H. Ch. Andersen - „Szczęście można znaleźć nawet w patyku”
Teraz opowiem wam bajkę o szczęściu. Wszyscy znamy szczęście. Bywają tacy, którzy je widują rok po roku, inni tylko w niektórych latach, w ciągu jednego jedynego dnia, są także ludzie którzy je oglądają tylko jeden jedyny raz w życiu, ale każdy z nas choć raz je widział.
Nie mam chyba potrzeby o tym opowiadać, gdyż wiedzą to wszyscy, że Bóg zsyła matce małe dziecko i kładzie jej na łonie - może się to zdarzyć w bogatym pałacu i zamożnym pokoju, a także w otwartym polu, gdzie wieje zimny wiatr; ale nie każdy wie, a mimo to tak jest, że Bóg dając dziecko przeznacza mu jakiś dar szczęścia; nie daje mu go zwyczajnie; ale dar ten zostaje złożony w takim miejscu świata, gdzie się go nikt nie spodziewa znaleźć, a jednak zawsze go znajduje; i to jest bardzo pocieszające. Może leżeć na przykład w jabłku; tak było z jednym uczonym, który się nazywał Newton; jabłko upadło i uczony znalazł swoje szczęście. Jeśli nie znasz tej historii, niech ci ją opowiedzą co, którzy ją znają; ja chcę opowiedzieć o czym innym: o gruszce.
Był sobie pewnego razu ubogi człowiek, który urodził się w nędzy, wyrósł w nędzy i w nędzy się ożenił. Był on z zawodu tokarzem i wyrabiał pierścienie do parasoli i rączki do parasoli; ale zaledwie mógł się z tej pracy wyżywić.
- Nigdy nie zaznam szczęścia - mówił. Ta historia jest prawdziwa, można by nawet wymienić kraj i miejscowość, gdzie ten człowiek mieszkał, ale to wszystko jedno.
Czerwone, cierpkie jarzębiny rosły w ogrodzie otaczającym dom tokarza i stanowiły największą jego ozdobę. Rosła też w nim grusza, ale nie było na niej ani jednej gruszki, a jednak w tej właśnie gruszy tkwiło szczęście zamknięte w nieistniejących gruszkach.
Pewnej nocy był straszny wicher, w gazetach napisali, że wielki dyliżans został uniesiony w górę i rzucony o ziemię jak szmata. Wiatr ułamał także dużą gałąź gruszy.
Gałąź gruszy zaniesiono do warsztatu tokarskiego, gdzie tokarz utoczył z niej dla zabawy dużą gruszkę, potem jeszcze jedną dużą, a potem mniejszą i wreszcie kilka zupełnie małych gruszeczek.
- Drzewo musi mieć przecież choć raz owoce - powiedział tokarz i dał je do zabawy dzieciom.
Gdy się mieszka w wilgotnym kraju, parasol należy do przedmiotów codziennego użytku. Rodzina tokarza posiadała tylko jeden wspólny parasol. Gdy wiał wiatr, parasol wywracał się i nawet pękał parę razy, ale tokarz doprowadzał go zaraz do porządku. Najbardziej irytujące jednak było to, że guziczek, służący do zapinania parasola, ciągle odskakiwał albo łamał się pierścień, który go otaczał.
Pewnego dnia guziczek znowu się urwał; tokarz szukał go na podłodze i znalazł jedną z utoczonych przez siebie gruszeczek, którymi bawiły się dzieci.
- Nie mogę znaleźć guziczka, ale ta gruszeczka może spełnić tę samą czynność - powiedział tokarz. Prześwidrował w niej dziurkę, przeciągnął przez nią sznurek i zapiął. Było to najlepsze zapięcie, takie, jakiego parasol nigdy nie posiadał.
Kiedy na drugi rok tokarz miał posłać rączki od parasoli do miasta, do którego zawsze dostarczał towary, posłał także parę utoczonych gruszeczek z prośbą, aby je wypróbowali; te rączki zawędrowały aż do Ameryki. Tam zauważono od razu, że małe gruszeczki są dogodniejszym zapięciem niż jakiekolwiek inne guziczki i zażądano od kupca, aby wszystkie przysyłane parasole były zapinane na małe gruszeczki.
No, teraz zaczęła się robota! Tysiące gruszeczek! Drewniane gruszki do wszystkich parasoli! Toczył je i toczył. Cała grusza poszła na zapięcia. Przyniosło mu to szylingi. Przyniosło i talary!
- Moje szczęście tkwi w gruszy - powiedział. Założył duży warsztat, miał czeladników i uczniów; był zawsze w dobrym humorze i mówił: „Szczęście może tkwić nawet w najmniejszym patyczku.”
Ja, który opowiadam tę historię, powtarzam to samo. Istnieje przysłowie: „Włóż do ust biały patyk, a wtedy staniesz się niewidzialny.” Musi to być jednak odpowiedni patyk, przeznaczony przez Boga jako dar szczęścia. I ja go otrzymałem, i mogę także, jak tokarz, zdobywać złoto, dźwięczące i błyszczące złoto; najszczersze złoto, które błyszczy w dziecięcych oczach; dźwięczy w dziecięcych usteczkach i w ustach ojców i matek. Czytają głośno bajki, a ja stoję pośrodku pokoju tuż obok nich, ale jestem niewidzialny, gdyż mam w ustach biały patyczek; gdy czuję, że dzieci są zadowolone z tego, co im opowiedziałem, wtedy mówię razem z nimi: „Szczęście można znaleźć nawet w najmniejszym patyczku!”