Część Antarktydy oderwała się po uderzeniu japońskiego tsunami. Naukowcy: Było naprawdę groźnie
Fale po dotarciu do Antarktydy miały tylko 30 centymetrów, ale ich ruch wystarczył, by naruszyć strukturę lodowca.
Tsunami, które powstało w wyniku marcowego trzęsienia ziemi w Japonii, dotarło przez Pacyfik do oddalonej o 13 tysięcy kilometrów Antarktydy i sprawiło, że część lodowca rozpadła się na ogromne góry lodowe - ogłosiła w tym tygodniu Europejska Agencja Kosmiczna (ESA).
12 marca, dzień po trzęsieniu ziemi, satelita ESA Envisat zarejestrowała, że od lodowca Sulzbergera na zachodniej części Antarktydy oderwały się góry lodowe. 16 marca wykruszone kawałki lodowca wpłynęły do Morza Rossa.
Największa góra lodowa miała długość 9,5 kilometra i 6,5 kilometra szerokości, czyli wielkością odpowiadała powierzchni Manhattanu. Jej grubość wynosiła około 80 metrów. W sumie oderwało się 125 kilometrów kwadratowych lodowca, który pozostawał nienaruszony przez ostatnie 46 lat - poinformowała agencja AFP i serwis BBC News.
Fala miała co najmniej 23 metry, kiedy powstała w wyniku podwodnego trzęsienia ziemi o sile niemal 9 stopni w skali Richtera. W wyniku analizy zdjęć pochodzących z satelity Envisat amerykańscy eksperci uznali, że fale po dotarciu do Antarktydy miały tylko 30 centymetrów. Jednak ich rytmiczny ruch wystarczył, aby naruszyć strukturę lodowca szelfowego - poinformowała ESA w oświadczeniu.
Badanie, które połączyło tsunami z dzieleniem się lodowca, przeprowadził zespół kierowany przez Kelly Brunt, glacjologa z należącego do NASA Goddard Space Flight Center w Maryland. Wyniki opublikowano w internetowym magazynie "Journal of Glaciology".