LEGENDY DOLNOŚLĄSKIE karkonosze 1 89 1985 04


LEGENDY DOLNOŚLĄSKIE

JAK LICZYRZEPA UKARAŁ ZŁODZIEJA

Był sobie raz pewien zielarz, który do­starczał do aptek uzbierane przez siebie zioła i korzenie. Człowiek ten znał drogę do leżącego w głębokiej dolinie ogrodu Liczyrzepy. Tam w owej dolinie, zwanej „Diabelską", rosły osobliwe rośliny Ducha Gór. Żaden jednakże człowiek nie mógł ich dostać, chyba, że Liczyrzepa dał je sam, z własnej woli.

Pewnego razu, gdy nasz zielarz niósł swe korzenie do apteki w Jeleniej Górze, wez­wała go do siebie żona tamtejszego bur­mistrza i obiecała mu wiele pieniędzy, je­śli przyniesie jej z ogrodu Liczyrzepy ros­nący tam biały korzeń, który białogłowom przywraca jędrność skóry. Nie namyśla­jąc się wiele mężczyzna natychmiast wy­ruszył w drogę do domu a stamtąd prosto do Diabelskiej Doliny. A gdy już tam był i wykopał obiecany korzeń, zjawił się nagle Duch Gór i spytał:

— Dlaczego bez pozwolenia kapiesz w moim ogrodzie?

— Jestem biednym człowiekiem — us­prawiedliwiał się zielarz — muszą wyży­wić czwórkę dzieci, a zbierając zioła i korzenie mogę zarobić nieco grosza.

— Takich samych korzeni jak ten jest wystarczająco dużo w górach. Trzeba tyl­ko dobrze szukać. Zostaw więc mój og­ród w spokoju. To co wykopałeś możesz zabrać ale więcej tu nie wracaj!

Żona burmistrza zapłaciła sowicie za korzeń ale to było dla niej za mało, chciała więcej.

Zachłanny na pieniądze zielarz znów wkradł się do zakazanego ogrodu. Znów przybył srogi ogrodnik i odezwał się w te słowa:

— Czyż poprzednim razem nie zabroniłem ci przychodzić do mego ogrodu a ty niepomny zakazu jesteś tu znowu? Idź precz, w przeciwnym razie sam się prze­konasz co z tobą zrobię!

Zielarz odszedł. Nie wydarzyło mu się nic złego.

Niestety, zachłanna kobieta obiecała mu jeszcze więcej pieniędzy, gdy pójdzie trze­ci raz.

Tym razem Liczyrzepa zjawił się szyb­ciej niż zwykle i bez słowa wyrwał upar­temu złodziejowi motykę, którą cisnął da­leko od siebie.

Zielarz był jednak wystarczająco zuch­wały, podniósł motykę i kopał dalej, nie zwracając uwagi na wzbierający w Liczyrzepie gniew.

Duch Gór nie zniósł już dłużej tego zu­chwalstwa i jednym dotknięciem swej laski zamienił zaślepionego żądzą pienię­dzy nieszczęśnika w potężny głaz, który do dziś zagradza wejście do niezwykłego ogrodu, gdzie nie ma już wstępu żaden najodważniejszy nawet śmiertelnik.

JAK LICZYRZEPA OŚMIESZYŁ SĄD

W pewnym miasteczku, leżącym u pod­nóża Karkonoszy, terminował u majstra szewski czeladnik. Młokos ten, choć do­brego serca, hardy był i zadziorny. Miał on zwyczaj w wolne dni chadzać ze swymi kompanami na spacery w góry, gdzie dawał upust swemu zuchwalstwu, draż­niąc bez ustanku Ducha Gór:

— Zejdź na dół — wołał — zejdź na dół Liczyrzepo! Pokaż jakie znasz sztuczki!

Nie szczędził przy tym wyzwisk i szy­derstw.

Rozjuszony władca gór sprowadzał po­tężne burze i szalejące wichry, aby zem­ścić się na swym prześladowcy. Ten jed­nak był tak przebiegły, że nigdy nie cho­dził w góry sam i nigdy nie wkraczał na terytorium Liczyrzepy, przez co zawsze wychodził cało. Sroga zemsta Liczyrzepy miała się spełnić później.

Po kilku latach terminowania młody czeladnik pożegnał swego mistrza, aby wyruszyć w dalszą drogę. Nie wiedział jednak o złośliwym podstępie Liczyrzepy, który wsunął potajemnie do jego podróż­nej sakwy srebrny puchar i inne kosztow­ności, należące do starego szewca.

Ledwie znalazł się za miastem, a już kradzież w domu majstra została wykry­ta. Gdy wszyscy domownicy przysięgali swą niewinność, szewc nie namyślając się długo, wyruszył w podróż za czeladnikiem. Dogoniwszy go w dwie godziny za mia­stem, spytał czy ów nie zabrał czegoś „przez pomyłkę"- Chłopak pewien swej niewinności odpowiedział, że nie wziął ni­czego, a na dowód prawdomówności wy­próżnił sakwę, gdzie ku swemu przeraże­niu znalazł wszystkie cenne przedmioty należące do majstra.

Nie pomogły tłumaczenia i przysięgi. Dowód jego winy był oczywisty. Szewc kazał go uwięzić i postawić przed sądem, który skazał biednego czeladnika, jako złodzieja, na karę śmierci przez powiesze­nie.

Nadeszła ostatnia noc skazańca i zbli­żała się godzina, w której mimo swej nie­winności, miał zawisnąć na szubienicy. Nagle w ponurej ciszy zaskrzypiały drzwi jego celi. Stanął w nich Liczyrzepa i za­pytał więźnia:

— Co tu robisz?

— Cóż mam robić — biadał nieszczęś­nik — ja, który nie zrobiłem nic złego, mam dziś rano zostać powieszony na szu­bienicy, jako złodziej-

Wtedy Duch Gór powiedział kim jest i przypomniał o wszystkich szyderstwach, doznanych niegdyś ze strony młodzieńca.

W gruncie rzeczy jednakże nie miał Li­czyrzepa złych zamiarów i wbrew pozo­rom przybył, aby pomóc niesfornemu mło­dzieńcowi. Natychmiast uwolnił go z łań­cuchów, którymi był spętany, narzucił mu na ramiona swój płaszcz i kazał w tym przebraniu opuścić więzienie. Nie zatrzy­mał go żaden strażnik i niewiele czasu minęło, gdy był już daleko za miastem.

Liczyrzepa tymczasem założył sobie łań­cuchy i spokojnie czekał poranka. Gdy zaczęło świtać, do więzienia przybył du­chowny, aby przygotować nieszczęsnego grzesznika do ostatniej drogi. Ale, o zgro­zo! Z jakże wielkim brakiem skruchy musiał się tu spotkać! Kiedy mnich za­chęcał go do wyznania grzechów i poboż­nej modlitwy, Liczyrzepa słuchał z uwa­gą. Gdy duchowny skończył i czekał na pokutę ze strony grzesznika, usłyszał od Liczyrzepy tylko jedno słowo:

— Bzdura!

Słowo to padło jeszcze kilka razy, ile­kroć skazaniec był nakłaniany w taki czy inny sposób do pokornej modlitwy. Mu­siano go więc „nienawróconego" wypro­wadzić za bramę.

Kat przystąpił do> spełniania powinnoś­ci. Gdy Liczyrzepa „zawisł" na szubie­nicy, zaczai krzyczeć coraz głośniej:

— Bzdura!

Wykrzywiał przy tym twarz w niezwyk­łe grymasy tak, że nikt z obecnych przy egzekucji nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Gdy zaś kat podstawił ponownie drabinę aby zdjąć wisielca, zaskoczenie jego osiągnęło szczyt, ponieważ nie czło­wiek, lecz trzepocząca się na wietrze wiązka słomy wisiała na szubienicy.

EWA JĘBRASIAK-WO2NIAK

0x08 graphic

GRYFÓW ŚLĄSKI

O DUCHU W ZAMKOWEJ WIEŻY

W bardzo dawnych czasach Gryfów Śląski nie znajdował się tam, gdzie obec­nie, lecz w miejscu gdzie rzeka Kwisa, płynąca z południa od Gór Izerskich ku północy, robi skręt na zachód i gdzie rze­czka Oldza kończy bieg, oddając swe wo­dy Kwisie. Stał tam stary zamek z wieżą wysoko wzniesioną ponad okoliczne pola i lasy.

Według tego co opowiadają ludzie, za­mek ten zbudowano na rozkaz Bolesława Krzywoustego, są jednak i tacy, którzy twierdzą, iż postawił go sam król Chrob­ry, w czasie gdy przez Śląsk gnał czes­kiego księcia Ulryka. Dziś nie ma już po zamku nawet najmniejszego śladu i tyl­ko rozciągająca się w tym miejscu wieś Wieżyca wskazuje swą nazwą, iż była kiedyś jego podzamczem. Nie przetrwał do dnia dzisiejszego żaden pergamin, wy­mieniający nazwę, tego obiektu ale prze­trwała pośród ludu opowieść o rycerzu Beneszu z Huśna, który go otrzymał, czy też kupił, od czeskiego króla Wacława IV, gdy ten zajął ziemię dolnośląską-

Rycerz Benesz był złym człowiekiem. Bez miłosierdzia gnębił swych poddanych, bił ich i miał dziwny zwyczaj znęcać się nad ludźmi, uderzając ich ostrymi ostro­gami, noszonymi podczas konnej jazdy przy obuwiu. W ten sposób zabił kilku swych parobków, gdy go zdenerwowali. Zabił także własną, nowonarodzoną cór­kę ze złości, iż narodziła się ona a nie oczekiwany syn, a także żonę, która sta­nęła w obronie dziecka. Bano się Benesza i ludzie drżeli ze strachu na myśl o ko­nieczności spotkania się z tym człowie­kiem.

Któregoś dnia zapanowała radość wiel­ka w zamku, gdy rycerz ten spadł z ko­nia i zabił się o kamienie przed bramą wjazdową. Wszyscy spodziewali się, że skończy się ich strach oraz wieczne oba­wy i że ten, który zajmie jego miejsce na pewno będzie lepszy. Wyprawiono uro­czysty pogrzeb Beneszowi i czterokonnym powozem postanowiono odwieźć trumnę ze zwłokami złego pana na cmentarz- Nie poszło to jednak tak łatwo jak myśleli. Trumna okazała się tak ciężka, że powóz pod jej ciężarem złamał się jeszcze na dziedzińcu zamkowym i dopiero, gdy przełożono ją na kuty i bardzo masywny wóz kupiecki, można było wyruszyć. Konie jednak nie miały tyle sił, by uciągnąć wóz i co kilkanaście kroków musiały przysta­wać by odpocząć. W ten sposób dopiero późnym wieczorem trumna dotarła do miejsca, gdzie złożono ją w wykopanym wcześniej grobie.

Tej samej jednak nocy, strażnik stoją­cy na wieży dostrzegł, że trumna ze zwłokami -właściciela zamku, świeżo po­grzebana w ziemi, fruwa w powietrzu wokoło wieży jakby była unoszona przez niewidzialne duchy. Zatrąbił więc na ro­gu, który zawsze nosił przy pasie i obu­dzeni mieszkańcy dostrzegli trumnę a także jak powoli opadła ona na drogę przed bramą, wiodącą do zamku. Martwili się, że nazajutrz znów trzeba będzie ją od­wozić i znów grzebać w ziemi. Zniknęła ona jednak do świtu- Ukazała się znów. późnym wieczorem i historia ta powtarza­ła się parokrotnie, budząc ogromny strach i zdziwienie.

Zaniepokojony tym zjawiskiem brata­nek rycerza Benesza, młody rycerz Janko z Huśna, przybył któregoś dnia do zam­ku. Przywiózł z sobą . jakiegoś czeskiego czarownika i kata, wysłuchał opowiadań miejscowej ludności a potem udali się przed nocą wszyscy trzej na zamkową wieżę. Rycerz Janko zakazał tej nocy ko­mukolwiek z mieszkańców wychodzić no­cą na dwór i dlatego też nikt nie widział, co oni robili.

Ponoć czarownik czeski swą mocą spo­wodował, w chwili gdy trumna przelaty­wała obok wieży, że osiadła ona lecz nie w zwykłym miejscu a na dziedzińcu zam­kowym, a potem kat otworzył jej wie­ko i czarownik przemienił zwłoki ry­cerza Benesza w postać czarnego kruka. Potem kruka tego włożył do worka i ka­zał katu wynieść do doliny Kwisy poni­żej zamku oraz utopić go w rzece. Kat podobno wykonał polecenie tego człowie­ka, udał się z workiem brzegiem Kwisy ale otworzył go, by włożyć do niego cięż­ki kamień. W tym momencie przemieniona w kruka dusza rycerza Benesza wyfrunę­ła i znikła w lesie nad brzegiem rzeki.

0x01 graphic

Od tej pory jednak nic nie mąciło spo­koju mieszkańców zamku i podzamcza a tylko czasami jakieś duchy pod postaciami czarnych kruków straszyły nocą ludzi, idących brzegiem Kwisy w stronę Leśnej.

ALEKSANDER WIĄCEK



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
artykul393 8 89 07 04 2008
1985 04 Gdzie rodza sie cyklony
artykul393 8 89 07 04 2008
00 04 89
89 SC DS300 R OPEL MOVANO A 04 XX
04-Przyczynek do legendy o Świętym Jerzym, J. Kaczmarski - teksty i akordy
04 1996 89
04 2 Graham McNeill Legenda Sigmara 2 Imperium
89 SC DS300 R OPEL MOVANO A 04 XX
Katherine Kingston [Passions 04] Healing Passion [EC Legend] (pdf)
04 1996 89
FIDE Trainers Surveys 2011 10 04 Efstratios Grivas Legendary Endings
Legendy i podania ziemi strzelińskiej,dolnośląskie
89 basnie i legendy d

więcej podobnych podstron