmianę. Zwłaszcza w zachowaniu wobec Granger. Już nie potrafił jej obrażać i mieszać z błotem tak jak kiedyś. Trudno mu było spojrzeć w jej oczy. Nie mógł powiedzieć jej tego wszystkiego, co w nim tkwiło. Nie potrafił. Nigdy nie potrafił...
- Draco, kolacja!
Zszedł na dół, ociągając się tak jak tylko to było możliwe. Lucjusz spojrzał na niego chłodno.
- Musieliśmy czekać dość długo. Wystygło.
- Przepraszam, tato.
Ojciec pokręcił głową i spojrzał na blondyna.
- Jesteś jeszcze młody. W twoim wieku nawet nie wiedziałem, że jestem czarodziejem. Wiesz, że w wieku jedenastu lat pójdziesz do Szkoły Magii i Czarodziejstwa?
- Tak, tato. - chłopczyk usiadł na krześle, wiercąc się przy tym i ociągając.
- Pamiętaj zatem, aby nigdy nie przepraszać. Nie możesz okazywać skruchy. Jesteś Malfoyem. Zawsze masz rację. Zrozumiano? - Lucjusz spojrzał na niego surowo znad talerza. - Nie mów do mnie 'tato', mówiłem już ci o tym.
- Tak, ojcze...
- I pamiętaj: Lepiej uciec i przeżyć niż walczyć i ginąć. Musisz wiedzieć, kiedy się schować, a kiedy wyłonić zza cienia. Nie możesz marnować czasu swojego cennego życia.
- Lucjuszu...
- Narcyzo, wiesz, że Dracona trzeba porządnie wychować! Musi dorobić się pracy w ministerstwie, dobrej żony, wielkiego domu! Służba u Czarnego Pana jest zaszczytem. Niewiele może z tego korzystać.
- A kto to jest czarny pan?
Narcyza rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w stronę Lucjusza.
- Jeszcze się dowiesz, Draco... - odparł po chwili ojciec. - Jedz, jest już całkowicie zimne...
Ślizgon
oparł się dłońmi o umywalkę, popatrzył na siebie ze wstrętem.
Nie będzie taki jak jego ojciec. Już nie.
21. PIERWSZY
ETAP/ ZAKOCHANIE NIE ZAWSZE JEST SZCZĘŚLIWE
Harry i Ron zmierzali właśnie do Wielkiej Sali na śniadanie, gdy drogę zagrodziła im Cho Chang. Posłała czarujący uśmiech w stronę Pottera i spytała:
- Możemy pogadać?
Wybraniec przez chwilę nie wiedział co się dzieje, po chwili przytaknął i odeszli na bok, zostawiając nieco zirytowanego Rona przy schodach.
- Niedługo jest wypad do Hogsmeade, wiesz, pomyślałam... - zaczęła Krukonka niepewnie, patrząc Harry'emu prosto w oczy, jakby szukając podpowiedzi. - Że może... no, wiesz...
- Tak, możemy się tam spotkać! - ucieszył się Gryfon. - Będę z Hermioną i Ronem zapewne w Gospodzie Pod Świńskim Łbem, może tam...?
- Ale ja myślałam...
- Och. - właśnie do niego dotarło, że palnął głupstwo. - Aha, no to... Nie, no chętnie... Tocopójdziemytamrazem?
Cho uniosła brwi.
- Wybacz, ale nie rozumiem. - uśmiech jakim go obdarzyła po prostu go rozbroił. Słodki, niewinny, niepewny. Taką ją zapamiętał. Była zupełnym przeciwieństwem Ginny...
- No, że... pójdziemy razem, tak?
Uff, wydusił to wreszcie z siebie. Dlaczego przy niej zawsze musi się tak głupio zachowywać?
- Och, no, byłoby wspaniale! - rozpromieniła się Krukonka. - Wiesz, chciałam z tobą porozmawiać... W tamtym roku zachowywałam się strasznie nie fair...
- Nie, nie, ja po prostu... - Harry zarumienił się, bo Cho była tuż przy jego twarzy. Zdecydowanie za blisko...
- Harry, nie zaprzeczaj, naprawdę. Wiem, że byłam okropna.
Jak mógł teraz się z nią wykłócać, gdy była tuż przy jego ustach?...
- No, może.
Uśmiechnęła się po czym przysunęła jeszcze bliżej.
I wtedy pocałowała go nieśmiało. Odwzajemnił, także z początku nieśmiało i delikatnie, jednak po chwili ich pocałunek przemienił się w uosobienie namiętności. Grupa fanek Pottera, stojąca tuż obok, patrzyła na tą scenę z zazdrością. A oni nie przejmowali się niczym. Ważna w tej chwili była tylko ich bliskość.
Ron patrzył na to wszystko z mieszanymi uczuciami. Odchrząknął głośno.
Oderwali się od siebie jak oparzeni, właśnie zdając sobie sprawę z tego, co zrobili. Cho wymamrotała: "To do zobaczenia, Harry" po czym uciekła, zbiegając szybko w dół marmurowych schodów.
- Stary! Zdecyduj się wreszcie! - żachnął się Ron, gdy wchodzili do Wielkiej Sali.
- Ale o co ci znowu chodzi?
Usiedli przy stole, który uginał się od jedzenia, po czym Weasley ciągnął dalej:
- Ranisz w ten sposób Ginny! Przecież z nią jesteś, czy nie?
"Ups."
- Jestem! - wykrzyknął Harry. - Ale to nie moja wina, to ona mnie pocałowała!
- Gdyby bardziej ci zależało na Ginny, to byś nie odwzajemnił! - upierał się Ron.
- Chłopie, najpierw piekliłeś się, że trzymam twoją siostrę w niepewności! Potem rzucałeś się, że z nią jestem! A teraz znowu się rzucasz, gdy pocałowała mnie Cho! - odparł Harry ze złością, nakładając sobie trochę kiełbasek.
- Że niby ja się rzucam? - Rudzielec posmarował bułkę grubą warstwą dżemu. - Dobra, może i racja, jeśli chodzi o Ginny, to zawsze jej broniłem. - ugryzł kawałek kanapki. - Ale szłowieku żdeszyduj się!
- Nie zrozumiesz. Cho... to moja pierwsza miłość. I teraz jest szansa, abyśmy na powrót byli razem!
Ron dostrzegł, że wzrok przyjaciela jest dziwnie zamglony, rozmazany. Na jego twarzy zaś błąkał się błogi uśmiech. Dlaczego nie był taki przy Ginny? Może był z jego siostrą, bo chciał się zabawić? Jakoś nie zauważył, aby był tak podniecony obecnością rudej tak, jak Cho.
Harry poczuł się w pewien sposób winny. Nie powinien był umawiać się z Chang za plecami jego ukochanej. Jednak coś nieznanego ciągnęło go do tej ślicznej, delikatniej Krukonki... Było w niej coś takiego, że nie potrafił zapomnieć. W jednej chwili przypomniał sobie wszystko: Jak pierwszy raz spotkał ją na meczu Quidditcha, gdy patrzył z zazdrością jak tańczy z Cedrikiem Diggorym, pocałunek w Pokoju Życzeń, kłótnię w kawiarni... przed oczami miał jej uśmiechniętą twarz, jej kruczoczarne włosy...
- Dobra, Harry, zrobisz jak chcesz... - odezwał się Ron, odrywając przyjaciela od zamyślenia. - Ja Ginny nie powiem, nie jestem taki. Jednak... Wolałbym... No, jeśli chcesz z nią zerwać, to powiedz jej to teraz.
- Nie wiem zupełnie, co mam zrobić - odparł szczerze Wybraniec, dłubiąc widelcem w talerzu.
- Postępujesz nie fair, takie moje zdanie.
- Jak to miło mieć poparcie przyjaciela.
- Wspieram tylko w słusznych sprawach...
************
- Długo jeszcze tam będziesz siedział?! - wrzasnęła Hermiona, patrząc na drzwi od łazienki ze złością. - Co?!
Gdyby wiedziała, jaką w tej chwili Malfoy toczy walkę. Walkę z samym sobą... Wspomnienia z dzieciństwa zalały jego umysł. Czuł narastającą złość, pragnął wyżyć się za wszystkie swoje dziecięce lata, kiedy wpajano mu zasady, tak sprzeczne z prawdziwym życiem...
- Mamo, a co to za różnica, czy ktoś jest brudnej czy czystej krwi? Przecież tego nie widać! - mały chłopiec, na oko siedmioletni, patrzył na swoją mamę, a na jego twarzyczce malowało się zdziwienie. Miał jasną cerę i krótkie platynowe włosy.
Narcyza Malfoy odrzuciła swoje, bardzo podobne do syna, jasne włosy z twarzy. Na jej czole zakwitły maleńkie zmarszczki, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Zawahała się, po czym odparła chłodno:
- Pochodzisz z wysokiego rodu, Draco. Załóżmy, że jesteś królem. Zatem nie możesz wyjść za brudną, bezrobotną wieśniaczkę. Co by na to powiedziała rodzina, znajomi? Jak sam byś się czuł? Poza tym... wiesz w ogóle co to 'szlama'? - spytała.
- Nie, tata...
Narcyza odchrząknęła.
- Nie, OJCIEC jakoś mi tego nie wytłumaczył.
- Dobrze... - Kobieta westchnęła. - Są czarodzieje, tak? Czystej krwi.
Draco przytaknął.
- Szlama to czarodziej, który urodził się w rodzinie mugoli. Możesz to sobie w ogóle wyobrazić? Jak takie dziecko żyje, inne od rówieśników? No i przede wszystkim- chodzi o wychowanie! - Narcyza prychnęła, a nozdrza jej pobielały. - Od dziecka trzeba uczyć magicznych podstaw, zaklęć, sytuacji. Dziecko wychowane w rodzinie mugoli nigdy nie będzie dobrym czarodziejem! To tak jakby tygrysa wychowały psy. Na kogo ono w ogóle wyrośnie? Nie wiadomo. Zresztą jakie oparcie będzie miało takie dziecko? Kto mu pomoże w nauce? Po prostu nie da rady. Zresztą sam fakt, że ma się rodziców nieczystej krwi jest nie do zniesienia. Teraz już rozumiesz?
- Rozumiem. Szlamy są złe i niedobre. Ich krew jest brzydka.
- Ich krew jest brzydka i brudna. - Kobieta skrzywiła się. - Nigdy masz się nie zadawać ze szlamą, choćby była nie wiem jak ładna, czy fajna. To nie jest dobre towarzystwo. Szlamy są albo głupie, albo przemądrzałe.
Malfoy uśmiechnął się mimowolnie. Granger była troszkę przemądrzała. Jednak zupełnie nie zgadzał się ze zdaniem swojej matki. Dziecko wychowane w rodzinie mugoli nie będzie dobrym czarodziejem? Istna bzdura. Przecież Granger jest piekielnie zdolną uczennicą. I piekielnie ładną.
Ślizgon skrzywił się i popatrzył ponownie w swoje odbicie. Miał dość. Miał dość wszystkiego. Nie wiedział już, kim być. Jakim być.
Cierpliwość Hermiony także miała swoje granice. W końcu zirytowana wstała, podeszła do drzwi i już miała walnąć w nie dłońmi z całej siły, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Dracon. Nie zdążyła pohamować swojej ręki i uderzyła Ślizgona w ramię. Ich spojrzenia spotkały się. Bez słowa wyminęła Malfoya i zatrzasnęła drzwi.
- Przeprosiłabyś chociaż! - mruknął za nią blondyn.
- Dobra, przepraszam!
- Może grzeczniej?
- Oj, zamknij się!
Oboje wyszykowani wyszli na korytarz, z dormitorium na przeciwko wyłonili się Chad i Cormac.
- Wiecie dokąd mamy teraz iść?- spytał McLaggen.
Wszyscy pokręcili głowami.
- No to pięknie - skwitowała to krótko Hermiona.
- Może ktoś po nas przyjdzie z łaski swojej?
- Umieram z głodu.
Jedynie Malfoy się nie odezwał. Był jakiś dziwny, przygaszony. Patrzył pustym wzrokiem przed siebie, ręce schował w kieszeniach jeansów. Jak zwykle, koszulę miał niedopiętą do końca. Nadawało mu to zawadiacki, a zarazem niesamowicie seksowny wygląd. Hermiona, która stała dość blisko niego czuła upajający zapach jego wody toaletowej.
Wtedy zza rogu wyłoniła się jakaś kobieta. Miała ciemne długie włosy, przetykane pasmami siwizny. Ubrana była w długą czarną szatę z wszytym znakiem Durmstrangu. Kroczyła powoli, dumnie. Uśmiechnęła się do czwórki uczniów, po czym powiedziała:
- Widzę, że już wyszykowani, ubrani. Świetnie. Ja jestem profesor Whope. Przedstawię wam dzisiejszy plan zajęć. Teraz udamy się na śniadanie. Następnie pójdziecie na zajęcia przygotowawcze. Później krótka przerwa, obiad, po południu pierwszy etap. Będziecie pisali godzinny test z teorii, pod okiem profesorów Durmstrangu. Przybędzie także kilku przedstawicieli Urzędu Szkolnych Przedsięwzięć z Ministerstwa Magii.
- Czy trzeba będzie napisać wypracowanie? - spytał Rowens.
- Tak, ale na jaki temat powiedzieć wam nie mogę.
Chad i Cormac jęknęli. Byli w tyle, jeśli chodzi o pisanie wypracowań.
- Dobrze, wszystko jasne? No to chodźcie za mną. - powiedziała dziarskim tonem profesor Whope, po czym ruszyła w stronę schodów. Za nią podążyła czwórka Hogwartczyków, ciekawych nowego świata i otwartych na nowe wrażenia.
************
- Dobra, Ron, wybacz. Nie chciałem, aby to tak wyszło. Naprawdę!
- Przecież mnie na nią popchnąłeś! - wciąż czerwony Weasley patrzył na przyjaciela z wyrzutem.
- No proszę, nie denerwuj mnie... - odparł z rozbawieniem Harry. - A teraz leć za nią i w końcu ją przeproś!
Ron spojrzał wymownie w sufit.
- Myślisz, że za nią pobiegnę?
- Tak, właśnie tak myślę. - Wybraniec popchnął przyjaciela w kierunku Lavender. - No idź!
Rudzielec niechętnie ruszył w jej stronę. Panna Brown wdzięczyła się jak tylko mogła. Chichotała, trzepotała rzęsami, a Parvati nie była jej dłużna.
Obie śmiały się głośno, gdy Ron do nich podszedł. Cały się zaczerwienił. Był zły, że dał się wciągnąć w to przez Harry'ego. Był onieśmielony tym, że stała tuz koło niego. Był zirytowany chichotami Parvati. Dziwne uczucia rozdzierały go od środka. W końcu wydukał:
- Yyy przepraszam, że na ciebie wpadłem, ja...
- Oooooo... - Lavender zachichotała wdzięcznie i odepchnęła Parvati na bok.
- I myślałem, że może... No wiesz... W sobotę... No, bo McGonagall mówiła... i jest trening Quidditcha...
Popatrzyła na niego zaskoczona. Że niby o co mu chodziło?
- No i w Hogsmeade... To jest... Może napisałaś esej na transmutację?
Lavender uniosła brwi i roześmiała się głośno.
- Zabawny jesteś. Ale nie dam ci nic ściągnąć.
I razem z Parvati wybiegły z dormitorium chichocząc.
Ron pacnął się mocno w czoło. "Co ze mnie za kretyn! Esej?!". Rzucił się na fotel, patrząc ponuro w migoczące płomienie na kominku. Harry usiadł koło przyjaciela i poklepał go po plecach.
- Widzisz, niektórzy są w czepku urodzeni...
Rudzielec posłał mu mordercze spojrzenie.
- Dobra, dobra... - Wybraniec uniósł ręce w idiotycznym geście. - Wybacz. Więc... co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem, ale na pewno nic związanego z dziewczynami.
- Najwidoczniej masz pecha, stary. Zawsze zostaje ci Luna, ona nie zwraca uwagi na wygląd i charakter, tylko na to, jak bardzo odstajesz od normalności...
Po chwili Ron ganiał go wokół foteli z wyciągniętą różdżką, wykrzykując najgorsze przekleństwa jakie przyszły mu do głowy.
************
Właśnie zaczął się pierwszy etap. Atmosfera była dość ciężka- egzaminatorzy chodzili, zaglądając przez ramię uczestnikom konkursu. Jedynie Hermiona dostrzegła dobrą stronę tego wydarzenia- nieopodal jej miejsca siedział Wiktor Krum. Posłała w jego stronę przelotne słodkie spojrzenie, uśmiechnął się i pomachał w jej stronę, za co dostał po głowę plikiem kartek od jednego z egzaminatorów. Na tym skończyła się wymiana ich spojrzeń i uśmieszków.
Draco Malfoy siedział zgarbiony, wpatrzony tępo w pergamin. W głowie miał zupełną pustkę. Jedyne co mu w tej chwili chodziło po głowie to złość do Snape'a. "Po co mnie tu przysłał?" - myślał ze wściekłością.
Jego spojrzenie wciąż kierowało się w stronę Granger. Siedziała pod kątem, mógł zobaczyć jej zaciętą twarz i oczy błądzące po pergaminie. Pisała coś szybko piórem. Jasne, kto jak kto, ale ona na wszystko miała odpowiedź. Jej włosy zamiatały ławkę, bo pochyliła się jeszcze niżej, zawzięcie pisząc swoim drobnym pismem. Bluzka opinała jej się na biodrach i piersiach, co uwydatniało jej krągłe, kobiece kształty. Naprawdę wyładniała.
Lauren Jerkins także pisała ten test. Wodziła wzrokiem po wszystkich, zastanawiając się nad czymś głęboko. Swoje idealnie proste blond włosy spięła w kucyk, pozwalając jedynie kilku pasmom opaść na jej twarz. Na jej twarzy malowała się lekka irytacja. Była zła na samą siebie za brak przygotowania i zła na profesorów, że dali tak trudny temat do wypracowania. Usiłowała przypomnieć sobie cokolwiek, marszcząc czoło. Wtedy dostrzegła Malfoya. Był taki przystojny, gdy się wściekał. Posłała mu swoje powalające spojrzenie. Ślizgon zmrużył oczy, nie odwzajemnił uśmiechu. Lauren niby nieświadomie zaczęła bawić się guzikami od swojej bluzki, patrząc chłopakowi twardo w oczy. Nie oderwał wzroku. Coś w niej było, coś co nie pozwalało mu odwrócić głowy i zapomnieć o niej. Lecz nie było to tylko jego zdanie. Połowa chłopców na sali, wpatrywała się w nią z uwielbieniem. Granger jedynie wywróciła oczami i prychnęła jak rozjuszona kotka. Jeden z egzaminatorów w końcu dostrzegł co się święci i Jerkins pisała teraz pod czujnym okiem profesor Whope.
Hermiona uśmiechnęła się z triumfem, posyłając spojrzenie pełne politowania w stronę Malfoya, który liczył coś na palcach i szeptał pod nosem. Głowił się nad poleceniem szóstym, podczas gdy ona napisała już cały test. Podniosła rękę. Jeden z egzaminatorów zabrał od niej dwie rolki pergaminu, po czym Gryfonka opuściła salę z dumą. Napisała wszystko co wiedziała. Był to chyba najłatwiejszy temat, jaki mogła dostać! Tyle razy już go przerabiali w Hogwarcie! Być może w Durmstrangu panowały inne zasady. W sumie było jej to na rękę.
Ku uciesze Hermiony, po chwili zza drzwi wyłonił się Wiktor Krum. Zmarszczył krzaczaste brwi, ale gdy tylko ją dostrzegł uśmiechnął się szeroko.
- Hermi-jąna!
Również się uśmiechnęła i rzuciła się w jego stronę. Po chwili wylądowała w jego objęciach.
- Nu, ja listu du ciebie dawno nie wysłał. Wiesz, nuuka.
- Tak, ja też miałam masę nauki - odparła niezbyt zgodnie z prawdą Gryfonka, puszczając chłopaka.
Wiktor popatrzył na nią, w jego oczach widać było ogrom szczęścia.
- Co tam w twojem życiu ciekawego?
Ruszyli powolnym krokiem wzdłuż kolumn, przechadzając się w tę i z powrotem.
- U mnie? To co zwykle. Wiesz, przyjaciele, nauka, te sprawy. Trochę wnerwia mnie Malfoy.
Było to dość dziwne skrócenie w trzech zdaniach tego, co ją w tym roku spotkało w Hogwarcie. Nie przejęła się tym zupełnie- Kruma traktowała jak przyjaciela, jednak wiedziała, że tego by po prostu nie zrozumiał.
- Malfoj? Który tu?
- Zabójczy blondyn, za którym oglądają się wszystkie panny.
- Ach, nu ja chyba wiem który tu. Ostatnio zabrał dziewczynę Wiergiejewiczowi. - mruknął ponuro Wiktor.
Hermiona uniosła brwi.
- Już sobie znalazł dziewczynę?
- Nu chyba, z tego co opowiadali mi koleżanki tak myślę. Nie widziałaś ich rano na śniadaniu? Zakochane gołąbeczki. - chłopak skrzywił się.
- Idiota - syknęła Gryfonka, a w jej oczach momentalnie zagościły łzy. Zacisnęła na chwilę powieki, chcąc je ukryć.
- A cu on ci interesuje?
- Nic, wyobraź sobie, że muszę z nim spać w jednym dormitorium. - parsknęła Hermiona. - Z tym debilem, który udaje zupełnie innego niż jest naprawdę; który ukrywa swoje uczucia; który rani tych, na których mu zależy; który jest tak podły i zimny, jego uczucia dotyczą tylko jego własnego ego, nienawidzę go!
Wykrzyczała to Krumowi w twarz, oczy zaszkliły jej się ponownie.
- Nu rozumiem, zakochanie nie zawsze szczęśliwe. Malfoy chyba jeszcze nie poznał prawdziwu uczuciu.
- Więc myślisz, że ja....? - złość dała miejsce zaskoczeniu. Hermiona spojrzała na niego, jakby się bała tego, co może powiedzieć.
- Na tu wygląda.
- A ty...?
- Hermi-jąno, ja znalazł swoja dziewczynu no i teraz już nie będę ciebie dręczył - odpowiedział po chwili Wiktor, uśmiechając się lekko. - Poza tym nie za bardzo spodobałem się twoim przyjaciołom. Chyba. Zawsze myślałem, że mam pechowa życie. Bo co mi z tego, że ja taki dobry gracz Quidditcha, skoro najładniejsze i najfajniejsze dziewczyny są zajęte?
Nie wiedziała co powiedzieć.
- Aha.
Poczuła się tak, jakby szczeble podtrzymujące jej piedestał osunęły się gwałtownie, pozwalając Hermionie spaść w ciemną otchłań. Osoba, która tak ją dowartościowywała, pocieszała, rozumiała właśnie znalazła sobie kogoś innego. Nie, żeby myślała o Krumie w TYCH kategoriach. Jednak ciekawiła ją perspektywa bardzo bliskiej przyjaźni z kimś takim jak Wiktor. Zawsze sądziła, że to ona jest najważniejszą osobą w jego życiu. A teraz co? Okazuje się, że jednak nie. Dlaczego więc od czwartego roku pisali ze sobą listy? Nawet nauczyła go używać telefonu, aby mogli porozmawiać, usłyszeć swój głos! A teraz? Kto właściwie jej pozostał?
Ron. Ron Weasley. Gdy tylko myślała o Rudzielcu żołądek zawiązywał jej się na supeł. On coś do niej czuł- to było pewne. Jednak jej jedyne uczucie, które do niego żywiła to braterska miłość. Jak miała dać mu to do zrozumienia, nie chcąc zarazem utracić jego przyjaźni? Na domiar złego, przez własną głupotę dała mu nadzieję. Pocałowała go tylko dlatego, że chciała wzbudzić zazdrość w Malfoyu. Chciała, aby dawne uczucie odżyło? Dlaczego nie pomyślała, że rani w ten sposób swoich przyjaciół? W końcu dawanie nadziei komuś, do kogo nic się nie czuje nie jest zbyt rozsądne. Zwłaszcza gdy tym kimś jest przyjaciel.
- Chyba musiałaś doklejać stronę do tego testu, co? - rozległ się pogardliwy głos, który wytrącił ją od tych rozmyślań. Odwróciła się szybko i ujrzała Malfoya, idącego powoli w jej stronę.
- Co?
- Tak ryłaś nosem po pergaminie, że pewnie ci miejsca zabrakło. - Draco uśmiechnął się kpiąco.
- Wyobraź sobie, że idealnie zmieściłam się w wyznaczonym miejscu. Poza tym nawet jeśli miałabym coś dokleić to dość skomplikowanym zaklęciem, którego twój ulizany łeb na pewno by nie pojął! - warknęła, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Gdy zniknęła za rogiem, Malfoy pomyślał: "Za szybko wytrącona z równowagi. Coś jest nie tak."
Zawahał
się przez chwilę, po czym ruszył za nią.
22. NIE
ZMUSISZ JEJ DO MIŁOŚCI
Malfoy szedł korytarzem Durmstrangu szybkim krokiem. Na jego przystojnej twarzy widać było lekkie zdenerwowanie. Targały nim wątpliwości- co się stało z Hermioną? Czy wciąż coś do niego czuje? Spociły mu się ręce, usilnie starał się wytrzeć je o jeansy. Wiedział, że niedługo ją dogoni. Nie mogła przecież tak szybko zniknąć. Ale co jej powie?
Zupełnie nie zwracał uwagi na wdzięczące się uczennice, posyłające mu słodkie spojrzenia. Teraz miał na głowie inne dziewczyny. Granger i Jerkins. Obie tak podobne, a zarazem tak różne. Hermiona- wyniosła, odważna, niedostępna, trochę nieśmiała, uparta. Lauren natomiast była pewna siebie, tajemnicza, bez ogródek stawiała swoje żądania, bez zbędnego owijania w bawełnę mówiła to co myśli. Tym się różniły. Owszem, Granger czasami miała jakiś swój wyskok- to znaczy nakrzyczała na Dracona, bądź uderzyła go w twarz, jednak zauważył, że jest dość skryta. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie "Co w niej takiego jest?".
Skręcił za róg i wpadł na jakąś postać z impetem. Na jego nieszczęście była to Lauren.
- Może pomożesz mi wstać, co?
Podał jej dłoń, a gdy tylko ją chwyciła, przyciągnął do siebie.
- I znowu się spotykamy... - wymruczała blondynka, patrząc chłopakowi w stalowe oczy, bez cienia strachu czy choćby niepewności.
- Widziałaś może Granger? - walnął prosto z mostu Malfoy, puszczając Lauren.
- Mówisz o tej szlamie? - prychnęła Jerkins, wskazując podbródkiem na jego prawo.
Szybko się odwrócił i dostrzegł ją, wymijającą uczniów Durmstrangu, w pośpiechu zmierzającą w kierunku dziedzińca.
- To na tyle.
Ślizgon ruszył za Hermioną, zastanawiając się nad tym, co powie. Jednak Lauren nie skończyła. Ze złością, że nie wysłuchał tego, co miała mu do powiedzenia zmierzyła w jego stronę. Odrzuciła jasne włosy, z wyższością mijając zazdrosne piątoklasistki. Przyspieszyła kroku i po chwili była już przy Draconie.
- Czemu ta kujonka tak cię interesuje?
To pytanie nieco zachwiało jego pewność siebie.
- A co cię to obchodzi? - warknął po chwili namysłu chłopak i ruszył szybciej, wychodząc na mokry dziedziniec. - Cholera, padało - mruknął, podwijając wyżej kołnierz od swojej szaty. Starannie omijając kałuże skierował się w stronę głównego wejścia, tam gdzie podążyła Gryfonka. - Czego chcesz? - rzucił jakby od niechcenia w stronę Jerkins.
- Idziemy razem na bal, prawda?
- Nie.
Lauren zacisnęła usta, a jej oczy przeobraziły się w wąskie szparki.
- Zawsze dostaję to co chcę. Teraz nie będzie inaczej. - zatrzymała się, chwytając chłopaka pod ramię. - Powiedz mi, czy ci się podobam?
Nie mógł zaprzeczyć. Nie teraz, kiedy jedną rękę położyła na jego torsie, druga objęła w pasie i przybliżyła się na minimalną odległość od jego twarzy, tak, że mógł dostrzec jej idealne usta i śliczne zielone oczy przeszywające go na wskroś.
- Hm, trudne pytanie. - przez jego twarz przebiegł lekki błysk uśmiechu.
Lauren usłyszała jego przyśpieszony oddech, jego głośne bicie serca. Czuła jak patrzy na nią łakomym wzrokiem. Ubrana była w swój codzienny strój- kusa spódniczka, bluzka z głębokim dekoltem wyciętym w serek i na to niedbale zarzucona rozpięta szata Durmstrangu. Taki strój to był po prostu lep na szóstoklasistów i siódmoklasistów. I ona o tym wiedziała. Tyle, że nauczycielom nie bardzo się to podobało, więc na lekcjach zawsze musiała starannie okrywać się szatą...
Malfoy nie wiedział, co go nakłoniło do pochylenia się i pocałowania tych słodkich ust dziewczyny. Całował zachłannie, ale delikatnie. Lauren wtopiła swoje dłonie w jego włosy, namiętnie majstrowała językiem przy jego podniebieniu. Rękoma zjechała w dół, wodząc po plecach chłopaka. Zadrżał z podniecenia i wpił się zupełnie w usta Lauren. Popchnął ją w stronę muru i przyszpilił swoim ciałem. Przesunęli się w lewo nie przerywając czynności. Blondynka usiadła na ławce, obejmując Dracona nogami. Spódniczka podwinęła jej się wyżej, ukazując więcej zgrabnych ud. Jacyś siódmoklasiści zagwizdali, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Malfoy szepnął:
- Musimy tak przy wszystkich...?
- Niegrzeczny jesteś. Tylko jedno ci w głowie. - Lauren zachichotała figlarnie i obdarzyła chłopaka kolejnym, pełnym namiętności i pożądania pocałunkiem.
Nie wiedzieli, że oprócz siódmoklasistów przygląda im się orzechowooka szesnastolatka, patrząc na to wszystko ze łzami w oczach. Wciąż zadawała sobie jedno pytanie: Dlaczego?
************
- Dobra, Ron, bez żadnego wywijania. Idziesz i umawiasz się wreszcie do tego Hogsmeade! - Harry już tracił cierpliwość, ręce zupełnie mu opadły, gdy usłyszał pytanie:
- A co, jeśli się nie zgodzi?
- Żeby to sprawdzić, musisz ją o to spytać! - oznajmił z naciskiem Wybraniec, popychając Rona lekko w stronę portretu Grubej Damy.
- Nie chcę ryzykować! Poza tym Hermiona wraca za parę dni, na pewno nie zapomniała o tym pocałunku...
- Myślę, że już zapomniała. W końcu jest tam z Malfoyem - wypalił Harry, po czym ugryzł się w język.
- Więc wciąż uważasz...
- Nie denerwuj mnie, tylko idź do Lavender!
- Harry, ale skąd wiesz, może mnie pocałowała i to coś...
- Chyba musiała dostać Imperiusem żeby robić coś takiego z własnej, nieprzymuszonej woli...
Rudzielec posłał mu piorunujące spojrzenie.
- Więc myślisz, że to Lavender jest TĄ?
- Tak myślę, a teraz idź, bo wyprawa do Hogsmeade jest już pojutrze. Ktoś ci ją zajmie.
- Ale jesteś stuprocentowo pewien, że się zgodzi, tak? - chciał upewnić się Ron.
- Tak!
- Myślisz, że to właśnie ona jest... No wiesz, wybranką?
- Myślę, że... - wtrąciła się Gruba Dama - jeśli dłużej będziecie tutaj stali, to pójdę do Violet i nikt już nie wejdzie do Salonu Gryfonów co najmniej przez tysiąclecie!
************
Malfoy ją dostrzegł. Stała w tłumie gwiżdżących siódmoklasistów i patrzyła mu prosto w oczy. Nie przerwał jednak pocałunku, a w jego oczach można było dostrzec głęboką satysfakcję. Hermiona okręciła się na pięcie i odeszła, czując na karku jego pełne triumfu spojrzenie. Podbiegła do wielkich, masywnych drzwi i w momencie gdy położyła dłoń na klamce coś ją podkusiło, aby się odwrócić. Obejrzała się przez ramię i dostrzegła ich, zachłannie szukających smaku swoich ust. Oczy, mimo powstrzymywania się, zaszły jej łzami. Ślizgon dostrzegł jedynie znikającą burzę brązowych włosów, po czym drzwi zatrzasnęły się za nią z głośnym hukiem.
- Znasz już odpowiedź na moje poprzednie pytanie? - spytała Lauren, wyginając usta w dzióbek.
- Hm, pytanie? - wychrypiał Malfoy. Po takim pocałunku spodziewał się, że z jego gardła nie wydobędzie się żaden dźwięk. Zupełnie zapomniał, że miał iść za Hermioną, nie pamiętał już, co miał jej powiedzieć... Patrzył jedynie na Jerkins, wzrokiem pełnym pożądania...
Po chwili pewność siebie powróciła, a na jego twarzy zakwitł ten pełen drwiny uśmieszek. Objął dziewczynę ramieniem, ruszyli powoli w stronę Głównej Sali, gdzie miała się odbyć kolacja.
- Lauren, jesteś obiecująca. Twardy charakterek, zabójczy wygląd. Jesteś szczera, bezwzględna, odważna. Jednak... - nachylił się do dziewczyny, przybliżając swoje usta do jej delikatnych warg. - wykorzystujesz ludzi. Wiesz o tym.
Posłała mu pełne wyższości spojrzenie.
- Wykorzystuję tych, na których mi nie zależy.
- Pomimo tego... - zaczął z naciskiem blondyn - nie chcę wracać do przeszłości, która miała miejsce w te wakacje. Pocałunek był fantastyczny, dziękuję za przyjemną rozrywkę, po tym żmudnym i beznadziejnym teście.
I odszedł szybkim krokiem, a poły jego szaty łopotały na wietrze. Triumfował. To było pewne. Jego wargi wykrzywił pełen drwiny uśmiech. Gdy był już przy wejściu, odwrócił się do Lauren i wyszeptał bezgłośnie:
- Żegnaj, kotku.
Jerkins zacisnęła pięści ze złości. Jednak zupełnie nie okazując swojej wściekłości uniosła dumnie głowę i odeszła, a za nią podążył tłumik zafascynowanych nią chłopców, na których ona zupełnie nie zwracała uwagi.
************
- No i udało się! Zaprosiłem ją. Po prostu podszedłem, a ona się zgodziła, rozumiesz?
- Brawo, Ron, gratuluję. To był przełomowy moment w twoim życiu. - oznajmił grobowym głosem Harry, walcząc z napadem śmiechu.
- Nie śmiej się. To naprawdę nie było łatwe.
Rudzielec opadł na łóżko, patrząc na baldachim tępym wzrokiem.
- Jednak nie potrafię zapomnieć o Hermionie - odezwał się po chwili.
Wybraniec westchnął.
- Zrozum, nie jesteście sobie pisani. Hermiona... cóż. Jest jaka jest. Nie zmusisz jej do miłości. Nie możesz narzucić jej uczucia. Natomiast... Ty i Lavender... doskonale się uzupełniacie - powiedział - Nie możesz za jej plecami wzdychać do Hermiony.
- A ty, Ginny i Cho, to niby co? - spytał nieco chłodnym tonem Ron. - Nie ucz mnie o czymś, co sam robisz źle.
- Wyobraź sobie, że znalazłem rozwiązanie.
- Słucham.
- Pójdę do Hogsmeade z Cho, bo chcę wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia. Jednak moje serce wciąż tkwi przy Ginny - oznajmił Wybraniec z powagą.
- Postępujesz nie fair, skoro spotykasz się z Cho za jej plecami...
- I właśnie dlatego... - przerwał mu Harry tonem nieznoszącym sprzeciwu. - powiem twojej siostrze o spotkaniu z Chang, żeby się nie martwiła. I nie była zazdrosna.
- No chyba, że tak. Teraz to, stary, pozwalam ci z nią chodzić.
************
Malfoy szedł wzdłuż stołów Głównej Sali, rozpaczliwie szukając wzrokiem Gryfonki. Jednak jej nie było na sali. "Może już zjadła?" Nie zastanawiając się długo usiadł przy jakichś dziewczynach. Jedna z nich, o wyniosłym spojrzeniu mówiącym "Z drogi!" uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
- Witaj, jestem Jasmine.
- Draco. Draco Malfoy. - blondyn podniósł wzrok znad talerza, patrząc na nią z wyższością. Na jego twarzy zakwitł ten charakterystyczny, drwiący uśmieszek.
Dziewczyna miała długie, lśniące czarne włosy; ciemną karnację i śliczne, brązowe oczy. Była bardzo kobieca i delikatna.
- Spotkamy się na balu - powiedział lustrując ją wzrokiem, po czym odszedł.
************
Hermiona wyszła na zalany słońcem dziedziniec. Odgarnęła włosy z czoła i przyspieszyła kroku. Nie chciała widzieć Malfoya na oczy. Miała dość jego gwałtownych zmian nastroju i poglądów, jego wyskoków. Otworzyła mosiężne drzwi i ruszyła w górę schodów, prowadzących na czwarte piętro, na którym mieściło się dormitorium jej i Draco, oraz Cormaka i Chada.
Chciała spotkać się z Rowensem, porozmawiać, pośmiać się i oderwać chociaż na chwilę od ponurych rozmyślań i szarej rzeczywistości. Poza tym musiała dowiedzieć się, kiedy odbędzie się ten cały bal, na który miała z nim iść. Ogólnie miała także nadzieję, że w ten sposób sprawi, że Malfoy będzie zazdrosny.
Otworzyła drzwi prowadzące na czwarte piętro. Skręciła w lewo, przyspieszając nieco kroku. Dostrzegła wtedy Chada, który zmierzał w stronę swojego dormitorium. Położył rękę na klamce i już miał otworzyć drzwi, gdy Hermiona krzyknęła:
- Czekaj!
Chłopak odwrócił się, a gdy tylko dostrzegł Gryfonkę, jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Słucham, Hermiono?
Dziewczyna podbiegła do niego, cała zdyszana.
- Myślałam, że te schody nigdy się nie kończą. U nich czwarte piętro to tak jak u nas siódme! - wykrzyknęła, z trudem łapiąc oddech.
Chad zaśmiał się krótko.
- Racja, ostatnio trochę się tu pogubiłem i długo szukałem swojego dormitorium. Pomyliłem Główną Salę z jakąś klasą i uczący tam nauczyciel wywalił mnie na korytarz.
- Też nie mam tu szczęścia.
Powoli ruszyli korytarzem, wzdłuż ozdobnych lampionów i świeczników. Słabe światło ognia roztaczało wokół siebie nikły blask. Na ścianach zawieszone były obrazy przedstawiające najsłynniejszych czarodziejów na świecie, którzy rozmawiali ze sobą głośno. Co parę kroków, pod świecznikiem stało kamienne popiersie jednego z dawnych dyrektorów Durmstrangu. Wszystko lśniło czystością, było widać wielki wkład pracy skrzatów domowych.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, gdy doszli do gabloty z pucharami, najwyższymi nagrodami i odznakami. Dostrzegła tam wiele dyplomów i błyszczących złotych pucharów dla Wiktora Kruma, jako najlepszego szukającego na świecie.
- Więc Krum tu się jeszcze uczy? - ciszę przerwał głos Rowensa.
- Hm, też się nad tym zastanawiałam.
- Przecież on ma więcej niż osiemnaście lat. - Chad opadł na jakieś krzesło, tuż obok gabloty.
- Chyba gdzieś czytałam, że tutaj nauka trwa do dwudziestu lat - powiedziała po chwili Gryfonka. - Mimo tego nie chciałabym tutaj chodzić. Zbyt duży nacisk na czarną magię.
- Taaa... Poza tym nie wytrzymałbym z kimś tak sławnym jak Krum w szkole. Już sobie wyobrażam te wszystkie panny, które za nim łażą. Puste i nadęte. - Krukon skrzywił się, Hermiona popatrzyła na niego dziwnie. - To znaczy... Nie wszystkie. - zreflektował się chłopak. - Przyjaźnisz się z nim, prawda? - spytał, próbując ukryć zmieszanie.
- Tak - przytaknęła orzechowooka. - Jednak... Czasem trudno się z nim dogadać. Jest silny i bardzo męski, jednak milczący i skryty w sobie. - westchnęła. - Tylko poprzez listy można porozmawiać z nim po ludzku.
- No i na co komu ktoś taki, kiedy w Hogwarcie jest pełno chłopaków, takich ja ja? - spytał Chad i wyszczerzył zęby do Hermiony.
- Wiesz, nie wszyscy jeszcze odkryli jaki to jesteś wspaniały - odpowiedziała Gryfonka, śmiejąc się.
- A jestem?
Popatrzyła na niego niepewnie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Można tak powiedzieć.
- Ha! Więc uważasz, że jestem wspaniały? - Rowens wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Tak! - wrzasnęła mu do ucha, śmiejąc się, Hermiona.
Wtedy zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego. Zamiast się odsunąć, obrazić za to co zrobiła (a bębenki bolały go od tego krzyku) po prostu odwrócił głowę w jej stronę i zatopił się zupełnie w jej różanych ustach.
Przez moment nie wiedziała co się dzieje. Chciała się oderwać, odepchnąć go, jednak nie potrafiła tego zrobić. Przymknęła oczy, w zupełności poddając się chłopakowi. Ręce same objęły jego szyję, a usta odwzajemniły pocałunek. Robiła to wbrew własnej woli, pod wpływem impulsu. Jedno musiała przyznać- całował cudownie. Szkoda tylko, że całując Chada, myślała o stalowookim blondynie...
- Ty plugawy charłaku!
Hermiona oderwała się od Rowensa, zdziwiona tym okrzykiem. Dostrzegła Malfoya, zmierzającego w ich stronę z wyciągniętą różdżką.
- Co ty tu robisz? - warknęła dziewczyna, wstając i mierząc go wściekłym spojrzeniem.
- Podrywasz moją laskę - wycedził Ślizgon, przysuwając twarz do Rowensa.
- Ja tylko...
Malfoy przycisnął koniec różdżki do jego gardła.
- Nie jestem twoja - warknęła Hermiona z naciskiem, chwytając go za szatę i odciągając o krok od Krukona. - Nie jestem niczyją własnością.
- Jeszcze raz cię z nią zobaczę... - Draco posłał mściwe spojrzenie Chadowi, który odwarknął, wstając:
- To co? Może mi zabronisz? To wolny kraj. A Hermiona ma prawo dokonać wyboru!
- Wyboru?
- Wyboru tego, z kim chce być! Nie zmusisz jej do miłości! Kiedy to wreszcie pojmiesz?!
Dotknięty do żywego, Draco popchnął z całej siły Rowensa, aż ten zatoczył się i opadł z powrotem na krzesło.
- Pożałujesz, że kiedykolwiek ją dotknąłeś. A ty... - Ślizgon obrócił się w stronę Gryfonki. - pożałujesz, że go wybrałaś.
Po
czym odszedł szybkim krokiem, zostawiając zaskoczoną i
jednocześnie wściekłą Hermionę z mętlikiem w głowie i Chadem,
równie wściekłym jak ona.
23. CISZA WYPEŁNIAJĄCA ICH
SERCA POŻĄDANIEM
- Sądziłem, że nie jesteście już razem. - mruknął Chad, rozmasowując sobie ramię.
- Bo nie jesteśmy!
On i Hermiona szli na dół, do Głównej Sali, gdzie miał się odbyć apel o wynikach testu. Gryfonka denerwowała się podwójnie - wydarzeniem, które miało miejsce przed chwilą oraz konkursem. Wytarła spocone dłonie o szatę i rzuciła spojrzenie pełne irytacji w stronę Krukona.
- Coś mu się w głowie pomieszało. Naprawdę nie przejmuj się.
- Jak mam się tym nie przejmować? Po prostu ci nie wierzę. Pocałowałem cię, a później naskoczył na mnie Malfoy. Chyba normalnie by się tym nie przejął - odparł z wyrzutem chłopak.
- Więc cię zaskoczę. - warknęła Hermiona, zatrzymując się gwałtownie. - Nie jestem z tym idiotą! Wbij to sobie do swojego pustego łba! NIENAWIDZĘ Malfoya!
- Ciekawe.
Rowens również się zatrzymał. Założył ręce na piersi i z uporem spojrzał na dziewczynę.
- Dlaczego nie możesz tego pojąć? Czemu jesteś taki głupi? - oczy Gryfonki zaszły łzami, jednak był to ułamek sekundy, ułamek jej słabości, czego nawet bystre oczy Rowensa nie dostrzegły. Powstrzymała się przed płaczem. Po chwili powiedziała, już spokojniej: - Już poznałam Malfoya na tyle, aby wiedzieć, że nigdy nie chcę z nim być. Jest egoistycznym, zimnym, zasranym arystokratą. I nie wiem co miał na myśli, mówiąc o mnie moja laska. Nie jestem z nim. Szkoda tylko, że nie chcesz w to uwierzyć. Uważałam cię za przyjaciela. Właściwie czasem myślałam... - zamilkła i zawahała się przez chwilę. - Zresztą, nieważne. Teraz to nieważne. Żyj sobie dalej w przekonaniu o mojej miłości do tego debila. Żegnam.
I odeszła szybkim krokiem.
Chad chciał ją zawołać, przeprosić. Nie potrafił. Spuścił głowę, ręce wsunął do kieszeni szaty. Był zbyt gwałtowny. Za szybko wypowiedział swoje zdanie o całej sytuacji. Powinien poczekać, aż sprawa wyjaśni się sama. Zaprzepaścił szansę. Jego nikłe nadzieje na cokolwiek więcej niż przyjaźń i plany związane z balem Durmstrangu legły w gruzach. Zrezygnowany zszedł w dół po schodach, aby usłyszeć wiadomości o wynikach testu.
************
- Wiedziałam, że coś zepsułam w części ogólnej. Ale nie sądziłam, że będę miała bezbłędnie to całe wypracowanie! - szczebiotała wesoło Hermiona, wychodząc z Krumem z Głównej Sali Durmstrangu.
- Mi nie za dobrze poszlo - mruknął ponuro Wiktor. - Zupełnie rozwaliłem wypracowanie. Pomieszały mi się te zaklęcia.
- Zapewne część ogólna poszła ci bezbłędnie.
- Nu, może.
Uśmiechnięci poszli w górę schodów. Gryfonka czuła na karku zawistne spojrzenia.
- No to co, tu się rozchodzimy? Moje dormitorium jest w inną stronę. - powiedziała Hermiona, słysząc ciche prychnięcie Malfoya, który ich właśnie minął.
- Nu, spotkamy się jutro jakoś. W śniadaniu. Będziesz?
- Będę, będę. Bez śniadania nie mogłabym normalnie funkcjonować. - zaśmiała się dziewczyna. - Na razie! - pomachała mu jeszcze, gdy odchodził, po czym przyspieszyła kroku i ruszyła za Draco.
- Jeśli chcesz się wywyższać i opowiadać jak to wspaniale ci poszło, to nie wysilaj się - warknął chłopak, rozeźlony usłyszanym przed chwilą wynikiem.
- O co ci chodzi? Przecież dostałeś się do drugiego etapu - odparła Hermiona, unosząc brwi.
- Taa... Tylko dlatego, że jakiś Wiergiejewicz musiał pojechać do Munga, przez jakąś poważną chorobę...
- Smoczą groszopryszczkę.
- Na wszystko masz odpowiedź, co? - po twarzy Malfoya przebiegł ten pełen drwiny uśmieszek.
- Ja po prostu słucham - odparła Hermiona, wzdychając ciężko. - Wiesz, że dzisiaj jest bal?
- Nigdzie nie idę.
Skręcili w lewo.
- Niby dlaczego?
- A od kiedy cię tak obchodzę? - Ślizgon stanął gwałtownie, przeszywając ją zimnym spojrzeniem.
- Po prostu pomyślałam, że byłoby fajnie, gdybyś się zjawił - odpowiedziała ze złością Gryfonka. - Ale skoro nie chcesz ze mną tańczyć...
Przyspieszyła kroku, Malfoy ruszył za nią.
- Mam ciekawsze zajęcia niż tańczenie ze szlamami.
- Zmień wreszcie płytę - warknęła zirytowana dziewczyna. - Przyzwyczaiłam się już do szlamy.
- No i dobrze. Niejeden raz usłyszysz jeszcze tę nazwę.
Weszli do swojego wspólnego dormitorium, oświetlonego tylko słabym światłem lampy. Hermiona zapaliła swoją lampkę nocną, a Malfoy niedbale zrzucił z siebie bluzę i koszulkę. Dziewczyna uniosła brwi.
- Naprawdę muszę to oglądać? - spytała z wyraźną niechęcią w głosie, zdejmując z siebie szatę.
- Nikt ci nie każe - prychnął Ślizgon i rzucił się na łóżko.
Nie mogła oderwać wzroku od jego umięśnionego, opalonego ciała. Na twarz opadały mu niesforne, jasne kosmyki, nadając twarzy wyniosły wygląd. Przekręcił się na bok. Włosy opadły mu na lewe oko, co było niesamowicie seksowne. Błękitne jeansy idealnie pasowały do jego stalowych, zimnych oczu. Był ideałem.
Gdy patrzył jak Hermiona zdejmuje bluzę przez głowę, jego wargi wykrzywił pełen drwiny uśmiech- niechcący zahaczyła palcem o bluzkę pod spodem i przed oczami zamajaczyła mu sprzączka jej białego stanika.
- Wiesz, że białe noszą tylko... no wiesz. Te które nie przeżyły swojego pierwszego razu - zadrwił.
- Przymknij twarz - odwarknęła Gryfonka, a jej twarz zapłonęła czerwienią.
- Granger nie wstydź się, w twoim wieku...
- Powiedziałam, przymknij się!
I cała burza brązowych włosów zniknęła za drzwiami od łazienki.
- Wiesz, ja zawsze mogę to zmienić! - krzyknął za nią Ślizgon, z tym swoim charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.
Hermiona wychyliła głowę zza drzwi.
- A nie boisz się, że upaprasz się szlamem? - prychnęła, patrząc mu wyzywająco w oczy.
- To jedyny problem? - zaśmiał się. - Nie martw się, możemy robić to pod prysznicem.
- Jesteś obrzydliwy. - dziewczyna skrzywiła się i ponownie zniknęła za drzwiami, zatrzaskując je głośno.
- Wiem, że ta perspektywa jest bardzo ciekawa. Nie udawaj takiej niechętnej. Tak naprawdę marzysz o tym, odkąd mnie zobaczyłaś w tym roku!
- Lecz się na nogi!
Ślizgon uniósł brwi.
- Że co?!
- Na głowę już niestety za późno!
Usłyszał szum wody.
Pokręcił głową.
- Eh, Granger, Granger...
************
- Harry, w co ty właściwie pogrywasz?
Wybraniec patrzył na Ginny z dziwnym poirytowaniem.
- Chcę usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. I tyle. Nie masz powodów, aby sądzić...
- Że coś do niej czujesz? - Ruda zamrugała i założyła ręce na piersi. - A kto spotyka się ze swoją byłą, kiedy ma już dziewczynę?
- Ja się z nią nie spotykam jako z dziewczyną, tylko z koleżanką! Chcę po prostu usłyszeć...
- Tak, wiem, co ma ci do powiedzenia. Ale po co ci to teraz? - Ginny odrzuciła swoje rude, lśniące włosy i spojrzała na Pottera przenikliwym wzrokiem.
- Po prostu chcę wiedzieć!
- Ale CO chcesz wiedzieć?! Czy cię kocha, czy nie?!
- Nawet jeśli, to co z tego?
- Dobrze, więc zadam ci pytanie: Kochasz mnie?
Zbiło to Harry'ego z tropu.
- No, kocham! - odparł zdziwiony. - Cóż innego miałbym powiedzieć?
- A właśnie, że to zła odpowiedź! - odparła ruda, siląc się na spokój, chociaż jej zdenerwowanie ukazywało drżenie rąk. - Gdybyś naprawdę kochał, odpowiedziałbyś: 'Jesteś jedyną dziewczyną, którą kiedykolwiek tak pokochałem' czy chociażby coś w tym stylu. A ty odpowiadasz "No, kocham"?! Co to w ogóle za odpowiedź?! Cho na pewno mówiłeś zupełnie inne rzeczy...!
- Skoro jesteś chorobliwie zazdrosna, nasz związek nie ma sensu - warknął w końcu Harry. - Przy tobie nie mogę mieć nawet koleżanek!
- Tak?! Wspaniale! No to leć do tej swojej Cho i wyznaj jej swoje uczucia, które udawałeś, że żywiłeś do mnie! - krzyknęła Ginny, zaciskając pięści ze złości. - Albo nie!... Mam lepsze rozwiązanie! Idź do swojego funclubu i co tydzień umawiaj się z inną! Wtedy zaspokoisz swoje chore żądze! I nie będziesz miał wątpliwości pod tytułem "Którą kocham" !
Gryfon nie zdążył odpowiedzieć, bo dziewczyna wybiegła z Pokoju Wspólnego, zostawiając go samego, bijącego się z własnymi myślami...
************
- No, no, no, Granger...
Malfoy patrzył na nią wzrokiem pełnym uznania i... dziwnego pożądania.
Hermiona wyglądała przepięknie. Jej włosy nie były już splątanymi spiralkami, tylko układały się w delikatne, lśniące fale. Orzechowe oczy podkreśliła lekko kredką do oczu, na powieki nałożyła jasnobrązowy cień. Na policzkach miała odrobinę różu, co nadawało buzi rumiany wygląd. Jej usta lśniły - przejechała je błyszczykiem ze lśniącymi drobinkami. Uśmiechnęła się do Ślizgona promiennie i okręciła wokół własnej osi. Chłopak zagwizdał przeciągle. Miała na sobie beżową sukienkę bez ramiączek, odsłaniającą jej ramiona. Dekolt także niczego sobie, choć nie za duży, dzięki czemu wyglądała bardzo kobieco. Gorset ściskał jej talię, przez co wyglądała niesamowicie zgrabnie. Suknia sięgała do samych kostek, jednak rozcięcie z lewej strony, ciągnące się do połowy uda, rozpalało wyobraźnię Malfoya.
- Mógłbyś mi to zapiąć?
Hermiona podeszła do chłopaka i wcisnęła mu do ręki srebrny łańcuszek, zwieńczony maleńkim serduszkiem.
- Czyżby był w tym jakiś ukryty sens? - Ślizgon uśmiechnął się drwiąco, poruszając szybko brwiami w górę i w dół.
- Na pewno nie.
Gryfonka odwróciła się do niego tyłem i odgarnęła włosy z pleców. Chłopak przysunął się do dziewczyny. Zadrżała. Czuła na karku jego ciepły oddech. Poczuła, jak zimnymi dłońmi powoli zakłada łańcuszek na jej szyję. Przez chwilę męczył się z zapięciem, jednak udało się. Łańcuszek obsunął się w dobrą stronę, a Ślizgon oparł brodę o jej ramię, ręce delikatnie kładąc na jej talii.
- Przeznaczysz dla mnie swój... Pierwszy... Taniec? - spytał szeptem.
Ponownie zadrżała.
- Wyglądasz pięknie...
Hermiona obróciła się przodem do niego i spojrzała mu w oczy. Stalowe, lodowate. Malfoy zimnymi palcami przejechał po jej policzku. Przycisnęła dłonią jego rękę do swojej twarzy. Chciała poczuć. Zamknęła oczy. Chciała go mieć przy sobie. Powoli, niepewnie przysunęła się jeszcze bliżej. Nie mówiła nic. Chciała usłyszeć ciszę, piękną ciszę, wypełniającą ich serca pożądaniem. Draco również się przysunął do niej. Cisza dudniła im w uszach. Pragnęli siebie bardziej niż kiedykolwiek. Chłopak powoli palcami przejechał z policzka do jej szyi, a Hermiona zadrżała od jego dotyku.
- Dlaczego mi to robisz?
Malfoy spojrzał gdzieś w bok i odparł:
- Ja... Jestem inny.
- Inny? - dziewczyna wysunęła się niezgrabnie z jego objęć. - Jak to inny
- Inny niż myślicie! - chłopak usiadł na brzegu łóżka. - Wszyscy patrzą na mnie jako notorycznego podrywacza; zimnego, podłego, pieprzonego arystokratę!
- Czego właściwie pragniesz...? - spytała cicho Hermiona, siadając obok.
Blondyn rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie.
- Lepiej niczego nie chcieć w życiu... - odparł po chwili, jeszcze ciszej niż ona. - Bo kiedy to się oddala nie czujesz nic. To nie ma znaczenia...
- Ale teraz chcesz czegoś, prawda? - szepnęła Gryfonka, patrząc mu w oczy.
- Wiele się zmieniło. To, na czym nigdy mi nie zależało... Okazało się inne... ważne... - widać, że słowa przychodziły mu z trudem. Mówił to mimo woli? Czy się... bał? - Po prostu... czasami myślę, że mógłbym to wszystko mieć... choć wydaje się to niemożliwe...
- Dlaczego udajesz kogo innego? Czego ty właściwie pragniesz? - spytała Hermiona tak cicho, że ledwie usłyszał wymówione przez nią słowa.
- A właściwie co cię to obchodzi? - warknął nagle Ślizgon, wstając.
- Skoro już zacząłeś rozmowę, to nie kończ jej w taki sposób, co? - dziewczyna również wstała.
- Nie mam już ci nic do powiedzenia.
-
No i dobrze. Ja także. - Gryfonka skierowała się w stronę drzwi.
- A mój pierwszy taniec jest przeznaczony dla Chada. - warknęła,
po czym wyszła.
24. "JESTEŚ TAKI SAM, JAK WSZYSCY!"
Nie rozumiała nic. Dlaczego w jednej chwili był taki miękki, ciepły, a w następnej potraktował ją tak oschle? Była tak blisko do wyciągnięcia z Malfoya tego, co tak naprawdę w nim tkwiło. Otworzył się przed nią niepewnie niczym pierwszy, wiosenny kwiat. Jednak nie na długo. Znów zamknął się w sobie. Znów będzie podły, zimny, nasączony ironią. Taki jak przedtem...
Pamiętała jego zimną dłoń, przylegającą do jej rozgrzanego policzka, chciała aby to uczucie wciąż trwało... Pamiętała jego nutkę niepewności w głosie, doskonale zapamiętała też ten lekki błysk strachu w stalowych oczach. Czego tak się bał? Pokazania swoich prawdziwych uczuć? Wypowiedzenia tego, co leżało mu głęboko na dnie serca?
Nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś tak przystojny, tak... Inny niż wszyscy... Może być taki zimny, taki nieczuły, taki skryty...
************
Draco zaklął głośno. To co sobie wyrobił, to całe jego zimno, jego nieczułość i drwina... Wszystko nagle pękło. Cała ta maska, którą okrywał swoje uczucia... Cały ten lodowy mur nagle rozwalił się na tysiące kawałków. Pod wpływem jej głosu. Jej spojrzenia. Ciepłego uśmiechu. Nie mógł wybaczyć sobie tej słabości. Co się z nim stało? Pan i władca świata, król 'czystokrwistych', uwodziciel i niesamowicie przystojny szesnastolatek... Zmienia się w słabeusza, który... Coś czuje? Nie, nie, to niemożliwe...
- Cholera!
Malfoy zacisnął pięści i wyżył się na biednym łóżku, kopiąc jego brzeg. Zaraz pożałował. Wewnętrzny ból, który odczuwał, połączył się razem z fizycznym, dając śmiertelną mieszaninę.
Nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. Zupełnie nie wiedział co się z nim dzieje... A może... Tylko sobie wmawiał, że nie wiedział?
Siarczyście zaklął i podążył w stronę wyjścia z dormitorium. Zdecydował, że jednak pójdzie na bal... Może tam się rozerwie i choć na chwilę wyrzuci wszystkie dziwne myśli z głowy...
************
Gryfonka zapukała nieśmiało do drzwi. Lekka złość na Malfoya wyparowała zupełnie, dając miejsce zupełnie czemu innemu. Strachowi. Bała się tego, co mogła usłyszeć. Nie wiedziała, jak Chad zareaguje, nie miała zielonego pojęcia jak ją potraktuje po tym, co się wydarzyło. Ale musiała poważnie porozmawiać z Rowensem, bez względu na konsekwencje... Poza tym miała nadzieję, że gdy się pogodzą, wybiorą się razem bal... aby mogła pokazać JEMU, że potrafi bez niego żyć...
Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Chad wyjrzał przez szparę. Włosy miał w nieładzie i zmierzwił je sobie, wyczesując grzywkę palcami. Z dziwnym zdenerwowaniem dopiął szatę.
- Co...
- Chciałam z tobą porozmawiać.
Nawet nie udawał zdziwienia. Bez przerwy przygotowywał się, czekając na jej przyjście. Po prostu wiedział... czuł, że przyjdzie...
- Zaczekaj.
Idąc wzdłuż oświetlonych korytarzy Durmstrangu oboje zastanawiali się od czego zacząć. Napięcie zdawało się buczeć nad ich głowami. Hermiona zagryzła wargę, patrząc na Chada niepewnie, który zaczął nerwowo wyginać sobie ręce.
- Słuchaj...
- Słuchaj...
Zaczęli niemal jednocześnie.
Popatrzyli na siebie ze strachem. Kto pierwszy wybuchnie?
I oboje nagle wybuchli. Tyle, że nie złością a serdecznym, radosnym śmiechem. Śmiali się tak oboje, szczerze i naturalnie, wyrzucając swoje troski w odległy kąt. Jednak po chwili, w tym samym momencie, spoważnieli.
- A teraz tak na serio...
- A teraz na poważnie...
Znów to samo. Umówili się, że powiedzą to jednocześnie, czy co?
- Ty pierwszy... - mruknęła nieco zirytowana Hermiona.
Rowens przytaknął niechętnie, nie chcąc dać jej powodu do kłótni.
- Cóż... więc... no... - zaczął, a ręce spociły mu się zupełnie jak podczas egzaminów. - Ja... Chciałem ci powiedzieć... Po prostu... przepraszam. - powiedział w końcu. - Byłem zbyt głupi, nawet nie czekałem na słowa wyjaśnienia z twoje strony. Dopiero teraz wiem, jaki błąd popełniłem... Ty i Malfoy... Dwa przeciwieństwa, tak różni, tak odmienni. Ty jesteś taka ciepła, taka radosna. - przejechał delikatnie palcem po jej podbródku, wywołując uśmiech na jej twarzy. Przypomniał się jej tata, który zawsze tak robił, gdy była naburmuszona. I zawsze poprawiało jej to humor. - A on... taki chłodny, egoistyczny. I do tego rani wszystkich naokoło. Takiego człowieka nie da się kochać. - pokręcił głową i ręce wsunął do kieszeni, patrząc gdzieś w bok. - Nie wiem, czemu naskoczył na mnie, gdy... - na twarz Hermiony wystąpił szkarłatny rumieniec. - nieco się do siebie zbliżyliśmy. Bo... - spojrzał jej w oczy. - Po prostu wierzę ci, że nic cię z nim nie łączy.
- Dziękuję - szepnęła dziewczyna i rzuciła mu się na szyję. - Dziękuję. Za zrozumienie. Za słowa. - wtuliła się w jego ramię mocno, jakby chcąc zatrzymać go przy sobie. Tak ładnie pachniał. Był taki ciepły. Jego szata była miła i przyjemna w dotyku. - Jednak... - odsunęła się od niego delikatnie. - Myślę, że pocałunek był po prostu dziwną zabawą. Grą, w którą nie chcę grać. Przykro mi, ale... - popatrzyła na niego z niepewnością. - zostańmy przyjaciółmi.
Rowens uśmiechnął się i zgiął plecy w niskim ukłonie.
- Dobre i to. Nie chcę stracić twojej przyjaźni.
I idąc pod rękę, cieszyli się ze zgody, z tego, że nie dzieli ich już żadna przestrzeń. Mogli mówić sobie wszystko. Mogli zaufać sobie nawzajem. Mieli coś, o co warto walczyć. Coś, czego warto bronić przed innymi. Czego nie warto tracić tego poprzez nikły cień pożądania...
************
Cholera. Cholerny świat, cholerny bal i ta cholerna Granger.
Malfoy siedział przy stoliku, popijając Ognistą Whisky, patrząc z dziwnym rozżaleniem na pary tańczące wokół. Jednak jego wzrok wciąż wędrował w przeciwległą stronę, tam gdzie Granger tańczyła z tym całym Rowensem. Widać, że taniec sprawiał im przyjemność. Rumieńce na jej twarzy i szczerzy uśmiech Krukona świadczył o wspólnym, niezmiernym szczęściu. Wirowali w rytm szybkiej muzyki. Zdecydowanie wyróżniali się wśród innych par. Zaabsorbowani sobą i tańcem. Jedyni naprawdę szczęśliwi.
- Nie tańczysz?
Draco odstawił butelkę i ze średnim zainteresowaniem spojrzał na dziewczynę, siedzącą obok.
- Nie - odparł w końcu.
- Jasmine jestem. - dziewczyna uśmiechnęła się, odgarniając uwodzicielsko swoje czarne, lśniące włosy. W przeciwieństwie do innych nie miała na sobie sukni tylko czarne, obcisłe spodnie i długą tunikę. Ubiór ten idealnie pasował do jej opalonej skóry. - My się już chyba poznaliśmy... - nie wiadomo kiedy władowała mu się na kolana, obejmując udami w pasie. Mmmm... widok, niczego sobie.
- Twoja pewność siebie mnie odstrasza.
- Zatańczymy, kotku? - wymruczała mu do ucha, niezrażona tym, co powiedział, po czym delikatnie liznęła go po policzku.
Draco dał się poprowadzić dziewczynie na środek parkietu. Z początku jedynie ruszała biodrami w takt muzyki, jednak po chwili jej spokojny taniec przerodził się w niemalże erotyczny. Była odważna w ruchach i pewna siebie. Ponętnie kręciła biodrami. Chłopacy zagwizdali, kiedy otarła się zgrabnie o Malfoya. Przyciągnął ją do siebie, trzymając za biodra. Powoli zniżyli się w dół, aby znów podciągnąć do góry. Dziewczyny tańczące wokół nich ze złością wpatrywały się w swoich partnerów, patrzących na Jasmine z dziwnym, błąkającym się po twarzy uśmieszkiem. Niektórzy dostali po głowie, inni pospiesznie odtrącili swoje partnerki, obserwując z ciekawością to, co Jasmine wyczyniała na parkiecie. Draco okręcił ją wokół siebie, ona przyciągnęła go za poły szaty w swoją stronę. Nie wiadomo kiedy ich usta zetknęły się, aby po chwili złączyć w namiętnym pocałunku. Chłopacy jęknęli i chcąc nie chcąc powrócili do swoich partnerek, które teraz uśmiechały się z triumfem. Nienawidziły Jasmine.
Poczynania Malfoya oglądała pewna blondynka, zupełnie nie ukrywając swojej złości. Wyżyła się na jakimś chłopaku stojącym obok, uderzając go łokciem w ramię, po czym wyszła z sali szybkim krokiem.
************
- Zaraz wracam... jestem padnięta. - wysapała Hermiona, uśmiechając się w stronę Rowensa. - Pójdę do dormitorium, poprawię to co muszę i za chwilkę wrócę. W czasie mojej nieobecności nie podrywaj żadnej taniej laski - dodała żartobliwie, wytykając język w jego stronę.
Chad zaśmiał się krótko.
- Idź.
************
- Mmmm...
Znów złączyli się w namiętnym pocałunku. Draco łapczywie smakował jej ust, a ona zdecydowanym ruchem pozbawiła go koszulki. Językiem zjechał w dół, powoli wzdłuż jej szyi, coraz niżej... Całował zachłannie, a Jasmine całkowicie mu się oddała, wyginając plecy w łuk niczym kotka. Szybko zerwał z niej bluzkę, niemal rozrywając jej rękawy. Miała takie piękne kształty. Idealną figurę, dorodne piersi. Jego sprawne palce szybko poradziły sobie z zapięciem stanika. Wszystkie 'zbędne' części ich garderoby wylądowały w przeróżnych, najdziwniejszych zakątkach dormitorium...
************
Hermiona przyspieszyła kroku. Chwyciła za klamkę, z trudem łapiąc oddech, po czym weszła do dormitorium.
Zupełnie ją zatkało.
Draco. Z jakąś dziewczyną. Oboje w łóżku, wśród skotłowanej pościeli.
Chłopak właśnie zatykał jej usta gorącym pocałunkiem, tłumiąc przy tym jęki, wydobywające się z jej gardła. Namiętnie obejmujący swoje ciała, pragnący siebie nawzajem. Niemalże czuła jego żar przy sobie. Jego pożądanie. Przyjemność, jaką dawał tej dziewczynie, leżącej pod nim.
Nie mogła na to patrzeć.
Zapominając o tym, co miała zrobić w dormitorium, warknęła:
- Jesteś inny, ta? Jesteś taki sam, jak wszyscy!
Po czym wybiegła z dormitorium, z trudem powstrzymując napływające do jej oczu łzy.
Ślizgon dostrzegł jedynie burzę brązowych włosów, znikającą za drzwiami.
- Wynoś się - warknął nagle do zdezorientowanej Jasmine, wstając i wsuwając na siebie bokserki.
- Że niby co?!
Zaklął głośno.
- Wynoś się! Czy ja mówię po arabsku?!
Oburzona Jasmine wstała, zasłaniając swoje ciało dłońmi.
- I czego się kryjesz, chyba cię już widziałem, nie?!
Dziewczyna prychnęła.
- Każdy ma swoją godność.
Następnie kucnęła i zaczęła zbierać swoje ubrania z podłogi.
Malfoy popatrzył na to ze zirytowaniem.
- Nie sądzisz, że tak będzie szybciej? Accio...!
I po chwili wszystkie porozrzucane części garderoby Jasmine wylądowały w jego dłoniach. Z obrzydzeniem rzucił je na łóżko.
- Ubieraj się!
- Chwila! Trochę cierpliwości!
- Jak mam być cierpliwy w takiej chwili?
- JAKIEJ znowu chwili?!
- Gównianej! - warknął. - Ubieraj się. Już!
Dziewczyna zmrużyła oczy i szybko narzuciła na siebie to, co leżało na łóżku.
- Zmarnowałam na ciebie czas.
- Czas to pieniądz, kochanie. Ze mną nic nie straciłaś.
- No niestety muszę przyznać, że jesteś niezły w tym co robisz.
Znów zaklął.
- Koniec tej gadki, po prostu wypad!
Rzuciła mu tylko pełne oburzenia spojrzenie, po czym wyszła z dormitorium zamaszystym krokiem, trzaskając drzwiami.
Ślizgon rzucił się na łóżko. "No to, psia mać, pięknie..." - pomyślał z irytacją. Przewrócił się na bok, rozmyślając o Gryfonce i o tym jak wielki błąd popełnił...
I wtedy coś dziwnego przykuło jego uwagę...
Wstał
i podszedł do szafki nocnej Granger. Pod wazonem zwiędłych już
kwiatów leżało zdjęcie. Przedstawiało uśmiechniętą Hermionę,
w objęciach jakiegoś jasnowłosego chłopaka, na tle rozłożystych,
obsypanych kwieciem drzew. Było do połowy przedarte gdzieś w
momencie między nią a nim. "A to kto, do cholery jest?"
25.
"UWIERZ W MIŁOŚĆ, KTÓRA TOBĄ ZAWŁADNĘŁA"
Hermiona jak szalona pomknęła wzdłuż krętych schodów, prowadzących do Głównej Sali. Już nie powstrzymywała łez. Ściekały po jej rumianych policzkach, tworząc czarne smugi od makijażu. Jedyne czego teraz chciała to zaszyć się w jakimś ustronnym miejscu i dać zupełny upust swoim emocjom. Miała dość wszystkiego. Poplątanego życia, Malfoya, Chada...
ŁUP!
Wiktor Krum popatrzył z lekkim zmieszaniem na leżącą na podłodze dziewczynę. Była całkiem ładna. Było w niej coś znajomego. Talia, włosy...
Dziewczyna odniosła głowę i spojrzała na niego wzrokiem pełnym smutku. Gdy podniosła się z ziemi, otrzepując dół swojej przepięknej sukni, ze zdziwieniem rozpoznał, że to Hermiona.
- Coś się stało? - spytał z troską, przyglądając się spływającym po jej brodzie łzom.
- Nie, nic się nie stało, wszystko jest idealnie na porządku dziennym! - wysyczała przez łzy orzechowooka i odwróciła się, aby odbiec jak najdalej od niego, jednak chłopak powstrzymał ją, przytrzymując delikatnie w talii.
- Hermi-jąno, mi zawsze możesz powiedzieć...
- Widać, że nie zawsze! - ryknęła i błyskawicznie wyswobodziła się z jego uścisku. - Już od jakiegoś czasu nasze stosunki spadły, a do tego puszczasz się z jakąś dziewczyną!
Wiktor zmarszczył swoje krzaczaste brwi, tak, że wyglądały jak długa, ciemna linia nad jego oczami.
- Wyrazinie dawałaś mi do zrozumienia, że nie chcesz, abyśmy byli razem! Myślałem, że w ten sposób...
- Że co?! Uszczęśliwisz mnie?!
Osłupiały wpatrywał się w zapłakaną Hermionę.
- Nu... ja... - wybąkał.
- Chyba nie za dobrze mnie jeszcze poznałeś! I na tym kończymy tę żałosną dyskusję!
Nie odpowiedział. Patrzył jak dziewczyna odchodzi od niego, a jej brązowe włosy falują w rytm jej kroków. Podrapał się po głowie. Nie rozumiał jej zachowania. Tyle dla niej poświęcił, tak się starał... a kiedy okazało się, że nic do niego nie czuje szukał pocieszenia u jakiejkolwiek dziewczyny. I znalazł tą właściwą. Dlaczego Hermiona ma o to pretensje? Zupełnie nie przyszło mu do głowy, że Gryfonka była zła na kogoś innego, a wybuchła przy nim, przenosząc na niego wszystko, co w niej tkwiło... że był po prostu przedmiotem pod jej ręką, na którym mogła się wyżyć.
************
Malfoy wpatrywał się w zdjęcie z mieszanymi uczuciami. Hermiona. I jakiś nieznany mu chłopak, zapewne mugol. Obejmujący się czule. Coś ścisnęło go w gardle. Granger uśmiechała się promiennie, a owy chłopak szczerzył się tak, że Draco pomyślał z irytacją, że wypadną mu przednie zęby.
"Żałosne. To zdjęcie się nawet nie rusza" - powiedział sobie w myślach Ślizgon, upuszczając z dziwnym rozżaleniem zdjęcie na podłogę... Nie mógł objąć rozumem tego, co właśnie zobaczył. Czyżby Hermiona... kogoś już miała? Nie. Zaraz! Zdjęcie jest przedarte... Dlaczego? Czyżby się pokłócili?... Draco podniósł fotkę z powrotem i przyjrzał jej się uważnie. Chłopak był bardzo podobny do niego. Krótkie, platynowe włosy, stalowe oczy i dziwny błysk w oczach. Emanowało z nich takie niezmierne szczęście, że przy nich poczuł się całkowicie samotny i opuszczony.
Zdjęcie łagodnie opadło na dywan. Nie miał ochoty patrzeć na ten przepełniony miłością widok. Wstał i wkładając ręce do kieszeni powolnym krokiem podszedł w stronę okna. Patrząc na wysuszone drzewa i obsypane kolorowymi liśćmi błonia, myślał o tym tajemniczym chłopaku, o Granger i o tym, co wydarzyło się przed chwilą.
"Istna głupota" - pomyślał. Jasmine korzystając z balu i tego, że alkohol robił swoje, uwiodła go. Dobra, może to nie była tylko jej wina. Pamiętał, że nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnego ciała. Pamiętał, że szukał smaku jej ust, wodził dłońmi po całym ciele. Pamiętał wszystko bardzo dokładnie. W głowie miał jej uśmiech, lśniące oczy a także to rozczarowanie na twarzy Granger, kiedy wparowała do dormitorium i dostrzegła ich razem... ten smutek w jej orzechowych tęczówkach...
************
Czemu natura dziewczyny jest tak złożona, tak skomplikowana? Dlaczego nie może powiedzieć wprost tego, co czuje, tylko błądzi dookoła i mówi zupełnie co innego niż ma na myśli? Dlaczego zawsze tak jest?
Wiktor Krum wpatrywał się ponuro w róg, za którym zniknęła Hermiona. Nie rozumiał sytuacji, która miała miejsce przed chwilą. Wytężył mózg i gorączkowo próbował przypomnieć sobie jakikolwiek moment w jego życiu, w którym mógłby urazić jakoś Hermionę. Może powiedział coś nie tak? Źle spojrzał, źle dotknął? Pokręcił głową. Co w niej takiego było, że przy niej jego obecna dziewczyna była... zwykłą koleżanką?
************
Kap... Kap... Kap...
Zdawało się, że cichy odgłos łez odbijających się o lśniące kafelki łazienek Durmstrangu troszeczkę zwolnił, jakby ich właścicielka nieco się opanowała. Nic bardziej mylnego. Po prostu ta dziewczyna, skulona w kącie, sięgnęła po papier toaletowy leżący nieopodal i wytarła hałaśliwie nos, a następnie otarła łzy wierzchem dłoni. Dziwne. Taka ładna i inteligentna dziewczyna powinna chyba cieszyć się z życia, czyż nie? Nad czym ktoś taki może się w ogóle załamywać? Dziwne...
Kap... Kap... Kap.
Łzy spływają po jej pięknej, beżowej sukni, tworząc mokre plamy. Koło dziewczyny leżą dwa brązowe buty na wysokich obcasach, a ich właścicielka rozciera sobie stopy, patrząc beznamiętnie na lustra, zamieszczone przy umywalkach. Ostatnio w jej życiu wiele się zmieniło.
Kap... Kap...
Nie. To ona się zmieniła.
Kap...
Tak, to jej wina.
Kap...
Była zbyt łatwowierna, zbyt naiwna. Dała się nabrać. Jemu. Komuś tak podłemu i zimnemu, jak tylko można być. Straszne.
Kap... Kap...
Po co żyć, kiedy wszystko się psuje?...
Kap... kap... Łzy tworzą już maleńką kałużę.
************
Rozwścieczony Chad podszedł zamaszystym krokiem do Kruma. Odrzucił brązowe włosy z czoła, wpatrując się z istną nienawiścią w chłopaka.
- Gdzie jest Hermiona? Co ty jej zrobiłeś? - warknął Krukon, wściekając się jeszcze bardziej na widok zdziwionej miny Wiktora. Udaje, że nie rozumie o co chodzi! Dobra taktyka.
- Ja... nie wiem.
- Jak to nie wiesz?! - ryknął Chad. - Przed chwilą widziałem, jak odchodzi od ciebie, cała zapłakana!
- Ale to nie moja wina! - Krum popatrzył na Rowensa, jak na wariata. - Ja się jej pytał, co się stało! Nie chciała powiedzieć i odeszła!
- Ta, jasne. - Krukon, dysząc głośno, zacisnął pięści ze złości. - Tak po prostu rozmawialiście, a potem sobie poszła?!
- A wyobraź sobie, że to nie ja ją rozwścieczył!
Chad popatrzył na niego i nagle poczuł jak oblewa go strach, bo Krum chyba rozgniewał się nie na żarty. A wcale nie miał zamiaru być zbitym przez znanego na całym świecie szukającego i do tego tak szerokiego w barach.
- Dobra, dobra, zaczekaj. Więc twierdzisz, że to nie ty?
- Nu! Cholera, o co wam wszystkim dzisiaj chodzi?! Ty mnie napastujesz, a Hermi-ją-na wściekła się nie wiadomo o co! Dajcie mi święty spokój. - Wiktor machnął ręką i odszedł zirytowany, kręcąc głową. Dzień pełen wrażeń, nie ma co.
Rowens odprowadził go wzrokiem, następnie pospiesznie poderwał się z krzesła i pomknął ku schodom, prowadzącym do dormitorium Hogwartczyków. Wiedział już, co spowodowało ten wybuch u Hermiony. A raczej... Kto.
************
Dlaczego w chwili, kiedy akurat chcesz ułożyć sobie życie, wszystko się psuje? I dlaczego, gdy dzieje się coś złego, to właśnie ty zostajesz przyłapany w środku owego wydarzenia i wszystko zwala ci się na głowę?
"Dobra, ok, nie do końca postępowałem uczciwie." - pomyślał Draco, patrząc jak sowy z głośnym pohukiwaniem przelatują za oknem. Ciężko mu było przyznać się do błędu, jednak w tej sytuacji nie miał wyjścia. Musi w końcu porozmawiać poważnie z Granger i wytłumaczyć jej, o co tak naprawdę chodzi. Nie może bez przerwy udawać, że wszystko jest idealnie na porządku dziennym i to tak, jakby sobie oboje wymarzyli. Bo nie jest. Jest dokładnie tak, jak nie powinno. Bo jak zwykle Hermiona musiała wparować do dormitorium w bardzo niestosownym momencie. Jak to ona. Zawsze to robiła. Zawsze to on był tym złym, tym co popełnia błędy i wszystko robi źle. A co, Hermiona jest bez winy?
Rozmyślania przerwało głośne stukanie. Zirytowany warknął: - Proszę!, jednak kiedy nikt nie wszedł, spostrzegł, że dźwięk pochodzi od zupełnie innej strony - to biały puchacz, walący niecierpliwie dziobem w okno. Blondyn pospiesznie otworzył okno i wpuścił stworzenie do dormitorium. Po chwili puchacz łagodnie wylądował na jego ramieniu, cicho pohukując. Malfoy brutalnie oderwał kopertę, przywiązaną do jego lewej nóżki, a następnie siłował się chwilę z otwarciem. Zwierzę popatrzyło na niego z wyrzutem, jednak ten nawet na nie nie spojrzał. Odbiło się zatem, rozrywając przy tym koszulę chłopaka i raniąc boleśnie, a następnie wyleciało przez otwarte okno.
Draco zaklął cicho, łapiąc się za ramię, po czym otworzył list...
Zaczął czytać. W miarę jak dochodził do końca, jego złość wzrastała. Po przeczytaniu listu był po prostu wściekły. List od matki był ostatnią rzeczą, jakiej mógł w tej chwili pragnąć. Cisnął list w stronę kominka. Nie trafił, co jeszcze bardziej go rozeźliło. Podniósł świstek z ziemi, zmiął, a następnie wrzucił w ogień. Przyjemnie było patrzeć, jak papier zwija się od liżących go naokoło płomieni... Z satysfakcją patrzył, jak z listu pozostała tylko kupka czarnego popiołu...
Nagle usłyszał pukanie. Szybko podszedł do drzwi i otworzył je zdecydowanym ruchem. Lekko się zdziwił na widok Rowensa, jednak nie okazał tego po sobie.
- Musimy porozmawiać - oznajmił poważnie Chad, siląc się na spokój.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać - prychnął Malfoy i już zamierzał zamknąć mu drzwi przed nosem, gdy ten wcisnął się przez szparę do jego dormitorium i usiadł na krześle, stojącym tuż łóżku Granger.
- No dobra, widać rodzice cię kultury nie nauczyli - powiedział Ślizgon, zamykając do drzwi. Po chwili usiadł obok Krukona, patrząc na niego z dziwnym poirytowaniem. - To o czym chcesz rozmawiać? - rzucił, jakby od niechcenia.
- O Hermionie.
- O tej szlamie?
- Nie nazywaj jej tak - wycedził Rowens. - Dobrze wiem, że ci się podoba. Ale to co wyprawiasz z jej uczuciami jest po prostu nie do pomyślenia!
- Że co?! - Malfoy wstał, przewracając krzesło, na którym siedział. Nie dbał o to. Na jakiej podstawie ten debil sądził, że coś czuje do Granger?
- Jezu, nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. - Krukon przewrócił oczami. - Męczy mnie już ta cała sytuacja. Albo z nią jesteś, albo daj jej spokój!
- Nie ty będziesz decydował o tym, co mam robić.
- Zatem kto? Widocznie sam nie potrafisz sobie poradzić. Mamusi nie ma przy tobie, to już...
- Levicorpus!
I Chad wisiał do góry nogami, stopami ledwie dotykając sufitu. Szamotał się przez chwilę, myśląc, że to coś da, jednak szybko dał spokój i bezwiednie zawisł w powietrzu.
- A co ty wiesz o radzeniu sobie bez niczyjej pomocy?! - wycedził Ślizgon, celując w Krukona różdżką. - Nic! Zupełnie nic!
Rowens próbował wyjąć sobie różdżkę z kieszeni, jednak Draco dostrzegł to i mruknął coś cicho. Ręce Chada nagle zdrętwiały i chłopak był niezdolny nimi poruszać. Był wściekły. Wściekły i bezbronny.
- Widocznie mnie nie znasz! - odparł, czując jak krew napływa mu do głowy.
- I nie mam zamiaru poznawać - prychnął blondyn. - Powiedz mi, o co ci chodzi z tą Granger?!
- Myślisz, że nie widać tego, że między wami coś zaistniało? Myślisz, że co? Że to tylko zabawa? Przestań bawić się z nią w kotka i myszkę! Niech wie, na czym stoi!
- O co ci w ogóle chodzi? - warknął Malfoy, zakładając ręce na piersi.
- Trochę ciężko mi się rozmawia w takiej pozycji, więc z łaski swojej opuść mnie na ziemię!
- Z przyjemnością.
I po chwili Rowens opadł na podłogę, aż zadudniło. Wstał pospiesznie i otrzepał szatę szybkim ruchem.
- Chodzi mi o to, abyś zostawił ją wreszcie w spokoju. Niech zazna trochę spokoju i szczęścia!
- Nie ty wybierasz to, co dla niej najlepsze - odpowiedział sucho Draco.
- Ty też nie. Po prostu nie męcz jej, ok? To przez ciebie dzisiaj płakała. Jestem tego pewien!
- Pła... Płakała? - spytał nagle dziwnym tonem Malfoy. Wsunął różdżkę do kieszeni i spojrzał na Chada, a w jego oczach było coś dziwnego... żal? Skrucha?...
- Tak, kretynie, i to przez ciebie! - ryknął Rowens. - Obudź się! Niszczysz jej życie, życie, nad którym tak ciężko pracowała i chciała je sobie ułożyć!
- Dobra, więc niech układa je sobie z tobą - syknął jadowicie Ślizgon. - Mnie ona zupełnie nie obchodzi.
- Nie oszukujmy się, Malfoy. Dobrze widzę, że zawładnęła twoim sercem. Nie możesz wybaczyć sobie tego, że się zakochałeś. Przejrzałem cię.
Wargi Dracona wykrzywił drwiący uśmiech, po chwili wybuchł śmiechem prosto w twarz Krukona.
- "Przejrzałem cię", hahaha, zachowujesz się, jakbyś grał w jakimś żałosnym, niskobudżetowym filmie! - prychnął. - Dobra, koniec tej żenady. Wynocha z mojego dormitorium! Rozumiesz?! Wynoś się!
- Jak sobie chcesz. Ale przestań się oszukiwać - powiedział na odchodnym Chad. Zamykając drzwi dodał jeszcze: - I uwierz w miłość, która tobą zawładnęła.
Malfoy popatrzył spode łba na drzwi, za którymi zniknął Krukon. Nie mógł wybaczyć sobie tej chwili, gdy pytając o Hermionę, można było dostrzec w jego oczach coś więcej... Jakąś ukrytą prawdę. Przecież zawsze starannie ukrywał siebie. Siebie i to, co w nim tkwiło. Chwila słabości, w której Chad zrozumiał wszystko. Że Hermiona była czymś więcej, niż tylko zabawką...
Nagle
Ślizgon poczuł wwiercające mu się w brzuch, dogłębne wyrzuty
sumienia: tak bardzo ją zranił...
26. "PO PROSTU
MNIE POCAŁUJ"
Ocierając łzy Hermiona wyszła z toalety, bacznie obserwując, czy na korytarzu nie ma nikogo niepożądanego. Odetchnęła. Teraz chciała tylko wyjść na błonia, odpocząć, pomyśleć... Puścić w niepamięć wszystkie przykre chwile, jakich doświadczyła w tym roku... Chociaż przez chwilę pomyśleć o czymś szczęśliwym i oderwać się od ponurej rzeczywistości, która na co dzień ją otaczała.
Malfoy. To jedyna osoba, która kiedykolwiek wtargnęła na tak długo do jej życia, zostawiając w sercu głębokie ślady. Jedyna osoba, przez którą wylała tyle łez. Zimny, perfidny, cyniczny egoista. Jednak niesamowicie przystojny egoista...
Idąc wzdłuż chłodnych murów Durmstrangu zastanawiała się, co tak naprawdę sprawiało, że ciągnęło ją do Malfoya. Był... skryty w sobie, tajemniczy. Uczucia ukrywał pod obojętnością i cynizmu. Tak, doskonale wyrobił sobie maskę, zasłaniającą jego prawdziwe oblicze. Jednak dlaczego? Dlaczego tak bardzo boi okazać się tego, co czuje? Co go gnębi?
Hermiona podejrzewała, że Draco jest taki bezuczuciowy i zimny przez własnych rodziców. Nie mieli dla niego czasu i serca, toteż on również taki został. Starannie omijał niebezpieczeństwa, zawsze wiedział, kiedy się pokazać, kiedy co powiedzieć. Umiał idealnie wpasować się w dobre towarzystwo i odnaleźć najładniejsze, najtrudniej dostępne dziewczyny w szkole. O tak, był piekielnie dobry w podrywaniu dziewczyn. Żadna, którą poderwał, nie oparła się jego urokowi, uśmiechowi i błysku w zimnych, stalowych oczach.
Ciekawe. Ona, Hermiona Granger, kiedy chciała potrafiła oprzeć się jego wyglądowi zewnętrznemu, patrząc tylko i wyłącznie na to, co posiadał w środku. Zaiste ciekawe. Jest chyba jedyną osobą w szkole, która może się mu oprzeć, a co najlepsze: powiedzieć coś, czego z pewnością Malfoy nie chciałby usłyszeć. Dziwne. Hermiona, odkąd trafiła do Hogwartu, zawsze dobrze się uczyła, zbierała najlepsze oceny z całej klasy (jeśli nie ze szkoły), jej pasją było czytanie książek i zdobywanie coraz to większej wiedzy. Jednak zmieniła się. Po pierwsze widać to po jej wyglądzie - makijaż, ułożone włosy, dżinsy i bluzka z głębokim dekoltem. Przypomnijmy sobie Hermionę z grzywą kręconych włosów, w błękitnym sweterku, krótkiej, plisowanej spódniczce i lakierkach. Śmiać się chce, gdy pomyślimy o tamtej Hermionie. Ta nowa jest zupełnie inna, pewna siebie, zdecydowana, odważna. Niesamowite, jak dziewczyny się zmieniają z biegiem czasu.
Więc cóż łączy ją i Malfoya? Właśnie rzecz w tym, że są całkowicie odmienni i różni. A przeciwieństwa się przyciągają.
************
Zdradził się. Pięknie. Po prostu cudownie. Teraz wszyscy wiedzą, że Hermiona nie jest dla niego tylko koleżanką...
Chad popatrzył na krople deszczu, powoli spływające po gładkiej powierzchni szyby. Czemu czuł tę wewnętrzną potrzebę chronienia jej? Dlaczego powiedział to wszystko do Malfoya, kiedy równie dobrze większość tych słów mogłaby być skierowana do niego?
"Zawładnęła twoim sercem"...
"Abyś zostawił ją wreszcie w spokoju, niech zazna trochę spokoju i szczęścia"...
Dziwne. Pamiętał ich pocałunek przy gablotach, krótki ale namiętny. Chciał by trwało to dłużej. Mogłoby właściwie ciągnąć się w nieskończoność. Jednak ona powiedziała później, że łączy ich tylko przyjaźń i starannie unikała jakichkolwiek zbliżeń, pomijając to, że przytuliła się do niego, dziękując za zrozumienie. Może rzeczywiście powinien ją zostawić?...
"Niech zazna trochę spokoju i szczęścia..."... to zdanie tłukło mu się w głowie jeszcze jakąś chwilę, zanim postanowił w końcu pójść do łazienki, co zrobił niechętnie, ale niestety musiał - Cormac McLaggen jęczał, że chce się wyspać, że jest już późno.
Myśląc "Też mi się trafił współlokator...", zamknął cicho za sobą drzwi od łazienki, a po chwili usłyszał głośne chrapanie...
************
Ron patrzył na Lavender, poruszając ustami w niemym zdumieniu. Czy ona właśnie go pocałowała? Może mu się tylko wydawało. Może to był tylko piękny sen... Usta piekły go, czuł delikatny posmak jej pełnych warg. Żołądek podskoczył mu niemalże do gardła, gdy swoim delikatnym i aksamitnym głosem powiedziała:
- Ron, jesteś cudowny.
Rudzielec zaczerwienił się lekko, marząc o długich włosach, pod którymi mógłby skryć twarz, powoli przybierającą odcień dojrzałej wiśni.
- Ja... tylko... ja... - wymamrotał, wbijając wzrok w podłogę.
- I taki zabawny - dodała blondynka, śmiejąc się perliście. - Właśnie dlatego jesteś kimś ważnym w moim życiu, Mon-Ron! - zagruchotała i przysunęła się do niego tak, że była bardzo blisko jego ust. O wiele za blisko. - Proszę cię, powiedz coś. Przytaknij, uśmiechnij się. Nie milcz.
- Ja... cieszę się, że doszło do naszego pocałunku - wybąkał Ron, patrząc gdzieś w bok.
Lavender uśmiechnęła się, ujęła jego twarz dłońmi, zmuszając tym samym, aby na nią spojrzał. Miał cudowny uśmiech i te ciemne oczy, z których wręcz biła niepewność i nieśmiałość. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, patrząc na jego oblane rumieńcem policzki i śliczne dołeczki, które miał, gdy się uśmiechał.
- Też się cieszę. W końcu ktoś musiał to zrobić, prawda? Jesteś kochany, Ron. - Lavender przysunęła się bliżej i wspięła na palce, aby obdarzyć Rudzielca pocałunkiem. Wtedy drzwi otwarły się z hukiem i ukazała się w nich sylwetka wysokiego, przystojnego zielonookiego bruneta z poczochraną czupryną.
Uśmiech spełzł z twarzy blondynki, dając miejsce grymasowi irytacji.
- Czy ty zawsze musisz wpadać w takich momentach? - spytała, ciskając gromy ze swoich pięknych, błękitnych oczu.
- Ja... tylko... - bąknął Harry, patrząc przepraszająco na Rona. - No... W końcu to też moje dormitorium, stary! Idźcie całować się gdzieś indziej.
Twarz Rudzielca nabrała teraz kolor czerwonej cegły.
- Wspaniale, chodź, Mon-Ron! - Lavender pociągnęła go za sobą i po chwili oboje zniknęli za drzwiami.
Wybraniec pokręcił głową. Niedawno, gdy rozmawiał z Ronem, mówił o Hermionie jak najęty i nie potrafił wyrzucić jej ze swojej głowy. Zawsze ona. Ciągle ona. A teraz? Ugania się za Lavender, dziewczyną, która z pewnością miała w tym wszystkim głębszy cel. No bo czy taka ładna dziewczyna zwraca uwagę na... ekhem... na kogoś takiego jak Ron?
Harry wiedział, że szybko się rozejdą. Zupełnie go nie rozumiał. Nie wiedział, co w niego wstąpiło, aby całować się z tą blondynką, zapominając o Hermionie i zapominając, że robią to przy JEGO, Harry'ego, łóżku! Mógłby przysiąc, że widział obsunięte ramiączko bluzki Lavender. Uśmiechnął się mimowolnie, gdy pomyślał o Ronie jako podrywaczu. "Jasne, on miałby TO robić z NIĄ?" myśląc to, zaśmiał się w duchu z własnej głupoty i naiwności. Kto jak kto, ale Ron nie zna się zupełnie na tego typu sprawach.
Z kolei on, Harry, nie powinien wywyższać się ponad swojego przyjaciela, kiedy właśnie zerwał ze swoją ukochaną, dla spotkania ze swoją dawną dziewczyną. Czy to jest normalne? Czy wtedy, gdy odnajdzie się swoją prawdziwą miłość, która sprawia, że zwykły dzień staje się niezwykły; zrywa się z nią dla własnych, chorych zachcianek? A w tym przypadku - dla byłej dziewczyny, oznajmiającej wszem i wobec, że jest jej przykro i całującej go jakby nigdy nic?
Dziwne. Harry wiedział, że postępuje źle, mimo tego nie potrafił odmówić Cho spotkania. I właśnie za to Ginny miała do niego pretensje, właśnie przez tę śliczną Krukonkę zerwali ze sobą.
Czując okropną pustkę w żołądku Harry podążył na eliksiry. Nigdy nie czuł się tak samotny jak dziś.
************
Draco popatrzył przez okno na siedzącą na błoniach Hermionę. W jego oczach można było dostrzec głęboki smutek. Tak bardzo chciał wybiec, wykrzyczeć w jej stronę słowa przeprosin... Nagle dziewczyna wstała i odeszła szybkim krokiem. Po chwili zniknęła za drzewami. Malfoy zacisnął pięści z tej żałosnej bezsilności. Tak bardzo żałował tego, co zrobił; tak bardzo chciał być widziany w jej oczach jako ktoś ciepły, spokojny... Chciał szybko ubrać się i podążyć za Hermioną, objąć ją mocno, wtulić się w pachnące kwiatowym szamponem włosy... Szepnąć do ucha "Przepraszam", zatopić się w orzechowych oczach, poczuć jej zmysłowe wargi... Chciał, aby uśmiechnęła się na jego widok, sprawiając, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Po prostu chciał, żeby wiedziała. Żeby wiedziała, co czuje.
************
Hermiona błąkała się po błoniach bez jakiegokolwiek zainteresowania tym, co działo się wokół niej. Miała gdzieś to, że wciąż trwał bal w Głównej Sali Durmstrangu. Beznamiętnie obserwowała przelatujące na niebie puszyste chmury, zupełnie nie zwracając uwagi na rozchichotane uczennice, patrzące wymownie na jej rozmazany makijaż i poczochrane włosy. Jedna z nich rzuciła kąśliwą uwagę: - Szczotka by ci się przydała!, na co reszta wybuchła śmiechem. Gryfonka nie zaszczyciła ich nawet jednym spojrzeniem, minęła je jedynie z wyższością, podążając w stronę brzegu jeziora, gdzie mogła usiąść na jednej z kamiennych ławek, obserwując w zadumie taflę wody i rozmyślając. Dotarło do niej jedno - właśnie czuje, jak życie wymyka się jej spod palców. Wszystko na co tak się zapracowała, wszystko, na czym jej zależało po prostu w błyskawicznym tempie zniknęło, pozostawiając po sobie jedynie nikły ślad. Oceny, przyjaciele, miłość... Ale czy miłość to trochę nie za mocne słowo? Czy właśnie 'miłość' najbardziej pasuje do określenia tego, co tkwiło głęboko w jej sercu? A czy przypadkiem nie było to tylko zauroczenie...?
Głowa pękała jej już od tych myśli, których nie mogła się wyzbyć. Miała dość. Wszystkiego dość. Na domiar tego wszystkiego chmura, którą ze średnim zainteresowaniem obserwowała, właśnie przyjęła kształt malutkiego serca. Takie idealne małe serduszko, ciepłe, pełne uczuć. Dziewczyna z dziwnym bólem patrzyła na to, co przypomniało jej o tym, jak bardzo to uczucie jest ważne w jej życiu. Minęła może sekunda, kiedy chmura zmieniła swój kształt. Teraz przypominał jej dwójkę ludzi, którzy zastygli w namiętnym pocałunku. Nie mogła na to patrzeć. Zbyt dużo wspomnień migotało jej przed oczami. Tylu chłopców w jej życiu i każdy coś dla niej znaczył. Jednak nie każdy był tym ważnym, tym, od którego nie mogła oderwać wzroku; tym, którego co noc widywała w swoich snach; tym, przez którego tyle płakała; tym, który miał zimne, acz piękne, stalowe oczy...
Miała ochotę wstać i wykrzyczeć całemu światu: "Kocham Dracona Malfoya!". Tak bardzo chciała, aby tu przyszedł, aby po prostu usiadł koło niej i nic nie mówiąc przytulił. Aby trwali w ciszy, ciesząc się ze swojej bliskości. Żeby mogła oprzeć głowę o jego ramię, chłonąć jego zapach, poczuć go przy sobie. Jednak wiedziała, że to po prostu niemożliwe...
************
- Hermiono, zaczekaj!
Malfoy zatrzymał ją przy bramie Durmstrangu, przytrzymując delikatnie za nadgarstek.
- Ja...
Spojrzał niepewnie w jej orzechowe tęczówki. Nie dostrzegł tam nic. Żadnej iskierki dawnej wesołości, czy chociażby cienia nadziei. To było straszne. Dojrzeć pustkę w jej oczach, które zawsze były pełne blasku i wręcz biło z nich szczęście.
Gryfonka zamrugała.
- Przepraszam cię.
- Nie przepraszaj. Nie chcę z tobą rozmawiać... - odwróciła się szybko, aby odejść, jednak przyciągnął ją do siebie, obejmując delikatnie w talii. - Draco, proszę... - jego imię, wymawiane przez nią, pierwszy raz podziałało na niego tak, że zapragnął pocałować jej delikatne usta, zatopić dłonie w bujnych, kręconych włosach...
- Ależ chcesz. Oboje tego chcemy. Chciałbym, aby wszystko co złe poszło w niepamięć. Abyśmy zaczęli od nowa. Mam już dość tej gry. - Gryfonka usłyszała szept tuż przy swoim uchu, na co delikatnie drgnęła.
- A ja mam dość ciebie i tych twoich zagrywek. Po prostu mnie... - chciała powiedzieć 'zostaw', jednak to słowo nie mogło przejść jej przez gardło. Popatrzyła na niego z ufnością, jakby chcąc zobaczyć czy jest jakaś prawda w tym co mówił. Chciała wierzyć, że chce zgody i jej wybaczenia. Jednak mimo wszystko nie potrafiła wybaczyć. - ...puść.
Malfoy westchnął cicho i puścił dziewczynę.
- Dlaczego nie potrafisz mi uwierzyć?
- Już nie potrafię ci zaufać. Nie po tym wszystkim. - odwróciła się, jednak ten złapał ją za ramię i obrócił ku sobie.
- Co ja takiego ci zrobiłem?
- Masz jeszcze czelność pytać? - wysyczała Hermiona, zła na siebie, że nie potrafiła odejść i zostawić go za sobą. Spojrzała gdzieś w bok. - Noce pełne łez, wieczory pełne bólu, dni pełne niepewności. Nie chcę na nowo tego wszystkiego przeżywać. Dlaczego nie możesz mnie zostawić, dlaczego nie możesz dać mi spokoju?
- Myślałem, że sama doszukasz się w tym wszystkim odpowiedzi. - Draco delikatnie złapał ją za podbródek i obrócił twarz w swoją stronę tak, aby mógł spojrzeć w jej oczy. - Skoro nie potrafisz... - czuła przy ustach jego ciepły oddech, jego bliskość przytłaczała ją. Chciała uciec, chciała zostawić go za sobą. Ale nie mogła, bo tak naprawdę z całego serca pragnęła mieć go przy sobie, poczuć jego ciepły oddech, spojrzeć w stalowe oczy. - ... ja również nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Hermiona wzięła głęboki oddech i spytała:
- Dlaczego to robisz?
- Co?
- Stoisz tutaj i robisz mi nadzieję, na powrót czegoś, co jest niemożliwe.
- Ja... - Draco zamilkł, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Daj jakiś znak... - Gryfonka spojrzała mu w oczy z niepewnością. - ... znak, że coś się zmieniło.
- Co mam zrobić? - szepnął chłopak, przesuwając dłonią wzdłuż jej talii. - Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?...
- Ja... - Hermiona zagryzła wargę, wyglądała przy tym tak nieśmiało i niewinnie, że Draco nagle zapragnął ucałować jej różane usta. - Po prostu mnie pocałuj.
- Nie żądasz zbyt wiele? - spytał cicho Malfoy, unosząc jedną brew w górę, z całej siły opierając się pragnieniu, jakie go ogarnęło. Nie chciał, żeby wiedziała, że on też tego chce.
- Proszę...
Nie wytrzymał. Przysunął się bliżej i nie wiadomo kiedy złączyli się w namiętnym pocałunku. Delikatnie przejechał językiem po jej podniebieniu, oblizał nabrzmiałe wargi. Przymknęła oczy, chcąc całkowicie oddać się chłopakowi. Ich języki w szalonym tempie ocierały się o siebie nawzajem. Hermionie zrobiło się gorąco. Czuła, że podłoga jest coraz mniej stabilna, miała wrażenie, że ucieka jej spod stóp. Zarzuciła Malfoyowi ręce na szyję, aby utrzymać się na nogach. Tak namiętnie, tak szczerze nie całowali się nigdy. To było spełnienie jej najgłębszych marzeń... stać w pięknej sukni wśród rozłożystych koron drzew, całować niesamowicie przystojnego chłopaka, ubranego w wieczorowy strój, robiąc to na oczach zazdrosnych uczennic. Działo się to właśnie w tej chwili. Zupełnie zapomniała o tym, co działo się, zanim ich usta złączyły się w pocałunku. Zapomniała o Chadzie, o Krumie, o teście, o balu. Z głowy zupełnie wyleciał jej obraz Malfoya splecionego z Jasmine... Teraz liczyło się tylko to, że stała tutaj z osobą, która tyle dla niej znaczyła, miała go przy sobie. Zmartwienia minionego dnia nie były już takie ważne, kiedy stała z Malfoyem, czując jego dłonie na swoich biodrach, czując smak jego ust, delikatny zapach jego perfum.
Obok nich z cichym pluskiem wytrysnęła fontanna, rozpryskując drobne krople wokół siebie. Hermiona, czując jak woda spływa po jej twarzy, wsunęła palce w jasne włosy chłopaka i zerknęła na niego spod przymkniętych powiek. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Odsunęła się od niego delikatnie i szepnęła:
-
Dziękuję...
27. "TOBIE NIE MOŻNA ZAUFAĆ"|
Obok
nich z cichym pluskiem wytrysnęła fontanna, rozpryskując drobne
krople wokół siebie. Hermiona, czując jak woda spływa po jej
twarzy, wsunęła palce w jasne włosy chłopaka i zerknęła na
niego spod przymkniętych powiek. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
Odsunęła się od niego delikatnie i szepnęła:
- Dziękuję...
- Nie... - odszepnął jeszcze ciszej Draco, patrząc gdzieś w bok. - To ja dziękuję tobie.
Gryfonka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak ten zaczął:
- Otworzyłaś mi oczy, Granger. Na świat. Na piękno. - pogłaskał ją delikatnie po policzku, a ona zadrżała pod wpływem dotyku jego zimnych palców. - Dzięki tobie jestem lepszym człowiekiem... Jestem po prostu sobą. Nie arystokratą, egoistą, wychowanym przez śmierciożerców, jedynie... Draco Malfoyem. - uśmiechnął się lekko. - Chciałbym... chciałbym powiedzieć ci wszystko, co czuję, jednak nie potrafię zebrać tego w słowa. Mogę jedynie powiedzieć, że jedyne szczęście, jakie mnie w życiu spotkało, to... Ty.
- To naprawdę pięknie powiedziane, ale... - dziewczyna zarumieniła się delikatnie, przez co wyglądała jeszcze piękniej, jeszcze bardziej nieśmiało. Malfoy poczuł przemożną chęć ucałowania tych różowych policzków, ucałowania jej różanych warg, jednak powstrzymał się, nie chcąc przerywać tego, co zaczęła mówić. - Ja... nie wiem, po prostu nie wiem, czy mogę ci zaufać. Po tym, co przez ciebie przeżyłam, po tym co oboje... - pokręciła głową. - Ja... daj mi trochę czasu... - nie czekając na odpowiedź, wysunęła się z jego objęć i pobiegła w stronę drzwi, nie obracając się za siebie.
Malfoy odprowadził dziewczynę zasmuconym spojrzeniem i wsunął ręce do kieszeni szaty. Nie potrafi mu zaufać... Co ma zrobić, aby zdobyć jej zaufanie? Na zawsze?
Chłopak usiadł na kamiennej ławce i obserwując spadające krople pomyślał, że jest dumny, z tego co zrobił i powiedział. Pierwszy raz w życiu słowa przyszły mu z taką łatwością, a przede wszystkim - były szczere. Kłamać potrafił bez zająknięcia, jednak... jeśli chodziło o uczucia i szczere wyznania, zawsze psuł sprawę. Nigdy nie chciała mu uwierzyć, zawsze albo ich rozmowa kończyła się spoliczkowaniem, albo kłótnią, a wszystko przez to, że nie potrafił sformułować tego, co tak naprawdę chciał wyrazić...
Zaraz. Na pewno przez to? Czy nie był zimnym draniem? Czy nie zdradzał Hermiony z byle Ślizgonką? Czy nie oszukiwał jej, nie kłamał? Tak, on, Draco Malfoy nie ma szans u kogoś takiego jak ona...
Zaraz, zaraz! Przecież kto jak kto, ale ON może mieć każdą. KAŻDĄ. W czym niby Hermiona jest lepsza od innych? Czym wyróżnia się od najlepszych sztuk w Hogwarcie? Urodą? Tak, rzeczywiście jest piękna, zwłaszcza gdy się gniewa, gdy jej oczy płoną, a policzki czerwienieją ze złości... A także, gdy jej oczy są zwilżone od łez, usta zaciśnięte, a policzki blade... Piękna jest, gdy się uśmiecha, a jej oczy błyszczą... Piękna jest, gdy się śmieje... Piękna, gdy... Ona jest po prostu piękna, cudowna, idealna z natury. Do tego mądra, zawsze ma na wszystko odpowiedź... Zadziorna? Uparta? A i owszem. Ale właśnie to mu się podobało. Zawsze miała swoje zdanie, mógł z nią się droczyć, kłócić, a i tak była tą cudowną Hermioną. No może czasem jest zbyt ostra i gwałtowna, ale... cóż. Takie właśnie są w jego typie. W typie Dracona Malfoy'a.
Wstał z ławki i skierował się w stronę sali balowej, bo bal miał trwać do 4.00 nad ranem, a była zaledwie 24.50, tak przynajmniej pokazywał wielki zegar, umieszczony na placu, na którym w tej chwili przebywał. No nic. Wyjął ręce z kieszeni i wszedł do sali balowej. Szybko omiótł ją spojrzeniem i zorientował się, że na parkiecie 'tańczą' jedynie przytulone pary, a do jego uszu wdarł się okropny i beznadziejny kawałek Fatalnych Jędz "Kocham cię bardziej niż siebie". Chciał wyjść z sali i poczekać na Granger, ale jedna z tych dziewczyn, które określał jako 'piękne, natrętne i bezwzględne' zaciągnęła go na parkiet i przyciągnęła do siebie.
- Nie chcę tańczyć - warknął Malfoy i odepchnął od siebie dziewczynę.
- Nie? - dziewczyna uniosła kusząco brew, niezrażona jego niechęcią.
- Nie! - odparł i szybko wyszedł z sali balowej, zostawiając na środku parkietu zirytowaną dziewczynę.
Był zadowolony z siebie. Nie dał się tak łatwo natrętnej dziewczynie, postawił na swoim, zupełnie ignorując to, że była ładna, zgrabna i pewna siebie. Miał dość oceniania tylko po wyglądzie. Chciał... Dziwne, ale naprawdę chciał być kimś, kogo postrzega się jako kogoś, kto nie ocenia powierzchownie, tylko stara się poznać daną osobę. Był pewien, że urośnie wtedy w oczach Hermiony, którą poznał na tyle, żeby wiedzieć, jacy faceci jej się podobają.
Szedł w stronę marmurowych schodów, wiodących do dormitoriów Hogwartczyków, gdy drogę zagrodził mu Chad.
- Nie wiesz, gdzie jest Hermiona?
- Właśnie jej szukam.
Rowens zlustrował go wzrokiem, milczał jednak.
- Po co jej szukasz, Rowens?
- A co cię to obchodzi, co? - warknął Krukon, patrząc na Malfoya podejrzliwie.
- Ona nie chce cię widzieć. Powiedziała mi.
- Ona ci powiedziała, że nie chce mnie widzieć?
- Tak. Całowaliśmy się - odparł szybko Draco, patrząc z zadowoleniem, jak złość na twarzy Chada ustępuje miejsca smutkowi i rozczarowaniu. - Ona kocha mnie, nie ciebie.
- Nie wierzę ci - syknął Krukon, siląc się na chłodny, pewny siebie ton, jednak coś mu nie wyszło, bo Malfoy uniósł brwi i powiedział:
- A mi się wydaje, że jednak wierzysz. Żegnam. - Ślizgon wyminął Rowensa i podążył schodami w górę, mając nadzieję, że spotka w dormitorium Hermionę.
************
Hermiona nie mogła usiedzieć w miejscu. Krążyła w kółko po pokoju, zastanawiając się nad tym, co niedawno usłyszała. Czy to możliwe, żeby wreszcie wydoroślał? Że się zmienił? Nie była pewna, czy mu wierzyć, nie wiedziała, czy mu zaufać. Bała się stąpać po nieznanym gruncie... Owszem, była z nim, ale jak się później okazało zrobił to tylko dla zakładu. Tak więc prawdziwy związek z Malfoyem? Czy to w ogóle możliwe?
Jej rozmyślania przerwało gwałtowne otworzenie drzwi. Do pokoju wparował Ślizgon, o którym właśnie myślała. Nic nie mówiąc, nawet nie zamykając za sobą drzwi podszedł do Gryfonki, przysunął się niebezpiecznie blisko i wtopił się w jej usta, zdziwiony własną gwałtownością. Hermiona zaskoczona oddała pocałunek, równie namiętnie, a jej dłonie powędrowały w stronę jego włosów, aby po chwili wsunąć palce między blond kosmyki.
- Hm, nie mogłeś poczekać, aż przyjdę na bal? - spytała zachrypniętym głosem, patrząc na niego swoimi pięknymi orzechowymi oczami.
- Nie potrafię wytrzymać bez ciebie, rozumiesz? Rozumiesz? - Draco objął ją, tuląc do siebie. Zamknął oczy, czerpiąc z tej bliskości bezpieczeństwo, radość, a także jakąś nadzieję...
- Draco...
- Hm?
- Kochasz mnie? - szepnęła cicho, zarzucając mu ręce na szyję.
- Bardziej niż życie.
Wtuliła się w niego mocno, jakby chcąc potwierdzenia tych słów. Malfoy czuł mocny zapach jej perfum, piękny, jak ona sama. Wtulił się w jej ramię. Następnie delikatnie ucałował w szyję. Zadrżała. Powoli zsunął się niżej, a dłońmi próbował rozpiąć jej suknię z tyłu. Nie oponowała. Oddawała się jego pieszczotom, zupełnie zapominając o wszystkim...
Nagle coś zepsuło tę chwilę.
- Czekam na ciebie w tym łóżku, a ty co?! Zabawiasz się z inną?! - Draco oderwał się od Hermiony, obracając się w stronę drzwi.
Stała tam Lauren, owinięta ręcznikiem i patrzyła na parę z udawaną irytacją.
- Mówiłeś, że zaraz wrócisz, że wychodzisz tylko na chwilę, a tu co?!
Hermiona zamrugała, przenosząc wzrok to na Malfoya, to na Jerkins.
- Co ty chrzanisz, Lauren?! To kłamstwo, nie wierz jej! - warknął w stronę Hermiony, a ta poruszała ustami, jakby nagle zabrakło jej powietrza. Chciała coś powiedzieć, chciała go uderzyć, chciała wykrzyczeć mu prosto w twarz...
Że co? Że go nienawidzi? Sama nie wiedziała.
Lauren uśmiechnęła się z satysfakcją, czego Hermiona nie zauważyła, ale na wszelki wypadek przybrała poprzednią minę - grymas złości i zirytowania.
- Myślałam, że jesteśmy razem... - pozwoliła, aby jej oczy napełniły się łzami, wiedziała, że będzie to wiarygodnie wyglądać. Była w końcu wprawioną oszustką...
Ślizgon zaklął i wrzasnął:
- Wynoś się stąd, podła żmijo!
- Ją też tak potraktujesz, tak jak mnie?! Jesteś nieczułym egoistą! Ty nigdy nikogo nie kochałeś! - zerknęła na rozpiętą i zsuniętą nieco suknię Hermiony. - Chciał zaliczyć kolejną, co?
- Nie, to twoja działka - wycedził Malfoy. - Wypie*dalaj.
- Z miłą chęcią - syknęła Lauren i wyszła szybko z pokoju, uśmiechając się z triumfem.
Za drzwiami czekał na nią przystojny Krukon.
- Więc udało się, co?
Kiwnęła głową i pocałowała go namiętnie.
- Idziemy na bal?
- Jasne. Nie będziemy tu przecież sterczeć. Zaraz polecą jakieś wazony i takie tam... - Lauren roześmiała się złośliwie i razem z tajemniczym chłopakiem zniknęli za rogiem.
- Wyjdź. Nie chcę cię widzieć.
- Hermiono...
- Wyjdź.
- Nie wierz jej, specjalnie to wszystko...
- Wyjdź! - ryknęła Gryfonka, odpychając Malfoya od siebie. - Wynoś się, nie chcę cię widzieć na oczy! Kochasz mnie nad życie, co?! Przy okazji uprawiając seks z innymi, tak?!
- TO WSZYSTKO BYŁO ZAPLANOWANE! - wrzasnął Draco z wściekłością. - Nie rozumiesz tego?! Chciała, żebyś właśnie tak myślała!
- Gówno prawda! Wyjdź.
Chłopak kopnął z całej siły łóżko i warknął, wychodząc:
- Kiedy się zorientujesz, że to wszystko nieprawda, nie będę w stanie już ci wybaczyć.
- Ty masz mi wybaczać?! Ty masz mi wybaczać?!
- Kiedy wreszcie mi zaufasz, co?! - ryknął Ślizgon, odwracając się w stronę dziewczyny.
- Tobie nie można zaufać! - wrzasnęła Hermiona, zamykając mu drzwi przed nosem. Teraz, kiedy wykrzyczała wszystko, co w niej tkwiło, złość nagle zniknęła, a jej miejsce zastąpiła rozpacz, wielka rozpacz...
Gryfonka osunęła się na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach. Znowu ją oszukał, znowu... Nie ocierała łez. Pozwoliła im płynąć po policzkach, stwarzając czarne smugi... Miała dość, miała dość, miała cholernie dość wszystkiego, co tylko było z nim związane...
Już nigdy więcej nie da się tak oszukać... okłamać...
Nie
będzie już tak naiwna.
28. CHĘĆ ZEMSTY
Draco szedł przez opustoszałe korytarze, powoli tracąc jakąkolwiek nadzieję na odzyskanie zaufania u Granger. Był wściekły na Lauren i jednocześnie wściekły na Hermionę za to, że jej uwierzyła. Bo nie powinna. To w ogóle nie powinno się wydarzyć. Lauren podstępnie zniszczyła mu to, co osiągnął. Z zimną krwią zepsuła jego związek i rozwiała wszelkie nadzieje... Jak Hermiona w ogóle mogła uwierzyć tej podstępnej żmii w stek wyssanych z palca bzdur? Dlaczego nie uwierzyła jemu, jemu, którego kochała, jemu, któremu zaufała, którego nauczyła, jak żyć... Dlaczego nie potrafiła spojrzeć mu w oczy i wyszukać prawdy, leżącej gdzieś na dnie jego stalowych oczu?...
Chłopak minął zakręt i zacisnął pięści z całej siły. Ktoś, komu powierzył swoje zimne serce, ktoś, kogo wysoko cenił, ba! Nawet darzył jakimś uczuciem... Nie, miłość to za mocno powiedziane, przecież on nie wie co to znaczy... Ale była dla niego ważna, coś dla niego znaczyła...
W każdym razie: Granger wygoniła go z własnego dormitorium za coś, czego nie zrobił! A on co?! Zgodził się na to?! Tak po prostu, nawet nie próbując się wytłumaczyć czy wyjaśnić czegokolwiek pozwolił, aby wywaliła go za drzwi i bez słowa... po prostu odszedł?!
Co powinien zrobić?
Dziwił się samemu sobie, a przede wszystkim temu, że nie nakrzyczał na Granger, nie odepchnął siłą, nie zmieszał z błotem... Może dlatego, że miała rację...? Mówiąc, że jemu nie można zaufać?
Tak. Miała rację. Miała prawo to powiedzieć. Powinna na niego nakrzyczeć, powiedzieć wszystko co leżało jej na sercu, ale ona go po prostu wywaliła za drzwi, zamykając się w sobie... Może nie miała siły? Może to wszystko już ją po prostu męczyło? Była zmęczona ciągłym wysłuchiwaniem kłamstw, zmęczona jego grami, jego obecnością?
Draco czuł się naprawdę podle. W jednej chwili był wściekły na Lauren, wściekły na Granger, wściekły na siebie, a jednocześnie zirytowany całą sytuacją i rozżalony tym, że nic mu ostatnio nie wychodzi. Przecież normalny człowiek wybuchłby od tak silnej dawki emocji i uczuć.
Zaraz, zaraz. O czym my w ogóle mówimy? Emocje? Uczucia?! Przecież Draco Malfoy, pan nad panami, nigdy nie czuł czegoś podobnego... Ale przecież nie byłby człowiekiem, gdyby nie czuł niczego. Więc?
Może on po prostu się nie przejmował tym, co czuł. Albo udawał, że uczucia nie mają dla niego znaczenia... A teraz? Coraz trudniej mu było skrywać te uczucia... Coraz trudniej było mu udawać... Coraz trudniej mu było grać swoją rolę, rolę, w której kiedyś tak dobrze się czuł... Wiedział, że dzieje się z nim coś dziwnego. Dostrzegał zmiany w sobie, w swoim charakterze. Czasem mówił coś dziwnego, sprzecznego z jego naturą, a czasem... Słowa, które tak bardzo chciał powiedzieć po prostu tkwiły w jego gardle, nie pozwalając się wydostać. Nie potrafił już być nieczuły i obojętny wobec uczuć innych ludzi, nie potrafił być oschły i arogancki. Bał się zachodzących w nim zmian, nawet próbował protestować, buntując się przeciw wszystkiemu, robiąc innym na złość, zadając się z Lauren... Tylko, że niestety coś mu nie wyszło. Do tego, gdy zerwał znajomość z Jerkins, ta postanowiła się zemścić, niszcząc jego szczęście.
Więc on teraz zemści się na niej.
************
"Dobra, skoro on może wszystko, czemu ja nie mogę?" - myślała Hermiona, poprawiając makijaż. Nie czuła już ani smutku, ani rozczarowania. Wspomnienie Lauren w samym ręczniku, mówiącej to wszystko; wspomnienie Malfoya, mówiącego, że kocha ją bardziej niż życie... To już nie miało żadnego znaczenia. Jedyne, co się teraz liczyło to ta żądza zemsty, która ją powoli ogarniała i chęć zrobienia Ślizgonowi na złość...
************
- To było kapitalne! Totalnie odlotowe! Szkoda, że nie widziałeś miny tej całej Granger! A Malfoy! Ale się wnerwił! - szczebiotała radośnie Lauren idącemu koło niej chłopakowi, który, szczerze mówiąc, nie wyglądał na tak zadowolonego jak ona. - Dobrze mu tak! Nienawidzę tego egoistycznego arystokraty! Co z tego, że jest taki przystojny? Że tak fajnie się ubiera? Że zawsze wygląda nonszalancko, a te włosy opadają mu na czoło i... - Jerkins odrzuciła jasne włosy z twarzy i zerknęła na swoje pomalowane paznokcie z irytacją. - Do diabła! Znów schodzi!
Usiadła na pierwszej lepszej ławce, wyciągnęła z torebki wściekle różowy lakier do paznokci i zaczęła poprawiać paznokcie u lewej ręki.
Chłopak usiadł koło niej, targany wątpliwościami.
- Czy nie uważasz, że trochę przesadziliśmy? - spytał niepewnie.
- Nie - odparła Lauren, nie odrywając wzroku od wykonywanej czynności.
- Dobra, zacznę inaczej. Ty chciałaś zrujnować życie Malfoyowi, ja chciałem, żeby Hermiona przestała się z nim zadawać. Jednak... Nie chciałem, aby tak się tym przejęła...
- Kotku... - blondynka zakręciła lakier i wsunęła go do torebki. - Albo w jedną, albo w drugą stronę. Chciałeś, to masz. Zdecyduj się. Poza tym miałam nadzieję, że pocałunkiem, jakim obdarzyłam cię ostatnio, wybiłam całkowicie tę szlamę z twojej ślicznej główki. - pogłaskała go po włosach i uśmiechnęła się lekko, pokazując idealnie białe zęby, zapewne wybielone jakimś tanim zaklęciem. - Teraz lecę na bal, bo ma trwać jeszcze około dwóch godzin. - przysunęła się do niego i głośno cmoknęła w policzek. - Jeśli się pojawisz, to chętnie zatańczę. - puściła mu oczko, po czym wstała i odeszła, a jej obcasy stukały głucho, zagłuszając ciszę, piękną ciszę, przy jakiej chciałby pomyśleć, zastanowić się nad odpowiedziami na milion pytań, kłębiących się w jego głowie...
************
Chad. Chad Rowens. Właśnie o nim pomyślała Hermiona, zastanawiając się nad zemstą dla Malfoya. Wiedziała, że Krukon nienawidzi Ślizgona i zrobiłby dla niej wszystko... Chociaż chłopak skrywał wiele tajemnic, był uparty i zawsze chciał stawiać na swoim był jednym z jej przyjaciół, kimś, na kim mogła polegać, kimś, komu mogła zaufać...
Była tego całkowicie pewna.
************
Draco zerknął na zegar, zawieszony przy sali balowej. Jeszcze godzina balu. Nie wiedząc, co ze sobą począć, zupełnie nie mając żadnych pomysłów co do zemsty na Lauren stwierdził, że po prostu wróci do swojego dormitorium i nie zwracając uwagi na Granger, położy się w przydzielonym mu łóżku. Chyba ma do tego prawo, co?! Czy Granger też go za to okrzyczy, hę?!
Złość na obie dziewczyny jeszcze nie minęła. Czuł, że trochę mu przeszło, ale nadal był zły. Dlaczego? Dlaczego wszystko co złe, przytrafia się właśnie jemu?
************
Hermiona spojrzała na zegarek. "Aż tyle do końca?" - pomyślała z irytacją. "I gdzie jest Chad?"
Niewiele myśląc, wyszła z dormitorium szybkim krokiem, aby go znaleźć.
************
Malfoy odwrócił się na pięcie, wsunął ręce do kieszeni i skierował się w stronę marmurowych schodów. Nie, nie będzie jej przepraszał. Nie ma najmniejszego zamiaru tego robić. Powinna zaufać jemu, jemu! A nie Jerkins... Chłopak skrzywił się mimowolnie na samo wspomnienie Lauren. Już dość przez nią stracił. Już dość wyrządzonych przez nią szkód. Zemści się i raz na zawsze zapomni o niej całkowicie... O tym, że kiedyś byli razem... Że jej zaufał... Że ją darzył jakimś uczuciem...
Zostawi za sobą to co było. Bo nie ma sensu się dłużej męczyć wspomnieniami.
Skręcił w prawo, tam, gdzie znajdowały się kolejne schody, wiodące na czwarte piętro. I zobaczył Hermionę.
Odwróciła wzrok, jakby udawała, że go nie zauważyła. Malfoy prychnął cicho.
- Chyba usłyszałam jakieś prychnięcie, może mi się wydawało? - Gryfonka rozejrzała się wokoło, omijając wzrokiem Ślizgona. - Chyba raczej wydawało. - Wzruszyła ramionami i ruszyła pewnym krokiem przed siebie.
- Nie będę cię za nic przepraszał, Granger - warknął Draco.
Wreszcie na niego spojrzała. Ponownie wzruszyła ramionami.
- Nie obchodzi mnie to. Ani ty, ani twoje przeprosiny - powiedziała dobitnie, odwróciła się i zeszła szybko w dół schodów.
- Ale mnie obchodzi! - krzyknął za nią chłopak i wbrew swojej woli, wbrew swoim wszelkim postanowieniom ruszył za nią szybkim krokiem. Chwycił ją za ramię, aby się zatrzymała i warknął: - Nie udawaj takiej cwanej.
- Wyjaśnijmy sobie coś, Malfoy - powiedziała ze złością Hermiona, odwracając się w jego stronę. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Rozumiesz? Zniknij z mojego życia - syknęła, wyrywając ramię z jego uścisku. - Po prostu odejdź!
- Ale ja muszę ci wytłumaczyć...
- Ale ja nie chcę cię słuchać!
Ślizgon zmrużył oczy i powiedział:
- Nie sądziłem, że kiedyś powiem to właśnie tobie, ale jesteś egoistką!
Dziewczyna roześmiała mu się szyderczo w twarz.
- Rozśmieszasz mnie, Malfoy. A teraz spadaj. - odwróciła się, żeby odejść, ale on znów ją przytrzymał.
- Musimy porozmawiać!
- Może ty musisz. A ja nie mam najmniejszego zamiaru z tobą rozmawiać! Ja w ogóle nie chcę cię widzieć na oczy, zrozumiano?
- Daj mi chociaż pięć minut. Wtedy wszystko zrozumiesz!
- Już zrozumiałam - odparła, odpychając go od siebie. - Nie zbliżaj się do mnie.
- Dobrze! - ryknął Ślizgon z wściekłością. - Dobrze! Chciałem ci po dobroci jasno postawić sprawę, wytłumaczyć to, co ostatnio się między nami wydarzyło...
- Między nami niczego nie ma. Nigdy nie było. Rozumiesz? Nigdy! - Gryfonka zaczęła tracić nad sobą panowanie.
- Przestań udawać, że między nami niczego nie było!
- Gdyby było, nie zdradzałbyś mnie z innymi! - wrzasnęła Hermiona, dygocząc ze złości. - Odwal się ode mnie!
- Jak chcesz! Idź sobie do tego swojego Chada, Rona, czy tam Harry'ego, bo nie wiem już kogo naprawdę kochasz! - warknął Draco z wściekłością. - Puszczasz się ze wszystkimi naokoło, jak jakaś...
- Senscortio!
Malfoya odrzuciło na kilka stóp. Próbował rzucić na nią jakiś urok w odwecie, jednak był całkowicie obezwładniony, nie mógł poruszyć głową, ręką ani nogami... Próbował coś warknąć w jej stronę, ale choć jego usta poruszały się z jego gardła nie wydobywał się żaden odgłos. Leżąc na posadzce, patrzył na odchodzącą Granger, myśląc "Pożałujesz tego, szlamo..."
A
ona, czując napływające do oczu łzy, szczerze dotknięta, zbiegła
szybko po schodach, w poszukiwaniu Rowensa...
29. "PROSZĘ,
POSŁUCHAJ MNIE..."
Hermiona rozglądała się po korytarzach w poszukiwaniu Chada, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Jej oczy były mokre i lśniące od łez. Była zupełnie wyczerpana sytuacją, w jakiej się w tejże chwili znajdowała. Dlaczego? Dlaczego w chwili, kiedy już jest pewna zmiany Draco, nagle pokazuje się coś, co zupełnie rozwiewa wszystko? Dlaczego, kiedy już mu w pełni ufa, kiedy ma nadzieję na lepsze... Wszystko niszczy się w jednej chwili?
"Ktoś taki jak on nigdy się nie zmieni." - pomyślała z goryczą, mijając całującą się namiętnie parę. Poczuła dziwne ukłucie gdzieś na dnie żołądka i przekonywała się, że wcale nie miało to nic wspólnego z wspomnieniami dotyczącymi pocałunków z Malfoyem. Przyspieszyła, żeby nie patrzeć dłużej na ten widok i skręciła w lewo, tam, gdzie mieściła się sala balowa. Miała nadzieję, że odnajdzie tam Rowensa, że będzie mogła mu się zwierzyć, że będzie miała się do kogo przytulić. Póki co, Chad był jedyną bliską osobą w całym Durmstrangu, któremu mogła wszystko powiedzieć, bo był jej przyjacielem, jednym z najlepszych.
Krukona nigdzie nie było. Ani w sali balowej, ani na korytarzach. Zupełnie załamana usiadła na ławce, zastanawiając się, gdzie jej przyjaciel może teraz przebywać. Iskierka nadziei zapłonęła gdzieś na dnie jej serca, kiedy przypomniała sobie o fontannie, mieszczącej się przy wyjściu. Szybko skierowała się w jej stronę.
Zobaczyła go. Stał przy krzewach róż, opierając się o kamienną barierkę schodów. Przystojny jak nigdy dotąd. Przyspieszyła, a na jej twarzy od paru godzin po raz pierwszy zagościł uśmiech. Już otworzyła usta, aby go zawołać, kiedy... Zorientowała się, że nie jest sam. Zmrużyła oczy. Lauren Jerkins?! Nie, niemożliwe. Przecież on nie cierpi tych plastikowych, pustych dziewczyn! Coś jej się przywidziało. Na pewno. Już chciała go zawołać, kiedy nagle, ku jej ogromnemu zdumieniu oboje złączyli się w namiętnym, mokrym pocałunku. Stanęła, zupełnie wryta w ziemię. Nie... Nie, nie, nie... To się nie dzieje naprawdę! Pomyślała chwilę, po czym schowała się za kamiennym gargulcem, a później powoli podeszła w ich stronę, kryjąc się za krzewami.
Usłyszała słodki głosik Lauren.
- Naprawdę świetnie całujesz. Szkoda, że poznaliśmy się dopiero parę dni temu... - wymruczała, a Gryfonka przez szpary między liśćmi dostrzegła, że przysuwa się bliżej do chłopaka.
- Faktycznie, szkoda. Przecież bez ciebie nie usunąłbym Malfoya od Granger, prawda? - czy ona usłyszała w jego głosie zadowolenie?
- Tak, jestem przecież mistrzynią intrygi. Naprawdę żałuj, że nie widziałeś ich min! Szkoda, że stałeś za drzwiami...
- Pozwoliłem ci odwalić tę robotę. Poza tym, nie wiem, czy mi by uwierzyła...
Hermiona miała wrażenie, że setki małych igiełek wbiły się gwałtownie w jej serce. Oparła się o drzewo, starając się nie hałasować, jednak krzaki, które musnęła zaszeleściły głośno, zdradzając, że Rowens i Jerkins nie są tu sami...
- Kto tu jest? - warknęła blondynka, odsuwając się od chłopaka i rozglądając się niespokojnie.
Hermiona nie potrafiła wytrzymać. Wyszła z ukrycia, zaciskając pięści, całą siłą woli powstrzymując łzy, napływające jej do oczu.
- Ja. Ja! Hermiona Granger! Była dziewczyna Malfoya i... była przyjaciółka Chada Rowensa! - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Jak mogłeś? Jak mogłeś?! - ryknęła w stronę chłopaka, nie zważając na zaskoczone spojrzenia uczniów, przechodzących obok. - A ty, podła niszczycielko związków... - obróciła się w stronę Lauren. - Pożałujesz jeszcze. Pożałujesz! Robiłaś z nim TO tylko dlatego, żeby go skompromitować na moich oczach?! Nie uważasz, że to po prostu... podłe?!
Jerkins roześmiała jej się w twarz.
- Nigdy z nim TEGO nie robiłam! Nadal nie pojmujesz tego, co się niedawno wydarzyło? - prychnęła i podeszła do Hermiony bliżej, prezentując swoje białe kiełki. - To wszystko to była intryga! Żeby skłócić ciebie z Malfoyem! - uśmiechnęła się jadowicie. - Teraz wątpię, żeby przyjął twoje przeprosiny. Wolałaś uwierzyć mnie, mnie! A nie swojemu chłopakowi!
Hermiona nie chciała tracić czasu, mówiąc, że Draco nie jest jej chłopakiem. Odwróciła się od niej, podeszła do Rowensa i zamachnęła się, aby wymierzyć mu cios, jednak ten chwycił ją za rękę, powstrzymując ją przed uderzeniem.
- Ty świnio... Uknułeś razem z nią tę intrygę... Jak mogłeś... - wydyszała, wyrywając się z uchwytu. - Nienawidzę cię. Nienawidzę!
- Hermiona... - zaczął Chad i puścił jej rękę. - Ja...
- Nie chcę tego słuchać, nie chcę! - Gryfonka pokręciła głową, czując jak po jej policzkach spływają łzy. - Po prostu mnie zostaw... Odejdź z tą swoją całą intrygantką...!
Lauren wydobyła z siebie coś pomiędzy prychnięciem a parsknięciem.
- Zostaw to. Idziemy.
Rowens spojrzał na Granger, a w jego oczach było tyle smutku, że Hermiona przez chwilę zastanowiła się, czy na pewno to on jest tym chłopakiem, który przed chwilą całował się z Jerkins... Czy przypadkiem się w czymś nie pomyliła?... Po prostu nie mogła w to uwierzyć...
- Chad, chodź, chcę jeszcze potańczyć. - Lauren pociągnęła go za sobą, co dziwne- on nie oponował...
Hermiona osunęła się na kamienną ławkę koło fontanny. Patrzyła za odchodzącym Krukonem i dotarło do niej jedno: że dzisiaj straciła dwie drogie jej rzeczy...
************
Ginny leżała na poduszce, mokrej już od łez. Minęło kilka dni, odkąd całkowicie zerwała z Harrym. Cudownie. Ronowi układa się z Lavender, byli nawet w Hogsmeade razem! Harry z Cho są nieoficjalnie parą, a ona? Czuła się taka samotna i opuszczona, odizolowana od reszty. Z kim musiała teraz trzymać? Nie żeby nie lubiła Luny, ale jej długie wymówienia na temat chrapaków i jakichś flurmaków po prostu były nie do słuchania. Poza tym Luna nie przejmuje się zdaniem innych, żyje własnym życiem według własnych zasad... Szczerze mówiąc, to Ginny czasem jej tego zazdrości. Ale do rzeczy.
Dlaczego ktoś, kogo kocha, z kim już nawet była... Zostawił ją dla swojej starej miłości? I dlaczego ta stara miłość musi być akurat ładną Krukonką, Cho Chang? Ruda przekręciła się na plecy, zastanawiając nad tym, w czym Cho jest od niej lepsza. Może Harry woli po prostu inny typ dziewczyny? Może woli te z ciemnymi oczami i ciemnymi włosami?... Nie, to głupota... Przecież on jest dojrzały, nie ocenia po wyglądzie... Może by tak porozmawiać z nim poważnie? Ginny zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie ich rozmowę, w której się rozstali. Powiedział... Powiedział, że jest chorobliwie zazdrosna. Tak, pamięta to. Na zawsze to zapamięta. Bo owszem, było w tym trochę prawdy. Ale przecież nikt nie jest zazdrosny bezpodstawnie, prawda? Prawda? Ruda próbowała przekonać samą siebie, że to nie jest jej wina. Że to Harry ją zdradził. Że ma prawo do zazdrości. Ale powoli, powolutku wina przechodziła na jej stronę... Tak, zupełnie niepotrzebnie miała pretensje o to, że chce porozmawiać z Cho... No niestety, taka już jest - temperament, upór... Każdy ma prawo do rozmowy... Przecież zwykła przyjacielska rozmowa to nie romantyczna randka! Nie może mu zabronić rozmawiać z innymi dziewczynami, przecież to chore... Chorobliwie zazdrosne...
Ruda walnęła pięścią o poduszkę. To wszystko jej wina. Jej wina! Jak on jej teraz wybaczy...? Czy w ogóle się kiedykolwiek pogodzą?! I kiedy wreszcie wróci Hermiona?
Ginny usiadła na łóżku i spojrzała ponuro w okno, wycierając oczy. Ciemne, lekko zachmurzone niebo i gwiazdy upstrzone na całym nieboskłonie... Cudowny widok. Cisza. Spokój. A mogłaby teraz siedzieć z Harrym w pokoju wspólnym, rozmawiać o czymś miłym i patrzeć w gwiazdy... Być obejmowana czule przez osobę którą kocha. Może doszłoby do czegoś więcej niż tylko przytulania? Teraz, przez jej głupotę to niemożliwe.
"Hermiona, wracaj..." - pomyślała rudowłosa z rozpaczą, zerkając na zegar. Było już późno, grubo po 4.00 w nocy, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Powrót Hermiony dopiero za cztery dni... Dziwne, odkąd wyjechała minęły dopiero dwa... Bez niej czas, który zwykle upływał bardzo szybko, wlókł się sekunda za sekundą... Bez niej Hogwart nie był taki sam...
************
- Malfoy... - szepnęła cicho Hermiona w ciemność, mając nadzieję, że powie cokolwiek, że chociaż usłyszy jego głos... Ślizgon przekręcił się tylko w przeciwną stronę.
- Malfoy, proszę...
- Uwierzyłaś Jerkins. A nie mnie.
Wyczuła w jego głosie nutkę żalu.
- Malfoy, ja naprawdę...
- Kiedy naprawdę chcę się zmienić, to ktoś nam to psuje. A ty w tym pomagasz. Zawsze tak jest, zawsze tak będzie.
- Posłuchaj mnie...
- Nie, Granger. Ty nie chciałaś słuchać moich wyjaśnień.
- Wiem, Malfoy, ja...
- Teraz już za późno.
- A... Kto zdjął zaklęcie?*
- Jakiś prefekt, niewiele młodszy ode mnie. Musiałem zmyślić całą historyjkę, żeby się w końcu odczepił.
Chwila milczenia.
- Proszę, posłuchaj mnie... - szepnęła dziewczyna drżącym głosem.
- Za późno. Dobranoc.
Zrozumiała, że to koniec rozmowy. Całkowity koniec. Koniec wszystkiego. Poczuła jedną samotną łzę, spływającą po jej policzku...
************
- Do drugiego etapu przechodzą po dwie osoby z każdej szkoły Magii i Czarodziejstwa, co oznacza, że dwie pozostałe odpadają, całkowicie tracąc szansę na stypendium i główną nagrodę konkursu! - donośny głos profesor Whope niósł się po całej Głównej Sali. - Zatem do rzeczy. Do następnego etapu przeszliiii... - Zrobiła stosowną pauzę, w której podnieceni uczniowie szeptali między sobą, niecierpliwie oczekując na wiadomość. - Wiktor Krum z Durmstrangu!
Na sali rozbrzmiał wielki ryk szczęśliwych uczniów. Ale było od początku wiadome, że to właśnie on przejdzie dalej. Wiktor wstał i podążył do wskazanej przez prof. Karkarowa komnaty.
- Razem z Wiktorem do następnego etapu przeszła Enilia Brozgowa z Durmstrangu!
Oklaski. Enilia, wysoka dziewczyna o ciemnych włosach wstała i uśmiechnęła się niepewnie.
- Monique Brijou z Beauxbatons!
Dziki wrzask i pisk dziewczyn. Widocznie była popularna w swojej szkole. Hermiona wychyliła głowę ponad uczniami i dostrzegła ją: jasnowłosa, pewna siebie piękność, szczerząca się do przystojnych chłopców siedzących w ławkach po lewej stronie. Podążyła razem z Enilią do drzwi, za którymi chwilę temu zniknął Krum.
- Fleur Delacour z Beauxbatons!
"To ona tu jest?" zdziwiła się Hermiona, patrząc jak panna Delacour zamyka za sobą drzwi od komnaty, przy czym towarzyszył jej głośny aplauz i pisk podnieconych dziewczyn.
- Hermiona Granger z Hogwartu!
rozpromieniona Gryfonka wstała, słysząc ogłuszającą salwę oklasków i szybkim krokiem skierowała się w stronę wskazanej jej komnaty, uśmiechając się w stronę profesor Whope. Ta zaś promieniała z radości i powiedziała cicho: - Wiedziałam, wiedziałam, że się dostaniesz!
Hermiona usiadła koło reszty uczestników i w ciszy nasłuchiwała, kto przeszedł dalej. "Błagam, nie żaden z NICH... Proszę, żeby to był Cormak... Proszę..." - myślała, mieląc w dłoniach poły swojej szaty.
Usłyszała zza drzwi donośny głos profesor Whope, który mówił:
-
A ostatnim uczestnikiem drugiego etapu jest...
30. DRUGI
ETAP
Ogłuszający pisk setek dziewczyn i głośna fala oklasków uderzyła do uszu Hermiony. Do komnaty uczestników drugiego etapu wszedł ON. Uśmiechał się drwiąco, jak to miał w zwyczaju i zajął wolne miejsce koło Gryfonki. Cudownie. Jak nie jeden, to drugi. Hermiona uśmiechnęła się krzywo, zastanawiając się, czy istnieje jakaś mała szansa, aby się w końcu pogodzili na dobre. Ale jej rozmyślania przerwało otwarcie drzwi i pojawienie się w komnacie profesor Whope.
- No, no, no... Nasi uczestnicy. - omiotła uczniów krótkim spojrzeniem. - Tak, to wy szczęściarze. Doczekaliśmy się drugiego etapu.
Cisza. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali, co powie dalej.
- No nic. Zapewne wasi wychowawcy domów w waszych szkołach już wam powiedzieli, na czym polega drugi etap? - profesor Whope ponownie rozejrzała się po twarzach uczniów, a po jej twarzy przebiegł tajemniczy uśmiech. - Przypomnę. Jest to test, coś w rodzaju toru przeszkód, jeśli wiecie, co mam na myśli. - wyciągnęła szybkim ruchem różdżkę i machnęła nią od niechcenia w stronę biurka. Snop czerwonych iskier zniknął tak szybko jak się pojawił, a do jej rąk podleciał mały, szeleszczący, skórzany woreczek. - Teraz wszyscy wylosujecie po jednej karteczce. Będzie tam zapisany wasz numer, który musicie zapamiętać. To numer waszego przejścia. - zamilkła na chwilę. - Dostaniecie się do pomieszczenia. Tam będzie czekać was pierwsze zadanie, a gdy je rozwiążecie dostaniecie się do następnego... I dalej. Zadań jest sześć. I szczerze wątpię, aby wszystkim udało się dojść tak daleko. Test jest trudny. Do finału przejdą tylko trzy osoby. Zobaczymy, kto będzie najlepszy.
************
Cztery. Hermiona patrzyła na tę małą cyferkę z dziwnym rozżaleniem... To tak, jakby ukazywała czterech chłopaków w jej życiu... Każdy inny, każdy wniósł coś do jej życia... I, może to dziwne, z każdym się całowała...
Kiedyś miała wrażenie, że pocałunek jest czymś ważnym, że jest uzupełnieniem uczucia dwojga ludzi, że jest to oznaka miłości... Myliła się? Czy po prostu ciągle nie może się zdecydować i obdarza pocałunkami kogo popadnie?...
Nie, to nie tak! Draco zmuszał ją do tego! Harry był kompletną pomyłką, Chad również, a Ron... Właśnie, Ron. Co ona mu powie, kiedy wróci do Hogwartu? Że pocałunek, na który odważył się podczas pożegnania, a ona go odwzajemniła, coś dla niej znaczył? Że niepotrzebnie dała mu nadzieję?
Była zupełnie rozdarta. W końcu ten sympatyczny, zabawny i bardzo uparty rudzielec był jej przyjacielem, kimś, komu mogła się zwierzyć z najcięższych przeżyć; kimś, komu mogła powierzyć największe tajemnice, kimś ważnym w jej życiu, na kim mogła się oprzeć w trudnych chwilach, jednakże... Jedyne, co do niego czuła to sympatia. Sympatia i siostrzana miłość. Nie namiętne uczucie, rozgrzewające serca obu ludzi, łączące ich drogi...
Miłość. To ona daje siłę, siłę, aby przenosić góry, siłę, aby pokonywać napotkane trudności RAZEM. Miłość to naprawdę złożone i trudne słowo, ciężkie do zrozumienia. Czy można obdarzać nią byle kogo? Nie. Bo my nie wybieramy tego, którego kochamy. O tym decyduje nasze serce... A jedyne, czego Hermiona była pewna w tej chwili, to, że jej serce nigdy nie należało i nie będzie należeć do Rona...
- Boisz się?
Hermiona podniosła głowę znad karteczki i spojrzała na Malfoya. Czy to on jest tym, którego kocha? Czy to jemu zaufała i powierzyła własne serce...?
- Niekoniecznie. - odparła, chowając pomiętą cyferkę do kieszeni. - Niesamowite. Z trójki musiałeś przejść właśnie ty. - dodała, przewracając oczyma po suficie.
- A niby kto inny? - prychnął chłopak, wyciągając się w fotelu. - Może Rowens? Albo ten idiota, McLaggen.* - znowu prychnął, a jego wargi wykrzywiło coś w rodzaju kpiącego uśmiechu. - Ty po prostu nie chcesz, żebym był z tobą. Czujesz się winna, że mi wtedy nie uwierzyłaś. Mam rację?
Gryfonka zmrużyła oczy.
- Chciałbyś wiedzieć wszystko, co? Być najmądrzejszym i najlepszym? - warknęła. - To powiem ci, że się mylisz. Nic mnie nie obchodzi to, że jesteś ze mną w tym etapie, bo na pewno nie przejdziesz dalej. - powiedziała to może trochę zbyt głośno i zbyt szybko. Emocje. Chciałaby umieć nad nimi panować... Łzy. Zbyt często je roniła... Cóż, urodziła się taka emocjonalna, odziedziczyła to po rodzicach. Czy można to... Zwalczać?
- Uuuu, ile w tobie złości, maleńka. - Ślizgon zacmokał i uśmiechnął się drwiąco. - Złość piękności szkodzi.
Hermiona zarumieniła się delikatnie, spojrzała na jego twarz, stalowe, zimne oczy o przeszywającym spojrzeniu; kpiący uśmiech... Zawsze taki był, zawsze taki będzie.
- Czy to miał być komplement?
Malfoy odgarnął włosy z czoła i uśmiechnął się jakoś tak inaczej. Nie, nie był to szczery uśmiech, ale... Było w nim o wiele mniej kpiny, o wiele mniej drwiny niż zawsze. Zdziwiło ją to.
- Być może. A teraz wybacz. - Dracon podniósł się z fotela. - Niedługo mamy drugi etap... Wypadałoby się trochę przygotować.
- Dziwne, słyszeć z twoich ust takie słowa. - stwierdziła Gryfonka, również wstając. - Ale muszę przyznać ci rację.
************
- Może się zdziwicie, ale nie będzie wokół was przytłaczającej atmosfery turnieju. - Karkarow przesunął wzrokiem po wszystkich uczestnikach drugiego etapu, marszcząc krzaczaste brwi. - Żadnych gwizdów, dopingów, głośnych ryków, dźwięków triumfalnej muzyki. - po kolei odbierał od uczniów numerki i wskazywał każdemu jego drzwi, prowadzące do pierwszego zadania. Drzwi było sześć, każde zupełnie inne. Jedne mocne, mahoniowe, z mosiężną klamką, zwiniętą niczym ślimak; inne z jasnego drewna, z wdzięczną klamką, z ozdobnymi malunkami wokół ramy... - Będzie cicho, jak makiem zasiał. Tylko wy. Wy i wasze sześć zadań. Pamiętajcie o tym, że nie siła jest najważniejsza, a serce. - mężczyzna spojrzał na profesor Whope, ta skinęła lekko głową. - Możecie już otworzyć drzwi do swoich zadań. Aha, byłbym zapomniał. Jeśli tylko stwierdzicie, że nie jesteście w stanie wykonać danego zadania, bądź nie macie siły, aby iść do następnego... Zawsze w pomieszczeniu będziecie mieli zielone drzwi. Jest to coś w rodzaju portalu, albo świstoklika. Zostaniecie przeniesieni, tu, do tej sali. Dalej zobaczymy. Ruszajcie!
Wszystkie drzwi otworzyły się z hukiem. Szóstka uczestników, z narastającym podnieceniem, a także obawą przed tym, czy dadzą sobie radę, weszła do pierwszej komnaty...
Żółte, okropnie jasne światło, zielony błysk. Draco znalazł się w jakimś dziwnym, dość obskurnym, ciemnym pomieszczeniu, w którym było pełno słoików, z różnymi, kolorowymi zawartościami... Minął z obrzydzeniem zieloną maź, która pulsowała, jakby... Żyła. Wzdrygnął się. Że też właśnie on został tu wysłany, właśnie on musiał przejść dalej... Odwrócił się i zerknął na jadowicie zielone drzwi, ze złotą klamką. "Zawsze w pomieszczeniu będziecie mieli zielone drzwi..." Nie, nie, przecież nie może tak od razu się poddać. Może pierwsze zadanie wcale nie okaże się takie trudne? Może podoła napotkanym przeszkodom...?
Malfoy szedł wzdłuż szklanych półek, czując, jak powoli ogarnia go zirytowanie. Czy ten pokój nie ma końca? Długo ma tak iść do przodu, zupełnie bez celu? Wyciągnął różdżkę z kieszeni i zacisnął na jej końcu swoje chude palce. Tak na wszelki wypadek.
Fioletowa, rażąca w oczy poświata. Głośny huk i Hermiona znalazła się w wielkim, eleganckim salonie, umeblowanym według wygórowanego gustu, sądząc po jedwabnych zasłonach i obitych skórą fotelach. Gryfonka rozejrzała się ze zdziwieniem. Jakie zadanie czeka ją wśród tych ścian? Przecież tu niczego nie ma...
Nagle do jej uszu dobiegł głośny, złośliwy chichot, a przed nią ni stąd, ni zowąd pojawiła się grupka dziwnych, niebieskich chochlików. Uśmiechały się paskudnie, a w malutkich rączkach dzierżyły małe, cienkie różdżki. Hermiona nie mogła się powstrzymać i wybuchła śmiechem.
- Mam was pokonać?
- Wątpisz w naszą siłę - rzekł najwyższy z nich. - To niedobrze.
Bez żadnego ostrzeżenia chochliki rzuciły w nią kilkoma zaklęciami obezwładniającymi, ale ona była szybsza.
- Protego!
Zaklęcia odbiły się od niewidzialnej tarczy, nie czyniąc dziewczynie żadnej szkody. Uśmiechnęła się z triumfem.
- Dobrze... Więc znasz podstawowe zaklęcia. A teraz?
Znów udało jej się odbić zaklęcia.
- Dobrze.
Jeden z chochlików skierował w nią promień błękitnego światła, przed którym nie zdążyła umknąć. Zaklęcie ugodziło ją w udo, a ona poczuła przeszywający ból...
"Ich wszystkich chyba pogięło!" - pomyślał Draco zirytowany tak, jak tylko zirytowany mógł być. Że niby ma CO zrobić?! Ułożyć eliksiry, według najprostszej receptury, a następnie ułożyć je według najsilniejszej dawki negatywnej mocy?!
Ślizgon podrapał się po głowie. Pięknie... Polegnie już przy pierwszym zadaniu. Wściekły na Snape'a, że zawsze darzył Slytherin ulgowo, przy okazji niczego ich nie nauczając; zaczął przestawiać flakoniki bez najmniejszego namysłu. Zerknął na swoje dzieło. Nawet udało mu się ułożyć te eliksiry kolorystycznie! Taa... Szkoda, że to nie pomoże mu przejść dalej.
Wywrócił oczami i odwrócił głowę, zerkając na zielone drzwi. Jeśli mu się nie uda, wróci jako pierwszy... W końcu nie będzie to żaden wstyd. Przecież zakwalifikował się do drugiego etapu! A to już coś... "Taa, coś, przecież wiadomo, że Rowens i McLaggen są mało inteligentni. Też mi coś, ten test to była prościzna..." - pomyślał Ślizgon, wściekły, zirytowany i zupełnie bezradny. Usiadł na stołku, tępo wpatrując się w ułożone przez siebie eliksiry... Musi być jakiś sposób, musi!
Hermiona schowała różdżkę, czując błogą satysfakcję. Zerknęła ostatni raz na miejsce, w którym zniknęły te złośliwe chochliki. Tak, udało jej się pokonać te przeklęte stworzenia. Niech mają za swoje! Teraz przydałoby się pójść dalej... Wciąż bolało ją udo, szła z wielkim trudem... Ale odważnie otworzyła drzwi do następnego zadania.
"Jestem genialny!" - to myśląc, Ślizgon z dumą patrzył na ułożone eliksiry. Że też przedtem o tym nie pomyślał. Snape na ostatnich lekcjach uczył, że o tym, czy receptura jest prosta, czy złożona świadczy kolor eliksiru oraz jego zagęszczenie. Owszem, obrzydliwe było otwierać je wszystkie i maczać palce w tych maziach, ale teraz przynajmniej ułożył je jakoś sensownie. A kolejność kolorów prosta, prawie tak, jak w tęczy. Nagle jego zadowolenie wyparowało. Przecież musi jeszcze raz je ułożyć, tyle że według dawek negatywnej mocy... O dawkach negatywnej mocy nie wiedział nic... Walnął pięścią o stół. Jak on ma wykonać to cholerne zadanie?
Nie miała siły iść. Usiadła na twardej posadzce z głośnym sapnięciem. Szczęście, że to zadanie nie wymaga chodzenia... To w końcu tylko łamigłówka...
Miał dość. Nie mógł przypomnieć sobie niczego, co pomogłoby mu w ułożeniu eliksirów w dobrej kolejności. Czemu nie uważał? Pomyślał, że gdy tylko wróci do Hogwartu bardziej przyłoży się do nauki...
Hermiona wpatrywała się w pomięty, pożółkły pergamin beznamiętnie, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze napisała rozwiązanie. Hmm... Przekręciła kartkę nieco w lewo i spojrzała na krąg. Przechyliła głowę w prawo. Nie, z tej strony wyglądało jeszcze gorzej... "Jestem tym, czym jestem, czego boją się ludzie bardziej od cierpienia, czego zwierzęta nie odczuwają". Strach? Tak, ilość liter by się zgadzała, ale wciąż krąg nie układał się równo. Nie wiedziała, co ma jeszcze zrobić, aby było dobrze...
Draco rzucił z wściekłością fioletową fiolką o ścianę, a ta rozbiła się, rozbryzgując swoją zawartością ściany, półki, w tym także chłopaka. Zaklął i strzepnął z szaty kleistą ciecz. Nie będzie tu sterczał. Wraca do zielonych drzwi, do spokoju. Poddał się. Nie wie, co ma zrobić, nigdy nie zależało mu na nauce, dobrych stopniach... A na wygranej? Jakby to było, osiągnąć ten szczyt, dosięgnąć stypendium i pierwszego miejsca w tym całym konkursie? Malfoy zastanowił się przez moment, ale... Nie obchodziło go to. Stracił całkowicie jakąkolwiek chęć, jakikolwiek zapał do wykonywania tych zadań. Miało być ich sześć, on nie przeszedł nawet jednego...
- Czy jest tu coś takiego jak podpowiedź?!
Mogła wcześniej na to wpaść... Tak, zadowolona z siebie, triumfująca otworzyła drzwi do następnego zadania...
Draco zatrzymał rękę na złotej klamce z niepewnością. Otworzyć drzwi, czy zostać? Wrócić czy męczyć się z zadaniem, ze sobą? W końcu jego duma wzięła górę. Odwrócił się i podbiegł do stolika z eliksirami. Negatywna moc, negatywna moc, negatywna moc... Jakie jest zaklęcie wyczuwania mocy? Nie mógł sobie przypomnieć. Co za głupie zadanie ktoś wymyślił...
Malfoy kopnął ze złością stołek i rozejrzał się. Co tu może być? Co może mu pomóc? Jego wzrok padł na poniszczoną księgę, która leżała na półce, niedaleko miejsca, w którym stał. Podszedł do niej, zdjął ją z półki i otrzepał z grubej warstwy kurzu, a następnie otworzył. Była to księga eliksirów. "Może jest tu coś takiego jak eliksir wyczuwania negatywnej mocy?!" - pomyślał z dziką rozpaczą, przekładając rozsypujące się kartki. Przejrzał całą, a jego nadzieja rozprysła niczym bańka mydlana. Nie było tu niczego, co by mu pomogło... Zresztą nie wiedział, jak wyglądają najprostsze składniki, przecież na eliksirach od razu miał wszystko podane... Więc jak by uwarzył taki eliksir? Z irytacją rzucił księgę na stolik, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę zielonych drzwi. Stanął już przed nimi i z mieszanymi uczuciami chwycił za klamkę...
Powitała go profesor Whope, obejmująca ramieniem Monique Brijou z Beauxbatons.
- Ooo, widzisz? Nie jesteś wcale sama. - powiedziała profesorka, pokazując palcem Malfoya. - Witaj - rzekła do niego, prostując się. - Widzę, że ty również się poddałeś.
Nie odpowiedział. Spojrzał ponuro na nią i Monique, a następnie opadł na krzesło koło Francuzki.
- To ja zostawię was samych, muszę sprawdzić kilka zadań... Za chwilę wrócę, dobrze?
Oboje skinęli głowami. Gdy tylko profesor Whope zamknęła za sobą drzwi, Malfoy postanowił poprawić sobie nieco humor.
- Hej, maleńka, widzę, że nie tylko ja nie przejmuję się tym całym konkursem... - zaczął, przysuwając się do blondynki, ale ta obrzuciła go niezbyt przychylnym spojrzeniem.
Chwilę
później Draco siedział, wściekły, trzymając się za czerwony,
pulsujący policzek, zastanawiając się, czym tak rozzłościł tę
całą Monique i jak sobie radzi Granger... Czy przeszła do drugiego
zadania? Czy wciąż jest przy pierwszym? A może jest już w
trzecim? Ciekawe... Bardzo ciekawe...
* - przypominam, że
w moim opowiadaniu McLaggen jest Puchonem.
31. "JAK
TO JEST... COŚ OSIĄGNĄĆ?"
W czym Granger jest lepsza od
niego? Dlaczego ona przeszła dalej, a czemu on sobie nie poradził?
"Na pewno miała łatwiejsze zadanie" - pomyślał wściekły
Ślizgon. "Ona nie musiała układać tych głupich eliksirów...
Poza tym..." O tak, nie chciał się do tego przyznać... Była
w końcu szlamą, a na domiar tego? Miała rodziców mugoli! I co?
Pomimo różnic, jakie ją dzieliły od czystokrwistych czarodziei...
Po prostu była inteligentna. Piekielnie inteligentna, zdolna,
mądra... Może dlatego, że się uczyła, w przeciwieństwie do
niego...
Draco zerknął na Monique, która z obojętnością wymalowaną na twarzy oglądała idealnie wypiłowane paznokcie niewyobrażalnej długości. A przed chwilą była zdenerwowana, widział, jak profesor Whope obejmuje ją ramieniem... Dlaczego dziewczyny są takie dziwne? Raz płaczą, raz są wściekłe, żeby potem się nagle uspokoić i wybuchnąć kolejnym płaczem? Nie rozumiał tego. Tak, bo on potrafił nie okazywać uczuć. Nie pomyślał, że może dziewczyny nie skrywają emocji pod maską, tylko je okazują? Że nie wszyscy są tacy jak on?
Ale jaki on właściwie był? Kim był? Czy wciąż tym samym chłodnym i kpiącym ze wszystkiego arystokratą? Czy też może zmienił się, bo zaczął... Co zaczął? Pokręcił głową. KOCHAĆ? To zupełnie nie w jego w stylu... Nie w stylu Malfoya. On miałby się nagle zmienić przez to szalone uczucie? I żywione... Do własnego przeciwieństwa? Do... Granger? Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają... Tak, właśnie tak mówią. Czy to prawda? Czy to możliwe? Ona z Gryffindoru, on ze Slytherinu... Ona taka ciepła, przyjazna, on? Chłodny i egoistyczny. Tak jak ogień i lód. Jak światło i mrok... Niebo i grom... Czy ma to w ogóle jakiś sens?
************
- Cholera! - warknęła Hermiona, niemalże wypluwając z siebie to słowo. Ból w udzie był nie do zniesienia. Co to w ogóle było za zaklęcie? I żeby znały je chochliki?! No proszę... Przecież to śmieszne...
- Mam dość. - Gryfonka opadła na miękki dywan. Właśnie jest przy trzecim zadaniu i nie wykona go przez ból nogi... Jak to pięknie brzmi. No cudownie wręcz. Czuła, jak cała radość i satysfakcja dają miejsce zrezygnowaniu. Przecież nie da rady się podnieść. Że też była głupia i dała się trafić chochlikowi! Skrzywiła się, odwracając głowę w stronę zielonych drzwi. "Ciekawe, jak poradził sobie Malfoy" - pomyślała nagle, zaciskając powieki z bólu. Myślała o nim, właśnie teraz, w tej ciężkiej chwili... Chciała, aby usiadł koło niej, aby jej... Pomógł. Ale czym? Ironicznym uśmieszkiem? Czy może sarkastycznym tekstem? Nie, nie, nie! On wcale taki nie jest, wcale... Zmienił się...
- Jasne, w ogóle taki nie jest. - prychnęła sama do siebie. "A kto całował się z innymi? Kto przeleciał pierwszą lepszą? Kto okłamywał, oszukiwał? Kto... Ranił?" - pomyślała z goryczą. On się wcale nie zmienił.
************
Nagle drzwi od komnaty otworzyły się z jękiem i stanęła w nich profesor Whope.
- Panie Malfoy, panno Brijou? Proszę was o opuszczenie tej komnaty, udanie się do swojego dormitorium i bycie tam do godziny... - zerknęła na zegar - 14.00. O tej właśnie godzinie zapraszam do głównej sali na ogłoszenie wyników.
Ślizgon podniósł głowę i obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.
- Mam siedzieć bezczynnie w dormitorium?
- Zawsze można było się lepiej przyłożyć do zadania, prawda?
Nie odpowiedział, tylko wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia. To, co powiedziała przed chwilą profesor Whope trochę go chlasnęło po twarzy. To on był przyzwyczajony, że rani słowami. A nie, że ranią go inni. A to, co powiedziała profesorka miłe zbyt nie było. "Przyłożyć się do zadania"?! Jasne, sama niech sobie układa eliksiry według tej całej kolejności...
Skręcił w lewo i natrafił na Rowensa. Minął go z obojętnością. Ten szatyn już go zupełnie nie obchodził. Gdyby tylko wiedział, że to właśnie on przyczynił się do intrygi, która zepsuła jego szczęście...
************
Harry Potter i Cho Chang przemierzali szkolne błonia, trzymając się za ręce, uśmiechnięci od ucha do ucha, pochłonięci jakąś rozmową. Nagle zatrzymali się. Krukonka odgarnęła ciemne włosy, patrząc chłopakowi w oczy, te zabójcze migdałowe oczy... O tak, Ginny dobrze je pamiętała. Ile razy widywała je w snach? Ile razy patrzyła w te zielone tęczówki, nie wiedząc co powiedzieć? Teraz patrzyła z dziwnym ukłuciem w sercu, jak w te oczy patrzy się kto inny... Harry i Cho złączyli usta w delikatnym pocałunku, a rudowłosa poczuła, że nie może na to dłużej patrzeć. W dormitorium rozległ się głośny trzask zamykanego okna, później rozniósł się po nim cichy szloch.
************
Malfoy schodził po schodach do głównej sali, aby dowiedzieć się, kto przeszedł do finału. Był wciąż trochę zły na siebie, że tak łatwo się poddał, a jednocześnie zły na profesorów, że dali mu właśnie takie zadanie. Skąd on miał to wszystko wiedzieć? "Mogłeś uważać" - odezwał się głosik w jego głowie, a Draco go odtrącił, myśląc: "Gdyby Snape lepiej uczył, to bym to wiedział." I póki co tej wersji się trzymał.
************
- Mon Ron, patrz, co dla ciebie mam! - zagruchotała wesoło Lavender, ładując się chłopakowi na kolana.
Rudzielec zaczerwienił się, gdy położyła mu na dłoniach łańcuszek ze złotym serduszkiem.
- Podoba ci się, złoteńko? - blondynka pocałowała go głośno w policzek.
- Tak, tak... - wymamrotał Ron, wsuwając wisiorek do kieszeni.
- Och... Myślałam, że go założysz. - odezwała się cicho Lavender, patrząc chłopakowi w oczy.
- Teraz, tak... Przy nich? - spytał Rudzielec, wskazując głową na grupkę Gryfonów, grających w Eksplodującego Durnia przy stoliku obok.
- Przecież nie patrzą. - Brown machnęła na nich ręką. - Poza tym, co cię oni w ogóle obchodzą? To tylko łańcuszek...
- Nieważne. - bąknął i pocałował ją nieśmiało. Odwzajemniła, obejmując jego szyję dłońmi. Nagle oderwał się od niej.
- Słuchaj, ja... Muszę lecieć...
Zdziwiona zeszła z jego kolan.
- Niedługo obiad. - wyjaśnił Rudzielec.
Spojrzała na niego pytająco.
- To nie możemy iść razem?
- Yyy... Ja się umówiłem z Harrym... - nie czekając na odpowiedź Ron wstał i popędził do dormitorium chłopców.
************
Malfoy usiadł przy stole uczestników konkursu, rozglądając się za Hermioną. Nigdzie jej nie było. Zresztą... O czym on w ogóle myśli? Przecież i tak ze sobą nie rozmawiają. Nie po tym, jak nie chciała go słuchać... "Ty też nie chciałeś jej słuchać" - w jego głosie zabrzmiał znajomy głosik. "Tak, bo ona nie chciała przedtem!" - warknął w duchu Draco, choć wiedział, że zabrzmiało to dziecinnie. W ogóle to WSZYSTKO jest takie dziecinne. Wszystko między nim a Granger. Ciągłe kłótnie, oszukiwanie się, wracanie... I znowu kłótnie, znów te raniące słowa...
Chłopak tak bardzo chciał, aby się pogodzili, żeby wybaczyli sobie to, co już było. Czy nie można zostawić tej chorej przeszłości i zacząć od nowa? "Chcesz zaczynać od nowa z tą szlamą?" - spytał głosik. Tak, to było trudne pytanie. Malfoy oczyma wyobraźni zobaczył siebie w garniturze i ją w pięknej, białej sukni. Jej puszyste, pachnące kwiatami włosy były upięte w kok, tylko kilka pasemek opadało na jej rumianą, roześmianą twarz. On podszedł do niej z wyciągniętą ręką, ona chwyciła jego dłoń i razem poszli alejką, wzdłuż której rosły krzewy herbacianych róż. Jej ulubione kwiaty... I nagle widok się urwał, a Ślizgon zobaczył przed sobą swojego ojca. Spojrzenie, jakim go obdarzył było nie do opisania... I ta mina, te zaciśnięte wargi mówiły wszystko. Pokręcił głową i wycedził: "Zawiodłeś mnie, synu..."
- Wiktor Krum z Durmstrangu! - niewyobrażalnie głośne piski, burza oklasków. To wyciągnęło Ślizgona z tych ponurych rozmyślań. Od początku było wiadome, że przejdzie. Ale kto jeszcze?
- Enilia Brozgowa z Durmstrangu!
Malfoy jej nie klaskał. Siedział z ponurą miną, zakładając ręce na piersi. Żeby dwie osoby z tej samej szkoły?! Czy to nie jest niesprawiedliwe? Cóż, może. W końcu dwa lata temu było tak samo... Tyle, że w Hogwarcie. I niekoniecznie dla wszystkich Turniej Trójmagiczny wyszedł na dobre... Draco nie przepadał za Diggorym, bo miał duże powodzenie u dziewczyn, jednak osobiście nic do niego nie miał. Czasem nawet zamienili parę słów. Ale czy to ważne?
- Oraz... Hermiona Granger z Hogwartu!
CO?!
Malfoy wpatrywał się tępo w Karkarowa. Pięknie. Jasne. Jej się wszystko musi udać... Dlaczego? Nie wytrzymał. Wstał i wyszedł z głównej sali, mijając się z rozpromienioną Gryfonką. Dlaczego ona ma wszystko? Dobre wyniki w nauce, przyjaciół, rodzinę... Draco nawet się za nią nie obejrzał. Jak to jest mieć rodzinę, która się o ciebie troszczy? Jak to jest mieć przyjaciół, którzy doradzają i pomagają w ciężkich chwilach? Jak to jest być tak dobrym ze wszystkiego, inteligentnym, jak to jest... Coś osiągnąć?
Nie wiedział, jakiego rodzaju uczucie go ogarnęło. Czy to był... Smutek? A może była to zazdrość? Miał dość, po prostu dość... Raz chciał coś zrobić dobrze, osiągnąć wyznaczony cel. I to, że wiedział, że nie będzie w stanie odzyskać tego, co kiedyś między nimi było dobijało go jeszcze bardziej. Ta cała bezradność...
Idąc opustoszałymi korytarzami wciąż miał w głowie tę piękną Gryfonkę. Nagle przystanął, bo poczuł... Poczuł małą, słoną kroplę, spływającą po jego bladym policzku. Dotknął łzy chłodnymi palcami i zacisnął zęby, czując narastającą wściekłość. Popędził schodami do dormitorium, aby zatrzasnąć się w nim i zostać sam na sam ze swoją złością, zazdrością, smutkiem, bezradnością... Z tą mieszanką uczuć.
Tak,
on czuł to wszystko. Zalała go fala wspomnień. Patrolowanie
korytarzy w ekspresie do Hogwartu... Gdy zabrał jej pamiętnik i nie
potrafił go przeczytać... Kiedy po raz pierwszy poczuł smak jej
ust... Impreza Slytherinu, na której był o nią piekielnie
zazdrosny... Wszystkie namiętne pocałunki, wszystkie kłótnie,
wszystkie rzucone w jej stronę słowa... To nieprawdopodobne... Ale
czuł. I wiedział. Wiedział, że... Ta Gryfonka namieszała mocno w
jego sercu. Bo on... On ją pokochał.
32. "ZGODA,
KOCHANIE
Myśli Gryfonki pomknęły jak szalone. Przegryzając
wargi wstała i popatrzyła na profesor Whope, jakby oczekując od
niej jakiegoś wyjaśnienia. "Jak to możliwe?!" -
pomyślała Hermiona, ruszając powoli wzdłuż rzędów uczniów,
którzy klaskali jej głośno. Gdzieś ponad ich głowami dostrzegła
szeroko uśmiechniętego Rowensa. Pomachał jej, jednak ona nie
odwzajemniła gestu. Co on sobie wyobraża? Macha jej, jakby nigdy
nic, po tym wszystkim? Po tym, co przez niego przeżyła?
Próbując powstrzymać drżenie rąk skierowała się w stronę Karkarowa i uśmiechnęła się szeroko, żeby dodać sobie otuchy. Nagle z tłumu wyrwał się Malfoy i minął ją z zaciętą miną. Odwróciła się, chciała coś powiedzieć, jednak on się nawet nie obejrzał i wyszedł z głównej sali, trzaskając drzwiami. Co mu się stało?
- Zapraszamy trójkę naszych finalistów do komnaty po prawej! - głos Karkarowa dudnił w jej głowie, szum oklasków nie pozwalał jej się skoncentrować. Nie mogła pojąć, jak to możliwe? W końcu poddała się przy trzecim zadaniu, a miało być ich sześć... Czy wszyscy z tych uczestników byli naprawdę aż tak kiepscy, że nie doszli do trzeciego zadania?
Otworzyła drzwi pewnym ruchem ręki i razem z Krumem i Enilią Brozgową weszli do komnaty.
Powitała ich trójka nieznanym dotąd Hermionie nauczycieli. Jeden z nich był niski i krępy, na czubku głowy miał jeszcze ostatnią kępkę brązowych, przetykanych siwizną włosów, a na ramiona narzucony zielony płaszcz. Drugi, o wiele wyższy i chudszy był ubrany w czarną, elegancką marynarkę i szczerzył swoje lśniące, białe zęby, odrzucając do tyłu blond włosy. Ostatnią osobą była kobieta, o przeszywającym, srogim spojrzeniu i zaciśniętych ustach.
- Więc to wy, hę? - kobieta omiotła ich spojrzeniem, a jej wzrok zatrzymał się na Krumie. - Mamy też rodzynka... - zacmokała i podeszła do finalistów. - Dwie dziewczyny i chłopak, co roku tak jest. Nie sądzicie, że to niebywały zbieg okoliczności?
- Ja uważam, że dziewczyny są po prostu inteligentniejsze od chłopaków - odezwała się Enilia niepewnie, a blondyn w marynarce posłał jej czarujący uśmiech, na co natychmiast jej policzki oblały się szkarłatną czerwienią.
- Młoda damo, to tylko mit, nic niewarty dodałbym - odparł mężczyzna i wskazał im trzy drewniane krzesła. - Usiądźcie.
Trójka finalistów posłusznie zajęła miejsca i wpatrywała się teraz w mężczyznę o brązowych włosach, który zaczął:
- Doszliście do finału, to naprawdę zaszczyt, oj tak, oj tak... Wasi rodzice pewnie są z was dumni, co?
Enilia już otworzyła usta, aby odpowiedzieć "Tak, oczywiście" ale Hermiona posłała jej spojrzenie, które miało znaczyć: "To było pytanie retoryczne".
- Do rzeczy. Jutro czeka was bardzo trudny test. - ciągnął profesor rzeczowym tonem - Test, którego nie potrafią rozwiązać nawet najlepsi aurorzy. - uśmiechnął się do nich - Oczywiście nie wszyscy, nie, nie, nie! - dodał, jakby na usprawiedliwienie. - Ale jest naprawdę trudny. Bardzo, bardzo trudny, dla naprawdę bardzo, bardzo zaawansowanych czarodziei.
- Och, Fingusie, przestraszysz naszych finalistów - wtrąciła kobieta, uśmiechając się krzywo, a następnie spojrzała po uczniach. - Test wcale nie jest taki trudny, jest dopasowany do waszych umiejętności i poziomu zdobytej wiedzy. Nie ma się czym martwić i...
- Tak więc... - przerwał jej profesor Fingus - ...piszecie go jutro po obiedzie. Proszę się tu zjawić o godzinie 15.00...
- Będziemy to pisać tutaj? - spytała Gryfonka ze zdziwieniem, rozglądając się po komnacie.
- Nie, nie, nie... Test będziecie pisać w głównej sali, każdy przy osobnym stoliku. Tak, jak pisaliście test w pierwszym etapie.
- A pan to ktu? - Krum obrzucił blondyna srogim spojrzeniem, marsząc krzaczaste brwi.
- Ach, ja, młody mężczyzno? Ja tu tylko... Ja piszę, piszę dla Proroka Codziennego.
- Nie chcemy tu żadnych gazet, mamy do nich uraz po Turnieju Trójmagicznym, który miał miejsce dwa lata temu w Hogwarcie - powiedziała Hermiona, patrząc na mężczyznę spode łba.
- O Ritę ci chodzi, tak?
- To nieistotne, nieistotne! - wykrzyknął profesor Fingus, unosząc dłonie.
- Tak, właśnie. Proszę was o udanie się do dormitoriów - ucięła szybko kobieta, otwierając uczniom drzwi od komnaty.
Hermiona wychodziła jako ostatnia, tuż przy wejściu blondyn nachylił się nad nią i szepnął:
- Myślisz, że nie wiem, co z nią zrobiłaś?
- Nie wiem o co panu chodzi... - dziewczyna chciała go wyminąć i wyjść, jednak ten zagrodził jej drogę.
- Rita jest niezarejestrowanym żukiem, wiesz o tym, prawda? Hermiono Granger? - spytał jeszcze ciszej.
- Skąd mnie znasz? - zdziwiła się Gryfonka.
- A ty? Skąd mnie znasz, że pozwalasz sobie mówić na 'ty', co?
- Przykro mi, nie znam pana i nie chcę znać... - odparła cicho dziewczyna, ponownie próbując go wyminąć. Mężczyzna spojrzał jej prosto w oczy i szepnął:
- Pamiętasz noc w ministerstwie? Rok temu? Trafiłem cię jednym z oszałamiaczy...
- Co?!
- Panie McCalley, proszę zostawić pannę Granger, bo jutro czeka ją ciężki dzień - zwrócił się do blondyna profesor Fingus, a ten zrobił wolne miejsce zupełnie zdziwionej Gryfonce.
- Porozmawiamy później... - szepnął jej do ucha, a ona poczuła jak przez jej ciało przepływa dreszcz, niczym mugolski prąd.
Wybiegła szybko z komnaty, ale to dziwne uczucie wciąż nie znikało.
************
Malfoy siedział na łóżku, beznamiętnie wpatrując się w zegar. Czemu jej tu nie ma? Chciałby... Chciałby jej tyle powiedzieć... Ale nie, to się nie uda...
On z Jasmine w łóżku, do dormitorium wpada Hermiona... "- Jesteś inny, ta? Jesteś taki sam, jak wszyscy!" Trzaskanie drzwiami, tysiące kłótni... Gryfonka zarzuca mu ręce na szyję, pytając "Kochasz mnie?", na co odpowiedział: "Bardziej niż życie..." Czy już wtedy był pewien swoich uczuć? Dlaczego nie mogli żyć stale w tym szczęściu, tylko musieli przeplatać je kłótniami, zdradami, intrygami...
Lauren... To ona, to jej wina. Jak on mógł w ogóle pokochać tę podłą, wredną a do tego pustą dziewczynę? "Kiedyś była inna" - pomyślał, zaciskając powieki z całej siły. Kochał ją, naprawdę ją kochał... A ona? Dla niej to była jedynie zabawa...
Od tamtej pory stał się tym, kim się stał. Nieczułym, zamkniętym w sobie egoistą. Już nigdy więcej się nie zakochał, dla niego wszystkie dziewczyny były takie same i wszystkie chciały jednego. Czy to takie trudne znaleźć dziewczynę z którą można porozmawiać o wszystkim?
A teraz? Teraz jest inaczej. Bo poznał Granger.
Nagle drzwi otworzyły się i do dormitorium wparował obiekt jego rozmyślań. Dyszała i wciąż czuła na plecach nieprzyjemny dreszcz po rozmowie z tym całym McCalleyem. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi i usiadła koło Draco. Przysunął się bliżej, a ona objęła go w pasie i położyła głowę na jego ramieniu.
- Hej... Ty drżysz... - Ślizgon niewiele myśląc zdjął z siebie szatę i narzucił ją na ramiona Hermiony.
- Ja... Muszę ci coś powiedzieć... - powiedziała cicho Hermiona, wtulając się mocniej w Dracona.
- Mi zawsze możesz wszystko powiedzieć.
- Ale powiedz, że nie zrobisz mu krzywdy... Proszę...
- Ale o co chodzi? - spytał lekko zaniepokojonym tonem.
- Powiedz, że nie zrobisz mu krzywdy...
- Obiecuję - westchnął zrezygnowany. Czego się nie robi dla ukochanej osoby? - Ale o co chodzi?
- Pamiętasz... Pamiętasz jak Lauren wparowała w ręczniku, drąc się na ciebie... Kiedy... Się pokłóciliśmy?
- Jak mógłbym zapomnieć? - szepnął, opierając swoją głowę o jej.
- I... Ja teraz wiem, jak to było naprawdę...
Chciał powiedzieć "No wreszcie się zorientowałaś", jednak w końcu nie powiedział nic.
- Ona to wymyśliła razem z Chadem... Chcieli, żebyśmy się rozeszli...
- ROWENS?! - Malfoy oderwał się od niej, wstając na równe nogi.
- Czekaj, obiecałeś...
- Tak, tak, wiem... - zaklął, patrząc na drzwi. Zabiłby nawet gołymi rękami... Od początku ten typek był dziwny...
- Przytul mnie, tak bardzo tego potrzebuję...
Usiadł koło niej i objął ją ramieniem, starając się nie myśleć o Rowensie.
- Byłaś zła, nie chciałaś mnie wcześniej słuchać...
- Ty również, kochanie - uśmiechnęła się lekko i nie namyślając się długo pocałowała go w policzek. - Co było minęło, proszę, nie myślmy o tym...
- A ja nie chciałem słuchać twoich wyjaśnień... - mruknął z goryczą Draco.
- Przestań, to ja powinnam się zadręczać - Gryfonka wsunęła palce we włosy chłopaka i spojrzała mu w oczy. - Ale Chad nie jest tego wart. A teraz... Zgoda?
- Zgoda, kochanie - odparł i uśmiechnął się lekko. Ale jaki to był uśmiech! Nie było w nim nawet krzty kpiny czy pogardy... To był piękny, szczery uśmiech...
************
Dzień minął bardzo szybko wśród tych uśmiechów i czułych słów. Draco i Hermiona nie kryli się zupełnie z tym, że są ze sobą, całując się na błoniach. Nie zwracali uwagi ani na rozwścieczoną Lauren, która rzucała w ich stronę naprawdę wymyślne obelgi, ani żadnymi innymi dziewczynami. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. I czuli się szczęśliwi, naprawdę szczęśliwi.
************
Po pysznej kolacji w głównej sali, Gryfonka i Ślizgon, trzymając się za ręce udali się do wspólnego dormitorium. Właśnie byli u szczytu schodów, gdy napotkali Rowensa.
- Nie było cię na kolacji - zauważył Malfoy, mrużąc oczy.
- Nie twój problem - odwarknął Chad, przechodząc obok nich na schodach.
Draco puścił dłoń Hermiony i nie zważając na jej prośby podszedł szybkim krokiem do Krukona i przytrzymał go za ramię.
- Właśnie, że mój, bo chętnie bym ci przylał - wycedził Ślizgon możliwie jak najciszej, żeby Granger nie słyszała ich rozmowy. - Chciałeś zepsuć to, co osiągnąłem, chciałeś odebrać mi dziewczynę...
- Ty niczego nie osiągnąłeś, Malfoy - prychnął Rowens równie cicho jak on - A dziewczynę... - spojrzał na Hermionę z dziwnym smutkiem i szybko odwrócił wzrok - O nią już się nie martw. Jest twoja.
- Dziękuję za pozwolenie, władco świata - odparł Malfoy z drwiną - Jakbym go potrzebował, to dałbym ci znać.
- Zdaje mi się, że jedyny władca świata, jakiego znam, to TY, czyż nie?
- Przegiąłeś.
- Proszę was! - wykrzyknęła Hermiona, patrząc jak oboje mierzą w siebie różdżkami. - Już dość kłótni, po prostu dość... - podeszła do nich i odciągnęła Draco o krok od Chada, po czym zwróciła się do szatyna - Szkoda, że zepsułeś naszą przyjaźń...
- Ja...
- ...w taki sposób - dokończyła dobitnie, chwyciła blondyna pod rękę i razem skierowali się w stronę dormitorium.
************
Leżeli koło siebie, w ciszy nasłuchując pohukiwania sów, które dochodziły z oddali. Łóżko Hermiony było wciąż posłane i idealnie ułożone. Nikt tam nie leżał. Pierwszy raz zgodziła się, żeby spali razem. Nie, nie była jeszcze gotowa... Ale chciała poczuć się bezpieczna, kochana, mieć go przy sobie.
Zaczęła się martwić jutrzejszym finałem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że się dostała... I kim był ten cały blondyn? Jak mu tam... McCalley. "Skąd ja znam to nazwisko?" - przemknęło jej przez głowę i wnet skojarzyła fakty. Samantha McCalley, blondwłosa nauczycielka obrony przed czarną magią, która doszła w tym roku do grona nauczycieli w Hogwarcie... Ciekawe, ciekawe. Była jego żoną?
"Trafiłem cię oszałamiaczem"... Ale jak to możliwe? Nie był w Zakonie Feniksa, nie był też aurorem...
- Słuchaj, mam pytanie... - szepnęła, przysuwając się do chłopaka i wtulając się w jego nagi tors.
- Hm, jakie? - Ślizgon oparł się o jej głowę.
- Czy wśród śmierciożerców jest jakiś McCalley?
-
McCalley... McCalley... - Draco zaczął się zastanawiać - Wiesz,
chyba tak... Ale obecnie to chyba pracuje w Proroku, choć nie jestem
pewien. A o co chodzi?
33. ŚMIERCIOŻERCA
"Malfoy, ty idioto..." - to myśląc Draco całą siłą woli powstrzymał się od przeklęcia.
- Coś się stało? - Hermiona zamrugała, patrząc uważnie na leżącego koło niej blondyna.
- Nie, nic...
"Ale dałeś plamę... A jeśli ona się zorientuje? Jeśli ucieknie?"
- Muszę do łazienki - powiedział nagle Ślizgon i jak powiedział, tak zrobił.
Dziewczyna patrzyła, jak zamykają się za nim drzwi od toalety i usiadła na łóżku, zastanawiając się nad jednym. Co śmierciożerca robi na finale tego całego konkursu? Powtarza się sytuacja sprzed dwóch lat... A jeśli on kogoś porwie? Albo... Co gorsza... Wzdrygnęła się. Będzie chciał... Zabić?
Draco stanął przy umywalce, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. "McCalley, ty durniu..." - pomyślał wściekły, puszczając zimą wodę z kranu. Obmył twarz i dłonie, a następnie znów spojrzał w lustro. Co zobaczył? Przystojnego nastolatka, którym targają tysiące wątpliwości, a zarazem szczęśliwego, że odnalazł szczęście. Tak, szczęście... Ale za jaką cenę? Czy nie jest zbyt wysoka? Do tego wszystkiego brakowało mu rodziny, naprawdę chciał, by jego ojciec wciąż żył... Pomimo dzielących ich różnic. A matka?
Odwrócił wzrok od lustra, nie mogąc spojrzeć sobie w oczy. Ona nie chciała by, żeby to robił... Zawsze go chroniła przed tą ścieżką... Ojciec? Ojciec by pękał z dumy, już go sobie wyobraża, szczęśliwego do granic możliwości... Ale on nie żyje. Więc nigdy go takiego nie zobaczy.
- Draco... - cichy szept Hermiony, dochodzący zza drzwi łazienki rozproszył jego rozmyślania i rozwiał wątpliwości. Kocha ją i za wszelką cenę będą razem. Tak postanowił, a co Malfoy postanawia zawsze dotrzymuje.
Ślizgon otworzył drzwi i stanął naprzeciwko ukochanej Gryfonki.
- Czy... Czy coś się stało? - spojrzała mu w oczy, a on odwrócił wzrok. Bał się. Bał się, że się zorientuje, że odkryje prawdę...
- Coś ukrywasz przede mną - powiedziała cicho Hermiona, niepewnie podchodząc bliżej.
- Ja... Ja się po prostu martwię - odparł szybko.
- Martwisz? Ale czym?
Blondyn chwycił jej dłonie i przyciągnął do siebie.
- Śmierciożerca w Durmstrangu, a ty nadal nie wiesz czym się martwię?
- Nie boję się go ani trochę - chciała, żeby jej głos brzmiał przekonująco, ale chyba jej nie wyszło, bo Malfoy spojrzał na nią odejrzliwie.
- To nie wstyd bać się tak podłych osób, Hermiono.
Poczuła jak po jej plecach przebiega przyjemny dreszcz. Nawet nie wiedział, jak podziałało na nią to, że pierwszy raz od wielu dni powiedział do niej po imieniu.
- Może masz rację? - puściła jego dłonie i odwróciła się w stronę łóżka. - Nadejdzie czas, żeby się tym przejmować. Teraz chodźmy spać...
Draco poczłapał za nią i położył się koło niej. Razem, przytuleni oddali się w objęcia Morfeusza.
************
- Dlaczego z nią po prostu nie zerwiesz?
Ron długo myślał nad odpowiedzią. W końcu wymamrotał:
- Niepotrafiętegozrobić.
- Rozumiem, że jest noc, ale mógłbyś mówić trochę głośniej? Nic nie zrozumiałem - powiedział Harry, usiłując panować nad ogarniającą go irytacją.
- Nie potrafię, Harry!
- Ok, zrozumiałem.
- Dobranoc.
- Miłych snów.
Wybraniec przekręcił się na bok, zadowolony z takiego obrotu rozmowy, gdy nagle usłyszał głos Rona:
- Kiedy wraca Hermiona?
- Nie mam pojęcia, za jakieś kilka dni?
- Aha - Rudzielec uśmiechnął się lekko, wpatrując się w okno. - Myślałem, żeby... No wiesz. Jej powiedzieć.
- Najpierw zerwij z Lavender... - odezwał się Harry, przekręcając się na plecy - Wiem, co mówię. Gra na dwa fronty nie wychodzi na dobre...
- Kiedy ja nie wiem, co powiedzieć!
Brunet ziewnął potężnie i podrapał się po czarnej czuprynie.
- A nie możesz po prostu powiedzieć, że to koniec?
- Już wolałbym spać w jednym łóżku z pająkami - burknął Ron w odpowiedzi.
- Ron, jeśli jej nie kochasz i uważasz ten związek za niekorzystny, to wyduś z siebie to, co tak naprawdę tkwi w twoim sercu.
Weasley miał minę, jakby przyjaciel zdzielił go pałką od Quidditcha.
- A bardziej po ludzku?
- Jeśli nic do niej nie czujesz, to z nią zerwij, tak?
- Może ty jej to powiesz? - spytał Rudzielec, zadowolony z tego świetnego pomysłu.
- Nie będę zrywał za ciebie z żadną dziewczyną - odparł z zaskoczeniem Wybraniec.
- Dobranoc.
- Branoc.
************
Nagle w dormitorium Dracona i Hermiony, czule ze sobą splecionych rozległo się głośne pukanie do drzwi. Gryfonka otworzyła leniwie jedno oko i zerknęła na zegarek. SZÓSTA RANO?! Ktoś tu sobie na za wiele pozwala...
Dziewczyna delikatnie wysunęła się z objęć Malfoya, narzuciła na siebie bluzę, leżącą na fotelu i podeszła zdenerwowana do drzwi. Zdziwiła się, gdy w progu zobaczyła...
- Profesor Whope?
- Tak, tak, ubierz się szybko, idziemy na finał. - kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Tak wcześnie rano?!
- Nie czas na pytania, ubieraj się - odparła szybko profesorka. - Zobaczysz na miejscu...
Hermiona wciąż zdziwiona szybko przebrała się w znoszone dżinsy, bluzkę z krótkim rękawem i na to narzuciła bluzę. Nawet się nie uczesała, ani nie umyła, tylko od razu skierowała się w stronę drzwi. Zerknęła przy wyjściu na Ślizgona. Spał jak zabity. Cóż, nie będzie go teraz budzić, niech śpi.
- Ruchy, ruchy... - profesor Whope chwyciła ją pod ramię i obie poszły w dół schodów.
- Czy mi się wydaje, czy nie mieliśmy pisać testu po obiedzie? - spytała Hermiona, zerkając na kobietę.
- Tak, ale plan się zmienił...
Właśnie dochodziły do głównej sali, gdy zza rogu wyszedł wysoki blondyn, ubrany w skórzaną kurtkę.
- McCalley... - wysyczała Gryfonka i już chciała do niego podejść, ale profesor Whope ją przytrzymała - Niech mnie pani puści! - krzyknęła w stronę kobiety - To jest śmierciożerca!
- No, no, no... Szybko się zorientowałaś - powiedział mężczyzna z lekkim podziwem w głosie - Niestety przykro mi, ale ona cię nie puści.
Hermiona poczuła zimny pot na swoich plecach.
- Imperius, tak?
Uśmiechnął się szeroko, wyciągając z kieszeni różdżkę.
- Na co ci jestem potrzebna, McCalley? - spytała, siląc się na spokojny ton.
- Jeszcze pytasz? Przyjaciółeczka Pottera, kochanka Malfoya, jeden z pupilków Dumbledore'a...
Przez ciało Gryfonki przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
- Nie jestem niczyją kochanką, ty żałosny...
- Może i nie - przerwał jej mężczyzna, obracając swoją różdżkę w dłoniach. - Ale kto całuje się z Draconem na oczach wszystkich, hę? Kto, powiedz mi, złociutka?
Gryfonka zaczęła się wyrywać profesorce. "Jak mogłam nie zabrać różdżki?!"
- Ach, zapomniałaś różdżki... Cóż za strata... - McCalley podszedł do niej i odgarnął niesforne kosmyki z jej twarzy - Naprawdę ładna jesteś, złotko. A ja myślałem, że...
- POMOCY! - ryknęła nagle Hermiona, bo wołanie o pomoc wydało jej się całkiem rozsądnym rozwiązaniem. - TU JEST...!
- Silencio! - przerwał jej głośno blondyn, całkowicie uciszając Hermionę. - Ha, nie spodziewałaś się, prawda? - popatrzył na nią z satysfakcją - W każdym razie... Przerwałaś mi w pół zdania - zmrużył oczy i przysunął się do niej niebezpiecznie blisko - Ale nie ja cię ukarzę. Wystarczającą karą jest zdrada twojego kochasia, czyż nie?
Zaczęła poruszać ustami, próbując coś powiedzieć, lecz nie mogła. Zaklęcie ją zupełnie obezwładniło w tej sprawie. Kochasia? Czy... Chodzi o Malfoya?
- Ach, więc ty jeszcze nie wiesz? Ups, a to niezręczność... - odsunął się od niej i popatrzył na swoją zdobycz, uśmiechając się szeroko. - Dowiesz się na miejscu... Przepraszam, jeśli zepsułem finał książki... - zaśmiał się paskudnie, a następnie bez jakichkolwiek skrupułów krzyknął: - Crucio!
Profesor Whope puściła dziewczynę, a ta upadła na ziemię, wijąc się z bólu. Waliła rękami o podłogę, zaciskając powieki z całej siły. Kopała nogami w powietrzu, szarpała się. Gdyby nie była pod wpływem Silencio, na pewno krzyczałaby głośno. Ból był nie do zniesienia. Gdy już zaczynała myśleć, że lepiej byłoby umrzeć, niż odczuwać tak silne cierpienie McCalley wycofał zaklęcie.
- To tak na początek - uśmiechnął się drwiąco, patrząc na opadającą z sił dziewczynę. - Teraz... Konkretnie - rzucił na Gryfonkę jakieś nieznane jej zaklęcie, pod wpływem czego mocno zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Ty... Ty... - wyszeptała bezgłośnie, czując łzy, spływające po jej policzkach.
Miała
przed oczami rodziców, przyjaciół, błonia Hogwartu... Tyle
ważnych ludzi, tyle ważnych miejsc... Ostatnie, co widziała to
Malfoy, uśmiechającego się do niej... Później osunęła się
bezwładnie na posadzkę.
34. NIC JUŻ NIE MA ZNACZENIA
Hermiona obudziła się w dziwnym, małym, mocno zacienionym pomieszczeniu. Powiał chłodny podmuch, pomimo bluzy, jaką miała na sobie poczuła jak przenika ją nieprzyjemny dreszcz. Gdzie była? Dlaczego? Po co? Zmrużyła oczy, próbując dojrzeć wśród tych iście egipskich ciemności, ale nie dostrzegła niczego, co mogłoby przykuć jej uwagę. Jedynie delikatna poświata światła, przenikająca przez szparę kamiennych drzwi i małe okno ogrodzone grubymi kratami. Oczywiście łatwo byłoby je jakoś zburzyć zaklęciem, ale nie miała przy sobie różdżki. Tak poza tym w komnacie nie było niczego więcej.
Próbowała wstać, ale nie mogła. Z rozpaczą stwierdziła, że jest przymocowana ciężkimi łańcuchami za nadgarstki do ściany za nią. Bardzo prymitywne. Chyba ci, co ją porwali powinni znać jakieś zaklęcia obezwładniające?
- Halo? - rzuciła cicho w ciemność, a jej głos odbił się od kamiennych ścian i powrócił do niej ze zdwojoną siłą. - Jest tu kto?! - ryknęła w stronę drzwi, szamocząc się z łańcuchami.
Nikt jej nie odpowiedział. Oparła się na ścianę zupełnie bezradna.
Co teraz będzie?
Minęło kilka godzin, a może to były minuty? Miesiące? Hermiona zupełnie straciła rachubę czasu podczas beznamiętnego wpatrywania się w ciemność. McCalley... To on, to on ją zabrał. Dlaczego nikt nie usłyszał jej wołania o pomoc? Wtedy, w Durmstrangu?
"Może dlatego, że było bardzo wcześnie rano?!" - pomyślała, a łzy wezbrały w jej orzechowych oczach. Nikt jej nie pomoże. Jest zdana na łaskę McCalleya. I zapewne reszty śmierciożerców, którzy ją porwali...
Ale dlaczego? Po co im ktoś taki jak ona? Owszem, przyjaźni się z Harrym, ale... Ale co z tego? Przecież Dumbledore nie pozwoli mu tak po prostu wyruszyć i jej uratować po tym, co stało się w Ministerstwie Magii w poprzednim roku... Poza tym... Skąd Harry ma w ogóle wiedzieć o tym porwaniu? Nikt przecież o tym nie wie. Jest wcześnie rano... Zanim ktoś się zorientuje, że nie ma jej w Durmstrangu będzie o wiele za późno...
I ta "zdrada kochasia"... O co mogło chodzić? O Malfoya, to było pewne... Ale co on miał do tego wszystkiego? Czyżby... Wybrał drogę zła? Może im pomógł w schwytaniu jej? Nie, niemożliwe... Te pocałunki, ta namiętność, to uczucie... Miałyby po prostu odejść w niepamięć? Dlaczego?!
Gryfonkę zaczęły nawiedzać coraz to czarniejsze myśli. Poczuła spływające po policzkach łzy. Zadrżała i spojrzała w okno. Zaczęło świtać. Cudownie...
Nagle usłyszała stłumione głosy, dochodzące zza drzwi. Wstrzymała oddech i nadstawiła uszu.
- Nie uważasz, że to czekanie jest bez sensu? -usłyszała damski głos, zimny i niski jak na kobietę.
- Nie - odparł drugi głos, tym razem męski. - Wydał wyraźne rozkazy - dodał, w czym Hermiona wyczuła lekką irytację. - Rozumiem, że jesteś mu bardzo oddana, ale naprawdę...
- Nie pochlebiaj mi, Blake.
- Ile razy mówiłem, że nienawidzę tego żałosnego, pospolitego imienia?!
- A niby nazwisko McCalley jest oryginalne?
Hermiona zamarła. Więc to on... On i jakaś kobieta.
- Na pewno mniej niż Black - ciche prychnięcie.
- Nazwisko Black nie jest splamione brudną krwią szlam i mugolaków! W naszej rodzinie...
- A Syriuszek twój ukochany?
Chwila ciszy. Hermiona miała wrażenie, że wyczuwa jej wściekłość przez ścianę.
- Przecież on nie żyje... Już od roku.
Znowu krótka chwila milczenia.
- Myślisz, że Granger już się obudziła?
- Tylko, jeśli jest naprawdę silna. W co wątpię. Powinna się obudzić dopiero za jakąś godzinę. Może lepiej sprawdzę...
Gryfonka natychmiast opadła na ziemię i zamknęła oczy. Usłyszała przeciągłe skrzypnięcie otwieranych drzwi i ciche, stłumione kroki.
- Śpi.
- Udaje - warknęła Bellatriks.
- Chcesz sprawdzić?
Zupełnie się tego nie spodziewając, Hermiona poczuła jak zostaje unoszona dziwnym zaklęciem i z powrotem rzucona na ziemię.
- Ty, Blake, nabrałbyś się chyba na wszystko - Bellatriks uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją, patrząc na Gryfonkę, zaciskającą powieki z bólu. - Więc jesteś silna. Ciekawe, ciekawe... - zacmokała i obejrzała się na McCalleya. - Trzeba powiedzieć reszcie.
Blondyn wzruszył ramionami i wyszedł z komnaty, starannie unikając wzroku Hermiony.
- Żałosny jesteś - wydyszała w jego stronę Hermiona.
- Wydaje mi się, że to ty jesteś żałosna - odezwała się śmierciożerczyni, patrząc na nią zimno. - On ma wszystko, podczas gdy ty jesteś tutaj sama z dala od przyjaciół. No i twój kochaś... Ja bym się załamała - zachichotała paskudnie i skierowała się w stronę drzwi.
- Czekaj!
Odwróciła się i przekrzywiła głowę.
- To ty wciąż nic nie wiesz? - Bellatriks zaniosła się głośnym, złowieszczym śmiechem. - Cóż... - uśmiechnęła się złośliwie. - Przydałyby ci się dzisiaj małe odwiedziny... naszego młodego śmierciożercy... Ha! - znów się roześmiała i wyszła, zamykając za sobą drzwi z głuchym hukiem.
Gryfonka poczuła, że komnata stała się dziwnie niewyraźna... Zaczęło jej się kręcić w głowie... Młody śmierciożerca?... Osunęła się na ziemię.
************
Draco przeciągnął się w łóżku i przysunął się do Hermiony.
- Kochanie, która godzi... - przerwał w pół słowa, bo to, do czego się przytulał wcale nie było Grangerówną.
Odrzucił poduszki od siebie i wstał, przeklinając głośno. Więc... Więc jest tak, jak miało być. W ich mniemaniu przynajmniej. Dlaczego ten idiota go nie powiadomił? Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta rano. No cóż... Po obiedzie miał się odbyć finał. Jeśli profesorowie zorientują się, że brakuje Hermiony nie będzie tu przyjemnej atmosfery.
Malfoy ubrał się szybko i wybiegł z dormitorium, kierując się w stronę durmstrandzkich błoni. Miał nadzieję, że gdzieś w ich obrębie jest możliwa deportacja...
***********
Harry obudził się zlany potem. Rozejrzał się po dormitorium i poczuł nagłe mdłości. Zwymiotował na podłogę i opadł z powrotem na poduszki. Czy to była wizja? Teraźniejszość? A może zwykły koszmar?
- Ron... - wysapał, wstając. - Ron! - krzyknął, chwytając przyjaciela za ramiona i delikatnie nim potrząsając. - Obudź się!
- Co sie stao? - spytał Rudzielec, ziewając.
- Hermiona... Hermiona...
Weasley nagle się ożywił.
- Co z nią? Wróciła? Wygrała?
- Nie, ona... - Harry spojrzał gdzieś w bok. - Ona...
- No wyduś to z siebie!
- Ona została porwana, Ron!
Rudzielec wybałuszył oczy na przyjaciela i wstał szybko.
- Co ty... Mówisz poważnie?
- A miałbym żartować?!
- No, nie wiem...
- Musimy powiedzieć McGonagall! - powiedział Wybraniec, zakładając bluzę. - Albo Dumbledore'owi...
- Czekaj, nie pójdę taki nieubrany...
- Nie ma na to czasu! - warknął Harry i skierował się w stronę drzwi zdecydowanym krokiem. - Nie wiem, gdzie jest... Nie wiem, co robi... Nie wiem... Nie wiem kto ją porwał...
- Jesteś pewien, że... - przerwał mu Ron. - Sam-Wiesz-Kto nie zrobił tego... No wiesz, specjalnie? Jako przynętę?
Wybraniec zahamował przed samymi drzwiami. Wspomnienia zalały jego umysł, migotały mu przed oczami... Szklane przepowiednie, śmierciożercy, Syriusz wpadający za zasłonę...
- Nie wiem! - ryknął, odpychając je wszystkie od siebie. - Nie mam pojęcia, czy to przynęta, czy to dzieje się naprawdę... Ale nie mogę tak bezczynnie siedzieć...
- Racja - przytaknął Weasley i razem z Harrym wybiegli z dormitorium w stronę gabinetu Dumbledore'a.
************
Jak to jest, kiedy wszystko na czym się opierałaś, wszystko, co kochałaś, czemu zaufałaś... Okazuje się... Kłamstwem? Zdradą? Zimne łzy zmieszane z bólem serca... Do tego szczypta cierpienia... Czy to nie samobójstwo?
Światło słońca przenika pomiędzy prętami krat i razi zranioną dziewczynę w oczy. Przed chwilą się obudziła, zmęczona wszystkim, zmęczona życiem... Serce gdzieś w środku krwawi i woła o pomoc. Gdyby tylko wiedziała, jak je zrozumieć... Co chciało jej powiedzieć? Że boli? Że pęka?
Młody śmierciożerca... Te dwa słowa były dla niej jak dwa ostre sztylety... Więc Malfoy przeszedł na ich stronę... Pomógł im ją schwytać... Tak, to pewne... Na pewno się do tego jakoś przyczynił. Tylko... Dlaczego?
Nie mogła go zrozumieć. Już nie chciała. Było jej wszystko jedno... To, że łzy ściekają po jej bluzie... To, że łańcuchy boleśnie wżynają się w jej ręce... To, że bolą ją oczy od jasnego słońca... Nawet nie odwróciła głowy. Patrzyła się w tę oślepiającą jasność z obojętnością... Nic już nie ma znaczenia. Zaufała... Zaufała mu. To był błąd, największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniła... Teraz, kiedy umrze... Teraz, kiedy umrze uwolni się od tego wszystkiego. A swojej śmierci była pewna... Bo po co mieliby ją porywać? Dla przynęty? Może...
Ale ona nie chciała być ratowana. Nie chciała, żeby ktoś się o tym dowiedział. Pragnęła być sam na sam z tą rozpaczą, pragnęła umrzeć, zapomnieć... Chciała raz na zawsze skończyć ze wszystkim, miała dość życia, bo po co? Kiedy wszystko straciło jakikolwiek sens? Jeśli z taką łatwością ją dorwali... Dlaczego nie mieliby dorwać jej rodziny? Przyjaciół?
Kolejna fala łez spłynęła po jej bladych policzkach. Przyjaciele... Nawet się nie pożegnała... Nie powiedziała im tylu rzeczy... Tylu ważnych rzeczy... A Rona zostawiła z nadzieją...
- Kiedy wreszcie mnie zabijecie?! - ryknęła, a łańcuchy za które była przymocowana zadzwoniły głucho.
Wtedy
drzwi otworzyły się, a ona rozszerzyła szeroko oczy ze
zdziwienia.
Stał w nich Malfoy.
35. "PRÓBOWAŁA
MNIE ZMIENIĆ, CO JEJ SIĘ NIE UDAŁO."
Nawet na nią nie spojrzał. Wszedł do komnaty, zamknął za sobą drzwi i oparł się o ścianę. Milczał. Jego przystojna twarz była potwornie kamienna, nie wyrażała niczego. Z dziwnym zacięciem utkwił wzrok gdzieś przed sobą.
Hermiona zamknęła oczy, czując napływające do nich łzy.
- I czego ty jeszcze chcesz? - szepnęła, odwracając głowę w przeciwną stronę. Nie mogła na niego patrzeć. Zbyt dużo wspomnień, zbyt dużo chwil. Raniących słów...
Draco wciąż się nie odzywał. Wsunął ręce do kieszeni a wzrok skierował w stronę okna. Promienie przelewały się pomiędzy grubymi kratami, jednak nie raziło go to. Patrzył się w tę jasność chwilę, w końcu odezwał się cicho:
- Musiałem.
Jej ciałem wstrząsnął cichy szloch. Nie chciała, by zobaczył jak jest słaba. Ale to było silniejsze od niej...
- Nie miałem wyboru - powiedział bezbarwnym głosem chłopak i odwrócił wzrok od okna.
- Zawsze jest wybór, Draco.
- Mało jeszcze wiesz, Granger. - jego chłodny ton, ten z nutką drwiny powrócił. Popatrzył na nią i zamrugał oczami.
- Więc wróciłeś do poprzedniego życia? Szlama Granger przeciwko panu świata? - spojrzała na niego, a on skierował wzrok gdzieś w bok.
Nie odpowiedział.
- Róbcie co chcecie - odezwała się po długiej - jak się zdawało - chwili milczenia. - Chcę tylko... - przerwała i zamknęła oczy, czując chłodne łzy, spływające po jej policzkach. - Chcę by moi przyjaciele i rodzina wiedzieli, że ich kocham. Że dziękuję im za wszystko, co zrobili, co powiedzieli... Że...
- Skończ to - warknął cicho Malfoy, przewracając oczyma po suficie. - Bezwarunkowa przyjaźń nie istnieje, to jedynie nic nie warte...
- Szkoda, że nigdy nie zaznałeś takiego uczucia - przerwała mu Hermiona z naciskiem. - Tak więc przestań się wypowiadać na daleki ci temat... A przyjaźń i miłość to coś o co warto walczyć, o co warto żyć...
Zamilkł. Miała rację i to go zabolało... Zacisnął pięści i zamknął oczy. Trwali tak w ciszy, wśród buzującego napięcia i emocji nad ich głowami. Uparcie zacisnęli usta, niezdolni do powiedzenia czegokolwiek. Wtedy Hermiona nie wytrzymała i szepnęła:
- Kochałam cię, Draco.
Drgnął delikatnie i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Kochałam cię, ufałam ci, wierzyłam w twoją zmianę...
Wyprostował się, odgarniając blond kosmyki z czoła, a następnie zmrużył stalowe oczy i odparł:
- Nie znałaś mnie.
- Wyraźnie nie. Zaślepiło mnie to uczucie...
- Miłość jest dla głupców - przerwał jej Ślizgon, wywracając oczami po raz kolejny. - Tylko ci, którzy...
- Więc to co było między nami... - weszła mu w słowo Hermiona drżącym głosem. - To wszystko... Kłamstwo?
Nie wiedział co powiedzieć. Czuł dziwną gulę w przełyku na wspomnienie tego wszystkiego. Ich pocałunków, ich rozmów, ich spotkań... Poczuł, że oczy pieką go niemiłosiernie, zamrugał kilka razy, a one zaszkliły się lekko. Zacisnął mocniej pięści. Czyżby znów ten przejaw słabości? Łzy?!
- Draco, po prostu wyjdź, zostaw mnie... Nie chcę cię widzieć...
Popatrzył na nią. Pierwszy raz od czasu porwania ich spojrzenia skrzyżowały się. Jej piękne, lśniące, orzechowe oczy były pełne łez i jakiegoś żalu... Przez chwilę zapragnął do niej podejść, pogłaskać ją po włosach, powiedzieć... Powiedzieć co?
Czuła jak jego chłodne spojrzenie przeszywa ją na wskroś. Te stalowe oczy były teraz niczym wielka, zamknięta brama. Zupełnie niedostępne, niewyrażające niczego. Tak, jakby klucz do tej bramy zawieruszył się gdzieś wśród czeluści jej pękniętego serca...
Nie wytrzymała i odwróciła wzrok. A gdyby patrzyła trochę dłużej, może ujrzałaby to, co tam ukrywał...? Może w tej bramie była jakaś rysa, ledwie dostrzegalne pęknięcie?
- Proszę cię... Ja wciąż cię kocham, Draco. Nie potrafię cię zrozumieć, nie potrafię ci wybaczyć... - jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku. - Ale wciąż cię kocham.
Chłopak wziął głęboki oddech.
- Hermiono, ja...
Drzwi otworzyły się nagle i ku zdumieniu obojga stanął w nich McCalley.
- Miałeś dwie minuty - powiedział do Dracona. - Zdaje mi się, że trochę przekroczyłeś wyznaczony ci czas, co Malfoy?
- Nic ci do tego, Blake - odwarknął Ślizgon i spojrzał na Hermionę beznamiętnie. - Nawet godzina nie wystarczyłaby, by zrozumiała, co chcę jej powiedzieć... - dodał ciszej, następnie wsunął ręce do kieszeni i wyszedł z komnaty, zostawiając Gryfonkę sam na sam z McCalleyem.
- Draco, zaczekaj! - krzyknęła za nim dziewczyna, próbując wyrwać dłonie z wiążących ją łańcuchów.
- To na nic, skarbie.
McCalley kucnął przed nią i chwycił ją za podbródek, obracając twarz ku sobie.
- Pewnie zastanawiasz się po co tu jesteś?
- Jak każdy na moim miejscu...
Blake uśmiechnął się kpiąco. W tym momencie tak łudząco przypominał Malfoya...
- Nie jesteś ani inna, ani specjalnie uzdolniona. Szlama... Jak myślisz, do czego nam jesteś potrzebna?
Splunęła mu z pogardą twarz i wydyszała wściekła:
- Nie... Nazywaj... Mnie... Szlamą!
Śmierciożerca zdawał się być zaskoczony tą gwałtowną reakcją. Ręką otarł oczy i strząsnął ślinę z palców na jej szatę.
- No, Granger... Pożałujesz.
- Już nieco za późno na takie groźby - odwarknęła Hermiona i nagle poczuła ogromny ból w ramieniu. Wykręciła się i zawyła głośno. McCalley stał nad nią niewzruszony, celując w nią różdżką.
- Mogłem mocniej.
- Nic nie poczułam. - stęknęła i nagle poczuła, że traci zupełną kontrolę nad swoim ciałem. Nie mogła utrzymać się dłużej w pozycji siedzącej, opadła bezsilnie na ziemię, przy czym uderzyła twarzą o kamienną podłogę. Poczuła, jak krew sączy się z jej ust i miała wrażenie, że coś pękło w jej szczęce. Łzy spływały po jej bladych policzkach.
- To do mnie należy ostatnie słowo - wycedził McCalley. - Pamiętaj.
Skupiła się i całą swoją siłą zmusiła się do podniesienia głowy i spojrzenie na niego.
- Mam kiepską pamięć.
Ale tego już nie usłyszał. Hermiona zobaczyła tylko drzwi, zamykające się z głośnym trzaskiem.
************
Dumbledore wpatrywał się w zadumie na stojących przed nim Harry'ego i Rona. Jego twarz była dziwnie zmarszczona, głęboko się nad czymś zastanawiał.
- Panie profesorze, co mamy zrobić? - spytał ze zniecierpliwieniem Potter, a Dumbledore uśmiechnął się słabo. Feniks, siedzący na żerdzi po jego lewej stronie przekrzywił łeb i wydał z siebie dziwny odgłos, coś pomiędzy skrzekiem a piskiem.
- Czasami warto trochę pomyśleć, niż przystanąć od razu do działania...
Harry podrapał się po głowie i powiedział:
- Czy to co widziałem... Czy to rzeczywistość?
- Nad tym mógłbym gdybać całą noc. Lecz jeśli okazałoby się, że tak, to cóż by to dało? - profesor zerknął na McGonagall, która wykręcała sobie palce ze zdenerwowania. - Czasem zbyt długie myślenie szkodzi - dodał, wbrew temu, co wcześniej powiedział.
- Więc co robimy? - spytał Ron, przestępując z nogi na nogę. Nawet nie słuchał tego, co profesor mówi. Teraz najważniejsza była Hermiona...
- Profesorze Dumbledore, myślę, że...
- Minerwo, ja również nie jestem pewien i wiem, co w przeszłości się działo - przerwał jej Albus.
Harry spuścił wzrok i wbił go w swoje stopy. Przypomniał mu się jego ojciec chrzestny, Syriusz. Myśl o nim tak go uderzyła, że poczuł wzbierające w oczach łzy.
- Nie zapominajmy, że uratowaliśmy życie pana Weasleya właśnie dzięki Harry'emu.
Więc ta myśl zmierzała w innym kierunku? Harry podniósł głowę i spojrzał w jasne oczy dyrektora.
- Nie możemy dopuścić do... Do najgorszego - szepnął chłopak i zacisnął pięści. Czemu zawsze wszystko kręci się wokół niego? Śmierć tylu ludzi, poświęcenie i wieczny niepokój. Niebezpieczeństwo. Jakby czarodziejom mało było problemów. Miał wrażenie, że wszystkich tylko obarcza problemami, do niczego się nie przydając. A teraz jeszcze Hermiona... Tak bliska mu, wspaniała osoba...
Dumbledore jedynie skinął głową. Potem rozległo się pyknięcie, a on... zniknął.
- Tak po prostu... Deportował się?! - wybuchnął nagle Wybraniec i walnął pięścią w biurko profesora.
- Potter, szacunku do mebli odrobinę - fuknęła McGonagall, podchodząc do obu Gryfonów. - Profesor Dumbledore sam to załatwi, bez waszej zbędnej pomocy. Nie karzę wam iść do Wieży Gryffindoru, w takiej chwili nie zaśniecie. Jednakże...
- Profesor McGonagall, my MUSIMY pomóc Hermionie! - odezwał się zdecydowanym tonem Ron. - Nie możemy jej zostawić! Musi wiedzieć...
- Panie Weasley, przecież ona doskonale wie, jakie ma w was oparcie i jakimi dla niej jesteście bliskimi osobami. Jak tylko profesor Dumbledore...
- Czy mamy jakąkolwiek pewność, że Dumbledore...
- Nawet dla ciebie PROFESOR, Potter! Jak tylko...
Wybraniec niezrażony ciągnął dalej, przerywając tym samym profesorce:
- ...wróci z Hermioną, całą i zdrową?
- A czy masz powód, by profesorowi nie ufać?
Harry zamilkł, a Ron opadł na krzesło obok niego.
- Pozostaje nam tylko czekać - mruknął.
Wybraniec zamrugał i spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Jak możesz czekać w takiej chwili? Musimy być tam zaraz!
- Zbyt porywczy jesteś, Potter - odezwała się McGonagall. - A teraz usiądź i czekajcie tu na mnie, wrócę, jak tylko zdobędę jakieś informacje. Zjedzcie po sucharze - wskazała głową na miskę pełną małych, dziwnych ciasteczek, a następnie wyszła z gabinetu szybkim krokiem.
Ron zastanawiał się chwilę czy wziąć jednego suchara, w końcu spytał:
- Nie dziwi cię to, że deportował się bez żadnego problemu? To znaczy... No wiesz. Przecież Hogwart jest otoczony zabezpieczeniami. Czy Dumbledore nie musiał ich wyłączać?
- Czy to istotne? - warknął Harry. - Niech się deportuję w tę i z powrotem, byleby z Hermioną.
Ron założył ręce na piersi i popatrzył w okno, naburmuszony. Jego przyjaciel spojrzał nań i westchnął.
- Przepraszam, stary. Po prostu... Strasznie się denerwuję.
- Nie ty jeden.
- Chciałbym się na coś przydać... Nie potafię siedzieć bezczynnie.
- Nie możesz wszystkich wiecznie ratować, Harry - powiedział Rudzielec i popatrzył na niego z dziwną powagą.
Potter znowu westchnął.
- Mam nadzieję, że Dumbledore wie co robi...
************
- Profesorze Dumbledore!
Piwne oczy Rowensa, zwykle ciepłe i głębokie były teraz rozszerzone ze strachu i zdziwienia.
- Przecież... Nie pójdzie pan tam sam.
Profesor popatrzył na Krukona z nieukrywaną ciekawością.
- Jesteś jeszcze młody, Chad.
- Czy to ma coś do rzeczy? - Rowens sięgnął po leżącą na krześle szatę i narzucił ją na siebie szybkim ruchem. - Idę z panem. Trzeba jej pomóc.
- Nie będę cię zatrzymywał, bo nie taka moja rola - odparł Dumbledore łagodnie. - Ale na niewiele się przydasz. Dziękuję za informacje, a teraz połóż się...
- Profesorze!
Chad wpatrywał się w niego z uporem małego dziecka, takiego, które chce nową zabawkę, ale nie może jej dostać. Zależało mu na tym, żeby odzyskać straconą przyjaźń Hermiony. A sposób na to jest na wyciągnięcie ręki...
Dumbledore westchnął.
- Możesz pobiec do Głównej Sali. Bez zbędnych ceregieli i przedłużania wejdziesz do pokoju nauczycielskiego i powiesz profesorom o zaistniałej sytuacji. Rozumiesz?
Rowens kiwnął głową i jak strzała wybiegł z dormitorium, o nic nie pytając.
Profesor odprowadził go zmęczonym wzrokiem, następnie spojrzał na śpiącego McLaggena. "Że też nie przewidziałem tego wszystkiego..." - pomyślał z dziwnym żalem, opuszczając komnatę.
************
Tląca się iskierka nadziei w sercu Hermiony powoli wygasała. Przedtem nie myślała o ratunku, jednak teraz chciałaby jak najszybciej zniknąć z tego okropnego miejsca i przytulić się do przyjaciół... Krew wciąż ciekła z jej spuchniętych ust. Ból, okropny ból. Nie tylko fizyczny. Ból zranionego serca, rozpaczliwie wołającego o pomoc... A wśród smutku i rozpaczy gdzieś na dnie kryła się złość. Złość na samą siebie. Jak mogła bez żadnych podejrzeń wejść prosto w ramiona śmierciożerców? Czemu akurat teraz, kiedy tak wszystko jej dobrze szło, kiedy była naprawdę szczęśliwa... Czemu wtedy wszystko musiało zniknąć?
Drzwi się otworzyły i usłyszała kroki. Nie miała nawet siły podnieść głowy. Wciąż leżała na podłodze, tak, jak ją zostawił McCalley. Nie miała już siły na nic. Wszystko straciło kolory, stało się dziwnie wyblakłe, bezsensowne.
- Granger...
Zamknęła oczy. Od razu rozpoznała ten głos.
- Znów przychodzisz. Dlaczego mi to robisz? - spytała drżącym szeptem.
- Granger, o nic nie pytaj - blondyn kucnął przy niej i pocałował ją w czoło. Miejsce, którego dotknął ustami przyjemnie paliło.
- Kiedy tyle pytań mam w głowie? Draco, proszę...
- Cicho bądź i posłuchaj - warknął cicho Ślizgon. - Musiałem to zrobić... Musiałem rozkochać cię w sobie i sprawić, że będziesz zupełnie uległa. Takie było...
- Co to ma z tym wszystkim wspólnego?
- Oj, wiele, wiele wspólnego... Nie przerywaj i słuchaj dalej. Dziś stanę się śmierciożercą.
- Pękasz z dumy, co? - prychnęła Hermiona. - Tak jak twoja matka? I ON?
- Och, oni nie mają z tym nic wspólnego - odparł sucho Ślizgon i uśmiechnął się z drwiną. - To był mój wybór.
- I tego właśnie pragniesz?
- Nie wnikaj, skarbie.
- Nie jestem już dłużej twoim skarbem - wycedziła dziewczyna i przekręciła się na plecy. Wciąż nie miała siły wstać.
- Hm, pewna jesteś? - Draco nachylił się nad nią i spojrzał w orzechowe i zwykle ciepłe oczy Hermiony. Teraz były inne... Jakby smutne, beznamiętne.
Gryfonka przekręciła głowę w bok.
- Jak nigdy!
- Dobrze - syknął wściekle Ślizgon. - Dobrze! Jak chcesz! - wstał i otrzepał swoją długą, czarną szatę. - Więc zdechniesz. - odwrócił się i skierował w stronę drzwi.
- Czy ty kiedykolwiek kogoś kochałeś? - spytała cicho Hermiona, powstrzymując łzy, które cisnęły jej się do oczu.
Draco stanął tuż przed drzwiami.
- Tak... - szepnął cicho i zamilkł na chwilę. - To znaczy... Nie. Zauroczenie to nie jest kochanie, prawda? - zaśmiał się dziwnie. - Ale... Jeśli już o to pytasz, to były tylko dwie dziewczyny w moim życiu. Lauren i... pewna brązowowłosa dziewczyna z Hogwartu, która nieźle namieszała mi w głowie... Próbowała mnie zmienić, co jej się nie udało. Przykro mi, że cię z nią nie zapoznałem...
Nie powstrzymywała już łez.
- Mi również przykro... - szepnęła, gdzieś pomiędzy cichym szlochem a pociąganiem nosa.
- Jak to dobrze, że się rozumiemy - zakpił Ślizgon. - Teraz zostawiam cię. Dzięki tobie dopełni się moje przeznaczenie...
- Przeznaczenie? - powtórzyła głucho dziewczyna, chlipiąc. - Czy to nie jesteś tym, który w nie nie wierzył?
-
Och, Granger, Granger... - Malfoy pokręcił głową. - Nie bierz do
siebie tych wszystkich rzeczy, które ci mówiłem. Żegnaj. Nie
tęsknij. Nie płacz - powiedział i wyszedł, a w drzwi, które za
sobą zamknął, Hermiona wpatrywała się jeszcze długo, nie mogąc
wydusić z siebie żadnego słowa...
36. RATUNEK
Nerwowe stukanie palców o blat biurka rozchodziło się w gabinecie Dumbledore'a. Harry wychodził z siebie. Dlaczego teraz? Dlaczego on? I właściwie z jakiej racji ma siedzieć bezczynnie i liczyć na cud? Spojrzał w okno. Dumbledore i McGonagall wyszli co najmniej dobre dwie godziny temu. Wskazówki zegara w niemiłosiernie wolnym tempie zbliżały się do godziny czternastej. "Jeśli ona... Jeśli Hermiona... Jeśli ona..." - Wybraniec myślał już o najgorszym, w migdałowych oczach powoli zaczęły wzbierać łzy rozpaczy. I zupełnej bezradności...
Ron obserwował go z boku, zastanawiając się nad jednym. Kim właściwie jest Hermiona dla Harry'ego? Czy wciąż darzy ją braterską, szczerą miłością czy raczej... Jakimś większym uczuciem? Przed oczami stanęły mu wspomnienia, tak bolesne, niczym ostre igły wbijające się w serce: Harry śpiący z Hermioną na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, Harry całujący się z Hermioną na błoniach, ona patrząca się na Harry'ego w ten dziwny, inny sposób niż zwykle... I wtedy wszystko stało się jasne. Potter wciąż do niej czuje. Rudzielec spuścił wzrok i wbił go w swoje stopy. Zadrżał, choć temperatura w gabinecie była wysoka. Wiedział, zawsze wiedział, że nie ma szans u kogoś takiego jak ona... Ale... Żeby Harry...?
- Nie, nie potrafię! - warknął nagle Harry, podrywając się z krzesła. - Ron, idziemy.
- Gdzie ty chcesz iść? Nie wiesz dokąd, nie wiesz jak i przede wszystkim nie wiesz, co tam się może dziać.
- Rozumiem, że tobie bardzo odpowiada siedzenie w cieplutkim pomieszczeniu, aż uratowaną Hermionę podsadzą ci pod nos! Szkoda, że...
- Harry, do cholery! - ryknął Weasley, wstając. - Opanujesz wreszcie swoje emocje i łaskawie usiądziesz na krześle?!
Wybraniec zamilkł. Opadł z powrotem na krzesło i wbił wzrok w przyjaciela.
- Naprawdę, my nie musimy się kłócić! - dodał poirytowany Ron. - Czy nie ufasz Dumbledore'owi i McGonagall?
Harry wciąż milczał. Rudzielec popatrzył na niego dziwnie. Jak na zupełnie obcą mu osobę.
- Może ty będziesz czekał, aż świat się zmieni - odezwał się w końcu Potter. - Ale ja wolę dopomóc światu.
- Harry, dajmy im trochę czasu - odparł Ron. - A jeśli... Jeśli będzie za długo trwało... - wziął oddech i spojrzał przyjacielowi w oczy. - Włączymy się do działania.
************
Hermiona otworzyła oczy. Wokół panowała straszliwa ciemność, nie było żadnego światła, żadnego jasnego przebłysku. Minęła chwila czy dwie, gdy Gryfonka przyzwyczaiła się do mroku i ujrzała zarys pomieszczenia, w jakim się znajdowała. Nie była to komnata w jakiej ostatnio przebywała. Tu nie było okien. Nie było niczego. Tylko ta przytłaczająca ciemność...
Dziewczyna nie miała już sił. Nie wiedziała, czemu i dokąd ją przenieśli, nie miała zielonego pojęcia, co chcą z nią zrobić i że Dumbledore ruszył jej z pomocą. Nie myślała o Hogwarcie ani o przyjaciołach. Przed oczami miała stalowookiego blondyna...
Zauroczenie to nie jest kochanie, prawda? Ale... Jeśli już o to pytasz, to były tylko dwie dziewczyny w moim życiu. Lauren i... pewna brązowowłosa dziewczyna z Hogwartu, która nieźle namieszała mi w głowie... Próbowała mnie zmienić, co jej się nie udało. Przykro mi, że cię z nią nie zapoznałem...
Jedna, samotna łza spłynęła po jej bladym policzku. Tak ma wyglądać jej całkowity koniec? Więc dlaczego nie dano jej żadnego znaku, aby mogła się pożegnać z tymi, którzy zawsze byli obok, który trwali przy każdym jej załamaniu, którzy wspomagali ją nawet w siedzeniu obok i milczeniu? Dlaczego wciąż ma w głowie jego głos oraz jego, Malfoya, tego kłamcę, parszywego, cholernego, żałosnego egoistę? Dlaczego nie może zobaczyć przed oczami swojej rodziny, przyjaciół, a jej głowę zaprzątają wiecznie same problemy?
- Hermiono?!
Oczy Gryfonki rozszerzyły się. Wołanie nastało ponownie, kilka razy z rzędu, to głośniej, to ciszej.
- Tu jestem! - krzyknęła, zachrypnięta od płaczu. W jej sercu pojawił się mały ciepły płomyk. Nadzieja. - Jestem, jestem tutaj!
- Her...!
- Avada...!
- Drętwota!
Huk, jakby coś ciężkiego opadło z całej siły na ziemię. Kto? Co? Hermiona spróbowała wstać, jednak jakaś dziwna, niewidzialna siła blokowała jej ruchy.
- Tutaj jestem! - krzyknęła z szaleńczą rozpaczą, chwytając się nadziei coraz mocniej. - Tu, za drzwiami!
- Alohomora!
Drzwi zatrzeszczały głucho i zadrżały w posadach, ale nie ustąpiły.
- Do jasnej...!
- Użyj Confringo! - wykrzyknęła Gryfonka. - A jak się nie uda to...
- Confringo!
Buch! Drzwi zajęły się ogniem.
- Aquamenti! - osoba stojąca za drzwiami zręcznie zgasiła resztki płomieni i wsadziła głowę w dziurę.
- Chad?!
Hermiona wpatrywała się w Rowensa, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć, jak się zachować. Szczerze mówiąc był ostatnią osobą, jakiej mogłaby się spodziewać.
- Cicho, nic nie mów, możesz się ruszać?
Pokręciła głową.
- Ktoś rzucił na mnie zaklęcie, całkowicie blokujące...
- Nie czas na żadne wytłumaczenia! - Krukon machnął ręką. - Nie znam się za dobrze na zaklęciach, ale mam dość siły aby cię ponieść...
- Co...?
Gryfonka nie zdążyła nawet zaprotestować, chłopak podniósł ją i szybko wybiegł z pomieszczenia. Jego ręce były takie ciepłe. Czuła się niezwykle bezpiecznie w jego ramionach. Po raz pierwszy od tylu chwil...
Chad sprawiał wrażenie lekko zmieszanego więc wtuliła się w niego i szepnęła:
- Skąd... Skąd wiedziałeś?
- Dumbledore - odparł krótko Rowens, skręcając w jakiś ciemny korytarz.
- Dumbledore? - powtórzyła głucho Hermiona. - Więc Hogwart wie o tym wszystkim?
- Gdyby nie Hogwart nie wiem co by się z tobą stało. I nie wiem, co bym bez ciebie zrobił... - szepnął cicho chłopak i nagle zrobiło mu się głupio. Czy nie powiedział za dużo?
- Słuchaj, ja...
- Nie czas na rozmowy... - odparł, czerwieniąc się lekko. Jak dobrze, że było tu ciemno, nie miał pojęcia, co by było, gdyby spojrzała mu w oczy. - Położę cię na chwilę, muszę się zatrzymać - wysapał i najdelikatniej jak tylko mógł ułożył dziewczynę na zimnej posadzce.
- Jesteś sam?
- Nie. Gdzieś w korytarzach walczą Lupin, Dumbledore i paru innych ludzi.
Serce Hermiony zabiło z niesamowitą szybkością i nagle zamarło. Walczą z jej powodu, gotowi do poświęcenia. Zadrżała. Czuła się odpowiedzialna za tę całą sytuację, za wszystkich, nawet za Chada.
- Jak mnie znalazłeś?
- Nie słyszałaś wołania? - Krukon uśmiechnął się lekko, ale ona tego nie zauważyła. - W tej części posiadłości nikogo tutaj nie ma, więc nie martwiłem się, że ktoś je usłyszy oprócz ciebie. Słuchaj, musimy...
- Posiadłości? - weszła mu w słowo Hermiona.
- To nie wiesz gdzie właściwie jesteś? - zdziwił się Chad i kucnął nad nią. - To dwór Malfoyów... - podniósł ją i ruszył przed siebie szybkim krokiem. - Wiesz może dlaczego to wszystko się stało? Czego oni od ciebie chcieli?
- To... To było zadanie Malfoya... On... - głos uwiązł Gryfonce w gardle. Łzy. Słone i zimne. Łzy rozczarowania i ból, który z łatwością przełamuje serce na pół. Czuła to wszystko. I miała wrażenie, że to zaraz ją rozerwie od środka. Wtedy poczuła, że Rowens mocniej ją chwyta. Zrobiło jej się troszkę cieplej na sercu.
- Przepraszam cię za wszystko... Ja po prostu chciałem, abyś była... Szczęśliwa.
- To co było jest już nie ważne. Teraz...
Łup! Coś zderzyło się z Rowensem, Hermionę odrzuciło na bok, chłopak zaś z trudem utrzymał się na nogach. Poczuł, jak ogarnia go strach. Przecież miało tu nikogo nie być...
- To tylko ja, Remus Lupin!
Rowens odetchnął z ulgą.
- Lumos! - ostre światło odbiło się od kamiennych ścian korytarza, oślepiając momentalnie Hermionę. - Przepraszam... - Remus popatrzył na Gryfonkę i zamrugał parę razy. - Nic ci nie jest? - nachylił się nad nią i wycelował w nią promień jakiegoś niebieskiego światła. Od razu odzyskała czucie w nogach, natychmiast wstała i wtuliła się w Lupina, niemal rzucając mu się na szyję. Zdziwiony lekko odwzajemnił gest.
- Tak się bałam... Tak się bałam...
- Już dobrze... - Mężczyzna pogłaskał ją po włosach i odchylił się aby spojrzeć jej w oczy. - Musimy się jak najprędzej stąd deportować. Voldemort uciekł, podążył za nim Dumbledore, ale Śmierciożercy wciąż krążą. Akcja należy do udanych, jednak nie należy zbytnio napawać się zwycięstwem. Ministerstwo Magii przybyło dopiero chwilę temu. Nie chcieli w nic uwierzyć. Jak zwykle - prychnął cicho i spojrzał na Rowensa. - Gratuluję, poszło ci naprawdę bardzo szybko. Hermiono - zwrócił się do niej - musimy ruszać.
Przytaknęła. Nie była w stanie odpowiedzieć. Płakała. Ze szczęścia, ze smutku.
- Nie płacz... - bąknął cicho Rowens, nieśmiało podchodząc i obejmując ją ramieniem. Wtedy zrobiła coś nieoczekiwanego. Pocałowała go w policzek.
- Dziękuję...
Lupin uśmiechnął się lekko pod nosem.
-
Ruszamy.
37. "ONA GO KOCHA, WIESZ?"
Gdy tylko Hermiona przekroczyła próg Głównej Sali Durmstrangu poczuła jak ciężki ciężar spływa z jej barków gdzieś na podłogę. Nie przeszkadzało jej to, że Chad trzyma ją za rękę. Miał takie ciepłe dłonie, ich dotyk uspokajał i odganiał wszelkie złe myśli. A tych było w jej umyśle sporo, odkąd... Odkąd ją porwano. Po co to zrobiono? Jaki był w tym cel? I co chciał przez to osiągnąć Malfoy? Przestała na chwilę o tym myśleć. Chciała choć raz od tylu chwil zapomnieć o Ślizgonie, o tym, co ich łączyło, o wszystkim co było... Uśmiechnęła się słabo do Krukona, czując, jak kręci jej się w głowie.
- Dobrze się czujesz? - spytał z troską Rowens, biorąc ją pod ramię. - Chodź, zjedzmy coś...
- Hermi-jona!
Nie zdążyła nic powiedzieć, gdy poczuła, jak obejmują ją mocne ramiona, a dłoń Chada wyślizgnęła się z jej dłoni.
- Hermi-jąna, ja przepraszam, ja tak się bał...
Wtuliła się w niego, od razu poznała go po głosie. Po chwili odchyliła się nieco i spojrzała w ciemne oczy Kruma.
- Nie przepraszaj, daj spokój, to nie twoja wina. Nasza ostatnia rozmowa do najprzyjemniejszych nie należała, ale była to tylko i wyłącznie moja wina - spuściła głowę. - Dajmy temu spokój.
- Ja rozumiem. Cieszę się, że jesteś - Wiktor poklepał ją przyjaźnie po plecach, popatrzył na nią chwilę w milczeniu, po czym wrócił do swojego stołu.
Hermiona zamknęła oczy i poczuła jak ciepłe palce Chada wślizgują się pomiędzy jej palce, delikatnie ściskając jej chłodną dłoń.
- Zjedz coś, na pewno lepiej się poczujesz - powiedział z dziwną opiekuńczością w głosie i zaprowadził ją w stronę stołu.
Hermiona usiadła i mimo woli sięgnęła po widelec. Spojrzała beznamiętnie na potrawy, piętrzące się przed nią na półmiskach. Może kiedyś zajadałaby się nimi, po kolei próbując wszystkich smaków, ale teraz? Po tym wszystkim? Jedzenie straciło smak, napoje straciły barwę, wszystko straciło kolory i zrobiło się zupełnie wyblakłe...
- Nie jestem głodna - mruknęła z niechęcią.
Jednak Krukon wciąż nalegał:
- Spróbuj chociaż ciasta - powiedział, nakładając jej kawałek czekoladowego przekładańca. - Zjedz żeby mieć siłę.
- Siłę - powtórzyła głucho dziewczyna. - Siłę na co?
- Siłę, żeby żyć.
- Nie chcę. Nie ma po co.
- Hermiono... - Rowens spojrzał jej w oczy. Miał niesamowicie ciepłe spojrzenie i piękne, piwne tęczówki. - Mimo tego, co cię spotkało i że ten dupek po raz kolejny zawiódł twoje zaufanie, musisz jeść. Dla przyjaciół, dla rodziny, dla mnie.
W jej oczach wezbrały łzy. Zamrugała parę razy i odezwała się cicho:
- Nie mów tak o nim.
- Proszę, nie broń go. Nie po tym wszystkim.
- Po czym?! - spytała napastliwym tonem, podrywając się z krzesła. - Co ty właściwie o nim wiesz? Nie znasz go! Wcale!
- Uspokój się i usiądź...
Usiadła z powrotem i wbiła wzrok w Chada.
- Nie znam go, może i masz rację. Ale widzę, co robi ze sobą, przy okazji niszcząc ciebie. Może robić ze sobą wszystko, szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. - chłopak wziął głęboki oddech i spojrzał gdzieś w bok. - Ale nie pozwolę mu więcej robić niczego z tobą. Nie będzie znowu ranił ani oszukiwał. Nie kiedy ja jestem przy tobie.
- Od kiedy jesteś przy mnie? Byłeś, kiedy knułeś jakieś intrygi z panną Jerkins?
- Robiłem to tylko po to, abyś otworzyła wreszcie oczy! Do jasnej cholery, on nigdy cię nie kochał i nie będzie kochać! Dla niego dziewczyny to tylko zabawki, nie rozumiesz? Nic dla niego nie znaczysz. Nikt nic dla niego nie znaczy.
Nastała chwila milczenia, a w tej chwili milczenia Rowens zaraz pożałował swoich słów.
- Wszystko zrozumiałam - powiedziała Hermiona, wstając. - Dziękuję za rozmowę, naprawdę... Teraz jest mi o wiele lepiej.
I odeszła. A on poczuł się jak ostatni palant...
************
Karkarow odprowadził trójkę reprezentantów Hogwartu wzrokiem, dopóki nie zniknęli z pola widzenia, korzystając ze świstoklika. Czuł się dziwnie dotknięty porwaniem Hermiony Granger, w końcu ponosił za nią odpowiedzialność. Jak teraz spojrzy Dumbledore'owi w oczy? Westchnął cicho i powrócił do swojego gabinetu. Wszystkie konkursy, które mają na celu łączyć szkoły - oddalają je coraz bardziej od siebie...
***********
Świstoklik, mimo całej swojej wspaniałej działalności, wysadził ich gdzieś nieopodal Hogsmeade, skąd odebrała ich McGonagall. Bez żadnych pytań czy oskarżeń rzuciła ukradkowe, pełne dziwnego smutku spojrzenie na Hermionę, a następnie w ciszy wyruszyła z trójką Hogwartczyków w stronę ich szkoły.
Hermiona patrzyła gdzieś w bok, idąc w stronę Hogwartu. Nie chciała o niczym myśleć, ale myśli same natrętnie do niej powracały razem z całym bagażem przykrych, dotkliwych wspomnień. Nie płakała. Dręczyło ją życie. Nie chciała napływających w jej stronę uczuć, odpychała je, ale one usilnie powracały. Czy można kochać człowieka, którego świadomą decyzją było oddanie osoby, do której się coś czuje a może nawet ją kocha, w ręce śmierciożerców? Czy można kochać człowieka, tak bliskiego a zarazem tak odległego? Tak zimnego, a jednocześnie tak ciepłego? Chłopaka, prawie już mężczyznę, o idealnym ciele, cudownych oczach i ustach, tak delikatnych, tak czułych, tak miękkich?
Gryfonka podniosła wzrok z ziemi, wypatrując bram Hogwartu. Już widziała delikatny, wyzierający zza mgły zarys zamku. Wtedy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się i napotkała spojrzenie Rowensa.
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam, zachowałam się głupio... - wyszeptała drżącym głosem. - Jestem słaba... Jestem beznadziejna...
Chad objął ją ramieniem.
- Przestań, to nieprawda. Jesteś silna. Jesteś wspaniała. I ktoś, kto na ciebie nie zasługuje nie będzie powodował pojawienia się tych słów w twoich... ustach...
Zatrzymali się, a jego wzrok powędrował w stronę jej różanych, aksamitnych ust. Ich serca zabiły szybciej, oddech przyspieszył. Krukon spojrzał jej w oczy, jakby pytając o pozwolenie, ale Hermiona nagle odsunęła się od niego i przyspieszyła kroku.
- Czekaj... Przepraszam... - dogonił ją paroma szybszymi krokami i ponownie objął ramieniem. - Przyjaciele? Na zawsze?
Pokiwała głową, patrząc się beznamiętnie przed siebie.
- Jesteś wspaniałym chłopakiem, ale... Nie dla mnie.
- Rozumiem. - starał się, aby to zabrzmiało obojętnie, ale dziewczyna wyczuła wszystkie emocje jakie skrywał w tym jednym słowie.
- Przepraszam - szepnęła. - Naprawdę, nie powinieneś sobie mną zaprzątać głowy. Ja... Jestem...
Ale Chad nie dowiedział się, jaka jest według samej siebie Hermiona, bo od strony zamku w ich stronę nadbiegły trzy postacie. Gryfonka zachwiała się i mocniej przywarła do chłopaka. Miała wrażenie, że świat ucieka jej spod stóp.
- Hermiono! Strasznie tęskniliśmy, nawet nie wiesz...
Wtedy świat zupełnie się rozmazał. Straciła przytomność.
************
Gryfonka obudziła się w Skrzydle Szpitalnym w środku nocy. Wielkie było jej zdumienie, gdy ujrzała siedzącą na łóżku przy niej Ginny, Harry'ego na krześle obok i Rona, stojącego koło niego.
- Boże... Co wy tu...
- Hermiono, obudziłaś się! - krzyknęła piskliwie rudowłosa i przydusiła ją, przytulając z całej siły. Puściła ją po chwili i powiedziała: - Gdy tylko powiedzieli mi, co się stało, oka nie mogłam zmrużyć... Cieszę się, że jesteś...
Hermiona nie zdążyła odetchnąć, bo później uściskał ją Harry i Ron, ten drugi może trochę bardziej... Delikatnie.
- Ale co wy tu robicie? - spojrzała na zegarek. - Przecież jest już piąta rano...
- Myślisz, że czas ma dla nas jakiekolwiek znaczenie? - przerwał jej Wybraniec. - Ważne, że jesteś i tym razem poradziłaś sobie bez naszej pomocy.
- Cóż, nie do końca...
Musiała im opowiedzieć, jak Rowens pomógł wydostać jej się z zatęchłego więzienia, a Lupin i reszta Zakonu Feniksa walczyła w tym czasie ze śmierciożercami. Ginny rozszerzyła szeroko oczy ze zdziwienia, a Harry poczuł lekki zawód i małe poczucie winy.
- Dumbledore zabronił nam się angażować. A tak...
- Daj spokój, Harry - przerwała mu Hermiona słabo. - Nieważne, kto mnie uratował, kto kogo powiadomił i jak do wszystkiego doszło. Liczy się to, że jestem znów tutaj, w Hogwarcie. Z wami. Bez niego...
Nastała niezręczna chwila milczenia, w której Ron zastanawiał się, co powiedzieć.
- Współpracował ze Śmierciożercami, teraz jestem tego pewna. - jej oczy wezbrały łzami, gdy ciągnęła dalej. - Nie mogę uwierzyć, że nawymyślał tyle kłamstw, tyle podłych... - przełknęła głośno łzy, nie potrafiąc wyrazić tego, co skrywało się głęboko w jej sercu. - I wiecie co? Nie potrafię się z niczego cieszyć. Teraz nic nie ma...
- Ma znaczenie, Hermiono! - Ron wszedł jej w pół słowa. - Póki są choć cztery osoby, które tęskniłyby za tobą, gdybyś odeszła, to znaczy, że wciąż jest po co i dla kogo żyć. I roztrząsanie przeszłości, wszystkiego, co przyczyniło się do twojego cierpienia na nic się nie zda.
Gryfonka zamilkła, zastanawiając się nad sensem jego słów. Powiedział mądrze i bardzo krótko. Była mu za to niezmiernie wdzięczna, ale wciąż nie potrafiła dobrać odpowiednich słów. Poczuła dziwne wzruszenie, a łzy znów napłynęły jej do oczu.
- Wiecie co, jestem... Zmęczona...
- Tak, nie będziemy ci przeszkadzać - Ginny uśmiechnęła się ciepło i ucałowała przyjaciółkę w policzek.
- Dobranoc - Ron popatrzył na nią z dziwnym smutkiem, ale szybko ukrył go pod krzywym uśmiechem.
- Ale jutro przyjdziemy - obiecał Harry, a następnie cała trójka wyszła, zostawiając Hermionę sam na sam ze swoim bólem.
************
Było grubo po 23.00, a Ron wciąż siedział w pokoju Wspólnym, tępo zapatrzony w splątane, tańczące płomienie ognia w kominku. Tak wyczekiwał powrotu Hermiony, aby wyznać jej wszystko, co tkwiło mu głęboko na dnie duszy... Ale teraz, kiedy wróciła w takim stanie i przeszła tak wiele podczas wyjazdu... On po prostu nie mógł wykrztusić z siebie tych słów. Nie mógł obarczyć jej delikatnego serca kolejnymi problemami. "Jestem jej przyjacielem." - pomyślał, patrząc w okno, na gwiazdy rozsypane na granatowym obrusie nieba. Czy warto narażać jej przyjaźń? Czy warto stracić jej zaufanie? Gdzieś z drugiej strony swojego serca usłyszał cichy protest. "Pocałowała cię przed wyjazdem. Krótko, ale ciepło. Czy pocałunek nic nie znaczył?" Ron pokręcił głową. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć...
- Ron?
Usłyszał kroki i spojrzał na schody. Ujrzał zaspaną Ginny, która przecierała oczy wierzchem dłoni.
- Nie śpisz?
- Nie...
Rudowłosa podeszła na palcach, usiadła obok i objęła brata ramieniem.
- Miałeś o niej nie myśleć. Wiesz, że dużo już za nią. Naprawdę wiele przeżyła.
- Pocałowała mnie przed wyjazdem do Durmstrangu. Pamiętasz?
- Lepiej jej tego nie wypominaj. - Ginny westchnęła ciężko i podrapała się po brodzie. - Nie chciałabym cię dołować, ale... Myślę, że to było na złość Malfoyowi...
Że też Ron na to nie wpadł. I, co dziwne, nie poruszyła go ta wiadomość.
- Zbyt dużo poświęciła dla niego. Siebie, swoje zdrowie, swoje szczęście.
Zamilkli oboje, wpatrując się w zupełnie inne strony Pokoju Wspólnego. W końcu dziewczyna odezwała się cicho:
- Ona go kocha, wiesz? Bardzo. To naprawdę jest prawdziwa miłość. Szkoda, że on tego nie potrafił odwzajemnić, to...
Ron walnął z całej siły pięścią w stół, przerywając tym samym siostrze.
-
Przysięgam... - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Przysięgam...
- spojrzał jeszcze raz przez okno, na ciemne, ponure niebo. -
Przysięgam, że jak on wróci... To mu nie daruję tego, jak zranił
Hermionę.
38. ABY ZROZUMIEĆ, ŻE POTRZEBUJE ROZMOWY.
Na hogwarckich błoniach było widać, że nadszedł grudzień. Maleńkie płatki śniegu zataczały w powietrzu pętelki i kończyły swój pokręcony lot na ziemi. Spod grubej warstwy śniegu wystawały krzaki i drzewa, jezioro pokryło się cienką warstewką lodu, ale dość grubą, by ptak przysiadł na niej bez obawy, że jakieś żarłoczne morskie stworzenie przebije lód i będzie gotowe zakończyć jego żywot. Powietrze było chłodne i czyste. Zwierzęta Zakazanego Lasu skryły się w samym sercu swojego królestwa, tam, gdzie najcieplej i gdzie promienie światła już nie dochodzą. Jedynymi stworzeniami jakie widywano na błoniach były ptaki, latające między wieżami zamku i wesoło świergolącymi o nadchodzących Świętach Bożego Narodzenia. Czasem jacyś uczniowie zapuścili się nad brzeg jeziora, aby odpocząć od nauki i nauczycieli, rozmawiając z innymi a reszta zaszywała się w ciepłych dormitoriach.
Ale nie Harry, Hermiona i Ron.
Gryfonka usadowiła się na ośnieżonym kamieniu i ze średnim zainteresowaniem słuchała wywodów Harry'ego na temat nadchodzącego meczu Quidditcha i o warunkach, jakie będą przeszkadzały w czasie lotu i o przeciwnikach. W tym roku byli to Krukoni. Hermiona była delikatnie rozdarta między przyjaciółmi z Gryffindoru a Chadem Rowensem, więc postanowiła nie opowiadać się po żadnej ze stron.
- Hermiono, znasz jakieś zaklęcie odganiające śnieg? - spytał z zapałem Ron, pocierając dłonie o siebie aby nieco je ogrzać.
- Chyba to nie będzie potrzebne, mecz dopiero po Nowym Roku. - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Trzeba się przygotować na najgorsze, wiesz.
I rozmawiali, a Hermionie udało się choć na chwilę nie przejmować tym, co przydarzyło się jej podczas konkursu w Durmstrangu.
************
- Albusie, jak mogłeś? - McGonagall pobladła i wyginała sobie palce, patrząc to w jedną to w drugą stronę. - Jak... Jak mogłeś go tu sprowadzić?
Dumbledore westchnął.
- Liczyłem się z małym sprzeciwem, Minerwo. - profesor wyprostował się w swoim fotelu i uśmiechnął się do McGonagall ciepło.
Profesor sprawiała wrażenie, jakby ten uśmiech chlasnął ją po twarzy. I taką też miała minę.
- To nie jest żaden sprzeciw, to jedynie ogromne zdziwienie! Po tym co panna Granger przez nie...
- Niestety muszę się z tym nie zgodzić, ponieważ nie znasz szczegółów, które dotyczą tej sprawy i niemal decydują o losie Dracona, moja droga.
- Ale... Ale... - McGonagall westchnęła. - Jak ona będzie się teraz uczyła ze Slytherinem w jednej klasie? Jak on jej spojrzy teraz w oczy? Nie chcesz kolejnych kłótni, prawda?
- O tak, w kłótni zawsze gdzieś zanika prawda. - Dumbledore podrapał się po siwych włosach. - Myślę, że powinni sobie co nieco wytłumaczyć.
- Póki co panicz Malfoy przebywa w...
- Ależ ja wiem, że leży w Skrzydle Szpitalnym. - profesor zapatrzył się w szafkę, w której skryta była jego myślodsiewnia. - I będzie tam leżał jeszcze dwa tygodnie. Panna Granger nienawidzi go za to, co zrobił. Ale myślę, że jeśli pozna przyczyny jego decyzji... - zamilkł, wstając z fotela. Podszedł do szafy powolnym, spokojnym krokiem. McGonagall wydawała się być lekko zniecierpliwiona. - Bo jak wiesz, Minerwo, miłość z nienawiścią to dwie strony tego samego przedmiotu. - otworzył szafkę, przyłożył różdżkę do skroni i 'wyciągnął' z niej białą, lśniącą nić wspomnień. - Wystarczy go przekręcić, a strony zamienią się miejscami. - jednym machnięciem czarodziejskiego patyka nić pofrunęła i wylądowała w kamiennej misie, odciążając Dumbledore'a od wielu myśli. - Dla Hermiony jest to maleńki krok, któremu musi podołać sama. O swoich siłach.
- Nie za wiele od niej oczekujesz? - McGonagall uniosła brew. - Dopiero co wróciła do Hogwartu, minęło zaledwie kilka dni. Jeśli...
Dumbledore uniósł dłoń, prosząc ją tym, aby umilkła.
- Czy mogłabyś przyprowadzić ją do mnie? Muszę z nią porozmawiać.
- Oczywiście...
McGonagall popatrzyła w milczeniu na profesora, po czym szybko wyszła z jego gabinetu.
************
I już nie było dawnej Hermiony. Jej nowa odsłona była wesoła, zapracowana nauką, a na jej twarzy odbijało się zmęczenie, z tą różnicą, że nie było spowodowane przez Malfoya a nawał zadawanych prac. Harry uśmiechał się na sam jej widok, Ron również i nawet nie wspomniał ani jednym słowem o Ślizgonie, co było dla niego naprawdę trudnym zadaniem. I choć wciąż przypominał sobie ich pocałunek przed jej wyjazdem do Durmstrangu, powoli jego zapał zanikał, bowiem wciąż miał w pamięci słowa Ginny: "Myślę, że to było na złość Malfoyowi..."
Czy wszystko, co do tej pory zrobiła Hermiona, było robione dla Malfoya? A jeśli ona wciąż coś do niego czuje? Przecież to niemożliwe, po prostu niemożliwe, że to wszystko co razem przeżyli było kłamstwem...
W takim razie po co Draco ją w sobie rozkochiwał? Nie prościej było zrobić to na początku roku, od razu zaprowadzić ją do śmierciożerców, a nie snuć plany i mówić czułe słówka, które w rzeczywistości były tylko ociekającymi słodyczą kłamstwami?
Ron zapatrzył się na Ginny i Hermionę, które odrabiały razem zadanie z wróżbiarstwa. Zamrugał oczami i odwrócił wzrok. Czegokolwiek nie zrobił Malfoy, zrobił to perfekcyjnie. Co takiego miał w sobie, że Hermiona tak mu uległa? Przecież znał ją, wiedział, że Gryfonka nie jest osobą, oceniającą po wyglądzie. A co on ma w sobie jeszcze dobrego oprócz wyglądu? "Parszywy gnojek. Pieprzony egoista.'' - pomyślał z goryczą Weasley i nagle zorientował się, że Harry stoi nad nim i coś do niego mówi.
- ...ale on mnie nie słuchał, rozumiesz?
- Co?
- Ty też mnie nie słuchasz? - warknął Harry, opadając na fotel obok przyjaciela. - Snape. Mówie o Snapie.
- A co ze Snapem?
- Dał mi szlaban! W każdą sobotę, do końca grudnia!
- Nie rozumiem o co się tak wściekasz, to w końcu Snape... - Ron wzruszył ramionami. - To tylko trzy szlabany.
- Ron, na miłość boską. A mecz Quidditcha? A treningi? Odebrał mi wszystko i to za coś, czego nie zrobiłem!
- A właściwie co się stało?
- Na korytarzu ktoś podłożył łajnobombę. - Harry skrzywił się. - Przechodziłem grzecznie korytarzem, kiedy z naprzeciwka wylazł Snape. I co? "Potter, wiedziałem, że to twoja sprawka." Nawet nie słuchał moich wyjaśnień.
- Przeniesiesz trening na piątki wieczorem. - rzekł Ron, nawet nie narzekając na Snape'a. Nie miał siły. - Idę się położyć. Branoc.
Harry, zły, że nie ma z kim powieszać psów na Snapie wstał i odszedł do dziewczyn, siedzących po drugiej stronie Pokoju Wspólnego. Ginny podniosła wzrok znad pergaminu i uśmiechnęła się lekko do Harry'ego. Zdziwiony przez chwilę zaniemówił, zapominając całkowicie o Snapie, o tym, że miał przełożyć treningi i że przysiadł się do nich jedynie po to, aby się wyżalić. Weasleyówna miała naprawdę piękny uśmiech. Delikatny i niewinny, przy czym niesamowicie kuszący tą niewinnością jak biały kwiat, który aż krzyczy, żeby go zerwać...
Otrząsnął się. Przecież oficjalnie jego dziewczyną jest Cho Chang, piękna Krukonka o której tak marzył, o którą walczył w piątej klasie. Piąta klasa? Przecież to rok temu, stare dzieje. Czyżby to uczucie powoli wygasało? A może tliło się delikatnie, nie wiedząc w stronę której dziewczyny pofrunąć?
- Harry? - Ginny uniosła brwi pytająco.
- Ja... jestem zmęczony. - Harry wstał i pospiesznie poszedł w stronę swojego dormitorium.
************
- Profesor Dumbledore? - Hermiona spodziewała się, że prędzej czy później profesor będzie chciał z nią porozmawiać, ale nie sądziła, że nadejdzie to... w tej chwili. - Chciał pan ze mną porozmawiać, tak?
Dumbledore popatrzył na nią spod okularów i westchnął słabo.
- Usiądź. - odezwał się w końcu, pokazując krzesło na wprost niego. - Usiądź, nie bój się.
Gryfonka niechętnie zajęła pokazane miejsce i wbiła wzrok w podłogę. Milczeli tak jakąś chwilę, w końcu Hermiona nie wytrzymała.
- Nie chcę rozmawiać o tym co było. Nie chcę! - nie patrzyła na profesora, mówiła cicho i spokojnie, ale Dumbledore wychwycił lekkie drżenie jej głosu.
- Tak, to smutne, co przeżyłaś.
- Nie jest mi smutno! - warknęła wbrew sobie i nagle zamilkła, gdy dotarło do niej, że odzywa się ostrym tonem do własnego dyrektora. Cóż, Harry wrzeszczał. Ale ona nie jest Harrym. Tylko poukładaną uczennicą.
- Ależ jest. - zaprzeczył profesor łagodnie. - Czujesz się bardzo dotknięta i nie rozumiesz postępowania Dracona, choć chciałabyś. Wszystko w tobie buzuje. Żal do niego, złość na mnie i na przyjaciół, którzy nie potrafią cię słuchać.
- Myśli pan, że wszystko wie? - krzyknęła, podrywając się z krzesła. Nieważne było, że krzyczy na samego dyrektora. W tej chwili chciała tylko stąd wyjść.
- Nie powiedziałbym, że wszystko, ale skłamałbym mówiąc, że nic nie wiem. - odparł, uśmiechając się lekko, jakby jej krzyki i złość nie miały żadnego znaczenia. - Usiądź mam ci jeszcze parę rzeczy do powiedzenia.
- Ale ja nie chcę rozmawiać! - warknęła i skierowała się w stronę drzwi. Chwytając za klamkę powiedziała jeszcze cicho: - Przepraszam... - następnie wyszła z gabinetu dyrektora.
Profesor patrzył chwilę na drzwi, które zamknęły się za dziewczyną, po czym wyjął z miski musa świstusa i zjadł cukierek.
- Albusie... To takie trudne zaczarować drzwi? - Fineas Nigellus oparł się o ramę swojego obrazu i spojrzał na Dumbledore'a z rozdrażnieniem. - Z Harrym wiecznie to robiłeś. Jej też przydałaby się lekcja pokory. - skrzywił się. - Rozwydrzone dzieciaki.
Dumbledore spojrzał w okno.
- Ale Hermiona to dziewczyna. Nie musi siedzieć w zamknięciu, aby zrozumieć, że potrzebuje rozmowy - wytłumaczył.
Fineas nie zrozumiał. Podrapał się po głowie.
-
Jak chcesz. - mruknął, po czym udał się do innego swojego obrazu,
zostawiając namalowany pokój całkowicie pusty.
39.
WYPADEK I ZNAJOMY W SKRZYDLE
Hermiona szła szybkim krokiem wśród zimnych korytarzy Hogwartu. Czując wzbierające w swoich oczach łzy skręciła za róg i ruszyła w górę schodów, kierując się do Wieży Gryffindoru. Ogarnęła ją złość. Złość na Dumbledore'a. Nie przeczy przecież, że nie jest mądry, ale mógłby przestać traktować wszystkich tak jakby... Chciał im uświadomić, że wie o nich wszystko. "Nie jestem książką, którą da się otworzyć i wyczytać wybrane fragmenty, a po ich przeczytaniu nabazgrać coś na okładce i tak zbezczeszczoną wyrzucić..." - pomyślała, sięgając dłońmi do oczu. Otarła mokre kąciki i przyspieszyła kroku. Jakim prawem wezwał ją do siebie? Jakim prawem chciał rozmawiać o tym co było, o tym, co było dla niej tak ciężkie?
Wchodząc do Pokoju Wspólnego odetchnęła z ulgą. W pomieszczeniu nikogo nie było. Szybkim krokiem przemierzyła drogę do schodów i znikła za drzwiami dormitorium dziewcząt. Tam dziewczyny już pogrążyły się we śnie, jedynie łóżko Ginny było puste. Gryfonka usłyszała szum wody. "Bierze prysznic" - pomyślała. Szybko zatem przebrała się w piżamę i niewiele myśląc wskoczyła do łóżka. Nie było mowy o kąpieli ani o czytaniu. Nie chciała także, aby rudowłosa wypytywała ją o rozmowę z dyrektorem, więc zamknęła oczy, próbując zasnąć. Minęło kilka minut, gdy Hermiona osunęła się w sen.
************
Rano poczłapała na lekcje razem z Ginny, Harrym i Ronem. Chłopcy rozprawiali o Quidditchu i o Snapie, który niesłusznie dał Harry'emu szlaban, a Ginny obserwowała Hermionę z dziwnym niepokojem. Coś było nie tak w jej oczach. Były lekko zamglone, nieobecne, jakby lada chwila miały zajść się łzami i zupełnie zatonąć wśród słonej wody.
- Coś nie tak? - spytała tak cicho, że nawet Hermiona ledwie ją usłyszała.
- Aj... - Dziewczyna westchnęła. - Chyba za wcześnie na tę rozmowę.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać, to...
- Nie, nie rozmowę z tobą - przerwała jej, a przez jej twarz przeleciał lekki przebłysk uśmiechu. Ale nie uśmiechnęła się. - Na rozmowę z Dumbledorem.
- Ach. No tak. - Ginny zaczerwieniła się lekko. - To... Pytał o coś, czy... Czy... Co?
- Chciał mi wmówić parę rzeczy. - odparła wymijająco Hermiona. "Wmówić parę rzeczy?!" To marne skrócenie tego, co mówił Dumbledore i marna wymówka na jej krzyki i wyjście z gabinetu jakby nic.
- Och.
Resztę drogi odbyły w milczeniu. Hermiona nie chciała rozmawiać o tym wydarzeniu, a rudowłosa nie chciała drążyć tego tematu.
************
- Eliksir zdrowotny. - jadowity głos Snape'a rozchodził się po całej klasie, niemalże z sykiem odbijając się od szklanych fiolek. - Macie na to... - zamilkł, jakby się zastanawiał ile dać czasu uczniom. - piętnaście minut.
W klasie zabrzmiały jęki i pomruki oburzenia.
- Cisza - wycedził. Nie musiał podnosić głosu, aby uczniowie zamilkli. Czuli przed nim respekt, co niezmiernie go cieszyło nie wiedząc czemu. - Jeśli zapamiętaliście choć 90% z lekcji, nie powinniście mieć z eliksirem problemu. Instrukcje... - machnął różdżką niedbale. - na tablicy. Zaczynajcie!
Hermiona z irytacją sięgnęła do oślizgłych składników i zaczęła mieszać miksturę w kociołku. Całość zabarwiła się na pomarańczowo. Zerknęła na tablicę, czy aby nie pomyliła się w ilości ziela, ale barwa wywaru zgadzała się z opisem na tablicy. Sięgnęła po korzonki, gdy usłyszała rozpaczliwy szept Rona:
- Pomóż!
Zerknęła przez ramię do kociołka przyjaciela. Jego eliksir był niebezpiecznie niebieski. Odblaskowo niebieski.
- Co ty, mandragorę tam wrzuciłeś?
- Sam nie wiem... - wzruszył ramionami. To ją zirytowało.
- Jeśli masz taki olewczy stosunek do eliksirów, to nie dziw się, że ci...
- Czekaj, czekaj, po prostu nie wiem. Pomóż. - chłopak popatrzył na nią błagalnie.
Hermiona roześmiała się, patrząc na tę komiczną maskę.
- Cisza - syknął Snape, nie odrywając wzroku od jakichś pergaminów, w których bazgrał przy swoim biurku.
- Dobra - zgodziła się w końcu Hermiona szeptem. - Dodaj tego... - wrzuciła jakieś małe gałązki do eliksiru. Wrócił odpowiedni kolor. - I przydałoby się trochę tego... - sięgnęła po korzonki i również wrzuciła. Kociołek niebezpiecznie zachybotał i nagle znieruchomiał.
- Jesteś pewna, że...
- Oczywiście - fuknęła.
I wtedy strumień pomarańczowego wywaru wybuchł prosto na Hermionę. Pisnęła głośno, a Ron zaklął. Maź wypaliła dziewczynie kawałki rękawów i poparzyła dłonie. Gryfonka już wyjęła różdżkę, aby wyleczyć oparzenia, gdy podszedł do nich Snape.
- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze, jeżeli słuchaliście. Co ja mówiłem o gałązkach drzew krwistych? - warknął. - Granger, rusz się, idź do Skrzydła Szpitalnego, bo wykonany przez was eliksir zdrowotny raczej tych poparzeń nie wyleczy. I nie cuduj po drodze z zaklęciami, bo coś sobie uszkodzisz. - kazał. - Chociaż w twoim przypadku, co to za różnica... - dodał pogardliwie, obrócił się na pięcie i wrócił do swojego biurka, jakby nic.
Posłała mu wściekłe spojrzenie i czując, jak pieką ją ręce i ogromne gorąco rozpływa się w jej żyłach, wybiegła z klasy.
Dobiegła do Skrzydła Szpitalnego ze łzami w oczach. Upokorzył ją. Czemu po prostu nie mógł choć udać, że się tym przejął? Nigdy nie przepadała za Snapem, ale... nauczyciel nie ma prawa tak traktować swoich uczniów! "Najlepszych uczniów" - dodała w myślach ze skrzywieniem.
Pchnęła drzwi zdecydowanym ruchem i wparowała do Skrzydła.
Zamarła w połowie drzwi. Na jednym w łóżek w drugiej części skrzydeł leżał Malfoy.
Spał, sądząc po zamkniętych oczach, lekko uchylonych ustach i boku, poruszającym się w takt miarowych oddechów.
"Co on tu robi?" - pomyślała, czując, że drętwieje i nie może poruszyć się z miejsca. Próbowała poruszyć palcami, jednak nie mogła. Skrzywiła się i utkwiła wzrok w śpiącym Ślizgonie. "Jak... Jak on tu się znalazł?" W końcu przełamała się, zamknęła drzwi za sobą i podeszła parę kroków w stronę łóżka Malfoya. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na jego twarz. Tak dawno nie widziała go tak spokojnego, wypoczętego. Nie wiedzieć czemu, ale obecność chłopaka ukoiła jej poszarpane nerwy.. Tak słodko spał. Wydawał się taki... Taki bezbronny.
- Potrzebujesz czegoś?
Zza rogu wyszła pani Pomfrey, co oderwało Hermionę od bezmyślnego wpatrywania się w Draco.
- Tak... Na eliksirach...
- Och. - pielęgniarka spojrzała na jej poszarpane szaty i poparzone ręce. - Przykro mi, ale będziesz musiała zostać.
- To tylko poparzenia - zaprotestowała zdziwiona Gryfonka.
- W mugolskim świecie takich poparzeń nie doświadczysz. Następnym razem uważaj na krwiste gałązki... Usiądź. - p. Pomfrey zajęła miejsce koło niej i obejrzała jej rękę, delikatnie obracając jej dłoń w swoim drobnych palcach. - Zdejmij szatę i połóż się tutaj. - było to na szczęście łóżko za parawanem, z dala od Malfoya. - Szata będzie gotowa za jakąś godzinę, muszę ją namoczyć w paru płynach, dopiero później zaszyć zaklęciem. Połóż się i odpocznij, zaraz do ciebie wrócę.
Dziewczyna westchnęła, odprowadzając wzrokiem pielęgniarkę. W końcu, chcąc nie chcąc położyła się na łóżku z parawanem, oddzielającym ją od pomieszczenia. Z irytacją stwierdziła, że przez przerwę między tą zasłoną a ścianą ma doskonały widok na śpiącego Dracona. Odwróciła się, aby nie kusić losu i czekała na powrót Pomfrey, rozmyślając o wszystkim, co kiedyś łączyło ją z chłopakiem, leżącym zaledwie parę łóżek od niej.
Po paru minutach pielęgniarka wróciła z jakąś miseczką zielonkawej mazi. Usiadła przy Hermionie i rzekła uspokajająco:
- To ci pomoże, naprawdę. Nie bój się.
Po chwili Gryfonka poczuła zimną maź na swoich dłoniach i wzdrygnęła się z obrzydzenia. Była zimna, lepka i odrażająco cuchnęła.
- No. Poleż, poczekaj aż wsiąknie, a ja pójdę naprawiać twoją szatę - i znów Pomfrey odeszła, zostawiając Hermionę sam na sam z dziwną rozterką - wstać i patrzeć na śpiącego Malfoya czy przespać się tę godzinę?
W końcu nie wytrzymała i wstała cicho, podchodząc do parawanu. Wyjrzała zza niego niepewnie. Blondyn wciąż spał. Westchnęła i wpatrzyła się tępo w okno. Zupełnie straciła rachubę czasu, zastanawiając się, jaki trwa teraz przedmiot, czy Ronowi bardzo dostało się od Snape'a na eliksirach, czy Chad przejmuje się meczem i czy ten piekielny Malfoy wreszcie się obudzi.
Minęło może parę minut, może paręnaście, gdy usłyszała głuche skrzypnięcie łóżka i szybko schowała się za parawanem. Skrzywiła się, bo poczuła, że jej serce zabiło szybciej niż powinno na tę wiadomość - obudził się. Na pewno. Wyobraziła sobie, jak osłania się od rażących go promieni słońca, jak przeciąga się po długim śnie. Skrzywiła się jeszcze bardziej. Czy po tym, co przez niego przeżyła, powinna zastanawiać się czy się przeciąga?! Coś było chyba nie tak z jej głową...
Odczekała parę minut, a może więcej i ponownie wyjrzała zza parawanu. Zbyt przeraziła się, że ją zobaczy, więc znowu się schowała. "Co za kretyńskie podchody" - prychnęła w myślach i teraz, odważnie zerknęła na niego. Stanęła jak wryta w ziemię, zapominając, że chłopak może ją zobaczyć.
Malfoy ocierał łzy.
Tak, łzy spływające po jego bladej, przystojnej twarzy łzy.
Widok był tak szokujący, że Hermiona przez chwilę przestała oddychać. Już dawno zapomniała o tym, że Draco też posiada uczucia. Zapomniała, że to właśnie ona pomogła mu przebić się przez jego gruby obronny mur...
I
wtedy ich spojrzenia się spotkały.
40. "JA TO
NAZYWAM MIŁOŚCIĄ. EGOIZM PODWÓJNIE."
Przez twarz Malfoya przemknął cień, ledwie zauważalny. Nawet nie otarł łez, one same zniknęły, zupełnie jakby potraktował je jakimś zaklęciem wysuszającym. A oczy? Te smutne, puste oczy? Teraz zobaczyła tam jakiś mały, kpiący błysk. O tak, tę maskę już znała. I za nic nie mogła zrozumieć, czemu w jednej chwili ze smutnego wrażliwca przemienił się w pustego, drwiącego ze wszystkiego arystokratę.
- I znów się spotykamy - powiedział, patrząc w okno.
- Taa... - Gryfonka w jednej chwili pożałowała swojej ciekawości. Mogła nadal spokojnie leżeć za tym parawanem, przejmując się jedynie poparzeniami na swojej skórze. A teraz? Miała na głowie Malfoya.
Nadal na nią nie patrząc, Draco prychnął:
- Pozdrowienia od McCalleya.
Hermiona zmrużyła oczy i wpiła wzrok w chłopaka.
- Jak mogłeś?
- Życie jest pełne niespodzianek - blondyn wzruszył ramionami. - A to po prostu MUSIAŁO się stać...
- Co masz na myśli?
- Przez co? - wreszcie na nią spojrzał. A to spojrzenie, już bez śladu kpiny, przeszyło ją na wskroś niczym jakieś zaklęcie zamrażające. Poczuła jak w sercu robi jej się nieprzyjemnie zimno. Odwróciła wzrok, nie mogąc wytrzymać tego dziwnego uczucia.
- Przez "MUSIAŁO SIĘ STAĆ" - powiedziała w końcu, nadal nie mogąc się otrząsnąć od przenikającego ją chłodu.
- Ach. To.
Hermiona założyła ręce na piersi i spojrzała w okno.
- Nie oczekuję, że coś mi powiesz. Zresztą - dodała - nie potrzebuję od ciebie żadnych wyjaśnień.
- ...bo sądzisz, że wszystko wiesz, hm?
Odwróciła wzrok od okna i spojrzała na twarz Draco. Doskonale wiedział. Wiedział o rozmowie z Dumbledorem, ale wiedział też, że nie wysłuchała tego, co miał do powiedzenia.
- Rozmawiałeś z Dumbledorem? - spytała. Ale to nie brzmiało jak pytanie. Raczej jak oskarżenie.
Ślizgon kiwnął głową z niechęcią.
- Nie cierpię z nim rozmawiać.
- To nie zdziw się, ja też.
- I niczego się nie dowiedziałaś, prawda? - uśmiechnął się krzywo. - Cała Hermiona. Najmądrzejsza na świecie obrończyni skrzatów domowych.
- Skąd ty...
- Daj spokój. Stare dzieje. Czwarta klasa. - machnął ręką od niechcenia. - A w Hogwarcie ściany mają uszy, jeśli jeszcze nie wiesz.
- Dziękuję, że mnie oświeciłeś - warknęła, znów wbijając wzrok w okno.
- Oj, skarbie... - Malfoy usiadł na łóżku, a na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech. - nie obrażaj się.
- Nigdy nie mów do mnie skarbie - syknęła Hermiona, znikając za parawanem.
- Nie mów, że tego nie chcesz! - krzyknął za nią Draco.
- Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcę! - odwarknęła. - Za to, co przez ciebie przeżyłam! I za łzy, które przez ciebie wylałam! I wiesz co? - wzięła głęboki oddech i znów wyjrzała zza parawanu. - Mam gdzieś tamte chwile. To co było już nie wróci! - i znów zniknęła za zasłoną.
- Cóż, jeśli tak to stawiasz, nie mam wyboru, będę musiał rozkochać cię siłą...
- I wiesz, że... - zamilkła. - Zaraz. Co?
- Kocham cię. - dziewczyna prychnęła, a on kontynuował spokojnie. - Wciąż. Niezmiennie. Zawsze i wszędzie. I nie interesuje mnie to, co z tym zrobisz. - dodał po chwili. - Ja mogę darzyć tym kogo zechcę.
- Jak zwykle egoistyczny, nie liczy się ze zdaniem innych. - wyjrzała ponownie zza parawanu, mierząc Malfoya wściekłym spojrzeniem.
- Nazwij to jak chcesz. Ja to nazywam miłością. Egoizm podwójnie.
- Gadasz od rzeczy. Nie wiesz nic o...
- Ooo, pan Malfoy się wreszcie obudził?
Ich przemiłą rozmowę przerwała Pomfrey, wchodząc do pomieszczenia z zaszytą już szatą Hermiony.
- Zaszyłam ci...
- Dziękuję - dziewczyna odebrała ją i narzuciła na siebie. - To ja już pójdę. - i nie zaszczycając Malfoya żadnym spojrzeniem, wyszła ze Skrzydła.
Wparowała na transmutację mocno spóźniona, ale McGonagall jedynie kiwnęła głową. Prawdopodobnie Snape powiadomił ją już o tym, co zaszło na eliksirach.
Zajęła szybko wolne miejsce koło Rona, bo, co nieco dziwne, Harry'ego nie było.
- Gdzie on jest? - szepnęła, wypakowując książki z torby.
- Coś z Quidditchem. Jakiś trening chyba.
- Więc... Co tu jeszcze robisz?
Ron dziwnie się zasępił, zaciskając usta.
- Ron? Coś... nie tak?
- Zostałem wyrzucony z drużyny - odrzekł w końcu, notując piórem jakieś notatki. Hermiona patrzyła na to z lekkim zdziwieniem. No bo Ron i notatki?
- Ale... Dlaczego, tak właściwie?
- To nie jest wina Harry'ego - westchnął Rudzielec. - Na poprzednim treningu nie mogłem niczego obronić i tak, prawdę mówiąc, delikatnie pokłóciłem się z chłopakami. Więc... Odszedłem.
- Och, Ron... - Gryfonka popatrzyła na niego uważnie. - Może porozmawiaj z Harrym? Jako kapitan drużyny...
- Rozmawiałem - przerwał jej chłopak. - Ale to nie jego wina. Ja im po prostu wszystko psuję. Każde zagranie, każde podanie, każdy najdrobniejszy ruch. - przyciskał pióro tak mocno, że zrobił małe rozdarcie w pergaminie. Zirytowany zamazał całe miejsce i zrobił dziurę w notatkach. - Sobie też wszystko psuję - rzucił ze złością, wyciągając z torby następny kawałek pergaminu.
- Daj spokój. - Hermiona wyciągnęła różdżkę i mruknęła jakieś zaklęcie, a rozdarcie i plama atramentu zniknęły za jednym zamachem. - Niczego nie psujesz. - położyła dłoń na jego ramieniu, ale nie delikatnie tylko zdecydowanie aby wiedział, że jest to jedynie przyjacielski gest a nie zapowiedź czegoś więcej. - Może miałeś zły dzień?
- W takim razie ciągle mam złe dni. Cały rok jest zły. Wspaniale, co?
- Ron, przestań - odezwała się karcąco dziewczyna. - Jesteś bardzo dobry w Quidditchu, ale brak ci wiary w siebie. Wystarczy, że pomyślisz 'dam radę', a wszystko się ułoży...
- Nie, Hermiono. - pokręcił głową, dalej pisząc coś na pergaminie. - Nic mi nie wychodzi. Jestem jedynie głupim przyjacielem sławnego Harry'ego Pottera.
- Hej, Ron, do cholery!
Ale Gryfon dalej uparcie notował, nie patrząc na Hermionę. Zacisnął usta z całej siły, jakby przed czymś się powstrzymywał.
- Czemu nie możesz wybaczyć mu, że jest taki sławny? Myślisz, że on się o to prosił? To jego wina, że Voldemort - tu Ron wzdrygnął się, ale nadal nie odwrócił wzroku od pergaminu. - zabił mu rodziców, pozostawiając jedynie jego przy życiu?! - przerwała na chwilę i dodała nieco spokojniejszym tonem: - Jak myślisz, czy łatwo mu z tym żyć? Z durnym wujostwem, które traktuje go jak ostatniego...
- Dobrze, zrozumiałem.
- Świetnie - warknęła, odwracając się do swoich notatek. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie uważała na lekcji. I czuła się z tym świetnie.
Po transmutacji Hermiona opuściła salę szybkim krokiem, rozdarta pomiędzy dziwnymi uczuciami. Skończyło się na tym, że zwolniła, aby Ron mógł w każdej chwili ją dogonić, ale szła na tyle szybko, żeby wiedział, że nie czeka na niego. Jednak nie podbiegł.
Czy Ron jest zazdrosny o Harry'ego? Na to by wyglądało. Gryfonka zmarszczyła brwi, wchodząc po schodach na zaklęcia z Flitwickiem. Jaki znów wynalazł powód do zazdrości? Że Harry jest dobry w Quidditchu? Ale o tym wiedział przecież od sześciu lat, więc z jakiej racji nagle tak wybuchło to w szóstej? Nic nie miało sensu. Prawdopodobnie ukrył przed nią część prawdy.
Otworzyła drzwi i zajęła pierwsze lepsze miejsce. Sala była jeszcze pusta, a Flitwick siedział przy swoim biurku i drapiąc się po brodzie, czytał jakąś grubą, w twardej oprawie książkę. Podniósł na chwilę głowę, i powiedział:
- Dzień dobry, Hermiono.
- Dzień dobry.
A później powrócił do lektury.
Hermiona podparła się na łokciach i wpatrzyła się w rysy na końcu ławki, ciesząc się, że nie musi znosić wzroku Flitwicka, który wręcz krzyczał 'co robią ludzie na przerwach w KLASIE?' jak zwykle to bywało, gdy skłócona z albo Ronem albo Harrym lub obojgiem naraz, przesiadywała tu przerwę. W końcu westchnęła i wyjęła książki, a różdżkę położyła przed sobą.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia weszło parę Krukonów, jednak nie było wśród nich Chada. Tak, rzadko mieli lekcje z Ravenclawem, ale był to właśnie ten dzień. Gryfonka aż wyskakiwała z siebie, nie mogąc doczekać się aż przyjdzie Rowens, że będzie mogła spojrzeć na niego i odnaleźć spokój w jego brązowych oczach.
Wszedł wreszcie. Odrzucił grzywkę z oczu na bok niedbale i zajął wolne miejsce koło Hermiony, nawet się nie pytając. Z tyłu jakiś Krukon zagwizdał przeciągle, na co Flitwick oczywiście nie zwrócił uwagi, a Rowens pokazał za plecami niezwykle kulturalny i miły gest w stronę tego chłopaka.
- Stało się coś? Nie siedzisz z Ronem.
Zawsze wszystko wiedział. Często było to pomocne, ale teraz Hermiona poczuła się dziwnie speszona.
- Nie, to tylko tak...
- Jasne. - Chad oparł się na łokciu i uśmiechnął się do niej łagodnie. - Wiesz, że mi możesz zaufać tak? I, że to, co się stało, tylko umocniło naszą przyjaźń?
- Już dawno ci wybaczyłam. - westchnęła. - To miało na celu otworzyć mi oczy, a ja jak głupia dalej mu ufałam. Teraz widzę, że nie było warto. - przerwała na chwilę. - Ale w ogóle nie o tym chciałam mówić.
- Więęc?
- Ron coś dziwnie się zachowuje. Odszedł z drużyny Gryffindoru.
- Ta, to dziwne - odparł Rowens. - On zawsze lubił Quidditch i zazdrościł Harry'emu, czy nie?
- Po prostu brak mu pewności siebie. Wszystko będzie dobrze. Ale też nie o to chodzi.
- No więc?
- On po prostu... Zdaje się, że coś przede mną ukrywa. Jakby chciał powiedzieć coś, co mi się by nie spodobało. I boi się tego. - i wtedy pojęła. - Czy on...?
- Najwyraźniej. - Chad wzruszył ramionami. - Jeśli nie czujesz tego samego, po prostu powiedz. Przyjaciel zrozumie. - zrobił krótką przerwę. - Wiem coś o tym...
- Ale przecież on powinien wiedzieć! To, że go pocałowałam, to było jedynie głupie i nieprzemyślane spontaniczne działanie, mające na celu wkurzyć Malfoya! - jęknęła.
- Teraz widzisz skutki tego, że było nieprzemyślane.
- Co mam zrobić?
- No cóż... - Rowens wziął głęboki oddech. - Powinnaś powiedzieć, że go nie kochasz, bo twoje serce na razie nie należy do nikogo. Dlatego, że jest zbyt popękane, aby ktokolwiek utrzymał je w bezpiecznym stanie. Najwyżej obrazi się lub zasmuci, w zależności jaki ma charakter. A ty albo stracisz przyjaciela, albo załamiesz się, bo znów przestanie się do ciebie odzywać, zawstydzony, że znasz jego plany i wtedy wrócimy do punktu rozmowy, w której nie wiesz, co masz zrobić, a ja ci podaję dwie opcje - albo nic nie mówisz i czekasz, aż on coś postanowi, albo idziesz i pytasz go wprost.
- Dziękuję. - Hermiona dźgnęła go piórem. - Naprawdę niezwykle podniosłeś mnie na duchu.
************
Malfoy siedział skulony na łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Obserwował ze średnim zainteresowaniem granatowe niebo upstrzone gwiazdami oraz półksiężyc, ledwie widoczny zza grubej warstwy chmur i zastanawiał się, czemu wciąż rani Hermionę, czemu nie może przestać i wyznać jej tego, co naprawdę czuje? Zawsze słowa przychodziły mu z trudem. Tak bał się reakcji ojca...
`- Nie cieszysz się? Walczyć w szeregach, służących Czarnemu Panu? Wiesz, ile ludzi dałoby walnąć się Imperiusem, żeby otrzymać taki zaszczyt?
Chłopak mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.
- Jesteś jeszcze niedorosły, Draco - dodała spokojnie Narcyza i uniosła dłoń, żeby pogłaskać syna po jasnych włosach. Zawahała się i sięgnęła ręką do włosów, aby ukryć ten tak matczyny i mugolski gest z którego Lucjusz na pewno nie byłby dumny.
- Może ojciec... Może on...
- Tak trudno ci to powiedzieć? - kobieta zmarszczyła brwi i wykrzywiła twarz z irytacją. - Czemu nie możesz po prostu pójść do niego i podziękować?
- Nie mam za co mu dziękować. Nie chcę z nim rozmawiać - Draco wstał i zamaszystym krokiem opuścił pokój, słysząc ciche szlochy matki za sobą.`
A gdyby po prostu uparł się, że nie chce? Mógłby opuścić dom, zamieszkać u jakiegoś kuzyna, ukryć się. I sprzeciwić woli ojca... "Zamieszkałbym nawet w tej ruderze Weasleyów" - pomyślał, wpatrując się beznamiętnie przed siebie. A teraz? Ponosi konsekwencje za czyny, których dokonał, będąc do tego zmuszonym. Przecież Hermiona nigdy nie wybaczy mu porwania i męczarni w lochach domu Śmierciożerców! Dlaczego nie wysłuchała Dumbledore'a? Wszystko stałoby się jasne i wróciłaby do niego, w jego ramiona. A on znów poczułby zapach jej delikatnej skóry, miękkość włosów, zobaczyłby głębię jej orzechowych oczu...
Sięgnął po lusterko, leżące na szafce nocnej i spojrzał na siebie z obrzydzeniem. Jego oczy były po prostu puste. Zawsze te same. A on sam? Zasłaniał się idiotyczną maską ironii i kpiny. Która raz pękła, ale złożyła się z nadzwyczajną szybkością z powrotem.
Odłożył lusterko i położył się na plecach, wbijając wzrok w jakiś martwy punkt na suficie. Teraz było mu wszystko jedno.
Hermiona
po prostu musi poznać prawdę.
41. POWRÓT DAWNEJ
HERMIONY I BUTY MALFOYA
Hermiona, rozcierając jeszcze oczy po nie do końca przespanej nocy, szła parę metrów za Harrym i Ronem, razem z Ginny na śniadanie. Rozmyślała. O wszystkim i niczym. O Chadzie, który ostatnio zachowywał się jakoś inaczej, zupełnie w inny sposób prowadząc rozmowę niż zwykle. Nie mogła zapomnieć, jak seksownie odrzucił grzywkę, wchodząc wczoraj do sali zaklęć.
Te rozmyślania były co najmniej dziwne. I Hermiona o tym wiedziała. Ale po prostu nie mogła przestać i odegnać natrętnych myśli. Głowa pękała jej od tego wszystkiego - bo przecież nie można kochać tylu osób naraz, i to wszystkich niezwykle... No cóż, w ten specjalny sposób. Ron? Przyjaciel. Harry? Przyjaciel. Malfoy? Nawet nie chciała o nim myśleć. No a Rowens?
Ron, niby od niechcenia odezwał się nagle:
- Słyszałem, że Malfoy dziś wychodzi ze Skrzydła.
Ginny posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Tak? - Hermiona wbiła wzrok w podłogę, starając się wytrzymać baczne spojrzenia trójki przyjaciół. Dobrze, że oderwał ją od tych rozmyślań, ale teraz czuła się dziwnie rozproszona. - To niezmiernie ciekawe.
- Dla Hermiony już nie - wycedziła Ginny, patrząc na brata z przymrużonymi oczami. - I naprawdę, nie musimy rozmawiać o Malfoyu w tak piękny dzień jakim jest piątek...
- Chciałem tylko...
- Proszę, proszę - rozległ się kpiący głos. - Grzmotter, Wieprzlej i Grangerówna. A, i Wiewióra.
Cała czwórka Gryfonów obróciła się w stronę dochodzącego głosu i ujrzała Malfoya, na którym z jednej strony zawiesiła się Pansy Parkinson, a z drugiej jakaś niska, zgrabna szatynka. Malfoy uśmiechał się krzywo, wbijając stalowe oczy w Hermionę.
Ginny syknęła głośno, pociągając za ramię Hermionę.
- Chodźmy, ta rozmowa jest poniżej naszego poziomu...
- Mała! Nie podskakuj, bo mojego poziomu i tak nie dosięgniesz, jasne? - Draco postąpił krok w przód.
- Racja, tak nisko jak ty już nikt nie upadnie - odwarknęła Ruda, odwracając i kierując się razem z Hermioną do Wielkiej Sali.
- Ale ostra! Taka mała, a taka ognista. - Ślizgon zagwizdał. - Weasley, mówiłem ci kiedyś, że gdybyś nie była plugawym zdrajcą czystej krwi, to może bym się z tobą umówił?
Pansy i szatynka zachichotały paskudnie.
- Zabiję, zabiję... - wydyszał Ron, ale Harry w porę go przytrzymał, szepcząc:
- Nie warto.
- Co jest oczywiście niemożliwe, kotku, bo krwi nie wyczyścisz żadnym zaklęciem - parsknęła głośno Parkinson, wykrzywiając swoją i tak wykrzywioną twarz.
- Cholera, Malfoy, jeśli nadal nie pojąłeś, że w życiu nie jest najważniejsza krew i forsa, to przykro mi, ale twoje życie zawsze będzie tylko nudną...
- Dobra, Wiewióreczko, nie bulwersuj się tak. Żartowałem z tą randką. Nigdy bym...
- Ty nie znasz się na żartach, Malfoy - odezwała się nagle Hermiona, nawet na niego nie patrząc.
- O, Granger, przypomniałaś sobie jak się mówi? - zakpił Draco. - Dobra, moje drogie, idziemy. - i obejmując obie Ślizgonki w pasie, podążył do Wielkiej Sali.
Ron z Harrym odprowadził ich wściekłym spojrzeniem.
- Przysięgam, że następnym razem nawet Harry mnie nie powstrzyma - powiedział Rudzielec, oddychając ciężko.
- Spokojnie, Ron. - powiedziała cicho Hermiona, puszczając ramię Ginny. - Naprawdę nie ma o co...
Otworzyli drzwi i weszli na śniadanie za Ślizgonami. Malfoy co jakiś czas odwracał się i zerkał na Hermionę, oczywiście nie dając po sobie tego poznać. Ginny prychnęła wściekle i zaciągnęła Hermionę na takie miejsce, gdzie siedzieli do stołu Slytherinu tyłem.
- Dzięki - odezwała się Hermiona słabo, nakładając na talerz trochę jajek z bekonem. - Naprawdę go nie rozumiem...
- Bo nie ma czego rozumieć - odparła Ruda. - To po prostu popieprzony gnojek, egoista, frajer...
- Dobra, Ginny - odezwał się Harry, chwytając ją delikatnie za ramię. - Nie ma o czym mówić. - i wskazał głową na Hermionę znacząco. Jej oczy były dziwnie nieobecne.
- Przepraszam... - bąknęła Ginny, nakładając sobie tosty. - Ja po prostu mogłabym o nim puścić całą wiązankę najbardziej wyszukanych epitetów na ziemi...
I wtedy Hermiona zaśmiała się. Tak, jak dawno się nie śmiała.
A wraz z nią przyjaciele.
A ona poczuła. Poczuła się... jakby wróciła.
************
- Idźcie, ja chciałam zajrzeć jeszcze do biblioteki... - Gryfonka uśmiechnęła się do przyjaciół i już odwróciła się na pięcie, by odejść, gdy Ginny przytrzymała ją za ramię.
- Nie idziesz do Malfoya. - spojrzała jej w oczy. - Nie idziesz. - zrobiła krótką przerwę i spojrzała na nią z uwagą. - Rozumiemy się? A jeśli się spóźnisz... Ja... Po prostu nie uwierzę. Nie uwierzę, że go nie spotkałaś.
Hermiona obrzuciła ją zirytowanym spojrzeniem.
- To ostatnie czego teraz pragnę, jasne? Idę do biblioteki. Muszę nadrobić zaległości. Strasznie opuściłam się w nauce - westchnęła, posłała ostatnie spojrzenie przyjaciółce, a później odeszła i po chwili zniknęła za rogiem.
- Nie wiem, czy jej wierzyć - powiedziała cicho Ginny. - Ale nie możemy wiecznie pilnować jej życia.
- Ginny... - Harry podszedł do niej i delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. - Ona naprawdę docenia twoją pomoc, ale musi pobyć sama. Jakoś nie widzę jej w bibliotece, uczącej się do sprawdzianu... Po prostu daj jej trochę czasu.
Ron nagle westchnął głośno i odezwał się:
- A ja tęsknię za tamtymi czasami. No wiecie. "Wingardium LevIOSA, a nie LevioSA", walki z bazyliszkami, dementorami i innymi świństwami...
Ruda uśmiechnęła się i stanęła pomiędzy bratem a Harrym.
- Wiecie co? A ja cieszę się tym, co mam - chwyciła pod ramię obojga i cała trójka wyszła na zewnątrz, most łączący jedną część Hogwartu z drugą. - Nie wyobrażam sobie tego, że kiedyś chodziłam po szkole z dziewczynami ze swojej klasy. Cieszę się, że teraz spędzam czas z wami.
- My też, Ginny.
- To naprawdę szczęście, że mam takich przyjaciół jak wy...
I wtedy, nie wiedząc czemu, rudowłosa puściła brata, Harry nachylił się i oboje złączyli się w delikatnym pocałunku.
************
Hermiona, zadowolona z notatek jakie porobiła i fragmentów książek, jakie przeczytała wyciągnęła się w krześle, obserwując piętrzący się przed nią stos woluminów. Wreszcie jest tak jak kiedyś. Ona, zapach książek, nauka. Tak dobrze poczuła się, wracając do tamtych czasów. Kiedy wszystko było proste, a najważniejsza była dla niej szkoła, oceny, wiedza. A nie chłopcy, miłość i fatalne zauroczenia.
Podparła się na łokciu, zaczytana w kolejnym niezmiernie interesującym fragmencie Transmutacji dla zaawansowanych. Ziewnęła szeroko, odgarniając włosy opadające jej na czoło. Zupełnie nie wyglądała na Hermionę sprzed kilku tygodni. Wiecznie zapłakanej, drażliwej, niepewnej siebie i swych uczuć. Bojącej się najmniejszego kąta w Hogwarcie w obawie, że wyjdzie zza niego Malfoy, a ona nie będzie wiedziała jak postąpić.
Jej serce może nie złożyło się z powrotem idealnie, ale jednak odczepione fragmenty poskładały się w jedną całość. I zupełnie inaczej doznawała uczuć. Potrafiła się znów cieszyć. Wszystko przynosiło jej radość. Chociażby to, że była ładna pogoda za oknem. Chociażby to, że...
Była spóźniona na obiad?!
Spojrzała na zegarek drugi raz, upewniając się co do godziny. I owszem. Obiad w trwał już piętnaście minut.
Wyleciała jak strzała z biblioteki, kierując się ku schodom wiodącym do Wielkiej Sali. Jeśli się spóźni będzie musiała tłumaczyć się Ginny. Chciała tego uniknąć.
I bum.
No cholera jasna. Malfoy.
- Czy ty zawsze musisz wpadać na mnie w takich momentach? - warknęła, rozcierając sobie ramię. - Przepuść mnie, idę na...
- Nigdzie nie pójdziesz, póki sobie czegoś nie wytłumaczymy - Malfoy chwycił ją za ramię i pociągnął, przyszpilając do ściany.
- Świetnie. Zamieniam się w słuch - wycedziła, próbując uwolnić się z uścisku.
- Po pierwsze, nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego. To wszystko, to całe porwanie, to nie był mój pomysł, do cholery!
- Nie?!
Hermiona wyszarpnęła się z jego rąk i sięgnęła do rękawa jego szaty. Odepchnął ją tak mocno, że uderzyła plecami o zimny mur.
- Nie możesz uwierzyć?!
- Nie! - ryknęła i nim zdążył się zorientować, złapała go za rękaw i szarpnęła, odsłaniając przedramię.
Przez chwilę wpatrywała się w jego rękę oniemiała, aż w końcu puściła go i z szeroko otwartymi ustami spojrzała mu w oczy.
- No i? - prychnął Ślizgon, prostując rękawy.
- Ja... Ja myślałam...
- To źle myślałaś! Mrocznego Znaku nie mam! Nie stałem się Śmierciożercą. I nigdy nim nie będę.
- Co nie zmienia faktu, że zdradziłeś mnie setki razy i oszukiwałeś! - odparła w końcu Hermiona, starając się nie pokazać jak bardzo jej ulżyło. - Nie jestem już w stanie ci zaufać. A teraz puść mnie.
- O nie, Granger. Wysłuchasz wszystkiego.
- Niczego nie wysłucham, rozumiesz?!
Draco znów przyparł ją do muru, wykręcając jej ręce tak, aby nie mogła się wyrwać.
- Czy możesz wreszcie wyjść z mojego życia?! Przestań wwalać mi się z tymi swoimi butami w moje czyste życie! Brudzisz je tym, co w nie wnosisz, jasne?!
- O nie, najpierw ty nadepnęłaś na moje! - odwarknął Draco, przyciskając ją mocniej. - Przywiązałaś się sznurowadłami i je zniszczyłaś, a teraz myślisz, że możesz sobie tak po prostu odejść?!
- O przepraszam! To ty podarłeś moje! Zniszczyłeś, ubrudziłeś błotem, a teraz chcesz...
- Co tu się dzieje?
Zza rogu wyszedł Snape, a poły jego szaty sunęły się za nim po ziemi. Jego mina była wręcz nie do opisania.
- Czy mi się zdaje... Ale czy wy rozmawiacie o obuwiu? - zadrwił, patrząc to na Draco, to na Hermionę.
Ślizgon oderwał się od niej jak oparzony.
- No, Malfoy, sądziłem, że masz lepszy gust...
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie, Snape.
- Nie pozwalaj sobie na za dużo, Draco - wycedził mężczyzna, obnażając zęby. - Mam do ciebie sprawę, widzę cię w swoim gabinecie o 20.00. - odwrócił się aby odejść. - I zostaw tę biedną dziewczynę - powiedział na odchodnym.
Hermiona, korzystając z tej nieuwagi poleciała prosto do Wielkiej Sali.
- Obiecałaś, że się nie spóźnisz...
Hermiona zobaczyła w oczach Ginny coś na wzór wyrzutu zmieszanego z rozczarowaniem.
- To nie tak, że go szukałam - usprawiedliwiała się Gryfonka, siadając koło niej. - Wpadłam na niego, gdy szłam do was.
- I co? - spytał szybko Harry, gdy Ginny już otwierała usta, aby coś powiedzieć.
Hermiona nałożyła sobie trochę puddingu.
- Próbował mi się tłumaczyć. Ale ja już mu nie zaufam. Nie chcę słuchać kolejnych kłamstw.
- I tak po prostu odeszłaś? - Ron odłożył widelec i popatrzył na nią uważnie. - Puścił cię?
- Szczerze mówiąc, to z tej całej sytuacji uratował mnie Snape - odparła dziewczyna, przełykając trochę puddingu. - Jestem mu wdzięczna. Zastanawia mnie jedno. Powiedział coś... Powiedział, że ma do niego sprawę. O 20.00 w jego gabinecie.
- Może... Peleryna niewidka? - podsunął Harry, uśmiechając się niewinnie.
- Och, Harry! Nie będę podsłuchiwała nauczyciela!
Oboje wybałuszyli na nią oczy.
- Tyle zrobiłaś i złamałaś przepisów w tym roku, a przejmujesz się tym najmniej poważnym?!
- Nie, chcę po prostu zacząć żyć od nowa. Tak jak kiedyś. Oczywiście wam nie bronię go podsłuchiwać - fuknęła. - Ale ja nie będę brała w tym udziału.
- A co to za różnica, wiadomo, że wszystko ci powiemy... - Ron wzruszył ramionami, patrząc w sufit.
Gryfonka westchnęła teatralnie i powiedziała:
- Chodźcie, bo spóźnimy się na wróżbiarstwo.
I
cała trójka ruszyła w stronę wieży. Szli razem przez szkolne
mury Hogwartu, postępując krok życia po kroku. Tak jak kiedyś. Bo
wszystko to, co było nic już nie znaczy. Nie dla nich. Nie dla
Hermiony.
42. NARUSZY NARZUCONY ŻYCIU TOR
Harry i
Ron szeptali coś między sobą gorączkowo, a Hermiona czuła
narastającą w jej wnętrzu irytację.
- Nie, znowu będzie to samo... - szepnął Weasley, może trochę za głośno.
- Przecież nie zrobiłem jej nic złego, ona...
Gryfonka odchrząknęła.
- Powiecie mi wreszcie, o czym z takim zapałem szepczecie beze mnie?
Ron zatrzymał się i wykręcając sobie ręce z dziwny sposób powiedział:
- Bo Harry i Ginny...
Dalej nie powiedział nic. Umilkł, przestępując nerwowo z nogi na nogę, kołysząc się przy tym na stopach. Wyglądał jak małe dziecko, które coś nabroiło i straszliwie boi się kary.
- No co, zeszliście się? - spytała Hermiona Harry'ego, próbując nie patrzeć na kołyszącego się Rona żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Ja... To był tylko pocałunek! - odparł Wybraniec takim tonem, jakby się usprawiedliwiał. - I do tego to ona zaczęła! Bo...
- Nie denerwujcie mnie, do cholery jasnej! - przerwała mu Hermiona i wzięła głęboki oddech, patrząc gdzieś przed siebie. - Ron, przestań się tak komicznie wyginać - dodała, przewracając oczami, a Rudzielec wymamrotał coś i stanął prosto. - Dziękuję - powiedziała i spojrzała na Harry'ego. - Czemu robisz taki problem z czegoś, co jest oczywiste od paru lat?
Harry burknął coś pod nosem.
- Przecież wszyscy wiedzą, że się kochacie - dodała lekko zdziwiona. - Wszyscy czekają na moment, w którym ogłosicie rodzinie, że jesteście razem a swoje obawy odłożysz w daleki kąt. Po prostu daj kawałkom się złożyć...
- Nie rozumiesz, że tym samym narażam ją na niebezpieczeństwo? - Harry zastanowił się przez chwilę. - Na niebezpieczeństwo ze strony Voldemorta.
- Oj, przestań! Dobrze wiemy, że sobie poradzisz. Musisz. I... - podeszła do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu. - ...my wierzymy w ciebie. Z Ginny będzie dobrze, zaufaj mi. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, ja, ty i Ron...
- Nigdzie ze mną nie idziecie. Dobrze wiecie, że...
- Że ta decyzja zapadła w momencie naszego poznania. Gdzieś tam w górze. - wtrącił Rudzielec, pokazując palcem na sklepienie. - I nie pytamy cię o zdanie, stary - dodał, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Zrobimy to, co do nas należy, tak? A przyjaciele powinni się wspierać.
- Chyba mam jednak prawo coś powiedzieć? - warknął Harry, powoli tracąc nad sobą panowanie. - Nie będę was narażał dla czegoś, co powinienem zrobić sam...
- O nie - zaprotestowała Hermiona. - Nie jesteś sam i nigdy nie będziesz. Rozumiesz?
Otworzyła drzwi od sali i weszli na pokrytą delikatną rosą trawę, wpatrując się w niebo, usypane dziwnymi ognistymi planetami, latającymi w tę i z powrotem.
- Dokończymy tę rozmowę po wróżbiarstwie - szepnęła Gryfonka, siadając z przodu, koło Firenza.
Harry westchnął i wymienił spojrzenia z Ronem.
- Wiedziałem, żeby nie zaczynać tego tematu...
I oboje usiedli, chcąc nie chcąc, wsłuchując się w spokojny głos centaura.
- Więc? - podjęła od razu temat Hermiona, gdy tylko opuścili salę. - Harry, masz zamiar znów konfundować Ginny na tyle, że nie będzie wiedziała, co ze sobą zrobić, czy masz w tym jakiś cel?
- Ja ją kocham - wypalił Wybraniec, starannie unikając wzroku Rona. Przez chwilę pożałował tego, co powiedział, jednak reakcja przyjaciela co najmniej go zdziwiła.
- No to świetnie, cieszę się jak cholera!
Gryfonka popatrzyła na Rona jak na wariata.
- Idź do niej i powiedz jej wprost! Bo jeszcze się rozmyśli i wróci do Deana. A ja naprawdę chciałbym, żeby komuś z nas się ułożyło... To znaczy... - bąknął, patrząc na Hermionę zmieszany. - Po prostu...
- Daj spokój... - ucięła cicho dziewczyna, a oczy jej rozbłysły. - Przyszła twoja ukochana, Harry - uśmiechnęła się, pokazując podbródkiem na Ginny, która weszła na dziedziniec z drugiej strony.
Przez chwilę jej oczy błądziły w poszukiwaniu przyjaciół, ale gdy tylko napotkała wzrok Pottera, zarumieniła się i sięgnęła dłonią do miedzianych włosów, zgarniając część na palące ją policzki. Czuła się tak, jakby dopiero go poznała, zupełnie jak w pierwszym dniu, gdy Ron przybył z nim do Nory, a ona była zbyt nieśmiała, zbyt głupia, żeby zagadać... Szczęście wypełniało jej płuca, rozsadzało klatkę piersiową i dymiło uszami. Bo kochała. Z wzajemnością.
Harry i Ginny zniknęli za filarem pogrążeni w rozmowie, a Ron popatrzył na Hermionę jeszcze bardziej zmieszany.
- Ja... Tylko...
- Naprawdę świetnie to załatwiłeś. Dziękuję - posłała mu uśmiech, a później spojrzała na świeżo upieczoną parę, zmierzającą w ich kierunku.
************
Zdecydowanie Malfoya nie interesowało to, że w tym momencie trwają zajęcia z transmutacji. Siedział, w zadymionym od dymu papierosowego dormitorium, zastanawiając się, czy nie za dużo powiedział Rowensowi. "Przynajmniej... Albo raczej... MOŻE sprawi, że Granger porozmawia ze mną..." - pomyślał, krzywiąc się. Przykładając filtr do ust, zaciągnął się mocno; aż poczuł, że dym wypełnia całe jego płuca. Mimo uczucia, że w środku kłębi się coś, co niszczy jego zdrowie, poczuł się o wiele lepiej niż rano. Wciągnął kolejny raz. I jeszcze jeden. Przynosiło mu to takie ukojenie...
Wstał, strzepując popiół na dywan. Nie zaprzątał sobie w tej chwili głowy tym, że to ojciec zapłacił za niego. Bo w sumie co z tego, skoro i tak nie żyje, prawda?
Machnął różdżką, a dormitorium wypełniło się zapachem słodkich kwiatów. Nie przepadał za taką słodyczą, ale mimo wszystkiego zaklęcie było przydatne - przynajmniej nie rozchodził się swąd jego uzależnienia po dormitorium. Pomyślał, że warto byłoby podziękować przy następnym spotkaniu Blaise'owi za tę formułkę.
Spryskał szyję wodą toaletową i podążył na lekcję. Jedna nieobecność to jeszcze nie problem, Snape to jakoś załatwi. Ale niestety wiedział, że jeśli nie będzie go na więcej lekcjach niż jedna dostanie szlaban od niego. A szlabany od Nietoperza cechowały się robieniem czegoś bez użycia magii.
Prychnął cicho, schodząc w dół schodów.
`Stoję znów bez płaszcza, sam, pod deszczem zimne serce.
Zimne policzki, zimny bark, zimne ręce
jak zawsze nie tu gdzie trzeba życie mi zatacza pętle.
Czy to moje zimne ja, czy to moje ego nie wiem...
Wiem, że z nieba spodziewałem się czego innego`*
************
Czwórka przyjaciół siedziała na środku dziedzińca transmutacji, w oczekiwaniu na lekcję. Mimo hałasu, jaki wokół nich wykonywała reszta uczniów, to pojedynkując się na nowo poznane zaklęcia, to powtarzając daty z historii magii było spokojnie i przyjemnie. Może powodem tego była dobra pogoda? Śnieg stopniał, a słońce pokazało się zza wież Hogwartu, jakby myliło zimę z wiosną. A może to, że nie zaprzątali sobie głowy Malfoyem? O tak, zaczepki wciąż nie ustawały z jego strony, ale wiedzieli, że coś odeszło; jakaś sprawa zniknęła i nigdy nie wróci, dając miejsce całkowitemu spokojowi.
- Właśnie, przypomniało mi się coś - powiedziała nagle Hermiona, przeciągając się leniwie, czując jak promienie słońca muskają delikatnie jej skórę. - Czemu... - spojrzała na Harry'ego z wyrzutem. - ...Ron nie gra już w drużynie?
- Bo jest palantem - mruknęła cicho Ginny, ale nikt na szczęście tego nie usłyszał.
Harry z Ronem wymienili spojrzenia.
- To była jego decyzja - odparł Wybraniec spokojnie. - Kłóciłem się z nim i próbowałem mu wbić do tego łba, że umie grać, tylko ma pewien problem z koncentracją, który nazywa się brak wiary w siebie...
- Przestań się powtarzać - odparł zirytowany Rudzielec. - Nie możemy po prostu tej sprawy odstawić? W Hogwarcie jest tysiąc innych ludzi, którzy z chęcią zajęliby moje miejsce. Kto wie, może będą też tysiąc razy lepsi?
- Nikt nie jest lepszy od ciebie w tym zamku, Ron - odparła Hermiona, przekładając stronę książki, którą przeglądała.
Na twarzy Rudzielca pojawiło się jakieś dziwne zmieszanie z zawstydzeniem.
- Jeśli zależałoby ci na nas, to myślę, że byś zagrał. Chociażby nie dla wygranej, ale dla zabawy, tak? Po prostu masz bronić piłki. To takie trudne?
- Hermiono, Quidditch to nie zabawa... To życie... - odparł Harry, lekko podirytowany jej nieznajomością tego świetnego sportu. - I ma nie bronić 'piłki', tylko kafla...
- Jedno i to samo - odparła, nie podnosząc wzroku znad książki.
- Nie, to dwie...
- Tu jesteś, szukałem cię pół dnia...
Gryfonka uniosła głowę i posłała promienny uśmiech w stronę Chada.
- Pozwolicie, że wam ją ukradnę na chwilę? - spytał chłopak, szczerząc zęby.
Ron uśmiechnął się krzywo, ale nic nie powiedział; Harry popatrzył na niego spode łba. Rowens sądząc, że jest to wyrażenie przez nich zgody podał rękę dziewczynie, aby wstała i oboje odeszli na drugi koniec dziedzińca.
- O co...
- Malfoy cię szuka.
Hermiona założyła ręce na piersi i popatrzyła na niego, zastanawiając się, czemu to mówi, po co to robi; dlaczego odciągnął ją od przyjaciół, tego szczęścia, aby przypomnieć wszystko to, co chciała puścić w niepamięć...
- Po co? - spytała w końcu, ale słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
- Pytał się mnie gdzie jesteś i powiedział, że ma ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, coś... - Chad zamilkł na chwilę, próbując sobie przypomnieć jego słowa. - ..."co całkowicie zmieni was oboje, naruszy narzucony życiu tor".
Hermiona przełknęła głośno ślinę.
- Próbuje bawić się w poetę aby uwieść mnie, a następnie zostawić? - prychnęła w końcu, siadając na kamiennej ławce.
- Nie wiem...
Rowens usiadł koło niej, kładąc dłoń na jej dłoni. Hermiona poczuła jakby przeszył ją zimny prąd, ale nie zabrała ręki. Wierzch jej dłoni przyjemnie palił.
- Ja... Boję się.
- Nie masz czego... - szepnął, obejmując ją ramieniem. Dłoń Gryfonki, jak przedtem paliła, tak ze zniknięciem jego dotyku stała się lodowato zimna.
Nagle poczuła, że w jej oczach wzbierają łzy. Odwróciła głowę, próbując powstrzymać oznakę słabości, która niepowstrzymanie napływała jej do oczu.
- Boję się, że wróci to, co miało na zawsze zniknąć. Coś, co nie powinno mieć miejsca. Coś... Co po prostu nie pasuje...
- O czym mówisz? - spytał cicho Krukon, lekko przesuwając palcami po jej ramieniu.
- O... - przez chwilę chciała powiedzieć "Malfoyu", jednak to słowo utknęło jej gdzieś w gardle. Słowo "nas" wypchnęło się do przodu, ale w ostatniej chwili Hermiona zamknęła usta. Jeszcze tego by brakowało. Kolejnego nieudanego romansu z osobą, na której jej zależy.
Rowens popatrzył na nią wyczekująco.
- Ja nie wiem - powiedziała w końcu, odpychając jego dłoń. - Po prostu to wszystko jest nie tak, jak powinno... - zamilkła, przymykając oczy. - To, czego byłam pewna znikło. Nic nie jest tak jak było.
- Kiedyś będzie.
- Kiedyś? - powtórzyła. - To termin nieokreślony. Ja chcę szczęście teraz, w tej chwili.
- Nikt ci nie broni dosięgać szczęścia, gdy masz je tuż koło siebie... - szepnął, patrząc gdzieś w bok.
- Chad, proszę... Myślałam, że...
I wtedy przysunął się tak blisko, że wstrzymała oddech z wrażenia. Ich wargi niemal się stykały. Popatrzył jej w oczy z niepewnością, jakby z zapytaniem, czy może. Czy warto? A jej zabiło serce tak szybko i głośno, że przez chwilę przestraszyła się, że Ron z drugiego końca dziedzińca usłyszy je i zorientuje się, że nie traktuje Rowensa z nim na równi. Poczuła ciepły oddech Krukona na swoich ustach, jego zapach...
- Nie - warknęła, odsuwając się. - Nie - powtórzyła, wstając. - Myślałam, że rozumiesz, ale najwyraźniej nie potrafisz. Przykro mi, ale... Wrócę już do Harry'ego i Rona...
- Prawda jest taka, że pragniesz tego bardziej ode mnie - odparł Chad za odchodzącą dziewczyną, a w jego głosie zabrzmiała dziwna nutka wyrzutu.
Hermiona
nie odpowiedziała. Jedna łza zaszkliła się w jej oku, ale
wstrzymała oddech, nie pozwalając jej spłynąć po policzku. Bo
łzy to oznaka słabości... Słabości, której tak bardzo się bała
i chciała uniknąć. Już na zawsze.
43. JAK BYĆ
ZAKOCHANYM
Girlandy porozwieszane w niemalże każdym zakątku domu, czerwone skarpety zwisające przy kominku, choinka ustrojona w barwach złota i czerwieni, gdzie kilka bombek przypominało nawet coś na kształt znicza, roznoszący się zapach pieczonych potraw i dopiero co wyjętych z piekarnika ciast - to wszystko sprawiało, że święta miały zupełnie inny charakter niż zwykle tam, gdzie spędzała je Hermiona. To znaczy w domu, u swoich rodziców mugoli. Z pewnością tam skarpety nie bujały się, a na podwórzu nie biegały rozchichotane gnomy z komicznymi czerwonymi czapeczkami na głowach. Nie było tej magii.
Gryfonka, zanosząc potrawy na świąteczny stół, uśmiechała się serdecznie do wszystkich gości napotkanych po drodze z kuchni na dwór, gdzie Weasleyowie rozstawili długi stół, połączony ze wszystkich jakie mieli Zaklęciem Tymczasowego Przylepca. Cóż, złączone ze sobą pojedyncze stoły nie pasowały idealnie do siebie szerokością, ale nikt nie zwracał na to uwagi, zwłaszcza gdy wokół panowała tak przyjazna i świąteczna atmosfera.
- Hermiono, przepracujesz się, są Święta, na miłość boską - powiedziała Tonks, szczerząc się do niej z miejsca na wprost, gdzie Gryfonka postawiła pudding i ciasto z bakaliami.
- Chcę pomóc, naprawdę, to nic...
- Przestań, nie zaprosiłem cię tutaj, abyś zanosiła na stół żarcie jak jakiś skrzat domowy. No i, zamiast nieść je rękoma, mogłabyś użyć Leviosa - prychnął z uśmiechem Ron, znajdując się nagle koło niej. - Moja mama załatwi już resztę, zobacz ile do tej pory zrobiłaś - dodał, wskazując na stół, który uginał się od potraw.
- Zauważ, że nie ja to jedzenie przygotowałam tylko twoja mama, Ron, więc staram się chociaż ułatwić jej życie, przynosząc je tutaj. Ty byś nic nie robił, ale ja...
- Dobra, nie będę się z tobą kłócił, ale do cholery, zrobię ci krzywdę jeśli pójdziesz po kolejną porcję jedzenia.
Dziewczyna roześmiała się i cmoknęła przyjaciela w policzek.
- No dobra, dziesięć minut przerwy - powiedziała. - Gdzie Harry?
Czekając na odpowiedź ze strony Rona, machnęła różdżką w stronę drzew. Na ogołoconych gałęziach zalśniły złoto-czerwone bombki.
- Ślicznie. Harry? Prawdopodobnie z Ginny, ale chciałem...
- Idzie - przerwała mu. - Harry! - pomachała chłopakowi, który właśnie wychodził razem z Ginny z ogródka. Natychmiast, oczywiście trzymając się za ręce, podążyli w ich stronę.
- O taak, Quidditch wymiata - powiedziała, uśmiechając się na widok mioteł w ich rękach. - Nie znudziło ci się wygrywanie? - zwróciła się do Harry'ego, szczerząc zęby.
- Wiem, niesamowite co? Dawno nie graliśmy, sądziłem, że to pewna sprawa - odparł chłopak. - Ale muszę zwrócić honor, Krukoni naprawdę dobrze sobie radzili...
Ginny prychnęła.
- Myślałam, że Rowens uderzy się pałką w głowę, taki był zły. Ale to jak złapałeś znicza było po prostu brawurowe! A wracając do naszej gry przed chwilą... To ile razy jeszcze udasz, że nie nadążasz za piłką? - wytknęła język, a on pocałował ją czule w czoło.
- Tobie zawsze dam wygrać.
- Oooo. - Hermiona popatrzyła na nich, uśmiechnięta od ucha do ucha. - Właśnie, Ron, powinieneś żałować, że nie grałeś. - odezwała się do chłopaka po chwili. - Widziałeś jak ten... Jak mu tam... Sendran?... Bronił? Wymachiwał rękami we wszystkie strony jak pajac. Myślę, że powinieneś zagrać następnym razem.
- Raczej to niemożliwe.
- Mówiłam mu, to skończony kretyn... - mruknęła Ginny.
- Ja, jako kapitan drużyny, rozkazuję ci grać następnym razem. Wiesz jak ten Sendran się panoszy?! - Harry zamilkł, szukając odpowiedniego określenia. Patrząc gdzieś w stronę ogródka, dodał: - Jak gnom w śniegu!
Roześmiali się z tego naprawdę kiepskiego żartu, a później, gdy Hermiona już zaniosła ostatnią część potraw na stół, zasiedli wszyscy razem. Lupin obejmował ramieniem Tonks, Hagrid siedział na dwóch złączonych krzesłach, bo jedno mu nie wystarczyło; Fred i George, choć wciąż dymiło im z uszu po testowaniu swoich nowych wynalezionych cukierkach usiedli koło Billa i Fleur, a ta wdzięczyła się, trzepocząc rzęsami i odgarniając włosy raz w tę a raz w drugą stronę. Charlie nie mógł się zjawić, ale obiecał, że przyjedzie w drugi tydzień wolnego. Percy nie odpowiedział na list, niezwykle zajęty pracą jak zwykle. Tak więc, prawie cała rodzina w komplecie.
W końcu pani Weasley wniosła razem z Arturem talerz pełen opłatków, a gdy już wszyscy złożyli sobie życzenia (Ron niezbyt się wysilił po tym, jak Hermiona co najmniej dziesięć minut mu je składała, a Harry i Ginny odeszli na bok, aby wyrazić swoje uczucia w sposób niewerbalny) zabrali się za jedzenie.
- Tak więc, chciałbym wznieść toast za naszą wspaniałą drużynę Gryffindoru, w tym świetnego szukającego Harry'ego! Kolejne kapitalne zwycięstwo! - powiedział pan Weasley, po czym wszyscy wzięli po łyku ze swoich szklanek.
Później już rozległ się gwar, wszyscy pogrążeni w rozmowie, nawet nie zauważyli, jak zrobiło się późno i nadszedł czas, aby położyć się do swoich łóżek i odpłynąć w zupełnie inny świat.
Hermiona już poderwała się, aby posprzątać naczynia, ale pani Weasley powiedziała stanowczo:
- Daj spokój, na pewno jesteś zmęczona.
- Na pewno nie tak, jak pani, pani Weasley - odparła, uśmiechnięta.
I skończyło się na tym, że obie sprzątały do późna, a Hermiona, szczęśliwa, że wróciła wreszcie do normalnego życia i do tej pory ani razu nie pomyślała jeszcze o Malfoyu, w końcu podziękowała za kolację i skierowała się do swojego pokoju.
Tylko przeszła przez jego próg, gdy rozległo się natarczywe pukanie w szybę. Otworzyła okno, pozwalając szarej sowie wlecieć do pomieszczenia, aby nikogo to stukanie nie obudziło. Odczepiła szybko list i zabrała się za czytanie.
oboje czegoś szukamy
baliśmy się znaleźć
łatwiej być załamanym
łatwiej się schować
patrzę na ciebie wstrzymuje oddech
pierwszy raz w moim życiu jestem przestraszony na śmierć
łapię szansę pozwalając ci wejść do środka
czuję że się żyje na nowo
tak głęboko jak niebo pod moją skórą
jak być zakochanym mówi
pierwszy raz
może jestem w błędzie
ale dobrze wiem gdzie należę
gdy jestem z tobą tej nocy
jak być zakochanym
czuć to pierwszy raz
świat który w tobie dostrzegam
czekam aż wcieli się w moje życie
pobudza mnie do marzeń
rzeczywistość w twoich oczach
rozbijamy się
z niewiadomych przyczyn
gubimy się w tym
ale czujemy się jak w domu*
Wesołych Świąt, Hermiono.
Chad.
Hermiona poczuła jak żołądek podskoczył jej do gardła. Na jej dłoniach wystąpiła gęsia skórka, sama nie wiedziała czy od podmuchu wiatru czy treści listu. Poczuła się dziwnie. Co najmniej dziwnie. Zupełnie nie wiedziała co ma zrobić. Odpisać? Zignorować? Nagle żyła na jej skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować i z wściekłością cisnęła listem na podłogę.
"Na co on sobie pozwala?! To miała być przyjaźń, i tylko przyjaźń!" - pomyślała, siadając na łóżku. Naprawdę wspaniałe zakończenie cudownego dnia.
"jak być zakochanym mówi pierwszy raz".
W jej głowie kotłowało się milion myśli, a o wiele więcej pytań. Każda teza z osobna prowadziła do dalszego problemu. Aż w końcu utknęła, nie potrafiąc odpowiedzieć na jedno, ważne pytanie. Dlaczego jej życie nie może do końca się ułożyć, tylko zawsze musi coś z niego wystawać?!
Ot, taki Rowens. Przystojny, fantastyczny, seksowny. Ale tylko jako przyjaciel! Bo ogólnie rzecz biorąc i kierując się rozumem, można stwierdzić, że przyjaciel nie próbuje całować cię na oczach pozostałych przyjaciół i nie pisze listów o TAKIEJ treści.
"może jestem w błędzie ale dobrze wiem gdzie należę"
Może on wiedział, gdzie jest jego miejsce. Może on był pewien tego, co czuje. Może? A może jednak był w tym zasranym błędzie? A może właśnie do cholery się mylił?!
"jak być zakochanym czuć to pierwszy raz"
"Już byłam" - pomyślała, podnosząc list z podłogi. "I nie chcę tego nigdy więcej."
Po bardzo długiej chwili refleksji nad tekstem listu od Chada do pokoju cichutko weszła Ginny.
- Nie śpisz jeszcze? - spytała zdziwiona.
Hermiona pokręciła głową. Bez słowa podała jej list do ręki.
- Co to...? - Ruda chwyciła pergamin i zaczęła czytać, a w miarę jak zbliżała się do końca jej oczy rozszerzały się i rozszerzały ze zdziwienia, a gdy tylko dobrnęła do starannego podpisu Chada poczuła piekące łzy, wzbierające w kącikach oczu. - To... To piękne... - powiedziała cicho, puszczając list na pościel. - Co... W tym złego, Hermiono?
- Ja ni...
Hermiona zamilkła w pół słowa. Bo to pytanie było kolejnym z tych, które zaliczała do pytań bez konkretnej odpowiedzi.
- Boisz się? - szepnęła Ruda, siadając koło przyjaciółki.
- Tak - westchnęła w końcu Gryfonka. Zamilkła na chwilę. - Nie chcę ponownie być raniona i ranić... Rozumiesz? - tak, tak właśnie było. Chciała zaznać szczęścia. Spokojnego życia normalnej, cywilizowanej nastolatki. - Chcę żyć jak szczęśliwa osoba...
- Nie ma szczęśliwej osoby, która by kochała kogoś ale bałaby się z nim być.
Minęła chwila zanim Hermiona odpowiedziała.
- Ale Gin, ja go nie kocham.
- A mi się coś wydaje, że czujesz do niego więcej niż myślisz. - Ruda wstała i chwyciła za piżamę, leżącą na szafce. - Przebieram się i idę spać. Jutro ci opowiem, jak było.
"Ach. Z Harrym." - pomyślała Hermiona, próbując się nie krzywić. Kiedyś to Ginny zazdrościła jej miłości i szczęścia. To ona była tą, która nie miała ani tego ani tego, pytała o rady, bała się. Teraz? Zdecydowanie Weasleyówna była na lepszym miejscu. To ona jest tą, która posiada osobę, którą kocha z wzajemnością. To nie ona była porwana przez Śmierciożerców, dręczona, co jak się później okazało - zdradzona przez własnego chłopaka. To nie ona padła ofiarą zakładu, kłamstw, tylu intryg...
- Ja też się chyba położę - stwierdziła głośno, aby odgonić natłok myśli. - Jestem padnięta...
PUK, PUK, PUK!
- Cholerne sowy! - warknęła Ginny, uchylając okno i wpuszczając dużego puchacza. Przez chwilę machał skrzydłami pod sufitem, prezentując swoje piękne czarne pióra, a po chwili zleciał w dół i przysiadł na biurku. Zahukał głośno z wyrzutem, zapewne podirytowany, że do tej pory nikt jeszcze nie odczepił listu od jego nóżki.
- Na pewno nie z Hogwartu... Tam nie ma takich sów... - powiedziała Gryfonka. A gdy tylko to powiedziała dotarło do niej jedno.
Malfoy.
Nie zastanawiając się chwyciła kopertę, upewniając się, czy list zaadresowany jest do niej. Tak było. Hermiona Granger - widniał staranny, gruby napis na środku. Szybko wyjęła pergamin z koperty, powiedziała do Ginny:
- Później ci powiem. - i wybiegła z pokoju.
Rozejrzała się po kuchni, było pusto. Fleur i Bill chodzili po podwórku, trzymając się za ręce (choć było grubo po pierwszej w nocy), a pani Weasley rozmawiała z mężem w salonie. Słysząc ich przyciszone głosy, Hermiona szybko usiadła przy stole i zaczęła czytać.
Więc tak. Wesołych Świąt. I szczęścia.
Naprawdę chciałbym żebyś była szczęśliwa. Na niczym innym mi nie zależy. Nawet moja popieprzona rodzina może dalej taka być jaka jest tylko żebyś ty odnalazła jakąś radość.
Wiem że słowami nie wyjaśnię wielu rzeczy. Wiem że słowami nie sprawię że nagle mi wybaczysz. Ale chcę żebyś wiedziała, że... Moje serce zawsze należało do ciebie. Zawsze. Mimo wszystkich głupich kłótni. Tych durnych głupich ostrych kłótni.
Zostawiłem to serce przy tobie. Mam nadzieję że się nim zaopiekujesz. Chociaż tyle.
Nie umiem pisać o uczuciach. Mówić też. Ale Ty o tym wiesz. Zawsze wiedziałaś...
Nie wiem gdzie stawiać przecinki. Nigdy nie byłem dobry z pisania.
Ale przynajmniej piszę... Z serca.
Którego już w zasadzie nie mam. Teraz masz je Ty. Co z nim zrobisz pojęcia nie mam ale chcę po prostu życzyć Ci Wesołych Świąt.
PS: Puchacz przy drugiej nodze ma drugą kopertę. Prezent ode mnie.
Draco
Rzeczywiście, pisarzem najlepszym nie był. Zdania proste, przecinków brak, akapitów zero a sama treść... I co z tego, skoro nawet te proste słowa, złożone zupełnie bez żadnego ładu, poruszyły Hermionę do głębi?
Wstała i chwiejnym krokiem weszła po schodach na górę. Zanim dotarła do drzwi od pokoju minęła co najmniej godzina - a może tylko jej się tak wydawało? Klamka opadała niewiarygodnie powoli, same drzwi otwierały się w ślimaczym tempie. Weszła do pokoju, zamknęła drzwi za sobą. Nie patrząc na Ginny oparła się o framugę i powoli osunęła się o ziemię. Wszystko było dziwnie rozmazane. Inne. Szare.
Ginny natychmiast podleciała do niej, z białą kopertą w ręku.
- Hermiono, kto to był? Chad? Malfoy? Krum? Przysłał to...
Wyjęła z koperty mały flakonik jasnoróżowych perfum.
- Spójrz na nazwę...
J'adore.**
- Malfoy... Prze... Przeczytaj... - powiedziała Hermiona łamiącym się głosem, wtykając w dłoń przyjaciółki pergamin, a następnie zamknęła oczy, pozwalając spłynąć słonym łzom po twarzy, po raz pierwszy od tylu chwil. Nie potrafiła już dusić uczuć w sobie, chciała dać upust emocjom, wyjść na dwór, wykrzyczeć, może nawet kogoś uderzyć, wyklinać. Tylko po to, żeby poczuć się lepiej.
Ruda pogrążyła się w lekturze. Od czasu do czasu zerkała na przyjaciółkę z niepokojem.
- Co on sobie wyobraża... - pokręciła głową, a następnie usiadła obok Hermiony, obejmując ją ramieniem.
- Ja... Ja nie wiem co mam robić... - wychlipała Gryfonka, wtulając się w jej ramię. - Chciałam być silna ale nie potrafię. Draco jest jak p-powietrze. Nie potrafię... - Zamilkła, przełykając głośno łzy. - Duszę się, g-gubię...
`Kawałek z życia boli bardziej niż jego całość...
Zawołać o pomoc okazuje się czymś za mało.
Nie wystarczy podać mi ręki na zakręcie...
Gubię się gdy mam przed sobą tą ciemną przestrzeń...
Idąc przed siebie, próbując zapomnieć
potykam się o fakty i o miliony tych wspomnień...
Pytam się siebie jak długo wytrzymam
bo tracę już grunt nie mam się czego przytrzymać.
Zdana na siebie próbuję z tym walczyć
i dopisać znów marny scenariusza ciąg dalszy.`***
- Słuchaj, pogadam z nim. Rozumiesz? Wrócimy do szkoły, a ja mu nagadam - powiedziała Ginny, wściekła na Malfoya, że pozwolił popaść jej przyjaciółce w taki stan. - Rozumiesz? Nie pozwolę mu na takie traktowanie ciebie, kochanie...
Hermiona pociągnęła głośno nosem i otarła łzy wierzchem dłoni.
- Dz-dziękuję...
Ruda niewiele myśląc wstała. Zdjęła pergamin z półki i wyjęła kałamarz z szafki. Ignorując pytania Hermiony (Co ty robisz?), chwyciła pióro i nabazgrała parę słów. Zupełnie nie zastanawiała się nad treścią. Po prostu pisała. Adresując list, przy nazwisku Malfoy dopisała czyli durny egoista.
- No. Teraz mi nie podskoczy. - stwierdziła z dumą, przywiązując list do puchacza. - Razem damy radę.
Stworzenie oderwało się od biurka, zadrapując jego brzeg pazurami. Z głośnym trzepotem skrzydeł puchacz wyleciał z pokoju.
- Wiesz, że cię kocham, Ginny?
Ruda usiadła znów koło niej na podłodze. Mimo, że wiatr ciągnął od otwartego okna, a podłoga była wilgotna po ostatnim odstraszaniu kornikowców zimowych, nie przeszkadzało im to. Po prostu chciały objąć się jak najmocniej.
- Wiem, Hermiono. Wiem.
* - Lifehouse "First Time". Tekst urzekł mnie zupełnie, ale piosenka, szczerze mówiąc, nie podoba mi się.
** - 'uwielbiam' po francusku.
***
- Jula & Fab, "Ile zła". xd Niestety ostatnio słucham
niektórych polskich kawałków. Xd
44. GDZIE JESTEŚ,
KIEDY CIĘ NIE MA?
Pusty odgłos stykających się sztućców. Ciche, miarowe tykanie zegara. Nerwowe stukanie wysokich obcasów pod stołem.
Zupełnie nic nie miało znaczenia. Ani piętrzące się stosy podarków pod choinką, ani bogato zastawiony stół. Po prostu nie miał ochoty rozpakowywać setek bezużytecznych przedmiotów i obżerać się z samego rana. Może kiedyś sprawiłoby mu to uciechę. Może kiedyś z wytęsknieniem czekałby na poranek aby zjeść świąteczne śniadanie i odnaleźć prezenty pod drzewkiem. Ale nie teraz.
Nie, kiedy w głowie Malfoya wciąż tkwiła ona.
Hermiona Granger.
- Wciąż myślisz? - przerwała ciszę jego matka, Narcyza.
Draco kiwnął głową.
Kobieta niewiele myśląc położyła dłoń na jego ramieniu, ale on trącił nim delikatnie i odsunął się na krześle. Narcyza zabrała rękę, żałując, że w ogóle ją wyciągnęła i westchnęła.
- Słuchaj, wiem, że ci ciężko... Ale...
- Tak, tak, to istny zaszczyt mu służyć, już to słyszałem - odparł Malfoy głosem ociekającym ironią. - Wspaniały przepis na życie, hę? Zdradź swoich najbliższych, a będziesz miał zapewnione bezpieczne życie.
- To nie tak - powiedziała Narcyza cicho. - Draco... Spróbuj zrozumieć nasze położenie. Lucjusz...
- Nigdy o nim nie wspominaj - wycedził Draco, przerywając matce. - Nigdy. Rozumiesz? To, co po sobie zostawił tylko spieprzyło moje życie.
- On chciał żebyś żył godnie...
- Godnie. Godnie? - powtórzył z kpiną w głosie. - Wolałbym nie żyć wcale. Nie rozumiesz tego? Pierwsza dziewczyna, którą...
- I na pewno nie ostatnia! - odparła Narcyza, starając się nie okazywać ogarniającej jej irytacji. - W końcu to tylko zwykła szlama...
- A co ty o tym wiesz?! - warknął Ślizgon, wstając.
- O wiele więcej niż ci się wydaje. A teraz usiądź i nie zachowuj się jak dziecko - Kobieta popatrzyła na niego łagodnie, wskazując dłonią krzesło.
- Nie jestem głodny. Wychodzę.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Draco miał wrażenie, że ta chwila nigdy nie minie, chciał stąd się wyrwać, daleko, po prostu jak najdalej od jej palącego wzroku... Z dala od pytań, od tych irytujących pytań, na które nie potrafił odpowiedzieć... Z dala od marnych prób pocieszenia.
- Wiedz, że jeśli stąd wyjdziesz... Możesz już nie wracać - powiedziała, a głos jej zadrżał.
- W takim razie idę się spakować.
Malfoy odrzucając jasne włosy z czoła, odszedł od stołu. Tak bardzo przypominał matkę, gdy odgarniał blond kosmyki z twarzy...
- Kochanie, proszę cię... - Narcyza wstała, przewracając krzesło i ruszyła szybko za synem. - Proszę, zostań, nie miałam tego na myśli...
- A mi się wydaje, że dokładnie tego chcesz. Abym się wyniósł i nigdy nie sprawiał ci więcej kłopotów! - warknął Draco, wchodząc po schodach na górę. Pokonywał stopnie niemalże w biegu, chcąc wyjść z domu jak najszybciej. Aby przestać sprawiać ból matce, móc nie patrzeć na jej twarz, odnaleźć spokój...
Gdyby tylko pomyślał, że odejściem sprawi jej jeszcze większe cierpienie...
- Jak możesz tak mówić?! Całe życie haruję, staram się, Lucjusz...
- NIE MÓW MI NIC O TYM CZŁOWIEKU! - ryknął Ślizgon. - Rozumiesz?! Mam gdzieś to co ojciec robił za życia i mam gdzieś to, co próbujesz mi powiedzieć - wydyszał wściekle. - Wychodzę. Wyjeżdżam. Nie wiem dokąd, może po prostu wrócę do Hogwartu...
- Hogwart to nie jest twój dom, Draco! - krzyknęła Narcyza, a Draco zatrzasnął jej drzwi do pokoju przed nosem. Westchnęła i wzięła głęboki oddech. - Musisz w końcu zrozumieć, że nauczyciele nie zastąpią ci rodziny, a ta cała Granger i jej Potter nie...
- Nie mów tak o nich do jasnej cholery!
- Nie odzywaj się do mnie takim tonem! - wrzasnęła, otwierając drzwi. Czując ogromny ból w sercu, patrzyła jak jej syn pakuje byle jak rzeczy do kufra i kopie wszystkie napotkane przedmioty na swojej drodze. - I nie przerywaj mi w połowie zdania!
- Po kimś się tego nauczyłem - odwarknął, zgarniając książki na wrzucone do kufra ubrania. - Może po mamusi?
- Draco, przestań... Zachowaj się raz w życiu jak dorosły...
- Możesz zrozumieć to, że zawsze musiałem się zachowywać jak dorosły?! Decyzje, decyzje, decyzje! - wściekłość jaka go ogarnęła była nie do opisania. Zatrzasnął kufer i zgarnął do portfela wszystkie pieniądze, które leżały na łóżku. - Aha, i jeszcze raz dziękuję za prezent! Naprawdę, pieniądze to nie wszystko, czemu nie możesz tego pojąć?!
- Myślałam, że lepiej będzie, jeśli sam sobie coś kupisz i...
- TO ŹLE MYŚLAŁAŚ! - ryknął, wsuwając portfel do tylnej kieszeni spodni.
- Przecież dostałeś tyle prezentów od...
- MAM GDZIEŚ TE WSZYSTKIE PREZENTY!
Nie patrząc na nią, narzucił na siebie kurtkę i włożył adidasy.
- Wyglądasz jak mugol... - szepnęła Narcyza, czując jak do oczu napływają jej łzy. - Ubierz się chociaż jak na czarodzieja przystało...
Minął matkę bez słowa, dopiero na dole schodów powiedział:
- Przykro mi, że sprawiam ci ten ból, ale chcę też żebyś wiedziała, że zadałaś mi go o wiele więcej.
- Draco...
- Tak, tak, rany i ból. Zmusiłaś mnie żebym był Śmierciożercą przez tę głupią przysięgę!
- Wieczystą... - szepnęła ze łzami w oczach Narcyza, schodząc po schodach. - Draco, ja musiałam... Ojciec...
- Mam gdzieś to, czego chciał ten człowiek, nie musiałaś składać żadnej przysięgi, ani jemu ani Voldemortowi...
- DLA CIEBIE CZARNEMU PANU, DRACO! - wrzasnęła wściekle kobieta, a po policzkach spływały jej łzy. - To dzięki niemu jeszcze żyjemy, mamy dom, wciąż znaczymy coś w Ministe...
- Mógłbym nie żyć, mógłbym być bezdomny i bezrobotny, ale wolałbym umrzeć ze świadomością, że kocham i jestem kochany... - powiedział cicho Malfoy, otwierając drzwi wejściowe. - Przykro mi, ale... Nie wrócę tu już. Nigdy.
- Draco... Jeśli naprawdę ci na niej zależy... - matka przerwała na chwilę i wbiła wzrok w podłogę. - Ona wciąż żyje, ale nie zostało jej wiele czasu... - szepnęła. - Umrzecie oboje - podeszła parę kroków w stronę syna. - Jeśli się za nią wstawisz...
- Umrę za nią, jeśli trzeba będzie!
Narcyza zamarła w połowie drogi od schodów do drzwi. Patrzyła się na niego oniemiała.
- Kochasz? TY kochasz?! Szlamę?! - wybuchła histerycznym śmiechem. - Skarbie, ona nic nie znaczy! To pusta, przemądrzała...
- Nie jest taka, NIE ZNASZ JEJ!
Zapadła cisza, może było to dziesięć sekund, a może pół godziny. Żadne się nie odezwało. Mierzyli się spojrzeniami jakąś chwilę, w końcu Narcyza nie wytrzymała, spuściła wzrok. Łzy obficie skapywały jej z podbródka na sukienkę i podłogę.
- Pamiętaj...
- Wychodzę.
I wyszedł, nie oglądając się za siebie.
A potem już tylko rozległ się cichy szloch matki z rozdartym sercem i oddalające się kroki.
************
Wszedłem do Dziurawego Kotła, próbując się nie krzywić. Obskurne pomieszczenia, obdrapane ściany, niedomyte szklanki na stołach, które chybotały niebezpiecznie...
"Kapitalnie" - Podszedłem do lady, próbując nie patrzeć na to wszystko, a skupić się jedynie na garbatym barmanie.
- Eeee... Chciałem pokój... Wynająć... - sięgnąłem ręką do kieszeni, szukając pieniędzy.
- Na ile nocy? - spytał mężczyzna, krzywiąc się dziwnie. A może usiłował się uśmiechnąć? Kto to wie.
- Jedną - odparłem z irytacją. Kto chciałby spać tutaj dłużej? - Mam też pytanie - dodałem ciszej, wykładając galeony na zakurzoną ladę.
- Słucham?
- Czy Błędny Rycerz zawozi do Hogwartu? - spytałem, starając się aby pytanie zabrzmiało zdawkowo.
Barman zmierzył mnie krótkim spojrzeniem i wykrzywił się jeszcze bardziej. Zmarszczki na jego czole pogłębiły się. Fu. Nie miałem ochoty dłużej patrzeć na tę twarz.
- Nieudane Święta, hę? - a potem jego wywód na temat Świąt, jakie spędził kilkaset lat temu z jakimiś tam naprawdę interesującymi ludźmi i miliony powodów, dla których te Święta mu się nie udały... trwał może z pół godziny.
Ale poranek można zaliczyć do udanych.
Nie chciałem mu przerywać, ale w końcu trzeba było. Grzecznie podziękowałem i szybko pobiegłem na górę, chcąc oddalić się od tej meliny.
Cóż, nie był to apartament, ale przynajmniej było tu lepiej niż na dole. Obrzydliwa tapeta, zgniłozielona w jakieś żółte zawijasy, pogryzione zasłony, ale za to łóżko było czyste, a szafki i podłoga poodkurzane. Krzywiąc się padłem na łóżko. Co ja właściwie sobie myślałem?
Sam już nie wiem. Wszystko jest tak pokręcone...
Ojciec umarł, matka nic nie rozumie, wszyscy chcą abym był tym pokrętnym sługusem Czarnego Pana... Taa, oni sądzą, że to dla mojego dobra. Ja jestem natomiast pewien, że nikt nie chciałby być na moim miejscu.
I do cholery coś przerwało moje rozmyślania. Najpierw coś tchnęło mnie żebym podszedł do drzwi, że może przez jakiś niesamowity zbieg okoliczności wejdzie tu Hermiona...
Złudna nadzieja. W okno pukał mój puchacz.
List! Zupełnie bym zapomniał, że wysłałem jej prezent. Perfumy... Cóż, połowa kieszonkowego poleciała, ale chyba było warto. Nie żebym chciał przekonywać ją prezentami. Mogę się tylko założyć, że ilekroć skropi tymi perfumami szyję, pomyśli właśnie o mnie...
Oderwałem kopertę od nóżki puchacza, nie bawiąc się w rozwiązywanie supłów. Jak najszybciej chciałem zobaczyć jej pismo, łzy odciśnięte na pergaminie, a może wyobrazić sobie, jak pisała list trzęsącą się ręką ze zdenerwowania...
Taaa, to zdecydowanie nie było jej pismo. Cholera jasna, kto więc?!
Do cholery jasnej.
Nie będę się z Tobą dłużej cackać.
Mam dość tego, że ranisz Hermionę, znikasz bez żadnego słowa, a potem pojawiasz się z całym zasobem słów, przez które ona płacze po nocach.
Jestem pewna, że tej nocy nie prześpi spokojnie.
Wiesz, do cholery, przez kogo?!
Tak, durniu pieprzony.
Ty, Ty, Ty!
Ty zresztą godzien nie jesteś aby pisać Twoje imię z wielkiej litery.
Tak więc.
Nie pozwolę już jej zranić. Nie dopuszczę cię do niej nawet na krok.
Tak, ciebie.
Ciebie z małej litery. Ciebie, ciebie, ciebie, ciebie.
Nie szanuję cię, przykro mi. Ale kto by miał szacunek do kogoś takiego jak ty?! Fałszywy, nędzny hipokryto?!
Pozdrawiam. Serdecznie.
I krzyżyk na drogę!
Weasley, pomyślałem od razu. Bo kto inny? Pewnie broni "swojego", w końcu Potterek szmaterek ma tą rudą... O. A może ona? Skąd miałem to wiedzieć...
Nie mam pojęcia zielonego, czyje to pismo. Nigdzie go nie widziałem i nie mam zamiaru. Bo szczerze mówiąc, od listu wiało takim... Lekko podirytowaniem w moim kierunku.
Cholera...
Spojrzałem w okno, ale przed oczami miałem tylko ją. Jej oczy pełne bólu, patrzące gdzieś w bok. I ta ciemność. Ta zatęchła cela, w której musiałem ją umieścić... Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co przeżywała, gdy leżała tam prawie całe dwa dni. Nie widząc nic, żadnego światła, chociażby cienia nadziei.
Przecież nie mogłem pozwolić, żeby ją zabili.
Nie mogłem dopuścić żeby zrobili coś matce.
No i ja. Boję się śmierci. Jestem za młody, tak wiele przede mną... A ta przysięga. Pieprzona przysięga. Czemu to wszystko takie trudne?
Zamknąłem oczy. I ujrzałem jej twarz, roześmianą, z rumieńcami na policzkach. Włosy okalały jej twarz, lśniące grube pukle, pachnące kwiatowym szamponem... I te perfumy. Jaśminowe? Nigdy nie zapomnę jej zapachu.
Jak oni mogli w ogóle sądzić, że potrafię być bez niej szczęśliwy?
Hermiono... Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?
************
`Kiedy odchodzisz - liczę, ile kroków już stawiłeś
Czy widzisz jak mocno cię potrzebuję?
Gdy cię nie ma
Każdy kawałek mojego serca za tobą tęskni
Gdy cię nie ma
Twarz, którą znam też za tobą tęskni
Gdy cię nie ma
Słowa, które chcę usłyszeć by przebrnąć przez dzień
I czuć się dobrze
To „Tęsknię za tobą”...`*
Myślałam, że będę silna. Że pokonam tęsknotę, jak coś, co z łatwością się pokonuje. Jak krawężnik na chodniku, omijany jednym krokiem. A tu niespodzianka. To nie jest jak krawężnik. Tylko świadomość, że powietrze, bez którego nie potrafisz funkcjonować... Odpłynęło.
Widzisz, jak przez ciebie cierpię? Dlaczego tak bardzo chciałabym usłyszeć słowa, te kilka słów? "Brakuje mi ciebie"... "Tęsknie za tobą"...
Te dni w ciemności, dni, których nawet nie potrafiłam zliczyć, w których każda sekunda wlokła się jak minuta, minuta jak godzina, a godzina jak wieczność... A wiesz dlaczego? Bo wiedziałam, że to przez ciebie. Wiedziałam, że ciebie przy mnie nie ma. Że oszukałeś mnie, a klucz do mego serca wyrzuciłeś, jak zużytą, zbędną zabawkę, a drzwi do serca zostawiłeś niedomknięte...
Moje serce to nie jest zabawka. Nie jestem kolejną łatwą panienką. Nigdy nie byłam.
Brakuje mi ciebie. Tak bardzo. A łzy, które spływają... Nawet już ich nie liczę.
Gdybyś był koło mnie nie pozwoliłbyś mi płakać.
Przytuliłbyś i złapałbyś łzy, zanim napłynęłyby do oczu.
Wszystko co robię, wszystko na co patrzę, przypomina mi o tobie. Niczym cień, kroczysz za mną, w każdym momencie chłonę twą obecność przerywanymi oddechami.
Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?
*
- Avril Lavigne, When you're gone, polskie tłumaczenie
45.
BOISZ SIĘ MIŁOŚCI, PRAWDA?
- Wracam do Hogwartu.
Hermiona naprawdę próbowała na nich nie patrzeć, zamykając kufer. Czuła dziwne poczucie winy gdzieś w środku, że zostawia przyjaciół a sama wraca do szkoły.
Nastała pełna napięcia chwila ciszy. Ron uparcie wbił wzrok w podłogę. Harry patrzył na przyjaciółkę z powątpiewaniem i nie mogąc znieść tej chwili milczenia odezwał się pierwszy:
- Długo nad tym myślałaś? Przecież nikt stąd cię nie wygania.
- Ja wiem, wiem - odparła Gryfonka i westchnęła, siadając na łóżku. - Ale spakowałam się już i to moja ostateczna decyzja. - Poklepała rączkę od kufra, który stał obok łóżka i uśmiechnęła się słabo do przyjaciół. - Obiecałam rodzicom, że nie będę siedziała w Norze do końca Świąt...
- Ale oni przecież wyjechali. A moim rodzicom nie przeszkadzasz - jęknął Rudzielec, przewracając oczami. - Możesz zostać, naprawdę, to nie jest kło...
- Jest kłopot, twoja mama już dosyć się napracowała. A rodzice chcieli żebym naprawdę dobrze przygotowała się do Okropnie Wyczerpujących...
- Przecież Owutemy są dopiero w przyszłym roku! - Ron znów spojrzał w sufit. - Od kiedy tak bardzo chcesz się uczyć?
- Zawsze się dobrze uczyłam - fuknęła Gryfonka, wstając. - i przez żadnego głupiego, nadętego, egoistycznego...
Zastanawiając się nad następnymi malowniczymi epitetami ruszyła w stronę drzwi.
- Może nadszedł czas, żebyś jednak z nim porozmawiała?
Dziewczyna stanęła w połowie drogi do drzwi. Miała dziwne wrażenie, że podłoga jest jakaś inna, a droga którą pokonała od łóżka niezmiernie długa.
- Nie chcę z nim rozmawiać - powiedziała cicho, wbijając wzrok w podłogę. - Już dość.
Ron przez chwilę walczył z samym sobą.
- Ale... Ty go kochasz - odrzekł cicho, zamykając na chwilę oczy. - Widzę to. Gdy widzisz, że się oddala to coś tam psuje się w środku a gdy widzisz jak jest blisko, a wiesz, że nigdy nie będzie twoja... To znaczy... Twój... - zamilkł i spojrzał na swoje stopy.
- Och, Ron... - Gryfonka pokręciła głową i czując, że nadszedł stosowny moment aby wyjść z pokoju dodała: - Spotkamy się w Hogwarcie.
************
Zobaczył ją. To na pewno była ona. Widział burzę skręconych, splątanych włosów, które mógł rozpoznać wszędzie. Ciągnęła za sobą kufer, który dygotał niebezpiecznie na nierównościach chodnika. Chciał do niej podejść, pomóc, wszystkie bagaże i problemy zrzucić na swoje barki. Ale zniknęła w wejściu na dworzec.
Czemu wraca do Hogwartu? Czy nie powinna spędzać świąt z rodziną? Albo chociaż z Potterkiem? Skrzywił się, uciszając swego czarnego puchacza, który ni stąd ni zowąd zaczął łopotać skrzydłami o pręty klatki i głośno huczeć.
- Zamknij się - syknął, przekraczając wejście na dworzec.
Odrzucił jasne włosy niedbale i rozejrzał się w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Ale ona zniknęła.
Wsiadając do Express Hogwartu wciąż o niej myślał. W końcu ktoś taki jak ona, kto ma te szczęście, że posiada normalną rodzinę i normalnych przyjaciół... Nie powinien spędzać Świąt w szkole.
I ta wolność, możliwość podejmowania własnych decyzji. A nie przymus zdradzania tych, których się kocha. Zazdrościł jej wszystkiego.
Przełknął ślinę, czując że pieką go oczy. Wrzucił kufer na górę i usiadł koło okna. Starając się nie myśleć o niczym utkwił wzrok gdzieś w oddali za szybą, ale nie widział ani drzew ani oddalających się domów. Przed oczami miał jej uśmiech, który zawsze powodował, że sam chciał się uśmiechnąć; jej oczy pełne blasku, które napawały go szczęściem... Zamknął oczy ale nawet wtedy nie mógł się wyzbyć Hermiony ze swojej głowy.
Chciał, żeby podróż minęła jak najszybciej, aby mógł wyjść i jak najszybciej ją odnaleźć. Chciał jedynie spojrzeć na jej twarz. W jej orzechowe oczy. Poczuć na swych palcach uścisk jej dłoni.
Naprawdę chciał, żeby podróż minęła jak najszybciej, ale czas jakby zwolnił swoje tempo, drwiąc z jego bezradności. To takie zabawne. Są w życiu czasem takie chwile, że czegoś pragniesz z całej siły ale nie masz żadnego wpływu gdy to się oddala.
"Weź się za siebie!" - pomyślał, gdy pociąg zaczął zwalniać a za oknem przewijały się znajome obrazy. Naprawdę łatwo to sobie powiedzieć. Ale co zrobić?
Póki co, Hermiona raniła go swą obojętnością. Poczuł dziwną falę chłodu. Chciał już być na peronie, czym prędzej wysiąść. Ale czas nie przyspieszył swego biegu. Ze stoickim spokojem mijał tak jak zawsze. I mimo tego, że rani; że czasem wbrew twojej woli płynie zbyt szybko, a gdy chcesz by już minął idzie powolnym krokiem... Nic na to nie poradzisz.
Uzależnił się od Hermiony, jak człowiek może uzależnić się od nikotyny. Z każdym dniem kochał ją mocniej, pragnął jej bardziej. Z jej uśmiechem świat nabierał barw, bez niej tracił całkiem swój kolor. Chciał by zawsze była przy nim i nigdy jej nie zabrakło. Coś jak miłość.
************
Z zamyślenia oderwał Hermionę pisk pociągowych hamulców. Wyjrzała zza okno, a na jej twarzy zakwitł uśmiech. Nie ma to jak Hogsmeade.
- Wingardium Leviosa - machnęła różdżką w stronę kufra, nie przestając się uśmiechać.
Niemalże w biegu wysiadła na peron. Zachodzące słońce rozlewało swe promienie na zatłoczonym dziedzińcu, muskało ją delikatnie po twarzy. Powoli, powoli chowało się za domkami miasteczka, a ludzie zaczynali rozchodzić się do domów. Gryfonka jeszcze raz rozejrzała się po peronie, ale niewiele Hogwartczyków wysiadło z expressu. W końcu jednak jeszcze są Święta.
Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę najbliższego powozu. Zastanawiając się, jak dokładnie wyglądają testrale i czy warto być przy czyjejś śmierci aby ujrzeć te upiorne stworzenia, wsiadła do powozu.
Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy drzwi otworzyły się.
Stał w nich Malfoy.
- Wolne? - spytał z tym swoim drwiącym, jakby przyszytym do twarzy uśmieszkiem.
Hermiona z irytacją rozejrzała się po pustym przedziale.
- Ślepy jesteś? Jest pusto.
- Chciałem tylko...
- To zastanów się, zanim zadasz kolejne ze swych mądrych pytań.
Draco przewrócił oczami i usiadł na wprost dziewczyny. Ta uparcie wbiła wzrok gdzieś za szybą.
- Hermiono... - odchrząknął chłopak. - Musimy porozmawiać. M u s i m y.
Dziewczyna westchnęła.
- Jeśli odczuwasz jakąś wewnętrzną potrzebę rozmowy, nie krępuj się, jestem do dyspozycji - odparła, nie odwracając wzroku od okna. - W każdym razie nie poruszaj tematu, który dotyczył by nas, mnie, śmierciożerców, twoich rodziców lub moich przyjaciół. Jasne?
- Wymieniłaś wszystko to, co chciałem właśnie poruszyć - prychnął Ślizgon. - I nie obchodzi mnie to, że nie chcesz słuchać, bo ja muszę ci to wszystko powiedzieć.
Gryfonka nie zastanawiając się długo wyciągnęła różdżkę z kieszeni szaty i wycelowała prosto w twarz chłopaka.
- Jedno słowo, a trafię cię czymś naprawdę okropnym...
- Wal śmiało. To na pewno lepsze od wszystkiego, co do tej pory przeszedłem.
- Jesteś niemożliwy, Malfoy.
- A ty niesamowicie uparta, Granger.
Patrzyli się na siebie przez chwilę, aż w końcu Hermiona cofnęła rękę a różdżkę położyła koło siebie.
- Mogę najpierw ja zadać ci pytanie?
- Proszę bardzo - odparł Draco, rozsiadając się nonszalancko na wszystkich trzech siedzeniach.
- Czemu wracasz na Boże Narodzenie do Hogwartu?
Zacisnął pięści i wycedził:
- Nienawidzę mojej matki. Więc wróciłem. Proste i bardzo sensowne.
- Och tak, rzeczywiście - Hermiona patrzyła na niego, marszcząc brwi. - Zostawiłeś swoją jedyną rodzinę samą na Święta w domu? Tyle przeżyła, najpierw...
- Nie wspominaj o ojcu. Jego też nienawidzę.
Powiedział to z takim spokojem, że zamilkła.
- Kochasz ich bardziej niż ci się wydaje - powiedziała po chwili i znów utkwiła wzrok gdzieś za szybą.
- A ty, mądralo? Czemu wracasz na Święta do szkoły? Chcesz przyszykować się do Owutemów? - zadrwił.
- Właśnie tak, Malfoy. Właśnie tak.
Prychnął, nie ukrywając irytacji.
- Od kiedy tak dobrze się uczysz?
- Zawsze dobrze się uczyłam. Dopiero TY to zepsułeś.
Ślizgon uśmiechnął się i odrzucił włosy z czoła.
- Taaa?
- Taaa.
- Niby dlaczego? - uśmiechnął się jeszcze szerzej, wstając i zajmując miejsce koło niej.
- Pamiętaj, mam koło siebie różdżkę - warknęła, nawet na niego nie patrząc.
- A ja myślę, że nie będzie nam potrzebna... - powiedział cicho, przysuwając się do jej szyi.
Hermiona poczuła jego ciepły oddech na swojej skórze i przeszył ją dziwny dreszcz. Zamknęła oczy i po chwili zdała sobie sprawę, że Draco wodzi ustami po jej szyi, a opuszkami palców przesuwa delikatnie po jej policzku. Z jednej strony bardzo pragnęła, aby jego usta znalazły się bliżej jej twarzy i ust, ale rozsądek mówił zdecydowanie co innego. W końcu pewnym ruchem odepchnęła go od siebie.
Blondyn spojrzał na nią, podnosząc jedną brew w górę.
- Coś nie tak?
- No raczej, Malfoy - prychnęła wściekle dziewczyna. - Jesteś bardzo inteligentny, naprawdę, że to zauważyłeś. Najpierw zakładasz się o mnie, później rozkochujesz, później próbujesz zabić a teraz, po długiej przerwie, znów uwodzisz?
- Zbyt dużo słów dla kogoś takiego jak ja... - wymruczał, ponownie się do niej przysuwając. - Ale sama przyznałaś, że uwodzę. "Znów".
- Nie przeginaj! - warknęła, sięgając ręką po różdżkę.
Draco uśmiechnął się szeroko, gdy zmarszczyła czoło.
- Gdzie różdżka? - wycedziła ze zmrużonymi oczyma Hermiona.
- Oddam ci jeśli mnie wysłuchasz.
- Nie muszę cię słuchać. Mogę pójść do Dumbledore'a i powiedzieć, że pewien nadęty Ślizgon zabrał mi różdżkę. Nie powtórzę błędu z początku roku. I kto wtedy będzie górą?
Draco westchnął, milczeniem przyznając jej rację. Oddał różdżkę bez słowa, a gdy powóz zatrzymał się, wziął swoje rzeczy i po prostu wyszedł, nawet na nią nie patrząc.
Hermiona patrzyła za jego oddalającą się sylwetką, próbując za nim nie krzyczeć. Zapięła płaszcz aż pod samą szyję i starając się na niego nie patrzeć ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
W tym odstępie doszli pod samą bramę Hogwartu, aż w końcu nie wytrzymała i wydarła się:
- Czekaj!
Malfoy uśmiechnął się pod nosem ale nie zwolnił kroku.
- Dra... Malfoy, czekaj...
Dogoniła go dosyć szybko i chwyciła mocno za ramię.
- Słuchaj, ja...
Ale Ślizgon nie chciał słuchać. Ze swoim drwiącym uśmieszkiem stanął, odwrócił się do niej przodem i nie zastanawiając się długo, przytknął delikatnie swoje usta do jej warg.
Zaskoczona otworzyła szeroko oczy. Była to chwila, zaledwie ułamek sekundy, gdy chciała sięgnąć po różdżkę, ale jej ręka jakby sama zmieniła swój tor i wylądowała na jego ramieniu, podczas gdy drugą objęła go w pasie. Kolejna sekunda, zupełne oddanie się przyjemności, moment w którym uczucia wzięły górę nad rozsądkiem. Nie wiedziała dlaczego to robi, milion krzyków w jej głowie nie dawało spokoju, skotłowane myśli pulsowały przy skroni.
W końcu Hermiona oderwała się, czując wciąż na ustach posmak jego warg.
- To są twoje wyjaśnienia?
- Część - przyznał z uśmiechem. - Tylko nie mów, że...
- ...Mi się nie podobało? - weszła mu w słowo, kierując wzrok ku niebo. - Tak, znam tę śpiewkę. A teraz migiem, odnosisz walizkę i spotykamy się na dziedzińcu transmutacji. Jasne?
- Słuchaj, ja wiem, że ciężko ci...
- Po prostu odnieś bagaże - odparła. - I szybko na dziedzińcu - dodała, odchodząc w przeciwną stronę.
************
Wychodząc na dziedziniec cała zesztywniała. Było pusto, co było dziwne nawet jak na Hogwart podczas Świąt. Biała, puchowa pierzyna pokrywała niemalże całą ziemię a śnieg skrzył od jasnych promieni słońca, że aż bił od niego blask. Stanęła z butami w śniegu, pocierając dłonie o siebie i rozglądając się na boki.
W końcu z drzwi naprzeciwko wybiegł Malfoy. Przez chwilę poczuła dziwną frustrację, że nie widać po nim najmniejszego śladu, że dopiero co biegł. Jemu włosy nie kręciły się, twarz nie rumieniła, nigdy nie widziała na jego czole kropel potu. Był po prostu bóstwem, sprawiał wrażenie jakby nic nie sprawiało mu wysiłku. Ideał, ideał, ideał.
Otrząsnęła się i zrobiła krok w przód.
- Zdecydowałam się ciebie wysłuchać... A ty się spóźniasz?
- Zastanawiałem się tylko jak to wszystko powiedzieć - odparł cicho, podchodząc do niej. Jednak nie nachalnie, nie blisko. Zostawił jej kilka kroków odległości od siebie, dając jej swobodę. - I stwierdziłem, że to i tak nie ma sensu. Nie znam tylu słów. Zielonego pojęcia nie mam, jak wszystko wyrazić w słowach, całego siebie i wszystko to, co skrywa się gdzieś tam na samym dnie mojego pieprzonego ja.
- Możesz zawsze spróbować - szepnęła, podchodząc krok w jego stronę.
Ten jedynie uśmiechnął się i sam postąpił kawałek do przodu.
- Więc może zacznę jak najprościej. - wziął głęboki wdech i zaczął cicho: - Pewien palant, ale niesamowicie przystojny, wiesz... - (Hermiona cicho prychnęła) - ...założył się z jeszcze głupszymi palantami o pewną świetną dziewczynę. Ale... - zamilkł, jakby szukając słów. - Później wszystko zepsuł, zakład stał się nieważny, bo jemu zaczęło zależeć. - popatrzył jej w oczy, jednak ona odwróciła wzrok. - Owszem, wszystkie słowa jakie do niej powiedział nie były jego autorstwa a wszystkie romantyczne zagrania, zupełnie nie w jego stylu, podpowiadał mu kolega, najgorszy palant - przyznał i skrzywił się, wspominając Blaise'a. Znów westchnął i ciągnął spokojnie: - I cóż, jakoś stało się... Odkryła prawdę... Nie chciała... A może nie mogła?... W nic uwierzyć. Cóż. Ale jemu naprawdę zależało. - przerwał na chwilę, nie będąc pewnym czy wszystkie te słowa wyszły właśnie z jego ust. Były to jego własne słowa kierowane gdzieś z głębi siebie, szczera prawda, bez żadnych ubarwień, zbędnych ozdobników. Szczera, może nawet i bolesna ale przynajmniej prawda. - A później cała zgraja Śmierciożerców kazała mu ją porwać - zaczął ponownie. - Nie wiedział dlaczego, po prostu musiał to zrobić. Dlatego, że... - zamilkł i spojrzał gdzieś w bok. - Powiedzieli, że mnie zabiją. Zrozum, ja musiałem. Ja...
Ale Hermiona pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach.
- Jestem taki młody! - usprawiedliwiał się Draco, chwytając dziewczynę za ramiona. - Naprawdę bałem się śmierci... Tak, jak niczego innego.
Gryfonka spojrzała na niego, czując, że oczy zachodzą jej łzami.
- Ty... Ty tchórzu.
- Ja... Musiałem to zrobić, żeby później cię uratować!
- Gdybyś mi to wszystko wcześniej powiedział... Jakoś dalibyśmy radę! - powiedziała a ręce jej drżały.
- Musiałem to zrobić! Zabiliby mnie, Hermiono!
- Wolałabym oddać życie niż poświęcić kogoś z moich przyjaciół! - warknęła z oczami pełnymi łez. - A ty wolałeś żyć. Żyć sobie w szczęściu, wiedząc, że zawsze będziesz żył. Bo masz za sobą całą armię Śmierciożerców. Wygodne, co?
- Ale... - Draco przysunął się do niej, nic nie rozumiejąc. Tak bardzo chciał żeby mu uwierzyła. Wtedy wszystko wróciłoby na miejsce. - To nie tak... Ja musiałem!
- Wszystkie te słowa... Wszystkie momenty, pocałunki, prezenty... - Hermiona cofnęła się i spojrzała gdzieś na swoje buty. - To wszystko Blaise. On tobą kierował. Nigdy nie pojąłeś znaczenia tych słów!
- Owszem, mówiłem je do ciebie ale ich znaczenie nie było do ciebie kierowane.
- Widzisz...
- Ale to było dawno! - krzyknął, przerywając jej. - Teraz z ręką na sercu mógłbym powtórzyć wszystkie te słowa w twoją stronę, w dosłownym i przenośnym ich znaczeniu!
- Nie potrzebuję ani twoich przyrzeczeń ani ciebie. - ze łzami w oczach dziewczyna odwróciła się i odeszła, chwiejąc się na nogach.
Malfoy wsunął ręce do kieszeni i patrzył za odchodzącą dziewczyną, czując jak mokre i zlepione spadającym śniegiem włosy przylepiają mu się do czoła.
- Wiązała mnie Śmiertelna Przysięga! Gdybym jej nie wypełnił, zginąłbym!
Zatrzymała się tuż przed drzwiami z ręką na klamce. Niepewnie cofnęła dłoń, jednak nie obróciła się i wciąż milczała.
Dlaczego nie mogła zrozumieć jego tak trudnej sytuacji? Łatwo powiedzieć komuś o poświęceniu; komuś, kto z całej siły walczy o swoje życie. Ale... Czy naprawdę łatwo jest poświęcić całego siebie dla życia innej osoby, nawet ukochanej osoby? Czy każdy może powiedzieć z ręką na sercu, że w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa właśnie tak by postąpił?
Chłopak podbiegł do niej. Objął mocno, jakby chciał nigdy jej nie wypuścić i szepnął:
- Proszę... Postaw się w mojej sytuacji. Musiałem to wypełnić.
- Śmiertelna Przysięga? - spytała dziwnie drżącym głosem Hermiona. - My... Myślałam, że ją wycofali... Ale ja byłam pewna, że... Czytałam o tym!
- Śmierciożercy wciąż się tym posługują. - Malfoy zamknął oczy. - Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? Nie masz żadnego określonego terminu. Po prostu musisz to zrobić. Jeśli będziesz miał najmniejsze wątpliwości co do wykonania zadania... Po prostu... To po prostu...
- Umierasz... - szepnęła. - Powoli, tak jakby ktoś cię dusił...
- Więc błagam... Robiłem wszystko co mogłem, opóźniałem, byleby ktoś tylko cię uratował...
- Słuchaj. - Hermiona oderwała się od niego i poczuła, że po policzkach spływają jej łzy. Nie potrafiła dłużej ich skrywać. - Ja... Wierzę ci naprawdę...
- Wierzysz? - Jego oczy rozbłysły i po raz pierwszy widziała w nich coś... Coś innego. - Słuchaj... Nie płacz, wynagrodzę ci to wszy...
- Nie, Malfoy - przerwała mu, odsuwając się o krok. - To, że ci wierzę nic nie zmienia... - skłamała cichym tonem. - Nic.
Draco nie odezwał się. Zmarszczył czoło i patrzył na nią w milczeniu.
- Bo... - przełknęła ślinę, brnąc dalej. - ...nie czuję do ciebie tego, co wcześniej. I... Ja...
Nie potrafiąc ciągnąć dalej sieci kłamstw, zamknęła oczy i pozwoliła łzom swobodnie spłynąć po policzkach.
- Kłamiesz - odezwał się w końcu Malfoy, nawet na nią nie patrząc. - Nie chcesz się przyznać. Jak zwykle.
- Do czego przyznać?
Zaklął głośno.
- Do tego, że mnie kochasz, Hermiono!
- Bo nie kocham! - krzyknęła histerycznie, niemal dławiąc się łzami. - Nie znaczysz już dla mnie tyle, co wcześniej! Nie jesteś tą samą osobą, zrozum...
- A ty znaczysz dla mnie bardzo wiele. Jeśli to teraz zaprzepaścisz... Nie będzie powrotu - syknął, a jego oczy, dopiero co pełne blasku, na powrót stały się zimne i niedostępne.
- Nie chcę do c-ciebie wracać już n-nigdy więcej... - zatrzęsła się, chlipiąc. Nie chciała mu pokazać, jak bardzo cierpi; nie chciała okazywać swojej słabości w postaci tych małych przeklętych słonych kropel, które spływają zupełnie nie w tych momentach co trzeba. Ogarniało ją dziwne uczucie, coś pomiędzy smutkiem, wściekłością a bezradnością.
Malfoy spojrzał na nią spode łba.
- Więc cały czas chciałaś mi powiedzieć, że po prostu mnie nie kochasz, tak?! - ryknął niespodziewanie. - A dzisiejszy pocałunek nic dla ciebie nie znaczył?!
Pokręciła głową, kryjąc twarz w dłoniach. Nie miała siły, żeby cokolwiek odpowiedzieć, odszepnąć. Wzięła głęboki oddech lecz wciąż milczała.
Draco chwycił dziewczynę za ramiona i mocno potrząsnął. Była pewna, że zostaną jej po tym jakieś sińce.
- Czemu się boisz?! - krzyknął rozpaczliwie. - CZEGO się tak boisz, Granger?! Uczucia?! Opinii innych?! To tylko głupie... - zamilkł nagle. Westchnął po czym uśmiechnął się krzywo i uniósł jedną brew do góry. - Spójrz na mnie.
Gryfonka pokręciła głową, wciąż zasłaniając twarz rękoma.
- Spójrz na mnie do cholery!
Nie potrafiła już dłużej się opierać, oderwała dłonie od oczu i spojrzała na niego, cała we łzach, w rozmazanym makijażu.
- Zadowolony?
- Popatrz mi w oczy.
Posłuchała. I właśnie to zabolało ją najbardziej, to spojrzenie, te stalowe, zamknięte na klucz tęczówki...
A on nadal się uśmiechał.
- Boisz się miłości, prawda? Boisz się, że cię zranię, że będzie tak jak było.
- Tak - szepnęła Hermiona zrezygnowana. - Boję się miłości, miłości czyli ciebie. Wiesz o tym? Że mogę oszukiwać ciebie i siebie samą, ale uczuć nie oszukam...
Oboje zamilkli. Ona spojrzała gdzieś w bok, a on spojrzał jej w oczy, nie przestając się uśmiechać. Przysunął się o krok, a ona zadrżała, niepewna tego, co jej miłość chce uczynić. Jej miłość... Jej szczęście, jej sens życia, a zarazem jedyny trujący gaz, jaki najbardziej namieszał w jej powietrzu przysuwał się coraz bliżej, chwycił jedną dłonią jej podbródek i skierował jej twarz ku sobie.
- Obiecuję ci, że się zmienię. Nie do końca może ale... Nie zranię cię.
Ucałował delikatnie jej wargi, wsuwając drugą wolną dłoń w jej poskręcane włosy.
- Już nigdy więcej.
A ona nie potrafiła się dłużej opierać. Przysunęła się do niego, napierając na niego całym ciałem, łapczywie smakując jego warg, dłońmi mierzwiąc blond kosmyki. Ten powiew namiętności rozwiał wszelkie podmuchy głosu rozumu czy zdrowego rozsądku. Otworzył drogę jej sercu.
Całowali się coraz namiętniej, coraz mocniej, nie liczyło się nic, tylko oni dwoje, ich przyspieszone tętna.
I wtedy wiedzieli, że będzie dobrze. Że ich uczucie pokona wszelkie przeszkody, bo jeśli tylko będą razem, odważnie stawią czoła innym. Czy powinniśmy słuchać serca czy rozumu? Oni postanowili słuchać pierwszego, co całkowicie tłumaczy ich zachowanie. Jeśli się zastanowić... Gryffindor i Slytherin to zupełnie jak jasność i mrok, ogień i woda... Dwa przeciwieństwa, które odpychają się jak niezgrane magnesy, które nigdy nie powinny się połączyć.
Lecz w tym momencie para całująca się na środku dziedzińca transmutacji nie myślała o niczym. Jedynie o swojej wielkiej miłości. Wielkiej, nieskończonej, bezgranicznej miłości. Uczuciu, które buduje nowe, zupełnie inne życie. Życie z drugą osobą.
Chcieli
już na zawsze zostawić przeszłość za sobą, martwić się
jedynie tym co jest w danym momencie. I cieszyć się chwilą, łapać
te najpiękniejsze i nie pozwolić im uciec. Już nigdy.
46.
KONIEC
Ciepłą dłonią przesunęła delikatnie po moim policzku. Słyszałem jak głośno bije jej serce, jak przyspieszony oddech z wolna wyrównuje się. Jej palce powoli sunęły po moim torsie, po brzuchu, zataczała koła i wciąż nie przestawała całować mnie czule gdzie popadło, w ramię, w policzek, w czoło. Wsłuchiwałem się w ciszę jak w najpiękniejszą muzykę na świecie, a jej cichy oddech był niczym uzupełnienie tej melodii. Kochałem ją, z dnia na dzień coraz bardziej, o ile to było w ogóle możliwe. Uśmiechnąłem się przesuwając głowę na tyle by móc spojrzeć w jej orzechowe oczy. A w jej oczach widziałem tyle szczęścia, tyle miłości ile nie otrzymała przez całe życie.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęła z takim uczuciem, że zapragnąłem znów wtulić się w jej nagie ciało, wodzić dłońmi po rozpalonej skórze, czule całować różane wargi. A świadomość, że Hermiona była moja i tylko moja, nikogo więcej była najpiękniejszym dowodem na to, że świat nie musi być taki do końca zły.
- Czuję i wiem - odparłem, gładząc jej piękne, pachnące kwiatowym szamponem włosy. Odgarnąłem kilka pasem z czoła. Była taka piękna. Jak ciepły poranek w zimowe dni, jak drobny deszcz w czasie suszy, niczym samotny kwiat, który wyrósł na środku pustyni... Była moim zbawieniem, moim ratunkiem, moją podporą. - Powiedz, czy jeśli będę tak niedołężny i stary, że nie będę mógł chodzić będziesz wciąż mnie kochała?
- Zawsze będę cię kochała - odpowiedziała a na dowód swych słów czule pocałowała mnie. - Mimo wszystko, mimo wad. Bo wiesz, nie kocha się za zalety tylko mimo wad.
- Takiego hipokrytę i egoistę jak ja? - uniosłem brew, posyłając jej jeden ze swoich uśmieszków. Ale ona na to uśmiechnęła się tak słodko, w jej policzkach wystąpiły dwa cudowne dołeczki.
- Widzisz? Już nawet nie potrafisz obdarzyć mnie tym parszywym uśmieszkiem co kiedyś... - szepnęła. - Cieszę się, że udało mi się zmienić ciebie nim przeobraziłeś się w kogoś, kim tak naprawdę nie chciałbyś zostać.
A on tylko pokręcił głową.
- Nie, Hermiono - przesunął palcami po moim policzku. Miał takie chłodne palce, takie przyjemne w kontakcie z moją rozgrzaną skórą. - Pomogłaś jedynie wydobyć ze mnie to, co najlepsze. A tego zimnego, nieczułego drania, którym usiłowałem być, bo tego oczekiwali rodzice... Całkowicie zniszczyłaś.
Nie potrafiłam już oderwać wzroku od jego twarzy, jego boskich stalowych oczu i szczerego uśmiechu. Całkowicie szczerego, bez nawet najmniejszej krzty kpiny. A w oczach? W oczach widziałam coś, czego wcześniej tam nie było. A może i było, tylko zbyt głęboko skrywane. Tę miłość. Szczerą i prawdziwą.
- Naprawdę bardzo cię kocham - powiedział, chwytając moją dłoń. Ścisnął ją delikatnie a ja odwzajemniłam gest.
- Nie chcesz zapalić? - spytałam w końcu bo wiedziałam, że prędzej czy później i tak wstanie żeby wyciągnąć z szuflady papierosy.
- Nie potrzebuję tego. Całkowicie uzależniłem się od ciebie. Gdzie tam papierosy, gdzie tam alkohol! Gdy na świecie istnieje tak silna, uzależniająca i do tego niewyobrażalnie duża dawka narkotyku jak twoja miłość?
I Draco znów się uśmiechnął. W oczach zabłysły mi łzy.
- Skarbie? Wszystko w porządku? Coś... Coś cię boli? - spytał poważnie, podpierając się na łokciu.
Pokręciłam głową.
- Boo... Boli cię? - spytał, patrząc mi w oczy z uwagą.
- Nie, to ze szczęścia, skarbie! - wykrzyknęłam, uśmiechając się przez łzy i całując tego głupka to w policzek, to w ucho, to w czoło, to w tors. - Bo nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie! Gdy myślę o przyszłości nie widzę już swoich wielkich planów, żadnego rozwinięcia WESZ, marzeń o zostaniu Przewodniczącym Rady Obrony Praw Czarodziejów z Rodzin Niemagicznych... Widzę tylko ciebie, ciebie i siebie, rozumiesz?
- Nie... Nie niszcz swoich celów przeze mnie...
- Czy ty nic naprawdę nie rozumiesz? - przysunęłam się aby ucałować jego wargi. - To nie jest takie ważne. Nic już nie jest ważne! Tylko żebyś był ze mną, żebyś kochał mnie, z dnia na dzień coraz bardziej...
Nawet nie dał mi dokończyć.
Draco chwycił twarz Hermiony w obie dłonie i przekręcił ją tak, że leżała na nim. Czuł jej delikatną skórę, kształtne piersi, uda, słyszał jak głośno bije jej serce. Hermiona, pod wpływem tego powiewu namiętności odgarnęła włosy na prawą stronę i pochyliła się w stronę Malfoya.
- Kocham cię.
A później złączył ich namiętny pocałunek, pełen chęci i nadziei na lepsze życie.
EPILOG
Harry obejmując Ginny krzyczał głośno, życząc im szczęścia. Pani Weasley, cała we łzach stała w ramionach pana Weasleya a miejsce po jej prawej stronie zajmował Ron, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Rzucił w ich stronę parę galeonów, kilka odbiło się od garnituru Dracona, kilka zaczepiło się o welon Hermiony. Państwo Granger, czując się nieco dziwnie w otoczeniu samych czarodziei machało parze czule na pożegnanie, oboje z zaszklonymi oczami. Nawet Hagrid, którego wielka czupryna wynurzała się ponad metr z tłumu gości wydmuchiwał hałaśliwie nos w chustkę w groszki.
Ostatnie na co Hermiona zwróciła uwagę to spojrzenie Rowensa, pełne tego dziwnego, smutnego zawodu. Nie stał w tłumie tylko w samej bramie kościoła, po chwil spuścił wzrok i wrócił do jego wnętrza.
- Poczekaj minutę, dobrze, mężu mój? - spytała pani Malfoy, całując Dracona w policzek.
Następnie nie zastanawiając się długo rzuciła bukiet w stronę Ginny i podtrzymując poły sukni wbiegła po stopniach, z powrotem do kościoła. Zdumiona Ginny chwyciła kwiaty zanim połapała się, co to miało oznaczać. Harry nachylił się i obdarzył ją pocałunkiem na co wszyscy zaczęli głośno klaskać i winszować młodym narzeczonym.
Stukot jej obcasów odbijał się echem od gotyckich ścian. Niepewnie podeszła do chłopaka, który stał przodem do ołtarza a ręce trzymał w kieszeniach.
- Och, Rowens...
Nie odzywał się, nawet się nie odwrócił.
Dziewczyna podeszła bliżej.
- Naprawdę mi przykro, że jestem taką egoistką, że wciąż próbuję cię przy sobie zatrzymać jako przyjaciela... Bez względu na to co czujesz - powiedziała cicho. - Nawet nie zastanawiając się nad tym, że zasługujesz na o wiele więcej, na kogoś lepszego...
- Jeśli ten cały Bóg istnieje... To czemu zesłał mnie na ciebie? - spytał Chad tak cicho, że ledwie go usłyszała. Podeszła bliżej.
- Gdyby cię nie zesłał to nie wiem czy dałabym sobie radę. Naprawdę. Byłeś moim oparciem... Byłeś i wciąż jesteś.
- Boże, dlaczego musiałem cię poznać? Dlaczego... - odwrócił się i aż zaniemówił, gdy przysunęła się tak blisko, że zaledwie milimetry dzieliły go od jej twarzy. - Dlaczego się w tobie zakochałem?
- Pocałuj mnie. A potem zapomnij o mnie, Rowens. - Hermiona zamknęła oczy i uchyliła usta, jednak gdy tylko ich wargi się zetknęły Chad odsunął się.
- Masz swoje życie, pani Malfoy - powiedział z dziwnym chłodem w głosie. - Więc... Może najlepiej będzie jeśli spotkamy się za jakiś czas. Teraz daj mi przerwę.
Hermiona kiwnęła głową. Później obróciła się i pobiegła w stronę wyjścia, a później wśród wesołych okrzyków i gwizdów zbiegła po marmurowych schodkach aby rzucić się w objęcia Draco. Bo owszem, kochała Chada, jednak była to jedynie braterska miłość, taka która łączyła ją i Rona czy Harry'ego... A prawdziwy mężczyzna, którego darzyła gorącym uczuciem trzymał ją teraz w swoich ramionach a obrączka na jego palcu świadczyła o wartości jego wyznań. Teraz byli ze sobą już złączeni nie tylko uczuciem ale i przyrzeczeniem "i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci".
A w to wierzyli oboje. Bo na świecie nie było już nic, co mogłoby rozwiać ich wątpliwości. Blizna Harry'ego już od paru miesięcy nie dawała żadnych znaków. Już nie obawiali się, że lord Voldemort powróci a wraz z nim Śmierciożery, czyhający na najmniejszy błąd. Harry, Neville, Luna i Ron już tego dopilnowali.
A
czym jest prawdziwa miłość? Ten lęk w oczach Ginny o życie
ukochanego gdy poszedł stoczyć ostateczny bój. Ten błysk w oczach
Luny kiedy Neville chwycił ją za rękę po wygranej walce.
Szczęście w uśmiechu Malfoya i ciepło wypełniające serce
Hermiony. Pocałunek w czoło pana Weasleya panią Weasley. Uścisk
dłoni Lupina i Tonks, machającym odjeżdżającej powozem młodej
parze. Splecione ręce z błyszczącymi obrączkami, zetknięte usta,
złączone serca. To uczucie o które warto walczyć. Aż do
końca.
koniec