Mały Zielony Samochodzik postanowił wybrać się na wycieczkę do lasu.
Jechał polną ścieżką pośród pól, wesoło się rozglądając. Wtem zauważył, że coś w oddali pięknie połyskuje na czerwono. Podekscytowany przyspieszył nieco. Smakowicie pachnąca malinka wisiała pomiędzy zielonymi listkami. Nie zastanawiając się długo Mały Zielony Samochodzik zjadł ją - NIAM!
Słodziutki owoc wprawił go w dobry nastrój, więc, energicznie ruszył na przód. I jechał i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał! Aż przyjechał! Do ślicznego, malutkiego krzaczka poziomek. - Och! Jaka pyszniutka poziomeczka tu rośnie! - powiedział - i zjadł ją - NIAM!
Drzewa wokół melodyjnie szumiały i Mały Zielony Samochodzik cichutko trąbiąc (cichutko, bo przecież był w lesie) posuwał się naprzód. Kołysząc się rytmicznie na boki, stukał kołami i jechał i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał! Aż przyjechał! Nagle coś spadło mu na maskę, i jeszcze raz i znów. Ałć! Aj! Stuk. Puk. - Co to? Grad żołędzi posypał się na niego... - Aaaa! Uciekam! - krzyknął i tak zamieszał kołami, że aż chmura pyłu wzbiła się w powietrze.
Kiedy ochłonął nieco, znów począł rozkoszować się pięknem otaczającej go przyrody. I gdy tak jechał i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał ! To przyjechał. Do leśnego strumyka. W którym siedziała mała, zielona żabka. Wyglądało na to, że śpi. Mały Zielony Samochodzik ostrożnie i powolutku pochylił się nad nią. Uważnie jej się przyglądał. Sprawiała wrażenie jakby, śnił jej się jakiś wyjątkowo miły sen, bo słodziutko się uśmiechała... Niespodzianie otworzyła szeroko oczy i - Aaaaa! -wrzasnęła przerażona. Po czym jednym susem wskoczyła do strumyka. Fontanna zimnej, źródlanej wody ochlapała małe autko. Brrry! - otrząsnął się Samochodzik - Ale mnie przestraszyła! Ciekawe, które z nas bardziej się zlękło? ...- pomyślał i pojechał dalej.
Mijał wysokie trawy, strzeliste drzewa i rozłożyste paprocie. Wdychał głęboko świeże, leśne powietrze i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał ! Aż poczuł się zmęczony. I postanowił wracać do domu. Przystanął na chwilkę na małej, leśnej polance, przywitał się z kolczastym jeżem i zawrócił.
Wracając opłukał sobie koła w znajomym strumyku, uśmiechnął się do dębu i siedzącej na nim wiewiórki i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał ! Aż dotarł do domu, pachnącego pyszną kolacją, którą ze smakiem zjadł - NIAM!