Rozwiedź się po ludzku
Coraz częściej się rozwodzimy. Czy jest z nami tak źle, bo nie potrafimy stworzyć trwałej rodziny? Czy może tak dobrze, bo w związkach, które nie mają szans, nauczyliśmy się mówić: "do widzenia"?
I wreszcie: czy rozwodząc się, nie zamieniamy miłości w nienawiść, a po małżeństwie nie zostawiamy tylko wypalonej ziemi?
Przez całe dziesięciolecia w Polsce rozwodziło się 30 - 40 tysięcy małżeństw rocznie. Od kilku lat ta liczba rośnie - w ostatnim roku wzrosła dramatycznie. Sądy doliczyły się 106 tysięcy pozwów rozwodowych! Co się stało, że więzy małżeńskie rwą się jak nitki babiego lata?
Ogromna część zeszłorocznych rozstań to rozwody dla pieniędzy. Małych, ale stałych. Nowe przepisy przyznały zasiłek na samotnie wychowywane dziecko. Ale nie oszukujmy się: to nie powód, dla którego ostatnio coraz częściej rozwodzą się wykształcone, dobrze zarabiające młode kobiety.
Silna kobieta odchodzi
Beata (41 lat), ekonomistka, rozwiodła się w lipcu ubiegłego roku. Nie zrobiła tego dla pieniędzy. Należy do rosnącej grupy kobiet, które decydują się na rozwód, bo... mężowie nie dotrzymują im kroku: mają problemy z brakiem pracy, pieniędzy albo skłonność do topienia frustracji w alkoholu. Mecenas Iwona Winiarska, która prowadziła sprawę Beaty, twierdzi, że takich klientek ma coraz więcej. Silne kobiety występują przeciwko swoim słabym mężczyznom. Kiedyś ich wspierały, ciągnęły za uszy - teraz zrobiło się to zbyt trudne. Nie mają siły.
- Michał, mój mąż artysta, wymagał adoracji, zaangażowania, zachwytów. 15 lat ciężko pracowałam, żeby wystarczało nam na życie i żeby on mógł czasem coś stworzyć - mówi Beata. - Dłużej już nie mogłam... i nie chciałam. Wiem, że Michał mnie kochał, ale zbyt wiele odpowiedzialności za nasze życie przerzucił na mnie.
Nad decyzją Beata zastanawiała się dwa miesiące. Potem wynajęła mieszkanie i wyprowadziła się z dziećmi. Zostawiła 47-letniemu mężowi dom, meble, komputer, nawet psa. Córki wciąż mają swój pokój u taty, bo Beata chciała, żeby jak najmniej w ich życiu się zmieniło. W sądzie winę wzięła na siebie. Swój rozwód uważa za dobry, bo udało się rozwiązać małżeństwo już na drugiej rozprawie. No i nie są z Michałem na noże. Starają się dogadać. Do rozwiązania pozostało jeszcze mnóstwo problemów.
W życiu Beaty od dawna jest inny mężczyzna, ale nie mieszkają pod jednym dachem. Wynajmują dwa osobne mieszkania. Beata waha się, bo nie wie, jak ułożą się jego stosunki z dziećmi. Trudno to nazwać stabilizacją... Twierdzi jednak, że na rozwód zdecydowała się w samą porę: - Dopóki jesteśmy w miarę młodzi, każde z nas ma szansę na ułożenie sobie życie z kimś innym. Za dziesięć lat mogłoby się nie udać.
Prawdopodobnie wiele Polek myśli dziś tak, jak Beata: "Związek nie może być dla mnie ciężarem. Obrączka na palcu to za mało, liczy się jeszcze jakość wspólnego życia. Jeśli jest źle, rozstańmy się, i to szybko. Nie czekajmy, aż dorosną dzieci".
Dorosłe Dziecko Rozwiedzionych Rodziców
Rozejść się nie jest dziś sztuką, sztuką jest rozejść się dobrze. Przeciętny polski rozwód to niemal zawsze przedłużająca się w czasie trauma, a gdy trzeba zdecydować o winie - rzeźnia. Jeśli jedna strona czuje się skrzywdzona, trudno oprzeć się pokusie, aby tej drugiej nie "dokopać" i nie pokazać, czyje będzie na wierzchu. Najczęściej oboje partnerzy wychodzą z takich bojów boleśnie poobijani. I nie tylko oni, bo często kartą przetargową w wojnie rodziców są dzieci. Bywa, że dziecko samo włącza się w spory: próbuje dorosłych godzić, uważa, że wina jest po jego stronie, bo nie było dość grzeczne. Rodzice, walcząc ze sobą, wolą nie myśleć, że krzywdzą także dziecko. Często do końca życia.
Znany warszawski terapeuta opowiada, że ze zdumieniem patrzył, jak 35-letni pacjent opłakuje na jego kanapie rozwód mocno już starszych rodziców. Gdy zapytał, czego mężczyźnie najbardziej żal, usłyszał: "choinki...". Ktoś, kto wychował się w rozbitej rodzinie, może przez resztę życia nie zbudować trwałego gniazda. Dlatego syndrom Dorosłego Dziecka Rozwiedzionych Rodziców (DDRR) leczy się dziś z pomocą psychoterapii jak syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholików (DDA). Z pewnością wiele osób, wiedząc o tym, zrezygnowałoby z rozstania - wyłącznie dla dobra dzieci. Niektórzy, rozwodząc się, już dziś pamiętają o tym, by łagodzić dziecięcy stres.
Znakiem czasów jest, że pary korzystają z pomocy mediatorów. Nie tylko, by ustalić najwygodniejsze warunki rozstania, ale by maksymalnie chronić dzieci. Dorośli radzą się psychologów, jak mówić dziecku, że rodzina się rozpada. Tak jak rodzice Witka (7 lat). Rozstali się przed rokiem, ale dopiero za miesiąc po raz pierwszy staną przed sądem. Ich pozew czekał w kolejce od grudnia (w Warszawie rozstrzyga się po kilkadziesiąt spraw rozwodowych dziennie).
Mediacje z sukcesem
Gabrysia (27 lat), mama Witka, tłumaczka, rozwodzi się, bo nie miała wyboru. To jej mąż Grzegorz (27 lat) zdecydował, że odchodzi. I poinformował ją o tym w rocznicę ślubu.
Na początku zdecydowali się na mediacje, jednak szybko zostały one zerwane. Gabrysia spodziewała się więc prawdziwej wojny: oboje nieźle zarabiają, mają mieszkanie, samochód, oszczędności. Jest co dzielić. Gabrysia chce rozwodu z orzeczeniem o winie męża. Obawiała się, że to oznacza drogę przez mękę. Na szczęście ostatnio wrócili do mediacji. Z powodzeniem. Grzegorz zgodził się uznać, że rozwód jest z jego winy - w zamian za przyznanie naprzemiennej opieki nad dzieckiem.
Gabrysia nie wyklucza, że jeszcze kiedyś między nią a byłym mężem "będzie fajnie". Nie mają trzydziestki, a na dobre stosunki po rozwodzie pracuje się przecież latami. Jest gotowa się starać - dla syna. - Ja wiem, że pewnie znajdę sobie kiedyś lepszego faceta - twierdzi. - Ale Witek lepszego ojca nie znajdzie. Na razie jednak nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy się przyjaźnić. Grzegorz mnie zranił, robił rzeczy, które trudno wybaczyć. Nie wiem, jak miałabym zapomnieć o tych uczuciach i jeszcze zamienić je w coś pozytywnego. Może kiedyś się dowiem...
Rozwód dojrzały jak jabłko
Elżbieta (51 lat) i Robert (53 lata) wiedzą, jak się rozstać, a mimo to pozostać... no właśnie: "przyjaciółmi"? Nie, to za duże słowo. "Dobrymi znajomymi". Ich rozwód wśród przyjaciół jest stawiany za wzór. Od sześciu lat nie mieszkają razem, ale dzwonią do siebie, wspierają się wzajemnie i spotykają podczas rodzinnych uroczystości. Oboje są psychologami, zajmują się psychoterapią. Wiedza i doświadczenie zawodowe nie uratowały jednak ich małżeństwa. Robert mówi, że jego rodzice żyli jak pies z kotem, a to nie pomaga w budowaniu własnych dorosłych związków.
Robert jest też DDA. Elżbieta długo nie wiedziała, za co zbiera w ich związku "baty". Po latach doszła, że to za matkę, która piła, i że Robert ranił ją nieświadomie. Oboje nie godzili się na byle jaki związek i długo próbowali się dogadać. 23 lata... Ale nie wyszło. Gdy najmłodsze z dzieci dorosło, Robert wyjechał w świat. Za oceanem dogonił go list rozwodowy. Elżbieta napisała go, bo zdecydowała, że nie chce dłużej żyć bez miłości. Robert z podróży wrócił już do innej kobiety. - Zajęłam się sobą, odzyskałam mnóstwo energii, radość życia. Już nie muszę cierpieć z tego powodu, że jakiś facet mnie nie kocha! - mówi Elżbieta. Ten proces był jednak żmudny: - Rozstać się psychicznie z BYŁYM to wykonać ogromną pracę - twierdzi. - Pracowałam nad wybaczeniem, bo tylko to daje wolność. Wybaczałam mu w myślach wszystkie zranienia. Podczas medytacji przepraszałam go za wszystko, czym sama go raniłam. Rozłączałam się z nim na wszystkich poziomach: mentalnym - to przekonanie o nierozerwalności małżeństwa, uczuciowym - to przebaczanie, energetyczno-fizycznym - to oczyszczanie ciała z napięć, i duchowym. Trochę to trwało, ale w końcu ból się rozpuścił. Na rozprawę rozwodową Elżbieta przyszła pogodzona z sobą i z otoczeniem: - Dzięki temu nie zmieniłam miłości w nienawiść.
Robert ich rozwód porównuje do rozstania dojrzałego jabłka z drzewem: długi, łagodny proces, który nie jest stratą. Obecnej partnerce BYŁEGO Elżbieta życzyła powodzenia. - Przeprosiła mnie za to - wspomina - że zgadzała się na oszukiwanie mnie. Dziś spotykamy się. Potrafimy rozmawiać.
Dobrze zszyty patchwork
To, czy rozwód będzie aksamitny, czy po cierniach - zależy od klasy partnerów. Jeżeli jedna strona przyznaje się do winy i opuszcza wspólny dom tak, jak stoi, trudno ją oskarżać o całe zło świata. Wspaniałomyślność procentuje, choć czasem dopiero po latach.
Rozwodzącym się ludziom jednak często bardziej zależy na wyszarpnięciu jakichkolwiek pieniędzy niż na ułożeniu sobie przyszłości. Dlatego pary zgadzają się, by o przebiegu sprawy decydowali adwokaci. A jeśli zaprawiony w bojach prawnik wybierze ostry kurs, na sali sądowej zaczyna się jatka. Wywlekane są najintymniejsze sprawy, przyjaciele obojga nakłaniani są do naciągania prawdy, mówi się rzeczy, które bolą nawet po latach. To później najtrudniej naprawić.
Hanka (31 lat), projektant wnętrz, po rozwodzie przeprosiła męża za to, co mówił o nim w sądzie jej adwokat. Nie spodziewała się, że będzie aż tak paskudnie. Piotr (31 lat), architekt, postanowił o tym zapomnieć - ze względu na córkę, sześcioletnią Ewę. Po latach widać, że warto było przeprosić i warto było schować dumę do kieszeni.
- Najgorzej robi się wtedy, kiedy włączają się znajomi - mówi Piotr. - W dodatku za ekspertów uchodzą ludzie, którym się w związkach nie udało, sami rozwiedli się, i to źle. Hankę ostrzegano, że po rozwodzie będzie mnie musiała pytać o wszystko, co dotyczy córki, że nie będzie mogła wyjechać z nią bez mojej zgody. Życzliwi przekonali ją, że powinna mieć rozwód z orzeczeniem o winie. Świat jest pełen świadków, więc "dla dobra samotnej matki" jej znajomi przed sądem mówili o mnie jak najgorzej. Zaprzeczyłem. W końcu Hanka się rozmyśliła, a jej prawnik mnie przeprosił.
Przez półtora roku starali się ułożyć w miarę poprawne kontakty. Piotr mówi, że aby tak się stało, trzeba wiele przełknąć, przemilczeć, wiele razy zacisnąć zęby. Ułożyło im się, kiedy była żona urodziła drugie dziecko i poczuła się bezpieczna w nowym związku. Zrobiło się na tyle miło, że gdy Małgosia, młodsza córka Hanki, zachorowała, to Piotr, jako specjalista w rodzinie, stawiał jej bańki. Jego kontakty z byłą żoną i z córką nigdy nie ograniczyły się do rozmów o alimentach i bycia "niedzielnym tatą". Pomogła mu w tym... mama. Dom matki Piotra pozostał otwarty dla byłej synowej, tak samo jak dla wnuczki. Mogła w nim bywać z kolejnym mężem i ich wspólnym dzieckiem. Co więcej, właśnie tę "przyszywaną" babcię druga córka Hanki uznała za babcię ukochaną.
Piotr ożenił się ponownie i ma w tym związku dwoje dzieci. Ilona, jego druga żona, miała na tyle wielkie serce, by nie buntować się przeciwko zastanym układom. Powstała prawdziwie "patchworkowa rodzina", która spotyka się w święta przy jednym stole, a czasami jeszcze na nartach. Ilona umawia się nieraz z Hanką na kawę, by poplotkować o ich "wspólnym" mężu...
Aksamitnie, po szwedzku
Styl gładkich, przyjacielskich rozstań znamy jednak głównie z amerykańskich filmów.
W Polsce to jeszcze nieczęste. W krajach bogatych ludzie częściej rozstają się z partnerami i zakładają nowe rodziny, zachowując przyjazne stosunki. Popularne są ułatwiające rozstanie intercyzy, łatwiejsze są procedury rozwodowe (od stycznia uproszczono je np. we Francji). Jeżeli wierzyć kolorowym pismom - najłatwiej i najprzyjaźniej rozchodzą się celebrities. Prawnicy sprawnie dzielą dobytek, a na otarcie łez strona porzucana otrzymuje solidne odszkodowanie. To pozwala za jakiś czas znów ładnie uśmiechać się do wspólnych fotografii.
A w Polsce czeka nas wkrótce rozwód gwiazd w zupełnie innym stylu. Jagna Marczułajtis (27 lat), jeszcze niedawno opowiadająca prasie o wielkiej miłości do męża Sebastiana Kolasińskiego (29 lat), oskarżyła go, że ją zdradza i bije. Mąż twierdzi, że to bzdury i pomówienia... Zapowiada się walka na śmierć i życie. Mają dwuletnią córeczkę...
Łatwiej jest rozejść się po ludzku, kiedy uczucia dwojga ludzi nie są aż tak namiętne. Gdy oboje pamiętają jeszcze, jak się kochali, ale też wiedzą, że nadal się lubią - i próbują rozejść się jak przyjaciele.
Może powinniśmy stworzyć specjalne procedury rozwodowe przypominające ślubne? Na pomysł takiej uroczystości wpadli Szwedzi. Rozwód po szwedzku opisywała "Polityka":
- Czy ty, Svenie, chcesz być nadal mężem Brigitty? - pyta pastor.
Nie!
A ty, Brigitto, czy chcesz być żoną Svena?
Nie!
Rozejdźcie się więc w pokoju swoimi drogami. Bądźcie dobrzy dla siebie i dbajcie o pomyślność dzieci. Niech was Bóg błogosławi w tych wysiłkach. Na znak rozwodu złóżcie przede mną swoje obrączki.
Co złączaliśmy uroczyście, przy świadkach, może powinno być równie pięknie rozłączone. Abyśmy obiecali, że będziemy dobrzy dla siebie nawzajem, i dotrzymywali słowa, tak jak dotrzymywaliśmy małżeńskiej przysięgi. Przynajmniej przez jakiś czas...