Internetowy Dziennik Katolicki


Data wydania: 10.03.2009 r. Przegląd prasy

TEMAT DNIA  

Polska: Polacy przestają chodzić na msze; Rzeczpospolita: Mocna strona wiary - tradycja  

Polska: Polacy przestają chodzić na msze  

"Polskie kościoły pustoszeją w zastraszającym tempie. W niedzielnej mszy świętej regularnie uczestniczy zaledwie 38 proc. katolików, czyli aż o 6 proc. mniej niż rok temu. "Polska" dotarła do wstępnych wyników akcji liczenia wiernych, którą przeprowadziły - jak co roku - wszystkie polskie parafie. Nigdy nie odnotowano tak znaczącego spadku. Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, który od 30 lat zleca proboszczom liczenie wiernych, choć odpływ praktykujących był stały, to rocznie wynosił najwyżej 2 proc." - pisze Artur Grabarczyk.

Co wywołało tak nagły kryzys? - pyta gazeta. Księża tłumaczą, że za rekordowo niską frekwencję odpowiada zła pogoda. Liczenie wiernych przeprowadzono bowiem 23 listopada, a tego dnia niemal w całej Polsce rozszalała się zima. - Wielu ludzi, zwłaszcza starszych, zostało w domach - mówi ks. DariuszGącik, rzecznik diecezji kieleckiej, gdzie spadek wiernych wyniósł aż 11 proc. Ale socjolog religii prof. Edward Ciupak z Uniwersytetu Warszawskiego widzi poważniejsze przyczyny. - W polskim Kościele nie ma autorytetów, brakuje lidera, dlatego wiernych ubywa i będzie ubywać - tłumaczy. Dodaje, że rekordowo niska frekwencja to też echo śmierci Jana Pawła II: - Papież z Polski trzymał ludzi przy wierze, Benedykt XVI już takiej roli nie odgrywa - mówi prof. Ciupak.

"Odpływ wiernych to wyzwanie dla nowego przewodniczącego, którego dziś wybiera Episkopat Polski. Według naszych ustaleń - pisze Polska - faworytem jest kard. Dziwisz. Jego najpoważniejszym rywalem - abp Sławoj Leszek Głódź".

"Sytuacja polskiego Kościoła powoli zaczyna przypominać to, co dzieje się na Zachodzie" - pisze Grabarczyk i przytacza dane: we Włoszech na msze chodzi zaledwie co trzeci wierny; w Hiszpanii - 17proc., a w Niemczech - 14 proc. "Polsce do takiego zeświecczenia jeszcze daleko, ale socjologowie nie mają złudzeń: proces odchodzenia od Kościoła będzie postępować" - czytamy.

Polska: Kościoły gwałtownie pustoszeją [Rosnący dystans do hierarchii kościelnej jest przyczyną coraz mniejszej liczby regularnie praktykujących]  

"Poważny powód do zmartwień mają polscy biskupi, którzy dziś zbierają się w Warszawie, by wybrać nowego przewodniczącego episkopatu. Muszą znaleźć kandydata, który zmierzy się z coraz głębszym kryzysem religijności Polaków. Jednym z objawów jest fakt, że na niedzielne msze w ostatnich latach przychodzi coraz mniej wiernych" - czytamy w kolejnym artykule na lamach Polski.

Jak pisze Artur Grabarczyk, do tej pory za najgorszy uchodził rok 1993, kiedy w czasie akcji liczenia wiernych księża odnotowali, że na niedzielną mszę przyszło tylko 43,1 proc. wiernych. Potem frekwencja nieco się poprawiła, a w 2007 roku wyniosła nieco ponad 44 proc. Pełnych wyników z przeprowadzonego 23 listopada 2008 r. liczenia jeszcze nie ma, w większości diecezji trwa sumowanie danych z poszczególnych parafii. "Polska" dotarła do danych z kilku diecezji. "I są one alarmujące. Przykład? W uchodzącej za bastion katolicyzmu diecezji tarnowskiej, która od lat szczyci się rosnącą frekwencją i podnosi średnią ogólnopolską, w zeszłym roku na mszy pojawiło się o 5 proc. mniej ludzi niż w 2007 r. Identyczny odpływ wiernych odnotowano w uznawanej za jedną z najpobożniej szych archidiecezji krakowskiej. A to i tak niewielki spadek. Znacznie gorzej jest w diecezji kieleckiej, gdzie ubyło 11 proc., a w zamojsko-lubaczowskiej - aż 15 proc." - czytamy.

Ksiądz Dariusz Gącik, rzecznik diecezji kieleckiej, jest mocno zaskoczony tak słabym wynikiem na swoim terenie. - Aż 11 procent mniej ludzi na mszy w porównaniu z poprzednim badaniem to bardzo duży spadek. To sygnał dla nas, kapłanów, że musimy włożyć więcej wysiłku w ewangelizację, skuteczniej docierać do ludzi, podejmować wyzwania, jakie niesie współczesność - mówi ks. Gącik. - I spokojnie czekać do następnego liczenia, żeby zobaczyć, czy ten zaskakująco duży spadek będzie stałą tendencją, czy jednorazowym przypadkiem.

"O przypadku trudno jednak mówić. Wystarczy spojrzeć na sondaże dotyczące zaufania Polaków do Kościoła - pisze Grabarczyk. - W 2004 r. badanie OBOP pokazało, że księżom i biskupom ufa 78 proc. rodaków, dwa lata później ten wskaźnik spadł do 72 proc. Najświeższy sondaż, przeprowadzony w ubiegłym roku, przyniósł kolejne tąpnięcie - zaufanie do Kościoła deklarowało już tylko 65 proc. Polaków (lepszy wynik miały wojsko, Telewizja Polska czy TVN). Zdaniem badaczy religijności właśnie rosnący dystans do hierarchii kościelnej jest przyczyną coraz mniejszej liczby regularnie praktykujących" - czytamy. - Nagłaśniane skandale z udziałem duchownych, bogacenie się kleru, apostazje księży cieszących się autorytetem sprawiają, że ludzie, zwłaszcza młodzi, oddalają się od Kościoła - mówi socjolog religii prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska z Uniwersytetu Warszawskiego. I dodaje, że spadająca frekwencja na mszach to dowód na to, że trwa u nas proces określany jako prywatyzacja wiary. - To, że Polacy przestają chodzić do kościoła, nie oznacza, że masowo tracą wiarę w Boga - mówi. - Wiary nadal potrzebują, nie chcą zaś do jej przeżywania pośrednictwa księży. Prof. Edward Ciupak, socjolog religii, dodaje, że ludzie przestają chodzić do kościoła bardzo często przez to, co słyszą z ambony. Wymownym przykładem jest jego zdaniem dyskusja w sprawie in vitro. - To, co mówi na ten temat Kościół, kompletnie rozmija się z poglądami wiernych - mówi prof. Ciupak. -I tak jest z wieloma sprawami, ludzie żyją inaczej, niż nakazuje nauczanie Kościoła. Eksperci twierdzą, że katolików praktykujących będzie w Polsce coraz mniej. Wbrew oczekiwaniom kleru wiernych nie przyciągnie nawet kryzys i fala bezrobocia. - Powiedzenie, że jak trwoga, to do Boga, już się nie sprawdzi - mówi prof. Ciupak. A prof. Libiszowska-Żółtkowska prognozuje, że za jakiś czas kościoły w naszym kraju mogą być tak samo puste, jak we Francji.

Dziennik przedstawia wyniki sondy: Czy nauczanie Kościoła odpowiada współczesnym problemom Polaków? 33% głosujących na stronie internetowej dziennika odpowiedziało, że tak, aż 67% - przyznało, że nie.

Polska: To pomyłka w obliczeniach [Rozmowa z ks. prof. Witoldem Zdaniewiczem]  

- W zeszłym roku na mszę chodziło o ok. 6 proc mniej wiernych niż w 2007 r. Jak Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego zinterpretuje te dane? - pyta ks. prof. Witolda Zdaniewicza, dyrektora ISKK, Artur Grabarczyk. - Nie chce mi się wierzyć w takie tąpnięcie. Prawdopodobnie zaszła pomyłka w obliczeniach. - Ale to diecezje podały te wyniki. Kielecka odnotowała 11-proc. spadek liczby praktykujących, a zamojsko-lubaczowska aż 15-proc. - To niemożliwe. Co roku zauważalny jest odpływ ludzi chodzących regularnie do kościoła, ale nigdy i nigdzie nie było takiego skoku. To by znaczyło, że w tych diecezjach już prawie nikt nie uczestniczy we mszy. Niedobrze się stało, że księża w diecezjach sami udostępnili te dane. Powinni je najpierw przekazać nam, bo my wiemy, jak je opracowywać, żeby nie było przekłamań - tłumaczy ks. prof. Zdaniewicz. - Na czym miałby polegać błąd w obliczeniach? - dopytuje dziennikarz. - W każdej diecezji wśród ogólnej liczby wiernych jest pewien odsetek tzw. nieuczestniczących. To są osoby, które z różnych powodów nie chodzą na msze. W różnych diecezjach odsetek nieuczestniczących jest inny, ale średnio dla całej Polski przyjmuje się, że wynosi on 18 proc. Żeby wiedzieć, ilu ludzi praktykuje, trzeba od ogólnej liczby katolików odjąć nieuczestniczących i dopiero porównywać z liczbą otrzymaną podczas akcji liczenia w parafiach. - Jak duży zdaniem Księdza będzie tegoroczny spadek? - Nie będę prorokował, czekam na komplet danych z wszystkich diecezji. Wyniki będą za miesiąc - mówi ks. profesor.

Polska: Kryzys ostatnią szansą Kościoła [Komentarz Agatona Kozińskiego]  

"95 proc. Polaków uważa się za katolików - wynika z najnowszego sondażu CBOS. Czyli Polska nieustannie jest, jak w czasach potopu czy rozbiorów, Bogiem silna. Przynajmniej w deklaracjach. Gorzej, gdy trzeba przejść od słów do czynu. Jak pokazują badania, które publikujemy dziś w "Polsce", coraz rzadziej chodzimy do kościoła. Nie przejmujemy się, że w dekalog wpisane jest „pamiętaj, abyś dzień święty święcił". Wystarczy pospacerować w niedzielę po polskich miastach, by przekonać się, że coraz częściej nad mszę przedkładamy wizytę w centrum handlowym" - komentuje na łamach Polski Agaton Koziński.

Zakupy, nawet w najbardziej efektownym centrum handlowym, to nic więcej niż tylko nieskomplikowana rozrywka. Natomiast wizyta w kościele to przeżycie duchowe. Czemu więc tak łatwo nowe wyparło stare? - zastanawia się dziennikarz. Prof. Jan Grosfeld twierdzi, że "Polacy w latach komunizmu (a wcześniej potopu i zaborów) garnęli się do Kościoła na zasadzie „jak trwoga, to do Boga". W ostatnich latach było nam dobrze, więc msza poszła w odstawkę". Tradycyjnie (jak wykazał sondaż CBOS) jednak myślimy o sobie jako o katolikach. Grosfeld ten rozdźwięk między deklaracjami a faktami nazywa po imieniu: hipokryzją.

"Można się jednak spodziewać, że w najbliższych latach kościoły znów się zapełnią. Z prostej przyczyny: do kraju nadciąga kryzys - pisze Koziński. - Nie będzie nas stać na wizyty w centrach handlowych, powszechny natomiast stanie się strach o jutro. Będzie to pewnie ostatni taki zwrot w historii naszego katolicyzmu. Polska ewidentnie powiela scenariusze Hiszpanii i Irlandii - dwóch krajów tradycyjnie katolickich, w których dwie dekady szybkiego postępu gospodarczego wymiotły wiernych z kościołów niemal całkowicie. Na razie jednak wspomnienie pełnych świątyń jest u nas żywe - i podczas kryzysu do nich się odwołamy" - pisze Koziński.

"Ktokolwiek zostanie nowym przewodniczącym Episkopatu Polski, musi mieć świadomość, że ten kryzys to ostatnia szansa, by z ambony przemówić do całego narodu - pisze dziennikarz. - Kościół w Polsce musi więc wystosować przekaz jasny i czytelny. A przede wszystkim pamiętać o pokorze. Jedynym autorytetem w Kościele jest Jezus, który oddał swe życie za nasze grzechy. Szczerość i autentyczność jego ofiary to siła Kościoła. Jeśli żaden proboszcz ani biskup nie będzie próbował tego przyćmić, to jest szansa, że Polacy przestaną omijać kościoły nawet wtedy, gdy wróci hossa gospodarcza. Każdy chce w coś wierzyć. A wiara w zbawienie jest bliższa ludzkiej naturze niż wiara w błyskotki z centrów handlowych" - czytamy.

Rzeczpospolita: Mocna strona wiary - tradycja  

Sondaż o religijności Polaków opisuje na łamach Rzeczpospolitej Ewa Czaczkowska. "Za osoby wierzące uważa się 82 proc. ankietowanych w badaniu IMAS International. Mniej niż w dotychczasowych sondażach. Ale to nadal bardzo wysoki wynik" - czytamy.

Wprawdzie 93 proc. Polaków deklaruje się jako katolicy, ale tylko 82 proc. uważa się za osoby wierzące, w tym 13 proc. za głęboko wierzące - wynika z badań przeprowadzonych przez wrocławską pracownię IMAS International. 82 proc. przyznających się do wiary (plus 9 proc. niezdecydowanych w kwestiach wiary) to dużo mniej, niż wynika z innych sondaży. CBOS kilka dni temu ogłosił, że 95 proc. Polaków deklaruje się jako osoby wierzące.

- Nic takiego się nie stało, aby nastąpiło tak głębokie tąpnięcie w deklaracjach wiary - komentuje socjolog prof. Krzysztof Koseła. Również ks. prof. Witold Zdaniewicz, dyrektor pallotyńskiego Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, uważa, że nie należy z tego badania wyciągać daleko idących wniosków, lecz poczekać na kolejne sondaże.

"Ale nawet 82 proc. osób deklarujących się jako wierzące to bardzo wysoki odsetek. Przy czym pamiętać należy, że niemal 50 proc. wierzących systematycznie uczestniczy w niedzielnej mszy świętej" - komentuje Czaczkowska.

Aż 70 proc. respondentów IMAS International jest przekonanych, że mocną stroną polskiej wiary jest jej tradycyjny charakter. "W tym pojemnym pojęciu mieszczą się zapewne nie tylko tradycja przekazywania wiary z pokolenia na pokolenie ale i ludowe formy pobożności (silny kult maryjny, pielgrzymki do sanktuariów) oraz powiązanie wiary z przynależnością narodową. Ten rodzaj religijności, który ma też ujemne strony (braki w powiązaniu pobożności z życiem codziennym, zbyt duży akcent na czynnik narodowy), w starciu z zaborcami i komunizmem okazał się skuteczny" - pisze Czaczkowska. - Gdyby nie nastąpiło wówczas zakorzenienie wiary w życie narodu, nie wiadomo, czy polska religijność nie byłaby dzisiaj podobna do francuskiej - mówi prof. Antoni Jackowski, socjolog geografii religii z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Religijność była dotychczas przenoszona z pokolenia na pokolenie, ale kto wie, czy tak samo będzie dalej.

"Ze stwierdzeniem, że tradycyjny charakter polskiej wiary jest jej mocną stroną, zgadzają się częściej osoby starsze, wierzące i praktykujące systematycznie. Ale co ciekawe, przekonanych jest o tym także 58 proc. osób między 15. a 29. rokiem życia. Z tym że w tej grupie przekonanie to wzrasta do ponad 70 proc. u osób wierzących i praktykujących systematycznie. Tylko 9 proc. z tym stwierdzeniem się nie zgadza" - czytamy.

Jak dodaje Czaczkowska, dużo, bo niemal trzy czwarte, badanych twierdzi, że Kościół katolicki jest ważny w życiu Polaków, a 62 proc., że Polacy darzą Kościół zaufaniem i szacunkiem. Niemal połowa badanych przez IMAS International zgadza się, że Kościół powinien zabierać głos w sprawach społecznych. - Kościół czyni to zdecydowanie za rzadko, za mało interesuje się sprawami społecznymi, np. etosem pracy - ocenia prof. Antoni Jackowski.

W jego przekonaniu kryzys ekonomiczny powinien być okazją do "wykazania się", do zachęcania ludzi do wzajemnej pomocy, solidarności, do zaprezentowania, co na ten temat mówi katolicka nauka społeczna. - Niestety, u nas wszystko jest odnoszone do polityki. Ale Kościół jest na tyle silny, ma własną naukę społeczną, że nie powinien szukać poklasku u takiej czy innej opcji politycznej, ale mówić o sprawach społecznych - dodaje Jackowski.

"Pytanie, na które najmniej respondentów (20 proc.) udzieliło odpowiedzi pozytywnej brzmiało: czy zgadzasz się, że Kościół uczciwie rozlicza się ze swoją przeszłością. Aż 42 proc. jest przeciwnego zdania. Wprawdzie autorzy ankiety nie sprecyzowali, co mieli dokładnie na myśli, ale można przypuszczać, że większość respondentów odniosła się do lustracji. W tej grupie najwięcej było osób młodych do 30. roku życia (prawie połowa)" - czytamy.

Według sondażu omawianego na łamach Rzeczpospolitej, "Kościół katolicki jest ważny w naszym życiu - z tym zdaniem zgadza się aż 72 proc. badanych. 70 proc. twierdzi, że mocną stroną polskiej wiary jest jej tradycyjny charakter. Jednocześnie zauważamy, że Polacy nie potrafią powiązać wiary z codziennym życiem. Uważa tak 46 proc."

Sondaż IMAS International na próbie 1000 osób z listopada 2008 r.

Polska: Ochrzczona fikcja [Opinia z forum Polskatimes.pl]  

"Fakt, że jestem ochrzczony, nic nie świadczy, bo nie pojąłem tego świadomie. U komunii też byłem, ale mi to było obojętne, czekałem na obiecany rower. Od 1991 roku jestem apostatą, bo uważam za uczciwe wypisanie się z organizacji, która jest mi zupełnie obojętna. Była kiedyś dyskusja na temat aborcji (początek lat 90.), i jakiś biskup wypowiadał się, że oni to robią ze względu na to, że jest 95 proc. katolików, ale do referendum nie chciał dopuścić, bo na pewno był świadomy, że te 95 proc. to jest ochrzczona fikcja" - pisze Józef Brzozowski z Żor na forum z www.polskatimes.pl.

Biskupi wybiorą dziś Przewodniczącego Episkopatu - komentarze prasowe  

Polska: Biskupi postawią na kardynała Dziwisza  

"Dziś po południu wszyscy polscy biskupi diecezjalni i pomocniczy będą wybierać nowego przewodniczącego i wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Ale tak naprawdę karty w tej rozgrywce zostały rozdane już kilka tygodni temu" - uważa Artur Grabarczyk. Jak pisze na łamach dziennika Polska, scenariusz jest taki: "arcybiskup Józef Michalik, obecny przewodniczący KEP, nie będzie się ubiegał o wybór na drugą kadencję. W tej sytuacji przeważająca część biskupów odda swój głos na metropolitę krakowskiego kardynała Stanisława Dziwisza. Wieloletni sekretarz Jana Pawła II może być pewien masowego poparcia. - Kardynał wielokrotnie był namawiany przez członków episkopatu do startu w wyborach, niektórzy specjalnie po to przyjeżdżali do Krakowa - mówi osoba z tamtejszej kurii. Jednym z najmocniej lobbujących był metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz. Jak pisaliśmy na początku marca, proponował kard. Dziwiszowi podział władzy w episkopacie. Według planu abp. Nycza on sam miał zostać wiceprzewodniczącym KEP, przy czym chciał wziąć na siebie większość obowiązków, a metropolita krakowski - przewodniczącym i jako najpopularniejszy w Polsce hierarcha wesprzeć episkopat swoim ogromnym autorytetem - pisze dziennikarz. - Sam kard. Dziwisz, choć ucieszyło go poparcie biskupów, długo się wahał, czy wystartować w dzisiejszych wyborach. - Od niedawna jest w Polsce, jeszcze nie do końca poznał realia naszego Kościoła, chciał się skupić na kierowaniu archidiecezją krakowską - mówi podwładny kardynała. - Ale wiem, że ostatecznie zgodził się kandydować" - czytamy.

"Kandydaturom kard. Dziwisza, który jest człowiekiem środka, i abp. Nycza, postrzeganego jako liberała, mógłby zagrozić tylko jeden rywal. Jest nim forsowany przez konserwatywną frakcję episkopatu metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź - pisze Grabarczyk. - Zyskanie poparcia większości może być jednak mało realne, bo wśród wiernych ma opinię radykała i ekscentryka. O tym, jak bardzo jest niepopularny, świadczą protesty części gdańskich intelektualistów i polityków po tym, gdy został nominowany na ordynariusza tamtejszej archidiecezji" - czytamy.

Gazeta Wyborcza: Wybierają twarz Kościoła  

"Abp Głódź - polityka, kard. Dziwisz - kompromis między konserwatystami i liberałami, ale bez taryfy ulgowej dla Rydzyka. Abp Michalik - spokojna kontynuacja. Kogo we wtorek biskupi wybiorą na szefa Episkopatu?" - zastanawia się w Gazecie Wyborczej Katarzyna Wiśniewska.

- Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski z pewnością nie jest głową Kościoła: biskupi mają autonomię w swoich diecezjach. Ale to on wyznacza rytm, a jego wpływ na działania Konferencji daje się odczuć - czytamy. - Potencjalnych kandydatów jest 43 (wszyscy biskupi diecezjalni), ale najczęściej pojawia się nazwisko kard. Stanisława Dziwisza. Krakowski metropolita, choć do tej funkcji nie ma przekonania, jest faworytem wielu biskupów. Duże szanse ma też abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański. Nie jest też wykluczone, że na drugą kadencję biskupi wybiorą abp. Józefa Michalika lub skłonią się do sugestii kard. Dziwisza i wskażą na abp. Kazimierza Nycza - uważa Wiśniewska i pyta: "Na jaki styl rządzenia postawią dziś biskupi?".

"Przez ostatnie pięć lat abp Józef Michalik kilkakrotnie mocno zaznaczył swoją indywidualność. W 2007 r. zablokował list biskupów do generała redemptorystów w sprawie Radia Maryja. Biskupi postanowili go napisać, bo kard. Dziwisz przekonał ich, że rozgłośnia o. Rydzyka "coraz częściej nie jest składnikiem jedności Kościoła, lecz staje się elementem rozgrywek politycznych". Gdy tekst wystąpienia kard. Dziwisza wygłoszonego na zebraniu biskupów ujawnił Tygodnik Powszechny, przewodniczący Episkopatu zapowiedział, że listu do generała - chociaż został przegłosowany! - nie będzie, bo "ktoś sparaliżował ustalenia, wynosząc sprawy na zewnątrz". Od polityki abp Michalik trzymał się raczej z daleka. Z wyjątkiem sporów natury etycznej, które - jak uważał - dawały mu prawo do wkroczenia w sejmowe rozgrywki. Nie wahał się wtedy wykorzystywać autorytetu pełnionej funkcji. W liście do marszałka Sejmu Marka Jurka z 2006 r. poparł pomysł LPR - zmian w konstytucji mających zagwarantować ochronę życia od poczęcia. I choć pod listem figuruje tylko jego podpis, to abp Michalik występuje w nim jako przewodniczący Episkopatu. Tym samym (celowo?) wciągnął całą Konferencję Episkopatu w sprawę, której z nią nie konsultował" - twierdzi Wiśniewska. "Nie należy jednak sądzić, że abp Michalik forsuje swoją wizję Kościoła wbrew woli większości biskupów - jego poglądy odzwierciedlają raczej nastroje panujące w konserwatywnym Episkopacie. Niewykluczone więc, że biskupi zażyczą sobie ciągu dalszego i - mimo zakulisowych sygnałów, że abp Michalik na drugą kadencję nie ma ochoty - oddadzą swój głos właśnie na niego. Ewentualnie jego zastępcę abp. Stanisława Gądeckiego, choć ten jest znacznie mniej wyrazisty" - czytamy.

"Jeśli postawią na abp. Sławoja Leszka Głodzia, który jak zaznacza publicystka "w buty przewodniczącego wejdzie z radością", będzie to dowód, że biskupom marzy się silniejsza obecność Kościoła w polityce. (...) Jeśli obejmie stanowisko szefa Episkopatu, ołtarz może przesunąć się niebezpiecznie blisko tronu - czytamy. - Wybór abp. Głodzia to też zielone światło dla o. Tadeusza Rydzyka i ks. Henryka Jankowskiego" - dodaje Wiśniewska. - Przed tym wyborem biskupów może powstrzymywać obawa, że abp Głódź który dominować lubi, będzie - czego nie robił nigdy abp Michalik - naginać regułę autonomii poszczególnych diecezji i swoją władzę da odczuć także kolegom-biskupom - pisze Wiśniewska i od razu podkreśla, że na pewno nie trzeba się tego obawiać ze strony kard. Stanisława Dziwisza, bo "jego subtelność to gwarancja dla biskupów, że nie będzie próbował wkraczać w ich kompetencje" - czytamy.

"Jednak mimo tej niewątpliwej zalety popularność kard. Dziwisza w Episkopacie (wielu biskupów jeździło do Krakowa, próbując przekonać go, by kandydował) jest zadziwiająca. To krytyk Radia Maryja. W 2007 r. w ostrych słowach mówił na zebraniu biskupów w Częstochowie, że ojca Rydzyka należy odwołać z funkcji dyrektora Radia. A jego dość jednoznacznych sympatii politycznych do PO niekoniecznie podziela większość Episkopatu. Mimo to kard. Dziwisz ma opinię człowieka kompromisu między konserwatywnym i liberalnym skrzydłem Kościoła. Jego wpływy w Episkopacie potwierdzą się nie tylko gdy wygra wybory. Także wtedy gdy zwycięży promowany przez niego abp Kazimierz Nycz, od dwóch lat metropolita warszawski, niechętny łączeniu spraw kościelnych z polityką. - Boję się i zawsze się tego bałem, gdy politycy brali katolicyzm na swoje sztandary - mówił w 2007 r. w wywiadzie dla Gazety. Abp Nycz, chociaż ostrożny w wypowiedziach, jest zwolennikiem dialogu między różnymi środowiskami, także dalekimi od Kościoła" - czytamy. "Tylko czy właśnie dialogu chcą polscy biskupi?" - pyta publicystka, kończąc artykuł.

Nasz Dziennik: Episkopat rozpoczyna obrady  

Dzisiaj w siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie rozpoczynają się dwudniowe obrady Episkopatu Polski. Wśród najważniejszych zaplanowanych punktów obrad jest wybór przewodniczącego KEP na kadencję 2009-2014, omówienie kwestii troski o powołania kapłańskie i zakonne oraz przemówienie założyciela Neokatechumenatu Kiko Argüello - podaje Nasz Dziennik.

Głosowanie na przewodniczącego, a także wiceprzewodniczącego Konferencji będzie miało miejsce pierwszego dnia obrad, zaraz po ich rozpoczęciu. Poprzedzi je modlitwa do Ducha Świętego. Zarówno głosować, jak i zgłaszać kandydatów na przewodniczącego - tylko spośród biskupów ordynariuszy - mogą wszyscy biskupi, z wyjątkiem biskupów seniorów. Obecnie Episkopat Polski liczy 135 biskupów, w tym 133 obrządku łacińskiego i 2 obrządku bizantyjsko-ukraińskiego - czytamy. Nasz Dziennik zauważa, że jest to największa w historii liczba członków tego gremium. Wśród nich jest 29 biskupów seniorów. Jak wyjaśnił w rozmowie z KAI bp Stanisław Budzik, sekretarz generalny Episkopatu Polski, żeby wynik głosowania był wiążący w pierwszym głosowaniu, jeden ze zgłoszonych kandydatów musi otrzymać co najmniej 50 proc. głosów plus jeden. Jeżeli do tego nie dojdzie, po pewnym czasie odbywa się kolejne głosowanie, w czasie którego można głosować na tych kandydatów, którzy w poprzednim otrzymali co najmniej 1 głos. Jeżeli nadal żaden kandydat nie otrzyma więcej niż 50 proc., odbywa się trzecia tura, w której można głosować na jednego z dwóch biskupów, którzy wcześniej otrzymali najwięcej głosów. Wybrany biskup z chwilą wyboru obejmuje obowiązki przewodniczącego Konferencji Episkopatu - czytamy.

Po wyborze nowego przewodniczącego KEP biskupi zajmą się także aktualnymi sprawami dotyczącymi Kościoła w naszym kraju - pisze Nasz Dziennik. - Jak podało Biuro Prasowe KEP, w czasie obrad hierarchowie przedstawią kwestie związane z powołaniami do stanu kapłańskiego i zakonnego. Będzie także mowa m.in. o rodzinie, środowisku parafii i służbie liturgicznej.

Polska: Prawie jak konklawe [o procedurze wyboru przewodniczącego KEP]  

"Kandydatów jest 41, czyli tylu, ile diecezji. O stanowisko przewodniczącego KEP mogą się ubiegać tylko biskupi kierujący diecezjami. Znacznie więcej jest głosujących (105), bo w wyborach biorą udział biskupi diecezjalni i pomocniczy. Głosowanie jest tajne, biskupi stawiają krzyżyk przy nazwisku swego faworyta na kartach z nazwiskami kandydatów. Wybory wygrywa ten, kto dostanie 50 proc. głosów plus 1. Jeśli nikt nie zwycięży w pierwszej turze, odbywa się drugie głosowanie. Jeżeli i ono nie da efektów, następuje trzecia tura, ale w niej głosuje się już tylko na dwóch kandydatów z największym poparciem. Wygrywa ten, kto dostanie więcej głosów, a jeśli obaj dostaną tyle samo, przewodniczącym zostaje ten z dłuższym stażem biskupim" - opisuje Polska. "Potem w taki sam sposób wybierany jest wiceprzewodniczący KEP" - czytamy.

Prezydent USA zniósł zakaz finansowania przez państwo badań nad komórkami macierzystymi  

Rzeczpospolita: Obama poparł badania nad komórkami  

Prezydent USA zniósł zakaz finansowania badań nad komórkami macierzystymi przez Skarb Państwa. "Dla jednych to zwycięstwo rozsądku nad dogmatem, dla innych - przekroczenie granicy moralnej" - pisze Piotr Gillert na łamach Rzeczpospolitej.

Podpisując dekret, Barack Obama przekreślił wczoraj politykę swego poprzednika. George W. Bush był przeciwny badaniom nad embrionalnymi komórkami macierzystymi. Argumentował, że podczas takich badań niszczone jest ludzkie życie. Wprowadzone przez niego przepisy zakazywały agencjom rządowym wydania choćby centa na taką działalność. - Chcemy się kierować naukowymi dowodami, a nie dogmatami - stwierdziła doradczyni Obamy Melody Barnes, wyjaśniając decyzję prezydenta.

Komórki pobierane są zwykle z nadliczbowych zarodków przekazywanych przez kliniki zajmujące się zapłodnieniem in vitro. Zdaniem zwolenników badań nad komórkami macierzystymi mogą się one stać w przyszłości podstawą skutecznego leczenia m.in. uszkodzeń kręgosłupa czy choroby Parkinsona. Bush dwukrotnie wetował ustawy Kongresu mające udostępnić państwowe środki na te badania.

Kongresmen Eric Cantor, jeden z republikańskich liderów w Izbie Reprezentantów, nazwał decyzję Obamy próbą odciągnięcia uwagi od kryzysu gospodarczego. Według niego to niebezpieczny krok. - Finansowanie tych badań przez rząd federalny może prowadzić do hodowli zarodków, a nawet do klonowania ludzi - powiedział w wywiadzie dla telewizji CNN. „Uważam, że używanie ludzkiego życia, nawet zarodka, do celów naukowych jest nieetyczne” - stwierdził w oświadczeniu przesłanym „Rz” jeden z przywódców amerykańskiej prawicy religijnej Tony Perkins.

=> Por. Dziennik Polski: Komórki macierzyste z embrionów; Dziennik: Obama unieważnił weto Busha

Gazeta Wyborcza: Rząd Obamy wesprze badania nad komórkami macierzystymi  

Prezydent Obama wycofał ograniczenia finansowania badań nad komórkami macierzystymi pochodzącymi z embrionów nałożone w 2001 roku przez George'a Busha - pisze Marcin Bosacki, w Gazecie Wyborczej. - Poprzednik Obamy prezydent George Bush "z powodów etycznych" ograniczył finansowanie takich badań ze środków federalnych do 21 linii komórek macierzystych, które istniały w laboratoriach już w 2001 roku. Teraz Barack Obama te ograniczenia znosi, mówiąc: - W ostatnich latach rząd, zamiast wspierać badania, wymuszał fałszywy wybór między nauką a wartościami moralnymi. Choć prezydent przyznał, że "pełna nadzieja, którą mogą przynieść badania nad komórkami macierzystymi, jest wciąż niewiadomą" i "nie należy jej przeceniać", to jednak dodał, że jako człowiek wiary uważa, że "jesteśmy powołani do tego, by zmniejszać ludzkie cierpienia". Naukowcy mają nadzieję, że komórki macierzyste będą kiedyś lekarstwem np. na chorobę Parkinsona, Alzheimera, cukrzycę, niektóre formy paraliżu. W czasie ceremonii podpisania rozporządzenia Obama wspomniał aktora Christophera Reeve'a, który doznał paraliżu po upadku z konia i był najgłośniejszym w Stanach Zjednoczonych promotorem badań nad komórkami macierzystymi, także pochodzącymi z embrionów. I Bush w 2001 roku, i dzisiejsi krytycy decyzji Obamy twierdzą, że takie badania są nieetyczne, gdyż komórki macierzyste pochodzą w tym wypadku ze zniszczonych (zabitych) embrionów ludzkich.

Rozporządzenie prezydenta Obamy zezwala laboratoriom finansowanym przez państwo (chodzi głównie o uniwersytety) na finansowanie prac nad komórkami macierzystymi pozyskanymi w ten sposób, ale same nie mogą ich w ten sposób wyhodować. Część naukowców w USA uważa, że mimo wczorajszej decyzji Baracka Obamy prywatne firmy, które przez ostatnie osiem lat prowadziły badania na komórkach pozyskanych z zarodków bez ograniczeń, nadal będą miały przewagę nad uniwersytetami.

Część republikanów podnosi również w ostatnich dniach wątpliwości, czy decyzja prezydenta nie jest krokiem w kierunku klonowania ludzi. Obama odpowiedział na to wczoraj tak: - Zapewniam, że nasz rząd nigdy nie otworzy drzwi klonowaniu, którego celem jest reprodukcja ludzi. Takie klonowanie jest groźne, złe, nie ma dla niego miejsca ani w naszym społeczeństwie, ani w żadnym innym. I dodał: - Możliwości, które dają badania nad komórkami macierzystymi, są wielkie, a ewentualne niebezpieczeństwa znikną przy właściwych przepisach i ścisłym nadzorze.

Nasz Dziennik: Dzieci królikiem doświadczalnym  

Prezydent USA Barack Obama przywrócił finansowanie z budżetu federalnego eksperymentów na embrionalnych komórkach macierzystych. "Lekarze twierdzą, że terapia z użyciem somatycznych komórek macierzystych przynosi u pacjentów pozytywne efekty w zwalczaniu ponad 70 różnych chorób (według danych koalicji Do No Harm). Z kolei forsowane przez Obamę badania powodują śmierć dzieci poczętych i nie mają żadnej dowiedzionej skuteczności w leczeniu" - podaje Nasz Dziennik.

- Nie sposób zrozumieć, czemu mają służyć te badania, zwłaszcza że ostatnio poinformowano o odkryciu metody reprogramowania komórek, która umożliwia otrzymanie każdej komórki, takiej, jaka była w embrionie, ale bez jego zabijania - powiedział wczoraj wieczorem ks. bp Elio Sgreccia, wieloletni przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, w rozmowie z włoską agencją informacyjną ANSA. Jak dodał, decyzja ta "nie ma uzasadnienia ani etycznego, ani naukowego". - Chodzi o niszczenie istot ludzkich, by uczynić z nich materiał do eksperymentów - zaznaczył ks. bp Sgreccia, cytowany przez PAP.

"Barack Obama już w swojej kampanii wyborczej zapowiadał odwrócenie wprowadzonych przez swojego poprzednika przepisów - przypomina Nasz Dziennik. - Według wczorajszego rozporządzenia, to Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) będą same decydowały, jakie badania dofinansowywać. Naukowcom wolno będzie prowadzić eksperymenty nad embrionami pozyskiwanymi z prywatnych klinik, gdzie przeprowadzane jest sztuczne zapłodnienie in vitro. Obok podpisu Obamy pod tym dokumentem, swój własny projekt chce przedstawić także Kongres. Uwierzytelnienie takiej ustawy przez Izbę Reprezentantów, w której większość ma obecnie Partia Demokratyczna, sprawi, iż ewentualne jej odrzucenie przez przyszłego prezydenta zostanie utrudnione. Nie będzie mógł bowiem odwrócić przepisu rozporządzeniem, jak zrobił to Obama, lecz będzie musiał zwrócić się o to do Kongresu".

Jak czytamy, ogłoszona w Waszyngtonie decyzja wywołuje zaniepokojenie milionów Amerykanów. - Polityka Obamy zmuszająca podatników do fundowania śmiertelnych eksperymentów na ludziach jest nieetyczna, a przy tym finansowo nieodpowiedzialna - powiedział Troy Newman, przewodniczący organizacji Operation Rescue. - Nie wydaje mi się, by dekret ten spotkał się z szerokim poparciem, gdyż większość Amerykanów opowiada się za życiem - powiedział dziennikowi "New York Times" Christopher H. Smith, republikanin z New Jersey. - Przyznanie przez Kongres tego, iż nowymi królikami doświadczalnymi mają zostać ludzie, byłoby dla większości z nas wysoce obraźliwe - dodał. Także była przewodnicząca Narodowego Instytutu Zdrowia Bernadine Healy krytycznie wypowiada się na temat nowego rozporządzenia. Jak wskazała, coraz lepsze efekty przynoszą badania nad dorosłymi komórkami macierzystymi. - Koncepcje, że embrionalne komórki macierzyste będą lekiem na Alzheimera, Parkinsona czy cukrzycę, są w obliczu ostatnich badań przestarzałe - stwierdziła Healy.

Gazeta Wyborcza: Obama: pieniądze na wszechmocne komórki  

"Decyzja prezydenta Obamy o finansowaniu badań komórek macierzystych z państwowej kasy to dowód na to, że Ameryka po ośmiu latach zrywa z ideologią w nauce. Cieszę się z tego kroku" - pisze Sławomir Zagórski na łamach Gazety Wyborczej.

"Nasze ciało tylko na pozór się nie zmienia (naturalnie nie licząc odstępów kilkuletnich czy jeszcze dłuższych). W rzeczywistości już po kilku miesiącach składamy się z zupełnie innych komórek. Np. nabłonek wyściełający jelita odnawia się całkowicie co 70 godzin. Cały czas toczy się wymiana komórek krwi, skóry, a nawet kości. Te wszystkie "podmianki" są możliwe dzięki istnieniu tzw. komórek macierzystych - takich, które mają zdolność odnawiania się i wytwarzania najrozmaitszych tkanek. Im człowiek starszy, tym pole do popisu komórek macierzystych coraz węższe. I tak np. zygota i powstałe z niej dwie pierwsze komórki naszego ciała potrafią dosłownie wszystko (każda może dać kompletny organizm). Komórki pobrane z nieco starszego zarodka wciąż są w stanie rozwinąć się w dowolną tkankę, ale już te wyjęte z dorosłego organizmu mają ograniczoną zdolność tworzenia innych tkanek. Pomimo polisy ubezpieczeniowej w postaci komórek macierzystych nasze dorosłe ciała są dość ułomne, jeśli chodzi o naprawę uszkodzeń. Rozcięty palec zabliźni się, ale serce po zawale nie działa już tak sprawnie, a przerwany rdzeń kręgowy skazuje nieodmiennie tysiące ludzi na wózek inwalidzki. Stąd marzenie naukowców, by zaangażować do najrozmaitszych napraw komórki macierzyste - również te pochodzące z zarodków" - czytamy.

"To jednak budzi sprzeciw m.in. Kościoła katolickiego, gdyż uzyskanie linii komórek do badań wiąże się nieuchronnie ze śmiercią zarodka. Z drugiej strony w setkach klinik prowadzących zapłodnienie in vitro uzyskuje się nadliczbowe zarodki. Lepiej przeznaczyć je na badania mogące w przyszłości ratować zdrowie wielu z nas, niż je np. niszczyć - argumentują od dawna naukowcy" - czytamy. Kraje, które poszły tą drogą, to m.in. Wielka Brytania i Hiszpania. W Stanach Zjednoczonych, które są niekwestionowanym liderem światowej nauki, od siedmiu i pół roku badania nad ludzkimi zarodkowymi komórkami macierzystymi były poważnie utrudnione. W sierpniu 2001 r. prezydent George W. Bush zakręcił kurek z państwowymi pieniędzmi. Jednocześnie zgodził się, by badać linie komórek uzyskane przed tym terminem, a także by uzyskiwać nowe, ale wyłącznie z funduszy prywatnych bądź podatków stanowych.

- Bush chciał pokazać, że do pewnego stopnia sprzyja naukowcom, ale jeśli kierował się głównie etyką, to marna to etyka. Jak można akceptować zabijanie zarodków w poniedziałek, ale sprzeciwiać mu się od środy? - komentował dla Gazety dr Stephen Minger, dyrektor jednego z przodujących na świecie laboratoriów badających ludzkie komórki zarodkowe w londyńskim King's College. Wczorajsza decyzja Baracka Obamy oznacza spełnienie jednej z jego przedwyborczych obietnic. To także dowód, że Ameryka po ośmiu latach wreszcie zrywa z ideologią w nauce. Jeśli decyzję Obamy poprze Kongres (a są na to spore szanse; za czasów Busha Kongres dwukrotnie próbował znieść zakaz finansowania badań, lecz prezydent wetował), pieniądze na prace nad komórkami zarodkowymi popłyną szerokim strumieniem. Włączy się w nie najbardziej prestiżowa medyczna instytucja naukowa USA - Narodowe Instytuty Zdrowia. - Cieszy mnie ta decyzja - mówi Gazecie prof. Maria Anna Ciemerych-Litwinienko z Wydziału Biologii UW. - Wprawdzie Amerykanie prowadzili badania z funduszy prywatnych, ale nie każdy naukowiec może pracować za prywatne pieniądze. W Polsce, która badań nad ludzkimi komórkami zarodkowymi nie prowadzi, nic się nie zmieni, ale u światowego potentata, jakim są Stany, prace z pewnością nabiorą tempa. To dobra wiadomość dla nauki.

"O tym, czy to właśnie komórki zarodkowe okażą się panaceum na wiele trapiących nas chorób, przekonamy się dopiero za lata - pisze Zagórski. - Naukowcy eksplorują także inne, niebudzące etycznych wątpliwości drogi. Dopóki nie wiadomo, która z nich przyniesie sukces, powinniśmy próbować wszystkich możliwości. Tym bardziej że popiera to większość amerykańskiego społeczeństwa, a obywatele powinni w końcu mieć wpływ, na co idą ich podatki". "Mariaż nauki z ideologią nigdy i w żadnym kraju nie wychodził tej pierwszej na zdrowie. Dobrze, że kończy z nim dziś najpotężniejsze państwo na świecie" - twierdzi Zagórski.

Trybuna: Nauka a nie ideologia  

Prezydent Barack Obama usunął restrykcje, jakie George W. Bush nałożył na finansowanie z budżetu federalnego badań nad embrionalnymi komórkami macierzystymi. Otwarta została w ten sposób droga dla prac uczonych, którzy przy ich pomocy mogą doprowadzić do leczenia m.in. chorób Alzheimera i Parkinsona, cukrzycy u dzieci i niewydolności mięśnia sercowego - pisze Trybuna. "Barack Obama przeciwstawił się rodzimym i watykańskim przeciwnikom korzystania z embrionalnych komórek macierzystych i w ten sposób wypełnia swoje wyborcze obietnice. Już unieważnił decyzję Busha o zakazie finansowania proaborcyjnych organizacji międzynarodowych. Obecnie resort zdrowia wystąpił z propozycją odwołania prawa pracowników służby zdrowia do odmowy - ze względu na poglądy i przekonania religijne - pomocy medycznej w dziedzinie kontroli urodzin i w zabiegach usuwania niepożądanej, lub grożącej życiu ciąży. Przepis taki ustanowił prezydent Bush na miesiąc przed dniem inauguracji Baracka Obamy" - czytamy.

WYDARZENIA  

Polska  

Gazeta Wyborcza Wrocław: Obchody 35-lecia śmierci kardynała Kominka  

We wtorek, w 35. rocznicę śmierci kard. Bolesława Kominka - metropolity wrocławskiego, męża stanu, autora słynnego orędzia biskupów polskich do niemieckich - we wrocławskiej katedrze kardynał Henryk Gulbinowicz odprawi mszę w jego intencji. Nabożeństwo o godz. 18.30 poprzedzi złożenie kwiatów pod pomnikiem kardynała Kominka przy kościele NMP na Piasku o godz. 18.

Nasz Dziennik: Jubileusz jakich mało [minęła 1000. rocznica śmierci św. Brunona z Kwerfurtu]  

Wczoraj minęła 1000. rocznica śmierci męczeńskiej św. Brunona Bonifacego z Kwerfurtu oraz jego 18 towarzyszy - pisze Nasz Dziennik. - W Niedzielę Misyjną bp Jerzy Mazur ogłosił w diecezji ełckiej Rok Świętego Brunona z Kwerfurtu. - Pragnę, by uroczystości jubileuszowe złączyły w radości cały Kościół oraz rozbudziły w sercach entuzjazm dzielenia się świadectwem wiary w Chrystusa we współczesnym świecie - mówił bp Jerzy Mazur, zapraszając wiernych na uroczystości jubileuszowe.

Św. Brunon i jego misje mają bardzo głęboki kontekst historyczny. Jako przyjaciel i kontynuator apostolskiej misji św. Wojciecha podejmował starania o tworzenie dobrych relacji z sąsiedzkimi narodami. Jego działalność apostolska wpisała się w tworzenie Kościoła i państwowości naszej Ojczyzny. Hasłem uroczystości jubileuszowych są słowa z Ewangelii św. Jana: "Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam" (J 20, 21) - czytamy.

Uroczystości jubileuszowe rozpoczną się Zebraniem Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski 19 czerwca br. w Łomży. Natomiast główne nabożeństwa jubileuszowe w diecezji ełckiej będą sprawowane w Giżycku. 20 czerwca o godz. 19.00 odbędzie się spotkanie ewangelizacyjne dla młodzieży. W niedzielę, 21 czerwca br., o godzinie 11.00 zostanie odprawiona uroczysta Msza św. jubileuszowa pod przewodnictwem legata papieskiego. Natomiast w Dniu Dziecka podczas IV Ogólnopolskiego Festynu Rodzinnego działalność misyjna św. Brunona zostanie przybliżona najmłodszym. Po Mszy św. odbędzie się rozdanie nagród laureatom VIII Ogólnopolskiego Konkursu "Mój szkolny kolega z misji", organizowanego przez Komisję Episkopatu Polski ds. Misji i Papieskie Dzieła Misyjne. Nieszpory oraz dziękczynną adorację Najświętszego Sakramentu podczas spotkania ewangelizacyjnego dla młodzieży poprowadzi o. Jan Góra wraz z "Siewcami Lednicy". Będą też świadectwa misjonarzy oraz świadków wiary z różnych kontynentów. Jest przygotowywana sztuka teatralna o św. Brunonie. - Śmierć św. Brunona chcemy ukazać jako wydarzenie, które jest początkiem radości, zjednoczeniem z Chrystusem, a nie końcem cierpienia i wielkim smutkiem - mówi reżyser Piotr Kowalewski. Na zakończenie każdy młody człowiek, który będzie na wzgórzu św. Brunona, otrzyma krzyżyk św. Brunona. Tak jak misjonarze wyjeżdżający na misje otrzymują krzyże misyjne, tak również każdy młody człowiek otrzyma krzyż, aby z nim szedł i ewangelizował w swoim środowisku, wśród najbliższych - czytamy.

Nasz Dziennik: Za grzechy dzieciobójstwa [Czuwanie modlitewno-ekspijacyjne za grzechy dzieciobójstwa]  

W drugą sobotę miesiąca - 14 marca - w bazylice Miłosierdzia Bożego w Krakowie Łagiewnikach odbędzie się czuwanie modlitewno-ekspijacyjne za grzechy dzieciobójstwa - informuje Nasz Dziennik. - Czuwanie rozpocznie się o godz. 14.40 przedstawieniem Dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. W Godzinie Miłosierdzia obrońcy życia odmówią Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Następnym punktem czuwania będzie Msza Święta z kazaniem i przyjęciem chętnych do Dzieła Duchowej Adopcji. Dalsza część spotkania będzie miała miejsce w kaplicy Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, gdzie trwać będzie modlitwa wynagradzająca Panu Bogu za odrzucony dar życia. Chętni będą mogli skorzystać z sakramentu pojednania. Jak informują organizatorzy czuwania, pomocą służyć będzie także Poradnia Miłosierdzia Bożego w Domu Duszpasterskim.

Nasz Dziennik: Niezwykłe freski [w bazylice katedralnej w Sandomierzu]  

Zakończył się pierwszy etap realizacji projektu zatytułowanego "Konserwacja wnętrz perły wczesnogotyckiej architektury sakralnej - bazyliki katedralnej w Sandomierzu". Celem projektu jest kompleksowa konserwacja, renowacja i modernizacja części prezbiterialnej świątyni pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny ufundowanej przez króla Kazimierza Wielkiego - pisze Nasz Dziennik. - Najważniejszymi odkryciami, które zadziwiły wszystkich, są fragmenty scen gotyckich, np. "Zmartwychwstanie", "Spotkanie w ogrodzie", znajdujące się pod odkrytymi również herbami ziem polskich z czasów jagiellońskich, poniżej słynnego fresku "Zaśnięcie Najświętszej Maryi Panny". Wspomnieć też trzeba o odsłonięciu oryginalnych fresków za ołtarzem głównym, na podmurowaniach części zaołtarzowych, m.in. scen ukrzyżowania i narodzenia. Na sklepieniu najciekawsze są dwie sceny: Liturgii Niebiańskiej i odkryty fresk przedstawiający Chrystusa Pantokratora, namalowany według najstarszych tradycji bizantyńskich - mówi ks. Bogdan Piekut, proboszcz i kustosz parafii katedralnej w Sandomierzu. Do konserwacji przeznaczono obraz Łukasza Orłowskiego z XVIII w. przedstawiający Narodziny Najświętszej Maryi Panny, na który natrafiono w ołtarzu głównym. W kaplicy mansjonarskiej, gdzie przechowywany jest Najświętszy Sakrament, zbudowanej w XV w. prawdopodobnie z fundacji kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, odkryto fragment gotyckiego fresku, który będzie stopniowo odsłaniany - czytamy.

- Profesorowie uznali, że freski bizantyńsko-ruskie są najciekawszym dziełem i największą powierzchnią tego typu fresków na obszarze wysuniętym na zachód Europy. Celem konserwacji - jak zamierzał to dotychczasowy ordynariusz ks. abp Andrzej Dzięga - jest uratowanie wspaniałego zabytku, ale też obchody 200. rocznicy powstania diecezji sandomierskiej i ustanowienia kolegiaty katedrą, która przypada w 2018 r. - wyjaśnia ks. Andrzej Rusak, diecezjalny konserwator zabytków. Natomiast prof. Ireneusz Płuska, ekspert w dziedzinie konserwacji rzeźby z Międzyuczelnianego Instytutu Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, zwrócił uwagę na fakt, że odkrycia wymagają jeszcze oceny historyków sztuki. - Środowisko krajowe i zagraniczne tych malowideł jeszcze nie zna. Zainteresowanie jest już bardzo wielkie. W maju nasz instytut zorganizuje sesję wyjazdową, studyjną do Sandomierza, aby pokazać je szerokim kręgom krakowskich historyków sztuki - zapowiedział profesor.

Dziennik Polski: Odkryto gotyckie mury [w Krakowie]  

Mury prawdopodobnie świątyni gotyckiej - kościoła św. Szczepana - znaleziono podczas prac w obrębie jezdni wokół placu Szczepańskiego. Prace prowadzą tam Krakowskie Wodociągi. Na kamienne mury natrafiono na głębokości ok. 1,2 metra w wykopie przed frontem Kamienicy Szołajskich. Zapewne są to ściany zewnętrzne budynku, mają grubość ok. 2 metrów. Oprócz tego odsłonięto mur ceglany z cegły gotyckiej palcowanej - może to być pozostałość np. dobudowanego grobowca. - Przypuszczamy, że to mury gotyckiej świątyni, która tu istniała, a po raz pierwszy była wzmiankowana na samym początku XIV wieku - mówi Elżbieta Dubis-Chromy, prowadząca badania archeologiczne na placu. Parafialny kościół św. Szczepana istniał do 1801 r., wtedy został zburzony. - Wiedzieliśmy, że kościół tu był. Ale na planach z różnych okresów jest w innych miejscach - dodaje archeolog.

Nasz Dziennik: Katolik musi odważnie bronić życia [Spotkanie Rodziny Radia Maryja w Górce Klasztornej]  

- Katolik ma być mądry, ma być odważny, ma głosić ewangelię życia - mówił wczoraj podczas spotkania Rodziny Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk, dyrektor Radia Maryja. Tym razem w poniedziałkowy wieczór modlono się w sanktuarium Matki Bożej Góreckiej, Królowej Krajny, w Górce Klasztornej koło Piły w diecezji bydgoskiej, gdzie od 1923 roku posługę duszpasterską pełnią Misjonarze Świętej Rodziny. O spotkaniu pisze Nasz Dziennik. - Ojciec Jacek Cydzik zachęcał do gorącej modlitwy za Benedykta XVI w związku ze zbliżającą się jego pielgrzymką do Afryki. - Musimy bronić Papieża i być przy Ojcu Świętym. Pomagamy Ojcu Świętemu - to jest właśnie Rodzina Radia Maryja - czy to Jan Paweł II, czy Benedykt XVI, czy ktokolwiek będzie Papieżem, kogo Pan Bóg nam jeszcze da - dodał Ojciec Dyrektor, przypominając, że wszystkie pielgrzymki transmitowały Radio Maryja i Telewizja Trwam. Jednak - jak zauważył o. Rydzyk - dzisiaj wielu ludzi nie chce słuchać nauczania Papieża, co więcej, chce go nawet krytykować, choćby w takiej sprawie jak in vitro czy eutanazja. A jak podkreślił Ojciec Dyrektor, dzisiaj trzeba chronić życie od poczęcia do naturalnej śmierci, pomóc chorym, pozwolić im godnie żyć, a nie spisywać na straty.

Uroczystej Eucharystii przewodniczył ks. Marian Kołodziejczyk, przełożony polskiej prowincji zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny. W homilii ks. dr Marian Twardawa, rektor wspólnoty i kustosz sanktuarium, zwrócił uwagę, że od zawsze niejednokrotnie człowiek odczuwa bezsilność wobec piętrzących się wokół niego problemów i pytań - o sens cierpienia, śmierci. - Tu, na ziemi krajeńskiej, ludzie wiedzą od 1079 roku, że z ważnymi sprawami idzie się do Matki Bożej Góreckiej - podkreślił ks. Twardawa, przypominając historię czczonego tam obrazu, a także znaczenie, jakie dla o. Berthiera miały objawienia Maryi w La Salette, której zawierzył swoje życie od najmłodszych lat.

Stolica Apostolska  

Nasz Dziennik: Ojciec Święty na Kapitolu  

- Kościół katolicki, jak zawsze, nie omieszka okazać czynnego wsparcia każdej inicjatywie kulturalnej i socjalnej mającej na celu promocję autentycznego dobra każdej osoby i miasta jako całości - zapewnił Ojciec Święty, składając wczoraj wizytę na Kapitolu, w siedzibie władz Wiecznego Miasta. Po spotkaniu z burmistrzem Rzymu i członkami rady miejskiej Benedykt XVI odwiedził pobliski klasztor św. Franciszki Rzymianki, gdzie spotkał się z siostrami zakonnymi. O wizycie Benedykta XVI, który jako trzeci Papież, odwiedził siedzibę władz Wiecznego Miasta pisze Nasz Dziennik. - Ojciec Święty, przemawiając w sali obrad rady miejskiej, podkreślił, że przybył na Kapitol, który jest symbolem historii i misji Rzymu, aby ponowić zapewnienie o ojcowskiej trosce wszystkich rzymian oraz tych, którzy z różnych stron Italii i świata przybywają do stolicy w celach religijnych, turystycznych, zawodowych. Papież poruszył kwestię największych bolączek Rzymu, który - jak podkreślił - zawsze był miastem gościnnym. - Nasze miasto - jak zresztą Włochy i cała ludzkość - musi dziś podejmować nieznane dotąd wyzwania kulturowe, społeczne i ekonomiczne z powodu głębokich przeobrażeń oraz licznych przemian, jakie dokonały się w ostatnich dziesięcioleciach - zauważył, zapewniając, że ze strony wspólnoty katolickiej nie zabraknie nigdy świadomego wkładu na rzecz znalezienia coraz bardziej właściwych środków ochrony podstawowych praw osoby przy poszanowaniu praworządności. Nawiązując do niedawnej fali przemocy w Rzymie, zwrócił uwagę, że jest ona oznaką autentycznego ubóstwa duchowego, dręczącego serce współczesnego człowieka. Ojciec Święty zaapelował, aby w epoce postmodernizmu Rzym wszedł na nowo w posiadanie swej najgłębszej duszy, swoich obywatelskich i chrześcijańskich korzeni. Wówczas tylko może być inicjatorem nowego humanizmu, który w centrum umieści kwestię człowieka uznanego w całej swej rzeczywistości - czytamy.

L'Osservatore Romano: [Komentarz wczorajszej wizyty Benedykta XVI na Kapitolu]  

„Matką gościnną wobec narodów, która stała się uczennica prawdy” nazywa Rzym naczelny redaktor „L'Osservatore Romano” Giovanni Maria Vian w komentarzu poniedziałkowej wizyty Benedykta XVI na Kapitolu, czyli w siedzibie władz Wiecznego Miasta. Naczelny watykańskiego dziennika podkreśla, że papież, który od lat związany jest z włoską stolicą, odczuwa wyjątkowo tę więź od momentu, gdy został Biskupem Rzymu. „Biskupem wspólnoty katolickiej w mieście o obliczu multietnicznym i multireligijnym, a więc takim, jakim było w czasach przybycia pierwszych chrześcijan”, zauważa G. M. Vian. „Mieście pięknym również i nade wszystko z racji wielkoduszności i świętości wielu, kobiet i mężczyzn, którzy w ciągu dziejów w faktach udowodnili otwarcie i gościnność, charakterystyczne dla tych, którzy spotkali Chrystusa i potrafili przedłożyć dobro wszystkich nad własny interes”. Naczelny redaktor „L'Osservatore Romano” z uznaniem podkreśla, że w dobie trudności Benedykt XVI mówił właśnie „o gościnności i prawdzie: tej prawdzie, która się nie narzuca, ale przyjmując wszystkich i otwierając się na wszystkich, chce, by ją przyjęto”. „Tylko w ten sposób można będzie uleczyć duchowe ubóstwo, jakie rodzi się wtedy, kiedy eliminuje się Boga z horyzontu człowieka. Z zamiarem zapewnienia istotom ludzkim szczęścia, w rzeczywistości jednak pozbawiając je zdolności stawienia czoła codziennym trudom i wyzwaniom Także w Rzymie nie cierpią one zwłoki - ubóstwo i nietolerancja, ale też zadanie wychowania nowych pokoleń - i wymagają zaangażowania ze strony wszystkich, nie tylko katolików: dzięki wspólnym korzeniom, które są zarazem obywatelskie i chrześcijańskie, przy poszanowaniu godności każdej ludzkiej istoty”, kończy Giovanni Maria Vian.

Zagranica  

Rzeczpospolita: Czy Żydzi zmienią opinię o Piusie XII  

Zdaniem włoskich mediów instytut Yad Vashem może usunąć tablicę oskarżającą papieża czasów wojny o milczenie w sprawie Holokaustu. Takie spekulacje pojawiły się po niedzielnej wizycie w Jerozolimie nuncjusza papieskiego arcybiskupa Antonia Franco. Jego zdaniem Yad Vashem i Watykan, jeśli chodzi o ocenę Piusa XII, nie są antagonistami i obie strony powinny pracować na rzecz ustalenia historycznej prawdy. Stwierdził też, że „nie można być katolikiem, negując szoah”. W ten sposób nawiązał do - jak się wyraził - „smutnych chwil” po zdjęciu ekskomuniki z negującego istnienie komór gazowych w Auschwitz i rozmiary zbrodni na Żydach biskupa lefebrysty Richarda Williamsona. Potem, przy drzwiach zamkniętych, watykańscy i izraelscy naukowcy przystąpili do pracy. Oficjalny komunikat mówi, że „doszło do wymiany informacji historycznych”. Choć izraelski ambasador przy Watykanie Mordechai Lewy temu zaprzecza, włoskie media spekulują, że arcybiskup Franco przekazał instytutowi niedawno znaleziony w jednym z klasztorów dokument z 1943 r., z którego wynika, że Pius XII wydał tajną dyspozycję, by ukrywać prześladowanych Żydów. W efekcie do tego klasztoru trafiło 24 wymienionych z imienia i nazwiska rzymskich Żydów, którzy przeżyli wojnę. Największe włoskie dzienniki „Corriere della Sera” i „La Repubblica” spekulują, że zapiski zakonnic mogą skłonić Yad Vashem do usunięcia z „sali hańby” muzealnej części instytutu zdjęcia Piusa XII i tablicy zarzucającej mu obojętność wobec mordu na Żydach.

Profesor Israel Gutman z instytutu Yad Vashem odmówił odpowiedzi na pytanie „Rz”, czy są szanse na usunięcie tablicy. Jego zdaniem ostatnio ujawnione informacje nie zmienią odczucia Żydów, że Pius XII nie stanął na wysokości zdania w czasie II wojny światowej. - Skoro istotą chrześcijaństwa jest obrona życia i walka ze złem, to papież powinien w sposób jednoznaczny wystąpić w ob-ronie Żydów, dając przykład wszystkim katolikom - mówi Gutman.

Gazeta Wyborcza: Dymisja sekretarzy papieży  

Irlandzki biskup John Magee, były sekretarz Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II, podał się do dymisji z urzędu ordynariusza diecezji Cloyne. Powodem są kontrowersje wokół przypadków seksualnego wykorzystywania nieletnich w jego diecezji - pisze Gazeta Wyborcza.

Sprawę badała komisja kościelna ds. ochrony dzieci, a obecnie z polecenia rządu bada ją komisja skarg archidiecezji dublińskiej. W Watykanie bp Magee odpowiadał m.in. za liturgiczną oprawę papieskich nabożeństw w czasie pielgrzymek Jana Pawła II. Biskupowi zarzuca się, że nie zawiadomił policji o znanych mu przypadkach molestowania seksualnego nieletnich przez dwóch księży. Pokrzywdzeni wnieśli przeciwko diecezji skargę. Z raportu kościelnej komisji ds. ochrony dzieci z grudnia 2008 r. wynika, że władze diecezjalne zrobiły niewiele mimo wiarygodnych skarg na księży - czytamy. - Administratorem apostolskim diecezji Cloyne Benedykt XVI wyznaczył arcybiskupa Cashel i Emly, Dermota Clifforda. O wyznaczenie administratora bp Magee zwrócił się do papieża na początku lutego. Niezależną komisję ds. ochrony dzieci irlandzki Kościół powołał w 2006 r., po ujawnieniu przypadków seksualnego wykorzystywania nieletnich przez księży w diecezji Ferns.

KOMENTARZE, OPINIE, WYWIADY  

Gazeta Wyborcza: Świat w oczach biskupów [Stronniczy przegląd prasy Katarzyny Wiśniewskiej - przed wyborami przewodniczącego Episkopatu]  

Katarzyna Wiśniewska na łamach Gazety Wyborczej z wywiadów, których dwaj arcybiskupi - Kazimierz Nycz i Józef Michalik - udzielili pismom katolickim, układa taki dialog, według niej jest to "dialog o Kościele i świecie": Abp Michalik (w Niedzieli): „Myślę, że obserwujemy zjawisko dość niepokojące. To, co nie udało się totalitaryzmowi, jakby udaje się liberalizmowi. Liderzy tendencji zamknięcia Kościoła w kruchcie lub w działalności filantropijnej wiedzą, jaką siłą jest świadomy laikat”. Abp Nycz (w Przeglądzie Powszechnym): „W przypadku Kościoła trzeba pamiętać, że język należy do istoty jego misji. To nie jest tylko opakowanie czy dodatek. Jak forma kiepska, to treść również się taka staje. Pragnąłbym zatem, by młody ksiądz, kończąc seminarium, nie stracił empatii wobec świata i jego problemów, nie stracił kontaktu ze świeckimi i umiał z nimi rozmawiać, nie chroniąc się za wyniosłym, paternalistycznym tonem”. Abp Michalik: "Nie mogą [owi liderzy - KW] dziś prowadzić z nim [świadomym laikatem] wojny na wzór tej sprzed lat, zatem - korzystając z szerokiego dostępu do mediów - próbują tak malować obraz Kościoła, żeby w wiernych wzbudzić zniechęcenie do jakiejkolwiek aktywności. Nie gardzi się też działaniami ze wszech miar niemoralnymi". Abp Nycz spokojnie - pisze Wiśniewska - tłumaczy: "Jeśli chcemy być np. bardziej zadowolonymi ze świata mediów, a nie tylko narzekać, że mają one negatywne działanie, to trzeba uczestniczyć także w religijnej formacji ludzi świata mediów. To samo dotyczy polityki. Nie da się wychować człowieka na zapas. Tak czasem księża myśleli, że przy okazji pierwszej komunii powinni wszystko powiedzieć o spowiedzi, by wystarczyło to na całe życie. Więc uczyli dzieci o grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu, który ewentualnie mógł się stać problemem za kilka lat".

Publicystka komentuje: "Przewodniczący Episkopatu i metropolita warszawski udzielili oczywiście dwóch oddzielnych wywiadów. Ich dialog jest więc fikcyjny. Gdyby jednak do rozmowy na podobne tematy między dwoma hierarchami doszło, mogłaby być interesująca". Według Wiśniewskiej różnice w postrzeganiu przez nich współczesności "fikcyjne już nie są". "Różnie zapewne definiowaliby, co zasługuje na miano "działań ze wszech miar niemoralnych", które tak martwią abp. Michalika. W Niedzieli arcybiskup podał tylko jeden dowód na istnienie takowych, ale na tyle mocny, że "domagający się sprzeciwu katolickiej inteligencji". Chodzi o wycofanie z platformy UPC programu Telewizji Trwam" - czytamy.

Rzeczpospolita: W kwestii in vitro nie ma kompromisu [Rozmowa z Małgorzatą Kidawa-Błońską, PO]  

- Zarekomendujemy prawo mrożenia zarodków - zapowiada posłanka Platformy Obywatelskiej i szefowa zespołu oceniającego projekt ustawy bioetycznej Małgorzata Kidawa-Błońska. Na łamach Rzeczpospolitej z posłanka rozmawia Eliza Olczyk.

W PO trwa spór o kształt ustawy o in vitro - pisała w sobotę Rzeczpospolita. Nie wszystkim podoba się projekt przygotowany przez posła Jarosława Gowina, który sprzeciwia się tworzeniu i zamrażaniu nadliczbowych zarodków. Jego pomysł opiera się na metodzie zamrażania komórek jajowych. Koledzy z partii chcą natomiast zgodzić się na zamrażanie zarodków. Sam Gowin zapowiedział, że jeśli do projektu ustawy o in vitro taki zapis zostanie wpisany, to zgłosi kontrprojekt. Szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski podkreślał, że „byłoby źle”, gdyby tak się stało.

Czy PO jest już bliska decyzji w sprawie in vitro? - pyta Eliza Olczyk posłankę PO Małgorzatę Kidawa-Błońską. - Tak. Prawdopodobnie podejmiemy ją w przyszłym tygodniu. Nasz zespół przygotował już rekomendacje dla posłów PO.

- Zespół zaopiniował negatywnie projekt przygotowany przez Jarosława Gowina? - Z niektórymi jego rozwiązaniami się nie zgadzamy. Na przykład z propozycją mrożenia komórek jajowych, bo nigdzie na świecie się tego nie robi. Komórka jajowa jest delikatna i przy mrożeniu mogłaby zostać uszkodzona. Nie wiemy, jakie mogłyby być tego konsekwencje, bo nie ma żadnych badań na ten temat. - Jednak główny spór dotyczy mrożenia zarodków, co dla Gowina jest nie do przyjęcia. - Rzeczywiście, będziemy rekomendować prawo mrożenia zarodków. W przeciwnym razie sztuczne zapłodnienie metodą in vitro byłoby praktycznie niemożliwe. Zresztą wszystkie autorytety biologiczne i medyczne twierdzą, że zarodek dobrze znosi mrożenie, a więc potencjalne życie jest dobrze chronione - mówi Kidawa-Blońska.

- Zbigniew Chlebowski zapowiedział, że konkurencyjnego projektu ustawy Gowin nie będzie mógł zgłosić. Dlaczego? - pyta Olczyk. - Bo w Klubie PO obowiązują określone procedury. Każdy poseł, jeżeli chce przygotować ustawę, musi uzyskać zgodę prezydium klubu, które ocenia, czy Klub PO powinien forsować określone przepisy. Jeżeli klub przyjmie nasze rekomendacje, to trudno, żeby pod tym samym szyldem była forsowana konkurencyjna ustawa.

- Gowin może się chyba czuć trochę wykorzystany, bo dostał od premiera polecenie przygotowania określonych rozwiązań, a teraz się okazuje, że Klub PO ma własne pomysły w tej sprawie - zauważa publicystka. - Każda ustawa musi zyskać akceptację klubu. Zespół posła Gowina wykonał ogromną pracę, która nie pójdzie na marne. Ale próbował szukać kompromisu w sprawie, w której kompromis jest niemożliwy. Trzeba wybrać jakąś drogę. Możemy zakazać in vitro, ale tego sobie nie wyobrażam, bo nie można zabrać ludziom nadziei na dziecko. Albo możemy uregulować prawnie te procedury, które już istnieją i wymagają mrożenia zarodków. Jedno jest pewne - jakieś przepisy musimy uchwalić, bo do tego zmuszają nas dyrektywy unijne. A poza tym najwyższy czas, żeby sztuczne zapłodnienie odbywało się pod kontrolą państwa.

- Czy przewidujecie finansowanie in vitro z budżetu? - Nie, to jest zupełnie inna sprawa, zależna od stanu finansów państwowych. Ale uważam, że każda procedura medyczna, jeżeli będzie zaakceptowana, powinna być refundowana, jeśli tylko będzie nas na to stać.

- Czy w państwa rekomendacji in vitro byłoby ograniczone tylko do małżeństw? - Nie. Uważamy, że każda para, która postanowiła skorzystać ze sztucznego zapłodnienia metodą in vitro, wcześniej przeszła długą drogę leczenia niepłodności innymi metodami i nie ma powodu, by odmawiać jej prawa do tej ostatniej.

- Kościół nie zgodzi się na takie przepisy o in vitro, jakie państwo proponują. Czy Platformie Obywatelskiej potrzebna jest dzisiaj wojna ideologiczna? - Kościół ma prawo przedstawiać swoje poglądy i rozumiemy te zastrzeżenia. Nie chcemy prowadzić z nim wojny, ale uważamy, że lepiej uregulować istniejące od ponad 20 lat procedury dotyczące in vitro, by uniknąć ewentualnych nadużyć - przekonuje posłanka PO.

Dziennik: PiS i PO nie chcą spierać się o in vitro przed eurowyborami  

PO i PiS nie będą się śpieszyć z pracą nad ustawą o in vitro - pisze Dziennik. - Politycy obu partii są zgodni - spór o zapłodnienie pozaustrojowe powinien odbyć się po czerwcowych wyborach do europarlamentu. - Najgorsze, co mogłoby się nam zdarzyć, to sytuacja, w której dwóch kandydatów do europarlamentu będzie się publicznie biło o in vitro - mówi współpracownik premiera. A poseł Jarosław Gowin przyznaje: - Sprawa jest tak złożona, że jej finału należy oczekiwać raczej dopiero po wakacjach. Także politycy PiS przyznają, że z in vitro trzeba jeszcze poczekać. - To byłoby uciekanie od tego, co w tej kampanii powinno być najważniejsze, czyli od ekonomii - mówi Adam Hofman. A inny z posłów PiS dodaje: - Na wojnie ideologicznej między nami a PO skorzystałaby lewica.

Dziennik: Tusk używa eutanazji jako tworzywa dla medialnych wrzutek [komentarz Piotra Zaremby]  

- Temat eutanazji jest zbyt fundamentalny, zanadto moralnie bolesny, aby używać go jako tworzywa dla medialnych wrzutek - pisze Piotr Zaremba w Dzienniku, nawiązując do wypowiedzi Donalda Tuska o eutanazji. - Lider, który robi z wszystkich tematów okazję do gonienia króliczka zamiast jego złapania, skazuje obywateli na traktowanie polityki jako sfery braku powagi lub wręcz cynizmu - dodaje. - W sprawie wygibasów wokół eutanazji nie rzucę w Tuska zbyt ciężkim kamieniem z jednego powodu. Bo wolę polityka w kwestiach światopoglądowych giętkiego, ostrożnego, oglądającego się na sondaże niż ideologicznego misjonarza - pisze Zaremba.

"Czy Donald Tusk, który zmienił się z psotnego liberała w statecznego liberalnego konserwatystę, nawróconego w dodatku na łagiewnicki katolicyzm, podjął się serio osłaniania polskiego światopoglądowego umiaru modernizacyjną nowomową? Czy też jest wyłącznie stuprocentowym pragmatykiem zainteresowanym spokojem i sondażową równowagą? Rzecz warta zbadania" - czytamy. Według Zaremby w wielu innych dziedzinach (naprawa państwa, walka z korupcją, reforma wymiaru sprawiedliwości) umiar niekoniecznie jest cnotą. Ale w tak delikatnej materii jak ludzkie sumienie jest. "Łatwiej jest pochopnie osłabić polską rodzinę czy zachwiać poczuciem przyzwoitości wyznawanym przez większość, niż potem tę szkodę naprawić. Dziś, w przededniu eurowyborów, pod wpływem manewrów zmierzających do przechwycenia części lewicowego elektoratu umiar Tuska momentami znika. Ale na razie wyłącznie w słowach. Mogę sobie wyobrazić, że posłowie PO wybiorą jedną z wielu wersji ustawy in vitro, sprzeczną z tym, czego chce Kościół, a nawet z tym, czego chce poseł Jarosław Gowin, bo pary czekające na dzieci to realne i wpływowe lobby. Tyle że to, na tle dotychczasowej praktyki, można przedstawiać jako swoisty kompromis - pisze Zaremba. - Ale w przypadku eutanazji nie da się napisać ustawy kompromisowej uwzględniającej różne punkty widzenia. Można tylko naruszyć tabu albo je zachować. Na naruszenie tego tabu nie zdecydowała się jak do tej pory nawet większość zamożnych, podatnych na inne nowinki społeczeństw zachodnich. Nie sądzę, aby chciał się na to porwać premier Tusk. W tym przypadku wystarczy, że wobec niejednoznaczności sondaży, będzie ostrożny. Choćby w imię zachowania przy sobie katolickiego, wciąż jeszcze całkiem wpływowego elektoratu. Jeśli ta logika ostrożności będzie wciąż obecna w rozumowaniu jego najbliższego otoczenia, niech on sam wzywa do debaty. Skłonny jestem uznać to za rytuał, element politycznej kuchni. Oczywiście konserwatyści nigdy nie mogą być do końca pewni przymierza z „partią sondaży”. Z ich punktu widzenia lepsze są jednak pokrętne, ale w sumie szukające argumentów raczej przeciw legalizacji skracania ludzkiego życia wywody minister Ewy Kopacz niż rozedrgana gorączka „reformatorska” Magdaleny Środy. Która gotowa jest odrzucić w imię „walki z hipokryzją” każdy „przesąd”. Choć wiele z tych „przesądów” (na przykład zasada ratowania ludzkiego życia za wszelką cenę) było kiedyś wprowadzanych w imię postępu - czytamy.

Gazeta Wyborcza Lublin: Palikot odpowiada bp. Pieronkowi - To wypowiedź z XIII wieku  

Janusz Palikot krytykuje bp. Pieronka za jego prasową wypowiedź. Poseł uważa, że ingerencja Kościoła w przepisy prawa jest niezgodna z konkordatem.

W poniedziałkowym wydaniu Dziennika biskup Tadeusz Pieronek ostro skrytykował doniesienia, że Platforma Obywatelska zamierza prawnie uregulować sprawę eutanazji. - Premier chce mieć wojnę, to będzie ją miał - powiedział Dziennikowi biskup. Dodał, że złagodzenie prawa w kwestii eutanazji rozpocznie "wojnę światopoglądową".

Na te słowa równie ostro odpowiedział poseł PO Janusz Palikot. Zwołał w poniedziałek konferencję prasową w Lublinie. - Najbardziej zbulwersował mnie ton księdza, który uważa, że Kościół może mieć wpływ na regulacje prawne - powiedział Palikot. Zaznaczył, że zawsze cenił bp. Pieronka. Uważał go za jednego z rozsądniejszych polskich hierarchów kościelnych. Ale w tym przypadku ingerencja Kościoła jest wbrew konkordatowi. - Wygląda to jak wypowiedź rodem z XIII wieku - uznał poseł. Zaznaczył, że nikt nie zamierza walczyć i zmieniać stanowiska Kościoła. - Nikt nie chce namawiać do eutanazji. Nie ma mowy o konflikcie sumienia, ale o możliwości godnej śmierci - argumentuje Palikot. Dodał, że biskup nie powinien grozić premierowi. Palikot powiedział, że zmiany w prawie mają dać możliwość do godnej śmierci i skrócić cierpienia chorych. - Eutanazja to także odmowa leczenia. Leczenia odmówili Zbigniew Religa i Jan Paweł II - argumentował poseł.

Nasz Dziennik: Eutanazja - temat zastępczy  

Politycy Platformy Obywatelskiej chcą debaty na temat eutanazji. Po pośle Palikocie i premierze Donaldzie Tusku zwolennikiem publicznej dyskusji w tej sprawie okazała się także minister zdrowia Ewa Kopacz - pisze Nasz Dziennik. - Czy eutanazja powinna być tematem dyskusji i projekt Palikota nie powinien trafić do kosza? - zagadnął panią minister dziennikarz radia RMF FM. - Szerokiej dyskusji, bo to bardzo trudna dyskusja i myślę, że odpowiedzialni politycy powinni podjąć próbę tej dyskusji, tak jak mówiło się o aborcji. Długie lata to trwało, zanim doszło do konsensusu - odpowiedziała Ewa Kopacz. A jak wygląda realizacja obietnic przedwyborczych rządzącej partii? Debata na ten temat nie interesuje ani mediów, ani polityków? - czytamy.

Niedziela: Absurdalne zarzuty [Prymas Polski nie hamował procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki]  

"Zdumienie i oburzenie wywołuje artykuł w „Rzeczpospolitej", w którym Cezary Gmyz stawia Prymasowi Polski zarzuty, jakoby odmawiał zeznań i hamował proces beatyfikacyjny ks. Popiełuszki" - pisze na łamach tygodnika Niedziela Milena Kindziuk. "Moje oburzenie jest tym większe, że sprawa jest jasna. Przygotowując książkową biografię ks. Jerzego, a także inne publikacje na temat Kapłana Męczennika, rozmawiałam na ten temat zarówno z Księdzem Prymasem, jak też z członkami Trybunału Beatyfikacyjnego, studiowałam również setki różnych dokumentów (IPN, MSW i innych archiwów) i wiem, że prawda jest inna niż ta przedstawiana ostatnio w mediach" - dodaje dziennikarka.

"Po pierwsze - nie jest tak, jak pisze Cezary Gmyz, że Prymas nie złożył zeznań w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego, gdyż „ich świadomie odmówił" i że to była „największa przeszkoda do beatyfikacji". Owszem, kard. Glemp zeznań rzeczywiście nie złożył, jednak na wniosek nie tyle swój, co Trybunału Beatyfikacyjnego, który uznał, że publiczne wypowiedzi Prymasa na temat ks. Jerzego są znane i w zupełności wystarczają do przebiegu procesu. Zresztą, Prymasa mógł przesłuchać tylko Trybunał Stolicy Apostolskiej. Według bowiem starej zasady prawnej, nie mógł on złożyć wyjaśnień przed Trybunałem Diecezjalnym, który sam powołał. Rzym widocznie doszedł także do przekonania, że nie ma potrzeby takiego przesłuchania - pisze Kindziuk. - Nieprawdziwe jest zatem twierdzenie, że wynikła z tego jakakolwiek „przeszkoda do beatyfikacji" ks. Jerzego". Dziennikarka podkreśla, że wszelkie informacje na temat świadków w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego są utajnione i nikt nie ma dostępu ani do listy świadków, ani do treści zeznań. "Zarzut drugi dotyczy „niechęci Prymasa do wyniesienia na ołtarze ks. Jerzego i hamowania kultu męczennika". Naprawdę trudno o większy absurd! Aby się o tym przekonać, wystarczy zapoznać się po prostu z genezą procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki - pisze Milena Kindziuk. - Rozpoczął go bowiem nie kto inny, tylko właśnie kard. Glemp. Kiedy do kościoła św. Stanisława Kostki zaczęły napływać listy, w których ludzie dziękowali za doznane łaski za pośrednictwem ks. Popiełuszki, opracowała je i zebrała w pięciokilogramowy tom działająca przy kościele Służba Informacyjna, z Katarzyną Soborak na czele, i w 1994 r. przekazała Księdzu Prymasowi, który się zapoznał z materiałami i przychylnie odniósł do tej inicjatywy, dając zielone światło do rozpoczęcia procesu" - czytamy. "Bez zgody Prymasa zatem i jego ogromnej przychylności w tej sprawie nie doszłoby ani do zaprzysiężenia trybunału beatyfikacyjnego, ani do rozpoczęcia procesu - co nastąpiło 8 lutego 1997 r. I znów: w obecności i pod przewodnictwem Prymasa Polski. Tym bardziej więc śmieszny jest zarzut „Rzeczpospolitej", że „Prymas był niechętny beatyfikacji", skoro jako przewodniczący trybunału podejmował ostateczne decyzje. A one zawsze zmierzały w kierunku doprowadzenia prac do końca, co na etapie diecezjalnym nastąpiło jeszcze za kadencji kard. Glempa jako ordynariusza archidiecezji warszawskiej" - pisze Kindziuk. "Ostateczną wersję tzw. Positio o męczeństwie, opracowanego przez ks. Tomasza Kaczmarka, zawiózł ostatnio do Watykanu rzeczywiście - jak podaje „Rzeczpospolita" - abp Kazimierz Nycz, obecny metropolita warszawski, ale nie dlatego bynajmniej, że jego poprzednik był procesowi niechętny, tylko z prostej przyczyny pragmatycznej: że oto teraz właśnie dokument został ukończony" - podkreśla. "Nieadekwatne do realiów kościelnych jest także stwierdzenie, że proces rozpoczął się późno, bo 13 lat od śmierci ks. Popiełuszki. Jest to bowiem raczej wcześnie niż późno, zgodnie z prawem kanonicznym proces beatyfikacyjny kandydata na ołtarze może się rozpocząć najwcześniej 5, a najpóźniej 30 lat po jego śmierci" - czytamy. Jak pisze dziennikarka, nieprawdą jest również sugerowanie, jakoby kard. Glemp wywierał nacisk na reżysera filmu „Popiełuszko" i ręcznie sterował scenariuszem i montażem. Rafał Wieczyński wydał na ten temat oświadczenie, pisząc, że: „Ksiądz Prymas nie miał wpływu na wybór ujęć ani montaż scen, ani nigdy nie wyraził oczekiwania takiego wpływu". Na planie zaś podporządkował się sugestiom reżysera, a niektóre ujęcia powtarzał wielokrotnie, aż reżyser uzyskał zamierzony efekt.

"Cóż jeszcze należałoby dodać? Może doradzić autorowi artykułu w „Rzeczpospolitej", by zapoznał się z wypowiedziami kard. Glempa na temat ks. Popiełuszki i je dokładnie przeanalizował. Zarówno kazania (z pogrzebowym włącznie), jak i wszelkie wystąpienia publiczne Księdza Prymasa czy też przemówienia okolicznościowe, choćby te wygłaszane niemal co roku w kolejną rocznicę śmierci Kapłana Męczennika. Jak bumerang powracają w nich stwierdzenia, że „w osobie ks. Jerzego skupił się konflikt odwieczny walki dobra ze złem i prawdy z fałszem", że „postawa ks. Jerzego była podobna do Pawłowego: «zło dobrem zwyciężaj»" albo: „śmierć ks. Popiełuszki miała wymiar religijny i była osadzona w miłości do Chrystusa obecnego w Kościele". Gołym okiem widać, że tego typu stwierdzenia wyraźnie przeczą naciąganym tezom Cezarego Gmyza."

"Wreszcie, na koniec - rzecz pewnie najbardziej bolesna. Gmyz odwołuje się do znanej powszechnie wypowiedzi ks. Jerzego z jego „Zapisków", że „UB szanowało go bardziej niż Prymas w jednej z rozmów". Tak, takie sformułowanie w „Zapiskach" się znalazło. Przytaczanie go jednak w tym momencie, wyrwane z kontekstu, jest czystą manipulacją. Prymas bowiem wielokrotnie już na ten temat się wypowiadał i całą kwestię wyjaśniał. (...) To prawda, że Prymas chwilami był stanowczy wobec ks. Jerzego. Ale stanowczy nie znaczy niechętny. Wręcz przeciwnie - ks. Popiełuszko był kapłanem jego diecezji i Kardynał czuł się za niego odpowiedzialny. Jako biskup musiał dbać o życie swego kapłana, tak jak każdy ojciec dbałby w takiej sytuacji o życie syna" - czytamy.

"Artykuł Gmyza w „Rzeczpospolitej" poza tym, że znajdują się w nim twierdzenia nieprawdziwe i nierzetelne, wyrwane z kontekstu, oburza i zniesmacza jeszcze z jednego powodu - pisze dziennikarka. - Otóż wiadomo, że Ksiądz Prymas niejednokrotnie wyrażał już swój wewnętrzny niepokój, że nie udało mu się ocalić życia ks. Popiełuszki. Mówił o tym publicznie w przejmującym rachunku sumienia w Roku Jubileuszowym na placu Teatralnym w Warszawie: „Pozostaje na moim sumieniu jako ciężar to, że nie zdołałem ocalić życia ks. Popiełuszki, mimo podejmowanych w tym kierunku wysiłków. Niech mi to Bóg przebaczy, może taka była Jego święta wola". Mogłam się o tym także przekonać, gdy rozmawiałam z Księdzem Prymasem, przygotowując książkę o ks. Jerzym. Trudno doprawdy było słuchać, kiedy Kardynał, opierając rękę na biurku i przymykając lekko oczy, mówił o tym, że wciąż, do dziś dnia, staje mu przed oczami ks. Popiełuszko i tamte sytuacje sprzed lat. I pojawiają się wyrzuty, że ks. Jerzego jednak nie ocalił. Nieprzypadkowo „sprawa ks. Jerzego" jest w ocenie Prymasa najtrudniejsza w całej jego posłudze biskupiej i prymasowskiej. I najtrudniejsza zapewne po ludzku dla kard. Józefa Glempa jako człowieka. „Był to także mój dramat" - usłyszałam od Prymasa. Tym bardziej więc urządzanie takiej nagonki na kard. Glempa, jak uczyniły to ostatnio media, należy uznać za absurdalne. Bez rzetelnego rozeznania sprawy, o której się pisze, zbyt łatwo można spłycić wszystko" - konkluduje Kindziuk.

Nasz Dziennik: Otrzymaliśmy [Oświadczenie w sprawie artykułu ks. dr. A. Posackiego SI "Refleksje po tynieckim spotkaniu z buddystami. Kultura czy kult? Dialog czy zdrada?"]  

W artykule autorstwa ks. dr. A. Posackiego SI "Refleksje po tynieckim spotkaniu z buddystami. Kultura czy kult? Dialog czy zdrada?" opublikowanym w Naszym Dzienniku z dn. 7-8 marca 2009 r., nr 56 (3377), znalazły się nieprawdziwe informacje, które podważają zasadność tez całego tekstu - pisze w oświadczeniu wydrukowanym na łamach Naszego Dziennika przeor klasztoru tynieckiego Włodzimierz Zatorski OSB. Wymienia on najważniejsze spośród nieprawdziwych jak pisze tez zawartych w tekście: Spotkanie z mnichami tybetańskimi w klasztorze tynieckim nie miało charakteru religijnego w rozumieniu sugerowanym przez Autora. Zgodnie z Regułą św. Benedykta (Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: "Gościem byłem i przyjęliście mnie" (Mt 25, 35). […] okazaliśmy tybetańskim mnichom zwykłą chrześcijańską gościnność - czytamy. - Autor artykułu pisze, że "Justyna Jan-Krukowska zaproponowała własną wizję sztuki o charakterze rytualnym, którą 'rozwiesiła' na terenie benedyktyńskiego klasztoru. (...) Wystawianie dzieł Justyny Jan-Krukowskiej w tynieckim klasztorze było więc całkowicie pozbawione sensu i narażało zarówno zakonników, jak i wiernych na duchowy zamęt i zgorszenie". Stanowczo oświadczamy, że na terenie opactwa tynieckiego nigdy nie miała miejsca wystawa prac Justyny Jan-Krukowskiej. Trudno nam powiedzieć, skąd Autor artykułu zaczerpnął powyższe informacje. Nie odpowiadają one prawdzie. Właśnie upowszechnianie tego typu niesprawdzonych i nieprawdziwych wiadomości naraża "zarówno zakonników, jak i wiernych na duchowy zamęt i zgorszenie", a ponadto jest krzywdzące - pisze przeor tynieckiego klasztoru. - Udział opata tynieckiego, o. Bernarda Sawickiego OSB, w sypaniu mandali w centrum Manggha w Krakowie 1 marca br. został określony przez ks. dr. A. Posackiego SI jako "w pełni afirmatywny". Ojciec Opat, podobnie jak ks. Posacki, brał w nim udział, będąc kapłanem Kościoła katolickiego - czego się nie wstydził (w odróżnieniu od Autora), występując w habicie i z krzyżem na piersi. Podanie przez Autora jednoznacznej oceny intencji udziału Ojca Opata w omawianej ceremonii jest - delikatnie mówiąc - nadinterpretacją - czytamy w oświadczeniu. - Sam tytuł artykułu niedwuznacznie sugeruje sprzeniewierzenie się przez mnichów tynieckich wierności Kościołowi katolickiemu i popieranie okultyzmu, satanizmu i magii. Rozpowszechnianie tego typu opinii ma charakter pomówienia - pisze o. Zatorski i informuje: "tego typu spotkania w świecie monastycznym są czymś normalnym i mają długą tradycję, czego wyraz dał Paweł VI, prosząc właśnie benedyktynów o tę formę dialogu z innymi religiami i kulturami. W związku z tym faktem opinie wyrażone przez Autora świadczą o braku elementarnej wiedzy na temat dialogu międzyreligijnego. Z przykrością także stwierdzamy, że nikt nie konsultował się z przedstawicielami opactwa w celu sprawdzenia informacji odnośnie do przebiegu wizyty mnichów tybetańskich w Tyńcu". W imieniu benedyktynów o. Zatorski prosi, "aby te fałszywe informacje zostały jak najszybciej sprostowane. Jest to ważne tym bardziej, że wywołują one wśród wiernych poważne zgorszenie oraz kalają dobre imię klasztoru tynieckiego i mieszkających w nim mnichów".

Nasz Dziennik: "Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają" (Mt 5, 12) [Homilia bp. Antoniego Dydycza wygłoszona na pogrzebie śp. ks. Tadeusza Krakówki]  

Homilię bp. Antoniego P. Dydycza, biskupa drohiczyńskiego z 5 marca 2009 r., wygłoszoną w Miłkowicach Maćkach na pogrzebie zamordowanego tam ks. Tadeusza Krakówki publikuje Nasz Dziennik. - Nie nam rozsądzać o winie. Nie nam wydawać wyroki. Ale to my możemy stawiać tamy złu albo szeroko otwierać mu drzwi naszych domów, szkół i różnych instytucji; naszej kulturze i naszym zachowaniom - mówił kaznodzieja. - Nie możemy przejść obojętnie obok wyznania jednego z zabójców innego kapłana, który przyznał się, że uczynił to z nienawiści do księży katolickich. A skąd się ta nienawiść wzięła? Czy nie z naszych mediów, z wypowiedzi jakże licznych polityków i dziennikarzy, którzy z taką łatwością w poczuciu bezkarności, posługując się obelżywymi słowami, atakują kapłanów, wciąż dzielą biskupów, podstępnie ośmieszają kolejnych Papieży? Uderzają w moralność i wszelkie zdrowe zasady - czytamy w tekście wygłoszonej homilii. - Na tak postawione pytanie, również w obliczu tej śmierci, należy jasno zareagować. Ale to nie wszystko. Nie możemy jedynie wskazywać palcem na innych. Przecież ci ludzie od dziecięcych lat słyszą to, co się mówi w domu; widzą to, co się dzieje w najbliższym otoczeniu. Jeżeli nie z jednej, to z drugiej strony, ale to zło atakuje. Czy stawiamy temu opór? Czy uczymy powstrzymywania się od zła, utajonego pod różnymi postaciami, np. alkoholu i wszelkich środków odurzających? Czy uczymy skromności i pracowitości? A może chwalimy tych, którzy łatwo się bogacą, nie patrząc ani na uczciwość, ani na sprawiedliwość, tylko na chęć zysku, nawet kosztem ludzkiego życia? Od takich pytań nikt z nas nie jest wolny - mówił bp Dydycz.

Dziennik: To Szczuka rozczarowała PO [polemika Urszuli Augustyn (PO)]  

- Opinia Kazimiery Szczuki wprawiła mnie w osłupienie. Nie dlatego, że pani Szczuka skasowała Parlamentarną Grupę Kobiet. Oto ceniona przeze mnie krytyczka literacka pokusiła się o recenzję „książki”, z której przeczytała najwyżej co drugie zdanie - pisze posłanka PO Urszula Augustyn w Dzienniku. Polemizuje ona z opublikowanym wcześniej tekstem Szczuki „PO rozczarowała kobiety”. Obszarem zainteresowania Kazimiery Szczuki stała się działalność Parlamentarnej Grupy Kobiet. - Bez względu na ponad 70-osobową listę członków, pani Szczuka postanowiła Grupę wprawić w niebyt - pisze posłanka PO. - Co prawda na zakończenie swojego wywodu napisała, że „nie wie i nie rozumie”, ale nie przyszło jej na myśl, żeby zapytać choćby przewodniczącej. A szkoda, bo dowiedziałaby się np. o spotkaniu PGK z Madeleine Albright w maju 2008 r., po którym podpisano deklarację promocji zdrowia kobiet. Teraz parlamentarzystki organizują 16 regionalnych konferencji (odbyły się już w Wielkopolsce, na Mazowszu, w Małopolsce i na Dolnym Śląsku), poświęconych propagowaniu walki z rakiem piersi i szyjki macicy. Dowiedziałaby się o zainaugurowanej ogólnopolskiej akcji „Laurka”, dzięki której dzieci zwrócą się do mam, by dbały o zdrowie. Dowiedziałaby się o konferencji „Kobieta w polityce” i przygotowywanej wystawie „Kobiety w Sejmie RP”. Wreszcie, dowiedziałaby się o działaniach na rzecz ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (prace nad nią trwają) i ustawy o rodzinnej pieczy zastępczej (w najbliższym czasie), a także o podniesieniu poziomu refundacji składek ZUS matkom przebywającym na urlopach macierzyńskich - czytamy.

Nasz Dziennik: Wyzwolenie kobiet? [Marek Czachorowski - komentarz po marszach równości z 8 marca]  

"Pod hasłem "równości kobiet" maszeruje się w Dniu Kobiet, by skonfliktować mężczyzn i kobiety, chociaż ten stary zamysł - obecny już w znanym obrazie biblijnym mówiącym o drzewie "poznania dobra i zła" - zdaje się być ukryty dla samych uczestników tego rodzaju pochodów mających poczucie raczej torowania drogi sprawiedliwym, głębokim i autentycznym relacjom obojga płci. Zazwyczaj bowiem promuje się ową "równość" kobiet w imię dociągnięcia do ideału relacji erotycznych, w tym i małżeńskich" - pisze Marek Czachorowski w Naszym Dzienniku. Nawiązując do postulatów wyzwolenia kobiet Karola Fouriera pisze: "Jeśli Fourier przepowiadał, że woda oceanów zamieni się w przyszłości w lemoniadę, to tak samo należy potraktować jego oczekiwanie - oraz oczekiwanie uczestników rozmaitych "manif" - iż poddanie człowieka pożądaniom seksualnym doprowadzi do "równości" kobiet. Samo zaspokojenie tych pożądań wcale nie łączy mężczyzny z kobietą, ale ich względem siebie przeciwstawia - jak to zresztą widzimy w biblijnej opowieści o gwałcie Tamar - jeśli nie łączy ich odpowiedzialność za drugą osobę i ludzki poziom swojego zaangażowania. Racje miał zatem E. Fromm, twierdząc (w "O sztuce miłości"), że nowożytna idea "równości" kobiet to tylko narzędzie totalitarnej władzy. Przyjęcie oświeceniowego hasła, iż "dusza nie posiada płci", prowadzi do tego, że "biegunowa różnica znika, a wraz z nią znika miłość erotyczna oparta na tej właśnie różnicy". Ostatecznie zaś chodzi o to, aby obydwie płcie "działały w masowych zbiorowiskach sprawnie, bez tarć; aby wszyscy słuchali tych samych rozkazów, a jednak aby każdy był przekonany, że postępuje zgodnie ze swoimi pragnieniami". Oto zatem prawdziwe oblicze współczesnych nam haseł "wyzwolenia kobiet" - czytamy.

Polska: Kościół i Unia [Opinia z forum Polskatimes.pl]  

"Nie wolno pozwolić Kościołowi katolickiemu wpływać na kształtowanie Unii Europejskiej. Dziękujemy też za wartości, jakie próbuje nam sprzedać, co przecież czyni we własnym interesie. Jednocześnie widzimy, że większość tych wartości istnieje w Kościele jedynie werbalnie. Dlatego powinien on najpierw przyczynić się do wcielenia ich w życie we własnych szeregach. Przykro mi to stwierdzić, ale uważam Kościół za organizację lękającą się nowoczesności i prawdy. Nie ma odwagi przyznać się do własnych, wielkich błędów" - pisze na forum na www.polskatimes.pl "Poraj".

NAUKA, KULTURA, SPOŁECZEŃSTWO  

Dziennik: Spis powszechny czy inwigilacja/ Rachmistrz zapyta, czy żyjesz w konkubinacie/ Kulesza: to są zamiary rodem z powieści Orwella  

W 2011 r. ma powstać superbaza danych o Polakach. Znajdą się w niej poufne informacje o naszych zarobkach, podatkach, o tym, czy np. płacimy alimenty lub jesteśmy ubezpieczeni - pisze na pierwszej stronie Dziennik. Według Dziennika, zgodnie z zaleceniami ONZ, Rady Europy i OECD spis zorganizuje większość krajów świata. W Unii Europejskiej spisy takie mają odbywać się co dziesięć lat, na przełomie dekad, w roku kończącym się na „1”. O sposobie tworzenia baz danych i poziomie ingerencji państwa w życie prywatne obywateli zadecydują poszczególne państwa. W Polsce spis ma przebiegać w ten sposób, że najpierw urzędy państwowe przekażą GUS informacje ze swoich rejestrów na temat wszystkich Polaków - każda informacja będzie przypisana do naszego imienia, nazwiska, adresu i numeru PESEL. Minister finansów przekaże np. informacje z urzędów skarbowych, czy płacimy podatki z tytułu etatu, zasiadania w radach nadzorczych czy kontraktów menedżerskich. Poinformuje, z jakiej firmy dostajemy zarobki. Z kolei szef MSWiA ma przekazać dane z całego systemu PESEL zawierającego 30 informacji: m.in. miejsce zameldowania, numer dowodu osobistego, imiona i nazwiska rodowe rodziców. Po to by zweryfikować i uzupełnić dane, urząd wylosuje reprezentatywną grupę respondentów. To do ich drzwi zapuka rachmistrz spisowy z indywidualnym formularzem elektronicznym w minikomputerze. Zawarte w nim będą dane adresowe i osobiste respondenta. W mieszkaniach wylosowanych osób, między 1 kwietnia a 30 czerwca 2011 r., zostanie przeprowadzony spis na podstawie bezpośredniej rozmowy. Pod rygorem kary grzywny trzeba będzie odpowiedzieć na pytania dotyczące np. wyposażenia domu czy źródeł utrzymania, podać numer telefonu, e-mail, REGON, NIP i PESEL. Rachmistrzowie zapytają o nasze wyznanie, o to, czy żyjemy w konkubinacie, czy jesteśmy niepełnosprawni, ile chcemy mieć dzieci. Odpowiedź na te ostatnie pytania będzie nieobowiązkowa. Dodatkowe pytania GUS chce zadawać przez internet. Respondenci wypełnią formularze w sieci. W wojewódzkich urzędach statystycznych oraz w centrali GUS dane będą scalane i opracowywane. Następnie trafią do bazy centralnej - czytamy.

- Skala przedsięwzięcia budzi zaniepokojenie. - To są praktyki rodem z powieści Orwella! - uważa prawnik, ekspert ds. administracji prof. Michał Kulesza, który zna projekt. Według niego proponowane rozwiązania stwarzają poważne zagrożenie możliwością głębokiej inwigilacji obywateli. - Prawdopodobnie ustawa w znaczący sposób naruszałaby konstytucję. Powodowałaby ryzyko wglądu przez nieuprawnione osoby do danych na temat konkretnego człowieka i rozległej, głębokiej ingerencji w sferę jego prywatności - czytamy.

Dziennik Polski: Zgłoszenia do konkursu 8 Wspaniałych  

Dziś ostatni dzień, kiedy można zgłaszać kandydatów w Samorządowym Konkursie Nastolatków „8 Wspaniałych”. Konkurs, przeznaczony dla uczniów gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych, ma promować pozytywne postawy i dokonania młodych ludzi oraz upowszechniać wolontariat. Kandydatów mogą proponować szkoły, organizacje, fundacje, parafie, sąsiedzi, rodzice - młodzi ludzie mogą też zgłosić się sami. Zgłoszenia można jeszcze dziś wysłać pocztą (liczy się data stempla pocztowego) lub przynieść do MDK „Dom Harcerza” (ul. Reymonta 18, Kraków). Trzeba dostarczyć kartę uczestnictwa (z danymi osobowymi, adresem) oraz opis działań kandydata.

Gazeta Wyborcza: Auschwitz to takie piwo. Kraj. Albo chleb [Brytyjska młodzież wie niewiele o Holocauście]  

Choć w brytyjskiej szkole średniej o Holocauście uczy się obowiązkowo,23 proc. młodzieży nie wie, co się działo w Auschwitz-Birkenau - pisze Jacek Pawlicki w Gazecie Wyborczej. - Na Wyspach Brytyjskich są nastolatki, którym nazwa Auschwitz kojarzy się z marką piwa bądź nazwą chleba - wynika z badań zleconych przez Londyńskie Żydowskie Centrum Kulturalne. Jak pisze dziennik "Daily Mail" centrum zamówiło badania w związku z promocją edukacyjnego filmu "Chłopiec w pasiastej piżamie". To przeznaczona dla młodzieży historia przyjaźni między niemieckim i żydowskim chłopcem w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Producent - Miramax wraz organizacją charytatywną Film Education i brytyjskimi organizacjami żydowskimi chce, aby film trafił do brytyjskich szkół. Wszystko po to, by walczyć ze skandaliczną ignorancją na temat Holocaustu w szkołach - czytamy. - Eksperci uspokajają, że poziom ignorancji na temat Holocaustu wśród brytyjskiej młodzieży nie odbiega od zachodniej "normy". Gdyby podobne badania przeprowadzić we Francji czy Holandii ich wynik mógłby być podobny. Spory wpływ na to ma dość spory odsetek dzieci z imigranckich rodzin, z byłych kolonii w Azji czy Afryce. W domach tych dzieci w ogóle nie mówi się o Holocauście. Sama szkoła nie zastąpi ważnej dla rozwoju dzieci edukacji domowej. Organizacje żydowskie próbują przejąć inicjatywę. Jak mówi "Daily Mail" Karen Pollock z Holocaust Educational Trust w 2008 roku organizacja ta zorganizowała wycieczki do Auschwitz dla 3 tys. uczniów. Kolejne 30 tys. miało okazję wysłuchać na żywo świadectwa osoby, która przeżyła Holocaust - czytamy. Na zakończenie tekstu Gazeta dodaje, że z Wielkiej Brytanii pochodzi kontrowersyjny biskup lefebrysta Richard Williamson zaprzeczający Holocaustowi.

=> Dziennik: Auschwitz to nie jest marka piwa

Rzeczpospolita: Śpieszmy się żyć! [Ironiczna „Nirvana” Krzysztofa Garbaczewskiego w teatrze]  

"Ironiczna „Nirvana” Krzysztofa Garbaczewskiego dotyka zagubienia chrześcijan i nadgorliwości buddyjskich neofitów w sytuacjach ostatecznych" - opisuje na lamach Rzeczpospolitej Jacek Cieślak. "Młody, ale już doceniany reżyser zmierzył się z „Tybetańską księgą umarłych”. Powstał bardzo plastyczny, pełen niedopowiedzeń i tajemnic spektakl o zawieszeniu pomiędzy życiem a śmiercią. Ale ten stan może być również traktowany metaforycznie - jako moment przeistoczenia, kiedy przestaliśmy już funkcjonować w starej formie, a nie przyoblekliśmy się jeszcze w nową. Problem jest gorący, żyjemy przecież w czasach transformacji i każdy jej doświadczył" - pisze Cieslak.

"Przedstawienie może dotknąć najbardziej buddyjskich neofitów, których tak w Polsce, jak i na świecie jest coraz więcej. Porzucili chrześcijaństwo, ateizm bądź agnostycyzm. Zwątpili w Kościół albo byli zmęczeni brakiem duchowości. Przyczynami tych zjawisk Garbaczewski się nie zajmuje. Skoncentrował się na obserwacji dramatycznych sytuacji, kiedy to najczęściej padają pytania o sens wiary, religii, życia i śmierci - czytamy. - Pierwsza scena pokazuje moment umierania najprawdopodobniej jednego z rodziców młodego bohatera nazwanego WRR (Krzysztof Zarzecki). Nie potrafi sobie poradzić z odchodzeniem najbliższej osoby. Matkę lub ojca, którzy najpewniej nieśli go do chrztu, stara się żegnać buddyjskimi formułami. Powstała sekwencja, w której zapisany jest dramat i nadzieja wielu młodych Polaków. Tymczasem reżyser nie boi się ironizować. Podkreśla, że młody człowiek, starając się ukoić buddyjskimi formułami strach przed śmiercią, musi się do nich sam przekonać. Bohaterowi mylą się egzotyczne terminy, pojęcia. Źle czuje się w nowej skórze. Nie wierzy w to, co mówi. Druga scena jest równie szydercza. Podczas buddyjskiego treningu WRR przemawia do uczniów. Banalnie, stereotypowo. Czy tak samo niewiarygodnie jak nieprzekonany do swojej posługi ksiądz, który zraził WRR do Kościoła? - pyta Cieślak. - Kiedy Garbaczewski podejmuje motyw umierającego Odysa, zmienia spektakl w opowieść o konwencjach życia i teatru. Balansuje na granicy sacrum i profanum, tragizmu i komizmu, udowadniając, jak pozornie oddalone od siebie sfery są sobie bliskie. Oto teatralny Odys - jest bliski śmierci. Ale wystarczy jedno zdanie scenicznej pielęgniarki, że wyjeżdża ona do Ekwadoru, by aktor grający wiecznego pielgrzyma przestał przeżywać rolę i stał się człowiekiem zazdrosnym o egzotyczną wyprawę koleżanki. W finale ludzkie dusze błąkają się w buddyjskim czyśćcu. Tęsknią do dawnych ciał, pragną z powrotem żyć pełnią. Garbaczewski zdaje się mówić: śpieszmy się kochać życie. Tak szybko mija".

Gazeta Wyborcza: Dionizos modli się za nami [recenzja książki-eseju Tomasza Cyza "Powroty dionizosa"]  

„Król Roger” Szymanowskiego i Iwaszkiewicza miał być odpowiedzią na „rozpacz końca świata” - tak uważa Tomasz Cyz. Recenzję książki, która jest opowieścią o jednej z najważniejszych oper XX w. operze "Król Roger" publikuje Gazeta Wyborcza. - To książka podstępna i wyzywająca - uważa Tadeusz Sobolewski i opisuje: "Razem ze swoim 24-letnim kuzynem Jarosławem Iwaszkiewiczem zaczął obmyślać „Króla Rogera”, który początkowo miał nosić tytuł „Pasterz”. Tomasz Cyz nazywa proces tworzenia tej opery „imaginacyjną podróżą” dwóch artystów, dla których rodzima Ukraina jeszcze niespustoszona przez rewolucję wydawała się „niedoszłą Sycylią”, cudownym konglomeratem narodów, kultur, religii. Taka jest XII-wieczna Sycylia normańskiego króla Rogera II. Opera zaczyna się w pałacowej kaplicy „utkanej z dzieł różnych wyznań”, z ikoną Chrystusa Pantokratora, ze sklepieniem rzeźbionym w wersety Koranu przez poprzednich arabskich władców wyspy. Bizantyńska liturgia zostaje przerwana przez pojawienie się Pasterza, który uwodzi króla „dziwnymi pieśniami śpiewanymi na cześć nieznanego Boga”. Kim jest Pasterz -nie tyle „dobry”, ile „piękny”? Dionizosem, Erosem, Chrystusem? Wszystkimi naraz? Trójcą połączoną w jedno ludzkie bóstwo? Co znaczyła ta postać dla dwóch artystów, którzy w Odessie szkicowali dramat - jak wspominał Iwaszkiewicz - „siedząc nad zalanym słońcem brzegiem Morza Czarnego”? I co dziś znaczy ta wizja dla nas, dziś, w Polsce?

Tło eseju Cyza stanowią dwa przedstawienia „Króla Rogera” w reżyserii Mariusza Trelińskiego -warszawskie (2000) i wrocławskie (2007). „Jestem we wnętrzu Rogerowego pałacu” - zaczyna Cyz. To jego własna „imaginacyjna podróż”, autorska, syntetyczna wizja tej opery wyrażona charakterystycznym, nieco emfatycznym stylem. Ale ta książka wykracza poza filologiczną, teatrologiczną czy muzykologiczną interpretację dzieła. Rozszyfrowuje jego ideę. Rekonstruuje ducha epoki, która była czasem młodości Eliadego, Junga, Kerenyiego. Zwrot do początków, w stronę starożytności, nowoczesna fascynacja mitem greckim miały być „odpowiedzią na zło wojny [pierwszej wojny], na rozpacz końca świata” - czytamy.

"Dla młodego Iwaszkiewicza (współautora libretta), podobnie jak dla Szymanowskiego, życie bez transcendencji było niemożliwe, ale „niemożliwy był także powrót do prostego katolicyzmu ojców i dziadów”, do religii, która umieszcza Boga gdzieś wysoko, poza człowiekiem, w sferze dogmatu lub bajki, a nie w doświadczeniu wewnętrznym. „Mój Bóg jest piękny jako ja” - mówi Pasterz do króla Rogera. Chrystus Szymanowskiego jest artystą. Zastanawia to, że tak sugestywne, pełne miłości wizerunki Chrystusa tworzyli artyści, o których wiadomo, że byli homoseksualistami: Leonardo da Vinci, Oscar Wilde, Pier Paolo Pasolini. Zapada w pamięć apostrofa z „Dzienników” Gombrowicza o „genialnym Chrystusie, który poda ci rękę”. Białoszewski w „Transach” odczuwa Chrystusa („nie wchodząc w boskość”) „wzruszająco (...) jako kogoś bardzo subtelnego, najbardziej, chociaż znającego niesubtelności do końca”. „Powroty Dionizosa” podsuwają odpowiedź - czytamy. - Homoseksualizm wyraża pewną uniwersalną tęsknotę, niezależną od tzw. orientacji seksualnej. Artyści, o których tu mowa, byli szczególnie wyczuleni na postać Człowieka-Boga łączącego sprzeczności. Pasterz, za którym podąża król Roger, prowadzi nas do świata niedualistycznego, zbawionego, rozgrzeszonego, nierozdartego na ciało i duszę - świata „sprzed podziału” i sprzed „schizofrenii płci”. Łączy to wszystko, co w świecie rozdzielone" - czytamy.

Rzeczpospolita - Prawo: Urlop macierzyński dla dziecka w domu  

Matka nie powinna tracić urlopu macierzyńskiego, gdy jej maluch leży w szpitalu - uważa rzecznik praw dziecka. Marek Michalak chce zmian w przepisach kodeksu pracy dotyczących zasad udzielania urlopu macierzyńskiego. W tej sprawie skierował wystąpienie do Joanny Fedak, minister pracy i polityki społecznej. Chodzi o przypadki, kiedy dziecko z powodu np. wczesnego urodzenia musi przez jakiś czas pozostać w szpitalu. Rzecznik przypomina, że celem urlopu macierzyńskiego jest nie tylko regeneracja sił kobiety po porodzie, ale także opieka nad noworodkiem. Tymczasem zgodnie z obowiązującymi przepisami przerwanie urlopu macierzyńskiego na czas pobytu noworodka w szpitalu możliwe jest jedynie po wykorzystaniu po porodzie ośmiu tygodni urlopu macierzyńskiego. Zdaniem rzecznika nawet gdy matka towarzyszy swojemu dziecku w szpitalu, to nie odpowiada to idei urlopu macierzyńskiego.

Problem ten został dostrzeżony podczas prac nad tzw. nowelizacją rodzinną kodeksu pracy. Poseł Joanna Kluzik-Rostkowska zgłaszała poprawkę, zgodnie z którą w przypadku wcześniaka lub ciężko chorego dziecka, które z innego powodu wymaga dłuższego pobytu w szpitalu, urlop macierzyński wydłużałby się o ten czas, nie dłużej jednak niż o osiem tygodni. Dzięki temu rozwiązaniu matki mogłyby się opiekować dziećmi w szpitalu bez utraty urlopu. W obecnych warunkach i tak przecież nie wracają do pracy. Po ośmiu tygodniach urlopu zawieszają go i od razu uciekają na zwolnienie lekarskie, by nie tracić macierzyńskiego, ale być z hospitalizowanym dzieckiem.

Z danych Joanny Kluzik-Rostkowskiej wynika, że wcześniaki stanowią nie więcej niż 2 - 3 proc. urodzeń w naszym kraju. W związku z tym koszty wprowadzenia tego rozwiązania nie byłyby rujnujące dla budżetu. Jej zdaniem przepis taki prędzej czy później powinien się znaleźć w kodeksie pracy, bo wymuszają to unijne przepisy.

Gazeta Wyborcza: Arabia Saudyjska: 40 batów dla 75-latki  

40 batów, cztery miesiące aresztu i deportacja za kontakt z dwoma niespokrewnionymi mężczyznami - na taka karę skazał 75-letnią Syryjkę saudyjski sąd - pisze Gazeta Wyborcza. - W zeszłym roku religijna policja wtargnęła do domu kobiety w mieście Al-Chamli i znalazła tam dwóch mężczyzn. Jeden z nich tłumaczył, że Syryjka karmiła go piersią w latach niemowlęcych i że wraz z kolegą przyniósł jej chleb. Sąd uznał to jednak za złamanie surowego koranicznego prawa zakazującego przebywania samotnych kobiet w towarzystwie niespokrewnionych mężczyzn - czytamy.

Gazeta Wyborcza: Do więzienia za metadon  

Pomorska policja wyłapuje narkomanów, którzy samodzielnie leczą się metadonem. Metadon to syntetyczny narkotyk stosowany w tzw. substytucyjnej terapii uzależnień od opiatów - heroiny czy tzw. kompotu. Działa na mózg tak jak one, ale nie daje tzw. haju, likwidując jednocześnie efekty głodu narkotykowego. Narkoman może normalnie funkcjonować, pracować, uczyć się. Zażywający i posiadający go trafiają do aresztów i przed sąd, bo w mieście nie ma ośrodków, gdzie można by go zażywać legalnie w ramach terapii - pisze Sławomir Sowula w Gazecie Wyborczej i opisuje przypadek Marka Stańczyka z Gdańska: ma 56 lat. 30 lat brał narkotyki. Prokurator zarzucił mu nielegalne posiadanie 200 ml metadonu. Mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia. Proces Stańczyka właśnie się rozpoczyna przed gdańskim sądem. Mężczyzna twierdzi, że metadon to jego ostatnia szansa na normalne życie. - Odcięli mi gaz, jak siedziałem w więzieniu. Jak zacznę znowu brać brown sugar, to nawet nie zejdę do piwnicy po węgiel, zamarznę i zdechnę - mówi. Stańczyk tłumaczy, że nie stać go na legalną kurację, bo najbliższy ośrodek, który ją stosuje, jest w odległym o 100 km Słupsku lub w Świeciu, a on ma 444 zł renty. Przynajmniej w początkowej fazie ośrodek trzeba odwiedzać codziennie. Pacjent jest badany, czy nie bierze heroiny, dostaje dawkę metadonu i wraca. Pan Marek ma go za darmo od kolegi. Brak terapii dostępnej w Trójmieście tworzy czarny rynek. Niektórzy pacjenci po jakimś czasie dostają w ośrodku dawki na kilka dni i dają część kolegom. - Wszyscy łamią prawo, bo karane jest nie tylko posiadanie, ale i rozprowadzanie narkotyku na mocy ustawy o zapobieganiu narkomanii - mówi gdański prokurator prowadzący taką sprawę. - Raz w miesiącu zatrzymujemy osobę, która nielegalnie posiada metadon - potwierdza Magdalena Michalewska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Metadon w kraju dostaje ok. 1300 osób, a programy metadonowe prowadzi 20 ośrodków. Korzysta z nich zaledwie 4-5 proc. biorących opiaty. W krajach Europy Zachodniej to aż 20-70 proc. Szacuje się, że opiaty zażywa w województwie pomorskim ok. 200 osób. Dlaczego kuracja metadonowa nie jest dostępna w Trójmieście, podczas gdy od kilku lat stosuje się ją w Krakowie i Warszawie? - Sama się temu dziwię. Podaje się metadon doustnie, więc nie jest to skomplikowane - mówi Jolanta Łazuga-Kaczurowska, krajowa szefowa Monaru.

W SKRÓCIE  

• Coraz więcej Amerykanów określa się jako nie wyznający "żadnej religii" i mniej utożsamia się z chrześcijaństwem - wynika z sondażu przeprowadzonego przez badaczy z Trinity College w Hartford w stanie Connecticut.

• "Sztuczne życie coraz bliżej" - pisze Rzeczpospolita. Naukowcom udało się zbudować jeden z najważniejszych elementów żywej komórki.

• Teraz jest w świecie, co wiecznie trwa. Anna Jantar umiała nie tylko pięknie śpiewać, ale i pięknie żyć. Z ks. prof. Andrzejem Witko - autorem książki „Anna Jantar” - rozmawia na łamach Niedzieli Lidia Dudkiewicz.

• Wielkopostny cykl Niedzieli: Dźwigając krzyż. Nawet w największym cierpieniu, nie trzeba postrzegać siebie jako „najcięższy przypadek pod słońcem”- pisze Anna Wyszyńska.

• Osoby dotknięte nagłą śmiercią kogoś bliskiego często pytają: Jak dalej żyć? - pisze Marta Bilonowicz-Hutna w artykule Niedzieli.

• Dziennikarz, publicysta, autor wielu książek dotarł do wielu niezwykłych historii, które pozmieniały ludzkie życie, i dlatego musiał napisać książkę „Cuda Jana Pawła II”- sylwetkę Pawła Zuchniewicza prezentuje w Niedzieli Piotr Chmieliński.

• Około 350 tys. Polaków nie płaci na swoje dzieci mimo prawomocnych wyroków sądowych - pisze w artykule Niedzieli pt. "Nie okradaj dzieci swoich" Ewa Zarzycka.

• Propagowanie antykoncepcji jest zamachem na wspólnotę życia i miłości, jaką stanowi małżeństwo i rodzina - pisze Henryk Kuczaj w artykule Niedzieli "Zamach na miłość".

• O. Eugeniusz Maria Lorek, kustosz sanktuarium św. Ojca Pio na Górce Przeprośnej został wybrany na generała zgromadzenia Apostołów Jezusa Ukrzyżowanego - czytamy w Niedzieli.

• Górujący nad całą okolicą kościół pw. Najczystszego Serca Maryi powstał przy pl. Szembeka dla uczczenia setnej rocznicy bitwy pod Olszynką Grochowską, przypadającej w 1931 r. - Varsavianista Jarosław Zieliński oprowadza czytelników warszawskiego wydania Dziennika po kościele pw. Najczystszego Serca Maryi.

• Dzieło profesora Zbigniewa Religi nie zaginie. Będzie je kontynuował jego syn - kardiochirurg Grzegorz Religa. Na początku tego roku przeprowadził operację za pomocą prototypu robota kardiochirurgicznego, a za kilka miesięcy wykona pierwsze testy innego wynalazku: sztucznych komór dziecięcych. Zupełnie jak kiedyś prof. Religa. Wynalazki wciąż powstają w zabrzańskiej Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii, którą 18 lat temu stworzył prof. Religa - pisze Dziennik.

• Dziś mija 50 lat od wybuchu powstania w stolicy Tybetu Lhasie, w wyniku którego zginęło 200 tys. Tybetańczyków - piszą gazety.

• Dziennik dołącza do dzisiejszego wydania poradnik dla osób molestowanych w pracy przygotowany przez minister Radziszewską.

• Jeżeli przedwojenny mężczyzna był żonaty, to służył do utrzymywania rodziny, czyli musiał ostro tyrać. W drugim wypadku służył kobiecie jako alibi. Ładna kobieta bez mężczyzny u boku była podejrzana i uczciwa kobieta nawet nie podawała jej ręki. Brzydkiej kobiecie jeszcze bardziej służył, by nikt nie sądził, że jest tak brzydka, iż jej żaden mężczyzna nie chciał. Mężczyzna służył także kobiecie zamiast laski; zawsze trzymała go pod rękę, gdy szli w publiczne miejsce - o "mężczyznach przed wojną" czytamy w cyklu Gazety Wyborczej "Męska muzyka".

ter/hel

(c) Katolicka Agencja Informacyjna
Wszelkie prawa zastrzeżone. Publikowanie, przedrukowywanie, powielanie lub wykorzystanie tekstu w pracy redakcyjnej bez zgody KAI - zabronione.
Data wydania: 10.03.2009 r.
Wydawca: KAI; Red. naczelny: Marcin Przeciszewski



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Organizacja robót budowlanych - z Internetu, Dziennik BIOZ, 1
druki geodez. z internetu, dziennik pomiaru kątów, Nr
Org. bud.- z Internetu, Dziennik BIOZ, 1
badania internet i dziennikarze
Mikołaj Krasnodębski Bóg porządku, czy Bóg Miłości Internetowa Gazeta Katolików
Internet pokonał telewizję, NAUKA, DZIENNIKARSTWO, Dziennikarstwo
konprzyrkl4[1], Międzywydziałowe Studium Pedagogiczne Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie dawniej
dzienne2006 07 do internetu
KONSPEKTi, Międzywydziałowe Studium Pedagogiczne Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie dawniej AR w
DZIENNIK PRAKTYK, studia, LICENCJAT, Praktyki w Internacie
Dziennikarstwo internetowe, Studia -123xara
15[1], Międzywydziałowe Studium Pedagogiczne Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie dawniej AR w Lub
Internet miażdży prasę, NAUKA, DZIENNIKARSTWO, Dziennikarstwo
przyr1[1], Międzywydziałowe Studium Pedagogiczne Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie dawniej AR w
konspekt[1], Międzywydziałowe Studium Pedagogiczne Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie dawniej AR
Dziennikarstwo internetowe i język Internetu
Niemcy, nie opluwajcie polskiego narodu! – Oświadczenie Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy
InternetAGlobalizacja, socjologia dziennikarstwo(1)
dziennikarstwo internetowe definicja

więcej podobnych podstron