Przytuliłam się do twardego i zimnego torsu Edwarda. Wreszcie spełniło się moje i jego życzenie. Przypomniałam sobie strzępki rozmowy z dnia wczorajszego. Jeśli plan Carlisle'a miał wypalić i Volturi mieli się wreszcie od nas odczepić to ślub miał odbyć się za dwa dni. Więc ido przemiany miało wkrótce dojść. Zdusiłam w sobie niepokój. Edward popatrzył na mnie badawczo. Na moment uśmiechnęłam się ale wkrótce ten uśmiech zgasł. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak niewiele czasu mi zostało. Konkretnie za mało. Musiałam zadzwonić do Charliego i Renee- trzeba ich było powiadomić o zmianie daty ślubu. Jak coś nie dawało mi spokoju. Odwróciłam się w stronę mojego ukochanego i zapytałam.
-Edward, kiedy wyjedziemy na Alaskę?
-Hmm…mając na głowie i sumieniu twojego ojca….we wrześniu?
-Jak to na sumieniu?- spytałam rozgniewana
-No prędzej czy później nie oprzesz się rządzy krwi- uśmiechnął się łobuzersko
Czy mój ukochany mówił na serio? I czy ja miałabym kiedykolwiek zabić własnego ojca? Nie mogłam rozmyślać dłużej bo Edward zaatakował mnie poduszką. Nie czekając chwili dłużej, odpłaciłam mu tym samym. W kilku momentach wybuchłą wielka wojna na poduszki. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci ale mnie to akurat nie przeszkadzało. Zatopiłam się w wir zabawy. Po pół godzinie może nawet więcej, cały pokój wyglądał jak po tornadzie! Esme na zabije…nie ma co….
-No i popatrz- wskazałam na podłogę.- Kto to posprząta?
-My- odpowiedział a po nie całej sekundzie wylądowałam w jego ramionach.
-Będziesz musiała nauczyć się samokontroli- przypomniał mi.
-Taak…już widzę te nagłówki w gazetach „ Żarłoczne stworzenie poluje na niewinnych ludzi.”- powiedziałam z sarkazmem
-Bello- znowu zaczął ten temat.- Ja musze wiedzieć czy ty chcesz na pewno być jedną z nas. Wiesz, że z tego juz nie ma odwrotu?
-Powiedziałam ci już. Nie mam zamiaru marnować mojego przyszłego życia wampira. Chcę raz na zawsze porzucić moją śmiertelność i być na zawsze przy tobie- pocałowałam go w policzek.
-Na pewno?- upewnił się
- Dobrze. Powiem już to ostatni raz. Chcę być z tobą, i chcę zostać wampirem.
Przytuliłam się do niego. Wiedziałam, że mój narzeczony bije się z myślami. Wiedziałam czego chcę i czym niedługo się stanę.
* * *
Tak to już dziś. Byłam jednocześnie zdenerwowana i szczęśliwa. Ślub miał odbyć się za nie całe trzy godziny. Łaziłam po domu jak upiór, nie mając co ze sobą zrobić. Esme przytuliła mnie a Carlisle poklepał mnie po plecach. Moja przemiana miała nastąpić już niedługo. Im więcej o niej myślałam, tym bardziej nie mogłam się doczekać.
Wszyscy próbowali dodać mi otuchy: począwszy od Roslie a kończąc na Emmettcie który cały czas się ze mną droczył. Cóż, on jako jedyny był wyluzowany . Nawet założył się z Jasperem ilu ludzi zabiję.
Odliczałam czas. Dwie godziny. Alice zadecydowała, że uroczystość odbędzie się przed domem. Moje dwie przyszłe szwagierki zaoferowały, że pojadą ze mną do kosmetyczki. Mnie akurat ten pomysł się nie spodobał bo nie przepadałam za takiego typu salonami. Chcąc czy nie chąc pojechałam z nimi a konkretnie z Alice bo Rose wykręcała się, że nie ma czasu. Jednak nie ma to jak dobra fryzura.
Godzina. Ja byłam już prawie gotowa. Jeszcze tylko parę drobiazgów i już. Wysłałyśmy Roselie by zobaczyła jak idą przygotowania u panów. Czekałyśmy i czekałyśmy ale Rose nie przyszła. Okazało się, że Emmett ją przyłapał i zaciągnął do pokoju.
Tak ten ślub wyglądał jak z bajki. Coś a la biały namiot, tylko, że to wyglądało raczej jak obrus przewieszony przez słupki. Balonki i serpentyny latały po ogrodzie unoszone przez wiatr.
Usiadłam w cieniu domu czekając Edwarda. Poczułam czyjś oddech na szyi. Chciałam odwrócić głowę ale nie mogłam. Ktoś zakrył mi zimną dłonią oczy. Domyśliłam się. Mój wampir. Tylko on lubi bawić
się w podchody. Wziął rękę z moich oczu i prze chwilę patrzyliśmy na siebie. To nie był ten sam Edward którego znałam. Miał na sobie schludny, czarny garnitur i niebiesko-białą koszulę. Jego piękne, miedziane włosy były wyjątkowo beznadziejnie ulizane. Uśmiechnął się. Wziął moją twarz w swoje ręce i długo całował.
-Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki. A kto ci tak przylizał te twoją bujnął czuprynę?
-Emmett.
No tak. Tylko ten czasem wredny misiowaty osiłek mógł coś takiego zrobić. Pomimo jego nalegań udało mi się jego włosy przywrócić do normalnego wyglądu.
-Tak. Teraz o wiele lepiej.
Zza rogu wyłonił się Emmett przebrany za księdza.
-No, no Edziu należą się 4 dolce.
Zrezygnowany Edward wyciągnął z kieszeni b banknot i wręczył go osiłkowi. Tymczasem ja spojrzałam pytająco na mego lubego. Ten zamiast odpowiedzieć, spuścił wzrok i się śmiał. Kiedy przestał wziął mnie za rękę i poprowadził do niby ołtarza. Szliśmy czerwonym dywanikiem. Z głośników dobiegła mnie muzyka, ale nie taka jaką się gra na ślubach. Był to jej remiks. Zdecydowanie Alice należ się jakiś prezent.
Emmett- ksiądz zaczął mówić.
-Isabello, Edwardzie czy chcecie żyć razem w zgodzie, szczęściu, spokoju? A także przez resztę wieczności?
-Tak- odpowiedzieliśmy zgodnie.
-W takim razie, pan może pocałować panią!
Edward przechylił mnie i całował namiętnie.
Goście jak to goście bili brawo. Wręczali nam prezent, całowali symbolicznie. Podszedł do nas Charlie. Mój ojciec łaskawie podał rękę Edwardowi.
-Przecież mieliście się pobrać za miesiąc- pytanie skierował do mnie.
-Nie mogliśmy dłużej czekać.
-A co ten ksiądz- wskazał na Emmetta- Miał na myśli mówiąc „ Całą wieczność?”
Zmieszałam się.
-Czyli utrwalenie miłości inaczej- skłamałam
Ojciec odpuścił. Chyba zaczął coś podejrzewać. A co mi tam. I tak już nie ma odwrotu.
* * *
Impreza już się skończyła. Mąż zabrał mnie do swojego pokoju. Inaczej- do naszego. Usiadłam na łóżku pełna nerwów. Edward to chyba zauważył.
-Gotowa? - zapytał troskliwie
-Tak. A….gdzie mnie ugryziesz?
-W rękę.
Popatrzyłam na swoją rękę. Cały czas była tam blizna w kształcie pół księżyca- spotkanie z Jamesem. Moja skóra zawsze była w tamtym miejscu chłodniejsza.
-Tu?- wskazałam punkt blizny.
Kiwnął głową. Poczułam delikatnie wbijające się kły Edwarda. Zaraz po tym ból. Ale nie mocny. Ból delikatnie musnął moją rękę i rozszedł się po ciele. Nogi, klatka, głowa. W pewnym momencie zaczeło boleć mnie też serce. Przyłożyłam do niego dłoń. Nie usłyszałam bicia. Mój ukochany dalej wbijał się w moją rękę. Wampirzy jad zaczął działać. Krew sączyła się z blizny na czystą pościel. Pomalutku zaczęłam tracić przytomność. Ból teraz był nie do zniesienia. Bolał mnie teraz każdy członek mego ciała. Powieki zaczęły mi ciążyć. Resztkami silnej woli podtrzymywałam je. Na nic. Przed zapadnięciem snu między jawą a rzeczywistością zapamiętałam własną krew.