Taylor Renee Sekrety zdrowia plemienia Hunzów


0x01 graphic


RENEE TAYLOR

pomógł: Nieomyty

Sekrety zdrowia plemienia Hunzów

DŁUGIE ŻYCIE I SZCZĘŚCIE

0x01 graphic


Przekład: Maria Grodecka

Projekt okładki: Jerzy Kurczak

ISBN-83-85359-32-X

Oficyna Wydawnicza „SPAR" Warszawa, ul. Żurawia 47, tel. 29-89-20


PRZEDMOWA

Ta książka opowiada o krainie Hunza i jej mieszkańcach — ludziach, którzy przez ponad dwa tysiące lat zupełnej prawie izolacji rozwinęli sposoby życia, jedzenia i myślenia, które znacznie przedłużają ich lata życia i drastycznie ograniczają podatność na większość chorób, na które zapadają ludzie z cywilizowanego świata.

Dawniej Hunza było niezależnym królestwem i krainą tajemniczą. Dziś jest ono częścią wschodniego Pakistanu, działającą jako zależne państwo z królem na tronie. Jest jedną z najmniejszych monarchii na świecie, cały kraj ma tylko 160 km długości i zaledwie 1600 m szerokości.

Historie opowiadane przez kilku lekarzy i naukowców, którzy mieli szczęście odwiedzić Hunzę w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat, malują obraz Ogrodu Eden, raju na Ziemi. Hunzowie oraz ich sekrety młodości i zdrowia stały się żywą legendą dla całej reszty świata.

W krainie Hunza ludziom udaje się żyć do ponad stu lat w doskonałym stanie zdrowia fizycznego i umysłowego. Mężczyźni zostają ojcami w wieku lat dziewięćdziesięciu. Ale ich największym osiągnięciem jest niespotykane gdzie indziej zdrowie, fakt, że choroby zdarzają się tam niesłychanie rzadko. Rak, choroby serca, ataki sercowe, niskie i wysokie ciśnienie krwi oraz choroby dziecięce są właściwie nieznane. W tym kraju nie ma przestępczości młodocianych, a rozwody są rzadkością. Nie ma tu więzień, policji ani wojska, nie są po prostu potrzebne, ponieważ przez ostatnie sto trzydzieści lat nie popełniono tam żadnego przestępstwa.

Możliwe, że to właśnie ci sami ludzie pobudzili wyobraźnię Jamesa Hamiltona, gdy pisał „Lost Horizon". Ludzie zaczęli mieć nadzieję na wieczne życie i wtedy właśnie narodziła się nowa nazwa, która symbolizuje głęboko doznawane pragnienie każdego, marzenie o życiu zdrowym, długim i szczęśliwym — Shrangri-la!

3


Podczas gdy reszta cywilizowanego świata mówi o zagładzie nuklearnej i radioaktywnych stronach, mieszkańcy tego odosobnionego skrawka Pakistanu żyją w pokoju, harmonii i braterskiej miłości. Strach, nienawiść, zazdrość nie istnieje tam w ogóle. Są to ludzie pr2yjacielscy, gościnni i religijni.

Ich król, Mir Mohammed Jamal Khan, jest władcą demokratycznym, kochanym i szanowanym przez swoich poddanych. Nie potrzebuje on żadnej straży ani policji. Bramy jego pałacu są zawsze otwarte dla każdego. Ze względu na swoje położenie geograficzne, graniczące z Afganistanem Rosją, Chinami i Kaszmirem, oraz Indiami, z dwoma historycznymi szlakami, z Kilik do Rosji i z Mintaka do Chin, Hunza leżąca tylko kilka mil od nich, stanowi punkt strategiczny. Mimo to Mirowi Hunzy udaje się zachować swój naród z dala od tych obaw i kłopotów, które są udziałem jego sąsiadów.

Co jest zabronione, to wstęp dla odwiedzających. Przyczyny tego zakazu są oczywiste: wycieczki były tu bardzo niebezpieczne. Po pierwsze, aby się tam dostać, trzeba właściwie przefrunąć przez góry — jako korytarz powietrzny do Gilgit służy wąski wąwóz, a najmniejsza zmiana pogody kończy się katastrofą. Jeśli ma się szczęście dotrzeć do Gilgit, które jest ostatnim przystankiem nowoczesnego transportu, od tego momentu jest się skazanym na własne siły. Podróżuje się na mule, albo pieszo albo jeepem — jeżeli ma się szczęście dotrzeć do drogi zanim zostanie rozmyta lub zniszczona przez lawinę, co tutaj zdarza się często. A potem podróżuje się przez te same przejścia, zdradliwe i kręte wzdłuż wartkich potoków lodowatej wody, którymi żeglował Marco Polo w 1269 r. wracając z Cathay w drodze do Indii.

Żadna agencja (biuro) podróży nie może zachęcić turystów do od­wiedzania kraju Hunzów. Ciekawa nawet jestem, ile z nich w ogóle wie o jego istnieniu. Wymagane jest tu specjalne pozwolenie na wjazd i odwiedzenie tego małego raju i jedynie niewielu szczęśliwców otrzymuje wymagane dokumenty. Niezbędne jest ponadto zaproszenie Mira Hunzów, sprawę komplikuje jeszcze dodatkowo biurokracja. Praktycznie biorąc, to sam prezydent Pakistanu musi zatwierdzić taką wyprawę.

Po drugie, jeżeli ma się szczęście dotrzeć tam w całości, to okazuje się, że nie ma hoteli, restauracji ani sklepów, żeby kupić coś do jedzenia. Albo trzeba być gościem Mira i przyjąć taką gościnność, albo przystać na wiel-

4


ką przygodę, żyć na dworze i żywić się z przywiezionych ze sobą pu­szek.

Istnieje wiele opowieści o pochodzeniu Hunzów. Dziwne jest, jak ci ludzie rasy kaukaskiej znaleźli miejsce stałego zamieszkania w tych wysokich górach — jedyni ludzie o białej skórze wśród wielu ras hindusów i muzułmanów, z których wszyscy są ciemnoskórzy. A co z pochodzeniem ich języka, który nie przypomina żadnego innego znanego w tym regionie? My przyjmujemy wersję, że Hunzowie są potomkami kilku greckich żołnierzy, którzy zdezerterowali z armii maruderów Aleksandra Wielkiego w poszukiwaniu wolności. Ci żołnierze i ich perskie żony, wędrowali w poszukiwaniu domu, gdzie mogliby prowadzić spokojne życie. I rzeczy­wiście znaleźli dolinę, która jest znana jako Hunza.

Wkrótce odkryli, że w pobliżu przebiegał trakt z Sinkiang do Kaszmiru, używany przez kupców chińskich do przewożenia cennych towarów, wobec tego zaczęli robić to samo, co robili w wojsku. Osadnicy zaczęli napadać na karawany. To było łatwe. Mogli zrzucać ciężkie głazy na niewinnych kupców, spychając ich do przepaści, a następnie zbierać swój łup. Pokój w Himalajach został zamącony przez garstkę bandytów. Ich ustronie służyło im jako niezdobyta twierdza. Nawet armia nie była w stanie jej zdobyć. Dżingis Chan próbował bezskutecznie to zrobić, potem Anglicy. Przez wiele wieków w górach tych panował terror. Niektórzy starzy ludzie opowiadają dzieciom okropne historie o swoich przodkach — tak jak my opowiadamy naszym dzieciom straszne, czarodziejskie baśnie!

Dzisiaj Hunzowie mają pogodne usposobienie, dobre zdrowie i długie życie. Są oni ludźmi głęboko przekonanymi, że cieszyć się zdrowiem i powodzeniem mogą tylko w zgodzie i harmonii. Jednak nawet i w dalekiej przeszłości sprawę uprawy ziemi i jedzenia zawsze stawiali ponad walkę. W porze siewu albo zbiorów nikt nie mógłby ich oderwać od ich rolniczych obowiązków. Dzięki temu ich siła i odporność były zawsze większe niż u wielu sąsiednich plemion. Oni zawsze byli zawziętymi rolnikami.

Słuchając ich historii trudno nie podziwiać wielkiej siły wewnętrznej, która umożliwiła tym ludziom dokonanie tak głębokiej przemiany — od istot o usposobieniu wojowniczym do ludzi nastawionych pokojowo. Zanim umysł i ciało potrafi skierować się ku wyższym sprawom, musi przedtem zostać oczyszczone. Tego nie można sobie tanio kupić — to musi przyjść z zewnątrz. Może ktoś, kto już to osiągnął, nie zdaje sobie z tego

5


sprawy, ale ten spokój raz uzyskany, nie może już zostać utracony. I dlatego właśnie Hunzowie potrafili pokonać gniew, nienawiść, gorączkową zachłan-ność i niebezpieczną ambicję i ustanowić doskonałą równowagę ciała, umysłu i ducha. Takiego człowieka należy traktować z szacunkiem. Między kondycją fizyczną a postawą moralną i duchową istnieją ścisłe związki. Pełną kontrolę nad sobą sprawuje tylko taki człowiek, którego duchowa świadomość jest w pełni realizowana. Człowiek pełen dotąd zbrodniczych zamierzeń zostaje nagle urzeczony pięknem, miłością i pogodą spokoju i zapomina o swojej złej naturze. Siłą swojej świadomości potrafi skoordynować energię ciała, umysłu i duszy i stać się w pełni panem siebie samego. Nic nie może mu w tym przeszkodzić, jakże w inny sposób można by wytłumaczyć tę tajemniczą przemianę we wspólnocie ludzi, którzy przez całe wieki żyli w izolacji na pustyni.

Miłość jest wrodzoną siłą, która przezwycięża każdą dysharmonię.

Uczucie miłości i wewnętrznego spokoju umożliwia Hunzom to, że pozostają młodzi i wyglądają młodo. Miłość jest wrodzoną ludzką cechą i dlatego wystarczy ją tylko przywołać, aby wyrazić cały jej blask. Miłość czyni nasze życie pięknym, łagodnym i zdrowym i zamienia nasze niezadowolenie w harmonię i szczęście. Jeżeli ktoś ma naturę miłą i wyrozumiałą, a nie samolubną, to od razu widać to w jego oczach i w twarzy, w całej jego osobowości i obdarza go promieniowaniem przychodzącym z wewnętrznego żaru miłości. Boska miłość jest magnesem, który przyciąga do siebie wszelkie dobro.

Przynoszę wam orędzie zdrowia, szczęścia, pokoju i miłości z kraju Hunza.

Renee Taylor

6


I. PODRÓŻ PRZEZ HIMALAJE

Było to tuż przed lądowaniem na lotnisku Rawalpindi w Pakistanie. Było nas sześcioro: Pan i Pani Mulford, J. Nobbs — wydawca, Zygmunt Sulistrowski — dyrektor fabryki, Wayne Mitchel — fotoreporter, Dr James B. Jones — filozof, i ja.

Przebyliśmy długą drogę, prawie 15 tys. mil — Hong Kong, Tokio, Hawaje, Los Angeles i bezmiar Pacyfiku leżały już za nami. Przed nami legendarny ląd, gdzie przewidywana długość życia przeciętnego człowieka wynosi znacznie powyżej stu lat, gdzie nie ma chorób, nie ma przestępstw i gdzie nie istnieje pragnienie wojny.

Mieliśmy robić film o życiu Shangrila-Hunza i ostatecznie odkryć na czym polegała różnica między Hunzami i innymi ludźmi na Ziemi.

Na krańcu wielkiego pola był tylko mały budynek, gdy nasz samolot DC-3, mały i samotny, wylądował wczesnym rankiem, aby zabrać nas do pakistańskiej wsi Gilgit. Wydawał się on żałośnie mały w porównaniu z olbrzymimi jetami, które przewiozły nas przez pół świata. Panowała wczesna, poranna cisza.

Gdy pierwszy blask oświecił horyzont, zobaczyłam, że na niebie nie było chmur. Samolot mógł wystartować. Jakakolwiek niekorzystna zmiana pogody byłaby wystarczającym powodem do odwołania lotu. Aby dotrzeć do Gilgit, samolot musiał przelecieć między wąwozami tak wąskimi, że niepodobieństwem było zawrócenie. Gdy lot raz już zostanie podjęty, musi być doskonały. Ponieważ samolot nie może przelecieć nad wierzchołkami Himalajów, pilot musi wybrać trasę między najwyższymi szczytami. Nisko wiszące chmury przesłaniały widoczność i dlatego katastrofa mogła nastąpić w każdej sekundzie.

Tragarze przenoszący nasze bagaże wsuwali je w głąb kabiny na grubych

7


linach. Gdy ta olbrzymia masa została bezpiecznie zsunięta na dół, zrzucono na nią ochronny balast. Przypomniało to monstrualne zwierzę ze skóry i z metalu, które właśnie zostało upolowane. W małej przestrzeni jaka została po obu stronach ładunku siedzenia dla pasażerów były przymocowane do podłogi samolotu. Podróżowaliśmy wytwornie.

Te małe DC-3, latające z Rawalpindi do Gilgit, są właściwie jedynym środkiem komunikacji z prymitywnym obszarem i dlatego pierwotnie zostały przystosowane do przewożenia towarów. Przewóz pasażerów był pomysłem późniejszym. Najpierw zostaje załadowany towar, a potem dopiero, jeśli jest jeszcze miejsce, zabiera pasażerów. W przeciętnym przelocie podróżny towarzyszący może mieć tyle miejsca, co w małym traktorze.

Ale tego dnia było dość miejsca na zabranie kilku pięciogalonowych pojemników z benzyną. Dość niepokojącym było wiedzieć, że dokonujemy takiej ryzykownej podróży z kilkoma setkami galonów wysokooktanowej benzyny.

Start był cudowny, malutki samolot wzleciał w powietrze jak ptak. Lot z Rawalpindi do Gilgit, na dystansie 375 mil, jest najbardziej efektownym, regularnie kursującym lotem na świecie. A jednocześnie jest on najbardziej niebezpieczny.

Po opuszczeniu Rawalpindi, samolot wydawał się zmierzać wprost na góry. A potem zdawało się, jakbyśmy lecieli poprzez góry. Pilot przechylał samolot i zakręcał, przedzierał się przez kręty labirynt górskich korytarzy, wśród stromych kamiennych ścian, wznoszących się po obu stronach ponad nami aż do śnieżnych szczytów. To był rzeczywiście lot z „duszą na ramieniu". Wtedy zrozumiałam nagle, jak ważne dla lotu mogą być warunki pogodowe. Myśl o locie w chmurach przejmowała mnie zimnym dreszczem.

Chociaż kabina nie była pod ciśnieniem, nie odczuwaliśmy rozrzedzenia atmosfery. Byliśmy zbyt zajęci radowaniem się pięknem pierwotnej przyro­dy, która nas otaczała. Dwóch pilotów prowadziło samolot z zadziwiającą sprawnością.

W pewnej chwili skrzydło wydawało się prawie dotykać ostrej skalnej ściany kanionu, zamarłam z przerażenia. Wtedy ktoś powiedział:

— Proszę się nie martwić, oni dokonują tych lotów od piętnastu lat i przez ten czas nie było prawie żadnych wypadków!

8


Nagle samolot skręcił ostro. Wstrzymałam oddech. To „prawie" dało mi niewielką pociechę.

Przez małe okienka obserwowaliśmy samotne górskie przełęcze przed i pod nami. Widzieliśmy coraz więcej gór — wspaniałość Himalajów. Góra Nanga Parbat, wysoka na 26 600 stóp i jej siostrzane szczyty wznoszące się w skalistej symetrii, mieniące się w słońcu. Jak wspaniały dywan królewski, rozpościerały się przed nami czerwone i brązowe głazy, przeplatane plamami odwiecznego białego śniegu. Nie widzieliśmy żadnych dróg ani przejść, tylko sama pierwotna przyroda. Daleko w dole dostrzegaliśmy migające granice lasu, zieleń drzew kontrastującą z puszystą koronką potoków z topniejących lodowców.

Siedząc w samolocie i drżąc z zimna i lęku, że możemy się rozbić, próbowałam myśleć tylko o celu naszej długiej podróży. Celem mojej wyprawy było badanie i fotografowanie życia w himalajskiej Shangri-la, kraju Hunzów. Byłam przekonana, że prawdziwa historia Hunzów jest oświecającym i inspirującym posłaniem, rozpaczliwie potrzebną wieścią dla reszty świata.

Słyszałam już przedtem o fizycznej sprawności i długim życiu ludzi Hunza: mężczyznach i kobietach, którzy byli silni i aktywni w wieku ponad stu lat, pozostawali w stanie doskonałego zdrowia umysłowego i fizycznego. Były doniesienia o mężczyznach, którzy zostawali ojcami w wieku ponad dziewięćdziesięciu lat i o kobietach, które mając dziewięćdziesiąt lat wyglądały jak kobiety na zachodzie w wieku lat czterdziestu. Inne mówią o tym, że nie ma tam ani raka ani ataków serca, ani dolegliwości naczyniowych — żadnych chorób, które by nękały tych mężczyzn i kobiety w ich prostym życiu.

Doniesienia z tego ziemskiego raju były tak nieprawdopodobne, że wzbudziły zachwyt w całym świecie. Wydawało się to niemożliwe, żeby w nowoczesnym świecie zagrożenia atomowego jakaś grupa ludzi żyła w całkowitym pokoju, wolna od największych obaw reszty ludzkości — chorób i wojny. Jeżeli prawda o tych ludziach zostałaby poznana, to pomogła by doprowadzić do zmiany naszych wzorów życia na takie, które przynoszą pokój umysłów, zdrowie fizyczne i długie życie.

Teren pod nami zaczął się zmieniać. Krajobraz był usiany małymi domkami gospodarskimi. Góry zdawały się wyrastać wprost z wąskich krawędzi. Samolot zaczął wytracać wysokość, opuszczając się powoli w dół.

9


Gdy koła dotknęły ziemi, samolot podskoczył kilka razy na szorstkim, piaszczystym gruncie lotniska. Zapanowała cisza. Gilgit! Dotarliśmy tu.

Było to jak wstępowanie do pieca. Nie było najmniejszego ruchu powietrza i słońce uderzało w nas bez litości. Temperatura sięgała do 100 stopni Fahrenheita.

To był nasz ostatni kontakt z nowoczesną cywilizacją. Obserwowałam skrzydła odlatującego samolotu nad oświeconymi słońcem górami, nie bez złych przeczuć. Następny, ostatni etap naszej wyprawy odbywaliśmy pieszo i dżipem naprzemian. Sześćdziesiąt osiem mil stąd, na końcu naszej ciężkiej, długiej i zawikłanej drogi, leżało nasze ostateczne przeznaczenie: Baltit, stolica Hunzów.

Wśród wielu ludzi, którzy przyszli oglądać lądowanie, był również Habibur Rehman Khan, polityczny przedstawiciel Gilgit.

Gilgit jest rządzone przez politycznego przedstawiciela, który spełnia rolę rządu, sądownictwa, policji i przyjaciela. Odkąd Gilgit zajmuje pozycję o znaczeniu strategicznym w tym odosobnionym zakątki świata, znaj­dującym się tylko w odległości kilku mil od granic wielu niespokojnych krajów, jego obszar jest najważniejszym zapleczem Azji.

Oprócz zezwolenia na odwiedziny w Hunzie, potrzebne jest też pozwolenie na przejazd przez Gilgit. Polityczny przedstawiciel starannie sprawdza wszystkich przyjeżdżających i utrzymuje surowy patrol graniczny. W regionie Himalajów jest on prawem.

Każda wieś w Pakistanie ma hotel utrzymywany przez rząd dla użytku przyjeżdżającego personelu wojskowego i politycznego. Zaproszono nas tam, a Mr Rehman Khan zostawił swego dżipa i kierowcę do naszej dyspozycji. Jednak kiedy tam przybyliśmy, stwierdziliśmy, że w dwóch małych pokoikach z trudem zmieści się sześć osób. Zygmunt, Wayne i dr Jones zajęli jeden pokój, a państwo Nobs i ja ten drugi. Pokoje były małe, skromne i skąpo umeblowane, ale czyste. Było nam ciasno, ale przyjęliśmy to z filozoficznym spokojem. Ciesz się, że masz materac — stwierdził Wayne i miał rację.

Jedzenie podawane w czystej jadalni wyglądało apetycznie i wszyscy stwierdzili, że było bardzo smaczne. Jednak podczas gdy inni jedli z apetytem gorące, ostre potrawy, ja ograniczyłam się do świeżych moreli, które były znakomite, przyniesione wprost z sadu otaczającego hotel.

Oczekując niecierpliwie pójścia do wsi, udałam się do przedstawi


cielstwa politycznego na wzgórzu. Zobaczyłam ładny, kamienny dom w otoczeniu pięknego ogrodu. Drzewa były obwieszone mnóstwem dojrzałych owoców. Himalaje w całej swojej królewskiej chwale stanowiły ochronny mur za ogrodem. Po raz pierwszy mogłam naprawdę docenić piękno mojego otoczenia i wzięłam głęboki wdech czystego powietrza. Boskie! — pomyślałam. I to jest właśnie początek. Kraj Hunzów leżał przede mną, sześćdziesiąt osiem mil stąd. Moje myśli żeglowały ponad górami. W ciągu kilku dni miałam być w Hunzie.

W czasie pobytu w Gilgit byliśmy zaproszeni na party wydane przez Mr Rahmen Khan w uroczym ogrodzie, pod cieniem gałęzi ogromnych starych drzew.

Po dwóch stronach długiego stołu siedziało około trzydziestu mężczyzn, a stół był przystrojony półmiskami kolorowych słodyczy i ciast. Mr Rehman Khan posadził mnie po swojej prawej stronie na szczycie stołu, przed-stawiając ładnie ubranym mężczyznom. Byłam zaskoczona tym, że większość z nich miała na imię Ali albo Khan, tak że gdy nie pamiętałam czyjegoś imienia, miałam szansę pół na pół, że zgadnę.

Ci panowie to byli dostojnicy Gilgit, lekarze ze szpitala, nauczyciele ze szkół, oficerowie, urzędnicy biur przedstawicielstw politycznych. Chociaż mieszkali w jednym z najbardziej odosobnionych zakątków świata, byli znakomicie oczytani i mogli dyskutować nie tylko o sprawach lokalnych, ale i o problemach światowych. Pat Nobbs i ja byłyśmy jedynymi kobietami tu obecnymi. Kobiety muzułmańskie rzadko uczestniczą w takich towarzyskich zebraniach. Szczególnie w takich odosobnionych rejonach kobiety pilnie przestrzegają starych obyczajów muzułmańskiej religii. (Jednak w większych miastach kobiety zaczynają coraz bardziej naśladować nasze zachodnie zwyczaje i w Pakistanie powoli znika z ich twarzy zasłona. Tylko niewiele z nich przestrzega status purdu, pozostając w całkowitej izolacji.) Takie spotkania są fascynującą konfrontacją Wschodu z Zachodem, jed­nakowo miłą dla obu stron.

Pan Rehman Khan jako polityczny przedstawiciel Gilgit jest jedyną władzą na tym obszarze Pakistanu. Jego decyzje mają wagę prawa — nawet w sprawach życia i śmierci. Widziałam go następnego ranka prowadzącego rozprawę sądową w sprawie człowieka oskarżonego o zabójstwo kochanka swojej żony. Po założeniu temu człowiekowi kajdanków i po odprowadze­niu go, Mr Khan wyjaśnił mi prawa rządzące takimi przypadkami. O winie

11


lub uniewinnieniu decyduje odległość, z jakiej strzał został oddany. Jeżeli strzał został oddany z bliskiej odległości, która umożliwia mężowi zaobser­wowanie aktu, zostaje uniewinniony, jeżeli zaś z takiej odległości, z jakiej nie mógł widzieć aktu wyraźnie, zostaje oskarżony o morderstwo. W takim przypadku jako morderca zostaje on skazany na śmierć. Czasem bywa ta kara zamieniana na dożywotnie więzienie.

Tego wieczora byliśmy gośćmi na obiedzie w domu Mr Khana. Tym razem opuścił mnie lęk przed jedzeniem starannie przygotowanych znako­mitych potraw stawianych przede mną. Byłam spokojna, że wszystkie te warzywa i owoce pochodzą z jego pięknego ogrodu i zostały starannie przyrządzone przez jego znakomitego mistrza kucharskiego.

Mr Khan zorganizował mi również rozmowę telefoniczną z Jego Wysokością Mr Mohammedem Jamal Khan, władcą Hunzów. To wtedy po raz pierwszy miałam osobisty kontakt z Mirem. Jego głos był przyjazny i ciepły, wyrażający zainteresowanie sprawami naszej grupy.

— Wszystko jest w porządku — zapewniłam go. — jutro będziemy
w Baltit.

— Tak, siostro, moi ludzie pomogą wam w drodze.
Następnego dnia na podjeździe pojawiło się czterech kierowców

w czterech dżipach.

Zygmunt pierwszy ich zobaczył. Wyszedł z domu i stał mocno wychylony przez balustradę ganku, patrząc na starodawne pojazdy z niedo­wierzaniem. Jeden z kierowców, wielkooki, nie więcej niż piętnastoletni chłopiec, błysnął pełnym zapału i życzliwości uśmiechem, w chwili gdy reszta towarzystwa wyszła na ganek i stanęła obok Zygmunta.

12


Zygmunt miał co do tego pewne wątpliwości. Z troską patrzył na dżipy. Mr Agha zdawał się czytać w jego myślach.

— To są jedyne dostępne dżipy, panie Sulistrowski. Oni mieli i tak wiele
kłopotów z ich zdobyciem. Gdyby nie specjalne wpływy politycznego
przedstawiciela, to obawiam się, że pan i pana towarzysze musieliby iść
pieszo.

Zygmunt uśmiechnął się słabo, bardzo słabo.

Zaledwie oswoiliśmy się z faktem, że musimy rozpocząć ostatni i najbardziej niebezpieczny etap naszej podróży, w zniszczonym dżipie z chłopięcymi kierowcami, czterech innych chłopców ukazało się w cieniu morelowego sadu.

Zwróciłem się do Mr Aghi.

Gdy Zygmunt wymieniał przerażone spojrzenia % innymi członkami naszej grupy, ukazało się jeszcze czterech nowych chłopców. Podobnie jak tamtych ośmiu, byli młodzi, przyjacielscy i uśmiechnięci.

— A kim oni są? — spytał Mr Agha potulnie.

— Oni są dodatkowymi pomocnikami przysłanymi przez Mira Hunzy.
Jestem przekonana, że on powiedziałby coś więcej, ale zanim zdążył

zakończyć swoje ostatnie zdanie, czterech nowych, młodych Hunzów

13


wyłoniło się z cienia morelowego sadu. Jeden ze starszych chłopców, około dziewiętnastoletni, wystąpił naprzód. Był on dorodnym młodzieńcem, ubranym w narodowy strój Hunzów — luźne spodnie do kolan, białą, ręcznie tkaną koszulę, stylizowaną na modę zachodnią, dość zniszczoną, oraz tradycyjną białą wełnianą czapkę, z szeroką okrągłą obwódką, otaczającą twarz.

— Dzień dobry — powiedział po angielsku. — Mir Hunzów posłał nas,
abyśmy eskortowali was do naszej stolicy, Baltit.

Zygmunt spojrzał groźnie na Mr Aghę.

— Czy oni są pomocnikami pomocników?
Wszyscy Hunzowie potwierdzili radośnie.

— W porządku panie Agha, teraz tylko niech nam pan powie, jak mamy
wtłoczyć się do czterech dżipów: czterech kierowców, czterech pomoc­ników kierowców, ośmiu pomocników, nas siedmioro i trzy­dzieści pięć sztuk bagaży. Jeżeli uda się panu dokonać tej sztuki, będzie pan
miał moje błogosławieństwo. Nie mam nic więcej do powiedzenia.

Z tym odwrócił się i poszedł z powrotem do hotelu. Przez chwilę było bardzo cicho. Gdy my robiliśmy przegląd armii tubylców, którzy stali uśmiechając się życzliwie do nas, Zygmunt pojawił się znowu. Wydawał się zrezygnowany, gdy powiedział do Mr Agha:

I tak, czterech kierowców, czterech pomocników kierowców, ośmiu pomocników i siedmiu członków wyprawy zaczęło ładować trzydzieści pięć sztuk bagażu do czterech dżipów.

Załadowane ludźmi i ładunkiem, jeden za drugim dżipy odjechały z przed hotelu, przez most i dalej na drogę, która wiła się w górę ku nieznanemu. Jaki widok musieliśmy przedstawiać w tej skądinąd spokojnej wiosce Gilgit! My Amerykanie zawsze stwarzamy takie zamieszanie!

14


2. DROGA DO HUNZY

W ciągu godziny byliśmy na niższych płaszczyznach gór, wspinając się spokojnie wzwyż.

W miarę jazdy, droga robiła się coraz węższa i prymitywniejsza. Od czasu do czasu nagłe zakręty były tak gwałtowne, że dżipy musiały cofać się i podejmować kilkakrotnie próbę ponownego ruszenia do przodu. W pew­nych miejscach krawędzie drogi były tak pokruszone, że tworzyły rozwarte dziury, jak gdyby jakieś potwory wydziobały tu głębokie stopnie. Setki stóp poniżej, widzieliśmy pienistą wstęgę rzeki, a gdy kamienie spadały z drogi, obserwowaliśmy ze zgrozą, jak bezgłośnie spadały w głębinę. Dziury w drodze były szybko naprawiane przez naszych ludzi. Gromadzili kamienie i wypełniali nimi dziury. Następnie wsypywali ziemię między kamienie, aby uzyskać powierzchnię zdolną utrzymać ciężar dżipów.

Wśród Hunzów było kilku mężczyzn, którzy przyłączyli się do nas na drodze z Gilgit i powiedziano nam, że każdy z nich miał ponad sto lat.

Przyglądaliśmy się im niedowierzająco, gdy lekko posuwali się w tył i w przód niosąc ciężkie kamienie. Pracowali ramię w ramię z mężczyznami o pięćdziesiąt lat młodszymi od nich bez potknięcia i bez zatrzymywania się dla odpoczynku, co nie budziło specjalnego zdziwienia młodych ludzi.

Nasi młodzi kierowcy wydawali się znać drogę na pamięć, Z góry uprzedzali nas o trudnych odcinkach, o nachyleniach drogi i o nagłych zakrętach i prowadzili dżipy z taką zręcznością, że robiło to równie imponujące wrażenie jak umiejętności pilotów, którzy prowadzili nasz DC-3 przez wielkie wąwozy między Rawalpindi i Gilgit. Pomocnicy kierowców byli bezustannie wzywani do wspomagania jazdy naszych dżipów drogą, która była miejscami bardzo wąska. Oni musieli biec przodem, aby prowadzić kierowców przez trudniejsze zakręty lub poprzez najwęższe odcinki drogi. Przestało mnie już dziwić, gdy nie widziałam obok dżipa żadnej drogi, a tylko oszałamiającą perspektywę stromych skał opadających przez wiele tysięcy stóp, aż do płynącej w dole rzeki.

15


Podczas jazdy Hunzowie umacniali i poprawiali bagaże na wierzchołku i gawędzili pogodnie.

— Akurat w tym miejscu straciliśmy dżipa w zeszłym roku — przypomniał jeden chłopiec i dodał smutno, że nikt się nie uratował.

A inny powiedział: — niedawno Mir Hunzy stracił w tej okolicy bardzo cenny bagaż osobisty. Nic nie dało się odzyskać.

Któryś zauważył filozoficznie i tylko na pół żartobliwie, że droga dalej będzie jeszcze gorsza. I tak rzeczywiście było.

W miarę jak wspinaliśmy się w górę, widok stawał się wyraźniejszy. Wąska droga wydawała się przylegać do stromych ścian górskich. Rozpoś­cierający się przed nami widok był najwspanialszym jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Niebo nad nami wydawało się jakby wielką próżnią, która powoli i stopniowo wchłaniała nas w swoją jasną, bezmierną, błękitną pustkę. Nie było widać żadnych chmur.

Wydawało się, jak gdyby wyniosłe, białe szczyty gór, usuwały za­słaniającą je każdą chmurę tak, aby ich lśniąca biel mogła być tylko sama widoczna na tle głębokiego błękitu nieba. I w swoim gniewie smagał zbocza gór, przepychając skały, które gdy raz już zaczęły się zsuwać w dół, potrącały po drodze inne luźne odłamki skalne. Wkrótce tysiące ton kamieni zsuwało się niepohamowaną lawiną do leżącego setki stóp poniżej kanionu.

Nagle szmer z oddali wzmógł się do dźwięku przytłumionego łomotu. Kierowca pierwszego dżipa zatrzymał się gwałtownie, a za nim również i pozostali kierowcy. Biegł on w stronę wąskiej przestrzeni między dżipem a ścianą górską.

— Wracać! Przywrzeć do ściany górskiej!

Gramoląc się przez bagaże, sterując kołami, rękami i nogami, udało się wreszcie przywrzeć do skały w ostatniej chwili!

Kilka stóp przed naszym pierwszym dżipem zwaliła się lawina ziemi i głazów, wypełniając drogę od jednego krawężnika do drugiego i spadała dalej w głębię. Powietrze wypełniło się kurzem i kamienie różnej wielkości odbijały się przed nami.

Jeden kamień zwalił się z rykiem na przednie siedzenie dżipa, gdzie siedziałam kilka sekund wcześniej.

Huk spadających brył, walących się do jaru poniżej, zostawiał nam mgłę kurzu i głęboką ciszę. Nikt się nie odzywał. Spoglądaliśmy na siebie nie mówiąc ani słowa. Zygmunt pierwszy przerwał milczenie.

16


— Chcę mieć zdjęcie tego.

Wdrapał się do wozu po swoją kamerę i dołączył do ludzi na przedzie, którzy już zaczynali usuwać gruzy z drogi. Nobby, Pat i ja usiedliśmy na brzegu dżipa i znów zaczęliśmy oddychać. Słyszeliśmy odgłosy stóp szurających poprzez brunatny żwir, słyszeliśmy głos usuwanych skał. Przez kilka chwil trwaliśmy w ciszy, smakując kurz w ustach, odbierając uderzenia wiatru na policzkach, rozkoszując się każdym najlżejszym wrażeniem, które upewniło nas, że jeszcze żyjemy.

Słuchałam prawie drwiącego krzyku wiatru himalajskiego. Nie sądzę, aby gdziekolwiek na świecie był głos bardziej samotny. On zawodził i jęczał jak jakaś istota, która zupełnie straciła nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze odnajdzie swój dom.

I w tym swoim gniewie smagał zbocza górskie, zrzucając skały, które raz ruszone z miejsca, potrącały inne luźno leżące odłamki skalne. Wkrótce tysiące ton kamieni zwalało się niepowstrzymanym strumieniem do leżącego setki stóp poniżej kanionu.

Skinęliśmy tylko zgodnie. Mężczyźni dalej pracowali na drodze. W milczeniu, nawet z pewnym chłodnym spokojem oczyszczali drogę z kamieni i łatali uszkodzone miejsca. Przenosili ogromne kamienie z ujmującym wdziękiem. Ci mężczyźni Hunza wykonywali najtrudniejsze prace ze zdumiewającą łatwością. Nobby, która miała pewną wiedzę w zakresie budownictwa, powiedziała:

— Wygląda na to, że oni przygotują drogę w sześć godzin. To jest
zdumiewające. Nasi ludzie z ich metodami robiliby to kilka dni.

Wkrótce zobaczyłam jednego z naszych kierowców wracającego drogą. Był z nim chłopiec może dwunastoletni. Mogłam sobie wyobrazić jak szybko wymienili informacje o naszej sytuacji we wsi do której się udał, i jak szybko wrócił z pomocą dla nas. Obaj nieśli pakunki, które chłopiec zręcznie otworzył i zostawił na wierzchołku naszego dżipa. Były tam jajka gotowane na twardo, chapati, świeże morele i kozie mleko. Gdy chciałam im zapłacić za jedzenie, on cofnął się potrząsając głową i mówiąc coś w języku burushaski, narodowym języku Hunzów, a co zostało mi przetłumaczone na angielski:

17


— Nie! Jedzenie Bóg dał, aby się nim dzielić, a nie sprzedawać!
Byłam pełna wdzięczności dla tych przyjaznych, dobrych ludzi.
Mieliśmy dobry apetyt i z radością spożywaliśmy ten prosty, smaczny

posiłek. Czapati, płaskie, okrągłe placki chleba, które wyglądały jak meksykańskie tortilla, były doskonałe, a słodkie, w słońcu dojrzałe morele, były najlepsze jakie kiedykolwiek jadłam.

Oczywiście jest wiele przykładów, gdy cudzoziemcy korzystają z pomo­cy miejscowych, ale tutaj w tym miejscu Pakistanu żywności jest tak mało, że dzielenie się nią jest prawdziwą ofiarą.

Jak przewidywali mężczyźni, droga została zreperowana w ciągu sześciu godzin, ale ponieważ robiło się ciemno, zdecydowaliśmy spędzić noc we wsi. U Hunzów jest hotel w każdej wsi, budowany przez dziadka obecnego Mira dla takich właśnie sytuacji i pokoje są zawsze gotowe do zajęcia. Ten był małym bungalowem stojącym pośród kilku drzew morelowych, otoczonym werandą z widokiem na góry.

Jedyny telefon we wsi był w domu lokalnego przedstawiciela rządu i tłumacz zadzwonił w moim imieniu do Mira Hunzy.

Dziękując mu za troskliwość, wyraziłam nadzieję, że jutro nic już nie przeszkodzi przyjemności wypicia z nim herbaty.

Reszta osób z naszej grupy nie dowierzała mojemu opowiadaniu o jego obserwowaniu nas przez cały dzień. Hunza była jeszcze jakieś pięćdziesiąt mil stąd i trudno było zrozumieć jak Mir, pozostający w swoim pałacu, mógł znać każdy nasz ruch. Spojrzałam na nikłą, postrzępioną linię gór na tle pełnego gwiazd nieba. Gdzieś tam, w tych dostojnych szczytach, niewidocz-

18


ne oczy obserwowały nas przez cały dzień i będą dalej obserwować nas jutro. Używając biegaczy i prostych środków sygnalizacyjnych, Mir otrzymywał raporty o naszej podróży. Uśmiechnęłam się domyślnie, jakoś uspokojona.

Na nasz nocleg był tylko jeden pokój, więc trzech naszych mężczyzn zdecydowało się spać na dworze. Reszta podzieliła się skromnym wyposaże­niem, które składało się z łóżka i dwóch wąskich kanapek. Nie było pościeli, więc otuliłyśmy się w ubrania i płaszcze.

Następnego ranka obudziliśmy się wszyscy o godzinie piątej rano i podano nam gorącą herbatę. Kwatera może była niezbyt wygodna, ale serdeczna gościnność naszych wiejskich gospodarzy wynagrodziła w nad­miarze wszelkie niewygody. Na dworze powietrze było rześkie i krystalicz­nie czyste, ukazywało nam dostojeństwo gór w porannym słońcu. Kolory były intensywne.

Początek tego promiennego dnia wydawał się prawie nierealny i wspo­minam go teraz z nostalgicznym pragnieniem, aby wrócić i siedzieć tam godzinami u stóp tych wspaniałych gór.

Było oczywiste, że również kierowcy i ich pomocnicy odczuwali piękno tego poranka, gdy odjeżdżaliśmy z wioski.

Podróż przebiegała bez zakłóceń, aż do chwili gdy zbliżyliśmy się do liczącego 16 tys. stóp wzniesienia przed ostatnią długą pochyłością wiodącą do doliny Hunzów. Bardzo długo wjeżdżaliśmy do góry. Z jednej strony była ściana na ok. 4 tys. stóp wysoka, a z drugiej przepaść prowadząca do rzeki. Droga robiła się coraz węższa. Zaledwie starczało miejsca na cztery koła. Jedna pomyłka mogła spowodować obsunięcie się dżipa poza brzeg.

Teraz pomocnik kierowcy szedł przodem na kolanach po ziemi, prowadząc koła dżipa przez niebezpieczne odcinki drogi. Niebezpieczeńst­wo spadnięcia było tak wielkie, że wszyscy szli pieszo oprócz kierowcy, który krok po kroku posuwał się wzdłuż wąskiej krawędzi. Jeden człowiek o mało nie zginął, poślizgnął się i zaczął się zsuwać. Na szczęście stojący w pobliżu pomocnik chwycił go w porę. Uratowany otrząsnął kurz ze swoich spodni i natychmiast wrócił do swego zajęcia, podkładał kamienie pod tylne koła jednego z dżipów, aby ułatwić wjazd na górę. Nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się z podziękowaniem do tego, który go wyciągnął.

Gdy wjechaliśmy na wierzchołek, mężczyźni rozpogodzili się i ściskali sobie nawzajem ręce. Przez te wszystkie dni niekończącej się pracy nie

19


usłyszałam żadnej skargi z ich strony. Czynności swoje wykonywali spokojnie i sprawnie, pracując razem w milczącej zgodzie i w poczuciu wzajemnej odpowiedzialności. Niebezpieczeństwo przyjmowano jako część tego zajęcia.

Zjazd na dół był tak samo stromy jak wjazd na górę i w pewnych, miejscach nie widziałam nic poza przodem naszego dżipa. Jednak sama droga była już lepsza, nie taka wąska i jej powierzchnia była gładsza. To było jeszcze wprawdzie prymitywne przesuwanie się wzdłuż kanionu, ale w porównaniu z grozą drogi w górę, wydawało się prawie autostradą.

Wsiadłam z powrotem i odprężyłam się, ale moja ulga była krótka. Po najbliższym zakręcie odkryliśmy, że droga kończy się gwałtownie.

Rzeka Hunza, która płynęła wzdłuż drogi, pieniąc się i hucząc, teraz leżała przed nami. Po każdej stronie stały dwie ogromne nadbudowy podobne do tych, które stoją po obu stronach Złotej Bramy w San Francisco. Ale wiszącego mostu, które one miałyby podtrzymywać — nie było. Tylko kilka wystrzępionych sznurów ciężkiej liny powiewało na wietrze.

Nasz kierowca wyjaśnił, że kilka łat temu, podczas straszliwej burzy wiatrowej most zawalił się i zapewne lata miną zanim zostanie odbudowany.

I rzeczywiście tak było.

Liny nie zdołałyby podtrzymać wagi naładowanego dżipa, więc trzeba go było opróżnić, dżip i jego ładunek miały odbyć podróż osobno.

Przez wiele godzin mężczyźni pracowali, aby przeprowadzić ekspedycję przy pomocy prymitywnego wahadłowego promu. Za każdym razem grupa mężczyzn po drugiej stronie zaczynała popychać platformę, z przyprawiają-

20


cym o mdłości przechyleniem do granicy długości liny. Za każdym razem zdawało mi się, że liny nie utrzymają platformy, że dżip i ludzie wpadną w wartki potok płynącej w dole rzeki. Ale one utrzymały się!

Gdy przyszła moja kolej przechodzenia, drżałam z obawy. Dotarłam do połowy platformy i zaciskałam palce na szparach między szorstkimi deskami. Zacisnęłam uchwyt i przysięgłam sobie, że nie puszczę go, aż znajdę się po drugiej stronie rzeki. Wtedy nastąpiło pchnięcie i platforma zdawała się odsuwać ode mnie. Ktoś wrzasnął:

— Jeżeli spadniemy, staraj się uchwycić skały. Podskakiwaliśmy i koły­saliśmy się na wietrze wysoko nad rzeką. Za każdym razem, gdy człowiek popychał linę, platforma szarpała się i kołysała, czasem przechylając się tak daleko na jedną stronę, że zdawałam sobie sprawę, że gdybym rozluźniła na moment uchwyt deski, wpadłabym do rzeki. Kołysząc się i podskakując w dół i w górę, posuwaliśmy się powoli — och jak powoli — na drugą stronę rzeki. Dopóki krawędź platformy nie dotknęła do ceglanej podstawy wieży, nie rozluźniłam uchwytu. Następnie trzema długimi skokami, stanęłam na twardym gruncie. Drżąc jeszcze, spojrzałam na moje bolące, sztywne palce, wykręcone jak szpony.

21


3 SHANGRI - LA — NARESZCIE!

Wreszcie skończyły się utrapienia podróży. Przed nami nasze prze­znaczenie — Baltit, stolica Hunzów. Od jednego górskiego szczytu do drugiego rozciągała się długa, wąska dolina, wijąc się u podnóża maje­statycznych bloków skalnych, jak gdyby wspaniały rozwój natury przebiegał właśnie tu przez tę dolinę, w potoku bujnej wegetacji. Plamy żółtych, zielonych i brązowych kolorów ujęte były w geometryczne wzory gór. Lśniące, małe strumienie odbijały wesoło światło słońca, które drżało w schodkach tych ciepłych barw. Ciemniejsza zieleń liści owocowych drzew tworzyła dookoła pół jak gdyby koronkową obwódkę. A ponad doliną, ponad labiryntem krętych, zakurzonych uliczek i płaskich kamiennych domów, ponad wznoszącymi się pozornie bez końca schodkowatymi tarasami, wznosiła swój okryty lodem szczyt Góra Rakaposhi, wyrastając wysoko na tle błękitnego popołudniowego nieba, jak świecąca, biała powitalna latarnia. Gdy nasz dżip jechał drogą w kierunku doliny, widzieliśmy jak tutejsi Hunzowie stali w małych grupkach i obserwowali nasz przejazd. Machali nam i krzyczeli z taką swobodą, jak gdyby witanie Cudzoziemców było ich codziennym zwyczajem.

Na granicy miasta Baltit powitał nas koronowany książę Ghazanfar Ali Khan, wysoki, przystojny młody człowiek. Czarne, aksamitne oczy zlewały się w jedno z jego błyszczącymi czarnymi włosami. Jego twarz wyrażała silny charakter i dojrzałe poczucie odpowiedzialności, kryjąc się pod dziecinnym wyglądem. Miał około 16 lat. Towarzyszył mu książę Auash Khan, brat Mira, wspaniały dżentelmen z szerokim uśmiechem i łagodnym głosem.

Elegancki dżip, nieskazitelnie czysty, był bardzo pociągający. Bez wahania zajęłam miejsce obok kierowcy i po raz pierwszy od dwóch dni odprężyłam moje zesztywniałe ciało.

22


Przy bramie na dziedzińcu pałacowym czekał młodszy książę, Amen Khan. Skromny i nieśmiały, ale zrównoważony na swoje jedenaście lat, pozdrowił nas zwyczajowym Salaam, któremu towarzyszy ruch prawej ręki do prawej strony czoła.

Niektórzy z krajowców, którzy towarzyszyli nam wzdłuż drogi, teraz otoczyli dżipa. Śmiejąc się i rozmawiając, skupili się dokoła nas, sprawdzając nasze bagaże i wyposażenie filmowe. Bardzo mało obcych odwiedza ten odległy zakątek i dlatego goście zawsze wywołują poruszenie. Dzieci przynosiły nam koszyki moreli i jagód. Mężczyźni wydawali okrzyki powitalne w swoim języku narodowym Burushaski — języku o nieznanym pochodzeniu. Kobiety obserwowały nas z odległości, stojąc pod ścianami lub siedząc na progach swoich domów. W tym mahometańskim kraju kobiety nie mieszają się publicznie z mężczyznami.

— Salaam, ten okrzyk Hunzów towarzyszył nam, gdy przechodziliśmy
przez niechronione bramy pałacu do ogrodu. Zanim poszliśmy dalej,
zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy za siebie, gdzie ludzie jeszcze dreptali
wesoło wokół naszych dżipów. Ktoś z nas zapytał, czy nie należałoby posłać
jakiegoś strażnika do przypilnowania naszych rzeczy. Mr Agha uśmiechnął
się:

— Pamiętajcie, że jesteście teraz w kraju Hunza. Tu nie ma złodziei.
Jakaś postać zbliżała się w naszym kierunku poprzez ogród. Był on

średniego wzrostu, krępej budowy ciała, ubrany w białą koszulę z krótkimi rękawami wyłożoną na ciemne spodnie. Gdy podszedł bliżej, zobaczyliśmy pełną, opaloną twarz. Mężczyzna wyciągnął rękę i potrząsnął moją ręką w przyjacielskim powitaniu.

Było jasne, kim był mężczyzna stojący przede mną.

Jego Wysokość Mir Jamal Khan, władca Hunzów, prowadził nas do dużego, dwupoziomowego budynku, w stylu nowoczesnej architektury, zbudowanego z ręcznie ciosanego hunzyjskiego granitu.

Gdy staliśmy w sali przyjęć, czekając na Rani (królową) Sha-ma-Un-Nahar, która miała się ukazać, rzucałam okiem na artystyczne urządzenie ze ślicznych mebli. Z dużych otwartych okien dochodził dziwny, egzotyczny zapach. Okna wychodziły na wspaniały ogród. Z pewnej

23


odległości widać było większą część doliny kończącą się nagle królewskimi ścianami gór.

Potem ona weszła do pokoju — piękna, pełna wdzięku, delikatnej urody kobieta. Nosiła kolorowy, narodowy strój — białe jedwabne, podobne do piżamowych spodnie z bardzo szerokimi mankietami na dole, malowaną suknię przed kolana z długimi rękawami. Widać było, że lubiła kolory. Jej skóra była jasna, włosy brązowe z lekkim tonem czerwieni, oczy za­dziwiająco ciemne. Gdy mówiła, jej głos był tak samo spokojny jak jej wygląd.

— Witam — powiedziała — witam was w domu.

Następnie Rani zabrała nas na zwiedzanie domu, który przez następnych kilka miesięcy miał się stać naprawdę naszym domem.

Każdy pokój w pałacu jest przystrojony bezcennymi zbiorami i darami z różnych krajów, wszystkie rozmieszczone z wielkim smakiem. Perskie dywany o niewyobrażalnej piękności i wartości leżały na wywoskowanej podłodze. Obszerny living room prowadził na szeroki, oszklony taras, który dawał widok na dolinę leżącą poniżej i wyniosłe góry powyżej.

Następnie pokazano nam nasze pokoje. Zostałam zaproszona do pozostania w pałacu, podczas gdy reszta naszego towarzystwa zajęła gościnne domki ulokowane w królewskich ogrodach. Wszystkie były wygodnie umeblowane.

Potem, w otoczeniu członków rodziny królewskiej, piliśmy herbatę i soki owocowe.

Mir był rozbawiony moim nienasyconym apetytem i trzymając filiżankę na kolanach pochylił się do przodu i powiedział:

— Domyślam się siostro, że myśli pani o obiedzie? Mamy doskonałego
kucharza, a Rani zaplanowała szczególne menu na dziś wieczór. Na pewno
będzie pani zadowolona.

Śmiałam się, wdzięczna za to przypomnienie.

Potem moje oczy spoczęły na sześciu księżniczkach — Duri Shahwar, Nilofar, Malika, Mehr Ul Jemal, Fauzia i Azra — siedzące półkolem twarzą do swoich rodziców. Wszystkie były piękne, bardzo podobne do swojej matki, każda w swoim rodzaju. Ubrane w tym samym stylu, co Rani i równie smukłe, poruszały się z niewymuszoną gracją i wykazywały nieograniczoną żywotność.

Wykąpałam się, odpoczęłam, przebrałam i w moim nowym sari czułam

24


się jak nowa osoba. Sari przedkładam nad każdą inną odzież, ponieważ jest bardzo lekkie.

Zebraliśmy się na oszklonym tarasie. Podano musujące wino wyrabiane przez Hunzów z rosnącej w kraju winorośli, podawane z orzechami i morelami. Punktualnie o godzinie dziewiątej gong wezwał nas na obiad. Długi stół nakryty był srebrem i piękną, rzadką chińską porcelaną. Wzdłuż stołu były rozmieszczone srebrne kandelabry podtrzymujące szereg nie­skazitelnie białych świec. Życzliwe ręce ustawiały na stole kosze wybornych owoców. Na każdej serwecie były wyhaftowane insygnia Mira. Błyszczące srebra, iskrzące się światło świec, głębokie bogate kolory dorodnych owoców i lśniąca powierzchnia ręcznie malowanej porcelany wprowadzały do pokoju nastrój świątecznej elegancji. Było to jak obiad w najbardziej wytwornej restauracji w Beverly Hills, a nie jak spożywanie posiłku w odosobnionej azjatyckiej dolinie na dachu świata.

Obiad był doskonały. Potrawy były pomysłowo podawane i składały się z zupy miętowej, delikatnej łagodnej curry baraniej z ryżem i świeżych warzyw. Zielona sałata była podana osobno ze stojącym obok sosem z octu winnego i oleju z pestek morelowych, tak, że każdy mógł wybrać swój ulubiony smak. Na deser były lody zrobione ze śniegu przyniesionego z lodowca himalajskiego i posłodzone puree z suszonych moreli. I oczywiś­cie rozmaite rodzaje czapati, znanego chleba Hunzów.

Po obiedzie zebraliśmy się w salonie i odpoczywaliśmy wygodnie z beztroską, która zawsze następuje po smacznym posiłku spożytym w przyjacielskiej atmosferze.

Mir dyskutował o polityce i okazało się, że jest znakomicie poinfor­mowany o sprawach światowych. Codziennie słuchał skróconych informacji z całego świata i prenumerował wiele najważniejszych magazynów i gazet z różnych krajów.

O godzinie dziesiątej zwykle wszyscy udają się na spoczynek. Elektrycz­ność dostarczano przez mały generator dieslowski (tylko dla pałacu), który pracuje tylko do dziesiątej trzydzieści. Niedostatek paliwa nie pozwala na ten luksus oświetleniowy dłużej niż przez trzy godziny każdego wieczora.

Sama w moim pokoju, otworzyłam okno obok łóżka i patrzyłam na bezmiar nocy. Księżyc był w pełni, a gwiazdy lśniły w czystej ciemności nieba. Nad doliną zalegała głęboka cisza. Ponad wszystkim dominowało poczucie harmonii i spokoju, połączone z nieuchwytnym wrażeniem tajemniczości krainy baśni.

25


Następnego ranka o siódmej schludnie ubrany lokaj przyniósł śniadanie na tacy. Przez co najmniej godzinę popijałam mocną herbatę ziołową, jadłam smaczny chleb zrobiony z pełnego ziarna pszenicy i rozkoszowałam się znakomitym dżemem z moreli, który ze względu na słodycz owoców, był przyrządzony bez cukru. Hunzowie nie jadają innego cukru, jak tylko naturalny roślinny. Ich owoce są zadziwiająco słodkie i znakomitej jakości. Masło do chleba było zrobione z mleka koziego.

Moje podwójne łóżko stało wzdłuż dużego okna zwróconego w stronę Mont Rackposhi. Perskie dywany leżały rozłożone na wywoskowanej, lśniącej podłodze. Dwa lekkie krzesła obite czerwonym welurem dodawały wrażenie wygody i elegancji. Pokój był w lewym skrzydle pałacu, na tym samym piętrze co apartamenty Mira i Rani.

Byłam zachwycona moim nowym domem. Na przeciwległej ścianie były jeszcze dwa okna, przez które wpadało słońce... Moja osobista łazienka miała nowoczesne, pełne urządzenie i zimną bieżącą wodę. Ciepła woda stała obok w wiadrze.

Stojąc w oknie wciągałam chciwie krystaliczne czyste powietrze, pachnące rzeką i patrzyłam na nieprzeniknione górskie szczyty.

W małej wsi poniżej widziałam ludzi miejscowych rozpoczynających swój dzień pracy i krzątających się w polu sięgającej do pasa pszenicy. Kolory były świetliste i intensywne w porannym słońcu. Rozciągała się przede mną wstęga dna doliny pośrodku wznoszących się po obu stronach tarasowatych pól.

Jednak wiem, że Hunza nie zawsze była taką pokojową doliną jaką jest obecnie.

HISTORIA I LEGENDA O HUNZACH

Hunzowie opowiadają legendę o pierwszych osadnikach, którzy przyby­li do doliny wieleset lat temu. Trzech żołnierzy, którzy zdezerterowali z armii Aleksandra Wielkiego, przyprowadziło tu swoje perskie żony. Mała grupa rozwijała się w idealnych warunkach tego ziemskiego raju i przez kilka pokoleń osiedlili się na dobre. Z natury wojowniczy, wyrzucali wszystkich najeźdźców, którzy próbowali wkroczyć na teren kraju, jaki oni

26


uważali za własny. Ci pierwsi Hunzowie byli tak wojowniczy, że odpędzili nie tylko wielką armię Dżingis Chana, ale również i armie angielskie. Wysokie szczyty Himalajów, otaczających dolinę, stanowiły naturalną fortecę.

W tych wczesnych latach Hunzowie byli postrachem dla karawan kupieckich chodzących sąsiednimi drogami. Przez całe wieki główna trasa między Sinkiang i Kaszmirem była terenem, na którym grasowali. Kupcy chińscy zgodzili się płacić okup Hunzom i dlatego ich karawany — nałado­wane jedwabiem, herbatą i porcelaną — mogły przechodzić drogami do Indii, a potem wracać do Cathay z przyprawami, klejnotami, kością słoniową i złotem.

Prymitywni Hunzowie bardzo chętnie przyjmowali okup, ale nie tak samo chętnie dotrzymywali słowa. Gdy tylko chińskie tabory z towarami wkraczały na ich terytorium, wspinali się na otaczające szczyty górskie i zrzucali ogromne głazy na drogę, spychając bezradne karawany w zawrotną przepaść setki stóp poniżej. A potem, w dogodnym czasie, jak bezkarni piraci mogli odzyskać swój łup.

Dopiero gdy Nazim Khan, dziadek obecnego Mira objął władzę, ostatecznie skończyły się terrorystyczne wyprawy Hunzów. Mir powiedział mi:

27


Traktat został podpisany i po dziesięciu dniach chłopiec wrócił szczęśliwie do Hunzy. Obietnica pokoju nigdy nie została złamana.

— Wkrótce po tym wydarzeniu, Nazim Khan został Mirem i przez ponad sto lat pokój panował w kraju. Teraz zbójecka sława tamtych dni jest tylko wspomnieniem i tematem historii opowiadanych dzieciom przez starszych.

Hunzowie są zupełnie niepodobni do innych plemion żyjących w tej części świata. Ich wygląd jest kaukaski i raczej przypominają południowych Europejczyków. Język Burushaski nie przypomina żadnego innego języka i jego pochodzenie jest dla uczonych tajemnicą. Jest on bardzo skom­plikowany, ma szesnaście form liczby mnogiej, a słowa nie przypominają żadnych, jakie słyszałam na świecie.

OGRODY OBOK KAMIENIA

Setki lat temu ludzie Hunza musieli wynaleźć sposób, aby stworzyć więcej gruntów ornych. Oczywiste jest, że zasiewy nie mogą rosnąć na twardej górskiej skale. Ale nie ma powodu, aby gleba nie mogła być naniesiona i umieszczona na twardym, skalistym podłożu. Na stokach wybranych do uprawy, ludzie robili płaski wykop i umieszczali dokoła niego kamienie. Na tym świeżo wykopanym fundamencie układano glebę — zie­mię, która była przynoszona w koszach z bogatego w muł dna rzeki, położonej jakieś 2.000 stóp, a może więcej poniżej. Dokoła budowano mur zabezpieczający 4 do 8 stóp wysoki, tak aby gleba nie była wymywana i woda nie mogła przeciekać.

Nawodnione kanały przebiegały tak, że topniejący śnieg nieustannie sączący się w dół z lodowców, mógł być przez nie chwytany i zatrzymywany. Nadmiar wody był zatrzymywany w głębokim kamiennym wąwozie. Hunzowie budowali ten rozległy i wspaniały system tarasowy zupełnie bez użycia narzędzi, wykorzystując tylko własne proste sprzęty.

Teraz, tysiące lat później, Hunzowie wciąż jeszcze korzystają z tego systemu tarasowego. Gdy potrzebne są nowe tereny, konstruują następny stopień w górach.

Wyraźnie widać, że ta metoda rolnictwa jest najstarszą formą uprawy roli

28


na świecie. Wiadomo, że w wyniosłym królestwie Andów, długo jeszcze przed okresem kiedy Inkowie rządzili w Peru żyła społeczność, która dokładnie tak samo uprawiała ziemię (tym samym systemem) jak Hunzowie.

W 1916 r. O. F. Cook z biura przemysłu roślinnego (Bureau of Plant Industry) w Departamencie Rolnym Stanów Zjednoczonych napisał artykuł w magazynie „National Geographic", zatytułowany „Schodkowe rolnictwo starożytnych", z którego cytuję: „Rolnictwo nie jest sztuką zagubioną, ale traktuje się je jako jedną z tych sztuk, która w odległej przeszłości osiągnęła znaczący rozwój, a potem upadła. System starożytnych Peruwiańczyków umożliwiał im przeżycie licznych populacji w ta-kich miejscach, w których nowocześni rolnicy byliby bezradni"..

Tarasy robią wielkie wrażenie dostojeństwa. Te pola są dosłownie wyrąbane ze zboczy gór, pola, które nasi zachodni inżynierowie uznaliby za niemożliwe do skonstruowania. A jednak one tutaj są i nie tylko kwitną, ale dostarczają najlepszej żywności na świecie. Hunzowie są dumni ze swoich pól i szczęśliwi, że pracują na nich.

Aż trudno uwierzyć, że dwie zupełnie obce sobie cywilizacje, z których jedna już obecnie wygasła, mogły nie wiedząc nic o swoim istnieniu skonstruować praktycznie identyczne systemy agrarne. Społeczeństwo peruwiańskie, które zbudowało tarasy nie zostawiło żadnych zapisów. Ich istnienie mogłoby w ogóle nie zostać zauważone, gdyby nie te właśnie wspaniałe tarasy, które istnieją do dziś i są nadał używane. Mury tych starożytnych tarasów są tak doskonale dopasowane, że nawet włos nie wślizgnąłby się między kamienie.

Chociaż ludzie megalityczni, do jakich zalicza się Peruwiańczyków, zostali straceni dla zapisanej historii, to ich geniusz konstrukcyjny i ich wspaniała, namiętna miłość do doskonałości sztuki kamieniarskiej, pozos­tały nam dziś jako epitafium.

Hunzowie, podobnie jak te zaginione ludy megalityczne, osiągnęli doskonałość w sztuce budowania z kamieni. Bez pomocy nawet tak prostego narzędzia, jakim jest młot, zbudowali dom i meczety, kanały irygacyjne i tarasy — jestem pewna — będą stały, gdy ostatnia zamieć zasypie Himalaje i ziemski człowiek opuści umierającą planetę, aby zająć nową rezydencję w innej galaktyce.

29


ą. KRAJ, KTÓRY MA DOŚĆ WSZYSTKIEGO

Mir uśmiechał się do mnie pobłażliwie.

30


wydarzy któremuś z wieśniaków, wtedy wszyscy sąsiedzi wyciągają do niego pomocną rękę. Jeżeli mężczyzna straci konia, sąsiad pożycza mu swojego. Srebrna pakistańska rupia warta jest dwadzieścia centów i Hunzowie wolą tę monetę, niż pięcio lub dziesięciorupiowe banknoty. Srebro można bezpiecz­nie schować. Także duży papierowy banknot ciężko jest wymienić. Ja dbam o wszelki import i eksport niezbędnych potrzebnych towarów, takich jak narzędzia, konie i bydło oraz rzeczy zrobione ze stali itp. Większość tych transakcji dokonuje się na wymianę. Karawany przejeżdżające przez Hunzę z Chin i wiozące towary do Pakistanu lub Indii, zostawiają nam bawełniane tkaniny, naczynia kuchenne, jedwab i inne rzeczy, oraz korzystają z kwatery i jedzenia, jeżeli kupiec spędza noc w dolinie. Nie ma tu pieniędzy i nie ma biedy. Edukacja jest dostępna dla wszystkich. Jedzenia często bywa mało, ale nikt nie głoduje. My mamy największy skarb ze wszystkich, nasze zdrowie. Nieznane są tu choroby nowoczesnej cywilizacji, włącznie z rakiem.

Rozmowę przerwał telefon. Każdego wieczora arab (naczelnik wsi) zgłasza się do Mira i opowiada mu o wydarzeniach dziennych. W każdej wsi jest jeden telefon tylko do tego celu. Rozmowy są przeprowadzane mniej więcej o tej samej porze, tak więc patrząc na Mira wiedzieliśmy, że przeprowadza te właśnie rozmowy.

Gdy odwiesił słuchawkę, uśmiechnął się i powiedział, że jego ludzie pozdrawiają nas.

Rani siedząca naprzeciw Mira na ławie blisko wielkiego pianina (które dwudziestu ludzi przyniosło na górę niebezpieczną himalajską drogą, jako prezent dla dziadka Mira), uśmiechała się nieśmiało z aprobatą.

Przez całe lata chodziła ona w purdu (zasłona na twarzy), ale ostatnio Mir pozwolił swojej ukochanej królowej i innym kobietom w Hunzie odsłonić twarze według nowoczesnej mody.

Chociaż towarzyszy ona swemu mężowi w wielu wyprawach do odległych zakątków świata, pozostaje prawie chorobliwie nieśmiała. Tym niemniej jest jak magnes — spokojnym, niezawodnym centralnym ogniem. Dzieci, mąż, służba i przyjaciele są pod urokiem jej spokojnego wdzięku.

31


Rani jest wzorem życia, który kobiety Hunza naśladują tak gorliwie, jak kobiety amerykańskie naśladują styl i modę lansowane przez filmowe gwiazdy. Jednak tak samo jak Rani jest prawdziwą królową swojego państwa i swojego domu rodzinnego, tak również każda kobieta Hunza jest królową swojego własnego domu.

W czasie naszego pobytu w kraju Hunza Rani zawsze była ubrana znakomicie, wybierając kolory pastelowe niebieskie, fioletowe, czerwone i czasem czarne. Pewnego dnia ubrana była w jedwabne białe bufiaste spodnie, sięgające poniżej kolan i niebieską, obszytą koronką, suknię, czapeczkę haftowaną wieloma kolorami, udrapowaną białym szyfonowym szalem.

Cudowna gospodyni, Rani, była pełna niespodzianek. Zwykle my kobiety zbierałyśmy się o piątej każdego popołudnia, aby wypić z nią herbatę. Pewnego popołudnia przyniosła gramofon i zaskoczyła nas ostatnimi amerykańskimi płytami. Jej córki tańczyły do tej muzyki i im­prowizowały uroczo choreografię w stylu Hunza.

Szanowana i kochana w całej dolinie Rani jest wielką pomocą dla swojego męża.

32


powietrze, nie potrafię powiedzieć. Widocznie połączenie tego wszyst­kiego.

Oprócz angielskiego i Burushaski, Mira mówi płynnie w języku perskim, urdu, zna arabski i dialekty pół tuzina sąsiednich państewek królewskich. Wykształcenie uzyskał w angielskiej szkole w sąsiedztwie Gilgit.

Jego biblioteka zawiera wielki, piękny zbiór książek, a posłańcy przynoszą pocztę i prasę z Gilgit każdego dnia. Prenumeruje również wiele narodowych magazynów i jest dobrze poinformowany o światowej polityce. Poranki ma zajęte sprawami urzędowymi i spotkaniami ze starszyzną dla omówienia spraw państwowych. Popołudnia zostawia na sport i rekreację. Jego wysokość wie, jak być szczęśliwym i jego rodzina też.

Jego brat książę Ayash działa jako jego pomocnik i doradca. Ten jowialny i przyjacielski człowiek jest zawsze pod ręką, aby towarzyszyć Mirowi. W swoim poświęceniu dla spraw państwa czuje się bardzo szczęśliwy, a jego humor stale utrzymuje nas wszystkich w dobrym nastroju.

Pewnego dnia szłam przez cmentarz, położony na wzgórzu niedaleko pałacu. Lśniący biały mur, otaczający groby wielu poprzednich mirów, błyszczał we wczesnych promieniach słońca. Dochodziła dopiero piąta. Usłyszałam monotonny cichy śpiew. Wtedy zobaczyłam Mira. Modlił się przy grobie swojego dziadka. W ręku miał koran, ich biblię. Nie widział mnie, a ja szybko się wycofałam, aby mu nie przeszkadzać.

Potem Mir powiedział mi, że codziennie chodzi na cmentarz, aby modlić się, prosząc dziadka, aby go prowadził i błogosławił.

— Nasi ludzie wierzą, że po śmierci przyłącza się w grobie do człowieka
anioł, aby dokonać przeglądu zapisu życia i dlatego groby buduje się
dostatecznie duże, aby zmieściły dwie osoby w pozycji siedzącej.

W miarę upływu dni dowiadywałam się coraz więcej o tych ludziach i zaczęłam ich szanować i kochać. Nie przestawałam jednak się dziwić, że Hunzowie tak długo żyją w pokoju, mimo wielu niepokojów politycznych tuż za ich granicami. Spytałam o to Mira.

— Wszystko co mogę zrobić, to zachować nadzieję. — uśmiechnął się.
Dopóki nie posiadamy niczego wartościowego, nie sądzę, aby ktokolwiek
chciał nas niepokoić. Nasze drogi są niebezpieczne, nie mamy hoteli,
restauracji, kina, telewizji, ani nafty, ani złota. Tak więc co mógłby ktoś od
nas uzyskać? Kilka lat temu zostałem zaalarmowany przez pewnego
poszukiwacza, który sądził, że znalazł w Baltit bogatą żyłę złota. Na szczęście
mylił się. Złoto oznaczałoby koniec Hunzy i naszego sposobu życia.

33


5. SZCZĘŚLIWE DZIECIŃSTWO

Dla każdego przeznaczone jest zadanie, a to zadanie spełnia się z oddaniem i bez złości. Dzieci uczą się łączyć pracę z zabawą. One nigdy nie zawadzają rodzicom.

Tu w Hunzie nigdy nie słyszę matki krzyczącej na dziecko, przekupują­cej je, albo wygrażającej mu.

Negatywne myśli trzeba w Hunzie odłożyć, tu dzieci bawią się w cieniu wielkich szczytów górskich i biegają po skałach jak młode kozice.

Najmłodszych uczy się szacunku dla ziemi, ale nie lęku przed nią.

Gdy pojawia się lęk, wtedy rozsądek znika w zamęcie paniki. Panika, jak wiemy wszyscy, ma zazwyczaj katastrofalne następstwa, nie tylko dla najmłodszych, ale również i dla dorosłych.

Z czasem dzieci Hunzów są dostatecznie duże, aby chodzić i dostatecznie silne, aby wędrować całymi milami po wysokich drogach. I wtedy muszą umieć dbać same o siebie. Kobiety są zbyt zajęte gotowaniem, pracą w polu i chodzeniem do rzeki po wodę do prania, aby mieć je cały czas na oku. Nie mogą sobie pozwolić na poświęcenie całych godzin na samą opiekę nad

34


dziećmi i dlatego dzieci znaczenia odpowiedzialności uczą się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy uczą się raczkować.

— W Hunzie dorośli nie muszą stosować specjalnej metody, aby
uzyskać współdziałanie ze strony dzieci. Kooperacja jest konieczna i ona
istnieje. W tym królestwie wysokich gór panuje niepisane przekonanie, że
w życiu zdominowanym siłą żywiołów nikt nie może doznać powodzenia,
dopóki powodzenia nie doznają wszyscy.

Przez chwilę Mir milczał spoglądając w okno pogrążony w myślach. Po chwili kontynuował.

— Ponieważ dziewczynki pozostają blisko domu, ucząc się gotowania,
szycia i haftu i opiekując się młodszymi członkami rodziny, chłopcy chodzą
do szkoły. Aga Khan, duchowy przywódca sekty Ismailskiej (sekta religii
mahometańskiej), do której należą moi ludzie, budował szkoły w każdej wsi
i po raz pierwszy w całej historii Hunzów chłopcy uzyskali możliwość
uczenia się na świecie, leżącym poza naszą doliną. Skwapliwie skorzystali
z tej szansy zdobywania wiedzy o świecie w którym żyją, przychodząc do
szkoły i biorąc udział w różnych zajęciach, poczynając od piosenek do
ćwiczeń narodowych, i wdrażaniu się do poważnych studiów.

Chłopcy spotykają się na rynku, aby śpiewać i modlić się razem przez godzinę pod kierunkiem swego nauczyciela. Potem ćwiczą przez godzinę. Te ćwiczenia są bardzo intensywne, aby zwrócić ich uwagę na wartość sprawności fizycznej i tego, że jest ona ważną częścią ich wychowania. Potem wracają do budynku szkolnego, gdzie zajęcia w klasach trwają jeszcze dwie godziny. Ponieważ ołówki i papier nie są tu dostępne, nauczyciel pisze słowa na tablicy, a uczniowie powtarzają za nim, ucząc się na pamięć. Uczą się jednocześnie czterech języków. Urdu (którym mówi się w Pakistanie), perskiego, angielskiego i Burushaski, ich języka narodowego. Nauka tych języków przychodzi dzieciom zupełnie łatwo.

Po południu wracają do domu, aby dzielić się z rodziną swoją nowo zdobytą wiedzą. W Hunzie nie ma koedukacji. Jednak ostatnio Karim, wnuczek Agi Khana i obecny duchowy przywódca Hunzów, założył pierwszą szkołę dla dziewczynek i teraz uczą się nawet niektóre dziewczynki.

Stosunki w rodzinach Hunzów są bardzo bliskie — powiedział Mir — jednak według waszych zachodnich pojęć wyobrażam sobie, że panują tu stosunki między matką i dzieckiem, które mogą być przez was uznane za nieco dziwne.

35


Odwrócił się i wskazał, a ja uchwyciłam nieukrywaną dumę i podziw w jego ładnej, owalnej twarzy, gdy śledził kroki swojej matki, aż zniknęła z pola widzenia.

Nie zatrzymała się, aby uściskać swoje dziecko ani zapytać gdzie był, dokąd idzie i czy przyjdzie do domu na obiad. Ufała mu bez zastrzeżeń i rozumiała znaczenie odpowiedzialności.

W życiu rodzinnym Hunzów nie ma zazdrości między mężem i żoną. Każda kobieta jest pewna miłości i szacunku swojego męża. Żyje w dosko­nałym spokoju w swoim kręgu domowym i potrafi kreować szczęście swojej rodziny, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa dla swoich dzieci. Rozwody są bardzo rzadkie i dlatego dzieci nie często stają w obliczu ciężkich i bolesnych problemów wyboru między jednym lub drugim z rodziców.

Rodzice, a także i nauczyciele zachęcają dzieci do rozwijania inicjatywy, indywidualności i zalet przywódczych. Dzieci Hunza są zdrowe emocjonal­nie i fizycznie, gdyż widzą, że zajmują określone miejsce w społeczeństwie, że nie są niedostosowane, że są integralną częścią codziennej egzystencji i że ich myśli i czyny są przedmiotem zainteresowania nie tylko dla nich samych, ale dla każdego członka tej społeczności. Dzieci w Hunzie zachęca się do tego, żeby były widziane i słyszane. Dlatego są one nastawione na ukierunkowanie swojej energii na działania raczej konstruktywne niż destruktywne.

56


typy rodziców, którzy nawet wtedy, gdy usiłują robić najlepiej, częstokroć niszczą życie swoich dzieci. Przede wszystkim mamy rodziców bardzo młodych, którzy pobierają się mając zaledwie siedemnaście lat. Ci rodzice w wieku od siedemnastu do dwudziestu dwóch lat są przerażeni stojącą przed nimi odpowiedzialnością. Dziecko jest naprawdę cennym darem i zdają sobie z tego sprawę bardzo dobrze. Wątpią jednak w swoje zdolności do sprostania tej sytuacji. W niezliczonych artykułach, czasopismach, książkach i podręcznikach szukają informacji o chowaniu dzieci. Ponieważ każdy ma swój własny, odmienny pogląd na „wychowanie dzieci", w rezultacie młode małżeństwa są ogromnie zakłopotane, jak również zdezorientowane jest ich dziecko. Z czasem dziecko, mając takich rodziców jest w wieku pięciu lat tak niekarne, rozpuszczone i tak samo jak jego rodzice zakłopotane swoimi zachowaniami i motywami.

W tej sytuacji mamy rodziców, którzy są zbytnio skłonni do oskarżania swoich dzieci, do ich strofowania i karania. Młodzieniec jest ustawiony między młotem i kowadłem. Uczy się go, aby nigdy nie odpowiadał głośno, nie brudził swego ubrania i nie narażał się. Dziecko żyjące w takim środowisku staje się krnąbrne i tylko szuka okazji do nieposłuszeństwa.

A wtedy rodzice zaczynają bać się strasznie, aby nie stracić miłości swego dziecka. Wskutek tych wszystkich niewłaściwych zjawisk dziecko traci szacunek dla swoich rodziców i rozwija się w nim nadmierne poczucie własnej ważności. Wkrótce będzie on zapewne kroczył jak „mały cezar" mówiąc swoim rodzicom „zamknij się", „pilnuj swego nosa" i tak dalej.

Jest jeszcze inny rodzaj — są nim oddani rodzice. Znałam raz pewnego wspaniałego człowieka, który gdy zmarła jego żona został ze swoim pięcioletnim synkiem. Ten mężczyzna poświęcił całe swoje życie na wychowanie dziecka. Chociaż sam nie zdawał sobie z tego sprawy, wskutek tego samopoświęcenia zaczął traktować chłopca nie jak syna, ale jak część swojej własności. Gdy mając dwadzieścia dwa lata chłopiec się ożenił, ojciec widział w synowej tylko rywala. Nie próbował zrozumieć tej dziewczyny. Odwrotnie, krytykował jej przeszłość, wychowanie i wygląd. Zwymyślał syna, mówiąc, że jest on niewdzięczny. W rzeczywistości chłopiec kochał swojego ojca, ale małżeństwo potraktował jako sposób uwolnienia się spod dominacji jego wpływu. Poślubił pierwszą kobietę jaka weszła w jego życie.

— O tak — przytaknął Mir — takie krańcowości nie mogą spowodo­wać nic innego, jak złamanie serca po dłuższym czasie. W Hunzie o takich

37


krańcowościach nigdy się nie słyszy. Jest tylko jeden sposób wychowania dziecka — gdy się go uczy szacunku dla swoich rodziców, szacunku dla społeczeństwa, w którym mieszka i szacunku dla samego siebie. Gdy już raz nauczy się tych trzech prostych rzeczy, nie stanie się przestępcą. Dziecko Hunza łączy z rodzicami głębokie, milczące zrozumienie. Oni dają mu mądrość, siłę, cierpliwość i miłość. Ono nigdy nie jest kontrolowane, ale gdy zrobi coś źle, zwraca mu się na to uwagę i poprawia.

Od chwili urodzenia jest szanowane jako indywidualność. Nie ma żadnego wzoru, do którego dziecko musiałoby się dostosowywać. Jedyne normy, których musi przestrzegać, to są normy życia społecznego, tej zbiorowości, której podporządkowaniu się jednostka znajduje siły swobody indywidualnej.

Mówi się często, że dzieci są trochę tylko zmienionym odbiciem swoich rodziców. Ale to nie jest prawda. Nie wolno zapominać, że dziecko chociaż zrodzone z łona swojej matki, w pewnym momencie odłącza się od pępowiny i staje się niezależną indywidualnością.

W Hunzie, gdzie nad sposobem życia dominuje natura i jej siły, rodzice wiedzą, że nie wystarcza uczyć dziecko przeżycia i wygody. Bogactwo materialne, które człowiek gromadzi w ciągu życia, nie może iść za nim do grobu. Trzeba więc uczyć dzieci znajdowania szczęścia w gromadzeniu bogactw innego rodzaju — bogactwa wartości umysłowych i duchowych, które należą do nich przez całą wieczność.

W Hunzie, gdy dziecko podnosi oczy na wspaniały majestat góry Rakaposhi, uśmiecha się. Nie mogłoby być szczęśliwsze, gdyby nawet znalazło skarb Salomona. A może ono właśnie znalazło ten skarb? Na pewno mądry Salomon musiał odkryć niezmierzone skarby małych rzeczy — zapa­chów, które towarzyszą porankom, głosu śpiewu porannych ptaków, wiatru, który porusza drzewa umyte deszczem i chmur śniegowych nad górami. Skarby widoków, dźwięków, skarby wszystkich pięciu zmysłów, skarb łaski życia. W Hunzie jest on największym ze wszystkich skarbów.

38


6. ŚWIAT KOBIET

Byłam świadkiem sceny, której nigdy nie zapomnę.

Każdego roku Mir wykonuje zbiorową ceremonię zaślubin. Na tę okazję wybiera się jeden dzień w pierwszym tygodniu grudnia.

Trudno komukolwiek w Hunzie zapomnieć o rocznicy ślubu, ponieważ wszyscy biorą ślub w tym samym czasie.

Jednak w czasie naszego pobytu Mir zaplanował wesele poza sezonem, jako specjalną uroczystość dla dwóch młodych ludzi, którzy opuszczali Hunzę i udawali się do skautów w Gilgit — do garnizonu pakistańskiej armii, który strzeże szczytów okalających Himalaje.

Była to pierwsza ceremonia ślubu w Hunza, która została sfilmowana. Ponieważ ceremonia ta tradycyjnie odbywa się w grudniu, nie było dotychczas możliwości, aby ktoś z zewnątrz był na niej obecny, bo w okresie zimowym drogi są zazwyczaj nie do przebycia.

Namówiłam Mira, żeby poprosił kobiety do uczestnictwa w uroczystoś­ciach „poza sezonem". Zaproszenie zostało im przesłane w ostatniej chwili, ale mimo to nie straciły wiele czasu na to, aby pobiec do domu i włożyć swoje najlepsze ubrania. Wystroiły się i uczesały bujne włosy, wklepały trochę morelowej oliwy w skórę twarzy, nałożyły wszystkie klejnoty, jakie mogły znaleźć i udrapowały swoje śliczne szale na okrągłych kapeluszach. A potem z błyszczącymi podnieceniem twarzami ustawiły się na dachach, aby obserwować ceremonię zaślubin i następujące potem tańce. One same jak paciorki, które tak uwielbiają, były podobne do wielobarwnego wspaniałe­go naszyjnika szczęścia, gdy tak stały na tle błękitnego himalajskiego nieba.

Królowa, księżniczki i ja zwrócone w stronę podwórza udekorowanego na tę okazję patrzyłyśmy z tarasów królewskiej letniej rezydencji w Altit, gdzie odbywają się coroczne ceremonie ślubne. Miałyśmy dokładny widok na wnętrze domów, poprzez jedną ścianę, którą zostawia się zawsze otwartą na werandę każdego domu. Kobiety nie wiedząc, że są obserwowane, zaczęły

39


przygotowania. Było oczywiste, że każda z tych kobiet jest bardzo świadoma swojego wyglądu i chociaż miały obserwować uroczystość z dachu, mimo to chciały wyglądać atrakcyjnie. To przekonało mnie, że bez względu na to gdzie kobieta się znajduje, nigdy nie zapomina, aby starać się być piękną i kobiecą.

MAŁŻEŃSTWO W STYLU HUNZA

U Hunzów małżeństwo jest święte i dlatego ślubu udziela się w czasie zimy, gdy wszystkie ciężkie prace są zakończone i jest czas na prawdziwe celebrowanie uroczystości przez kilka dni, picie domowego wina z winog­ron, tańce i śpiewy.

Panowie młodzi wykonują specjalny saber dance. Zwykle noszą wtedy ozdobne nakrycia głowy przystrojone klejnotami, które są ślubnymi prezentami dla ich narzeczonych.

W tym tańcu prezentują agresywną naturę swoich rozmiłowanych w wojnie przodków.

Mir powiedział mi — Matka pana młodego spędza miesiąc miodowy z młodymi małżonkami, spełniając rolę przewodnika i nauczyciela. Małżeńs­two jest sprawą zbyt poważną, aby je pozostawić przypadkowi.

Uśmiechnęłam się, ale nie skomentowałam.

W dawnych czasach rodzice mieli prawo decydować o tym, kto, komu, jak i dlaczego i kiedy ma być poślubiony. Nie było wyboru. Ale dzisiaj, jakkolwiek małżeństwo dalej zależy od decyzji rodziców, dzieci mają bardzo konkretny udział w tej decyzji. Kandydaci na narzeczonych mogą oglądać się nawzajem z pewnej odległości, i jeżeli nie spodobają się sobie, szczera rozmowa z rodzicami może zmienić te plany. Tylko dwie księżniczki, córki Mira, nie spotykają swoich narzeczonych aż do dnia ślubu. Muszę przyznać, że ten zwyczaj nie wydaje mi się w porządku. Pytałam Rani, jak ona postępowała w sprawie wyboru mężów dla swoich córek.

— Próbowałam wybrać chłopców, którzy potrafiliby uczynić szczęś­liwymi moje córki — powiedziała uśmiechając się lekko. Chłopców, którzy pasowaliby dobrze do otoczenia rodzinnego.

W Hunzie rodzice narzeczonego przyprowadzają narzeczoną w dniu

40


ślubu. Tu nie ma okresu zalotów, ale nie ma też właściwie rozwodów. Widać stąd wyraźnie, że matka i ojciec dokonują dobrego wyboru.

KOBIETA HUNZA — PRACOWNIK, ŻONA

I MATKA

Mówi się, że kobiety Hunza dzielą odpowiedzialność „za dostarczenie fasoli do domu". Pracują ramię przy ramieniu ze swoimi mężczyznami w polu. We wsiach, mężczyźni, którzy nie wybierają pracy w polu, oddają się tak ważnym zajęciom, jak tkanie materiałów, szycie ciężkich ubrań, które trzeba nosić w czasie ostrych zimowych miesięcy i mielenie mąki. W Hunzie każdemu wolno wybrać sobie swoją profesję. Praca jest dla wszystkich.

Kobiety nie mają czasu na bezużyteczne plotki. Każdy dzień jest dobrze zaplanowany i każda praca musi zostać wykonana. Pracuje się spokojnie i umiejętnie, nie ma napięcia ani niepokoju. Niczego nie odkłada się na jutro. Kobieta Hunza wykonuje swoje obowiązki nie zajmując się tym, co robią sąsiedzi. Ale jeżeli sąsiad lub przyjaciel jest w potrzebie, zawsze jest gotowa do pomocy.

Widziałam kobiety Hunza ponad siedemdziesiąt i ponad osiemdziesiąt lat wykonujące ciężkie fizyczne prace bez najmniejszych oznak zmęczenia... A osiemdziesięcioletnia żona ogrodnika odbywała dwa razy dziennie mozolną drogę 1200 stóp do swojego domu powyżej pałacu.

Kobiety Hunza są smukłe, proste i chodzą posuwiście, co robi wrażenie, jak gdyby spacerowały po chmurach, które mogłyby odpłynąć gdyby zrobić zbyt ciężki krok.

Chociaż kobietom Hunza nie wolno brać udziału w działalności publicznej, podobnie jak wszystkim kobietom mahometańskim, są one głęboko szanowane przez swoich mężczyzn. Nie tylko wykonują obowiązki domowe takie same, jak wszystkie kobiety na świecie i pracują razem ze swoimi mężami w polu, ale gdy przychodzi do zabawy, to mimo że nie biorą w niej udziału, zawsze tam są i przyglądają się z odległości. W ciągu minionych kilku łat wiele tradycyjnych zakazów spośród islamskich praw zostało odrzuconych. Kobiety Hunza nie noszą już dziś zasłon na twarzy i chodzą wszędzie swobodnie. W miarę upływu czasu niewątpliwie zaczną odgrywać bardziej aktywną rolę w społeczności swojego kraju.

41


Mówi się w Hunzie, że rodzenie dzieci jest obowiązkiem kobiety, zapewnia jej hart ducha, zdecydowanie i zdrowie. Jeżeli kobieta cieszy się doskonałym zdrowiem, nigdy nie ma trudności w urodzeniu dziecka. Tu kobiety są tak zdrowe, że wcale nie potrzebują pomocy lekarskiej.

Rani powiedziała mi, że wkrótce po urodzeniu jednej ze swoich córek, pojawił się w pałacu jej ojciec. Przybył z sąsiedniego okręgu. Powitała go w drzwiach mówiąc, że właśnie przed chwilą został dziadkiem.

Matka karmi piersią chłopca przez trzy lata, a dziewczynkę przez dwa lara. W tym czasie, aby uchronić się przed ponowną ciążą, przebywa z dala od męża i żyje bez żadnych emocjonalnych zakłóceń. To działa bardzo dobrze w Hunzie, ale ja nie polecałabym takiego postępowania dla nas. Jednak wiele z tego możnaby się nauczyć.

Dr Robert C. McCarrison, brytyjski chirurg, który spędził siedem lat u Hunzów, pisał: „Dzieci Hunzów są wychowywane zgodnie z zamierzenia­mi natury przy piersi matki. Jeżeli to źródło pokarmu zawodzi, to dziecko umiera. Ostatecznie w przyszłości oszczędza im się dolegliwości gastrycznych, których źródłem tak często jest pierwsza butelka".

Możliwe, że karmienie piersią ma ogromny wpływ nie tylko na stan fizyczny, ale też umysłowe postawy i rozwój dziecka. Jednak nawet w naszym zachodnim świecie u matek, które karmią piersią śmiertelność dzieci jest wysoka. W Hunzie praktycznie zjawisko to nie istnieje. Może dlatego, że matki w Hunzie mają lepszą dietę i w konsekwencji mleko lepszej jakości.

Dzieci w Hunzie otrzymują znakomity start w życie i ten dobry start jest niewątpliwie wynikiem znakomitej diety ich matek. Kolejną wskazówką świadczącą o wpływie jakości odżywiania się matki (przed urodzeniem dziecka), są ich zęby, które kształtują się w okresie płodowym w dziąsłach już przy urodzeniu. Dzieci Hunzów mają doskonałe, białe zęby i nie używają ani proszku, ani pasty, ani szczotki do zębów. Czyszczą zęby małymi gałązkami, które żują do chwili, aż przypominają szczotkę i tą „szczotką" czyszczą zęby i masują dziąsła. Masaż jest bardzo ważny, ponieważ doprowadza krew do powierzchni dziąseł i utrzymuje je w zdrowiu i aktywności.

Znamy zjawisko szeroko rozpowszechnionych chorób zębów w cywili­zowanych społeczeństwach. Ale dzieci Hunza nie jedzą słodyczy, lodów ani nie piją napojów chłodzących. Jadają mnóstwo świeżych owoców i żują

42


suszone owoce, podobnie jak surową marchewkę i inne surowe warzywa. A jako napój piją wodę bogatą we wszystkie składniki mineralne, naturalnie czystą, przynoszoną na dół z lodowców. Jedzą niewiele, tu nie ma dosyć jedzenia na to, aby stać się żarłokiem.

URODA KOBIET

Stare powiedzenie „kobiety są kobietami" jest znane tak samo dobrze w Hunzie jak w Nowym Yorku, Londynie lub Timbuktu. Pomimo faktu, że kobieta od stuleci jest tu odseparowana od społeczności, udało się jej w pełni podtrzymać swoją kobiecość.

Uroda, podobnie jak u kobiet na całym świecie, jest dla kobiet Hunza sprawą ważną. Zawsze są starannie ubrane i stale dbają o poprawę swojego wyglądu.

Klejnoty wprost je urzekają. Bransoletki, naszyjniki, kolczyki, one przepadają za nimi, dopóki błyszczą i mienią się kolorami. O, jak one kochają kolory!

Każda kobieta i dziewczyna nosi małą zawadiacką okrągłą czapeczkę, umieszczoną zabawnie na czubku głowy. Ten kapelusik jest wyhaftowany bogatymi kolorami w żywe wzory. Można nawet pozwolić sobie na nazwanie ich „szczęśliwymi kapeluszami", ponieważ jest po prostu niemoż­liwe, żeby spojrzeć na któryś z nich i nie uśmiechnąć się z radością. Przy kapeluszu noszą długą woalkę z szyfonu. Jest ona udrapowana dokoła głowy i spływa na stanik i ramiona. Wtedy, gdy kobiety muzułmańskie zakrywały twarze, ten szyfon służył im jako zasłona do szybkiego ukrycia twarzy, gdy jakiś mężczyzna pojawił się w pobliżu. Teraz jednak, gdy ta stara tradycja zanika, kobiety w Hunzie zachowały ten wdzięczny ubiór głowy, nie są jednak tak skore do zasłaniania twarzy, lub ukrywania swojej wspaniałej cery, którą zawdzięczają cudownemu działaniu oliwy morelowej.

Kobiety i dziewczęta zdają się być uosobieniem zespołu matki-córki. Nie tylko noszą ten sam rodzaj kapeluszy, ale całe ich ubranie jest identyczne. Ubiór kobiety składa się z szerokich spodni, które wyglądają jak coś pośredniego między piżamą i marynarskimi spodniami. Te spodnie są zazwyczaj zrobione z białej bawełny, lnu lub jedwabiu. Na nie nakłada się

43


wdzianko, które przypomina okrycie chińskiego marynarza z głębokimi rozcięciami po obu stronach.

W Hunzie dominuje kolor czerwony, jako najjaskrwaszy jest on najpopularniejszy. Gdziekolwiek się idzie, przez wieś czy na pole, czy do starożytnych kamiennych fortec wysoko w górach, wydaje się jak gdyby jakiś swawolny bóg upodobał sobie krajobraz w tym wibrującym kolorze.

Podobnie jak wszystkie kobiety, kobiety w Hunzie nie mają nigdy dość ubrań. Ale w Hunzie te narzekania są uzasadnione tym, że kobiety na ogół nie biorą udziału w uroczystościach i publicznych imprezach.

Kobiety w Hunzie nie troszczą się przemijaniem czasu, ponieważ czasu nie mierzy się tu zegarami ani kalendarzami. Czas ocenia się zmianami pór roku, a każda pora roku przynosi wrażenie nowości, nie łączy się z obawą że czas nieodwołalnie nam się wymyka. Natomiast na Zachodzie, gdzie życie jest zdominowane zegarami i kalendarzami, mamy skłonność do trak­towania każdej mijającej chwili jako kawałka życia, które umyka nam okrutnie, aby nigdy nie powrócić. Każda taka umykająca odrobina czasu przybliża nas do starości i wreszcie do śmierci. Tak bardzo martwi nas starzenie się, że w rezultacie przyspieszamy ten proces. Kupujemy sobie kremy i wydajemy niezliczoną ilość dolarów w nieokreślonej nadziei zatarcia niepożądanych zmarszczek. Następnie, po zastosowaniu owych rzekomo skutecznych środków, zamiast zająć się swoimi sprawami dając im szansę działania, stajemy przed lustrem i tak się martwimy, że powstają nowe zmarszczki. Ale nie z powodu wieku, lecz ze zmartwienia. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości sami zamartwiamy się na śmierć.

Kobiety Hunza mają śliczną cerę. Ich dzieci mają piękną skórę, żadnych krost ani innych oszpeceń. Oczywiście ich pokarm jest prosty, zdrowy, nie jedzą cukru, ani żadnych innych naszych cywilizowanych smakołyków — lodów, słodyczy, napojów.

To może być bardzo pocieszająca myśl, gdy dowiadujemy się, że nasza skóra starzeje się nie z powodu upływu lat, ale z zupełnie innego powodu. Zmarszczki i fałdy, które zaczynają pojawiać się na skórze dorosłych są wywołane przez codzienne pozostałości kurzu, brudu, tłuszczu, na które skóra twarzy jest wystawiona. Fizjologia mówi, że nadmiar płynu wy­dzielanego przez pory ciała, pokrywa całą powierzchnię skóry. Ten płyn zawiera nieco tłuszczu, który pozostaje na skórze wtedy, gdy zawartość wydzielonej substancji wyparuje. Połączone osady przywierają do zewnętrz-

44


nej warstwy skóry, a potem wnikają głęboko w jej pory. Stopniowo tworzą cienką warstwę, jakby powłokę, która narasta, gdy stajemy się dorośli.

Są dwie warstwy skóry twarzy, wewnętrzna i zewnętrzna:

1. Krew odżywia skórę od wewnątrz. Wewnętrzna warstwa skóry otrzymuje pokarm za pośrednictwem drobnych naczyń krwionośnych, które powinny mieć nieograniczoną możliwość przepływu krwi, dla wypłukania zgromadzonych toksycznych odpadów.

2. Tlen odżywia krew z zewnątrz. Pory w naszej skórze są maleńkimi nozdrzami, które służą do oddychania. Rozszerzają one zakres wydzielania materiałów odpadowych i wspierają proces utleniania.

Ciężkie kremy przywierają do skóry i zamykają pory dopóki one nie przestaną funkcjonować normalnie. Gdy pory zostają zamknięte od ze­wnątrz, dopływ tlenu zostaje zamknięty, co ma wpływ na zabarwienie skóry i dlatego pory muszą zostać opróżnione z substancji odpadowych, zanim będą mogły odzyskać możność wykonywania tej roli, jaką im natura wyznaczyła. Może się wydać zaskakującą wiadomość, że bruzdy i zmarszczki tworzą się właśnie w tej warstwie skóry, a nie, jak się na ogół sądzi, w samej prawdziwej skórze.

W sklepach są do nabycia środki, które usuwają tę dodatkową zewnętrzną warstwę na skórze i działają na zewnętrzne osady, a następnie stymulują dopływ krwi do tkanek skóry i pomagają w przywróceniu jej normalnego funkcjonowania. Wiele moich przyjaciółek zastosowało się do tej zasady i uzyskało widoczne rezultaty.

Obecnie wiele rodzajów kosmetyków robi się z czystych pokarmów. Avocado, papaje, migdały, miód, zioła, morele, oleje, różne minerały i witaminy są wykorzystane do tego, aby przywrócić, poprawić i zachować kobiecą urodę.

Mamy szczęście, że nauka robi postępy w zakresie nowych, cudownych odkryć i udoskonaliła jakość olejków roślinnych, które są tak pożyteczne przy pielęgnacji skóry i nie szkodzą delikatnym tkankom twarzy i szyi. Ostatnio złożyłam wizytę w laboratorium zajmującym się wytwarzaniem tych naturalnych kosmetyków w El Monte w Kalifornii i byłam zdumiona widząc tam całe kosze cytryn, pomarańczy, moreli, avocado i papaya, nie mówiąc już o wielu innych gatunkach owoców i warzyw.

Aby zachować ten promienny „młody" wygląd, trzeba także unikać zmarszczek i fałd na szyi, bo jak wszyscy wiemy, te dwie rzeczy uważa

45


się zawsze za bezpośrednią wskazówkę do określenia naszego wieku. W rzeczywistości nie jest to prawdą, bo szyja i twarz mają bardzo mało gruczołów łojowych, dlatego wysuszenie i zmarszczki zewnętrznej warstwy skóry mogą być spowodowane brakiem pielęgnacji oraz zbytnim wy­stawianiem skóry na słońce lub wiatr, albo zimne powietrze. Dlatego trzeba stale zwracać uwagę, aby tych miejsc skóry nie pozostawiać nigdy bez stosowania odżywczych naturalnych olejków.

OGNISKO DOMOWE, DOM I PORZĄDEK

DNIA

Domy w Hunzie są zbudowane z kamieni. Stosując te same zasady co przy budowie tarasów, kamienie dopasowywuje się jedne do drugich. Oczywiście przy budowie domu robi się ściany znacznie grubsze. Każdy dom jest dwupoziomowy. Góra nie ma okien, ale część dachowa używana jest jako weranda, z której można się zachwycać widokiem. Oba poziomy połączone są drabiną, po której Hunzowie wchodzą na górę i schodzą w dół jak akrobaci, w doskonałej równowadze. Niższe piętro zajmują w zimie. Jedynym źródłem ciepła jest mały piecyk zbudowany na środku pokoju. W suficie jest mały otwór, którym ulatnia się dym. Ma on połączenie z otworem w suficie na drugim piętrze. Jest to również jedyne źródło wentylacji. Latem rodzina przenosi się na górę.

W jednym pokoju przechowuje się żywność na zimę i jest tam specjalne osobne miejsce na żywność odłożoną dla kogoś, kto by jej potrzebował w zimie. „Kochaj bliźniego jak siebie samego" — przykazanie to tutaj jest wykonywane w jego pełnym znaczeniu.

Mebli jest mało, ponieważ większość drzew rosnących w dolinie została tutaj kiedyś sprowadzona z zewnątrz. Dlatego jeżeli ścina się jakieś drzewo, to tylko w przypadku absolutnej konieczności, takiej jak potrzeba opału lub budulca.

W Hunzie każdy mężczyzna, kobieta czy dziecko prześcigają się w bezinteresowności i sami czują się odpowiedzialni za to, aby wszystko robić najlepiej jak potrafią. Ich filozofia jest prosta: wierzą w Boga i w to, że On jest partnerem wszystkich swoich dzieci we wszechświecie i że

46


stworzył człowieka po to, aby budował, cieszył się i kochał, a nie niszczył i psuł.

Praca w Hunzie zaczyna się wcześnie, o piątej godzinie. Jak na nasze upodobania może zbyt wcześnie, ale tutaj nie ma nafty ani świec, więc oni chodzą spać w chwili, gdy robi się ciemno. Gdy słońce śpi za szczytami gór, jako jedyna latarnia służy nocą himalajski księżyc. Całe drewno na ogień musi być zachowane na miesiące zimowe, kiedy temperatura w porównaniu do letniej spada o 80 do 90 stopni F poniżej zera. Dlatego jeżeli dzień pracy ma być dobrze wykorzystany, musi zacząć się jak najwcześniej.

Każdego dnia jada się dwa posiłki, tylko rano gospodyni przyrządza skromne śniadanie. Około południa korzystają z pierwszego posiłku. Jedzenie jest witalną częścią egzystencji i oni jadają głównie dla zdrowia, a nie tylko dla samej przyjemności smakowej, chociaż i tą ostatnią znajdują w swoich potrawach. Potrawy nie są obfite, a menu nie zmienia się często, ale może to jest właśnie kluczem do ich nadzwyczajnego zdrowia, ponieważ ich żołądek nie jest stale przepełniony nadmiarem mieszaniny rozmaitych pokarmów.

Podstawą ich diety są czapati. Chociaż my wykształceni na Zachodzie słyszymy ostrzeżenia, aby nie jeść zbyt dużo chleba, Hunzowie wydają się mieć opinię przeciwną. Oczywiście czapati są robione z mąki, która nie przechodzi przez nasze nowoczesne procesy mielenia i dlatego zachowuje wszystkie składniki odżywcze.

Musimy również pamiętać, że praca fizyczna wykonywana przez tych ludzi każdego dnia, jak również i to, że wspinają się na zbocza wzgórz na swoje pola powoduje, że nadmiar węglowodanów spalają o wiele szybciej niż pozwala na to nasz sposób życia. W wyniku tego nie ma w Hunzie ludzi otyłych, ani potrzeby przyjmowania tabletek czy środków odchudzających, nikt tu nie mówi ani nie myśli o stosowaniu diety.

47


7. GRY, ZABAWY, SPORT

W języka Hunzów nie ma słowa „nudzić się". Między pracą a zabawą nie ma ostrej granicy. Hunzowie często odchodzą od pracy, aby wziąć udział w grach lub tańcach. Potem, kiedy rozrywka się skończy, wracają na pole, aby pracować dalej.

Pewnego dnia zostaliśmy zaproszeni do udziału i do sfilmowania gry w siatkówkę. Mężczyźni z całej doliny przyszli do Baltit, aby w niej uczestniczyć i wrócić do domów po zakończeniu.

W grze mieli stanąć do walki „młodzi" mężczyźni z doliny (szesnaście do pięćdziesięciu lat) przeciwko starszym (wszyscy powyżej siedemdziesięciu lat). Do młodych mężczyzn zaliczono Mira, jego syna księcia korony, kilku nauczycieli ze szkół i różnych wieśniaków. W drużynie starszych był m.in. mężczyzna mający sto dwadzieścia pięć lat!

Obie drużyny stanęły do zaciętej gry w skwarnym upale popołud­niowego słońca. Jeżeli nawet któryś z graczy w pewnej chwili w czasie gry poczuł się zmęczony, to nie było to widoczne. Wszyscy grający wydawali się odprężeni i spokojni, jak gdyby rozgrywali przyjacielską partię kanasty.

Jest taki zwyczaj, że drużyna zwycięska otrzymuje od drugiej strony owcę. Ponieważ państwo jest małe i pastwisk niewiele, owiec jest tu mało i dlatego wartość tych zwierząt jest duża. Po uzyskaniu nagrody przez zwycięską drużynę, następuje zawsze potem uroczystość.

Mecz siatkówki został wreszcie zakończony. Wygrała drużyna młodych, jakkolwiek tylko kilkoma punktami. Gdy wyraziliśmy nasze zdumienie z powodu odporności starszych mężczyzn, Mir powiedział z uśmiechem: — „Kiedy jest lepsza okazja, żeby ludzie dowiedzieli się, że nasi stuletni mężczyźni nie czują się bardziej zmęczeni niż dwudziestoletni? I uważaj co mówisz — żartował — gdyż wkrótce nasi ludzie stuletni odczują swój wiek potrójnie i będzie im się wydawało, że się starzeją".

Tego samego dnia byliśmy zaproszeni do udziału w jednym ze spotkań

48


Mira z jego doradcami. Byłam ogromnie ciekawa, jak wygląda sąd Hunzów w codziennej praktyce, ponieważ jest to jedyny kraj na świecie, gdzie aczkolwiek nie ma przestępstw, prawo jest bardzo ściśle przestrzegane. Mir i jego radni spotykają się codziennie na posiedzeniach. Radni są reprezentan­tami z różnych wsi i każdy ma rangę „starszego". Zazwyczaj „starszy" farbuje swoją brodę henną, co jest oznaką wyróżnienia. Ci mężczyźni ze swoimi czerwonymi brodami w porannym słońcu na tle Mount Rakaposhi wyglądają bardzo ładnie.

Każda wieś próbuje rozwiązać swoje problemy przy pomocy starszego, który nazywa się arbab. Jednak jak można się spodziewać, pewnych sytuacji nie można rozpatrywać bez pomocy i rady Mira i jego radnych.

Zazwyczaj spotykają się oni przed nowym pałacem w patio. Siedzą na ziemi w półkolu, podczas gdy Mir siedzi na podwyższonym podium okrytym perskim dywanem. Niekiedy rada spotyka się na tarasie przed starym pałacem, który został zbudowany przez Hunzów około 600 lat temu. Kiedyś stary pałac służył jako niezdobyta forteca. Teraz jest używany jako miejsce sesji sądowych lub celebrowania uroczystości.

Z trudem wspinałam się po stromej drodze do starego pałacu, który tego dnia został wybrany na spotkanie. Byłam zasapana i spocona od upału tego letniego dnia. Dokoła mnie szli ludzie Hunza. Uśmiechali się życzliwie, żaden nie był zasapany ani spocony. Szli łatwo i szybko, z wdziękiem, jak gdyby wznosili się do góry po ruchomych schodach. Niektórzy z nich przeszli drogę do Baltit z odległości 10,15 lub 20 mil. Mieli pokonać tą samą odległość w tym samym dniu i resztę dnia spędzić przy pracy w polu.

Wkrótce usłyszałam znajomy głos i Mir oraz Książę Korony minęli mnie idąc posuwiście do góry, a Mir zanim zniknął za wzniesieniem góry, pozdrowił mnie życzliwie mówiąc:

— „Do zobaczenia na górze!"

Było to ogromnie frustrujące, ale szłam dalej.

Stary Pałac ma trzy kondygnacje. W czasie narady członkowie sądu i premier siedzą po turecku twarzą w stronę Mira. Patrząc na tę sesję sądową, trudno było uwierzyć, że Mir dzierży władzę życia i śmierci swoich poddanych. To była debata otwarta i jeżeli któremuś ze starszych zdarzyło się nie zgadzać z Mirem, nie bał się wypowiedzieć głośno swojej opinii. Wkrótce zrozumiałam, że Mir był chętnym słuchaczem i doceniał opinie

49


innych,, jak również lubił słyszeć poglądy swoich ludzi na obecną politykę rządu.

Wydaje się, że jedyne utarczki które stale pojawiają się między Hunzami, dotyczą takich spraw jak nawadnianie i prawa wodne. Jednak wszystkie te utarczki są szybko uciszane. Każdy przypadek zostaje poddany pod głosowanie. Mir ma ostatni prawo do zabrania głosu i jeżeli chce, może założyć veto, przeciwko każdej decyzji. Ale, ponieważ jest on mądrym człowiekiem, w większości przypadków potwierdza decyzje rady. Problem zostaje rozwiązany, decyzja o tym, jak zaradzić zostaje przyjęta i wykonana. Hunzowie rozumieją, że nie ma sensu upierać się i odwoływać od decyzji, która raz już została podjęta. Zrozumiałe jest, że decyzja podjęta jest decyzją słuszną. W Hunzie jest to dobrze rozumiane i po zakończonej rozprawie nikt nie składa zażaleń. Często osoby zwaśnione, które przychodzą do rady na rozprawę, wracają do domów razem, jak pogodzeni przyjaciele.

Kilka dni potem Mir zorganizował mecz polo, sport o którym mówi się, że pochodzi z Gilgit sprzed wieków, gdy stacjonowały tutaj armie Dżingis Chana. Mówi się, że żołnierze Chana znudzeni przedłużającym się okresem bezczynności, dosiadali koni i przesuwali małe kamienie kijkiem. W końcu ta gra stała się sportem, który znamy dzisiaj i który został przyjęty przez wszystkich mieszkańców regionu Himalajów. Nazwę otrzymał jednak dopiero od nazwiska podróżnika weneckiego, Marco Polo, który przebywał w tym regionie w 13 wieku.

Mimo braku ziemi, każda wioska wygospodarowuje sobie kawałek płaskiego gruntu do gry w polo. Jest on starannie utrzymywany i zawsze w doskonałym stanie. Tak więc pewnego pięknego, pogodnego popołudnia wszyscy zgromadziliśmy się na terenach do gry w polo w Baltit, aby oglądać grę. Siedzenia dla nas były ustawione na podwyższonym podium. Fakt, że zostałam posadzona obok Mira był dla mnie pocieszający, ponieważ słyszałam pogłoski o tym, jak dzika może być wersja pola w wykonaniu Hunzów.

Niebo, z wyjątkiem kilku delikatnych chmurek nawianych ze szczytu Mount Rakaposhi, miało delikatny chociaż głęboki ton błękitu. Słońce było wysokie i gorące, ale rząd uśmiechniętych, zadowolonych służących stał za nami z parasolkami, które dawały dobrą osłonę przed upałem.

Po obu stronach pola zebrali się mężczyźni w swoich najlepszych strojach. Siedzieli po turecku (ze skrzyżowanymi nogami) w małych grupach

50


i wyglądali bardzo malowniczo pośród drzew rosnących wzdłuż całej długości pola. Grała orkiestra i niezwykłe melodie tańców hunzyjskich brzmiały zachwycająco. Wreszcie zaczęły się zawody, muzyka się zmieniła i przez cały czas trwania gry bębny i flety wybijały takty wojenne.

Na zewnątrz pola stały kobiety na wierzchołku dachów i przyglądały się zapasom. Wreszcie pojawił się na polu młody jeździec, przystojny mężczyzna siedzący prosto i dumnie w swoim siodle. Nie miał kapelusza i w jasnym blasku słońca jego czarne włosy nabrały odcienia platyny.

Mir przechylił się do mnie i powiedział:

— To jest mój siostrzeniec. On jest wspaniałym jeźdźcem, dosiada
mojego osobistego ulubieńca, ale pozwalam mu jeździć na tym koniu,
ponieważ on wie jak postępować z takim zwierzęciem. Mamy w Hunzie
zawody łucznicze rozgrywane na koniach. On to teraz zademonstruje
i pokaże ci swoją zręczność w tej grze. Widzisz tam, na końcu pola ułożoną
małą kupkę ziemi? Zwróć uwagę na mały kawałek papieru leżący w środku.
Jeździec ma przebić ten papier swoją lancą, aby osiągnąć cel.

Obserwowałam jeźdźca galopującego z wdziękiem z jednego końca pola na drugi i obniżającego swoją lancę. Wykonał pierwszą próbę i chybił. Spróbował jeszcze raz i znów chybił! I jeszcze raz i znów chybił! Słyszałam niecierpliwe pomruki tłumu poniżej, zwróciłam pytające spojrzenie na Mira.

Mir potrząsnął głową z zadowoleniem i odwzajemnił moje pytające spojrzenie.

Za kilka chwil ten „najmłodszy" osiemdziesięciopięcioletni podniósł się niezdecydowanie, a wtedy, zachęcony przez oklaski tłumu, skoczył jak kot na grzbiet konia i przegalopował przez pole w kierunku tarczy. Przy pierwszym podejściu przebił papier. Powiewając w powietrzu lancą z jej zdobyczą, usiadł w siodle możliwie wysoko wyprostowany, a jego ogorzała twarz uśmiechała się szeroko.

Po tym wydarzeniu, mężczyźni i konie przygotowali się do gry w polo, ustawiając się wszyscy w jednym szeregu, twarzą do Mira, aby poprosić go o błogosławieństwo. Mir rzucił piłkę i gra się rozpoczęła.

51


Rzeczywiście to było dzikie widowisko. Piłka przelatuje tu i tam, w przód i w tył. Grali energicznie, kołysząc młotkiem do polo we wszystkich kierunkach i czasem trafiając w czyjąś głowę, zamiast w piłkę.

Stwierdzałam, że zęby mogą być wybite i kości złamane, ale gra idzie dalej i mężczyźni nie rezygnują tak długo, aż któryś z nich wygra. (To tłumaczy te bezzębne uśmiechy, które czasem widuję). Ponieważ w Hunzie nie ma dentystów, zęby nie są wstawiane. W lepszej sytuacji są gracze, którzy doznali złamania kości. W każdej wsi jest nastawiacz kości i każdy z nich dobrze wykonuje swój zawód. Przez cały czas mojego tutaj pobytu nie widziałam ani jednej osoby kalekiej. I oczywiście wszyscy wracają do zdrowia bardzo szybko ze względu na swój doskonały ogólny stan zdrowia.

Wojownicze poło jest jedną z nielicznych pozostałości wojennej prze­szłości Hunzów. W tych prawie ziejących nienawiścią widowiskach wy­czuwałam krew ich gwałtownych, dzikich przodków, ale trwa to tylko w czasie gry. Oni grają zawzięcie aż do końca, z trudem przestrzegając reguł. Ktoś musi wygrać, nawet gdyby gra miała trwać godzinami. Wypadki są przyjmowane jako naturalna konsekwencja gry.

Grający zachowują się dziko i nierozważnie. Zawody są rozgrywane bez odpoczynków i trwają, aż jedna strona uzyska zapis dziewięciu trafień. Każdy gracz, który chwyta piłkę w locie, może przejechać z nią przez bramkę, ale jego przeciwnicy mają prawo używać wszelkich sposobów oprócz morderstwa, aby temu zapobiec.

Zauważyłam, że jeden z graczy krwawił z otwartej głębokiej rany na głowie. Krew zalewała mu twarz i koszulę. Ale wydawał się nie zwracać na to uwagi. Wyjął tylko chusteczkę i zawiązał nią ranę możliwie najciaśniej, robiąc coś w rodzaju opaski zaciskowej, i grał dalej do końca.

W Hunzie nie ma lekarzy z wyjątkiem przygodnych cudzoziemców, ludzi, którzy przyjeżdżają, aby podziwiać naszą fenomenalną odporność na pospolite choroby. Wyznaczyłem specjalny budynek do tego, aby służył jako klinika. Cudzoziemcy przyjeżdżają do nas przyglądać się i badać naszych

52


ludzi, domyślam się, aby znaleźć przyczyny tej niezwykłej kondycji naszego starszego pokolenia. Tylko kilku pacjentów szukało porady medycznej w przypadku niewielkich skaleczeń lub podobnych niedyspozycji. Jednak większość z nich przychodzi do mnie po moją cudowną maść, prostą maść, którą stosuję na wszystko.

Podczas mego pobytu był tu młody pakistański lekarz, który prosił o wyznaczenie mu stanowiska, aby mógł praktykować w Hunzie przez kilka lat. To było prawie nie do wiary.

Gdy gra się skończyła ranny mężczyzna wziął udział w tańcach, które pokazuje zwycięska drużyna. Nie wyglądał ani blado ani słabo.

Zwycięzcy ukłonili się z wdziękiem i gra była skończona — bajeczna demonstracja zręczności, wytrzymałości i doskonałego zdrowia.

55


8. JAK DOŻYĆ STU LAT?

— Urodziny powinny być szczęśliwymi dniami, dniami dziękczynienia
za to, że się żyje i jest się zdrowym — zawołał Mir. Wiek nie ma nic
wspólnego z kalendarzem, Wiek jest po prostu dojrzewaniem umysłu i ciała.
Tu w Hunzie wiek człowieka liczy się tylko jego osiągnięciami, im więcej
osiągnął, im więcej mądrości zdobył, tym większa jest jego wartość
i dojrzałość. W tym kraju człowiek patrzy przed siebie, pełen szczęśliwego
oczekiwania na swoje urodziny.

Spokojny uśmiech błąkał się po jego wargach.

— Mam wrażenie, że tutaj jest zupełnie inaczej niż w innych krajach.
Tutaj młody człowiek zazdrości staremu, jestem pewien, że gdyby to było
możliwe, wielu młodych ludzi próbowałoby zwiększyć liczbę swoich lat, tak
aby móc zdobyć trochę więcej szacunku i podziwu od innych młodych.

Mir wydawał się czytać w moich myślach i mówił dalej.

54


Zawsze twierdziłem, że człowiek jest podobny do rośliny. Musi mieć bardzo silne poczucie przynależności, w przeciwnym razie więdnie i umiera, tak samo jak roślina umiera, jeżeli zostanie umieszczona w obcej, jałowej ziemi. Zabrać mężczyznę lub kobietę tylko dlatego, że osiągnął pewien wiek i umieścić go w jakimś miejscu odpoczynku z dała od kontaktu z jego funkcjonującym dalej społeczeństwem, to jest to samo co wyrok śmierci.

Wyjeżdżam za granicę i spotykam ludzi innych krajów lub innych ras. U większości z nich dostrzegam napięcie i niepokój. Na dnie wszystkiego jest niezdolność do odprężenia. Popatrz na ludzi Hunza przy pracy i w czasie odpoczynku. Oni są całkowicie odprężeni, zupełnie na luzie. Popatrz na przykład na naszą królewską kucharkę, która siedzi godzinami po turecku na podłodze piekąc czapati. Przy swoich dziewięćdziesięciu latach ma ręce silne i młode.

Najlepszym umysłowym lekarstwem jest pogoda ducha, gdy cieszysz się ze swojej pracy, wykonujesz ją w sposób swobodny. Nienawiść i narzekanie tworzą napięcie i powodują nerwowość. Czy nie wiesz, że jesteśmy lustrzanymi odbiciami naszych myśli?

51


Obserwowałam ich wiele razy przy różnych zajęciach, tak samo jak w czasie medytacji i wyczuwam w nich całkowity wewnętrzny spokój.

Moi ludzie pracują powoli, bez wielkiego pośpiechu i niektórzy wątpiliby, czy oni w ogóle coś osiągają. A ja mogę Panią zapewnić, że oni każdego dnia osiągają bardzo dużo i w żadnym razie nie można ich uznawać za ludzi leniwych. Niektórzy mylą lenistwo z odprężeniem.

— Nie, proszę pana, pana ludzie na pewno nie są leniwi. Pamiętam, że
kiedy tu jechałam zaimponowała mi ich wytrzymałość, która była wspaniała.
Podziwiałam ich świetną kondycję. Bez względu na to, jak ciężką pracę
wykonywali na drodze, w straszliwym upale, zawsze byli uśmiechnięci.

Oczy Mira lśniły dumą. — Moi ludzie mają opinię najlepszych pracowników. Jeżeli tylko jakaś praca może być wykonana, to ona na pewno zostanie wykonana.

56


energii. Osoba umiejąca się odprężać, cieszy się żywotnością i wytrzymałoś­cią i wykonuje swoje prace szybciej niż ktoś, kto pracuje w stanie napięcia. Ciało i umysł są ze sobą ściśle połączone i funkcjonują razem.

Mir miał rację. Wiele razy, chodząc po ulicach Baltit, widziałam ludzi siedzących na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczami, obojętnych na świat zewnętrzny. Spokojnie przechodziłam obok nich nie zakłócając im spokoju. Raz widziałam dziecko około sześciu lat siedzące obok starszego mężczyzny, może ojca, w dokładnie takiej samej pozycji. Jego oczy były zamknięte, a na twarzy widniał promienny uśmiech.

W centrum cywilizacji człowiek jest przyzwyczajony uważać, że musi nieustannie gromadzić coraz więcej dóbr materialnych, wysilając się do granic szaleństwa. Czyniąc tak traci zdolność do odnawiania swojej wewnętrznej siły, wskutek czego jest stale poddany wielkim napięciom, które zużywają jego siłę i odporność fizyczną. Następnie karmimy nasze ciała jedzeniem, w którym brakuje podstawowych składników odżywczych. Nie mamy czasu aby usiąść, odprężyć się przez kilka minut i pozostawać w ciszy. Nie mamy czasu na codzienny spacer lub ćwiczenia. Napięcie nerwowe skraca nam życie. Człowiek łatwo wpada w irytację, nie potrafi osiągnąć zupełnego spokoju umysłowego, ponieważ jego mięśnie, nerwy i mózg są nieustannie w stanie wielkiego napięcia.

Nagle zrozumiałam, że ci ludzie posiadają ten nieuchwytny sekret szczęścia, który może być kluczem do źródła mądrości. Bez pomocy wykształcenia i książek, zdobyli wielką wiedzę o wszystkim — wiedzę o odprężeniu, spokoju umysłu i długim życiu.

57


Gdybyśmy tylko wszyscy mogli to sobie uświadomić i o tym pamiętać, o ileż lepsze mogło by być nasze jutro. Teraz właśnie jest pora, aby dokonać podsumowania i oceny naszego zdrowia, naszych myśli, naszego środowis­ka, osób, z którymi pracujemy, pracy, którą wykonujemy i starannego zanalizowania kierunku wszystkich naszych poczynań. My też możemy zaplanować doskonałe życie, możliwe do przyjęcia dla każdego niezależnie od jego upodobań. „Otwarty umysł jest źródłem wiecznej młodości".

Byłam wdzięczna Mirowi za tę rozmowę. W znacznym stopniu udało mi się oczyścić swój umysł. Jakim wielkim umysłem był Mir i jakim wielkim duchem! Jakim szczęściem było dla mnie poznanie jego i jego rodziny i uzyskania prawa do tytułu ich „siostry".

„Bezczynność emeryta jest znacznie większym wrogiem życia niż praca". Takich słów użył. Wstałam z łóżka i stanęłam w oknie.

Jasny księżyc oświecał lodowe zbocza Mount Rakaposhi, oblewając całą dolinę eteryczną poświatą dostatecznie jasną, abym mogła rozpoznać pobielane domy o milę stąd. Nie było widać żadnego światła i to miejsce wydawało mi się niezaludnioną częścią reszty świata. Przez chwilę wzięłam jasny księżyc za oznakę brzasku.

Po cichu wyślizgnęłam się z domu. Cisza była absolutna. Żaden pies nie zaszczekał, żadnego zgrzytu hamulców, żadnego głosu klaksonów. Powiet­rze było przyjemne i chłodne. Pogodę można by porównać z kalifornijską. Noce są zawsze chłodne i świeże, nawet wtedy, gdy temperatura dnia dochodzi do 100 stopni F i wyżej. A i w ciągu dnia jest tu zawsze chłodna bryza od strony gór.

Uprzytomniłam sobie, że te szczyty górskie chronią tę wąską dolinę od przeszło z tysięcy lat, zabezpieczając jej cywilizację przed resztą świata, pozwalając na rozwijanie się wytrzymałych, odważnych łudzi o nieporów­nywalnie długiej linii życia.

Może oprócz wspaniałego sposobu odżywiania Hunzów kluczem do ich nadzwyczajnej długowieczności była ich postawa umysłowa. Jeszcze do niedawna wielu naukowców uważało, że każda żyjąca istota ma ustalony „zegar" tykający i dyktujący granicę życia. Ale ostatnie doświadczenia i istnienie Hunzów dowiodły, że nie jest to prawda.

Czy mogłoby tak być, że wiek jest przede wszystkim stanem umysłu? Czy to możliwe, że sekret życia wiąże się raczej ze stanem psychicznym niż fizycznym? Czy możliwe jest, aby Amerykanin osiemdziesięcioletni miał

58


taką samą postawę w stosunku do życia jak chłopiec dwudziestoletni, tzn, jeździł na koniu, grał w tenisa, brał udział w zapasach itp. Czy mógłby robić to wszystko dokonując jedynie zmiany diety i głębokiego przeobrażenia stanu umysłu? I czy to prawda, że kiedy ludzkie ciało osiągnie pewien punkt, zaczyna nieuchronnie podupadać?

„Bezczynność emerycka jest znacznie większym wrogiem życia niż. praca", przypomniały mi się znowu słowa Mira. Jak wielu znam ludzi, którzy zostali dosłownie zmuszeni do tego, aby odejść na emeryturę? Wielu! Tylko niewielu z nich chciało odejść a mimo to większość po prostu po osiągnięciu pewnego wieku opuściła swoją pracę. Często o tym słyszałam, ale nigdy do tej pory nie zastanawiałam się nad tym.

Wiek nie powinien mieć nic wspólnego z planem odejścia na emeryturę. Jeżeli człowiek jest fizycznie i umysłowo zdolny do pracy i chce pracować, to dlaczego ma być skazany na grę w brydża, kąpiele mineralne i frustrację związaną ze świadomością swojej społecznej nieprzydatności tylko dlatego, że ma akurat tyle lat?

Bez możliwości działania i bez przekonania, że starsza osoba jest wciąż integralną częścią wspólnoty pozostaje tylko jeden koniec — powolna stagnacja duchowa. Kiedy duch raz już upadnie, wtedy ciało zaczyna tracić bodziec do wytwarzania silnych mięśni, kości, tkanek i komórek aż do momentu, gdy pewnego dnia jakaś mała cząstka zespołu ludzkiego mechanizmu po prostu przestanie funkcjonować i wtedy łatwo przychodzi śmierć.

To było właśnie to, co Mir miał na myśli. W Hunzie nie istnieje coś takiego jak emerytura. Tutaj ten samotny anioł zwany śmiercią nigdy nie odnosi łatwego zwycięstwa.

To doprowadziło mnie do nieuniknionego pytania, jakie stale sobie stawiałam: na czym polega wartość tego zdumiewająco długiego życia? Czy kobiety Hunzów są zadowolone ze swojej długowieczności? Czy to możliwe, że one nigdy nie narzekają na powtarzające się bez końca robienie czapati lub oleju morelowego? Czy nie znudzi ich nigdy chodzenie do rzeki, aby się kąpać i prać bieliznę? Czy one nigdy nie cierpią z powodu niemożności brania udziału w zabawach i grach, które tak ubarwiają życie mężczyzn? Czy nie czują pretensji za brak wykształcenia?

A czy mężczyzna Hunza jest zadowolony ze swojej długowieczności? Czy to możliwe, że on nigdy nie ubolewa nad swoją bez końca trwającą

59


harówką na polu? Czy nie jest nigdy ciekawy, widząc mężczyzn i kobiety zza gór, co znajduje się poza tajemniczymi granicami Karakorum i Himalajów? Czy nie doznaje poczucia braku, gdy spotyka wykształconych ludzi Zachodu?

Moje myśli przerwał przenikliwy śpiew. Brzmiał jak ommmomommmm i odbijał się echem za nieprzenikliwymi ścianami gór. Był to jakby głos z nieba, wołający do ludzi na ziemi.

Pierwszego dnia pobytu w Hunzie, gdy ten głos obudził mnie o świcie myślałam, że to ktoś śpiewa do mnie serenadę. Ale gdy stwierdziłam, że nikogo nie ma pod moim oknem, zasnęłam z powrotem. Gdy spytałam o to Mira powiedział, że każdego ranka o godzinie 3.30 rano w lecie człowiek odprawiający modły wzywa Hunzów, aby wstawali i modlili się zanim zaczną pracę. A wieczorem, gdy słońce zachodzi, znowu wzywa ich do modlitwy zanim udadzą się na spoczynek.

Ponieważ nie ma tu elektryczności, nafty ani świec, Hunzowie są zmuszeni wcześnie wstawać i wcześnie chodzić spać. Na szczęście akceptują taki sposób życia bez sprzeciwu.

Z usłyszanym ostatnio śpiewem opanowało mnie skryte uczucie spoko­ju. Tak tu spokojnie i pięknie! Ludzie zaczynają opuszczać swoje domy bez hałasu, jak gdyby bali się zepsuć ciszę leżącą nad doliną. Niektórzy szli w kierunku małego meczetu, budowanego w każdej wsi, gdzie spotykają się na modlitwy. Niektórzy siadają przed swoimi domami lub na otwartych balkonach na drugim piętrze — wszyscy są jednakowo pogrążeni w głębo­kiej medytacji.

Ja również modliłam się w spokojnej medytacji. Wesoły głos przywołał mnie do rzeczywistości... „Salaam, Missy!" Był to jeden z młodych Hunzów, którego znałam, mężczyzna około dwudziestotrzyletni, żonaty i dumny ojciec pięcioletniego chłopca.

Nie mogłam się powstrzymać, aby nie podziwiać jego świetnej wymowy w angielskim, którego uczył się w szkole w Rawalpindi. Zadając mu pytania czułam się tak, jakbym pytała samą siebie, ponieważ on doświadczył życia poza tą wschodnią wspólnotą i nie rządziły nim uprzedzenia. Gdy powtórzyłam mu moje pytania, zapatrzył się w zadumie na krańce wsi, gdzie pierwsze promienie wschodu zaczynały rozjaśniać wzniesienia Góry Raka-

60


poshi. Robiło to wrażenie, jak gdyby góra rumieniła się na myśl, że jest widziana w całej swojej wspaniałej nagości.

On kiwnął głową.

Gdy odszedł, uprzytomniłam sobie że Hunzowie nauczyli się akcep-

61


tować swoje życie i przeżywają je w pełni. On toleruje dolegliwości i trudności zimy ponieważ wie, że to pozwoli mu podwójnie docenić obfitość i piękno wiosny. Toleruje duszny upał lata, ponieważ wie, że chętnie będzie wyglądał na chłodny wiatr jesienny.

Gdy spacerowałam po wąskich uliczkach wsi, mijali mnie wieśniacy idący na swoje pola. Pozdrawiali mnie z przyjaznym uśmiechem. Jakież zadowolone i szczęśliwe twarze, są one odbiciem spokoju, który panuje w ich umysłach.

Na kamiennej ławce obok mojego domu siedział starszy mężczyzna z dzieckiem na ręku. Ponieważ tutaj mężczyźni zostają ojcami w wieku osiemdziesięciu i dziewięćdziesięciu lat, mógł on być ojcem tego dziecka. Zatrzymałam się, chciałam z nim porozmawiać, bo wyglądał na kogoś, kto ma mądrą, starą duszę. Możliwe również, że zna angielski i mógłby odpowiedzieć na kilka moich pytań. Wymieniliśmy pozdrowienia i odsunął się robiąc mi miejsce na ławce obok siebie. Spojrzał na mnie z przyjaznym uśmiechem. Jego czarne oczy jaśniały blaskiem młodości. Jego gęste czarne włosy i gładka skóra na twarzy wskazywały na to, że jest młodym człowiekiem, ale możliwe, że według kalendarza nie był już taki młody. Dziecko było do niego uderzająco podobne. Na pewno był jego ojcem!

Podziwiałam ich obu i nie mogłam się powstrzymać, aby nie zadać pytania: — Ile pan ma lat? Dla nas, ludzi zachodu, nasz wiek jest sprawą stałe obecną w naszej świadomości, dlatego jest to jedno z pierwszych pytań, jakie nam zadają nowi znajomi, albo wtedy, gdy zgłaszamy się do pracy. Od najwcześniejszego dzieciństwa wiek jest niezmiennie tematem omawianym wszędzie jednakowo wśród starych jak i młodych — wszyscy się go boją jak trucizny.

— Proszę pani, mój wiek mnie nie interesuje. Ilość lat, które przeżywa­
my nie jest sprawą ważną. Ważny jest gatunek, rodzaj tych lat. Wieczne życie
oznacza jakość życia, a nie długość jego trwania. Człowiek osiemdziesięcio­
letni może być młody, a trzydziestoletni może być stary.

Jego filozofia była zdumiewająca. Wyglądał na około 50 łat, ale powiedział że ma 80. Dziecko siedziało spokojnie uśmiechając się. Dzieci w Hunza zachowują się tak grzecznie i w obecności dorosłych słuchają uważnie, jak gdyby rozumiały znaczenie rozmowy.

— Myśleć o wieku to stawać się jego niewolnikiem — ciągnął dalej.
— Dlaczego mamy zastanawiać się nad dodawaniem dwudziestu czterech

62


godzin naszemu ciału, dlatego, że Ziemia dokonała kolejnego obrotu dokoła Słońca na swojej odwiecznej drodze? Nikt nie potrafi określić twojego wieku, dopóki mu się nie powie. Gdyby człowiek potrafił żyć bez zegarów i kalendarzy, lepiej by mu się wiodło! My określamy czas patrząc na słońce, gwiazdy i na niebo — w jaki więc sposób liczba dni miałaby wpływać na nasz wiek?

W tym człowieku było tak wiele energii i życia. I tak wiele naturalnej mądrości i zdrowego rozsądku. Chciałam słuchać go jeszcze, więc siedziałam spokojnie i zachęcałam aby mówił dalej.

— Prawdziwą myślą przewodnią życia jest wzrastanie, a nie starzenie się. Życie się nie starzeje. Życie, które przepływa przez nas, gdy mamy osiemdziesiąt lat jest to samo, które pobudzało nas w dzieciństwie. Ono się nie starzeje ani nie słabnie. Tak zwany wiek jest tylko upadkiem entuzjazmu, wiary w życie i woli postępu. Ja mam osiemdziesiąt lat! Nie czuję żadnej różnicy od czasu, kiedy miałem dwadzieścia lub czterdzieści, lub nawet nie wspomina, że jest on lub ona za stary do robienia czegoś, a na pewno nigdy nie jest się za starym do tego, aby żyć i być szczęśliwym. Ja chodziłem do szkoły w Gilgit i uczyłem się z waszych wielkich książek, ale nasi ludzie tutaj, w każdym razie większość z nich, uczy się od przyrody i sami wiedzą, co jest dla nich dobre.

Uczeni zachodni zgadzają się teraz, że wczesne starzenie się nie jest konieczne i że każdy człowiek może odnowić swoją młodość i odzyskać żywotność wtedy, gdy przestaną istnieć choroby. Jest już teraz dobrze znanym faktem, że komórki naszego ciała stale się odnawiają. Dawniej sądzono, że całkowita odnowa dokonuje się tylko co siedem lat, ale teraz mówi się, że odnowa pewnych komórek jest kwestią miesięcy. W naszych ciałach trwa nieustanny proces odrzucania komórek zużytych i zastępowanie ich innymi.

Jeśli to prawda to wszyscy ludzie mogą czerpać z tego korzyści. Możemy zacząć odżywiać się tak, aby nowe komórki rodziły się zdrowe i mocne. Z czasem nasze ciało zostanie odmłodzone. Możemy też ćwiczyć nasze ciała i umysły i kontrolować emocje.

Starzejemy się, ponieważ wierzymy, że tak musi być. Natura wytwarza komórki ciała, a my wyciskamy na nich piętno naszymi nawykami myślowymi, czyniąc je tym, czym natura nigdy nie zamierzała aby były. To

63


wprost zdumiewające, jak mało interesuje się ludzkość badaniem rzeczywis­tej przyczyny degenerowania się komórek.

Życie jest nieustannym procesem niszczenia i odbudowy. Potencjalnie jest ono doskonale zrównoważone, ale ludzka ignorancja i błąd kolidują z tą rytmiczną równowagą. Nasze ciało ma wrodzoną i praktycznie nieo­graniczoną siłę odnawiania się. Jeżeli potraktujemy życie jako coś wiecznego i nie ulegającego destrukcji, wtedy pozostanie młodym zarówno umysłowo jak i fizycznie i sprawnym w nieskończoność, stanie się możliwe.

Starzenie się, nawet godne, wyszło z mody. Dr Joseph W. Still z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w Waszyngtonie, mówi: „Starzenie się jest po prostu chorobą".

A Dr Henry S. Simma z Uniwersytetu Kolumbia w New York City, jeden z czołowych ekspertów geriatrii utrzymuje, że „Jeżeli ktoś pozostaje tak zdrowy, jak wtedy gdy miał 15 lub 20 lat, to mógłby żyć nawet setki lat". Ma on przez to na myśli, że długość życia każdej istoty zależy od tego, jak szybko dojrzewają komórki jego ciała.

Dr Lord Taylor, jeden ze znakomitych lekarzy angielskich, powiedział w House of Lords in London: „Jeżeli ludziom udałoby się unikać wszystkich chorób serca i naczyń krwionośnych, wydaje się, że nie byłoby specjalnego powodu, dla którego mieliby oni w ogóle umierać".

Jeżeli jest to prawdą, to czyż teoria Hunzów nie dowodzi, że śmierć jest decyzją wyboru!

Rosjanie również szukają sekretu wiecznego życia. Jeden z ich wybit­nych uczonych, Wladimir T. Kuprewicz, powiedział: „Dlaczego człowiek miałby umierać z powodu starości? Ja uważam proces starzenia się za zjawisko nienormalne. Jestem pewien, że możemy znaleźć sposób wyłącze­nia tego mechanizmu, który powoduje starzenie się komórek. Człowiek, którego komórki ciała byłyby wiecznie odnawiane w miarę ich starzenia, mógłby stać się nieśmiertelny. Uczeni na całym świecie są przekonani, że ich eksperymenty w tym zakresie prowadzą do rewolucji o znacznie większym znaczeniu niż bomby atomowe i wodorowe".

Każda z naszych komórek ma do wykonania specjalne zadanie i musi otrzymywać odpowiednie składniki pokarmowe, jeżeli ma to swoje zadanie wykonywać skutecznie. Gdy komórki się zużyją, są zastępowane przez inne i jeżeli dostarczony pokarm jest odpowiedni, nowe komórki podtrzymują zdrowie tych starych. Ciała większości ludzi zaczynają ulegać degene-

64


racji w połowie życia, ponieważ w ich diecie brakuje białka, witamin i składników mineralnych.

Skład ludzkiego ciała zależy od tego, co ono spożywa. Jedzenie jest tym, co gdy zostanie strawione, zaopatruje komórki w taki materiał, którego one potrzebują do utrzymywania swojej struktury w zdrowiu i równowadze, a swoich funkcji w normie. Dopóki odżywiamy nasze komórki zrów­noważoną dietą, dostarczając im podstawowego materiału, takiego jak tlen, woda, węglowodany, białka, witaminy, enzymy i składniki nieorganiczne, utrzymujemy je przy życiu i w dobrej kondycji. A wtedy nie będzie już żadnego powodu do tego, aby się starzeć.

Jakość pożywienia odgrywa ważną rolę w dostarczaniu niezbędnych do budowy ciała składników. W ogrodach i na polach Hunzów rosną produkty pożywne, ponieważ ich gleba jest bogata w składniki organiczne.

Ludzie na ogół zwracają mało uwagi na swoje zdrowie, dopóki go nie stracą. Musimy więc kierować się rozsądkiem, podobnie jak czynią to Hunzowie i niech naszym codziennym zwyczajem będzie, aby odżywiać się właściwie i żyć rozumnie.

Musimy sobie uświadomić, że zrównoważona, naturalna dieta dostarcza nam białek, witamin i minerałów, których nasze ciało potrzebuje. Gdybyśmy wszyscy żyli w Hunzie, nie potrzebowalibyśmy tak się tym niepokoić. Ale w innych regionach świata, gdzie tak wiele sztucznych pokarmów włącza się do codziennego jadłospisu, musimy sprawdzać, skąd pochodzi nasze jedzenie, w celu zabezpieczenia jego niezbędnej równowagi. W tej sytuacji jednak aby wzmocnić nasze ciała zrównoważonym pokarmem, potrzebne jest przyjmowanie tabletek i kapsułek. Musimy wiedzieć, jak przyjmować te dodatki, ponieważ jako pokarm powinny być one zharmonizowane z całą naszą dietą. Dlatego staranne studiowanie spraw odżywiania jest tak samo ważne, jak nauka pisania i czytania. Za ignorancję płacimy wysoką cenę.

Innym ważnym zagrożeniem zdrowia jest otyłość. Trzeba obniżyć swoją wagę i nie jeść za dużo. Twoje ciało nie może dźwigać dodatkowego balastu tłuszczu i wynocha z nim! Ponadto tłuszcz może powodować wiele kłopotów. Odżywiając się rozumnie nie musisz martwić się o te dodatkowe kilogramy. Należy mieć stale jednakową wagę! Nie wolno tyć tylko dlatego, że twojemu ciału przybyło kilka lat. Bądź tak jak dotąd aktywny, a nie zauważysz żadnej zmiany.

Przekazałem wam sekrety cudownych łudzi Hunza, ludzi, którzy

65


prawdopodobnie sami niezbyt jasno uświadamiają sobie wartość swoich rozumnych zwyczajów. Pisałam o ich stosunku do życia, o ich podejściu do trudności i niebezpieczeństw, do zmartwień i ciężkiej pracy. Wszystko wskazuje na to, że znaleźli sekret — jeżeli nie wiecznego życia — to życia bogatego w sto co najmniej lat, lat pięknych, pełnych wrażeń i satysfakcji.

Wy również możecie pić z tej samej fontanny młodości!

Teraz cała wioska już się obudziła i ludzie byli przy pracy. Starożytny zamek, który został zbudowany przez przodków Mira, stał w porannym słońcu. Przez 600 lat obronił się przed różnymi rodzajami pogody.

Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Był to mój przyjaciel, młody w wieku lat 145. Nie mówił ani słowa po angielsku, ale miał szczęśliwy uśmiech i gdy patrzył na mnie, czułam, że wiem, co on mówi. Pamiętał wiele cudownych opowieści i historii, które opowiadał dzieciom, a one z kolei opowiadały to innym. Jego długa biała broda była miękka, a jego białe włosy gęste i piękne. Wysoki i smukły wyglądał młodo w promieniach słońca.

Wymieniliśmy pozdrowienia uśmiechami, a ponieważ nie mogliśmy rozmawiać ze sobą, ja szłam za nim wijącą się w dół drogą. Jego wdzięczny krok i wyprostowana postawa przypomniały mi o mojej własnej: wypros­towałam plecy. On dumnie prowadził mnie do terenu gier, gdzie sam Mir grał w siatkówkę z kilkoma „starszymi". Większość starszych wyglądała według mnie na 50, może 60 lat. Ale wiedziałam, że oni są znacznie starsi. Mój stary przyjaciel, ten 145-letni, przyłączył się do ich grupy i też zaczął grać. Skakał do góry aby złapać piłkę, ja ledwie wierzyłam własnym oczom.

Ale gdy się żyje dłużej z tymi ludźmi, można się przyzwyczaić do cudów. Gdy gra się skończyła, mężczyźni poszli w kierunku starego zamku, w górę 1200 stóp, aby spotkać się z Mirem na swojej codziennej sesji. Ponieważ nie przewiduje się tam obecności kobiet, ja zostałam, podziwiając z daleka grupę wspinających się drogą na górę. Chociaż Mir zapraszał mnie wielokrotnie, aby wziąć udział w sesji, nie chciałam łamać ich zwyczajów i być inna niż ich kobiety.

Zamiast tego poszłam do budynku szkolnego. Gdy weszłam do pokoju, chłopcy wstali i krzyknęli po angielsku: „Dzień dobry". Nauczyciel tłumaczył im gramatykę angielską. Tutaj, w miejscu odległym o tysiące mil, dzieci uczyły się naszego języka. To była przyjemna myśl. Nigdy nie zapomnę ich młodych twarzy promieniujących zadowoleniem i radością i ich

66


błyszczących oczu, gdy siedzieli cicho i słuchali nauczyciela z ciepłą przychylnością wobec tego, co słyszeli.

Dzieci są tutaj traktowane z uprzejmością i one odpłacają tym samym. Dorośli wydają się być świadomi tego, że dzieci czerpią naukę z tego, co ich otacza, na co napotykają w otaczającym ich świecie. My uczymy nasze dzieci poprawnego zachowania, posłuszeństwa, dobrych obyczajów, a potem dorośli sami nie potrafią częstokroć kontrolować przed nimi swoich emocji. Pamiętam pewien kłopotliwy moment, gdy syn moich drogich przyjaciół powiedział mi po wysłuchaniu kłótni swoich rodziców: „Dobre wy­chowanie wydaje się być tylko dla dzieci".

Nie daleko stąd, mężczyźni, przy pomocy kopyt zwierząt młócili na klepisku zboże, aby oddzielić plewy od ziarna, które ma być przechowywane do późniejszego użycia. Grupa zwierząt — muły i krowy — były prowadzone przez mężczyzn dookoła małego pola, gdzie ziarno było rozłożone.

Wypełniony bogatą w minerały wodą kanał, wił się wstęgą przez wieś i dostarczał wody do nawadniania i potrzeb domowych. Wyglądał chłodno i nęcąco. Szary kolor nadawał mu wygląd „perłowy". Hunzowie nazywają ją „nasze lodowcowe mleko". Wszyscy piją dużo tej wody, nie gotowanej i nie filtrowanej. Nawet dzieci piją wodę prosto ze strumienia. Ci ludzie są wprost genialni w wymyślaniu rzeczy służących wygodzie, bez użycia narzędzi lub mechanicznych urządzeń. Niektórzy naukowcy, którzy analizowali ich wodę i znaleźli w niej bogactwo minerałów, sugerowali, że to właśnie woda może powodować ich doskonały stan zdrowia. Nasz organizm potrzebuje minerałów w dużych ilościach, a ta woda jest ich pełna.

Idąc wzdłuż strumienia dotarłam do wioskowego młyna. Tutaj główny młynarz był zajęty mieleniem świeżej mąki. Woda dostarczała siły do jego prymitywnych kamiennych urządzeń młynarskich. Dokoła kamienia leżała wspaniała mąka, a mężczyzna zbierał ją na jedną stertę. Dał mi pełną garść ziarna pszenicy, co przyjęłam jako gest przyjaźni.

Dowiedziałam się, że był on również głównym wioskowym tkaczem. Gdy skończył mleć mąkę tego ranka, zajął miejsce w ręcznym warsztacie tkackim w tym samym domku i pracował tam przez resztę dnia, tkając materiały na ubrania zimowe. Robił też z owczej wełny miękkie okrycia. Ten człowiek nie miał ziemi. Inni farmerzy dostarczali mu szczodrze jedzenie przez cały rok, a jego czas był poświęcony wykonywaniu rzemiosła.

67


Pieczenie odbywało się w specjalnym budynku na terenie pałacu. Królewski piekarz „Nannie", siedząc na podłodze na ugiętych nogach, wyrabiała ciasto na chleb na niskim stole stojącym przed nią. Była ona mistrzynią i nic dziwnego, przez siedemdziesiąt lat piekła czapati i inne smakołyki dla gospodarstwa pałacowego. Było tu przecież sto ust do nakarmienia, a teraz przybyło nas jeszcze siedmioro.

Książę następca tronu Ghazanfar grał w tenisa z przyjaciółmi. Zręcznie odbijał piłkę, na pewno nie był nowicjuszem. Cała rodzina królewska lubi tenis i w ogrodzie królewskim jest specjalny kort. Młodsi pływali w lodowa­tej wodzie w basenie pływackim. Te dwie nowoczesne gałęzie sportu w tym odludnym miejscu świata zdumiały mnie!

Wiśnie wisiały nisko i łatwo je było zerwać. Każda gałąź była pokryta owocami i jakkolwiek dużo się zrywało, zdawało się ich nie ubywać. Wszystkie wiśnie były soczyste i słodkie, ani jedna nie była z robakami. Patrzyłam na inne drzewa, każde było pokryte pięknymi owocami — jabłka, gruszki o niebywałych rozmiarach — każda ważąca pół kilograma. Brzoskwinie i morele soczyste i słodkie, a winogrona rosły w obfitości na ogromnych drzewach. Kobiety zrywały winogrona, aby robić z nich ocet i słynne hunzyjskie wino.

W Hunzie drzewa rosną i owocują przez pięćdziesiąt lat, ich czubki są ścinane i drzewa owocują dalej, co świadczy, że gleba jest bogata. Jej ręce poruszały się szybko i z wdziękiem. To były silne ręce, młode ręce. Ale ja wiedziałam, że ona ma prawie 90 lat. Narodowa sukienka, białe, nieskazitel­ne spodnie, czerwona długa bluza i kolorowa czapeczka wyglądały tak efektownie w tym prostym tle. Po obu stronach promieniującej twarzy zwisały luźno dwa czarne warkocze. Białe zęby połyskiwały między dobrze zarysowanymi wargami, których nie tknęła szminka. Nie było też żadnych innych śladów makijażu. Mimo to jej skóra była czysta i gładka, wyglądała zdrowo. Domyślałam się, że podziałała tu oliwa morelowa, albo świeże powietrze lub odpowiednie jedzenie, pogodne usposobienie, a raczej połączenie tego wszystkiego!

Jej pomocniczka, około siedemdziesięcioletnia, ubrana podobnie z uro­czym uśmiechem zajmowała się rzeczami, które ułatwiały pracę jej zwierzch-niczce. Na środku małego pokoju stał piec nakryty cienkim grillem, na którym kobiety te piekły czapati. Obie wyglądały smukło i wdzięcznie, promieniowało z nich zadowolenie.

68


Jest w tych ludziach coś takiego, co stwarza atmosferę życzliwości, co zapewnia, że zostanie się dobrze przyjętym. Jest jeszcze coś innego, o czym warto wspomnieć, stale słyszy się muzykę. Czy oni bawią się, pracują, odpoczywają lub ćwiczą, ktoś zawsze gra, stale słychać melodyjne tony, które zachęcają wszystkich do tego, aby nucić lub tańczyć. Dźwięki bębenka i fletu płyną łagodnie przez powietrze.

W powietrzu był czar letniego poranka. Zapach kwiatów przenikał milczący ogród — tę oazę zielonych trawników, kwiatów i drzew owocowych w okazałej oprawie urody Himalajów.

Całkowicie urzeczona urokiem całej tej doliny, przyjaznymi, uprzej­mymi i radosnymi ludźmi, patrzyłam na śniegiem pokryte wierzchołki gór, na ogrody z ich egzotycznymi klombami kwiatów i słuchałam muzyki zmieszanej ze słodkim pomrukiem wiatru. Wszystko widziałam w nowym świetle. Dlaczego nie możemy przyjąć, że zdolność cieszenia się życiem nie jest pustą dziecinadą, ale głębokim źródłem błogosławionego życia?

— Dzień dobry — dobiegł do mnie głos i przerwał moje rozważania.
To Jej Wysokość pielęgnowała swoje kwiaty. Jest ich tu niezmierne

bogactwo — wszystkie krzewy w kwiatach — te same kwiaty można znaleźć w naszej słonecznej Kalifornii.

Spotkanie Tani w środku tego wszystkiego jest jak znalezienie palącej się świecy pomiędzy uroczymi kolorami. Ona kocha naturę, barwy, przepływ siły życia... Ten ogród jest jej świątynią, która jest wszystkim, co zostało stworzone.

Ona wydaje się taka delikatna, ale gdy pozna się ją lepiej i obserwuje jej pracę, można wyczuć jej bezgraniczną siłę wiecznej energii. Jest zajęta przez cały dzień, tak samo jak inne kobiety w Hunzie. Zarządza swoim gospodarstwem domowym — ponad stu ludzi, którzy muszą być ubrani, nakarmieni i o których wszystkie potrzeby trzeba się zatroszczyć. Ona również udziela rad kobietom, które do niej codziennie przychodzą. Jest wielką pomocą dla swojego męża i zawsze po południu ma czas dla swoich dzieci. Naprawdę jej dzień jest dobrze zaplanowany.

Podeszła do mnie.

— Brakowało nam ciebie na śniadaniu — powiedziała po prostu
— i wiem, że będzie nam ciebie brakowało, gdy stąd wyjedziesz.

Wiedziałam, że jest szczera i wiedziałam także, że znalazłam nowego przyjaciela.

69


Wzięła mnie pod ramię i powiedziała: „Ale czym jest czas w porównaniu z wiecznością? Wrócisz tu! Każdy, kto rozumie nas i pokocha nasz kraj, tak samo jak ty, ten wróci! Może wtedy zostaniesz tu na dłużej! A teraz idź już, ja muszę wracać do moich obowiązków".

Byłam głęboko poruszona jej prostotą i skromnością, w kącikach oczu pojawiły się łzy, powstrzymałam się, aby nie zacząć płakać. W tym momencie życzliwość tego kraju zdawała otulać mnie i wzbogacać. Co jest większego wśród bogactw świata, które dziś są a jutro odchodzą, niż bogactwo boskiej miłości, tej miłości, którą Bóg obdarza tych ludzi? Boska miłość jest magnesem, który przyciąga wszystko, co dobre. Bogactwo boskiej miłości zaspokaja wszystkie ludzkie potrzeby.

\ \

70


9. ZADZIWIAJĄCA DIETA HUNZÓW

Przeszło pięćdziesiąt łat temu dr Robert McCarrison, znakomity angielski lekarz chirurg, podjął badania pewnych chorób powszechnych wśród ludów Azji.

Był zainteresowany odkryciem, w jakim stopniu choroby u Hindusów są powodowane niewłaściwym pokarmem. Napisał w swojej książce: „Moje doświadczenie dostarcza przykładu rasy nieprześcignionej w swojej fizycz­nej doskonałości i w ogólnej wolności od chorób. Odnosi się to do ludzi z państwa Hunza, znajdującego się w najdalej położonym na północ miejscu Indii. U tych ludzi trwanie życia jest niezwykle długie. W okresie siedmiu lat, które spędziłem wśród nich, moja pomoc lekarska polegała głównie na leczeniu uszkodzeń powypadkowych, usuwaniu starczej katarakty, operac­jach plastycznych ziarnistych powłok, lub leczeniu chorób zupełnie nie związanych z pożywieniem.

W czasie przebywania z tymi ludźmi nigdy nie zaobserwowałem przypadku zaburzeń trawiennych lub gastrycznych, wrzodu dwunastnicy, wyrostka robaczkowego, zapalenia okrężnicy, raka. Wśród tych łudzi nieznane są takie zjawiska, jak ból brzucha, wrażliwość nerwowa, zmęcze­nie, niepokój, przeziębienie. Zwrócenie uwagi na te części ich ciała z reguły kojarzono wyłącznie z poczuciem głodu. Rzeczywiście, ich brzuszne zdrowie, od kiedy wróciłem na zachód, dostarczyło mi rażącego kontrastu w porównaniu z dyspepsjami i dolegliwościami panującymi nagminnie w naszych wysoko cywilizowanych społec7xństwacb".

Absorbowało go wciąż pytanie: „Jak to jest, że człowiek może być tak wspaniałą istotą pod względem fizycznym iak Hunzowie?" Stąd prowadził obserwacje porównawcze w zakresie chorób u cywilizowanych i niecywili­zowanych ludzi.

71


W r. 1927 dr McCarrison został mianowany dyrektorem Nutrition Research in India.

Do swoich doświadczeń wybrał szczury albinosy. Szczury są często używane w żywieniowych badaniach laboratoryjnych, ponieważ lubią one te same pokarmy co ludzie. Ich życie jest krótkie, dlatego można obserwować całą jego historię.

Do pierwszej fazy eksperymentu dr Carrison wybrał szczury zdrowe i umieścił je w dobrych warunkach z dostępem do świeżego powietrza i słońca, wygodnie i czysto. Dieta składała się z pokarmów jadanych regularnie przez Hunzów: czapati robione z pełnej mąki, lekko po­smarowane świeżym masłem, kiełkowane nasiona strączkowe, świeża surowa marchew, surowa kapusta, surowe mleko, mała porcja mięsa z kośćmi raz w tygodniu i mnóstwo wody do picia.

W tym doświadczeniu prawie 1.200 szczurów poddano obserwacji od urodzenia aż do dwudziestego siódmego miesiąca życia, to znaczy do wieku, który odpowiada wiekowi około pięćdziesięciu lat u człowieka. W tym stadium szczury karmione dietą Hunzów były zabijane i starannie badane. Oto raport McCarrisona: „W ciągu tych 27 miesięcy nie zdarzył się ani jeden przypadek zachorowania w tym świecie szczurów, żaden zgon z przyczyn naturalnych nie nastąpił u dorosłych osobników i oprócz kilku wypadków śmierci niemowląt, nie było zupełnie zgonów wśród młodych. Zarówno badania kliniczne, jak i sekcje wykazały, że są one zupełnie wolne od wszelkich chorób. Możliwe, że miały jakieś ukryte dolegliwości tego lub innego rodzaju, ale jeżeli tak nawet było, to nie udało mi się znaleźć ani klinicznych, ani mikroskopowych objawów tych chorób".

Ale na tym jego eksperymenty nie kończą. Następnie wziął szczury chore i utrzymywał je również na diecie Hunzów. A one wszystkie wyzdrowiały. Następnie wziął grupę szczurów, które umieścił w czystym, wygodnym otoczeniu i karmił je takim pokarmem, jaki najczęściej jadają ludzie w Indiach. Szczury żyły na różnych indyjskich dietach, które składały się z ryżu, nasion strączkowych, gotowanych warzyw z przyprawami. Wkrótce zaczęły zapadać na różne choroby i dolegliwości. Ponad 2000 szczurów karmionych błędną dietą indyjską zapadało na schorzenia oczu, wrzody, czyraki, choroby zębów, skrzywienie kręgosłupa, wypadanie włosów, anemię, schorzenia skórne, serce, nerki, osłabienie funkcji gruczołów i mnóstwo dolegliwości trawiennych.

72


W kolejnych eksperymentach McCarrison dawał grupie szczurów dietę najbiedniejszych klas angielskich: biały chleb, margarynę, słodzoną herbatę, gotowane warzywa, puszkowane mięso, oraz tanie dżemy i galaretki. Na tej diecie u szczurów nie tylko rozwijały się wszystkie rodzaje chorób, ponadto stały się one kłębkiem nerwów. „Były nerwowe i skłonne do gryzienia swoich opiekunów. Żyły w niezgodzie między sobą, a wreszcie szesnastego dnia eksperymentu zaczęły się zabijać i zjadać słabszych spośród siebie".

Hunzowie jedzą głównie zboże (pszenicę, jęczmień, grykę i proso), zielone liściaste warzywa, ziemniaki, groch i fasolę, zielony groszek i inne strączkowe, świeże mleko i maślankę, lassi — klarowane masło i ser, owoce, głównie morele i morwy świeże i suszone w słońcu, mięso tylko przy wyjątkowych, rzadkich okazjach i wino robione z winogron.

Zanalizujemy wartość odżywczą każdego z tych produktów i zobaczy­my, dlaczego Hunzowie wybrali akurat te pokarmy do swojej diety.

Z pokarmów zbożowych i na chleb jadają pszenicę i mnóstwo prosa. Groszek jest czasem mielony razem z pszenicą, czasem fasola, jęczmień i groch, wszystkie zmieszane razem i mielone na mąkę, z której robią płaskie chlebki, zwane czapati. Mielenie jest też inne. W mące pozostają całe ziarna i to podnosi bardzo pożywność mąki. My zazwyczaj mielemy nasze ziarno na biały proszek i w większości przypadków odrzucamy wszystkie jego cenne składniki pokarmowe.

CHLEB (CZAPATI)

Chleb Hunzów jest zdrowy, nierafinowany, może nawet gruby, niedeli­katny, ale za to pełen wartościowych składników pokarmowych. W pionier­skich czasach w Ameryce zboże było mielone między dwoma kamieniami w małych ilościach, akurat takich, jakich trzeba na jeden dzień. Ale potem wzrost populacji zmusił ekspertów żywieniowców do wynalezienia innych środków produkcji i wielkich młynów do wytwarzania mąki w ogromnych ilościach.

Część ziarna zbożowego, z którego wyrastają nowe rośliny, nazywa się zarodkami. Te zarodki to rzeczywiście najwartościowsza część ziarna, ale ponieważ jest ona oleista, ma tendencję do szybkiego jełczenia i dlatego

73


przeważnie odrzuca się je z mąki przeznaczonej na sprzedaż, która ma być przechowywana, ponieważ powoduje jej psucie. Do sprzedaży trafia tylko biała skrobia.

Zewnętrzna osłonka ziarna nosi nazwę otrąb. W procesie przerobu przemysłowego lub mielenia ziaren, te otręby zostają również odrzucone. Gdy się je zostawia, nadają mące odcień brązowy. Ludzie przyzwyczaili się kojarzyć jakość mąki z jej czystym kolorem i konsekwentnie wolą wybrać mąkę białą niż ciemną. Głównym celem wytworzenia mąki przemysłowej jest to, aby w czasie długiego przechowywania nie psuła się i nie przyciągała robaków.

Zarodek pszenicy, dostarczający witaminy E, jest również częścią ziarna i wydaje się, że ono wzmacnia siłę seksualną zwierząt, które się nim żywią. Ta witamina wzmacnia całe zwierzę, zwłaszcza jego system rozrodczy oraz system hormonalny, a szczególnie takie organy, jak serce i poprawia ogólny stan mięśni. Pewien eksperyment przeprowadzony przez H. A. Mattill i opisany w „American Journal of Physiology" jeszcze w roku 1927 wskazuje, że witamina E, która znajduje się w olejku kiełków pszenicy, odgrywa ważną rolę w sprawności reprodukcyjnej zwierzęcia. Dr Evan Shute z Kanady, którego praca z witaminą E i chorobą serca stała się słynna, donosi w 1944 o używaniu witaminy E w terapii w przypadku zaburzeń rozrodczych.

Chleb Hunzów zawiera wszystkie cenne składniki pokarmowe pełnego ziarna. Może właśnie z tego względu Hunzowie cieszą się taką żywotnością i mają silne nerwy do późnego wieku, ponieważ do każdego posiłku jedzą dużo tego chleba. Może też dlatego mężczyźni mając 90 lat zostają ojcami, a kobiety 50-cio letnie matkami.

Ktoś powiedział: „Apetyt na białą mąkę, polerowany ryż i biały cukier jest ilustracją uszkodzenia instynktu ludzkiego, mającego służyć jako przewodnik w selekcjonowaniu pokarmów".

Możliwe, że postęp w świecie ludzkim następuje zbyt szybko i w tym procesie człowiek stracił cały instynkt i tak zwany zdrowy rozsądek odnośnie swojej diety.

Nasze nowoczesne bochenki białego chleba są wzbogacane sztucznie. Ale po co psuć naturalne dobro i zastępować je sztucznym? To wydaje się trochę głupie, gdy się nad tym zastanowić. I dlaczego właściwie musimy jeść biały chleb? Aby otrzymać bochenek białego chleba, pszenica musi być

74


zmielona i poddana takim obróbkom, które niszczą to naturalne źródło pożywienia.

Ludzie Hunza nigdy nie jadają białego chleba. Żyją od pokoleń na razowym chlebie czyli swoich czapati, i nawet nie uważają, aby biały chleb był smaczny. W czasie pewnej wycieczki próbowaliśmy nakarmić naszych kierowców makaronem z białej mąki, ale oni odmówili. Po prostu nie mieli apetytu na taką potrawę. Myśleli pewnie, że taka biała papka służy do karmienia ludzi pozbawionych zębów.

Czapati, które są podstawą ich diety, robione są z pszenicy, jęczmienia, gryki lub mąki z prosa. Są one bogate w fosfor, potas, żelazo, wapń, magnez i inne minerały, ponieważ w czasie przygotowania mąki z pszenicy nic nie zostaje odrzucone ani zniszczone. Takie czapati zawierają wszystkie pod­stawowe wartości odżywcze ziarna.

Zazwyczaj są przygotowywane w różnych kształtach, małe i duże, pieczone na ruszcie, zbudowanym nad otwartym niskim ogniskiem. Aby zrobić smaczne czapati, mąka musi być świeżo zmielona, razem z otrębami, potem ciasto ugniecione do odpowiedniej konsystencji (tylko doświadczona ręka potrafi określić tę „odpowiednią konsystencję"), tak aby czapati nie były twarde.

Pożądany smak czapati uzyskuje się dzięki dobrej jakości mąki oraz odpowiedniej jakości ciasta. Przepis jest prosty i każdy od dzieciństwa — chłopcy i dziewczęta — uczą się robienia czapati.

Podczas wycieczki, kiedykolwiek zatrzymywaliśmy się na odpoczynek, nasi kierowcy przygotowywali sobie na posiłek świeże czapati. Nosili ze sobą mały ręczny młynek i woreczek z pszenicą, robili świeżą mąkę na chleb, który piekli potem nad otwartym ogniem. Właściwy pokarm jest warunkiem życia, żaden Hunza nie będzie ryzykował swojego zdrowia. Dlatego, dokądkolwiek idzie, przestrzega swoich zdrowych zwyczajów jedzenio­wych. Nigdy nie opuści domu bez własnego ziarna i ręcznego młynka.

Czapati ma bardzo przyjemny smak, i dobrą do żucia konsystencję. Kawałek czapati z kilkoma morelami jest kompletnym posiłkiem dla każdego Hunzy, razem z kilkoma szklankami ich zimnego „lodowcowego mleka" (wody).

75


MLEKO

Mleko uważa się za pokarm kompletny i używa się go w rozmaity sposób. Najpierw oddziela się śmietanę od mleka, aby zrobić ghec. Zostawia się je po prostu w temperaturze pokojowej i gdy się zsiądzie, jest od razu gotowe do jedzenia. Smakuje bardzo dobrze i ledwie można zauważyć różnicę między ghec, a naszym zwyczajnym masłem. Biały ser robi się z tego, co zostanie po zebraniu śmietany — jest on w ich diecie ważnym źródłem białka.

Takie produkty jak masło, mleko i ser wyrabia się przeważnie z mleka koziego, i należą one do przysmaków. W wyższych regionach doliny, gdzie kozy i krowy nie czują się dobrze, źródłem produktów mlecznych jest zwierzę jak, które służy również do transportu i jako siła pociągowa.

Maślankę lub lassi popija się w czasie posiłków. Bardzo popularny jest jogurt. Hunzowie zazwyczaj kwaszą mleko, a nawet i maślankę, bo w postaci zakwaszonej przechowuje się znacznie lepiej. Tam nie ma lodówek, dlatego trzeba stosować inne sposoby, aby uchronić jedzenie przed zepsuciem. W kraju, gdzie ilość jedzenia jest ograniczona, ważne jest, aby uchronić się przed jego niszczeniem.

Ich metoda jest bardzo podobna do wytwarzania naszego gwaran­towanego mleka, która została wynaleziona przeszło sześćdziesiąt lat temu przez lekarza praktyka, dr Henry L. Coit z Newark, New Jersey. W roku 1893 Coit sformułował siedemdziesiąt przepisów dla produkcji gwaran­towanego mleka i zorganizował pierwszą Medical Milk Commission. Nowoczesne metody i umiejętności wpłynęły na pierwotne standardy, ale podstawowy system jeszcze dotąd działa. Gwarantowane mleko jest czyste, świeże i bardzo odżywcze. Oczywiście, im bardziej zdrowa jest dieta krowy, tym zdrowsze jest jej mleko. Zdrowotna kontrola produkcji gwaran­towanego mleka zaczyna się od gleby i prowadzi przez odpowiednie żywienie krowy. Ścisła kontrola laboratoryjna standardów żywieniowych dla krowy zapewnia maksymalną wartość pokarmową i jednakową jego jakość przez cały rok. A specjalne środki ostrożności zabezpieczają zawar­tość substancji odżywczych oraz zapachu gwarantowanego mleka.

Jednak stosowanie pasteryzacji nie uzyskało ogólnego uznania. Widocz­nie jest oczywiste, że ten proces ogranicza pewne jego cechy przynoszące zdrowie. Pasteryzacja sprawia, że białko mleka staje się gorsze w porów-

76


naniu z białkiem mleka surowego, ważnego dla organizmu, ponieważ jeden z wielu enzymów znanych nauce zostaje wtedy zniszczony, a ten właśnie enzym odgrywa ważną rolę w asymilacji substancji mineralnych z mleka. Gdy badają, aby się upewnić, że mleko jest należycie pasteryzowane, sprawdzają je również pod względem zawartości enzymu phosphatasy.

Ważną cechą zdrowotności mleka, która może zostać uszkodzona lub nawet zniszczona przez podgrzewanie, szczególnie przedłużone, jest obec­ność witaminy C. W procesie pasteryzacji temperatura zostaje podniesiona do 140 stopni Fahrenheita i utrzymywana przez pół godziny. Kolejna wada pasteryzowanego mleka została ujawniona dzięki pracy A. L. Danielsa i G. Stearnsa. Piszą oni: „Obserwowano dzieci, które otrzymywały pasteryzowa­ne mleko, a następnie mleko surowe szybko doprowadzone do wrzenia i oziębione... te ostatnie przyniosły znacznie lepsze wyniki w zakresie zdrowia i wagi badanych dzieci". Stwierdzają, że pasteryzacja prowadzi do wytrącenia niezbędnych soli wapniowo-fosforowych i że przedłużone ogrzewanie ogranicza właściwości zdrowotne mleka. Jakkolwiek zakwasza­nie mleka też niszczy pewne jego elementy, to już lepsze jest niż pasteryzacja.

WARZYWA

W codziennej diecie Hunzów warzywa odgrywają doniosłą rolę. Uprawiają je podobnie jak my, ale jadają je głównie w postaci surowej. Gotowanie ograniczają z powodu małej ilości opału. Drewna jest tam bardzo mało, a węgla i gazu nie ma wcale.

Uprawiają szpinak, sałatę, marchew, groch, rzepę, dynię, młode liście różnych ziół, kiełkują nasiona strączkowe i jedzą je. Używanie ziół do gotowania i do sałatek jest upowszechnionym zwyczajem, a bardzo lubiana jest herbata ziołowa. Często jednak jada się ziemniaki i rzodkiewki.

Gdy już gotują warzywa, robią to w zakrytym garnku, tak że światło nie niszczy wartości odżywczych. Ta metoda jest podobna raczej do naszego duszenia niż gotowania. Ogień utrzymuje się mały, co powoduje, że jedzenie gotuje się we własnym sosie, nie trzeba potem podlewać wody. Wody w ogóle dodaje się bardzo niewiele i po ugotowaniu podaje się ją razem z jarzynami albo wypija, ale nigdy się nie wylewa. Bo w ten sposób straciłoby

77


się fosfor, wapń, żelazo, jod i wiele innych cennych substancji. Ponadto, oprócz skrobania warzyw i obierania owoców, gotujemy nasze makarony w wysokiej temperaturze i wtedy ulega zniszczeniu większość ich cennych składników. W miarę upływu czasu, jadając takie pokarmy, pozbawiamy nasze ciało niezbędnych składników odżywczych, które są mu potrzebne do zachowania zdrowia.

Naturalnie warzywa Hunzów pochodzą prosto z ogrodu. Oni je po prostu tylko obmywają z ziemi i zjadają surowe (najczęściej) lub gotują w skórce. Nigdy nie wyciskają ze swoich warzyw soków, ani nie skrobią skórki, tak jak my to robimy. Skórka zawiera cenne sole mineralne, niektórych z nich brakuje w soku oraz w warzywach grubo oskrobanych lub obieranych.

Niestety, w naszym kraju musimy myć i skrobać warzywa i owoce, a nawet obierać, ponieważ używamy różnych trujących oprysków, i w ten sposób traci się cenne składniki zawarte w skórce.

Bóg stworzył człowieka zdrowym i dlatego człowiek powinien uczyć się pielęgnować to i robić wszystko, co w jego mocy, aby wybierać rozumne wzory dla zachowania zdrowia i młodego ciała.

SAŁATKI

Sałatki są istotną częścią każdego posiłku i — podaje się je na półmisku z przyprawą z octu winogronowego i z morelowym olejem tak, aby każdy mógł dobierać sobie tyle ile chce. Różne warzywa i ich połączenia pokrojone na sałatkę są zawsze świeżo wyrwane z ogrodu. Podaje się również warzywa w całości.

MIĘSO

Hunzowie nie są wegetarianami. Jednak mięso naprawdę rzadko gości na ich stole! Bydła nie ma dużo, ponieważ zwierzęta takie, jak krowy, owce i kozy trzeba karmić, a jedzenia też jest mało, pastwiska ograniczone i mięso

78


podawane jest tylko przy pewnych rzadkich specjalnych okazjach, zazwyczaj podczas świąt i wesela.

Ale kiedy zwierzę już zostanie zabite, zostaje zużyta cała jadalna część mięsa. Mięso jest zazwyczaj przyrządzane w postaci duszonej (gulaszu). Zostaje pokrojone i zmieszane z warzywami, nakryte szczelnie i zostawione na ogniu tak długo, aż zmięknie. Do zupy dodaje się utartą pszenicę lub proso. Dla odmiany podaje się do gulaszu ryż.

Kurczęta mają naturalną skłonność do dziobania nasion, a ponieważ nasiona są w Hunzie cenniejsze niż pieniądze, dlatego nie wolno mieć kurcząt w państwie. Ostatnio, ponieważ sprowadzono ich trochę, jajka stały się wielkim luksusem. Ponieważ nie ma tu psów, dzieci odkryły, że kurczęta, jeżeli są właściwie wyhodowane, są miłymi zwierzętami domowymi. W niektórych domach kurczęta dosłownie „rządzą grzędą".

OWOCE

W Hunzie w wielkich ilościach rosną jabłka, gruszki, brzoskwinie, morele, czarne i czerwone wiśnie i morwy.

Morele jada się surowe w lecie i suszone na słońcu w miesiącach zimowych. Nawet pestki moreli są wyjmowane, rozbijane i ich jądro zjadane. Są one smaczne i widocznie bardzo pożywne (zdrowe). Jeszcze inny pokarm został odkryty w pestce, mianowicie olej, używany przez Hunzów w dużych ilościach.

Nas uczy się, że dieta powinna składać się z białka, węglowodanów, tłuszczy, minerałów, witamin, wody i tlenu. Wątpliwe jednak, czy Hun-zowie zdają sobie sprawę z tych ważnych faktów.

Nieliczne krowy i kozy nie dają mleka tyle, aby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie na tłuszcze, dlatego kobiety Hunzów muszą szukać innego źródła tłuszczu, aby uzupełnić dietę swojej rodziny i poprawić smakowitość potraw. Wiedziona instynktem lub naturalną mądrością, znalazła go w najmniej prawdopodobnym miejscu — w nasieniu (pestce) moreli. I odtąd wiedza ta jest przekazywana od matki do córki, ponieważ jest to metoda skomplikowana i wymaga umiejętności i cierpliwości.

Ponieważ olej morelowy ma tak duże znaczenie dla ich diety, każdy

79


rolnik uprawia drzew morelowych więcej niż jakichkolwiek innych owo­ców. Mówi się nawet, że wybór narzeczonego zależy od tego, jak wiele ma on drzew morelowych. Kobieta nie może mieć ziemi na własność, gdy decyduje się żyć sama, albo gdy zostaje wdową, ale i wtedy zachowuje prawo do posiadania drzew morelowych.

Ponieważ w nasionach jest ślad kwasu pruskiego, a jego nadmiar może być szkodliwy, zostaje wyznaczony jeden człowiek do kontrolowania drzew morelowych. Jego zadanie polega na tym, aby próbować smak owoców z każdego nowego owocowania, tak samo jak nasion. Jeżeli jest w nich choćby ślad goryczy, drzewo zostaje wycięte. Gleba zasobna w substancje mineralne rodzi owoce wysokiej jakości i każde drzewo jest zasypane od dołu do góry obfitością dużych, dorodnie wyglądających owoców.

Mir mówiąc o glebie, powiedział: „Ona jest łaską Boga, trzeba jej strzec jak skarbu i walczyć o nią".

Na dobrej glebie drzewa morelowe wspaniale owocują i w lecie każde drzewo całe jest pokryte morelami. Mir powiedział, że taka gleba jak u nich jest darem Boga.

Uczeni odkryli, że w tym oleju z moreli jest bogactwo nienasyconych kwasów tłuszczowych. Jedną z największych korzyści z tego oleju jest jego znaczenie dla zdrowia. Zadziwia wprost to, że Hunzowie nie zapadają zupełnie na choroby krążeniowe, ataki serca i zawały. Musi istnieć związek między ich sposobem odżywiania i sposobem życia. Ich starzy mężczyźni mogą wspinać się na góry lub pracować cały dzień na polu bez śladu zmęczenia.

Dziś morele są nie tylko najpopularniejszymi owocami, ale są wykorzys­tywane najbardziej wszechstronnie. Ich oleju używa się do gotowania, do przyprawiania sałatek, jako przyprawy do pokarmów i jako lekarstwa, a nawet jako kosmetyk do skóry i włosów. Używają tego oleju mężczyźni, kobiety i dzieci i widocznie daje to znakomite rezultaty, ponieważ większość z nich ma piękną skórę i śliczne włosy.

Wyrabianie oleju jest zajęciem żmudnym i zazwyczaj zostawia się je kobietom. Najpierw jądro musi zostać wyjęte z pestki owocu, potem utarte na miazgę i kamieniem zwałkowane na drobną mączkę. Następnie ta mączka zostaje lekko spryskana wodą i podgrzana na małym ogniu. Wreszcie, gdy oliwa zacznie się oddzielać od mączki, zdejmuje się garnek z ognia i miazgę ugniata się ręką aż zacznie się z tej masy obficie wydzielać oliwa. Na

80


końcu oliwę zlewa się do dzbanka i studzi. Ostateczny produkt ma soczysty, złotobrązowy kolor.

Do niedawna poza Hunzą olej morelowy nie był dostępny. Jednak, dowiedziałam się ostatnio z radością, że kalifornijska kompania obecnie produkuje już ten olej fabrycznie.

Specjalny olej morelowy (kernel oil) ma pyszny smak migdałowy i nadaje znakomity zapach sałatkom. Nad innymi olejami ma jeszcze i tę przewagę, że nie jełczeje szybko.

Suszone morele moczy się na noc w bogatej w minerały wodzie i zjada z gotowanym prosem albo robi się z nich dżemy i zjada do chleba. Gdy dodać więcej wody i rozgnieść, otrzymuje się sok do picia. Te owoce są bardzo słodkie, służą więc również do słodzenia innych potraw. Morele są bogatym źródłem organicznej miedzi i żelaza, co można traktować jak przyczynę braku przypadków anemii u Hunzów.

Hunzowie bardzo rzadko kiedy gotują swoje owoce. Jadają je surowe takie jak się zrywa z drzewa. Gdy podróżujemy, a nasi kierowcy jedzą morele, rozgryzają pestki zębami i zjadają jej jądro, co dowodzi, jak silne mają zęby. Obserwując ich siłę i wytrzymałość nie ma się wątpliwości, że oni naprawdę dobrze się odżywiają.

Ustalono, że świeże owoce są doskonałym pokarmem dla zdrowia.

Brzoskwinie są bogate w witaminy i składniki mineralne i są bardzo cenione przez Hunzów obok moreli.

Wiśnie są znakomitymi owocami, ponieważ korzenie drzew wiśniowych sięgają głęboko do wody i wydobywają stamtąd wiele minerałów i elemen­tów śladowych, które potem znajdują się w owocach. Czarne i czerwone wiśnie owocują tu bardzo obficie. W czasie mojej wizyty wiśnie akurat były już dojrzałe i świeże podawano do każdego posiłku — słodkie, soczyste i mięsiste. Już kilkoma takimi wiśniami można się najeść, ponieważ są bogate w żelazo i dlatego działają krwiotwórczo.

Gruszki, podobnie jak jabłka pochodzą z Azji Mniejszej i Wschodniej Europy. Mają działanie dezynfekujące i ściągające ze względu na zawartość kwasu taninowego oraz wielu innych soli mineralnych włącznie z potasem.

Stare powiedzenie ,,An apple a day keeps the doctor away" sprawdza się u Hunzów. Jabłka zawierają trochę białka, ślad tłuszczu i znaczną ilość węglowodanów. Również doskonale czyszczą zęby, a ich żucie masuje dziąsła.

81


To one na pewno dają zdrowie Hunzom, ponieważ ich owoce są czyste, świeże i zjadane w niezmienionej, naturalnej postaci. Dojrzewając na drzewach, uzyskują dodatkową wartość z bezpośredniego kontaktu ze słońcem. Jakby prowadzeni nieomylnym instynktem, Hunzowie wybierają do uprawy owoce najwartościowsze.

Fred D. Miller, w swojej książce „Otwarte drzwi do zdrowia" zaleca zjadanie jabłka po każdym posiłku (dr Bircher-Benner zaleca jabłko przed posiłkiem).

Winogrona są bogate w cukier i żelazo. W Europie wiele kuracji i wiele sanatoriów opiera się o dietę winogronową, kiedy to nie je się nic oprócz winogron — ze znakomitym rezultatem. W winogronach jest mało białka, a za to dużo witamin i substancji mineralnych.

WINO

Hunzowie piją obficie świeże, domowe wino, zrobione z winogron, które zostawia się do sfermentowania na 90 dni przed użyciem. Stwier­dziłam, że jest ono świetne i w czasie mojej wizyty u królewskiej rodziny, wypijałam zawsze szklankę wina przed kolacją. Ponieważ jest ono dosyć mocne, więc kto chce pozostać trzeźwy, wystarczy mu jedna szklanka. Robi się je bez cukru, fermentuje naturalnie i tak jak owoce i warzywa jest zawsze świeże i żywe. Większość ortodoksyjnych mahometan jest abstynentami i potępia ten zwyczaj, ale Hunzowie piją swoje wino.

DIETA BEZ TRUCIZNY

W Hunzie nie ma urządzeń do przechowywania świeżych owoców i warzyw i dlatego ludzie Hunza zbierają je stopniowo w miarę potrzeby. Ich owoce trafiają na stół prosto z ogrodu, a warzywa prosto z pola. Nie znając osiągnięć naukowej wiedzy o żywieniu, sami chronią się przed chorobami kierując się zdrowym rozsądkiem. Oczywiście można by powiedzieć, że przyczyną tego jest ich izolacja. Jednak to nie jest zupełnie tak. Mir ma

82


przecież kontakt z innymi krajami i mógłby wprowadzać metody stosowane gdzie indziej. Ale on tego nie czynił i wciąż są tu niezmiennie stosowane prymitywne metody ustalone przed setkami lat.

Rani opowiedziała mi, że kiedyś na terenie Pakistanu była inwazja owadów i Hunzę odwiedzili urzędnicy pakistańskiego rządu, aby zor­ganizować opryski ogrodów. Ale ona nie wyraziła na to zgody. Po prostu stosowała opryski wody z popiołem i owady nie wróciły. Letnie zbiory były wprawdzie mniej obfite, ale nie zostały skażone trującym opryskiem.

Kilka miesięcy potem Rani odwiedziła swoich krewnych w Nagir. Siadając do królewskiego obiadu, dowiedziała się, że plantacje w Nagir były spryskiwane pestycydami. Była przerażona i odmówiła jedzenia owoców przez cały czas swego pobytu. Pomysł jadania takiej trucizny był dla niej nie do pomyślenia.

Hunzowie nie naśladują nawet „cywilizowanych" praktyk swoich sąsiadów. Pozostają wierni własnym zwyczajom i dlatego udaje im się uchronić czystość swojej doliny.

O KORZYŚCIACH SUROWEGO POKARMU

Hipokrates, ojciec medycyny powiedział: „Ze wszystkich sztuk, sztuka leczenia jest najbardziej dostojna". Jego filozofia wzywała lekarzy, aby starali się posiadać nie tylko wiedzę i doświadczenie, ale również wnikliwą osobowość. On również stwierdził: „Miłujący filozofię lekarz jest podobny Bogu".

83


10. PRZEPISY KULINARNE Z „DACHU ŚWIATA"

Przepisy te zostały zebrane w czasie mojego pobytu w Hunzie. Większość z nich to są oryginalne dania Hunzów, inne zostały zebrane przez Rani z całego świata. Pewne oryginalne składniki zostały zmienione na inne, łatwo dostępne w tym kraju.

PRZEKĄSKI KANAPKI Z GRZYBAMI I ZIELONĄ PIETRUSZKĄ

Ugotować 6 dużych grzybów (można użyć również surowych, jeśli ktoś takie lubi) w maśle do miękkości. Ostudzić, pokroić na plasterki i układać na kromkach chleba razowego. Posypać posiekaną zieloną pietruszką i po­kropić kilkoma kroplami soku cytrynowego.

KANAPKI Z JAJKAMI I POMIDORAMI

8 okrągłych kromek chleba z pełnego ziarna plastry pomidorów

(mogą być też podpłomyki lub czapati) 2 łyżki majonezu

jajka ugotowane na twardo 4 zielone oliwki
naturalna, mineralna sól

Kromki chleba przypiec z jednej strony, a drugą stronę posmarować

majonezem. Położyć plasterki pomidorów i jajek. Lekko spryskać solą
i przybrać plasterkami oliwek.

84


ZUPY

ZUPA ZIEMNIACZANA

2 pokrojone ziemniaki 1/2 łyżeczki soli

2 średnie cebule papryka

j marchewek 2 łyżki masła

mleko lub wywar z warzyw Obrać i pokroić ziemniaki, cebulę i marchew. Ugotować w małej ilości wywaru do miękkości i przetrzeć. Włożyć masło i rozcieńczyć zupę do pożądanej konsystencji mlekiem z dodatkiem wywaru, posolić lekko i doprawić papryką, udekorować przed podaniem zieloną pietruszką.

KREM ZE SZPINAKU

1 kg szpinaku 4 filiżanki wody

2 łyżki oleju roślinnego 4 łyżeczki przyprawy jarzynowej

sól, papryka 1 łyżka utartej cebuli

Szpinak umyć, jeszcze wilgotny włożyć do garnka z pokrywką i gotować przez 6 minut. Przetrzeć przez sito. Podgrzać olej i przysmażyć utartą cebulę przez 5 minut na małym ogniu. Wymieszać stopniowo 4 filiżanki wywaru z przyprawy jarzynowej (1 łyżeczka proszku na 1 filiżankę gotującej wody), gotować powoli 5 minut. Doprawić solą i papryką, dodać szpinak i mocno podgrzać. Podawać z pszennymi grzankami.

KREM POMIDOROWY

2 filiżanki pomidorów 4 filiżanki surowego mleka

1/2 filiżanki pokrojonych selerów 4 łyżeczki masła

1/4 filiżanki pokrojonej cebuli sól, papryka
2 łyżeczki miodu

85


Gotować warzywa przez 15 minut w małej ilości wody, dodać mleko powoli, aby się nie zwarzyło. Doprawić i gotować na małym ogniu przez dalsze 10 minut. Przed podaniem dodać miód i masło, jeść z osobno ugotowanym brązowym ryżem.

BARSZCZ


2 filiżanki buraków 1 filiżanka marchewki 1 filiżanka cebuli 1 łyżeczka soli 1 łyżka masła

1 ogórek

1 filiżanka drobno poszatko­
wanej kapusty

kwaśna śmietana lub jogurt

2 łyżeczki miodu (lub więcej)


Obrać i pokroić buraki, marchew i cebulę, zalać wodą i gotować powoli na małym ogniu pod przykryciem przez ok. 20 minut. Dodać z filiżanki wody, masło, sól, miód, sok z cytryny i kapustę. Gotować dalsze 10 minut aż warzywa zmiękną. Podawać w miseczkach, dodając do każdej łyżkę śmietany lub jogurtu. Przybrać zieloną pietruszką (niekoniecznie).

ZUPA NA KASZY JAGLANEJ


1 mała główka kapusty

1/2 litra wywaru z warzyw

1 filiżanka mąki lub kaszy jaglanej

1/2 filiżanki pokrojonej cebuli 3/4 filiż. selera i pietruszki 1/2 łyżeczki przypraw 1 łyżka oleju morelowego (lub inny roślinny)


Ugotować cebulę i seler do miękkości w małej ilości wody. Namoczyć mąkę jaglaną aż cała będzie wilgotna, a kaszę gotować ok. 5 minut. Dodać wywar i kaszę do mieszaniny jarzynowej i gotować powoli aż kapusta zmięknie. Przed podaniem dodać sól, pietruszkę i przyprawy.

86


CZAPATI

W Hunzie jada się do każdego posiłku zamiast chleba czapati. Robi się je ze świeżo zmielonego, pełnego ziarna pszenicy.

CZAPATI (PRZEPIS PODSTAWOWY)

2 filiżanki pełnej mąki pszennej 1/2 łyżeczki soli 1/4 filiżanki wody

Zmieszać mąkę z solą. Dodać wody tyle, aby powstało dość twarde ciasto. Na lekko podsypanej mąką powierzchni ugniatać ciasto, aż stanie się gładkie i elastyczne. Nakryć wilgotną ściereczką i zostawić na 30 minut. Odrywać kawałki ciasta, formować 3 centymetrowe kulki i wywałkowywać je na okrągłe placki ok. 20 cm średnicy.

Piec z obu stron na lekko natłuszczonej patelni na małym ogniu. Bardzo smaczne są wywałkowane cieniutko i podane z gęstą kwaśną śmietaną.

CZAPATI PRATHAS

2 filiżanki pełnej mąki pszennej 12 dag masła

(świeżo zmielonej, 1/2 łyżeczki soli

1/2 filiżanki wody

Zmieszać masło z mąką, a potem dolewać po trochu wody. Wałkować placki 1,5 cm grubości i piec w nagrzanej patelni posmarowanej masłem.

GOTOWE CZAPATI (PRZEPIS PODSTAWOWY)

1 ubite jajko 3 łyżki „ready-mix" (można je kupić w

2 łyżki wody niektórych sklepach z żywnością)

87


Zmieszać starannie łyżką, kształtować cienkie placuszki ok. 15 cm średnicy i piec w naczyniu natłuszczonym lekko i nagrzanym. Potem nakryć pokrywką i trzymać przez kilka minut na małym ogniu. Odwrócić i przyrumienić z drugiej strony znów przez kilka minut. Podawać z miodem lub plasterkami sera. Wychodzą przeciętnie 3 cieniutkie placuszki.

SEROWA CZAPATI

1/2 filiżanki pełnej mąki pszennej 3 i 1/4 filiżanki maślanki

1 1/2 filiżanki mąki gryczanej 2 jajka

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia 2 łyżki masła lub oleju

1/2 łyżeczki soli morelowego

Przesiać mąkę z solą i proszkiem do pieczenia. Dodać maślankę i olej. Ubić żółtka jaj i dodać mąki. Ugniatać ciasto aż będzie gładkie i elastyczne. Potem dodać sztywno ubitą pianę z białek. Piec czapati na średnio gorącej patelni tak jak zawsze. Wychodzi 8 dużych czapati.

WARZYWA

HUNZYJSKI SZPINAK W CZAPATI

Przygotować szpinak z dodatkiem jogurtu. Nakładać po łyżce szpinaku na każde czapati, zwinąć i podawać z jogurtem lub śmietaną.

GOTOWANA CEBULA

1 kilogram cebuli gotować powoli na małym ogniu, aż będzie miękka (zalecane jest użycie naczynia do gotowania na parze, bez wody). Ugnieść

88


cebulę, dodać filiżankę maślanki, trochę soli i listków mięty do smaku. Zmieszać starannie i mocno podgrzać tuż przed podaniem.

OBERŻYNA (BAKŁAŻAN)

Pociąć średniej wielkości oberżynę na plasterki 1 1/2 cm grubości. Smażyć w oleju na małym ogniu z obu stron. Wyłączyć ogień, posypać utartym serem (1/2 filiżanki), lub położyć na każdym plasterku oberżyny mały plasterek sera. Nakryć pokrywką aż się ser stopi. 3 porcje.

ZAPIEKANKA Z OBERŻYNY (BAKŁAŻANA)

2 średnie bakłażany 6 filiżanek mleka

4 filiżanki utartego chleba 6 jajek

(z pełnej pszenicy) 1 łyżka rozmarynu

2 łyżeczki soli ' można też użyć innych ziół

Bakłażany obrać i pokroić w kostkę. Gotować w osolonej wodzie 5 minut. Ubić jajka, dodać mleko i wylać na utarty chleb. Do chleba z jajkami dodać pozostałe składniki. Wylać do natłuszczonej blaszki do pieczenia, włożyć do naczynia z gorącą wodą i piec w piekarniku w temperaturze ok. I77°C przez 45 minut, lub do chwili aż stężeje. 10 porcji.

ZAPIEKANKA Z KASZY JAGLANEJ

1 filiżanka łuskanego prosa 2 łyżki oleju

(kaszy jaglanej) 1 łyżeczka soli

1/2 filiżanki pokrojonej marchwii 1 łyżeczka ziół przyprawowych

1/2 filiżanki pokrojonego selera 1 łyżka pokrojonego pimento

89


Zagrzać olej w głębokim garnku, wymieszać kaszę jaglaną i lekko przyrumienić. Dodać pokrojone warzywa, sól i mieszać przez 3 minuty. Przełożyć kaszę do nakrytego naczynia, dodając tyle wody, aby przykryła kaszę ok. 3 cm ponad powierzchnię. Gotować na małym ogniu przez 15 minut. Potem kontynuować gotowanie na parze, aż zmięknie.

HUNZYJSKI RYŻ Z MIGDAŁAMI ALBO ORZECHAMI

1 kg brązowego ryżu 10 dag rodzynek

masło lub olej morelowy 4 duże cebule

10 dag migdałów lub orzechów sól do smaku

Ugotować ryż. Zarumienić cebulę na ogniu. Wyłożyć ją na ryż, a potem dodać pokrojone migdały lub orzechy i rodzynki. 10 porcji.


ZIELONY RYZ

3 filiż. ugotowanego brązowego ryżu 3 filiżanki mleka lub na pół

2 filiżanki utartego sera z wodą

2 łyżki posiekanej cebuli 1/2 filiżanki majonezu

1 łyżka pokrojonej pietruszki 3 ubite jajka

2

łyżeczki soli

Wcześniej ugotować ryż. Pokroić pietruszkę bardzo drobno i zmieszać z ryżem, cebulą, utartym serem i solą. Dodać majonez. Na końcu dodać ubite jajka i mleko i dobrze zmieszać. Wlać do natłuszczonego naczynia do pieczenia. Włożyć do naczynia z gorącą wodą i piec aż się zetnie.

JARZYNOWE CURRY

1 wybranych warzyw 1 łyżeczka soli jarzynowej

90


I/4 filiżanki oleju 3 pomidory obrane i pokrojone

3 łyżki utartych orzechów i 1/2 filiżanki wody lub wywaru

1 1/2 łyżki proszku curry z warzyw

1 cebula

Przygotować warzywa: kalarepka, rzepa lub ziemniaki, marchew, seler, kapusta — wszystko pokrojone. Zagrzać olej w głębokim naczyniu. Włożyć orzechy utarte, czosnek i cebulę, gotować aż cebula zmięknie, mieszając od czasu do czasu. Wlać wodę lub wywar i włożyć jarzyny. Nakryć naczynie, zagotować, zmniejszyć ogień i gotować do miękkości. 4—6 porcji.

BROKUŁY

2 kiście brokułów 1 łyżka oleju

1 łyżeczka jarzynowej soli i/2 filiżanki jogurtu

I/4 filiżanki migdałów

sok z 1/2 cytryny

Pokroić brokuły na małe kawałki, namoczyć a potem smażyć, przykryć i gotować około 10 minut. Dodać sól. Odcedzić, płyn wykorzystać do zupy (nigdy nie wylewać). Spryskać sokiem cytrynowym i olejem. Zmieszać lekko, a potem udekorować jogurtem i migdałami. Podawać od razu. 6 porcji.

KALAFIOR

1 główka kalafiora drobno pokrojonego 3 łykżki oleju

2 łyżki posiekanej pietruszki sól do smaku

Podgrzać do ok. 40°C i podawać. 6 porcji.

91


PEŁNA KASZA GRYCZANA

1 filiżanka kaszy gryczanej 1 łyżeczka przyprawy /sól

2 1\2 filiżanki wody jarzynowa

1 jajko 2 łyżki oleju

Podgrzać olej w głębokim naczyniu. Kaszę wymieszaną z ubitym jajkiem wsypać do naczynia. Posolić i przyrumienić lekko, cały czas mieszając łyżką. W końcu wlać wodę, zagotować, zmniejszyć ogień, przykryć szczelnie i gotować, aż woda zostanie wchłonięta. To danie nie może być papkowate, każde ziarenko powinno być oddzielnie. 6 porcji.

KASZA OWSIANA (BIRCHERMUESLI)

2 łyżki surowych płatków owsianych i łyżka miodu

woda sok z 1/2 cytryny

i utarte jabłko 1/2 filiżanki jogurtu lub

mleka

Namoczyć płatki w wodzie przez noc. Rano wymieszać, dodać utarte jabłko, miód i sok cytrynowy. Połączyć z jogurtem i podawać od razu. 2 porcje.

KASZA JAGLANA

1/2 filiżanki kaszy jaglanej 1 łyżka miodu

1 filiżanka wody 1/2 łyżeczki jarzynowej soli

1 filiżanka mleka (Spike)

suszone morele namoczone na

noc

Zagrzać wodę i mleko w naczyniu do gotowania na parze. Dodać kaszę

92


i parować nad gotującą się wodą przez 30 minut, lub do miękkości. Podawać gorące. Dodać morele i miód. 4 porcje.

PRZYPRAWA DO JARZYN

Zmieszać 2 łyżki oleju, 1 łyżkę octu jabłkowego, 1 łyżeczkę miodu, 1 łyżeczkę soli, 1/2 łyżeczki soli jarzynowej i sok z całej cytryny. Zmieszać dobrze i polewać warzywa.

JAJKA

PUSZYSTY OMLET

1 jajko 1/2 łyżeczki soli

Ubić żółtko jajka, dodać wodę i sól i cały czas ubijając. Dodać jogurt i zmieszać dobrze. Połączyć ze sztywno ubitą pianą. Ogrzać patelnię, wlać olej, potem omlet, przykryć i ogrzewać powoli na małym ogniu. Unosić brzegi i przechylać patelnię, aby nieścięta masa spłynęła na spód. Gdy wierzch się zetnie, złożyć omlet na pół łopatką i wyłączyć ogień. Ubrać kilkoma plasterkami sera, przykryć naczynie, poczekać aż ser stopnieje. Podawać na gorąco. 1 porcja.

Inny pomysł: 10 dag sera śmietankowego zmieszać z 2 łyżkami kwaśnej śmietany lub jogurtu, zmieszać starannie, dodać zieloną pietruszkę. Przed złożeniem omletu jedną jego stronę posmarować serem i wtedy dopiero złożyć. Potrzymać kilka minut pod przykryciem. Podawać gorące.

93


DESERY

ORYGINALNE CIASTKA MORELOWE (UPSIDE-DOWN)

3 łyżki masła 1 filiżanka razowej mąki

1 filiżanka brązowego cukru pszennej

1/2 kg moreli i łyżeczka proszku do

4 jajka pieczenia

1/2 łyżeczka soli

Roztopić masło i dodać pół filiżanki cukru. Mieszać aż się połączą. Połowę moreli ułożyć dokoła blaszki do pieczenia i zalać ją mieszaniną masła z cukrem. Ubić dwa całe jajka i dwa żółtka, dodać pozostały cukier, mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i solą, wymieszać starannie. Połączyć ze sztywno ubitą pianą z dwóch pozostałych białek. Ułożyć ciasto na polanych cukrem z masłem morelach. Piec w temperaturze ok. 177°C przez 50 minut. Lekko ostudzić i obrócić blaszkę na duży talerz, tak, aby morele były na górze. Podawać z bitą śmietaną lub jogurtem ubitym widelcem lub z kwaśną śmietaną. 6 porcji.

KREM ZE ŚMIETANKOWEGO SERA

10 dag białego sera 2 łyżki miodu

3 łyżki gwarantowanego mleka lub jogurtu

Zmieszać ser z jogurtem, dodać miód i ubijać aż będzie gładkie i puszyste. Można używać go do świeżych owoców. 6 do 8 porcji.

TORT OWOCOWY (PRZEPIS PODSTAWOWY)

1 filiżanka kwaśnej śmietany 2 filiżanki pełnej mąki pszennej

94


1 kostka drożdży

1 łyżeczka brązowego cukru

10 dag świeżego masła szczypta soli


Zmieszać drożdże z cukrem, aż się rozpuszczą, połączyć z kwaśną śmietaną, zostawić do rośnięcia w ciepłym miejscu. Zmieszać mąkę z solą i masłem aż całe masło gładko połączy się z mąką. Połączyć obie mieszanki i ugniatać ciasto, aż będzie odstawać od brzegów naczynia. Przewracać ciasto w garnuszku przez ok. 5 minut, jeżeli jest za miękkie, dodać trochę mąki, aż będzie się dawało łatwo wyrabiać. Podzielić na 4 części i wywałkować cienko. Piec w temperaturze ok. i49°C aż się lekko ozłoci. Wychodzą z tego 4 placki.

FARSZ

1/2 kg świeżych brzoskwiń lub innych sezonowych owoców, pociąć na połówki i położyć na upieczonym cieście. Ubić widelcem 1 filiżankę jogurtu z 1 łyżką miodu i polać owoce.

TORT SEROWY

1/2 kg białego sera (twarogu) 3 łyżki miodu

2 jajka skórka otarta z jednej cytryny

10 orzechów nerkowca (mogą być włoskie) 1/2 łyżeczki soli

10 migdałów

Blaszkę do ciasta wysmarować masłem, położyć placek tartu pod­stawowego i piec w temp. ok. 149°C przez ok. 15 minut, aż się ozłoci.

Zmieszać ser z ubitymi żółtkami jajek, ubić, dodać miód, wanilię, orzechy i skórkę cytrynową. Domieszać sztywno ubitą pianę z białek, rozłożyć na upieczony tort i piec na małym ogniu, aż ser się zetnie. Uważać, aby nie przypiec. 6 porcji.

95


CIASTO JOGURTOWE

1 filiżanka gęstego jogurtu szczypta soli

25 dag sera śmietankowego 1/2 filiżanki rodzynek

1 łyżka miodu 1/4 filiżanki drobno pokrojonych

otarta skórka z cytryny orzechów

sok z 1/2 cytryny 1/2 filiżanki pokrojonych moreli

(świeżych w sezonie, suszonych lub mrożonych poza sezonem)

Ubić wszystko na gładką masę. Włożyć w naczyniu do lodówki i używać w miarę potrzeby. 3 porcje.

CIASTO SEROWE

ciasto na jeden placek 1 łyżeczka wanilii

1/2 kg białego sera 4 jajka

1/4 filiżanki mleka 1/4 filiżanki miodu (lub do

1/4 filiżanki jogurtu lub kwaśnej śmietany smaku)

Ułożyć ciasto na blaszce. Zmieszać starannie ser z miodem, mlekiem i jogurtem na gładką masę. Domieszać ubite żółtka jajek, a potem sztywno ubitą pianę z białek. Włożyć do formy pasztetowej i piec w temperaturze ok. 149°C około 10 minut. Wyjąć ciasto z pieca i nakładać nadzienie póki ciasto jest gorące. Włożyć z powrotem do pieca i piec jeszcze w temp. ok. 120°C. 6 porcji.

HUNZOWSKI OCET WINNY

Umyć starannie winogrona i włożyć je do drewnianej miski na siedem dni. Następnie zgnieść winogrona rękami, przecedzić przez cienką ściereczkę. Wlać sok do szklanych butelek i zamknąć szczelnie. Pozostawić na 40 dni.

96


HUNZOWSKIE WINO GRONOWE

Zrobić to samo co powyżej, ale pozostawić na 90 dni.

MONO-DIETA

Mono-dieta oznacza jedzenie tylko jednego pokarmu w ciągu dnia. Zazwyczaj tym pokarmem są owoce albo warzywa. Jednak zaleca się przeprowadzanie mono-diety w okresie, gdy jest na nie sezon i można mieć zapewniony dostęp do świeżo zerwanych z ogrodu. Przeciętna ilość owoców zjadanych w takim okresie waha się od 1 do 2 kilogramów dziennie. Można wtedy jadać całe owoce lub pić soki, półtora do trzech litrów dziennie, świeżo wyciskanych w domu.

W zasadzie przewiduje się trzy posiłki dziennie i między posiłkami popijanie wody — najlepiej wodę butelkowaną. Nie ustala się jak długo można pozostawać na mono-diecie. Jednak całkowicie bezpieczne są trzy do czterech dni. Na przykład raz na tydzień. Są to proporcje z książki dr Maxwella „The Dynamics of Vibrant Health".

Oto przykładowe menu dla mono-diety: pierwszy dzień: 1/2 do 1 litra świeżo przygotowanego soku z jabłek lub 1 kg surowych jabłek. Jabłka należy dobrze umyć i żuć starannie.

Drugi dzień: 1/2 do 1 litra świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy lub półtora kilo pomarańczy. Należy je jeść bez skórki i bez pestek.

Trzeci dzień: 25 dag do 75 dag świeżo zrobionego soku z selerów. Można również korzystać ze wszystkich rodzajów owoców i warzyw.

Hunzowie właściwie stale stosują mono-dietę, ponieważ ich jadłospis nie jest zbyt urozmaicony.

PEŁNE ZIARNA ZBÓŻ

Pszenicę, jęczmień, owies, żyto, brązowy ryż i proso, wszystkie można uważać za pochodzące z tej samej rodziny. Jeżeli wyrosły na dobrze nawożonej glebie i w czasie mielenia niczego się nie odrzuca, wszystkie

97


pokarmy z tych zbóż są zasobne w cenne składniki pokarmowe i powinny być uwzględniane w codziennej diecie.

Ziarna zbóż namoczone przez noc należy następnego dnia podgrzewać, doprowadzając do punktu nieco poniżej wrzenia. Dalej gotować na parze. W ten sposób uzyskuje się znakomitą kaszę na śniadanie.

SOCZEWICA

Jest dobrym źródłem żelaza i innych składników mineralnych. Dostar­cza również dużo witaminy A i E.

GROCH WŁOSKI (GARBANZOS)

Uważa się go za zasobny w witaminy i składniki mineralne. Wymaga długiego gotowania, ale kiełkowany można jeść na surowo.

SOJA

Soja ma bardzo dużo wartości odżywczych, daje też wiele możliwości kulinarnych, dostarcza białka, można z niej robić mleko, ser, różne słodkie wypieki itd.

KAROB, PROSZEK ZE STRĄKÓW „CHLEBA ŚWIĘTOJAŃSKIEGO"

Jest to znakomity naturalny pokarm, przypominający wyglądem i zapa­chem czekoladę. Można go używać do zimnego mleka lub robić z niego desery — każdy przepis wymagający udziału czekolady można zastąpić proszkiem karob. Wśród pierwszych chrześcijan był znany jako chleb

98


świętego Jana. Doskonały dla dzieci zamiast cukierków lub cukru. Co-ra-coa jest napojem produkowanym z chleba świętojańskiego.

NASIONA SŁONECZNIKOWE

Nasiona słonecznikowe należy jadać z wielu powodów. Natura sama chroni nasiona słonecznika twardą łuską i nasionko po wyjęciu go z szypułki bardzo mało traci ze swoich wartości odżywczych.

Jada się je na surowo, a my przecież potrzebujemy dużo pokarmów surowych w naszej codziennej diecie. Nasiona słonecznika są zasobne w białko, olej, a szczególnie w witaminę B. Wykonano już wiele doświad­czeń z tymi nasionami, i cały czas dokonuje się stale nowych odkryć dotyczących zawartych w nich składników pokarmowych.

Garść nasion zjadana kilka razy dziennie gdy czuje się głód, pomaga w obniżeniu wagi. Trzeba je tylko dobrze żuć.

OLEJE

Wszystkie oleje roślinne zawierają nienasycone kwasy tłuszczowe — szczególnie kwas linoleinowy, bardzo ważny dla zdrowia. Co najmniej 2 do 3 łyżek dziennie należy uwzględnić w swojej codziennej diecie, albo do sałatek, albo osobno. Ja przyjmuję olej z mlekiem w następujących proporcjach: jedna łyżka (trochę mniej lub więcej), na którą składa się połączenie różnych rodzajów oleju, z pięcioma łyżkami pełnego mleka. Zmieszać dobrze i pić albo przed pójściem spać, albo trzy godziny po ostatnim posiłku, albo godzinę przed śniadaniem.

Połączenie różnych rodzajów oleju zapewnia organizmowi lepszą równowagę składników tłuszczowych. Osoby, które stosują taką mieszankę olejów, stwierdzają, że działanie jelit ulega znacznej poprawie. Wasz lekarz doradzi, jaka ogólna ilość kalorii dziennie jest najodpowiedniejsza. Hun-zowie jadają duże ilości oleju morelowego (por. rozmowa w rozdziale dziewiątym), i wszyscy są szczupli. A w dodatku mają ładną skórę, piękne włosy i uroczy wygląd.

99


Oto cytat z książki J. D. Waltera, M. D.: „Nowoczesne żywienie" (Modern Nutrition), który tak pisze: „W ciągu ostatnich dwóch dziesięcio­leci, znaczne zainteresowanie koncentruje się na sprawach żywienia, szczególnie tych dotyczących witamin, aminokwasów i minerałów. Ostatnio wykazano w sposób niewątpliwy, że ścisłe powiązania i zależności zachodzą między gruczołami wewnętrznego wydzielania a minerałami, aminokwasa­mi i nienasyconymi kwasami tłuszczowymi".

Ja sama lubię bardzo olej morelowy, ale istnieje również wiele innych: olej słonecznikowy, makowy, sojowy, kukurydziany, z kiełków pszenicz­nych, z nasion bawełny, sezamowy, z awokado, arachidowy, lniany, no i oliwa z oliwek. Ale bez względu na to jakiego oleju się używa, trzeba mieć pewność, że nie jest on zjełczały, chronić go przed światłem i powietrzem. Teraz wytwarza się również olej z orzecha włoskiego.

ODTŁUSZCZONE MLEKO W PROSZKU

Chude mleko w proszku jest bardzo odżywczym napojem i dodawane do zwykłego odtłuszczonego mleka, bardzo podnosi jego wartość pokarmową. Ten napój można robić w następujący sposób: wymieszać 1/2 filiżanki mleka w proszku do 1/2 litra pełnego lub odtłuszczonego mleka płynnego. Pełne mleko jest dla tych osób, które nie troszczą się o dodatkowe kalorie. Sproszkowane, chude mleko jest bogate w białko i dlatego podnosi dzienne spożycie białka, a praktycznie nie zawiera tłuszczu, a za to dużo wapnia i różnych witamin. Inną jego zaletą jest, że w postaci sproszkowanej może być łatwo przechowywane. Należy jednak strzec je przed światłem i powiet­rzem, tak samo jak inne pokarmy, aby zachować jego wartość pokarmową.

Takie sproszkowane mleko można dodawać do wielu potraw, takich jak kremy mleczne, zupy, sosy jak również do wypiekanego chleba, bułek itd., bez zmieniania pierwotnego przepisu.

KIEŁKOWANIE

Hunzowie kiełkują następujące nasiona, które przemieniają skrobię

100


w białko: soja, lucerna, soczewica, zielony groszek, fasola lima, pełne ziarna pszenicy i jęczmienia.

Przygotowanie kiełkowania jest proste. Potrzebne jest do tego naczynie szklane do pieczenia lub kamionka. Trzeba włożyć do niego garść wybranych nasion i namoczyć je na noc w letniej wodzie. Nakryć szczelnie ściereczką. Najlepiej jest nakryć je drugim naczyniem dokładnie tej samej wielkości. Następnego ranka przelać przez sito i wylać wodę. Powtarzać to samo dwa razy dziennie przez co najmniej dwa lub trzy dni. Nasiona zaczną się otwierać i ukażą się w nich małe kiełki. Wtedy naczynie należy postawić na oknie, aby miały dostęp do słońca, dzięki czemu kiełki będą miały zdrowy, zielony kolor i specjalny, przyjemny zapach.

W tej fazie nadają się już do jedzenia. Można je zrywać i używać do sałatek, wymieszane z ulubionym gatunkiem oleju oraz sokiem cytryno­wym. Są bardzo smaczne i pożywne.

Jeżeli kiełkowanie uważa ktoś za zbyt skomplikowane, to może sobie kupić paczuszkę gotowych kiełków w sklepie ze zdrową żywnością. Kiełkować można również nasiona sezamowe i słonecznikowe.

HUNZOWSKI JOGURT

Jogurt robi się w Hunzie bardzo prostym sposobem. Hunzowie wlewają mleko do garnka, nakrywają ciężką przykrywką i zostawiają na noc w ciepłym miejscu. Następnego dnia usuwają z mleka zebraną na wierzchu śmietankę i ubijają na masło. Pozostałe zsiadłe mleko służy im jako napój.

Hunzowie często używają jogurtu, podając go do posiłków jako napój, a także do gotowania równych potraw.

JOGURT NA KAŻDĄ PORĘ

1 filiżanka jogurtu 1 łyżeczka drożdży piwnych

1 łyżeczka kiełków pszennych

Zmieszać dobrze wszystkie składniki. Na wierzchu posypać nasiona słonecznika całe lub zmielone oraz jagody lub inne owoce.

101


HUNZOWSKI BIAŁY SER

Mleko kozie albo krowie zostawia się na noc w ciepłym miejscu pod przykryciem, aby skwaśniało. Następnego dnia podgrzewa się je na małym ogniu. Gdy mleko się zsiądzie, zlewa się je z garnka do muślinowego woreczka. Gdy odcieknie, z twarogu formuje się ser. Odciśnięty sok (serwatka) jest używany do potraw.

HERBATY ZIOŁOWE

Hunzowie piją różne ziołowe herbaty zamiast kawy i zwykłej herbaty. Uprawiają w swoich ogrodach różne zioła i suszą je na zimę. My również mamy w naszym kraju różne zioła, a niektóre z nich są wspaniałe. Najpopularniejsza jest mięta, lucerna, papaya, owies i wiele innych. Robi się z nich odświeżające napoje, podając zimne lub gorące z sokiem cytrynowym lub z miodem.

SOKI OWOCOWE

Moja codzienna dieta zawiera co najmniej jedną szklankę soku — owo­cowego i warzywnego. Największy pożytek ma się z tych soków wtedy, gdy się pije świeże.

Sok można wycisnąć z każdego niemal warzywa razem z jego zielonym czubkiem. Popularnymi warzywami są marchew, seler, buraki i ogórki, ale jest jeszcze wiele innych, również bardzo zdrowych. Na przykład ziemniaki i kapusta — soki z nich są doskonałe.

Soki owocowe np. z jabłek, moreli, ananasa, gruszek, kokosów, papaya, itd. są znakomitym napojem między posiłkami i pomagają kontrolować swój apetyt.

Znakomite napoje orzeźwiające można przygotowywać z każdego soku wzbogaconego łyżeczką żelatyny. Można też dodawać kiełki pszenicy, drożdże piwne, lub jeśli kto woli słodkie, trochę miodu lub melasy.

102


Hipokrates wierzył w leczniczą i zdowotną wartość postu, zalecał w tym czasie wiele snu, ćwiczenia fizyczne i poranne spacery. Polecał też swoim pacjentom gruby chleb z całego ziarna, owoce i surowe warzywa. Mówił: „Wasz pokarm ma być waszym lekarstwem"...

Jakież to podobne do wzorów przestrzeganych w Hunzie w zakresie odżywiania i życia!

Jeżeli ludzie uczyli by się jadania więcej surowych owoców i warzyw, wtedy błędy dietetyczne i przypadki niedożywienia ograniczyłyby się znacznie. Dieta Hunzów składa się przede wszystkim z owoców i warzyw plus obfitość pełnego ziarna. To, co my uważamy za brak wygód, to właśnie utrzymuje Hunzów w zdrowiu i szczęściu.

W diecie z surowymi pokarmami pozostają nietknięte enzymy, które nie wytrzymują gotowania w wysokiej temperaturze, i to jest główną przyczyną wyższości pokarmu surowego nad gotowanym. Ponadto w jedzeniu gotowanym białka ulegają koagulacji i stają się mniej strawne. Niektóre z ważnych aminokwasów, takich jak cystyna i cysteina ulegają zmianie pod wpływem gorąca i to tak dalece, że zatracają całkowicie swoją dotych­czasową wartość odżywczą.

Propozycja jadania surowych pokarmów może być dla niektórych mało pociągająca, ale gdy się pozna korzyści wynikające z pokarmów spożywa­nych w stanie naturalnym, wtedy łatwiej je akceptować. Rzeczywiście są one zdrowe i z czasem ich jadanie staje się miłym zwyczajem. Pani domu może nauczyć się przyrządzania smacznych dań z surowych warzyw i owoców w postaci rozmaitych sałatek. Zdrowy pokarm powinien wyglądać apetycz­nie i być smaczny. Jeżeli w ich przygotowanie włoży się trochę wysiłku i zainteresowania, to wkrótce rodzina nauczy znajdować w nich upodobanie.

Pewien eksperyment dokonany przez State Institute of Food Research in Denmark (Państwowy Instytut Badania Żywności w Danii) ujawnił za­skakujące fakty, które miały miejsce w czasie drugiej wojny światowej. Duńczycy importowali zboże ze Stanów Zjednoczonych do spożycia dla ludzi oraz zwierząt domowych. Podczas blokady nie można było sprowa­dzać nowego zboża. Duńczycy stanęli przed dylematem czy karmić posiadanym zbożem swoje zwierzęta a sami umierać z głodu, czy pozbawić zwierzęta owego zboża a przeznaczyć je dla ludzi. Oczywiście wybrali to ostatnie. Gdy zapasy mięsa się wyczerpały, żywili się głównie tym zbożem

103


w postaci kasz i chleba oraz mnóstwem warzyw zielonych i korzeniowych, nabiałem i owocami. Skutki tej z konieczności ograniczonej diety okazały się dla zdrowia znakomite. Dorównywała ona prawie dokładnie diecie Hunzów — posiłki z pełnego ziarna zboża, warzywa, owoce, nabiał i bardzo mało mięsa.

104


II. MINERAŁY, ENZYMY I POKARMY ROZWIJAJĄCE

UMYSŁ

Jedzenie Hunzów ma więcej wartości odżywczych, ponieważ jego podstawowe wartości nie zostają utracone pomiędzy glebą i stołem.

A przecież wiemy co dzieje się z naszym własnym pokarmem w czasie przechowywania w magazynach, poczas transportu do sklepów, w za­mrażarkach, na skutek zrywania owoców z drzew zanim zdążą dojrzeć, przez obieranie skórki z warzyw i owoców (z powodu chemicznych oprysków) i w końcu przez zbyt długie gotowanie.

Dla przeciętnej gospodyni domu może być zaskoczeniem, gdy się dowie, jak wiele z tych pokarmów tak pięknie ułożonych w supermarketach, jest uprawianych na glebie ubogiej i spryskane trującymi chemikaliami. W żad­nym razie nie można takie jedzenia uważać za równie zdrowe jak to, które rośnie na glebie podobnej do gleby w dolinie Hunzów. Tak więc nasze ciała (organizmy) powoli tracą kondycję, a siły i energia zaczynają słabnąć. Jeżeli nie otrzymujemy właściwej ilości białka, węglowodanów, tłuszczu, witamin i minerałów, struktura komórkowa naszego ciała załamuje się.

Na przykład szpinak ma oprócz białka, tłuszczu, węglowodanów i witamin, takie minerały jak wapń, fosfor, magnez i żelazo. Hunzowie jedzą duże ilości szpinaku. Właściwie jest on podawany do każdego posiłku. Ale szpinak uprawiany na glebie ubogiej w minerały, jest pozbawiony wielu wartości.

Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia jakie ma zrównoważone zaopatrzenie w minerały i ich rola w budowaniu i podtrzymywaniu kiepskiego zdrowia. Przeciętny człowiek wie jednak więcej o witaminach niż o minerałach. A zrównoważone żywienie wymaga, żeby w organizmie

105


oprócz witamin była dostateczna ilość wszystkich niezbędnych minerałów, ponieważ minerały te w połączeniu z witaminami działają jak jedna drużyna, dla odnowy komórek z ciała. Witaminy i minerały są od siebie nawzajem zależne. Brak jednego lub więcej albo minerałów albo witamin może spowodować niedobór wielu wartościowych składników odżywczych w or­ganizmie.

Ciało składa się z szesnastu lub siedemnastu znanych minerałów, z których wszystkie znajdują się również w glebie.

Wapń. Niezbędny dla dobrej struktury kości i silnych zębów. Jest również ważny dla uspokojenia nerwów i dla podtrzymania dobrego napięcia mięśni. Chociaż powinno się zjadać dziennie 4 gramy wapnia, to w przeciętnej diecie ciało otrzymuje tylko jeden gram. Najlepszym natural­nym źródłem wapnia są świeże owoce i warzywa (szczególnie zielone liściaste); pełne ziarna zbóż, nabiał, włącznie z mlekiem i wszelkiego rodzaju sery; orzechy; ciemna melasa; soja i mąka sojowa oraz mączka kostna. W celu właściwego przyswajania wapnia przez ustrój, musi być w żołądku kwas chlorowodorowy, dla utrzymania minerałów w stanie roztworu co umoż­liwia ich wchłonięcie w jelicie cienkim. W przyswajaniu wapnia ważny jest również dodatek sody.

Dla uzupełnienia diety można przyjmować wapń między posiłkami. Jest on dostępny w kapsułkach, tabletkach lub w postaci sproszkowanej, ale najlepiej jest przyswajany w obecności dostatecznej ilości witaminy C, witaminy D i fosforu. Witamina F wpływa na podniesienie zawartości jonów wapnia we krwi i wapnia w miękkich tkankach. Jadanie surowego selera dostarcza ustrojowi dosyć sodu, wtedy gdy wapń przyjmuje w znacznych ilościach.

Fosfor. Jest tak samo niezbędny do zachowania zdrowych zębów i struktury kości jak i dla zdrowia tkanek mózgowych i systemu nerwowego. Fosfor znajduje się w strukturze jądra każdej komórki. Pomaga również w zachowaniu kwasowo-zasadowej w organizmie, a wapń jest potrzebny do prawidłowego przyswajania fosforu. Oba powinny być jednocześnie obecne w diecie. Gdy wapń jest w niedostatecznej ilości do połączenia z fosforem, wtedy zostaje on wydalony przez nerki. Na szczęście w większości naszych pokarmów fosfor występuje w znacznych ilościach: w takich jak pełne ziarna zbożowe, nabiał, jajaka, mięso, strączki i orzechy. A także wszystkie prawie

106


owoce i warzywa zawierają trochę fosforu. W normalnej, dobrej diecie rzadko zdarzają się niedobory fosforu.

Żelazo. Niezbędne do budowania czerwonych krwinek, które do-prowadzją tlen do komórek i odprowadzają dwutlenek węgla. Niedobór żelaza a co za tym idzie niedobór czerwonych krwinek powoduje anemię w różnym stopniu nasilenia. W Stanach Zjednoczonych jest zaskakująco duża liczba kobiet u których wykryto anemię lub będących na granicy anemii.

Organizm najlepiej przyswaja żelazo w naturalnej organicznej postaci. Jednak przyswajanie żelaza, jak również innych minerałów zależy od dostatecznej ilości kwasu w żołądku. Włączenie spożycia octu do potraw (dobry ocet, roczny lub starszy), podnosi stopień kwasowości w żołądku dla lepszego wykorzystania minerałów.

Jod. Bardzo drobna ilość tego minerału potrzebna jest dla prawidłowej przemiany materii i wymaga małych jego ilości. Ale ta mała ilość jest tak ważna, że nawet lepiej przyjmować ją w codziennej diecie w pewnym nadmiarze niż ryzykować niedobór. Brak jodu wywołuje wiele objawów niedoboru takich jak wole, niezrównoważone odkładanie się tłuszczu, a nawet objawy kretynizmu. Mówi się, że na drobnej ilości tego minerału polega różnica między geniuszem a debilem. Gruczoł tarczycowy umiesz­czony u podstawy gardła reguluję przemianę materii i aby funkcjonować właściwie potrzebuje codziennie małej ilości jodu. W postaci pokarmu jod nie jest toksyczny, a nadmiar jodu nie przyswojony przez organizm zostaje wydalony. Zasobne w jod są wszystkie pokarmy pochodzące z morza, zarówno roślinne jak i zwierzęce. Doskonałym źródłem jodu jest tran oraz zboża i warzywa. Jeżeli używamy soli stołowej, to powinna to być sól morska. Dobrym źródłem są również rośliny uprawiane na glebie zasobnej w jod.

Miedź. Jest potrzebna do właściwego przyswajania przez organizm żelaza i zapobiegania anemii. Najlepszym źródłem miedzi są pokarmy pochodzące z morza, wątroba, melasa, zielone liściaste warzywa, produkty sojowe, żółtko jajka, pełne ziarna zbóż i owoce, a szczególnie owoce suszone. Specjalnie bogate w miedź są morele. Hunzowie mają to szczęście, że mogą otrzymywać w obfitość miedź pochodzącą z moreli.

Sód. Utrzymuje w organizmie równowagę kwasowo-zasadową a także konieczny jest do utrzymywania wapnia w stanie roztworu. Sól (chlorek

107


sodu) jest głównym źródłem sodu, jakkolwiek znajduje się on również w warzywach i w mięsie. Szczególnie zasobny w sód jest seler. Niedobór sodu może zostać spowodowany udarem gorąca (heat stroke) i skurczem mięśni. W czasie upalnej pogody przy wykonywaniu ciężkiej fizycznej pracy lub uprawiania sportu należy przyjmować tabletki soli, aby zapobiec nadmiernej utracie sodu razem z potem.

Potas. Ważny w okresie rozwoju i wzrostu i podobnie jak sód działa jako czynnik równowagi. Sód i potas w połączeniu pomagają komórkom ciała we wchłanianiu substancji odżywczych z krwi. Potas towarzyszy też w usuwa­niu z komórek materii odpadowej (waste matter). Doskonałymi źródłami potasu są ciemna melasa, wodorosty morskie, zielone liściaste warzywa, pełne zboża, owoce i migdały. Jednak duża jego część zostaje stracona, gdy pokarm ulega rafinacji lub kiedy woda, w której gotuje się warzywa zostaje wylewana. Niedobór tego ważnego minerału może też wynikać z tego, że gleba na której rosną rośliny jest uboga.

Magnez. Konieczny dla podtrzymania w organizmie równowagi mineralnej i elastyczności mięśni. Pomaga on w trawieniu pokarmu i w eliminowaniu jego resztek. Najlepszym źródłem magnezu są liściaste zielone warzywa. Bogaty w magnez jest chlorofil, który nadaje roślinom zielony kolor. Podobnie jak w przypadku potasu, woda, w której gotuje się warzywa powinna być w jakiś sposób zużyta, bo w przeciwnym wypadku minerały są stracone. Magnez zawiera chleb z pełnego ziarna oraz grube kasze, ale nie ma go w produktach rafinowanych.

Mangan. Ten minerał wzmacnia tkanki i kości i chroni wewnętrzne ścianki serca i naczyń krwionośnych. Jakkolwiek jego działanie w organiz­mie jest mało poznane, magnez jest na pewno potrzebny dla zdrowia i wzrostu. Ma związek z wykorzystywaniem wapnia i fosforu i znajduje się w kościach. Zielone liście i pełne ziarna zawierają obfitość magnezu, wtedy gdy rosną na dobrej glebie. Magnez silnie aktywizuje enzymy w naszym organizmie a nic nie może się zdarzyć w ustroju bez udziału enzymów. Enzymy wprawiają w ruch cały ustrój.

Chlor. Składnik kwasu w soku żołądkowym. Wspiera również proces oczyszczania organizmu.

Fluor. Pomaga w budowaniu mocnych kości i emalii zębów a także wzmacnia odporność organizmu.

Węgiel, wodór, tlen i azot. Ze wszystkich elementów, które uzupeł-

108


niają komórki ciała ludzkiego, węgiel, wodór, tlen i azot występują w znacznie większej ilości, podobnie jak one są podstawowymi składnikami organicznych artykułów żywnościowych.

Niewielu z nas uświadamia sobie doniosłe znaczenie tych minerałów. Na przykład, jeżeli organizmowi brakuje jodu przez dłuższy czas, występuje choroba Basedowa czyli wole. Jeżeli brakuje żelaza, może się rozwinąć anemia lub dolegliwości wątroby, skóra i włosy będą mizerne i szorstkie, a ciało będzie nosiło oznaki wycieńczenia. Jeżeli w organizmie nie ma kobaltu, ograniczy się ilość czerwonych ciałek krwi, osłabnie aktywność gruczołów, a człowiek staje się apartyczny i ospały.

Wielu lekarzy i żywieniowców uważa, że niedobór srebra powoduje choroby migdałków; że niedobór magnezu powoduje zaburzenia nerwowe; a niedobór cynku jest przyczyną zaburzeń tarczycy itd.

Mimo wiedzy o tych szkodliwych skutkach, które mogą zostać spowodowane niedoborem substancji mineralnych, przeciętny człowiek rzadko myśli o takich potrzebach (wymaganiach) swojego organizmu. Dopóki nie zachoruje lub zacznie niedomagać, nie pomyśli o przyjmowaniu witamin i minerałów, nawet po przeczytaniu ogłoszeń lub po otrzymaniu zaleceń lekarskich.

Najlepiej jednak uzyskiwać minerały i witaminy bezpośrednio z pokar­mów. Jednak ze względu na to, że pokarmom często brakuje niezbędnych minerałów i witamin z powodu ubogiej gleby i niekorzystnych warunków ich sprzedaży, zachodzi potrzeba uzupełnienia diety preparatami minerałów i witamin, aby uniknąć ryzyka niedoboru. Na rynku jest wiele rodzajów dobrych naturalnych minerałów i witamin.

ENZYMY

Enzymy są to delikatne czynne substancje znajdujące się we wszystkich żywych komórkach zarówno roślinnych jak i zwierzęcych. Ich obecność i siłę można określić tylko przy pomocy specjalistycznych testów. Enzymy rozkładają się na drobne molekuły, są to: białka, tłuszcze, skrobia, maltoza, cukroza, kakoza i celuloza.

Życie nie może istnieć bez enzymów. One trawią wszystkie pokarmy

109


i rozdrabniają je tak, aby przez drobne otworki w jelicie cienkim mogły przejść do krwioobiegu. Ich zadaniem jest przetwarzanie strawionego pokarmu na mięśnie, nerwy, kości lub gruczoły. Enzymy współdziałają w gromadzeniu zapasów pokarmu w wątrobie i mięśniach do późniejszego wykorzystania.

Natura umieszcza enzymy we wszystkich pokarmach razem z witamina­mi, minerałami, tłuszczami, białkiem, węglowodanami i wodą. Jednak wszystkie te pokarmy są zupełnie niestrawne dopóki nie zaczną działać enzymy i dopóki nie rozbiją kompleksu pokarmów na substancje prostsze, które potem może wchłonąć krwioobieg.

Jest taki enzym, który pomaga wykorzystać fosfor do budowy kości i nerwów. Inny enzym pomaga utwierdzić żelazo w czerwonych krwinkach. Enzymy mogą zmienić białko w tłuszcz lub cukier. Są enzymy, które zmieniają węglowodany w tłuszcz i takie, które zmieniają tłuszcz w wę­glowodany.

Enzymy potrafią dokonać w kilka minut tyle chemicznych przekształ­ceń, jakich nie udało by się wykonać w laboratoriach. Bez pomocy enzymów moglibyśmy napychać się jedzeniem a mimo to po prostu ginąć z głodu. Chociaż enzymy są tak samo ważne dla dobrego żywienia jak witaminy i minerały, to nie są równie wrażliwe jak tamte. Długość życia każdego enzymu zależy od temperatury. Gdy są poddawane temperaturze wrzenia nawet przez kilka minut, zostają całkowicie zniszczone. Gotowanie w wo­dzie ziemniaków, mięsa lub warzyw liściastych powoduje rozpad enzymów.

Enzymy w stanie życia utajonego, takiego jak w suchych nasionach, zachowują swoją aktywność przez setki lat. Znaleziono je w ryżu przecho­wywanym od stu lat. Kilku badaczy znalazło enzymy w mumiach egipskich mających trzy tysiące lat. Pewien uczony znalazł je w ciele starożytnego mamuta mającego około tysiąc lat. Ciała przedhistorycznych słoni, przypad­kowo znalezione na Syberii, były pogrzebane w grobach z lodu i śniegu, nieustanny chłód podtrzymywał je dobrze zachowane. Enzymy przechowu­ją się nieskończenie, gdy zostaną wysuszone na proszek i utrzymywane w normalnej temperaturze ciała, a także w bardzo niskiej temperaturze.

Surowa wątroba jest dobrym źródłem pewnych enzymów, dopóki ich jednak nie straci na gorącej patelni. Dojrzewające w słońcu owoce i warzywa są zasobne w enzymy. Słońce pobudza enzymy do działania, ponieważ one potrzebują ciepła i wilgoci. Ale zachodzi podstawowa różnica między

110


ciepłem słońca (naturalnym ciepłem) a procesem długiego gotowania na ogniu. Dlatego absolutnie konieczne, aby gotować w naczyniach, które nie wymagają wody, a tylko wystarcza naturalna wilgotność pokarmu i jak najmniejsza ilość ogrzewania.

W jedzeniu przemysłowo przerabianym i gotowanym pewne substancje zostają zabite pod wpływem nadmiernie wysokiej temperatury. A ponieważ enzymy znajdują się w gruczołach, organach, mięśniach i płynach ustrojo­wych, są one niezbędne do ich normalnego funkcjonowania. Bez nich umarlibyśmy natychmiast.

A ponadto, bez enzymów nasiona by nie kiełkowały, liście nie mogłyby zmieniać kolorów, nic nie mogłoby istnieć, ponieważ obecność enzymów jest niezbędna, aby wszystko mogło rosnąć i żyć. Za każdym razem gdy wykonujemy oddech, wciągamy energię z tych akumulatorów, które są naturalnym źródłem naszej aktywności.

Soki trawienne wydzielane w ustach, żołądku i w jelicie cienkim zmieniają pokarm w takie substancje, które mogą być wykorzystane zgodnie z wymogami naszego ciała. W każdej z tych trawiennych wydzielin są enzymy i to są enzymy, które przetwarzają pokarm z jednej postaci w inną. Gdy przez minutę żuje się kawałek chleba, można zauważyć, że on stopniowo staje się słodki. Organizm nie może spożytkować skrobi jaka jest w chlebie, ale może wchłonąć cukier. Dlatego działanie enzymów w ślinie powoduje od razu przetwarzanie skrobi w produkt (substancję), który może zostać spożytkowany i zmagazynowany w organizmie.

Gdy stajemy się starsi, udział i funkcjonowanie enzymów w naszym ciele zanika i w końcu umieramy. Innymi słowy, jesteśmy tak starzy jak nasze enzymy. Tak długo dopóki mamy dość enzymów w żołądku, aby trawić pokarm jaki zjadamy, funkcje naszego ciała są normalnie zachowane. Testy naukowe przeprowadzane na starszych ludziach wykazały, że ciało może się zmęczyć produkowaniem rok po roku swoich własnych enzymów, jeżeli następuje nieustanne przekraczanie jego możliwości. W miarę mijania czasu enzymy w żywym organizmie stają się coraz słabsze. A starzenie się powoduje zmarszczki na skórze i jej wysuszenie, włosy stają się cienkie, mięśnie wiotczeją a oczy tracą blask.

Pokarm niegotowany i nierafinowany może dostarczyć enzymów egzogennych podczas gdy enzymy endogenne to są te wytwarzane przez własne ciało. Jeżeli jada się więcej enzymów egzogennych — dostarcza-

ni


nych z surowych pokarmów — mniej jest potrzebnych enzymów endogen­nych. To znaczy, że tkanki mniej się męczą i mniej zużywają.

Ta historia dowodzi jeszcze raz zależności między dobrym zdrowiem oraz długim życiem Hunzów, a ich dietą— która składa się w dużym stopniu z pokarmów naturalnych, niegotowanych, włącznie z owocami i warzywami w niezmienionym stanie przenoszonych z pola na stół.

A oto kilka przykładów, które powinny być koniecznie włączone do naszej codziennej diety, aby wzbogacić spożycie minerałów, witamin, białka, enzymów i innych składników niezbędnych dla naszego zdrowia.

ORZECHY

Orzechy — migdały, kokosy, orzechy laskowe, orzechy włoskie itp.

— są doskonałym źródłem białka i tłuszczu. Są one owocami drzew,
krzewów, pełno w nich kwasu fosforowego, potasu i magnezu, podczas gdy
brak w nich sodu, wapna i chloru. Takie orzechy powinny być równo­
ważone owocami i warzywami zasobnymi w sód, podobnie jak zielone
liściaste warzywa. W sałatkach złożonych z surowych warzyw i owoców,
dodatek orzechów przyczynia się do skomponowania potrawy kompletnej.

Migdały mają zawartość witaminy E i F, podobnie jak A, B, C, D i G wyższą niż inne orzechy. Mają również dużo białka i są wolne od puryn i innych czynników toksycznych. Jadając migdały codziennie wzbogaca się swoją dietę dodatkowymi wartościami pokarmowymi. Masło orzechowe wyrabia się obecnie coraz więcej, a ono jest dobrym źródłem tłuszczu i oleju szczególnie dla rosnących dzieci. Ale trzeba uważać na jego jakość

— w większości sprzedawane masło orzechowe jest wyrabiane z nadmiernie
wyprażonych a czasem i zbyt mocno solonych orzechów, co niszczy ich
niektóre cenne właściwości. Większość masła z orzechów ziemnych jest
zmieszana z utwardzonymi olejkami dla zapobieżenia oddzielaniu się oleju.

Orzechy kokosowe są drugim źródłem niezbędnych elementów życio­wych. Jest w nich mało białka a dużo tłuszczu. Sok z orzechów kokosowych jest bardzo zdrowy, ale dla większości z nas zbyt zasobny w kalorie, trzeba więc uważać i nie pić go za dużo. Miąższ orzechów można używać utarty i domieszany do różnych pokarmów. Również do mleka i soku kokoso-

112


wego. Oba są jednakowo smaczne. Aby zrobić mleko, trzeba utrzeć świeży orzech kokosowy na plastikowej tarce i wycisnąć przez serwetkę , a potem dodać płyn kokosowy wyciśnięty z owocu lub dolać świeżej butelkowanej wody.

PAPAYA

Papaya jest smacznym owocem szczególnie zasobnym w enzymy, które jak wiemy bardzo pomagają w trawieniu. Jest on również bogaty w witami­ny A i C. Hiszpanie byli pierwszymi, którzy poznali wartość tego owocu, a potem profesor R. H. Chittenden z Uniwersytetu w Yale potwierdził odżywcze wartości papaya. (rosnące na drzewach żółtawe owoce podobne do melonów przyp. tłumacza).

Zasadniczą cechą papaya jest jego ferment trawienny, znany jako papaina, wydobywany zarówno z soku jak i z mleczka, które spływa z nacięcia zrobionego na skórce wtedy, gdy owoc jest jeszcze zielony. Robi się to dla uzyskania papainy na sprzedaż. Właściwość trawienna papainy działa zarówno w roztworach kwaśnych, alkalicznym jak i obojętnym. Pomaga w rozłożeniu białka, skrobi i tłuszczu oraz kwasów w procesie ich trawienia.

Papayę należy jadać możliwie przy każdym posiłku. W krajach tropikal­nych, gdzie papaya rośnie w obfitości, miejscowi jadają ten owoc w ogrom­nych ilościach. Gdy odwiedzałam Meksyk papaya podawano do każdego posiłku. Tak samo w Honolulu pożerałam ogromne ilości złocistej dojrzałej papai, powstrzymując się od innych pokarmów, i nigdy nie czułam się lepiej.

Papaya jest używana w przemysłowym wytwarzaniu nowych, natural­nych kosmetyków aktywizujących własności odżywcze skóry. Niektóre proszki do zębów zawierają papainę, która służy do strawienia resztek (particles) pokarmu. Zalecane jest również jadanie części nasiennej papaya, i kiedyś się już przyzwyczai do ich zapachu, są one zupełnie smaczne.

Jeżeli świeże papaya nie są dostępne, można zawsze znaleźć mrożone papaya z Hawajów lub świeżą miazgę w pojemnikach, które dobrze zastępują świeże owoce.

113


Moja własna dieta zawiera codziennie świeże papaya. Mieszkając w Kalifornii mogę kupować je w ogromnych ilościach.

LECYTYNA

Lecytyna znajduje się w wielu olejach i pokarmach; jednak w skoncen­trowanej postaci (sources), którą kupuje się w słoiczkach, jest ona wydobywana (extracted) z oleju sojowego. Przypisuje się jej wzmożony wpływ na metabolizm tłuszczu i transport lipidów, działając jako czynnik rozpuszczający mający zdolność do rozbijania tłuszczu i cholesterolu na małe cząstki, które mogą wtedy wnikać do tkanek. Lecytyna powinna być włączana do każdego posiłku. W postaci suchej lub granulowanej można ją spożywać w sokach owocowych lub warzywnych lub posypać na sałatki. Bywa również dostępna w postaci płynnej lub w kapsułkach.

MIÓD

Miód ma wysoką zawartość cukrów dekstrozę, cukrozę, glukozę i lewulozę. Dekstroza jest natychmiast wchłaniana do krwi i stanowi szybkie źródło energii. Cukroza jest tą postacią cukru, która znajduje się w trzcinie cukrowej. Lewuloza, królowa wszystkich cukrów, trawi się powoli i dlatego dostarcza nam energii trwającej przez kilka goozin i nie obciąża trzustki wrzucaniem na raz zbyt dużej ilości cukru do krwioobiegu.

Miód zawiera mnóstwo substancji mineralnych i elementów śladowych, bez których udziału nie może następować regeneracja tkanek. Zawiera on również witaminy i enzymy, kwas askorbinowy (witamina C), tiaminę, ryboflawinę i inne z grupy witaminy B-complex.

Starożytni Grecy stosowali dni postu, kiedy jedli wyłącznie miód. Hipokrates włączył miód do swojej codziennej diety przez całe życie i zalecał go swoim pacjentom dla poprawy zdrowia. Chociaż miód jest jednym z najstarszych pokarmów ludzkich, my dopiero w miarę upływu czasu

114


dowiadujemy się więcej o jego zdrowotnych właściwościach. Na przykład atleci w czasie trwania treningu jadają miód.

Miód może pomóc w zasypianiu jeżeli przyjmować go przed udaniem się do łóżka. Wybierając swoje ulubione kolory miodu poszukaj ciemnego i naturalnego, nie odwirowanego miodu. Im ciemniejszy kolor tym więcej w nim elementów mineralnych, witamin i enzymów. Włącz miód do swojego codziennego jadłospisu i spróbuj o ile to tylko możliwe, zastępować nim cukier.

W czasie moich postów — co najmniej raz w roku — gdy czuję się zmęczona, zjadam pełną łyżkę miodu. To zdumiewające, jak szybko wraca wtedy energia.

KIEŁKI PSZENICZNE I OLEJ Z KIEŁKÓW PSZENICZNYCH

Wewnętrzna część ziarna pszenicy — zwana endospermą — składa się głównie ze skrobi i małej ilości białka. Nie zawiera prawie wcale witamin ani minerałów. Biała mąka jest zrobiona właśnie z tej części ziarna, a potem wzbogacona witaminami, minerałami i białkiem.

Zarodek czyli kiełek pszenicy jest tą jej częścią, z której poczyna się nowe życie, z której pszenica kiełkuje i jest on jednym z najbogatszych znanych źródeł witamin B i E. Zawiera równie cenne białka i tłuszcze. Podczas wytwarzania dużych ilości mąki, kiełek musi zostać odrzucony, aby mąkę zabezpieczyć przed zjełczeniem. W ten sposób my otrzymujemy spadek w postaci kiełków pszenicznych i oleju z kiełków pszenicznych.

Naukowcy uważają kiełki pszeniczne i olej z kiełków pszenicznych za cudowne uzupełnienie codziennej diety, zaopatrującej człowieka w taki składnik pokarmowy, który podnosi wytrzymałość na fizyczne obciążenia. Doświadczenia ze sportowcami przeprowadzone w Laboratorium fizycznej sprawności (Physical Fitness Laboratory) przy Uniwersytecie Illinois, wykazały znacznie wyższą sprawność u osób dodających do swojej diety kiełki pszeniczne i olej z kiełków niż u tych, którzy tylko ćwiczyli.

Hunzowie jadają pełne ziarna przy każdym posiłku i jak wiemy nic z nich

115


nie odrzucają. W ten sposób uzyskują pełną korzyść z jadania kasz i swego w domu robionego chleba.

Kiełki pszeniczne można dodawać do sosu, do sałatki, a zarodkami pszenicy można posypywać sałatkę, kaszę lub zupę. Można je jadać z białym serem, z jogurtem i świeżą sałatką owocową. Istnieje wiele sposobów używania kiełków do przyrządzania potraw: w chlebie, burakach, ciastkach (hot-cakes) i waflach, i w pasztecikach z hamburgerami i kotletach z mięsa. Wszystkie oleje łatwo ulegają zepsuciu, a olej z kiełków pszenicy nie jest wyjątkiem. Utlenianiu lub jełczeniu może zapobiec opakowanie próżniowe w puszce lub kubeczku. Jełczenie jest szkodliwe dla zdrowia, dlatego wszystkie tłuszcze, mąki i drobne kasze powinny być przechowywane w lodówce, aby opóźnić ich utlenianie.

JOGURT

Wielki uczony dr Eli Mieczników był pierwszym, który ujawnił wielkie możliwości jogurtu. Odkrył on, że Bułgarzy, którzy jedzą bardzo dużo jogurtu, mają 1.666 ludzi w wieku ponad dziewięćdziesiąt łat na każdy milion mieszkańców, podczas gdy u nas (tzn. w Ameryce) zaledwie 9 osób na milion ma ponad 90 lat.

Jogurt, kefir oraz inne rodzaje mleka uszlachetnionego, dostarczają cennych kwasów, które znacznie poprawiają trawienie i działają korzystnie na rozwój dobrotliwych bakterii żyjących w przewodzie pokarmowym.

Jogurt jest sfermentowanym mlekiem, które zostawia się w tem­peraturze pokojowej do czasu aż skwaśnieje. Można je łatwo robić samemu. Potrzeba jednak do tego specjalnych bakterii nazywanych Bulgarious sprzedawanych w sklepach ze zdrową żywnością. Dodanie ich do mleka powoduje, że mleko ścina się w rodzaj kremu.

Jogurt jest bardzo smaczny, i istnieje wiele sposobów jadania go: jako deser ze świeżymi owocami, zupełnie sam lub w wielu potrawach (patrz strona 135).

116


DROŻDŻE PIWNE

Drożdże piwne nie zwierają prawie zupełnie tłuszczu, skrobi ani cukru i są doskonałym źródłem białka i witaminy B-complex. Najlepszym sposobem przyzwyczajenia się do ich smaku jest zacząć od jednej łyżeczki drożdży dodawanej do szklanki soku owocowego lub mleka, a potem stopniowo zwiększać ich ilość. Moim ulubionym daniem na śniadanie jest duża porcja białego sera ze sproszkowanymi drożdżami i miodem.

25 sposobów, aby uchronić twoje zdrowie i przedłużyć młodzieńczą żywotność

  1. Jedz tylko wtedy, gdy jesteś głodny, nie myl apetytu z głodem. Fałszywy apetyt jest wynikiem zwyczajów.

  2. Omiń jeden posiłek dziennie przez pewien czas. Amerykanie jedzą za dużo i przeciętna osoba może dobrze żyć jadając połowę lub nawet jedną trzecią tej ilości jaką jada obecnie.

  1. Żuj dobrze jedzenie i mieszaj je ze śliną.

  2. Nie jedz nigdy w stanie zmęczenia.

  3. Nie kąp się bezpośrednio po jedzeniu, ale przed.

  4. Unikaj jedzenia między posiłkami, chyba że są to owoce albo sok.

  5. Nie jedz w stanie przygnębienia.

  6. Nie popijaj jedzenia wodą. Pij 20 minut przed jedzeniem lub 1 godzinę po.

  7. Unikaj słodyczy z rafinowanej mąki i nasyconych tłuszczów.

  1. Unikaj chłodzących napojów, syntetycznych lodów, czekolady itd.

  2. Próbuj spać co najmniej osiem godzin dziennie. Pamiętaj, że najlepszy sen jest przed północą.

  3. Spij przy otwartym oknie.

  4. Podtrzymuj postawę pogodną i pozytywną; nie pozwól nigdy trwać myślom negatywnym.

117


14. Staraj się każdego dnia przebywać na słońcu (słońce jest źródłem wszelkiej energii, a jego wzmacniające promienie zostawią ci wkrótce nowe nieznane dotąd, wrażenie żywotności (uwaga tłumacza: zalecenie w r. 1992 nieaktualne, że względu na istniejącą i powiększającą się „dziurę ozonową").

  1. Oddychaj głęboko i rytmicznie; świeże powietrze jest niezbędne dla dobrego zdrowia.

  2. Spaceruj dwie godziny każdego dnia.

  3. Jedz stale sezonowe owoce i warzywa, najlepiej surowe.

  4. Stosuj od czasu do czasu mono-dietę, tzn. jedz tylko jeden gatunek warzywa lub owocu na jeden posiłek.

  5. Stosuj metodę gotowania bez wody. W każdym gospodarstwie powi­nien znajdować się zestaw nierdzewnych garnków do gotowania na parze. Ale trzeba się upewnić, że są to naczynia trzy warstwowe, skonstruowane z grubym, podwójnym dnem, dla dodatkowego zabezpieczenia przed gorącym.

  6. Kupuj regularnie olej roślinny, ocet jabłeczny, miód, wiejskie jajka, naturalną pełną sól oraz inne składniki zalecane w poprzednich przepisach. Można je kupić w sklepie ze zdrową żywnością.

21. Do swoich codziennych posiłków dodawaj wszelkie rodzaje nasion: dyni, sezamowe i inne, a także migdały i inne orzechy.

  1. Do codziennego jadłospisu dodawaj drożdże piwne, lecytynę, i kiełki pszeniczne (można je jadać z jogurtem, białym serem, dodane do sałatek lub zmieszane z sokami owocowymi).

  2. Pij mleko, maślankę, kefir lub jogurt i o ile to możliwe, kupuj je gwarantowane.

  3. Każdy dom powinien mieć mały młynek. Mąkę należy mielić stop­niowo, w miarę potrzeby do pieczenia chleba. Jeżeli jest to praktycznie niemożliwe, używaj mąki razowej i kasz gruboziarnistych.

25. Oliwa z pestek (kernel) moreli jest również przydatna jako kosmetyk do pielęgnowania skóry.

118


12. POST I FILOZOFIA

Jest taki czas w Hunzie, kiedy brakuje jedzenia i nie można go dostać za żadne pieniądze: jest to czas późnej wiosny, przed nowymi zbiorami. Wtedy Hunzowie idą na przymusowy post. W czasie tego postu mechanizm trawienny ciała otrzymuje odpoczynek, ciało żyje ze swoich własnych rezerw (zapasów), a stare komórki zostają eliminowane. Te, które zostają, konstytu­ują zarodek (nucleus) jako podstawę nowego, zdrowego ciała.

To prawda, że ciało potrzebuje pokarmu, ale błędem jest myśleć, że siłę uzyskujemy tylko z pokarmu, jaki zjadamy. Ciało składa się z miliardów komórek, każda z nich jest samodzielnym organizmem, kompletnym, z głową i mózgiem. Ten mały mózg komórkowy ma nazwę techniczną — nazywa się zarodkiem (nucleus) i składa się głównie z szarej substancji. Ale w tej drobinie jest jeszcze coś oprócz samej substancji, bo ona ma zdolność gromadzenia w sobie magnetycznej materii. Dlatego każda z naszych komórek może otrzymywać i magazynować potencjalną energię kosmiczną.

Jeżeli ciało dźwiga dużo substancji odpadowych, (waste materiał), męczy się bardzo łatwo, a związane z tym bóle i dolegliwości mogą być odczuwane w każdej części ciała, najprawdopodobniej wzdłuż kręgosłupa. Równolegle z tym pojawia się uczucie pesymizmu i negatywizmu. Nadwąt­lenie i zaczopowanie naszych mechanizmów fizjologicznych, to są koszty płacone za długie lata nadmiaru, do którego zmuszaliśmy nasz organizm.

Wielu lekarzy uznaje i stosuje metody leczniczego postu. Dr Otto Buchingeer, który prowadzi dwa słynne sanatoria w Niemczech, jest tego znakomitym przykładem. Jeszcze jako młody człowiek chorował nie tylko na wątrobę i woreczek żółciowy, ale także miał artretyzm kolan i był prawie kaleką. Z powodu swojej choroby został zwolniony z posady lekarza w marynarce. Próbował różnych środków, które przynosiły tylko chwilowo ulgę. Jeden lekarz zaproponował mu post na wodzie. Pod opieką tego

119


lekarza, podjął 28-mio dniową głodówkę, a jej rezultat był znako­mity.

Po odzyskaniu zdrowia, dr Buchingeer zaczął stosować leczenie postem i stał się słynnym lekarzem. Mając lat 78 czuł się jeszcze silny i młody. Powiedział: „Dzięki łasce boskiej poznałem tak wiele wspaniałych rzeczy i otrzymałem tak niewypowiedziane błogosławieństwo, że jestem w stosun­ku do wszechświata wielkim dłużnikiem".

Post był praktykowany w północnej Europie wśród Druidów, w Ame­ryce wśród Indian, a także w Indiach, Palestynie, Chinach, Persji, Babilonie, Grecji i w Rzymie. Biblia wspomina o wielu postach i radzi poszczącym nie chodzić ze smutną miną (Mat. 6,16), ale znajdować przyjemność w po­szczeniu i jednocześnie wykonywać swoją pracę (Isa. 58:3).

Można przyjąć, że starożytni obawiali się, że umrą z głodu, rezygnując z kilku posiłków. Wśród wczesnych chrześcijan, praktykowany był post zupełny przez jeden lub dwa dni każdego tygodnia. Przez dwa tysiące lat modlitwę i okresowe posty polecały chrześcijańskie dogmaty.

Tradycyjnie wierzono, że post udoskonala umysł i duszę. Mahomet powiedział: „Modlitwa prowadzi pół drogi do Boga, post doprowadza a do drzwi niesie". Słynny mnich i filozof, Roger Bacon (1214—1294) zalecał okresowe posty: „Aby zapobiec słabości degeneracji w starszym wieku, należy co dwa, trzy lata poddać się kuracji odmładzającej przez eliminowanie wszystkich zużytych płynów postem i dietą".

W r. 1724 francuski lekarz dr P. Carton donosił o metodzie Patera Bernharda von Malra, który odniósł zdumiewające sukcesy w leczeniu wielu zaawansowanych, chronicznych chorób. Tę informację znalazł w książce dr Maxwella „Dynamizmy zdrowego organizmu" (The Dynamics of Vibrant Health) opublikowanej w 1858 r.

„Dr Carton pisze z entuzjazmem o okresowych postach: kliniczne wyniki postu są godne uwagi. Ustępują dolegliwości silnego zatrucia, oddech i krążenie są swobodne. Pacjent czuje się lżejszy, chodzi i oddycha łatwiej. Zamiast zużywania energii organizmu na procesy trawienne, jest ona kierowana do neutralizowania trucizn. Poprawa stanu pacjenta odbija się wyraźnie w ogólnym, dobrym samopoczuciu i pogodnym stanie umysłu.

... Główym czynnikiem leczenia był post od 25 do 30 dni, połączony z przebywaniem na powietrzu i kąpielami słonecznymi.

W historii medycyny znane są liczne przypadki postów zalecanych przez

120


lekarzy. Hipokrates zalecał posty do siedmiu dni i stwierdzał: „Głód jest w naturze ludzkiej wielką siłą i jego pojawienie można uważać za oznakę powrotu do zdrowia".

Ale w 19 wieku post potraktowano jako anachronizm. Panowało przekonanie, że chorego należy dobrze odżywiać. Niektórych pacjentów odżywiano nawet bardzo obficie, a o korzyściach postu całkowicie zapom­niano.

Ale teraz post pod opieką lekarską wraca i osiąga wysoką pozycję jako wartościowa metoda terapeutyczna.

Dr Maxwell O. Garten, który głęboko wierzył w skuteczność postu i pod którego opieką ja przeżyłam swój pierwszy post, mówi:

„Na początku postu ciało sięga najpierw po zmagazynowany glikogen (cukier mięśniowy). Gdy wszystkie rezerwy zostaną zużyte, pewne enzymy we krwi uzyskują większą zdolność rozpuszczania stwardniałych złogów. Ponieważ te płyny mogą docierać do każdej pojedynczej komórki, wkrótce już rozszerzają zakres swojego działania. Wtedy cholesterol przyczepiony do wewnętrznych ścianek naczyń krwionośnych, jak kamień osadzony na ściankach kotła, zaczyna się rozpuszczać i jest odprowadzany i wykorzys­tywany na pokarm dla organizmu. Ten sam mechanizm działa w odniesieniu do innych osadów (złogów), takich jak kwas moczowy, węglan wapnia i chlor.

W kryzysowej sytuacji braku dopływu pokarmu zaczyna funkcjonować ekonomia ciała, i wtedy nie tylko „cofają się wskazówki zegara" i zmienia skład chemiczny złogów, ale również wykorzystuje substancję samych komórek i organów... Można powiedzieć, że w czasie postu organizm żywi się swoimi własnymi rezerwami.

W czasie drugiej wojny światowej ostro wystąpił problem, jak przeżyć bez jedzenia. Naukowe doświadczenia wykazały, że żołnierze amerykańscy mogą żyć bez jedzenia przez sześćdziesiąt dni. Po upływie tego czasu ciało zaczyna stopniowo umierać. Dzięki eksperymentom na zwierzętach od­kryto, że moment, w którym zaczyna się śmierć z głodu jest proporcjonalny do pierwiastka sześciennego wagi ciała. Na przykład mysz ważąca 18 g umiera po sześciu dniach bez jedzenia. Pies ważący 20 funtów umiera sześćdziesiątego dnia. Przyjmuje się, że człowiek może żyć bez jedzenia dziewięćdziesiąt do stu dni, jeżeli tylko ma inne dobre warunki — ciepło, świeże powietrze, wodę, odpoczynek i psychiczną równowagę.

121


Upton Sinclair, który był gorącym zwolennikiem postu, napisał w ar­tykule w „Cosmopolitan": „Czy możesz sobie wyobrazić jakbyś się czuł, gdyby każdy organ w twoim ciele działał w sposób doskonały? Ja tylko przez 10 lat badałem moje własne choroby oraz ludzi dokoła mnie i znalazłem sposób wyleczenia. Znalazłem nie tylko dobre zdrowie, ale doskonałe zdrowie. Znalazłem nowy stan bycia, nowe potencjały życia, poczucie lekkości i czystości i radość taką, o której nawet nie wiedziałem, że w ogóle istnieje w ludzkim ciele.

A oto inny cytat z Sinclair'a:

„Są dwa niebezpieczeństwa, których można się obawiać w poście. Pierwsze to właśnie ta obawa. Ja nie mówię tego dla żartu. Poszczący nie powinien mieć przy sobie straszących go ciotek i kuzynów, którzy mówią mu, że wygląda jak trup, że jego puls jest poniżej czterdziestu i serce przestanie bić tej nocy. Ja poszczę przez trzy dni poza Kalifornią trzeciego dnia idę pieszo 15 mil tam i z powrotem... W domu czytałem o trzęsieniu ziemi w Messynie, o tym, jak ludzie głodowali przez 72 godziny itd. Tak samo było ze mną, tyle że oni myśleli, że umierają z głodu, ja nie".

Podczas postu stan umysłu ma najwyższe znaczenie. Na pewno post jest dla większości ludzi doświadczeniem niezwykłym. Ma się poczucie obawy i niepewności. To poczucie zagrożenia może wzmacniać obecność wśród członków rodziny w domu osób życzliwych wprawdzie, ale ignorantów. Biblia mówi: „Wróg człowieka będzie wśród jego własnych domowników".

Cytat z „A Reader's Digest" o poście z listopada 1962:

„Nowoczesna wiedza medyczna zwraca się ku starożytnej praktyce całkowitego postu, znajdując, że gdy zostaje właściwie przeprowadzony, jest bezpieczny, bezbolesny i skuteczny. Powoduje znaczny ubytek wagi u otyłych i pomaga powrócić do diety zawierającej taką ilość kalorii, jakiej nasz organizm rzeczywiście potrzebuje.

Post dla celów innych niż odchudzanie się, jest praktyką dostojną. Stary i Nowy Testament wymienia post aż 74 razy. Chrystus pościł 40 dni i nocy. W Islamie powszechnie przestrzega się trzydziestodniowego postu od wschodu do zachodu słońca, zwanego Ramadan, a buddyści uważają post za właściwą drogę kontemplacji i ascetyzmu.

Najbardziej może starannie przestrzegał powstrzymywania się od jedzenia A. Levanzin, prawnik i wydawca z Malty, który uważał, że postem wyleczył się sam oraz jego żona i dwoje dzieci z bardzo poważnej choroby.

122


W roku 1912 przybył do Instytutu Carnegie'go w Bostonie i poddał się 31 dniowym badaniom. Levanzin, który ważył 134 funty pozostawał pod najściślejszą kontrolą w dzień i w nocy nie jedząc nic oprócz destylowanej wody. Zespół specjalistów wykonywał codzienne badania i obserwacje jego fizycznej kondycji, subiektywnego samopoczucia i stanu umysłowego.

Jak sam wcześniej przewidywał, Levanzin nie doznawał wrażenia głodu i nie pragnął jedzenia. Nie miał bólów brzucha ani żadnych innych dolegliwości. Jedenastego dnia miał wrażenie zmęczenia mięśni, ale czter­nastego dnia zbiegł z całej kondygnacji schodów bez żadnej trudności. Codzienne badania wykazały, że jego pamięć była tak samo dobra na końcu jak i na początku doświadczenia.

W czasie postu trzeba przestrzegać pewnych reguł i dlatego jest absolutnie konieczne, żeby robić to pod opieką lekarza. Zupełny post nie powinien nigdy być podejmowany bez umiejętnej i bliskiej bezpośredniej kontorli.

Gdy Gandhi poddawał się jednemu ze swoich szeroko znanych postów, towarzyszył mu lekarz, który oświadczył, że mimo swoich 64 lat jest on tak zdrowy jak człowiek 40-letni.

Okresowe głodowanie, do którego Hunzowie są zmuszeni każdej wiosny, jest jednym z czynników ich zdrowia, który przeważnie zostaje przeoczony. To fizyczne odrodzenie, może być właśnie głównym czyn­nikiem fizycznej wyższości Hunzów. I jest bardziej niż prawdopodobne, że ich okresowe posty czynią ich ludźmi przyjaznymi, skromnymi, gotowymi do pomocy i poświęcenia.

123


13- ĆWICZENIA DLA ZDROWIA I DŁUGOWIECZNOŚCI

Tę książkę możnaby cała wypełnić podobnymi przykładami, ale jeszcze raz chcę podkreślić, że głodówkę można przeprowadzać bezpiecznie tylko pod fachową kontrolą lekarza.

Niewątpliwie klimat, odżywianie, prostota życia związanego z ziemią, uczuciowa równowaga — są tymi czynnikami, które wszystkie razem mają wpływ na tę wyjątkową kondycję fizyczną Hunzów.

Hunzowie są najlepszym dowodem jak bardzo korzystne jest dla zdrowia chodzenie. Oni chodzą każdego dnia całe mile, ponieważ nie mają żadnych pojazdów. Ich pola są zwykle znacznie oddalone od domów i z reguły zlokalizowane na zboczach wzgórz. Dlatego mężczyźni podróżują od wsi do wsi, 10 do 15 mil w każdą stronę, a niektórzy chodzą do Gilgit 68 mil, ze swojej stolicy Baltit. A kiedy wracają do domu za dnia, krzątają się koło swoich zajęć, jak gdyby właśnie skończyli drzemkę.

Bez względu jednak na ilość zajęć, konieczne jest przeznaczenie co najmniej kilku minut dziennie na ćwiczenia, ponieważ są one konieczne dla zachowania zdrowia, urody i utrzymania ciała w stanie młodości.

Ćwiczenia utrzymują fizyczną i umysłową żywotność, ponieważ tylko przez ćwiczenia niezbędny strumień tlenu może być doprowadzony do krwi dla utrzymania całego ustroju w stanie normalnego funkcjonowania. Przy zdrowym krążeniu krwi odpady (waste materials) mogą zostać usunięte z ciała, nie zalegają i nie powodują uczucia zmęczenia.

W ciele ludzi aktywnych tłuszcz rzadko kiedy się odkłada. Z wyjątkiem osób z zaburzeniami hormonalnymi, nikt z ludzi ruchliwych i aktywnych nie musi być otyły lub zwiotczały. W Hunzie gdzie wędrówka jest codzienną potrzebą, nie znajdzie się ani jednej osoby z nadwagą.

Największy procent naszego ciała stanowią mięśnie. I gdy te mięśnie nie

124


są właściwie ćwiczone, to nie tylko wiotczeją, ale powoli ulegają procesom degeneracji. Brak ćwiczeń doprowadza do starości.

Jak często mylnie zakładamy, że ponieważ mamy coraz więcej lat, musimy, jeżeli zamierzamy żyć długo ograniczyć zakres ćwiczeń fizycznych. Nie uświadamiamy sobie, że ograniczeniem naszej aktywności robimy dokładnie coś odwrotnego niż to, o co nam chodzi — w istocie nie wykluczone, że ograniczamy nasze oczekiwania życiowe do połowy!

Czytałam zabawny artykuł „Chodzenie" napisane przez J. I. Rodałe, wydawcę magazynu „Prevention" w kwietniu 1962 r.

.... Anegdota dotycząca dr Tomasa Sydenham, znanego jako ojciec angielskiej medycyny, który żył w 1600 r. Ponoć miał on pacjenta cierpiącego na podagrę, ale wszystkie leki okazały się nieskuteczne. Wysłał on więc swojego pacjenta do pewnego lekarza około sto mil od Londynu, który jak mówił, był największym autorytetem w świecie w leczeniu podagry.

Wkrótce stwierdził, że żaden dyliżans nie jeździł do tego miasta, więc, aby odwiedzić lekarza musiał jechać sto mil na grzbiecie konia. Ale gdy tam dojechał, okazało się, że nikt nigdy nie słyszał o doktorze, do którego przyjechał. Wobec tego pojechał z powrotem do Londynu, znów konno 100 mil, odwiedził doktora Sydenhama i zapytał go „Po jakiego diabła posłał mnie pan tam?" Doktor odrzekł pytając go „A jak tam pana podagra?" „Jaka podagra?" odpowiedział pacjent. Fizyczna aktywność przez 200 mil na grzbiecie konia, wypocenie się jakie ona spowodowała, tlen, który przeniknął do niewidocznych części jego ciała, hormony jakie wydzieliły jego gruczoły, wszystko to przyczyniło się do usunięcia objawów podagry u tego człowieka".

Jeżeli tak jak Hunzowie, ćwiczy się codziennie, wtedy mięśnie pozostają czynne, młode i zdrowe przez całe życie.

Wiele jest różnych form skutecznych ćwiczeń i wiele książek zostało napisanych na temat fizycznej sprawności i ćwiczeń. Ja wybrałam technikę jogi. Ćwiczenia jogi zostały obmyślone około sześć tysięcy lat temu, pierwotnie stworzone przez wielkich nauczycieli starożytnego wschodu.

Studiowałam jogę przez wiele lat pod przewodnictwem Indra Devi, nauczycielki jogi i autorki wielu książek na ten temat. Jest ona jedyną kobietą z Zachodu, jaka kiedykolwiek uczyła jogi w Indiach. Żyła tam przez wiele lat i opanowała te techniki w stopniu doskonałym.

125


Słowo „joga" wywodzi się z korzenia sanskryckiego yug, co znaczy zjednoczenie lub połączenie. Jest to praktycznie system myśli i metod prowadzących do wyższego zjednoczenia — zjednoczenia między Bogiem i duszą indywidualną.

W naszym zachodnim świecie pojęcia jogi myli się z magią i czymś nadprzyrodzonym. Ostatnio jednak, zostało ono zaakceptowane jako znakomita forma ćwiczeń fizycznych i zdobywa coraz większą popularność.

Definicja jogi podana przez Patandżalego; wielkiego ojca systemu jogi jest prosta i jasna: joga daje nam siłę do kontrolowania mentalnych fal — takich jak smutek, przygnębienie, gniew i niepokój. Te fale powstają z wszelkiego rodzaju zakłóceń mentalnych. Osoba, która nauczy się kontrolować te fale, zwyciężyła samo życie.

Joga jest czystą psychologią myśli, umysłu i kultury. Uczy człowieka, jak ma panować nad sobą, jak może uzyskać kontrolę nad swoim ciałem i swoimi niepożądanymi nawykami. Czy ludzie żyją na Wschodzie, czy na" Zachodzie, człowiek, który osiągnął rezultaty w systemie jogi poprzez koncentrację, samokontrolę i wyciszenie, dochodzi do stanu świadomości, w którym przekracza granice wyznaczone ciałem. Każdy może przyjąć tę technikę i wykonywać ją ku wielkiej satysfakcji.

System jogi dzieli się na dwie części. Pierwszy krok zaczyna się od ciała. Musisz upewnić się, że potrafisz doprowadzić swoje ręce, swoje nogi, każdą część ciała, oczy, uszy i wszystkie zmysły do porządku i koordynacji. Musisz nauczyć się koncentrować i siedzieć cicho, bez napięcia lub nerwowego zakłopotania.

Czy każdy może praktykować jogę? Oczywiście! Nie ma potrzeby, aby przechodzić przez zawiłe ścieżki oddechów i postaw, które zniechęcają tak wielu ludzi, lub gmatwają procesy mentalne,

Hatha joga uznawana za pierwszy krok jogi, uczy prostej metody prawidłowego, głębokiego, rytmicznego oddychania, poza tym relaksacji, a także uczy zachowania udoskonalonej postawy, głosu, spojrzenia i zwycza­jów jedzeniowych. To znaczy, że wszystko co robimy — jak jedzenie, picie, sen, praca — ma swoje znaczenie, i jeżeli uczymy się jak te rzeczy robić właściwie, z umiarkowaniem i w stanie wyciszenia, to właśnie będziemy wykonywać to, czego uczy joga. Czyż nie jest to proste? Musimy zrozumieć raz na zawsze, że joga nie jest religią — to jest sposób życia. Nie można prowadzić życia nieuporządkowanego i oczekiwać umysłowej koordynacji

126


i tego, że nasze ciało będzie zdrowe. Nasze myśli muszą się zharmonizować z działaniem.

Joga nie polega na tym, aby spędzać mnóstwo czasu na jej prak­tykowaniu. W naszym zapracowanym życiu to nie byłoby możliwe, jednak już piętnaście do dwudziestu minut dziennie przeznaczone na mentalny i fizyczny trening przyniesie wielkie korzyści. Te ćwiczenia pobudzają każdą część ciała — mięśnie, nerwy, gruczoły — regulując w ten sposób cały ustrój. W rezultacie osoba otyła traci swój tłuszcz, podczas gdy inna z niedowagą zdobędzie brakujące kilogramy. Różne postawy utrzymują właściwą wagę i sylwetkę.

Większość z nas od dzieciństwa jest nauczona oddychania w niewłaściwy sposób, przy nienaturalnym napięciu klatki piersiowej. Niezbędną sprawą jest umiejętność prawidłowego oddychania. Już tysiące lat temu jogini zauważyli zdumiewające rezultaty dla podtrzymania zdrowia przez regulo­wanie oddechu. Oni właściwie robili religijne ceremonie dla ćwiczeń głębokiego, rytmicznego oddychania połączonego z fizycznymi postawami. Zgodnie z ich teorią, same postawy bez ćwiczeń oddechowych, nie przynoszą równie znaczących rezultatów.

Jogini zalecali ćwiczenia dla każdego jako codzienny zwyczaj. Oddech czyli prana jest siłą życiową. Bez prany nie ma życia, ponieważ prana jest duszą wszystkich sił i wszelkiej energii, a organizm ludzki wchłania prane z powietrza w procesie oddychania. Musimy oddychać, aby żyć. Przez całe dnie możemy żyć bez jedzenia, ale nie możemy żyć bez powietrza.

Poprzez kontrolowany, rytmiczny, głęboki oddech, wzrasta ilość pobie­ranej prany i można ją wtedy zmagazynować w znacznej ilości w mózgu i ośrodkach nerwowych, jako rezerwę do użycia w nagłej potrzebie.

Ludzie, którzy wykonują głębokie oddechy mają większą żywotność, wytrzymałość i lepszą kontrolę nad swoim umysłem. Dzięki regularnemu wykonywaniu oddechów pobiera się dodatkową ilość tlenu.

Ostatnio dowiedziałam się, że jogę praktykowali Hunzowie już wiele pokoleń wcześniej. I oczywiste jest, że oni kontynuują to, czego nauczyli się ich ojcowie, jeżeli nawet nie są tego świadomi,

Hunzowie stosują właściwą technikę głębokiego oddechu. Jeżeli tego by nie robili, mieliby trudności w wykonywaniu takiej wytężonej pracy na dużych wysokościach. Ponadto chodzą z wdziękiem, noszą swoje ciało z poczuciem rozumienia do czego każda jego część ma być użyta. Są

127


smukli i bardzo proporcjonalnie zbudowani. Jadają prosty pokarm i mało na raz.

Wszystkie podstawowe zasady techniki jogi są praktykowane przez tych ludzi, którzy żyją na dachu świata.

TECHNIKA GŁĘBOKIEGO ODDECHU

Głęboki, rytmiczny oddech jest pierwszą lekcją jogi.

1. Głębokie oddychanie powinno być zawsze wykonywane w dobrze

przewietrzonym pokoju lub przy otwartym oknie, o ile pogoda na to

pozwala.

  1. Mieć na sobie wygodne ubranie — żadnych pasków ani biustonoszy.

  2. Wykonywać je mając pusty żołądek.

  3. Idealną pozycją jest siedzenie ze skrzyżowanymi nogami na kilimku lub dywanie na podłodze.

  4. Można to również robić siedząc na wygodnym krześle z rękami położonymi na kolanach albo stojąc prosto. Jeżeli ktoś jest obłożnie chory, może to robić leżąc płasko na łóżku.

  5. Odpręż całe ciało i utrzymaj kręgosłup w pozycji prostej.

  6. Określamy rytm oddechu, słuchając i licząc nasz własny puls (tętno). Najpierw liczyć głośno, jeden-dwa-trzy-cztery; jeden-dwa-trzy-cztery, a po­tem w myśli i gdy już znasz na pewno swój własny rytm, jesteś gotowy do rozpoczęcia ćwiczeń.

  7. Teraz licz w myśli cztery uderzenia tętna robiąc wdech i cztery robiąc wydech. Oddech powinien płynąć łagodnie, a nie skokami (staccato), wtedy liczysz. Już wykonałeś jedno pełne ćwiczenie oddechowe. Powtórz to samo cztery razy. Na początku nie rób tego więcej niż cztery razy. Po tygodniu możesz dodać jedno ćwiczenie, aż dojdziesz do sześciu dziennie. Jednak nie wykonuj wszystkich sześciu na jednym posiedzeniu. Podziel je na dwie, lub trzy części dziennie: rano, w ciągu dnia i wieczorem, przed pójściem spać. Jednak zawsze pamiętaj, aby przestrzegać podanych wyżej instrukcji. Zawsze cztery wdechy i cztery wydechy.

  8. Oddychaj przez lekko ściśnięte gardło (to spowoduje częściowe za­mknięcie nagłośni) i powoli wdychaj powietrze, trzymając usta zamknięte.

128


Wtedy z tylnej części gardła będzie wychodziło lekkie syczenie, co będzie

wskazówką, że wykonanie oddechu jest prawidłowe.

10. Wdychając, nigdy nie unoś klatki piersiowej. Niech twoje żebra

rozszerzają się na obie strony. Potem powolny wydech z tym samym

syczącym dźwiękiem w czasie ścieśniania się klatki żebrowej i lekki ucisk

w żołądku.

11. Gdy już raz nauczysz się właściwej techniki głębokiego oddychania,

i wykonujesz te ćwiczenia regularnie, poczujesz zdecydowaną poprawę

ogólnego samopoczucia.

  1. Jednak musisz pamiętać, że ten sposób oddychania jest tylko ćwiczeniem i że nie należy wykonywać go przez cały czas.

  2. Dzieci powinny uczyć się tej techniki, tak, aby nie miały potem trudności. Mówi się, że dzieci i dzicy są jedynymi, którzy znają technikę intensywnego oddychania. Gdy dzieci wchodzą w kontakt z nowoczesną cywilizacją, tracą zdolność oddychania w sposób naturalny. Dlatego, prawidłowego rytmicz­nego oddychania powinno się uczyć w przedszkolu.

  3. Wdychając, skoncentruj się na napływaniu świeżego powietrza z tlenem i wyobrażaj sobie jak ono wchodzi do twoich płuc. W przypadku gdy masz jakieś słabe miejsca na swoim ciele, które czasem powodują niedomaganm-nie albo ból, próbuj skierować ten napływ prany na to określone miejsce. Pamiętaj, gdy wykonujesz wdech wprowadzasz do swego organizmu świeże powietrze, a wydychając pozbawiasz się dwutlenku węgla (trucizny) ze swojego ustroju.

Jogini utrzymują, że właściwe oddychanie dostraja człowieka do „rytmu wszechświata" (kosmosu). Zgodnie z ich poglądami wszystko, co żyje i porusza się, ma jakiś rytm, i my tak długo możemy żyć i funkcjonować harmonijnie, dopóki stosujemy się do naszego indywidualnego rytmu. Każdy może wykonywać ćwiczenia głębokiego rytmicznego oddychania aby zachować dobre samopoczucie.

ĆWICZENIA JOGI

Kilka podstawowych ćwiczeń, które należy wykonywać codziennie. 1. Włóż wygodne ubranie takie jak np. kostium plażowy. ■

129


  1. Ćwicz na podłożu ani zbyt twardym ani zbyt miękkim.

  2. Wybierz taki kąt podłogi gdzie jest dość miejsca, aby się poruszać po nim.

  3. Zaleca się godziny poranne. To pomaga w rozpoczęciu dnia z dodat­kowym wigorem.

5.. Ćwicz zawsze z pustym żołądkiem i nie dłużej niż jedną godzinę.

  1. Odpoczywaj często między różnymi postawami, tak, żebyś nigdy nie czuł się zmęczony podczas ćwiczeń. Kolejne postawy powinny dać poczucie zupełnej wygody i odprężenia, w przeciwnym wypadku nie będzie z nich żadnej korzyści.

  2. Wszystkie ćwiczenia należy łączyć z głębokimi oddechami.

  3. Oczywiście, jeżeli nie jesteś w doskonałym stanie zdrowia, uzgodnij program ćwiczeń ze swoim lekarzem.

STRETCHING (NACIĄGANIE)

Wykonuj stretching, gdy jesteś jeszcze w łóżku. Leżąc płasko na plecach zacznij od naciągania jednej nogi licząc powoli jeden-dwa-trzy do dziesięciu, naciągając dalej nogę do przodu. Potem cofnij nogę i powtórz to samo z drugą nogą. Dodawaj każdego dnia ilość, aż dojdzie do trzydziestu. Stretching jest cudownym sposobem na wzmacnianie kontroli nad swoimi mięśniami.

Wstań z łóżka, stań przodem do otwartego okna i wykonaj kilka ćwiczeń oddechowych. Następnie wyciągnij ramiona ponad głową. Następnie kołysz nimi lekko w lewo i w prawo kilka razy. Powtórz to dziesięć razy, wdychając podczas naciągania i wydychając podczas kołysania.

Wyciągnij ręce wysoko nad głową i zacznij powoli kołysać ramionami z lewej strony na prawą, obniżając je stopniowo po trochu, odprężając całe ciało aż do momentu, gdy dotkniesz podłogi czubkami palców. Następnie zacznij kołysanie do tyłu w ten sam sposób, w tym samym rytmie, doprowadzając ramiona stopniowo do pierwotnej pozycji. Wyprostuj ramiona a potem opuść na boki. Powtórz dwa razy.

UNOSZENIE ŻOŁĄDKA

Stań wyprostowany na rozstawionych nogach. Zrób wdech, potem

130


wydech i już nie wciągaj powietrza. Wciągnij brzuch tak, żeby powstało wgłębienie. Teraz powoli zegnij kolana, połóż ręce na udach, pochylając ciało lekko do przodu. Nie oddychaj przez chwilę. Teraz wciągaj i wypychaj żołądek, powtarzając to tak długo jak możesz wstrzymywać oddech bez uczucia zmęczenia. Wróć do pierwotnej pozycji i powtórz ćwiczenie dziesięć razy. Tę pozycję uważa się jako doskonały sposób na zwiotczały żołądek, ponieważ wzmacnia mięśnie brzucha. Pomaga również w przypadkach zaparcia, niestrawności itp.

KOŁYSKA

Usiądź na podłodze i unieś oba kolana, trzymając stopy na ziemi, a ręce tuż poniżej kolan. Pochyl się do przodu i zacznij kołysanie w tył i do przodu około dziesięć razy bez zatrzymywania i nie prostując kręgosłupa. Wykonuj to ćwiczenie kiedykolwiek czujesz się zmęczony, lub gdy siedziałeś zbyt długo. Po dłuższym oglądaniu telewizji, usiądź na podłodze i kołysz się przez kilka minut aby się rozruszać. Gdy masz wrażliwy kręgosłup, podłóż sobie dodatkowo coś miękkiego na podłogę.

LOTOS

To ćwiczenie jest dostosowane do medytacji. -Starożytni filozofowie i nauczyciele, którzy ustanowili techniki jogi, uznali lotos za najodpowied­niejszy do medytacji.

1. Usiądź na podłodze, krzyżując nogi i umieszczając każdą piętę na przeciwległym udzie. Na początku nie jest to konieczne, aby osiągnąć prawidłową pozycję lotosu. Można ją wykonać siedząc po prostu ze skrzyżowanymi nogami, trzymając kolana na podłodze. Staraj się siedzieć wyprostowany.

2. Spleć dłonie na plecach, zrób głęboki wdech, a potem podczas wydechu pochyl się do przodu aż czołem dotkniesz podłogi. Pozostań przez kilka sekund bez ruchu, a potem wróć powoli do pierwotnej pozycji. Na początku nie staraj się siłą dotknąć podłogi. To przyjdzie potem, gdy całe twoje ciało stanie się giętkie i silne.

131


  1. Nie napinaj i nie zmuszaj żadnej części twojego ciała.

  2. Pozostając w tej samej pozycji z rękami splecionymi na plecach, zrób głęboki wdech, a podczas wydechu przechyl się w prawo, aż czołem dotkniesz kolana, wtedy powoli wróć do pierwotnej pozycji. Powtórz to samo w lewą stronę. Powtórz wszystkie trzy pozycje cztery razy.

ĆWICZENIA SZYI

Usiądź w tej samej pozycji jak do lotosu lub na krześle, jeżeli nie możesz zejść na podłogę. Trzymaj kręgosłup wyprostowany a oczy zamknięte.

  1. Odrzuć głowę do tyłu a potem do przodu.

  2. Zwróć głowę w prawo energicznym szarpnięciem, a potem tak samo w lewo.

  3. Skręt głowy w prawo a potem w lewo.

  4. Krążenie głowy ruchem wskazówek zegara, a potem odwrotnie.

Powtórz każde ćwiczenie dziesięć razy.

ĆWICZENIE OCZU

Pozostań w tej samej siedzącej pozycji, otwórz oczy i wykonaj następujące ćwiczenie bez poruszania głową.

  1. Spójrz w górę na sufit a potem w dół na podłogę.

  2. Poruszaj oczami w prawo a potem w lewo.

  3. Następnie w prawy róg do góry a potem w lewy róg na dół.

  4. Powtarzaj to, poruszając oczami w lewy róg do góry i potem w prawy róg na dół.

  5. Wykonaj krążenie oczami ruchem wskazówek zegara a potem odwrotnie.

Powtórz każde ćwiczenie sześć razy i pomrugaj kilka razy po każdym ćwiczeniu. Po każdym ćwiczeniu łagodnie zamknij oczy.

6. Teraz wykonaj przesuwanie oczu. Wybierz jakiś przedmiot blisko oczu,
a następnie przesuń je na przedmiot daleki. Powtórz to kilka razy, potem
mrugaj oczami, aby pozwolić im przez chwilę odpocząć.

132


ZAKRYWANIE OCZU DŁOŃMI — PALMING

Zakryj oba oczy zwiniętymi dłońmi. Pozostaw nadgarstki na kościach policzkowych nie naciskając ich, palce skrzyżowane na czole. Nie dotykaj gałek ocznych dłońmi. Zamknij oczy lekko, bez napięcia. Upewnij się, że światło nie dociera do twoich oczu. Nie pochylaj głowy do przodu jeżeli masz osiągnąć dobre wyniki. Tył szyi i kręgosłup muszą być w pozycji wygodnej i absolutnie wyprostowane, tak, żeby nie było nacisku na nerwy i mięśnie. Połóż łokcie na poduszce, aby unieść pozycję łokci. Najlepszym miejscem spoczynku dla łokci jest niski stół. Zakrywanie oczu dłońmi jest doskonałą metodą odprężenia i łagodzenia pospolitych napięć. Każdy powinien to robić kilka razy dziennie. Można to robić np. przy swoim biurku pracy. Jest to metoda szczególnie dobroczynna dla osób, których praca wymaga ciągłego czytania lub operowania cyframi. Na wewnętrznej stronie dłoni jest osadzone tysiące ośrodków nerwowych i jest całkiem możliwe, że starzy mistrzowie Wschodu wykonywali to ćwiczenie dla wzmożenia sił magnetycznych. Dlatego możliwe również, że palming wzmaga coś więcej niż sam wzrok. Wykonuj palming przez około dziesięć minut za każdym razem. Wykonuj w tym czasie głębokie oddechy. Już po chwili poczujesz się cudownie wypoczęty.

HUŚTANIE SIĘ

Stań na rozstawionych lekko nogach z rękami zwisającymi luźno po obu bokach. Odpręż się i zacznij kołysać całym ciałem z lewej strony na prawą, unosząc, jednocześnie pięty przeciwległych nóg (przechylenie w prawo, unieść piętę lewą i odwrotnie — objaśnienie tłumacza). Głowa, oczy i ramiona podążają za ruchem ciała, z całkowitą swobodą i bez napięcia. To ćwiczenie odpręża oczy, kręgosłup i plecy, odpręża się wtedy również i umysł razem z rytmem tego kołysania.

Ćwiczenia nóg, ud i innych stawów

i. Usiądź na krześle, kręgosłup wyprostowany, ciało odprężone.

133


  1. Podnieś prawą nogę w górę i w dół, a potem lewą. Powtórz.

  2. Podnieś obie nogi w górę i w dół.

  3. Unieś obie nogi skrzyżowane, powtarzając to samo kilka razy. Zwiększaj codziennie ilość ćwiczeń, ale uważaj aby się nie przemęczyć.

KOBRA

  1. Leżąc na podłodze twarzą w dół, połóż dłonie wewnętrzną stroną na obu stronach klatki piersiowej.

  2. Trzymaj nogi złożone razem, stopy złączone.

  3. Robiąc głęboki wdech, unieś górną połowę ciała, opierając się na dłoniach i wyginając plecy.

  4. Odrzuć głowę w tył, wstrzymując oddech. Pozostań tak przez kilka sekund.

  5. Wróć powoli do wyjściowej pozycji, robiąc jednocześnie wydech.

WZMACNIANIE MIĘŚNI PLECÓW

Połóż się na podłodze twarzą w dół. Złóż dłonie razem na plecach. Zrób głęboki wdech i unieś głowę i nogi tak wysoko jak potrafisz, wstrzymując jednocześnie oddech. Wróć do pierwotnej pozycji, robiąc powoli wydech. Powtórz to kilka razy, a potem odpręż się, leżąc dalej płasko na brzuchu.

UKOŚNA DESKA

Pewne ćwiczenia, szczególnie odprężające, można wykonywać na ukośnej desce. Jest to zwykła deska, która zostaje ustawiona jednym końcem podniesionym około 45 cm. Jeżeli leży się w pozycji, w której głowa jest niżej niż nogi, krew może swobodnie spływać do głowy, brody, gardła i policzków, co poprawia krążenie krwi i w konsekwencji poprawia działanie mózgu. Relaks stóp rozluźnia napięcie w mięśniach stóp. Inne korzyści

134


odnoszone przy tej pozycji, to zwiększenie dopływu krwi do skóry głowy i mięśni twarzy.

Gaylord Hauser nazywa ją „the magie yoga slant". On twierdzi, że na desce może leżeć każdy bez względu na wiek.

Stanie na głowie jest bardzo często praktykowane przez uczniów jogi i uznawane za jedną z najbardziej korzystnych postaw, ze względu na zwiększony dopływ krwi do głowy. Jednak należy to wykonywać pod nadzorem. Ukośna deska może służyć w tym samym stopniu, a nie ma żadnego niebezpieczeństwa przy wykonywaniu samodzielnie. Podczas leżenia na ukośnej desce można wykonywać ćwiczenia oddechowe i relak­sacyjne.

Gaylord Hauser zaleca wykonywanie na ukośnej desce ćwiczenia „podnoszenia żołądka". Leżąc odprężony na desce, wciągnij żołądek licząc na raz. Wciągaj żołądek w głąb i do góry, licząc na dwa. Na trzy przyciągnij żołądek blisko do kręgosłupa, który jest płasko przyciśnięty do deski. Staraj się utrzymać w tej pozycji licząc do dziesięciu. Potem odpręż się. Jest to doskonałe ćwiczenie wzmacniające mięśnie brzucha i utrzymujące talię szczupłą i młodą.

Najwięcej urody i zdrowia przynosi używanie ukośnej deski w codzien­nych ćwiczeniach. Każdy powinien mieć ukośną deskę obok swego łóżka. Jedna z moich przyjaciółek budzi się wcześnie rano i kładzie się na swoją ukośną deskę, a potem śpi aż do czasu, kiedy trzeba wstawać. Twierdzi, że to daje jej odprężenie na całą resztę dnia. Taką ukośną deskę możesz sobie kupić niedrogo w swoim sklepie ze zdrową żywnością. Po serii ćwiczeń należy kilka minut poświęcić na odpoczynek.

Połóż się płasko na plecach, ręce wyciągnięte po obu stronach ciała i oczy zamknięte. Odpręż wszystkie mięśnie od czubka głowy do stóp. Przetocz się na jeden bok i odpręż przez minutę w tej pozycji, a następnie przetocz się na drugi bok w ten sam sposób. Wróć do początkowej pozycji (płasko na plecach), i zacznij odprężać głowę, mięśnie twarzy, szyję, ramiona, ręce, przedramiona, łokcie i palce, a potem odpręż uda, nogi, kostki, palce i kolana.

Zarysuj w wyobraźni obraz piękna i spokoju, widząc siebie samego w pięknym otoczeniu. Pomyśl o wspaniałej dolinie Hunza. Pozostań zupełnie odprężony, i trwaj w tej pozycji kilka minut. Potem zacznij powoli naprężanie: wyprężaj ręce, stopy, przetaczaj się z jednego boku na drugi ...

135


otwórz oczy i podnoś się powoli. Powinieneś czuć jak życie pulsuje w całym twoim ciele. Powinieneś doznawać mentalnego spokoju i przypływu nowej energii. Staraj się wykonywać te ćwiczenia każdego dnia.

Każdy kto uczy się technik relaksacyjnych może wykonywać je w każdym miejscu — gdziekolwiek. Można wprowadzić swój umysł w stan spokoju jednym pstryknięciem palców i stać się nieświadomym całego hałasu wkoło siebie. Będąc zdolnym do zrelaksowania się choćby na kilka minut, można dostarczać ciału nowej energii. Ci którzy robią to codziennie, odkrywają wkrótce jak gromadzić swoją fizyczną i mentalną energię i wykorzystywać ją w sposób najkorzystniejszy. Hunzowie ze swoją zdawałoby się niewyczerpaną energią dowiedli, że jest to niewątpliwym faktem.

Złościmy się na samochód, gdy zwalnia swój bieg. Ale tak nie musi być. Prowadząc samochód też można robić ćwiczenia oddechowe. Tylko oczywiście nie w zatłoczonym mieście napełnionymi wyziewami benzyny!

Wykonuj ćwiczenia szyi będąc w łazience.

Wykonuj naciąganie będąc jeszcze w łóżku.

Znajdziesz czas na wszystko, jeżeli raz postanowisz, że to, jest właśnie, czego chcesz.

Dr Paul Dudley White, w broszurce zatytułowanej „Ćwiczenia to jest boska prewencyjna medycyna", podkreśla doniosłość ćwiczeń dla ogólnego stanu dobrego zdrowia:

„Ćwiczenia są ważne dla wszystkich, bez względu na to czy są chorzy, czy nie. Oczywiście osoba, która cierpi na jakąś ostrą chorobę, czy to z powodu zaburzeń serca, płuc, czy jakiejkolwiek innej, powinna być leczona na tę właśnie chorobę. Ale po powrocie do zdrowia, stopniowe-stosowanie ćwiczeń może wspierać postępy rekonwalescencji. Ćwiczenia mają bezpośre­dni korzystny wpływ na krążenie krwi. Dobre napięcie mięśni rąk, a szczególnie nóg, będące wynikiem regularnych ćwiczeń, podtrzymuje i usprawnia krążenie krwi w żyłach... Niewielkie znaczenie, albo nawet żadne ma to, jaki jest to rodzaj ćwiczeń, jeżeli tylko są one dostosowane do siły i upodobań poszczególnych osób. Dobrze jest przyjąć te ćwiczenia jako regularny zwyczaj podtrzymywany przez osoby zarówno szczupłe jak i otyłe. Powinno się je traktować jako coś niezbędnego dla zdrowia, tak samo jak jedzenie, sen i pracę".

Bądź świadomy swojego ciała, swojej postawy, twarzy, swojej urody.

136


Staraj się poruszać z wdziękiem, trzymać się prosto, wciągając brzuch. Siedź prosto przy pisaniu na maszynie i gdy piszesz list. Wstawaj z wdziękiem.

Drugą wspaniałą formą ćwiczeń jest pływanie. W każdej wiosce w Hunzie jest publiczny basen pływacki i ludzie pływają w tej bardzo zimnej wodzie ze stopionego śniegu. Uważają, że ciało powinno się przyzwyczajać do różnych temperatur.

Pamiętaj, zdrowie jest ponad wszystkim innym. Twoją nagrodą będzie zdrowsze i dłuższe życie.

WIEDZA O DŹWIĘKACH

Śpiew zanika stopniowo z naszego nowoczesnego życia. O wiele łatwiej jest nastawić radio lub popatrzeć na telewizję. Ale Hunzowie znajdują upodobanie w śpiewie i większość swoich prac wykonują z towarzyszeniem śpiewu. W szkole chłopcy mają jedną stałą godzinę śpiewu, a potem godzinę ćwiczeń. Reszta czasu poświęcona jest na naukę.

Dlaczego by nie zacząć znów śpiewać w łazience?

Jogini wynaleźli specjalne dźwięki zwane mantrami, które opierają się na pewnej kombinacji samogłosek. Mantry śpiewa się w pewien specyficzny sposób, tak aby wywołać efekt wibracji w całym ciele, nerwach, gruczołach i mózgu.

Hunzowie śpiewają rano i wieczorem w czasie swoich modłów. Wywołują wibracje dźwiękowe, nie zdając sobie z tego sprawy, nieświadomi wspaniałego ich wpływu na swoje zdrowie. Jest to po prostu tradycja, przekazywana od stuleci.

Mój dzień zaczyna się mantrami, i ja powtarzam zawsze kilka samo­głosek... E...A...O...U... i wykonuję to w następujący sposób: Najpierw robię wdech i potem nie wydychając, wymawiam głośno i wyraź­nie eeeeeeeeee, trzymając usta w pozycji takiej jak w uśmiechu. Dźwięk powinien być jednostajny i utrzymany na tej samej wysokości (w tej samej tonacji). Zatrzymaj wtedy, gdy oddech się zupełnie wyczerpie. Odpocznij i powtórz tę samogłoskę jeszcze raz. Wykonaj tę samą procedurę z innymi samogłoskami, z każdą osobno.

137


Po przeczytaniu tej książki nie mów „Tak, muszę zacząć ćwiczyć, myślę, że zacznę jutro". Jutro może nigdy nie nadejść jeżeli nie zaczniesz dziś. Nie myśl o ćwiczeniach „muszę to robić". Podobnie jak Hunzowie uczyń je integralną częścią swojego życia i stwórz swoją własną Shangri-la

138


14. GLEBA A PRZETRWANIE

Nam zaleca się jadać trochę tego i trochę tamtego pokarmu, który zawiera witaminy A, B, C i tak dalej, ale co wiedzą Hunzowie o alfabecie wartości odżywczych? Pożywność ich pokarmów pochodzi z jedzenia, które rośnie na ich polach i jest tam uprawiane na tej samej glebie od wieków.

Powstaje więc pytanie: Czy krąg zdrowia jest kompletny? Czy zbiory, zwierzęta i roślinność są tak samo zdrowe jak sami ludzie w Hunzie?

Życie roślin jest ze swej natury mniej ruchliwe niż życie człowieka. Ruch ogranicza się tylko do przeniesienia nasionka. Dlatego można się spodzie­wać, że czynności związane z uprawą roślin mają o wiele poważniejszy wpływ na rośliny niż na człowieka. Rzeczywiście, czasem się dziwię, że rośliny w ogóle przeżywają mimo wielkich manipulacji, którym są pod­dawane. Broni się wprawdzie naukowych umiejętności człowieka, dzięki którym on miałby być zdolny do przeprowadzania tak wielu głównych zmian. Ale pomimo to natura odbija uderzenia i uderza chorobą.

Mir powiedział mi „jeżeli bierzesz pożyczkę z banku, to musisz ją oddać. Jeżeli nie oddasz, nie będziesz mogła dostać więcej pieniędzy. To samo odnosi się do gleby — to co weźmiesz, musi być w nią włożone z powrotem".

Hunzowie mają szczęście. Mogą wzbogacać swoją glebę wodą zasobną w minerały i naturalnym nawozem, przygotowywanym przez człowieka z tych samych substancji, które wyjmują z gleby.

Starannie zbiera się nawóz bydlęcy, wszystkie części roślin, które nie zostały zjedzone przez zwierzęta albo przez ludzi, opadłe liście i popiół z domowych kominków. Wszystko zostaje zmieszane razem i przetworzone na kompost. Następnie, podczas nawadniania pola, zostaje rozprowadzone trochę alkalicznej ziemi. Wzbogacona gleba rodzi potem zdrowe rośliny, które służą jako pokarm i dostarczają wszystkich niezbędnych wartości, potrzebnych do budowy ciała.

139


Hunzowie pielęgnują swoje pola w taki sam sposób jak my nasze ogrody — to jest ciągła, nie kończąca się praca. Wszystko co raz już miało życie, jest doprowadzone z powrotem do życia kochającymi rękami. Ta forma uprawy umożliwia wytwarzanie znakomitej żywności, a choroby roślin są nieznane.

Możliwe, ze przez pełne odpłacanie się glebie, my sami otrzymujemy od niej równie pełne odwzajemnienie. Na Zachodzie uprawiamy glebę wyko­rzystując ją bez uzupełniania i bez zwrotu czegokolwiek. Dopiero wtedy gdy ziemia choruje, wzywamy doktora i leczymy ją sztucznymi środkami, jak azot, wapń i fosfor, które poprzednio wzięliśmy z niej i zapomnieliśmy oddać.

Powinniśmy więc wrócić pamięcią do tego okresu naszego rolnictwa, gdy gleba i zwierzęta były jeszcze zdrowe. Do czasu, gdy rośliny i owoce obdarzały ludzi dobrodziejstwem zdrowia.

Sir Albert Howard, angielski uczony mieszkający w Azji, przeprowadził studia nad stosunkami zachodzącymi między roślinami, glebą i zwierzętami. W książce „Rola owadów i grzybów w rolnictwie" pisze on tak: „Mogłem badać reakcję dobrze karmionych zwierząt na choroby epidemiczne takie jak zaraza bydlęca, choroby nóg i pyska, posocznica i inne, które często powodowały pogromy w całych regionach kraju. Żadne z moich zwierząt nie było oddzielane, żadne nie było szczepione, chociaż często stykały się z chorym stadem. Mimo to nie zdarzył się żaden przypadek infekcji. Dzięki dobremu odżywianiu uzyskały wysoki poziom odporności. I dalej, dwie ważne zasady:

1. „Owady i grzyby nie są wyłączną przyczyną chorób roślin, atakują one tylko niewłaściwe odmiany zasiewów, niewłaściwie uprawiane. Ich praw­dziwa rola w rolnictwie polega na cenzurowaniu przez wskazywanie upraw niewłaściwie żywionych. Odporność na choroby wydaje się być naturalną odpłatą zdrowia dobrze odżywionej protoplazmy. Pierwszy krok to zmusić glebę do życia, dbając o dostarczanie jej próchnicy.

2. Polityka ochrony roślin przed szkodnikami takimi sposobami jak opryski, obsypki i temu podobne, jest całkowicie niewłaściwa i krańcowo niezdrowa, jeżeli nawet zabezpiecza, to chroni głównie taki materiał, który nie jest wart ratowania. Niszczenie lub unikanie szkodników zaciemnia rzeczywisty problem. Takie metody ochrony roślin nie są rozwiązaniem naukowym, ale zwykłym oszustwem.

140


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

A oto malutka Hunza, gdzie praktycznie nie ma chorób ani zwierząt, ani ludzi, ani roślin. Ale oni nie zatruwają swoich roślin i swojej gleby. Ich pokarm jest czysty, świeży i zdrowy. Wszystkie zalecenia naszych nauczycieli żywienia Hunzowie realizują już od wieków.

Przemysłowe nawozy zwykle składają się z azotu, kwasów fosforowych i potasu w zmiennych proporcjach. Tradycyjnie przyjmuje się, że wszystkie inne mineralne elementy są zawsze obecne w glebie w ilościach dostatecz­nych na potrzeby roślin. To założenie przyjmuje się bez względu na oparcie na faktach. Wszystkie te elementy i składniki mogą nawet rzeczywiście znajdować się w glebie i można zbierać plony, a mimo to zdecydowanie brak im pomniejszych, ale niezbędnych składników, które powinny być w jedze­niu przeznaczonym dla człowieka. Istnieją gleby mające tak szczególną strukturę, że potrzebują pewnych minerałów, nie będących w żadnym sensie nawozami. Niektóre z nich potrzebują miedzi i siarczanu, inne magnezu, inne jeszcze wapnia itd. Leczenie gleby jest więc- jak widać sprawą czysto empiryczną, doświadczalną. To nie jest ustalona z góry i niewzruszona wiedza.

Ilość zbiorów można uzyskiwać przy stosowaniu obu metod: kompostu i fabrycznych nawozów. Ale czy oba są równie dobre? A co ważniejsze, czy każdy jest tak samo korzystny dla człowieka i gleby jak inne? Znawcy twierdzą, że gleba użyźniona kompostem pozostaje w doskonałej kondycji, podczas gdy gleba „wzbogacana" sztucznymi nawozami wkrótce staje się jałowa i opuszczona przez te mikroorganizmy, które zamieszkują ją i czynią urodzajną.

Aby gleba pozostała urodzajna, musi zostać utrzymana równowaga elementów mineralnych. Ale skąd te elementy przychodzą? Czy z tych prawie mikroskopijnych mieszkańców ziemi? I czy można je dodawać do gleby za pośrednictwem sztucznej odnowy? Ale wtedy znów, jak w przypad­ku nowoczesnego procesu mielenia, dlaczego musimy odrzucać niezbędne źródła mineralnej energii? Czy to nie jest tylko wynik podwójnej pracy? I czy te replantowane do gleby minerały są tak skuteczne jak te które stale powinny pozostawać w ziemi, a właśnie zostały z niej usunięte?

Co decyduje o prawdziwej żyzności gleby? Czy to, że gleba wydaje obfite plony? Nie. Gleba żyzna jest to taka gleba, która daje plon zarówno obfity

141


jak i jakościowo dobry. Lekarze dowiedli, że człowiek może zjadać każdego dnia trzy obfite posiłki a mimo to umiera z niedożywienia. Testy wykazały, że niedożywienie może być skutkiem jadania pokarmów rosnących na polach nawożonych nawozami przemysłowymi.

Relacja między jakością gleby a zdrowiem jest częścią badań dotyczących spraw żywienia. Problem stoi przed nami i musimy go zbadać. Ostatnio odkryto, że ludzkie zdrowie wiąże się ściśle ze składem pokarmu roślinnego, elementami pobieranymi z gleby. I jedynym sposobem uzyskania tych elementów niezbędnych dla przeżycia jest zjadanie ich. Ale czy pokarmy, które obecnie jadamy dostarczają nam tych wymaganych elementów? Nie, ponieważ gleba na której są uprawiane sama jest pozbawiona tych elementów. Musimy więc najpierw pomyśleć o odżywieniu ziemi, która daje nam pożywienie.

Czy mamy używać fabrycznych nawozów? Czy mamy jadać tylko pokarmy wyrosłe na kompoście? Niestety, nie jest to takie proste, ani żadna metoda nie jest doskonała. Może rozwiązanie leży w połączeniu ich obu? Kompost zasobny w naturalne substancje jest bezsilny dopóki nie zawiera również pewnej ilości surowców mineralnych. Z drugiej strony chemiczny nawóz, bogaty w minerały, jest bezużyteczny bez próchnicy lub roz­kładającej się masy organicznej lub potasu i azotu.

Wiadomo, że ludzkie ciało musi zawierać różne witaminy i substancje mineralne w różnych proporcjach. Te witaminy i minerały są najbardziej skuteczne, gdy zostają wprowadzone do systemu poprzez dobrze funkc­jonujący przewód pokarmowy. Ponieważ rośliny otrzymują swój pokarm zasadniczo z gleby, to jasne jest, że roślina może zawierać tylko takie elementy, których może jej dostarczyć gleba. Zrównoważona porcja dla istot ludzkich zależy od zrównoważonej porcji dla roślin i gleby.

Jak dobrze wiemy, długie życie zależy od zdrowia, zdrowie zależy od jedzenia, a jedzenie z kolei zależy od gleby. Nawet mięso pochodzi głównie od wiejskich zwierząt, które otrzymują swój pokarm od roślin.

Rośliny będą rosły w kompostowej glebie nawet z bardzo małą ilością minerałów. Rośliny urosną w glebie, urosną też w mineralizowanej wodzie. Rośliny umieszczone na żwirze i podlewane wzbogaconą wodą będą kwitły wspaniale, jak to wykazała hydroponika. Ale ilość minerałów i ich skład musi być właściwy. Problem polega na tym, żeby ustalić jaka jest właściwa

142


ilość minerałów potrzebna do pełnego nakarmienia roślin? Które minerały są niezbędne?

Przemysłowe nawozy zwracają kosztowne nakłady, gdy są używane na rozległych areałach. Dlatego co najmniej na dziś, jedyną praktyczna alternatywą jest ta, do jakiej doszli rolnicy i eksperci rolnictwa. Stosowanie płodozmianu, uwzględnianie zasiewów poprawiających glebę, takich, które wytwarzają próchnicę w glebie, głównie tam, gdzie uprawia się ziemię stale na rozległych areałach.

To jeszcze jednak nie gwarantuje, że zbiory będą bogate w minerały. To nawet nie gwarantuje, że gleba będzie bogata w minerały. To jednak co można obiecać, to tylko, że sama gleba będzie dostateczna (odpowiednia).

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Wśród biochemików jest znanym faktem, że ciało ludzkie potrzebuje wielu różnych minerałów, jeżeli ma funkcjonować prawidłowo. Ponieważ nikt nie chce być chory, lub być stałe narażony na niezliczone dolegliwości, musimy uprzytomnić sobie fakt, że my naprawdę jesteśmy tym co jemy. Musimy uwzględnić czynniki zapobiegające chorobom, dając naszej glebie i pokarmom prosty rachunek zdrowia i w ten sposób zapewnić sobie dobre zdrowie.

Dr H. D. Brown, profesor ogrodnictwa i Chester B. Hutchison w swojej książce „Vegetable science" piszą: „Rolnicy Stanów Zjednoczonych zmar­nowali przyrodzoną żyzność gleby bardziej gwałtownie niż inni rolnicy innych krajów... Oni usunęli minerały (w zbiorach) z ziemi...

Arnold P. Yerkes pisze w swojej „Soil: A Foundation of Health" („Gleba, podstawą zdrowia"):

— „Można się dziwić dlaczego brakuje pewnych elementów w naszej uprawianej ziemi, jeżeli kiedyś tam były. Niewątpliwie dziwicie się również dlaczego nie zostało zrobione coś, co by zastąpiło te wyczerpane elementy, jeżeli one są tak ważne dla podtrzymania zdrowia roślin, zwierząt o ludzi". I dalej:

„Pierwotna gleba w Stanach Zjednoczonych, gdy po raz pierwszy osiedlił się tam biały człowiek, była pod względem zawartości minerałów i innych cech zupełnie nie taka, jak obecnie. Na większości obszarów prawdopodobnie były dostateczne ilości minerałów wymienianych jako niezbędne dla ludzkiego zdrowia".

143


I dalej:

„W kilku słowach można opowiedzieć cała historię o tym, jak niektóre z tych minerałów zostały usunięte z gleby aż do tego stopnia, że obecnie ich brak powoduje choroby i inwazję owadów, choroby zwierząt i zagrożenie dla zdrowia całej ludzkiej populacji.

Przez wiele pokoleń rośliny i zwierzęta były hodowane na naszych wiejskich farmach i potem wywożone do miast. Z nimi razem wyjeżdżały również zawarte w nich minerały. Każdoroczny zbiór zawierał wprawdzie tylko małe ilości tych „gorszych" elementów, ale w ciągu stu lub dwustu lat, w ciągu których uprawiane były nasze lepsze gleby, niektóre z tych ważnych choć „gorszych" elementów zostały całkowicie wyczerpane. Erozja i wyłu­gowanie na wielu obszarach przyłożyły do tego procesu ciężką rękę.

Te minerały wywiezione do miast nigdy nie wróciły do gleby tych ferm, z których zostały wyciągnięte. Zamiast tego powędrowały do morza jako ścieki, lub wylądowały w miejscach takich jak wysypiska śmieci lub stosy popiołu.

To jest ważne pytanie, dlaczego nikt nie protestował przeciwko dalszemu usuwaniu tych ważnych minerałów z wiejskiej ziemi, nie usiłując umieszczać ich tam z powrotem. Odpowiedź jest taka, że niektórzy ludzie uświadamiali sobie co się dzieje i próbowali ostrzec społeczeństwo. Protestowali przeciwko marnotrawieniu minerałów naszymi stosowanymi obecnie metodami dysponowania odpadkami i ściekami. W większości wypadków było jednak głosem wołającego na puszczy.

I dalej:

..I tak rośliny rosnąc, dokonują czegoś prawie cudownego, ponieważ one po prostu nie mogą wydobyć z gleby minerałów, których nie ma w niej. Każdego roku robią co mogą, aby rosnąć i wytwarzać nasiona dla przetrwania gatunku, ale gdy gleba jest zupełnie wyczerpana z pewnych minerałów, rośliny nie mogą być naprawdę zdrowe. Wiemy przecież, że niektóre tak zwane choroby roślin są naprawdę tylko skutkiem nieobecności pewnych minerałów. Jest dość prawdopodobne, że i w wielu innych przypadkach dzieje się tak samo.

Niektórzy ludzie uważają, że wszystkie „choroby" są po prostu skutkiem braków. Utrzymują nawet, że zniszczenia spowodowane przez owady są często wywołane niezdrową kondycją spowodowaną owymi

144


brakami, bo zdrowe rośliny nie są tak apetyczne dla insektów i lepiej potrafią się przeciwstawiać ich atakom.

Inni drwią z takich przekonań i wiele czasu i atramentu stracono na te sprawy. My jednak nie będziemy tolerować teoretycznych argumentów i „opinii" w tak doniosłej sprawie, gdy w naszym wieku istnieją możliwości uzyskania faktów.

Czym jest właściwie gleba i dlaczego jest ona tak ważna dla ludzkiego zdrowia?

Ujmując geologicznie, gleba składa się z ziemi i sproszkowanych minerałów, które ochraniają wszystkie rozpuszczalne pokarmy dla roślin i te elementy, które potrzebują wilgoci, powietrza i słońca dla wywołania kiełkowania nasion i wreszcie dla ich rośnięcia. Gleba jest pewnego rodzaju cienką pokrywą na powierzchni ziemi, w pewnych miejscach może być łatwo zmyta ulewnym deszczem. Grunt tak odarty z gleby pozostaje jałowy. W wielu krajach, nieprzezornie postępujących, dokonano w tym zakresie kompletnych spustoszeń. Miliardy ton żyznej gleby zostały zmyte do rzek, mórz i oceanów. Kraje, które kiedyś utrzymywały liczne populacje i chełpiły się swoim bogactwem, teraz zubożały. Pozostają tylko pozory minionej wydajności. Jednak w starożytnej cywilizacji himalajskiej prymitywni ludzie, konstruując tarasy, ochronili swoją glebę i uczynili urodzajną.

Ziemia ma około sześciu miliardów ludzi, którzy muszą być nakarmieni. Większość tego pokarmu musi pochodzić z gleby, ale ilość gleby jest ograniczona. Niektórzy głoszą, że zawsze możemy zwrócić się do morza po środki utrzymania, ale czy człowiek mógłby rzeczywiście żyć na samych produktach morza? Wątpię.

Nie można wzruszyć ramionami i powiedzieć „gleba jest glebą" z większym sensem niż powiedzieć „człowiek jest człowiekiem". W tym obrazie występują rozmaite czynniki. Tak samo jak ciężarna kobieta może urodzić dziecko tylko tak zdrowe jak ona sama jest zdrowa, tak gleba może być tylko tak żyzna, jak jej pozwala położenie i ci którzy ja uprawiają. Z tego powodu dobre położenie decyduje w znacznym stopniu o wartości ziemi.

Panowanie nad glebą i jej wrogami i wrogami produkcji rolnej jest jednym z największych zadań, przed którymi stoją przyszłe pokolenia.

Dr William A. Albrecht z Uniwersystetu w Missouri powiedział:

Często się nam mówi, że armie maszerują na swoim żołądku. Nie mówi się jednak, że żołądki maszerują stosownie do żyzności swojej gleby. Na'

145


żyzność gleby składa się wiele tych samych elementów pochodzenia skalnego, jakie mają udział w strukturze i funkcjach ciała zarówno roślin jak i zwierząt.

Ludzkie ciało można sprowadzić do kilku bardzo prostych elementów. W około 5 % składa się ono z gleby czyli 5 % popiołu. Popiół reprezentuje udział gleby w konstrukcji ciała. Na liście elementów pochodzących z gleby znajduje się wapń, który stanowi 1,6% normalnej wagi ciała. Tak więc przy wadze 150 funtów jest to równoważnik gaszonego wapna potrzebny do zrobienia połowy cegły. Następny składnik to fosfor. On stanowi 0,9% czyli około 1/3 funta u dorosłej osoby. Inne elementy pochodzące z gleby występują w takim porządku: potas 0,4; sód 0,3; siarka 0,2; magnez 0,5 i żelazo 0,004 procenta. Są jeszcze śladowe elementy jodu, fluoru, krze­mionki, manganu i innych.

Tabela chemicznego składu w ciele człowieka, roślinności i gleby (suchej)

Chemiczna analiza ludzkiego ciała w zestawieniu z roślinami i glebą.

„Ludzkie ciało" „Suchy materiał roślinny" „Suchy materiał glebowy". Tabela składników: tlen, węgiel, wodór, azot, wapń, fosfor, potas, sód, chlor, siarka, magnez, żelazo, jod, fluor, krzem, mangan, woda, białko, węglowodany, tłuszcz, sól i inne.

Czy jak mówią specjaliści żywieniowcy, Brytyjczycy napchani skrobią wyszli z wojny w dobrej kondycji fizycznej? Wielu Brytyjczyków wątpi w to. W „London Observer" reprezentujący zdrowy rozsądek Naczelnik Sił Powietrznych (Air Chief Marshal), sir Philip Joubert polemizuje z żywienio­wcami statystykami, że „mylą egzystencję, wegetację z życiem". Argumen­tuje tak: „Ktoś może wegetować na smętnej diecie skrobiowej, jałowej diecie współczesnego Brytyjczyka, ale to pociąga za sobą brak żywotności, energii i siły. Mamy przed sobą ogromny wysiłek budowania przemysłu... A to wymaga ludzi żyjących a nie tylko wegetujących".

Jeszcze wyraźniejsze było oskarżenie dr Elisabesth Courley z Londyń­skiej Szkoły Lekarskiej. Powiedziała ona: „Nigdy nie mieliśmy tak dużej ilości czyraków, wrzodów, wysypki i szkorbutu... Pod względem witaminy C zostaliśmy doprowadzeni do sytuacji prawie osiemnastowiecznej".

146


W grudniu 1945 r. w publikacji United States Soil Conservation Service zostało umieszczone takie stwierdzenie:

„W USA produkuje się więcej jedzenia, niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie, jednak zgodnie z opinią dr Thomasa Parran Jr., 40 procent ludności cierpi z powodu niedożywienia. Jak to może być prawdą? Większość ludzi otrzymuje dość jedzenia. Widocznie zjadany przez nich pokarm nie zawiera dostatecznej ilości minerałów i witamin potrzebnych do zachowania zdrowia. Jaka jest przyczyna braku tych niezbędnych elemen­tów w pokarmie? Badania wykazały, że w jedzeniu nie może być więcej minerałów niż w glebie, z której to jedzenie pochodzi. Wyjałowiona gleba nie urodzi zdrowych, pożywnych roślin. Nie mogą też być zdrowe zwierzęta karmione roślinami mającymi niedobory minerałów. Takie niepełnowartościowe rośliny i niedożywione zwierzęta nie są w stanie podtrzymywać ludzkiego zdrowia. Uboga gleba czyni ludzi stale ubogimi pod względem fizycznym, psychicznym, umysłowym i finansowym".

Z tej tabeli sporządzonej przez doktora Albrechta widać wyraźnie, że rośliny wymagają tych samych składników co zwierzęta. Bardzo ważne jest aby zapamiętać: „Ciało dorosłego osobnika zawiera wiele elementów gleby. Bez niektórych z nich życie jest niemożliwe".

W roku 1946 Wielka Brytania wydawała się przeżywać żywieniowy wstrząs. Można to udowodnić na podstawie takich pozostałych do dziś prac:

Ludzkie ciało wymaga dwunastu głównych elementów i pewnej ilości elementów śladowych, aby funkcjonować prawidłowo. Jeżeli usunąć jeden z tych elementów, normalne życie nie może istnieć. Badacze wykazali, że ilościowe zmiany takich nieorganicznych elementów jak wapń, fosfor, jod, miedź, kobalt i żelazo w pokarmach i paszach są bardzo ważnymi czynnikami dla zdrowia ludzi i zwierząt. Wiadomo, że jeżeli na jakimś areale brakuje w glebie jodu, ludzie jadający pokarm z tych pól, chorują na wole. W pewnym okręgu na Florydzie zauważono, że tam gdzie brakuje w glebie żelaza, miedzi i kobaltu, tam 52 do 96% dzieci miało anemię. Braki dietetyczne rzadko tylko dają tak jednoznaczne skutki jak wole i anemia, ale my po prostu przeoczamy wiele dolegliwości i zakłóceń funkcji organizmu i nie kojarzymy ich z brakami mineralnymi w glebie.

W pewnych okolicach zwierzęta urodzone wczesną zimą cierpią na krzywicę z powodu braku wapnia i fosforu. Krowy pasące się na trawie z takimi brakami nie mogą mieć dobrze rozwiniętych kości. Rozwój ciała

147


ich potomstwa powoduje takie wyciągnięcie z ich własnych ciał różnych minerałów, że tkanka kostna z ich rogów i ogonów zostaje całkowicie wyczerpana.

Ziemia musi zawierać odpowiednie minerały potrzebne dla rozwoju mózgu, mięśni i charakteru. Wszystko, czym jesteśmy i czym pragnęlibyśmy być — z wyjątkiem naszego dziedzictwa duchowego i genetycznego — pochodzi z tego co jemy, pijemy i czym oddychamy. Teoria dotycząca gleby i jej doniosłego znaczenia dla wartości pokarmu nie jest już teorią, ale faktem. Gleba, w której wzrasta nasz pokarm ma najwyższe znaczenie dla nas, jeżeli chcemy utrzymać dobre zdrowie, inteligencję i charakter.

Dlaczego najlepsze są konie sportowe z Kentucky? Po prostu dlatego, że Kentucky jest słynnym na cały świat regionem, gdzie rośnie trawa Bluegrass na świetnej, bogatej w minerały glebie.

Teraz jest wiele farm w kraju, a szczególnie w Południowej Kalifornii, gdzie gleba jest wzbogacona minerałami i próchnicą. Wzrasta uprawa lucerny, którą jedzą zwierzęta i potem dają najlepsze produkty mleczne. Rośliny uprawiane na takiej glebie pozostają zdrowe, wolne od pasożytów i nie wymagają oprysków truciznami. To samo odnosi się do owoców, zboża i warzyw.

Jednak jak dotąd tylko niewielu naśladuje te zdrowe wzory konserwacji gleby, wielu uczonych amerykańskich i nauczycieli marzy o takiej bogatej glebie dla Ameryki, o tworzeniu Shangrila, i naśladowaniu Hunzów. Oni i pewna liczba innych, próbują pomóc farmerom uprawiać lepszy pokarm i chronić swoją glebę.

Grupa lekarzy, dentystów i nieprofesjonalistów spotkała się w Chicago w r. 1950 i założyła stowarzyszenie pod nazwą „Natural Food Association", jako niedochodową organizację pod przewodnictwem Joe D. Nicholsa, chirurga z Atlanty w Teksasie. Jej celem było wychowywanie wszystkich ludzi do tego, aby umieli ocenić naturalny, bez trucizn uprawiany pokarm wyrosły na żyznej glebie. Drugim celem stowarzyszenia jest informowanie jak i gdzie można dostać taki pokarm. Pomaga też rolnikom, którzy proszą o pomoc w poprawianiu kondycji swojej gleby.

Redagują miesięcznik „National Food and Farming", w którym są artykuły o organicznych uprawach.

Dając Amerykanom pożywny pokarm, kładziemy fundament zdrowia, wytrwałości, prawości i miłości. Harmonia ciała, umysłu i ducha jest in-

148


tegralną częścią życia i nie mogą one być rozdzielane. Hunzowie dzięki swoim zdrowym organizmom osiągnęli najwyższy poziom duchowy i stali się najbardziej pokojowo nastawionymi ludźmi na świecie. Dokonali tego i my również możemy tego dokonać. Każdy człowiek musi budować w sobie dążenie i zrozumienie dla poprawiania tych warunków, a każdy człowiek reprezentuje rodzinę, państwo, naród. Wtedy dopiero pokój będzie mógł zstąpić do nas tak jak zstąpił do Hunzów ponad 130 lat temu. Gleba jest źródłem wszelkiego życia, punktem startu do ludzkiego zdrowia.

149


15. CZARY HUNZÓW

Hunza jest miejscem przyjaznym. Hunzowie mają wyrozumiałe serca, a w nich ciepłą życzliwość. Są szczęśliwymi ludźmi.

Mimo swego prymitywnego otoczenia i braku tak zwanej nowoczesnej edukacji, są niezwykle zrównoważeni psychicznie i potrafią żyć w pokoju wewnątrz własnych wspólnot i z innymi zewnętrznymi królestwami.

Hunzowie mają prawdziwy szacunek dla praw innych ludzi. Zostało to zademonstrowane podczas dworskiej sesji, której tematem były prawa wodne. Jakże prosto został ten problem rozwiązany przy wzajemnym zrozumieniu i rozmowie z serca do serca.

Wiele z naszych trudności w stosunkach z innymi powstaje z faktu, że mamy skłonność do formułowania nieprzemyślanych opinii o innych i wyciągania pochopnych wniosków. Niektórzy z nas znajdują błędy u innych, a nie rozumieją naszych prawdziwych stosunków wzajemnych. Wiele osób ma ogólną krytyczną postawę do życia. Jest to zła postawa umysłowa, która odbija nasze własne warunki i do naszego życia wnosi antagonizmy i nieszczęście.

Natomiast Hunzowie myślą pozytywnie. Każde zadanie wykonują spokojnie, bez martwienia się naprzód o to, czy wynik będzie udany. Hunzowie wierzą w Boga i wierzą, że jest on niewidzialnym partnerem we wszystkich ich przedsięwzięciach.

My również stosujemy tę samą postawę wobec różnych instancji władzy, oczekując, aby wypełniała swoje cele na ziemi. Otrzymujemy wszystko, czego potrzebujemy, aby osiągnąć szczęśliwe życie, ustanowić pokój, zdrowie, harmonię, obfitość i porządek. Zmartwienie jest jednak oczywis­tym intruzem, które pewnej ciemnej nocy przedarło się ukradkiem przez rzekę Styks, aby najechać królestwo ludzkości. Udało mu się przeniknąć do wszystkich narodów, ocalał tylko jeden — kraina Hunzów. W Hunzie mężczyźni i kobiety żyją bez UDRĘKI.

150


Ćwiczenia mentalne są tak samo niezbędne jak fizyczne i jeżeli chcemy zniszczyć udrękę, musimy je wykonywać dzień po dniu. Musimy rozwijać w sobie wiarę i siłę, zmuszając umysł do działania, tak samo, jak rozwijamy mięśnie przez ciągłe ich używanie.

Możemy nie zauważać natychmiastowych zewnętrznych, widocznych rezultatów, ale one na pewno przyjdą. Skieruj swoje wysiłki do kanałów konstruktywnych, a jeżeli chochliki negacji potrącają twoją świadomość, musisz odgrodzić się od nich, umieszczając im na drodze myśli pozytywne. Myśl negatywna i pozytywna odpychają się ze sobą tak samo jak oliwa z wodą.

Gdy martwimy się, jesteśmy opanowani przez negatywność i niepo­trzebnie wchłaniamy kłopoty, ponieważ patrząc w przyszłość, przewiduje­my zbliżanie się burz życiowych. Oczywiście popadamy wtedy w przy­gnębienie długo przedtem, zanim cokolwiek poważnego się naprawdę wydarzy, i w ten sposób, gdy dojdzie do kryzysu nawet małego, my jesteśmy już w stanie takiego niepokoju, że ledwie jesteśmy w stanie mu się przeciwstawić. Dopóki nie nauczysz się relaksu nie pozbędziesz się udręki. Napięcia umysłu przechodzą przez ciało, i mogą powodować zarówno fizyczne jak i umysłowe zaburzenia.

Dr Hans Selye powiedział:

Dopiero zaczynamy rozumieć, że wiele pospolitych chorób jest spowo­dowanych w większym stopniu błędami popełnianymi w naszych reakcjach przystosowawczych na stres, niż bezpośrednimi szkodami wyrządzonymi przez bakterie, trucizny lub inne czynniki zewnętrzne. W tym sensie wiele zakłóceń nerwowych i emocjonalnych, nadciśnienie, wrzody żołądka i dwu­nastnicy, pewne typy chorób reumatycznych, sercowo naczyniowych i nerkowych, wydają się być przede wszystkim chorobami adaptacyjnymi. Wobec tego wszystkiego, stres jest niewątpliwie ważnym, osobistym problemem dla każdego (cytowane z artykułu „Remarking your idea" M. D. Vogue, January 15, 1957).

Choroby dziecięce (świnka, odra, ospa wietrzna itp.) nie istnieją w Hunzie. W całej nowożytnej historii pokojowo rządzonej Hunzy, ani jedna osoba nie chorowała na wrzody. Hunzowie są żywym dowodem teorii profesora Seyle. Lęk, stres i prawie wszystkie formy niepokoju są tym cudownym ludziom zupełnie nieznane.

151


Dr Seyle mówi:

Sekret zdrowia leży w udanym dostosowaniu się do zmiennych stresów. Karą za błąd w tym wielkim procesie adaptacji jest choroba i cierpienie. Stres jest przede wszystkim towarzyszem wszystkich niedoli i udręk spowodowanych przez życie. Chociaż dopóki żyjemy, nie możemy uniknąć stresów, możemy nauczyć się utrzymywać jego niszczące efekty uboczne na poziomie najniższym. Dla normalnego stanu ciała, stres nie jest żadnym zboczeniem.

Hunzowie rozwinęli w sobie wysoce pozytywny stosunek do życia. Pewnego dnia gdy Mir i ja omawialiśmy problem braku ziemi, on powiedział spokojnie: „No, cóż, gdy góra jest na naszej drodze, my po prostu musimy przesunąć ją". A on nie żartował, mówił zupełnie poważnie. Nie mam wątpliwości, że gdyby powstała potrzeba „przesunięcia góry", wtedy Mir i jego ludzie znaleźliby sposób, aby to zrobić.

Obserwując twarze Hunzów widzi się szczęśliwe uśmiechy i wyraz ufności, oraz pewności siebie. W Hunzie triumfuje cudowne uczucie pokoju, uczucie osiągnie tylko wtedy, gdy udręka zostanie wyegzorcyzmowana, uczucie bezpośredniego kontaktu z Bogiem. Pokój, harmonia i dobre samopoczucie panują tutaj, ponieważ Hunzowie są wolni od skłonności do ubolewania nad przeszłością i obaw o przyszłość. Wykonują swoją codzien­ną pracę spokojnie, bez napięć i stresów, bez nerwowości. Dlatego, gdy praca zostaje wykonana, to zrobiona jest dobrze i skuteczne.

My przemeblowujemy nasze domy, kupujemy nowe ubrania, nowe samochody, ale ciekawa jestem, ilu z nas rozważa kiedykolwiek potrzebę przemeblowania naszego umysłowego domu? Czy chcemy to przyjąć, czy nie, patrzymy na świat przez okna naszej umysłowości. Interpretujemy wszystko i widzimy w kategoriach naszych własnych mentalnych ograni­czeń. Na szczęście jednak jesteśmy zdolni do tego, aby przeobrazić nasze życie i nasze warunki dzięki procesowi duchowemu i odnowieniu naszych myśli i przez kontynuowanie „przemeblowania" domu naszych umysłów.

Nasze myśli są narzędziami, których każdy używa do rzeźbienia swojego życia.

Człowiek może być przez siebie samego wykonany lub nie, a życie może oddać tylko to, co się w niego włożyło. Szlachetny charakter nie jest sprawą przypadku, jest on rezultatem nieustannego wysiłku pozytywnego myślenia i na skutek tego samego procesu niegodziwy charakter jest rezultatem

152


przyciągania myśli złych i podłych. Naprawdę człowiek sam modeluje swój charakter i jeżeli pragnąłby go zmienić, to tylko on sam może doprowadzić do tej zmiany.

Zerwijmy mentalne związki z tym siewcą kłopotów, udręka, i nauczmy się przeżywać życie godnie, skupiając wszystkie nasze ambicje na rzeczach „mających dobrą sławę", które pragnęlibyśmy doświadczać i osiągać.

Spójrzmy na Hunzów. Tam nie ma zachłanności, zazdrości, zawiści, ani fałszu, który zatruwa umysły i serca. Oni mają wiarę w Boga i prawdziwą miłość do siebie nawzajem. Nie składają winy za swoje kłopoty na los lub brak szczęścia, lub na kogokolwiek lub cokolwiek innego niż siebie samych i ich własne procesy myślowe. Jest oczywiste, że my również musimy przyjąć ich wspaniały i prosty plan życia we wspólnocie.

Ludzie Hunzy mogą wskazać nam drogę do szczęścia, jeżeli tylko pozwolimy im na to. Nigdzie na świecie nie ma ludzi szczęśliwszych niż oni. W każdym ich poruszeniu i zajęciu jest jakiś cel. Można mówić, że oni pracują tylko po to, aby żyć, że nie dążą do pieniędzy lub zdobywania rzeczy o dużej wartości materialnej, po prostu dlatego, że nigdy nie poznali luksusu. Może! Ale czy luksus i bogactwo dają szczęście i pomyślność? Myślę, że nie. Iluż milionerów można znaleźć krążących po morzach dla przyjemności i wyznających, że oni żeglują przez siedem mórz w po­szukiwaniu szczęścia i w poszukiwaniu siebie samych? W Hunzie życie wypełnione pracą przynosi znacznie większe korzyści niż pieniądze. Ono przynosi zadowolenie. Hunzowie znaleźli szczęście i pomyślność w praw­dziwym bogactwie życia: miłości, spokoju umysłu, w zdrowiu i duchowym zrozumieniu. W Hunzie nie ma narkotyków. Zbudowali oni takie wzory myślenia, które tworzą satysfakcjonujące, celowe życie.

Nasze problemy, przyjemności i praca tak całkowicie zajmują nasze umysły, że odprężenie jest dla wielu z nas niemożliwe bez środków uspokajających. W naszym życiu nie ma miejsca na spokój. Mówimy, że pragniemy go, ale gdy go osiągniemy, nie wiemy, co z nim zrobić. W Hunzie ludzie znajdują czas na medytację w ciszy swoich domów, albo w małych meczetach, które stoją w każdej wsi. Dwa razy dziennie, najpierw rano i potem tuż przed skończeniem pracy, każdy Hunza znajduje czas na spokojną modlitwę i medytację przez kilka chwil. W istocie Hunzowie są rzadkim przykładem chrześcijaństwa w działaniu. Oni spełniają to wszystko, czego Chrystus nauczał. Ich wyznaniem jest „Kochaj bliźniego jak siebie

153


samego". To jest zdumiewające obserwować Hunzów, gdy realizują swoją wiarę we wszystkim co robią. Każde poruszenie opiera się na wierze w Boga. Gdy byliśmy w górach na drodze do Hunzy, to bez względu na trudności, Hunzowie byli przeświadczeni, że nic złego nie może się im wydarzyć. Uśmiechali się, śmiali, śpiewali i zachowywali optymistyczny nastrój. Ich zapał i pozytywna postawa pomagały członkom naszej wyprawy zdobyć odwagę dla przeciwstawienia się wszystkim trudnościom jakie leżały przed nami.

Wiara jest jak skała, na której zostały zbudowane wielkie instytucje ludzkości. Wiara jest silniejsza niż domysły. Jest silniejsza niż łatwowier­ność. Sięga ona daleko poza przewidywanie i przypadek. Wiara przekracza nadzieję i spełnia oczekiwanie.

Pamiętaj, że aby żyć, musimy żyć na dzisiaj, na teraz. To jest jedyny czas, w którym żyjemy, gdy możemy prawdziwie powiedzieć „ja jestem". Czymże jest nasze życie, jeżeli nasz czas jest zawsze tym czasem oczekiwania kiedyś w nieokreślonej przyszłości! Czym jest życie, jeżeli nie będziemy żyć teraz, w tej chwili, promiennie i radośnie. Zberzmy wszystkie chropawe ostrza zmartwienia i sceptycyzmu i przykujmy je na wzór radości i pogody.

Ludzie w Hunzie pokazali nam gmach wielkiej wartości: gmach pewności siebie i pozytywnego myślenia. W Hunzie nie ma miejsca na małostkowość czy zazdrość. Nie ma takich rzeczy jak to uczucie „dlaczego ty masz więcej niż ja". W każdym sercu jest wdzięczność — wdzięczność dla Boga za to, że ich stworzył. Miłość znajduje odbicie w każdym sercu. Miłość nie może niczego niszczyć. Ona może tylko tworzyć i tam gdzie jest miłość, nie może być lęku.

154


16. TAJEMNICZA ŚCIEŻKA DO SZCZĘŚCIA

Zanim pojechałem do Hunzy, studiowałam ten kraj i ludzi przez blisko całą dekadę. Cokolwiek czytałem o tym małym królestwie wiecznego zdrowia, podkreślono tam ważność ich pokarmu i ćwiczeń fizycznych, ale brakowało wzmianek o ich emocjonalnych duchowych wartościach.

Podczas gdy ja sama miałam możność dowiedzieć się czegoś o duchowej stronie życia Hunzów. Chociaż słowo „dowiadywałam się" jest niewłaś­ciwym słowem, ponieważ mnie wystarczyło po prostu obserwować. Hunzowie żyją tym w co wierzą bardziej niż jakakolwiek inna grupa ludzi na świecie. Ich poziom duchowego rozwoju nigdy nie przestawał mnie zdumiewać. W ich wykonywaniu zasad religii w sensie umysłowym i duchowym nie ma żadnych odstępstw ani wyjątków. Religia nie jest dla nich czymś o czym się czyta, czymś o czym wygłasza się kazania. Dla nich religia jest sposobem życia i oni żyją swoją religią w każdym świadomym momencie życia. Gdy się słyszy, że tam nie ma więzień, zbrodni, przestępczości nieletnich, ani policji, jest się początkowo zdumionym, ale po tym jak można być świadkiem ich sposobu życia, łatwo sobie uświadomić, że w tym braku przestępstw nie ma nic zaskakującego. To jest naturalne następstwo ich podejścia do życia rzeczywistego realizowania zasad wszystkich tekstów religijnych, Biblii, Koranu i Talmudu. W Hunzie przestrzega się czynów samopoświęcenia, delikatności i braterskiej miłości, wszystkie natchnione posłannictwa wielkich religijnych tekstów są tutaj realizowane przez tych prostych kochających Boga ludzi.

Z historii tej małej zbiorowości ludzi można wydobyć wielką naukę. We wczesnym okresie swojego rozwoju byli rozbójnikami, byli narodem miłującym wojnę, robiącym wyprawy na bogate karawany przechodzące drogę. To było dzikie, samolubne życie w każdym sensie tego słowa. Ale

155


kiedyś w odległej przeszłości, zdecydowali, że walka i zabijanie są negatyw­nymi przejawami życia i że istnieje wiele cudownych wartości w życiu, których im brakuje. W ciągu kilku lat stali się narodem pokojowym, narodem braterskiej miłości.

Lekcja jaką oni pokazali jest prosta: to można zrobić. Ludzie mogą zrzucić z siebie dziedzictwo żądzy władzy i chciwości zysku, zazdrości i przemocy. Hunzowie pokazali, że miłość, braterstwo i duchowość pobudzają do życia i przynoszą szczęście. Tam są przykłady życia, o których mówi nam tak wielu naszych wielkich humanistów: gdy nauczymy się naprawdę rozumieć siebie nawzajem, wypełniać zlecenia braterskiej miłości, żyć prostym życiem, wtedy stwierdzimy, że utopia wspólnoty, w której wszystkie obietnice religii świata znajdą swoje spełnienie, jest realna i możliwa.

Jestem przekonana, że tylko czystość gleby, czystość umysłu i prag­nienie, aby żyć w braterstwie mogą uratować przyszłość świata. To jest właśnie lekcja Hunzów — życie Shangrila. Oni od dawna już nauczyli się, że tylko w miłości, harmonii, zdrowiu i szczęściu może ludzkość przetrwać i cieszyć się powodzeniem.

Jeśli chodzi o nas, to jest jeszcze czas — czas do tego, aby stanąć wobec prawdy: „Na próżno budujemy Miasto, jeżeli najpierw nie zbudujemy Człowieka".

Po raz pierwszy w życiu poczułam, że moje życie ma prawdziwy cel. I jeżeli posłanie miłości, wiary, pokoju i długiego życia może nam przynieść błogosławieństwo, wtedy wszystkie obawy i zagrożenia związane z moją podróżą opłacały się.

Wiara jest rzeczą cudowną. Jest ona prawdziwą substancją rzeczy, których pragniemy. Ona porusza umysł w kierunku przekonania, że wszystko jest możliwe. Jak obiecał Mistrz: „Będzie wam dane według waszej wiary". Wiara jest żywotną siłą i powinniśmy skierować naszą wiarę w konstruktywny, twórczy kanał.

Wiara i odwaga są dwoma wielkimi bogactwami, nigdy nie pozwól, aby odeszły od ciebie. Ktoś powiedział: „Odwaga jest największą ludzką siłą i zgodnym towarzyszem niezachwianej wiary!"

156


Spis treści

1. Podróż przez Himalaje 7

  1. Droga do Hunzy 15

  2. Shangri-la! — nareszcie! 22

  3. Kraj, który ma dość wszystkiego 30

  4. Szczęśliwe dzieciństwo 34

  5. Świat kobiet 39

  6. Gry, zabawy, sport 48

  7. Jak dożyć stu lat? 54

  8. Zadziwiająca dieta Hunzów 71

10. Przepisy kulinarne z „dachu świata" 84

11. Minerały, enzymy i pokarmy rozwijające umysł 105

  1. Post i filozofia 119

  2. Ćwiczenia dla zdrowia i długowieczności 124

  3. Gleba a przetrwanie 139

  4. Czary Hunzów 150

  5. Tajemnicza ścieżka do szczęścia 155

157


Ta książka opowiada o krainie Hunza i jej mieszkańcach — ludziach, którzy przez ponad dwa tysiące lat zupełnej prawie izolacji rozwinęli sposoby życia, jedzenia i myślenia, które znacznie przedłużają ich lata życia i drastycznie ograniczają podatność na większość chorób, na które zapadają ludzie z cywilizowanego świata.

Dawniej Hunza było niezależnym królestwem i krainą tajemniczą. Dziś jest ono częścią wschodniego Pakistanu, działającą jako zależne państwo z królem na tronie. Jest jedną z najmniejszych monarchii na świecie, cały kraj ma tylko 160 km długości i zaledwie 1600 m szerokości.

Historie opowiadane przez kilku lekarzy i naukowców, którzy mieli szczęście odwiedzić Hunzę w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat, malują obraz Ogrodu Eden, raju na Ziemi. Hunzowie oraz ich sekrety młodości i zdrowia stały się żywą legendą dla całej reszty świata.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Renée Taylor Sekrety zdrowia plemienia Hunzów
Sekret Zdrowia, zachomikowane(1)
9 sekretow zdrowia i energii
Sekret Zdrowia, zachomikowane(1)
9 sekretow zdrowia i energii
Duchowy sekret Taylora
Zero ograniczen Sekret osiagniecia bogactwa zdrowia i harmonii ze swiatem zeroog
Sekret. Obiecuje sobie, zdrowie
Sekret smacznego jajka na miękko, ZDROWIE-Medycyna naturalna, Poczta Zdrowie
Sekret spelnionego zycia zrodlo wielkosci zdrowia i bogactwa sekspe
Sekret spelnionego zycia zrodlo wielkosci zdrowia i bogactwa
Sekret spelnionego zycia zrodlo wielkosci zdrowia i bogactwa sekspe

więcej podobnych podstron