Ignacy Krasicki „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki”
Utwór rozpoczyna się przedmową, w której autor powieści przeprowadza krytykę poprzedzania dzieł niepotrzebnymi przedmowami, by zwiększyć ich „grubość” dla zysku.
Księga Pierwsza
Rozdział pierwszy
Nie pisał tej książki ani dla chwały ani dla upokorzenia, ale po to, by dobrze wykorzystać wolny czas spędzany na wsi. Pochodził z rodziny szlacheckiej, podobno posiadającej liczne koligacje z „panującymi familiami w Europie”.
Ojciec jego nie był człowiekiem uczonym, ale za to cechujący się wieloma cnotami. Niestety, lubił czasami mocniej popić, co spowodowało uszczuplenie rodzinnego inwentarza. Matka, wychowana na wsi, była kobietą prostą, ale cnotliwą.
Swoje najmłodsze lata spędził głównie w towarzystwie kobiet, które napełniały jego dziecięcą główkę strasznymi historiami „o upiorach, czarownicach i strachach”. Wtedy też nauczył się, co znaczą najróżniejsze sny. Kiedy miał siedem lat, odwiedził ich brat matki, „człowiek urzędem, nauką i wiadomością świata znamienity”, za sprawą którego został wysłany do szkół publicznych.
Rozdział drugi
Wyjazd do szkoły okazał się dla Mikołaja wydarzeniem nader przykrym. W domu szkołę przedstawiano jako karę za złe zachowanie. Z młodym opiekunem, który miał czuwać nade nim i jego edukacją, opuścił dom rodzinny. Okazał się bardzo pojętnym chłopcem, ale wstręt do nauki nie pozwalał mu osiągać większych sukcesów, jednocześnie czyniąc go ofiarą małego i cienkiego kańczuczka, który ojciec wręczył jego opiekunowi z nakazem bicia.
W szkole przebywał do szesnastego roku życia, kiedy przybyła wiadomość o śmierci ojca i wezwanie do natychmiastowego powrotu do domu. Szybko przyzwyczaił się do swawolnego życia bez nadzoru. Hulankę przerwał wuj, wykonawca testamentu ojca, który ukrócił jego zabawy.
Wuj wyjechał w ważnych sprawach do Warszawy. Matka, za namową sąsiadki, wynajęła guwernera, który miał go kształcić we francuskim i dobrych manierach. Pan Damon okazał się markizem ukrywającym się w Polsce przed pojedynkiem z królem francuskim, co miało zostać utrzymane w tajemnicy. Matka podzieliła się tym jedynie z dwiema zaufanymi sąsiadkami, co spowodowało rozejście się wiadomości po całej okolicy. Nowy nauczyciel przypadł Mikołajowi do gustu, bo lekcje polegały jedynie na ciągłej konwersacji, w trakcie której miał nabierać „sentymentów kawalerskich”.
Rozdział czwarty
Nadszedł czas zapoznania się z popularnymi romansami. Za ich sprawą, pewnego dnia, w lasku, zakochał się w Juliannie - wychowanicy jego matki. W jednej chwili dziewczyna stała się boginką i padł jej do kolan, czyniąc liczne wyznania. Zawstydzona uciekła. Tej nocy śniła mu się jeszcze.
Rozdział piąty
Któregoś dnia poszedł za matką i towarzyszącą jej Julianną nad staw, wsiadł na łódkę i nieopatrznie wylądował w wodzie. Zdarzenie to pozwoliło mu poznać skrywane uczucia Julianny. Jednak nie długo trwała radość, gdyż matka, domyśliwszy się jego zamiarów (poślubienia Julianny, która nie miała odpowiedniego posagu), wysłała ukochaną na nauki do klasztoru. Mikołaja zaś, dla pocieszenia, postanowiła wysłać „do cudzych krajów”.
Rozdział szósty
Interesy matki pokrzyżowały jego plany - musiał wyruszyć do miasta, w którym miał się zatrzymać u dalekiego kuzyna. Kuzyn okazał się nieobecny i wraz z Panem Damonem czekali miesiąc na niego. Guwerner spotkał w mieście dawną znajoma - baronową de Grankendorff. Już na pierwszym wieczorze u nowej znajomej, zaprawiony winem, Mikołaj zdobył serce jej starszej córki oraz wygrał sporą sumkę pieniędzy w karty. Cztery tygodnie tak bawił, z tą różnicą, że karciane szczęście odwróciło się, a jubileusze baronowej i jej córek sporo go kosztowały. Cała zabawa skończyła się pojedynkiem, kiedy to pewien człowiek znieważył Pana Damona, czego Mikołaj słuchać nie mógł. W skutek rozruchu, który wywołał, spędził noc w więzieniu. Wypuszczony dzięki poważaniu, jakim cieszyło się jego nazwisko, wrócił do swej kwatery. Okazało się, że Pan Damon zniknął razem z całym dobytkiem, tak samo jak rzekoma baronowa, która była oszustką.
Rozdział siódmy
Matka szybko mu przebaczyła przygodę. Powrócił do domu, gdzie pędził życie spokojne i posłuszne. Brakowało mu lektur ciekawych, gdyż Pan Damon wszystkie romanse zabrał. Dlatego, słysząc któregoś dnia od sąsiadki o wspaniałej książce w języku polskim, zatytułowanej „Kaloander wierny”, poprosił o jej pożyczenie.
Rozdział ósmy
Nowa lektura rozbudziła w nim pragnienie kontynuowania „sentymentowej edukacji”. Na wsi brakowało ku temu sposobności, więc uprosił matkę, by wysłała go do Warszawy, do wuja - posła z ich województwa. W stolicy nauczył się wiele o nowych zwyczajach salonowych. Najważniejszą jednak wiedzę zyskał od nowego przyjaciela, który wyjawił mu, że aby odnieść sukces towarzyski i miłosny, „najprzód, trzeba ile możliwości, pozyskać trojaką reputację: galantoma, junaka i filozofa”.
Rozdział dziewiąty
Niedługo po tym zmarła jego matka. Uczuł pewien żal, jednak uradowany nabytą w tak przykry sposób swobodą, począł planować podróż „w cudze kraje”. Gdy wyjazd był już prawie gotowy, został pilnie wezwany do Lublina, na sprawę sądową.
Rozdziały dziesiąty, jedenasty, dwunasty, trzynasty
W celu wygrania sprawy nachodził się niezmiernie od sędziego do sędziego. W końcu, za radą plenipotenta, zorganizował wystawną „konferencję”, na którą zaprosił wszystkich, którzy mogli mu pomóc w odniesieniu sukcesu w sądzie. Mecenasowie zeszli się , napili, zapoznali ze sprawą, wydali odpowiedni wyrok i odebrawszy swoje honoraria odeszli na kolejne konferencje. Kolejne tygodnie Mikołaj poświęcił na przygotowania do sprawy, która ostatecznie została odwleczona z powodu zniknięcia przeciwnika. Dał w zastaw srebra i klejnoty (wiele z pieniędzy przeznaczonych na podróż poszło na wydatki związane z rozprawą), po czym wyruszył w wymarzoną podróż.
Rozdziały czternasty, piętnasty, szesnasty
Diariusz podróży paryskiej
Po długiej, „wielce zabawnej, a więc jeszcze kosztownej podróży” dotarł do Paryża, który omamił go hałasem i rozmaitością. Był tak spragniony wszystkiego, co dostępne w tym centrum kultury, że nie wiedział, co wybrać - komedię, operę czy balet. Niewiele jednak skorzystał z wyjazdu - najpierw zajęty był kompletowaniem odpowiedniego stroju dla siebie i służby oraz innych niezbędnych atrybutów paryskiego kawalera, potem uległ nieszczęśliwemu wypadkowi (który zatrzymał go na kilka tygodni w domu), na koniec oszukany przez zaprzyjaźnionego hrabiego, zadłużony, uciekł potajemnie z Paryża. Trafił do Holandii, gdzie wsiadł na okręt płynący do Batawii.
Rozdział siedemnasty
Podróż była długa i pełna postojów. Najdłużej zabawili na Cyplu Dobrej Nadziei, kończącym Afrykę, gdzie wymieniono nadwyrężony sztormem okręt oraz komendanta. Przez dłuższy czas płynęli z dobrym wiatrem, gdy nagle rozpętała się straszliwa burza. Targany przez fale statek rozbił się. Mikołaj nie pamiętał, co się potem działo, poza tym, że znalazł się w wodzie uczepiony deski.
Księga Druga - Pobyt na wyspie Nipu
Rozdziały: pierwszy, drugi, trzeci
Obudził się na wyspie, która początkowo wydawała mu się zupełnie dzika i opuszczona,a potem okazała się zamieszkana przez dziwną społeczność, posługującą się nieznanym mu językiem. Został zaproszony do domu pewnego starca, który nakarmił go i dał posłanie. Kraj zamieszkiwany przez prostych i uczciwych ludzi nie znających mody ani podłości zwany był wyspą Nipu.
Już na samym początku pobytu na Nipu, wydarzyła się dziwna rzecz. Siedząc przy wieczerzy z gospodarzami zabrakło Mikołajowi noża w zastawie, więc wyciągnął swój z kieszeni, by ukroić chleb. Podał nóż wyraźnie zaciekawionemu gospodarzowi. Ten, nieobeznany z narzędziem, skaleczył się. Wzbudziło to wielki przestrach wśród Nipuanów, którzy natychmiast zakopali nóż i zabronili go odkopywać.
Język narodu dość łatwy, ale nieobfity. Nie mają słów wyrażających kłamstwo, kradzież, zdradę, pochlebstwo. Terminów prawnych nie znają. Choroby nie mają szczelnych nazwisk; ale też ani dworaków, ani jurystów, ani doktorów nie ma. Języka uczył się od gospodarza. Mikołaja dziwiło, że ludność tamtejsza stroni od niego i patrzy niechętnie. Pewnego dnia gospodarz oznajmił mu, że jutro zostanie przyjęty do społeczności wyspy. Przygotowano wspaniały obiad. Początkowo Mikołaj miał zamiar nauczyć dziką ludność, co to znaczy cywilizacja europejska, chciał być ich przewodnikiem. Stało się jednak inaczej. Ku jego największemu zdziwieniu, to mnie wysłano na nauki do Xaoo.
Rozdziały: czwarty, piąty, szósty
Przebywał u Xaoo już trzy miesiące, kiedy jego nauczyciel wziął go na pole i począł mówić, jak ważnie jest to, by Mikołaj „umiał złe swe skłonności poskramiać i uprzedzenia wykorzeniać”. Okazało się, że wszystkie pytania, jakie mu dotychczas zadawał, były częścią procesu edukacyjnego. Xaoo najpierw musiał go dobrze poznać, aby teraz pomóc mu zmienić się. Mistrz skrytykował europejską edukację, która każe dzieciom uczyć się wielu języków i przez to charakteryzuje się nadmiarem słów, odsuwających od istoty rzeczy, które próbuje nazwać. Dyskurs nauczyciela odmienił w Mikołaju sposób myślenia o dzikości. Uznanie siebie za dzikiego, byłoby zbyt dużym upokorzeniem, ale też obywateli Nipu nie można było osądzać, jako dzikich. Upokarzał go rozum Xaoo.
Następnego dnia wykład tyczył się nauki historii. Według Xaoo najwięcej czasu powinno się poświęcać na naukę dziejów własnego kraju i narodu. Nipuanie co prawda nie mają ksiąg, ale dzieci uczą się historii od najstarszego z rodu, który barwnie opowiada o losach dziadów i pradziadów. W ten sposób historia naturalnie wlewa się w ich umysły. Uczenie się dat i nazwisk według Xaoo jest tylko „próżnym pamięci zaprzątaniem”. Xaoo krytykował zwyczaj uczenia dzieci cudzych języków i cudzej historii, zaniedbując własną mowę i ojczyste dzieje.
W kwestii filozofii, Europejczycy zamiast sprowadzić ją do „wiadomości obowiązków i ich wypełniania”, jak to jest u Nipuanów, zapędzili się w niepotrzebnych dociekaniach, dotyczących spraw dla człowieka zakrytych. Zamiast korzystać z tego, co zostało ukazane ludzkim zmysłom przez Najwyższą Istność, oni, w swym zadufaniu chcieli zrozumieć prawa dla nich niedostępne.
Rozdział siódmy
Oprócz pobierania nauk moralnych, Mikołaj codziennie pracował z mistrzem na polu, gdzie kształcił się w zakresie rolnictwa. Szybko zrozumiał, że aby być w tym dobrym, nie trzeba znajomości agronomi (kunsztu rolnictwa zapisanego w mądrych księgach), wystarczy doświadczenie i praktyka. Praca i myśl wolna wzmocniły słaby niegdyś jego temperament.
Rozdział ósmy
Któregoś dnia, idąc z nauczycielem na pole, Mikołaj ujrzał dołek, w którym zakopano jego nóż i mimowolnie się uśmiechnął. Dla Xaoo stało się to pretekstem do wykładu o kunszcie wojny, który mądry Nipuanin poznał z opowieści Doświadczyńskiego. Mistrz uważał, że choć wynalazek kruszców jest niewątpliwie bardzo pożyteczny w pracach rolniczych, to nie warto płacić za niego tak wielkiej ceny, jaką jest wojna. Było dla niego zupełnie niezrozumiałe, że można doprowadzić do takiej tragedii, by ludzie siebie nawzajem zabijali. Poza tym uważał za złe to, iż jeden człowiek rządzi innymi. Uznał więc narzędzia z kruszcu za zbytek, bez którego człowiek żyjący w zgodzie z naturą może się obejść.
Rozdział dziewiąty
Xaoo zabrał Mikołaja w podróż po wyspie, dzięki czemu mógł poznać dobrze cały ląd i jego społeczność. Po ośmiu dniach drogi dotarli do pola, które uprawiał Kootes, założyciel społeczności Nipuanów. Kootes przybył z cudzej ziemi wraz z żoną i dwojgiem dzieci. Jak opowiedział mi Xaoo: „(...) poszczęściła Najwyższa Istność pracy jego, przyszedł do ostatniej starości i przed śmiercią widział czwarte pokolenie swoje. Tkwią nam w świętej pamięci jego przykazy. Żeby zaś było cokolwiek takiego, co by nam ustawicznie przypominało jego obcowanie - instrumenta, których do rolnictwa używał, chowamy z pilnością i każdy je raz przynajmniej w życiu oglądać powinien.”. Pole Kootesa należało do wszystkich Nipuanów, zboże, które tu wyrosło, dzieliło się i wysyłało do każdej z osad na wyspie, gdzie sporządzano z niego chleb, rozdzielało między mieszkańców i spożywało uroczyście na zakończenie żniw. Tego dnia najstarszy z każdej osady opowiadał o ojcu Nipuanów, jego pracy i nauce. Cała uroczystość kończyła się pieśniami.
W drodze powrotnej Xaoo mówił, że Nipuanie nie znają żadnych ustrojów politycznych, nie uznają żadnej zwierzchności, prócz tej rodziców nad dziećmi. Wszyscy byli równi, nie było podatków, bo o przyszłość rodziców troszczyły się dobrze wychowane dzieci.
Rozdział dziesiąty
Idąc dalej zobaczyli wielki kopiec kamieni. Xaoo opowiedział Mikołajowi historię jego powstania. Otóż był pewien człowiek nazwiskiem Laongo, który z niewiadomych przyczyn opuścił wyspę, nie było go przez długi czas, aż nagle któregoś dnia powrócił. Pytany, gdzie był, odpowiadał, że utknął na bezludnej wyspie, na której musiał pozostać tak długo, dopóki nie udało mu się zbudować nowej tratwy (pierwszą porwały fale). Wydawało się, że Laongo powrócił do dawnego życia, on jednak potajemnie opowiadał młodzieży o innym życiu, o zbytkach i dostatkach innych krajów. Nowe zwyczaje przewróciły w głowach młodym Nipuanom. Okazało się, że Laongo był przekupiony przez obcy rząd, by sprowadził nowych poddanych. Na szczęście, kiedy miał już ich wywieźć na tratwie do obcego kraju, jego występek został wykryty. On i jego pomocnicy zostali pojmani, osądzeni i ukamienowani. A kopiec został usypany na pamiątkę tych wydarzeń.
Rozdział jedenasty
Gdy powrócili do domu, przywitał ich tłum mieszkańców, który czekał na cząstkę zboża z pola Kootesa przyniesioną dla nich przez Xaoo. Trzeciego dnia odbyło się uroczyste dzielenie chlebem z tego zboża. Początkowo nie chciano podzielić się nim z Mikołajem, gdyż nie był synem praojca. Xaoo przekonał współbraci do zmiany zdania.
Po uczcie najsędziwszy z mieszkańców rozpoczął swoje pouczenie: „Wiek wiekowi podaje pamięć, dzień dniowi daje naukę. Jedliśmy chleb naszego ojca, słuchajmy napomnienia jego. Bóg jest źródłem wszelkiej istności; Bóg jest początkiem wszystkiego dobra; Bóg być powinien jedynym celem i końcem wszystkich spraw naszych. Rodzicom należy się miłość, uszanowanie i posłuszeństwo. Chcecie mieć wdzięczne dzieci - bądźcie wdzięcznymi dziećmi. Wychowanie młodzieży niech będzie szkołą cnoty. Nagroda cnoty w tym życiu największa: wewnętrzne przeświadczenie. Inszych nie szukajcie; gdy zaś karzecie występki, żałujcie występnych a pamiętajcie, że i wy możecie zgrzeszyć.”. Dalej starzec opowiadał o praojcu oraz o innych zasłużonych Nipuanach. Gdy skończył, rozpoczęły się pieśni i radosna zabawa młodzieży.
Następnego dnia Doświadczyński poprosił Xaoo, by mu wytłumaczył tajniki nauki, która prowadziła do cnoty. Dowiedział się, ze składała się ona z czterech części. Najpierw nauczyciel poznawał dobrze swego ucznia, jego skłonności , sposób myślenia, temperament, itp. Stąd nauczyciel wiedział, jak postępować z uczniem, jakie metody wychowawcze stosować. Drugi etap, to wyplewienie złych skłonności. Trzeci etap, to wpojenie prawych zasad uczniowi, nauczenie go o obowiązkach stanów, nawet o tych przykrych. Ostatnim etapem było ćwiczenie w roztropności, nauka, że we wszystkim trzeba mieć miarę, nawet w cnotach. Uczeń musiał wiedzieć, kiedy i jak należy się zachować.
Rozdział dwunasty
Przy okazji wyprawy, jaką odbył z Xaoo, Mikołaj wspomniał nauczycielowi o podróżach zagranicznych, które były ostatnim stopniem edukacji. Mistrz wysłuchał jego pochwał, po czym zgodził się za nim, że podróże mogły kształcić, ale zanim Doświadczyński uznałby korzyści płynące z dalekich wypraw, powinien zastanowić się nad szkodami, które mogły one przynieść.
Rozdział trzynasty
Podczas pobytu na Nipu, Mikołaj miał okazję zobaczyć tamtejsze sądy. Zadziwiony był, że skarżący i oskarżany odnosili się do siebie z niezmiernym szacunkiem i życzliwością. Poza tym, tylko jedna strona opowiadała o sprawie, bo wychowani w cnocie ludzie byli rzetelni i prawdomówni. Sprawę rozsądzało sprawiedliwie zgromadzenie starszych, z korzyścią dla całego społeczeństwa.
Rozdział czternasty
Historia kraju Nipu przechowywana była nie tylko w pamięci starych, ale również w pieśniach, które zawsze służyły cnotliwemu wychowaniu. Nipuanie nie posiadali kalendarza, czas odmierzali według obrotów słonecznych i żniw. Żyli bardzo długo, ciesząc się jednocześnie młodym wyglądem. Xaoo miał lat dziewięćdziesiąt dwa, a wyglądał na pięćdziesiąt. Małżeństwa były dożywotnie, nikt na Nipu nawet nie słyszał o rozwodach. Zamiast kruszców do wyrobu narzędzi, używali ości wielkich ryb, które morze wyrzuciło na ląd.
Pierwszy dzień każdego miesiąca był wolny. Starzy wtedy bawili się dyskusjami, a młodzież obojga płci urządzała igrzyska na polach, pod ich okiem. Nie było na Nipu instrumentów, tańczyło się przy akompaniamencie wspólnego śpiewu. Nipuanie nie jadali mięsa mięsa, ani zwierząt, ani ryb. Nie było tam groźnych stworzeń. W gospodarstwach trzymano się krowy, woły i owce.
Rozdziały piętnasty, szesnasty
Któregoś dnia, przechadzając się nad brzegiem morza, Doświadczyński dostrzegł fragment rozbitego statku, którym płynął. W środku znalazł wiele wspaniałych kosztowności, między innymi złoto. Ukrył wszytko w pieczarze przed Nipuanami i uradowany wrócił do domu. Nie mógł spać w nocy z żalu (że na Nipu zdobyte skarby są bezużyteczne) i radości jednocześnie. Rano okłamał Xaoo, że źle się czuje, by móc powrócić do okrętu. Znalazł tam jeszcze trochę ksiąg, proch, kule i śrut. Wszystko ukrył razem ze złotem. W pobliżu rozbitego statku odkrył również łódź i dwa wiosła, które natychmiast odprowadził w bezpieczne miejsce. Po czym wziął się do szacowania nowo nabytych bogactw.
Następnego dnia powrócił do pieczary. Bojąc się ciekawości Nipuanów, zaniósł z powrotem na rozbity okręt nieznaczną część zdobyczy, zamierzając powiadomić starszych o znalezisku. Nazajutrz Xaoo poszedł z Mikołajem na okręt i z ciekawością oglądał nowe dla niego przedmioty, z których pistolety od razu wrzucił do morza, instrumenty pozostawił na okręcie, a książki pozwolił zabrać na ląd. Starsi natychmiast spalili okręt, co napełniło Doświadczyńskiego obawą o ukrytą łódź. Xaoo dał mu za zadanie wytłumaczenie zawartości ksiąg. Ze wszystkich znalezionych, najbardziej odpowiedni wydał się „Mizantrop” Moliera. Wysłuchawszy relacji Mikołaja, Xaoo stwierdził, że Molier musiał znać się na ludziach, ale w jego książce brakuje pouczenia o roztropności.
Rozdział siedemnasty
Złoto i kosztowności spoczywające w pieczarze nie dawały Mikołajowi spokoju. Widząc przedmioty rodem z Europy, zapragnął zobaczyć ojczyznę. Bił się z myślami, postanowił nawet wrzucić skarb do morza, ale nie był w stanie. Dlatego powziął szaleńczy zamiar wydostania się z wyspy na niewielkiej łodzi, którą wcześniej ukrył. Rozpoczął przygotowania do podróży, doprawił łodzi maszt, podzielił ją na trzy części (w pierwszej umieścił skarby, w drugiej wodę, a w trzeciej jedzenie). Wszytko było już gotowe, gdy pewnego poranka, przybywszy do łodzi, zobaczył, że jej nie ma. Wpadł w rozpacz. Ocknąwszy się, poszedł rzeczką ku morzu i z radością spostrzegł, że prąd morski po prostu łódź nieco przesunął. Skoczył wpław ku niej, a bojąc się podobnych przypadków, mając wiatr po temu - puścił się na morze.
Księga Trzecia
Rozdziały: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i piąty
Znalazł się na pełnym morzu, wyspa Nipu była już prawie niewidoczna. Płynął samotnie, targany myślami, to nadziei, to żalu, to rozpaczy, przez kilkanaście dni. Kiedy skończył się już prowiant i woda, szybko począł opadać z sił. Ostatecznie jednak został uratowany przez okręt hiszpański, wracający z Afryki do Ameryki. Na pokładzie przewożono Murzyńskich niewolników, przeznaczonych do pracy w kopalni. Chciwy kapitan okrętu rozkazał „wyegzaminować” skarby, które przy Mikołaju znaleziono, co skończyło się dla niego nieszczęściem. Skuty kajdanami, trafił do jednej celi z przewożonymi Murzynami. Podróż spędził na rozmyślaniach. Przypomniał sobie, że szczęśliwie zaszył zdobyczne weksle w szkaplerzu, w których teraz widział możliwość wybawienia.
Przybito do portu, a stamtąd poprowadzono niewolników do Potozo, gdzie przyszło Doświadczyńskiemu pracować. Do pieczary przychodził czasami sędziwy Amerykanin (Indianin), który próbował ulżyć trochę niewolnikom w cierpieniach. Zaciekawił Mikołaja ten człowiek swoim podobieństwem do Nipuanów, więc postanowił go lepiej poznać. Wiele rozmawiali, opowiedział mu o swoich dotychczasowych przygodach, na koniec prosił, by pomógł mu uwolnić z tej okrutnej niewoli. W tym celu Amerykanin obiecał sprowadzić swojego europejskiego przyjaciela, na którego przyszło mu czekać przeszło dwa miesiące. Ów przyjaciel, Gwilhelm Kwakr, człowiek dobry i bogaty, przywitał Mikołaja po bratersku i natychmiast wydostał z kopalni. W miejscu, które wskazano mu na nocleg, znalazł ubranie i weksel na 500 funtów szerlingów, które postanowił przeznaczyć na wykupienie innych niewolników.
Rozdział szósty
W końcu znalazł się w domu swojego wybawcy, który usłyszawszy, co Mikołaj uczynił z jego wekslem, ucieszył się niezmiernie i ofiarował mu swoją przyjaźń. Doświadczyński postanowił mu opowiedzieć o swoich planach powrotu do ojczyzny, które chciał zrealizować dzięki ukrytym wekslom. Gwilhelm zwrócił mu uwagę, że te weksle do kogoś należą i, że trzeba by odnaleźć spadkobierców, którym się one należą. Mikołaj nie mógł nie przyznać mu racji, więc przyniósł je swojemu wybawcy, by ten pomógł mu w odnalezieniu ich prawowitych właścicieli. Okazało się, że należały do Gwilhelma, który postanowił ofiarować je Doświadczyńskiemu.
Niedługo potem, dzięki pomocy Gwilhelma, dostał się na statek, który miał go przybliżyć do ojczyzny. Z żalem żegnał się z nowymi przyjaciółmi.
Rozdziały: siódmy, ósmy i dziewiąty
W kajucie swojej znalazł prezenty od Gwilhelma. Wiele czasu na statku spędzał z kapitanem - młodym Francuzem - rozmawiając głównie o fraszkach. Pewnego razu zeszło na tematy nieco poważniejsze, więc zaczął opowiadać o Nipuanach i ich zaletach, przeciwstawiając je wadom narodów europejskich. Kiedy tak zapędził się w rozważaniach, kapitan zwrócił mu po przyjacielsku uwagę, że nie powinien tak głośno wyrażać swoich opinii o wadach ludzkich, bo mogły nie znaleźć zrozumienia u innych. Wiele jeszcze czasu Mikołaj spędził z tym młodym Francuzem, który okazał się prawdziwym filozofem i doskonałym kompanem. Nadszedł jednak czas rozstania. Został sam w Kadyks, weksle posłał do Paryża pod przybranym nazwiskiem barona de Graumsdorff, by dawni wierzyciele nie położyli na nich aresztu, zanim nie dotarłby do miasta. Pewnego wieczora został pojmany przez żołnierzy i osadzony z niewiadomych przyczyn w więzieniu. Po kilku tygodniach przewieziono go do więzienia w Sewilli.
Rozdział dziesiąty
Po pewnym czasie, w tajemniczym pokoju pojawili się dziwni ludzie, odziani w czarne płaszcze (Inkwizycja). Najpierw kazano Mikołajowi złożyć przysięgę, po czym rozpoczęło się przesłuchanie. Pytano go o całe życie. Szczególną uwagę zebranych przykuła opowieść o Nipu. Ku zdziwieniu Doświadczyńskiego, w pewnym momencie jeden z mężczyzn wybuchnął śmiechem. Wyprowadzono Mikołaja, ogolono mu głowę i przewieziono do szpitala dla obłąkanych.
„W Nipu gadałem i myślałem po europejsku - osądzili mnie za dzikiego; w Europie chciałem po nipuańsku sobie poczynać - zostałem szalonym.”
Do zakładu przychodzili miłosierni ludzie z pomocą dla osadzonych i u nich próbował szukać ratunku, ale na darmo. Któregoś dnia zobaczył grupę cudzoziemców oglądających szpital, a wśród nich znajomego francuskiego kapitana, który go wybawił z opresji.
Rozdział jedenasty
Z Sewilli udali się przez Madryt i Góry Pirenejskie do Paryża, gdzie Mikołaj zwrócił wszystkie długi, a resztę pieniędzy wysłał do Polski przez bankierów. Zabawił kilka niedziel u kapitana, a tak mu było dobrze w jego towarzystwie, że wyjeżdżać nie chciał. Jednak obowiązek obywatela wziął górę i w końcu wyruszył w drogę do Warszawy.
Rozdziały dwunasty, trzynasty i czternasty
„Diariusz podróży z Paryża do Warszawy nie bawiłby czytelnika. Przypadku żadnego osobliwego nie miałem, czasy były piękne, droga dobra. Stanąłem w Warszawie 14 maja w samo południe.”
W Warszawie został wspaniale przyjęty, stał się na krótką chwilę osobistością modną i pożądaną w towarzystwie. Załatwiwszy jednak wszystkie zaległe sprawy, powrócił do rodzinnego Szumina.
Osiadł z radością na wsi, tumultu miejskiego, niewczasów, ustawicznej włóczęgi aż nadto świadom. W przeciągu lat dziesięciu dworak w Warszawie, w Paryżu galant, oracz na Nipu, niewolnik w Potozy, szalony w Sewilli - został w Szuminie filozofem.
Postanowił żyć w zgodzie z naukami Nipuanów, przede wszystkim za główny cel postawił sobie szczęście swoich poddanych. Po roku z Warszawy przyszło zawiadomienie, że ma szansę dostąpić „najwyższych promocyj, bylem się chciał tylko podjąć funkcji poselskiej z mojego województwa na przyszły sejm”. Szczęśliwie posłem został, a z tej okazji „według starożytnego zwyczaju upiliśmy się wszyscy w miłości i zgodzie”. Jednak już następnego dnia przy spisywaniu instrukcji na sejm, jego zapał został ostudzony, a ideały zignorowane.
Przyjechawszy do Warszawy na sejm, szybko przekonał się, że niewiele dobrego można tam wywalczyć. Nachodzili go możni, by kupić sobie jego usługi. On jednak urzędu sprzedać nie chciał. Sam sejm został zerwany trzeciego dnia. Pozostał jeszcze przez kilka miesięcy w Warszawie, próbując uczciwie usłać sobie drogę do promocji. Jednak nic nie wskórał.
Rozdziały piętnasty i szesnasty
Powrócił do Szumina, gdzie wiódł życie spokojne i zgodne z sumieniem. Do pełni szczęścia brakowało mu małżonki. Najpierw chciał oświadczyć się córce sąsiada ze „znamienitej familii”, okazał się jednak za nisko urodzony dla tej damy. Drugą kandydatkę kazano mu opłacić olbrzymią sumą. Trzecia okazała się mieć już serce zajęte. Zniechęcony, ograniczył wyjścia z domu, a większość czasu poświęcił na studiowanie ksiąg.
Wiosną okazało się, że zmarł jego wuj, „po którym na mnie w Litwie substancja spadała”. Wybrałem się więc „w tamtejsze kraje”. Po drodze spotkał go nieszczęśliwy przypadek - załamał się z mostem do bagniska. Posłał po konie do najbliższej wsi. Z pomocą mu przyszła zacna wdowa, u której znalazł miłą gościnę. Kilka dni bawiąc już w tym wspaniałym domu, został sam z gospodynią i począł opowiadać już nie o swoich przygodach zagranicznych, ale o dzieciństwie i wczesnej młodości. Kiedy wspomniał ukochaną Juliannę, której mimo starań odnaleźć nie mógł. Pani podała mu rękę, na której rozpoznał pierścień dawno darowany na znak młodzieńczej miłości. „Łatwo kochającego przeprosić można. Zbyt żywe radości, podziwienia, ciekawości impresje przerywały co moment dyskursa nasze. W tumulcie najżywszych pasyj usłyszałem wyrok szczęśliwości mojej... byłem kochanym.”
W tydzień oświadczył się Juliannie i tak do dziś razem żyją, ciesząc się sobą i wnukami.