HISTORIA SANKTUARIUM MATKI BOŻEJ
w GIDLACH
Na podstawie tekstu o. Konstantego Żukiewicza OP z roku 1929 oraz materiału z kronik klasztoru gidelskiego opracowała Dorota Rogulka
Odnalezienie skarbu Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć. 1 Kor 1,27
Te słowa św. Pawła cisną się na myśl pielgrzymowi, gdy wejdzie do wspaniałej świątyni dominikańskiej
w Gidlach i uklęknie przed malutką figurką Matki Bożej. Ma zaledwie dziewięć centymetrów wysokości, jest niepozorna i szara, niezbyt kunsztownie wyrzeźbiona w kamieniu, a jednak umieszczono ją w ogromnym, pięknym, złotym ołtarzu, prawdziwie, by „zawstydzić mędrców”, zaś „mocnych poniżyć”. Przed Jej oblicze już od ponad czterech wieków ściągają rzesze cierpiących
i strapionych, oczekujących pocieszenia, uzdrowienia chorób duszy i ciała.
Matka Boża Gidelska, pozbawiona wszelkich ozdób, to prawdziwie pokorna „Służebnica Pańska” ze sceny zwiastowania (Łk 1,38)
i „Siostrzyczka mała nasza” z Pieśni nad pieśniami (8,8). Jest tak krucha
i maleńka, że chciałoby się Ją z całą mocą do serca przycisnąć, aby poczuć Jej miłość, ale także okazać własne oddanie i cześć.
Jak ten wspaniały skarb znalazł się w tym miejscu? Odpowiedzi należy szukać w roku 1516, kiedy to, mówiąc słowami współczesnego poety ks. Jana Twardowskiego, została „jak ziarno wyjęta z ziemi” (Litania polska).
Wiosną, przed pierwszą niedzielą maja, miejscowy rolnik Jan Czeczek orał pole w tym miejscu, gdzie dziś stoi kaplica z cudowną figurką Matki Bożej. W pewnej chwili woły ciągnące sochę stanęły jak wryte i mimo nawoływań, a nawet razów, nie tylko nie ruszyły z miejsca, ale poklękały na kolana. Gdy wieśniak próbował nakłonić je do powstania i dalszej pracy, jego wzrok przyciągnęła niezwykła jasność bijąca z ziemi, w której ujrzał „obrazek mały głazowy Najświętszej Panny, wielkości na dłoń, na kamieniu wielkim, który był wydrążony na kształt kielicha” (Zagajowski, Skarb wielki I, 1).
Czeczek nie zaniósł cudownego znaleziska do kościoła, ale zabrał je do domu i niczym cenny skarb umieścił w skrzyni pod odświętnymi sukniami i chustami. Statuetka, choć dobrze przykryta, cudowną mocą kilkakrotnie wydostała się na wierzch ubrań, jaśniejąc przy tym wielkim blaskiem. Jednak Czeczek nie odczytał znaku Bożego i w końcu wraz z całą rodziną został dotknięty ślepotą. Sąsiedzi, litując się nad ich nieszczęściem, wynajęli do posługi pobożną kobietę. Ta, w trakcie wykonywania domowych czynności, poczuła woń przedziwną, jakby unoszącego się wprost ze skrzyni kadzidła. Po otworzeniu kufra ujrzała otoczony wielkim blaskiem posążek Bogarodzicy. Wypytywany przez kobietę, Jan Czeczek opowiedział o swoim znalezisku na roli, zaś pobożna niewiasta natychmiast pospieszyła do proboszcza gidelskiego ks. Piotra Wołpkaja i o wszystkim mu doniosła. Proboszcz przybył do Czeczków, wydobył z kufra figurkę, po czym kazał ją obmyć z prochu ziemi. Wodą pozostałą po obmyciu Jan Czeczek przemył oczy i w tej samej chwili on
i jego rodzina odzyskali wzrok. Figurkę zaś przeniesiono do kościoła parafialnego św. Marii Magdaleny i umieszczono w cyborium obok Najświętszego Sakramentu. Jak widać, spełniło się życzenie Matki Bożej, ale nie był to koniec cudownych znaków.
Niebawem doszła do proboszcza wiadomość, że na polu, gdzie wcześniej znaleziono figurkę, znów bije niezwykła łuna, że Matka Boża sama tam się przeniosła. Rzeczywiście, tabernakulum w kościele parafialnym było puste. W ten sposób Maryja dała wyraźny znak, że w tym miejscu, na roli Jana Czeczka, pragnie królować. Nie sposób było od razu wybudować godnej świątyni czy choćby nawet kaplicy. Toteż pobożni mieszkańcy umieścili maleńką figurkę w specjalnie wydrążonym pniu drzewa, do dziś przechowywanym w gidelskiej kaplicy.
W uroczystym ustawieniu statuy Matki Bożej brało udział okoliczne duchowieństwo i szlachta na czele z właścicielami Gidel - panem Adamem Gidzielskim herbu Poraj i jego małżonką z domu Trzecińską, wojewodzianką rawską.