Henrik Ibsen
Upiory
„Upiory” to dramat typu analitycznego: na scenie oglądamy tylko konsekwencje wydarzeń i działań sprzed wielu lat. Odznacza się on wielką zwartością konstrukcji opartą na klasycznych zasadach trzech jedności.
Akcja wszystkich trzech aktów rozgrywa się w jednym z pokoi posiadłości pani Alwing, położonej nad fiordem w zachodniej Norwegii.
Czas akcji obejmuje mniej więcej 24 godziny, od rana jednego dnia do rana drugiego dnia.
W akcji uczestniczy 5 osób:
pani Helena Alwing - wdowa po kapitanie i szambelanie Alwing
Oswald Alwing - artysta-malarz, syn Heleny i kapitana Alwinga
Pastor Manders
Stolarz Jakub Engstrand
Regina Engstrand - zatrudniona w domu Pani Alwing, córka kapitana Alwinga i służącej Joanny; Jakub Engstrand uznał ją za swoją córkę
Główną sprawą „Upiorów” jest zrywanie zasłon z zatajeń i kłamstw i ukazanie prawdy o ludziach i ich działaniach. Między początkiem aktu I a sceną końcową wali się w gruzy gmach pozorów, wznoszony latami; opadają maski ukazując prawdziwe oblicze ludzi, wychodzi na jaw prawdziwy stan rzeczy.
Główną postacią jest Helena Alwing. We wczesnej młodości wyszła za mąż za zamożnego porucznika Alwinga (jak sama twierdzi „sprzedała się”), chociaż darzyła uczuciem pastora Mandersa. Małżeństwo ich okazało się prawdziwym piekłem, a to z powodu lekkomyślności i żądzy używania życia, jakie objawiał Alwing. Doszło do tego, że Helena uciekła z domu, szukając schronienia i opieki u pastora Mandersa. Ten jednak nakłonił ją do powrotu do, do podporządkowania się przyjętym na siebie obowiązkom żony. Alwing, w oczach świata sympatyczny i pracowity człowiek, awansujący do stopnia kapitana, osiągający tytuł szambelana, nie zmienił hulaszczego trybu życia, nawet po urodzeniu się syna Oswalda. Dla dobra dziecka pani Alwing kryła przed otoczeniem postępowanie męża, dla dobra dziecka wysłała je wcześnie z domu, by wzrastało i uczyło się w innym, zdrowym środowisku. Dorósłszy Oswald rozpoczął studia malarskie w Paryżu. Kapitan Alwing zmarł, Helena przyjęła zarząd majątku, starając się wciąż - dla dobra syna - utrwalić pamięć o zasługach i zaletach Alwinga, zarówno w listach do Oswalda, jak i w rozmowach z otoczeniem. W dziesiątą rocznicę śmierci kapitana ma nastąpić poświęcenie zbudowanego przez nią sierocińca jego imienia. Ma to być trwały pomnik pamięci szlachetnego i zasłużonego człowieka. Na tę uroczystość przyjechał z Paryża Oswald, przybył tez pastor Manders, który ma dokonać poświęcenia budynku oraz zająć się stroną prawną i finansową przedsięwzięcia pod nazwą „Fundacja kapitana Alwinga”. W domu pani Alwing pojawia się też stolarz Engstrand, pijak i intrygant, ale w okresach trzeźwości dobry rzemieślnik pracujący przy budowie sierocińca (i planujący założenie w mieście za zarobione tutaj pieniądze schroniska dla marynarzy). Jest też młoda służąca Regina Engstrand wychowana w domu pani Alwing. Tak więc na początku sztuki obecne są na jednym miejscu wszystkie osoby dramatu.
Okazja, która je gromadzi, jest podniosła. Satysfakcja pani Alwing z doprowadzenia dzieła do końca łączy się z radością, jaką sprawia jej obecność rzadko dotąd widywanego syna, którego kocha ponad wszystko. Również Oswald manifestuje swą radość z możności przebywania u matki. Wydawałoby się więc, że nastąpią wydarzenia realizujące pomyślnie szereg planów i marzeń. Tak się jednak nie dzieje. Stopniowo opadają piękne zasłony, niby dekoracje kryjące brzydotę kulis; wali się gmach pozorów, grzebiąc pod gruzami przede wszystkim tą, której o stworzenie pozorów najbardziej chodziło.
W akcie I inicjatorką odsłaniania prawdziwego oblicza przeszłości jest sama Helena Alwing. W rozmowie z pastorem, który z wielkim uznaniem mówi o sierocińcu, z szacunkiem wspomina Alwinga i wyraża zadowolenie, że niegdyś zawrócił ją ze złej drogi i nakazał jej powrót do domu męża, wyjawia Mandersowi prawdę o charakterze i trybie życia Alwinga, o cierpieniach, jakie znosiła u jego boku, i o wysiłkach włożonych w tuszowanie smutnej rzeczywistości, by syn nie musiał się wstydzić ojca. Oznajmia mu też, że Regina jest córką Alwinga i uwiedzionej przez niego służącej, z którą po otrzymaniu pewnej sumy pieniędzy, zgodził się ożenić Engstrand.
W akcie II osobą wyjawiającą ukryte prawdy jest Oswald, a wstrząśniętą słuchaczką - jego matka. Oswald jest od lat poważnie chory, choroba jego nasila się. Jak stwierdził wybitny specjalista w Paryżu, musiał odziedziczyć chorobę po ojcu, nie stroniącym widocznie od uciech tego świata. Ponieważ Oswald, opierając się na listach matki, utrzymywał, że na pewno nie cierpi za grzechy ojca, lekarz uznał, że w takim razie on sam, uczestnicząc w wesołym życiu cyganerii artystycznej, nabawił się choroby prowadzącej nieuchronnie do paraliżu postępowego. Pani Alwing wstrząśnięta jest zarówno wiadomością o stanie zdrowia Oswalda, jak i jego samooskarżeniem: kochając życie, sztukę i słońce Oswald nie może sobie darować, że sam pozbawił się tego wszystkiego; z ogromnym lękiem myśli o mogącym nastąpić nowym ataku choroby, który zakończy definitywnie jego świadome życie. Oświadcza - i to jest kolejny cios dla matki - że jego jedynym pragnieniem jest, aby Regina, uosobienie zdrowia, siły i radości, została towarzyszką jego życia. Powtarza to w obecności zjawiających się pod koniec aktu Reginy i pastora, a kiedy cała czwórka jest - każde z innego powodu - zbulwersowana i podniecona, nadchodzi wiadomość, że pali się schronisko.
Akt III, rozgrywający się w nocy po pożarze, przynosi ostateczny rozrachunek z przeszłością. Sierociniec, którego budowa pochłonęła kapitał będący własnością Alwinga, spłonął doszczętnie. Można zatem powiedzieć, że po kapitanie Alwingu nie został ani jeden pomnik jego pamięci, ani jego majątek, tak jak - wyznania pani Alwing - nie ostał się mit jego nieposzlakowanej osobowości. Helena Alwing, rada z takiego obrotu sprawy, bo eliminuje to ostatecznie wspomnienie męża z jej życia, wyznaje prawdę o nim także Oswaldowi, by przestał zadręczać się samooskarżeniami. Oswald dość obojętnie przyjmuje rewelacje o sposobie życia ojca i o tym, że Regina jest jego przyrodnią siostrą. Jest zajęty wyłącznie myślami o swojej chorobie, o czekającym go końcu. Regina, która wcześniej starała się pozyskać zainteresowanie Oswalda w nadziei, że ten zabierze ją do Paryża, teraz oświadcza bez ogródek, że nie zamierza pielęgnować chorego. Dowiedziawszy się o swoim pochodzeniu stwierdza teraz, że „wrodziła się w matkę”, postanawia opuścić dom pani Alwing i albo udać się do pastora Mandersa, albo przyjąć pracę w schronisku dla marynarzy, które założy stolarz Engstrand. Engstrand będzie to mógł uczynić szybko dzięki pomocy pastora, któremu zdołał wmówić, że to właśnie on, pastor, zaprószył ogień w sierocińcu odprawiając tam w przeddzień poświęcenia nabożeństwo dla zatrudnionych przy budowie ludzi (była to inicjatywa Engstranda) i obiecał, że weźmie winę na siebie, oczywiście za wynagrodzeniem (w rzeczywistości sam podpalił budynek).
Tak więc Engstrand i Regina sterują w kierunku schroniska dla marynarzy, przedsięwzięcia dwuznacznego już w założeniu (pani Alwing ostrzega: „Regino, teraz widzę wyraźnie, że stoczysz się na dno”, akt III); pastor Manders, przygnębiony wyznaniem kochającej go niegdyś kobiety (i kochanej), omotany intrygą Engstranda i obłudnymi prośbami Reginy o znalezieniu pracy, wraca do miasta. Zostają matka z synem. Myliła się jednak Helena, jeśli sądziła, że teraz, oczyściwszy atmosferę w domu, będzie mogła rozpocząć z synem nowe życie, oparte na prawdzie i wzajemnym przywiązaniu. Oswald przedstawia jej w przejmujących słowach swój stan i straszne stadium choroby, które go czeka, i ma do niej tylko jedną prośbę: by w przypadku spodziewanego ataku zdobyła się na zaaplikowanie mu morfiny, która przemyślnie zdobył i nosi przy sobie. Przerażona matka przyrzeka, że spełni jego życzenie. Kiedy uspokojony Oswald siada w fotelu, a za oknem wstaje świt i ukazuje się słońce (dotąd przez cały czas padał deszcz), pani Alwing przez chwilę się łudzi, że wszystko będzie dobrze. „Spójrz Oswaldzie, jaki piękny dzień - mówi - Pełno słońca. Patrz, jaki piękny jest twój kraj”. Ale Oswald nie reaguje, powtarza tylko tępo „Słońce, słońce”. W didaskaliach czytamy: „Oswald nieruchomieje w swym fotelu, wzrok ma błędny i bezmyślny”. Matka orientuje się, że nadeszło najgorsze i że powinna spełnić swe przyrzeczenie. Sięga do kieszeni marynarki syna, gdzie znajduje się morfina, to znowu cofa rękę wołając „Nie, nie!”. Sztukę kończą powtarzane przez całkowicie unieruchomionego Oswalda słowa „Słońce, słońce”.
Przez całą sztukę przewijają się „upiory”: powracają dawne obrazy, powtarzające się zdarzenia. Już w I akcie pastor Manders na widok wchodzącego Oswalda ma wrażenie, że stanął przed nim kapitan Alwing, a pani Alwing wpada w panikę, kiedy słyszy, że w sąsiednim pokoju jej syn szamocze się z Reginą, jak przed laty jej mąż z matka Reginy, służącą Joanną. W II akcie, w czasie rozrachunkowej rozmowy z Mandersem, Helena Alwing rozszerza znaczenie słowa „upiory”. Mówi ona do pastora: „Chwilami mam wrażenie, pastorze Manders, że my wszyscy jesteśmy upiorami. Błąka się w nas nie tylko to, co odziedziczyliśmy po ojcu i matce. Są to różne stare, martwe poglądy, różne strupieszałe wierzenia. Nie żyją w nas, ale weszły nam w krew, nie możemy się ich wyzbyć.(...) Po całym kraju snują się upiory, jest ich tyle, ile piasku w morzu. Zresztą wszyscy jesteśmy żałosnymi tchórzami, którzy lękają się światła”. Jest to kluczowa kwestia w sztuce. Pani Alwing jest tutaj porte-parole autora, który daje w ten sposób do zrozumienia, jakim „upiorom” wydał walkę w swoim utworze.