Krentz Jayne Ann Gwiazda sezonu


KRENTZ JAYNE ANN

Gwiazda sezonu

PROLOG

Trent Ravinder stał w głębokim cieniu starego bungalowu, wsłuchiwał się w szum drzew i obserwował, jak rudowłosa królowa elfów pływa samotnie o północy.

Czarująca istota: drobna, szczupła, intrygująca. Doprowadzała go do szaleństwa. Od wielu dni próbował ją pochwycić, ale zawsze, kiedy był już bliski celu, jakimś cudem się wymykała.

Myślała, że dzisiaj będzie zupełnie sama. Tymczasem Trent wybrał się na nocny, uspokajający spacer. Szczęście, przeznaczenie czy może po prostu zbieg okoliczności sprawiły, że wyszedł zza rogu bungalowu akurat wtedy, gdy dziewczyna wślizgiwała się pod powierzchnię wody w basenie. Trent zamarł bez ruchu, bojąc się, że magia pryśnie.

Stał, obserwując jej samotne baraszkowanie, dopóki nie wyszła wreszcie z wody. Blade, srebrzyste światło lśniło na delikatnych piersiach i zmysłowym owalu bioder.

Dziewczyna sięgnęła po ręcznik i Trent rozważał przez chwilę, czy nie wyjść z ukrycia. Przecież to właśnie z jej powodu wybrał się na ten późny spacer. To ona, Filomena Cromwell, nieoczekiwanie zakłóciła mu życiowy spokój. Ten elf musi ponieść konsekwencje tego, co zrobił.

Ale jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj niech zniknie w bezpiecznym zaciszu swej sypialni czy w jakimś innym tajemniczym miejscu; Nie należy się śpieszyć, postanowił, kryjąc się w cieniu. Niebawem zwiewna dama odkryje, że nie zdoła przed nim uciec, choćby nie wiem jak zręcznie tańczyła i umykała.

Filomena będzie wkrótce należeć do niego.

Trent złożył sobie tą zuchwałe przyrzeczenie i uśmiechnął się. Musi jedynie przyciągnąć jej uwagę, pomyślał. A to nie takie proste, jak się wydaje.

ROZDZIAŁ 1

Filomena Cromwell bawiła się świetnie. Do restauracji Klubu Sportowego w Gallant Lake przybyli gromadnie okoliczni mieszkańcy, którzy postanowili zjeść tu kolację i potańczyć. Orkiestra - choć nie renomowana grała z wielkim zapałem. Wprawdzie potrawy i cała atmosfera odbiegała od tego, co można spotkać w Nowym Jorku, San Francisco czy w Seattle, ale Filomenę przyjemnie ekscytował fakt, że w tej sali wszyscy zwracają uwagę na nią i na partnera, z którym tańczy.

Odchyliła głowę do tyłu świadoma, że jej długie, rude włosy opadają delikatnie na ramię Trenta Ravindera. Zawsze gdy tańczyła z mężczyznami tak postawnymi jak Trent, musiała stawiać pewien opór, by nie poddać się ich mocnym objęciom. Wysocy mężczyźni chcieli na ogół dominować nad niskimi i drobnymi kobietami.

Filomena znała jednak te wszystkie manewry, które pozwalały wyjść obronną ręką z potyczek na parkiecie. Teraz roziskrzonym wzrokiem spoglądała figlarnie spod rzęs na swego partnera.

- Cieszę się, Trent, że nieźle sobie radzisz w warunkach stresu - wyszeptała.

Spojrzał na nią uważnie swymi zielonymi, na wpół przymkniętymi oczyma, ale jego twarz wyrażała obojętną uprzejmość.

- To jakbyśmy tańczyli w akwarium. Gdybym wiedział, że wzbudzimy aż takie zainteresowanie, nałożyłbym jaskrawy krawat i getry.

Filomena zaśmiała się rozbawiona.

- Na pewno to by dodatkowo ożywiło ten cały wieczór.

- Nie jestem pewien - odrzekł, przyglądając się jej sukni. - Odnoszę wrażenie, że nawet jasno świecący krawat nie mógłby konkurować z twoim strojem.

Powoli przesunął ręką po jej plecach, błądząc ciepłymi palcami po skórze w trójkątnym wycięciu sukni, sięgającym od ramion do talii.

- Nie podoba ci się ta sukienka? - zapytała z udanym zatroskaniem Filomena. - Jestem zdruzgotana! Zaprojektowała ją moja wspólniczka. Glenna zawsze wie, w czym jest mi do twarzy. Mam do niej całkowite zaufanie.

- Czy aby na pewno słusznie?

- Bez wątpienia. Glenna wie, jak zabrać się do moich

ubrań. W naszej firmie ona jest od projektowania, a ja mam wyczucie, jeśli chodzi o kolory i tkaniny. Tworzymy dobry zespół.

Filomena uśmiechnęła się w duchu, widząc jak Trent patrzy uważnie na jej ciemnozielony strój. Dżersej opinał szczupłą figurę. Długie rękawy i linia sukni, kończąca się z przodu pod samą szyją, wywoływały wrażenie dyskretnej powściągliwości, zburzone jednak dzięki odważnemu rozcięciu na plecach. Tkanina spływała długą, luźną spódnicą, układając się wdzięcznie wokół bioder.

- Przekaż moje gratulacje swej wspólniczce. Rzeczy wiście wie, w jaki sposób cię ubrać, by mężczyzna pragnął cię rozebrać. Myślę, że w świecie mody to wielki talent.

Filomena uśmiechnęła się ironicznie.

- Wyczuwam dezaprobatę. Nawet coś więcej. Chciałoby się powiedzieć - pruderię. Zastanawiam się, czemu poprosiłeś mnie do tańca.

- Sama najlepiej wiesz, dlaczego.

Filomena zaśmiała się gardłowo.

- Naturalnie, wiem. Nie powinnam ci dogadywać. Wiem, że chciałeś oddać przysługę mojej rodzinie. To bardzo szlachetne z twojej strony. Nie każdy mężczyzna zgodziłby się dobrowolnie bawić mnie i ochraniać przez cały wieczór.

- Myślisz, że właśnie dlatego poprosiłem cię do tańca?

- Oczywiście. - Filomena kiwnęła głową z przekonaniem. - Odkąd tu przyjechałam dwa tygodnie temu, wszyscy okropnie się bali, że napytam biedy i zakłócę ślub mojej siostry, nie mówiąc już o pozycji społecznej naszej rodziny w Gallant Lake. A tu zjawiłeś się ty. Moja mama natychmiast oceniła, że stanowisz wybawienie dla rodziny. Wszyscy mają nadzieję, że powstrzymasz mnie od robienia głupstw, przynajmniej do końca wesela. Pół miasta obserwuje, czy ci się to uda. Naturalnie druga połowa ma nadzieję, że poniesiesz porażkę. Cudownie będzie im się plotkowało, gdy wybuchnie jakiś niezwykły skandal. Gallant Lake to zwykle takie ciche, małe miasteczko.

Trent obserwował ją przez dłuższą chwilę, a potem stwierdził:

- A ty usilnie się starasz, by zwracać na siebie uwagę. Od swego przyjazdu dajesz jeden spektakl po drugim, poczynając od tej powtórki balu maturalnego w zeszłym tygodniu.

- Nie brałam udziału w tamtym balu maturalnym - wyjaśniła Fi1omena. - Wylądowałam wtedy jako piastunka do dzieci, bo nie miałam swojego chłopaka. Cóż w tym dziwnego, skoro przez całą szkołę średnią nie chodziłam na randki. Teraz się cieszę, że poczekałam dziesięć lat na to wydarzenie. Z pewnością w ubiegłym tygodniu lepiej się bawiłam, niż miałoby to miejsce wtedy.

- Wywołałaś niezłe poruszenie, umieszczając na zaproszeniach: Dawni entuzjaści futbolu ani gracze nie będą wpuszczani. Twoja matka omal nie zemdlała, gdy zobaczyła jedno z tych zaproszeń. Była przekonana, że chcesz w ten sposób urazić pewne bardzo ważne osoby w mieście.

- Chciałam zrobić tę imprezę dla tych z nas, którzy w czasie lat szkolnych zawsze stali na uboczu. To był bardzo udany wieczór. Opowiadaliśmy sobie, jak wspaniałe jest życie po ukończeniu szkoły. Większość z nas odniosła spore sukcesy.

- Twoja matka mówiła mi, że w Gallant Lake przez cały zeszły tydzień opowiadano o tym przyjęciu. Twój ojciec twierdzi, że przepuściłaś fortunę na szampana, kawior i inne dodatki.

- Jaki sens miałaby powtórka balu maturalnego, gdyby nie zrobiło się jej jak należy? Zresztą - dorzuciła beztrosko - stać mnie na to.

- Nic cię nie obchodzi, że jesteś tematem tych wszystkich plotek i podejrzeń?

- Tym razem - nie.

- Co masz na myśli?

- Kiedy poprzednio dałam ludziom powód do gadania, wszyscy mnie żałowali i stwierdzali "a nie mówiłem".

- Trudno mi w to uwierzyć. Kiedy to było?

- Och, dawno temu - wyjaśniła Filomena. - Dokładnie przed dziewięciu laty.

- Miałaś wtedy dziewiętnaście lat.

- Taaak. Niektóre dziewczyny w tym wieku są już obyte i dojrzałe. Ja byłam wtedy gruba, zaniedbana i nie potrafiłam prowadzić błyskotliwej konwersacji z mężczyznami.

Trent uśmiechnął się blado.

- Nie mogę sobie wyobrazić, że byłaś niewygadana.

Co spowodowało rozkwit Filomeny Cromwell?

- Znakomicie mi pomogło to, że wyjechałam z Gallant Lake. W college'u szybko straciłam parę kilogramów i nauczyłam się obracać w towarzystwie. Nie była to początkowo zbyt duża zmiana, ale tu, w Gallant Lake, pewien mężczyzna zwrócił na mnie uwagę. Spotykaliśmy się, gdy przyjeżdżałam do domu na weekendy i na ferie. Był parę lat ode mnie starszy, elegancki, kulturalny i przystojny. Bardzo mi to schlebiało. I na pierwszym roku college'u, wiosną, byłam już zaręczona. Nie mogłam w to uwierzyć. Ktoś mnie rzeczywiście akceptował, mnie, Filomenę Cromwell.

Pokręciła głową, pobłażliwie uśmiechając się na wspomnienie tej młodej naiwnej dziewczyny, jaką niegdyś była.

- I tu nastąpi morał ...

Filomena wzruszyła ramionami.

- Nie będzie żadnego morału. Mój proces dojrzewania zakończył się pośpiesznie pewnego dnia, gdy zastałam narzeczonego w łóżku z inną kobietą, dziewczyną z tego samego rocznika co ja. W ciągu dwudziestu czterech godzin wszyscy w mieście już o tym wiedzieli. Narzeczony zerwał zaręczyny i rozpowiadał wkoło, że miał zamiar ożenić się z tamtą kobietą i że to ją właśnie kochał. Ze mną natomiast tylko się spotykał, ja zaś opacznie zrozumiałam jego intencje. Zastanawiałam się wtedy, czy zdołam znieść to upokorzenie. Wiesz, jak to jest, gdy się ma zaledwie dziewiętnaście lat - uśmiechnęła się.

Jednak Trent Ravinder nie uśmiechał się. Wciąż patrzył na nią uważnie.

- To musiał być prawdziwy szok dla takiej wrażliwej, bezbronnej młodej osoby. Czy mogłabyś mi powiedzieć, co to za mężczyzna?

- Nie wiesz? - Filomena była szczerze zdziwiona. - Nieładnie ze strony mojej rodziny, że wyznaczyła ci rolę mojego opiekuna, nie wprowadzając w istotę całej sprawy. On nazywa się Brady Paxton. Jest tu dzisiaj z żoną. Siedzą tam.

Odwróciła głowę i popatrzyła na postawnego mężczyznę, siedzącego przy stole w przeciwległym krańcu sali. Obserwował ją, jak tańczyła, i ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Paxton szybko odwrócił wzrok, ale Filomena zdążyła zauważyć wyraz zakłopotania na jego twarzy.

Ravinder westchnął i nadspodziewanie gwałtownie ścisnął Filomenę w talii.

- Ty mała czarownico - wymamrotał. - On jest tobą zafascynowany, prawda? A ciebie korci, żeby temu miastu dać przedstawienie.

Filomena potrząsnęła głową.

- Niezbyt mnie to bawi, ale odkąd tu przyjechałam, wszyscy są wyraźnie podekscytowani. Powszechnie wiadomo, że Brady ma kłopoty w domu. W takim małym miasteczku trudno utrzymać coś w tajemnicy. Długo mnie tu nie było. Umknęło mi wiele z tutejszych spraw. W ciągu ostatnich kilku lat wpadałam jedynie na gwiazdkę i czasami na weekendy. Ale teraz po raz pierwszy od dziewięciu lat zaplanowałam tu sobie dłuższe wakacje. I wyglądam nieco inaczej niż wtedy, gdy jako dziewiętnastoletnia dziewczyna wyjeżdżałam stąd upokorzona.

- Chyba nie tylko twój wygląd się zmienił - zauważył Trent przenikliwie. - Masz swój styl i osiągnęłaś znaczny sukces finansowy. Twoi rodzice mówili mi, że nieźle sobie radzisz w świecie mody. Mieszkałaś przecież w San Francisco i w Nowym Jorku, ucząc się marketingu, a teraz w Seattle masz własną firmę, projektującą odzież sportową. Twój ojciec powiedział, że przez ostatnie lata jeździłaś po świecie, poszukując egzotycznych tkanin i inspiracji, oraz nawiązywałaś kontakty handlowe. Powiedział, że twoja mała firma - jakżeż ona się nazywa: Cromwell & Sterling? - miała znaczne obroty w ciągu ostatniego roku, a w tym roku prawdopodobnie je podwoi.

Filomena zaśmiała się.

- Obawiam się, że ani mnie, ani Glenny nie można jeszcze nazwać milionerkami. Jeśli znasz się trochę na branży odzieżowej, to wiesz, że większość zysków trzeba natychmiast z powrotem zainwestować.

- To dotyczy większości nowych firm - odparł Trent poważnie. - Mam jednak wrażenie, że zostało ci jeszcze sporo na drobne wydatki, prawda? Urządziłaś w Gallant Lake pierwszorzędną zabawę. Ten szykowny zielony porsche, którym przyjechałaś, też pewnie kosztował niemało, a twoje kolczyki nie są z plastiku.

- Cóż znaczy sukces, jeśli choć trochę nie można się nim cieszyć? - odpowiedziała Filomena.

- Masz więc teraz to, czego ci brakowało dziewięć lat temu - zauważył Trent. - Styl, ogładę i pieniądze. Wróciłaś do rodzinnego miasta, żeby to wszystko zademonstrować. A dawny ukochany, obecnie żonaty i niezbyt szczęśliwy, gryzie się, widząc, co stracił. No i mamy gotowy przepis na skandal. Nic dziwnego, że twoja rodzina jest zaniepokojona.

Filomena zamyśliła się przez chwilę.

- Wiem, o czym wszyscy myślą, ale dziewięć lat temu dobrze poznałam Brady'ego. Mogę cię zapewnić, że jest on przede wszystkim biznesmenem. Przyznaję, bawi mnie, gdy sobie wyobrażę, że ma on teraz ochotę na to, co odrzucił przed laty. Wydaje mi się jednak, że chodzi tu o coś jeszcze.

- Na przykład? - spytał Trent

- Na przykład o ciebie - odparła. - Nie tylko ja jestem tutaj wdzięcznym tematem plotek. Nikt nie wierzy ani trochę, że przyjechałeś spędzić sześć tygodni wśród lasów Oregonu wyłącznie na łowieniu ryb.

Trent uśmiechnął się z rezerwą.

- To jednak prawda. Jestem tu na wakacjach.

- Ale wszyscy są przekonani, że to tylko kamuflaż.

Sądzą, że przyjechałeś, by wyszukać teren pod swoje przyszłe budowle. Twoja firma to Asgard Development, prawda? Ludzie spodziewają się, że masz zamiar nabyć większy kawał gruntu nad jeziorem i zainwestować wiele milionów w centrum wypoczynkowe. Kombinują, jakby tu się na tym wzbogacić. Brady Paxton też o tym myśli.

- Jeśli ci się wydaje, że to na mnie wytrzeszcza oczy przez cały czas, to chyba nie masz oleju w tej swojej rudowłosej łepetynie. Co się zaś tyczy tej drugiej sprawy, zaręczam ci, że jestem tu na wakacjach.

Oczy Filomeny zaiskrzyły się rozbawieniem.

- Mów, co chcesz. Masz prawo do odrobiny dyskrecji w interesach.

- Nie wierzysz mi? - spytał Trent oschle. W jego zielonych oczach nie było już wesołości.

- Dlaczegóż miałabym ci wierzyć?

- Dlatego - odrzekł Trent z naciskiem - że ja tak mówię. Filomeno, nigdy nie kłamię i nie toleruję, by ktokolwiek mnie okłamywał. Z rozmaitych powodów nie mówię o pewnych sprawach, ale również nigdy nie powiedziałbym nieprawdy. Lepiej, żebyś to od razu wiedziała.

Oczy Filomeny zwęziły się ze zdziwienia. Miała wrażenie, że Trent zareagował zbyt silnie na jej dość banalną przecież uwagę.

- Najmocniej przepraszam, nie miałam zamiaru cię urazić. Z pewnością jesteś najuczciwszym z biznesmenów.

- Jestem uczciwy. Kropka. I od ludzi, z którymi mam do czynienia, spodziewam się takiej samej uczciwości.

- Bo w przeciwnym razie - co? - Filomena nie mogła powstrzymać się od lekkiej ironii.

- Naprawdę chcesz wiedzieć?

Żachnęła się. Wyczuła bezpośrednie ostrzeżenie i zrozumiała, że zabrnęła w niebezpieczne rejony.

- Niekoniecznie. Pojęłam, że można polegać na twoim słowie i że oczekujesz tego samego od innych. A gdybyś się na kimś zawiódł, będziesz go prześladował do końca życia.

Trent przytaknął ruchem głowy.

- Ale dlaczego miałabym ci całkowicie ufać?

- Filomeno, albo mi zaufasz, albo nie mamy ze sobą nic wspólnego.

Poczuła ciarki na plecach.

- Dobrze, że przynajmniej dajesz mi jakąś alternatywę - odparowała sucho. - Przepraszam, ale zdaje się, że taniec dobiegł końca.

Postąpiła krok do tyłu, postanawiając wyzwolić się z jego uścisku, ale Trent trzymał ją mocno.

- Obawiasz się czegoś? - spytał miękko.

- Ani trochę. Raczej odczuwam irytację. Wysocy mężczyźni zawsze chcą wykorzystać swoją przewagę nad osobami niższymi niż oni.

- Nie miałem zamiaru cię przestraszyć - powiedział Trent poważnie, nie zwracając uwagi na jej próby uwolnienia się z uścisku. - Chciałem po prostu, by między nami panowała całkowita jasność.

- Jasne jest jedynie to, że tylko my pozostaliśmy na parkiecie. Jeśli ktoś poprzednio się na nas nie gapił, to na pewno robi to teraz.

To podziałało na Trenta. Rozejrzał się wokół, dostrzegając zaciekawione spojrzenia. Bez ociągania już ujął Filomenę pod rękę i sprowadził z parkietu. Dziewczynie powróciło poczucie humoru.

- Moja rodzina z pewnością podziękuje ci za takt, z jakim podszedłeś do całej sprawy. Zrobiłeś mi wykład na temat prawdy, uczciwości i prawości, stojąc ze mną pośrodku parkietu, a to z pewnością nie wchodziło w zakres twoich zobowiązań.

- Potrafisz być czasami jednym z tych dokuczliwych duszków.

- Jakie duszki masz na myśli?

Podchodzili do stołu, przy którym siedziała rodzina dziewczyny, i z twarzy Trenta zniknęła surowość.

- Elfy, chochliki czy inne psotne istoty - odpowiedział. - Nic dziwnego, że twoi krewni i przyjaciele siedzą jak na szpilkach, zastanawiając się, co jeszcze przyjdzie ci do głowy.

- Myślę, że z równym zainteresowaniem oczekują tego, co ty zrobisz - odparowała Filomena. - Zdaje się, że powierzono ci zadanie, byś mnie trzymał w ryzach. Ale muszę z uznaniem przyznać, że nie każdy potrafiłby tańczyć w akwarium. Czy to ci nie przeszkadzało?

Trent popatrzył na nią z ukosa.

- Prawdę mówiąc, wolałbym więcej prywatności. Zwłaszcza z tobą. Ale gdy trzeba, mogę również być na środku sceny.

Filomena zaśmiała się.

- Jestem tego pewna. Dziękuję ci za taniec. Było bardzo miło, przynajmniej dopóki nie rozpoczął się wykład.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Myślę, że jakoś to nas wspólnie zbliżyło - my dwoje naprzeciw całej społeczności Gallant Lake.

- Można i tak na to spojrzeć - stwierdziła sarkastycznie.

Podeszli do stolika. Filomena kątem oka zerkała na Trenta. Nie ona jedna go obserwowała. Zaciekawione spojrzenia posyłali mu również jej rodzice, ciotka Agnes, wuj George i siostra Shari. Narzeczony siostry, Jim Devore, zdawał się być rozbawiony całą tą sytuacją, ale z pewnym szacunkiem patrzył na Ravindera, prowadzącego przyszłą szwagierkę do stołu.

Trentowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że budzi powszechne zainteresowanie. Już przedtem, dwa tygodnie temu, gdy zostali sobie przedstawieni, Filomena zauważyła u niego jakiś wewnętrzny spokój i siłę. Trent zamieszkał w prowadzonym przez jej rodziców pensjonacie - ,,Domku nad Gallant Lake". Od samego początku stał się kimś więcej niż tylko lokatorem - szybko zdobył sobie pozycję przyjaciela rodziny. Cromwellowie byli przemiłymi gospodarzami, rzadko jednak przyjmowali swych klientów do rodzinnego grona.

Wewnętrzna siła Trenta Ravindera przejawiała się również w wyglądzie. Był wysoki, smukły, szeroki w ramionach. Poruszał się z powściągliwą energią. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Filomena liczyła sobie jedynie metr sześćdziesiąt i niezbyt lubiła, gdy ktoś aż tak górował nad nią. Jedyny dopuszczalny wyjątek stanowił jej ojciec.

W surowej twarzy Trenta uwagę przykuwały błyszczące zielone oczy. Zdradzały inteligencję, niezłomną wolę i nieodparcie nasuwały przypuszczenie, że wszystko, czego ten mężczyzna się podejmie, musi zakończyć się sukcesem.

Włosy Ravindera były gęste i ciemne, ze śladami siwizny na skroniach, co sugerowało, że ma już dobrze po trzydziestce.

Przy pierwszym spotkaniu Filomena od razu fachowym okiem oceniła jego ubranie. Jego ubiór nie był ani ostentacyjny, ani modny. Raczej konserwatywny. I bardzo twarzowy. Trent wyglądał znakomicie zarówno w znoszonych dżinsach, które nakładał zwykle w ciągu dnia, jak i w wieczorowym, wytwornym garniturze.

Cóż, bez wątpienia robił wrażenie. aktywnego człowieka sukcesu, a nie kogoś, kto - jak sam uporczywie twierdził - na sześć tygodni wybrał się na ryby. Znacznie bardziej prawdopodobne, że przybył tu w interesach, jak utrzymywała większość.

Filomenie odpowiadało wprawdzie to, że w rodzinnym mieście zrobił się szumek wokół jej osoby, ale obawiała się scysji z Trentem Ravinderem na oczach wszystkich. Wyczuwała intuicyjnie, że gdyby doszło do tego, z Trentem nie ma szans, a od pewnego czasu życie przyzwyczaiło ją do ciągłych zwycięstw.

Przez kilka ostatnich lat liczyła na samą siebie, z satysfakcją budowała swe wewnętrzne poczucie siły. Nie była już tą słabą, naiwną panienką, która z powodu mężczyzny zrobiła z siebie idiotkę na oczach ludzi z Gallant Lake. Sukcesy w interesach, liczne podróże, konieczność współpracy z twórczymi, często nawet wybuchowymi ludźmi, przekonały ją, że potrafi być wewnętrznie silna, pewna siebie i zrównoważona. A teraz Trent Ravinder, człowiek, którego ledwo znała, miałby zburzyć te wszystkie trudno zdobyte przymioty? Dobrze zrobiła, że przez ubiegłe dwa tygodnie trzymała go na dystans.

Podeszli do stołu. Trent puścił Filomenę i zwrócił się do jej rodziców:

- Przyprowadziłem ją całą i zdrową.

Amery Cromwell odpowiedział uprzejmym skinieniem głowy. Po ojcu Filomena odziedziczyła rude włosy i orzechowe oczy.

- Widzimy. Proszę, usiądźcie. Agnes i George zamówili szampana, by uczcić zaręczyny bratanicy.

Ciotka Agnes była starsza od swego brata, miała nieco ponad sześćdziesiątkę. Jej włosy, dawniej rude, posiwiały, ale ciotka nie chciała się z tym pogodzić. Nie miała jednak zamiaru opłacać fryzjerów i sama kupowała sobie farbę do włosów. Najwidoczniej nigdy nie stosowała się do instrukcji użycia. Może to właśnie było przyczyną, a może nadmierna skłonność do eksperymentów, w każdym razie włosy ciotki przypominały kudłatą, jaskrawopomarańczową kulę.

George Buckner, mąż Agnes, samodzielnie doszedł do majątku i to napawało go dumą. Przez ostatnie czterdzieści lat lokował pieniądze w działki budowlane. Kochał ziemię i głęboko wierzył w jej wartość. Filomena z siostrą od kolebki znały jego szczodrość, wielką jak on sam.

George i Agnes nie mieli własnych dzieci i przy każdej okazji chętnie obdarowywali swoje brataniczki. Amery i Meg Cromwellowie sprzeciwiali się temu w obawie, by zbytnio nie rozpieścili dziewczynek. Jednak wujostwo zawsze znajdowali swoje sposoby, by przemycić drobne prezenciki. Lubili sprawiać niespodzianki.

Trent usiadł obok Filomeny i przyglądał się całej rodzinie. Agnes sączyła kolejne martini, trzecie z rzędu. Trent uśmiechnął się do niej i zagadnął:

- Zaskakujesz mnie, Agnes. Oczekiwałbym raczej, że dla Shari i Jima zamówisz butelkę dżinu, a nie szampana.

- Niech nikt nie mówi, że nie przestrzegam tradycji - powiedziała stanowczo. - A ponadto dżin bardziej nadaje się dla emerytowanych nauczycielek. Młode osoby, takie jak Shari, powinny stosować urozmaiconą dietę.

Podniosła kieliszek martini w kierunku swej bratanicy. George popatrzył na Filomenę z żartobliwą groźbą.

- Szkoda, że nie wszyscy tu obecni przejawiają szacunek do tradycji.

Filomena miała niewinny wyraz twarzy.

- Czyżbyś twierdził, wujku, że brak mi należytego szacunku dla ślubnych ceremoniałów?

- Słyszeliśmy o tym "kawalerskim" przyjęciu, jakie zorganizowałaś przedwczoraj na cześć Shari.

- To było moje pożegnanie stanu panieńskiego wtrąciła się Shari. - Każda dziewczyna ma do tego prawo. Przecież panowie też urządzają sobie męskie spotkania.

- Nie o to chodzi - odparł wuj George i zwrócił się do Jima. - Dotarły do ciebie słuchy o tym przyjęciu?

- Dotarły - odpowiedział sucho Jim. - Prawdę mówiąc, w takich przypadkach im mniej się słyszy, tym lepiej.

Agnes zniżyła głos i popatrzyła na Filomenę.

- Nie zawsze co z oczu, to z serca. Przynajmniej nie w takim małym mieście. Wiesz, o czym wszyscy mówią? Prócz wina i kanapek sprowadziłaś podobno męskiego striptizera. Ale nikt nie ma pewności, bo kobiety, które tam były, przysięgły dyskrecję - tylko pod takim warunkiem mogły przyjść na przyjęcie. Wiesz, że to najlepszy sposób na wywołanie plotek.

- Kategorycznie zaprzeczam - stwierdziła Filomena z pobożną miną.

Shari zakrztusiła się nad kieliszkiem wina. Jim popatrzył na nią surowo.

Trent uniósł pytająco brwi. Tamtego wieczora wraz z innymi gośćmi pensjonatu słyszał śmiechy, dobiegające zza zamkniętych drzwi starej sali balowej. Mógł tolerować psoty, ale teraz postanowił uzmysłowić Filomenie, że nie zamierza tolerować otwartego kłamstwa.

- Czy to prawda?

Filomena uniosła brodę, a w jej oczach zaigrały wesołe ogniki.

- Najzupełniej. Damian Fontaine nie jest jakimś nędznym striptizerem.

- Kimże zatem jest? - spytał uprzejmie Trent. Pamiętał, że tamtego wieczora wśród dostawców kanapek i napitków mignęła mu smukła, umięśniona sylwetka młodego mężczyzny.

- Pan Fontaine nazywa sam siebie tancerzem egzotycznym. Ma klasyczne przygotowanie baletowe.

Osoby siedzące przy stoliku chrząknęły znacząco.

Shari z wysiłkiem powstrzymywała chichot.

- Powinienem był wierzyć w te wszystkie pogłoski - zauważył Jim z rezygnacją. - Zapamiętaj sobie, Trent, kobiety w tej rodzinie potrzebują silnej ręki.

- O mój Boże! - zawołała matka Filomeny zbolałym tonem. - A więc to prawda, że tamtej nocy był w pensjonacie striptizer? Co ja powiem ludziom?

- On nie jest striptizerem!

Filomena gorąco zaprzeczała, lecz nikt jej nie słuchał.

- Najlepiej niech pani będzie ponad to i udaje, że nic się nie stało - pośpieszył z radą Trent. - Miejmy nadzieję, że dziewczyny, które brały udział w tej imprezie, dochowają sekretu i plotki umrą śmiercią naturalną.

Spojrzał na nią ze współczuciem. Lubił Meg. Była wspaniałą gospodynią pensjonatu. W atmosferze swobody i spokoju wszystko szło tu jak w zegarku. Amery prowadził księgowość i zajmował się rybołówstwem, co bardzo się przydawało.

- Ostrzegałam was, że powinniśmy mieć na oku tego waszego rudzielca - wyraziła opinię ciotka Agnes. - Ma tendencję do przysparzania kłopotów. Popatrzcie tylko na jej kusą suknię: wszystko z tyłu odsłonięte. Kilka lat temu Amery kazałby jej się przebrać, gdyby chciała w czymś takim zejść na kolację.

Filomena przesłała ciotce czułe spojrzenie.

- Wasze szczęście, że z przodu nie jest wszystko odsłonięte. Mam taką sukienkę.

Agnes postawiła kieliszek na stole i zaśmiała się.

- A nie mówiłam? Tylko same problemy. Impertynencka, zuchwała, niezależna. Filomeno, potrzebny ci mąż, który by cię trzymał w ryzach.

- Wiesz, ciociu, co myślę o małżeństwie.

- Zmienisz zdanie, gdy spotkasz odpowiedniego człowieka - westchnęła ciotka i zwróciła się do Trenta - i pomyśleć, że ktoś tak drobny wywołuje tyle zamieszania. Czy ty, Trent, dałbyś sobie z nią radę?

Filomena rzuciła Trentowi uspokajające spojrzenie, ale nie zareagował. Wśród członków rodziny wyczuwał pewne napięcie. Ależ ta dziewczyna kręci wszystkimi!

- Możesz mi wierzyć, Agnes, będę ją trzymał z dala od kłopotów - zadeklarował z rozbawieniem w oczach.

Wszyscy, z wyjątkiem Filomeny, roześmieli się z wyraźną ulgą. Ona zaś patrzyła na niego bez słowa, jakby był kosmitą, na którego przypadkowo się natknęła. W jej orzechowozłotych oczach widoczne było trzeźwe, chłodne zamyślenie, świadczące o tym, że jeszcze nie podjęła decyzji. Kiedy już to zrobi, będzie groźnym przeciwnikiem.

Chyba że wcześniej uda mu się ją rozbroić, przemienić w słodką, kochającą istotę, która swój cały ogień zachowa do łóżka. Do jego łóżka. Trent czuł wzrastające pożądanie, zmysłowe podniecenie, jakiego doświadczał cały czas, od chwili gdy poznał Filomenę.

Nie zdołał jeszcze do tego przywyknąć. Przez lata panował całkowicie nad wszystkimi sferami swego życia, również erotycznego. A teraz z pewnym rozdrażnieniem, a jednocześnie z ekscytacją, odkrył, że ta drobna rudowłosa kobieta burzy jego męską samokontrolę.

Tymczasem rozmowa zeszła na temat nowego domu, który Shari i Jim zamierzali kupić. Trent przyglądał się Filomenie, siedzącej w otoczeniu rodziny. Jak na Cromwellów, była niezwykle drobna. Jej matka, siostra i ciotka, postawne kobiety, przewyższały ją o kilkanaście centymetrów. A mężczyźni w tej rodzinie byli jeszcze wyżsi: ojciec i wuj Filomeny mieli ponad metr osiemdziesiąt i sprawiali wrażenie osób mocnych i krzepkich, najnowszy zaś członek rodziny, Jim, przypominał zapaśnika.

Trent myślał o drobnym, delikatnym ciele Filomeny.

Jędrne piersi zmieściłyby się w jego dłoni, z łatwością mógłby objąć jej pośladki. Ale ta konkretna wiedza wcale nie przyczyniała się do zmniejszenia zmysłowego napięcia, opanowującego jego ciało.

Obcisła suknia podkreślała wąskość talii, wypukłość bioder i ud. Cudowne proporcje, pomyślał Trent.

Filomena nagle odwróciła ku niemu głowę i z wyrazu jej oczu Trent zrozumiał, że czyta w jego myślach. Dostrzegł słaby, zdradliwy rumieniec na policzkach. Przesłał jej porozumiewawczy uśmiech, ale odpowiedziała złym błyskiem w oczach i odwróciła wzrok.

Teraz Trent widział ją z profilu. Rude włosy spływały bujnie na ramiona, jakby błagając, by zanurzył w nich ręce i poczuł żar ich ognia. Na czoło opadała niesforna grzywka, która zapewne została specjalnie tak wymodelowana dla podkreślenia kształtu twarzy.

Filomena nie była klasyczną pięknością. Miała natomiast niezwykle wyrazistą i żywą twarz, która obiecywała coś znacznie więcej niż urodę: śmiech, złość, namiętność. Nawet gdyby była trochę pulchniejsza, wyglądałaby równie seksownie.

Przypomniał sobie teraz Glorię Paxton, siedzącą obok męża przy kolacji. Tamta kobieta zapewne była niegdyś atrakcyjna. Dziś na jej twarzy gościła smutna, nadęta, zgorzkniała mina. Gloria czuła się nieszczęśliwa i to rzucało się w oczy. Była ubrana nieodpowiednio do swej tuszy, włosy o nienaturalnym blond kolorze miała pokryte grubą warstwą lakieru, a na twarzy ostry makijaż. Trudno było uwierzyć, że przed dziewięciu laty to właśnie ona odebrała Filomenie narzeczonego.

Tu jednak kończyło się współczucie Trenta dla rodziny Paxtonów. Zerkał od czasu do czasu na Brady'ego, widział jego pełen pożądania wzrok, ale nabierał pewności, że tamten mężczyzna nie ma już żadnych praw do Filomeny Cromwell.

ROZDZIAŁ 2

Przez resztę wieczora Filomena starała się zachowywać bardzo poprawnie. Zdawała sobie sprawę, że Trent Ravinder, przyczajony jak polujący kot, czeka na jej najdrobniejsze potknięcie.

Ciepło i uprzejmie pozdrawiała wszystkich ludzi, którzy podchodzili do stolika, by się z nią przywitać oraz złożyć życzenia Shari i Jimowi. Wymieniła kilka słów z dawnymi znajomymi; wielu z nich przyglądało się jej ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie tylko Brady Paxton był zaskoczony widząc, jak się przeobraziła.

Jednak prawdziwe emocje zaczęły się dopiero wtedy, gdy Paxtonowie wstali od swego stolika i ruszyli ku Cromwellom.

Filomena po raz pierwszy od swego powrotu miała spotkać się twarzą w twarz z Bradym i jego żoną. Usłyszała przyśpieszony oddech siostry i zauważyła, jak Jim wziął ją za rękę. Meg rzuciła Filomenie uspokajające spojrzenie. Amery popatrzył na nią uważnie. Ciotka i wuj mieli taki sam wyraz twarzy, jaki Filomena widziała u nich zwykle tuż przed pokazem ogni sztucznych w czasie święta narodowego.

Trent podniósł szklankę piwa i uśmiechnął się do Filomeny z udaną groźbą.

Filomena z trudem powstrzymywała śmiech. Przyjrzała się uważniej Brady'emu. Bez wątpienia musiała być idiotką dziewięć lat temu. Co ona mogła w nim widzieć? Patrzyła teraz na niego i odczuwała jedynie żal, że tak bezsensownie zmarnowała pierwszy rok college'u, uganiając się za nim.

W czasach studenckich Brady grywał w futbol, ale obecnie nad spodniami rysował mu się wyraźny brzuszek, tak typowy dla biznesmenów. Ta niewielka nadwaga nie psuła jednak wciąż niezłej aparycji.

Oczy zachowały dawny błękit, a brązowa czupryna była nadal bujna. Brady miał na sobie dobrze dopasowany garnitur i zgodnie z obowiązującymi kryteriami mógł być uważany za przystojnego mężczyznę, ale Filomenie wydawał się teraz dziwnie miękki i nieciekawy. Dawniej nie zwróciła na to uwagi, w tej chwili zrozumiała jednak, czego mu brakowało: spojrzenie jego wyrażało pustkę, nie było w tym człowieku nic, co zmuszałoby do szacunku lub gwarantowało psychiczną siłę.

I wtedy Filomena uzmysłowiła sobie, że właśnie takie cechy charakteru instynktownie wyczuwała u Trenta Ravindera. Była pewna, że wprawdzie Ravinder może być arogancki, wymagający, uparty i czasami trudny, ale w razie potrzeby byłby twardy jak skała.

Na szczęście, pomyślała Filomena, nie potrzebuję żadnych skał w swoim życiu.

- Dobry wieczór, Amery, Meg ... - Brady Paxton uprzejmie pozdrowił wszystkich siedzących wokół stołu. Amery przedstawił go Ravinderowi. Obaj panowie wymienili sztywne ukłony. Brady cały czas spoglądał na Filomenę, która odpowiadała mu swym najbardziej promiennym uśmiechem.

- Cieszę się, że cię widzę, Fil. Tyle lat minęło.

Filomena, dostrzegając wrogość w oczach Glorii, przebiegła w myślach różne odpowiedzi, wreszcie zdecydowała się na coś najbardziej neutralnego:

- Tak, rzeczywiście. Czas upływa niezwykle szybko, gdy człowiek dobrze się bawi. Jak idą interesy w branży ubezpieczeniowej?

Po ślubie z Glorią Brady wszedł jako wspólnik do agencji ubezpieczeniowej teścia. Firma zmieniła nazwę z "Towarzystwo Ubezpieczeniowe Halseya" na "Towarzystwo Ubezpieczeniowe Halseya-Paxtona". W tamtym czasie dla Brady'ego była to sprawa pierwszej wagi.

Brady kiwnął głową z zadowoleniem.

- Nie mogę narzekać. Słyszeliśmy, że dobrze ci idzie, Fil. Masz małą firmę, prawda?

Gloria weszła w słowo:

- Tak, Fil, słyszeliśmy, że prowadzisz interesy w świecie mody. Podróże, pokazy, spotkania. Któż by się spodziewał, że masz jakiś talent w tym kierunku.

Uśmiech Filomeny stał się jeszcze bardziej promienny.

- Z pewnością nie przejawiałam takich skłonności w liceum. Po prostu nie miałam wtedy jeszcze wprawy w projektowaniu. Zawsze interesowały mnie barwy, tkaniny i moda. Ale nie rozumiałam tego wszystkiego, nie wiedziałam, jak powinna ubierać się osoba, mająca taką figurę jak ja wtedy.

Po takiej naturalnej odpowiedzi na twarzy Glorii pojawił się kwaśny grymas.

- Koncentrujesz się na modzie dla niskich kobiet. Nie sądzę, bym mogła znaleźć coś dla siebie.

- Masz rację. Moja firma projektuje wyłącznie dla kobiet drobnych - oznajmiła Filomena, przypominając sobie, jak niegdyś bardzo zazdrościła Glorii wzrostu i doskonałej figury modelki. - Nasza oferta skierowana jest do kobiet mających mniej niż sto sześćdziesiąt cztery centymetry wzrostu. Te kobiety, a są ich miliony, nie prezentują się zbyt dobrze w ubraniach o typowych rozmiarach.

- Tak, wiem - potwierdziła Gloria z fałszywym współczuciem; - Biedaczki. Wyglądają, jakby tonęły w swoich sukniach, choćby nie wiem jak wiele za nie zapłaciły. Rękawy za długie, talia nie tam, gdzie trzeba, spódnice niechlujnie skrócone. To musi być przygnębiające.

Kątem oka Filomena zauważyła, jak Shari przygryza wargi - wszyscy pamiętali, że tak właśnie wyglądała kiedyś Filomena, a do tego jeszcze była grubawa. Widziała, że teraz siostra gotowa jest stanąć w jej obronie, nawet gdyby to miało wywołać skandal. Filomena kopnęła ją ostrzegawczo pod stołem. Shari spochmurniała.

Filomena postanowiła rozładować sytuację. Nie czuła złości, raczej politowanie dla Glorii.

- Wszystko zależy od odpowiednich proporcji, jak zapewne wiesz, Glorio. Właściwy krój może wiele zdziałać.

- No cóż, twój strój też wiele zdziałał - zauważyła chłodno Gloria, dając jasno do zrozumienia, że wrażenie, jakie robi na wszystkich, Filomena zawdzięcza wyłącznie swej sukni.

Filomena wzniosła oczy w górę, gdy pomyślała o tych latach ciężkiej pracy, napięcia i wyrzeczeń. Stroje, jakie obecnie nosiła, były najmniej ważną zmianą w jej życiu. Uśmiechnęła się ciepło i szczerze.

- Dziękuję ci, Glorio, że zwróciłaś na to uwagę. Wiem, że zmieniłam się w ciągu ostatnich lat. Cóż, miałam szczęście. Nie chce mi się nawet myśleć, jaka to by była katastrofa dla mnie, gdybym jako dziewiętnastoletnia dziewczyna wyszła za mąż. W tym wieku łatwo popełnić głupstwo, prawda? - dodała z uśmiechem. - Cóż by ze mną się stało, gdybym została w Gallant Lake: nie podróżowałabym, nie miałabym porsche'a, brakowałoby mi radości życia. Kobieta potrzebuje niekiedy czasu, by odnaleźć samą siebie.

Przy stole zapanowała cisza. Gloria poczerwieniała Shari z matką próbowały niezręcznie ratować sytuację, ale to Amery wkroczył zdecydowanie, zwracając się do Brady'ego:

- Wydaje mi się, że powinienem odnowić swoją polisę od ognia. Daj mi znać przy najbliższej okazji, czy muszę opłacić składkę. Nie mogę przecież w swych interesach obyć się bez ubezpieczenia.

- Sprawdzę twoją polisę, Amery - odrzekł Brady z roztargnieniem.

Zdawał się nie zwracać uwagi na wrogie docinki swej żony. Zwrócił się do Trenta:

- Jak się panu wypoczywa nad jeziorem, Ravinder?

Trent przesłał Filomenie znaczący uśmiech.

- Nie sądzę, żebym się mógł nudzić.

Filomena zauważyła aluzję w tej odpowiedzi i wiedziała, że inni też ją zauważyli. Brady nachmurzył się.

- Słyszałem, że pracuje pan dla Asgard Development? - zapytał.

- Owszem.

- W ciągu ostatnich lat ta kompania wybudowała

wiele kurortów w Arizonie i na Hawajach.

- Asgard specjalizuje się w budowie kurortów - obojętnym głosem zauważył Trent.

- Chodzą plotki, że Asgard przysłał pana, żeby się pan trochę tu rozejrzał.

- Czyżby? No cóż, zna pan powiedzenie o plotkach?

- Znam powiedzenie o dymie.

Trent popatrzył na niego.

- Na pana miejscu nie traciłbym czasu na szukanie ognia. Jestem tu na wakacjach, a nie służbowo.

Brady chrząknął i uniósł rękę.

- Rozumiem, rozumiem. W pana branży trzeba trzymać język za zębami. Ale proszę mi dać znać, jeśli mógłbym pomóc i oprowadzić pana po okolicy. Mieszkam tu od urodzenia i mam wiele znajomości. Sam zainwestowałem trochę w działki budowlane.

- Dziękuję panu - odparł Trent z powagą. - Będę o tym pamiętał.

Brady zwrócił się do Filomeny:

- No, koleżanko, musimy się spotkać, skoro jesteś w naszym mieście. Mamy sobie wiele do powiedzenia. Czy wspominałaś Trentowi, że byliśmy kiedyś zaręczeni?

Gloria patrzyła z bardzo obrażoną miną. Filomena już chciała grzecznie zaprzeczyć, jakoby miała z Bradym wspólne tematy do omówienia, ale nim zdołała otworzyć usta, wtrącił się Trent:

- Obawiam się, że Filomena będzie bardzo zajęta podczas pobytu w Gallant Lake. Owszem, wspominała mi o zaręczynach. Jak przed chwilą powiedziała, łatwo popełnić błąd, gdy ma się dziewiętnaście lat. Ale teraz wie, czego chce. Odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego.

- No, no - odparł Brady wcale tym nie zrażony. Jego twarz nabrała wyrazu przebiegłości. - A więc tak sprawy stoją. Nie będziesz się pewnie nudziła w najbliższym czasie.

- Tak myślę. - Filomena popatrzyła na Trenta. Czekają mnie wysoce irytujące momenty, ale na pewno nie nudne.

Trent uśmiechnął się z pewną siebie miną.

- Będę się starał ze wszystkich sił, by cię zadowolić.

Filomena złościła się w duchu, choć na twarzy miała słodki uśmiech.

- Powstaje pytanie, jak jesteś silny.

- Przez ćwiczenie do mistrzostwa. Zawiozę cię dziś do domu i w ten sposób trochę potrenuję. Jestem pewien, że pewnego dnia osiągnę doskonałość.

Paxtonowie pożegnali się pośpiesznie.

Filomena chłodno i z dezaprobatą patrzyła na Trenta.

Cóż, skoro on chce grać, ona podejmie wyzwanie.

- Jestem pewna, że twoje kwalifikacje są znakomite, jeśli chodzi o budowę drogich kurortów. Ale podejmujesz się zadania, które przekracza twoje umiejętności. Nie chciałabym być świadkiem, jak starasz się ugryźć więcej niż zdołasz przełknąć.

Popatrzył na nią z uśmieszkiem.

- Nie martw się o mnie. Mam w sobie wiele wewnętrznej, niespożytej siły.

Ciotka Agnes wzniosła ku niemu kieliszek.

- Słuchaj go, dziewczyno. Wiele można by mówić ο wewnętrznej sile mężczyzn. Ktoś taki jak Paxton z pewnością jej nie ma. Znam go, bo był u mnie w szóstej klasie. Kiedy powiedziano mi o waszych zaręczynach, wiedziałam, że popełniłaś błąd. Czyż nie mówiliśmy ci tego razem z George'em? Dobrze, że to się skończyło.

- Słuchaj, Agnes - przerwał jej George - nie ma sensu wracać do tamtej sprawy.

Shari spojrzała uważnie na siostrę.

- Byłaby niespełna rozumu, gdyby zależało jej na Paxtonie, ale nie możemy jej winić, jeśli zapragnie małej zemsty. To nie takie trudne. Brady najwyraźniej pali się do wznowienia dawnej znajomości, a Gloria stanowi łatwy cel.

- To jakby łowić rybę w beczce - zauważył Trent.

- Filomena nie powinna zaprzątać sobie głowy zemstą. Takie łatwe zagrywki nie są jej potrzebne.

Filomena bawiła się swym kieliszkiem. Ten facet zaczynał ją denerwować.

- Skąd możesz wiedzieć, co jest mi potrzebne, Trent?

Amery odchrząknął głośno.

- Och, zrobiło się późno. Musimy jutro wcześnie wstać, jeśli chcemy coś złowić.

Filomena uśmiechnęła się do ojca.

- Chciałbyś mnie, tatusiu, schować przed wszystkimi? Nie martw się. Świetnie się bawię. Zostanę z Shari i Jimem.

Jednak Trent już był na nogach.

- Amery ma rację. Czas, byśmy poszli. Podwiozę cię do pensjonatu, Fil.

Filomena nawet nie drgnęła.

- Dzięki, ale nie skorzystam. Miałabym ochotę jeszcze potańczyć.

- Czyżby? - Trent położył rękę na jej ramieniu. - A z kim chcesz tańczyć?

- Och, jest tu mnóstwo ludzi. - Rozbawiona Filomena zatoczyła ręką krąg. - Z pewnością znajdzie się ktoś mojego wzrostu. Na przykład Derek Overton, co, Shari? Miał mniej niż metr siedemdziesiąt. Doskonały wzrost dla mnie.

Shari uśmiechnęła się znacząco.

- Obawiam się, że nic z tego. Derek ogłosił, że jest homoseksualistą. Został prawnikiem i przeniósł się do Portland kilka lat temu.

- Znajdzie się ktoś inny. - Filomena pomachała Trentowi pożegnalnym gestem. - Zmykaj, Trent. Doskonale radzę sobie sama, wbrew temu, co sądzi moja rodzina.

W odpowiedzi Trent położył ręce na jej ramionach.

- Ale ja mogę sobie nie poradzić. Czuję, że zgubię się po drodze bez ciebie jako przewodnika. Powiedz dobranoc, Filomeno.

Świadoma, że rodzina patrzy na nią z niepokojem, a goście z sąsiednich stolików zerkają z ciekawością, Filomena postanowiła poddać się z wdziękiem.

- Dobranoc, Shari, Jim. Bawcie się dobrze. Szkoda, że nie mogę robić tego samego.

- Nie udawaj nieszczęśliwej - poradził Trent, prowadząc ją ku drzwiom. - Nikt nie będzie ci współczuł. Doskonale się bawiłaś, terroryzując wszystkich, prawda?

- Nie rozumiem, dlaczego wszyscy z uporem twierdzą, że narobię tu jakichś kłopotów. Przyjechałam do rodzinnego miasta na zasłużone wakacje i ślub mojej siostry. To wszystko.

- Pływasz w tej wodzie jak zwinna, mała barrakuda, a usiłujesz wyglądać nieszkodliwie i niewinnie.

- Jestem nieszkodliwa i niewinna.

- Akurat! Widziałem, jak ci się oczy zaświeciły, gdy Paxtonowie podeszli do stołu.

- Sam powiedziałeś, że próba zemsty na tych dwojgu to jak łowienie ryb w beczce. Musisz przyznać, że zachowywałam się poprawnie.

Trent lekko wygiął usta.

- Tak, przyznaję, że nie uległaś kilku pokusom, jakie znalazły się na twej drodze. Nie uwodziłaś Paxtona i nie byłaś zbyt złośliwa dla jego żony, choć niewiele brakowało.

- Zostałam sprowokowana.

Otworzył szklane drzwi i przepuścił ją na zewnątrz, w aksamitną noc.

- Fakt. Ale nie wiem, jak daleko by sprawy zabrnęły, gdyby reszta z nas nie trzymała cugli.

- Niezbyt daleko. Zastawianie przynęty na Brady'ego szybko by mi się znudziło. A któż chciałby się nudzić?

- Zrobię wszystko, byś się nie nudziła - oznajmił Trent, otwierając drzwi swego szarego mercedesa i zapraszając ją do wnętrza.

Patrzyła przez szybę, jak obchodzi z przodu samochód i wsiada. Nagle uświadomiła sobie, że Trent zajmuje wewnątrz pojazdu bardzo dużo miejsca. Był rzeczywiście wielkim mężczyzną. Odruchowo wcisnęła się głębiej w kąt fotela, zapinając pasy. Trent zdjął swoją wytworną marynarkę i rzucił ją niedbale na tylne siedzenie. Włączył silnik i łagodnie ruszył.

- Zdaje się, że masz niezłą frajdę, Filomeno. Jeśli uważasz, że to takie zabawne wrócić do rodzinnego miasta i pokazać wszystkim, jak bardzo się zmieniłaś, dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej?

Filomena wzruszyła ramionami.

- Nie miałam okazji. Nie osiągnęłabym tego, co mam, gdybym urządzała sobie wakacje. To mój pierwszy, prawdziwy urlop od lat. Sam zajmujesz się interesami i musisz wiedzieć, jak to jest.

Samochód wyjechał na wąską drogę, prowadzącą wzdłuż jeziora w kierunku pensjonatu.

- Wiem - odparł Trent. - Czasami musimy zwolnić tempo i uporządkować naszą hierarchię wartości. Pamiętaj, że ja też tu jestem na urlopie.

- Brady Paxton jest innego zdania.

- Nie interesuje mnie, co myśli Paxton. Interesuje mnie, co ty myślisz.

- Doprawdy?

Popatrzyła na niego ukradkiem. Miał twardy i nieugięty wyraz twarzy. Czasami tylko rozjaśniał ją krótki, raczej ironiczny uśmiech.

- Dlaczego obchodzi cię, co ja myślę?

- Chcesz wiedzieć prawdę?

- Tak. Wiem, że wyświadczyłeś mojej rodzinie przysługę, towarzysząc mi dziś wieczór. Ale dlaczego miałoby ci zależeć na tym, co o tobie myślę?

- Skoro pytasz, to znaczy, że niewiele nauczyłaś się przez te ostatnie lata. Może powinniśmy porozmawiać o brakach w twojej edukacji.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Trent nieoczekiwanie zwolnił i skręcił na niewielką dróżkę, biegnącą ku jezioru.

Filomena wyprostowała się w fotelu. Zniknęła gdzieś jej ciekawość i chęć przekomarzania się, ustępując miejsca innemu rodzajowi wewnętrznego napięcia.

- Dokąd jedziemy?

- Do miejsca, gdzie dobrze biorą ryby. Twój ojciec pokazał mi je wczoraj.

Zwolnił jeszcze bardziej. Wąska, nierówna droga wiła się wśród sosen i jodeł.

Filomena pomyślała, że powinna stanowczo zaprotestować, nim dojadą do brzegu jeziora. Była niemal przekonana, że Trent zawróci, jeśli ona zrobi awanturę. To przecież przyjaciel rodziny. Jej ojciec darzył go sympatią i ufał mu, a Trent okazywał Amery'emu wzajemny szacunek. Taki człowiek nie nadużyje zaufania.

Może właśnie dlatego nie zaprotestowała. Trent prawdopodobnie zamierza ją pocałować, a to nie jest przecież wstrząsające wydarzenie. Zdoła sobie z nim poradzić.

Trent zatrzymał mercedesa tuż nad brzegiem jeziora.

Zgasił silnik i opuścił szybę. Szum poruszanych wiatrem drzew dobiegał teraz wyraźnie. Na ciemnej powierzchni wody odbijało się słabe światło księżyca. Na drugim brzegu widać było gdzieniegdzie jaśniejsze punkty: jakieś odległe budynki lub przejeżdżające samochody.

Trent odpiął pas bezpieczeństwa i rozparł się swobodnie na siedzeniu.

- Wczoraj o świcie udało nam się tu złowić kilka ryb - powiedział cicho. - Jezioro było jak tafla i widzieliśmy najdrobniejszą zmarszczkę na powierzchni wody. Wiesz, mam podobne odczucie obserwując ciebie: zewnętrzna otoczka gładka, ale łatwo ją burzą wszelkie emocje, jakie odczuwasz. Podoba mi się to. Uśmiech igra w twych oczach i na ustach tak jak drobne fale, przebiegające po powierzchni jeziora. Również irytacja i współczucie, życzliwość i złość.

- Czy po to mnie tu przywiozłeś, by mi powiedzieć, że łatwo czytać z mojej twarzy?

- Nie. - Odpiął pas na jej fotelu. - Przywiozłem cię tutaj, bo chcę się przekonać, czy namiętność przebiega przez ciebie podobnie jak inne uczucia. Chcę się przekonać, czy zauważę te drobne fale na powierzchni.

Filomena zesztywniała, czując, jak otaczają ją ramiona Trenta, jak jej drobne ciało wpasowuje się w jego mocne objęcia. Czuła jego żar, wdychała słaby zapach mydła i płynu po goleniu.

- Zatem przeprowadzasz na mnie eksperyment? zapytała.

- Możesz to sobie nazywać, jak chcesz.

Pochylany nad nią, patrzył w jej twarz. Przesuwał ręką po jej włosach, aż dotarł do nagiego ciała, odsłoniętego w głębokim wycięciu sukni na plecach.

Filomenę przebiegł lekki dreszcz, gdy poczuła jego ciepłe palce na skórze.

- Weź pod uwagę, że nie tylko ty możesz przeprowadzać eksperymenty.

Przesunął opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa.

- Podzielę się z tobą wynikami mojego eksperymentu, jeśli ty podzielisz się ze mną swoimi.

Filomenę ogarnął nagły lęk. Przez dwa tygodnie zręcznie unikała wszelkich nieprzewidzianych wydarzeń. Teraz decyzja wymykała jej się z rąk. Ta nie miał być przypadkowy eksperyment.

Jednak było już za późno, by zatrzymać bieg wydarzeń. Czuła, że jest w pułapce, a równocześnie spłynął na nią jakiś dziwny błogostan. Założyła Trentowi ręce na barki i uniosła twarz, ale zanim zdążyła zajrzeć mu w oczy, poczuła jego wargi na swoich ustach.

Przez materiał koszuli odruchowo wczepiła się palcami w jego twarde, sprężyste muskuły. To wszystko nie przebiegało tak, jak oczekiwała, ale sama wiedziała niezbyt dokładnie, czego właściwie oczekiwała.

Może spodziewała się bardziej powściągliwego podejścia, trochę więcej wahania. Ale przecież powinna wiedzieć, że ten mężczyzna jest pewny siebie i zuchwały. Powinna przewidzieć jego żarliwą, niepohamowaną zaborczość. Nie jest typem człowieka, który ma zwyczaj zatrzymywać się w pół drogi.

Pocałunek Trenta, głęboki i namiętny, porwał Filomenę i wymusił odzew. Rozwarła mimowolnie usta i gdy poczuła dotyk jego języka, przebiegł ją dreszcz.

Trent odpowiedział z chciwym pożądaniem. Przesunął rękami po obnażanym karku Filomeny, po obcisłych rękawach sukni.

- Wiedziałem - wyszeptał tuż przy jej ustach. - Wiedziałem, że poczuję, jak drżysz.

- Trent... .

Jego palce wprawnym, delikatnym ruchem zsuwały już suknię. Dżersejowe rękawy opadły na nadgarstki, przód sukni, jeszcze przed chwilą skromnie kończący się wysoko pad szyją, zjechał niemal da bioder.

Zaskoczona Filomena siedziała bez tchu. Wydarzenia biegły zbyt szybko, nie dając czasu na podjęcie decyzji. Odchyliła się do tyłu, ale stwierdziła, że ręce ma unieruchomione w rękawach sukni. Rozszerzonymi oczami spojrzała na Trenta.

- To nic, moja droga. Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy. Uwolnił dłonie z rękawów sukienki, patrząc przy tym na jej nagie piersi. Pochylił głowę i leciutka pocałował dziewczęce brodawki.

Filomenę znów przebiegł dreszcz, ale w ślad za nim pojawiła się nerwowe napięcie.

- Trent, ta zaszła już za daleko - powiedziała miękko i gardłowo, maskując emocje.

- Pragnę cię po prostu dotknąć.

Jego głos nabrzmiewał pożądaniem, jednak Filomena wyczuwała, że Trent panuje nad sobą. Wiedziała, że jest z nim bezpieczna, ale nie mogła wyzbyć się wrażenia, że spaceruje po linie. Jęknęła cicho, kiedy palcami objął jej małe piersi, muskając delikatnie brodawki.

Gdy miała już wolne ręce, zamiast odsunąć się od Trenta i nałożyć sukienkę, przywarła da niego. Ukryła rozpaloną twarz w jego ramionach i zamknęła oczy, a przez ciało przebiegł dreszcz.

- Wiedziałem, że tak będzie - szepnął niskim głosem. - Ilekroć na ciebie patrzyłem, czułem niemal ból wyobrażając sobie, jak to będzie. Nie rozumiem, jak mogłem czekać aż tak długo.

- Och, Trent...

- Cicho. Po prostu odpręż się i pozwól, żeby się to stało. Bo to się musi stać.

- Nie dzisiaj.

- Jeśli nie tej nocy, to innej. Równie dobrze może być teraz.

Filomena postanowiła oprzeć się temu zniewalającemu głosowi. Wyobraziła sobie, jak rodzice patrzą domyślnie na zegarek, by zobaczyć, ile Trentowi i ich córce zajmuje droga powrotna do domu.

- Moja rodzina widziała, jak odjeżdżamy sprzed klubu tuż przed nimi. Jeśli nie pojawimy się na czas w domu, będą wiedzieli ...

- Dlaczego miałoby ich to dziwić? Przecież w pensjonacie nie mamy okazji do prywatnych spotkań. Oni to zrozumieją.

- Trent, nie mam zamiaru dopuścić do tego, by wszyscy myśleli, że dałam się uwieść od razu, kiedy tylko zostałam z tobą sam na sam.

- Dlaczego miałabyś przejmować się tym, co sobie myślą?

Przesuwał ręką po jej biodrach i niżej, aż do wypukłości pośladków. Ujął je delikatnie.

- Masz dwadzieścia osiem lat i zdołałaś wszystkich przekonać, że jesteś dorosła. Możesz robić, co chcesz.

- Słusznie. - Udało jej się przywołać zdrowy rozsądek. - A chcę właśnie, żeby jutro przy śniadaniu nie patrzono na mnie z ukosa. Ledwo cię znam i nie mam zamiaru dać się uwieść na przednim siedzeniu samochodu.

- Może wolisz tylne siedzenie? - Muskał jej ucho pod puklami bujnych, rudych włosów. - Jak cudownie pachniesz.

- Trent, przestań.

W jego głosie wyczuła spokojną rezygnację. Najwyraźniej nie chciał dzisiaj jej zmuszać.

- Odsuwasz tylko od siebie rzecz nieuniknioną. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę - powiedział miękko.

- Nie - odrzekła cierpko, poprawiając sukienkę. Nie po to przyjechałam do domu, by mieć wakacyjny flirt z jednym z gości moich rodziców.

- Czy ktoś czeka na ciebie w Seattle?

- Wielu czeka na mnie w Seattle.

- Ale jakiś konkretny mężczyzna?

Filomena energicznie zapięła pasy.

- To chyba nie twoja sprawa. Jedźmy do domu. Jest już późno.

- Jeśli sobie tego życzysz ...

- Tak, życzę sobie.

Włączył silnik i wyprowadził samochód na główną drogę. Odezwał się do niej dopiero wtedy, gdy przybyli na parking przed pensjonatem.

- Miałem rację - powiedział tonem, w którym słyszało się satysfakcję.

- O co chodzi? - Filomena popatrzyła na niego podejrzliwie.

- Czułem w tobie namiętność, tak jak oczekiwałem. To było wspaniałe, elfie, choć teraz przez pół nocy nie będę mógł spać.

Filomena wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę domu rodziców, który stał za głównym ciągiem bungalowów. Gdy wbiegała po schodach, pomyślała sobie, że mimo wszystko dzisiejszy wieczór nie był tak zabawny, jak się spodziewała.

ROZDZIAŁ 3

Następnego dnia Filomena zrobiła sobie wspaniałą przejażdżkę z pensjonatu nad jeziorem w kierunku Gallant Lake. Powietrze było świeże i ciepłe zarazem. Od strony lasów okalających szosę falami wpadał przez otwarte okna samochodu wspaniały zapach sosen. Porsche jak zawsze był jej posłuszny.

Nareszcie jestem sama, pomyślała z uśmiechem. Podjęła się przywiezienia z miasta rozmaitych produktów na wesele Shari, miała więc świetną wymówkę, żeby się wyrwać na chwilę z domu.

Podczas śniadania, jak oczekiwała, poddana została małemu śledztwu. Zniosła je nieźle. Na szczęście posiłki spożywano w jadalni pensjonatu, w obecności wielu gości, z którymi należało rozmawiać i dbać o ich samopoczucie.

Amery i Trent udali się przed świtem na ryby i do wpół do ósmej nie powrócili. Śledztwo prowadziła więc matka Filomeny i Shari.

- Dobrze bawiłaś się wczoraj wieczorem? - zapytała siostra, gdy Filomena nalewała sobie kawy.

- Znakomicie - odrzekła Filomena, a ponieważ nie udzielała dalszych wyjaśnień, matka wtrąciła się do rozmowy:

- Trent Ravinder to sympatyczny człowiek, prawda? Tak się cieszymy, że zamieszkał w naszym pensjonacie. Amery twierdzi, że jest interesujący i że świetnie się z nim łowi ryby.

- Przyznaję, że jest interesujący, ale nie nazwałabym go sympatycznym - odpowiedziała Filomena.

- Zaspokój naszą ciekawość i przejdź do rzeczy ponagliła ją Shari. - Czy zrobił wczoraj jakiś krok? Mama twierdzi, że byliście w domu dwadzieścia minut po nich.

Filomena uśmiechnęła się dobrodusznie.

- Trent źle skręcił i dlatego przyjechaliśmy trochę później.

Shari uśmiechnęła się domyślnie.

- Och, nie uwierzę.

- W co? W to, że źle skręcił? Wiesz przecież, jak wiele różnych bocznych dróg jest wśród tych wzgórz. Łatwo gdzieś zjechać.

- Ach tak, zboczył z drogi, gdy ty siedziałaś obok? Nie opowiadaj, Fil. Znasz tu każdą najmniejszą ścieżkę. Powiedz, uwodził cię? - Shari zwróciła się do matki, mrugając porozumiewawczo. - Mówiłam ci. Nie trzeba się martwić, że Fil coś wykręci z Bradym Paxtonem. Już Trent się nią zajmie.

- Taki sympatyczny człowiek - powtórzyła Meg Cromwell szczerym tonem. - Wiesz, Fil, martwiłam się ostatnio, że stajesz się trochę zbyt wybredna, jeśli chodzi o mężczyzn. Nie młodniejesz przecież, a statystyki mówią, że kobiecie w twoim wieku coraz trudniej znaleźć męża.

Filomena roześmiała się.

- Zapewniam cię, mamo, że gdy tylko zechcę, mogę wyjść za mąż. Nie wyobrażasz sobie, ilu mężczyzn chce się żenić, znając moje dochody. Wierz mi, dochody spółki Cromwell & Sterling z nadmiarem rekompensują te wszystkie złowróżbne dane statystyczne.

- Trent Ravinder na pewno nie myślałby o małżeństwie dla korzyści ze spółki Cromwell & Sterling - zaoponowała Meg. - Sam zarabia fortunę w Asgard Development. Ponadto świetnie sobie radzi w handlu nieruchomościami. Wuj George twierdzi, że Trent ma wyczucie w tych sprawach. Uważa, że mógłby z łatwością wykupić całą firmę Cromwell & Sterling, gdyby tylko chciał.

- To mało pocieszające - odparła Filomena w zamyśleniu.

- Robisz trudności - oświadczyła Shari. - Ale uważaj: Trent cię osacza i nim się zorientujesz, będzie za późno.

Filomena parsknęła śmiechem i na tym skończono rozmowę.

Teraz, jadąc krętą szosą do miasta, pomyślała, że całe to wypytywanie mogło przebiegać znacznie gorzej. Bez wątpienia jej rodzina była zachwycona Trentem Ravinderem. A ponieważ wszyscy z niepokojem oczekiwali rozegrania sprawy z Paxtonem, zupełnie zrozumiałe, że najchętniej widzieliby Filomenę razem z Trentem.

Najbardziej tajemnicze było jednak to, dlaczego Trent pozwalał sobą tak łatwo manipulować. Może jego zachowanie poprzedniego wieczora wyjaśnia tę zagadkę?

Wszystko się zgadza. Trent przebywa kilka tygodni w dość ustronnym, pozbawionym rozrywek miejscu i flirt z córką właściciela pensjonatu mógłby się okazać dość interesującym sposobem spędzenia czasu. A w dodatku rodzina przyklaskuje całej sprawie.

Pewność siebie, jaką okazywała Filomena, brała się z sukcesów w interesach, a nie z porywających przygód miłosnych. Osobie pracującej tak ciężko nie zostawało wiele czasu na miłostki.

Ponadto Filomena w głębi duszy czuła, że nie jest stworzona do ulotnych romansów. Być może tkwiła w niej ciągle małomiasteczkowa dziewczyna, a może zbytnio brała sobie wszystko do serca.

Choć gdy tak o tym myślała, uświadomiła sobie, że trudno jej będzie trzymać się z dala od Trenta - wczorajszy pocałunek zmusił ją do przyznania się przed samą sobą, że ten mężczyzna ją pociąga. Następnych kilka tygodni spędzą blisko siebie, a to może być niebezpieczne. Znacznie bardziej niż ewentualny rozwój sytuacji z Paxtonem. Dziwne, że rodzina tego nie rozumie.

Z pewnością dlatego, że ślepo ufają Trentowi. Nie mogła ich za to winić. Zachowanie Ravindera wzbudzało respekt i zaufanie.

Filomena z fasonem zaparkowała porsche'a przed bankiem. Wysiadając z samochodu pomachała ręką kilku ludziom, którzy rozpoznali ją i jej auto. Uśmiechnęła się w duchu widząc, jak z podziwem patrzą na porsche'a i na nią. Miała na sobie gładką sukienkę z szerokim, śmiałym pasem i wiedziała, że w tym stroju, pełnym zawadiackiego wdzięku, wygląda doskonale.

Szybko uporała się ze sprawunkami, ale gdy upchnęła je w bagażniku; doszła do wniosku, że jeszcze nie pora wracać do domu. Z pewnością jest już tam Trent, a ona nie bardzo wie, jak zachować się w stosunku do niego. Dobrze zrobiłaby jej teraz filiżanka kawy. Filomena ruszyła w kierunku pobliskiego lokaliku. Weszła do środka i natychmiast powitał ją głos stojącej za kontuarem kobiety:

- Kogo widzą moje oczy? To ty, Fil? Ktoś powiedział mi, że tamten szykowny samochodzik należy do ciebie. Nie chciałam wierzyć. Niech ci się przyjrzę. Ależ jesteś ubrana! Pokaż się z tyłu.

Filomena posłusznie wykonała obrót, demonstrując trójkątny dekolt, który prowokacyjnie odsłaniał kawałek ciała, i czarne guziki, podkreślające rozcięcie spódnicy z tyłu.

- No i co o tym myślisz, Muriel? Włączamy to do naszej najbliższej kolekcji.

- Chcesz znać moje zdanie? - Muriel chrząknęła niedowierzająco. - To jest bardzo ekstrawaganckie, ale ja nie jestem ekspertem od mody, wiesz o tym. Chociaż na tobie wygląda świetnie. Słyszałam, że zrobiłaś wczoraj furorę w klubie.

Filomena skrzywiła się.

- Chcesz powiedzieć, że miałaś już raport o tym, co wydarzyło się wczoraj wieczorem?

- Sama wiesz, jak szybko krążą tu plotki. Słyszałam również o odczycie, jaki miałaś dla dziewcząt kilka dni temu. Były olśnione.

- Dziewczyny w tym wieku zawsze interesują się modą.

Muriel chrząknęła.

- Z tego, co słyszałam, to nie moda najbardziej je zainteresowała. Przekonywałaś je, że jeśli zechcą naprawdę pracować, mogą osiągnąć taki sam sukces jak ty. Dobrze, że ktoś im to mówi. Nastolatki powinny zdawać sobie sprawę, że istnieje coś poza chłopcami.

- Przedstawiłam im również swą opinię o chłopcach.

- Słyszałam - skinęła Muriel. - że chłopców należy traktować jak cukierki, prawda? Nadmiar powoduje próchnicę zębów.

- Mam nadzieję, że zrozumiały.

- Nawet jeśli nie, to z pewnością osoby, prowadzące społecznie ten klub, doceniły pieniądze, jakie ofiarowałaś na jego potrzeby. Już one to odpowiednio wykorzystają. Robią wiele dobrego dla tych dzieciaków. Siadaj i opowiadaj, co u ciebie słychać.

Rozmawiały z kwadrans, ale potem kawiarenka zapełniła się klientami i Muriel przeprosiła:

- Wybacz, ale muszę wrócić do pracy. Dopij swoją kawę, Fil. Słyszałam, że trochę tu u nas pobędziesz, więc może jeszcze sobie pogadamy, co?

- Tak, wpadnę kiedyś znowu.

- Koniecznie. Pozdrów matkę.

- Dziękuję, Muriel.

Filomena piła powoli kawę i patrzyła zamyślona przez okno na ulicę i położone przy niej sklepy. Tak niewiele tu zaszło zmian, od kiedy opuściła miasto. Nagle poczuła czyjąś obecność obok. Spojrzała w górę.

- Cześć, Fil. Ktoś mi powiedział, że stoi tu twój zielony porsche, więc postanowiłem zajrzeć do kawiarni i sprawdzić, czy jesteś tutaj. Sam mam ochotę na filiżankę kawy.

Brady usiadł, nie czekając na zaproszenie i skinął na Muriel.

- To jest dopiero samochód, Fil. Prawdziwe cacko. Przechylił się do przodu, oparł ręce na stoliku i uśmiechnął się.

Filomena pamiętała ten uśmiech. Kiedyś wydawał jej się chłopięcy, serdeczny i seksowny. Obecnie, gdy miała za sobą dziewięć lat w brutalnym świecie biznesu, wiedziała, co taki wyraz twarzy oznacza - uśmiech komiwojażera.

- Dobrze bawiłaś się wczoraj, Fil? - spytał Brady, gdy Muriel nalewała mu kawę.

Filomena dostrzegła w jej oczach wyraz lekkiej dezaprobaty.

- Fantastycznie. A ty?

Brady wzruszył ramionami.

- Jak zwykle. Od dziewięciu lat chodzimy z Glorią do klubu prawie w każdą sobotę. Rutyna.

Filomena zastanawiała się, do czego zmierza ta rozmowa.

- To bardzo miłe miejsce - rzuciła obojętnie.

- Tobie wydaje się na pewno banalne, po tych wszystkich wojażach i wielkomiejskim życiu. - Brady spojrzał na nią bacznie. - Zmieniłaś się, Fil. Ten samochód, stroje - zrobił szeroki gest ręką - i w ogóle wszystko.

Filomena wiedziała, że "w ogóle wszystko" ma oznaczać pewność siebie, której tak jej brakowało przed dziewięciu laty. Uśmiechnęła się lekko.

- Czas nie stoi w miejscu, Brady. Byłam zajęta przez ostatnich kilka lat.

- Słyszałem. - Nachylił się jeszcze bardziej, usiłując stworzyć atmosferę większej bliskości. - Czy kiedykolwiek wspominałaś dawne dzieje, Fil? Nas dwoje?

- Nie - odparła pogodnie.

- A ja wspominałem - przyznał otwarcie.

- Strata czasu.

- Czasami jednak musiałaś rozważać, cośmy razem stracili, ty i ja.

- Nie mam za dużo czasu na takie rozważania.

- A ja o tym sporo myślę. Jeśli chodzi o mnie i Glorię, to nie ułożyło się tak, jak oczekiwałem.

- Rzadko sprawy układają się tak, jak oczekujemy. W moim przypadku ułożyły się one lepiej, niż mogłam się spodziewać, mając dziewiętnaście lat.

- Nigdy nie wyszłaś za mąż - stwierdził Brady takim tonem, jakby ten fakt był dowodem, że Filomena ciągle ma zadrę w sercu.

- Nawet nie miałabym na to czasu.

- Bardzo cię wówczas zraniłem, co?

Filomena uśmiechnęła się szeroko.

- Chcesz znać prawdę, Brady? To że zobaczyłam ciebie z Glorią w łóżku, było najlepszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek spotkała. Zawsze byłam wam za to głęboko wdzięczna. Kiedy pomyślę, ile bym straciła, poślubiając ciebie ... - pytanie zawisło w powietrzu - przechodzą mi ciarki po plecach. Wierz mi, Brady. Mam wobec ciebie nie spłacony dług wdzięczności za zerwanie tamtych zaręczyn.

W oczach Brady' ego pojawił się zły błysk.

- Myślę, że miałaś wielu mężczyzn przez te lata - powiedział chłodno. - Czy z tego Ravindera też zamierzasz zdjąć skalp i przytwierdzić sobie do pasa?

Filomenę już zaczęła ogarniać wściekłość, ale nagle roześmiała się, wyobrażając sobie skalp Trenta u swego pasa.

- Nie ma w tym nic śmiesznego - powiedział groźnie Brady.

- Nieważne. No, Brady, żałuję, ale mama czeka na mnie. Muszę już wyruszać.

- Zaczekaj. - Brady wyciągnął rękę. - Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Nie sądzę, byśmy mieli sobie wiele do powiedzenia.

- Do diabła, Fil. To są ważne sprawy. Interesy.

Popatrzyła na niego wojowniczo.

- Jakie interesy?

- Handel nieruchomościami. - Brady mówił jej niemal do ucha, ściszonym głosem. - Wiem, że Ravinder przyjechał tu, by obejrzeć działki nad jeziorem.

- On temu zaprzecza.

- A czego oczekujesz? Że wszystko wypaple? Uwierz mi, przyjechał tu w sprawach, służbowych. Wiesz, możesz mi wyświadczyć wielką przysługę, Fil.

- Wątpię - odparowała. Teraz już wiedziała, do czego zmierzała ta cała rozmowa.

- I dla ciebie znalazłby się również kąsek - powiedział Brady chytrze. - Słyszałem, że jesteś teraz przedsiębiorczą kobietą, więc z pewnością to cię zainteresuje. Nie powiesz mi, że twojej firmie nie przydałby się zastrzyk kapitału.

Trudno było nie przyznać mu racji. Spółka Cromwell & Sterling szukała obecnie kapitału. Lepiej jednak, żeby Brady o tym nie wiedział, i Filomena postanowiła milczeć.

- To będą pieniądze, gwarantuję ci. Musisz jedynie wykorzystać wpływ, jaki masz na Ravindera i dowiedzieć się, którymi konkretnie terenami jest zainteresowany. Mam upoważnienia do sprzedaży wielu działek w okolicy. Założyłem towarzystwo handlu nieruchomościami, które gromadziło przez wiele lat ziemię, na wypadek gdyby, tak jak teraz, pojawił się jakiś amator. Dowiedz się, co zamierza Ravinder, a ja wykorzystam swe upoważnienia na odpowiednie parcele. A potem sprzedamy ziemię Asgardowi.

- Za potrójną cenę? - spytała uprzejmie Filomena.

- Na tym właśnie polega robienie interesów, Fil. - Brady popatrzył na nią z niecierpliwością. - W tym jest fortuna, jeśli dobrze zagramy naszymi kartami.

- I ja mam być kartą, którą ty chcesz zagrać?

- Posłuchaj, możesz uzyskać odpowiednie informacje. Ravinder jest tobą zainteresowany. Każdy to widzi. Łatwo będzie ci wybadać, jakie tereny ma zamiar polecić Asgardowi. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, moi wspólnicy i ja zapłacimy ci prowizję, powiedzmy pięć procent.

- Twoja hojność mnie przytłacza.

- Dobrze, niech będzie osiem procent. Fil, co za problem? Przecież już z nim sypiasz, prawda?

- Nieprawda. - Filomena popatrzyła zimno na Brady' ego. - Nie sypiam z nim i przyjmij do wiadomości, że wypraszam sobie wszelkie domysły na ten temat. Jestem kobietą interesu, a nie prostytutką. I jeśli nie zaprzestaniesz swoich insynuacji, ogłoszę całemu miastu to, o co mnie przed chwilą prosiłeś. Powiem też wszystko Ravinderowi. Rozumiemy się, Brady?

- Uspokój się. Co się z tobą dzieje? Jeśli jesteś biznesmenką, to najlepiej wiesz, że mówię o rzeczach powszechnie praktykowanych. Masz możliwość pomóc staremu przyjacielowi i sama przy tym trochę zarobić. Nie proszę cię, byś uwodziła tego człowieka. Pomyśl o tym tylko, Fil.

Filomena uśmiechnęła się ostrzegawczo.

- Brady, mój stary przyjacielu, dziewięć lat temu dowiedziałam się o tobie wszystkiego, czego potrzebowałam. Najważniejsze z tego było to, że nie można ci ufać. Nigdy nie prowadzę interesów z osobami, którym nie mogę ufać. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Żegnaj, Brady. Wracaj do domu, do żony. Tak bardzo ci na niej zależało dziewięć lat temu.

Brady popatrzył na nią domyślnie.

- Nadal nie możesz się z tym pogodzić, co? Dlatego nigdy nie wyszłaś za mąż, prawda? Dlatego jesteś tak urażona. Ale teraz wszystko się zmieniło. Ty się zmieniłaś i ja się zmieniłem. Jesteś znacznie bardziej atrakcyjną kobietą. Teraz możemy naprawdę się do siebie zbliżyć.

- Nie licz na to - powiedziała bez ogródek.

Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Zdawała sobie sprawę, że zarówno Muriel, jak i goście w barze patrzą za nią z zaciekawieniem, ale była zbyt wściekła, by na to zwracać uwagę. Brady Paxton nie zmienił się przez te ostatnie lata. Pozostał nędzną kreaturą. Biedna Gloria.

Filomena rzuciła torebkę na przedni fotel porsche' a i usiadła za kierownicą. W dobrze znajomym wnętrzu samochodu odprężyła się. Nie powinna była dopuścić do tego, by Brady ją obrażał. Zadrżała na myśl o tym, co pomyślałby Trent, gdyby dowiedział się o całym zajściu.

Lepiej nie budzić licha, pomyślała, wyjeżdżając samochodem na główną szosę. Trent utrzymywał, że przyjechał tu na wakacje i była skłonna mu wierzyć. Ten mężczyzna zdawał się bardzo serio traktować sprawy honoru i morale. Nie będzie kłamał i nie będzie mu się podobało, że ktoś knuł intrygę, w której Filomena miała działać przeciw niemu. Nie ma sensu prowokować jego gniewu.

Do parkingu przy pensjonacie w Gallant Lake dojechała już w lepszym nastroju. Wysiadła z samochodu i zaczęła wydobywać pakunki.

- Pomogę ci - usłyszała głos Trenta.

Wyprostowała się gwałtownie. Zmrużyła oczy, patrząc na niego pod słońce. Wydał jej się bardzo wysoki, gdy tak stał w wypłowiałych dżinsach, kraciastej koszuli i sfatygowanych butach. Wcale nie wyglądał teraz na dobrze prosperującego biznesmena, raczej na człowieka, który zarabia na życie pracą własnych rąk na świeżym powietrzu.

- Cześć, Trent - pozdrowiła go, cofając się odruchowo. - Jak udało się wędkowanie?

- Nieźle. Jak zwykle w towarzystwie twego ojca. - Wziął od niej jeden z pakunków i zmierzył ją wzrokiem.

- Dlaczego to zrobiłaś?

- Zrobiłam co?

- Odsunęłaś się, gdy podszedłem do ciebie bliżej.

Fi1lomena wzruszyła ramionami.

- Nie lubię po prostu, gdy ktoś nade mną góruje.

- Zwłaszcza mężczyźni? - spytał, podążając za nią.

- Zwłaszcza mężczyźni - przyznała łagodnie. - zasłaniają mi światło. Czy będziemy mieć na obiad ryby, które dziś złowiłeś?

- Nie wiem, co będą mieć inni, ale ty i ja zjemy kanapki z tuńczykiem, marynowane ogórki i frytki.

Przystanęła i odwróciła się zdumiona. - My?

- Aha. - Trent był najwyraźniej z siebie zadowolony.

- Jedziesz ze mną na piknik. Twoja matka kazała szefowi kuchni zapakować dla nas obiad. Kiedy ostatnio byłaś na pikniku, Filomeno?

- Nie byłam już od wieków - przyznała, nadal patrząc na niego niepewnie. Piknik oznaczał sam na sam z Trentem. Nie była pewna, czy to najlepszy pomysł.

- Nic się nie martw - powiedział miękko, jakby czytał jej w myślach. -Postaram się nie zasłaniać ci zbyt wiele światła.

Odnalazła w jego oczach obietnicę i zachętę. Dlaczego miałaby się obawiać? Zresztą nie jest już przecież znerwicowaną nastolatką.

- No cóż, jest cudowna pogoda na piknik - powiedziała po krótkim namyśle.

- Istotnie - potwierdził z czarującym uśmiechem.

Trzy kwadranse później przybyli na miejsce, które wybrał Trent. Na odosobnioną plażę nad jeziorem. Leżało na niej kilka wygodnych kamieni, gdzie można było usiąść, a za nimi rozciągał się pas ocienionej ziemi pokrytej sosnowym igliwiem. Trent zastanawiał się, czy trudno mu będzie skłonić Filomenę, żeby położyła się na tym sosnowym materacu.

Obserwował, jak rozpakowywała kosz z prowiantami. Jej rude włosy błyszczały w słońcu, prześwitującym przez drzewa. Ubrana była teraz w dżinsy i niebieskawą bluzkę o męskim kroju, podkreślającym jednak kobiece kształty.

Trent przeżywał katusze wyobrażając sobie, jak trzyma w dłoniach krągłe pośladki Filomeny, unosi ją w górę i przytula, tak że na torsie czuje miękki dotyk jej drobnych piersi. Obrazy płonęły mu w mózgu, aż poczuł, że ciało zaczyna już reagować na te fantazje.

Zdusił w myślach przekleństwo i dyskretnie zmienił pozycję, opierając się wygodniej o głaz.

- Jak udała ci się przejażdżka do miasta? - zaczął rozmowę.

Postanowił, że ten piknik powinien przebiegać bardzo zwyczajnie. Poprzedniej nocy potwierdziło się, że oboje są dla siebie fizycznie atrakcyjni. Teraz Trent miał pewność, że gdy nadejdzie właściwy moment, dziewczyna ulegnie mu. Mógł więc czekać.

- Bardzo dobrze. Załatwiałam sprawunki dla matki.

- Twój tata twierdzi, że prowadzisz swego porsche'a tak, jakbyś trenowała do wyścigów w Indianapolis.

Filomena zaśmiała się krótko.

- Czy to cię niepokoi? Biedny Trent. Bierzesz na siebie straszną odpowiedzialność, martwiąc się o wszystko, poczynając od moich ubrań, a kończąc na mojej jeździe samochodem. Wkrótce osiwiejesz.

- Rozumiem, dlaczego Amery niepokoi się o ciebie.

- Moi rodzice zawsze się o mnie niepokoili. Przyczyną ich zmartwień było to, że jako uczennica nie prowadziłam życia towarzyskiego. Shari, która jest ode mnie prawie dwa lata młodsza, umawiała się ze wszystkimi chłopakami, zanim jeszcze ojciec pozwalał jej wychodzić wieczorami z domu. Ja natomiast zawsze siedziałam w domu i czytałam książki lub pilnowałam dzieci. Shari należała do grupy zapalonych kibiców futbolu. Ja nigdy nie byłam na żadnym meczu. Potem, w czasie pierwszego roku college'u, gdy zaczęłam umawiać się z Bradym, rodzice wpadli w panikę.

- Nie lubili go?"

- Myśleli, że on wykorzysta swą przewagę nade mną i po prostu zrobi sobie zabawę - odpowiedziała obojętnie Filomena. - Nie oni jedni. Każdy się dziwił, co też Brady we mnie widzi. Wyobrażasz sobie, jak to pozytywnie wpłynęło na moją samoocenę. Kiedy okazało się, że wszyscy mieli co do niego rację, moja rodzina ponownie zamartwiała się o mnie. Wiedzieli, jak byłam upokorzona. Gdy na jesieni powróciłam do college'u, odetchnęli nieco. A potem znów zmartwienie, gdy wybrałam jako specjalizację sztuki piękne zamiast czegoś bardziej praktycznego. Kiedy trzy lata temu otworzyłyśmy z Glenną własną firmę, mama i tata ponownie panikowali. Wiedzieli na pewno, "że nastąpi klapa, bo ja nie mam bladego pojęcia o interesach. Zapomnieli jednak, że szybko się uczę. - Filomena popatrzyła na niego roześmianymi oczami. - Czy mam mówić dalej?

- Chyba rozumiem, o co chodzi. A więc teraz powróciłaś do miasta i rodzina ma nowy powód do zmartwień.

- Najwyraźniej całą masę nowych powodów. Nie tylko chodzi o to, bym nie wywołała jakiegoś skandalu z Bradym. Teraz mama zaczyna się niepokoić, że mam już dwadzieścia osiem lat, a jeszcze nie wyszłam za mąż. Naczytała się zbyt wielu statystyk. Gdy tłumaczę jej, że niezbyt interesuje mnie małżeństwo, jest rzeczywiście strapiona.

- Naprawdę nie interesuje cię małżeństwo? - spytał Trent z niepokojem.

- Naprawdę. Mam teraz inne sprawy na głowie.

- Na przykład?

- Sprawy zawodowe. - Popatrzyła na niego. - Ale czy to cię ciekawi?

- Oczywiście. - Chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. - Zauważ, że sam prowadzę interesy.

- Gdy widzę cię w takim ubraniu jak teraz, trudno w to uwierzyć.

- To błąd, gdy pozwala się, by jedna sfera życia zdominowała wszystkie pozostałe - stwierdził poważnie Trent. - Przekonałem się o tym niedawno.

- Czy dlatego zrobiłeś sobie tego lata długie wakacje? Próbujesz odzyskać równowagę w życiu?

Popatrzył jej w oczy.

- Jak się tego domyśliłaś?

- Nie wiem - wyznała. - Ale ludzie pracujący w dużych firmach nie biorą na raz całych sześciu tygodni urlopu. Za dużo jest pilnych spraw. Jeśli, jak utrzymujesz, nie jesteś tu, by węszyć dla Asgarda, to może robisz jakieś poszukiwania, powiedzmy, osobiste.

- Jesteś przenikliwą kobietą, Filomeno. Masz rację. Robię poszukiwania. Mam trzydzieści sześć lat i czegoś mi w życiu brakuje. Przyjechałem tu, by wszystko sobie uporządkować i przemyśleć.

Oczy Filomeny były pełne ciepłego zrozumienia.

- Jesteś inteligentnym i odważnym mężczyzną. Nie każdy miałby odwagę zrobić bilans swego życia i podjąć rozstrzygające decyzje. Większość ludzi woli biernie dryfować.

- Chyba przechodzę właśnie kryzys średniego wieku.

Potrząsnęła głową.

- Nie, to nie jest kryzys, skoro panujesz nad sytuacją i wpływasz na nią w racjonalny sposób.

Trent poczuł się nieswojo. Przyjechał tu z Filomeną, by dowiedzieć się o niej czegoś więcej, a tymczasem to ona prowadzi badania psychologiczne. Najwyższa pora odwrócić role.

- Opowiedz mi o tych sprawach zawodowych, które są dla ciebie o niebo ważniejsze od małżeństwa.

Zaśmiała się.

- Zwykłe problemy, jak to w biznesie. Moja wspólniczka i ja postanowiłyśmy rozszerzyć działalność. Myślimy o własnych sklepach, zamiast jak dotychczas sprzedawać przez sieć domów towarowych. To dałoby nam znacznie większą możliwość dostosowania się do potrzeb rynku - mówiła z entuzjazmem. - Mamy również zamiar powiększyć nasz asortyment o ubrania sportowe dla kobiet, których rozmiary przekraczają przeciętne. Projektanci nie myśleli o nich dotychczas, podobnie jak o nas, małych.

- Skąd macie zamiar wziąć kapitał?

- To część problemu - przyznała. - Pracujemy nad tym z Glenną. Wystąpiłyśmy o pożyczkę do banku, który sfinansował nas trzy lata temu. W przeszłości okazywali nam rozsądną pomoc, myślę, że i teraz tak będzie.

- Może nie powinnyście startować od razu z dwoma przedsięwzięciami - zasugerował Trent. - Otwarcie sieci własnych sklepów będzie bardzo kosztowne, podobnie uruchomienie produkcji nowych modeli odzieży. Skupcie się na jednym, a drugie niech trochę poczeka.

Popatrzyła na niego przenikliwie.

- Nie znasz się na sprawach mody.

- Owszem, ale znam się na takich podstawowych sprawach, jak niebezpieczeństwo nadmiernej ekspansji czy problem znalezienia źródeł finansowania. Może powinnyście zasięgnąć porady u konsultanta finansowego, zanim zrobicie krok, który może pogrążyć was i waszą firmę. Znam pewnego człowieka w Seattle, nazywa się Handel. Specjalizuje się w doradzaniu rozwijającym się firmom, takim jak wasza. Wie, jakie niebezpieczeństwa czyhają w okresie nowych inwestycji. Wiele spółek upadło na podobnym etapie rozwoju.

- Jeśli potrzebna mi będzie twoja rada, poproszę o nią - powiedziała sucho.

- Wątpię. Prawdopodobnie sądzisz, że nie mam dostatecznych kwalifikacji, by ci doradzać, gdyż jestem za wysoki.

Patrzyła na niego przez moment, a potem wybuchnęła śmiechem.

Trent odprężył się. Wszystko będzie w porządku, pomyślał. Da sobie z nią radę. Była dla niego wyzwaniem, ale on dobrze radził sobie z wyzwaniami. Potrzebuje jedynie czasu.

Tego lata ma dostatecznie wiele czasu. Ale czy nadarzy się sprzyjająca okazja? Niełatwo będzie mu wciągnąć Filomenę Cromwell w romans, gdy cała jej rodzina i większość społeczności Gallant Lake obserwuje ją z żywym zainteresowaniem. Filomena jest za bardzo zajęta przedstawieniem, jakie sama daje dla miejscowej publiczności. Zbyt ją bawi, że jest dużą rybą w tym małym stawku. Nie będzie łatwo odciągnąć ją od tego i zwabić w sieć.

Postanowił sobie, że musi dopiąć swego. Udowodni jej, że powinna mu ufać, ale najpierw musi sprawić, żeby poświęciła mu więcej uwagi. Wczoraj w nocy, gdy trzymał ją w ramionach, przekonał się, że najszybszą drogą do tego celu jest obudzenie w niej namiętności.

Stosowna okazja, oto czego potrzebował. Długo obracał się w świecie biznesu i wiedział, że czasem człowiek sam musi sobie stworzyć okazję.

Myślał nad tym, prowadząc równocześnie miłą, niezobowiązującą rozmowę.

Filomena i Trent powrócili do domu po dwóch godzinach. Na tarasie siedzieli Amery, Meg i Shari, sącząc ze szklanek mrożoną herbatę. Trent pomyślał właśnie, że popołudnie było udane, i gratulował sobie rozwagi, z jaką postępował z Filomeną, kiedy zorientował się, że wśród trojga osób, siedzących przy stole, panuje pewne napięcie.

Filomena również to zauważyła.

- Hej, co tam się dzieje? Wyglądacie, jakbyście otrzymali właśnie zapowiedź, że nastąpi trzęsienie ziemi - zawołała pogodnie.

Amery popatrzył na Trenta, a potem na córkę.

- To chyba nie jest aż tak poważne. Ale udało ci się wstrząsnąć Meg i Shari, i wieloma naszymi sąsiadami.

Filomena uniosła brwi.

- Doprawdy? Jakże to?

Meg westchnęła.

- Wiem, że nie ma o czym mówić, ale sama rozumiesz, jak tu roznoszą się plotki. Słyszeliśmy, że spotkałaś Brady'ego Paxtona w mieście i piłaś z nim kawę u Muriel. A jeśli to do nas dotarło, to można się założyć, że wiedzą o tym wszyscy w Gallant Lake, włącznie z Glorią.

Trent poczuł, jak rozwiewają się wszystkie jego plany. Oto co się dzieje, gdy zostawi się kobiecie zbyt dużo czasu. Zwłaszcza zaś psotnicy, mającej stare rachunki do wyrównania.

- Najwyraźniej nie wykonuję dobrze swego zadania - zauważył zimno.

Filomena odwróciła się do niego.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała złowróżbnie.

ROZDZIAŁ 4

- Chyba powinienem bardziej przyłożyć się do powierzonego mi zadania, by mieć cię cały czas na oku - powiedział Trent z udaną obojętnością.

Filomena zesztywniała. Widziała niepokój w oczach matki. Była wściekła na nieznaną osobę, która doniosła o tamtej nie chcianej pogawędce z Bradym.

- Zapewniałeś mnie, Trent, że przyjechałeś tu wypocząć. Nie nakładaj więc na siebie nowych obowiązków - odcięła się lodowato.

- On tylko tak żartuje - wtrąciła się Shari.

- Wcale nie żartowałem - powiedział Trent spokojnie, nalewając sobie mrożonej herbaty. - Koniec z samodzielnymi wyprawami do miasta, Filomeno. Najwyraźniej nie potrafisz tak postępować, by unikać kłopotów. Ale na twoje szczęście, mam zamiar trzymać cię na oku.

- Ojej! Serdeczne dzięki! - Filomena oparła ręce na biodrach i zwężonymi oczyma popatrzyła zuchwale na Trenta i całą rodzinę. - Chcecie wiedzieć, co naprawdę zaszło dziś rano u Muriel? Opowiem wam. Popijałam sobie kawę i wtedy przysiadł się do mnie Brady. Zgadnijcie, czego chciał.

- Och, możemy sobie to wyobrazić - wtrącił Amery.

- Jasne - powiedziała Shari. - Wszyscy wiedzą, że on szuka okazji, by poflirtować z tobą.

- Doprawdy? Muszę was rozczarować. Chciał, bym wyciągnęła od Trenta informacje na temat planów spółki Asgard Development, związanych z budową ośrodków wypoczynkowych nad naszym jeziorem. Brady jest przekonany, że Trent przyjechał tu w poszukiwaniu odpowiednich terenów. Oferował mi pewną prowizję, jeśli dostarczę informację jemu i jego kumplom. Tak się rzeczy mają. Czy rozwiewa to wasze wątpliwości? - Filomena uniosła wyzywająco brodę.

Shari uśmiechnęła się.

- Można się było spodziewać po Bradym, że przedłoży interes nad przyjemność.

Amery chrząknął.

- Mogłem to przewidzieć. Słyszałem, że Paxton ma upoważnienia do sprzedaży niektórych najlepszych działek nad jeziorem.

Trent uśmiechnął się znad swej szklanki.

- Nie powiedziałaś nam jeszcze, czy podjęłaś się tego zadania.

- Jakiego zadania? - spytała Filomena.

- Wysondowania mnie na temat planów Asgarda.

- Mam wrażenie, że nie martwi cię to specjalnie - zauważyła cicho. Zorientowała się, że Trent nie chwycił przynęty i cała jej zuchwałość minęła.

- Już ci mówiłem, iż Asgard nie ma żadnych planów co do Gallant Lake. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś usiłowała wyciągnąć ode mnie szczegóły na temat tego braku planów.

Patrzył wyczekująco, a Filomenę opuściła cała irytacja i powróciło poczucie humoru.

- Za późno. Już powiedziałam Brady'emu, że nie masz żadnych planów.

- Może on ci nie dowierza.

- Bardzo możliwe. Ale to już jego problem.

- Coś mi się przypomniało - wtrąciła Shari. - Ty, Trent, też możesz mieć kłopoty. Godzinę temu był do ciebie telefon z Portland. Masz się skontaktować jak najszybciej z panem Reece' em.

Trent spoważniał.

- Dzwonił Reece?

Shari skinęła głową.

- Rozmowę odebrano w recepcji i przekazano mi informację. Czy to jakaś zła wiadomość?

- Reece jest moim asystentem. Poleciłem mu, by nie niepokoił mnie z byle powodu. Myślę, że zaszło coś ważnego. Proszę mi wybaczyć, pójdę zadzwonić.

Amery również wstał.

- Wrócę do biura. Mam tam jeszcze wiele pracy. Meg odstawiła swoją nie dopitą szklankę herbaty.

- A ja muszę porozmawiać z szefem kuchni. Spotkamy się na kolacji.

- Idę z tobą, mamo - zdecydowała Shari. - Omówię z Henrym sprawę mego tortu· weselnego. Wytłumaczę mu, że lukier ma być smaczny, a nie tylko służyć do dekoracji.

Chwilę potem Filomena została na tarasie sama. Odprężona, usiadła wygodnie w fotelu i nalała sobie herbaty. Życie jest czasem stresujące.

W pewnej chwili z mieszkania rodziców dobiegł ją dźwięk telefonu.

- Dom Cromwellów - odezwała się pogodnie, podnosząc słuchawkę.

- Wydaje ci się, że jesteś okropnie sprytna - usłyszała kobiecy głos nabrzmiały złością. - Wydaje ci się, że możesz powrócić po kilku latach i zabrać mi go, ale mylisz się. Jesteś tylko przybłędą i ja już się postaram, by wszyscy to zrozumieli. Myślisz, że to takie zabawne, gdy robisz z siebie widowisko? Jeździsz jak opętana tym swoim samochodem, obnosisz swoje ciuchy i kręcisz się wokół każdego mężczyzny w mieście.

- Gloria? - Filomena była oszołomiona tą dawką jadu - Poczekaj chwilę. Nie masz powodu, by na mnie wrzeszczeć. Uspokój się ...

- Uspokoić się? - Głos Glorii przeszedł w bolesny skowyt. - Mam się uspokoić, gdy ty uwodzisz mego męża? Dziewięć lat temu byłaś głupią, nieokrzesaną brzydulą. Teraz nie zmieniłaś się na lepsze. Udało ci się tylko zdobyć forsę i nieco poloru, blichtru. Ale ja nie pozwolę, byś zabierała mi męża, słyszysz?

- Wierz mi, Glorio, że nie mam najmniejszego zamiaru odbierać ci męża. Należy całkowicie do ciebie i możesz się nim cieszyć do woli.

Filomena starała się mówić spokojnie, ale miała wrażenie, że tylko podsyca urazę i złość, kipiące w Glorii.

- Nie okłamuj mnie - wściekała się Gloria. - Widziałam wczoraj wieczór, w jaki sposób na niego patrzyłaś. Chciałabyś dowieść, że możesz go mieć z powrotem, prawda? Nie kochasz go. Chcesz tylko udowodnić, że jesteś zdolna do wszystkiego!

Gloria mówiła tak głośno, że Filomena musiała trzymać słuchawkę z dala od ucha.

- Glorio, posłuchaj. Całkiem fałszywie to interpretujesz.

- To ty mnie słuchaj, przybłędo. Wiem wszystko o waszym sam na sam u Muriel!

- Sam na sam? Wszyscy w mieście piją kawę u Muriel!

- A ty wiedziałaś, że ja się o tym dowiem. Chcesz uwieść mego męża i ukarać mnie. Nie dopuszczę do tego. On nie miał na ciebie ochoty przed laty, kretynko. Po prostu się nudził, a ty się akurat wtedy nawinęłaś. Wszystko mi powiedział. Śmiał się, jaka to z ciebie irytująca głuptaska, i ja śmiałam się razem z nim. Słyszysz mnie?

Nim Filomena zdążyła odpowiedzieć, Gloria z całej siły trzasnęła słuchawką. Filomena stała cicho przez kilka sekund, nasłuchując urywanego sygnału telefonicznego.

- Co się stało, Filomeno? - spytał półgłosem Trent zza jej pleców. - Czyżby demonstrowanie, jak to się zmieniłaś, nie jest tak miłe i bezpieczne, jak się wydawało?

Filomena aż podskoczyła ze zdziwienia i odwróciła się. Trent stał w otwartych drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Jest zbyt spostrzegawczy, pomyślała.

- Niczego nie udaję, Trent. Przyjechałam tu tylko po to, by nieco odpocząć. Jednak trudno mi wszystkich o tym przekonać.

- A najtrudniej z pewnością Glorię Paxton. To ona dzwoniła, prawda? Ostrzegała cię.

Filomena odłożyła powoli słuchawkę.

- Powiedziałam jej, że nie ma powodów do obaw.

- Och, czy naprawdę myślisz, że ci uwierzy? Boi się, że spotka ją teraz takie samo upokorzenie, jakie wraz z Bradym zgotowali tobie przed dziewięciu laty. Przestraszeni ludzie nie zawsze postępują racjonalnie. Zwłaszcza gdy mają powody.

- Ona nie ma powodów!

Filomena odwróciła się i podeszła do dużego okna z widokiem na jezioro.

- Ale myśli, że ma. Podobnie myślą niemal wszyscy w mieście. Ludzie, którzy teraz na ciebie patrzą, to te same osoby, które cię znały jako nastolatkę. Z pewnością sprawia ci wiele satysfakcji, gdy im demonstrujesz, że tym razem to nie nad tobą trzeba się litować.

- Nie mam zamiaru pokazywać, że mogę odzyskać Brady' ego Paxtona. Nie chcę go. Muszę przyznać, że sprawia mi przyjemność, gdy każdy widzi, jaki sukces osiągnęłam, ale nie chcę niczego więcej. A nikt w to nie wierzy.

- Ja wierzę - powiedział spokojnie Trent.

Filomena poczuła niebywałą ulgę. Odpowiedziała miękko:

- Dziękuję.

- Nie ma za co - rzekł sucho Trent. - Wiem, jak to jest, gdy nikt ci nie wierzy. Dochodzi do tego, że masz poczucie, jakbyś waliła głową w mur.

- Tak sądzisz?

- Owszem. Jednak to, że ja cię rozumiem, niewiele zmienia. Wszyscy inni są skłonni traktować cię jak beczkę prochu.

Filomena skrzywiła się.

- Niezbyt to przyjemne.

- Mam pewien pomysł, który może zmniejszyć to napięcie wokół ciebie. Naturalnie, jeśli ci na tym zależy.

Rzuciła mu szybkie spojrzenie.

- Jaki pomysł?

- Bardzo praktyczny. Ludzie przestaliby plotkować o tobie i Paxtonie i znaleźliby sobie inny temat.

- Jak mam to osiągnąć?

- Dziś po południu muszę pojechać do Portland. Interesy. Zanocuję tam i wrócę jutro rano. Pojedź ze mną, Filomeno.

Westchnęła i nie patrząc mu w oczy, spytała cicho:

- Z tobą?

- Możesz przenocować u Reece' ów. Zjemy z nimi kolację, a potem pojedziesz z nimi do ich domu, jeśli chcesz.

- Nie lubię wpraszać się do obcych ludzi - odparła.

Nawet w jej uszach zabrzmiało to dziwnie cicho.

- Możesz w takim razie zatrzymać się w hotelu albo ... - zawiesił głos.

- Albo gdzie?

- Albo u mnie - dokończył. - Obiecuję, że nie będę narzucał ci wyboru.

Filomena nie mogła pozbierać myśli. Nadal dźwięczały jej w uszach wrzaski Glorii, ciągle miała przed oczami zaniepokojoną matkę. Wyobraziła sobie, że dziś wieczorem goście w pensjonacie będą snuć domysły na temat jej kontaktów z Bradym i bardzo chciała tego uniknąć.

Wyjazd z Trentem do Portland wydał jej się nagle sensownym sposobem ucieczki. Podjęła decyzję szybko i bez wahania, jak zwykle robiła to w sprawach służbowych.

- Dobrze, Trent. Dziękuję ci za zaproszenie. Może rzeczywiście w tej sytuacji wyjazd na dzień czy dwa dobrze mi zrobi. Idę się pakować.

- Podróż będzie trwała prawie trzy godziny. Chciałbym wyruszyć jak najszybciej.

Filomena skinęła głową i ruszyła w stronę swego pokoju.

Droga do Portland okazała się nadzwyczaj przyjemna. Im dalej odjeżdżali od Gallant Lake, tym bardziej Filomena się odprężała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była spięta po telefonie Glorii.

Początkowo rodzina wyraziła zdziwienie, dowiedziawszy się o jej planach, ale potem wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Dlaczego jesteś taka zamyślona? - zapytał Trent w pewnym momencie.

- Zastanawiałam się, dlaczego nikt nie zainteresował się, gdzie mam zamiar dziś nocować. Tyle szumu robią o jedną filiżankę kawy, wypitą razem z Bradym, a nikt nie powiedział ani słowa, gdy znienacka wyjeżdżam z tobą do Portland na całą dobę.

Trent rzucił jej przelotne, taksujące spojrzenie.

- Jesteś dorosłą osobą. Jeżeli nie przysparzasz kłopotów, rodzina jest zadowolona i możesz robić, co chcesz.

- Nie sądzisz, że to lekka hipokryzja?

- Nie. Wyjazd ze mną do Portland to zupełnie co innego, niż doprowadzanie Glorii Paxton do szaleńczej zazdrości.

- Och, rozumiem - powiedziała Filomena z udaną domyślnością. - To wiele wyjaśnia. Jest im obojętne, że mogłabym przespać się z tobą, bylebym tylko nie próbowała podrywać Brady'ego. O to chodzi?

- Dokładnie - potwierdził Trent. - Nic dziwnego, że dobrze ci idzie w interesach. Świetnie umiesz dodać dwa do dwóch.

- To zadziwiające, że w ogóle udaje ci się przebrnąć przez życie. Wydawałoby się, że niektórzy gotowi byliby cię zatłuc w imię zasad moralnych.

- Próbowano tego kilka razy - odparł, wzruszając ramionami. - Jednak jeśli chodzi o obronę zasad, zawsze wygrywam.

- Dlatego że nie ustępujesz ani na milimetr?

- Właśnie dlatego.

- A jakiż to ważny interes wzywa cię tak nagle do Portland?

Popatrzył na nią ostro.

- To prawdziwy interes. Nie wymyśliłem niczego, by cię tam zwabić.

Usłyszała w jego głosie znajomą, arogancką nutkę i postanowiła się poddać.

- W porządku, wierzę ci. A teraz powiedz, o co chodzi.

Trent odprężył się nieco.

- Od trzech miesięcy Asgard usiłuje zawrzeć transakcję kupna pewnej posiadłości na wybrzeżu. Właściciel, starszy człowiek, nie chciał jej sprzedać, gdyż nie był pewien, co stanie się potem z tym miejscem. Potrzebuje wprawdzie pieniędzy, ale nie życzy sobie, aby na jego rodzinnych terenach zbudowano jakieś okropne kamienice i sklepy. Pokazywałem mu plany i zapewniałem, że architekci będą się ich dokładnie trzymali. Asgard ma zamiar wybudować tam cichy, luksusowy ośrodek wypoczynkowy i wyda dużo pieniędzy, by to miejsce zachowało swój oryginalny wygląd. Nie będzie tam parkingów ani deptaków. Właściciel chyba jest gotów wreszcie podpisać kontrakt.

- I ty musisz być przy tym obecny.

- Staruszek nie ufa przedsiębiorcom budowlanym - wyjaśnił Trent kwaśno.

- Ale tobie ufa?

- Tak.

Dotarli do Portland tuż przed piątą. Trent natychmiast zajechał do centrum, do biur Asgard Development. Na ósmym piętrze czekał na niego mężczyzna. Miał nieco ponad trzydziestkę, przerzedzone włosy i udręczoną minę. W stał z krzesła, gdy tylko Trent otworzył drzwi.

- Przyjechałeś w samą porę. Baldwin obstaje przy swoim, tak jak ci mówiłem przez telefon. Nie chce podpisać tego cholernego kontraktu, dopóki ty mu nie uściśniesz ręki i nie zapewnisz, że wszystko będzie budowane według planów.

Przerwał, zauważywszy Filomenę.

- Przepraszam, nie widziałem pani. Proszę wejść.

Trent przedstawił ich sobie pospiesznie i przeszedł do interesów.

- Gdzie jest Baldwin, gdzie są papiery? - zapytał.

- Czeka na dole w sali konferencyjnej. Jest tam też Asgard, ale Baldwin chce rozmawiać tylko z tobą.

- Czy on nie rozumie, że podpisujemy z nim umowę, która bardzo dokładnie określa warunki zagospodarowania tego terenu?

- Asgard już mu to wielokrotnie tłumaczył, ale Baldwin chce się z tobą zobaczyć, zanim podpisze kontrakt. Jego postawa jest w jakimś stopniu uzasadniona. Kiedy ziemia będzie już należała do Asgarda, możemy z nią zrobić wszystko, co nam się spodoba. Baldwin zdaje sobie z tego sprawę i nie chce ryzykować. Jesteś gotów?

- Oczywiście - odpowiedział Trent i zwrócił się do Filomeny: - Jeśli chcesz, poczekaj w biurze. Skończę za jakieś pół godziny. Potem pójdziemy się czegoś napić i coś zjeść z Reece' em i jego żoną.

Filomena kiwnęła głową, rozglądając się z ciekawością po pokoju.

- Nie martw się o mnie, dam sobie radę.

Reece zauważył jej taksujące spojrzenie i uśmiechnął się.

- Biura Trenta są wyżej, jeśli to panią interesuje. Jego sekretarki nie ma teraz, ale może się pani tam rozejrzeć. Z jego pokoju jest znacznie rozleglejszy widok na rzekę.

- Dziękuję. To może być interesujący sposób spędzenia czasu.

Trent nachmurzył się.

- Dlaczego chcesz zobaczyć moje biuro?

- Zwykła ciekawość, Trent - wyjaśniła. - Idź i uściśnij rękę panu Baldwinowi.

Odwróciła się i ruszyła do drzwi. Hal Reece zwrócił się do Trenta, patrząc za nią:

- Skądżeś ją wytrzasnął?

- Z lasu. Mieszkała pod grzybkiem - odpowiedział Trent.

- Nigdy nie wiadomo, co można znaleźć w tych oregońskich puszczach - z zadumą w głosie stwierdził Reece.

Filomena pokręciła głową i wyszła.

Kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Wybrali elegancką restaurację w centrum, której specjalnością były frutti di mare i makaron. Evelyn Reece okazała się uroczą, atrakcyjną kobietą po trzydziestce. Z lubością rozprawiała o dwójce swych dzieci. Widać było, że oboje z mężem bardzo się kochają.

- Cieszę się, że mogłaś przyjechać, Fil - powiedziała, pochylając się nad stołem. - Trent bardzo rzadko ostatnio gdzieś wychodzi. Zawsze mu powtarzam, że nie spotka kobiety swoich marzeń, jeśli będzie siedział sam w mieszkaniu i pracował całymi wieczorami. Kiedyś myślałam, że to raczej kobiety trzeba namawiać, by gdzieś poszły i poszukały sobie partnerów, ale przekonałam się, że mężczyźni również potrafią być upartymi samotnikami.

- Oburza mnie to stwierdzenie - powiedział Trent łagodnie, patrząc na Filomenę. - Ani nie jestem samotnikiem, ani nie jestem uparty.

- Za to wybredny, prawda? - zaśmiała się Evelyn. - Mogę ci tylko pogratulować uroczej towarzyszki. Czy to oznacza, że mam już przestać bawić się w swatkę?

- Tak, dziękuję ci, Evelyn. Byłbym niezmiernie zobowiązany - odrzekł Trent z taką emfazą, że wszyscy się zaśmieli.

- Robiłam, co mogłam, Bóg mi świadkiem - zwróciła się Evelyn do Filomeny. - Trent chce się ożenić. Musi. Ma to wypisane na twarzy. Brak mu jednak szczęścia.

- Fil chyba nie jest zbytnio zainteresowana twoimi poprzednimi porażkami jako swatki - wtrącił jej mąż, zerkając na beznamiętną twarz Trenta. - Trent również nie.

- Nonsens - zaprotestowała Evelyn. - Fil powinna wiedzieć, co ją czeka.

- Nic mnie nie czeka, prawda, Trent? - Filomena obracała kieliszek z winem, uśmiechając się do Trenta, - Przyjechałam tu tylko po to, by spędzić wieczór z dala od całej tej ciszy i spokoju Gallant Lake.

- Skoro tak twierdzisz ... - odpowiedział Trent, unosząc kieliszek.

Filomena pamiętała, że Trent pozostawił jej wybór, gdzie ma spędzić noc. Nie zarezerwowała jeszcze miejsca w hotelu. Nie było na to czasu. Wkrótce jednak kolacja dobiegnie końca i nie można będzie dłużej odwlekać decyzji.

- Wybaczcie mi - oznajmiła Evelyn - ale muszę poprawić sobie makijaż. Za chwilę wracam.

- Idę z tobą - powiedziała szybko Filomena.

Evelyn torowała drogę przez zatłoczoną restaurację.

Kiedy dotarły do wyłożonego marmurami pomieszczenia, wyciągnęła z torebki szminkę i zaczęła malować sobie usta.

- Nie mogę doprawdy uwierzyć, że po tylu moich wysiłkach Trent wreszcie sam znalazł sobie dziewczynę. I to ni mniej, ni więcej, a właśnie w Gallant Lake, w stanie Oregon. Choć muszę przyznać, że nie wyglądasz na mieszkankę Gallant Lake.

- Powinnaś była mnie zobaczyć dziewięć lat temu, gdy wyjeżdżałam stamtąd - rzuciła ze śmiechem Filomena, szczotkując długie włosy.

- Wspomniałaś, że twoja firma mieści się w Seattle?

- Tak.

- Czy będziesz mogła przenieść ją do Portland, czy też Trent ma zamiar przenieść się do Seattle? - spytała od niechcenia Evelyn.

- Co? - Filomena patrzyła ze zdziwieniem na odbicie swej nowej znajomej w lustrze. - Dlaczego któreś z nas miałoby się przenosić?

- Mam powody, by podejrzewać, że wkrótce wyjdziesz za mąż, a prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie Trenta jako dojeżdżającego małżonka. To typ mężczyzny, który potrzebuje stabilnego domu. Długo na niego czekał i zasługuje na to. Wiesz, on był już raz żonaty, gdy miał dwadzieścia kilka lat. Ale o ile wiem, zakończyło się to katastrofą. Żona opuściła go dla kogoś znacznie starszego i bogatszego. Najwidoczniej nie spodziewała się, jak wielki sukces osiągnie Trent.

Filomena czuła, że się gubi w tym wszystkim.

- Nie miej do mnie urazy, Evelyn, ale zapewniam cię, że wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Trent i ja nie robimy żadnych planów. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi.

- I chciałabyś, żebym w to uwierzyła? - Evelyn przewróciła oczami. - Daj spokój, Fil. Widziałam, jak on na ciebie patrzy.

- Evelyn, proszę cię, wiem, że chcesz jak najlepiej, ale ...

- To, czego ja chcę, nie jest aż tak ważne jak to, czego chce Trent - wypaliła Evelyn. - Chce znaleźć żonę. Naturalnie nie przyzna się do tego otwarcie, ale ja go obserwuję. Już od półtora roku krąży wśród stadka kobiet i wypatruje, z którą ma się związać.

- Mówisz o nim tak, jakby był tokującym głuszcem.

- Niezłe porównanie. Przez pewien czas tokował nawet dość intensywnie. Co tydzień umawiał się z inną kobietą. A potem nagle jakby zrezygnował. Skończyły się bezustanne randki, a zaczęło coraz częstsze siedzenie w domu. Próbowałam kilkakrotnie go wyciągnąć, ale daremnie. Potem oznajmił, że na całe prawie lato bierze prawdziwy urlop, że jakoby musi zmienić otoczenie. A potem nagle pokazuje się z tobą. I jego oczy mówią mi, że polowanie wreszcie dobiegło końca.

Filomena starała się nie okazywać niczego po sobie. Włożyła szczotkę do torebki.

- Evelyn, wierz mi, snujesz zbyt daleko idące domysły.

- Zobaczymy. Nie musisz się denerwować - zapewniła Evelyn. - Trent to człowiek pewny. Nie ma w nim ani odrobiny fałszu. Możesz mu bezgranicznie wierzyć. Jeśli ma w stosunku do ciebie poważne zamiary, wkrótce to oznajmi i będzie się tego trzymał.

Filomena czuła się coraz bardziej nieswojo. Najpierw jej rodzina utrzymywała, że ona i Trent tworzą idealną parę. Teraz Reece'owie twierdzą to samo. A Trent, jak mogła zauważyć, nie robi nic, by zapobiec tym spekulacjom.

- Evelyn, nie chciałabym cię rozczarować, ale Trent nic nie mówił na temat małżeństwa. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że szuka kogoś do towarzystwa na czas swego pobytu w pensjonacie moich rodziców. Ja się tam pojawiłam parę tygodni temu i wszyscy, włączając w to Trenta, doszli chyba do wniosku, że dobrze byłoby, gdyby między nami coś się wykluło. Są pewne powody, dla których ten pomysł wydaje się im taki świetny.

- Podejrzewam, że to ty ulegasz złudzeniu - powiedziała spokojnie Evelyn. - Ale nie martw się, Trent wszystko wyjaśni we właściwym czasie.

Nie było sensu dalej ciągnąć tego tematu. Wykorzystując jednak rozmowność Evelyn, Filomena postanowiła uzyskać odpowiedź na pytanie, które ja dręczyło.

- Czy wiesz, dlaczego tak pędziliśmy dzisiaj do Portland?

- Oczywiście. Hal powiedział mi, że Baldwin ma zamiar wreszcie podpisać umowę. Wcale się nie zdziwiłam, że nie chce tego zrobić bez Trenta. Baldwin nie ma zaufania do inwestorów budowlanych.

- A do Trenta Ravindera ma zaufanie?

- Ten twój Ravinder to tajna broń Asgarda. Ludzie mu wierzą i jedynie z nim są gotowi zawierać umowy. To człowiek kryształowo uczciwy i jego słowo jest na wagę złota. Asgard wysyła go do negocjacji, których nikt inny nie zdołałby doprowadzić do końca.

- A co by się stało, gdyby Trent złożył jakąś obietnicę w imieniu Asgarda, a potem by jej nie dotrzymano?

- Nie sądzę, by coś takiego mogło mieć miejsce, chyba że przez pomyłkę. Stary Asgard wie, że wówczas . Trent odszedłby od niego w ciągu pięciu minut. Największym zmartwieniem firmy jest to, że pewnego dnia Trent założy własną firmę, a to jest bardzo prawdopodobne.

- Ale w jaki sposób Trent osiągnął taką reputację?

- Zapracował sobie na to - stwierdziła Evelyn. - I broni tego. Jest z tego dumny.

- Wiem - powiedziała Filomena powoli. - Czasem potrafi być arogancki.

- Według mnie dawno temu w jego życiu musiało się coś wydarzyć i wtedy Trent postanowił, że albo ludzie mają mu bezgranicznie wierzyć, albo nie ma o czym mówić. Lepiej uważaj na to, co robisz, Fil, zwłaszcza gdy nie jesteś pewna, że traktujesz go poważnie. Trent znany jest z tego, że dotrzymuje raz danego słowa, choćby się nie wiem co działo. Taka postawa ma jednak pewne konsekwencje.

- Jakie?

- On dopnie swego. Ta sama duma i arogancja, które nie pozwalają mu na złamanie przyrzeczenia, nie pozwalają mu również na odstąpienie od wyznaczonego celu. Dlatego jest tak niezwykle użyteczny w firmie Asgarda.

- Mogę to sobie wyobrazić - odpowiedziała Filomena. Zastanawiała się, czy nie powinna natychmiast uciec, zanim całkowicie wpadnie w pułapkę zastawioną przez Ravindera.

Jednak od tamtego dnia, gdy zastała swego narzeczonego w łóżku z inną kobietą, nie uciekała już nigdy od niczego. Uśmiechnęła się do Evelyn i ruszyła w kierunku drzwi.

- Na szczęście bardzo dobrze biegam - powiedziała cicho.

- Musisz, jeśli chcesz przegonić Trenta.

ROZDZIAŁ 5

Kolacja dobiegła końca. Przed drzwiami restauracji Reece'owie pożegnali się pośpiesznie, wsiedli do samochodu i odjechali. Trent podał Filomenie ramię i ruszył w kierunku mercedesa.

- Czy zdecydowałaś się, gdzie spędzisz noc, Filomeno? - spytał, siadając za kierownicą.

Odchrząknęła.

- To był bardzo miły wieczór, Trent. Cieszę się, że poznałam twoich przyjaciół. Najlepiej, żebyś teraz zawiózł mnie ...

- Najpierw zabiorę cię do mego mieszkania - przerwał jej gładko, jakby wiedział, co chciałaby dalej powiedzieć. - Wypijemy sobie szklaneczkę, a ty postanowisz, gdzie spędzisz noc.

Filomena zmrużyła oczy, czując, że poniosła porażkę. Wiedziała, że musi jakoś bronić swej kobiecej niezależności.

- Zgoda na jedną szklaneczkę - powiedziała. - A potem odwieziesz mnie do hotelu. Zamówię pokój telefonicznie z twojego mieszkania.

- Jak sobie życzysz - odparł, najwyraźniej nie przejmując się jej decyzją.

Jednak Filomena zauważyła u niego pewne napięcie.

Na pozór był zupełnie swobodny, gdy prowadził samochód, ale ona wyczuwała w nim jakieś gorączkowe oczekiwanie. Poruszyła się niespokojnie w fotelu.

- Chyba się nie boisz? - spytał Trent, wprowadzając samochód do garażu w podziemiach wysokiego, nowoczesnego budynku.

- Czego miałabym się bać? - odparła agresywnie. Była niezadowolona, że Trent tak łatwo czytał w jej myślach.

- W końcu będziesz musiała stanąć ze mną oko w oko i już wiesz, że mi nie umkniesz.

- Co masz na myśli?

- Przez ostatnie dwa tygodnie musiałem ze wszystkimi konkurować: z twoim dawnym narzeczonym, z krewnymi. A ty, zajęta wywoływaniem sensacji w Gallant Lake, nie zwracałaś na mnie uwagi. Ale dziś wieczór masz czas, prawda? Nie możesz posłużyć się wymówką, że musisz wcześniej wrócić do domu. Nie masz przed kim szpanować porshe'em czy swoimi kreacjami. Nie wydajesz żadnego przyjęcia. Po prostu nic nie stoi na mojej drodze. Dziś jesteśmy tylko ja i ty.

- Czy to groźba? - spytała Filomena, usiłując zachować spokój.

Trent postawił samochód na miejsce i wyłączył stacyjkę Uśmiechnął się tajemniczo, ale w oczach miał czujność.

- Nie, Filomeno, to nie groźba. Proste stwierdzenie faktu. Musisz stanąć ze mną twarzą w twarz i podjąć decyzję na nasz temat: w tę stronę albo w drugą.

Uniosła wyzywająco podbródek.

- A jeśli nie jestem gotowa do podjęcia decyzji?

Trent patrzył na nią, milcząc. Po chwili otworzył drzwi i stwierdził:

- Jesteś gotowa. Nie chcesz się tylko do tego przyznać.

Bez słowa wysiadła z samochodu. Czuła, że Trent triumfuje. Podczas jazdy windą na dwudzieste drugie piętro powtarzała sobie w duchu, że nie musi zostawać u niego, jeśli nie chce. Może wypić drinka i pójść sobie. Może zawołać taksówkę. Może nalegać, by Trent odwiózł ją do hotelu. W ostateczności może nawet pójść pieszo.

Wciąż dodawała sobie w ten sposób otuchy, gdy szli od windy do drzwi mieszkania. Ogarnęła ją jednak ciekawość i wszelkie wątpliwości znikły. Takiego samego uczucia doznała dziś po południu, gdy chodziła po pokojach w biurze Trenta. Ich wystrój był prosty, surowy i funkcjonalny - dowód na to, że człowiek tu przebywający pracuje ciężko i efektywnie, i nie chce, by jego biuro zagracały zbyteczne upiększenia.

- No i.... ? - Trent z rozbawieniem patrzył, jak Filomena stąpa po szarym dywanie. - Czy tego się spodziewałaś?

- Chyba tak. Tak, dokładnie tego się spodziewałam. Mieszkanie urządzone było w ten sposób, by komfortowo i wygodnie w nim się żyło mężczyźnie - potężnemu mężczyźnie. Przepaściste meble, skóra i drewno w dobrym gatunku, nowoczesne, ale bez przesady.

- Mogę się założyć, że twoje mieszkanie wygląda zupełnie inaczej - powiedział Trent, przechodząc do kuchni.

- A jak je sobie wyobrażasz?

Otworzył kredens i wyjął butelkę koniaku.

- Na pewno pełne jest słodkich, delikatnych, nowoczesnych przedmiotów. Gładkich, modnych, przyjemnych dla oka. I z pewnością te meble zawalą się, jeśli usiądzie na nich ktoś, kto będzie cięższy od dżokeja. Nie są zbyt wygodne, ale na pewno supermodne.

Filomena uśmiechnęła się w duchu, zdziwiona trafnością tej wizji.

- Mówisz o tym z dezaprobatą.

- Nie. Przykładasz dużą wagę do wyglądu przedmiotów i z pewnością w twoim mieszkaniu jest to widoczne. Nie ma w tym niczego złego.

Nalał koniaku i podał go Filomenie.

- Mylisz się. Moje meble są wygodne. Przynajmniej dla mnie. - Obrzuciła go wzrokiem. - Dla ciebie pewnie byłyby za ciasne.

- Musisz czuć jakąś urazę, skoro pokpiwasz sobie z mojego wzrostu.

- Słyszałam dziś, jak w rozmowie z przyjacielem, Halem, ty pokpiwałeś sobie z moich rozmiarów.

- W jaki sposób?

- Mówiłeś, zdaje się, że znalazłeś mnie pod grzybkiem w lesie.

Trent nie był ani trochę speszony.

- Ach, o to ci chodzi. Przyznam, że jest w tobie coś, co przypomina mi elfa, ale to nie twój wzrost.

- Nie? A co?

- Twój talent do robienia psot i przysparzania kłopotów.

- Nie zgadzam się - odparła Filomena.

- Może w biurze swojej firmy jesteś inna, ale gdy jesteś na wakacjach, nie byłbym tego taki pewien. Twoja rodzina była mi wdzięczna, że zabrałem cię na pewien czas z miasta.

Filomena nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

- Czyżby rzeczywiście udało mi się wszystkich zdenerwować?

- Owszem. I bardzo byłaś z tego zadowolona.

Filomena spoważniała.

- Wcale nie podobał mi się ten telefon od Glorii - przyznała z westchnieniem, odwróciła się i poszła powoli do salonu.

- A ja cieszę się, że zadzwoniła - powiedział nieoczekiwanie Trent, idąc za nią.

Filomena obruszyła się.

- Doprawdy?

- Naturalnie. - Trent zgasił światło. Miękka, aksamitna ciemność zapanowała w pokoju. - Gdyby nie ten telefon, miałbym większe trudności z namówieniem cię na ten wyjazd do Portland.

Filomena nie poruszała się w ciemności. Wpatrywała się w światła miasta, ale cały czas była świadoma, że Trent zbliża się do niej.

- Ale mimo to próbowałbyś mnie namówić? - spytała szeptem.

Stanął tuż przy niej. Położył na jej ramieniu ciepłą, dużą dłoń. Przez jedwabną suknię czuła, jak pali ten dotyk.

- Czy aż tak trudno byłoby cię do tego namówić?

Zawahała się, a potem odwracając się do niego, wyznała szczerze:

Trent delikatnie wyjął jej z rąk kieliszek i odstawił go na stolik obok. Zanurzył palce w gęste włosy.

- Jesteś pewna? - Pochylił głowę, dotykając jej czoła. - Czy naprawdę nie znasz odpowiedzi?

- A czy to takie ważne?

- Chcę mieć pewność, że wiesz, co robisz.

Zadrżała czując, jak palce Trenta przesuwają się po jej karku.

- Robię chyba to, czego po mnie oczekujesz. Czy to nie wystarczy? - zapytała miękko.

- Nie.

- Czego więc chcesz?

Uniósł rękami jej brodę i musnął wargami usta.

- Chcę usłyszeć, że mnie pragniesz. Widziałem to już w twoich oczach. Ale chcę usłyszeć, jak to mówisz.

Patrzył na nią i delikatnie, hipnotyzująco przesuwał palcami po jej policzku. Nawet panująca ciemność nie mogła przytłumić żaru męskiego pożądania, jarzącego się w jego oczach.

- Pragnę cię ... Trent.

Słowa te wyrwały się Filomenie, zanim zdołała je powstrzymać. Przygryzła wargi żałując, że nie może już odwołać tego wyznania. Zresztą, niewiele by to zmieniło. On i tak wiedział. Chciał tylko usłyszeć, jak wypowiada te słowa.

- Dziękuję ci, Filomeno. Przysięgam, że nie będziesz tego żałowała.

Zbliżył znów usta do jej warg. Jego ręce sunęły po jej plecach w dół i nagle zamknął ją w objęciach i całował powoli, jak w transie. Owionęło ją jego ciepło i moc. Ogarnął strach, który walczył w niej z namiętnością. I Trent to czuł.

- Chyba się mnie nie boisz? - zapytał cicho tuż przy jej ustach.

- Nie - odparła, wczepiając się w jego koszulę.

- A może boisz się samej siebie?

- Nie!

- Nie walcz więc ze mną. Chcę cię dziś kochać i chciałbym, żebyś tylko o tym myślała.

Odchyliła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Filomena położyła mu głowę na ramieniu. Przeszedł ją dreszcz, gdy zaczął gładzić ją po włosach.

Nie wiedziała sama, jak długo stali tak w cieniu.

Zrozumiała: Trentowi się nie spieszy, teraz, gdy zdobył pewność, że jest dla niej atrakcyjny.

- Chciałbym, żebyś do tego przywykła - powiedział cicho, trzymając ją mocno. - Chciałbym, żebyś nauczyła się być w moich ramionach, czuć mój dotyk. Byś wiedziała, że to jest twoje miejsce.

Filomena wtuliła się mocniej i położyła rękę na jego torsie. Wspaniale pachnie, pomyślała. Bardzo męsko i seksownie. Nie zastanawiając się wsunęła palce pod pierwszy guzik jego koszuli i rozpięła go. Trent wziął głęboki oddech, ale nic nie powiedział, nie poruszył się nawet. Ośmielona Filomena rozpięła następny guzik, włożyła rękę w rozcięcie koszuli i dotknęła jego szorstkiej owłosionej piersi.

Mocniej zacisnął palce na jej włosach. Odsunęła koszulę z jego torsu i delikatnie pocałowała go.

- Najdroższa - jego matowy głos był pełen wzbierającej namiętności - tak strasznie cię pragnę, ponad wszystko.

Przywarł wargami do jej ust. Filomena westchnęła, gotowa przyjąć go duszą i ciałem. Pragnęła doznać tych wszystkich emocji i namiętności, jakie dotychczas rozmyślnie trzymała na wodzy.

Przywoływała jego imię, słyszała, jak jęczy, a potem poczuła na swych wargach podniecający dotyk języka mężczyzny. Za chwilę był w środku, z zaborczą poufałością zapowiadał inną zaborczość.

Przerwał w końcu ten intensywny pocałunek, by odszukać ustami delikatną linię jej szyi. Filomena zamknęła oczy, a on smakował jej skórę końcem języka. Poddawała się tym emocjom. Jego wielkie, mocne ciało już jej nie onieśmielało. Siła Trenta zapowiadała namiętność, jakiej Filomena nigdy dotychczas nie doświadczyła. Przywarła mocniej, obejmując go za szyję, przyciskając piersi do jego torsu.

- Takiej właśnie cię pragnąłem - rzekł cicho Trent. - Całymi dniami prześladowała mnie wizja, jak przywierasz do mnie w ten sposób.

- Pragnę cię - wyszeptała oszołomiona.

- Wiem, kochanie - odparł Trent z satysfakcją w głosie. - Wiem o tym.

Odnalazł guziki z tyłu sukienki i zaczął je powoli odpinać. Po chwili turkusowy jedwab ześlizgnął się z jej ramion, zsunął na biodra i opadł na dywan.

Poczuła się nagle zagubiona w ramionach Trenta. Cicho krzyknęła i ukryła twarz w jego koszuli, gdy rozpinał jej skąpy staniczek.

- Chcesz tego, kochanie - wyszeptał, wodząc ręką po jej krągłych piersiach. - Pragniesz tego tak samo jak ja.

Poczuła, jak jej brodawki nabrzmiewają niczym pączki pożądania.

- Tak - potwierdziła.

- Pokaż mi, jak bardzo mnie dziś pragniesz.

Powoli, lekko drżącymi palcami, zaczęła rozpinać pozostałe guziki jego koszuli, potem zsunęła mu ją z ramion i pozwoliła opaść na podłogę obok swej sukienki.

- Chodź do mnie - powiedział Trent stłumionym głosem.

Podłożył ręce pod pośladki Filomeny i podniósł ją bez wysiłku do góry, aż piersi znalazły się na wysokości jego warg. Smakował najpierw jedną pulsującą wypukłość, potem drugą.

Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs.

- Twój wzrost ma jednak pewne zalety.

Uśmiechnął się frywolnie.

- Marzyłem o czymś takim od dawna. Twój wzrost również ma pewne zalety. Mogę cię podnieść jedną ręką.

- Nie jestem aż taka mała ani aż taka lekka.

- Może się założymy?

Otoczył ją ręką w talii i podniósł jak piórko. Drugą ręką delikatnie pieścił jedną z piersi.

Filomena popatrzyła na niego pokonana i powiedziała przytłumionym głosem:

- Wygrałeś.

- Naprawdę?

W jego głosie brzmiała niezwykła powaga. Postawił Filomenę z powrotem na podłodze, palce włożył pod gumkę jej rajstop i zsunął je wraz z majteczkami. Stała teraz całkiem naga, otoczona jego ramionami.

- Jesteś taka mała i zgrabna - mruczał z zachwytem. - Taka lekka i miękka, i delikatna. - Kręcił powoli głową, przesuwając rękami po jej talii i biodrach. - I tak długo kazałaś mi czekać.

- Po prostu nie miałam pewności - usiłowała wyjaśnić. - A ponadto to trwało zaledwie dwa tygodnie.

- Najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu - zapewnił. - Ale teraz koniec czekania.

Opuścił ją na dywan i uklęknął obok, mocując się ze sprzączką swych spodni. Gdy pozbył się slipów, Filomena popatrzyła na posągowe linie jego ciała. Dotknęła muskularnych ud i patrząc mu w oczy, powiedziała drżącym głosem:

- Nikt nie mógłby ci zarzucić, że masz wymiary elfa.

- Przyjmuję to jako komplement - odparł miękko.

Położył się obok niej na dywanie. Rękami, ustami, a nawet zębami odbywał ekscytującą wędrówkę po jej ciele. Wsunął nogę między jej uda i delikatnie zmusił, by się rozchyliły.

Filomena czuła, że zalewa ją wielka fala. Nie myślała już o tym, by stawiać opór, by zachowywać ostrożność. Nie myślała o przyszłości. Pragnęła jedynie dotyku Trenta. Przylgnęła do niego.

- Co się stało, Filomeno?

- Zastanawiałam się właśnie, dlaczego tak długo zwlekałam - wyszeptała.

Przesuwała rękami po jego barkach, zachwycona zarysem twardych muskułów. Poruszyła się i poczuła na swych udach jego pulsujące ciepło.

- To dobre pytanie. Niestety, nie ma na nie dobrej odpowiedzi.

Płaską dłonią wędrował po jej brzuchu. Jego palce zatrzymały się przez chwilę na małym, miękkim wzgórku, a potem podążyły jeszcze niżej, drogą dręczącej rozkoszy.

Filomena wstrzymała oddech, gdy Trent wyczuł ciepłą wilgotność między jej udami. Usłyszała pełen pożądania jęk i zadrżała w jego objęciach. Przytrzymał ją jeszcze mocniej.

- Już nie czekamy - wyszeptał.

Nie odpowiedziała. Nie znalazła żadnych słów. Poczuła, jak Trent się unosi i opada na nią.

- Popatrz na mnie, Filomeno - poprosił niskim, ochrypłym głosem. - Chcę widzieć twoje oczy, gdy po raz pierwszy będziesz moja.

Posłuchała. Czuła między udami napierającą twardość i odruchowo uniosła biodra, by ją przyjąć.

- Och, Trent.

Powoli, zdecydowanie wypełnił ją sobą. Zacisnął palce na jej skórze. Zamknęła oczy. Całe jej ciało, spięte niemal do granicy bólu, czuło tego wielkiego mężczyznę. Natychmiast przyszło oszałamiające uczucie podniecenia. Otworzyła oczy. Trent patrzył na nią. Znieruchomiał, dając jej czas, by mogła się dopasować.

- Nigdy przedtem nie czułem niczego podobnego.

- Ja też nie - odpowiedziała słabym głosem, przywierając do niego.

- Widzę to w twoich oczach, czuję w tobie całej. Wiedziałem, że będzie nam ze sobą dobrze.

Zanurzył twarz w zagłębieniu jej karku i powolnym, zmysłowym rytmem wprowadzał ją w ekscytujące drżenie.

- Och, Trent. ..

- Bądź ze mną, najdroższa. Bądź i nigdy mnie nie opuszczaj. Dotrzemy razem, obiecuję ci.

Ufała mu. On prowadził, upewniając się, czy podąża za nim. Zagarnęła ich fala podniecenia. Filomena nigdy przedtem nie przeżyła niczego podobnego. Może po prostu dotychczas nie spotkała mężczyzny, który potrafiłby sprawić, żeby te sprawy zaczęły się dla niej liczyć.

Z nieoczekiwaną intensywnością przyjęła końcową ekstazę.

- Tak, najdroższa, tak.

Szorstki okrzyk triumfu i rozkoszy, przepleciony z jej krzykiem bez tchu. Opadali razem, rozluźnieni, w gmatwaninie wilgotnych rąk i nóg.

- Trent, nie wiedziałam... - szukała właściwych słów w omdlewającej mgiełce - nie zdawałam sobie sprawy, że to może być tak.

- Wiem - uspokajającym gestem odgarniał jej z twarzy pasma włosów - ja też nie zdawałem sobie sprawy. - Wiedziałem, że będzie dobrze, ale nie przypuszczałem, że aż tak.

- A ja myślałam, że ty wiesz wszystko.

- Niezupełnie. Nie wiem wszystkiego o tobie.

- Całe szczęście - odrzekła. Skuliła się na jego ramieniu i złożyła delikatny pocałunek na torsie. - Kobieta ma prawo do pewnych tajemnic.

Oczy Trenta spoważniały.

- Nie chcę, aby między nami były jakiekolwiek tajemnice, Filomeno. Chciałbym, żebyśmy wiedzieli o sobie wszystko. Rozumiesz?

- A czy ty wyjawisz mi swoje tajemnice?

- Co cię interesuje?

Westchnęła głęboko i postanowiła zaryzykować.

- Na początek chciałabym wiedzieć, skąd u ciebie taka zaciętość, jeśli chodzi o wzajemne zaufanie?

Obruszył się.

- Zaciętość?

- Wiesz, co mam na myśli - odparła powoli. - Wykazujesz taki upór, gdy idzie o twój ... honor, o to, że twoje słowo jest warte więcej od złota i tak dalej. Dlaczego to dla ciebie taka ważna sprawa, Trent?

- Większość ludzi chce, by inni ich szanowali. Nie widzę niczego szczególnego w moim traktowaniu tych rzeczy.

Uśmiechnęła się łagodnie.

- Powiedziałeś: żadnych sekretów, pamiętasz? A masz ich trochę, prawda?

Trent położył się na plecach, wkładając rękę pod głowę, i przez dłuższą chwilę patrzył w sufit. Jakby z roztargnieniem głaskał włosy i ramiona Filomeny.

- Myślę, że to ma związek z moim wychowaniem - rzekł.

- Twoi rodzice byli surowi? - pytała go dalej.

Zaśmiał się krótko.

- Nie, nie o to chodzi. Ojciec umarł, gdy byłem jeszcze niemowlakiem. Matka wyszła za mąż powtórnie, zanim skończyłem dwa lata. Jako dziecko traktowałem ojczyma jak własnego ojca.

- Czy to był dobry człowiek? - zapytała Filomena z wahaniem. Nie miała pewności, czy ma prawo drążyć ten temat.

- Tak sądziłem, nim skończyłem osiem lat.

- A co się później stało?

- Aresztowano go za defraudację w banku, w którym pracował. Poszedł na kilka lat do więzienia.

- To musiało być straszne dla ciebie i twej matki.

- Owszem. Mieszkaliśmy w małym mieście i wszyscy wiedzieli, co się stało. Ani na moment nie dano nam o tym zapomnieć. - Głos Trenta stwardniał. - Gdy w szkole coś komuś zginęło, przeważnie mnie wskazywano palcem. Gdy tylko przekraczałem próg sklepu, sprzedawcy zaraz patrzyli na mnie badawczo: a nuż odziedziczyłem skłonności do kradzieży. Ilekroć wpadłem w tarapaty, zawsze znalazł się ktoś, kto komentował: Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

- Wyobrażam to sobie - powiedziała Filomena smutnym głosem.

- Kiedy ojciec wyszedł z więzienia, sytuacja nie uległa poprawie. Musieliśmy się przenieść do innego miasta. Ojciec miał trudności ze znalezieniem pracy, a jeszcze trudniej było mu utrzymać się na posadzie. Wcześniej czy później ktoś dowiadywał się wszystkiego, a ja musiałem staczać bójki w szkole albo na podwórku, by zamknąć usta jakiemuś pyskaczowi.

- Mogę się założyć, że przeważnie wygrywałeś. - Filomena wyobraziła sobie oczyma duszy chłopca, bijącego się desperacko o honor rodziny.

- Nawet gdy wygrywałem, nie zmieniało to opinii środowiska i ludzie nadal plotkowali.

- A więc dorastałeś, postanawiając zrekompensować słabości swego ojca, czy tak? Chciałeś wszystkich przekonać, że jesteś inny. Cokolwiek się stanie, można ci ufać i tego samego wymagasz od innych, bo inaczej porozbijasz im głowy.

Trent uniósł się nieco i patrzył na nią uważnie.

- Tak to mniej więcej wyglądało.

- Czy nie boisz się czasami, że wykazujesz w tych sprawach zbytnią sztywność? Uważam, że to dobrze, gdy ktoś postępuje uczciwie i szlachetnie, ale nie wszyscy są w stanie sprostać twoim standardom.

- Sfera uczciwości jest czarno-biała, albo - albo. Nie ma tu miejsca na żadne odcienie szarości.

- To ostry sposób patrzenia na świat.

Wzruszył ramionami.

- Nie jestem naiwny. Nie chciałbym, by robiono ze mnie głupca, by ktoś usiłował mnie wykorzystać. Jeśli uważasz, że jestem bezkompromisowy, cóż, przykro mi. Taki już jestem.

Filomena przygryzła dolną wargę.

- Czy często ci się to zdarza, że ktoś próbuje cię wykorzystać?

Uśmiechnął się ironicznie.

- A jak ci się zdaje?

Pokręciła głową.

- Myślę, że nie.

- To chyba dowodzi, że jeśli traktujesz ludzi uczciwie, on odpłacają ci tym samym.

- Wątpię - powiedziała. - Raczej sądzę, że ludzie śmiertelnie boją się zadrzeć z tobą.

- Tak czy inaczej, to działa - powiedział pojednawczo. - Niewielu usiłowało mnie nabrać albo wystrychnąć na dudka.

- Tego jestem pewna - odparła z przekonaniem.

ROZDZIAŁ 6

Filomena otworzyła oczy. Świeciło jasne słońce. Leżała cicho przez chwilę na samym brzeżku szerokiego łóżka. Nie musiała się odwracać - wiedziała, że Trent jest obok niej. Spanie razem z mężczyzną tak wielkim to jak spanie z niedźwiedziem. Wytwarzał dostatecznie wiele ciepła, by ogrzać ich oboje. Uśmiechnęła się do tej myśli.

- Czy zawsze budzisz się z uśmiechem? - spytał Trent, ziewając szeroko.

- Nie.

- To dobrze. Takie rzeczy w małej dawce potrafią bardzo umilić poranek. - Wychylił się w jej kierunku i przyciągnął ją do siebie. - Co robisz na drugim brzegu łóżka? Jak ci się udało odsunąć ode mnie? Gdy zasypiałem, byłaś tuż przy mnie.

- Bałam się, że zostanę zgnieciona - odrzekła z całkowitą niemal powagą.

- Akurat. Nie jesteś po prostu przyzwyczajona do spania z drugą osobą. - Przygarnął ją zaborczym gestem. - Ale to nic. Przywykniesz.

- A ty chyba jesteś do tego przyzwyczajony? - wyrwało jej się.

Poczuła raczej niż zobaczyła, że Trent lekko się uśmiecha.

- Czyżbyśmy doszli do tego momentu, gdy zaczynamy zadawać sobie pytania o nasze związki w przeszłości?

Filomena odchrząknęła.

- Och, niezbyt chciałabym słuchać o twych poprzednich związkach.

- Tchórzostwo.

- Wolę nazwać to dyskrecją.

Udawał, że się zastanawia.

- W porządku. Przyjmuję, że to dyskrecja. Jesteś zadziwiająco racjonalną, pragmatyczną, zrównoważoną i inteligentną kobietą jak na elfa.

Filomena milczała przez dłuższą chwilę, a potem zapytała ostrożnie:

- Czy dużo miałeś przedtem romansów?

Trent wybuchnął śmiechem, poruszył się gwałtownie i przygwoździł Filomenę swym ciężarem.

- Oto mamy dowód dyskrecji, racjonalności, pragmatyzmu, równowagi i inteligencji.

- Odrzucam to oskarżenie. Z pewnością jestem inteligentna.

- Tak, przyznaję. A odpowiedź na twoje idiotyczne pytanie brzmi: nie, nie miałem wielu romansów w przeszłości. Z pewnością jednak żaden związek nie był tak ważny, jak ten z tobą.

Po chwili dodał poważnie:

- Byłem raz żonaty. Nie trwało to zbyt długo. Nie chciała czekać, aż uda mi się zrobić karierę. Znalazła sobie innego, który już zdążył ją zrobić. Koniec opowieści. - Z twarzy Trenta zniknęło napięcie. - No i jak, ciekawość zaspokojona?

- Cieszę się, że nie do każdego drobiazgu stosujesz swoją zasadę: najlepszą taktyką jest uczciwość - powiedziała cicho.

Naprawdę nie interesowały ją inne kobiety w jego życiu, a zwłaszcza była żona.

Ku zdziwieniu Filomeny Trent poważnie potraktował jej uwagę.

- Przysięgam, kochanie, że w stosunku do ciebie zawsze będę uczciwy, ale są pewne sprawy, które nie dotyczą nas dwojga. Jestem zwolennikiem mówienia prawdy, nie oznacza to jednak, że trzeba wyciągać i drążyć stare historie. Zgoda?

- Zgoda - potwierdziła.

Dotknął biodra Filomeny i delikatnie je ścisnął. Najwyraźniej rozkoszował się jej obecnością.

- Skoro doszliśmy do porozumienia, że sprawy dotyczące przeszłości mogą pozostać w zapomnieniu, porozmawiajmy o przyszłości.

Filomena sama nie wiedziała, dlaczego słowa te wprawiły ją w zakłopotanie. Uśmiechnęła się jednak zuchwale, odrzucając wszelki niepokój.

- O przyszłości?

- Teraz, kiedy się zastanowiłem - powiedział cicho, przerywając na chwilę, by pocałować ją w zagłębienie szyi - wydaje mi się, że nie ma potrzeby przyśpieszać tej dyskusji. Mamy dużo czasu.

- Słusznie - przytaknęła z ulgą.

- Mówisz tak, jakby właśnie odroczono ci wyrok. Myślałem, że kobiety doskonale dają sobie radę w dyskusjach na temat przyszłości.

- Musimy lepiej poznać siebie nawzajem, Trent. Przyszłość sama się o siebie zatroszczy. Jak zwykle.

- Nie - zaprzeczył Trent, a w jego głosie wyczuwało się pewną twardość - przyszłość nie zawsze troszczy się o siebie. Ale w tym wypadku możesz być spokojna.

- Dlaczego?

- Bo ja się o wszystko zatroszczę w twoim imieniu.

Filomena znowu poczuła się nieswojo.

- Trent, może powinniśmy odbyć tę dyskusję teraz. Uważam, że za mało się znamy i nie chciałabym, by którekolwiek z nas miało fałszywe przekonanie lub ...

Uciszył ją krótkim, zaborczym pocałunkiem. Gdy podniósł głowę, jego oczy świeciły zielono, odbijając światło słoneczne.

- Nie obawiaj się, elfie. Jesteś w dobrych rękach.

Czuła te ręce. Przesuwały się po jej ciele, rozsuwały nogi i błądziły po wrażliwych miejscach. Objęła go ramionami i cała przyszłość gdzieś znikła.

- Tak - wyszeptała, przyciągając do siebie jego twarz - jestem w jak najlepszych rękach.

Trent zauważył, że od chwili gdy się obudzili tego ranka, uległa zmianie atmosfera panująca między nim a Filomeną. Nareszcie on był w jej życiu na pierwszym planie. Widział to w jej oczach i czuł w jej dotyku. Udało mu się zwabić ją w pobliże płomienia i przekonać, że ma on nieodparty urok.

Jednak zadanie nie było wcale dokończone, myślał Trent podczas drogi powrotnej do Gallant Lake. Chociaż najtrudniejsza, wymagająca największej przebiegłości część została wykonana. Teraz można się odprężyć i obserwować, jak Filomena radzi sobie z nowymi uczuciami w stosunku do niego.

Nadal zachowywała się nerwowo, niepewnie, ale mury runęły. Trent dostrzegał mgiełkę zadumy w jej wzroku.

Filomena Cromwell odkrywa, na czym polega bycie zakochanym, pomyślał Trent.

- O czym myślisz? - zapytała w pewnym momencie.

Uśmiechnął się lekko, patrząc cały czas na szosę.

- Myślałem właśnie, że wreszcie udało mi się przyciągnąć twoją uwagę.

Trent nie był jedyną osobą, która zauważyła zmianę w zachowaniu Filomeny. Gdy przyjechali do Gallant Lake, cała rodzina prawie natychmiast wyczuła, że jej stosunek do Ravindera się zmienił. Trent widział, że przyjmują to z radością i ulgą. Podczas kolacji rozmowa zeszła na temat wyjazdu do Portland. Filomena wykazywała zaskakujące ożywienie w tej konwersacji.

- Hal Reece i jego żona to uroczy ludzie - mówiła, nakładając sobie sałaty. - Gdy Trent skończył podpisywać kontrakt, zjedliśmy z nimi kolację. Evelyn Reece przepraszała mnie w imieniu swego męża za przerwanie wakacji Trenta, ale najwyraźniej nie było innego wyjścia. Pan Baldwin nie chciał złożyć swego podpisu, jeśli nie będzie przy tym Trenta. Evelyn powiedziała mi, że takie sytuacje powtarzają się często. Asgard wysyła Trenta do załatwiania ważniejszych spraw, gdyż ludzie mają do niego zaufanie. Zawierają z nim umowy, których nie chcą zawierać z innymi.

- Rozumiem - odparł Amery rozbawiony, patrząc domyślnie na Ravindera. - Czy na tym polega twoja praca u Asgarda: zmiękczanie najtwardszych?

- Nie, to tylko część pracy - zaprzeczył Trent. - Do mnie należy coś, co, jak sądzę, nazwałbyś "gaszeniem pożarów". Kierują mnie tam, gdzie są trudności. Myślę, że Asgard używa mnie jako chłopca na posyłki.

- Nie dajcie się nabrać - ostrzegła Filomena. - Jego biuro jest trzy razy większe od mojego. Z okien wspaniały widok, na podłodze dywany. Trent ma nawet osobistą sekretarkę. Firmy takie jak Asgard nie dają do dyspozycji wielkich pomieszczeń biurowych i osobistych sekretarek swoim chłopcom na posyłki, chyba że są to naprawdę ważne posyłki.

Ravinder poczuł, że lekko się czerwieni, słysząc te peany na swoją cześć. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy z trudem powstrzymują się od uśmiechów. Postanowił, że najlepiej będzie zmienić temat.

- Filomeno ... - wtrącił, uprzejmie poczekawszy na małą przerwę w jej monologu.

- ...i Evelyn Reece powiedziała mi również, że Asgard dotrzymuje wszystkich obietnic, jakie Trent złoży klientowi, ponieważ firma nie śmie ryzykować, że on odejdzie z pracy ..

- Filomeno ....

- Poznałam również pana Asgarda. Powiedział, że ma wobec Trenta dług. Tak to określił, prawda? Twierdził, że bez niego ta umowa nie doszłaby do skutku, a bardzo mu zależało na tym terenie.

Trent odchrząknął.

- Filomeno, czy mogłabyś podać mi ziemniaki?

- Proszę - sięgnęła po półmisek i zaczęła opowiadać o widoku z okien biura Ravindera. - Widać rzekę i prawie wszystkie mosty.

- Filomeno - Trent znowu próbował przerwać, tym razem bardziej energicznie - może weźmiesz sobie dokładkę sałatki?

- Nie, dziękuję, wystarczy mi tyle - uśmiechnęła się promiennie, nie zmieniając tematu. - Evelyn i Hal Reece utrzymują, że wkrótce Trent zostanie prawdopodobnie wspólnikiem w firmie, chyba że postanowi ją opuścić i założyć własną. Reece twierdzi, że Asgard jest przerażony taką perspektywą i prawdopodobnie zrobi wszystko, by tylko go zatrzymać.

- Filomeno!

Przerwała.

- Słucham cię, Trent.

- Sądzę, że twoja rodzina chętnie powitałaby zmianę tematu - powiedział stanowczo. - Ja też.

Popatrzyła na niego i zaczerwieniła się lekko.

- Czy to, co mówię, jest dla ciebie krępujące?

- Łagodnie mówiąc - tak.

Uśmiechnęła się.

- Powinieneś mnie kopnąć pod stołem.

- Właśnie o tym myślałem - przyznał.

- Bałeś się, że ci oddam?

- Brałem taką ewentualność pod uwagę, ale coraz bardziej byłem gotów zaryzykować.

- Biedactwo. Dobrze. Twoja kolej. Wybierz sobie jakiś dowolny temat rozmowy - zatoczyła ręką krąg, jakby wskazując różne możliwości.

- Łowienie ryb - powiedział Trent z ulgą, zwracając się do Amery'ego.

Gospodarz natychmiast podchwycił ten temat, ale Trent zdołał dostrzec rozbawienie i zadowolenie w jego oczach. Meg i Shari patrzyły na Filomenę z podobnymi minami i tylko ona sama nie była świadoma, że właśnie zdradziła się ze swymi emocjami.

Przez następne trzy dni Trent rozkoszował się obudzonymi w Filomenie uczuciami. W różnoraki sposób okazywała mu swe zainteresowanie. Na przykład, gdy pewnego ranka powrócił z połowu z dwoma dużymi pstrągami, wyskoczyła zza stołu, przy którym z siostrą popijała sobie kawę, i podjęła się usmażenia ryb.

- W kuchni jest teraz bardzo dużo pracy - wyjaśniła. - Zajmę się tym sama.

Shari popatrzyła ze zdziwieniem. Trent usiadł przy stole i nalał sobie kawy.

- Czy coś jest nie w porządku, Shari?

- Doprawdy, trudno uwierzyć - rzekła z ironią. - Myślę, że ona chce ci zademonstrować, że potrafi gotować.

- A potrafi?

- O tak. Matka dołożyła starań, byśmy obie popracowały w kuchni. Ma przestarzałe poglądy na temat tego, czego potrzeba kobiecie do zamążpójścia. Ale Fil to nie pomogło. Ostatnio zaczynaliśmy się zastanawiać, czy wtedy, dziewięć lat temu, gdy opuszczała miasto, rzeczywiście myślała to, co powiedziała.

Trent łyknął trochę kawy.

- A co powiedziała?

- Wiele rzeczy. Ale nie sądziliśmy, że wtedy traktowała je serio.

- Na przykład, że nigdy nie wyjdzie za mąż?

- Coś w tym rodzaju. Nigdy się do tego nie przyznała, ale rzeczywiście to niefortunne zerwanie bardzo nią wstrząsnęło. Gdyby Brady po prostu powiedział, że chce się wycofać, nie byłoby aż takiej tragedii. A tu okazało się, że Fil nakryła narzeczonego w łóżku z Glorią Halsey. Gloria jak zły duch prześladowała Filomenę przez całą szkołę. Pod wieloma względami była jej przeciwieństwem: królowa balów, aktywny kibic futbolu, najpopularniejsza dziewczyna w klasie. Znasz ten typ? A do tego nie była szczególnie miła i lubiła dokuczać Filomenie.

- Czy sądzisz, że Filomena była zakochana w Bradym?

- Raczej zaślepiona, ale nie sądzę, by naprawdę go kochała. Była za młoda i zbyt naiwna. Nigdy przedtem nie miała swojego chłopaka. Gdy Brady zaczął ją adorować, bardzo to przeżywała.

- Dlaczego Brady jej nadskakiwał, skoro wolał: dziewczyny w typie Glorii?

Shari zamyśliła się.

- Sama o tym czasem myślałam. Może po prostu Fil stawała się bardziej kobieca. Podczas pierwszego roku w college'u wyszczuplała i zrobiła się bardziej towarzyska. Interesowało ją wiele rzeczy i nabrała nieco pewności siebie. Przyjeżdżała do domu na weekendy i na ferie, ą Brady właśnie skończył college. Prawdopodobnie zauważył, że Filomena zmieniła się na korzyść, a może po prostu się nudził. W okolicy nie było zbyt wielu samotnych kobiet, a Gloria w tamtym czasie miała innego chłopaka i nieczęsto przyjeżdżała do naszego miasta. Brady nie miał partnerki na sobotnie randki.

- Zaczął więc podrywać Filomenę?

- Tak. Ona go uwielbiała i to było widać. Jestem pewna, że mu to pochlebiało. A potem, zanim zorientowaliśmy się, jak poważna jest cała sprawa, ogłosili swoje zaręczyny. I wtedy na wakacje przyjechała Gloria. Wolna, znudzona. Miała ochotę na Brady' ego. Zaś Brady miał ochotę zarówno na nią, jak i na udział w firmie ubezpieczeniowej jej ojca. Wydaje mi się jednak, że nie wiedział, jak przekazać mojej siostrze tę nowinę.

- Doszedł więc do wniosku, że sama powinna zrozumieć, jak sprawy stoją - domyślił się Trent.

Shari przytaknęła.

- Bardzo mi jej żal. W taki nieprzyjemny sposób straciła zaufanie do mężczyzn. Opuściła miasto przysięgając, że nigdy nie wyjdzie za mąż. - Shari lekko się skrzywiła. - Nasza mama czekała dziewięć lat na zmianę tego postanowienia.

- Tymczasem Filomena z poświęceniem budowała firmę Cromwell & Sterling - dopowiedział Trent.

- Nie tylko - odparła powoli Shari. - W Seattle prowadzi bardzo ożywione życie towarzyskie.

- Tak podejrzewałem - zauważył ponuro Trent. Ma własne pieniądze, styl i szyk. To przyciąga towarzystwo.

- To prawda. Jednak ona nigdy nie zaangażowała się na tyle, by myśleć o trwalszym związku. Obecnie obawia się amatorów swych pieniędzy. Spółka Cromwell & Sterling rozwija się błyskawicznie. Wielu chciałoby trochę z niej uszczknąć. Fil ma zatem powody, by trzymać mężczyzn na dystans. Przypuszczam nawet, że w większości wypadków robi to nieświadomie.

- Wiem. - Trent zupełnie nie zdawał sobie sprawy, jak wiele uczucia było w jego głosie i dopiero śmiech Shari mu to uświadomił. - Co cię tak rozbawiło?

- Nic takiego, naprawdę. Zawsze podejrzewałam, że gdy Fil skruszy mur, jakim się otoczyła, zrobi to w wielkim stylu. Jest zupełnie inną kobietą po powrocie z Portland. Jeśli ona jeszcze cię nie kocha, to z pewnością jest na najlepszej drodze do tego.

Trent zachował obojętną twarz, choć czuł napięcie wewnętrzne:. pożądanie i niesamowitą satysfakcję.

- Tak myślisz?

- O, tak - potwierdziła cicho Shari. - Czy zależy ci na tym, Trent? Bo jeśli nie, to nie ciągnij tego dłużej. Byłoby to nie w porządku wobec Fil i prawdę mówiąc, cała rodzina niesłychanie by się martwiła, gdybyś ją zranił.

Trent popatrzył Shari prosto w oczy.

- Masz moje słowo honoru. Nie mam zamiaru zranić twej siostry. Zależy mi na niej. Chcę teraz, by jej zależało na mnie. To mój główny cel.

Shari przez dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy.

- Wierzę ci - przyznała. - Sądzę, że jesteś niedaleko celu.

Trent uniósł brwi, sącząc kawę.

- A ja nie byłbym tego taki pewien.

- Chyba masz rację. - Shari odchyliła się w fotelu, patrząc na Trenta z siostrzaną troską. - Teraz to kaszka z mlekiem. Ale co będzie, gdy pokłócicie się po raz pierwszy? Ostrzegam cię, że Fil w sytuacji konfliktowej zawsze postępuje po swojemu.

- Nie dziwi mnie to - przyznał Trent rzeczowym tonem.

- Co więc się stanie, gdy ty będziesz chciał postawić na swoim? - dopytywała się Shari. - Ona jest samodzielną, niezależną kobietą. Ma temperament pasujący do jej płomiennych włosów. Choćby ci nie wiem jak bardzo na niej zależało, nie sądzę, byś pozwolił jeździć sobie po głowie.

- To zabawny obrazek - powiedział Trent - rudy elf jeżdżący mi po głowie. Pewnie będzie miała przy butach ostrogi.

- Możliwe. A więc jakie są perspektywy?

Trent westchnął.

- Gdy tupnę nogą? Nie wiem na pewno, ale jeśli o to chodzi, mam pewną przewagę.

- Jaką?

- Mam bardzo dużą nogę.

Trzeciego dnia po powrocie z tej przełomowej wyprawy do Portland Filomena zaczynała się niecierpliwić. Prawie nigdy nie udawało jej się zostać z Trentem sam na sam. Co dziwniejsze, Trent zupełnie nie starał się znaleźć czasu na wspólne spotkanie.

Coś tu się nie zgadzało. Przez pierwsze tygodnie ich znajomości wymyślał najróżniejsze sposoby, by przyłapać ją w samotności, a ona wymykała mu się, jak umiała. Teraz natomiast wystarczało mu, że spotyka ją na łonie rodziny.

Kilkakrotnie myślała nawet z obawą, że skoro udało mu się zaciągnąć ją do łóżka, nie ma ochoty ponownie powtarzać tego doświadczenia. Zawsze jednak, gdy nachodziły ją takie wątpliwości, spotykała spojrzenie jego zielonych, roziskrzonych oczu i czuła w głębi duszy, że on nadal jej pragnie.

Dlaczego więc nic nie robi, by mogli się gdzieś spotkać i znowu kochać? - myślała poirytowana. Mógłby przecież zabrać ją wieczorem na przejażdżkę albo zaprosić na spacer nad jezioro, czy jak za pierwszym razem kazać zapakować Henry'emu, szefowi pensjonatu, kosz z wiktuałami na piknik.

Piknik! Filomena uśmiechnęła się do siebie. To doskonały pomysł: jest mu winna piknik; przecież on kiedyś ją zaprosił. Tym razem jednak nie należy dopuścić do tego, by rozmowa znowu zeszła na tematy zawodowe. Podjęła decyzję i ruszyła do kuchni. Postanowiła wziąć swoje ulubione przekąski i butelkę białego wina.

Pół godziny później przewiesiła sobie kosz z prowiantami przez ramię i wyruszyła na poszukiwanie Trenta. Siedział na tarasie i czytał książkę. Uniósł wzrok, gdy podeszła bliżej. Popatrzył na nią z wyraźną aprobatą. Żółta opaska podtrzymywała jej rudą grzywę, żółta bluzka, podwiązana na dole, odsłaniała płaski brzuch, białe, wąskie spodnie podkreślały zgrabne uda. Filomena dostrzegła zmysłowość we wzroku Trenta, choć natychmiast przybrał wyraz uprzejmego zainteresowania.

- Wybierasz się gdzieś? - spytał obojętnie, zamykając książkę.

- Aha. Chcesz pójść ze mną?

Po raz pierwszy zapraszała go i czuła lekkie zdenerwowanie.

- To zależy - droczył się z nią.

- Od czego? - uśmiechała się szeroko, ale ciągle nie była pewna, co będzie dalej.

- Od tego, co masz w koszyku - wyjaśnił Trent. Założył ręce pod głowę i obserwował ją, rozparty w fotelu.

- Butelkę najlepszego białego wina z piwnicy taty, kanapki z kurczakiem, torbę chipsów i dwa kawałki ciasta czekoladowego.

Trent zerwał się z fotela.

- Czemu od razu nie powiedziałaś? Idziemy.

- Moja mama zawsze powtarzała: do serca mężczyzny przez żołądek. Nie dowierzałam jej. Uważałam mężczyzn za trochę bardziej rozgarniętych.

- Powinnaś bardziej słuchać swej matki. - Trent otoczył Filomenę ramieniem. - Gdzie będziemy ucztować?

Popatrzyła na niego kątem oka i z wahaniem powiedziała:

- Zamierzałam pójść tam, gdzie byliśmy poprzednio.

- Prowadź.

Filomena poweselała. Dosyć łatwo poszło. Wystarczyło wyciągnąć gdzieś Trenta, nakarmić go i napoić winem, a on już z pewnością weźmie sprawy w swoje ręce.

Niestety, sytuacja nie rozwinęła się zgodnie z planem. Znaleźli odosobnione miejsce, rozpostarli koc i rzucili się na jedzenie. I na tym sprawy utknęły.

To dziwne, pomyślała Filomena, zjadając ostatni kawałek ogórka i zastanawiając się, jak przedłużyć ten piknik, kiedy już zniknęło całe jedzenie. Rozmawiali o wszystkim: o łowieniu ryb, o interesach spółki Cromwell & Sterling, ale nie zawadzili nawet o temat Cromwell & Ravinder. Filomena miała wrażenie, że jeśli chce zmiany tematu, musi zrobić to sama.

Nigdy nie podejrzewała się o tchórzostwo. Ale nigdy też nie zabiegała o względy mężczyzny, jeśli nie liczyć dawnej historii z Bradym Paxtonem. Łatwiej i bezpieczniej było pozostawić inicjatywę drugiej stronie. Niestety, choć Trent zaczął z rozmachem, teraz najwyraźniej znacznie zwolnił.

- Gdy wrócę do Portland, zamówię skrzynkę takiego wina - stwierdził, wkładając pustą butelkę do koszyka. - Twój ojciec ma znakomity gust.

- Tak - potwierdziła Filomena patrząc, jak Trent pakuje pozostałe naczynia. - On lubi, żeby w pensjonacie wszystko było w najlepszym gatunku.

- To widać. Jest dobrym biznesmenem.

- Wiem o tym. Trent?

- Taak?

- Czy chcesz już wracać do domu?

- Nie bardzo - odparł, patrząc na nią.

- To dobrze. Pomyślałam, że moglibyśmy tu chwilę zostać. Jest tak spokojnie, nie musimy się nigdzie spieszyć.

- Wiem. Szkoda, że nie wziąłem książki. Świetne miejsce, żeby sobie posiedzieć i poczytać. Może zamiast tego zdrzemnę się trochę.

Filomena była zbita z tropu. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.

- Och, nie wyglądasz na zmęczonego.

- Nie jestem zmęczony, ale przecież mam wakacje - wyjaśnił pogodnie, opierając się plecami o drzewo. Popatrzył na jezioro. - Czyż tu nie pięknie?

- Wiem. Wyrosłam w tej okolicy - potwierdziła, myśląc o czym innym. - Trent?

Patrzył cały czas jak zahipnotyzowany na oświetloną słońcem powierzchnię jeziora.

- Taak?

- Myślałam o ... o nas.

- Naprawdę?

- I o tamtej nocy w Portland - kontynuowała z determinacją. - To było coś wyjątkowego, nie sądzisz?

Wstrzymała oddech.

- Tak - potwierdził cicho.

Odetchnęła.

- Cieszę się, że tak uważasz. Zaczynałam już przypuszczać ...

- Co, Filomeno?

- Nic. Po prostu nie wracałeś do tego tematu, odkąd wróciliśmy.

- Ty też nie - zauważył.

Drgnęła. Miał rację. Zmieniła pozycję i przysunęła się bliżej do niego. Cały czas patrzył na jezioro.

- Ale teraz o tym wspominam - powiedziała buńczucznie.

Trent nie poruszył się.

- Owszem. Co chciałabyś omówić?

Filomena zaczęła tracić cierpliwość. Usiadła i oparła się o niego. Zmarszczyła brwi.

- Niczego nie chcę omawiać.

Popatrzył na nią z uprzejmym zainteresowaniem.

- Dlaczego w takim razie poruszasz ten temat?

- Pomyślałam sobie, że byłby to dobry pretekst, by cię pocałować - powiedziała szybko i rzuciła mu się w ramiona.

Chwycił ją odruchowo i posadził na swych udach.

- Parę razy cmoknąłeś mnie na dobranoc, to wszystko.

Otoczyła go ramionami i przyciągnęła głowę do jego twarzy. Pocałowała go z tą namiętnością, jaką wówczas w sobie odkryła.

Trent poddał się. Rozwarł usta pod naciskiem jej warg i namiętnie ją całował. Filomena przekonała się, że jego pożądanie jest tak samo silne, jak poprzednio. Odetchnęła z ulgą i przywarła do niego jeszcze bliżej.

Kiedy przerwali pocałunek, była zaróżowiona i nie mogła złapać tchu. Spojrzała na Trenta roziskrzonymi oczyma.

- Dlaczego? - spytała.

- Co dlaczego?

- Dlaczego ani razu nie pocałowałeś mnie tak, od dnia naszego powrotu z Portland?

Powoli pogładził ją po piersi swą dużą dłonią.

- Chciałem, byś przekonała się, jak bardzo mi ufasz.

- Co masz na myśli?

Wziął kosmyk jej włosów i owinął sobie wokół palca.

- Musiałaś udowodnić samej sobie, że nie musisz obawiać się odrzucenia. Nie z mojej strony.

Filomena zesztywniała w jego ramionach.

- Niezbyt lubię być manipulowana w ten sposób.

Twarz Trenta złagodniała.

- Chodziło o coś więcej, niż tylko o zmuszenie cię do wykonania pierwszego kroku.

- A o co? - spytała podejrzliwie.

- Czy nie pomyślałaś, że ja też chciałbym mieć pewność, iż nie zapomniałaś o tym, co stało się wtedy w Portland?

Filomenę, nagle skruszoną, zalała fala ciepłego uczucia.

- Trent, tak mi przykro. Nie myślałam o tym w ten sposób.

- Rozumiem. Przyzwyczaiłaś się do tego, że to właśnie ty jesteś niedostępna. Jednak mężczyzna czasami też chce mieć pewność, że jest pożądany.

- Pożądam cię, Trent - zapewniła, patrząc na niego jasnymi oczami.

- Wiem, kochanie. Przekonałaś mnie.

Pochylił ku niej głowę. Całowali się, a ich pocałunek był teraz wyrazem zarówno namiętności, jak i zaufania.

Trent zaczął rozluźniać węzeł jej bluzki. Filomena objęła go mocno ramionami i szeptała mu do ucha, jak bardzo go pragnie.

- Najdroższa, nie wiesz, co ze mną wyprawiasz - powiedział niskim głosem, jakby oskarżycielsko, a potem ostrożnie położył ją na kocu.

Palcami przesuwała po jego torsie, w kierunku brzucha, a potem niżej, szukając dowodu wzbierającego pożądania.

- Dowiaduję się tego - powiedziała miękko i rozpięła sprzączkę jego paska.

Do pensjonatu wrócili dopiero przed czwartą. Trzymając się za ręce, weszli głównym wejściem obok recepcji. Przy kantorze siedziała Meg Cromwell. Uniosła głowę znad jakichś papierów, popatrzyła na nich i uśmiechnęła się z aprobatą.

- Dobrze, że jesteś, Fil. Zastanawiałam się, gdzie zniknęłaś. Nie zapomnij o koktajlu na cześć Shari i Jima dziś wieczór. Aha, był do ciebie telefon godzinę temu.

- Tak? Kto dzwonił?

- Glenna Sterling.

Oczy Filomeny rozszerzyły się. To na pewno bank. Musiała dostać jakąś wiadomość z banku.

Puściła rękę Trenta, złapała telefon i pośpiesznie wykręciła numer. Gdy tylko Glenna zgłosiła się, Filomena zrozumiała, że wiadomości nie są pomyślne. Serce jej zamarło.

- Nie mamy szczęścia, Fil. Powiedzieli, że za szybko się rozwijamy. Zasugerowali nam, byśmy ponownie ubiegały się o kredyt, gdy powiększymy jeszcze trochę sieć sprzedaży.

- Ale nam ten kapitał potrzebny jest właśnie po to, żeby rozwinąć sieć sprzedaży. W tym leży problem - odpowiedziała szybko.

Trent patrzył na nią uważnie cały czas.

- Wiem, Fil. Mam tyle nowych projektów. Wiedziałyśmy od początku, że to tylko jedna z możliwości. Będziemy musiały spróbować w innym banku. Rozejrzę się do twojego powrotu.

- Może powinnam już wrócić?

- To nie miałoby sensu. Trochę potrwa, zanim sprawdzę różne banki. Nic tu nie poradzisz. Baw się dobrze na weselu siostry i widzimy się pod koniec miesiąca. To tylko małe niepowodzenie. Pokonywałyśmy już większe trudności.

- To prawda.

Filomena odłożyła słuchawkę i oparła się przygnębiona o kontuar.

- Odmówiono wam pożyczki? - spytał Trent łagodnie.

- Odrzucili zdecydowanie naszą prośbę.

- Może nadszedł czas, byście poszły do fachowego doradcy finansowego? - zasugerował Trent.

- Może. Ale najbardziej miałabym ochotę pójść do tego urzędnika od pożyczek i skręcić mu kark. Naprawdę liczyłyśmy na te pieniądze.

- Nigdy nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują - wypowiedziała Meg swój krzepiący matczyny pogląd.

Filomena uśmiechnęła się z przymusem. Trent popatrzył na nią, objął i poprowadził na patio.

- Powinnaś słuchać swej matki, Filomeno. A najlepiej, żebyś słuchała mnie.

Popatrzyła na niego pytająco.

- A co byś mi radził?

- Nigdy nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują.

ROZDZIAŁ 7

- Jak ci się to podoba, Shari?

Filomena wykonała piruet, demonstrując gładką, wydekoltowaną sukienkę z białej, opinającej ciało dzianiny. Wybrała ją na dzisiejszy koktajl.

Shari miała na sobie skromną suknię z jedwabiu, którego czerwień doskonale pasowała do jej świetlistych blond włosów. Oparta o framugę podziwiała siostrę.

Biała sukienka skąpo okrywała ciało Filomeny: z przodu wycięta niemal do pępka, z tyłu prawie do talii; krótka spódnica odsłaniała nogi, które wydawały się jeszcze dłuższe, gdyż Filomena nałożyła buty na niesamowicie wysokich obcasach. Na szyi miała niewinny złoty łańcuszek, co tylko podkreślało śmiałość reszty stroju.

- Za każdym razem, gdy wybierasz się tu na przyjęcie, twoje stroje są coraz bardziej zwariowane. Na powtórkę balu maturalnego ubrałaś się w obcisły niebieski gorset, odsłaniający połowę brzucha, na moje "pożegnanie panieństwa" - w jaskrawy czerwono-żółty strój, którego widok zaszokował nawet dostawcę, kolejnym razem włożyłaś na siebie zieloną dżersejową suknię z gołymi plecami. Czy teraz chciałabyś nas przygotować na to, że jako druhna będziesz owinięta w przezroczystą plastikową torebkę? Przerażenie ogarnia mnie, gdy pomyślę sobie, w co ubierzesz się na moje wesele.

Filomena skrzywiła się.

- Nie bądź pruderyjna, Shari. Taki fason sukienki uważa się teraz za bardzo modny.

- Odsłania strasznie dużo ciała, Fil - Shari wyraziła swe wątpliwości. - Wyglądasz w niej świetnie, muszę przyznać, ale nie jestem pewna, czy to się nadaje na przyjęcie w Gallant Lake. Tamta zielona z dżerseju była szczytem tego, co tutejsi ludzie są skłonni zaakceptować.

- Nonsens. Jestem pewna, że towarzystwo z Gallant Lake zniesie to wyzwanie.

Filomena przystanęła przed lustrem i poprawiła uczesanie. Na czubku głowy zrobiła sobie niesforny lok. Kilka pasm włosów spływało z przodu na szyję.

- A Trent? - spytała Shari.

- A co on ma do tego?

Filomena przypinała długie błyszczące klipsy.

- Uważam, że on coraz bardziej traktuje cię jako osobę, do której ma niejakie prawa. Jestem pewna, że nie spodoba mu się, gdy dziś wieczorem Brady Paxton albo ktokolwiek inny będzie na ciebie pożądliwie patrzył.

Filomena zastygła, przerywając szminkowanie ust.

- Nie przywykłam do tego, by jakikolwiek mężczyzna mówił mi, co mogę nosić. A poza tym Trent nie jest taki małomiasteczkowy. Moja sukienka nie wywoła jego sprzeciwu.

Shari uśmiechnęła się z powątpiewaniem.

- Zobaczymy.

- Najwyżej trochę ponarzeka pod nosem, cóż innego może zrobić? - spytała, przypominając sobie gderanie Trenta na temat zielonej sukni, którą miała na sobie tamtego wieczora w klubie.

- Skoro tak twierdzisz ... - Shari ponownie przyjrzała się siostrze. - Ta twoja sukienka jest świetna, mimo że odsłania więcej ciała niż kostium kąpielowy. Gallant Lake na pewno będzie ją długo pamiętało. Dobrze tu wypoczywasz, Fil?

Filomena zauważyła, że siostra bardzo uważnie jej się przygląda.

- Popsuł mi się nastrój po dzisiejszym telefonie Glenny.

- Mama opowiadała mi o tym. Twierdziła też, że Trent mógłby wam polecić doświadczonego doradcę finansowego.

- Tak mówił. Według niego nasza firma znajduje się teraz w bardzo niebezpiecznym momencie. Powinnyśmy rozważnie podejmować decyzje, zamiast dążyć do chaotycznego i szybkiego rozwoju.

- Mama twierdzi, że Trent patrzy na ciebie takim samym wzrokiem, jak Jim na początku naszej znajomości: wygłodniałym i żarłocznym.

Filomena poperfumowała się delikatnie.

- Wygłodniały i żarłoczny? Cóż, chodźmy na dół i stańmy oko w oko z tymi lwami.

- Ty idź pierwsza. Chcę zobaczyć, jak Trent zareaguje, gdy ujrzy twoją sukienkę.

Filomena wzruszyła ramionami i zaczęła schodzić ze schodów. Cieszyła się na ten wieczór. Po raz pierwszy od powrotu z Portland będzie miała okazję spędzić z Trentem trochę czasu jak na prawdziwej randce.

Trent stał w holu razem z rodzicami i Jimem Devore'em.

Przerwał na chwilę rozmowę z Amerym i podniósł wzrok na Filomenę, schodzącą lekko po schodach. Uśmiechnęła się radośnie do niego, świadoma, że rodzice i Jim patrzą na jej strój. Jedynie Trent nie okazał zaskoczenia. Przyjrzał się obojętnie sukience, a potem utkwił wzrok w twarzy Filomeny. Nie powiedział ani słowa.

- Fil, moja droga ... - Meg była najwyraźniej zaniepokojona - czy to nie jest zbyt. .. zbyt. .. - Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia.

- Ostrzegałam ją - wtrąciła Shari pogodnie. - Ale ona uważa, że Gallant Lake to zniesie.

Jim powitał narzeczoną pocałunkiem i zwrócił się do Trenta:

- Pozostaje pytanie, czy Trent to zniesie. Trzymaj się, stary. Ostrzegałem cię, jak niebezpiecznie jest zadawać się z kobietami z tej rodziny.

Amery Cromwell odchrząknął i ostentacyjnie spojrzał na zegarek.

- Och, musimy już ruszać, Meg. Shari pojedzie z Jimem, a Trent obiecał zabrać Filomenę.

- My też lepiej pojedźmy, kochanie - zaproponował Jim, biorąc Shari za rękę. - Mam wrażliwy żołądek: nie zniósłbym widoku krwi.

- Przecież jesteś lekarzem! - przypomniała mu Shari. - Dlatego wiem, że nie znoszę widoku krwi.

Jim zamknął drzwi i Filomena została sama z Trentem. Stała na ostatnim stopniu schodów, patrząc wyczekująco.

- My też powinniśmy już chyba jechać. Weźmy mój samochód - zaproponowała.

Podszedł do niej powoli. Jego wzrok był rozbawiony i stanowczy jednocześnie.

- Nie możesz oprzeć się pokusie?

- Jakiej pokusie? - zapytała niewinnie.

- Filomeno, moja droga, masz nieprzyjemną tendencję, by wysokich ludzi uważać za głupców. Wydaję ci się większym od przeciętnego dinozaura, ale to nie powód, byś sądziła, że mam mózg jak dinozaur.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś inteligentniejszy od przeciętnego dinozaura?

- Tak mi się wydaje. Ale nawet jeśli nie jestem, mam atut w postaci wzrostu. Idź i przebierz się, kochanie - polecił jej łagodnie.

- Nie podoba ci się ta sukienka?

- Ta sukienka - zaczął wyjaśniać rzeczowo - zaprojektowana jest tak, by patrzący na ciebie mężczyzna miał ochotę zaciągnąć cię do łóżka. Problem w tym, że nie idziemy do łóżka, lecz na przyjęcie.

Filomena wyciągnęła rękę i poklepała Trenta po głowie, uśmiechając się z kobiecą pewnością siebie.

- A więc o to chodzi. Shari miała rację. Przejawiasz lekkie poczucie własności. Nie obawiaj się jednak. Ta sukienka jest w stylu "patrz, ale nie dotykaj". Nikt z obecnych na tym przyjęciu nie zaciągnie mnie do łóżka. Chyba że ty wykonasz w tym kierunku jakiś krok - dodała.

Trent jakby nie zwracał uwagi na to głaskanie po głowie. Cały czas blado się uśmiechał.

- Shari nie miała racji. Nie przejawiam lekkiego poczucia własności. Przejawiam bardzo duże poczucie własności. Biegnij i przebierz się. Już późno.

- Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że właśnie znajdujemy się w punkcie zwrotnym naszej znajomości.

- To nie jest punkt zwrotny naszej znajomości, to punkt zwrotny w twoim życiu. Dosyć natrząsania się z poczciwych mieszkańców Gallant Lake. Zmień sukienkę, Filomeno.

Zaczęła bębnić palcami po poręczy schodów.

- A jeśli nie, to co?

- To zrobię użytek ze swego wzrostu i swego małego mózgu, by pomóc ci się przebrać.

Filomena uśmiechnęła się ponuro.

- Czy to groźba, Trent?

- To obietnica, kochanie.

- Popatrzmy na to z racjonalnego punktu widzenia - zaczęła ostrożnie. - Jeśli ulegnę i zmienię sukienkę, cała rodzina od razu pomyśli sobie, że jestem słabą, ułomną kobietą.

- Jeśli nie zmienisz sukienki, cała rodzina będzie musiała sobie pomyśleć, że to ja jestem słaby i ułomny - stwierdził Trent.

- To mało prawdopodobne - podważyła jego obawy.

- Dodatkowym problemem jest to, że gdybym się przebrała, odniósłbyś wrażenie, iż możesz mi rozkazywać, kiedy tylko przyjdzie ci na to ochota. Taką postawę przyjmuje wielu dużych ludzi w stosunku do tych, którzy są niżsi i mniejsi. To chyba jedna z podstawowych przyczyn, dla których mężczyźni zakładają, że mają prawo do dominacji nad kobietami. Świat wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby kobiety były wyższe i silniejsze od mężczyzn.

Trent spojrzał na zegarek.

- Chyba nie mamy czasu, aby teraz snuć rozważania z zakresu etnologii.

Filomena jednak zapaliła się do tematu.

- Pomyśl tylko: kobiety byłyby wyższe, większe i silniejsze, i to one podejmowałyby decyzje i wydawały rozkazy. One przejęłyby rolę właścicieli, obrońców i władców.

- Mam wrażenie, że odbiegamy od zasadniczego tematu.

Oczy Filomeny płonęły entuzjazmem dla roztoczonej właśnie wizji świata.

- Dla każdego byłoby oczywiste, że to mężczyźni zostają w domu i troszczą się o dzieci. Chodziliby w ubraniach z falbankami. Przecież byliby słabszą płcią, prawda? Cała struktura rodziny byłaby inna. Ponadto kobiety nie stawałyby się tak często ofiarami. Nie bałyby się gwałtów ani domowej przemocy. Nie musiałyby udawać, że są głupsze od mężczyzn. Nie musiałyby grać ...

- Filomeno - przerwał jej Trent, okazując objawy zniecierpliwienia. - Mam wrażenie, że to ty teraz grasz ze mną. Uprzedzam cię, że nie jestem w odpowiednim nastroju. Idź i przebierz się.

- Dlaczego miałabym to zrobić? - spytała wyzywająco. - Podaj mi choć jeden powód, dlaczego nie mogę pójść dzisiaj w tym, w czym chcę.

Trent ujął się pod boki. Oczy zwęziły mu się, a z twarzy zniknęły resztki uśmiechu. Patrzył na Filomenę.

- Chcesz znać powód? Nie żyjemy w twoim wyśnionym świecie. Żyjemy w świecie, w którym ty jesteś znacznie mniejsza ode mnie. Natychmiast idź na górę i przebierz się.

Filomena stała cicho. Trent nie podniósł głosu, ale przecież nie musiał - i tak dobitnie wyraził to, o co mu chodziło.

- Mieć siłę, to nie znaczy mieć rację.

- Zgoda, ale siła ma wielki wpływ na końcowy wynik.

Filomena zrozumiała, że została pokonana. Uniosła brodę i powiedziała z lekką pogardą:

- Pamiętaj, co stało się z dinozaurami.

Obróciła się na stopniu schodów i poszła na górę. Weszła do pokoju i popatrzyła w lustro. Istotnie, biała sukienka odsłaniała bardzo dużo ciała. Nie miało sensu ponowne szokowanie Gallant Lake. Najważniejsze, że Trent okazywał zazdrość. Jest w niej zakochany, pomyślała uszczęśliwiona. Gotowa była pójść na pewne ustępstwa.

Po dziesięciu minutach zeszła na dół w obcisłej sukience, zaczynającej się poniżej linii ramion. Ciepły, morelowy kolor i falbanka na dole nadawały jej trochę wyrafinowany charakter, ale fason był taki, że Trent nie mógł tym razem narzekać. Filomena przystanęła na najniższym stopniu.

- Jesteś zadowolony?

Podał jej rękę.

- Tak. Dziękuję ci.

- Za co?

- Za to, że nie wyjdę na słabowitego dinozaura.

Ironicznie popatrzyła na niego z ukosa.

- Masz u mnie dług.

Zaśmiał się, otwierając drzwi wyjściowe.

- Wiedziałem, że postarasz się uszczknąć coś dla siebie w tej sytuacji. Zgoda, mam u ciebie dług.

Przystanął na progu, pochylił się i powoli przesunął wargami po jej ustach.

- Kiedy masz zamiar go sobie odebrać? - wyszeptał.

- Najprawdopodobniej wtedy, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewał. - Popatrzyła na alejkę, przy której parkowały samochody. - Weźmy mojego porsche'a.

- Nie ma potrzeby. Chyba już wszyscy w Gallant Lake go widzieli.

- Nie dlatego chcę go wziąć - wyjaśniła, wygrzebując kluczyki z torebki. - Chcę po prostu sama prowadzić.

Trent niechętnie usiadł na miejscu dla pasażera.

- Czy to ma być kara za to, że wygrałem batalię o sukienkę?

- Czyżbyś był zdenerwowany? - ironizowała, wkładając kluczyk do stacyjki i włączając biegi.

- Jeździsz jak szatan.

- Jestem znakomitym kierowcą - oznajmiła przy akompaniamencie pisku opon na żwirze.

Porsche wystartował z mety jak strzała. Na główną drogę wokół jeziora wjechał z pełną szybkością. Filomena uwielbiała poczucie, że samochód reaguje na jej najdrobniejszy ruch. Na zakrętach dodawała gazu.

Przez dziesięć minut Trent znosił tę sytuację z całkowitym spokojem, ale potem rzucił ostrzegawczym tonem:

- W porządku, wystarczy.

- Czego wystarczy? - spytała uprzejmie.

- Wyrównaliśmy rachunki za tę bitwę o twoje ubranie. Teraz zwolnij i okaż trochę rozsądku.

W jego głosie dźwięczała jakaś nowa nutka. Filomena zdała sobie sprawę, że Trent ma dosyć tej jazdy porsche'em. Posłusznie zwolniła. Oboje milczeli.

- Musisz zrozumieć, że nie jestem do tego przyzwyczajona - odezwała się wreszcie.

- Nie jesteś przyzwyczajona, że dostosowujesz się do mężczyzny? Wiem. Ja też nie jestem przyzwyczajony do uczucia, że w stosunku do kobiety mam pewne prawa. Myślę jednak, że jakoś damy sobie z tym radę.

Ponownie zapanowało między nimi milczenie. Filomena zaparkowała przed domem Aikenów. Wyłączyła silnik i przypatrywała się przez chwilę samochodom ustawionym w alejce.

- Pamiętaj, że nadal jesteś mi winien przysługę.

- Pamiętam - potwierdził Trent.

- Zdaje się, że Aikenowie zaprosili wszystkich z okolicy.

Trent otworzył drzwiczki i wysiadł.

- Nie obawiaj się. Sukienka, którą masz na sobie, zrobi większe wrażenie niż tamta biała.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Mam wrażenie, że większość koleżanek ze szkoły nasłuchała się ostatnio o twoich kreacjach. Prawdopodobnie pojechały kupić sobie jakieś wyzywające stroje, chcąc konkurować dziś z tobą w tej dziedzinie. Gdy pojawisz się w czymś tak skromnym i umiarkowanym, poczują, że przesadziły.

Filomena wybuchnęła śmiechem.

- Od kiedy jesteś takim znawcą kobiecej duszy?

- Uczę się szybko.

Podał jej ramię i poprowadził ku otwartym drzwiom domu. Goście wypełniali salon, kuchnię, wszelkie zakamarki i wylewali się na werandę. Wszędzie stały stoły z jedzeniem. Przy drzwiach Todd Aiken ustawił imponujący bar. Początkowo tylko nieliczni zauważyli w tym ścisku nowo przybyłych.

- Stój tu, a ja przyniosę coś do picia - powiedział Trent.

Filomena posłuchała i przez cały czas, gdy Trent przeciskał się do baru, śledziła jego głowę przesuwającą się ponad tłumem.

- O, jesteś, Fil. Co was tak długo zatrzymało? Już miałam dzwonić do domu. - Shari wynurzyła się z ciżby. - Ach, więc miałam rację. Skłonił cię do zmiany sukienki.

- Trent nie skłonił mnie - poinformowała rzeczowo Filomena. - Dyskutowaliśmy na ten temat, wysunęliśmy racjonalne argumenty i postanowiłam, że nie będę robić z niego słabeusza.

Shari zaśmiała się na tyle głośno, że kilka stojących w pobliżu osób odwróciło głowy.

- Tak jakbyś w ogóle mogła to zrobić.

W tym momencie pojawił się Trent z kieliszkiem wina dla Filomeny i kuflem piwa dla siebie.

- Cześć, Shari. Gdzie Jim?

- Rozmawia z matką jednego ze swych pacjentów o zaletach szczepionki przeciwgrypowej. Pytałam właśnie Fil, co was tak długo zatrzymało, ale zauważyłam, że ma na sobie nową sukienkę.

Filomena miała już tego dosyć.

- Jeśli ktokolwiek choćby słowem jeszcze raz wspomni o tym, że zmieniłam ubranie, przysięgam, że rozbiorę się do naga w salonie Aikenów i dopiero wtedy będzie o czym mówić.

W tym momencie podeszła do nich ładna, ciemnowłosa niewysoka kobieta w wieku Filomeny.

- Fil! Cześć! Słyszałam, że dziś masz być tutaj. Nie widziałyśmy się tyle lat! Świetnie wyglądasz.

- Cześć, Liz. Prawie cię nie poznałam - Filomena rozradowana przywitała dawną koleżankę. - Ty też świetnie wyglądasz.

Nie widziała Liz od czasów szkoły.

- Na pewno jednak rozpoznajesz to ubranie - Liz obróciła się, by zaprezentować sweterek w jasne wzory i jedwabną spódnicę. - Pochodzi z kolekcji Cromwell & Sterling. W mojej szafie wisi mnóstwo ubrań z twojej firmy; uwielbiam je, doskonale na mnie leżą.

Po kilku chwilach wokół Filomeny zebrała się grupka kobiet. Zaczęła im opowiadać o swych podróżach na Tahiti i do Indii, gdzie szukała egzotycznych tkanin i inspiracji. Odwróciła się, gdy Trent dotknął jej ramienia i oznajmił, że idzie poszukać Amery' ego.

- Zobaczymy się później - powiedziała do niego z uśmiechem.

Pocałował ją w czoło z niedbałą zaborczością i odszedł. Liz i pozostałe koleżanki popatrzyły za nim domyślnie, ale szybko wróciły do poprzedniej rozmowy, wypytując o trendy mody na najbliższy sezon.

Filomena po raz pierwszy od przyjazdu do Gallant Lake nie myślała o tym, jak wywołać ogólną sensację. Była odprężona i z radością odnawiała dawne znajomości.

Papierosowy dym gęstniał i robiło się coraz duszniej.

Filomena przeprosiła koleżanki i poszła po chłodzone wino. Porozmawiała z gospodarzem, który zarządzał trunkami, a potem postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Rozejrzała się, czy nie ma gdzieś w pobliżu Trenta. Stał w drugim końcu pokoju. Rozmawiał z jej ojcem i dwoma innymi mężczyznami. Sądząc po minach, dyskutowali albo na temat możliwości wybuchu trzeciej wojny światowej, albo o zaletach pewnych miejsc połowowych na jeziorze. Mężczyznom brakuje czasem wyczucia właściwych proporcji życiowych problemów, pomyślała pogodnie.

Wyszła na zewnątrz. Powitał ją powiew wiatru. Potrzebowała kilku minut samotności, by odetchnąć po tym rozgardiaszu panującym wewnątrz. Przeszła na kraniec tarasu i z kieliszkiem wina w jednej ręce oparła się o barierkę. Patrzyła na oświetlone księżycowym światłem jezioro. Po raz pierwszy tego wieczora miała parę minut dla siebie. Zaczęła rozmyślać o Trencie Ravinderze.

Dla nikogo innego na świecie nie zmieniłaby tej sukienki. Dziwne, że niekiedy banalne sytuacje mogą mieć ukryte w sobie ważkie znaczenie.

- Fil?

Brady Paxton podszedł i przerwał jej rozważania.

- Cześć, Brady - powitała go bez entuzjazmu. Nawet się nie odwróciła. Oparta o poręcz podtrzymywała jedną ręką kieliszek.

- Rozglądałem się za tobą - powiedział poważnie. - Musimy porozmawiać.

- Nie wydaje mi, Brady.

Stanął obok i również oparł się o barierkę. Łagodny podmuch rozwiewał mu włosy i do Filomeny dotarła woń wody kolońskiej. Brady westchnął przeciągle.

- Zgoda, początkowo nie zachowywałem się zbyt inteligentnie, ale teraz wszystko zrozumiałem. Jesteś naprawdę wygadana, Fil, muszę to przyznać. Nie uwierzyłbym, że ci się to uda.

- Co miałoby się udać?

- Nic dziwnego, że nie chciałaś ze mną negocjować, gdy ofiarowałem ci wtedy prowizję. Miałaś swoje własne plany, prawda? Musiałaś śmiać się z tych zaoferowanych przeze mnie pięciu procent.

- Niezupełnie - odparła oschle, zastanawiając się, dokąd zmierza ta rozmowa. - Jak się ma twoja żona? Przyszła tu dzisiaj? Może chciałaby się do nas przyłączyć?

- Nie myśl o Glorii - przerwał jej Brady. - Rozmawiamy teraz we dwoje o interesach.

- Nie mam ochoty rozmawiać o interesach. Przyszłam tu, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

- Jesteś twardą kobietą, Fil. Kto by się spodziewał, że tak się zmienisz. Byłaś taka słodka dziewięć lat temu.

- Masz na myśli, że byłam taka naiwna dziewięć lat temu. Po prostu zaufałam ci, Brady. Zwykła głupota. No cóż, niektórym z nas potrzeba więcej czasu niż innym, by dorosnąć. Ale w końcu dorosłam.

Przyglądał się jej uważnie gorącym wzrokiem.

- Nie zapomniałaś. Nadal mnie pragniesz. Pokrywasz brawurą fakt, że wciąż mnie pożądasz.

Odwróciła się do niego z sarkastycznym uśmiechem.

- Jeśli tak myślisz, to jesteś większym głupcem niż ja jako dziewiętnastolatka. Nie wzięłabym cię nawet na srebrnej tacy.

W oczach Brady'ego pojawiła się złość, usta wykrzywiły mu się nieprzyjemnie.

- Uważasz, że potrafisz zrobić lepszy interes?! Myślisz, że złowiłaś tego Ravindera? Pomyśl tylko, panienko. On umie się zabawić. Jesteś dla niego jedynie wakacyjną przygodą. Gdybyś była rozsądna, wykorzystałabyś go do zdobycia informacji, której oboje potrzebujemy. Chyba nie dasz się nabrać i nie uwierzysz, że on myśli o tobie serio?

- Tak jak niegdyś dałam się nabrać i uwierzyłam, że ty myślisz o mnie serio?

Nawet w panującym mroku widać było, że Brady zaczerwienił się.

- Musiałem wówczas podjąć decyzję. Jeśli to jest dla ciebie jakąś pociechą, drogo za nią zapłaciłem. Moje małżeństwo nie jest szczęśliwe, Fil. Wielokrotnie rozmyślałem po nocach, jak by to było, gdybyśmy zostali razem. Nie rozwodzę się z Glorią tylko dlatego, że jej ojciec wykluczyłby mnie ze spółki.

- A dwoje dzieci? Czy tego nie bierzesz pod uwagę, rozważając decyzję o rozwodzie? A może one się nie liczą? Nie masz żadnych wyrzutów sumienia, kiedy wyrządzasz krzywdę innym ludziom. Ale Boże broń, żebyś miał stracić pieniądze. Bardzo współczuję twojej żonie i dzieciom.

- Nie mów mi takich głupstw, Fil - przerwał jej ostro. - Nikomu nie współczujesz, bo jesteś zbyt zajęta łowieniem grubych ryb. Wiem, co zamierzasz. Nie oszukasz mnie.

- Czyżby? A co zamierzam?

- Romansujesz z Ravinderem. Całe miasto o tym mówi.

- Serio?

- Wszyscy wiemy, że kilka dni temu pojechałaś z nim na noc do Portland. Zrozumiałem, jakie są twoje plany.

- Najlepiej będzie, jeśli natychmiast zamilkniesz.

Brady nie zareagował.

- Wydaje ci się, że wiesz, co robisz, ale znajdziesz się w poważnych kłopotach, jeśli nie posłuchasz mojej rady. Wiem, że kręcisz z Ravinderem, bo chcesz dowiedzieć się, jakie są zamiary Asgarda. Ale nie uda ci się wykorzystać tej informacji, jeśli nie wejdziesz w porozumienie ze mną. Mam upoważnienia na sprzedaż każdego niemal kawałka terenu wokół jeziora. Wcześniej czy później będziesz musiała ze mną współpracować. Jestem gotów podnieść nieco twoją prowizję.

- Nie mówmy o tym, Brady.

- Dobrze, możemy zawiązać spółkę. O to ci chodzi?

- Powiedziałam, skończmy tę rozmowę.

Jej spokojna odmowa wprawiła go we wściekłość.

- Czy myślisz, że możesz sprzedać tę informację komuś innemu? Do diabła, nie masz żadnego wyboru.

Filomena straciła resztki cierpliwości. Obróciła się i popatrzyła mu w prosto w twarz.

- Brady, jesteś głupcem, choćbyś posiadał większość ziemi wokół jeziora. Po pierwsze: Asgard nie ma zamiaru budować tu terenów rekreacyjnych. Po drugie: nawet gdyby miał taki zamiar, a ja wiedziałabym, które działki chcieliby zakupić, nie powiedziałabym ci, choćbyś dawał mi nie wiem ile pieniędzy.

- Bo wydaje ci się, że Ravinder jest w tobie zakochany. O to chodzi?

- Bo wiem, że ja jestem w nim zakochana - poprawiła go Filomena. - Co więcej, mam zamiar wyjść za niego za mąż. Jeśli myślisz, że dla twojego nędznego interesu oszukam człowieka, którego mam zamiar poślubić, to znaczy że mnie nie znasz. Idź do środka i poszukaj swej żony. Z pewnością rozgląda się za tobą.

- Ty mała dziwko!

Brady stanął nad Filomeną i podniósł rękę. Ona ani drgnęła. Ścisnęła tylko mocniej kieliszek w dłoni, przygotowując się do ewentualnej obrony. Ale nie doszło do konfrontacji. Od drzwi dobiegł głos Trenta, chłodny jak ostrze sztyletu:

- Jeśli ją tylko tkniesz, Paxton, rozerwę cię na strzępy, tak że nie będzie cię można poskładać.

ROZDZIAŁ 8

Filomena obejrzała się i zobaczyła Trenta, szybko kroczącego przez taras. Odetchnęła z ulgą. Podbiegła ku niemu i przywarła mu do piersi. Trent otoczył ją ramionami.

- Tak mi przykro - powiedziała cicho.

- A mnie nie - odparł, przygarniając ją delikatnie.

Potem powiedział głośniej:

- Lepiej, żebyś wrócił do środka, Paxton. Przestań niepokoić moją narzeczoną. Nie sprzeda ci żadnej informacji, nawet gdyby ją miała. Chyba dotarło już do ciebie, że ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Jeżeli jeszcze raz się do niej zbliżysz, połamię ci kości.

Na twarzy Brady'ego malowała się gorycz i złość.

- To intrygantka, Ravinder. Nie daj się nabrać. Ona z pewnością jest warta grzechu, ale myśli głównie o forsie. Pamiętaj o tym, jeśli ...

Brady nie zdołał dokończyć. Filomena poczuła, jak Trent się pręży i rzuca jak dziki drapieżnik. W tej samej niemal chwili usłyszała głuchy łomot.

- O Boże - westchnęła, przerażona szybkością i gwałtownością całego zajścia.

Patrzyła na Brady'ego, który leżał na podłodze. Łapał z trudem powietrze i spoglądał na stojącego nad nim Trenta.

- Czy teraz się rozumiemy?

- Ty draniu, pasujesz do niej.

Brady wstał, otrzepał ze złością ubranie i pokuśtykał do budynku.

- A jeśli wniesie skargę? - Filomena nieśmiało wyraziła swą obawę.

- Możesz mi wierzyć, że nie zrobi tego. Musiałby wyjaśnić okoliczności całej sprawy. To zbyt dla niego kłopotliwe.

- Przyznaj się, ile słyszałeś z naszej rozmowy?

Trent milczał przez chwilę.

- Sporo. Liczy się jednak tylko to, co powiedziałaś o zamążpójściu.

- Obawiałam się tego. - Filomena westchnęła, podeszła do barierki tarasu i oparła się o nią. - Wybacz, Trent. Tak mi się wyrwało. Chciałam tylko przekonać Brady'ego, że on mnie zupełnie nie interesuje. - Wzięła swój kieliszek i pociągnęła spory łyk dla dodania sobie odwagi. - Czasami działam pod wpływem impulsu.

- Rozumiem to. Przybliżył się do niej. Oczy błyszczały mu odbitym światłem księżyca. - Ja też niekiedy działam pod wpływem impulsu. To jednak nie znaczy, że zawsze potem tego żałuję. A ty?

- Ja też przeważnie nie żałuję. Wydaje mi się ... że w gruncie rzeczy te działania nie są aż tak impulsywne. Tkwią gdzieś w mojej świadomości i nagle, bez ostrzeżenia, prawda ujawnia się.

Trent patrzył na nią miękko swymi świecącymi oczami. Pogładził ją po policzku.

- Powiedz, jaka to wielka prawda bez ostrzeżenia ujawniła się tym razem - poprosił z naciskiem.

- Właśnie ... właśnie uświadomiłam sobie, że jestem w tobie zakochana.

Trent zanurzył wargi w jej włosach.

- Nie mogę uwierzyć.

- Wiem, że to cię zaskakuje - powiedziała szybko - ale, rozumiesz, ja ...

Położył delikatnie palec na jej ustach.

- Dobrze już, najdroższa. To stało się dla mnie tak nagle. Jestem trochę wstrząśnięty.

- Nagle?

Uśmiechnął się.

- Ja zakochałem się w tobie w ciągu paru godzin od chwili, gdy cię po raz pierwszy spotkałem.

- Och, Trent, naprawdę?

- Naprawdę. Już od dawna uświadamiałem sobie, na czym mi zależy i postanowiłem, że będę cię nakłaniał, by tobie zaczęło zależeć na tym samym. Spodziewałem się jednak, że zajmie mi to znacznie więcej czasu. Byłaś tak negatywnie nastawiona do miłości i małżeństwa, że sądziłem, iż zaciągnięcie cię do ołtarza wymagać będzie znacznie więcej wysiłku.

- Jesteś rozczarowany tak łatwym zwycięstwem?

- Chyba żartujesz? Jestem wdzięczny, że tak szybko oprzytomniałaś.

Otoczyła go mocno ramionami.

- Trent, tak się cieszę. Aż trudno mi uwierzyć. Chyba byłam ślepa. Dlaczego nie rozumiałam tego wcześniej?

- Umykałaś mi, bo byłaś zbyt zajęta tą pokazówką dla Gallant Lake. Spoza lasu nie widziałaś drzew.

- Nawet takiego dużego drzewa. A więc, zabierając mnie do Portland, chciałeś zwrócić na siebie moją uwagę? Jesteś bardzo przebiegły.

- Wiem o tym.

- I skromny.

- Trudno być skromnym, gdy się jest aż tak przebiegłym, ale robię, co mogę - potwierdził.

Filomena podniosła na niego rozradowane oczy.

- Zakochałam się w tobie - to fakt, ale ja powiedziałam Brady'emu, że mam zamiar cię poślubić, a to zupełnie inna sprawa.

Pocałował ją namiętnie.

- Zdeklarowałaś się - rzekł, oderwawszy się w końcu od jej ust. - Powiedziałaś Brady' emu, a to oznacza, że wkrótce wszyscy obecni na przyjęciu będą o tym wiedzieli.

- To przerażające.

- Myślę, że za kilka minut obstąpi mnie twoja rodzina, żądając potwierdzenia nowiny.

- Nie wydajesz się tym szczególnie zdenerwowany.

- Bo nie jestem. A ty?

Filomena potrząsnęła głową.

- Chcę tego. Nigdy bym się o to nie podejrzewała, ale chcę tego. Musimy tyle spraw omówić, Trent, tyle sobie opowiedzieć. Chciałabym wiedzieć ...

- Filomeno! Trent! Co się dzieje? - Od strony domu dobiegł głos Amery'ego.

Trent, trzymając Filomenę w ramionach, odwrócił się ku nadciągającej grupce, którą prowadził Amery. Za nim szli Meg, Shari, Jim Devore, dalej ciotka Agnes i wuj George z butelką szampana. Kilka zaciekawionych osób wychylało się na taras.

- Bardzo trudno jest utrzymać tajemnicę w takim małym miasteczku - zauważył Trent, patrząc na nadchodzących.

Następnego dnia po południu Filomena i Trent siedzieli nad brzegiem jeziora. On, oparty o drzewo, jedną ręką przygarnął ją do siebie, a drugą rzucał od czasu do czasu do wody małe kamyki.

- Czy jesteś pewien, że wiemy, co robimy? - zapytała Filomena z lekkim rozbawieniem.

- Spokojnie. Ja się wszystkim zajmę.

- Może powinniśmy ogłosić nasze zaręczyny dopiero po weselu Shari? Nie chciałabym za nic umniejszać wagi tej uroczystości. To dla Shari coś wyjątkowego.

- Nie myśl o tym. Shari była wzruszona, podobnie zresztą jak inni członkowie rodziny. Może nie byłoby to dobrze Widziane, gdybyś wyszła za mąż wcześniej niż ona, ale nikt nie weźmie nam za złe ogłoszenia zaręczyn.

- Jesteś tego pewien?

- Najzupełniej. Długo rozmawiałem na ten temat z twoim ojcem.

- Coo? - Odsunęła się od niego i spojrzała mu prosto w twarz. - Co to znaczy, że długo z nim rozmawiałeś? O czym? I dlaczego mnie przy tym nie było?

- Nie było cię przy tym, bo nie wstałaś dziś o wpół do szóstej rano, by pójść z nami na ryby.

- Gdybym wiedziała, że będziecie mówić o czymś ważnym, może zdobyłabym się na to.

- To była męska rozmowa - wyjaśnił Trent protekcjonalnie.

- Doprawdy? I cóż takiego omawialiście?

- Głównie mówiliśmy o tym, jak to wszyscy są bardzo zadowoleni, że mam zamiar się z tobą ożenić. Rodzina może przestać się o ciebie martwić. Rozumiesz, lat ci nie ubywa. Bardzo dobrze, że robisz karierę zawodową, ale wszyscy są przekonani, że potrzebny ci jest kochający mężczyzna. Są mi wdzięczni, że podjąłem się tej roli. Prawdę powiedziawszy, odczułem coś więcej niż wdzięczność. Można by to określić jako ulgę wszystkich zainteresowanych.

Filomena wybuchnęła śmiechem i zaczęła bezlitośnie okładać Trenta pięściami.

- Ty arogancki, apodyktyczny, męski egoisto!

Ciosy spadały na Trenta jak strzelające ziarna prażonej kukurydzy. Pochwycił jej pięści, śmiejąc się.

- Hej, czy tak się traktuje przyszłego pana i władcę?

- Wciąga cię to - odrzekła oskarżycielskim tonem.

- Nie myślałam, że tak bardzo chcesz zostać mężem.

- A ja nie myślałem, że ty tak bardzo chcesz zostać żoną.

- Nie chciałam - przyznała poważniejąc. - Myślałam, że mam wszystko, czego mi potrzeba.

- A gdy myślałaś o małżeństwie, miałaś przed oczami scenę z Bradym i Glorią - dokończył za nią.

Przytaknęła.

- Zrozum, chodziło nie tylko o to, że ich nakryłam.

Znacznie gorsze było to, że następnego dnia wiedziało o tym całe miasto. Po zerwaniu zaręczyn myślałam, że umrę z powodu doznanego poniżenia. Chciałam uciec i nie wracać tu nigdy. Byłam bardzo młoda - dodała po chwili.

- Takie przeżycie zraniłoby każdego - powiedział, zanurzając palce w jej włosach. - Zwłaszcza kogoś takiego jak ty, kochanie.

- Co masz na myśli?

- Dałaś tu niezły występ, szczebiocząc i prezentując swoje kreacje, ale w głębi duszy jesteś delikatna i niewinna.

- Skąd możesz to wszystko wiedzieć?

- Przekonuję się o tym za każdym razem, gdy biorę cię w ramiona.

- Jesteś niezwykle pewny siebie. Mężczyźni często sądzą, że wiedzą wszystko o kobiecie, bo kilka razy się z nią przespali.

Trent słuchał nieporuszony.

- Nie twierdzę, że wiem o tobie wszystko, ale wiem to, co najważniejsze.

- Na przykład?

Popatrzył na nią czule. Delikatnie objął dłonią jej pierś, aż nabrzmiewająca brodawka stwardniała pod tkaniną kombinezonu, który Filomena miała na sobie.

- Wiem, że przez ostatnie lata obawiałaś się poddać jakiemukolwiek mężczyźnie. W końcu poddałaś się mnie - szczerze i bez reszty. Czuję, że nikt nigdy mnie tak nie pragnął. Nie mogłoby się to stać, gdybyś była samolubna i nieczuła.

Filomena wzięła głębszy oddech.

- Ja też wiem parę rzeczy o tobie - powiedziała nieco prowokacyjnie.

- Czyżby?

- Jesteś dobrym człowiekiem, można ci ufać. Czasami jesteś trudny, zbyt zasadniczy w pewnych sprawach, ale myślę, że w małżeństwie trochę zmiękniesz.

- Tak sądzisz?

- Aha. Nie wiem tylko do końca, dlaczego chcesz się ze mną ożenić.

Musnął jej usta wargami.

- Przejawia się w tym twój brak pewności siebie.

Shari miała rację: nigdy nie zapomnisz o tym, co ci zgotował Paxton. Przez ostatnie lata miałaś kontakty z mężczyznami, dla których twoja firma była równie ponętna jak ty sama. Nic dziwnego, że nie ufasz mężczyznom. Ale ja to naprawię.

Filomena zrobiła przerażoną minę.

- O rety! A więc również z moją siostrą rozmawiałeś o mnie?

- Uważałem, że należy starannie rozpracować temat.

- Następnym razem, gdy będziesz miał jakieś pytania, zwróć się bezpośrednio do mnie, zrozumiano?

- Tak jest!

- Powiedz mi zatem, dlaczego chcesz mnie poślubić? - nie ustępowała.

- Jesteś inteligentna, miła i atrakcyjna. Czy potrzebuję innego powodu?

- Evelyn Reece powiedziała mi, że przez ostatnie lata szukałeś żony z taką intensywnością, z jaką poszukujesz terenów dla Asgarda. Wydawało jej się nawet, że już zrezygnowałeś, aż tu spotkałeś mnie.

Z twarzy Trenta zniknął uśmiech, a pojawił się wyraz dezaprobaty.

- Zdaje się, że ucięłyście sobie z Evelyn niezłą rozmowę w damskiej toalecie.

Filomena popatrzyła na niego triumfująco.

- A widzisz, jakie to miłe, gdy ktoś dyskutuje na twój temat za twymi plecami.

- Zapamiętam to sobie. - Trent najwyraźniej nie był zadowolony z tego, co mogła usłyszeć o nim Filomena. - No więc, czy to prawda, że przez ostatnie lata polowałeś na żonę?

- Dobrze, powiem ci - odparł niechętnie, ale nie starał się wymigać od odpowiedzi. - Rzeczywiście, zrozumiałem, że nadszedł czas.

- Czas do ożenku? Tak po prostu? - zapytała, niepewna, czy ma mu wierzyć. - Mogę to sobie wyobrazić: przewodniczący zarządu postanawia, że czas się żenić, negocjuje więc sprawy małżeństwa tak samo, jak się negocjuje kupno terenu. To mi się podoba.

Trent burknął coś na temat jej poczucia humoru, a potem mówił dalej:

- Mam trzydzieści sześć lat, moja droga. Dotychczas całkowicie poświęcałem się pracy zawodowej. Moje pierwsze małżeństwo zakończyło się katastrofą i nie miałem ochoty na powtórkę. Myślałem, że mam jeszcze dużo czasu na znalezienie żony i założenie rodziny, ale pewnego dnia stwierdziłem, że ucieka mi w życiu coś istotnego. Czas mijał. Zatęskniłem za kobietą, która by mnie kochała i pożądała. Do której mógłbym wracać co wieczór, dzielić z nią swe powodzenia i troski. Czy to takie dziwne?

- Wcale nie.

- Dlaczego więc cię to śmieszy?

- Wyobraziłam sobie, jak podejmujesz postanowienie, by metodycznie poszukać sobie żony. W zasadzie to nawet bardzo miłe.

- Miłe? Jak to?

- Miłe - potwierdziła stanowczo. - A lepiej powiedzieć: wzruszające w swej niewinności. No, powiedz, co się nie udało. Evelyn twierdziła, że zaprzestałeś poszukiwań.

- Jak wrócę do Portland, pogadam z Reece'em na temat plotkarskich skłonności jego żony.

- Nie bądź głuptasem. Evelyn chciała wyświadczyć przysługę. Mów, co się nie udało w czasie tych wielkich łowów.

- Nie spotkałem osoby, z którą chciałbym się związać na stałe. Może szukałem zbyt intensywnie? Nie wiem. Może chodziło o to, by znaleźć kobietę, której zależałoby na mnie, a nie na mojej pozycji w Asgard. Tak czy siak, nie wyszło. Zrezygnowałem i wróciłem do codziennych spraw. Potem doszedłem do wniosku, że jest mi potrzebny prawdziwy wypoczynek. Przyjechałem tutaj. A ty natychmiast przybyłaś z prędkością błyskawicy w swym porsche'u i - pstryk - wszystko świetnie się złożyło.

Filomena poczuła rękę Trenta na swej piersi i jęknęła z rozkoszy. Ravinder położył ją na ziemi, usłanej sosnowym igliwiem.

- Trent?

- Nooo?

Był zajęty rozpinaniem guzików przy jej kombinezonie.

- Kiedy chcesz, by odbył się ślub?

- Jak najszybciej. - Zdołał rozpiąć górną część i rozluźniał teraz szeroki pasek. - A co? Chciałabyś mieć takie wystawne wesele jak Shari?

- Nie.

- Możemy urządzić skromną uroczystość za parę tygodni. Czy masz coś przeciwko temu?

Potrząsnęła głową.

- Nie.

- Filomeno, będziesz świetną żoną.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Wiesz, kiedy powiedzieć ,,nie", a kiedy "tak".

Pochylił się nad nią i ujął ustami nabrzmiałą brodawkę. Filomena zanurzyła palce w jego włosach, poddając się pocałunkowi.

- O tak, Trent, tak - wyszeptała gardłowym głosem. Zatracił się w ciepłej słodyczy jej ciała. Uwielbiał, gdy mówiła "tak". Nigdy w życiu nie będzie miał tego dosyć. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Miał obawy, czy to wszystko jest rzeczywiste.

Inteligentny człowiek nie zaprzecza swemu szczęściu, gdy już staje ono na jego drodze, pomyślał. Miał w ramionach Filomenę, która wkrótce zostanie jego żoną. To było najważniejsze.

Dwa dni potem odbyło się wesele Shari. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, co było zasługą powszechnie znanego talentu organizacyjnego Meg. Prawie wszyscy mieszkańcy miasta zostali zaproszeni i prawie wszyscy przyszli. Przyjęcie wydano w klubie. Obficie zaopatrzony bufet uzupełniano co chwilę, by zaspokoić apetyt zgłodniałych gości.

Podczas uroczystości Filomena podeszła do matki, która krzątała się z nie strudzoną energią.

- Na twoim miejscu zaczęłabym się niepokoić o wuja George' a i ciotkę Agnes.

Filomena wskazała głową na swych krewnych, wokół których zgromadziła się spora grupka głośno rozmawiających osób. Między innymi stali tam Gloria Paxton i Trent, który był wyraźnie rozbawiony tym, co mówił George.

Meg zaniepokoiła się.

- Co oni knują? Przysięgam, Fil, jeśli urządzą tu jakieś przedstawienie, zamorduję ich gołymi rękami.

- Dobrze się bawią, choć trochę głośno.

- Lepiej pójdę poskromić George' a, zanim nie wejdzie na stół lub nie zrobi czegoś podobnego. Muszę powiedzieć Amery'emu, żeby nie dolewał im już więcej szampana.

Meg ruszyła ku zgromadzonym, szeleszcząc swą fiołkową spódnicę. Filomena obserwowała matkę przez chwilę, a potem poszła do bufetu, by nałożyć sobie coś dobrego. Po sali niósł się śmiech wuja. Przycichł nieco, gdy Meg dołączyła do grupy otaczających George' a osób. Filomena nie zazdrościła matce jej misji. Wuj był wysokim, zadzierzystym mężczyzną i niejednokrotnie publicznie demonstrował swą wylewność.

Filomena kosztowała właśnie kanapkę z serem i krewetkami, gdy usłyszała, że wuj mówi coś o posagu. Zaczęła słuchać uważniej, początkowo zdziwiona, a potem bardzo zaskoczona.

- Niech nikt tu nie myśli, że nasze dwie bratanice wychodzą za mąż bez odpowiedniego prezentu ślubnego - oznajmił wuj głośno. - Ukrywaliśmy z Agnes tę wiadomość aż do tej chwili, bo chcieliśmy zrobić niespodziankę. Chodzi o to, że parę lat temu kupiłem trochę ziemi na wybrzeżu. Za bezcen nabyłem dwa spore kawałki. Teraz warte są niezłą sumkę. Agnes i ja ofiarowujemy każdej z naszych bratanic po jednej parceli jako prezent ślubny. Co o tym myślicie? - George i Agnes popatrzyli wyczekująco na zgromadzonych.

Nie zawiedli się. Zewsząd posypały się gratulacje.

Państwo młodzi byli najwyraźniej zaskoczeni. Rodzice Filomeny kręcili z niedowierzaniem głowami.

Filomena popatrzyła na Trenta, napotkała jego wzrok i zrobiło jej się zimno.

Trent patrzył na nią ponad głowami oddzielających ich ludzi. W jego oczach nie było rozbawienia ani radosnego podniecenia, ani zadowolenia z powodu szczęścia, jakie spotkało obie siostry - była tylko dziwna, ponura złość. Filomena nigdy jeszcze takim go nie widziała. Ogarnęło ją nagle straszne przeczucie.

Trent wskazał wzrokiem taras. Przekazywał wiadomość. Nie, to był rozkaz. Chciał z nią porozmawiać na osobności. Skinęła nieznacznie głową i powoli zaczęła się przeciskać przez tłum gości.

Przy drzwiach nie zastała jednak Trenta, lecz Glorię Paxton. Miała zaczerwienioną twarz, wyraźnie wypiła za dużo. Jej oczy świeciły niebezpiecznie.

- Cześć, Glorio. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.

- Och, bawię się nadzwyczajnie, zwłaszcza teraz, gdy padła odpowiedź na niektóre interesujące pytania. - Wybacz mi, że cię zostawię, ale chciałabym uciec gdzieś na chwilę przed tym hałasem.

Filomena przeszła obok Glorii, ale ta ruszyła za nią.

- Widzę, że nie włożyłaś dziś żadnego z tych wyuzdanych ciuchów, jakie projektujecie z twoją przyjaciółką. - Gloria popatrzyła lekceważąco na skromnie skrojoną suknię z wzorzystego, żółtego jedwabiu. - To bardzo przyzwoicie z twojej strony, że zrezygnowałaś z wywoływania scen na weselu swojej siostry. Spodziewałam się, że wystąpisz w stroju odaliski albo w bikini. Ale twój narzeczony by tego nie zaaprobował, prawda?

Filomena policzyła do dziesięciu i obiecała sobie, że nie wrzuci Glorii do basenu, przynajmniej dopóki Shari i Jim są na przyjęciu. Winna była siostrze choć tę odrobinę względów.

- Wybacz, Glorio, ale chciałabym zostać sama przez kilka minut. Tyle miałam zajęć przez cały dzień.

- Nie tylko przez ten dzień, przez całe wakacje, prawda, Fil? - spytała Gloria ironicznie. - Najpierw próbowałaś z Bradym, ale daleko nie zaszłaś. On nigdy nie miał na ciebie ochoty. Tylko ja się dla niego liczyłam.

- Lepiej skończmy tę rozmowę, zanim stanie się zbyt kłopotliwa.

- Jesteś zakłopotana, Fil? Aż trudno w to uwierzyć.

Ostatni raz widziałam cię zakłopotaną dziewięć lat temu, gdy nakryłaś mnie z Bradym. Czy mówiłam ci, że sama to zainscenizowałam? Wiedziałam, że właśnie jedziesz do Brady'ego: zadzwoniłam do ciebie do domu i upewniłam się. Ja pierwsza jednak dotarłam do niego i zagrałam na twoją cześć wspaniałą łóżkową scenę. To podziałało jak zaklęcie. Brady wykręcał się przedtem i nie chciał zrywać zaręczyn z tobą, ale gdy przyłapałaś nas razem, musiał działać.

Filomena westchnęła.

- To wszystko było kiedyś może ważne, ale teraz nie ma już znaczenia.

- Nigdy nie zapomnę wyrazu twej twarzy. Przypominałaś psa, którego pan uderzył po pysku. Ale od tamtego czasu przybyło ci sprytu. Wróciłaś tu, by spróbować, czy nie uda ci się złowić mego męża. Złapałaś jednak większy kąsek: udało ci się nakłonić do małżeństwa Trenta Ravindera.

- Glorio, sama nie wiesz, co mówisz. Myślę, że za dużo wypiłaś.

- Nie martw się o mnie. Martw się o siebie. Wydaje mi się, że tym razem chcesz ugryźć więcej, niż możesz przełknąć. Ravinder nie jest naiwny i zorientował się, że go naciągnęłaś.

Filomena już miała odwrócić się i z powrotem wejść do pokoju, ale przystanęła i w osłupieniu patrzyła na Glorię.

- O czym ty mówisz? - spytała, choć dokładnie wiedziała, co Gloria ma na myśli.

- Nie udawaj naiwnej. Nikt ci nie uwierzy, Fil. Jesteś dorosła i wiedziałaś, co robisz. Wszystko się wydało. Słyszeliśmy, co powiedział przed chwilą twój szczodry wujek. Wszystko jasne, Fil.

- Doprawdy? - Filomena postąpiła krok w kierunku Glorii. - Co według ciebie planowałam?

- To oczywiste. - Gloria machnęła ręką i trochę szampana wylało się na posadzkę. - Postanowiłaś znaleźć sposób na dobranie się do tego kawałka ziemi, który twoi wujostwo mieli zamiar ofiarować ci jako prezent ślubny. To było takie wzruszające, gdy ogłosili małą "niespodziankę" dla swych dwóch cudownych bratanic, które traktują jak własne córki. - Usta Glorii wykrzywiły się ze złości.

Spojrzała cierpko na Filomenę, a potem na mężczyznę, który pojawił się w przejściu.

- A ty, Trent? Czy nie byłeś zaskoczony, gdy dowiedziałeś się, że Filomena ma otrzymać ten cenny kawałek ziemi na wybrzeżu? Wystarczy tylko, że wyjdzie za mąż. Cudownie się złożyło, że akurat ty byłeś pod ręką. Muszę przyznać, że cieszę się z tego, bo gdyby nie ty, usiłowałaby sięgnąć po Brady'ego.

Oczy Glorii wypełniły się łzami wściekłości. Cisnęła swój kieliszek i przebiegła niezręcznie obok Filomeny i Trenta. W chwilę potem zniknęła w tłumie gości.

Filomena odwróciła się i spojrzała Trentowi w twarz. Była pewna, że dostrzeże na niej rozbawienie, pobłażanie albo zniecierpliwienie, ale zielone oczy patrzyły na nią bez wyrazu, jakby była jakąś obcą formą życia.

- Trent, nie patrz tak na mnie - powiedziała błagalnie.

- Jak mam na ciebie patrzeć?

Potrząsnęła gwałtownie głową.

- Dlaczego tak cię niepokoi to, co powiedział wujek?

- Od jak dawna wiesz o tej ziemi?

Popatrzyła na niego bezradnie.

- Wiedziałam, że wujostwo mają różne nieruchomości, ale nie miałam pojęcia, że którąś mają zamiar ofiarować mnie i Shari w prezencie ślubnym. Jakie to ma znaczenie? Co w tym złego? Co masz na myśli?

- Pomyślałem właśnie, że twojej firmie bardzo potrzebna jest gotówka na sfinansowanie ambitnych projektów. Widziałem, jak przejęłaś się tym, że bank odmówił wam pożyczki.

Filomena zbladła.

- Trent, chyba nie myślisz, że ...

- Pamiętam, że gdy tylko dowiedziałaś się o odrzuceniu przez bank waszej prośby o pożyczkę, nieoczekiwanie oznajmiłaś, iż zamierzasz wyjść za mnie za mąż. Dziwiłem się wtedy, dlaczego tak raptownie zmieniłaś zdanie. Powinienem był zwrócić uwagę, że moje tak zwane zwycięstwo przyszło mi zbyt łatwo.

- Ależ Trent!

- Powiedz mi więc, co tu się nie zgadza - ciągnął dalej szorstkim głosem. - Przedstaw mi wszystkie powody, dla których tak nagle zmieniłaś swoje poglądy na małżeństwo.

Filomena chwytała z wysiłkiem powietrze i po raz pierwszy w życiu miała wrażenie, że mdleje. Poczuła gwałtowny strach, wyobrażając sobie mającą nastąpić okropną scenę. To nieprawdopodobne, by coś takiego zdarzyło się między nią i Trentem.

- Wiesz dobrze, że nie mogę niczego dowieść - powiedziała zbolałym szeptem. - Moi wujostwo zawsze wyciągają jakieś niespodzianki z rękawa.

- Przez wiele lat najbardziej interesowało cię robienie kariery zawodowej. Nagle potrzebujesz większych pieniędzy na niezwykle ważny projekt. Bank ci odmawia, a ty jesteś zbyt dumna i niezależna, by prosić o pożyczkę jakiegoś mężczyznę. Ale przecież nie ma powodu, byś rezygnowała. I tak pewnego dnia ta ziemia na wybrzeżu będzie twoja. Dlaczego by nie wziąć jej teraz i nie sprzedać? Przez te wszystkie lata może zapomniałaś już prawie o tej nieruchomości, gdyż nie warta była ona małżeństwa. Ale teraz naprawdę potrzebne ci są pieniądze, a małżeństwo ze mną może nie być takie złe. W końcu dobrze nam ze sobą w łóżku, mamy wiele wspólnych zainteresowań, a twoja rodzina mnie aprobuje. A jeśli się nie uda, to od czego, do diabła, są rozwody.

- Przestań, Trent. Natychmiast. Ani słowa.

Filomena zatkała sobie uszy rękoma, jakby tym daremnym gestem chciała zatrzymać to, co miało nastąpić.

Trent schwycił ją za dłonie i z całej siły opuścił je na dół.

- Do diabła, Filomeno! Czy myślisz, że jestem głupcem?

- Puść mnie!

Wyrwała ręce z uścisku. Trent był tak zaskoczony, że ustąpił. Odsunęła się od niego.

- Jesteś strasznie bezczelny, ty arogancki draniu. Wymagasz, żeby wszyscy, łącznie ze mną, ci ufali, żeby każdy miał dla ciebie szacunek i respektował dane przez ciebie słowo. Szczycisz się swą świetlaną prawością. Nie jesteś jednak skłonny choćby trochę zaufać innym, nawet kobiecie, którą rzekomo kochasz. Ja mam ci wierzyć bez zastrzeżeń, ale ty nie zawsze musisz uwierzyć mnie.

- Filomeno ...

Chciał do niej podejść, ale zatrzymała go ruchem rąk.

- Nie zbliżaj się do mnie. Wiem, co masz zamiar powiedzieć.

- Tak myślisz? Kiwnęła dumnie głową.

- Tak, wiem, co teraz nastąpi. Zerwiesz oczywiście zaręczyny. Mężczyzna o twej szlachetności, prawy i dumny, nie może poślubić takiej intrygantki jak ja. Zdaję sobie z tego sprawę. Nie obawiaj się, nie urządzę ci sceny. Przeżyłam jedne zerwane zaręczyny, przeżyję i drugie. Ale tym razem to wszystko odbędzie się inaczej. Rozumiesz?

- Filomeno, przestań - poprosił przez zaciśnięte zęby. - Mam ci jeszcze coś do powiedzenia.

- Nie chcę tego słuchać. Wiem, co mi powiesz. Ale możesz z tym, do cholery, poczekać do zakończenia wesela mojej siostry. Zrozumiałeś? - Odwróciła się z dumą. - W zasadzie możesz poczekać, aż wyjadę z miasta. Nie będę powtórnie przez to przechodzić. Nie będę znosić poniżenia na oczach całego Gallant Lake, jak dziewięć lat temu. Masz u mnie dług, Trent - przypomniała mu dobitnie. - Pamiętasz? Zaciągnąłeś wobec mnie zobowiązanie tego wieczora, gdy zmieniłam sukienkę. Ponieważ jesteś człowiekiem o tak kryształowej prawości, z pewnością dotrzymujesz przyrzeczeń. Proszę cię tylko o jedno: nie ogłaszaj zerwania zaręczyn, dopóki nie wyjadę do Seattle.

Wyciągnął do niej rękę, ale wymknęła się, nim zdołał ją pochwycić.

ROZDZIAŁ 9

Trentem Ravinderem miotało na przemian uczucie wściekłości i strachu. Nigdy przedtem nie doświadczył takiej huśtawki nastrojów. Stał z boku, z dala od reszty gości, kurczowo zacisnął palce na kieliszku i obserwował Filomenę, tańczącą z mężczyznami, którzy ją zapraszali.

Ani na chwilę nie pozostawała sama. Zmieniała ciągle partnerów. Oczy jej niebezpiecznie błyszczały, uśmiech był nienaturalnie olśniewający. Rozpuszczone rude włosy spływały płomienną falą na plecy. Spódnica ze złotego jedwabiu przylegała zalotnie do nóg, a srebrne pantofelki na wysokich obcasach błyskały w świetle.

Była migotliwą królową elfów, magicznym stworzeniem, kobietą prowokującą, ale niedostępną.

Na pewien czas udało mu się ją przytrzymać i zamknąć w ramionach. Teraz znów próbuje się wyzwolić, i może rozwiać się jak mgiełka, pomyślał Trent.

Bardzo go rozzłościło przypuszczenie Filomeny, że chce zerwać zaręczyny. Doprawdy, nic podobnego nie miał na myśli. Doprowadziła go do pasji myśl, że być może ona zgodziła się na małżeństwo, by dostać ten wartościowy kawałek ziemi. Chciał to natychmiast wyjaśnić i ukarać jakoś Filomenę za to, że próbowała go wykorzystać, ale nic poza tym.

Musiał wysłuchać wykładu na temat zaufania i prawości. Kimże ona jest, by prawić mu morały? To przecież ona gotowa była zgodzić się na małżeństwo z pobudek materialnych.

Trent patrzył zwężonymi oczami na tańczącą Filomenę. Miał ochotę nią potrząsnąć, nakrzyczeć na nią, dać nauczkę. Pragnął jej nieprzytomnie, ale nie mógł pozwolić, by działała bezkarnie. Shari uprzedzała go, że Filomena będzie próbowała jeździć mu po głowie. O nie, elf musi wiedzieć, że są pewne granice, poza którymi nie działają jego zaklęcia.

Najbardziej złościło Trenta przypuszczenie Filomeny, że chciałby ją upokorzyć na weselu jej własnej siostry. Powinna mieć do niego zaufanie. Ta sprawa z prezentem ślubnym dotyczy tylko ich dwojga, nikogo więcej.

Ale gdy tylko zwrócił się do niej z oskarżeniami, była pewna, że chce z nią zerwać, tu, natychmiast, w obecności wszystkich mieszkańców Gallant Lake. Tak jak to zrobił Brady dziewięć lat temu.

Trent nigdy nie uczyniłby czegoś podobnego. Kochał Filomenę. Ona też przekonałaby się, że go kocha, gdyby lepiej przemyślała swe uczucia. Ale za nic w świecie nie zgodzi się na to, by poślubiła go, mając na względzie korzyści materialne. Za bardzo ją kochał, za długo czekał, zbyt usilnie szukał.

Zapanował wreszcie nad kipiącymi w nim uczuciami i ułożył plan. Ożeni się z Filomeną, ale przedstawi jej swe warunki. Będzie musiała serdecznie podziękować wujostwu za podarunek, ewentualnie zrobić zapis na rzecz dzieci. To obojętne, co zechce z tym prezentem zrobić, byleby nie wykorzystała go do sfinansowania inwestycji w swej firmie. Musi mu udowodnić, że wychodzi za niego za mąż z miłości.

Na parkiecie Filomena wirowała w ramionach kolejnego mężczyzny. Trent miał ochotę podejść i odciągnąć ją od partnera. Nie mógł znieść, że ktoś obcy ją obejmuje.

Przystanął niezadowolony, bo przesunęła się w tańcu gdzieś dalej. Gdyby teraz za nią podążył, przyciągnąłby powszechną uwagę i wywołał scenę, która trafiłaby do miejscowych kronik, a Filomena nigdy by mu tego nie darowała.

Kipiał z gniewu. Chciał jak najszybciej doprowadzić do rozstrzygnięcia, ale przecież może poczekać do końca przyjęcia weselnego i wtedy porozmawia z nią serio.

Jednak po pół godzinie, gdy państwo młodzi odjechali, Filomena również opuściła klub. Kiedy Trent zorientował się, że jej nie ma, było już za późno. Nim dotarł do pensjonatu, zdążyła wyjechać z miasta.

Wpadł do jej pokoju i zobaczył, że jest pusty. Na podłodze leżał tylko jeden srebrny pantofelek, zapomniany najprawdopodobniej podczas pośpiesznego pakowania.

Trent stał pośrodku opustoszałego pokoju. Trzymał pantofelek w ręce, ale wcale nie czuł się jak książę z bajki o Kopciuszku.

Trzy dni później Filomena wróciła ze sklepu, niosąc torbę, w której na wierzchu leżała bagietka, brzoskwinie i pojemnik z borówkami. Podchodząc do drzwi mieszkania, usłyszała dzwonek telefonu. Zaczęła szukać kluczy w torebce. Nie spieszyło się jej. Od powrotu z Gallant Lake spodziewała się telefonu od rodziców, zaskoczonych z powodu zerwanych zaręczyn.

Cóż, wcześniej czy później będzie musiała stawić czoło nieuniknionym następstwom wydarzeń. Powtarzała sobie, że potrzebuje tylko trochę czasu, by odzyskać równowagę duchową, ale na próżno. Jej nastrój wahał się od ponurej depresji do wybuchów gwałtownej złości.

Pierwszego dnia po powrocie do Seattle Filomena nie odbierała w ogóle telefonów. Zaszyła się w swoim mieszkaniu jak zwierzątko w norce, czekając, aż zniknie cień drapieżnika.

Następnego dnia jej nastrój poprawił się na tyle, by mogła zbesztać samą siebie za brak siły ducha. Nie była przecież naiwną, przewrażliwioną nastolatką, ale dojrzałą, pewną siebie, przedsiębiorczą kobietą. Nie może się przejmować jakimś zakłamanym, aroganckim draniem, który postanowił się z nią ożenić głównie dlatego, że doszedł do wniosku, iż najwyższy czas znaleźć sobie żonę.

Wytarła ostatnią łzę i poszła na spacer. Po powrocie miała już odwagę odbierać telefony. Ale nikt nie dzwonił. Dziwiła się, dlaczego rodzice milczą, była jednak wdzięczna za okazywany przez nich takt. Nie dziwiła się natomiast milczeniu Trenta. Była pewna, że nie ma ochoty z nią rozmawiać.

Drań.

Telefon przynaglał. Filomena wydobyła wreszcie klucze i otworzyła drzwi. Postawiła sprawunki i podbiegła do aparatu.

- Halo! - odezwała się ostrożnie.

- Fil? To ty? Co się dzieje? Mówisz jakoś dziwnie.

Filomena odetchnęła.

- Cześć, Glenna. Skąd wiedziałaś, że wróciłam?

- Dzwoniłam do Gallant Lake, do twoich rodziców. Matka przypuszczała, że wyjechałaś do Seattle. Co się stało? Planowałaś przecież spędzić jeszcze parę tygodni na łonie natury.

- Znudziła mnie nieco ta natura. Jak stoją sprawy?

- Wszystko w porządku. Chcę ci właśnie powiedzieć, że wypełniłam dodatkowe podania o pożyczkę, ale potrzebny jest jeszcze twój podpis. Miałam zamiar przesłać ci dokumenty pocztą do Gallant Lake, ale skoro jesteś w mieście, nie ma problemu.

Filomena zerknęła na zegarek.

- Dzisiaj jest już za późno, żeby cokolwiek załatwiać. Wpadnę jutro do firmy i podpiszę te dokumenty. Dziękuję ci, Glenno, że wykonałaś całą tę papierkową robotę.

- Nie ma za co. Najtrudniejszy był tamten dokument, który wypełniałyśmy razem. Teraz jestem lepszej myśli niż wtedy, gdy pierwszy bank odmówił nam pożyczki. Chyba na tym polega życie biznesmena: ciągła huśtawka.

- Nie lubię być zależna od banków - stwierdziła Filomena.

- Ja też nie. Ponieważ jednak żadna z nas nie wygrała ostatnio na loterii, niewiele możemy zrobić: Skąd wzięłybyśmy potrzebną sumę?

- Też chciałabym to wiedzieć - odparła Filomena kwaśno. Trent z pewnością mógłby tu coś złośliwie dorzucić. - Zobaczymy się jutro wczesnym rankiem.

Powoli odłożyła słuchawkę. Patrzyła nieobecnym wzrokiem na szczyt Mount Rainier, rysujący się w perspektywie, i myślała, jak szybko zdoła odzyskać pełne zainteresowanie sprawami firmy Cromwell & Sterling. Jakoś dziś nie mogła wykrzesać z siebie entuzjazmu do czegokolwiek.

Już miała pójść do kuchni, by rozpakować torbę ze sprawunkami, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest sama w mieszkaniu. Przypomniała sobie z opóźnieniem, że gdy biegła do telefonu, nie zamknęła drzwi wejściowych. Poczuła strach. Odwróciła się, by spojrzeć w twarz intruzowi.

W otwartych drzwiach stał Trent Ravinder. Miał na sobie to samo ubranie, które nosił w Gallant Lake: dżinsy i koszulę w kratkę. Skrzyżował ręce na piersiach i obserwował Filomenę ze spokojem. Widok Trenta odebrał jej mowę na kilka sekund.

- Powinnaś zamykać za sobą drzwi - zauważył rzeczowo. - Ktoś może za tobą wejść.

- Widzę - odparła, pokonując suchość w ustach. Czego chcesz, Trent?

W szedł do środka, zamykając za sobą drzwi.

- To chyba oczywiste. Przyszedłem, bo musimy kontynuować rozmowę, rozpoczętą na weselu twojej siostry. Umknęłaś mi, zanim zdążyliśmy ją dokończyć.

Filomena rozluźniła się wewnętrznie, zniknęło gdzieś poczucie krzywdy, a jego miejsce zastąpił gniew.

- Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Powiedziałeś już wszystko. - Spojrzała na swoje ręce, a potem podniosła oczy na Trenta. - Nie kupiliśmy pierścionków, nie mam więc nic do zwracania.

- Taka jesteś pewna, że chcę zerwać zaręczyny? Trent włożył ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się po pokoju. Filomenie nie podobał się sposób, w jaki rozglądał się z ciekawością dokoła, jakby miał prawo do śledzenia jej sekretów. Wyglądał jak olbrzym w tym wnętrzu zastawionym modnymi, eleganckimi meblami.

- Oczywiście zakładałam, że chcesz zerwać zaręczyny - wypaliła. - Dlaczego miałbyś żenić się z chciwą intrygantką? I dlaczego nie poinformowałeś moich rodziców, że skończyliśmy ze sobą?

Trent przestał oglądać dziwnie skonstruowany stołek barowy, który sprawiał wrażenie, że załamie się, gdyby zechciał na nim usiąść.

- Nie powiedziałem twoim rodzicom, że zerwaliśmy ze sobą, ponieważ nie zrobiliśmy tego.

Filomena wciągnęła powietrze.

- Nie rozumiem cię, Trent.

- Wiem, że nie rozumiesz. Jesteś zajęta myślą, jak rozegrać wielką scenę zerwania, i w ogóle nie bierzesz pod uwagę tego, że ja wcale z tobą nie zrywałem.

- Przynajmniej nie zrobiłeś tego przy wszystkich na weselu mojej siostry - odparła gorzko. - Powinnam ci za to serdecznie podziękować.

- Nie zrobiłem tego wówczas i nie zrobię tego teraz, ponieważ ze swej strony uważam, że nadal jesteśmy zaręczeni.

- To nie ma sensu, Trent. Przecież jesteś przekonany, że miałam zamiar cię wykorzystać, by dobrać się do jakichś pieniędzy.

- A czy miałaś taki zamiar?

- Do diabła, nie! Nie miałam pojęcia, że moi wujostwo zamierzają przekazać Shari i mnie taki cenny prezent ślubny. Zgodziłam się wyjść za ciebie, bo chciałam zostać twoją żoną. Nie było żadnego innego powodu.

- Dowiedź tego.

Patrzyła na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Wiele o tym myślałem, Filomeno - powiedział Trent chłodno. - Dam ci szansę: dowiedź, że miałaś szczere intencje.

- To bardzo szlachetnie z twojej strony - odrzekła zjadliwie. - A jakżeż miałabym tego dokonać?

- Po prostu. Możesz albo odmówić przyjęcia podarunku, albo przekazać tę ziemię na fundusz powierniczy dla naszych dzieci. Wszystko mi jedno, co z tym zrobisz, bylebyś tylko nie próbowała finansować z tego źródła nowych inwestycji spółki Cromwell & Sterling.

Filomena nie wierzyła własnym uszom. Ogarnęła ją złość.

- Jak śmiesz? - wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Niczego ci nie muszę dowodzić, ty wielki, arogancki niedźwiedziu. Jeśli trzeba czegokolwiek dowodzić, ty musisz to zrobić. To ty okazałeś mi tyle zaufania, co wróbel kotu. Jak możesz myśleć, że chciałabym wyjść za takiego człowieka?

- Trzy dni temu twierdziłaś, że mnie kochasz.

- To było trzy dni temu. Teraz jestem znacznie starsza i mądrzejsza.

Postąpił ku niej o krok. W świetle zachodzącego słońca jego twarz wyglądała surowo.

- Doprawdy? Uważasz, że tak łatwo się odkochać? Dlaczego więc tak bardzo obawiałaś się, że powiem o zerwaniu naszych zaręczyn przed twoim wyjazdem z miasta? Jeśli mnie nie kochałaś, dlaczego bałaś się odwołania zaręczyn?

Filomena cofnęła się. W głowie miała zamęt. Chciała głośno krzyczeć, a jednocześnie zbierało się jej na płacz. Tego już za wiele. On nie ma prawa tak jej traktować.

To ona była tu niewinną ofiarą, a nie on.

- Nie życzyłam sobie, by upokorzono mnie na oczach całego Gallant Lake. Nie możesz tego zrozumieć?

- Ja cię nie upokorzyłem. To ty mnie upokorzyłaś, łącząc plany małżeństwa z interesami. Jeśli masz zamiar dyskutować o upokorzeniu, dlaczego nie spojrzysz na to z mojego punktu widzenia?

- Twój punkt widzenia! A jak to wygląda z mojego punktu widzenia? Podjąłeś chłodną, praktyczną, niemal kupiecką decyzję, że powinieneś się w tym roku ożenić. I tu ja wkraczam na scenę i szybko dowiaduję się, że jesteśmy zaręczeni. Jak mam to interpretować? Z pewnością nie jako romans roku. Bardziej mi to wygląda na realizację wyrachowanego planu.

- To ty przecież oznajmiłaś o naszych zaręczynach. A może zapomniałaś, jak ochoczo informowałaś Paxtona, że wychodzisz za mnie? A mnie podkusiło, by zachować się po rycersku i poprzeć cię w tej niepewnej sytuacji.

- Co? Ty wielki, przerośnięty, zimny neandertalczyku! Mówiłeś, że mnie kochasz.

- Cóż z tego? Ty też mówiłaś, że mnie kochasz.

- Naprawdę cię kochałam. Inaczej nigdy nie zgodziłabym się wyjść za ciebie.

Trent szedł wprost na nią, a ona ciągle się cofała, aż w końcu dotarła do bariery, jaką stanowił bufet, oddzielający salon od kuchni. Łzy napłynęły jej do oczu; gniew i ból mieszały się, wybuchając gorącym płomieniem. Zatoczyła ręką koło i schwyciła podstawkę do serwetek.

- Trzymaj się ode mnie z daleka.

- Dlaczego? Byliśmy przecież kochankami.

- Ale już nie jesteśmy.

- Czy mam rozumieć, że zdołałaś się już odkochać? W ciągu zaledwie trzech dni?

- Nie przypisuj mi tego, czego nie powiedziałam! Cisnęła podstawkę do serwetek w jego kierunku.

Trent schylił głowę, unikając tego niegroźnego pocisku. Jasnożółte serwetki rozsypały się na dywanie.

- No, powiedz, że przestałaś mnie kochać - polecił Trent urągliwie, zbliżając się do Filomeny. - Powiedz, że już mnie nie pragniesz. Powiedz, że chcesz zerwania zaręczyn.

- Nigdy nie mówiłam niczego podobnego. To ty mówiłeś takie rzeczy.

Przesunęła po omacku ręką po blacie bufetu i wymacała pleciony koszyczek, wypełniony fiolkami z witaminami. Cisnęła go w głowę Trenta, ale on machnął niecierpliwie ręką, odrzucając od siebie koszyczek i rozsypując fiolki po podłodze.

- Ja też niczego podobnego nie mówiłem - rzekł z mocą. - Wydawało ci się tylko i dlatego chciałaś zniknąć. Ale to ci się nie uda, elfie. Na mnie nie działa żadna z twoich czarodziejskich metod.

- Wynoś się stąd! - Filomena przesuwała się wzdłuż blatu, szukając kolejnego pocisku. - Mówię serio, Trent. Nie masz prawa pakować się tu po tym, co powiedziałeś mi w Gallant Lake.

- Mam najświętsze prawo. Jestem twoim narzeczonym.

Schwycił ją za przeguby rąk, właśnie gdy zamierzała rzucić w niego pojemnikiem na ołówki. Zacisnął palce na jej dłoniach i przyparł ją do blatu bufetu.

- Ponadto sądzę, że nadal mnie kochasz. Musisz tylko rozeznać się w swych uczuciach. Myślę, że w głębi duszy kochasz mnie i dowiedziesz tego sobie oraz mnie.

- Czemuż miałabym się wysilać i dowodzić ci czegokolwiek, ty wielki byku?

Usiłowała wyzwolić się z uścisku jego rąk, ale bezskutecznie. Nie był wprawdzie brutalny, trzymał ją łagodnie, jakby od niechcenia, ale z siłą, której nie dało się pokonać.

- Nie myśl o innych sprawach, Filomeno - powiedział miękko, ale stanowczo. - Zapomnij o swym strachu, że możesz być odrzucona. Zapomnij o planach rozwoju swej firmy. Zapomnij o tej całej gadce na temat zaufania i najzwyczajniej powiedz mi prawdę. Czy mnie kochasz?

- Cóż cię to obchodzi? - zawołała z łkaniem.

- Obchodzi - odpowiedział po prostu, schylił głowę i przywarł do jej ust.

Filomena walczyła prawie minutę z jego zaborczym pocałunkiem, jednak bezskutecznie. Trzymał ją zbyt mocno. Poskromiony gniew przerodził się w niej w oszalałe pożądanie, wywołujące rozkoszne drżenie całego ciała.

- Tak, najdroższa - szeptał zachwycony. - Pokaż mi, co naprawdę czujesz.

- Ty arogancki, uparty wielkoludzie ...

- Ciii, nic nie mów. Porozmawiamy później.

Poczuła, jak Trent delikatnie gryzie jej dolną wargę i otacza ramionami. Przywarła do jego muskularnego torsu, świadoma namiętności ogarniającej ją z coraz większą siłą. Wszystko przestało być ważne. Liczyło się tylko to, że Trent jest blisko i pragnie jej.

Zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku.

- Pokaż mi, że nic się między nami nie zmieniło.

Szeptała ciągle jego imię, a on pewną, zaborczą ręką zdejmował z niej bluzkę i spodnie. Po chwili naga wiła się w jego ramionach.

- Jesteś taka słodka, taka miękka - mówił, gładząc jej krągłe pośladki. - Udało mi się pokonać ciernie i natykam się już tylko na jedwabiste, aksamitne płatki. Za każdym razem, gdy widzę, jak idziesz przez pokój, mam ochotę cię dotknąć i czuć, jak drżysz. Chciałbym widzieć, jak się do mnie uśmiechasz, wyciągasz do mnie ramiona, jakbym tylko ja się dla ciebie liczył. Rozumiesz mnie?

- Rozumiem.

Rozumiała go, ponieważ czuła to samo. Dotykała go delikatnie, przebiegając palcami po barkach, po twardej powierzchni jego nagich bioder. Był podniecony, giętki i ciepły. Gdy z wahaniem przesunęła rękę ku pulsującej męskości, mruczał jej do ucha gorące, ekstatyczne słowa zachęty.

Filomena nabrała śmiałości. Głaskała go delikatnie, aż pochwycił jej rękę i zaśmiał się krótko.

- Dosyć, kochanie. Jeszcze chwila i eksploduję. Tak bardzo cię pragnę. Odchodziłem od zmysłów przez ostatnie trzy dni.

- Dlaczego tak długo czekałeś? - spytała miękko.

- Wydawało mi się, że oboje potrzebujemy czasu, by ochłonąć.

Muskał palcem jej pierś, aż brodawka stwardniała. Wtedy pochylił głowę i smakował małą, nabrzmiałą malinę.

Filomena objęła go ramionami za szyję i uniosła biodra.

- Och, Trent.

- Wiem, kochanie, wiem. Nie ma co do tego wątpliwości, prawda?

Nie czekał na odpowiedź. Gorącymi, wilgotnymi pocałunkami wędrował od jej piersi do brzucha. Zębami subtelnie drażnił aksamitne, wrażliwe wnętrze jej ud.

Filomena ciężko dyszała, zatapiając paznokcie w jego skórze.

- Teraz - błagała. - Kochaj mnie teraz, Trent.

- Tak, najdroższa. Otwórz się dla mnie. Pokaż, jak bardzo mnie pragniesz. Tak za tobą tęskniłem.

Posłusznie rozwarła uda i przyciągnęła go do siebie. Poczuła, jak wkracza w jej miękkość śmiało, z delikatną, niewyobrażalnie podniecającą zuchwałością.

- Trent ...

- Powiedz to - wymamrotał gardłowo, wchodząc w nią powoli i pewnie. - Powiedz, że mnie kochasz.

- Kocham cię.

- Jeszcze.

- Kocham cię. Jak mogłeś w to wątpić?

Nie odpowiedział. Zatopiony w niej całkowicie, uspokoił się na krótką chwilę, by oboje mogli dopasować się do swej bliskości. Filomena cały czas wyczuwała w nim niezwykłe napięcie. Wpiła palce w jego biodra, a on wszedł w głęboki, pulsujący rytm.

- Otocz nogami i trzymaj mnie. Pokaż, jak mnie pragniesz, elfie. Nie rób żadnych sztuczek, żadnych tricków, nie znikaj. Pokaż, że mnie chcesz.

Oddała się czarowi tego uścisku, zatraciła w pożądaniu, które niosło ich ku ekstazie. A potem zapanowała cisza.

Po dłuższej chwili Filomena poruszyła się, mając cudowną świadomość przygniatającego ją ciężaru. Trent nadal leżał, niedbale rozciągnięty, przykrywając ją całkowicie swym ciałem. Uniósł głowę z jej piersi i popatrzył z rozleniwioną satysfakcją.

- Czy robię się ciężki?

Uśmiechnęła się.

- Nie ,,robisz się" ciężki. Urodziłeś się ciężki.

- Przewiduję, że przez całe życie czekają mnie uszczypliwości na temat moich gabarytów. Nadałaś mi wszystkie możliwe nazwy od niedźwiedzia do czołgu. - Pocałował ja leciutko w czubek nosa. - Na szczęście nie jestem obrażalski.

- Nie powiedziałabym tego. Bardzo szybko obraziłeś się na weselu mojej siostry, gdy dowiedziałeś się o prezencie wujostwa dla mnie.

- To było coś zupełnie innego. A najważniejsze, że to już nie jest problem, prawda?

Dostrzegła w jego oczach zimne, wyzywające ogniki i zebrała się na odwagę.

- Nie - potwierdziła - to nie jest problem. Już nie.

- Przekażesz ziemię czy odmówisz przyjęcia podarunku?

- Zrobię coś znacznie prostszego. Przede wszystkim nie wyjdę za ciebie.

- Filomeno!

Oczy Trenta zaiskrzyły się złymi płomykami.

- Nie przejmuj się, Trent. Nie przeczę, że oboje do siebie pasujemy ... fizycznie.

- Co to ma znaczyć? - spytał, omal nie wybuchając.

Przełknęła ślinę.

- Proponuję, żebyśmy kontynuowali nasz romans, dopóki nie wyjaśni się, na ile poważnie myślisz o miłości, małżeństwie i związanym z tym zaufaniu. Chciałeś, żebym dowiodła swej miłości. Dobrze, jestem gotowa, ale na swój sposób.

- Co ty, do diabła, sobie myślisz?

- Nie tylko ty potrzebujesz dowodu - odparła spokojnie. - Po tej scence, jaką urządziłeś mi na weselu Shari, chciałabym mieć pewność, że wychodzę za mężczyznę, który umie równie dobrze ufać, jak wymagać dla siebie zaufania. Potrzebuję człowieka, który mi wierzy. Chcę również być pewna, iż nie żenisz się ze mną tylko dlatego, że pojawiłam się na twojej drodze w momencie, gdy doszedłeś do wniosku, że miło byłoby mieć żonę. Chcę mieć pewność, że nie stanowię dla ciebie po prostu wyjścia z kryzysu, w jakim znalazłeś się po trzydziestce.

ROZDZIAŁ 10

Dwa tygodnie później, w piątek wieczorem, Trent siedział w przytulnej gospodzie. Rozparty wygodnie w głębokim fotelu, z kuflem piwa w ręce obserwował swoją byłą narzeczoną, jak popijała wino po przeciwnej stronie małego stolika. Modny lokal wypełniony był jak zwykle tłumem sympatycznych gości, którzy wpadli tu po pracy. Trent spędził właśnie cztery godziny w samochodzie, mknąc autostradą z Portland, a teraz przysłuchiwał się ożywionej opowieści Filomeny i dochodził do wniosku, że w życiu nie zdarzyło mu się nic bardziej frustrującego niż romans z panną Cromwell.

Chyba zwariował, dając się wciągnąć w tak absurdalną sytuację. Jak to się mogło stać? Zaczynał podejrzewać, że główną przyczyną była ich obustronna duma. Filomena w swej kobiecej dumie okazała się równie uparta i nieprzejednana jak on sam.

Tego wieczora tryskała inteligencją i radością, podbudowana wynikami spotkania z konsultantem finansowym, który, z polecenia Trenta, spotkał się z Filomeną i Glenną w tym tygodniu. Zgodnie z sugestiami doradcy, firma Cromwell & Sterling postanowiła wybrać bezpieczniejszą i mniej ambitną drogę rozwoju.

- Mówił bardzo rozsądnie, Trent. Najwyraźniej zapoznał się z naszym sprawozdaniem finansowym. Długo z nami rozmawiał, chcąc się przekonać, do czego naprawdę zmierzamy. Potem kazał nam usiąść i sporządzić plan na najbliższych pięć lat. Zmusił nas do realistycznego spojrzenia i dostrzeżenia spraw, na które dotychczas nie zwracałyśmy szczególnej uwagi. Zgodził się z twoją diagnozą, że nasza firma jest w bardzo niestabilnym momencie rozwoju. Nie możemy teraz ryzykować. Większa wpadka zmiotłaby nas z rynku. Potrzebny jest nam równomierny, stały wzrost, a nie efektowne skoki. - Filomena uśmiechnęła się do Trenta. - Jesteśmy ci z Glenną wdzięczne za zaaranżowanie tego spotkania z panem Handlem. Uzbrojone w jego rady, za kilka miesięcy będziemy na znacznie lepszej pozycji w rozmowach z bankami.

- Cieszę się, że to wypaliło - odpowiedział szybko Trent, zanim Filomena przerzuciła się na inny temat. Nie oczekiwał od niej tak szczerych podziękowań i nastrój mu się poprawił.

- Zrobił na mnie wrażenie sposób, w jaki przeprowadził badania nad rynkiem konfekcyjnym przed naszymi rozmowami. Wiedział o wszystkim więcej niż mogłam oczekiwać i zdawał sobie sprawę, jak aktywny jest obecnie przemysł odzieżowy w Seattle.

- Nadzwyczajne.

Filomena zupełnie nie zwróciła uwagi na ironię w jego głosie. Zaczęła krok po kroku szczegółowo opisywać pięcioletni plan, który ułożyły z Glenną, i wszystkie poprawki, jakie do niego wprowadziły pod wpływem Handla.

W ciągu następnych dwudziestu minut Trent wtrącił się na krótko do rozmowy raz czy dwa, ale Filomena prawdopodobnie nie zauważyłaby, gdyby nie odezwał się w ogóle. Tak było przez ostatnie dwa tygodnie, od czasu spędzonego wspólnie popołudnia w sypialni Fi1omeny, gdy oznajmiła mu, że nie wyjdzie za człowieka, który jej nie ufa.

Teraz, ilekroć przebywali ze sobą, Fil była ożywiona, serdeczna, a czasami wściekła. Umykała mu, wabiła, torturowała, wyślizgiwała się za każdym razem, gdy próbował ją schwytać. Pod pewnymi względami ich stosunki przypominały obecnie to, co łączyło ich w pierwszych dniach pobytu w Gallant Lake. Z tą różnicą, że teraz ze sobą sypiali.

Ten ostatni fakt nie był wielkim pocieszeniem dla Trenta, gdyż widywał Filomenę tylko podczas weekendów i sporadycznie w ciągu tygodnia. Nie takie były jego intencje. Chciał, by została jego żoną. Przypuszczał, że Filomena rozmyślnie tak postępuje, by uświadomił sobie, co traci. Niepotrzebnie tak się starała. Każdej samotnej nocy doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nadal dokładnie nie rozumiał, dlaczego wszystko tak się potoczyło. Powoli docierało do niego, iż powinien był uwzględnić poczucie dumy Filomeny i towarzyszącą temu chęć odwetu.

Miał nadzieję, że po konsultacjach z Handlem firma Cromwell & Sterling zrezygnuje częściowo ze swych planów i Filomena dojdzie do wniosku, że ta parcela jest jej już niepotrzebna. Niestety, Filomena broniła teraz swych zasad.

On również.

- W takim razie nie musisz brać dużej pożyczki z banku - udało mu się wtrącić, gdy dziewczyna umilkła na parę sekund.

- Nie muszę, przynajmniej nie teraz. Handel przekonał nas, że plany otwarcia sieci własnych sklepów są przedwczesne.

Trent wziął głęboki oddech.

- Zatem prezent od wuja staje się zbyteczny?

Popatrzyła na niego ostro.

- Nie twierdziłam, że firmie nie przydałby się zastrzyk gotówki. Planujemy uruchomienie produkcji dla kobiet, których wymiary są większe niż przeciętnie.

Zapłonął niecierpliwą złością.

- Utrzymujesz więc, że chciałabyś mieć tę ziemię?

- A cóż może być złego w praktycznym podejściu do tej sprawy?

- Wbijasz klin między nas tym swoim praktycznym podejściem.

- To ty wyolbrzymiasz cały problem.

Trent starał się zachować spokój. Zdawał sobie sprawę, że Filomena go prowokuje i był zły, że tak łatwo jest wyprowadzić go z równowagi.

- Jakie masz plany w związku z nami?

- Nie mam żadnych planów. Dlaczego pytasz?

- Bo chciałbym się ożenić. - Pochylił się do przodu i wbił wzrok w Fi1omenę. - I ty wiesz o tym. Rozmyślnie mnie dręczysz i usiłujesz ukarać za to, że ośmieliłem się zażądać od ciebie, byś nie przyjmowała tego podarunku.

- Ani mi się śni wychodzić za człowieka, który nie ma do mnie zaufania. Tym razem chodzi o pieniądze. A następnym razem? A jeśli będzie chodziło o innego mężczyznę, to co wtedy, Trent? Co zrobiłbyś, gdybyś podejrzewał, że spotykam się z innym mężczyzną? Jak wówczas miałabym dowieść swej niewinności?

Myśl o innym mężczyźnie u boku Filomeny sprawiła, że Trent poczuł skurcz w żołądku. Pochylił się jeszcze bliżej i cedząc słowa, oznajmił:

- Powiedziałem ci kiedyś, że umiem się mścić. Potrafię też dobrze pilnować tego, co należy do mnie.

Usiadła głębiej w swoim fotelu, patrząc na niego uważnie. Stwierdziła najwyraźniej, że Trent nie jest tak groźny, jak sam o sobie mówi.

- Nie strasz mnie. - odparła śmiało.

- Nie straszę. Stwierdzam po prostu fakt.

Zbyła to, starając się skierować dyskusję na inne tory.

- Tak długo będę z tobą związana, jak długo będziesz chciał, ale nie wyjdę za ciebie, dopóki nie przekonam się, że naprawdę mi ufasz. Gdzie pójdziemy na kolację? Otworzyli nową restaurację na Pirst Avenue przy Pike Place Market. Spróbujemy tam?

- Nie zmieniaj tematu rozmowy. Mówimy o naszej przyszłości.

- W tej chwili nie mam ochoty planować przyszłości dalszej niż kolacja.

- To przez tę twoją cholerną dumę tak się porobiło między nami - oznajmił.

- A ja sądzę, że to twoja duma zawiniła - odparła szybko. - Gdybyś nie wściekł się wtedy, gdy usłyszałeś o podarunku wujostwa, nie tkwilibyśmy w tej nieprzyjemnej sytuacji.

- Czy możesz winić mnie za to, że podejrzewałem, iż postanowiłaś wyjść za mąż dla tego kawałka ziemi? Ty, zdeklarowana panna, nagle decydujesz się na ślub.

- Zakochałam się w tobie.

- Wierzę ci.

- Na weselu mojej siostry nie wierzyłeś.

- To nieprawda - rzekł przez zaciśnięte zęby. - Nie byłem jedynie pewien, czy z tego właśnie powodu zdecydowałaś się na małżeństwo ze mną i czy naprawdę wiedziałaś, że mnie kochasz.

- Twierdzisz, że nie jestem świadoma własnych uczuć?

- Chcę, by poślubiono mnie z czystymi intencjami, a nie dlatego, że akurat dobrze się komponuję z jakąś parcelą.

- A zatem to twoje poczucie dumy, nie moje, stanowi tu przeszkodę - odparła.

Przez kilka sekund panowała pełna napięcia cisza.

- Jedno z nas - odezwał się w końcu Trent z zimną logiką, która jego samego zdziwiła - musi zrezygnować ze swych pozycji albo oboje zwariujemy. Dłużej tak nie można.

- W porządku. Wyjdę za ciebie, jeśli przestaniesz stawiać warunki co do tamtej parceli.

- Przecież jej nie potrzebujesz. Sama to powiedziałaś.

- Potrzebny jest jakiś dowód, że mi naprawdę ufasz i wierzysz, iż poślubiam cię z miłości. Niezwykle łatwo wymagasz, by inni okazywali ci zaufanie. Twoje słowo jest złotem itp. Cóż, chcę mieć pewność, że potrafisz to pojęcie zaufania rozciągnąć na innych i nie zwątpisz w moją miłość, gdy coś nie będzie się układać.

- Nie wątpię w twoje uczucie, lecz w twój rozsądek. Jak możesz robić nam obojgu coś takiego, Filomeno? Obydwoje jesteśmy nieszczęśliwi. Przecież nie żądam od ciebie zbyt wiele, prosząc, byś zrezygnowała z tej ziemi. Jeśli potrzebujesz gotówki, dam ci ją.

Wściekłość zaiskrzyła się w jej oczach, ale nagle Filomena poczuła znużenie walką. Ożywienie ulotniło się z jej twarzy, napięcie ciała znikło. Trent uświadomił sobie, że nie jest przyzwyczajony do widoku Filomeny poddającej się w środku bitwy.

- Nie zdajesz sobie nawet sprawy, o co naprawdę prosisz. Chcesz, bym udowadniała swoją miłość. Czy zdajesz sobie sprawę, jakie to bezczelne żądanie?

Przymknął oczy.

- Jeśli tak to sformułować, to rzeczywiście brzmi bezczelnie, prawda?

Ta dama była przebiegłym przeciwnikiem. Uśmiechnął się. Wiedział doskonale, co dzieje się w jej główce.

- Tak więc? - przynagliła go uprzejmie.

Pociągnął łyk piwa.

- Co więc?

- Czy masz w końcu zamiar wyrzec się choć trochę swej dumy i zrezygnować ze swych wymagań w stosunku do tej parceli?

- Nie - odpowiedział spokojnie, znów panując nad sobą.

Wyciągnął portfel, by zapłacić rachunek. Filomena patrzyła na niego wstrząśnięta. Nie znała go, jeśli mogła przypuszczać, że tak łatwo odniesie nad nim zwycięstwo.

- Dlaczego nie? - spytała, a jej twarz znów się ożywiła. - Dlaczego nie możesz zapomnieć o swej upartej dumie na tyle, byśmy mogli zakończyć jakoś tę kłótnię?

- Ponieważ wynik tej kłótni, jak ją nazywasz, jest dla mnie zbyt ważny - odpowiedział, kładąc na stole banknoty. - Chodź, spróbujmy coś zjeść w tej nowej restauracji, o której mówiłaś.

Wstał i podał jej rękę, pomagając podnieść się z fotela.

- Trent, zaczekaj chwilę!

- Spokojnie, Filomeno. Gdy spotkałem cię po raz pierwszy, postanowiłem, że dam ci czas na zastanowienie się, czego naprawdę chcesz. Nawet całe lato, jeśli będzie trzeba. Pozostało nam jeszcze parę tygodni. Teraz jestem głodny. Zjedzmy coś.

- Ależ Trent, chciałabym o tym porozmawiać.

- Jeszcze minutę temu nie chciałaś.

Wziął ją pod rękę i poprowadził w kierunku drzwi.

- To było co innego.

- Czy nigdy cię nie uderzył fakt, że masz w sobie ducha przekory? - spytał wesoło.

- Ma to chyba związek z moimi rudymi włosami - odparła pojednawczo.

- To nie jest żadnym usprawiedliwieniem - skomentował szorstko.

Pod koniec weekendu Trent mógł sobie pogratulować. Zmagania nie zakończyły się wprawdzie, ale przynajmniej przebiegały mniej więcej na jego warunkach.

Filomena cały czas próbowała wciągnąć go w prawdziwą kłótnię, w której mogłaby rzucić mu w twarz zarzut, że jej nie ufa. Trent unikał potyczek, na ogół umiejętnie zmieniając temat. Powstrzymywał swój temperament i starał się okazywać cierpliwość, mając nadzieję, że Filomenie w końcu zabraknie energii do walki.

Kręciła się wokół niego przez cały weekend, drażniąc, wabiąc, prowokując, szukając sposobów zmuszenia go do wycofania swych żądań. Trent udawał, że nie dostrzega stosowanej przez nią taktyki, zadowalając się jedynie namiętną zemstą w łóżku. Tylko na tym polu nie próbowała go pokonać. W chwilach namiętności poddawała się z taką ekstazą, żarem i zmysłową szczodrością, że Trent zapominał zupełnie o ich grze w zwycięzców i pokonanych. Brał od niej wszystko, co mu ofiarowywała, i oddawał jej wszystko, co miał.

W niedzielne popołudnie, gdy przygotowywał się do powrotu do Portland, było dla niego jasne, że poza sypialnią Filomena nie ma zamiaru w niczym ustępować. Jej twarz elfa wyglądała jak zwykle zdecydowanie, oczy błyszczały wyzywająco. Całowała go na pożegnanie, przeciągając uścisk tak długo, aż poczuła, że jego ciało napina się w podnieceniu. Potem odsunęła się nieco i spojrzała mu w twarz.

- Trent, proszę cię, pomyśl o tym, co robisz. Miałeś rację mówiąc, że tak dalej między nami być nie może. Musimy dojść do porozumienia albo rozstać się.

Trent, czując napięcie w całym ciele, westchnął i ujął dłońmi jej twarz. Oczy dziewczyny zaiskrzyły się nadzieją, ale on pokręcił przecząco głową.

- Jeśli chcesz to zakończyć, przyrzeknij mi, że zrezygnujesz z tej ziemi.

Usiłowała protestować, ale uciszył ją szybkim, zaborczym pocałunkiem.

- Zrób tak, Filomeno - rozkazał jej łagodnie.

- Dlaczego?

- Bo ja i tak wygram ten pojedynek. Zawsze wygrywam, jeżeli mi na czymś zależy.

Pochylił się, pocałował ją i wyszedł. To wszystko nie było takie proste.

Na trzeci dzień Trent siedział w ciemnym, pustym salonie i patrzył na oświetlone, leżące w dole Portland. W ponurym nastroju popijał piwo i zastanawiał się, czy przypadkiem nie wywiera na Filomenę zbyt wielkiego nacisku.

Potrafiła zachowywać się nieobliczalnie, gdy ktoś zapędzał ją w ślepą uliczkę. Potrafiła również do upadłego bronić swego stanowiska. Nie osiągnęłaby w biznesie takiej pozycji, jaką miała, gdyby wykazywała nadmierną ostrożność i nieśmiałość.

Jeśli zaś chodzi o mężczyzn, nie miała powodów, by im ufać. Chodziło nie tylko o jej nieprzyjemne doświadczenia z Bradym Paxtonem. Shari twierdziła, że gdy firma Crommwell & Sterling osiągnęła sukces, wokół Filomeny pojawiło się kilku łowców majątku. Mając takie doświadczenie, oczekiwała od mężczyzny, że to on pierwszy da dowód swych szczerych intencji.

Przede wszystkim zaślubiła się odgrywać. Trent mógł to zaobserwować w ciągu tych kilku gorączkowych tygodni w Gallant Lake, gdy Filomena próbowała skupić na sobie uwagę wszystkich mieszkańców. Jeśli będzie zbyt na nią naciskał, wszystkiego może się po niej spodziewać.

Rozmyślał o tym, dopijając pośpiesznie piwo.

We wtorek rano Filomena siedziała z Glenną w małej kawiarence i dzielnie starała się skupić myśli na interesach. Omawiały projekty do nowej kolekcji odzieży sportowej, która miała być uszyta z bajecznie wzorzystych tkanin, upatrzonych przez Filomenę podczas jej ostatniego pobytu we Włoszech. Zakupiła większą ich partię i wysłała do Stanów, choć jeszcze wtedy nie wiedziała, w jaki sposób je zastosują. Glennie bardzo spodobał się ten materiał i natychmiast zasiadła do projektowania modeli, wykorzystujących śmiały wzór na tkaninie.

- Myślę, że spódnice i bluzki zrobimy we wzory, a dla kontrastu inne części garderoby zaprojektujemy z jedwabiu w kolorze szmaragdu i koralu - powiedziała Glenna z entuzjazmem, pokazując Filomenie kilka szkiców. - Co o tym myślisz?

Filomena popatrzyła na fantazyjne projekty rozkloszowanej spódnicy i otwartej z przodu bluzki.

- Cudowne. Co myślisz o kamizelce, która pasowałaby do spodni i spódnicy? Coś szykownego, z lekkim połyskiem?

- Dobry pomysł. Wykorzystamy ten szczególny odcień. To bardzo egzotyczne. W następnym sezonie może zrobić klapę, jeśli wszyscy przerzucą się na beże i brązy.

- Jesteśmy znane z tego, że szyjemy egzotyczne rzeczy małych rozmiarów. Niewysokie kobiety zaczynają czuć się dobrze w naszych ubraniach. Nie chciałabym z tego rezygnować.

Glenna, która miała niecały metr sześćdziesiąt wzrostu, uśmiechnęła się.

- Zgoda, ryzykujemy. - Uniosła filiżankę z kawą i wypiła łyk. Z jej oczu zniknęło rozbawienie. - Skoro już mówimy o egzotyce ...

Filomena uniosła brwi.

- Mianowicie?

- Ciekawa jestem, jak układają ci się sprawy z tym dużym osobnikiem, którego przywiozłaś z Gallant Lake.

- Nawet nie pytaj.

- Czemu? - Glenna patrzyła ze współczuciem. - Odniosłam wrażenie, że tym razem to coś serio.

- Jesteś nieuleczalną romantyczką, Glenno.

- A ty nie jesteś? W tym cały problem, prawda? Czy nadal upierasz się, by przejąć tamtą parcelę?

- Tak.

- Nie zależy ci na tej ziemi, Fil, i sama o tym wiesz najlepiej.

- Nie o to przecież chodzi - odrzekła Filomena cierpliwie. - Muszę mieć pewność, że Trent mi ufa. Gdy wpadł we wściekłość po tym, jak usłyszał o planach mego wuja, zrozumiałam, że dzielą nas istotne, nie wyjaśnione do końca sprawy.

- Masz na myśli to, że on tupnął nogą, a ty zakreśliłaś pewne granice i prowokujesz go, by je przekroczył. - Glenna potrząsnęła głową. - Nie wiem, Fil, jak to się skończy. On ma tak dużą nogę.

- Nie ty jedna zwróciłaś na to uwagę - rzekła cicho Filomena, przypominając sobie podobne spostrzeżenie Shari. - Dlaczego wszyscy zakładają, że to ja mam ustąpić?

- Prawdopodobnie dlatego, że on mógłby podnieść cię jedną ręką i przerzucić sobie przez plecy, gdybyś sprawiała mu kłopoty.

- Powiedziałam kiedyś Trentowi, że siła nie stanowi o racji.

- Mam wrażenie, że on się nie podda.

- Tu nie chodzi o poddawanie się! Chodzi o wzajemne zaufanie. Glenno, on jest tak despotyczny i pewny siebie, pewny swej uczciwości, że aż trudno uwierzyć. Gdyby było to możliwe, wyzwałby prawdopodobnie na pojedynek każdego, kto ośmieliłby się zwątpić w jego honor. Trent jest niezwykle sztywny w swych zasadach. Wszystko widzi w czarno-białych barwach. Żadnych odcieni szarości.

- Ten kawałek ziemi widzi jako szary obszar, co?

Filomena potaknęła.

- I zamiast interpretować wątpliwości na moją korzyść, chce, bym całkowicie się zrzekła tej ziemi. Wyobraź sobie, że ma czelność żądać ode mnie takiego poświęcenia.

Glenna spojrzała na nią w zamyśleniu.

- Myślę, że zaczynam dostrzegać całość problemu. A co, jeśli ... jeśliby pomyślał, że próbujesz go zdradzać z innym mężczyzną lub coś w tym rodzaju?

Filomena ponuro skinęła głową.

- Właśnie. Prędzej czy później znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której Trent po prostu musiałby uwierzyć mi na słowo. Musiałby mi absolutnie zaufać. Nie jestem pewna, czy potrafiłby się na to zdobyć. Był tak zajęty wyrabianiem swojej reputacji, że nigdy nie nauczył się ufać komuś innemu.

- Jaka zagmatwana sytuacja.

Filomena wpatrywała się w filiżankę.

- Wiem o tym.

- Ale nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność. Wcześniej czy później ktoś będzie musiał ustąpić.

W czwartek rano w mieszkaniu Trenta zadzwonił telefon. Rzucił się do aparatu pewien, że to Filomena. Mylił się. Była to Gloria Paxton. W głosie kobiety słychać było złość i rozpacz.

- Odszedł do niej! - krzyczała histerycznie Gloria. - Dziś po południu. Zwyciężyła w końcu. Ta szara mysz, kompletne zero! Przysadzista, brzydka, bez stylu, nie lubiana. Och, do diabła, jak mogła zmienić się w taką ... taką rozbijaczkę rodzin?!

Przerwała i zaniosła się szlochem.

- Uspokój się, Glorio, i powiedz mi dokładnie, co zaszło.

- Mówiłam ci już. Brady mnie opuścił. Odszedł do niej. Zwabiła go do Seattle, by się na nas zemścić. Ona nawet go nie chce. Chce tylko pokazać, że może mi go odebrać w ten sam sposób, w jaki ja go kiedyś odebrałam.

- Dlaczego sądzisz, że twój mąż pojechał do Seattle? - spytał ostro Trent.

- Zostawił list - odparła Gloria przez łzy. - Napisał, że popełnił błąd, żeniąc się ze mną, a nie z nią. Napisał, że dusi się w Gallant Lake. Napisał, że chce zmienić swe życie, że jedzie do niej, gdyż wciąż się kochają i ... i. .. och!

Głos Glorii załamał się w następnych spazmach histerycznego płaczu.

- Glorio, opanuj się.

Ton, jakim Trent to powiedział, mógłby przerazić doświadczonych urzędników korporacji. Na Glorii nie zrobił najmniejszego wrażenia.

- Zrobi to, wiesz - oświadczyła Trentowi urywanym głosem. - Widziałeś, jak włóczyła się po Gallant Lake prawie naga, jeżdżąc tym swoim szpanerskim samochodem i afiszując się przed całym miastem. Chce się zemścić. Uwiedzie go tylko po to, by nam wszystkim pokazać, że potrafi tego dokonać, a potem wyrzuci go na zbity pysk. Ona nie chce go naprawdę. Ale nigdy nie przebaczyła Brady' emu ani mnie tego, co stało się przed laty, i chce wreszcie wyrównać rachunki.

Trent popatrzył niecierpliwie na zegarek.

- Kiedy wyszedł twój mąż?

- Nie wiem. Po południu. Wróciłam do domu z zakupów i znalazłam ten głupi list.

W słuchawce dał się słyszeć szelest. Widocznie Gloria darła list na kawałki.

- Zadzwoniłam do ciebie, gdyż pomyślałam, że powinieneś wiedzieć, co zamierza ta lafirynda. Jej jest wszystko jedno, kogo krzywdzi. A może myśli, że zdoła uwieść Brady'ego, zemścić się, a ty nigdy się o tym nie dowiesz? Przynajmniej w tym punkcie pokrzyżowałam jej plany.

- Moja narzeczona nie ma zamiaru uwieść twego męża.

Jego niezachwiana pewność dotarła w końcu do świadomości Glorii.

- Skąd możesz być tego taki pewien? Mówię ci, że chce się zemścić.

- Jestem tego pewien, ponieważ jestem pewien Filomeny - rzekł zimno Trent. - To moja narzeczona, kobieta, którą mam poślubić.

- Więc cóż z tego? Brady był z nią zaręczony, kiedy zakochał się we mnie i zaczął ze mną sypiać! Zaręczyny nic nie znaczą. A i małżeństwo też znaczy tu niewiele.

Trentowi zaczynało brakować cierpliwości. .

- Nie rozumiesz tego, Glorio, a ja nie mam czasu ci wyjaśniać. Po prostu uwierz mi na słowo. Twój mąż nie spędzi z Filomeną ani dzisiejszej nocy, ani żadnej innej. Gwarantuję ci. Do widzenia.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, odwiesił słuchawkę.

Potem znowu ją podniósł i wykręcił numer Filomeny.

Nikt się nie zgłosił. zadzwonił więc na lotnisko. Miał szczęście. Samolot do Seattle odlatywał za czterdzieści minut.

Filomena ziewając wyszła z windy i skierowała się do swego mieszkania. Tradycyjna, comiesięczna kolacja z Glenną oraz innymi przyjaciółkami z branży upłynęła bardzo sympatycznie i Filomena odczuwała przyjemne zmęczenie.

Zastanawiała się, czy Trent dzwonił podczas jej nieobecności. Zapomniała mu powiedzieć, że wychodzi z domu. Dobrze mu tak, jeśli zadzwoni i nikt się nie zgłosi. Nie chciała, by sobie wyobrażał, że spędza samotne wieczory, usychając z tęsknoty.

Pokrzepiona tą myślą wyjęła z torebki klucz do drzwi wejściowych. Wtedy z cienia wyłoniła się wielka męska postać i postąpiła ku niej.

- Najwyższy czas, byś wróciła do domu. Musisz prowadzić teraz bujne życie towarzyskie co, Fil? Nie to, co dawniej. Czy Ravinder wie, dokąd chodzisz i z kim spotykasz się wieczorami?

- Brady! Co, na Boga, tutaj robisz?!

Była tak zaskoczona, że upuściła klucz na dywan.

Zanim zdołała się schylić, Brady podniósł go i włożył do zamka. Ruchy miał nieskoordynowane. Zdała sobie sprawę, że jest trochę pijany.

- Odszedłem od Glorii - oznajmił z patosem. Pchnięciem otworzył drzwi i wszedł do środka.

- Co ty wyprawiasz, Brady? Nie zapraszałam cię do siebie. To moje mieszkanie i żądam, żebyś wyszedł. Natychmiast.

Podążyła za nim, nie zamykając nawet drzwi wejściowych.

Brady rzucił się na fotel i patrzył na nią spod wpółprzymkniętych powiek. W jego oczach migotały niebezpieczne błyski. Filomena nigdy nie uważała Brady'ego za kogoś potencjalnie niebezpiecznego. Ale teraz nie była już tego taka pewna.

- Dobrze się bawiłaś dziś wieczór? Z pewnością sporo obecnie bywasz, prawda? .

- Piłeś - stwierdziła spokojnie.

- Wypiłem kilka kieliszków w barze, czekając, aż wrócisz do domu - rzekł, wzruszając ramionami.

- Brady ...

- To trwało zbyt długo, Fil. Zrobiłem największy błąd mego życia, żeniąc się z Glorią, a nie z tobą. W końcu to sobie uświadomiłem. Ale błędy można naprawić. Rzucam wszystko, Fil. Glorię, dzieciaki, firmę. Wszystko. Zaczynam na nowo. Mam zamiar się odnaleźć. Z tobą.

- Nie masz szans - oświadczyła zimno Filomena. Mówiłam ci już, że nie jestem tym zainteresowana.

- Dlatego, że załatwiłaś sobie zaręczyny z tą grubą rybą z Asgard Development? Zapomnij o nim, Fil. To był po prostu interes, wiem o tym. Słyszałem o ziemi, którą mieliście dostać od twojego wuja. Ale w głębi duszy wiesz doskonale, że to właśnie mnie kochasz. Nigdy nie przestałaś. Po naszym ślubie weźmiesz tę parcelę. Znam twego wujka, to z pewnością pierwszorzędna posiadłość. Palę się z niecierpliwości, by ją obejrzeć.

- Stanowczo za dużo wypiłeś - rzekła Filomena, sięgając po telefon. - Zamówię ci taksówkę.

- Nie - odparł Brady zdecydowanie. - Nie wyjdę stąd. Przyjechałem, żeby z tobą zostać, Fil. Mam zamiar przekonać się, jak wiele nauczyłaś się o mężczyznach w ciągu tych kilku lat.

ROZDZIAŁ 11

- Chciałbym dostać próbkę tego, co dajesz ostatnio Ravinderowi - ciągnął Brady bełkotliwie. - Daj mi szansę, a pokażę ci, co traciłaś beze mnie.

- Nic nie traciłam i obydwoje dobrze o tym wiemy - rzekła cicho Filomena.

Rękę wciąż trzymała na słuchawce telefonu.

- Pragniesz mnie. Wiem, że mnie pragniesz.

Walił pięścią w oparcie fotela, ale w jego twarzy coś się zmieniło. Zniknęła z niej zuchwała, agresywna męska groźba. Zastąpił ją jałowy gniew i żal nad samym sobą.

- Gloria cię potrzebuje, Brady. Jeśli masz trochę rozsądku, wróć do niej.

- Nie chcę jej.

Jego słowa brzmiały jak dziecięce błaganie.

- Kiedyś chciałeś, Brady. Tak bardzo, że spałeś z nią, kiedy byliśmy zaręczeni.

- Uwiodła mnie!

Filomena potrząsnęła głową.

- Nie gadaj bzdur. Byłeś od niej starszy. Skończyłeś studia. Ona dopiero zdała maturę, podobnie jak ja. To ty jesteś odpowiedzialny za tamte flirty. Ale nigdy za bardzo nie lubiłeś brać na siebie odpowiedzialności, prawda? Zawsze chciałeś iść wygodniejszą ścieżką. Cóż, skoro wybrałeś taką drogę, musisz teraz brnąć nią dalej.

- Ciebie jedną kochałem, Fil.

- Kochać - odrzekła ironicznie. - Nie wiesz nawet, co znaczy to słowo. Lepiej, żebyś go nie używał, zwłaszcza przy mnie. Zbyt dobrze cię znam, Brady.

- Rzuciłem ją, Fil, nie rozumiesz tego? Rzuciłem Glorię.

- To twoje zmartwienie, nie moje.

Filomena zaczęła wykręcać numer, który miała zapisany obok telefonu. Starała się mówić jak najgłośniej w nadziei, że zdoła się przebić przez alkoholowe otumanienie Brady'ego.

- Zamówię ci taksówkę. Kiedy tu przyjedzie, musisz zniknąć mi z oczu.

- Nie!

- W takim razie zadzwonię na policję.

Brady zerwał się z fotela. Filomena instynktownie odskoczyła, ale potknęła się o krzesło. Upadła na kolana, dokładnie w chwili gdy Brady usiłował ją objąć. Zwalił się na nią, przygniatając boleśnie do podłogi.

Nie po raz pierwszy w życiu Filomena przeklinała fatum, że tylu ludzi na wiecie - zwłaszcza mężczyzn górowało nad nią wzrostem. Odpychała Brady'ego z całej siły, ale przygniatał ją bezwładnie swym ciężarem.

- Odsuń się - warknęła, waląc go w żebra.

- Fil, proszę, pokażę ci, jak dobrze może nam być teraz razem. Muszę cię pocałować ..

- Spróbuj tylko, to sprowadzę policjanta.

Przestała go odpychać, a starała się spod niego wywinąć. Brady był wielki i ciężki, lecz niezbyt sprawny. Filomena znowu użyła pięści, a kiedy z jękiem się przesunął, zdołała się uwolnić. Paxton z łomotem przewrócił się na plecy. Oczy zasłaniał ręką obronnym gestem.

- Dlaczego nie chcesz dać mi szansy?

Dysząc z wyczerpania, Filomena z wysiłkiem podniosła się na kolana. Wygładziła ubranie i złapała słuchawkę. Nagle zdała sobie sprawę, że w pokoju prócz niej i Brady' ego jest jeszcze ktoś.

Zaskoczona spojrzała ku drzwiom. Stał w nich Trent; jedną rękę oparł o framugę i ze spokojem przyglądał się całej scenie. Patrzył to na jej rozchełstane ubranie, to na rozciągniętego na podłodze Brady'ego. Filomena zamarła. Nie mogło wypaść gorzej, pomyślała bezradnie.

- Cześć, Trent - powiedziała agresywnie, co zupełnie nie odpowiadało jej nastrojowi. - Zakład, że się zastanawiasz, co się tutaj dzieje.

- Poznaję swoją Filomenę - odpowiedział łagodnie, wchodząc do środka i kierując się ku Brady'emu. - Impertynencka i wygadana aż do końca. Wyrażam uznanie za śmiałość w obronie pozycji nie do obronienia. Ale, z drugiej strony, śmiałości nigdy ci nie brakowało. Wiem dokładnie, co się tu dzieje. Gloria była tak miła, że mnie poinformowała.

- To dziwka! - Brady odjął rękę od oczu i ostrożnie usiadł. Popatrzył z gniewem na Trenta. - Nie miała prawa dzwonić do ciebie.

Trent schylił się, chwycił mężczyznę za klapy marynarki i postawił na nogi.

- Paxton, ty zarazo!

Brady wpadł w panikę i postanowił zastosować pierwszy sposób obrony, jaki mu przyszedł do głowy. Gestem głowy wskazał Filomenę.

- To jej wina. Twojej ukochanej narzeczonej. Zwabiła mnie tutaj. Chciała mnie uwieść.

Filomena wstrzymała oddech.

- Rzeczywiście? - spytał Trent rozbawiony. - Czemuż miałaby to robić?

Brady cofnął się.

- A jak myślisz? Chce, bym do niej wrócił. Kiedyś kochała się we mnie.

- Paxton; ty ośle, jesteś jeszcze głupszy niż myślałem.

- To wszystko prawda! Trent potrząsnął głową.

- Wiem, że kobieta może bardzo zranić męską dumę, ale w tym wypadku obawiam się, że zasłużyłeś na to, co cię spotkało. Ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego, Paxton.

- Skąd masz taką pewność?

- Stąd, że jest ze mną zaręczona - rzekł spokojnie Trent. - A Filomena nigdy nie będzie robiła głupstw z innym mężczyzną za plecami narzeczonego, nawet po to, by dokonać jakiejś małej zemsty.

Trent odwrócił głowę i spojrzał na Filomenę.

- Gdzie chciałaś zadzwonić?

- Po taksówkę dla Brady'ego.

- Więc na co czekasz? Dzwoń.

Filomena zareagowała na tę komendę uniesieniem brwi, ale uznała, że nie jest to najodpowiedniejsza pora, by dyskutować na temat jego skłonności do rozkazywania. Ponownie nakręciła numer bazy transportowej.

- Chodź ze mną, Paxton - rzekł Trent. - Pomogę ci zejść na dół, byś nie wpadł po drodze do szybu windy.

Popchnął Brady'ego w kierunku drzwi. Wydawało się, że zrobił to lekko, ale Brady wyleciał aż za próg do holu. Zatrzymał się na przeciwległej ścianie, łapiąc gorączkowo rzuconą przez Trenta torbę. Filomena odwiesiła słuchawkę i siedziała, patrząc na swój pusty salon. W całej sytuacji było coś niejasnego.

Trent powinien był zionąć wściekłością. Tymczasem był tylko lekko zirytowany całą tą niezręczną sceną. A ponadto jasno dał do zrozumienia, że wie, iż Filomena nigdy by go nie zdradziła.

Im więcej o tym myślała, tym silniej była przekonana, że wprawdzie Trent uparł się co do tamtego głupiego kawałka ziemi, ale wierzył jej, gdy szło o sprawy istotne.

Odetchnęła z ulgą i wstała.

Kilka minut później Trent wrócił do pokoju. Filomena czekała już na niego z ogromnym kuflem piwa.

Rzucił marynarkę na najbliższe krzesło i wziął od niej kufel.

- Czy są tu jeszcze jacyś inni wielbiciele w szafie lub pod łóżkiem?

- Nie,

- To dobrze. Nawiasem mówiąc, mam już dość Paxtona. Jeśli jeszcze kiedyś przyłapię go w pobliżu, mogę rzeczywiście wrzucić go do szybu windy.

- Przykro mi, że znalazłeś go tutaj tym razem - rzekła Filomena. - Nie zapraszałam go.

Popatrzył jej prosto w oczy.

- Sam się tego domyśliłem.

Oczy jej zwilgotniały.

- Dziękuję, że mi zaufałeś. Nie każdy mężczyzna byłby tak wyrozumiały w podobnej sytuacji. Wiem, jak okropnie musiało to wyglądać.

- Naprawdę?

- Mogę to sobie wyobrazić i wiem, co musiałeś czuć, gdy Gloria do ciebie zadzwoniła. Kiedy zobaczyłam cię w drzwiach, byłam przerażona, że pomyślisz sobie najgorsze.

- Muszę przyznać, że jestem już trochę zmęczony ściąganiem z ciebie Brady'ego Paxtona.

Filomena skrzywiła się.

- Ale naprawdę wierzysz, że nie zaprosiłam go tutaj?

- Wiem, że go nie zapraszałaś. Możesz być szalona, niezależna, nierozważna, a czasami nawet bardzo dokuczliwa, ale grasz uczciwie, elfie.

- Chyba powinnam powiedzieć: Dziękuję.

- Proszę bardzo.

- Słuchaj, Trent, jeśli nie podejrzewałeś, że zwabiłam tutaj Brady'ego, dlaczego pośpieszyłeś na ratunek? - Wiem, że to zabrzmi staromodnie i zawiera nutkę męskiej arogancji, ale przyszło mi do głowy, że możesz potrzebować wybawcy. Jesteś taka mała i delikatna, elfie. - Martwiłeś się o mnie?

- Byłem na ciebie wściekły jak diabli. Gdybyś nie upierała się tak w ciągu ostatnich tygodni, ta sytuacja nigdy by nie zaistniała. Byłabyś już bezpieczna jako moja żona.

Filomena uśmiechnęła się.

- Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? Po tych wszystkich kłopotach, jakie ci sprawiłam?

- Nie znam innego sposobu, by mieć trochę spokoju.

Uniósł kufel do ust.

- Co to jest? - spytał z miłą satysfakcją po pierwszym długim łyku. - To prawdziwe piwo, nie jakaś lura.

- Staram się ze wszystkich sił, by cię zadowolić - powiedziała cicho, wspominając, jak kiedyś on sam wypowiedział do niej podobne słowa.

- Problem polega na tym, ile masz siły.

- Nie mam pojęcia. I chciałabym ci powiedzieć, że niniejszym zawieszamy bitwę o ziemię. Tak naprawdę nigdy mi o nią nie chodziło. Chciałam tylko bronić pewnej zasady, ale myślę, że już nie muszę. Zwyciężyłeś. Poddaję się.

Spoglądał na nią w zamyśleniu przez dłuższą chwilę.

- Już za późno. Zrezygnowałem pierwszy.

Oczy Filomeny rozszerzyły się ze zdziwienia.

- Co takiego?

- To, co słyszałaś. Zatrzymaj tę parcelę lub ją sprzedaj, albo hoduj na niej choinki. Wszystko mi jedno, co z nią zrobisz.

- Wszystko ci jedno? - spytała z niedowierzaniem.

- Zupełnie.

- Ale, Trent; - nie możesz mi tego robić. To moja wielka scena - zaprotestowała, jednocześnie śmiejąc się i płacząc z ulgi.

- Wiem o tym - stwierdził sucho Trent. - Ale tym razem odsunięto cię na drugi plan.

Pociągnął następny łyk piwa i postawił kufel na stole.

- Najwyższy czas, żeby ktoś to zrobił - dodał.

Zawahała się przez ułamek sekundy, a potem rzuciła mu się w ramiona.

- Trent, mówisz poważnie? Naprawdę nie obchodzi cię ta ziemia?

Objął ją i ukrył twarz w jej włosach.

- Kiedy Gloria zadzwoniła do mnie ze swymi superważnymi nowościami na temat Brady' ego, zrozumiałem, że ziemia mnie właściwie nie obchodzi. Dla mnie to też była sprawa zasad. W głębi duszy nie obchodzi mnie nic prócz tego, by na trwałe się z tobą związać. Ufam ci. Filomeno, mój słodki elfie. Prawdopodobnie doprowadzisz mnie do obłędu w czasie najbliższych sześćdziesięciu lat, ale ci ufam.

Dwa tygodnie później Trent siedział na szerokim łóżku hotelowym. Spojrzał niecierpliwie na leżący obok zegarek. Znów upłynęło dziesięć minut. Filomena wciąż była w łazience. Już od trzech kwadransów.

Zamknął oczy i postanowił wykazać jeszcze trochę cierpliwości. To była noc poślubna - widocznie Filomena potrzebuje czasu, by w samotności przygotować się do niej. Trent czuł uparty ból w lędźwiach, ale nie oznaczało to przecież, że ma prawo wedrzeć się do łazienki i zawlec swoją młodą żonę do łóżka. Sama przyjdzie tu o właściwej porze, gdy nastanie czas elfów.

Wybijał palcami rytm na prześcieradle. Otworzył oczy i ponownie spojrzał na zegarek. Jeszcze raz nakazał sobie cierpliwość i pogrążył w rozmyślaniach na temat niedawnej uroczystości.

Skromny ślub odbył się rankiem. Obecni byli rozpromienieni członkowie rodziny Filomeny i równie rozpromieniony personel hotelu. Szczęśliwe wydanie Filomeny za mąż zdjęło z wielu barków brzemię zmartwień. Amery i Meg Cromwellowie, ciotka Agnes i wuj George, Shari i Jim, wszyscy podchodzili na osobności do Trenta podczas skromnego przyjęcia nie tylko po to, by mu złożyć życzenia, ale również, by pochwalić jego odwagę.

- Pamiętaj tylko, że to końcowa transakcja - rzekł radośnie Amery. - Nie będzie refundacji ani zwrotów.

Trent wiedział, że wiele osób w kaplicy czekało z zapartym tchem, by zobaczyć, co Filomena włoży na swe własne wesele. Trzymała to w tajemnicy przed wszystkimi, jedynie Shari znała sekret. Meg Cromwell westchnęła z ulgą, kiedy jej starsza córka wkroczyła między ławy ubrana w spokojną sukienkę, przypominającą strój z baletu klasycznego.

Suknia podkreślała szczupłą sylwetkę i nadawała Filomenie wygląd królowej elfów, przybyłej na sekretne tańce przy księżycu. Rude włosy spływały kaskadą po plecach pod zwiewną woalką, udrapowaną na stylowym kapeluszu. Trent dziękował swym szczęśliwym gwiazdom, że jego przyszła żona nie zdecydowała się na włożenie szkarłatnej czerwieni czy seksownie obcisłej czerni. zachowanie się elfów jest nieprzewidywalne.

Plusk wody w łazience wyrwał Trenta ze wspomnień.

Znowu spojrzał na zegarek. Drzwi nie otwierały się. Po chwili zapadła cisza.

Trent odczekał jeszcze kilka minut i jego cierpliwość wyczerpała się. Przedłużająca się nieobecność elfa w małżeńskim łożu wymagała jednak wyjaśnień. W stał i zabębnił w drzwi łazienki.

- Filomeno? Kochanie, co tam się dzieje?

- Nic.

Źrenice Trenta zwęziły się.

- Czy jesteś tego pewna?

- Oczywiście, że jestem pewna.

- Czy dobrze się czujesz?

- Doskonale.

Trent zawahał się.

- Czy masz zamiar spędzić całą noc poślubną w łazience?

- Nie.

Trent znowu odczekał chwilę. Kiedy nie nadchodziły dalsze wyjaśnienia, spytał bez ogródek:

- Co tam robisz tak długo?

- Ubieram się.

- Filomeno, to jest twoja noc poślubna. Można się spodziewać, że będziesz się raczej rozbierała - oświadczył rozjątrzony.

- Panna młoda musi nosić peniuar. Mogę już nigdy w życiu nie mieć okazji do włożenia peniuaru, więc staram się wyciągnąć maksimum z tego doświadczenia.

Usłyszał w jej głosie rozbawienie i zdecydował, że dosyć tego. Jeśli ma zamiar się z nim drażnić, może to robić w łóżku. Położył dłoń na gałce drzwi i przekręcił ją.

Drzwi ustąpiły z łatwością. Filomena stała pośrodku łazienki przed wielkim lustrem. Twarz miała ukrytą w obłoku morelowego jedwabiu, który właśnie z siebie ściągała. U jej stóp walały się wokół pomięte stosy pajęczej, jedwabistej tkaniny. Porzucone koszule nocne, w kolorach od krzykliwego szmaragdu po migotliwe srebro, pokrywały podłogę łazienki. Wszędzie leżały wytworne opakowania.

- Trent!

Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Filomena gorączkowo usiłowała włożyć z powrotem przez głowę morelową bieliznę.

- Czego chcesz? Przygotowuję się do łóżka.

Trent skrzyżował ręce na piersiach i oparł się o ścianę.

Patrzył, jak ciemny róż dwóch brodawek znika w morelowej kaskadzie. Potem delikatna tkanina ześlizgnęła się na biodra, zakrywając najbardziej intymne części ciała.

- Ty nie przygotowujesz się do łóżka - stwierdził Trent. - Organizujesz pokaz mody.

- Nie mogłam się zdecydować, który z nich wziąć ze sobą, więc zabrałam cały stos. Przymierzałam je wszystkie, by sprawdzić, w którym wyglądam najlepiej.

Trent odszedł od drzwi i sięgnął po swoją młodą żonę, zanim zdążyła się uchylić.

- Zdumiewasz mnie, elfie - rzekł łagodnie. - Nie myślałem, że opanuje cię trema przed nocą poślubną.

- Nie mam tremy - oświadczyła z godnością, kiedy położył jej dłonie na ramionach. Podniosła na niego wzrok, nie zdając sobie sprawy z błysku niepokoju w swych oczach.

Trent uśmiechnął się.

- Czy jesteś tego pewna?

- Najzupełniej.

- A jeśli ci powiem, że ja jestem trochę zdenerwowany?

Jej oczy rozszerzyły się.

- Naprawdę?

Sięgnęła, by dotknąć jego policzka uspokajającym gestem.

- Nie, ale pomyślałem, że może poczujesz się lepiej, jeśli pomyślisz, że nie tylko ty jesteś spięta.

Zaśmiał się i spadł na nią jak drapieżny ptak.

- Trent, postaw mnie - zapiszczała Filomena ze śmiechem, kiedy uniósł ją w górę. - Muszę jeszcze przymierzyć trzy nocne koszule.

- Jeśli sądzisz, że mam zamiar spędzić swoją noc poślubną, obserwując pokaz mody, to musisz się jeszcze wiele o mnie dowiedzieć, kochanie.

Postawił ją obok łóżka i chwycił za morelową koszulę nocną. Jednym zamaszystym ruchem ściągnął ją Filomenie przez głowę i rzucił na dywan.

- Tak jest lepiej.

Jego ręce sięgnęły do obnażonej talii i przyciągnęły ją do siebie.

- O wiele lepiej.

Filomena westchnęła i objęła go za szyję.

- Chyba przymierzę te koszule kiedy indziej.

Umysł Trenta był już zaprzątnięty rozpaczliwym pożądaniem, które narastało w nim jak przypływ. Czuł na sobie jej małe piersi i swoją natychmiastową, pulsującą reakcję.

- Nie mogę uwierzyć, że cię w końcu złapałem, elfie. Co robiłaś przez całe swoje życie?

- Czekałam na ciebie - powiedziała po prostu. Przywarła ustami do jego piersi i pokrywała mu skórę drobnymi, ciepłymi pocałunkami. Czuł, jak wzrasta w niej ciepło i podniecająca kobieca wilgoć. Krew zawrzała mu w żyłach.

Filomena, sczepiona z nim, szeptała jego imię. Wargami przesuwała po jego skórze. Otworzyła oczy i podniosła wzrok pełen miłości, tęsknoty i nieskończonej obietnicy.

Ich spojrzenia spotkały się w milczącym zrozumieniu i oddaniu.

- Kocham cię - rzekł w końcu Trent głosem ochrypłym z pożądania. - Kocham cię.

Objęła nogą jego muskularne udo.

- Wiem, kochanie, wiem.

Opuścił głowę i przyjął jej usta, poddając się całkowicie magii swego elfa.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Krentz Jayne Ann Gwiazda sezonu
Krentz Jayne Ann Gwiazda sezonu (1987) Trent&Filomena
Krentz Jayne Ann Gwiazdy Romansu 61 Wakacje na Hawajach
Krentz Jayne Ann Wielka namiętność
Zrządzenie losu Krentz Jayne Ann
Krentz Jayne Ann Eclipse Bay 03 Koniec lata
Krentz Jayne Ann Wiedźma
Krentz Jayne Ann Bransoletka
Krentz Jayne Ann Dolina klejnotów
Krentz Jayne Ann Magia kobiecości
Krentz Jayne Ann Szansa życia
Krentz Jayne Ann Damy i Awanturnicy 03 Kowboj (1990) Rafe&Margaret
039 Krentz Jayne Ann Bransoletka
Krentz Jayne Ann Misterny plan
101 Krentz Jayne Ann Niepewny układ
Krentz Jayne Ann Zgubione, znalezione

więcej podobnych podstron