Augustyn Józef Metoda medytacji chrześcijańskiej 2


1

O. Józef Augustyn SJ.

METODA MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ.

ozpoczynamy od słuchania Słowa Bożego. Źródłem modlitwy jest Słowo

R

Boże. I tu widzimy zasadniczą różnicę pomiędzy medytacją chrześcijańską, a medytacją Dalekiego Wschodu: w medytacji chrześcijańskiej istotny jest osobowy kontakt, osobowy dialog z Bogiem. Nawiązanie intymnego, rze­czywistego dialogu z Bogiem. Modlitwę rozpoczynamy nie od mówienia, ale od słuchania Boga.

- Słuchaj Izraelu, Bóg, nasz Pan, jest jedyny...

To jest pierwsze wezwanie na modlitwę, ł kiedy mówimy że modlitwa jest roz­mową z Bogiem, to właśnie to pojęcie modlitwy należy odróżnić od monologu człowieka wobec Boga. Rozmowa nie jest monologiem. Dialog wymaga zaangażowania dwu stron: Boga i człowieka. 1 Bóg angażuje się jako pierwszy. Bóg najpierw mówi. I trzeba Boga usłyszeć, żeby móc Mu odpowiedzieć. Otóż ważne jest, żebyśmy nie projektowali naszych myśli, naszych odczuć na Słowo Boże. Ważne żebyśmy słuchali Słowa Bożego. Do słucha­nia Słowa Bożego trzeba przystąpić bez żadnych uprzedzeń wewnętrznych. Z pewnym wy­czekiwaniem, i niczego nie projektować. My często projektujemy nasze myśli, nasze pra­gnienia, na Słowo Pana Boga. Nieraz człowiek ma w głowie jakiś plan. jakąś ideę i po­twierdzenia tego co już wcześniej sam zdecydował, zaplanował, szuka w Piśmie Świętym. Jest to manipulowanie Słowem Bożym, manipulowanie Panem Bogiem. Więc nie chodzi o to żeby Słowo Boże potwierdzało co już sam wiem. co już sam zdecydowałem. Chodzi o słuchanie Słowa Bożego. Do słuchania Słowa Bożego potrzebna jest wolność. Moja goto­wość na przyjęcie rzeczy, które, po ludzku, mogą mi się bardzo nie podobać. I ta ludzka koncentracja na poszczególnych słowach, zdaniach, treściach, uczuciach powoduje to, że coś zaczyna nas uderzać. I to w podwójnym sensie. To znaczy: zaczyna się nam podobać, budzi nasz entuzjazm, nadzieje. Więc Słowo Boże rodzi w nas pozytywne odczucia. Miłe odczucia. Ale nie tylko takie. Bywa, że Słowo Boże budzi w nas odczucia także negatywne. I uczucia negatywne na modlitwie są o wiele ważniejsze. Więc modlitwa może w nas bu­dzić irytację, gniew, złość, znudzenie. Bywa, że człowiek potem w nocy źle śpi. A bywa, że kiedy tylko zaczynamy się modlić to nas taka senność ogarnia... Modlitwa bywa czasem jednym z najlepszych środków nasennych. Otóż co to jest ta senność na modlitwie. To jest jakiś opór wewnętrzny. Coś w nas opiera się Panu Bogu. I trzeba wejść w te uczucia nega­tywne. Trzeba pytać się, skąd one wypływają. Co Bogu w moim życiu przeszkadza. Te uczucia oporu, buntu wskazują na to, co jest przeszkodą w nas. przeszkodą dla Boga. Słowo Boże prowadzi nas do życia. Słowo Boże jest skierowane do człowieka.

- Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosiecz­
ny, przenikający aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolny osądzić pragnie­
nia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne. Przeciwnie,
wszystko odkryte, odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.
(Hbr
4, 12- 13).

Słowo Boże osądza pragnienia i myśli serca. Ono decyduje. Ono jest decydujące dla naszego życia. To Ono rozstrzyga co jest dobre a co jest złe w naszym życiu. I to Słowo Boże przenika aż do szpiku kości. 1 nic nie da się ukryć przed Słowem Boga. Kiedy przy­stępujemy do modlitwy, to właśnie powinniśmy przystępować z takim duchem, by nie chcieć niczego ukrywać przed Bogiem, przed Słowem Boga. Pokazać Panu Bogu wszystko i pozwolić, żeby Pan Bóg osądził to nasze życie. Ojciec Brenen daje takie porównanie, że na modlitwie przedłużonej winniśmy otwierać nasze serca na wzór otwierania ludzkich dło­ni. Zauważmy, że człowiek w złości, w gniewie, w agresji, zaciska pięści. I to czuje się niemal somatycznie. Człowieka w gniewie tu coś ściska. I modlitwa jest rozluźnianiem, otwieraniem tej zaciśniętej pięści, tej zaciśniętej dłoni. I my w naszym życiu zbieramy bar­dzo różne doświadczenia. Dużo takich negatywnych doświadczeń, jak mali chłopcy cza-


2

sem zbierają kolorowe, ale ostre kamyki, zbieramy i ściskamy w naszych sercach, w na­szych dłoniach. I te kolorowe, ostre kamyki - ranią. Gdybyśmy wzięli do ręki taki koloro­wy, ostry kamień i próbowali rękę zacisnąć, to możemy aż do krwi się skaleczyć. I wiele jest w naszym życiu takich doświadczeń które nas wewnętrznie ranią. Powiedziałbym, we­wnętrznie krwawią. I Pan Bóg zaprasza nas do tego żebyśmy to pokazywali. Żebyśmy otwierali nasze dłonie. Bo pierwszym pytaniem na modlitwie jest: co cię boli. Dlaczego my się na modlitwie nudzimy? Bo nie dotykamy na modlitwie tego, co jest najistotniejsze dla naszego życia. Jeżeli na modlitwie będziemy dotykać tego co nas boli, nie będziemy się nu­dzić. A więc otwierać te zaciśnięta dłonie, te zaciśnięte serca i pokazywać te nazbierane w ciągu życia ostre kamienie. Ostre, przykre, bolesne doświadczenia.

Modlitwa polega na tym, że pozwalamy Bogu zabierać i dawać. Otwieramy dłoń, otwieramy siebie i jesteśmy do dyspozycji Boga. Często zachowujemy się w taki nieracjo­nalny sposób: coś nas bardzo boli. coś nas bardzo rani, a jednocześnie nie chcemy tego od­dać. Upieramy się że to jest nasze, nie pozwalamy by ktokolwiek dotknął tego, co boli. I zachowujemy się jak małe. zranione dziecko, które nie pozwala lekarzowi dotknąć zranio­nej, obolałej rączki. A Pan Bóg jest dżentelmenem, na siłę niczego nie zabierze, nie wymusi niczego na tobie. Bogu można tylko oddać. Bóg przyjmie tylko wtedy, kiedy Mu dasz w wolności serca. Natomiast siłą Pan Bóg nie otworzy ludzkiego serca, siłą nie otworzy tych, w agresji, zaciśniętych dłoni.

Kiedy rozpoczynamy drogę modlitwy, to modlitwa najpierw bywa trudna. Naj­pierw bywa bolesna. Często mylimy uczucia z modlitwą. To się często zdarza, że człowieka który chce się modlić, najpierw ogarnia jakaś wewnętrzna posucha i wtedy tęskni: no tak, dawniej to ja umiałem się modlić. A to ..dawniej", to często oznacza szkołę średnią lub pierwszą Komunię Świętą. Co to znaczy dawniej? Ten czas minął. Czasu nie da się cofnąć. Jeżeli ktoś dzisiaj nie umie się modlić, to znaczy że nigdy nie umiał się modlić. Umiejęt­ność modlitwy jest związana z zadaniami życiowymi. Z odpowiedzialnością życiową. Kie­dy ma się 10 lat. to nie ma się żadnej odpowiedzialności życiowej. No, minimalną. I to była modlitwa na tamten czas. Ona w tamtym czasie była dobra, ale dwadzieścia lat później, taka sama modlitwa jest już niedobra. Trzeba uczyć się modlitwy ciągle, na nowo. Nowa odpo­wiedzialność, nowe życiowe zadania, nowe niebezpieczeństwa, nowe grzechy, wymagają nowego sposobu modlitwy. I w modlitwie nie można unikać dotykania rzeczy trudnych, najtrudniejszych rzeczy naszego życia. Dzisiaj mówimy, że trzeba dochodzić do ludzkich problemów. Pod wpływem Słowa Bożego, dochodzić do ludzkich problemów. Słowo Boże ma oświetlać ludzkie życie. Ma pokazywać, jak to moje życie ma wyglądać. Jeżeli nasza modlitwa nie miałaby związku z życiem, byłaby pustą modlitwą. Faryzejską, to znaczy: ży­cie sobie. Pan Bóg sobie. Człowiek może dużo robić, jak faryzeusz: dawał dziesięcinę, ale wyszedł ze świątyni nie usprawiedliwiony, to znaczy, wyszedł ze świątyni bez Boga. Bo to że robisz dużo, nie znaczy, że robisz po Bożemu. I nie jest ważne czy się dużo robi, ale ważne czy się robi to. czego Pan Bóg od nas pragnie. Czy człowiek daje się prowadzić Bo­gu. Bo to że dużo robię, to może być taki pusty aktywizm. wynikający z moich chorych ambicji, żeby być zauważonym, żeby ludziom się pokazać. Jeśli robię dużo, to niekoniecz­nie jest dowód mojej ofiarności. Hojności.

A więc: Słowo Boże prowadzi nas do życia, oświetla nasze życie. I najpierw oświetla to. co jest najtrudniejsze w naszym życiu. I istotą modlitwy jest spotkanie Słowa Bożego w naszym życiu. Trzeba mówić Bogu to. co się rodzi pod wpływem spotkania Sło­wa Bożego z naszym życiem. 1 ważne, żeby tego nie upiększać. Jeżeli się nudzisz na modli­twie, to mów Panu Bogu że się nudzisz. Jeżeli modlitwa wywołuje jakieś bolesne sprawy, to mów o tych bolesnych sprawach. Bogu trzeba pokazywać to. co objawia nam Słowo Bo­że. I Święty Ignacy zachęca do wielkiej otwartości, do wielkiej szczerości w naszym dialo­gu z Bogiem. Zachęca, by mówić do Boga jak przyjaciel do przyjaciela:

- Zauważmy ten związek intymny, związek pełnego zaufania. Ale, z drugiej strony, jak sługa do Pana: związek zależności. Bóg jest Panem. Jak Ojciec do syna. Już to prosząc o jakąś laskę, już to oskarżajcie się przed Nim o jakiś zły uczynek, już to zwierzając się Mu


3

się ufnie ze swoich spraw, prosząc Go w nich o radę. A więc mówić do Boga to, co się nam w danej chwili nasuwa, co rodzi się w nas na skutek spotkania Słowa Bożego z naszym ży­ciem ".

W niektórych środowiskach są tzw. medytacje prowadzone. Kiedyś byłem w jed­nym zakonie i proszą mnie żebym poprowadził „taką wzorcową medytację". Odpowiedzia­łem, że gdybym tak zrobił to bym pokazał że nic nie rozumiem. Bo jak można modlić się za kogoś, jeden za drugiego. A skąd ja wiem, jakie ty masz grzechy, jakie ty masz problemy. Jak ja mogę modlić się za ciebie. Nie ma wzorcowych medytacji. Nie ma wzorcowych mo­dlitw. To tak, jakby ktoś na randkę ze swa ukochaną posyłał kolegę bo mu się dzisiaj nie chce. Każdy człowiek modli się sam i tylko sam. Nie można się modlić za drugiego. Dialo­gujemy o naszym życiu. O tym co w naszym życiu najtrudniejsze. Modlitwa nie musi być zawsze tylko cichym, uległym błaganiem. Modlitwa nie musi być radosnym dziękczynie­niem. Modlitwa może być bolesnym krzykiem, jak bolesnym krzykiem była modlitwa Jezu­sa w Ogrójcu, na Krzyżu. 1 my możemy się buntować przeciwko Bogu, ale na modlitwie. Mówimy Bogu o naszym buncie. I to mówienie do Boga o naszym buncie na modlitwie sprawia, że ten nasz bunt się rozpływa. Kiedy mówimy do Boga o naszym buncie, zaczy­namy rozumieć że on nie ma sensu.

Kiedy małe dziecko jest bardzo rozgniewane, zbuntowane, kiedy w sklepie mama nie chce mu kupić upatrzonej na półce zabawki i ono zaczyna histeryzować, rzucać się po posadzce, krzyczeć, gryźć i kopać, kiedy zaczyna przed ludźmi robić teatr aby na mamie wymusić kupno tej rzeczy, wtedy pedagodzy, wychowawcy radzą by nie ulegać dziecku, aleje przytulić i trochę, zwłaszcza na początku, przytrzymać. Tak trochę na siłę. I to przy­trzymanie w geście takiego przytulenia, przygarnięcia, akceptacji powoduje, że ten gniew rozpływa się, że mięśnie dziecka rozluźniają się. Że dziecko zaczyna się czuć bezpiecznie. Mówimy o małych dzieciach, trudno byłoby przytrzymać dwudziestolatka. I trochę tak po­winniśmy postępować z sobą. z nami, przed Bogiem. I kiedy jest w nas dużo takiego buntu, rozżalenia, kiedy mamy ochotę gryźć i kopać wszystkich dookoła ( co nie jest takie rzad­kie), to wtedy na modlitwie, właśnie dać się Bogu przytulić. Dać się Bogu przygarnąć. 1 Pan Bóg nas przytrzyma, na początku, trochę na siłę. Na początku, trochę wbrew sobie. To małe dziecko, w tych pierwszych momentach gdy jest przytulane, ono jeszcze kopie, jeszcze gry­zie. Nie szkodzi. No i właśnie, dać się przytulić Bogu. To wyraża się w tym, że mówimy to. co czujemy: rzeczy najbardziej przykre, najbardziej bolesne. Ale jednocześnie, mówimy do Boga, przed Bogiem. To jest bardzo ważne. Bo te same uczucia buntu, gniewu, agresji, je­żeli będą wypowiadane bez doświadczenia obecności Boga. będą nas niszczyć. A te same uczucia gniewu, złości, wypowiadane przed ludźmi, stają się źródłem wojny. Wzajemnego niszczenia siebie.

Medytacja winna kończyć się takim właśnie serdecznym dialogiem, w którym czujemy się przez Boga przygarnięci, przytuleni, niezależnie od tego, co nosimy w środku, co mamy w nas. Niezależnie od naszego zbuntowania, niezależnie od naszego zagubienia.

Modlitwa medytacyjna winna być czasem bardzo bezinteresownym. Na modlitwie nie trzeba doraźnie, jakby, niczego załatwiać. Ja chcę być z Bogiem, a Bóg, w swojej bezin­teresowności, naprowadzi mnie na moje życie. I nie jest dobrze gdy przystępujemy do mo­dlitwy po to, żeby rozwiązać problem. Aby modlitwa była bezinteresowna, trzeba zgodzić się na ubóstwo swojej modlitwy: że moja modlitwa jest uboga, niedoskonała, że ja nie umiem się modlić. I na medytacji nie myśleć czyja się dobrze modlę, nie łypać okiem z bo­ku na siebie i nie podziwiać siebie, ani też siebie nie krytykować. My często przeszkadzamy sobie na modlitwie, właśnie takim obserwowaniem siebie z boku; zobacz jak ta modlitwa ci nie wychodzi, albo, o jak się dzisiaj pięknie modlisz... Na modlitwie, nie myśleć o modli­twie. Na modlitwie, myśleć o Bogu. Gdyby jakiś aktor na scenie, grając jakąś sztukę te­atralną, myślał tylko o tym czy on dobrze gra. czy się widzom podoba, to, można z góry powiedzieć, że jego gra na scenie byłaby fatalna. Przekazywałby ludziom nie przesłanie tej sztuki, tylko swój własny niepokój o to. czy się podoba.


4

Natomiast, jest rzeczą bardzo ważną, aby to pytanie: jak ja się modlę, zadawać so­bie po modlitwie. I dlatego święty Ignacy proponuje tak zwaną refleksję po modlitwie.

- Po skończonym ćwiczeniu, przez kwadrans, siedząc lub chodźcie, zbadam jak mi się powiodła medytacja: Jeśli źle, zbadam przyczynę tego. a tak poznawszy przyczynę będę żałował za to, chcąc się poprawić w przyszłości. Jeżeli dobrze, podziękuję Bogu, Panu na­szemu i następnym razem będę trzymał się tego samego sposobu.

W medytacji, człowiek winien poddać się dobrze rozumianej spontaniczności. Na medytacji pozwalamy się prowadzić Duchowi Świętemu. Niech „wieje kędy chce". My się przygotowujemy do medytacji, ale to przygotowanie nie jest dyrygowaniem. Na medy­tacji możemy pójść w zupełnie innym kierunku.

Podczas modlitwy nie trzeba się obserwować, nie pytać siebie czy ja się modlę zgodnie z metodą, czy jestem wierny metodzie. Natomiast po medytacji można sobie zadać to pytanie. I myślę, że dla każdego człowieka który chce się modlić, dobre jest, by zrobił sobie taką refleksję o modlitwie, po modlitwie: moja dotychczasowa droga w modlitwie. Nawet u osób które dużo się modlą, częste jest. że nie rosną w modlitwie. To widać zwłasz­cza u osób duchownych, zakonnych: codziennie się modlą, godzinami się modlą, a ciągle te same problemy, te same urazy. Dziesiątki lat przeżytych z Panem Bogiem i ciągle człowiek tak samo chory z ambicji, urazowy, zakompleksiały. Jak nie rośnie dojrzałość życiowa, to znaczy że nie rośnie modlitwa. Bo modlitwa która rośnie, ona zmienia życie. I to pytanie: czyja się lepiej modlę, to trzeba sobie zadawać w kontekście życia; czyja lepiej żyję, czyja spokojniej żyję. Modlitwa nie jest celem samym w sobie. Istotą modlitwy jest spotkanie z Bogiem. Przemiana naszego życia pod wpływem Słowa Bożego. I na medytacji zajmujemy się Bogiem, nie zajmujemy się modlitwą. Ale w refleksji pytamy, czy moja modlitwa wpływa na moje życie. Czy przemienia moje życie. Czy moja modlitwa czyni mnie spokoj­niejszym, bardziej wyrozumiałym dla innych, bardziej ustępliwym, bardziej wolnym we­wnętrznie, bardziej spontanicznym. Czy moja modlitwa otwiera mnie na Boga. Czy pod wpływem modlitwy zmniejsza się mój strach przed Bogiem, czy zmienia się mój obraz Pa­na Boga. I refleksja jest szkołą modlitwy. Święty Ignacy mówi. żeby zbadać dlaczego nie jestem zadowolony z modlitwy i poprawić się na przyszłość. To znaczy, szukać innego po­dejścia, innego traktowania. Jeżeli popełniamy jakiś błąd w modlitwie, to refleksję robimy po to, żeby unikać tego błędu. Powiedzmy, że do modlitwy przystępujemy z takim roztrze­paniem i dlatego nie możemy się skoncentrować. Wtedy zmiana polega na tym. że próbu­jemy się skoncentrować na modlitwie, że dajemy sobie trochę więcej czasu. Błędy popeł­nione na modlitwie nie mogą być przyczyną rozczarowania, jakiegoś niszczącego uczucia zniechęcenia do siebie, ale powinny być raczej okazją do pogłębienia doświadczenia modli­twy. Także na modlitwie trzeba nam uczyć się na błędach. Niepowodzenie na modlitwie, ma się stać okazją do większego upokorzenia się przed Bogiem. Kiedy nie udaje się nam modlitwa, wtedy z wielką szczerością wewnętrzną możemy mówić, że to nie my się mo­dlimy, ale Duch Boży w nas się modli. Poprawa w przyszłości zależy nie tylko od nas, ale zależy także od Pana Boga.

Natomiast kiedy modlitwa idzie nam dobrze, to Św. Ignacy zachęca nas do wdzięczności do Boga, żeby nie obrastać w cudze piórka. Wielu ludzi nie postępuje w mo­dlitwie dlatego, że podziwiają siebie na modlitwie. Faryzeusz nie urósł duchowo, bo podzi­wiał siebie: patrz, Panie Boże, jaki ja jestem hojny, święty, jaki gorliwy i Ty powinieneś być mi wdzięczny... To jest zafałszowanie. Kiedy jesteśmy zadowoleni z modlitwy, to niech to zadowolenie prowadzi nas do dziękczynienia. I trzeba dostrzegać to, co jest dobre w naszej modlitwie po to, żeby dostrzegać Boże dary. Nasz wysiłek który przynosi owoc na modlitwie, jest zachętą do większej wierności Bogu w modlitwie.

Taka modlitwa przedłużona wymaga naszej wytrwałości. Trzeba sobie też z góry powiedzieć, że nie będziemy się dobrze modlić bez Ducha wierności. Ducha wytrwałości. A czasami trzeba się modlić jakby wbrew sobie. Nie można odwoływać się tylko do uczuć: mam ochotę to się modlę, a nie mam ochoty to się nie modlę. Trzeba modlić się czasami wbrew sobie. Nie mam ochoty, a modlę się. Jak żałośnie wyglądałaby rodzina, gdyby jej


członkowie robili coś tylko wtedy, gdy mają na to ochotę. Życie nie może być kierowane ochotą. Życie musi być kierowane odpowiedzialnością. Dobrze kiedy jest ochota. Życie sta­je się wtedy łatwiejsze, spokojniejsze, szczęśliwsze. Ale ochota jest zmienna. Im większa zmienność uczuciowa, im większa niedojrzałość uczuciowa, tym większa zmienność tej ludzkiej, nazwijmy to, ochoty. Ludzkiej woli.

Teraz jeszcze dwa ćwiczenia, które będą jednocześnie tematem spotkań.

Ćwiczenie. I.

Jak wygląda moja modlitwa dzisiaj.

Czy jestem z niej zadowolony.

Z czego w mojej modlitwie nie jestem zadowolony.

Do jakiego obrazu Boga ja się modlę.

Jakie jest moje osobiste doświadczenie Boga.

Mój obraz Boga w mojej modlitwie.

Moje największe przeszkody i trudności w modlitwie.

Jak sobie z nimi radzę. Jak je rozwiązuję.

Czy rzeczywiście podejmuję moje trudności.

Czy staram sieje rozwiązać.

Ćwiczenie II.

Jaki jest związek modlitwy z moim życiem. Jak wpływa modlitwa na przebieg mojego życia. Jak modlitwa wpływa na rozwiązywanie problemów mojego życia. Moja modlitwa w najbardziej krytycznych momentach mojego życia. Jak wpływała na przeżycie tego kryzysu.

Co chcę Bogu powiedzieć o wpływie mojej modlitwy na moje życie, za co podziękować, za co przeprosić, o co chciałbym prosić. Czy jestem zadowo­lony z tego wpływu mojej modlitwy na moje życie. W tym punkcie spró­bujmy porównać nasze życie dzisiaj i ileś lat temu. Czy zauważamy że to życie jest jakoś inne? Czy spokojniejsze, bardziej otwarte na ludzi, bardziej wolne?


6

O. Stanisław Majcher SJ.

Fragment konferencji.

Dziesięć obrazów zafałszowanego Boga.

  1. Bóg który nie daje się odczuć. Nie potwierdza swej obecności.

  2. Bóg który wszystko zaplanował, wszystko wie, a od człowieka oczekuje tylko po­słuszeństwa.

  3. Bóg - wielki nieobecny. Stworzył człowieka panem świata i kazał mu rządzić. Nie interesuje Go co będzie.

  4. Bóg złośliwy. Zazdrosny. Boję się Bogu zawierzyć swe życie, bo się boję że mi coś zabierze. Bóg masochista. Bóg który i nas obarcza nas cierpieniem.

  5. Bóg który dba tylko o swoją chwałę, tylko na tę chwałę czeka. Bóg który chce żeby człowiek Go kochał mimo. że Go nie widzi.

  6. Bóg tyran. Stwarza tylko przepisy. Czyha na każde potknięcie człowieka.

  7. Bóg kapryśny. Wymyśla tylko prawa, nakazy i zakazy, których gdyby nie było,

  8. to On byłby całkiem dobrym Bogiem.

  9. Bóg odgromnik, piorunochron, którego zauważamy i wzywamy tylko w zagroże­niu.

  1. Bóg witaminka, u którego ..ładujemy akumulatory". Potrzebny też tylko czasem.

  1. Bóg rasista, który kocha tylko niektórych. Niekoniecznie mnie mimo, że bardzo się staram. Innym lepiej się powodzi, choć więcej grzeszą.


7

0. Józef Augustyn SJ.

Modlitwa w chwilach pokus.

Obserwując nasze życie widzimy, iż nierzadko przychodzą na nas okresy rozprę­żenia wewnętrznego, chłodu, oschłości, okresy silnych pokus. Patrząc na pokusę tylko od zewnątrz, może nam się wydawać, że jest ona łatwa do przezwyciężenia. Ale takie odczucie mamy tylko do momentu rozpalania się w nas pożądliwości. Gdy wzmaga się pożądliwość, wówczas wydaje nam się, że musimy jej ulec. W pokusie trzeba nam byś wielkimi reali­stami. Musimy być świadomi, że w chwili prawdziwej pokusy, braknie nam sił aby ją prze­zwyciężyć. Nie możemy nigdy być zbyt pewni siebie. Subiektywna pewność siebie może być zwodnicza. Jak bardzo zwodnicza była pewność siebie Piotra, który zapewniał Jezusa, że pójdzie z Nim na śmierć. W chwili pokusy potrzebujemy nowych sił. Potrzebujemy ła­ski. Potrzebujemy wiary. Jeżeli w walkę z pokusami wchodzimy sami. z naszymi słabymi siłami, z pewnością przegramy. Pokusie towarzyszy ciemność wiary która sprawia, że mo­dlitwa zdaje się być czynnością niepotrzebną. Konieczna jest wówczas wielka odwaga i za­ufanie. Upaść na kolana przed Bogiem jako Ojcem w chwilach nasilających się pokus, wymaga od nas wielkiej determinacji duchowej. Modlić się w chwili pokusy, to szukać oparcia dla swojego życia tylko w Bogu. Modlitwa w chwilach pokus jest, przede wszyst­kim, owocem silnej wiary. Modlitwa rodzi się z wiary. Zaniedbanie modlitwy wynika z zamierania wiary w człowieku. Porzucanie modlitwy jest wyrazem niewiary. To właśnie wiara każe nam stawać przed Bogiem, którego nie widzimy ludzkimi oczyma.

Szczególnym rodzajem pokusy jest doświadczenie zagrożenia, doświadczenie lę­ku, niepewności jutra. Człowiekowi wydaje się wówczas, że stanie się z nim coś niedobre­go. Odczucie zagrożenia może mieć swoje ściśle określone źródła. Sytuacja osobista, ro­dzinna, sytuacja społeczna, polityczna. Ale mogą istnieć odczucia zagrożenia, nie posiada­jące, na pierwszy rzut oka. żadnego źródła. Te zagrożenia są tym boleśniejsze i tym trud­niejsze do zniesienia. W zagrożeniu i lęku, człowiekowi wydaje się że jest zupełnie sam i nikt nie może mu pomóc. Rodzą się uczucia nieufności, podejrzliwości. Wszystko i wszy­scy, wydają się byś wówczas wrogami człowieka. To odczucie wrogości, automatycznie, przenosi się także na Boga. W doświadczeniu zagrożenia i lęku, człowiekowi wydaje się. że sam Bóg mu zagraża. Modlić się, to wejść w stan zagrożenia, w poczucie braku bezpieczeń­stwa. Modlić się, to szukać oparcia tylko w Bogu. Modlić się, to świadomie i w wolności zrezygnować ze sztucznych zabezpieczeń, jakie dają rzeczy. Modlić się, to uwierzyć, że Bóg jest jedyną ostoją, jedyną nadzieją, skałą, tarczą. Jedynym obrońcą. On nie pozwoli mi upaść. Modlić się, to doświadczać nieustannie troskliwości Ojca Niebieskiego, bo bez Jego wiedzy, nawet jeden włos nam z głowy nie spadnie.

Modlitwa w chwilach cierpienia.

W chwilach spokojnie upływającego życia, modlitwa przychodzi nam zwykle ła­twiej. Niemal spontanicznie zdobywamy się na modlitwę dziękczynienia, kiedy nie zagraża nam jakieś bezpośrednie niebezpieczeństwo. Czujemy się wówczas obdarowani przez Bo­ga, przez ludzi. Rodzi się jednak pytanie, jak modlić się w chwilach cierpienia i bólu. Nasza modlitwa byłaby mało przydatna dla życia, gdyby nie była w stanie objąć naszych cierpień. Zauważmy, że pierwszą reakcją człowieka na ból i cierpienia, jest odruch wewnętrznego buntu. Cała ludzka osoba reaguje w ten sposób. Przeciwko cierpieniu buntuje się najpierw ludzkie ciało. Ono drży. Reakcji odrzucenia i buntu doświadcza także ludzka emocjonal-ność. W cierpieniu, człowiekowi towarzyszą najpierw emocje negatywne: poczucie bezsil­ności, lęku. rozżalenia. Nierzadko też depresji i agresji wobec otoczenia. Im większy jest ból, tym większe uczucia buntu. Także duchowość człowieka buntuje się i opiera. Wielkie i hojne oddanie się Bogu deklarowane w chwilach spokojnie upływającego życia, nie daje się


8

łatwo odtworzyć w cierpieniu. W chwilach cierpienia i bólu. człowiek jęczy i woła w bó­lach rodzenia, mówi Św. Paweł. Czas cierpienia, może być zawsze czasem wezwania do rodzenia się do nowego życia. Aby cierpienie i ból były miejscem rodzenia się do nowego życia a nie do śmierci, konieczna jest nam wytrwała modlitwa. Modlitwa, która obejmie ca­łego udręczonego człowieka: jego udręczone ciało, jego udręczoną psychikę, udręczonego ducha. Właśnie w chwilach cierpienia, możemy modlić się całą naszą osobowością. Może­my modlić się cierpiącym ciałem, cierpiącą emocjonalnością, cierpiącą duszą. W cierpieniu modlimy się tak, jak kochamy Boga. Całym sercem, całą dusza, całym umysłem, ze wszystkich ludzkich sił. Kiedy człowiek nie modli się w cierpieniu, rodzi się ku śmierci. Cierpienie degraduje nie tylko ludzki ciało, ale także ludzką psychikę, ludzką duszę. Bez wytrwałej modlitwy, z cierpienia wychodzimy głębiej zbuntowani. Jeszcze bardziej samot­ni. 1 chociaż choroba ciała może minąć, to może pozostać w nas cierpiące i zbuntowane ser­ce. Cierpienie oczyszcza, daje nowe życie ale tylko wówczas, kiedy staje się modlitwą. Kiedy człowiek cierpiący modli się. Kiedy człowiek cierpiący pozwala modlić się Duchowi Jezusa w swoim udręczonym ciele, w udręczonej psychice, w udręczonej duszy. Jeżeli na­wet w cierpieniu człowiek nie czuje zapału do modlitwy, to jednak wiara każe mu przyjąć, że miłosierdzie Boga w tych bolesnych chwilach jest mu bliższe, niż w innych momentach życia. Tylko zranione i zagubione owieczki, dobry pasterz bierze na swe ramiona. One bar­dziej niż inne potrzebują jego pomocy. Modlić się w chwilach cierpienia, to najpierw przy­jąć je i zaakceptować. Akceptacja cierpienia nie polega jednak na bierności. Na rezygnacji, na uciekaniu od życia. Modlitwa w cierpieniu nie oddala człowieka od życia. Przeciwnie. W cierpieniu modląc się. szukamy życia. Modlitwa w cierpieniu jest wielką prośbą o życie. Ucieczka od życia, rezygnacja z życia świadczyłyby o tym, że nasza modlitwa jest niedoj­rzała. Człowiek który modli się w cierpieniu, pragnie żyć. Modlitwa w chwilach cierpienia, pokazuje jednak człowiekowi ściśle określone granice życia ziemskiego. Modlitwa odsła­nia, że życie ziemskie człowieka nie jest ostateczną i najwyższą wartością. Cierpienie, ucząc nas pokornej akceptacji własnych granic, wskazuje nam także na potrzebę szukania ostatecznego celu. Ostatecznego sensu tego życia, które przemija. Życia, które bywa osła­bione przez chorobę. Życia, które przecież, wcześniej czy później, zostanie zniszczone przez śmierć. Akceptacja kruchości ludzkiego ciała, akceptacja przemijania i umierania jest możliwa, ponieważ czuwa nad naszym życiem wieczny Bóg. Modlitwa jest uczestnictwem w wieczności Boga. w czasie naszego ziemskiego życia. Cierpienie przynagla nas do wcho­dzenia w wieczne życie Boga, już tu na ziemi. W cierpieniu modlimy się naszą kruchością, modlimy się naszymi ludzkimi granicami, powierzając je Bogu. Powierzając całe nasze ży­cie w ręce Boga. Modlitwa w cierpieniu uczy nas zaufania, uczy nas powierzania się Opatrzności. W chwilach zdrowia, powodzenia, człowiek skłonny jest oszukiwać siebie. Jest skłonny sądzić, że sam sobie wszystko zawdzięcza, że sam, swoimi siłami buduje swo­je życie. Bezsilność w cierpieniu odsłania nam, że wszystko jest darem. W chorobie, bar­dziej niż w jakimkolwiek innym stanie, mamy szczególną możliwość potwierdzenia naszej wiary, którą wyznajemy w chwilach powodzenia, zdrowia, komfortu psychicznego, kom­fortu fizycznego. To właśnie dzięki modlitwie, czas cierpienia i czas krzyża, jest zapowie­dzią czasu zmartwychwstania.

Modlitwa uczestnictwem w historii zbawienia.

Nasze zaangażowanie w modlitwę, nie jest, bynajmniej, ucieczką od świata. Nie jest to ucieczka od jego problemów, od udręk świata. Doświadczenie wiary nie zamyka nam oczu na świat, lecz przekształca naszą wizję świata. Dzięki modlitwie, stajemy się zdolni patrzeć na świat oczami jego Stwórcy. Przedłużona modlitwa sprawia, że jesteśmy obecni w świecie nie tylko jako jego użytkownicy, ale także jako istoty kontemplujące świat. Mo­dlitwa sprawia, że przyjmujemy cały świat jako wielki dar Boga. Wchodzimy w świat nie tylko po to aby go używać, ale też aby go swoją kontemplacyjną obecnością i swoim twór­czym działaniem, ubogacać. Dzięki modlitwie odkrywamy, że cała historia świata zdąża do


9

Stwórcy. Dzięki modlitwie możemy dostrzegać, że to co dzieje się w całej historii ludzkości a także w naszej osobistej historii, wypływa z miłosierdzia Bożego. Historia ludzkości i osobista historia każdego człowieka, jest miejscem, wciąż objawiającej się wciąż na nowo, nieskończonej miłości Boga. Nawet wówczas, kiedy nie jesteśmy w stanie zrozumieć pew­nych zdarzeń zachodzących w historii ludzkości, czy też w naszej osobistej historii życia. Modlitwa daje nam głębokie, wewnętrzne przekonanie, że Bóg jest Panem historii. Dzięki modlitwie jesteśmy zdolni powierzyć się Bożej Opatrzności pośród tych niezrozumiałych, a często bolesnych dla nas zdarzeń. Modlitwa demaskuje fałszywe wizje świata. Modlitwa demaskuje fałszywe interpretacje osobistej historii życia. Poprzez modlitwę, odkrywamy odwieczne plany Boga wobec ludzkości. Także dzięki właśnie modlitwie, odkrywamy pla­ny Boga wobec naszego życia. Modlitwa pozwala nam złączyć się ze Stwórcą który patrzy na wszystko z wysoka. Modlitwa pozwala Jego oczyma patrzeć na świat i na jego historię.

Nasza modlitwa nie da nam jednak właściwego spojrzenia na świat, jego historię, jeżeli nie zdobędziemy się na właściwe spojrzenie na naszą osobistą historię. Poprzez histo­rię naszego życia, zawsze w jakiś sposób interpretujemy to, co dzieje się na świecie. W świecie duchowym, trzeba nam strzec się z największą uwagą modlitwy, która zamyka nas w nas samych, w naszych osobistych problemach, w naszych planach, choćby te plany i ce­le, miały pozory planów i celów najszlachetniejszych. Kiedy człowiek jest zamknięty w so­bie, narzuca Bogu własne cele i pragnienia. Wówczas modlitwa zostaje sprofanowana. W takiej sprofanowanej modlitwie, człowiek wzywa Boga który nie istnieje. Wzywa bożka, wprawdzie nie uczynionego ze złota czy srebra, ale z własnych, ludzkich wyobrażeń, z wła­snych ludzkich pragnień. A nawet, wzywa bożka uczynionego z własnych namiętności i pożądań. Modlitwa która nie otwiera człowieka na cały świat, na całą ludzkość, na jej pro­blemy i cierpienia, byłaby jedynie parawanem, dla naszych osobistych, nieuświadomionych namiętności. Parawanem dla naszego egoizmu, samolubstwa, wygody, czy też przerosłych ambicji. Jedynym lekarstwem na taką sprofanowaną modlitwę, która chciałaby rządzić światem i Bogiem, jest pokorne słuchanie Słowa Bożego. Ono objawia nam Boga, jako Pa­na całej historii ludzkiej, historii każdego człowieka. Mojej osobistej historii. Słowo Boże skoryguje nasze błędne patrzenie na świat i na historię świata. Słowo Boże naprowadzi nas na odkrywanie rzeczywistego planu Bożego. Poprzez autentyczne słuchanie Słowa Bożego. Duch Święty upomni nas, kiedy będziemy uciekać przed bólem i cierpieniem świata, aby zamykać się w nas samych, czy też w jakimś estetyźmie duchowym. Estetyźmie, który karmi swoją osobistą satysfakcję emocjonalną.

Nasze uczestnictwo w historii świata, w jego cierpieniach, niepokojach i proble­mach, jest uczestnictwem w historii zbawienia. Historia świata, historia ludzkości, jest zaw­sze historią zbawienia. Tomasz Merton pisze:

Najważniejszą potrzebą naszego czasu, jest owa wewnętrzna prawda, kar­miona przez ducha kontemplacji. Wychwalanie i umiłowanie Boga. Tęskne wyczekiwanie przyjścia Chrystusa. Pragnienie objawienia się Jego chwały. Bez kontemplacji budujemy kościoły nie dla chwały Bożej, ale aby umacniać struktury społeczne. Bez kontemplacji, na­sze przepowiadanie, nasze apostolstwo nie jest apostolstwem, ale pustym prozelityzmem. Narzucaniem światu sposobu życia przyjętego w naszym kraju. Bez kontemplacji. Kościół nie może wypełnić swej misji przemiany i zbawiania ludzkości. Bez kontemplacji, Kościół obróci się w sługę cynicznych potęg doczesnego świata, niezależnie od tego, jak gorąco je­go wierni będą zapewniali o swoim zaangażowaniu w walkę o królestwo Boże.

To świadectwo wypowiedziane wiele lat temu przez amerykańskiego mnicha i myśliciela, jest także dzisiaj bardzo aktualne.


10

Któż mnie odłączy od miłości Chrystusowej.

Modlitwa jest aktem, poprzez który Bóg w Trójcy jedyny zanurza się w człowie­ku, a człowiek zanurza się w Bogu. Nawiązuje się w ten sposób intymna jedność Stwórcy ze swoim stworzeniem. Człowiek, istota wyprowadzona z prochu ziemi, wchodzi w dialog z odwiecznym Bogiem. Modlitwa jest aktem, poprzez który człowiek staje się uczestnikiem nieskończonej, odwiecznej miłości. To właśnie na modlitwie, człowiek poznaje kim jest Bóg, przed oblicze którego zostaje dopuszczony. Człowiek poznaje, że Bóg jest całkiem in­ny, transcendentny. To znaczy, przekraczający wszystko to, co człowiek o Nim może po­myśleć, lub jak Go może doświadczać. Trzeba nam nieustannie pamiętać, że nasze do­świadczenie Boga. nie oddaje całej rzeczywistości Boga. Nasze myślenie i doświadczanie Boga jest nierzadko zniekształcone i zafałszowane. Nasze doświadczenie Boga. nie jest nigdy identyczne z samym Bogiem. Jest tylko odbiciem, jakby w zwierciadle, nieraz w bardzo zniekształcającym zwierciadle. Modlitwa jest wielkim zaproszeniem Boga, aby cią­gle, na nowo. odkrywać Jego inność. Modlitwa przekonuje nas, że nie bylibyśmy w stanie dosięgnąć Boga, gdyby On sam. jako pierwszy, nie wezwał nas do dialogu i nie dopuścił nas przed swoje oblicze. Modlitwa uświadamia nam jednocześnie, że ten nieskończenie wielki Bóg, jest jednocześnie człowiekowi bardzo bliski. Bóg na modlitwie jest bliższy człowiekowi, niż człowiek sam siebie, jak powie św. Augustyn. Na modlitwie człowiek do­tyka Boga. Nawiązuje z Nim intymną więź. Modlitwa odsłania przed nami szaleńczą mi­łość, która każe Bogu wkroczyć czas. przestrzeń ludzką i stać się podobnym do człowieka we wszystkim, oprócz grzechu. Jezus, wcielony Syn Boży. najpełniej objawia nam bliskość Boga. Od momentu wcielenia, człowiek może na Boga patrzeć swoimi, ludzkimi oczyma, słuchać Jego Słowa, a nawet karmić się jego Ciałem. Dzięki Tajemnicy Wcielenia, bliskość Boga wobec człowieka dociera do nas. poprzez całą ludzką osobę. Nie tylko poprzez duszę, intelekt, uczucia, ale poprzez wszystkie zmysły ludzkiego ciała. Samo ciało, staje się miej­scem objawienia się miłości Boga do człowieka.

Modlitwa każe nam się dziwić, że Ten, nieskończenie wielki Bóg staje się tak bli­ski człowiekowi. Modlitwa jest trwaniem w zdziwieniu. Dzięki modlitwie nie tylko pozna­jemy Boga. ale także samych siebie. Właśnie poprzez modlitwę, człowiek zdobywa pełną świadomość siebie. Pełną prawdę o sobie. Modlitwa ukazuje człowiekowi, z jednej strony, głębię pragnień które czynią go niespokojnym, dopóki nie pozwoli się do końca ukochać przez Boga. Ale z drugiej strony, modlitwa odsłania przed człowiekiem głębię jego niepra­wości. Głębię zła i grzechu. Tę nieprawość ludzkiego serca odsłaniają nam nie tylko grze­chy już popełnione, ale także grzechy które jesteśmy w stanie popełnić.

Wyzwól mnie Panie od grzechów jeszcze nie popełnionych, modli się Ro­man Brandsteter. Jest to modlitwa człowieka, który dobrze znał siebie.

Modlitwa uświadamia nam że jesteśmy całkowicie zdani na miłosierdzie Boga. Starożytna modlitwa chrześcijańska : Kyrie eleison, Panie, zmiłuj się nad nami, będzie zaw­sze w centrum modlitwy.

Odsłaniając głębię nieprawości ludzkiego serca, potrzebę miłosierdzia Bożego, modlitwa staje się wezwaniem do ciągłego nawracania się. Człowiek który modli się szcze­rze rozumie, że nie da się pogodzić trwania przed Bogiem, z nieuczciwością, z egoizmem, ze zmysłowością, pychą, wrogością wobec innych. Dzięki modlitwie, człowiek poznaje prawdziwą nadzieję, którą nosi w głębi serca i o której wie, że nikt i nic nie może mu jej odebrać. Dzięki modlitwie człowiek staje się pewny swojej przyszłości.

Któż może nas odłączyć od miłości Chrystusowej. Utrapienie, ucisk, czy prześladowanie? Głód czy nagość? Niebezpieczeństwo czy miecz? We wszystkim tym odno­simy pełne zwycięstwo dzięki Temu. który nas umiłował, pisze Św. Paweł.

Dzięki modlitwie nie tracimy pogody Ducha, nawet w największych trudnościach, w największych zagrożeniach i prześladowaniach. Wierzymy bowiem, że w sprawach ludz­kich, ostatnie słowo zawsze ma Bóe.


11

Pragnienie modlitwy.

Modlitwa wymaga czasu. Najważniejszym owocem odprawienia całych ćwiczeń, winno być, przede wszystkim, głębokie pragnienie modlitwy. Pragnienie, które byłoby stopniowo wcielane w naszą codzienność. Zauważmy najpierw, że życie modlitwy wymaga czasu, od wszystkich. Modlitwa wymaga czasu, ponieważ Bóg działa w czasie. Sam istnie­jąc od wieków, umieścił człowieka w czasie. Modlitwą zostaje objęty cały czas człowieka. Zawsze się módlcie, nigdy nie ustawajcie, mówi Jezus. Modlitwa nie jest tylko zbiorem pojedynczych aktów, ale jest stałą więzią pomię­dzy Bogiem a człowiekiem. Modlitwa, tak samo jak ludzka miłość, wymaga czasu. Nie­rzadko, dobrze zapowiadające się małżeństwo, rozpada się właśnie dlatego^ iż kochającym się osobom brakuje czasu dla siebie. Pełna spontaniczności miłosna fascynacja łatwo za­miera, jeśli nie jest podtrzymywana poprzez wzajemne, miłosne obcowanie. Niemowlę nie może w jednym dniu, nasycić się miłością matki, na wiele tygodni. Ono potrzebuje jej co­dziennej obecności, codziennej czułości, codziennego ciepła. Człowiek przed Bogiem, jest jak niemowlę u swej matki. Potrzebuje również Jego obecności. Jak modlić się regularnie w naszym zabieganym życiu. Jak wykroić czas na systematyczną modlitwę w nadmiarze obowiązków, którymi, nierzadko, czujemy się przytłoczeni? Oto, jaką radę daję nam autor z dziennika trapistów:

Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitwy, którego nigdy nie zmie­nisz bez zasięgnięcia rady kierownika duchowego. Ustal rozsądną porę dnia i trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie dnia. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz której nigdy nie zmieniasz. Módl się zawsze o tej samej porze. Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych kiedy zbliża się ta po­ra. Po prostu, niech wtedy nie będzie dla ciebie możliwa jakakolwiek praca, nawet, gdyby wydawała ci się pilna i ważna. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli przeko­nasz się, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich roz­strzygnąć w tym czasie. 1 wtedy, w czasie tych wolnych godzin, powiesz sobie: ponieważ nie mam nic do roboty, teraz mogę się modlić. I tak modlitwa stanie się równie ważna jak spanie, jak jedzenie.

Powyższa propozycja z pewnością jest bardzo trudna, szczególnie wówczas, gdy prowadzimy chaotyczny tryb życia. Ale odczucie, że dłuższa, regularna, codzienna modli­twa jest w naszym życiu nierealną, może być oznaką, że zepchnęliśmy modlitwę na margi­nes życia. Takie odczucie mówi nam również, że wiele mamy jeszcze do zrobienia, by przywrócić modlitwie jej właściwe miejsce. Potrzebę systematyczności w modlitwie dobrze określa słowo: ćwiczenia, często używane przez Św. Ignacego, w jego książeczce .. Ćwicze­nia duchowne". Pod mianem „ćwiczenia duchowne", rozumiem wszelki sposób odprawia­nia rachunku sumienia, rozmyślania, kontemplacji, modlitwy ustnej i myślnej. Albowiem jak przechadzka, marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak ćwiczeniami duchownymi na­zywam wszelki sposób przygotowania duszy, do usunięcia wszelkich uczuć nieuporządko­wanych, a po ich usunięciu, do szukania i znalezienia woli Bożej. Nie tylko sport, ale każda inna dziedzina życia, wymaga ciągłych ćwiczeń. Jeżeli pragniemy wzrastać w modlitwie, trzeba nam się w niej ćwiczyć. Modlitwa spontaniczna, winna być dopełnieniem modlitwy systematycznej. Nie można przeciwstawiać potrzeby spontaniczności w modlitwie, potrze­bie systematyczności. Obie potrzeby są bardzo ważne. Dopiero wówczas kiedy spotkają się w nas te dwa nurty modlitwy, możemy mówić o pełnym życiu modlitwy. Modlitwa sponta­niczna będzie w nas coraz głębsza, jeżeli równocześnie będziemy systematycznie podej­mować ćwiczenie się w modlitwie. Wrażenie jakie towarzyszy wielu ludziom, iż w modli­twie można odwołać się tylko do spontaniczności, jest złudne. Prowadzi do zamierania w człowieku pragnienia modlitwy.

Modlitwa domaga się walki. Czasem słyszymy: modlę się, kiedy mam ochotę, lub też, czemu mam się modlić wbrew sobie? Takie stwierdzenia wydają się być bardzo huma­nitarne. Zawierają jednak w sobie pewną pułapkę. Oto pewna analogia, mogąca nam pomóc


12

zrozumieć istotę tej pułapki. Czyż w sytuacji konfliktu w małżeństwie i rodzinie, możemy powiedzieć podobnie: dlaczego mam kochać na siłę? Wbrew sobie? Dlaczego mam prze­baczyć na siłę? Jeżeli pragniemy utrzymywać dobre więzi z osobami które kochamy, trzeba nam pokonywać wiele oporów, wbrew sobie. Podobnie, jeżeli pragniemy pogłębiać naszą więź z Bogiem, trzeba nam nieraz modlić się wbrew sobie:

Ojcze, która cnota lub dzieło, jest najtrudniejsze ze wszystkich, zapytali mnisi sławnego z mądrości ojca pustyni, Agatona. Ten odrzekł:

Wybaczcie. Wydaje mi się, że nie ma trudu tak wielkiego, jak modlitwa. Bo zawsze kiedy człowiek chce się modlić, nieprzyjaciele starają się mu przeszkodzić. Wiedzą bowiem, że mogą mu zaszkodzić tylko wówczas, kiedy powstrzymają go od modlitwy.

I w każdym innym ćwiczeniu jakiego by się człowiek podjął, jeżeli będzie wy­trwały, zdobywa łatwość. W modlitwie, aż do ostatniego tchu potrzebna jest walka. Stwier­dzenie, że w modlitwie aż do ostatniego tchu potrzebna jest walka, może wydać się nam przytłaczające i pełne pesymizmu. Kiedy jednak głębiej zastanawiamy się nad ludzkim ży­ciem, dochodzimy do wniosku, że wiele ważnych dla człowieka spraw potrzebuje walki, aż do ostatniego tchu. To samo stwierdzenie możemy odnieść do ludzkiej miłości. Ona też wymaga walki, aż do ostatniego tchu. Nierzadko rozbicie małżeństwa, rozbicie rodziny, wspólnoty, przyjaźni, wynika właśnie z tego, że łatwo ulega się rezygnacji i nie walczy się o prawdziwe oddanie, o wzajemną ofiarność, przezwyciężenie urazów, o wzajemny , szcze­ry dialog. Na pytanie, czy walka o prawdziwa miłość jest tylko udręką, może odpowiedzieć sobie tylko ten, kto naprawdę kocha. Zakochani młodzi ludzie, kochający rodzice, a przede wszystkim mistycy wiedzą najlepiej, że jarzmo walki o miłość, jest słodkie.

W modlitwie, aż do ostatniego tchu, potrzebna jest walka. Bo modlitwa jest także wyrazem miłości. O naszą odpowiedź dawaną Bogu, potrzeba walczyć. Tylko ci którzy na­prawdę znają życie ludzkie, dobrze wiedzą, iż wierność w miłości nie jest tanią cnotą, za która wystarczy zapłacić odrobiną dobrej woli.

Nie czekajcie na ochotę do modlitwy. W naszej modlitwie, nie liczy się najpierw to, czego doświadczamy w świecie uczuć. Doświadczenia uczuciowe, chociaż nieodłącznie towarzyszą modlitwie, nie są jednak ostatecznym kryterium jej autentyczności. Człowiek zaangażowany w modlitwę, musi być czujny i rozeznający, aby własnych przeżyć uczucio­wych nie utożsamiać automatycznie z działaniem Boga. Na modlitwie trzeba nam nieustan­nie powracać do podstawowej prawdy, że nigdy nie modlimy się sami. To Duch Święty. Duch Jezusa, modli się w nas. Chrystus, Jego Duch, prowadzi nas do Ojca. Dzięki Duchowi Jezusa możemy wołać: Abba. Ojcze! Głęboka świadomość że nie modlimy się sami, ale Chrystus modli się w nas sprawia, że nasze odczucia staja się względne. Na modlitwie, ważniejsze od doświadczenia uczuciowego, jest doświadczenie wiary. To właśnie wiara jest istotą modlitwy. Jest więc rzeczą drugorzędną, czy my sami jesteśmy zadowoleni z modli­twy, czy ona sprawia nam przyjemność i przychodzi nam łatwo. Zadowolenie i przyjem­ność modlitwy, nie zawsze są ostatecznym kryterium dobrej modlitwy. Jezus wzywa nas abyśmy modlili się zawsze i nigdy nie ustawali. Nie możemy więc modlić się tylko wów­czas, gdy mamy ku temu ochotę. Im większą czujemy niechęć do modlitwy, im bardziej czujemy się ospali, smutni, przygnębieni, tym więcej potrzebujemy modlitwy, ponieważ potrzebujemy umocnienia. Nikt z nas nie rodzi się z odczuwalną potrzebą modlitwy. Po­trzeba ta musi być przez nas dopiero obudzona. Istnieje wprawdzie w każdym z nas głębo­kie pragnienie Boga, ale jest ono często uśpione. Aby móc doświadczyć potrzeby modlitwy, trzeba się modlić. To właśnie na modlitwie rodzi się stopniowo potrzeba modlitwy. Im wię­cej człowiek się modli, tym bardziej nienasycone jest jego pragnienie modlitwy. Jeżeli na­wet doświadczamy potrzeby modlitwy, to ona przez to nie staje się łatwa. Potrzeba modli­twy nie niweczy trudu modlitwy, ponieważ modlitwa najczęściej nie przynosi zadowolenia i pociechy naszym zmysłom. Modlitwa przekracza ludzkie zmysły, przekracza to. co jest materialne. Modlitwa dosięga wieczności. Właśnie dlatego że modlitwa przekracza ludzkie wymiary, tak łatwo rodzą się wątpliwości. Jaki sens ma czynność, której skuteczności nie można sprawdzić? Jaki sens ma wołanie, na które nie otrzymujemy natychmiastowej odpo-


13

wiedzi? Jeżeli chcemy się modlić, nie możemy czekać aż nasze wątpliwości ustaną. Aż przyjdzie nam ochota na modlitwę. Wielu przestaje się modlić właśnie dlatego, że dali się zwieść własnym wątpliwościom. Trzeba nam się modlić wbrew naszym wątpliwościom, pomimo braku ochoty. Renę Voyomme zachęca:

Jeżeli chcecie się modlić, nie czekajcie na ochotę do modlitwy, bo w końcu przestaniecie się modlić właśnie wtedy, kiedy modlitwa będzie wam najbardziej potrzebna. Jest to niebezpieczne złudzenie, które już wielu ludzi oddaliło od Chrystusa. Pragnienie modlitwy jest już jej owocem. Niechaj wam wystarczy świadomość, że Bóg na was czeka. Bóg pragnie was widzieć modlących się nawet wówczas, gdy nie macie na to ochoty.

W czasie modlitwy, jesteśmy kuszeni najpierw do porzucenia modlitwy. Zniechę­cenie, nuda, wewnętrzna ospałość, budzące się namiętności, nacierają na nas, rodząc niepo­kój wewnętrzny. Czy w takim stanie ducha możemy się modlić? Czy mamy prawo rozma­wiać z Bogiem posiadając takie okropne myśli, pragnienia, odczucia? Zły duch przekonuje nas, że jesteśmy niegodni stawać przed Bogiem. Jeżeli jednak pokonamy te przeszkody, wówczas może się pojawić druga pokusa, gorsza od pierwszej: pokusa idealnej modlitwy. Chcieć modlić się lepiej niż się umie, jest zawsze pokusą. Wielu ludzi porzuciło modlitwę tylko dlatego, że weszli w logikę takiej pokusy: jeżeli twoja modlitwa jest taka uboga, jeżeli nie przynosi owoców, to lepiej będzie porzucić modlitwę. Trzeba nam zgodzić się na ubó­stwo naszej modlitwy. Jeżeli z ubóstwem modlitwy łączy się nasza szczerość, otwartość, hojność wobec Boga, to ona podoba się Bogu. Ona zbliża nas do Niego.

Wierność w modlitwie.

Jedną z najtrudniejszych spraw współczesnego człowieka, jest wierność w rela­cjach międzyosobowych. Niewiernością nacechowane są dziś niemal wszystkie więzi mię­dzyludzkie. Niewierność ta ujawnia się zwłaszcza w życiu rodzinnym i małżeńskim. Dziś wiele małżeństw decyduje się na rozwód łatwiej, niż kiedykolwiek w przeszłości. Wielu oj­ców opuszcza dom, zostawiając swoje dzieci. Podtrzymują z nimi jedynie luźny kontakt. Słusznie w takiej sytuacji, dzieci czują się zdradzone. Także wiele osób duchownych, łatwo dziś łamie zobowiązania swojego stanu kapłańskiego, zakonnego. Niewierność ta ujawnia się również w relacji do Boga. Wielu ludzi dzisiaj, nie wyrzekając się swojej wiary, łatwo rezygnuje z życia religijnego, tłumacząc się brakiem czasu. sił. na praktyki religijne. Nie­wierność współczesnego człowieka przejawia się także łatwym łamaniu norm etycznych. Wiele podstawowych zasad moralnych odnoszących się do ludzkiego życia, które dotąd nigdy nie były podważane, dziś jest kwestionowanych. Wielu próbuje uzasadniać ich nie­przydatność w naszych czasach. Niewierność współczesnego człowieka nie wynika z przy­padku, czy tym bardziej ze złej woli. Zbyt szybkie tempo życia, ciągłe przemęczenie, częste znerwicowanie, wszystko to sprawia, że człowiek żyje poza sobą i nie jest w stanie kontro­lować tego, co się z nim dzieje. Mała świadomość siebie sprawia, iż wiele ważnych decyzji, człowiek współczesny podejmuje, kierując się subiektywnymi odruchami, u podłoża któ­rych jest często lęk, brak poczucia bezpieczeństwa.


14

Wierność w miłości.

Najgłębszym jednak podłożem niewierności człowieka w relacjach międzyosobo­wych, jest niezdolność wejścia w doświadczenie miłości. Z przyjmowaniem miłości od in­nych i dawaniem na nie odpowiedzi. Niewierność człowieka wypływa z lęku przed bezwa­runkowym oddaniem siebie Bogu i bliźnim. Człowiek boi się zatracić siebie i swoją wol­ność. W doświadczeniu niewierności ścierają się ze sobą dwa sprzeczne odczucia: z jednej strony wielka potrzeba akceptacji, która każe człowiekowi szukać wciąż nowych obiektów miłości, z drugiej zaś strony jakiś głęboki lęk przed przyjęciem właśnie tego, czego tak bar­dzo się potrzebuje. Przyznanie się przed sobą samym, iż potrzebuje się miłości i uczucia, odbierane jest jako upokorzenie i zniewolenie. Trwanie w takim rozdarciu, nerwicuje i roz­bija człowieka coraz głębiej. Uciekając od najgłębszego zaangażowania w relację z drugim, człowiek odnosi wrażenie, iż obronił własną niezależność, własną wolność. Jest to jednak wolność negatywna: wolność od miłości, wolność od ofiar związanych z miłością. Ta wła­śnie negatywna wolność, staje się jednocześnie dręczącą samotnością, egzystencjalna nudą. doświadczeniem bez sensu. Człowiek nie wie wówczas po co żyje i dla kogo żyje. Do­świadczenie pokazuje jednak, iż ta negatywna przestrzeń, ta negatywna wolność powstała po odmowie kochania, nie pozostaje zbyt długo pusta. Zwykle zostaje ona szybko „zago­spodarowana" przez różnorakie zniewolenia: posiadanie materialne, zmysłowość, chore ambicje, nieludzką ideologię. Człowiek broniąc się przed miłością, staje się niewolnikiem siebie i własnej pożądliwości. Modlitwa uczy nas wierności. Pokazuje nam, iż wierność w miłości wymaga najpierw pokornej akceptacji własnych potrzeb i pragnień miłości. Zarów­no tej zwyczajnej, ludzkiej miłości, jak również nieskończonej miłości Boga. Modlitwa daje nam odwagę zaakceptowania ryzyka, związanego z przyjmowaniem i dawaniem miłości. Modlitwa objawia nam Boga który zawsze pozostaje wierny człowiekowi i nigdy go nie zdradzi.

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała. Ja nie zapomną o tobie, mówi Izajasz.

Na modlitwie, człowiek nasyca się wiernością Boga. Uczy się odpowiadać wier­nością na wierność. Aby nasza modlitwa mogła wpływać na nasze życie, przemieniać je, musi być wierna. Nie wystarczy chwilowy, modlitewny zapał, entuzjazm. Kiedy człowiek wchodzi w relację z Bogiem i pragnie, by Bóg zawładnął jego życiem, to musi mieć świa­domość, iż rozpoczyna się w nim nowe życie. To nowe życie wymaga troski i ofiary. Do­świadczenie mówi nam, że wierność Bogu, wierność sobie, wierność bliźniemu, wymaga od nas walki. Modlitwa jest walką. Ten, kto rozpoczynając modlitwę unikałby wysiłku, nie pozostanie jej wierny. Aby się modlić w sposób wierny, trzeba podejmować decyzję modli­twy nie raz na rok, raz na miesiąc, czy nawet raz na tydzień, ale każdego dnia, przed każdą modlitwą. Wprawdzie możemy mieć w naszym życiu chwile, w których modlitwa może przychodzić nam łatwo. Częściej jednak będziemy doświadczać trudu modlitwy. Nierzadko staniemy przed jakąś pustką wewnętrzną. Nieraz ogarnie nas niepokój i lęk o siebie, oraz wątpliwości, czy nasza modlitwa ma sens. W takich chwilach dialog z Bogiem jest trudny. Wierność modlitwie wymaga zmagania się i wysiłku. Tej wierności na modlitwie domaga się od nas Jezus. Święty Paweł wielokrotnie zachęca nas, abyśmy się modlili w każdym czasie, bez przerwy, przy każdej sposobności. W dzień i w nocy. Wierność na modlitwie to nie tylko wierność czasowi modlitwy. Ale to przede wszystkim wierność wezwaniu, które Bóg kieruje do nas. To wierność Jego miłości. Ta właśnie wierność wymaga jedności po­między czasem modlitwy a życiem człowieka. Bóg wchodząc w nasze życie, kładzie na nim swoją rękę, ogarnia je, przenika je. Modlitwa i życie stają się wówczas jednym, ponieważ kieruje nimi jedna miłość Boga. Wierność Bogu. wierność Bożemu wezwaniu usłyszanemu na modlitwie sprawia, że modlitwa przemienia życia. Być może przemienia je powoli, ale przemienia w sposób widoczny. Wierność Bogu na modlitwie przemienia najpierw serce człowieka. Serce to kształtuje się na wzór serca Jezusowego. Z przemienionego serca, zro­dzi się przemienione, nowe życie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
konferencje bolewski medytacja chrzescijanska jako modlitwa
LIST DO BISKUPÓW KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO O NIEKTÓRYCH ASPEKTACH MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJx
Balthasar Hans Urs von Medytacja chrześcijańska
LIST DO BISKUPOW KOSCIOLA KATOLICKIEGO O NIEKTORYCH ASPEKTACH MEDYTACJI CHRZESCIJANSKIEJ
medytacja chrześcijańska i duchowość pustynna
Medytacja chrzescijanska szanse i zagrozenia, Chrzescijanska Medytacja
MODLITWA, Metoda medytacji i kontemplacji
medytacja chrześcijańska duszą apostolstwa
Kontemplacja męczeńskiej drogi św.Maksymiliana, medytacja chrześcijańska
czy sama medytacja wystarczy, DUCHOWE WZMOCNIENIE, MEDYTACJA CHRZEŚCIJAŃSKA, o medytacji
KONTEMPLACJA BOŻEGO MIŁOSIERDZIA, medytacja chrześcijańska
Medytacja chrześcijańska
080330kon01 metoda medytacji ignacjanskiej
Metoda medytacji ignacjańskiej, medytacje do fundamentu

więcej podobnych podstron