Goldsmith Olivia Mam wychodzi za maż


OLIVIA GOLDSMITH

Marrying Mom

“Dla kobiety staro jest piekem”

- Ninon de Lenclos

Podzikowania skadam:

Paulowi Smithowi za uoenie obkanego planu i za to, e da mi dom moich marze.

Jimowi i Christopherowi Robinson za zrozumienie i zaangaowanie w pracy nad ksik.

Lindzie Grady, zarówno wspaniaej czytelniczce jak i przyjacióce oraz pisarce.

Barbarze Turner za mio, poczucie humoru i wymylenie gównego wtku. (Nie próbuj mnie zaskary, siostrzyczko.)

Paulowi Mahon, w zwizku z tymi wszystkimi wyprawami do Montany, Irlandii, Michigan i za ca reszt. To szczcie, e nie jestem od ciebie zalena.

Jerry'emu Young za to, e nigdy nie kaza mi czeka. Co masz na sobie, Jerry?

Sherry Lansing za to, e dzielia ze mn moj wizj, opowiadaa mi dowcipy i zrobia z tej ksiki film.

Aidzie Mora za bezustanne zaopatrywanie mnie w dietetyczn col i za to, e czynia dom przytulnym.

Allen Kirstein za dodawanie mi otuchy wtedy, gdy potrzebowaam tego najbardziej.

Johnowi Yunis za kuszenie mnie, bym wygldaa lepiej ni kiedykolwiek.

Flexowi (alias Angelo), za pasemka i ukadanie.

Gail Parent, bez której nie mog y.

Chrisowi Patusky, który próbowa nacign mnie na podpisywanie ksiek. (Mam nadziej, e kopoty ze Zwizkiem wkrótce si skocz, Chris.)

Amy Bobrow za pomoc w terminologii z Wall Street i przy Matyldzie.

Haroldowi Wise, najlepszemu, najtroskliwszemu internicie na Manhattanie. Miae racj we wszystkim, Haroldzie.

Dianie Hellinger, jedynej mojej przyjacióce, która chciaa piewa ze mn przez telefon.

Lorraine Kreahling za odoenie w czasie naszych planów kiedy pochonita byam niniejsz ksik; dziki za to, e jeste moj przyjaciók.

Amy Fine Collins za pomoc w sprawdzaniu. Wiesz, e ja dla ciebie zrobiabym to samo.

Mike'owi Snyderowi za to, e by wielkim uchem. Bye tak powolny, e dotkno to ca moj rodzin, ale kocham ci.

Johnowi Botteri (alias Moe) za to, e dokadnie wiedzia, ile hamburgerów potrzebuje pisarka.

Barry'emu LaPoint za talent artystyczny, uczciwo i za to, e wiedzia, które drzwi w holu trzeba wymieni.

Laurze Ziskin za agodno, zrozumienie oraz za wydanie tej ksiki.

Davidowi Madden, pomimo tego, e nie chciae si ze mn oeni.

Robertowi Cortowi za najwaniejsze rady w sprawie charakteru mamy.

Arlene Sorkin, cudownej scenarzystce.

Andrew Fisher za nieocenion pomoc w obcowaniu z prawdziwymi fachowcami z brany budowlanej.

Kelly Lange, poniewa by królow nie jest atwo.

Anthei Disney, prawdziwej kobiecie i prawdziwej przyjacióce.

Ruth Nathan, mojej muzie w wielu sprawach

Lynn Goldberg, poniewa wci ci podziwiam, Lynn. A tak przy okazji, kiedy zamierzasz powiesi mój portret na cianie?

Dwightowi Currie, który tak wietnie czyta, sprzedaje i pisze ksiki oraz przetrzymuje je (moe poza t ostatni uwag).

Michaelowi Kohlmannowi, wci “miemu gociowi” i nadal mojemu przyjacielowi..

Steve'owi Rubin i Edowi Town z Galerii North Star w Grafton w Vermont za doskonae dokarmianie mnie.

Edgarowi Fabro w Copy Quest, poniewa nikt nie potrafi podrobi jego zdumiewajcych talentów.

Jody Post, gdy tskni i tskniam za tob.

Normanowi Currie z Bettmann Archives za inspirujc pomoc w uzupenieniu szczegóów.

1

- Ja odchodz, Ira.

Phyllis nie byo atwo powiadomi go o takiej decyzji po czterdziestu siedmiu latach maestwa, ale musiaa to zrobi. Zawsze mówia prawd. Ludzie przez cae ycie nazywali j trudn, niewraliw i pozbawion skrupuów, chocia tak naprawd bya po prostu szczera.

- Duej tego nie znios, Ira - mówia dalej - wiesz, e nigdy nie lubiam Florydy. Przyjechaam tu dla ciebie, poniewa ty tego chciae - zawahaa si. Nie chciaa go oskara. To wolny kraj, a Ira jej przecie nie zmusza. - Co prawda, zawsze mnie wspierae - przyznaa Phyllis - Powiedzmy sobie szczerze: to ty zarabiae pienidze, wic byam ci to winna. Ale to bya twoja emerytura, nie moja. Nie byam na to jeszcze gotowa. Czy jednak miaam jaki wybór?

Ira nie odpowiedzia. Oczywicie, nie spodziewaa si tego po nim. Prawd powiedziawszy, w cigu tych czterdziestu siedmiu lat maestwa rzadko kiedy mówi duo. A jednak, dziki jakiej maeskiej osmozie, zawsze wiedziaa, co sdzi na dany temat. Teraz zdaa sobie spraw, e dezaprobata, jakiej oczekiwaa, nie nadesza. Oznaczao to, e Ira albo si dsa, albo by nieobecny. Zawahaa si. Nawet jej, której city jzyk znali wszyscy, trudno byo to powiedzie. A jednak musiaa to uczyni.

- Nie powicae dzieciom wystarczajcej uwagi, Ira. Byam ci potrzebna w firmie, a ja robiam to, co musiaam. Nasze dzieci jednak powinny wtedy mie rodziców, a nas dla nich nie byo. Tak uwaam. W yciu nie powiodo si im zbyt dobrze. Sharon z Barneyem …Susan wci samotna …No i Bruce.- Phyllis przerwaa i zagryza warg. O niektórych rzeczach lepiej nie mówi. - Nie chc ci krytykowa, ale myl, e nie dae im zbyt wiele z siebie. Pacie za najlepsze szkoy, ale nie nauczyli si ycia. Nie wiedz, co jest w nim wane. Sdz te, e potrzebuj swojej matki. Wracam, by zaj si dziemi, Ira. Nie byam wtedy dla nich dobr matk, ale teraz mog spróbowa im to wynagrodzi.

Phyllis westchna gboko. Soce prayo bezlitonie. Pomylaa o raku skóry, którego Ira wyhodowa na swej ysej gowie. Powinna woy kapelusz, ale nie znosia tego typu nakry gowy, okularów sonecznych i wszystkich tych akcesorii, które wloka wszdzie ze sob wikszo ludzi na Florydzie: kremów z filtrem przeciwsonecznym, ochronnych pomadek, daszków osaniajcych od soca. Kto mia na to czas? Floryda bya miejscem, które wygldao jak raj, ale przeraao miertelnie.

- Ira, wito Dzikczynienia byo koszmarem. Zje indyka w Rascal House, porozmawia z dziemi, które dzwoni tylko z poczucia obowizku - có to za wito? Nie byo to mie dla nich i równie dla mnie. To bardzo przygnbiajce, wiesz?

Phyllis zniya gos. Nie bya próna, ale mówic o swoim wieku czsto mijaa si z prawd.

- Dwunastego przypadaj moje siedemdziesite urodziny, Ira. Przeraa mnie to. A póniej Chanuka*, Boe Narodzenie, Nowy Rok. Nie przeyj, jeli zostan tutaj. Rozumiesz?

*Chanuka - wito ydowskie trwajce osiem dni, przypadajce w grudniu (przyp. red.)

Cisza. adnej odpowiedzi. Phyllis wiedziaa, e nie powinno j to dziwi. Zawsze tak byo: ona mówia, on sucha. Kiedy przynajmniej sucha. Na Florydzie jednak, w cigu ostatnich lat, zamkn si w sobie. Jego wiat ograniczy si do jego wasnej klatki piersiowej i choroby, która si tam rozpanoszya. Phyllis dbaa, by bra swoje leki, pilnowaa, eby zachowywa diet i wiczy. Ale konwersacja? Luksus. Phyllis westchna ponownie. Czego oczekiwaa?

Odwrócia si do niego plecami i otara wilgotne oczy. Nie bya paczliwa. Poddawanie si emocjom byo mieszne. Wiedziaa o tym i kategorycznie nakazaa sobie wzi si w gar. Odwrócia si ponownie.

- Nie bdziesz tu sam - powiedziaa - Iris Blumberg jest tutaj, tu za t wierzb, Max Feiglebaum te jest niedaleko - zawahaa si - wiem, e nie masz cierpliwoci do Sylvii, ale bdzie tu wpada raz na tydzie, by zrobi porzdek.

Nie zostao ju nic do powiedzenia. Byli udanym maestwem. Wielu uwaao j za natrtn i zbyt towarzysk, egocentryczk. Nie Ira. I nie mia racji, poniewa Phyllis bya taka. Nie da si przey szedziesiciu dziewiciu lat, nie dowiadujc si paru rzeczy o samej sobie, zadumaa si. Chyba, e jest si gupi, albo mczyzn. Ira, jako mczyzna, nigdy jej tak naprawd nie rozumia, nie nauczy si te niczego o sobie. No, ale ile jest tej wiedzy o mczyznach?

Mczyni maj prac albo jej nie maj, oszukuj lub s uczciwi, potrafi oczarowywa lub te nie. Ira, zanim prawie dziesi lat temu odszed na emerytur, by ksigowym. By dobrym czowiekiem. Pracowa i przynosi pienidze do domu, nie oszukujc, ale brakowao mu uroku. Jednak lubi j. I nawet jeli jej nie rozumia, przynajmniej cieszyo go jej towarzystwo. No i da jej troje cudownych dzieci.

Phyllis pomylaa o Susan, Bruce i Sharon. Kade z nich byo takie doskonae, takie wspaniae. Doprawdy zabawne, jak dzieci dorastajc staj si dokadnie tak samo niedoskonae jak wszyscy inni doroli.

Potrzsna gow, wracajc do gównego wtku myli. W miar upywu lat nie tracia, dziki Bogu, pamici. Wrcz przeciwnie, zbyt czsto pamitaa za wiele.

- Tak czy owak, Ira, mam nadziej, e nie jeste zbyt zaskoczony. Zawsze wiedziae, e nienawidz tego miejsca. S tu wycznie turyci, podstarzali ydzi i przypieczeni plaowicze. Ja musz odej. Dla mojego zdrowia psychicznego - dodaa, cho wiedziaa, e Ira z trudnoci uznaby to za argument uzasadniony. A od kiedy to jeste zdrowa psychicznie? - byo to jedno z pyta, które zadawa jej czsto. Pomimo tego artu wiedzieli oboje, e miaa racj.

- Nie powiadomiam o tym dzieci. Wiem, e ich to przygnbi, ale nie mog y tylko dla nich albo dla ciebie, Ira.

Phyllis pochylia si i podniosa kamyk ze cieki koo grobu. Podesza do nagrobka i pooya go obok innych, ukadanych tu za kad wizyt jej lub dzieci. Kto teraz bdzie odwiedza grób? Tylko jej przyjacióka, Sylvia Katz? Stró, któremu, ilekro tu przychodzia, zawsze dawaa pi dolarów? Ktokolwiek to bdzie, Irze nie bdzie si to podobao.

- Ira, ja musz to zrobi - powiedziaa, biorc do rki torebk i szykujc si do odejcia. - Jeli zostan tu duej, zgin.

Praktycznie kadego ranka przez dziewi lat i trzy miesice Ira i Phyllis Geronomous chodzili na spacer wysypan tuczniem, prowadzc wzdu play alej, zwan w caej Danii na Florydzie jako deptak. Równie i teraz, niemal w dwa lata po jego mierci, Phyllis spacerowaa dalej, bardziej z przyzwyczajenia ni z potrzeby. Tego dnia, w Czarny Pitek, dzie po wicie Dzikczynienia, pikna pogoda niezbyt harmonizowaa z jej nastrojem, chocia po rozmowie z Ir niewtpliwie poczua si lepiej. Karaibski lazur morza migota, gdy wysza z ocienionej czci drogi na promenad prowadzc obok muszli koncertowej, sklepików z tanimi kostiumami kpielowymi i koszulkami, barów z przekskami i zadymionych restauracji. Po drugiej stronie bulwaru, jakby dla kontrastu, rozcigaa si istniejca od wieków plaa, która wybiegaa naprzeciw krystalicznej wodzie. Na play nie byo jeszcze nikogo, nawet najgorliwszych amatorów soca. Za to na deptaku roio si ju od przechodniów - dziesitek starszych ludzi, dla których sen po pitej rano by nieosigalny. Wszyscy odbywali sw porann przechadzk, zanim upa stanie si zbyt dokuczliwy.

Phyllis nie miaa pojcia, dlaczego sza znowu tdy. Spacerowaa z mem, poniewa musiaa; przy zastoinowej niewydolnoci serca naley podtrzymywa krenie, dba o wag i nie dopuszcza do obrzku puc. Bez niej Ira nie spacerowaby w ogóle, wstawali wic oboje codziennie rano i zanim rozpoczli swój dzie, pokonywali prawie sze kilometrów do parkingu i z powrotem, mijajc po drodze parcel Howarda Johnsona, palmy i tanie motele, szli ca t drog a do California Dream Inn.

Phyllis dosza do Pinehearst, gdzie, jak zawsze, siedzc na swym aluminiowym, siatkowym krzele ogrodowym, czekaa Sylvia Katz, tulc do ona swoj nieodczn, wielk, czarn torb z lakierowanej skóry. Sylvia Katz miaa okoo siedemdziesiciu piciu lat, moe troch wicej, cho nie przyznawaa si do tego. Bya nisk kobietk o przerzedzonych wosach. Zaczesywaa je i farbowaa na rudo - na ten nienaturalny odcie czerwieni owych trujcych owoców maraskino, którymi w podych restauracjach w tym miecie dekoruje si chiskie potrawy. Pochodzia z Queens w Kew Gardens i spdzia tu ostatnie pitnacie lat swego maestwa. Nie bya ani zbyt bystra, ani dowcipna, ale bdc osob lojaln i cierpliw stanowia najlepszy wariant przyjacióki, jaki Phyllis moga obecnie zdoby. Wszyscy jej przyjaciele odeszli z tego wiata lub te rozproszyli si w owej Mekce starzejcych si.

- Czy mog pój z tob? - zapytaa, jak zawsze, Sylvia.

- To wolny kraj - odpara Phyllis, wzruszajc ramionami i w zwyky sposób dopeniajc ich porannego rytuau.

Sylvia Katz podniosa si z krzesa i przestpia betonowy murek oddzielajcy Pinehearst Gardens od tumu na deptaku. Przez chwil szy w milczeniu, syszc jedynie szuranie sandaów Sylvii i szelest jej torby ocierajcej si o szorty. Phyllis czsto bagaa Sylvi, by zostawia t torb w domu oraz by kupia sobie par reeboków, jakie mieli tu wszyscy. Sylvia jednak nie chciaa. W zasadzie nie byo wiadomo, czy dlatego, e nienawidzia zmian czy te dlatego, e nie znosia wydawania pienidzy. Phyllis wzruszya ramionami. Có za rónica, czy Sylvia cigna ze sob ten wór i szuraa nogami? Bd szy wolniej. Wielka sprawa. Nigdzie im si nie spieszy.

- Powiedziaam Irze - owiadczya Phyllis.

- Mylisz, e bardzo go to przygnbio? - zapytaa Sylvia.

- A skd mam wiedzie? - Phyllis usyszaa we wasnym gosie irytacj, któr tak czsto odczuwaa przy Sylvii. - Nawet kiedy y, nigdy nie byo wiadomo, czy on co czuje. Lec w szpitalu z obrzkiem puc te si nie skary.

Miny muszl koncertow, pust teraz, ale obwieszon plakatami reklamujcymi wieczorny koncert zespou swingowego. Co tydzie deptak zapenia si taczcymi w rytm muzyki parami. Sylvia, któr m kilka lat temu opuci po dwudziestu jeden latach maestwa, przychodzia tu regularnie. Siedzc na awce przygldaa si taczcym, mocno przyciskajc do piersi swoj lakierowan torb. Niezalenie od tego, jak czsto zapraszaa sw przyjaciók, Phyllis odmawiaa. Sylvia zreszt jak gdyby nigdy tego nie zauwaaa, bo za kadym razem ponawiaa swe namowy. Phyllis nie zgadzaa si jednak na to, dlatego, e nie lubia muzyki, moe z wyjtkiem pitkowego wieczoru, kiedy plakat gosi, i “The Misletoes”, zespó otwierajcy sezon, bdzie gra witeczne rozmaitoci; zawsze uwielbiaa muzyk, ostatnio jednak wywoywaa u niej niepokój i smutek. Sylvi zdawao si zadowala siedzenie na skraju parkietu tanecznego, dla Phyllis jednak myl, e nigdy ju nie zataczy, bya zbyt bolesna. Ludzie bawili si na deptaku, a po krótkiej chwili nie byo ich ju na tym wiecie. Równie dobrze mogliby lee pod deptakiem, pochowani w piasku. Phyllis stumia westchnienie. Ira nigdy nie by dobrym tancerzem; zrezygnowaa z tego ju dawno temu. W zasadzie to mieszne, by w jej wieku jeszcze si tym przejmowa, ale w muzyce byo co, co przenikao j do gbi i nie pozwalao siedzie razem z Sylvi obojtnie i bez alu.

- Przyjdziesz dzisiaj? - zapytaa Sylvia, jak zwykle.

- Nie mog - odpara Phyllis. - Jem dzi kolacj w Buckingham Palace.

- Nie artuj sobie ze mnie - powiedziaa Sylvia, jednak w jej gosie byo tyle wtpliwoci, e Phyllis wiedziaa, e moe sobie na to pozwoli.

- Betty jest bardzo przygnbiona - cigna Phyllis. - Wszystkie jej dzieci j rozczaroway. Powiedziaam Betty, e od tego s dzieci. Musimy o tym dzi porozmawia. Wiesz, mówi si, e Edward jest taki, jak mój Bruce. Powiedziaam Betty: Gadanie, po prostu pomó mu znale miego chopaka i zaoy dom.

- Ksi Edward jest taki jak twój Bruce? - zapytaa Sylvia ze zgroz w gosie.

- Obud si i powchaj swoj nitrogliceryn - poradzia Phyllis przyjacióce, która równie miaa kopoty z sercem.

- Có za tragedia - szepna Sylvia - I to w takiej rodzinie…

- Zdarzya si te w mojej rodzinie - prychna Phyllis. - A có my, gorsi? Nic w tym zego.

Zdaniem Phyllis byo w tym mnóstwo niedobrego, , cznie z tym, jak potoczyo si ycie Susan i Sharon, ale nikt poza ni sam nie mia prawa im tego wytyka.

Gdyby Phyllis braa wypowiedzi Sylvi powanie, poczuaby si obraona. Szczliwie wiedziaa jednak, e obraa si o cokolwiek, co powiedziaa Sylvia, byoby mieszne. Ta kobieta bya silnie zbudowana, miaa gobie serce i umys Kubusia Puchatka.

- Syszaam, e królowa matka ma sztuczny odbyt - powiedziaa Sylwia niskim gosem. - Jak mój Sid. - Przez dziesi lat, zanim Sid j zostawi, Sylvia musiaa dawa sobie rad nie tylko z wasn niewydolnoci serca, ale te z rakiem okrnicy Sida. - Wyobraasz to sobie? Te wszystkie przyjcia ogrodowe…

Phyllis zignorowaa t nie powizan z niczym uwag. Któ móg wiedzie, jakimi drogami chodziy po gowie myli Sylvii?

Dotary do koca deptaku, gdzie Sylvia, jak zawsze, musiaa dotkn wbitego w nawierzchni supka, bronicego dostpu pojazdom.

- I có by si stao, gdybymy raz tylko doszy do koca, a ty nie dotknaby tej barierki?

- Wszyscy j dotykaj - odpara Sylvia. - Powinno si dotkn barierki.

- Wcale nie. Ja tego nie robi.

- Ty. Ty jeste inna.

- No? Powiedz co, czego bym nie wiedziaa.

Phyllis westchna. By inn nie stanowio problemu. Problemem bya samotno. Nie pamitaa, kiedy po raz pierwszy pojawia si w jej yciu. Z pewnoci jeszcze przed mierci Iry. Po pewnym czasie staje si czci ycia i nie zauwaa si jej ju wcale. I tu tkwi niebezpieczestwo - samotno jest jak czad; jeli nie zwrócisz w por na niego uwagi, moe ci zabi. Phyllis nie miaa na Florydzie naprawd dobrego przyjaciela, który by rozumia j i jej arty. Nawet Ira na dugo przed mierci przesta waciwie z ni rozmawia. Ale có, rzadko kto rozmawia z mem. Co mona byo powiedzie po czterdziestu siedmiu latach? Czy wci lubisz przyrzdzony przeze mnie mostek cielcy?, Czy sdzisz, e musz skróci t spódnic?, Czy powinnimy wycofa nasze wojska z Boni?.

Phyllis wci miaa wiele do powiedzenia, któ jednak chciaby jej sucha? I kto mia jak interesujc odpowied? Dlatego te sza teraz deptakiem z Sylvi Katz. Sylvii byo wprawdzie daleko do madame Curie, nie rozumiaa poowy z tego, o czym mówia Phyllis, ale przynajmniej nie miaa za ze jej dowcipów.

Wikszo znanych Phyllis kobiet obraaa si na ni. Nie dao si ukry, e miaa niewyparzony jzyk. Zawsze tak byo. I zrazia do siebie wikszo kobiet, które tu spotkaa, one za nudziy j. Rozmawiay o przepisach, wnukach, zakupach i jeszcze innych mao interesujcych sprawach. Nudziy j miertelnie. Znajomo z Sylvi bya ulg. adnych dzieci, adnych przepisów, adnych nerwów.

Wasne dzieci interesoway Phyllis, ale nie tak, by o nich papla bez przerwy. Interesoway j dlatego, e byy zajmujce, a nie dlatego, e byy jej. Susan bya genialna, Bruce niewiarygodnie dowcipny, a Sharon… Có, Sharon, musiaa to przyzna, przypominaa rodzin ze strony swego ojca. Tak czy owak, kochaa je. Co nie znaczyo jednak, e aprobowaa ich postpowanie, ani e oni aprobowali j.

- To znaczy, e bdziesz z dziemi na wita. To mie dla ciebie. - W gosie Sylvii brzmia smutek. - Mio dla nich. - Co j zastanowio. - Czy oni wiedz, e przyjedasz? - zapytaa.

Phyllis milczaa.

- Nie powiedziaa im, prawda? - pytaa Sylvia oskarycielsko.

- Jeszcze nie - przyznaa Phyllis.

- Musisz to zrobi. Musisz. - powiedziaa Sylvia. Jej wasny syn ani nie przyj jej zaproszenia na wito Dzikczynienia ani nie zaprosi jej do siebie. - Jeli ty im nie powiesz, ja to zrobi.

- Ani mi si wa - ostrzega Phyllis.

- Kiedy zamierzasz im powiedzie?

- Zobaczymy - odpara Phyllis, otwierajc przed sw przyjaciók furtk do Pinehearst.

2

- artujesz.

- Chciaaby.

- Przesta - powiedziaa Sig Geronomous niefrasobliwie. - To tylko jedna z jej pogróek. Jeden z tych pomylonych pomysów, które nam ogasza, ebymy mieli czym si denerwowa. Jak wtedy, kiedy korespondowaa z jak Azjatk i chciaa j tu importowa jako twoj narzeczon.

- Ona naprawd ma taki zamiar - odpar brat Sig, Bruce. - Todd, chod tu i powiedz jej, e to prawda.

Bruce nie mieszka z Toddem, ale spdzali razem wiele czasu. Ilekro Sig pytaa brata, czy to co powanego, zbywa j artem.

- Bruce ma dowód! - krzykn Todd do suchawki.

- Jaki?

- Oddaa pani Katz swój rattanowy stojak na gazety - odpar Bruce.

- Stojak na gazety? O mój Boe!

Susan Geronomous - wród przyjació i znajomych z pracy znana jako Sigourney - upucia suchawk, która z takim omotem uderzya w kuchenny blat, e jej brat drgn na drugim kocu linii.

- Co to byo? Stao ci si co?

- Chciaabym bardzo - Sigourney odzyskaa panowanie nad telefonem, teraz próbowaa odzyska kontrol nad sob. To nie mogo si dzia naprawd… Nie taki diabe straszny… Mie zego pocztki… - przerwaa samej sobie. Chyba zaczynaa traci zmysy. To nie moe by prawda. Boe Narodzenie i przyjazd jej matki miay nastpi jednoczenie? Równie dobrze moga ju terazwyj yletki. Sig oceniaa swoje przeguby rk.

- Tak przypadkiem wspomniaa, e oddaa swój rattanowy stojak na gazety?

- Wiem, o czym mylisz - odpar Bruce. - To nie mama mi powiedziaa. To nie spisek. Dzwonia pani Katz.

- Kiedy?

- Dwadziecia minut temu.

- Mama moga kaza jej to zrobi.

- Dzwoniem do zarzdcy domu. Potwierdzi. W tym tygodniu odbdzie si te sprzeda garau.

- Sprzeda garau? Na mio bosk, ona przecie nie ma garau!

- Sprzeda dziaki, sprzeda trawnika, sprzeda wyposaenia domu. Sigourney, nie baw si teraz w sówka. To si dzieje naprawd. I co my teraz zrobimy?

Sigourney próbowaa odzyska kontrol nad sytuacj.

- Co powiedziaa pani Katz, kiedy z ni rozmawiae? Dokadnie. Sowo w sowo.

- e mama wyjeda z Florydy na zawsze. e si pakuje i przeprowadza do Nowego Jorku. Dzisiaj kupuje bilet. Chce przylecie w rod.

- W rod! Od dzisiaj to tylko sze dni!

- Uhm. Niele liczysz, Sig. Dlatego te zarabiasz wielkie pienidze. Waciwie to pi, poniewa oficjalnie nie liczy si…

- Nie bd wredny, Bruce. Daruj sobie w tej chwili te drwiny. Od rody bdziemy ich mie a w nadmiarze.

Sigourney nerwowo postukaa palcami w blat. Jej matka znowu tutaj, w Nowym Jorku. Wci dzwonica do niej, zagldajca do jej szaf. Komentujca. Krytykujca. O Boe! Strach cisn jej klatk piersiow jak gorset.

- To koniec naszego ycia, wiesz o tym. Jak j powstrzyma?

- Hmm - Bruce zamyli si. By sprytny, moe wic znajdzie jakie wyjcie. - Co powiesz na adunek wybuchowy w luku bagaowym? Zniszczymy wiele istnie ludzkich, ale wiemy, e to niezbyt wygórowana cena.

- Bruce!

- Daj spokój, Sig. To byby akt dobroci. Ludzie uwielbiaj tragedie w wita. Maj co oglda w telewizji. Pomaga im to zapomnie o wasnych kopotach.

- Amen, bracie! - krzykn z gbi mieszkania Todd.

Todd wychowa si u baptystów w Tulsie w Oklahomie, skd uciek do Nowego Jorku, by zosta agnostykiem i fotografem.

- Bruce! - Sigourney opanowaa si z trudem, patrzc jednoczenie w nieskazitelnie bkitny sufit swej kuchni, która kosztowaa j siedemdziesit tysicy dolarów. Ten doskonay dom, tak piknie urzdzony, luksusowy, wygodny, by jej bezpieczn przystani. Napawa otuch jak nic na wiecie. Odetchna gboko. Nagle jej wzrok odkry cieniutk lini. Czyby to bya rysa tam, w rogu? Czy lakier pk, pomimo zapewnie Duarto, e czternacie rcznie kadzionych warstw przetrwa dziesi pokole? Wzia oówek i zanotowaa na karteczce, e ma do niego zadzwoni. Dopiero po chwili zdaa sobie spraw, co robi. Ta wiadomo… Przecie otrzymaa tak przeraajc wiadomo, a ona pisze notatki do swojego dekoratora? A gdzie jej hierarchia wartoci, jej priorytety? To mogo by tylko podwiadome odrzucenie straszliwego faktu. Powinna si skoncentrowa.

- Rozmawiae ju z Sharon? - zapytaa swego brata.

- Tracisz czas. Nie zawracam sobie gowy dzwonieniem do niej z dobrymi nowinami - co nie znaczy, e miaem jakie w ostatnich czasach.

Bruce, z drugiej strony linii, obrzuci spojrzeniem swe skromne mieszkanie. Dwa pokoje, cho czyste i przytulne, zapchane byy nie tylko osobistymi dobrami doczesnymi, ale te resztkami tego, co pozostao z jego firmy - stosami dowcipnych kart pocztowych dla gejów, które tworzy i sprzedawa do chwili, gdy w zeszym roku jego partner znikn z wikszoci ich dorobku. Sezon okaza si gorszy, ni Bruce przypuszcza. Waciwie dopiero si zacz, ale towar zaczyna ju wraca ze sklepów. Wstawione pocztówki z Mikoajem nie sprzedaway si tak, jak tego oczekiwano. Bruce westchn. Gos Sig dociera do niego z trudem. Uwielbia sw starsz siostr, ale czasami stawaa si zbyt apodyktyczna, zwaszcza kiedy bya przeraona. Przerwa jej.

- Sig, gdybym zadzwoni do Sharon, czego nie zrobiem, usyszabym, e z nas wszystkich dla niej skoczy si to najgorzej, e ona zawsze ma najtrudniejsz sytuacj - Bruce westchn znowu, tym razem otwarcie. - Wiem, e to syndrom redniego dziecka, ale mona by si spodziewa, e w wieku trzydziestu siedmiu lat powinno jej to min.

Sharon bya ich rozczarowan yciem i doprowadzajc do rozczarowa siostr; cztery lata modsza od Sig i tylko o rok starsza od Bruce'a, wygldaa jednak na dwa razy starsz od niego. Zaniedbaa si i nie dotyczyo to tylko jej nadwagi; posiwiae wosy uoone byy w sposób modny dziesi lat temu, a ubrania od Talbota w rozmiarze szesnastym nie wygldayby dobrze nawet na najchudszej kobiecie sucej w eskiej Pomocniczej Subie Lotniczej w czasach drugiej wojny wiatowej. Najgorsze jednak wraenie sprawiay, opadajce w równolegych liniach, przypominajcych ksztat dzwonów, kciki jej oczu, ust i ramion.

- Musimy zadzwoni do Sharon - owiadczya Sigourney, ignorujc swego brata. - To za duo jak na nas dwoje.

- No có, ona jest obszerniejsza ni my oboje - rozemia si Bruce. - Cho nie przyda si na nic.

Sigourney wiedziaa o tym. Bruce nie mia cierpliwoci do Sharon, Sig byo jednak al tustej, paczliwej, sfrustrowanej modszej siostry. Moe dlatego, e Sharri wywoywaa u niej poczucie winy. A moe dlatego, e sama Sig odnosia takie sukcesy. Niezalenie od przyczyny, nie miaa teraz czasu na wysuchiwanie zwykych docinków Bruce'a.

- Ja do niej zadzwoni - powiedziaa. - Moemy si spotka w sobot u mnie? O jedenastej wydaj may przedgwiazdkowy lunch dla wanych klientów z pierwszej listy. Na niedziel zaprosiam reszt z drugiej listy, ale o trzeciej w sobot bd wolna.

- Nie wysilaj si - powiedzia Bruce zoliwie - Mamy wic by trzeci list?

Sig wiedziaa, e prawdopodobnie poczu si uraony, poniewa nie zaprosia jego ani Todda na aden lunch. Bruce nie wiedzia, jak bardzo jej wasny interes ostatnio podupada, a Sig bya zbyt dumna, by mu o tym powiedzie. Czua si te zaenowana maymi oszczdnociami, które musiaa przedsiwzi, jak na przykad wynajcie firmy dostarczajcej potrawy na jedno przyjcie i podzielenie tego na dwa razy. Ale to ju nie byy lata osiemdziesite i nie moga sobie pozwoli na wygupy Bruce'a i Todda, zraajce jej klientów

- Dobrze, przyjd - zgodzi si w kocu Bruce. - Ale i tak nic nie wymylimy. - Zacz recytowa piewnym gosem:

Na górze róe

Na dole muszelka

Jeli mylisz, e j powstrzymasz

Mdro twa niewielka.

- Nic dziwnego, e twoje kartki okolicznociowe nie id jak woda - powiedziaa tylko Sig. - Rozczam si i dzwoni do Sharon.

- Dobrze, tylko nie pozwól, by przyszed Barney - jkn proszco pokonany Bruce.

Barney by nie tylko nieudanym mem Sharon, lecz jednoczenie ograniczonym zarozumialcem. By wielki, okrgy jak baryka i ysiejcy. Jednak dla Sig i Bruce'a najbardziej nie do zniesienia by fakt, e potrafi utraci kad prac, jak w ogóle udao mu si zdoby utrzymujc jednoczenie Sharon w przekonaniu, e to ona jest nieudacznikiem. Barney by tym typem czowieka, który na przyjciu objania kardiochirurgom nowe techniki operacji, o których wyczyta w Reader's Digest. Krótko mówic, by gupkiem.

Teraz z kolei westchna Sig.

- Spróbuj umówi si tylko z ni, chocia Sharon ostatnio nie prowadzi. Miewa te napady paniki przed przejechaniem przez most.

- Och, przesta. Ona udaje chorobliwy lk przestrzeni. Jest po prostu zbyt leniwa, by prowadzi w miecie. Prawdopodobnie usiuje uzyska pozwolenie na parkowanie w miejscach dla inwalidów. Totalny fasz.

- Bruce! To nieprawda.

- Och, Sig, Sig, Sig, Sig. Czasami ycie naley troch upikszy.

- Mój Boe! Powiedziae to dokadnie tak jak matka.

- Nieprawda.

- Prawda.

- Zaczo si - zapiewa Bruce.

Sig ugryza si w jzyk, by nie doda, e to jego wina.

- Masz racj - przyznaa. - Okay. W sobot o trzeciej. A teraz dzwoni do Sharon.

- Do zobaczenia! Nie chciabym by tob! - tym razem Bruce jodowa. Sig pokrcia tylko gow i odoya suchawk.

Sig staa przez par chwil w milczeniu na rodku swego doskonaego salonu. Wiedziaa, e nie powinna tego robi; nie opara si te chci wejcia do swej rozkosznej sypialni. Rozejrzaa si po pokoju i jego uroczym urzdzeniu. Bdzie musiaa sprzeda to mieszkanie, nie ma co do tego adnych wtpliwoci. Utrzymanie go przekraczao obecne moliwoci Sig, a prezes spódzielni zacz j coraz czciej obrzuca nieprzychylnym spojrzeniem, gdy wpadaa na niego na klatce schodowej.

Lista klientów skurczya si, zlece byo coraz mniej, a jej wasne akcje spaday coraz niej. Witamy w latach dziewidziesitych! Sig robia, co moga, by obniy swoje wydatki - od miesicy nie uywaa kart kredytowych, pacia w terminie rachunki za telefon, kupowaa tylko rzeczy niezbdne. Ale to nie wystarczao. Interesy szy opornie i nawet gdyby sprzedaa ca ofert, i tak poniosaby strat i zostaa bez adnego zabezpieczenia na przyszo. Musiaa sprzeda mieszkanie.

Mieszkanie to byo jednak dla niej czym wicej ni tylko inwestycj: byo jej bezpieczn przystani. Moliwe, e odbieraa to tak dlatego, e jej matka nigdy nie stworzya im domu. Jak to czsto powtarzaa: Byabym szczliwa yjc na walizce w jakim czystym motelu. Sama myl o tym przyprawiaa Sig o irytacj. Poza tym mieszkanie stanowio widoczny dowód jej sukcesu, byo miejscem, do którego, po cikim dniu ryzykownej gry cudzymi pienidzmi, chowaa si, by odzyska spokój. Byo takie pikne. Idealne. Musi pogodzi si z faktem, e trzeba bdzie je opróni i sprzeda. Pienidze wyparuj szybciej ni dobre perfumy z otwartego flakonu, a ona zostanie bez rodków do ycia. Albo jeszcze gorzej: skoczy w apartamencie w Forcie Lee w New Jersey.

Spojrzaa w lustro wiedzc, e zmiany w jej yciu s nieuniknione. Nie spodobao jej si to, co zobaczya. Czyby Bruce mia racj? Bya nie tylko coraz starsza, ale te i bardziej zgorzkniaa. Czy tu, w kciku ust, pojawiy si nowe kreseczki? Przyjrzaa si dokadniej swemu odbiciu. I nagle jej wzrok pad na odbicie w bocznym skrzydle trzyczciowego lustra. Przez moment ta mikka linia jej podbródka przypominaa jej… co takiego? Jej skóra marszczya si i wida, a uroda przemijaa. Jak wszystko na tym wiecie. Sig zadraa. Ale to nie jej wiek przyprawi j o dreszcze, w swoim odbiciu zobaczya… wasn matk.

Sig poruszya gow, ale wraenie, czy to pod wpywem wiata, czy kta odbicia, zniko. Jezu, jej ycie bdzie do koca samotne. Nawet nie bdzie miaa pociechy w trójce dzieci, które mogaby drani i które by j draniyby. Do oczu napyny jej zy alu nad sob, ogarn j jaki gboki smutek. Myl o Phillipie Normanie przygnbia j do reszty. Nie by ideaem, to wiedziaa na pewno, ale by przystojny i robi niez karier; mona tak powiedzie o prawniku duej firmy, a ciepo, które mia w sobie, agodzio nieco jej chód. To mie, gdy kto ci potrzebuje, a Phillip zdawa si chcie maestwa z ni, a nawet dziecka. Powinna przynajmniej pój na kompromis i zapomnie o pragnieniu, by w przyjacielu, partnerze, mie bratni dusz. Zaczynaa bowiem dopuszcza myl, e Phillip by nawet mniej ni przyjacielem, by tylko pustym garniturem. Wspomnienie o nim i wszystkich innych jemu podobnych, a take o obuzach, którzy go poprzedzali, sprawia, e jej usta zadray. Wygldaa okropnie, a czua si jeszcze gorzej.

I gdyby to bya prawda, e nie próbowaa znale kogo, kogo mogaby polubi, z kim mona by zaoy dom, nawet rodzin, jeli nie byo na to za póno… Jej matka zachowywaa si w ten sam sposób, jak gdyby to Sig tego nie chciaa. Prawda jednak bya taka, e nie byo adnych zainteresowanych. Pomimo jej widocznych sukcesów zawodowych, wietnej fryzury, starannego makijau, ubra od Armaniego - a moe wanie dlatego? Sig nie pamitaa, kiedy ostatnio jaki mczyzna okaza jej zainteresowanie. Zdaje si, e nie miaa innego wyboru poza Phillipem. Och, moga oczywicie mie romans z którymkolwiek z bardziej atrakcyjnych, lecz cakowicie onatych mczyzn, z którymi pracowaa, ale nie bya typem Glenn Close z Fatalnego Zauroczenia. Nie krada cudzych mów. A który to z innych spojrza na ni ostatnio? Dostawca z Gristede? Windziarz? Kobiety po trzydziestce pitce staj si niewidoczne. Tracia szanse z kadym dniem.

Wzia do rki szmink, chcc doda nieco koloru swym wargom, lecz zatrzymaa si w poowie gestu. Po có si stara, pomylaa. Po co mam je malowa. Wszystko stracone. Kwiat modoci, obietnica podnoci, przycigajca mczyzn, która nawet na pewnym poziomie podwiadomoci przyrzekaa im potomstwo - wszystko zniko. Moe mczyni w jej wieku pragnli kobiety modszej nie tylko dla jej wygldu, ale i dla hormonalnego przesania: moliwo udowodnienia wiatu ich mskoci przez rosncy, wielki brzuch, noszcy ich dziecko. Sig miaa wci regularne miesiczki, ale jak dugo to jeszcze potrwa? Nie bya ju podlotkiem. Jej modo przemina i starze si bdzie samotnie.

Spojrzaa ponownie w lustro. Czy pod kruch skorupk nieczuoci jej matki nie czaia si rozpacz? Czy nie byo tam uczu, które zdaway si mówi Sig, e lepiej przekwita walczc, by kótliw i denerwujc, ni kiedykolwiek zosta posdzon o dostojno i samotno?

Sig rozejrzaa si ponownie po sypialni, po czym podniosa si i przesza przez wszystkie swe idealnie urzdzone pokoje. Wyldowaa, jak zwykle, w kuchni. Jej wzrok natychmiast skupi si na delikatnej rysie na lakierze. Czy si powikszya? A moe powinna bya wydawa pienidze na wygadzanie wasnych zmarszczek, lakierowanie siebie samej? Moe gdyby stracia jeszcze par kilogramów, powicia wicej czasu na wiczenia i staranniejszy makija oczu mogaby zainteresowa sob kogo milszego i bardziej znonego, bardziej ludzkiego ni Phillip Norman. Moe tak, a moe nie. Signa rk i otworzya zamraark, wyjmujc pókilogramowe opakowanie mroonego czekoladowego mleka Dutch o niskiej zawartoci tuszczu. Usiada na pododze i zacza yk oprónia pudeko. Rzadko pozwalaa sobie na takie zachowanie, ale sodycz w ustach pozwalaa zachowa równowag. Zrozumiaa, w jaki sposób jej siostra osigna wag ponad dziewidziesiciu kilogramów. Pomylawszy o Sharon, przypomniaa sobie, e nie zadzwonia do niej. Có, zrobi to póniej. Jak skoczy je.

3

- Phyllis Geronomous. Bilet do Nowego Jorku - oznajmia. - W jedn stron. Na czwartego grudnia.

- Czy robia pani jakie rezerwacje?

- Mnóstwo, ale wyjedam i tak.

Kobieta za biurkiem nie odpowiedziaa na arcik Phyllis i nawet nie podniosa gowy znad komputera. Phyllis wzruszya ramionami. Znaa ten typ ludzi. Dla nich starsze osoby byy zwykle niewidzialne.

Znajdoway si w niewielkim, niezbyt czystym biurze podróy. Biurka ustawiono przodem do siebie, a na rodku pomieszczenia wcinito niewielk, bia choink, obwieszon maymi róowymi bombkami. Agencj t poleci jej zi, a to musiaa by wacicielka. Barney powiedzia, e ta kobieta zaatwi jej znik, poniewa jest mu to winna. Phyllis wolaa nie myle, co te ta irytujca osoba moe zawdzicza Barney'owi, ale gdzie musiaa kupi bilet. Urzdniczka spojrzaa na ni po raz pierwszy, jakby miaa wraenie, e powinna co wiedzie, ale nie bya pewna, co.

- A wic… leci pani do Nowego Jorku?

- Na to wyglda. - Phyllis posaa jej rozkoszny umiech. Jedyn korzyci zostania starsz dam byo to, e jeli si umiechaa, mogo jej uj pazem nawet morderstwo.

Kobieta za biurkiem sprawdzia co w komputerze, po czym jej usta cigny si w ryjek.

- Powinna pani bya zaplanowa to wczeniej. Wie pani, e bilet w jedn stron kosztuje tyle samo, co powrotny? - mówia podniesionym, protekcjonalnym tonem, tak jakby Phyllis bya zarówno ograniczona, jak i przygucha. - Mamy teraz szczyt sezonu witecznego. Nie zmieci si pani ju w czternasto- ani dwudziestojednodniowej przedsprzeday biletów.

Powiedz co, czego jeszcze nie wiem, pomylaa Phyllis, podczas gdy agentka mówia dalej. A gdzie ta pomoc i znika w cenie, o której wspomina Barney? Typowe. Barney Dugi Ozór. Phyllis z ca pewnoci nie zamierzaa prosi tej kobiety o adn przysug.

- Tak czy owak - cigna kobieta - nie chce pani biletu powrotnego? Kiedy zamierza pani wróci?

- Nigdy nie wróc! - odpara porywczo Phyllis. - Przeprowadziam si tu tylko dlatego, e Ira tego chcia. Ale on nie yje, wic po co mam tu zostawa?

Natychmiast zdaa sobie spraw, e powiedziaa za duo. Boe, niedugo bdzie opowiada obcym ludziom w autobusie ca histori swojego ycia. Odczua to jak upokarzajcy objaw swej samotnoci, jak zdrowy kopniak prosto w jej dum. Nabraa powietrza. Bdzie walczy jedyn broni, jakiej kiedykolwiek uywaa - jzykiem.

- Któ chce y w miejscu, gdzie kady mówi, ale wszyscy s tak gusi, e nie sysz? Nikt si tu nie rodzi, tu ludzie tylko umieraj. Och! Tu nikt nie ma korzeni, poza drzewami namorzynu. Nienawidz Florydy!

- Ja urodziam si w Gainesville - odpara moda kobieta. - Lubi Floryd. Zwaszcza Miami.

Phyllis skrzyowaa rce na piersi.

- Jak moe pani lubi miasto, w którym miejscowy zespó rockowy nazywa si Martwi Turyci z Niemiec? - zapytaa.

Kobieta zacza si wycofywa.

- Có, przemoc na pewno szkodzi moim interesom… - zacza.

- Z pewnoci szkodzi równie niemieckim turystom - stwierdzia Phyllis. - Jednak tych, którym udaje si przey, jest do, by wywoa mordercze instynkty u kadego. A ci emeryci! - Phyllis wzniosa oczy ku górze. - Nie lubiam tych ludzi w Nowym Jorku, gdzie byli zarozumiali i natrtni. Dlaczego, u diaba, miaabym lubi ich tutaj, gdzie tylko wócz si bez celu, w dalszym cigu natrtni? To ponad moje siy.

- Floryda jest dobrym miejscem na emerytur. Klimat jest wietny i -

- Nazywa pani dziewidziesicio dziewicio procentow wilgotno wietnym klimatem? - prychna Phyllis. - W porównaniu z czym? Z Dakart? Powinna pani zobaczy hodowl grzyba na moim zimowym paszczu! I jeszcze jedno: kto powiedzia, e ludzie w tym samym wieku powinni mieszka w tym samym miejscu? Nie chc by nawet w ich pobliu. To wiekowe getto. To miejsce nie jest bosk poczekalni, to przedsionek pieka. To cmentarzysko soni. - Phyllis wyprostowaa si. - Ja soniem nie jestem. Jestem nowojorczykiem.

Urzdniczka spojrzaa na ni zimno.

- Nowy Jork to niebezpieczne miejsce, zwaszcza dla samotnej starszej pani. - Teraz zachowywaa si, jakby Phyllis bya lekko stuknit, trzsc si staruszk.

- Chce pani powiedzie, e jestem za stara?

- Och… nie - wiedma uniosa brwi - z ca pewnoci nie - powiedziaa ze szczeroci pielgniarki obiecujcej, e zabieg nie bdzie bola ani troch.

Dlaczego wszyscy ludzie poniej pidziesitki myl, e wolno im rozmawia ze starsz kobiet tak, jakby bya niespena rozumu? - zastanawiaa si Phyllis. W takich sytuacjach stawaa si jeszcze bardziej kótliwa ni zwykle.

- Niech pani posucha, prosz mi po prostu zarezerwowa bilet. W pierwszej klasie. Wystarczajc ilo niedorzecznych porad otrzymam od moich dzieci.

Czekajc na wydruk biletu Phyllis znalaza niejakie pocieszenie w myli, e ta kobieta te pewnego dnia bdzie po menopauzie. Za czterdzieci pi lat bdzie wyskubywa woski z tego jej cofnitego podbródka - jeli jeszcze bdzie moga go dojrze i bdzie miaa w tym stopniu skoordynowane ruchy, by utrzyma w rku pset.

- Och, - zagruchaa kobieta podajc Phyllis jej bilet - Ma pani tam dzieci. To co innego. Có, jestem pewna, e si uciesz na pani widok.

- Moja najstarsza córka jest bardzo zdolnym maklerem. Ma fantastyczne mieszkanie przy Central Parku. A najmodszy syn jest przedsibiorc. - Phyllis zawahaa si. Nie moga przecie pomin Sharon. - Moja rednia córka ma dwójk wspaniaych dzieci.

- U którego z nich chce si pani zatrzyma? - zapytaa wacicielka agencji.

- Och, jestem pewna, e bd si o to kóci - odpara Phyllis - jak tylko si dowiedz, e przyjedam.

- A nie wiedz?

Phyllis potrzsna gow.

- Zaskoczenie jest podstawow zasad sztuki wojennej - pani Katz zachichotaa za plecami Phyllis. Starsza pani odwrócia gow.

- Sylvia! Czy ty…

- Wemie to pani? - przerwaa jej niegrzecznie kobieta za biurkiem.

Phyllis wyrwaa jej bilet z rki i ponownie potrzsna gow.

- Oczywicie. Mogaby pani zada sobie troch trudu i okaza nieco szacunku starszym. Osteoporoza jest wpisana take i w pani przyszo, wie pani?

Phyllis wstaa z krzesa i odwróciwszy si, wysza.

4

Kto odbierze mam z lotniska w t rod? - zapytaa Sharon.

Trójka rodzestwa zebraa si u swej najstarszej siostry. Jak dotd najwicej mówia Sharon. Bya kobiet o duych rozmiarach i drobnych, wrcz nienaturalnie maych doniach i stopach. Jej nerwowo rozbiegane oczy, wcinite w nalane policzki, miay ten sam ciemnobrzowy kolor, co nie posiwiae jeszcze partie jej wosów. Zatruwaa im ycie tym pytaniem od ponad dwóch godzin.

Sig westchna. Musiaa wtoczy mnóstwo zaj pomidzy chwil obecn a feraln rod. Powinna przygotowa si na spotkanie marketingowe, dokoczy czytanie najnowszrgo biuletynu , rozpocz zakupy witeczne przy praktycznie nie istniejcym budecie, wysa witeczne kartki do klientów, a teraz jeszcze poradzi sobie z przyjazdem matki. Zawsze musz robi wszystko sama, pomylaa, cznie z organizowaniem spotka, zajmowaniem si finansami matki i regularnym poyczaniem pienidzy rodzestwu. Kiedy trzeba pooy temu kres. Czekaa. Wiedziaa, e Sharon, jak sama natura, nie znosia próni. Przerwie t cisz, a kiedy to zrobi…

- Ja tego nie zrobi - powiedziaa Sharon, przeamujc milczenie. Jej gos brzmia pewnie, cho dra jej podbródek.- Ja nie - powtórzya. Pewno znika, zaczo si skamlenie. Sharon bya ekspertem od jków. Sig czekaa dalej. Uywaa tego sposobu, gdy finalizowaa wiksz transakcj.

- Przecie wy macie duo bliej - stwierdzia Sharon, niespokojnie wyczekujc ich reakcji. Nie byo adnej, jeli nie liczy jku Bruce'a, który zacign si papierosem. - Poza tym ja nie mog prowadzi samochodu - powiedziaa Sharon tonem maego dziecka. Sig zrobio si jej al. - Niech Bruce j odbierze.

Bruce prychn. Jego twarz przybraa zielonkawy odcie, pomylaa Sig zirytowana, ale nie powstrzymuje go to od palenia. Jedno je, drugie pali. No i dobrze.

Zanim Bruce zdy zareagowa, Sig odpara.

- Bruce mówi, e nie moe. Ma spotkanie z jakim potencjalnym partnerem.- Miewa je cigle i nigdy nic z tego nie wynikao, ale… - Po prostu wyl po ni samochód - powiedziaa ze znueniem w gosie.

- Nie moesz tego zrobi! Mama bdzie o tym opowiada przez nastpne dziesi lat.

- Posuchaj, Sharon, ja nie mog pojecha, Sig te nie, ty nie chcesz. Co wic proponujesz? - zapyta Bruce zoliwym tonem.

Sharon zignorowaa brata.

- Sig, ona za nic nie wsidzie do limuzyny. Wiesz, jaka jest Mama, jeli chodzi o pienidze. Bdzie próbowaa wepchn cay swój kram do autobusu i dostanie przy tym zawau. A wtedy wszyscy bdziemy musieli j pielgnowa.

Nastpia duga chwila ciszy, podczas której caa trójka wyobrazia sobie t moliwo.

- Masz racj. Musimy jecha wszyscy - postanowia Sig. Czua si niedobrze. Przyjcie nie byo zbyt udane, a póniej doznaa wstrzsu, gdy Phillip…

- No, to ustalone. Teraz powiedzcie, co my z ni zrobimy, gdy ju j odbierzemy? - zapyta Bruce. Zgniót niedopaek w cennej, krysztaowej popielnicy i zapali nastpnego papierosa.

- Mam pomys. - Sharon spojrzaa na nich z sofy, która zapadaa si pod jej ciarem. W jej oczach czaio si przeraenie, lecz umiechna si do rodzestwa z nadziej. Bruce, opadszy bezwadnie na krzeso, wci dochodzi do siebie po szalestwie pitkowej nocy. Do owej przesady popchny go niewesoe myli o nadchodzcych witach, zbyt maych zamówieniach, a take zowieszcza wiadomo o przyjedzie matki.

Przybita tym wszystkim Sig wstaa i zacza krzta si po pokoju, zbierajc niewidoczne pyki z dywanu, przesuwajc udekorowane wiece i przecierajc umyte ju po gociach naczynia. Musiaa utrzyma tu porzdek dla nastpnej partii klientów. adne z rodzestwa nie spojrzao na Sharon, w kocu jednak Sig - bez zainteresowania w gosie - zapytaa:

- No?

- Mamo, czy mog dosta soku? - przerwaa im Jessie, pocierajc policzek o bia kaszmirow narzut Sig. Pomimo proby siostry, Sharon przyprowadzia ze sob Barney'a i córk, chocia ten pierwszy wcale nie zajmowa si t ostatni, jak to obiecywaa Sharon.

- Pomys jest taki - oznajmia ich pulchna siostra, ignorujc prob nieustpliwej córki - umiecimy mam w jakim Domu Szczliwej Jesieni.

- O, tak. Cudownie - powiedzia Bruce z odraz.

- Sharon, aden dom jej nie przyjmie. Nie jest psychicznie chora - mówia Sig - ani niepenosprawna…

- …moe tylko emocjonalnie - zgodzi si Bruce - Tak czy inaczej, nie przyjm jej nigdzie. Rozpoczaby strajk godowy. Jak w The Big House. Matczyna wersja Wallace Berry'ego. Wykopaaby tunel swoj sztuczn szczk i ucieka.

Zapada cisza.

- Moglibymy im powiedzie, e jest psychicznie niezrównowaona - podsuna Sharon.

- O! To mogoby si uda - powiedzia Bruce, mruc oczy zaledwie do wskich szparek. - Moglibymy j odda do jakiego dobrze strzeonego domu dla obkanych i powiedzie, e ma demencj starcz.

- Ona zawsze bya stuknita, Bruce. To nie ma nic wspólnego z jej wiekiem - przypomniaa mu Sig. - Wie, jaki mamy dzie tygodnia i kto jest prezydentem. - Sig zamiaa si gorzko . - Jeli j o to zapytaj, przez kwadrans bd wysuchiwa jej przemówienia!

- Mamo, czy mog dosta soku? - zapytaa Jessie ponownie.

- Barney, moesz da Jessie pi? - wrzasna Sharon.

Bruce i Sig drgnli, krzywic si bolenie. Barney umieci swój wielki brzuch w kuchni i niszczc systematycznie pozostae z przyjcia resztki, oglda teleturniej. Bruce uj swoj gow w obie rce, Sharon jednak nie zauwaya tego. Nie ruszajc si z sofy i nie ciszajc gosu, ostrzega córk dziecinnym gosem:

- Jessie, bd cierpliwa, inaczej bdziesz musiaa sta w kcie.

Jessie spucia gow, po czym ukrya si za jedwabnymi zasonami Sig (osiemdziesit dolarów za metr), zabierajc ze sob narzut.

- A jeli powiemy, e ma urojenia? - Sharon desperacko wracaa do tematu. - Moemy powiedzie, e nie jest nasz matk, tylko tak myli.

Bruce po raz pierwszy usiad prosto i otworzy szerzej oczy.

- No, Sharon, jestem z ciebie dumny. Có za przebiegy pomys. To mi si podoba - przerwa na moment. - Jak w Gaslight. Mama jako maa, ydowska Ingrid Bergman, a my wszyscy jako Charles Boyer: „Ale ciociu Phyllis, wiesz przecie, e nie masz adnych dzieci”. A potem bdziemy chowa jej kapelusz w garderobie.

- Mam nadziej, e dobrze si bawisz - powiedziaa Sig. - Ale mama nie ma kapelusza, ty nie masz garderoby, a nasz koszmar zacznie si za trzy dni. Nie nabijaj si z Sharon, Bruce. - Tu zwrócia si do modszej siostry - Sharri, aden z tych domów nie przyjmie mamy, a gdyby nawet, to jej na to nie sta. Mnie na to nie sta. Wiesz, ile liczy sobie taki DeWitt? Dwadziecia tysicy miesicznie!

- Nie musi przecie by na Wschodniej Siedemdziesitej Dziewitej - rzek Barney, przynoszc w kocu sok. Jego nagi brzuch wystawa spod koszulki. Pomimo opasoci stale krytykowa tusz Sharon. - Nie potrzebuje a takich ceregieli. Nie jest adn pieprzon ksin.

- Zamknij si, Barney- powiedzieli równoczenie Sig i Bruce.

- Wsadcie j do jakiego szpitala - cign Barney, podajc Jessie pen szklank. Do zakadu dla obkanych. Tam jej miejsce. Jest wariatk.

- Ona nie jest wariatk, Barney. - Sig mówia powoli i wyranie, jakby kierowaa swe sowa do czterolatka. - Nie jest obkana. Jest wrogo usposobiona. Do ciebie. W tym tkwi rónica.

- Mów, co chcesz, ja twierdz, e to wariatka.

Bruce uniós brwi, patrzc na swego szwagra, po czym przeniós wzrok na Sharon.

- Moe tym razem to Barney powinien pój do kta? - powiedzia dziecinnym gosem. Barney bez sowa odwróci si i wyszed do kuchni. - No, tak lepiej.- westchn Bruce. - Teraz mog skona w pokoju.

- Bruce, przesta. Czy ty masz jaki pomys? - zapytaa Sig, obserwujc nerwowo Jessie i jej sok. Czy siostrzenica wywiercia ju palcem dziur w kaszmirze? I dlaczego ona sama martwi si o rzeczy materialne, kiedy cae jej ycie miao wkrótce lec w gruzach?

- No có, mylaem o tym. Mama jest swego rodzaju anty-mam - tu znowu zrobi pauz. - Co robi, co robi? Moe moglibymy pomalowa j sprayem na zoto i sprzeda na pchlim targu na Dwudziestej Szóstej ulicy jako stojc lamp? Jest bardzo w stylu lat pidziesitych.

- Czy ty nigdy nie spowaniejesz? - prychna Sig. Bruce nie by gupi, tylko wiecznie baznowa. artowa nawet kiedy stan u progu bankructwa. Sig szukaa sposobu, by skoncentrowa jego uwag. - Pani Katz do mnie te dzwonia. Mama, zdaje si, powiedziaa jej, e chce si zatrzyma w Chelsea.

- O mój Boe! - wykrzykn Bruce, niemal upuszczajc papierosa. - To tylko trzy ulice od mojego domu!

- Czy to nie tam Sid Vicious i te wszystkie gwiazdy rocka zmarli z przedawkowania? - zapytaa Sharon.

- Mogoby si i nam takie szczcie przytrafi.

Sigourney zignorowaa ich oboje. Musiaa sobie poradzi ze wszystkim naraz: z przyjazdem matki, witami i rozpadem zwizku z Phillipem.

- Czy moecie skoczy z tymi wygupami i histeri? Spróbujcie cho na chwil si skupi!

Bruce spojrza na sw starsz siostr przekrwionymi oczami.

- Wycznie, jeli ty przestaniesz nam rozkazywa! - zapa si za obola gow. - Wiesz, gdy tylko mama si tu zjawi, zacznie znów nazywa ci Susan, a ty nic nie bdziesz moga zrobi. Bdzie woa na ciebie Susan w obecnoci tych twoich “przekskowych” i “kontraktowych” znajomych. A po posikach bdzie chodzi za tob do azienki, by upewni si, czy nie wymiotujesz. Osigniesz w mig wag osiemdziesiciu kilogramów i bdziesz wyglda jak balon.

- Z za zasony rozleg si gos Jessie; plua sokiem pomaraczowym na dywan i zasony. - Ojej! W tym co pywa!

- Tak, kochanie. To si nazywa misz. To czstki pomaraczy - wyjania pogodnie Sharon.

- To sok ze wieych pomaraczy - powiedziaa przez zacinite zby Sig, usiujc nie dosta apopleksji. - Barney, moesz przynie papierowe rczniki i wod? - zawoaa, starajc si nie podnosi gosu. - Wytr ci buzi i zabior ten sok.- zwrócia si do siostrzenicy.

Jessie zacza paka. Po chwili, ku powszechnemu zdumieniu, rozpakaa si równie jej matka. Brat i siostra spojrzeli najpierw na Sharon, a póniej na siebie. Sig uniosa brwi w zrozumiaym dla wszystkich gecie „Co si stao?”, a Bruce odpowiedzia jej wzruszeniem ramion, oznaczajcym “Kto wie?”. Nawet Jessie przestaa paka i spojrzaa na matk. Sig zapomniaa o plamach i szybko usiada na kanapie obok Sharon.

- O co chodzi, Sharri?

- Ja wiem, e wy chcecie, eby mama zamieszkaa u nas. O to w tym wszystkim chodzi. Wiem o tym. Ale to niemoliwe. Po prostu niemoliwe! - szlochaa Sharon.- Nie mamy gdzie jej ulokowa. Nie mamy samochodu, którym mogaby jedzi. Barney uywa wolnego pokoju jako gabinetu, przynajmniej dopóki nie znajdzie pracy, zreszt tak i tak, to po prostu byoby ponad moje siy.

Sharon kaa dalej, uywajc kaszmirowej narzuty Sig do wycierania oczu.

- Wiem, e próbujecie mnie do tego zmusi, ale nie zrobi tego. Po prostu nie mog. Nie mog pozwoli jej mieszka z Jessie i Travisem - zawodzia, szukajc w swej przepastnej torbie inhalatora. Zawsze, kiedy si denerwowaa, sigaa po leki na astm. - Ostatnio, gdy u nas bya, musielimy po jej wyjedzie przej sze podwójnych sesji z terapeut rodzinnym, by wróci do siebie. Macie pojcie, ile to kosztuje? - Sharon wytara nos w kaszmir. Po twarzy Sig przemkn grymas. - Travis mia koszmarne sny co noc, a Jessie przestaa mówi.

- No, to akurat mogoby stanowi ulg ulg - mrukn Bruce - wart kadego pensa.

Do pokoju wszed Barney. Byo jednak za póno - Jessie wytara ju usta i jzyk drugim kocem biaej narzuty. Spazmy Sharon stay si goniejsze i rozpaczliwsze. Sig wspóczua zarówno swej siostrze, jak i losowi afgaskiego kaszmiru. Poklepaa agodnie pulchne rami Sharon i podaa jej papierowy rcznik.

- Sharri, nie oczekujemy tego od ciebie. Wiemy, e zrujnowaoby to twoje ycie.

- Jak gdyby ju nie byo zrujnowane… - doda pógosem Bruce.

Szloch Sharon przybra na sile.

Sig rzucia bratu spojrzenie: i zobacz, co narobie.

- Wcale nie próbujemy ci zmusi, by wzia mam do siebie. Po pierwsze, nie byoby to w porzdku. Po drugie, mama nie chciaaby tego. Nie lubi Westchester. - Sig uznaa, i nie musi dodawa, e Phyllis nie lubia te Barney'a. - Po trzecie, to nie rozwizaoby w ogóle naszego problemu. W chwilach wolnych od wtrcania si w twoje ycie przyjedaaby do nas i rujnowaa nasze. - Sharri podniosa gow. Jej pacz powoli cich. - Posuchaj, - cigna Sig - musimy znale jakie trwae rozwizanie. Sposób, by j naprawd zneutralizowa i odseparowa od nas raz na zawsze. Myl, e mam pomys. Musimy tylko od razu si za to zabra. Tu chodzi o mier i ycie.

- O mój Boe! Chcesz, bymy j zamordowali -wyszeptaa Sharon, zakrywajc rkami uszy Jessie. - Zamierzasz nas zmusi, bymy ci w tym pomogli, prawda? Wszyscy pójdziemy do wizienia.

- Nic z tego. Morderstwo odpada - powiedzia Bruce. - Nie z powodów moralnych, z przeproszeniem. Po prostu ta kobieta zmarnowaa pierwszych trzydzieci lat mojego ycia i nie zamierzam z jej powodu spdzi drugich trzydziestu w wizieniu - zadra.- Boe, kada noc byaby jak chrzest bojowy. Zao si, e Todd nawet by mnie nie odwiedzi. - Bruce spojrza powanie na Sigourney. - Nie masz wród tych swoich klientów spod ciemnej gwiazdy kogo, kto mógby j usun z tego padou nie mieszajc nas do tego?

Sig wzniosa oczy ku górze. Czy Bruce nie móg by cho przez chwil powany, a Sharon rozsdna?

- Nie moemy jej zabi - wyjania, cedzc sowa przez zacinite zby. Czasami Sharon bya kpletn idiotk. - Po pierwsze, jest nasz matk, a co waniejsze, nie mam ochoty zajmowa apartamentu w skrzydle braci Menendez w najbliszym zakadzie karnym. Mówic, e chodzi o mier i ycie chciaam podkreli powag sytuacji. Dlatego musicie mi pomóc. - Spojrzaa surowo na rodzestwo. Tak samo patrzya na nich w dziecistwie, zmuszajc ich do gry w monopol tak dugo, a wyldowaa na Broadwalk i Park Place i postawia tam hotele.

- Potrzebujemy planu, strategii, a ja je mam. Musimy jednak popracowa wspólnie, by wprowadzi ten plan w ycie. - W kocu, po raz pierwszy zapada cisza. Sig skupia uwag wszystkich. Dokadnie tak, jak lubia.

Jej umys dziaa z szybkoci byskawicy, pracujc nad tym, w czym bya najlepsza. Zbierajc szeroki i rónorodny wachlarz informacji przetwarzaa go na zwarty, realny program dziaania. Moga poradzi sobie ze sabociami rodzestwa, uwiadamiajc im ich mocne strony. Wiedziaa, e potrafi ich zmobilizowa, by cho raz postarali si dziaa razem. Widziaa ju, tak jasno jak elazny ksi musia widzie plan bitwy pod Waterloo, role, które kade z nich powinno odegra, by nie tylko wygra bitw, ale zakoczy równie wojn. Jak zwykle, kiedy pracowaa intensywnie, wrócio jej opanowanie. Miaa wraenie, e czas stan. Wiedziaa ju, e da sobie z tym rad.

- Sharon - poza tym, e brak ci pienidzy, potrzebujesz czego do roboty. Jeste bystra, bya wietn bibliotekark. Moemy wykorzysta twoje zdolnoci. - Sharon otworzya mae oczka najszerzej, jak moga. - Bruce - tobie potrzebny jest inwestor dla twojej podupadajcej firmy, a masz przy tym nieze wyczucie stylu. Ja potrzebuj nowych klientów. A wszystkim nam razem potrzebne jest co, co utrzyma mam z dala od naszego ycia, tak by nie doprowadzia nas do cakowitego obdu. - Tu Sig zrobia efektown przerw - mam sposób, by zaspokoi wszystkie nasze potrzeby.

Bruce przekrzywi gow.

- Jaki?

- Wydamy j za m.

- Co takiego? - zapytali równoczenie Sharon, Bruce i Barney.

- Wydamy j za m. Najchtniej za bogatego faceta o sabym zdrowiu, pozbawionego spadkobierców.

- Aha - powiedzia Bruce, pojmujc, o co chodzi.- Zajcie godne starej Anny Nicole Smith.

- Wolaabym nazwa to Operacj Stary Pryk - oznajmia Sig z godnoci. - Jeli bdziemy pracowa razem, moe nam si uda. - Sig podnosia temperatur dyskusji, jak wtedy, gdy przepychaa jakie niezbyt atrakcyjne papiery wartociowe. - Wystawimy mam jak klejnot w aksamitnym pudeku. Ubierzemy j jak królow - Bruce, to bdzie twoja dziaka. Umiecimy j w dobrym hotelu - nie, nie tylko dobrym, ale w najlepszym. Ja si tym zajm. A póniej przedstawimy j kandydatom. Tych musisz ty znale, Sharon. Jeli dobrze to rozegramy, bdzie to krótka sprzeda - znajdziemy kogo, kto si na to zapie, zanim notowania mamy spadn.

- A jeli si nie uda? - zapyta Bruce.

- To schowamy j do magazynu - odpara Sig, wznoszc oczy do góry - a ja strac mnóstwo pienidzy.

- Ale co z tatusiem? - zapytaa Sharon. Wszyscy odwrócili si, by na ni spojrze.

- Sharon, tato nie yje - przypomnia jej Bruce.

- Wiem o tym. Ale to nie znaczy, e mu si to spodoba. Poza tym, na co jej jaki sdziwy pryk? Nigdy nie zajmowaa si nawet nami. Dlaczego miaaby zajmowa si kim takim? - Oczy Sharon zwilgotniay. - Oni s zwykle chorzy i nie pachn zbyt adnie.

- To nie ona ma si zajmowa nim. To on ma si zaj ni - wyjania Sig. - Chcemy, eby by chory. Musimy wyda mam za kogo naprawd starego i bardzo bogatego. Kogo, kto nas polubi, i to bardzo. Kto zdobdzie mi bogatych, potnych klientów, zaatwi prac Barneyowi i zapaci za prywatne szkoy Jessie i Travisa. A nawet wycignie na prost interes Bruce'a.

- Musiaby by guchy, niemy i lepy - powiedzia Bruce.

Sigourney skina gow.

- To byoby nieze - zacza wylicza na palcach - Guchy, niemy, lepy, stary i bogaty.

- Och, daj spokój, Sig - w gosie Sharon sycha byo niemal szyderstwo - Ty masz tylko czterdzieci jeden lat. Jeste zgrabna, pikna, masz oryginalne imi, odnosisz sukcesy zawodowe i nawet ty nie moesz znale sobie przyzwoitego faceta. Phillip Norman to oferma. On ci nawet nie docenia. Mczyni szukaj modych, piknych, wieych dziewczt. Jak, na Boga, mamy znale bogatego frajera dla mamy?

Sig skulia si, jak pod ciosem. Phillip Norman by na jej przedpoudniowym przyjciu. Kiedy czekajc na rodzestwo sprztaa po gociach, powiedzia jej, e cho naprawd j lubi, nie widzi przyszoci dla ich zwizku i uzna za stosowne j o tym poinformowa. Sig nie wiedziaa, czy mia si, czy paka. Ukad z Phillipem by takim kompromisowym rozwizaniem w jej yciu. Fakt, e jej nie chcia, zakrawa na art, zaprawiony gorzk ironi. Jak nisko teraz upadnie? Czy znajdzie gdzie innego mczyzn? Jeszcze troch, a bdzie sypiaa ze swoim malarzem pokojowym.

- No wanie - zgodzi si Bruce. - Jeli ja nie znalazem nikogo, dlaczego jej miaoby si uda? A nawet jeli wyszukamy waciwy obiekt, w jaki sposób zmusimy mam, by si z nim spotkaa? Wiesz, jaka jest. - Bruce wzruszy ramionami. - Zna j, to by w stanie permanentnej irytacji.

Sigourney pozbieraa si. Teraz albo nigdy. Usiowaa okaza niezwyky entuzjazm.

- Och, dajcie spokój, dzieciaki. Nie mówi, e to bdzie atwe, ale jeszcze nie przegralimy. Sharri, nie stracia przecie wszystkich swoich zdolnoci analitycznych. Moesz przeszuka rynek, by znale odpowiednich kandydatów. Bruce, masz chyba wci te wszystkie kiecki w swojej szafie - Bruce skrzywi si z niechci.

- No, dobra. Kupimy jej kostiumy! Ale moemy wykorzysta twoje kosmetyki. Zrobisz jej makija. Ja napisz skrypt ze szczegóowym planem, a Barney - zatrzymaa si, tracc swój entuzjazm. - No, znajdziemy co, czym ty bdziesz móg si zaj. To co, dzieciaki? Zaczynamy przedstawienie!

Pozbywajc si faszywego zapau, uczynia swój gos tak zimnym i przeraajcym, jak tylko potrafia.

- Bo jeli tego nie zrobimy, powiedzmy sobie szczerze, nasze ycie stanie si jeszcze gorsze anieli jest teraz.

5

Pomimo dwudziestu szeciu stopni C, i palcego soca lotnisko w Miami udekorowane byo zupenie niestosownie sztucznymi jodekami i witecznymi byskotkami. Sylvia Katz, dzierc sw przesadnych rozmiarów torb, spojrzaa na Phyllis i potrzsna gow.

- Pierwsza klasa? To zy pomys. I strata pienidzy - powiedziaa.

- A co, u diaba - Phyllis wzruszya ramionami - nigdy w yciu nie leciaam pierwsz klas. A ta osoba w biurze podróy spojrzaa na mnie z szacunkiem.

- Szanuje ci za wyrzucanie pienidzy?

- Och, ycie moe by czasami troch pikniejsze. Jeli dobrze rozegram moje karty, nigdy ju nie polec samolotem. Ten ostatni raz moe si odby nie zwyczajnie, nie uwaasz?

- Boe bro. Nawet tak nie artuj - odpara, dosowna jak zawsze, Sylvia. - Jeste pewna, e nie chcesz zmieni zdania? Oddam ci twój stojak na gazety.

- Kuszce, ale dzikuj, nie pal.

- Nie palisz? A co to ma do rzeczy?

Phyllis pochylia si i ucaowaa Sylvi w policzek. Nie znaa nikogo, kto braby wszystko tak dosownie, jak Sylvia Katz. Dziewi dziesitych tego, co mówia Phyllis, przepywao ponad ondulowan gow Sylvii.

- yjesz w swoim wasnym wiecie, Sylvio - powiedziaa Phyllis do przyjacióki. - Dlatego pewnie moesz mnie znie. Nie gram ci na nerwach, bo ich nie masz.

- Nerwy? Kogo obchodz nerwy? Teraz nie bd miaa adnych przyjació. - Po policzku Sylvii spyna za.

Phyllis pogrzebaa w kieszeni akietu i wycigna pczek kluczy.

- Klucze do buicka - powiedziaa. - Nie wjedaj na I-95 i nie daj si porwa, jeli potrafisz.

- Dajesz mi samochód? Twój samochód?

- W Nowym Jorku bdzie mi niepotrzebny. Nikt tam nie ma samochodu. To cywilizowane miejsce, mamy tam taksówki.

- Twój samochód?

- Sylvio, przesta si powtarza. Zachowujesz si jak obkany tukan. - Phyllis wycigna rk i ujmujc pulchn, pomarszczon do pani Katz, pooya na niej kluczyki.

- To may prezent gwiazdkowy. Dla ciebie ode mnie.

- Ale daa mi ju tak duo. Ten stojak na gazety, roliny… - Sylvia wyja zmit chusteczk i gono wytara nos.

- Sylvio, kto jeszcze uywa chusteczek z materiau? - zapytaa Phyllis, z obrzydzeniem patrzc na mokr szmatk. - I co zamierzasz z tym teraz zrobi?

- Woy do torebki.

- Fe. Smarki rozma ci si na portmonetce. Id z duchem czasu i kup sobie jednorazówki kleenexu.

- Nie sdzisz, e powinna zadzwoni do dzieci? - zapytaa Sylvia. - Zawiadomi ich?

- Chcesz powiedzie ostrzec ich? Nie. Dlaczego miaabym to zrobi? eby si ze mn kóciy? - tu przerwaa - Sylvio, czyby si w to wmieszaa?

Sylvia spucia oczy, skruszona. Phyllis nie musiaa dalej pyta.

- Wci chcesz mi da swój samochód?

- Tak. I wiedz, e nie zamierzam by ciarem dla moich dzieci. Zatrzymam si w hotelu i zaatwi sobie wasne mieszkanie. To bdzie mia niespodzianka. - Phyllis nie bya cakiem pewna, czy którekolwiek z jej dzieci uyoby sowa - mia, ale to wolny kraj.

- Bdzie mi ciebie brakowao, Phyllis.

- Wiem.

- Jeli ci si nie powiedzie, moesz zawsze wróci i zamieszka u mnie.

- Wiem.

Pulchna kobieta grzebaa w swej przepastnej torbie.

- Mam dla ciebie tylko taki drobiazg. Malutki.

- Wiem. Kto, kto od siedmiu lat nie realizowa czeku nie moe nagle zacz rozdawa prezentów nabytych u Harry'ego Winstona.

- Phyllis wzia ma paczuszk i otworzya j. - Och. Chusteczki. Có ja bym bez nich zrobia?

- Co ja zrobi bez ciebie? - westchna Sylvia. Sarkazm w stosunku do niej by cakowicie chybiony.

- Graj w kanast. Teraz tutejsze damy dopuszcz ci z powrotem do gry, kiedy ju ja nie bd ich obraa.

- Nie powinny ci nigdy wyrzuca - powiedziaa pani Katz z oburzeniem.

- Sylvio, to byo cztery lata temu. Zapomnij o tym i graj w kanast. Wykadaj si. ycz ci wielu czerwonych trójek. Id do Loehmanna, powócz si po Saw Grass Mall. Dasz sobie rad. - Phyllis nigdy nie potrafia radzi sobie z uczuciami. Có w nich takiego? Wikszo spraw w yciu zamieniaa w art, a reszt ignorowaa.

Pani Katz wytara oczy.

- Bdzie mi ciebie brakowao.

- Sylvio, znowu si powtarzasz. Musz ju i. - Przyjacióki objy si na chwil, po czym Phyllis odwrócia si i wmieszaa w tum, zmierzajc ku punktowi odpraw i poczekalniom.

Starsza pani przesza pod wielkim plakatem woajcym: Wró do Miami niedugo! Bdzie nam ciebie brakowao!

- Mae szanse - odpowiedziaa sobie gono uszczypliwym tonem. - Chc std wyjecha ywa.

Sig siedziaa przy stole w jadalni, przed ni sta kieliszek czerwonego woskiego wina. Ukradkiem wypeniaa formularz z agencji, chcc wystawi mieszkanie na sprzeda. Zastanawiaa si, czy mogaby renegocjowa poyczk pod zastaw domu lub obciy hipotek. Tak czy owak, nawet próbujc obu tych sposobów, powinna podj ów desperacki krok. Nie bya w dobrym nastroju. Ubiegej nocy chciaa ju dzwoni do Phillipa, zachowaa jednak na tyle godnoci i zdrowego rozsdku, by tego nie zrobi.

- To nie jest atwe - mówia Sharon ze swego miejsca na drugim kocu stou. Obok swego laptopa i drukarki rozoya na jego lakierowanej powierzchni dziesitki kartek z notatkami. - Nie wiem, dlaczego zawsze dostaj najgorsz prac.

Zanim Sig zdoaa zareagowa i wygarn siostrze, jak ciko sama musi pracowa, aby obmyli i sfinansowa ca Operacj Stary Pryk, zabrzmia dzwonek. Sig nie zdya si nawet podnie, kiedy Bruce, otworzywszy zamek swoim kluczem, wszed i opad na sof pod oknem jadalni.

- Ja prowadz poszukiwania - kontynuowaa Sharon.

- O tak, a ja pracuj ciko, by opaci ca t bolesn operacj - przypomniaa im. Spojrzeli niepewnie po sobie. Nastpia chwila ciszy, która moga zakoczy si dwojako: albo zaczn znów dziecinn kótni bez koca, albo spróbuj wspódziaa. Bruce zdecydowa si na heroiczny wysiek.

- A wic, jak id te poszukiwania?

Sharon wstaa, pokonujc pewne trudnoci spowodowane tusz i znalazszy swój wielki, pócienny worek wyja z niego kolejne narcza notatek, magazynów i wycinków z gazet. Sig pomylaa, e chyba oszaleje.

- No dobrze. Operacja Stary Pryk. Podzia na kategorie. - Sharon zacza sortowa kolorowe foldery, ukadajc je w stosiki na stoliku do kawy. Mam tutaj nieonatych mczyzn z naszej metropolii, wiek: siedemdziesit i starsi, warci netto ponad 50 milionów - spojrzaa wystraszona na Bruce'a i Sig. - Nie wiedziaam, czy postawi granic na pidziesiciu, czy stu milionach. Ale tych drugich nie byo wielu, wic wybraam pidziesit. Zatrzymaam jednak tamt list, wic jeli chcecie, moemy do niej wróci.

- Myl, e trafnie zdecydowaa, Sharon.- powiedzia Bruce.

Sharon ruchem brody wskazaa na swój posortowany dorobek.

- Podzieliam ich wedug pochodzenia, przekona religijnych, poprzednich maestw… - podniosa gow - Oddzieliam wdowców od rozwiedzionych. Nie byam pewna, ale uwaaam, e potem moe to stanowi rónic. Sporód rozwiedzionych wypisaam tych, którzy maj jakie zobowizania. Ustaliam te, którzy wymagaj umowy przedmaeskiej. I wreszcie wynotowaam ich dziaalno filantropijn. Jak rozumiem, potrzebny nam kto hojny.

Sig rozlaa resztk kawy do filianek z chiskiego serwisu. Moga zamawia dania na wynos, ale jada na porcelanie. Sharon wyja spory segregator i wrczya rodzestwu do oceny.

- Tu jest rezultat kocowy mojej analizy. Na tej licie mamy Bernarda Krinza, Johna Glendona Stanforda i Roberta Himmelforba. Uznaam, e ci trzej bd dobrzy na pocztek. Wszyscy mieszkaj w Nowym Jorku - zawahaa si - No, Himmelforb jest z Sands Point, ale udziela si na Manhattanie.

Sig przegldaa wyniki pracy Sharon.

- Cakiem nieze cele - zgodzia si.

- Przy tego rodzaju okazjach wreszcie staje si przydatne posiadanie tak obrzydliwie dociekliwej siostry - powiedzia Bruce.

Sharon skrzywia si.

- Pracowaam nad tym bardzo ciko, Bruce. Nie powiniene by taki krytyczny.

- Sharri, on ci nie krytykuje - zapewnia j Sig - Na swój sposób, mówi ci, e to jest dobre.

Sharon spojrzaa na brata.

- Naprawd tak mylisz? Uwaasz, e jest nieze?

- Myl, e to wietne! Sharri, wykonaa fantastyczn robot.

- Szczerze?

Bruce uniós rk w gecie, jakim policjant zatrzymuje ruch.

- Sharon, zamknij si ju. Zawsze posuwasz si za daleko. Koniec tych pochwa. To jest dobre, zabierzmy si wic do pracy.

Sig zadzwonia, by przyniesiono wicej kawy. Nigdy nie parzya jej sama, lecz zamawiaa w greckiej knajpce na rogu. Rodzestwo zagbio si w lekturze. Przeuwali wiadomoci w milczeniu, przerywanym niekiedy gwizdem uznania lub wykrzyknikami przy odczytywaniu liczby domów, byych on i zagranicznych kont bankowych.

- Sharri, to jest naprawd znakomite - odezwaa si w kocu Sig. - Dokonaa wielkiej rzeczy.

Jej modsza siostra pojaniaa z dumy.

Bruce spojrza na ni z uznaniem.

- Wiesz, Sharon, potrzebuj w mojej firmie kogo takiego do bada rynkowych.

- Sharon, dlaczego ty nie poszukasz pracy? Zapomnij o tej niedoszej karierze Barneya - powiedziaa Sig. - Przecie potrzebujesz pienidzy.

- Och, nie mogabym tego zrobi. Biblioteki teraz nie zatrudniaj pracowników. - Sharon wzruszya ramionami. - Tak czy owak, to Barney czuje potrzeb podniesienia wasnej wartoci.

- Nazwijcie j Kleopatr, Królow Odmowy! - jkn Bruce.

- Nie musisz pracowa w bibliotece, Sharon. Moesz robi to wanie

- Sig machna kartk papieru. - To wietne badania rynkowe. Naprawd dokadne.

Sharon tylko potrzsna gow.

- A któby mnie zatrudni?

- Wiecie, kogo tu mam? - zapyta Bruce. Jego siostry potrzsny gowami. - Mam Pana Waciwego.

- Nie pamitam takiego nazwiska - zmarszczya brwi Sharon.

- Och, nie bd taka dosowna. - Bruce spojrza na list. - Facet mieszka tu, w Nowym Jorku, jest nadziany, wdowiec i… wydaje mnóstwo pienidzy na cele charytatywne.

- Który to?

- Bernard E. Krinz.

- Ten architekt? - zapytaa Sig.

- Wanie.- Bruce przewróci oczami i przybra min, któr Sig nazywaa filmowym spojrzeniem. - Hej, to mogoby by jak z Patrici Neal i Garym Cooperem w Fountainhead. Wyjwszy scen ókow. - Bruce otrzsn si. - Rety, spójrzcie na to - Wyj jedn stron z segregatora - No, moe niezupenie. “E” to skrót od Egberta. Jego matka musiaa go nienawidzi.

- Phyllis Krinz. Be! - skrzywia si Sig.

- Zmienisz zdanie, gdy zajrzysz do jego danych - Bruce poda siostrom segregator. Obydwie uniosy brwi z uznaniem.

- Có, jakie znaczenie ma nazwisko? - Sharon wzruszya ramionami.

- Ogromne - odpar Bruce.- Rotshild jest nieze. Rockefeller te. Gates jest bardzo dobre.

- Nazwiska! Imiona! Nie mówcie na ten temat! Susan! Czy jest co mniej oryginalnego ni to? - zapytaa ze zoci Sig. - Czy istnieje imi bardziej starowieckie, nudne i stereotypowe ni Susan?

- No có, waciwie Bruce brzmi jak samospeniajce si proroctwo. To ona uczynia mnie gejem, nie sdzisz? - zapyta.

Sharon uniosa gow.

- Na co wy w ogóle si skarycie? Ja zostaam nazwana na cze kobiety, która wetkna rk w tyek owcy, by zarobi na ycie.

Pokonani tym argumentem Sig i Bruce spojrzeli na siebie i skinli gowami.

- Trafia w sedno - przyznaa Sig.

- Zobaczmy - zastanawia si Bruce, przegldajc foldery. - A w jaki sposób zmusimy mam do spotkania z naszym kandydatem, jak go ju wybierzemy? - zapyta.

- Dowiemy si, gdzie zamierza bywa w najbliszym czasie. Ci ludzie prowadz wiatowe ycie. Bior udzia w otwarciach, premierach, chodz na kolacje. Zwaszcza te charytatywne - mówia Sig. - Wiem o wszystkich wydarzeniach, które moja firma pomaga ubezpiecza i sdz, e mogabym mie pewien wpyw przy ustalaniu miejsc. Posadzimy naszego kandydata tu obok nas. Zdobdziemy mamie bilet i dopilnujemy, by spotkaa si z nim i co wicej, by mu si spodobaa.

- O, tak. Jak sobie poradzimy z tym ostatnim? - zapyta Bruce. - Moesz da koniowi wiadro z wod, ale nie zmusisz go do picia.

- Oczywicie jedno z nas musi zawie j tam, doprowadzi w poblie celu i sprawi, by caa sprawa ruszya.

- Nie ja - zastrzeg si Bruce. - Wystarczajcym przeyciem bdzie ubra j w sklepie, nie mówic o…

- Och, ja chciaabym pój na przyjcie - zgosia si na ochotnika Sharon.

- Ty nie moesz - stwierdzi Bruce. - Sig, id ty z Phillipem Normanem.

Sig omal si nie zarumienia. Nie miaa odwagi przyzna si, e Phillip j rzuci.

- Nie sdz, by to by dobry pomys - owiadczya tak niedbale, jak tylko potrafia. - To bdzie kosztowne przedsiwzicie - dodaa. - Ubranie, bilety, limuzyna. Bruce, myl, e powinnimy i my oboje i upewni si, e mama przynajmniej znajdzie si w pobliu Pana Waciwego. - Sig zwrócia si do Sharon. - Sharri, potrzebujemy ci jako tajnej broni. Jak dotd wykonaa wspania prac. Teraz musisz zrobi nastpny krok.

- Jaki nastpny krok? Nic innego nie potrafi robi.

- Owszem, potrafisz. Dowiedz si, gdzie w najbliszym czasie odbd si wielkie gale zwizane z dziaalnoci charytatywn. Ja sprawdz, które z nich sponsoruje moja firma i czy który z tych trzech pajaców ma zamiar na nich by. Póniej wykopiesz wszystko, co zdoasz, na temat naszego pierwszego celu.

Zoya trzy foldery z powrotem w rce Sharon.

- Nie musz chyba dodawa, e jeli cokolwiek pójdzie nie tak w naszej misji, wyprzemy si wszystkiego, co…

Bruce przerwa jej.

- Masz racj. To jest Mission impossible.

Sig odoya trzymany w rku segregator.

- Jedno wiem na pewno: nie zapiesz ryby nie zakadajc przynty. Sharon wykonaa swoj prac, ja wykonuj co do mnie naley. Zobaczymy, co ty osigniesz z Mam, kiedy si tu zjawi.

6

Trójka rodzestwa czekaa w napiciu na lotnisku La Guardia. Opuszczajca samolot grupa ludzi posuwaa si wolno do wyjcia. Za nimi kroczya Phyllis.

- To zdumiewajce - odezwa si pógosem Bruce - ona jest jak cesarz S*ze w Usual Suspects. Suna midzy nimi nie ujawniajc swych morderczych talentów.

- Zamknij si - ostrzega Sig. - Idzie tu. Jeszcze ci usyszy.

- Postarajcie si wyglda na ucieszonych - powiedziaa Sharon, ale ani Sig, ani Bruce nie zareagowali.

- Cze, mamo! - wykrzykna Sharon z faszyw radoci w gosie.

Phyllis podesza do nich.

- Skd wiedzielicie, e przyjedam?

- Dzwonia pani Katz.

- Tak mylaam. Niczego nie potrafi zachowa dla siebie - pokiwaa gow. - No i có? adnych kwiatów? - zapytaa, po czym spojrzaa na Sharon. Przybyo ci chyba kolejnych dziesi kilogramów, Sharri - jej modsza córka skulia si pod jej wzrokiem. - Ja zawsze przybieraam na wadze, gdy przeywaam frustracje seksualne. Czy Barney jest ju zupenym impotentem? - zapytaa, caujc oty córk, która wycofaa si za swoje rodzestwo.

- Zabawa si zacza! - powiedzia Bruce.

Phyllis zwrócia si w jego stron.

- Có, jak id interesy z kartkami okolicznociowymi dla gejów? Zbankrutowae ju? - musna wargami policzek syna i pomachaa rk w powietrzu. - Mój Boe, wylae na siebie wicej perfum ni ja!

- Przynajmniej s to dobre perfumy.

Na kocu Phyllis zmierzya wzrokiem Sig.

- Wiele osób uwaa, e czerwony i czarny dobrze wygldaj w zestawieniu - wzruszya ramionami. - Nie pytaj mnie Susan, dlaczego.

- Moe dlatego, e s klasyczne - umiechna si Sig.

- Lub moe dlatego, e s banalne - odpara Phyllis, ponownie wzruszajc ramionami. - Ale jeli chcesz wyglda jak may dobosz… Bum tara bum.

Phyllis mrugna do Sig, po czym rozejrzaa si po zatoczonym lotnisku. Tutaj Boonarodzeniowe gadety wyglday dobrze: byskotki, girlandy, czerwone kokardki i biay nieg - no, szary nieg - za oknem.

- Chodmy do tamy z bagaami, zanim jaki obuz zniknie z moimi walizkami.

Poirytowana trójka rodzestwa ruszya ponuro za matk. Phyllis umiechna si szeroko.

- Jak dobrze znów by w Nowym Jorku! Rozmowy z mieszkacami Florydy przypominay ucie awokado: wszyscy tam s tacy mikcy. Tutaj ludzie s jak suchary; kiedy je ujesz, czujesz, e twoje szczki pracuj. W samolocie prowadziam cudown konwersacj.

- Wyobraacie sobie zosta przykutym obok Mamy?

- O mój Boe - Sharon gwatownie nabraa powietrza. - Dostaj klaustrofobii na sam myl o tym. Gdzie mój inhalator?

- Ten czowiek poprosi mnie o numer telefonu - dodaa Phyllis zadowolonym z siebie gosem.

- A co sprzedawa? - zapyta Bruce, zacigajc si dymem z marlboro, pomimo znaków zabraniajcych palenia.

- A co za rónica? Mama i tak nie ma pienidzy.- przypomniaa mu Sig.

- Okropni jestecie - prychna Phyllis. - On by bardzo miy.

Bruce westchn ciko.

- Zaczo si - zapiewa cicho:

Sharri jest gruba.

Mama zgryliwa

Sig wci samotna

Ja - owca parszywa.

Phyllis odwrócia si i spojrzaa z dezaprobat na niego i jego papierosa. Pomachaa swoj poznaczon plamami wtrobowymi doni przed jego nosem.

- Wiesz, e zabijasz nas tym dymem!

- Nie do szybko - mrukn Bruce.

Udajc, e tego nie dosyszaa, Phyllis przyspieszya kroku, kierujc si ku bagaom. Wygldaa, jakby miaa zamiar kogo ugry. Jej oguszone dzieci postpoway za ni.

- Niewiarygodne. Niezalenie od tego, jak czsto z ni przebywam, w chwilach przerwy zapominam, jaka jest - powiedzia Bruce.

- To samo mówi o UFO - stwierdzia Sig. - Chocia niedowiarki wci si upieraj przy swoim.

- Nic dziwnego, e jestem gruba - mrukna zrezygnowana Sharon.

- Nic dziwnego, e jestem samotna - dodaa Sig.

- Nic dziwnego, e jestem gejem.

- Bruce, ty jeste gejem? - zapytaa Sig, udajc zdumienie. Bruce rzuci jej mordercze spojrzenie.

- Zapomnijmy o Operacji Stary Pryk. Po prostu j zamordujmy - zaproponowaa Sharon z dz krwi w oczach. - Nie przytyam dziesiciu kilogramów. Najwyej siedem.

- Dziesi! - zawoaa jej matka, odrywajc wzrok od tamy z bagaami.

- Boe, ona wci ma te swoje zdolnoci - skomentowa Bruce.

- Ju niedugo - zagrozia Sig. - Chodcie. Zabierzmy j do ciebie i przedstawmy spraw.

- Do mnie? Dlaczego do mnie? - niemal zakwicza Bruce. - Bliej mamy do ciebie - zwróci si do Sig.

- Tak, ale u ciebie nie ma miejsca, by zostaa na duej. Plus jest jeszcze Todd. Wyniesie si w te pdy.

Pomimo tumu Phyllis natychmiast wypatrzya swoje walizki i rzucia si ku nim. Jak na starsz pani, bya wci szybka. Po paru minutach stali ju w chodzie przed lotniskiem czekajc, a Todd zabierze ich swoj póciarówk. Pomimo zimowego paszcza Phyllis draa. Zirytowana i zniecierpliwiona Sig przytupywaa nogami. Musieli jak najszybciej przekona swoj matk, skoni j do wspópracy i zainstalowa w hotelu Pierre, gdzie Sig zarezerwowaa ju apartament. Nie bdzie to jednak atwa operacja.

- Nie moemy wymyli czego innego?

- Nie.

- Dlaczego nie?

- Dlaczego? Bo ja tak mówi - odpara bratu.

Phyllis rozemiaa si.

- Jakbym syszaa sam siebie - powiedziaa do córki.

- Nieprawda.

- Prawda - potwierdzili równoczenie Bruce i Sharon. W tym momencie, dziki Bogu, podjecha Todd. Zaadowanie wszystkich gratów do sfatygowanego auta, którego Bruce uywa do przewoenia swych kart, zajo im pitnacie cennych minut.

- Czy potrzebujemy czego jeszcze? - zapyta pogodnie Todd, gdy wszyscy si ju usadowili.

- Tylko valium i kija baseballowego - odpara Sig przez zacinite zby.

7

- Nie ma mowy. Nawet nie zamierzam bra tego pod uwag - oznajmia Phyllis swym dzieciom.

Siedzieli stoczeni w ciasnym pokoju dziennym Bruce'a. Phyllis nie zwracaa uwagi ani na baagan, ani na przedstawiane argumenty.

- Mamo, nic nie rozumiesz. To nie dlatego, e nie chcemy, by mieszkaa u którego z nas - kamaa Sig. - Ty po prostu nie znasz obecnych realiów ycia w Nowym Jorku. Tu nie jest ju tak bezpiecznie jak kiedy. Ani tak tanio.

- Od kiedy to hotel jest tani? - zapytaa Phyllis.

- Nie jest tani, ale bezpieczny. Nowy Jork si zmieni - odpar Bruce. Rozpaczliwie stara si wypchn matk ze swej i tak ograniczonej przestrzeni yciowej.

- Nie martwcie si o mnie - powiedziaa Phyllis. - Potrafi zadba o siebie. Zawsze potrafiam. Nie mam zamiaru by dla was ciarem - przerwaa na chwil. Nie byo jej atwo przyzna si komukolwiek do bdów, a ju najmniej wasnym dzieciom. - Posuchajcie, - zacza - nie przyjechaam tu po to, by was odwiedzi. I nie przyjechaam tu dla siebie. Jestem tu z waszego powodu. Wiem, e wasz ojciec i ja bylimy tak zajci interesami, i nie powicalimy wam tyle uwagi, ile potrzebowalicie. Gdybym bya… - wzruszya ramionami - Có, mogo by inaczej.

- Mamo, ty…

Phyllis podniosa rk.

- Nie znosiam tych kobiet z komitetów rodzicielskich. Nie byam opiekunk skautek. Nie pomagaam wam w odrabianiu pracy domowej. Chciaabym teraz wynagrodzi wam to wszystko. Chc tu zosta ju na cay czas - powiedziaa tak odwanie, jak tylko potrafia.

- Cay czas czego? - wyrwao si Sig. Jej matka bya na Manhattanie od dwóch godzin, a ona miaa wraenie, e min ju miesic.

Sharon wymkn si cichy pisk, a jej brat jkn gucho.

- To znaczy, e na powanie mylisz o zamieszkaniu tutaj na stae? - zapytaa Sig.

- No có, przynajmniej do czasu, gdy wyprostujecie wasze drogi yciowe. Jestem wasz matk i przyjechaam, eby wam pomóc. I nie zamierzam zatrzymywa si w jakim ekskluzywnym hotelu - poklepaa sw torebk. - Nie musicie si o nic martwi. Mam troch oszczdnoci i pienidze z ubezpieczenia. No i wci dostaj cz emerytury ojca. Dam sobie rad.

Sig uderzya doni w czoo. Niezalenie od tego, jak czsto prosia swoj matk, ta nigdy nie kupia adnych obligacji ani innych papierów wartociowych.

- Z ubezpieczalni masz szeset szedziesit trzy dolary miesicznie - powiedziaa Sig - Emerytura taty…ile? Trzysta? Czterysta?

- Trzysta osiemdziesit, ale to wolne od podatku.

Bruce zakry oczy rkami. Sharon odwrócia wzrok. Znowu, jak zawsze, Sig musiaa sama nieubaganie kontynuowa.

- wietnie. Masz wic tysic dolarów miesicznie na przeycie tu, na Manhattanie, w najdroszym miecie wiata.

- No nie, Sig. Zdaje si, e Hongkong i Tokio ocenia si obecnie na nieco drosze - poprawia j Sharon.

- Tak, Sharon, ale mama nie zamierza zamieszka w Hongkongu ani w Tokio - odpara Sig przez zacinite zby.

- A szkoda - mrukn Bruce pod nosem.

- Syszaam to, Bruce - ostrzega matka - Susan, tysiac dolarów to duo pienidzy. Poza tym mam moje oszczdnoci - powtórzya.

Sig z gorycz potrzsna gow. Gdyby tylko matka pozwolia jej zainwestowa cho cz tych pienidzy, miaaby teraz dwa razy tyle. Ale oczywicie nie zrobia tego.

- Mamo, ty po prostu nie rozumiesz. Wiesz, ile kosztuje tu wynajcie maej kawalerki? Bardzo maej?

- Orituj si nieco, Susan. Jestem gotowa zapaci czterysta pidziesit lub piset dolarów, jeli bd musiaa.

Bruce rozemia si gono.

- Mamo, miejsce parkingowe w centrum kosztuje czterysta dolarów.

- Nie bd mieszny - obruszya si matka, odstawiajc filiank z herbat. Todd obsuy ich i dyskretnie znikn w niewielkiej sypialni. - Moe jestem stara, ale nie gupia - potrzsna gow. - Czterysta dolarów za miejsce parkingowe? Mylisz, e urwaam si z choinki?

- Nie, przybya z planety seniorów. Wierzysz w zniki dla pierwszych klientów i ulgi w kinach. A teraz chcesz y tutaj, w tym dziwnym miejscu - midzy ludmi na planecie Ziemi.

- Nawet gorzej: midzy nowojorczykami na Manhattanie - ucilia Sig i wrczya matce zwinit gazet. - Na Manhattanie nie ma zniek na obiadach dla pierwszych klientów ani ulg dla emerytów w kinach. Poza seansami porannymi, na które bilety kosztuj tylko cztery pidziesit.

- Cztery pidziesit? - wykrzykna Phyllis - Na Florydzie paciam trzy dolary. A ile kosztuje zwyky bilet?

- Osiem pidziesit.

- Za chwil mi powiecie, e bilety na metro kosztuj dolara - rozemiaa si.

Bruce wzniós oczy do góry.

- Przejazd metrem bdzie ci kosztowa pótora dolara, mamo. Jeli ci nie okradn.

- Póki co, w nieruchomociach te nie ma zniek dla seniorów. Przeczytaj to i zapacz nad swym losem - zadaa Sig, wskazujc gazet. - Zaznaczyam ci kilka taszych ofert.

Czekali w milczeniu, podczas gdy Phyllis studiowaa ogoszenia. Po chwili matka podniosa wzrok.

- Zamieszkam wic w Queens - powiedziaa. - Manhattan by tylko pierwsz propozycj. Queens jest bardzo adne i ma dobre poczenie metrem.

Sig, przygotowana na to, wrczya matce nastpn gazet z zakrelonymi ogoszeniami.

- Queens - powiedziaa z zadowolon min.

Phyllis po raz kolejny zdaa sobie spraw, e nigdy nie byo jej atwo kocha tej córki. Przejrzaa uwanie ogoszenia, jedno po drugim, po czym rzucia gazet na podog.

- No dobrze. Poszukam wic pracy. Na pó etatu.

Sig bez sowa podaa jej inn cz gazety. Tu nic nie byo zaznaczone.

- Absolwenci college'u Ivy League pracuj za minimalne wynagrodzenia w barach szybkiej obsugi, mamo - poinformowaa j Sig. - Dzieciaki z ukoczonym MBA pracuj dla Reeboka. Co konkretnie miaa na myli?

Phyllis bya wstrznita, jednak duma nie pozwalaa jej si do tego przyzna. Wstaa i silc si na nonszalancj, strzepna spódnic.

- Wiecie co, zastanowi si jeszcze. Na razie pomócie mi tylko przenie moje rzeczy do hotelu Chelsea, a potem zobaczymy. Jako si to wyklaruje.

- Soki si klaruje, mamo. ycie trzeba planowa.

- Tak czy owak nie moesz mieszka w “Chelsea” - stwierdzi Bruce. Po pierwsze, nie sta ci, a po drugie, to nie jest bezpieczne miejsce dla staruszki.

- Nie jestem staruszk - warkna Phyllis. - Mog by starsz pani, albo babci, albo starsz kobiet, ale z ca pewnoci nie jestem staruszk i prosz, by , do jasnej cholery, o tym pamita.

- Przejzyczyem si - usprawiedliwi si Bruce, sigajc po papierosa.

Sharon nabraa powietrza i signa po malanego herbatnika.

- Mylicie, e te ptysie s dobre? - zapytaa.

Nikt inny niczego nie jad, pomimo e Todd zostawi im tac pen ciastek i sodyczy. adne z rodzestwa nie zwrócio uwagi na pytanie Sharon. Zawsze j ignorowali, pomylaa zrezygnowana.

- Niezalenie od tego sdz, e niepotrzebne ci kolejne fadki na biodrach. - Phyllis upia yk kawy i usiada z powrotem na krzele. Potrzsna gow. - A wic, o co w tym wszystkim chodzi? Czuj jaki podstp. Które z was ma zamiar wzi mnie do siebie?

Sharon gwatownie nabraa powietrza ze zdumienia czy te z powodu astmy, albo z obu przyczyn na raz.

- Mamo, nic podobnego nie…

- Ach, rozumiem. Próbujecie po prostu wysa mnie z powrotem na Floryd, zgadza si?

- Nie, mamo - odpara Sig tak stanowczo, jak tylko potrafia. - Próbujemy tylko przekona ci do „Pierre'a”.

Hol w hotelu Pierre by zawsze elegancki i pikny, lecz w czasie Boego Narodzenia mia oprócz swego zwykego uroku wyjtkow, dyskretn, witeczn dekoracj, która dodawaa blasku zoceniom na drewnianych i brzowych detalach wykoczenia. Nie byo tu biaych, tandetnych, sztucznych choinek, jak zauwaya Phyllis. Jednak dopiero na górze, gdy weszli do apartamentu 1604 i rozejrzeli si, wyrwa jej si przecigy, gony gwizd.

- I uwaacie, e tu powinnam mieszka? - zapytaa. - Maria Antonina tu by si le czua. To jest za due i zbyt królewskie.

- ycie naley czasami troch upikszy - wtrcia zoliwie Sig.

- O tak. Gdybym przywioza swój diadem, czuabym si jak w domu - odpara Phyllis, ogldajc olbrzymi salon z kominkiem, adamaszkowe zasony w oknach z widokiem na Central Park, niewielki fortepian o barwie hebanu i puszysty dywan. Jaka waza - Phyllis miaa wraenie, e chiska - staa na maym stoliku, wypeniona liliami. Kwiatów byo wicej, ni starsza pani widziaa na ostatnich trzech pogrzebach, w których uczestniczya. Otworzya jedne z drzwi i znalaza za nimi sypialni, wyposaon w óko z baldachimem. Inne drzwi prowadziy do mniejszego pokoju z wygodn sof i pókami penymi ksiek.

- Uwaacie, e potrzebuj tego wszystkiego, by kogo poderwa? - zapytaa. - Ile to wszystko kosztuje?

- Dostaam firmow znik - skamaa Sig. - Niewane, traktuj to jako ofert czon. Jak w supermarkecie, kiedy maj jak promocj i sprzedaj co po cenie niszej od wartoci towaru, zmuszajc ci do kupienia innego produktu.

- O czym ty mówisz? - zapytaa Phyllis. - Czyby zmienia si we wrók?

Jak dotd, caa sprawa i sama rozmowa nie mogy pój gorzej, pomylaa Sig. Gdyby byli w izraelskich Oddziaach Specjalnych, wszyscy zakadnicy dawno by ju zginli. Zaczynaa wtpi w celno pomysu z maestwem, który, agodnie rzecz ujmujc, spotka si z cakowitym brakiem zainteresowania ze strony matki.

- Pieprzy to - powiedziaa Phyllis. - Potrzebny mi mczyzna jak rybie rower - stwierdzia.

- Nigdy nie rozumiaem, co to waciwie znaczy.- odezwa si Bruce.

- Nie jeste kobiet - mrukna z gorycz Sig, mylc o Phillipie Normanie.

Phyllis jeszcze niezupenie zgodzia si na pomys znalezienia jej ma, ale usiowaa wysucha swoich dzieci. By to jeden z gównych problemów w czasach, kiedy dorastali: nie suchaa ich.

- Mylaam, e ju si zgodzia spróbowa - powiedziaa Sig, wyprowadzona z równowagi.

Phyllis westchna.

- Dzieci, kobieta potrzebuje mczyzny dla seksu lub dla pienidzy… Miaam ju to pierwsze i wci mam to drugie, ergo: nie potrzebuj mczyzny - odpara.

Sig zignorowaa j.

- Wracajc do maestwa. Wiesz, dlaczego sdzimy, e byoby to dla ciebie dobre? Bo niezalenie od tego, ile masz pienidzy, poprawiaby si sytuacja finansowa, i to nie tylko twoja, ale i nasza.

- Czy ja prosiam cho o jednego pensa? Jednego? - zaprotestowaa Phyllis.

- To nie o to chodzi. Potrzebujesz jakiego zabezpieczenia. I towarzystwa. Potrzebujesz uwagi i czasu. My jestemy cigle zajci. Mio by ci byo mie kogo w yciu, kto…

- Skocz to gadanie. Chcecie mnie wyda za m dla forsy i mie mnie z gowy. Nie jestem tym typem dziewczynki.

- Nie jeste dziewczynk od szedziesiciu lat, mamo.

- Och, wiesz dobrze, o czym mówi. Nigdy nie mieszaam w to pienidzy. Mogabym zrobi karier na scenie, gdybym chciaa uprawia figle-migle dla osignicia korzyci.

- Figle-migle? - Bruce jodowa. - Figle-migle? - odchyli si do tyu, wybuchajc miechem.

Phyllis zlekcewaya go.

- Wszystko jedno - powiedziaa z godnoci - Nigdy w yciu nie pocigali mnie bogaci mczyni. S nieznonie aroganccy i wadczy.

- Jak nikt inny w tym towarzystwie - mrukn Bruce.

- Nie kaemy ci wychodzi za kogo, kto ci si nie bdzie podoba - stwierdzia Sharon, chcc wnie wkad w wysiki rodzestwa. - Moesz go polubi, a on mógby by zarazem bogaty.

- Ja ju raz byam zamna. Przerobiam to i mam to za sob.

- No wanie. Bya on taty i podobao ci si to. Dlaczego wic nie zrobi tego jeszcze raz?

- Kiedy wychodziam za waszego ojca, pobieralimy si na cae ycie. Wszyscy tak robili. Tylko gwiazdy filmowe si rozwodziy, a nawet wtedy nie obywao si bez skandalu. Nie to, ebym uwaaa rozwód za co zego - spojrzaa znaczco na Sharon. - Niektórym dobrze by to zrobio. Nie chciaabym tego dyskredytowa. - Sharon, postanowiwszy zignorowa sowa matki, wybraa z tacy przeraliwie sodk truskawk w czekoladzie i odgryza poow. - Teraz czasy si zmieniy - cigna Phyllis - dzisiaj kada kobieta powinna albo zosta pann, albo wyj za m cztery razy.

- Cztery razy? - zapytaa Sig, wstrznita.

Cztery wesela? Nie miaa na koncie nawet jednego. Jej matka bya nieprzewidywalna jak tornado w Oklahomie i niemal tak samo dezorientujca - Cztery wesela i pogrzeb - dodaa sarkastycznie.

- Cztery - potwierdzia Phyllis z irytujc pewnoci siebie, któr okazywaa przy kadej okazji. - Bdmy szczerzy: pierwsze jest zawsze pomyk - umiechna si znów do Sharon i wzruszya ramionami. - Ty wysza za Barneya, - owiadczya - a w moim przypadku by to Ira. Któ zna wyroki losu?

- Mamo! Co zego byo w tacie? - wykrztusia Sharon z ustami penymi drugiej poowy truskawki.

- By mczyzn. Poza tym nic. Jak na pierwsze maestwo. Ten pierwszy raz uczy ci, jak mczyzna potrafi rozczarowa.

- Dziki, mamo. Nic dziwnego, e mam kopoty z wasn osobowoci.

- Och, nie bierz tego do siebie - odpara Phyllis.

- Po có wic kobieta ma wychodzi za m jeszcze raz? - nie potrafia si powstrzyma od pytania Sig.

- Drugie jest z mioci. Ha! Tak przynajmniej si sdzi. - Phyllis potrzsna gow. - Musisz pozby si tego paskudztwa z organizmu, bo inaczej zginiesz. Kady rozsdny czowiek w kocu si poddaje. - Spojrzaa na Bruce'a. - Z wyjtkiem ciebie. Ty wci fruwasz z kwiatka na kwiatek - podbródkiem wskazaa Todda, który robi zdjcia z balkonu.

Jej drwina spyna po nim jak woda po kaczce.

- A co z numerem trzecim? - zapyta. Jego matka fascynowaa go czasami, jak wycigi w Bronco. - Wiesz, e to moe skoczy si tragedi, ale nie moesz oderwa oczu.

Phyllis usiada na krzele.

- Trzecie maestwo powinno suy d.z.f - doywotniemu zabezpieczeniu finansowemu. To powinien by kto, komu zaleaoby na tobie i dziki komu nigdy nie bdziesz zmuszona korzysta z opieki socjalnej.

Sig czua si zahipnotyzowana, jak w przed zaklinaczem.

- A ten czwarty raz po co?

- Dla towarzystwa - umiechna si z zadum Phyllis. Jakby nie byo, dotd jej towarzystwo skadao si wycznie z Sylvii Katz.

- Có, to wszystko tylko potwierdza nasz tez: potrzebny ci m. Masz o trzech za mao.

- Dla mnie ju za póno. Ja mówiam o was. Ja nie chc ma! Chc mie wicej wnuków.

- Masz ju dwoje - przypomniaa jej Sharon. - To ci nie wystarcza?

- Tak, Sharon. Ty ju swoje urodzia - powiedziaa Phyllis, po czym zniya gos - sprytne kobiety nie rodz nigdy - dodaa gorzko niemal szeptem.

Bruce i Sig wymienili spojrzenia.

- Tylko nie to. Znowu? - mrukna Sig.

- Mylaem, e mi ju darowaa, mamo - rzek Bruce - To znaczy, odkd si wydao.

- Odkd si wydao! Zrobie z tego taki dramat! Jakbym nie wiedziaa od dawna. A któ mi podbiera mascar? I który inny czternastoletni chopak zna nazwiska wszystkich projektantów obuwia we Francji?

- Wiedziaa? - zapyta Bruce wstrznity.

Matka skina gow.

- Dlatego ten twój interes zmierza donikd. Homoseksualici nie potrzebuj zabawnych kartek z napisami: wyszedem z szafy, ani wstawionego Mikoaja na Gwiazdk. A lesbijkom w ogóle niepotrzebne s takie rzeczy.

Bruce opad na krzeso.

- Musz si pozbiera. Jestem tak oszoomiony, e nie mog jasno myle.

- Nigdy tego nie potrafie, Bruce.

- Ale ty zawsze mnie mczya, ebym si oeni.

Phyllis zniya gos.

- Owszem. Poniewa chc, eby si ustatkowa. Znajd sobie kogo i zwi si na stae. - Kiwna gow w kierunku Todda, fotografujcego Central Park. - On jest zupenie miy. Czy ja kiedykolwiek twierdziam, e to musi by dziewczyna? Spójrz na swoje siostry - machna uspokajajco rk w stron Sig i Sharon. - Nie musicie czu si winne. Jak na brunetki robiycie, co w waszej mocy - pocieszya je.

Pochylia si do Bruce'a i pooya mu rk na kolanie.

- Przy nich spieprzyam spraw - przyznaa pógosem. - Jak on ma na imi, bo znowu zapomniaam?

- Todd.

- Todd? Pewien jeste, e jest ydem?

- Owszem, jest ydem, ale jest te zbyt mody i prawdopodobnie zbyt gupi. To typ, którego zajmuje gównie wasny wygld. Mocno przypomina Davida Hemmingsa z Powikszenia - stwierdzi Bruce. - Nie myli z remake'iem. Travolta jest cudowny, ale De Palma nie moe si równa z Antonionim.

- To aden grzech by modym i gupim. Mona przy tym by dobr on. Lepsz ni ja byam. Mylisz o nim na powanie?

- Mamo, moesz mi da spokój? Lubi go. Jest miy, ale potrzebuje wasnej przestrzeni.

Phyllis potrzsna gow.

- Powinnam wynaj strych w Nowym Jorku dla tych wszystkich mczyzn, którzy potrzebuj wicej przestrzeni - powiedziaa. Ty i twoja siostra Susan znacie co najmniej tuzin takich. Ty jednak wiesz, jak si dobrze bawi. Teraz byby czas si ustatkowa. Znajd jak gospodyni, która potrafi gotowa i przesta si ywi tymi paskudztwami branymi na wynos. Zaadoptuj jakie adne chiskie dziecko. Rozumiesz?

- Jeli tak zaley ci na maestwie, dlaczego ty nie wyjdziesz za m? - zapytaa Sig zirytowana. - Dlaczego nie chcesz nas wysucha?

- Kochanie, ja ju byam matk. Doprowadzaam waszego ojca do szau przez czterdzieci siedem lat. Potem umar. Myl, e to wystarczy. Teraz wasza kolej, by doprowadza innych do szalestwa.

Utknli w martwym punkcie. Sig, jak zawsze, próbowaa szybko myle, by znale jakkolwiek zacht, która mogaby zadziaa.

- Dzieci, chc, bycie wiedzieli: jestem tu dla was. Chc wam wynagrodzi wszystkie te wieczory, kiedy bylicie chorzy, a mnie z wami nie byo, wszystkie opuszczone spotkania komitetów rodzicielskich i zbiórki harcerskie, w których nie uczestniczyam. Chciaabym wam wynagrodzi…

- Mamo - przerwa jej Bruce - rozumiem, e aujesz pewnych rzeczy. Myl, e przeywa to kady rodzic. Ale moesz nam to wynagrodzi wracajc na Floryd.

Phyllis staraa si bardzo, by nie wybuchn. Byo nie byo, Bruce zosta gboko zraniony. Ira nie powica mu zbytniej uwagi. Ona zreszt chyba te nie. A moe powicia mu zbyt wiele? Czy ona i Ira uczynili go tym, kim by? Zwrócia si do Sig.

- Mamo - odezwaa si jej starsza córka - to dla mnie naprawd bardzo wane.

- Dla mnie te - doda Bruce. Sharon milczaa, ale przygldaa si matce tak intensywnie, jakby zaleao od tego cae jej ycie.

I nagle Phyllis zrozumiaa, o co w tym wszystkim chodzi. Bya na waciwiej drodze. Dzieci potrzeboway matki, ale to nie byo wszystko. Potrzeboway te ojca. To byo ich woanie o pomoc i tym razem musiaa je zrozumie. Nie zawiedzie ich znowu, jak zdarzao si to wczeniej, ani tak jak j zawiedli jej matka i ojciec.

Ale co pomyli Ira? Przez cae ycie Phyllis nie miaa innego mczyzny poza nim. Czy poczuje si zraniony? I czy jaki inny mczyzna bdzie chcia z ni by? Rozwaya t moliwo i zagryza warg.

A moe - tylko moe - gdyby zgodzia si na ten ich, jak go tam zwali, plan, Sig znalazaby przyzwoitego mczyzn, Bruce ustatkowaby si w kocu, a Sharon zostawiaby tego obrzydliwego pógówka… Phyllis nie bya pewna, czy udaoby si jej tego dokona, ale mogaby przynajmniej spróbowa.

- Przemyl to - powiedziaa w kocu.

- To zgadzasz si? Spotkasz si z którym z tych facetów? Bdziesz dla nich mia?

- Mia? - zaoponowaa Phyllis.- Nie wydaje mi si, bym wspominaa co o byciu mi.

- Masz racj. Nie oczekujmy zbyt wiele. Bdziesz ich zachca najlepiej, jak tylko potrafisz?

Phyllis westchna.

- Naprawd miejsce parkingowe kosztuje tu czterysta dolarów miesicznie? - przerwaa w zamyleniu. - Gdybym nie oddaa Sylvii Katz mojego buicka, mogabym mieszka w samochodzie. - Przez chwil przygldaa si parkowi za oknem. - Moe zadzwoni do Sylvii.

- Zgadzasz si wic? - zapytaa Sig, kiedy milczenie zaczo si przedua.

- Mamo, prosz - przyczya si Sharon.

- Docz i ja - doda Bruce.

Boe, kiedy ostatnio jej dzieci zgodziy si w czymkolwiek? To byo wane, niezwykle wane dla caej trójki. A jeli mona byo je uszczliwi, jeli zastpczy ojciec mia speni sw rol, kime bya ona lub taki Ira, by im si sprzeciwi? Phyllis skina wreszcie gow.

- A wic zrobisz to? - zapytaa Sig.

- Czy papie pisuje bestsellery? - odpara pytaniem.

8

Bruce przyglda si swojej matce krytycznie, jak zawsze zreszt. Tym razem jednak mia w tym cel. Sig wyposaya go w pewien zasób gotówki i upowania do robienia zakupów na jej rachunek. Tego dnia rozpocz si miaa transformacja.

Po spotkaniu si w hotelu, Bruce z matk szli w dó Pitej Alei, mijajc Tiffany'ego, Plaz i Sherry Netherland. Wszystkie wystawy i wejcia do sklepów przyozdabiay nowojorskie dekoracje witeczne: srebrne tasiemki, girlandki i subtelne chmurki sztucznego niegu. Jedynie tum wyglda ponuro. Bruce patrzy na ich kurtki, obrzydliwe, workowate okrycia i zadra. Heteroseksualici nie mieli pojcia o dobrym gucie.

- Zaczniemy od wosów.

- Moich wosów? A có w nich jest nie tak?

- Waciwie wszystko - odpar spokojnie Bruce. - Kolor. Strzyenie. Ta - Bruce skrzywi si - trwaa ondulacja. Dlaczego wszystkie starsze kobiety robi sobie trwa i farbuj j na blond? Potrzebny nam bdzie geniusz - uniós kosmyk jej wosów. - To gorsze ni katastrofa Hindenburga. I ty nazywasz to fryzur? I Mojesz by tego nie naprawi. Musimy si dosta do pogotowia.

- Na Górze Synaj? - zapytaa drwico Phyllis, nawizujc do Mojesza, ale Bruce zignorowa jej art.

- U Flexa. Einsteina w dziedzinie koloru wosów.

- Flex? Jego matka nazwaa go Flex?

- Jego prawdziwe imi brzmi Angelo. Flex to pseudonim zawodowy.

- Fryzjer o takim imieniu? Nie ma mowy.

- Pójdziesz. Jeli nam si uda umówi spotkanie.

- Bruce, jeeli uda mi si spotka z geniuszem, nie bd z nim rozmawia o fryzurach. Farbuj swoje wosy od dwudziestu lat i wiem, jak to robi.

- O tak, ty zawsze jeste ekspertem. Wiesz o wosach wicej ni Flex, koordynator stylu w Teatrze Dramatycznym.

- No có…

Bruce, którego gniew nigdy nie trwa dugo, czule uj matk pod okie.

- Mamo, przesta, miaa wspópracowa. Jeste uparta jak Charlton Heston w Ben Hurze. Wiem, e to wbrew twojej religii, ale moesz zama przykazanie, tylko ten jeden raz.

- Przepraszam ci, ale czy jedno z nich nie mówi o czczeniu ojca swego i matki swojej?

- Owszem, ale nie wspomina o fryzurze matki. Chod ju, przyjacióko ma. Zabieram ci na Columbus Avenue.

Columbus Avenue stanowia cig nowych sklepów z gatunku tych, do których Phyllis nigdy nie wchodzia. Ich wystawy albo przytaczay iloci wcinitych w okno szalonych ekspozycji, albo szokoway pustk, prowokujco ograniczone do trzech czarnych koszulek po czterysta dolarów kada. Na ulicy prowadzono jakie roboty, wszdzie leay sterty brudnego niegu, a witeczny tum modych ludzi z atwoci porusza si wród chaosu i zimna. Phyllis z niechci musiaa przyzna, e zarówno temperatura, jak i ludzie tutaj byli duo chodniejsi ni to pamitaa. Kiedy to ostatnio bya w Nowym Jorku zim? Zaaferowanie, bieganina i zib wyczerpyway jej siy. Po przejciu trzech przecznic poczua wdziczno do Bruce'a, gdy ujwszy j pod okie wprowadzi do ciepej przystani.

No, przysta nie byo moe zbyt trafnym okreleniem miejsca, w którym si znaleli. Salon piknoci nie przypomina tych, do których przywyka. Nie byo tu szeregu kobiet siedzcych pod dzwonowatymi suszarkami. Oguszajcy ryk muzyki z goników by tak gony, e Phyllis nie syszaa ju niczego innego. Dziwne byo take to, e nie syszaa równie muzyki. Dochodzio do niej jedynie natenie dwiku i sposób, w jaki wokalici - jeli mona ich tak nazwa - piewali. Chude dzieciaki poubierane w czarno-biae stroje biegay tam i z powrotem po wskim, dugim pomieszczeniu zakadu. Napywajcy wci klienci rozmawiali wrzeszczc, podczas gdy myto i suszono im gowy. Wszystkie stanowiska obramowane byy kolorowymi witecznymi girlandami, fruwajcymi za kadym razem, gdy wczano suszark. Wszdzie migotay mae choinkowe lampki, uzupeniajc wcieky blask róowo-niebieskiego neonu okalajcego recepcj i poczekalni. Phyllis nie pasowaa do tego miejsca. Zdecydowanie mogo ono doprowadzi do ataku konwulsji.

Jednak to nie wrzaskliwe konwersacje ani wiata dezorientoway najbardziej, ale ten piekielny, oguszajcy haas z radia, magnetofonu czy co to tam byo. Grzmia w uszach, wdzierajc si do mózgu. Phyllis nie podobao si to wcale. Byo nie byo, zawsze szczycia si przytomnoci swego umysu. Nie bya jedn z tych zbzikowanych staruszek jak Sylvia Katz, które nie bardzo wiedziay, co si wokó nich dzieje. Teraz przyobleczono ja w kimono, oblano wosy szamponem i jakimi chemikaliami, spukano i naoono na nie odywk i Bóg wie co jeszcze, a ona wci nie rozumiaa, o czym bya ta przeraliwie gona piosenka. Przestaa myle i skupia si na sowach.

- Czy oni piewaj “Hot tramp, I love you so?” - zapytaa.

Bruce, pochonity krzykliw konwersacj z Flexem, spojrza na ni. Przechyli gow i bez wysiku wsucha si w muzyk.

- Tak, to Bowie. “Rebel, Rebel”.

- Lubi go pani? - zapyta Flex.

- A kto to jest? To kto nowy?

Mczyni rozemiali si.

- Mamo, to znana gwiazda rocka. Gra od zawsze. Wiesz, od Ground Control po Majora Toma.

Phyllis nie miaa pojcia, o czym on mówi, ale skina gow. Zastanawiaa si, czy tak czuje si kto, kogo dotkna choroba Alzheimera. Bya zmczona. Musiaa przyzna, e pomimo swego temperamentu i chci, nie miaa ju tyle wigoru co kiedy.

Có, ma prawie siedemdziesit lat, mrukna do siebie. Czego oczekuje? Te dzieciaki - zdawao si, e nikt w salonie nie przekroczy trzydziestki - te dzieciaki suchay swojego Franka Sinatry i wykorzystyway wasn energi dokadnie tak samo, jak ona robia to przed laty. Nie ma czego aowa. Nic nadzwyczajnego.

Muzyka nabraa rapowego rytmu. Phyllis usiowaa si wsucha. Miaa waciwie wraenie, e to “Jingle bells”, ale takt by tak dziwny, i nie bya pewna, czy dobrze syszy. Westchna.

- Jeszcze tylko chwilk - powiedzia agodnie Flex. - Czy jest pani zadowolona z koloru?

Phyllis wzruszya ramionami. Nie widziaa swego odbicia w lustrze, mimo e zakrywao ono przed ni ca cian od sufitu do blatu. Nie chciaa jednak prosi o zwrot okularów, które Flex zdj jej przed myciem wosów, poniewa Bruce nie zamierza ich jej odda. Da jej to wyranie do zrozumienia.

Zmruya oczy i spojrzaa w lustro.

- Bardzo adny - powiedziaa, czujc si nieco oguszona tym wszystkim.

Flex ucisn j lekko za rami. By naprawd miym chopcem, no i nie nazywa si Flex. Mia na imi Angelo, a wszystkie inne dzieciaki tutaj miay takie przedziwne, przybrane imiona: Lód i Burza, Prd i Grzejnik. Dlaczego, zastanawiaa si Phyllis, dzieci zmieniay swoje imiona? Dlaczego Susan nalegaa, by nazywa j Sigourney? Bolao j to. Paskudne imi. Susan byo takie adne. Dlaczego oni chc, eby nazywa ich Sig czy Flex, czy te Grzejnik? Imi otrzymuje si od matki. Jakby nie byo, nie jest atwo urodzi, a nadanie imienia jest tylko ma rekompensat za ofiarowanie komu ycia. Westchna ponownie, czujc ciar swych szedziesiciu dziewiciu lat.

Jakby w odpowiedzi na jej westchnienie, Flex poklepa j delikatnie po ramieniu.

- Gotowe - oznajmi. - No i jak?

Patrzya w kierunku lustra, w dalszym cigu nic nie widzc.

- Niewiarygodne - powiedzia Bruce. - Flex, jeste geniuszem.

Po czym wrczy matce okulary. Z lustra przygldaa jej si jaka kobieta, lecz Phyllis - ze zmczenia czy oszoomienia - nie rozpoznaa w niej samej siebie.

- Mój Boe - odezwaa si wreszcie. - Niele, jak na kobiet po szedziesitce.

- Prawda. A nawet tu przed siedemdziesitk.

- Ma pani siedemdziesit lat? Naprawd? - zapyta Flex.

- Szedziesit dziewi - fukna. Siedemdziesitka przeraaa j. Unikajc ich wzroku skupia si na wasnym odbiciu w lustrze.

Jej wosy zmieniy totalnie swój wygld. Zamiast zaondulowanego kopca koloru blond, który dotd nosia na gowie, teraz pojawia si gsta, prosta, srebrzysta korona. Potrzsna gow. Wosy poruszyy si wokó twarzy, pozostawiajc na policzkach delikatne kosmyki, które leciutko podwijay si w kierunku brody. Patrzya, omal nie otworzywszy ust ze zdumienia. Lekka grzywka zakrywaa zmarszczki na czole. W jaki sposób kolor czy te sama fryzura sprawiay, e i cera wydawaa si janiejsza.

Oczy Phyllis omal nie wyszy z orbit. Wci miaa pomarszczon szyj i wci wygldaa jak starsza pani, lecz nie tak stara i jaka bardziej… dystyngowana. Zamrugaa pod szkami.

- Nie podoba si pani? - zapya Flex/Angelo z trosk w gosie.

Ten chopiec naprawd lubi swoj prac, stwierdzia ju po raz drugi. Jednak wci nie moga wykrztusi z siebie sowa. Wpatrywaa si dalej w swoje odbicie, tym razem przechylajc gow w jedn stron. Wosy z obu stron opady, tworzc jakby kaskad. Usiowaa sprecyzowa, czego waciwie dokonaa ta zmiana. Nie wygldaa przecie modziej, a jednak jakby… Zastanowia si. Wygldaa tak, jak starsze, bogate kobiety. Phyllis nigdy nie bya piknoci, nie bya ni take teraz, niemniej jednak poczua si odmieniona.

- Bergdorf ? Bruce, czy ty oszalae? Nie wystarczy ci, e wydalimy fortun na moj fryzur? - Ze wszystkich sklepów w Nowym Jorku Bergdorf Goodman by najbardziej elegancki, a teraz, na dwadziecia dni przed Boym Narodzeniem, wypeniaa go wytwornie ubrana klientela. Zdecydowanie nie by to Saw Grass Mall.

- Musisz mie co na siebie woy, mamo.

- Ja mam co na siebie woy. Mam duo ubra. Zajrzyj tylko do moich walizek.

- Ju to zrobiem. To przeraajce. Nie wiedziaem, e wci szyj akiety naugahyde. Nie masz nic. Ani jednej przyzwoitej rzeczy. To nie jest Collins Avenue.

- Czego mi wobec tego brak? - zapytaa Phyllis.

- Po pierwsze, nie masz ubrania sportowego.

- Sportowego? Na có mi sportowe ubranie? Czy ja wygldam jak Andre Agassi?

Bruce zatrzyma si przy fontannie przed hotelem Plaza i zmierzy matk zimnym spojrzeniem.

- Wiesz, jak niestosowne jest ranne wyjcie po buki w jednej z tych twoich starych sukienek koktajlowych?

- A dlaczego? Recykling jest teraz modny, nieprawda? Zreszt, jeli nawet potrzebuj czego, dlaczego nie moemy pój do Loehmanna?

- Poniewa, droga matko, obecnie u Loehmanna sprzedaje si rzeczy, które na nikim nie wyglday dobrze u Bergdorfa w zeszym sezonie - przerwa i spojrza ponad fontann na hotel. - To miejsce, w którym Barbra Streisand wpada na Boba Redforda w The Way We Were - powiedzia, wzdychajc. - Jakie to wzruszajce.

- Wzruszajce? On by wyjtkowym bufonem, a ona idiotk, e tego nie zauwaya.

Bruce przecign Phyllis obok zespou Armii Zbawienia grajcego koldy i wepchn j w obrotowe drzwi. Wpadli prosto w wir witecznych zakupów. Bruce wrzuci do puszki pi dolarów z pienidzy Sig. Ustawiwszy matk na ruchomych schodach, obrzuci j uwanym spojrzeniem.

- Wiesz, mamo, kiedy pozbylimy si tej okropnej fryzury, pomimo tego straszliwego makijau i przeraajcego ubrania wygldasz naprawd niele.

- Dzikuj ci, mój drogi - odpara zimno. - Brak mi sów, by wyrazi m wdziczno za twe uznanie.

Bruce wszed o stopie wyej, by zyska pewien dystans i zmruy oczy.

- Patrz na Phyllis Geronomous - wymrucza - lecz widz Carolin Herrera.

Zeszli ze schodów na pitro projektantów mody. Phyllis zatrzymaa si przed jednym z manekinów, przyobleczonym w jardy tiulu i jedwabiu.

- Sutki? Manekiny maj teraz sutki?

- Wielka rzecz - wzruszy ramionami Bruce, ujmujc j pod rk.

Wyrwaa si i staa jak wryta, wpatrujc si w manekiny z niesmakiem.

- Poczekaj, jeli chc by tak anatomicznie dokadni, to gdzie s waeczki na brzuchu i okrge biodra? - zapytaa z gorycz i wskazujc na nogi manekinów, dodaa - Gdzie ylaki, halluksy i paskostopie?

- Boe! Oszczd mnie! - wykrzykn Bruce. W tej chwili najbardziej wanie potrzebowa tego rodzaju scen. I to na rodku ekskluzywnego sklepu ze strojami wieczorowymi.

Phyllis jednak potrzsna tylko gow.

- Ameryka nienawidzi kobiet takimi, jakie s naprawd - powiedziaa ze smutkiem.

- Nieprawda. Spójrz na gwiazdy filmowe. Spójrz na modelki. Kobiety robi wiksze pienidze, stoj wyej na wieczniku… - ponownie uj j pod rami i zacz holowa w podanym kierunku.

- Och, daj spokój! Mczyni maj wadz nad wszystkim, nie zapominaj o tym. S wacicielami wszystkich programów telewizyjnych czasopism, które kobiety wydaj, do których pisz i które czytaj. Wybieraj par mutantów, które genetycznie s kobietami i su jako wabik by upokorzy reszt z nas. Nie znosz starszych kobiet. Nienawidz obwisoci i menopauzy. Starych brzuchów. Starych rzeczy. Mczyni, obojtnie jak starzy, ysi czy grubi, uwaaj, e s wspaniali. W przeciwiestwie do kobiet, nie maj zegara biologicznego. Dlatego te nie wiedz, która, do cholery, jest godzina. Zaprzeczaj mierci.

Bruce, trzymajc j pod okie, z trudem zdoa oderwa j od manekina i pocign za sob przez labirynt penych wieszaków z odzie. Dotarli do czci jednego ze stojaków, do której zmierza Bruce.

- To mogoby by nieze - powiedzia, silc si na beztroski ton i podnoszc do góry wieszak z czarn satynow sukni. - Satyna robi furor w tym roku.

- Eee. Zbyt nudna. Wol co ciekawszego.

- To Karen Kahn. To nie jest nudne, mamo, to klasyczne

Podesza do nich moda, szczupa ekspedientka.

- Czy mog w czym pomóc?

Bruce umiechn si do niej.

- Szukamy kreacji wieczorowej. Moe czego z czarnej satyny. - Spojrza w dó na lekko wystajcy brzuch matki. - Z baskink - doda.

- Mam co akurat dla pani - powiedziaa kobieta z oywieniem. Podesza do innego wieszaka i uniosa czarn, ozdobion paciorkami sukni z akietem. - Escada.

- Czarna. Dlaczego czarna? - zapytaa Phyllis. - Nikt nie umar. Przynajmniej jeszcze nie. A có jest zego w kolorach? Dodajmy yciu barw.

- wietnie. Pewnie chciaaby co w zieleni i czerwieni. Chcesz wyglda jak gwiazdkowy elf - psychopata? - jkn Bruce. Przyoy do niej sukni. Phyllis spojrzaa na metk z cen.

- O mój Boe, Bruce! To wicej ni caoroczna emerytura twojego ojca!

Bruce opar rce na biodrach.

- Dlaczego zawsze sigasz najpierw po cen? Jeszcze kiedy byem dzieckiem, cokolwiek chciaem, zawsze najpierw pytaa ile?! Nawet nie spojrzaa na t sukni.

Sprzedawczyni przenosia wzrok z jednego na drugie, czujc, e jej wizja szybkiej sprzeday ulatnia si.

- Zostawi pastwa samych, - powiedziaa - prosz si nie spieszy.

- To wanie jest w tobie takie beznadziejne! - cign Bruce z gorycz. - Nigdy nie liczya si jako, zawsze cena. Kiedy miaem jedenacie lat i chciaem dosta dwie perfekcyjne koszulki od Izoda, ty kupia mi dwanacie w J.C.Penney!

- Bruce, W Del Roy mona by za to kupi futro!

- O tak, ale w futrze z Del Roy czuaby si jak Kopciuszek. W tym poczujesz si jak Greer Garson z Mrs. Miniver. Bdziesz królow.

- Czy jedna królowa w rodzinie nie wystarczy? - westchna.

Zacisn usta i wspar rce na biodrach.

- Matko, czy ty nigdy nie zamierzasz ustpi?

- Nie. - Phyllis bya niewzruszona. Jej syn zamilk, niecierpliwie stukajc nog w podog. - Bruce, nie zamierzam przymierzy sukni, która kosztuje cztery tysice siedemset dolarów. Nie i ju.

Spojrza w sufit, jakby szuka tam pomocy.

- Dobrze wic - powiedzia. - Spróbuj jeszcze raz. Wydaje mi si, e nie zrozumiaa istoty caego przedsiwzicia. Widzisz, aby wyda si atrakcyjn komu, kto ma pienidze, musisz wyglda tak, jakby te je miaa. Nie myl o tym jak o rozrzutnoci, potraktuj to jako inwestycj w przyszo.

- Moja przyszo nie bdzie tak duga, by zamortyzowa kieck za cztery tysice siedemset dolarów.

- Twoja moe nie, ale moja owszem, a jeli nic si nie zmieni, moje bankructwo ju wkrótce bdzie faktem. - Spojrza na ni, po raz pierwszy z powag na twarzy. - Mamo, ta firma wiele dla mnie znaczy. Naprawd. Zatrudniam trzy osoby, a zaczo si od mojego mieszkania. Zaszedem ju tak daleko. Tak dobrze mi szo. I wtedy ten sukinsyn…

Phyllis spojrzaa na niego podejrzliwie.

- Wzie poyczk z banku? Spacasz j?

- No… poyczk. Niezupenie z banku. Banki nie udzieliyby mi kredytu po znikniciu Billa. Musiaem poyczy od pewnego czowieka imieniem Lefty. Prowadzi interesy.

- I zao si, e nie ma adnych zasad - mrukna i potrzsna gow - Bruce, Bruce, Bruce.

Po czym, poddajc si, podya za synem do przebieralni.

Wntrze przebieralni na trzecim pitrze domu mody Bergdorfa wygldao co najmniej dziwnie. Na pododze lea zmity wyszywany cekinami akiet za trzy tysice dolarów. Turkusowa suknia z dopasowanym kolorystycznie szalem z woskiego jedwabiu wisiaa smtnie na jednym ramiczku, kujc w oczy czterocyfrow cen na bujajcej si metce. Podog i wieszaczki zamiecaa taka ilo wybrakowanej odziey, która moga rywalizowa ze stosami zalegajcymi mieszkanie Bruce'a .

Udajca skór leoparda obcisa suknia bez ramiczek z dopasowanym bolerkiem przerzucona bya przez jedno z dwóch niewielkich, tapicerowanych krzese. Na drugim siedzia Bruce, spokojny ju i rozpromieniony.

Wyczerpana do cna Phyllis resztk si wbijaa si w kolejn sukni, tym razem czerwon, wykoczon zot lamówk i zotymi guzikami. Spojrzaa w lustro.

- Bez-na-dziej-ne. wite Dziecitko Jezus! Czemu mam wyglda jak Nancy Reagan?

Bruce mierzy j wzrokiem od stóp do gów, cakowicie ignorujc jej komentarz. Zwróci si do obsugujcej ich kobiety:

- Wie pani co? W zasadzie nie jest to takie ze. Moe troch za bardzo w stylu St. Johna. Za duo guzików. Chciabym co gadszego. Nie Adolfo, a Lacroix wykonany przez Calvina Kleina.

Ekspedientka znieruchomiaa na dusz chwil.

- Po jakiemu ty mówisz? - zdumiaa si Phyllis.

Bruce siedzia w milczeniu, kobieta równie nie odpowiedziaa. Zdawali si porozumiewa na jakie innej czstotliwoci.

- Myl, e dokadnie wiem, o co panu chodzi - powiedziaa w kocu sprzedawczyni.

- To jest pani pierwsz - mrukna Phyllis, siadajc na drugim z krzese w oczekiwaniu na kolejn faz swej transformacji.

- Moja misja wypeniona! Boe, jestem wykoczony - powiedzia Bruce swoim siostrom, opadajc bez si na fotel. Rzuciwszy na podog stos byszczcych toreb z zakupami, zapali papierosa.

- Ile wydae? - zapytaa nerwowo Sig.

- Nie obawiaj si. Sta ci na to.

- Gdzie jest mama? - chciaa wiedzie Sharon.

- Powiedziaa, e potrzebuje drinka. Zostaa w barze.

- Drinka? Przecie ona nie pije - zdumiaa si jego siostra.

- Mówiam ci, eby nie zostawia jej samej - dodaa Sig.

- Nie jest dzieckiem - broni si Bruce. - Wszystko jedno, jest tu w hotelu.

- Samotnie pijc drinka? Mylisz, e robia to tam, na Florydzie?

- Podejrzewasz mam o alkoholizm? Ha! to najmniejszy z naszych problemów. Chciabym, eby pia. Moe byaby mniej zoliwa. Nic nie daje tak przyjemnego zudzenia, e wiat jest pikny, jak gin z tonikiem o czwartej czy pitej po poudniu. Gdybymy potrafili okreli jako nasz matk, moglibymy wstpi do jakiego Towarzystwa Pomocy. No wiecie, jak na przykad Stowarzyszenie Dorosych Dzieci Alkoholików.

- O tak. To byaby wielka pomoc - powiedziaa z gorycz Sig. - Najpierw jednak musimy postawi diagnoz. Co powiecie na Stowarzyszenie Dorosych Dzieci Skrajnie Irytujcych, Upartych i Sarkastycznych Matek, które Wracaj Znienacka?

- Troch za dugie, ale moemy uy akronimu - rozemia si Bruce. - Nie masz pojcia, przez co przeszedem u Bergdorfa.

- Daj spokój Bergdorfowi, gdzie jest mama? - piskliwie zapytaa Sharon. - Zgubie j!

- Wiesz co, jeli nie podoba ci si, jak wykonuj moj prac, zrób to sama.

- Ja zajmuj si poszukiwaniami.

Oboje spojrzeli na Sig, jak gdyby ona pozostawaa bez zajcia.

- Owszem, a ja pracuj, by zarobi na cae to przedsiwzicie - przypomniaa im.

Wszyscy troje popatrzyli na siebie z rezygnacj. Jakie to byo znajome. Sig miaa przez chwil wraenie, e przeywa deja vu. Nastpia chwila milczenia, która moga skoczy si dwojako: albo zaczn kolejn, niekoczc si, dziecinn sprzeczk, albo zjednocz swe siy. Tym razem to Sig postanowia podj heroiczny wysiek.

- Chodmy poszuka mamy - powiedziaa.

Tak te zrobili.

9

Kiedy ju wybrali kandydata, Sig zacza intensywnie dziaa. Zdobya trzy bilety na Zimowy Bal Krainy Czarów, wydawany w hotelu Plaza. Jej firma miaa tam swój stolik, ale Sig udao si dziki tuzinowi telefonów do ludzi, którzy niespecjalnie ucieszyli si syszc jej propozycj, przesun miejsca ich trojga do stolika jedenastego, przy którym mia siedzie Bernard Krinz. Jeli oczywicie przyjdzie. Podczas wit, szczytowego punktu sezonu zabaw w Nowym Jorku wiele osób kupowao bilety, lecz nie korzystao z nich, przedkadajc spdzenie tego czasu na Karaibach. Sig sama te by wolaa wyjecha. W zotych latach osiemdziesitych równie tam bywaa: byo to jednak dawno temu, a teraz nastpiy zdecydowanie gorsze lata dziewidziesite.

Obecnie, na dzie przed balem, pozostao im jedynie przekona Phyllis, po czym przedstawi j Bernardowi lub te jakiemu innemu przyzwoitemu, bogatemu durniowi. Póniej naley zacign go do “Pierre'a”, puci machin w ruch i mie nadziej, e strzaa Amora nie chybi celu. Musieli rzuci na tego biedaka urok, stworzy wraenie, e Phyllis Geronomous jest bogat, czarujc i woln kobiet z du klas. Strza mia daleki zasig, ale Sig bya wprawiona w walkach, w których szanse byy nierówne. Bd musieli wykorzysta t okazj do maksimum.

Sig wpada do “Pierre'a” w pitek przed prac. Padajcy deszcz ze niegiem przemoczy j niemal cakowicie. Miaa jedynie nadziej, e nie zniszczya sukienki, któr przytargaa tu ze sob wraz z ca reszt potrzebnych akcesoriów. Stwierdzia, e wprawdzie Bruce'a i Todda jeszcze nie ma, ale jest ju Sharon, która wprost z pocigu z Westchester pojawia si w hotelu.

Sharon przyniosa torb niemal tak wielk jak ona sama. Zamiast wieczorowej kreacji zawieraa ona jednak szczegóowe wyniki jej bada. Wycigajc kolejne segregatory, wybraa jeden i otworzya go.

- Nazywa si Bernard Krinz. Architekt - wyjania matce. - To znaczy, zaczyna jako architekt, póniej rozszerzy dziaalno i jest przedsibiorc budowlanym. Zbudowa biura Thompsona przy Wschodniej Pidziesitej Pitej, zreszt nie tylko; jego dzieem s przede wszystkim biura, niemal tuzin firm ze „Szczliwej Setki”. To on wybudowa nowe skrzydo w Muzeum, no wiesz, to, o którym tyle si mówio. Tu mamy zdjcia tych budynków. Niezalenie od tego, co zarobi, mia te pienidze, które odziedziczy. I jakby nie do na tym, osiem lat temu zmara jego ona i zostawia mu spory majtek. Nie mieli dzieci, a on nigdy nie oeni si powtórnie. - Sharon przesuna palec w dó kartki z notatkami. - Jego warto netto wynosi okoo pidziesiciu milionów dolarów. - Wyja jaki wycinek z gazety i podaa go siostrze.- Tu jest jego zdjcie.

Sig spojrzaa na fotografi. Jakby to powiedzia Bruce ze swoj filmow obsesj, zdecydowanie nie by to Gary Cooper z Fountainhead. Ale có, jej matka te nie bya Patrici Neal.

- Twój architekt, Pan Majtny - owiadczya, podajc jej zdjcie.

Phyllis obejrzaa zasuszon twarz, ys gow i wskie oczy swego kandydata.

- Jak dla mnie, wyglda jak Frank Lloyd Beznadziejny. Oo, nie! Nie ma mowy.

- Mamo! Obiecaa, e przynajmniej spróbujesz. Nawet go nie poznaa.

- Nie musz.

- Nastpny jest John Glendon Stanford. Ma osiemdziesit osiem lat, ale nigdzie nie znalazam jego zdjcia - powiedziaa Sharon.

- Ten bdzie idealny! Jedn nog w grobie, a drug na skórce od banana. Moemy sobie doskonale wyobrazi, jak wyglda - dorzuci Bruce, stajc w drzwiach. On i Todd przytargali ze sob wór kosmetyków, suszarek, szczotek i Bóg wie, czego jeszcze. Mieli dokona przeistoczenia Kopciuszka.

Sharon zignorowaa sowa brata.

- No i jest jeszcze Robert Himmelfarb. Modszy od Stanforda, ale mniej wart.

- Jeli naprawd musz… - zacza Phyllis.

- Chcesz, bymy poukadali sobie ycie? - przerwa jej Bruce. -Mnie potrzebna jest rka ojca.

- A wicej wnuków? Tego te chciaa? - doczya si Sig. Czasami Bruce bywa przebiegy. - Nie miaa dla nas czasu, kiedy bylimy dziemi. Teraz za to pójdziesz na ten bal i spotkasz si z tym facetem.

Phyllis westchna.

- No, to jedziemy dalej - zarzdzia Sig. Machina posza w ruch, naleao zacz przygotowania.

- Teraz powtórka: co to jest kroksztyn? - zapyta Bruce.

- Skrzyowanie krokodyla z bursztynem.

- Mamo, przesta. Skoncentruj si. - Sharon przez cay ranek uczya Phyllis terminów architektonicznych. - Kroksztyn to zakoczenie belki stropowej wysunite przed lico muru lub wspornik podtrzymujcy balkon.

- W porzdku. Jeli tak twierdzisz - wzruszya ramionami Phyllis.

- Co to jest zbek?

- May zb? Albo moe syn kroksztyna?

- Mamo! Czym chcesz zaimponowa Krinzowi, jeli jeste tak ignorantk w dziedzinie architektury?

- Moj kosztown fryzur.

- Co to jest Bauhaus? - nie ustpowaa Sharon.

- Kroksztyn, zbek i Bauhaus z kluskami to rzeczy, które uwielbiam pasjami - zapiewaa Phyllis, parodiujc Mari z The Sound of Music. Po twarzy Sharon nie przemkn nawet cie umiechu. W jaki sposób udao jej si wychowa córk tak kompletnie pozbawion poczucia humoru, stanowio dla Phyllis nieprzeniknion tajemnic.

- Czy ty nie przestaniesz! Spowaniej w kocu i skoncentruj si! - jkna zrozpaczona Sharon. - Tu s dane o jego budynkach. Czy moesz przynajmniej to przejrze?

- Budynki! Wygldaj jak roztopione lody.

- Jeszcze jedna rzecz. Krinz uwielbia oper. Jest prawdziwym fanatykiem w tej dziedzinie.

- Nie ma mowy, na to nie pójd - stwierdzia zdecydowanie Phyllis.

- Teraz ju wiesz, przez co przeszedem - powiedzia Bruce, opróniajc wraz z Toddem siatki. Phyllis pamitaa, by umiechn si sympatycznie do tego chopca. By miy. Co za rónica, czy odnosi sukcesy? Byby dla Bruce'a dobr parti, a fotografowanie mógby traktowa jak hobby.

- Czas na charakteryzacj! - zawoa Bruce. - Todd mi pomoe.

By sobotni wieczór, niemal godzina zero. Sig krya nerwowo po pokoju, czekajc na pojawienie si matki. Sharon siedziaa na kanapie, gryzc orzeszki. Nie powinnimy tego robi, pomylaa Sig. To mieszne. Trac czas i pienidze.

- Czy jestecie prawie gotowi? - zawoaa w kierunku azienki, jak jej si zdawao, po raz pidziesity.

- Prawie! - odkrzykn piewnie Todd.

Sig wygadzia spódnic. Od tego chodzenia bolay j stopy. Bdzie wymita i wykoczona nerwowo jeszcze zanim pójd na to przyjcie.

- Nie wiem, dlaczego ja nie mog i z wami - powiedziaa z alem Sharon, wsypujc do ust kolejn gar orzeszków. Musz mie co najmniej z tysic kalorii, pomylaa Sig. Sharon bya niemoliwa.

Sig spojrzaa na zegarek.

- Spónimy si! - zawoaa.

- To w dobrym tonie - odpar Bruce, wchodzc do pokoju. - Tra ta ta ta! - zapowiedzia wejcie gwiazdy.

- O mój Boe.

Phyllis Geronomous stana w drzwiach azienki. Sig parzya na ni wytrzeszczonymi oczami; Sharon w zdumieniu otworzya usta.

- Czy to moja matka? - zapytaa.

Phyllis wykonaa powolny obrót.

- Jestem gotowa na sesj, panie DeMille - powiedziaa.

Todd zrobi jej zdjcie. Satynowy akiet wraz z obcis sukni mia niesprecyzowany kolor, co pomidzy lawendowym a szarym. Kiedy si obracaa, kosztowny materia poyskiwa delikatnie w najbardziej matowy, subtelny sposób. Wosy Phyllis, kiedy uklepane w blond stoek, teraz spyway w eleganckiej fryzurce “na pazia”, kolorem przypominajc srebro. Nieskazitelny makija by tak dyskretny, e niemal niewidoczny, nadawa jednak jej cerze matowy blask, który rywalizowa z poyskiem jej sukni. W miejsce turkusowych cieni do powiek i racej fioletowej szminki, nad jej oczami pojawi si jakby wrzosowy cie, delikatny i tak naturalny, e podkrela jedynie gbi spojrzenia i móg by wzity za kolor jej oczu - gdyby taki miaa. Jej usta byszczay, cho ich kolor take zdawa si by wycznie barw zdrowych warg. Duy - nawet bardzo duy - sznur szarych pere zakrywa lady, które niszczycielski czas zostawi na jej szyi. Blask bi jedynie z diamentowego zapicia naszyjnika, szykownie przesunitego na bok, oraz z migoczcych przy uszach kolczyków.

- O mój Boe! - powtórzya Sig. Z trudem oderwaa wzrok od zjawiska i spojrzaa na stojcego z tyu, promieniejcego z dumy brata. - Jeste geniuszem. - Bruce obla si rumiecem, Sig jednak bya zbyt zafascynowana matk, by to zauway.

Nogi Phyllis okrywaa jedwabna siateczka, która podkrelaa agodny poysk sukni. Caoci dopeniay pantofle. Bardzo kobiece sandaki z paseczków; byy jednoczenie dystyngowane, wyranie drogie i niezwykle seksowne.

- Czy to s blahniki? - zapytaa Sig niemal bezgonie. Szeset dolarów za par.

- Mog przyprawi o kalectwo - przyznaa Phyllis. - Czuj si jak ulubiony ko lady Astor.

Bruce przybra znów swoje filmowe spojrzenie.

- Dokadnie tak, jak w My Fair Lady - wyszepta. - No wiecie, kiedy Audrey Hepburn wyglda jak anio, a mówi wci jeszcze jak dziecko ulicy.

- adnie mówisz o swej matce - stwierdzia Phyllis i przesza przez pokój, by wzi lec na stole torebk.

Nawet w jej sposobie chodzenia zasza jaka pigmalionowa zmiana. Czy to za spraw pantofli? - zastanawiaa si Sig. A moe jej matka chodzia inaczej, poniewa czua si inna? Phyllis niemal… pyna w powietrzu.

- Czy moesz zrobi to samo ze mn? - zapytaa brata. - Moe mogabym wtedy pozna jakiego przyzwoitego faceta.

Bruce skin gow z entuzjazmem.

- A ze mn? - zapytaa Sharon, wychodzc z transu.

- Nie da rady - odpar Bruce.- Jestem artyst, nie czarodziejem.

- Bruce, bd miy - ofukna go Phyllis. Z torebk w doni odwrócia si od stou i przyjrzaa si swojej najstarszej córce.

- Có tak ascetycznie, ta spódnica powinna by krótsza - powiedziaa, mierzc Sig krytycznym wzrokiem. - Nigdy nie zakadaj biaej góry i czarnego dou na takie okazje. Wezm ci za obsug.

Sig spojrzaa na swój czarno-biay komplet z Moschino Cheap&Chic. Boe, czasami naprawd miaa ochot udusi wasn matk.

- No, dobrze. Co teraz? - zapytaa Phyllis.

- Teraz zabieramy Kopciuszka na bal, gdzie pozna swojego ksicia - odpar Bruce.

10

- Moja pokojówka nazywaa si Steen. Wyobraa pan to sobie? Phyllis Steen.

Twarz architekta nawet nie drgna.

- Z tych Steenów z Cincinnati? Wybudowaem dla nich dom. Mieli udziay w przemyle stoczniowym.

- Nie, ze Steenów w Bushwick. Ci mieli tylko kopoty.

- Sucham? - nie zrozumia Bernard Krinz. Wyglda na zdezorientowanego

Phyllis wzniosa oczy do góry.

- To by art, Bernie.

- Bernard.

Sig poprawia si na krzele. Zimowy Bal Krainy Czarów przemieni i tak przepikn sal balow w hotelu Plaza w witeczn wiedesk pocztówk. yrandole obwieszone byy sztucznymi soplami lodu, a stoy udekorowano maymi makietami modrego Dunaju, penymi drobniutkich figurek ywiarzy. Zespó gra wycznie walce. Poza tym nic jednak nie toczyo sie tak, jak powinno. Po przybyciu do hotelu, zajli miejsca, upewniwszy si, e Phyllis bdzie siedziaa koo Krinza, który pojawi si bez obstawy. Konwersacja jednak, jak dotd, skadaa si z chybionych artów, gaf i nieporozumie.

- I có, Bernie, zdecydowa si pan przej wczeniej na emerytur? - zapytaa Phyllis. Po twarzy Sig przemkn grymas.

- Bernard - poprawi j ponownie Krinz. Wolabym, by nazywano mnie Bernardem.

- Dlaczego? - zainteresowaa si Phyllis. - Spójrzmy prawdzie w oczy, Bernie te nie jest cudowne, ale Bernard! Nie wyobraam sobie kobiety, która mogaby wykrzykn takie imi w chwili namitnoci.

Krinz odwróci si do Sig, która, jak moga, staraa si ratowa sytuacj.

- Moja matka podziwia paskie dziea - powiedziaa. Architekt nawet nie mrugn. - Ma naprawd imponujce portfolio na ten temat - plota dalej, pragnc rozpaczliwie podtrzyma konwersacj. - Najlepszy przyjaciel mojego brata chce wyda album ze zdjciami niektórych z paskich budynków. - Miaa zamiar opowiada o tym, e Phyllis zbiera fotografie wybudowanych przez niego domów, ale weszy jej w parad nawyki zawodowe z Wall Street. Krinz le j zrozumia i odwróci si natychmiast do Phyllis.

- Och, wic zajmuje si pani rynkiem? Mnie to równie fascynuje.

- Rynek? Nie. Ja kupuj to, czego mi potrzeba i wynosz si do diaba.

- Ach, wic jest pani hazardzistk?

- Czy my rozmawiamy o zakupach, czy o grze w karty? - zapytaa, chwilowo stropiona, Phyllis.

- Ja mówi o pani portfelu bankowym.

Phyllis wzruszya ramionami.

- Och, o tym. To dzieci si tym zajmuj. Dla swoich bada. Ja nie wiem nawet, co tam jest.

- Doprawdy? Nie sdz, by to by dobry pomys. Pani ma z ca pewnoci niezwyke wyczucie stylu. Czy ta suknia to Lacroix? One nie bywaj tanie - przerwa. - Wie pani, wiele osób uwaa, e ci z nas, którzy zajmuj si sztuk uytkow, nie potrafi by praktyczni w yciu. Ja jednak jestem dumny z niewielkich inwestycji, które poczyniem i które przynosz mi zyski. Nie twierdz, e jestem profesjonalist, ale z wielk przyjemnoci obejrzabym pani portfolio, gdyby pani zechciaa.

- Nie ma mowy - odpara Phyllis i w tej samej chwili ze strony, z której siedzia Bruce poczua kuksaca w bok. Jej syn nachyli si i zwróci do Krinza:

- Moja matka byaby zachwycona. Cigle jej powtarzamy, e powinna bardziej interesowa si rynkiem.

- A kiedy ty mi to mówie? To ty przecie zawsze kaesz mi wyrzuca kupony!

- Wyrzuca kupony? - powtórzy Bernard, szczerze zaniepokojony. Moja droga, pani naprawd potrzebuje pomocnej doni.

- To samo twierdz moje dzieci, wie pan?

Siedzcy po drugiej stronie stou przystojny starszy mczyzna rozemia si. Wyglda na jakie siedemdziesit lat. Twarz mia piknie opalon, na gowie gst, siw czupryn, niebieskie oczy, szlachetny profil i, jak zauwaya Sig, jasnowos dziewczyn u boku. Wygldaa na nastolatk. Phyllis zmruya oczy i przyjrzaa si uwanie mczynie i jego bardzo modej towarzyszce.

- Mam nadziej, e to paska córka - powiedziaa gono.

- Ale skd - odpar mczyzna.

- Pastwo si znaj? - zapyta Bernard.

Phyllis potrzsna gow.

- Prosz wic pozwoli - Bernard dokona prezentacji. - To pan Paul Cushing. Znamy si do dugo. Wybudowaem dla niego gówne biura. Moe bdzie potrzebowa nastpnych - odchrzkn. - Paul, to pani Phyllis Steen.

Paul Cushing rozemia si.

- Domylaem si tego.

- Widzi pan! Co za nazwisko. Nic dziwnego, e wyszam za pierwszego, który mi si owiadczy - stwierdzia Phyllis. - Musiaam wyj za m. Nie z tego powodu. Po to, by zmieni nazwisko. Geronomous zreszt te nie jest cudowne. Brzmi, jakbym chciaa wyskoczy z samolotu. Któ jednak wtedy wiedzia, e mona pój do Urzdu Miejskiego i za dwadziecia pi dolarów zmieni swój akt urodzenia? - Spojrzaa na Cushinga z nagan - Czy widzia pan metryk urodzenia tej modej damy? - zapytaa.

Sig poczua, e jeszcze chwila i eksploduje, szczliwie jednak Bernard Krinz postara si zaagodzi sytuacj.

- Pan Cushing jest byym prezesem i przewodniczcym Whetheral Industries - dyskretnie zniy gos. - Jest wdowcem.

- Có, ja jestem byym prezesem Damskiego Klubu Kanasty na Turnbury Island. Wdowa po Irze Geronomous. A kim jest paska moda przyjacióka?

Dziewczyna siedzca obok Paula Cushinga podniosa wzrok i zachichotaa.

- Mam na imi Wendy. Wendy…

- Po prostu Wendy. - Przerwa jej Cushing, omijajc puapk Phyllis.

- O! Bez nazwisk, co? - zauwaya kwano.

- A po có nam one? - odpar pogodnie Paul Cushing.

Phyllis przyjrzaa si bacznie adnej dziewczynie.

- Mam tylko nadziej, e skoczya osiemnacie lat, inaczej bdzie pan mia kopoty, mister.

- Mamo - Sig przywoaa na twarz szeroki, acz nieszczery umiech. - Pan Krinz chcia ci co powiedzie, jak sdz.

- A jak pani ma na imi? - Mczyzna zwróci si do Sig.

- Sigourney Geronomous.

- Ona jest dla pana za stara - prychna ze zoci Phyllis. - Ma tylko poow pana lat.

- Przepraszam, panie Cushing - powiedziaa Sig. - Moja matka…

- Pani matka jest czarujca - przerwa jej gadko Paul.

Jest bardzo przystojny, pomylaa, pomimo swego wieku, a zmarszczki wokó bkitnych oczu dodaway mu tylko uroku. Jej wasne doprowadzay j do ez. ycie jest takie niesprawiedliwe.

- Mama jest bardzo bezporednia.

- Podziwiam t cech u kobiet - odpar Paul Cushing. Spojrza na sw mod towarzyszk. - Moja wnuczka take. - Wendy zamiaa si znowu. - Czym si pani zajmuje, panno Geronomous? Czy te pani Geronomous? - zapyta.

Sig zauwaya spojrzenie Wendy, którym obrzucia jej lew do. Nie miaa oczywicie obrczki, ale na swe czterdzieste urodziny w akcie rozpaczy szarpna si i kupia sobie piercionek z cudownym szmaragdem. Zdaa sobie wtedy spraw, e nikt inny jej czego takiego nie ofiaruje. Traktowaa to bardziej jako lokat ni tylko wasn sabostk, bya to jednak inwestycja, która sprawiaa jej ogromn rado. Uwielbiaa ten piercionek i przez chwil, patrzc na niego, zatracia poczucie rzeczywistoci.

- Zajmuj si porednictwem - odpara.

- Có za szczliwy traf. Szukam wanie nowego mieszkania.

- Ja nie porednicz w handlu nieruchomociami - obrazia si niemal Sig. Agenci poredniczcy w handlu rezydencjami byli idiotami, czyby o tym nie wiedzia? Sig staraa si, jak moga, by konwersacja wypada naturalnie. Mówia o pokazie Bonnarda, jaki ostatnio widziaa, a take troch o tendencjach na rynku. Rozruszaa nieco ma Wendy rozmow o ywiarstwie figurowym. Od czasu do czasu usiowaa napomkn, e jej matka uwielbiaa taczy i kiedy przetaczya cay sezon w Palm Beach, ale nikt jako nie wyciga z tego adnych wniosków.

Przez cay ten czas Bruce prowadzi konwersacj z Krinzem. Przynajmniej on si stara, pomylaa Sig z niejak ulg, gdy podano im kaw. I wanie wtedy, gdy ju zaczynaa si odpra, staa si rzecz bardzo dziwna. Do ich stou podszed jaki obcy mczyzna i to on wanie poprosi Phyllis do taca.

- Z przyjemnoci, Monty - odpowiedziaa.

Bruce i Sig spojrzeli po sobie w zdumieniu. Starszy mczyzna by niski i barykowaty. Jego smoking wyglda jak z innej epoki.

- A kto to jest? - zapytaa Sig swoj matk, gdy ta wstawaa z krzesa.

- Och, to Monty. Monty Dunleathe. Opowiadaam wam o nim. Poznaam go w samolocie.

Phyllis zacza oddala si wraz ze starym dziwolgiem.

- Facet, którego poznaa w samolocie? - powtórzy Bruce. - Jaki facet?

Sig wstaa i rozoya rce. Jaka gruba matrona w wyranie kosztownej, perowej sukni przepchna si obok stou i wetkna pusty kieliszek w wycignit rk Sig.

- Widzisz? - rzucia Phyllis z satysfakcj w gosie, wkraczajc na parkiet. - Wzia ci za kelnerk.

Zanim Sig zdya zareagowa, Paul Cushing zwróci si do niej:

- Zamierzaem poprosi pani matk do taca, ale kto mnie uprzedzi. Moja wnuczka nie taczy walca, moe wic mógbym zainteresowa t propozycj pani?

Pyta j o co zwizanego z tacem. Sig stracia gow. Odstawia nieszczsny kieliszek.

- Mnie? - zapytaa.

Bruce trci j okciem.

- We od niego numer telefonu - szepn. - Bdzie rezerwowym dla mamy. Przyda si.

- Z przyjemnoci - Sig umiechna si do Cushinga. W gbi duszy czua jednak dziwny opór. Mczyzna odpowiedzia umiechem, wstajc od stou i idc w jej kierunku.

- Nie potrzebujemy go dla mamy - sykna do brata. - Mamy Berniego.

- Z nim si nie uda - odpar Bruce.

- Nie bd taki sceptyczny - ofukna go.

- Nie jestem sceptyczny - zaprotestowa. - Jestem pewny.

Paul podszed do Sig i uj j za rk.

- A skd ta pewno? - zapytaa Sig przez rami.

Bruce umiechn si.

- Poniewa wanie poprosi mnie do taca.

11

- Mówiam wam, e to gupie - powiedziaa Sharon, podnoszc do ust zapiekank z przeraajc iloci sera.

Rodzestwo spotkao si tym razem w barze obok stacji Grand Central. Miejsce to wybrano dla wygody Sharon, która przyjechaa tu pocigiem z Westchester, by usysze relacj z wczorajszego balu. Stacj wypenia tum, przybyy z przedmie na witeczne zakupy. Biorc pod uwag, i zarówno dla Bruce'a, jak i Sig dojazd tutaj nie by szczególnie atwy, a jedzenie pozostawiao bardzo wiele do yczenia, wybór ten okaza si niezbyt szczliwy.

- Nie mona traktowa mamy jak normalnej osoby - kontynuowaa Sharon. - Ona nie jest normalna. - Nie mog uwierzy, e nie przedstawilicie jej komu innemu. Kto jeszcze tam by?

- Chciaaby zrobi z tego rodeo - achna si Sig. - A ja jestem zrujnowana. - To nie miao sensu. Po có narzeka albo wyjania? Zawsze uwaali j za niewyczerpane ródo gotówki, finansowego wsparcia. - Myl, e musimy odoy ten projekt do lamusa. Musiaam chyba zwariowa. Wydaam ju Bóg wie ile na ten hotel - spojrzaa z gorycz na Bruce'a. - Nie liczc markowych ubra i butów blahnika, za które jestem ci bardzo wdziczna. - Musiaa spróbowa wyjani im, cho ranio to jej dum, swoj obecn sytuacj finansow. Odetchna gboko. - Wiecie, od czasu Czarnego Poniedziaku moje finanse wygldaj, powiedzmy, ciemnoszaro. To ju nie s lata osiemdziesite. Mam coraz mniej klientów. Dziki Bogu, wci zarabiam dla nich pienidze, ale jest coraz mniej tych, których to interesuje. Mam coraz mniej zlece.

- Tak, tak, wiemy o tym dokadnie - powiedzia Bruce lekcewaco.

- Posuchaj, ty cholerny ignorancie - wycedzia Sig przez zacinite zby. - Nie musiae wydawa omiu tysicy dolarów, by ubra mam. Ona tego nie doceni. Nie mog sponsorowa tego duej. Do Gwiazdki bd musiaa j wyprowadzi z tych apartamentów. A gdzie wtedy zamieszka? U ciebie, Bruce? - zapytaa napastliwie.

Bruce wzdrygn si. Sharon parskna, widzc jego nage zakopotanie.
- A moe u ciebie? - Sig zwrócia si do siostry, która nagle skulia si i odwrócia wzrok. - Mielimy idealny cel - stwierdzia - Bernard Krinz. Wydaam po trzysta dolców za bilety tylko po to, by dosta si na ten gupi bal i usi koo niego. Sdziam jeszcze, e moemy mie rezerwowego - mogaby sprawdzi tego Paula Cushinga, Sharon - ale gdy matka sama znalaza sobie zastpc, i to takiego, to ju by szczyt wszystkiego. Ten facet jest nikim, ale przynajmniej to heteroseksualista. Nie jest takim niewypaem jak Bernard.

Bruce westchn.

- Sharon, nie wiedziaa, e Bernie jest gejem? Nie byo tego w Internecie albo w jakim “Who's Who”?

- Mylaam, e jeli oeni si raz, moe to zrobi i drugi - bronia si Sharon.

- Ale nie z mam. Nie z nasz matk - jkna Sig. - Nie próbowaa si stara nawet przez trzydzieci sekund. Sprawilimy jej fryzur, ubrania, nawet buty. A ona olaa tego Bernarda…

- Berniego - sprostowa Bruce.

Sig rzucia bratu mordercze spojrzenie.

- Zlekcewaya tego Bernarda od samego pocztku. Pozatym zrazia Paula Cushinga. A potem, nawet gdybymy rozejrzeli si za innym kandydatem, zmarnowaa reszt naszego wieczoru i moje pienidze, taczc z jakim dinozaurem w smokingu sprzed wojny z 1812 roku - zamilka i potara czoo. - Przerywam to - stwierdzia. - To beznadziejne.

- Paul Cushing? - zainteresowaa si Sharon. - Czy on nie by prezesem Whetherall?

- Mógby by prezydentem Czech, i tak nie miaoby to znaczenia - odpar Bruce. - Oskarya go o gwat na nieletnich. Wiesz, jeden z tych jej artów. Nie spodobaa mu si - westchn. - Mógby doczy do klubu. Byby w licznym i doborowym towarzystwie.

- Och, nie wiem, Bruce. Miaam wraenie, e wzbudzia jego zainteresowanie.

- Czy moesz zej na ziemi?

- A czy ty mógby by cho troch pomocny i twórczy? Tak, jak ja musz by cay czas? - odparowaa Sig.

- Och, czybym sysza od do mczestwa? - zapyta Bruce, po czym zacz odgrywa Carmen Mirand, piewajc na melodi “Maana”:

Ja jestem Sig, najstarsza

Nieatwe ycie me.

Rodzestwo nie docenia

A matka gnbi mnie.

Wcia paci, paci, paci

Pienidze kady chce

Cho daj z siebie wszystko

To nikt nie kocha mnie.

Sig spojrzaa przecigle na Bruce'a, który odstawi solniczk i pieprzniczk, suce chwilowo za kastaniety. Ku cakowitemu zaskoczeniu rodzestwa, jej oczy napeniy si zami, które popyny po starannie upudrowanych policzkach. Po chwili wybuchna gonym szlochem.

- I co my zrobimy? - zanosia si. - Mama nie moe tam zosta duej, nie moe te mieszka w jakiej norze - pocigna nosem i spróbowaa si opanowa. - To byoby niedobre z uwagi na ssiedztwo. A mnie nie sta na mieszkanie dla niej. Nikt z nas nie chce, by zamieszkaa u niego. To wszystko nie ma rk i nóg… - kaa rozpaczliwie.

W jednej chwili Bruce i Sharon przysiedli na kanapce po obu stronach siostry. Sharon podaa jej chusteczki. Bruce poklepa j po doni.

- Ja po prostu nie mog cign tego duej - nie przestawaa szlocha Sig. - Siedz po uszy w dugach. Moje zlecenia spady niemal do zera. Nie odwayam si uy mojej platynowej karty American Express, poniewa nie mam czym zapaci rachunku pod koniec miesica. Bd musiaa sprzeda mieszkanie i wystawi mój szmaragd na licytacj. - Wzia od Sharon chusteczk, wytara nos i czkna.

Bruce i Sharon spojrzeli po sobie. Bya to jedna z rzadkich chwil, kiedy czuli si zjednoczeni.

- Spukana. O tak, znamy to - szepn Bruce. Przez cae ycie syszeli skargi Sig na brak pienidzy.

- Wiemy, jak bardzo si starasz - pocieszaa j Sharon. - Doceniamy twoj prac. Przykro mi, e tak wyszo z Bernardem.

- Mama moga si postara chocia troch, tylko troch! - powiedziaa ze zoci Sig, wycierajc oczy i swój zrujnowany makija. - Moga cho spróbowa z tym Bernardem, na mio bosk. Nie musiaa robi z siebie wroga ludzkoci.

- Powinna bya, moga bya, ale nie zrobia. Taka jest nasza mama - odpar Bruce.

- I jakby mao byo tego wszystkiego, spdzia prawie cay wieczór taczc z jakim podrzdnym dyrektorem instytucji charytatywnej! Jakim czowieczkiem w smokingu, jaki nosi Leslie Howard w 1939 !

- Jak on si nazywa? - zainteresowaa si Sharon. - Monty jak?

- Boe, nie wiem. Brzmiao to jak nazwisko prowadzcego teleturnieje albo fryzjera.

Sig wytara oczy, powoli odzyskujc panowanie nad sob.

- Montague Dunleathe - powiedziaa. - Czarujcy Ksi Mamy. Mogliby przetaczy ca noc. Posuchajcie, nie mog finansowa tej operacji dalej, jeli takie bd jej rezultaty. Ale sprawd tego Dunleathe, Sharon. I Paula Cushinga te. - Sig spojrzaa na sw modsz siostr i wzruszya ramionami. - Bruce, ratowae tego Bernarda, jak moge. Zadzwo do niego pod jakim pretekstem. Mama zawalia spraw, ale wszystko jedno, damy jej jeszcze jedn szans. Potem, przysigam na Boga, umywam rce.

Phyllis otworzya oczy, nie bardzo wiedzc, gdzie si znajduje. Usiowaa zebra myli. Zdarzyo jej si par razy w yciu obudzi si zdezorientowan i zawsze j to przeraao, tego jednak ranka - bo by to ranek - nie czua najmniejszego lku.

Gdzie bya? Stanowio to jak przyjemn zagadk. Jej óko byo wielkoci lotniska, a pociel niesamowicie gadka. Phyllis wycigna rce ponad gow próbujc przypomnie sobie, o czym nia przed chwil i gdzie znajdowaa si teraz. Zdaje si, e we nie taczya, w gowie wci dwicza jej ten stary rock and roll, który tak czsto piewa Bruce z kolegami: o tych, co le pod bulwarem biegncym wzdu brzegu morza. Wszystko to razem byo bardzo przyjemne.

Po chwili rozbudzia si cakowicie. To nie by sen. Naprawd przetaczya ca noc z Montym, mczyzn, którego spotkaa w samolocie. W przeciwiestwie do Iry, Monty by wietnym tancerzem. Phyllis przymkna na chwil oczy. Bolay j nogi - co do tego nie miaa wtpliwoci - ale nie przejmowaa si tym. Stopy bolay j take. Zdaje si, e miaa pcherz na lewej picie. Umiechna si jednak. To co? Naklei sobie plaster i wemie dwie tabletki motrinu. I tak warto byo. Nie leaa jeszcze pod bulwarem.

Obrzucia wzrokiem biay bezmiar swego oa. I wtedy przypomniaa sobie: apartament w hotelu, bal dobroczynny… cae to przedstawienie. Podcigna przecierado, by okry rami. Jakie wymiary miao waciwie to óko? W yciu nie widziaa wikszego. Tak czy owak zmieciaby si tu z ni caa armia. Przewrócia si na drugi bok, ignorujc ból w prawym biodrze. Zerkna na zegarek stojcy na nocnym stoliku. Byo jeszcze bardzo wczenie. Na Florydzie rozpoczynaaby wanie wraz z Sylvi sw porann nadmorsk wdrówk . Umiechna si. Dzisiaj, zamiast tego, powoli si pozbiera i przejdzie Pit Alej ogldajc witecznie ozdobione wystawy sklepowe, zanim cae miasto wstanie i wylegnie na ulic. Ubierze si ciepo i zaoy te nowe rkawiczki z brzowej skóry, które udao jej si kupi u Bergdorfa. Najpierw jednak nacignie kodr na siebie i popi jeszcze minutk…

Kiedy zadwicza dzwonek, Phyllis usiada. Któ to móg by? Pokojówki nigdy nie przychodziy o tej porze. I z pewnoci nie s to dzieci - one te tak wczenie nie wstaj. Phyllis ju si nauczya, e w weekendy Nowy Jork lubi spa dugo. Szybko spucia nogi, zapaa szlafrok, który obsuga starannie rozpostara w nogach óka i pospieszya ku drzwiom.

Zanim tam dotara, dzwonek odezwa si ponownie, po czym nastpio natarczywe pukanie. Zapominajc nawet spojrze przez wizjer, Phyllis ze zoci otworzya drzwi.

- Co? Co takiego? - zapytaa.

Za drzwiami ujrzaa olbrzymi bukiet kwiatów, bardziej imponujcy ni wikszo wizanek lubnych, a za nim, w jej korytarzu hotelowym, staa Sylvia Katz, w wymitym, zielony dresie z poliestru. Pod nie dopit bluz wida byo koszulk z napisem “I love New York”.

- Wstaa ju? - zapytaa Sylvia.

- Nie sdz - odpara Phyllis. - Wydaje mi si, e mam zy sen.

- Mie powitanie. I na dodatek nazywasz mnie senn mar - powiedziaa Sylvia i zostawiajc kwiaty w przedpokoju wesza do apartamentu. W rku niosa swoj skórzan torb i siatk reklamow od Eckerda.

Sylvia zostawia kwiaty w przedpokoju, po czym umieciwszy reklamówk na stoliku do kawy, przysuna sobie srebno obity fotel i usiada, sztywno trzymajc sw torb na kolanach.

- Nareszcie - powiedziaa.

Phyllis wniosa kwiaty i zwrócia si do przyjacióki:

- Kiedy przyleciaa? - zapytaa. - Jak si tu dostaa tak wczenie?

- Przyleciaam samolotem wczoraj w nocy. Byam na lotnisku o 23.45, ale nie chciaam ci przeszkadza.

- To dokd posza?

- Nigdzie nie poszam, przenocowaam tam. Na lotnisku.

- W motelu na lotnisku? W La Guardia? - Phyllis bya zaskoczona. Sylvia nigdy nie wydawaa w ten sposób pienidzy.

- Nie. W jakim motelu? Na lotnisku, powiedziaam. Siedziaam w fotelu.

- Spdzia ca noc w fotelu?

Sylvia Katz wzruszya ramionami. Phyllis z nagym poczuciem winy pomylaa o swoim ogromnym, wygodnym óku.

- Powinna bya zadzwoni - stwierdzia.

- Zrobiam to. Nie byo ci. Zostaam wic na lotnisku. Nic si nie stao.

- Ale co ty tu w ogóle robisz?

- Musiaam uciec - odpara Sylvia.

- Uciec? Przed kim?

- Nie mogam znie tych wyrzutów.

- Jakich wyrzutów? Kto ci robi wyrzuty?

- Ira. Twój m. Wiesz, jaki czasami potrafi by. Za kadym razem, kiedy tam przychodziam, syszaam: Sylvio, Nowy Jork jest samotnym i niebezpiecznym miejscem.

- Ira nie moe ju mówi. On nie yje.

Sylvia pomachaa rk.

- Wiesz, o czym mówi.

- Nie jestem w adnym niebezpieczestwie i niezupenie jestem sama.

Sylvia podniosa si z fotela , jakby to byo owo siatkowe, aluminiowe krzeso z Pinehearst. Powoli podesza do drzwi sypialni. Wskazujc brod na póotwarte drzwi wyszeptaa:

- Nie mów mi, e…no, wiesz.

- Oczywicie, e nie. Przynajmniej jeszcze nie.

- A mylisz o tym? Fe!

- Owszem, myl o tym.

- Fe - powtórzya Sylvia i rozejrzaa si po pokoju. - To imponujce - powiedziaa.

Phyllis skina gow, jakby bya przyzwyczajona do takich warunków.

- Dzieci nalegay - wyjania. - Oprowadzi ci?

- Nie powiem nie - odpara Sylvia.

Phyllis otworzya drzwi do sypialni i pokazaa Sylvii ogromne óko, wielkie szafy, cztery telefony i bajeczn azienk wyoon marmurem i lustrami

- Dlaczego tak naprawd tu jeste? - zapytaa Phyllis, gdy Sylvia przegldaa póeczk z szamponami i balsamami.

Jej przyjacióka spojrzaa w lustro na swoj koszulk, wystajcy brzuch i sanday, które wci miaa na nogach, cho teraz stroju dopeniaa para czerwonych skarpet.

- Nie chc spdza wit samotnie - wyznaa Sylvia bardzo cicho. - Nie kolejny raz.

- Mylaam, e twoje dzieci przyjedaj z Cincinnati?

- Miay przyjecha. Ale nie przyjad. Moja synowa zachorowaa.

- Ha! Jeli w to wierzysz, mog ci sprzeda mój mostek dentystyczny.

- Znów masz problemy z zbami? - zapytaa z trosk dosowna jak zawsze pani Katz.

Biedna Sylvia, pomylaa Phyllis. Synowa nie cierpiaa jej, a jej syn to aprobowa.

- Mam wróci do domu? - zapytaa cichym gosem. - Nie chc sprawia ci kopotu.

- Oczywicie, e nie. Zosta. Dzieci bd zachwycone. - To byo kamstwo na wielk skal, pomylaa Phyllis, ale nikt nie powinien spdza wit samotnie. - Sylvio, wyjd ju z tej azienki. Usid na kanapie, albo moe chcesz si pooy?

Sylvia potrzsna gow i podesza do jednego z prostych krzese, które otaczay stó.

- Tu jest doskonale - odpara, siadajc prosto.

- Chcesz niadanie?

- Nie, zjadam kanapk na lotnisku. Nie chc by dla ciebie ciarem, Phyllis. Mog zatrzyma si gdzie indziej.

- Gdzie? - zapytaa jej przyjacióka - W hotelu? Wiesz, jakie drogie s nowojorskie hotele? Zreszt, i tak nigdzie nie ma miejsca, bo s wita. - Sylvia musiaa by mocno zdesperowana, jeli rzeczywicie chciaa wydawa pienidze. - Wiesz co - powiedziaa Phyllis - zadzwoni po obsug. Zamierzam zamówi sobie grzanki i dla ciebie równie. Plus kawa i sok ze wieych grejpfrutów. Jest tu lepszy ni na Florydzie. Nie wiem, jak im si to udaje.

Phyllis podniosa suchawk telefonu.

- Czym mog suy, pani Geronomous? - zapyta miy gos. Zdumiewajce byo, i obsuga hotelowa znaa jej nazwisko i wiedziaa o niej tak wiele. Bya tu zaledwie od piciu dni.

- niadanie dla dwóch osób - powiedziaa do pewnym tonem. Jak gdyby miaa co do ukrycia. - Odwiedzia mnie przyjacióka - dodaa. - Osoba przyjmujca zamówienie nie odezwaa si.

- Czy to nie jest kosztowne? - zaniepokoia si Sylvia. - Obsuga i to wszystko? U Howarda Johnsona licz sobie ekstra dwa i pó dolara. Tylko za dowiezienie zamówienia wind do pokoju.

Phyllis potrzsna gow.

- Nie, tutaj za to nie doliczaj - odpara.

Nie musz, dodaa w mylach, bo ceny s i tak astronomiczne. Zapaci za to sama. Susan nie musi paci za wszystko. W tej chwili jednak, gdy patrzya na przygnbion, lecz dzieln Sylvii, byo jej wszystko jedno, czy wyda na to ca swoj miesiczn wypat z ubezpieczenia.

- Sylvio, ycie naley czasami troch upikszy - powiedziaa Phyllis - Byo nie byo, to chyba twoja pierwsza wyprawa na Manhattan od lat, prawda? - zapytaa. Sylvia mieszkaa kiedy w Queens, ale nie bya bynajmniej kosmopolitk. - Dawno nie przyjedaa do miasta.

- Tak - odpara Sylvia. - Byam tu z moj siostr tu po wojnie.

Dla Sylvii istniaa tylko jedna wojna: druga wiatowa. Nie przyjmowaa do wiadomoci wojny w Korei ani w Wietnamie, ani nawet Pustynnej Burzy.

- No có, troch si tu zmienio od tego czasu. Wojna si skoczya - powiedziaa Phyllis i ponownie wzia do rki suchawk.

- Pani Geronomous? - zapyta miy gos. - Czy co jeszcze?

- Tak, prosz - odpara Phyllis. - Butelk szampana. Musimy co uczci.

12

Data: 9 grudnia 1996

Od: Sharon@missioncontrol.com

Dotyczy: Operacja Stary Pryk

Do: Sig<Sis@Sigmonde.com

Sig, nie zakoczyam jeszcze bada, ale Montague Dunleathe by wymieniony w Roczniku Forbes International z 1981 r. jako jeden z dziesiciu najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii. Urodzony w Glasgow w 1921 r. Obrotny Szkot. Wikszo pienidzy zarobi na liniach lotniczych w latach siedemdziesitych. Posiada wikszo Montany. Przez dwadziecia sze lat by onaty z jedn ze spadkobierczy Guinnesa, ale zmara w 89 roku. Nie ma dzieci…

List, który nadszed e-mailem, by duszy, ale Sig ju nie czytaa. To byo niewiarygodne. W jaki tajemniczy sposób Phyllis zdoaa pozna i zainteresowa sob bogatego pryka. Wzruszya ramionami. Niezbadane s wyroki boskie.

Poniedziakowy ranek, podobnie jak wszystkie poniedziaki nastraja j pospnie. Rynek by nerwowy, ona take. Jeden z kolegów dokuczy jej, a na dodatek odkrya, e pewne papiery wartociowe jednego z jej klientów zostay przypadkowo - i nielegalnie - wycofane ze sprzeday. Przez cay ranek usiowali wraz z innym pracownikiem firmy to odkrci, ale bez powodzenia. Teraz jednak na ekranie jej komputera pojawia si pierwsza prawdziwie radosna, witeczna wiadomo wród tych, jakie otrzymywaa ostatnio. Odwrócia si od monitora i energicznie wystukaa numer Bruce'a.

- Houston? - zapytaa, kiedy podniós suchawk. - Startujemy.

- Siostro moja, czyby bya na jednym z prywatnych festiwali filmowych Toma Hanksa? - zdziwi si jej brat. - On jest onaty, i to szczliwie, Siggy. Zapomnij o „Apollo 13”. - Bruce jkn. - Boe nie powinnimy byli ufa Sharon. Wiesz, ile godzin straciem usiujc odremontowa mam na ten bal w sobot? A ten Bernard chcia wycznie przymierzy jej kieck. Czy uwierzysz, e ta stara, zwariowana ksina od wczoraj dzwonia do mnie ju trzy razy?

- Daj spokój Bernardowi. Mamy tu napalonego.

- Wiem, e jest napalony, ale na mnie! A ja nie gustuj w starszawych panach.

- Bruce, ja mówi o Montague Dunleathe. Jest bogatszy ni sam Bóg i spotyka si z mam.

- artujesz. Zreszt, i tak nic z tego nie bdzie. Ona obróci to w perzyn.

- Zamierzam nie odstpowa jej na krok.

- Co takiego?

- Bd chodzi na randki razem z ni. W ten sposób bd j moga kontrolowa - przynajmniej na tyle, na ile bd potrafia.

- Ha! ycz szczcia. Spróbuj kontrolowa tsunami, czemu nie?

- Co to jest tsunami?

- Japoska nazwa fali spowodowana trzsieniem ziemi, Sig. To zdumiewajce. Ty nie wiesz wszystkiego! - przerwa. - No, dobrze. Bd w hotelu wczeniej. A ty spróbuj tej twojej czonej randki, cho to beznadziejne. Mimo wszystko, ciesz si, e mam atwiejsze zadanie, wiesz zmieni poczwark w…

- Bruce! Ona jest twoj matk!

- Och, mówiem to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Co mu przyszo na myl.

- Wszystko jedno, z kim ty zamierzasz przyj? Nie umawiaa si z nikim, odkd Bob Dole przesta by nastolatkiem.

Sig zdecydowaa si zignorowa t uwag.

- Przyjd z Phillipem - powiedziaa bratu. Zerwaa z tym bubkiem, kiedy owiadczy jej, e ich zwizek nie ma przyszoci. Jej duma ucierpi bardzo, gdy bdzie musiaa poprosi go o spotkanie, ale potrzebowaa eskorty, a nie miaa nikogo innego.

- Spacer po cmentarzu?

- Bruce, po prostu postaraj si i bd w hotelu o trzeciej.

Za kwadrans ósma apartament Phyllis w hotelu Pierre wyglda, jakby przeszed przez niego huragan. W sypialni walay si wszdzie rozmaite czci garderoby. azienka stanowia obraz impresjonisty, kolory kosmetyków wtapiay si jeden w drugi wzdu caego blatu i schodziy malownicz tcz a na podog. Sig, w skromnej, granatowej sukience usiowaa doprowadzi do adu salon, przysuchajc si jednoczenie, jak jej brat stacza boje z matk.

- Nie zao drugi raz tych cholernych pere a'la Barbara Bush - buntowaa si Phyllis. - Wygldam jak Nathan Lane w Birdcage.

- Dopóki nie wygldasz jak Gene Hackman, i tak jeste do przodu - odpar Bruce.

Sig staraa si uprztn baagan wokó pani Katz, która jak zwykle spokojnie siedziaa na krzele. Co ta stara sowa sobie myli? Jak dugo chce tu tkwi?

-To musi by Susan, a to pewnie Bruce - powiedziaa Sylwia patrzc na Todda, który by bardziej zniewieciay. - A to, oczywicie, jest Sharon - dodaa.

-Ta gruba - potwierdzia pospnie Sharon.

Mimo, e Sig dokonywaa nadludzkich wysików, pokój wci wyglda gorzej ni bursa nastolatków. Mocnym kopniakiem umiecia torb od Bergdorfa pod kanap. Ich popoudnie przemienio si w trzy godziny bezustannej kótni. Najpierw Phyllis chciaa i tak, jak staa, póniej zgodzia si przebra, ale nie zamierzaa pozwoli, by Sig im towarzyszya. W kocu jej córka wygraa, ale wtedy Phyllis zbuntowaa si przeciw poprawianiu swego makijau i fryzury.

- Widzia mnie w samolocie tak, jaka jestem - twierdzia - I podobaam mu si mimo wszystko.

Bruce zakoczy t dyskusj groc, e wyskoczy przez okno. Sig podniosa narcze gazet, otworzya szaf i wciekym gestem wcisna je do rodka. Potem wrzucia star torebk matki, zwinity sweter i stert innych przedmiotów za sigajc podogi zason. Nic, co dotyczyo Phyllis, nigdy nie byo normalne, atwe ani bezbolesne.

Nawet ten umiech losu z Montague Dunleathe te by darowany na próno. Musieli sprawi, by matka wydaa si zamona, atrakcyjna i cho w niewielkim stopniu sympatyczna. Zadanie niemoliwe do spenienia, teraz Sig zdaa sobie z tego spraw. Bruce nie by dekadentem, by realist.

Sigourney rozejrzaa si po pokoju. Wizanka kwiatów od Renny'ego za co najmniej sto szedziesit dolarów zapieraa dech w piersiach. Dolaa kwiatom wody i przeczytaa bilecik. Zafascynowaa mnie pani. Chciabym pozna pani bliej. Paul Cushing. Otworzya szeroko oczy. Jej matka fascynuje mczyzn takiego jak Paul Cushing? Przesuwajc si ze swymi porzdkami do sofy zacza trzepa poduszki, ukadajc je równiutko. Potem wyja z torby magazyny Town & Country, Forbes, Fortune i brytyjsk Country Life. Uoya je niedbale na stoliku do kawy i w stojaku. Wycigna te egzemplarz Wall Street Journal i otworzywszy go na wybranej stronie, umiecia na porczy fotela.

W kocu wszystko wygldao idealnie, cznie z Phyllis, która wesza do pokoju, przyodziana w srebrno-beowe spodnium od St.Laurenta, uzupenione przy szyi o ton ciemniejszym szalem. Sig zadraa na myl, ile to wszystko kosztowao, musiaa jednak przyzna, e matka wygldaa niebywale elegancko. Bruce za to przypomina strzp czowieka.

- Moe by? - zapyta. Sig skina gow. - Dziki Bogu - wydysza wtaczajc si do sypialni i rzucajc na óko. - Potrzebna mi transfuzja.

- Mamo, musz z tob porozmawia - powiedziaa szorstko Sig. Weszy obie do azienki, penej teraz nowych czci garderoby Phyllis, z którymi kontrastowao par szmatek nalecych do pani Katz.

- Do tego. Ona nie moe tu zosta - owiadczya córka stanowczo.

- Nie bardzo wiem, o czym ty mówisz. Ona tu zostanie. Nie ma nikogo innego w Nowym Jorku.

- Mamo, Nowy Jork peen jest hoteli.

- Ten apartament jest zupenie wystarczajcy dla nas obu.

Sig opanowaa przemon ch kopnicia matki w siedzenie. Sytuacja stawaa si nie do zniesienia. Minuty uciekay, i chocia sprawa z Montym wygldaa obiecujco, Sig nie moga cign tej sprawy zbyt dugo. Obecno pani Katz, sidzcej niewzruszenie na swym krzele w salonie z torb na kolanach, jakby jechaa autobusem, zdecydowanie nie wpywaa korzystnie na rozwój romansu. Jej matka potrzebowaa przyzwoitki jak ona sama. Sig odetchna gboko.

- Ten pokój jest dla ciebie - wyjania, jak gdyby mówia do kogo znacznie modszego od Jessie.

- Och, to óko jest takie ogromne. Nie wiedziaabym nawet, e Sylvia w nim pi, gdyby nie to, e okropnie chrapie.

- Ona pi z tob w jednym óku? - zapytaa Sig z przeraeniem w gosie. Ta ilo starego, kobiecego ciaa! Sig poczua dreszcze. Pewnego dnia ona te…

- Mamo, powiedz jej, eby wynaja sobie wasny pokój. Jeli kto ma tu z tob spa, to ma to by mczyzna. To miosne gniazdko, a nie dom starców.

- Och, przepraszam, panno Pyskata. Tylko dlatego, e pacisz tu rachunki, bdziesz docydowa, kto moe ze mn spa, a kto ma si wynosi? Sylvia moe nie wymyli prochu, ale jest moj jedyn przyjaciók, która nie obraa si za moje arty. Zawsze wczaa mnie we wszystko, czym si zajmowaa, mimo, e nikt mnie nie chcia, a ja nie zamierzaam bra w tym udziau. Jest dobr przyjaciók. Nie masz prawa…

Sigourney dokonaa szybkiej mylowej kalkulacji. Jeli tego nie przetnie, jej matka moe cign t przemow do Nowego Roku. Do tematu Sylvii Katz wróci póniej.

- Jak tam Monty? - zapytaa tak niefrasobliwie, jak tylko potrafia.

Chciaa spyta wasn matk o to, czy ma powane zamiary? Czy Montey osign pómetek? Czy jest bliski celu? Sig zadraa znowu. Wizja miosnego poczenia dwojga staruszków bya jeszcze bardziej koszmarna ni obraz Sylvii Katz picej z matk w jednym óku. Moe, pomylaa, byoby lepiej, gdyby ludzie, jak baterie, po prostu wyczerpywali si przy pidziesitce, bez kopotów, chorób i zawracania gowy. A poza tym Monty z pewnoci nie zajdzie zbyt daleko, jeli w sypialni jej matki chrapie Sylvia Katz.

- Posuchaj - powiedziaa Sig. - To nie jest dom pani Katz. To nawet nie jest twój dom. Na mio bosk, mój te nie! To miejsce, którego uywamy, by…

- Och, Susan, Susan, Susan… Co ja mam z tob zrobi? ycie trzeba czasami troch upikszy. Pomyl o pani Katz w ten sposób: jak mog kaza jej si wynie do jakiego motelu na Wschodniej Pidziesitej Pitej? Ona jest moj przyjaciók, Susan. I nie przeszkadza mi w znajomoci z Montym, uwierz mi. - Phyllis wstaa, podesza do toaletki i zerkna w lustro. - On widzia, jak wygldaam przed t charakteryzacj. Podobam mu si taka, jaka jestem, z trwa, moimi przyjaciómi i ca reszt. Poza tym odgrywam przecie moj cz przedstawienia. Od balu widziaam si z nim dwa razy. Zjedlimy razem lunch i robilimy witeczne zakupy. - Phyllis spojrzaa na córk. - Mamy co dla ciebie. - Chciaa jej pokaza, e Monty byby dobrym ojcem.

- Nie potrzebuj adnego prezentu poza jego owiadczynami.

- Wiesz co, nie widz, by kto owiadcza si tobie - odpara Phyllis ostro. - Ja staram si jak mog. Zawsze to ja musz robi wszystko. - Usiada i zaoya nog na nog. Sig przez chwil miaa wraenie, e Bruce mia jednak racj: matka mówia zupenie jak ona sama.

- Spotykam si z Montym, poniewa go lubi, a nie dlatego, e ty tak chcesz. Bdzie dobrym kandydatem. Zna si na interesach i jest odpowiedzialny. - Phyllis wstaa. - Musz wzi moj torebk - powiedziaa i odwróciwszy si, wesza do sypialni.

Zadwicza dzwonek.

- Ja otworz - zawoaa Sig, zamykajc drzwi do sypialni i odgradzajc brata od towarzystwa. Phyllis skina gow i podesza do kanapy w salonie.

- Nie siadaj! - krzykn Bruce zza drzwi. - Pognieciesz spodnie!

- Co za zrzda - parskna Phyllis.

- I kto to mówi! - odkrzykn jej syn.

- Przestacie oboje! - zirytowaa si Sig, czujc si, jak zwykle zreszt, jedyn doros osob w pokoju. Przechodzc przez hol zerkna w lustro i przygadzia niesforny kosmyk , sterczcy z tyu gowy. Potem otworzya drzwi.

Przed ni sta, koyszc si na palcach, Montague Dunleathe. Wycign rk na powitanie i ujwszy jej do zacz ni serdecznie potrzsa.

- Witam, witam - powiedzia ze swym nieco przycikim, cho czarujcym akcentem.

Sig zaprosia go do rodka, majc nadziej, e zauway wntrze i cay trud, jaki w nie woya. Zdawao si jednak, e Monty widzia jedynie jej matk.

- Phyllis, wygldasz tak, e mona by ci zje.

- Daj spokój. Nie wpadajmy w ten ton tak wczenie - odpara.

Sig miaa wraenie, e albo za chwil zemdleje, albo udusi swoj matk. Z sypialni doszed j stumiony chichot brata. Pomylaa, e moe by za jednym zamachem udusi take i Bruce'a. Co za rónica. Monty jednak, jak si wydawao, by zachwycony wtpliwym poczuciem humoru jej matki. Usiad i zamia si.

- Przypomniao mi si co - oznajmi. - Co jest stare, pomarszczone i czu je imbirem? - Odczeka chwil, a gdy adna z kobiet nie odpowiedziaa, rozemia si. - Twarz Freda Astaire'a - dokoczy, uderzajc si z uciechy w kolano.

Sig usyszaa kolejny stumiony dwik dochodzcy z sypialni i ponownie naszy j bratobójcze myli. Poczua wdziczno, gdy ponownie odezwa si dzwonek u drzwi. Po chwili wprowadzia do pokoju Phillipa. By wysokim, szczupym mczyzn o do ponurym usposobieniu.

- To jest Phillip Norman - powiedziaa, przedstawiajc go Monty'emu.

- Me imi nie brzmi Norman- odpar Monty.

Phillip nie zrozumia kiepskiego artu.

- Nie, nie - zaprzeczy. - Norman to moje nazwisko.

- A, wic zosta pan nobilitowany, Sir Norman? - zapyta Monty.

- Nie - odpar Phillip. - Po prostu nazywam si Phillip Norman.

- A moje imi nie brzmi Norman - powtórzy Monty. Tym razem Phyllis parskna miechem. To samo zrobi Bruce w pokoju obok.

Phillip spojrza w kierunku drzwi do sypialni.

- To tylko pani Rochester - powiedziaa Sig. - Trzymamy j w drugim skrzydle razem z Jane Eyre. Nie zwracaj na nie uwagi - zerkna na zegarek. - Jeli zaraz nie wyjdziemy, spónimy si. A poniewa mamy sezon witeczny i miasto jest zatoczone, to jeeli nie pojawimy si o czasie, stracimy rezerwacj - stwierdzia i wyprowadzia cae towarzystwo w ciemn, grudniow noc.

- Dlaczego naleaoby pogrzeba wszystkich prawników tysic stóp pod ziemi?

Phyllis nachylia si do niego.

- Dlaczego?

- Poniewa pod spodem s miymi gomi.

Phillip Norman, prawnik firmy AT&T, umiechn si kwano. Monty rykn miechem.

- Co powiecie na kolejnego szampana? - zapyta.

Znajdowali si w Cafe Luxembourg na West Side. Lokal by odrobin goniejszy i bardziej zatoczony ni te, do których przywyka Sig. Musiaa jednak przyzna, e miao to swoje zalety. Po pierwsze nie musiaa si czu tak zupenie zaenowana konwersacj matki z Monty'm, a po drugie, gdyby Phillip zdecydowa si co powiedzie, nikt by go nie usysza. No i wreszcie nikt z jej znajomych nie zobaczy ich tutaj razem, co pozwalao ocali jej dum. Koczono kolacj i kiedy podano ju kaw, Sig zacza myle, e moe cae to przedstawienie byo co warte.

- Ja ju dzikuj - powiedziaa, gdy Monty chcia jej dola szampana. - Niektórzy z nas musz i rano do pracy, Nie moga w to uwierzy, ale jej matka i Monty rozumieli si zdumiewajco dobrze. W pewien sposób miao to racj bytu: byli takimi samymi dziwakami.

- Ja te dzikuj - stwierdzia Phyllis - Rano gowa mi pknie z bólu.

- To nie szampan powoduje ból gowy. To niezaspokojony popd pciowy - owiadczy Monty.

- Nie wydaje mi si, eby by to jeden z moich problemów - powiedziaa Phyllis, w jej oczach jednak migotay iskierki, które sprawiy, e Sig staa si nerwowa, a Monty bardziej zuchway.

- Nie chciabym si narzuca, ale rozwizanie twoich problemów znajduje si w moich spodniach - powiedzia.

- Posuchaj, zotko, moe i potrzebuj mioci, ale nie miechu - odpara powcigliwie Phyllis - Dlaczego mczyni sdz, e ktokolwiek poza ich urologiem interesuje si ich penisami?

- Opieram sw pewno na opinii publicznej - wyjani Monty. - Wiesz, co wspólnego maj ze sob grzechotnik i dwucalowy fiucik?

Phyllis wzruszya ramionami.

- Nikt nie chce si z nimi pieprzy - powiedzia Monty i ponownie wybuchn gonym miechem.

Phyllis parskna równie, po chwili jednak opanowaa si i cigna usta.

- Osobicie nie jestem zainteresowana ponownym ogldaniem czyjegokolwiek trzyczciowego kompletu.

Odmowa jednak zdawaa si tylko zachca Monty'ego.

- Od trzydziestu lat nikt nie powiedzia mi - nie - przyzna.

- Bdziesz musia si przyzwyczai - owiadczya Phyllis, lecz Sig wiedziaa, e ów beznadziejnie gupi, dziki Szkot zdoa oczarowa jej matk.

Zastanawiaa si tylko, jak dugo potrwa ich szczcie.

13

Pierwsza noc wita Chanuki nadesza i mina. Sig, Bruce i Sharon, odkd wyroli z dziecicych lat, nie przykadali specjalnej wagi do tego wita, teraz jednak, kiedy pojawili si Jessie i Travis, powrócili do kupowania sobie prezentów. To pode, mylaa Sig, e Chanuka, mimo i jest witem ruchomym, nigdy nie przypada po Boym Narodzeniu, kiedy mogaby skorzysta z powitecznych obniek cen. Tego wieczoru zdecydowaa si pokaza swe mieszkanie pani Cornelii Warren z agencji nieruchomoci, póniej chciaa kupi jakie skromne prezenty, wpa na chwil do matki i wreszcie pokaza si na pogardzanym, lecz obowizkowym przyjciu organizowanym przez jej firm z okazji wit. Kolacje te zawsze stanowiy test na wytrzymao, w tym roku gwarantowana bya jednak wrcz próba ogniowa. I jak zwykle, urzdzano je w ródmieciu, w którym z tych wykaczanych drewnem lokali, gdzie serwowano wycznie steki i szkock whisky. Sig nie cierpiaa takich miejsc.

Wysza z pracy wczeniej i pospieszya do domu, gdzie wzia prysznic, przebraa si i wysuszya wosy. Póniej, biorc trzysta dolarów z bankomatu na rogu, udaa si w grudniowy zmierzch, zdecydowana wykona swe zadania.

Czterdzieci minut póniej Sig wydostaa si z FAO Schwarz, wci z pustymi rkami, za to absolutnie oszoomiona. Widziaa koszyczek, w którym siedziay trzy mae kociaki wraz ze swoj mam i prawie kupia go Travisowi, w ostatniej jednak chwili spojrzaa na cen - kosztowao to dwiecie siedemdziesit dolarów! Jessie uwielbiaa lalki Barbie, ale miaa ich ju tyle, i jedyn, co do której Sig moga mie pewno, e nie miaaby siostry - bliniaczki, bya Barbie witeczna. Ta z kolei kosztowaa sto dwadziecia pi dolarów, a Sig nie zamierzaa wyda takiej masy pienidzy na plastikow lalk. Kto mia takie pienidze? Kim byli ci ludzie? W domu towarowym panowa wcieky tok. Sig wysza stamtd z lekkim odcieniem zieleni na twarzy. Trzysta dolarów tkwio nietknite w jej portfelu, ale jej pewno siebie jednak mocno ucierpiaa.

Wydao si naturalne, e minwszy dwie przecznice, wstpia do “Pierre'a”. Tylko po to, by skontrolowa matk, pomylaa. W gbi duszy wiedziaa jednak, e pragna pocieszenia i pokrzepienia tak samo, jak pragna wybada sytuacj. Jej matka nie bya typem kobiety ciepej, umiejcej pocieszy: bya twarda i pewna jak skaa, a takiej wasnie najbardziej teraz Sig potrzebowaa. Zanim dotara do drzwi, uspokoia si zupenie. Nie miao to specjalnego znaczenia, gdy Phyllis - jak zwykle - bya zbyt zajta sob, by zwraca uwag na innych.

- Jakie masz plany na wieczór? Zapytaa Sig z nutk smutku w gosie.

- Monty ma tu przyj. Moe pójdziemy gdzie na kolacj, a moe zamówimy co do pokoju.

Sig miaa nadziej, e wyjd do miasta; kolacje u “Pierre'a” sigay trzystu dolarów, i to bez wina.

- A co pani zamierza robi? - zapytaa uszczypliwie pani Katz.

- Och, myl, e te zostan tutaj. Mam co do czytania - Starsza pani wycigna z kieszeni swetra zwinity egzemplarz „Modern Maturity”. Po raz drugi w cigu niecaej minuty Sig rozwaya moliwo zaduszenia jej.

Chryste, powinna wzi pani Katz ze sob na t firmow kolacj, eby tylko si jej std pozby! Jak, u diaba, Monty mia zbliy si do mamy, jeli Sylvia wci pltaa mu si pod nogami? Czy ona nie miaa w ogóle adnego wyczucia?

- Moe wypilibymy póniej drinka na dole? - zapytaa Sig, zwracajc si do matki. Jeli uda jej si wycign ich do baru, sytuacja mogaby si rozwin. A tymczasem pani Katz poszaby moe spa, zostawiajc ich wreszcie samych.

- Ja nie pij tak póno - odpara pani Katz i zniajc gos, dodaa - Bo potem musz wstawa w rodku nocy. Inaczej wiesz.

Sig nie chciaa wiedzie. Nie chciaa nawet o tym myle. Kiedy ona dojdzie do tej fazy w yciu, e bdzie potrzebowa jednorazowych pieluch? Boe, co za chore myli. To przez te wita; zawsze j tak rozstrajay. Zerkna na zegarek. Teraz bya ju prawie spóniona na to cholerne przyjcie.

- Nie bd tam siedziaa dugo. Bawcie si dobrze z Montym - powiedziaa zgryliwie do matki.

- Na pewno! - piewnie zawoaa pani Katz.

Przez cay wieczór Sig staraa si , z powodzeniem zreszt, unika swego szefa; stanowio to jednak tylko poow sukcesu. Gdyby daa Billowi szans, usyszaaby kolejne uwagi na swój temat: e nie podejmowaa gry, e od czterech miesicy nie odnosi adnych sukcesów i e w tym roku nie bdzie premii gwiazdkowej. Sig nie miaa siy tego sucha. Alternatyw jednak byo siedzenie przy stole i wysuchiwanie fanfaronady innych maklerów. Przypominali wdkarzy: cigle opowiadali, jak wielkie s ich zdobycze. I wszyscy mieli skonnoci do kamstwa. Kamstwo suyo dwóm celom: sprawiao, e ci, którzy opowiadali, czuli si lepiej, a ci, co suchali - na odwrót. To nie by dobry rok.

Sig wiedziaa, e wikszo z nich kamie. Operator sieci podawa regularnie stany wszystkich kont, a Sig sprawdzaa je co tydzie. Wiedziaa te, e nie bya jedyn, która nie przysparza zysków, ale dla niej - starszej ni wikszo z nich, jedynej kobiety, i w dodatku tej, której zawsze wiodo si najlepiej - stanowio to duo wiksze zagroenie.

Udao jej si przebrn przez t nieszczsn kolacj pozorujc oywion rozmow z jakim asystentem ze Staten Island i od czasu do czasu obdarzajc szerokim umiechem pozostae osoby przy stole. Miaa nadziej, e wyglda na niezwykle zainteresowan prowadzon konwersacj. Westchna z ulg, gdy podano deser i natychmiast si wymkna.

Dopiero w taksówce moga zrzuci mask i rozluni si. Nie bya w stanie odpdzi myli o matce. Ciekawe, co teraz robi? Na pewno bawi si lepiej ni ona sama.

Taksówka dobrna do hotelu pokonujc wzmoony ruch panujcy o tej godzinie, w której kocz si przedstawienia teatralne. Sig wysiada i przeszedszy przez hol skierowaa si do baru. Zerkna na zegarek. Przez t dug jazd zrobio si ju wpó do dwunastej. Moe byo troch zbyt póno na wizyty, ale Sig postanowia spróbowa. Mogo to by mieszne, ale zapragna, wrcz zatsknia nagle za kojc…

- Dobry wieczór. Co pani tu robi? - Sig podniosa gow i ujrzaa bardzo bkitne oczy starszego mczyzny. W jednej chwili rozpoznaa go - pan Cushing z Zimowego Balu.

- Co pan tu robi? - odpara pytaniem.

- Ja towarzyszyem Wendy jako przyzwoitka - wytumaczy si - Ale nie odpowiedziaa pani na moje pytanie.

Sig rozemiaa si.

- Có, jestem czym w rodzaju przyzwoitki mojej matki. Wspominaa panu, e tu si zatrzymaa - wyjania. Pomylaa o kwiatach, które przysa. - Ale zdaje si, e pan o tym wie. - Patrzc na Paula Cushinga poczua nagle, e moe powiedzie mu przynajmniej cz prawdy. - Niepokoj si troch o tego osobnika, z którym taczya na balu tamtej nocy.

Paul umiechn si.

- W dzisiejszych czasach nigdy do ostronoci - zgodzi si. - Matki i wnuczki potrzebuj ochrony. - Zniy gos. - Czy mam go dla pani sprawdzi? Posiadam firm, która wykonuje takie usugi.

- Naprawd? - zdumiaa si Sigourney. - Czy to przypadkiem nie zakrawa na paranoj?

Paul wzruszy ramionami.

- Moliwe - odpar. - Ale odkd mój syn i synowa zginli, nie zosta mi nikt oprócz Wendy. Jestem zapewne nadopiekuczy, ale ona jest moj spadkobierczyni, a w dzisiejszych czasach nie jest atwo wychowa nastolatk.

Sig skina gow.

- Myl, e to akurat nigdy nie byo atwe. Nie jest to zapewne pocieszenie dla pana - przerwaa. - Przykro mi sysze o paskim synu i synowej.

Paul wzruszy ramionami.

- Prowadzi po pijanemu. Zawsze czuj si winny, e nie potrafiem go powstrzyma. - Ponownie uniós ramiona. - Ciesz si, e Wendy przeya. - Przez chwil stali w milczeniu. - A co powiedziaaby pani na drinka? - zapyta.

- Miy czowiek, pomylaa Sig. Gdyby nie by taki stary, mogaby nawet… By jednak idealnym kandydatem na ojca.

- Moe wstpi pan na drinka na gór? - zaproponowaa spontanicznie. Nawet jeli Phyllis usiowaa go zrazi, jego to bawio. Moe zwykli ludzie go znudzili, a moe by masochist. Nigdy nie wiadomo.

- Z chci - odpar. - Musz przyzna, e naprawd podziwiam zayo waszej rodziny. Rzadko spotyka si ludzi, którzy tak dobrze czuj si razem jak wy.

Sig tylko si umiechna.

- O tak - odpara, przypominajc sobie samej, e rozwaga jest wanym skadnikiem mstwa. Wpada na pewien pomys. - Moe miaby pan ochot przyj pojutrze na przyjcie urodzinowe mojej matki?

- Z przyjemnoci. Mog zabra Wendy? Chciabym, eby zobaczya, jak mona spdza czas z rodzin.

- Naturalnie.

Wrczy jej swoj wizytówk. Podeszli razem do windy. Sig nacisna guzik i drzwi otworzyy si natychmiast. Wjechali na gór. Wyja klucz i najciszej, jak potrafia otworzya drzwi. Nie chciaa przeszkadza matce, jeli Monty poszed ju do domu. W pokoju jednak palio si wiato. Z salonu dochodzia oywiona rozmowa. Gdy podeszli bliej drzwi, Sig usyszaa gos matki.

- O, wyoye si wreszcie. I to na czysto.

- Mówia, e tak mona - zaniepokoi si kto ochrypym gosem.

- No tak, ale minimum punktów musisz zebra na rku - odezwaa si pani Katz.

Sig na palcach wesza do salonu i zamara. Paul Cushing szed za ni.

- Nie moesz tego zrobi. Stosik jest zamroony, tu ley czarna trójka - jaki gos strofowa pani Katz.

Przy stole, na którym obsuga zwykle stawiaa tac, siedziaa jej matka, Monty, Bernard Krinz i Sylvia Katz. Przeraajcy by fakt, e na rodku stou lea stos rónych czci garderoby i butów, Monty za od pasa w gór by nagi. Dopiero po chwili Sig zorientowaa si, e pani Katz bya gorzej ni naga: pozbawiona butów i poczoch, które wraz z jej wycignitym swetrem, okularami i sukni leay na stole, siedziaa w workowatej, nylonowej halce, przez któr przewitywaa jaka straszliwa, pena sprzczek bielizna. Sig odwrócia wzrok o tych pasków i klamerek, w które zapltana bya starsza pani i krzykna.

- Czy kto tu oszala?

- O mój Boe! - powiedziaa pani Katz, nerwowo kadc rk na swej piersi. - Przerazia mnie.

- Co wy, u diaba, robicie? - Sig zadaa wyjanie od czworga winowajców.

- Gramy w rozbieran kanast - wyjani z zadowoleniem Monty. - Przegraem koszul do twojej matki.

Sig omina wzrokiem jego biao owosion pier i spojrzaa na matk, która siedziaa wyprostowana, z chodnym wyrazem twarzy, trzymajc karty w doni. Nie stracia nawet kolczyków. adne z ubra i akcesoriów na stole nie naleao do niej. Chwaa Panu za to! Co jednak pomyli sobie Paul Cushing? Idiotyczne zachowanie tej czwórki podstarzaych hazardzistów wprawio Sig we wcieko. Nie bya pewna czy ma si mia czy paka. Niezalenie od wyboru wiedziaa, e oba wyjcia s ze.

- Kto to zacz? - zapytaa oskarycielsko.

Pani Katz spojrzaa na ni spokojnie. W dalszym cigu zdawaa si mie wicej sztuk odziey na sobie, ni na stole, przez jej halk przeziera ciki gorset i szeroki stanik i niezliczonej iloci haftek. Nic dziwnego, e m j opuci; ilo spinajcego j metalu musiaa si równa tej, która podtrzymywaa most Tappan Zee.

- Moim pomysem bya gra w kanast - powiedziaa Sylvia skromnie, jak gdyby zamiast poczucia winy wypeniaa j duma. - Potrzebowalimy, czwartego , wic zadzwonilimy po Bernarda. - Tu starsza pani czkna. Przed ni stay trzy puste szklaneczki po whisky. Czyby pia?

- A kto zaproponowa ten hazard? - prowadzia ledztwo Sig. - Có - odpara ze stoickim spokojem jej matka. - Sylvia nie lubi gra na pienidze, Monty wymyli wic, by gra jak w rozbieranego pokera. Poniewa nigdy wczeniej nie gra w kanast i nie nosi biuterii, dalimy mu fory.

- Ja straciem ju moj spink od Cartiera z prawego rkawa - powiedzia Bernard z entuzjazmem wikszym ni mona by go podejrzewa. - Nie graem w kanast od mierci mojej matki.

Sig zwrócia si do Monty'ego.

- Namówie ich do gry w rozbieran kanast? - zapytaa z niedowierzaniem w gosie - W co zamierzacie gra póniej? W butelk? Godzin szczeroci? - A jak si w to gra? - zapyta Monty, szczerze zainteresowany. - Nie mamy takich gier w Glasgow.

Sig odwrócia wzrok, by nie patrze na jego nagi tors. Podbródek zwisa mu jak korale u indyka, opadajc na piersi w sposób, którego nawet nie chciaa oglda. Mia niedokadnie ogolon twarz, a brwi bardziej dzikie ni Brooke Shields podczas huraganu. Staro bya okropna. Obrzydliwy rozpad, upokorzenie ludzkiego ciaa.

Postanowia niezwocznie podwoi czas powicany na wiczenia i straci co najmniej pótora kilograma. Nie pozwoli, by jej ciao obwiso, skóra zwida, a krok sta si powolny. Wolaaby prdzej umrze. Spojrzaa na matk.

- A jak tobie min wieczór? - zapytaa Phyllis.

14

Sylvia Katz leaa bez si na chesterfieldowskiej sofie, dzierc w jednej doni szklank z maaloxem, a w drugiej plastikowy worek z lodem który przykadaa do czoa. Phyllis nie moga si powstrzyma od miechu, cho staraa si to ukry. Cena, jak pacia Sylvia za swe grzechy, bya wysoka, ale cechy charakteru, które uwolni w niej alkohol, przynajmniej z punktu widzenia Phyllis, byy tego warte. Sylvia pokazaa poprzedniej nocy swoje drugie ja, które niezmiernie podobao si Phyllis. Jak przypuszczaa, Monty'emu i Bernardowi podobao si jeszcze bardziej.

- Bdziesz musiaa si niedugo pozbiera. Sig i Sharon przyjd zaraz po ciebie. Robi z tego przyjcia urodzinowego wielkie halo. Sylvia przesuna lód na czole. - To jak? - zapytaa Phyllis, a na jej twarzy pojawi si zoliwy umiech. - Chcesz jajecznic z serem na lunch? Czy moe jajko po wiedesku? Holenderski ser jest naprawd doskonay.

- Przesta. Chyba apie mnie grypa - jkna Sylvia. - Nawet myl o grzance… - wstrzsn ni dreszcz.

- Moe to nudnoci poranne? - rozemiaa si Phyllis.

- Ty i te twoje arty!

- A kto tu artuje? To bya nieza noc, jak na ciebie. Trzy szklanki whisky!

- Nie pamitam wszystkiego, ale zdaje si, ze Monty i ja przegralimy.

- Z pewnoci wyoylicie wszystko na stó - powiedziaa Phyllis.

- Nie bd nieprzyzwoita. W kocu to twój konkurent.

Phyllis wzruszya ramionami. Dziwna sprawa: Monty by ysy i nieatrakcyjny. Z ca pewnoci pi za duo; dowodziy tego popkane yki na jego nosie. By niski i mia obwisy brzuch, a jednak kiedy zdj koszul, Phyllis poczua dziwne… Nie potrafia tego nazwa. Jego tors porasta skbiony gszcz biaych wosów. Piersi byy niemal tak due jak jej wasne. A jednak nie moga przesta myle o tym, co czuaby, gdyby przytulia swe ciao do jego.

- Przepraszam ci. To nie jest moja sprawa, ale…

Ilekro Sylvia zamierzaa wetkn nos w czyje sprawy, które na pewno nie byy jej sprawami, rozpoczynaa wanie w ten sposób. Phyllis umiechna si. Zdumiewajce byo, z jak niezwyk cierpliwoci potrafia znosi tpot Sylvii, wykazujc przy tym cakowit nietolerancj dla najmniejszych oznak gupoty u Susan czy Sharon. Ciekawe, dlaczego?

Sylvia odchrzkna, czynic przy tym haas podobny temu, który czynia jej zmywarka do naczy, zanim zacza prac.

- Jeli wci bdziesz si z nim widywa, z tym Montym, zwaszcza pón noc, wiesz, co on sobie pomyli?

- e jestem wampirem?

- arty. Cigle te arty. Chc ci tylko powiedzie, a mówi serio: on sobie pomyli, e si o to prosisz, a wtedy poaujesz. To si skoczy paczem.

- e si o to prosz? - Phyllis zastanawiaa si, czy Sylvia w jaki sposób dowiedziaa si o planach dzieci. - O co? - zapytaa.

- No, wiesz. - Sylvia zniya gos - O seks - przeliterowaa.

- No i co wtedy?

- Co wtedy? Wtedy moe chcie, eby to zrobia. Wiesz, e Oscar Bernstein chcia, eby Natalie Schwartz zrobia to z nim po miesicu spotykania si? Powiedziaa mi o tym. Bya przeraona! Najpierw wsadzi jej jzyk w usta. A potem chcia, eby… - Sylvia ponownie zniya gos i pochylia si do przodu. Musiaa popi swój maalox, by zebra siy. - Chcia, eby pocaowaa jego ptaszka! - szepna, opadajc z powrotem na sof. - Oooch! - zabulgotaa.

- Wiesz, Sylvio, Monty ju wsadzi swój jzyk w moje usta.

- A widzisz! Wiedziaam! O mój Boe. Musisz to przerwa natychmiast. On nie jest taki, jak Bernard. Bernard jest prawdziwym dentelmenem. Ale ten Monty… Myl, e dosypa nam czego do drinków.

- Doprawdy? - zdziwia si Phyllis.

Jej przyjacióka traktowaa to wszystko naprawd powanie.

- Jeszcze nie jest za póno. Skocz z tym, póki czas. - Sylvia wyprostowaa si i przycisna swoj torb do ona. - Tylko lunche. Za dnia. Nic w ciemnociach. Inaczej oni maj róne pomysy, ci mczyni.

Phyllis potrzsn gow.

- To ja mam pomysu, Sylvio. Mnie si podobao, kiedy mnie caowa.

- Z jzykiem? Caowa ci w ten sposób, a tobie si podobao? Daj spokój, moja droga. Nie szalej. Czy lubisz te limaki i inne takie paskudztwa? Ostrzegam ci, Phyllis, igrasz z ogniem. Co zrobisz, kiedy bdzie chcia pój z tob do óka?

- Pój do óka? - Phyllis rozemiaa si. - Chciaabym y tak dugo. Sylvio, ja chc si z nim kocha. Podoba mi si - mówic to, zdaa sobie spraw, e to prawda.

- Sid mi si te podoba - przyznaa - Nie znaczy to jednak, e lubiam… no, wiesz.

Phyllis odebrao na chwil mow. Wiedziaa, e róni si od innych kobiet, ale teraz, przy Sylvii Katz, czua, e dzieli j od nich przepa.

- Co ty mi mówisz? e nie lubia si kocha z twoim mem?

- A któ mógby to lubi? Ta jego rzecz… bya taka purpurowa. A ta reszta, taka pomarszczona zwisaa i trzsa si jak podbródki prezydenta Nixona.

- Sylvia wzdrygna si i skoczya swój maalox - Pamitasz, jak on si trzs, kiedy przemawia? Ju za to powinni byli go zdymisjonowa. Za kadym razem, kiedy patrzyam na prezydenta, mylaam o Sidzie i jego… - skrzywia si. - Dlaczego mczyni chc to komukolwiek pokazywa? Nie bez powodu nazywa si to czciami intymnymi.

Phyllis pomylaa o Montym i o tym, jakich wrae doznawaa, gdy trzymajc j w ramionach prowadzi tak pewnie po parkiecie tanecznym. By wietnym tancerzem. Zawsze miaa wraenie, e jest to zapowied… moliwoci. Nie znaczy to, by sprawdzia kiedy swoj teori w yciu. Nigdy nie spaa z innym mczyzn poza Ir, ale przemkna jej przez gow taka myl. Waciwie tylko raz, kiedy byli na wakacjach z Kitty i Normanem Steinbergami. Uwaaa, e Norman by… no, interesujcy.

Ira nigdy nie by dobrym tancerzem, i ju na dugo przed swoj chorob nie zdradza chci do taca. A odkd postawiono diagnoz, skoczy si i seks. Kiedy ogoszony ten wyrok? Przez chwil Phyllis zastanawiaa si, kiedy po raz ostatni kochaa si z mem. Z pewnoci nie w tej dekadzie. Nie bya nawet pewna, czy mogo to by w poprzedniej.

Jeli j pami nie mylia, byo to latem 1979 roku nad jeziorem George. Gdyby wtedy wiedziaa, e jest to ostatni raz, zwróciaby na to wicej uwagi. Westchna, wspominajc soce wpadajce przez okno hotelowego pokoju i ciao Iry na swym ciele. Lubia, gdy bra w donie jej piersi. Byy ju wtedy nie takie jdrne jak dawniej, ale jemu zdawao si to nie przeszkadza. Pieci j zawsze tak delikatnie i czule. Gdy bya modsza, miaa dugie wosy. Ira powoli wyjmowa z nich spinki, tak by cik fal opady w dó, a do talii. Nawet jeli nie by obdarzony zbytni fantazj, na pewno by bardzo uczuciowy.

Phyllis potrzsna gow. Teraz jej piersi byy obwise, a wosy krótkie. Zastanawiaa si, co Monty, sam niezbyt urodziwy, pomylaby o jej ciele. I co ona pomylaaby o nim. Wiedziaa dobrze, jak sama wyglda i nie byo ty pokrzepiajce. W jaki sposób jednak, mylc o jego owosionej piersi i o tym, jak jego rka, wsparta o dó jej pleców, pewnie prowadzia j w tacu, poczua dreszcz w dawno upionych miejscach. Oblaa si rumiecem. Za chwil skoczy siedemdziesit lat, to mieszne w jej wieku myle w ten sposób, czu w ten sposób - mówia sobie. A jednak byo to przyjemne.

Phyllis spojrzaa na swoj przyjaciók poprzez dzielc je przepa. Wiedziaa, e byo to miechu warte, ale poczua, jak jej sutki twardniej w sposób, o jakim nawet nie chciaa pamita. A tam, tam… poczua, e znowu yje. Moe byo to w niej cay czas, tylko po prostu nie pamitaa. Jak z jazd na rowerze, tego si nie zapomina. Nagle przypomniaa sobie, e nigdy nie nauczya si jedzi na rowerze i umiechna si. Przyjemnie byo mie takie uczucia. To smutne, e Sylvia nigdy tego nie przeya. Jakby na to nie spojrze, czyme byy te wszystkie czue miejsca na ciele, jak nie samym yciem, skoncentrowanym w trzech punktach?

Sylvia znowu mówia. Phyllis zmusia si do koncentracji. Jej przyjacióka bya wanie w poowie „wykadu”.

- I nie tylko to, ale wiesz, to ju nie jest bezpieczne - mówia pani Katz. - Trzeba si martwi o to, co moe si sta.

- A co moe si zdarzy? Mog dosta porannych nudnoci, tak jak ty? Zajd w ci?

- Bardzo mieszne - prychna Sylvia. - Nie. Mam na myli AIDS. Moesz si zarazi i umrze.

Phyllis spojrzaa przyjacióce prosto w oczy.

- Jutro kocz siedemdziesit lat, Sylvio. Umr tak czy owak - powiedziaa. - Ale najpierw zamierzam troch poy.

Obie córki Phyllis pojawiy si w hotelu, by zabra pani Katz do Sig. Miay razem przygotowywa jutrzejsze przyjcie. W ten sposób Sig moga mie pewno, e Sylvia take i póniej nie bdzie siedzie tutaj jako przyzwoitka. Przy odrobinie wysiku moe uda jej si namówi starsz pani na nocleg u siebie w domu, co daoby Phyllis i Monty'emu cho troch tak potrzebnej intymnoci. Pani Katz zaproponowaa, e upiecze swe synne anielskie ciasto urodzinowe. Sig przyja t propozycj nie dlatego, e nie miaa ochoty wydawa pienidzy na tort z cukierni, ani te dlatego, e pragna wypróbowa swój piekarnik, poniewa dotd go nie uywaa. Chciaa tylko pozwoli im by samym. Sharon bya otpiaa, jakby marzya tylko o tym, by przebrn przez wito Chanuki i Boe Narodzenie nie rozczarowujc zbytnio swych dzieci i nie wyrzucajc Barney'a z domu.

- Gotowa do wyjcia? - zapytaa Sig pani Katz. Za chwil mia pojawi si tu Monty.

- Pssst - sykna Sylvia, wkadajc w holu paszcz. - To nie jest porzdny czowiek. By bardzo zuchway wobec twojej matki - szepna - Dobrze, e tu byam.

- Jak to, zuchway? - zapytaa Sig, czujc, jak jej serce podchodzi do garda, a odek kurczy si gwatownie.

- Usyszaam jaki haas. Ju prawie spaam, ale usyszaam to. Wyszam wic z sypialni, a oni leeli na sofie i on próbowa… - pani Katz przerwaa. - No, by zuchway - powtórzya.

W tej chwili Phyllis wkroczya do salonu ubrana w sukni z mikkiej dzianiny i dobrany do niej toczek. Sig uniosa brwi.

- Wiem, wiem - powiedziaa matka, wzruszajc ramionami. - Ten kapelusz. Bruce mnie zmusi. - Sig zastanawiaa si, ile owo nakrycie gowy mogo j kosztowa i czy równie dobrze wygldaoby na niej. - Bruce nalega, a Monty powiedzia, e lubi kapelusze.

On by wobec niej zuchway, a ona chciaa mu si podoba? To brzmi obiecujco, pomylaa Sig.

- Wyglda przelicznie - ocenia toczek pani Katz. - I ty take.

- Wiesz teraz, dlaczego lubi j mie w pobliu? - zapytaa Phyllis sw córk.

Rozlego si pukanie do drzwi.

- Wczenie przychodzi - powiedziaa Sig. - To dobry znak.

- To nie moe by Monty. Nie zadzwoni z dou. To pewnie kto z obsugi.

Sig podesza do drzwi i otworzya je. W progu sta jej brat, Todd i Bernard Krinz. Przez chwil Sig poczua si zbita z tropu. Bruce nie widzia si z Krinzem chyba od czasu pamitnego balu. Wic co on tu robi? Todd, jak si zdawao, zadawa sobie to samo pytanie, w do zaborczy sposób trzymajc Bruce'a za rk. Bruce umiechn si i uszczypn Todda w policzek.

- Cze - rzuci niedbale, wymijajc siostr. Todd i Bernard postpowali za nim krok w krok. - Dzie dobry, Sylvio. Cze, mamo - przywita si. - Przechyl ten kapelusz.

Podszed do matki, pocaowa j w policzek, po czym poprawi toczek tak, by wygldaa w nim twarzowo. W przedpokoju zrobio si toczno. Bruce przepchn si do salonu i run na sof.

Co tu si, u diaba, dzieje? - zastanawiaa si Sig.

- Bruce, mog z tob porozmawia? - zapytaa, zmierzajc ku drzwiom sypialni.

- O, Boe. Nie mog ju wsta. Jestem skonany.

- Natychmiast - powiedziaa tonem, którego uywaa kiedy, budzc go do szkoy. Jeli nie skutkowa, przynosia kubek z zimn wod. Teraz jej spojrzenie unioso brata z kanapy. Kiedy zamkny si drzwi, odgradzajce ich od salonu, Sig wybuchna:

- Co tu si, do cholery, dzieje? Po co sprowadzie tu jego?

- Och, to on zadzwoni i zaprosi mnie na uroczysto podpisywania jego ksiki. Kupiem jedn i zaprosiem go tu na drinka.

- Czy ty oszalae? Monty ma tu by za dziesi minut, a ty przyprowadzasz tu Krinza? Ja tu usiuj stworzy atmosfer do owiadczyn, a nie zorganizowa kolejn orgi staruszków.

- Rozchmurz si, mia! - Bruce rzuci si na óko. - To nie jest operacja mózgu, to tylko randka. Wyobra sobie, ten go twierdzi, e mógby wej w moj firm.

- I w co jeszcze twojego mógby wej? - zapytaa z gniewem. - Jeste niepoprawny. Bez przerwy flirtujesz. Twoje zachowanie jest doprawdy karygodne. Naraasz cay nasz plan na fiasko dla…

- Hej, Sig, nie rozmawiamy przecie o leczeniu raka. To nie ty potrzebujesz pienidzy. - Sig miaa ochot udusi go na tym óku. - To mnie potrzebna jest forsa. A ten Krinz nie jest taki zy, jak na starego geja.

Zbyt wcieka, by móc wykrztusi z siebie sowo, Sig odwrócia si i wpada do salonu, w którym Monty podawa wanie paszcz jej matce.

- Tempus fugit - rzek Montague - Zabieram wasz matk na may koncert.

- Do opery? - zapyta Bernard tsknym gosem.

- Nie.

- Orkiestra San Francisco w Carnegie Hall? - wypytywa dalej Krinz.

- Nie, Warren Zevon w Village.

- Bawcie si dobrze - powiedziaa pogodnie Sylvia.

Monty uniós brwi i umiechn si do niej.

- Ty równie - odrzek. - Kto tu ma kaca? - zapyta artobliwym tonem, najwyraniej przypominajc jaki im tylko znany art.

- Pani Katz - zachichotaa Sylvia.

- I czasami pani Nussbaum - doda Monty i rozemia si.

W progu sypialni stan Bruce.

- Monty, dostae bilety na koncert Warrena Zevona? - zapyta z niedowierzaniem. - One byy nieosigalne!

- To may przedurodzinowy prezent. - Monty pooy rce na ramionach Phyllis. Z tego, co wiem, jutro wasza matka ma wito - umiechn si do niej. - Wygldasz przecudownie w tym nakryciu gowy. Istna Betty Bacall. - Uj j w ramiona i wykona kilka tanecznych piruetów po pokoju. Cae towarzystwo patrzyo na nich oniemiae.

- Zdaje mi si, e to bardzo zachwycony chopiec - powiedzia Bruce patrzc, jak Montague Dunleathe prowadzi ich matk w noc rock and rolla.

15

Sharon, Barney, Jessie i Travis zebrali si wszyscy w mieszkaniu Sig. Siostry byy zajte ostatnimi przygotowaniami do przyjcia. Todd, zatrudniony przy dekoracyjnym ukadaniu serwetek, w swym szalestwie dokonywa niemal cudów. By, jak si zdawao w niezbyt róowym nastroju. CóSig równie. Obchodzili siedemdziesite urodziny Phyllis, cho matka twierdzia, e dopiero szedziesite dziewite. Normalnie Sig wysaaby jej czek i kartk z yczeniami, jak w ubiegych latach, teraz jednak, poniewa bya tu, w Nowym Jorku, a jej romans z Montym nabiera rumieców, trójka rodzestwa miaa nadziej, e rodzinna atmosfera przyjcia wpynie na wielbiciela i zaowocuje piercionkiem na rku ich matki.

Pomimo zaaferowania, Sig zaniepokoia naga cisza. Gdzie s dzieci?

- Kto pilnuje twoich dzieci? - zapytaa Barney'a.

Pani Katz wci bya zajta przy urodzinowym torcie, a Barney'a, jak si zdawao, nie obchodzio nic. Sig przecisna si koo nich.

- O mój Boe! Wyrzucaj jakie przedmioty z balkonu!

Sig wyobrazia sobie, jak biedny Travis odbywa szybki lot z trzydziestego drugiego pitra. Wymina siostr spieszc ku swym dzieciom, przesza przez udekorowan jadalni, nieskazitelnie uprztnity salon i wysza na niewielki taras. Travis obserwowa wanie szybujc w dó pócienn serwetk, a Jessie zamierzaa wyrzuci za balustrad krysztaowy kielich do szampana.

- Stop! - rzeka Sig gosem, który zamieni dzieci w kamienne poski. - Oddaj mi kieliszek, Jessie - rzeka do siostrzenicy.

Jessie milczc potrzsna gow i schowaa szo za siebie.

- Jessie - odezwaa si Sig sodkim gosem - Czy kto ci kiedy wla tak, e twoja pupa zrobia si purpurowa?

Jessie ponownie potrzsna gow.

- To dzisiaj moe si tak zdarzy. Chyba, e oddasz cioci Sig kieliszek.

Dziewczynka wycigna rczk z kieliszkiem w stron Sig, która umiechna si i delikatnie uja przedmiot sporu w palce.

- Trafny wybór, Jessie - pochwalia j Sig. - Twoja pupa jest bezpieczna. Przynajmniej na razie. Wejdcie teraz do rodka i zachowujcie si grzecznie, inaczej ani ty, ani twój brat nie dostaniecie od cioci prezentów.

Sig wesza za dziemi do mieszkania.

- Barney, gdzie jeste? - zawoaa.

Barney pojawi si w progu kuchni, trzymajc w jednej rce szklank z martini, a w drugiej talerz przeksek.

- Wszystko pod kontrol? - zapytaa go szwagierka z lodowat uprzejmoci.

Barney skin gow. Tego ranka Sharon powiedziaa siostrze, e jeli w przyszym miesicu nie wpac pienidzy do banku, ten wejdzie im na hipotek. Barney'a jako to nie martwio. Sig nachylia si do niego, pomimo, e ohydnie zion alkoholem.

- Miej oko na dzieci, Barney, bo ci oko wydubi i wrzuc do tego cholernego martini. Tu obok oliwki.

Minwszy zdumionego szwagra, Sig wesza do kuchni. Pani Katz wykaczaa tort, udekorowany fantazyjnie portretem Phyllis, napisem “wszystkiego najlepszego” i wianuszkiem bukiecików z kremu. Poniewa Monty zdawa si wiata nie widzie poza Phyllis, przy odrobinie szczcia to zebranie rodzinne mogo by doskona okazj do wymuszenia na nim jakiej deklaracji. Duo wikszy problem stanowia matka. Pomimo wci ponawianego ledztwa rodzestwu wci nie udawao si dowiedzie, co sdzia Phyllis na temat swego adoratora. Nie byo to zreszt nic nowego. Kto wie, jak zachowa si ich matka, jeli Monty si owiadczy? Niewtpliwie dobrze si bawia w jego towarzystwie, ale poza tym, e wci z niego artowaa, nie zachcaa go w aden sposób. No i stale wymigiwaa si od odpowiedzi na ich pytania.

- Czy mogaby pani ju to skoczy? - poprosia Sig - Prosz!

- Dobrze nie znaczy szybko - odpara pani Katz.

Sig odwoano do jadalni, gdzie zakopotana Sharon nakrywaa do stou.

- Ile ma by tych nakry? - zapytaa z irytacj.

Nie byo atwo ustali liczb goci. Phyllis od trzydziestu piciu lat wojowaa ze swoj siostr, wic ich ciotka i wuj raczej odpadaj. Z rodzin ze strony ma nie rozmawiaa nigdy. Sig ucieka si do zaproszenia Phillipa Normana, mia te przyby Bernard Krinz. A co, u diaba. No i pamitaa o swym zaproszeniu dla Paula Cushinga i jego wnuczki. Przyjli je ku zadowoleniu Sig. Galanteria Paula w stosunku do Phyllis moga podziaa na Monty'ego i przyspieszy owiadczyny. Sig odnosia wraenie, e obecno Bernarda miaa wanie taki wpyw na Todda, który okazywa jej bratu wicej zainteresowania ni kiedykolwiek przedtem. Tak czy owak, gdyby nawet Cushing nie podziaa jako bicz na Monty'ego, a ten jakim sposobem by zawiód, Paul móg doskonale go zastpi.

Bruce pomaga matce przygotowywa si na przyjcie. Wbrew pozorom nie byo to zadanie atwe.

- No i có? Jak ci idzie z Toddem? - zapytaa, krzywic si nerwowo, podczas gdy syn usiowa zrobi jej makija.

Bruce westchn.

- Nie jest atwo by gejem w latach dziewidziesitych.

- Daj spokój, na pewno atwiej ni w pidziesitych. Mylisz, e zwykli ludzie nie maj problemów? Sdzisz, e Monty jest ideaem? Uwaasz, e powinnam mu powiedzie, e tak naprawd mam siedemdziesit lat? To znaczy…

- Nie, nie jest ideaem. I zdecydowanie nie mów mu, ile masz lat. Ja nie zdradzam tego nikomu. Nie sdz zreszt, eby miao to dla niego jakie znaczenie. Ale nie ryzykuj. On jest bardzo bogaty.

- Bogaty, ee tam… Jest dla mnie miy. Bawi mnie. Jest dobry. Okay, moe i nie jest profesorem, ale to dobry czowiek.

- No to co? Wyjdziesz za niego?

- Nie prosi o to - powiedziaa Phyllis cicho.

- A jeli to zrobi?

- Có, myl, e mnie kocha…

- Nikt nie kocha mnie prawdziwie, tak jak ja… - zapiewa Bruce. - Nawet ty - doda.

- Bruce Geronomous! Jak moesz tak mówi! Czy nie wiesz, jak bardzo ci kocham? Mylisz, e wkadam te cholerne, obcise rajstopy tylko po to, by zapa ma? Robi to, by zadowoli ciebie.

- Naprawd?

- Owszem. Poniewa wiem, e zawsze podobay ci si szczupe sylwetki. Ta Audrey Hepburn. Ty i te twoje filmy. Ile razy ogldae Audrey Hepburn w Charade? Spójrzmy prawdzie w oczy, podobaa ci si bardziej ni ja.

Bruce skin gow.

- Uwielbiaem j. Gdyby bya gejem, byaby dla mnie idealna.

Phyllis uja w rce twarz syna.

- Kochanie, nikt nie jest dla nikogo idealny. Ani Ira, ani Monty, ani Todd. Ani ta Audrey Hepburn, niech spoczywa w pokoju.

- To nie wyjdziesz za Monty'ego? Nie wierzysz w prawdziw mio?

- Nie, Bruce. Wierz w prawdziwy kompromis. Bd miy dla Todda. Nie baw si nim. On naprawd ci lubi.

Przyjcie rozkrcao si na dobre. No, nie byo to moe szalestwo, ale jak dotd, szo zupenie niele, pomylaa Sig. Phyllis odpiewaa swój ulubiony numer, parodiujc Bea Lillie. Jej wysiek jednak - a bya w tym cakiem dobra - poszed na marne, albowiem nikt ju nie pamita Bea Lillie. Piosenka natomiast, “There Are Fairies at the Bottom of the Garden”, zostaa odpiewana zbiorowo, przy wspóudziale Todda, Bruce'a, Bernarda i dzieci. Monty, jak zawsze, mia si na cay gos, uderzajc domi w uda.

Monty namówi pani Katz na nastpn podstpn szklaneczk whisky, w rezultacie czego starsza pani staa si nieco swawolna.

- A kim pan jest? - zapytaa, zwracajc si do Paula Cushinga. - Czy czsto odwiedza pan Floryd? - Paul przyzna, e niezbyt. - A gdzie paska ona? - indagowaa go rozbrykana Sylvia.

- Sylvio, daj spokój - pohamowaa j Phyllis, biorc przyjaciók pod rami i przycigajc z powrotem w poblie Monty'ego.

Sylvia wycigna rk.

- Wiecie, nasza jubilatka ma wielkie powodzenie. Mczyni na Florydzie szaleli za ni - oznajmia. - Przecigali si na swych wózkach, by si do niej dopcha.

Monty rozemia si, cho Sylvia mówia zupenie powanie.

- Ja nie potrzebuj wózka, zobaczysz. Potrzebuj natomiast Phyllis. - Uj do swej wybranki, pooy j na wasnym przedramieniu i spojrza na trójk rodzestwa. - Chciabym zadeklamowa pewien wiersz - oznajmi.

Bruce powstrzyma Todda od zerwania si z biaej kanapy i zrobienia kolejnego zdjcia. Monty podniós si i jakby znów by chopcem ze szkoy w Glasgow, stan na rodku z opuszczonymi rkami, gotów do recytacji. By to wiersz Andrew Marvella „Do nieskorej bogdanki”*

*Andrev Marvell To his coy Mistress - 24 wiersze prze. Stanisaw Baraczak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1993

Gdybym do czasu i wiata mia, mia,

Cnotliwo twoja zbrodni by nie bya.”

- O Chryste, Sig - szepn Bruce - Nazwa mam cnotliw.

- Zamknij si, nadesza wielka chwila - fukna.

Monty mówi dalej.

“Mógbym twoim tropem

Dy na dziesi ju lat przed potopem

A ty by trwaa w nieczuej odmowie,

Póki nawróc si wszyscy ydowie.

Rolinna mio we mnie by wzrastaa

Wiksza od królestw, bardziej od nich trwaa.”

- O czym on mówi? - szepna Sharon - Czy on chce, eby zmienia wyznanie?

- Co to jest rolinna mio? - zapyta Barney. - Czy ten facet jest pijany, czy perwersyjny?

- Ciii - uciszya ich Sig.

“Có, kiedy za mn pdzi pogo chya -

Skrzydlaty rydwan czasu wci si zblia

A tam, przed nami , czekaj jedynie

Nieogarnionej wiecznoci pustynie.”

- Jakie to mie i radosne - powiedzia Bruce. Phyllis jednak wygldaa na oczarowan.

“Robak niszczy zacznie

Dziewictwo, które chronia tak bacznie;

Caa twa cnota prochem wnet si stanie,

Popioem - cae moje podanie.

Chocia przytulnym miejscem jest mogia,

Wtpi, czy kto ci tam przytuli, mia.”

Monty zakoczy z emfaz.

- Doprawdy budujce - skomentowa Todd.- Czy on to sam napisa?

- Co ty waciwie robi w szkole? - zapyta Bruce.

- Musiaem by wtedy chory - mrukn Todd, wzruszajc ramionami.

Sylvia wycieraa oczy chusteczk. Monty podszed do Phyllis i ujwszy j za rk, zwróci si ku jej dzieciom.

- Chciabym was prosi o zgod na polubienie waszej matki.- powiedzia. - Nie zrobi tego, jeli macie jakie obiekcje - mam na myli wzgld na pami waszego ojca czy co w tym stylu. Zrozumiem to, jednak kocham Phyllis, a w naszym wieku nie mamy ju czasu do stracenia. Ja nie mam dzieci; nie zaznaem tego szczcia w yciu, zawsze jednak uwaaem, e rodzina jest rzecz najwaniejsz. - Jego oczy zwilgotniay. - Lubi was wszystkich i czubym si zaszczycony, gdybycie zechcieli przyj mnie do waszej rodziny.

- ycie mu niemie? - szepn Bruce, Sig jednak zignorowaa go. Wstrzymaa oddech i spojrzaa na matk.

- My chcielibymy tego bardzo, Monty - powiedziaa. - Ale, oczywicie, decyzja naley do mamy.

Monty zwróci si ku Phyllis i wyj niebieskie aksamitne pudeeczko. Otworzy wieczko i nawet poprzez stó rodzestwo dostrzego blask ogromnego diamentu, otoczonego przez mniejsze, trójktne kamienie. Phyllis spojrzaa na piercionek, a potem na Monty'ego. W jednej chwili odek podszed Sig do garda - pomylaa, e matka obróci to znowu w art i odrzuci owiadczyny. I nagle sta si cud - Phyllis wstaa i równie zacza recytowa:

- Jakby to kompromisowo uj mój syn:

Na górze róe

I dzieci rzesza

Wyjd za niego

Cho nie jest z Mojesza.

Sig odetchna z ulg. Bruce, Todd i Sharon rozpromienili si. Barney uniós swój kieliszek, a Paul Cushing bi brawo. Sylvia znowu zalaa si zami. Pikna rzecz, pomylaa Sig, jutro moe powiedzie obsudze hotelu, e jej matka si wyprowadza.

Phyllis wsuna na palec piercionek. By olbrzymi. Wycigna rk przed siebie i umiechna si szeroko.

- Jest wikszy ni moje kostki - stwierdzia. - A te powikszaj si z kadym rokiem.

Monty pocaowa j, a by to prawdziwie wilgotny pocaunek.

- Bd go wymienia na jeszcze wikszy tak czsto, jak to bdzie potrzebne. - Obieca. Nie skrywa swego uwielbienia. Z jakiego powodu Sig poczua pieczenie pod powiekami.

W tym momencie dostrzega, i z drugiej strony pokoju obserwuje j Paul Cushing. Skin gow i umiechn si, unoszc w jej stron kieliszek.

- Czy mog zaproponowa toast? - zapyta.

Wszyscy spojrzeli na niego.

- Za Phyllis i Monty'ego. Kiedy si kocha, wszystko jest moliwe.

Mrugn do Sig, lecz w jego oczach przez moment widziaa dziwn mieszanin: wspóczucie, zrozumienie, moe al? Zanim uniosa swój kieliszek wraz z innymi, poczua, jak przechodzi j dreszcz.

16

- Mylisz, e bdzie chcia spisywa umow przedmaesk?- zapytaa Sig swojego brata. Wci miaa na gowie suchawki z mikrofonem, byo jednak ju po czwartej - o tej porze nikt na Wall Street nie mia siy dziaa. Ona sama czua si jak przemielona przez maszynk, zostao jej jednak na tyle energii, by przedyskutowa z bratem fakt, e ich matka zamierzaa polubi niezwykle zamonego czowieka.

- Wiesz co, nasz plan si powiód - powiedzia Bruce, jak gdyby czyta w jej mylach. - Zao si, e moglibymy dokona rzeczy wielkich, jeli tylko dziaalibymy razem.

- No tak, ale póki co musimy jako przetrwa. Sytuacja nie zmieni si w cigu godziny - poniewa suchawki miaa na gowie, majc wolne rce wycigna je przed siebie. Przyjrzaa si swojemu szmaragdowi i pomylaa o nowym piercionku z diamentem, który Monty ofiarowa jej matce. Westchna ciko. Bdzie si czua naga i bezbronna bez niego, ale to jedyna wartociowa rzecz, jak posiada. Powinno wystarczy na “Pierre'a”, ubrania mamy, moe nawet na zalege opaty czynszowe. - To jak mylisz? Bdzie chcia spisywa umow? - powtórzya.

- To chyba nie jest w jego stylu - stwierdzi Bruce. - On jest starowiecki. To znaczy, Szkoci nie s znani ze zbytniej hojnoci, ale nie biegaj po prawnikach tak jak my.

- Musimy powiedzie mamie, eby niczego nie podpisywaa.

- O, tak. Bo ona zawsze sucha naszych porad! - rozemia si Bruce.

Sig zamiaa si take, cho niezbyt szczerze. Spojrzaa znów w cudown, zielon gbi swego piercionka.

- Wiesz co, niezalenie od tego, co si stanie, caa ta sprawa zakrawa na cud.

- Niewtpliwie - zgodzi si Bruce. - A na dodatek zaczynam znów dostawa zamówienia. Te kartki si sprzedaj. Miaem racj. Czuj si tak lekko, jakbym unosi si nad ziemi. To chyba jaka cholerna bajka.

- Dobrze, e jestemy w niej razem. Kocham ci - powiedziaa Sig, czujc nagy przypyw mioci do swego zwariowanego brata.

- Och, zao si, e mówisz to wszystkim swoim stuknitym braciom - odpar Bruce. W jego gosie sycha byo zadowolenie.

- No, musz lecie. Mam spotkanie z Bernardem. Zdaje si, e chce zainwestowa co nieco w moj firm, a ja potrzebuj forsy, by dostarczy zamówienia na czas. Nie wspominam ju o tym, e dziki Bernardowi Todd otworzy oczy i jakby mnie zauway. Pikna rzecz. Licz na to, e do dnia Walentynek znowu bd rentowny.

- wietnie - pochwalia go siostra. - ycz szczcia z Bernardem i Toddem. - Sig rozczya si, telefon jednak natychmiast zadzwoni ponownie. Naciskajc przycisk poczenia, pomylaa, e to zapewne potwierdzenie której z transakcji. To by bardzo pracowity dzie.

- Ha! Nie uwierzysz! - rykna Sharon prosto w ucho siostry. - Miaam wanie telefon od Pana Majtnego, zamierzaj z mam wpa do nas na cay dzie.

- O, to mie.

- Co? To o wiele wicej ni mie - oznajmia Sharon porywczo. - Monty zaproponowa, ebymy wybrali si obejrze szko Jessie. Powiedzia, e sysza, i potrzebuj pomocy w opatach za szko. Twierdzi, e chciaby zrobi donacj na rzecz szacownej instytucji.

- Niesamowite - powiedziaa Sig zdumiona. Ten go musi naprawd lubi ich matk, pomylaa i nagle poczua w sercu ukucie. Nikt, aden mczyzna nie próbowa zadowoli jej w taki sposób od dugiego, dugiego czasu. - Ty go poprosia, a on tak po prostu si zgodzi? - zainteresowaa si.

- Ja go wcale nie prosiam. Sam to zaproponowa. - Sharon a zatykao z przejcia. - To jeszcze nie wszystko. Powiedzia te, e chce porozmawia z Barney'em o pracy w jego firmie.

- To dopiero gwiazdkowy cud! - zdziwia si Sig.

- A'propos Gwiazdki, przyjdziesz na przyjcie dzieci? To ostatnia noc Chanuki. Wiesz, e chcieliby, eby Ciocia Sig ich odwiedzia. Poza tym robi placki ziemniaczane.

Sig stumia jk. Smaone na oleju placki byy akurat tym, czego Sharri potrzebowaa najbardziej, pomylaa.

- Bruce bdzie? - zapytaa, chcc zyska na czasie.

- Tak, obieca maej now Barbie.

- A jest jeszcze jaka? - zdziwia si Sig. - Barbie biseksualna? W zestawie z Kenem i Skipper?

- Nie bd obrzydliwa - ofukna j Sharon. - Nie wiem, ale Jessie jest tak podniecona, e rano wymiotowaa.

To dobry omen, pomylaa Sig. To przyjcie przynajmniej nie zagrozi jej dywanom.

- Dobrze - powiedziaa znuonym gosem. - Przyjd.

- wietnie. Barney wpadnie po ciebie o pitej.

Zaledwie Sig zdya zdj suchawki, telefon zadzwoni znowu. Jeli to jakie zamówienie, niezalenie od jego wielkoci poprosi, eby zadzwonili w poniedziaek. Zaoya suchawki na gow i nacisna guzik. Usyszaa gboki gos.

- Sigourney? Czy to ty?

- Tak.

- Tu Paul Cushing. Musz z tob porozmawia.

- Sucham, akurat mam woln chwil.

- Nie, nie. Musz si z tob zobaczy osobicie.

Sig pomylaa o przyjciu i prezentach.

- Moe by w poniedziaek?

- A mog do ciebie wpa w poniedziaek wieczorem? - To wane.

O co tu chodzi? -zastanawiaa si, ale miaa zbyt wiele na gowie, by teraz si nad tym zastanawia.

Reszt czasu zajy jej telefony do agencji, biura spódzielni i dziau kredytów w Citibank. Trwao to ponad godzin, ale udao jej si przekona wszystkich, e w cigu dwóch tygodni wniesie zalege opaty. Podja decyzj: sprzeda piercionek, potem mieszkanie, zrobi, co do niej naley i Wesoych wit caemu wiatu.

Zosta jej do wykonania tylko jeden telefon. Z cikim sercem podniosa suchawk i wykrcia numer Sotheby's, proszc o rozmow z pani Grenville. Czekajc na poczenie, wysuchaa kocówki melodii “We Wish You a Merry Christmas”, po której odezway si werble zwiastujce “Maego Dobosza”. Zdesperowana Sig zakrya suchawk doni, by nie torturowa si duej. Kiedy poczono j wreszcie, zdja rk i zacza rozmow od ponownego przedstawienia si. Z niechci rzeka:

- Myl o sprzeday tego szmaragdu.

- Ach, to pikny kamie. To dobra chwila, by sprzeda go na naszej przedgwiazdkowej aukcji. Musi si pani jednak pospieszy. Jest ju za póno, by umieci go w katalogu.

Sig spojrzaa na swój piercionek. To tylko kawaek kolorowego szkieka, próbowaa sobie wmówi, po czym westchna. aden mczyzna nigdy nie da jej piercionka, a teraz musiaa si pozby tego, który sprawia sobie sama.

- Dobrze, wystawi go na tej licytacji - powiedziaa.

Z nadziej na szybkie uzyskanie gotówki wsiada do taksówki i udaa si do Takashimaya, ekskluzywnego japoskiego domu towarowego na Pitej Alei. Herbaciarnia w podziemiach bya jedynym miejscem, w którym Sig miaa pewno, e nie dopadnie jej tu adna wersja “Maego dobosza”.

Przeksiwszy co, Sig skupia si na witecznych prezentach. Zamierzaa kupi tam prawie dla wszystkich. Wci miaa wikszo pienidzy, które poprzednio wyja, a w razie potrzeby uyje kart kredytowych. Dla Barney'a wybraa przelicznie opakowane pudeko zielonej herbaty, poniewa wiedziaa, e on w ogóle herbaty nie pija. Kupia te woski, jedwabny szal dla Sharon, gdy szale s tylko w jednym rozmiarze; dugi, ciepy, rcznie robiony szalik dla Bruce'a w absolutnie zabójczym, dymnym kolorze i w kocu, niechtnie, dodaa do tego par adnie haftowanych kapci dla pani Katz. Miaa nadziej, e bd pasowa na te jej skarpety.

Zosta tylko prezent dla matki. Wyczerpana Sig przebia si przez kbicy si tum i posza w gór ulicy, mijajc Bendela, Doubleday'a i Trump Tower. Pewnym krokiem przesza obok sklepu Tiffany'ego. Z takim kamieniem wielkoci klamki u drzwi, który podarowa jej Monty, jej matka nie potrzebowaa wicej biuterii. Sig westchna, spogldajc na wasny piercionek. Dotarszy do Bergdorfa, zdecydowaa si wej. Musi si tu znale co adnego dla jej matki, kobiety, która wkrótce bdzie miaa wszystko.

Sig mina obrotowe drzwi i wesza do magazynu, gdzie wchona j fala zaaferowanych kupujcych. Mina dzia z upominkami, galanteri skórzan, zawahaa si przez chwil przy stoisku z perfumami, po czym wjechaa na gór. Wysiada na trzecim pitrze, gdzie tum by ju przerzedzony dziki zabójczym cenom i oniemielajcej obsudze. Ku swemu zdumieniu stwierdzia, e znajduje si w odlegym dziale wyoonym luksusowym dywanem, na którym zapraszajco rozpieray si dwa zabytkowe fotele. Szyld gosi: “Salon Panny Modej”. Sig wesza do owego cichego, witego miejsca i stana z zapartym tchem, wpatrzona w cudown, bajeczn kreacj z tiulu i satyny. Nigdy nie miaa sukni lubnej, gdyby jednak miaa j mie, chciaaby, eby to bya ta.

- W czym mog pani pomóc? - zapytaa ekspedientka, masywna kobieta w rednim wieku.

Sig drgna i odwrócia si do niej.

- Szuka pani kreacji na lub córki? - zapytaa uprzejmie sprzedawczyni.

Sig w jednej chwili poczua si stuletni staruszk, na dodatek bezbronn jak niemowl.

- Nie, - odpara - na lub matki.

Po czym, ku zdumieniu zarówno swoim, jak i ekspedientki, wybuchna gonym paczem.

Szczelnie otulone w obawie przed grudniowym chodem Phyllis i Sylvia szy w gór Madison Avenue.

- To jest miejsce, w którym dokonuj zakupów ludzie naprawd bogaci - powiedziaa Phyllis.

- Nie na Pitej Alei? - zdziwia si Sylvia.

- E tam - prychna Phyllis, biorc przyjaciók pod rk i usuwajc j z drogi szybko kroczcej matrony z maym terierem pod pach. - To jest to miejsce. A dzi mamy ostatni noc Chanuki i zamierzam kupi sobie prezent - wypraw panny modej.

Phyllis od wielu lat oszczdzaa. Weszo jej to w nawyk od pierwszych dni maestwa z Ir. Mimo, e pracowaa razem z nim przez wiele lat, nigdy nie wypaca jej pensji. Prosia go jedynie o pienidze na dom i z tego odkadaa zawsze niewielk sumk. Przez czterdzieci siedem lat uzbierao si tego troch. Oczywicie od czasu do czasu zuywaa cz z tych oszczdnoci, ale nie wiele i tylko na takie rzeczy jak prezenty dla dzieci czy wycieczk - niespodziank. Bya oszczdna. Nawet teraz, przy swoich skromnych dochodach, udawao jej si troch odoy przy kocu kadego miesica. Obawiaa si, e moe potrzebowa tych pienidzy na pielgniark czy leczenie jakiej powanej choroby, gdyby j taka dopada. Teraz jednak, zamiast czeka na ów czarny dzie, Phyllis zdecydowaa si wyda swe oszczdnoci - no, moe nie wszystkie, ale spor ich cz - na wasn wypraw. Kiedy tu po wojnie wychodzia za Ir, brakowao wszystkiego, a najbardziej pienidzy. Nigdy nie miaa wyprawy. Pragna przyj do Monty'ego, swego narzeczonego, przyszego kochanka, z ubraniem godnym prawdziwej panny modej.

Sylvia rozejrzaa si po odzianych w futra kupujcych.

- Myl, e lepiej by nam poszo w Saw Grass Mall.

Phyllis rozemiaa si. Nauczya si paru rzeczy od swojego syna.

- Tylko naturalne wókna, Sylvio - odpara. - Zaczynamy od fig. Twoj bielizn Monty ju widzia, mojej jeszcze nie.

- Bernard te widzia - powiedziaa Sylvia z marzycielskim umiechem.

Kiedy mijay wystaw z bielizn, Phyllis zatrzymaa si. Opalizujcy jak skrzyda motyla jedwab czy si wdzicznie z koronk tak delikatn jak morska piana. Sylvia podya za wzrokiem przyjacióki.

- Mylisz, e mona to pra w pralce? - zapytaa.

Nawet nie próbujc odpowiedzie, Phyllis podesza do drzwi jak zahipnotyzowana.

Kupowaa wszystko. cznie z jedwabnym szlafroczkiem w róowawym kolorze, który sprawia, e wygldaa o dziesi lat modziej. Nie zastanawiaa si nad cenami, nie spojrzaa na wieszak z bielizn przecenion. Nie dopucia do gosu adnego ze swych starych przyzwyczaje. Wskazywaa jedynie najpikniejsze rzeczy, kazaa je pakowa i pacia. A najbardziej podniecajcy w tym wszystkim by fakt, i zobaczy j w tej bielinie tylko i wycznie Monty.

- Wydawanie pienidzy jest takie wyczerpujce - stwierdzia Sylvia Katz, sadowic si przy stoliku w kawiarence “Three Guys” przy Madison.

- A skd ty moesz o tym wiedzie? - zapytaa Phyllis, wsuwajc si na miejsce naprzeciwko.

Phyllis kupia sobie trzy pary fantastycznych, koronkowych fig, dwa równie przeurocze staniki i najpikniejsz koszul nocn, jak kiedykolwiek widziaa. Kosztowao j to niemal tysic dolarów, ale nawet si nie skrzywia. Wyobrazia sobie natomiast min Monty'ego, gdy j w tym zobaczy. aowaa jedynie, e nigdy dotd nie czua si tak cudownie, i e ciao pod t bielizn nie bdzie tak gadkie jak sam jedwab. Westchna.

- Phyllis, aujesz czego? - zapytaa Sylvia i zanim jej przyjacióka zdoaa cokolwiek wyjani, zamówia u zabieganej kelnerki kanapk z saatk jajeczn.

Phyllis wzia dla siebie saatk z majonezem.

- Chc jeszcze kupi sobie paszcz i kapelusz - oznajmia. - I moe torebk. - Spojrzaa przez stó na wielk, zniszczon, brzydk torb, któr Sylvia, jak zawsze, tulia do ona. - Tobie te kupi torb - dodaa. A co, do diaba, wydaa ju tyle, e troch wicej nie zrobi rónicy.

- Och, nie - zaprotestowaa Sylvia. - Kiedy Sid odszed, zostawi mi tylko to - zastanowia si przez moment. - Mylisz, e ten Monty bdzie dla ciebie dobry? To znaczy, tak naprawd?

- Tak myl - odpara Phyllis. - To bardzo dziwne. Mam wraenie, e Ira mnie kocha i dlatego znosi to, jaka jestem. A Monty kocha mnie dlatego, e taka jestem. Czy ty to rozumiesz?

- Nie - odpara Sylvia, sigajc po kanapk z saatk jajeczn, któr przyniosa kelnerka.

Phyllis poczua, jak ogarnia j lito dla przyjacióki. Mio Monty'ego sprawiaa, e staa si bardziej wspóczujca i szczodra.

- Hej, masz ochot na deser? - zapytaa - Ja funduj. To mój lunch.

- Wyborne - powiedzia Monty, gaszczc swe wsy, na których wida byo lady ziemniaczanych placków.

witeczny posiek by okropny, placki niejadalne, a w saatce trzeszcza piasek. Zakopotanie spotgoway jeszcze wspaniae prezenty od Monty'ego, które przymiy podarki Sig. Sharon bez koca si tumaczya, domagajc si nieustannych, cho nieszczerych, zapewnie, e wszystko jest w najlepszym porzdku.

- Chyba podetn sobie gardo - szepna Sig do Bruce'a.

- Zanim zaoysz ten szal od Hermesa? - zapyta. Z rozkosz gadzi otrzyman przed chwil zamszow marynark.

- No, dobrze. Wo go wracajc do domu i tam podern sobie gardo.

Bruce skin gow.

- Kiedy ja wróc do domu, na sekretarce bdzie nagranych siedemnacie histerycznych wiadomoci od Todda, który jest przekonany, e mam romans z Bernardem.

- A nie masz?

- Nie bd mieszna. To nie w moim stylu. Ja tylko zawsze musz by tam, gdzie s widoki na pienidze. To moje przeklestwo.

- A przy okazji widoków na pienidze, zdaje si, e mamie i Monty'emu ukada si cakiem dobrze.

- Mam szczer nadziej. Nie zjadbym ani jednego z tych obrzydliwych specjaów Sharon, gdybym nie mia nadziei na odziedziczenie miliona dolarów.

W tym momencie Monty odchrzkn.

- Có, - powiedzia - to by wymienity posiek. - Wsta od stou i umiechn si do Barney'a. - Dzikuj ci, gospodarzu. A teraz, jeli pozwolisz, przejdmy do salonu. Mam pewn propozycj, któr chciabym z tob omówi, mój synu. Myl, e trzeba ci czym zaj.

Bruce i Sig wymienili spojrzenia.

- Synu? - powtórzy Bruce.

- O mój Boe - powiedziaa Sig - on chce zaproponowa Barney'owi prac.

- Bum-tara-bum - skomentowa jej brat.

17

Kiedy po przyjciu Monty pojawi si w hotelu Pierre, ubrany by wci wieczorowo, jeli pomin sportowe obuwie.

- Wygldasz do szykownie - stwierdzia Phyllis - Po raz pierwszy od pidziesiciu lat czua si zaenowana jak podlotek. - Masz jakie plany?

- Owszem - odpar Monty i umiechn si do niej swym zniewalajcym umiechem. Pomimo ysiny i nadwagi, która z pewnoci nie suya jego zdrowiu, emanowa spokojem, co czynio go niezwykle pocigajcym.

Rozlego si pukanie do drzwi, cho Phyllis nie oczekiwaa nikogo.

- Pozwolisz? - zapyta Monty i przeszedszy przez przedpokój otworzy drzwi i wpuci Bernarda Krinza.

Architekt wszed do pokoju umiechnity, rozgldajc si wokoo. Tym razem sposób, w jaki podawa rk, nie przypomina ucisku sprzedawcy uywanych samochodów, który ma nadziej na interes. Wrcz przeciwnie, wyglda na podnieconego, nawet niecierpliwego. Przez chwil Phyllis mylaa przeraona, e Bernie szuka jej, jednak w tym momencie z sypialni wysza pani Katz - bez swego wycignitego swetra, za to w sukni w kolorze perowym. Monty pooy Krinzowi rk na ramieniu i ucisn go serdecznie.

- No i có - powiedzia. - Otwarcie sezonu w Metropolitan Opera, najlepsza loa w caym teatrze i cudowna kobieta do towarzystwa. Ja nie przepadam za Wagnerem, ale jestem pewien, e tobie bdzie si podobao.

Phyllis spogldaa na przyjaciók zupenie oszoomiona, ta jednak, ubrana i gotowa, nie wygldaa na zaskoczon. Bernard poda jej obszerny paszcz i nieodczn torb. Dopiero kiedy wyszli, Monty odwróci si ku Phyllis z szerokim umiechem.

- Kosztowniejsze to ni przekupienie modszego brata czekoladk, ale gwarantuje nam pi godzin intymnoci.

Pochyli si ku niej i oparszy do o cian ponad jej ramieniem, uwizi Phyllis midzy swoim ciaem a oknem. Wiedziaa, e chce j pocaowa - pocaunkiem prawdziwym, który by wstpem do czego innego. Poczua, jak jej serce zatrzepotao w piersi. Wiele czasu upyno, odkd kto caowa j w ten sposób i nie bya pewna, jaka bdzie jej reakcja.

W tym momencie ponownie zabrzmia dzwonek u drzwi. Monty uniós brwi i umiechajc si, otworzy. Tym razem do pokoju wkroczyo trzech kelnerów; jeden ze stolikiem na kókach, drugi z dwoma butelkami szampana i kubekiem lodu, a trzeci z tac smakoyków.

- Pomylaem, e moglibymy zacz od kolacji - powiedzia Monty.

Jeden z kelnerów ustawi stolik i strzepnwszy z fantazj róow pócienn serwetk zamierza pooy j na kolanach Phyllis, Monty jednak zatrzyma go w poowie gestu.

- Dzikuj. Ja si zatroszcz o t dam - oznajmi, odsyajc obsug. - Jeli bdziemy czego potrzebowa, zadzwonimy.

Monty zadba o wszystko. Zamówi ostrygi na przystawk dla siebie, a dla niej ulubionego melona. Owoc smakowa wybornie z szampanem, który poda jej Monty. Nikt nigdy nie zajmowa si ni w ten sposób. Zawsze, kiedy trzeba byo czym lub kim si zaj, byo to jej zadanie. Zajmowaa si dziemi, kiedy byy mae, zajmowaa si interesami, Ir, gdy by chory i wszystkimi czonkami rodziny, kiedy mieli kopoty. Teraz pojawi si kto, kto zamawia dla niej kolacj, cznie z jej ulubion saatk i zwróci nawet uwag na sos, który lubia najbardziej. Monty by czowiekiem spostrzegawczym.

- Nie jestem do tego przyzwyczajona - przyznaa.

- No, to przywyknij - odpar i woy jej do ust ostatni ostryg. - Zabawnie jest tak ci rozpieszcza - umiechn si, a w oczach mia niebezpieczne byski. - Mam pomys. - Wsta, zostawiajc resztki kolacji, nietknite filianki i srebrny dzbanek z kaw na podgrzewaczu. - Nie sdz, bymy potrzebowali teraz poywienia - powiedzia. - Wszystko, czego nam trzeba, to czas.

Uj jej do. Phyllis poczua askotanie, jakby dreszcz i to tak gwatowny, e niemal zachichotaa na gos. Ten mczyzna mia siedemdziesit cztery lata i by zupenie zwariowany, ale jej reakcja bya zbliona. W tej samej chwili jednak, w której jego rosnce podanie spotkao si z podobnym z jej strony, poczua w sobie równie dziwny opór. Jak niemiao, a nawet lk.

Monty, jak gdyby wyczuwajc jej wahanie, obj j ramionami.

- Jestemy starzy, ojcze Williamie - powiedzia, bdnie cytujc jaki stary jak wiat poemat, który Phyllis ledwie pamitaa. - Nie chc ci ponagla, ale pragn ci.

- Naprawd? - zapytaa, jednoczenie niemiao i z odrobin smutku. Chciaa sysze, jak to mówi. Podobao jej si wszystko w tym mczynie.

- Chc, by posza ze mn do óka - odpar Monty, pieszczc je ucho. - Moe nie jestem taki sprawny jak kiedy, ale zawsze… - Jego gos by chrapliwy. - Nie uznaj dugiego narzeczestwa, a ty?

Phyllis potrzsna gow i pozwolia, by powoli poprowadzi j do sypialni. W progu przystan i musn ustami jej wargi. Gdy podeszli do óka, pooy j i delikatnie zdj jej pantofle.

- Troch si denerwuj - przyznaa Phyllis.

- Tylko troch? - rozemia si Monty. - W naszym wieku karty si odwracaj. Ty ju nie moesz straci cnoty, ja natomiast atwo mog straci dum. - Nachyli si i pocaowa j lekko. Wci smakowa ostrygami, szampanem i czym jeszcze. Potem usiad na brzegu óka i uj jej do. - Wiesz, czego si nauczyem o seksie w cigu piciu ostatnich dziesicioleci? - zapyta.

Phyllis, wci speszona, potrzsna gow.

- Nauczyem si, e jest wiele rzeczy, które s wane w mioci z kobiet, a mczyni s zbyt niecierpliwi, by zwróci na to uwag. Wiek odebra mi wiele, moja mia. W zamian da mi cierpliwo - pochyli si i pocaowa j znowu, tym razem silniej. - Mog obieca ci dwie rzeczy: e nie masz powodów do zaenowania i e spdzisz ze mn bardzo, bardzo mie chwile.

I mia racj.

Zaledwie w dwa dni póniej Sig zbudzona zostaa gwatownym waleniem do drzwi, poczonym z równie dzikim dwikiem dzwonka. Nikt w Nowym Jorku nie wstaje tak wczenie w niedziel.

- Czego? Czego? - mruczaa zrzdliwie, owijajc si moherowym szalem, by podej do drzwi, do których kto nieustpliwie si dobija. Dziewi dni roboczych do Gwiazdki, a j spotykaj takie rzeczy.

W progu sta Bruce, miertelnie blady, a za nim, z trudem apic oddech, czerwona na twarzy Sharon.

- Co si stao? - zapytaa zaskoczona Sig. - Czy z mam wszystko w porzdku?

- Nie - odpara Sharon.

- O mój Boe, czy ona…

- To nie to, co mylisz - rzuci szybko Bruce. - Nie dostaa zawau. Spotka to natomiast mnie. Czeki Monty'ego nie maj pokrycia, zarówno ten dla mnie, jak i ten wystawiony na szko.

- Co? - wykrzykna Sig. - To niemoliwe. A Montana? Te linie lotnicze? A spadkobierczyni Guinnesa?

- Lipa. Wszystko kamstwa - odpar Bruce. - Poza spadkobierczyni. Z ni si oeni i przepuci jej fortun. To owca posagów. Pozna mam w samolocie z Florydy, leciaa pierwsz klas. Szuka po prostu bogatej wdowy.

- Mama leciaa pierwsz klas? - zdumiaa si Sig, unoszc rk do czoa. Caa trójka staa wci w progu. Sig schylia si, by podnie z wycieraczki niedzielnego Times'a. Musi przecie sprawdzi, czy ukazao si jej ogoszenie o sprzeday mieszkania.

- Wejdcie - powiedziaa - wejdcie. - Zgarbiona Sharon i jej brat minli sw siostr i usiedli w salonie. - Dobrze. - Sig czua si bardziej zmczona ni kiedykolwiek w yciu. - Zacznijcie od pocztku.

- Nasz obecny tu geniusz od analiz pokrci wszystko. Jej wyniki bada okazay si bezwartociowe - Bruce skrzywi si. - Monty jest bez grosza. Zainwestowa pienidze swojej ony w te linie lotnicze i zbankrutowa ponad dziesi lat temu. Odtd yje z kredytów i poyczek. Nasz odkrywca jako to przeoczy.

- To nie moja wina - pisna Sharon - To mama go sobie znalaza, nie ja.

- Gdzie jest teraz mama? - zapytaa Sig, czujc, jak odek znów podchodzi jej do garda.

- Myl, e cigle w hotelu - odpar Bruce.

Sig jkna i zadraa. Jaki bdzie rachunek? Wystawia ju na licytacj piercionek, lecz teraz, nawet po jego sprzeday widoki na zatrzymanie mieszkania i wyprostowanie yciowych cieek byy gorsze ni kiedykolwiek. Nie potrafia oprze si uczuciu rozpaczy.

- Okay - powiedziaa z wymuszonym spokojem, do którego byo jej daleko. - Mam plan: najpierw zabijemy Monty'ego. Potem ty, Bruce zabijesz Sharon, a ja zabij si sama.

- A mamy nikt nie zabije? Có to za plan? - zaprotestowaa Sharon. - To jej wina. Sama go sobie wybraa.

Bruce zignorowa sw pkat siostr.

- Wiesz, to dobry plan - stwierdzi, poklepujc Sig pocieszajco po rce. - Sharon, jeli chcesz, moesz zabi mam, zanim ja zabij ciebie.

Sharon rozpakaa si.

- To nie moja wina - powtórzya.

- Och, zamknij si - fukn Bruce. - Wszystko zawsze jest twoj win.

- Nieprawda. To nie moja wina, e Barney odrzuci t prac u Monty'ego.

- On odrzuci t propozycj? - zapytaa Sig zdumiona. - Czy on jest nienormalny? - Widzc spojrzenie Bruce'a, dodaa czym prdzej: - Pytanie retoryczne. On naprawd odrzuci t prac?

- Twierdzi, e kada praca poniej stanowiska wiceprezydenta uwacza jego godnoci,a mia zosta tylko jednym z kierowników w dziale marketingu.

- Mój Boe! Facet jest od prawie dwóch lat bezrobotny i odrzuca jakkolwiek propozycj? - nie moga zrozumie Sig.

Bruce wzruszy ramionami.

- A co za rónica. Jestem pewien, e to te by kant.

Zanim to zbiorowe narzekanie zdyo si przeistoczy w atak frontalny, Sig zebraa myli.

- No, wystarczy - oznajmia. - Bd gotowa w cztery i pó minuty.

- Co zrobimy? - zapytaa Sharon.

- Pojedziemy do “Pierre'a” na szczer rozmow z mam.

Ciemne, poyskliwe drzwi do apartamentu ich matki wyglday solidnie jak wrota zamku. Dzwonili ju trzy razy, teraz zaczli tuc piciami.

- Czuj si jak Westley przybywajcy na ratunek Buttercup w The Princess Bridge - powiedzia Bruce.

Sig spojrzaa na niego z furi.

- Ty jeste tu jedyn ksiniczk - prychna. - Nie czas na twoje dygresje. Poza tym Westley dawno by wyway drzwi.

- My bdziemy musieli wezwa ochron - wzruszy ramionami Bruce.

- wietny pomys. Przydaaby si ochrona, bo nie rcz za siebie - mrukna Sig.

Zza drzwi doszy ich jakie dwiki, po czym w wizjerze ukazao si czyje oko. Po chwili w progu pojawia si owinita w puszysty hotelowy szlafrok pani Katz.

- Tak wczenie? - odchrzkna, jakby zmieszana. - Moe przyjdziecie troch póniej?

Sig pchna drzwi tak, e otworzyy si na ocie i przesza obok Sylvii. Dziki lokator, do diaba. Ile te kosztowaa j jej wizyta? Rodzestwo postpowao za starsz siostr. Weszli do salonu. Panowa tu niezy baagan: wszdzie poniewieray si gazety, na sofie lea skbiony koc, a na maym stoliku wida byo resztki wczorajszej kolacji. Pani Katz podesza do Sig.

- Co chcesz zrobi? - zapytaa.

Rzuciwszy jej jedno ze swych spojrze, Sig podesza do drzwi sypialni, kadc rk na klamce.

- Nie uznajesz prawa do prywatnoci? - zapytaa pani Katz z wyrzutem.

- A pani? - odparowaa Sig. - Przyjeda pani tu i wprowadza si do mojej matki, przyczepiajc si do niej jak rzep do psiego ogona. Ile prywatno pani jej zostawia?

Sylvia uniosa brwi w zdziwieniu.

- Bardzo duo - odpara zraniona. - Sama zobaczysz.

Sig z hukiem otworzya drzwi. Bruce i Sharri stali tu za ni. Caa trójka ujrzaa sw matk, która z wosami w nieadzie, ale z bogim spokojem na twarzy leaa z gow na owosionym ramieniu Montague Dunleathe.

- O mój Boe! - krzykna Sharri, zakrywajc oczy rkami.

Monty, którego wochate ciao byo zaprzeczeniem janiejcej blaskiem ysiny, otworzy oczy i usiad. Jego piersi opaday na brzuch. Sig z trudnoci opanowaa ch odwrócenia si. W jaki sposób przerastao to jej wyobraenia.

- O mój Boe! - tylko tyle potrafia z siebie wykrztusi, niczym echo wasnej siostry.

- Co pan robi mojej matce? - zada wyjanie Bruce.

- Myl, e na ogó nazywa si to mioci fizyczn. Chyba, e tu, w Stanach, macie na to odmienn nazw.

- Czy ja wiem… - zastanowia si Phyllis, otwierajc oczy.

Sharon uniosa obie rce, jakby zasaniaa si przed ciosem.

- To wicej, ni chcielibymy wiedzie! - wykrzykna, drc caa.

- A waciwie co wam do tego? - zainteresowaa si Phyllis, siadajc. Ona take bya naga. Sig nie moga nie zauway stosu delikatnej, jedwabnej bielizny na pododze koo óka.

Bruce wyda stumiony dwik, odwracajc wzrok.

- Boe! Któ by pomyla, e mama bdzie jak… jak Louise Brooks w Puszce Pandory!

Sig zapaa lec na krzele aksamitn bonurk i cisna ni w Monty'ego, podczas gdy jej matka staraa si osoni sw nago przecieradem. Sig poczua, e robi jej si niedobrze, ale musiaa wytrzyma. Przesza przez pokój i podniosa lecy na stoliku nocnym zarczynowy piercionek. Niewtpliwie imponowa wielkoci, ale teraz, przyjrzawszy mu si z bliska, dostrzega, i zamiast biaego, szlachetnego blasku, kamie odbija w sobie wszystkie kolory pokoju.

- Cyrkonia! - krzykna, rzucajc piercionkiem w stron okna najmocniej, jak tylko potrafia. - Ty oszucie! Ty cholerny oszucie!

- Susan, opanuj si - upomniaa j matka. - Co ty sobie wyobraasz?

- Co ty sobie wyobraasz? - wybuchna Sig. - Dopiero co poznaa tego faceta. Nawet go nie znasz, a idziesz z nim do óka?

- Jestem z nim zarczona, Susan. A ty chciaa, ebym za niego wysza. - Phyllis wzruszya ramionami. - Mnie niepotrzebne jest wesele. Ale Monty jest starowiecki. - Spojrzaa na niego z takim wyrazem twarzy, jakiego Sig nigdy u niej nie widziaa. Zmieszao j to i w jaki sposób przygnbio. Poczua si odepchnita, a nawet… obraona. Spojrzaa na Monty'ego.

Nie tylko by starowiecki, ale po prostu stary. Sig nie moga oderwa wzroku od tej iloci starego ciaa przed sob, jego plamistej cery i wystajcych z uszu kpek wosów, od pokrytej zmarszczkami szyi jej matki. Wystarczajcym upokorzeniem byo to, pomylaa, e ona sama musiaa wciga brzuch, kiedy spaa z Phillipem Normanem. Bya w niezej kondycji, a ciao Phillipa byo gadkie, muskularne i opalone. Wiedzia, e to na ni dziaa i wykorzystywa to czsto. Dlaczego wic miaa wraenie, e Monty da jej matce co innego, co wicej? Odrzucia t myl ze zoci.

- Wyno si! - krzykna - Zostaw moj matk w spokoju!

Monty uniós swe krzaczaste brwi, po czym potrzsn gow.

- Zapominasz si. Jestemy zarczeni.

Sig ledwie panowaa nad wasn wciekoci. Dray jej rce i czua, jak owo drenie przenosi si na cae ciao. Wszystko stracone. Nie ma ratunku ani dla niej, ani jej matki. Jej piercionek - jej prawdziwy piercionek - przepad na zawsze, podobnie jak i piercionek jej matki. Ten oszust, ten szarlatan zniweczy wszystko. Straci swój dom, bdzie musiaa zmieni prac i wylduje w jakim podym mieszkanku wynajtym w Forest Hills, Park Slope albo Riverdale, a matka w jej pokoju gocinnym - jeli w ogóle bdzie tam pokój gocinny. Bd wspólnie paci czynsz, wykorzystujc pienidze z ubezpieczalni Phyllis, by zwiza koniec z kocem. To ona, niezamna córka, bdzie musiaa zaj si matk, a jej wasne ciao stanie si podobne do ciaa Phyllis.

- Wyno si std! - krzykna znowu, tym razem jednak w jej gosie sycha byo zy.

- Sucham? - odezwaa si Phyllis. - Co wy sobie waciwie wyobraacie? - przeniosa spojrzenie na Bruce'a i Sharon. - Co wy tu w ogóle robicie? To moje ycie i nie macie prawa pcha mi si w nie z buciorami.

Sig wzniosa oczy ku niebu. Gdyby miaa bro…

- Mamo, - zacz wyjania Bruce - ten czowiek jest kamc. To oszust. Ten facet jest kompletnie spukany.

- Eje! - przerwaa mu Phyllis. - Nie zamierzaam wyj za niego dla jego pienidzy. Monty ma siedemdziesit cztery lata i wci jest cakiem niezy. I wie, co z tym zrobi!

- I to mówi kobieta, która wyrzeka si genitaliów! - powiedzia z dum Monty, jedn rk przycigajc j do siebie, a drug sigajc po lece na stoliku nocnym cygaro.

- Mamo, wsta z tego óka - zadaa Sig.

Phyllis wzruszya ramonami i spenia yczenie córki, ignorujc sw nago. Trójka jej dzieci jednoczenie wydaa okrzyk i w przeraeniu odwrócia si tyem. Sig zdoaa podnie z podogi jedwabny, koronkowy peniuar i rzuci go matce, która spokojnie woya go na siebie.

- O co wam chodzi? - zapytaa, wygadzajc zmity jedwab na swym nieco wystajcym brzuchu. - Monty mia pienidze. Teraz ich nie ma. Moe kiedy znów bdzie je mia. Tak czy inaczej, mog wam przyrzec, e nie skradnie waszego spadku. - Przerwaa i umiechna si zoliwie. - Mojej cnoty te nie ukrad. - Phyllis spojrzaa na Sig. - Jeli ju wpadlimy w ten szczery ton, ty te nie masz adnych powodów do dumy, Susan. Jeli uwaasz, e on chcia nabra ciebie, ty usiowaa nabra jego na to wszystko; wskazaa na pokój, nowe ubrania, wiee kwiaty.

Sigourney patrzya na Monty'ego.

- Matka nie ma adnych pienidzy. Rozumiesz? Nie ma fortuny, poza swoj emerytur. Ta biuteria bya kostiumem. Nie ma szans na zdobycie majtku, chyba e chciaby dooy do jej ubezpieczenia socjalnego. Nie ma adnego domu w Palm Beach. To ja pac za ten hotel. A mnie skoczyy si wanie pienidze. Ty jeste ju bankrutem, ja bd nim niedugo.

No wic powiedziaa to. Teraz w kocu zrozumiej, dowiedz si o mieszkaniu, dugach, o wszystkim. Zawsze jednak bdzie ochrania swoj matk.

- Postawie na zego konia - owiadczya Monty'emu. - Wsta i id do diaba. Zostaw moj matk w spokoju. Wszede w to dla pienidzy, a tych u nas nie znajdziesz.

- Czas na ciebie - doda ze zoci Bruce.

- Tak - odpar Monty. - Wyrazilicie to do jasno.

Spokojnie podniós si z óka, woy spodnie, koszul i wyszed.

18

- Nie bdziesz si z nim widywa. Nie ma mowy.

- A có to ma znaczy? Co ma znaczy nie ma mowy? - zdumiaa si Phyllis.

- Znaczy to, co powiedziaam - odpara Sig - On ci wcale nie kocha. Chcia tylko zdoby twoje pienidze, których, pozwól sobie przypomnie, nie masz. Mamo, on si poprzednio oeni z bogat kobiet i straci cay jej majtek. Po prostu myla, e uda mu si to jeszcze raz. - To by czarny poniedziaek. Caa ta sprawa z Montym plus fakt, e musiaa i do pracy: wszystko to przygnbiao j niemiosiernie.

- Nie bd mieszna. Jak mona wzi mnie za bogaczk? - zapytaa Phyllis swoj córk, która wyadowywaa zo na jej ubraniach.

- Hotel. Lot pierwsz klas. Ciuchy. - Wyjani jej Bruce. Sig wezwaa go, by pilnowa matki, gdy ona pójdzie do pracy.

- Ten facet jest oszustem - powtórzya Sig. - Pewnie i zodziejem. Zapomnij o tym Montym.

Zostali w hotelu tylko tyle czasu, ile potrzebne byo na spakowanie rzeczy Phyllis, po czym Sig odetchnwszy gboko podpisaa rachunek. Póniej przenieli si wszyscy, razem z nieodczn pani Katz, do mieszkania Sig.

- Nie mog uwierzy, e ten czek dla szkoy nie mia pokrycia - jczaa Sharon. J równie Sig poprosia, by przyjechaa tu strzec ich matki. - Tak mi wstyd. Jak ja si teraz poka w szkole Jessie?

- Jako dotd ci to nie powstrzymywao - rzuci Bruce. - Czeki Barney'a z reguy nie mieway pokrycia. Co natomiast bdzie ze mn, Sharon? Zoyem ju pilne zamówienia na dodruk, za który nie mog zapaci. Mogem wej w ukad z Bernardem, ale Monty zaproponowa mi bezinteresown poyczk. Nie mog uwierzy, e byem taki gupi. W moim biznesie to najwaniejszy sezon w roku. Dotd dziaaem na kredyt, ale przynajmniej byem czysty. Teraz za wysaem moim dostawcom trefne czeki. Jak ja mam im to wyjani? Balansowaem na linie, ale udawao mi si, a Monty mnie z niej zepchn. Udusibym tego szkockiego skurwysyna.

- adnie si wyraasz przy matce - odezwaa si Phyllis, krzyujc rce. Mylaa nad czym intensywnie. - On mnie naprawd lubi. Jestem tego pewna. I w nosie mam, czy on ma jakie pienidze, czy nie.

Po drugiej stronie pokoju kto poruszy si gwatownie. Sig nie moga nie zauway pani Katz, siedzcej sztywno na skraju krzesa i obiema rkami przyciskajcej do siebie swoj torb. A tej co si stao? - pomylaa Sig. Pani Katz potrzsna gow, jakby miaa zawroty gowy, albo chciaa zwróci na siebie uwag. Prawdopodobnie jedno i drugie, stwierdzia Sig. Zacza gboko oddycha, by si uspokoi.

- To nie o to chodzi, mamo. On jest najwyraniej socjopat. Znaam z tuzin takich. Nikt normalny nie rozdaje w ten sposób czeków na prawo i lewo. Nie wtedy, kiedy wie, e wróc jak bumerangi. Zapomnij o Montym - mówia Sig poirytowana. - Koniec z tym wszystkim.

- A ty kim jeste? Pieprzon pani Capuletti? - zapytaa Phyllis.

Sig nabraa powietrza.

- Mamo, musisz wyj za czowieka bogatego. Jeli tego nie zrobisz, wyldujecie w Bronxie, gdzie bdziecie y z kuponów na posiki - ostrzega Sig. - Tak czy owak, Monty sdzi, e jeste bogata. Wsta z twojego óka i wyszed. Dowiedzia si, e nie masz pienidzy i zostawi ci. Nie bdziesz w stanie odoy miesicznie nawet na bilet na metro, eby nas odwiedzi.

Phyllis potrzsna gow.

- Wiesz, na czym polega twój problem, Susan? Jeste zbyt odpowiedzialna. Co ci to obchodzi? Bd wic mieszkaa w Bronxie. Stamtd pochodz. Nie jeste moj matk.

- Mamo, nie chc zrani twoich uczu, ale zostaa wykantowana.

- Ja? Monty nie potrafi nawet wygra ze mn w kanast!

- Albo nie chcia - odpara Sig. - Tak to dziaa.

- Wszystko jedno, nie zamierzam nawet dotkn adnego innego starego pryka - zapowiedziaa Phyllis. - Peno ich byo na Florydzie. Dlatego wyjechaam.

Przez chwil siedziaa nieruchomo. Sig zdawao si, e zadray jej usta. Zniya gos i pooya matce rk na ramieniu.

- Przykro mi, mamo. Zasugujesz na kogo lepszego. Naprawd.

Phyllis spojrzaa na córk.

- Ty te, Susan - potrzsna gow i osuna si na krzeso. - No, dobrze. Co teraz? - zapytaa.

Sig usiada na sofie obok Sharon. Jej uwag znów przycigna pani Katz, która, trzymajc sw torb za pasek, systematycznie obracaa j o sto osiemdziesit stopni to w jedn to drug stron. Sig wreszcie przestaa si jej przyglda.

- Có, teraz ja pójd z torbami. I jak sdz, wylec z Wall Street. Poszukam sobie nowej pracy - co dla kobiety w moim wieku i na moim poziomie bdzie doprawdy nietrudne - prychna - Jestem kompletnie spukana.

- Och, przesta, Sig - wzruszy ramionami Bruce. - Zawsze narzekasz. Ty stracia na tej aferze z Montym, co? To ja strac moj firm, a nie mam niczego innego. Jakie s twoje zasoby? Na pewno nie tak skromne jak mamy - powiedzia.

Sig patrzya na niego w milczeniu. Zawsze byo im wygodnie, pomylaa, sdzi, e ona potrafi wszystko; za wszystko paci i wszystko mie pod kontrol.

- Przykro mi ci rozczarowywa, Bruce, ale ja nie narzekam. Ja nawet nie staram si gra. Jestem bankrutem. Nie mam ju adnych zasobów. Od dwóch lat wyprzedawaam tylko mój towar. I ponosiam straty. Czy ty syszae kiedy o kryzysie, panie przedsibiorco? Panie Cudzie Ekonomiczny? - przeniosa wzrok na Sharon. - Nawet Barney wie co na temat kryzysu.

- Bdziemy musieli wycofa dzieci z prywatnych szkó - jkna Sharon. - Powiedziano nam, e jeli nie zapacimy czesnego, maj nie wraca po przerwie witecznej.

- Piknie. No, to wszyscy jestemy ugotowani. Jestem starszym maklerem, który nie przysparza firmie zysków. Wszyscy moi klienci: prawnicy, agenci firm handlujcych nieruchomociami, pracownicy marketingu - zniknli. Ich te dotkn kryzys. Nie mam ju adnych zamówie na inwestycje. Jak mylicie, jak dugo jeszcze pozwol mi zatrzyma moje wielkie, narone biuro? Ostrzegano mnie ju dwa razy, wic nie potrwa to dugo. A nie zamierzam znowu gra na zwyk - potrzsna gow. - Ju raczej wol podawa do stou.

- Mówisz serio, Sig? - zapytaa z niedowierzaniem Sharon - wylej ci? Tak jak Barney'a? Naprawd?

Sig tylko machna rk i skina gow. Z trudem powstrzymywaa zy upokorzenia.

- O mój Boe! - wykrzykna Sharon i rozpakaa si. - Naprawd stracisz to mieszkanie? To bdzie taki cios dla Jessie i Travisa!

- No tak. I moe troch przykro bdzie te samej Sig - doda Bruce. - Wci ta sama, stara Sharon. - Podszed do Sig i wzi j za rk. - Dlaczego mi nie powiedziaa?

Wzruszya ramionami.

- A co by to dao? - zapytaa. - I tak by mi nie pomóg.

Bruce przyglda si doni siostry przez dug chwil, po czym ucisn j.

- Rozumiem, e maa bezinteresowna poyczka nie wchodzi teraz w gr?- zapyta.

- Czy ty nigdy nie przestaniesz artowa? - skarcia go Phyllis, wstajc. - Susan, ja mam troch oszczdnoci. Mylisz, e wystarczyoby…?

Sig tylko potrzsna gow.

- Mamo, moje raty za mieszkanie wynosz trzy tysice osiemset dolarów miesicznie. Utrzymanie domu kosztuje dwa tysice dwiecie, a nie pac ju od dziewiciu miesicy - przerwaa, by da im czas na przyswojenie cyfr. - Bank jest tu teraz wacicielem. Prawdopodobnie zajm mieszkanie w przyszym miesicu.

- Naprawd nic si nie da zrobi? - zapyta Bruce.

- Kto musiaby je szybko kupi. Wtedy uzyskaabym gotówk - westchna Sig. - Czekaam ju za dugo. Daam ogoszenie w Times'ie, wysaam te oferty do biur porednictwa nieruchomociami, ale nikt nie by powanie zainteresowany. - Teraz oczy Sig wypeniy si zami. - Dzi po poudniu ma przyj agentka z biura. Moe co z tego bdzie. Inaczej ju po mnie.

Usiada, wyczerpana.

- A nawet jeli uda si szybko to sprzeda, po spaceniu kredytu i zalegych opat, zapaceniu prowizji dla agencji i caej reszty moe wystarczy mi pienidzy na ma kawalerk w Bensonhurst. - Strata domu bya dla Sig ciosem w samo serce. Po co pracowaa tak ciko przez cae ycie? Co miaa poza tym? Czym zastpi t strat? - Co zego dzieje si z tym krajem - stwierdzia. - Nikt nie ma pienidzy.

- Ja mam - odezwaa si Sylvia Katz. - Mam mnóstwo. Chcesz troch?

Rodzestwo spojrzao na ni zniecierpliwione. Phyllis zadaa sobie trud, by podej do przyjacióki i poklepa j po ramieniu.

- Dzikujemy ci, Sylvio. Ale my tu nie rozmawiamy o drobnych. Sig potrzebuje prawie stu tysicy dolarów.

- Ja mam tyle - powiedziaa pani Katz ze spokojem. - Mam duo wicej.

Phyllis wzniosa oczy do góry i ponownie poklepaa Sylvi po ramieniu, cho waciwie miaa ochot j udusi. ycie jej córki walio si w gruzy - bez ma, bez dzieci, bez pienidzy, bez pracy i na dodatek bez domu. A tymczasem jej najlepsza przyjacióka ostatecznie stracia zmysy.

- Cii, ciii, Sylvio - uciszaa j Phyllis.

- Mam je tutaj, w torebce - owiadczya pani Katz i otworzya swoj wielk, czarn, skórzan torb, któr nieustannie tulia do ona.

Stojc za przyjaciók Phyllis nie moga nie dostrzec, i torb rzeczywicie wypeniay porzdnie poukadane paczki banknotów. Kada z nich, a byo ich mnóstwo, miaa banderolk z napisem $10.000.

- O mój Boe! - jkna Phyllis

Bruce zajrza do magicznej torby i wyda z siebie dwik podobny temdo westchnienia, czy jku.

- Skd pani to ma? - zapyta przyciszonym gosem.

- Czy to prawdziwe? - sapna Sharon, zagldajc mu przez rami.

- Dostaam to, gdy opuci mnie mój m. Musia mi duo zapaci. Bardzo duo. Miaam dobrego prawnika, Dian LaGravennes. To ona zmusia Sida, by zapaci. Nie wiedziaam, co z tym zrobi, wic trzymaam to tutaj. Nie chciaam tego wydawa.

Bruce gwizdn przecigle.

- Co ma cztery nogi i goni za kotem? - zapyta. Nie byo odpowiedzi. - Pani Katz i jej prawnik - dokoczy, lecz nikt si nie rozemia.

- Nosia to ze sob przez cay czas? - nie moga uwierzy Phyllis. Nagle stwierdzia, e choby ya nastpnych siedemdziesit lat, nigdy nie zrozumie tajemnic ludzkiej duszy.

- Có, nie wiedziaam, co innego mogabym z tym zrobi - stwierdzia Sylvia. - To Sid zajmowa si bankami i takimi sprawami. Zanim mnie zostawi, to on paci rachunki za prd i telefon. Ja nigdy nie miaam nawet konta w banku. Có mogam zrobi z tak iloci pienidzy? Nawet nie umiem wypisa czeku. A tyle si syszy o starszych osobach oszukiwanych przez banki i poredników - spojrzaa na Sig - nie bierz tego do siebie, kochana. Nie mówi o obecnych. - Wzruszya ramonami. Trzymaam je wic w torbie.

- Wydawao ci si to najbezpieczniejsze? - zdumiaa si Phyllis, podnoszc gos. - Spacerowaa po deptaku majc w torebce sto tysicy dolarów?

- Nie, - odpara Sylvia - tu jest dwa miliony dwiecie tysicy.

- Dwa miliony dwiecie tysicy? - powtórzyli jednoczenie Sharon i Bruce.

- No, plus drobne. Tutaj trzymam moje drobne pienidze z zasiku socjalnego - wyja srebrn, siatkow torebk.

Phyllis wybuchna serdecznym miechem. miaa si tak dugo, a zy napyny jej do oczu.

- I nie sta ci byo na hotel, kiedy tu przyleciaa! Przesiedziaa ca noc w fotelu na lotnisku, majc w torbie ponad dwa miliony dolarów! Przez sze lat na Florydzie wstawaa o czwartej rano, by pój na niadanie o pitej, na lunch o dziesitej, a na obiad o wpó do czwartej, by oszczdzi cztery dolary na posikach dla rannych ptaszków. Zabieraa do domu dodatkowe buki. W kadym barze podbieraa paczuszki ze sodzikiem. Spaa na mojej sofie tu, w Nowym Jorku! I przez cay ten czas miaa w torbie ponad dwa miliony dolarów? W torbie! W torbie? Czy ty oszalaa? Syszaa kiedy o zodziejach torebek?

- Ja j trzymam bardzo mocno - odpara Sylvia.

Phyllis miaa si znowu, a do bólu.

- Jeste niesamowita. - Poczuwszy nage zmczenie, Phyllis usiada. I co teraz? Po raz pierwszy w yciu zabrako jej sów.

Sig, dotd przygldajca si w milczeniu dwóm starszym paniom, podesza do swego rodzestwa i równie zajrzaa do torby z pienidzmi.

- To ile potrzebujesz, Susan? - zapytaa pani Katz, wyjmujc paczk nowiutkich banknotów. Bya to dua paczka, na nietknitej banderoli widnia napis $10.000. Sylvia zacza wyciga pienidze z torby, ukadajc je na stole przed sob jak dziecice klocki.

- Och, nie mogabym… - rzeka zawstydzona Sig. - Nie wiem, kiedy bd moga zwróci…

- Poycz te pienidze - stanowczo doradzia jej Phyllis. Odwrócia si do Sylvii. - Dzikuj ci. Nigdy nie kochaam ci dla twoich pienidzy, wic to nie boli. - Zwrócia si z powrotem do córki. - Nie wiedziaam, e jeste w takiej sytuacji. Przyjechaam tu nie po to, by myle o sobie, ale by by dla was dobr matk. Chc wam pomóc. Zadzwocie do nastpnego kandydata, spotkam si z nim. - Po czym z godnoci usiada samotnie w drugim kocu pokoju.

Jak w wyzwalajcy si spod mocy zaklinacza, Sharon zdoaa oderwa wzrok od zawartoci torby pani Katz.

- Przejrz jeszcze raz moje dane - powiedziaa - Zrobilimy bd przy pierwszym, ale tym razem bdzie inaczej. Znajd waciwego faceta.

Bruce obrzuci j sceptycznym spojrzeniem.

- Niezy pomys - stwierdzi i przenoszc wzrok na pani Katz, doda: - Moe mogaby pani nam troch pomóc w realizacji tego planu. A wtedy oddamy pani na pewno.

Sig przesza przez pokój, podchodzc do matki. Przypomniaa sobie nagle bogie szczcie, jakie janiao na jej twarzy, kiedy leaa w ramionach Monty'ego, cho ten czowiek by kamc i oszustem.

- Naprawd to zrobisz, mamo?

Phyllis siedziaa ze spuszczon nisko gow.

- Jeli musz, zrobi to.

Sig wrócia z pracy zmita i wykoczona. Jej matka wraz z pani Katz i caym ich dobytkiem zostay przeniesione z “Pierre'a” do jej biblioteki, która wygldaa teraz jak dziwaczne poczenie szkolnego internatu z sanatorium. Sig obrzucia wzrokiem fiolki z lekarstwami, pojemnik na sztuczn szczk pani Katz, mokre skarpetki na grzejniku, woreczek z suszonymi liwkami na biurku i cay ten chaos, po czym po prostu zamkna rozsuwane drzwi odgradzajc si od tego wszystkiego.

Zadzwoni dzwonek u drzwi. Sig postanowia nie pokazywa nikomu czci mieszkania, zajtej przez dwie starsze panie. Sharon udaa si ju do domu, obiecujc solennie przeszuka swe notatki, a Bruce odwióz j na dworzec. Matka i pani Katz leay ju w swoim pokoju, Sig jednak nie kada si jeszcze, doprowadzajc mieszkanie do idealnego stanu. Kto jej powiedzia, e to pomaga w szybkiej sprzeday. Poprawia poduszki, postawia na stole kwiaty i dwie miseczki z pot-pouri, napeniajce powietrze miym zapachem. Gdyby potrafia, upiekaby ciasto, eby zachci kupca smakowit woni. Wci bya w szoku wywoanym przez pani Katz i jej niewiarygodn torb. Nie mogo jej to ocali, ale dawao czas na zrobienie czego w tym kierunku. Po raz pierwszy od tygodni Sig zapaa si na tym, e nuci; kiedy stwierdzia, e jest to melodia z “Kota Felixa”, umiechna si. Gdy go kopot jaki nka, do magicznej torby siga.

Podesza do drzwi, by otworzy Cornelii, agentce ze Stirling & Ross, znanego biura porednictwa nieruchomociami w Nowym Jorku. Wiedziaa, e lepiej byoby, eby mieszkanie byo puste, poniewa jednak rzeczywicie nie miaa gdzie upchn matki i pani Katz, tym razem nie byo innego wyjcia. Równie dobrze i ona sama moga jakby nigdy nic siedzie w bibliotece, podczas gdy jaka wiedma, która polubia pienidze, bdzie krytykowa tapety w jej mieszkaniu. Sig oddechna gboko i otworzya drzwi. W progu staa Cornelia, typowa przedstawicielka kobiet ze swojej profesji: pa w rednim wieku, które nieodmiennie nosiy rzucajce si w oczy kolczyki i pasek z du klamr w kolorze zota. Wesza do rodka, umiechajc si powcigliwie.

- Witam - rzeka, unoszc jednoczenie brwi, rozgldajc si i byskawicznie zapalajc wiato w przedpokoju. - Dokonaa pani cudów w tym mieszkaniu - stwierdzia. - Szybko si sprzeda.

Do diaba, pomylaa Sig, zapomniaam zapali lampy, a to podstawowy trik. Reszta pomieszcze bya jednak naprawd jasna, jedynie przedpokój nie mia okna.

Uniosa wzrok ponad ramieniem Cornelii i zdumiaa si widokiem Paula Cushinga. - Witam - powiedziaa zakopotana, wycigajc do niego rk. Przez moment poczua si zdezorientowana, jak zawsze, kiedy spotykaa kogo poznanego w zupenie innych okolicznociach. Kompletnie zapomniaa o zapowiedzianej przez Cushinga wizycie i o tym czym, czego nie móg powiedzie jej przez telefon.

- Czy to zy moment? - zapyta.

- Nie, nie, skd! - Pani Cornelia przysza obejrze mieszkanie. Chc kupi nowe… - Sig usiowaa si nie zaczerwieni. Jakie to krpujce. Musia pojawi si akurat w tej chwili i dowiedzie si o sprzeday mieszkania. Sig poznaa Corneli do dobrze i wiedziaa, e majc na oku sprzeda, powie kademu chtnemu, a nawet obcemu, e nieruchomo jest zajta przez bank.

Umiechn si ciepo.

- Tak mio ci znowu zobaczy, Sigourney. Nie miaem pojcia, e mylisz o sprzeday mieszkania - rozejrza si. - Tak wiele jest apartamentów w Nowym Jorku, które nie maj w sobie ciepa. Ty jednak stworzya tu prawdziwy dom. - Spojrza na ni. Jego oczy byy niezwykle niebieskie. - Moe oprowadzisz na oboje? Nie widziaem wszystkiego, kiedy tu byem na urodzinach twojej matki.

Cornelia rozpromienia si Sig bya pewna, e ta kobieta nie zamierza traci okazji.

- Wobec tego prosz zwróci uwag na te dwie szafy w przedpokoju…

- Och, prosz si nie trudzi. - Paul przerwa jej grzecznie, lecz stanowczo. Cornelia speszya si. - Sig wie, co mi si podoba. Ona mnie oprowadzi. - Po czym umiechn si do agentki, chcc wynagrodzi zawód, który jej sprawi. Jak na starszego pana, jego umiech by doprawdy zabójczy. Cornelia daa si nabra; natychmiast odzyskaa humor i zatrzepotaa zalotnie rzsami. A wic tak to dziaa, pomylaa Sig, a Paul, ujwszy j pod okie, wszed za ni do salonu.

- Wiem, e tu bya, Cornelio, jednak zdaje si, e nie zwrócia uwagi na ten widok - Sig podprowadzia ich do okna i odsuna story.

- Wida std trzy mosty - powiedziaa, patrzc na rzek. - Same mosty s lepiej widoczne w nocy, ale park najpikniejszy jest za dnia. - Podniosa wzrok na Paula; by wysoki i dostrzega, e wcale nie patrzy przez okno.

- Jak si miewa twoja matka, Sig? - zapyta - Musz jej co powiedzie.

- Och, czuje si cakiem dobrze - odpara lekko. Moe on nadawaby si dla mamy, pomylaa. - Mama jest nawet tutaj - dodaa. - Zmczy j ten hotel. Teraz wypoczywa. - Sig wyobrazia sobie, jak wyglda teraz jej matka. Nie majc pod rk Bruce'a, który doprowadziby j do jako takiego stanu, uznaa, e lepiej bdzie, jeli jednak si nie spotkaj. Przynajmniej nie teraz. Pokój pokae mu póniej - przy nastpnej wizycie. Jeli taka bdzie. O to musi si postara. Czy to by tylko przypadek? Czy moe jaki witeczny podarunek? Sig patrzya na Paula. By o wiele przystojniejszy ni Monty, no i posiada majtek - ile te Sharon mówia, e jest wart? Moe wic jej siostra nie musi ponownie przekopywa swych folderów. Moe maj kogo, kto sam do nich przyszed.

- Co chciaby powiedzie mojej matce? - zapytaa.

- Sprawdziem tego Dunleathe'go - mówiem ci, e mam takie moliwoci. Nie znosz mówi le o ludziach, ale zdaje si, e on nie jest tym, za kogo go bierzemy - przerwa na chwil. - Mówi to po to, by chroni ciebie i twoj matk. Tak, jak chroni Wendy.

- To bardzo mie z twojej strony. Doceniam to. - Nie móg przyj w lepszym momencie, pomylaa Sig. Nie wiedzia nawet poowy.

- Nie chciabym zrani twojej matki.

Sig umiechna si do niego.

- Przejdmy do jadalni - powiedziaa.

19

- Rainbow Room? Tu przed witami? Tam bdzie przeraliwy tum, nikt teraz nie chodzi do Rainbow Room - mówia zirytowana Sig do swojej matki.

- W jaki sposób moe by tum, skoro nikt tam nie chodzi? - zapytaa Phyllis.

- Nikt, kto jest kim - odpara córka.

- No có, my pójdziemy. Na kolacj. Wszyscy czworo - powiedziaa Phyllis. Sig wzruszya ramionami. - A zreszt, nie musisz i, jeli nie chcesz. - Ja nie chc - dodaa zmieniajc zdanie.

Sig zmruya oczy.

- O, nie. Pójdziesz. I bdziesz si dobrze bawi. Jeli moga polubi Monty'ego, to moesz polubi i Paula Cushinga.

- E tam. Nie jest w moim typie. Jest bardziej…

- Bardziej co? Bardziej elegancki? Bogatszyy? Uczciwszy? Z pewnoci bardziej przystojny. Jest bardzo, bardzo przystojny.

- O, tak uwaasz? - zapytaa Phyllis. Przymkna oczy. A ty co sdzisz, Sylvio?

Siedzc jak zwykle w fotelu, Sylvia wzruszya ramionami.

- Ja wolaam Monty'ego - odpara marzycielskim tonem. - Ale moe dlatego, e gra ze mn w kanast.

Sig potrzsna gow. Bya skazana na przebywanie z osobami starszymi z lekk demencj. No, co prawda mogo by gorzej. Sylvia Katz moga by jej matk.

Jak dotd Sigourney, skdind wietny makler z Wall Street, nie zdoaa przekona pani Katz, eby umiecia swoje pienidze w banku, nie wspominajc ju o zainwestowaniu ich choby w najpewniejsze akcje czy obligacje. Sylvia, prostolinijna i nieskomplikowana, nie przyjmowaa tego w ogóle do wiadomoci. Sig przestaa jej nawet tumaczy. Pani Katz nie obchodziy interesy. Ju ja swoje wiem, mówia, kiedy masz pienidze, wszyscy chc zrobi na tobie interes. Ona chciaa jedynie zachowa zawarto swojej skórzanej torby, nie wydajc ani grosza. Nie zaleao jej nawet na ocaleniu swojej skromnoci przy grze w rozbieran kanast.

- Nie zo si, Susan - powiedziaa teraz - Pan Cushing jest bardzo miy, ale ja myl podobnie jak twoja matka. Wyjwszy seks. Wol Monty'ego.

- Montague Dunleathe jest oszustem - powiedziaa zirytowana Sig.

- Ale dobrze gra w kanast - odpara pani Katz z nostalgi. Po chwili otrzsna si i spojrzaa na Sig. - Niczego nie próbowa - zapewnia j. - Przynajmniej nie ze mn. To bya wycznie przyjacielska gra.

Sig pokrci tylko gow i wzniosa oczy ku górze. Niead z pokoju gocinnego rozprzestrzeni si ju w salonie i zagraa nawet przedpokojowi. Na klamce drzwi do holu wisia bezksztatny sweter pani Katz. Czyje okulary do czytania, których boczna cz bya przymocowana do oprawki agrafk, leay na komodzie. Na jednym stoliku koo sofy znajdoway si eukaliptusowe cukierki Halls, które bezustannie ssaa pani Katz, drugi za ozdabiaa kompozycja o równie intensywnej woni; wokó puszki okrelajcej ich smak jako ciekawy i mocno mitowy leay rozsypane cukierki Phyllis; obok nich zuyta pomadka ochronna, stosik etonów na telefon, które Phyllis wci zbieraa, cho nie byo ju telefonów na etony, jakie powyrywane z gazet czy magazynów kupony konkursowe, ogryzek oówka, na wpó rozwizana krzyówka i dwie pary okularów do czytania, jedne z acuszkiem, drugie bez.

Sig pomylaa, e chyba jednak zwariuje. Cho moe przy odrobinie szczcia Paul Cushing zabierze matk z jej rk, a pani Katz uda si „odstawi od piersi” i umieci we wasnym mieszkaniu, albo przynajmniej doczy j do Phyllis.

Sig miaa wraenie, e jeden Bóg wie, dlaczego, Paul Cushing tak bardzo zabiega o wzgldy Phyllis. Wczoraj zabra jej matk i pani Katz na kolacj, a dzi wraz z Sig, Wendy i Phyllis byli na gwiazdkowym pokazie Radio City. Sig zadzwonia do pracy, e jest chora, zreszt tu przed witami i tak nic si nie dziao.

Oczywicie Phyllis omal nie zepsua wszystkiego, gadajc przez cay czas, cho w istocie jej komentarze byy duo zabawniejsze ni cay film. A Paulowi jako to nie przeszkadzao, skoro ofiarowa si z nastpnym zaproszeniem. Tak przynajmniej powiedziaa pani Katz, gdy odoya suchawk. Rainbow Room nie byo w stylu Paula Cushinga. By na to o wiele za subtelny, mia klas. Tak czy inaczej, Sig zadzwonia po Bruce'a, aby przygotowa mam i teraz mogli ju spotka si z Paulem.

- Paul jest bardzo miy - przyznaa Sig w rozmowie z matk, usiujc j wybada.

- Bardzo - zgodzia si Phyllis. - Ale ja mu si nie podobam.

- Oczywicie, e tak. Bardzo mu si podobasz.

- Nie w taki sposób - spojrzaa uwanie na Sig. - Bardzo adnie - powiedziaa z uznaniem - ale spódnica powinna by krótsza.

Bruce sta nad matk, utrwalajc ostatecznie jej fryzur lakierem tak mocnym, e przykleiby ab do stalowej porczy.

- Gotowe - powiedzia, przygadzajc jeszcze grzywk.

Sig zerkna w lustro.

- Phillip powinien by za chwil. - Znowy zniya si do poproszenia go o towarzyszenie jej, ale nie miaa wyjcia. - To ostatni raz. Wicej si z nim nie spotkam - wyrwao jej si na gos.

- I dziki Bogu. To ju jaki postp - pochwalia j Phyllis. - Teraz mogaby tylko otworzy oczy i dostrzec prawdziwego mczyzn, nie firmowego klowna, nie majcego do odwagi, by si zwiza i mie dzieci.

- Mamo, wikszo mczyzn mnie nie chce. Twierdz, e to zbyt wiele, jak na ich moliwoci.

Phyllis umiechna si w zamyleniu.

- Twój ojciec zawsze tak o mnie mówi - ciszya gos i spucia oczy - Monty te tak powiedzia.

Sala Rainbow Room bya zatoczona, lecz kiedy tylko wysiedli z windy, powita ich usuny kelner i natychmiast poprowadzi do nakrytego na cztery osoby stolika, stojcego tu przy parkiecie. Paul Cushing z ca pewnoci mia klas. Przybyli w ostatniej chwili, bowiem gdy tylko zajli miejsca, wiata przygasy, zabrzmiay werble i na niewielkich schodach jedna po drugiej pojawiy si stepujce tancerki, które, uroczo spyway w dó schodów; a wszystkie stany na parkiecie, rozpoczynajc prawdziwy pokaz; jedna adniejsza od drugiej, kade nastpne nogi ksztatniejsze od poprzednich. Zachwyciy tum nie tylko stepowaniem, lecz take perfekcj, z jak wykonyway taniec.

Sig jednak szybko si znudzia. Spojrzaa na siedzcych przy stoliku. Phillip mia zblazowan min, a w oczch ironiczne byski, Paul jednak promienia, i to on zacz bi brawo tancerkom. Mimo, e by ju niemody czuo si w jego zachowaniu rado ycia. Kiedy nachyli si do Ghylis, eby jej co powiedzie, Sig daaby wiele, eby usysze o czym mówi.

Po przedstawieniu, gdy ucichy oklaski, orkiestra zacza gra “Night and Day”. Kiedy Phillip poprosi j do taca, Sig zdziwia si, lecz bya zadowolona, przynajmniej do chwili, znalezienia si na parkiecie. Sig potrafia taczy, ale nie z Phillipem. Czua si przy nim niezrcznie. Nie potrafi prowadzi i co chwil deptaa go po nogach. Za kadym razem, gdy si to zdarzao, on przeprasza. Niewtpliwie by najgorszym tancerzem jakiego znaa. Sig poczua ogromn wdziczno, gdy Paul Cushing poklepa Phillipa po ramieniu, odbijajc mu partnerk.

- Dziki Bogu - westchna z ulg. Phillip oddali si, rzuciwszy przez rami nieco rozczarowane spojrzenie.

- Wygldao na to, e potrzebujesz ratunku - powiedzia Paul - ale nie byem pewien. - Przej prowadzenie. Cofnwszy si o krok, obrzuci j uwanym spojrzeniem. - adna sukienka. Bardzo efektowna. Dobrze ci w czerwonym. - Sig zarumienia si. - Podobay ci si kwiaty? - zapyta.

- Byy cudowne - odpara ciepo. Paul przycign j bliej siebie. Dotyk jego rki na plecach sprawia jej ogromn przyjemno. - Moja matka bya poruszona.

Sig bez trudu dopasowaa swoje kroki do jego, poddaa si prowadzeniu i odprya si. Nie czua si tak za pierwszym razem, kiedy taczyli na Zimowym Balu. Modzi mczyni nie potrafi taczy, a Paul sprawia, e taniec z nim dziaa kojco. “Night and Day” skoczyo si i zaczli taczy do “I've Got You Under My Skin”. Sigourney rozlunia si i zupenie i odruchowo przylgna do niego. W tym momencie przypomniaa sobie o matce i celu caego przedsiwzicia.

Przedziwne, pomylaa. Bawi si lepiej z Paulem ni z wasnym chopakiem. No, ale Phillip by tu tylko dla zachowania pozoru.

- Musimy wraca do stolika - powiedziaa niechtnie, gdy orkiestra zacza gra “Just In Time”. - Cho byo to bardzo przyjemne - dodaa.

Paul umiechn si i ujwszy j pod okie, poprowadzi z powrotem do stolika. Dobrze byo si mu podda i pozwoli si prowadzi pomidzy taczcymi parami. Jednak czar miej chwili prysn w jednej sekundzie, gdy dochodzc do stolika Sig ujrzaa, e po drugiej stronie parkietu jej matka taczy z Montague Dunleathe.

- O mój Boe! - wykrzykna, czynic gwatowny krok w przód.

- Co si stao?

Sig nie moga wykrztusi sowa. Wskazaa jedynie gow. Paul powiód wzrokiem za jej spojrzeniem i uniós brwi.

- Twoja matka? Czy dobrze si czuje?

Sig potrzsna gow. Czua, jak narasta w niej gniew. Co tu si dzieje? Zostaa wystrychnita na dudka. Z pewnoci nie by to przypadek.

- Skd on wiedzia, e tu bdziemy? - zapytaa Paula.

- Nie mam pojcia - przyzna.

Sig nie wiedziaa, czy powinna mu wierzy, czy nie. Wypeniaa j furia. Wykorzystano j, bya tego pewna. Paul Cushing taczy z ni tylko po to, by odcign jej uwag. Musieli spiskowa za jej plecami, on i wszyscy inni.

- To ty wybrae to miejsce - powiedziaa oskarycielsko.

- Ja? Ale skd. Mylaem, e to twój pomys. Dlaczego ja miabym chcie tu przychodzi?

- eby umoliwi im to! - odpara, wskazujc taczcych. - Albo te moe dlatego, e lubisz tancerki lub sprawia ci przyjemno przebywanie wród ludzi o koszmarnych fryzurach. Nie mam pojcia. Wiem tylko, e pani Katz powiedziaa, e to ty dokonae rezerwacji. Czy to Monty ci o to prosi?

- Pani Katz powiedziaa, e twoja matka chciaa tu przyj. Zastanowi si. - Nie, poczekaj. - Kiedy si koncentrowa, wyglda na swoje siedemdziesit lat. - Nie, waciwie wydaje mi si, i powiedziaa, e to ty wybraa to miejsce. - Umiechn si niepewnie. - Szczerze mówic, zdziwio mnie to. Póniej pomylaem, e moe chciaa potaczy. Naprawd wietnie taczysz, Sig.

Sigourney nie miaa wicej czasu na rozmow. Musiaa si dowiedzie, co u diaba mylaa sobie jej matka. Wkroczya na pakiet i podesza do niej. Wanie zakoczyli z Montym jak niezwykle skomplikowan, lecz bardzo wdziczn figur. Monty podniós wzrok.

- O, witam - powiedzia, jakby fakt, e taczy wanie tutaj, w swym staromodnym smokingu i z jej matk w ramionach, by najnaturalniejsz rzecz pod socem.

- Co si tu waciwie dzieje? - zapytaa z gniewem Sig. Ostatnio, gdy widziaa ich razem, leeli nadzy w óku. W jaki dziwny sposób teraz, ubrani i wród tumu, wygldali równie intymnie. Montague Dunleathe, wci trzymajc jej matk w objciach, zatrzyma si i spojrza na ni.

- Jeste dzi bardzo elegancka - powiedzia.

- Przesta czarowa, Monty. Na mnie to nie dziaa. I zostaw moj matk. - Sig spojrzaa na Phyllis. - Czas na nas - dodaa chodno.

- Ale ledwie przyszlimy - zaprotestowaa starsza pani aonie.

Ha, ju wiem, po kim Sharon ma ten swój piskliwy ton, pomylaa Sig.

“Just In Time” wanie si koczyo. Monty wyprowadzi Phyllis z tanecznej figury i zajrza jej w oczy. Stali bardzo blisko.

- Przepraszam - wycedzia Sig. - Odbijany. - Postukaa Monty'ego w rami.

- Ja nie wychodz - odezwaa si Phyllis.

Sig popatrzya na matk.

- Obiecaa, e tego nie zrobisz - przypomniaa jej.

Phyllis wzruszya ramionami.

- Niczego nie zrobiam.

- Wydaje mi si, e to wolny kraj - wtrci si Monty.

- Tylko dla tych, którzy nie pac podatków! - wygarna Sig.

Uja matk za rk.

- Kto ci w tym pomóg? Powinna si wstydzi. Jak to zaatwia, dzwonia potajemnie z automatu?

- Nie, to Sylvia dzwonia - odpara Phyllis.

- No, wietnie. Wic pani Katz zostaa swatk? - Sig stana midzy nimi i gniewnie spojrzaa Monty'emu w oczy.

- Trzymaj si z daleka od mojej matki - rzucia mu w twarz. - Nie chc ci wicej widzie ani sysze. I nie chc, by rozmawia ze mn ani z moj matk, ani z pani Katz. Jeste oszustem, owc posagów i podym blagierem, albo i gorzej. Jeli masz jeszcze jakie pytania na temat twojego charakteru, moesz mnie zapa w biurze.

Wokó nich zdy si zebra tumek gapiów, nieco dalej sta Paul Cushing i bezuyteczny jak zwykle Phillip, Sig byo jednak wszystko jedno. Wzia matk pod rk i odwracajc j tyem do wszystkich, powioda w kierunku windy.

Przez cae szedziesit sze piter w dó z gonika w windzie grzmia “May dobosz”.

Pani Katz przyznaa si od razu. Nie byo trudno wydoby z niej prawd: Monty dzwoni potajemnie od wielu dni, a Sylvia, uznajc to za bardzo romantyczne, przekazywaa mu wiadomoci od Phyllis.

- Mamo, czemu nam to zrobia? - pytaa rozwcieczona Sig.

- Jak w ogóle moga? - krzyczaa na matk Sharon.

Phyllis wyprostowaa si w krzele.

- Dobrze wic, widz, dokd zmierza to przesuchanie. Zrobi to po waszemu.

- Wreszcie - odetchnli wszyscy troje jednoczenie.

Sig zadwonia do Paula Cushinga i dugo go przepraszaa za cae zajcie. Jego za zdawao si zadowala wszystko, cokolwiek powiedziaa czy zaproponowaa. W rodowy wieczór zabra jej matk i Wendy na przejadk bryczk po Central Parku. W czwartek zjad kolacj z Sig, Phyllis i pani Katz. W pitek poszli ca czwórk zobaczy Showboat, Paul zdoby nawet dodatkowy bilet dla pani Katz. Sytuacja rozwijaa si tak pomylnie, e sobotni wieczór spdzi z Sharon, Barneyem, Jessie i Travisem, jedc limuzyn wzdu Pitej Alei, by dzieci mogy zobaczy witeczne wystawy. Wendy nadzwyczaj polubia Jessie, i jak si zdawao, z wzajemnoci. Wydarzenia nastpoway szybko po sobie i Sig miaa wraenie, e jej plan wreszcie zacz dziaa. Dlaczego wic czua si taka nieszczliwa? Byo to dziwne uczucie, przypominajce zy sen, w którym wszystko, na czym jej w yciu zaleao, wylizgiwao si z rk.

20

Sig zdja czerwone spodnie, postanawiajc woy zamiast tego czarn spódnic i ciemne poczochy. W chwili, gdy skoczya si ubiera, przypomniaa sobie, e Paulowi tak bardzo podobaa si czerwona sukienka, któr miaa na sobie w Rainbow Room. A co za rónica. To nie ona miaa mu si podoba. Nie chciaa wyglda na zbyt wystrojon, postanowia wic zamiast pantofli zaoy mikkie botki. Otworzya sw tak starannnie zaprojektowan szaf i odrzucajc krótkie, czarne oraz te wysokie do kolan, te czarne, wybraa botki na obcasie z wywinit cholewk. Nagle zdaa sobie spraw, e miaa cztery pary czarnych botków, a take trzy pary brzowych, sze par brzowych pantofli, jedenacie par czarnych, no i ca t reszt w innych, w nie podstawowych kolorach. Mój Boe, pomylaa, patrzc na to wszystko. adne z nich nie kosztoway mniej ni dwiecie dolarów. Ile pienidzy wyrzucia przez wszystkie te lata?

Sig westchna. Nawet jeli poyczy te pienidze od pani Katz, nie bdzie wicej kupowania butów ani markowych ubra. Z hukiem zatrzasna drzwi szafy i przejrzaa si w potrójnym lustrze, cho nie bardzo wiedziaa, po co. By to tylko kolejny wieczór jej matki, ona za jedynie podawaa piwo i witeczne ciasteczka, a potem egnaa ich przy drzwiach. Rzucia przez rami ostatnie spojrzenie na ty spódnicy. Czy przypadkiem nie opinaa si za bardzo? Bdzie musiaa zwikszy liczb godzin spdzanych na siowni po tych witach - przynajmniej do czasu, kiedy skoczy si wano jej karty czonkowskiej. Nie bdzie wicej prywatnych sesji u Davida Bartona w najlepszym klubie z najznakomitszymi trenerami w miecie. Sig westchna ponownie i wesza do salonu.

Pani Katz siedziaa jak zawsze na dwuosobowej kanapie. Sig dranio to, e ostatnio starsza pani stale wybieraa to miejsce. Byo ono jakby stworzone dla jej matki i Paula, a tak musieli siada na duej sofie albo nawet naprzeciwko siebie. Pani Katz bya niemoliwa. Mylc o niej, Sig natychmiast poczua wyrzuty sumienia, zwaszcza, e starsza pani okazaa wobec niej tak szczodro. Irytowaa j jednak niedomylno Sylvii. Sig bdzie musiaa jej w kocu powiedzie, eby wysza z tego pokoju, by matka i Paul mogli poby ze sob sam na sam. Chocia Paul nigdy nie przesiadywa dugo.

Bya to dziwna sprawa, która nieco niepokoia Sig. Paul Cushing nie przejawia bowiem w ogóle chci do fizycznego kontaku z Phyllis. W gbi duszy, cho nie przyznawaa si do tego nawet przed sam sob, cieszyo j to. Moe z powodu tego incydentu z Montym. A moe krpowaa j myl o seksie w powizaniu z jej matk. Czy w ogóle z kimkolwiek starszym. Bo przecie poza tym Paul mia w sobie tyle ciepa. Sig martwia si, e moe to oznacza, i nie mia powanych zamiarów wobec Phyllis. No có, powinna by zadowolona. Przynajmniej nie musi si martwi, e zastanie ich nagich w óku. Zadraa na sam myl o tym.

- Zimno ci, kochanie? - zapytaa pani Katz. - Moe powinna woy sweter.

- Nic mi nie jest - odpara Sig.

Spojrzaa na pani Katz, spokojnie siedzc ze swoj czarn torb na kolanach. Waciwie zazdrocia jej. Niczego nie czytaa, nie robia na drutach ani nie rozwizywaa krzyówek. Nawet nie ogldaa telewizji. Po prostu siedziaa. Wystarczao jej to do peni szczcia. W zasadzie bya idealnym gociem.

- Wychodzi pani gdzie dzi wieczór? - zapytaa Sig z nadziej.

- To moliwe. Bernard ma tu wpa.

- Bernard? Bernard Krinz? - powtórzya Sig.

- No tak. Mamy porozmawia bliej o moich inwestycjach.

- Inwestycjach? - zapytaa z niedowierzaniem Sig. - O czym pani mówi? Przecie jedynym miejscem, w którym skada pani swoje pienidze jest ta torba.

- Och, ju nie. Bernard dzwoni tu niemal codziennie. Podobaj mi si jego pomysy.

A có to mogo znaczy? Teraz Krinz zosta nacigaczem? Nie, on by znanym na wiecie architektem. Tak czy siak, jeli ktokolwiek ma si zaj pienidzmi pani Katz, to Sig prdzej da si utopi w jogurcie ni pozwoli, by by to ktokolwiek poza ni sam! Zamierzaa wanie przeprowadzi wnikliwsze ledztwo, gdy przerwa jej dzwonek u drzwi. Przechodzc koo lustra w przedpokoju sprawdzia makija i szybko przecigna usta szmink, któr trzymaa w szufladce konsoli w przedpokoju.

Otworzya drzwi. W progu sta Paul Cushing. Mokre patki niegu iskrzyy si na jego biaych skroniach i szerokich ramionach niebieskiego granatowego paszcza. Pomimo swego wieku by wci bardzo przystojnym mczyzn. Obj j spojrzeniem.

- O, w czarnym jest ci równie bardzo do twarzy - powiedzia, jakby pamita swój komplement z Rainbow Room.

Kiedy pomagaa mu zdj paszcz, poczua nagle nieprzepart ch strzepnicia niegu z jego wosów. Podniosa ju rk, jednak w por si powstrzymaa. O czym ja w ogóle myl?

- Czy nieg pada coraz mocniej? - udao jej si wykrztusi.

Odwróci si i umiechn. Spojrzawszy na jej nogi, przytakn i doda:

- Jeli wychodzisz, powinna zaoy jakiej bardziej praktyczne buty. - W jego oczach migotay iskierki. - Chocia w tych wygldasz tak adnie, e szkoda ich zdejmowa.

Sig spojrzaa w dó, czujc, e si rumieni. Moe jej matka miaa racj - potrzebowaa ojca, nawet teraz, choby po to, by j zauway i pochwali. Komplement Paula sprawi, e poczua si jak zaenowana dziewczynka, majc ochot wierci czubkiem buta dziur w dywanie. Zmusia si, by spokojnie powiesi jego paszcz na wieszaku. W tym momencie zauwaya, e trzyma w rku niewielk torebk w ulubionym kolorze Sig, o barwie sufitu w jej kuchni: bkt Tiffany. Jej serce zabio szybciej. Czy przyniós piercionek dla mamy? Czy zamierza si owiadczy? Dziwna rzecz, pomylaa Sig, ale jej rado zakócao jakie inne uczucie. Co to byo? al? Rozczarowanie? Zazdro?

Boe, ona chyba naprawd traci rozum! To przez te wita. Wszdzie ta piekielna muzyka, te przesodzone filmy w telewizji. Cieszyo j, e nie spotyka si ju z Phillipem, ale czua, e bdzie musiaa spróbowa znale sobie kogo jak najszybciej, zanim dopadnie j kompleks Elektry. Jeli bdzie j na to sta, zacznie chodzi na sesje do dr Leftera. To wietny psycholog.

- Mama nie jest jeszcze gotowa - owiadczya. - Moe wejdziesz na chwil?

Paul umiechn si zoliwie.

- A przyzwoitka jest?

- Pani Katz? - odpowiedziaa takim samym umiechem. - Niestety.

- A kto tu ma kaca? - zapyta Paul.

- Pani Katz. I czasem pani Nussbaum - odpara, powtarzajc dowcip Monty'ego.

Weszli do salonu. Ku zdziwieniu Sig, Paul nie usiad na sofie, a na jednym ze skórzanych foteli. Sig zamierzaa dotrzyma mu towarzystwa, gdy ponownie odezwa si dzwonek u drzwi.

Tym razem byli to Bruce i Todd, znowu w towarzystwie Bernarda Krinza.

- Wesoych wit! - powiedzia Bruce.

Mczyni byli biali od niegu - pogoda pogarszaa si z kad chwil. Tak, jak i nastrój Todda. Wyglda bardzo aonie. Co dziao si z Bruce'm? Naprawd lecia na tego pryka ze wzgldu na jego pienidze? Sig poczua, e cierpnie jej skóra. A jak to dziaao na Todda!

Niezalenie od wszystkiego byli bardzo uroczyci. Bernard wpi w klap swej starowieckiej marynarki gazk ostrokrzewu, Todd mia na sobie czerwono-zielony sweter, a Bruce zaoy szalik, który Sig daa mu z okazji Chanuki. W rku jej brata koysay si na wsteczkach kolorowo opakowane paczuszki.

- Wesoych wit - powtórzy i pocaowa siostr w policzek.

- Bruce, nie powiniene by.

- Powinienem i zrobiem to - odpar.- Wci napywaj nowe zamówienia. To najlepsze wita w moim yciu. Ten zawiany Mikoaj przyszed w kocu i do mnie. Jak tylko otrzymam przekazy, znów bd na plusie! A Bernard obieca mi poyczk!

Bernard Krinz umiechn si. Spojrza na Sig i jej brata.

- Obojgu wam dobrze w czarnym kolorze.

Sig usiowaa si umiechn do starego pochlebcy, ale nie udao jej si to. Wprowadzia goci do salonu. Bernard podszed prosto do pani Katz i usiad koo niej na kanapce, za Todd i Bruce przywitali si z Paulem.

- Wesoych wit! - zapiewa Bruce i wrczy Paulowi jedn z paczek. Nastpn, wiksz, poda pani Katz. Póniej prezenty otrzymali Bernard i Todd, a ostatnie pudeeczko dostaa Sig.

- Prezent dla mamy mam w kieszeni - stwierdzi Bruce z dum, padajc na sof i rozrzucajc tak starannie uoone przez Sig poduszki. Wyranie zadowolony z siebie, umiechn si szeroko.

- Mamy je otworzy teraz? - zapytaa pani Katz.

- A czemu nie? - odpar Bruce. - ydzi zawsze otwieraj swoje prezenty wczenie.

Pani Katz bya pierwsza. Zerwawszy niecierpliwie papier z pokanego pudeka, uniosa byszczc przykrywk i zajrzaa do rodka.

- O mój Boe! - wykrzykna, wyjmujc liczn skórzan torebk.

- Mylaem,e moe si pani spodoba - umiechn si Bruce. - Jest chyba wystarczajco dua? I w tej zamek dziaa.

- O mój Boe. Brak mi sów - przyznaa Sylvia.

- To te niele - mrukn Bruce.

Tymczasem Bernard Krinz z wielk ostronoci odpakowa swój prezent, odkrywajc imponujcych rozmiarów album Rizzoli.

- Och, Bruce, nie powiniene by - powiedzia Bernard.

- Owszem, powinienem i zrobiem to - powtórzy Bruce. Spojrza na Sig i Pula. - To budynki, które zdobyy nagrody Midzynarodowego Zwizku Architektów. Todd robi zdjcia. S tu trzy budynki Bernarda.

Bruce umiechn si do Paula.

- A ty?

Paul spojrza na Sig.

- Panie pierwsze.

Sig zerwaa papier z maego pudeeczka. Poza swoim domem i prac, która dawaaby jakie pienidze, nie potrzebowaa w zasadzie niczego, moe tylko… Podniosa gow.

- Nie mam pojcia - powiedziaa i otworzya pudeko.Na kbku biaej waty lea jej piercionek ze szmaragdem.

- Och, Bruce - wyjkaa. - Och, Bruce - jej oczy zwilgotniay. - Skd wiedziae…? Bruce, jak moge to zrobi?!

- Powinienem by i zrobiem to - powtórzy po raz kolejny jej brat, tym razem jednak ju nie tak nonszalancko. - Nie zrozum mnie le, ale nie kupiem go na aukcji. Nie pozwoliem tylko go sprzeda. Podrobiem twój podpis na blankiecie wycofujcym go ze sprzeday, ale… wszystko jedno, mam te dla ciebie czek na kwot równ jego wartoci, minus prowizja i podatek. Tak mi si przynajmniej wydaje. Uwaaj to za poyczk.

- Och, Bruce… - jkna Sig i podbiega, by pocaowa brata.

- Dosy, dosy! - opdzi si, wstajc. - Zobacz, co te zajmuje mamie tyle czasu. Moe potrzebna jej jaka fachowa pomoc.

- Poczekaj chwil - Paul Cushing wsta i otworzy swoj ma, bkitn torebk. - Ja te mam co dla was wszystkich. - Wrczy jedn adnie opakowan paczuszk Bruce'owi , drug pani Katz. - Nie wiedziaem, e tu bdziesz - usprawiedliwia si, wobec Bernarda Krinza. - Ale uzyskaem akceptacj Whetheral na twój projekt nowego biura.

- To doprawdy wspaniay prezent - odpar Bernard.

Paul odwróci si do Sig. Wyj mae pudeko i wrczy jej. Umiechna si. By taki dobry, taki hojny.

- To dla twojej matki - powiedzia. Rozczarowanie cisno j za gardo. To musi by piercionek zarczynowy. Dlaczego wic przyja tak le t wiadomo? Tego przecie pragna?

Sig podaa paczuszk bratu.

- Moe ty jej to zaniesiesz? - zapytaa, po czym dodaa szeptem: - Wyperswaduj jej odmow, jak ju przy tym bdziesz.

- Jasne - mrugn do niej Bruce. - Otwórz swój prezent, Paul, a ja przyprowadz mam.

Paul zerwa papier i wyj srebrny, jedwabny szal z frdzlami. By przepikny. Dopiero, kiedy Paul owin nim szyj, barwa szala nabraa intensywnoci wspógrajc idealnie z kolorem jego wosów.

Podziwiajc go Sig dostrzega, e Bruce wyszed z sypialni i skierowa si do kuchni. Obserwowaa go ktem oka, kiedy wyszedszy stamtd uda si do azienki, a w chwil potem zmierza ju w stron biblioteki. Sig wstaa i posza za nim, wpadajc na niego w korytarzu.

- Co si dzieje? - zapytaa - Co ty robisz?

- Szukam mamy.

- Jak to, szukasz mamy? Jest w mojej sypialni.

- Otó nie. Nie ma jej w caym mieszkaniu.

- To niemoliwe, Bruce. Ja tu byam przez cay dzie, a ona nigdzie nie wychodzia.

- No có, moja droga, wobec tego znajd j sama.

Sig odwrócia si i ruszya w stron sypialni. Kiedy przechodzia przez salon, pani Katz zapytaa:

- Zgubia co, kochanie?

Sig zignorowaa j i pchna drzwi do sypialni. Nikogo. Wesza do pokoju, sprawdzia garderob i azienk. Nigdzie ani ladu. Ju miaa wyj, gdy ktem oda dostrzega przyklejon do lustra kartk. Zerwaa j. Bya napisana rk Phyllis.

Droga Sigourney,

Sharon si ju nie zmieni, ale Bruce w kocu wychodzi na prost. Todd go wreszcie doceni, bdzie dla niego doskonaym partnerem. Martwi si tylko o ciebie. Nie wiesz, co jest w yciu wane, Sig, ani gdzie tego szuka. Nie wiem, dlaczego uwaasz, e bya i jeste odpowiedzialna za mnie, tat, twojego brata i siostr. By moe uwaasz nawet, e odpowiadasz za dziur ozonow. Daj sobie spokój. Przesta niaczy swoj rodzin - ze mn wcznie - i zajmij si sob. Zauwa swoich prawdziwych przyjació. My damy sobie rad. A Ty?

Moja rada: miej troch wicej cierpliwoci i no krótsze spódnice.

Jeli chodzi o mnie, to wyjechaam z Montym. Nie gniewaj si i nie martw, nie szukaj mnie. Dam sobie rad, obiecuj. Kocham go , a on kocha mnie. Jestem szczliwa, Sig. ycz tobie takiego szczcia.

Sig wesza do salonu, otworzya usta, by co powiedzie, lecz zdoaa jedynie zmi trzyman w rku kartk i wybuchna paczem.

- Co si stao? - zapyta Paul, wstajc i podchodzc do niej. - Sig, o co chodzi?

Spojrzaa mu w oczu.

- Moja matka ucieka z Montym, tym owc posagów. A ona nie ma adnego posagu! - szlochaa. Dwiki, które przy tym wydawaa, byy gone i krpujce, kaa jednak, jakby miao pkn jej serce. Paul obj j ramionami.

- Jak to, ucieka? - zapyta zdumiony Bruce. Sig podaa mu zmity list. Brat przeczyta go szybko. - Chod, Sylvio. Pewnie rozmawia z dozorc w holu na dole. Pójdziemy jej poszuka. - Ocigajc si, Sylvia wstaa i z torb w rku wysza za Brucem.

Paul wypuci Sig z obj. Wesza do kuchni po chusteczk. Chciaa jako si pozbiera. Moe Mama tylko blefowaa. Opara si o blat, usiujc zebra myli. Po chwili do kuchni cicho wszed Paul i stan przed ni.

- Dobrze si czujesz? - zapyta. Sta tak blisko, e czua zapach agodnego myda i czego równie przyjemnego.

- Nic mi nie bdzie - odpara, po czym znów wybuchna paczem. Niemal odruchowo zrobia krok w przód i wtulia twarz w jego rami. Tym razem Paul obj j mocniej, delikatnie gadzc po plecach.

- To moja wina - powiedzia. - Mówiem ci, e syszaem niepochlebne opinie o tym czowieku. Powinienem by zrobi wicej. Mogem…

- Wiedziae, co zamierzaj?

- Nie, skd. Ale wiedziaem, e byo jej ciko, odkd znikn. Dlatego chciaem j troch rozerwa.

Sig uniosa twarz i spojrzaa na niego. Paul pochyli gow i zacz j caowa. Przez jedn chwil - króciutk - ar bijcy z jego ust ogarn wszystkie jej zmysy i sprawi, e zapomniaa o caym wiecie. Wiele czasu upyno, odkd kto j tak caowa - albo moe nigdy si to nie zdarzyo? Wargi Paula byy zdumiewajco mikkie, cho caowa j mocno, przytrzymujc doni jej twarz. Sig bezwiednieuniosa rk i pooya j na jego doni.

I nagle zorientowaa si, co robi. Caowaa kandydata do rki swej matki, i na dodatek podobao jej si to! Sig oderwaa od niego swe usta i odepchna go z caych si.

- Co ty robisz? - zapytaa.

- To chyba oczywiste - wzruszy ramionami i wycign do niej rk. - I chciabym to kontynuowa. Mógbym to ulepszy.

- Ale…

Wyj chusteczk i ostronie, czule wytar jej mokre oczy.

- Jeste bardzo pikna, Sig - powiedzia. - I rozsdna. Ale jeste te niezwykle gupiutk dziewczynk.

- Nie jestem dziewczynk.

- Dla mnie jeste. Pamitaj, e jestem starszy. Duo starszy. - Paul umiechn si, ale w jego oczach czai si cie smutku. - Mam nadziej, e nie jestem za stary. To ty musisz oceni. - Osuszy do koca jej twarz i potrzsn gow. - Tego nie byo w moich planach. Absolutnie. Tak czy inaczej, dla mnie jeste bardzo gupiutk dziewczynk i cudown kobiet - przerwa. - Masz szczcie, e lubi gupiutkie dziewczynki. I prawdziwe kobiety. - Pooy rk na jej ramieniu, lecz pomimo elektryzujcego gorca, jakie na ni spyno, cofna si.

- Moja matka - wyszeptaa. - Spotykasz si z moj matk.

- Syszysz, o czym mówi? - powiedzia Paul i umiechn si znowu. - Twoja matka nigdy si mn nie interesowaa. Opowiedziaa mi wszystko o tym Montym i jak bardzo go lubi. A ja zawsze interesowaem si tob.

- Co? - do Sig jednoczenie dotaro zarówno samo wyznanie, jak i jego czas przeszy. Jedno wypenio j dziwn tsknot, drugie bólem.

- Interesowae si…? powtórzya.

Paul ponownie przycign j do siebie. Tym razem nie bronia si.

- Widzisz, jaka jeste gupiutka? - zapyta pobaliwym tonem. - Pamitasz te kwiaty, które wysaem do “Pierre'a”? Byy dla ciebie. Kiedy je zignorowaa, pomylaem, e jestem za stary.

- Ty interesowae si mn? - zapytaa, nie miejc w to uwierzy. - To znaczy, nadal…?

- Owszem, byem i jestem pod twoim urokiem. I zawsze bd. Wszyscy poza tob to dostrzegli. Teraz podstawowe pytanie brzmi: czy ty moesz zainteresowa si cho troch takim starym prykiem jak ja?

Sig zarumienia si znowu. Czy Paul wiedzia o Operacji Stary Pryk? Patrzy na ni w napiciu. Jego oczy byy równie niebieskie, jak powane, a wosy miay barw soli z pieprzem. Mikki - bardzo mikki - zamsz marynarki by taki przyjemny w dotyku. Potara go policzkiem, zanim uniosa ku niemu twarz. Pocaowa j znowu, dugim, gorcym pocaunkiem.

Zaskoczona odkrya, e nie tylko jej si to podobao, ale e oddawaa mu pocaunek. W kocu, ku jej alowi, Paul oderwa od niej swe usta.

- Sigourney, przychodziem tu z twojego powodu. Odkd si poznalimy. Tamtej nocy byem z Wendy w hotelu, ale miaem nadziej, e spotkam ciebie. Naprawd lubi twoj matk. Jest taka jak ty. Ostra, adnego przymilania, prawdziwe wyzwanie. Ale nic na to nie poradz.

- Na co? - czua si tak, jakby topniaa, jakby nia zbyt pikny sen.

- e pragn ci kocha. Od pierwszej chwili, gdy ci ujrzaem przy stole na tym balu. Dostrzegem wtedy, jak cakowicie szczera bya twoja twarz. Inteligentna, zoliwa, miaa. Twoja twarz mówia: Hej, jeli uda ci si ze mn wygra, uwierz, e jeste prawdziwym facetem. Nie spotykam si z tym czsto. Ani z tak niecierpliw radoci, jak twoja - jego twarz spowaniaa. - Poniosem w yciu wiele poraek, Sig. ycie nie gra fair ani nie trwa dugo. Chc dzieli z tob t rado ycia, Sig. Nie kady ma w sobie ten dar. Ma go twoja matka i masz ty.

- Niecierpliw radoci? - powtórzya Sig, jej twarz jednak zagodniaa. Wyznanie Paula sprawio, e czua si odmieniona. Co si wydarzyo, co wicej ni tylko pocaunek.

- Uwielbiam twoj matk, Sig i obiecuj, e pomog ci j znale. Ale to ciebie kocham, niezalenie od tego, jak dugie s twoje spódnice. - Sig nie moga zapa tchu. - Jestem starowieckim facetem, Sig. Starym i starowieckim. Ale wszystkie moje czonki s wci sprawne. Nie mam zbyt wiele czasu, jestem wic niecierpliwy. Nie chc przespa reszty ycia. Nie musisz decydowa si teraz, ale czy sdzisz, e mogaby za mnie wyj, Sigourney?

Sig poczua, e zalewa j fala gorcej radoci.

- Nie wiem - odpara - To znaczy…Myl, e tak. Ach… No tak. Tak sdz - przerwaa. - Ale najpierw musisz co dla mnie zrobi.

- Cokolwiek zechcesz. Zabi smoka? Czy Monty'ego Dunleathe? Zorganizowa krucjat?

- Nie. Nic z tych rzeczy. Najpierw musisz pocaowa mnie jeszcze par razy.

Paul umiechn si swym zniewalajcym umiechem.

- Caa przyjemno po mojej stronie - odpar. - No, po twojej take, jeli zrobi to dobrze - przerwa. - Co jeszcze?

Umiech na twarzy Sig zgas.

- Pomó mi znale matk. Tylko tego pragn na Gwiazdk.

21

Phyllis przecigna si i otworzya oczy. Jedn ze sabszych stron starszego wieku by fakt, e miaa bardzo lekki sen. Tym razem miao to jednak swoje dobre strony: ona i Monty spdzili ca noc drzemic, i za kadym razem, gdy jedno z nich si poruszyo lub przebudzio, drugie unosio si take. Zmieniali wtedy pozycj, obejmowali si i przytulali, by znów zasn. Phyllis umiechna si. To bya cudowna noc. Nie bya ju w kwiecie wieku, ale moga by z siebie dumna.

Monty nie wyglda moe na amanta ze swoim obwisym brzuchem i piersiami, ale by prawdziwym romantykiem. Trzyma j za rk od chwili, gdy spotkali si na lotnisku i nie puszcza nawet na moment, przez cay czas lotu na Kajmany i kiedy jechali taksówk do hotelu.

- Nie zamierzam straci ci znowu - powiedzia. - Drugiej takiej nie znajd.

Z takim argumentem Phyllis nie moga polemizowa.

Kajmany, cho tropikalne, z ca pewnoci nie przypominay Florydy. W aden sposób. To byo miejsce, które mogabym polubi, pomylaa Phyllis. Wiatr owiewa biae, piaszczyste plae i porusza dziesitkami skrzypicych palm. Nie byo tu adnego deptaka nad brzegiem morza i cho nie brakowao ludzi starszych, bya tu równie i modzie. Peni ycia i ruchliwi, w niczym nie przypominali szurajcych nogami, porannych tumów z bulwaru na Florydzie. Tutaj grao si w golfa i tenisa, jedzio na rowerach. Dzieciom spodobaoby si to miejsce.

Sam hotel - olbrzymi, biay budynek, którego wszystkie balkony ozdabiay kwitnce kwiaty - zrobi na Phyllis wielkie wraenie. W niczym nie przypomina Danii na Florydzie. I nie byo tu francuskojzycznych Kanadyjczyków.

- Podoba ci si?- zapyta Monty.

- Bardzo adny - odpara. - Mamy tu pokój czy apartament? - zamiaa si. Teraz, gdy pomieszkaa w apartamencie w hotelu “Pierre”, znaa rónic midzy jednym a drugim. I chocia Monty ju w samolocie tumaczy jej sw sytuacj finansow - jak jego konkurenci uyli nieuczciwych sposobów, by si go pozby z rynku, a przy okazji i skompromitowa, oraz e nie jest ju tak bogaty, jak kiedy, ani te tak biedny, jak sdz ludzie - dla Phyllis to wszystko nie miao znaczenia. Nie chciaa wiedzie, ile ma, a jedynie, ile moe wyda.

- Moesz mie pokój, jaki tylko zechcesz - odpar Monty. - To mój hotel.

Phyllis rozemiaa si. I nagle zdaa sobie spraw, e tym razem Monty nie artuje.

- Przyzwyczaiam si mawia, e ycie mogoby by czasami pikniejsze - powiedziaa - Co mi si zdaje, e zmieni zdanie.

Nie byo to jedyn niespodziank: w hotelu bya równie choinka, udekorowana barwnym tropikalnym pnczem, a w apartamencie czeka na ni prawdziwy piercionek zarczynowy, tym razem z szafirem, i naszyjnik do kompletu. Kolacj przy wiecach zjedli na balkonie, wychodzcym na basen i ocean. A póniej - óko.

Phyllis zdumiewa fakt, e odnalaza w sobie tyle namitnoci. Umiechna si po raz drugi tego ranka i nacigna przecierado na rami. Tyle czasu mino, e ju zapomniaa. To w niczym nie przypominao jazdy na rowerze. I szczerze mówic, Ira nigdy nie by, no có, artyst. Mio z nim bya jak solidny, cho prozaiczny obiad. Seks z Montym by jak kawior i brzoskwinie. Bya z siebie dumna. Mona jednak nauczy starego psa nowych sztuczek, poniewa ona nauczya si paru od niego.

A to przytulanie! Ira zwykle zasypia natychmiast, a Monty… Uwielbia tuli j do siebie. Odwrócia gow na poduszce, by na niego spojrze. No, szczerze mówic, nie wyglda najlepiej. Ira by przystojnym mczyzn. Monty nie bardzo, i nie pomaga mu fakt, e spa z otwartymi ustami. A jak chrapa! No, ale on twierdzi, e ona te.

Monty wprawdzie spa, ale Phyllis zapragna jego towarzystwa. Szturchna go okciem. Byo nie byo, kto wie, ile czasu im zostao. wiadomo, e ten zwizek nie bdzie trwa czterdzieci lat, dwiczaa w jej duszy smutnym tonem. Kad chwil musz przey, wykorzysta, zapamita.

- Monty - szepna. - Obud si.

Nie otworzy oczu, ale umiechn si.

- A wic to nie by sen - powiedzia. - Jeste tu, moja kochana. - I nie unoszc powiek wycign rk i przytuli j do siebie.

Sig przecigna si i otworzya oczy. Przez moment ogarno j przeraenie. A jeli to nie bya prawda? Co zrobi, jeeli odwróci gow i Paula tam nie bdzie? Sigourney przesza w yciu wiele: nieudane zwizki, trudn walk w drodze na szczyt w swej karierze, mier ojca, niedosze bankructwo brata, jej siostry… to wszystko przeya. Ale po ostatniej nocy, po tej czuoci i namitnoci nie zniosaby, gdyby teraz Paula koo niej nie byo. Gdyby si okazao, e to by sen lub gdyby on rzeczywicie znikn, jej serce po prostu by pko. Poniewa nigdy, pomimo tego, e by o tyle starszy, pomimo niedoskonaoci obojga, nigdy dotd nie przeya takiej nocy.

Sig odkrya, e starsi mczyni maj swoje zalety. Nie spieszyli si, wiedzieli, co robi i znali si na kobiecym ciele. Przynajmniej tak byo z Paulem. By pewien siebie i nie obawia si okazywa wasnych uczu. Byo to bardziej podniecajce ni najbardziej muskularne ciao wiata. Phillip by taki higieniczny. Sig domylaa si, cho w rzeczywistoci nie przyznawaa, e mczyzna moe mie w sobie takie bogactwo uczu. Paul mia zy w oczach i podobao jej si to. Kiedy j obejmowa i kiedy j kocha, patrzy na ni z tak arliw namitnoci, e pomylawszy o Phillipie Normanie i ich pustych nocach, poczua si zaenowana, a nawet zawstydzona. Wanie zdaa sobie spraw, e tak powinno to wyglda i ju tego nie zapomni.

Teraz, nie chce ju nikogo innego. adnych Phillipów Normanów. Chciaa Paula Cushinga, pragna go na cae ycie i zamierzaa zrobi wszystko, by go zatrzyma. Kiedy jednak odwrócia gow, odkrya, e Paula nie byo. óko byo puste.

- Nie wiedziaem, jak pijesz kaw, mam nadziej, e czarn. Nie byo mleka - powiedzia Paul, stajc w drzwiach. Mia na sobie jej koronkowy peniuar i wyglda w nim przezabawnie, jednak Sig bya zbyt uszczliwiona jego widokiem, by zwraca uwag na szczegóy. Paul niós w rkach tac z dwiema filiankami kawy, dwiema szklankami soku i talerzykiem nakrytym serwetk. Podszed do niej i postawiwszy tac na jej kolanach, obszed óko dookoa.

- Jak ci si podoba mój peniuar? - zapyta, wysuwajc si z niego. Pomimo owosionej piersi i caej reszty znaków czasu, by wysoki, szczupy i pikny, stwierdzia Sig.

- Pani Katz bya pod wraeniem. Wpadem na ni w kuchni. Nie miaa okularów, wic dopóki si nie odezwaem, mylaa, e to ty.

Sig parskna miechem, rozlewajc kaw.

- Hej - ostrzeg Paul - uwaaj! Niezbyt czsto si zdarza, e przygoowuj niadanie. - Jego twarz spowaniaa, policzki zapady si. - Nie tylko gotowanie jest moj sab stron. Cho dla ciebie mog si postara. - Pocaowa j lekko. - Mylaem jednak o innych rzeczach. Dzwoniem ju do mojego biura. Dowiedzieli si, e twoja matka udaa si na lotnisko i tam spotkaa si z Montym. Polecieli gdzie za granic, ale troch to potrwa, zanim ich wytropimy. Czasami jest to nieatwe. - Wzi j za rk.

Skina gow.

- Znajdziemy j, Sig.

Nie miaa co do tego wtpliwoci. Ale tym móg si zaj póniej. Teraz pragna jedynie caowa go raz po raz, bez przerwy, do koca ycia. Mia racj: bya gupiutka. Podaa mu jego kaw.

- Przepraszam za to mleko - powiedziaa. - Ty pijesz bia?

Paul potrzsn gow

- Ja lubi kaw ze mietank. mietanka i cukier. - Umiechn si. - Ciekawe, dlaczego przypomina mi to ciebie? - wycign rk i musn jej kark palcami. Miaa ochot mrucze. - Moe dlatego, e wszystko przypomina mi ciebie. - Odstawi filiank na stolik nocny. - Odsu t tac - powiedzia. - Chciabym si z tob czym podzieli.

Sig zachichotaa i postawia tac na pododze.

- Wyjdziesz za mnie? - zapyta, oplatajc j rkami i nogami. - Jestem starowiecki, Sig. Nie uznaj tych wolnych zwizków. Chc, eby za mnie wysza. Chc, by bya moj on. eby nosia mój piercionek na palcu i moje nazwisko po imieniu. To z pewnoci wbrew zasadom, ale to jedna z dwóch bardzo pilnych potrzeb, które mnie w tej chwili nkaj. - Przycign j do siebie bliej, tak e nie moga zapa oddechu.

- Chc zachowa moje nazwisko - odpara. - I co jeszcze.

- Dobrze. - Paul oddycha jej prosto w ucho. - Co tylko zechcesz. Pragn ci.

Sig poczua askotanie w stopach. Nie wiedziaa te dotd, e wntrze jej ucha miao tak bezporednie poczenie z pewn inn czci jej ciaa. Oddychaa ciko.

- Och, Paul - jkna. Poczua, e leciutko dotyka jzykiem jej ucha, jednoczenie delikatnie przygryzajc zbami jego patek. lubna kreacja z Bergdorfa stana jej przed oczami. Oderwaa si od niego. Musiaa mu powiedzie.

- Widziaam cudown sukni. Moe to gupie, ale chc by dla ciebie prawdziw pann mod.

- To nie jest gupie - odpar. - To sodkie. Tak powinno by. Oczywicie, e bdziesz miaa sukni. Nawet z welonem, jeli bdziesz chciaa - doda. - Wyjd za mnie - szepn - albo ju nigdy nie poli ci w ucho. Wyjdziesz?

- Tak - odpara. - Tak, tak, tak, tak.

- Jestemy na Kajmanach. Na tych wyspach. Pobralimy si dwa dni temu. - Phyllis krzyczaa do telefonu, jakby musiaa fizycznie pokona odlego pomidzy Karaibami a Nowym Jorkiem. - Monty jest naprawd bogaty, tylko nie chcia, by kochano go za jego pienidze. Kiedy straci wszystko, okazao si, ilu mia prawdziwych, a ilu faszywych przyjació. Tych ostatnich byo duo wicej. Odbudowa sw fortun - z dum krzyczaa dalej. - Chcia nas tylko sprawdzi tymi faszywymi czekami. Powiedziaam mu, e nie byo to mie z jego strony i przeprosi. Nie zrobi tego wicej. Ma dla was wszystkich prezenty, eby wam to wynagrodzi.

- Mamo, ja wychodz za m.

- Nie, Susan, ja ju wyszam za m - krzykna Phyllis. - Monty i ja ju si pobralimy.

- Gratulacje. Ale ja nie mówi o tobie! Mówi o sobie! W Wigili wychodz za Paula Cushinga.

Przez chwil w suchawce panowaa cisza, po czym Phyllis przemówia normalnym ju gosem.

- Dziki Bogu. Wic w kocu si obudzia i poczua zapach kwiatów pomaraczy - pochwalia córk.

- Nie jeste zdziwiona?

- Nie bd mieszna. Od pocztku ci adorowa.

- Wiedziaa?

- Czy wiedziaam? Próbowaam ci powiedzie, ale ty tego nie widziaa. Teraz obydwie bdziemy miay mieszane maestwa - rozemiaa si Phyllis. - Có, lepsze to ni adne.

- Mamo, ja go naprawd kocham. To znaczy… to znaczy ja naprawd go kocham.

- O tym te wiedziaam. Czekaam tylko, by twój umys uzyska poczenie z sercem. I co, da ci piercionek? Z szafirem, jak mój?

- Nie - przyznaa Sigourney.

- No to nie martw si, zrobi to na pewno. - W tym momencie albo Phyllis si rozemiaa, albo co si stao z telefonem, w kadym razie, kiedy haas usta, poczenie zostao przerwane.

- Miaam wiadomo od mamy - oznajmia Sig Bruce'owi i Sharon, podczywszy ich do linii konferencyjnej w swoim biurze. Moga sobie pogada, gdy i tak nie bya w stanie pracowa, jej gowa zbyt pena bya planów, a jej serce - nadziei. Sentymentalna Sigourney, pomylaa sobie.

- Gdzie ona jest? - zapytaa Sharon.

- Gdzie jest Monty? - zagrzmia Bruce. - Zamierzam go znale i udusi.

- Daj sobie spokój - powiedziaa Sig. - Jest teraz twoim ojczymem, a poza tym jest nadziany. Ma pokane konto na Kajmanach. Moe tutaj jego reputacja nie jest zbyt dobra, ale naprawd jest bogaty. - Sig zachichotaa. - Tak czy inaczej, to nie jest najwaniejsza wiadomo.

- To nie jest najwaniejsza wiadomo? - zapyta Bruce. - A co innego…?

- Zapraszam was jutro na ma uroczysto.

- O, nie. Czyby lunch dla goci z listy “C”? Jeszcze jedno cholerne przyjcie gwiazdkowe - jkn Bruce.

- Nie, to tylko mój lub.

Sharon rozemiaa si.

- Mylaam, e powiedziaa: To tylko mój lub - zachichotaa.

- Bo tak powiedziaa - odpar spokojnie jej brat. - A wic Paul Cushing odway si wreszcie owiadczy, a ty go przyja?

- Skd wiesz? - zapytay równoczenie obie siostry.

- Poniewa jestem wraliwy na niuanse - wyzna. - To musi wisie w powietrzu, razem z wirusem tej tajwaskiej grypy. Todd i ja te o tym mylimy.

- artujesz! - wykrzykny obie jednoczenie.

- Nie, to zdaje si dobra pora na luby. Znacie t piosenk: “`Tis the Season to Be Married”.

- Nie dla mnie - mrukna Sharon chmurnie.

- No có - powiedziaa Sig. - Ciesz si ze szczcia Mamy i Monty'ego i ciesz si z powodu ciebie i Todda. To przyjdziecie jutro? Bierzemy lub w Urzdzie Miasta.

- Pytanie - obruszy si Bruce.

- Jasne - odpara Sharon. - Bd z dziemi. Dziewczynka do sypania kwiatów i chopiec do noszenia obrczek. Czy da ci duy piercionek?

- Boe! Jeste zupenie jak mama! - jkna Sig.

- E tam. To niemoliwe. Nikomu z nas si to nie zdarza - stwierdzi ironicznie Bruce. - Aha, Sig? Potrzebujesz pomocy przy fryzurze?

Sig rozemiaa si i odoya telefon. Miaa tak wiele do zaatwienia: zawiadomienia, przygotowania, telefony. Podczas kiedy tyle dziao si w jej yciu osobistym, take i w sprawach zawodowych nastpia rewolucja. Monty poprosi j, by dokonaa dla niego paru inwestycji, take i Bernard Krinz oraz pani Katz, o dziwo, zdecydowali si zoy swe pienidze w jej rce. Jak gdyby nie do tego, Paul odda pod jej opiek fundusze Wendy. To wszystko bdzie jednak musiao poczeka do Nowego Roku. Sig wstaa i wyczya komputer. Wychodzia wczenie, musiaa bowiem przygotowa si do lubu, po którym mieli spdzi razem cay rozkoszny miodowy tydzie.

22

Tym razem Bruce nie dokonywa swych cudów nad gow Phyllis, lecz dla odmiany zajmowa si swoj siostr. Cofnwszy si o krok, westchn z zadowoleniem.

- Boe! To zupenie jak w Pean d'Âne, kiedy Jean Marais usiuje znale kobiet pikniejsz od jego zmarej ony. I jedyna, któr znajduje, okazuje si by jego córk! - Bruce by nieco afektowany, ale Sig kochaa go i wiedziaa, e cieszy si jej szczciem. Zamiast go wic strofowa, ucaowaa serdecznie. - Czybymy byli na francuskim filmie? - ekscytowa si dalej. - Czy to Catherine Deneuve? Sig, wygldasz przecudownie - stwierdzi. Jego siostra umiechna si, wierzc mu na sowo. - Poprawi ci jeszcze usta, ale nie cauj nikogo wicej.

Sig miaa na sobie satynow sukni lubn od Bergdorfa i jako nie czua si ani troch mieszna. Zaoya j przecie dla Paula, a to on powiedzia kiedy: Kiedy si kocha, wszystko jest moliwe.

Sig zdecydowaa si nawet na welon. Zupenie nie czua si teraz jak matka panny modej. Paul - starszy, bardziej dowiadczony i kochajcy - sprawi, e czua si jak podlotek. Nie bya ani zbyt stara, ani przesadnie wystrojona, ani troch pretensjonalna, ani w ogóle „zbyt jakakolwiek”. Czua si jedynie pikna.

Nie zdziwia si wic, gdy spojrzawszy w lustro stwierdzia, e Bruce mia racj. Blask jej oczu przymiewa zarówno poysk wosów, jak i satynowej sukni. Nie miao znaczenia, e lub brali jedynie w urzdzie, ani e nie bd mieli adnych goci poza Brucem, Toddem, Sharon, Barney'em, dziemi, Wendy i pani Katz. To przecie byli ludzie, których potrzebowaa i pragna widzie koo siebie - oni i Paul.

No i oczywicie jej matka. Chciaaby, eby mama i Monty mogli by na jej lubie. Teraz ju Sig rozumiaa: jeli jej matka czua do Monty'ego to samo, co ona do Paula, to zachowaa si wobec nich bardzo, bardzo le. Sig wierzya wicie, e nawet gdyby Paul nie mia ani grosza, ona i tak gotowa bya wyjza niego za m. Nie moga si doczeka wszystkich tych drobnych szczegóów, z których skada si wspólne ycie - gotowanie obiadów, pomaganie w wychowaniu Wendy, wspólne ogldanie telewizji i rozmowy, zwyke, codzienne rozmowy. Sentymentalna Sigourney. Sentymentalna czy nie, miaa nadziej, e jej matka cho w poowie bya tak zakochana w Montym, jak ona w Paulu. I e jej miesic miodowy na Kajmanach bdzie równie cudowny jak ich miodowy tydzie, który spdz w mieszkaniu Sig. Paul wykupi je, wpisujc nazwiska ich obojga jako wacicieli. Sig zamierzaa w peni wszystko wykorzysta i miaa nadziej, e jej matka robi podobnie.

Robio si póno. Paul, oczywicie, nie móg jej zobaczy przed lubem, mieli wic spotka si na miejscu. Wysa jednak po nich limuzyn. Sig wprawdzie nie wierzya, e gdyby j zobaczy, przyniosoby im to pecha. Miaa ju wszystko, czego jej potrzeba. Teraz nie ma ju o co si martwi. Paul mia przecie dowiadczenie i wiedzia, co robi, by maeswo byo udane. Kocha sw on, kocha syna i wnuczk. Zna si na tym, a gdyby ona czego nie wiedziaa, on jej na pewno powie.

Zadzwoni domofon. Dozorca oznajmi, e limuzyna ju czeka. Bruce i Sig zjechali wind na parter, gdzie powitali ich Jessie i jej brat, oboje w biaych ubrankach obszytych króliczym futerkiem. Kiedy Sig wysza na próg, dzieci obrzuciy j ryem i byszczcym konfetti.

- Jeszcze nie, jeszcze nie! - krzykna Sharon. - To si rzuca dopiero po lubie!

- Racja - upomnia ich wujek Bruce. - Nie zabrudcie jej sukni. - Strzepn kolorowe drobinki z ramienia Sig i odwróci si, by spojrze na Sharon. Miaa na sobie bezksztatne odzienie z niebieskiego weluru.

- Gdzie jest Barney? - zapyta.

- Rzuciam go.

Sig i Bruce zamarli ze zdumienia.

- artujesz! - wykrzykna po chwili Sig.

- No có, statystycznie jedno na trzy maestwa w Ameryce koczy si rozwodem - powiedziaa, jak zwykle dokadna, Sharon. - Wezm to na siebie, wic ty z Paulem i Mama z Montym moecie y bezpiecznie.

- Przesta, Sharri. Powanie. Co si stao?

- Dzieci, wsidcie do samochodu! - nakazaa Sharon swym latorolom. Zamknwszy za nimi drzwi, wybuchna. - Och, Sig, Barney nie jest zwykym nieudacznikiem. To mogabym znie. Ale jemu jest z tym wygodnie! To zbyt wiele! Wyobra sobie, jak mona odrzuca propozycj pracy, kiedy Jessie i Travis nie maj pienidzy na lunch! A ty pacisz za czesne w szkole jego dzieci. Do tego.

- Kolejny cud gwiazdkowy! - stwierdzi z patosem Bruce, spogldajc w ponure niebo. Wygldao na to, e zaraz sypnie biaym puchem. Bruce pooy rk na ramieniu Sharon. - Bd ci wspiera, jak tylko potrafi - obieca pokrzepiajcym tonem. - Oczywicie, poza stron finansow - doda. Rozemieli si wszyscy troje.

- Gratulacje - powiedziaa Sig powanie. - Zasugujesz na kogo lepszego, Sharri.

- Ach, nawet by samotn to lepiej ni by z Barney'em - odpara jej dzielna siostra.

- Czas jecha - ponaglia ich z samochodu pani Katz. - Nie mona pozwoli mczynie czeka. Pan mody moe zmarzn. - Jej gos zdradza pewne zdenerwowanie.

Po kolei wsiedli wszyscy do czarnej, dugiej limuzyny, która ruszya w kierunku Urzdu Masta.

Pomimo bota na pododze, Sig nie aowaa, e wydaa cztery tysice osiemset dolarów na sukni lubn. Wydawaa si, pyn dugim, wysokim korytarzem, wygldajc jak idealna panna moda. Starowiecka tabliczka na cianie oznajmiaa zoconymi literami: Do Urzdu Stanu Cywilnego; sprawiaa wraenie starszej ni sam Urzd Miejski. Ile par modych patrzyo na ni? Czy wszyscy byli tak szczliwi, tak peni nadziei jak ona? - zastanawiaa si Sig. Kierujc si strzakami szli dugim korytarzem budynku, a dotarli na miejsce. W niezbyt czystej poczekalni, na zbieraninie rónych krzese, siedzieli szarzy, nieciekawi ludzie. Pani Katz otworzya drzwi i Sig, w swej abdziej kreacji, wpyna do sali. Wraz z jej wejciem wszystko tu stao si nic nie znaczcym tem: nechlujne wntrze, oczekujcy ludzie, znudzony urzdnik za biurkiem. Sig widziaa tylko Paula, stojcego obok swej wnuczki. Kiedy go ujrzaa, caa sala ulega nagej przemianie. Gdy Paul odwróci si i spojrza na swoj narzeczon, dostrzega w jego oczach rado, oddanie i mio. Odczuli to chyba wszyscy, bowiem przez sal przeszo jakby zbiorowe westchnienie. Dzisiaj Sig bya ksiniczk. Nie maklerem, a ksiniczk tak pikn, e przemieniaa wszystkich naokoo. Paul Cushing umiechn si i podszed do niej.

- Sdzia zaraz nas przyjmie - powiedzia, biorc j pod rami.

- Chwila, chwila - powstrzyma go Bruce. - To moja rola. To ja oddaj j w twoje rce. - Odebra Paulowi siostr. - Jeszcze nie naley do ciebie.

- Prosz o umiech - powiedzia Todd, ustawiajc ostro i naciskajc migawk aparatu.

Pani Katz wycigna przed siebie pudeko, które przyniosa tu ze sob.

- Nie zapomnij o tym - powiedziaa. Sig znalaza w rodku dwa przeliczne bukiety kwiatów. W caym tym zamieszaniu zapomniaa o kwiatach!

- Och, dzikuj - umiechna si. - Ale czemu dwa?

Oprócz kwiatów pudeko zawierao bkitn chusteczk i may medalion.

- Co starego, co nowego. No wiesz… - powiedziaa pani Katz zmieszana. - A potem poyczysz to mnie. Dobrze? - zapytaa. - To bdzie co poyczonego. Medalion jest stary, kwiaty nowe, a chusteczka…

- Ale dlaczego dwa bukiety? - powtórzya Sig.

- Jeden jest dla mnie - przyznaa si wreszcie pani Katz. - Id w lady twojej matki - zniya gos - Wyjwszy seks.

- Pani te ucieka z Montym? - zaartowa Bruce.

- Nie, nie. Nie bd niemdry - odpara pani Katz, jak zwykle nie zauwaajc artu. - Ja wychodz za m zaraz po tobie. Mam nadziej, e nie masz nic przeciwko temu.

Sig nie moga zrozumie, co tu si dziao. Za kogó, na Boga, moga wyj pani Katz? Nigdy nie wychodzia z mieszkania, a nawet jeli, to zawsze razem z Phyllis. Jedynym mczyzn poza Brucem, Toddem i Montym by…

- Bernard! Wychodzi pani za Bernarda? - Sig szybko rozejrzaa si po sali. By tam rzeczywicie, skromnie siedzia na krzele w rogu sali. - Nie wie pani, e on jest…

- Dla mnie jest idealny - stwierdzia Sylvia i ponownie zniajc gos, dodaa: - Nie bd musiaa zmienia monogramów na rcznikach. I obieca zaj si moimi pienidzmi. No i adnego…

- Wiem. adnego seksu - rozemiaa si Sig i pochylajc si, obja pani Katz. Waciwie czemu nie? Krinz nie by oszustem. By ju kiedy onaty. Duo dziwniejsze maestwa zdarzay si na tym wiecie.

- Zostacie tak przez chwil! - wykrzykn Todd, podbiegajc z aparatem. - To takie pikne!

- Zabieraj si std z tym przedmiotem - powiedzia Bruce. - Bo nigdy nie zaczniemy tego przedstawienia. - Zastanowi si przez chwil. - To nie jest przedstawienie, to film Franka Capry It's a Wonderful Life. Boe, jak to si stao? S wita, a ja gram w filmie Franka Capry!

Tym razem Sig musiaa si zgodzi z filmowym skojarzeniem swego brata. To byo cudowne ycie, tego przynajmniej po nim oczekiwaa. Ceremonia przebiegaa równoczenie niewiarygodnie szybko i nieznonie dugo. Czua, jak jej rce trzymajce bukiet dr. To wszystko stao si tak nagle, a czekaa na to tak dugo. Czy popenia bd? Przez cay czas, gdy sdzia do nich przemawia, patrzya tylko na twarz Paula. Nie by mody i znaa go zaledwie od miesica, ale by jej taki drogi. Jak mogaby teraz, kiedy ju go znalaza, y bez niego? I ile lat danych im bdzie spdzi razem?

W tej chwili sdzia poprosi o obrczki. Bernard, wystpujcy jako wiadek Paula, odebra je od Travisa i przekaza dalej. Jake miertelni jestemy, pomylaa Sig. Nikt nie wie, co si zdarzy za chwil. W kadym momencie moe si co sta: nagle okae si, e masz raka albo te padasz ofiar przemocy.

Jak gdyby w odpowiedzi na te myli, drzwi otworzyy si z trzaskiem i ukazaa si w nich gowa Monty'ego.

- Nie jest za póno! Nie jest za póno! - wykrzykn i wpad do sali, robic przejcie dla Phyllis. Wygldaa dokadnie tak samo jak zawsze, poza tym, e bya opalona i dobrze ubrana. Z jakich powodów wzrok Sig przycigna lewa do matki. Rozpiera si na niej niepolednich rozmiarów piercie z szafirem, któremu towarzyszya wysadzana diamentami obrczka. A wic to bya prawda.

- Nie mogam pozwoli, by moja najstarsza córka wysza za m beze mnie - powiedziaa Phyllis, umiechajc si do zebranych. - Tak wic… - przerwaa, najwyraniej zadowolona z efektu, jaki zrobio jej dramatyczne wejcie. - Nie chc wam przeszkadza. Kontynuujcie.

Sig spojrzaa na Bruce'a. Oboje wznieli oczy ku górze. Ich matka bya skaraniem boskim, dziwadem natury. Ale kochali j.

Ceremonia rozpocza si od nowa.

Nie trwaa jednak dugo, a potem wszyscy zaczekali, a pani Katz - teraz ju pani Krinz - zostanie polubiona Bernardowi.

- Nie miaam takiej licznej sukni jak ty podczas drugiego lubu - szepna Phyllis do córki. - Ale Monty da mi wspaniay prezent lubny - pochylia si do Sig - milion dolarów. Jest na moim koncie w banku na Kajmanach. I ten czek mia pokrycie. - Spojrzaa na swój piercionek z szafirem, który wprawdzie duy, nie by jednak wikszy ni doskonay diament na palcu jej córki.

- Chce wam ofiarowa dom na Kajmanach w prezencie lubnym.

- Nie potrzebujemy adnych prezentów - odpara Sig.

- Mów za siebie - powiedzia Bruce. - Todd i ja moglibymy go wykorzysta.

- Wanie - dodaa Sharon. - Ja wprawdzie dostaam prac, ale przyjm kad pomoc.

- Ty postaraa si o prac? - zdumiaa si Sig. Todd nacisn migawk; Sig moga sobie wyobrazi swój wyraz twarzy na tym zdjciu.

- Ty sama? - dziwi si Bruce. Jemu te Todd zrobi zdjcie.

- Milcz, Bruce - fukna Phyllis. - Bd miy. - Spojrzaa na Sharon. - Sama znalaza sobie prac? - Nie powstrzymaa si i ona. Todd uzupeni trio fotografi matki.

- Seria do albumu lubnego - zamia si i pospieszy w kierunku nowych ofiar swej manii, wieo polubionych pastwa Krinzów.

- Bd bibliotekark i analitykiem w gównym biurze Stirlinga - powiedziaa Sharon niemiao.

Bruce, Sig i Phyllis zaczli bi gorce brawa.

- Doskonale - powiedzia Monty. - A syszelicie ten dowcip…

- Moi drodzy - Paul przerwa t rodzinn konferencj. - Musimy to wszystko uczci. Chodmy.

Przed budynkiem stay ju samochody, które przejechawszy z trudem wród tumu spónionych, gwiazdkowych klientów, dotary do Clarlyle, gdzie Paul od lat mia apartament. Czeka tam na nich lekki posiek. Paul rozpocz uroczysto toastem:

- Za wszystkich wieo polubionych, za ca nasz szóstk.

- Waciwie to za ósemk - sprostowa Bruce. Odwróci si i spojrza na Todda. - My te wzilimy lub - powiedzia. - Jeli mona to tak nazwa. - Niemiao podniós rk z obrczk.

- Och, Bruce! - wykrzykna Phyllis. - Jestem z ciebie taka dumna! - Odwrócia si do Todda. - Nie mogabym lubi ci bardziej, nawet gdyby by lekarzem. - Ucaowaa go w policzek. Todd obla si rumiecem, po czym uniós aparat i zrobi im wszystkim zdjcie.

- Gratulacje, najlepsze yczenia i w ogóle - powiedziaa Sig do Todda, obejmujc go. Potem odwrócia si do Bruce'a. - Tobie te ycz wszystkiego najlepszego - dodaa. Brat i siostra padli sobie w objcia.

- Mio to pikna rzecz - rzeka do wszystkich razem pani Krinz.

Zdaje si, e to ju nie jest pani Katz, pomylaa Sig nagle. Koniec artów o kacu. Jakby w odpowiedzi na jej myl, Bruce nachyli si do niej i szepn:

- I kto teraz bdzie mia kaca?

- No, zostaa pani Krinz - powiedzia Paul. - A ja nie zdoaem zrobi z twojej siostry pani Cushing, Sigourney zachowaa wasne nazwisko.

- Nie - zgodzi si Bruce. - Zrobie z niej jedynie prawdziwie szczliw kobiet - rozejrza si po sali. - Jaka duga i dziwna droga przyprowadzia nas tutaj.

- O, tak - zgodzia si pani Krinz. - Ten Urzd Miejski jest w zupenie innej czci miasta.

Sig rozemiaa si. Jej matka doczya do niej. Paul napeni wszystkie kieliszki. Sig i Paul spojrzeli na siebie tak, jak czyni to wszystkie mode pary na wiecie. W tej samej chwili Phyllis mrugna do Monty'ego, a Bruce i Todd szturchnli si okciami.

- Wesoych wit wszystkim! - powiedziaa Phyllis, unoszc swój kieliszek.

- I wielu niespodzianek w Nowym Roku! - doda Bruce.

- To mamy jak w banku - stwierdzia Sig, umiechajc si do swojej rodziny.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Goldsmith Olivia Wydajemy mamę za mąż
Goldsmith Olivia Wydajemy mamę za mąż
Co powinna czuć kobieta wychodząc za mąż
prolog Rozdział 1 Pamiętnik Księżniczki 11 Royal Wedding Księżniczka Wychodzi za Mąż tłumaczeni
Prolog Pamiętnik Księżniczki 11 Royal Wedding Księżniczka Wychodzi za Mąż tłumaczenie Meg Cabot
Kinsella Sophie Becky Bloomwood 3 Zakupoholiczka wychodzi za maz
Rozdział 1 Pamiętnik Księżniczki 11 Royal Wedding Księżniczka Wychodzi za Mąż tłumaczenie Meg C
O nowych murach Asgardu, czyli jak Freyę za mąż wydawano
Za mąż czy do więzienia, Kobieta i Mężczyzna
MAMO JA NIE CHCE ZA MÄ„Å»
wyjdz za maz i poddaj sie
78 McMahon Barbara Wyjść za mąż z miłości
mam talent za udział
Porady weselne dlaczego chcesz wyjść za mąż

więcej podobnych podstron