Sen i marzenia senne i czowanie Segal Julius docx

Spis treści / Dalej

WSTĘP



Wszyscy ludzie sypiają. Pomiędzy ciemnością, z której powstaliśmy, i tą, w której zakończymy życie, występują okresy ciemności, które przypływają i odpływają każdego dnia.



Trzecią część życia spędzamy we śnie, owym tajemniczym “władcy", któremu poddajemy się niemal bez oporu, unieruchomieni na całe godziny, odcięci od czuwającego świata. Jest zaskakujące, że ludzie, którzy codziennie zapadają w sen i nieświadomość, przyjmują to z tak niewielkim zdziwieniem.



W ciągu swego krótkiego życia każdy człowiek próbuje zrozumieć kim jest, dumny ze swych działań i myśli, które są mu ,tak właściwe, i usiłuje przezwyciężyć swe wewnętrzne instynkty.



Poszukiwanie samego siebie nigdy się nie kończy, jak również nigdy nie osiąga pełni zdolność człowieka do kierowania sobą, tak że w końcu życia jest on jeszcze bardziej sobie nie znany niż przypuszcza. Przez 70 lat prowadził bowiem jakby dwa życia, lecz poznał tylko jedno z nich. Niemal nic nie wie o 20 latach, które w tym czasie przespał.



W ciągu dnia człowiek pracuje, postrzega, przeżywa i zastanawia się. Co natomiast dzieje się w nocy w naszych ciałach i umysłach? Człowiek zasypia i w tym momencie zapada kurtyna.



Niczym w zwierciadlanym obrazie bytu człowieka ujawniają się we śnie jego nieznane cechy. Są jego częścią, lecz on ich nie zna. Śpiąc, nie może świadomie uzyskać wglądu we własną aktywność umysłową. We śnie odnaleźć można pokłady niezgłębionych tajemnic osobowości każdego z nas. Zawierają się w nich również siły uruchamiające świadome działanie. Ostatecznie więc los rodzaju ludzkiego może zależeć od tego, w jakim stopniu rozwiążemy te zagadki i poznamy własną psychikę, a więc od tego, w jakim zakresie człowiekowi uda się zrozumieć i kontrolować samego siebie. Tak szerokiemu ujęciu społecznemu badania nad snem dodały jeszcze nowy wymiar, dzięki powiązaniu ich wyników z tym, co każdy człowiek sam wie o sobie i, co ważniejsze, dzięki temu, że rzuciły dodatkowe światło na naturę istoty ludzkiej.



Cokolwiek człowiek czyni, musi najpierw “wykonać" to w swym umyśle, którego narzędziem jest mózg. Umysł zaś może wykonać jedynie to, do czego mózg jest przygotowany i dlatego, zanim zrozumiemy swe własne zachowanie, powinniśmy przekonać się, w jaki rodzaj mózgu jesteśmy wyposażeni.



W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci uczeni zaczęli ujawniać niektóre z tajemniczych, naturalnych praw snu. Badania te stały się wzorem najbardziej zapewne aktywnego, jedynego w swoim rodzaju podejścia do badania samego mózgu.



Różni uczeni przyjmowali skrajnie różne założenia, a jednak uzyskiwane przez nich informacje okazywały się zbieżne, choć dawniej mogłoby się wydawać, że nie mają ze sobą żadnego związku. Wśród tych uczonych jest wielu psychologów-eksperymentatorów, anestezjologów, farmakologów, są wśród nich również matematycy zajmujący się maszynami matematycznymi oraz uczeni usiłujący przewidzieć różne problemy związane z przekroczeniem przez człowieka progu przestrzeni kosmicznej.



Współpracują oni z neurologami zajmującymi się padaczką, z psychiatrami usiłującymi zrozumieć i leczyć choroby psychiczne, z psychologami, którzy badają niedorzeczny świat marzeń sennych, z lekarzami, którzy usiłują leczyć przypadki moczenia nocnego,* z biochemikami, fizjologami i instruktorami astronautów.



Spotykając się w świecie nocy stwierdzają oni, że pracują nad zjawiskami powiązanymi ze sobą, nad podstawowymi mechanizmami usposobienia i pamięci, uczenia się i osobowości, psychozy i zdrowia psychicznego," choroby fizycznej i fizycznego zdrowia. Sen bynajmniej nie jest oddzielony ostrą granicą od czuwania, stanowi nieodłączną część rytmu życia i odzwierciedla każdą jego stronę.



Nowe badania nad mechanizmami mózgowymi, regulującymi stany snu i czuwania, przyniosły niezmiernie istotne informacje naukowe. Po raz pierwszy zaczęliśmy dostrzegać zarysy zdumiewającego mechanizmu czynności mózgu w okresach, kiedy niejako mówi on sam do siebie.



Stany snu i czuwania były kiedyś rozpatrywane jako światło i ciemność ludzkiej świadomości, dzisiaj jednak wiemy, że istnieje tu wiele odcieni. Sen nie jest stanem całkowitej nieświadomości, a w mroku niepamięci, w którą człowiek pogrąża się co noc, istnieją przerwy wypełnione intensywnymi przeżyciami wewnętrznymi, przypominającymi czuwanie. Należą do nich marzenia senne i najrozmaitsze myśli. Istotnie, sen składa się zazwyczaj z dwóch na przemian przebiegających stanów, tak dalece odmiennych, że niektórzy uczeni sądzą, iż nie należy ich określać wspólną nazwą.



Jedna faza, której towarzyszą żywe marzenia senne, jest paradoksalnym stanem głębokiej drzemki, podczas której nie docierają do świadomości człowieka niepożądane zakłócenia. Pojawia się ona u noworodków i występuje przez całe życie. Obecnie wiele badań skupia się na tej fazie, ponieważ w niej właśnie znajduje się, być może, zasadniczy klucz do zrozumienia ludzkiej natury, rozwoju psychiki człowieka i jej zaburzeń. Rola tej fazy jest dla uczonych frapującą zagadką. Czy sen jest po prostu nośnikiem tych przesuwających się marzeń sennych, czy też marzenia senne są ubocznym produktem rytmicznego spłycania się i pogłębiania snu?



Istnieją pytania jeszcze trudniejsze. Najtrudniejsze i najbardziej podstawowe z nich są niewinnie zadawane przez dzieci; pytania te są zazwyczaj pomijane przez większość dorosłych, lecz rozpatrywane z uwagą przez uczonych.



Wszystkie zwierzęta pogrążają się co dnia w okres ciszy. Ktoś ciekawy, a zarazem naiwny, może dziwić się, dlaczego tak się dzieje. Wydaje się, że sen jest jedną z najbardziej podstawowych potrzeb wyższych ssaków. Człowiek może przeżyć bez snu około 3 tygodnie, lecz po tym okresie zaczyna działać tak, jakby znajdował się w stanie psychozy. Do dziś nie rozumiemy chorób psychicznych, którym towarzyszy bezsenność. Nie wiemy również, co znajduje się u podłoża naszej, tak zasadniczej potrzeby snu. Zaledwie zaczynamy dostrzegać niektóre z niewidocznych sił rządzących rytmem naszego życia, biologiczne “zegary" czynne w naszym organizmie, które odmierzają tempo czuwania czy snu, poczucie siły czy nadmiernej wrażliwości, bystrości czy ociężałości myśli, wesołości czy smutku. Dopiero co uznaliśmy za podstawowy fakt życia to, że nasze doświadczenie i zachowanie się są konsekwencją praw przyrody, że nasz umysł jest częścią materii, z której jesteśmy ukształtowani. Doniosłość tego odkrycia stała się jasna w toku badań nad snem, wykonywanych obecnie jednocześnie w krajach Europy Zachodniej, w Związku Radzieckim, Japonii, Stanach Zjednoczonych Ameryki i w wielu innych krajach świata.



W poszukiwaniu odpowiedzi naukowych dokonano odkryć o dużej doniosłości praktycznej, szczególnie istotnych dla medycyny, co wykażemy na kilku przykładach. Zaburzenia snu poprzedzają wiele chorób psychicznych, stanowią często wstęp do ostrych stanów depresyjnych i bywają zwiastunem usiłowań samobójstwa. Istnieją również choroby takie, jak padaczka, której objawy, występujące często nocą, mówią coś niecoś o naturze i mózgowych źródłach napadów tej choroby. Wydaje się obecnie możliwe, że badania nad wzorcem snu danej osoby ułatwią lekarzom przewidywanie zagrażających pacjentowi zaburzeń osobowości. Skojarzone badania nad lekami i snem powinny doprowadzić do wyjaśnienia mechanizmów swoistego działania rozmaitych leków, co ułatwi nam stosowanie ich ostrożniej i sensowniej, niż to czynimy obecnie.



Nie wszyscy ludzie sypiają jednakowo. Osobowość człowieka znajduje często odzwierciedlenie we wzorcu jego snu, w jego nawykach i zachowaniu się w czasie snu, ponieważ sen nie jest “okresową śmiercią", lecz zawiera w sobie elementy ruchu, mowy, pochrapywania, śmiechu, czuwania. Osoba śpiąca dokonuje subtelnych nieraz rozróżnień bodźców zewnętrznych: może przespać burzę z piorunami, podczas gdy budzi ją cichy płacz dziecka. W przyszłości badania nad snem mogą stać się niezwykle ważne. Być może uda się nam zrozumieć, jak to się dzieje, że niektórzy ludzie zasypiają według swej woli i budzą się na “psychiczny dzwonek alarmowy". Każdy człowiek ma wewnętrzne “urządzenie" odmierzające czas we dnie i w nocy. Możemy nauczyć się wyczuwać ten rytm w nas samych i zorganizować nasze czynności w sposób bardziej produktywny i przyjemny. Możemy również nauczyć się kontrolować czynności naszego ciała i nasze odczucia, aby wykorzystać w pełni naszą zdolność do koncentracji. Z pomocą badań nad snem, które psychikę i ciało traktują jako niepodzielną całość, człowiek może w przyszłości objąć kontrolą swój umysł.



Sen dostarcza szczodrze informacji na temat natury człowieka czuwającego, jego ukrytych zdolności, jego nocnego zbliżania się do granic szaleństwa. Jednakże wielu ludzi uważa, że sen jest ich wrogiem, dla niektórych jest w nim coś posępnego. Przy tym większość z nas sądzi, że wszyscy ludzie śpią tak, jak “ja". Tymczasem tak nie jest. Jeden człowiek znajduje we śnie odświeżenie, inny zaś zbliżający się sen traktuje jak węża morskiego, który chce go pochłonąć. Niektórzy boją się snu, ale zarazem wpadają w panikę, kiedy nie mogą zasnąć.



Zachowanie się człowieka związane ze snem bywa tak różne, jak rozmaite są osobowości ludzkie i nawet wówczas, kiedy człowiek świadomie temu zaprzecza, należy ono do obyczajów i rytuału jego codziennego życia.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział l

POGLĄDY NA SEN



W połowie ubiegłego wieku wielki pisarz angielski, Karol Dickens, przewędrował Stany Zjednoczone Ameryki wprawiając w zdumienie szereg hotelarzy. Był on dziwnym gościem. Po jego odjeździe meble w pokoju, który zamieszkiwał, były całkowicie po-przestawiane. Kiedykolwiek wszedł do nowego pomieszczenia, pierwszą jego czynnością było podejście do łóżka, wyciągnięcie kieszonkowego kompasu i zmiana kierunku ustawienia łóżka tak, aby głowa wskazywała północ. Zgodnie z panującą w owym czasie teorią, prądy magnetyczne biegły na północ i południe, pomiędzy biegunami, przy czym istniało przekonanie, że dla człowieka śpiącego jest niezmiernie korzystne, jeżeli umożliwia tym prądom wędrówkę poprzez swoje ciało w prostej linii.



Dickens ze swoim kompasem, wykonując przedsenny rytuał, postępował zgodnie z powyższym przekonaniem. Postępowanie jego, jakkolwiek przedziwne, nie było bynajmniej bardziej wyszukane niż te czynności, które wielu z nas wykonuje przed zaśnięciem. Owe czynności wieczorne wydają się tak niekonsekwentne i tak trudne do wytłumaczenia, że większość ludzi nie uważa ich za jakikolwiek rytuał. Jednakże można zauważyć, zwłaszcza u dzieci, że czynności symboliczne, pozbawione realnego znaczenia, nabierają uspokajającej, magicznej mocy.



Pewien wybitny uczony z Uniwersytetu Stanu Pensylwania przypominał sobie, że w dzieciństwie religię swej rodziny i uczucia patriotyczne swej babki uważał za magiczną siłę. W czasie wakacji w Sierra Nevada w Kalifornii mógł on zasnąć dopiero wtedy, kiedy umieścił Biblią pod poduszką, zaś flagę amerykańską w poprzek łóżka, aby chroniły go przed niebezpieczeństwem.



Większość ludzi prymitywnych i niemal wszystkie dzieci tworzą sobie rytuały i amulety (z koców lub kamieni), których szczególne i tajemne znaczenie pomaga im zasnąć. Rodzice zazwyczaj nie są świadomi tych zabiegów, ponieważ nie zwracają na nie uwagi. Nawet spostrzegawczy rodzice bywają zaskoczeni stwierdzając, że ich dwu- lub trzyletnie dzieci wykonują zawiłe czynności, przygotowując się do snu.



Pewne dziecko np. starannie owijało cztery palce w prześcieradło, zwilżało je śliną, następnie wtykało kciuk do ust i zaczynało go ssać, jednocześnie zaś palcami owiniętymi w wilgotny rąbek prześcieradła bez przerwy pocierało sobie nos. W pewnej chwili oczy dziecka zaczynały się przymykać i zapadało ono w pierwszy sen. Inny chłopiec wyciągał ze swej kołdry strzępki puchu, po czym automatycznym i regularnym ruchem rozcierał je między palcami, dopóki oczy nie zaczęły mu się przymykać. Jeszcze inne dziecko, mała dziewczynka, zwijała swą kołdrę i używając jej jako poduszki zwilżała jednocześnie śliną jej satynowy róg, gdy zaś ten był już zupełnie wilgotny, owijała weń kciuk, wkładała go do ust i głośno ssała. Podobne dziwaczne nawyki spostrzegano również u szczeniąt, które przed zaśnięciem żują koc lub kawałek sukna w sposób nie przypadkowy, lecz niejako zrytualizowany.



Pochodzenie tego rodzaju obrządków poprzedzających zaśnięcie jest niejasne, jednakże praktyk tych nie zaprzestajemy również po wyjściu z wieku dziecięcego. Są ludzie, którzy twierdzą, że nie mają żadnych trudności ze snem, a jednak każdego wieczoru przyjmują środek nasenny. “Zamknięte" gdzieś w mózgu wyobrażenie snu musi mieć określone znaczenie dla każdego człowieka i odgrywa w jego życiu szczególną rolę. W jakikolwiek sposób przygotowujemy się co noc do snu, możemy nigdy nie poznać sensu naszych czynności, ich znaczeń utkanych w trakcie naszego życia, które długo wymykały się świadomemu poznaniu. Nasze wyobrażenia na temat snu, sprawy najbardziej osobistej, mają silne zabarwienie emocjonalne.



Charakterystyczne otoczenie, w którym spędzamy noc, sypialnia i łóżko, stanowi scenę, na której rozgrywa się wiele poważnych dramatów życiowych. Większość ludzi rodzi się w łóżku i w łóżku także umiera. Łóżko jest miejscem, w którym doznajemy cierpień chorobowych i rozkoszy miłości. Małe dzieci w łóżku bawią się, a pod osłoną ciemności zwierzają sobie szeptem najskrytsze tajemnice. Poduszka jest powiernicą łez, a nieraz stanowi przedmiot, do którego tuli się człowiek zdenerwowany, niespokojny lub chory z niezaspokojonej miłości. Uczucia dobrze za dnia ukryte, znajdują ujście w sypialni. Tam właśnie zdejmują maskę niezadowoleni z siebie małżonkowie i tam zamyka się małżeński krąg sporów, wzajemnych żalów i pojednań. Sypialnia jest miejscem udręki dla osób cierpiących na bezsenność i ukojenia dla ludzi znużonych, miejscem, w którym przeżywamy koszmary nocne, a także pełne uroku sny.



Nawyki człowieka związane ze snem zaczynają powstawać już w dzieciństwie, lecz niemal każda osoba dorosła, która śledziła ich kształtowanie się, wpada w zakłopotanie, gdy w domu zjawia się przybysz – nowo narodzone dziecko. Zadziwiające, że tak mała istota może tak gruntownie zakłócić sen swych rodziców. Przede wszystkim nie ma ona zwyczaju spać przez całą noc, ucina sobie za to przerywane drzemki. Młoda matka, poprzednio zwykła głęboko sypiać, budzi się teraz na najlżejsze kaszlnięcie lub najcichszy płacz dziecka. Po kilku męczących tygodniach przystosowuje się ono wreszcie do sypiania przez całą noc, gdyż jego rodzice uważają to za niezbędne. Zaczyna się jego edukacja w dziedzinie snu. Od tej chwili nawyki i odczucia, które ukształtują wzorzec snu małego człowieka, będą rozwijać się zarówno pod wpływem nawyków rodziny, jak i właściwości jego własnej natury.



Około trzeciego roku życia dziecka, pójście do łóżka staje się głównym punktem spornym dnia. Dziecko usiłuje odsunąć godzinę, w której gaśnie światło, i nawet kiedy jest zmęczone lub chore, wymyśla najprzebieglejsze strategie, aby odwlec chwilę udania się na spoczynek. Jednakże, z drugiej strony, dziecko łatwo zasypia w nieoczekiwanych porach i miejscach, w ramionach rodziców, w autobusie, samochodzie, na schodach, w parku, kościele, na koncercie. Prawdopodobnie dzieci nie czują niechęci do samego snu, lecz do tego, co on zwiastuje.



Niekiedy lęk ma źródło wewnętrzne, gdyż marzenia senne są dla dzieci rzeczywistością. Rozumiejący dziecko psychiatra mówi: “Gdybyście poszli do łóżka i znaleźli tam tygrysa, czyż nie chcielibyście uciec?". Wprawdzie przed snem tygrysa nie ma w łóżku, ale dziecko wie, że kiedy zamknie oczy, może on powrócić, aby chwycić je swymi pazurami. Dziecko nie umie dobrze mówić i nie potrafi opowiedzieć takich snów, lecz jego odczucia są zabarwione tym, co słyszy od rodziny, a także własnym rytuałem odprawianym przed zaśnięciem.



Pediatrzy zauważyli, że w nieustannie powracających problemach wzajemnego stosunku rodziców i dzieci zaznacza się coś nowego. Przed dwudziestoma latami sprawą najważniejszą było jedzenie. Rodzinne posiłki nie odbywały się bez gniewu i zmuszania dzieci do jedzenia; stosowano też namowy i obietnice. Dzisiaj problemem jest sen, zwłaszcza gdy dziecko jest małe. Pora udania się do łóżka stała się w wielu domach zarzewiem niesnasek rodzinnych. To przesunięcie akcentów nie świadczy zapewne o tym, że same dzieci jakoś się zmieniły. Przed trzydziestoma z górą latami sprawy jedzenia stanowiły powód do napięcia w milionach rodzin amerykańskich, dotkniętych skutkami kryzysu. Przeżycia te były tak silne, że nawet kiedy głód stał się odległym wspomnieniem, jedzenie zaś przestało być codzienną troską, przetrwałe w świadomości rodziców ślady tych napięć kazały im dobrze odżywiać swe dzieci, choćby to wymagało zastosowania przymusu. Przeprowadzone przez pediatrów badania wpłynęły na rozwój produkcji smacznych pokarmów dziecięcych i wskazały rodzicom sposoby postępowania, pozwalające uniknąć kłopotów z dziećmi nie chcącymi jeść.



W miarę jak problemy jedzenia zaczynały tracić ową ostrość, narastały problemy snu. Nikt jeszcze nie badał dziecka odmawiającego pójścia spać, dziecka, którego postępowanie zmierzające do uniknięcia łóżka może niejednokrotnie spowodować prawdziwą wojnę domową.



Dziecko nie znajduje słów na wyrażenie lęku, który każe mu przylgnąć do ręki ojca i natarczywie budzić go, kiedy tylko próbuje on ponownie zasnąć. Dziecko nie potrafi również wytłumaczyć, dlaczego pragnie, aby opowiadano mu, aż do znudzenia, wciąż od nowa tę samą bajkę. Do niedawna nie podejmowano poważnych prób zbadania powodów takiego zachowania się dzieci, chociaż psychiatrzy mieli na ten temat pewne uzasadnione przypuszczenia. Dzisiaj psychiatrzy uważają, że obawa dziecka przed zamknięciem drzwi jego sypialni wynika z podstawowego “lęku przed odosobnieniem".



Odosobnianie dzieci od rodziców na noc zaczyna się w Stanach Zjednoczonych bardzo wcześnie. Jest to, w gruncie rzeczy, rodzaj subtelnego wdrażania malców do samodzielności. Wielu ludzi uważa, że właśnie owo nocne oddzielanie dziecka stanowi pierwszy krok w kierunku kształtowania niezależnego charakteru. Dla wielu dzieci jest to gorzka lekcja, toteż w braku słów, które wyraziłyby ich przerażenie i poczucie osamotnienia, głośno płaczą.



W dziejach ludzkości wszędzie tam, gdzie panowało ubóstwo i gdzie występował brak przestrzeni mieszkalnej, przyjętym obyczajem było sypianie całej rodziny w jednym pomieszczeniu, dzieci tuż obok rodziców. Pierwszą wspólną sypialnią była jaskinia i chociaż dla zamożnego człowieka współczesnego może się to wydawać osobliwością interesującą głównie antropologów, obyczaj ten utrzymuje się nadal i uważany jest za wygodny i zapewniający ciepło. Buszmeni, sypiający często na gołej ziemi wokół ogniska, tulą troskliwie swe dzieci do siebie. Jednakże nie tylko wśród plemion prymitywnych spotyka się obyczaj wspólnego sypiania całych rodzin, zapewniający ciepło, a także ochronę przed niebezpieczeństwem i zmorami nocy.



Obyczaj ten jest bardzo rozpowszechniony także wśród milionów stłoczonych mieszkańców dzielnic nędzy we współczesnych miastach. W wielodzietnych, zamieszkujących te dzielnice rodzinach, dzieci często sypiają razem, w tym samym pokoju i w tym samym łóżku. Jeśli cofniemy się wstecz do prehistorii człowieka, stwierdzimy, że jego dzicy praprzodkowie, wielkie małpy podobne do dzisiejszych gorylów czy szympansów, miały również zwyczaj spędzania nocy w stłoczonej gromadzie.



Oddzielne sypialnie pojawiły się dopiero około XV wieku, choć nadal nie są normą dla całej ludzkości. Dziecko, które wzdraga się przed pozostaniem na noc w samotności, które nalega, aby drzwi do jego sypialni pozostawić otwarte i aby w pobliżu paliło się światło, ujawnia pragnienie poczucia bezpieczeństwa i upodobania, które łatwiej było zaspokoić w minionych epokach, a także dzisiaj wśród ludzi mniej uprzywilejowanych.



Źródłem poczucia zadowolenia może być rytuał poprzedzający zaśnięcie. Benjamin Spock, jeden z najbardziej znanych w Stanach Zjednoczonych autorytetów w dziedzinie pediatrii, przypuszcza, że owe rytuały, zanim nabiorą cech uspokajającego nawyku, uprawiane są z rozmysłem. Nie wiadomo, w jakim stopniu uczucia dziecka wiążące się z porą pójścia spać i uprawiane przezeń praktyki poprzedzające zaśnięcie wpływają na późniejsze kształtowanie się jego osobowości. Uzasadniony jest pogląd, że pozostawiają one głębokie ślady, jednakże w historiach chorób osób psychicznie chorych rzadko wzmiankuje się o ich nawykach związanych ze snem, zaś lekarze dziecięcy na ogół nie zaprzątają sobie głowy zbieraniem danych o śnie swych pacjentów, choć wzorce snu nieraz dostarczają wartościowych informacji o istocie stanów chorobowych. Zachowanie się ludzi w nocy jest jeszcze terenem niezbadanym.



Reginald S. Lourie ze Szpitala Dziecięcego w Waszyngtonie zauważył, że małe dzieci z sąsiadujących ze szpitalem slumsów biegną z płaczem do łóżka, jeżeli skaleczyły się przy zabawie na ulicy. Łóżko niejako zastępuje im rzadko widywaną matkę. Obyczaje panujące w tejże dzielnicy zamieszkałej przeważnie przez nędzarzy i ich zachowanie się w nocy są bardzo interesujące. Psychiatrze mogłaby przydać się informacja o tym, kto śpi z kim w rodzinie jego pacjenta. Który dorosły sypia z dzieckiem po prostu po to, aby ochronić je przed innym dorosłym w mieszkaniu? Lourie wskazuje, że nocne zwyczaje mieszkańca tej okolicy mogłyby okazać się źródłem istotnych informacji o naturze stwierdzanych u niego zaburzeń psychicznych.



Jeżeli dzisiaj wydaje się, że sen ma bardzo duże znaczenie dla medycyny, a zwłaszcza dla psychiatrii, to do niedawna tylko bardzo niewielu ludzi uważało, że jest to zjawisko godne badania. Dlatego właśnie nasza wiedza o związanych ze snem nawykach, cechujących rozmaite grupy kulturowe, jest tak ograniczona. Antropolodzy nie podejmowali prób całonocnego czuwania przy ludziach przygotowujących się do snu i śpiących, aby poznać ich zachowanie się w tym czasie. To, co na ten temat wiemy, pochodzi głównie z relacji pośrednich. U ludzi reprezentujących kultury prymitywne dominuje strach – strach przed nocą i niebezpieczeństwami, które ona ze sobą niesie, a również strach przed samym snem.



Sir James Frazer w książce pt. Złota Gałąź formułuje teorię pochodzenia powszechnie spotykanej obawy przed snem. Według tej teorii, obawa ta wywodzi się z przekonania, że zwierzęta i ludzie żyją i działają dlatego, że w każdym z nich zamieszkuje małe zwierzątko bądź mały człowieczek. Ów mały człowieczek we wnętrzu człowieka to jego dusza. Życie miałoby więc zależeć od obecności duszy w ciele, śmierć oznaczałaby jej brak. Sen byłby w tym ujęciu oznaką przejściowej nieobecności duszy w człowieku. Wśród mieszkańców Fidżi, na południowo-zachodnim Pacyfiku, podobnie jak u wielu innych prymitywnych szczepów, panuje przekonanie, że człowieka śpiącego nie należy budzić, ponieważ jego dusza odbywa w tym czasie wędrówkę i mogła jeszcze nie zdążyć powrócić. W Birmie, z tego samego powodu, obudzenie śpiącego jest uważane za zbrodnię nie mniejszą, niż pchnięcie człowieka pod koła jadącego wozu. Skojarzenie snu ze śmiercią, utwierdzone przez względną nieruchomość i odcięcie od świata osoby śpiącej, nie zawsze skłaniało do ochrony snu. W pewnych częściach Tybetu chorym, kalekom lub kobietom, które wydały na świat dziecko, nie pozwala się zasnąć. Jednym z głównych obowiązków pielęgniarki jest tam spryskiwanie, w razie potrzeby, twarzy pacjenta wodą, niektórzy zaś lekarze z obawy, że chorzy mogą zasnąć, każą im pozostawać w pozycji stojącej lub nachylonej tak, aby mogli się o coś oprzeć. Ten nieprzyjemny sposób leczenia wywodzi się przypuszczalnie z obserwacji przebiegu występującej tam choroby, w której sen, a raczej śpiączka, często poprzedza śmierć.



Prymitywne skojarzenie snu ze śmiercią, spojrzenie na sen jako na chwilowe odejście ze świata żywych, odcięcie duszy od ciała, bynajmniej jeszcze nie wygasło. Jest ono zawarte w wielu naszych nawykowych czynnościach wykonywanych przed zaśnięciem, zupełnie zaś wyraźnie zaznacza się w wieczornych modlitwach.



Trudno powiedzieć, w jakim stopniu słowa wieczornej modlitwy wpływają na człowieka kojąco i umożliwiają mu zaśnięcie. To prawda, że wielu ludzi po ułożeniu się do snu odczuwa kołatanie serca, niepokój i nie może zasnąć. Jest to doznanie dość powszechne, jednakże większość ludzi nie wiąże go z obawą przed snem.



Wiele osób boi się snu i narkozy dlatego, że nieznośna jest dla nich myśl o utracie kontroli nad samym sobą i nad otaczającym światem. Anestezjolodzy w szpitalach i lekarze stomatolodzy stwierdzili, że obawa ta cechuje na równi dorosłych ludzi, jak i dzieci. Zdarza się, że lekarze i stomatolodzy są zmuszeni – choć niechętnie – wykonywać zabiegi bez znieczulenia ogólnego, ponieważ ich pacjenci wolą ból niż utratę świadomości. Do pewnego stopnia jest to po prostu wyraz niewłaściwego pojmowania snu.



Freud był przekonany, że lęk przed snem i czynności wykonywane w porze udania się na spoczynek są powszechne. Człowiek, który lubi wypić przed snem szklankę mleka lub kieliszek whisky, powiedziałby zapewne, że czyni to dla przyjemności i nie odczuwa żadnego lęku. Dość powszechny jest zwyczaj jedzenia przed pójściem do łóżka lub w ciągu nocy. U niektórych otyłych ludzi zwyczaj ten przyjmuje formy nawykowej żarłoczności i stanowi objaw znany wśród psychiatrów jako “zespół nocnego jedzenia". Wydaje się, że u podłoża tego zespołu można znaleźć lęk przed snem. Owe uczty w porze przeznaczonej na sen składają się często z kremu lub mleka, produktów budzących wspomnienie słodkich dań z okresu dzieciństwa. U wielu innych ludzi nawyki przed snem nie obejmują jedzenia lut) picia, lecz wiążą się ze światłem. Ludzie ci zasypiając muszą palić światło. Jeszcze innym potrzebna jest muzyka z płyt lub przez radio. Wspomnijmy więc raz jeszcze, że człowiek jest istotą społeczną i że ma poza sobą długą historię sypiania w towarzystwie.



W szczególnie trudnych okresach życia potrzeba towarzystwa staje się bardzo wyraźna. Dziecko w szpitalu pragnie, aby rodzice siedzieli przy jego łóżku, gdy zasypia. Nawet najpotężniejszy człowiek na świecie może odczuwać przy zasypianiu, w trudnych dla siebie chwilach, potrzebę obecności kogoś bliskiego. Na przykład, w listopadzie 1963 roku prezydent Lyndon B. Johnson zatrzymał przy swym łóżku do godziny 2.00 w nocy swego bliskiego przyjaciela, Horacego Busby. Była to noc po pierwszym dniu urzędowania nowego prezydenta, który to dzień nastąpił po tragicznym wstrząsie, wywołanym morderstwem dokonanym na osobie prezydenta Kennedy'ego.



Obawa przed snem jest tak rozpowszechniona, że jej przejawy nie budzą niczyjego zdziwienia. Jeżeli zdarzy się, że sławny uczony z MIT [Massachussets Institut of Technology – jeden z największych instytutów naukowo-technicznych w Stanach Zjednoczonych (przyp. tlum.)] uczestniczący w kongresie naukowym wygląda na zmęczonego i niespokojnego, nikt nie powie, że zachowuje się on jak dziecko, gdy wyjaśni, iż nie potrafi dobrze spać z dala od żony i rodziny. Istotnie, wielu ludzi sypia dobrze tylko we własnym łóżku.



Niemal każdy z nas wykonuje przed snem jakieś, choćby niedostrzegalne czynności nawykowe, wyrażające niewypowiedziane, a być może nieuświadomione uczucia. Bez spełnienia tych czynności trudno byłoby zasnąć. Takiego obrządkowego charakteru może nabrać wieczorne mycie się, przepierka, kąpiel, czyszczenie zębów, przechadzka z psem, przegląd mieszkania, włączenie nocnej lampki, czy wreszcie jakakolwiek inna, mniej lub bardziej osobliwa czynność.



Trudno zapewne o nawyk bardziej dziwaczny niż ten, który uprawiał pewien mężczyzna z San Francisco. Każdej nocy spędzał on pół godziny, w pokoju swej żony, następnie zaś zasypiał, lecz tylko wtedy, gdy położył się wygodnie w otwartej trumnie. W pewnych częściach Polinezji rozpowszechniony jest wśród ludności obyczaj sypiania z głową zwróconą ku wschodowi. Od strony wschodniej znajduje się również niezamieszkała część domu, wykorzystywana tylko podczas uroczystości pogrzebowych. Przesąd staje się często narzędziem higieny. Wielu Irańczyków sypia z twarzą skierowaną w stronę Mekki, zaś w ich wyszukanych obrządkach kładzie się nacisk na czystość, picie zsiadłego mleka i zasypianie na lewym boku, co ułatwia trawienie.



Benjamin Franklin życzył sobie, aby jego sypialnię wietrzono do tego stopnia, że zimą nieraz panował w niej mróz, był bowiem przekonany, iż chłodna skóra zapewnia przyjemny sen. Jeżeli spotkał kogoś cierpiącego na bezsenność, zalecał mu kąpiel powietrzną. Co więcej, uważał, że w sypialni powinny stać dwa łóżka, tak aby jej mieszkaniec mógł w każdej chwili przenieść się z łóżka rozgrzanego na chłodne. Winston Churchill dzielił, zdaje się, ten pogląd. W czasie konferencji Wielkiej Trójki w roku 1953 nalegał, aby do sypialni wstawiono mu dwa jednakowe łóżka. W jednym z nich spał dopóki prześcieradło się nie pofałdowało, w połowie zaś nocy przenosił się do świeżego łóżka. Zapewne dla zapewnienia swobody ruchów i chłodu, co trzeci człowiek sypia nago.



Czysta pościel i strój nocny, tak dziś rozpowszechnione, są wynalazkami dość niedawnymi. W wieku IX, w czasie panowania Karola Wielkiego, kiedy to łóżko weszło w użycie w całej Europie, ludzie nadal woleli sypiać raczej na ostrych płóciennych rogóżkach niż na prześcieradłach. Łatwo prześledzić ewolucję miejsc przeznaczonych na sen. Pierwszymi “łóżkami" były: ziemia, słoma i skóry. Choć w Biblii mowa jest o luksusowym, puchowym łożu królowej Estery, w rzeczywistości składało się ono z kilku poduszek ułożonych na podłodze. Egipcjanie Starego Państwa, Babi-lończycy, Asyryjczycy znosili jeszcze więcej niewygód, sypiając na wąskich posłaniach, niby niskich stołach, z drewnianymi podgłówkami. Inkrustowane metalem i drogimi kamieniami posłania bogaczy były jeszcze twardsze. Pierwszą oznaką luksusu były zapożyczone od Rzymian wiszące łóżka w kształcie kołyski. W sypialni bogatego Rzymianina znajdowały się dwa takie łóżka: jedno wypełniała ciepła woda, drugie wyściełano materacem. Właściciel najpierw zażywał dla odprężenia ciepłej kąpieli, kołysany przez służącego, a następnie przenosił się na materac i zasypiał, również kołysany.



Łóżka podobne do dzisiejszych weszły w powszechne użycie w XVII wieku, za panowania Ludwika XIV. Król używał zazwyczaj swego ogromnego łoża jako tronu, z którego kierował pracami rządu i parlamentu. Było to jego ulubione miejsce udzielania audiencji. Zapoczątkowało to podobny obyczaj wśród możnych, których przedstawiciele również zaczęli przyjmować gości nie schodząc z łóżka. Budowano łoża wysokie, z baldachimami. Znaczenia nabrały schodki, po których wchodziło się do łóżka, urządzenia ogrzewające i coraz więcej innych udogodnień, które zaczęły stopniowo zanikać wraz z pojawieniem się centralnego ogrzewania.



Łóżko pozostaje nadal ważną częścią umeblowania. Łóżka amerykańskie są obecnie o kilkadziesiąt centymetrów dłuższe niż za czasów Georgea Washingtona i z roku na rok wydają się obszerniejsze, przystosowywane do pokolenia, którego przedstawiciele są znacznie wyżsi i kształtniejsi niż ich przodkowie. Nowoczesne łóżko stanowi jakby rodzaj zautomatyzowanego, luksusowego łóżka rzymskiego. Pewien model eksperymentalny przedstawia wannę z przezroczystego tworzywa sztucznego. Śpiący, całkowicie zanużony w kąpieli z domieszką różnych preparatów chemicznych, ma w niej odpoczywać nie odczuwając ciężaru własnego ciała, uwolniony od działania siły grawitacji. Powinno mu, przynajmniej w teorii, wystarczyć bardzo niewiele snu, gdyż odpoczynek w tych warunkach ma być niezwykle skuteczny.



U ludzi w ciągu wielu wieków wytworzył się pewien osobisty stosunek do łóżka i pościeli. Nabrali oni licznych przyzwyczajeń i nawyków. Wykazują też dużą rozmaitość uprzedzeń związanych ze snem, na przykład chcą sypiać tylko na białych prześcieradłach. Najpowszechniejsza zaś jest niechęć do sypiania ze stopami u wezgłowia łóżka. Dzisiaj, zwłaszcza w społeczeństwach uprzemysłowionych, gdzie życie i miłość uległy zrutynizowaniu, wiele osób uważa, że łóżko jest jedynym, właściwym miejscem do uprawiania miłości, zaś odpowiednią do tego porą są chwile przed zaśnięciem. Skojarzenie łóżka, seksu i snu jest tak silnie zakorzenione, że stało się źródłem jeszcze jednego uprzedzenia; niektórzy dorośli są pewni, iż nie potrafią zasnąć bez zadowolenia seksualnego. Seksuolodzy wysłuchują z tego powodu licznych skarg ze strony niezgodnych pod tym względem par małżeńskich. Wydaje się, że jest to raczej wymaganie męskie, ponieważ mężczyźni wykazują większą skłonność niż kobiety do szybszego zasypiania po stosunku płciowym. Pewien psychoterapeuta był zdziwiony znaczeniem ulgi, którą przynosi zaspokojenie seksualne przed zaśnięciem. Jeden z jego pacjentów przyszedł doń kiedyś po poradę w stanie niezwykłego wycieńczenia. Zapytany o przyczynę tego znużenia udzielił zaskakującej odpowiedzi. Uznał on mianowicie, że masturbacja jest szkodliwa i nagle, na kilka nocy, zaniechał uprawiania jej, choć poprzednio czynił to stale. Przez tych kilka nocy był całkowicie niezdolny do snu.



W zwykłych warunkach ludzie swobodnie uprawiają swe praktyki ułatwiające im zaśnięcie, niezależnie od tego, jak bardzo są one skomplikowane. W warunkach stressu, bólu, przerażenia czy wyczerpania wszelkie tego rodzaju praktyki stają się zbyteczne, ponieważ sen okazuje się nieodpartym władcą. Odmiennie od podstawowych popędów biologicznych, takich jak głód czy popęd płciowy, sen może niespodziewanie ogarnąć kierowcę na drodze czy też żołnierza na warcie lub w okopie. Ludzie sypiają i sypiali w szybach kopalni, na bagnach, tratwach i w kabinach wyrzuconych w przestrzeń kosmiczną, a także w trudnych do wyobrażenia warunkach pomieszczeń w obozach koncentracyjnych. Więźniowie Oświęcimia, przyzwyczajeni przedtem do wygód, tłoczyli się na drewnianych, piętrowych pryczach, po dziewięciu na dwumetrowych półkach, dzieląc dwa koce w nieznośnym chłodzie i podkładając pod głowę zabłocone buty. Skurczeni, zziębnięci i wystraszeni spali jednak, aby choć przez kilka godzin nie pamiętać o swej niedoli. Kiedy życie staje się nie do zniesienia, sen okazuje się dla człowieka jedyną ucieczką. Wielu ludzi ma trudności z obudzeniem się rano w dniu, w którym nie czeka ich nic przyjemnego, ci zaś, których męczy głęboka depresja psychiczna, często wykazują nadmierną skłonność do snu lub drzemki. Kiedy sen jest niemożliwy z powodu jakiejś sytuacji przymusowej, większość ludzi ogarnia paniczny strach.



Często zachowujemy się tak, jakby istniał jakiś dokładny przepis, określający ilość snu potrzebnego co noc każdemu z nas. Jeżeli ktoś śpi godzinę mniej, staje się to dla niego powodem udręki i doszukiwania się u siebie objawów znużenia i obniżonej odporności. Magiczną liczbę ośmiu godzin ustalono na długo przed współczesnym okresem rozwoju medycyny. Setki lat temu Majmonides pisał: “Dzień i noc liczą razem 24 godziny. Człowiekowi wystarczy, jeżeli śpi jedną trzecią tego okresu".



Autor wyżej zacytowanych słów przypuszczalnie nie był pierwszym, który dzielił dobę na trzy części. Zasadę ośmiogodzinnego snu przyjmowano od tego czasu zawsze, mimo że nie miała ona niemal żadnych podstaw naukowych i wbrew różnicom wykazywanym pod tym względem przez rozmaitych ludzi. Zasada, której tak przestrzegają matki, oparta jest być może na czymś więcej niż na wierze lub obserwacji, że ta długość czasu snu zadowala jakąś średnią grupę ludzi. Wśród sportowców, na przykład, stale podkreśla się potrzebę snu ośmiogodzinnego.



O ile wielu sportowców dla utrzymania formy musi sypiać 8 godzin w nocy oraz zdrzemnąć się bezpośrednio przed zawodami, to niektórzy przedstawiciele innych rodzajów zajęć, przeciwnie, sypiają bardzo mało. Wielu studentów ponad solidny sen w nocy przekłada dwie dłuższe, trzygodzinne drzemki. Pewien pisarz czuł się najlepiej, kiedy 2 godziny z każdych sześciu mógł poświęcić na drzemkę. Pewien człowiek z Baltimore, zarazem drukarz, sprzedawca i wydawca, wykonywał swój potrójny zawód sypiając zaledwie kilka godzin na dobę.



Dotychczas nie prowadzono żadnych szerszych i systematyczniejszych badań porównawczych nad snem u ludzi rozmaitych zawodów, toteż nie wiemy, czy pracownicy umysłowi wymagają mniej snu niż sportowcy i czy wysiłki fizyczne, w przeciwieństwie do umysłowych, wzmagają potrzebę snu. Rozmaite doniesienia osobiste nie rozstrzygają tej kwestii. Nawet jeżeli nie są one rozmyślnie przeinaczone, pozostawiają niepewność, gdyż ludzie na ogół niedokładnie opisują swe nawyki związane ze snem.



Powszechnie mówi się, że Thomas Alva Edison sypiał tylko 2 godziny w ciągu nocy. Przykład ten jest przytaczany w celu wykazania, że dzięki wewnętrznej dyscyplinie i silnej woli każdy człowiek może ograniczyć swe potrzeby w zakresie snu i zyskać w ten sposób czas na twórczą pracę i pomnażanie swego stanu posiadania. Taki właśnie był pogląd Edisona, choć nie twierdził on nigdy, że udało mu się zredukować czas swego snu do dwóch godzin. “Co do mnie – chełpił się – to nie potrzebowałem nigdy więcej niż 4-5 godzin snu na dobę". Jednakże Edison miał “nałogową" skłonność do drzemki w ciągu dnia, tak że nie wiadomo, ile z tego czasu włgczył do swego obliczenia. Uważał on sen za stratę czasu, za objaw słabej woli i głupoty. Jednak choć zaprawiał się do wczesnego budzenia, często ogarniała go później ponownie senność, toteż zgodnie ze swą obsesyjną niechęcią do snu, zapisywał w swym dzienniku owe chwile słabości. “Większość ludzi jada o 100% za dużo i o 100% za wiele śpi – pisał. – Ten stuprocentowy nadmiar jedzenia i snu sprawia, że ludzie tracą zdrowie i stają się mniej wydajni. Człowiek, który sypia 8 lub 9 godzin w ciągu nocy, nigdy nie osiąga pełni snu ani pełni czuwania..." Edison uważał, że długi, mocny sen jest niegodną spuścizną okresu życia jaskiniowego i szczerze wierzył, iż światło elektryczne zmieni nasze nawyki w tym zakresie.



Zdaniem Edisona, twórcze życie wymaga ograniczenia snu. Nie jest to jednak zasada wyznawana przez innych wybitnych ludzi. Sir Winston Churchill miał odmienny pogląd na sen. W swej książce pt. The Gathering Storm pisze on: “Zawsze po południu kładłem się do łóżka na co najmniej jedną godzinę, i to możliwie jak najwcześniej. Dzięki temu byłem w stanie zmieścić w jednym dniu pracę półtoradniową.



Natura nie przeznaczyła ludzi do tego, aby pracowali od 8.00 rano do północy bez odświeżenia się przez pogrążenie w błogą niepamięć, która, nawet jeżeli trwa 20 minut, wystarcza do odnowienia sił życiowych". Gdy siedemdziesięcioletniego prezydenta Trumana zapytano, skąd bierze swą niewyczerpaną energię, odpowiedział: “Kiedy czuję się zmęczony, to nawet w czasie zebrania pozwalam sobie na to, aby przejść do sąsiedniego pokoju, zdjąć buty i przespać się choćby 5 minut". Umiejętność drzemki i regenerowania sił poprzez krótki odpoczynek cechowała wielu wybitnych mężów stanu, żyjących w ciągle trwającym napięciu.



Niektórzy ludzie o intensywnym trybie życia nie potrzebują osobnych pomieszczeń ani tapczanu do odpoczynku. Gdy w Madison Sąuare Garden zebrały się tysiące ludzi na mitingu poświęconym zagadnieniom polityki nuklearnej, Norman Thomas zelektryzował audytorium, zapowiadając uroczyście wystąpienie pani Eleonory Roosevelt. Kiedy cofnął się o krok, aby ją przedstawić, stwierdził, że śpi ona zdrowo w swym krześle i że trzeba ją obudzić, aby zaczęła przemawiać. Jak się zwierzyła przyjaciołom, udało się jej rozwinąć w sobie zdolność do zasypiania w dowolnych okolicznościach, co okazało się niezwykle istotne dla zachowania sprawności fizycznej i umysłowej.



Sprawą sporną pozostaje to, czy każdy może zdobyć umiejętność łatwego zasypiania, kiedy zechce, czy też umiejętność ta jest uwarunkowana genetycznie. Niektórzy radzieccy i amerykańscy kosmonauci wykazali niezwykłą zdolność do zasypiania na polecenie, choć trzeba dodać, że i inni ludzie osiągają również pod tym względem znaczną umiejętność kierowania swym zachowaniem się. Tak na przykład przed meczem bokserskim o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej, stoczonym w roku 1965 między Sonny Listonem i Cassiusem Clayem, Clay po przyjściu do hotelu zmusił się do kilku godzin popołudniowego snu, po czym zjawił się na ringu wypoczęty i w szczytowej formie, co przyczyniło się do jego zwycięstwa. Wielu sławnych sportowców, między innymi mistrz baseballu Gil Hodges, twierdzi natomiast, że umiejętność ta jest im obca. Nie opanowało jej również wielu innych znanych ludzi.



Owe różnice istniejące między ludźmi budzą zainteresowanie uczonych. Są oni ciekawi, w jaki sposób podejście danej osoby do snu może wpływać na jej zdolność do zaśnięcia z dala od domu i bez ulubionego rytuału. Zastanawiają się również, w jaki sposób wyobrażenia i nawyki związane z porą pójścia spać, ukształtowane w dzieciństwie, mogą oddziaływać na zdolność do zasypiania na polecenie. Liczne anegdoty wskazują, że ludzie wykazują większe bogactwo wyobrażeń i nawyków związanych ze snem, niż mógłby nawet wymyślić obdarzony bardzo bujną fantazją gawędziarz.



Z pewnego opublikowanego doniesienia z najbardziej na południe położonego cypla Ameryki Południowej widać, jak bliskie związki zachodzą między konstytucją fizyczną i kulturą określonej grupy etnicznej, przyczyniając się do powstania określonych obyczajów w dziedzinie snu. Na surowych terenach Andów, około 1000 kilometrów na północ od południowego krańca Ameryki Południowej, żyje dość prymitywne plemię Indian Jahganów. Odznaczają się oni wyjątkową umiejętnością łatwego zasypiania, w czasie snu zachowują zdolność obserwacji otoczenia, przy czym nie zwracają uwagi na czynniki zakłócające sen. Śpią lekko, budzą się łatwo i szybko, od razu czujni i wypoczęci. Każdy członek plemienia nawet w czasie snu zdaje się widzieć, co dzieje się wokół, po obudzeniu zaś wykazuje uderzającą świadomość tego, co stało się, gdy spał. Co dziwniejsze, ludzi tych nie nuży i nie męczy powtarzające się często budzenie, ponieważ potrafią oni zasnąć ponownie równie łatwo, jak się obudzili. Każdy przedstawiciel tego plemienia kładzie się i zasypia bez względu na porę dnia i hałas w otoczeniu.



Co się tyczy naszej własnej kultury, to obyczaje odnoszące się do snu są niezwykle różnorodne w porównaniu z jednorodnością tych obyczajów u Jahganów. Wiele naszych uprzedzeń, potrzeba zatyczek do uszu, pragnienie towarzystwa we śnie, nasze nie dające się wypowiedzieć w słowach lęki mają, być może, źródło w tym, do czego nas przyuczono we wczesnym dzieciństwie oraz w instytucji oddzielnych sypialni.



Zarazem jednak ludzie różnią się pod względem fizjologicznym, nawet jeśli należą do tej samej rodziny. Niektórzy sypiają lekko, inni zaś głęboko, odcięci od swego otoczenia. Dla niektórych noc jest odmierzana chwilami ocknień, ranek zaś zastaje ich łóżka zburzone, jakby po przejściu huraganu. Inni budzą się po godzinach znieruchomienia i nie pamiętają więcej, niż zapamiętałby kamień, po którym przesunął się cień chmur.



Sen ma bardzo duże znaczenie w życiu każdego człowieka, lecz obyczaje związane ze snem, sposoby podejścia do snu i skłonności konstytucjonalne do dziś dnia nie zostały w pełni wyjaśnione. Błędem byłoby omawianie snu w ogóle. Zanim okaże się możliwy opis całokształtu objawów, wzorców i odmian snu u ludzi, trzeba będzie wykonać odpowiednie prace badawcze o olbrzymim zakresie.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział II

ZEGARY ŻYCIA



W minionych tysiącleciach człowiek żył zgodnie z rytmem obrotów Ziemi. Zależny od następujących po sobie na przemian okresów światła słonecznego i ciemności, pracował w dzień, a spał w nocy. Ograniczony do szybkości chodu zwierzęcego, nie dostrzegał istnienia ludzi żyjących poza wąskim kręgiem jego bytowania i nie ulegał ich wpływom. Przystosowany do rytmu, który wydawał się naturalny i wieczny, w najśmielszych marzeniach nie przewidywał, że ludzie mogą przełamać ów niewzruszony porządek, spowodować, aby noc stała się dniem i wyjść w przestrzeń pozaziemską, gdzie w ciągu 24 godzin można obejrzeć wiele wschodów i zachodów Słońca. Przez większą część swej historii człowiek żył zgodnie z rytmem przyrody i w nim znajdował źródła swej filozofii. Później jednak, w historycznie krótkim czasie, społeczeństwo wytworzyło nowy sposób odmierzania czasu. Światło elektryczne, podróże i obejmująca cały świat łączność spowodowały, że rytm zajęć dobowych stał się nieregularny, zwłaszcza w miastach, i że zmiany te wkrótce mogą objąć cały świat.



Regularność snu nocnego, ludzki historyczny rytm snu i -czuwania zdaje się szybko wygasać. Spostrzega się obecnie pewne objawy (jak objawy “wyczerpania odrzutowcowego", występujące u pilotów i pasażerów linii lotniczych), które nasuwają pytanie, czy sen nocny jest rzeczywiście niezbędny, czy może jest po prostu sprawą przyzwyczajenia? O ile nam wiadomo, na całym świecie ludzie sypiają 5 do 8 godzin na dobę, głównie w nocy. Gdyby to był zwyczajny nawyk, można by się spodziewać wiadomości o grupach, które zadowalają się krótkimi drzemkami. Jak dotąd nie było doniesień o tego rodzaju kulturach. W krajach łacińskich, nawet mimo obyczaju długiej sjesty popołudniowej, ludzie ponownie zapadają wieczorem w sen. Gdyby sen zależał od światła i ciemności, można by się spodziewać, że mieszkańcy obszarów położonych poza kołem arktycznym powinni odznaczać się bardzo odmiennymi obyczajami. Tam bowiem, w najbardziej na północy położonych okolicach Kanady, Norwegii, i Związku Radzieckiego, zima niesie ze sobą kilkumiesięczną noc, lato zaś niekończący się dzień. W swoim czasie krążyły wieści, że ludy arktyczne latem prawie nie sypiają. Turyści wędrujący wzdłuż zawiłych wybrzeży północnej Norwegu byli zaskoczeni, widząc ludność miast zebraną w określonym czasie na ławkach wokół zegara. Opisy te wzbudziły ciekawość Nathaniela Kleitmana, fizjologa znanego ze swych badań nad snem. Wybrał się on wraz ze swą córką w podróż do Tromso, w północnej Norwegii, i przeprowadzał tam systematyczne rozmowy z ludnością miasta. Okazało się, że nie stanowi ona wyjątku od prawidłowości ogólnoludzkich. Ludność ta sypia latem około 7 godzin na dobę i zapewne o godzinę dłużej w miesiącach zimowych. Członkowie późniejszych wypraw arktycznych mogli sypiać tyle czasu, ile im się podobało. Okazało się, że każdy z nich przesypia średnio około 8 godzin na dobę, co dodatkowo dowodzi, iż sen człowieka nie jest określony przez rytm światła i ciemności.



Choć nie każdy człowiek sypia w nocy, niemal każdy przeznacza na sen długą część z 24-godzinnej doby. Nie wiemy, czy istnieje wewnętrzna konieczność snu w długich odcinkach czasu, czy też każdy z nas wymaga pewnej bezwzględnej ilości snu, którą można jakoś inaczej rozłożyć w czasie. Nasza formuła snu wydaje się związana z zegarami naszego organizmu, które wykonują pełny obrót w ciągu mniej więcej 24 godzin. Niczym jakaś zawiła maszyna, organizm człowieka wykonuje swe czynności bez zakłóceń tylko wtedy, kiedy czynności miliardów jego elementów zazębiają się we właściwym rytmie. Zawarte w obrębie naszych komórek zegary odmierzają czas, sen zaś, przynajmniej w pewnym stopniu, stanowi wyraz tego wewnętrznego rytmu. Owe zegary biologiczne są sprzężone z rytmem zmian w przyrodzie, zaś obecność ich można stwierdzić w każdej żywej istocie.



Długa historia ludzkiego obyczaju sypiania nocą staje się bardziej zrozumiała po przyjrzeniu się przyrodzie, ponieważ okazuje się, że jest coś szczególnego w owym okresie spoczynku, występującym podczas każdej doby po dniu, co związane jest z jednym obrotem dookoła swej osi naszej planety, okrążającej w ciągu roku wirującym ruchem Słońce. Liście roślin wykonują ruchy w rytmie dobowym także po przeniesieniu ich do pomieszczeń, w których panuje ciemność i niezmienna temperatura.



Jest niemal niemożliwe znaleźć istotę żywą, której czynności życiowe nie ulegają zwolnieniu na pewien przynajmniej czas w ciągu doby. Homary nieruchomieją, mięczaki oddychają mniej żywo. Motyle składają skrzydła, przyczepiają się mocno do liści, trawy i nie wykonują żadnych ruchów aż do pierwszych brzasków poranka. Owady nie sypiają tak jak my, lecz, według Juliana Huxleya, odpoczynek mrówek wykazuje cechy, które na pozór wydają się aż nazbyt ludzkie:



“Wyszukują one w ziemi zagłębienie, które służy im jako łóżko, i układają się w nim, z nóżkami ściśle przylegającymi do ciała. Budząc się (po upływie około trzech godzin odpoczynku) zachowują się zaskakująco podobnie jak my, dumni ludzie. Głowa i 6 odnóży mrówki wyprostowują się do granic możliwości, a następnie często ulegają drżeniu; szczęki rozwierają się w sposób wybitnie przypominający ziewanie".



Niektóre ryby układają się nocą na boku, na dnie swego akwarium. Inne unoszą się na powierzchni wody. Ryby najeżki “sypiają" w płytkiej wodzie, w piasku, często w zbitych grupach. Żaby, jaszczurki, żółwie przez długie okresy zachowują całkowity spokój. Sypiają ptaki i ssaki. Na przemian występujący rytm aktywności i spoczynku, któremu podlega każda istota żywa, jest biologicznym następstwem obrotów Ziemi i faz Księżyca.



Na początku życie wynurzyło się z morza, którego pływy towarzyską dobie księżycowej, wynoszącej około 25 godzin. My na ogół nie odczuwamy rytmicznych przemian zachodzących w naszym wnętrzu, jednak miesiąc księżycowy równy jest długości 28-dniowego cyklu menstruacyjnego. W dawnych czasach w południowej Rodezji król regulował swe publiczne wystąpienia według faz księżyca. Faraonowie egipscy określali w ten sposób porę siewów i żniw, zaś przedhistoryczne kulty Księżyca znamionowały się erotycznymi orgiami i uroczystościami świątecznymi. Ludy, nie uświadamiając sobie naturalnych przemian zachodzących w przyrodzie, wiązały proces rozmnażania się z określoną fazą Księżyca. Związek ten można dostrzec w życiu niektórych ryb.



W Los Angeles rozwinął się obyczaj, przypominający coś w rodzaju współczesnego święta ludowego, który przypada na noce, kiedy mała ryba Leuresthes tenuis wynurza się z fal na płyciznę, aby złożyć ikrę. Odbywa się to na wiosnę, w noce następujące tuż po pełni księżyca. Jajeczka, które ryby te składają w piasku, nie zostają zmyte przez następny przypływ, ponieważ odgradzają je od fal osiadające na pewien czas na brzegu samice, tak że brodzący w wodzie ludzie mogą je łatwo zebrać. Mieszkańcy Los Angeles przybywają tłumnie na brzeg, paląc liczne ogniska. W pojęciu wielu z nich jest to po prostu jeszcze jeden z darów bożych ofiarowanych Kalifornijczykom: stado ryb płynie ludziom wprost do rąk. Nieliczni potrafią dostrzec w samych sobie i w prawidłowościach swego własnego rozmnażania się jakieś z dawna przetrwałe ślady tego rodzaju okresowych zjawisk. Zwierzęta żyjące w morzu w wysokim stopniu podlegają wpływom Księżyca, którego miesięczny cykl “przybywania" i “ubywania" powoduje przypływy i odpływy morza oraz oddziałuje na atmosferę, wpływając na zmiany jej ciśnienia. Gdyby ryby nie działały zgodnie z określonymi, odmierzonymi w czasie sygnałami, mogłyby się pojawiać na brzegu w odpowiednim dla złożenia ikry czasie w bardzo niewielkiej liczbie, a więc nie rozmnażałyby się w ilości wystarczającej do przetrwania gatunku.



Zegary biologiczne zwiększają prawdopodobieństwo przetrwania dzięki temu, że rytm życia istoty żywej dostosowują do regularnych przemian zachodzących w przyrodzie. Najprostsze, nie posiadające mózgu zwierzę jest niejako zawczasu przygotowane do uprzedzenia każdej kolejnej zmiany w otaczającym je środowisku. Pewien uczony kalifornijski zapisał spontaniczne wyładowania pojedynczej komórki nerwowej olbrzymiego mięczaka, znalezionego u wybrzeża na terenach zalewanych przez przypływ morza. Choć mięczak ten został umieszczony w laboratorium, w nie-podlegającym zmianom zbiorniku wody morskiej, nadal wykazywał rytm wyładowań zgodny z rytmem przypływów i odpływów. Dokładność “zegarów", które stwierdziliśmy u organizmów nisko uorganizowanych, pozwala na wyrobienie sobie pewnego poglądu na zdolności tych organizmów, uważane kiedyś za cudowne.



Niezwykłe poczucie czasu u pszczoły wskazuje, być może, najogólniej, w jaki sposób działają u ludzi “zegary psychiczne", które pozwalają im budzić się o właściwej godzinie, zajrzeć do piecyka kuchennego w porze obiadowej lub odbywać rozmowy telefoniczne w odpowiedniej chwili. Wybitny przyrodnik austriacki, Karl von Frisch, stwierdził, że pszczoły można nauczyć, aby przybywały na posiłek codziennie o tej samej godzinie. Czy rozpoznają one czas według promieni słonecznych, topografii czy obrotów Ziemi? Von Frisch wykonał proste doświadczenie. Pszczoły uczone w Paryżu zostały przewiezione samolotem do Nowego Jorku. Gdyby opierały się one na zewnętrznych oznakach czasu, zostałyby oszukane, jednakże przybyły na wyznaczone im miejsce żywienia zgodne z czasem paryskim, dokładnie w 24 godziny po uprzednim żywieniu. Kilka rojów trenowanych w ten sposób pszczół odbywało lotnicze podróże między Nowym Jorkiem, Kalifornią i Paryżem. Owady te ,zachowywały się zawsze w ten sam -sposób, co wskazuje, że zegary odmierzające porę dnia zawarte są w ich organizmach. Natomiast pozostawione w nowym miejscu z wolna przystosowują się do czasu miejscowego, podobnie jak to czyni człowiek.



Widzialne światło słoneczne utrzymuje rytm czynnościowy organizmu zgodny z dziennym rytmem środowiska. Colin Pittendrigh w Princeton wykazał równolegle z kilkoma innymi badaczami, że cykl oświetlenia środowiska ma pierwszorzędne znaczenie dla regulacji dokładności faz dziennych rytmów wewnątrz organizmu. Rytmy te odgrywają, być może, rolę zegarów alarmowych, nadając procesom metabolicznym miarę zgodną z poszczególnymi porami dnia i modulując w ten sposób zasadnicze procesy życiowe u najrozmaitszych organizmów żywych, od roślin do człowieka.



Człowiek jest istotą rozwijającą aktywność życiową w świetle. Jego najbliżsi zwierzęcy kuzyni, małpy, są również istotami dziennymi. Można powiedzieć> że światło działa na nie bardziej pobudzająco niż pokarm, w tym znaczeniu, iż będąca przedmiotem doświadczeń małpa przesuwa cykl swej aktywności dostosowując się do zmienionych godzin oświetlenia, natomiast nie zmienia go z powodu przesunięcia godzin żywienia. Nie wszystkie zwierzęta prowadzą dzienny tryb życia. Ćmy, nietoperze, sowy, szczury, koty i wiele innych – to zwierzęta ożywiające się wraz z zapadnięciem mroku. Upodobanie nocy przez kota jest częściowo zrozumiałe. Komórki siatkówki oka kociego wysyłają sygnały do “pobudzeniowej" części jego mózgu w chwili zgaśnięcia światła. Jeżeli ów mechanizm “ciemnego wyładowania" zostanie wyłączony drogą zabiegu chemicznego, kot nie wykazuje właściwego sobie stanu pogotowia w ciemności. Wydaje się, że u człowieka sprawy te mają się wprost przeciwnie, choć nie wiemy dlaczego. W ciągu całej historii człowieka światło budziło go, a świt był dlań zegarem alarmowym zapewne dlatego, że nasze wewnętrzne mechanizmy odmierzające czas sprawiają, iż o tej porze jesteśmy fizjologicznie gotowi do wstania.



Cykl snu i czuwania jest prawdopodobnie wyrazem nieprzeliczonych rytmów biologicznych, które powtarzają się w przedziale czasu odpowiadającym mniej więcej 24 godzinom. Nie jest to dokładnie doba, lecz okres zbliżony do doby – circa dies, według określenia łacińskiego, skąd pochodzi określenie angielskie: circadian rythm. Choć większość ludzi nie wyczuwa w sobie tego rytmu, należy on do naszych najważniejszych właściwości; wpływa na sprawność pracy, określa reakcję chorego na zabieg chirurgiczny, oddziałuje na myślenie i odporność życiową człowieka. Z pewnością poznamy również wpływ tego rytmu na zdolność człowieka do badania przestrzeni kosmicznej i przetrwania w niej. Można powiedzieć, że ów rytm odmierza wewnętrzne czynności organizmu.



O godzinie 10.00 przed południem człowiek nie jest tą samą osobą, co o godzinie 16.00 po południu lub o północy, a jeszcze inny jest on już o 2.00 po północy. Do pospolitych przejawów rytmu dobowego należą wahania temperatury ciała, która w ciągu 24 godzin waha się w granicach około 1°. Ze znaczną regularnością wzrasta ona w ciągu dnia i opada w nocy, osiągając wartość najniższą między godziną 2.00 i 5.00. Zazwyczaj człowiek czuje się najlepiej w godzinach, kiedy temperatura jego ciała znajduje się w granicy górnej, jeżeli zaś ocknie się ze snu w chwili, kiedy osiąga ona swój punkt najniższy, czuje się po prostu fatalnie. Gdy temperatura ciała opada, jest nam zimno, jesteśmy senni i smutni. W tym czasie większość ludzi śpi w swoich łóżkach, choć na przykład stewardessa często wykonuje wówczas swe normalne czynności podczas lotu przez Atlantyk, pilot prowadzi samolot, lekarz wykonuje operację. Jest to czas, w którym notuje się najwięcej wypadków spowodowanych przez ludzi pracujących nocą, na przykład przez pracowników kolei; czas, w którym lekarze otrzymują najwięcej wezwań do nocnych przypadków napadu choroby wieńcowej. Nawet doświadczonemu spikerowi radiowemu, który, jeżeli można tak powiedzieć, żyje na adrenalinie przez 36 godzin, może zdarzyć się w owej krytycznej godzinie nad ranem, że pomyli słowa i będzie miał trudności z wybrnięciem z tej sytuacji przez zaimprowizowanie odpowiedniego tekstu.



Jeżeli temperatura ciała człowieka zaczyna opadać przed jego zwykłym czasem udania się na spoczynek, zmniejsza się również jego sprawność. Nathaniel Kleitman i jego współpracownicy z Uniwersytetu w Chicago przeprowadzili testowe próby sprawności psychicznej i fizycznej u ludzi przed snem i bezpośrednio po obudzeniu się. W obu przypadjkach wyniki testów były kiepskie, przy. czym najwyższy stopień sprawności zaobserwowano dopiero w połowie okresu czuwania. Nie znaczy to, że człowiek nie może przezwyciężyć kryzysu, jeżeli jest to konieczne, ani że wszyscy ludzie szczyt sprawności osiągają o tej samej godzinie.



Gdybyśmy wykonali wykres temperatury ciała każdego człowieka, wystąpiłyby znaczne różnice w czasie, w którym osiąga ona górną lub dolną granicę. Są ludzie wstający z łóżka szybko; lubią oni wczesny poranek, budzą się ochoczo, wstają pełni żywotności, pogwizdując niczym skowronki. Chwile ich największej sprawności przypadają na wczesne godziny dnia, a temperatura ich ciała również zaczyna wzrastać wcześnie, jeszcze w czasie snu. Inni ludzie są bardziej podobni do sów. Ożywiają się z wolna, zaś właściwy rytm odnajdują dopiero po południu. Węgierski dramaturg Ferenc Molnar, autor Liliom, był do tego stopnia “nocnym markiem", że na światło dzienne wyszedł dopiero wtedy, kiedy zmuszono go, aby udał się do sądu. Idąc wówczas ulicami Budapesztu, a była to -wiosna, zdumiewał się widząc o tej porze tylu ludzi wokół. “Czyżby wszyscy oni byli świadkami w sądzie" – zapytał.



U ludzi pracujących nocą zmiany temperatury ciała przesuwają się w czasie tak, że najwyższy jej punkt przypada na okres czuwania, najniższy na czas snu. Niestety, przesunięcie to nie jest natychmiastowe. Wymaga ono trzech do dziesięciu dni przystosowywania, lub nawet znacznie więcej. Wzrost i spadek temperatury ciała jest tylko jednym z przykładów wielu cyklicznych zmian, zachodzących w organizmie w ciągu 24 godzin doby. Częstość uderzeń serca, ciśnienie krwi, procesy metaboliczne, liczba krwinek, liczba komórek ulegających w tkankach podziałowi, ilość i skład chemiczny moczu, czynność nerek i liczne inne procesy i zjawiska ustrojowe podlegają cyklicznym wahaniom w okresie w przybliżeniu 24-godzinnym. Wahania te, polegające na na przemian zachodzącym wzroście i spadku nasilenia tych procesów, są często równoległe do wahań temperatury ciała. Chemizm organizmu, skład krwi, czynność mózgu są inne w czasie niskiej temperatury ciała niż w czasie, gdy jest ona wysoka.



Organizm ludzki podlega nieodmiennie owemu rytmowi dobowemu, nawet wtedy, kiedy człowiek znajduje się w warunkach, w których nie ma dnia i nocy i w których nie obowiązuje zwykła miara czasu, związana z normalnym biegiem aktywności społecznej. Jaki jest stopień trwałości owego 24-godzinnego rytmu? W jakim stopniu może on ulec zakłóceniom? Pytania te są szczególnie naglące w związku z realizacją planów lotów kosmicznych.



Wstępną odpowiedź uzyskaliśmy już w roku 1938, kiedy to Nathaniel Kleitman wraz z pewnym studentem zeszli w głąb Jaskini Monmouth w stanie Kentucky. Tam, w głębokiej, chłodnej grocie, zwiedzanej już kiedyś przez turystów, urządzili oni sobie pomieszczenie, cechujące się niezmienną temperaturą i całkowitą ciemnością, jeżeli nie liczyć zainstalowanego przez nich samych światła elektrycznego. Przez ponad miesiąc próbowali oni żyć stosując dobę skróconą do 21 godzin, co okazało się niezbyt trudne. Następnie próbowali oni dobę wydłużyć do 28 godzin. Młody człowiek zdołał przystosować się do owej wydłużonej doby, natomiast Kleitman, w tym czasie człowiek ponad czterdziestoletni, stwierdził, że jego organizm uparcie trzyma się d0by 24-godzinnej i 7-dniowego tygodnia. Próbując żyć w rytmie tygodnia 6-dniowego, zmuszał sam siebie do czuwania, kiedy jego organizm pożądał snu, i do snu, kiedy jego organizm znajdował się w stanie czuwania. Przykre uczucia występujące, gdy człowiek znajduje się poza normalnym porządkiem życia, są dobrze znane pasażerom odbywającym długie podróże lotnicze z przekroczeniem stref czasu.



Kleitman i jego towarzysz stworzyli sobie sztuczne dni i noce za pomocą światła elektrycznego, przy czym nie uzyskali odpowiedzi na to, czy można za pomocą stałego oświetlenia wpłynąć na układ nerwowy w ten sposób, aby ułatwić mu rozciągnięcie w czasie rytmu dobowego. W jakiś czas później podobny eksperyment przeprowadzono na wyspach Spitsbergenu, w okresie letnim, kiedy nieprzerwanie trwa tam dzień. Mary Loibban z London Medical Research Couhcil zabrała tam grupę studentów, przy czym niektórym z nich stworzyła warunki odpowiadające dobie 21-godzinnej, innym – dobie 28-godzinnej. W tym celu odebrała studentom ich własne zegarki i rozdała zegarki “fałszywe", które wyglądały zwyczajnie, lecz odmierzały czas dnia skróconego bądź wydłużonego.



Nie wszyscy studenci przystosowali się do tych warunków i tylko nieliczni zaczęli wykazywać 21-godzinny lub 28-godzinny cykl temperatury ciała. Zespół badawczy śledził również cykl zmian w chemizmie organizmu, ponieważ zaś szczególnie łatwo jest badać mocz, przeto dokonywano pomiarów stężenia w nim sodu, potasu i wapnia. Jony te mają zasadnicze znaczenie dla czynności organizmu, określają bowiem stopień przepuszczalności nerek dla rozmaitych substancji w procesie oczyszczania krwi, a także stopień pobudliwości mięśnia sercowego i równowagi elektrycznej komórek mózgu. Zwykły 24-godzinny wzorzec stężenia wspomnianych substancji w moczu był dobrze znany, nie wiedziano jednak, czy może on ulec przesunięciu w ramach nowej formuły. Okazało się, że u studentów, którzy najlepiej przystosowali się do tej formuły, i którzy przestali oddawać mocz w niewłaściwych porach “dnia" i “nocy", doszło również do odpowiednich zmian w stężeniu wydalanego sodu i wapnia. Inaczej było z potasem. Zachowując nadal wzorzec 24-godzinny, fazy jego stężenia nie odpowiadały teraz fazom stężenia innych składników chemicznych moczu. Fakt ten, sam w sobie, nie jest alarmujący, ponieważ ilość wydalanego potasu jest mała, tak że musiałoby dojść do wyjątkowo wielkich zmian, aby równowaga potasu w organizmie uległa zachwianiu, powodując objawy nerwowości lub niewydolności mięśniowej. Jednakże z owej trwałości 24-godzinnego cyklu stężenia potasu w moczu wynikają doniosłe pytania: W jaki sposób wiele innych, niedostrzegalnych i nie badanych cykli chemicznych nie poddaje się fazom sztucznej doby? Czy przekształcenie cyklu może mieć poważne następstwa na odleglejszą metę?



Jedynych, jak dotąd, odpowiedzi na te pytania dostarczają nam badania nad owadami i innymi zwierzętami. Jane Harker z Uniwersytetu w Cambridge stwierdziła, że dobowy cykl aktywności u skromnego karalucha jest bezpośrednio kontrolowany przez wydzielinę części jego mózgu.



Po usunięciu tego tworu zwierzę nie wykazuje żadnego rytmu aktywności dobowej. Po dokonaniu przeszczepu tkanki pobranej od innego karalucha można spowodować ponowne pojawienie się rytmu spoczynku i aktywności. Jeżeli jednak karaluch-dawca wykazywał rytm przesunięty o 12 godzin w porównaniu z rytmem biorcy, u tego ostatniego może rozwinąć się nowotwór złośliwy. Nikt nie wie, na czym polega ów związek między mechanizmem pomiaru czasu i nowotworem, jednakże zjawisko to wskazuje, że istnieją poważne powody, aby kusić się o zrozumienie tego, co dzieje się, kiedy cykle ustrojowe ulegają przesunięciu.



Uczeni radzieccy, którzy długo zastanawiali się nad istotą rytmów dziennych, uważając zrozumienie ich za zasadniczy krok w kierunku przygotowania wypraw badawczych człowieka w przestrzeń kosmiczną, znacznie wzbogacili zasoby wiedzy w tej dziedzinie. Zakłócając dzienny cykl czynności życiowych u zwierząt, wywoływali u nich nerwice. W roku 1959 G. M. Czerkowicz opublikował doniesienie, z którego wynika, że zakłócenie takie może spowodować u małp niedomogę wieńcową.



Człowiek może wyczuć, czy jego czynności ustrojowe przebiegają we właściwym rytmie. Niedawno poddano badaniu grupę niemieckich studentów, sprawdzając, czy utrzymuje się u nich rytm dzienny w szczególnych warunkach. Przebywali oni mianowicie w luksusowym, lecz pozbawionym zwykłych oznak upływu czasu pomieszczeniu podziemnym, przy czym sami wybierali sobie, według upodobania, model czuwania i snu. Jurgen Aschoff, dyrektor Instytutu im. Maxa Plancka, chciał się dowiedzieć, jakie następstwa w organizmie człowieka wywołuje pozbawienie go wszelkiego poczucia czasu ziemskiego. Większość tych studentów przygotowywała się do egzaminów, zaś czynności ich organizmów wykazywały cykliczność odpowiadającą 23- do 25-godzinnej dobie. Zdarzył się wszakże znamienny wyjątek. U jednego z badanych cykl dobowy wydłużał się stopniowo, aż osiągnął 32 godziny. Zarazem jednak temperatura jego ciała oraz wydalanie wody i potasu zachowały cykl w przybliżeniu 24-godzinny, natomiast fazy wydzielania wapnia były całkowicie przesunięte. Co trzeci lub czwarty dzień cykle ustrojowe owego młodego człowieka wracały do pierwotnego rytmu. Z jego codziennych notatek wynikało, że wyczuwał on różnicę, gdyż w tych właśnie dniach czuł się dobrze i zdrowo.



Również sam Aschoff spróbował żyć przez 10 dni w podziemnym bunkrze. Pewnego ranka zmusił się do wstania wtedy, kiedy uważał, że powinien to uczynić, lecz poczuł się tak źle, że zaraz po śniadaniu położył się z powrotem do łóżka. Późniejszy wgląd w zapisy ujawnił, że zmusił się on do wstania w chwili, w której temperatura jego ciała osiągnęła najniższy punkt w tym dniu. Podróżnym, personelowi linii lotniczych, robotnikom pracującym na nocnej zmianie, marynarzom pełniącym nocną wachtę, zecerom, lekarzom dyżurnym i wielu innym ludziom to uczucie znużenia jest dobrze znane. Nie wynika ono po prostu z braku snu. Ludzie ci cierpią również z powodu zakłócenia cykli ustrojowych, jeżeli zaś owa nieprawidłowość przedłuża się, mogą mieć pewne trudności z powrotem do właściwych sobie faz.



Wśród pracowników linii komunikacyjnych skutki tego mogą mieć duże znaczenie dla bezpieczeństwa pasażerów, tak że niektóre większe linie lotnicze przystąpiły do odpowiednich badań swego personelu. Pewien pilot odrzutowca pasażerskiego scharakteryzował zwięźle tę sprawę w artykule, opublikowanym w jednym z pism lotniczych. Twierdzi on, że lądowanie poprzez chmury jest podobne do wykonania operacji chirurgicznej, lecz ryzykuje się przy tym życiem ponad stu osób. “Ilu ludzi zgodziłoby się, aby operował im migdałki lub wyrostek robaczkowy chirurg, który bezpośrednio przedtem pracował 18 godzin i przekroczył pięć stref czasu?" Badania wykonane przez Air France wykazały, że doświadczeni piloci i doświadczone stewardesy zmniejszają zakłócenia swego rytmu dobowego, opanowując trudną umiejętność stosowania względem samych siebie przymusu. Paryżanie żyją według czasu paryskiego. Lądując w Nowym Jorku o godzinie 18.00 kładą się spać, ponieważ w Paryżu, i dla ich własnych organizmów, jest to właśnie północ. Niestety, budzą się następnie o godzinie 3.00 rano czasu nowojorskiego. Niektóre rozkłady lotów przewidują przekraczanie tak wielu stref czasu na wschód i na zachód, że zakłócenie rytmu jest nieuniknione, nawet jeżeli postoje są dostatecznie długie, aby zapewnić “pełnię wypoczynku".



W ciągu 9 dni stewardesa może odbyć lot z Nowego Jorku do Londynu, Bejrutu, Bangkoku i z powrotem. Tylko przy podawaniu śniadania, w czasie przelotu nad Atlantykiem, wykonuje ona marsz piętnastokilometrowy. Po przybyciu do Londynu, wczesnym rankiem, mogłaby ona spać cały dzień, jednakże zmusza się do wstania po paru godzinach, tak aby mogła ponownie zasnąć najbliższej nocy, przed następnym lotem do Bejrutu. Po 9 dniach przekraczania stref czasu, fazy czynności jej organizmu są przesunięte względem środowiska. Dziewczęta te, na ogół odżywiające się nieregularnie, cierpią często na zaburzenia żołądkowe, biegunki lub zaparcia. Dyrektor do spraw medycznych pewnej linii lotniczej zauważył, że młode stewardesy mają nieregularne miesiączki lub też krwawienia miesięczne są u nich niezwykle obfite i towarzyszą im silne bóle. Są to dziewczęta z krótkim stażem pracy, zatem dostosowywanie się do warunków zajęć było dla nich szczególnie ciężkie. Przegląd personelu lotniczego w Europie wykazał, że za przyczynę stanów depresji uważane są zazwyczaj: zmęczenie pracą zawodową i przekraczanie stref czasu. Wiele stewardes stwierdziło, że czują się wytrącone ze swych środowisk, psychicznie i społecznie, brak im poczucia czasu i są niezdolne do nawiązywania kontaktów towarzyskich. Pewna była stewardesa powiedziała: “Było to jakby bytowanie na skraju życia i przyglądanie się mu".



Niektórzy piloci są lepiej niż inni przystosowani do trybu życia, jaki prowadzą, jednakże przypadki “wyczerpania odrzutowcowego" stają się coraz pospolitsze. W Norwalk, w stanie Connecticut, pewien lekarz leczył młodego pilota jednej z linii lotniczych z powodu objawów zmęczenia i nadmiernej drażliwości. Najdokuczliwsze jednak dla chorego było to, że z trudem udawało mu się przez pewien czas patrzyć w jedno określone miejsce. Lekarz określił to jako “zmęczenie przestrzenią", co wszakże nie stanowiło dla pilota wielkiej pociechy. Inny lekarz – ekspert towarzystw lotniczych – wypowiedział niepocieszający pogląd na odległe następstwa trybu życia związanego z przekraczaniem stref czasu. Stwierdził on objawy przedwczesnego pobudzenia u pilotów, którzy często wydłużają swój dzień w lotach ze wschodu na zachód. W opracowaniu dla Stowarzyszenia Lekarzy Lotniczych wyraził pogląd, że ludzie odbywający stale odległe podróże samolotami odrzutowymi mogą dojść do wniosku, iż czas “zagubiony" w podróżach umyka im i tracą go ze swego życia.



Skutki zakłóceń rytmu dobowego ujawniają się u pracowników bardzo wielu współczesnych instytucji. Ponad 4 miliony Amerykanów pracuje w nocy, i to nie tylko w ciężkim przemyśle, lecz w towarzystwach ubezpieczeniowych i w innych zawodach urzędniczych, w transporcie, komunikacji, handlu. Wprowadzanie na coraz większą skalę maszyn matematycznych wzmaga ową ogólną tendencję. Ośrodki opracowujące różne dane pracują bez przerwy, z powodu zaś przeciążenia i kosztowności maszyn matematycznych, wiele przedsiębiorstw musi korzystać z ich usług w nocy. Postęp w dziedzinie automatyzacji zwiększy, jak można się spodziewać, tendencję ku pracy nocnej. Na razie tylko niewiele osób zaliczyć można do prawdziwych “ludzi nocy".



Stwierdzono, że pracownicy nocni są mniej wydajni niż pracownicy dzienni i że występuje u nich więcej problemów psychologicznych. Wzorce ich snu są zazwyczaj zakłócone, zarazem zaś są oni niejako wyłączeni z normalnego życia społecznego. Dla wielu ludzi perspektywa miesięcy pracy nocnej jest tak przykra, że wolą oni raczej pracować na przemian – 2 tygodnie w nocy i 2 tygodnie w dzień. Dla niektórych spośród nich, jak stwierdza odnośne czasopismo brytyjskie, takie szybkie przystosowywanie się jest niemożliwe. Istotnie, w dużej grupie pracowników tylko 25% przystosowało się w ciągu 5 dni do trybu pracy nocnej, wielu innym potrzeba było na to dwóch tygodni, niektórzy zaś nie przystosowali się w ogóle. W świetle tych danych zmiany trybu pracy co dwa tygodnie wydają się nierozsądne, przeważa jednak skłonność ludzi do naturalnego życia społecznego.



Nigdzie zapewne praca nocna nie jest rozłożona w sposób bardziej obciążający i bezsensowny niż w uczelniach medycznych. Zamiast podjąć pracę nocną na okres miesiąca, aby następnie powrócić do zwykłego trybu życia w społeczeństwie, młodzi stażyści nie opuszczają przez dłuższy czas szpitala postępując w sposób, który brutalnie zakłóca ich rytm dobowy; wykonują oni swe obowiązki niekiedy przez 36 godzin bez przerwy [ten tryb odbywania stażów podyplomowych obowiązuje w Stanach Zjednoczonych Ameryki i w niektórych innych krajach zachodnich (przyp. tłum.)]. Elliot D. Weitzman, neurolog z Wydziału Medycznego A. Einsteina wspomina, że w ciągu miesiąca swej pracy w charakterze stażysty na oddziale urazowym, wykonywał swe obowiązki przez 24 godziny, na sen zaś miał tylko niewiele godzin przed popołudniowym obchodem chorych.



“Stażysta nie ma początkowo doświadczenia. W pracy napotyka niekiedy sytuacje, w których stawką jest życie chorego – i to często w godzinach, kiedy nie ma w pobliżu nikogo innego, kto mógłby przyjść z pomocą. Moja zdolność do podejmowania decyzji zmniejszała się w miarę upływu godzin pracy i około godziny 3.00 nad ranem pragnąłem, aby już nikogo nie przywieziono do sali przypadków nagłych". Kiedy starszym lekarzom tłumaczono, że tego rodzaju tryb pracy jest zarówno niewłaściwy z punktu widzenia chorych, jak i ciężki dla samych stażystów, twierdzili, że każdy pracownik medyczny musi przejść przez ten sprawdzian. Również wśród studentów architektury stosuje się 3- lub 4-dniowe maratony kreślarskie, należące do podobnej tradycji fałszywego bohaterstwa.



Jeżeli uczelnie medyczne i szpitale poświęcają niewiele uwagi skutkom zakłócenia cyklu dobowego u pracowników, znaczy to, że pojęcie to jest w medycynie raczej nowe i że lekarze zwracali dotychczas bodaj jeszcze mniej uwagi na doniosłość rytmu czynności ciała dla procesu leczenia. Człowiek mniej sprawny w określonych porach dnia i nocy zmienia się w tych godzinach również fizjologicznie i w rozmaitych chwilach swego cyklu dobowego może rozmaicie reagować na leki, promienie X i zabiegi chirurgiczne.



Dni i noce człowieka, występujące u niego objawy chorobowe, czas, w którym podatny jest na zaburzenia, godziny zamętu myślowego, chwile pełnej świadomości, jego słabość i siła – wszystko to jest z pewnością określane i równoważone przez złożony mechanizm jego zegarów ustrojowych. Niewiele wiadomo o cyklicznych wahaniach procesów zachodzących w organizmie ludzkim, lecz biolodzy podkreślają ich potencjalną doniosłość dla medycyny, dla zrozumienia zachowania się człowieka. W pracowniach biologicznych wykazano, że zwierzęta reagują rozmaicie na określone leki, na niezwykłe temperatury, na promienie nadfioletowe i promienie X – zależnie od tego, w jakiej porze dnia poddano je działaniu tych czynników.



Doświadczenia te wykonuje się często na szczurach, zwierzętach nocnych. Dzień jest dla nich okresem bezczynności. Jeżeli przy końcu dnia wstrzyknie się im pentobarbital sodu, tracą one przytomność szybko i na długi czas, natomiast wstrzyknięcie tego środka w nocy nie powoduje tak silnej reakcji. Dokonane w dzień wstrzyknięcie laseczki jadu kiełbasianego, zarazka wywołującego ciężkie zatrucie pokarmowe, zabija szczura. Ten sam zabieg wykonany w nocy sprawia, że szczur choruje, lecz przeżywa. Większość zranień powoduje u gryzoni mniejsze uszkodzenia w nocy, w czasie ich wzmożonej aktywności, natomiast promienie X działają odwrotnie. Mysz doświadczalna ginie pod wpływem określonej dawki promieni X, zastosowanej w nocy. Ta sama dawka napromienienia zastosowana w dzień wywołuje u myszy jedynie chorobę. Nawet nowotwory złośliwe wykazują określony rytm podziałów komórkowych i okresy, w których są bardziej wrażliwe na promieniowanie niż w innych.



Język nasz pełen jest wyrażeń, z których wynika, że potrafimy wyczuć w sobie okresy wzmożenia i spadku siły, sprawności umysłowej, nastroju. Wydaje się dziwne, że tak mało zwracaliśmy na to uwagi i że niemal wcale nie badaliśmy zagadnienia rytmu leczenia w postępowaniu z chorymi. Do nielicznych schorzeń, w których cykl ustrojowy dyktuje czas zabiegu chirurgicznego, należy jaskra, bolesna choroba, w przebiegu której cierpiący doznaje okresowych wzmożeń i spadków ciśnienia w gałce ocznej. Na ogół jednak tryb postępowania z chorymi w szpitalach jest jak gdyby obliczony na stwarzanie im warunków najbardziej uciążliwych. “Sowa" jest traktowana jak “skowronek", budzi się ją wcześnie podawaniem leków, mierzeniem gorączki, śniadaniem – zaś na zabiegi chirurgiczne wiezie się ją w godzinach, które mogą wydawać się jej późną nocą.



Na razie nie ma dostatecznych informacji o ewentualnych korzyściach zmiany trybu postępowania szpitalnego. Nikt również nie zajmuje się w szpitalu częstym mierzeniem gorączki chorym, w celu wykreślenia ciągłej krzywej temperatury jego ciała. Dotychczas nie było możliwości sporządzenia takiego wykresu u ciężko chorych bez niepokojenia ich, obecnie jednak rozwinęła się produkcja małych termometrów termistorowych, przy użyciu których można by takie zapisy dokonywać. Wielu lekarzy nie zastanawia się nad wyznaczaniem pory stosowania leczenia promieniami X lub wykonywania operacji chirurgicznych, a tylko nieliczni wyczuwają, że stosowanie tych zabiegów we właściwych odstępach czasu i we właściwych porach może mieć istotne znaczenie dla chorego.



Morton H. Rosę z Waszyngtonu, specjalista w dziedzinie zagadnień krążenia krwi, stwierdził, że jego pacjenci budzą się rano z rozmaitą szybkością. Niektórzy są pod tym względem powolni, przy czym wpierw odzyskują pełną świadomość, natomiast ich ciała nabierają żywotności dopiero w ciągu pół godziny do godziny po obudzeniu. Inni wstają raźno, niczym figurka wyskakująca na sprężynce z pudełka. Roise przypuszcza, iż u osób, które ożywiają się powoli, ukrwienie mózgu jest dostateczne, natomiast krążenie krwi w pozostałych częściach ciała jest “ospałe", w wyniku czego niedostatecznie ukrwiona jest kora nadnerczy, wydzielająca hormony pobudzające ustrój i przygotowujące go do przeciwstawienia się bodźcom zewnętrznym. Wczesnym rankiem człowiek taki może mieć we krwi za mało kortyzonu, aby przeciwstawić się wstrząsowi wywołanemu znieczuleniem, operacją i towarzyszącym jej krwawieniem. “Sądzę, że chorym z tej grupy może zagrażać rzeczywiste niebezpieczeństwo przy zabiegach chirurgicznych wykonywanych wcześnie rano. Zabiegi te należy zapewne wykonywać u nich w późniejszych porach dnia".



Idea wyznaczania właściwej, zgodnej z rytmem ustroju pory wykonywania operacji i stosowania leków jest nowa i nie wykorzystana w medycynie, wszakże istotne dane naukowe wskazują, że zgodne z tym poglądem postępowanie może czasami decydować o życiu lub śmierci. Medycyna przyszłości będzie winna szczególną wdzięczność Franzowi Halbergowi z Uniwersytetu w Minnesota, który badał u zwierząt cykl dobowy czynności wybranych komórek ustroju – krwi, gruczołów i narządów wewnętrznych. Zwrócił on



uwagę na rytm objawów chorobowych i opublikował znane dziś dane statystyczne, wskazujące, iż porody i zgony następują częściej w pewnych, określonych godzinach. Halberg podkreślił znaczenie tego nowego wymiaru (czyli czasu) w naszym ujęciu organizmu człowieka: trzeba bowiem dostarczać odpowiednich ilości właściwych substancji nie tylko we właściwe miejsca, lecz również we właściwym czasie.



Cykle biologiczne wywierają na nas wpływ od urodzenia do śmierci, choć większość z nas zwraca na to mało uwagi i jest nieświadoma regularnych, okresowych zmian własnych nastrojów, sił, wydajności i lenistwa. Nawet kobiety nie dostrzegają często, że ich stany emocjonalne zmieniają się w ciągu miesiąca, że są różne bezpośrednio przed menstruacją i w czasie jej trwania. Badania nad snem, ściśle związane z badaniami cyklu temperatury ciała i wszystkich podcykli ustrojowych, zaczynają wzbogacać naszą wiedzę o nas samych i wskazują kierunki badań w zakresie odmierzania w czasie postępowania leczniczego. Wiele cykli jednak nie zamyka się w obrębie jednej doby, zatem do problemów, wobec których stajemy przy próbach zrozumienia przebiegu własnych procesów ustrojowych w stanie zdrowia i podczas choroby, należy rozpoznawanie i określanie cykliczności tych procesów.



Curt Richter z Uniwersytetu im. Johna Hopkinsa w swej książce Biological Clocks in Medicine and Psychiatry (Zegary biologiczne w medycynie i psychiatrii) opisał wiele zaburzeń charakteryzujących się dziwacznymi cyklami objawów. Choremu i leczącemu go lekarzowi może się wydawać, że objawy te występują przypadkowo. Niektóre ponawiają się po 48 godzinach, inne co 7 dni lub co 17 miesięcy, w niektórych zaś przypadkach, co 10 lat. U niektórych chorych na padaczkę napady występują regularnie co 2 tygodnie. Pewien znakomity sportowiec z Uniwersytetu Cambridge cierpiał z powodu bolesnego obrzęku kolana, który występował co 9 dni z taką regularnością, że drużyna zawczasu ustalała plan rozgrywek, tak aby nigdy nie zbiegały się one z nawrotem choroby tego zawodnika. Pewien znany biznesman miewał co drugi dzień obezwładniające napady depresji i w tych dniach nie podejmował żadnych decyzji, natomiast w pozostałych dniach zdolnością przekonywania przewyższał każdego innego przedstawiciela swego towarzystwa. Chorobowe objawy stanu maniakalnego i depresji następują często okresowo; również wiele innych psychoz przebiega z nawrotami choroby, przy czym w długich nieraz okresach między tymi nawrotami chory bywa niemal zupełnie normalny. Mary Lamb, siostra wielkiego pisarza angielskiego Charlesa Lamba, przez 50 lat cierpiała na psychozę okresową. Przebieg choroby był ciężki. Za drugim nawrotem chora zabiła swoją matkę, którą bardzo kochała. Na szczęście chorą zaopiekował się jej brat, a ponieważ nawroty psychozy powtarzały się regularnie, oboje znali dobrze jej zwiastuny i mogli w porę podejmować niezbędne środki ostrożności, tj. już przy pierwszych objawach podniecenia chorej. Miała ona 38 nawrotów i żyła 83 lata, przez większą część tego czasu zachowując się jak osoba normalna.



Richter rozważał zagadnienie związku niektórych chorób z normalnym rytmem ustroju. Sformułował on hipotezę, że wszelkie procesy metaboliczne ustroju mają właściwe sobie rytmy, czyli cykle aktywności. Zazwyczaj cykle te nie nakładają się na siebie i organizm jako całość pozostaje w stanie względnej równowagi. Wstrząs, uraz fizyczny lub emocjonalny, a nawet wstrząs uczuleniowy może spowodować w organizmie zakłócenia powodujące, że niektóre z podcykli ulegają synchronizacji, wzmagającej efekty tych procesów, czego wyrazem jest okresowe nasilanie się i słabnięcie ich, uwidoczniające się w postaci objawów chorobowych.



Potwierdzenie tej hipotezy wymaga wielu rozmaitych badań nad zegarami biologicznymi w organizmie człowieka. Powinniśmy dowiedzieć się, jak regularność trybu życia i zakłócenie cykli dobowych może odbić się na ludziach. Powinniśmy wiedzieć więcej niż dotychczas o roli prawidłowego odmierzania czasu w postępowaniu leczniczym. Konieczność ta podyktowana jest na pewno potrzebami ery podróży samolotami odrzutowymi i wypraw w przestrzeń kosmiczną.



Stosując aparaturę biotelemetryczną, złożoną z małych instrumentów, które mogą odbierać fale mózgowe, mierzyć tętno, temperaturę ciała, oporność skóry, oddech, napięcie mięśniowe i przebieg innych procesów fizjologicznych u znajdującego się w stanie aktywności człowieka lub zwierzęcia, oraz z aparatury radiowej, przekazującej te informacje do odległego odbiornika – uczeni radzieccy dokonali wielkiego kroku na drodze badania rytmów diobowych. Jeżeli mamy ocenić wpływ lotu w przestrzeni kosmicznej na człowieka, musimy poznać wahania wykazywane przez organizm ludzki w warunkach normalnych, które stanowią niejako tło badań. Uczeni radzieccy przebadali niedawno przebieg rytmów fal mózgowych u pewnej liczby ludzi. Badanie trwało cały miesiąc, przy czym zapisy fal odczytywano stale w pewnych określonych godzinach doby. Do czasu przeprowadzenia powyższych studiów naszą wiedzę o tych ^ytmach, zależnych od stanu świadomości, czerpaliśmy z badań psychicznie chorych lub ludzi śpiących. Całodobowe zapisy czynności bioelektrycznej mózgu młodych i zdrowych ludzi, dokonywane na przestrzeni od dziesięciu dni do miesiąca, rzucają pierwszy snop światła na zmiany podstawowego rytmu czynności mózgu, której wyrazem jest zapis elektroencefalograficzny, czyli EEG. Uzyskany obraz jest zaskakujący. Przez cały czas stanu czuwania badanych uczeni radzieccy stwierdzali występowanie u nich fal, znanych jako fale theta i delta, o których sądzono, że pojawiają się jedynie we śnie i w stanach chorobowych. Nie stwierdzono, aby zapis dzienny charakteryzował się jakimś szczególnym rytmem, natomiast całość obrazu cechowała się nasiloną czynnością bioelektryczną wyrażoną w postaci kombinacji kilku rodzajów fal. Czynność ta tworzyła wyróżniający się wzorzec, najmniej widoczny w nocy i około godziny 5.00 rano, najbardziej wyrazisty zaś około godziny 17.00. Poszczególne osoby wykazywały ponadto charakterystyczne przesunięcia w częstotliwości i amplitudzie pewnych rytmów w określonych momentach właściwego im cyklu dobowego. Nie jest jasne, w jakim stopniu wspomniany wzorzec związany jest ze stanem świadomości lub sprawności umysłowej człowieka. Jego znaczenie polega na tym, że daje pewien obraz normalnych wahań rytmów mózgowych u człowieka, które mogą stanowić tło do oceny wpływu stressu lub przebywania w przestrzeni kosmicznej.



Wydaje się, że badacze radzieccy znacznie wyprzedzili innych naukowców w wykorzystaniu biotelemetrii. Według opublikowanych doniesień dokonywali oni już zapisów z dużych odległości, uzyskując obrazy stanu fizjologicznego ludzi i zwierząt w rozmaitych warunkach. Dokonywali masowo pomiarów zmian zachodzących u sportowców przygotowujących się do igrzysk olimpijskich, uzyskali 24-godzinne zapisy pewnych czynności organizmu zwierząt przebywających w przestrzeni kosmicznej, a także organizmu kosmonautów. W czasie jednej z prób przygotowawczych do lotu kosmicznego, kosmonauci P. R. Popowicz i A. G. Nikołajew spędzili 3 dni izolowani w kabinie, stanowiącej imitację kabiny Wostok. Uczeni stwierdziła, że cykle dobowe kosmonautów wykazują różnice. Na przykład, w okresach przeznaczonych na czuwanie u Nikołajewa występowały fale mózgowe odpowiadające senności, ujawniła się skłonność do występowania właściwego mu wzorca zapisu sennego. W toku prób popełniał on więcej błędów wieczorem niż rano. W tym samym czasie radzieccy fizjologowie i psychologowie badali sportowców w akcji, pilotów, rybaków i zawiadowców stacji, aby stwierdzić, jakie są ich reakcje ustrojowe i psychiczne na długie Okresy uciążliwej pracy, i w jakich godzinach obciążenie pracą lub samotność brały górę nad ich samoopanowaniem. Biologowie badali rytmiczność procesów chemicznych mózgu, czynności układu sercowo-naczyniowego, składu krwi oraz zmiany wywoływane zakłóceniem cyklu. Prace te stworzyły podstawy do przeprowadzenia pierwszego lotu grupowego w przestrzeni pozaziemskiej, do czterodniowego lotu Popowicza i Nikołajewa w sierpniu 1962 roku.



Celem lotu było określenie głównych cech rytmu dobowego u człowieka i wpływu stanu nieważkości na organizm. Tryb zachowania się ludzi w przestrzeni pozaziemskiej był w miarę możliwości podobny do ziemskiego, aby nie wprowadzić zamieszania do zapisów lekarskich. Tryb pracy, snu i odżywiania się był podobny do tego, do którego kosmonauci byli przyzwyczajeni. Tylko w ten sposób można było zbadać wpływ lotu w przestrzeni kosmicznej na naturalną okresowość czynności fizjologicznych człowieka. Istotnie, zaznaczyły się w niej zmiany. Na przykład u obu kosmonautów na Ziemi stwierdzano zwykle szybsze tętno pod koniec dnia, natomiast w czasie lotu do wahań tych bądź nie dochodziło, bądź częstość tętna po południu zmniejszała się. Zapisy EEG u kosmonautów wskazywały na pobudzenie, mimo to jednak obaj zapadali w długi, kojący sen.



Badacze radzieccy nadal podejmują wielkie wysiłki, w celu naukowego zbadania rytmów ustrojowych u owadów i innych zwierząt oraz u ludzi znajdujących się na Ziemi i w przestrzeni pozaziemskiej. Zdradliwy wpływ zakłócenia cyklu dobowego może nie stanowić problemu w krótkich “wycieczkach" poza Ziemię, jednakże stanowi dużą przeszkodę w kosztownych długich podróżach. Nie wzbogacając wiedzy o podstawowych rytmach dobowych, nie będziemy mogli" przewidzieć reakcji ludzi, którzy zmuszeni będą przebywać w warunkach sztucznego dnia i sztucznej nocy, pracować i wypoczywać według niezwykłych dla nich reguł. Poznanie podstawowego cyklu dobowego mogłoby umożliwić nam “popchnięcie go" tak, aby odpowiadał wymogom sytuacji. Z doniesień radzieckich wynika, że w ZSRR opracowuje się metodę dokonywania tego za pomocą umiarkowanego drażnienia mózgu prądem elektrycznym. Jeżeli jest to możliwe przy zachowaniu całokształtu złożonych czynności organizmu we właściwych im stosunkach fazowych, należy uznać to za naprawdę wielkie osiągnięcie.



Również w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w toku wysiłków zmierzających do opanowania przestrzeni kosmicznej, zaczęto zwracać uwagę na znaczenie rytmów fizjologicznych organizmu, choć potraktowano to zagadnienie w sposób empiryczny. Pierwsza amerykańska grupowa wyprawa w przestrzeń kosmiczną, na Gemini IV, odbyła się w czerwcu 1965 roku. Rozkład zajęć kosmonautów przewidywał zmiany przy pracy co 4 godziny, tak że dla każdego z nich czterogodzinne zajęcia przeplatały się z czterogodzinnym snem.



Przez wiele lat uczeni usiłowali opracować najskuteczniejszy rozkład pracy i odpoczynku. Earl Alluisi i jego współpracownicy badali w Uniwersytecie Stanu Kentucky i w innych ośrodkach liczne grupy kadetów Sił Powietrznych, którzy zgodzili się przebywać przez miesiąc w zamkniętych pomieszczeniach, wykonując tam przewidziane zadania i przestrzegając określonego trybu zajęć. W jaki sposób można by maksymalnie zwiększyć czas pracy człowieka bez obniżania jego sprawności? Stwierdzono, że ambitni młodzi kadeci mogą pracować przez 16 godzin dziennie, jeżeli po 4 godzinach pracy następują 2 godziny odpoczynku. Jednakże ten rozkład czasu okazał się szkodliwy dla badanych, jeżeli nie mogli oni spać. Trwalszą sprawność zapewnia, jak się wydaje, 12-godzinny dzień pracy przy takim rozplanowaniu doby, że po każdych 4 godzinach pracy następują 4 godziny odpoczynku.



Taki właśnie rozkład zajęć zaplanowano, przynajmniej na papierze, dla kosmonautów Edwarda H. Whi-tea i Jamesa A. McDivitta. Mimo to, po czterodniowym okrążaniu globu w szczelnej kabinie, w warunkach nieustannego hałasu pochodzącego z aparatury służącej do łączności z Ziemią, powrócili oni znużeni. Nie sypiali dobrze, tak że major McDivitt zaproponował dla przyszłych śmiałych podróżników rozkład zajęć bardziej podobny do ziemskiego, umożliwiający dłuższy sen każdego dnia. Czy jest to wymaganie wynikające z konieczności biologicznej, czy tylko z nawyku?



Trwające całe życie przyzwyczajenie do 8-godzinnego snu w nocy przywodzi na myśl pogląd o jego głębokim fizjologicznym uwarunkowaniu, o tym, że niejako zawiera się ono w strukturze układu nerwowego i biochemicznym rytmie ustroju. Jeśli zatem niepodatność rytmu dobowego na wszelkie zmiany uwarunkowana jest również nawykiem, nie znaczy to, że nawyk ten łatwo jest zmienić – jeżeli w ogóle jest to możliwe. Wielu uczonych przypuszcza, że nasze nawyki w zakresie snu można radykalnie przekształcić przez odpowiedni trening w dzieciństwie. Uczeni ci proponują przeprowadzenie na zwierzętach doświadczeń, umożliwiających sprawdzenie tej hipotezy. Jednakże coraz więcej jest dowodów na to, że 24-godzinny rytm jest w rzeczywistości odmierzany przez ośrodkowy układ nerwowy i że dziecko zaczyna sypiać w nocy nie dlatego, iż przyzwyczajają je do tego rodzice, lecz dlatego, że jego mózg osiągnął wystarczającą dojrzałość.



Ludzie dorośli raz po raz uciekają od czasu i schodzą do głębokich grot. Michel Siffre, zapalony grotołaz, przebywał na głębokości 120 metrów pod ziemią, w wielkiej grocie Carcassonne. Choć stracił on tam poczucie czasu, tak że gdy opuszczał grotę w dniu 17 września 1962 roku myślał, że jest to dzień 20 sierpnia, zapisy jego stanu snu i czuwania ujawniły, iż jego organizm przez cały czas pobytu w jaskini wykazywał cykl 24-godzinny.



Obecność zegarów biologicznych we wnętrzu naszego ciała wydaje się zupełnie niewątpliwa. Zalecenia babci, aby przestrzegać regularnego rozkładu dnia, mogą brzmieć staroświecko, jeżeli jednak poddamy je wyczerpującej analizie, może się okazać, że stanowią najlepszą wskazówkę, jak utrzymać organizm w zdrowiu i harmonii. Nieregularność snu i posiłku prowadzi do psychicznych i fizjologicznych następstw, których zakresu po prostu nie znamy.



Obecnie, gdy w obliczu wypraw kosmicznych zagadnienie rytmu dobowego u człowieka zaczyna nabierać znaczenia ogólnoświatowego, podejmuje się nowe badania, które mogą ujawnić naturę tego rytmu i jego podcykli. Te ostatnie, trwające krócej, wydają się wpływać w ciągu dnia na naszą sprawność, siłę lub słabość, a także na objawy chorobowe. Jedna trzecia doby, której uczeni amerykańscy poświęcają skupioną uwagę, to okres związanej ze snem nieczynności. Trwające całymi nocami badania zaczynają wyznaczać podcykle fluktuacji biologicznych, które mogą wpływać na nasze ciała i umysły w stanie czuwania.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział III

PORY NOCY



Kiedy spokój nocy ogarnia cały dom, a świadomość zamieszkujących go ludzi przesłonięta jest welonem snu, cierpliwy i baczny obserwator osób śpiących może spostrzec u nich pewne dyskretne objawy pojawiające się w miarę upływu godzin nocnych. Na pozór śpiący wygląda spokojnie, jeżeli nie brać pod uwagę płytkiego i równego oddechu czy pochrapywania. Sporadycznie spokój ten przerywa nagłe jego poruszenie się, westchnienie, pomrukiwanie lub wypowiedzenie oderwanych słów, ruch gałek ocznych. Odprężenie malujące się na twarzy człowieka śpiącego nadaje jej szczególne piękno, jednakże nieoczekiwanie może ona przybrać wyraz napięcia, a nawet jakby gniewnego zniecierpliwienia, któremu towarzyszy zgrzytanie zębów. Coś widocznie zdarzyło się w organizmie śpiącego, czego zresztą nie będzie on pamiętał rano, gdyż sen wydaje się mu ciemnością, która ogarnęła jego umysł i ciało. Sądzimy, że we śnie nasz umysł zaznał spoczynku. W istocie jest zupełnie inaczej.



Sen nie jest stanem jednorodnym, lecz ciągiem powtarzających się zjawisk cyklicznych, stanowi rozmaite fazy czynności mózgu i ciała. Niedoświadczony obserwator, przyglądający się osobie śpiącej, spostrzeże zmiany w jej zachowaniu się, może jednak nie zauważyć, że zmiany te cechują się nawracającymi falowo



wzrostami i spadkami aktywności. W regularnych odstępach czasu śpiący wchodzi w stan pod wieloma względami przypominający chwile największego napięcia uwagi we dnie. Miejscem, w którym można prześledzić przebieg snu nocnego, nie jest ciemna sypialnia, lecz pracownia, w której dokonuje się ciągłych zapisów fal mózgowych, pomiarów tętna, napięcia mięśniowego, ciśnienia krwi i zmian w procesach biochemicznych.



W ciągu dziesięciolecia badań pracownianych wytworzyliśmy sobie całkowicie nowy obraz przebiegu snu nocnego u normalnego człowieka. Jest to obraz, na który złożyły się obserwacje zebrane przez wielu badaczy w ciągu ponad 12 000 nieprzespanych nocy, w czasie których przebadano ponad 4000 śpiących ludzi. Zwykły opis typowej nocy w pracowni snu może dać niewielkie tylko wyobrażenie o niezwykłym wkładzie pracy uczonych, uczestniczących w tych doświadczeniach, o wysiłku i osobistym poświęceniu każdego z nich.



Gdy większość Amerykanów spokojnie spożywa obiad lub ogląda telewizję, każdy z uczonych, o których mowa, przełyka pośpiesznie byle jaki posiłek i powraca do swych pomieszczeń kontrolnych. W Stanach Zjednoczonych Ameryki istnieje ponad 25 pracowni zajmujących się badaniem snu, mieszczących się w budynkach uniwersyteckich, w szpitalach i w starych rezydencjach. Różnią się one rozmiarami, nowoczesnością, kompletnością wyposażenia, lecz zasadniczo są do siebie podobne. Atmosfera pracowni, w której mają być przeprowadzone badana nocne, przypomina kabinę odrzutowca, w której dokonuje się przeglądu instrumentów przed lotem. Eksperymentator, niczym pilot, musi sam przekonać się, że przyrządy wykazują niezbędną dokładność. Już poprzednio spędził on zapewne pół dnia na sprawdzaniu połączeń, łączeniu przewodów i usuwaniu zakłóceń. Większość pracowników nauki zajmujących się zagadnieniem snu nie studiowała elektroniki, lecz psychologię, psychiatrię, fizjologię. Liczni wszakże przedstawiciele tego nowego rodu uczonych zdobyli kwalifikacje elektronika czy inżyniera, a także nauczyli się chirurgii i biochemii.



Gdyby ktoś w tych wieczornych godzinach odwiedził taką pracownię, mógłby stwierdzić, że uwagę znajdujących się w niej ludzi przyciąga zwłaszcza duże urządzenie zapisujące, znane jako elektroencefalograf. Zasadniczo jest to silny układ wzmacniający, dostatecznie czuły, aby odbierać bardzo subtelne zmiany potencjałów elektrycznych występujących w mózgu i wykrywanych przez metalowe elektrody umieszczone na powierzchni głowy. Wzmacniając te zmiany potencjałów aparatura EEG sprawia, że rytmy mózgowe stają się widzialne. Urządzenie to można również stosować do wzmocnienia innych oscylacji, takich jak zmiany ciśnienia krwi, tętno, oddech, zmiany temperatury ciała, oporności skóry, napięcia mięśniowego. Choć niektóre zmiany zachodzące wewnątrz organizmu można wykrywać podczas cierpliwej i uważnej obserwacji osoby śpiącej, dokładne ich pomiary wymagają czułych urządzeń odbierających i wzmacniających sygnały związane z bioelektryczną czynnością tkanek organizmu.



Z filiżanką kawy uczony zasiada przy wielkim stoliku rozdzielczym EEG i zaczyna przekręcać gałki i tarcze włączników tak, aby zmiany potencjałów, odbierane z rozmaitych części głowy i ciała, były wzmacniane z właściwą dokładnością. Naturalny rytm danej okolicy mózgu zależy od nieustannych przesunięć ładunków, od dodatniego do ujemnego, czyli od podstawowych zmian zachodzących w żywych komórkach mózgu. Aparatura transmituje te zmiany na taśmę magnetyczną, a także uruchamia szereg pisaków atramentowych, umieszczonych na przypominającej pulpit powierzchni urządzenia. Każdy pisak reaguje na sygnały biegnące z określonej części mózgu i wykonuje ruch w górę, jeżeli ładunek jest dodatni, w dół zaś, jeżeli jest ujemny. W miarę jak ciągła taśma papieru tuż pod oscylującymi pisakami przesuwa się powoli naprzód wskutek obrotu wałków, ruchy pisaków w górę i w dół wykreślają na niej falisty zapis – zapis fal mózgowych. Eksperymentator musi zwracać uwagę, aby papier poruszał się stale z tą samą prędkością. Amplituda, czyli wysokość fal, wskazuje napięcie czynności elektrycznej danej okolicy mózgu. Kształt zapisu, gęstość fal wskazują prędkość, z jaką przebiegają w mózgu zmiany potencjałów elektrycznych. Na oko, ów atramentowy zapis informuje, czy potencjały mózgowe zmieniają się w sposób regularny i synchroniczny (jednoczesny), a ich wyładowania mają wysokie napięcie, czy też przesunięcia potencjałów są nie^ regularne i szybkie. Taki zapis snu ma wartość tylko pod warunkiem, że aparatura działa dokładnie.



Eksperymentator, któremu może towarzyszyć asystent, a także odpowiednio przeszkolony student, pracowicie czyści pisaki, napełnia zbiorniki z atramentem i kontroluje poszczególne odprowadzenia, aby nie dopuścić do ich odłączenia lub przerwy w działaniu. Trzystumetrowa taśma papieru do zapisywania elektroeneefalogramu mieści się tuż pod wałkami, zaś szpule taśmy magnetycznej naciskają na ich wrzeciona. Zegary kontrolne podlegają stałej obserwacji. Gdy inni śpią i cisza nocna panuje wokół pracowni snu, uczeni, w samotności, która pogłębi się jeszcze w miarę trwania nocy, usiłują utrzymać swą uwagę -w stałym napięciu. Praca ta zmusza ich niekiedy do czuwania przez całe noce, tygodniami, czasem przez miesiąc i dłużej. W nocy czuwają nad snem innych, w dzień spełniają zwykłe czynności: prowadzą wykłady, administrują i analizują uzyskane w toku badań informacje. Pogoń za tajemnicami “śpiącego" umysłu jest zajęciem równie uciążliwym, jak pociągającym. Opinia publiczna i poddający się badaniom ochotnicy rzadko zdają sobie z tego sprawę. Kiedy ochotnik taki wstaje rano ze swego łóżka w pracowni, czuje się, przynajmniej w pewnym stopniu, wypoczęty, natomiast uczony ma bardzo niewiele czasu na drzemkę, gdyż oczekują go obowiązki dzienne.



Ponad 10 tysięcy takich nocy złożyło się na sprecyzowanie naszego obecnego poglądu na przebieg snu. Jest to złożony obraz uzyskany z badań, których przedmiotem byli bardzo rozmaici ludzie. W większości byli to młodzi mężczyźni po dwudziestce, uczący się lub pracujący zarobkowo. Wśród badanych były też kobiety, byli chorzy ze szpitali, były też dzieci, a nawet noworodki.



Ochotnik przybywa do pracowni badawczej przed godziną 22.00. Myje się, przebiera w piżamę i siada w poczekalni, w której zostanie odpowiednio “przystrojony" na noc. Ludzie mówią do siebie głosem przyciszonym. Powietrze jest przesiąknięte zapachami, przypominającymi ciemnię fotograficzną – acetonem, kolodium, lutem. Są one elementami środowiska. Ze staranną dokładnością chirurga, eksperymentator zaznacza właściwe miejsca na głowie i twarzy badanego, obmywa je acetonem i dokładnie umocowuje na nich małe, metalowe elektrody w kształcie dysku, przyklejając je taśmą w Okolicy oczu, skroni i na wierzchołku głowy. Z każdą elektrodą połączony jest drut o jaskrawej barwie, zgodnej z barwnym kodem określającym jej miejsce na głowie i sposób połączenia z aparaturą EEG. Zbiór wielokolorowych przewodów zostaje na koniec przeciągnięty przez pierścień na szczycie głowy, tworząc coś w rodzaju połyskliwego ogona końskiego.



Kiedy ta osobliwa i niejako hipnotyzująca procedura dobiega końca, badany odczuwa zazwyczaj senność i z zadowoleniem przechodzi do pracownianej sypialni, aby tam zanurzyć się w pościeli i ułożyć głowę na poduszce. Przewody prowadzące z jego głowy zostają teraz podłączone do tablicy znajdującej się w głowie łóżka, której kable łączą się z aparatem EEG w pomieszczeniu kontrolnym. Sypialnia pracowniana wygląda zwyczajnie i przyjemnie. Jest zabezpieczona przed hałasem. Przy łóżku znajduje się aparat telefoniczny, a często również mikrofon z magnetofonem. Osoba badana może się poruszać swobodnie w swym łóżku. Jeżeli jednak pragnie udać się do łazienki, musi wezwać przez telefon eksperymentatora, aby odłączył ją od aparatury. Niektóre z nowych pracowni wyposażone są w umieszczoną w rogu, pod sufitem, kamerę telewizyjną, należącą do zamkniętego obwodu. Tylko nieliczne laboratoria mają w ścianie lustro, będące w rzeczywistości oknem obserwacyjnym, przez które można śledzić zachowanie się śpiącego.



Po zamknięciu drzwi do sypialni badani wykazują skłonność do zdumiewająco szybkiego zaśnięcia. Tylko nieliczni nowicjusze mają z tym trudność w czasie pierwszej nocy. Jeden z weteranów II wojny światowej snuł wspomnienia z pobytu na Pacyfiku: “Im było ciszej, tym bardziej oczekiwałem podstępu". Nieliczni badani przyznają, że czują się usidleni przez przewody trzymające ich w łóżku, i przez nadzór za drzwiami, natomiast niewygoda zależna od elektrod elektroencefalograficznych i elektrokardiograficznych, a nawet mankietów do pomiaru ciśnienia krwi uznawana jest za nieistotną. “Wątpiłem, że będę mógł zasnąć we wszystkich tych urządzeniach i zastanawiałem się, co mogłoby się stać, gdybym musiał w pośpiechu udać się do toalety – - powiedział jeden z badanych mężczyzn – lecz okazało się, że nie są one uciążliwe". Przygotowanie do snu jest na ogół procedurą usypiającą. Frederick, Snyder z Narodowego Instytutu Zdrowia zauważył, że “badani często zasypiają wcześniej, niż to jest nam potrzebne". Sam on poddał się badaniu w swej pracowni, przewidując przy tym trudności w zaśnięciu, gdyż w domu i w podróży najczęściej potrzebował na to pewnego czasu. Doświadczenie to okazało się zdumiewające. “Nie tylko zasnąłem od razu, lecz z trudem udało mi się zachować przytomność do chwili zakończenia niezbędnych przygotowań". W jego pracowni badani zasypiali zazwyczaj w ciągu 10-15 minut. Jednakże uczucie pewnego niepokoju, jeżeli nawet nie było dość silne, aby utrzymać badanego w stanie czuwania, ujawniało się we śnie.



Sypialnia, pracowniana jest zaciszna i przyjemna. Większość badanych wie, że ich fale mózgowe nie mogą ujawnić nic więcej, niż rytm czynności mózgu, i z pewnością nie ujawniają myśli. Sytuacja wszakże, w której sen ich ma być kontrolowany, jest dla nich za pierwszym razem osobliwa. We wszystkich badaniach, których przedmiotem jest człowiek, wchodzi w grę nie dający się przewidzieć czynnik emocjonalny, nieuchwytna gra przeżyć uczuciowych, wyciskająca swe piętno na wynikach badań. Zapisy encefalograficzne większości ludzi, spędzających pierwszą noc w pracowni, dalekie są od wzorców, które w czasie następnych nocy okazują się ich cechą osobniczą. Dla pewnych celów uczony może dokonywać zapisu snu w ciągu 5, a nawet 10 kolejnych nocy, aby uzyskać obraz podstawowego, typowego wzorca zapisu snu u danej osoby. Dopiero później zaczyna gromadzić potrzebne informacje. Pomimo tych i innych środków



ostrożności występuje tzw. “efekt laboratoryjny". Na przykład w czasie tysięcy nocnych zapisów zdarzało się badanym, choć dość rzadko, ulegać wrażeniu koszmaru nocnego lub innym złudzeniom. Mimo to należy uznać noc spędzoną w pracowni za typową, przespaną noc, choć może ona niejednokrotnie ulegać subtelnym modyfikacjom.



Kiedy doświadczenie jest przygotowane i badany zaczyna odprężać się w łóżku, wydarzenia powinny następować w sposób łagodnie stopniowany* /Jest to jeden z momentów, w których najmniejsza wada wyposażenia może spowodować obudzenie badanego i zniweczyć godziny i dni przygotowań. Eugene Aserinksy wspomina, że na początku lat pięćdziesiątych, kiedy był absolwentem Uniwersytetu w Chicago i nie mógł pozwolić sobie na opłacanie badanych, musiał włożyć wiele wysiłku w przekonywanie swych przyjaciół, aby zgodzili się spać w jego pracowni. Po tygodniach namów przystał na to wreszcie pewien jego kolega szkolny. Był to człowiek pełen temperamentu. “Ucieszyłem się – mówi Aserinsky – przygotowałem go do snu, lecz kiedy wróciłem do aparatu EEG, badany zaczął krzyczeć. Oskarżał mnie, że porażam go elektrycznością. Zacząłem mu tłumaczyć, że jest to niemożliwe, lecz on nie chciał już mieć z tym nic wspólnego. Wstał i obrażony poszedł do domu". Następnej nocy Aserinsky założył elektrody sobie samemu i położył się do łóżka. Okazało się, że istotnie odczuwa lekkie, lecz nieprzyjemne szczypanie. Nie było to wszakże porażanie prądem, lecz tajemnicza wada wyposażenia. Eksperymentatorzy nieraz męczyli się z tego rodzaju przypadkami. Mają one bowiem niekorzystne następstwa psychologiczne, ponieważ wzmagają rozpowszechnione, choć błędne wyobrażenia o EEG. Aparatura ta nie jest przeznaczona do wysyłania prądów do mózgu, jak sądzą niektórzy ludzie, lecz do odbierania sygnałów elektrycznych wysyłanych przez mózg.



Nieuporządkowane myśli o pracowni EEG, o narzeczonej, o zbliżającym się egzaminie snują się w świadomości młodego, leżącego i odpoczywającego w łóżku człowieka. Choć nie zdaje on sobie z tego sprawy, zwłaszcza gdy drzemka przechodzi w sen, EEG zaczyna ujawniać szczególne i tylko temu człowiekowi właściwe cechy zapisu fal mózgowych. Ogólny obraz zapisu i jego przebieg w ciągu całej nocy jest taki, jak u wszystkich normalnych ludzi dorosłych, natomiast rytm zmian i ich subtelności świadczą o indywidualności badanego, są jakby jego cechą wpisaną w fale mózgowe.



W pomieszczeniu kontrolnym eksperymentatorzy przyglądają się teraz uważnie taśmie papieru wypływającej spod oscylujących pisaków. Rysuje się na niej 8 luźno rozmieszczonych linii, przypominających zwykłą bazgraninę. Jednakże eksperymentatorzy, patrząc na ten pozornie nieczytelny zapis, potrafią zorientować się na przykład, że badany właśnie zamknął oczy. Zapis EEG składa się teraz z małych, nieregularnych i szybko zmieniających się elementów. Tętno badanego staje się równe, oddech regularny. Zainstalowany termistor, miniaturowe urządzenie nie większe od główki szpilki, informuje również, że temperatura w odbytnicy powoli opada.



Nawet ci eksperymentatorzy, którzy od dawna zajmują się zagadnieniem snu, mają teraz wyczekujący wyraz twarzy. Z wyjątkiem zapisu z najbardziej u góry położonych kanałów, fale mózgowe wykazują nowy wzorzec. Jest on znany jako rytm alfa, cechujący się regularnymi ciągami fal o częstotliwości 9-12 cykli na sekundę. Jest on wyrazem pogodnego i przyjemnego stanu odprężenia, niezakłóconego przez koncentrację myśli. W chwili napięcia, pod wpływem głośnego hałasu, przy próbie rozwiązania jakiegoś problemu, rytm ten może zniknąć. Eksperymentator wie, że badany jest na krawędzi drzemki, że zaczyna szybko pogrążać się w sen. “Daję mu 10 minut" – mówi. ,,Daję mu 2 minuty". “Oto teraz...".



Fale alfa stają się mniejsze, w miarę jak -młody człowiek odpręża się. Świadczy to o tym, że czynność jego mózgu w istotny sposób ulega zmianie. Badany zbliża się do granicy snu. Choć nie wie o tym, szybkość jego reakcji zmienia się. Dwa błyski światła, działające na jego oczy przez zamknięte powieki, widzi jako pojedynczy błysk. Zaszło coś, co doprowadziło do spowolnienia procesów postrzegania. Badany jest na pograniczu czuwania i wczesnego okresu snu. Gdy rytm alfa zaczyna ubożeć, eksperymentatorzy mogą zakładać się, ilu sekund wymagać będzie jego zniknięcie.



Człowiek zasypiający nie uświadamia sobie tych zmian. Świat jest dla niego przyjemnie odległy. Po wewnętrznym ekranie jego świadomości płyną strzępy obrazów, dziwaczne myśli, fragmenty snów czy rojeń. Jak gdyby znajdował się na nudnym-zebraniu, słuchał nieinteresującego wykładu czy kazania. Jego powieki stały się ciężkie, opadają i dopiero, być może", osobliwa wizja kurcząt na podwórzu spowoduje drgnięcie jego głowy i otwarcie oczu. Oddalił się, lecz czy zasnął? Kiedy przekroczył granicę?



Eksperymentatorzy otaczają aparat EEG, uważnie przyglądając się czterem górnym kanałom. Co kilka sekund odzywa się sygnał dźwiękowy, zaś dolny pisak zaznacza przedziały czasu. Znacznik czasu nastawiony jest na przedziały jednominutowe. Zanim brzęczyk odezwie się ponownie, rytm alfa stanie się jeszcze mniej zauważalny, a w zapisie być może pojawi się nowy obraz. Młodego człowieka można by teraz bardzo łatwo obudzić, lecz pozostawiony sobie pogrąża się coraz głębiej w siebie, w toku owego szczególnego procesu. Wkracza w sferę zjawisk nieuświadamianych. Jego oczy poruszają się powoli.



W którymś momencie tej wczesnej fazy snu może się obudzić pod wpływem nagłego skurczu mięśniowego, który powoduje drgnięcie całego ciała. To także jest oznaką zmian w czynności jego układu nerwowego. Zjawisko to znane jest jako zryw miokloniczny, będący wyrazem umiarkowanego wyładowania aktywności mózgowej, przypominającego napad padaczkowy.



Jednakże zryw miokloniczny jest zjawiskiem normalnym w przebiegu snu u człowieka. Przemija w ułamku sekundy, po czym zasypianie trwa nadal. Młody człowiek nie czuje, że zaszła w nim ponadto osobliwa zmiana, która polega na tym, że jest teraz “niewidomy".



W swym własnym mieszkaniu każdy może przyjrzeć się śpiącej osobie i zauważyć u niej czynnościową ślepotą występującą podczas snu. Rzeczywiście, wielu ludzi sypia z oczami na wpół otwartymi, przy czyni nie reagują oni na ruch wokół. Przed kilkoma latami Ałlan Rechtschaffen i David Foulkes z Uniwersytetu w Chicago stwierdzili, że ową ślepotę można uznać za jedną z pierwszych oznak snu. Badali oni ochotników, którzy nauczyli się sypiać z powiekami podtrzymywanymi tak, aby oczy pozostały półotwarte. Nie groziło im oczywiście żadne uszkodzenie. Już dawno temu stwierdziło dwóch okulistów, że zadziwiająco wielu studentów Chińczyków sypia z otwartymi oczami. Ochotnicy, którzy zgłosili się do wspomnianych badań, nie przejmowali się całą procedurą i zasypiali z niezwykłą łatwością.



Pracownia w Chicago mieści się w starym, murowanym budynku, jej pomieszczenia zaś służą w nocy jako sypialnie. Pomieszczenie kontrolne ma wygląd zwykłego mieszkania, ale grube czarne kable przenikają przez stropy i biegną w dół, do hallu i sypialni, tworząc widoczną sieć połączeń między badającym a badanymi. Chociaż sprawia to wrażenie surowej instalacji wojskowej i chociaż sypialnie mieszczą się na dwóch piętrach, jest to wygodna placówka badawcza. Przed kilkoma latami typowa noc wyglądała następująco: Rechtschaffen ze słuchawkami na uszach i z mikrofonem nadzorował EEG, psychiatra, Gerald Vogel, nadzorował zapis na taśmie, zaś wyżej, w sypialni, było stanowisko Foulkesa. Przez słuchawki otrzymywał on instrukcje z niżej położonego pomieszczenia kontrolnego. Jego koledzy śledzili EEG – gdy oczy badanego poruszały się, zanikał rytm alfa. Na hasło “dalej" Foulkes oświetlał jakiś przedmiot – na przykład znaczek, maszynkę do kawy, grzebień – umieszczony na wprost otwartych oczu badanego. Ponieważ lampa błyskowa sterowała automatycznym znacznikiem na EEG, koledzy wiedzieli, kiedy światło było włączane i wyłączane. Foulkes oświetlał przez kilka sekund przedmiot znajdujący się przed oczyma badanego, mógł więc przyjrzeć się jego źrenicom.



Po paru sekundach badacz nadzorujący EEG budził śpiącego za pomocą głośnika włączanego w pomieszczeniu kontrolnym. Rozmowa, odbywająca się za pośrednictwem układu łączności, przebiegała mniej więcej tak:



“Panie Axelrod".



“Mm".



“Panie Axelrod, czy myślał Pan o czymś bezpośrednio przedtem, zanim pana wywołałem?".



“Wyobrażałem sobie dekoracje na State Street... dekoracje gwiazdkowe, wie Pan. Lukrowane gałęzie i całe fabryki..."



“Czy może Pan opisać je trochę dokładniej?" “Widziałem szczyty oświetlonych słupów, lukrowane gałęzie i wieńce i – ooch – maleńkie choinki. To chyba wszystko, co mogę o tym powiedzieć".



Powyższe doświadczenie daje obraz tego, co działo się w pracowni w ciągu wielu nocy, kiedy zasypiającym z otwartymi oczami pokazywano oświetlone przedmioty. Nie zdawali oni sobie sprawy z tego, że świecący znaczek, klucz czy jakiś inny przedmiot znajdował się niekiedy zaledwie o 15 cm przed ich oczami, a jednak często byli zupełni pewni, że przez cały czas



zachowywali przytomność. Zgłębiając następnie to zagadnienie, zespół z Chicago stwierdził, że ma do czynienia z tzw. czynnościową ślepotą, występującą w rozmaitych fazach snu.



David Foulkes i Gerald Vogel wykazali, że próg snu jest czymś więcej niż czynnościową ślepotą. W rzadkich przypadkach występowało u badanych uczucie spadania lub nieważkości, związane, być może, z chwilą zrywu mioklonicznego, na ogół jednak zasypianiu towarzyszyły zjawiska takie, jak wyobrażenia wzrokowe, iluzje, a nawet żywe marzenia senne. Pogrążanie się w kolejne fazy snu powoduje stopniowe odrywanie się od rzeczywistości. Obudzony po pewnym czasie, badany może nie pamiętać, gdzie się znajduje.



Próg snu prowadzi do fazy I. Pisak wykreśla krzywą o małej amplitudzie, nieregularną i szybko się zmieniającą. Od czasu do czasu pojawiają się regularne fale rytmu alfa. Człowiek może doznawać, na przykład, wrażeń unoszenia się w powietrzu, może też snuć leniwe myśli i majaczenia. Jego mięśnie są rozluźnione, zwalnia się rytm czynności serca. Śpiącego można w tej fazie łatwo obudzić, przy czym zdarzą się, że upiera się on, iż w ogóle nie spał, lecz czuwał. Po kilku minutach niezakłóconego trwania tej fazy śpiący zstępuje na głębszy poziom, czyni dalszy krok w kierunku oderwania się od świata.



Kiedy zapis EEG zaczyna wykazywać wzorzec fazy II, ruchy pisaków są nieznaczne. Wykreślają one szybkie wyładowania, znane pod nazwą wrzecion snu. Fale szybko wznoszą się i opadają tworząc wzorzec przypominający kształtem wrzeciona, wyraziście rysujące się w zapisie. Pisaki rejestrujące ruchy oczu wykazują teraz płytkie falowania, zależne od powolnych ruchów oczu w jedną i w drugą stronę. Badany nic nie widzi, choć oczy ma otwarte. Gdyby go obudzić, czego można łatwo dokonać stosując umiarkowany sygnał dźwiękowy, może okazać się, że sądzi, iż cały czas czuwał. W rzeczywistości zaś spał zdrowo przez na przykład 10 minut. Cokolwiek działo się w jego wyobraźni, odbywało się poza jego świadomością, dopóki eksperymentator nie postanowił go obudzić.



Stopniowo badany zapada w coraz głębszy, sen. Coraz trudniej go obudzić. Eksperymentator, który przez ostatnie 30 czy 40 minut śledził EEG, oczekuje na pojawienie się szczególnych sygnałów.



Jeżeli aparatura działa prawidłowo i nic nie budzi badanego, wówczas nie kończące się ruchy pisaków powinny przyjąć rytm, którego eksperymentator spodziewa się w następnej półgodzinie.



Atmosfera w pracowni jest na pozór spokojna. Eksperymentator odwraca od czasu do czasu głowę, aby zamienić parę słów z kolegami. Zdarza się również, że uczonego odwiedza przyjaciel w drodze z koncertu do domu, lub żona, która przynosi kanapki i kawę. Eksperymentator może sobie wtedy pozwolić na rozmowę z odwiedzającymi, odwracając się tylko po to, aby sprawdzić czy .nie ma zakłóceń w którymś z kanałów prowadzących do pisaków. Czasami dochodzi do wymiany żartów, do bezładnej gawędy wypełniającej długie godziny czuwania. Wszakże podłożem ogólnej atmosfery jest napięcie i stan pogotowia.



W zapisie EEG, obok wyładowań – wrzecion widocznych na tle drobnego nieregularnego zapisu, zaczynają pojawiać się duże, wolne fale. Zaczyna się faza III. Charakterystyczne są dla niej właśnie owe duże fale wodne, występujące z częstotliwością jedna na sekundę. Amplituda ich przewyższa niekiedy pięciokrotnie amplitudę rytmu alfa. Aparatura EEG rejestruje obecnie sygnały o napięciu do 300 mikrowoltów, gdy rytm alfa w stanie czuwania wykazuje napięcie tylko około 60 mikrowoltów. Aby obudzić badanego, trzeba teraz na przykład kilkakrotnie powtórzyć głośno jego imię. Jego mięśnie są rozluźnione, oddech miarowy. Zwalnia się czynność jego serca, spada temperatura ciała i ciśnienie krwi.



Eksperymentator może obserwować badanego, patrząc nań przez jednokierunkowe lustro. W tej fazie ludzie śpiący nie reagują prawie na nic. Wiemy o tym z przypadkowych ich obserwacji w najbardziej niesprzyjających warunkach, na przykład na polu bitwy.



Pomimo to zaskakujące jest zetknięcie się z silą snu w pracowni. Młodemu studentowi medycyny, śpiącemu w pracowni Narodowego Instytutu Zdrowia, założono wokół kostki mankiet aparatu do mierzenia ciśnienia krwi. Mankiet dopiero co napełniono powietrzem. Śledzący przy stole kontrolnym Frederick Snyder wie, jakie wrażenie towarzyszy temu zabiegowi. “Napełniany mankiet sprawia, że człowiek czuje się tak, jakby rekin chwycił go za nogę i wciągał pod wodę". Jednak młody człowiek, pomimo szczelnego zaciśnięcia wokół jego kostki mankietu aparatu mierzącego ciśnienie krwi, zasypia coraz głębiej.



Wchodząc w IV fazą snu pogrąża się on w rzeczywistą niepamięć. Faza ta bywa określana jako sen delta, ponieważ wyraża się wielkimi synchronicznymi falami, znanymi pod nazwą fal delta. Śpiący jest niemal całkowicie nieruchomy, zaś dźwięki, które mogłyby go obudzić jeszcze 10 minut wcześniej, teraz nie wywołują efektu. Można nim potrząsać, dzwonić mu nad uchem, wywoływać jego imię, a jednak z głębi snu wynurzy się dopiero po kilku sekundach. Powie potem najprawdopodobniej, że jego świadomość jest pustą, że nic nie zapamiętał, jeżeli nawet przez cały czas swego snu pomrukiwał niewyraźne i nie dające się zrozumieć zdania. Człowiek mający skłonność do nocnego moczenia się lub do spacerowania we śnie, uczyni to prawdopodobnie w tej właśnie, głębokiej fazie snu.



Można by ją nazwać “snem znużonego". Zazwyczaj największa część czasu snu w pierwszej połowie nocy przypada na fazę IV, zwłaszcza jeżeli śpiący jest bardzo zmęczony, bądź nie spał w czasie poprzednich nocy. Zapewne każdy słyszał od swej babki, że najlepiej śpi się przed północą. Wiele starszych osób udaje się na spoczynek około godziny 2O00 czy 2100, aby pogrążyć się w “sen delta". Nie wiemy, na czym polega odświeżająca, ożywcza rola tej fazy snu, wiemy jednak, że jest nam ona potrzebna.



Jeżeli z pewnych powodów do fazy tej nie dochodzi w ciągu kilku nocy, przy zachowaniu wszystkich pozostałych faz, dana osoba wyrównuje sobie później ten brak, zapadając w sen, którego większą niż normalnie część stanowi faza delta. Wykazali to Wilse B. Webb i Harmon Agnew, psychologowie z Uniwersytetu Stanu Floryda w Gainesville. W doświadczeniach swoich pozbawiali badanych fazy IV, nie budząc ich. Przez 40 nocy śledzili przebieg snu u 5 studentów medycyny. Kiedy tylko śpiący wychodził z fazy III, zanim jeszcze zaczęła się faza IV, w sypialni odzywał się dźwięk. Nie był na tyle głośny, aby obudzić śpiącego, natomiast wystarczał do przeprowadzenia go z powrotem w fazę snu lżejszego. Postępowano tak w ciągu kolejnych nocy z każdym z badanych studentów, za każdym razem kiedy zbliżał się on do progu fazy IV. Następnie przez dwie noce dawano mu spokój. W czasie tych nocy zapis EEG wykazywał, że faza IV trwała znacznie dłużej niż w warunkach normalnych, tak jakby śpiący wyrównywał sobie jej niedobór z poprzednich nocy.



W fazie IV osoba śpiąca może nie słyszeć dźwięków, jednak badania zapisów EEG wykazały, że w tym czasie mózg w szerokim zakresie reaguje zarówno na dźwięki, jak i inne bodźce zewnętrzne. Jednakże wydaje się, że układy mózgowe, które przekształcają bodźce w to, co nazywamy świadomym postrzeżeniem lub doświadczeniem, nie działają tu w zwykły sposób. Mózg przyjmuje bodźce dźwiękowe, lecz nie jest to świadome postrzeganie.



Jednakże w innej fazie snu osoba śpiąca może okazać się jeszcze bardziej oderwana od świata. Po upływie godziny czy 90 minut od czasu zaśnięcia, człowiek śpiący zaczyna przechodzić z głębszych faz snu do płytszych, z fazy IV do III, potem do II, lecz kiedy wreszcie wynurzy się z fazy II i wejdzie w I okaże się, że bynajmniej nie powrócił do punktu wyjścia, od którego zaczynało się zasypianie. Badany jest teraz tak oderwany od świata, że dopiero niezwykły zgiełk może go poruszyć. Paradoksalne, ale efekt taki wywołuje również znaczący szept. W pomieszczeniu kontrolnym wzrasta w tym czasie napięcie. Przypada ono na godzinę O30 lub l00 po północy, po 90-młnutowym śnie badanego. EEG wskazuje, że badany wszedł w II fazę, gdyż w zapisie występują wrzeciona. Wszystkie oczy kierują się na rozwijający się zapis, ponieważ – jeżeli wszystko przebiega prawidłowo – powinna pojawić się w nim najbardziej uchwytna zmiana w przebiegu całej nocy. Jeżeli badany jest stałym bywalcem pracowni, tak że wzorzec jego snu jest znany, eksperymentatorzy potrafią przewidzieć czas pojawienia się tej zmiany z dokładnością do 1-2 minut. Jednak bez względu na to, ile lat zajmują się oni śledzeniem przebiegu snu, zapis przykuwa ich uwagę.



Pisaki skrzypią i kreślą na papierze wielkie oscylacje. Śpiący wszedł w nową fazę. Eksperymentatorzy mają nadzieję, że się nie obudzi. Gdyby to uczynił, czeka ich ponad godzinne oczekiwanie, w czasie którego badany będzie ponownie zagłębiał się w cztery kolejne fazy snu, a następnie powracał do obecnego stanu. Pisaki jeszcze szaleją. “Teraz – przychodzi do siebie", utrzymuje jeden z badaczy. W miarę jak oscylacje zamierają, zapis staje się nieregularny, drobny, niskonapięciowy, szybko zmienia się i przypomina zapis w stanie czuwania. Do lat pięćdziesiątych naszego stulecia elektroencefalografowie często, lecz mylnie, uważali ten zapis za oznakę przerywającego sen czuwania. Obecnie wiadomo, że jest to szczególna odmiana I fazy snu.



Eksperymentator zaznacza na zapisie EEG czas – godzinę O40. Upłynęło około 90 minut od początku snu badanego. Teraz każdy z uczonych śledzi inną parę kanałów na zapisie, jeden zaś trzyma stoper. Dwa pisaki, uruchamiane przez elektrody umieszczone w okolicy oczu, wykazują nagle szybkie skoki. Obie gałki oczne poruszyły się w tym samym kierunku, tak jakby badany chciał na coś spojrzeć. Ruch ten różni się od powolnych, kołyszących się ruchów oczu we wcześniejszym okresie snu. Przypomina on ruch świadomy.



Kiedy w tej fazie snu pojawiają się takie właśnie szybkie ruchy oczu (zwane w skrócie REM, od angielskiego: rapid eye movements), można mieć 99% pewności, że badany przeżywa jakieś żywe marzenie senne. Ten pierwszy okres marzeń sennych jest zwykle krótki, trwa nie dłużej niż 10 minut. Jeżeli śpiącego nie obudzi się, może on nie pamiętać tego snu. Eksperymentatorzy pozwalają mu śnić przez około 5 minut, zanim go obudzą, tymczasem zaś śledzą zapis EEG z napięciem maklerów, śledzących ukazywane na tablicy wahania notowań giełdowych. Po wielu nocach czuwania wyrobili sobie niemal niezawodny instynkt, który pozwala im ocenić wewnętrzny świat śpiącego, znajdujący odbicie w zapisie. O intensywności jego przeżyć mówią coś niecoś rzadkie, lecz gwałtowne ruchy oczu i nieregularność oddechu.



Cokolwiek przeżywa w ciągu tych minut osoba śpiąca, ciało jej zaczyna wykazywać wyraźne zmiany. Na początku lat dwudziestych naszego stulecia lekarz, który poszukiwał przyczyny nocnych ataków serca i przełomów chorobowych, spostrzegał, że śpiący pacjenci przechodzą okresy niepokoju i wnosił stąd, iż przeżywają wówczas jakieś marzenia senne. Niektórzy elektroencefalografowie, stwierdzając podobieństwo czynności bioelektrycznej mózgu w tych okresach snu do fal występujących w stanie czuwania, budzili wtedy badanych, przy czym okazało się, że ci właśnie śnili. Mimo tego rodzaju poszlak i słuszności domysłów na ten temat, cykl marzeń sennych stał się przedmiotem intensywnych badań dopiero w latach pięćdziesiątych. Eugene Aserinsky, wówczas absolwent Uniwersytetu w Chicago, współpracujący z Nathanielem Kleit-manem, śledził wzorce niespokojnego i spokojnego snu u dzieci. Po wielu nudnych czuwaniach udało mu się stwierdzić, że po spokojnej drzemce, z powolnymi ruchami oczu, następują regularnie okresy, w których ciało śpiącego porusza się. Kiedy Aserinsky przystąpił do badania osób dorosłych, zauważył u nich występujące w czasie snu okresy szybkich ruchów oczu (REM), powtarzające się z zastanawiającą regularnością. Wykonując wraz z Kleitmanem zapis elektroencefalograficzny i stosując inne metody pomiarowe wykazał, że fazie szybkich ruchów oczu towarzyszy wzorzec fal mózgowych przypominający czuwanie. Jeżeli badanych w tej fazie obudzono, niemal zawsze okazywało się, że właśnie śnili, choć budzeni w innych fazach snu rzadko pamiętali swe marzenia senne.



W owym czasie odkrycie to było dla większości uczonych niewiarygodne i rozogniło wyobraźnię psychologów i psychiatrów, lecz dopiero prace późniejsze wykazały, że faza I z szybkimi ruchami oczu jest jeszcze bardziej osobliwa, niż można było przypuszczać. Niektórzy twierdzili, że w ogóle nie jest to sen, lecz jedyny w swoim rodzaju stan świadomości. Gdy eksperymentatorzy oczekują na chwilę, w której obudzą śpiącego, śledząc przy tym zapis, dowiadują się zeń wiele o tym, co dzieje się z badanym. Kontrolują również dane dotyczące tętna i oddechu. Gdyby badany czuwał, dane takie odpowiadałyby stanowi pobudzenia lub strachu. W czasie spokojnego “snu delta", częstość uderzeń serca i ciśnienie krwi przyjmują najniższe wartości dobowe, przy czym częstość skurczów serca osiąga ten punkt mniej więcej w 2,5 godziny po zaśnięciu badanego, natomiast ciśnienie krwi opada do chwili o godzinę poprzedzającej samorzutne przebudzenie. W fazie szybkich ruchów oczu ów ciągły proces obniżania się tych wartości zostaje -przerwany. Rytm serca i ciśnienie krwi regularnie wzrastają, wykazując niekiedy znaczne wahania, spotykane przy silnych emocjach lub wysiłku. Wzrasta zużycie tlenu, choć chwilami badany jest niejako “zahamowany", jak gdyby zatrzymywał oddech na kilka minut. Jest to, być może, czynnik sprzyjający nocnym napadom astmy. W ciągu całego cyklu dobowego nadnercza wydzielają do krwi hormony pobudzające organizm do działania i podtrzymujące energię. Niektóre z tych sterydów osiągają największe stężenie dobowe w czasie, gdy do- minuje faza REM, we wczesnych godzinach rannych. Pomimo burzliwego wewnętrznego uaktywnienia ciała i umysłu, śpiący może wydawać się niezwykle spokojny. Jego mięśnie zwolna utraciły napięcie, które zachowywały w stanie czuwania i są teraz niemal zupełnie zwiotczałe. Mięśnie szyi i karku są rozluźnione i nie mogłyby utrzymać we właściwej pozycji głowy ani podbródka. Teraz, na początku fazy REM, skręcają się one w bok, jak wyłącznik, i tylko sporadyczne skurcze poruszających szczęki mięśni żwaczy powodują zgrzytanie zębami, które na ogół występuje w tym właśnie okresie, zwłaszcza u ludzi żyjących w ciągłym napięciu. Całe ciało śpiącego staje się miękkie jak jedwab, tak że obudzonemu nagle, w środku tej fazy snu, wydaje się, że jest sparaliżowany.



Osoba śpiąca, nawet jeżeli jej oczy pozostają otwarte, jest ślepa na otaczający świat. Jeżeli zaświecimy jej w oczy, reagują one w sposób niezwykły, powoli odchylając się od pierwotnego położenia, rozchodząc się, a następnie zbiegając ponownie. Gdyby zdarzyło się to osobie czuwającej, widziałaby ona w tym momencie podwójnie. Istotnie, narkoleptycy, ludzie którzy przechodzą bezpośrednio ze stanu czuwania w fazę REM, często widzą obrazy podwójne, jak gdyby znajdowali się częściowo w fazie marzeń sennych. Mózg śpiącego zachowuje się wówczas w sposób niezwykły. W przeciwieństwie do IV fazy snu, zapis EEG przypomina zapis stanu czuwania w chwilach napięcia uwagi. Głęboko, wewnątrz mózgu, wzrasta temperatura, podobnie jak w stanie czuwania. Łatwo zrozumieć, dlaczego ów szczególny okres snu stał się przedmiotem liczniejszych badań niż inne okresy. Jego osobliwe właściwości wydają się odpowiadać występującym w nocy objawom chorób i stanom napięcia emocjonalnego. Być może, człowiekowi potrzebny jest pewien określony, stały czas tego snu. W ten sposób faza REM stała się ważnym wskaźnikiem przy obserwacji ludzi dotkniętych rozmaitymi chorobami umysłowymi i fizycznymi.



Gdy eksperymentatorzy liczą minuty i śledzą zapis EEG, zdają sobie sprawę z owych nieprzeliczonych przemian, zachodzących w organizmie człowieka śpiącego. Wewnętrznie aktywny, jest on zarazem niedostępny dla zwykłych dźwięków dochodzących z zewnątrz, całkowicie pochłonięty sobą, zwrócony niejako do wewnątrz, nie słyszy odgłosów otwieranych drzwi ani nie uświadamia sobie, że wkrótce ma być obudzony. Nagle dzwoni dzwonek: “Czy Pan się obudził?" pyta eksperymentator.



“Tak. Właśnie śniłem..., śniły mi się dwa charakterystyczne typy, kowboje... tacy, jakich się widuje w telewizji... stali naprzeciw siebie i jeden mierzył ze strzelby do drugiego. Zdaje się, że obok było dwóch ludzi; Ten chłopak, który trzymał strzelbę, nic nie mówił. Właśnie wycelował ją w tamtego. Wszystko, co widziałem, to była strzelba, lufa strzelby, wie Pan, wymierzona wprost we mnie, widziałem celownik, duży celownik ponad dwoma podobnymi do skrzydeł występami, po jednym z każdego boku strzelby, z centralnym punktem po środku, jeżeli Pan wie, jak wygląda celownik...".



Jest to tylko początek. Wraz z upływem nocy relacji takich będzie więcej, dłuższych i zapewne bardziej dziwacznych. W tym godnym uwagi stanie spędzamy łącznie około sześciu lat życia. Pozostawiony na resztę nocy samemu sobie, badany zapadłby z powrotem w sen, rozpoczynając od nowa cały proces, pogrążając się w fazę IV, aby w ciągu następnej godziny czy 90 minut wynurzyć się z niej i wejść w stan pobudzenia w kolejnej fazie REM, tym razem na około 20 minut. Mógłby on powtórzyć ów cykl faz snu 4-5 razy, za każdym razem marzenie senne byłoby dłuższe i bardziej wyraziste.



Rozmaici ludzie zachowują się pod tym względem wyraźnie odmiennie, nikt bowiem nie wykazuje cyklu tak regularnego, jak mechanizm zegara. Wszakże u normalnych osób dorosłych koło snu wykonuje W ciągu nocy z grubsza 4-5 pełnych obrotów. Miedzy godziną 3.00 i 5.00 nad ranem temperatura ciała osiąga swój najniższy punkt, po czym zaczyna ponownie wzrastać, Jest to najowocniejsza pora dla badaczy idących śladem marzeń sennych, lecz pora ta wymaga od nich wysiłku. Sami przeżywają w tym czasie największy spadek swej dobowej aktywności i wydaje się im, że noc nigdy się nie skończy. Śledząc EEG, zmuszając się do czujności, pijąc kawę, mogą odczuwać zazdrość w stosunku do człowieka śpiącego.



Szary brzask pada na puszki z kawą, pełne popielniczki, marynarki i swetry rozłożone na krzesłach, na trudne do odczytania notatki poczynione w nocy. Temperatura ciała śpiącego podnosi się, lecz coś nieprawidłowego dzieje się z którąś z jego powiek. Lekarz z sąsiedniej pracowni przyszedł wcześniej do pracy i wtyka głowę w drzwi z wesołym pozdrowieniem. Wygląda obrzydliwie świeżo. Eksperymentator przesuwa ręką po nie ogolonej brodzie. O 7.00 będzie gotów obudzić badanego. W czasie, który pozostał do tej godziny, Uczeni myślą o czekających ich problemach – o analizie owej masy gryzmołów i taśm papieru.



Niektóre z tych problemów związane są z oceną danych. Zapisy EEG nie mówią wszystkiego. Tak na przykład w czasie trzeciego z kolei okresu REM, który w zapisie wyglądał na bardzo aktywny, eksperymentatorzy obudzili śpiącego, ten zaś zaprzeczył jakoby śnił. Badający byli przekonani, że miał on jakieś sny o charakterze intymnym, może seksualne, może brutalne, jednak młody człowiek uporczywie temu zaprzeczał. Frederick Snyder z Narodowego Instytutu Zdrowia wspomina o podobnym incydencie, który bardzo intrygował jego i jego współpracowników. “Dopiero później zrozumieliśmy, w czym rzecz. Nasz badany powiedział swemu przyjacielowi, że możemy go wyśmiać, jeżeli opowie nam swe sny". Tego rodzaju postawa zdarza się rzadko, natomiast badani mogą spowodować równie poważne kłopoty, jeśli zbyt skwapliwie pragną sprawić przyjemność eksperymentatorom. Jeden z pacjentów przez całą noc znosił niewygody spowodowane uszkodzeniem wyposażenia, jednakże utrzymywał niezmienne, że było mu wygodnie. Dopiero po jakimś czasie zwierzył się swym przyjaciołom, że było inaczej i że nie chciałby ponownie znaleźć się w pracowni.



Odrębny problem stanowią chorzy z oddziałów psychiatrycznych. Pewien uczony wspomina, że wszedł kiedyś do sypialni pracownianej i stwierdził, iż badany, chory z powodu uszkodzenia mózgu, systematycznie odkręca kolejno wszystkie przewody. Częściej zdarza się, że pobudzeni psychoruchowe pacjenci zrywają elektrody. Psychicznie chorzy przeżywają stany szczególnego lęku i niepokoju, główną jednak rolę odgrywa przekonanie, że (jak powiedział pewien były pacjent Szpitala św. Elżbiety w Waszyngtonie) “sen stanowi w szpitalu jedyną możliwość odosobnienia się". Bezosobowość eksperymentatorów wydawała mu się, jak i wielu innym pacjentom, rodzajem odczłowieczenia. Dbałość o odosobnienie badanych wynika z obawy, że nocne budzenie, na przykład w celu poprawienia elektrod, mogą oni, zwłaszcza kobiety, traktować jako osobistą napaść. Wszystkie te uboczne czynniki muszą być uwzględnione przy analizie notatek i zapisów elektroencefalograficznych. Eksperymentator wie, że za uzyskanymi przezeń danymi kryje się wiele subtelności związanych z postawą badanego, jego poglądami na sen i uprzedzeniami, które każą powątpiewać w prawdziwość jego słownych stwierdzeń lub sygnalizują jakieś nowe kłopoty interpretacyjne.



Te punkty oceny danych wzbudzają gorące, choć półgłosem prowadzone dyskusje. Uczeni muszą zadecydować, które dane są niemiarodajne i należy je odrzucić, oraz czy badany powinien opuścić pracownię. Jeżeli w ciągu nocy nie zdarzyło się nic, co mogłoby spowodować zamieszanie lub wątpliwości, w znużonych ludziach siedzących w pomieszczeniu kontrolnym na nowo budzi się zapał, ożywiający ich na tę ostatnią godzinę przed zwolnieniem badanego ochotnika. Kiedy wreszcie ten zasiądzie nieruchomo na krześle, aby poddać się zabiegom zdejmowania elektrod, usłyszy typowe pozdrowienie: “Jak się Panu spało tym razem?".



Po ubraniu się i wyjściu, badany pozostawia za sobą zapis Obejmujący 600 metrów taśmy. Przy końcu długiego okresu badań zapis jego snu rozciąga się na kilka kilometrów. Setki kilometrów zapisów EEG poddano drobiazgowemu opracowaniu, aby na ich podstawie sporządzić pierwszy opis normalnego snu nocnego. Teraz potrzebne są badania prowadzące do ustalenia norm dla rozmaitych grup wieku; wymagają one tysięcy kilometrów zapisów EEG, umożliwiających sporządzenie przejrzystego zarysu czynności układu nerwowego w nocy i uzyskanie, dzięki temu, wzorca, według którego można będzie określać zaburzenia tej czynności.



Dla człowieka, który ofiarował swój sen nauce, noc była krótka i już przeminęła. Dla uczonych natomiast koniec długiej nocy jest tylko początkiem dalszej pracy. Muszą oni wykryć, co “powiedział" im mózg. Interpretacja zmian zachodzących w organizmie śpiącego i jego fal mózgowych, utrwalonych w postaci pozornie nieczytelnego zapisu długości około 600 metrów, stanowi odrębny przedmiot badań, sam w sobie bardzo interesujący.



Jeśli zastanowić się trochę nad regularnością czynności mózgu związanych ze snem, okaże się, że nie występują tu dokładnie cztery odrębne stany zapisu EEG. Jest to tylko dogodna schematyzacja tych zmian, ujęcie ich w przybliżone do rzeczywistości kategorie użyteczne w tym stopniu, w jakim użyteczne są granice między państwami. Jeżeli kiedyś sen wydawał się w całości jednakowy, bliższe przyjrzenie się mu pozwoliło wyróżnić jego główne fazy, obecnie zaś wiemy, że również w obrębie każdej z nich występują subtelniejsze podziały. Te same rytmy można wykryć w stanie czuwania. Subtelności snu zaczęły się ujawniać dopiero wtedy, gdy dostępne się stały taśmy magnetyczne i maszyny liczące.



Wzrokowa analiza zapisu wystarcza tylko do pewnych celów, do innych się nie nadaje. Każdą falę, nie wyłączając mózgowych, można rozpatrywać z kilku punktów widzenia. Częstotliwość fal, czyli szybkość, z jaką się pojawiają – to liczba fal przypadających na określoną jednostkę czasu. Określenie częstotliwości za pomocą oka oznacza przeliczenie fal w zapisie, pojawiających się w każdej sekundzie. Amplituda, czyli wysokość fal, mówi o zakresie przesunięć ładunków elektrycznych w mózgu, o ich napięciu. Gdybyśmy chcieli mierzyć linijką amplitudę fal mózgowych, potrzebne byłyby ogromne powierzchnie, tak że kilkuminutowy zapis pokryłby ściany dużej pracowni. Na wiele pytań można odpowiedzieć, porównując wzrokowo zapisy EEG i zestawiając te dane ze zmianami w organizmie i z zachowaniem się badanego, jednak na szereg innych prostych pytań odpowiedzi w ten sposób znaleźć nie można. Czy fale mózgowe w czasie marzeń sennych są jednakowe? Czy, gdyby wziąć 5-sekundowe próbki zapisu początku, środka i końca snu, byłyby one takie same? Odpowiedzi na takie pytania dostarczają wielu informacji o pracy mózgu. Na szczęście, można je uzyskać drogą analizy zapisu z zastosowaniem maszyn matematycznych.



Jeżeli fale mózgowe są zapisane na taśmie magnetycznej, można ją wprowadzić do maszyny matematycznej i zażądać, aby przeliczyła fale pojawiające się w każdej sekundzie lub poselekcjonowała fale o określonym napięciu. Każdym kilku sekundom snu odpowiada jakieś widmo częstotliwości. Jak te fale są rozłożone? Czy fale o wysokich częstotliwościach występują jedynie w stanie czuwania i przy marzeniach sennych? Maszynę matematyczną można zaprogramować tak, aby dokonywała analizy widma, ujawniając zmiany częstotliwości niedostrzegalne gołym okiem. Podobnie można badać napięcia, aby ujawnić rozkład energii w rozmaitych fazach snu. W. Ross Adey i jego współpracownicy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles byli pionierami rozwoju technik badawczych, umożliwiających szczegółowe określenie przemian energetycznych w mózgu człowieka, zachodzących w stanie czuwania i w rozmaitych fazach snu. Na przykład, w stanie czuwania energia jest zużywana przez czynność szybką: wtedy fale szybkie mają większą amplitudę. Kiedy natomiast pojawia się senność, następuje przesunięcie i stopniowy wzrost energii czynności wolnej – fale wolne stają się większe. Grupa Adey a badała również rytmy fal mózgowych, aby określić przesunięcia faz. Niewielkie odcinki zapisu EEG, które na oko wydają się jednakowe, zawierają – jak to wykazuje dokładna analiza – wiele różnic. Stwierdzono, że zapisy chwil snu, które na oko wyglądają podobnie, są dalekie od identyczności.



Metody badań można Obecnie łączyć w ten sposób, że zapis snu jest automatycznie rejestrowany na taśmie i dostarczany maszynie matematycznej. Uczony może otrzymywać wyniki obliczeń wykonanych przez maszynę i dokładnie orientować się, jak przebiega noc i czy badany śpi snem normalnym dla jego wieku, czy też wykazuje odchylenia od normy, skłaniające do poddania go badaniu lekarskiemu. W pracowni Adeya poddano tego rodzaju analizie 24-godzinny zapis czynności mózgu małpy przeznaczonej do lotu w przestrzeń kosmiczną. Wielu uczonych uważa, że postępowanie takie ma zasadnicze znaczenie dla określenia, w jaki sposób przebywanie w przestrzeni pozaziemskiej narusza cykl snu i czuwania.



Można się dziwić, w jaki sposób fale mózgowe odbierane z powierzchni głowy, a więc z najbardziej zewnętrznych warstw kory mózgowej, informują o tym, co dzieje się głęboko wewnątrz mózgu. Wiele z tego, co wiemy, polega, oczywiście na wnioskowaniu z powtarzanych wielokrotnie porównań zapisu EEG z powierzchni mózgu z falami odbieranymi z miejsc położonych w jego głębi. Tego rodzaju dane uzyskaliśmy z badań prowadzonych na zwierzętach z wszczepionymi elektrodami, a także z nielicznych obserwacji poczynionych na ludziach chorych, którym wprowadzano tzw. elektrody głębinowe przed wykonaniem właściwego zabiegu neurochirurgicznego. Niektóre wszczepione elektrody mają przekrój mikroskopowych rozmiarów, tak że za ich pośrednictwem można uzyskać zapis czynności pojedynczych komórek mózgowych.



Do bardzo ważnych technik badawczych należy zapis EEG z tzw. wspólnym odniesieniem średnim. Nasze zmysły są w każdej chwili drażnione przez światło, dźwięki lub bodźce dotykowe i niezależnie od tego, czy sobie je uświadamiamy czy nie, nasz mózg reaguje na nie. Odpowiedź EEG jest wówczas bardzo nieznaczna, jeżeli jednak bodziec się powtarza, a odpowiedzi EEG nakładają się jedna na drugą, kształt zapisu ujawnia się wyraźnie. Postępowanie takie może wydawać się monotonne, jednakże rezultaty są bardzo interesujące: uczony – tak jakby odczytywał Biblię z główki od szpilki – może badać nieliczne wychylenia zapisu, trwające tylko 0,005 sekundy i uzyskiwać informacje o tym, jaka jest droga sygnału dźwiękowego przez mózg i jak różne części mózgu przewodzą go. Za pomocą tej metody stwierdziliśmy, że mózg czuwający i mózg śniący reagują w podobny sposób na dźwięki, zaś mózg głęboko uśpiony reaguje na nie zupełnie inaczej. Udało się to ujawnić drogą analizy kształtu zapisów EEG.



Zastosowanie nowych metod analizy zapisów EEG umożliwiło wykrywanie miejsc tych uszkodzeń mózgu, które są źródłem napadów padaczkowych, lokalizowanie guzów, śledzenie myśli śpiącego; EEG jest jak czuły “radar" wykrywający zachowanie się mózgu, co wykażemy na znamiennym przykładzie.



Manfred Clynes i jego współpracownicy ze Szpitala Stanowego w Rockland ustalili cechy odpowiedzi EEG osoby siedzącej w ciemnym pomieszczeniu i patrzącej na barwne światło rzucane na ekran. Przebywający poza tym pomieszczeniem uczony może określić, przyglądając się odpowiedziom EEG uzyskanym przy zastosowaniu elektrod ze wspólnym średnim odniesieniem, jaką barwę, co więcej, jaki odcień zobaczyła osoba badana. Wydaje się, że rozmaite barwy pobudzają rozmaite części mózgu, zatem na podstawie umiejscowienia elektrod i kształtu zapisu-odpowiedzi można określić barwę bodźca. Znając ten rodzaj wrażliwości i rozporządzając analizami, wykonywanymi szybko przez maszynę matematyczną, możemy mieć nadzieję, że uda się sporządzić przejrzysty obraz normalnego snu i wykorzystać wzorce snu do rozpoznawania chorób. Już dzisiaj kojarzenie wyników wielu rodzajów badań wykonanych na zwierzętach i ludziach oraz nowe metody analizy EEG pozwalają nam śledzić aktywność wnętrza mózgu bez uciekania się do pomocy neurochirurgii, która dawniej była niezbędna.



Dzięki nowym narzędziom badawczym szybko udoskonalamy obraz snu i zaczynamy odkrywać ukryte zmiany, zachodzące w organizmie i mózgu człowieka w rozmaitych fazach snu. Jeżeli kiedyś trudno było wyobrazić sobie, że człowiek siedzący przy aparacie EEG może oglądać, a nawet przewidywać zachowanie się śpiącego, dzisiejsze wyniki są jeszcze bardziej zaskakujące. Możemy wyznaczyć normalny zapis rozwijania się snu u ludzi w określonym wieku i wykryć, w jakich rytmach biologicznych, w jakich zmianach w metabolizmie i czynności mózgu znajdują odwzorowanie owe przypływy i odpływy nocy. Już wzorce snu danej osoby mówią o niej coś niecoś. Jeżeli cierpi ona z powodu zaburzeń neurologicznych, na przykład na padaczkę, napady tej choroby mogą występować tylko w określonych fazach snu. Jeżeli osoba ta przeżywa niepokój lub przyjmowała jakieś leki, obraz jej snu ujawni charakterystyczne odchylenia od normalnego wzorca. Osobliwe wzorce snu pewnych ludzi, wykazujące oscylacje przez całą noc między dwiema najpłytszymi fazami, są tropem wiodącym do umiejscowienia źródła zaburzeń w określonej okolicy mózgu. Sen jest dogodną porą do badania człowieka, zaś uporządkowane przemiany snu zależą od rytmów, które określają normalne lub nienormalne życie na jawie.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział IV

CZŁOWIEK POZBAWIONY SNU



W roku 1959 Nowy Jork oglądał jedną z najbardziej uciążliwych prób, jakim może poddać się człowiek. Podczas gdy ludność, wiedziona nastrojem karnawałowym, gromadziła się na Times Sąuare, powszechnie znany spiker, Peter Tripp, prowadził słowno-muzyczną audycję nieprzerwanie przez 200 godzin, aby spopularyzować Fundusz Polio Fundacji Narodowej. Wyglądał świeżo, lecz żaden słuchacz radia lub przypadkowy przechodzeń nie mógł nawet wyobrazić sobie prawdziwej treści jego doznań. Przypominały one średniowieczne tortury.



Peter Tripp nie był ani pierwszym, ani ostatnim z tych, którzy dobrowolnie zgodzili się przeżyć stan tak uciążliwy dla nich, choć tak niedostrzegalny dla otoczenia. Kilka lat później w Detroit, inny spiker radiowy czuwał dłużej, zaś jeszcze inny wytrwał przez 230 bezsennych godzin na rzecz Fundacji do zwalczania choroby znanej jako postępujący zanik mięśni. Student wyższej uczelni w San Diego wysunął się przed nich, nie śpiąc przez 11 dni i nocy.



Niewątpliwie każdy słyszał w formie anegdoty o “próbach" mających świadczyć o tym, że człowiek może obejść się bez snu, który często nie wydaje się ludziom tak ważny, jak żywność, powietrze i woda. Czy więc sen jest niezbędny? Uczeni, którzy zajmowali się – przynajmniej częściowo – niektórymi spośród ludzi słynnych z tego, że dobrowolnie poddali się próbie długotrwałego czuwania, stwierdzili u nich, podobnie jak u osób badanych w pracowniach, niekorzystne następstwa psychologiczne braku snu. Wynikają stąd poważne problemy.



Pewien spiker, którego zapis EEG w normalnych warunkach wskazywał na niezrównoważenie psychiczne, spędził bez snu 7 dni. Po tym okresie czuwania wystąpiły u niego trwałe zaburzenia psychiczne, tak że trzeba go było skierować do odpowiedniego szpitala. Natomiast student, który poddał się znacznie dłużej trwającemu czuwaniu, odzyskał po wyspaniu się normalny stan zdrowia i nie wykazywał wyraźnych, ujemnych śladów długotrwałej bezsenności. Jednym ze sposobów przekonania się o tym, czy sen jest niezbędny dla człowieka, jest zbadanie, co dzieje się z człowiekiem, któremu przez dłuższy czas nie pozwala się spać. Metoda ta jest stara, lecz na ogół nie stosowano jej w celach naukowych.



W czasach inkwizycji do najbardziej wyrafinowanych tortur, którym poddawano ludzi oskarżonych o uprawianie czarów, była tzw. tortura insomnia, czyli wymuszanie czuwania. Wielu ludzi podejrzanych o to, że zajmują się czarami, było w rzeczywistości ludźmi chorymi psychicznie. Po okresie, w którym nie pozwalano im spać, lub zezwalano na wypoczynek tylko co drugą dobę, choroba tych ludzi pogłębiała się, wykazywali oni coraz większe objawy rozkojarzenia psychicznego, gwałtownej agresywności, aż na koniec ukojenie mogła im przynieść tylko śmierć.



Wydaje się, że ludzie zajmujący się prowadzeniem śledztwa od początku znali osłabiający wpływ braku snu. Jest to metoda zadawania mąk, która pozwala przełamać wolę przesłuchiwanego bez pozostawienia blizn, tania i upokarzająca metoda wymuszania zeznań. Jest ona nadal stosowana przez policję niektórych krajów. Nie kończące się przesłuchiwania, indoktrynacja i wymuszona bezsenność – oto składniki procedury, zwanej mylnie “praniem mózgów", jakby w metodzie tej było coś nowego i tajemniczego.



Historia ujawnia niezliczone przegrane bitwy, poważne incydenty polityczne, błędy dyplomacji, zrujnowane kariery i “niewytłumaczalne" epizody choroby psychicznej, które można przypisać brakowi snu. Już Rzymianie poddali torturze długotrwałego czuwania Perseusza, ostatniego króla macedońskiego, i doprowadzili go w ten sposób do śmierci. Znaczenie snu doceniali zawsze co bystrzejsi dowódcy wojskowi. Można powiedzieć, że Haiti w pewnym sensie temu właśnie zawdzięcza swą niepodległość. W roku 1802, kiedy Napoleon wysłał tam potężną armię, aby stłumiła rozruchy w małej, zbuntowanej kolonii, liczba bojowników o wolność była bez porównania mniejsza niż najeźdźców. Zastosowali oni jednak taktykę atakowania nocą, co uniemożliwiało armii francuskiej odpoczynek. Na koniec, zmożone zmęczeniem, a potem chorobami, zdziesiątkowane oddziały francuskie wycofały się i w roku 1804 Haiti stała się państwem suwerennym.



Chociaż brak snu jest dla żołnierzy czymś zwykłym, następstwa tego nigdy nie były dla nas tak wyraziste, jak w czasie II wojny światowej. Pewien Amerykanin, brygadier J. G. Hill, wspomina fakt, który zdarzył się w czasie jednej ze znanych operacji wojennych i który nie był odosobniony. Autor wspomnień jechał jeepem, towarzysząc generałowi Clarence H. Huebnerowi, dowódcy piątego korpusu armii. W pewnej chwili zobaczyli na drodze idącego ku nim sierżanta. Uwagę ich zwrócił jego dziki wzrok. Gdy zatrzymali się i zapytali go, dokąd zmierza, odrzekł: “Idę na tyły i nie pozwolę wam, dranie, abyście mnie zatrzymali". Odpowiedź ta nie pozostawiała wątpliwości, co do stanu wypowiadającego ją. Generał Huebner uprzejmie zaprosił sierżanta do (samochodu i zawiózł go do szpitala, gdzie lekarze pozwolili mu spać przez 35 godzin – po czym człowiek ten wrócił do oddziału i służył w nim do końca wojny. Podczas uciążliwych walk w dżungli, w czasie kampanii o Pacyfik, grupy psychiatryczne miały do czynienia z wielu pozornie zrównoważonymi ludźmi, których nagle trzeba było kierować do szpitali polowych z powodu halucynacji, lęków lub dziwacznych złudzeń. Wielu z nich nie spało przez 48 godzin i dłużej, przy czym objawy psychotyczne ustępowały zazwyczaj po dobrze przespanej nocy. Nikt nie wie, jaką rolę odegrał brak snu u tych weteranów, którzy nadal noszą w sobie ślady znużenia walką.



Wspomnienia z II wojny światowej pełne są opowieści o przedziwnym zachowaniu się ludzi pozbawionych snu. Duża liczba przypadków znużenia występującego u żołnierzy w czasie wojny stanowiła bodziec do intensywnych badań pracownianych nad głodem snu. Badania naukowe w tej dziedzinie rozpoczęto właściwie już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, jednak zasób współczesnej wiedzy o tym przedmiocie zaczęto gromadzić dopiero na początku lat czterdziestych naszego wieku. David B. Tyler z Narodowej Fundacji Naukowej badał grupę żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej i opisał szczegółowo niektóre następstwa braku snu: zaburzenia jelitowe, bóle głowy, drażliwość, zaburzenia w myśleniu, a nawet reakcje psychotyczne. Od tego czasu nasze poglądy na istotę tych następstw uległy znacznemu pogłębieniu, w wielkiej mierze dzięki badaniom kierowanym przez Harolda L. Williamsa z Wojskowego Instytutu Badawczego im. Waltera Reeda. Tam właśnie, w zalesionych okolicach Waszyngtonu, w dystrykcie Kolumbia, w ekscentrycznym starym budynku, w którym poprzednio mieściła się szkoła dla dziewcząt, podjęto pierwsze badania naukowe nad przebiegiem długotrwałego czuwania.



Ochotnicy spośród żołnierzy przebywali w szpitalu pod opieką pielęgniarek i lekarzy wojskowych, gotowych w każdej chwili do podania kawy i zapewnienia rozrywki. Przed doświadczeniem, w czasie jego trwania i po jego zakończeniu, uczeni w regularnych odstępach czasu wykonywali u nich EEG, badali ich sprawność umysłową, pobierali próbki krwi do badań i przeprowadzali inne pomiary fizjologiczne. Żaden z badanych nie musiał czuwać dłużej niż 98 godzin, lecz wystarczyło to zespołowi badawczemu do wyznaczenia wzorca postępującego upośledzenia czynności umysłowych i innych zmian psychicznych.



Psychiczne objawy głodu snu, prześledzone w toku tych i innych badań, ujawniają się w sposób powolny i dający się przewidzieć, przy czym nasilenie ich wzrasta w miarę upływu czasu. Ochotnicy badani w Instytucie im. Waltera Reeda wykazywali coraz większą nierówność w wykonywaniu testów, zaburzenia uwagi, znużenie i obcość względem otoczenia. Wykonywali jedynie niezbędne ruchy i zaczynali narzekać na nieprzyjemne doznania fizyczne – pieczenie oczu, niewyraźne widzenie, uczucie opasania głowy ciasną taśmą. Niekiedy, między trzydziestą a sześćdziesiątą godziną czuwania, pojawiały się zmiany w zakresie postrzegania głębi. Badanym wydawało się, że małe przedmioty zmieniają miejsce, że zmieniają się rozmiary krzesła. Wielu badanych widziało wokół lamp mgliste aureole, inni dostrzegali falowanie podłogi.



Po 90 godzinach niektórzy z badanych doznawali bardzo wyrazistych halucynacji. Jeden z nich miał złudzenie obecności psów w przedpokoju, inny prosił, aby mu pomóc w zdejmowaniu pajęczyny, która przylgnęła do jego twarzy i rąk. Wszyscy mieli trudności z określeniem pory dnia lub nocy. Wydawało się im, że czas się skraca, czy kurczy jak harmonijka. Myœli miesza³y siź z otaczaj¹c¹ ich rzeczywistoœci¹, nasilaj¹c uczucie zagubienia. Pojawia³y siź krótkotrwa³e marzenia senne, przerywaj¹c niekiedy wypowiadane zdania, badani £aœ z trudnoœci¹ odróæniali owe przemijaj¹ce i w wyobraźni zrodzone zjawiska od tego, co działo się w rzeczywistości. .Zmieniał się ich nastrój, gdyż sami stwierdzali, że bez powodu chce im się śmiać bądź, częściej, że stają się smutni i drażliwi. Wykonanie testów było dla nich z dnia na dzień trudniejsze, rozwiązywali je też coraz gorzej. Objawy te występowały w ciszy i względnym komforcie szpitala, w obecności pracowników nauki dbających o to, aby zmniejszyć u badanych uczucie lęku. Jest to niepokojący dowód, że brak snu, sam przez się, prowadzi do poważnych zaburzeń czynności mózgu.



Obserwatorzy z zewnątrz mogli stwierdzić, że procesy umysłowe badanych uległy zwolnieniu. Tracili oni wątek myśli, popełniali błędy w mówieniu, niekiedy w połowie zdania zbaczali nagle w sferę fantazji. Większość ludzi uważa, że niewyspanie prowadzi do “spowolnienia" reakcji, i zdaje sobie sprawę z tego; że w stanie zmęczenia niedopuszczalne jest prowadzenie samochodu lub wykonywanie jakichkolwiek czynności, wymagających reagowania w ułamku sekundy. W podręcznikach psychologii pisze się o tym, że pod wpływem zmęczenia czas reakcji ulega wydłużeniu. Badania, o których mowa, wykazują, że nie jest to w pełni słuszne. Po 30 godzinach czuwania człowiek reaguje niekiedy równie szybko, jak po normalnym wypoczynku, bywa jednak, że czas reakcji wydłuża



się trzykrotnie. W miarę przeciągania się okresu czuwania reakcje człowieka nie zwalniają się, jak nienakręcona maszyna, lecz stają się coraz bardziej nierówne. Wypoczęty człowiek, który ma nacisnąć guzik tak szybko, jak tylko może, za każdym razem, kiedy zaświeci się światło lub zabrzmi brzęczyk, wykonuje to polecenie pewnie i bez trudu. Natomiast wrażenie, że reakcje osoby zmęczonej są wolniejsze, wynika w rzeczywistości z tego, że nie zauważa ona coraz więcej sygnałów, wskutek zaburzeń uwagi.



Jeżeli rytm nadawania sygnałów znajduje się poza kontrolą osoby pozbawionej snu, wspomniane polecenie wykonuje ona źle. Może jednak dobrze wykonywać pewne inne próby sprawności umysłowej: liczyć, dodawać szeregi liczb. Nie myli się, dopóki postępuje według w³asnego rytmu. Kiedy natomiast zostanie zmuszona do przyspieszenia obliczeń, traci sw¹ poprzedni¹ dok³adnoœę. Wraz £ postźpem badań zarysowuje siź moæliwoœę okreœlenia, do czego zdolny jest cz³owiek spragniony snu, do czego zaœ nie. Jeæeli, na przyk³ad, dwie takie osoby .wykonują jakieś wspólne zadanie i jedna z nich wydaje polecenia, druga zaś ma je spełnić, nadawca poleceń popełnia mniej błędów niż wykonawca. Jednakże w 70 godzinie czuwania obaj współpracujący popełniają 2 razy więcej błędów niż po wypoczynku.



Tego rodzaju zaburzenia widywano również w czasie II wojny światowej. W książce pt. Night Drop (Nocny zrzut) S. L. A. Marshall opisał oddziały desantowe, które obserwował, gdy prowadziły nieprzerwaną akcję bojową, po zrzuceniu na teren Normandii w roku 1944. Członkowie tych oddziałów mieli “posępne oczy, wyczerpane ciała i byli zbyt zmęczeni, aby zachować zborność myśli". Autor cytuje opowiadanie pewnego oficera:



“Byli oni tak wyczerpani, że nie rozumieli rozkazów, nawet jasno sformułowanych. Ja sam byłem zbyt zmęczony, aby mówić w sposób prosty. Nic z tego, co słyszałem, nie .wywierało na mnie większego wrażenia. Mówiłem w sposób urywany, ponieważ nie byłem w stanie zapamiętać myśli poprzedzających wypowiadane słowa".



O takich osobliwych lukach pamięciowych mówili również spragnieni snu ludzie badani przez uczonych. W wielu przypadkach jednak stwierdzano, że nie były to tylko zaburzenia pamięci. Ochotników badanych w Instytucie im. Waltera Reeda proszono, aby wykonali zadanie wymagające jedynie napięcia (uwagi. Badanemu polecono, aby naciskał guzik za każdym razem, kiedy zobaczy parę liter: AX, pojawiającą się w obrębie serii liter nieustannie przesuwających się przed nim na ekranie. Niekiedy układano go przy tym na łóżku i zakładano mu elektrody EEG. Podczas innych prób polecano, aby naciskał guzik, gdy poczuje na swej ręce określoną wibrację, występującą wśród wibracji o innej częstości drgań, lub gdy usłyszy określoną sekwencję dźwięków, występującą w obrębie długiej serii. Badany musiał po prostu uważać, aby nie przeoczyć sygnału. W miarę przeciągania się okresu czuwania, wszyscy badani popełniali coraz więcej błędów, polegających na opuszczaniu sygnałów. Błędy te można interpretować po prostu jako wyraz zaburzeń uwagi, lecz zapisy EEG ujawniły coś więcej. W chwili takiej luki rytm alfa .zwalniał się i przez 2-3 sekundy w zapisie występowały grupy fal wolnych, takich jak we śnie. Badany przeżywał jakby krótkie napady snu, mikrosny, jak je nazwano.



Uczeni mogli teraz pojąć, dlaczego dany człowiek popełniał takie omyłki przy wykonywaniu pewnych zadań; po prostu zasypiał chwilami na krótko i część



sygnałów nie docierała doń. Ludzie tacy nie mogą pracować w charakterze strażników. Nie wybrano by ich do obsługi radaru lub sond dźwiękowych, a także nie byliby pewni w roli pracowników przyjmujących komunikaty. Istotnie, w miarę gromadzenia dowodów doświadczalnych stawało się jasne, że spragniony snu żołnierz łatwo może źle zrozumieć polecenie ustne i być może, wykonałby je lepiej, gdyby je przeczytał. Testy pracowniane przeprowadzano każdego dnia, w tych samych godzinach. Wkrótce okazało się, że w wykonywaniu zadań przez członków pozbawionej snu grupy zaznacza się pewien rytm. Zdecydowanie najgorzej było we wczesnych godzinach rannych, kiedy temperatura ciała badanych spadała do najniższego punktu dobowego, natomiast po południu i wieczorem zaznaczała się wyraźna poprawa. Pod wpływem braku snu temperatura ciała we dnie była nieco podwyższona, największe zaś zmęczenie ogarniało badanych wtedy, kiedy opadała najbardziej. Wtedy również najbardziej męczyły ich zniekształcenia wrażeń wzrokowych, złudzenia, doznania skórne, zaś omyłki przy wykonywaniu prób były najczęstsze. Strzępy myśli i wrażeń często mieszały się z rzeczywistością. W chwilach tych badani najczęściej kończyli rozpoczęte świadomie zdanie bełkotem, wyrażającym przelotne marzenie senne. Celem licznych badań prowadzonych w różnych pracowniach nie było nigdy określenie granic wytrzymałości ludzi i występujących u jej kresu zaburzeń psychicznych, lecz przeciwnie, ocena zdolności człowieka do wykonania pewnych zadań w ciągu 3 lub 4 dni trwającego nieprzerwanie czuwania. Okres ten wykracza nieco poza zwykłe okresy czuwania w wojsku, w służbie na morzu lub w pewnych innych zawodach. Dane naukowe rozczarowują być może tych, którzy wierzą opowiadaniom ludzi głoszących, że mogą obejść się bez snu, że potrafią doskonale działać w tych warunkach. Ludzie pozbawieni snu cechują się zadziwiającą niestałością swych sprawności, zaś badania nad mikrosnem wykazały, jak przebiega u nich czytanie, liczenie, pisanie, wydawanie poleceń i pojmowanie wypowiedzi innych osób. Badania te dostarczyły danych o wielkiej przydatności praktycznej. Niektóre wnioski wydają się oczywiste, wszakże ich doniosłe znaczenie społeczne wywiera, jak się zdaje, niewielkie wrażenie na planistach. Nikt nie oczekuje od osoby pozbawionej snu energii i wydajności, czy jednak nie jest równie ważne, że wykazuje ona skłonność do błędnych sądów, do obniżania standardów?



Osoby badane w Instytucie im. Waltera Reeda, w czasie dłużących się godzin pomiędzy testami, szybko porzucały wszelkie próby czytania czy zajęcia się jakąś bardziej zawiłą grą, wymagającą wysiłku umysłowego. Porzucały również ćwiczenia mięśniowe i spędzały czas na bezładnej i czczej gadaninie. Człowiek normalnie wypoczęty rozegrałby skomplikowaną grę strategiczną ze standartowym automatem, dobierając tak swe ruchy, aby zwyciężyć, natomiast przy braku snu zmienia się. Przyjmuje sztywną, łatwą do przewidzenia strategię i wydaje się, że nie próbuje nawet zapamiętać poprzednich ruchów maszyny, aby domyśleć się jej programu. Przeciwnie, stosuje schematyczne zagrania, jakby nie troszcząc się o wynik. Wybrał po prostu sposób gry wymagający najmniejszego wysiłku umysłowego. Wydaje się, że zmęczenie powoduje pewne rozleniwienie. Jeżeli jednak osobie takiej dostarczy się jakiejkolwiek podniety, może ona poprawić wykonanie pewnych zadań.



Na pierwszy rzut oka wydawało się, że monotonia wywiera szczególnie silny wpływ na człowieka. Później okazało się, że ludziom spragnionym snu trudniej było w tych warunkach dostrzec sygnał występujący nieoczekiwanie, niż wykonać zadanie nawet bardzo nudne, lecz krańcowo rozwlekłe. W toku innych badań, przeprowadzonych m. in. w Cambridge w Anglii pod kierownictwem R. T. Wilkinsona, wykazano, że ludzie pozbawieni snu reagowali na otoczenie nieco inaczej, niż ludzie wypoczęci. Nagrzane pomieszczenie, niewielka ilość alkoholu czy też nieustający przenikliwy dźwięk – bodźce, które osobie wypoczętej przeszkadzałyby w jej czynnościach – na człowieka, który dłuższy czas nie spał, wpływają korzystnie, gdyż zadanie polegające na tropieniu sygnałów wykonuje on pod wpływem tych bodźców lepiej. Natomiast większa ilość alkoholu czy też umiarkowana ciepłota pomieszczenia pogarszają tylko wyniki, już przedtem niedokładne.



Eksperymentatorzy stwierdzili, że istnieją czynniki, które w pewnych granicach mogą wpłynąć korzystnie na sprawność wykonania przez badanych stawianych im zadań. Ludzie znużeni dawali sobie radę z, uważnym śledzeniem ekranu, jeżeli sygnały przesuwały się po nim powoli. Próby te wykonywali lepiej, jeżeli mówiono im, jakie były wyniki ich ruchów. Mimo zmęczenia, zdolni byli do umiarkowanie trudnej gry w bitwę morską. Pomagało im zainteresowanie wykonywaną czynnością, lecz nie mogli dość szybko poradzić sobie z rosnącą liczbą informacji. Człowiek zmęczony musi działać według własnego rytmu, korzystając z rozmaitych podniet oraz z takich czynników, jak sprzężenie zwrotne, własne zainteresowanie lub czynnik współzawodnictwa. Wielu korespondentów prasowych twierdzi, że chęć przezwyciężenia kryzysu jest tym czynnikiem, który pomaga im przebrnąć przez trzydniowy okres pracy niemal bez wypoczynku. Eric Sevareid przytacza inną, powtarzającą się obserwację:



“W tym zawodzie, gdy trzeba regularnie nadawać wiadomości, jest się niemal bez przerwy pod wpływem adrenaliny". W roku 1960 zespół badawczy ze Strasburga we Francji, kierowany przez B. Metza, opublikował pracę dowodzącą, że organizm człowieka pracującego w warunkach braku snu wydziela więcej adrenaliny i noradrenaliny niż wtedy, kiedy wykonuje on tę samą pracę po zwykłym wypoczynku nocnym. Co więcej, okazało się, że na zmiany chemiczne w organizmie wpływa zarówno rodzaj zajęć wykonywanych przez danego człowieka w okresie braku snu – - jak i jego otoczenie. Informacja ta dodana do tego, co powszechnie wiadomo o skutkach bezsenności, zaczyna wywierać wrażenie na niektórych ludziach zajmujących kierownicze stanowiska i na dowódcach wojskowych, świadczy bowiem o rzeczywistych niebezpieczeństwach wynikających z niedostatku snu, zwłaszcza kiedy długotrwałemu czuwaniu towarzyszy stress. W roku 1959 wiedziano już dość dużo o skutkach pozbawienia człowieka snu, aby zrozumieć konieczność zachowania pod tym względem odpowiedniej ostrożności. Kiedy Peter Tripp postanowił wyrzec się snu na okres przeszło 8 dni, uczeni usiłowali odradzić mu podjęcie tej śmiałej, ale ryzykownej decyzji. Tripp był jednak nieustępliwy. Główną kwaterę nadawczą urządził w oszklonym ze wszystkich stron pomieszczeniu przy Times Sąuare. Po drugiej stronie ulicy, w Hotelu Astor, urządzono pracownię psychologiczną. Liczni psychologowie, psychiatrzy i inni specjaliści mieli pracować pod kierownictwem Louisa Jolyona Westa z Oklahomy i Harolda L. Williamsa z Instytutu im. Waltera Reeda. Wykonano wstępne badania i pewne testy podstawowe, aby określić wzorzec normalnych czynności organizmu Trippa. Sposób postępowania w czasie doświadczenia obejmował regularne próby lekarskie i psychologiczne, włączając w to próby sprawności umysłowej. EEG wykonywano każdego dnia na Uniwersytecie Kolumbia, pobierano i poddawano analizie próbki krwi i moczu. Przez ponad 8 dni Tripp przebywał pod stałą opieką lekarzy i pielęgniarek. Ze swego pomieszczenia nadawał regularnie swój program radiowy i 12 komentarzy o postępach doświadczenia. Co kilka godzin przewożono go do pracowni w Hotelu Astor, gdzie mógł również dokonać zabiegów toaletowych i przebrać się. Zapewniono mu wszelkie, dostępne w tych warunkach środki bezpieczeństwa.





Niemal od razu, pierwszego dnia, owładnęła nim ogromna senność. Przezwyciężył ją dzięki stałemu towarzystwu, przechadzkom, testom, jednak po upływie 5 dni trzeba mu było podać środek pobudzający. Choć stan jego zdrowia był dobry, otrzymywał bowiem bogatą w białko dietę, taką jaką stosują sportowcy, wkrótce sam stwierdził, że czuje się jak “pies w studni". Po dwóch dniach doświadczenia, zmieniając obuwie w hotelu, przekazał Westowi bardzo interesujące spostrzeżenie. W jego butach znajdowała się pajęczyna – oczywiście dostrzegalna tylko dla niego. West uprzedził go, że zapewne doznaje złudzeń wzrokowych. Plamki na stole stawały się dla niego robakami. Wydawało mu się, że w ,swoim pomieszczeniu widzi królika. Zaczai też mieć trudności w przypominaniu sobie rozmaitych spraw.



Po 100 godzinach, a więc dopiero w połowie doświadczenia, Tripp osiągnął nieunikniony ,punkt krytyczny. Mógł teraz wykonać nie więcej niż dwie serie testów dziennie. Próby wymagające uwagi lub minimalnej bystrości umysłu stały się nie do zniesienia. W 170 godzinie testy stały się torturą. Proste zadania algebraiczne, które Tripp normalnie rozwiązywał bez trudu, wymagały teraz nadludzkiego wysiłku, którym on sam był przerażony. Bolesne wprost było przyglądanie się jego pełnym udręki usiłowaniom sprostania tym próbom.



Niezdolność do skupienia uwagi i utrata bystrości umysłu nie były jednak najgorsze. W 110 godzinie wystąpiły objawy delirium. “Wówczas niewiele mogliśmy się dowiedzieć o tym, ponieważ Tripp nie mógł nam o tym powiedzieć" – mówił jeden z lekarzy. Stało gię to jasne dopiero wtedy, gdy poddano ocenie dziwne wypowiedzi i zachowanie się Trippa w czasie doświadczenia oraz przyjęto jego późniejsze stwierdzenia. Świat widziany jego oczami stawał się groteskowy. Tweedowe ubranie wchodzącego lekarza wydawało się Trippowi ubraniem z włochatych robaków. Wydawało mu się, że z ust pielęgniarki kapie ślina, a krawat jednego z badaczy wykonuje dziwne skoki. Było to okropne, trudbe do wyrażenia i Tripp chwilami wpadał w gniew, zastanawiając się, czy doświadczenie jest przeprowadzane z pełną powagą, czy też urządza się tu maskaradę. Około 120 godziny otworzył on szufladę biurka w hotelu i natychmiast zaczął uciekać wzywając pomocy. Wydawało mu się, że jest objęta silnym płomieniem. Tripp sądził, że ogień podłożono umyślnie, jako rodzaj testu. Aby wytłumaczyć samemu sobie owe halucynacje, które wydawały się niemal rzeczywistością, usiłował poddać je pozornie racjonalnemu osądowi, przypominającemu urojenia u psychicznie chorych.



Około 150 godziny doświadczenia Tripp stracił orientację, przestał zdawać sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje i kim jest. Wytworzył sobie nawyk częstego, niespokojnego spoglądania na wielki zegar wiszący na ścianie pomieszczenia. Jak stwierdzili później lekarze, zegar ten przybrał w oczach Trippa wygląd znanego mu aktora, występującego w widowiskach telewizyjnych w roli wampira Drakuli. Tripp zastanawiał się, czy jest sobą czy też aktorem, którego teraz widział na zegarze. Wciąż jednak podziwiająca go młodzież, radiosłuchacze i wszyscy naoczni świadkowie doświadczenia nie domyślali się, jakie przeżywa męki. Chwilami opierał się plecami o ścianę tak, aby nikt nie mógł zaskoczyć go odwróconego tyłem. Jednakże codziennie między godziną 17.00 i 20.00 potrafił w przedziwny sposób zbierać wszystkie siły, sprawnie organizować swe zajęcia zawodowe i przez 3 godziny z ożywieniem wygłaszać swe perory. Choć przekroczył punkt krytyczny, ani razu nie pozwolił sobie na niedyskretne zwierzenia, nie klął, unikał nawet impulsywnych okrzyków, na które pozwalał sobie kiedy indziej. Czas, w którym nadawał audycje, przypadał na szczyt dobowego cyklu temperatury jego ciała. W porze późniejszej, kiedy temperatura ciała przyjmowała wartości niskie, zaburzenia przejawiały się najsilniej. Choć usiłował nieustannie działać świadomie, zapis jego fal mózgowych przypominał wtedy zapis głębokiego snu. Ostatniego ranka przyszedł do Trippa, aby go zbadać, pewien znakomity neurolog. Mimo pięknej pogody miał on ze sobą parasol, zaś jego nieco staroświeckie ubranie musiało zapewne przypominać Trippowi strój pogrzebowy. Lekarz ten żądał zawsze od pacjentów, aby do badania rozbierali się i kładli na kozetce. Tripp zadość uczynił życzeniu, kiedy jednak, leżąc już, spojrzał na lekarza, doszedł do chorobliwego wniosku, że ten jest w rzeczywistości przedsiębiorcą pogrzebowym, który zamierza pochować go za życia. Ta przerażająca myśl skłoniła go do gwałtownej ucieczki w stronę drzwi. W pogoń ruszyło kilku lekarzy. Halucynacje przemieszały się ,z rzeczywistością, jedynym zaś wytłumaczeniem tego splotu wydarzeń wydało się Trippowi to, że lekarze uknuli okrutny spisek, którego padł on ofiarą.



Przekonano wreszcie Trippa, że się myli, tak że udało mu się przebrnąć przez ów ostatni dzień, nadać ostatnią audycję i poddać się przewidzianym, godzinnym testom. Następnie zapadł w sen na 13 godzin. Kiedy się obudził, okazało się, że znikły zmory, upiorne iluzje i objawy wyczerpania psychicznego. Świat, któremu się przyglądał, nie był światem, w którym przedmioty zmieniają wymiary, plamki zamieniają się w robactwo, .zegary zaś przyjmują wygląd ludzkich twarzy. Nie miał też więcej trudności z przypomnieniem sobie jakiegoś żartu czy z rozwiązaniem prostego zadania. W ciągu tych 13 godzin znikł ów nie dający się opisać czyściec, choć lekka depresja utrzymywała się jeszcze przez 3 miesiące. Towarzyszące doświadczeniu napięcie i reklama przyczyniły się do nadania mu rozgłosu, lecz dla nauki miało ono prawdziwą wartość.



Zwraca uwagę to, że objawy braku snu, niezależnie od ich nasilenia, rozwijały się na ogół w ten sam sposób u kolejnych ochotników poddających się próbie czuwania. Rick Micheals, spiker z Michigan, nie spał przez 230 godzin, aby spopularyzować Fundację do walki z chorobą znaną jako postępujący zanik mięśni. Również on uciekał z pomieszczenia przerażony błękitnymi płomieniami, które, jak mu się zdawało, wybiegały ze ściany. Cierpiał także z powodu niezdolności do skupienia uwagi lub wykonania prostych zadań. Miał też wrażenie, jakby głowę ściskała mu ciasna taśma; niekiedy odczuwał wrogość i niechęć do lekarzy. Nad Michealsem czuwało pięciu uczonych z Kliniki Lafayettea, pod kierownictwem fizjologa Alberta Axa. Zespół ten zainteresował się faktem, że przedłużone czuwanie prowadzi do objawów takich, jak w przypadkach psychozy. Uczeni ci podejrzewali, że w organizmie zachodzą w następstwie braku snu jakieś zmiany biochemiczne.



Między 40 i 100 godziną zawiera się punkt krytyczny. W psychice badanego następują wówczas ciężkie zaburzenia. Czuje on zmianę ciężaru rąk i nóg, niekiedy twierdzi, że nie są one połączone z ciałem. Pojawiają się też, z przerwami, złudzenia i halucynacje. W tymże czasie następują w organizmie wyraźne zaburzenia w przemianie materii. Przekształcenie czynników odżywczych w energię niezbędną dla naszych nerwów, mięśni i dla czynności wszystkich komórek zależy od związku chemicznego zwanego adenozyno-trójfosforanem (ATP), który uczestniczy w procesach uwalniania energii we wszelkich formach materii żywej. Gdy substancje odżywcze rozkładają się dostarczając energii komórkowej, ATP traci jedną ze swych grup fosforanowych i przekształca się w ADP – adenozynodwufosforan. Normalnie ADP ponownie przyłącza grupę fosforanową i przekształca się w ATP, tak że zasób ATP nie zmniejsza się. Natomiast po około czterech dniach braku snu procesy przemiany materii prowadzące do powstawania ATP wydają się wyraźnie słabnąć. W tym to czasie ludzie przejawiają najbardziej uderzające zaburzenia w zachowaniu się.



Co więcej, po zaledwie 48 godzinach czuwania organizm zaczyna, jak się zdaje, wytwarzać związek chemiczny o działaniu stressowym, który należy do grupy LSD (znanej z tego, że powoduje halucynacje). Ten nowy związek chemiczny został wykryty przez Arnolda Mandella i jego zespół pracowników u ludzi poddanych działaniu umiarkowanego stressu, u ludzi, którzy przez 2 dni nie jedli, i u ludzi, którzy przez 48 godzin nie spali. Jeżeli ów odpowiedzialny za stress związek działa na psychikę podołanie jak LSD, i jeżeli jego ilość w organizmie wzrasta w czasie przedłużonego czuwania, może to prowadzić do wyjaśnienia, dlaczego brak snu powoduje objawy psychotyczne.



Istnieją dane wskazujące na to, że brak snu powoduje pewne, bardzo znaczne zmiany w czynności mózgu. Nie wiemy jeszcze, czy mogą one prowadzić do nieodwracalnych zaburzeń tej czynności. W wielu doświadczeniach przeprowadzanych na zwierzętach, którym nie pozwalano spać przez dłuższy czas, stwierdzono wyraźne zmiany w tkance ich mózgów. Wydaje się więc słuszne, aby raczej dopuścić do pewnej przesady w przestrzeganiu norm snu, niż przeciwnie, ponieważ wolno przypuszczać, że dłuższy brak snu pozostawia jakieś trwałe ślady w mózgu. Już teraz możemy stwierdzić, że u osoby znużonej i w stanie stressu, całkowicie lub częściowo pozbawionej snu, dochodzi do wyraźnie zaznaczonych zmian w biochemii organizmu, zakłócających procesy gromadzenia energii i czynność mózgu. Zaburzenia te znajdują odbicie w charakterystycznym, wystraszonym wyrazie twarzy człowieka pozbawionego snu. Zapadnięte oczy i podejrzliwe spojrzenie cechują utrwalony na zdjęciach wyraz twarzy jeńców wojennych, czy ludzi oskarżonych o popełnienie przestępstwa, po przesłuchaniu na policji. Pozbawienie ludzi snu w procedurze tzw. “prania mózgów" ma na celu wykorzystanie postępujących objawów zamętu psychicznego, urojeń i przemijających psychoz.



Odporność na brak snu zależy w pewnej mierze od stopnia zaangażowania psychicznego człowieka w jego pracę, od poczucia celowości przedsięwzięcia. Peter Tripp wykazywał to zaangażowanie w czasie swych codziennych audycji. Poczucie to może być wzmocnione- przez odpowiedni trening. Jednakże wytrzymałość na brak snu i zachowanie się danego człowieka w warunkach bezsenności zależą również od czyników osobniczych – od jego zdrowia, konstytucji i cech osobowości.



W Instytucie im. Waltera Reeda ustalono, że zdolność przystosowania się badanych tam ochotników do warunków doświadczenia była zgodna z układami cech osobowości, które wykazywali oni uprzednio, przy wstępnych próbach i wywiadach. Badający stwierdzili, że można przewidzieć, dla których członków badanej grupy doświadczenie okaże się najtrudniejsze i kiedy wystąpią u nich halucynacje. Niektórzy badani narzekali na te objawy, inni zaś uporczywie twierdzili, że ich nie doznają. Co więcej, osoby doznające stosunkowo łatwo halucynacji nie zawsze były tymi, które przed rozpoczęciem doświadczenia wykazywały największe upośledzenie umysłowe przy badaniach testowych lub największe upośledzenie sprawności ruchowej. Charakteryzowały się one natomiast postawą obronną i cechami, które można by określić jako schizofreniczne.



Kilka lat temu na Uniwersytecie im. McGilla w Montrealu, 6 chorych na schizofrenię pozostawało przez 100 godzin w stanie czuwania. W miarę upływu tego czasu, zaczęli oni wykazywać ostre objawy, które poprzednio ustąpiły na całe lata, między innymi typowe schizofreniczne halucynacje słuchowe. Niedostatek snu szybko zaostrza objawy choroby psychicznej, zaś nieokreślony czynnik, który można określić jako stabilność psychiczną, wydaje się istotny dla tolerancji przeciągającego się stanu czuwania. Spiker, który wykazywał pewne oznaki niestabilności psychicznej, po 7 dniach czuwania musiał być skierowany do szpitala dla psychicznie chorych. Wydaje się, że poza osobami wykazującymi brak stabilności psychicznej, szczególna podatność na niedostatek snu występuje tylko u niewielu ludzi. U pozbawionych snu epileptyków i narkoleptyków zwiększa się liczba napadów choroby. Nieliczni tylko ludzie zdają sobie sprawę ze swej wrażliwości na bezsenność. Pewien pilot wojskowy, mający za sobą 6000 godzin w powietrzu, doznał nagle napadu drgawkowego po 48-godzinnej służbie, w czasie której mógł pozwolić sobie tylko na nieliczne, urywane drzemki. W jego rodzinie nie stwierdzono żadnych chorób, a także wstępne badanie neurologiczne, któremu był poddany, nie wykazało żadnych odchyleń od normy. Wystarczyło wszakże tylko 30 godzin, w czasie których pozbawiono go snu, aby w jego zapisie EEG wystąpiły wyraźne zmiany.



Wydaje się, że bardzo istotnym czynnikiem odporności na niedostatek snu jest wiek. Peter Tripp miał 32 lata, kiedy ustanowił swój rekord. W 5 lat później Randy Gardner poprawił rekord Trippa, czuwając przez 268 godzin, czyli przez 11 dni. Podejmując tę próbę w ramach programu badań naukowych w szkołach wyższych, Randy miał lat 17. Odbyła się ona w zaciszu domowym, w obecności lekarzy i przyjaciół Randy'ego, bez bodźców związanych z rozgłosem i obecnością przedstawicieli prasy, radia czy telewizji. Jednakże objawy spowodowane bezsennością, choć jakby mniej nasilone, występowały u Randy'ego w tym samym porządku co u Trippa. Po 4 dniach przestał się uśmiechać, stał się drażliwy, niezdolny do skupienia uwagi i zapamiętywania. Wokół lamp ulicznych widział mgłę i odczuwał ucisk wokół głowy, jak gdyby obwiązano ją ciasno taśmą. Dziesiątego dnia pojawiły się przemijające iluzje i majaczenia, w pewnym zaś momencie ten jasnowłosy chłopak wyobraził sobie, że jest znanym piłkarzem – Murzynem. Nie kończył rozpoczętych zdań, obrazy wzrokowe zamazywały mu się, zapis EEG przypominał zapis wczesnych faz snu. Przy końcu jedenastego dnia Randy zasnął na 14 godzin, po czym obudził się odświeżony i w dobrym humorze. Należy jednak dodać, że dyskretne następstwa, być może niezauważalne dla samego Randy'ego i przypadkowych obserwatorów, utrzymywały się przez co najmniej 10 dni, a zapewne znacznie dłużej.



Podczas gdy uczeni ze Szpitala Marynarki, w San Diego, poddawali analizie zapisy fizjologiczne i wyniki pomiarów wykonanych u Randy'ego, grupa psychologów z Uniwersytetu Stanu Floryda usiłowała rozwiązać interesujący problem roli wieku w odporności na brak snu. Wilse B. Webb i jego współpracownicy w Gainesville umieścili grupę młodych szczurów na zębatym kole poruszanym przez wodę tak, aby uległy szybko znużeniu i zasnęły. Koło obracało się powoli i nieustannie, kiedy zaś któreś ze zwierząt zasypiało, wpadało do zimnej wody. Badacze oczekiwali na spadanie szczurów, wszakże niektóre z nich utrzymywały się na kole przez 27 dni, a więc wprost nieprawdopodobnie długo. Kiedy natomiast na kole umieszczono szczury starsze, spadały one w ciągu 3-4 dni. Poddając następnie tej samej próbie szczury w pośrednich grupach wieku, eksperymentatorzy stwierdzili, że zdolność zwierzęcia do utrzymania się na kole jest bezpośrednio związana z jego wiekiem. Odpowiedź na pytanie, dlaczego młode zwierzęta potrafiły utrzymać się na poruszającym się kole przez 27 dni, znaleziono dopiero wtedy, kiedy subtelna technika zapisu EEG pozwoliła ustalić, iż zwierzęta te wędrując po kole ucinały sobie krótkie 10-, 15-sekundowe drzemki. Niemal trzecia część czasu, który spędziły na kole, przypadała więc na sen, ujawniony w zapisie EEG. Udawało się im drzemać przez kilkanaście sekund, po czym szybko cofały się i znowu zasypiały, podczas gdy koło obracało się nadal. Zwierzęta te, po zdjęciu ich z koła, wykazywały objawy wyczerpania, jednakże mogły czuwać znacznie dłużej niż ich starsi krewniacy.



Na niektóre pytania dotyczące następstw braku snu można odpowiedzieć tylko na podstawie wyników badań na zwierzętach. Zachowanie się małp nie jest uwarunkowane żadnym z mitów związanych z naszą kulturą, ponieważ zwierzęta te nie znają tych mitów. Aby więc zbadać biologiczne skutki pozbawienia snu, odpowiednie doświadczenia prowadzono wielokrotnie właśnie na tych zwierzętach. Kiedy stawiano im zaadaptowane do ich możliwości zadania, podobne do prób na uwagę stosowanych w Instytucie im. Waltera Reeda, małpy również popełniały błędy polegające na pomijaniu bodźców. Wydaje się, że W miarę przedłużania się wymuszonego stanu czuwania – zapadały w coraz dłuższe epizody mikrosnu. Na zwierzętach tych można prześledzić skutki braku snu, uwidoczniające się w zapisie EEG uzyskiwanym z głębi mózgu. Możliwe, że uda się stwierdzić, czy umiarkowany niedostatek snu powoduje uszkodzenie mózgu i czy późniejsze następstwa wymuszonego stanu czuwania są proporcjonalne do ciężkości towarzyszących mu objawów. Człowiek na ogół nie doprowadza się świadomie do granicy swych możliwości niespania, toteż ciężkie zaburzenia zdarzają się na ogół tylko przypadkowo i nieoczekiwanie.



Liczni lekarze i chorzy uskarżają się, że szpital nie jest miejscem odpoczynku i wydaje się, iż jest w tym trochę prawdy. Rozwój techniki operacji na otwartym sercu przyczynił się do pojawienia się osobliwych reakcji pooperacyjnych, które zdumiewały wielu lekarzy. Są wśród nich objawy psychotyczne – majaczenia, halucynacje, urojenia, zaburzenia orientacji – które występują już wówczas, gdy świadomość chorego nie jest zaburzona. Zagadka została ostatecznie rozwikłana przez dwóch psychiatrów i kardiochirurga. Badając 99 chorych, Donald S. Kornfield, Sheldon Zimberg i James R. Malm z Prezbiteriańskiego Ośrodka Medycznego w Kolumbii stwierdzili te objawy u przeszło jednej trzeciej badanych i rozważyli rolę lęku, znieczulenia i wielu innych aspektów postępowania lekarskiego.



Pacjenta przewozi się z sali operacyjnej do pomieszczenia wyposażonego w specjalne urządzenia do wykonywania pomiarów jego czynności fizjologicznych. Umieszcza się go w namiocie tlenowym, w stanie hipotermii. Wokół rozlega się monotonny, przeciągły świszczący dźwięk. Chory nie może się zbytnio poruszać z powodu kabli i przewodów, które podłączono do rozmieszczonych na jego ciele elektrod aparatury zapisującej czynności jego serca. Sala szpitalna jest miejscem ruchliwym i dla wielu odstraszającym. Niektórzy ludzie dorośli zwierzali się, że ogarniała ich tam myśl o śmierci, obawiali się snu, lecz nieustanne zabiegi lekarskie i pielęgniarskie i tak nie pozwalały im na dłuższy sen.



Po 3 – 5 dniach pobytu chorego w tej monotonnej i nie pozwalającej na sen atmosferze można stwierdzić, że czyni on dziwaczne spostrzeżenia. Pewna kobieta słyszała muzykę w rytmie rock-and-rolla i uznała, że jest to oznaka zmowy, mającej na celu torturowanie jej. Inny chory widział krajobraz oświetlony odblaskiem z namiotu tlenowego sąsiada. Jeszcze inny słyszał swe nazwisko bez ustanku powtarzane przez głośniki. Wrażeniom kołysania się lub pływania często towarzyszą halucynacje i urojenia, przypominające schizofrenię lub ostre zespoły mózgowe. Objawy te osiągają szczyt po 3 – 5 dniach pobytu chorego w sali pooperacyjnej, lecz zwykle ustępują po przeniesieniu pacjenta do spokojnego pomieszczenia i umożliwieniu mu niczym nie przerywanego snu.



Lekarze więc, którzy twierdzili, że brak snu i monotonia otoczenia należą do czynników stressu psychicznego towarzyszącego poważniejszym zabiegom, mają prawo zalecać, aby chorych po operacji umieszczano niezwłocznie w cichych pokojach, w otoczeniu mniej jednostajnym i aby umożliwiono im w nocy sen możliwie nieprzerwany. Badania te, zapewne nie jedyne tego rodzaju, stanowiły poważny krok naprzód. Wielu lekarzy powita z uznaniem ponowne rozpatrzenie problemu odpoczynku w szpitalach. Pewien lekarz w Waszyngtonie powiedział: “W ciągu ostatnich pięciu lat dwóch moich chorych umarło na zaburzenia krążenia wieńcowego. Chorzy ci uskarżali się bardzo na niedostatek snu w szpitalu, spowodowany tym, że otoczono ich nadmiernie troskliwą opieką lekarską i pielęgniarską...". Problemy snu skomplikują zapewne organizację pracy w szpitalu, ponieważ nie wszyscy ludzie sypiają łatwo i nie wszyscy wymagają tej samej ilości snu.



Jeżeli ktoś pragnie dowiedzieć się, ile mu potrzeba snu, może zastosować prostą i łatwą metodę, polegającą na odstawieniu budzika i policzeniu godzin upływających między chwilą zaśnięcia i chwilą obudzenia się w stanie pełnej świeżości. Chroniczne niedospanie, spowodowane nawykiem częstego budzenia się w nocy, nie prowadzi do tak gwałtownych i dramatycznych następstw, jak całkowite pozbawienie człowieka snu. Prześledzenie tych następstw w zachowaniu się i czynnościach fizjologicznych człowieka wymaga długich i wytężonych badań. Jednakże wiadomo, że po szeregu nocy, w czasie których przerywano danym osobom sen – wiele z nich zaczyna wykazywać znane skądinąd zmiany w usposobieniu i samopoczuciu – drażliwość, uczucie ucisku wokół głowy, wrażenie mgły otaczającej światła uliczne, pojawiające się na chwilę iluzje.



Kiedy człowiek skraca swój sen, sprawia zarazem, że zmienia się jego rodzaj. Sen 2-3 razy krótszy niż zazwyczaj nie jest prawdopodobnie miniaturą normalnego snu. W szeregu pracowni, gdzie ochotnicy sypiali 2,5, 3 lub 4 godziny przez szereg kolejnych nocy, stwierdzono wyraźnie zaznaczone zmiany proporcji czasu przeznaczonego na poszczególne fazy snu. Zazwyczaj skrócenie czasu snu wyraża się redukcją fazy REM, związanej z marzeniami sennymi. Tak więc chroniczny niedostatek snu wydaje się zmieniać wzorzec snu zarówno pod względem jakościowym, jak ilościowym.



Nie potrzeba szukać dalszych dowodów, aby sformułować poglądy na znaczenie snu. Pozbawienie człowieka snu może powodować niepotrzebne straty społeczne oraz życiowe błędy i tragedie osobiste. U rozsądnego człowieka zanika w tych warunkach zdolność rzeczowego osądu, ulega osłabieniu poczucie moralne, obniża się sprawność umysłowa, na koniec zaś dominować zaczynają przemijające wprawdzie, lecz dotkliwe objawy psychotyczne. Wojskowi należeli do pierwszych, którzy uznali, że sen jest sprawą tej samej wagi, co zaopatrzenie w żywność, pomoc sanitarna i inne środki niezbędne człowiekowi do przeżycia.



Autorzy prac publikowanych w pismach poświęconych wojsku i niektórym gałęziom przemysłu zaczęli, jako pierwsi, dane uzyskane w pracowniach wykorzystywać przy określaniu głównych kierunków planowania. We wszystkich współczesnych społeczeństwach potrzebni są ludzie zdolni do reagowania w ułamku sekundy lub do podejmowania szybkich decyzji, przy założeniu, że ich szybkość i niezawodność są prawidłowe. Lecz czynić to może tylko człowiek wypoczęty, tymczasem wypoczynkowi poświęcamy na ogół mało uwagi. Człowiek zmęczony może w każdej chwili znaleźć w gmachach urzędów, w fabrykach, magazynach i na stacjach benzynowych automaty sprzedające jedynie kawę, papierosy, aspirynę, a nawet grzebienie czy perfumy, natomiast nie znajdzie żadnego miejsca, w którym mógłby się zdrzemnąć. Nawet na tak zwanych “stacjach odpoczynku", przy głównych węzłach drogowych, nie ma pomieszczeń, w których znużony kierowca mógłby się przespać. Niedostatek ułatwień w zorganizowaniu sobie odpoczynku jest zapewne udręką wielu zapracowanych ludzi, jednakże problem ten jest bardzo skomplikowany ze względu na jego zindywidualizowanie, ponieważ nie wszyscy sypiamy jednakowo.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział V

ZŁY I DOBRY SEN



Ludzie często z przyjemnością opowiadają sobie rano swoje sny. Rozmowy te są zwykle dość banalne, jednak wynika z nich wyraźnie, że marzenia senne ludzi różnią się od siebie, a ponadto każda noc przynosi inne tego rodzaju doznania poszczególnym ludziom. Jednego dnia człowiek wstaje rano odświeżony, pełen energii, a minione godziny snu nie wydają mu się dłuższe niż mgnienie oka. Innego dnia budzi się, niewyraźnie przypominając sobie niekończącą się, męczącą noc. Wstaje jak gdyby po walce, jest spocony i wściekły jak zły pies, bez żadnej dostrzegalnej przyczyny.



Zmęczenie może prowadzić do upośledzenia snu, a depresja wywołuje wyraźną ospałość. Gorączka, alkohol, zmęczenie, pora roku, temperatura pokoju i ciśnienie atmosferyczne – wszystkie te czynniki, w połączeniu z licznymi, nieznanymi przyczynami, kształtują strukturę nocnego snu. Wielu ludzi zapada w sen z łatwością i śpi dobrze całą noc. Ludzie ci na ogół budzą się wypoczęci. Inni, zwykle bardziej gadatliwi, skarżą się, że zazwyczaj sypiają źle. Różnice te spotyka się tak często, że można je uważać za wyraz osobistych nawyków. Najwygodniej jest tłumaczyć zły sen działaniem środków pobudzających, dobry zaś przypisywać takim cnotom, jak spokojne sumienie i dobre obyczaje.



Różnice w rodzaju snu rzadko bywają podstawą rozwodu, ale niezgodne pary często wspominają o nich swoim adwokatom, w celu zilustrowania swych emocjonalnych niepowodzeń. Pewien znany adwokat z Waszyngtonu ukazał na kilku lapidarnych przykładach zaczerpniętych z opowiadań klientów, w jaki sposób zaburzenia snu stają się orężem w “walce płci":



“Ona kładzie się spać o godzinie 22.00. Ja pracuję do północy. Potem, kiedy ja kładę się spać, ona już się budzi".



“On potrzebuje więcej snu niż ja; nie możemy mieć ze sobą żadnej przyjemności".



“Ona rankiem budzi się szybko i pragnie kochać się przed śniadaniem. Ja wstaję powoli i muszę przygotować się do pracy".



“Ona lubi spać pod kilkoma kocami, ja nie. Musimy więc spać oddzielnie, co burzy nasze życie seksualne".



Takie skargi mówią, oczywiście, o czymś więcej niż sprawy snu; mówią o samolubstwie lub niewyrozumiałości partnerów w małżeństwie, o ich niedojrzałości lub infantylizmie. Małżeństwo zakłada zdolność partnerów do wspólnego życia mimo różnic charakterów, adwokata zaś interesuje, w jaki sposób małżonkowie do tych różnic podchodzą. Niemniej jednak zaczynamy dostrzegać, że rozmaite śmieszne anegdoty i żarty na temat snu nie są oderwane od życia i stanowią odbicie głębokich różnic między ludźmi w dziedzinie fizjologii i temperamentu. Różnice te nie są. wytworem wyobraźni, ani też zwykłym usprawiedliwieniem dla perwersyjnego zachowania się. Prowadzone obecnie badania wkrótce być może ujawnią, dlaczego kobiety często chcą spać pod większą liczbą koców niż ich mężowie i dlaczego jednej osobie potrzeba więcej snu niż innej. Na początku rozdziału zaczęliśmy rozważać, jakie znaczenie mają dla ludzi określenia: dobry i zły sen.



W ostatnim dziesięcioleciu, w miarę jak uczeni gromadzili całonocne zapisy snu tysięcy badanych, zaczęli coraz lepiej zdawać sobie sprawę z indywidualnych różnic, które często sprawiały im kłopot. Uczony rozpoczynający żmudne prace badawcze, wymagające wielomiesięcznych zapisów snu każdej z poddających się doświadczeniu osób, musi ograniczać się do badania kilku jedynie ochotników. Ma on nadzieję, że ochotników wybrał z dostatecznie dużej grupy i że ich reakcje będą zapewne reprezentatywne. Jednak odchylenia od normy są tu regułą, zaś różnice indywidualne wśród badanych mogą ułatwiać tłumaczenie pewnych sprzecznych wyników, otrzymanych w bardzo podobnych doświadczeniach tyczących się zdolności do przypominania sobie marzeń sennych, zdolności do reagowania podczas snu na instrukcje, a także reakcji na niedostatek lub brak snu.



Niektórzy badacze spodziewają się znaleźć odrębne wzorce snu u mężczyzn i u kobiet, tymczasem zaś wiele wskazuje na to, że każdy człowiek ma swój własny wzorzec fizjologiczny snu. Wszakże doświadczenia te wciąż jeszcze są w fazie wstępnej. W niektórych pracowniach pozornie uboczne problemy hamują badanie różnic wzorców snu zależnych od płci. Na przykład zagadnienie opieki nad badanymi w tych pracowniach snu, którym brakuje funduszów na opłacenie pielęgniarek lub kobiet obsługujących urządzenia kontrolne, stanowią poważną trudność, gdyż pracownie takie obciążają naukowców większą odpowiedzialnością niż kliniki. Poza tym dopiero ostatnio zaczęła wzrastać liczba kobiet poddających się badaniom. Tak więc dopiero niedawno uczeni zaczęli systematyzować pewne fizyczne cechy różnicowe snu normalnych, zdrowych ludzi.



Jeden z pierwszych wyraźnych podziałów grupy ludzi na mocno śpiących i tych, którzy nie znajdują we śnie odpoczynku, wystąpił prawie nieoczekiwanie. Był on wynikiem ubocznym badań ośmiu ludzi, których pierwotnie uważano za bardzo podobnych do siebie. Zespół badaczy z Instytutu im. Waltera Reeda nie próbował początkowo dzielić snu na dobry i zły. Uczeni ci usiłowali za pomocą metod matematycznych analizować zapisy EEG snu, stosując technikę zwaną łańcuchem Markowa. Pozwala ona – po poznaniu jednego lub dwóch szczebli w serii przewidzieć, jaki będzie następny szczebel. Chodziło o to, aby przekonać się, czy fazy zapisu EEG snu zachowują taką kolejność, że odpowiednio przeprowadzona analiza matematyczna pozwala wnioskować o tym, czy osoba znajdująca się w fazie II wejdzie w fazę REM, czy też pogrąży się w fazę III. W toku tych prac John Hammack i jego współpracownicy stwierdzili, że ośmiu badanych przez nich ochotników (u każdego wykonywano 4 całonocne zapisy EEG) można podzielić na dwie grupy. Analiza matematyczna pozwoliła wyróżnić dwa wzorce snu. Jeden z nich wykazują ludzie, którzy wypoczywają źle . wskutek skłonności do lekkiego snu i łatwego budzenia się, drugi zaś – ludzie śpiący dobrze. Podobnie jak wiele szczegółowych danych naukowych, ukrytych w powodzi publikacji, i to odkrycie nie stało się sensacją, chociaż sprowokowało do postawienia pewnych interesujących pytań. Uczeni zastanawiają się, czy lekki sen i skłonność do budzenia się w nocy może powodować pewien kumulujący się niedosyt snu, wpływający na sprawność człowieka w ciągu dnia? Czy ludzie pozbawieni pełni odpoczynku są równie zdolni do znoszenia przeciwności, jak ludzie dobrze śpiący? Czy może mają jakieś jeszcze inne problemy?



W szeregu pracowni podjęto próby znalezienia odpowiedzi na niektóre z tych pytań, przy czym pionierskie prace, wykonane na Uniwersytecie w Chicago, dały zaskakujące wyniki. Na początku lat sześćdziesiątych naszego stulecia Lawrence J. Monroe podjął w pracowni snu tego Uniwersytetu badania, stanowiące temat jego pracy doktorskiej. Celem badań było stwierdzenie, czy istnieją fizjologiczne różnice między dobrym i złym snem, przy czym podczas poszukiwania odpowiedzi pytanie to zostało nieco przekształcone. Monroe zdecydował się na porównanie zapisów snu ludzi, którzy zwykle zapewniają, że śpią dobrze, z zapisami wykonanymi u ludzi, którzy skarżą się często na zły sen.



Sposób postępowania był prosty. Ogłoszono, że poszukuje się ludzi dobrze i źle śpiących i ofiarowano im zapłatę za spędzenie dwóch nocy w pracowni. Ochotników dobrano na podstawie odpowiedzi na starannie przygotowane pytania, na przykład: “Jak długo pan zasypia?" Udało się dobrać dwie określone grupy osób, cieszących się dobrym zdrowiem, przy czym żadna z tych osób nie wykazywała oznak skrajnej bezsenności lub nadmiernej senności.



Badani należeli do grupy wieku 20 – 40 lat. W każdej grupie badanych znalazły się osoby porównywalne pod względem wieku, wykształcenia oraz budowy fizycznej. Wśród badanych byli laboranci, studenci, lekarze i przedstawiciele innych zawodów – ludzie, którzy nie ukończyli szkoły podstawowej i osoby z wyższym wykształceniem. Jedni byli dobrze, inni słabo rozwinięci fizycznie. Każda grupa liczyła 16 osób. Wszyscy badani, w celu aklimatyzacji, spędzili w pracowni jedną noc, przed właściwą nocą badań, przy czym proszono ich o wypełnienie dwóch kwestionariuszy. Jeden, tzw. Cornell Medical Index, obejmował pytania o choroby czy przypadłości fizyczne, drugi, ogólnie znany psychologiczny test osobowości (Minnesota Multiphasic Personality Index) umożliwiał ustalenie pewnych dominujących cech charakteru osób badanych



Określonej nocy badany przychodził do pracowni około godziny 22.00, przebierał się do snu i siadał w poczekalni, gdzie zakładano mu elektrody. Procedura ta zwykle działa usypiająco, eksperymentatorzy byli zdumieni, że tylko niewielu badanych skarżyło się na niewygodę. Do całonocnego pomiaru ciepłoty ciała stosowano nie większe niż główka od szpilki łermistory, umieszczane w odbytnicy. Większość badanych prawie ich nie odczuwała, kilku natomiast skarżyło się wprost na zranienia. Niektórzy narzekali na niewygodne łóżka w pracowni, jednakże każdy z badanych spał przez całą noc. W tym czasie eksperymentatorzy poczynili pierwsze spostrzeżenia wskazujące na istnienie różnic między dwiema grupami badanych.



O 23.00 badani szli spać. Ponieważ pokoje sypialne w ciągu dnia służyły jako biura, musieli opuszczać je dość wcześnie, toteż budzono ich o 7.00 rano. Odliczając czas potrzebny na przygotowanie się i ułożenie do snu, każdy z nich przebywał przeszło 7 godzin w łóżku, co oznaczało najwyżej 7 godzin snu. Po miesiącach, kiedy ukończono analizę wyników i obliczono średnie dla każdej grupy, stało się jasne, że osoby śpiące dobrze przesypiały znacznie więcej godzin, niż osoby źle śpiące. W grupie pierwszej na sen przypadało przeciętnie 6,5 godziny w ciągu nocy, w drugiej – przeciętnie 5,75 godziny. Ludzie źle śpiący dłużej zasypiali i 2 – 3 razy częściej budzili się w nocy.



Przedstawiciele porównywanych grup wyraźnie różnili się ilością przesypianego czasu, jednak eksperymentatorzy, na podstawie wstępnych testów, spodziewali się, że różnice będą jeszcze większe. Występowała przy tym pewna interesująca niezgodność. We wstępnych kwestionariuszach ludzie dobrze śpiący dokładnie określali czas zasypiania. W pracowni przeciętna dla tej grupy wynosiła 7 minut. Z drugiej strony, ludzie źle śpiący wyraźnie przesadzali w kwestionariuszach, twierdząc, że potrzeba im przeciętnie około l godziny na zaśnięcie. Jak się okazało, w grupie tej średni czas zasypiania trwał 15 minut, a więc był tylko dwukrotnie dłuższy niż u osób dobrze śpiących. Porównując szybkość zasypiania i liczbę przebudzeń w ciągu nocy u ludzi dobrze i źle śpiących, można stwierdzić, że ci pierwsi śpią przeciętnie 45 minut dłużej. Wszystkie te różnice były przedmiotem wielu dyskusji i publikacji medycznych, mających określone znaczenie również dla klinicystów. Kiedy jednak badane grupy porównywano na podstawie innych wskaźników fizjologicznych, wystąpiły wyraźne różnice, świadczące o istotnych odrębnościach czynności ciała i mózgu.



Brakowi odpoczynku i trudnościom w zasypianiu towarzyszą wyraźne zmiany fizjologiczne. Wyższa temperatura ciała i nieco szybsze tętno osób źle śpiących wskazują, że ludzie ci są przed zaśnięciem bardziej pobudzeni, w czasie snu zaś bliżsi stanu czuwania niż ludzie dobrze śpiący. We śnie tętno zwykle się zwalnia. Przeciętnie częstość uderzeń serca u osób źle śpiących wynosi 66,9 uderzeń na minutę przed snem i obniża się do 60,5 uderzeń na minutę podczas snu. Dane te porównywano z danymi uzyskanymi przy badaniu osób dobrze śpiących. Częstość tętna przed zaśnięciem wynosi u nich około 60,7 uderzeń na minutę, a podczas snu spada przeciętnie do około 56,6 uderzeń na minutę. Widać tu więc wyraźną rozbieżność.



Różnice w temperaturze ciała są także wyraźne, chociaż na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nieistotne. Trzeba bowiem pamiętać, że normalne wahania temperatury ciała wynoszą rzadko więcej niż 1° w ciągu doby. Zwykle temperatura zaczyna opadać, gdy zbliża się pora snu i podczas snu u zdrowych osób dorosłych waha się jedynie w granicach około 0,8°. Otóż okazało się, że źle śpiący zapadając w sen maja wyższą temperaturę i że we śnie nie opada ona nigdy tak nisko, jak u osób śpiących dobrze. Przed snem przeciętna temperatura ciała ludzie źle śpiących wynosi 36,6° i w czasie snu opada nie bardziej, niż do 36,4°. U dobrze śpiących temperatura mierzona w odbytnicy wynosi 36,5° przed zaśnięciem, zaś w czasie snu przeciętnie 36,2°. Także regulacja opadania i wzrostu ciepłoty ciała w czasie snu przedstawia się w omawianych grupach różnie. Pod koniec nocy, przed obudzeniem temperatura ciała ludzi dobrze śpiących zaczyna się podnosić. Natomiast u osób źle śpiących ciepłota w tym czasie nadal stopniowo opada. Wygląda to tak, jak gdyby źle śpiący mieli inaczej wyregulowany “zegar". Można przypuszczać, że dzienny rytm temperatury jest u nich nieco wolniejszy niż u osób dobrze śpiących.



W omawianych doświadczeniach grupa źle śpiących wyraźnie gorzej odpoczywała w nocy. Osoby te częściej się poruszały we śnie i częściej się budziły. Na różnice istniejące między obu grupami badanych również wskazywało kilka innych pomiarów, na przykład oznaczanie tętna w opuszce palca, potencjału elektrycznego skóry i oporności skóry, a także zapisy fal mózgowych. U źle śpiących większość całkowitego czasu snu wypełniała lekka faza snu – faza II, zaś faza głębokiego snu – faza delta, czyli IV, przypadała prawie w całości na pierwszą połowę nocy. Oczywiście, żadnego z badanych nie budzono specjalnie w okresach REM, aby opowiadali treść swych marzeń sennych, toteż nic nie można powiedzieć o różnicach w treści tych marzeń, jakkolwiek między grupami występowały bardzo znaczne różnice pod względem ilości czasu snu przypadającego na fazę REM, która u źle śpiących była znacznie krótsza.



Owe wyraźne różnice nie są po prostu wynikiem obliczeń wartości przeciętnych dla poszczególnych grup. Tego rodzaju obliczenia miały znaczenie jedynie na początku badań, gdyż pozwoliły uchwycić zasadnicze różnice. Nie ujawniają one jednak pewnych istotnych odchyleń, podobnie jak przeciętna dochodów ludności Stanów Zjednoczonych Ameryki nie wskazuje liczby milionerów i biedoty. W tym przypadku rozpiętość różnic indywidualnych w obrębie każdej grupy nie była tak wyraźna. Tylko kilka osób w grupie źle śpiących wykazywało taki sam odsetek czasu przypadający na fazę REM, jak osoby dobrze śpiące. Z drugiej strony, u 12 na 16 osób źle śpiących faza REM była wyraźnie krótsza, niż przeciętna u dobrze śpiących. Tak więc wartości przeciętne były wyrazem rzeczywistych, znacznych różnic między obu grupami badanych. Sen ludzi źle śpiących w ciągu całej nocy jest, z niewyjaśnionych na razie przyczyn, fizjologicznie bliższy stanowi czuwania, niż sen ludzi dobrze śpiących.



Ale to jeszcze nie wszystko. Na pierwszy rzut oka różnice między obu tymi grupami ludzi wydawały się nieuchwytne, choć wypełnione przez nich kwestionariusze wskazywały, że różnią się oni od siebie nie tylko podczas snu, lecz i w stanie czuwania. Wspomniany już Cornell Medical Index jest często wykorzystywany do dwóch celów. Ułatwia szybkie zebranie wywiadu lekarskiego i ocenę stanu zdrowia fizycznego, a także ujawnia skłonności do zaburzeń psychosomatycznych i hipochondrii. Test zawiera 195 pytań, wśród nich wiele bardzo konkretnych, na przykład: “Czy chorował pan kiedyś na gruźlicę?", “Czy musi pan używać okularów przy patrzeniu na odległość?". Inne pytania odnoszą się do objawów takich, jak zawroty i bóle głowy, szum w uszach, upośledzenie sprawności ruchów. Uzupełnieniem pytań o stan kliniczny są pytania o nałogi, takie jak palenie papierosów, picie alkoholu, poza tym pytania o stan sprawności fizycznej, a także tyczące się subiektywnej oceny własnej osobowości. “Czy często ogarnia pana lęk bez uzasadnionej przyczyny?", “Czy ma pan trudności w podejmowaniu decyzji?", “Czy czuje się pan samotnie i smutno na przyjęciu towarzyskim?". Przeciętny, zdrowy człowiek udziela odpowiedzi twierdzącej jedynie na Około 5-6 tego rodzaju pytań tyczących się jego cech psychosomatycznych i emocjonalnych. U ludzi dobrze śpiących liczba odpowiedzi twierdzących wynosi przeciętnie 6,75, natomiast u osób śpiących źle średnia ta wynosi 23,9. Wskazuje to, że ci drudzy prawdopodobnie cierpią na więcej zaburzeń psychosomatycznych i wykazują więcej zaburzeń w zakresie zdolności do przystosowania się niż ludzie dobrze śpiący. Podobnie analiza odpowiedzi w kwestionariuszach tyczących się osobowości wykazuje bezsprzecznie wyraźne różnice między obu grupami. Źle śpiący są bardziej niespokojni, wpatrzeni w siebie, mają skłonność do hipochondrii i wykazują więcej zaburzeń emocjonalnych niż ludzie dobrze śpiący. Fizjologicznym różnicom spostrzeganym we śnie towarzyszą więc odpowiednie różnice psychologiczne. Obserwacje te pozwoliły dokładnie i nadspodziewanie wyraźnie ustalić fakt, który wielu lekarzy dostrzegało od dawna. Ludzie, którzy na ogół sypiają źle, różnią się od dobrze śpiących zarówno pod względem fizjologicznym, jak psychicznym, a co za tym idzie, także pod względem zachowania się. Przyczyny tego nie są jeszcze znane. Prawdopodobnie osoby źle śpiące mają po prostu inny wzorzec snu i w związku z tym muszą spać dłużej. Możliwe, że skumulowany niedostatek snu przyczynia się do zaburzeń nerwicowych i psychosomatycznych, które z kolei utrudniają sen. Przyczyną tych różnic mogą być także różnice konstytucjonalne, uwarunkowane genetycznie lub nawyki wytworzone w dzieciństwie. Bez względu na przyczynę tych różnic, owe pierwsze badania dobrego i złego snu wskazują, że odpowiednie predyspozycje muszą wpływać na zachowanie się i zdolność przystosowawczą człowieka. Wczesne zwiastuny zaburzeń osobowości i zachowania się człowieka, którego ośrodkowy układ nerwowy jest nadmiernie pobudliwy, można odnaleźć we wzorcu jego snu.



Zgodność wzorca snu i cech osobowości stwierdzono u kotów. Badania te prowokują do interesujących rozważań na temat nerwowych mechanizmów dobrego i złego snu. Właściciele kotów wiedzą, że zwierzęta te, podobnie jak ludzie, różnią się cechami osobowości. Wprawdzie zwierzęta laboratoryjne traktuje się na ogół tak, jak gdyby były identyczne, jednak ostatnio, w związku z badaniami nad działaniem różnych leków wpływających na zachowanie się, stwierdzono, że indywidualne różnice osobowości tych zwierząt mają istotne znaczenie. Zrozumiano, że trudno jest, na przykład, oceniać subtelny, ożywiający wpływ środków antydepresyjnych dając je zwierzętom, których cechy temperamentu i zachowania się są nieznane.



Problemem tym zainteresowali się Barbara B. Brown i jej współpracownicy ze szpitala w Sepulveda w Kalifornii. Cechy zachowania się 100 kotów oceniali oni według testu Q, obejmującego 50 punktów, stosowanego przez psychologów klinicznych. Koty dzielono na ogół na trzy kategorie: lękliwe, nadmiernie śmiałe i o pośrednim zachowaniu się. Po podaniu zwierzętom alkoholu każda z grup reagowała zupełnie inaczej i wykazywała odrębne wzorce fal mózgowych. Po długich badaniach uczeni potrafili ocenić osobowość nowego kota i zaliczyć go do danej grupy na podstawie samego tylko zapisu EEG.



Wszystkim tym zwierzętom wszczepiono elektrody, umieszczając je głęboko w płatach skroniowych, w okolicy mózgu zwanej hipokampem. Jest to twór mieszczący się w obu półkulach mózgu i przypominający wyglądem wygięty róg jelenia. U kotów znajduje się on na skrzyżowaniu dwóch prostych w odległości około 12,5 mm poza okiem i 62 mm od ucha. Podczas fazy snu, która u ludzi odpowiada fazie marzeń sennych REM, i przy przestrzeganiu określonych warunków budzenia, okolica hipokampa wykazuje rytm zwany rytmem iheta. Rytm ten można odebrać z powierzchni głowy również u ludzi, łatwiej u dzieci niż u dorosłych. Jego znaczenie nie jest jasne, ale uczeni sądzą, że może on występować, gdy okolica hipokampa jest silnie pobudzona, prawdopodobnie w związku z procesami zachodzącymi podczas doznawania uczuć i podczas procesów zapamiętywania.



O roli hipokampa i sąsiednich struktur mózgowych w regulowaniu zjawisk zapamiętywania świadczą obserwacje zachowania się wielu osób z uszkodzeniem tej części mózgu. Ludzie ci wykazują całkowity brak świeżej pamięci i niezdolność do nauczenia się na pamięć nawet najprostszych rzeczy. Typowe dla tych chorych są skargi, takie jak: “Mój mózg jest podobny do sita. Wszystko zapominam. Nawet w moim małym pokoju gubię swoje rzeczy". Uszkodzenie hipokampa lub okolic sąsiednich występuje często u nałogowych alkoholików. Charakterystyczna dla nich skłonność do kłamstwa może wywodzić się z faktu, że nie mogą zapamiętać, co robili 2 godziny wcześniej, i zapytani zmyślają cokolwiek, aby wypełnić luki pamięciowe. Pozbawieni świeżej pamięci, są oni w stanie przywołać wspomnienie wydarzeń na przykład sprzed 6 miesięcy i niekiedy zastępują nimi fakty, jakie zaistniały kilka godzin wcześniej. Pośrednio, badanie takich przypadków klinicznych i doświadczenia na zwierzętach wskazują, że rytm theta w okolicy hipokampa zaznacza się wyraźnie, gdy osobnik zamyśla się i usilnie stara się zbudować jakieś opowiadanie z chaosu świeżych śladów pamięciowych.



Być może podczas marzeń sennych zachodzi w mózgu proces porządkowania świeżych śladów pamięciowych i odpowiedniego łączenia ich ze starymi. U kotów, w fazie odpowiadającej fazie REM, kiedy zwierzęta przypuszczalnie śnią, występują w okolicy hipokampa wyraźne fale theta. Kot wykazuje ten rytm także w pewnych stanach czuwania, które może najwłaściwiej należałoby określić jako stany niepokoju. Fale theta zjawiają się na przykład wtedy, kiedy kot po raz pierwszy znajdzie się w nowej klatce, i prawdopodobnie utrzymują się przez dłuższy czas, zwłaszcza jeżeli zwierzę wykazuje niepokój.



Jedną z cech typowych dla osób przeżywających stany lękowe jest to, że z trudem przyswajają sobie nowe wiadomości. Człowiek taki ma też kłopoty z postrzeganiem tego, co dzieje się wokół niego i z uczeniem się. W pewnym sensie przypomina on osobnika znajdującego się w fazie marzeń sennych, w fazie REM, zamkniętego w absorbującym go świecie własnych doznań. W obu tych stanach – niepokoju i marzeń sennych – człowiek z trudem przyjmuje informacje z zewnątrz, chyba że mają one dla niego jakieś szczególnie znaczenie. Barbara Brown i inni badacze uważają, że rytm theta występuje w czasie wewnętrznego skupienia, kiedy zasadnicze części mózgu raczej przetwarzają informacje niż otrzymują nowe.



Zarówno kot lękliwy, jak i nadmiernie śmiały, wykazują dużą liczbę fal theta, jeśli umieści się je w nieznanej im klatce. Kot “średni" wykazuje tych fał niewiele, szybko układa się do snu i zasypia. Również podczas snu występują wyraźne różnice między zwierzętami. Koty lękliwe i nadmiernie śmiałe nie wykazują rytmu theta w ciągu kilku pierwszych nocy spędzonych w nowej klatce, u kotów “średnich" natomiast występuje dużo tych fal.



Chociaż badania nad kotami nie mogą wyjaśnić nam, co dzieje się w naszym mózgu, to jednak występuje wiele interesujących podobieństw .między źle śpiącymi ludźmi i lękliwymi kotami. Podobnie jak kotom lękliwym, ludziom źle śpiącym potrzeba wiele czasu na zaśnięcie w trudnej sytuacji. Wydają się oni bardziej pobudzeni niż ludzie dobrze śpiący, są bardziej wrażliwi na prąd elektryczny i na dotknięcie oraz bardziej dokuczają im niewygodne łóżka w pracowni. Tak jak u lękliwych kotów, faza marzeń sennych REM trwa u nich krótko. Nie można dowiedzieć się, czy przymilność nadmiernie śmiałego kota maskuje jego wewnętrzny niepokój, jednak odpowiedzi źle śpiących ludzi na pytania testowe wskazują, że są oni bardziej rozkojarzeni niż dobrze śpiący. Bez wątpienia, gdybyśmy mieli odpowiednią aparaturę do zbadania wewnętrznego rytmu czynności mózgu u ludzi, stwierdzilibyśmy, że, podobnie jak u kotów, występują u nas różnice w czynności głęboko położonych struktur.



Jeżeli przyjmiemy, że myśl, psychika jest funkcją ciała i że nie można jej oddzielić od ośrodkowego układu nerwowego, nie zdziwi nas to, iż wzorce fal mózgowych, zjawiska fizjologiczne i cechy osobowości są ze sobą związane. Osoba śpiąca nie traci swojej osobowości. Istnieje kilka przyczyn powodujących, że zapis snu może być szczególnie wartościowy przy ocenie stanu psychicznego i fizycznego człowieka. Sen jest okresem, podczas którego ludzie leżą względnie spokojnie przez wiele godzin i nie docierają do nich zakłócenia z otaczającego świata. Okres jednorazowego snu nocnego, w którym można wyróżnić kolejne fazy zmian zachodzących w mózgu i całym organizmie, stanowi jednostkę cyklu dobowego człowieka – powtarzający się wycinek pracy “zegara" odmierzającego rytm procesów ustrojowych. Wielu uczonych zaczęło badać charakterystyczne wzorce snu u ludzi i możemy się spodziewać, że odpowiednie zwiększenie zasobu tych danych pozwoli na pełniejszą ocenę stanu fizycznego i psychicznego człowieka, jego wrażliwości na ból lub stress, jego zachowania się w ciągu dnia oraz zdolności do wykonywania pewnych rodzajów zajęć. Szczególnie szerokie perspektywy zastosowania tej metody do badania osób normalnych otworzą się w dziedzinie profilaktyki. Będziemy umieli, być może, na podstawie zapisów snu dziecka ocenić, czy jest ono nadmiernie wrażliwe i podatne na wpływy otoczenia. Czy jednak podatność taka wyjaśnia, dlaczego niektóre dzieci popadają w nerwice lub stają się przestępcami, gdy inne w tej samej rodzinie wyrastają na normalnych ludzi? Czy zapisy snu mogą nam pomóc w uchwyceniu podatności ludzi na nerwice lub zaburzenia psychosomatyczne, jeszcze przed rozwinięciem się odpowiednich objawów? Radzieccy i zachodnioeuropejscy klinicyści od dawna przypuszczali, że sen jest użyteczny w diagnostyce. Leczenie snem stosowano w medycynie, szczególnie przy zapobieganiu chorobom psychicznym i psychosomatycznym. Uczeni radzieccy, zgodnie ze swymi wieloletnimi tradycjami naukowymi, zawsze rozpatrywali ośrodkowy układ nerwowy jako całość i przewidywali, że zaburzenia ze strony tego układu nieuchronnie wywołują zmiany zarówno w zakresie snu, jak i czuwania. Na długo przed wprowadzeniem czułych przyrządów do zapisywania wzorców fal mózgowych, napięcia mięśniowego i licznych innych zjawisk fizjologicznych, szukali oni śladów tych zaburzeń w rytmach napięć, występujących u ludzi podczas snu. Do siatek sprężynowych łóżek podłączali urządzenia zapisujące i uzyskiwali “aktogramy", które wskazywały rodzaj rytmu ruchów i spokoju człowieka we śnie. Dane te były jednak nieuporządkowane i często mylące. Ostatnie badania nad snem wskazują, kiedy należy spodziewać się gwałtownych ruchów ciała i z jakimi wzorcami EEG należy je wiązać. Wiemy już także wiele o tym, jakie inne zjawiska występują w organizmie w tym czasie.



Badania uczonych radzieckich stosujących metodę “aktogramów" opierały się na przypuszczeniu, że zaburzenia zachowania się, nieprawidłowości myślenia i choroby psychosomatyczne są powodowane przez zaburzenia w ośrodkowym układzie nerwowym. Wydaje się, że nowsze badania idą w tym samym kierunku.



Badania nad snem podkreśliły jedność psychiki i ciała oraz współzależność zjawisk umysłowych i fizjologicznych. Teraz zbieramy informacje i budujemy przyrządy, które mogą nam pozwolić na stworzenie dokładnego systemu wczesnego wykrywania zaburzeń czynności układu nerwowego.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział VI

NIEPRAWIDŁOWY SEN



Samotne światło w cichej, zapadłej w mroku ulicy to znak, że ktoś nie śpi i snuje się po pokoju lub czyta, podczas gdy reszta jego otoczenia pogrążona jest we śnie. Taki obraz człowieka dręczonego bezsennością jest dość powszechny. W rzeczywistości co drugi Amerykanin w pewnym okresie swojego życia cierpi na lekką i przejściową postać bezsenności, a liczni, starsi ludzie budzą się w nocy lub bardzo wcześnie rano. Roczne zużycie środków uspokających i trankwilizatorów dowodzi, że wiele osób ma trudności ze snem, przy czym reakcja organizmu na te leki jest różna. Niektórzy traktują brak snu jako rzecz naturalną, inni z tego powodu bardzo narzekają. U ludzi w stanie depresji lub silnych napięć emocjonalnych trudności w zasypianiu są reakcją niemal normalną i nie stanowią powodu do szczególnego zmartwienia. Istnieją jednakże zaburzenia snu, których trwałość i nasilenie przekraczają te przejściowe, lekkie dolegliwości spotykane u zdrowych skądinąd osób. Mimo że nie należą one do obrazu zwyczajnej, przemijającej bezsenności, która zdarza się większości z nas, są jednak bardzo interesujące z punktu widzenia klinicznego i naukowego. Niemożność snu, która przekroczyła pewną granicę, lub znaczne zaburzenia dobowego cyklu snu mogą stać się torturą, która bardzo poważnie zmienia postępowanie i sposób zachowania się człowieka, a niekiedy może wprost z przerażającą szybkością zniszczyć jego życie. Mimo to medycyna dopiero od niedawna zajęła się poważnie tym zagadnieniem.



Brak snu jest tylko jednym z aspektów bezsenności. Może się czasem wydawać, że lekarze są ludźmi bez serca, gdy odmawiają znużonemu pacjentowi środków uspokajających, a przecież trudności z zasypianiem mogą być spowodowane różnymi przyczynami. Dla niektórych ludzi cierpiących na bezsenność środki uspokajające mogą być bezużyteczne, a nieraz wręcz szkodliwe. Stosowane w niewłaściwy sposób i w nieodpowiednich przypadkach mogą nawet przyspieszyć rozwój choroby umysłowej.



“Tak rzadko widzi się świeży przypadek choroby psychicznej, której nie poprzedzałaby bezsenność, że dolegliwość tę uważamy niemal za zwiastuna zaburzeń umysłowych". Słowa te wypowiedział przeszło 100 lat temu dyrektor szpitala psychiatrycznego w Ohio i opinia ta, choć nieco zmodyfikowana, utrzymuje się do dziś. Związek między zaburzeniami snu a chorobą psychiczną był bardziej widoczny w okresie przed wprowadzeniem trankwilizatorów. W nocy, kiedy w innych szpitalach panował spokój, szpital dla psychicznie chorych był pogrążonym w ciemnościach koszmarem. Pisarz Albert Deutsch zrelacjonował kiedyś swą niespodziewaną wizytę w szpitalu psychiatrycznym. Działo się to o północy. Deutsch usłyszał nagłe wrzaski, histeryczne krzyki, obłąkańcze śmiechy, jęki i szeptane monologii nerwowo śpiących pacjentów, z których wielu było przywiązanych do łóżka skórzanymi pasami lub spętanych kaftanami bezpieczeństwa, aby nie mogli swobodnie wędrować i prezentować swoich straszliwych wizji.



Zaburzenia snu zapowiadają zazwyczaj wzrastającą nawałnicę zaburzeń emocjonalnych. Wydaje się przy tym, że odmian zaburzeń snu jest nie mniej niż rodzajów chorób nerwowych. Dolegliwości psychosomatyczne występują często w czasie snu. Uszkadzające mózg choroby wirusowe i inne choroby zakaźne powodują zachwianie rytmu snu. Ostatnio rozpoczęto badania nad napadami snu we dnie i napadami padaczki w nocy, w nadziei znalezienia źródeł tych objawów, a także z myślą o lepszym poznaniu istoty prawidłowego snu i jego związku z zachowaniem się i postępowaniem człowieka. Badania te wskazały raz jeszcze, że sen nie jest czymś całkowicie odrębnym od życia dziennego, lecz stanowi część rytmu życiowego, ujmowanego jako całość, zależy bowiem od procesów chemicznych ustroju, psychiki człowieka, jego doświadczenia, zwyczajów i środowiska.



Zaburzenia snu zaczynają nabierać znaczenia diagnostycznego. Istnieje trudna do opisania różnorodność zaburzeń snu, niczym nocna galeria udręk nerwowych, nękających człowieka. Wśród nich najlepiej znana jest bezsenność, lecz słowa tego używamy potocznie w tak wielu znaczeniach, jak słowa “miłość".



Lekarzy odwiedzają często ludzie “zawodowo" cierpiący na bezsenność, ludzie, którzy jakoby nigdy nie śpią, lub z reguły zasypiają tylko po przyjęciu środków uspokajających. Ludziom tym można współczuć, choć w gruncie rzeczy niewielu z nich ma istotne powody do narzekania, ponieważ dolegliwość ich zrodzona jest po prostu w ich wyobraźni. Kilka lat temu internista, Arthur Shapiro, zaprosił kilku swoich cierpiących na bezsenność pacjentów do spędzenia nocy w pracowni snu w Ośrodku Medycznym Downstate w Brooklynie, dzielnicy Nowego Jorku. Ludzie, którzy nie mogli usnąć w domu. zasypiali bardzo dobrze, choć obłożono ich elektrodami. Pomimo to ci, którzy cierpieli na rzekomą bezsenność, często nadal uskarżali się, że nie udaje im się zasnąć w pracowni. Był wśród nich pewien psycholog, który zaproponował swoim kolegom, że będzie obiektem badań nad EEG w czasie snu i marzeń sennych. Pragnął on dostarczyć wielu cennych danych na temat snu, a jednak w swym przekonaniu nie mógł usnąć, gdyż wyposażenie było dla niego niewygodne, a sytuacja na tyle osobliwa, że wytrącała go ze snu. Kiedy więc rano podniósł się z łóżka, był zmęczony i zmartwiony, że tak krótko spał. Przepraszał też za to kolegów, którzy wszakże przyjęli jego usprawiedliwienia głośnym śmiechem. Okazało się, że w rzeczywistości niewielu ochotników spało w pracowni tak długo jak on.



Przegląd wykonanego tej nocy zapisu EEG wykazał, że badany spał 6 godzin, lecz głębokość jego snu była nierównomierna. Występowały liczne chwile, kiedy fale mózgowe wykazywały rytm alfa wskazując, że badany znajduje się na progu obudzenia. Momenty te mogły się niejako łączyć w jego świadomości, pozostawiając mu uczucie, że przez cały czas znajdował się na progu czuwania. Wyjaśnia to, co dzieje się z wieloma osobami cierpiącymi na rzekomą bezsenność, które skarżą się, że nie śpią przez wiele dni, tygodni, a nawet miesięcy.



Ponad 20 lat temu W. T. Liberson i jego współpracownicy przeprowadzili doświadczenie, które rozstrzygnęło spór między pacjentami narzekającymi na bezsenność i pielęgniarkami, które utrzymywały, że chrapią oni głośno w nocy. Pacjenci rzeczywiście chrapali w czasie krótkich okresów głębokiego snu, lecz wykonane u nich zapisy EEG wykazywały, że w ciągu całej -nocy ich sen podlega wahaniom, przy czym występują na przemian okresy bliskie czuwania i okresy głębokiego snu. Dlatego właśnie pielęgniarki twierdziły, że pacjenci spali chrapiąc, ci zaś szczerze wierzyli w to, że w ogóle nie spali.



Stan czuwania u niektórych osób cierpiących na bezsenność może być także połączony z marzeniem sennym. Wynikały stąd niekiedy zabawne dialogi między badającymi i badanymi. Donald Goodenough i jego współpracownicy, chcąc dowiedzieć się, co człowiek pamięta ze swych marzeń sennych, budzili badanego ze zdrowej drzemki, po fazie REM, i słyszeli niekiedy następujące wyznania:



“Wstałem, i zdawało mi się, że prowadzę niepoważną rozmowę, jakieś negocjacje dla Stanów Zjednoczonych na jakiejś konferencji... raczej dla obcego państwa, przepraszam. Podsłuchałem rozmowę, że ktoś dostał łapówkę na giełdzie, obserwując tablicę ogłoszeń... Zapytałem o to osoby, dla których załatwiałem sprawę. One powiedziały, że są za bardzo zmęczone i niezdolne do jakiegokolwiek wysiłku. W każdym razie miały zamiar iść spać. Tak więc położyłem się do łóżka i powiedziałem: dobrze, będę tego próbował przez cały miesiąc, śpiąc tutaj...".



“Czy pan sądzi, że pan nie spał, kiedy pan tego doznawał?"



“Tak – gdy właśnie o tym myślę, jestem świadomy, gdzie się znajduję, i słyszę szum wentylatora, i czekam na dzwonek".



Zrozumiałe jest niedowierzanie eksperymentatora słuchającego opowieści niekiedy o wiele bardziej dziwacznych niż ta, przedstawianych jednak przez badanego stanowczo, jako wytwór czuwającej myśli. Równocześnie można wytłumaczyć zmieszanie badanego, nie mogącego rozróżnić, co było snem, a co myśleniem w stanie czuwania. Wielu ludzi skłonnych do lekkiego snu twierdziło, że kontrolują swoje wyobrażenia w taki sposób, jak marzenia, które snuje się za dnia. Wielu z nich zachowywało też świadomość otoczenia. Zapewniali, na przykład, że słyszą wentylator w sypialni.



Lekki lub urywany sen i uczucie zmęczenia rano są jednak dokuczliwe, choć nie są równoznaczne z bezsennością. Nawet urojonej bezsenności nie należy więc traktować jako zmyślenia, gdyż osoby, które utwierdzają się w przekonaniu o swej niezdolności, do zaśnięcia, naprawdę coraz gorzej odpoczywają. Jak wykazują tomy całonocnych zapisów EEG, głębokość snu jest bardzo rozmaita u różnych ludzi. Ci, którzy nawet we śnie utrzymują bliższy kontakt ze światem otaczającym, w czasie zaś marzeń sennych subiektywnie czują się obudzeni, mogą rzeczywiście być przeświadczeni o swej bezsenności. Wydaje się, że określona granica między lekkim snem, który może być po prostu właściwością osobniczą, a złym snem, który może oznaczać chorobę lub wyczerpanie psychiczne, jest często nieuchwytna.



Wykonane w latach czterdziestych naszego stulecia badania chorych na depresję wykazały, że wymagają oni, długiego czasu, aby zasnąć i nieproporcjonalnie dużą część ich snu stanowi faza lekka, Wiele ostatnich badań mówi również o tym, że zapis EEG, wykonany podczas snu u tych chorych, wskazuje na częste przejścia z jednej fazy do drugiej, nie układające się w jakiś stały wzorzec.



Depresja występuje w rozmaitych postaciach. Może ona być następstwem przykrych doznań emocjonalnych, trudności finansowych, długiego, bezskutecznego poszukiwania pracy lub przeżytej tragedii osobistej. Może ustąpić szybko lub paraliżować człowieka przez miesiące i lata. Może ujawniać się powoli i skrycie lub w sposób nagły i gwałtowny. W rozmaitych formach dolegliwość ta jest dość rozpowszechniona, zwłaszcza wśród ludzi w średnim wieku. Większość osób cierpiących na depresję nie zdaje sobie sprawy ze swej choroby. Ludzie ci przychodzą do lekarzy jedynie po to, aby uzyskać środki uspokajające, uważając towarzyszącą depresji bezsenność za przyczynę złego stanu psychicznego i powód wizyty u lekarza. Wszystkie te przykre objawy niejednokrotnie tłumaczą sobie starzeniem się. Lekarz badający chorego cierpiącego na bezsenność ma często trudności z rozpoznaniem, ponieważ jego pacjent zwykle nie może mu pomóc, co więcej, może nie być szczery. “Widzę, że wielu chorych uważa trudności ze snem za problem. Nie potrafią oni rozpoznać u siebie depresji, lecz mówią tylko o śnie". Tak twierdzi John N. Davis, psychiatra z Narodowego Instytutu Zdrowia.



Zadanie lekarza nie jest więc łatwe, tym bardziej że chorzy potrafią ukryć objawy depresji. Tak było na przykład w przypadku niemłodej już kobiety, która zachowywała się uprzejmie, uśmiechała do przyjaciół i szczyciła wczesnym wstawaniem. Pewnego jednak dnia kupiła broń i usiłowała się zastrzelić. Nieraz może się więc wydawać, że człowiek, który w rzeczywistości jest chory, cierpi po prostu z powodu nieporozumień rodzinnych, hałasu w pracy, przejściowego kryzysu w życiu zawodowym, które to czynniki mogą tłumaczyć zaburzenia snu.



W latach 1963 – 1964 Thomas Detre ze Szkoły Medycznej w Yale i Peter Spalding ze szpitala Norwich z udziałem Johna N. Davisa opracowali pouczający przegląd przypadków chorób psychicznych. Zespół psychiatrów wysłał kwestionariusze do kilkuset osób dotkniętych psychozami, depresją i innymi zaburzeniami umysłowymi. Około 81% z nich cierpiało na zaburzenia snu i wielu z nich szukało pomocy lekarskiej jedynie z tego powodu, twierdząc, że tylko brak snu jest dla nich istotnym problemem. Stwierdzono 3 klasyczne rodzaje zaburzeń snu, niekiedy występujące łącznie i zmieniające się, zależnie od rodzaju i nasilenia schorzenia. Były to: 1) niezdolność do zaśnięcia, 2) sen nie dość głęboki, z częstymi przebudzeniami, i 3) przypadki, w których wzorzec snu polegał na szybkim zasypianiu, przy czym jednak sen był nietrwały, obudzenie zaś następowało przed świtem.



Związek zaburzeń snu z chorobami umysłowymi stwierdzono nie tylko w Stanach Zjednoczonych i nie wyłącznie wśród ludności miejskiej. Davis obserwował podobne przypadki zaburzeń snu u tubylców na wyspach Fidżi i na Tahiti. Ludzie ci sypiają zwykle od zachodu do wschodu słońca. Ci z nich, którzy ulegają chorobie umysłowej, również skarżą się na trudności z zaśnięciem lub zbyt wczesne budzenie się.



W Ośrodku Zapobiegania Samobójstwom w Los Angeles pacjenci, którzy przebywają tam dłużej, wypełniają kwestionariusze zawierające szczegółowe pytania tyczące się ich snu. Okazało się, że opis snu może ujawnić skłonności samobójcze, dzięki czemu możliwe jest, zdaniem Dyrektora Ośrodka Edwina S. Shneidmana, zapobieżenie samobójstwu pacjenta. Wielu lekarzy uważa, że stale występujące zmory nocne są także sygnałem ostrzegawczym grożącego samobójstwa. Wyniki badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Yale wskazują, że za właściwy sygnał ostrzegawczy można również uznać fakt zaniku marzeń sennych lub niepamiętania snów u tych ludzi, którzy zazwyczaj przeżywali marzenia senne. Objaw ten zaobserwowano u tych osób, które później usiłowały popełnić samobójstwo.



Badania psychiatryczne umożliwiły wykorzystanie zaburzeń snu w diagnostyce chorób psychicznych. Poprzednio zaburzenia snu lub bezsenność uważano za niecharakterystyczne i tylko częściowo wiązano je z poszczególnymi zespołami chorobowymi. Badania psychiatrów z Uniwersytetu w Yale, Thomasa Detrea i Henry Jareckiego, zapoczątkowały rozwój wiedzy o tym, w jaki sposób określone ,formy zaburzeń snu swoiście odpowiadają określonym chorobom umysłowym. Zadając właściwe pytania lekarz może zawsze wydobyć z pacjenta istotne dane o jego śnie i na tej podstawie skojarzyć rodzaj zaburzeń snu z zachowaniem się badanego i z jego usposobieniem. Na przykład chory na psychozę maniakalno-depresyjną, w czasie fazy depresyjnej trwającej kilka miesięcy sypia zbyt wiele, a w fazie maniakalnej zaczyna cierpieć na bezsenność. Choroba ta ma charakter postępujący, lecz dotknięty nią człowiek często nie dostrzega subtelnych przemian, które zachodzą w nim w ciągu tygodni i miesięcy. Opierając się na kwestionariuszach dotyczących historii choroby, które zebrano w toku badań setek pacjentów, Detre i Jarecki twierdzą, że przebieg zaburzeń snu można z góry określić. Lekarz może przewidzieć, że podniecony i nadmiernie aktywny chory, który ma trudności z zasypianiem, może po kilku tygodniach wejść w nową fazę depresji z koszmarami nocnymi, a następnie zapaść w stan bierności z urojeniami. Dla osób dotkniętych depresją poprawna interpretacja i leczenie “bezsenności" są szczególnie istotne, ponieważ nieodpowiedni lek może nawet pogorszyć ich stan. Uczeni z Uniwersytetu w Yale doszli w toku swych badań do rzeczowej konkluzji w tej sprawie. Niektórzy chorzy z depresją otrzymywali początkowo, z powodu zaburzeń snu, trankwilizatory lub barbiturany i właśnie wśród tych chorych było znacznie więcej prób samobójczych, niż wśród pacjentów, u których postawiono właściwe rozpoznanie i których leczono środkami przeciwdepresyjnymi. Właściwa ocena zaburzeń snu może więc nawet uratować życie choremu umysłowo.



Trudno określić dokładnie, ilu tych ludzi ,,z nad przepaści" trafia do lekarza. Stażyści na ostrych dyżurach w dużych szpitalach widują czasem dziwne przypadki. W pewnym szpitalu w Filadelfii, około godziny 5.00 – 6.00 nad ranem zaczyna się napływ pacjentów, którzy obudzili się bardzo wcześnie i zgłaszają się ze skargami na nieokreślone bóle w krzyżu lub inne bóle, których nie można ani zlokalizować, ani żadnym badaniem wykryć ich organicznej przyczyny. Rzadko który z tych pacjentów przyznaje, że do przyjścia do szpitala pod koniec nocy zmusiła go niemożność zaśnięcia, pomimo wielu bezskutecznych prób. Spieszący się stażyści, którzy borykają się z krwawiącymi ranami od pchnięcia nożem, ze złamaniami, z ciężkimi przypadkami padaczki – uważają tych ludzi po prostu za cierpiących na bezsenność lub wręcz hipochondryków.



Nie tak dawno do izby przyjęć jednego z większych szpitali w Waszyngtonie zgłosiła się o godzinie 3.00 nad ranem młoda kobieta ogarnięta paniką z powodu bezsenności. Była bardzo zdenerwowana, krzyczała i twierdziła, że już nie wytrzymuje tego, iż nie jest w stanie zasnąć. Dyżurny stażysta dał jej środek uspokajający i odesłał do domu. Po tygodniu powróciła, wykazując tym razem wyszukane urojenia prześladowcze, które są częstym objawem schizofrenii urojeniowej. Choć w czasie wizyty przed tygodniem nie zdradzała jeszcze objawów psychozy, zaburzenia snu były jej zwiastunem. Przypadek ten jest dość typowy.



Przeglądając historie chorób schizofreników można często dostrzec, że tajemnicze, prawdopodobnie natury chemicznej zmiany właściwe psychozom, wyrażają się początkowo upośledzeniem snu. Metaboliczne podłoże psychoz nie zostanie, być może, rozwikłane w tym stuleciu, jednakże badania snu mogą nam ułatwić różnicowanie psychoz, których obraz wydaje się podobny, jeśli oceniamy je wyłącznie według rachowania się chorych.



Szpital św. Elżbiety jest olbrzymim federalnym zakładem dla umysłowo chorych w południowo-wschodniej dzielnicy Waszyngtonu i stanowi rozległy zespół ciemnych budynków z cegły, otoczonych trawnikami i dostojnymi, cienistymi drzewami. Wszystko jest trochę zniszczone, trochę zdewastowane. Leczy się tu 8000 chorych. W jednym z nowoczesnych pawilonów założono przed kilkoma latami pracownię ciągłego badania snu pacjentów. Poddanie się badaniu jest dobrowolne, i tylko niewielu pacjentów odmawia tego sądząc, że będą to elektrowstrząsy lub że lekarze poznają w ten sposób ich wewnętrzne sekrety. Tych, których udało się namówić do wzięcia udziału w eksperymencie, przenosi się do specjalnego pomieszczenia, gdzie spędzają blisko 2 tygodnie, zapoznając się z personelem i zaznajamiając z procedurą. Zaprasza się ich do pracowni, aby przyjrzeli się zakładaniu elektrod, zapoznaje z działaniem EEG w zakresie, w jakim mogą to zrozumieć, i pozwala być świadkami zbierania danych. Kiedy ich zainteresowanie nocnym czuwaniem zaczyna słabnąć, obserwuje się uważnie ich zachowanie.



Niezwykle prosty sposób pozwolił zespołowi psychiatrów przewidzieć wiele szczegółów zachowania się badanych. Dyżurny obchodził wszystkie sypialnie co pół godziny i notował, czy pacjent śpi, czuwa, czy jest w stanie nieokreślonym. Te nocne zapisy ujawniały Wzrastające w ciągu nocy zaburzenia snu, jeśli zaś w serii wielu nocy stwierdzono, że badany coraz mniej śpi, można było przewidzieć, że występujące w dzień objawy chorobowe nieuchronnie się nasilą.



Schizofrenicy, jeśli nie otrzymywali trankwilizatorów lub środków uspokajających, szybko popadali w bezsenność, która uprzednio była zwiastunem choroby, a obecnie nie opuszczała ich niezależnie od tego, czy przebywali w szpitalu zaledwie od paru miesięcy, czy też od kilku lat.



Do zaśnięcia potrzeba im było dużo czasu, zaś ich zapis EEG nie wykazywał zwykłego wzorca, związanego z cyklami nocy. Pacjenci mogli wejść w fazę szybkich ruchów oczu (REM) już w kilka minut po zaśnięciu, lub nie wchodzić w nią przez kilka godzin. Było niemal niemożliwe określić wzorzec zapisu EEG na podstawie zachowania się pacjenta.



Młody chłopak, którego badano w początkowym okresie rozwoju choroby w innym szpitalu, zapadał w fazę REM w ciągu 10 minut po zaśnięciu. Był to Murzyn, który dopiero co zdobył na zawodach sportowych stypendium na studia uniwersyteckie. Właśnie wtedy załamał się psychicznie. Jego nagłego pogrążania się w marzenia senne fazy REM nie ujawniało zewnętrzne podniecenie. Większość dnia przesiadywał w bezruchu, jak posąg, słysząc jakieś głosy i ignorując ludzi wokół siebie. Kiedy umieszczano elektrody na jego głowie, siedział sztywno i trzeba go było układać w łóżku.



U chorych w stanie ostrym, pobudzonych, z halucynacjami, którzy ujawniali otoczeniu swe dziwaczne wewnętrzne wizje, zespół Szpitala św. Elżbiety i inni badacze zauważyli nasilenie oznak fazy REM, które odpowiadało nasileniu objawów choroby. Ruchy gałek ocznych u takich osób pojawiają się częściej i są gwałtowniejsze niż u normalnego człowieka, wskazując na silne pobudzenie w obrębie mózgu. Pacjent w stanie ostrym, z halucynacjami, może zachowywać się dziwacznie. Na przykład pewien mężczyzna spacerował po holu, rozmawiając ze zrodzonymi w jego wyobraźni gadami, potworami i dinozaurami. Wierzył, że zwierzęta są ukryte za ścianą z płyty i kiedy, przemawiając do nich, przechodził obok tej ściany, zaczął nagle walić w nią z furią. Niektórzy pacjenci po wyleczeniu z tak ciężkiej choroby mogą wykazywać nasilenie fazy marzeń sennych REM, u innych nie stwierdza się tego, W ogóle zły sen schizofreników nie przypomina złego snu .normalnych ludzi. Wzorce fal mózgu przeskakują u nich gwałtownie z jednego stanu do drugiego, zaś fazy REM są często przerywane przez fazy lekkiego snu. Badania wskazują, że u schizofrenika przed snem i w czasie fazy REM fale mózgowe wykazują szybką czynność, która różni się od normalnego rytmu podstawowego występującego w stanie czuwania lub w fazie REM. Całonocne zapisy EEG śpiącego mogą niekiedy wystarczyć, aby psychiatra rozpoznał, że śpiący jest schizofrenikiem.



Istnieją przypadki schizofrenii, w których sen nie wskazuje na psychozę. Zachowanie się takich chorych nie różni się od zachowania większości schizofreników, lecz ich sen jest zdrowy jak u dziecka, choć objawy choroby są ostre. Na przykład pewien 18-letni młodzieniec w każdej niemal chwili czuwania porozumiewał się z mieszkańcami innych planet. Kod tej łączności utrzymywał on w tajemnicy, był bowiem bardzo podejrzliwy w stosunku do otaczających go ludzi. Mimo tych oczywistych objawów choroby psychicznej chłopiec nie wykazywał zaburzeń snu. Inny paranoik, fizyk w wieku około 30 lat, również sypiał wspaniale. I on także miał swą tajemnicę i swój własny system urojeń, którego psychiatrzy nie mogli rozszyfrować. Okresami siedział przez wiele godzin w bezruchu, nieobecny duchem, w przekonaniu, że wszyscy dookoła wymarli i że on jest ostatnim żyjącym człowiekiem. W okresach tych na jego twarzy pojawiał się wyraz rozpaczliwego lęku, na którego widok pękało serce. Natomiast pod względem fizjologicznym organizm chorego nie wykazywał żadnych charakterystycznych oznak stressu czy lęku. Można się spodziewać, że tego rodzaju chorzy, u których choroba nie znajduje odbicia w zaburzeniach snu, mogą być niezdolni do uzewnętrzniania swoich uczuć, lecz nie jest to zupełnie prawdziwe. Wspomniany fizyk, przy całym swoim kamiennym spokoju wybuchał gniewem, kiedy nagabywano go, i wyładowywał się w gwałtownych słowach. Wszyscy psychiatrzy, którzy go widzieli, spodziewali się poważnych zaburzeń w jego śnie i byli zaskoczeni normalnym wyglądem jego nocnego zapisu EEG. Ta niezgodność wyśmienitego snu i ostrych objawów psychotycznych wskazuje, że pojedyncze przypadki schizofrenii mogą bardzo różnić się od większości. W przypadkach tych ekspresja strachu i pobudzenia ruchowego nie biegnie zwykłymi kanałami.



Wzajemne związki między silnymi wrażeniami i snem są rzeczywiście dziwne. Zdrowi ludzie wykazują zazwyczaj w swych snach -większe nasilenie odczuć, większy lęk. Ludzie z dolegliwościami psychosomatycznymi, opanowani i spokojni w czasie dnia, w nocy często odczuwają dolegliwości typu wieńcowego czy astmatycznego lub bóle wrzodowe. Jedna z teorii chorób psychosomatycznych głosi, że poszczególne narządy, które prawdopodobnie są konstytucjonalnie wrażliwe na chemiczny wyraz stressu, reagują jako “pochłaniacze szoku" (shock absorber).



Znane są także zaburzenia, podczas których silne wrażenia, nawet gniew, mogą wywoływać sen. Jedno z tych zaburzeń – osobliwość wśród chorób – jest mało znane. Podręczniki opisują narkolepsję jako rzadką chorobę, polegającą na niewłaściwym śnie. Nie jest ona tak rzadka, jak się sądzi, ponieważ wielu ludzi cierpi na tę chorobę, nie mogąc jej określić i nie szukając pomocy u lekarza. W łagodnej formie choroby wydają się oni nadmiernie śpiący i zasypiają w nieodpowiednim czasie, w osobliwych miejscach. Nie należy ich mylić z ludźmi wyczerpanymi pracą, którzy nie mogą uchronić się przed snem przy stoliku bridżowym, lub ze znudzonymi gospodyniami domowymi, które zasypiają przy pustym paplaniu przyjaciółek. Narkoleptyczna senność pojawia się nagle. Często dopiero ktoś patrzący z boku stwierdza dziwność tych drzemek.



“Sekretarz pewnego człowieka na wysokim stanowisku opowiadał mi o dziwnych objawach, które spostrzegł u swojego szefa. W środku dyktowania listu nagle zasypiał tajemniczo i budził się po kilku sekundach". Jeśli chodzi o biuro – może to być niepokojące, ale nieszkodliwe. Wielu ludzi z takimi objawami usiłuje wytłumaczyć jakoś swoją senność i nie bierze środków leczniczych, dopóki nie sprowadzi się ich do lekarza, ponieważ na przykład zasnęli za kierownicą. Trudno powiedzieć, ile wypadków samochodowych i w przemyśle zostaje spowodowanych przez ataki narkoleptyczne. Jeśli objawy są poważne – chory zazwyczaj zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest nie w porządku. Przy każdej niemal silnej emocji zapada w sen podobny do omdlenia. Jest to nawet bardziej niepokojące dla świadków napadu choroby niż dla samego chorego.



“Moja matka wybrała się w podróż samochodem, a przyjaciel podszedł do wozu powiedzieć jej dzień dobry. Matka opowiedziała mu prawdopodobnie jakiś dobry dowcip. Oboje śmiali się, a następnie, zupełnie nagle, przyjaciel upadł na drogę jak martwy".



Nie było to omdlenie, lecz napad nazywany czasem kataplektycznym. Około 60% narkoleptyków cierpi na tę szczególną reakcję na emocje. Nie mogą śmiać się z dowcipów, gniewać się na dzieci, płakać lub wyrażać jakichkolwiek silnych uczuć bez obawy, że zasłabną i upadną. Inni nie mogą znowu tańczyć i wykonywać rytmicznych czynności bez tych samych następstw. U narkoleptyków mogą występować ponadto przejściowe halucynacje oraz stany przypominające porażenie lub niezdolność do wykonywania ruchów po obudzeniu się ze snu. Naturalnie, wielu narkoleptyków przypuszcza, że cierpią na chorobę psychiczną lub mają epilepsję. Wielu z nich potępia się za to, że są “niezdolni do niczego" i leniwi. Niektórzy skierowani do okulisty skarżą się na zaburzenia wzrokowe i żądają szkieł, które by zlikwidowały ich podwójne widzenie. Ich oczy, niezdolne niekiedy do zbornego patrzenia, są rozbiegane jak w czasie snu. Lekarze pobrali zapisy przewodnictwa skórnego od narkoleptyków zupełnie rozbudzonych, którzy w tym czasie odpowiadali sensownie na pytania. Gdyby te zapisy badał lekarz, który nie widział pacjenta, mógłby sądzić, że pacjent pogrążony był w głębokim śnie.



Przyczyny narkolepsji oraz mózgowy mechanizm tej choroby nie są jeszcze znane, lecz znamię tajemniczości zostało już z niej zdjęte, objawy zaś nie wydają się już też niezrozumiałe. Badania EEG wykazują, że każdy z napadów narkolepsji jest rodzajem krótkiego snu. Wyjaśnienie tego jest w znacznej mierze dziełem współpracujących ze sobą trzech młodych uczonych: Allana Rechtschaffena z Uniwersytetu w Chicago, Williama C. Dementa i Georgea Gulevicha z Uniwersytetu w Stanford. Zadziwiająco wielu spośród tych, którzy zgłosili się do pracowni na badania, nie zasięgało nigdy przedtem porady lekarskiej z powodu swej dolegliwości, choć objawy narkolepsji były u nich bardzo wyraźne.



Zapisy EEG szybko wyjaśniły przyczynę pozornych omdleń. Były to bez wątpienia napady snu fazy REM. Człowiek normalny zasypia stopniowo i dopiero po 1-1,5 godziny zapada w sen fazy REM. Tu przeskok od stanu czuwania do fazy REM jest tak .szybki, że często trudno go zauważyć.



Dement kilkakrotnie usiłował zbadać takie przejście u pewnej kobiety. Siedziała ona w jego pracowni z gazetą w ręku, on zaś zamierzał udać się do pokoju mieszczącego aparaturę kontrolną. W momencie, kiedy doszedł do drzwi, spała już mocno. Obudził ją i prosił, aby czuwała licząc do dziesięciu. Lecz gdy uruchomił aparat EEG, zapis wykazywał już znajome fale o niskim napięciu i gwałtowne ruchy gałek ocznych, związane z fazą marzeń sennych.



Człowiek, który w środku aktywności dziennej zapada tak gwałtownie w sen fazy REM, wykazuje jednocześnie zwiotczenie ciała i może sądzić, że zemdlał, nawet jeżeli nie zupełnie stracił przytomność. Stan ten spowodowany jest nagłym spadkiem napięcia mięśniowego, występującego w czasie fazy REM, którego jednak ludzie na ogół nie zauważają, ponieważ w łóżku odprężenie następuje powoli, w miarę narastania senności. Narkoleptyk zaś doznaje nagłego osłabienia. Katapleksja naznacza jego życie piętnem, musi on bowiem kontrolować swoje naturalne uczucia, gdyż inaczej może dostać napadu w czasie serdecznego śmiechu na rogu ulicy, w czasie aktu miłosnego, bądź też gniewnego uniesienia na błaznujące dzieci.



Nie tylko na początku snu, lecz również podczas budzenia się narkoleptycy mogą doznawać dziwacznych wrażeń. Są niby zupełnie obudzeni, a jednak nie mogą się poruszać. Także wielu normalnych ludzi przy budzeniu się doznaje tej przejściowej niezdolności do ruchu i opisuje ją jako bezwład. Jednak nie jest to bezwład, a tylko opóźnienie powrotu napięcia mięśniowego, co spowodowane jest jakąś wadą synchronizacji. Ciało pozostaje bezwładne, jak w fazie- REM, mimo że umysł już czuwa.



Zmienioa chorobowo synchronizacja mechanizmu snu u narkoleptyka wywołuje podczas czuwania stany, które do pewnego stopnia przypominają halucynacje. Być może są one czymś w rodzaju marzeń sennych. Stwierdzono jednak, że ludzie, którzy nigdy nie chorowali na narkolepsję, doznają czasem dziwacznych myśli czy wrażeń wzrokowych w czasie, kiedy we własnym przeświadczeniu znajdują się w stanie czuwania. Wielu ludzi czuje się w pełni świadomości nawet wówczas, kiedy zapis EEG wykazuje fale odpowiadające wzorcowi drzemki. Badania EEG przeprowadzone przez W. T. i Cathryn W. Liberson w Stritch Medical School w Hines, w stanie Illinois, sugerują, że takie szybkie oderwanie się od rzeczywistości nie stanowi jakiegoś istotnego odchylenia od normy. Być może jest nawet koniecznością biologiczną to, aby od czasu do czasu obraz świata zewnętrznego zacierał się niejako w umyśle. Zbłąkane myśli i marzenia są tak powszechne w czasie dnia, że nikt nie przywiązuje do nich wagi i większość ludzi zaledwie o nich pamięta. Jeżeli jednak przyjrzymy się temu dokładniej, zauważymy, że owe chwilowe cofnięcia uwagi następują regularnie, rytmicznie, są więc regulowane przez pewnego rodzaju wewnętrzny zegar.



Napady narkoleptyczne pojawiają się zazwyczaj co 4-6 godzin. Ta periodyczność wskazuje, że mogą one być wywoływane przez jakiś dotychczas nie znany cykl metaboliczny. Istnieją pewne dowody na to, że skłonność do zaburzeń narkoleptycznych jest cechą wrodzoną. Objawy choroby pojawiają się zazwyczaj w okresie dojrzewania lub po tym okresie, często w bezpośrednim następstwie bardzo silnych urazów emocjonalnych, takich na przykład, jak śmierć w rodzinie.



Faza REM snu nocnego jest u niektórych narkoleptyków krótsza niż u normalnych ludzi. Okazało się, że amfetamina, którą przyjmują niektórzy narkoleptycy, aby zapobiec nagłemu zasypianiu, hamuje pojawienie się fazy REM snu nocnego. Uznano więc, że przy leczeniu narkolepsji należy stosować leki o działaniu wręcz przeciwnym, mianowicie pogłębiające fazę REM w nocy. Nawet zupełnie zdrowi ludzie lub zwierzęta – jeśli pozbawić ich w nocy fazy REM – kompensują ten niedobór później. Napady narkolepsji mogą być więc również częściową rekompensatą niedostatku fazy REM podczas snu nocnego.



Nie wyjaśnia to całego zespołu objawów narkolepsji, ani tajemniczego powiązania między przeżyciami emocjonalnymi i gwałtownymi napadami snu fazy REM. Drażnienie ośrodka mózgu, skupienia tkanki nerwowej znanego jako twór siatkowaty mostu położony u podstawy mózgu, może spowodować paradoksalne stany nieświadomości, określane jako sen fazy REM. Napady “snu REM" mogą również być wywoływane przez jakieś nieprawidłowości metabolizmu, okresowo oddziałujące na ten właśnie obszar pnia mózgu. Niektórzy uczeni uważają, że miejsce “odpowiedzialne" za napady snu znajduje się bardziej ku przodowi, w okolicy zwanej ciałem migdałowatym, w obrębie płatów skroniowych. Wydaje się, że obszar ten odgrywa ważną rolę, jeśli chodzi o pamięć i przeżycia emocjonalne, a badania EEG przeprowadzone u szympansów i ludzi sugerują, że odgrywa on również pewną rolę przy porannym budzeniu się.



Nawet jeśli nie uchwyciliśmy łańcucha zmian biochemicznych i nie rozpoznaliśmy komórek mózgu, które warunkują napady narkoleptyczne, badania snu ułatwiły rozpoznanie tej choroby i wskazują sposób postępowania, łagodzący jej objawy. Zapisy EEG wykonane na początku snu pozwalają odróżnić ludzi zasypiających nagle i tylko przez chwilę, od ludzi przeciętnych. Test umożliwiający dokonanie takiego odróżnienia jest zupełnie prosty. Polega na sprawdzeniu, czy pacjent może opowiedzieć wesoły dowcip lub śmiać się szczerze z żartu lekarza. Do czasu, kiedy bez obawy o skutki uboczne będzie można podawać w nocy środki pogłębiające fazę REM, należy ostrożnie stosować dostępne środki nasenne. Pomoże to narkoleptykowi, dla którego pociechą będzie też informacja, że choć występujące u niego objawy są niezwykłe, stanowią one po prostu epizody snu z marzeniami sennymi.



Jeżeli narkolepsja ujawnia “oblicze" snu w stanie czuwania, padaczka wskazuje na naturę aktywności komórek mózgowych w czasie snu. Padaczka może mieć wiele stopni nasilenia i różne postacie. Uważa się, że jest to choroba wrodzona lufo spowodowana uszkodzeniem mózgu, na przykład, po chorobie wirusowej przebytej w dzieciństwie. Dawniej traktowano ją jako chorobę “duszy" lub “chorobę świętą" nie pozbawioną dziwnego wizjonerskiego wydźwięku. Typowy obraz ataku – który opisał Dostojewski – zaczyna się niewytłumaczalną aurą uczuciową i lękową, narastającą i prowadzącą do drgawek; na ustach chorego pojawia się piana i następuje utrata przytomności. Napady grand mai o takim przebiegu są rzadkie. Częściej epileptycy ulegają tzw. napadom psychomotorycznym; są to krótkie chwile irracjonalnego zachowania się, którego później nie pamiętają. Na przykład pewna młoda aktorka odczuwała bóle żołądka podczas próby sztuki. Bez powodu opanowało ją przerażenie. Przez chwilę mlaskała wargami, machała rękami i bawiła się guzikami u swojej sukienki. Jej przestraszona koleżanka zaprowadziła ją do samochodu, gdzie zasnęła. Obudziła się rześka, pamiętając jedynie ból żołądka i bezsensowny strach, który pojawił się bez przyczyny i który nie da się opisać. Diagnoza na podstawie EEG wykazała, że nie była ona “obłąkana" – jak sądziła – lecz chora na padaczkę. Zastosowane lekarstwa przyniosły poprawę jej stanu zdrowia.



Niekiedy nagłe ataki są tak łagodne, że uchodzą uwagi lekarzy ł przyjmowane są za krótkotrwałe zaburzenie uwagi chorego lub zamyślenie. Bardzo często wydaje się, że ataki następują po posiłkach, pojawiając się co tydzień lub co dwa tygodnie, i zawsze o tej samej porze dnia lub nocy. Pewien rodzaj ataków może być wywołany silnymi wzruszeniami, na przykład serdecznym śmiechem. Po ataku następuje zazwyczaj sen, czasami atak następuje w czasie snu.



W wieku XIX uważano, że podczas snu mózg zapada w gnuśną bezczynność, jednakże napady padaczki występujące w tym czasie wskazywały, że teoria ta jest niesłuszna. Wielu epileptyków przeżywa napady w czasie snu. Jedynymi ich śladami może być kilka kropel krwi na poduszce, przygryziony język i zbolałe mięśnie. Niektórzy podczas napadu wstają i wykonują skomplikowane ruchy, zanim współmieszkańcy nie zaprowadzą ich z powrotem do łóżka. Lecz chorzy tego nie pamiętają. Przygryzanie języka i lekkie drgawki zaczynają się, kiedy nagła salwa elektrycznych wyładowań pewnych komórek mózgu pobudza drogi nerwowe, które powodują skurcze poszczególnych grup mięśni. Ten etap można nazwać istotą napadu padaczki, niezależnie od jego postaci. Problem polega na tym, że te nadmierne wyładowania nie ograniczają się do niewielu zmienionych chorobowo komórek mózgu, lecz mogą rozszerzać się na inne, wywołując pobudzenie całych, rozległych obszarów mózgu. Zdarza się to często podczas snu i to stanowi dowód, że komórki śpiącego mózgu nie mogą być w tym czasie nieczynne – jak to kiedyś sądzono. Rzeczywiście, każdy epileptyk, być może z powodu szczególnej lokalizacji uszkodzenia, wykazuje napady w charakterystycznej dla niego fazie snu. W czasie całonocnych badań EEG u epileptyków napady przedstawiały się w zapisie w postaci serii iglic. Obserwowano je w każdym stadium snu, ale najrzadziej w czasie fazy REM, która pod wieloma względami przypomina czuwanie. Niektórzy uczeni badali czynność pojedynczych komórek mózgu zwierząt, wszczepiając w nie niezwykle cienkie, prawie niewidoczne mikroelektrody. Edward V. Evarts i Peter Huttenlocher z Narodowego Instytutu Zdrowia sugerowali, że kontrola aktywności komórek mózgowych w czasie snu jest o wiele słabsza niż w czasie czuwania – o ile w ogóle jest dokonywana. Z zapisów EEG wynika, że komórki wykazują różne tempo wyładowań w każdej fazie świadomości. Praca Evartsa nad układem ruchowym sugeruje, że niektóre komórki są zahamowane w czasie czuwania i jedynie podczas snu dochodzi w nich do gwałtownych i nieregularnych wyładowań salw impulsów – co niekiedy wywołuje skurcze lub drgawki. Zapisy czynności komórek nerwowych o różnej lokalizacji mózgowej zaczynają ujawniać, dlaczego epileptycy ulegają napadom częściej podczas snu.



W częściach świata, gdzie rozpowszechniona jest śpiączka, senność nie dająca się opanować jest złym objawem. Ataki senności, które trwają dniami, tygodniami, a nawet miesiącami, mogą mieć różne przyczyny, na przykład mogą je powodować guzy mózgu, urazy mózgu, uszkodzenia tkanki mózgowej w przebiegu malarii oraz kiły. Najgroźniejsze jest wirusowe zapalenie mózgu, którego przebieg może być różny, lecz przeważnie choroba zaczyna się gorączką i stanem majaczeniowym. Potem następują często okresy bezsenności i pobudzenia ruchowego, które przechodzą w stan osłupienia i śpiączkę. Epidemia wirusowego zapalenia mózgu przeszła przez Europę po I wojnie światowej. Epidemia ta była bardzo ważnym bodźcem do współczesnych badań mózgu pogrążonego we śnie, bowiem szereg dziwnych objawów i uszkodzeń mózgu, wykrywanych podczas sekcji zwłok, wywołał zainteresowanie uczonych rolą mózgu w powodowaniu snu lub stanu czuwania.



Sekcje wykazały, że niszczący wirus nie ogranicza swego działania do małej okolicy mózgu, chociaż uszkodzenie w postaci tkanki bliznowatej w miejscu obumarłych komórek często było zlokalizowane w pod-wzgórzu. Jest to twór ukształtowany z tkanki nerwowej, wielkości żołędzia, znajdujący się w mózgu człowieka mniej więcej ponad podniebieniem. To skupisko ośrodków mózgowych kontroluje wiele ważnych funkcji organizmu: temperaturę ciała, uczucie głodu, oddech, rytm serca, czynności seksualne i podstawowe uczucia. Uszkodzenie wirusowe w podwzgórzu może więc wywoływać szereg objawów, w zależności od tego, które komórki zostały zniszczone.



Ofiary zapalenia mózgu zapadały w śpiączkę nawet na 5 lat, co można wytłumaczyć uszkodzeniem zdolności do obudzenia się. Jednym z najbardziej widocznych i ważnych objawów choroby jest jednak przesunięcie cyklu dobowego, często obserwowane u dzieci po okresie wysokiej gorączki. Niekiedy cykl ten jest tak odwrócony, że pacjent śpi w czasie dnia i czuwa w nocy. Ta nagła przemiana sugeruje, że rytm snu i czuwania musi mieć swoje siedlisko wewnątrz mózgu, być może w obszarze, który działa jako “zegar mózgu". Takie anomalie obserwowane u ofiar epidemii skłoniły naukowców do przypuszczenia, że w mózgu mieszczą się dwa ośrodki: snu i czuwania. W czasie badań stwierdzono, że ośrodków tych może być więcej. Układy komórek, które mogą wywoływać sen lub budzenie się, są usytuowane w tych samych obszarach, co ośrodki głodu, emocji, odczuć seksualnych. Komórki te reagują w sposób niezwykle zróżnicowany na liczne związki chemiczne występujące w naszym organizmie.



Rozwikłanie tych zagadnień może trwać 100 lub nawet więcej lat. Badania neurofizjologiczne zaczęły dopiero wskazywać, jak dziwne bywają zaburzenia snu oraz jak zaburzenia czynności organizmu, a zwłaszcza mózgu, mogą wpływać na nienormalne zachowanie się. Wyjaśniły one w zasadzie, że od zachowania się człowieka zależą zaburzenia snu, które z kolei wpływają na zachowanie się. Wielu uczonych sądzi, że niezbyt dotkliwe zaburzenia podczas snu, takie (jak zgrzytanie zębami, moczenie nocne lub nawet bardziej już niebezpieczne spacerowanie we śnie, często są zaburzeniami pochodzenia psychicznego. Wielu ludzi cierpiących na bezsenność słyszało, że napięcie psychiczne i zmartwienia są przyczyną trudności w zaśnięciu. Jeden przykład może ogólnie wskazać, jak stan psychiczny wpływa na organizm.



Stress i strach sprawiają, że podwzgórze wysyła impulsy do tylnego płata przysadki mózgowej. W następstwie gruczoł tylnego płata uwalnia związek chemiczny, hormon zwany ACTH, który wędruje drogą krwi i zaczyna działać na nadnercza. Te z kolei uwalniają adrenalinę i pobudzające hormony stressowe, wśród nich kortyzon. Hormony te rozchodzą się w organizmie z prądem krwi, działają na nerwy i mięśnie, mobilizują organizm do reakcji stressowej, prawdopodobnie zwiększając stan pobudzenia i w ten sposób przeszkadzając odprężeniu i zasypianiu. Takie same reakcje stressowe może wywoływać myśl lub uczucie. Ten sam efekt mogą też dać uszkodzenia mózgu lub zaburzenia jego metabolizmu.



U człowieka będącego w stanie napięcia, który zgrzyta zębami w nocy, napięcie to ujawnia się przeważnie w fazie marzeń sennych REM. Ludzie tacy mogą poczuć się lepiej po przyjęciu leku, który wpływa rozluźniające na mięśnie żwacze, kontrolujące ziewanie, a niekiedy po terapii psychologicznej. Wiele bowiem przemijających zaburzeń snu można zredukować zwalczając zaburzenia emocjonalne, do czego nie zawsze potrzebne jest podawanie leków. Zaburzenia te w istocie nie mają charakteru patologicznego, choć przeszkadzają w normalnym wypoczynku. Chrapanie na przykład, utrudnia odprężenie mięśni w czasie snu. Również mówienie przez sen jest dość powszechne, choć kiedyś sądzono, że występuje rzadko i świadczy o zaburzeniach umysłowych. Eksperymentatorzy, którzy spędzili w pracowniach snu setki nocy, wysłuchiwali nieustannego mamrotania badanych, we wszystkich fazach snu. Te niezrozumiałe zazwyczaj i niemal bezdźwięczne wypowiedzi stawały się czasem bardziej wyraźne i nasilały się w czasie snu REM. Dzieci i dorośli zdenerwowani czy niespokojni mogą krzyczeć, prosić, rozkazywać, lecz wydaje się, że każdy człowiek coś mamrocze w czasie snu.



Także moczenie nocne jest bardziej powszechne, niż wielu z nas wyobraża to sobie. W wojsku stwierdzono, że l żołnierz na około 100 cierpi na tę dolegliwość, a ogólnie można przyjąć, że około 2% dorosłych bezwiednie moczy się w nocy. Według ostatnich doniesień, moczenie jest niemal zawsze spowodowane przez marzenia i sny.



Zespół badający zapisy EEG śpiących dzieci moczących się w nocy stwierdził, że moczenie się nie występuje w czasie aktywnego okresu snu REM, lecz raczej we śnie poprzedzającym lub następującym po nim, bardzo często w głębokim stanie snu, z którego marzenia senne są rzadko zapamiętywane. Dzieci moczące się śpią na ogół głęboko i trudno je obudzić. Chociaż często przyjmuje się, że głównym czynnikiem moczenia się są stany emocjonalne, wiele z dzieci wykazuje również inne zaburzenia fizjologiczne. U niektórych stwierdzono nieprawidłowości w EEG, u wielu somnambulizm (lunatyzm), a tylko u nielicznych zaburzenia dróg moczowych, objawiające się parciem, bólem i częstą potrzebą oddawania moczu. W moczu wielu dzieci moczących się – pod innymi względami zupełnie zdrowych – wykryto niezwykle dużą ilość azotu, wydaje się więc, że nie można posądzać ich jedynie o oporność i przeciwstawianie się wysiłkom rodziny zmierzającym do nauczenia higieny. Jedynym lekiem, który do niedawna stosowano u moczących się dzieci, jest imipramina. Środek ten efektywnie spłyca sen, tak że dziecko może się obudzić, kiedy czuje potrzebę oddania moczu. Niestety jednak, lek ten wpływa ujemnie na system nerwowy dziecka. Podawany pacjentom cierpiącym na depresję powoduje ich ożywienie, lecz u normalnych, zdrowych ludzi wzmaga pobudliwość i skłonność do irytacji.



Najbardziej tajemniczym i fascynującym zaburzeniem snu, często występującym łącznie z nocnym moczeniem, jest somnambulizm, czyli lunatyzm. Lunatycy w czasie snu dokonują niesamowitych wyczynów, kroczą po wąskich krawędziach muru, przechodzą przez meble, a nawet robią zakupy w Sklepach. W dawnych czasach uważano ich za czarowników. Znanym z literatury przykładem lunatyczki była Lady Makbeth, która śpiąc przechadzała się po swoim zaimku.



Owe spacery nocne mogą mieć fatalne następstwa, ponieważ w stanie, który przypomina rozkojarzenie narkotyczne, nieświadomi swoich poczynań somnambulicy prowadzą samochody, a nawet popełniają morderstwa. Szesnastoletnia dziewczyna, której śniło się o włamywaczach (jak to później wyznała), wzięła rewolwer i zabiła ojca, brata oraz raniła matkę. W roku 1946 w Arkansas ojciec obudził się z nocnego koszmaru z wielkim strachem i stwierdził, że w czasie snu, odparowując ciężką lampą błyskową cios rzekomego napastnika, zabił czteroletnią córeczkę. W Berkeley pewna gospodyni wstała o godzinie 2.00 w nocy, zarzuciła płaszcz na piżamę, zabrała jamniki do samochodu i ruszyła na długą wycieczkę do Oakland; obudziła się przy kierownicy po 37 kilometrach jazdy. Na temat somnambulizmu krąży wiele różnych opowieści. Może najzabawniejsze jest opowiadanie o pewnej angielskiej damie, która po obudzeniu się w nocy usłyszała jakieś brzęczenie i pod wpływem strachu zemdlała. Rano stwierdziła, że jej lokaj – lunatyk – położył na jej łóżku nakrycie stołowe na 14 osób. Każdej nocy tysiące lunatyków odbywa wędrówki i nie budząc się wraca z powrotem do łóżka. W Stanach Zjednoczonych Ameryki liczba takich ludzi sięga 4 milionów.



Stan somnamibulizmu jest niebezpieczny. Niektórzy ludzie ranią się ciężko podczas nocnych “spacerów". Pewien młody Francuz często wstawał rano potłuczony i poraniony, choć utrzymywał, że spał głęboko i spokojnie. Jego żona wiedziała co innego. Część nocy spędzał on na walce z meblami, zderzając się z nimi, łamiąc, a nawet rzucając krzesłami i krzycząc. Wydaje się, że było to nieświadome uzewnętrznianie reakcji na uraz, jakiego doznał w młodych latach na pokładzie okrętu, kiedy został zmuszony do objęcia komendy i stłumienia ognia i buntu.



Przyjmuje się, że wielu lunatyków uzewnętrznia w czasie snu doznania, jakich doświadczyli w czasie urazu. Niektórzy psychiatrzy sądzą, że chodzenie w czasie snu jest rezultatem nie rozładowanego kompleksu Edypa, wyrazem rywalizacji między rodzeństwem lub nerwicową reakcją na głębokie konflikty wewnątrz osobowości. Prób wyjaśnienia jest bardzo dużo. Wielu psychologów twierdzi, że przyczyną nocnych wędrówek są zaburzenia emocjonalne i że nocne poczynania lunatyków są uzewnętrznieniem ich reakcji na silne przeżycia z lat dawniejszych.



Aż do czasów obecnych wiele z tych wyjaśnień opiera się na anamnezie retrospektywnej, bowiem nikt nie obserwował systematycznie lunatyka i korelacji jego zachowania się z falami jego mózgu oraz innymi fizjologicznymi parametrami. Ponieważ ludzie ci opowiadają swe sny, uważa się, że chodzenie w czasie snu występuje w fazie marzeń sennych. Charakterystyczny przypadek opisano w gazecie w roku 1965. Policja znalazła w nocy na ulicy w Sydney dwudziesto-trzyletnią mieszkankę tego miasta ze złamanymi nogami. Jak wyjaśniła, miała ona żywy sen o ucieczce z narzeczonym. Oparła drabinę o okno swojej sypialni na III piętrze, a następnie weszła na szczeble tej drabiny, która istniała tylko w jej wyobraźni.



W roku 1963 zespół młodych uczonych z UCLA badał 11 lunatyków przez 80 nocy, używając nowej aparatury EEG, która umożliwia zapisywanie fal mózgowych badanego, nie krępując jego swobody poruszania się. Uczeni ci stwierdzili, że chodzenie w czasie snu nie zaczyna się w fazie REM, lecz w czasie głębokiego snu fazy III i IV, w których zazwyczaj nie występują marzenia senne. Dzieci i dorośli nosili podczas tych badań girlandy elektrod podłączonych do długiego kabla, co pozwalało im wstawać, opuszczać sypialnię i wędrować po laboratorium, podczas gdy ich fale mózgowe były nieprzerwanie zapisywane. Po zakończeniu prowadzonych badań, zespół uczonych dysponował ponad 100 zapisami somnambulizmu. Okazało się, że za każdym razem badani zaczynali swoje wędrówki w fazie snu III lub IV, i większość z nich po przebudzeniu się nie pamiętała o tym.



W czasie chodzenia we śnie duże, wolne fale delta zmniejszały się, a zapis EEG wykazywał kombinacje nowych postaci fal. W czasie wędrówek, trwających niekiedy do 7 minut, zapisy czasami wykazywały rytm podobny do fal alfa w stanie czuwania i odprężenia. W normie rytm ten znika, kiedy osobnik otwiera oczy. Tymczasem u lunatyków szeroko otwarte oczy nie wpływają na zmianę rytmu. Często przychodzili oni do pokoju kontrolnego, powłócząc nogami, z szeroko otwartymi oczami, jednak było widać -wyraźnie, że są nieświadomi obecności eksperymentatora. Jedno z dzieci wędrowało na koniec laboratorium, do kuchni lub innej sypialni, i jeśli nie znalazło tego, czego szukało, wracało nie zderzając się z czymkolwiek tą samą trasą do swojej sypialni i kładło się do łóżka. Po 10 minutach, kiedy obudzono je, aby naprawić połączenie między elektrodami, nic nie pamiętało.



Allan Jacobson i Anthony Kales, którzy prowadzili te badania, porównywali dzieci chodzące we śnie z normalnymi dziećmi w tym samym wieku. Wyniki licznych testów były podobne, lecz jednego różniły się w znacznej mierze. Normalne dziecko w fazie snu, cechującej się występowaniem fal wolnych, nie reaguje na podnoszenie stopy. U lunatyka manipulacja ta może spowodować chodzenie w czasie snu. Jeśli się jej dokona w czasie snu. REM, lunatyk obudzi się, lecz w fazie fal delta spowoduje to chodzenie we śnie.



Te badania EEG na UCLA oraz inne przeprowadzone we Francji przez H. Gastauta i R. Broughtona dały nowy obraz przebiegu zjawisk somnambulizmu. Początkowo fale mózgu są takie, jak w głębokim śnie, następnie zmieniają się, przyjmując formę rytmu podstawowego, charakterystycznego dla fazy budzenia się lub, być może, dla hipnotycznego transu. Jak to się dzieje, że ludzie ci wędrując omijają przeszkody, lecz nie dają żadnego znaku, że je widzą? Jak się to dzieje, że nie pamiętają co robili?



Uczeni rzucili pewne światło na ten paradoks. Analizując przeciętne odpowiedzi EEG na trzaski lub dotknięcia w różnych fazach snu znaleźli dowody na to, że w głębokich fazach snu informacje czuciowe wchodzą do mózgu, lecz zmieniona jest reaktywność odpowiednich jego obszarów środkowych, które przekazują te informacje do kory mózgowej. Kora mózgowa przekształca je w postrzeżenia lub w uczucia. Mózg lunatyka może być bombardowany informacjami wizualnymi, lecz nie kształtują się w nim świadome doznania, jak to jest w stanie czuwania. Stan przypominający somnambulizm, lecz występujący w fazie snu REM, obserwowano u starszych ludzi z przewlekłymi uszkodzeniami mózgu. Może to wyjaśnić bezsensowne wędrówki starszych ludzi w nocy, które często zmuszają opiekunów do umieszczania ich w szpitalu. Pewien emerytowany 70-letni mężczyzna wykazywał czasami objawy splątania psychicznego i dezorientacji, widywano go bowiem spieszącego główną ulicą Waszyngtonu o szóstej nad ranem, w płaszczu narzuconym na piżamę. Powiedział on policji, że spieszył do kościoła albo załatwić interesy. Jest to czysto obserwowany stan u ludzi starszych, cierpiących na psychotyczne halucynacje i iluzje.



Jednym z objawów zmian umysłowych w starszym wieku jest zwolnienie rytmu alfa w zapisie EEG. Inną powszechną cechą są zaburzenia snu. Irwin Feinberg i zespół psychiatrów ze szpitala św. Elżbiety przeprowadzili czteroletnie badania starców, u których objawy podciągnięto do rubryki “przewlekłe objawy mózgowe". Pomimo dezorientacji i często splątania, niektórzy z tych pacjentów nie wykazywali halucynacji psychotycznych, a jedynie przewrotne zachowanie, o którym z rezygnacją mówimy: starość. Pacjentami byli: 82-letni strażak, 75-letni emerytowany biznesman, pewien 65-letni oficer, operator ze stacji obsługi, 79-- letni lekarz, 68-letnia gospodyni domowa i 81-letni fryzjer. Z wyjątkiem dwóch osób, wszyscy dotknięci byli miażdżycą tętnic. Wydaje się ironią, że osłabienie władz umysłowych, dezorientacja i niebezpieczne podróże nocne tych starszych ludzi były spowodowane chorobą układu sercowo-naczyniowego. Jej wpływ na czynność mózgu tych dawniej aktywnych i kompetentnych ludzi był żałosny. Dwaj pacjenci w czasie badań wykazywali znaczne obniżenie poziomu inteligencji, z tym że jednocześnie stracili orientację w czasie i miejscu, przeszłości i teraźniejszości.



Większość spośród starców cierpiała na zaburzenia snu i budziła się często w nocy. U kilku stwierdzono stosunkowo małą ilość snu fazy REM. Charakterystyczną ich cechą było to, że budzili się szybko, znacznie szybciej niż młodzi ludzie. Czterech z badanych w sypialni laboratoryjnej robiło coś, co można było tłumaczyć jako niesforne wędrówki nocne do rodziny. W czasie każdej fazy REM budzili się gwałtownie i zrywali elektrody. Po zbliżeniu się lekarza lub pielęgniarza wyskakiwali z łóżka dając szybkie wyjaśnienia, za każdym razem tego samego typu: “Ja muszę wyjść do pociągu, moja córka jest tam"; “Ja muszę iść do pracy"; “Spóźniłem się do kościoła". Nie zdarzało się to nigdy w innej fazie snu, natomiast faza REM z reguły pobudzała ich do ruchliwego i szybkiego odtwarzania codziennych sytuacji z przeszłości.



W snach badanych starców istniały również inne osobliwości, mniej dramatyczne, lecz także wskazujące na naturę uszkodzeń mózgu. Wykazywali oni mianowicie wyładowania aktywności mięśniowej, niezależnie od ruchów ciała lub stosowania bodźców dotykowych, wyładowania, których nie obserwowano u innych chorych. Można je porównać ze skurczami, drętwieniem palców i pewnymi rodzajami bólów występujących w czasie snu, opisywanych przez pacjentów po przekroczeniu wieku średniego, i uważanych za związane z zaburzeniami krążenia lub zmianami hormonalnymi. Charakterystyczną cechą było częste budzenie się tych badanych, przez co czas ich snu nocnego ulegał skróceniu, Lekarze sądzą, że jest to, przynajmniej do pewnego stopnia, związane ze zmniejszoną sprawnością umysłową pacjentów.



Systematyczne porównywanie tych starców ze zdrowymi, młodymi ludźmi dorosłymi pozwoliło wykryć, że starcy śpią około 20% mniej niż ludzie młodzi. Kilka lat wcześniej przeprowadzono badania, mające na celu ustalenie rozmiarów przemiany materii w mózgu starców. Była ona o 23% niższa niż u ludzi młodszych. Ubytek ten zgadzał się prawie dokładnie ze zmniejszeniem całkowitego czasu snu. Ten wolniejszy metabolizm mózgu i zredukowany czas snu również odpowiadał zmniejszonej inteligencji. Poddano badaniom grupę bardzo bystrych i aktywnych ludzi w wieku 65 – 95 lat. Lekarz prowadzący te badania zauważył, że “95-letni staruszek był najlepszy w tej grupie – jego pamięć była lepsza niż moja". Ci bystrzy staruszkowie spędzali tyle czasu na spaniu, co młodzi ludzie. Co więcej ci, którzy cieszyli się pełnym zdrowiem, wykazywali taki sam stopień metabolizmu mózgowego, jak młodzi ludzie. Może to być przypadkowy dowód, lecz wyniki te silnie sugerują, że całkowity czas snu, stopień metabolizmu mózgu, stopień inteligencji mogą iść w parze.



Z wyjątkiem pewnego alkoholika i lekomana, starsi pacjenci z otępieniem starczym, których badano w szpitalach dla psychicznie chorych, prawie wszyscy cierpieli na miażdżycę naczyń, słabe ukrwienie mózgu, krwotoki śródmózgowe i towarzyszące objawy uszkodzenia tkanki mózgowej. Należą do nich zaburzenia charakteryzujące się utratą orientacji, rzekomymi nerwicami, obniżeniem inteligencji, a nawet objawami psychotycznymi, które nie są nieuniknionym następstwem wieku, gdyż mogą być zredukowane, jeśli schorzenie układu krążenia uchwycono we wcześniejszym okresie życia. Tak więc w badaniach nad snem zaczynamy stwierdzać, że nawet zaburzenia wieku starczego, z którymi dawniej godziliśmy się z rezygnacją, rozwijają się w wyniku zmian fizjologicznych, które można wykryć, zanim zaczną atakować ośrodkowy system nerwowy. Istnieje wiele czynników prowadzących do uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego. Niektóre z nich lekceważymy, na działanie innych godzimy się rozmyślnie i dobrowolnie. Nocne wędrówki starców dramatycznie ujawniają rozmiar uszkodzeń ich mózgu, ale są też wśród nich chorzy, których dziwaczne zachowanie się w nocy wywodzi się z uszkodzenia układu nerwowego przez alkohol lub leki.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział VII

LEKI



Wśród milionów Amerykanów rozpowszechnił się ostatnio zwyczaj używania środków uspokajających, wśród nich barbituranów, trankwilizatorów) alkoholu i środków pobudzających. Motywy tego bywają rozmaite, a często zupełnie nieuchwytne. Wiele z tych leków to leki zupełnie nowe, także ich ocena medyczna jest jeszcze niedokładna. Skądinąd zresztą zrewolucjonizowały one leczenie chorób psychicznych. Jednak do dzisiaj ich działanie fizjologiczne stanowi prawie taką samą tajemnicę jak w roku 1950, kiedy zaczęto je stosować. Niewiele wiemy o tym, jak działają na mózg człowieka, znamy tylko ich budowę chemiczną i wyniki doświadczeń na zwierzętach. W stosunku do tego, co wiadomo o ich korzystnych właściwościach medycznych, używa się ich zbyt szeroko i beztrosko, często zaś nadużywa, zwłaszcza w przypadkach zaburzeń snu, a nawet już przy względnie niewielkich trudnościach w zasypianiu, spowodowanych problemami natury czysto psychologicznej. Prowadzi to łatwo do przyzwyczajenia.



Lekarze w Stanach Zjednoczonych Ameryki podają barbiturany około 20 milionom pacjentów rocznie, a środki -pobudzające, takie jak D«xedryna – około 10 milionom. Również w Anglii i w innych krajach europejskich zaznacza się wzrost popytu na te leki,



wynikający z tego, ze ludzie coraz gorzej sobie bez nich radzą. Amerykanie płacą rocznie około 100 milionów dolarów za przepisywane im środki uspokajające, około 350 milionów dolarów zaś, jeżeli dodać do tej sumy wartość środków nabywanych przez szpitale. Około 250 milionów dolarów wynoszą roczne wydatki Amerykanów na trankwilizatory, a na alkohol sięgają nawet 13 miliardów dolarów.



Liczby te obrazują rozmiary tego zjawiska społecznego, które wynika z rosnącej potrzeby sztucznego utrzymywania równowagi układu nerwowego. Zarząd Rozdziału Żywności i Leków w Stanach Zjednoczonych ustalił, że tylko około połowa znajdujących się na rynku barbituranów i leków typu amfetaminy ma pochodzenie legalne. Roczna produkcja barbituranów wynosi 6-10 miliardów kapsułek, a amfetaminy 8 miliardów kapsułek, natomiast obroty w nielegalnym handlu samymi tylko tzw. “pigułkami szczęścia" (pep pills) wahają się w granicach 200 – 400 milionów dolarów rocznie. Rozmiary spożycia alkoholu, sprzedawanego bez ograniczeń, świadczą, że alkoholizm jest głównym nałogiem, okaleczającym około 5 milionów istnień. Stosunek wszakże liczby zgonów spowodowanych ostrym zatruciem alkoholowym do liczby zgonów wskutek zatruć barbituranami kształtuje się obecnie jak 5:4. Stale wzrasta również liczba śmiertelnych wypadków drogowych, spowodowanych przez kierowców zatrutych amfetaminą i innymi środkami pobudzającymi.



Powszechnym w świadomości ludzkiej obrazem nałogowca jest rozgorączkowana, chuda postać jakiegoś wykolejeńca w nędznej izbie, który wkłuwa sobie w drżące udo igłę od strzykawki z narkotykiem lub inną truciznę, aby legnąć z rozmarzonymi oczami na brudnym barłogu, albo wyjść z domu na grabież, gwałt lub morderstwo. W rzeczywistości nałogowcem może być każdy, zarówno zamożna pani domu, jak i szanowany specjalista.



Na jednego narkomana przypada w Stanach Zjednoczonych Ameryki około 12 osób obciążonych nałogiem barbituranowym. W roku 1962 senator Thomas Dodd z Connecticut stwierdził, że: “Potężna epidemia nałogu «cudownych środków* rozpełzła się po całym kraju". Podał on projekt, ustawy o kontroli środków psychotoksycznych, a Senat odkrył przed społeczeństwem jedno z najsmutniejszych zjawisk społecznych naszej doby. Winę za ogólny wzrost Skłonności ludności Stanów Zjednoczonych do poddawania się nałogom można częściowo przypisać złej realizacji prawa Harrisona na początku XX wieku, kiedy to narkotyki odebrano ;Z rąk lekarzy. Utrudniono w ten sposób stosowanie ich w celach leczniczych i tym samym zepchnięto handel narkotykami na “czarny rynek". Organy władzy wykonawczej utrudniały nabywanie podstawowych narkotyków. Kiedy heroina stała się trudno dostępna, narkomani zaczęli mniejsze jej dawki zażywać łącznie z pigułkami nasennymi, ażeby wzmocnić efekt jej działania, a kiedy w ogóle nie mogli jej osiągnąć, zastępowali ją środkami nasennymi. Psychiatra, Marie Nyswander, powiedziała reporterowi dziennika New Yorker: “...owe środki zastępcze są bardziej niebezpieczne niż heroina. Mogą one upośledzać krytycyzm, powodować zaburzenia umysłowe i wywoływać drgawki". Tabletki nasenne są nielegalnie nabywane i nadużywane przez ludzi z różnych warstw społeczeństwa, bynajmniej nie tylko przez miliony wyjętych spod prawa narkomanów. Szczodrze przepisywane przez lekarzy, przyjęte przez społeczeństwo – środki te uważa się za bezpieczne i wygodne; zapewniają one sen, uspokajają nerwy, znoszą napięcie i dodają odwagi przy wypełnianiu trudnych obowiązków. Wielu ludzi przyzwyczaja się do tych tabletek w stopniu, którego nigdy nie przewidywali lekarze, lecz w doniesieniach o przypadkach lekomanii rzadko mówi się o gospodyniach domowych czy w ogóle zwykłych śmiertelnikach, spokojnie idących przez życie. Bohaterami artykułów gazetowych, zawierających m. in. szczegółowe opisy moteli i restauracji zajmujących się nielegalnym rozprowadzaniem tych leków, są niemal wyłącznie młodociani przestępcy, hulaszczy studenci i kierowcy ciężarówek. Niestety, w publikacjach tych pomijana jest waga zagadnienia, które wykracza poza ramy problemu występków lub przestępstw.



W sprawozdaniu dla podkomisji Senatu badającej leki psychotoksyczne, George P. Larrick z Federalnego Zarządu Rozdziału Leków cytował przykłady znanych osób. Niektórzy z tych ludzi – na przykład artyści kabaretowi – przyjmują amfetaminę przeciw senności i .barbiturany, aby zasnąć, po czym wpadają w błędne koło, które ich niszczy. Badanie kilku głośnych przypadków samobójstw dokonanych za pomocą barbituranów ujawniło stopień nieumiarkowania w ich używaniu.



Nadmierne zaufanie do tego rodzaju leków rodzi się w toku powolnego i mylącego procesu. U poszczególnych osób rozwija się tolerancja na amfetaminę i barbiturany. Organizm przystosowuje się do powtarzających się dawek tak, że nie wykazują one później swojego początkowego działania. Tolerancja stanowi podstawowy, fizjologiczny mechanizm przeżycia. Umożliwia ona organizmowi przystosowanie się do naturalnych toksyn w otoczeniu. Pewne osoby po przyjeździe do nowego miasta mogą zachorować po wypiciu wody, w której jest inne stężenie soli mineralnych niż to, do którego przywykły. Po powtórnym wypiciu tej wody następuje przystosowanie się organizmu, tak że objawy chorobowe nie występują. Ktoś, kto przyjmuje proszek nasenny, pragnie doznać korzystnych skutków działania tej “toksyny". Jednakże ten sam mechanizm tolerancji zmniejsza następnie efekt działania leku w takim stopniu, że człowiek musi przyjmować coraz większe jego dawki. Miliony ludzi kroczą tą drogą, nie wyobrażając sobie nawet dokąd może ich ona wkrótce zaprowadzić.



Większość ludzi dorosłych zażywających środki nasenne, amfetaminę lub trankwilizatory – to wcale nie poszukiwacze dreszczyku ani samobójcy. Wspólną ich cechą jest uczucie lęku i napięcia nerwowego. Mogą się one początkowo objawiać bezsennością spowodowaną nawałem zajęć nie pozwalających zasnąć. Kierowca na długich trasach, które przemierza nocą, aby więcej zarobić, producent telewizyjny w obliczu krytycznej sytuacji, student uczący się do egzaminów, lekarz w czasie 24-godzinnego dyżuru w szpitalu – wszyscy oni zmuszeni są do nieprzerwanego czuwania przez długi czas. Człowiek przyjmuje więc amfetaminę po prostu po to, aby utrzymać się w stanie czuwania, bądź też przezwyciężyć depresję, albo zmniejszyć apetyt, jeżeli pragnie schudnąć.



Do najbardziej znanych środków z grupy amfetaminy, pobudzających ośrodkowy układ nerwowy, należą: Benzydryna i Dexedryna, Mają one różną moc działania, które trwa 6-18 godz. Określa się je nieraz jako “pigułki szczęścia". Młodzież i studenci używają je wraz z alkoholem i innymi środkami, aby pobudzić się w czasie zabaw. Kierowcy samochodów nabywają je w 90% na czarnym rynku. Pigułki te, w cenie od 10 do 30 centów ;za sztukę, kupują w zajezdniach, motelach, restauracjach. Przyjmując je, mogą prowadzić .wóz przez długi czas lub wykonać więcej kursów



w tygodniu. Nie zdają sobie sprawy z tego, że leki te działają podstępnie, w rzeczywistości bowiem nie usuwają fizjologicznego zmęczenia, lecz tylko je maskują. Ostatecznie występują u kierowcy zaburzenia odruchów, halucynacje, okresy półprzytomności, choć on sam, siedząc przy kierownicy sądzi, że jest w pełni przytomny i czujny.



W roku 1963 młody sierżant lotnictwa uległ wraz z rodziną wypadkowi drogowemu. Wszyscy zginęli wskutek zgniecenia, zaś ciała ich uległy spaleniu. Wypadek spowodowała nadjeżdżająca z tyłu ciężarówka, która nie zatrzymała się w porę i wpadła na ich samochód. Kierowca ciężarówki nie odniósł obrażeń. W jego krwi stwierdzono wysoki poziom amfetaminy. W walizce miał jeszcze trzy butelki tego środka. Tego rodzaju tragedie są bardziej powszechne niż się na ogół przypuszcza. Nieumiarkowane używanie amfetaminy może prowadzić do zmian w zachowaniu, które trudno odróżnić od objawów schizofrenii urojeniowej. Następuje spadek apetytu, tak że człowiek przyjmujący te środki zazwyczaj nie odżywia się normalnie. Podobnie jak każdy narkoman, działa pod wpływem iluzji. Środki typu amfetaminy nie mają zapachu i nie można wyczuć ich obecności w wydychanym przez badanego powietrzu, jednak policja uczy się identyfikować przedstawicieli tego nowego rodzaju “pijanych kierowców". Pewien rzecznik policji oświadczył przed podkomisją Senatu Stanów Zjednoczonych:



“Osoba prowadząca wóz w upojeniu amfetaminowym zdradza swój stan przez niewłaściwe prowadzenie. Wydaje się jej, że stan jej jest lepszy niż w rzeczywistości, w następstwie czego w sposób nieoczekiwany reaguje na rozmaite sytuacje drogowe i rozwija nadmierną szybkość. Ostro ścina zakręty, często zmienia pasy ruchu. Zatrzymana, wykazuje znamienne objawy: rozszerzenie źrenic, podniecenie, przesadną ruchliwość, roztargnienie i gadatliwość".



Po zażyciu leku zmęczonemu kierowcy wydaje się, że jego samopoczucie jest dobre, w rzeczywistości jednak z trudnością koncentruje uwagę. Kiedy mija działanie leku, kierowca zwiększa dawkę, która usuwa uczucie senności^ lecz może powodować bóle i zawroty głowy oraz skłonność do irytacji. Po zaprzestaniu używania leku kierowca taki odczuwa otępienie i przygnębienie. Jeśli łączy te środki z alkoholem lub innymi lekami – depresja jest jeszcze większa. Połączenie amfetaminy ze środkami antyhistaminowymi może człowieka wprost “znokautować". Po przyjęciu dużych dawek amfetaminy kierowcy uważają się za bardzo bystrych, jednakże nieraz ulegają po pewnym czasie zapaści, poprzedzonej przywidzeniami, które mogą powodować zderzenie z innym pojazdem. Halucynacje te są do pewnego stopnia podobne do występujących u alkoholików w stanie obłędu opilozego (delirium tremens) lub do przywidzeń, które występują podczas “głodu snu". Ludzie ci zresztą często są rzeczywiście w stanie “głodu snu".



Przyjmowaniu w nadmiarze amfetaminy towarzyszy zazwyczaj używanie środków uspokajających. Kombinację taką stosują zwykle ludzie ambitni, zapracowani, pragnący coraz większych sukcesów, lub też ludzie pozornie spokojni, ostrożni, którym łatwiej ukryć lekomanię, niż. nałogowe pijaństwo.



Żadnego niepokoju nie wzbudza w nas to, że inni połykają pigułki “dex" lub środki nasenne. Członkowie rad wydziałów uniwersyteckich nieraz, w dobrej wierze, radzą studentom przygotowującym się do egzaminów, aby przyjmowali amfetaminę, zaś dobrzy przyjaciele lub sąsiedzi z reguły chętnie podzielą się z nami swymi środkami uspokajającymi, jeżeli znajdziemy się w trudnej sytuacji życiowej. W ten sposób zwyczaj używania tych leków rozpowszechnia się często – jeżeli nie przeważnie – drogami pozamedycznymi. Osoba, której lekarz przepisał amfetaminę jako środek przeciw otyłości, często stwierdza, że nie może zasnąć bez zażycia barbituranów. Ponieważ z kolei środki uspokajające powodują rano uczucie ociężałości i ospałości – zwiększa dawkę dexedryny. To znowu powoduje potrzebę zwiększenia dawki barbituranów przed zaśnięciem i w ten sposób dochodzi do błędnego koła. Osoba taka może w końcu ulec zaburzeniom psychicznym, spowodowanym kombinacją amfetaminy, alkoholu i barbituranów. W szpitalach psychiatrycznych leczy się wielu lekarzy dotkniętych tego rodzaju zaburzeniami. Niektórzy z nich zaczęli przyjmować leki typu amfetaminy (powodowani chęcią stracenia na wadze, inni przyjmowali je, aby ułatwić sobie studia. Kilka lat temu w jednym z instytutów psychiatrycznych doszło do przykrego incydentu, którego publicznie nie ujawniono. Grupa stażystów zachowywała się tak dziwnie w swych kwaterach, że władze instytutu wdrożyły dochodzenie. Wkrótce stwierdzono, że młodzi zażywali benzydrynę, aby podołać ciężkiemu rygorowi stażu. W czasie incydentu, o którym mowa, wykazywali oni objawy rozwiniętej psychozy amfetaminowej, tak że trzeba było przerwać im staż, aż do czasu przywrócenia równowagi psychicznej.



Spośród 21 barbituranów dopuszczonych do użytku, na czoło wybija się fenobarbital, jako środek o dużej skuteczności i długim czasie działania. W przypadkach bezsenności, napięcia nerwowego, histerii, w lecznictwie psychiatrycznym i w celach anestezjologicznych stosuje się zazwyczaj Nembutal, Amytal i Seconal. Istnieje też szereg innych środków uspokajających o różnych właściwościach, wśród nich chloralhydrat (wodnik chloralu). Obecnie nasycenie rynku środkami uspokajającymi wydaje się w ogóle nadmierne. Zaopatrzony jest on w 60 rodzajów środków uspokajających i 200 trankwilizatorów, a niektóre z nich, o nazwach handlowych Dormin, Nytol, Sleep Eze, Sominex, sprzedawane są bez recept w drogeriach. Składnikiem nasennym jest tu środek antyhistaminowy lub skopolamina wyrabiana z belladonny. Leki te są łagodne i nieszkodliwe pod warunkiem, że przyjmuje się je zgodnie ze wskazaniami. Lecz łagodność ta jest o tyle problematyczna, że senność wywołana przez środki atntyhistaminowe przynosi niewielką ulgę osobom cierpiącym z powodu dużych trudności w zasypianiu. W większych zaś dawkach leki te wywołują objawy uboczne: zawroty głowy, zaburzenia wzroku, nerwowość i zmiany we krwi. Objawy te powodują z kolei zaburzenia snu, a więc potrzebę zwiększenia dawki leku lub łączenia go z alkoholem, co nasila jeszcze wspomniane objawy uboczne. Wiele osób cierpiących na bezsenność przyjmuje trankwilizatory. Niektóre z nich, jak się okazało, wywołują przyzwyczajenie. Eąuanil, Librium, Miltown należą do leków często nadużywanych, chociaż istnieją inne, których stosowanie przez całe lata nie prowadzi do przyzwyczajenia. Przy podaży tylu środków na rynku i wzrastającej świadomości tego, że bezsenność może mieć różne źródła, trzeba uznać, iż leczenie zaburzeń snu jest jeszcze niedoskonałe i często niewłaściwe.



Harry C. Solomon, znany profesor psychiatrii ze Szkoły Medycznej w Harvard, przeszedł niemal do legendy z powodu swoich sukcesów w leczeniu starszych pacjentów cierpiących na zaburzenia umysłowe. Stwierdził on, że chorzy w wieku powyżej 50 lat zgłaszają się do badania neurologicznego z powodu zaburzeń psychicznych, które często okazują się następstwem zażywania preparatów bromowych lub barbituranów, przepisywanych przeciw bezsenności. W przypadkach tych odstawiał on te leki, po czym chorzy odzyskiwali jasność umysłu. U starszych ludzi dochodzi do kumulowania się barbituranów, prawdopodobnie dlatego, że nie są one dość szybko rozkładane.



W czasach, kiedy wydaje się niemożliwe, aby szpital psychiatryczny mógł pracować bez barbituranów i bez pielęgniarek, krążących nocą wśród chorych z “bukietem" środków uspokajających, Solomon zalecił odstawienie barbituranów w bostońskim Szpitalu Psychiatrycznym. Jeżeli chory nie mógł spać – członkowie zespołu lekarskiego rozmawiali z nim, palili papierosy i dotrzymywali mu towarzystwa, póki się nie zmęczył. Pacjentów nakłaniano do wczesnego wstawania z łóżka, po czym okazywało się, że z nadejściem nocy ogarniało ich zmęczenie. Jednym z czynników bezsenności były więc złe nawyki. Problem ten rozwiązano, wprowadzając nowy reżim i nowe zasady układu dnia. Wielu starszych ludzi, którzy przypuszczali, że cierpią z powodu organicznego uszkodzenia mózgu, stwierdziło, iż zaburzenia toku myślenia były po prostu skumulowanym efektem stosowania środków uspokajających. Badania psychicznie chorych przeprowadzone w Yale wykazały, że niektórym osobom cierpiącym na bezsenność, niezależnie od ich wieku, nie należy podawać trankwilizatorów ani barbituranów. Jeden z lekarzy powiedział: “Depresja jest chorobą o potencjalnie fatalnych następstwach, gdyż około 15% osób cierpiących na nią popełnia samobójstwo". Okazało- się, że samobójstwo jest bardziej prawdopodobne, jeżeli chory przyjmuje trankwilizatory lub barbiturany, niż jeżeli przyjmuje środki przeciwdepresyjne. Chorzy ci nieraz nie zdają sobie sprawy ze swego stanu i domagają się Środków uspokajających, jednak leki te raczej nie pomagają im. Pewna lekarka, wybitna specjalistka w dziedzinie ginekologii, była ekspertem w ważnym procesie kryminalnym. Z powodu silnego napięcia, uniemożliwiającego jej sen, otrzymała od psychoanalityka łagodne środki uspokajające. Pomogły jej one zasypiać, lecz nie umożliwiły pełnego snu. Pewnej nocy, w rozpaczy, zażyła całą butelkę lekarstwa. W następstwie tego wydarzenia otrzymała od lekarza inny lek, który usunął jej przykry nastrój i zniósł napięcie. Naturalnie, nie był to środek uspokajający, lecz przeciwdepresyjny, który na normalną osobę nie podziałałby nasennie. Dzięki temu lekowi, możliwości normalnego odpoczynku i poradzie psychiatry – lekarka wkrótce odzyskała spokój i trzeźwe spojrzenie na świat.



Jakkolwiek pobieżny nawet przegląd zaburzeń snu wskazuje na różne przyczyny bezsenności, trudno wytłumaczyć pacjentom, że pigułki nasenne nie są dla nich korzystne. Pewien narkoman, którego przyjęto do szpitala w Wirginii w stanie podniecenia maniakalnego, dostał przez przypadek dawkę środka uspokajającego, powodującą u osoby normalnej sen 24-godzinny. Chory ten nie uspokoił się jednak i nie mógł zasnąć, dopóki nie otrzymał innego leku, o skuteczniejszym działaniu przeciwmaniakalnym. Człowiek w takim stanie, pozostawiony sam sobie, dążąc do odprężenia mógłby nawet doprowadzić się do śmierci przedawkowując barbiturany. Nie ma żadnego sposobu uchronienia się przed szkodliwymi skutkami dążenia do uzyskania spokoju za wszelką cenę. Zbyt duża ilość wypitego alkoholu powoduje utratę świadomości, tak że alkoholik przerywa picie, natomiast wpływ przyjmowanych kolejno dawek barbituranów, które wolno przedostają się z przewodu pokarmowego do krwioobiegu, może się kumulować, tak że ostateczny efekt



ich działania ujawnia się znacznie później, i to nieraz w formie nieodwracalnej. W roku 1963 w Stanach Zjednoczonych niemal połowa samobójstw, tj. ok. 10 000 przypadków śmiertelnych, spowodowana była zażywaniem barbituranów. Rzeczoznawcy, psychiatrzy i urzędnicy śledczy stwierdzili, że około 5000 osób poniosło śmierć w sposób niezamierzony. Szczególnie niebezpieczne jest łączenie alkoholu i barbituranów, czego potwierdzeniem była przypadkowa śmierć redaktora Dorothy Kilgallen w roku 1965. Kilka leków zażywanych razem wykazuje zwiększoną moc działania, tak że dawki, które skądinąd są nieszkodliwe, mogą wywołać fatalny skutek.



Barbiturany wywołują efekty psychologiczne, które mogą być przyczyną szkodliwego przedawkowania tych leków. Do efektów tych należy utrata orientacji w czasie i otoczeniu. Narkomani i ci ludzie w średnim wieku, którzy zaczynają na własną rękę zwiększać dawkę przepisaną przez lekarza, często nie dostrzegają subtelnej zmiany w swym zachowaniu się, lecz obserwatorzy i członkowie rodziny stwierdzają u nich zwiększoną wylewność, błędność sądów, niezborność. Osoby takie zachowują się jak pijane, zaczynają gubić tok myśli, wymawiają niewyraźnie słowa. Kiedy dzienna dawka leku przekroczy 1-2 gramy, stan przyjmującego dany środek pogarsza się, jego chód staje się zataczający, mowa niewyraźna, wykazuje on zakłopotanie, napady agresywności, a w końcu mogą wystąpić zaburzenia psychotyczne typu paranoidalnego. Co gorsza, wcześniej jeszcze utrata orientacji może łatwo doprowadzić do śmierci, gdyż cierpiący na bezsenność – niezdolny do przypomnienia sobie, jak długo spał i ile tabletek zażył – może przyjmować bez liczenia coraz ich więcej. Osoby w stanie śpiączki barbituranowej – niezależnie od tego, czy spowodowana była celowo czy nieumyślnie – przysparzają wiele kłopotów szpitalom. Często osoby takie trafiają na ostry dyżur – jak to zdarzyło się z pewną młodą kobietą, którą sąsiad znalazł półprzytomną na schodach. Lekarz, który zobaczył ją w tym stanie i stwierdził zaburzenia oddechu, rozpoznał ostre zapalenie płuc. Zastosowanie leczenia zgodnego z tym rozpoznaniem i umieszczenie chorej w namiocie tlenowym nie mogło jej pomóc, toteż zmarła po 4 godzinach.



Osobę, której nałóg do barbituranów wzrasta, trudniej wyleczyć niż narkomana zażywającego heroinę. Harris Isbell, Dyrektor Ośrodka Badawczego Narkomanii (Addietion Research Center) w Lexington, w stanie Kentucky, powiedział: “Leczenie takich nałogowców jest o wiele trudniejsze niż morfinistów. Można je przeprowadzić tylko w warunkach szpitalnych i trwa ono od 3 tygodni do 6 miesięcy". Jeśli barbiturany odstawi się zbyt szybko, mogą u nałogowców wystąpić drgawki, a nawet może dojść do śmierci. Procedura odstawiania jest bardzo uciążliwa, w jej toku mogą występować napady lęku, bezsenności, napięcia nerwowego, nudności, skurcze, zaburzenia krążenia, wymioty, przyspieszenie oddechu i tętna. Niekiedy dochodzi do szybkiego odwodnienia organizmu. Znane ,są przypadki utraty około 5 kg na wadze w ciągu 3 dni. Halucynacjom, drgawkom i zaburzeniom orientacji towarzyszy zazwyczaj gorączka, przy czym stan chorego bywa niekiedy tak ciężki, że można się obawiać o jego życie. Niebezpieczeństw tych można uniknąć jedynie przez postępowanie powolne i ostrożne. Ludzie, którzy nadużywają leków nasennych, amfetaminy i trankwilizatorów przypominają alkoholików – -lecz w przeciwieństwie do nich – nie zdają sobie sprawy z tego, co ich czeka.



Co powoduje, że te, skądinąd wartościowe środki lecznicze działają na człowieka tak niszcząco? Na nadużywanie ich składa się wiele czynników. Częścią winy można obarczyć nielicznych lekarzy, którzy bez skrupułów przepisują zbyt duże ilości tych leków. Zdarza się to jednak rzadko. Nie często również lekarze przepisują te środki w sposób przypadkowy i dowolny wszystkim swym pacjentom cierpiącym na zmęczenie i bezsenność. Niektórzy sięgają po prostu do szuflady i wręczają chorym próbki reklamowe, które otrzymali w celu przeprowadzenia badań klinicznych, mówiąc: “To jest coś nowego – nie jestem pewny, jak to działa – ale pan może spróbować". Jest to oczywiście najwyższa nieostrożność. Pacjent, który zgadza się na przyjęcie takich środków, często ulega złudzeniu, że lekarz mówi tak przez skromność, w rzeczywistości natomiast zna wiele nowych leków. Znacznie częstszą przyczyną omawianych tu lekomanii bywa nie dość przemyślane przepisywanie tych środków przez tzw. lekarzy ogólnych (niespecjalistów). Wielu z nich nie ma dostatecznego doświadczenia w stosowaniu leków psychotoksycznych. Firmy farmaceutyczne zasypują ich co pewien czas próbkami coraz to nowych specyfików. Lekarzowi nieraz trudno jest dostosować dawkę leku do indywidualnych potrzeb pacjenta, czy też odpowiednio ocenić różnice w reagowaniu poszczególnych ludzi na ten sam środek. Lekarz niespecjalista może mieć również trudności z rozpoznaniem rodzaju zaburzeń. Trzeba jednak przyznać, że zasób wiadomości o różnorodnych źródłach zaburzeń snu, na pozór bardzo podobnych, stale się zwiększa. Należy więc dążyć do wyeliminowania niewłaściwego stosowania leków, który to problem nie jest doceniany przez AM A (Amerykańskie Towarzystwo Medyczne), przeciwstawiające się od lat uchwaleniu ustawy o kontroli leków psychotoksycznych. Epidemiczne rozmiary lekomanii są w znacznym stopniu wynikiem błędów w postępowaniu tych ludzi, którzy bez znajomości przedmiotu powodują zaburzenia czynności własnego układu nerwowego, zachęcani do tego reklamą konkurujących ze sobą towarzystw farmaceutycznych, dążących do osiągnięcia zysków bez oglądania się na granice odporności ludzkiego organizmu i umysłu. Na czole lekomana powinien widnieć niewidzialny napis, który pojawiłby się za każdym razem, kiedy ogląda on swoją twarz w lustrze: “Uwaga – ośrodkowy układ nerwowy – obchodzić się z nim ostrożnie!". W pewnym okresie nałogu lekarstwa zaczynają niejako zastępować normalne funkcje mózgu i wtedy człowiek traci zdolność do krytycznej oceny swego stanu.



Badania nad snem nie dały odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób ludzie wpadają w lekomanię. Jednakże badania nad działaniem środków nasennych rzuciły światło na pewne zmiany we wzorcu snu nocnego, którym towarzyszą zmiany w zachowaniu się człowieka. Alkohol, barbiturany, trankwilizatory i amfetamina zmniejszają normalny czas snu REM, jeżeli stosuje się je w dawkach normalnych. Jest to szczególnie dostrzegalne we wczesnych godzinach nocy, kiedy lek osiąga szczyt swego działania. Podawane regularnie, w odpowiednich dawkach, leki te nieuchronnie powodują istotne skrócenie fazy snu z szybkimi ruchami gałek ocznych (REM). Człowiek może nie odczuwać braku marzeń sennych w swym nocnym cyklu życiowym, lecz ich nieobecność wydaje się mieć znaczenie fizjologiczne, a może biochemiczne. Zakłócenie cyklu REM wskazuje na zakłócenie w obrębie całego łańcucha zmian fizjologicznych i nerwowych, które normalnie występują z wielką regularnością w czasie snu. Niektórzy uczeni uważają, że u nałogowców zakłócenia



te są podłożem objawów psychotycznych. Czy bowiem zablokowana w ten sposób aktywność REM nie może eksplodować niejako w stanie czuwania – niczym sprężona para – prowadząc do “rozpadu" normalnego zachowania się i przywodząc w dzień fragmenty snów? Wielu psychiatrów przypuszcza, że obłęd opilczy alkoholików jest wyrazem daleko posuniętego stłumienia fazy REM, która w pewnej chwili ulega gwałtownemu rozładowaniu. Jest to wyjaśnienie obrazowe i niewątpliwie zbyt uproszczone wobec zakresu wszystkich procesów chemicznych i nerwowych, o których była mowa, rzuca jednak pewne, choć jeszcze słabe światło na to zagadnienie.



Historie chorób 500 alkoholików wykazały, że bezsenność często poprzedza pijaństwo, lecz w miarę picia zwiększają się zaburzenia snu. Milton Gross i grupa innych psychiatrów, psychologów i lekarzy z Ośrodka Medycznego Downstate prześledzili rozwój zaburzeń snu u alkoholików. Początkowo alkoholikowi wydaje się, że pije po to, aby zasnąć. Stopniowo pojawiają się nocne przywidzenia. Po pewnym czasie zaczyna on noc dużą dawką alkoholu i zapada w ciężki, le-targiczny sen, lecz przywidzenia budzą go, tak że ponownie może zasnąć dopiero wtedy, gdy wypije jeszcze więcej. Przewlekły nałóg prowadzi do tego, że chory budzi się pod wpływem koszmaru sennego, niepewny czy odzyskał świadomość czy śni nadal. Często występuje przy tym uczucie duszenia się i pojawiają się halucynacje. Nałogowiec, któremu zamknięto dostęp do alkoholu lub sam postanowił nie pić, popada zwykle w stan bezsenności z halucynacjami, aż wreszcie musi szukać pomocy w szpitalu.



W roku 1963 grupa lekarzy z Downstate przeprowadziła serię długich i dokładnych badań zapisów EEG u alkoholików, którzy zaczęli leczenie odwykowe. Zapisy obejmowały okresy od 48 do 72 godzin. Były to pierwsze tego rodzaju badania nad snem u alkoholików. Uzyskane wyniki wskazują, że zablokowana aktywność REM może się nagle pojawić po odstawieniu używki. Czterej pacjenci, których przyjęto do szpitala, pozostawali pod stałą opieką psychiatry. W miarę możliwości towarzyszyli im członkowie rodziny. Badanych zachęcano do jedzenia i picia – wstrzymywano się natomiast tak długo, jak to było możliwe, z podawaniem leków. Badani byli ludźmi w wieku 30 – 40 lat, a tylko jeden z nich nadużywał alkoholu przez dłuższy czas. W pierwszym dniu badań u dwóch z nich nie stwierdzono żadnych oznak snu. Kiedy jednak zamykali oczy, rytm alfa był niekiedy przerywany przez ruch oczu i nieprzyjemne halucyjnacje. Jeden z tych badanych siedział wyprostowany, pokryty potem i z trudem oddychał. Powiedział później, że widział jakieś koszmary, karłowate psy, koty, myszy. Drugi badany doznawał halucynacji przy otwartych oczach, słyszał jakieś pogróżki pod swoim adresem, widział lekarzy amputujących nogi, krew bryzgającą na wszystkie strony oraz jaszczurki pożerające ślimaki. Dwaj ci mężczyźni, z rozwiniętym w pełni delirium tremens, zasypiali dopiero po otrzymaniu dawki paraldehydu, wartościowego środka uspokajającego, który jednak jest stosowany rzadko, gdyż ma odrażający zapach. Wspomniane objawy wynikały zapewne stąd, że obaj badani nie pili przez 24 godziny przed przyjściem do szpitala, w tym czasie bowiem rozpoczęli odzwyczajanie się od alkoholu.



Zapis EEG u innego pacjenta, który pił jeszcze w dniu badania, a więc nie wystąpiły u niego objawy głodu alkoholowego, był w pierwszym okresie snu zupełnie niepodobny do zapisów znajdujących się w archiwach pracowni. Badany znajdował się cały ten. czas, w fazie REM. Gdy się obudził, jego marzenia senne nie ustąpiły. Usiłował przedstawić je podobnie, jak to czynił pewien inny starszy pacjent, cierpiący na przewlekłe zaburzenia mózgowe. Przez pół godziny upierał się, że znajduje się w barze, w którym pracował. Kiedy mu przypomniano, że jest w szpitalu, jedynym jego pozornym ustępstwem było uznanie, iż pracownia jest barem, a psychiatra barmanem. Pozostali pracownicy stali się w jego oczach klientami baru, ponieważ zaś bufet z jego snu był zatłoczony, w majaczeniu swym twierdził, że pomieszczenie pracowni wypełnione jest wyimaginowanym tłumem. Następnej nocy chory ten nie mógł zasnąć, a jego halucynacje były jeszcze gorsze.



Czwarty pacjent, który przed udaniem się do szpitala także pił wódkę, zachowywał się podobnie. Pierwszej nocy połowę jego snu stanowiła faza REM, następnej zaś nocy cierpiał na bezsenność i halucynacje. Zapisy czynności mięśni tych mężczyzn pozwoliły ujawnić inną stronę działania alkoholu, nie wystąpiło bowiem normalne dla fazy REM zwiotczenie mięśni szyi i głowy. W przeciwieństwie do normalnego człowieka śpiącego, badani ci we śnie poruszali się, mówili coś i gestykulowali, wykazując objawy podniecenia. Wydaje się, że często śnili o jedzeniu. W czasie trwania fazy REM, jeden z badanych alkoholików gwałtownie poruszał oczami, ustami, żuł, pocił się, ślinił, a jego ręce wykonywały ruchy, jak gdyby przygotowywał posiłek. To zachowanie się badanych w całości potwierdza teorię przedstawianą przez wiele lat. Jeżeli nadmierne picie tłumi zewnętrzne przejawy cyklu REM, mogą one ujawnić się z nawiązką po odstawieniu alkoholu.



Rozpoczynający leczenie odwykowe alkoholicy wykazują bardzo niewiele przejawów głębokiego snu, cechującego się występowaniem fal wolnych, i znanego jako sen delta lub IV faza snu. W wielu pracowniach snu klinicyści zauważyli, że psychicznie chorym sen delta jest niewątpliwie bardzo potrzebny. Pod jego wpływem samopoczucie ich ulega poprawie. Tyczy się to również alkoholików. W początkowym okresie abstynencji stwierdza się u nich krótki okres trwania tej fazy; później zaś w ogóle nie mogą spać bez paraldehydu. Środek ten przywraca im sen delta, po czym następuje poprawa samopoczucia.



Może wydać się dziwne, że środki tak różne jak alkohol, amfetamina, trankwilizatory i barbiturany podobnie wpływają tłumiąco na normalny cykl REM. W jaki sposób oddziaływają one na procesy chemiczne organizmu i gdzie jest miejsce ich działania w mózgu? Sprawy te pozostają nadal w sferze hipotez. Jednakże wspólna cecha działania tych środków, polegająca na tłumieniu fazy REM, jest być może tropem do rozwiązania zagadki objawów psychotycznych, wywoływanych przez różne środki farmaceutyczne. Odpowiedzi należy prawdopodobnie szukać w toku badań w rozległych dziedzinach neurochemii i neurofizjologii, wykazano bowiem, że pozbawienie człowieka fazy REM może wywołać zaburzenia czasem nieznaczne, kiedy indziej poważne, a niekiedy psychotyczne.



Prowadzone od około 10 lat doświadczenia na zwierzętach zdają się świadczyć, że zakłócenie fazy REM powoduje osobliwe zmiany zachowania się. Michel Jouvet i jego współpracownicy z Lyonu stosowali chirurgiczne niszczenie małych grup komórek w obrębie podstawy mózgu. Leżą one w okolicy znanej jako twór siatkowaty mostu, nazwanej tak z powodu cechującego ją, podobnego do siatki, utkania włókien nerwowych. Jeżeli u kota z okolicy tej usunie się pewne małe jądro, złożone z komórek nerwowych, zwierzę traci swój zwykły wzorzec snu REM. Jeśli uszkodzenie nie goi się i faza nie powraca – zwierzę zaczyna drapać po klatce, wykonywać ruchy jak gdyby chwytało niewidzialne przedmioty, co wygląda jakby miało halucynacje. Stosowano również niechirurgiczne metody usuwania fazy REM, przy czym i w tych przypadkach zwierzę zachowuje się dziwacznie. Wydaje się, że twór siatkowaty mostu odgrywa dużą rolę we wzbudzaniu fazy REM.



Jakkolwiek nie istnieje żadna przekonywająca, biochemiczna teoria cyklu REM, to jednak niektórzy uczeni przypuszczają, że musi on być sterowany przez chemiczne procesy organizmu. Niezwykle regularne pojawianie się fazy REM w czasie snu może wskazywać, że jest ona wyrazem metabolicznych procesów organizmu, cechujących się okresowymi wyładowaniami. Środki, które hamują lub znoszą ten cykl, przerywają być może podstawowy rytm czynności całego organizmu i mózgu.



Tę hipotezę roboczą można uznać za pierwszy, choć niedokładny klucz do mechanizmu psychozy polekowej. Nie można jednak zapominać, że lekarstwa, które tłumią sen REM, różnią się od siebie budową chemiczną i działaniem. Barbiturany i trankwilizatory były przez wiele lat na równi stosowane w szpitalach psychiatrycznych, w celu uspokajania podnieconych sho-rych. Dokładne badania wykazały jednak, że barbiturany polepszają sen schizofreników, lecz wydaje się, że często zaostrzają objawy psychotyczne. Trankwilizatory natomiast przeciwnie – łagodzą objawy psychotyczne u schizofreników z zaburzeniami snu.



Względnie prosta próba wykazała, że barbiturany działają na części mózgu związane z czynnościami intelektualnymi, podczas gdy trankwilizatory hamują mózgowe mechanizmy pobudzenia i uwagi. Jedna z prób należących do szeroko stosowanego testu IQ polega na tym, że badany musi po prostu dobrać numery i symbole. Stwierdzono, że po zażyciu barbituranów normalna osoba wykazuje pewne upośledzenie funkcji intelektualnych. Nie stwierdzono tego u osób, które przyjęły trankwilizatory. Jeżeli natomiast zadanie wymaga jedynie uwagi, np. wykrycia pary liter pojawiających się w obrębie stałego ciągu liter rzuconych na ekran, badany czyni to po zażyciu barbituranów równie dobrze jak przedtem, natomiast podanie mu trankwilizatorów powoduje, że popełnia błędy. U ludzi cierpiących na głód snu, u których wykonano ten test, stwierdzono zaburzenia uwagi. Schizofrenicy, u których wykonano obie te próby, podając im barbiturany lub trankwilizatory, różnią się pod jednym ważnym względem, zależnie od tego, jaki środek przyjęli. Wydaje się, że trankwilizatory nie zmniejszają ich uwagi, co wskazuje, iż jednym z istotnych problemów w mechanizmie tej choroby może być nadmiernie wysoki stan czuwania, nadmierne pobudzenie.



Inne ważne różnice w działaniu barbituranów i trankwilizatorów zauważono podczas badań nad snem u psychicznie chorych, w Szpitalu św. Elżbiety. Obie te grupy leków hamują sen REM. Jednakże fenobarbital, lek o długim działaniu, zmniejsza również liczbę ruchów gałek ocznych pojawiających się w czasie marzeń sennych. Oznacza to, być może, że środek ten tłumi intensywność wyładowań nerwowych. Jeszcze bardziej znamienne są różnice występujące we wzorcach snu po odstawieniu leków. Pacjenci, którym podawano trankwilizatory, po odstawieniu ich wykazywali wydłużenie fazy snu REM. Natomiast chorzy przyjmujący barbiturany po odstawieniu leku nie wykazywali tego zjawiska, co jest, być może, tropem wiodącym do zrozumienia wywoływanych przez barbiturany objawów nadmiernego pobudzenia.



Możliwość wyjaśnienia ubytków intelektualnych, powodowanych przez barbiturany, jak również ospałości, którą odczuwają niektórzy ludzie po ich zażyciu, pojawiła się w toku innych badań. Kilka lat temu na Uniwersytecie w Yale grupa uczonych badała zależności między naszymi odczuciami subiektywnymi, a bodźcami fizycznymi pochodzącymi ze świata zewnętrznego. Kiedy mówimy, że jeden bodziec jest silniejszy niż drugi – czy znaczy to, że nasz układ nerwowy odpowiada na rzeczywistą i wymierną różnicę pomiędzy tymi dwoma bodźcami? Czy wrażenie doznawane przez człowieka stanowi dokładną miarę ilości ciepła płynącego z nagrzanego żelazka? Czy fale mózgowe odzwierciedlają wzrastającą intensywność odczucia gorąca? Burton S. Rosner, Truett Allison i William Goff w celu zbadania tych zagadnień zastosowali metodę wstrząsów elektrycznych. Wstrząs elektryczny może mieć ściśle określoną intensywność i czas trwania ograniczony do ułamka sekundy. Do badań zgłaszali się ochotnicy, których poddawano lekkim wstrząsom, stosowanym na przeguby rąk, w czasie czuwania, w kolejnych fazach snu i po zażyciu leków.



Badając fale mózgowe po wstrząsach o rozmaitym nasileniu zespół uczonych ustalił, że przy silniejszych wstrząsach ludzie odczuwają zmiany odpowiednio do intensywności bodźca i że odbija się to na zapisie EEG. W pewnej chwili wszakże można zauważyć w zapisie zmianę znaczniejszą; jest to punkt tzw. bólu. Odkrycie to umożliwia chirurgowi śledzenie reakcji fal mózgowych u osobnika nieprzytomnego lub znieczulonego. Zmiany we wzorcach fal mózgowych są bardzo skomplikowane i to nie tylko pod względem wielkości. Dla ułatwienia sobie analizy fal mózgowych uczeni podzielili je na odcinki, jakkolwiek tego rodzaju odpowiedzi EEG trwają ułamki sekundy. Za każdym razem, kiedy stosowano wstrząs, w EEG pojawiała się krótka, stała odpowiedź. Powtarzano te same wstrząsy wielokrotnie i nakładano na siebie odpowiedzi EEG wyznaczając, średnią, ażeby otrzymać jasny obraz reakcji mózgu na ten szczególny bodziec. Pierwsze fale odpowiedzi, analogiczne do pierwszych liter długiego słowa, wskazywały, że .bodziec wstrząsowy przechodził przez nerwy od przegubu przez rdzeń kręgowy do mózgu. Owe “pierwsze litery" mówiły więc jedynie, że swoiste czuciowe drogi nerwowe zarejestrowały wstrząs na wejściu postrzegającego mózgu. “Litery" przy końcu odpowiedzi mówiły o aktywności ośrodka mózgowego, który scala informacje i przekształca je we wrażenia. Owe “litery końcowe" można uznać za przejaw procesów integracyjnych w obszarach stanowiących układ rzutujący bodźce czuciowe do kory mózgowej – narządu myślenia i świadomości. Bez tej końcowej aktywności informacja o wstrząsie może wejść do mózgu, jednakże człowiek jej nie czuje. - •



Jedną z metod stosowanych przez uczonych przy odczytywaniu znaczenia różnych “liter" odpowiedzi EEG była procedura eliminacji. Usiłowali oni wykluczyć pewne znaki przez wykluczenie odpowiednich faz aktywności mózgu. Stwierdzili, że można zupełnie wyeliminować końcowe znaki w odpowiedzi EEG na wstrząs, jeśli zastosuje się lekkie znieczulenie barbituranowe. Barbiturany wyraźnie hamują aktywność scalających obszarów mózgu. Ta niedokończona odpowiedź EEG nie występowała w normalnym śnie, nawet w najgłębszym śnie fazy IV. W czasie snu stosowano wstrząsy tak łagodne, że badany nie reagował na nie, jednak w każdej fazie snu mózg wykazywał charakterystyczne reakcje na wstrząs. Nawet w fazie IV wstrząs wywołał obraz EEG, który ujawniaj scaloną aktywność w środkowych obszarach mózgu. Była ona większa, wolniejsza i występowała później niż w czasie lekkiego snu. Niemniej jednak, środkowe obszary ,,myślącego i doznającego" mózgu nadal reagowały, sugerując pewien rodzaj czynności umysłowej. Ponieważ barbiturany znoszą lub zmniejszają tę aktywność, ich działanie nie wywołuje naturalnego snu.



Kiedy barbiturany znoszą końcowe “litery" odpowiedzi mózgu, eliminują one lub redukują pewne rodzaje aktywności mózgu i to może oznaczać, że cały organizm jest pozbawiony niektórych ze swych zwykłych regulacji, ponieważ właśnie czynność mózgu kontroluje niezliczone procesy ustrojowe w czasie snu, metabolizm, czynność serca i przemiany fizyczne, które nieprzerwanie towarzyszą życiu. "Wpływ barbituranów na któryś z tych procesów może ułatwić wyjaśnienie złego samopoczucia po ich zażyciu. Wydaje się oczywiste, dlaczego ludzie po zażyciu barbituranów wykazują otępienie umysłowe, a nawet bezwład myśli, dezorientację i trudności z wydawaniem właściwych sądów, skoro leki te atakują integrujące ośrodki mózgu, tak ważne dla sprawności umysłowej człowieka.



Barbiturany są, oczywiście, tylko jednym rodzajem środków uspokajających, .wszystkie jednak środki uspokajające wywierają wpływ na ośrodkowy układ nerwowy. Racjonalne stosowanie środków nasennych będzie możliwe dopiero po wykryciu, w jaki sposób i gdzie w mózgu wywierają one swoje hipnotyczne działanie. Jesteśmy w przededniu dokonania takiej próby naweł odnośnie najbardziej powszechnie używanych środków, tym bardziej że wielu badaczy zaczyna stosować metody EEG. Większość tych badań zostanie przeprowadzona na zwierzętach, ponieważ trzeba będzie prześledzić zmiany umiejscowione głęboko w mózgu. Na przykład w Massachusetts Institute of Technology, cienkie jak włos elektrody wszczepia się w rozmaite okolice mózgu kota i uczeni obserwują, w jak różny sposób Nembuial (barbituran) i chloraloza (anestetyk) działają na okolicę ruchową mózgu. Dotknięcie łapy kota po zastosowaniu chloralozy wywołuje większą reakcję niż normalna, zaś po zastosowaniu Nembutalu mniejszą. Fakty te same w sobie nie mają znaczenia, ale ukazują możliwość określenia miejsca i charakteru działania licznych środków, które zażywamy. Ostatecznie lekarze zrobią użytek z tych informacji przy wyborze środka znieczulającego lub uspokajającego, biorąc pod uwagę potrzeby i konstytucję poszczególnych pacjentów.



Nie trzeba dodawać, że towarzystwa farmaceutyczne są głęboko zainteresowane rozwojem tych badań. Ich ogłoszenia w magazynach firmowych opisują nowy trankwilizator jako lek nie działający na korę mózgową, lecz wywierający maksymalny wpływ na tzw. układ rąbkowy mózgu. Skoro niepożądane skutki Dexedryny są szeroko znane, ogłasza się, że nowy lek na zmniejszenie apetytu nie wywiera działania pobudzającego na ośrodkowy układ nerwowy. Brzmi to tak, jak gdybyśmy mogli oznaczać leki jako wywołujące wybiórcze zahamowanie tych komórek mózgu, które związane są z łaknieniem. Neurochemia jest jednak jeszcze w powijakach i jakikolwiek środek, który w ogóle wpływa na komórki mózgu, wywiera prawdopodobnie działanie nie tylko na funkcję komórek związanych z łaknieniem. Gdy leki będą działać rzeczywiście swoiście, nie będzie doniesień o ich ubocznym działaniu. Wytwórnie farmaceutyczne wydają prospekty dla lekarzy podając objawy uboczne i przeciw-



wskazania w odniesieniu do każdego lekarstwa. Ktokolwiek przyjmuje lek działający na ośrodkowy układ nerwowy, powinien zajrzeć do takiego prospektu dla farmaceutów i lekarzy. Rzut oka wykaże, że związki te nie mogą być naprawdę swoiste, a krótki przegląd objawów ubocznych może zmniejszyć pokusę do rozpoczęcia samoleczenia. W dodatku działanie tych leków może mieć skutki, których wytwórnie nie przewidują i które ujawniają się dopiero po odpowiednio długim okresie stosowania tych leków. Reklama trankwilizatorów, na przykład, mogłaby kończyć się dopiskiem mówiącym, że euforii i przyzwyczajenia dotychczas nie zaobserwowano. Większość z nas nie czyta wszakże takiej klauzuli. Akceptujemy i przyjmujemy nowy lek z mniejszym zainteresowaniem, niż gdyby to chodziło o słodycze, i rzadko pytamy, czy mamy jakiś inny wybór.



Na szczęście niepokój wśród naukowców, coraz częstsze ogłoszenia o uszkodzeniach polekowych i napływające dowody z laboratoriów snu powodują poszukiwania innych środków. Jedna z substancji, która przyciągnęła uwagę badających, okazała się całą rodziną związków o pewnych, niezwykłych właściwościach. Gamma hydroksybutyran, czyli GHB, należy do chemicznej rodziny spokrewnionej z naturalnym aminokwasem występującym w mózgu, tj. GABA. Pokrewieństwo strukturalne sugeruje chemikom, że organizm może w pewnych warunkach zmienić naturalny GABA w środek usypiający. Mają oni nadzieję, że są na tropie naturalnego środka nasennego organizmu. GHB używany jest we Francji jako środek do znieczulania ogólnego. Wydaje się, że jego działanie jest niemal przeciwieństwem działania barbituranów. W istocie nie jest to korzystne dla osób cierpiących bóle. Po znieczuleniu barbituranowym pacjent powoli wraca do przytomności przez mroczną chmurę półprzytomhości i ospałości. Nie odczuwa pełnego bólu, ani nie próbuje się podnieść czy poruszyć. Został dotknięty jego mózg “myślący". Natomiast kiedy GHB przestaje działać, pacjent jest zupełnie rozbudzony, może się .poruszać i odczuwać ból o najwyższym nawet natężeniu, GHB nie działa na środkowy obszar scalający w mózgu. Prawdopodobnie hamuje on impulsy czuciowe w miejscach, które można określić jako “wejścia" mózgu, a więc zanim, po swoistych drogach nerwowych, osiągną one okolice “czucia i świadomości".



Sen wywołany przez ten związek bardzo różni się ód snu barbituranowego. Nie występuje zmniejszenie fazy REM, co więcej, GHB można stosować w celu zwiększenia tej fazy. Jeśli wstrzyknie się go kotom, Wywołuje właśnie sen REM – co jest najbardziej niezwykłą właściwością wśród środków uspokajających – lecz nie wykazano tego działania na ludziach.



W pewnej szczególnej swej formie związek ten wydaje się działać z nadzwyczajną szybkością, jako środek hipnotyczny. Samuel Bessman i William Fishbein z UniWersytetu of Maryland Medical School stwierdzili, że pod działaniem pewnego enzymu wątrobowego GHB przechodzi w wariant nazywany GBL, który może być odpowiedzialny za senność i apatię, występujące w niektórych chorobach wątroby. Nie wiemy jednak, czy ten wariant środka nasennego jest normalnie wytwarzany przez tkanki organizmu. Jeśli tak, to nasze obecne przyrządy działają zbyt wolno, aby go wykryć. Wstrzyknięty zwierzęciu, GBL jest błyskawicznie rozkładany i biochemikom nie udaje się go wykryć. Można zrozumieć, dlaczego może on tak szybko sprowadzać sen i znikać tak gwałtownie: ulega on rozkładowi tak szybko, że udaje się go wykryć w oddechu zwierzęcia tylko przez kilka sekund po wstrzyknięciu.



Jeśli ten środek i jemu pokrewne związki wywołują stan przypominający naturalny sen – mogą stać się nieocenione dla ludzi, którzy mają trudności z zasypianiem. Jest jeszcze za wcześnie, ażeby wiedzieć, czy te nadzieje zostaną urzeczywistnione. Biochemiczne przyczyny bezsenności nie są znane. Mogą one polegać, na nadprodukcji mózgowych środków budzących, na deficycie mózgowych środków usypiających, na zaburzeniach cyklu metabolicznego lub na niezdolności organizmu do neutralizowania niektórych naturalnych, lecz potencjalnie toksycznych substancji. W te nieznane warunki chemiczne wprowadzamy leki o rozmaitym mechanizmie działania.



Niektóre z nich działają tak jak chemiczne związki mózgu, inne uczestniczą w syntezie poszczególnych związków chemicznych mózgu lub zapobiegają ich akumulacji, bądź uwolnieniu ze stanów zmagazynowania. Leki często działają przez blokowanie działania niepożądanych związków chemicznych mózgu na receptory komórek układu nerwowego lub zwiększają rozkład metaboliczny tych związków.



Nasza wiedza o zaburzeniach, które leczymy, i o działaniu leków jest niemal całkowicie pośrednia. Wywodzi się z badań EEG, badań- nad zachowaniem się chorych, z badań na zwierzętach, którym uszkadzano mózg, i z histologicznych studiów prowadzonych niemal na całym mózgu. Często spotykamy się z niewłaściwym uogólnianiem na ludzi wyników badań przeprowadzonych na zwierzętach, a przecież badania ludzi mają zasadnicze znaczenie. Zazwyczaj poprzedza je mnóstwo badań na zwierzętach, choć sporadyczne dane uzyskuje się również przy analizie wypadków i reakcji chorych leżących w klinikach. Badania na ochotnikach dostarczyły wielu danych o skutkach działania środków pobudzających, uspokajających i trankwilizatorów, których tak rozrzutnie używamy. Ochotnicy ci nie poświęcali więcej uwagi tym małym ilościom leków, niż wypiciu kieliszka szkockiej. Nadużywanie leków i szkodliwe tego następstwa są naturalną konsekwencją naszego niedbalstwa. Ludzie biorą recepty i przyjmują leki bez dyskusji. Rzadko zastanawiają się, czy dawka jest dla nich właściwa. Ostatnie serie badań zmierzających do uzyskania środków zwiększających fazę REM wykazały, jak wielkie są różnice w działaniu różnych dawek i jak ogromne są różnice w reakcjach osobniczych.



Przez szereg lat uczeni przypuszczali, że środki zwiększające fazę REM mogą pomóc narkomanom i narkoleptykom oraz niektórym chorym psychicznie, którzy wykazują zmniejszenie tej fazy w czasie snu nocnego. LSD wydawał się środkiem właściwym, ponieważ powoduje halucynacje u budzących się. Jedno z pierwszych doświadczeń, w którym zastosowano LSD, mając nadzieję wzbogacenia fazy REM, przeprowadzono na kotach. Zamiast zwiększenia czasu trwania fazy REM, uczeni stwierdzili zupełne rozbudzenie kota. Później odkryto, że było to spowodowane zbyt dużą dawką.



W Columbia University School of Medicine, Joseph Muzio, Howard Roffwarg i Edward Kaufman podjęli trud przebadania 12 ochotników. Każdy z ochotników przychodził do pracowni snu na noc, otrzymywał określoną dawkę LSD, a następnie przez całą noc badano jego zapis EEG. Początkowo było wątpliwe, czy środek ten przedłuża sen REM. Po każdym takim badaniu ochotnik miał przerwę co najmniej tydzień. Przerwa ta była potrzebna, aby w organizmie badanego znikły ślady leku i aby zapobiec rozwinięciu się tolerancji organizmu. Jednakże przedłużyło to znacznie okres doświadczeń. W jednym przypadku doświadczenia trwały prawie rok, zanim ustalono możliwie niewielką dawkę mającą wpływ na sen badanego. Dawki określano bardzo dokładnie, przyjmując od 0,08 do 0,73 mikrograma na l kg wagi ciała. Był to równoważnik około l/5w dawki aspiryny. Kiedy badany otrzymał dawkę odpowiednio dostosowaną – wyniki nie mogły podlegać dyskusji i były wyraźnie widoczne. Stwierdzono kilka przypadków niezwykłego wydłużania się fazy REM. Wcześnie w nocy, kiedy stężenie leku w organizmie było maksymalne, niektórzy badani wykazywali przedłużenie 2 – 3-krotne okresu REM.



Ochotnicy z Kolumbii wykazywali wydłużenie snu REM już po minimalnych dawkach LSD, natomiast ochotnicy badani w innej pracowni wymagali do zwiększenia tej fazy snu zastosowania 300 mikrogramów leku, to znaczy dawki 8-30 razy większej. Można przyjąć, że różnice te były spowodowane czymś więcej, niż różnicami wagi ciała. Waga ciała jest bardzo niedokładną wskazówką przewidywanej reakcji na lekarstwo, podobnie jak może być mylną wskazówką przy nabywaniu odzieży. Ktoś, kto próbuje kupić bikini dla dziewczyny ważącej 55 kg, staje nagle wobec wielu rozmiarów, do których trzeba dopasować kostium. Dostosowanie leków do indywidualnej konstytucji jest jeszcze trudniejsze, gdyż odpowiednie rozmiary nie są tu widoczne.



Uczeni w swoich badaniach nad zaburzeniami snu i lekami podkreślali potrzebę dostosowywania dawek. W toku poszukiwań swoistych środków, nadających się do leczenia określonych dolegliwości, skoncentrowali się na zjawiskach biochemicznych organizmu w nadziei, że mogą odkryć własną jego substancję hipnotyczną i mimetyczną, która nie będzie powodowała toksycznych objawów ubocznych.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział VIII

BIOCHEMIA SNU



Zdajemy sobie sprawę, że leki wpływają na przemiany biochemiczne w organizmie, a także na sen i zachowanie nasze, ale mało kto wyobraża sobie, co dzieje się w jego ustroju. Stale znajdujemy się pod wpływem substancji krążących w krwi i mózgu, takich jak hormony, enzymy, kwasy i sole. Tworzący się gdzieś w naszym ustroju eliksir ten pomaga nam w uzyskaniu pełni nocnego snu, a czasami nie pozwala na zaśnięcie.



Zanim jednak poznamy odchylenia powodujące zaburzenia w funkcjonowaniu organizmu, musimy wiedzieć, jaki jest wpływ przemian biochemicznych na sen i umysł. Obecnie prowadzone są badania w trzech kierunkach. Wyniki tych badań przedstawiane są raczej w postaci hipotez niż dowodów. Ogólnie biorąc, można je traktować jako próby wyjaśnienia biochemii snu. Niektórzy eksperymentatorzy wprowadzali bezpośrednio do mózgu zwierząt środki chemiczne i wywoływali sen lub stan czuwania. Chcieli oni w ten sposób wykryć główne substancje chemiczne związane z czynnością mózgu i anatomiczne miejsca ich działania, w celu rozszyfrowania chemicznego kodu mózgu. Inni badacze rozpoczęli poszukiwania substancji chemicznych wytwarzanych w mózgu lub w całym organizmie w czasie snu i innych pokrewnych stanów, aby wykryć substancje, które mogą wpływać na sen i które kiedyś będzie można syntetyzować. Trzeci kierunek stanowią intensywne badania psychiatryczne i biochemiczne, w których określa się dokładnie efekt działania podawanych leków. Niestety, niektóre z najbardziej godnych uwagi tropów wiodących do wykrycia chemizmu snu wynikają z zaburzeń wywołanych chorobą. Autorzy tych prac podkreślają podatność ludzi na małe odchylenia w równowadze chemicznej mózgu i całego organizmu.



Najlepiej poznanym rodzajem snu – z biochemicznego punktu widzenia – jest nieprzyjemna i złowieszcza senność ludzi z ciężkimi chorobami wątroby. Depresja, senność, zaburzenia orientacji i zachowania się są objawami marskości wątroby i niekiedy prowadzą do śpiączki. W końcu XIX wieku objawy te uważano za wyraz zatrucia mięsem. I. P. Pawłów, wybitny neurofizjolog rosyjski, przeprowadzał na psach doświadczenia, które wydawały się potwierdzać to rozpoznanie. W swych eksperymentach, kierował on krew z jelit do układu krążenia z ominięciem wątroby. Wydawało się, że psy dobrze obywają się bez wątroby, jeśli nie otrzymują posiłków mięsnych. Po otrzymaniu mięsa zachowywały się osobliwie, popadały w senność, a na koniec traciły przytomność. Później stwierdzono, że wszystkie pokarmy białkowe, takie jak mięso, mleko, orzechy zawierają azot i u chorych z marskością wątroby powodu ją utratę przytomności. Spiączkę mogą poprzedzać zaburzenia psychiczne. Opisano zachowanie się pastora anglikańskiego, który pewnej niedzieli wprowadził wiernych w zaskoczenie. Przerwał kazanie, zszedł z ambony i zaczął oddawać pod nią mocz. Lekarze stwierdzili u niego chorobę wątroby. Każdorazowo po zjedzeniu obfitego obiadu z serem i mięsem zachowywał się nienormalnie. Pod wieloma względami dziwne zachowanie i zaburzenia orientacji chorego na wątrobę przypominają pierwszą fazę zasypiania. Objawów tych można uniknąć stosując bardzo ścisłą dietę.



Zaburzenia zachowania się i senność chorych na wątrobę są spowodowane zatruciem organizmu przez amoniak, powstający w procesie przemiany materii. Amoniak wytwarza się w jelicie z azotu pochodzącego z rozkładu białek pokarmowych. Uszkodzona wątroba nie może zneutralizować tego związku, zaczyna się więc on kumulować i dostaje się z prądem krwi do mózgu. Samuel i Alice Bessman wraz ze swymi współpracownikami na University of Maryland Medical School wykazali, w jaki sposób amoniak wpływa na mózg. Zuboża on zaopatrzenie mózgu w jeden z najbardziej podstawowych metabolitów i w ten sposób zakłóca normalne zachowanie się i świadomość człowieka.



Nasze własne działania mogą również wpływać na przemiany biochemiczne naszego organizmu i stan świadomości. W czasie aktu miłosnego żadna para kochanków nie myśli o towarzyszących mu przemianach chemicznych, które w końcu prowadzą do orgazmu, ani nie zastanawia się, dlaczego po zadziałaniu hormonów i podniet nerwowych zapada w błogi sen. Jakie kombinacje związków chemicznych występują u uśpionych kochanków? Czy istnieje jakieś pokrewieństwo między hormonami, które wywołują spazm miłosny, a hormonami, które wywołują następujący po nim sen?



Badacze przypuszczają, że większość hormonów organizmu wpływa zarówno na sen, jak i na samopoczucie, ale określenie “hormon" przypomina nieco: nazwisko “Kowalski". Bez dokładniejszej identyfikacji może się ono odnosić zarówno do wydzieliny gruczołu tarczowego, jak i do wytwarzanej przez tylny płat przysadki substancji, która podnosi ciśnienie krwi, a także do hormonu trzustkowego – insuliny, do hormonu wzrostowego, wreszcie do wielkiej liczby podobnych substancji wytwarzanych w całym organizmie, przenoszonych przez krew i pobudzających aktywność odległych części organizmu. Hormony są ważnymi chemicznymi posłańcami organizmu. Hormony z grupy sterydów mają budowę zbliżoną do tłuszczów. Wszystkie hormony zawierają aminokwasy, które są cegiełkami białek. Dobrze znana grupa hormonów jest wytwarzana przez żółtawe gruczoły znajdujące się w pobliżu nerek, tzw. nadnercza, i zostaje uwalniana w zwiększonej ilości w warunkach stressu lub walki. Rozkazy z pewnej części mózgu powodują wydzielanie przez gruczoł przysadkowy hormonu, który działa podobnie jak “posłaniec", podróżując do nadnerczy, gdzie powoduje wydzielanie ich stymulatorów do krwioobiegu. Człowiek cierpiący na bezsenność może przez swoje zdenerwowanie spowodować wydzielanie do krwi dodatkowych stymulatorów, uniemożliwiających zaśnięcie. Wiele ludzkich hormonów płciowych wywiera, jak się zdaje, silny wpływ nie tylko na zachowanie seksualne i reprodukcję, lecz i na stan świadomości.



Jeden z najbardziej pospolitych rodzajów “zaburzeń snu" jest opisywany często w publikacjach dotyczących opieki przed porodem. A. F. Gutfmacher w książce pt. Ciąża i poród przytacza jego opis:



“U niektórych kobiet jedną z najwcześniejszych oznak ciąży jest nadmierna senność. Przesypianie długo rano oraz drzemki popołudniowe nie chronią młodej ciężarnej -kobiety od ziewania oraz od zasypiania w czasie Obiadu. Ta nadmierna potrzeba snu znika po pierwszych miesiącach ciąży".



Ociężałość i senność kobiet ciężarnych nie przypomina zaburzeń świadomości w napadzie epileptycznynv w napadzie narkoleptycznym lub w narkozie; mimo to może między nimi występować chemiczne podobieństwo.



Eksperymentalne badania prowadzone w pracowniach nad hormonami płciowymi jako środkami uspokajającymi wykazały, że w mniejszych dawkach substancje te mogą działać nasennie, lecz w większych wywołują ogólne znieczulenie lub drgawki. Tak działa progesteron – hormon wpływający na rozwój gruczołów piersiowych i tworzenie łożyska, wydzielany w nadmiernych ilościach w czasie ciąży. Pracując w Instytucie Badań Mózgu w UCLA, Gunnar Heuser i George Ling obserwowali, że iniekcje progesteronu wywołują, coś więcej niż głęboki i długotrwały sen. Badając jakość snu u kotów, którym podawano ten hormon, zwrócono uwagę na często pojawiające się fazy szybkich ruchów oczu (REM), uczynniąjących fazę marzeń sennych. Podczas ciąży kotki wytwarzają więcej tego hormonu niż normalnie, a badanie tych kotek przed rozwiązaniem i bezpośrednio po porodzie wykazało wzrost częstości występowania fazy REM. Prowadzących eksperymenty zainteresowało więc następujące zagadnienie: czy hormony płciowe powodują sen" pośrednio przez wzbudzenie łańcucha reakcji chemicznych i czy można by wywołać sen przez ich bezpośrednie wstrzyknięcie domózgowe. Heuser wstrzykiwał progesteron wprost do pewnej okolicy mózgu kota i wykazał, że istotnie hormon ten wywołuje sen.



Być może więc, że hormony są częściowo odpowiedzialne za sen z wyczerpania, następujący po porodzie. W warunkach prawidłowych, organizm dorosłego człowieka wydziela około dwunastu hormonów płciowych, z których wiele, jak stwierdzono, wykazuje działanie uspokajające. Syntetyczny progesteron, Via-dryl, próbowano nawet stosować jako środek nasenny przed znieczuleniem ogólnym. Ale nie tylko hormony żeńskie łączą cechy hormonów płciowych z działaniem nasennym. Link i Heuser podawali zwierzętom laboratoryjnym prekursory dwóch hormonów męskich i wykazali, że one również mają działanie uspokajające. W dużych dawkach, podobnie jak progesteron, wywołują ogólne znieczulenie i drgawki. Sen wydaje się więc być stanem przejściowym między ogólnym znieczuleniem a drgawkami. Doświadczenia z dokładnie stopniowanymi dawkami hormonów płciowych mogą wyjaśnić, w jaki sposób naturalne substancje organizmu, zmieniając stężenie, wywierają uderzająco różny wpływ na stan naszej świadomości. Badania takie mogą wyjaśnić pewne nieprawidłowości. Narkolepsja na przykład często zaczyna się w okresie dojrzewania; nie jest wykluczone, że przyczyną tego schorzenia okażą się zaburzenia równowagi hormonalnej.



W ciągu naszego życia równowaga hormonów płciowych zmienia się powoli. Model snu nocnego wykazuje również wyraźne przemiany począwszy od dzieciństwa poprzez wiek dojrzały do starości. Trudno jest jednak badać zależność między poziomem hormonów i modelem snu w ciągu całego życia, ponieważ odnośne przemiany postępują bardzo powoli. Można wszakże obserwować przesunięcia krótkotrwałe, występujące u kobiet w ramach miesiąca. U niektórych kobiet miesięczne przemiany hormonalne osiągają niezwykłe nasilenie, a zmiany nastroju występujące w okresie menstruacji są tak mocno wyrażone, że stoją na pograniczu chorób psychicznych i wymagają pomocy lekarskiej. W zachowaniu się wszystkich normalnych kobiet obserwuje się przejście od stanu wzmożonego dobrego samopoczucia do depresji w początkowym okresie menstruacji. Wstępne badania nad snem nocnym kobiet sugerują, że istnieją miesięczne ilościowe wahania marzeń sennych fazy REM. Nie można jednak jeszcze stwierdzić, czy wahania te łączą się ze wzrostem, czy spadkiem poziomu jakiegoś określonego hormonu.



Jeżeli istnieje wyraźny związek między hormonami płciowymi, snem i nastrojem, to dla kobiet, które przyjmują codziennie pigułki antykoncepcyjne lub podnoszące płodność, ma to niezwykle istotne znaczenie. Pigułki te zawierają stężone hormony żeńskie oddziałujące na mózg. Antykoncepcyjne działanie ich polega na tym, że syntetyczne hormony drogą nerwową wpływają na gruczoł podstawy mózgu – przysadkę, zapobiegając wydzielaniu się z niej zwykłej ilości hormonów, pod wpływem których normalnie rozwija się i uwalnia jajo w jajniku. Mózg działa wówczas tak, jak gdyby już się ciąża zaczęła. Podobnie jak niektóre kobiety reagują na miesiączkę lub ciążę, tak inne reagują na niektóre składniki tych hormonów depresją, a przy wyższych dawkach nawet przemijającą psychozą. Związki te wywierają hamujące działanie na okolicę mózgu, która wpływa na procesy płodności, ale zarazem oddziaływuje na stan emocjonalny i senność.



Jakkolwiek nie zaobserwowano bezpośredniego związku między płodnością i jakością snu u ludzi, to jednak stwierdzono to w pewnych określonych warunkach u królików. Zmiana modelu snu jest (bardzo ważna przy badaniach, w których określa się działanie leków o podwójnym działaniu, takich jak na przykład Enovid. Lek ten, będący połączeniem progesteronu i estrogenu, może być użyty jako środek bądź obniżający, bądź podnoszący płodność. Doświadczenia przeprowadzono przede wszystkim na samicach królików, ponieważ można u nich kontrolować owulację. W odróżnieniu od kobiet, u których owulacja rozpoczyna się spontanicznie, zgodnie z pewnym rytmem przemiany materii, samice królików jajeczkują tylko po pobudzeniu seksualnym. Zazwyczaj owulacja występuje po stosunku płciowym. W pracowni, sztuczne podniecenie samicy i bezpośrednie pobudzenie jej mózgu zastępowały stosunek płciowy dostatecznie – przynajmniej z punktu widzenia badacza – aby można było kierować owulacja.



Charles Sawyer i jego współpracownicy w Instytucie Badań Mózgu w UCLA stwierdzili, że w pod-wzgórzu mózgu królika mieszczą się specjalne ośrodki, regulujące zachowanie seksualne i reprodukcję. Jeżeli ośrodek płodności samicy królika zostanie pobudzony, wówczas występuje owulacja. Jeśli natomiast zostanie on uszkodzony, jej jajniki zanikają i nie mogą więcej wytwarzać jaja. Ponieważ ośrodek płodności jest wrażliwy na sterydy płciowe, można było stwierdzić, prawie natychmiast, czy sterydy wywołują bezpłodność. Sawyer i jego współpracownicy podawali lek, podniecali królika, a następnie obserwowali model snu.



Po stosunku płciowym lub sztucznej podniecie płodna samica królika zapada w sen i wkrótce pojawia się niezakłócony zapis EEG fazy REM. Jednakże kiedy podano jej środek znoszący płodność, faza REM nie pojawiła się jak zazwyczaj po stosunku. Kiedy wykryto po raz pierwszy wyraźne zmiany w modelu snu, fazę REM zapisu EEG zaczęto uważać za stan budzenia się. Badacze jednak zawiedli się stosując EEG do badań tych zwierząt. Wtedy gdy zapis wykazywał, że zwierzęta budzą się i mogą być gotowe do skoku ze stołu, leżały one bezwładnie przypominając raczej szmacianą lalkę. EEG nie jest konieczny do wykrywania fazy REM snu u królika. Podczas innych faz snu uszy królika są napięte i odchylone do tyłu, a podczas paradoksalnej fazy REM mięśnie tracą swoje napięcie i uszy opadają. Obserwując sen królików można uważać “śniącego królika" za symbol relaksu.



Przyjmując wzorzec snu samicy królika jako wskaźnik, Sawyer wraz ze współpracownikami badali wpływ licznych lekarstw, wśród nich pospolicie używanych trankwilizatorów, barbituranów i morfiny. Wszystkie te środki hamują fazę snu REM po stosunku płciowym. Prawdopodobnie także mogą hamować owulację, prowadząc w ten sposób do bezpłodności. Mimo że nie należy przenosić na ludzi wniosków z doświadczeń przeprowadzanych na królikach, to jednak powstaje pytanie, czy wiele z tych leków nie wpływa na płodność u ludzi. Interesujący jest fakt, że morfinistki są często bezpłodne i mają nieregularne okresy menstruacji. Regulacja płodności za pomocą różnego rodzaju leków może wpływać na ośrodkowy układ nerwowy u milionów ludzi.



Powstaje pytanie, czy sterydy płciowe działają na podwzgórze w takim stopniu, że zmieniają usposobienie, model snu i osobowość? Badania całonocne snu u ludzi być może wyjaśnią zagadnienie, czy model snu jest wrażliwy na zmiany w obrębie mózgu, jednak przy obecnym stanie wiedzy nie można na to pytanie zadowalająco odpowiedzieć. Nie mamy zapisu EEG snu kochanków, kobiet ciężarnych ani całonocnych zapisów snu kobiet, które zażyły pigułki antykoncepcyjne. Wiemy jedynie to, co wykazały badania na zwierzętach, że sterydy płciowe mogą działać jako silne środki nasenne i zmieniać wzorzec snu.



Organizm wytwarza również inne hormony sterydowe, które wykazują przeciwstawne działanie na sen. Są to substancje wydzielane przez gruczoły nadnercza. Niektóre z nich dobrze poznano, dzięki ich przydatności w medycynie. Jednym z tych hormonów jest prednison, często stosowany w ciężkich chorobach nerek. Niekiedy wywiera on silne działania zarówno na sen, jak i zachowanie się. Ludzie z niewydolnością nerek często odczuwają senność, zmęczenie, a nawet popadają w depresję. Przyjemnym działaniem ubocznym niektórych sterydów nadnerczy jest to, że poprawiają przykry nastrój i to niekiedy w znacznym stopniu. Pewnego razu wysoką dawkę prednisonu podano profesorowi w Pensylwanii, cierpiącemu na zapalenie nerek. Z punktu widzenia lekarskiego lek ten miał poprawić czynność nerek. Z punktu widzenia pacjenta lek ten przede wszystkim poprawił jego samopoczucie i zdolność do pracy.



Pacjent wspominał dzień, w którym zastosowano ten środek. Poszedł wtedy spać o godzinie 9 wieczorem i po 5 godzinach wstał wypoczęty, jak gdyby przespał 12 godzin. Był to znaczny kontrast w stosunku do zmęczenia i apatii, jakie poprzednio odczuwał w czasie choroby. “Czułem się, jak gdybym miał 25 lat; wydawało mi się, gdy podszedłem do okna, że musi być godz. 8 rano. Dziwiłem się, dlaczego jest tak ciemno; była godzina 2 w nocy". Tej nocy profesor przeczytał długą książkę, a następnego dnia posłał na uniwersytet po stos rękopisów, które przedtem planował opracować później, w lecie. W czasie jednego miesiąca, przyjmując wysokie dawki sterydów nadnercza, prowadził tryb życia, który zadziwiał personel szpitala i wzbudzał zazdrość jego lekarzy. Pacjent mógł udawać się na spoczynek o 9 wieczorem i wstawać o godzinie l w nocy, pracować przez resztę godzin nocy i rano aż do drugiego śniadania. Następnie odpoczywał i przyjmował osoby odwiedzające go. W tym czasie napisał • około 600 stron listów, około 275 stron naukowego rękopisu, jadł żarłocznie i opowiadał lekarzom, że czuje się jakby jego życie podobne było do “połowów w czasie przypływu, który stale narasta". Spał 2 godziny mniej niż zazwyczaj, a mimo to czuł się znakomicie. Co powodowało, że miał tyle energii, choć spał tak mało?



Z ożywienia profesora można było wnioskować, że istnieje prawidłowe krążenie hormonów nadnercza. Aż do niedawna nie było żadnych naukowych dowodów na to, że istnieje jakiś związek między procesami chemicznymi w mózgu, powodującymi wysoką sprawność duchową, a korą nadnerczy, której hormony mogą wpływać na wzrost energii fizycznej. Na część pytań dotyczących tego problemu uzyskano odpowiedź w Rockland State Hospital w Orangeburgu, gdzie zespół uczonych odkrył powiązania między chemizmem mózgu a aktywnością kory nadnerczy. Badając działanie środków przeznaczonych do leczenia depresji, zauważono, że te z nich, które zmieniają procesy chemiczne w mózgu, wydają się ożywiać nastrój pacjentów cierpiących na depresję. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że powodują one wydzielanie w gruczołach nadnerczy hormonów stymulujących. Dzięki badaniom nad depresją zaczęto więc wyjaśniać przyczynę stanów euforii występujących u pacjentów przyjmujących kortyzon oraz żywotność i zmniejszoną potrzebę snu u osób przyjmujących inne sterydy nadnercza.



Badacze, którzy często odnosili się z rezerwą do możliwości kontroli schorzeń umysłowych, ostatnio sądzą, że te rozpowszechnione obecnie cierpienia nie będą już plagą przyszłości. Prowadzone obecnie badania nad aminami mózgu pozwolą prawdopodobnie już Wkrótce zwalczać objawy depresji za pomocą leków. Do badanych amin należy np. noradrenalina, serotonina, dopamina i tryptamina, związki chemiczne pokrewne amoniakowi. Cząsteczki amin, zawierające wodór i azot, są pokrewne aminokwasom, które łącząc się tworzą białka. Można przypuszczać, że niektóre cząsteczki białka znane jako enzymy – których działanie kata-liczne powoduje rozkład i syntezę pewnych substancji – mogą uwalniać silnie działające aminy z białek pożywienia mózgu.



Wydaje się, że poziom tych amin w mózgu jest istotnym czynnikiem wpływającym na stan emocjonalny człowieka. Leki, które obniżają poziom tych związków w mózgu, mogą wywoływać depresję, leki zaś podnoszące ich aktywność mogą zmieniać depresję w stan radosnego podniecenia. Zmiany poziomu amin wywierałyby więc wpływ na stan osobowości, a także na sen. Być może, że zwalczanie depresji za pomocą środków leczniczych doprowadzi do odkrycia natury “snu relaksowego".



Przez wiele lat Nathan S. Kline jako naczelny dyrektor Rockland State Hospital oraz w czasie prywatnej praktyki w Nowym Jorku zajmował się leczeniem ciężkiej depresji za pomocą związków chemicznych. Jego pacjenci byli posępni i załamani od lat. Ich intelekt był ograniczony; czuli się stale zmęczeni, cierpieli na bezsenność i brak apetytu. Wielu z nich rozmyślało podczas godzin czuwania, bylli załamani ciężarem niewidocznych mar nocnych, oczekując nieokreślonego nieszczęścia, nie mogli skoncentrować się, byli nawiedzani przez błędy przeszłości, uczucie winy i bezwartościowości. Pod wpływem takich odczuć niektórzy myśleli o samobójstwie.



Kline stwierdził, że główną przyczyną depresji pacjentów była bezsenność. U tych z nich, którzy nie mogli zasnąć w nocy, często depresja była ubocznym wynikiem innych zaburzeń lub tragedii osobistych. Ci zaś, którzy zazwyczaj budzili się zbyt wcześnie, prawdopodobnie cierpieli na swoiste zaburzenia przemiany materii. W rdku 1956 Kline wraz -ze współpracownikami rozpoczął badania nad lekiem stosowanym u wcześnie budzących się, który już uprzednio stosowano w Rockland State Hospital. Wiadomo było, że lek ten jest inhibitorem MAO, tzn. inhibitorem monoamino-oksydazy. Blokuje on działanie związków aminooksydazy, enzymu, który rozkłada aminy mózgu. Hamując rozkład tych amin, inhibitor MAO może efektywnie zwiększyć ich ilość w mózgu. Wyniki te sugerują, że inhibitor MAO zwiększa metabolizm mózgu.



Pacjenci przyjmujący ten lek zaczynali czuć się lepiej po około dwóch tygodniach. Opowiadali Klineowi o swoim lepszym samopoczuciu, chociaż nadal mało spali. Sami zwracali uwagę na to, że nie potrzebują dużo snu. Kline słuchał tych uwag sceptycznie i próbował stosować takie połączenia leków, które by zapewniły jego pacjentom ośmiogodzinny sen na dobę. Mimo wszakże zmniejszonej ilości snu pacjenci wracali do swoich zajęć wyraźnie pogodni i energiczniejsi.



Kline zaczął więc zastanawiać się, czy rzeczywiście dla organizmu konieczny jest ośmiogodzinny sen. Wiedziony ciekawością zdecydował się sam zażywać ten lek i okazało się, że przez 2 miesiące sypiał jedynie 3 godziny na dobę, co nie przeszkadzało mu pracować bardzo wydajnie. Zrobił tak oczywiście jako badacz, chociaż zdawał sobie sprawę, że postępowanie takie może okazać się groźne. Ponieważ długotrwały wpływ działania tego leku na normalnych ludzi nie był wtedy znany, i nie jest zresztą znany dotychczas, Kline przestał zażywać ten lek. Nie znając wszystkich stron wpływu inhibitorów MAO na ludzi normalnych, nierozsądnie byłoby stosować je u poszczególnych osób jedynie po to, aby zmienić wzorzec snu.



We wczesnych latach sześćdziesiątych psychiatrzy odkryli, że-działanie inhibitorów MAO można wzmocnić przez równoczesne podawanie innych substancji. Jedną z nich jest tryptofan, aminokwas stosowany w celu odnowy tkanek. Inną substancją jest produkt rozkładu tryptofanu – 5-hydroksytryptofan znany jako 5-HTP. 5-HTP uczestniczy w tworzeniu niezwykle ważnej aminy mózgu, serotoniny. Przez równoczesne zastosowanie 5-HTP i inhibitora MAO wydaje się możliwe spowodowanie wzrostu poziomu amin mózgu jednocześnie na dwóch drogach. 5-HTP przypuszczalnie powoduje wzrost poziomu tych amin, pobudzając mózg do ich wytwarzania, natomiast inhibitor MAO zapobiega zmniejszaniu się poziomu amin, blokując enzym, •który normalnie je rozkłada. Wydaje się, że takie połączenia związków chemicznych mogą skutecznie wzmagać czynność mózgu zależnie od jego białek. Ludziom dotkniętym ciężką depresją, z myślami samobójczymi, można przynieść chwilową ulgę podając równocześnie inhibitor MAO z 5-HTP.



Wyniki początkowych badań nad działaniem powyższych leków były bardzo wyraźne, a u niektórych pacjentów nawet zaskakujące. Rozmowy z osobami leczonymi wykazały, że leki te działają bardzo szybko. Jeden z pacjentów, szczupły, rudawy, w średnim wieku naukowiec, był prawie “porażony" przez depresję trwającą od roku. Podniecony i niespokojny, zdecydowany był przerwać swoją pracę. Poza tym do tego stopnia utracił zainteresowanie życiem, że przebywanie w domu z rodziną wprawiało go w stan ciągłego rozdrażnienia. Zawsze zmęczony skarżył się, że w ciągu nocy śpi zaledwie 2-3 godziny i to snem niespokojnym. Leki zmieniły ten stan w ciągu 4 dni. Pacjent zaczął energicznie interesować się sprawami domu. Chociaż sypiał jedynie 4 godziny na dobę, mówił, że czuje się bardziej wypoczęty niż poprzednio nawet po 6 godzinach snu.



Mimo wzmożenia sprawności psychicznej i ogólnej, niektórzy pacjenci uskarżali się na zbyt krótki sen. Gospodyni domowa w średnim wieku, która cierpiała na depresję od 18 lat, przestała czuć się nieszczęśliwą, ale mówiła “zawsze dobrze spałam 8 godzin. Nigdy przedtem nie spałam tak mało. Teraz nie wiem, co mam zrobić ze sobą o 5 godzinie rano".



Inni pacjenci traktowali skrócenie godzin snu jako “podarunek czasu". Pewien artysta opisywał swoje życie w ciągu 9 lat depresji jako “życie zredukowane do 10% możliwości". Wspominał, że w tym czasie dużo pił i dużo spał, mając uczucie niszczenia czasu. Teraz sypiał tylko 4 godziny na dobę. “Całe 9 lat straciłem; zwykle sypiałem 8 godzin i czułem, że potrzebuję 9". Uzyskany czas pozwolił mu na nadrobienie straconych lat w jego karierze.



Dość dużo pacjentów leczonych w powyższy sposób przez ponad rok czuło się dobrze, choć przeciętnie nie sypiali oni więcej niż 4 godziny na dobę. Inni chorzy cierpiący na długotrwałą bezsenność reagowali na leki zwiększeniem ilości snu. W obu przypadkach pacjenci czuli się lepiej i odzyskiwali niejako psychiczną energię.



Na podstawie zachowania się pacjentów przyjmujących te leki można sądzić, że wpływają one na wzrost poziomu metabolizmu mózgowego i sprawiają, że zwiększa się wpływ amin mózgu, wywołując dobre samopoczucie i wzmagając żywotność. Prawdopodobnie leki te równocześnie zwiększają niejako wydajność snu, tak że już sen kilkugodzinny przynosi odpoczynek. Chociaż trudno jeszcze kusić się o wnioski uogólniające, to jednak wiele przemawia za tym, że rytm przemiany materii w mózgu decyduje o zdolności człowieka do działania. W dzieciństwie, kiedy rytm ten jest rzeczywiście wysoki, można zauważyć zdolność szybkiego uczenia. Zdrowe dzieci są żywotne, radosne, energiczne i wstają rano wypoczęte. Działanie inhibitorów MAO może wyjaśnić, dlaczego niektórzy dorośli wykazują dużo energii i siły witalnej, mimo że sypiają miej niż inni.



Inhibitory MAO są na pewno lekami “psychoenergetycznymi". Możliwe, że działają w organizmie w ten sposób, iż uwalniają energię przez lepsze zużytkowanie substancji energetycznych. Jedną z dróg ich działania może być działanie poprzez hormony nadnerczy. Badania przeprowadzone w Rockland State Hospital wykazały, że kiedy inhibitory MAO podnoszą poziom amin w mózgu, wtedy kora nadnerczy uwalnia do krwi wiele hormonów tak istotnych dla poziomu aktywności człowieka. Oddziaływanie podniesionego poziomu amin na nadnercza odbywa się zwykłą drogą. Mózg pobudza do działania przysadkę, która wydziela ACTH. Hormon ten poprzez krew dostaje się do nadnerczy i pobudza do wydzielania ich korę. Jednym z produktów wydzielanych jest adrenalina, która wpływa na uwolnienie energii z zapasów węglowodanowych i wyraźnie podnosi poziom cukru w krwi oraz przyspiesza działanie serca i oddychanie.



Niewątpliwie wzmożone działanie hormonów wpływa na wzrost “energii psychicznej" i pozwala człowiekowi działać bardziej energicznie, a nie tylko snuć radosne myśli i marzenia bez zdolności wyrażenia ich. Wiele jest jeszcze niewyjaśnionych zagadnień w naszych rozważaniach na temat powiązań między działaniem amin mózgu, snem dającym odpoczynek i dobrym samopoczuciem, ale wyraźne dowody na związek tych zjawisk z czynnością nadnerczy wskazują na jedność ciała i umysłu. Często mówimy, że psychiczna energia i witalność są stanami mistycznymi, ale w gruncie rzeczy są one po prostu stanem równowagi biochemicznej.



Osoba obdarzona nawet bardzo wielką energią i sypiająca bardzo mało musi jednak przynajmniej raz na dobę pogrążyć się w sen. Najbardziej elementarnym wyjaśnieniem potrzeby tego wypoczynku jest odpowiedź matek zmęczonym dzieciom: “musisz spać, aby odświeżyć swą energię". Lekarze dają takie same rady swym pacjentom, choć w nieco bardziej wyszukanym języku. Teoria powyższa istnieje już tak długo, jak długo naukowcy zajmują się celem snu. Sen powinien wzmacniać nas i uzupełniać duże wydatki energii umysłowej i fizycznej. Można więc powiedzieć, że organizm zapada w sen po to, aby mógł odnowić swoje zasoby energetyczne. Jest tylko jedna skaza w tej wiarygodnej tezie, która dręczy każdego z nas, a mianowicie: dlaczego biegacz – olimpijczyk sypia nie więcej niż leniwy sprzedawca i dlaczego nie pogrąża się w sen od razu po kilku kilometrach biegu, lecz czeka na spoczynek nocny? W naszym organizmie musi istnieć jakiś chemiczny zegar, metronom rytmu naszego życia, który kładzie nas spać raz na 24 godziny. Idea ta ma sens, ale fizyczne wyjaśnienie takiego mechanizmu jest niezwykle trudne. Jak dotąd nie wykryto zegara, jednak biolodzy znaleźli doń ślady. Odkryli oni, że w szyszynce poziom serotoniny – jednej z podstawowych substancji chemicznych mózgu – podnosi się i opada w cyklu rytmicznym. Solomon H. Snyder i Julius Axelrod z Narodowego Instytutu Zdrowia wykazali, że u szczurów rytm ten można wyeliminować przez podanie leków, które wpływają na poziom amin mózgowych, lub przez przecięcie pewnych włókien nerwowych. Wynika stąd wniosek, że dobowy chemiczny rytm w szyszynce zależy od “zegara" znajdującego się gdzieś w mózgu.



W mózgu występują dwa rodzaje komórek: komórki nerwowe i komórki glejowe. Komórki nerwowe, czyli neurony, można porównać do czynnych elementów maszyny matematycznej i większość ludzi ma je właśnie na myśli mówiąc o komórkach mózgu. Komórki glejowe otaczają neurony i odżywiają je. Dotychczas nie sądzono nawet, aby mogły one uczestniczyć w przekazywaniu rozkazów nerwowych. Jednak badania przeprowadzone przez W. R. Adeya i współpracowników z UCLA, w których zastosowali oni mikrometo-dę do pomiaru oporności pozornej (impedancji) w neuronach i wokół nich, sugerują, że komórki glejowe mogą odgrywać ważną rolę w przenoszeniu fali elektrycznej mózgu. Wydaje się, że glej moduluje pobudliwość neuronów. Zmiany w nim mogą czynić neuron mniej lub bardziej wrażliwym i w ten sposób zmienić jego wyładowania. Napady padaczki w rozmaitych fazach snu oraz zapisy czynności pojedynczych neuronów u śpiących zwierząt ujawniły, że niektóre komórki mózgowe wykazują w tych warunkach skłonność do wyładowywania się salwami, co wskazywałoby, że czynniki kontrolujące, które regulują ich czynność w stanie czuwania, uległy zniweczeniu we śnie. Obecnie wiemy, że przynajmniej pewne grupy neuronów i komórek glejowych wykazują zasadnicze zmiany w czasie snu – co stanowi trop do wyjaśnienia rytmu snu i zachowania się “śpiących" komórek mózgu.



Holger Hyden i P.W. Lange z Instytutu Neurobiologii w Goteborg, w Szwecji, badali pewien enzym znajdujący się we wszystkich żywych tkankach ciała i mózgu. Ilość nowej energii, którą komórka może wytworzyć, jest proporcjonalna do ilości tego enzymu. W niższej części tworu siatkowatego u królików enzym ten wykazuje podczas snu wysoką aktywność w neuronach, niską zaś w komórkach gleju. W stanie czuwania sytuacja jest odwrotna. Takich zmian aktywności nie spotyka się w innych częściach mózgu i dlatego badacze doszli do wniosku, że twór siatkowaty pnia mózgu musi być ośrodkiem, w którym przemiany energetyczne oscylują między neuronami i glejem w rytmie dobowym.



Niższa część tworu siatkowatego nie zawiera “zegara", chociaż może być ogniwem w łańcuchu regulacji. Może ona wywierać hamujący wpływ na mózg, który wytwarza powolne, rytmiczne fale snu. Prawdopodobnie pobudzają ją substancje chemiczne wytwarzane w ciągu doby podczas licznych przemian w ustroju. Ale jakie substancje mogą powodować sen?



Poszukiwania hipnotoksyny trwają od początku bieżącego stulecia. Niektórzy badacze przewidywali, że będzie nią produkt zmęczenia mięśni, inni spodziewali się, że sen jest wynikiem wyczerpania się procesów energetycznych. Wielu naukowców przeszczepiało płyn mózgowo-rdzeniowy lub plazmę krwi otrzymaną od zwierząt wyczerpanych, od zwierząt pozbawionych snu albo też śpiących, zwierzętom wypoczętym. Niestety, zwierzęta otrzymujące te iniekcje często wykazywały objawy senności lub depresji po jakimkolwiek zastrzyku. Wiadomo także, że istnieje bariera między krwią i mózgiem i dlatego wiele z dużych cząsteczek koloidalnych znajdujących się w krwi nie przechodzi przez odpowiednie błony do płynu mózgowo--rdzeniowego.



Ostatnio krew pobraną z mózgu śpiących zwierząt przepuszczano przez odpowiednie, porowate błony, czyli poddawano procesowi zwanemu dializą. Po usunięciu w ten sposób dużych cząsteczek, płyn taki wstrzykiwano domózgowo w pełni rozbudzonym zwierzętom. Po zabiegu tym zwierzęta czuwające ponownie zasypiały. Ten dosyć skomplikowany sposób postępowania, wprowadzony do badań przez naukowców szwajcarskich M. Monniera i L. Hosliego, dawał gwarancję, że wywołany sen nie był jedynie reakcją na iniekcję. Chociaż nie można wykluczyć drobnych błędów technicznych, należy przypuszczać, że krew krążąca w mózgu podczas snu zawiera pewne czynniki działające nasennie. Nawet krew oczyszczona z dużych cząsteczek zawiera sporą ilość różnych składników, tak że nie można powiedzieć, które z nich powodują sen.



Istnieją też substancje chemiczne wytwarzane przez organizm, które mogą działać nasennie w inny sposób, nie docierając do mózgu. Serotonina na przykład nie przechodzi przez barierę między krwią i mózgiem, gdyż już u podstawy mózgu, ponad rdzeniem kręgowym, znajdują się niewielkie struktury wrażliwe na tę substancję chemiczną. Do tego odkrycia doprowadziły serie delikatnych operacji chirurgicznych. To, że serotonina może wywołać sen, jeżeli dotrze do tych struktur, ustalił Werner Koella wraz ze swymi współpracownikami z Worcester Fundation in Experimental Biology w Shrewsbury w Massachusetts, prowadząc badania na kotach. Odpowiednie komórki przenoszą impulsy z tych struktur do następnej stacji przekaźnikowej mózgu, dokąd serotonina nie dociera, i przypuszczalnie wywołują bioelektryczną reakcję łańcuchową sięgającą tworu siatkowatego, a stamtąd przekazywaną do pozostałych części mózgu. W ten właśnie sposób ta ważna i szeroko rozpowszechniona substancja chemiczna może wywołać sen, nawet jeżeli sama nie dociera bezpośrednio do mózgu.



Czy serotonina lub inne substancje kumulują się w ciągu doby w czasie przemiany materii ustroju i zapoczątkowują sen nocny? Nawet jeżeli znaleźliśmy podstawową substancję nasenną lub jakąś substancję chemiczną wywołującą sen i wytwarzaną w ustroju w rytmie dobowym, nie znamy jeszcze istoty biochemicznego źródła snu. Istnieje wiele rodzajów snu wzbudzanych przynajmniej częściowo przez cały szereg substancji występujących w organizmie. Istnieje np. sen wywoływany przez amoniak występujący w przebiegu chorób wątroby, i sen po porodzie, zależny przypuszczalnie od sterydów płciowych. Sen może zaczynać się i podlegać modyfikacjom pod wpływem mnóstwa czynników chemicznych, które można wykryć w organizmie, ale to jeszcze nie mówi nam, które z nich kontrolują sen w obrębie mózgu.



Cokolwiek dzieje się w naszym zawiłym i wspaniałym mózgu, jesteśmy zeń dumni. Zawiera on miliardy neuronów i komórek glejowych powiązanych wzajemnie za pomocą milionów włókien nerwowych. Mimo tej ogromnej gmatwaniny wiemy, że mózg jest narządem bardzo ekonomicznym. Działa według pewnych kodów i prawdopodobnie nie wykorzystuje różnych substancji chemicznych w każdym rodzaju snu.



Badając sen z różnych punktów widzenia, dwaj dobrze znani uczeni podali interesujące hipotezy, zgodne z zasadami ekonomii. Twierdzą oni, że działanie mózgu musi zależeć od pewnych uniwersalnych substancji chemicznych, podobnych do uniwersalnych kluczy j że jedna substancja chemiczna aktywuje system wzbudzający sen, druga zaś aktywuje stan czuwania. Raul Hernandez-Peon, z Instytutu Badań Mózgu w Mexico City, i George Ling, kierownik Zakładu Farmakologii Uniwerystetu w Ottawie doszli do wniosku, że czynność mózgu może zależeć od dwóch uniwersalnych substancji chemicznych organizmu występujących w podwójnym stanie równowagi, związanej ze snem i czuwaniem. W czasie doświadczeń na kotach badacze ci zauważyli, że naturalna substancja chemiczna mózgu – – acetylocholina – wzbudza sen, podczas gdy norad-renalina wywołuje przebudzenie. Wydaje się przy tym, że począwszy od przodomózgowia w dół, aż do rdzenia kręgowego, występują dwa układy komórek: układ snu uczynnią się pod działaniem acetylocholiny, zaś układ budzenia wprowadzający zwierzę w stan czuwania pod wpływem noradrenaliny.



W roku 1920 W. R. Hess z Zurychu opracował nowy plan mózgu, stosując metodę bezpośredniego drażnienia tego narządu łagodnymi impulsami elektrycznymi. Pod wpływem drażnienia odpowiednich grup komórek zwierzę zachowywało się swoiście: zaczynało wykazywać objawy wściekłości, głodu, rozkoszy lub senności. 20 lat później Giovanni Morruzzi i Horace Magoun drażnili twór siatkowaty, powodując budzenie się uśpionych zwierząt. W wyniku tych doświadczeń uczeni zaczęli mówić o ośrodku snu i ośrodku czuwania, lecz w miarę upowszechniania się metody okazało się, że ośrodków tych jest wiele. Stymulacja elektryczna ma tę ujemną cechę, że wywołuje pobudzenie więcej niż jednego rodzaju komórek. Wprowadzenie do doświadczeń cieniutkich, wydrążonych igieł, które można im-plantować podobnie jak elektrody, umożliwiło drażnienie poszczególnych warstw komórek pojedynczymi kryształkami substancji chemicznych. Chcąc wzbudzić naturalną odpowiedź badanych komórek, uczeni używali do drażnienia substancji .znajdujących się w zakończeniach nerwowych całego organizmu, a także mózgu, substancji uwalnianych przy przechodzeniu impulsu nerwowego przez synapsę i w naturalny sposób aktywujących komórki nerwowe. Do substancji tych zaliczamy acetylocholinę i noradrenalinę.



Po wprowadzeniu acetylocholiny w setki różnych miejsc w mózgach setek kotów, Hernandez-Peon do szedł do wniosku, że wiele znanych “ośrodków snu" jest częścią rozległego układu wzbudzającego sen. Ten układ snu wysyła impulsy w dwóch kierunkach: w górę i w dół mózgu. W czasie snu, który można określić jako “dowolny", kora przekazuje rozkaz snu w dół do bardziej pierwotnych, trzewnych części mózgu, czyli do układu rąbkowego, a stąd do pnia mózgu i rdzenia kręgowego. Podobnie biegnie droga odwrotna, przewodząca impulsy ze skóry, z narządów zmysłów i z powierzchni całego ciała, w górę, z rdzenia kręgowego przez pień mózgu i układ rąbkowy. Na tej dwukierunkowej drodze snu komórki prawdopodobnie wykorzystują acetylocholinę do przekazywania impulsów nerwowych. Reagują one nie tylko na podrażnienie. Wydaje się, że owa substancja chemiczna uwalnia się wzdłuż całej drogi impulsu. Łatwo to wykazano. Drażnienie elektryczne określonego punktu wywoływało sen. Następnie w tym samym punkcie stosowano środek hamujący działanie acetylocholiny, a następnie jeszcze raz drażniono elektrycznie. Tym razem kot nie zasypiał.



Nie należy spodziewać się, że całą różnorodność odmian snu można wywołać tylko jedną substancją chemiczną, aczkolwiek acetylocholina podawana w różnych dawkach w różne miejsca wywołuje efekty bardzo rozmaite. Koty lubią drzemkę. Umieszczony w swej klatce kot zaczyna węszyć dookoła, następnie zwija się i w czasie krótszym niż 20 minut zasypia. Po podaniu acetylocholiny w okolicę podwzgórza, przez wszczepioną tam na stałe igłę, zwierzę zasypiało w ciągu 2-5 minut. Podanie jednak tego związku w inne okolice mózgu miało skutek niemal natychmiastowy. Kot jadł swój obiad z apetytem, lecz po zastosowaniu bodźca dosłownie natychmiast zapadł w sen, tak że jego głowa wpadła do naczynia z pożywieniem. Podrażnienie innej okolicy wywoływało półgodzinną drzemkę, jeszcze zaś innej – czterogodzinny sen. Bardzo duże stężenia acetylocholiny wywoływały sen tak głęboki, że kot nie budził się na głośny hałas lub nawet dotknięcie. Budził się dopiero po bezpośrednim podrażnieniu odpowiedniej okolicy mózgu.



Jak wykazały liczne doświadczenia, lokalizacja czynności w mózgu jest ważnym czynnikiem ekonomii kodu mózgowego. Małe przewody Stosowane przy stymulacji chemicznej są zwykle tak zaprojektowane, że mogą pozostawać w jednym miejscu przez wiele miesięcy, podobnie jak elektrody, przy czym za pomocą odpowiedniego urządzenia na powierzchni czaszki mogą być przesuwane z jednego pokładu komórek na inny. Acetylocholina powoduje sen u kota przez drażnienie pewnego rodzaju komórek, lecz po przesunięciu przewodu o kilka milimetrów ta sama substancja wywołuje u kota syczenie, stulenie uszu, wygięcie karku i atak szału. Powyższa metoda pozwala na wielokrotne regulowanie położenia przewodu i wprowadzanie różnych substancji chemicznych, w celu określenia ich wpływu na zachowanie się zwierzęcia. Uczeni wykorzystują te obserwacje przy badaniu mózgowych układów snu i czuwania. Na tej samej drodze, na której acełyloeholina wywołuje sen, noradrenalina wywołuje budzenie się, Przy zastosowaniu tych samych przewodów, zamiast zasypiać – zwierzęta budzą się i są czujne.



Wygląda to tak, jak gdyby w mózgu istniały drogi budzenia się prowadzące w górę i w dół, które są aktywowane przez noradrenalinę. Drogi te są rozległe, podobnie jak drogi snu, prowadzą z rdzenia kręgowego do przedniej części mózgu i są badane przez pobudzanie ich różnymi substancjami chemicznymi. Anatomiczne stosunki wzajemne dróg snu i czuwania pomagają oświetlić zjawisko, które każdy odczuwa – emocje negatywne, takie jak niepokój, frustracja, ból, złość lub strach, zwykle wywołują stan czuwania, natomiast przyjemne uczucie ciepła i wygody, bezpieczeństwa i szczęścia prowadzi do snu. Przypuszcza się, że drogi snu i czuwania biegną równolegle na tych samych poziomach w zwojach mózgu, a nawet nakładają się w pewnych miejscach. Zarówno włókna drogi snu jak i czuwania przechodzą przez określone punkty synaptyczne, znajdujące się blisko włókien biegnących z ośrodków ruchowych. .



Laicy określają te ośrodki jako ośrodki przyjemności i bólu. Odkrycie tych ośrodków w roku 1950 przez James Oldsa wywołało niezapomniane zdziwienie wielu ludzi. Potem badacze intensywnie zajmowali się pierwotną okolicą mózgu, znaną jako układ rąbkowy, stosując metodę drażnienia elektrycznego lub chemicznego. Dziś wiemy, że w okolicy tej znajdują, się liczne ośrodki, których drażnienie wywołuje przyjemność lub ból. Prawdopodobnie są one połączone wzajemnie jako układ motywacyjny, który skłania nas do pewnych działań i powoduje, że unikamy innych. Komórki przyjemności i bólu muszą być wprowadzane w stan czynny, nadający barwę naszym doznaniom, za pośrednictwem kodu, który wiąże je z innymi komórkami mózgu, od których czynności zależy jedzenie, picie, spanie i wiele innych form naszego zachowania się i naszych wspomnień.



Wiemy, że istnieją ośrodki mózgowe kontrolujące elementarne formy zachowania się, a mimo to bezpośrednie drażnienie ich wywołuje reakcje sprawiające dramatyczne wrażenie. Mały, biały szczur z metalowymi elektrodami w kształcie korony na głowie zaczyna jeść w momencie, gdy sygnał elektryczny pobudza jego mózg; szczur je i je tak długo, aż pochłonie ilość karmy równą jego własnej wadze. Jeżeli wszczepiona elektroda dotyka “ośrodka przyjemności", zwierzę siedzi zgarbione na drążku, wyzwalając za każdym naciśnięciem drążka impulsy elektryczne “drażniące" komórki tego ośrodka. Głodny – ignoruje jedzenie. Zmęczony, naciska drążek tak długo, aż osiągnie punkt, w którym przyjemność zamienia się w niechęć. W ten sposób przygotowane zwierzę może nawet porwać przewody elektryczne, które krępują jego nogi, aby dotrzeć do miejsca, w którym może wyzwolić bodziec elektryczny lub chemiczny stanowiący dlań swego rodzaju bezpośrednią nagrodę. Jeśli elektroda dotyka “ośrodka bólu", zwierzę czyni wszystko, co w jego mocy, żeby uniknąć pobudzenia.



W pewnych doświadczeniach acetylocholinę stosowano do wyzwalania uczucia przyjemności, a nor-adrenalinę – do wyzwalania uczucia bólu. Interesujący jest fakt, że sen i przyjemność są wywoływane przez acetylocholinę, a budzenie się i uczucie bólu przez nor-adrenalinę, i że reagujące na te substancje układy mają wspólne punkty w mózgu. Takie odkrycia nie wyjaśniają jednak w pełni wpływu uczuć na sen, gdyż czynność mózgu jest bardziej zawiła niż na to wskazują pewne dane. Gdy w pełni wyjaśnimy to zagadnienie, spotkamy się bez wątpienia z pewnymi zjawiskami, których na razie nie potrafimy przewidzieć, gdyż chemia i anatomia dają tylko ogólne pojęcie o czynnościach mózgu. Obecnie wiadomo już, że komórki mózgowe działają za pomocą kodów bioelektrycznych i przekazywania fal elektrycznych. Niektórzy uczeni sądzą, że istnieje więcej niż jeden kod chemiczny snu, gdyż sen obejmuje dwa zdecydowanie różne stany świadomości.



Niezależnie od tego, w jaki sposób wywołano sen, w zwykłych warunkach odmierzają go nieregularne fale mózgu, podobne do fal znamionujących czuwanie z fazą szybkich ruchów gałek ocznych (REM) i żywymi marzeniami sennymi. Ten paradoksalny cykl snu REM nosi wiele cech budzenia się i może być wzbudzany przez substancje związane z budzeniem mózgu – przynajmniej u kotów. Freud przypuszczał, że marzenia senne są strażnikiem snu, gdyż uspokajają człowieka w chwilach, gdy czynniki biologiczne zmierzają do obudzenia go. Prawdopodobnie marzenia senne nie są decydującymi i istotnymi czynnikami w podtrzymywaniu snu, ale raczej jakąś niezwykłą formą przemożnej organizacji czynnościowej mózgu. W pewnym sensie Freud opisywał to, co my teraz widzimy podczas badania snu w laboratorium.



Fazy REM mają tak wiele cech budzenia się, że niektórzy uczeni opisują je jako testy, za pomocą których można określić czas budzenia się. Prawdopodobnie metabolizm organizmu i mózgu powoduje gromadzenie się substancji chemicznych, związanych z budzeniem się, przy czym proces ten zachowuje określoną regularność. Kiedy wytwarzanie czynników pobudzających osiągnie pewien poziom, mogą one powodować, że układ wzbudzający mózgu uczynni się sam i obejmie sterowanie. U niektórych chorych ludzi zjawisko to, być może, sprawia, że ludzie ci często budzą się w okresach marzeń sennych. Ale u normalnych ludzi metabolizm i biochemia snu wywołują zapewne zahamowanie naszej aktywności i procesu budzenia się, dopóki nie wyczerpie się, jeżeli można tak powiedzieć, “paliwo" snu.



Z tego punktu widzenia wydaje się, że nasz nocny sen oscyluje między układami snu i budzenia, z tym że przeważa układ snu. Przy końcu nocy okresy REM stają się dłuższe. U normalnych ludzi występuje pod tym względem wyraźna różnica między pierwszą i drugą połową nocy. Najgłębszy sen, charakteryzujący się występowaniem fal delta, występuje w pierwszej połowie snu, podczas gdy fazy REM występują częściej nad ranem. Wrażenia opowiadane przez obudzone osoby, które dobrowolnie .poddały się badaniom snu, także różnią się ilością i jakością w miarę przemijania nocy. Stają się one stopniowo coraz wyraźniejsze w miarę zbliżania się ranka. Niektórzy uczeni zauważyli, że na początku nocy relacje z fazy REM mają charakter zamglony, podobny do wrażeń wyniesionych z innych faz snu, natomiast nad ranem wspomnienia z faz głębszego snu zaczynają przypominać marzenia senne fazy REM pod względem jasności i barwności. Rozmaite obserwacje tego rodzaju nie prowadzą same przez się do wniosku, że marzenia senne REM są formą budzenia się, jednakże zmniejszają zdziwienie wynikami doświadczeń wskazującymi, iż faza REM wiąże się z procesami biochemicznymi budzenia się.



U kotów równoważnik fazy REM naszego snu można wywołać przez podanie do wzgórza wzrokowego noradrenaliny, co stwierdził George Ling w UCLA. W Lyonie we Francji, Michel Jouvet i jego współpracownicy zastosowali pomysłową metodę badania biochemii paradoksalnej fazy REM snu. Ich doświadczenia jeszcze raz wskazują na pokrewieństwo między chemizmem snu i chemizmem mózgu w stanie dobrego samopoczucia. Badacze ci zmieniali zaopatrywanie mózgu w najważniejsze aminy.



Jouvet w celu zniesienia wszelkich śladów snu REM u kotów zastosował rezerpinę. Substancja ta wpływa przeciwnie niż substancja zwiększająca zasób energii psychicznej. Zmniejsza mianowicie zapas amin w mózgu i może prowadzić do powstania depresji u ludzi. Rezerpina jest alkaloidem otrzymywanym z korzenia rośliny Rauwolfia serpentina i należy do pierwszych, stosowanych na świecie trankwilizatorów. Setki lat wcześniej Rauwolfia serpentina była używana w Indiach jako środek uspokajający, dziś rezerpina jest wartościowym lekiem stosowanym u ludzi dla zapobieżenia skokom ciśnienia krwi, niebezpiecznym dla osób chorych na nadciśnienie tętnicze. Wiele substancji chemicznych, takich jak barbiturany, amfetamina i alkohol, skraca fazy REM, ale wpływ ich jest słaby w porównaniu z gwałtownym działaniem rezerpiny. Jednorazowe wstrzyknięcie tego środka wystarcza do zniesienia fazy REM u kota na 4 – 5 dni.



Jeżeli rezerpina obniżając poziom amin mózgowych jest przeciwieństwem leków psychoenergetyzujących, to prawdopodobnie ma także przeciwstawny wpływ na gruczoły nadnerczowe i tłumi ich działanie, redukując w ten sposób krążące w organizmie hormony pobudzające. Jaki związek chemiczny działa przeciwnie do rezerpiny i odnawia fazę REM u kota? Jouvet podawał, że DOPA, substancja chemiczna, z której powstaje noradrenalina. Po wstrzyknięciu tej aminy kot zaczynał ponownie wykazywać w czasie snu fazę REM. Kiedy DOPA podawano kotom nie otrzymującym re-zerpiny, zwierzęta te wykazywały prawdziwą orgię marzeń sennych.



Ludzie prawdopodobnie reagują nieco inaczej niż koty, chociaż także wykazują korelację pomiędzy ilością snu fazy REM i zawartością pewnych amin mózgowych. Arnold Mandell, Mary Mandell i Alan Ja-cobson w UCLA przeprowadzili trudne badania na dwóch młodych ludziach, u których udało im się zwiększyć długość fazy REM snu. Ochotnicy ci spali wiele nocy w laboratorium. Jeden z nich tył przedmiotem kilku badań nad snem. Jego normalny model marzeń sennych REM oznaczono w ciągu 100 nocy. W niektóre noce badany nie otrzymywał żadnych leków, w inne podawano mu placebo, a kilka razy zastosowano doustnie i dożylnie 5-HTP, substancję chemiczną działającą jak lek psychoenergetyzujący u pacjentów cierpiących na depresję. Substancja ta stanowi podstawę tworzenia się ważnej aminy mózgowej (serotoniny) i wyraźnie zwiększa dostawę amin oraz wzmaga sprawność metabolizmu mózgowego. Powoduje ona także znaczne wydłużenie czasu snu, w którym występuje faza REM z towarzyszącymi jej marzeniami sennymi. W miarę powiększania dawki, w ciągu kilku nocy, u jednego z badanych marzenia senne zajęły 30% snu, w przeciwieństwie do zwykle występujących 22%.



Chociaż substancje chemiczne wywołujące sen i marzenia senne mogą różnie działać na różne gatunki zwierząt, to jednak doświadczenia nad chemizmem snu sugerują jednolite zasady działania u kotów i ludzi. Marzenia senne REM wydają się być powiązane z aminami mózgowymi, które wyraźnie wpływają na nasze samopoczucie, sprawność i żywotność. Wydajność snu, radość i żywotność zależą od wzrostu poziomu tych amin w mózgu, które z kolei wydają się wpływać na aktywność kory gruczołu nadnerczowego i dostawę hormonów tego gruczołu do krążącej krwi. Zaczynamy dostrzegać biochemiczny mechanizm tego, że chorobom psychicznym towarzyszy stłumienie marzeń sennych i tego, że leki tłumiące te marzenia działają szkodliwie na samopoczucie i zachowanie się.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział IX

CIAŁO ŚNIĄCEGO



Pewnego zimowego poranka na najwyższym piętrze nowoczesnego szpitala młody mechanik zbudził się ze snu na dźwięk dzwonka i szepnął do mikrofonu: “nigdy nie myślałem, że mógłbym to zrobić". Śniło mu się, że usiłował wypłynąć z głębiny morskiej, ciężko oddychając. Na granicy utraty przytomności dzwonek uratował go. “Wiem, że nie mógłbym się uratować, z trudem chwytałem powietrze".



Głos z przylegającego pokoju odpowiedział: “czy pan pamięta, co się zdarzyło przedtem".



Sennie ziewając młody człowiek starał przypomnieć to sobie, jednocześnie próbując znaleźć 15 dolarów, które mu zapłacono jako ochotnikowi. Przypomniał sobie spacer w lesie, w piękny jesienny dzień. Czuł gorąco słońca oraz chłód cienia. Oddychał aromatem drzew i poszycia.



“Czy może pan sobie przypomnieć, w jaki sposób dostał się pan do morza?" zapytał głos.



“Nie, nie mogę. Pamiętam, że szedłem gdzieś w dół. Czułem, że mi się to śni".



Przeprowadzone doświadczenia, w których wykonywano EEG, badano tętno, oddychanie i ciśnienie krwi, wskazują, że marzeniom sennym towarzyszą określone zmiany czynności fizjologicznych organizmu.



Marzenia senne mogą być tak wyraziste, jak gdyby ożyły fale pamięci niosące całą historię życia osobnika, wraz z najdrobniejszymi doznaniami zmysłowymi. Marzenia te występują 4 do 5 razy w nocy. Po wyjściu z kojącej drzemki w organizmie pojawiają się pewne fizjologiczne oznaki przestrachu – tętno przyspiesza się, oddech staje się nierówny, oczy wykonują szybkie ruchy, reakcje i temperatura mózgu przypominają momenty intensywnej czynności w stanie czuwania. Ciało pogrążone w pozornie nieprzeniknionym śnie wykazuje szaloną wewnętrzną aktywność, jak gdyby zwykłe mechanizmy sterujące uległy uszkodzeniu, człowiek zaś został nawiedzony przez burzę aktywności nerwowej.



Stosunkowo niedawno stan fizyczny osoby śpiącej skupił na sobie zainteresowanie uczonych badających sen. Najbardziej wyraźne obrazy życia występują podczas tego osobliwego powracającego cyklu – cyklu, który przynajmniej częściowo może być tłumiony przez leki i alkohol, zmieniany przez niezwykły harmonogram snu i bezsenność, a także przez zakłócenia emocjonalne i choroby psychiczne. W ostatnich kilkunastu latach zaczęto rozwiązywać zagadkę tajemniczego rytmu biologicznego w naszym życiu, rytmu, którego znaczenie dla naszego dobrego samopoczucia, dla naszych przeżyć jest znacznie większe, niż psychologiczne znaczenie marzeń sennych. W rzeczywistości marzenia senne, które pamiętamy, są jedynie częścią uwalnianej energii i siły życiowej organizmu. Celowość działania i precyzja mechanizmów organizmu zaskakują zbyt dużą różnorodnością, aby je rozwikłać W tak krótkim okresie w historii nauki. Do tej pory za pomocą różnych badań określono wspólne własności cyklu marzeń, na których opierają się hipotezy przyczyniające się w znacznym stopniu do zrozumienia działania umysłu ludzkiego i jego fizycznej organizacji. Krótki szkic zawarty w tym rozdziale jest opisem różnych zmian, które zazwyczaj zachodzą w organizmie podczas snu.



Aż do roku 1950, uczeni badający sen mało interesowali się organizmem śpiącego. Dopiero Eugene Ase-rinsky i Nathaniel Kleitman wykazali, że w czasie .snu nocnego występują fazy szybkich ruchów oczu i znamiennych fal mózgowych i że ludzie obudzeni w tym czasie z reguły mówią, że przeżywali żywe marzenia senne. William C. Dement usiłował zgłębić to zagadnienie, badając ludzi pracujących zawodowo i gospodynie domowe. Każda noc przynosiła coś zaskakującego, gdy brzęczyk z pomieszczenia kontrolnego budził śpiących ochotników. Jeden z mężczyzn po piątym przebudzeniu zauważył: “Doktorze, naciska pan na guzik za każdym razem, kiedy śnię".



Gdy w zapisie encefalograficznym pojawiają się niewątpliwe oznaki fazy REM i nieregularny wzorzec nisko napięciowych fal mózgowych, eksperymentator może z łatwością zaznaczyć ołówkiem początek marzenia sennego, pozwalając następnie badanemu śnić przez 5 minut, do chwili włączenia sygnału. Wraz z upływem godzin nocy, obudzenie badanego wymaga stosowania coraz silniejszego sygnału lub kilkakrotnego powtórzenia nazwiska śpiącego. Ten zaś, jeszcze w półśnie, często wzdycha do mikrofonu z żalem, że przerwano mu sen. Czasami jego pierwsze urywane słowa są oddźwiękiem marzeń sennych i świadczą o trwającym odurzeniu.



“Zauważyłem, że mam dziurę w lewej podeszwie i decydowaliśmy się, którą drogą wracać. Mój przyjaciel mówił – prawą, a ja mówię – nie, lewą. Wtedy zobaczyłem przechodzącą przez ulicę dziewczynę, w dopasowanej, żółtej, błyszczącej sukience. Powiedziałem, że nie dbam o drogę i idę za nią. Czułem się doskonale, jak gdybym wypił kilka kieliszków i chciałem bawić się całą noc, cieszyć się, skakać dookoła, i nie dbać o cały świat".



Do takiego świata pełnego barw, kształtów, zapachów, widoków i dźwięków wkraczał eksperymentator. Każdej nocy doznajemy podobnych przeżyć, a jednak rano znikają one z naszej pamięci. W domu, gdzie nie ma eksperymentatora, który by nas budził, rzadko bowiem zdajemy sobie sprawę z tego, co działo się w naszych snach. W połowie lat pięćdziesiątych wielkie poruszenie wywołały prace dowodzące, że przebieg snu można śledzić i zapisywać. W pracowniach przez setki nocy zapisywano przebieg snu ludzi poddanych badaniom i zanalizowano stosy taśm z zapisami marzeń sennych. Niewiarygodna regularność marzeń sennych, tak uderzająca w badaniach Aserinsky'ego, okazała się w tym ogromnym materiale jeszcze bardziej zdumiewająca. Okazało się, że każdy człowiek co noc przeżywa marzenia senne, występujące w przybliżeniu co 90 minut, łącznie zaś czas tych marzeń obejmuje około 1,5 godziny. Możliwość ujawniania snów wywołała znaczne zainteresowanie, które jednak przesunęło się w kierunku regularności tego zjawiska. Stwierdzono, że koty i inne ssaki wykazują bardzo podobne zjawiska fizjologiczne, występujące okresowo w czasie snu. Cykl marzeń sennych zaczyna więc nabierać znaczenia prawie uniwersalnego zjawiska biologicznego.



W wielu ośrodkach naukowych uczeni podjęli badania nad snem różnych gatunków zwierząt, poczynając od gadów. Małpy makaki używane do doświadczeń w wielu pracowniach i chętnie oglądane w ZOO z powodu prawie ludzkiego wyrazu ich twarzy i oczu, wykazują naprzemienność faz głębokiego snu i fazy REM, taką samą jak ludzie. Podobny cykl występuje również u szympansów, a także u szczurów, owiec, kóz, myszy i nawet u prymitywnych oposów. Jedynie czas trwania poszczególnych faz jest różny u różnych zwierząt. Zapisy EEG wykonane u oposów wskazują, że w fazie REM spędzają one mniej więcej tyle czasu co w stanie czuwania. Stwierdzenie fazy REM u tych zwierząt pozwala przypuszczać, że ten rodzaj czynności układu nerkowego pojawił się we wczesnym okresie rozwoju. Oposy, podobnie jak kangury, należą do torbaczy. Torbacze i zwierzęta łożyskowe pojawiły się w toku ewolucji przed około 130 milionami lat. Jeżeli mechanizmy nerwowe fazy REM nie wytworzyły się niezależnie od siebie w obu gałęziach drzewa ewolucyjnego zwierząt, należy przypuszczać, że były one ukształtowane już wcześniej. Czy zatem mózgi owych pierwotnych istot były siedliskiem pewnych form wyobraźni i uczuć?



Czy zwierzęta, podobnie jak ludzie, przeżywają* we snach swe doświadczenia życiowe, czy śnią się im widoki, czy też – być może – przede wszystkim zapachy i działania towarzyszące ich życiu? Oto słowa wypowiedziane przed dwoma tysiącami lat przez poetę rzymskiego Lukrecjusza: “spojrzyj na potężne konie: choć ich leżące ciała pogrążone są we śnie, to jednak pocą się, dyszą i do ostateczności napinają mięśnie, tak jakby chciały ruszać po nagrodę lub pokonywać przeszkody. Zaś psy myśliwskie w czasie wypoczynku często zrywają się wszystkie naraz, gwałtownie szczekając i węsząc..." Miłośnicy zwierząt poczynili wiele obserwacji zachowania się swych ulubieńców w czasie snu, owego obwąchiwania, skomlenia, skowyczenia, merdania lub kręcenia ogonami, ssania, oblizywania się, ziania i wszelkich przejawów gamy emocji, przypominających marzenia senne. Uczeni nie twierdzą jednak, że zjawiska te oznaczają marzenia senne. Faza REM nie dowodzi, że oczy przyglądają się snom, a zewnętrzne ruchy nie koniecznie wiążą się z rojeniami wewnętrznymi. Zwierząt zbudzonych nie można zapytać, co przeżywały, lecz obserwacje w czasie snu w pracowni wskazują pośrednio, że prawdopodobnie one śnią. O małpach można to powiedzieć na pewno.-W toku badań uczeni zwrócili uwagę .na jeszcze jeden szczegół. Charles Vaughan, Harry Braun i Robert Patten z Uniwersytetu Pittsburskiego próbowali wyjaśnić, czy pozbawienie małp bodźców czuciowych lub monotonia otoczenia wpływa na nie podobnie jak na ludzi, powodując halucynacje na jawie. W doświadczeniach tych nauczono małpy, aby dawały znak, gdy zaczynają “coś widzieć". Małpy przyzwyczajono do siedzenia w fotelu wewnątrz odpowiednio przerobionej kabiny telefonicznej, gdzie uczyły się przyjmować automatycznie podawane pożywienie i wodę. Na ekran umocowany przed zwierzęciem rzucano obrazy, .przy czym na widok obrazu małpa miała naciskać drążek; gdy nie wykonała tego dostatecznie szybko, otrzymywała uderzenie prądem, stosowane na kończynę dolną. Obrazy pojawiające się na ekranie przedstawiały wzory geometryczne, zdjęcia ludzi,, pożywienia oraz sceny uliczne. Przy każdym pojawieniu się obrazu małpy niezawodnie naciskały drążek, osiągając dużą sprawność, gdyż potraf iły wykonać próbę z częstością , 3000. razy na godzinę. Następnie zwierzęta umieszczano na kilka dni w kabinie, do której docierał .jedynie monotonny odgłos spadającej wody, zakładając, im uprzednio na oczy soczewki kontaktowe z dymnego szkła. Uczeni oczekiwali pojawienia się halucynacji.



Niestety, wkrótce po zamknięciu w kabinie zwierzęta zasypiały, co można było stwierdzić, oglądając je przez okienko. W pierwszej chwili oczy małp poruszały się powoli, następnie zaczynały wykonywać szybkie ruchy, podobnie jak oczy ludzi czytających gazetę. Równocześnie małpy naciskały drążek z szybkością, do której zostały przyzwyczajone, tak jakby widziały obrazy. Trwało to przez wiele minut, przy czym zwierzęta głęboko oddychały, poruszały nozdrzami, wykonywały grymasy, wydawały głośne okrzyki. Naciskanie drążka oznaczało, że małpy “coś widzą" we śnie. Po ukończeniu tych doświadczeń eksperymentatorzy sprawdzili, czy naciskanie drążka przez śpiące małpy nie było przypadkowe. Okazało się, że w chwili rzucania na ekran obrazów, każda małpa nadal naciskała drążek, tak jak została nauczona.



Chcąc się dowiedzieć, o czym zwierzęta śnią, można przeprowadzić podobne badania z kilkoma drążkami tak, aby małpa naciskała jeden z nich na bodźce, np. zapachowe, inny na inne. Warto zebrać więcej danych o śnie małp i kotów, bo choć mózgi tych zwierząt znacznie różnią się od naszego, to jednak wiele zjawisk związanych ze snem przebiega w nich podobnie. Trzeba dowiedzieć się, na czym polegają podobieństwa, na czym zaś różnice.



Badania nad zwierzętami, które przecież nie znają mowy, mogą nam ułatwić poznanie tego, jak surowe doświadczenia życiowe ulegają przeobrażeniu w marzenia senne.



Gdy po raz pierwszy opisano cykl snu REM u ludzi, wielu badaczy przypuszczało, że zmiany ustrojowe, towarzyszące okresom marzeń sennych, są spowodowane marzeniami o charakterze wzrokowym. Badania nad zwierzętami i dziećmi kazały zmodyfikować to przypuszczenie i obecnie sprawa ta nie wydaje się tak prosta. U dzieci nowo narodzonych połowę czasu snu stanowią fazy REM. Matki, które przyglądają się swym dzieciom, widzą, że spokojna i pogodna twarz śpiącego dziecka nagle zmienia się j maleństwo zaczyna poruszać rączkami, nóżkami, krzywić twarz, wykonywać ruchy ssania, szybko oddychać, niemal tak, jakby staczało jakąś walkę. Fazy REM zajmują około 90% czasu snu. nowo narodzonych kociąt i przeważają we śnie wielu innych nowo narodzonych zwierząt. W okresie po narodzeniu, kiedy zwierzęta prawie nic nie widzą, jest mało prawdopodobne, aby sny o charakterze wzrokowym mogły powodować poruszenia ciała.



Zmiany ciśnienia krwi i rytmu oddychania w okresach marzeń sennych u osobników dorosłych mogą wydawać się następstwem ich przeżyć we śnie. Jednakże takie same zmiany towarzyszą fazom REM u osobników młodych i dorosłych w całym królestwie zwierząt. Zjawisko to ma więc zapewne charakter bardziej powszechny, niż reakcja fizjologiczna na określone rodzaje snów. Owe cykle przemian ustrojowych w świecie ssaków są wywoływane przez jakiś bardziej podstawowy mechanizm.



Należy go poszukiwać w mózgu, a zapewne także w zakresie podstawowej przemiany materii. Jego przejawy jednak są tak szczególne, że dalsze badania zmusiły do traktowania fazy REM odmiennie od reszty snu. Marzenia senne znamienne są jednak nie tylko dla tej fazy, o czym świadczy fakt, że ludzie przeżywają rozmaite sny również w innych fazach. Z punktu widzenia fizjologicznego faza REM tak bardzo różni się od faz spokojnego snu, że wielu uczonych przypuszcza, iż należy ją uznać za trzeci stan świadomości – stan, który nie jest ani snem, ani czuwaniem. Przypomina on utratę ciągłości procesów psychicznych. W późnych latach pięćdziesiątych Frederick Snyder i jego współpracownicy z Narodowego Instytutu Zdrowia rozpoczęli intensywne badania nad naturą zmian w organizmie śpiącego. Ochotnikom zakładano opaski do pomiarów ciśnienia krwi, czujniki do pomiarów częstości oddechów i czynności serca oraz elektrody na czaszce i twarzy. Każdej nocy w zapisie pojawiał się podobny wzorzec. Częstość tętna zwolna zmniejszała się, występowały również niewielkie zmiany w zapisie oddechów, jedna zupełnie .podobna do drugiej. Tak było do chwili pojawienia się fazy REM, kiedy to zmiany przybierały charakter gwałtowny. Ciśnienie krwi śpiącego podnosiło się, niekiedy powyżej najwyższych wartości zapisanych w stanic czuwania. Tętno stawało się nierówne. Krzywa oddechu wykazywała nagłe wzniesienia i obniżenia. Nieregularności te występowały we wszystkich fazach REM, niekiedy jednak były one tak nasilone, że – przynajmniej w zapisie – przypominały zmiany występujące podczas walki lub w stanie lęku. Jednakże obudzeni ochotnicy dawali często rozczarowujące odpowiedzi: “Och, jestem tak zmęczony, chciałbym z powrotem zasnąć – nie wiem – nic nie pamiętam". Odpowiedzi były przerywane ziewaniem i westchnieniami. “Byłem dzieckiem, stałem w sklepie z cukierkami" lub “właśnie widziałem sok cytrynowy, wylewający się na stół babci". Oczywiście, fragmenty te mówią bardzo mało postronnemu obserwatorowi, jednakże dla śpiącego stanowią echa z jego przeszłości. Trudno określić, czy sen rzeczywiście nie miał dlań znaczenia uczuciowego.



W innej pracowni Donald Goodenough i jego współpracownicy prowadzili długie, poranne rozmowy z badanymi, których skojarzenia z nocnymi marzeniami sennymi były tak bogate, że odsłaniały głęboko ukryte uczucia i wspomnienia, wyrażające się w tych marzeniach. Nadal jednak znacznych zmian fizjologicznych zachodzących w organizmie śpiącego nie można wyjaśnić intensywnością jego przeżyć w snach. Badania nad innymi częściami ciała wskazują na osobliwy, stan ustroju w czasie fazy REM, kiedy to burzliwa aktywność każe myśleć o elemencie dezorganizacji.



Każdy może uzyskać pewne pojęcie o charakterze tej aktywności, przyglądając się śpiącemu dziecku lub młodemu zwierzęciu. Po okresie spokoju zaczyna ono poruszać się. Oczy zamknięte lub półotwarte zaczynają wykonywać szybkie ruchy. Ciało skręca się. Klatka piersiowa unosi się w wyraźnie dostrzegalnym oddechu. Nie jest to oddech głęboki, początkowo może być nawet bardzo płytki, choć szybki. W fazie REM poziom tlenu we krwi obniża się tak znacznie, jak gdyby śpiący wstrzymał oddech. U chorych z postępującą rozedmą płuc oddychanie we śnie staje się poważnym problemem. Badania przeprowadzone we wszystkich okresach snu wykazały, że u ludzi tych występują nawracające okresy obniżonego poziomu tlenu w krwi tętniczej i 15-30 minutowe okresy bardzo powierzchownego, nieregularnego oddechu, związane prawdopodobnie z fazami REM. Nieregularny oddech może być wyrazem nie tylko napięcia uczuciowego, lecz także całego zespołu czynników, do których należy również stan emocjonalny śpiącego.



W czasie trwania fazy REM zużycie tlenu przez organizm wzrasta nagle, jak się zdaje, powyżej normalnego poziomu jego zużycia we śnie. Proces ten można mierzyć pośrednio: mierzy się ,ilość powietrza wdychanego oraz ilość wydychanego CO2. Badania nad wymianą gazową, które dostarczają nam pewnych danych p przemianie materii we śnie wymagały, aby ochotnicy spali w specjalnych Urządzeniach pomiarowych, np. w maskach gazowych lub w plastykowych kapturkach. Wyniki wielu, niezależnie od .siebie prowadzonych badań wskazują, że w czasie fazy REM poziom zużycia tlenu jest wysoki, co oznacza szybkie spalanie.



Jeżeli weźmiemy pod uwagę również inne czynności organizmu w czasie fazy REM, to musimy całkowicie odrzucić dawniejsze poglądy o śnie jako stanie biernym i o niskim zużyciu energii przez organizm w tym czasie. W fazie REM występuje raczej coś w rodzaju burzy wewnętrznej, przypominającej objawy niepokoju uczuciowego. W przebiegu większości “odprężeniowych" faz snu naczynia włosowate opuszek palców rozszerzają Się przy każdym skurczu serca i wypełniają krwią. Natomiast w fazie REM, podobnie jak w stanie napięcia lub stressu, naczynia wykazują skłonność do zwężania się i rozszerzają się mniej niż zwykle przy każdej fali tętna.



Wielu ludzi dorosłych reaguje na stress różnymi zaburzeniami ze strony przewodu pokarmowego. Nie ma jednak zgodności poglądów na sposób, w jaki wstrząsy uczuciowe i stany napięcia wywołują nieżyt (lub owrzodzenie żołądka i towarzyszące im dolegliwości. W UCLA zespół młodych uczonych (Armstrong, Bur-nap, Jacobson, Kales i inni) wykazał, że związane ze snem zmiany trzewne cechują się rytmicznością. U chorych z wrzodem dwunastnicy występujące nocą bóle mogą być związane z marzeniami sennymi fazy REM. Przeprowadzono badania porównawcze ochotników z zaawansowaną chorobą wrzodową dwunastnicy i ochotników zdrowych, zakładając im przed zaśnięciem sondę żołądkową. U ludzi zdrowych we śnie ustaje wydzielanie soku żołądkowego, natomiast dobrze wiadomo, że wydziela się on u chorych z chorobą wrzodową. Jak wykazały wspomniane badania, owo nieprawidłowe wydzielanie osiąga szczyt zazwyczaj podczas fazy REM.



Badania próbek krwi i soku żołądkowego, pobieranych od osób śpiących, nie pozwalają ustalić dokładnie, ,kiedy występują zmiany. Dostarczają one jednak przybliżonych danych o zjawiskach biochemicznych w organizmie śpiącego człowieka, z których wynika, że wiele zmian w płynach ,ustrojowych towarzyszy fazie REM. W fazie tej wzrasta we krwi poziom hormonów nadnerczy. Gruczoły te uwalniają do krwi, w sytuacjach krytycznych, tzw. sterydy stressowe, których stężenie waha się w rytmie dobowym. Stężenie 17-hydroksyketosterydów, głównie kortyzonu, jest najmniejsze o zmroku, a wzrasta w ciągu nocy, aby wczesnym rankiem osiągnąć szczyt, jakby dla przygotowania człowieka do okresu aktywności. Bez odpowiedniej dostawy tych hormonów człowiek odczuwa senność, a nawet może wykazywać zmiany w zachowaniu się. Elliot Weitzman i jego współpracownicy z Wydziału Medycznego im. Alberta Einsteina w Nowym Jorku badali poziom tych hormonów w krwi w ciągu nocy. Badani ochotnicy .byli lekarzami lub psychologami. Zanim zasnęli, wprowadzono im do żył odpowiednio umocowany zgłębnik, tak że eksperymentatorzy mogli w ciągu nocy, co pół godziny, pobierać krew od śpiących, nie budząc ich. Początkowo badający sądzili, że zmiany poziomu hormonów mogą być związane z niepokojem i skłonnością do budzenia się, z uwagi na sen w niewygodnej pozycji. Zapisy EEG i relacje samych badanych rozwiały te wątpliwości. Jeden z badanych lekarzy mówił następnego ranka: “Spałem zdumiewająco dobrze, panowie nie przeszkadzali mi, z wyjątkiem jednego razu, kiedy wszedł pan do sypialni w celu pobrania krwi". Zabawne było, gdy Weitzman poinformował następnie badanego, iż w jego pokoju był w nocy 15 razy i tyleż razy pobierał krew.



Badania krwi śpiących ochotników dały obraz zmian w stężeniu hormonów, bardzo odmienny od oczekiwanego. Większość lekarzy spodziewała się powolnego i ciągłego wzrostu stężenia tych substancji, tymczasem zamiast wykresu ciągłego uzyskano w drugiej połowie nocy serię coraz wyższych iglic. Były one zgodne w czasie z występowaniem coraz dłuższych faz REM.



Dawniej nie badano, oczywiście, zachodzących w czasie snu zmian w metabolizmie tlenu, w czynności wydzielniczej przewodu pokarmowego lub w produkcji hormonów. Jednakże najosobliwsze, a zarazem najbardziej rzucające się w. oczy zjawiska związane z fazą REM były ukryte po prostu dlatego, że ludzie mają zwyczaj sypiania w pozycji skurczonej, na boku. U mężczyzn częstym zjawiskiem towarzyszącym budzeniu się jest erekcja, która ma być zależna od potrzeby oddania moczu. Obecnie uważa się, że owa erekcja poranna jest zjawiskiem normalnym i nie ma nic wspólnego z potrzebą oddania moczu. Jest to prawdopodobnie pozostałość ostatniego przed obudzeniem się marzenia sennego fazy REM, niezależnie od tematu tego snu.



Przed 20 latami uczeni niemieccy badali sprawę nocnych erekcji u mężczyzn stwierdzając, że niekiedy utrzymują się one przez prawie pół godziny. Ostatnio zjawisko to zostało poddane dokładnym badaniom, przeprowadzonym przez Charlesa Fishera i jego Współpracowników ze Szpitala Mt. Sinai w Nowym Jorku. Okazało się, że prawie u wszystkich mężczyzn fazę REM poprzedza erekcja, która może utrzymywać się przez cały czas trwania tej fazy. Co więcej, przypadki w których marzeniom sennym fazy REM nie towarzyszy erekcja, należą do osobliwości. Zazwyczaj są to sny o charakterze lękowym. Nie należy sądzić, że wszyscy mężczyźni prowadzą bogate życie erotyczne we śnie, nie wydaje się także, że sny erotyczne o charakterze wzrokowym odgrywają jakąś rolę w pojawieniu się erekcji, gdyż zjawisko to spostrzegano również u niemowląt, a także u starców. Ismet Karacan, który badał to zagadnienie w innej pracowni, zauważył, że u mężczyzn, u których nie dopuszczono do fazy REM, erekcja występuje w innych fazach snu, w porach, w których powinna pojawić się faza REM. Tak więc we śnie ujawnia się nieświadomie najbardziej wyrazisty odruch erotyczny, jako wyraz uderzeń jakiegoś zegara wewnętrznego, odruch osobliwie niezależny od subiektywnych skojarzeń, właściwych świadomości człowieka.



Rytm erekcji nocnych nie został jeszcze w pełni wyjaśniony, jednakże jesteśmy już na tropie jego mechanizmu. Wydaje się, że pewien określony, pierwotny obszar mózgu, mianowicie podwzgórze, zawierające między innymi ośrodki kontrolujące zachowanie seksualne, ulega w fazie REM pobudzeniu. Badania nad czynnością podwzgórza u zwierząt wskazują, że w fazie REM struktura ta cechuje się znaczną aktywnością, której wyrazem może być między innymi właśnie erekcja.



Mimo to ciało człowieka śniącego wykazuje wyraźne oznaki odprężenia. Na zewnątrz nic nie ujawnia gwałtowności zmian, jakie występują wewnątrz ustroju. Badany wygląda na głęboko śpiącego. Niekiedy nie można wywołać u niego nawet zwykłych odruchów rdzeniowych. Wprawdzie jego kończyny wykonują pewne ruchy, lecz mięśnie tułowia są rozluźnione. Ów znaczny spadek napięcia mięśniowego jest, jak się zdaje, wyrazem czynności jednego z jąder znajdujących się w pniu mózgowym, powyżej rdzenia kręgowego. Zjawisko to tłumaczy dlaczego somnambulicy nie wstają z łóżek w czasie marzeń sennych fazy REM. Również chrapanie występuje w rozmaitych fazach snu, ale nie w fazie REM. W tej fazie snu obniża się też napięcie mięśni utrzymujących postawę ciała i mięśni podbródka, natomiast niektóre mięśnie twarzy zachowują właściwy sobie tonus.



Gdyby nie dochodziło do obniżenia napięcia mięśni, dzięki czemu śpiący nie może ruszyć się z miejsca, zachowywałby się on jak pacjent z przewlekłym zespołem chorobowym mózgu, np. alkoholik w stanie gwałtownego pobudzenia, działający pod wpływem stanu marzeniowego. Co więcej, gdyby śniący miał częściowo otwarte oczy – co zdarza się nie talk rzadko, jak się wydaje – mógłby wyglądać na rozbudzonego i rozglądać się po pokoju, jakby go obserwował.



Koty i psy śpią zwykle z częściowo otwartymi oczami, zaś właściciele tych zwierząt wyobrażają sobie, że rozpoznają sny swoich ulubieńców, gdy przyglądają się ruchom ich ciała, ogona, łap, a przede wszystkim gwałtownym ruchom oczu. Czasem zwierzęta zwracają w stronę obserwatora oczy tak, jakby go widziały, po czym jednak nagle spoglądają gdzie indziej. Przed oczami śpiącego zwierzęcia można przesuwać rękę, lecz jego wzrok nie biegnie za tym ruchem. Czasem źrenice nagle się rozszerzają, jakby w polu widzenia pojawił się kawałek wołowiny, lecz po chwili zwężają się ponownie. Rozszerzenie źrenic wiąże się zwykle z natężeniem uwagi i wywołane jest zainteresowaniem, wszakże opisane wyżej zjawisko występuje w sposób nagły i nieoczekiwany. Nie wydaje się, aby rozszerzenie źrenic śniącego związane było z natężeniem jego uwagi.



“Badawcze" ruchy gałek ocznych interesowały niektórych uczonych. Początkowo tłumaczono je jako wyraz “przyglądania się" wypadkom rozgrywającym się w marzeniach sennych. Gałki oczne miałyby więc poruszać się tak, jak w życiu na jawie. Zagadnieniu temu poświęcono liczne, pomysłowe badania EEG, porównując relacje badanych z zapisami ruchów mięśni ocznych. Jedna z osób badanych podała, że we śnie, zanim została obudzona, wchodziła na pięć stopni schodów. Jej oczy wykonały w tym czasie pięć ruchów ku górze. Opisy marzeń sennych próbowano niekiedy ujmować w postaci hipotetycznych wykresów ruchów gałek ocznych, przy czym okazywało się, że wykresy te zgadzały się z rzeczywistymi zapisami odebranymi z elektrod ocznych. Zbieżność ta była tak znaczna, że skłaniała do wniosku, iż nasze oczy przyglądają się naszym marzeniom sennym. Jednak obrazy ukazujące się w snach nie mogą być jedyną przyczyną ruchów oczu i być może są z nimi związane jedynie przypadkowo. Nie możemy przyjrzeć się “filmowi", który rozgrywa się w świadomości śniącego. Niektóre ruchy jego oczu wydają się jednak niekontrolowane. Są zbyt duże i gwałtowne, aby mogły występować w stanie czuwania. Co więcej, umiejętne użycie czułych instrumentów zapisujących pozwoliło stwierdzić, że ruchy takie występują w fazie REM także u ślepych od urodzenia. Ludzie ci nie przeżywają w snach obrazów wzrokowych, lecz tylko wrażenia dźwiękowe i dotykowe. Skądinąd jednak wiadomo, że oczy człowieka zwracają się również w kierunku bodźców innych niż wzrokowe, np. dźwiękowych lub dotykowych. Oczy człowieka śniącego, niezależnie od tego, czy jest ociemniały czy nie, mogą odruchowo zmieniać położenie zgodnie ze wskazaniami kierunku, z którego działa bodziec, dostarczonymi przez układ mózgowy, w którym wytwarzają się obrazy.



Jeśli oczy nie patrzą na obrazy senne, to dlaczego poruszają się? Badania śpiących kotów dostarczyły pewnych wskazówek w tej sprawie. Wykonano wiele zapisów fal mózgowych, odebranych z różnych punktów rozmieszczonych na przebiegu drogi wzrokowej i we wzrokowej części mózgu kota. Na początku fazy REM w zapisach tych pojawiały się, nieomal zupełnie nagle, wyraziste serie wyładowań, poprzednio nie występujących. Wyładowania te obejmują również okolicę wzrokową kory mózgowej, do której włókna nerwowe z siatkówki przewodzą informacje i w której miliony impulsów nerwowych, powstających w siatkówce, zostają przetworzone w postrzeżenie. Wyładowania w postaci iglic odbierane są również z komórek nerwowych kontrolujących mięśnie oczne, a także z pnia mózgu. Przypuszczalnie owe niezwykłe wzorce fal mózgowych nie pochodzą z oczu ani też z obrazów powstających w świadomości, czyli w istocie, ze wzrokowej okolicy mózgu. Okazało się, że po zniszczeniu tych części opisane iglice można nadal odbierać z pnia mózgu, i że częstość ich wynosi około 8 na sekundę. Rytm ten może więc powstawać w ostatniej wzrokowej stacji odbiorczej dla impulsów siatkówkowych, nie tylko pod wpływem podrażnienia oczu, lecz również jako wynik pobudzenia pnia mózgu. Jeżeli tak jest, pobudzenie to następuje jedynie w czasie fazy REM i tylko wtedy jest skuteczne. Szybkie ruchy gałek ocznych, które można zauważyć przyglądając się śpiącemu, występują prawie zawsze wraz ze wspomnianymi seriami wyładowań iglic, co wskazuje, że ruchy te są wyrazem pobudzenia pnia mózgu. Być może zatem, obrazy występujące w naszych snach są następstwem wyładowań elektrycznych, które wprawiają w ruch nasze oczy, nie zaś odwrotnie.



Każdego interesuje natura marzeń sennych, miejsce, gdzie marzenia te powstają, jak się tworzą i w jaki sposób wiążą się z naszym rzeczywistym doświadczeniem życiowym. Na część tych pytań znaleziono odpowiedzi w pracowniach zajmujących się badaniem mózgu. Chociaż odpowiedzi te nie zaspokajają jeszcze w pełni naszej ciekawości, to jednak zaczyna już powstawać obraz śniącego mózgu, i to obraz daleko bardziej fantastyczny niż mogliśmy przypuszczać.



Badania nad śniącym mózgiem wskazały, że jego czynność w tych okresach jest tak odmienna od jego czynności w innych fazach snu, iż z trudem można rozpatrywać ją jako część snu. Po umieszczeniu czułych przyrządów w korze mózgowej zwierząt eksperymentatorzy wykazali, że w miejscach tych oporność elektryczna, potencjał tkanki korowej oraz przepływ krwi przez korę przypominają w fazie REM to, co dzieje się przy pobudzeniu, w stanie czuwania. Przyrządy czułe na zmiany temperatury wykazały jednocześnie, że temperatura mózgu jest względnie stała w większości faz snu, lecz wzrasta na początku każdej fazy REM. Przewyższa ona wtedy temperaturę mierzoną w stanie spokojnego czuwania, czasami zaś poziom jej w ograniczonych okolicach mózgu osiąga niezwykle wysokie wartości.



"Gorący" mózg człowieka śniącego wskazuje na wysoki poziom przemiany materii oraz szybką wymianę i znaczne zużycie energii. Wysoki poziom przemiany materii w mózgu jest istotny dla sprawnego działania tego narządu, określa inteligencję i sprawność postrzegania. Możliwe, że stwierdzenie wysokiej temperatury mózgu w fazie REM wyjaśnia żywość marzeń sennych, występujących w tej fazie. W każdym razie, wraz ze wzrostem temperatury i tempa metabolizmu zmniejsza się amplituda fal EEG. Wydaje się, że temperatura mózgu i amplituda fal mózgowych są odwrotnie proporcjonalne i dlatego wzorce EEG mogą być wskaźnikiem przemian mózgowych. W większości faz snu fale w zapisie EEG są względnie duże i powolne. W stanie czuwania i w fazach REM fale te zmniejszają się, tworząc niesynchroniczny, szybko zmienny wzorzec o niskim napięciu, tym niższym, im “gorętszy" jest mózg. Znamienne właściwości śniącego mózgu, które obalają nasze poprzednie wyobrażenia o śnie, przypominają właściwości mózgu osoby czuwającej i to w chwilach największej aktywności. Komórki śniącego mózgu wykazują znaczne pobudzenie. Wprowadzenie mikroele-trod do pojedynczych komórek nerwowych wzrokowej okolicy kory lub okolic związanych z czynnością ruchową pozwoliło stwierdzić, że częstotliwość wyładowań w fazie REM przewyższa częstotliwość wyładowań występującą w stanie spokojnego czuwania, a czasami bardziej przypomina chwile napięcia lub wściekłości. Lecz nawet w pojedynczych komórkach mózgu można stwierdzić cechy, które odróżniają ich czynność w fazie marzeń sennych od czynności w stanie czuwania.



Pojedyncza komórka mózgowa ma, jak się wydaje, ograniczony “słownik", jednakże może ona zakodować wiele informacji. Komórka może wyładowywać się z rozmaitą częstotliwością, może zużywać swój niewielki ładunek elektryczny w jednolitym rytmie metronomu lub w postaci nagłych salw oddzielonych długimi okresami ciszy. W pewnym sensie, czynność jej można porównać do alfabetu Morsea, składającego się jedynie z kropek i pauz. Przekazywana przez komórkę informacja polega na określanym rytmie wyładowań i jego zmianach. Jose P. Segundo z UCLA wraz ze swymi współpracownikami próbował rozszyfrować kod układu nerwowego, badając dokładnie rytm wyładowań olbrzymich komórek nerwowych, występujących u niektórych pierwotnych zwierząt. Edward Evarts i inni uczeni z Narodowego Instytutu Zdrowia wykonali doświadczenia, w których określali zmiany rytmu czynności pojedynczych komórek mózgowych u małp w czasie ich odpoczynku, przy drapaniu się, sięganiu po jedzenie, zasypianiu i wchodzeniu w sen fazy REM. W fazie tej komórki wyładowują się równie często, jak w stanie czuwania, lecz analiza tych wyładowań wykazuje różnice ich wzorców. Zapisy w stanie czuwania mają wzorzec jednolity, natomiast fazę REM cechuje wzorzec polegający na wyładowaniach salw impulsów i dłuższych przerwach. Wydaje się, że komórki wymykają się zwykłej kontroli i przechodzą od stanu względnego spokoju do stanu gwałtownej aktywności. Tak nierówny rytm wyładowań, taka niekontrolowana aktywność może oznaczać, że mózg nie działa jako całość, że brak mu koordynacji, że każdy oddech i dopływ powietrza czy też jakieś inne zakłócenie odbija się na jego czynności.



Mimo to świadomość śniącego wydaje się niepodatna na czynniki zakłócające i wykazuje zdolność do koncentracji, której większość ludzi nie zdołałaby utrzymać nawet w czasie o połowę krótszym na jawie. Błyski światła, dzwonki, szoki elektryczne, podmuchy powietrza, rozmaite głosy i bodźce czuciowe działające na pogrążone w snach koty, króliki, szympansy, na ludzi dorosłych i dzieci, powodują określone zmiany w zapisie EEG. W fazie REM zapis ten przypomina w tych warunkach odpowiedź EEG, jaką uzyskuje się od osobników czuwających w napięciu uwagi.



Czujność i skupienie, które zwykle opisujemy jako uwagę, mają znaczenie fizjologiczne, uwidoczniające się w toku badań nad mózgiem. Hernandez-Peon badał odpowiedzi bioelektryczne odbierane z mózgów ludzi, którym wszczepiono elektrody do okolicy wzrokowej, w celu ustalenia rozpoznania przed operacją neurochirurgiczną. Zwracał on uwagę na wzorce fal mózgowych powstające przy oglądaniu przez chorych błysków światła. Jeżeli siedzieli oni bezczynnie, błysk wywoływał odpowiedź w postaci dużych fal EEG. Jeżeli natomiast byli zajęci dodawaniem kolumn liczb lub na przykład przywoływaniem wspomnień z czasów dzieciństwa, wtedy ten sam błysk światła wywoływał jedynie słabą odpowiedź bioelektryczną mózgu. Odpowiedź ta jest podobna do reakcji mózgu na dźwięk lub dotyk w czasie trwania fazy REM i może być opisana jako właściwość uwagi.



W chwilach napięcia uwagi mózg wydaje się wrażliwy jedynie na wąski zakres podniet, które niejako selekcjonuje. Bez tej zdolności nie mógłby wpływać organizujące na zachowanie się. Jeden ze współczesnych uczonych przyrównywał umysł do czarnego nieba, które przeszywa jedynie cienki promyk światła, zwężający się jeszcze bardziej w chwilach znacznego skupienia myśli.



Selekcja bodźców w mózgu pogrążonym w snach jest bardzo ścisła i być może dokonuje się na kilku poziomach układu nerwowego. Podniety ze skóry i wnętrza ciała wędrują drogami nerwowymi, które zbiegają się w stacjach przekaźnikowych. Istnieje kilka takich stacji, przez które swoiste drogi czuciowe wiodą do mózgu. Neurofizjolodzy wszczepiali zwierzętom elektrody w różne miejsca owych dróg i stosowali dźwięki i bodźce dotykowe, uzyskując wyraźniejsze odpowiedzi podczas spokojnych faz snu cechujących się falami wolnymi, niż podczas fazy REM. Ten brak odpowiedzi w fazie marzeń sennych określono jako “cenzurę". Częściowo sprawują ją zapewne mięśnie. Na przykład w fazie REM delikatne mięśnie ucha środkowego wykazują ten rodzaj czynności, który można stwierdzić u zwierząt bacznie przyglądających się przygotowaniom do obiadu. Ogólne rozluźnienie mięśni może także zmniejszać wpływ podniet czuciowych. Każdy wie zapewne z własnego doświadczenia, że gdy siedzi napięty w fotelu dentystycznym, wtedy czyszczenie zęba znacznie więcej boli, niż gdy udaje mu się rozluźnić mięśnie.



W większości warunków zewnętrznych zwierzęta i ludzie trudno się budzą z fazy REM. Niektórzy uczeni wnioskują stąd, że jest to najgłębsza faza snu, i że stanowi najbardziej radykalne odcięcie od świata zewnętrznego, ze wszystkich jakie znamy. Przeciętna głośność mowy wynosi około 60 decybeli. Kiedy ponad naszymi głowami przelatuje z ogłuszającym rykiem odrzutowiec, natężenie dźwięku wzrasta do 100 decybeli. Otóż głos o natężeniu 60 decybeli na ogół budził badanych ze snu, jeżeli jednak znajdowali się w fazie REM, trzeba było niekiedy stosować dźwięk o natężeniu 80 decybeli, które jest przykre dla większości ludzi. Wszakże ci sami ludzie, mogą obudzić się na dźwięk własnego nazwiska. .



Człowiek śniący wyłącza niejako wpływ zakłóceń że świata zewnętrznego, jednakże jego mózg reaguje na; podniety, które mają dlań jakieś znaczenie. Podobnie jak badani, którzy spokojnie spali w hałasie pracowni, lecz budzili się na dźwięk swojego nazwiska, tak i matki śpiąc w kakofonii hałasów ulicznych i ogłuszających dźwięków, dochodzących z przelatujących w górze samolotów, budzą się na najlżejszy kaszel swojego dziecka. Można przytoczyć szereg przykładów zdolności mózgu do rozróżnienia bodźców we śnie, dzięki czemu chroni się on przed wpływem niewłaściwych odgłosów. Zwierzęta, oczywiście, mają taką samą zdolność. W badaniach doświadczalnych eksperymentatorzy nadawali pewnym sygnałom określone znaczenie, inne zaś sygnały pozostawiali jako obojętne. Do* świadczenie można było uznać za udane, gdy badane zwierzęta, lub dobrowolnie poddające się badaniom osoby, rozróżniały owe bodźce znajdując się w fazie REM.



Dziwna rzecz, ale rozróżniania bodźców we śnie łatwiej jest nauczyć systemem karania za błędy, niż nagradzania za reakcję właściwą. Możliwe zresztą, że nagrody stosowane w pracowniach nie były dość zachęcające. Z drugiej strony reakcja na karę może być wyrazem struktury naszych umysłów. Układ alarmowy, który wyrywa nas z najgłębszego snu, jest prawdopodobnie zaprogramowany tak, aby wykazywał zagrożenie, lecz nie przerywał nam snu z powodu byle jakiej przyjemności. Miłe gaworzenie dziecka jest równie słyszalne, jak odgłos kichania, lecz ileż młodych matek zrywa się z łóżka dlatego, że posłyszały odgłosy radosnej zabawy? Człowiek znajdujący się w fazie REM wydaje się wewnętrznie pobudzony, a jednocześnie równie skupiony jak lotnik, który prowadzi samolot do lądowania w silnym, przeciwnym wietrze. Jeżeli śniący mózg działa pod pewnymi względami tak, jak w stanie czuwania, to jednak występują tu również znaczne różnice.



30 lat temu, kiedy zapisy EEG służyły do rozpoznawania uszkodzeń układu nerwowego i analizowano je tylko gołym okiem, fale mózgowe występujące w fazie REM mylono niemal zawsze z zapisem stanu czuwania. Dziś analiza za pomocą maszyny matematycznej ujawnia ogromne różnice między układami fal mózgowych okresu czuwania i fazy marzeń sennych. Zapis fal odbieranych z powierzchni mózgu wskazuje, że w jego wnętrzu zachodzą zmiany czynnościowe. O tym, jak wiele może nauczyć się śpiący mózg, dowiadujemy się z badań nad kotami, którym wszczepiono elektrody. Pewne neurony w korze mózgowej kotów stają się w czasie snu stopniowo coraz mniej aktywne, przy czym nie ożywiają się w fazie REM. Komórki te mają połączenia ze spoidłem wielkim mózgu, stanowiącym swego rodzaju most, złożony z włókien nerwowych, które łączą obie półkule mózgu.



Mózg wszystkich ssaków dzieli się na dwie części, połączone wiązkami włókien. U niektórych chorych trzeba czasem usunąć całą półkulę, a mimo to człowiek lub zwierzę może później działać niespodziewanie sprawnie. Po przecięciu włókien łączących obie części mózgu, prawa półkula nie dowiaduje się, jakie bodźce działają na półkulę lewą. Operacje polegające na rozszczepieniu półkul mózgowych bywają korzystne dla niektórych chorych na padaczkę, zapobiegają bowiem rozprzestrzenianiu się napadowych wyładowań z jednej półkuli na drugą. Półkule mózgu człowieka nie są identyczne, zazwyczaj lewa półkula dominuje i kontroluje mowę, gdy tymczasem półkula prawa jest niema. Nie jest pewne, czy ślady pamięciowe są odkładane od razu z kopią, ale wydaje się, że mogą być przenoszone z jednej półkuli do drugiej przez most złożony z włókien nerwowych.



W stanie czuwania komórki nerwowe należące do ogromnego układu łączności nerwowej wykazują intensywną czynność. Osłabienie ich aktywności we śnie może redukować scalającą czynność mostu włókien nerwowych. Jeśli tak jest, to łączność między półkulami ulega zakłóceniu i należy oczekiwać, że we śnie myśli różnią się od czynności umysłu czuwającego, podlegając zapewne surowym ograniczeniom.



Badania nad mózgiem nie wyjaśniły jeszcze istoty i treści naszych marzeń sennych, lecz dostarczyły nam już pewnych użytecznych wskazówek. Czasami dziecinne, czasami zwierzęco brutalne sny najłagodniejszych osób wydają się mniej niezwykłe, gdy przyjrzymy się tym okolicom układu nerwowego, które są najaktywniejsze w fazie REM. Cykl marzeń sennych bierze, jak się zdaje, początek w pierwotnych, niższych okolicach mózgu, natomiast wypracowanie, wysubtelnienie, wyrazistość i odcienie snów są dziełem wyższych ośrodków korowych.



Zawoje mózgu zawierają w swych warstwach od-, bicie procesu ewolucyjnego. Zaczyna się on od prostej robakowatej formy rdzenia kręgowego, ponad którym kształtują się: pień mózgowy, ośrodki powonienia, kontroli mięśni ciała oraz uczuć. W miarę, jak czynności życiowe zwierząt stają się bardziej złożone niż czynności tropienia i pożerania zdobyczy, ponad starym mózgiem rozwijają się ewolucyjnie młodsze jego części, które zwiększają rolę innych zmysłów, modulują podstawowe instynkty, zawierają większe zasoby śladów pamięciowych. Stopniowo, jądro nad jądrem, warstwa nad warstwą, rozrastają się struktury modulujące, aż wreszcie u człowieka cały ten układ może odpowiadać na subtelności pochodzące z najbardziej zewnętrznej warstwy, z nowej kory. Podstawowy rytm fazy REM nie wymaga mózgu bardziej rozwiniętego niż mózg oposów. Natomiast człowiek pogrążony w snach tej fazy jest zdolny do twórczości poetyckiej. Najwyższe wydoskonalenie kory mózgowej musi sprawiać nam trudności w badaniach nad marzeniami sennymi. Badani, których denerwują określone bodźce stosowane w pracowni, lub którzy niepokoją się o to, że ich przeżycia osobiste będą ujawnione osobom obcym, niekiedy nie poddają się snom lub spędzają całą noc na niecharakterystycznym snuciu nieszkodliwych myśli w czasie faz REM. Ludzie ci w fazie REM naciskają przyciski, włączają w zakres swych snów to, co się tu sugeruje i wykazują w różnym stopniu, że nadal rozporządzają swą wolą.



Fizjologowie wykazali, że w tym czasie pobudzona jest kora mózgowa. Szczyt jej aktywności może zależeć od czynności jednego z głównych ośrodków pod-korowych, mianowicie od wzgórza wzrokowego. Wzgórze, przypominające z wyglądu orzech, znajduje się w obu półkulach. Porządkuje ono informacje czuciowe dochodzące z zewnątrz i – po przesianiu ich – przesyła je do kory przez rozległą sieć włókien nerwowych. Kora nadaje tym informacjom ostateczny kształt: myśli lub rozkazu.



W czasie marzeń sennych fazy REM wzgórze opracowuje informacje, które w większości pochodzą z samego mózgu. Wzgórze jest częścią obwodu pamięci, jednak należy przypuszczać, że decydującą rolę w tym obwodzie odgrywają inne struktury, położone bardziej ku przodowi, w płatach skroniowych mózgu, które także wykazują intensywną czynność w fazie REM. Jednym z przejawów tej czynności jest rytm fal mózgowych, wytwarzający się w hipokampie, rytm theta. Występuje on zarówno w stanach napięcia uwagi i niepokoju, jak i w fazie marzeń sennych, a więc w stanach, w których człowiek pogrążony jest we własnych uczuciach i wspomnieniach, jest zatem najmniej zdolny do przyjmowania większych ilości informacji z zewnątrz. Niektórzy uczeni uważają, że rytm theta zależy od czynności zamkniętych obwodów w strukturach pamięciowych, przy czym okolica czołowa mózgu dostarcza, być może, ze swego rejestru śladów pamięciowych, materiału, który kora przekształca w marzenia senne.



Z okolicy hipokampa impulsy przebiegają z niezwykłą szybkością do innej okolicy, do przegrody, której czynność związana jest z zachowaniem uczuciowym. Stąd biegną do okolic scalających, w których powstaje świadome postrzeżenie. “Obłędne" marzenia senne – podobnie jak halucynacje ludzi naprawdę psychicznie chorych – można tłumaczyć intensywnym pobudzeniem wzgórza, którego “komunikaty" wpływają na korę, dzięki czemu ulegają uświadomieniu – podczas gdy normalne czynniki hamujące, zależne od czynności postrzegających okolic mózgu tracą swój wpływ. W fazie REM przestają działać na korę normalne wpływy hamujące z wielu ośrodków mózgu, które w stanie czuwania pośredniczą w świadomych postrzeżeniach.



Należy wspomnieć o innej jeszcze właściwości marzeń sennych, której istotę można zrozumieć przyglądając się samemu mózgowi. Jeżeli w snach znajdują odbicie nasze podstawowe instynkty, zwierzęce popędy drzemiące w każdym cywilizowanym człowieku, znaczy to, że ich impulsy mogą przenikać do wyższych części mózgu z głębszych i rozwojowo starszych okolic. Wzgórze musi uporać się z dużym napływem nieopracowanych informacji dochodzących z podwzgórza, znajdującego się poniżej. Podwzgórze jest częścią mózgu, która wcześnie pojawiła się w procesie ewolucji. Reguluje ono częstość uderzeń serca, ciśnienie krwi, pośrednio także poziom cukru we krwi, łaknienie, wydzielanie hormonów nadnercza, temperaturę ciała, pragnienie, czynności seksualne, a także najprostsze przejawy życia uczuciowego. Uczucia, które sami odczuwamy i z którymi spotykamy się u innych, nie kształtują się bezpośrednio w ośrodkach tej rozwojowo starej struktury mózgu, lecz ujawniają się dopiero po wielokrotnych modyfikacjach i “opracowaniu" w ośrodkach wyższych. W pewnych okolicznościach jednak zmęczone dziecko czy człowiek dorosły, wyczerpany przedłużającym się działaniem czynników stressowych, może na koniec dać ujście wybuchowi “zwierzęcej" wściekłości. Tego rodzaju emocji doznajemy w warunkach zachwiania równowagi wewnętrznej, wymagającego przystosowania – czego przykładem może być uczucie strachu pod wpływem nagłego strzału. Uczucie to rodzi się najpierw w podwzgórzu, które powoduje zwiększone wydzielanie adrenaliny do krwi, przyspiesza czynność serca i rytm oddechu i jest przyczyną tych wszystkich zjawisk, które odczuwamy jako strach. Podobnie gdy organizm wymaga pokarmu, sygnały mózgowe związane z uczuciem głodu każą nam poszukiwać jedzenia. Kiedy indziej, posłuszni działaniu rytmu hormonalnego, poszukujemy sposobu zaspokojenia pragnień seksualnych. Te surowe “odczucia", które prowadzą nas rozmaitymi drogami, umożliwiającymi przeżycie, są pod wieloma względami regulowane przez pod wzgórze.



W fazie REM podwzgórze – które staje się wtedy bardziej aktywne – może wysyłać do nadnerczy rozkazy zwiększenia produkcji hormonów sterydowych, może powodować erekcję i pośrednio przekazywać rozmaitym układom ustroju polecenia, których skutki spostrzegamy jako zmiany w rytmie oddechu i czynności serca, w ciśnieniu krwi, w napięciu ścian naczyń włosowatych. Zmiany te są tak różne od zjawisk zachodzących w pozostałych fazach snu, że przypominają objawy strachu lub wzburzenia. Przypuszczalnie drogą połączeń ze wzgórzem docierają doń niektóre z tych surowych informacji, pozbawionych swego zwykłego, życiowego celu i znaczenia, i stają się częścią materiału “redakcyjnego", przesyłanego do kory, częścią marzenia sennego.



12 lat temu, obserwując okresowe pobudzenie ruchowe człowieka przeżywającego żywe marzenia senne, wnioskowaliśmy, że to jego ciało reaguje na obrazy wewnętrzne. Dziś przyjmuje się przeciwny punkt widzenia, według którego sny są wytwarzane przez pewne cykle fizjologiczne, niezależnie od historii danej osoby, choć w szczegółach są one bez wątpienia formowane przez osobiste doświadczenia, wspomnienia, cechy umysłu i osobowości. Jak wiemy, wiele zjawisk fizjologicznych, które towarzyszą procesowi snu, wynika ze struktury i rytmu czynności całego organizmu. Dzieje się tak każdej nocy. W którym miejscu rozpoczyna się ten rytm? Jakie okolice mózgu uwalniają określone układy spod ich zwykłej kontroli i wyzwalają szaleństwo marzeń sennych u osoby śpiącej?



Marzenia senne fazy REM można wywołać przez drażnienie elektryczne wielu struktur mózgowych, po czym niemal zawsze następuje faza spokojnego snu. Być może istnieją sposoby, za pomocą których kora mózgowa wywołuje fazę REM, i dzięki którym człowiek może samego siebie wprowadzić w tę fazę, niekoniecznie po to, aby śnić. Zwykły rytm marzeń sennych REM narzucają najniższe części mózgu, filogenetycznie stara struktura pnia mózgu, znana jako twór siatkowaty mostu. Drażniąc tę okolicę można łatwo wyzwolić niezwykłe rytmy fal mózgowych, towarzyszące szybkim ruchom oczu. Znaczenie pnia mózgu w powstawaniu okresów snu REM jest zapewne duże. Wiemy, że faza REM występuje u takich zwierząt jak szczury lub oposy, które nie mają powodów do chwalenia się wielkością swego mózgu. W rozwoju układu nerwowego u zarodków pierwszy zawiązek tkanki mózgowej jest przyszłym pniem mózgu. Przedwcześnie urodzone dzieci wykazują we śnie wyraźną przewagę fazy REM. Badania nad snem dzieci, przeprowadzone przez Arthura Parmele'ego z UCLA, wskazują, że skracaniu się faz REM u normalnych dzieci towarzyszy rozwój połączeń nerwowych w pniu mózgu i wyższych okolicach.



Na długo przed uzyskaniem tych danych, młody francuski fizjolog Michel Jouvet i jego współpracownicy w Lyonie zajmowali się badaniem mechanizmu fazy REM u kotów. Badali oni także ofiary nieszczęśliwych wypadków, u których stwierdzano uszkodzenie pnia mózgu. Ludzie ci często utrzymywali się przy życiu. Zdarzało się, że znajdowali się oni przez kilka miesięcy w dziwnym stanie, czasami zasypiali na krótki czas, wykazywali pewną aktywność mięśniową, lecz w zapisie EEG nie stwierdzono u nich cech przypominających zapis fazy REM. U innych ofiar wypadków uszkodzona była kora. Chociaż często żyli jeszcze przez kilka lat, stan ich był ciężki. .Wykazywali zaburzenia wzroku, słuchu, nie spełniali prostych poleceń. Patrząc pustym wzrokiem przed siebie, spędzali tak dzień po dniu. Nie występowały u nich w zapisie EEG fazy snu z falami wolnymi, pojawiały się natomiast krótkie okresy czynności przypominającej wzorzec faz REM. Michel Jouvet i jego współpracownicy przypuszczali więc, że faza REM wymaga czynności pnia mózgu, który z kolei oddziałuje na korą.



Eksperymentatorzy wykonywali u badanych kotów precyzyjne operacje, imitujące uszkodzenia obserwowane u ludzi będących ofiarami wypadków. Koty od-korowane, tj. pozbawione wpływu kory mózgowej, wykazywały we śnie fazę REM, jeżeli natomiast zniszczono im pewne drobne miejsce w obrębie tworu siatkowatego pnia mózgu, faza REM znikała. W innych przypadkach uczeni drażnili impulsami elektrycznymi ośrodki znajdujące się w moście, przy czym kot mógł natychmiast przechodzić ze stanu czuwania lub głębokiego snu w fazę REM z charakterystycznym pobudzeniem, które wyrażało się w zapisie odbieranym z układu wzrokowego i z oczu.



Stopniowo określono lokalizację jądra “spustowego" dla fazy REM w określonej grupie komórek mostu. Tutaj także uczeni odkryli jądro, które jak się okazało, wywiera wpływ hamujący na mięśnie. Wydaje się, że wprowadza ono mięśnie w stan zwiotczenia występującego u śpiącego w fazie REM, napięcie mięśniowe obniża się bowiem jedynie wtedy, kiedy wspomniane jądro staje się aktywne. Po rozmyślnym zniszczeniu tej niesłychanie małej struktury, nie dochodziło również do innych charakterystycznych przejawów fazy REM. Śniący kot nie pozostawał w pozycji łagodnej ospałości, poruszał się, chwilami wpadał jak gdyby w niezadowolenie, wściekłość, podniecenie. Był to obraz marzeń sennych u poruszającego się osobnika.



Opis doświadczeń Jouveta i jego współpracowników mógłby wypełnić kilka tomów. Badacze ci eliminowali i wzniecali stan pobudzenia rozmaitych okolic mózgu, lub niszczyli je. Dopóki jednak pozostawała nietknięta pewna szczególna okolica mostu, utrzymywał się też podstawowy rytm fazy REM. Nie wynika stąd, że utrzymywały się również marzenia senne jako takie, natomiast inne określone cechy fazy REM występowały nadal. Czasami przychodzi na świat nieszczęśliwe dziecko bez kory mózgowej, lecz nawet wtedy, choć działa u niego jedynie pień mózgu i choć musi być ono sztucznie utrzymywane przy życiu, sen wykazuje cechy fazy REM, występujące w ciągu niewielu dni jego życia.



Znaczenie pnia mózgu dla fazy REM jest bardzo istotne, lecz nie wynika z tego, że jedynie ta część mózgu steruje całą fazą REM i że tu się ona zaczyna. Odkąd procesy mózgowe rozpatruje się na poziomie biochemicznym i bioelektrycznym, uczeni często zastanawiają się nad szczegółami roli pnia mózgu i zakresem, w jakim również inne części mózgu uczestniczą w wywoływaniu fazy REM. Przeciwstawiające się temu ujęciu teorie wskazują, że faza REM może być wywoływana w rozmaity sposób, podobnie jak sen, który może być wyrazem nudy lub zmęczenia. Tak więc, jak to wykazano u badanych w pracowniach snu, na marzenia senne wpływa kora mózgowa. Ludzie ci uczyli się bowiem budzić samoistnie lub przerywać fazę REM. Również uczucia wpływają na fazę snów. Duże znaczenie ma też określony stan równowagi biochemicznej mózgu. Nienormalne wzorce fazy REM występują pod wpływem stressu, gorączki, chorób psychicznych. Mózg reaguje na rozmaite czynniki, zaś okresy REM przedstawiają, być może, poszczególne cykle czynności fizjologicznych, które w normie działają wspólnie.



Fizjologicznie faza REM nie występuje przypadkowo, lecz stosunkowo cyklicznie. Przypuszczalnie dzieje się tak pod wpływem pewnych, powtarzających się procesów fizjologicznych organizmu, w większości podobnych pod niektórymi względami do procesów metabolicznych, regulowanych przez “zegar" biologiczny, który narzuca im określony rytm. Senność lub niemożność zaśnięcia z powodu niepokoju jest jedynie modyfikacją cyklu dobowego. Tak też jest z marzeniami sennymi. Prawdopodobnie powtarzające się cykle metaboliczne, uaktywniające “drzemiące" struktury w mózgu i całym organizmie, narzucają rytm marzeń sennych. Pień mózgu jako pośrednik między mózgiem i resztą organizmu stanowi dobrą lokalizację dla ośrodka, w którym rozpoczyna się faza REM, co jednak wzbudza pień mózgu?



Badania biochemiczne, przeprowadzone głównie na kotach, wykazały, że naturalna substancja występująca w organizmie – acetylocholina – wprowadzona do wielu okolic mózgu może wywoływać sen, a następnie marzenia senne fazy REM. Faza ta jednak nie występuje natychmiast. Również noradrenalina wprowadzona w różne miejsca mózgu kota powoduje pobudzenie i może także wywołać fazę REM. Wykazano to wstrzykując tę substancję do pnia mózgu, a także do wzgórza.



Napięcie wewnętrzne człowieka śniącego, gotowość jego mózgu do zareagowania na światło, dźwięk, dotyk, a także podniecenie nerwowe wskazuje na związek między fazą REM i stanem pobudzenia. Lokalizacja ośrodka uruchomiającego mechanizm wywołujący fazę REM w tworze siatkowatym mostu i możność wzbudzenia fazy REM przez noradrenałinę każą sądzić, że jakiś czynnik tego tajemniczego stanu może być związany z rozległym układem mózgowym, powodującym stan napięcia i pobudzenie.



Nie rozwikłaliśmy jeszcze zagadnienia snu pod względem biochemicznym, ale możemy spodziewać się, że u podłoża tego zjawiska znajdują się cykle metaboliczne. Możliwość tę podkreśla od roku 1950 grupa eksperymentatorów, kierowana przez Williama C. Dementa. Zaskakujące badania, wykonane przez ten zespół, znane były początkowo jako badania nad pozbawieniem snu. Kiedy Dement zauważył, że fazy REM snu są regularnie występującym nocnym zjawiskiem, zaczął zastanawiać się, co może się zdarzyć, jeżeli człowiekowi pozwoli się spać, nie dopuszczając jednak do powstania tych faz. Po pierwszych wynikach należało przypuszczać, że marzenia senne są istotne dla stanu umysłowego i że ich usunięcie ze snu może wywoływać zmiany psychologiczne. Współczesna znajomość fizjologii fazy REM oraz długie i mozolne badania nad osobami pozbawionymi marzeń sennych przyczyniły się do poznania właściwego ich sensu. Kiedy okresy REM są wyłączone ze snu osób badanych – pod wpływem leków, alkoholu, zabiegów chirurgicznych lub choroby – łańcuch procesów fizjologicznych zostaje przerwany. Rozmaite marzenia senne występują wtedy w innych fazach snu, lecz nie towarzyszy im wzburzona czynność układu nerwowego i wydzielnicza gruczołów. Być może słuszne są teorie psychiatryczne mówiące o tym, że człowiekowi potrzebne są marzenia senne, jednak teorie te nie tłumaczą, do czego potrzebna jest faza REM.



Pierwsze badanie Dement prowadził wspólnie z psychiatrą Charlesem Fisheretn ze szpitala Mt Sinai w Nowym Jorku. W czasie gdy okresy REM były wielką nieznaną, nikt nie mógł przewidzieć, co może zdarzyć się osobie pozbawionej tych ożywionych faz snu. Początkowo obserwowano przez kilka nocy sny pewnej grupy ochotników, aby uzyskać zapis podstawowy, a potem w ciągu pięciu kolejnych nocy budzono ich, kiedy tylko pojawiały się niesynchroniczne wzorce fal mózgowych oraz ruchy oczu. Postępowanie to było mało efektywne, gdyż pozbawiało badanych jedynie 65% całkowitego czasu trwania faz REM. Jednakże skutki tych zabiegów były dramatyczne. Ochotnicy niejako usiłowali śnić częściej, skarżyli się, że w ciągu dnia są mało skupieni, niektórzy nie umieli znaleźć przyczyny niepokoju czy zakłopotania. Inni zaczynali się przejadać, a jedna osoba po kilku dniach paniki przerwała nawet studia. Kiedy pozwolono ochotnikom spać bez przerwy, fazy REM były szybkie i intensywne. W ciągu kilku nocy badani nadrabiali jakby utracone marzenia senne. Wydaje się, że każdy z nas musi pewną ilość czasu spędzić w burzliwej fazie REM. Możliwe, że przy braku tej fazy w układzie nerwowym gromadzą się pewne substancje chemiczne. Przedłużony brak marzeń sennych może prowadzić nawet do psychozy. Ponieważ niebezpieczeństwa związane z utratą marzeń sennych były równie nieznane, jak wpływ stanu nieważkości na organizm, dalsze badania zaczęto prowadzić z wielką ostrożnością.



Dement, w celu przeprowadzenia niezwykle dokładnych i absorbujących badań, wybudował laboratorium EEG w sąsiedztwie swego mieszkania w Nowym Jorku, aby nie utracić łączności z rodziną. Ciągłe doświadczenia wymagały uporu i siły woli, a każda noc – niesłabnącej uwagi, aby błyskawicznie orientować się w pojawianiu się marzenia sennego, a jednocześnie zwracać uwagę na aparaturę i nie przerywać badań, gdyż inaczej doświadczenia skończyłyby się fiaskiem. Demeht i Fisher próbowali badać ochotników przez dłuższy czas pozbawionych snów, a jednocześnie przygotowani byli do przerwania doświadczeń przy pierwszych objawach zaburzeń organizmu badanych.



Ochotników starano się wybrać spośród ludzi zdrowych i silnych, i u których wywiady i badania psychiatryczne nie wykazywały chwiejności psychicznej. Jednemu ochotnikowi pozwolono spać normalnie przez 12 nocy, w celu uzyskania zapisów podstawowych, ale w ciągu następnych 16 nocy pozbawiano go fazy REM. Badano go za pomocą testów na szybkość postrzegania, zręczność, pamięć i inteligencję, a także za pomocą testu Rorschacha, który pozwala badanemu snuć własne skojarzenia i wizje. Na ekranie wyświetlano przez chwilę rozmaite obrazy, a potem pytano badanego, co widział. Rzucano mu też błyski światła na zamknięte powieki, on zaś miał opisać efekty następcze, utrzymujące się w jego świadomości. Ponieważ zmiany psychologiczne są trudne do uchwycenia, uczeni mieli nadzieję, że za pomocą tych testów uchwycą zmiany w postrzeganiu. Testy powyższe zastosowano przed doświadczeniem, po czym stosowano je, co pewien czas, w trakcie doświadczenia.



Na początku przerywanie fazy REM wydawało się proste, ale szóstego dnia ochotnik skarżył się na apatię i zmęczenie; zaczął przesiadywać przed telewizją lub spędzał czas bezczynnie. Nadzwyczaj trudno było mu zasnąć. W dziewiątą noc, kiedy coraz częściej przerywano mu fazę REM, badany wyładował swoją wściekłość na eksperymentatorze. W ciągu dnia był zmęczony, niezdolny do skupienia się, nie uważał podczas konwersacji, z trudem słuchał innych, nie ufał sobie przy prowadzeniu samochodu. W tym czasie eksperymentatorzy chcieli mieć całkowitą pewność, że badany nie zapada w krótkie drzemki. Toteż w ostatnich dniach eksperymentator, który był także osobistym przyjacielem badanego, stale mu towarzyszył. Zauważył on, że badany unika aktywnego myślenia i działania, powtarza historie już wcześniej opowiedziane i próbuje uciec spod nadzoru. Homoseksualizm stał się jego głównym zainteresowaniem.



Mimo to podczas wywiadu przeprowadzonego przez Fishera ochotnik podawał, że czuje się dobrze. Zapewne w domu czuł się fatalnie, lecz zwykle mobilizował się tak, aby nie ujawnić tego w pracowni. Jakkolwiek niechętnie przyznawał się do zmian, jakie w nim zaszły, ujawniono je w badaniach testowych. W dniach przed przerywaniem fazy REM jaskrawe światło rzucane na powieki wywoływało wyobrażenia wzorów geometrycznych. Jednak po pozbawieniu badanego faz REM, zaczynał on pod wpływem tych samych bodźców widzieć bogate w szczegóły obrazy. Były to prawie halucynacje. Obrazy te przedstawiały twarz nagle wyłaniającą się z ciemności, jakiś młotek, który miał go uderzyć, rośliny zjadające ludzi, a także nowo narodzone zwierzęta. Po 16 nocach, kiedy zakończono przerywanie marzeń sennych, te groteskowe wizje zostały ponownie wyparte przez wzory geometryczne, wywoływane przez to samo jaskrawe światło. Tak więc, mimo że badany nie przyznawał się do zmian, jakie w nim zachodziły, ujawniały się one w próbach testowych, chociaż likwidacja fazy REM nie była całkowita.



W kilka lat później na Uniwersytecie Stanfordzkim, Dement przeprowadził badania nad skutkami pozbawienia ludzi całej fazy REM, w ciągu szesnastu nocy. Technika polegała na budzeniu badanego sygnałem dźwiękowym na początku każdej fazy marzeń sennych, tuż przed pojawieniem się szybkich ruchów oczu. Po ośmiu nocach takiego postępowania pierwszy badany stał się oporny na budzenie za pomocą bodźców wzrokowych i dźwiękowych, i trzeba było budzić go przy użyciu siły fizycznej. Zbudzony jednak prawie natychmiast zapadał w fazę REM. Dement powtarzał doświadczenie co kilka sekund, aż okazało się niemożliwe dalsze hamowanie u badanego fazy REM, bez całkowitego pozbawienia go snu.



Następny ochotnik otrzymywał przez 15 nocy amfetaminę, która znosiła okresy REM. Po tym czasie musiano przerwać doświadczenie, ze względu na dobro badanego. Czternastego dnia wykazywał on już znaczne zmiany osobowości. Ten raczej małomówny^ rzetelny, młody człowiek stał się nagle gadatliwy, impulsywny, prawie nieodpowiedzialny. Sam powiedział, że czuje się niezwykle wolny od trosk i niepokoju, i nie obchodzi go to, co inni o nim myślą. Z nocnego lokalu, gdzie odmówił zapłacenia za napoje, został wyrzucony przez kelnera. Po incydencie tym sam był zdziwiony własnym brakiem zakłopotania. Przemiana była dramatyczna, ale wystarczyła jedna noc nie przerywanego snu, aby badany odzyskał swą dawną osobowość. Inny młody człowiek nie wykazywał po 16 nocach przerywanego snu. cięższych objawów, potem jednak zaczai zdradzać poważne zaburzenia, które przybrały formę nieuzasadnionych podejrzeń, graniczących z objawami, które psychiatrzy nazywają obłędem. Myślał on, że jego przyjaciele poniżają go, a eksperymentator podstępnie usiłuje go oszukać. Jednak po jednej przespanej normalnie nocy powrócił do zdrowia i przestał żywić podejrzenia w stosunku do wspomnianych osób. Po zakończeniu prób, w śnie u obu badanych wystąpiła niewiarygodnie duża liczba faz REM z marzeniami sennymi, która wyrównała ich brak w ciągu poprzednich nocy. Mimo intensywności tych marzeń, co uwidoczniło się w zapisie EEG, badani nic nie pamiętali następnego ranka.



Ta wyrównawcza “orgia" snów i nagła zmiana osobowości wskazują, że pozbawienie człowieka fazy REM powoduje zwiększoną akumulację w organizmie pewnych ciał chemicznych. Zapewne nagromadzenie się tych ciał osiąga taki stopień, że ich nierozładowanie prowadzi do poważnych zaburzeń w sferze emocji i zachowania. Prawdopodobnie systematyczne przerywanie fazy REM może ostatecznie spowodować uszkodzenie mózgu i dlatego doświadczeń tych nie należy wykonywać na ludziach. W badaniach na ludziach nie można także wyeliminować wpływu czynników zewnętrznych, takich jak napięcie psychiczne i świadomość badanego, że jest nieustannie pod obserwacją innej osoby.



Dogodnymi zwierzętami do powyższych doświadczeń są koty. Podobnie jak inne zwierzęta, wykazują one okres wyrównawczy po okresie pozbawienia fazy REM. Oczywiście, zmiany osobowości zwierząt są trudne do uchwycenia. Jouvet stwierdził, że koty, u których przerywano fazę REM przez 17 kolejnych nocy, a nawet dłużej, .wyglądały na zmęczone i smutne. Niektóre z nich badane w rok po przeprowadzonych doświadczeniach nadal były łagodne i nieagresywne.



Nie łatwo jest jednak pozbawić kota fazy REM. Jedną z metod stosowanych było umieszczenie zwierzęcia w łaźni z zimną wodą, na kamieniu wystającym ponad jej powierzchnię. Przestrzeń ta była dostateczna dla kota śpiącego w skurczonej pozycji, ale w momencie spadku napięcia mięśni, który występuje na początku fazy REM, kot ześlizgiwał się do wody. W innych doświadczeniach koty umieszczano na ruchomych kołach wodnych, tak że musiały się utrzymywać w ciągłym ruchu, aby nie wpaść do wody. Zwierzęta na kole zapadały w mikrosny, lecz nie w sen fazy REM. W ten sposób przygotowywano je do przedłużonego snu w klatce, w której dokonywano zapisów. Następnie można je było budzić w momencie pojawienia się w zapisie EEG sygnałów fazy REM. Postępowanie takie wydaje się łatwe, ale w istocie jest trudne do wykonania.



Wyobraźmy sobie 4 klatki ze zwierzętami i dwóch badaczy w małej pracowni snu. Koty zaczynają śnić na zmianę, ale niekiedy zapadają w fazę REM po dwa jednocześnie. W miarę upływu czasu okresy REM zdarzają się częściej i zaczynają występować trudności przy budzeniu kotów. Żaden automatyczny układ alarmowy nie działa. Zwierzęta trzeba podnosić i zmuszać siłą, aby stawały na łapach. Dwaj eksperymentatorzy z trudem znajdują czas, aby rzucić okiem na zapis EEG i sięgnąć równocześnie po dwa zupełnie osłabione koty. Usiłowanie pozbawienia kota fazy REM bez zakłócenia wyników badania przez niepożądane zewnętrzne bodźce stressowe jest bardzo trudne, zwłaszcza jeżeli doświadczenia trwają długo. W końcu biedne zwierzęta doświadczalne uzyskują to, czego większość zwierząt domowych nie zna: ludzką stałość uwagi. Osoba przyglądająca się tym doświadczeniom z zewnątrz zdziwiłaby się, jak zespół badających wytrzymuje przez miesiąc lub dłużej pracę w tym ciągłym ruchu. Jednakże postępowanie to dostarczyło pewnych, godnych uwagi danych.



Zmuszając koty do znoszenia długich okresów bez fazy REM, Dement i Jouvet spodziewali się, że zdołają wykryć zmiany chemiczne, które zachodzą w tym czasie oraz spowodowane przez nie uszkodzenia mózgu. Dement zauważył, że pozbawienie kotów fazy REM przez 30 – 70 dni wywołuje pewne zmiany w ich zachowaniu się. Osobliwością ich zachowania w tych warunkach było na przykład to, że – powstrzymywane od jedzenia – wykazywały nadmierny głód. U niektórych samców występowały objawy nadmiernego i pozbawionego wybiórczości pobudzenia seksualnego, co powodowało, że rzucały się na uśpione, a nawet martwe samice. Jest to nie do pomyślenia u normalnych kotów. Zwierzęta stawały się niespokojne i napięte, wykazując to, co Dement opisał jako wzmożony popęd. Gdyby ludzie tak mało panowali nad swymi popędami, niewątpliwie trzeba by umieszczać ich w szpitalach dla psychicznie chorych i to na oddziałach dla chorych niespokojnych.



W doświadczeniach na zwierzętach pozbawionych fazy REM wykazano ponadto, że po przekroczeniu pewnej granicy – przedłużający się brak tej fazy nie zwiększa rozmiarów kompensacji, następującej po przerwaniu doświadczenia. I tak Jouvet i Dement niezależnie od siebie stwierdzili, że kompensacyjna “orgia" marzeń sennych u kotów, którym nareszcie pozwalano spać, nie była większa po 70 dniach niż po około 30 dniach pozbawienia fazy REM. Zwierzęta “odzyskiwały" na ogół, jak się zdaje, tylko około 60% utraconych marzeń sennych. U ludzi nigdy tego nie spostrzegano, ponieważ nie można bez szkody dla zdrowia pozbawiać ich marzeń sennych przez czas tak długi. Jeżeli jednak utrata fazy REM wywołuje nagromadzenie pewnych, naturalnych substancji chemicznych, to co dzieje się z nimi po 30 dniach?



Uczeni przypuszczali, że okresy REM są wywoływane przez substancję chemiczną, gromadzącą się w rytmie regularnego cyklu metabolicznego. Zazwyczaj prawdopodobnie substancja ta zostaje zużyta w procesie snu REM lub przekształcona w inną. Przypuszczalnie gromadzi się ona w czasie, gdy nie występuje faza REM, osiągając pewien określony poziom. Po przekroczeniu tego poziomu substancja ta zaczyna przechodzić przez normalnie nieprzepuszczalną barierę między krwią i mózgiem i uchodzić z układu nerwowego. Podobnie jak ubranie z dobrej wełny jest nieprzemakalne podczas mżawki, lecz nie chroni przed ulewą, tak i bariera między krwią i mózgiem zmienia swoją “porowatość" w chwili, gdy substancje chemiczne osiągają określone stężenie. Jeżeli więc akumulująca się substancja chemiczna, wywołująca marzenia senne rzeczywiście istnieje, to może z nią dziać się to, co opisano wyżej.



Dement i jego współpracownik Peter Henry wykonali badania sprawdzające tę tezę. W mózg kota wszczepili cewnik, wprowadzając go do jednej z komór zawierających płyn mózgowo-rdzeniowy. Zabieg ten wykonano u kilku par kotów. U jednego z kotów każdej pary przez około 30 dni hamowano fazę REM Drugi kot spał normalnie i mierzono u niego prawidłowy czas trwania fazy REM. Kiedy zwierzęta pozbawione marzeń sennych zaczynały wykazywać zmiany w zachowaniu się, pobierano od nich płyn mózgowo--rdzeniowy i pobrane próbki wstrzykiwano dokomorowo kotom, które spały normalnie. Biorca wykazywał nieznaczny wzrost ilościowy fazy REM, dokładnie tak, jak głosiła teoria.



Teorie i doświadczenia mogą wydawać się proste, ale omówione postępowanie wymagało subtelności i zręczności. Część kotów trzeba było wyłączyć z doświadczeń ze względu na reakcję gorączkową po wstrzyknięciach. Niemniej jednak badania te wskazują, że okresowe występowanie fazy REM jest zależne od procesu chemicznego i że odpowiednia substancja chemiczna akumuluje się u kotów, którym nie pozwala się “śnić". Niedopuszczanie do fazy REM niewątpliwie pogłębia pewne zmiany w przebiegu procesów biochemicznych w mózgu.



Czy ową gromadzącą się substancją chemiczną jest noradrenalina, czy jakiś inny hormon stymulujący? Substancji adrenergicznych używano do wzmożenia pobudliwości pewnych układów mózgowych, do spowodowania pobudzenia, do wzbudzania fazy REM, a w dużych dawkach, do wywoływania halucynacji. Dowody na to, że marzenia senne fazy REM są wywoływane przez substancje adrenergiczne mózgu, należy jeszcze uznać za niewystarczające. Co więcej, nie wykryto jeszcze, jak przebiegają procesy chemiczne związane z fazą REM i który cykl fizjologiczny organizmu zaopatruje mózg w ciała pobudzające. Z drugiej strony, liczne wzajemne związki między utratą fazy REM, często wynikającą z zaburzeń snu, i chorobami umysłowymi wskazują kierunki dalszych badań. Narkomani, alkoholicy i wielu ludzi, którzy cierpią na zaburzenia snu, wykazują także, przez miesiące lub lata, utratę lub skrócenie fazy REM. Zapisy kliniczne EEG wskazują, że stłumienie fazy REM zdarza się w pewnych okresach chorób psychicznych. Może ono zmieniać przebieg zjawisk biochemicznych w mózgu, a w następstwie – czynność tego narządu.



Zmiany czynności mózgu badano u kotów. Kiedy kot słyszy trzask, w jego zapisie EEG występuje określony wzorzec fal, który zmienia się, jeżeli mózg zwierzęcia został w jakikolwiek sposób “zatruty". James Dewson wykonał tego rodzaju badanie na Uniwersytecie Stanfordzkim. Porównywał on odpowiedzi w zapisie EEG kotów przed pozbawieniem ich fazy REM, w czasie tego doświadczenia i po jego. zakończeniu. W czasie gdy doświadczenie było w toku, mózg kota reagował w sposób “przesadny", zbyt pobudliwe. Kiedy zwierzętom pozwolono normalnie spać i skompensować utratę snów, zapis EEG powrócił do normy.



Dement i jego współpracownicy interesowali się tymi zapisami EEG, ale spodziewali się bardziej drastycznych zmian w zachowaniu się kotów pozbawionych marzeń sennych. Dement był wprost zawiedziony. Jednakże badania wykonane przez ten zespół uczonych mogą prowadzić w kierunku rewelacyjnych odkryć. Praca ich ujawniła zmiany ogólnej pobudliwości mózgu pozbawionego snów, co prawdopodobnie tłumaczy, w jakiej mierze okres marzeń sennych przyczynia się do ochrony naszego umysłu, naszej równowagi i zdrowia. Dement zauważył, że zwierzęta pozbawione fazy REM, po jej przywróceniu nie tylko wpadają w wyrównawczą “orgię" marzeń sennych fazy REM, lecz marzenia te są również niezwykle intensywne. Oczy poruszają się bardzo szybko i gwałtownie, wąsy i kończyny drgają. Uczony porównywał temperaturę mózgu kota w normalnej fazie REM z temperaturą mózgu w fazie REM po zakończeniu omówionych doświadczeń. Mózg kota w owych wyrównawczych okresach REM był bardzo “gorący" i dlatego wydaje się, że zahamowanie fazy REM podwyższa metabolizm mózgu. W tym samym czasie Harry Cohen przypadkowo wywołał szok u zwierzęcia pozbawionego fazy REM. W zwykłych warunkach kot nie zareagowałby tak intensywnie, teraz jednak wpadł w stan drgawkowy. Wydaje się, że mózg pozbawiony marzeń sennych jest skrajnie pobudliwy.



Następny krok badających był oczywisty. Cohen i Dement pozbawiali grupę szczurów snu fazy REM przez 4-5 dni. W tych warunkach już bardzo lekki wstrząs elektryczny w okolicy ucha doprowadzał zwierzęta do drgawek. U zwierząt kontrolnych dopiero znacznie silniejszy wstrząs wywoływał drgawki. Był to dowód na wzrost pobudliwości ośrodkowego układu nerwowego u zwierząt pozbawionych snów. Bardziej dramatyczny wpływ miał na nie silny wstrząs. Poddane mu szczury nie musiały wyrównać w pełnym zakresie strat fazy REM, gdyż wyrównawcze fazy REM trwały u nich łącznie znacznie krócej niż zazwyczaj. Natomiast szczury, które przez równie długi czas pozbawione były fazy REM, ale u których nie wywoływano wstrząsu, wykazywały po zakończeniu doświadczenia zwykłe nasilenie występowania wyrównawczych faz REM. Czy elektrowstrząsy wywołują pewne rozładowanie fazy REM? Czy jest to przyczyna powodzenia terapii wstrząsowej, stosowanej w rozmaitych przypadkach chorób psychicznych?



Pracownicy Uniwersytetu Stanfordzkiego badają całonocne wzorce snu u chorych przed terapią elektro-wstrząsową i po jej zakończeniu. W toku przeprowadzonych dotychczas badań wstępnych zauważyli, że u pacjentów po wstrząsie było mniej faz REM niż przed wstrząsem. Tak wygląda jedynie wstępny pogląd na to zagadnienie. Wydaje się jednak, że Dement, Gulevich i Zarcone odkryli ważny fakt. Zwierzęta pozbawione snu wykazują nadmierne pobudzenie mózgu, które sprawia, że są one nadzwyczaj wrażliwe na elektrowstrząsy, przy czym sam wstrząs powoduje rozładowanie, które zwykle przebiega w fazie REM. Może to skłonić amerykańskich uczonych do spojrzenia w nowy sposób na sens terapii elektrowstrząsowej.



Wielu radzieckich pracowników nauki donosiło o stosowaniu szczególnie łagodnej formy elektroterapii, zwanej elektrosnem. W terapii tej stosuje się przyrząd o tej samej nazwie. W gruncie rzeczy ma on jednak niewielkie działanie nasenne i można by go nazwać raczej elektrycznym trankwilizatorem. U ludzi z zaburzeniami snu aparat ten może znacznie poprawić stan zdrowia. Czują się oni po leczeniu odświeżeni, bardziej czujni i nie tak oszołomieni, jak po terapii wstrząsowej. Zachowują się tak, jak po głębokim nocnym śnie.



Sposób działania aparatu polega na tym, że za pośrednictwem umieszczonych na głowie elektrod wysyła on do mózgu impulsy! o cechach tak zwanych impulsów prostokątnych. Impulsy te nie są bezpośrednio uchwytne dla pacjentów, ponieważ są bardzo słabe. Są one jednak dokładnie zsynchronizowane z czynnością bioelektryczną mózgu, tak że powodują wzrost jej amplitudy, i nadają jej określony rytm. Metoda powyższa może być szerzej stosowana do wywoływania bezpośredniego i natychmiastowego znieczulenia.



Kilku amerykańskich uczonych wykonało gruntowne badania nad techniką elektrosnu. W roku 1963 Sigmund Forster i jego współpracownicy z Ośrodka Medycznego Downstate w Nowym Jorku poddali badaniom około 100 osób. Jedynie połowa z nich zapadała w sen, chociaż wszyscy wykazywali obniżenie częstości tętna, ciśnienia krwi i częstości oddechów, a wielu odczuło spokój i świeżość. Część pacjentów z kurczami mięśni również doznała ulgi. Niektórzy naukowcy amerykańscy sądzili, że elektrosen wywiera wpływ głównie poprzez sugestię, gdyż zapisy EEG u zwierząt z wszczepionymi elektrodami nie wykazywały żadnych objawów świadczących o rozchodzeniu się prądu w mózgu. Wszakże grupa badaczy niemieckich, kierowana przez H. E. Von Diematha, badając pacjentów z elektrodami wszczepionymi we wzgórze podczas zabiegów neurochirurgicznych sprawdziła działanie przyrządu. Zapisy EEG u tych pacjentów i badania na zwierzętach wykazały, że elektrosen rzeczywiście wysyła do mózgu prąd elektryczny.



Wątpliwości pewnej grupy amerykańskich naukowców budzi uniwersalne niemal użycie elektrosnu. Przyrząd ten stosowano w leczeniu chorych dotkniętych schizofrenią, depresją, histerią, owrzodzeniami, kurczami mięśni, zatruciem ciążowym) egzemą i nadciśnieniem. Używano go ponadto do wywoływania stanu odprężenia u kosmonautów, w celu zmniejszenia napięcia emocjonalnego i uczucia zmęczenia, oraz przy przygotowywaniu ludzi do walki ze stressem. Amerykanie uważali, że niesłuszne jest leczenie napięcia mięśni i wyprysku tym samym sposobem, który stosowany jest u chorych psychicznie lub u dzieci chorych na pląsawicę. Natomiast według wielu uczonych radzieckich wszystkie te objawy są w znacznej mierze wyrazem nieprawidłowego działania ośrodkowego układu nerwowego, prawdopodobnie zaburzeń równowagi procesów mózgowych pobudzenia i hamowania.



Z pewnością wszystkich tych tak różnorodnych zaburzeń nie można uważać za wynik niedostatku fazy REM, lecz nie całkowicie rozładowywane pobudzenie mózgowe może wywoływać u każdego osobnika zmiany w jego najbardziej “czułym punkcie". Okazuje się, że faza REM redukuje taki stan wzmożonej pobudliwości mózgu. William Dement twierdził, że leki wzmagające fazę REM mogą być korzystne w pewnych psychozach, u narkoleptyków oraz u narkomanów w okresie odwykowym. Do leków takich należy LSD, który to środek stosowano u alkoholików na oddziałach odwykowych. Ludzie ci, niespokojni, pozbawieni fazy REM, doświadczali pod wpływem LSD wyraźnej ulgi, wskutek zmniejszenia niepokoju i napięcia. Objawy ulgi miały pewne podobieństwo do reakcji pacjentów po różnych formach elektroterapii.



Nowsze modele elektrosnu buduje się tak, aby działały na twór siatkowaty i powodowały lekkie wyładowania w strukturach mózgu, związanych z wzbudzaniem fazy REM. Jeśli to wzbudzenie elektryczne spowoduje redukcję pobudliwości mózgu podobną do reakcji na fazę REM, to całonocne zapisy EEG po leczeniu powinny wykazywać zanikanie marzeń sennych fazy REM, podobne do tego, co stwierdzono u pacjentów badanych przez grupę ze Stanfordu, po zastosowaniu elektrowstrząsów. Wpływ elektrosnu nie polega na wzbudzaniu snu, lecz na rozładowywaniu wzmożonej pobudliwości mózgu, co przypomina wpływ wstrząsu konwulsyjnego na szczury pozbawione fazy REM. 12 lat temu nieprawdopodobne wydawały się badania nad wzorcami snów nocnych, które mogłyby doprowadzić do wyjaśnienia mechanizmu elektroterapii i tajemnicy jej skuteczności przy leczeniu chorób psychicznych. Sen i zjawiska biochemiczne w organizmie wydawały się wtedy problemami odrębnymi; nie starano się szukać znamion rytmu dobowego w okresach marzeń sennych.



Obecnie uczeni radzieccy prowadzą intensywne badania nad wpływem elektrosnu na wszystkie układy ciała oraz na dobowy cykl snu i czuwania. Po zastosowaniu elektrosnu do znieczuleń uczeni ci stwierdzili interesujące zmiany chemiczne przypominające te, które występują w fazie REM. Zastosowanie elektrosnu wpływa na zwiększone wydzielanie sterydów nadnerczowych i na wzrost w mózgu poziomu katecholamin, substancji tak ważnych w stanach depresji. Zmiany powyższe mogą tłumaczyć, dlaczego pacjenci po leczeniu elektrosnem czują się wzmocnieni i mają dobre samopoczucie. Leki przeciwdepresyjne poprawiają zaopatrzenie mózgu w aminy, natomiast leki wywołujące depresję skracają również marzenia senne fazy REM. Przemiany biochemiczne w mózgu, związane z nastrojem, i cykl REM przeplatają się. Faza REM, częstość jej występowania, rytm, czas trwania i jej intensywność były dla nas wskaźnikiem stanu umysłowego i emocjonalnego, lecz posługiwaliśmy się nim nieco na ślepo. Jednak na długo przed poznaniem procesów biochemicznych warunkujących marzenia senne, właściwości fazy REM były cenną wskazówką dobrego samopoczucia lub zaburzeń procesów cyklicznych w ośrodkowym układzie nerwowym.



W miarę gromadzenia danych naukowych, obraz cyklu marzeń sennych ulegnie bez wątpienia modyfikacjom. Jednak wykrycie powtarzalności okresu marzeń sennych i kilku jego fizycznych właściwości okazało się bardzo ważne. Stało się podstawowym krokiem do zrozumienia wszystkich rodzajów zaburzeń nerwowych, od wyprysku do psychozy, od astmy do zaburzeń nastroju. Okazało się, że marzenie senne można uznać za rodzaj terapii wstrząsowej, powodującej rozładowanie okresowo wzrastających fal podniecenia nerwowego, związanego ze zmianami biochemicznymi. Tego rodzaju “terapia" zapewne potrzebna jest organizmowi do wielu celów. W ciągu następnych 10 lat badacze będą mogli wyjaśnić procesy metaboliczne, które wyzwalają i odmierzają w czasie okresy marzeń sennych.



Wszystkie odkrycia związane z fazą REM zwiększają jeszcze jej zagadkowość. Dlaczego to nawracające gorączkowe wzmożenie aktywności, występujące u wszystkich ssaków w czasie snu, powoduje lunatyczne wizje i pobudza układy ich organizmu aż do granic bezpieczeństwa? Natura jest ekonomiczna. W historii nauk medycznych myliliśmy się sądząc, że poszczególne elementy ciała, na przykład chrząstka w uchu czy komórki glejowe w mózgu, są tylko częściami pomocniczymi. Myliliśmy się, myśląc o kościach, że spełniają jedynie rolę podporową lub przypuszczająć, że narządy szczątkowe, takie np. jak wyrostek robaczkowy, są pozostałością po pierwotniejszych formach zwierzęcych. Zawsze można stwierdzić, że wspomniane części naszego ciała wykonują subtelne, lecz zasadnicze czynności. Złożony cykl REM z pewnością także równoważy i reguluje konieczne do przeżycia procesy. Jakie one są? Dlaczego rozwój ssaków poszedł taką a nie inną drogą?



Zdania naukowców były podzielone. Niektórzy uważali, że pierwotną, biologiczną rolę fazy REM można zaobserwować u zarodków, w czasie rozwoju mózgu. Życie jest ruchem. Tworzeniu się mózgu musi towarzyszyć nieustająca jego czynność. Prawdopodobnie ten pierwotny rytm, pojawiający się wówczas, gdy mózg jest jedynie pniem mózgu, stanowi podstawowy rytm, do którego zostaje dopasowana późniejsza działalność życiowa. Długo przed urodzeniem, w głębi macicy zarodek człowieka zaczyna wykazywać objawy aktywności – kopie, ssie i “grymasi". Przejawy tej aktywności wykazuje również noworodek, który wprawdzie przesypia większość czasu, lecz jak wykazał Howard Roffwarg, prawie połowę jego snu wypełniają rozmaite czynności ruchowe, które będą mu potrzebne później do wyrażenia instynktów. Oczy dziecka poruszają się, szuka po omacku, uśmiecha się, sapie, chrząka, kopie, ma erekcje. W późniejszym niemowlęctwie i w dzieciństwie mały człowiek mniej śpi i mniej w jego śnie jest okresów pobudzenia. Czynności -ruchowe dziecka ulegają ograniczeniu. Zapewne faza REM rozładowuje popędy, które tłumiono we dnie. W dodatku faza REM umożliwia mu prawdopodobne utrzymanie potrzebnej równowagi hormonalnej i przeciwdziała nadmiernemu nagromadzeniu produktów nieustannie działającego łańcucha cyklicznych procesów chemicznych organizmu.



Na temat biologicznej celowości stanu REM jest wiele prawdopodobnych przypuszczeń, lecz nie są to jeszcze ostateczne odpowiedzi i celowość marzeń sennych pozostaje nadal tajemnicą. Jeśli w ośrodkach mózgowych procesy rozładowywania stanu wzmożonej pobudliwości przebiegają w sposób rytmiczny, w cyklu biologicznym trwającym około 90 minut w czasie snu, to czy możemy cykle te zauważyć również w ciągu dnia? Czy ten “okres marzeń sennych", który obserwujemy tak wyraźnie w spokojnym śnie nocnym, jest czymś w rodzaju zegara, który przez całe życie ładuje i rozładowuje nasze ośrodki? Czy podstawowym motorem motywacji skłaniającym, na przykład, leniwe zwierzę do wstania z legowiska jeszcze przed wystąpieniem głodowych bólów żołądka i szukania pożywienia, bądź też nakłaniających samca do poszukiwania towarzyszki, jest cyklicznie działający układ, który okresowo wprowadza organizm w stan pogotowia i zmusza do wytężenia sił, aby przeżyć?



Nie znamy żadnego takiego cyklu w okresie czuwania, ale możliwe, że po prostu go nie dostrzegamy w ogromie aktywności życiowej znajdującej ujście w jedzeniu, mówieniu, działaniu mięśni, w zachowaniu seksualnym, w emocjach. Jeśli rytm ten wpływa na wzrost i spadek żywotności, to można go obserwować jedynie w pewnych okolicznościach. Stanley Friedman i Charles Fisher ze szpitala Mt. Sinai w Nowym Jorku obserwowali 10 normalnych osób, z których każda spędziła jeden dzień w odizolowanym pokoju szpitalnym, dobrze zaopatrzonym w pożywienie, piwo, papierosy oraz lekturę. Friedman interesował się przejawami napędu ruchów jamy ustnej. Przed rozpoczęciem doświadczenia eksperymentator ustalił liczebne wskaźniki dla każdego artykułu żywnościowego, na przykład 8 punktów dla kufla z piwem, 3 punkty dla papierosa, 8 punktów dla kanapki itp. Przez cały dzień eksperymentator obserwował badanych sam niewidoczny, notując wskaźniki tego, co badany wkładał do ust. Powstał zaskakujący zapis. Wszyscy badani, z wyjątkiem dwóch, wykazali okresowe podnoszenie się i opadanie intensywności jedzenia, picia lub palenia. Okresy te powtarzały się cyklicznie co 80 – 100 minut. Nawiasem mówiąc, głodowe kurcze żołądka nie występują w tym rytmie. Rozpoczynają się one w 2,5 do 4,5 godziny po posiłku. Rytm powyższy wskazuje na istnienie cyklu, który rozpoczyna się w okolicach mózgu zawiadujących apetytem i nie wiąże się z cyklem REM, ale jest z pewnością bardzo dokładny. Dwiema osobami, u których nie spostrzeżono opisanego wzorca, były samotne kobiety. Nie znały one badającego, zaś całodniowe obserwacje wykonano u nich w okresie wakacji, tj. wtedy, gdy szpital był pusty.



Rytmy ustroju nie są sztywne i oczywiście mogą ulegać zmianie w czasie emocji. Podobne obserwacje poczyniono w czasie badań nad snem. Niespokojny osobnik wykazywał nieregularny wzorzec REM podczas pierwszych nocy spędzonych w laboratorium lub po jakimś przeżyciu czy wypadku. Dalsze badania być może wyjaśnią nam, czy popęd pokarmowy, cykle żywotności i rzeczywiście wszystko to, co nazywamy naszą podstawową motywacją, wykazuje cykliczność podobną do cyklu REM. Uczeni rozpoczęli już dzienne badania osobników pozbawionych marzeń sennych, aby przekonać się, czy wykazują oni podwyższenie cyklicznego wyrazu motywacji. Dement wskazywał, że kiedy ludzie mało śpią i mózgi ich wykazują wzmożenie pobudliwości w wyniku utraty fazy REM, wtedy stają się oni bardziej energiczni i ambitni, jeśli skierują swoje popędy we właściwym kierunku, w sposób zaakceptowany przez społeczeństwo. Nie wiemy też, czy bezpośrednie rozładowanie popędu płciowego w czasie orgazmu wpływa na cykl REM. Nasza niewiedza dotycząca tego zagadnienia i wielu podobnych związanych z życiem seksualnym wynika jedynie z zakazów o charakterze tabu, które ograniczają te badania.



Freud i wielu innych zapewniali, że nerwice i choroby psychosomatyczne są wynikiem tłumienia podstawowych popędów. Okazało się, że okresy snu REM są biologicznym upustem dla nawału popędów, zaś ludzie i zwierzęta pozbawieni fazy REM gorzej panują nad swoim zachowaniem się w stanie czuwania. Zależność dobrego samopoczucia od podstawowych popędów i marzeń sennych człowieka stała się pobudką do intensywnych badań nad marzeniami sennymi, które rozpoczęto w połowie lat 1950, kiedy to po raz pierwszy zbadano cykl REM. Obecnie można już udowodnić, że marzenia senne, które analizujemy, mogą być produktem ubocznym i nie są wcale biologiczną istotą i celem cyklu REM. Marzenia senne mogą być wytworem pobudzonego układu wzrokowego i ośrodków mózgowych pracujących “na wysokich obrotach", na materiale im dostępnym – pamięci, myślach, uczuciach. Osobowość nasza, nasz charakter, wrażliwość lub intensywność doznań, inwencja twórcza, wszystko to jest wynikiem rytmicznych procesów fizjologicznych organizmu. Mamy nadzieję, że stosując fizyczne metody naukowe zrozumiemy istotę tych procesów. Marzenia senne mają jednak dla nas ważne znaczenie ściśle psychologiczne i nie można przeprowadzić do końca ich analizy za pomocą metod wyłącznie fizycznych.

Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział X

ZNACZENIE MARZEŃ SENNYCH



W roku 1911 żona pewnego policjanta śniła, że ktoś włamał się do jej domu. W śnie zawołała swego męża, lecz ten zrobił kilka kroków do kościoła, za którym znajdowało się wzgórze pokryte gęstym lasem. Policjantowi z bródką towarzyszyli dwaj włóczędzy, którzy nieśli fartuchy. Przytaczając ten sen jako przykład, Zygmunt Freud podaje w swej książce O marzeniu sennym jego ukryte znaczenie. Kościół – to kobiece narządy płciowe, kroki – to symbole kopulacji, wzgórze – to wzgórek łonowy, drzewa – to owłosienie wzgórka łonowego. Wspaniałe kompendium Freuda, zawierające historię oraz teorię przypadków chorób psychicznych, zrewolucjonizowało leczenie tych chorób, ponieważ Freud uważał, że sny są kluczem do podświadomości, że stanowią wyraz pierwotnych instynktów, symbole nie uświadomionych obaw i życzeń. Jakkolwiek niewinne lub oszałamiające, te dramatyczne obrazy mają znaczenie. Wytłumaczenie rzeczywistego znaczenia snu, jeżeli w ogóle można je ujawnić, wymaga kierowanego przez lekarza lub psychologa badania skojarzeń, które to badanie jest podstawą psychoanalizy. Z pojęciem psychoanalizy zetknął się prawie każdy nowoczesny człowiek. Jeszcze wtedy, kiedy pisma Freuda kolejno streszczano i popularyzowano, rozumiano je często niewłaściwie i stosowano jako prosty leksykon do tłumaczenia snów. Większość ludzi tęskni bowiem do prostszego niż psychoanaliza sposobu tłumaczenia snów, do ujęcia ich w jakąś prostą formułę.



Można powiedzieć, że poszukiwanie sposobu tłumaczenia snów należy do podstawowych niemal intelektualnych i emocjonalnych dążeń człowieka. Na przestrzeni lat człowiek zawsze usiłował pojąć znaczenie snów, polegając zwykle na tym, co mówili kapłani lub wyrocznie. Czy sny oznaczają rozstanie się z duszą, jak to wyobraża sobie prymitywny mieszkaniec wysp Fidżi, czy też przepowiadają rzeczywistość? W Muzeum Brytyjskim znajduje się papirus Chester Beatty, pochodzący sprzed 4000 lat. Są w nim wskazówki dla starożytnego Egipcjanina, z których mógł on dowiedzieć się, że jego sen o szybującym księżycu oznacza łaskę boga, lecz jeżeli śni mu się odległy tłum – oznacza to bliską śmierć. Zawsze istniała wiara w sny jako przepowiednie, przejrzyste dla interpretatora. Sen nawiedzający faraona mógł obciążyć tłumacza snów odpowiedzialnością za decyzje wagi państwowej. Interpretacja snu biblijnego Józefa o tłustym i chudym bydle miała wpływ na posunięcia ekonomiczne w Egipcie, których zakres można porównać z nowoczesnym planem 5-letnim. Wyrocznie w starożytnej Grecji wróżyły ze snów, na podstawie też marzeń sennych ustalano sposoby leczenia chorych. Irokezi sądzili, że sny są rozkazami, do których należy się stosować. Od XII do XVI wieku mieszkańcy Europy Zachodniej żyli w obawie przed międzynarodowym, tajnym związkiem czarownic i demonów, które mogą nawiedzać i zniewalać ludzi w ich snach. Sądy inkwizycji używały podręcznika Malleus Maleficarum (Młot czarownic) do interpretacji snów w okresie, kiedy na podstawie ich decyzji palono ludzi na stosach. Sny i ich znaczenie wywierały wpływ na rozmaite religie świata. Bertrand Russell zapytał pewnego razu, jaka jest różnica między stwierdzeniem: “Anioł odwiedził mnie tej nocy" i stwierdzeniem: “Śniłem, że widziałem anioła tej nocy". Interpretacja snów odgrywała wielką rolę w historii ludzkości. Dawni rabini talmudyści mówili: “Sen, którego nie rozumiem, jest podobny do nie otwartego listu".



W okresie Romantyzmu nadano snom nowe znaczenie. Dla ludzi tego okresu były one ognistymi skrzydłami wyobraźni. Były też natchnieniem dla wielkich poetów. Robertowi L. Stevensonowi dostarczyły wątków do jego utworów, Frederich Kekule, chemik organik, na podstawie snu o wężu, który jadł swój ogon, dokonał ważnego odkrycia struktury pierścienia benzenowego. Sny odsłaniają przed człowiekiem tajniki jego psychiki. W dalszym ciągu pociąga nas romantyczny pogląd, że sny przekraczają granice rozumu, że są czymś wprost nadprzyrodzonym, że obdarzają nas zdolnością jasnowidzenia. Historycy wspominają często, że Abraham Lincoln zasypywany był listami zawierającymi pogróżki. Lincoln wiedział, że groźba jest poważna i że nie można zapobiegać jej bez końca. Sen Lincolna o śmierci został więc uznany za przepowiednię jego morderstwa i dziś należy do legendy.



Dążenie do natychmiastowej i przejrzystej interpretacji snów jest dzisiaj tak powszechne, że w wielu krajach świata każdy może kupić w kiosku z gazetami sennik, zawierający szczątki wiadomości z papirusów egipskich, pomieszane z krótkimi wyciągami z przykładów podanych przez Freuda. Gracz może tam dowiedzieć się, że jego sen o orzeszku ziemnym oznacza, iż powinien postawić na numer 345. Ktoś iriny znajdzie wiadomość, że jego sen o armacie oznacza, iż nadmiernie absorbują go sprawy jego męskości. Kilkanaście senników na rynku amerykańskim ofiarowuje ludziom dziwaczną mieszaninę starożytnych wróżb, wyroczni, przepowiedni, diagnoz i porad psychologicznych, wynaturzony obraz rezultatów prób podejmowanych przez wieki w celu zrozumienia snów.



Od roku 1900, kiedy po raz pierwszy opublikowano teorię Freuda, głównymi interpretatorami snów stali się psychoanalitycy, psychiatrzy i psychoterapeuci. Sny okazały się zwierciadłami psychiki osoby śniącej, a nie wizjami zesłanymi przez Boga, czy też przepowiedniami zdarzeń rzeczywistych. W czasach starożytnych dreszcz złych przeczuć ogarniał rodzinę, jeśli najmłodszy syn miał sen, że jego ojciec spacerował wokół, niosąc na tacy własną głowę. Po roku 1900 uznano za bardziej prawdopodobne, że sen taki oznacza ukryte pragnienie wykastrowania ojca. Sen o zanurzeniu w wodzie był dla Babilończyków przepowiednią ulgi w doznawanym bólu, natomiast w interpretacji Freuda wyobraża poród. Krótko mówiąc, w ujęciu Freuda w snach znajdują ujście i wyraz siły pierwotnych i często tłumionych instynktów. Współczesny Freudowi Carl Gustav Jung widział w snach wyjście poza własne “Ja", jako wyraz zbiorowej natury rodzaju ludzkiego. Erich Fromm zauważył, że w swych snach człowiek może zachowywać się nie tylko irracjonalnie i brutalnie, ale także niezwykle rozumnie i czule.



Żaden z wybitnych uczonych nie uważał treści marzeń sennych za jakiś rodzaj zdarzeń obiektywnych. Teorie snów powstały na podstawie wielu doświadczeń klinicznych, obserwacji chorych, ich relacji o treści snów, uczuciach, które wywołują sny, oraz o związanych z nimi skojarzeniach. Freud, do dzisiaj główny teoretyk snów, był z wykształcenia neurofizjologiem, a ponadto wybitnym myślicielem. Popularne i upraszczające ujęcia jego teorii spowodowały upowszechnięnie się przekonania, że treści marzeń sennych mają symboliczne znaczenia, niezależne od człowieka śniącego, że znaczenia te są uniwersalne i tak jednolicie zakorzenione w rozmaitych kulturach ludzkich, iż każdy sen może być rozumiany niejako sam w sobie.



Niedorzeczność takiego podejścia, podobnie jak niedorzeczność senników, można łatwo wykazać przez analogię. Spróbujmy włączyć telewizor i obejrzeć wycinek filmu. Cóż oznacza taka np. scena: Młody człowiek zrywa się z sofy i strzela do kogoś, kto właśnie wchodzi. Nie wiedząc nic więcej, w jaki sposób można osądzić czy jest to morderstwo, akt samoobrony, strachu, wymiaru sprawiedliwości czy rewanżu? W podobnym położeniu jest psychiatra, kiedy ktoś opowiada mu treść marzenia sennego i pyta o jego znaczenie. Uczciwy psychoanalityk nie może wydać rzeczowej opinii, ponieważ musi najpierw poznać człowieka i jego skojarzenia. Zresztą i wtedy szansę pełnego zrozumienia sensu opowiedzianego snu są niepełne.



Czy kilkanaście lat badań w pracowniach snu ułatwiło nam interpretację marzeń sennych? Czy zmieniło psychoanalityczne teorie ich znaczenia? Dokładne analizy marzeń sennych z zastosowaniem metod laboratoryjnych nie rokują nadziei, że kiedykolwiek uzyskamy przepis na szybkie i trafne tłumaczenie snów. Jednakże dane z tych badań zaczynają zmieniać nasze wyobrażenia o istocie marzeń sennych. Niektórzy uczeni wszakże przeciwstawiają się wnioskom z badań pracownianych, sprzecznym z teorią Freuda. Jeden z nich powiedział: “Nie ma innych snów poza snami opisanymi przez Freuda w jego wczesnych pracach. Co do mnie, to po prostu kwestionuję wyniki uzyskane w pracowniach". W pojęciu tego uczonego jedyną drogą do wykrycia istoty marzenia sennego jest długotrwała, poranna rozmowa z badanym, poświęcona jego snom i prowadzona przez odpowiednio wykształconego analityka. W rzadkich przypadkach eksperymentatorzy z pracowni snu, dobrze zaznajomieni z psychoanalizą, stawali się jej przeciwnikami. “Obecnie, kiedy jesteśmy w stanie badać to, co stanowi właściwy materiał dla teorii, jej braki stają się oczywiste".



W gruncie rzeczy obie metody mają wyraźne usterki. Ludzie psychicznie chorzy lub z innych powodów poddający się psychoanalizie, to znaczy ci, których badania stały się podstawą teorii, nie są reprezentatywni dla populacji., Z drugiej strony, pracownia nie jest normalnym miejscem do snu. Rzadkość marzeń sennych w pracowni wskazuje, że chociaż eksperymentatorzy potrafią uchwycić więcej snów niż psychiatrzy, to jednak ci ostatni znają takie rodzaje snów, które nie występują u osób badanych w pracowni snów. Osobisty kontakt pacjenta z psychiatrą cechuje się pewnym stopniem szczerości, kontakt zaś badanego z eksperymentatorem układa się pod tym względem bardzo rozmaicie. Eksperymentator nie może zmusić badanego do szczerości, może natomiast obserwować z zewnątrz pewne zjawiska fizjologiczne, niekiedy związane z określonymi rodzajami snów i odczuć. Przykładem może być brak erekcji u badanych mężczyzn. Wyniki badań Charlesa Fishera wskazują, że objaw ten prawie zawsze wskazuje na sen połączony z uczuciem bojaźni lub agresji. Jakakolwiek jest w takim przypadku treść snu opowiedziana przez badanego, zawsze występują w niej owe emocje negatywne. Dzisiaj, kiedy w badaniach nad snem stosuje się równocześnie metody psychiatryczne i laboratoryjne, można mieć nadzieję, że wyraźniej zarysują się różnice i że zmodyfikujemy nasze poglądy na marzenia senne.



W gruncie rzeczy podstawą teorii były nie sny, lecz relacje o snach, przy czym nie ma sposobu porównania tego, co o owym marzeniu sennym mówi badany, z jego rzeczywistym snem. Mając do czynienia z tego rodzaju materiałem musimy pamiętać, że badane osoby mogą w swych relacjach upiększać, cenzurować lub zniekształcać to, co im się rzeczywiście śniło. Interesujące było porównanie relacji składanych w pracowni z relacjami Składanymi psychoanalitykom. Roy Whitman z Wydziału Medycznego Uniwersytetu w Cincinnati stwierdził w dwóch przypadkach, że badani opowiadali pewne sny eksperymentatorowi, lecz ukrywali je przed psychoanalitykiem, lub odwrotnie. Jedną z osób badanych był mężczyzna. Opowiadał on psychiatrze swoje sny związane z osobą eksperymentatora o zabarwieniu względem niego wrogim, a później, eksperymentatorowi, swe sny homoseksualne, o których rano nie wspomniał psychiatrze. Drugą osobą badaną była kobieta. Ukryła ona przed eksperymentatorem sny, w których ona sama występowała jako osoba bardziej uczona niż on, i w których uwodziła go, natomiast przed psychiatrą ukryła 17 scen ze snów o stosunku psychiatrów do pacjentów oraz swe sny seksualne.



Ani psychiatra, ani eksperymentator nie mogą być zupełnie pewni, czy istotnie dowiedzieli się wszystkiego, co badani zapamiętali ze snów. Relacjonowany sen ulega przefiltrowaniu przez nieśmiałość, skrępowanie, obawę przed osądem, a nawet bywa celowo zniekształcony. Calvin Hall i jego współpracownicy z Instytutu Badań Snu w Miami na Florydzie usiłowali wyeliminować ze swej pracowni snu elementy nastroju szpitalnego. Pracownię urządzono w specjalnym budynku, stwarzając atmosferę przypominającą dom. Ale nawet i tam nagrania relacji zbieranych od obudzonych osób badanych okazały się bardzo różne od ich pisemnych relacji z zapamiętanych snów, które badani ci przeżywali we własnych domach. Relacje składane w pracowni były długie, często niezborne i mniej żywe niż dobrze uporządkowane opowiadania o snach “domowych". Być może badani odczuwali skrępowanie w bezpośredniej rozmowie z eksperymentatorem i być może spokój towarzyszący pisaniu relacji w domu spowodował, że opracowali je w postaci krótkich opowiadań. Motyw celowego cenzurowania i modyfikowania marzenia sennego ujawnił szczerze pewien badany z innej pracowni. Powiedział on eksperymentatorowi: “Przez całą drogę tutaj martwiłem się, co będzie, jeśli będę śnił o pewnych rzeczach – jeśli to będą kosmate sny, rozumie pan? I wymyśliłem sobie historię do opowiedzenia w takim przypadku, ale jestem zadowolony, że nie musiałem użyć tego wybiegu". Nawet jeśli badany opowiada swoje sny w sposób beznamiętny i rzeczowy, badający wie, że same sny badanego nie są w pracowni tak swobodne jak w domu.



Edward Wolpert z Wydziału Medycznego Uniwersytetu w Chicago podał ciekawy przykład tego, jak śpiący człowiek może kontrolować swoje własne sny w celu samoobrony. Jedną z pierwszych osób badanych przez Wolperta był wykształcony, młody człowiek, który dopiero co ukończył studium psychoanalizy. Odnosił się on z pewną rezerwą do badań snu powątpiewając, czy mogą one rzeczywiście rzucić światło na jego marzenia senne, a z drugiej strony obawiał się, że gdyby tak miało być, to badania te mogą ujawnić jakieś jego tajemnice. Jego wiedza psychoanailityczna spowodowała, że obawiał się możliwych interpretacji jego snów. Przez 3 godziny przewracał się na łóżku w pracowni, nie mogąc usnąć. Wreszcie zapadł w sen, a wkrótce wystąpiła pierwsza faza REM. Było to zawiłe i żywe marzenie senne. Kiedy zaczął je relacjonować po obudzeniu, poczuł się niejako psychicznie obnażony i zakłopotany znaczeniem snu. Zasnął więc ponownie, lecz do końca nocy pojawiające się w zapisie EEG oznaki fazy REM trwały za każdym razem jedynie l lub 2 minuty, a następnie urywały się, zanim ktokolwiek zdążył obudzić badanego. Rano zapytany przez eksperymentatora, czy przypomina sobie swe krótkie sny, badany przytaknął. Śniło mu się, że jest w pomieszczeniu, w którym włączony był telewizor. Pozwolił mu grać krótką chwilę, a następnie wstał i zamknął go. Ekran pozostał czysty.



Tysiące nocnych badań prowadzonych w pracowniach snu wskazują, że poranne relacje badanych zawierają jedynie opis części ich marzeń sennych. Budząc swych podopiecznych wielokrotnie w rozmaitych fazach snu eksperymentatorzy wykazali, że większość żywych i dających się zapamiętać epizodów marzeń sennych pojawia się w fazie REM i że każdy człowiek wchodzi w tę fazę 4 lub 5 razy w ciągu nocy, co zajmuje łącznie około 1,5 godziny snu. Niektórzy ludzie mają żywe sny przy zasypianiu, inni zaś relacjonują wyraziste marzenia po ich obudzeniu w fazie spokojnego snu, kiedy w zapisie EEG występują fale wolne. Najbogatsze nawet wspomnienia marzeń sennych stanowią jednak tylko małą część przeżywanych we śnie doznań. Nasze ogólne pojęcie o treści i znaczeniu snów opiera się głównie na snach fazy REM i prawdopodobnie na niektórych innych fazach snu. Człowiek może przypadkowo obudzić się z marzeń sennych w środku nocy, a rano dobrze je pamiętać. Wynikałoby z tego, że wspomina marzenia senne z całej nocy, ale w rzeczywistości przecież sen jego mógł zawierać się w fazie REM, która tej nocy była ostatnia.



David Foulkes i Gerald Vogel z Uniwersytetu w Chicago wykazali, że wielu ludzi zapada w sen w stanie intensywnego zamyślenia. Kontynuując te badania na Uniwersytecie w Wyoming, Foulkes i jego współpracownicy zwrócili uwagę na pewne indywidualne różnice w marzeniach sennych na początku snu. Niektórzy ludzie śnią wtedy tak żywo, że marzenia te trudno odróżnić od snów w fazie REM. Inni natomiast śnią dopiero po zapadnięciu w głębszy sen. Stosując testy psychologiczne, badanych tych można podzielić na grupy, według cech osobowości. Okazało się, że ludzie, którzy podają, że śnią przy zasypianiu, są mniej powściągliwi i lękliwi niż ci, którzy w fazie tej nie dają upustu wyobraźni.



Wydaje się, że sny występujące wcześniej nocą trudniej zapamiętać niż te, które pojawiają się później. Arthur Shapiro, internista zajmujący się badaniami snu w Ośrodku Medycznym Downśtate w Brooklynie zreasumował to, co wydaje się najważniejsze w wynikach całonocnych badań snu. Marzenia senne we wczesnych fazach REM są bezbarwne i bardziej podobne do myśli. Sny w późniejszych fazach REM są żywsze i barwniejsze. Co więcej, przy końcu nocy nawet myśli i fragmenty marzeń z okresów między fazami REM przyjmują zabarwienie i żywość epizodów sennych tych faz. Osoby badane w pracowniach snu stwierdziły, że pierwsze marzenia danej nocy nie utrwalają się dobrze w ich pamięci. Zniechęcony eksperymentator musi nieraz w tych przypadkach patrzeć, jak ziewa jego rozmówca, jak ponownie zasypia w środku opowiadania, a jeszcze raz obudzony nie pamięta nic ze swoich snów.



Zawodność pamięci badanych osób przysparza kłopotów psychoanalitykom, gdy próbują teoretyzować na temat praw rządzących treścią snu. Prawdziwość relacji pacjentów z ich snów nie jest natomiast tak istotna dla leczenia psychoanalizą. Wspomnienia marzeń sennych, które są podstawą terapii, mogą być zamglone, lecz sens ich ujawnia się w toku szeregu skojarzeń. Dla teoretyków natomiast zapamiętywanie i zniekształcanie snów we wspomnieniach jest problemem. Ernest G. Schachtel, wyrażając powszechne odczucia stwierdził, że niewiele snów można sobie przypomnieć po obudzeniu się i że wspomnienia te są urywkowe i bardzo często przekształcane. Freud powiedział: “...zapominanie marzeń sennych zależy bardziej od oporów wewnętrznych, niż od podkreślanego przez autorytety faktu, że stany czuwania i snu są zupełnie odmienne". Sny zatem są nie tyle zapominane, co tłumione, ponieważ ich treść jest zbyt kłopotliwa dla naszej świadomości. Niewielu badaczy żywi przekonanie, że tłumienie jest jedyną przyczyną słabego zapamiętywania snów, bowiem badania pracow-niane wykazały, że zjawisko to jest bardziej złożone. W pierwszych latach badań nad snem w pracowni Uniwersytetu w Chicago, William C. Dement i Natha-niel Kleitman zaobserwowali, że zdolność zapamiętywania obrazów ze snu słabnie wyraźnie po zakończeniu fazy REM. Edward Wolpert i Harry Trosman – pracownicy tej pracowni budzili badanych w różnych okresach po fazie REM. Ochotnicy obudzeni bezpośrednio z marzeń sennych fazy REM pamiętali swe sny, jeżeli jednak od zakończenia tej fazy upłynęło kilka minut, wspomnienia te znikały. Uczeni niemal dosłownie byli świadkami ulatywania snów. Badany, który zasnął w środku opowiadania snu i którego powtórnie obudzono mówił na przykład: “Pamiętam, że już mnie budzono, lecz nie pamiętam o co chodziło". Śniący czyni wysiłki, aby uporządkować swoje myśli i słowa, aby opisać sen, ale eksperymentator widzi, że już jest na to za późno. Rodzaj fazy snu i sposób odmierzania chwili budzenia wpływają na przypominanie snów. Lecz problem pamięci marzeń sennych jest bardziej zawiły. Wiadomo, że ludzie różnią się zdolnością do przypominania sobie swych marzeń.



Są ludzie, którzy mówią, że nigdy nic im się nie śni. Ludzi takich również badano w pracowniach. Kiedy budzono ich w fazie REM, wykrzykiwali: “O, tak – to był sen!" Dlaczego więc niektórzy ludzie zazwyczaj pamiętają swoje sny, a inni nie potrafią ich sobie przypomnieć? Na pacjentów leczonych psychoanalizą działają silne bodźce, związane z procedurą terapeutyczną, toteż często zaczynają oni przypominać sobie sny. Z drugiej strony, określoną rolę spełnia pod tym względem uwaga. Osoby zwrócone ku własnemu “wnętrzu" przypominają sobie sny łatwiej niż ludzie, którzy rzadko zastanawiają się nad własnymi uczuciami i myślami.



Jeżeli ważna jest chwila budzenia, to również szybkość budzenia wpływa na zapamiętywanie snu u osoby, która zazwyczaj nie przypomina sobie marzeń sennych. Zagadnienie zapamiętywania snów stało się przedmiotem intensywnych badań prowadzonych przez dużą grupę uczonych z Ośrodka Medycznego Downstate pod kierownictwem Donalda Goodenougha i Artura Shapiro. Porównując ludzi słabo pamiętających swoje sny z ludźmi, którzy sami twierdzili, że dużą śnią, uczeni wykazali, że różnice te zależą od szeregu czynników. Badani, należący do pierwszej grupy, obudzeni nagle w fazie REM, przypominali sobie więcej szczegółów ze snu, niż gdy budzono ich pomału. Kiedy budzono ich stopniowo, jak w domu, mówili, że raczej myśleli niż śnili, nawet jeżeli wyrwano ich z fazy REM.



Na pierwszy rzut oka wydawało się, że istnieją co najmniej 3 przyczyny niezdolności do przypominania sobie snów. W domu ludzi takich może wyrwać ze snu budzik wtedy, gdy nie są w fazie REM, lub też mogą się oni budzić powoli, stopniowo. Możliwe jest naturalnie również to, że tłumią nieprzyjemne wspomnienia. Z drugiej strony jednak badania w pracowni snu wskazują, że niektórzy ludzie źle pamiętający marzenia senne różnią się pewnymi cechami fizjologicznymi od tych, którzy dobrze pamiętają sny. Niektórym badanym, obudzonym w fazie REM, wydawało się, że nie śnili, jednak wykazywali oni fizjologiczne oznaki marzeń sennych w głębszych fazach snu. Budzenie ich było trudne i postępowało powoli. Inni badani natomiast, obudzeni w fazie REM, zapewniali, że cały czas czuwali i myśleli. Fizjologicznie byli oni w fazie snu, bardzo bliskiej progu czuwania. Niekiedy jednak to, co określali jako myślenie, mogło budzić uzasadnione niedowierzanie eksperymentatora. Niektóre z dialogów między eksperymentatorem i śpiącym brzmiały wprost zabawnie:



“Czuwałem i myślałem o pójściu do automatu ze słodyczami. Zacząłem wrzucać srebrne monety i o 3 więcej wypadło z przedniego otworu; wziąłem je i wrzuciłem z powrotem i znów otrzymałem o 3 więcej. Powtórzyłem to 4 lub 5 razy. Potem wkładałem monety w różny sposób; nagle monety zaczęły wypływać nieprzerwanym strumieniem. Wrzuciłem pensa do kieszeni. Ten automat z wodą sodową był w klasie. Zapytałem nauczycielkę, czy zauważyła to, odpowiedziała, że nie. Właśnie usiadłem i włożyłem pieniądze. Ta klasa to było – jak wy to nazywacie – seminarium studenckie. Wydaje się, że maszyna była przebudowana na olej i były w niej dwa bulgoczące źródła".



“Więc pan mówi, że pan czuwał?"



“Tak, chociaż trudno powiedzieć, czy jest się na jawie czy we śnie. Myślałem, że jestem na jawie.



“Jeszcze jakieś szczegóły?"



“Nie chciałem się podzielić z nikim pieniędzmi, więc zapytałem pewną dziewczynkę, czy mogę od niej pożyczyć kapelusz i miałem zamiar wszystko tam wsypać. Oprócz tego wydawało się, że kapelusz był zrobiony z pewnego rodzaju gumy i nie mogłem tego wsypać, ponieważ nie było miejsca, wszystko podchodziło do wierzchu. To był biały kapelusz".



Wydaje się nieprawdopodobne, że człowiek ten myślał, iż jest na jawie, lecz wielu ludzi, którzy twierdzą, że właśnie czuwali, kiedy obudzono ich w fazie REM, zachowują w tej fazie snu szczególny kontakt z otoczeniem. Mają oni skłonności do szybkiego budzenia się i wykazują mniejsze niż zwykle ruchy gałek ocznych. Wydaje się, że osoby te mogą śnić w lżejszej niż inni fazie snu. Swe marzenia senne relacjonują one zwykle w sposób zwięzły i mówią, że pamięć ich szybko zanika.



Są jednakże przypadki, kiedy osoba obudzona mówi, że śniła, lecz nie może sobie przypomnieć o czym. Zespół badawczy z Downstate stwierdzał w tych przypadkach szczególną intensywność faz REM pod względem fizjologicznym, a jednak badani mówili, że treść snu uleciała im z pamięci, lub że pamięć ich jest pusta. Przypominało to przypadki stłumienia. Dalsze badanie tych przypadków polegało na tym, że ochotnikom przed snem pokazywano na przemian filmy grozy i filmy obojętne. Po filmie grozy, częściej niż po filmie obojętnym, badani nie pamiętali swych snów. Czasem stłumienie nie przyjmuje postaci całkowitej utraty pamięci snu, lecz tylko pewien rodzaj dysocjacji wrażeń. Pewien mężczyzna na przykład widział przed snem film z zakresu medycyny, poświęcony porodowi. W czasie pierwszej fazy REM jego oddech był przyspieszony, lecz zrelacjonowany przezeń sen o wbijaniu gwoździ do deski był raczej pozbawiony napięcia uczuciowego. Jednakże po następnym obudzeniu w kolejnej fazie REM badany powiedział, że było coś innego w jego myślach: “Znalazłem słowo «morderca» tkwiące gdzieś w głębi mojego umysłu".



Zjawisko stłumienia jest dosyć pospolite w naszym życiu na jawie. Nawet łatwiej można je stwierdzić na jawie, niż we śnie, ponieważ w dzień są świadkowie wydarzeń, gdy tymczasem nikt nie może “wejść" do mózgu i współuczestniczyć w marzeniu sennym. Zespół z Downstate przybliżył nas do rozwiązania tego problemu na podstawie materiałów uzyskanych od badanych przez wiele nocy ludzi, którzy zazwyczaj łatwo przypominają sobie sny, i na podstawie obserwacji ubytków pamięci snów pod wpływem czynników stressowych, takich jak filmy grozy. Nieświadome tłumienie wspomnień marzeń sennych, moment budzenia, szybkość budzenia oraz fizjologia nie są jedynymi czynnikami określającymi naszą pamięć snów.



Oczywiście, zdolność zapominania chroni nasze myśli przed nieładem, który może zakłócać zjawiska i myśli stanowiące ośrodek naszej uwagi. Skupienie uwagi i działanie wymagają eliminacji czynników rozpraszających. W życiu codziennym nie przypominamy sobie większości naszych snów, lecz także nie pamiętamy każdej chwili zamyślenia czy wewnętrznego monologu, który prowadzimy w czasie porannego prysznicu. W stanie czuwania słabość naszej pamięci chroni naszą zdolność do skupienia się, bowiem tamuje naszej myśli dostęp do tych szczegółów pamięciowych, które są osiągalne w snach.



Wielki i bogaty skarbiec pamięci zapełniany w ciągu życia, skarbiec z którego trudno nam korzystać świadomie, lecz który zapełnia krajobrazami i ludźmi nasze sny, ujawnia się nieraz przypadkowo, pod wpływem hipnozy. Przykład tego, jak nasze mózgi potrafią





przechowywać ślady pamięciowe, podał na konferencji cybernetyków, w roku 1952, Warren Mc Culloch.



“Zastosowaliśmy taki sposób. Wzięliśmy mistrzów murarskich, którzy kładli cegłę-licówkę i zapamiętywali siódmą cegłę w rzędzie. Byli oni w stanie przypomnieć sobie co najmniej 30 – 40 takich cegieł, na przykład cegłę, która przeszła przez ich ręce jakieś 10 lat temu. Udowodniono to przez znakowanie cegieł. Zapamiętywali oni na przykład, że w dolnym lewym rogu cegły, w odległości około 2,5 cm od dolnej krawędzi i 5 cm od krawędzi bocznej, znajduje się czerwony kamyk, który nie występuje w innych cegłach, jakie położyli w całej ścianie. Kamyk ten może mieć około l milimetra średnicy".



Jeden z członków konferencji zapytał, czy człowiek może zapamiętać 30 takich cech charakterystycznych na l cegle, na co Mc Culloch odpowiedział: “O tak, może". Drobne szczegóły – niegodne uwagi cechy naszego otoczenia – wypełniają nasz mózg i możemy słusznie przypuszczać, że te miliardy “niekonsekwentnych" śladów pamięciowych tworzą część “surowca" naszych snów.



Oczywiście, sami jesteśmy autorami naszych snów – jak to powiedział Erich Fromm – dramaturgami, operującymi ogromnym materiałem. Sny są tworzone przez nasze uczucia, naszą kulturę, postrzeżenia, a także zależą od procesów biologicznych, chemicznych naszego organizmu i jego struktury fizycznej. Czynniki te wpływają na zdolność przypominania sobie snów, która wydaje się często przypadkowa i niedoskonała. Zapamiętywanie snów można dziś badać za pomocą nowoczesnych metod, a teoretycy usiłują odkryć lub potwierdzić prawa psychodynamiczne, które mogą określać znaczenie treści snów, a także ich naturę. Metody laboratoryjne pozwalają nam na nowo spojrzeć na niektóre z dawnych mitów na temat marzeń sennych. Jaki jest czas trwania marzenia sennego? Louis Ferdinand Alfred Maury, genialny empiryk XIX wieku, łaskotał się, przypiekał i spryskiwał wodą, aby przekonać się, jak to wpłynie na jego sny. Jego sławny sen o Rewolucji Francuskiej jest często cytowany jako dowód, że marzenie senne może pojawić się i zniknąć w oka mgnieniu. Punktem kulminacyjnym tego snu było zgilotynowanie śniącego. Kiedy we śnie zabrano go na szafot i poczuł, że gilotyna odcina mu głowę, obudził się ze strachu. Okazało się, że to deska z głowowej części łóżka spadła mu na kark. Maury wywnioskował, że cały sen wystąpił od momentu uderzenia do chwili obudzenia i nigdy nie przyjął innego wyjaśnienia, a mianowicie takiego, że spadająca z łóżka deska uderzyła go właśnie w momencie, kiedy we śnie ścinano mu głowę. Sen ten został podany do wiadomości w 10 lat później i nigdy nie interpretowano go inaczej, toteż wielu ludzi uważało, że Maury na własnym przykładzie wykazał możliwość występowania bardzo krótkotrwałych snów. Niestety, wiele historycznych danych tyczących się tego zagadnienia ma podobnie anegdotyczny charakter. Co się tyczy jasnowidzenia we śnie, to zbieżność wróżebnego snu i następującego po nim realnego zdarzenia jest prawdopodobnie łatwo zapamiętywana i uznawana za dowód, natomiast liczne przypadki braku tej zbieżności ulegają zapomnieniu. Wiele opinii na temat “wieszczych" snów wypowiedziano na podstawie raczej nielicznych przypadków, w których “wróżby" się sprawdziły.



Badania w pracowniach snu wskazują, że w większości przypadków marzenie senne trwa przez pewien określony czas, jednakże mogą również występować sny migawkowe. Foulkes i jego współpracownicy uzyskali dane doświadczalne na temat takich bardzo szybkich snów, które wydają się scenami bez ciągłości, podobnymi do serii migawkowych zdjęć fotograficznych. Kleitman, Dement i Wolpert odkryli już dawno, że większość naszych snów w fazie REM rozwija się prawdopodobnie w postaci przeżyć stanowiących sekwencje życia na jawie i mniej więcej z ich szybkością. Pewien badany przytoczył taką scenę:



“Stałem przy magnetofonie... słuchając muzyki i miałem zamiar iść do domu. Zadźwięczał dzwonek u drzwi i ona (koleżanka) zapytała mnie, czy mogę jej odpowiedzieć. Wahałem się chwilę i dzwonek zadzwonił jeszcze raz".



W czasie gdy badanemu się to śniło, palec eksperymentatora przypadkowo nacisnął na guzik i dzwonek zadzwonił dwukrotnie w przeciągu 3-4 sekund. Kiedy badanego proszono później, aby odtworzył ten sen, zabrało mu to również około 3 sekundy. Sprawdzono to następnie stosując różne sposoby i potwierdzając, że wydarzenia ze snów często – być może zazwyczaj – przebiegają w czasie odpowiadającym okresowi, który byłby potrzebny do rozegrania się podobnych wydarzeń w życiu realnym.



Innym mitem jest mniemanie, że sny są prawie zawsze czarnobiałe i że osoba, która śni w barwach naturalnych, musi być bardzo uczuciowa, a nawet wykazuje pewne odchylenie od normy w zakresie osobowości. Edwin Kahn, William Dement, Charles Fisher i Joseph E. Barmack badali z tego punktu widzenia 38 osób, które, budzili w fazie marzeń sennych. Okazało się, że mało kto zwraca uwagę na barwę snu i wspomina o niej nie pytany. Jeśli badany w relacji ze snu nie opisywał jego barwy, jeden z badających zadawał dodatkowe pytania. Pewna badana przypomniała sobie, że we śnie widziała kostkę mydła w wannie, w której kąpało się dziecko. Zapytana, jak wyglądało to mydło, odpowiedziała: “Tak jak każde inne mydło. Było okrągłe, różowe, a dziecko bawiło się nim w wannie". Inny badany przytoczył sen, w którym widział dziewczęta w jasnoczerwonych bikini. Kiedy eksperymentator zapytał, skąd on wie, że bikini były czerwone, odpowiedział: “Skąd wiem? Przecież widziałem je – były czerwone". Na 87 snów tylko w 15 nie udało się określić barw. Stary mit o bezbarwności snów wynika po prostu z tego, że ludzie nie wymieniają cech snu, które uważają za oczywiste. Nie powinno nas dziwić, że określenie natury snów na podstawie danych, które uzyskuje się od badanych ochotników, jest co najmniej tak trudne, jak ustalenie na przykład przebiegu wypadku drogowego na podstawie zeznań świadków.



Według starej teorii, na powstawanie i przebieg snów Wpływają na pewno bodźce czuciowe zewnętrzne lub wewnętrzne. W wieku XIX eksperymentatorzy zajmujący się tym problemem sami polecali, aby ich łaskotano i przypiekano w czasie snu, lecz nie umiano wówczas określić chwili marzenia sennego. Oczywiście, w czasie występowania marzeń sennych odbywa się normalna cyrkulacja powietrza wokół głowy, mogą rozlegać się dźwięki, może zapalać się lub gasnąć światło, zaś wewnątrz organizmu zachodzą niezliczone procesy fizjologiczne. Freud uważał, że marzenie senne chroni człowieka przed obudzeniem w ten sposób, że włącza w swą treść zewnętrzne wydarzenia. Dzisiaj znamy statystykę snów i możemy z większym prawdopodobieństwem stwierdzić, że zdarza się to tylko w pewnym odsetku przypadków. Sny mogą obudzić człowieka. Gordon Cooper, astronauta z Gemini, po powrocie ze swej 8-dniowej podróży wokół Ziemi opowiedział dr Howardowi Minnersowi z NASA ciekawy sen. W czasie lotu w przestrzeni kosmicznej śniło mu się, że zapomniał wykonać jedno ze swych zadań. Sen obudził go, lecz gdy Cooper sprawdził przyrządy, stwierdził, że zadanie to wykonał przed zaśnięciem.



Dement i Wolpert prowadząc swe początkowe badania z reguły czekali, aż badany zapadnie w sen REM. Następnie uruchamiali buczek, błyskali światłem i spryskiwali twarz śpiącego chłodną wodą, a po obudzeniu go pytali, co mu się śniło. Około 25% czasu trwania marzenia sennego związane było wyraźnie z działaniem bodźców. Po obudzeniu ludzie mówili: “Samolot przeleciał nad głową" albo: “To był hałas podobny do szumu Niagary". Inni badacze stosowali bodźce termiczne: ciepło lub zimno, i również stwierdzili, że około 25% czasu trwania marzenia sennego stanowią odczucia związane z temperaturą. Nie powinno nas dziwić, że bodziec zewnętrzny nie wywiera bezpośredniego działania na całość snu. Neurofizjolodzy wykazali, że mózg śpiący, chociaż w pewnej mierze reaguje tak, jak mózg czuwający, wykazuje skłonność do redukowania wpływu przeszkód zewnętrznych, podobnie jak u osoby, która skupiła uwagę na jakimś trudnym problemie.



Również pragnienie, głód, potrzeba oddania moczu i inne stany organizmu wywołują widoczne działanie tylko na fragmenty naszych snów. Freud pewnego wieczora jadł ostro przyprawione ryby i opowiedział później, że w nocy śniło mu się, iż pił wodę. Dement i Wolpert badając w toku jednej z prac sny 30 osób stwierdzili, że 30% z nich śniło o piciu. Edwin Bokert z Uniwersytetu Nowojorskiego 18 badanym dodawał do jedzenia przyprawy zwiększające pragnienie. Przez 8-9 godzin przed nocą spędzoną w pracowni nie jedli oni nic i nic nie pili. Pikantne potrawy podawano im, gdy przychodzili do laboratorium. U każdego z nich tematem co najmniej jednego ze snów było pragnienie.



Pewnej nocy – na dodatek – Bokert z magnetofonu wobec śpiących odtwarzał stale jedno zdanie: “łyk chłodnej smacznej wody". Jest rzeczą interesującą, że sugestia ta została wchłonięta przez sny. Wzrosła więc liczba snów o płynach, przy czym osoby, które śniły o zaspokojeniu pragnienia, piły rano mniej niż ci, którzy śnili, że pragnienie ich nie zostało zaspokojone: po obudzeniu byli oni jeszcze bardziej spragnieni. Jest to pierwsze, tymczasowe, doświadczalne potwierdzenie teorii Freuda, że w snach można zaspokoić swe życzenia.



Podejmowano też próby stwierdzenia, czy leki mogą wpłynąć na treść snów. Wielu śmiałych eksperymentatorów przyjmowało przed zaśnięciem alkohol z różnymi środkami antydepresyjnymi lub trankwilizatorami. Nie stwierdzali oni dostrzegalnych zmian we własnych snach fazy REM. Ponieważ leki, które zmieniają usposobienie lub zdolność postrzegania przypuszczalnie działają również na mózg uśpiony, należało oczekiwać, że wpłyną one na barwę lub treść marzeń sennych. Ostateczne ustalenie tego wymaga jednak niewątpliwie większej liczby badań. Należy wspomnieć, że Roy Whitman i jego współpracownicy z Wydziału Medycznego w Cincinnati stwierdzili u badanych skłonność do agresywnych snów pod wpływem środka antydepresyjnego – imipraminy.



Charakterystyczne marzenia senne alkoholików mogą być wynikiem zatrucia. Milton Gross i jego współpracownicy z Ośrodka Medycznego Downstate w Brook-lynie wysłuchali bardzo wielu relacji z marzeń sennych alkoholików. Typowe dla nich są takie sny, w których śniący chodzi po zapadającym się moście, jest ścigany przez policjanta, postrzelony i odniesiony w stanie agonalnym do szpitala, stąpa po piszczących szczurach, obserwuje lekarzy wykonujących sekcje u żyjących zwierząt lub oczekuje na biczowanie łańcuchami. Na ogół chorzy tacy zgłaszają się do szpitala wygłodzeni, odwodnieni i w stanie wyczerpania psychicznego.



Ich sny odzwierciedlają ich stan fizyczny. Pewien alkoholik w okresie leczenia odwykowego śnił o wannie z wodą. Po obudzeniu miał halucynacje wzrokowe, gdyż twierdził, że woda znajduje się na podłodze, a w chwilę potem poszedł do łazienki. Inny badany w czasie snu zebrał swoją pościel z łóżka i rzucił ją na podłogę. Kiedy się obudził, wyjaśnił, że chciał wyrzucić zepsute parówki, które mu się śniły. Kilku mężczyzn, którym nie pozwolono pić alkoholu, przez sen żuło, śliniło się i wykonywało gesty przypominające znajdowanie, przygotowywanie i spożywanie posiłków.



Do śpiącego umysłu przenikają też informacje z organizmu. Stosunkowo dawno przeprowadzone badania dużej grupy pielęgniarek wskazują, że kobiety często w okresie przed miesiączką miewają sny, w których na coś czekają, np. na tramwaj lub autobus. Po pierwszym lub drugim dniu menstruacji sny ich mogą mieć w swej treści element mszczenia. Są to, jak dotąd, tymczasowe wyniki badań Roberta Van de Castle z Instytutu Badań Snów w Miami na Florydzie. Pracownicy Instytutu uważają, że ostrożne przesianie elementów treści snu może pozwolić na wcześniejsze wykrycie fizycznych dolegliwości, których objawy można przeoczyć u osób czuwających. Trudno jest zresztą ustalić współzależności między objawami cielesnymi i treścią snów, jak też w ogóle korelację między konkretnymi wydarzeniami z życia i marzeniami sennymi, co jest niezbędne do potwierdzenia niektórych głównych punktów teorii snów.



Ze wszystkich czynników, które wpływają na sny, najlepiej zapewne ustalono rolę wydarzeń w dniu poprzedzającym sen. Już dawno Freud opracował hipotezę, według której “zapłonem" snów są przeżycia dnia, które wywołują rozmaite skojarzenia i ożywiają wspomnienia z dzieciństwa. Zapisy laboratoryjne w znacznym stopniu popierają tę hipotezę. Jeden z pierwszych dowodów przytoczył Paul P. Yerdone z Narodowego Instytutu Zdrowia. Stwierdził on, że sny na początku nocy często dotyczą bieżących wydarzeń, w jakiś przyjemniejszy, choć bliżej nieokreślony sposób. Gdy upływa noc i temperatura ciała śpiącego opada do najniższego punktu dobowego, sny zaczynają niejako nawracać do zdarzeń dawniejszych, stając się zarazem intensywne i żywe. Kiedy temperatura ciała śpiącego ponownie zaczyna wzrastać przed jego obudzeniem się, w snach powraca on znowu do wydarzeń bieżących. Tendencję tę obserwowano w licznych laboratoriach, a niżej przytoczone dane mogą być przykładem gmatwaniny nocnej pamięci.



Pierwsze obudzenie: “Staram się przypomnieć sobie czy śniłem czy nie. Myślałem w terminologii zawodowej. Te 10 samochodów, myślałem, gdzie je mam wysłać z magazynu..."



Drugie obudzenie: “Myślałem o powrocie tych wozów, o których wspomniałem. Co robić z tym “pociągiem" samochodów, który wysłałem z magazynu i tymi 10 dodatkowymi samochodami..."



Trzecie obudzenie: “Tym razem w końcu zacząłem śnić. Siedziałem przy biurku w biurze, gdzie pracuję, zastanawiając się, co mam robić z tymi samochodami..."



Czwarte obudzenie: “Byłem w małym stoisku z jarzynami w dolnym Manhattanie. Szukałem miejsca na zaparkowanie samochodu, aby poczynić zakupy... Przy następnym bloku zobaczyłem stoisko, gdzie towary były umieszczone na zewnątrz, przy bocznej ścianie. Właściciel wręczył mi 2 lub 3 listki świeżej, chrupiącej sałaty z ładnej główki i poprosił mnie, abym wszedł do środka i umył je. Miał troje dzietci, które siedziały tata; miał zamiar dać im tę sałatę, aby je uspokoić. Facet wewnątrz chciał włożyć sałatę do worka – nie zrozumiał – właściciel zawołał: Hej, Eddy – ta sałata jest dla dzieci".



Piąte obudzenie: “Siedziałem w salonie w tym domu, kiedy nadjechała platforma ze stosem piasku. Ludzie mieli zamiar użyć go do otynkowania ściany lub coś w tym rodzaju. Tym wozem przyjechała kobieta. Zwaliła piasek, a my staliśmy z boku spokojnie spędzając czas i mówiliśmy, że dzieci przyszły, aby się bawić, a dorośli przyszli, żeby sprzątnąć piasek ze swych dywanów. Ta kobieta była na biało ubrana, z włosami przewiązanymi szalikiem... Śmialiśmy się i żartowaliśmy".



Relacje z wielu późniejszych snów można by pomylić z opisami rzeczywistości, tak były bogate w szczegóły i tak naturalne. Nikt nie potrafi wskazać bezpośrednio fizjologicznych podstaw wzrastającej żywości fantazji, lecz zjawisko to odpowiada rozważaniom niektórych neurofizjologów. Uważają oni, że obrazy senne są swego rodzaju procesem porządkowania zasobów “magazynów" pamięciowych w mózgu. Dzieje się to we śnie, kiedy znacznie się .zmniejsza napływ wchodzących do mózgu informacji. Wydarzenia dnia mogą być wówczas ponownie odtworzone, w celu właściwego uporządkowania. Odbywałoby się to w ten sposób, że świeże ślady pamięciowe łączyłyby się z wydobytymi z zakamarków pamięci śladami przeszłości, według pewnej hierarchii ważności, naturalnych skojarzeń, podobieństwa zabarwienia uczuciowego. Nowa informacja utrwala się prawdopodobnie w wielu postaciach tak, że istnieje krzyżowy wykaz umożliwiający przypominanie sobie odpowiednich zdarzeń.



Wpływ zapamiętanych zdarzeń minionego dnia zawsze inspirował szarlatanów, którzy nawet za życia Freuda usiłowali bezpośrednio oddziaływać na sny przez dowolne wzbudzanie tych wspomnień. Stosowali oni sugestię pohipnotyczną, aby spowodować u badanych sny o określonych wydarzeniach, a następnie rano poszukiwali śladów tych sugestii we wspomnieniach ze snów. Johann Stoyva, z Instytutu Neuropsychiatrycznego Langleya Portera w San Francisco, i Charles Tart z Pracowni Badania Hipnozy Uniwersytetu Stanfordzkiego, wykazali za pomocą metod laboratoryjnych, że sugestie hipnotyczne istotnie znajdują wyraz w snach. Stoyva stwierdził występowanie dziwnego efektu ubocznego u osób najłatwiej reagujących na hipnozę. Ci, którzy śnili o wdrapywaniu się na drzewo, co zasugerowano im w poleceniu, wykazywali skrócenie faz REM, natomiast osoby mniej podatne na sugestię, oporne na interwencję w treść swoich snów nie wykazywały tego. Tart stwierdził, że hipnotyzowanych można pouczyć, aby obudzili się przed fazą REM lub po niej. Co więcej, jednemu z nich udało się zasugerować, aby śnił przez całą noc, w wyniku czego czas trwania fazy REM zwiększył się u niego o 20%.



Kiedy zaczęto za pomocą, różnych metod wpływać na treść snu, pojawiła się zasadnicza kwestia: po czym można poznać, że sen jest odbiciem manipulacji laboratoryjnych? Gdyby sny były tylko powtórzeniem rzeczywistości, nie byłoby trudności z ich wyjaśnieniem!, lecz ich znaczenie ukryte jest często w symbolach. Istnieje pogląd, że niektóre ze snów są wspólne jakiejś wielkiej grupie kulturowej, że inne mają charakter powszechny, lecz znaczenia wielu nie można zrozumieć inaczej, jak tylko przez wypytanie śniącego, który posiada klucz do tej zagadki. Poszukiwanie związku między symbolami snu a rzeczywistymi wydarzeniami można porównać z pracą antropologa nad mową nowo odkrytego szczepu ludzkiego. Badacz ten musi ustalić, jak niezrozumiałe dźwięki wypowiadane przez tych ludzi tworzą słowa, a potem jakie przedmioty te słowa określają i w końcu jaka jest gramatyka i składnia tego języka.



Już dawno psychoanalityk Charles Fisher z nowojorskiego szpitala Mt. Sinai opracował dobrze znany program badań. Wykazał on, że przeźrocza wyświetlone tylko przez l/100 lub V2oo sekundy wywierają na widzu wrażenie, mimo że nie osiągają progu świadomości. W doświadczeniach z chorymi i lekarzami Fisher wyświetlał przeźrocze, prosił, aby badany narysował to, co zobaczył, zaś następnego ranka opowiedział swój sen. Ponieważ było to przed wprowadzeniem EEG do badań, uczony nie mógł uzyskać wielu danych o marzeniach sennych, lecz wydawało się, że metoda zaczyna dawać rezultaty. Jednym z bodźców, na przykład, było przeźrocze ukazujące wazon dostatecznie wyraźny w liniach dla osoby o normalnym wzroku, natomiast w bardzo słabych zarysach na wazonie była przedstawiona swastyka. Przeźrocze wyświetlono tylko raz przez ułamek sekundy. Rano pewien młody człowiek opowiadał sen i zaczął: “Byłem w obozie koncentracyjnym..."



P. W. Wood z Uniwersytetu w Północnej Karolinie wykonał coś w pewnym sensie przeciwnego. Zamiast stosować słaby, lecz ściśle umiejscowiony bodziec, zredukował on wszelkie pobudzenia działające na badanych, usuwając całe ich dzienne otoczenie. Badał on pięciu ochotników, młodych absolwentów uniwersytetu, którzy spędzili 5 nocy w laboratorium. Przeżyli oni 2-gi dzień w zupełnej izolacji, przypominającej monotonię otoczenia samotnego, starego inwalidy, więźnia lub człowieka w przestrzeni kosmicznej. Wood stwierdził, że ludzie po okresie izolacji spędzają w śnie o 60% więcej czasu w fazie REM. Chociaż jednak fazy REM były dłuższe, badani wykazywali mniej szybkich ruchów oczu niż zwykle, co świadczy o tym, że ich sny były mniej intensywne. Dzień doświadczalnej izolacji spędzony był bezczynnie, a więc i sny następujące po nim były nieaktywne. Z drugiej strony w snach tych zaspokajany był pewien rodzaj pragnień badanych, gdyż w marzeniach ich przewijał się wątek społeczny, występowały w nich grupy rozmawiających ludzi, co mogło być niejako rekompensatą za pustkę dnia spędzonego bez towarzystwa.



Wpływ otoczenia na treść snów został wielokrotnie potwierdzony w pracowniach, gdy badani opowiadali, że dużo śnią o samym laboratorium i eksperymentatorach. Donald Goodenough był świadkiem tego rodzaju snu, którego zresztą badany po obudzeniu nie mógł sobie przypomnieć. Donald Goodenough siedział w pokoju kontrolnym, kiedy śpiący rozpoczął nagle przez sen prowadzić niezwykle logiczną konwersację. Włączono magnetofon i okazało się, że badany odpowiadał na standardowe pytania pisemnego wywiadu stosowanego w pracowni. “Spokojny? O, nie! Zdenerwowany? Nie, nie byłem zdenerwowany. Pogodny? Nie, nie powiedziałbym". Było to powtórzenie rozmowy prowadzonej w pracowni poprzednio przy wielu okazjach po obudzeniu badanego ze snu. Sny laboratoryjne nie zawsze jednak są tak dokładnymi powtórzeniami rzeczywistego postępowania.



David Foulkes i Allan Rechtschaffen sprawdzili wpływ dwóch telewizyjnych programów wieczornych u pewnej liczby badanych i stwierdzili, że różny wpływ dwóch filmów uwidocznia się raczej w jakości snów, niż w naśladowaniu wydarzeń z filmów w marzeniach sennych. Może to zainteresować rodziców, którzy zauważył^ że ich dzieci spędzają nieruchomo całe godziny wieczorne przed ekranem telewizyjnym, oglądając ulubiony program. Jeden z filmów wyświetlanych w pracowni był awanturniczym westernem, zaś drugi romantyczną komedią o kobiecie – artystce. Fragmenty tych programów znalazły niewielkie, bezpośrednie odbicie w treści snów, lecz stwierdzono, że relacje ze snów i tak różniły się uderzająco. Marzenia senne po obejrzeniu westernu zawierały silne elementy fantastyki, były o wiele bardziej żywe i intensywne, niż marzenia senne, występujące u badanych po obejrzeniu komedii.



Wyraźniejsze wyniki otrzymali Herman Witkin, Donald Goodenough i spora grupa badaczy z Ośrodka Medycznego Downstate w Brooklynie. Skoro sny nie odzwierciedlają po prostu rzeczywistości, badacze sięgają głębiej, chcą zobaczyć, jak sny ludzi przekształcają ich doświadczenia życiowe, w jaki sposób ludzie walczą w snach ze stressem. Grupa uczonych zebrała pewną liczbę filmów dostatecznie silnie działających na najodporniejszego człowieka. Zwykła bowiem “strawa" telewizyjna, pomimo jej gwałtowności, wywiera raczej słabe wrażenie na wykształconych widzach. Filmy oglądane przez badanych były filmami o rozmaitej treści: jedne z nich były podróżnicze, inne relacjonowały makabryczne wypadki samochodowe i stanowiły poglądowy wykład niebezpieczeństw związanych z nieprzestrzeganiem zasad ruchu drogowego. Goodenough wypowiedział swoją uwagę w związku z tym filmem: “Następnego dnia poszedłem kupić sobie pas bezpieczeństwa i nowe opony do mego wozu". Pokazywano również filmy medyczne, wśród których tematem jednego był poród. Jeszcze inny film był sławnym dokumentem antropologicznym, nakręconym wśród Australijczyków, dokonujących w pustyni, w prymitywnych warunkach, obrządku bolesnego nacięcia ostrym kamieniem skóry młodych chłopców.



Po obejrzeniu tych stressowych filmów badani dłużej niż zwykle nie mogli zasnąć, zaś po zaśnięciu często zaczynali wcześniej niż zwykle śnić. Tej nocy eksperymentator częściej też słyszał po obudzeniu badanych ze snu REM odpowiedź: “Śniłem, ale nic sobie nie mogę przypomnieć". Jeżeli ten ubytek pamięci jest tym, co określamy jako stłumienie lub zapomnienie rzeczy nieprzyjemnych, to filmy stressowe znacznie nasilają tę skłonność. Analizę tych snów prowadzono metodą podsumowywania liczbowego, a także metodą oceny psychologicznej. Psychoanalityk Helen B. Le-wis współpracowała z psychologiem Witkinem przy ocenie stopnia napięcia emocjonalnego, wyrażonego w tych snach, oraz tego, w jaki sposób wyłączają one, przekształcają i odtwarzają elementy z filmów. Internista Artłmr Shapiro śledził zmiany fizjologiczne, które towarzyszyły tym snom. Trudności tych badań może zilustrować fakt, że choć film o ruchu ulicznym spowodował, iż sam Goodenough kupił sobie pasy bezpieczeństwa i opony samochodowe, to jednocześnie film ten nie wywołał żadnych bezpośrednich oddźwięków w snach badanych. Nie znaczy to, że film ten w ogóle nie wywarł wpływu, ponieważ, według innych kryteriów, marzenia senne ujawniają pośrednie reakcje jakościowe wskazujące, że filmy stressowe działają silnie.



Grupa badanych w Downstate – przeciwnie niż inni ochotnicy badani w licznych pracowniach – reprezentowała różne zawody. Byli w niej robotnicy fabryczni, piekarze, gońcy, inżynierowie łączności, mechanicy linii lotniczych, studenci i pisarze oraz reprezentanci innych zawodów. Było kilku nocnych robotników, którzy przychodzili do laboratorium po ukończeniu pracy. To postawiło pracownię snu na poziomie dużych, nowoczesnych szpitali, z 24-godzinnym dyżurem. Ochotnik z elektrodami na głowie ogląda filmy siedząc wygodnie w łóżku. Potem gasną światła i budzi się go z każdego okresu REM. Gdy telefonicznie opisze swoje marzenie senne eksperymentatorowi, wyświetla mu się przeźrocze rzucane na ścianę przed łóżkiem. Jest to tablica przysłówków i przymiotników, matryca, którą może posługiwać się przy definiowaniu emocji, które przeżył w czasie snu. Czy wpłynęły one na niego denerwująco, łagodząco, zachęcająco czy odstręczająco? Eksperymentator zaznaczając odpowiedzi, może teraz odpowiednio je zakwalifikować. Jak zmienia się ten wzór przeżyć w miarę jak upływa noc? Jak można porównać odczucia w czasie marzeń sennych z odczuciami wywołanymi przez filmy? Niektórzy stale wykazują emocje wywołane przez film, nawet jeśli ich na pozór niewinne sny nie mają z nim widocznego związku. Kategorie odczuć w czasie snu, wykreślone na podstawie wielu badań nocnych w laboratorium, mogą przynieść nowe dane na temat wpływu filmów. Każdy badany inaczej odbiera film. W porannych dyskusjach jakiś mężczyzna łamie sobie głowę nad filmem antropologicznym, dziwiąc się, co ci tubylcy robili. Inny jest przerażony brudem i antysanitarnymi warunkami chirurgicznymi. Jeszcze inny podkreśla męczący ból i dziwi się, że poddani zabiegowi chłopcy mogą tańczyć po operacji, bez objawów cierpienia. W czwartej kolejnej fazie REM pewien człowiek śnił: “Wróciłem do tych miejscowych spraw... Dajcie mi zobaczyć, jaką zrobiłem zaporę... Domyślam się, że byłem na peryferiach tubylczej wioski. Przypuszczano, że poszedłem gdzieś z wodzem, pewnie..."



Takie wyraźne nawiązywanie do filmu jest rzadkie. Inny człowiek śnił o katastrofie i o tym, że zadymiony kształt – coś jak żółw – wyłaniał się z niej. Czy może to odzwierciedlać szarość starej kopii filmu i kształt klęczącego mężczyzny, na którego plecach operowany chłopiec leżał w czasie zabiegu? Po obejrzeniu filmu o porodzie młody człowiek śnił o wybuchającym wulkanie i czerwonej, gorącej lawie spływającej po jego zboczach. Tak więc wywiady poranne, a następnie skojarzenia biograficzne ujawniają, że elementy filmu znajdowały odbicie we śnie i chociaż sen był “niewinny", echa filmu odzywały się w nim często jak w długim tunelu, kojarząc się ze wspomnieniami z dzieciństwa.



W teoriach snów sprawy tej się często, w pewnej mierze, nie docenia. Witkin i Lewis stwierdzili, że ludzie przeobrażają obejrzane filmy w sobie właściwy sposób. Na przykład pewien młodzieniec, który również przekształcał rzeczywistość w snach, zwrócił uwagę na zakrwawione rękawiczki położnika z filmu o porodzie, a następnie miał sen o dziewczętach, stojących w mglistym świetle, w parku. Dziewczęta nosiły długie, białe rękawiczki. Można powiedzieć więc, że sen niejako “wyczyścił" je. Prowadząc badania marzeń sennych występujących na początku snu, proszono badanych, aby rozmawiali po filmie, póki nie usną. Niektórzy z nich przeżywali w swych snach niezwykłe fragmenty filmów, a także rojenia na temat laboratorium i badających. Byli to ludzie, których samookre-ślenie bardzo zależy od otoczenia. Witkin i Lewis zastosowali jpewne testy. Chcieli oni sprawdzić, jak zachowają się ludzie, których umieści się w pochyłym pokoju i poleci się im wyprostować się – czy ustawią się według kształtów pochyłego pokoju czy według siły ciężkości? Ludzie, którzy ustawiali się według pochyłości pokoju, i w podobnych testach dostosowywali się do otoczenia, byli bardziej skłonni od innych do włączania obrazów z filmów do swoich myśli i marzeń. Jeżeli w snach wyrażają się instynkty i życzenia, to każdy człowiek w charakterystyczny sposób operuje nimi zarówno w marzeniach sennych, jak i w życiu. Zbyt pochopna uogólniająca interpretacja symboliki marzeń sennych może spowodować przeoczenie ważnych treści. Na przykład po filmie o nacinaniu skóry u chłopca można oczekiwać, że wystąpią często sny o kastracji, z towarzyszącym uczuciem strachu. Jeden z badanych śnił, że został uprowadzony przez gangsterów w wozie i miał ulec “eksterminacji". Jednakże słowo to miało dla niego specjalne znaczenie. W związku z tematem filmu mówił, że przypomniało mu się obrzezanie, choć tubylcy nie byli podobni do Żydów. Wspominając sen myślał o eksterminacji Żydów. W ten sposób stressowy film może działać jak lont, wywołując u różnych ludzi różne skojarzenia.



Podobnie jak wystająca nad powierzchnią morza góra lodowa stanowi zaledwie niewielką część całego ogromu, ukrytego pod powierzchnią, tak i sen jest tylko znakiem wielu ukrytych treści. Jasne jest, że korelacja złożonej symboliki w postaci snów z realnymi wydarzeniami i odczuciami jest bardzo trudna. Jeśli ktoś chętnie uogólnia znaczenie symboliki snów, powinien wiedzieć, że osobiste, bardzo swoiste skojarzenia mogą nadawać jej inne zabarwienie uczuciowe i inne treści. Nawet jeżeli laboratoryjną rzeczywistością jest makabryczny film, eksperymentatorzy wiedzą, że jego działanie może być zmienione przez liczne, ukryte wartości zmienne. Ktoś może bowiem przyjść do laboratorium po dyskusji ze swoim szefem lub żoną. Przesianie tych tak różnorodnych wpływów nie może odbyć się szybko. Laboratoryjne badania nad treścią snów są dopiero zapoczątkowane i jeżeli wskazują kierunek modyfikacji naszych tradycyjnych interpretacji – to przecież nie stworzyły jeszcze nowej teorii. Na wiele lat przed tym, zanim “łowcy snów" otrzymali elektroniczne wyposażenie i opracowali różne sposoby budzenia ludzi w czasie marzeń sennych, Calvin Hali założył Instytut Badań Marzeń Sennych w Miami na Florydzie. Zajmował się on podobną problematyką istoty snów i szukaniem prawidłowości i reguł, których zastosowanie pozwoliłoby poznać rzeczywisty stan psychiki śniącego. Metody Halla były wszakże odmienne. W badaniach swoich, podobnie jak socjolodzy, opierał się na wywiadach i Obserwacjach zachowania się ludzi. Po nagromadzeniu olbrzymiej liczby opisów snów, a następnie po statystycznym opracowaniu tego materiału Hali mógł stwierdzić, że pewne treści snów są typowe dla pewnych grup ludzi. Wśród 30 000 opisów snów, które miał w swej kartotece, Około 5000 stanowiły opisy zebrane z innych środowisk kulturowych, z Nigerii, Meksyku, Peru, od obywateli innych krajów i członków rozmaitych plemion. Hali i jego współpracownicy sklasyfikowali sny według szczegółów, które pojawiały się w nich, a mianowicie według osób dramatu, tła, przedmiotów i przeważających uczuć. Jak często poszczególne zjawiska mogą występować w samorzutnie zapamiętanych snach ludzi, należących do dużej grupy? W 7000 opisów snów spostrzeżono różnice między treścią marzeń mężczyzn i kobiet. Mężczyźni śnią na ogół o mężczyznach, natomiast kobiety zarówno o mężczyznach jak i o kobietach. Analiza 1000 snów studentów Uniwersytetu wskazuje, że młodzi ludzie są często bojaźliwi. W około 2/5 tych snów wystąpiły sekwencje nacechowane lękiem. Często odnosiło się to do snów o ściganiu. Podobne badania wykazują, że na jeden sen o powodzeniu przypada 7 snów o nieszczęściach, i że śniący częściej czuje się pokrzywdzony przez warunki otoczenia, niż obdarowany.



Często mówi się, że naturalny “język" mózgu jest symboliczny i obywa się bez “sztucznej" logiki, której się uczymy. Jeżeli sny przemawiają do naszej “duszy" w języku symbolicznym, to czy istnieją symbole uniwersalne dla całego rodzaju ludzkiego? Czy istnieją symbole kulturowe, które można rozpoznać w obrębie jakiegoś narodu? Czy te same symbole oznaczają rzeczywiście te same rzeczy w snach różnych ludzi? Freud zrewolucjonizował nasz stosunek do snów podkreślając, że mają one symboliczne znaczenie, że stanowią komunikację z własnym “ja".



Wydaje się, że badania laboratoryjne snów w ostatnich 10 latach potwierdzają, że sny są tak bogate w wymowie i znaczeniu, jak bogata jest treść życia i form naszego własnego zachowania się na co dzień. W treści snów znajdują odbicie wpływy z różnorodnych źródeł, które przy bliskim zbadaniu można nieraz zidentyfikować. Thomas Detre ze Szkoły Medycznej w Yale, w poszukiwaniu związku zaburzeń snu z chorobami umysłowymi odniósł wrażenie, że możemy wykryć w snach pewne charakterystyczne kierunki. I tak ludzie w stanie depresji z myślami samobójczymi opowiadają o dziwnych zjawach sennych, w których nie występują ludzie ani zdarzenia, o snach przedstawiających sceny naturalne, na przykład nagie skaliste plaże, górskie szczyty i równiny, wywołujące złowieszcze uczucie osamotnienia. Również pewne powtarzające się zjawy nocne u dzieci mogą wskazywać na zaburzenia w obrębie płata ciemieniowego.



Zjawy nocne u dzieci różnią się w nasileniu od zjaw u dorosłych. Czasami przerażony malec krzyczy, przywołuje matkę i nie uspokaja się dopóty, dopóki nie znajdzie się na jej kolanach i nie przytuli do niej. U dzieci sny nie są wymysłem wyobraźni. Małe dzieci mają tak zwaną wyobraźnię ejdetyczną i mogą policzyć guziki u zapamiętanej koszuli. Sny ich mają podobną jakość. Próbując zbadać sny swojego syna, Joe Kamiya umieścił go w swoim laboratorium w Instytucie Neuropsychiatrycznym Langleya Portera w San Francisco. Budził dziecko po kilku minutach od chwili pojawienia się fazy REM i pytał, czy mu się coś śniło. Chłopak odpowiadał niezmiennie: “Nie". Jednakże kiedy ojciec zapytał: “Co robiłeś teraz?", dziecko odpowiadało: “O, bawiłem się obręczą w tylnej części werandy".



W którym momencie życia pojawiają się sny? Wyraźne fizjologiczne oznaki cyklu REM odkryto u dziesięciotygodniowych wcześniaków. Cykl ten zajmował około 80% snu. Badania Artura Parrnele'ego i jego współpracowników z UCLA potwierdziły to oraz wykazały, że odsetek ten wykazuje z wiekiem postępujący spadek. W istocie szybkość tego procesu uważa się za objaw prawidłowego dojrzewania mózgu, z czego wynika, że wzorzec snu dziecka i może być wskaźnikiem jego normalnego lub nienormalnego rozwoju, zwłaszcza w okresie, kiedy dziecko przede wszystkim śpi i trudno ocenić inne elementy jego zachowania. W ciągu pierwszego okresu życia wypełnionego czynnościami ssania, kopania, wymachiwania piąstkami, których znaczenie stopniowo maleje, faza REM zmniejsza się i w końcu drugiego roku życia dziecka wynosi nie więcej niż 30% czasu jego snu. W ciągu następnych kilku lat obniża się do około 20 – 24% i utrzymuje się tak przez okres młodzieńczy, a następnie obniża się jeszcze po 25 roku życia i spada do 13% u ludzi starych. W śnie noworodków zwierząt również występuje duży procent fazy REM, której łączny czas w stosunku do reszty snu skraca się szybko po urodzeniu. Sądząc z pracy Parmele'ego i innych cykl REM kształtuje się w życiu płodowym. Czy dziecko w łonie matki śni w chwilach, kiedy matka odczuwa jego kopanie?



Ocena, kiedy pojawiają się marzenia senne, zależy częściowo od tego, jak je określamy. Nawet w łonie matki płód prawdopodobnie ma jakieś odczucia. Noworodek czuje zmiany temperatury, głód, niewygodę, przyjemne uczucie kołysania. Marzenia senne dziecka mogą być spowodowane przenikaniem wspomnień ssania, niewygodnej pozycji czy niepokoju spowodowanego potrzebą fizjologiczną. Wydaje się, że sny obrazowe nie występują ani w życiu płodowym, ani również przez pewien czas po urodzeniu. Sen jest wówczas “ślepy", bez obrazów. Ociemniali i jednocześnie głusi żyją w niezmiennej, ciemnej ciszy, lecz również śnią. Jedna z takich pacjentek w Szpitalu im. Alberta Einsteina w Nowym Jorku nigdy nie słyszała pojęcia: “marzenie senne". Pytana przez badającego przypomniała sobie, że umarł jej ulubiony ptaszek i po kilku tygodniach zbudziła się w nieutulonym żalu, gdyż w śnie doznała tego samego wstrząsu, kiedy włożyła rękę do klatki i znalazła martwe ciało ptaszka.



Helena Keller, pozbawiona wzroku, słuchu i węchu w następstwie przebytej w drugim roku życia szkarlatyny, nauczyła się mową zastępować świat odczuć. Opisywała później swoje sny, nadmieniając, że śniła bardzo mało, dopóki pani Annie Sullivan nie została jej wychowawczynią. Jej sny były często “fizyczne", zalążkowe, instynktowne.



“...coś spadało zawsze nagle i ciężko i wydawało siej że wtedy moja wychowawczyni będzie mnie karać za to, że byłam niegrzeczna w czasie dnia... Obudziłam się z szamotaniem, chciałam uciekać jak oszalała od mojej dręczycielki. Lubiłam bardzo banany i pewnej nocy śniłam, że znalazłam długi sznur bananów... wszystkie obrane, smakowicie dojrzałe i wszystko, co miałam do roboty, to stać pod sznurem i jeść..."



Później była ona zdolna do widzenia w snach, oczywiście tylko dzięki rozbudzonej wyobraźni.



“Pewnego razu śniłam, że trzymałam w ręce perłę. Nie wiem, jak wygląda prawdziwa perła. Tę widziałam chyba w moim śnie, dlatego była ona wytworem mojej wyobraźni. Była gładka, jak znakomicie obrobiony kryształ... rosa i płomień, aksamitna zieleń mchu i miękka biel lilii..."



Sny mogą wystąpić przed pojawieniem się mowy i widzenia. Wydaje się, że przez pewien okres, w łonie matki i po urodzeniu, w fazach REM dziecko odbywa aktywne ćwiczenia, w których wykonuje niezbędne w życiu ruchy. – ssania, kopania, prostowania się. Mogą one stanowić biologiczne ćwiczenia potrzebne do ukształtowania sposobów wyrażania popędów, pomagające dziecku rozwinąć siłę ssania, odczucia płciowe, odruchy mięśniowe. Są to więc pierwsze ćwiczenia “aparatu" potrzebnego do życia. Wspomnienia tych wrażeń mogą rzeczywiście wracać w snach. Z punktu widzenia psychoanalityków, jak to trafnie stwierdził Charles Fisher, odbicie tej aktywności jest zapewne jedyną treścią snów, póki wpływy zewnętrzne nie zaczną brać udziału w rozwoju osobowości. Pewnego nieoznaczonego dnia w dzieciństwie bodziec czuciowy jest wystarczająco silny na to, aby bodźce świata zewnętrznego zaczęły tworzyć odpowiadające im doznania wewnętrzne. Siady rozlanych marzeń sennych w postaci odczuć zmysłowych mogą zaczynać się już w czasie życia w wodach płodowych, ale nie jest to chyba to, co zwykliśmy nazywać marzeniami sennymi.



Wczesna aktywność fazy REM u niemowlęcia, ruchy, grymasy, erekcje, to pierwsze przejawy instynktowego zachowania się, na których skupia się uwaga wychowawców. Pierwsze ćwiczenia niemowlęcia i dziecka ograniczają się do kontroli instynktów. Wymagania cywilizacji żądają, aby dorosły człowiek nie oddawał moczu zawsze i wszędzie, kiedy czuje potrzebę, nie zaspokajał stale głodu, a kary za brak panowania nad popędem płciowym są bardzo srogie. Są to podstawowe popędy, które według Freuda ujawniają się w snach. Z pewnością ośrodki samokontroli wydają się w jakiś sposób zaangażowane w sny fazy REM. Jest też interesujące, że ludzie, podobnie jak zwierzęta, pozbawieni przez dłuższy czas fazy REM wykazują na jawie utratę kontroli nad swoimi popędami. Z drugiej strony sny rzadko odzwierciedlają bezpośrednio te popędy i fakt ten naprowadził Freuda i jego następców na myśl badania symbolicznej “mowy" śpiącego umysłu.



Raul Hernandez-Peon reprezentował w dziedzinie neurofizjologii teorię Freuda o snach, jako symbolicznym uwalnianiu stłumionych życzeń i instynktów, wskazując, że kiedyś poznamy być może anatomiczne powody tego, że sen wyzwala myśli i zakazane życzenia z dzieciństwa. Może znowu, przeglądając nasz rosnący księgozbiór o snach, zobaczymy, w jakiej mierze nasze własne sny pokrywają się z teorią. Nie wszysIMe marzenia senne chronią nasz sen, nie we wszystkich też spełniają się nasze życzenia, czy też znajdują wyraz stłumione formy zachowania się. Niekiedy sny przebiegają w pewnej kolejności rozwijając jakiś temat. Czasem pamięć zawodzi. Badacze snów nie szukają jakiejś jednej formuły na opisanie wszystkich snów. W laboratorium zaś muszą badać o wiele więcej zagadnień, niż tylko sny. Eksperymentator w czasie badania słyszy przez telefon głos badanego i obserwuje jego sposób ziewania, nieoczekiwane modulacje głosu, powściągliwość w mowie, timbre głosu. Kilka nocy spędzonych na śnieniu i rozważaniu snów rozwija osobowość badanego. Dzięki rozmowom badany zaczyna wiązać fragmenty snów ze swym życiem i odczuciami. Eksperymentator ogląda go w czasie ubierania się, w czasie czuwania, a także wówczas, gdy zaspany wstaje rano. Zarówno w klinice psychiatrycznej, jak i u psychoanalityka, samo marzenie senne jest dopiero pierwszą nitką w splocie skojarzeń i wspomnień, obracających się wokół pewnego punktu. Znaczenie marzenia sennego tkwi wewnątrz psychiki badanego wraz z tym wszystkim, co spotkało go w życiu, ukształtowało go i pozostawiło ślady pamięciowe przechowywane w mózgu.

Wstecz / Spis treści / Dalej



Rozdział XI

UCZENIE SIĘ PRZEZ SEN



Niemal każdego tygodnia gazety zamieszczają bardziej lub mniej obszerne wzmianki o wydarzeniach, o których nie śniło się ludziom. W roku 1920 wielu jogów pozwoliło się zakopać w trumnie lub bez trumny. Opisano świętego mnicha z północno-wschodniej prowincji Indii, który nie sypiał i twierdził, że przeżył 25 lat w jaskini w stanie nieprzerwanej ekstatycznej kontemplacji. W roku 1930 pisano o macierzyństwie starej kobiety, mieszkanki dżungli bengalskiej. Kobieta ta niewiele sypiała i prawie nic nie jadła. Niedawno młody lekarz z Massachusetts wysyłał podobno, za pomocą fal swojego mózgu, informację zakodowaną w alfabecie Morsea. Pewien lekarz z San Francisco doniósł, że głęboko uśpiony w czasie operacji pacjent powtórzył później rozmowę operujących go lekarzy, którą prowadzili oni w sali operacyjnej. W Arkansas odwiedził psychologa pacjent, który mógł, się pocić na polecenie. Wielokrotnie znajdujemy wzmianki o niezwykłych ludziach wyróżniających się tym, że byli zdolni do szczególnej kontroli ciała i dyscypliny psychicznej. Ludzie ci nie zwracali uwagi na ból, spali na żądanie, lekceważyli niebezpieczeństwa. Zdolności ich próbowano badać i stwierdzono, jaki rodzaj psychiki jest do tego potrzebny.



Badaniem jogów zajęli się dwaj lekarze z Indii. Znaleźli oni jogę, Mory na życzenie pocił się na czole. Spędzał on mroźne zimy w jaskiniach Himalajów, samotnie i nago. Siedząc na skórze zwierzęcej i rozmyślając, nauczył się “myśleć gorąco", podnosić temperaturę swego ciała i przyspieszać tętno – co też zademonstrował przed uczonymi. Jogowie potrafili rzekomo wstrzymać czynność swego serca. W rzeczywistości powodują skurcz pewnych mięśni, zmniejszając w ten sposób dopływ krwi do serca, co sprawia, że tętno staje się prawie niewyczuwalne, zaś ciśnienie -krwi obniża się. Nauka jogów Obejmuje między innymi intensywne ćwiczenia kontroli oddechu. W czasie odpoczynku rozmyślają oni, siedząc na skrzyżowanych nogach. Zapis EEG wykazuje w tym czasie rytm alfa, podobny do tego, jaki występuje u ludzi odpoczywających przed zaśnięciem. N. N. Das i H. Gastaut badali fale mózgowe jogów trwających w zupełnym bezruchu całymi godzinami. Kiedy popadali w ekstazę, rytm alfa zaczynał zmieniać się we wzorzec przypominający sen w fazie REM lub intensywną koncentrację uwagi w stanie czuwania. Byli oni nieczuli na próbę przerwania tego stanu, bladzi, nieruchomi, wykazywali zwiotczenie mięśni – podobnie jak w fazie REM. Panowanie jogów nad oddychaniem, postawą i myślą może powodować, że w stanie medytacji występują u nich niektóre czynności organizmu pojawiające się zwykle w czasie snu.



Buddyści – zenowie także osiągają stan ekstazy przez długie i rygorystyczne medytacje w pozycji siedzącej, znanej jako “kwiat lotosu", z oczami utkwionymi w pewien punkt na podłodze. Uprawiają oni również rytmiczne oddychanie, aby uzyskać stan skupienia wewnętrznego. Potrafią oni medytować przez długie godziny i pozostawać wiele dni bez snu. W czasie medytacji zenowie wyglądają jakby spali, chociaż w rzeczywistości jest to stan delikatnej równowagi między całkowitym czuwaniem i pogodnym odprężeniem. Przeprowadzone przez japońskich specjalistów badania u zenów znajdujących się w tym stanie wykazały występowanie rytmu alfa. Fale mózgu mają wtedy częstotliwość około 8-12 cykli na sekundę. Jest to stan szczególny, ponieważ pojawia się on w chwili odprężenia przed snem, niekiedy we śnie na progu czuwania i sporadycznie w stanie czuwania. Wydaje się, że rytm ten nie oznacza ani snu, ani aktywnego czuwania.



Kilka lat temu Joe Kamiya z Instytutu Neuropsychiatrycznego Langleya Portera w San Francisco przeprowadził badania zwykłych ochotników, aby stwierdzić, czy mogą oni “odczuć stan alfa" i poddać go swej kontroli. W toku badań nad marzeniami sennymi zauważył on, że ochotnicy nie potrafili opisać swych wewnętrznych odczuć i doznań. Umiejętność ta rozwija się powoli i większość ludzi nigdy nie może jej opanować. Zapadają oni w stan cechujący się rytmem alfa wielokrotnie w ciągu dnia, przed drzemką i snem lub w chwilach odpoczynku, jednakże mało kto potrafi zidentyfikować to wrażenie.



Kiedy ochotnicy uczyli się rozpoznawać u siebie występowanie rytmu alfa, Kamiya widział w tym proces analogiczny do wysiłków dziecka, które w czasie bólu brzuszka zamiast po prostu płakać, po raz pierwszy uczy się pokazywać miejsce bolące, i w słowach opisać ból. Badani – pielęgniarki, studenci, gospodynie domowe i technicy – leżeli na łóżkach w pracowni z zamkniętymi oczami. Od czasu do czasu słyszeli dźwięk dzwonka i powinni odgadnąć, czy dźwięk ten wystąpił w czasie, gdy byli w “stanie alfa", czy w jakimś innym stanie świadomości. Kamiya śledząc zapisy EEG natychmiast wiedział, czy odpowiedź była prawidłowa czy zła. Po licznych próbach większość badanych określała prawidłowo swój stan. Ku lekkiemu niedowierzaniu Kamiyi – jeden z badanych nauczył się dawać poprawne odpowiedzi w 100%.



Następne polecenie było trudniejsze. Tym razem badani mieli za zadanie bez dzwonka określić własny stan. Należało powiedzieć “tak" – jeżeli się zapadało w rytm alfa, i “nie" – jeżeli rytm ten nie występował. I znowu ochotnicy okazali się zadziwiająco dokładni. Można powiedzieć, że nauczyli się w pewnym stopniu kontrolować rytm alfa. Następnie polecono im, aby wywoływali u siebie rytm alfa, kiedy dzwonek odezwie się pierwszy raz, i wychodzili z tego rytmu, kiedy zadźwięczy po raz drugi. Wyniki nie nastręczały wątpliwości. W dalszym ciągu badań zastosowano filtr elektryczny do elektroencefalografu, nastawiony na poszczególne częstotliwości fal alfa. Kiedy pojawiał się ten rytm, dzwonek włączał się automatycznie. W ten sposób rytm fal mózgowych sterował dzwonkiem. Gdy badający dawał polecenie: “proszę wyłączyć dzwonek", badany czynił to, blokując określone fale swego mózgu.



Żaden z badanych nie “czuł" tego stanu przed eksperymentami, a nawet nie potrafił go nazwać. W jaki więc sposób nauczyli się odczuwać ukryty w mózgu rytm i kontrolować go? Zapytani o to odpowiedzieli, że z rytmem alfa związane było przyjemne, kojące uczucie, stan wolny od wyobrażeń wzrokowych. Jeśli chcieli wyjść z tego stanu, wyobrażali sobie widzialne przedmioty, kształty głowy lub twarzy. Interesujące jest, że badani twierdzili, iż wyjście ze “stanu alfa" wymaga wysiłku. W pewnym momencie nauczyli się oni podtrzymywać ten stan i zaczęli ignorować zakłócenia zewnętrzne, tak że z trudnością zauważali dźwięk dzwonka. Nie wszyscy nauczyli się tego w równym stopniu, lecz Kamiya był zadowolony, że wszyscy osiągnęli wysoki stopień wprawy po nieco intensywniejszych ćwiczeniach. Niektórzy z badanych w toku dalszych ćwiczeń nauczyli się nawet kontrolować częstotliwość własnego rytmu alfa. Elektroencefalograf w tym wypadku został więc z powodzeniem wykorzystany do uczenia się na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Po kilku próbach ochotnicy potrafili identyfikować i kontrolować swój pozornie nieuchwytny stan wewnętrzny, co często wymaga wieloletnich ćwiczeń, o czym świadczą doświadczenia buddystów-zenów.



Znaczenie tego szczególnego “stanu alfa" nie jest w pełni znane, jednak ludzie na ogół chętnie poddają się związanemu z nim nastrojowi przyjemnej bierności. Zenowie zapadają w “stan alfa" w celu medytacji wewnętrznych. Stan ten mogą zniweczyć przez wysiłek umysłowy. Badani przez Kamiyę ochotnicy również stwierdzili, że mogą blokować rytm alfa usiłując wykonać w myśli jakieś obliczenie, chociaż kilku z nich potrafiło wykonać poprawne obliczenie nie wychodząc z tego stanu.



“Stan alfa" może mieć właściwości lecznicze i przynosić korzyść ludziom żyjącym w napięciu, cierpiącym na dolegliwości psychosomatyczne. Jeśli nauczą się oni wywoływać u siebie stan błogiego spokoju, uzyskają – podobnie do medytujących jogów – chwile pełnego odpoczynku. Pewna amerykańska gospodyni domowa, która nie śpiąc oddawała się medytacjom przez 5 dni i nocy, została poddana badaniu psychiatrycznemu w celu oceny następstwa braku snu. Jednakże nie stwierdzono u niej widocznych zaburzeń, które powinny by wystąpić po 5 dobach bezsenności. Przeciwnie, badana była wprost rześka.



Inna grupa badań wskazuje na istnienie dodatkowych czynników, które prawdopodobnie mają wpływ na możliwość kontrolowania “stanu alfa". W trakcie badań prowadzonych przez Kamiya, fizyk-teoretyk Edmond Dewan w Bedford w stanie Massachusetts, badał matematyczne .właściwości oscylacji fal mózgowych, przy czym rytm alfa wydał mu się szczególnie dogodny dla analizy. Najpierw musiał on wywołać u siebie taki stan i podtrzymać go. Badacz ten przygotował i dostroił do częstotliwości swych własnych fal alfa filtr, który uruchamiał brzęczyk, skoro pojawiał się ten rytm. Wkrótce, jak wielu innych przed nim, Dewan przekonał się, że może siłą swej woli powodować pojawianie się i znikanie rytmu alfa. Nauczył się nawet wysyłać w ten sposób informacje alfabetem Morsea. Przy nadawaniu poszczególnych liter wyładowania fal oznaczały kropki, a przerwy między nimi – kreski. Odbywało się to wolno, ale znaki były wyraźne. Uczony kontrolował własny rytm alfa podobnie jak inni, wywołując go przez zamknięcie oczu i unikanie wyobraźni myślowych, blokując zaś przez otwarcie oczu. Niezawodność tej kontroli sprawiła, że zadał sobie pytanie, jak mógłby przedłużyć trwanie rytmu alfa? Zauważył też, że rytm ten wzrastał – co poznawał po głośnym brzmieniu brzęczyka, gdy tylko zwracał oczy ku górze przy zamkniętych powiekach. “Nie rozumiem tego – mówił – ale być może z tak skierowanymi oczami bardziej odpoczywam".



W tymże czasie, w Anglii, w toku innych badań wykazano związek między położeniem oczu i podstawowym rytmem mózgu. Także T. Mulholland i C. R. Evans stwierdzili, że “stan alfa" można pogłębić przez zwrócenie oczu ku górze. Fale alfa utrzymywały się wtedy zarówno przy otwartych, jak i zamkniętych oczach, niezależnie od tego, czy badany widział obraz jednolity czy wzorzysty. Było to sprzeczne z przyjętym mniemaniem, że wrażeniom wzrokowym nie towarzyszy rytm alfa. Mulholland i Evans silnie oświetlali obraz przed oczami badanych, co po zamknięciu oczu powodowało powstanie tak zwanego powidoku, który trwał przez około 30 sekund. Odwrócenie w tym czasie gałek ocznych ku górze wywoływało rytm alfa. Wskazuje to, że ruchy mięśni gałek ocznych i subtelne skurcze soczewek zmieniają podstawowy rytm mózgowy. Powiedziano, że oczy są oknami duszy, odzwierciedlają silne uczucia i uwagę, przyjmują informację znacznie szybciej i zapewne sprawniej niż jakikolwiek inny narząd czuciowy. Być może więc, że zupełnie nieświadomie używamy ich, aby zmieniać rytm i pracę najwyższych ośrodków mózgowych.



W ciągu swego życia na jawie bez przerwy wysyłamy i odbieramy informacje, zgodnie z określonymi prawami, których jesteśmy zupełnie nieświadomi. Jesteśmy nawet nieświadomi złożoności naszego układu ruchowego. Stoimy, spacerujemy, siedzimy, nie interesując się tym, czy 639 mięśni naszego ciała zachowuje stan napięcia czy wiotczeje. Mało kto potrafi świadomie kontrolować zmrużenia oczu i opisać ich ruchy. Jednakże oczy osoby o napiętej uwadze poruszają się ustawicznie tak, jak oczy śpiącego w fazie REM, wykazując podobne, gwałtowne zrywy.



Niektórzy uczeni sądzą, że układ ruchowy oka może pomagać w regulacji uwagi. Ktoś, kto użył siły woli, aby pogrążyć się w “stan alfa" lub w trans, może powiedzieć, że odpowiednio przystosował drobną cząstkę umysłu i przeprowadził delikatne manipulacje mięśniami, bez udziału świadomości. Niewątpliwie niektórzy ludzie będą rozczarowani, jeśli ujawnimy, że swoiste efekty koncentracji i siły woli polegają częściowo na subtelnej kontroli mięśni. Ze względów praktycznych jest to zjawisko pomyślne. Kiedy zostaną dokładnie określone ruchy mięśni, będzie się ich można nauczyć. Następstwem tego może być umiejętność łatwego zasypiania.



Badania nad rytmem alfa mogą pomóc rozwiązać bardzo istotną zagadkę współzależności między oczami i podstawowym rytmem mózgu. Czy jogowie i zenowie wytrzymują bezsenność dlatego, że sami wprowadzają się w stan, który uważamy za część snu? W toku badań nad snem w Filadelfii uzyskano nowy przyczynek do zależności między ruchami oczu i rytmem alfa w czasie snu. Eugene Aserinsky z Jefferson Medical College dokładnie analizował fale mózgowe, pojawiające się w okresach marzeń sennych, w momentach szybkich ruchów oczu. W chwilach tych stwierdzał występowanie rytmu alfa. Człowiek, który śni, jest w pewnym sensie na progu czuwania. Ludzie z wrodzoną ślepotą wykazują mniejsze ruchy oczu w fazie REM. Interesujące spostrzeżenia w tym zakresie poczynili uczeni radzieccy. Zauważyli oni, że rytm alfa osób ślepych jest słaby i trudny do wykrycia, natomiast rytm alfa u głuchych jest wyraźny. Zwierzęta pozbawione licznych narządów czuciowych i części układu nerwowego nie wykazują widocznych zmian w rytmach EEG, lecz jeśli uszkodzi się im narząd wzroku, podstawowe rytmy mózgu ulegają wyraźnym zakłóceniom. Wydaje się więc, że oczy i płynące z nich do mózgu bodźce mogą regulować stan pobudzenia kory, wzbogacając lub redukując rytmy czuwania. Oczy nasze czynią to na nasze polecenie. Jeśli więc są one użytecznym instrumentem sterującym stanami odprężenia lub pobudzenia, i kierującym czynnością nerwów zaopatrujących nasz organizm w informacje, możemy nauczyć się świadomego wykonywania tej kontroli, jeśli będziemy wiedzieć, których mięśni używamy teraz nieświadomie. Kiedy ludzie będą umieli kontrolować swój umysł i swe uczucia, będą mogli również regulować liczne czynności organizmu. Każdy może zmienić częstość własnego tętna, gdy pomyśli o czymś niepokojącym: serce zaczyna wtedy szybciej uderzać. Ludzie nauczyli się też obniżać świadomie ciśnienie krwi, i to bez dyscypliny jogów.



Część układu nerwowego, o której mówi się często, że pozostaje poza kontrolą woli, kieruje wieloma tymi czynnościami życiowymi. Przypuszcza się, że dolegliwości psychosomatyczne są spowodowane zaburzeniami czynności tej właśnie części układu nerwowego i że częściowo wynikają one z niewłaściwych, gdyż nie-uświadamianych przyzwyczajeń i nawyków. Kiedy mózg i ciało reagują nadmiernie na jakieś wydarzenie i kiedy reakcja ta się przedłuża, czynniki, które początkowo towarzyszą tylko pierwotnym odczuciom i wydarzeniom, zaczynają same wywoływać, na przykład, skurcze jelit i wzrost ciśnienia krwi. Człowiek może odziedziczyć szczególną skłonność do nadmiernych reakcji ze strony jelit i do owrzodzenia żołądka, lecz później poddany jest również fizjologicznemu treningowi zaczynającemu się w dzieciństwie i przebiegającemu zupełnie bez udziału świadomości. Ta nasza podświadoma edukacja jest zależna od przypadku i wielu uczonych zadaje sobie pytanie, czy potrafimy rozwikłać jej tajemnicę i odwrócić kierunek treningu, jeżeli jest niekorzystny.



Przez 40 lat uczeni radzieccy badali możliwości prowadzenia takiego treningu pod nazwą warunkowania interoceptywnego. Stwierdzili oni, na przykład, że ukłucie śluzówki żołądka może spowodować skurcz naczyń krwionośnych palca. Jeżeli w czasie ukłucia zaświeci się światło, to później samo światło będzie miało ten sam wpływ na naczynia krwionośne. Przy ogrzewaniu żołądka za pośrednictwem balonika, który połknął badany, za każdym razem zapala się niebieska lampka. Ogrzanie powoduje rozszerzenie się naczyń palca. Można sprawić, aby naczynia krwionośne palca rozszerzały się, gdy eksperymentator mówi: “zapalam niebieskie światło". Szok elektryczny wywołuje krzepnięcie krwi szybsze niż zwykle, jeżeli badający powie: “Wywołuję szok. To będzie bolało". Jeżeli sygnał zewnętrzny nie zawsze działa zgodnie z bodźcami wewnętrznymi, u ludzi często występuje nadmierna oscylacja naczyń krwionośnych, co można określić jako nerwicę naczyniową. W wyniku tego rodzaju edukacji naszego organizmu trwającej przez całe życie, zaburzenia takie niewątpliwie mogą wystąpić, a nawet głęboko zakorzenić się, zmieniając naturę czynności narządów. Proces ten przebiega poza świadomością.



Uczymy się przewidywać ból – być może nie bardzo racjonalnie, bowiem nasz organizm i nasza krew reagują mnogością zmian. Przytoczone wyżej przykłady wskazują, jak bojaźń i lęk może spowodować obstrukcję lub zakłócić czynność układu sercowo-naczyniowego.



Niektórzy badacze radzieccy wskazywali, że przyzwyczajenie organizmu do określonych reakcji wytwarza się powoli, lecz po wytworzeniu się trudno je zmienić. W niektórych doświadczeniach zastosowano metodę sprzężenia zwrotnego. Tak np. po odwróceniu normalnej reakcji szok może być uprzedzony przez rozszerzenie naczyń krwionośnych, zamiast ich skurczu. Ludzie, którzy mogli śledzić zapis swoich reakcji naczyniowych, uczyli się niemal dowolnie rozszerzać naczynia krwionośne kończyn. Czy dokonywali tego za pomocą myśli, zmiany rytmu oddechu, czy też nieznacznej czynności mięśni – to wszystko jedno. Nauczyli się odwracać normalną reakcję, aby uprzedzić szok. W ZSRR niektórzy chorzy na chorobę wrzodową Stosując podobną metodę sprzężenia zwrotnego nauczyli się zmniejszać wydzielanie soku żołądkowego. Systematyczne badania w tym kierunku mogą umożliwić nam kontrolowanie niektórych szkodliwych odruchów, których nauczyliśmy się nieświadomie. Badania te powinny wyjaśnić, w jaki sposób nasze wnętrze reaguje na bodźce zewnętrzne. Zasadą tych nowych metod treningu jest sprzężenie zwrotne. Radzieccy kosmonauci wiedzą z zapisów, jak zmienia się ich ciśnienie krwi w czasie skoku spadochronowego. W rzekomych skokach, pod wpływem hipnozy, poleca się im zmniejszać częstość skurczów serca i obniżać ciśnienie krwi. Wydaje się, że człowiek może nauczyć się kontrolować ból, gniew, strach i inne uczucia przez poznanie tego, co w tych stanach dzieje się we wnętrzu organizmu. Sprzężenie zwrotne jest dobrą metodą uczenia, może nas wyprowadzić z ciemni naszej nieświadomości. Metoda ta ujawniła niektórym ludziom, co robią w nocy, w czasie snu.



Kilka pielęgniarek w Nowym Yorku pracujących w nocy było zdumionych odkryciem, że mogą odróżnić jedną fazę własnego snu od drugiej. W roku 1963 Judith i John Antrobus, współpracując z Charlesem Fisherem zdecydowali się zbadać, czy zwykli ludzie mogą odczuwać różnicę między snem z marzeniami i snem bez marzeń. Ochotniczki spały z przymocowanym do wskazującego palca maleńkim przełącznikiem, który po przyciśnięciu palcem zamykał obwód i powodował sygnał. Nakazano im przycisnąć przełącznik dwukrotnie w czasie marzeń sennych i pięciokrotnie, jeżeli spały bez marzeń. (W niektórych próbach liczba przyciśnięć była odwrócona i 5 sygnałów oznaczało marzenia senne, w celu wykluczenia przypadkowych szarpnięć palcem, które mogłyby dać łagodny sygnał).



Ochotniczki lepiej sygnalizowały w czasie marzeń sennych, niż w czasie głębokiego snu. Jedna z dziewcząt mówiła, że śniła o naciskaniu kontaktu i myślała, że nie dała sygnału, pomimo że dawała go tej nocy trzykrotnie. Inna po obudzeniu relacjonowała, że śniło się jej, iż była Indianką i przez całą noc dawała dymne sygnały. Według zapisu fal mózgu, nadawanie sygnałów nie zakłócało marzeń sennych. Jedna z dziewcząt podsumowała trudności sygnalizowania w czasie snu bez marzeń: “Sen bez marzeń jest niczym – nie ma żadnych punktów orientacyjnych – nie ma nic do zanotowania". Doświadczenia te nie rozwikłały zagadki, jak dokładnie mogą ludzie odróżniać fazy snu, jednak można wyraźnie stwierdzić, że mogą oni być świadomi różnych wrażeń sennych.



Judith Antrobus postanowiła budzić badane i stosować sprzężenie zwrotne. Mieszkała ona wraz z mężem w apartamencie zajmowanym kiedyś przez Dementa. Atmosfera pracowni była prawdziwie domowa. Trzy pielęgniarki, które przyszły na badanie po skończeniu nocnego dyżuru, były niezmiernie wyczerpane i nie miały kłopotu z uśnięciem. Wykazywały jednakże charakterystyczny sen z zaburzeniami widywanymi u ludzi pracujących w nocy. Od czasu do czasu budzono je. Zapłata, w wysokości 15 dolarów za doświadczenie, rekompensowała perspektywę przerywanego snu. Jedna z dziewcząt, pochodząca z Filipin, wykazała dużą wrażliwość i zainteresowanie i stała się idealnym przedmiotem badań. Po dyżurze, który zaczynał się o północy i trwał do 8 rano, jadła śniadanie, przebierała się i zgłaszała się do pracowni snu. Mówiono jej, że będzie budzona z dwóch rodzajów snu: ze snu A (który obejmuje fazę REM) i snu B (który obejmuje fazę II, lekki, płytki sen). Po obudzeniu pytano ją: ,,w jakim typie snu znajdowała się pani?" Następnie informowano ją, czy jej odpowiedź była poprawna czy błędna i natychmiast pozwalano jej zasnąć z powrotem. Żadna z ochotniczek nie wierzyła, że istnieją dwa rodzaje snu i nie wyobrażała sobie, że można je rozróżnić. Jedna z pielęgniarek, która nauczyła się bezbłędnych rozróżnień, była zaskoczona i zdumiona tym faktem. Tak było naprawdę. Były 2 rodzaje snu. Napisała ona badającemu: “Myślałam wczoraj, że będzie trudno rozróżnić dwa typy snu, jeśli się śpi... ale w połowie drogi... ja myślałam, że następuje jakiś szablon". Zastanawiające jest, że opisała ona fazę REM jako sen głęboki i kojący, a fazę II jako sen niezbyt głęboki. “W śnie typu A przeżywa się żywe marzenia senne, bardzo podobne do ruchomych obrazów... dużo, dużo akcji... wyprowadzenie ze snu typu A trwa dłużej i nie można się od niego oderwać". Typ B – fazę II – opisała ona jako sen niespokojny. Jedna z dziewcząt nazwała go snem cichym.



Interesujące jest, że wszystkie 3 pielęgniarki opisały podobnie te fazy snu. Różnice nie wynikały z marzeń sennych, ponieważ śniły one również w fazie B. Marzenia senne różniły się od innych jakościowo, były podobne do sennych myśli i fantazji na progu czuwania. Jedna z dziewcząt, pielęgniarka z Manilii, nigdy nie potrafiła odróżnić faz snu, lecz wykazywała wrażliwość, która wykraczała poza granice eksperymentu. Niekiedy po obudzeniu mówiła, że nie była ani w stanie A, ani B, lecz w jakimś trzecim stanie świadomości. Potrafiła ona dokładnie sprecyzować typ swojego snu. W innych pracowniach niektórzy badani nauczyli się budzić sami po fazie REM i zapisywać swoje marzenia senne. Mimo że ludzie ci zazwyczaj określali jakość marzeń sennych, wyczuwali stopień głębokości snu i odprężenia, to jednak nie wymieniali żadnych poważniejszych zmian fizycznych, które mogłyby posłużyć im jako wskaźniki. Spostrzeżenia Aserynsky'ego, że falom alfa towarzyszą szybkie ruchy oczu, dostarczają jednak pewnej wskazówki. Ludzie, którzy budzą się sami z marzeń sennych, mogą nauczyć się wybierać właściwy moment na progu czuwania. Jak daleko możemy dojść na tej drodze? Wydaje się, że stosując EEG lub wskaźniki fizyczne człowiek może poznać układ własnego snu i własnej wyobraźni. Nauka łączności z samym sobą w nocy dopiero się zaczęła.



W roku 1950 William Dement, w doświadczeniu nad pracą umysłową we śnie, dał 2 grupom dorosłych, na 15 minut przed snem, pewien problem do rozważenia. Polecił on badanym, aby zapamiętali swoje sny i nie myśleli o zadanym problemie dłużej niż 15 minut. Sam problem był denerwująco nieuchwytny dla dorosłych, choć dzieci rozwiązywały go w ciągu 2-3 minut. Uczony powiedział: “Litery O, T, T, F, F, S, S są pierwszymi literami dobrze znanej serii słów [są to początkowe litery cyfr od l – 7 w języku angielskim]. Jeśli raz dodacie poprawnie następną literę tej serii, możecie dodawać nieskończoną liczbę liter". Większość badanych, którzy podali treść swych marzeń, miała sny związane w jakiś sposób z problemem. Kilku rzeczywiście znalazło rozwiązanie problemu w swoich snach, lecz później nie potrafiło go poznać.



Wśród zawiłych myśli snujących się we śnie, mogą być ukryte bogate doświadczenia twórcze i pomysły. Wielu zdolnych ludzi rozwiązywało w śnie poważne problemy. John von Neumarm, wielki matematyk i ojciec współczesnych maszyn matematycznych, często spisywał twierdzenia, jakie rozwiązywał we śnie. Neu-rofizjolog Warren McCulloch z MIT rozwiązywał często w czasie snu zagadnienia, które nurtowały go we dnie. Niektóre z nich były często skomplikowane, jak np. sześciowymiarowa siatka Birkoffa, wykonana z jed-noomowych oporników. Jako młody człowiek McCulloch był świadkiem dramatycznego epizodu pracy umysłowej we śnie u młodego kuzyna, który odwiedził go w Nantucket Island, w czasie wakacji. Był to około 20-letni utalentowany matematyk. Koledzy z Obserwatorium Narodowego w Waszyngtonie opisali mu problem obejmujący skomplikowany zestaw danych i zapytali, czy dostarczyli mu dostatecznej ilości informacji do rozwiązania. Jeśli tak – prosili, aby rozwiązał ten problem.



“Odłożył on list i poszedł grać w szachy. Przez 2 lub 3 dni żeglował w czasie dnia i grał w szachy całymi wieczorami. Spaliśmy obok siebie. W środku którejś nocy zbudził mnie szukając czegoś. Z zamkniętymi oczami zapalił świecę, wziął ołówek i papier, usiadł, mając w dalszym ciągu oczy zamknięte, i napisał rozwiązanie. Proszę zwrócić uwagę na szczegół, że do otrzymanych danych nie zajrzał przez 3 dni. Napisał wpierw odpowiedź liczbową, potem arytmetyczne wprowadzenie do tego rodzaju odpowiedzi i wreszcie ogólną metodę rozwiązania. Zdmuchnął świecę i wrócił do łóżka, nie otwierając oczu. Ja wstałem, zobaczyłem, co zrobił i ukryłem papier pod bibułę.



Po trzech dniach powiedział mi, iż ma śmieszne uczucie, że rozwiązał ten problem, lecz nie był zdolny przypomnieć sobie czegokolwiek bliższego. W końcu, piątego dnia był zupełnie pewny, że ma rozwiązanie. Wtedy poprosiłem go, aby zajrzał pod bibułę". . .



Według McCullocha incydent ten miał cechy transu somnambulicznego. Mimo że nie zapisano fal mózgowych tego stanu, przypadek ten wskazuje, że koncentracja aktywności umysłowej we śnie może być bardzo znaczna. Podobnego przypadku nie zanotowano w pracowniach snu. Z drugiej strony, w przypadku tym ujawnił się również rodzaj braku pamięci tego, co zdarzyło się we śnie. Gregory Portnoff i jego współpracownicy z Ośrodka Medycznego Downstate w Brooklynie budzili w nocy ochotników i mówili im pewne, określone słowa. Badani nie pamiętali ich rano, jeżeli czuwanie w nocy nie trwało zbyt długo. Jeżeli bowiem pozwalano im zasnąć z powrotem natychmiast, zapobiegało to zapamiętaniu jakiegokolwiek słowa. Można jedynie przypuszczać, że niektórzy zdolni ludzie są tak bardzo zaprzątnięci rozwiązywaniem swych problemów, że nie tracą ich z pola uwagi nawet we śnie. To, czym się kierują, może być przedmiotem badań w pracowni snu, a nawet przedmiotem nauczania z zastosowaniem zasady sprzężenia zwrotnego. We śnie człowiek może korzystać ze swobodniejszego dostępu do zasobów własnego umysłu i kontrolować swe zachowanie się. Są to zatem praktyczne powody badania tego, do czego jest człowiek zdolny we śnie. Czy może wykorzystać ten czas do nauki? Czy może uczyć się za pośrednictwem słuchu?



Badania ochotników w wielu pracowniach wykazały, że śpiąc mogą oni komunikować się ze światem zewnętrznym przez naciskanie wyłącznika. Sygnalizowali oni w ten sposób, że zaczynają śnić. Sygnały takie dawali za każdym razem, kiedy zabrzmiał określony ton. Przysłuchiwali się w czasie snu liczbom nagranym na taśmie magnetofonowej i powtarzali je dokładnie, kiedy obudzono ich po 10 sekundach. Badani nie mieli bynajmniej jednakowych osiągnięć, nie osiągali też doskonałości, lecz wyniki ćwiczeń były z reguły szczególnie wyraziste w fazie REM. W fazach snu z falami wolnymi w zapisie EEG, a więc w głębokim śnie faz III i IV, badani w ogóle nie słyszeli sygnałów. Badania w pracowniach snu nie zdołały zresztą jeszcze ujawnić nawet ułamka naszych prawdziwych zdolności. Trudno wpadać w entuzjazm wobec faktu odróżniania przez badanych dwóch tonów w ciągu całej nocy. W gruncie rzeczy eksperymenty były bardziej efektywne, jeżeli ochotników nie nagradzano za poprawne odpowiedzi, lecz “grożono" im nękaniem, szokami, błyskami światła, dźwiękiem i przykrym hałasem za brak prawidłowej reakcji w postaci natychmiastowego naciśnięcia włącznika na właściwy sygnał. Człowiek śpiący słyszy jakieś znaki i może reagować sygnalizacją. Przyjaciele Norberta Wienera, znakomitego matematyka, mówili, że słyszał on lepiej we śnie niż na jawie, kiedy był tak zajęty i nic do niego nie docierało. Wśród swych kolegów i wśród studentów znany był z tego, że w środku zebrania zasypiał. “On będzie chrapał ci prosto w twarz, gdy będziesz przemawiał, lecz jeśli zrobisz jakiś błąd – zbudzi się i poprawi cię". Swego rodzaju wyróżnieniem było dla mówcy, jeśli Wiener chrapie, ponieważ dowodziło, że umysł jego jest zajęty tym, co się mówi.



Na długo przed zapoczątkowaniem badań nad różnymi właściwościami snu, niezwykłe zachowanie niektórych ludzi – podobne do zachowania się śpiącego Wienera – wskazywało, że można się uczyć w czasie snu. W Stanach Zjednoczonych towarzystwa nauki przez sen stały się niezwykle dochodowym interesem. W roku 1947 pierwszy przedsiębiorczy koncern rzucił na rynek poduszkowy głośnik z wbudowanym zegarem, służącym do odtwarzania na początku i przy końcu snu nabywcy zapisanych na taśmie kursów szkoleniowych. Prawie w każdym większym mieście powstawały biura nauki przez sen, obiecujące, że mogą każdego nauczyć bez wysiłku z jego strony, zarówno języka francuskiego, jak i techniki, a także przeprowadzić podświadomą psychoterapię w celu odzwyczajenia klienta od nawyku obgryzania paznokci, czy palenia papierosów lub wreszcie udoskonalić jego zdolności kupieckie, polepszyć pamięć czy też wyleczyć go z bezsenności. Sprawa uczenia się przez sen jest niejasna. W połowie roku 1950 dwaj wnikliwi młodzi naukowcy z Rand Corporation dokonali ścisłego przeglądu piśmiennictwa poświęconego uczeniu się przez sen. Charles W. Simon i William Emmons uznali jednak, że istnieją podstawy do wątpienia w przedstawione tam dowody. Wykonali oni kilka badań EEG na sobie, zakładając, że jeżeli w zapisie występuje rytm alfa, należy uznać, iż badany nie śpi. Następnie przebadali inteligentnych ochotników wykazując, że materiał nie został zapamiętany, jeśli przedstawiono go badanym w fazie, kiedy zapis EEG wykazywał sen spokojny i głęboki. Wraz z zanikaniem rytmu alfa, gorzej szła nauka, tak że rano badani nie umieli więcej niż wieczorem. Simon poczynił ważne spostrzeżenie, że uczenie się jest niemożliwe w czasie głębokiego snu, lecz zupełnie możliwe w fazie drzemki i tych licznych stanów świadomości, które Znajdują się poniżej stanu optymalnej czujności. Mamy już pewne dane wskazujące, że stany takie mogą przeplatać się ze snem, choćby na krótko.



Przeprowadzając wiele skrupulatnych badań próbowano odpowiedzieć na pytanie: czego właściwie możemy się uczyć w czasie snu? Kiedy naukowcy uczyli badanych odróżniać tony, wzorce fal mózgowych świadczące o stanie czujności pojawiały się po każdym szoku. Można stąd wnioskować, że badani właściwie uczyli się po prostu czuwać. Jose P. Segundo i jego współpracownicy z UCLA wytwarzali u kotów odruchy warunkowe zginania łapy lub miauczenia we śnie. Koty reagowały tak na pewien ton, towarzyszący szokowi, którego zwierzęta chciały uniknąć. Kot rozróżniał ten ton we wszystkich fazach snu. Kiedy jednak zabrzmiał ten ton, fale mózgowe kota przyjmowały wzorzec czuwania. Może więc korzystamy we śnie tylko z tego, czego nauczyliśmy się w stanie czuwania?



W roku 1965 zespół uczonych australijskich opublikował pierwsze być może doniesienie, że prostego rozróżniania można się nauczyć w czasie głębokiej fazy snu, z falami wolnymi. W badaniach tych podawano ochotnikom chloralozę, jako środek uspokajający. Podobnie jak koty, słyszeli oni we śnie dwa tony, lecz tylko jednemu z nich towarzyszył szok. Zdolność do rozróżniana tonów, którą nabyli, nie wytworzyła się w chwilach pobudzenia, a z zapisów EEG wynikało, że słysząc ton poprzedzający szok, nie przechodzili nawet w fazę lekkiego snu. Kiedy później badano ich w stanie czuwania, okazało się, że odróżniają ton związany z szokiem od tonu obojętnego.



Tajemnicą możliwości uczenia się przez sen została zgłębiona dzięki badaniom uczonych radzieckich i amerykańskich. Przez kilka lat A. Blizniczenko, lingwista, fonetyk z Instytutu Językoznawstwa Ukraińskiej Akademii Nauk, badał studentów grup, w których uczono przez sen języka angielskiego. Odpowiednia dokumentacja wskazuje, że studenci bez poprzedniego ćwiczenia nauczyli się mówić po angielsku w ciągu 22 nocy, poznając słownictwo złożone z 1000 słów. Zgodnie z doniesieniami radzieckimi, całonocne, monotonne słowa lekcji nie szkodzą zdrowiu, ani nie zaburzają snu, a niektóre instytuty pedagogiczne łączą podświadome ćwiczenia w nocy z nauką w ciągu dnia. Jest zupełnie możliwe, że ktoś wystarczająco ambitny i zainteresowany przedmiotem może zdobyć nowe wiadomości na kursach nocnych, lecz tylko w czasie, gdy wypoczywa, drzemie i budzi się rano, natomiast okresy właściwego snu nie mają znaczenia dla procesu uczenia się. Z drugiej strony badania radzieckie nad uczeniem się w czasie snu wskazują, że zdolność uczenia się przez sen jest niejasna i bardziej zagadkowa, niż możemy to sobie wyobrazić.



W roku 1930 A. M. Swiadoszcz stwierdził, że większość ludzi nie zauważa we śnie mowy, jak też nie pamięta, co radio nadawało w czasie ich snu. Swiadoszcz i jego współpracownicy ćwiczyli badanych tak, aby ich uwrażliwić, wprowadzając w stan przypominający autohipnozę. Niektórzy badani poddawali się temu łatwiej, inni trudniej, ale najlepiej wypadały doświadczenia z dziećmi, które okazały się najbardziej podatne na sugestię. Doświadczenia radzieckie, nazwane hipnopedią mogą wyjaśnić niektóre, wprawdzie nie sprawdzone, sukcesy towarzystw uczenia przez sen. Być może osoby mające szczególną podatność na sugestię i mające zdolność poddawania się hipnozie potrafią rzeczywiście nauczyć się mówić trochę po chińsku w ciągu 10 nocy. Według W. N. Kulikowa, dzieci radzieckie, które otrzymywały we śnie pewien rodzaj hipnotycznych instrukcji, uczono historii. Następnego dnia potrafiły one powtórzyć lekcję, nie wiedząc, skąd mają te wiadomości. Opanowały one materiał równie dobrze jak dzieci, które uczyły się w stanie czuwania. Żadna teoria nie tłumaczy tego dziwnego zjawiska. Wydaje się jednak, że istnieje grupa ludzi ulegających łatwo hipnotycznej sugestii, którzy mogą być zdolni do uczenia się przez sen.



Zespół amerykańskich uczonych z Institute of the Pennsylvania General Hospital doszedł również do tego wniosku. Martin Orne, autorytet w dziedzinie hipnozy, próbował stwierdzić, czy słabo reagujący człowiek, będący przedmiotem badań hipnotycznych, może reagować silniej w czasie snu. Porównywano czterech wysoce podatnych na hipnozę ludzi z czterema innymi, których uważano za niepodatnych. Ochotnicy nie otrzymali przed snem hipnotycznych sugestii. Umieszczono ich w pustym skrzydle Instytutu w sypialni pracownianej, założono im elektrody, badający zaś czekali, aż badani zasną. Następnie, kiedy wzorzec fal mózgowych przyjmował nieregularne konfiguracje I fazy snu, niskonapięciowy wzorzec fazy REM, eksperymentator podawał instrukcję. “Za każdym razem, kiedy usłyszycie słowo «poduszka», wasza poduszka będzie niewygodna i będziecie ją poruszać". W fazie głębszego snu nadawano inną informację: “Kiedykolwiek usłyszycie słowo «swędzenie», podrapiecie się w nos".



W czasie tych instrukcji, lub przy wymawianiu wspomnianych haseł, ochotnicy nie podatni nie reagowali wcale albo wykazywali oznaki budzenia się. Zachowanie się osób podatnych na hipnozę było uderzająco inne. Jeżeli instrukcja została podana w I fazie snu, wykonywali oni polecenia, nie budząc się. Był to nieprawdopodobny widok. Eksperymentator wymawiał słowo “swędzi", śpiący zaś dotykali swych nosów i drapali się. Eksperymentator wymawiał słowo “poduszka", badany zaś poruszał swoją poduszką – jak ktoś, komu jest niewygodnie spać.



Badani podatni na hipnozę nie tylko słyszeli i wykonywali polecenia, lecz pamiętali je następnego dnia. Rano przeprowadzono próbę kojarzenia tych haseł. Słowa “swędzi" i “poduszka" zostały niepostrzeżenie wciągnięte na listę. Badani wykazywali przy tych hasłach skłonność do drapania nosa i zmieniania pozycji poduszki. Byli oni zresztą nieświadomi tych skojarzeń. Jeszcze bardziej charakterystyczne było ich zachowanie się następnej nocy. Tej nocy nie powtarzano im instrukcji, lecz kiedy wymieniono hasła – w dalszym ciągu drapali się w nosy i poruszali poduszki. Dlaczego ludzie podatni na hipnozę wykonują polecenia w czasie snu? Co odróżnia ich od ludzi przeciętnych? Wydaje się, że człowiek łatwo ulegający sugestii bez trudu zapada w fazę REM, kiedy otrzymuje polecenie zaśnięcia. John Paul Brady i Burton S. Rosner z Wydziału Medycznego Uniwersytetu w Pensylwanii usypiali badanych dając im hipnotyczne polecenia. Ludzie, którzy reagowali na sugestię doznaniami wyraźnie podobnymi do marzeń sennych, wykazywali również ruchy oczu, charakterystyczne dla fazy REM. Nie hipnotyzowani badani, należący do grupy kontrolnej, traktowani w ten sam sposób, często doznawali wrażeń podobnych do snów, lecz nigdy nie wykazywali tego samego stopnia nasilenia fazy REM. Zwykła pamięć marzenia sennego fazy REM jest przelotna i może zniknąć całkowicie w czasie krótszym niż minuta po zakończeniu tej fazy, natomiast osoby w hipnozie mogą pozostawać w transie przez 10 minut po przeminięciu fazy REM i dobrze pamiętają szczegóły snu po obudzeniu. Zdolność osób podatnych na hipnozę do naciskania wyłącznika w fazie REM może wskazywać, że mogą oni sterować stanami świadomości w sposób niedostępny dla większości ludzi. Czy potrafią oni siłą swej woli wprowadzać się w stany, które – jak sądzimy – nie podlegają woli? Gdyby udało się wykazać, co czyni za pomocą swej myśli i uwagi człowiek łatwo poddający się sugestii, być może nauczylibyśmy się tej zdolności. Jeżeli człowiek może w sobie wytworzyć wrażliwość na instrukcje podawane w czasie snu, tak jak można wyrobić w sobie słuch muzyczny, sen może stać się dogodnym okresem do nauki słuchowej lub psychoterapii. Ludzie, którzy brali lekcje języka w stanie hipnozy, opisują swe przeżycia jako niesamowite, ponieważ cały świat jak gdyby znika, oni zaś pozostają w stanie odprężenia, a jednak całkowicie skoncentrowani, nieświadomi niczego więcej



prócz lekcji. Nie wiemy jeszcze, co to jest hipnoza, ani jakie są jej charakterystyczne cechy fizjologiczne, lecz uczeni badają te sprawy i mogą kiedyś ujawnić ukryte mechanizmy, za pomocą których można wprowadzić się w stan odprężenia, kiedy umysł pozostaje nadal w pełni uwagi i koncentracji. Taki właśnie stan zarówno w czuwaniu jak i śnie wydaje się idealny do uczenia się.



Z badań nad hipnozą mogą również wyniknąć dla nas korzyści w postaci umiejętności dowolnego wprowadzenia się w sen lub sterowania własnym snem. Hipnotyzerzy na ogół proszą usypianych o zatrzymanie wzroku na jakimś przedmiocie, na przykład na punkcie świetlnym, szybie okiennej, cieniu lampy. Jest to zapewne dobry sposób wywoływania transu hipnotycznego. Odprężenie, które odczuwają usypiani, może zależeć od położenia oczu. Możliwe, że zachodzi tu związek z tym, że zwrócenie oczu ku górze wzmaga uczucie spokoju i odprężenia, towarzyszące rytmowi alfa. Nie wykluczone, że jest to pierwszy krok do nauczenia się dowolnego zapadania w stan odprężenia i sen. Radzieccy i amerykańscy kosmonauci, którzy wprawiali się w umiejętności zasypiania na polecenie, potrafią niemal instynktownie sterować drobnymi ruchami mięśni oczu i innych mięśni ciała bez udziału świadomości.



W pewnej mierze wszyscy uczyliśmy się zasypiania na pewne polecenie, hasło. Hasłem takim może być wieczorny rytuał mycia, ścielenia łóżka, pocałunek na ddbranoc, kąpiel. Nawyki te wytwarzają się w nas od dzieciństwa i często uprzyjemniają nam życie. W warunkach doświadczalnych można jednak zastosować bardziej bezpośrednią, szybką i przemyślaną metodę warunkowania snu. Doświadczenia takie wykonano na kotach. C. D. Clemente i M. B. Sterman z UCLA sto



sowali bezpośrednie drażnienie elektryczne przodomózgowia kota. Okolica ta wydaje się bardzo ważna dla tworzenia się nawyków. Kot wędrujący po klatce, zasypia w ciągu 1-2 minut od podrażnienia. Jeśli zastosuje się nieco wyższe napięcie prądu – kot, który dusił właśnie złapanego szczura, puszcza go, idzie sennie do kąta, zwija się i zasypia. Jeżeli drażnieniu towarzyszy jakiś ton, to po kiłku próbach kot zapada w sen na .sam dźwięk tego tonu. Eksperymenty te nie są przykre dla zwierząt doświadczalnych. Na dźwięk właściwego tonu stają się senne, zaś w ich zapisie EEG wkrótce pojawia się charakterystyczny wzorzec snu. Częstotliwość bodźców elektrycznych wywołujących sen była podobna do częstotliwości rytmu bioelektrycznego, spotykanego w zapisie snu naturalnego. Jest to interesujące, ponieważ istotnie zakładano, że monotonne drażnienie, z częstotliwością przypominającą synchroniczne fale mózgowe snu, może działać nasennie. Nasz własny rozproszony i przypadkowy życiowy trening we wprowadzaniu się w sen jest niewystarczający. Dokładne badania rodzinnych przyzwyczajeń w dziedzinie snu nie dostarczyły żadnych użytecznych wskazówek. Jednakże badania na szczurach, przeprowadzone na Uniwersytecie florydzkim wskazują, że najważniejszym czynnikiem określającym czas potrzebny do zaśnięcia jest charakter dobowego cyklu czynności ustrojowych zwierzęcia.



Ludzie, którzy zasypiają szybko, są zapewne wrażliwi na zmiany zachodzące wewnątrz organizmu. Człowiek, który zauważył obniżenie swej zdolności do koncentracji uwagi, czuje lekki chłód i źle koordynuje swe czynności, może z łatwością zapaść w sen w dowolnej chwili. Wiele potocznych obserwacji wskazuje, że ludzie wyczuwają najwłaściwszą porę do zaśnięcia, lecz jeśli jej nie wykorzystają, po pewnym czasie znowu przytomnieją. Być może, w organizmie ich wystąpił okres pobudzenia, który można nazwać fazą REM z marzeniami sennymi i wtedy na chwilę zasnęli. Dokładne badania powinny wyjaśnić, jak przebiegają w czasie cykliczne czynności naszego organizmu. Badania te mogą dostarczyć nam wskazówek, których należy przestrzegać przy decydowaniu, że należy natychmiast iść spać. Na pewno można udoskonalić przyzwyczajenia związane ze snem, które przypadkowo nabyliśmy w domu. Z umiejętności tych mógłby korzystać każdy z nas – nie tylko kosmonauci.



Pewni ludzie potrafią kontrolować własne budzenie się, i posiadają sztukę szybkiego zasypiania. Jak wytworzyć w sobie łatwość zasypiania? Niewątpliwie, pewną rolę odgrywają właściwości wrodzone. Może się zdarzyć, że w jednej rodzinie matka i córka w pierwszych godzinach rannych poruszają się “jak we śnie", gdy należący do tejże rodziny mężczyźni wyskakują z łóżka gwiżdżąc, weseli i głodni. Są wśród ludzi “skowronki" i “sowy", lecz na cechy dziedziczne nakłada się szereg rozmaitych przyzwyczajeń. Kiedy Wilse Webb i jego współpracownicy z Uniwersytetu florydzkiego badali nawyki związane z budzeniem się u 600 miejscowych obywateli w różnym wieku, stwierdzili, że ogromna większość badanych nie budzi się samoistnie. Tylko około 100 spośród nich budziło się spontanicznie. Około 200 osób z badanej grupy twierdziło, że po obudzeniu się, są natychmiast w pełni przytomni, zaś około 100 uważało, że muszą “grzebać się" około godziny, zanim poczują się całkowicie rozbudzeni i rześcy. Niewątpliwie długość snu, uczucie zadowolenia lub niezadowolenia są to czynniki przyspieszające lub utrudniające Obudzenie, lecz ponadto istnieją zapewne wewnątrzustrojowe czynniki odmierzające w czasie rytm przemian ustrojowych, których to czynników nie bierze pod uwagę żaden budzik. Webb i jego zespół badali czynniki określające osobniczą szybkość budzenia się. Badania nad snem prowadzone w pracowniach wykazały, że na ogół trudno jest obudzić badanego z głębokiego snu fazy IV, zwłaszcza we wczesnych godzinach nocy. Na to samo wskazują codzienne nasze spostrzeżenia. Z drugiej strony ludzie nauczyli się sami budzić się z lekkiego snu fazy II i z okresów REM. W fazie REM ludzie są odporni na dźwięki, krzyki, a nawet szoki, ale jeżeli bodźce te mają dla nich jakieś znaczenie, mogą nauczyć się samoistnego budzenia się w tej fazie. Co więcej, bada-dania wykazały, że ludzie obudzeni w fazie REM wykazują niezwykłe “pogotowie" umysłowe, mają bogate i lotne skojarzenia i z reguły dają lepsze odpowiedzi, niż ludzie obudzeni w innych fazach snu. Ponieważ wiele badań wskazywało, że po obudzeniu umysł odzyskuje sprawność znacznie szybciej niż ciało, zespół Webba zastosował próbę sprawności umysłowej i jednocześnie dokonał pomiaru siły uchwytu dłoni. Testy wykonywano w ciągu dnia na grupie zdrowych, młodych mężczyzn oraz po obudzeniu ich ze snu. Bezpośrednio po obudzeniu siła uścisku dłoni była mniejsza przeciętnie o około 13% od normy, którą osiągała dopiero po 2 minutach. Sprawność umysłową określano w bardzo prosty sposób. Badany po obudzeniu miał po prostu przycisnąć 4 guziki na znajdującej się tuż za nim płycie. Guziki były ponumerowane od l do 4. Badanemu polecano jednakże przyciskać guziki w sposób wskazany przez rząd cyfr powyżej, na przykład w kolejności: 2-4-1-3. Badani ćwiczyli naciskanie w ciągu dnia, na jawie, zaś normę sprawności i szybkości reakcji określano przed przystąpieniem do prób nocnych. W czasie tych prób usiłowano uzyskać odpowiedzi na szereg pytań. Czy lepiej jest budzić o tej, czy o innej porze nocy? Czy sprawność umysłowa rzeczywiście powraca szybciej po obudzeniu badanego w jakieś określonej fazie snu? Po kilku tygodniach badań uzyskano odpowiedzi niespodziewane. Wydaje się, że nie jest istotne, jak długo badany spał, godzinę, 5 czy całą noc. Wyniki były takie same. Budzenie trwało dłużej, gdy badany znajdował się w IV fazie snu, lecz zadanie swe, po obudzeniu, wykonywał poprawnie. W fazie REM badani budzili się znacznie szybciej, lecz zadanie wykonywali gorzej. Szybkość budzenia się, otwierania oczu i wzorzec stanu czuwania w zapisie EEG nie świadczyły o pełnej mobilizacji badanego. Badani znajdujący się w fazie REM szybko reagowali na brzęczyk i bodziec świetlny, pierwszy guzik przyciskali w przeciągu pół sekundy, lecz popełniali błędy, które wskazywały, że do pełnego obudzenia potrzeba im było około 30 sekund. Badani wykazywali indywidualne różnice pod względem zdolności budzenia się, lecz wyniki uzyskane u każdego z nich były porównywane z jego sprawnością w czasie prób dziennych. Na tej podstawie określano procent jego sprawności przy wykonywaniu zadania o rozmaitych porach. Tak więc chociaż siła mięśni wymaga, być może, więcej czasu do odzyskania pełnej sprawności po obudzeniu, wydaje się, że umysł również wymaga pewnego minimum czasu, zanim znajdzie się w stanie pełnego czuwania.



Badanie to – podobnie jak wiele innych wykonanych w ostatnim dwunastoleciu – wskazuje, że osoba, która chce kontrolować w czasie snu własne zachowanie się oraz regulować budzenie się, może osiągnąć większy zakres kontroli i ściślejszy kontakt ze światem zewnętrznym w fazach REM i prawdopodobnie w przemijających okresach lekkiego snu fazy I i II. Wydaje się, że w fazach tych najłatwiej obudzić się samemu.



Być może dokładniejsze badania wykażą, że kontrolowane i szybkie budzenie się przypada na okresy, w których w zapisie EEG występują epizody rytmu alfa, pojawiające się sporadycznie, zwłaszcza kiedy badany zmienia położenie oczu.



Uważano, że rytm alfa ,oznacza próg budzenia się. Być może ruchy oczu pobudzają wzrokową okolicę mózgu i nasilają proces budzenia się. Większość z nas nie umie jeszcze kontrolować we śnie samych siebie, lecz nie wynika z tego, że nie można nauczyć się takiej kontroli. Badania nad tym, do czego zdolni są ludzie śpiący, dopiero się zaczęły, lecz już dostarczyły wielu danych naukowych. Ludzie nastawiają “psychiczne budziki" i budzą się sami. Wydaje się, że zmęczeni podróżni dość dobrze wyczuwają głębokość swojego snu, dzięki czemu mogą od czasu do czasu otworzyć oczy, aby sprawdzić, czy nie przejechali właściwej stacji. Niektórzy z nas potrafią we śnie rozwiązywać rozmaite problemy, inni zaś wykonują ,przez sen polecenia. Wykrywając mechanizmy tych zjawisk umożliwiamy ludziom korzystanie z nich w praktyce życiowej, opanowywanie umiejętności kontrolowania własnego snu tak, jak to się dzieje ze zdobywaniem umiejętności samokontroli i koordynacji w zakresie innych czynności i działań.



Prawie we wszystkich kulturach, nawet pierwotnych, występują pewne obrządki, które zmuszają do ćwiczenia dyscypliny wewnętrznej. Dziewczyna z plemienia Sabey'ów potrafi leżeć bez ruchu w czasie obrządku związanego z osiągnięciem przez nią dojrzałości płciowej, tak aby nie zadźwięczał położony na jej klatce piersiowej dzwonek. U pewnych plemion do stałych obyczajów należą ćwiczenia w zapadaniu w trans, w autohipnotycznej odporności na ból lub w takim rozluźnieniu mięśni, które pozwala fakirowi siedzieć wygodnie na łóżku z gwoździ. Ludzie przeszłości również osiągali znaczny stopień samokontroli, a to dzięki wrodzonej wrażliwości, dzięki przekazywanym przez tradycję empirycznym mądrościom przemieszanym zresztą z zabobonami, wreszcie dzięki wytwarzaniu w sobie ścisłej dyscypliny wewnętrznej, co wymagało wytrwałości i wieloletnich ćwiczeń.



Na razie rytmu naszego organizmu i umiejętności kierowania nim uczymy się raczej przypadkowo. Wraz z postępem nauki elementy tej wiedzy mogą stać się częścią programu wychowania dzieci. Tak jak prawdziwie nowoczesny człowiek dziwi się, kiedy spotka osobę nieświadomą psychologicznych podstaw zachowania, przyszłe pokolenia będą może dziwić się, kiedy znajdzie się ktoś, kto nie będzie umiał odpoczywać, spać lub budzić się, kiedy zechce. Osobliwością będzie dla nich zapewne również człowiek nie umiejący kontrolować swoich marzeń sennych i nocnych myśli, pracować umysłowo we śnie i tak posługiwać się myślą i czynnością mięśni, aby zabezpieczyć się przed emocjonalnymi i fizjologicznymi reakcjami, które mogą okazać się szkodliwe. Niezależnie od możliwości szerokiego zastosowania wyników uzyskanych z badań nad snem w psychoterapii i medycynie, badania rozmaitych stanów świadomości mogą przynieść ogromne korzyści, gdy zrozumiemy dokładnie, czym jest uwaga.



W toku badań nad snem i hipnozą uzyskaliśmy nieoczekiwane wskazówki na temat mechanizmu ludzkiej uwagi. Ostatecznie twórcza działalność człowieka, a także, być może, radość życia zależą od tego, w jakim stopniu człowiek potrafi skupić swoją uwagę i kierować nią. Jeśli każdy z nas nauczy się tego, nasze zdolności twórcze i bogactwo treści naszego życia mogą się nieporównanie zwielokrotnić.

Wstecz / Spis treści

Rozdział XII

CZYM JEST SEN



Każdej nocy przepływają przez nas fale niedostrzegalnych cyklicznych zmian. Oczy przestają widzieć, umysł zaś wypełnia się obrazami. Zaczynamy wycofywać się ze świata i pogrążać się bezwładnie w sen. To łagodne przejście może być nagle przerwane, jeśli leżąca w ciemności osoba wyobrazi sobie przez moment, że słyszy złowieszcze stąpania. Wtedy z zewnętrznych warstw mózgu, z kory mózgowej, zaczynają biec do pozostałych części tego narządu i organizmu różnorodne informacje i rozkazy. Czynność serca przyśpiesza się, krew otrzymuje więcej adrenaliny, napinają się mięśnie. Gdy wraca spokój, kojące ciepło i ciemność pozwalają stłumić alarm. Ale nawet gdy człowiek pogrąża się w marzenia senne, komórki jego mózgu są nadal czynne. Jeżeli zdarzy się coś nowego w otoczeniu – łatwo ulegają pobudzeniu, chociaż szybko przyzwyczajają się do powtarzających się bodźców. Ciągły dźwięk zostaje niezauważony, ale mózg budzi się natychmiast, jeśli dźwięk ustaje. Każdej nocy rozpoczyna się długa podróż, w górę i w dół, po stopniach świadomości, lecz nigdy nie jest ona taka sama. Funkcje mózgu zmieniają się przy każdym spadku i wzniesieniu, a śpiąca osoba pozostaje nieświadoma samej siebie. Człowiek śpiący może cierpieć lub śmiać się. Może odpowiadać na zadawane mu pytania lub gadać coś



bezładnie. Może wstawać z łóżka i spacerować, nie pamiętając później uczuć, które spowodowały, że jego twarz wykrzywiała się ze strachu lub w uśmiechu. Czym jest ta metamorfoza, którą nazywamy snem i co ją wywołuje?



Prymitywny człowiek może odpowiedzieć, że w czasie snu dusza zostaje wyzwolona, żeby wędrować i komunikować się z duchem świata nocy. W historii nauki przyczyny zmian zachodzących we śnie szukano jednak z reguły w samym organizmie. W VI wieku naszej ery teoretycy greccy twierdzili, że sen powstaje po zstąpieniu do żył krwi, opuszczającej niedożywiony wskutek tego mózg. Dziś wiemy, że tak nie jest, chociaż w mózgu, w poszczególnych fazach snu, dochodzi do uderzających zmian w ukrwieniu, a zmiany ciśnienia krwi w tętnicach szyjnych wpływają na stan pogotowia mózgu. Inni teoretycy podają, że sen może być spowodowany przez głód tlenowy mózgu. Jednak w tej chwili mamy dowody, że zużycie tlenu podczas snu pozostaje na wysokim poziomie. Jeszcze inni uczeni przypuszczali, że w toku aktywności mięśniowej lub innych czynności ciała mogą powstawać substancje “zmęczeniowe", których duże nagromadzenie powoduje stan hipnotyczny. Odpowiedzialnością za sen obarczano coraz to inne narządy i układy. Dziś skłonni jesteśmy sądzić, że wiele ich uczestniczy w wywoływaniu snu, przypuszczalnie przez pośredni i bezpośredni wpływ na mózg. W ciągu ostatnich 25 lat naukowcy coraz więcej uwagi poświęcali samemu mózgowi i dwom sieciom neuronowym, które obejmują wiele okolic mózgu. Ody drażnimy za pomocą elektryczności lub pewnych substancji chemicznych jeden z tych układów, wywołujemy czuwanie, gdy drażnimy drugi układ – wywołujemy sen.



Spoglądając wstecz na teorie snu dostrzegamy ich ograniczoność, a często także naiwność. Twórcy nauki byli przecież ograniczeni możliwościami technicznymi i stanem wiedzy. W ostatnim dziesięcioleciu jednak rozwój technik badawczych i badań zespołowych, a także wykorzystanie współczesnych środków łączności do szybkiej wymiany informacji naukowych, wpłynęły na przyspieszenie postępu nauki i umożliwiły nam bardziej wszechstronne spojrzenie na sen.



Dziś człowiek zasypiający zdaje sobie sprawę, że nie tylko traci świadomość na czas nocy. Umie on także przewidywać poszczególne fazy snu. Ulotne myśli i marzenia rozpoczynają I fazę, często przerywaną na chwilę przez spazm mięśniowy, po czym mózg zaczyna przejawiać nowy rytm, a mięśnie dalej się odprężają. W fazie II tętno staje się wolniejsze, podobnie jak oddech, aż dochodzi do głębokiego, spokojnego snu, który zostaje zanotowany w zapisie fal mózgowych jako III i IV faza snu. Człowiek nie pozostaje jednak w tej fazie. Po około 1,5 godziny od początku snu występuje fizjologiczna “burza" odczuć i pojawiają się marzenia senne trwające 5-10 minut. Ten paradoksalny stan nazwany został pierwszą fazą REM. Występuje erekcja u niektórych osób, zgrzytanie zębami, oddech staje się nierówny, gałki oczne poruszają się, a marzenia senne prawdopodobnie dotyczą pewnych wydarzeń dnia przeżytego. Następnie człowiek wstępuje w inną fazę, w okres spokojnego snu, którego sobie nie przypomina, choć w czasie tym zdarza się, że siada, mówi, a nawet wstaje z łóżka w celu wykonania dziwnych czynności. W przybliżeniu po 1 lub 1,5 godzinie po pierwszej, burzliwej fazie REM, oddech ponownie staje się nieregularny. Ta druga fala marzeń sennych jest nieco intensywniejsza niż pierwsza, trwa dłużej i prawdopodobnie jest luźniej związana z życiem codziennym. I znowu, po około 6 godzinach od chwili zapadnięcia w sen, u człowieka dochodzi do jaszcze bardziej ożywionych snów, trwających około 20 min. lub dłużej. Rozgrywają się w nich sceny, które śpiący widział lub przeżywał w ciągu całego swojego życia. Temperatura ciała jest teraz niska, przeżycia senne wyraziste. Śpiący przed obudzeniem prawdopodobnie jeszcze raz wejdzie w podobny stan. Ten ostatni zostanie częściowo zapamiętany, natomiast większość poprzednich sekwencji marzeniowych ulega zapomnieniu. Rankiem współczesny człowiek, nawet jeśli wydaje mu się, że od poprzedniego dnia dzieli go tylko ciemność, wie Zbyt wiele o procesach zachodzących we śnie, aby miał go uważać za przejściową śmierć.



Pytanie, dlaczego cisza snu obejmuje każdego człowieka i każde zwierzę, natchnęło wielu uczonych do zajęcia się całością naszego cyklu życiowego. Twórcy teorii ewolucji wskazują, że życie pierwotnych komórek zależało prawdopodobnie od energi słonecznej, a możność utrzymania się przy życiu była związana ze światłem dziennym, i że nasi wspólni przodkowie, żyjący w morzu, przyswoili sobie rytm przypływów morza i faz księżyca. Niektórzy uczeni sądzą, że rytm snu i czuwania może być pozostałością tych cykli: słonecznego i księżycowego, i że nasz rytm wewnętrzny jest narzucony przez pewien rodzaj mechanizmu “zegarowego", znajdującego się w mózgu. Inni przypuszczają, że my sami jesteśmy mechanizmem “zegarowym" i że rytm dobowy może być wypadkową niezliczonych cykli występujących w żywym organizmie. Chociaż światło i ciemność wpływają na nie, to jednak pozostaje coś, co nie pozwala zapomnieć o rytmie dobowym, nawet u ludzi, którzy przebywają w głębokich, ciemnych jaskiniach lub w ciągłym świetle. Funkcje narządów ciała i procesy metaboliczne ulegają wahaniom w ciągu doby, podobnie jak objawy chorobowe. Kiedy podróż odrzutowcem przedłuża dzień podróżującego o kilka godzin, wtedy zmienia się wzorzec jego doby, co pasażer odczuwa jako niewygodę. Jeśli wzorzec ten stale się zmienia, zaczynają się rozwijać objawy podobne do tych, które występują u stewardess i pilotów. Zupełne odwrócenie rytmu dnia i nocy może poważnie szkodzić człowiekowi. Osoby pracujące w nocy często wykazują zaburzenia snu i brak równowagi psychicznej.





Zaczynamy już poznawać znaczenie regularności działających w nas samych mechanizmów odmierzających tempo czynności naszego ciała. Naruszenie tej regularności związane jest z pewnym ryzykiem. Każdy człowiek może nauczyć się rozpoznawać dobowe wahania temperatury swego ciała, najlepiej widoczne u szczytu czuwania i w najgłębszym śnie. Czy istnieją optymalne godziny dla szczególnego rodzaju aktywności mięśniowej lub umysłowej i dla stosowania zabiegów leczniczych? Czy możemy dowiedzieć się, w jaki sposób światło i ciemność, silne wrażenia, pożywienie i inne czynniki wpływają, prawdopodobnie nastrajając nasz “zegar" ustrojowy? Dawniej stawiając te pytania nie mieliśmy nadziei na uzyskanie odpowiedzi. Odpowiedzi otrzymane ostatnio doprowadziły jednak do pewnego rozgoryczenia, gdyż ujawniły, że istnieją granice ludzkich możliwości. Jedni ludzie chcieliby spać wtedy, kiedy im najwygodniej, na przykład 2 razy na tydzień, a nie codziennie. Inni najchętniej akceptowaliby stan, w którym mogliby spać stale.



W epoce, gdy ludzie chcieliby wyrugować sen, uczeni w laboratoriach wykonali doświadczenia, które udowodniły niebezpieczeństwo utraty snu i podkreśliły ważność regularnego snu nocnego. U człowieka pozbawionego snu na kilka dni występuje zespół zaburzeń, które potrafimy przewidzieć. Człowiek ten może wydawać się bystry, a jednak w pracy jest nieuważny. Może popełniać błędy, gdyż zdarza mu się zasypiać na krótkie chwile. Może wykazywać pewną ociężałość umysłową oraz nadmierną wrażliwość na alkohol lub temperaturę otoczenia. Jego koncentracja zmniejsza się. Powoli ogarniają go dziwne uczucia, doznaje dziwacznych wrażeń, pojawiają się iluzje wzrokowe, potem halucynacje, wreszcie przejściowe objawy psychozy. Chorzy umysłowo, epileptycy, narkoleptycy i inni są jeszcze bardziej wrażliwi na utratę snu. U młodych ludzi, jakkolwiek wykazują oni większą tolerancję, również w końcu występują zaburzenia. Podobnie na brak snu reagują także małpy. Przeciągający się bowiem brak snu wpływa na przemiany energetyczne każdego organizmu. Już po 48 godzinach czuwania znajdowano dowody zmian w przebiegu procesów biochemicznych, wskazujące na to, że w stanie stressu wytwarzają się pewne substancje wpływające w jakiś nieznany sposób na mózg. Niewątpliwie brak snu może powodować trwałe uszkodzenie układu nerwowego. Chociaż rzadkością u ludzi jest całkowita redukcja snu, to jednak wielu ludzi ma zwyczaj skracania go. Jeśli pewna osoba sypia 4 godziny, zamiast 7-8, zmienia się normalny rytm poszczególnych faz jej snu i proporcje czasu trwania każdej z tych faz. Skrócony sen nie jest miniaturą snu pełnego i dlatego jakość odpoczynku może być zupełnie różna. Na początku lat pięćdziesiątych naszego wieku nie uzmysławialiśmy sobie w pełni, że organizacja wypoczynku jest tak samo ważna, jak pożywienie czy higiena sanitarna. Do tej pory nie wiemy nadal, jakie zmiany w umyśle człowieka zachodzą przy znacznym ograniczeniu ilości snu. Sen jest stanem, którego nie można zastąpić żadnym środkiem, a ponadto nie można stosować jakichkolwiek środków, dopóki nie poznamy wszystkich ich następstw.



Dopiero około 10 lat temu do naszych poglądów na sen wprowadzono nowy wymiar. Wtedy to właśnie uczeni odkryli, że każda noc jest odmierzana regularnymi okresami zmian zachodzących w organizmie oraz marzeniami sennymi fazy szybkich ruchów oczu. Nigdy w historii nie zebrano tak wielu zapisów marzeń sennych, jak w następnych latach. Znaczenie tego odkrycia wykracza jednak poza możliwości opanowania snu. Wszystkie ssaki wykazują oznaki wyżej opisanego cyklu, który dominuje u nowo narodzonych dzieci i wykazuje cechy, głównego cyklu ustroju, wiążące się zarówno z życiem popędowym i przemianą materii, jak i z marzeniami sennymi. Podczas tej szczególnej fazy snu w organizmie zachodzą liczne intensywne procesy. Podnosi się temperatura w ośrodkach mózgowych, wyraźnie wzrasta przepływ krwi przez mózg, pewne mięśnie nagle wiotczeją, a z głębi mózgu wydobywają się niezwykłe wzorce fal mózgowych. Choć człowiek śpiący wygląda spokojnie i wiotko, jego mózg zachowuje się tak, jak w okresie czuwania, w chwilach najbardziej intensywnej koncentracji. Prawdopodobnie w tych właśnie okresach dochodzi do niektórych znanych skądinąd przesileń w przebiegu chorób. Na przykład chorzy cierpiący na chorobę wrzodową wydzielają wtedy niezwykłą ilość soków żołądkowych. Możliwe, że rola marzeń sennych tej fazy snu polega na rozładowaniu nagromadzonego podniecenia. Jeżeli zwierzęta lub ludzi pozbawi się fazy REM, dochodzi później do swego rodzaju wyrównania tej straty, co przejawia się intensywnością marzeń sennych. Pewni ludzie po przedłużającej się utracie marzeń sennych wykazują nieduże zmiany w zachowaniu się, inni natomiast, jak się wydaje, tracą swoją zwykłą samokontrolę. Zwierzęta pozbawione marzeń sennych wykazywały zadziwiająco małą odporność na lekkie wstrząsy elektryczne. Czy oznacza to, że bez fazy REM dochodzi do wzrostu pobudliwości w ośrodkowym układzie nerwowym? Jeśli tak jest, to możemy zrozumieć, co jest przyczyną zaburzeń w zachowaniu się narkomanów, alkoholików i ludzi cierpiących na choroby umysłowe, u których występuje przedłużająca się redukcja nocnych okresów marzeń sennych jako konsekwencja choroby lub nadużywania lekarstw. Zaczynają się też wyjaśniać pewne dziwaczne następstwa, wynikające z braku snu. Rzeczywiście, po źle przespanej nocy wykazujemy pewną drażliwość, zniecierpliwienie i tym podobne objawy.



Zaczynamy dopiero rozumieć, co kryje się za stwierdzeniem ludzi, którzy mówią, że nie śpią dobrze i nie odpoczywają w czasie snu, lub innych, którzy mówią że śpią głęboko. Fizjologiczne różnice między dobrze i źle śpiącymi można zauważyć we wzorcach fal mózgowych, w szybkości bicia serca i temperaturze ciała. Różnice są rzeczywiście wymierzalne. Sen ludzi, którzy skarżą się na to, że źle śpią, jest stanem, który pod względem fizjologicznym jest bardziej podobny do stanu czuwania, niż sen ludzi śpiących głęboko. U ludzi śpiących źle krzywa temperatury nie opada tak nisko w ciągu nocy i nie podnosi się wczesnym rankiem, z czego wynika, że ich organizm niezupełnie podlega prawom zwykłego cyklu dobowego. U osób tych faza REM trwa niezwykle krótko oraz wykazują one niepokój psychiczny. W pracowni snu ludzie ci sypiają znacznie mniej, niż ich dobrze śpiący towarzysze. Prawdopodobnie ci ostatni wymagają więcej snu i należy się zastanowić, czy jest to uwarunkowane dziedzicznie, czy też wynika z wcześniejszych doświadczeń, nawyków i warunków życiowych. Czy nasze intensywne badania nad snem niemowląt pozwolą nam ujawnić pierwsze objawy występujące u ludzi źle śpiących, którzy, być może, reagują nadmiernie na otoczenie i wykazują podatność na nerwice? Czy wzorce snu niemowląt już we wczesnych miesiącach ich życia pomogą nam przewidzieć możliwość zahamowania ich rozwoju psychicznego i nieprawidłowości zachowania, co umożliwi przedsięwzięcie środków zapobiegawczych? Ostatnio odkryliśmy, że badając sen dorosłych i dzieci można wiele dowiedzieć się o ich osobowości. We śnie przejawia się wiele różnic indywidualnych, które tak ostro dostrzegajmy w ciągu dnia.



Leczenie zaburzeń snu jest skomplikowane ze względu na nowe odkrycia w tym zakresie. Wiemy, że alkohol, barbiturany i trankwilizatory nie wywołują normalnego, zdrowego snu. Zmieniają wzorzec nocnego snu i na ogół redukują fazę REM. Środki pobudzające, takie jak amfetamina, również wywołują ten efekt. Wielu ludzi, którzy stosują powyższe środki, cierpi z powodu redukcji fazy REM.



Gdyby nawet dziesiątki badań nad leczeniem zaburzeń snu nie wniosły już nic nowego, to i tak będą miały znaczenie. Ujawniły one bowiem niebezpieczeństwa ^wiązane z próbami leczenia tych zaburzeń za pomocą środków uspokajających i pobudzających, bez racjonalnej kontroli. Środki pobudzające nie kompensują braku snu ani upośledzenia snu, lecz w rzeczywistości pogłębiają zaburzenia. Środki uspokajające nie tylko wzbudzają sen, toteż ludziom cierpiącym na przemijającą bezsenność nie należy radzić, aby wypijali kilka kieliszków, a potem jeszcze przyjęli środek nasenny, zwłaszcza jeśli są to osoby starsze. W takim połączeniu wpływ leku ulega wzmożeniu i dlatego dawka uważana za umiarkowaną może być już szkodliwa.



Ważniejsze niż określenie działania leku jest stwierdzenie, że upośledzenie snu i bezsenność powstają z licznych przyczyn. Środki uspokajające nie dają efektu przy bezsenności występującej w stanie maniakalnym, a barbiturany mogą zaostrzać objawy aż do granicy psychozy. Należy dostrzegać to, co kryje się za zaburzeniami snu, bowiem często są one zwiastunem chorób psychicznych. Osoba, która stale cierpi na zaburzenia snu, może przyjmować leki tylko przepisane przez lekarza. Środki uspokajające nie zawsze pomagają w takich wypadkach. Ten sam lek, który uspokaja jednego pacjenta, może doprowadzić pacjenta cierpiącego na depresję do głębszej depresji. Inny lek pozwala pacjentowi psychotycznemu zasnąć podczas nasilenia objawów, lecz nie znosi bezsenności u chorego dotkniętego stanem maniakalnym. Z drugiej strony czynnik, który wywołuje odpoczynek u osób z depresją, u normalnego człowieka podtrzymuje stan czuwania. Działanie środków chemicznych leczących zaburzenia snu zależy od przemian biochemicznych zachodzących w odpowiednim przypadku bezsenności.



Uspokojenie także nie jest tak prostym problemem, jakim wydawało się 30 lat temu. Badając jednak poszczególne rodzaje zaburzeń snu i działanie poszczególnych leków zaczynamy rozwiązywać zagadnienia, które pozwolą nam stosować leki w sposób właściwy. Alkoholikom, narkomanom lub chorym na psychozy należy w jednym okresie choroby podawać leki wzmagające fazę REM, w innym zaś leki wzmagające głęboką, IV fazę snu. Nasze skąpe jeszcze wiadomości o działaniu leków nie mówią wyraźnie, jakie leki wyrównują ubytek poszczególnych faz snu w chorobie. Wiemy natomiast, że środki nasenne nie wywołują normalnego snu.



Wielu uczonych zaczęło zastanawiać się, jaka jest zależność snu od przemian chemicznych zachodzących w organizmie. Dzisiaj biochemia snu jest dziedziną mało zbadaną, lecz wydaje się, że badania w tym zakresie rozwiną się w nadchodzących latach. Przypuszcza się, że organizm wytwarza liczne substancje nasenne, z których poszczególne dominują w odpowiednich warunkach. Do substancji takich należy gromadzący się w organizmie amoniak, w przebiegu chorób wątroby, a także hormony płciowe, które mogą wywierać działanie wyraźnie uspokajające. Nie wiemy jeszcze, ile swoistych substancji nasennych występuje w organizmie i w jaki sposób wprowadzają nas one w sen. Prawdopodobnie większość z nich ma charakter mediatorów działających za pośrednictwem głównych substancji chemicznych mózgu, które z kolei pobudzają komórki mózgowe wywołujące sen. Niewątpliwie, już w tym początkowym okresie badań zauważamy pewne związki między określonymi substancjami chemicznymi mózgu i naszymi nastrojami oraz właściwościami naszego snu. W miarę postępu badań otrzymamy, być może, w końcu środki uspokajające, które będą łagodzić swoiste zaburzenia snu, nie tyle wywołując senność, ile wzmagając odświeżające działanie snu naturalnego.



Dotychczasowe badania nad snem wyłoniły nie tylko problem zaburzeń biochemicznych, lecz również zagadnienie pewnych zadziwiających granicznych stanów w zakresie zachowania się i świadomości człowieka, doprowadziły do odkrycia pewnych, szczególnych właściwości ludzkiego umysłu. W określonych fazach snu ludzie rozróżniają dźwięki, wysłuchują informacji i powtarzają je po przebudzeniu, komunikują się za pomocą odpowiedniej sygnalizacji ze światem zewnętrznym, wykonują polecenia, a nawet uczą się wyczuwać zmiany stanu własnej świadomości. W pracowni udało się nauczyć badanych odczuwania i kontrolowania stanu wewnętrznego odprężenia, który w zapisie EEG przejawia się w postaci rytmu alfa. Badani ci nauczyli się wzbudzać i tłumić u siebie ten stan, zależnie od własnej woli, a nawet kontrolować częstotliwość własnych fal mózgowych. Niektórzy badacze wykazali, że sporadycznie uczymy się również kontrolowania reakcji na niepokój i ból, lecz względnie niedawne prace nad kontrolą fal mózgowych wskazują, że możemy opanować sposoby kontroli własnych reakcji tak, aby przeciwdziałać stanom napięcia i związanym z nimi zaburzeniom nerwowym.



Zaczynamy badać systematycznie i szczegółowo ruchy mięśni lub czynność oddychania, poznawać czynniki pozwalające nam zasypiać i budzić się zależnie od naszej woli, badać możliwości świadomego wpływania na własne ciśnienie krwi oraz wydzielanie soków żołądkowych. Chociaż większość wysiłków zmierzających do rozwiązania problemu uczenia się przez sen nie dała wyników zadowalających, to jednak okazało się, że osoby ulegające hipnozie wykazują zdolność spełniania rozkazów w tej szczególnej fazie snu. Naukowcy próbują wykryć właściwości, które wyróżniają tych ludzi i szczególny rodzaj ich uwagi.



Badania nad snem mogą pomóc nam poddać analizie uwagę i wykazać, jaka jest jej rola w stanie snu i czuwania. Czy powinniśmy cieszyć się wyrazistością doznań i zdolnością do koncentracji uwagi, występującej w fazie marzeń sennych REM? Żywość i natężenie tych marzeń wynikają, jak się zdaje, ze zdolności mózgu do przechowywania niewiarygodnie dużej liczby śladów pamięciowych przemijających wydarzeń i uczuć, które to ślady w określonych układach tworzą treść marzeń sennych. Każdej nocy śpiąca osoba doznaje uczucia swego rodzaju psychicznej nieograniczoności. Czy możemy zdobyć umiejętność dowolnego pogrążania się w samym sobie tak, aby świadomie wydobywać z zasobów pamięciowych to, co zostało tam nagromadzone? Umysł śpiącego może wykazywać wiele właściwości, które chcielibyśmy wykorzystać w stanie czuwania.



Współczesny okres badań nad snem przełamał bariery poglądów, które zaciemniały zarówno znaczenie jak i naturę snu. Powstały wskutek tego rozległe możliwości zastosowań praktycznych i udzielenia odpowiedzi na wiele pytań, na które dotąd nie można było odpowiedzieć.



Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia zagadnienie najstarsze: czym jest sen? Na pytanie to nie mamy jeszcze odpowiedzi. Prawdopodobnie okaże się, że jest ono źle postawione. Fizycy pytali się: czym jest atom? Na początku wykryli oni jedynie masę i ciężar. Potem za pomocą odpowiednich metod odkryto mnóstwo krążących cząstek, które są posłuszne subtelnym siłom, rozchodzącym się w różnych kierunkach. Każde badanie odsłaniało coraz więcej tajemnic. Podobnie jest ze snem.



Każde badanie wiedzie nas w głąb problemu. Mogliśmy więc wreszcie postawić podstawowe pytania dotyczące budowy i czynności ośrodkowego układu nerwowego. Pytania te, w odniesieniu do snu, są wynikiem badań neurofizjologicznych i biochemicznych, o których w książce tej można było jedynie wspomnieć. Na prace psychologów i lekarzy badających zachowanie się i sen wpływają również wyniki postępu technicznego. Prawie wszystkie badania medyczne i psychologiczne wykonywane są w pracowniach przy użyciu metod i technik niezrozumiałych dla laika, przez uczonych, których nazwiska są mało znane ogółowi i o których rzadko wspomina się w prasie popularnej. Odkrycia w dziedzinie snu ludzkiego nieuchronnie wywołują pytania o to, co się dzieje wewnątrz organizmu, i chociaż odpowiedzi mogą okazać się niewystarczające dla większości ludzi, to jednak ciągle pracuje nad nimi cała armia naukowców, zajmujących się biologią. W laboratoriach swoich ludzie ci badają “atomy" snu. Bywają oni także uwikłani w przypadkowe dramaty nauki, a ponadto są zależni od zwierząt, na których wykonują wiele prac. Do zwierząt laboratoryjnych należą szympansy, z którymi uczeni bawią się w czasie wolnym, inne małpy, psy, koty, którymi opiekują się i rozpieszczają je przez kilka lat i czasami poznają je lepiej niż swoich własnych, domowych pupilów. Zwierzęta, podobnie jak istoty ludzkie, nie powinny doznawać niepokoju ani bólu, jeśli uczeni chcą obserwować skomplikowane przemiany mózgowe. Ich nieme sygnały nastroju lub odprężenia dotyczą tak rozległych badań laboratoryjnych, jak niepokój ludzkich" ochotników, ale o tym aspekcie życia laboratoryjnego rzadko się donosi.



Badania na zwierzętach odegrały decydującą rolę w rozumieniu snu i ściśle łączyły się z badaniami psychologicznymi, psychiatrycznymi i biologicznymi ludzi. Możemy obserwować ludzi z niedoborami snu, mających halucynacje. Możemy opisać ich złudzenia i odczucia. Możemy badać, w jaki sposób dana osoba spełnia rozkazy. Możemy także wykonywać powierzchniowe pomiary zmian zachodzących w organizmie oraz wnioskować o zmianach biochemicznych na podstawie badania wydzielin. Ale nie możemy spojrzeć do wnętrza mózgu ludzkiego, aby stwierdzić, czy komórki uległy zniszczeniu, lub aby zbadać chemicznie tkankę mózgową i zobaczyć, w jaki sposób została zmieniona. Badania na zwierzętach stały się więc niezbędnym uzupełnieniem. Opierając się na badaniach na zwierzętach możemy wykryć fizyczne mechanizmy, które są podstawą naszych subiektywnych doświadczeń, odczuć i umysłowych zdolności.



W ostatnim dziesięcioleciu pojęcie snu zostało gruntownie zmienione. Zaczęliśmy zmniejszać przepaść, jaka istniała między naszym snem a czuwaniem, dostrzegając zależność między ilością snu i naszym zachowaniem się w dzień. Każde odkrycie zmusza nas do jeszcze dokładniejszych badań, które doprowadzą być może do ustalenia praw fizycznych określających nasz byt. W następnym dziesięcioleciu prawdopodobnie znajdziemy odpowiedzi na nasze podstawowe pytania dotyczące snu, jego istoty i natury chemicznej oraz tego, w jaki sposób mózg zmienia charakter swej czynności w rozmaitych następujących po sobie stanach świadomości.








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ciało człowieka Sen i marzenia senne
7 Marzenia senne mniej romantycznie
MARZENIA SENNE [notatki], III, IV, V ROK, SEMESTR II, SYSTEM ILOŚCIOWEJ ANALIZY MARZEŃ SENNYCH, nota
Eysenck - Freud i marzenia senne (fragm.), psychologia(2)
Freud i marzenia senne, ^v^ UCZELNIA ^v^, ^v^ Pedagogika, promocja zdrowia z arteterapią i socjotera
Hobson McCarley Marzenia senne mniej romantyczne
Hobson McCarley Marzenia senne mniej romantyczne
marzenia senne
9 3 Po co nam sen,?za REM imarzenia senne
Senne marzenie
Juliusz Słowacki Sen srebrny Salomei
Juliusz Słowacki Sen srebrny Salomei
Anonim Różowa Seria Senne marzenia
Juliusz Słowacki Sen srebrny Salomei
Juliusz Slowacki Sen srebrny Salomei
Słowacki Juliusz Sen srebrny Salomei 2
Juliusz Słowacki Sen Srebrny Salomei
Juliusz Słowacki Sen srebrny Salomei opracowanie

więcej podobnych podstron