Moje marzenie na jawie
Nie ma nic lepszego od babcinych placków. Jakiż w nich sekret? Wszak to tylko drożdże i mąka. Skąd więc ten smak niepowtarzalny? Czyżby tajemniczy składnik, przez Babcię nigdy nie wspominany? Placki Cudowne. Tak należałoby je nazwać. Wiele prób ich podrobienia spełzło na niczym. Gdy już mi się wydawało, że jestem tuż tuż, rezultat boleśnie rozczarowywał.
Mogłybyśmy stwierdzić z siostrą, że to po prostu placki Babci i nie ma co się starać. A gdy najdzie nas nieodparta chęć ich skosztowania, trzeba do Babci zadzwonić i wprosić się na kolejną porcję. A że nie jest to łatwe, wiemy obydwie bardzo dobrze. A bo to najczęściej nie ma drożdży, albo mąki, albo obu tych składników naraz. Albo akurat Babcia nie czuje natchnienia. Wtedy nici z przysmaku. Nic jej nie skusi. Trzeba czekać na następną szansę.
A gdy już nadejdzie, należy skrupulatnie stawić się na wyznaczoną godzinę. Żadne tam pięć minut przed lub po. Nie można niweczyć Babcinych planów podania gorących placuszków chwilę po tym, jak zdejmiemy buty i zasiądziemy przy stole w jej dużym pokoju. Zapach placków roznosi się po całym domu, wypełnia jego każdy kąt. Wtedy Dziadek oderwie się od swoich gazetek i zrobi herbatę, przyniesie nadszarpnięte zębem czasu widelce, cukier i konfitury, a Babcia dostojnie wniesie półmisek parujących jeszcze z gorąca placków.
Ten pierwszy kęs zawsze jest niezapomniany. A po nim zawsze następują pochwały i pomruczenia z zachwytu na cześć zdolności kulinarnych Babci, na które Ona zawsze nieśmiało się uśmiecha. I już Dziadek zachęca do dalszej konsumpcji nakładając na talerze niemożliwe do zjedzenia ilości placuszków. Koniec końców, przy miłej rozmowie, pochłaniamy wszystkie. I znów Dziadek namawia, tym razem na lampkę słodkiego, wiśniowego wina, które Babcia zawsze ma na takie okazje. I tak rozmawiamy, o tym i owym. Zadają się pytania, snują się wspomnienia w tym domu, od zawsze takim samym, tak samo pachnącym.
A gdy już czas się zbierać, Babcia pakuje nam po kilka placków i pomarańcze. Żegnamy się, ale to nie koniec.
Bo gdy wyjdziemy z klatki kierując się w stronę domu, Dziadek zawsze wygląda przez balkonowe okno, odprowadzając nas wzrokiem, a my się zatrzymujemy i chwilę machamy do Niego żegnając się po raz kolejny. Jak zawsze od tylu lat.
Szkoda, że nie mam takiej babci, która robiłaby dla mnie przepyszne specjały, ani dziadka z którym mogłabym pogawędzić przy lampce wiśniowego wina, ani siostry, z którą niecierpliwie czekałabym na placki mojej babci. Pozostają mi tylko marzenia na jawie, które wypełniają moje pragnienia.