Bolesław Miciński i prawica


Bolesław Miciński i prawica

Bolesław Miciński ma swoją legendę jako filozof-eseista międzywojennego dwudziestolecia i jeżeli dzisiaj powie się o kimś z młodych, że ma zadatki na nowego Micińskiego, jest to dużą pochwałą. Zdaje się jednak, że właśnie ci młodzi, którzy o nim słyszeli, mają znaczną trudność z umieszczeniem go wśród zawiłości okresu 1918-1939 i narażeni są na pomyłki. Dlatego z okazji ukazania się "Listów" Micińskiego i Jerzego Stempowskiego chcę powiedzieć parę rzeczy elementarnych.


Urodzony w roku 1911, Miciński należał do pokolenia, które uformowało się umysłowo w wolnej Polsce. Zarazem dzieje rodziny potwierdzały prawidłowość cofania się Rzeczypospolitej z jej wschodnich rubieży. Urodził się w majątku rodziców na południowej Ukrainie i, choć dziedzic, nie został w 1917 roku przez ukraińskich chłopów zabity, wbrew radom komunistycznego agitatora. Miastem, które pamiętał z dzieciństwa, była Odessa. Do szkoły średniej chodzić miał w Bydgoszczy. Czyli jego młodzieńczy życiorys antycypował późniejsze wędrówki rodzin z Wilna czy Lwowa do Gdańska, Torunia czy Wrocławia.

W jego ośmioklasowym bydgoskim gimnazjum uczono nie tylko łaciny, również greki. Zakochał się w grece, recytował Homera i wcześnie zaczęła go interesować filozofia, dzięki dobremu nauczycielowi - i Platonowi. Inny szczegół jego biografii to stwierdzenie początków gruźlicy u nastolatka i wysłanie go do sanatorium w Zakopanem. Trafił, bardzo młodo, w środowisko wtedy intelektualnie gęste tej niemal stolicy artystów, a działo się to mniej więcej wtedy, kiedy leczył się tam również początkujący Zbigniew Uniłowski. W powieściach Witkacego występuje tamto Zakopane Szymanowskiego, Chwistka et consortes. Nieco później sam St. Ign. Witkiewicz ("Staś") zaprzyjaźnił się z młodocianym Micińskim i dopuszczał go do filozoficznych dysput. Takie więc były początki i one to przesądziły po maturze o kierunku studiów. Miciński wstąpił na filozofię Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie najbardziej znanymi profesorami byli Tadeusz Kotarbiński i Władysław Tatarkiewicz.


Po rzuceniu tych kilku nazwisk pora krótko powiedzieć, czym była wówczas literacka Warszawa, bo młody Miciński pisał. Znaczenie "Wiadomości Literackich" i "Skamandra" jest powszechnie znane. Wydaje mi się, że mieszkańców Polski można byłoby podzielić na tych, którzy "Wiadomości" czytali, i tych, którzy nie czytali. Tych pierwszych ilu było? Nakład wynosił około ośmiu tysięcy egzemplarzy, niekiedy podnosił się do dwunastu. Jeżeli doliczyć czytelników doraźnych, pożyczających sobie albo znajdujących gdzieś pojedyncze numery, można potroić tę liczbę albo pomnożyć przez cztery. Na kraj o trzydziestu kilku milionach ludności to niewiele. A jednak "Wiadomości" zdołały narzucić swój obraz literatury współczesnej znacznie szerszym kręgom niż ich czytelnicy i dość powszechne było przekonanie, że wielką poezję reprezentuje grupa "Skamandra", że największym poetą jest Tuwim, że w prozie najlepsze są Nałkowska i Dąbrowska.


"Wiadomości" pełniły na obszarze całej Polski funkcję inicjacyjną dla młodych o literackich zapędach. Już czytać "Wiadomości" znaczyło we własnym mniemaniu dostąpić nowoczesności. W szkole średniej nauka polskiego kończyła się na Kasprowiczu i Wyspiańskim. Nauczyciele ukształtowani za Młodej Polski, jak i poloniści uniwersyteccy oraz dziennikarze piszący o literaturze hołdowali przeważnie myśleniu mesjanicznie narodowemu i zwalczali nowoczesną poezję jako cierpiącą na brak prawdziwej polskości, czemu dopomagały żydowskie nazwiska najbardziej sławnych poetów. Dodajmy, że "Wiadomości Literackie" były zwalczane przez kler i koła klerykalne jako organ europejskości liberalnej czy masońskiej.


Warszawa, przypomnijmy, nie była miastem środkowoeuropejskim jak Praga, Kraków czy Lwów. Silnie była w niej obecna Europa Wschodnia. Było to raczej miasto, które poprawnie określał wiersz Jerzego Lieberta:


Ani tu Zachód ani Wschód,


Ot tak, jak gdybyś stanął w drzwiach.


Znaczna część jego ludności żyła we wręcz azjatyckiej nędzy i wyróżniała się strojem, językiem jidysz oraz obyczajem chronionym przez religię. Równocześnie zamożni, wykształceni i emancypowani Żydzi odnosili się do tych mas biedoty z niechęcią, jako do ognisk ciemnoty i zabobonu. Niewielu, jak Janusz Korczak, umiało zdobyć się wobec nich na czułość i solidarność.


Przykład Korczaka wskazuje, że Warszawa była też miejscem spotkania (i sporu) pisarzy polskich pochodzenia żydowskiego i innej grupy, pisarzy żydowskich piszących po polsku, ale podkreślających swoją żydowskość, wreszcie trzeciej grupy, piszących w jidysz, jak bracia Singerowie. Wśród czytelników "Wiadomości Literackich" znaczna większość przypadała na inteligencję żydowską, mówiącą po polsku, opowiadającą się za dziedzictwem oświecenia, pozytywizmu i demokracji. Przeciwko nim zwracała się już jednak młodzież żydowska, wyzbywająca się religii na rzecz marksizmu albo lewicowego syjonizmu.


Z tego, co czytałem, i z tego, co mi opowiadano, wnioskuję, że najłatwiej byłoby przedstawić ówczesną sytuację Żydów w Polsce przez analogię z Chińczykami w Indonezji. W kraju rolniczym, gdzie chłop indonezyjski nie wykazywał ochoty ani talentów do handlu, sklepy w miasteczkach były w ręku Chińczyków, którzy kontrolowali też wielkomiejski biznes. Natomiast synowie i córki chińskich sklepikarzy i biznesmenów wypełniali szeregi indonezyjskiej partii komunistycznej. Indonezyjscy czy, posuwając dalej analogię, polscy nacjonaliści mieli przez to ułatwioną propagandę, stawiając znak równania między obcą rasą i obcą ideologią. Dodajmy, że Narodowa Demokracja miała w Warszawie dobrze wygrzane leże, że tutaj jej hasła doprowadziły do zamordowania pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej i że na drugą połowę lat trzydziestych przypada faszyzacja prawicy, w pierwszym rzędzie na Uniwersytecie Warszawskim. Razem niezbyt łatwe miasto.


Profesor Hugo Steinhaus w swojej książce "Wspomnienia i zapiski" wydaje o Warszawie końca lat trzydziestych opinię niepochlebną, świadczącą, że galicjanin, niewątpliwie środkowoeuropejczyk, do takich napięć nie był przyzwyczajony: "Warszawa zrobiła na mnie wtedy jak najgorsze wrażenie. Wydała mi się zbiorowiskiem aferzystów, łapowników, gangsterów i szpiegów. Widać było wszędzie pieniądze, szampan i kawior, na mężatkach lisy wszelkich odcieni, o wartości wielokrotnie przekraczającej dochody mężów, wszędzie ten ordynarny ekshibicjonizm bogactwa, wszędzie brutalna zasada >ja płacę, ja wymagam<, a obok chamskiego antysemityzmu tyrania bogatych Żydów, którzy w każdej kawiarni zostają na placu z najdroższym szampanem, z najładniejszymi tancerkami, pozostawiając tubylcom demonstrację w formie opuszczenia lokalu". Kto chce zobaczyć to miasto apokaliptycznie, niech czyta "Bal w operze" Tuwima, kto chce zobaczyć realistycznie, niech sięgnie po "Wspólny pokój" Zbigniewa Uniłowskiego (1932), i jego "Dwadzieścia lat życia", (1937).

Młody Miciński był w porównaniu ze swoimi rówieśnikami człowiekiem znakomicie oczytanym i wykształconym. Pisał i ogłaszał wiersze, które złożyły się na tomik "Chleb z Gietsemane", 1933 r. Tytuł ten wskazuje na zasadniczo religijne zainteresowania początkującego filozofa, choć, jak sam przyznaje, z praktykami religijnymi był na bakier. Studiując ogłaszał też w pismach recenzje z książek i z przedstawień teatralnych oraz eseje. Jednakże nie w "Wiadomościach Literackich", z wyjątkiem jednego artykułu zasadniczego, "Treść i forma", w 1934 roku. Treść tego artykułu, który został okrojony przez redaktora, tłumaczy, dlaczego na nim skończyła się współpraca Micińskiego z "Wiadomościami".


Poważnie traktował swoją teorię sztuki, którą wziął, w znacznym stopniu, z teorii Czystej Formy swego przyjaciela St. Ign. Witkiewicza. Był jednym z nielicznych, którzy Witkacego rozumieli i cenili. Natomiast "Wiadomości" tępiły filozofię i teoretyczne rozważania o sztuce jako "nudziarstwa" nie mogące przyciągnąć szerszej publiczności, która natomiast chętnie czytała "lekkie" artykuły Boya-Żeleńskiego i "Kroniki tygodniowe" Słonimskiego.

Niechęć Micińskiego do "Wiadomości", której nieraz dawał wyraz, nie była jemu tylko właściwa, bo była to niechęć pokoleniowa. Krytykowano je z lewa i z prawa, ale właściwie można by to było określić jako bunt rozczochranych przeciwko ulizanym. W "Wiadomościach" wszystko musiało być "na poziomie", niezbyt zawiłe ("nuda"), nie obrażające przeciętnego smaku wykształconych, utrzymujące złudzenie, że u nas Europa. W poezji dbano o utrzymanie poetyki "Skamandra", wyśmiewając różne prowincjonalne awangardy, tępiąc na przykład zaciekle poezję Józefa Czechowicza. Nic więc dziwnego, że rozczochrani skrzyknęli się i urządzili w 1934 roku słynny "Najazd awangardy na Warszawę" (w którym autor niniejszego artykułu brał udział).


Redaktor Mieczysław Grydzewski był niewątpliwie geniuszem adaptacji do żądań swojej publiczności, choć zarazem wiedział, że trzeba się odnawiać. Udawało mu się lepiej z prozą (lansował Zbigniewa Uniłowskiego, Adolfa Rudnickiego, Ksawerego Pruszyńskiego), gorzej z poezją. W pewnym momencie, kiedy powiały w polityce prawicowe wiatry, zaczął obficie drukować rymy poznańskiego katolickiego poety Wojciecha Bąka, co ubawiło poetycką konfraternię. Później, po straceniu swojej publiczności, przeważnie wymordowanej, dostosowywał się na emigracji do publiczności nowej, o prawicowych gustach. W 1942 roku Miciński pisze w liście do Jerzego Stempowskiego: "Duch Miecia unosi się nad tymi wodami, w których pływają sardynki już spreparowane, bez głowy i bez kręgosłupa".

Na ogół można powiedzieć, że Micińskiego krytyka "Wiadomości" szła po linii ataku St. Ign. Witkiewicza na inteligencję za jej lenistwo umysłowe. "Skamandrowi" jako grupie Miciński zarzucał "najazdy na filozofię, która jedyna może właśnie wyprowadzić tak ich, jak całe społeczeństwo z bezwładu" ("Walka sztuki ze sztuką", "Zet", 1932), "Rozdźwięk między artystą teoretykiem a społeczeństwem wzrasta, potęgowany przez przedsiębiorstwo handlowe pod firmą >Wiadomości Literackie< z ich programowym antyintelektualizmem, afilozoficznym nastawieniem i kultem >zdrowego rozsądku<, popartego dobrym >witzem<... Ten antyintelektualizm, owacyjnie witany przez tonącą w lenistwie umysłowym publiczność, przechylił szalę: nie zrozumiani artyści awangardowi piszą bądź kapitalne - jak St.Ign. Witkiewicz - dzieła, bądź mało oryginalne, ale za to bajecznie pogmatwane teorie" ("Tragedia estetyki artystów", "Miesięcznik literatury i sztuki", 1934).

Pisma, w których Miciński publikował, należały do pokoleniowego nurtu rewolty przeciw ulizanym. Zwykle przesądzały o jego współpracy osobiste przyjaźnie. Tak było z lewicową "Kwadrygą", redagowaną wtedy przez bliskiego przyjaciela, Władka Sebyłę (tego, który zginął w Katyniu), gdzie wydrukował parę wierszy. Tak też było z "Zetem", gdzie prowadził przez pewien czas dział recenzji teatralnych. Redaktor "Zetu" Jerzy Braun, hoene-wrońskista, był krewnym rodziny Micińskich. Było to dziwaczne pismo-hybryda, w którym zupełnie nieczytelne elukubracje czcicieli Hoene-Wrońskiego sąsiadowały z dość przypadkowo zebranymi wierszami i artykułami, choć idee samego Brauna można by z grubsza określić jako mesjaniczne, co ujawniło się później podczas niemieckiej okupacji w redagowanym przez niego (i w znacznym stopniu przez niego wypełnianym) miesięczniku "Kultura jutra". Od "Wiadomości Literackich" na prawo, Braun niczego zdaje się swoim współpracownikom nie narzucał, cały zajęty śpiewaniem swojej upojnej mesjanicznej pieśni. Kilka swoich estetycznych studiów Miciński ogłosił też w "Miesięczniku literatury i sztuki", organie Komisji Artystycznej Związku Nauczycielstwa Polskiego (którego orientacja, na ogół lewicowa, była znana). Tutaj zdecydowała, jak sądzę, jego przyjaźń z Józefem Czechowiczem, który mieszkał w domu związkowym na Powiślu i często bywał w domu rodziców Micińskiego przy alei 3 Maja - zdaje się, że tam właśnie Czechowicza poznałem.

Ale "Prosto z mostu"? Regularna współpraca z tym pismem i fakt, że książka Micińskiego "Podróże do piekieł" ukazała się w Bibliotece Prosto z Mostu w 1937 r., przemawia za prawicowymi sympatiami filozofa. Trzeba przypomnieć, że Miciński miał, zdaniem Stempowskiego, "geniusz przyjaźni" i lista jego przyjaciół obejmuje najwybitniejsze nazwiska ówczesnej Warszawy. A więc: Jarosław Iwaszkiewicz, Karol Szymanowski, Antoni ("Tonio") Sobański, Zbigniew Uniłowski, Józef Czapski, Stefan Napierski, Jerzy Stempowski, Roman Maciejewski, Jan ("Jaś") Tarnowski, Józef Czechowicz, Władysław Sebyła, Kazimierz i Felicja Krancowie. Wszystkie te osoby odnosiły się do "Prosto z mostu" z obrzydzeniem, choć nie zawsze oznaczało to przynależność do obozu "Wiadomości".

Założyciel i redaktor "Prosto z mostu" Stanisław Piasecki, wcale nie krewny Bolesława i żeby było dziwniej (choć nie w Polsce) sam pół-Żyd, był fanatykiem polskiego nacjonalizmu i w jego głowie powstał dalekosiężny zamysł: chodziło o wkroczenie prawicowej polityki w dziedzinę dotychczas jej nieprzychylną - literatury i sztuki. Zamysł śmiały, bo kulturalna jałowość polskiej prawicy i wtedy, i dzisiaj zasługuje na chwilę podziwu. Zamierzając wydrzeć rządy smaku i kryteriów oceny "Wiadomościom", Piasecki otworzył łamy swego pisma młodym, zgromadził obiecujący zespół i jadąc na jaskrawych politycznych hasłach wkrótce prześcignął nakładem "Wiadomości Literackie".


Pismo głosiło nieunikniony koniec zgniłego demoliberalizmu, pochwalało zdrowe ustroje, tj. Italię Mussoliniego i Portugalię Salazara, powoływało się ciągle na św. Tomasza z Akwinu, tudzież demaskowało poczynania żydokomuny. Współpraca Micińskiego z takim pismem - choć pisał tam wyłącznie o nowościach wydawniczych - jest niezrozumiała, jak niezrozumiałe jest to, co go do niej popchnęło, tj. przyjaźń z Piaseckim. Przypomnijmy, co działo się wtedy na uniwersytecie, gdzie Miciński spędzał dużo czasu jako uczestnik seminarium profesora Tatarkiewicza, następnie jako jego asystent. Wprowadzono "getto ławkowe" (nie tylko w Warszawie) i bojówki biły kolegów-Żydów, raniąc ich nieraz ciężko albo zabijając (to nie przesada). Luka w pamięci nie pozwala mi odtworzyć rozmów o tym z Micińskim, ale pamiętam, że kiedy po powrocie z Francji wykładał propedeutykę filozofii w kilku warszawskich liceach, skarżył mi się na tępotę młodzieży i jej prawie całkowite zaczadzenie "ideologią narodową".


Najbliższym jego uniwersyteckim przyjacielem był Tadeusz Juliusz ("Julek") Kroński, z którym razem oddawali się orgiom przedrzeźniania i robienia min, czyli bezustannego teatru, u Micińskiego z dodatkiem wcielania się w postacie mówiące po rosyjsku. Otóż Kroński, mój późniejszy, od czasu wojny, przyjaciel, jeszcze później mistrz i przyjaciel Leszka Kołakowskiego, nienawidził mieszanki rasizmu z zaprawionym arystotelicznie i tomistycznie katolicyzmem. Za okupacji niemieckiej napisał w Warszawie książkę "Faszyzm a tradycja europejska". Miciński i Kroński popijali nieraz ze Zbigniewem Uniłowskim. Ten Krońskiemu mówił: "Ty jesteś za inteligentny, ciebie Polska wykrztusi".


Nawiasem wtrącę, że św. Tomasz z Akwinu występował wtedy również w zupełnie innej postaci, antyprawicowej i antytotalitarnej, nadanej mu przez Jacquesa Maritaina, którego filozofii bliskie było pismo "Verbum". W 1939 roku ukjazał się w "Verbum" esej Micińskiego "O teoretycznych podstawach psychoanalizy".


Jak można się było spodziewać po przyjacielu Krońskiego, Miciński do arystotelizmu i tomizmu żadnych sympatii nie zdradzał. Duchownym, którego szczególnie szanował, był ksiądz Augustyn Jakubisiak, mieszkający w Paryżu, autor rozpraw filozoficznych w języku francuskim o czasie, przestrzeni i wolnej woli, ale bynajmniej nie tomista.


Więc jakże z tą współpracą? Jedynym wyjaśnieniem jest zupełna nieprzezroczystość ówczesna i nieświadoma ucieczka w odmowę wyboru. Jako komentarz do nieprzejrzystości odnotuję artykuł Jarosława Iwaszkiewicza w "Wiadomościach Literackich" z jesieni 1937, po śmierci Zbigniewa Uniłowskiego. Iwaszkiewicz wtedy ulegał chwilowo nastrojom politycznym ciągnącym w prawo i przeżywał podziw dla lechickiej krzepy (patrz "Dziarscy Chłopcy" Gnębona Puczymordy w "Szewcach" St. Ign. Witkiewicza). W artykule pochwalał przywiązanie do życia u Uniłowskiego, jego optymizm (?) i zaatakował "Podróże do piekieł" swego przyjaciela: "Czarująca skądinąd książka Micińskiego jest głęboko niemoralna. Nie dając żadnej hierarchii, nie rozgraniczając żadnych płaszczyzn, recytując jednym tchem św. Pawła, Kartezjusza, bajki ludowe i Daniela Defoe - stwarza Miciński jakiś świat nierzeczywisty i nie istniejący, gdzie wszystko jest warte to samo: Nic". Chciałoby się wykrzyknąć: "Ojojoj!". Bardzo to Micińskiego zabolało i odpowiada listem (jest wtedy we Francji), że przecie chciał zbawić Kartezjusza. Co za kontredans. Oto książka wydana przez firmę "narodową" oskarżona o nihilizm w piśmie "miazmatów"!


Zresztą w tym samym czasie Miciński postanawia skończyć współpracę z "Prosto z mostu". W liście do Iwaszkiewicza z grudnia 1937 pisze: "Otóż w Paryżu, w Bibliotece Polskiej, przeczytałem w >Wiadomościach< notatkę o wybitej szybie. To mnie po prostu złamało - ta fotografia. Chciałbym napisać choć parę słów - żeby się zrehabilitować. Ty - widzisz - Ty możesz się nie wstydzić tego kamienia, ale ja muszę się wstydzić". Więc jednak niezbyt mu ta współpraca odpowiadała. A wielką lustrzaną szybę wystawową "Wiadomości" rozbili rzekomo oenerowcy - takie było wtedy oczekiwanie "nocy długich noży" zapowiadanej w "Prostu z mostu" przez Gałczyńskiego, barda "Dziarskich chłopców". I tylko ja jeden jestem dziś w posiadaniu sekretu. Rozbił ją Stefanek, chłopak Józefa Czechowicza, mszcząc się za krzywdę poety, a więc zupełnie nie z politycznych powodów.


W liście do Iwaszkiewicza ze stycznia 1938 Miciński pisze o decyzji zerwania z Piaseckim: "Wolę tych, którzy biją, od tych, którzy tworzą teorię bicia i usprawiedliwiają bydlactwo przy pomocy Świętego Tomasza, który ostatnimi czasy paraduje w prasie narodowej jako policjant. Dziwna rola! Nasi polityczni teologowie tyle tylko wiedzą, że pozwalał bić. No, na to nie trzeba aż Świętego Tomasza, psiakrew!".


W tym samym roku Miciński zerwał z "Prosto z mostu", ogłaszając tam "Oświadczenie". K. I. Gałczyński, wówczas filar tego pisma, nazwał go wtedy zdrajcą.


Wydana teraz korespondencja Micińskiego ze Stempowskim należy w pewien sposób do dziejów polskiego eseju jako formy literackiej. Stempowski był tej formy mistrzem, Miciński uważał się za jego ucznia, ale łączyła ich gorąca, z obu stron, przyjaźń. Listy ich, wymieniane głównie między Francją i Szwajcarią, dokąd Stempowski dostał się z Węgier, nieraz są całymi esejami komentującymi wojenny kataklizm i są szczególnie dla nas dzisiaj cenne jako próba oceny międzywojennego dwudziestolecia. Obaj korespondenci zdają się być zgodni w surowych sądach o tym okresie. Te listy - jak też wszystkie listy i pisma Stempowskiego - można polecić jako skuteczne lekarstwo malkontentom, którzy narzekają na Polskę dzisiejszą,

idealizują natomiast tamtą Polskę międzywojenną.


Styl tych listów byłby dziś niemożliwy do naśladowania, bo korespondenci swobodnie poruszają się w obcych językach i przeplatają tekst porzekadłami w ukraińskim, rosyjskim, francuskim, łacinie, włoskim i nawet w grece, dowodząc tym, że inkrustowana łaciną polszczyzna baroku nie pozostaje bez spadkobierców. Te wtręty pomagają w utrzymaniu tonacji humorystycznej, jak np. charakterystyka muzyki Musorgskiego: nel modo russico, senza allegrezza (Stempowski), kuda ty priosz, diadia (Miciński) czy po ukraińsku: goworiw orator Seneka: stij sobi zdaleka (Stempowski).


Swoich politycznych opinii Stempowski w latach międzywojennych nie ukrywał. Potępiał tzw. narodowców, jak też polityków, którzy próbowali im schlebiać (tzw. OZON). Retrospektywnie, w liście z 24 X 1940, zarzuca tym politykom "podrywanie przez nich konwencji społecznej, od której jedynie zależał los małego i słabego narodu. Nie ma bowiem żadnego prawa natury zabraniającego swobodnie używać rewolwerów, bić w mordę dla zapoczątkowania rozmowy, grabić we dnie i w nocy, obdzierać ze skóry byle kogo i tyle dziś popularnych czynności. Jeżeli się od tego tak długo powstrzymywano, było to skutkiem istnienia w tym przedmiocie powszechnie uznanej konwencji społecznej. Nie wypada. Nielzia. Otmaz, jak mówili starzy Turcy. Kiedy tego otmazu nie stało, zaczęło się to, co teraz się wyrabia". Fakt, że Miciński uwielbiał Stempowskiego w latach przedwojennych, dostatecznie świadczy o przypadkowości jego współpracy z "Prosto z mostu".

Podobnie jak jego ojciec, wielki mistrz loży masońskiej, Stempowski był masonem i gdzieś opisuje, jak wywoził potajemnie z Warszawy walizkę pełną protokołów swojej loży. Działo się to w późnych latach trzydziestych, kiedy to przedmiotem ataków z prawa i z lewa stawali się obrońcy ustroju demokratycznego. Spadkobierców oświecenia, nawołujących do tolerancji, prasa prawicowa przedstawiała jako masonów, choćby nimi nie byli. Mityczna masoneria, której wpływy polityczne w Polsce były słabe, służyła, razem z Żydami, za wygodny cel kampanii nienawiści.



Korespondencja ze Stempowskim pokazuje, jak wielką stratą dla polskiego piśmiennictwa była śmierć Micińskiego na gruźlicę w 1943 roku. Listy wskazują na jego pracę nad uproszczeniem stylu i pozwalają domyślać się kierunku jego myśli filozoficznej ("Nienawidzę totalizmu").

Nieprzejrzystość lat trzydziestych wynikała chyba z sytuacji kraju położonego między państwem Hitlera i państwem Stalina. Gdyby wyciągnąć logiczne wnioski z programu zalecanego przez "Prosto z mostu", musiałaby powstać nad Wisłą odmiana satelickiej faszystowskiej (i katolickiej) Chorwacji Pawelicia. Historia jednak nie musi być logiczna i redaktor Stanisław Piasecki za działalność podziemną został rozstrzelany w Palmirach.

Obyśmy dzisiaj ustrzegli się nieprzejrzystości i nie idealizowali, jak to można zauważyć tu i ówdzie, takich przedsięwzięć jak pismo Stanisława Piaseckiego czy pismo uczniów innego Piaseckiego, Bolesława. Jeżeli ktoś nie jest wrażliwy na moralne spustoszenia, jakie niesie ze sobą egoizm narodowy, niech pomyśli o jego jałowości w kulturze. Ci, którzy chętnie pisali Naród z wielkiej litery, ściągali go w prowincjonalność i sarmacki zastój, czyli osiągali skutek odwrotny od zamierzonego.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Eseistyka Bolesława Micińskiego
Miciński Bolesław Portret Kanta
4 Boleslawska
kolokwium probne boleslawiec id Nieznany
+le%9cmian+boles%b3aw+ +wiersze+wybrane 52RWPQJSPV3GXGTUE7QA4446RJVPT2XSKPEIAXY
MICIŃSKI NIETOTA, ♠Filologia Polska♠, MŁODA POLSKA
Bolesławowi Sitkiewiczowi str 155
Miciński poezje opracowanie, hlp II rok
tworczosc tetmajera staffa micinskiego i lesmiana
46 ESEISTYKA B MICIŃSKIEGO
Omówienie lektur, Fortepian - Chopina Norwida, Bolesław Prus - „Lalka"
Kamizelka (2) , Kamizelka - Bolesław Prus
historia-mieszko1 2 boleslaw chrobry (2) , PAŃSTWO MIESZKA I Ok
prawica i lewica
Micinskipoezje
Omówienie lektur, Bolesław Prus - Lalka, Bolesław Prus “Lalka”
krolowie, Bolesław III Krzywousty (1085-1138), syn Władysława I Hermana i jego drugiej żony, księżni
polaj18, „LALKA” BOLESŁAWA PRUSA
Świat przedstawiony w Lalce Bolesława Prusa, Świat przedstawiony w Lalce Bolesława Prusa

więcej podobnych podstron