Tajemnica I: Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie
Rozpoznaj i przyjmij Boży plan dla swojego życia
1.Scena Zwiastowania najczęściej odczytywana jest w sposób ascetyczno-sentymentalny. Do rozpowszechnienia takiego ujęcia w dużej mierze przyczyniły się liczne obrazy ukazujące tę scenę w kategoriach sielanki: Maryja przedstawiana była często jako bogata patrycjuszka, z manierycznie odchyloną głową na widok klęczącego u jej stóp anioła.
Zanim Maryja wypowiedziała swoje „fiat”, zgodę na zjednoczenie z naturą ludzką musiało wypowiedzieć Słowo Przedwieczne. Święty Ignacy Loyola podczas kontemplacji tej tajemnicy, każe wyobrazić sobie pochylenie się Trójcy Świętej nad światem zranionym grzechem pierworodnym i następnymi mnożącymi się grzechami; zachęca, by dostrzec „namysł” Trzech Osób Boskich nad tym, co należy uczynić, aby zapobiec totalnej destrukcji człowieka; wreszcie, by zobaczyć decydującego się na zamieszkanie między ludźmi Syna - Słowo Przedwieczne. A zatem scena Zwiastowania jest także historią o tym, jak Słowo Przedwieczne, zrodzone we „wnętrznościach” Ojca, zostaje poczęte pod sercem Maryi i przyjmuje ludzką postać, aby zbawić wszystkich ludzi.
Analizując scenę Zwiastowania, wielu komentatorów często koncentruje się na postawie posłuszeństwa Maryi, przy czym podkreśla się tu jej ogromną godność oraz wybranie przez Boga na Matkę Jego Syna. W takim, nieco przesłodzonym, ujęciu niekiedy zapomina się o dramatyzmie sytuacji, w jakiej znalazła się Maryja.
2.Maryja mogła mieć wtedy kilkanaście lat i była przyobiecana ubogiemu cieśli Józefowi jako żona. Pewne tradycje sugerują, że mieszkała przy świątyni i od najmłodszych lat pragnęła żyć w czystości, ale takie myślenie nie jest zgodne z duchem ówczesnej epoki i kultury.
Wśród Izraelitów bezdzietność była wyrazem przekleństwa, toteż jest mało prawdopodobne, by któraś z ówczesnych kobiet mogła jej pragnąć, z kolei wielka liczba dzieci była odbierana jako znak błogosławieństwa Bożego, zatem z pewnością była powszechnie pożądana. Fakt zaręczyn z Józefem może sugerować, że Maryja widziała siebie jako przyszłą matkę i żonę, i wzorem wielu kobiet Izraela pragnęła w ten sposób wypełnić swoje życiowe posłannictwo. A jednak w sercu Maryi dojrzewało poczucie szczególnej więzi z Bogiem. Według nauki Kościoła na mocy łaski uprzedzającej była ona wolna od skutków grzechu pierworodnego, a tym samym od wszelkiego nieuporządkowania wewnętrznego, które z tego grzechu wynika.
Zwiastowanie spowodowało gwałtowną modyfikację dotychczasowych wyobrażeń i planów Maryi. Wyobraźmy sobie ubogi dom w Nazarecie, a w nim młodą Żydówkę. Nagle drzwi otwierają się i staje w nich niecodzienny gość, który wypowiada słowa niezwykłego powitania: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Spojrzenie anioła odsłania miłość samego Boga do człowieka, jego głęboką akceptację. Być może w naszym życiu zdarzały się doświadczenia podobnych spojrzeń, takich, które nadają naszemu życiu nowy kierunek i nową jakość. Takie chwile sprawiają, że odczuwamy przypływ sił: miłość nas uskrzydla, pozwala uwierzyć w siebie, otwiera przed nami szeroką perspektywę. Coś z tego doświadczenia zawiera spojrzenie matki, która patrzy na swoje dziecko i w pełni je akceptuje, darzy je bezinteresowną miłością. Takie jest również spojrzenie ojca, który widzi w dziecku możliwość rozwoju tkwiących w nim talentów. Tak patrzy nauczyciel - mistrz, który w uczniu widzi swojego godnego następcę.
Taka miłość, taka afirmacja w pierwszej chwili zwykle wydaje się czymś niezasłużonym, czymś na wyrost. Stąd w sposób oczywisty rodzi się pewien rodzaj zmieszania. Jesteśmy nieufni, lękamy się, czy takie spojrzenie nie oznacza tego, że ktoś chce nas oszukać, wykorzystać - czy nie pełni ono roli emocjonalnych wnyków zastawionych dla naszej zguby. Taka reakcja pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy zdarzały się przypadki, że ktoś rzucał przed nami pozorne okruchy miłości, by schwytać nas w pułapkę i móc później nami manipulować - niepokój staje się tu czymś oczywistym. W takiej sytuacji potrzebujemy potwierdzenia, że warto zaufać takiemu spojrzeniu. Podobnie było w sytuacji Maryi: Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Już w tej reakcji Maryi widać jej głęboko refleksyjny charakter. Zmieszanie się to sprawa odruchu emocji, ale rozważanie jest już wyrazem najwyższej aktywności rozumu i serca. Maryja rozważała, co miałoby znaczyć pozdrowienie anielskie, to znaczy próbowała właściwie odczytać słowa wypowiedziane przez posłańca: od kogo pochodzą, co oznaczają, ku czemu prowadzą? Ta jej postawa mówi nam o potrzebie gruntownego rozeznawania pomysłów, pragnień i obietnic, które docierają do nas z zewnątrz. Wszystkie one domagają się uściślenia i poprawnego sformułowania. Zmieszanie Maryi i jej namysł to reakcje, które domagają się bardzo konkretnej odpowiedzi posłańca: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Słowa anioła stanowią oszałamiającą zapowiedź mesjańską. Jako taka jawi się ona jednak tylko w szerszej perspektywie teologicznej. Konkret życia w cichości Nazaretu pokazuje nam nieco inne odniesienia. Oto młoda narzeczona dowiaduje się, że jeśli tylko się zgodzi, zostanie matką Syna Bożego. Ten Boży plan wymagał dalszego wyjaśnienia, bowiem Maryja była zależna od wielu osób i w różnoraki sposób z nimi powiązana. Stąd jej dociekliwość: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?. I tu anioł mówi jej o nadprzyrodzonej Bożej ingerencji. Propozycja anioła nie była sielanką. W sposób oczywisty rodziła pytania: Co powie Józef na wieść, że Maryja spodziewa się dziecka? Jak ten fakt przyjmie jej środowisko?
Zwłaszcza to drugie pytanie objawia cały dramatyzm sytuacji egzystencjalnej i społecznej Maryi, gdy uświadomimy sobie, że w jej czasach nieślubna ciąża narażała kobietę nie tylko na ostracyzm ze strony najbliższej społeczności, ale na śmierć przez ukamienowanie. Zatem, aby dostrzec w propozycji anioła wielką godność i wyróżnienie w oczach Boga, Maryja musiała najpierw pokonać lęk przed narzucającymi się w sposób oczywisty konsekwencjami swojej decyzji i zaufać Bożej Opatrzności. Jak głęboki proces musiał dokonać się w jej umyśle i sercu, by na tak postawioną propozycję mogła w końcu odpowiedzieć: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.
Przede wszystkim musiała wznieść się ponad własną potrzebę bezpieczeństwa i złożyć ofiarę ze swego życia. Z drugiej strony musiała zaufać Bogu i temu, że Jego plan jest dla niej najlepszą drogą rozwoju w miłości. Jej świętość nie była bowiem wtedy rzeczywistością skończoną i zamkniętą. Jako młoda kobieta, mimo że wolna od grzechu pierworodnego, także miała przed sobą drogę rozwoju duchowego i jej nadprzyrodzone macierzyństwo najpełniej w tę drogę się wpisywało.
3.Nasze osobiste życie także obfituje w różnego rodzaju Boże obietnice. I do nas niejednokrotnie Bóg śle swoich posłańców, którzy komunikują nam Jego wolę. Może odbywać się to poprzez nasze wewnętrzne pragnienia, może też być zewnętrznym znakiem, kiedy realia życiowe zdają się prowadzić w jakimś określonym kierunku.
Te Boże wezwania bywają różne w swym charakterze. Mogą dotyczyć wyboru powołania, mogą też otwierać na ważne inicjatywy w naszym życiu. Charakterystyczne jest to, że bardzo często nas przekraczają, zmuszają do wyjścia w nieznane. Tak jak Abraham, który na Boży głos musiał opuścić swoje Ur Chaldejskie, tak i my od czasu do czasu musimy opuścić nasze dotychczasowe przyzwyczajenia, wygodę i poczucie bezpieczeństwa, by wyruszyć na poszukiwanie naszej Ziemi Obiecanej. Tylko pójście tą drogą sprawia, że będziemy się rozwijać i zbliżać do Boga. Jej odrzucenie zawsze przynosi smutek, tak jak to było w przypadku bogatego młodzieńca, który zawahał się i zatrzymał w miejscu.
Bóg ma dla naszego życia plan, drogę rozwoju do świętości, która uwzględnia wszystkie nasze zdolności i predyspozycje. Zawierzając mu swoje życie, jak Maryja, możemy wyruszyć w tę drogą.
Jezus mówił, że „kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 39), w innym miejscu zaś dodawał: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12 24). Aby nasze życie przyniosło spodziewane owoce, musi zawierać element wyrzeczenia i konsekwentnego podążenia wyznaczoną drogą. Musi też zawierać element zaufania Bogu: jeżeli On prowadzi mnie daną drogą, to z pewnością udzieli mi wszelkich potrzebnych łask, bym mógł dotrzeć do celu. Ufność jest jak morska latarnia, która rozświetla mroki i niepokoje w drodze do świętości. Bez niej w trudnych sytuacjach łatwo się zachwiać i zdecydować na tanie kompromisy.
Warto przyjrzeć się swojej drodze i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w swoim życiu dostrzegam etapy Bożego prowadzenia? Jakie decyzje wiązałyby się z przyjęciem przeze mnie Bożego planu? Co jest moim Ur Chaldejskim, które musiałbym porzucić, a co moją Ziemią Obiecaną? Do czego wzywa mnie Pan Bóg w mojej aktualnej sytuacji życiowej? Jakie nowe wezwania stawia przede mną? Co mnie powstrzymuje na drodze przez Niego wytyczonej?
Na koniec spróbujmy porozmawiać z Maryją i od niej uczyć się podejmowania w naszym życiu Bożych wezwań...
<>< <>< <>< <><