ZAGADNIENIE 15 - DOŚWIADCZENIE HISTORII W PROZIE PO '89 ROKU
Przyjęło się mówić, że proza po '89 roku nie dotyczy w żaden sposób historii (tezy o ucieczce prozy od historii), ale to nie prawda, choć rzadko tematykę historyczną podejmują młodzi pisarze.
Przykładem może być twórczość Chwina:
Pierwsza powieść Chwina, Krótka historia pewnego żartu, jest powrotem do świata dzieciństwa, naznaczonego pamięcią o czasach Stalina oraz aplikowaną w szkole i w domu pamięcią o czasach Hitlera. Stanowi próbę rekonstrukcji gdańskich miejsc i zdarzeń, które po latach zmieniają się w skarb duchowej genealogii, w prywatny mit literacki. Powraca tu pamięć ran, urazów i urzeczeń, powracają fascynacje obcością i bliskością polsko-niemieckiego sąsiedztwa.
W Hanemannie Chwin opowiada o losach Wolnego Miasta Gdańska w latach trzydziestych, w czasie wojny i po niej, kiedy to miasto dostaje się pod polską administrację. W tej powieści, pod kamiennym spojrzeniem Ducha Dziejów rezydującego najpierw w ratuszu opanowanym przez nazistów, a potem w komunistycznym Urzędzie Bezpieczeństwa, gdańscy Robinsonowie ocalali z katastrofy oraz nowi przybysze, repatrianci ze wschodu, próbują ułożyć swe życie na nowo. Śmierć ukochanej, która utonęła w katastrofie stateczku pasażerskiego przy molo w Glettkau-Jelitkowie, naznacza Hanemanna, profesora anatomii, bardziej niż wojenna zagłada Gdańska. Odtąd nic już nie przynosi pocieszenia.
Opisany przez Chwina z prawdziwą maestrią świat rzeczy, ginących w pożarach, bezwolnie przechodzących w cudze ręce, niszczejących w obcym otoczeniu, jest tylko jeszcze jednym symbolem pustki i opuszczenia, obcości świata i niepowrotności przeszłości. W swoją opowieść włącza Chwin historię sławnych samobójstw: Kleista i jego przyjaciółki, Henrietty Vogel, oraz Stanisława Ignacego Witkiewicza i jego towarzyszki życia. Te obrosłe legendą śmierci są jak zagadka, ćwiczenie zadane do medytacji: "może prawdziwą sztuką jest umrzeć w porę?" - zapytuje siebie po latach Hanemann. Na to pytanie pada odpowiedź w powieści: udzieli jej Hanemannowi, młoda kobieta, której życie sprzęgnie się na krótko z jego życiem.
"Podczas pracy nad 'Hanemannem' wiele razy miałem dziwne wrażenie, że wchodzę do świata w którym już kiedyś byłem, że rozpoznaję dawne miejsca, ulice, drzewa, przedmioty, ludzi. Tak jakbym to wszystko już kiedyś widział." (Stefan Chwin)
Cd. Sposoby pisania o historii:
DOŚWIADCZENIE PRL:
np. tekst Narogi i patrochy Jakuba Szapera -> groteskowa satyra na PRL w stylu Gombrowiczowskim. Słownictwo myśliwskie.
W Białym kruku Stasiuka koniec PRLu jest traktowny jako koniec świata prawdziwych mężczyzn
Powrót do PRLu u Stasiuka przeciwstawiany jest wizji z książki Dawida Bieńkowskiego Jest -> książka opowiada o grupie warszawskich licealistów z '83 roku. Bieńkowski pokazuje inicjację młodych w dorosłość poprzez kontestację artystyczną. Debiutancka powieść Dawida Bieńkowskiego to - jak twierdzi krytyk "fascynujący szczerością i odwagą wizerunek pokolenia wchodzącego w dojrzałość w latach Solidarności i stanu wojennego. Ówcześni uczniowie warszawskiego liceum, na chwilę przed maturą wszystkiego doświadczają po raz pierwszy: wolności, miłości, alkoholu, polityki. Ta ostatnia nie jest dla nich tak ważna, jak codzienna bolesność dojrzewania i wino pite z butelki. Ale polityka wciąga ich w swoje tryby, odsłaniając tragiczny i bezsensowny aspekt życia. Rzec by można, że to stara polska historia - i zarazem najnowsza".
"Nie jest to martyrologiczna opowieść o złych milicjantach i dobrych licealistach czy szerzej o młodych Polaków porachunkach z czerwonym reżymem. To książka o pokoleniu tych, którym nie dane było zakosztować radości i spełnienia w Polsce pięknej, wolnej i wymarzonej." (Michał Wójcik)
Koronnym przykładem lit. odnoszącej się do czasow PRLu są powieści Janusza Krasińskiego, np.
- Twarzą do ściany
(Powieść Twarzą do ściany to druga część cyklu powieściowego Janusza Krasińskiego (pierwsza Na stracenie, Kraków 2006). Bohater, Szymon Bolesta, porte parole pisarza prowadzi nas przez meandry swojego literackiego, sfabularyzowanego życiorysu, od wspomnień z młodości, poprzez okupację, Powstanie i wywózkę do Oświęcimia i Dachau, absurdalny proces o szpiegostwo na rzecz USA i wyrok 15 lat więzienia, odsiadywany w najsurowszych katowniach stalinowskiego reżimu - Mokotowie, Rawiczu i Wronkach. Proza Janusza Krasińskiego to jedna z najciekawszych analiz rzeczywistości powojennej. To dramat indywidualny i społeczny, narodowy. Dramat pokolenia patriotów, skazanych na unicestwienie. Krasiński należy, do tych pisarzy, którzy rozliczenie z przeszłością traktują jak misję, zobowiązanie podjęte w obecności wyprowadzanych o świcie z celi śmierci i ginących niewinnie bohaterów wojny i okupacji, swoich kolegów i współwięźniów.)
- Na stracenie (Dramatyczna akcja powieści Na stracenie rozgrywa się nie tylko w celi ubowskiego więzienia, ale także w obszarze tzw. wolności, rozciągającej się za więziennym murem, gdzie grasują wyściełane skórą citroeny Urzędu Bezpieczeństwa. W retrospekcji bohatera książki przenosi się również do powojennych, podzielonych strefami okupacyjnymi Niemiec, skąd powraca on - niedawny więzień hitlerowskiego obozu - do kraju, aby za chwilę niemal trafić w ręce ubowskich oprawców. Powieść Krasińskiego nie jest autobiografią. Stanowi ona literackie świadectwo przeżyć pisarza, który doświadczył dwóch nieludzkich systemów: nazizmu i komunizmu,
-Niemoc(Choć dzieje jej bohatera jako żywo przypominają los Autora, Niemoc, podobnie jak części ją poprzedzające, nie jest autobiografią. Nie ogranicza się też w niej Krasiński do rozliczeń z epoką Gomułki. Opisując ówczesne życie Bolesty, pisze wciąż o doświadczeniu totalitaryzmu. O ile jednak wcześniej bohater znajdował się w sytuacji ekstremalnej, zagrożony przede wszystkim unicestwieniem biologicznym, teraz jawi się jako łudzony pozorami zaszłych zmian outsider. Wciągany w tryby systemu, stawiany wciąż przed pokusą wyboru fałszywych wartości, usiłuje wywikłać się z sieci ubezwłasnowolniającej ideologii.)
- Przed agonią (Książka ta jest powieścią opartą na osobistych przeżyciach autora. Janusz Krasiński urodził się w Warszawie w 1928 roku. Członek Szarych Szeregów (AK). W czasie Powstania wywieziony do Oświęcimia, następnie do Dachau. Po powrocie do kraju został oskarżony o działalność szpiegowską na rzecz Amerykanów i skazany na piętnaście lat więzienia, z czego odsiedział dziewięć w więzieniach na warszawskim Mokotowie, Rawiczu, Wronkach. Zwolniony na mocy amnestii w 1956 roku, uniewinniony w 1998 roku przez Sąd Najwyższy (Izba Wojskowa).)
-> bohaterem tych wszystkich powieści jest Szymon Bolesta - żołnierz AK, po powstaniu został wzięty do niewoli. Powieść zaczyna się w momencie porotu bohatera do kraju. Jest tu przez cały cykl pokazany cały PRL -> aspekt symboliczny kreacji tego bohatera - niezawinionej ofiary PRLu.
Kolejna książka nawiązująca do czasów PRLu ->Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej - Witkowski Michał. To, co dzieje się we współczesności jest reperkusją gospodarczych czasów PRL-owskich.
Madame A. Libera -> rozgrywa się w jednym z warszawskich liceów w latach '66-'67 -> romans toczy się między uczniem (maturzystą; toczy się w jego głowie) a dyrektorką i nauczycielką francuskiego. Tłem jest PRL lat 70tych.
Oksana Władysława Odojewskiego (Opowieść o miłości. Śmiertelnie chory naukowiec, ucieka ze szpitala, gdzie miałby już tylko oczekiwać końca. Odbywa podróż do Włoch. W trakcie podróży przeżywa wielkie uczucie do znacznie młodszej od siebie kobiety) -> książka osnuta wokół romansu Polaka-emigranta, który jest naznaczony chorobą i przeszłością historyczną(był świadkiem rzezi Polaków na Podolu). Dziewczyna, w której bohater się zakochuje jest córką kapelana, który aktywnie uczestniczył w tej rzezi). Proza Odojewskiego jest trudna, mroczna.
Temat holocaustu- mocno obecny w lit. lat ostatnich (Stryjkowski, Krall, Grynberg, Szewc, Wilhelm Wichtel Koń Pana Boga - beletryzowane wspomnienia dotyczące przeżyć zagłady; w ten sposób pisane są też książki M. Głowińskiego)
NOWE JĘZYKI MÓWIENIA O TRAUMIE - na pograniczu filozofii i teorii:
- Tworki M.Bieńczyka - książka zupełnie inaczej opowiadająca o zagładzie. Akcja toczy się w szpitalu psychiatrycznym w czasie II wojny swiatowej. Jurek ucieka, chowa się przed tym co się dzieje. On poznaje tam też innych uciekinierów, ale oni później znikają. Do powieści wkracza M. Bieńczyk. /
O tej powieści z innych źródeł;) W zakładzie dla psychicznie chorych w podwarszawskich Tworkach, rajskim azylu w okrutnym wojennym świecie, zatrudnia się rozpoetyzowany 20-letni warszawiak Jurek. Zaprzyjaźnia się z kilkorgiem rówieśników. Czas wypełniają bohaterom romanse, spacery i rozmowy, aż wreszcie niektórzy z nich zaczynają jeden za drugim znikać. Okazuje się, że byli ukrywającymi się Żydami. Zostają po nich tylko listy, które niczego nie wyjaśniają../
Jako tłumacz wie jednak doskonale, że najboleśniejsza utrata dokonuje się w języku i dlatego trzecia jego książka, Tworki, poświęcona jest zaniemówieniu: bohaterka, Sonia, której los nie pozwolił przetrwać Zagłady, pozostawia po sobie list, podpisany inicjałem, list domagający się odpowiedzi, list bez którego Sonia zniknie na zawsze, list, na który odpowiedzią może być tylko opowieść narratora. "Była godzina szósta rano i Sonia przy parapecie, drżąc z zimna, podpisała się, Sonia skróciła swoje imię do skromnego inicjału, żeby siebie jaką była, stąd oddalić, wstydliwie odjąć, żeby położyć z siebie ledwie znak, minimalny, jak najmniej znaczny." Ten nieznaczący znak, inicjał woła o zachowanie, a najlepszą definicją zachowania imienia własnego jest dla Bieńczyka literatura: akt opowieści, który angażuje nie tylko mówiącego, nie tylko słuchającego, ale także to, co bez opowieści na zawsze obróciłoby się w nicość. "Przychodzę więc nawoływany", pisze narrator, "przesyłkę odbieram, własnym podpisem ten nieproszony, nieadresowany dar na tylu stronach kwituję i wołam was [...] przyjedźcie [...] i czytajcie, czytajcie proszę, i święćcie imię wasze." Tworki są więc powieścią o imieniu własnym, a więc tym, co najbardziej własne na świecie, choć jednocześnie najbardziej obce, gdyż podzielane przez tak wielu innych. I tak brzmi według Bieńczyka definicja literatury: podpis wołający o ocalenie, ślad pisma domagający się opieki.
- Warunek(2005) Eustachy Rylski - powieść toczy się w czasie wojen napoleońskich
-Marsz Polonia J. Pilch - napuszony język, barokowa stylizacja tej powieści. Fabuła stylizowana na balladę, której bohater - Benjamin Bezecny (odpow. Jerzego Urbana) udaje się na bal. Odbywa się wielka rozprawa z polską historią zrobiona w sposób groteskowy. Bardzo kontrowersyjna powieść.
O KSIĄŻCE Z INNYCH ŹRÓDEŁ;) : Jerzy Pilch napisał nową powieść. Już w charakterystycznej dla niego introdukcji z wyraźną nonszalancją informuje czytelników między wierszami: „Aaa, machnę sobie jeszcze jedną książkę”. I machnął. Machnął nieźle, choć nie tak dobrze, jak dotychczas. Mamy bowiem w „Marszu Polonia” mesjanistyczną wizję obolałej Polski nowych czasów. Opinie, które porównują tę książkę do „Wesela” czy „Miazgi”, są opiniami na wyrost. Można tu bowiem dostrzec literackie paralele także ze sztandarowymi dziełami Mickiewicza, z „Nie-Boską komedią” i z twórczością Witkacego. Można, ale co z tego? Ociera się „Marsz Polonia” o literackie tropy, świadomie igra z narodową mitologią przywar społecznych i politycznych, ale wychodzi nam z tego powieść co najwyżej dobra, albowiem w szaleństwie surrealistycznej narracji Pilch wydaje się sam wyraźnie plątać. Co należy o tej opowieści napisać na początku? Czytelnik lubiący zerkać na ostatnią stronę i podglądać zakończenie, nie może tego tutaj zrobić. Klucz do odczytania tej książki kryje się bowiem w ostatnim zdaniu. Jeśli jednak przyjmiemy, że ma to być wizja katastrofy, trudno oprzeć się wrażeniu, że prorokując, autor zbyt silnie opiera się na tym, co już było. Marsz to jednak bardzo żwawy, kontrowersyjny i szaleńczo obłąkany, ale bardzo polski i bardzo w swej wymowie przekonujący.
Bohater - narrator w dniu swoich pięćdziesiątych drugich urodzin uznaje, że ta znamienna dla niego data będzie jednocześnie przyczynkiem do spektakularnego podrywu, mającego na celu przypomnienie sobie rozkoszy utraconej młodości. Mamy więc we wstępie panienki, mamy wódkę, mamy szczere zdziwienie światem i mamy szaroburą polską ulicę, która wyciąga rękę po jałmużnę. Mamy więc Pilcha, jakiego znamy. Potem nie zaskoczy niczym nowym. „Marsz Polonia” jednak będzie mieć w sobie niepowtarzalną moc czarowania słowem i ugotuje nam autor lingwistyczny wywar przyprawiony polskimi wadami, bolączkami, absurdami i konfliktami. Określając tę powieść gatunkowo, należałoby zacytować bohatera, który mówi, że tworzy pewien poemat. Jaki? „Metafizyczno - polityczno - teologiczno - autobiograficzno - sensacyjno - satyryczny”. No to wiemy już wszystko. Albo nie wiemy nic. Ale do rzeczy.
Nasz narrator postanawia wsiąść do wesołego autobusu i udać się na balangę, jaką organizuje niejaki Beniamin Bezetzny. Człek to niezwykły i dobrze znany mieszkańcom nadwiślańskiego kraju, bo lawirujący pomiędzy kartami historii z zaskakującą umiejętnością mimikry. Kim jest Bezetzny? Znamy go przecież. Nie będę odbierał przyjemności rozszyfrowania tego, kim są postacie, których barwna galeria stanie przed nami, pusząc się i przekonując do swoich racji. Bezetzny to jednak postać kluczowa. „Żył pełnią absolutną i niepoczytalną. Folgował piekielnym temperamentom. W resorcie apologii czuł się jak ryba w wodzie. Głoszenie chwały i opiewanie piękna zdychającego, gnijącego i idącego na dno lewiatana podniecało go do szaleństwa. Jego oficjalne wystąpienia przechodziły do historii cynizmu. Radził sobie.” Przyjęcia, jakie organizuje, słyną z tak wielkiej spektakularności, jaka przez całe życie towarzyszyła poczynaniom ich gospodarza. Bohater powieści mknie wspomnianym już środkiem komunikacji i po drodze widzi Polskę na opak, Polskę zrujnowaną przez komunizm i dobitą potem przez kapitalizm, Polskę pomieszanych wartości i ładu architektonicznego. Nim jednak dostąpi zaszczytu imprezowania u Bezetznego, wysiądzie wcześniej i przyjrzy się tym, którzy złorzeczą bawiącym się i tym, którzy w powieści stają się uosobieniem prawdziwego Narodu.
Naród planuje rewoltę. Będzie to protest wszystkich maluczkich, których wywołany krzywdą i niesprawiedliwością szloch zagłusza zabawa elity. Wyraźna opozycja „oni-my” skomentowana jest w ten sposób przez jednego z bohaterów: „My jesteśmy mieszańce, kosmopolici, zbieranina, w sumie - wieża Babel. Oni są naród, jedność, ocalenie, czyli Arka”. Bawiący się stanowią przypadkowy zlepek poranionych i zakompleksionych Polaczków. Planujący rewolucję to dumni, żyjący zgodnie z tradycją i wiecznie poszkodowani przez los Polacy. Rozwiązaniem problemu tych grup stanie się dziwaczny mecz, a powieść przyniesie nam jeszcze kilka dodatkowych atrakcji fabularnych.
Będziemy zastanawiać się nad tym, jakie widma mają zostać pogrzebane, a jakie zmartwychwstaną. Ruszymy w surrealistyczną podróż z pewnym kocurem, która przypomni moralitetową wędrówkę w poszukiwaniu prawdy. Dowiemy się, czym szczyci się pewna drugorzędna piosenkarka i w jaki sposób Matka Polka zademonstruje znużenie swoją dotychczasową rolą. Dostanie się od Pilcha wszystkim po kolei. Dostanie się polskim lękom oraz nastrojom chwiejnym i niewyraźnym. Kopniaka dostanie także polska literatura, której specyfikę tak wyjaśnia się na kartach powieści: „Jak się nie chce albo nie umie dać wielkiej realistycznej powieści - zawsze można dać mały nierealistyczny poemat. Dlatego jesteśmy krajem liryki. Z lenistwa i nieporadności. Z nadmiaru fantastyki i niedostatku zmysłów”. Dokopie więc na koniec Pilch - prozaik samemu sobie, ale będzie to kopniak bezbolesny i mocno ironiczny.
Reasumując - to bardzo dziwny marsz, ale wart jest tego, by do niego się włączyć. Bez typowo polskiego napuszania się. Książka zdziera bowiem z papugi narodów kolorowe piórka, a szarość niespełnienia koloruje - mimo wszystko - nadzieją
- Nagrobek z lastryko Krzysztof Varga - powieść futurologiczna. Jesteśmy już w świecie całkowitej konsumpcji.
O książce : W najnowszej powieści Krzysztofa Vargi świetnie udało się uchwycić ducha naszych czasów. Pokazać szaleństwa, lęki, śmiesznostki i absurdy świata, w którym żyjemy. Udało się dzięki ciasnemu spleceniu w tekście tragizmu i komizmu, głębokiej melancholii i totalnej zgrywy. Jest rok 2071, trzydziestokilkuletni narrator "Nagrobka z lastryko" ogląda zdjęcie swoich dziadków zrobione w 2005 r. i zaczyna snuć opowieść o sobie i najbliższych.
Czyżby Krzysztof Varga, prozaik, który do tej pory pisał o naszym "tu i teraz", dał się poznać jako kronikarz i śmiesznych, i smutnych przygód swojego pokolenia, postanowił przejść do obozu twórców fantastyki? Nic z tych rzeczy.
Potwierdza to choćby przewrotne zdanie, które znaleźć można w powieści: "Nie lubię zabaw w przepowiadanie przyszłości, science fiction, pisania bzdur o tym, co zdarzy się za sto lat".
Varga ledwie szkicuje kilkoma kreskami futurystyczną wizję, nie dbając o jej kompletność, a do tego daje w tekście wyraźne sygnały, że nie o "przepowiadanie przyszłości" w tej książce idzie. Pisze chociażby o wojnie, w wyniku której Warszawa obrócona zostaje w ruinę, ale nie wyjaśnia szczegółowo, jakie były przyczyny i skutki wojennej zawieruchy; nadmienia o budowaniu po tejże wojnie kolejnej Rzeczpospolitej i jej upadku, ale nie rozwija tego wątku.
Zmęczenie sobą i światem
Czemu więc służy ta wycieczka w przyszłość? Autor "Nagrobka z lastryko" posłużył się dosyć często wykorzystywanym przez pisarzy - ostatnio choćby przez Włodzimierza Kowalewskiego w "Bóg zapłacz!" - chwytem: umieścił narratora powieści w przyszłości, aby uzyskać dystans niezbędny do wyrazistego opisywania teraźniejszości. Nowa książka Vargi jest przede wszystkim próbą gorzkiego rozrachunku ze światem, który funduje nam rozliczne niewygody i - jak zdaje się sugerować autor - zmierza w kierunku najgorszym z możliwych.
Szkieletem powieści jest saga rodziny narratora, na którą składają się, ukazywane w fragmentarycznych zbliżeniach, wydarzenia rozrzucone na przestrzeni przeszło stu lat; saga zmierzająca ku nieuchronnej katastrofie, jaką jest wygaśnięcie rodu. Jeszcze dziadkowie narratora, Piotr Paweł i Anna, tworzą w miarę normalną rodzinę (choć może należałoby stwierdzić, że jest to rodzina normalna inaczej). Są niedobrani, właściwie nawet nie za bardzo wiedzą, dlaczego zdecydowali się na małżeństwo, nie potrafią się porozumieć, ale trwają latami razem, mają córkę, którą próbują wychować, jak umieją. Ich córka Zuzanna jest dziwnym dzieckiem. Przez pierwsze lata życia nie przyjmuje pokarmów, "ma na stałe zamontowany system antyemocjonalny", w końcu rodzi dziecko, mimo iż nie miała kontaktu z żadnym mężczyzną. Praktykuje na co dzień prywatną religię cierpienia i wyrzeczeń, całkowicie skupiając się na opiece nad synem i przy okazji wciągając go w bagno toksycznych emocji.
Jej syn, powieściowy narrator, prowadzi już życie całkiem samotnicze, jest zmęczony sobą i światem, nienawidzi ludzi. Historia rodziny kończy się wraz z jego samobójczą śmiercią (zdradzam zakończenie, ale cóż, książka Vargi to przecież nie kryminał).
Życie w świecie nadmiaru
Narrator najwięcej uwagi poświęca postaci Piotra Pawła, która jest po trosze powieściowym alter ego autora, po części wariacją na temat bohaterów wcześniejszych książek Vargi, jak również współczesnym jedermannem, "każdym" ("jest taki sam jak inni"), emblematyczną figurą człowieka dnia dzisiejszego.
Żyje w świecie nadmiaru bodźców i zupełnie nie umie poradzić sobie z dookolnym chaosem. Raz po raz zmienia pracę, nie mogąc zdecydować się, czy za wszelką cenę robić karierę, czy zrezygnować z pogoni za pieniędzmi i żyć biedniej, ale spokojniej. Katuje się dietami, aby zaraz po ich zakończeniu obżerać się do rozpuku; kończy z jednym nałogiem, by zaraz wpaść w kolejny. Nie umie zbudować trwałych relacji z bliskimi, zapanować nad własnymi emocjami, ciągle więc jest rozdarty, niepewny siebie, psychicznie niestabilny. Miota się bezradnie w świecie, w którym nie ma już trwałych wartości i gęsto rozstawionych drogowskazów ułatwiających wybór życiowej ścieżki, nie natrafiając na żadne solidne punkty odniesienie. W konsekwencji nie widzi przed sobą żadnego celu, nie dostrzega sensu swoich działań; żyje "po nic". Zresztą nie tylko on, bo - jak podsumowuje rodzinną historię narrator: "Dziadkowie moich dziadków i ich dziadkowie żyli i umierali po nic, ja też zresztą żyłem i umrę po nic".
Przedstawiona w "Nagrobku z lastryko" historia zaniku rodziny stanowi jedynie ilustrację szerszego procesu: rozpadu świata, który dokonuje się na oczach bohaterów, ale którego dostrzec nie chcą z obawy przed egzystencjalnym dyskomfortem. Motyw rozpadu pojawiał się już w poprzednich książkach Vargi, podobnie zresztą jak w tekstach innych prozaików z pokolenia autora "Śmiertelności", na przykład Andrzeja Stasiuka. O ile jednak Stasiuk tropi oznaki rozpadu na peryferiach współczesnego świata, odwiedzając chociażby rozmaite środkowoeuropejskie "zadupia", o tyle Varga szuka ich w cywilizacyjnym centrum (o ile zgodzimy się, iż za takowe uznać można Warszawę, główną scenę powieściowej akcji), a także próbuje wskazywać możliwe przyczyny i skutki zbliżającej się katastrofy.
W pogoni za sensem
"Nagrobek z lastryko" potraktować można jako ostrą krytykę rzeczywistości we wszelkich jej przejawach, nieomalże pamflet na współczesny styl życia, który zamienia ludzi w bezwolne i bezmyślne kukły manipulowane przez media i szamoczące się w pułapce konsumpcyjnych rajów w poszukiwaniu najnowszych i najmodniejszych namiastek szczęścia, w pogoni za choćby odrobiną sensu, który nadałby ich istnieniu wartość. Varga zawarł w powieści nieomalże kompletny katalog tematów i chwytów pojawiających się w popularnej ostatnimi czasy prozie spod znaku "anty-" - antykonsumpcjonistycznej, antykorporacyjnej itd., wszystkich czyniąc odpowiedzialnymi za przeczuwaną katastrofę.
Siłą nowej powieści autora "Chłopaki nie płaczą" nie jest wcale ani przenikliwość w diagnozowaniu stanu rzeczywistości (diagnozę tę sprowadzić można - rzecz ujmując w dużym skrócie - do stwierdzenia, że sami jesteśmy/będziemy sobie winni, że nasz świat się rozpada, bo robimy niewiele albo zgoła nic, żeby wyjść z impasu, w którym znalazła się cywilizacja zachodnia), ani odkrywczość rozsnuwanych w tekście wątków.
To, co mnie w tej książce urzekło i sprawiło, że zaraz po dotarciu do ostatniej strony zacząłem czytać ją od nowa - to naznaczona wyrazistą autorską sygnaturą kreacja obrazu rzeczywistości. Vardze - jak chyba nikomu innemu w ostatnich latach - świetnie udało się uchwycić ducha naszych czasów, pokazać szaleństwa, lęki, śmiesznostki i absurdy świata, w którym żyjemy. A wszystko to dzięki groteskowemu "przegięciu" doskonale oddającemu chaotyczność rzeczywistości, jej nadmiarowy charakter, ciasnemu spleceniu w tekście tragizmu i komizmu, głębokiej melancholii i totalnej zgrywy. "Nagrobek z lastryko" jest - było nie było - powieścią o klęsce, którą ponoszę poszczególni bohaterowie, i rozpadzie świata, ale tak napisaną, że trudno mi było zgasić uśmiech nawet przy opisach przerażających skądinąd wydarzeń.
Bo jakże się nie śmiać - podaję tylko jeden przykład - czytając przezabawny passus o bombardowaniu Warszawy, podczas którego zastępy agentów ubezpieczeniowych uwijają się pośród umierających i rannych, aby renegocjować polisy na życie?
Oczywiście jest to humor bardzo gorzki, czarny, czasami wręcz wisielczy. Varga skroił apokalipsę na wesoło, ku przestrodze oczywiście, ale i dla lekturowej rozrywki. Cóż, jakie czasy, taka i apokalipsa.
1