Grace Green
Siostrzana przysługa
Tłumaczyła Katarzyna Rustecka
HARLEQUIN®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Spotkali się w ogrodzie spowitym szarą, poranną mgłą.
- Sam musisz zdecydować, kochanie - w jej oczach
błysnęły łzy - ale pospiesz się - urwała. - To czekanie...
łamie mi serce...
Dermid pragnął przytulić ją, pocieszyć, ale gdy wyciągnął ku niej rękę, zaczęła się rozpływać.
- Nie odchodź! - krzyknął w panice. - Alice, zaczekaj!
Ale już zamieniła się w mgłę, szerokie rękawy białej
sukni niczym anielskie skrzydła uniosły ją do nieba.
Alice! - Desperacko próbował ją dogonić, lecz wilgotne macki zaciskały się wokół niego, dusząc go, pozbawiając tchu i...
Tato! - Poczuł szarpnięcie za ramię. - Tato!
Z głośnym jękiem ocknął się z koszmaru i wrócił do rzeczywistości.
Jack stał przy łóżku w wygniecionej flanelowej piżamie, z potarganymi brązowymi włosami. Był przerażony - zbyt przerażony, pomyślał Dermid z poczuciem winy - jak na chłopca, który jeszcze nie obchodził piątych urodzin.
Wybacz, synku. Obudziłem cię?
Strasznie głośno krzyczałeś. To był okropny sen?
Miewałem gorsze.
Ale to znowu ten sam?
6 GRACE GREEN
Ten sam. Nawet nie pytaj, bo i tak nie powiem, o czym był. Może kiedyś, kiedy będziesz dość duży, by to zrozumieć... teraz... - Zsunął nogi na podłogę.
Boisz się, że mnie też śniłyby się koszmary.
Właśnie.
Dermid wstał, położył rękę na ramieniu syna i poprowadził chłopca do okna.
Nie mówmy o tym. Zobacz, jaki piękny poranek. - Słońce rzucało ognisty snop na ośnieżony szczyt Moun-tain Rangę na Vancouver Island, zapowiadając kolejny gorący, majowy dzień. - Będzie upał.
Szkoda, że musimy spędzić połowę dnia na promie. Tam jest tak nudno.
Nie masz ochoty jechać na chrzciny nowej kuzynki?
Wolałbym zostać na ranczu i pomagać Arturowi przy zwierzętach.
Ja też nie przepadam za przyjęciami, synu, ale to spotkanie rodzinne.
Właściwie nie była to jego rodzina, tylko Alice. Jednak lubił ich wszystkich, z wyjątkiem Lacey. Była zimna. Sztuczna, afektowana. Z pewnością atrakcyjna, ale bezużyteczna. Jak jakiś zbędny ornament albo... bańka mydlana. Zupełnie niepodobna do swojej siostry.
Alice. Po jej śmierci zapragnął odgrodzić się od świata, ale nie mógł, ze względu na Jacka. To dla niego nie zerwał kontaktu z rodziną żony, choć te spotkania jątrzyły stare rany i uniemożliwiały rozpoczęcie nowego życia.
Tato, musimy jechać?
Tak. - Dermid wpatrywał się w położone poniżej ogrody - ogrody Alice, niegdyś tak piękne i zadbane, dziś
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 7
zdziczałe i opuszczone. Tak jak on. - Muszę porozmawiać z wujkiem Jordanem.
- Nie możesz porozmawiać przez telefon?
Dermid przeniósł wzrok z ogrodów na położone dalej
łąki, na których pasły się alpaki i lamy.
- Nie, to coś naprawdę ważnego. Muszę z nim poroz
mawiać osobiście.
- Zupełnie jakby to była sprawa życia lub śmierci!
Na widok wysokiej i chudej sylwetki przy głównej
oborze Jack w jednej sekundzie stracił zainteresowanie rozmową z ojcem.
- Jest Artur! Ubiorę się i pomogę mu wyrzucać gnój.
Pomknął do swojego pokoju, jednak jego słowa
dźwięczały ponurym echem w głowie Dermida, wywołując piekący ból.
Nieświadomie syn trafił w sedno. Naprawdę chodziło o sprawę życia lub śmierci. Musiał w końcu podjąć decyzję.
- Lacey, jesteś, dzięki Bogu!
Lacey Maxwell wyłączyła silnik srebrnego kabrioletu. Wyjęła kluczyk ze stacyjki i spojrzała pytająco na szwa-gierkę, która zbiegała do niej po frontowych schodach Deerhaven.
Mam gorącą prośbę - sapnęła zdyszana. - Właśnie dzwonił Dermid z promu. Zostawił swój samochód w Na-naimo i płynie z Jackiem na pokładzie pasażerskim. Jordan obiecał, że ich odbierze z Horseshoe Bay, ale nie wrócił jeszcze z biura, więc...
Chcesz, żebym ja czyniła honory? - Lacey skrzywiła się zabawnie, a potem cichutko westchnęła.
8
GRACE GREEN
Mogłabyś, Lacey? Sama bym pojechała, ale trzeba nakarmić dziecko i przygotować...
Nic nie mów. Zrobię to z przyjemnością.
Chyba sam Bóg mi cię zesłał! - Odrzucając do tyłu jasny warkocz, Felicity spojrzała na zegarek. - Jeśli teraz wyjedziesz, zdążysz ich odebrać.
Lacey wsunęła kluczyk do stacyjki.
Super. Dermid będzie mi winny przysługę, a to na pewno mu się nie spodoba!
Lacey...
Tak? - uśmiechnęła się figlarnie.
Nie dokuczaj mu za bardzo, dobrze?
Postaram się, ale szczerze mówiąc, budzi we mnie najgorsze instynkty. Jak każdy męski szowinista.
Felicity zachichotała melodyjnie i tak zaraźliwie, że Lacey musiała jej zawtórować.
Zawróciła kabriolet, stwierdzając w duchu po raz nie wiadomo który, że jej brat miał nie lada szczęście. Tak, Jordan znalazł sobie wprost idealną partnerkę życiową.
Jego poprzednie małżeństwo okazało się katastrofą. Pierwsza żona, Marla, nie dość że była wyjątkową egoistką, to jeszcze zdradzała go przez wiele lat. Po jej śmierci Jordan zakochał się w opiekunce córki. Felicity była dla Mandy o niebo lepszą matką niż Marla. Po ślubie Jordanowi i Felicity urodziło się dwóch chłopców, Todd i Andrew, a teraz córeczka Verity, gwiazda dzisiejszej uroczystości.
To będzie miłe rodzinne spotkanie, pomyślała Lacey, pędząc samochodem nadmorską autostradą w kierunku Horseshoe Bay. Szkoda tylko, że zaszczyci je swą obecnością Dermid Andrew McTaggart.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
9
Właściwie nie należał do rodziny. Pochodził ze Szkocji, gdzie mieszkali jego rodzice, dwóch braci i liczni krewni. Powinien był tam zostać z resztą swojego klanu!
Nigdy nie darzył jej sympatią.
A ona tak bardzo chciała go polubić. Była gotowa zaakceptować każdego mężczyznę, którego pokocha jej siostra, bo uwielbiała Alice. Lecz uparty i ograniczony Szkot zwyczajnie nie dał Lacey szansy. Jego zdaniem modelki to próżne, puste stworzenia, z którymi nawet nie warto rozmawiać. Nie zamierzała zabiegać o jego względy. Nigdy nie była ani próżna, ani pusta, no i miała przecież swoją dumę. Jednak jeśli jawna wojna między nią a De-rmidem McTaggartem miała się kiedyś skończyć, on musiał zrobić pierwszy krok.
Prędzej ziemia drgnie w posadach, pomyślała z ironicznym uśmieszkiem.
- Sądziłem, że wujek Jordan będzie na nas czekał.
- Jack rozglądał się zaniepokojony. - Nie widać go!
W ten upalny dzień w Horseshoe Bay było tłoczno i głośno. Tłumy turystów, mnóstwo autobusów, taksówek, wszelakiego rodzaju samochodów. Wczasowicze sunęli chodnikami, oglądając wystawy sklepów, szukając jadei-towej biżuterii, wycinanych w drewnie totemów, podkoszulków z kolorowymi nadrukami. Inni zajadali lody i snuli się bez celu, ciesząc się morską bryzą i niesamowitym widokiem jachtów wypływających z przystani, i podziwiając błękit oceanu.
- Pewnie szuka miejsca do parkowania. Zaczekajmy
na niego tu, z boku...
10 GRACE GREEN
- Cześć, Dermid! - Wszędzie rozpoznałby ten głos.
Dźwięczny, zmysłowy, nonszalancki. Rzucający wręcz
wyzwanie.
Odwrócił się i natychmiast ją zobaczył. Jak zwykle olśniewająca, w wykrochmalonej, białej, koszulowej bluzce i błękitnych lnianych spodniach. Wśród spalonych słońcem turystów wyglądała jeszcze bardziej świeżo niż zazwyczaj. Jak orzeźwiający drink z lodem na pustyni...
Lacey - powitał ją lekko kpiącym tonem. - Jesteś naszym szoferem?
Jordan bardzo przeprasza, ale nie mógł się wyrwać z pracy. - Spojrzała na Jacka, który gapił się w nią niczym sroka w gnat. - Jack, jak miło cię znowu widzieć.
Ciebie też, ciociu!
Mam dla ciebie prezent, skarbie. Przywiozłam z Francji, gdzie byłam w zeszłym tygodniu... Jestem ciekawa, czy ci-się spodoba.
Dermid poczuł irytację.
Umiała sobie radzić z mężczyznami, bez wątpienia. I z chłopcami. Nigdy nie traktowała Jacka z góry, zawsze rozmawiała z nim jak z dorosłym. A on, naiwniak, szalał za nią, odkąd zdołał skupić swój niemowlęcy wzrok na tyle, by dojrzeć burzę lśniących włosów, wielkie, zielone, kocie oczy i nieskazitelną, jasną cerę. Niedługo biedak dostrzeże też nieskończenie długie nogi, uwodzicielski krok, seksowną figurę i...
- Jedziemy, Dermid? - Ruszyła w kierunku ulicy,
owiewając go obłokiem perfum. Musiał się wziąć w garść,
by dotrzymać jej kroku. Ten intensywny zapach gardenii
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 11
i piżma mógłby mniej opanowanego faceta doprowadzić do szaleństwa.
Zaparkowałam tutaj. - Prowadziła ich na parking pewnie i z gracją. Zatrzymała się przed srebrzystym kabrioletem z opuszczonym dachem.
Ale masz fajny wóz, ciociu! - Oczy Jacka błyszczały z podniecenia. - Mogę usiąść z przodu?
Nie mam nic przeciwko temu - odparła wesoło. -Jeśli twój tata się zgodzi...
Mogę, tato?
Tak - warknął.
Po chwili znaleźli się na drodze prowadzącej na autostradę. Porwane wiatrem włosy Lacey falowały, jakby żyły własnym życiem.
Przez cały czas rozmawiała z Jackiem. Tylko od czasu do czasu wołała przez ramię:
W porządku tam z tyłu?
Tak - odpowiadał sucho.
Raz uchwycił jej spojrzenie w lusterku. Przez sekundę ich oczy spotkały się, ale szybko wbiła wzrok w przednią szybę. Wydawało mu się, że dostrzegł w jej oczach wrażliwość, mądrość i pełną melancholii zadumę. Przewidzenia. Musiał się pomylić, gdyż Lacey Maxwell nie była ani wrażliwa, ani mądra, ani zdolna do melancholijnej zadumy. Nigdy nie miała nic ciekawego do powiedzenia.
Była po prostu piękną, lecz głupią nudziarą.
Jednak wyświadczyła mu przysługę... i choć oczywiście, gdyby mógł wybierać, wolałby iść na piechotę, teraz był jej dłużnikiem. No nic, już on się postara, by jak najszybciej spłacić ten dług.
12 GRACE GREEN
Zatem kiedy dojechali do następnego zjazdu, pochylił się do przodu i krzyknął jej prosto w ucho.
- Możesz się zatrzymać przy Centrum Handlowym
Caulfielda?
Skinęła głową. Włączyła kierunkowskaz i zjechała z autostrady.
Gdy tylko zaparkowała, Dermid natychmiast wyskoczył z samochodu.
- Zaraz wracam.
Myślał o kwiatach, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i kupił jej pudełko belgijskich czekoladek. Dobrze jej zrobi trochę dodatkowych kalorii, bo była tak przeraźliwie chuda...
Wracając do samochodu, widział, jak Lacey rozmawia żywo z Jackiem. Nie zauważyli go, ale słyszał z dala podniecony głos syna.
- ...i ja, i tata nie przepadamy za rodzinnymi przyję
ciami... I wolałbym zostać w domu i wynosić gnój z o-
bory niż robić głupie miny do jakiegoś niemowlaka.
Przerwał, gdy zauważył ojca.
Cześć, tato. Właśnie mówiłem cioci...
Słyszałem.
Lacey spojrzała na niego z rozbawieniem w oczach.
Twój syn i ja nadajemy na tej samej fali, jeśli chodzi o niemowlęta... Zgadzamy się co do tego, że żadna z nich pociecha, dopóki nie nauczą się siadać na nocniczku i nie potrafią prowadzić w miarę rozsądnej konwersacji.
Ciocia Lacey uważa, że ciągle brudzą i hałasują i potrzebują opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
13
- Innymi słowy robota na cały etat. - Dermid usiadł na tylnym siedzeniu. I dodał suchym tonem, gdy Lacey odwróciła się do niego: - Odrobinkę bardziej męczące niż godzinka opierania się o palmę kokosową i pozowania do zdjęcia na okładkę jakiegoś modnego magazynu. Jak określiłabyś swoją pracę, Lacey? Na jedną ósmą etatu?
Jej roześmiane przed chwilą oczy pociemniały. Wyczuł, że zepsuł jej humor na cały dzień.
Odwróciła się od niego z zaciśniętymi ustami, wepchnęła kluczyk do stacyjki i ruszyła.
Jack chyba odczuł narastające napięcie, bo osunął się w fotelu, wyraźnie przygnębiony.
I ani on, ani jego ciotka nie odezwali się do siebie słowem do końca podróży.
Deerhaven, ogromny dom Maxwellów, stał na wysokim zboczu Zachodniego Vancouveru. Położony na lesistym terenie, z panoramicznym widokiem na ocean, miał też duży basen i plac zabaw dla dzieci.
Mieszkanie Lacey było oddalone o parę minut stąd, więc odwiedzała Deerhaven przy każdej okazji. Felicity była jej najbliższą przyjaciółką, choć jeden sekret Lacey ukrywała nawet przed nią, a dotyczył on Dermida.
Felicity miała wysokie mniemanie o szwagrze i zarówno ona, jak i Jordan uważali jego potyczki słowne z Lacey za całkowicie niewinne, a nawet zabawne. Żadne z nich nie zauważyło, że w ciągu ostatnich miesięcy przytyki Dermida stały się jeszcze bardziej cięte. Lacey pilnowała się bardzo, aby nie okazać, jak wielką jej to sprawia przykrość, jednak czasami puszczały jej nerwy.
14
GRACE GREEN
Dzisiejsza kąśliwa uwaga Dermida była szczególnie bolesna.
„Jak określiłabyś swoją pracę, Lacey? Na jedną ósmą etatu?"
Jego sarkazm zepsuł jej humor. Zdaniem Dermida życie modelki to jedno pasmo uciech i blichtru. Nie przyszło mu nawet do głowy, że czasami padała z nóg z wycieńczenia. Bezustannie podróżowała, a same sesje zdjęciowe były niezwykle stresujące, tak samo jak pokazy mody w Mediolanie, Paryżu, Londynie...
Tłumiąc westchnienie, odegnała od siebie nieprzyjemne myśli i zaparkowała samochód przed Deerhaven. Nie pozwoli, by uszczypliwość Dermida zepsuła jej nastrój, zamierzała dobrze się bawić na dzisiejszym przyjęciu.
Jack odpiął pas.
Tato, mogę poszukać kuzynów?
Jasne, śmiało.
Ruszyli z Lacey w stronę domu. Kiedy dotarli do tarasu, Dermid spojrzał na ocean.
- Niesamowity widok - powiedział cicho, jakby do
siebie.
Lacey odwróciła się i podziwiała przez chwilę siedem frachtowców czekających na rozładunek, dziesiątki jachtów i kilka ścigających się motorówek.
- Tak, niezwykły.
Spojrzała na niego spod oka. Wiedziała, i to od dawna, dlaczego jej siostra zakochała się w tych ciemnokasztano-wych włosach, surowych rysach i seksownych ustach. Dermid McTaggart był naprawdę bardzo atrakcyjnym facetem. Szkoda, że uroda nie szła w parze z charakterem.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
15
Lacey miała własny klucz do domu, toteż bez wahania otworzyła drzwi. Dermid wszedł za nią do holu. Z góry dobiegł ich płacz dziecka. Lacey stanęła u stóp schodów.
- Fliss, już jesteśmy!
Parę sekund później na podeście pojawiła się uśmiechnięta radośnie Fełicity.
Cześć, Dermid, cieszę się, że mogłeś przyjechać. Gdzie Jack?
Poszedł szukać kuzynów.
To dobrze. Bawią się z Shauną, opiekunką z sąsiedztwa. Jordan dzwonił, że już jedzie do domu. Położę Verity spać i napijemy się czegoś przed lunchem. Mamy mnóstwo czasu. Chrzciny dopiero o wpół do trzeciej.
Mogę ci w czymś pomóc? - zapytała Lacey.
Jesteś czarodziejką, która jak nikt inny nakrywa do stołu... Mogłabyś?
Oczywiście.
A ty, Dermid, może przeniesiesz z kuchni do jadalni krzesełko Andrew?
Jasne.
Fełicity wróciła do pokoju dziecinnego, Dermid poszedł do kuchni, a Lacey do jadalni.
Położyła na stole najpiękniejszy obrus, potem rozstawiła najlepszą zastawę Fełicity. Wyciągnęła z szuflady lniane serwetki, złożyła fantazyjnie i ustawiła na talerzach. Potem odsunęła się nieco, by z dumą podziwiać swoje dzieło.
Nie znosiła sprzątania i nie umiała gotować, ale nie można było odmówić jej zmysłu artystycznego.
16 GRACE GREEN
Dermid natomiast do tej pory nie umiał się wywiązać z tak prostego zadania, jak przyniesienie dziecięcego stołka! Ruszyła do kuchni, by go wyręczyć, gdy usłyszała głos Jordana.
Jasne, że możemy o tym porozmawiać.
Później - powiedział stanowczo Dermid. - Po przyjęciu. To prywatna sprawa, Jordan. Osobista. Sprawa rodzinna.
Ale jeśli to, jak mówisz, ma coś wspólnego z Alice, czy Lacey nie powinna o tym wiedzieć?
Nie - Dermid zaprotestował ostrym tonem. - To ostatnia osoba, jaką chciałbym w to wtajemniczać. Jordan, zbyt długo się wahałem i muszę wreszcie podjąć decyzję. Właściwie już ją podjąłem, potrzebuję jeszcze tylko twojego poparcia...
Lacey usłyszała kroki na schodach. Ze wstydem zdała sobie sprawę, że podsłuchuje. Pospiesznie wróciła do holu, gdzie natknęła się na Felicity.
Nakryłaś do stołu?
Aha. Sama zobacz.
Ale choć udało jej się przybrać pogodną minę, była zdenerwowana i zła. Cóż takiego działo się w życiu jej szwagra, co wymagało poparcia Jordana?
To zrozumiałe, że nie chciał jej zdradzać swoich sekretów, ale była na niego naprawdę wściekła. Ona też nazywała się Maxwell, zatem jeśli sprawa dotyczyła Alice, to Dermid McTaggart miał obowiązek porozmawiać ze wszystkimi członkami rodziny. Również z Lacey.
Obiecała sobie, że bez względu na wszystko wytropi, o co tu chodzi.
ROZDZIAŁ DRUGI
Chrzciny odbyły się na dworze, w zalanym słońcem różanym ogrodzie Deerhaven. Jordan i Felicity wprost promienieli szczęściem.
- Myślę, że wszystko poszło nadzwyczaj dobrze - po
wiedział pastor przy pożegnaniu późnym popołudniem.
W jego oczach błysnęły iskierki humoru. - Nasz Pan ob
darzył Verity parą potężnych płuc.
Jordan roześmiał się.
- Może rośnie nam wielka śpiewaczka operowa - za
żartował, sprowadzając pastora z patio, gdzie dorośli pili
szampana i herbatę i raczyli się wspaniałym tortem, dzie
łem pani domu.
Felicity poszła na górę, by położyć małą spać, natomiast dzieci urządziły sobie piknik na placu zabaw. W pewnej chwili Dermid został na patio sam na sam z Lacey.
Choć jeszcze niedawno brała żywy udział w ogólnej rozmowie, teraz rozparta się wygodnie w fotelu i przymknęła oczy.
Odgradzając się od Dermida ścianą milczenia.
Nie mógł jej za to winić. Odkąd przywiozła go z promu, jakiś złośliwy chochlik kazał mu prawić jej impertynencje. Uwaga o jednej ósmej etatu była całkowicie nie na miejscu. Co z tego, że prowadziła puste i bezużyteczne, choć
18
GRACE GREEN
pełne blichtru życie? Fakt, że nie znosił takiej bezproduktywnej egzystencji, nie był usprawiedliwieniem aroganckiego i nietaktownego zachowania. Jednak nie mógł się powstrzymać, być może dlatego, że nie reagowała na jego zaczepki ze zwykłą zgryźliwością. A jak czerpać satysfakcję z dokuczania komuś, kogo zdaje się to w ogóle nie obchodzić?
Wydawało się, ie całkowicie zapomniała o jego obecności. Jakby pozowała do rozkładówki jakiegoś wytwornego magazynu mody. Uosobieme elegancji. Jedwabna suknia, w którą się przebrała na ceremonię, czarna, w drobne białe kwiatki, kosztowała prawdopodobnie więcej niż jego najdroższa alpaka!
- Sądząc po twojej kwaśnej minie - odezwała się ironicz
nie - myślisz o mnie, i to raczej nie jest nic przyjemnego.
Leniwie zmrużyła oczy, ale wyczuwał błysk wyzwania pod gęstymi rzęsami. Uniosła butnie głowę.
- Śmiało - powiedziała. - Wykrztuś to z siebie. Tłam-
szenie w sobie tylu negatywnych emocji jest podobno sza
lenie niezdrowe.
Postanowił podjąć wyzwanie.
Pomyślałem tylko, że ta suknia kosztowała zapewne więcej od mojej najlepszej alpaki - odparł spokojnie.
Tak - zgodziła się. - Wcale by mnie to nie zdziwiło. I pewnie myślisz, jaki to bezużyteczny żywot prowadzę w porównaniu z twoimi ukochanymi zwierzakami.
Przyszło mi do głowy - powiedział, patrząc znacząco na stół - że gdyby Alice nadal żyła, na pewno już zaniosłaby te wszystkie naczynia do kuchni i pozmywała, żeby choć trochę pomóc Felicity.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
19
To było podłe z jego strony, najchętniej cofnąłby te głupie słowa. Lacey zesztywniała. Dosłownie na sekundę.
- Wiem, że tęsknisz za Alice, ale nie pognębisz mnie,
stawiając ją za przykład - odparła spokojnie, choć Dermid
spodziewał się raczej gniewnej riposty. - Zgadzam się, że
taka kobieta jak ona trafia się raz na milion. Wiem, ile dla
ciebie znaczyła i jak bolejesz nad jej stratą. Zapewne nadal
pogrążony jesteś w żałobie. Jeśli traktowanie mnie jak
chłopca do bicia sprawia ci jakąś ulgę, to bardzo proszę,
nie krępuj się.
Drzwi od tarasu otworzyły się i weszła Felicity, a za nią Jordan.
Lacey uśmiechnęła się do szwagierki, jakby słowna utarczka z Dermidem w ogóle nie miała miejsca.
Położyłaś małą spać?
Aha. Żywa jak iskra. Prawda, że słodko wyglądała w sukience do chrztu?
Prześlicznie. - Lacey z wdziękiem podniosła się z fotela. - Pójdę do samochodu po prezenty dla dzieci. Pomożesz mi?
Oczywiście, choć nie powinnaś...
Wiem, psuję je... ale skoro nie mam własnych pociech, pozwól mi na tę drobną przyjemność.
A przy okazji - odezwał się jej brat. - Co się stało z tym Anglikiem, który uganiał się za tobą po całej Europie? Tym, który miał zamek w Wilshire...
Z Harrym? Rzuciłam go, gdy oznajmił, że po ślubie powinnam zrezygnować z kariery i zająć się wyłącznie rodzeniem dzieci. Męski szowinizm doprowadza mnie do furii! Wyobrażasz sobie mnie pośród brudnych pieluch,
20
GRACE GREEN
butelek i smoczków? Zacznijmy od tego, że za żadne skarby nie chciałabym przez dziewięć miesięcy przypominać słonia! - Wzdrygnęła się. - Nie, wielkie dzięki!
Ależ ciąża jest cudowna! - zaprotestowała Felicity. - Uwielbiam to! Z radością rodziłabym dzieci co dwa lata, dopóki nie będę na to za stara!
Dlatego po urodzeniu Verity - przypomniał jej mąż ze śmiechem - zgodziliśmy się oboje, że czwórka nam wystarczy.
Dermid milczał podczas tej wymiany zdań, ale kiedy Lacey i Felicity opuściły taras, odezwał się:
Jordan, możemy teraz porozmawiać o sprawie, o której ci wspominałem wcześniej?
Jasne. Chodźmy do mojego gabinetu, tam nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Lacey przywiozła dla dzieci kostiumy kąpielowe i kolorowe piłki plażowe.
Możemy teraz popływać w basenie, mamo? - ośmioletnia Mandy machała w powietrzu nowym bikini w kolorze cytryny.
Możemy, mamusiu? - zawtórowali jej Todd, dwulatek, i czteroletni Andrew, tocząc niebiesko-zieloną piłkę po dywanie i zmuszając R.J., nieco już wiekowego kota, do panicznej ucieczki.
Proszę, ciociu Felicity. - Jack co prawda uwielbiał taplać się z tatą w sadzawce na ich ranczu, ale pływanie w wykładanym niebieskimi kafelkami basenie było jeszcze fajniejsze.
Chodźmy wszyscy - zaproponowała Lacey. - Jest
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 21
tak gorąco, że warto się nieco ochłodzić. Skoro mała już zasnęła...
Powinnam najpierw posprzątać - protestowała Felicity.
Pomogę ci - zaproponowała Lacey, ale szwagierka potrząsnęła głową.
Nie, idźcie sami. Przyjdę, kiedy skończę.
Moje bikini nadal wisi w pralni?
Tam, gdzie je zostawiłaś. Mandy, przynieś ręczniki plażowe - zwróciła się Felicity do córki. - Nie zapomnij o kremie z filtrem. Ciocia zabierze was do kabiny, tam się przebierzecie i wysmarujecie.
Parę minut później Lacey zaprowadziła całe stadko do basenu i wszyscy natychmiast wskoczyli do wody. Rozpoczęła się wspaniała zabawa.
Jack i Andrew, obaj dobrzy pływacy, przeszli na głębszą wodę, popychając przed sobą plażowe piłki, zaś Mandy i Lacey bawiły się w drugim końcu z Toddem. Felicity pojawiła się po dwudziestu minutach. Przyniosła na tacy dzbanek lemoniady i plastikowe kubeczki. Ustawiła wszystko na stole przy basenie i poprawiła ramiączka jednoczęściowego kostiumu kąpielowego w kolorze ametystu.
Wyglądasz znakomicie - zawołała Lacey. - Przybyło ci parę kilogramów po ostatnim dziecku, ale do twarzy ci z tym.
Serdeczne dzięki, Lacey. Gdzie Jordan i Dermid?
Nie wiem. Nie widziałam ich, odkąd poszłyśmy do samochodu po prezenty.
Gdy tylko Felicity wskoczyła do wody, Todd zaczął grymasić.
- Chce mi się pić.
22
GRACE GREEN
Mandy podprowadziła malca do schodków, gdzie Feli-city wyciągnęła go z wody.
- Praca matki nie ma końca - roześmiała się, biorąc
synka w ramiona.
Mandy bawiła się z Lacey piłką, dopóki Felicity im nie przerwała, krzycząc:
- Lacey, możesz przyjść? Muszę z tobą porozmawiać.
Zabrzmiało to bardzo poważnie. Lacey odczuła niepo
kój, gdy zobaczyła nieszczęśliwą minę szwagierki.
- Mandy, wyjdź także z wody i przebierz Todda w su
che rzeczy. Chyba już jest gotów do drzemki. Chcę chwil
kę pogadać z ciocią.
Lacey wspięła się po schodkach, wyżęła mokre włosy i podeszła do stołu. Zaczekała, aż Mandy zabierze braciszka do kabiny.
Coś się stało, Felicity?
Och, Lacey, to takie smutne. Wiem, że się zdenerwujesz... - przerwała, gdy Jordan wyszedł z domu. - Cii... - szepnęła. - Powiem ci po wyjeździe Dermida. Proszę, nie wspominaj o tym Jordanowi. Jeszcze nie.
Jordan podszedł do basenu i zawołał:
Hej, Jack! Wychodź. Wyjeżdżacie z tatą za jakieś dziesięć minut.
Odwieziesz ich? - zapytała Felicity.
Nie, niestety muszę wracać do biura.
Jordan był dyrektorem jednej z największych agencji nieruchomości, toteż często musiał pracować nawet podczas weekendów.
- Siostrzyczko - dodał po chwili - obiecałem, że ty go
odwieziesz. Zgoda?
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
23
Lacey z trudem poskromiła swój niewyparzony język.
- Jasne, nie ma sprawy.
Jack wygramolił się z basenu i podbiegł do ojca, który stanął w drzwiach.
Czy musimy teraz jechać? - zapytał z wyraźnym żalem. - Nie możemy zostać troszeczkę dłużej?
Nie - odparł Dermid. - Pora wracać.
Och... - Jack zrobił smutną minę. - Tak dobrze się bawiłem.
Może pozwolisz mu zostać kilka dni? - zaproponowała Felicity. - Mógłbyś wrócić po niego w weekend.
Dermid zwrócił się do Jacka.
Zostaniesz tu beze mnie? - spytał.
Jasne! Dziękuję, tatusiu! Dziękuję,ciociu! -Natychmiast ponownie wskoczył do wody i wrzasnął w stronę kuzynów. - Zostaję!
Lacey odwiezie cię na prom - powiedział z uśmiechem Jordan. - Kiedy tylko będziesz gotowy.
Dermid spojrzał na nią chłodno.
Dziękuję, ale zamówiłem taksówkę. Lacey wzruszyła ramionami.
Świetnie.
Ale nudziarz z tego faceta!
No, to trzymajcie się. Na mnie czas - powiedział Jordan. - Dziękuję, że przyjechałeś, Dermid. Wiem, że nie przepadasz za takimi imprezami, ale Fliss i ja jesteśmy ci wdzięczni. Nie chcemy, by Jack stracił kontakt z kuzynami.
Pewnie ciężko przyjeżdżać ci tu bez Alice. - Felicity poklepała go współczująco po ramieniu. - Ale mam na-
24 GRACE GREEN
dzieję, że z czasem jakoś się otrząśniesz po tej bolesnej stracie.
Alice by tego chciała - powiedział Dermid.
Z pewnością - zgodził się Jordan, całując Felicity na pożegnanie. - Dobra, kochani. Już mnie nie ma. Do widzenia!
Kiedy odjechał, Dermid wdał się w rozmowę z Felicity, dopóki nie usłyszeli klaksonu.
To twoja taksówka - powiedziała Felicity, a potem zwróciła się do Lacey. - Odprowadzisz Dermida, Lace? Nie chcę zostawiać dzieci samych w basenie.
Nie ma potrzeby - odparł Dermid szybko. - Sam się odprowadzę...
Ależ nalegam! - powiedziała Lacey z przesadną uprzejmością. - Lista moich wad jest wystarczająco długa, nie należy dodawać do niej jeszcze złego wychowania.
Z dumnie uniesioną głową poprowadziła go przez hol do drzwi wejściowych.
Na komodzie przy drzwiach leżała torba z zakupami Dermida z Centrum Caulfielda. Zostawił ją tu, gdy przyjechali dziś rano.
Czy to dla Felicity? Zapomniałeś jej dać? - zapytała. Zatrzymał się w otwartych drzwiach.
To dla ciebie.
Dla mnie?
Z wahaniem sięgnęła po torbę, zajrzała do środka i zobaczyła elegancką bombonierkę z bardzo kosztownymi belgijskimi czekoladkami.
- Dziękuję, Dermid! - zawołała kompletnie zaskoczo
na. - Mam słabość do czekolady, a to moje ulubione! Co
to ma być? Gałązka oliwna?
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
25
Miał naprawdę piękne oczy o niezwykłej barwie - zło-cistobrązowe jak szkocka whisky. Tak mawiała Alice... Ale w tych samych oczach, w których jaśniała miłość, gdy patrzył na żonę, teraz Lacey dojrzała upór i niechęć.
- To podziękowanie - wyjaśnił sucho i sztywno. - Za
odebranie nas z przystani.
Nie poczułaby się bardziej dotknięta, nawet gdyby ją uderzył. Zacisnęła zęby i z trudem zapanowała nad narastającym gniewem.
- Jasne - stwierdziła kwaśno. - Powinnam się domy
ślić. Żal mi ciebie, jesteś taki małostkowy. To była zwykła
przysługa, w dodatku niewielka. Jednak czy mógłbyś ją
przyjąć? Przenigdy. Dumny McTaggart nie zniesie długu
wdzięczności u nikogo, a zwłaszcza u mnie. Mam ochotę
wziąć te twoje czekoladki i wyrzucić je... wiesz gdzie, ale
nie zrobię tego. W przeciwieństwie do ciebie jestem na
tyle dobrze wychowana, że wiem, jak należy przyjąć po
darunek!
I nim ją zdążył powstrzymać, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
- Może tam, skąd pochodzisz, McTaggart, panują inne
obyczaje, ale tak to się załatwia tutaj. Uśmiech, podzięko
wanie i przyjacielski buziak. Znasz stare przysłowie
o tym, co powinieneś robić, kiedy wejdziesz między wro
ny? Niech to będzie dla ciebie nauczka na przyszłość.
Po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła go, by sam siebie odprowadził... Niech diabli porwą dobre maniery!
Chmury napłynęły z zachodu i kiedy Lacey wróciła do ogrodu, poczuła na skórze kroplę deszczu.
26
GRACE GREEN
Zaraz zacznie lać - stwierdziła z żalem Felicity. -Położę Todda do łóżka, a pozostałe dzieci mogą pooglądać telewizję. Musimy porozmawiać.
Posiedźmy na patio - zaproponowała, gdy wróciła. - Rozłożę daszek i niech sobie pada. Szkoda, że Sarę i resztę dopadła grypa. Tak chcieli przyjechać na dzisiejszą uroczystość.
Szczęście, że masz Sarę. I Gigi - stwierdziła Lacey, mówiąc o siostrach Felicity, które mieszkały na Vancouver Island. - Straszliwie tęsknię za Alice. Była nie tylko cudowną starszą siostrą, ale właściwie wychowała mnie po śmierci mamy. I była moją najlepszą przyjaciółką.
Twoją i Dermida. Nigdy nie widziałam równie oddanych sobie ludzi. - Felicity westchnęła ciężko. - Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać.
Usiadła na krześle i pokazała szwagierce drugie, stojące obok. Ale Lacey była zbyt niespokojna, by siadać. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
Zanim zaczniesz, Fliss, przyznam się, że częściowo domyślam się, o czym chcesz mówić. Przypadkiem podsłuchałam rozmowę Dermida z Jordanem. Mówił o jakiejś sprawie rodzinnej i decyzji, jaką musi podjąć. Prosił Jor-dana o poparcie.
Biedak. Z tą jego szkocką dumą i niezależnością niełatwo mu o cokolwiek prosić! Co do podsłuchiwania, mam to samo na sumieniu. Jordan i Dermid byli w pokoju dziecinnym i nie przyszło im do głowy, że ktoś może ich usłyszeć.
Ostrzegam, że Dermid wyraźnie zapowiedział Jordanowi, że nie zamierza mnie w nic wtajemniczać.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
27
Możliwe, ale uważam, że powinnaś o tym wiedzieć. Alice by tego chciała.
Fliss...
Wybacz. Więc do rzeczy. Wiesz, że Dermid zachorował na raka dawno temu, tuż po tym, jak pobrali się z Alice. Nim poddał się chemioterapii, za radą onkologa zamroził trochę swojej spermy na wypadek, gdyby po kuracji stał się bezpłodny... Co, niestety, nastąpiło.
Oczywiście. Wiem, że Jack się urodził z zamrożonego embrionu.
Pamiętasz, że Dermid i Alice mieli jeszcze drugi embrion w tej samej klinice w Toronto... Dziewczynkę... Marzyli o jeszcze jednym dziecku.
Ale Alice umarła... - szepnęła Lacey przez ściśnięte gardło. - Często myślę o tym maleństwie, które nigdy się nie narodzi. To takie smutne... z pewnością złamałoby serce Alice.
Deszcz zacinał coraz mocniej. Zrobiło się ponuro, zimno i mroczno, choć jeszcze nie zapadł wieczór.
Lacey odegnała cisnące się do oczu łzy. Felicity wstała, podeszła do szwagierki, wzięła ją za rękę i ścisnęła mocno.
- Lacey, Dermidowi śnią się koszmary. Przychodzi do
niego Alice i błaga, by dał jej spocząć w spokoju. Chyba
dlatego postanowił zrobić to, co odkładał od śmierci Alice.
Zamierza skontaktować się z kliniką i powiedzieć im, że
nie chce przechowywać dłużej embrionu.
ROZDZIAŁ TRZECI
Powinien mi powiedzieć! - Lacey spojrzała z wyrzutem na brata. - Alice była moją siostrą. Nie miał prawa j ukrywać tego przede mną.
Skarbie, to jest dla niego bardzo trudne - Jordan] starał sieją uspokoić.
Nie przeczę. Serce pewnie mu pęka na samą myśl, że dziecko Alice czeka na narodziny, ale to nigdy nie nastąpi! - Jej gniew zamienił się w żal. - Och, Jordan, dlaczego życie jest takie okrutne?
Nie potrafił jej pocieszyć. Patrzył bezradnie na Fełicity, która czuła równą bezsilność.
Lacey podeszła do oka i spojrzała na mroczne, nocne I niebo. Jordan wrócił do domu późno, ale ona na niego wytrwale czekała. Nie mogłaby zasnąć, najpierw musiała j wyrzucić z siebie cały żal i wszystkie pretensje do Dermi-da McTaggarta. Odwróciła się niecierpliwie.
Nigdy mu nie wybaczę, nigdy. Dlaczego nie poinformował mnie o swojej decyzji? Wiem, że uważa mnie za I idiotkę...
Jeśli tak jest - odezwał się Jordan - możesz za to I winić wyłącznie siebie. Celowo go drażnisz, nie umiesz! z nim normalnie rozmawiać.
Bo od samego początku dawał do zrozumienia, żel
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 29
każdy, kto zarabia na życie jako modelka, musi być pozbawiony mózgu!
Nie zbaczajmy z tematu, Lacey - powiedział z poważną miną. - Doceniam twój intelekt, ale w tej sprawie z pewnością niewiele byś zdziałała. Dermid podjął już decyzję, a ode mnie, brata Alice, chciał jedynie wsparcia... niczego więcej.
Nie, nie masz racji! - Srebrne bransoletki Lacey błysnęły w świetle, gdy uderzyła pięściami o biodra. - Co trzy głowy, to nie dwie... Może znalazłabym inne rozwiązanie, gdybyście mnie wtajemniczyli.
To była prywatna rozmowa. Poza tym, co byś wymyśliła? Mogłabyś jedynie zaproponować odsunięcie w czasie tego, co nieuniknione. Ten człowiek od miesięcy przeżywa koszmar, Lacey! To nie może dłużej trwać, zgodzisz się ze mną, prawda?
Więc jaki jest następny krok? - zapytała Felicity.
Dermid pojedzie w piątek do Toronto do kliniki. Poprosi, by nie przechowywali dłużej embrionu.
Felicity potrząsnęła głową.
Chyba będzie mu trudno jechać tam, gdzie razem z Alice...
Z pewnością. Ale on uważa, że tego nie da się załatwić przez telefon. Chce to zrobić osobiście.
Jest inne wyjście - powiedziała Lacey cicho. Jordan spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
Naprawdę?
- Tak. - Ogarnęło ją podniecenie. - Dermid może
znaleźć zastępczą matkę. Kogoś, kto donosi dziecko i uro
dzi je dla niego!
30 GRACE GREEN
Proponowałem to Dermidowi dziś rano - przyznał Jordan.
No i co on na to?
Kategorycznie się sprzeciwił.
Chodzi o pieniądze? - zapytała Felicity. - Byłoby mu niezręcznie zapłacić jakiejś kobiecie za taką... nietypową przysługę?
To nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Nie pamiętam dokładnie, co powiedział, ale chodzi o to, że nie można angażować kogoś obcego w sprawy rodzinne. - Jordan wzruszył ramionami.
Uparty facet z tego McTaggarta. - Lacey nieco się uspokoiła. - Zatem to koniec. - Usiadła na oparciu fotela brata. - Miałeś rację, Jordan. Nie mogłabym wnieść nic nowego do tej rozmowy. A teraz, kiedy decyzja została podjęta, wszyscy musimy ją zaakceptować.
To musi być dla Dermida bardzo trudne - powiedziała Felicity. - Już nigdy nie będzie miał innego dziecka, nawet jeśli postanowi ponownie się ożenić.
Nie pozostało już nic do dodania i Lacey wstała.
Pobędziesz trochę w domu? - zapytał ją Jordan, gdy razem z Felicity odprowadzali ją do samochodu.
Posiedzę przez jakiś czas, zrobię sobie krótką przerwę. Ale potem będę przez parę miesięcy bardzo zajęta. Mój agent prowadzi rozmowy z firmą Glory. Szukają następczyni Kingi Koff, bo na jesieni wychodzi za mąż i chce się wycofać z zawodu.
Więc będziesz reklamować ich kosmetyki - ucieszyła się Felicity. - Och, to świetnie.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
31
- Trzymajcie za mnie kciuki - poprosiła Lacey. - Za
wsze marzyłam, by zostać „twarzą" Glory.
Uśmiechnęła się, a potem spojrzała na czarne wody zatoki.
_ Jeśli wszystko dobrze pójdzie, poproszę cię o znalezienie dla mnie prawdziwego domu, Jordan. Czegoś naprawdę luksusowego, tutaj, na wzgórzu.
Ale gdy ruszyła, jej uśmiech zgasł raptownie i pozostała sam na sam z myślami o Alice i dziecku, które nigdy się nie narodzi. Alice tak wiele dla niej zrobiła po śmierci matki. Tak wiele poświęciła. Lacey dziękowała jej wiele razy, ale zwykłe „dziękuję" nigdy nie wydawało się wystarczającym zadośćuczynieniem.
Gdybym tylko, pomyślała z poczuciem żalu i straty, mogła zrobić coś, czym zdołałabym odwdzięczyć się siostrze...
- Ciociu? Mówi Jack.
Brała przed chwilą prysznic i nie słyszała telefonu, ale teraz, w ponury czwartkowy poranek, z mokrymi włosami owiniętymi ręcznikiem, słuchała z uwagą głosu siostrzeńca nagranego na sekretarce.
- Ciociu, nikt nie wie, że dzwonię. Jestem w gabinecie
wujka Jordana, są z ciocią przy dziecku. Dlatego stąd
dzwonię. Możesz przyjechać i odwieźć mnie do domu?
Proszę... Całuję, Jack.
Lacey uśmiechnęła się ironicznie. Któż mógłby się oprzeć takiej prośbie?
Zadzwoniła do Deerhaven i kiedy odezwała się Felici-ty, Lacey poprosiła Jacka do telefonu.
32
GRACE GREEN
Odsłuchałam twoją wiadomość i z przyjemności; odwiozę cię do domu. Będziesz gotowy za jakąś godzinę?
Jasne! Dziękuję, ciociu!
Teraz porozmawiaj z ciocią Felicity. Powiedz jej, ż< tęsknisz za domem, ona to zrozumie. Przyjadę po ciebi o dziesiątej.
Kiedy dotarła do Deerhaven, Jack był już gotów. Ru szyli zatem prosto do Horseshoe Bay. Ranek był nada pochmurny i nim wjechali na prom, zaczęło padać. Jednak po jakimś czasie rozjaśniło się, Nanaimo powitało icl słońcem i błękitnym niebem.
Jack gadał radośnie podczas przeprawy promem, ał w drodze na ranczo zamilkł. Gapił się ponuro przez okno
Czy coś się stało? - zapytała Lacey, gdy skręcał z autostrady w boczną drogę. - Myślałam, że cieszysz si^ z powrotu do domu.
Cieszę się - odparł dość markotnie.
Nie wyglądasz na zadowolonego! - Spojrzała na jego zafrasowaną minę. - Wiem, że chciałeś zrobić tacie niespodziankę, ale może powinniśmy zadzwonić do nie go, że wcześniej wracasz? Boisz się, że gdzieś wyjecha i nikogo nie zastaniemy?
Jack potrząsnął głową.
Jeśli go nie ma, to będzie Artur. Cieszę się, że wracam, tylko...
Tylko co?
Oni mają szczęście - powiedział cicho z zazdrości; w głosie. - Mandy i Andrew, i Todd, i mała. Tyle dzieci do zabawy... nigdy nie będą same. Chciałbym mieć brata
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
33
albo siostrę, ale to niemożliwe. Tata chorował dawno temu i teraz nie może mieć więcej dzieci. Okropność.
Wiem - powiedziała cicho.- Ciężko ci pewnie być jedynakiem. Ale przynajmniej masz kuzynów i możesz ich często odwiedzać.
Chyba tak - przyznał niepewnie.
Ale jasne było, że ten argument nie trafił mu do przekonania.
Gdy zbliżali się do domu, zobaczyła Artura wyłaniającego się z kuchennych drzwi.
Zatwardziały kawaler, nieśmiały wobec kobiet, pracował z Jordanem od wielu lat, a teraz na stałe zainstalował się na ranczu.
- Spójrz - zawołała Lacey, chcąc odwrócić uwagę Jacka od ponurych myśli. - Jest Artur!
Chłopiec podskoczył na siedzeniu i zaczął machać do mężczyzny.
Artur podszedł do samochodu i powitał Lacey z szacunkiem.
Witam, panno Maxwell. Jack odpiął pas.
Gdzie tata?
W domu, pakuje się. Wyjeżdża do Toronto, odlatuje z Vancouveru dziś wieczorem.
Myślałam, że ma lecieć dopiero w piątek - zdziwiła się Lacey.
Był zbyt niecierpliwy i zdenerwowany, by czekać.
Arturze! - Jack otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu. - Czy Molly May już urodziła?
Tak, wczoraj. Zgodnie z terminem, jak w zegarku.
34 GRACE GREEN
- Nie mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć. Chodźmw
ciociu. Pokażę ci.
Wcześniej musiało solidnie padać, ścieżka była pokryti błotem, ale nawet gdyby było sucho, Lacey nie miała ochoty oglądać zwierząt. To było życie Alice. Ona wolała się zabawiać w inny sposób.
Nie, dzięki - powiedziała.
Trudno, no, to dziękuję, że mnie przywiozłaś! - Jac mocno ją uścisnął.
Pochyliła się nad nim i oddała uścisk.
- To była bardzo miła podróż - zapewniła szczerz
- Zawsze świetnie się bawię w towarzystwie takiego fa_:
nego młodego człowieka.
Jack uśmiechnął się radośnie. Potem odwrócił się d Artura i zawołał:
- Chodźmy, Arturze!
Mężczyzna położył rękę na ramieniu hłopca.
- Może najpierw skocz do domu i powiedz ojcu, ż
wróciłeś.
- Ciocia Lacey to zrobi! Dobrze, ciociu?
Zamierzała wyjechać, nie witając się z Dermidem. Na^
dal była zła, że wykluczył ją z prywatnej rozmowy z Jordanem. Ale Jack skakał wokół niej niecierpliwie, czekając na odpowiedź. Jak mogła odmówić?
- Dobrze, powiem mu.
- Proszę po prostu wejść - powiedział Artur. - Dzwo
nek jest niestety zepsuty, a Dermid siedzi na górze i ni
usłyszy pukania.
Ruszyła wolno w stronę domu, ostrożnie, by nie zabło cić eleganckich pantofli z beżowej skórki.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
35
Na prawo znajdowało się spadziste zbocze, które Alice zamieniła w malowniczy ogród. Kiedyś Lacey uwielbiała przyjeżdżać tu o tej porze roku. Teraz wszędzie pieniły się chwasty, niszcząc rośliny, które jej siostra tak troskliwie pielęgnowała.
Ale nie tylko ogród wyglądał na opuszczony, sam dom też napawał smutkiem. Zielona farba na frontowych drzwiach już się łuszczyła, a mosiężna klamka aż prosiła się o wypolerowanie. Niegdyś zawsze uchylone okna z wykrochmalonymi firankami dziś były zatrzaśnięte na głucho, odcinając dom od reszty świata.
Lacey otworzyła drzwi i weszła do holu. Stąpając ostrożnie w zabłoconych pantoflach, zauważyła brudne smugi na posadzce. Ogarnął ją dojmujący smutek, gdy rozejrzała się dokoła. Alice pękłoby serce, gdyby to zobaczyła, pomyślała gniewnie. Stół pokryty grubą warstwą kurzu, tak samo jak obrazy na ścianach, a chodnik na schodach był cały usiany paprochami.
Do oczu napłynęły jej łzy. Jak on mógł! Jak Dermid McTaggart mógł tak zapuścić ukochany dom Alice!
Dermid wyszedł spod prysznica, podniósł ręcznik z podłogi i przetarł nim włosy. Potem owinął wokół bioder i stanął przed zaparowanym lustrem. Przeczesał włosy i wrzucił szczotkę razem z przyborami do golenia do kosmetyczki, którą zabierał ze sobą do Toronto.
Jutro będzie w klinice.
Jutro zrobi coś, po czym będzie odczuwał ból do końca życia. A gdy już podpisze wymagane dokumenty, z pewnością najdzie go ochota, by wstąpić do najbliższego pubu
36 GRACE GREEN
i utopić w alkoholu wszystkie smutki. Nie, nie zrobi tegj przez wzgląd na Jacka.
Ktoś pukał gwałtownie do drzwi sypialni. Artur? OJ kiedy to miał zwyczaj pukać do drzwi?
Zakręcił kran i znowu usłyszał stukanie. Tym rażeni było jeszcze bardziej natarczywe. A zaraz potem rozległ się znajomy głos. Dermid omal się nie zakrztusił pastą] Wypluł natychmiast, jakby połknął arszenik.
Lacey Maxwell. Co tu robiła, do diabła?!
Rzucił szczoteczkę do zębów do umywalki i wyszedł z łazienki. Zatrzymał się nagle, gdy zobaczył Lacej w swojej sypialni.
Miała na sobie koszulę koloru indygo, kremową minii spódniczkę i kremowe pantofelki.
Była wściekła.
- Nie słyszałeś pukania? - Jej zielone oczy płonęły furią. - Głuchy jesteś?
Przełknął resztkę pasty, która drapała go w gardło.
Co tu robisz? - zapytał zdumiony.
Jak mogłeś? - Patrzyła na niego oskarżycielsko. - Jak mogłeś doprowadzić ten dom do takiej ruiny? Alice na pewno w grobie się przewraca...
- Pytam, co tu robisz? - powtórzył ponuro.
Machnęła ze złością ręką.
Przywiozłam Jacka. Tęsknił za domem. Choć nie mam pojęcia, jak można tęsknić za takim chlewem! N znajduję żadnego usprawiedliwienia dla takiego stanu rzeczy. To skandal!
Skoro przywiozłaś już Jacka, możesz wracać do mu - stwierdził chłodno.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 37
- Najpierw chcę ci powiedzieć parę rzeczy.
- Naprawdę nie interesuje mnie, co masz mi do powiedzenia. I proszę, nie przyjeżdżaj tu ze swojego sztucznego, plastikowego świata, żeby mi mówić, jak mam żyć. Pochodzimy z różnych planet. Ciekaw jestem, co tak naprawdę cię gryzie. Chyba coś więcej niż tylko cienka warstewka kurzu.
Zgadza się. - Położyła ręce na biodrach i obdarzyła go spojrzeniem, które zamieniłoby w proch kogoś o słabszym charakterze. - Felicity usłyszała przypadkiem twoją rozmowę z Jordanem i powiedziała mi wszystko. Uznała, że jako siostra Alice mam prawo o tym wiedzieć...
Nie wątpię w dobre intencje Felicity, jednak tym razem nie pochwalam jej postępowania. Decyzja należy wyłącznie do mnie.
Ale zwróciłeś się do Jordana o radę - odcięła się. - Całkowicie pomijając mnie!
Zwróciłem się do Jordana, bo musiałem z kimś o tym porozmawiać. Nie prosiłem go o radę, tylko o wsparcie. Wiedziałem, że nie mam innego wyjścia, ale chciałem usłyszeć słowa otuchy.
Owszem, istnieje inne wyjście. - Wzięła głęboki oddech, a jej piersi uniosły się pod jedwabną koszulą. - Zastępcza matka.
To wykluczone - uciął ostro. - Nawet nie brałem tego pod uwagę.
Tak właśnie powiedział Jordan.
I nie skłamał.
Jej oczy płonęły gniewem.
38 GRACE GREEN
Gdybyś naprawdę chciał, by to dziecko się urodziło z pewnością rozważyłbyś wszystkie możliwości.
Ale nie tę, ponieważ...
Jordan wyłuszczył mi twoje powody. Uważasz, że nikt obcy nie powinien być wplątany w sprawy rodziny, j
Zapadła cisza i nagle zdał sobie sprawę, że jest odziany wyłącznie w ręcznik. Jednak Lacey nie wydawała się zakłopotana. Jasne, pewnie była przyzwyczajona do oglądania półnagich mężczyzn. Albo zupełnie nagich. W świecie który zamieszkiwała, nagość była na porządku dziennym.
Odwróciła się i podeszła do okna.
Nadal panowała cisza, ale wyczuwał jak między nimi narasta napięcie.
O co chodzi? - zapytał. - O czym myślisz?
O tym, jaka szczęśliwa była tutaj Alice - powiedziała cicho, nagle bardzo spokojna i łagodna. - Jaka była szczęśliwa z tobą i Jackiem. I jak bardzo pragnęła tego dziecka.
Co mógł powiedzieć? Nic, nawet gdyby znalazł odpo-j więdnie słowa, miał zbyt ściśnięte gardło, by cokolwiek) z siebie wydusić.
- Po śmierci naszej mamy wysłano mnie do ciotki, niezwykle surowej osoby, gdzie byłam bardzo nieszczęśliwa. Ale po paru tygodniach Alice przyjechała po mnie. Rzuciła studia, żeby zająć się moim wychowaniem. Jestem jej dłużniczką, Dermid. I nigdy nie mogłam się jej odwdzięczyć.
Odwróciła się i zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
- Powiedziałeś Jordanowi, że nikt obcy nie powinien być wplątany w sprawy rodziny. Ja należę do rodziny, Dermid.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 39
Spojrzał na nią zdumiony, potem zmrużył oczy.
_ Co sugerujesz, do diabła?
- To może być moja ostatnia i jedyna szansa, żeby odwdzięczyć się Alice za to, co dla mnie zrobiła. Pozwól mi być zastępczą matką dla twojego dziecka, Dermid. Dla ciebie i Alice.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Oszalałaś?!
Możliwe. Pół godziny później, stojąc w kolejce samci chodów czekających na wjazd na prom, nadal nie mogła uwierzyć, że to zaproponowała. To jego pełne niedowieJ rzania spojrzenie... A potem szyderczy śmiech. DermiJ wystarczająco jasno dał jej do zrozumienia, jak bardza była niegodna, by urodzić dziecko Alice.
Bez słowa odwróciła się na pięcie i wyszła z domu wsiadła do samochodu i, nie żegnając się z Jackiem, odjechała na przystań.
Teraz ściskała kurczowo kierownicę i gapiła się niewi-l dzącym wzrokiem w przestrzeń. Próbowała opanować! wszechogarniającą, ślepą furię. Tak, nie była Alice! Nigdji nie będzie równie wspaniała i doskonała, ale w końcu niej wypadła sroce spod ogona. Odpowiedź szwagra była zwy-l kłym okrucieństwem. Gdyby pragnął tego dziecka tak bar-l dzo, jak twierdził, skorzystałby z jej propozycji. Należała! do rodziny. Była zdrowa. A co najważniejsze, chętna.
Naprawdę tego chciała. Dla Alice zrobiłaby wszystko.I Zrezygnowałaby nawet chwilowo z kariery. Byłoby tq| z jej strony duże poświęcenie, ale nic nie dorówna poświę-1 ceniu Alice, która rzuciła studia, by wychować młodszM siostrę. Nic...
42 GRACE GREEN
z karierą modelki. Nie miała czasu zastanowić się nad tym. Teraz, kiedy już trochę ochłonęła, z pewnością dziękowała gwiazdom, że Dermid nie wyraził zgody.
Mały przedmiot przeleciał mu nad głową i spadł na kolana. Odruchowo złapał go i zobaczył, że to plastikowa grzechotka.
- Bardzo pana przepraszam! - Ktoś odezwał się z fotela po przeciwnej stronie.
Obejrzał się i zobaczył ładną, młodą kobietę z dzieckiem na ręku.
- Dziękuję - powiedziała, gdy oddał jej zabawkę i do dała z uroczym uśmiechem: - Jej tatuś jest miotaczem i Leila uparła się iść w jego ślady.
Dziewczynka, blondynka jak matka, była prześliczna. Alice na pewno już zachwycałaby się maleństwem. Niemal słyszał, jak mówiła:
Czyż nie jest rocza? I zaraz by dodała:
My też będziemy mieć kiedyś malutką dziewczynkę!
Poczuł, jak jego serce ścisnęło się boleśnie.
Chciał powiedzieć: „To śliczne, naprawdę śliczne dziecko. Macie państwo wielkie szczęście." Ale głos odmówił mu posłuszeństwa.
- Dobrze się pani ćwiczyło, panno Maxwell?
- Znakomicie, Norm. - Lacey przystanęła, by porozmawiać z portierem. - Wykonałam mój zestaw w rekordowym czasie!
Lacey skierowała się do windy, po czym wjechała na dziesiąte piętro. Z okien jej apartamentu w południowo-
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
43
zachodnim skrzydle budynku rozciągał się wspaniały widok na port. Ale gdy weszła do salonu, jej uwagę przykuł nie pejzaż, tylko wydruk wypluty przez fax podczas jej nieobecności.
Był od Otta Toenissa, jej agenta. Składał się z listu oraz paru stron kontraktu. I kiedy czytała list, serce omail nie wyskoczyło jej z piersi, bo Kinga Koff naprawdę pod koniec roku rezygnowała z pracy modelki i Lacey miała szansę zostać jej następczynią!
Zaczęła podśpiewywać z radości. Tańczyła z kontraktem w ręku, aż zabrakło jej tchu i zakręciło się w? głowie. Odłożyła fax na stolik i pobiegła do łazienki.
Chciała doczytać warunki kontraktu do końca, ale nie będzie się spieszyć. Co szkodzi podelektować się momentem triumfu i przedłużyć tę wspaniałą chwilę? Najpierw weźmie prysznic, ubierze się i zaparzy mocną kawę. Potem zabierze papiery na werandę, usiądzie na słońcu i przeczyta słowa, które są spełnieniem jej marzeń i nagrodą za wiele lat ciężkiej pracy i poświęceń.
Dermid wysiadł z samochodu i zatrzasnął energicznie drzwiczki. Obrzucił wzrokiem luksusowy budynek o smukłych liniach, zalanych słońcem oknach i ukwieconych werandach.
Oszalał. Z pewnością oszalał, bo jak inaczej wytłumaczyć jego pojawienie się w tym miejscu?
Wcisnął ręce do kieszeni. Wyjął je po chwili i przesunął dłonią po szczecinie na brodzie. Pewnie wygląda jak przestępca. Podróżował pół nocy, w Toronto od razu złapał powrotny samolot. Wszystko przez dziecko. Dziewczynkę
44 GRACE GREEN
w samolocie. W różowej sukience. Ta maleńka nigdy się nie dowie, że zmusiła go do posłuchania głosu serca. A ów głos uparcie powtarzał, że Dermid podjął niewłaściwą decyzję. Nie tego pragnęłaby Alice.
Więc przyjechał tutaj i miał zamiar zmusić Lacey Maxwell, by dotrzymała danego słowa. Zakładając, rzecz jasna, że nie zmieniła zdania. Jeśli choć przez chwilę pomyślała o swojej karierze, to szanse na dogadanie się są niewielkie. Jednak istniała szansa, że jej propozycja jest wciąż aktualna. I że on potrafi ją przyjąć.
Minął frontowe drzwi, ale kiedy spojrzał na listę lokatorów, znalazł jedynie numery apartamentów, bez żadnych nazwisk.
Zajrzał przez szklane drzwi i dostrzegł portiera siedzącego za biurkiem. Zadzwonił i po chwili portier otworzył drzwi.
Przyjechałem do mojej szwagierki - powiedział Dermid. - Lacey Maxwell. Jaki jest numer jej mieszkania?
Nie zdradzamy numerów mieszkań. Proszę podać mi swoje nazwisko. Zadzwonię do niej.
Dermid podszedł za mężczyzną do biurka.
- Dermid McTaggart.
Portier podniósł słuchawkę i wystukał numer. Chwilę później powiedział:
- Panno Maxwell, jest tu pani szwagier, Dermid
McTaggart. - Po chwili dodał: - Dobrze, proszę poczekać.
Dermid uniósł brew.
O co chodzi?
Panna Maxwell twierdzi, że jej szwagier jest w Toronto. A zatem...
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
45
- Chcę z nią porozmawiać. - Wyjął słuchawkę z rąk portiera. - Lacey, wróciłem. Muszę z tobą porozmawiać.
Zdążył policzyć do siedmiu, nim odpowiedziała:
- Poproś Normana do telefonu.
Zwrócił słuchawkę portierowi, który słuchał przez chwilę, zanim się rozłączył.
- Może pan iść na górę - powiedział. - Dziesiąte piętro. Numer 1002. Winda jest po lewej stronie.
Korytarz na dziesiątym piętrze wyłożono szarym chodnikiem, ściany pomalowano na perłowo, a drzwi na kolor burgunda.
Nacisnął dzwonek i czekał. Było wcześnie. Pewnie ją obudził. Będzie w szlafroku, rozczochrana, z zaspanymi oczami...
Otworzyły się drzwi i stanęła w nich jak zwykle świeża i elegancka Lacey. W czarnym podkoszulku i nieskazitelnie wyprasowanych białych dżinsach. Jej zielone, całkiem rozbudzone oczy patrzyły na niego lodowato.
- Wejdź - poprosiła go do środka.
W pokoju pachniało świeżością i wiatrem, okna były szeroko otwarte, a meble jasne i nowoczesne. Surowo i klinicznie czysto.
Napijesz się kawy? - zapytała.
To nie jest wizyta towarzyska.
Zdziwiłoby mnie, gdyby było inaczej - powiedziała uprzejmie, jak nakazywało dobre wychowanie. - Właśnie zaparzyłam, pozwolisz więc, że naleję też dla ciebie?
Poruszała się zbyt szybko. Nie mógł się doczekać, by powiedzieć jej, z czym przyszedł, ale teraz chciał odwlec ten moment.
46 . GRACE GREEN
- Skoro to dla ciebie żaden kłopot, poproszę - odparł
niechętnie.
Poszła do wnęki kuchennej. Kiedy przyniosła mu kawę, miał powiedzieć, że pije z cukrem, ale była szybsza.
Słodzona - oznajmiła.
Skąd wiesz?
Widziałam, jak słodzisz w Deerhaven. - Wręczyła mu kubek. - Miałam nawet nadzieję, że taka ilość cukru być może stłumi nieco twoją agresję, ale moje nadzieje spełzły na niczym.
Już otworzył usta, by poczęstować ją równie ciętą ripostą, ale szybko je zamknął. Była wystarczająco wrogo nastawiona, po co jeszcze zaogniać i tak napiętą sytuację.
Podeszła do stolika z telefonem, odłożyła na bok stos papierów i wzięła swój kubek z kawą.
Chodźmy na werandę. Wyszedł posłusznie za nią.
Siadaj - zaproponowała.
Nie usiadł, tylko chodził niespokojnie wzdłuż balustrady i patrzył na zatokę. Ocean był spokojny, jego dymny błękit przecinały granatowe smugi ciemniejszej wody.
Lacey usadowiła się na leżaku przy stoliku ocienionym biało-beżowym parasolem.
Jestem zaskoczona - powiedziała - że wróciłeś tak szybko z Toronto, nawet biorąc pod uwagę różnicę czasu. Pewnie klinikę otwierają wcześnie rano. Czego ode mnie chcesz, Dermid? Mojego wsparcia? Teraz, kiedy już jest po wszystkim?
Nie...
Więc czego? Mojego błogosławieństwa? Zrozumienia? - Potrząsnęła głową i roześmiała się bez śladu wesołości. - Wybacz, ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego odrzuciłeś moją propozycję. Wydawało mi się, że jesteś na tyle rozsądny, by zrozumieć pewne sprawy. Powinieneś zapomnieć o naszej wzajemnej antypatii i pozwolić mi urodzić dziecko Alice. Nie zdawałam sobie sprawy, jak nisko mnie cenisz. Czy twoim zdaniem nie zasługuję nawet na odrobinę szacunku?
Pozwolił jej skończyć. Jednak gdy miał wreszcie wyjaśnić jej cel swojej wizyty, zadzwonił telefon.
- Przepraszam. - Podniosła się i wróciła do pokoju.
Patrzył, jak podchodzi do stolika i podnosi słuchawkę.
Stała odwrócona do niego plecami. Choć mówiła cicho, słyszał, co powiedziała.
- Tak, Otto. Wszystko do mnie dotarło. Tak, jestem zachwycona. Nie, nie miałam jeszcze czasu przeczytać.Nie jestem sama, Otto. Tak, jasne, że oddzwonię.
Wróciła na werandę, ale nie usiadła. Stanęła w drzwiach z dłońmi wciśniętymi w kieszenie dżinsów. Jeśli nawet była czymś „zachwycona", na pewno nikt by tego nie zauważył.
Nie sądzę, byśmy mieli jeszcze o czym dyskutować. I jestem teraz zajęta, więc...
To nie wizyta towarzyska, już ci mówiłem. - Odstawił kubek. - Ja też mam do ciebie sprawę.
Słucham.
Kiedy zaproponowałaś, że urodzisz dziecko moje i Alice, zareagowałem bardzo niegrzecznie...
Niegrzecznie? - parsknęła z pogardą. - Dałeś jasno do zrozumienia, że nie nadawałabym się, nawet gdybym była ostatnią kobietą na ziemi. Po co przyjechałeś? Zachowałeś się po chamsku, a teraz co? Mam ci po prostu wybaczyć?
- Nie - odpowiedział z trudem. - Chcę wiedzieć, czy twoja propozycja jest nadal aktualna.
Gdy za Dermidem zamknęły się drzwi, Lacey zaczęła nerwowo krążyć po salonie. W życiu nie była bardziej oszołomiona i zdenerwowana.
Kiedy zapytał, czy jej propozycja nadal jest aktualna, gapiła się na niego przez parę sekund, zbyt zaskoczona, by odpowiedzieć.
Ale... ale byłeś w klinice - wymamrotała w końcu.
Nie byłem. To znaczy, poleciałem do Toronto, ale nie zdążyłem pojechać do kliniki. Złapałem od razu samolot powrotny.
Mrugała zdumiona.
Ale właściwie dlaczego? - zapytała. - Dlaczego zmieniłeś zdanie?
Nieważne. Muszę teraz wiedzieć, czy...
Czy zrobię to dla ciebie - powiedziała powoli. - Dla ciebie i Alice.
Tak.
Zaskoczyłeś mnie. - Założyła ręce na piersiach. -Myślałam, że to już nieaktualne.
Więc odpowiedź brzmi: nie?
Miała w zasięgu ręki kontrakt z Glory, spełnienie jej długoletnich snów. Gdyby tak ktoś mógł podjąć za nią tę trudną decyzję.
Będzie musiała wszystko jeszcze raz przemyśleć. Rozważyć za i przeciw. Propozycja, którą złożyła Dermidowi,
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
49
była wynikiem impulsu. Tak, chciała odwdzięczyć się Alice za jej wyrzeczenia, ale teraz... Czy miała dość sił, by na jakiś czas zrezygnować z kariery? A może nawet zakończyć ją raz na zawsze?
Więc jednak „nie" - powiedział beznamiętnie.
Nie mów za mnie. To nie jest takie proste, Dermid. Wszystko się zmieniło od naszej ostatniej rozmowy. Czy to będzie zgodne z prawem? To znaczy, czy nie musicie oboje z Alice podpisać odpowiedniej zgody?
Alice postanowiła, że jeśli coś jej się stanie, decyzja powinna należeć wyłącznie do mnie. - Wzruszył ramionami. - Nie oponowałem, kiedy nalegała.
Bo nie przyszło ci do głowy, że nie będzie mogła urodzić tego dziecka sama?
Właśnie.
Jeśli wyrażę zgodę, będziemy musieli najpierw omówić wiele spraw.
Więc nie odmawiasz?
Muszę się zastanowić.
Lacey, ja myślałem o tej sprawie kilka miesięcy.
Wiem, nie bój się, nie zamierzam trzymać cię długo w niepewności. Daj mi parę dni. Ta decyzja wpłynie w znaczący sposób na moje życie.
Więc do niedzieli? Dasz mi znać w niedzielę?
Tak. W niedzielę.
Dermid spędził kilka godzin niedzielnego poranka na obrzeżach rancza. Sprawdzał i naprawiał ogrodzenie, które miało chronić jego zwierzęta przed kojotami. Dzień był pochmurny i wietrzny, niebo stalowoszare. Na późniejsze
50 GRACE GREEN
popołudnie zapowiadali deszcz, ale nim skończył swoją robotę, rozpętała się burza. Deszcz zacinał bezlitośnie.
Kiedyś, pomyślał Dermid, wchodząc do kuchni, Alice dałaby mi suchy ręcznik i palnęłaby krótkie kazanie na temat mojej głupoty. Teraz dom wydawał się przeraźliwie pusty. Artur pojechał odwiedzić swojego dziadka i zabrał ze sobą Jacka.
Wrzucił mokrą koszulę do zlewu. Wylądowała miękko na brudnych naczyniach.
Czy Lacey już dzwoniła? Pospieszył do gabinetu. Automatyczna sekretarka stała przy komputerze, ale i stąd było widać, że czerwone światełko nie mrugało.
Poczuł dotkliwe rozczarowanie, a potem gniew. Wiedziała, jakie to dla niego ważne. Musiała też zdawać sobie sprawę, ile nerwów kosztuje go czekanie na jej telefon. Do Ucha, dlatego wyszedł na tak długo? Był na nogach od świtu i od razu zaczął niespokojnie krążyć wokół telefonu. O dziesiątej nie wytrzymał i wyszedł, wynajdując sobie kolejne zajęcia. Miał nadzieję że gdy wróci, na automatycznej sekretarce znajdzie wreszcie wiadomość od Lacey.
Nic. Nada. Zero.
Czy jeśli nie zadzwoniła, to odpowiedź brzmi „nie"?
Pewnie tak. Gdyby chciała urodzić to dziecko, nie zwlekałaby z telefonem. Okazała się taka, za jaką ją zawsze uważał. Bezużyteczna, pusta...
Zadzwonił telefon.
Zamarł, ale po chwili wziął głęboki oddech i podniósł słuchawkę.
McTaggart...
To ja, Lacey...
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
51
Najwyższy czas. Czekam na twój telefon cały cholerny ranek!
Wiem, przepraszam. Mieliśmy tu mały huragan i zerwało linie telefoniczne...
Dobra, dobra, rozumiem. - Zamknął oczy, modląc się o cierpliwość. No i żeby Lacey przekazała mu wiadomość, jaką pragnął usłyszeć. - Zostawmy pogaduszki na później i przejdźmy do sprawy. Jaka jest twoja decyzja, Lacey?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Niełatwo jej było podjąć decyzję.
Biła się z myślami przez całą sobotę, również w noc nawet nie zmrużyła oka. Potem w niedzielę, wcześnie ra no, owinęła się ciepłym szalem w kolorze fuksji, założył grube wełniane skarpety i wyszła na werandę.
Siedziała z kontraktem Glory rozłożonym na kolanach, a w głowie aż jej huczało od natłoku myśli, wspomnień i planów na przyszłość.
Dopiero gdy zaczęło świtać i na niebie pojawiło się słońce, zdała sobie sprawę z tego, że płacze.
Przez Alice, przez dziecko, którego jej siostra nigdy nie zobaczy. Przez kontrakt, którego już nigdy nie podpisze
Jednak ostatecznie łzy przyniosły jej ulgę, oczyściły j I wtedy właśnie podjęła ostateczną decyzję.
Gdy stanęła przy biurku, ze słuchawką przy uchu, wyobraziła sobie Dermida, który odbiera telefon. Był mańkutem, więc pewnie trzymał telefon w lewej ręce, a złoto obrączki połyskiwało na jego opalonej skórze. Może prawą dłonią przeczesywał nerwowo włosy, czekając na jej odpowiedź.
Trzymanie go w niepewności nie było fair i nie leżało w jej zamiarach. Wiedziała, że niecierpliwie czekał na j
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
53
telefon. Ona też nie mogła się doczekać, by poinformować go o swej decyzji, bo kiedy już raz wypowie to głośno, nie będzie odwrotu.
- Tak - powiedziała. - Moja propozycja nadal jest aktualna.
Minęła długa chwila, zanim wymamrotał coś, co zabrzmiało jak „Dzięki Ci, Boże!". Ale kiedy znowu się odezwał, mówił spokojnym głosem.
- No, to w porządku.
Osunęła się na krzesło, bo uginały się pod nią nogi.
Co teraz?
Dzwoniłem wczoraj do kliniki i wyjaśniłem sytuację lekarce. Powiedziała, że jeśli się zdecydujesz, to zorganizuje przewiezienie embrionu do ich nowej kliniki w Vancouverze.
A potem?
Będziesz musiała pójść do kliniki na badania. Jeśli wszystko będzie w porządku, czeka cię kuracja hormonalna, a potem...
Hormonalna? W jakim celu?
Dodatkowy estrogen poprawi twoją endometrię.
Jak długo to potrwa?
Jakiś miesiąc.
A potem?
Embrion zostanie umieszczony w twojej macicy. To bardzo prosty zabieg.
Lacey nagle zabrakło tchu.
Rozumiem.
Potem poczekamy dwa, trzy tygodnie i zrobimy test ciążowy. Jeszcze jakieś pytania?
54 GRACE GREEN
Nie - szepnęła podekscytowana. - To wydaje się całkiem proste. Więc... zadzwonisz jutro do Toronto i załatwisz wszystko?
Z samego rana. Ty natomiast skontaktuj się jutro ze swoim prawnikiem i wprowadź go w sprawę. Ja porozmawiam z moim. Musimy spotkać się wszyscy razem i dopracować szczegóły prawne.
Chyba z tym nie będzie żadnych problemów?
Musimy sporządzić kontrakt. Są pewne sprawy, które musimy ustalić już teraz. Na przykład, chcę mieć czarno na białym, że po urodzeniu dziecka nie wystąpisz o przyznanie praw rodzicielskich.
Lacey zaśmiała się ironicznie.
Tego możesz być absolutnie pewien. Dobrze wiesz, że nie przepadam za dziećmi, przynajmniej dopóki nie wyrosną z pieluch i nie potrafią sklecić kilku sensownych zdań. Jak tylko dziecko się urodzi, z radością ci je oddam. Niemowlęta to nie dla mnie!
Tak. To Alice kochała dzieci - powiedział spokojnie. - Dobrze, wyraziłaś się jasno w tej sprawie. Może i nie mam się czego obawiać, ale pozostaje kilka kwestii do omówienia. Finanse...
Dermid, proszę, nie chcę o tym nawet słyszeć. Urodzenie dziecka Alice będzie dla mnie wyrazem mej miłości do siostry.
Świetnie - skomentował szorstko, ale wyczuła, że z trudem panuje nad emocjami. Nic dziwnego. On i Alice tak bardzo pragnęli tego dziecka, a teraz możliwe, że za niecały rok Dermid będzie trzymał swoją malutką córeczkę w ramionach.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
55
Czy na razie to wszystko? - zapytała. - Powinnam zadzwonić do mojego agenta i wyjaśnić mu sytuację.
Tak, to wszystko. I Lacey...
Tak?
Dziękuję.
Jedno słowo, ale wypowiedziane przez Dermida McTaggarta znaczyło bardzo wiele. Dla tak dumnego mężczyzny okazanie wdzięczności było niezwykle trudne. Jednak zdobył się na to i Lacey potrafiła to decenić.
Nie ma za co - odpowiedziała.
Będziemy w kontakcie.
Odłożyła słuchawkę, wstała z krzesła i wyszła na werandę. Patrząc na ocean, czuła, jak kręci jej się w głowie. Za parę tygodni, jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie w ciąży.
Naprawdę to zrobię? Naprawdę zamierzam urodzić temu facetowi dziecko?
Owszem, właśnie tak postanowiła postąpić.
- Oszalałaś?!
Lacey odsunęła słuchawkę od ucha, gdy jej agent wrzasnął z niedowierzaniem, omal nie uszkadzając jej bębenków. Był drugim facetem, który w ciągu tygodnia zadał jej to pytanie. Może i oszalała, sama czasami dochodziła do takiego wniosku.
Ponownie przyłożyła słuchawkę do ucha.
Otto, wiem, że uważasz mnie za wariatkę, bo odrzucam taki wspaniały kontrakt, ale...
Nawet nie powiesz mi dlaczego?
Nie mogę. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Muszę coś
56 GRACE GREEN
zrobić, ale dopiero za parę tygodni dowiem się, czy to wypali. Tymczasem, proszę, nie załatwiaj mi żadnych zleceń. Wybacz mi tę tajemniczość. Powiem ci tylko, że to sprawa rodzinna i jeśli wszystko dobrze pójdzie, będę mogła podjąć pracę za jakiś rok...
Rok?
Niestety.
Za rok, kochanie, przejdziesz do historii.
Jego bezwzględne słowa przyprawiły ją o dreszcz. Jeszcze kilka godzin później na samo ich wspomnienie robiło jej się zimno. Czy Otto miał rację? Czy naprawdę po urodzeniu dziecka nie miała szans na odzyskanie dawnej pozycji w świecie mody?
Praca modelki była jej prawdziwą pasją. Uwielbiała ją. Musiała spłacić dług wdzięczności wobec Alice. Więc choć było jej ciężko, udało jej się opanować i odegnać niepokój.
Skontaktowała się ze swoją prawniczką, May Pickeril. We wtorek poszła do jej biura, gdzie odbyły długą konferencję telefoniczną z Dermidem i jego prawnikiem.
Dyskusja przebiegała gładko i parę dni później Lacey znalazła w swojej skrzynce umowę, którą po przeczytaniu i podpisaniu odesłała z powrotem.
Następnego dnia Dermid zadzwonił z informacją, że umówił Lacey na wizytę z doktorem Martinem Cole'em. Po badaniu lekarz stwierdził, że Lacey jest zdrowa i wypisał jej receptę na środki hormonalne, które miała zażywać przez następny miesiąc.
Miesiąc zleciał szybko. Lacey pracowała w Nowym Jorku, a potem poleciała do Europy. Musiała wywiązać się
I
58
GRACE GREEN
Nie zdążysz - stwierdziła. - Muszę być na miejscu o ósmej. Nawet jeśli złapiesz pierwszy poranny prom...
Przyjadę jutro wieczorem i zatrzymam się w Deer-haven.
No dobrze, i tak zrobisz, jak zechcesz.
Zgadza się. Lacey, to dziecko jest częścią mnie. Jakże mogłoby mnie tam zabraknąć w tak ważnej chwili?
Kiedy się rozłączyli, zadzwonił do Deerhaven. Felicity oznajmiła, że z radością go przenocuje.
A po wizycie w klinice przywieź Lacey na lunch. Wiem, że Jordan będzie chciał uściskać siostrę i pogratulować jej. - Felicity, mówiąc o szwagierce, nie ukrywała podziwu. - To bardzo szlachetne z jej strony, nie uważasz?
Tak - zgodził się. - To nawet więcej niż szlachetne.
Lacey to cudowna osoba. Taka zdarza się raz na milion, Dermid. Wiem, że nie przepadacie za sobą, ale teraz powinniście zostać przyjaciółmi.
On i Lacey przyjaciółmi? Wątpił, by to było możliwe. Przecież żyli w różnych światach. Oczywiście, tak wiele dla niego zrobiła, że teraz już nie mógł traktować jej lekceważąco.
Trzeba będzie zrezygnować z docinków, które właściwie już weszły mu w nałóg. No nic, wszystko się jakoś ułoży. Jako zastępcza matka jego dziecka Lacey zasługiwała przynajmniej na szacunek.
W środę rano Lacey wstała ze ściśniętym żołądkiem. Nic dziwnego, skoro miał to być najważniejszy dzień w jej życiu.
Dermid zadzwonił parę minut wcześniej, by powie-
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
59
dzieć, że wyjeżdża z Deerhaven. Kiedy zeszła na dół, jego samochód stał już na podjeździe. Szary, duży wóz, solidny jak jego właściciel. Gdy Dermid ją zobaczył, podszedł pewnym i sprężystym krokiem.
Ubrany był w garnitur i białą koszulę, widać uznał, że w tak ważnym dniu winien prezentować się elegancko. Lacey natomiast wybrała pertowoszarą sukienkę, którą przywiozła tydzień temu z Paryża.
Każdy, kto by ich obserwował, pomyślałby zapewne, że Dermid i Lacey wybierają się na randkę. Jednak ktoś bardziej spostrzegawczy dostrzegłby ich ściągnięte twarze i smutne oczy.
Cześć - powiedział Dermid. - Jesteś gotowa?
Lepiej nie będzie.
Więc jedźmy.
Położył rękę na jej plecach i ruszyli do samochodu. Ciepło jego dłoni przeniknęło przez sukienkę. Lacey, ku swemu wielkiemu zdumieniu, poczuła nagle przypływ pożądania.
Chciała się uwolnić, ale zapanowała nad odruchem. Jeśli mieli zostać przyjaciółmi, powinna trzymać nerwy na wodzy. Kto wie, jak Dermid odczytałby jej gest. Pewnie jako przejaw niechęci lub wręcz wrogości.
Dlatego uśmiechnęła się uprzejmie i podziękowała, kiedy otworzył przed nią drzwi samochodu. Była jednak zadowolona, że podczas jazdy do kliniki nie próbował nawiązać rozmowy. Potrzebowała czasu i spokoju, by uporządkować myśli. I uczucia.
Zawsze uważała, że Dermid jest cholernie przystojnym facetem, ale w przeszłości nigdy nie pociągał jej fizycznie.
60
GRACE GREEN
Budził w niej raczej negatywne uczucia, a przede wszystkim żal i urazę za wieczne docinki. Ale teraz, w najbardziej nieodpowiednim momencie dostrzegła jego niemal zwierzęcy magnetyzm.
Niech Bóg jej pomoże!
Jakie to szczęście, że Dermid nigdy za nią nie przepadał. Prawdę mówiąc, nie znosił jej, więc nie groziło jej uwiedzenie. Jeśli istniał na ziemi mężczyzna, który nie był zainteresowany przespaniem się z Lacey, to był nim właśnie Dermid McTaggart!
Dermid chodził nerwowo po pustej poczekalni. Zerknął na zegarek. Skrzywił się. Ponownie zerknął na zegarek, przytupując niecierpliwie.
Lekarz powiedział, że Lacey wyjdzie za jakąś godzinę, więc co ją zatrzymywało? Dlaczego jeszcze nie wróciła? Co się...
Drzwi poczekalni uchyliły się i stanęła w nich jego szwagierka, z niepewnym uśmiechem na ustach.
- No? - zapytał z wyrzutem. - Co tak długo?
Roześmiała się, trochę nerwowo.
Och, Dermid, gdybyś mógł zobaczyć swoją minę! Wyobrażam sobie, jak dłużył ci się czas, ale to trwało niewiele ponad godzinę. Już po zabiegu. Wszystko w porządku.
Jak się czujesz?
Świetnie - zapewniła, ale zaraz potem dodała: - Prawdę mówiąc, dziwnie. Kręci mi się w głowie.
Miała zaróżowione policzki i zbyt błyszczące oczy. Była nienaturalnie ożywiona i równocześnie spięta.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
61
Jedźmy do Deerhaven, powinnaś trochę odpocząć.
Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie traktować jak inwalidkę.
Nie, ale dopilnuję, byś troszczyła się o siebie należycie, Lacey. Już ci mówiłem, że chcę we wszystkim uczestniczyć od samego początku...
O ile w ogóle zajdę w ciążę!
Jasne. Jeśli zajdziesz w ciążę, chcę, byś zamieszkała na ranczu przez cały okres...
Mowy nie ma. Oszalałabym, siedząc tam tyle miesięcy. Poza tym mam pewne zobowiązania. Będę pracować, dopóki ciąża nie stanie się widoczna...
Do poczekalni weszła para młodych ludzi. Dermid wziął Lacey pod ramię i poprowadził do drzwi.
- Nie tutaj - powiedział stanowczo. - Porozmawiamy o tym później, po lunchu.
Kiedy przyjechali do Deerhaven, Felicity i Jordan już czekali na nich z posiłkiem. Jordan powitał siostrę gorącym uściskiem.
- Świetnie się spisałaś, Lace! - powiedział z dumą.
Po lunchu Jordan musiał wracać do pracy.
Maleństwo spało, Mandy z braćmi poszli na górę, a Felicity odrzuciła pomoc Lacey przy sprzątaniu ze stołu.
- Wypijcie kawę na tarasie. Dołączę do was za chwilę - zaproponowała.
Gdy wyszli na dwór, Lacey natychmiast z błogim westchnieniem usadowiła się w wygodnym leżaku i z ulgą zamknęła oczy.
Denmid podszedł do balustrady i spojrzał na ocean.
62
GRACE GREEN
Nie spodziewał się, że dzisiejszy dzień okaże się taki trudny. Czym tak się przejmował? Nawet jeśli zabieg zakończy się sukcesem, Lacey nie będzie prawdziwą matką jego dziecka, przecież to oczywiste. Dla niej liczyła się wyłącznie kariera. Dlaczego więc poczuł nagle tak silną więź z tą kobietą? Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było zaangażowanie uczuciowe. Prowadziłoby to jedynie do problemów. On i Lacey zawarli umowę, i na tym powinni poprzestać.
Nigdy nie miał o niej najlepszego zdania. Jak mógłby szanować lub podziwiać osobę, która zarabiała na życie, przechadzając się w astronomicznie kosztownych toaletach i pozując do zdjęć? Jednak teraz Lacey dokonała czegoś wielkiego, z miłości do Alice... Potrząsnął głową, zdumiony obrotem spraw.
Usłyszał szelest jej sukni i poczuł słodki zapach gardenii na dwie sekundy wcześniej, nim Lacey pojawiła się u jego boku.
- Grosik za twoje myśli - powiedziała. - Ale może dzisiaj są warte nieco więcej.
Stanęła obok, opierając się dłońmi o balustradę. Uśmiechała się lekko. Jej uroda zapierała dech w piersiach. Słońce dodawało blasku i tak już lśniącym włosom, złociło kremową cerę, migotało iskrami w zielonych, kocich oczach.
Próbował oderwać od niej wzrok, ale nie mógł.
Co się z nim, do licha, działo?
- Grosik? - powtórzył, siląc się na obojętny ton.
- Cóż, masz rację, dzisiaj są warte nieco więcej. Ale chyba nie muszę ci mówić, że myślę o tym samym co ty.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
63
Wątpił! Wydawała się być całkowicie rozluźniona, podczas gdy on walczył z palącą pokusą, by poczuć pod palcami jedwabiste włosy Lacey i musnąć wargami jej błyszczące, czerwone usta...
Pragnął jej.
Ta świadomość wstrząsnęła nim do głębi. Ze wszystkich kobiet na świecie Lacey Maxwell powinna być ostatnią, którą pragnąłby zaciągnąć do łóżka.
Cholera, należało pomyśleć wcześniej, w jaki sposób zatrzymać Lacey na ranczu. Spodziewał się, że będzie walczyć o własną niezależność, ale mógł próbować ją przekonać, stosując delikatny emocjonalny szantaż. Mógłby na przykład powiedzieć: „Tego chciałaby Alice". To dałoby Lacey do myślenia. Zresztą, może i lepiej, że nie zamieszkają razem na ranczu. Tak będzie bezpieczniej.
Myślałam o tym, co mówiłeś w klinice - szepnęła. - Przepraszam, że byłam taka samolubna, Dermid. Masz prawo być z dzieckiem od samego początku i przykro mi, że muszę dotrzymać pewnych zobowiązań. Ale kiedy już będę w czwartym czy piątym miesiącu, przeniosę się na twoje ranczo i zostanę tam aż do rozwiązania.
Lacey, ja...
Nie musisz mi dziękować. Robię to nie tylko dla ciebie i Jacka. - Jej oczy zaszły mgłą. - Tego by chciała Alice.
Co za ironia. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, Lacey posłużyła się jego argumentem!
Zanim zdążył odpowiedzieć, dołączyła do nich Felicity. Niedługo potem Lacey oznajmiła, że musi wracać, więc odwiózł ją do domu.
64 GRACE GREEN
- Pielęgniarka w klinice zadzwoni do mnie, by się umówić na wykonanie próby ciążowej - powiedziała na pożegnanie.
- Daj mi znać, to też przyjadę.
Zawahała się.
- Wolałabym to zrobić sama. Wiem, że chcesz we wszystkim uczestniczyć od samego początku, jednak... Chodzi o to, że jeśli nie zaszłam w ciążę, to pewnie oboje wolelibyśmy przetrawić tę wiadomość w samotności.
Chwilę się wahał, ale potem przyznał jej rację.
Dobrze, więc pojedziesz sama, ale zadzwonisz do mnie, jak tylko będzie coś wiadomo?
Tak - odparła z widoczną ulgą. - Natychmiast.
Dermid skończył pracę na jednym z pastwisk i zrobił sobie przerwę. Było upalne popołudnie i czuł, jak pot spływa mu po plecach. Co prawda zapatrzył się w rozciągające się wokół pola, ale myślami błądził daleko stąd.
Niecierpliwie czekał na wiadomość od Lacey. Dzwonił do niej już kilka razy, ale zawsze włączała się automatyczna sekretarka. Musiał być cierpliwy, co przychodziło mu z coraz większym trudem.
- Tato!
Odwrócił głowę i zobaczył Jacka biegnącego w jego kierunku ze Scampem, pasterskim psem. Potem jego uwagę przykuło jakieś poruszenie przed domem. Poczuł, jak jego serce zaczyna bić przyspieszonym rytmem.
Lacey Maxwell w białych spodniach i szkarłatnym topie stała na podwórku obok srebrzystego samochodu.
- Tatusiu, ciocia Lacey przyjechała! - zawołał radoś-
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
65
nie Jack i popędził za Scampem, który uganiał się za motylami.
Valentine, jedenastomiesięczna lama, którą Dermid kupił w zeszłym tygodniu, spacerująca teraz po drugiej stronie ogrodzenia, szturchnęła go w ramię. Poklepał ją po szyi, z roztargnieniem przeczesał palcami delikatną niczym jedwab sierść.
Potem opuścił rękę i ruszył w kierunku Lacey. Wydawało mu się, że porusza się w zwolnionym tempie i dotarcie do niej zajęło mu całe wieki.
Czekała przy samochodzie. Gdy stanął z nią twarzą w twarz, dostrzegł uśmiech w jej oczach.
Napięcie, które dręczyło go od wielu dni, prysło jak bańka mydlana. Zalała go fala radości, zbyt potężna, by mógł przejść nad nią do porządku dziennego.
Chrząknął, z trudem dobywając głos z zaciśniętego gardła.
Więc to dobra wiadomość - powiedział może nieco zbyt szorstko.
Najlepsza z możliwych! - roześmiała się uszczęśliwiona. - Gratuluję, Dermid! Zostaniesz ojcem!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Lacey i Dermid postanowili, że podzielą się nowiną z Arturem. Jack miał się dowiedzieć o wszystkim nieco później.
- Porozmawiamy z nim, kiedy się do was przeprowadzę - powiedziała Lacey. - Przyjdzie na to czas...
Została chwilę, by napić się z Dermidem mrożonej herbaty przy piknikowym stole.
Gdy zaczęła się zbierać, Dermid poczuł rozczarowanie.
Już wyjeżdżasz? Przyjechałaś taki kawał drogi i...
Nie chciałam ci tego mówić przez telefon - wyznała. To zbyt ważna i ekscytująca wiadomość, po prostu musiałam przekazać ci ją osobiście - wyjaśniła z uśmiechem. Warto było, choćby tylko po to, by zobaczyć twoją minę.
Sama wyglądasz na uradowaną.
Bo jestem. - Przewiesiła torbę przez ramię i ruszyła w stronę samochodu. - Ale mój agent nie będzie, choć ulży mu, że nie zamierzam zerwać żadnej podpisanej wcześniej umowy. Za pięć miesięcy będę wolna jak ptak.
Więc wracasz przed pierwszymi śniegami?
Zazwyczaj zaczyna padać w listopadzie.
Otworzył przed nią drzwi samochodu.
Postępujemy słusznie, prawda? - spytała.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
67
Za późno na wątpliwości, Lacey.
Tak, wiem, ale to dziecko nigdy nie będzie miało matki.
To cię martwi?
A ciebie nie?
Alice chciałaby, żeby to dziecko przyszło na świat. Wierzę w to na tyle mocno, że lekceważę inne obawy. Moje dziecko będzie miało kochającą rodzinę. Będę ja, Jack, Artur i rodzina w Deerhaven... No i będzie miało też ciebie, kiedy wyrośnie z pieluszek i będzie umiało sklecić kilka sensownych zdań - zażartował.
Mówił z takim przekonaniem, że zrobiło jej się wstyd. Dermid McTaggart zawsze był bardzo rodzinny, nie powinna była wątpić w to, że otoczy dziecko wielką czułością i troską.
Dotknął lekko jej ramienia, jakby dodając otuchy.
Wszystko się ułoży, Lacey. Po prostu dbaj o siebie. I daj mi znać, jeśli będę mógł coś dla ciebie zrobić. O każdej porze dnia i nocy.
Dobrze. Być może zobaczymy się jeszcze przed listopadem.
Jednak tak się złożyło, że spotkali się dopiero właśnie w listopadzie.
Otto ułożył jej nowy harmonogram pracy i na szczęście nie pisnął nikomu ani słowa o ciąży. Natomiast wcisnął jej bezlitośnie tyle zleceń, ile tylko zdołał. Czasami Lacey miała wrażenie, że jej życie przypomina rozpędzoną karuzelę, z której nie sposób zsiąść. Na szczęście nie cierpiała z powodu nudności i gdyby nie pełniejsze piersi
68 GRACE GREEN
i dużo częstsze drzemki, w ogóle by nie odczuła, że jest w ciąży.
Miesiące mijały błyskawicznie i nim się spostrzegła, nadszedł listopad.
Ostatnie zdjęcia miała w Nowym Jorku, więc w drodze na lotnisko wpadła do biura Otta.
Wyglądasz na skonaną - powiedział. - Mam nadzieję, że kiedy to... - pokazał na jej brzuch - .. .się skończy, powrócisz do pracy i odzyskasz dawną pozycję. Nie powinnaś rezygnować z kariery.
Jesteś kochany, Otto. Dziękuję za wszystko. 1 kiedy to... - uśmiechnęła się ironicznie, gładząc się po brzuchu - ...się skończy, skontaktuję się z tobą. Kto wie, może macierzyństwo przyda mi jeszcze blasku.
Pociągnął nosem.
- Prędzej zbędnych kilogramów.
Ale zanim wyszła, objął jej nadal smukłą kibić pulchnymi ramionami.
- Powodzenia, skarbie. - Otto nie był osobnikiem wypranym z wszelkich uczuć. - Zadzwoń do mnie na wiosnę. Zobaczę, co się da zrobić.
Cieszyła się, że wraca do domu. Była wykończona toteż ledwo dotarła do mieszkania, natychmiast poszła do łóżka i szybko zasnęła.
Kiedy się obudziła, dochodziła jedenasta. Czuła się o wiele lepiej, rześka i pełna zapału, lecz niezbyt kwapiła się do wyjazdu na ranczo.
- Boję się - wyznała Felicity, gdy spotkały się na lunchu w jednej z modnych restauracji Vancouveru. - Co
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
69
tam będę robić bez teatru, koncertów, wystaw - westchnęła teatralnie. - Boże, nie będzie nawet sali gimnastycznej!
Felicity roześmiała się.
- Znajdziesz sobie inne rozrywki. Możesz zacząć robić na drutach albo haftować, albo wstąpisz do miejscowego kółka gospodyń wiejskich i zajmiesz się organizowaniem kiermaszy dobroczynnych.
Lacey roześmiała się głośno, budząc zainteresowanie przy sąsiednich stolikach.
Mam sędziować w konkursie na najlepsze ciasto, skoro w życiu niczego nie upiekłam? Bądź realistką, Fliss! Ale mnie ubawiłaś!
Czy Dermid wie, że nie potrafisz gotować? Rozmawiałaś z nim o tym?
O, tak. Jestem pewna, że w myślach cały czas porównuje mnie z Alice i wynajduje moje kolejne wady. Jeśli chodzi o prace domowe, to rzeczywiście daleko mi do średniej krajowej.
Więc nie spodziewa się, że zaczniesz prowadzić gospodarstwo?
Boże broń! - Lacey otrząsnęła się z przerażeniem. - I dlatego będzie błogosławiony.
Błogosławiony?
Oczy Lacey zaświeciły jasnym blaskiem.
Błogosławieni ci, którzy niczego nie oczekują, gdyż nie doznają rozczarowania.
I Dermid niczego od ciebie nie oczekuje?
Jedynie tego, że będę na siebie uważała przez resztę ciąży. A za kilka miesięcy obdaruję go zdrową, dorodną córką. - Oparła się wygodnie na krześle i zmusiła do iro-
70
GRACE GREEN
nicznego uśmiechu. - Dla Dermida McTaggarta jestem wyłącznie maszynką do urodzenia dziecka.
Wie, że wróciłaś?
Dzwoniłam do niego dziś rano i powiedziałam, że już jestem i potrzebuję paru dni odpoczynku. Spodziewa się mnie w weekend. Ale może pojadę wcześniej. - Nerwowo bawiła się srebrną bransoletką. - Im dłużej zwlekam, tym większe nachodzą mnie wątpliwości. Prawdę mówiąc - westchnęła - chyba pojadę tam jutro.
Dasz mu znać, że przyjeżdżasz?
Nie. - Lacey sięgnęła po rachunek, który kelnerka położyła na stole. - Chyba zrobię mu niespodziankę.
Lacey złapała prom o dziesiątej trzydzieści i bezpiecznie dotarła na ranczo.
Dzień był słoneczny, ale chłodny, listopadowe niebo przybrało barwę stalowego błękitu. W rześkim powietrzu mieszały się zapachy ziemi i dymu z palącego się drewna.
Lacey zaparkowała niedaleko tylnych drzwi i siedziała przez chwilę wsłuchana w ciszę. Absolutną ciszę, która wzbudzała w niej niepokój. Nie była przyzwyczajona do takiego spokoju. Przyprawiał ją o dreszcz.
- Cześć.
Omal nie uderzyła głową o dach samochodu na dźwięk głosu Dermida. Odwróciła się i zobaczyła go stojącego przed oborą, jakieś dziesięć metrów dalej, z rękami wspartymi na biodrach.
Nie powinieneś tego robić - powiedziała z pretensją.
Czego?
Miał na sobie przepoconą koszulę, we włosach resztki
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
71
słomy, i w ogóle wyglądał jak stuprocentowy mężczyzna. Lacey poczuła lekką irytację, toteż natychmiast przystąpiła do ataku.
Skradać się w ten sposób! Mogłeś przyprawić mnie o zawał serca!
Przecież stoję bez ruchu, wcale się nie skradam.
Dobrze wiesz, co mam na myśli. - Otworzyła z impetem drzwi samochodu i wysiadła.
Dość wcześnie przyjechałaś - stwierdził obojętnym tonem.
- Czy to dla ciebie kłopot? - zapytała wyzywająco.
Wzruszył lekko ramionami.
- Nie, skądże. Choć, gdybym wiedział, że dzisiaj przyjedziesz, przygotowałbym dla ciebie pokój.
Otworzyła bagażnik i już miała wyjąć walizkę, lecz Dermid ją uprzedził
Pozwól - powiedział.
Potrafię...
Z pewnością. - Zatrzasnął bagażnik. - Ale jesteś w ciąży z moim dzieckiem i nie chcę, byś dźwigała ciężary. Zgoda? - Spojrzał na nią przyjaźnie.
Zrobiło jej się wstyd, nie powinna tak na niego krzyczeć. Nie najlepszy początek pobytu pod wspólnym dachem.
- Lacey, wiem, że jest ci trudno. Mnie też. Ale spróbujmy żyć w przyjaźni dla obopólnego dobra. - Zmarszczył brwi. - Wyglądasz na zmęczoną. Niech to, szkoda, że nie przyjechałaś tu kilka miesięcy wcześniej, zamiast szaleć po świecie, wiecznie w rozjazdach. Dzwoniłem do ciebie parę razy, ale odzywała się sekretarka. Chyba nigdy nie bywasz w domu.
72 GRACE GREEN
Jednak Felicity na bieżąco zdawała ci relację z moich poczynań, prawda?
Jasne. Wejdźmy do środka.
W holu poprowadził ją prosto do schodów.
Najlepiej będzie, jak się od razu rozgościsz - stwierdził. - Rozpakuj się, a ja poszukam pościeli. Artur będzie korzystał z mojej łazienki, a ty masz wspólną łazienkę z Jackiem. Czy to jakiś kłopot?
Oczywiście, że nie.
Jack mógłby korzystać z mojej...
Dermid, zostanę tu tylko kilka miesięcy. Nie warto z mojego powodu robić rewolucji.
W porządku.
Gdzie jest Jack? Z Arturem?
Nie, zabrał Scampa na spacer. Artur wyjechał na pogrzeb dziadka. Wróci lada dzień.
Sypialnia Dermida znajdowała się na lewo, obok małego pokoju dziecinnego i sypialni Artura. Pokój Jacka, duża łazienka i pokój gościnny były po prawej stronie korytarza.
Dermid otworzył drzwi pokoju gościnnego i wpuścił Lacey do środka. Podszedł do łóżka, postawił obok walizkę. Właśnie wtedy dobiegł ich z dołu dzwonek telefonu.
- Wybacz - powiedział. - Muszę odebrać.
Nie czekając na jej odpowiedź, wyszedł.
Kilka razy spała w tym pokoju, jeszcze za życia Alice. Wtedy na Lacey czekała czysta, wykrochmalona pościel, wazon ze świeżymi, słodko pachnącymi kwiatami, stos magazynów i książek, a nawet miętowa czekoladka na poduszce. Wszystko na swoim miejscu...
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
73
Alice była idealną gospodynią.
Lacey skrzywiła się i rozejrzała po sypialni. Pokój nie był od dawna wietrzony, meble pokrywała gruba warstwa kurzu, również dywan nie prezentował się najlepiej. Patrząc na goły materac i cztery poduszki w granatowo-białe pasy, Lacey miała ochotę przenieść się do najbliższego motelu.
Z ciężkim westchnieniem rzuciła skórzaną torbę na łóżko. Umowa to umowa. Obiecała Dermidowi, że zostanie tutaj do rozwiązania, i dotrzyma słowa.
Podeszła do okna, otworzyła je na oścież i nabrała w płuca świeżego powietrza.
- Dobra, już jestem.
Odwróciła się i zobaczyła Dermida z pościelą. Położył wszystko na komodzie, wzbijając przy tym tuman kurzu. Otworzył szafę i wyciągnął kolorową kołdrę. Rzucił ją na łóżko i powiedział:
Pościelisz później. Rozpakuj się i zejdź na dół. Zrobię ci kawy.
Skończyłam z kawą, ale chętnie napiję się herbaty.
Jasne.
Znowu wyszedł, jakby nie mógł zbyt długo przebywać w jej towarzystwie. Zachowywał się dość przyjaźnie, ale może tylko udawał? Może nadal tak bardzo jej nie lubił, że wolał nie przebywać z nią sam na sam w tym samym pomieszczeniu.
Bijąc się z myślami, przeszła do łazienki, by umyć ręce. W progu stanęła jak wryta.
Wilgotne ręczniki leżały na podłodze, woda kapała z niedokręconego kranu, pusty pojemnik na papier toale-
74 GRACE GREEN
to wy leżał na umywalce. Wyschnięte i popękane mydło świadczyło dobitnie o tym, jak małą wagę jej siostrzeniec i jego ojciec przykładają do higieny osobistej.
Przebrnęła przez ręczniki i krzyknęła, gdy wielki jak spodek pająk przebiegł po jej bucie. Drżąc cała, uciekła z powrotem do sypialni.
Nie spodziewała się, że dom będzie w takim stanie, w jakim utrzymywała go Alice, ale to, co tu zastała, przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Dermid mógł przynajmniej posprzątać na jej przyjazd! Nie wyobrażał sobie chyba, że będzie mieszkała w takich warunkach! Trzeba coś z tym zrobić.
Wyprostowała się i zeszła na dół do kuchni.
W czajniku bulgotała woda. Kuchnia była pusta.
Lacey wyszła przez otwarte tylne drzwi i zobaczyła Dermida na podwórku. Stał parę metrów dalej, przy ogrodzie, a raczej przy tym, co z niego zostało - plątaninie chwastów i zdziczałych, uschniętych roślin.
Już chciała zawołać szwagra, ale słowa zastygły na jej ustach. Wyglądał tak bezradnie. Bezsilny, samotny, zagubiony. Słyszała, jak głośno westchnął. Przeczesał dłonią włosy.
I poczuła, jak jej serce wyrywa się do niego. Tak bardzo chciała go pocieszyć...
Umiała sobie wyobrazić, o czym teraz myślał: „Gdyby Alice tu była... Gdyby to ona urodziła nasze dziecko... Gdyby... gdyby...".
Do oczu niespodziewanie napłynęły jej łzy. Pospiesznie wróciła do kuchni.
Jej obecność na ranczu musiała być dla Dermida trudna
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 75
do zniesienia. W każdym razie Lacey nie zamierzała stać się dla niego ciężarem ani przysparzać mu zmartwień.
Czajnik zagwizdał głośno, potem usłyszała w sieni kroki Dermida.
Wybiegła z kuchni i wróciła na górę. Nie chciała, by się domyślił, że widziała go w chwili słabości.
Gdy po pięciu minutach zeszła ponownie do kuchni, Dermid właśnie parzył herbatę. Na dworze, gdzieś niezbyt daleko, Jack krzykiem próbował nakłonić psa do aportowania patyka.
Powiedziałeś Jackowi o dziecku? - zapytała. Spojrzał na nią znad paczki herbatników.
Ustaliliśmy przecież, że zrobimy to później.
Tak tylko spytałam.
Powiem mu, kiedy nadejdzie właściwy moment. -Nalał jej herbaty do ciężkiego fajansowego kubka. -Z czym pijesz?
Tylko z cytryną. - Otworzyła lodówkę i wzdrygnęła się z obrzydzenia. Fuj, same tłuste, bogate w cholesterol świństwa. W dodatku poupychane bez ładu i składu na półkach. Aż dziw, że lodówka nie jęczała w proteście.
Ani śladu cytryny, w ogóle żadnych owoców i warzyw.
Gdzie trzymasz zieleninę? - zapytała na wszelki wypadek.
Skończyła się. - Upił łyk herbaty. - Centrum handlowe jest kilka kilometrów stąd. Robimy tam zakupy raz w miesiącu.
Usiadła na krześle i ostrożnie położyła ręce na pochlapanym blacie stołu.
76 GRACE GREEN
Chcesz, żebym robiła zakupy albo wykonywała inne prace domowe? Czego ode mnie oczekujesz?
Nie zastanawiałem się nad tym. Nie wybiegałem myślą tak daleko w przyszłość. Chcę tylko, byś dobrze się odżywiała, chodziła wcześnie spać, dużo spacerowała po świeżym powietrzu i...
Wiem, jak dbać o własne zdrowie, nie musisz mnie pilnować. Porozmawiajmy lepiej o moich obowiązkach domowych.
Myślałem, że będzie tak jak wtedy, gdy przyjeżdżałaś w odwiedziny do Alice. Po prostu nic nie robiłaś...
Wtedy Alice prowadziła dom, ale teraz panuje tu potworny bałagan. Dobry Boże, jeśli nie masz czasu sprzątać, powinieneś kogoś wynająć...
Mowy nie ma. Nie pozwolę na to, aby ktoś obcy kręcił się po domu. Poza tym prowadzenie domu to nic strasznego. Tak zawsze mówiła Alice. Do licha, nie tylko zajmowała się gospodarstwem, ale ponadto opiekowała się dzieckiem, przędła wełnę i robiła zarobkowo na drutach.
Nie jestem Alice. Jestem sobą i szorowanie podłóg nie leży w mojej naturze.
Fakt - odparł z leniwym uśmiechem. - W twojej naturze leży pozowanie do zdjęć. Ale jeśli nie chcesz nic robić w domu, w porządku. Ta odrobina kurzu nas nie zabije.
A co z posiłkami?
Dopilnuję, byś zjadała trzy solidne posiłki dziennie. Możesz dla siebie gotować, jeśli nie będzie ci smakować to, co przygotuję dla pozostałych domowników.
A w czym się specjalizujesz?
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
77
- Hamburgery, pizza, wołowa mielonka z makaronem, mrożonki...
Przeszył ją dreszcz. Ostrożnie skosztowała herbaty. To była herbata? Boże, smakowało jak smoła! Odsunęła kubek i wstała.
Pojadę po zakupy. Będę wdzięczna, jeśli zrobisz dla mnie trochę miejsca w tej załadowanej cholesterolem lodówce. A przy okazji - dodała żartem - kupić ci coś? Kilo słoniny, wiadro lodów albo sernik?
Nie potrzebuję słoniny, ale lody i sernik brzmią nieźle. Zjemy na deser po kolacji.
Wracając do pokoju po torebkę, Lacey wzniosła oczy do nieba. Lody i sernik! Ten facet wziął jej złośliwość za dobrą monetę!
- Tato, kiedy wróci ciocia Lacey?
Dermid lubił przyrządzać potrawy na grillu przez cały rok. W zależności od pogody razem z Jackiem i Arturem jadali albo przy stole piknikowym, albo w kuchni. Dzisiaj, ponieważ wiatr nieco ucichł, postanowili z Jackiem zjeść na dworze.
- Kto wie? - odparł pochylony nad grillem, na którym piekły się hamburgery.
On też chciałby poznać odpowiedź na to pytanie. Cotygodniowe wyprawy Artura do centrum handlowego trwały jakieś trzydzieści minut. Lacey nie było już ponad dwie godziny. I nie podobało mu się to. Nosiła w sobie jego dziecko, chciał wiedzieć, gdzie jest i co porabia.
Czy hamburgery są już gotowe, tato?
Tak. Możesz przynieść bułki?
78
GRACE GREEN
- Jasne.
Ubrany w ciepłą czerwoną kurtkę i dżinsy Jack podbiegł do drzwi patio i wszedł do domu.
Dermid odprowadził go wzrokiem. Tak bardzo kochał tego chłopca, że czasami aż go to przerażało.
Za parę miesięcy w domu pojawi się następna istota do kochania, mała dziewczynka. Może będzie miała -złote włosy jak jej matka, może będzie miała jej owal twarzy, może nawet piegowaty nosek i dołeczki pojawiające się przy uśmiechu...
Oby, bo od śmierci Alice upłynęły trzy lata i z każdym mijającym dniem rysy twarzy żony zacierały się coraz bardziej w jego pamięci. Nie opuszczało go bolesne poczucie straty.
Jednak o wiele gorsze od poczucia straty było skrywane głęboko poczucie winy, bo w jego serce wkradały się teraz inne obrazy.
Piękna i niedostępna Lacey...
Dermid ze złością zmarszczył czoło. Nie chciał myśleć o Lacey. Pociągała go, lecz jakoś sobie z tym poradzi.
- Tato, przypalasz hamburgery!
Ocknął się i przełożył kotlety na talerz, zanim zamieniły się w zwęgloną masę.
Dzięki, Jack. W samą porę.
Ciocia wróciła. Kiedy byłem w kuchni, widziałem jej samochód.
Scamp też musiał usłyszeć auto, bo wyskoczył spod cedrowego stołu i zaszczekał ostro.
- Pomogę jej wnieść zakupy - powiedział Dermid. - Może dokończysz przyrządzać hamburgery?
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
79
Dla cioci też?
Wątpię, by zjadła, ale na wszelki wypadek...
Co mam włożyć do środka?
To samo, co dla nas. Niech się pomęczy. Dermid obszedł dom dokoła i zdążył zobaczyć, jak Lacey otwiera bagażnik. Miała wspaniałe włosy i bardzo zgrabne, długie nogi.
Rozeźlony na siebie za te myśli, krzyknął:
- Co tak długo?!
- Coś mnie zatrzymało - powiedziała przytłumionym głosem. Chwyciła dwie torby, wyprostowała się i odwróciła do niego.
Kiedy zobaczył jej twarz, aż sapnął z gniewu. Lacey była bardzo blada, miał zadrapany policzek i wyraźnie spuchniętą górną wargę. I krwistoczerwone plamy na śnieżnobiałym kołnierzyku koszuli.
- Co, do diabła, wyprawiałaś? - zapytał ponuro.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Lacey była bliska płaczu. Gniew w oczach Dermida jeszcze bardziej wyprowadził ją z równowagi.
- Odstaw te torby - warknął, nie dając jej czasu na odpowiedź. Wyrwał jej zakupy i rzucił z powrotem do bagażnika.
Poprowadził ją do kuchni i posadził na krześle.
Teraz opowiedz dokładnie, co się stało!
Miałam wypadek na parkingu. Po... potknęłam się i upadłam, gdy wracałam do samochodu.
Musi obejrzeć cię lekarz.
Poszłam do punktu medycznego. Lekarz przemył mi twarz i powiedział, że powinno się ładnie zagoić. - Zanim zdążyła powiedzieć, że z dzieckiem wszystko w porządku, Dermid znów warknął:
A dziecko?
Nic mu nie będzie. To nie był groźny upadek, Dermid. Nie spadłam ze schodów ani...
Wyglądasz, jakbyś spadła! Jak mogłaś być tak cholernie nieostrożna?!
Gdyby był dla niej miły, natychmiast by się rozpłakała. I wtedy chyba wyznałaby mu, co się naprawdę wydarzyło. O tym, jak maluch wbiegł prosto pod koła ciężarówki i gdyby nie ona, gdyby nie skoczyła za nim...
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 81
Wstała.
Idę na górę, muszę się przebrać.
Zrobię ci herbaty - powiedział chłodno i odwrócił się do niej plecami, nie kryjąc wrogości.
Uparty osioł. Zaproponował herbatę, ale zapomniał o współczuciu. To słowo nie istniało w jego słowniku.
Zza otwartego okna dolatywała smakowita woń hamburgerów. Lacey westchnęła. Ślina pociekła jej do ust. Nie zdawała sobie sprawy, jaka jest głodna. Miała zamiar zrobić sobie sałatkę na kolację, ale..
Tato! - zawołał z dworu Jack. - Kiedy przyjdziesz?
Za chwilę, tylko wypakuję zakupy.
Idąc na górę, Lacey usłyszała telefon. Zadzwonił parę razy, nim Dermid odebrał.
- McTaggart - rzucił do słuchawki.
Więcej nie usłyszała.
Przebrała się w kaszmirowy golf i ciepłe wełniane spodnie. Namoczyła koszulę w zimnej wodzie, a potem zeszła na dół.
W kuchni było cicho, sądziła, że Dermid wyszedł na patio. On jednak stał odwrócony do niej plecami i wpatrywał się w wiszącą na ścianie fotografię Alice.
Lacey poczuła się jak intruz. Podczas gdy zastanawiała się, co robić, chyba wyczuł jej obecność, bo odwrócił się powoli.
Jego oczy miały dziwny wyraz.
- Nie najlepiej mi idzie, prawda? - zapytał.
Zdała sobie sprawę, że to jemu należy współczuć. I była gotowa to uczynić.
- Dermid, to wymaga czasu. - Podeszła do niego nie-
82 GRACE GREEN
śmiało. - To dopiero trzy lata, i tak świetnie sobie radzisz. Nie stałeś się odludkiem, nie zerwałeś kontaktów z naszą rodziną.
Nie mówię o Alice, tylko o tobie. O tym, jak cię traktuję. Wynajduję same wady.
Dermid...
Właśnie dzwonił Alan Naslund. Uratowałaś jego synka, chciał ci podziękować.
Czy z małym wszystko w porządku? Co powiedział lekarz?
Zdrów jak ryba - odparł Dermid ostro. - Lacey, dlaczego mi nie powiedziałaś?
Poczuła szczypanie pod powiekami. Gdy poleciały łzy, urwała kawałek papierowego ręcznika i zażenowana wytarła oczy.
Bo wiedziałam, że jeśli usłyszę od ciebie miłe słowo, to się całkiem rozkleję!
Nie widziałem jeszcze, żebyś płakała. No, a trzeba przyznać, że rzadko kiedy bywałem wobec ciebie uprzejmy. Nie najlepiej to o mnie świadczy.
Był taki bezradny i zawstydzony, zapragnęła go objąć i pocieszyć.
Alice nie lubiła, kiedy kłóciliśmy się - powiedziała tylko. - Czy tak musi być, Dermid? Wiem, że mnie nie lubisz, nigdy mnie nie lubiłeś, ale...
Lacey, ja...
Szybko, tato! - zawołał Jack z patio. - Powiedz cioci, że jej hamburger jest gotowy!
Dermid zamknął oczy i westchnął głęboko.
- Zrobiliśmy tyle, że dla ciebie też starczy, o ile masz
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
83
ochotę - powiedział pokojowo. - Jeśli będzie ci za zimno na patio, to...
Lacey nie miała ochoty rozmawiać ani o hamburgerach, ani o pogodzie. Chciała usłyszeć to, co Dermid zamierzał jej powiedzieć, zanim przeszkodziło mu wołanie Jacka. Ale ten moment już przeminął.
Spróbuję twojego hamburgera - powiedziała. -I zjem na dworze. Pójdę po kurtkę. - Westchnęła trochę żałośnie i ruszyła w stronę drzwi.
Weź jedną z moich. - Podszedł do wieszaka, podał jej pikowaną kurtkę, a gdy Lacey zapinała suwak, powiedział: - To nieprawda, że cię nie lubię. - Spojrzała na niego zaskoczona, więc szybko dodał: - Skądże. Przecież w ogóle cię nie znam!
Bo nigdy nie chciałeś mnie poznać, pomyślała natychmiast, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Napięcie w jego oczach i jego niepokojąca bliskość sprawiały, że z trudem łapała oddech.
- Miałaś szczęście, że nie rozcięłaś wargi i nie trzeba było zakładać szwów. A policzek jest tylko zadrapany.
- Zrobił gest, jakby chciał ją pogłaskać. - Powinien się niebawem zagoić.
- Tato! - Jack wpadł do kuchni. - Kiedy... Och! Co ci się stało, ciociu?
Przez moment wydawało się, że Lacey i Dermid na chwilę znaleźli się w innym świecie. A potem czar prysł, a Dermid opuścił rękę.
- Twoja ciocia uratowała dziś życie małemu chłopcu
- wyjaśnił na pozór obojętnie i opowiedział Jackowi całą historię.
84 GRACE GREEN
Ojej, ciociu! - zawołał Jack, kiedy ojciec skończ - Jesteś bohaterką! Boli cię?
Troszeczkę.
Tata może pocałować, żeby nie bolało. Naprawdę je w tym dobry. Pokaż, tato.
Lacey zdumiała się, gdy Dermid powiedział:
- Czemu nie?
Chwycił ją za ramiona, schylił głowę i dotknął wargami jej policzka. A potem bardzo delikatnie musnął jej spuchniętą wargę.
Było to coś pośredniego między pieszczotą a pocałunkiem, jednak trwało dłużej, niż powinno. Czuła siłę jego palców, gdy ścisnął mocniej jej ramię.
- Dobra - ucieszył się Jack i dodał niecierpliwie: - To zjedzmy wreszcie te hamburgery!
Dermid odsunął się. Wydawał się zaskoczony. Jakby czekoladka, którą ugryzł, miała zupełnie inne nadzienie, niż oczekiwał, pomyślała Lacey. Koniak zamiast kokosa? Miętówka zamiast wiśni? Ulubiony smak, czy raczej znienawidzony?
Dla niej ten pocałunek był słodszy od najlepszej czekolady. I sprawił, że ugięły się pod nią kolana.
Jakimś sposobem udało jej się przywołać na twarz figlarny uśmiech.
- Dziękuję - powiedziała cicho. - Od razu poczułam się lepiej.
Chciała uciec, zanim Dermid zauważy wypieki na jej policzkach, pozwoliła więc Jackowi chwycić się za rękę i pociągnąć na patio.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
85
Pocałowanie jej było błędem.
Atmosfera między nimi zawsze była napięta, teraz stała się wręcz trudna do zniesienia. Czuł się tak, jakby stąpał po lodowej tafli. Jeden fałszywy krok... i potem już tylko zimna otchłań.
Czy Lacey czuła się tak samo?
Pewnie nie. Zachowała się, jakby ten pocałunek jedynie ją rozbawił. Z jej punktu widzenia nawet trudno było to nazwać pocałunkiem! Obracała się w wielkim świecie i bez wątpienia spotykała się z wieloma wyrafinowanymi mężczyznami.
Cóż, on z pewnością nie zamierzał romansować ze swoją szwagierką. Ostatnia rzecz, jakiej pragnął, to angażować się w jakikolwiek związek. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że bliskość Lacey rozbudziła w nim pożądanie, o istnieniu którego już prawie zapomniał. Trzy samotne lata sprawiły, że stałem się bardziej wyczulony na kobiecą urodę, tłumaczył sobie, i tyle. Teraz muszę się skoncentrować na innych sprawach. Na przykład powinienem wreszcie wypakować te cholerne zakupy.
Gdy skończył, wyszedł na dwór zdecydowany ignorować Lacey.
Jednak kiedy ją zobaczył, nie mógł oderwać od niej oczu. Oparta łokciami o piknikowy stół, wbijała zęby w hamburgera z zapałem, który nieco zadziwił Dermida.
Pyszota! - wymamrotała, wzdychając z zachwytem.
Jordan przysięga, że odżywiasz się wyłącznie sałatą - powiedział zaskoczony.
Uśmiechnęła się, a jej zielone oczy błysnęły filuternie.
- Jordan lubi ze mnie żartować. - Zlizała sos z kciuka.
86
GRACE GREEN
- Muszę uważać na to, co jem, ze względu na pracę. Jedynie od czasu do czasu pozwalam sobie na szaleństwo. Ale tylko wtedy, gdy wiem, że warto. Twoje hamburgery... - ugryzła następny kawałek - ...są tego warte.
Jack i Artur zawsze pochłaniali jego hamburgery z wilczym apetytem, ale nigdy nie szafowali pochwałami. Komplement Lacey sprawił, że Dermidowi zrobiło się cieplej na sercu.
Lacey zaproponowała, że przyniesie deser. Gdy wróciła z pełną tacą, Dermid znów nie mógł oderwać od niej oczu. Podała czekoladowe ciasto z lodami. Najpierw Jackowi, który siedział na huśtawce... A potem jemu.
Stał oparty o drewnianą balustradę okalającą patio, ale wyprostował się, gdy brał od Lacey talerzyk.
Dziękuję.
Nie ma za co.
Ty nie jesz?
Włożyła ręce do kieszeni kurtki.
Nie. Pochłonęłam już wystarczającą ilość kalorii. Może jutro.
Niedługo przybierzesz na wadze, czy tego chcesz, czy nie.
To co innego.
Nadział na widelec kawałek ciasta i wyciągnął w jej stronę.
Chcesz spróbować? - zaproponował.
Nie. Jeśli chodzi o czekoladę, to wyznaję zasadę: wszystko albo nic!
Myślał, że odejdzie, ale oparła się o balustradę obok niego i zapatrzyła w horyzont.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
87
Jak tu spokojnie.
Tęsknisz za miastem?
Jestem stworzona do miejskiego życia. Podnieca mnie ruch i gwar w ciągu dnia, feeria świateł w nocy. -Rozejrzała się dokoła. Z jednej strony ciągnęły się pastwiska, z drugiej rosły wysokie drzewa. - Tutaj odczuwam niepokój, jakbym wciąż próbowała ustalić, czego mi brakuje. To nie jest mój świat. - Zatoczyła krąg ręką.
Żałujesz swojej decyzji? - zapytał, patrząc na jej brzuch.
Nie. Przecież klamka już zapadła. Jestem gotowa zrezygnować z kariery na tak długo, jak będzie trzeba. - Podniosła oczy, by śledzić lot jastrzębia szybującego nad pobliskimi drzewami. - Alice zrobiłaby dla mnie to samo.
Tak, z pewnością.
Jack dojadł deser, podszedł do stołu i odstawił talerzyk.
- Tato, czy możemy iść sprawdzić, co z Sunflower?
Sunflower, złotobrązowa lama, miała lada chwila zostać mamą.
- Dobrze, synu. - Dermid dokończył ciasto i postawił swój talerz na talerzu Jacka. - Idziemy.
Gdy Jack pobiegł za Scampem, Dermid zwrócił się do Lacey.
- Mamy taką zasadę, że kto gotuje, ten nie zmywa. W porządku?
Spojrzała na stół zastawiony brudnymi naczyniami. Lekko się wzdrygnęła, ale powiedziała:
W porządku.
Nie zawracaj sobie głowy grillem - rzucił wielkodusznie. - To należy do moich obowiązków.
88
GRACE GREEN
Poszedł za Jackiem, choć wolałby zostać. I to budziło w nim niepokój. Zazwyczaj zbliżający się poród lamy czy alpaki był dla niego sprawą najważniejszą i nie mógł się skoncentrować na niczym innym. A teraz, mimo że Sun-flower faktycznie zaczęła rodzić, myślami wciąż był przy Lacey. Zapomniał o niej, dopiero gdy wystąpiły komplikacje.
Z telefonu w oborze zadzwonił do weterynarza, a potem odesłał Jacka do domu.
Tata nie pozwala mi patrzeć, kiedy są kłopoty - wyjaśnił Jack Lacey. - Mówi, że jestem jeszcze za mały. Ale będę tam mógł wrócić, kiedy młode już się urodzi. Widziałaś kiedyś nowo narodzoną lamę, ciociu?
Nie. - Lacey owinęła resztki czekoladowego tortu przezroczystą folią i schowała do lodówki.
Są niesamowite! - Jack stał przy kuchennym oknie i patrzył na podjazd. -1... o, jest Abigail!
Kto to jest Abigail?
Nasza pani weterynarz. Zobacz.
Lacey zdążyła dostrzec dobrze zbudowaną młodą kobietę z płomieniście rudymi włosami, idącą w stronę obory. Ubrana w dżinsy i kraciastą koszulę, wydawała się czuć w tutejszym otoczeniu jak ryba w wodzie.
- Myślę, że Abby lubi tatę - powiedział Jack. - On ją też lubi. Może nawet się z nią ożeni. Słyszałem, jak mówił do Artura, że byłaby świetną żoną dla ranczera.
Kobieta znikła w oborze, nim Lacey miała okazję lepiej się jej przyjrzeć. Jakby odgadując jej myśli, Jack dodał nieoczekiwanie:
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
89
- Artur powiedział, że to najładniejsza pani weterynarz, jaką kiedykolwiek widział!
Lacey nigdy nie przyszło do głowy, że w życiu Dermida może być jakaś kobieta. Cóż, ostatecznie zdrowy i młody mężczyzną ma pewne potrzeby. Nie może do końca życia rozpaczać po stracie żony.
Jeśli jednak ta kobieta miała być następną panią McTaggart, zostanie nie tylko macochą Jacka, ale także mamą dziecka, które urodzi Lacey.
I Lacey poczuła niepokój.
By odegnać takie myśli, skoncentrowała się na zmywaniu. Większość naczyń włożyła do zmywarki, jednak niektóre musiała umyć sama. Po nieudanym poszukiwaniu gumowych rękawic, zanurzyła gołe dłonie w gorącej wodzie z detergentem, czego nie robiła od lat.
Jack gadał, gdy zmywała, i gadał, gdy sprzątała z grubsza kuchnię. Należałoby właściwie wyszorować szafki i podłogę, jednak Lacey nie miała zamiaru aż tak się poświęcać.
Kiedy skończyła, zadzwonił telefon.
Jack pobiegł odebrać.
Lama się urodziła! - powiedział, odkładając słuchawkę. - Chodź, ciociu, musisz ją zobaczyć!
Nie sądzę...
Chodźmy. - Chwycił ją za rękę.
Lacey poczuła się nieswojo. Nie przepadała za takimi rozrywkami, ale chciała zobaczyć Abigail. W końcu być może ta kobieta będzie wychowywać dzieci Alice.
Pozwoliła Jackowi wyciągnąć się na dwór.
Kiedy doszli do drzwi obory, Jack ruszył przodem.
90
GRACE GREEN
Było ciemno i brudno. Dermid stał z rękami na biodrach, odprężony, wpatrzony w malutką lamę. On i Abigail uśmiechnięci obserwowali, jak maleństwo próbowało stanąć na drżących nóżkach.
Chodź, ciociu!
Hej! - zawołał Dermid. - Chodź, poznaj najnowszego członka rodziny.
Lacey dołączyła do nich. Abigail zlustrowała ją od stóp do głów. Naprawdę była bardzo ładna.
- Lacey, to nasza pani weterynarz, Abby 0'Donnell - odezwał się Dermid. - Abby, to moja szwagierka, Lacey Maxwell.
Abby przywitała się z nią przyjaźnie.
Cześć, Lacey.
Miło cię poznać, Abby. - Lacey czuła na sobie wzrok Dermida. Ciekawe, czy właśnie porównywał ją z Abigail. Musiała wyglądać śmiesznie w kaszmirowym swetrze, kosztownych, wełnianych spodniach i eleganckich, włoskich butach. Zupełnie nie na miejscu.
Cieszę się, że wszystko poszło dobrze - szepnęła, wyraźnie zmieszana.
Były komplikacje - powiedział Dermid. - Sunflo-wer jest taka drobna.
Lacey zobaczyła, jak matka szturcha nosem lamiątko, zachęcając je do zrobienia pierwszego kroku.
Jak je nazwiemy, tato? - zapytał Jack.
Niech ciocia coś wymyśli.
Wszyscy spojrzeli na Lacey, która zastanawiała się przez chwilę.
- Może Topaz? - zaproponowała w końcu. - To po-
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
91
dobno szczęśliwy kamień dla wszystkich urodzonych w listopadzie.
Podtoba mi się. - Jack pokiwał z zapałem głową. -Tato? Abłby?
Wspaniale - powiedział Dermid.
- Świetnie! - pochwaliła Abby.
Niedługo potem Abigail odjechała.
Dermicd musiał zostać przy zwierzętach, a Jack i Lacey wrócili dco domu, tak więc Lacey zobaczyła Dermida dopiero późmym wieczorem, gdy Jack poszedł już spać. Była w kuchni i podgrzewała kubek mleka w kuchence mikrofalowej, kiedy Dermid stanął w progu. Wraz z nim do środka wtargnęło mroźne powietrze.
Jeszcze się nie położyłaś? - zapytał nieco zdziwiony. - Myślałeem, że już dawno śpisz.
Zaraz idę - odparła. - Zostałam, bo chcę cię o coś zapytać.
O co?
O twoją panią weterynarz.
Co z nią?
Jack myśli, że ożenisz się z Abby. Jeśli tak, to chyba powinnam o tym wiedzieć, bo w końcu osoba, która zostanie twoją żoną, będzie nie tylko macochą Jacka, ale zajmie się też wychowaniem tego dziecka.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Jack się myli - powiedział Dermid. - Nie mam zamiaru żenić się z Abby 0'Donnell.
No, niekoniecznie musisz się z nią żenić. W dzisiejszych czasach wiele par żyje ze sobą bez...
Lacey, Abigail jest zaręczona z Markiem Manleyem, miejscowym ranczerem. Co, do diabła, strzeliło Jackowi do głowy?
Usłyszał, jak mówiłeś do Artura, że Abby byłaby świetną żoną dla ranczera - wyjaśniła. - No i od razu pomyślał o tobie.
Ma zbyt bujną wyobraźnię. - Podszedł do zlewu i odkręcił gorącą wodę. Myjąc ręce, oświadczył: - Nie zamierzam ponownie się żenić.
I będziesz sam wychowywał dwoje dzieci?
Już o tym rozmawialiśmy. Znasz moje plany. - Zdjął ręcznik z wieszaka i odwrócił się do niej. - Poradziłem sobie z wychowaniem Jacka po śmierci Alice, poradzę sobie z jego siostrą. Nie będę pierwszym samotnym ojcem na świecie.
Czy to w porządku? Dziewczynka nie powinna dorastać bez matki.
Rzucił ręcznik na blat.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 93
A czy to w porządku, że Alice nie zobaczy, jak dorastają jej dzieci?
Oczywiście, że nie, ale..
Słuchaj, Lacey, podjęcie decyzji o narodzinach tego dziecka było najtrudniejszą rzeczą w moim życiu. - Podszedł do lodówki. - Jasne, nie mogę przewidzieć wszystkich problemów, które wynikną. Jakoś sobie z nimi poradzę i byłbym wdzięczny, gdybyś nie kreśliła czarnych scenariuszy...
Wybacz - przeprosiła.
Grzeczna dziewczynka - pochwalił. Otworzył drzwi lodówki i zajrzał do środka. - Odwaliłaś kawał niezłej roboty.
Gdyby Alice żyła, nie bacząc na późną porę, na pewno przyrządziłaby posiłek dla swojego męża. Ale Dermid nie jest moim facetem, pomyślała Lacey. Nie będę go obsługiwać! Nie ma mowy!
- Idę do łóżka - oznajmiła, powstrzymując ziewanie.
Spojrzał na nią z roztargnieniem.
- Do zobaczenia rano - powiedział i ponownie zaczął badać wnętrze lodówki.
Jak na ironię poczuła złość, że nie poprosił jej o przygotowanie posiłku. Nawet nie przyszło mu to do głowy.
- Dobranoc - powiedziała i poszła na górę, mocno po irytowana. Na siebie.
Ostatnia rzecz, jakiej pragnęła, to stać się niewolnicą szwagra. Dlaczego zatem nagle pożałowała, że nie jest mistrzynią patelni i nie potrafi w mgnieniu oka przyrządzić pożywnego i smakowitego dania?
94
GRACE GREEN
Następnego ranka Artur wrócił na ranczo.
Zajrzał do kuchni, kiedy Lacey i Jack jedli śniadanie. Na widok Lacey przystanął w progu. Potem ściągnął z głowy znoszony kapelusz i uśmiechnął się nieśmiało.
Witam, panno Maxwell. Przepraszam, że przeszkadzam, ale szukam szefa.
Karmi zwierzęta - wyjaśnił Jack. - Arturze, Sunflo-wer ma już małe. Ciocia Lacey nazwała je Topaz. - Wkładając ostatnią łyżkę owsianki do buzi, odsunął krzesło od stołu. - Chodźmy. Musisz zobaczyć.
Artur popatrzył z powagą na Lacey.
Wybaczy nam pani, panno Maxwell?
Mów mi po imieniu, Arturze. - Również wstała od stołu. - Poznamy się lepiej w ciągu tych kilku miesięcy, więc tak będzie prościej.
Jak pani sobie życzy.
Lacey.
Dobrze, Lacey.
Chodź, Arturze. - Jack już stał przy drzwiach.
Po ich wyjściu Lacey wstawiła naczynia do zmywarki i sprzątnęła kuchnię. Potem zaczęła się zastanawiać, co, do licha, ma robić przez resztę dnia. Przeszła do salonu.
Nieuprzątnięty popiół w kominku. Wszystko pokryte grubą warstwą kurzu. Brudne kubki i szklanki po piwie przy palenisku. Stos starych gazet na otomanie.
Pies chrapał na nieodkurzanym od dawna dywanie w plamie bladego zimowego słońca, które wpadało przez brudne szyby.
Ze zmarszczonym czołem zrobiła inspekcję reszty do-
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
95
mu i wszędzie znalazła te same oznaki zaniedbania. Zaczęła sprzątanie od łazienki...
Przed śniadaniem wyszorowała prysznic i jedną z umywalek, rozłożyła na półce swoje rzeczy. Jack mógł sobie brudzić do woli, o ile będzie korzystał wyłącznie ze swojej połowy łazienki.
Sprzątanie po tobie należy do twojego taty, nie do mnie - wyjaśniła dobitnie siostrzeńcowi, który przyglądał się jej zafascynowany.
Jej! - jęknął z podziwu, gdy zaczęła ustawiać swoje kosmetyki. - Po co ci tyle buteleczek i słoików, ciociu Lacey?
Żeby być piękną.
Musiałaś na to wydać mnóstwo pieniędzy - stwierdził, przyglądając się jej uważnie w lustrze. - Przynajmniej podziałało.
Nie był to najbardziej subtelny komplement, jaki w życiu słyszała, ale z pewnością najbardziej oryginalny. Roześmiała się.
Uśmiechnęła się teraz na samo wspomnienie i nadal się uśmiechała, gdy wróciła do salonu.
Scamp właśnie się obudził, przeciągnął leniwie i przy-dreptał do niej. Dotknął mokrym nosem jej dłoni, potem polizał. Brązowe oczy wpatrywały się w nią błagalnie. Zaszczekał głośno, machając ogonem.
- Czego chcesz, piesku? - zapytała. - Na spacerek?
Zamerdał ogonem i zaszczekał radośnie parę razy.
- Dobrze. - Poklepała go po grzbiecie. - Chodźmy zatem na spacer.
96
GRACE GREEN
Dermid zobaczył ją, nim ona dostrzegła jego.
Przy karmieniu zwierząt zauważył, że jeden ze słupów ogrodzenia pod starym dębem obluzował się, więc postanowił go zreperować. Właśnie kończył robotę, gdy zjawiła się Lacey.
Słońce przebiło się przez zwały chmur, oświetlając sylwetkę dziewczyny, błyszczące włosy i spokojną, śliczną twarz. Przemierzała łąkę z wdziękiem i gracją modelki. Miała na sobie niebieską kurtkę i spodnie w kratę. Wyglądała jak wycięta z modnego żurnala - zbyt elegancko na spacer po lesie.
Wytarł wierzchem dłoni mokre od potu czoło. Ranek był dość ciepły, ale to nie pogoda tak na niego działała, lecz Lacey. Jak na jego gust zbyt wyrafinowana i światowa, jednak budziła w nim emocje, o których pragnął zapomnieć. Zeszłej nocy, kiedy szukał w lodówce czegoś do jedzenia, miał ochotę odwrócić się, chwycić Lacey w ramiona i pocałować, zmyć pocałunkiem jej chłodną elegancję i odkryć, co kryje się pod tą idealną powłoką.
Powstrzymał się jednak i rzucił jej na pozór roztargnione spojrzenie. Pomaszerowała do łóżka, gdy tylko przekonał ją, że nie zamierza żenić się z Abby.
Wyszedł spod cienia dębu i zobaczył, jak w jej oczach pojawia się nieufność.
Cześć - powiedziała obojętnie. - Co robisz?
Naprawiam płot. Dokąd się wybierasz?
Scamp namówił mnie na spacer, ale kiedy zobaczył Jacka i Artura, postanowił z nimi zostać.
Artur wrócił?
Tak.
98
GRACE GREEN
Była to prosta chata z zaniedbanym ogrodem warzywnym i starym krzakiem różanym pnącym się po cedrowej drabince przy drzwiach. Dziewczynie z miasta mogło się tu podobać, ale pewnie nigdy nie zgodziłaby się zamieszkać na takim pozbawionym wygód odludziu. Przecież La-cey przywykła do luksusowych hoteli.
Podeszli do drzwi. Dermid otworzył je pchnięciem i przepuścił Lacey przodem.
Nic nadzwyczajnego - stwierdził. - Ale jest prąd, woda i wygódka.
I Artur chce tu mieszkać?
Tak. Przeniósł się do domu po śmierci Alice, żeby dotrzymać towarzystwa Jackowi i mnie.
Gdy ruszyła do przodu, zatrzymał ją.
Chwileczkę. Sprawdzę, czy nie mamy nieproszonych gości.
Jakich?
Myszy.
Poszedł do kuchni, potem sprawdził łazienkę, salonik i w końcu zajrzał do sypialni.
Lacey stała przy oknie i nie odwróciła się, gdy wszedł, choć usłyszała jego kroki.
Wszystko wydaje się w porządku - powiedział. - Możemy wracać.
Dermid - szepnęła. - Chodź szybko, zobacz!
Zdziwiony podszedł do niej i wyjrzał. W ogródku warzywnym pasł się jeleń. Skubał coś zielonego, rozglądając się czujnie.
Dla Dermida dość powszechny widok, dla Lacey istny cud natury.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
99
Nagle jeleń gwałtownie podskoczył i zniknął za najbliższą kępą drzew.
Oczy Lacey płonęły jasnym blaskiem. Spojrzała na Dermida, nie kryjąc entuzjazmu. Wyraźnie oczekiwała, że on podzieli jej zachwyt.
- Niesamowite!
Udało mu się stłumić jęk. To ona była niesamowita. Wydawało mu się, że pięknieje za każdym razem, gdy na nią spojrzał. Obserwując jelenia, ciężko oparł się ręką o ścianę. Teraz Lacey stała uwięziona przez niego przy oknie, a on pragnął zatrzymać ją tam na zawsze. Gdyby tak czas stanął w miejscu...
- Jesteś wysoka - powiedział trochę bez sensu.
Wysoka? Skąd mu przyszła do głowy taka genialna kwestia?
Zauważyłeś? - Odrzuciła włosy do tyłu. Mówiła kpiącym tonem, ale wyczuł też ślad zdenerwowania. - Fascynujące. Co jeszcze zauważyłeś? A jakie mam oczy?
Zielone. - Zamierzał ją pocałować. Wiedział, że nie powinien tego robie, ale nie umiał się powstrzymać. Jednak przedtem chciał na nią jeszcze popatrzeć. Ponapawać się tą chwilą. Budziła się w nim paląca tęsknota i czuł takie samo obezwładniające pragnienie, jak wczoraj w kuchni. Najchętniej wziąłby Lacey w ramiona i przytulił tak mocno, ze poczułby wszystkie krągłości jej figury.
- Masz zielone oczy. prosty nos, a usta...
Rozchyliła wargi. Zatrzepotała powiekami i na moment otworzyła szerzej oczy, wyraźnie zdziwiona. Jednak gdy ją objął i przygarnął do siebie, usłyszał, jak głośno wciąg-
100
GRACE GREEN
nęła powietrze... Potem zamknęła oczy i długie rzęsy ocieniły jej policzki.
Kiedy ją całował, poczuł się jak w niebie. Była miękka i pachnąca. Po chwili wahania odpowiedziała na pieszczotę, i to tak żarliwie, że zaczął tracić swe sławetne i powszechnie znane opanowanie.
Pocałunek trwał całą wieczność. Z każdą mijającą sekundą Dermida ogarniało coraz silniejsze pożądanie.
Nie opierała się, gdy przeprowadził ją przez pokój i położył delikatnie na łóżku. Nie protestowała, kiedy pochylił się nad nią i przytulił do siebie.
Pocałowali się znowu. I znowu. Przerzuciła jedną rękę przez poduszkę nad jego głową, a drugą objęła go w pasie. Czuł, jak jej paznokcie wbijają się przez koszulę w jego skórę. Jęknęła cicho. Namiętnie.
Całkowicie stracił panowanie nad sobą.
Patrzyła na niego zamglonymi oczami. Walczył z guzikami jej koszuli. Odpiął je i odsunął cienki jedwab na bok. Nie miała na sobie stanika.
Jej piersi były krągłe i pełne. Z bijącym sercem błądził dłońmi po kremowej skórze. Lacey wymamrotała coś niezrozumiałego, z zamkniętymi oczami i głową odwróconą na bok. Pieścił jej piersi, a potem koniuszkiem palca przesunął wzdłuż obojczyka, patrząc na sieć niebieskich żyłek.
„Spójrz, kochanie! Popatrz na te żyłki... nigdy nie widziałam czegoś podobnego, ale czytałam, że pojawiają się w pierwszych tygodniach ciąży. To takie fascynujące!"
Słowa Alice przeniosły go w przeszłość. Przypomniał sobie tamten dzień i tamtą chwilę. Przypomniał sobie miłość i zadziwienie jaśniejące w jej oczach. Jego miłość.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 101
A teraz był na krawędzi sprzeniewierzenia się temu wspomnieniu.
Z cichym jękiem chwycił brzeg koszuli Lacey i zakrył gołe ciało. I zanim Lacey miała czas jakoś zareagować, podniósł się i usiadł plecami do niej, na brzegu łóżka. Ukrył twarz w dłoniach, walcząc z nawałnicą uczuć.
W pokoju zapadła cisza, słychać było tylko ich oddechy. Potem skrzypnął materac i Lacey wstała.
Słyszał, jak okrąża łóżko. Stanęła przed nim. Widział jej wąskie stopy w modnych włoskich butach, jej eleganckie spodnie.
I wiedział, że patrzy na niego.
Jedyne co mógł zrobić, to wstać i spojrzeć jej w twarz. Spodziewał się, że będzie zażenowana lub zła. Ale była tylko bardzo blada i smutna.
Dlatego wypowiedzenie słów, które przecież musiały paść, przyszło mu z największym trudem.
Wybacz, Lacey. Nie powinienem tego robić. To był...
To był błąd. Rozumiem. - Patrzyła na niego spokojnie, zapinając guziki koszuli. - Dla ciebie najważniejszą kobietą była i pozostanie Alice. Wydaje ci się, że zdradziłeś ją, chcąc się ze mną przespać. Zdradziłeś pamięć o niej i to, co was łączyło. Ale chyba nie powinno cię dziwić, że coś takiego się zdarzyło. Jesteś tylko człowiekiem, jak wszyscy.
Nie tłumacz mnie, Lacey. Przepraszam, jest mi naprawdę przykro.
Skoro tak chcesz... Możesz czuć się winny, przez wzgląd na Alice, proszę cię jednak, Dermid, o jedno, niech ci nie będzie przykro z mojego powodu. - Przeczesała
102 GRACE GREEN
ręką włosy i odrzuciła je na plecy. - Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać.
Po czym odwróciła się i wyszła.
Lacey szła i szła, aż dotarła na szczyt wzgórza. Zatrzymała się i z rękami w kieszeniach patrzyła z ponurą miną na rozciągające się wokół pastwiska, zbiorowisko ogrodzonych łąk, układających się w kolorową szachownicę.
Była dorosła i potrafiła troszczyć się o siebie. Jednak nigdy dotąd nie pragnęła nikogo tak mocno jak Dermida. Kiedy się od niej odsunął, omal nie rozpłakała się z rozczarowania. Jego czuła, delikatna namiętność obiecywała coś, czego Lacey nigdy dotąd nie zaznała. Być może wreszcie zrozumiałaby prawdziwe znaczenie słów „kochać się z kimś".
Ale dla Dermida byłby to wyłącznie seks.
Zostawiła go, niech oddaje się rozpaczy i wspomnieniom. Niech się wścieka z powodu niezaspokojonego popędu. Naszła go ochota na seks, a że akurat nawinęła się Lacey... A jednak nie mógł. Odrzucił ją. Jeśli Dermid kiedykolwiek zwiąże się z kimś, w co wątpiła, to tylko z kobietą podobną do Alice.
Lacey bardzo różniła się od siostry, nie tylko wyglądem. Nienawidziła prac domowych, nic nie wiedziała o ogrodnictwie i nie miała zielonego pojęcia o gotowaniu!
Nie była podobna do Alice!
Mogła, rzecz jasna, nauczyć się tych wszystkich rzeczy, które Alice wykonywała po mistrzowsku, ale nigdy by tego nie polubiła. Gotowanie nie było trudne. Przepisy kulinarne to w końcu nie fizyka kwantowa, a ona zawsze
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
103
była zdolną uczennicą. Tyle że nigdy jej to tak naprawdę nie interesowało....
- Lacey.
Odwróciła się i zobaczyła Dermida.
Na co patrzyłaś?
Patrzyłam?
Stoisz tu od kilku minut.
Na nic nie patrzyłam, po prostu myślałam.
Cóż - powiedział miłym, obojętnym tonem - masz na to wiele czasu. Wiem, że nie jesteś podobna do Alice i marna z ciebie gospodyni. Nie oczekuję od ciebie nic więcej poza zmyciem naczyń od czasu do czasu. Przez następnych kilku miesięcy powinnaś odpoczywać, żeby po urodzeniu dziecka wrócić do zawodu modelki. Wiem, że lubisz swoją pracę.
Zachowywał się, jakby ich intymne zbliżenie nie miało miejsca. Świetnie. Jego prawo.
Ale krew zaczęła się w niej burzyć, gdy znowu - o jeden raz za dużo! - porównał ją z Alice i wytknął jej wady. Z trudem opanowała rodzącą się furię.
- Tak - powiedziała, siląc się na równie obojętny ton. - Z pewnością wrócę do pracy wypoczęta i zrelaksowana.
Ale nie zamierzała przez cały ten czas się obijać. Facet nie zdawał sobie sprawy, że jego pogardliwy i protekcjonalny komentarz zadziałał niczym iskra.
Marna gospodyni.
To się jeszcze zobaczy! - pomyślała mściwie.
Poraktowała jego słowa jak jawne wyzwanie. Uśmiechnęła się do niego prostodusznie, podnosząc rękawicę, którą tak nieopatrznie cisnął jej w twarz.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
W nocy pogoda zmieniła się radykalnie. Ostry wicher z zachodu wył w kominie i potrząsał pojemnikami na śmieci.
Lacey obudziła się o świcie i leżała wsłuchana w wichurę i pomruk pieca, który pompował gorące powietrze do jej sypialni przez otwory wentylacyjne.
Gdy obudziła się znowu, z przerażeniem stwierdziła, że jest prawie dziesiąta. Wstała szybko i poszła do łazienki wziąć prysznic.
W ciągu ostatnich paru tygodni zauważyła, że stopniowo traci wcięcie w talii, a wszystkie ubrania stają się coraz ciaśniejsze. Jednak dopiero dzisiejszego ranka odkryła, że jej brzuch się zaokrąglił.
Chyba nadszedł czas, by zacząć nosić wspaniałe kreacje ciążowe kupione w Nowym Jorku. Wybrała luźny zielony sweter z grubej włóczki, a pod spód czarny bawełniany golf i ciążowe spodnie. Potem wciągnęła grube skarpetki i wsunęła buty do kostek. Nagle poczuła lekki ruch w okolicy talii.
Zaskoczona stanęła bez ruchu.
I znowu! Zdecydowanie coś się w niej poruszyło!
Położyła rękę na brzuchu, z obawą, zastanawiając się, czy to naprawdę ruchy dziecka.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
105
Usiadła na skraju łóżka i gapiła się na własne dłonie ściskające delikatnie zaokrąglony wzgórek brzucha. Aż do teraz nie myślała o dziecku jak o osobie. Było po prostu płodem rosnącym cicho w jej ciele.
Ale teraz...
Podskoczyła na odgłos pukania.
Tak? - zapytała ostro.
Wstałaś? Jesteś ubrana?
Tak.
Drzwi się otworzyły i stanął w nich Dermid. W dżinsowej koszuli i dżinsach, wyraźnie zaniepokojony.
Zazwyczaj jesteś już o tej porze na dole. Zastanawialiśmy się z Jackiem, co...
Dziecko. - Wstała niepewnie. - Poruszyło się. Czułam to!
Uśmiechnął się.
- Żartujesz! Mogę? - zapytał, pokazując na jej brzuch.
Nie wypadało mu odmówić tego doświadczenia.
W końcu to było jego dziecko.
- Jasne.
Podszedł do Lacey i po chwili wahania niezgrabnie położył rękę na jej brzuchu. Czekał w skupieniu.
Ona również próbowała skoncentrować się na dziecku, ale było to trudne, gdyż Dermid stał zbyt blisko. Gdyby przesunęła się o pięć centymetrów, ustami dotknęłaby jego włosów. Gdyby przesunęła się o dziesięć, mogłaby musnąć wargami jego mocno zarysowaną szczękę. Nie ruszając się ani o milimetr, wdychała ciepło jego ciała, jego męski zapach. Poczuła bolesną tęsknotę.
- Nic - powiedział. - Nic nie czuję.
106
GRACE GREEN
Uniósł głowę wyraźnie rozczarowany.
Lacey wpadła w panikę. Czy zdradziła nieopatrznie swoje myśli?
Odsunęła się od niego, choć serce waliło jej mocno jak młotem.
No cóż, szkoda - powiedziała cicho. - Może następnym razem....
Lacey... - Zrobił krok w jej kierunku.
Do pokoju wpadł Jack z rozwichrzonymi włosami, w niebieskim podkoszulku założonym tył na przód.
- Tato, mówiłeś, że zrobisz na śniadanie jajka na bekonie. Umieram z głodu!
I koniec. Lacey znów nie dowie się, co Dermid chciał jej powiedzieć. Albo zrobić. Czuła się okropnie. Sfrustrowana, rozżalona i odrzucona.
A potem przy śniadaniu Dermid oznajmił, że wyjeżdża następnego dnia do Oregonu, by kupić trzy nowe lamy.
Mówiłeś wczoraj, że wyślesz Artura - zdziwił się Jack.
Zdecydowałem, że sam pojadę.
Żeby od niej uciec? Lacey zastanawiała się, czy zdecydował się na wyjazd pięć minut temu, kiedy zobaczy! tęsknotę w jej oczach. Tak bardzo się przestraszył, że postanowił uciec?
- Jak długo cię nie będzie? - zapytała z udawaną obojętnością.
- Trzy dni. Wyjeżdżam jutro rano i wracam w piątek.
I dobrze, pomyślała. Mam trzy dni na wprowadzenie w życie mojego planu. Będę szorować, odkurzać, polerować i myć okna. No a przy okazji nie będę zmuszona
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 107
słuchać krytycznych komentarzy typu: „Alice robiła to inaczej".
- Żałuję, że nie mogę cię zabrać - powiedział do niej - ale jedziemy przez trudny teren, lepiej więc, żebyś została w domu.
A mnie zabierzesz? - zapytał Jack.
Jasne - odpowiedział Dermid i zwrócił się do Lacey. - Będziesz mogła robić, co ci się żywnie podoba przez cały dzień. I poproszę, by Artur nocował w domu. Będzie ci przyjemniej i weselej.
Nie trzeba. - Zdecydowanie potrząsnęła głową. -Właściwie wolę być sama. Naprawdę.
Jak chcesz.
Właśnie tak. Nawykłam do tego, by sama się o siebie troszczyć.
Jesteś niezależna.
Ale nie uparta. Proszę o pomoc, jeśli jej potrzebuję. Ty natomiast, gdyby to było możliwe, sam urodziłbyś dziecko, prawda?
Jack od razu się zainteresował.
- Jakie dziecko, ciociu?
Lacey zawstydziła się. Dermid miał powiedzieć Jackowi o dziecku, kiedy sam uzna to za stosowne. Niepotrzebnie się wygadała, ale to ze złości.
Dermid nie wyglądał na zakłopotanego.
- W porządku - uspokoił ją, a potem zwrócił się do Jacka: - Twoja ciocia będzie miała dziecko.
Chłopiec pomyślał chwilę.
A kto będzie jego tatą?
Ja - odparł Dermid i od razu dodał, ostrożnie dobie-
108 GRACE GREEN
rając słowa: - Zazwyczaj, kiedy dziecko się rodzi, ma mamę i tatę, którzy są małżeństwem i wychowują je razem. Ale tym razem będzie inaczej.
Zawahał się, nie bardzo wiedząc, co dalej powiedzieć i Lacey pospieszyła mu z pomocą.
- Kiedy żyła twoja mama - tłumaczyła - twoi rodzice pragnęli mieć jeszcze jedno dziecko... twoją siostrzyczkę. I poczynili już pewne przygotowania, ale potem twoja mamusia umarła. - Wyciągnęła dłoń i przykryła nią rękę chłopca. - A ponieważ twój tata bardzo pragnął tego dziecka i wiedział, że twoja mamusia też by tego chciała, zaproponowałam mu pomoc.
Oczy Jacka zalśniły szczęściem.
A potem tata ożeni się z tobą i znowu będę miał oboje rodziców?
Nie, Jack - głos Dermida był szorstki. - Kiedy dziecko przyjdzie na świat, ciocia Lacey wróci do pracy, a twoja siostra zostanie z nami.
To znaczy, że nie będzie miała mamy?
- Właśnie - przytaknął ojciec. - Nie będzie.
Jack był zdumiony.
Malutkie dziecko potrzebuje mamusi. Wszyscy o tym wiedzą!
Skarbie - powiedziała cicho Lacey. - To nie moje dziecko. Wiem, że trudno ci to zrozumieć, ale jaja tylko noszę...
Ale mama nie chciałaby, żebyś ją urodziła i zostawiła. Wolałaby, żebyś została na ranczu i była mamą mojej siostrzyczki!
Tak musi być - powiedział Dermid łagodnym tonem. - Jestem bardzo wdzięczny twojej cioci za to, co dla nas
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
109
robi. Ty na pewno też. Nie możemy prosić jej o nic więcej
wyjaśnił zmęczonym głosem, a potem jeszcze dodał:
Twoja mama kochała małe dzieci, ale wiesz, że ciocia za nimi nie przepada. Ty, ja i Artur wychowamy maleństwo i przekonasz się, Jack, twoja siostrzyczka będzie najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
Następnego ranka Lacey natknęła się w łazience na Jacka.
Stał przed lustrem, w niebieskich bawełnianych kalesonach i granatowych skarpetkach. Zmoczył włosy, by trochę je przygładzić, a po chwili zaczął szorować myjką buzię.
- Pozwól, że ci pomogę - zaproponowała Lacey.
Odsunął się gwałtownie, gdy sięgnęła po myjkę.
- Nie, ciociu, wolę sam. Nie chcę się przyzwyczajać do tego, że jesteś dla mnie jak mama. Przecież po urodzeniu dziecka wyjedziesz z rancza.
Mówił obojętnym tonem i bez śladu krytyki, ale jego słowa zraniły ją boleśnie.
Kiedy godzinę później odprowadziła go do furgonetki, chłopiec odwzajemnił uścisk, serdecznie jak zawsze. Mycie buzi było zarezerwowane dla mamy, co innego jednak uściskać na pożegnanie ciocię.
- Do zobaczenia w piątek, ciociu - powiedział, gdy zamknęła drzwi i przesłała mu całusa.
Dermid udzielał Arturowi w oborze ostatnich instrukcji. Gdy wyszedł ze Scampem u nogi, jego oddech zamieniał się w parę. Poranek był bardzo mroźny. Lacey nie mogła oderwać wzroku od postawnej sylwetki Dermida. Od jego surowych rysów i brązowych oczu. A kiedy stanął przy niej, przeszył ją dreszcz. Tak, to było fizyczne zauroczenie, napawające ją niepokojem.
- Na pewno poradzisz sobie sama? - zapytał, marszcząc brwi.
- Na pewno.
- Nie forsuj się zbytnio.
- Tato, jedźmy już! - ponaglał Jack.
Scamp skakał wokół Dermida, szczekając i merdając ogonem. Chyba też się niecierpliwił.
- Więc ruszamy.
Lacey podprowadziła go do samochodu i zaczekała, aż wsiądzie. Dermid podsadził Scampa, który usadowił się na podłodze przy nogach Jacka.
- Do zobaczenia w piątek.
- Jedźcie ostrożnie.
- Uważaj na siebie.
Spojrzał na nią z wyraźnym wahaniem w brązowych oczach, jakby nie miał ochoty wyjeżdżać. Znowu Lacey ogarnęło to dziwnie omdlewające uczucie i wydawało jej się, że spada, spada, spada...
Lodowaty powiew wiatru przeszył ją do szpiku kości i zatrzęsła się z zimna.
- Lepiej wejdź do środka - poradził Dermid. - Strasznie wieje.
- A wy ruszajcie. Czeka was długa i męcząca podróż. Skinął głową i wsiadł do samochodu.
Po chwili skierował furgonetkę na drogę, a Lacey, otulając się mocno zielonym swetrem, patrzyła, dopóki nie znikli jej z oczu. Dopiero wtedy wróciła do domu.
- Nie forsujesz się zbytnio, prawda? - zapytał Artur, kiedy wszedł po południu do kuchni i zobaczył, jak Lacey szoruje podłogę. - Szef urwie mi głowę, jeśli pozwolę ci zbyt ciężko pracować.
Przerwała, by wziąć głęboki oddech. Po wyjeździe Der-mida odwiedziła centrum handlowe i zaopatrzyła się w liczne środki czyszczące i gumowe rękawice. Potem wzięła się do roboty.
Zdecydowała, że zacznie od kuchni.
- Nie martw się, Arturze. Brakuje mi ćwiczeń na siłowni, a to niezła gimnastyka.
Rozejrzał się wkoło.
- Nie było tu tak czysto, odkąd twoja siostra... - zamilkł, ale nim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się znowu: - Szef pozwolił, by wszystko powoli zarosło brudem. Nie miał do tego serca. Cóż, żałoba to trudny okres i wydaje się, że jemu już na niczym nie zależy.
- Ale mnie zależy, Arturze. Nie mogę znieść tego bałaganu - Alice też by nie mogła, ale Lacey nie powiedziała tego głośno. Artur pewnie i tak o tym wiedział.
- Jeśli tylko będziesz potrzebowała mojej pomocy, daj mi znać.
Pokazała dwa wory ze śmieciami stojące przy drzwiach kuchennych.
- Możesz je wyrzucić. Są dla mnie trochę za ciężkie.
- Jasne. - Artur złapał torby i wychodząc, powiedział:
- Zawołaj, gdy będziesz czegoś potrzebowała.
- Masz czas, żeby umyć okna?
- Czas? - spytał z przekąsem. - Od miesięcy ręce mnie świerzbią, żeby to zrobić!
112
GRACE GREEN
Och, dziękuję, Arturze. To jedyne zadanie, któremu nie jestem w stanie podołać.
Wezmę się za to z samego rana - obiecał i wyszedł, zostawiając ją z robotą.
Skończyła szorować podłogę dopiero późnym popołudniem. Wzięła prysznic i zrobiła sobie sałatkę z kurczaka. I choć odczuwała nieludzkie zmęczenie, rozpierała ją duma, gdy rozglądała się po nieskazitelnie czystej kuchni.
Jutro z rana, postanowiła, posprzątam obie łazienki i resztę piętra. A potem umyję schody i poukładam rzeczy w szafie. Trzeciego dnia doprowadzę do stanu używalności resztę domu.
Ziewając, oparła się wygodnie i spojrzała na oczyszczony z pajęczyn sufit. Przyjemnie będzie zobaczyć zdumienie na twarzy Dermida. Ten facet przekona się, że Lacey nie jest bezużyteczną i próżniaczą osóbką, która myśli wyłącznie o zabawie.
Nie mogła doczekać się piątku.
Jesteśmy w domu, Jack. - Dermid zerknął na przysypiającego syna, powoli wjeżdżając furgonetką na podwórko. Zobaczył zapalone światła w oborze i dodał głośniej: - Obudź się.
Która godzina? - wymamrotał Jack, z trudem otwierając oczy.
Już dawno po Dobranoce, synu.
W kuchni też paliło się światło i przez zasunięte rolety Dermid widział poruszający się cień. Cień Lacey.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 113
Na samą myśl, że zaraz ją zobaczy, poczuł narastające podniecenie.
Podczas tych trzech dni, choć wyjechał po to, by od niej uciec, bezustannie o niej myślał. Kiedy go odprowadzała, wyglądała tak pięknie, że z trudem powstrzymał się, by jej nie pocałować. Tak bardzo tęsknił za jej bliskością. Pragnął ją tulić, szeptać do ucha czułe słówka.
Ale nie mógł tego zrobić. Nawet gdyby nie czuł wyrzutów sumienia, ilekroć tylko o niej pomyślał. Nawet gdyby jakimś cudem ona też go zapragnęła, bo przecież chyba nie czuła do niego odrazy tamtego dnia w chacie, nie mógł ulec pokusie. Gdyby choć raz poszedł z nią do łóżka, zapragnąłby czegoś więcej. Pragnąłby, by została z nim na ranczu po urodzeniu dziecka.
Jednak ona myślała wyłącznie o karierze.
I do licha, na dodatek nie lubiła dzieci!
Nie było dla nich przyszłości, więc próbował wybić sobie Lacey z głowy. Na razie bezskutecznie.
- Tato - odezwał się Jack. - Czy muszę ci pomóc zaprowadzić nowe lamy do obory? Jestem głodny.
- Nie. Wejdź do środka i powiedz cioci, że wróciliśmy.
Artur otworzył drzwi samochodu, Scamp wypadł pierwszy i pognał prosto w krzaki.
Cześć, Arturze! - zawołał chłopiec i pobiegł w stronę domu.
Wszystko w porządku? - zapytał Dermid, wysiadając z furgonetki.
Jasne - odparł Artur.
Pilnowałeś Lacey?
Najlepiej, jak umiałem.
114 GRACE GREEN
Co masz na myśli?
Jest uparta.
Co to znaczy?
Sam pan się przekona, szefie.
Lacey siedziała przy kuchennym stole. Patrzyła, jak Jack pochłania z apetytem kanapkę z kurczakiem i pomidorem.
Myślałam, ze zjecie coś po drodze - powiedziała.
Tata chciał szybko wrócić, by dotrzymać ci towarzystwa - odparł Jack, odgryzł następny kęs i upił zachłannie łyk mleka. - Mówił, że na pewno się nudzisz.
Nudzić się? Nie miała na to czasu.
Trzaśniecie drzwi zaskoczyło ją, drgnęła nerwowo. Ale kiedy obejrzała się za siebie, radość na widok Dermida w skórzanej kurtce i kraciastej koszuli złagodziła napięcie.
Cześć. - Zdjął kurtkę i rzucił ją na krzesło. - Jak leci?
W porządku - powiedziała. - A u ciebie? Prowadziłeś cały dzień, pewnie jesteś wykończony.
Trochę, ale miło być z powrotem w domu. - Zobaczył talerz z kanapkami na stole. - To dla nas? Wspaniale. Pozwolisz, że najpierw wezmę prysznic i odświeżę się po podróży?
Bardzo proszę - odparła spokojnie.
Jack zjadł kanapkę do ostatniego okruszka i wstał od stołu, głośno ziewając.
Idę spać - oznajmił.
Dobry pomysł, synu. Lacey, zaparzysz kawy? - Poszedł za Jackiem, nie czekając na odpowiedź. Słyszała, ja pogwizduje wesoło, wchodząc po schodach.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 115
A jej wcale nie było do śmiechu. Czuła się niczym przekłuty balon.
Nie zauważył! Po całej tej harówce, jaką odwaliła w kuchni, on nawet nie raczył niczego zauważyć.
Z zaciśniętymi ustami wstała i zajęła się kawą. Potem wyjęła z kredensu cukiernicę i postawiła obok sztućców, talerza i kubka na stole.
Parę minut chodziła niespokojnie po kuchni, wreszcie postanowiła iść do łóżka.
Nie było zbyt późno, ale wysiłek fizyczny podczas tych trzech dni zaczynał dawać jej się we znaki. Poza tym sen pozwoli jej zapomnieć o rozczarowaniu.
Na schodach spotkała Dermida.
Hej - powiedział zaskoczony. - Chyba nie idziesz już do łóżka?
Owszem. Jestem zmęczona. - Przystanęła, gdy się mijali. Zmienił koszulę i spodnie, a jego kasztanowe włosy nadal były wilgotne. - Wstałam wcześnie rano.
Nie zapytał dlaczego ani co robiła przez cały dzień.
- Więc lepiej odpocznij. Mam nadzieję, że dobrze się wyśpisz.
Skinęła głową i z wymuszonym uśmiechem życzyła mu dobrej nocy.
- Dobranoc, Lacey. A przy okazji - zawołał za nią - miło jest wrócić do czystego domu!
Po czym poszedł do kuchni, zostawiając ją z otwartymi ustami. Ze zdumienia. I oburzenia. Miło? To wszystko?
Czuła taką złość, że aż rozbolała ją głowa. Kiedy parę minut później odrzuciła kołdrę i wgramoliła
116 GRACE GREEN
się w niebieskiej, flanelowej koszuli w tańczące misie na środek podwójnego łoża, zaczęła żałośnie szlochać.
W końcu postanowiła spojrzeć prawdzie w oczy. Nie posprzątała domu po to, by udowodnić Dermidowi, że potrafi ciężko pracować. Chciała mu zrobić przyjemność. Ale dlaczego?
Nim znalazła właściwą odpowiedź, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Zamarła.
Lacey? To ja, Dermid. Mogę wejść?
Nie! - Oparła się na łokciu i patrzyła niespokojnie w stronę drzwi. - Już śpię. Idź sobie!
Drzwi otworzyły się. Dermid wszedł i zapalił światło. Jasność oślepiła Lacey. Dziewczyna ukryła więc twarz w poduszce.
Deski w podłodze skrzypnęły, gdy zbliżył się do łóżka. Złapała oddech, gdy usiadł przy niej. Był tak blisko, że czuła świeży zapach mydła i pasty do zębów.
Tak mi przykro - przyznał z wyraźnym żalem w głosie, a ona poczuła nową falę łez pod powiekami. - Artur właśnie mi powiedział... o tym, jak posprzątałaś cały dom.
Chyba zauważyłeś, że jest czysto - powiedziała z wyrzutem, pochlipując żałośnie.
Jasne - odparł cicho. - Jak mógłbym nie zauważyć! Ale pomyślałem, że wynajęłaś firmę do sprzątania. Nie przyszło mi do głowy, że sama to zrobiłaś. Mój Boże, Lacey, harowałaś dzień i noc, żeby całkowicie przeobrazić ten dom! A ja tak cię zbyłem. Musiałaś pomyśleć...
Pociągnęła głośno nosem i przetarła rękawem oczy.
- Że jesteś największym niewdzięcznikiem na świecie, Dermidzie McTaggarcie!
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
117
- A teraz? - zapytał cicho. - Co teraz myślisz?
Jej łkanie musiało zaniepokoić dziecko, bo nagle maleństwo postanowiło dać o sobie znać, wykonując coś w rodzaju salta.
- Dziecko! - rozpromieniła się, zapominając o rozżaleniu. - Znowu się poruszyło! - Odrzuciła kołdrę. - Przy łóż tu rękę! - Sięgnęła po jego mocną dłoń i położyła na flaneli w tańczące misie. - Tutaj! Czujesz?
Jego ręka była gorąca, a dotknięcie bardzo delikatne.
Prawie nie oddychała, pragnąc, by dziecko znowu się poruszyło. I kiedy to zrobiło, usłyszała, jak on też wstrzymał oddech i jęknął głośno z zachwytu.
- Prawda, jakie to niezwykłe? - wyszeptała. - Dziecko Alice...
- Niesamowite - szepnął ochryple, bardzo wzruszony.
Siedział w niewygodnej pozycji, dlatego bez namysłu, nie zdejmując ręki z brzucha Lacey, zrzucił buty i położył się obok niej.
Leżeli tak blisko, nic nie mówiąc, otuleni intymnością, która nie miała nic wspólnego z seksem, ale wiele z miłością.
Lacey ogarnęło zadowolenie i powoli zaczęła odpływać w sen. Nigdy dotąd nie doświadczyła podobnego uczucia jak teraz, leżąc obok Dermida i czując delikatne ruchy dziecka Alice.
Kiedy Dermid obudził się, sypialnia była szara i pełna cieni, a za oknem szalała wichura.
Zdał sobie sprawę, że śpi w łóżku Lacey i że w nocy przykryła go swoją kołdrą. Leżeli przytuleni do siebie, ich
118 GRACE GREEN
ciała złączone w uścisku. Przez sen zarzuciła mu rękę na ramię i czuł jej pełne piersi na swoim ramieniu, wdychał jej piżmowy, zmysłowy zapach, słyszał jej równomierny oddech.
Zeszłej nocy nie myślał wcale o seksie, ale teraz czuł, jak wzbiera się w nim pożądanie. Istna tortura!
Cóż łatwiejszego niż wziąć ją teraz w ramiona, śpiącą i bezwolną? Tak bardzo jej pragnął.
Zacisnął zęby i powoli, niezwykle ostrożnie wysunął się z jej objęć.
Zaprotestowała przez sen.
Uwolnił się i nim wymknął się z pokoju, przykrył ją ostrożnie kołdrą.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kiedy Lacey zeszła na dół, zastała w kuchni tylko uśmiechniętego Artura.
Zaspałam - powiedziała. - Ale ze mnie leń!
Musiałaś dobrze wypocząć po wysprzątaniu całego domu.
Chyba masz rację. - Zaparzyła herbatę i włożyła dwie kromki chleba do tostera.
Już chyba wyjaśniliście sobie z Dermidem to drobne nieporozumienie?
Owszem. Dzięki tobie. - Wyjęła talerz z kredensu i zapytała: - Gdzie się wszyscy podziewają?
Szef zabrał Jacka do miasta po nowe buty. Był w świetnym humorze dziś rano. - Artur roześmiał się. - Nigdy nie widziałem faceta, który tak by się cieszył z wysprzątanego domu. Gdybym wiedział, sam bym go zmusił do takiej harówki już dawno temu!
Serce Lacey podskoczyło z radości. Była pewna, że dobry humor Dermida nie miał nic wspólnego z porządkiem w domu. Bała się, że ta wspólna noc wpędzi go w zły humor. Jak widać, myliła się, i to bardzo.
Zrobiło jej się ciepło na duszy. Gdy obudziła się przed świtem, odkryła, że nadal leży u boku Dermida. Był wykończony, tak jak ona, i zasnął nie wiadomo kiedy. Leżała w ciemnościach wsłuchana w jego oddech, głęboko świadoma spokoju, jakim napawała ją jego bliskość. W końcu usnęła ponownie, a kiedy obudziła się po raz dragi, jego już nie było.
- Czas na mnie - powiedział Artur. - Wpadłem zaparzyć kawę dla szefa, bo niedługo powinien wrócić.
Jakieś pół godziny później Lacey usłyszała samochód Dermida. Dopiła herbatę i włożyła naczynia do zmywarki. Wyjrzała przez okno.
Na cienkim, białym dywanie śniegu samochód zostawił czarne ślady opon.
Dermid zgasił silnik. Kiedy wysiedli, Lacey zobaczyła Jacka paradującego dumnie w nowych butach.
Chłopiec pobiegł pochwalić się Arturowi, który na pobliskim pastwisku zajmował się lamami.
Dermid wrócił prosto do domu. Uśmiechnął się na jej widok.
- Cześć - powiedział. - Nareszcie wstałaś. Dobrze spałaś, pomimo intruza w łóżku?
Odwzajemniła uśmiech. Nie mogła uwierzyć, że teraz czuła się tak swobodnie w jego towarzystwie. To była przyjaźń, ale i coś więcej. Coś bardziej intymnego. Jakże by mogło być inaczej? W końcu spędzili noc w jednym łóżku!
- Spałam bardzo dobrze - powiedziała i dodała żartobliwie: - Na szczęście nie chrapałeś!
Roześmiał się.
- Nie, to nie należy do moich licznych wad. Jak tam dzisiaj dziecko? Obudziło się? - Nie czekając na jej odpowiedź, podszedł i położył jedną rękę na jej ramieniu, a drugą na brzuchu. - Hej, tam... - Przechylił głowę, jakby nasłuchiwał - Jak się dzisiaj miewasz?
Ku radości Lacey dziecko poruszyło się. Dermid był równie zachwycony, jak za pierwszym razem.
- Zuch dziewczynka - pochwalił z czułością w głosie. - Trzymaj się ciepło, a niedługo się zobaczymy.
Poklepał delikatnie brzuch Lacey, uśmiechnął się do niej znowu, potem nalał sobie kawy. Wygląda, pomyślała, jak mężczyzna zadowolony z życia.
Opierając się o blat, rozejrzał się po kuchni.
- Wiesz co? To miejsce znowu przypomina dom. Był to najmilszy komplement, jaki mogła usłyszeć.
Z nawiązką wynagrodził jej trzy dni niewolniczej pracy, bolące mięśnie i złamany paznokieć. I było jej miło nie tylko przez resztę dnia, dobry humor nie opuszczał jej również przez kilka następnych.
Wiedziała, rzecz jasna, że to nie może trwać wiecznie. To był dom Dermida, nigdy nie będzie jej. To było jego życie, do którego nie miała wstępu.
Jej apartament w mieście, zawsze nieskazitelnie czysty, sprzątała wynajęta w tym celu firma. Lacey rzadko zajmowała się pracami domowymi. Jednak teraz z radością starała się sprostać wyzwaniu, by stać się wzorową gospodynią. Odkryła, że gotowanie może być zabawne, zwłaszcza jeśli mężczyźni, dla których przygotowuje się posiłki, doceniają wysiłki kucharki i na każdą potrawę reagują entuzjastycznie.
- Zacznij od prostych rzeczy - poradził jej Dermid, kiedy mu powiedziała, że zamierza zająć się kuchnią.
122 GRACE GREEN
Jakich, na przykład? - zapytała, siadając przy stole z książką kucharską.
Na przykład... - powiedział, patrząc na nią z miną niewiniątka - zupa jarzynowa, na drugie łosoś w cieście i kremówki na deser?
Będziesz miał szczęście, jeśli dostaniesz gotowane jajko! - odparła sucho.
Jednak znalazła dość prosty przepis na spaghetti z sosem bolońskim. Podała je z zieloną sałatą. Danie spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem.
Nieco gorzej wyglądały i smakowały pierniczki, bo w środku zrobił się paskudny zakalec. Ale brzegi były całkiem dobre i dały się zjeść, podała je więc z lodami waniliowymi. Nie wypadło najgorzej...
Była zdziwiona swoim świetnym nastrojem. Dawno nie czuła się tak zrelaksowana. Lata wyczerpującej pracy, ciągłe podróże i stresy zdawały się należeć do zamierzchłej przeszłości. Wraz z rozwojem ciąży Lacey stawała się coraz łagodniejsza i pogodniejsza. Dopiero teraz zrozumiała, jak stresujący jest zawód modelki.
Jednak w głębi duszy cieszyła ją perspektywa powrotu i do tego życia. Kiedy jeździła do Nanaimo do ginekologa,, zawsze kupowała ostatnie wydania „Glamour" i innych! magazynów mody.
Dermid, widząc ją wieczorami pochłoniętą w lekturze,; nigdy nie powiedział ani słowa. Zdawał sobie sprawę, że: kiedy dziecko przyjdzie na świat, Lacey wróci do swego świata.
I najwyraźniej zbytnio się tym nie przejmował.
Tymczasem dni upływały miło i przyjemnie, rozpoczął
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 123
się grudzień i wszyscy z niecierpliwością oczekiwali świąt Bożego Narodzenia.
Felicity zaprosiła ich do Deerhaven, ale ich plany pokrzyżowała straszna grypa, która dopadła Dermida i Jacka tuż przed wyjazdem.
Obaj są w łóżku - mruknęła Lacey do słuchawki i usiadła z westchnieniem na kuchennym krześle. - Leżą jak dwie kłody. Bez przerwy śpią. Nie mogę nawet bawić się w pielęgniarkę, bo nie chcą nic prócz wody!
To paskudnie - przyznała współczująco Felicity. - A ty? Może jednak przyjedziesz? Z nami będzie ci weselej. Artur się nimi zaopiekuje, ma wprawę.
Nie, kochana, zostanę - zdecydowała Lacey. - Tak będzie lepiej.
Jej brat przejął słuchawkę.
- Lace, przecież uwielbiasz przyjęcia. Zawsze byłaś duszą towarzystwa. Czy nie tęsknisz trochę za miejskim życiem?
Żartował, ale Lacey przypomniała sobie swój pierwszy wieczór na ranczu i niepokój. Uważała, że czegoś jej brakuje, czegoś, co właściwie trudno nazwać. Może zgiełku miasta, jasnych świateł i tłumu rozbawionych ludzi na ulicach. Jednak, ku własnemu zdziwieniu, zdała sobie sprawę, że już nie marzy o powrocie do dawnego życia.
Lace, halo, jesteś tam jeszcze? - zapytał Jordan ze śmiechem.
Zabawne... - powiedziała z namysłem. - Wiesz, wcale nie brakuje mi wielkomiejskiego życia. Może z początku, ale od dawna już o tym nie myślę.
I nie nudzisz się?
124 GRACE GREEN
Lacey roześmiała się.
- Nie mam czasu się nudzić! Wierz mi. Opieka nad Dermidem i Jackiem wypełnia każdą minutę, nie mówiąc o sprzątaniu i gotowaniu olbrzymich posiłków. Ci faceci pochłaniają wszystko jak dwa gigantyczne odkurzacze! Pomalowałam pokoik dziecinny na różowo, a w zeszłym
tygodniu znalazłam wzór na buciki dla dziecka i uczę się robić na drutach i...
Salwy śmiechu, które rozległy się w słuchawce, nieco zdezorientowały Lacey.
- Co w tym takiego zabawnego? - zapytała. - Co takiego powiedziałam?
Felicity zachichotała.
I to mówi kobieta, która bladła na dźwięk słów „sprzątanie".
Czy Otto wie, że twoje idealne dłonie są teraz w opłakanym stanie? - dopytywał się Jordan.
Oboje uznali, że żartuje. Bo niby dlaczego mieliby myśleć inaczej? Nigdy nie widzieli, by robiła cokolwiek w domu. Pogodzili się z tym, że Lacey spędza czas, snują się, jak to określił Dermid, w eleganckich ciuchach p wybiegach w różnych częściach świata. Piękna i czarują ca, atrakcyjna ciotka przywożąca prezenty z zagranicy pozwalająca się gościć, ale nie dająca nic z siebie.
I poczuła palący wstyd na wspomnienie, jak nieskończoną ilość razy proponowała Felicity pomoc, licząc oczywiście na odmowę. Z góry zakładała, że jej oferta zostanie odrzucona.
- Och, Fliss, jak mogłam cię tak wykorzystywać? Jak udało ci się zachować dla mnie choć trochę sympatii?
Zabawiałaś mnie, nigdy się nie skarżąc, a przecież miałaś na głowie gromadkę dzieci i olbrzymi dom...
Gdy minutę później odłożyła słuchawkę, przysięgła sobie, że już nigdy nie nadużyje gościnności Felicity.
Gwiazdka minęła bez żadnych szczególnych wydarzeń, jedynie wymienili się prezentami. Wszyscy dostali ciepłe swetry, a Jack wymarzone czerwone sanki.
W sylwestra Lacey postanowiła przygotować specjalną uroczystą kolację, na którą zaprosili Artura.
Tego dnia padał śnieg - pierwszy prawdziwy śnieg tej zimy. Po obiedzie Dermid i Artur zabrali Jacka na sanki na wzgórze za chatą i pozostali tam aż do zmierzchu.
Potem wypili gorącą czekoladę w chacie, a ponieważ Jack chciał pomóc Arturowi osuszyć i schować sanki, Dermid wrócił sam. Gdy zbliżał się do domu, zobaczył palące się światło w kuchni i niemal fizycznie czuł wybiegające mu na powitanie ciepło. Ciepło Lacey.
Nie mógł sobie darować, że kiedykolwiek uważał ją za zimną i wyrachowaną osóbkę. Powierzchowną i bezużyteczną. Ładną ozdóbkę. Mydlaną bańkę.
A przecież była zupełnie inna. Lękał się dnia, kiedy będą musieli się rozstać.
Nigdy nie będzie w stanie odwdzięczyć się jej za to, co robiła, za urodzenie mu dziecka. Musiała o tym wiedzieć. Nie wiedziała jednak i nigdy się nie dowie, że dała mu szczęście, choć po śmierci Alice przestał wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek go zazna. Lacey rozświetliła jego życie i bezwiednie oślepiła go swym blaskiem. To dzięki niej zrozumiał, że nadszedł czas, by przegnać smutek, który
126
GRACE GREEN
nie pozwalał mu cieszyć się życiem, który toczył jego duszę
Zawsze będzie kochał Alice, nigdy o niej nie zapomni, ale teraz wiedział, że jest w stanie pokochać znowu. A to wszystko zasługa Lacey, wielkomiejskiej dziewczyny, I która nie przepadała za dziećmi.
Takie już moje szczęście, myślał z ironią, otrzepując śnieg z butów i otwierając kuchenne drzwi. Oczywiście, pierwsza kobieta, którą zainteresował się po śmierci Ahce była ulepiona z innej niż on gliny i nigdy go nie zechce. 1 Stała przed otwartą książką kucharską, z zarumienicnymi od ciepła buchającego z piecyka policzkami. Wyglądała fantastycznie w czerwonym swetrze i srebrnoszarych spodniach. Włosy zebrała w węzeł, lecz kilka niesfornych kosmyków wyrwało się z uwięzi.
Jednak wydawała się dziwnie podenerwowana.
Gdzie Jack? - zapytała z roztargnieniem.
U Artura. Niedługo przyjdą.
Dobrze bawiliście się na sankach?
Znakomicie. - Powiesił kurtkę na haku przyj drzwiach. - Ależ ten indyk cudownie pachnie!
Mam nadzieję, że będzie równie dobrze smakował - powiedziała z niepokojem. - To mój pierwszy indy w życiu i trochę potrwa, nim będzie gotowy. Strasznie późno wsadziłam go do pieca.
Na pewno będzie pyszny.
Zrobiłam nadzienie, ale zapomniałam dodać przypraw i...
Lacey, nie startujesz w konkursie sztuki kulinarnej.
Wiem', ale tak bardzo chciałam się popisać, a teraz...
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 127
- Ku jego konsternacji oczy Lacey zaszły łzami. - W dodatku zapomniałam o sosie żurawinowym.
Bez zastanowienia podszedł do niej i otoczył mocno ramionami.
Och, Lacey - wyszeptał, muskając wargami jej włosy. - Nie płacz, proszę.
Jestem beznadziejna - łkała. - Straszna ze mnie niedojda. Tak bardzo się starałam, żeby ci pomóc, ale i tak nigdy nie będę Alice...
Na litość boską! - Chwycił ją za ramiona i odsunął od siebie. Spojrzała mu w oczy poprzez łzy. - Dlaczego, do licha, miałabyś być Alice? Dlaczego nie możesz być sobą?
Jestem beznadziejna!
Jesteś niesamowita. Wierz mi - wyszeptał, tuląc ją mocniej do siebie. - Jesteś najbardziej niezwykłą osobą, jaką znam. Nic bym w tobie nie zmienił, mówię serio!
A potem, może dlatego, że widział niedowierzanie w jej zapłakanych, zielonych oczach, a może dlatego, że nie potrafił się powstrzymać, pocałował ją.
Jej usta były miękkie, pachniały i smakowały miodem. Ale nie oddała pocałunku, przynajmniej przez pięć długich sekund, by potem z cichym westchnieniem objąć Dermida ramionami i rozchylić wargi.
Pocałunek był boleśnie słodki...
I trwałby całe wieki, gdyby dziecko w końcu nie postanowiło zaprotestować. Dermid poczuł nagłe kopnięcie, może kolanem, a może łokciem, i niezwykłość tego zjawiska przykuła całkowicie jego uwagę.
- Poczułaś? - zapytał, tuląc twarz do jej policzka.
128 GRACE GREEN
Roześmiała się roztrzęsiona.
Lubi się rozpychać! I postanowiła przywołać tatusia do porządku.
Naprawdę uważasz, że należy przywołać mnie do porządku? - zapytał.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo otworzyły się drzwi i do kuchni wpadł Scamp, głośno szczekając, a zaraz za nim w progu stanęli Jack i Artur.
Intymna chwila została brutalnie przerwana, jak zwykle, pomyślał Dermid z żalem.
Jack nalegał, by zagrali w grę planszową, zanim indyk się upiecze. Wszyscy dobrze się bawili i było wiele śmiechu. Lacey odzyskała dobry humor, bo indyk okazał się wielkim sukcesem kulinarnym. Jednak Dermid, który nie miał już okazji porozmawiać z Lacey na osobności, poszedł spać bardzo rozczarowany.
Następnego popołudnia, kiedy Dermid trudził się nad rachunkami w swoim gabinecie, zadzwoniła Felicity.
Mam wiadomość od agenta Lacey z Nowego Jorku. Powtórz jej, żeby zadzwoniła do Otta, dobrze? Na pewno się ucieszy - ciągnęła podekscytowana szwagierka. - Wiesz, że odrzuciła wspaniałą ofertę, żeby urodzić dziecko? Postanowili poczekać na jej powrót do pracy! Wyobrażasz sobie? Przekażesz jej?
Jasne.
Nie możemy się doczekać spotkania z wami w przyszłym tygodniu. Nadal planujesz wyjazd do Skye pod koniec lutego, na złote gody rodziców? Zabierasz ze sobą Jacka?
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA 129
Tak. Rodzicie chcieli, bym przywiózł też Lacey. Są tacy szczęśliwi z powodu dziecka. Jednak to chyba nie najlepszy pomysł.
Racja. To już końcówka ciąży, lepiej nie ryzykować, prawda?
Fliss, a odnośnie tej wspaniałej oferty dla Lacey... Nie wspomniała mi o niej, więc może nie chciała, bym się dowiedział. Nie zdradź, że powiedziałaś mi, o co chodzi, dobrze?
Jasne.
Dermid odłożył słuchawkę i zagapił się w przestrzeń. A więc Lacey aż tyle dla niego poświęciła? I ukrywała to przed nim? Od dawna uważał, że jest niezwykłą kobietą, ale dopiero teraz przekonał się, jak bardzo.
Zadzwonię do niego do domu - zdecydowała Lacey, gdy przekazał jej wiadomość od Fliss. - Biorąc pod uwagę różnicę czasu, wątpię, by jeszcze siedział w biurze. Ciekawe, czego chciał?
Skorzystaj z telefonu w moim gabinecie.
Dzięki.
Dobrze spałaś?
Usiłowałam, ale - z uśmiechem położyła rękę na wydatnym brzuchu - jakiemuś maluchowi przyszła chętka na zabawę!
Lacey myślała, że Dermid się roześmieje, ale patrzył na nią, jakby nie usłyszał. Jakby myślał o czymś innym. A potem całkiem niespodziewanie powiedział:
- Lacey, mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny za to, co robisz.
130
GRACE GREEN
Mówił z takim oddaniem, że coś zaczęło ściskać ją w gardle.
- Nie musisz. To doświadczenie przyniosło mi wyłącznie radość. I to ja jestem wdzięczna, że pozwoliłeś mi to zrobić dla Alice.
Impulsywnie pocałowała go lekko w policzek i żeby nie zauważył targających nią emocji, odwróciła się i poszła do gabinetu. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami.
Kochała Dermida tak mocno, że z coraz większym trudem przychodziło jej ukrywanie uczuć. Jednak ta miłość nigdy nie zostanie odwzajemniona, pora pogodzić się z faktami. Dermid okazał się zupełnie inny, niż sobie wyobrażała. Miała go za nieczułego aroganta. Teraz wiedziała, że jest najwspanialszym, najbardziej troskliwym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznała.
Tylko, niestety, nie był jej pisany.
Więc lepiej wracać do życia, które sobie wybrała.
Zadzwoniła do Otta i długo czekała, aż odbierze.
- Chodzi o Glory - powiedział poprzez gwar głosów
- Nadal są tobą zainteresowani, Lacey. Marłyse nawaliła kilka razy i ich prawnicy grożą jej procesem. Nie będą wywierać żadnej presji i skontaktują się z tobą wkrótce po porodzie. Chciałem, żebyś wiedziała o tym wcześniej.
Lacey usiadła na krześle i złożyła ręce na brzuchu, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Los nie tylko pozwolił jej urodzić dziecko siostry, ale dał szansę na osiągnięcie zawrotnej kariery zawodowej.
Kiedy wróciła do salonu, Jack i Dermid oglądali jaką komedię w telewizji.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
131
Dobre wieści? - zapytał Dermid na widok jej uszczęśliwionej miny.
Cudowne - odparła i opowiedziała mu wszystko, co usłyszała od Otta.
Dermid wydawał się zadowolony z jej sukcesu. Wiedziała, że tak będzie najlepiej, bo choć kochała Dermida i polubiła życie na ranczu, wcale nie miała ochoty zostać pełnoetatową gosposią i nianią.
Dlaczego zatem zamiast skakać pod sufit, poczuła ogromne przygnębienie?
Jak poszło? - zapytał Dermid.
Znakomicie. - Lacey chwyciła go za ramię, gdy prowadził ją spod kliniki do zaparkowanego samochodu. Był początek lutego i choć śnieg dawno stopniał, wciąż trzymał mróz. - Doktor Robinson mówi, że to duże dziecko.
Jeszcze nigdy nie wyglądała równie pięknie. Miała na sobie szkarłatny płaszcz, a lodowaty wiatr zaróżowił jej policzki i rozwiał włosy niczym jedwabne wstążki. Miała rozchylone usta i marzył, żeby je pocałować. Ale powstrzymał się. Po urodzeniu dziecka Lacey powróci do dawnego życia. Jeśli jeszcze wyobrażał sobie, że ma szansę konkurować z jej karierą, radość dziewczyny po rozmowie z agentem zniweczyła wszelkie nadzieje. Postanowił więc odgrodzić się od niej emocjonalnie, by jak najmniej cierpieć po jej wyjeździe.
- Następna wizyta dwudziestego trzeciego? - upewnił się. - Niedobrze. Wracam ze Szkocji dopiero dwudziestego czwartego, a chcę cię odwieźć. Zadzwoń do kliniki i przełóż wizytę na dwudziestego piątego.
132 GRACE GREEN
Dermid, sama pojadę. Po co robisz tyle zamieszania?
Mam powody. - Dotarli do samochodu i otworzył przed nią drzwi. - Drogi są niebezpieczne o tej porze roku. Nie mógłbym spać spokojnie, wiedząc, że prowadzisz w takich warunkach samochód.
To szantaż.
Wiem - uśmiechnął się. - Ale chyba skuteczny, co?
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Roześmiała się, ale kiedy wrócili na ranczo, natychmiast zadzwoniła do kliniki i przełożyła wizytę.
Proszę bardzo - powiedziała do Dermida, odkładając słuchawkę. - Teraz będziesz się dobrze bawił u rodziców?
Na ile będzie to możliwe, biorąc pod uwagę okoliczności. No nic...
Jakie okoliczności?
Niechętnie wyjeżdżam, teraz, kiedy tak niewiele czasu zostało do porodu.
Dziecko ma się urodzić pod koniec marca. Poza tym, nie będzie cię tylko kilka dni.
No i co z tego, skoro wiedziała, jak strasznie będzie za nim tęsknić. Cieszyła się, że pomieszka trochę w Deerhaven, ale żałowała każdej chwili spędzonej bez Dermida.
Czas mijał zbyt szybko. Tych parę miesięcy na ranczu stanie się wkrótce zaledwie wspomnieniem, słodko-gorzkim wspomnieniem, które zachowa w pamięci do końca życia.
Co tak ciężko wzdychasz? - zapytał zaniepokojony. - Zmęczyłaś się? Idź do łóżka. Przyniosę ci herbaty, a potem możesz się zdrzemnąć.
Dzięki - powiedziała. - Z przyjemnością się wyciągnę. Ale wolę szklankę ciepłego mleka.
Po drodze do sypialni zajrzała do dziecinnego pokoju. Oparła się o framugę drzwi i patrzyła na różowe ściany, przypominając sobie, jak Felicity i Jordan śmieli się z niej, kiedy powiedziała, że sama chwyciła za pędzel. Teraz z zadowoleniem i dumą stwierdziła, że odwaliła kawał solidnej roboty. Dermid zniósł ze strychu starą kołyskę Jacka, wyszorował ją i zawiesił bladoróżowe zasłonki przysłane przez Felicity. Potem położył na podłodze nowy, różowy dywan. Jack zaś szczodrą, ręką ofiarował najładniejsze pluszowe zabawki ze swojej kolekcji, książeczki, z których, jak stwierdził, już wyrósł i gobelin na ścianę, który Felicity wyszyła, kiedy był niemowlęciem.
Już niedługo, pomyślała Lacey, maleństwo będzie leżało w kołysce i cieszyło się ślicznym pokoikiem. Położyła ręce na wydatnym brzuchu. Córeczka Alice. Dziwne, ale nigdy nie pomyślała o niej jak o własnym dziecku. Czuła jedynie więź rodzinną... bo każde dziecko Alice, było również...
- Grosik za twoje myśli.
Lacey odwróciła głowę i zobaczyła Dermida. Stał na podeście z kubkiem gorącego mleka w dłoni.
Myślałam... to smutne, że kiedy przywieziesz dziecko ze szpitala, nie będzie tu Alice.
Kiedy przywiozę dziecko do domu? Nadal chcesz je powierzyć mojej opiece natychmiast po urodzeniu? Nie wrócisz tu choćby na parę dni, żeby odzyskać siły?
Potrząsnęła głową. Oderwała się od framugi.
- Nie. Moje zadanie dobiegnie końca. Wiem, że będziesz dla niej cudownym ojcem. Tak jak dla Jacka.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
135
- A ty zostaniesz dziewczyną Glory. Oboje dostaniemy to, na czym nam najbardziej zależy.
Odprowadził ją do pokoju i postawił kubek na nocnym stoliku. Czuła się na tyle swobodnie, że zrzuciła buty i ściągnęła spodnie, po czym wślizgnęła się pod kołdrę. Poprawił jej poduszki i opatulił mocniej kołdrą. Było jej ciepło i przyjemnie.
Podał jej fajansowy kubek.
- Dzięki - powiedziała z wdzięcznością. - Jesteś dla mnie taki dobry, Dermid.
Pochylił się i pocałował jej brew tak delikatnie i czule, aż poczuła ukłucie w sercu.
- Jak mógłbym nie być dla ciebie dobry, Lacey? Będę cenił twój dar do końca życia.
Zobaczyła łzy w jego oczach i ból w jej sercu stał się jeszcze ostrzejszy. Kiedy Dermid wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi, zaczęła płakać.
Dermid poprosił Artura, by wprowadził się na ranczo, gdy tylko on z Jackiem wyjadą do Szkocji.
- W chacie nie ma telefonu - tłumaczył. - Będę często dzwonił, rozumiesz chyba?
Artur uległ namowom Dermida.
Poprzedniego wieczoru Lacey pomogła Jackowi spakować rzeczy. Kiedy zobaczył, jak składa nowy granatowy sweter, który dostał od ojca na podróż, skrzywił się.
Muszę go zabierać?
Tak. Będziesz elegancko wyglądał na przyjęciu.
Tata i ja nie jesteśmy salonowymi lwami - powiedział, wyraźnie delektując się górnolotnym zwrotem.
136 GRACE GREEN
Dermid pojawił się w drzwiach.
To prawda, ale już ci mówiłem, że jeśli chodzi o rodzinę, to musimy zdobyć się na wysiłek.
Spakowany? - zapytała go Lacey.
Wrzuciłem trochę rzeczy do neseseru - odparł. - Jestem gotowy.
O której jutro wyjeżdżamy, tato? - dopytywał się Jack z przejęciem.
Mamy samolot o czwartej. Złapiemy poranny prom i zdążymy na rodzinny lunch w Deerhaven. A potem Jordan odwiezie nas na lotnisko.
Odprowadzisz nas, ciociu?
Jasne.
Szczęście, że nie lecisz z nami samolotem, bo chyba byś się nie zmieściła w fotelu.
Lacey roześmiała się.
Masz rację. Twoja siostra nie jest już taka malutka.
To dobrze - stwierdził Jack. - Bo kiedy się urodzi, to chcę się z nią bawić. Nie mogę się doczekać! - Spojrzał na ojca. - A jak będzie miała na imię, tato?
Jeszcze się nie zastanawiałem - przyznał. - Może każde z nas wybierze dla niej imię i będzie miała aż trzy?
Aha! - ucieszył się Jack. - Ciociu, jakie imię wybierasz? Zastanawiała się przez chwilę.
Chciałabym, żeby nazywała się Alice.
Oczy Dermida pociemniały ze wzruszenia, kiedy na nią patrzył.
- Zatem ja wybieram Lacey, ponieważ bez Lacey nie byłoby dziecka.
Poczuła w sercu ciepło, jakby ją mocno uścisnął. Jeśli
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
137
wątpiła kiedyś w szczerość uczuć Dermida, jego słowa rozwiały resztki wątpliwości. Uśmiechnęła się do niego.
- Teraz moja kolej - zawołał Jack, skacząc na łóżku.
- Niech nazywa się Jill, jak z wierszyka o Jacku i Jill! Prawda, że fajnie?
Dermid zachichotał.
Niech tak będzie. Zatem nazwiemy ją Alice Lacey Gillian McTaggart.
Ale będziemy na nią mówili Jill!
Dobrze - zgodził się ojciec i złapał syna, który skoczył z łóżka w jego kierunku. - Niech będzie Jill.
I tak córka Alice otrzymała imię.
Następnego ranka pojechali w jasnym słońcu na przystań. Przeprawa promem odbyła się bez przygód, a w Deerhaven Felicity i Jordan czekali na nich z pysznym lunchem.
Zaraz po posiłku Jordan odwiózł Dermida i Jacka na lotnisko. Przed pożegnaniem Jordan wyjął portfel i powiedział do Jacka.
- To mały zaskórniak, żebyś sobie coś kupił podczas podróży.
Czas się pożegnać - Dermid mówił do Lacey. - Żałuję, że zostawiam cię samą.
Nie będę sama.
Wiesz, co mam na myśli.
Odstawił neseser, zrobił krok w jej stronę i wziął ją w ramiona. Popatrzyli sobie w oczy.
Uważaj na siebie.
Ty też - dziewczyna z trudem wydobyła głos ze ściśniętego gardła.
138 GRACE GREEN
Głęboko odetchnął i pocałował ją w policzek, czule i delikatnie. Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały bardzo poważne.
Lacey...
Tato! - Jack pociągnął ojca za rękaw. - Idziemy?
Lacey zobaczyła cień niepokoju w oczach Dermida i zastanawiała się, o czym teraz pomyślał. Potem uśmiechnął się do niej i przejechał dłonią po czuprynie syna. Pożegnał się z Jordanem i powiedział raźno:
- Idziemy.
Jeśli Dermid pomachał do nich przed wejściem do poczekalni, Lacey tego i tak nie widziała. Nic nie mogła zobaczyć, bo oczy miała zamglone od łez.
Jordan był bardzo cichy podczas powrotnej jazdy, co odpowiadało Lacey. Ona też nie miała nastroju do pogaduszek. Kiedy zaparkował przed domem, odwrócił się do niej i przyjrzał uważnie.
Jesteś w nim zakochana - stwierdził.
Nie - odpowiedziała, siląc się na obojętność. - Skądże znowu!
Jesteś.
Przetarła dłonią oczy.
Jordan, przestań...
Co jest między wami, Lace? Zawsze na siebie warczeliście. A dzisiaj... wyczułem coś zupełnie innego.
Zostaliśmy przyjaciółmi. To wszystko. - Poczuła, że się dusi. - Dobrymi przyjaciółmi.
Ale ty go kochasz.
Jej oczy znowu napełniły się łzami.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
139
To beznadziejne, Jordan - wykrztusiła w końcu. - Bez szans. On nigdy nie zapomni o Alice, a ja... wiesz, jak uwielbiam moją pracę. No i dzieci... nigdy nie lubiłam dzieci i kiedy już urodzę córeczkę Alice, oddam ją bez żalu.
Jesteś pewna?
-Jak najbardziej.
Westchnął.
- Zatem masz rację, to beznadziejne. Ale zostaliście przynajmniej przyjaciółmi, ciesz się tym, co osiągnęłaś.
Z pewnością należało się cieszyć, lecz Lacey wiedziała, że dla niej przyjaźń to o wiele za mało.
- Te cztery dni tak szybko zleciały - powiedziała Felicity, siadając na brzegu łóżka Lacey w czwartkowy wieczór. Postawiła kubek z gorącym kakao na stoliczku obok. - Jutro Dermid i Jack wracają i wieczorem będziecie już na ranczu.
Lacey nie odniosła wrażenia, że te cztery dni minęły szybko. Dla niej ciągnęły się nieznośnie. Była niespokojna, nie w humorze, bezustannie bolały ją plecy, ale nie tylko to było przyczyną jej złego samopoczucia. Lubiła towarzystwo Felicity i reszty rodziny, ale straszliwie tęskniła za Dermidem. To krótkie rozstanie zwiększyło jej obawy przed ostatecznym rozstaniem, jakie czekało ich po urodzeniu dziecka.
Felicity zaczekała, aż Lacey skończy pić, po czym wzięła od niej kubek i podniosła się.
- Dobrze się wyśpij. Pojedziesz jutro z Jordanem na lotnisko?
140 GRACE GREEN
Raczej zostanę i zdrzemnę się. Dermid będzie chciał od razu wracać na ranczo, więc lepiej odpocznę. Przeprawa promem może być męcząca.
Życzę dobrej nocy, Lacey. - Felicity dała jej całusa. - Do zobaczenia rano.
Lacey wtuliła się w poduszki.
Dobranoc, Fliss. I dzięki za wszystko.
To ja ci dziękuję, Lacey, za wyśmienitą kolację. Klops był przepyszny, nawet mały Todd spałaszował wszystko, co miał na talerzu. I pomyśleć, że śmieliśmy się z ciebie, kiedy mówiłaś, że gotujesz i sprzątasz. Jesteśmy z ciebie naprawdę dumni.
Nie ma z czego. Nie zawsze to co robię, sprawia mi przyjemność.
Czyszczenie ubikacji? Szorowanie podłóg? - Felicity błysnęły w uśmiechu oczy. - To nikomu nie może sprawiać przyjemności, prawda?
Lacey zachichotała.
- Dobranoc!
Felicity zgasiła światło i wyszła.
Lacey spała naprawdę dobrze, ale tylko do trzeciej nad ranem, kiedy obudził ją ostry ból w plecach. Ból, który pozbawiał ją oddechu. Nigdy dotąd nic takiego nie czuła.
Czy zaczynała rodzić? Zszokowana i przerażona usiadła i zapaliła światło. Za wcześnie na poród. Zostało jeszcze kilka tygodni...
Ale ból nie mijał. Wrócił piętnaście minut później, potem znowu. Za każdym razem czuła, jakby ktoś wykręcał
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
141
jej wnętrzności rozżarzoną do czerwoności ręką. Miała ochotę kląć i wrzeszczeć.
Coraz bardziej przerażona wstała, zarzuciła szlafrok i poszła do sypialni gospodarzy. Zapukała do drzwi, a kiedy Jordan odezwał się, weszła do środka.
- To ja - wyszeptała w ciemnościach. - Coś jest nie tak - mówiła urywanym głosem. - Chyba zaczynam rodzić.
Światło zalało pokój. Jordan wyskoczył z łóżka i był przy niej w sekundę, a tuż po nim Fliss.
Odprowadzili ją do pokoju i Felicity usiadła przy niej na łóżku.
- Ubiorę cię - powiedziała spokojnie. - Jak nazywa się twój lekarz z kliniki?
Lacey podała nazwisko.
- Jordan, złap go przez telefon, wyjaśnij, co się dzieje i zapytaj, do którego szpitala zawieźć Lacey.
Gdy Jordan wypadł z pokoju, Felicity ubrała szwagierkę i spakowała jej rzeczy do torby. Potem objęła mocno Lacey.
- Nic ci nie będzie - mówiła Fliss uspokajająco. - Skurcze są niezbyt częste, jeszcze masz mnóstwo czasu.
Pojedziemy do szpitala i od razu poczujesz się pewniej.
Felicity pocieszała ją, jak mogła, ale równie dobrze mogła mówić do niej po chińsku, bo Lacey i tak nic z tego nie rozumiała. Myślała wyłącznie o dziecku. Przychodzi na świat za wcześnie. Czy przeżyje, czy będzie zdrowe?
- Tato, wujek Jordan miał na nas czekać. Gdzie on jest?
Dermid zdjął swój neseser z taśmy i rozejrzał się dokoła. Jednak nigdzie nie dostrzegł szwagra.
142 GRACE GREEN
- Może pojechał na jakieś zebranie. Zadzwonimy do Deerhaven.
W słuchawce odezwał się nieznajomy głos.
- Czy to pan McTaggart? Tu Shauna, opiekunka dzieci. Pani Maxwell kazała panu przekazać, że są w szpitalu Lions Gate. Lacey... panna Maxwell zaczęła dziś w nocy rodzić... Jeszcze się nie skończyło...
Dermidowi wydawało się, że za chwilę eksploduje mu serce.
Lions Gate? Lacey rodzi?
Prosili, żeby pan złapał taksówkę, bo nie chcą zostawiać Lacey...
Dzięki. Już tam jadę.
Odłożył z hukiem słuchawkę i chwytając Jacka za rękę, zaczął biec przez lotnisko.
Co się stało, tato? - zapytał Jack, z trudem łapiąc oddech. - Coś złego?
Twoja siostrzyczka właśnie się rodzi - odparł Dermid nieprzytomnie. Przypomniał sobie, jak na Boże Narodzenie Lacey tonęła we łzach, bo zapomniała o sosie żurawinowym. To, co dla większości kobiet byłoby drobiazgiem, u niej urastało do rozmiarów katastrofy.
Starała się, jak mogła, ale było jasne, że nie radziła sobie w kryzysowych sytuacjach. A co gorszego mogło jej się przydarzyć niż przedwczesny poród w środku nocy? W dodatku bez ojca dziecka, który by ją wspierał?!
Nigdy sobie nie wybaczy, że nie było go przy niej kiedy go najbardziej potrzebowała. I bez wątpienia ona też mu tego nie wybaczy do końca życia.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
143
- Dalej, Lacey! Uda ci się. Jeszcze tylko jeden raz. Przyj!
Przepocona i skrajnie wyczerpana Lacey zdobyła się na jeszcze jeden wysiłek, jak nakazał jej lekarz. Wzięła najgłębszy oddech w życiu i parła, i parła, aż każda, najmniejsza żyłka napęczniała w jej ciele jak bańka... A potem wyślizgnęło się dziecko i było po wszystkim.
Lacey leżała wyczerpana, po chwili usłyszała cienkie kwilenie. Pierwszy krzyk dziecka.
Poruszył coś głęboko w jej sercu.
Poczuła łzy w oczach. W ciągu tych paru miesięcy ciąży przelała więcej łez niż w ciągu całego swojego życia.
Wykończona musiała przysnąć, bo gdy się ocknęła, wieziono ją przez korytarz do małego pokoiku. Potem zjawili się Jordan i Felicity. Spróbowała się do nich uśmiechnąć, ale była zbyt zmęczona.
- Niech się prześpi - szepnęła Felicity. - Powinieneś zadzwonić do domu, sprawdzić, czy...
Lacey nie słyszała nic więcej, powieki zamknęły się same i znalazła się w innym świecie.
Gdy ocknęła się znowu, zobaczyła obok łóżka zażywną pielęgniarkę.
- Bardzo mi przykro, że to trwało tak długo, panno Maxwell, ale musieliśmy dokładnie przebadać dziecko. Na szczęście małej nic nie jest. Zatrzymamy ją przez parę dni na oddziale dla wcześniaków, dopóki nie przybierze na wadze.
Lacey odetchnęła z ulgą.
- To cudowna wiadomość - powiedziała. - Bardzo dziękuję.
144
GRACE GREEN
- Podobno nie będzie pani karmić piersią, więc przyniosę pani proszki powodujące ustanie laktacji. I pewnie marzy pani o filiżance herbaty.
Pielęgniarka pomogła jej usiąść i poprawiła poduszki pod plecami.
- Tymczasem...
Lacey nie zauważyła maleńkiego wózeczka przy swoim łóżku. I kiedy pielęgniarka wzięła dziecko na ręce, poczuła rozdzierający ból w sercu.
Córeczka Alice. Jej siostra nie dożyła, by ujrzeć swoje maleństwo.
- Dziękuję - powiedziała, wyciągając ręce do dziecka. - Proszę dać mi ją na chwilę.
Pielęgniarka wyszła, zostawiając ją ze śpiącym niemowlęciem w ramionach.
Maleństwo szczelnie zawinięte w różowy kocyk, lekkie jak piórko.
Ostatni raz Lacey trzymała niemowlę na reku, kiedy Felicity urodziła swoje najmłodsze dziecko. Choć uważała, że jej bratanica jest słodka, mimo czerwonych plam na buzi i łysej głowy, to jednak nie czuła do maleństwa wielkiej miłości.
To dziecko nie było ani czerwone, ani ponurszczone, ani łyse. Alice Lacey Gillian McTaggart miała czarne, bujne włosy, gładką skórę, piękny, zgrabny nosek i usteczka stworzone do puszczania baniek. Lacey szukała jakichkolwiek oznak podobieństwa do Alice, ale nic nie znalazła. Ani do Dermida.
Dermid.
Na samo wspomnienie o nim serce zabiło jej mocniej.
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
145
Będzie w siódmym niebie, gdy się dowie, że jego córeczka przybyła bezpiecznie na świat. A kiedy przekona się, jaka jest słodka, będzie za nią szalał... Dziecko poruszyło się i zakwiliło.
- Ciii.... maleńka - szeptała Lacey, kołysząc ją delikatnie w ramionach.
Ale płacz nie ustawał, był coraz głośniejszy. Lacey poczuła dziwne mrowienie w sutkach i jakby na ten sygnał dziecko zaczęło szukać jej piersi.
- Nie, skarbie, nie możesz!
Ale mała nie miała zamiaru przestać. Chciała ssać.
- Skarbie, nie...
Opanowując panikę, Lacey walczyła ze sobą. Instynkt jej podpowiadał, że jeśli ulegnie i nakarmi dziecko, zwiąże się z małą już na zawsze. Ale jak mogła odmówić jej pokarmu?
To zbyt wiele, decyzja była zbyt trudna...
Później nie była pewna, czy to dziecko znalazło rozcięcie w koszuli, czy też ona sama odsunęła materiał, ale nim się zorientowała, maleństwo chwyciło jej sutek i zaczęło ssać z wilczym apetytem, jakby walczyło o przeżycie.
Lacey trzymała je czule i czuła, jak ogarniają cudowne uczucie spokoju. To było takie naturalne. I jeśli popełniła błąd, oczywiście przyjdzie jej za to odpokutować, ale później. Teraz nie będzie sobie tym zaprzątać głowy.
Po kilku minutach dziecko zaczęło ssać mniej łapczywie, szukając bardziej otuchy niż pożywienia.
- I jak? - szepnęła Lacey, całując małe czółko.
Na dźwięk jej głosu maleństwo otworzyło oczka, ciemnoniebieskie, okrągłe, poważne i pełne mądrości. Patrzyło
146 GRACE GREEN
na nią bez mrugania, jakby prosto w serce. Lacey wyczuła, że w tej właśnie chwili mała uznała ją za matkę. I po raz pierwszy w życiu zrozumiała, że dzieci potrafią nawiązać kontakt z otoczeniem już od chwili narodzin, nie trzeba czekać, aż będą potrafiły sklecić kilka sensownych słów.
- Och, mój cudowny skarbie. - Czule pocałowała córkę w policzek. - Kocham cię. I nigdy, przenigdy cię nie oddam.
Kiedy uniosła głowę, zobaczyła, jak małe powieki zamykają się i dziecko zasypia.
W tej samej chwili wyczuła, że ktoś ją obserwuje.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, gdy ujrzała Dermida stojącego w drzwiach.
Jak wiele widział?
I co ważniejsze, ile usłyszał?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Dermid wiedział, że ta chwila na zawsze pozostanie w jego pamięci.
Nie spodziewał się ujrzeć Lacey z niemowlęciem. A z pewnością nie tego, że zobaczy, jak Lacey karmi je piersią. Poczuł łzy pod powiekami. Była taka pewna, że nie zwiąże się emocjonalnie z dzieckiem, i co teraz?
Wyglądasz fantastycznie - powiedział, niemal bojąc się oddychać, gdy zbliżał się na palcach do łóżka. - Spotkałem Jordana i Fliss na dole. Powiedzieli, że poród był bardzo ciężki, ale świetnie sobie radziłaś. Lacey, jestem z ciebie taki dumny, tylko przykro mi, że nie było mnie przy tobie, by cię wspierać.
Twoja córka jest niecierpliwa i uparta - uśmiechnęła się do niego promiennie. - Skąd mogliśmy wiedzieć, że nie ma zamiaru dłużej czekać?
Miała na sobie szpitalną koszulę, pogniecioną, wilgotną i niezbyt twarzową, ale dla niego nigdy nie wyglądała piękniej. I nigdy nie kochał jej bardziej.
Pochylił się i pocałował ją w policzek. Miał ochotę pocałować ją w usta, ale nie był pewny jej reakcji.
Jordan powiedział mu parę minut temu, że Lacey jest w nim zakochana.
- Nigdy dotąd nie była zakochana, Dermid. Wyznała
jednak, że kocha cię, tylko... No, ona myśli, że to beznadziejne, z powodu Alice.
Dlaczego mi o tym mówisz? - zapytał. W głowie wirowało mu od niedowierzania i nadziei, gdy starał się oswoić z tym, co usłyszał.
To moja siostra. Nie chcę, żeby cierpiała.
- Nie skrzywdzę jej, Jordan. Przysięgam na wszystko.
I miał zamiar dotrzymać obietnicy, bez względu na okoliczności.
Przyciągnął krzesło do łóżka i usiadł wpatrzony w córeczkę. Czuł, jak topnieje mu serce. Maleńka, ciemnowłosa, o kremowych policzkach, była doskonałością samą w sobie. Spała, posapując słodko przez maleńki nosek.
- Czy nie jest ci smutno, że nie ma przy niej Alice? - zapytała cicho Lacey, zakrywając piersi koszulą.
Pogładził palcem główkę dziecka.
Jest mi smutno, ale to już tak nie boli jak kiedyś. Widać nie było nam pisane. Pogodziłem się z tym dość dawno temu. Tak jak z tym, że sam będę wychowywał maleństwo.
Dermid, muszę ci coś powiedzieć. - Nie umiała zapanować nad rosnącą paniką. - Och, tak mi trudno to wyznać, ale...
Nie musisz nic mówić, Lacey. - Oderwał w końcu oczy od dziecka i spojrzał na nią. - Słyszałem, jak mówiłaś, że nigdy jej nie oddasz.
Łączy nas nierozerwalna więź. - Jej oczy płonęły gorączkowo. - Nie chciałam, żeby tak się stało. Wiem, że obiecałam ci oddać dziecko, kiedy się urodzi. Myślałam, że to będzie łatwe, ale... - Jej głos się załamał. - Nie mogę. Wiem, że to dziecko Alice, ale jest także moje. Już je kocham i nie mogę...
- Nie musisz.
Zamrugała oczami i spojrzała na niego zaskoczona.
Nie?
Mam propozycję...
Ale zanim zdążył jej cokolwiek wyjaśnić, weszła pielęgniarka z małą tacą.
- Pani herbata, panno Maxwell. I proszki, o których mówiłam. - Postawiła tacę na nocnym stoliku i uśmiechając się do Dermida, powiedziała: - Teraz zabiorę dziecko.
Wyjęła małą z ramion Lacey i przyglądając się jej uważnie, stwierdziła z przekonaniem:
- Jest bardzo podobna do pani, panno Maxwell. Szczęściara. Będzie z niej nie lada piękność!
I nucąc cicho pod nosem, wyszła z pokoju, zostawiając ich samych.
Ma rację - przytaknął Dermid. - Jest do ciebie podobna. Nie wiem, jak mogłem nie zauważyć. Nie zawsze dziecko jest podobne do swoich rodziców. I z pewnością Gillian McTaggart wyrośnie na wielką piękność.
Dermid, mówiłeś o propozycji - przypomniała, opierając się ciężko o poduszki, bledsza niż przed chwilą. - Co miałeś na myśli?
Chrząknął, bo zdawało mu się, że głos grzęźnie mu w krtani.
- Pomyślałem, że... może... że ty i ja... moglibyśmy się pobrać.
Zapadła martwa cisza, a potem rozległ się nieco nerwowy chichot.
150 GRACE GREEN
- Pobrać?!
Czy Jordan się mylił? Nie kochała go?
Proszę cię, żebyś za mnie wyszła. - Z trudem zebrał myśli, by znaleźć odpowiednie słowa. - Chciałbym uczynić z ciebie uczciwą kobietę...
Nigdy nie byłam nieuczciwa, Dermid!
.. .i żeby to maleństwo miało nie tylko tatę, ale i mamę, a skoro, jak twierdzisz, kochasz ją...
Bo to prawda!
Chcesz uczestniczyć w jej wychowaniu...
Jasne, że chcę, ale nie musisz się ze mną żenić!
Cholera! - krzyknął. - Wiem, że nie muszę! Ale ja po prostu chcę!
Zagryzła dolną wargę, mocno, aż do bólu.
Żeby dziecko miało mamę - powiedziała tak cicho, że z trudem ją usłyszał.
Jordan twierdził, że mnie kochasz. - Wcale nie chciał tego powiedzieć, ale słowa same wyfrunęły mu z ust.
Drgnęła, jakby dźgnął ją nożem. Zasłoniła dłonią oczy.
Niepotrzebnie.
Więc to nieprawda? - Wiedział, że w jego głosie brzmiało rozczarowanie, ale nie obchodziło go to. Jordan musiał coś źle zrozumieć, pomyślał zrozpaczony.
Dermid? - Spojrzała na niego nieśmiało przez palce. - Czy ty tego chcesz?
W jej oczach pojawiła się iskierka, której przedtem nie było i która dała mu cień nadziei. Ale nadal był ostrożny.
Jeśli ty chcesz...
Tylko wtedy, jeśli chcesz, żebym chciała, żebyś ty chciał! - Patrzyła na niego z żartobliwym błyskiem w oczach.
Wróciło. Wróciło zrozumienie, jakie łączyło ich przed jego wyjazdem do Szkocji. I już wiedział, że wszystko będzie dobrze.
Tak - wyznał. - Pragnę tego z całego serca, bo cię kocham. Szaleję za tobą i nie mogę bez ciebie żyć. Jeśli nie powiesz, że za mnie wyjdziesz...
Wyjdę za ciebie, Dermid. - Wyciągnęła do niego ręce. - Jestem w tobie bardzo, bardzo zakochana. Też za tobą szaleję i...
Pocałował ją, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej. Całowali się aż do utraty tchu. Wydawało im się, że unoszą się w powietrzu, że lecą wprost do nieba.
Pozostała jeszcze tylko jedna rzecz do wyjaśnienia.
Lacey, wiem, ile znaczy dla ciebie twoja kariera i propozycja Glory...
Nic nie mów, Dermid. - Położyła mu palec na ustach. - Domyślam się, że chcesz, bym została w domu i była mamą na pełny etat, tak jak Alice...
Odsunął delikatnie jej rękę i pocałował.
- Lacey, nie jesteś Alice. I nie spodziewam się, że będziesz taka jak ona. I nie chcę tego - powiedział, patrząc z powagą w jej oczy, pragnąc, aby go dobrze zrozumiała. - Jesteś sobą. Lacey, w której się zakochałem, jest nie tylko silną i odważną kobietą, przyszłą cudowną mamą naszych dzieci, ale ma też szansę zrealizować swe marzenia zawodowe. Kochanie, masz w sobie siłę, która pozwoli ci pogodzić karierę zawodową z życiem rodzinnym. Będę cię wspierał, a już teraz jestem z ciebie bardzo dumny.
152
GRACE GREEN
Nie musisz z niczego rezygnować. Zawsze będę przy tobie, żeby ci kibicować i dodać otuchy.
Lacey wydawało się, że za chwilę jej serce wyskoczy z piersi. Jakim cudem miała tyle szczęścia, że udało jej się zdobyć miłość takiego wspaniałego człowieka?
- Jesteś dla mnie bardzo dobry. - Pocałowała go, wdychając piżmowy zapach jego skóry. - Przyrzekam ci, że rodzina zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu. Zlecenie dla Glory to mój ostatni kontrakt. Nie ma takiego miejsca na świecie, które wolałabym od rancza.
Uściskał ją.
- Nigdy nie byłem szczęśliwszy. I cieszę się, że zrezygnujesz z kariery modelki, bo wiem, jakie to wyczerpujące i stresujące.
Spojrzała na niego rozbawiona.
I to mówi człowiek, który uważał, że to zajęcie na jedną ósmą etatu?
Widząc, jak ciężko harujesz na ranczu, zdałem sobie sprawę, że musiałaś równie ciężko pracować, żeby osiągnąć sukces w świecie mody... Naprawdę mówiłem, że jesteś obibokiem?
Roześmiała się.
Tak. I to wiele razy. Muszę cię jeszcze o coś zapytać - powiedziała poważnie. - Dlaczego ciągle mi dokuczałeś? Z początku tylko się ze mną drażniłeś, ale po śmierci Alice twoje uwagi stały się bardziej napastliwe. Naprawdę mnie bolały.
Tak mi przykro, skarbie. - Przytulił ją mocniej i gładził po włosach. - Sam tego nie mogłem zrozumieć, ale chyba już wiem dlaczego. Najpierw miałem do ciebie żal,
SIOSTRZANA PRZYSŁUGA
153
że Alice umarła, a ty nadal żyjesz swoim bezużytecznym życiem kolorowego motyla. Nie wiem, kiedy się w tobie zakochałem, ale wiedziałem w głębi duszy, że nie mam u ciebie szans i sarkazm był mechanizmem obronnym. Chciałem trzymać cię na dystans. I udało mi się.
Uniósł głowę, słysząc tupot drobnych stóp na korytarzu. W chwilę później w drzwiach stanął zdyszany Jack, z rozwianą czupryną i roziskrzonym wzrokiem.
- Cześć, ciociu! - zawołał podekscytowany. - Muszę zobaczyć dziecko! Kiedy zabierzemy je do domu, tato?
Po chwili dołączyli do niego Jordan i Felicity.
Zabierzemy nie tylko dziecko - oznajmił z szerokim uśmiechem. - Ciocia Lacey też z nami wraca. Tylko że już nie będzie twoją ciocią. Gdy tylko włożę na jej palec ślubną obrączkę, zostanie...
Będzie moją nową mamą? - Jack gapił się zdumiony na Lacey.
Tak, kochanie.
Oczy Felicity zapłonęły radością, a Jordan mruczał z zadowoleniem, jak syty kocur.
- Co ty na to, synu? - zapytał Dermid.
Jack podbiegł do łóżka i rzucił się prosto w otwarte ramiona Lacey.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy nareszcie prawdziwą rodziną!
Niewidzialna Alice patrzyła na nich z wysokości od samego początku. Teraz nareszcie mogła odfrunąć spokojnie do Nieba. Pierwsze zadanie początkującego anioła zostało wykonane. Choć bardzo się denerwowała i popełniła mnóstwo pomyłek, ostatecznie odniosła zwycięstwo. Ogarnęła ją niebiańska błogość.
Westchnęła, radosna i szczęśliwa, potem odpłynęła spokojnie w stronę światłości.
To naprawdę będzie związek pod opieką Niebios!