Sienkiewicz Henryk Wybór nowel i opowiadań


HENRYK SIENKIEWICZ - WYBÓR NOWEL I OPOWIADAŃ

Oprac. Tadeusz Bujnicki BN I/231

WSTĘP

H. Sienkiewicz - ur. 5 maja 1846 w Woli Okrzejskiej. Od 1861 jego rodzina znalazła się w Warszawie.

Jako 19-latek pisze powieść Ofiara - zniszczona. W czasie studiów (filologia) publikuje powieść Na marne, pisał ją 2 lata (1869-71), Kraszewski ocenił ją bardzo wysoko.

Nakładem „Przeglądu Tygodniowego” ukazały się dwa opowiadania Sienkiewicza Humoreski z teki Worszyłły - właściwy debiut pisarski Sienkiewicza. Można je zaliczyć do „krótkiej prozy”. Utwór stanowi wzorcową realizację założeń programu prozy tendencyjnej. Obóz młodych (Chmielowski, Antoni Gustaw Bem) przyjęci utwory z uznaniem.

Program obozu młodych:

Te przekonania doprowadziły do powstania modelu prozy tendencyjnej, głoszącej, że dobre dzieło lit. może być wykonane tylko „metodą realną”. Dzieło sztuko winno się zbliżać do dzieła naukowego.

Cechy literatury tendencyjnej:

Sienkiewicz obok Orzeszkowej stworzył typ tendencyjnego opowiadania i to w dwóch wariantach (z tragicznym zakończeniem i happy endem).

Sienkiewicz nowelę doprowadził do artystycznego mistrzostwa. Był to gatunek nowy na polskim gruncie.

W czasie, gdy Sienkiewicz zaczynał pisać nowele, uważano ją za krótki, ograniczony tematycznie utwór, nie posiadający wyrazistych kontur; różne nazwy: obrazek, powiastka, szkic, gawęda.

Cechy noweli:

Sienkiewicz - jeden z pionierów nowoczesnej polskiej nowelistyki.

Nowele odwołujące się do tradycji gawędy szlacheckiej: Stary sługa (1875), Hania (1876), Selina Mirza. Te trzy opowiadania zatytułowano zbiorczo Szkice z natury i życia (podpisane pseudonimem Litwos). Potem nazwano je „małą trylogią”.

Lata 1876-1878 Sienkiewicz spędził w USA. Wyjechał tam jako korespondent „Gazety Polskiej”. W tym okresie powstały Listy z podróży - cykl reportaży.

Najważniejszy tekst napisany w pierwszym roku pobytu w Stanach - Szkice węglem. Prus, Chmielowski, Bogusławski ocenili nowelę wysoko, poza tym negatywne opinie. Sienkiewicza oskarżano o pesymizm, brak wiary, nihilizm moralny. Niepokój budził radykalizm utworu. Najwnikliwiej przedstawił autor kwestię chłopską - główny boh. pochodzi z ludu. Budowa nie odpowiada klasycznej noweli - rozpiętość fabuły, liczne dygresje, rozbudowany komentarz odautorski - forma bliższa małej powieści.

Utwory napisane w latach 1878-1882, układają się w 3 podstawowe kręgi tematyczne:

  1. ludowy (Janko Muzykant, Jamioł, Za chlebem)

  2. amerykański (Orso, Przez stepy, Sachem)

  3. patriotyczny (Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela, Latarnik, Nowela tatarska)

Obszerniejsze nowele nazywa się tzw. „szkicami powieściowymi”.

Pierwsze próby unowocześnienia noweli: Jamioł (1878), Janko Muzykant (1879) - napisane w Paryżu i nieco późniejszy Orso. Dwie pierwsze łączy temat ludowy i dziecięcy zarazem. Orso - na poły baśniowy i sentymentalny; opowiada o złym dyrektorze cyrku i krzywdzonych przez niego dzieciach Jenny i Orsie.

Jamioł i Janko Muzykant­ - brak pozytywistycznego programu. Świat przedstawiony sprowadzony do prostych i laboratoryjnych ujęć wiejskiego środowiska.

JAMIOŁ - metoda realistyczna połączona z naturalizmem; elementy prozy eksperymentalnej - w Zolowskim rozumieniu terminu. Koncepcja utworu oparta na darwinowskiej tezie o zniszczeniu słabych i bezbronnych w bezwzględnej walce o byt (trudny los dziecka). Nie ma tu interwencji opatrzności, o rozwoju wydarzeń decydują prawa przyrody.

Narracja skondensowana, eliptyczność zdarzeń - fabuła obejmuje tylko kilka godzin. Akcja toczy się we wsi Łupiskóry. Wszystko skupia się wokół 3 sytuacji: w kościele (nieszpory po pogrzebie Kalinstowskiej, która osierociła 10-letnią córkę Marysię), karczmie (baby po pogrzebie przychodzą tam z Marysią, mówią jej, że zawsze będzie nad nią czuwał anioł) i lesie (powrót dziewczynki do domu przez las - tragiczny finał).

W podtytule „obrazek wiejski”, a więc przewaga elementów statycznych, obrazkowa malarskość i plastyczność - scena I w kościele.

Scena ost. - w lesie to kulminacja utworu, najmocniej zdynamizowana.

Las i przyroda są upersonifikowana, pół baśniowe, pół poetyckie, łudzą czytelnika optymistycznym zakończeniem.

JANKO MUZYKANT - metoda realistyczna łączy się tu z tradycją romantyczną. Utwór posiada cechy małej biografii odmieńca. Narodziny i śmierć - ramy noweli. Uschematyzowane i powtarzalne sceny z życia chłopca, podporządkowane jego wrażliwości na muzykę.

Fabuła koncentruje się wokół 3 wydarzeń: nocnej wyprawy Janka do kredensu, sądu u wójta i śmierci Janka. Są to jakby mini nowele w obrębie całości.

Motyw przewodni - statyczne skrzypce. Pełnią 2 funkcje: są elementem sprawczym zdarzeń i pośrednio przyczyną śmierci Janka, a także przedmiotem marzeń chłopca.

Z PAMIĘTNIKA POZNAŃSKIEGO NAUCZYCIELA - nowela patriotyczna (powodem powrotu do takiej tematyki jest sytuacja polityczna kraju - działalność germanizacyjna i rusyfikacyjna). Narratorem w noweli jest Wawrzynkiewicz - nauczyciel domowy. Pojawiają się motywy szykan narodowych, a także działań przeciwko nim - nauczanie ojczystej historii, wpajanie patriotyzmu.

Ujęcie problematyki narodowej w ramy motywacji pedagogicznej - funkcja tuszująca antyzaborowe akcenty i nadaje utworowi sens ogólniejszy.

Artystyczna struktura narracji - relacja pamiętnikarska, kreacja narratora-nauczyciela, świadka i uczestnika wydarzeń. Narrator przekształca się tu w pedagoga-pozytywistę.

3 podstawowe cechy gatunkowe noweli - fikcja fragmentaryczności (sugeruje ją sam tytuł „z'), wyeksponowanie postaci narratora, mocno wyodrębniona i zindywidualizowana sytuacja końcowa - śmierć Michasia. Nowela ma jednak charakter zamknięty i całościowy. Cechuje ją aktualność problematyki.

NOWELA TATARSKA - wprowadzenie do historyczności w Trylogii. Ujawniają się tu nowe właściwości stylu pisarskiego Sienkiewicza - stylizacja, umiejętnie zrekonstruowana mentalność XVII wiecznego szlachcica. Bohatera zarazem posiada cechy ponadczasowe i uniwersalne, co pozwala wiązać go z epoką współczesną pisarzowi.

Szereg aluzji do Księcia niezłomnego Słowackiego.

Splatają się tu motywy patriotyczne i religijne - sarmacki światopogląd.

Wykorzystana struktura „staropolskiej kroniki - diariusza”.

Konstrukcja zdarzeń podobna do przygodowego modelu powieści historycznej Waltera Scotta.

Narrator - Aleksy Zdanoborski, szlachcic, przekonany o wyjątkowości swojego urodzenia - ideologia szlachecka. Kieruje to czynami i decyzjami boh. Sienkiewicz rekonstruuje sarmacką mentalność - idealizuję postawę bohatera.

Zdarzenie w noweli dwu różnych rzeczywistości i dwu odmiennych epok historycznych. Współczesność przeciwstawiona epoce wielkich czynów i wielkich ludzi.

LATARNIK - najwybitniejsza nowela Sienkiewicza i arcydzieło polskiej nowelistyki. Powstała pod koniec 1880 r., opublikowana w „Niwie”. Niezbyt pochlebnie przyjęta przez współczesnych, docenili ją dopiero krytycy młodopolscy (nawet Brzozowski - jeden z najostrzejszych krytyków Sienkiewicz).

Latarnik - jedno z ogniw cyklu nowel patriotycznych.

Pomysł fabularny powstał z anegdoty (korespondencja Juliana Horaina), której boh. był emigrant Siellawa. Utracił posadę latarnika z powodu zaczytania się w powieść Kaczkowskiego Murdelio.

Model patriotyczny opiera się tu na wykorzystaniu inspirującego wpływu Inwokacji z Pana Tadeusza.

Boh. noweli skupia w sobie losy patriotycznej i żołnierskiej emigracji, jest też plebeliuszem - pokrewieństwo z bohaterami ludowej nowelistyki.

Nowele o wysokich walorach artystycznych, powstałe po Latarniku: Wspomnienie z Maripozy, Bartek Zwycięzca, Sachem. Dominują tu motywy narodowe i społeczne zagadnienia.

1882 r. - Sienkiewicz zostaje redaktorem neokonserwatywnego „Słowa”.

WSPOMNIENIE Z MARIPOZY - publikowana w 3 odcinkach w „Słowie”.

Nowela stanowi treściową paralelę Latarnika. Samotny starzec (Putrament), zrywający kontakty z rodakami, nadal pozostaje w duchowym związku z ojczystą ziemią i mową. Przyczyną ugruntowania tego związku jest Biblia w tłum. Jakuba Wujka.

Budowa noweli jest luźna, gawędowa.

BARTEK ZWYCIĘZCA - opublikowany w „Słowie”; tym utworem Sienkiewicz zamknął cykl o ludowym temacie. W obrębie tego cyklu Bartka najwięcej łączy ze Szkicami węglem i Za chlebem.

W noweli akcent położony na ucisk narodowy, wyobcowanie z własnego rodzinnego środowiska.

Bartek Słowik - ulega wynarodowieniu. Stale akcentowana głupota Bartka.

Gatunkowo Bartek to rodzaj „małej powieści” o dość rozbudowanej fabule i rozpiętości czasu zdarzenia.

Zestawienie tragiczności losu bohatera z groteskowością jego zachowań.

SACHEM - klasyczna nowela o skondensowanej fabule. Budowa utworu - logiczna, koncentrująca się na fabule.

Paralele między ginącą społecznością indiańską a losami Polaków (teza o parabolicznym charakterze noweli Samuela Sandlera).

Tematem są dzieje miasta - Chiawatty (napad na indiańską osadę i wymordowanie wszystkich mieszkańców)

Występuje gradacja napięcia, retardacje. Napięcie budowane jest kontrapunktowo - obok ciągu widowiska cyrkowego (w Antylopie - miasto niemieckich osadników), przedstawione są reakcje widzów.

Punkt kulminacyjny - śpiew Sachema (syna wodza Czarnych Wężów, którego po śmierci całego szczepu przygarnął i wychował właściciel cyrku)

Sachem zamyka w twórczości Sienkiewicza okres dominowania noweli, stanowi cezurę w jego pisarstwie. Odtąd dominować będzie wielka powieść.

Praca nad Ogniem i mieczem - punkt zwrotny w twórczości Sienkiewicza. Sięgając po powieść historyczną, wystąpił jak gdyby wbrew duchowi epoki. Ramy gatunkowe powieści historycznej sprecyzowane zostały już wcześniej (Walter Scott, polska gawęda szlachecka, powieści Jeża, Kraszewskiego). Jednak Sienkiewicz syntetyzuje ten gatunek, i synkretyzuje zarazem. Łączy elementy epopei, baśni, powieści przygodowej, współczesnej powieści realistycznej.

Początkowo Sienkiewicz nie chciał stworzyć wielkiej powieści, zamierzał napisać 6-odcinkową powieść Wilcze gniazdo.

Nie oznacza to, że Sienkiewicz całkowicie zerwał z nowelistyką. Powstały jeszcze Legenda żeglarska, Na jasnym brzegu, Organista z Ponikły, Dzwonnik, Ta trzecia.

1. NIKT NIE JEST PROROKIEM MIĘDZY SWYMI

- pochodzi z „Humoreski z teki Worsztyłły”. Na początku autor - Worsztyłło przytacza rozmowę z przyjacielem, który uświadomił go, że ważne jest dla pisarza nazwisko, ważny jest też tytuł dzieła. I „Nikt nie jest prorokiem…” to bardzo dobry tytuł. Nauczył go też pewnych zasad, „punktów wyjścia”.

Bohater opowiadania, Wilk Garbowiecki był ubogim, młodym szlachcicem i nade wszystko cenił sobie uczciwość i dawanie dobrego przykładu - jego zamiarem, było wyjechać na wieś i pracować na roli. W tym celu kupił niewielką wioskę - Mżynek. Pracował w polu jak chłop i nikim się nie wyręczał. W listach do swojego przyjaciela Franka pisał, że jego celem jest postawienie Mżynka „na nogi”. Nawet nauczył czytać swoich parobków. Brakuje mu tu tylko kobiety - chciałby mieć żonę, którą by kochał i dzieci. W mieście uważano go za wariata - nie pasował do arystokracji. Zamiast bywać na salonach chodził za pługiem, ale za to Mżynek z dnia na dzień stawał się coraz lepszy. Chciał też założyć czytelnię publiczną. W tym celu udał się do podpisarza sądowego - pana Ludwika, by prosić go o udostępnienie lokalu. Pan Ludwik, bogaty i znaczący człowiek, choć niechętnie, zgodził się (przez namowy ukochanej - panny Kamilli). Niestety czytelnia nie przyniosła oczekiwanych rezultatów - nie chciano czytać. Kobiety nie znalazły romansów, a szlachta rozpuszczała o czytelni negatywne plotki. Powodem tego była obawa, że prosty lud się wykształci, co zatrze różnice między klasami. Worsztyłło też uważa, że chłopi nie powinni czytać zbyt mądrych książek, bo by im się w głowach poprzewracało.
Lepiej dogadywał się z chłopami. Był z nimi za pan brat, rozumiał ich potrzeby. Wpadł przy tym w zatarg z państwem Chłodno. Postępowanie sąsiada było według nich niestosowne - wręcz obrażał stan szlachecki. Czynili mu z tego powodu wiele szkód - niszczyli uprawy, podkradali dobra. Po pewnym jednak czasie, mimo zatargów i kłótni, sąsiedzi doszli do porozumienia.
Mieli oni dwie córki: Lucy i Bogunię, oraz nauczycielkę Francuskiego - Madmoiselle Gilbert. Z początku bardzo nieufnie podchodzili do Wilka, chłodno go przyjęli. Szczerze ich zaskoczył, gdy oświadczył, że ma znaczące znajomości wśród arystokracji warszawskiej (hrabia W. u którego bywał we wtorki, a który jest Chłodnych znajomym). Do tego biegle włada językiem francuskim i angielskim, który był wówczas niezwykle modnym. Wkrótce też poproszono Wilka, by uczył angielskiego obie córki państwa. Po krótkim wahaniu zgodził się - głównie ze względu na Lucy, która mu się spodobała. Miał 27 lat, chciał kochać! Zgodził się też, by mieć wpływ na młode pokolenie. Dziewczyna podobała się jednak też Władysławowi Hoszyńskiemu, młodzieńcowi z równie dobrego domu, eleganckiemu i modnemu. Wilk poznał go wkrótce na jednej z kolacji u Chłodnów, tak jak jego brata Jana i pana Strączka - szydzącego ze wszystkiego i wszystkich pracownika placówki zagranicznej. Strączek znał ojca i matkę Jazłowiecką Wilka. Dla tych panów bardzo ważne było urodzenie i wkrótce zaczęli rozprawiać nad rodowodem Garbowieckiego, a także nabijać się z jego zamiłowania do chłopstwa (m.in. z tego, że uczy swoich chłopów łaciny). Potem rozmowa między panami zeszła na temat, który niefortunnie rozpoczął Garbowiecki - na budowę drogi na wsi. Prosił o pomoc, ale arystokracja wyśmiała jego plany i poświęcenie. Jan Hoszyński skwitował, że szlachta ma inne problemy na głowie, niż wiejska droga. Przez Lucy Władysław Hoszyński i Wilk znielubili się. W końcu Wilk obrażony wyszedł, a Strączek spytał, jak w ogóle wpuścili tu takiego intruza. Śmiali się na boku z niego - według nich nie był poważnym szlachcicem, skoro nawet nie posiadał rodzinnego majątku (Garbowieccy go stracili). Chłodna powiedziała, że nie ma co się z niego śmiać, w Warszawie bywał w wysokich towarzystwach. Pytała hrabiego W. czy rzeczywiście Wilk u niego bywał, a ten odparł, że tak i że to dobra głowa jest.

Pocieszeniem dla Wilka tego wieczoru stała się panna Lucy, która czule się z nim pożegnała. Powiedziała mu, że on jest inny. Wilk pisząc do swego przyjaciela wyznał, że bardzo ją kocha i chciałby się z nią ożenić, zabrać ją do swojej chaty. Wilk kupował nowe książki, napisał nawet traktat o pszczelarstwie, ludzie przyjeżdżali do Mżynka oglądać wzorowe gospodarstwo, radzić się. Oburzono się na niego za sprowadzanie książek niereligijnych - w rzeczywistości to były naukowe. Oburzają się na niego, a sami zachowują się nieprzyzwoicie w kościele, rozmawiają, śmieją się z anegdot.

Miłość Wilka kwitła - często zostawali sam na sam podczas lekcji (Bogunia była chorowita) i coraz bliższe były ich stosunki. Proporcjonalnie do tego psuły się stosunki z Hoszyńskimi - aby zrobić Wilkowi na złość założyli własną czytelnię i zaczęli sprowadzać mało wartościowe książki. Do tego Władysław zaczął zauważać wzajemne uczucia Lucy i Wilka i nie omieszkał powiadomić o tym pana Chłodno. Spowodowało to częstsze kontrole na lekcjach. Także jego własna czytelna nie szła - pan Ludwik przyszedł wymówić mu współpracę, gdyż bał się utraty dobrego imienia wśród szlachty, która i tak już patrzyła przez ową czytelnię na niego wrogo. Ostatecznie tego nie zrobił ze względu na pannę Kamillę. Zauważył też, że w gazecie pozytywnie opisano jego projekt.
Niestety - pozytywne oceny zniszczył sam Wilk, który napisał do tej samej gazety, że obywatele z czytelni nie korzystają, a jedynie dalej grają w karty, piją i plotkują. Po przeczytaniu tego artykułu, pan Ludwik i pozostali poprzysięgli zemstę za obrazę - powzięli zamiar spalenia czytelni i dania nauczki Garbowieckiemu, którego od jakiegoś czasu już nie znoszono. Pan Chłodno dawał Wilkowi ostatnią deskę ratunku - miał napisać artykuł łagodzący poprzedni i chwalący arystokrację. Garbowiecki się nie zgodził. Następnego dnia zastał połamane drzewka owocowe, którymi obsadził drogę. Okazało się, że Słudze Bartkowi nakazał to robić Strączek. Został pozwany do sądu, ale miał tylko wypłacić odszkodowanie. Jedyną pociechą w kłopotach była dla niego Lucy. Wkrótce też uznał, że nie będzie w stanie dłużej czekać i postanowił się jej oświadczyć.
Okazja nadarzyła się wkrótce, gdy państwo Chłodno byli na przechadzce. Jednak reakcja Lucy była co najmniej zaskakująca. Oburzyła się niezmiernie, przypomniała swoją pozycję i zaczęła ze złością obrażać Garbowieckiego. Powiedziała, że wszystkie czułe gesty nic nie znaczyły - po prostu się nudziła i brakowało jej rozrywki. Tej nocy Garbowiecki nie spał - rozmyślał i rozpaczał. Rano jednak uspokoił się i wyruszył jak zwykle do pracy. W niedzielę chciał się rozmówić w końcu ze Strączkiem za połamane drzewka (to była jego robota). Ten zaczął nabijać się z Garbowieckiego. Był pijany, rzucił mu w twarz pieniądze. Tego było za wiele - Wilk nie wytrzymał i z całą siłą wymierzył Strączkowi policzek tym samym wyzywając go na pojedynek. Na sekundanta poprosił pana Ludwika. On sam, mimo że też już był przeciwny Garbowieckiemu (zagroził nawet, że czytelnię wyrzuci w błoto) zgodził się. Temu też Ludwikowi Wilk się wyżalił na nieprzychylność ludzką i poprosił o kontynuowanie jego dzieła w razie jego śmierci podczas pojedynku. Ludwik rozpłakał się, padł w ramiona Wilka, rozumiał go teraz dobrze i obiecał stać się innym człowiekiem.
Wilk zginął w pojedynku - Strączek roztrzaskał mu głowę. Uznano go za samobójcę (miał przy sobie obciążający list - by nie narobić kłopotów przeciwnikowi) i pochowano poza murami cmentarnymi. Ustalono też przez świadków listę - dlaczego popełnił samobójstwo: 7 punktów - za wszystkie dziwactwa.

2. SZKICE WĘGLEM

Rozdział pierwszy, w którym zabieramy znajomość z bohaterami i zaczynamy się spodziewać, że coś więcej nastąpi

We wsi Barania Głowa, w kancelarii wójta znajdują się dwie osoby: niemłody wójt gminy Franciszek Burak i młody pisarz gminny pan Zołzikiewicz. Pomieszczenie jest pełne much, które popstrzyły wszystkie znajdujące się w nim sprzęty, a teraz siadają na znajdujących się w nim osobach. Muchy nie respektowały wcale urzędowej powagi wójta, po którym chodziły, jakby był zwyczajnym ławnikiem. Najbardziej jednak interesowała je wypomadowana głowa pana Zołzikiewicza. Co jakiś czas stojący w oknie i dłubiący w nosie pisarz gminny uderzał ręką w swoją głowę. Część much uciekała, a trupy tych, które udało mu się zabić, wybierał sobie z głowy. Pisarz gminny był w bardzo złym humorze, co wiązało się z tym, że wójt musiał wszystko robić sam. Teraz właśnie Burak pisał z wielkim trudem list do wójta sąsiedniej gminy. Zrezygnowany, poprosił Zołzikiewicza o pomoc. Ten jednak odparł, że do pisarza należy pisanie listów do ważniejszych osób niż wójt, który jest dla niego tylko zwykłym chłopem. Burak poczuł się urażony tym stwierdzeniem i dla podniesienia powagi swojej osoby wspomniał o tym, że kiedyś pił herbatę z koniusarzem. To jednak nie przekonało Zołzikiewicza, który ciągle odmawiał pomocy. Wójt zapytał się go, dlaczego w takim razie chciał zostać pisarzem. Zołzikiewicz odparł, że zrobił to tylko przez swoją znajomość z naczelnikiem. Kiedy wójt wykpił tę niby-znajomość, Zołzikiewicz powiedział, że ma dość chłopstwa i że przez kontakty z nim człowiek z edukacją, taki jak on, tylko ordynarnieje. Mówi wójtowi, że on ze swoim wykształceniem zawsze sobie poradzi; może nawet zostanie podrewizorem.

Po skończeniu pisania wójt czyta list, który stworzył. List ten jest napisany gwarą, którą wójt - w dążeniu do poważnego i podniosłego urzędniczego stylu - połączył ze zwrotami zasłyszanymi w czasie kazania w kościele. Zołzikiewicz wyśmiewa jego dzieło i pisze list od nowa, żeby nie wstydzić się za całą Baranią Głowę. Wójt jest pod wrażeniem urzędniczego stylu Zołzikiewicza. List jest poleceniem odesłania metryk mieszkańców Baraniej Głowy, które znajdują się w kancelarii parafialnej w Wrzęciądzy, ponieważ będą potrzebne do spisów wojskowych, które mają być przeprowadzone. Na czas spisów mają zostać odesłani do swojej rodzinnej miejscowości mężczyźni, którzy pracują w Wrzeciądzy. Zołzikiewicz uważa, że spisy wojskowe są doskonałą okazją, żeby pozbyć się ze wsi ladaców. Wójt wątpi, żeby to się udało. Zołzikiewicz mówi mu o skargach naczelnika na lud Baraniej Góry. Pisarz gminny jest zdania, że jedna parszywa owca wszystkie zaraża i w związku z tym trzeba pozbyć się Rzepy, który namawia innych mieszkańców do pijaństwa. Wójt mówi, że nie może zapisać go na listę, ponieważ jest żonaty i ma dziecko. Zołzikiewicz jest zdania, że ciemne chłopstwo i tak się nie zorientuje, że robią coś niedozwolonego. Wójt wie, że Zołzikiewicz chce się pozbyć Rzepy, ponieważ podoba mu się jego żona i mówi mu, że to byłoby nie po Bożemu. Zołzikiewicz przekonuje wójta, żeby wpisać Rzepę na miejsce syna wójta, który powinien znaleźć się na liście. Dzięki temu wójt nie będzie musiał wykupywać swojego syna i w ten sposób zaoszczędzi dużą sumę pieniędzy.

Po tej rozmowie pan Zołzikiewicz wyszedł z kancelarii. W drodze powrotnej spotkał ludzi wracających z pola, którzy kłaniali się mu i mówili pochwalony. Pisarz tylko kiwał głową i nic nie odpowiadał, ponieważ uważał, po pierwsze, że człowiekowi z edukacją nie wypada odpowiadać chłopstwu, a po drugie uważał - co mówiło mu jego wykształcenie - że dusza to para i basta. Przekonanie to powstało w nim pod wpływem m.in. lektury Izabeli Hiszpańskiej, czyli tajemnic dworu madryckiego, awanturniczej powieści o rozwiązłym życiu królowej Hiszpanii. Przez tę, w swoim odczuciu, poważną lekturę, pan Zołzikiewicz zapatrywał się bardzo sceptycznie na duchowieństwo. W dalszej drodze przez wieś napotkał dziewczęta wiejskie, każdą z nich objął i pocałował, był bardzo dumny słysząc późniejsze pochlebne komentarze dziewcząt dotyczące jego osoby.

Edukacja pana Zołzikiewicza rozpoczęła się w Osłowicach, stołecznym mieście powiatu, w którym leżała Barania Głowa. W wieku 17 lat Zołzikiewicz doszedł do drugiej klasy. Jego obiecującą edukację przerwało powstanie styczniowe. Pan Zołzikiewicz był niesprawiedliwie oceniany przez profesorów. W czasie powstania przewodził żywiej czującym kolegom i razem z nimi porzucił Minerwę i udał się na pole Marsa i Bellony. Jego walka ograniczała się jednak przede wszystkim do uwodzenia dziewcząt wiejskich. Takie życie harmonizowało z romantyczną i awanturniczą duszą pana Zołzikiewicza, która rozwinęła się pod wpływem powieści brukowych.. Wskutek swojego awanturniczego trybu życia pan Zołzikiewicz zmuszony był pewnego razu dla ratowania swojego cennego ciała przeskoczyć bardzo wysoki płot. Był to wyczyn, który wzbudził wielki podziw. Niestety los przestał sprzyjać Zołzikiewiczowi, który wkrótce po tym wydarzeniu został wychłostany. Lecząc rany, doszedł do wniosku, że każdy powinien służyć tym, co ma najcenniejszego. Te rozmyślania doprowadziły go do wniosku, że w jego przypadku nie są to plecy, lecz głowa i tak został pisarzem gminnym.

W swojej drodze przez wieś Zołzikiewicz podsłuchał rozmowę dwóch bab, które narzekały na zbliżający się spis. Mówiły o tym, że jedynym ratunkiem byłoby udanie się do pisarza. Problemem jest jednak to, że Zołzikiewicz nie przyjmował tak jak wójt np. kur i jaj, do niego trzeba było udać się z pieniędzmi. Zołzikiewicz pomyślał sobie, że nie jest przecież łapownikiem, żeby przyjmować jaja. Zamiar interweniowania w rozmowę bab zniweczyło pojawienie się akademika, który był kuzynem państwa Skorabiewskich. Zołzikiewicz nie znosił go i się go bał, ponieważ akademik nazywał go głupcem i kpił z niego.

Zołzikiewicz zatrzymał się przed jedną z chat we wsi. Była to chata uboższa od innych, ale bardzo zadbana. Przed nią bardzo ładna młoda kobieta, Rzepowa, tłukła w mędlicy konopie. Zołzikiewicz zapytał się, czy jest w chacie jej mąż, ponieważ jest do niego interes z gminy. Kobieta przestraszyła się, bo takie stwierdzenie oznacza zawsze dla prostych ludzi kłopoty. Jej mąż był na robocie w lesie, a ona bardzo chciała dowiedzieć się, o co chodzi. Zołzikiewicz powiedział, że powie jej, jeśli go pocałuje. Rzepowa odmówiła. Pan Zołzikiewicz namawiał ją, żeby przyszła do niego wieczorem. Kobieta odpowiedziała, że nigdy do niego nie przyjdzie. Zołzikiewicz siłą przyciągnął kobietę do siebie i chciał ją pocałować. Rzepowa wyrywała się mu i upadła, a pisarz gminny upadł na nią. Wtedy na pomoc Rzepowej przyszedł jej pies Kruczek, który ugryzł Zołzikiewicza w pośladki. Zapominając o tym, że jest ateistą, pan Zołzikiewicz wołał na pomoc Jezusa i Maryję. Odchodząc z podartymi spodniami, pan Zołzikiewicz krzyczał, że przyjdzie na nich pomsta i Rzepa pójdzie do wojska. Przerażona Rzepowa zbladła.

Rozdział drugi. Niektóre inne osoby i przykre widzenia

W godzinę później Rzepa wraca do domu z lasu. Rzepa jest bardzo dobrym drwalem. Jest silny i dobrze pracuje, przy pracy śpiewa z innymi drwalami piosenkę, której sam ich nauczył. Ma dobrą żonę i rocznego syna. Gospodaruje na trzech morgach, a ponieważ jest pracowity, dobrze mu się wiedzie. Wadą Rzepy jest skłonność do pijaństwa i wszczynania bójek po alkoholu.

Kiedy Rzepa wrócił do domu, jego żona zaczęła rozpaczać, że już niedługo zostaną rozdzieleni, ponieważ Rzepa zostanie zabrany do wojska. Rzepowa opowiedziała mu o wizycie pisarza. Zataiła tylko jego umizgi, ponieważ obawiała się, że jej mąż mógłby mu coś zrobić, a to tylko pogorszyłoby jego sytuację. Drwal początkowo nie przejął się płaczem żony, ponieważ wiedział, że nie obejmuje go już zaciąg do wojska. Żona przypomniała mu jednak, że pisarz wie o tym, że w czasie zawieruchy (powstania styczniowego) Rzepa przewoził papiery. Drwal postanowił pójść do pana Zołzikiewicza. Żona poradziła mu, żeby wziął rubla, ponieważ nie ma co iść do pisarza bez pieniędzy.

Pisarz jako kawaler nie miał swojego domu i mieszkał w czworakach. Miał tam dwie izby. W jednej nie było nic, a druga była sypialnią i salonem jednocześnie. Pokój pisarza był brudny, lichy, centralne miejsce zajmował w nim komoda z „wykwintną” garderobą. Sam Zołzikiewicz leżał na łóżku z okładem na ranie. Lekturą zeszytu Izabeli hiszpańskiej usiłował złagodzić ból poniesionych obrażeń. Wyobrażał sobie, że jest Serranem, który przybywa ranny po bitwie do Eskurialu. Królowa Izabela chce opatrzyć jego rany, ale rany Serrana-Zołzikiewicza są w tak wstydliwym miejscu, że nie nadają się do pokazania królowej. Zołzikiewicz rozmarza się w półśnie. Wydaje mu się, że znów jest w Eskurialu. Wtem zjawia się jego największy wróg Don Josse, czyli Rzepa z potwornym Kruczkiem. Przestraszony Zołzikiewicz przekonany, że Rzepa przyszedł połamać mu kości, a Kruczek chce dokończyć swój wcześniejszy atak, wygania ich za drzwi.

Rozdział trzeci. Rozmyślania i eureka!

Rana zaogniła się, jednak pan Zołzikiewicz przeżył. Leżał przez kilka dni w domu i zmieniał okłady. Poniesione obrażenia wyszły mu jednak na dobre, ponieważ rana pozbawiła go humorów i mógł teraz jasno myśleć o swojej sytuacji. Doszedł do wniosku, że w sprawie pozbycia się Rzepy popełniał do tej pory same głupstwa. Wiedział, że samo umieszczenie Rzepy w spisie wojskowym zamiast syna Buraka nie wystarczy, ponieważ niestety nie był ostatnią instancją w tych sprawach. Ludzie ponad nim sprawdziliby metrykę, a i sam Rzepa mógłby się poskarżyć. Zołzikiewicz obawiał się, że cała sprawa skończyłaby się na niczym, a on sam straciłby swoje stanowisko. Nie miał jednak zamiaru rezygnować z Rzepowej. Do chęci zdobycia kobiety doszła także chęć zemsty na jej mężu i ich psie. Przez trzy dni zmieniania okładów Zołzikiewicz nie wymyślił nic. Dopiero, gdy na czwarty dzień stójka z osłowickiej apteki przywiózł mu maść, nadeszło olśnienie.

Rozdział czwarty, który by można zatytułować: Zwierz w sieci

Kilka dni po olśnieniu, którego doznał pan Zołzikiewicz, w karczmie w Baraniej Górze pili razem wójt Burak, ławnik Gomuła i Rzepa. Spierali się o przyszłość trwającej właśnie wojny francusko-ruskiej. I doszli do wniosku, że Adam miał na przezwisko SKRUSZYŁA Pijany Rzepa chciał bić się z Gomułą, ale uspokoił go wójt. Przy kolejnych kieliszkach Burak i Gomuła tylko udawali, że piją. Kiedy Rzepa był już bardzo pijany, zaczęli mówić mu, że dworski las ma być rozdany gospodarzom. Wszyscy ze wsi muszą tylko podpisać prośbę i ogrodzić płotem swój kawałek. Rzepa był niechętny, jak wszyscy chłopi, składaniu swojego podpisu na jakichkolwiek pismach. Uważał też, że koszt postawienia płotu będzie większy niż wartość lasu. Wtedy w karczmie pojawił się pisarz z jakimiś papierami i powiedział, że rząd przysyła pieniądze na koszt ogrodzenia - każdy dostanie po pięćdziesiąt rubli. Przekonany Rzepa podpisał dokumenty. Ponieważ był pijany, nie widzi jak wójt mrugał na ławnika. Wszyscy zebrani podpisali dokument, wezwano nawet karczmarza Szmula na świadka, że Rzepa podpisał papiery dobrowolnie. Później pisarz dał Rzepie pięćdziesiąt rubli. Rzepa wypił jeszcze dwa kieliszki araku i zasnął na ławie w karczmie. Rzepowa nie przyszła po męża, ponieważ wiedziała, że kiedy jest pijany, może ją uderzyć. Rzepa zawsze później przepraszał swoją żonę. Obudził się następnego ranka w karczmie i znalazł w ubraniu ruble. Zobaczył Szmula odprawiającego modły. Spytał się Szmula skąd ma pieniądze. Ten odpowiedział mu o podpisaniu przez niego umowy, że będzie losował za syna wójta i o tym, że zapłacono mu za to. Rzepa przeraził się.

Rzepowa zobaczyła wracającego do domu męża i zaczęła krzyczeć na niego, że jest pijakiem. Kiedy jednak zobaczyła bladego Rzepę, zaczęła się dopytywać, co mu jest. Rzepa powiedział jej, co się stało i że go zaprzedano. Rzepowa zaczęła rozpaczać. Było ją słychać w innych chałupach. Sąsiadki myślały, że płacze, bo mąż ją bije, ale ona płakała, ponieważ bardzo go kochała i nie chciała go stracić.

Rozdział piąty, w którym poznajemy ciało prawodawcze Baraniej Głowy i głównych jego przywódców

Następnego dnia odbywało się posiedzenie sądu gminnego. Zebrali się wszyscy ławnicy ze wsi oprócz tych, którzy należeli do szlachty. Szlachta postanowili stosować angielską

zasadę nieinterwencji, która w tym przypadku oznaczała obojętność dla spraw gminy. Była to jednak bardzo wygodna obojętność, ponieważ kiedy panom zależało na załatwieniu jakiejś sprawy po ich myśli, zapraszali pana Zołzikiewicza na wódkę i obiad. Pan Zołzikiewicz w czasie takich spotkań starał się zachowywać jak przystało na człowieka inteligentnego i obytego. Wtrącał się do rozmowy, jadł dziwne potrawy tak, jak robili to inni. Nie rozumiał tylko, dlaczego w czasie jego opowieści panie nie patrzyły na niego, tylko w talerz. Dziwił się także, że gospodarz nie czekał, aż zacznie się żegnać, tylko mówił No, to bywaj zdrów, panie Zołzikiewicz. Kiedy podawał rękę na pożegnanie, Zołzikiewicz czuł w niej zawsze coś szeleszczącego, co zgarniał palcami, drapiąc gospodarza w dłoń. Zapewniał go przy tym, że nie było to konieczne. A także, że może być spokojny o bieg swoich spraw.

Pan Zołzikiewicz z wójtem Burakiem i ławnikiem Gomułą rządzili całą radą, która zawsze podejmowała decyzje po ich myśli. Pan Zołzikiewicz zabierał jednak głos tylko w tych sprawach, które były poprzedzone czymś szeleszczącym. W innych przypadkach siedział znudzony i dłubał w nosie. Ławnicy czuli się wtedy jakby pozbawieni głowy.

Jedynym szlachcicem, który bywał na zebraniach rady był pan Floss. Wszyscy mieli mu to jednak za złe. Chłopi uważali, że nie wypada, żeby szlachcic siedział z nimi na jednej ławie, a za potwierdzenie tej teorii uważali to, że inni panowie tego nie robili. Nie lubił go także pan Zołzikiewicz, któremu Floss nigdy nie dawał łapówek. Po tym jak jeden z ławników zarzucił mu, że nie jest panem z panów, tylko dorobkiewiczem, pan Floss postanowił pozostawić gminę gminie i więcej nie pokazywał się na zebraniach.

Gmina rządziła się więc swoim baraniogłowskim rozumem, niezakłócona udziałem inteligencji. Na zebraniu odczytano zapytanie z urzędu, czy gmina nie chce naprawić swoim kosztem gościńca wiodącego do Osłowic. Miejscowym senatorom bardzo nie podobała się ta myśl. Stwierdzili, że nie muszą tego robić, bo mogą jeździć łąką pana Skorabiewskiego. Ponieważ pan Zołzikiewicz był poprzedniego dnia na obiedzie u Skorabiewskiego, słowami „Ja chcę powiedzieć, żeście durnie ocalił łąkę szlachcica”. Następnie rozpoczęła się kłótnia, kto ma ponieść jaki wkład finansowy. W składce nie brali udział wójt i Gomuła. Na pytanie jednego z ławników, dlaczego oni nie będą płacić, Gomuła dał odpowiedź: „A coże my to będziem darmo pieniądze dawać, kiej tego, co wy zapłacita, wystarczy.” Po tych słowach nie było już żadnych protestów.

Kiedy miano przystąpić do następnej sprawy, do izby wtargnęła dwójka prosiąt. Ciało prawodawcze zaczęło wyganiać zwierzęta, które zdążyły już zapaskudzić spodnie panu Zołzikiewiczowi. (Plama nie dała się sprać.) Następnie sądzono sprawę Środy, którego woły zdechły, przeciwko panu Flossowi. Choć Środa umyślnie puścił woły na pole Flossa, to Floss musi zapłacić mu odszkodowanie, ponieważ gdyby na polu pana Flossa nie rosła koniczyna tylko coś innego, woły nie padłyby z rozdęcia.

W każdej sprawie obie strony musiały wnosić dość znaczącą kwotę na kancelarię. Była to szansa na nauczenie mieszkańców Baraniej Głowy moralności i oduczenie pieniactwa. Pan Zołzikiewicz jednak wpisywał do ksiąg tylko połowę sumy.

Na koniec przystąpiono do sądzenia spraw kryminalnych. W Baraniej Głowie znajdowało się w wójtowskim chlewiku więzienie spełniające wszelkie normy cywilizacyjne. Więźniowie mogli rozmyślać o swoich winach w czterech oddzielnych komórkach w towarzystwie świń. Sądzono dwoje skłóconych kochanków: Romea (Wach Rechnio) i Julię (Baśka Żabianka). Służyli razem u pewnego gospodarza. Ponieważ Julia widziała, jak Romeo zabawiał się z Jagną z dworu. Kiedy pewnego dnia Romeo wrócił za wcześnie z pola, zaczęła się awantura i doszło do wymiany ciosów. Rada Baraniej Głowy wykazała się tu niezwykłą mądrością i postanowiła dać innym zakochanym parom przestrogę: skazała nieszczęsną parę na odsiedzenie jeszcze doby w więzieniu oraz zapłacenie po rublu na kancelarię.

Kiedy ławnicy zbierali się już do wyjścia, do sali weszli Rzepa, Rzepowa i Kruczek. Rzepa był hardy, a Rzepowa zapłakana. Rzepa zaczął przedstawiać zgromadzonym swoją sprawę, ale przerwała mu żona i to ona opowiedziała całą historię. Mówiła o tym, że nawet zbrodnie popełnione pod wpływem alkoholu są sądzone łagodniej, więc nie powinno się brać pod uwagę podpisu Rzepy. Mówiła, że teraz Rzepa nie nadaje się do niczego, bo cały czas siedzi i wzdycha. Mówi, że zabije ją i dziecko, spali dom, ale nie pójdzie do wojska. Rzepowa prosiła ławników o litość nad nimi. Ławnicy przyznali jej rację, że to nieładnie zmuszać pijanego do podpisywania papierów, ale wtrącił się Zołzikiewicz, który swoim Jesteście durnie! i długim wywodem z wieloma prawniczymi terminami przekonał wszystkich, że nic nie można zrobić. Chłopi zaczęli mówić Rzepie, że jak sobie nawarzył piwa, to musi je teraz wypić. Poradzili mu, żeby na czas swojego pobytu w wojsku najął parobka, który zastąpi go i w polu i przy kobiecie. Wszyscy zaczęli się śmiać. Sąd postanowił zająć się groźbami zabicia Rzepowej. Chociaż Rzepowa mówiła, że ona się na nic nie skarżyła, postanowiono zamknąć Rzepę w chlewiku na dwa dni i skazać go na zapłacenie siedmiu rubli na kancelarię. Rzepa stawiał opór. Wójt stwierdził, że jest mu żal Rzepowej. Pomyślał, że może dorzuci im ćwiartkę grochu. Jeden z ławników, którzy ujmował się za Rzepową, powiedział: A ja wam pojedam, żeby ino panowie na sądy chodzywali, to by takich rzeczy się nie działo. Ale on nie był z Baraniej Głowy.

Rozdział szósty. Imogena

Plan pana Zołzikiewicza wobec Rzepów był skomplikowany, ale bardzo spodobał się wójtowi, który zamiast wykupywać syna za osiemset rubli, wpisał na jego miejsce Rzepę, któremu zapłacił pięćdziesiąt rubli. Pan Zołzikiewicz jako człowiek niezachłanny wziął tylko dwadzieścia pięć rubli i to bynajmniej nie z chciwość. Pan Zołzikiewicz był po prostu ciągle w długach u krawca. Staranność z jaką dobierał garderobę wynikała nie tylko z rozwiniętego zmysłu estetycznego, ale i z bardzo poważnych dążeń pana Zołzikiewicza. Otóż, obiektem jego uczuć była panna Jadwiga Skorabiewska. Na Rzepową pisarz miał tylko apetycik, a poza tym zaskakiwał go opór u takiej prostej kobiety. Po zajściu z Kruczkiem miał także powód do zemsty. To z powodu panny Jadwigi Zołzikiewicz grał czasem na harmonijce i śpiewał tęskne piosenki. W jego wyobrażeniach panna Jadwiga stawała się Izabelą, a on Serranem. Ponieważ pan Zołzikiewicz nie mógł zrealizować swoich planów w rzeczywistości, zdarzyło mu się kiedyś całować suszące się na sznurku spódnice panny Jadwigi. Zobaczyła to służąca z dworu, która powiedziała, że pan pisarz nos se w panienki spódnicę wyciero. Na szczęście nie uwierzono jej. Zawsze idąc do dworu, pan Zołzikiewicz marzył, że może tym razem pani Jadwiga przydepnie pod stołem jego stopę. Był nawet gotów poświęcić swoje lakierki! Nic takiego jednak się nie zdarzało. Zołzikiewicz wyobrażał sobie, że zostanie podrewizorem albo nawet rewizorem i wtedy na pewno mu się uda.

Rzepowa po zajściu w sądzie postanowiła spróbować kolejnej drogi ratunku. Postanowiła pójść do księdza do Wrzeciądzy. Chciała pójść przed sumą, ale ponieważ Rzepa był w więzieniu musiała sama zająć się wszystkim. Zdążyła dopiero na mszę. Rzepowa nie rozumiała nic z kazania (ksiądz mówił chłopom o Voltairze, Rousseau, Condillacu i sekcie Katharów), ale uznała, że musi to być mądre i dobre. Rzepowa dużo się modliła, płakała i leżała twarzą do ziemi. Zrobiło jej się lżej i uwierzyła, że wszystko uda się ułożyć. Po mszy poszła do księdza Czyżyka, który jej wysłuchał i powiedział, że powinna ofiarować Bogu wszystkie swoje strapienia. Bóg doświadcza swoich wiernych tak, jak doświadczył Hioba. Powinna być wdzięczna, że jej mąż już teraz może odpokutować za ciężki grzech pijaństwa, bo dzięki temu Bóg może odpuści mu go po śmierci. Rzepowa objęła księdza pod nogi i poszła do domu. Czuła tylko, że dusi ją w gardle, ale nie mogła płakać, choć chciała.

Rozdział siódmy. Imogena

Po Baraniej Głowie przechadzali się po wsi panna Jadwiga i jej kuzyn Wiktor. Młodzi ludzie odróżniają się od mieszkańców wsi swoim wyglądem i strojem. Wydaje się, że nic ich nie łączy z otaczającym ich ubóstwem wsi, są jak istoty z innej planety. Jadwiga i Wiktor rozmawiali o poezji i literaturze. Ci ludzie w parcianej odzieży, ci chłopi i te baby nie rozumieliby nawet ich słów i języka. Aż miło pomyśleć! Przyznajcież mi to, acaństwo dobrodziejstwo! Panna Jadwiga dla wprawy flirtuje z kuzynem. Mówi o literaturze, wspomina o Elim (Adamie Asnyku) autorze, którego bez wątpliwości by pokochała, gdyby miała okazję go spotkać. Pan Wiktor mówi, że już zaczyna go nienawidzić. Panna Jadwiga mówi, że to brzydkie grymasy, ale tak naprawdę jest bardzo zadowolona z jego reakcji. W trakcie spaceru mijają czworaki, z których obserwuje ich Zołzikiewicz. Później docierają do, zdaniem panny Jadwigi, jedynego poetycznego miejsca w Baraniej Górze, czyli dawnej ochrony, w której dzieci uczyły się czytać. Teraz przechowuje się w niej wódkę. Panna Jadwiga tłumaczy kuzynowi, że czasy się zmieniły i teraz tylko sąsiadują z chłopami i starają się nie mieć z nimi żadnych kontaktów.

W drodze powrotnej przechodzą obok domu Rzepów. Przed chałupą siedziała smutno zamyślona Rzepowa, która nie zauważyła przechodzących państwa. Panna Jadwiga krzyknęła Dobry wieczór, Rzepowa!. Rzepowa podeszłą do młodych i padła pannie Jadwidze do nóg. Powiedziała, że może Bóg zesłał jej panienkę jako ratunek. Zaczęła opowiadać pannie o swojej niedoli. Widać było kłopot na twarzy panny Jadwigi. W końcu panna odpowiedziała, że jej żałuje, ale nic nie może zrobić, bo oni się teraz do niczego nie mieszają. Powiedziała Rzepowej, że może jej ojciec mógłby coś poradzić. Młodzi poszli dalej. Pan Wiktor zobaczył smutek w oczach panny. Zaczął mówić o kolejnych postaciach literackiego świata, czym zatarł wspomnienie o nieprzyjemnym zdarzeniu. Tymczasem Rzepowa postanowiła udać się do dworu. Mówiła sobie, że jest głupia, że nie pomyślała o tym wcześniej, ponieważ to właśnie z dworu powinna wyglądać ratunku.

Rozdział VIII Imogena

Rzepowa z dzieckiem na rękach udała się do dworu w czasie, w którym państwo pili kawę po obiedzie na ganku. Gośćmi państwa Skorabiewskich byli: ksiądz dziekan Ulanowski, ksiądz Czyżyk i rewizor gorzelniany Stołbicki. Rewizor, który był nihilistą, namawiał starego księdza Ulanowskiego do opowiedzenia historii bitwy, którą ksiądz powtarzał co tydzień. Rewizor wykpiwał opowiadanie księdza, z którego wynikało tylko tyle, że był w młodości świadkiem bitwy, w której szala zwycięstwa przechylała się z jednej strony na drugą. Ksiądz nie był w stanie powiedzieć, kto z kim walczył.

Ogólną wesołość przerwało nieśmiałe Niech będzie pochwalony! Rzepowej. Pan Skorabiewski wyszedł przed ganek, żeby porozmawiać z Rzepową. Mówił jej, żeby chociaż w niedzielę dała mu spokój. Tak, jakby Rzepowa nachodziła go codziennie. Powiedział jej, że nie może teraz rozmawiać, bo ma gości. Rzepowa postanowiła zaczekać, aż goście pojadą do domu. Cofnęła się do kratek ogrodowych i czekała tam. W tym czasie zgromadzone towarzystwo wesoło rozmawiało, piło herbatę, słuchało grania na fortepianie panny Jadwigi, jadło kolację. Śmiechy zgromadzonych chwytały Rzepową za serce, bo jej nie było wesoło. Rzepowa czekała bardzo długo. Zastanawiała się, czy nie wrócić do domu, bo dziecko wydawało jej się niezdrowe, ona sama także nie czuła się dobrze. Bała się jednak, że kiedy wróci, będzie już za późno. Kiedy wniesiono kolację, poczuła, że jest bardzo głodna. Myślała sobie, że chciałaby ogryźć chociaż kosteczki. Czuła, że gdyby poprosiła, dano by jej nie tylko kości. Rzepowa wierzyła w to, że państwo są dobrymi ludźmi i pomogą jej w kłopocie. Sądziła, że dla ludzi z ich pozycją załatwienie takiej sprawy nie jest żadnym problemem. Rzepowa uważała, że jej oczekiwanie na rozmowę z panem jest czymś zupełnie naturalnym.

Kiedy zrobiło się już ciemno, goście odjechali. Rzepowa podeszła do pana Skorabiewskiego, który ich odprowadzał. Pan kazał jej mówić prędko, czego chce, ponieważ było już późno. Rzepowa opowiedziała mu o swojej sytuacji. Skorabiewski odparł, że chętnie by jej pomógł, ale obiecał, że nie będzie się wtrącał w sprawy gminu. Teraz chłopi są dla niego tylko sąsiadami. Mają swoją gminę i muszą załatwiać swoje sprawy sami. Poza tym nie może jeździć z jej sprawami do naczelnika, ponieważ i tak zbyt często nachodzi go ze swoimi. Powiedział także, że chłopi znają drogę do naczelnika tak samo jak on. Rzepowa podjęła Skorabiewskiego pod nogi i powiedziała Panie Boże zapłać.

Rozdział dziewiąty. Imogena

Po wyjściu z aresztu (chlewika) Rzepa poszedł prosto do karczmy. Z karczmy udał się do pana Skorabiewskiego z prośbą o pomoc. A że był pijany, był natarczywy. Usłyszał od pana to samo co jego żona o zasadzie nieinterwencji. Wrodzona chłopom głupota kazała mu powiedzieć Skorabiewskiemu, że wszyscy państwo myślą teraz tylko o sobie. Rzepa nie złościł się aż tak na wójta i pisarza jak na pana Skorabiewskiego. Uważał, że oni są od utrudniania mu życia, ale dwór powinien go poratować. Po powrocie do chałupy, powiedział żonie, że pan odesłał go do naczelnika. Rzepowa powiedziała, że lepiej, żeby to ona do niego poszła, ponieważ kiedy jest pijany staje się hardy, a to może tylko przysporzyć im kłopotów.

Rzepa nie chciał pozwolić żonie iść za siebie do Osłowic do naczelnika, ale ponieważ ciągle pił, Rzepowa wzięła dziecko i wybrała się do powiatu. Nie wzięła konia, ponieważ był potrzebny w gospodarstwie. Wyruszyła świtem, gdyż miała do przejścia trzy mile. Liczyła, że może spotka ludzi jadących wozami, którzy pozwolą jej przysiąść na brzegu fury. Niestety nikogo nie spotkała. Kiedy słońce zaczęło już przypiekać, spotkała pachciarza Herszka z Wrzeciądzy. Prosiła, żeby zabrał ja na wóz, ale on odpowiedział, że z powodu piachu na drodze koń nie ma siły iść. Mówił, że jeśli mu zapłaci złotego, to ją zabierze. Rzepowa miała tylko jednego czeskiego, ale dla niego było to za mało i jej nie zabrał.

W godzinę później zmęczona i spocona Rzepowa wchodziła do Osłowic. Przechodziła obok kościoła poreformackiego, przed którym siedział żebrzący dziad. Rzepowa nie pozostała obojętna wobec jego próśb o pomoc i dała mu czeskiego. Spytała się go tylko, czy ma wydać pięć groszy, ponieważ chciała dać mu tylko grosz. Zachłanny dziad krzyczał, że jeśli ktoś żałuje czeskiego Panu Bogu to i Pan Bóg pożałuje mu pomocy. Więc Rzepowa dała mu na chwałę bożą czeskiego.

Rzepowa czuła się w mieście zagubiona jak w morzu; nie wiedziała dokąd ma iść. Wypytywała się ludzi o komisarza. W jego domu dowiedziała się, że wyjechał do guberni. Powiedziano jej, że naczelnika trzeba szukać w powiecie. Ale ona nie wiedziała, gdzie jest powiat. Wypytując się ludzi, trafiła do odpowiedniego budynku. Po wejściu Rzepowa przeraziła się ilością pokoi. Na każdym były jakieś napisy, ale Rzepowa nie potrafiła ich przeczytać. Przeżegnała się i weszła w pierwsze drzwi. To wielkie pomieszczenie przypominało jej kościół. Było w niej wielu panów, którzy płacili i odchodzili z kwitami. Rzepowa pomyślała, ze tu trzeba płacić i pożałowała, że dała czeskiego żebrakowi. Rzepowa nieśmiało podeszła do kratki, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Czekała około godziny. W końcu zrobiło się luźniej. Ośmieliła się podejść do urzędnika za stołem. Pozdrowiła go słowami Pochwalony Jezus Chrystus i zwróciła się do niego słowami Jaśnie naczelniku. Urzędnik powiedział jej, że to kasa. A na natarczywe pytania Rzepowej o to, gdzie jest naczelnik wskazał na korytarz.

Rzepowa wyszła na korytarz, po którym kręciło się mnóstwo osób. Ośmieliła się podejść do jakiegoś chłopa, ale on nie wiedział, gdzie jest naczelnik. Później weszła do pomieszczenia, na którym był napis informujący, że mogą tam wchodzić tylko pracownicy urzędu. Rzepowa weszła, podeszła do mężczyzny, który spał na ławce, ale on tylko przepędził ją i dał jej szturchańca.

Rzepowa postanowiła siąść na korytarzu. Liczyła na to, że może ktoś w końcu zapyta ją o to, co tu robi. Z drzwi przy których siedziała wyszedł szlachcic, którego widywała w kościele. Wskazał jej, gdzie znajdzie naczelnika, ale kazał jej czekać pod drzwiami, ponieważ naczelnik był zajęty. Rzepowa pomyślała, że najprędzej można doczekać się pomocy od panów. Czekała jeszcze dość długo pod drzwiami na pojawienie się naczelnika. Wiedziała, że to on, ponieważ biegło za nim wielu mężczyzn, prosząc go o chwilę uwagi. Zdesperowana padła przed naczelnikiem na kolana z podniesionymi rękami. Zawołała: Przenoświętsy nacelni.... Naczelnik zatrzymał się. Chciał nawet wysłuchać Rzepowej, ale kobieta nie była w stanie wypowiedzieć się składnie. Mówiła tylko: O! o! ady! ady! wedle... poboru. Naczelnik spytał się jej, czy to ją chcą wziąć do wojska, co wywołało chóralny śmiech. Rzepowa powtarzała: Burak, Rzepa, Rzepa, Burak. Naczelnik stwierdził, że jest pijana. Powiedział, że szkoda, że pije, bo jest ładna. Naczelnik poszedł sobie, bo był bardzo zajęty spisami, interesami i balem, który z obowiązku urządzał, a poza tym nie mógł się dogadać z Rzepową. Na odchodnym powiedział Rzepowej, żeby przedstawiła swoją sprawę gminie, a ona niech przedstawi ją jemu.

Siedzącą w opustoszałym korytarzu Rzepową przebudził ze stanu półsnu płacz dziecka. Kobieta z dzieckiem ruszyła w drogę powrotną. Chmurzyło się, a w oddali słychać było odgłosy burzy. Nie sposób opisać uczuć, które szalały w duszy Rzepowej, kiedy znów przechodziła obok poreformackiego kościoła. Gdyby to panna Jadwiga znalazła się w tak trudnej sytuacji, wystarczyłoby opisać stan jej duszy, żeby powstał sensacyjny romans. Ale w przeciwieństwie do panny Jadwigi, chłopi nie potrafią przeżywać swojego cierpienia, tylko po prostu cierpią.

Zmęczona upałem Rzepowa szła przed siebie; w ręku niosła dziecko. Zatrzymała się, bo na przeciwko niej szedł pijany chłop. Zaśpiewał na Rzepową: Oj, pojdziewa w żyto,/ Boś dobra kobieto! i chciał złapać Rzepową. Bojąc się o siebie i dziecko, kobieta zaczęła uciekać. Chłop nie gonił jej, ale rzucił za nią kamieniem i trafił ją w głowę. Kiedy Rzepowa zatrzymała się pod krzyżem, poczuła, że na szyi ma krew - straciła przytomność. Ocknęła się oparta o krzyż. Zobaczyła wtedy, że przejeżdża drogą kabriolet z panem Ościeszyńskim i guwernantką z dworu. Pan Ościeszyński krzyknął na Rzepową: Kobieto! kobieto! siadajcie! Kiedy Rzepowa podniosła się pełna nadziei, dodał: Ale na ziemi, na ziemi. Rzepową dobiegły tylko śmiechy jego i guwernantki.

Po godzinie Rzepowa poszła dalej. Litowała się nad swoim dzieckiem, pytając się Boga, co jest mu winna taka mała dziecinka. Zaczęła ją męczyć gorączka. Otrzeźwiło ją uderzenie pioruna tak bliskie, że czuła zapach siarki. Spojrzała na wzburzone niebo i zaczęła śpiewać Kto się w opiekę. Rzepowa weszła w las. Szalała burza. Z powodu ciemności nic nie widziała, padał deszcz i grad, wiatr przyginał drzewa do ziemi. Rzepowa zdjęła z siebie chustę i przyjaciółkę, owinęła dziecko i położyła je w gęstwinie. Szeptała: Boże, przyjm duszę moją! Nagle dało się słyszeć nadjeżdżający wóz Herszka, pachciarza, który kiedy zobaczył Rzepową, zszedł z wozu.

Rozdział dziesiąty. Zwycięstwo geniuszu

Herszek zabrał Rzepową do domu. Rzepowa wstała z łóżka po niecałych dwóch dniach, bo dziecko było chore. Przyszły jednak kumy i ludowymi sposobami odegnały chorobę. Rzepa zamiast być wdzięcznym żonie za jej poświęcenie, krzyczał na nią, że zmarnuje dziecko przez bieganie do miasta. Rzepowa poczuła wielką gorycz. Rzepa zaczął ją przepraszać i całować po nogach. Zaczęły mu przychodzić do głowy złe myśli, więc poszedł do spowiedzi. Nie dostał jednak rozgrzeszenia. Ksiądz kazał mu przyjść następnego dnia, ale Rzepa zamiast do kościoła, poszedł do karczmy. Przy kieliszku wygrażał, że skoro Bóg nie chce mu pomóc, to on zaprzeda duszę diabłu. Z tego powodu ludzie zaczęli się go wystrzegać, a nad ich chałupą zawisłą klątwa. Mówiono, że pisarz i wójt robią dobrze, że pozbywają się takiego zbereźnika ze wsi. Rzepowa musiała chodzić po wodę przed karczmę, bo przed ich domem wyschła studnia. W drodze słyszała, jak mówiono na nią żołnierka albo diabłowa. Przed karczmą spotkała Szmula, który pytał się jej, czy była ze swoją sprawą w sądzie, w gminie, u księdza i w powiecie. Na jej odpowiedź, że nie udało się jej nic załatwić, powiedział jej, że jest głupia. Trzeba po prostu zniszczyć papier, na którym spisano umowę. Papier jest u pisarza, a u niego Rzepowa może dużo zdziałać. Pisarz powiedział Szmulowi, że jak Rzepowa go poprosi, to on podrze papier. Wieczorem pisarz w samej bieliźnie leżał i czytał Tajemnice dworu tuileryjskiego, wydawnictwa Breslauera. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, był zły, że mu przerywają. Gdy zobaczył, że to Rzepowa, zerwał się na równe nogi. Rzepowa była tak przestraszona, że nie mogła mówić, choć chciała. A ponieważ pan Zołzikiewicz był dobrym człowiekiem, choć był w samej bieliźnie, objął Rzepową. Spytał się jej, czy przyszła po kontrakt. Rzepowa powiedziała, że tak. Zołzikiewicz pocałował ją. Kobieta powiedziała: Dziej się wola boża!, a pan Zołzikiewicz zdmuchnął świecę.

Rozdział jedenasty.

Skończona niedola Rzepowa wróciła do domu w środku nocy. Spodziewała się, że Rzepa będzie spał w karczmie, ale on czekał na nią. Spytał się żony, gdzie była. Rzepowa zamiast odpowiedzieć padła mu do nóg i zawołała: Wawrzon! Wawrzon! dla ciebie to ja, dla ciebie! na sromotę się podałam. Oszukał mnie, a potem zwymyślał i wypędził. Wawrzon! ulitujże się choć ty nade mną: mój serdeczny! Wawrzon! Wawrzon!

Rzepa jednak nie ulitował się nad żoną. Wyciągnął siekierę i kazał jej położyć głowę na skrzyni. Rzepowa błagała go o miłosierdzie, ale on odciął jej głowę, a później uderzył siekierą jeszcze parę razy. Później Rzepa podpalił zabudowania dworskie.

Epilog

Tak naprawdę Rzepy nie wziętoby do wojska. Pan Zołzikiewicz miał rację, sądząc, że sprawa przeciągnie się na tyle, że Rzepowa wpadnie w jego ramiona. Rzepa chciał się zemścić także na pisarzu, ale pożar zbudził już całą wieś, więc pan Zołzikiewicz ocalał. Nadal piastuje urząd pisarza, czyta kolejną brukową powieść Barbarę Ubryk, marzy o stanowisku sędziego i uściśnięciu ręki panny Jadwigi pod stołem.

3. JAMIOŁ

- obrazek wiejski

Akcja noweli rozpoczyna się w kościele, po zakończeniu Mszy Świętej odprawionej podczas pogrzebu matki Marysi. W miasteczku Łupiskórach po pogrzebie Kalikstowej były nieszpory. W świątyni znajduje się tylko kilka osób - kumoszki i Marysia. Kobiety głośno rozmyślają i ubolewają nad sytuacją dziewczynki, która po śmierci najbliższej osoby stała się sierotą. Jednak uspokajają się, dochodząc do wniosku, że nad małą, biedną sierotką będzie czuwał jamioł (anioł), który nie pozwoli jej skrzywdzić. Marysia udaje się Leszczynowic, tam czekają na nią we dworze, żeby zaopiekować się sierotą. Przyszłe mieszkanie Marysi znajduje się kilka kilometrów od miejscowości, w której dotychczas mieszkała, jednakże na tej drodze rośnie las. Z tego powodu sierota nie może przebrnąć tych kilku kilometrów sama. Dlatego ma ją przywieźć pewien mężczyzna, Wojtek Marguła. Kulikowa daje na drogę dziecku 10 gr. Ów mężczyzna w czasie drogi się upija i zasypia. Mała myśląc, że dom ciotki jest już bardzo blisko, postanawia sama iść dalej. Jednak po drodze spotyka wilka.

4. Z PAMIĘTNIKA POZNAŃSKIEGO NAUCZYCIELA

Poznański prywatny nauczyciel pan Wawrzynkiewicz wspomina swojego ucznia, jedenastoletniego Michasia, który z nim mieszkał. Nauczyciel odrabiał z chłopcem wszystkie lekcje, które zadano mu w niemieckiej zaborczej szkole. Pan Wawrzynkiewicz przypomina sobie, że wielokrotnie budziło go o drugiej czy trzeciej w nocy światło lampy, przy której uczył się chłopiec. Michaś przekonany, że nie dość dobrze przygotował się do zajęć wstawał z łóżka i powtarzał zmęczonym głosem koniugacje greckie i łacińskie. Chłopiec obawiał się, że za nieprzygotowanie zostanie wydalony ze szkoły. Kiedy nauczyciel mówił mu, żeby położył się spać, chłopiec odpowiadał: Nie umiem jeszcze lekcji, panie Wawrzynkiewicz. Pan Wawrzynkiewicz dobrze rozumiał swojego podopiecznego. Wiedział, dlaczego chłopiec tak boi się wyrzucenia ze szkoły. Wiedział jak wielkie nadzieje pokładała w nim matka, pani Maria, wdowa z dwojgiem sierot, która widziała w synu swoją opokę na przyszłość. Rodzina Michasia była kiedyś bardzo zamożna, ale burze dziejów zubożyły ją. Świadomy i wrażliwy nad swój wiek chłopiec nie chciał zawieść oczekiwań matki. Jednocześnie Wawrzynkiewicz widział, że zbyt ciężka praca podkopuje zdrowie chłopca. Starał się skłonić chłopca do wysypiania się, gimnastyki, spacerów, ale w przeładowanym szkolnymi obowiązkami życiu chłopca nie starczało na to czasu. Wawrzynkiewicz litował się nad wątłym dzieckiem, które musiało nosić w tornistrze ciężkie książki. Uważał, że chłopiec ma zbyt poważne problemy jak na swój wiek. Starał się prosić niemieckich wykładowców o litość dla dziecka, ale słyszał tylko, że je psuje, że chłopiec za mało pracuje i mówi po niemiecku z polskim akcentem.

Michaś był dzieckiem średnio zdolnym, ale obdarzonym siłą charakteru i wytrwałością. Wawrzynkiewicz uważał, że jego zdolności rozwinęłyby się z wiekiem, ale Michaś nie miał na to szans, żyjąc w tak skonstruowanym świecie. Wiara matki w niezwykłe zdolności syna tylko utrudniała jego sytuację, ponieważ chłopiec zamartwiał się, że nie jest w stanie sprostać tym nadziejom. Nauczyciel przypomina sobie swoje trudne życie, ale uważa, że był w nim jeden jaśniejszy moment, czyli beztroskie dzieciństwo. Żałuje, że Michaś jest pozbawiony nawet tego. Pan Wawrzynkiewicz szczerze kochał swojego ucznia, którego kształcił od sześciu lat, najpierw jako guwerner w domu rodzinnym chłopca, a później jako korepetytor. Michaś był dla niego ważny także, dlatego że był synem najdroższej dla Wawrzynkiewicza istoty, czyli matki chłopca. Wawrzynkiewicz nie robił sobie żadnych nadziei, że kiedykolwiek z nią będzie, ale kochał się w niej. On był biednym, schorowanym prywatnym nauczycielem, a ona córką zamożnego szlacheckiego domu. Chłopiec swoim głosem i rysami swojej twarzy przypominał mu ukochaną kobietę. Wawrzynkiewicz uczył Michasia tak, jakby od ocen chłopca zależał jego los. Zależało mu na wywołaniu uśmiechu na twarzy pani Marii. Matka i syn byli podobni do siebie także pod względem charakteru. Wawrzynkiewicz uważał, że należą do typu ludzi, którzy szybko giną, ponieważ przychodzą na świat z wadą serca - za dużo kochają. Kiedy Michaś dostawał w szkole dobry stopień przychodził ze szkoły wyprostowany i uśmiechnięty. Wyobrażał sobie, jak bardzo matka będzie z niego zadowolona. Marzył o tym, że pojedzie do domu na Boże Narodzenie z cenzurą, na której będą same celujące. Wawrzynkiewicz korzystał z tych chwil, żeby upominać chłopca o konieczności dbania nie tylko o naukę, ale i o zdrowie.

Nauczyciel nauczył się czytać z twarzy swojego ucznia. Doskonale wiedział, kiedy chłopiec dostał złą ocenę. Prymus z klasy Michasia Owicki, którego Wawrzynkiewicz sprowadził, żeby uczył się razem z Michasiem mówił, że większość problemów i złych ocen chłopca wynika przede wszystkim z tego, że nie potrafi dobrze wypowiadać się po niemiecku. Niepowodzenia Michasia zdarzały się coraz częściej w miarę narastania zmęczenia. Po każdym z nich chłopiec płakał. Wypłakawszy się przystępował do nauki cichy i spokojny, ale była w nim też jakaś gorączkowa energia. Siadał też czasami w kącie z głową w rękach - wyobrażał sobie, że kopie grób pod nogami ukochanej matki. Chłopiec starał się poświęcać jak najwięcej czasu na naukę. Ponieważ bał się, że nauczyciel zabroni mu siedzenia po nocach, brał lampę i szedł uczyć się do nieogrzewanego przedpokoju. Minęło kilka nocy zanim Wawrzynkiewicz zorientował się, co robi Michaś. Musiał zawołać go do pokoju i przerobić z nim jeszcze raz wszystkie lekcje, żeby chłopiec przekonał się, że był przygotowany. Stan zdrowia chłopca się pogarszał. Nauczyciel, na prośbę pani Marii, wykładał chłopcu historię, którą Stryj synowcom opowiedział. Po jednej z takich lekcji podniecony chłopiec wstał i zapytał się, czy naprawdę było tak, jak mówi nauczyciel. Po potwierdzeniu przez Wawrzynkiewicza prawdziwości opowiadanych dziejów, chłopiec wybuchnął płaczem. Nauczyciel domyślił się, że dla wrażliwego polskiego dziecka szykanowanie Polaków i przedstawianie przez niemieckich nauczycieli nieprawdziwej wersji historii jest trudne do zniesienia.

Michaś podwajał swoje wysiłki w zdobywaniu lepszych ocen, ale skutek był opłakany. Chłopiec otrzymał list od matki, w którym pisała: Bóg Cię obdarzył, Michasiu, niezwykłymi zdolnościami. Ufam więc, że nie zawiedziesz nadziei, jakie w Tobie złożyłam, i że staniesz się krajowi i mnie pociechą. Tego typu listy zwiększały tylko w chłopcu poczucie winy. Pytał się swojego nauczyciela, co może poradzić na te niepowodzenia. Wawrzynkiewicz przyznawał mu rację, że niewiele może poradzić na swój brak zdolności do języków i na to, że nie mówi z niemieckim akcentem. Na cenzurze, którą otrzymał na Wszystkich Świętych Michaś miał mierne z trzech najważniejszych przedmiotów. Chłopiec uprosił nauczyciela, żeby nie wysyłał jej matce, która nie wiedziała, że na Wszystkich Świętych wystawia się oceny. Podopieczny i jego nauczyciel łudzili się, że do Bożego Narodzenia uda mu się poprawić stopnie. Początkowo wydawało się, że sytuacja się zmienia: Michaś dostał trzy oceny celujące. Jedną z celujących dostał z łaciny, ponieważ jako jedyny w klasie znał odpowiedź na zadane przez nauczyciela pytanie. Szczęśliwy chłopiec chwalił się swoim sukcesem w liście napisanym do matki. Dobra passa Michasia skończyła się bardzo szybko. Zły akcent chłopca i brak czasu, żeby poświęcić każdemu przedmiotowi tyle czasu, ile potrzebowała na przyswojenie wiedzy zmęczona pamięć chłopca, przyczyniły się do jego niepowodzeń. Do puli nieszczęść doszło także i to, że zarówno Michaś, jak i prymus Owicki zapomnieli o zadaniu domowym. To, co uszło na sucho prymusowi, stało się przyczyną nagany dla Michasia. Nauczyciele uważali, że leniwy chłopiec celowo nie powiedział nauczycielowi o pracy domowej. Tego dnia wieczorem chłopiec siedział w kącie z głową w rękach i mówił: Boli! Boli! Boli! Na domiar nieszczęścia Michaś otrzymał list od matki, która chwaliła go za otrzymanie tamtych celujących. Chłopiec mówił z ironią: O, sprawię mamie ładną pociechę! Następnego dnia, kiedy chłopiec wkładał ciężki tornister, zachwiał się i o mało nie upadł. Wawrzynkiewicz nie chciał puścić go do szkoły, ale chłopiec powiedział, że nic mu nie jest i poprosił tylko, żeby odprowadził go do szkoły. Tego dnia wrócił ze szkoły z kolejnym miernym, który dostał za lekcję, która umiał. Owicki powiedział, że Michaś zaląkł się i nie mógł wydusić z siebie słowa. W szkole utwierdziła się opinia o nim jako o chłopcu przesiąkniętym wstecznymi zasadami i instynktami, tępym i leniwym.

Chłopiec ostatecznie stracił wiarę we własne siły. Michaś dostawał listy także od księdza Maszyńskiego z Zalesina, człowieka przychylnego mu, który jednak kończył każdy list słowami przypominającymi mu, że nie tylko radość, ale i zdrowie matki zależą od jego postępów w nauce. Chłopiec pamiętał o tym, aż za dobrze. Często wołał przez sen matkę tak, jakby prosił ją o przebaczenie.

Ponieważ zbliżało się Boże Narodzenie, a stopnie chłopca nie poprawiał się, Wawrzynkiewicz napisał list do pani Marii, w którym poinformował ją, że najprawdopodobniej trzeba będzie odebrać Michasia ze szkoły po świętach i zatroszczyć się przede wszystkim o jego zdrowie. Nie mówił na razie nic o tych planach chłopcu, żeby unikać jakiegokolwiek wzruszenia u osłabionego dziecka. Powtarzał mu tylko, że niezależnie od wszystkiego, jego matka wie, jak bardzo się stara. Słowa nauczyciela i oczekiwanie na spotkanie z matką, siostrą Lolą i księdzem Maszyńskim poprawiało jego samopoczucie.

Niestety los szykował dla Michasia kolejny cios. W szkole zarządzono, że dla większej wprawy w języku wykładowym, uczniowie maja rozmawiać ze sobą po niemiecku. Michaś raz się zapomniał i zwrócił się do kolegi po polsku. Został uznany za ucznia

demoralizującego innych i dostał publiczną naganę. To zdarzenie załamało chłopca. Ciągle wyglądał tak, jakby powstrzymywał się od płaczu. Stał się dziwnie spokojny, jego głos był teraz powolny, a sam chłopiec ze ślepym posłuszeństwem wypełniał wszystkie polecenia, np. nie mówił, że nie ma czasu, kiedy nauczyciel brał go na spacer. Wawrzynkiewicz wiedział, że zachowanie chłopca nie jest zobojętnieniem, ale bolesną, egzaltowaną rezygnacją. Michaś odrabiał lekcje w sposób mechaniczny. Pewnego dnia na pytanie nauczyciela, czy zrobił już wszystkie lekcje, powiedział powolnym głosem, iż sądzi, że to się na nic nie zdało.

Nauczyciel coraz bardziej martwił się o zdrowie chłopca, który stał się prawie przezroczysty i bardzo wypiękniał. Przypominał piękny kwiat, który za chwilę zwiędnie. Nie miał już siły dźwigać książek, więc Wawrzynkiewicz wkładał tylko niektóre, a resztę zanosił mu do szkoły, bo codziennie odprowadzał chłopca. Kilka dni przed planowanym wyjazdem do Zalesina Michaś otrzymał list od matki, w którym pisała mu, że ma nadzieję, że jego nauczyciele wiedzieli - tak, jak ona to wie - o jego staraniach i wysiłku. Wyrażała też nadzieję, że wynagrodził sprawowaniem niedostatki w wiedzy. Jednak jego nauczyciele uważali, że uczeń sprawuje się dobrze kiedy śmieje się z ich drwin z polskiego zacofania. W związku z ostatnią naganą Michasia, która dotyczyła sprawowania, uznali, że uczeń nie rokuje poprawy i postanowili usunąć go ze szkoły. Po przyniesieniu tych złych wiadomości do domu, chłopiec stał długo w milczeniu przed oknem. Spytał się nauczyciela, czy to prawda, że jego matka i siostra siedzą teraz w gabinecie i myślą o nim. Chłopiec powiedział, że jest mu zimno. Wawrzynkiewicz położył wychudzonego chłopca do łóżka. Dziecko przyznało, że boli je głowa. Około trzeciej w nocy monotonne mruczenie chłopca obudziło pana Wawrzynkiewicza. To Michaś z rozpalonymi policzkami siedział przy lampie i powtarzał łacińskie koniugacje. Kiedy nauczyciel zawołał chłopca, popatrzył się na niego tak, jakby go nie poznał. Na pytanie co robi, odpowiedział: Panie, powtarzam wszystko od początku; muszę jutro dostać celujący.... Wawrzynkiewicz zaniósł rozpalonego gorączką chłopca do łóżka. Sprowadzony lekarz orzekł, że chłopiec ma zapalenie mózgu.

Wawrzynkiewicz posłał po matkę dziecka, która przybyła następnego dnia. Wchodząc spytała się, czy chłopiec żyje. Nauczyciel odpowiedział, że chłopiec ma się lepiej. Było to kłamstwo powiedziane tylko po to, żeby uspokoić panią Marię. Początkowo chłopiec nie poznawał matki. Pani Maria troskliwie zajmowała się dzieckiem. Wawrzynkiewicz zobaczył w jej włosach srebrne nitki. Sądził, że osiwiała ze zmartwienia.

Chłopiec recytował w gorączce rzeczy, których nauczył się w szkole, odmieniał łacińskie słowa, mówił po niemiecku. Gdy był jeszcze zdrowy uczył się w sekrecie ministrantury i teraz powtarzał nieprzytomnie przed śmiercią: Deus meus, deus meus, quare me repulisti et quare tristis incedo, dum affligit me inimicus! (łac. Boże mój, Boże mój, czemu mnie odtrąciłeś i czemu chodzę smutny, gdy prześladuje mnie nieprzyjaciel!). Te słowa robiły na Wawrzynkiewiczu tragiczne wrażenie. Była Wigilia Bożego Narodzenia. Miasto było świątecznie przystrojone. Wokół choinki zebrały się radosne dzieci. Zbliżała się noc Narodzenia, a zgromadzeni przy Michasiu obawiali się, by nie była to noc śmierci. Po północy, po kryzysie, w czasie którego wydawało się, że chłopiec umiera, jego stan zaczął się poprawiać. Zmęczony czterema nocami czuwania przy chłopcu Wawrzynkiewicz położył się spać. Obudził go głos pani Marii, która wołała syna. Michaś umarł.

Pierwszy dzień świąt upłynął Wawrzynkiewiczowi na przygotowaniach do pogrzebu i dbaniu o panią Marię, która nie chciała odstąpić ciała syna i ciągle mdlała. Przyszli ludzie wziąć miarę na trumnę. Pani Maria prawie popadała w obłęd widząc obojętność służby pogrzebowej. Układała heblowiny w trumnie, mówiąc, że dziecko będzie miało za nisko głowę. Martwe dziecko miało spokojny i pogodny wyraz twarzy, jakby był szczęśliwy na tej wieczystej rekreacji. Wawrzynkiewicz zauważa, że po raz ostatni widział u niego tak rozpogodzoną twarz, kiedy dostał celujące.

Kolegów Michasia, którzy zgromadzili się wokół trumny, zadziwiała powaga i niezwykła rola kolegi, który jeszcze kilka dni temu dzielił z nimi niewesoły szkolny los. Myśleli, że gdyby przyszedł Herr Inspektor, to Michaś nie przestraszyłby się go, tylko cały czas tak samo by się uśmiechał. Mówili też między sobą, że teraz Michaś jest wolny i jest mu lepiej niż im. Odbył się pogrzeb Michasia.

Od czasu pogrzebu minął już rok, ale Wawrzynkiewicz stale pamięta o swoim uczniu. Kaszle tylko coraz gorzej i zastanawia się, czy nie podąży wkrótce drogą swojego ucznia.

Problematyka: Problematyka omawianej noweli koncentruje się wokół problemów uczniów Polaków w szkole zaborczej. Bohaterem swojej noweli Sienkiewicz uczynił jednego z nich, Michasia. Wybór bohatera dziecięcego służył ukazaniu mechanizmów rządzących opisywanym środowiskiem. Dziecko, jako istota nie w pełni świadoma i bezbronna, pozwala doskonale ukazać tragizm człowieka uwikłanego w sytuację, na którą nie ma wpływu. Najważniejszym problemem poruszanym w noweli jest problem pedagogiczny. Ten problem intrygował samego autora utworu, który zastanawiał się nad psychiką dziecka niszczoną przez nienaturalne warunki nauczania. W omawianej noweli problem ten dotyczy Michasia, który nie radzi sobie z nadmiarem materiału, który musi sobie przyswoić w zaborczej niemieckiej szkole. Wina nie leży po stronie dziecka robiącego wszystko, żeby sprostać wymaganiom stawianym przez nauczycieli. Wina leży po stronie szkoły, która przygniatając dziecko nadmiernymi wymaganiami, nie pozwala na zdrowy rozwój młodego organizmu. Przemęczenie utrudnia dziecku zdobywanie wiedzy i skupienie się na nauce. Szkoła wymaga także mówienia po niemiecku i tępi Michasia, który mówi w tym języku z polskim akcentem. Dla dziecka, które tak jak nasz bohater nie ma zdolności do języków, stanowi to poważne utrudnienie w udowadnianiu, że ma wymaganą wiedzę.

Jednym z najpoważniejszych zarzutów stawianych zaborczej szkole jest wyśmiewanie się ze wszystkich wartości, które są ważne dla dziecka wychowanego w duchu patriotyzmu. Jednym z najważniejszych zadań pedagogiki jest przekazywanie spójnego obrazu świata. Przez szykanowanie wszystkiego, co środowisko domowe nazywało cennym, w dziecięcych głowach powstawał chaos. Główny bohater utworu miał problem z poradzeniem sobie z dwoma wersjami historii: jedną przekazywaną mu w niemieckiej szkole, fałszywą i oszczerczą w stosunku do Polski i Polaków i drugą, prawdziwą - opowiadaną w domu przez pana Wawrzynkiewicza. Autor wprowadza także, stonowane ze względu na cenzurę, motywy działania przeciwko germanizacji. Jednym z nich jest wspomniane już przekazywanie prawdziwej wersji historii. Dla ukrycia tych elementów przed cenzurą, autor postawił na pierwszym planie utworu problematykę pedagogiczną, a nie antyzaborczą.

5. LATARNIK

„Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.”

I

W Aspinwall niedaleko Panamy zwolniło się miejsce latarnika. Mężczyzna, który sprawował tę funkcję, przepadł bez wieści. Miejscowi podejrzewali, że poszedł na skalisty brzeg wysepki i podczas nocnej burzy spłukała go fala. Konsul Stanów Zjednoczonych Izaak Falconbridge, na którego spadł obowiązek znalezienia nowego latarnika, miał na to tylko dwanaście godzin, ponieważ latarnia musiała być zapalona każdej nocy. Zatoka Moskitów, w której mieściła się latarnia, jest pełna piaszczystych łach i zasp, które czynią ją trudną do przebycia nawet w dzień. Dlatego tak ważnej jest, żeby była dobrze oświetlona w nocy. Brak światła mógłby spowodować niebezpieczeństwo nie tylko dla ruchu miejscowego, ale też statków z Nowego Jorku do Panamy.

Wydawało się, że znalezienie kandydata do tak odpowiedzialnej pracy, w tak krótkim czasie, będzie niemożliwe. Człowiek, który ma sprawować funkcję latarnika, musi być bardzo sumienny i odpowiedzialny. Dodatkowym czynnikiem zniechęcającym ludzi do objęcia tej funkcji było to, że latarnik jest niemalże więźniem - może opuszczać swoją wyspę tylko w niedzielę; jedzenie i świeża woda są mu dowożone raz dziennie. Do obowiązków latarnika należy utrzymywanie latarni w porządku, wywieszanie w dzień różnokolorowych flag zgodnie ze wskazaniami barometru i zapalanie świateł wieczorem. Uciążliwe w tej pracy jest także to, że aby dostać się z dołu do ognisk latarni na szczycie wieży, trzeba było pokonać ponad czterysta krętych schodów.

Niespodziewanie do konsula zgłasza się siedemdziesięcioletni, czerstwy mężczyzna o postawie żołnierza. Człowiek ten miał spaloną słońcem skórę, niebieskie oczy i zupełnie białe włosy. Jego wygląd spodobał się konsulowi, ale postanowił jeszcze przepytać kandydata na latarnika. Okazało się, że mężczyzna jest Polakiem, który większość życia spędził na tułaczce. Na stwierdzenie konsula, że latarnik powinien być człowiekiem, który lubi siedzieć na miejscu, kandydat odpowiedział, że potrzebuje odpoczynku. Zapytany o świadectwa służby rządowej przedstawił liczne odznaczenia i dokument świadczący o tym, że walczył dużo i był odważnym żołnierzem. Na dokumencie znajdowało się także jego nazwisko - Skawiński. Kandydat miał także doświadczenie w służbie morskiej - trzy lata służył na wielorybniku. Zapewnił konsula, że ma zdrowe nogi i będzie w stanie wchodzić na latarnię. Konsul wyraził głośno swoją wątpliwość: sądził, że Skawiński jest za stary na latarnika. Kandydat prosił konsula o przyjęcie go do tej pracy. Mówił, że byłaby to najlepsza praca dla człowieka tak zmęczonego i skołatanego jak on. Mówił, że jest jak statek, który, jeśli nie zawinie do portu, zatonie. Pod wpływem gorącej prośby starego człowieka konsul zgodził się przyjąć go do pracy, którą musiał zacząć tego samego dnia. Ostrzegł tylko Skawińskiego, że za każde uchybienie w służbie dostanie dymisję.

Tej samej nocy po raz pierwszy rozbłysło światła latarni zapalonej przez Skawińskiego. Po zapaleniu światła nowy latarnik długo stał na balkonie obok olbrzymich ognisk i próbował ogarnąć swoje położenie. Nie mógł jednak zebrać myśli. Czuł się jak ścigane zwierzę, które w końcu znalazło bezpieczne schronienie przed goniącymi je drapieżnikami. Latarnik czuł spokój i poczucie bezpieczeństwa. Myślał o swojej burzliwej przeszłości i o przyszłości, którą miał spędzić na wysepce. Skawiński rozmyślał o swoim życiu, które zeszło mu na tułaczce po całym świecie. Rozbijał się po czterech stronach świata i próbował różnych zawodów. Ponieważ był uczciwy i pracowity, dorabiał się często większych pieniędzy, które jednak zawsze tracił, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu. Skawiński był kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich, miał farmę w Kalifornii, był handlarzem w Brazylii (jego tratwa rozbiła się na Amazonce, a on sam tułał się przez kilka tygodni po tamtejszych lasach), był kowalem w Stanach Zjednoczonych, harpunnikiem na wielorybniku, miał fabrykę cygar w Hawanie. Zawsze kiedy wydawało mu się, że ułożył sobie życie, zdarzała się jakaś katastrofa, która wszystko niszczyła. Posada latarnika miała być końcem jego niepowodzeń i tułaczki. Uważał, że tej małej skalistej wysepki nie dosięgnie nieszczęście, które zdawało się nad nim ciążyć. Skawiński sam uwierzył w jakąś nieczystą siłę, która była przyczyną jego niepowodzeń. Kiedy ktoś pytał go o źródło niepowodzeń, wskazywał na Gwiazdę Polarną i mówił, że nieszczęście idzie stamtąd. Skawiński nigdy się nie poddawał. Był człowiekiem, który po każdym niepowodzeniu powstawał. Mimo że przeszedł tak wiele, nadal miał wrażliwe serce dziecka. Np. podczas epidemii na Kubie zachorował, ponieważ rozdał całą chininę, którą miał, i nic sobie nie zostawił.

Latarnik był człowiekiem przekonanym, że jeszcze wszystko się dobrze ułoży. Każdej zimy żył w oczekiwaniu na wydarzenia, które odmienią jego los. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Tymczasem Skawiński zestarzał się i z człowieka zahartowanego w bojach zmienił się w zrezygnowanego człowieka ze skłonnością do popadania w nostalgię. Nostalgia ogarniała go na przykład na widok jaskółek, ptaków podobnych do wróbli czy melodii, która przypominała jakąś słyszaną w młodości. Zmęczony stary człowiek marzył tylko o spokoju i o tym, żeby zakończyć swoją tułaczkę. Marzenie o osiedleniu się w jednym miejscu wydawało mu się nie do zrealizowania. Był więc bardzo szczęśliwy i zaskoczony, kiedy spełniło się ono w ciągu dwunastu godzin przez otrzymanie posady latarnika. Pierwszej nocy, upojony szczęściem, stał długo na latarni i spoglądał na morze.

II

Czasem, kiedy morze jest rozhukane, majtkowie na statkach mają wrażenie, że woła na nich jakiś rodzaj nieskończoności morskiej. Kiedy człowiek jest stary, musi na niego wołać inny rodzaj nieskończoności. Starość, jakby w przeczuciu grobu, potrzebuje odosobnienia. Dla Skawińskiego latarnia była półgrobem. Samotna dusza człowieka żyjącego na latarni styka się tylko z niebem i wodą. Dzień jest podobny do dnia, a myśl człowieka jest ciągłym zadumaniem się. Skawiński był bardzo szczęśliwy, żyjąc jednostajnie na latarni. Wypełniał obowiązki latarnika (czyścił soczewki), wiele czasu spędzał obserwując statki i pobliski brzeg. Resztkami z posiłków karmił mewy, które zlatywały się do niego całą gromadą. W czasie odpływu wybierał się na piaszczyste ławice, żeby pozbierać ślimaki i perłowe konchy żeglarków. W nocy łowił ryby. Przez lunetę obserwował las, który przypominał mu ten, po którym tułał się po rozbiciu na Amazonce. Był teraz szczęśliwy, obserwując go ze swojej bezpiecznej latarni przez lunetę.

W niedzielę wkładał granatową kapotę strażniczą i przypinał do niej swoje krzyże otrzymane na wojnie. Kiedy pojawiał się tak w kościele, szedł dumny z odznaczeń. Mieszkańcy byli zadowoleni z nowego latarnika i z tego, że nie jest heretykiem. Po powrocie Skawiński czytał kupioną lub pożyczoną od Falconbridge'a gazetę i szukał w niej wiadomości z Europy.

Początkowo Skawiński schodził porozmawiać ze strażnikiem Johnsem, który przywoził mu jedzenie. Później zdziczał i przestał schodzić na pogawędki ze strażnikiem, nie pływał w niedzielę do miasta i przestał czytać gazety. O tym, że latarnik żyje, świadczyły wypełniane przez niego obowiązki i znikające z brzegu jedzenie. Powodem tego było zobojętnienie - latarnik pogodził się z tym, że nie opuści wysepki do śmierci. Obojętność zastąpiła nawet nostalgię (tęsknotę za krajem). Latarnik zaczął stawać się mistykiem. Jego oczy były stale utkwione w jakiejś dali. Skawiński przestał odczuwać swoją odrębność, zaczął intuicyjnie zauważać zlanie się jego osoby z tym, co go otaczało. Latarnik znalazł spokój w tym półśnie, w którym stale przebywał.

III

Pewnego dnia latarnik przebudził się ze swojego półsnu. Kiedy zszedł po pozostawioną na brzegu żywność, zobaczył, że leży tam dodatkowa paczka, która była zaadresowana do niego i miała znaczki ze Stanów Zjednoczonych. Po rozpakowaniu paczki okazało się, że są w niej książki. Latarnik nie wierzył własnym oczom, kiedy zobaczył, że są to książki w języku polskim. Nie wiedział, kto przysłał mu polskie książki. Zapomniał, że niedługo po zostaniu latarnikiem przeczytał w pożyczonym Heraldzie o założeniu polskiego Towarzystwa w Nowym Jorku. Przesłał mu wówczas połowę swojej pensji, a teraz Towarzystwo w dowód wdzięczności przysłało mu książki. Staremu latarnikowi wydawało się, że na jego wysepce woła go coś dawno niesłyszanym głosem tak, jak w czasie burzy woła żeglarzy. Kiedy ponownie wziął książkę do ręki zobaczył, że były to wiersze. Nazwisko autora nie było mu obce, wiedział, że należy do wielkiego poety. Skawiński czytywał jego utwory w latach trzydziestych w Paryżu, później słyszał o jego wzrastającej sławie, ale w awanturniczym życiu, które prowadził, nie było miejsca na czytanie książek. Skawiński nie miał nie tylko polskich książek, ale też nie spotykał nawet swoich rodaków, dlatego kontakt z polską książką był dla niego ogromnym przeżyciem. Kiedy Skawiński przewrócił kartę tytułową książki miał wrażenie, że na jego wyspie zaczyna się dziać coś uroczystego. Zegary wybiły piątą po południu, był to czas ciszy i spokoju. Stary człowiek zaczął czytać książkę na głos:

Litwo. ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie!...

Czytając, latarnik przeżywał wielkie wzruszenie: oczy zachodziły mu mgłą, głos zaczął się łamać. Po przeczytaniu następnego kawałka nie był już w stanie opanować łez. Rzucił się na ziemię. Myślał o tym, że od czterdziestu lat nie widział swojego ojczystego kraju. Od wielu lat nie słyszał też mowy rodzinnej. Teraz wydawało mu się, że jego piękny język ojczysty odnalazł go sam na tej odległej wysepce.

Nad schylonego latarnika zaczęły nadlatywać mewy, ponieważ zbliżała się godzina, o której zwykle je karmił. Skawiński oddał ptakom całe swoje jedzenie, a sam powrócił do czytania. Słońce zaczynało zachodzić, ale było jeszcze zupełnie widno. Latarnik przeczytał: "Tymczasem przenoś duszę moją utęsknioną/ Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych...." Zapadał zmierzch, który sprawił, że litery stały się nieczytelne. Skawiński oparł głowę o skałę i Ta, co jasnej broni Częstochowy zabrała jego duszę i przeniosła do ojczyzny. We śnie Skawiński przeniósł się do ojczyzny. Tymczasem zapadła już noc, a latarnia pozostała nie włączona, ponieważ latarnik zasnął z głową na piersiach. Stary człowiek miał wizję rodzinnej wsi, siebie jako ułana, który stoi nocą na widecie, muzyki słyszanej z karczmy, odgłosów polskiej wsi. We śnie Skawińskiemu wydawało się, że ktoś się zbliża. Myślał sobie, że ktoś idzie zluzować wartę. W rzeczywistości na wysepkę przypłynął Johns, który go obudził. Spytał się latarnika, czy jest chory. Skawiński odpowiedział, że nie. Johns powiedział mu, że jest zwolniony ze służby, ponieważ nie zapalił tej nocy latarni, przez co rozbiła się łódź. Skawiński miał szczęście, że nikt nie utonął, ponieważ byłby sądzony. Latarnik zbladł, kiedy o tym usłyszał.

Kilka dni później widziano Skawińskiego na statku z Aspinwall do Nowego Jorku. Konieczność powrotu do tułactwa sprawiła, że były latarnik bardzo się postarzał w ciągu tych kilku dni. W tym nowym rozdziale swojej wędrówki miał tylko błyszczące oczy i książkę, którą co jakiś czas przyciskał ręką do piersi, jakby obawiał się, żeby mu nie zginęła.

PROBLEMATYKA: Najważniejszym problemem poruszonym w Latarniku Henryka Sienkiewicza jest tęsknota za ojczyzną polskiego emigranta, który tułał się po świecie od czterdziestu lat. Główny bohater noweli, Skawiński, mimo że tęskni za krajem, nie do końca uświadamia sobie wielką potrzebę powrotu do ojczyzny czy też kontaktu z polską mową. Opisując burzliwą przeszłość Skawińskiego i jego walkę na wielu frontach świata, autor nie wspomina o tym, że w ten sposób wypełnia zalecenie zawarte w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego Adama Mickiewicza, które mówi o tym, żeby bić się tam, gdzie trwa walka o wolność. A jednak Skawiński realizuje los emigranta politycznego i żołnierza. Latarnik ma potrzebę zbierania wiadomości o tym, co dzieje się w kraju - w noweli mówi się o tym, że w czytanych gazetach szuka wiadomości z Europy i Polski. Wspomina się także o dręczącej starego człowieka nostalgii (tęsknocie za krajem).

Potrzeba myślenia o ojczyźnie została jednak wyparta u Skawińskiego przez dominującą potrzebę odpoczynku po latach niepowodzeń i tułaczki. Momentem przełomowym dla wyjścia na pierwszy plan uczuć patriotycznych jest otrzymanie polskich książek. Skala wzruszenia i wspomnień wywołanych przez lekturę Pana Tadeusza, biblii polskiej emigracji, doprowadza do katastrofy w dosłownym i przenośnym znaczeniu tego słowa. Niezapalenie przez Skawińskiego latarni doprowadza do rozbicia się łodzi o skały, a on sam traci posadę latarnika. Z jednej strony utrata wymarzonej posady jest dla niego tragedią, ponieważ musi powrócić na swój tułaczy szlak, ale z drugiej strony w zakończeniu noweli jest pewien ładunek optymizm:

„Otwierały się przed nim nowe drogi tułactwa; wiatr porywał znowu ten liść, by nim rzucać po lądach i morzach, by się nad nim znęcać do woli. Toteż stary przez te kilka dni postarzał się bardzo i pochylił; oczy miał tylko błyszczące. Na nowe zaś drogi życia miał także na piersiach swoją książkę, którą od czasu do czasu przyciskał ręką, jakby w obawie, by mu i ona nie zginęła...”

Możemy przypuszczać, że niezależnie od tego, co stanie się z byłym latarnikiem, niezależnie od tego, gdzie rzuci go los, ta książka będzie mu towarzyszyć. Być może ten etap jego drogi będzie szczęśliwszy, ponieważ w pewien sposób w książce, którą trzymał w ramionach, odnalazł ojczyznę i utracone wspomnienie domu.

6. SACHEM

Do Antylopy w Teksasie przybywa po raz pierwszy od założenia miasta trupa cyrkowa. Wszyscy mieszkańcy są bardzo dumni z jej przybycia, ponieważ wiadomo, że cyrk nie przyjeżdża do każdej mieściny. Antylopa powstała dopiero piętnaście lat temu. Wcześniej w miejscu, w którym się znajduje, była osada Indian Czarnych Wężów, Chiavatta. Indianie otrzymali tę ziemię na zawsze od rządu stanowego Teksasu, ale nie zmieniało to faktu, że dali się we znaki sąsiadującym z nimi kolonistom niemieckim. Niemcy, czterystu mieszkańców z osad: Berlin, Gründenau i Harmonia, wraz z Meksykanami z La Ora napadli na śpiących mieszkańców Chiavatty. Wszyscy jej mieszkańcy zostali wymordowani. Nie mogli uciec, ponieważ osada mieściła się w widłach rzeki, która przybrała na wiosnę. Ocalało tylko kilku wojowników, którzy w tym czasie wyszli na łowy. Niemieckim osadnikom bardzo podobało się położenie Chiavatty, z której trudno było uciekać, ale łatwo było się w niej bronić. Szybko zaczęli się przenosić ze swoich osad do Chiavatty, którą nazwali Antylopą. Po sześciu latach od tych wydarzeń po drugiej stronie rozwidlenia znaleziono kopalnię żywego srebra. To znalezisko przyspieszyło rozwój osady. W siódmym roku istnienia wioski powieszono ostatnich dziewiętnastu członków plemienia Czarnych Wężów.

Osada bardzo prężnie się rozwijała. Miała swoją prasę, połączenie kolejowe i trzy szkoły. Na placu, na którym powieszono ostatnich Czarnych Wężów, zbudowano zakład filantropijny; pastorowie w kościołach uczyli co niedziela miłości bliźniego, poszanowania cudzej własności i innych cnót, potrzebnych ucywilizowanemu społeczeństwu; pewien przejezdny prelegent miał nawet raz na Kapitolu odczyt „O prawach narodów”.

Mieszkańcy Antylopy żyli w spokoju i dostatku. Nikt nie rozpoznałby w nich mężczyzn, którzy piętnaście lat temu spalili Chiavattę i wymordowali jej mieszkańców. Przyczyną dużego zainteresowani mieszkańców cyrkiem był także drugi punkt programu: „Spacer na drucie zawieszonym piętnaście stóp nad ziemią (z towarzyszeniem muzyki) wykona słynny gimnastyk Czerwony Sęp, sachem (wódz) Czarnych Wężów, ostatni potomek królów pokolenia i ostatni z pokolenia: 1) Spacer. 2) Skoki Antylopy. 3) Taniec i pieśń śmierci.”

Dyrektor cyrku Hon. M. Dean w piwiarni „Pod Złotym Słońcem” w Antylopie dowiedział się, że sachemowi przyjdzie zatańczyć na grobach jego ojców. Hon. M. Dean opowiadał, że piętnaście lat temu znalazł w drodze do Santa Fe umierającego starego Indianina z dziesięcioletnim chłopcem. Przed śmiercią stary powiedział mu, że chłopiec był synem sachema (wodza) Czarnych Wężów i jego następcą. Trupa przygarnęła chłopca, który został jej pierwszym akrobatą. Nie wiedział wcześniej, że Antylopa to dawna Chiavatta. Dyrektor cyrku ucieszył się na tę wiadomość, ponieważ sądził, że jego występ w tym miejscu będzie wielką atrakcją. I nie pomylił się, ponieważ niemieccy osadnicy chcieli pokazać swoim rodzinom, które nigdy nie widziały Indian, kogo wymordowali w przeszłości.

W mieście narastała atmosfera oczekiwania. Cyrk mieścił się w drewnianej szopie z amerykańską flagą na szczycie, na płótnie zasłaniającym wejście wymalowano walkę białych z czerwonoskórymi. Oświetlał go wielki żyrandol złożony z pięćdziesięciu lamp naftowych. Wszyscy zgromadzeni z niecierpliwością oczekiwali początku przedstawienia. Pierwszy numer to występ bardzo pięknej tancerki Liny na dzikim koniu. Na arenę wchodzą także błaźni, którzy wrzeszczą i biją się po twarzach. Zgromadzeni oklaskują jej występ i w wielkim napięciu oczekują na drugi numer.

Przed numerem sachema pracownicy cyrku ustawiają wysokie na kilkanaście stóp kozły. W czerwonym świetle zalewającym arenę ukazuje się najpierw dyrektor cyrku, który prosi o ciszę, ponieważ wódz jest dziś wyjątkowo rozdrażniony. Jego wypowiedź podsyca tylko panującą wśród publiczności atmosferę grozy. Ci sami ludzie, którzy w przeszłości wymordowali Chiavattę, teraz boją się na myśl o spotkaniu z ostatnim potomkiem Indian. Mają nadzieję, że większość życia spędzona w cyrku sprawiła, że zapomniał o krzywdach wyrządzonych jego przodkom. Na scenie pojawia się sachem. Jego dumna postać przyciąga wzrok. Ma płaszcz wodza z białych gronostajów i jest uzbrojony. Na głowie ma pióropusz, a zamiast łuku w ręku trzyma drąg do utrzymywania równowagi w czasie chodzenia po drucie. Na początku wydaje okrzyk wojenny Czarnych Wężów w języku niemieckim, czyli Herr Gott!. Ci z widzów, którzy zdobywali Chiavattę, przypominają sobie to wycie z przeszłości i boją się teraz bardziej niż wtedy, gdy napadali śpiących Indian. Dyrektor cyrku uspokaja sachema. Jego słowa skutkują, ponieważ już po chwili sachem jest na linie. Indianin chodzi po linie tak, że widzowie momentami mają wrażenie, że stąpa w powietrzu. Jego twarz staje się coraz groźniejsza. Sachem dochodzi do przeciwległego końca drutu, zatrzymuje się i zaczyna śpiewać pieśń wojenną.

Wódz śpiewa po niemiecku drapieżną, żałobną pieśń, która opowiada dzieje szczęśliwych wojowników i mieszkańców Chiavatty, aż do czasu przybycia zza mórz białych twarz. Biali pokonali Czarnych Wężów nie w walce, ale wymordowali ich w czasie snu. Opowiada o miejscu, w którym była Chiavatta, a teraz biali wznieśli w nim swoje murowane wigwamy. Pomordowani we śnie wołają o zemstę. W cyrku zapanowała śmiertelna cisza. Nawet dyrektor cyrku wydawał się zaniepokojony zachowaniem sachema. Później Indianin śpiewał o swoim losie jedynego ocalonego z rodu i o tym, że obiecał swoim przodkom zemstę na ich mordercach. Widzowie zastanawiali się, jak sachem dokona zemsty. Nie wiedzieli, czy mają zostać na widowni, czy uciekać. Obawiali się, że trzymanym w rękach drągiem strąci żyrandol i zaleje płonącą naftą cały cyrk. Widzowie krzyknęli w przerażeniu. Ku zaskoczeniu zgromadzonych sachem znika i pojawia się po chwili z blaszaną miską. Prosi: co łaska dla ostatniego z Czarnych Wężów. Ludzie uspokajają się, kiedy okazuje się, że to wszystko było zaplanowanym elementem przedstawienia. Hojnie wrzucają datki. Mają serce i uważają, że w tym miejscu, w którym się znajdują nie wypada go nie wspomóc.

Po przedstawieniu sachem jadł knedle i pił piwo Pod Złotym Słońcem. Miał dużą popularność w Antylopie, szczególnie wśród kobiet.

Znaczenie tytułu: Znaczenie tytułu noweli Henryka Sienkiewicza Sachem odsyła czytelnika do postaci głównego bohatera jednostkowego, czyli właśnie sachema. (Za pierwszoplanowego bohatera zbiorowego możemy uznać niemieckiego pochodzenia mieszkańców Antylopy.) Sachem to inaczej wódz. W przypadku tej noweli chodzi o jedynego ocalałego z Czarnych Wężów, którzy zostali wymordowani przez obecnych mieszkańców Antylopy. W chwili mordu ocalały Indianin miał dziesięć lat i był synem wodza Czarnych Wężów oraz jego następcą. Młody sachem był przywódcą nieistniejącego plemienia. Zarówno mieszkańcy Antylopy, jak i czytelnicy utworu spodziewają się, że zechce je pomścić. Tak się jednak nie dzieje. Utwór Sienkiewicza jest opowieścią rozbijającą iluzję o mścicielach narodów zniszczonych przez inne państwa oraz gorzką historią o asymilowaniu się tych, którzy ocaleli z pogromcami ich przodków.

Problematyka: Sachem Henryka Sienkiewicza jest utworem o charakterze paraboli. Przedstawia los Indianina, jedynego ocalałego z plemienia Czarnych Wężów, który zamiast mścić się za swoich przodków, całkowicie zasymilował się z ich oprawcami. Jest to także historia niemieckich osadników w amerykańskim stanie Teksas, którzy dokonali mordu na śpiących mieszkańcach indiańskiej Chiavatty, na której miejscu założyli miasto Antylopa. Zniszczyli w ten sposób społeczeństwo, które uważali za znajdujące się na niższym etapie rozwoju cywilizacyjnego. Ta świadomość pozwoliła im żyć całkowicie bez wyrzutów sumienia z powodu popełnionej zbrodni. Przedstawiona sytuacja jest z jednej strony paralelą społeczeństwa polskiego, które w czasach powstania utworu znajdowało się pod zaborami. Z drugiej strony jest to obraz społeczeństwa niemieckiego, które niszczy narody słabsze od siebie cywilizacyjnie. Stosunek Sienkiewicza do Indian pozbawianych swojego terytorium, jest odbiciem jego stosunku do Polaków pod zaborami. Jest to gorzkie ukazanie całkowitej zagłady tożsamości narodów, które dokonuje się tak, jak pozbawienie tożsamości sachema, przez pewien rodzaj zniewolenia fizycznego. Najważniejszym etapem niszczenia tożsamości narodowej jest jednak stopniowe pozbawianie pamięci o losach narodu, z którego się pochodzi, a także zapominanie ojczystego języka, który jest ważnym nośnikiem świadomości narodowej oraz kultury. Obraz sachema był odesłaniem do możliwych skutków polityki kulturkampfu stosowanej pod zaborem pruskim.

Gorycz wymowy Sachema opiera się przede wszystkim na tym, że jest to odwrócona historia mściciela i człowieka pozbawionego swojej ojczyzny, który stara się zachować pamięć o niej. Możemy spojrzeć na ten utwór jak na ironiczne przeciwstawieństwo Konrada Wallenroda (rodzaj zemsty à rebours, działanie nie przeciwko tym, którzy zniszczyli naród, ale razem z nimi) oraz utworu Sienkiewicza Latarnik. W Latarniku mowa ojczysta odgrywa niezwykle ważną rolę w procesie symbolicznego powrotu do kraju, w Sachemie pieśń zemsty jest śpiewana w języku oprawców. Omawiany utwór jest rozbiciem romantycznej iluzji o jednostkowych obrońcach ginących narodów. Ostatni z Czarnych Wężów okazał się być zwykłym filistrem i konformistą, który z tragedii swojego plemienia zrobił cyrkowy numer.

7. LEGENDA ŻEGLARSKA

Nieustraszony okręt „Purpura”. Nie dość, że nie dało się jej powalić, to jeszcze ratowała inne statki. W końcu żeglarze zaczęli wychodzić z wprawy, sądząc, że „Purpura” przecież sama popłynie. Po co mają pracować? Nie wiedzieli, że statek zaczął się niszczyć, przyszła burza i zaczął tonąć, ale majtkowie i żeglarze nie wiedzieli jak ją ratować, bo już wszystko pozapominali. Kochali jednak statek i zaczęli walczyć z żywiołem - burzą, waląc w nią z armaty. Żywioł był jednak silniejszy, została garstka majtków i odezwał się głos, który już ich kiedyś przestrzegał: O, zaślepieni! Nie z dział wam bić do burzy, nie fale chłostać, ale statek naprawiać! Zstąpcie na dno. Tam pracujcie. "Purpura" jeszcze nie zginęła. Zaczęli pracować dzień i noc, chcąc uprzednią bezczynność wynagrodzić.

8. DWIE ŁĄKI

Dwie łąki: Łąka życia i Łąka Śmierci. Stworzył obie najwyższy i wszechmocny Brahma, który w krainie Życia rozkazał włodarzyć dobremu Wisznu, a w krainie Śmierci mądremu Sziwie. Wisznu na Łące życia stworzył świat, życie, ludzi, miłość. Brahma zabronił mu się mieszać w ich życie, więc powstała wolna wola. Ludzie stworzyli radość przejawiającą się uśmiechem i smutek - łzami. Przyszli na skargę - ciężko jest żyć w smutku, więc Wisznu powiedział im by pocieszali się miłością. Ludzie pocieszając się miłością, szybko się rozmnażali i wkrótce brakowało im pożywienia. Powstała Praca. Ludzie zaczęli się skarżyć na to, że ciężko im pracować, więc Wisznu stworzył Sen. Ludzie przyjęli go z radością i stał się dla nich lepszy niż życie na jawie. Poprosili Wisznu by sen był wieczny. Wisznu nie mógł im tego dać, polecił iść na drugą łąkę - Łąkę śmierci Sziwy. Ludzie poszli tam i zaznali spokoju - leżeli w wiecznym śnie wśród kwiatów, na twarzach mieli wymalowane szczęście większe od tego, które dawała miłość. Zaczęto się tłoczyć przy Cichym Przejściu by dostać się na Łąkę Śmierci. Został tylko młodzieniec i dziewczyna, którzy nie chcieli przestać patrzeć na siebie. Wisznu udał się do Brahmy z żalem, że Łąkę Śmierci uczynił piękniejszą, przez co znika życie. Brahma wysłał dwie postacie: Strach i Trwoga, by zasłonili Łąkę Śmierci, by ludzie nie szli tam tak chętnie. „I od tej chwili Łąka Wisznu zaroiła się znowu Życiem, bo jakkolwiek kraina Śmierci pozostała tak samo jasna, cicha i szczęśliwa jak poprzednio, ludzie bali się Przejścia.”

OGNIEM I MIECZEM

Streszczenie akcji powieści Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem”

Wszystkie części Sienkiewiczowskiej "Trylogii" są awanturniczymi romansami rozgrywającymi się na tle znaczących wydarzeń z historii siedemnastowiecznej polski. Celem powieści pisanych "ku pokrzepieniu serc" było przypomnienie polskim czytelnikom czasów, w których Polacy potrafili, mimo ciężkiej sytuacji i wielkiego zagrożenia zjednoczyć się i zwycięsko walczyć z wrogiem. Fikcjonalne postaci przeplatają się z autentycznymi wodzami, królami, zdrajcami ojczyzny a ich losy rozgrywają się wokół trzech wielkich konfliktów zbrojnych siedemnastego wieku- kozackiego powstania na Ukrainie, Potopu Szwedzkiego oraz wielkiej wojny polsko-tureckiej. Pierwsza część "Trylogii" zatytułowana jest "Ogniem i mieczem". Jej głównym bohaterem jest Jan Skrzetuski, który wraz z przyjaciółmi- Onufrym Zagłobą, Michałem Wołodyjowskim i nadludzko silnym Longinem Podbipiętą walczy z oddziałami zbuntowanego Chmielnickiego na Ukrainie, oraz z tajemniczym, zakochanym w wybrance serca Skrzetuskiego- Helenie- Bohunem.

Powieść Sienkiewicza, pierwotnie zatytułowana była "Wilcze gniazdo" i ukazywała się drukiem, jako powieść w odcinkach w krakowskim "Czasie" oraz na łamach wydawanego w Warszawie "Słowa". Jako druk książkowy wydana została w 1884 roku.

Akcja zawiązuje się w roku 1647 w dorzeczu Dniepru, na Dzikich Polach- południowo-wschodnich krańcach ówczesnej Rzeczypospolitej

Pod koniec 1647 r. na południowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej, tzw. Dzikich Polach, nad rzeką Omelniczek, dopływem Dniepru. Powracający z wojaczki Skrzetuski ratuje życie napadniętemu przez zbójników rycerzowi. Na odchodnym ten wyjawia mu swoje imię- Bohdan Chmielnicki- i obiecuje odwdzięczyć się kiedyś Skrzetuskiemu za ratunek.

Trwa zima, nadchodzi nowy, 1648 rok. Skrzetuski poznaje Helenę Kurcewiczową. Młodzi zakochują się w sobie bez pamięci, a Skrzetuski wymusza na opiekunach dziewczyny, że oddadzą mu ją za żonę. Opiekunowie nie chcą się zgodzić, wcześniej obiecali rękę Heleny porywczemu, okrutnemu kozakowi, który zapałał do dziewczyny wielką namiętnością- Bohunowi.

Skrzetuski dowiaduje się, że uratował życie poszukiwanemu w całej Rzeczpospolitej zdrajcy. Udaje się na Ukrainę, aby wraz z wojskami polskimi walczyć z powstańcami. Dostaje się w niewolę Chmielnickiego i kozaków. Wojna nie przebiega pomyślnie dla Polaków, w wyniku zdrady Krzeczowskiego polskie wojsko poniosło sromotną klęskę z Ukraińcami w bitwie pod Żółtymi Wodami oraz, niedługo potem, pod Korsuniem. Kozacy zapisali się w pamięci Polaków jako niezwykle okrutni wojownicy, maltretujący jeńców, organizujący potworne egzekucje i tortury.

Sienkiewicz nie ocenia jednak jednoznacznie powstania kozackiego. Obie strony walczyły o swoje racje. Dyskurs wartości i dwóch prawd historycznych objawia się w pełni w rozmowie Chmielnickiego z uwięzionym Skrzetuskim. Prawda jest taka, że szlachta polska była równie okrutna i niesprawiedliwa dla Ukraińców, kozacka szlachta i rycerstwo nie otrzymali równych praw ze szlachtą polską, byli traktowani przez polskich magnatów jak chłopstwo. Ukraińcy zwracali uwagę, że sprzymierzeni Litwini otrzymali od króla wszelkie prawa i przywileje szlacheckie. Przez to czuli się lekceważenie i pokrzywdzeni. Magnateria polska, która na żyznej Ukrainie miała swoje wielkie majątki, bojąc się utraty wpływów na tych ziemiach blokowała wszelkie starania Ukraińskiej szlachty. Tym właśnie Chmielnicki usprawiedliwia przez Skrzetuskim zbrojne wystąpienie przeciw Polakom. Ten jednak- mimo, że uznaje racje Ukraińców, nie popiera środków, jakie przedsięwzięto w drodze do celu. Skrzetuski wie, że wszelka wojna, zwłaszcza wojna domowa, wystąpienie przeciwko uznanemu królowi bardzo osłabia kraj, ojczyznę, jej skutki mogą być dla niej ogromnie niebezpieczne w przyszłości. Wszelkie spory należy rozwiązywać polubownie, przy stole, nie na polu bitwy. Zdesperowani Ukraińcy nie widzą już jednak innego wyjścia, a za swoje krzywdy mszczą się w okrutny sposób na polskich jeńcach.

Tymczasem w domu Heleny pojawia się Bohun, który dowiedziawszy się o złamaniu danego mu słowa i obietnicy danej Skrzetuskiemu morduje mieszkańców Rozłogów. Pozwala też swoim żołdakom i okolicznym chłopom poddanym właścicielom Rozłogów na spalenie i złupienie majątku. Dzięki przebywającemu w Rozłogach Zagłobie, Helenie udaje się uciec z rąk Bohuna. Razem ze sprytnym rycerzem udającym ślepego żebraka, przebrana za niemego chłopca-przewodnika dziewczyna ucieka w poszukiwaniu swojego ukochanego. W tym czasie rozwścieczony Bohun rozpoczyna pościg za uciekinierami.

Polska polityka wobec Ukraińców przeżywa kryzys. Umiera król Władysław IV, uznawany przez kozaków władca. Jarema Wiśniowiecki zwołuje wojsko do Łubni. Sprawujący władzę na czas bezkrólewia regimentarze chcą układać się z Ukraińcami, iść na ustępstwa wobec ich żądań, byle zakończyć wyniszczające kraj powstanie i bratobójczą walkę. Jeremi Wiśniowiecki staje na przeciwnym stanowisku, nie chce ustępować kozakom. Jak sam mówi, żadne układy z Ukraińcami nie przyniosą skutku, bo to naród dziki, jedynym środkiem jest walka "ogniem i mieczem". Książę nie chce jednak wywoływać kolejnego buntu i podporządkowuje się decyzjom tymczasowej władzy. Kiedy ich recepta na pokój nie sprawdza się, za namową Jeremiego decydują się na wojnę.

Helena wraz z Zagłobą zmierzają do Baru. Po dotarciu do twierdzy zostaje ona zdobyta przez kozaków. Nieszczęsna dziewczyna ponownie dostaje się w ręce Bohuna. Ten umieszcza ją pod opieką wiedźmy Horpyny, w ukrytej w jarze nad Waładynką siedzibie czarownicy i jej wiernego sługi - Czeremisa.

W tym samym czasie Skrzetuski- nie przestając myśleć i szukać ukochanej Heleny, wypełnia misję powierzoną mu przez Wiśniowieckiego, dowiaduje się o stanie wojska kozackiego, sam także stara się wywołać wśród nich popłoch, siejąc pogłoski o rychłym pojawienia się księcia z armią.

Wołodyjowski odbija Zagłobę z rąk Bohuna. Pojedynkuje się z kozakiem, mocno go raniąc.

Na sejmie elekcyjnym wybrany zostaje nowy król. Zostaje nim Jan Kazimierz.

Posłujący wraz z wojewodą Kisielem na Ukrainę Skrzetuski doprowadza do zawarcia tymczasowego pokoju z Chmielnickim. Obie strony wiedzą jednak, że jest to zgoda słaba i chwilowa. Wszyscy szykują się do oczekiwanej wojny.

Wołodyjowski i Zagłoba, przy pomocy Rzędziana dowiadują się gdzie Bohun ukrył Helenę i dzięki podstępowi wykradają ją Horpynie.

Rozpoczyna się wojna. W czasie oblężenia twierdzy w Zbarażu Longinus Podbipięta, wielki i silny rycerz, który złożył niegdyś śluby czystości, że nie ożeni się, zanim trzech łbów kozackich jednym cięciem nie strąci z karków (a uczynić to miał swoim olbrzymim rodowym mieczem pamiętającym jeszcze bitwę pod Grunwaldem) wreszcie bohatersko dopełnia danego słowa. Niestety, w walce traci życie. Skrzetuskiemu udaje się wydostać z oblężonego miasta i zawieźć królowi informację o ataku kozaków.

Dzięki Wołodyjowskiemu i Zagłobie Skrzetuski może połączyć się z ocaloną Heleną.

Dobrze kończy się także wątek wojenny. Z akcji zawartej w Epilogu dowiadujemy się o zwycięskiej bitwie rozegranej pod Beresteczkiem i ucieczce wielkiego chana. Bohun zostaje następcą Chmielnickiego, kozackim wodzem. Umiera w Rozłogach.

Tło historyczne powieści

Konflikt zbrojny, na którego tle rozgrywa się akcja "Ogniem i mieczem" dotyczy sytuacji na siedemnastowiecznej Ukrainie i relacjach polsko-kozackich w tamtym okresie. Kozacy spotykali się z lekceważeniem i ogromnym wyzyskiem ze strony polskich magnatów posiadających rozległe i bogate majątki na ziemiach ukraińskich. Traktowani byli jak pańszczyźniani chłopi, bez praw, bez ziemi, podczas gdy magnateria żyła w dostatku i przepychu, określana mianem "książąt kresowych". W walce o władzę i przywileje kozacy wstąpili jednak na drogę okrutnego w swych skutkach buntu. Sienkiewicz krytykuje jawne, zbrojne wystąpienie przeciwko prawowitemu władcy. W dodatku, w opisywanych wydarzeniach okazuje się, że faktycznym motywem walki była chęć bezwzględnej zemsty na Polakach, co przejawiało się w okrutnych rzeziach Polaków, niechęci do pojednania i prowadzenia rozmów pokojowych, w potwornych egzekucjach, rozbojach, grabieżach i podpaleniach (doskonale widać to w scenie mściwego spustoszenia Rozłogów przez poddanych chłopów i wojsko.). Najgorszym rysem tej walki był jednak, dla Sienkiewicza, fakt, że była to wojna domowa, bratobójcza, wszyscy bowiem należeli do Rzeczpospolitej, wszyscy uznawali jedną koronę, króla, ojczyznę. Sienkiewicz opowiada się po stronie magnaterii, której działania nie było dobre i sprawiedliwe wobec kozaków, jednak po ich stronie stało prawo. Przede wszystkim chce pokazać dzielną polską szlachtę walczącą o spokój i bezpieczeństwo ojczyzny, szlachtę kresową, reprezentowaną m.in. przez Skrzetuskiego, Wiśniowieckiego. Najważniejszym dobrem jest jedność, spokój i bezpieczeństwo ojczyzny. Tak widział historii siedemnastowiecznej Polski autor powieści. Do swoich przekonań dostosowuje przedstawiany obraz wydarzeń, chcąc pokazać Polskie rycerstwo i szlachtę jako ludzi prawych, praworządnych, walczących jedynie o dobro swojej ojczyzny i bezpieczeństwo korony. Taki wizerunek narodu polskiego miał podnieść ciemiężonych przez zaborcę współczesnych Sienkiewiczowi Polaków, miał im przypomnieć o chwilach chwały, gdy orzeł biały dumnie powiewał nad zwycięskim polem bitwy. To po stronie Polaków stoi moralne zwycięstwo. Konflikt wewnątrzspołeczny między Polakami i Ukraińcami urasta do rangi symbolu i ostrzeżenia- bratobójcza walka i konflikty mogą jedynie osłabić ojczyznę, przyczyniają się do jej upadku. Tak jak ciągłe niesnaski wewnątrz narodu polskiego doprowadziły niegdyś do jej upadku, tak teraz- w czasach Sienkiewicza- mogą zablokować jej odrodzenie.

Mając na uwadze idealizację Polski i Polaków podporządkowuje jej sposób kreacji postaci historycznych biorących udział w akcji- Jarema Wiśniowiecki- ukazany został przez Sienkiewicza jako wspaniały polityk, patriota i wódz, o niezwykłej szlachetności serca, pokorze wobec władzy królewskiej. To niezrównany wojownik, odważny, silny i szlachetny. Dla swojej armii jest niczym ojciec, to przyszły ojciec króla (po abdykacji Jana Kazimierza królem został wybrany Michał Korybut Wiśniowiecki). W rzeczywistości jednak Wiśniowiecki był jednym z okrutnych ukraińskich magnatów, bez mrugnięcia okiem wyzyskujący rdzennych mieszkańców Ukrainy, których miał za nic. Znany był ze swojej pychy, egoizmu, despotycznie sprawowanej władzy, kierowaniu się w swojej polityce i postępowaniu jedynie prywatą.

Bohdan Chmielnicki natomiast- dziś na Ukrainie uznawany za narodowego bohatera przedstawiony został jako wcielenie zła. To okrutny, barbarzyński morderca, kierujący się własnym dobrem i żądzą władzy, posługujący się kłamstwem, podstępem, nie szanujący korony ani prawa.

Romansowy wątek powieści rozgrywa się w miłosnym trójkącie, tworzonym przez Jana Skrzetuskiego, Helenę Kurcewiczównę oraz Bohuna. Obaj mężczyźni do szaleństwa kochają przepiękną dziewczynę, ta jednak ofiarowuje swoje serce pięknemu Skrzetuskiemu, odrzucając uczucie namiętnego, porywczego kozaka. Bohun stara się pokrzyżować małżeńskie plany młodych, porywa dziewczynę, morduje jej opiekunów, mści się za odebranie mu prawa do ukochanej kobiety. Sienkiewicz promuje jednak uczucie szczere, proste i jasne, połączone z walką o ojczyznę, jakie kwitnie w sercu niewinnej dziewczyny i młodego polskiego rycerza. Helena rozumie, że Skrzetuski musi ją zostawić i ruszać na ratunek swojej ojczyźnie. Jego wysiłek zostaje jednak nagrodzony-na końcu młodzi zostają połączeni.

Wszystkie trzy postaci tego wątku są fikcyjne. Jan Skrzetuski (imię i nazwisko zaczerpnął Sienkiewicz z materiałów historycznych o nazywającym się w ten sposób rycerzu, któremu udało się przedostać z informacjami ze Zbaraża do króla) jest postacią, w której losach zbiegają się wszystkie wątki powieści. Łączy sprawę narodową z wątkiem romansowym. Skrzetuski jest wiernym dowódcą wojsk księcia Wiśniowieckiego, który stanowi dla niego wzorzec rycerza i polityka. Służąc pod księciem stara się stłumić powstanie, które uważa za bezprawne wystąpienie buntowników przeciw prawowitej władzy.

W postaci Skrzetuskiego realizują się również podstawowe elementy etosu rycerskiego- rycerz jest bogobojnym chrześcijaninem, przedkładającego ojczyznę, honor ponad życie i osobiste szczęście. Dlatego, zamiast szukać porwanej Heleny, mścić się na Bohunie, Skrzetuski najpierw wypełnia swój obowiązek wobec ojczyzny, nie odstępując Jaremy Wiśniowieckiego i wykonując jego polecenia.

Zupełnie inną postacią jest kozacki pułkownik, rywal Skrzetuskiego- Bohun. To prawdziwy romantyczny, porywczy kochanek, owiany tajemniczą aurą kozackich pieśni. Nikt nie zna jego przeszłości, nikt nie potrafi go okiełznać. Kocha namiętnie i bezwarunkowo. Dla uczucia Heleny gotów jest służyć Kurcewiczom, dziewczynę ten okrutny wojownik otacza nabożną czcią, nie śmie jej dotknąć. Jednak gdy okazuje się, że Kurcewicze go zdradzili, bez litości zabija i matkę i synów, pali i grabi Rozłogi. Mimo utraty Heleny nigdy nie przestał jej kochać. Gdy ta zostaje żoną Skrzetuskiego porzucony Bohun odbudowuje Rozłogi ze zgliszczy i tam dożywa swoich dni.

Helena jest sierotą- córką stronnika Jaremy- księcia Wasyla Kurcewicza. Gdy ją poznajemy przebywa pod opieką demonicznej ciotki i jej dwóch synów w majątku nieżyjącego brata swojego ojca- Konstantyna Kurcewicza. To ona jest prawowitą dziedziczką Rozłogów, które pod opieką brata zostawił jej zmuszony do ucieczki po niesprawiedliwym oskarżeniu o zdradę ojciec. Wdowie marzy się jednak przejęcie Rozłogów dla własnych potomków, dlatego nie sprzeciwia się żądaniom Bohuna i obiecuje mu rękę dziewczyny w zamian za odstąpienie starań o Rozłogi. Helena, w momencie spotkania ze Skrzetuskim ma osiemnaście lat. Jest niezwykle piękna, wobec jej urody żaden mężczyzna nie pozostaje obojętny. Jej serce wybiera Skrzetuskiego, wobec Bohuna pozostaje dumna i chłodna.

Fakty historyczne a powieść:

W XVII wieku ukraińscy Kozacy byli mocno uciskani w ramach pańszczyzny przez polską szlachtę i magnaterię oraz możnowładców, których nazywano "królewiętami kresowymi". Dlatego Kozacy, pod wodzą Bohdana Chmielnickiego postanowili się zbuntować i rozpoczęli walkę narodowo-wyzwoleńczą, której trudno odmówić uzasadnienia. Henryk Sienkiewicz jednak ich wolnościowe dążenia traktuje jako bunt skierowany przeciwko prawowitej władzy Polaków i przedstawia poczynania Kozaków jako prymitywne rzezie i rozboje, ogólnikowo natomiast przedstawia rzeczywistą sytuację Kozaków i ich marzenia o wolności. Walki ukraińsko-polskie ocenia jako haniebną, bratobójczą wojnę domową, a nie walkę w słusznej sprawie, jaką po części była. Henryk Sienkiewicz, sam wywodząc się ze szlachty, solidaryzuje się z polską szlachtą i magnaterią, która tytułowym "ogniem i mieczem" miała zdusić zbuntowany lud. Dlatego Polaków ukazuje jako patriotów walczących w słusznej sprawie obrony granic. Taka linia ideowa utworu wiąże się również z misją "ku pokrzepieniu serc", jaka przyświecała pisarzowi. Starał się przypomnieć narodowi czasy jego świetności i potęgi, gdy dzięki sile oręża odnosił chwalebne zwycięstwa, jak te spod Zbaraża i Beresteczka. Henryk Sienkiewicz przedstawia przekrojowy obraz szlachty, jako warstwy społecznej. Pokazuje ideały, jakie jej przyświecały, jej męstwo i oddanie polskiej sprawie. Wywodziło się z niej znakomite rycerstwo, na którym opierała się wówczas militarna siła kraju.

Wybrani bohaterowie:

- książę Jarema Wiśniowiecki, postać historyczna, potężny magnat na Ukrainie, został przedstawiony w powieści jako znakomity wódz, doświadczony i zdolny polityk oraz szlachetny rycerz, odważny i pełen siły, niepokonany wojownik bez skazy, cieszący się miłością żołnierzy, dobry i czuły jak ojciec dla poddanych, bezwzględny pogromca buntowników, ojciec przyszłego króla Rzeczypospolitej, Michała Korybuta Wiśniowieckiego.

- Bohdan Chmielnicki, postać historyczna, ukraiński bohater narodowy, negatywnie i tendencyjnie przedstawiony w powieści jako barbarzyński zabójca, mający na uwadze tylko własne, prywatne dobro, zarozumiały i pyszny tyran, podstępny zdrajca, gotowy sprzymierzyć się z wrogiem dla własnej korzyści.

- Jan Skrzetuski, porucznik w służbie księcia Jeremy Wiśniowieckiego, podziwiający go jako wodza i polityka oraz szczerze mu oddany i bardzo przez niego ceniony. Jego zadanie jest stłumieniem powstania Kozaków. Przedstawiony jest jako idealny rycerz, szlachetny i prawy, wyznający chrześcijańskie zasady, gotów poświęcić życie w imię wartości, takich jak Bóg, Honor i Ojczyzna. Dobro państwa przedkłada nad własne korzyści i szczęście osobiste, dlatego rozłącza się z ukochaną, gdy musi stanąć na polu walki. Jego nazwisko zaczerpnął Henryk Sienkiewicz ze źródeł historycznych, według których noszący takie nazwisko rycerz, zdołał wydostać się podczas oblężenia Zbaraża, a także brał udział w walkach pod Beresteczkiem. Jest to kluczowa postać powieści. Jego nazwisko pojawi się też na kartach następnego tomu trylogii.

- Bohun, kozacki pułkownik, o niejasnym pochodzeniu i tajemniczej przeszłości, jednak cieszący się u nich wielką sławą i poważaniem. O jego wyczynach krążyły legendy, a nawet układano o nich pieśni. Jego waleczność, odwaga i męstwo wzbudzają szacunek także u wrogów. Dumny, zapalczywy i porywczy, namiętnie zakochany w Helenie, nie cofa się przed niczym, by ją zdobyć. Porywa ją, myśląc, że uda mu się zmusić ją do wzajemnej miłości. Na zawsze pozostanie jej wierny, choć ona wybrała innego, postanowił odbudować zrujnowane Rozłogi.

- Helena Kurcewiczówna, córka księcia Wasyla, stronnika Michała Wiśniowieckiego (ojca Jeremy), zmuszonego do ucieczki z powodu fałszywego oskarżenie o zdradę. Osierocona przez matkę Helena, pozostawała pod opieką wuja Konstantyna, a później jego żony. Jest to niezwykle piękna dziewczyna, w której szaleńczo zakochany jest Bohun oraz Skrzetuski, którego uczucie odwzajemnia. Wątek miłosny w powieści został oparty na schemacie trójkąta, gdzie na drodze dwojga kochanków (Heleny i Jana Skrzetuskiego) staje ten trzeci (Bohun). Ten ostatni jako nieprzejednany rywal Skrzetuskiego stara się uniemożliwić ich szczęście. Dodatkowo Jan Skrzetuski musi na jakiś czas rozłączyć się z ukochaną, gdyż wzywają go obowiązki wobec ojczyzny. Oczywiście po wielu perypetiach następuje szczęśliwe zakończenie.

- Onufry Zagłoba, typowy polski szlachcic reprezentujący również liczne wady tej warstwy. Mistrz podstępów i forteli, dzięki którym nieraz ratuje z opresji swoich przyjaciół. Jego postać wprowadza do powieści spory ładunek komizmu. Zagłoba pojawia się we wszystkich częściach Trylogii, w ostatniej z nich ("Panu Wołodyjowskim") jest już niemal dziewięćdziesięcioletnim starcem. Z natury pyszałkowaty i tchórzliwy, potrafi wykazać się męstwem.

Plan wydarzeń:

  1. Jan Skrzetuski, namiestnik chorągwi husarskiej, ratuje życie Bohdanowi Chmielnickiemu (koniec roku 1647, Dzikie Pola, tj. kresy południowo-wschodnie Rzeczypospolitej położone nad Omelniczkiem - dopływ Dniepru).

  2. Spotkanie z Heleną Kurcewiczówną, zaręczoną przez ciotkę z Bohunem, którego uczuć nie odwzajemnia (początek 1648 r.).

  3. Skrzetuski dostaje się do niewoli u B. Chmielnickiego; wiarołomstwo Krzeczowskiego; przegrane bitwy pod Korsuniem i Żółtymi Wodami; bestialstwa "czerni" wobec Polaków.

  4. Bohun dokonuje zemsty w Rozłogach - opiekunka Heleny i jej dwaj synowie zostają zamordowani, natomiast dwór zostaje podpalony przez kozackich chłopów, zbuntowanych wobec wyzyskujących ich Kurcewiczów.

  5. Onufry Zagłoba Heleną uciekają w przebraniach. Za nimi rusza pogoń.

  6. Książę Jeremi Wiśniowiecki, wobec klęski pod Korsuniem, wzywa wszystkie oddziały do Łubniów. Śmierć króla Władysława IV. Obóz sprawujący władzę w kraju chce uniknąć konfliktu na drodze ustępstw wobec Kozaków zażegnać zarzewie wojny domowej. Jarema uważa, że Kozaków należy potraktować "ogniem i mieczem", jednak zdaje się na decyzję regimentarzy, by nie szerzyć anarchii. Po nieudanych poselstwach do Chmielnickiego, wojna jest nieunikniona.

  7. Bar zostaje zdobyty.

  8. Bohun, który porwał Helenę, pozostawia ją u wiedźmy Horpyny i jej pomocnika Czeremisa, w jarze niedaleko Raszkowa, nad Waładynką.

  9. Jan Skrzetuski zostaje posłany przez Wiśniowieckiego, by przeprowadzić wywiad na temat wojsk Bohdana Chmielnickiego. Szerzy również pogłoski o rychłym nadejściu księcia, w celu dezorientacji Kozaków.

  10. Zagłoba dostaje się w ręce Bohuna. Z pomocą przybywa Wołodyjowski. "Mały rycerz" pojedynkuje się z Bohunem. Zadziwia wszystkich swą zręcznością, także Charłampa, który podobnie jak Wołodujowski darzy uczuciem Anusię Borzobohatą.

  11. Jan Kazimierz zostaje wybrany królem Rzeczypospolitej. Skrzetuski wraz z wojewodą Kisielem udaje się do Chmielnickiego, któremu zostaje wręczona hetmańska buława czerwona chorągiew z wyhaftowanym orłem. Rozejm zostaje zawarty, ale tylko tymczasowo.

  12. Helena zostaje odbita za pomocą podstępu przez Rzędziana, Wołodyjowskiego i Zagłobę. Sami cudem unikają niewoli dzięki oddziałom Roztworowskiego i Kuszla.

  13. Zbaraż zostaje oblężony. Longinus Podbipięta bohatersko ginie, dopełniwszy swych ślubów rycerskich. Skrzetuskiemu udaje się powiadomić o oblężeniu króla.

  14. Spotkanie Heleny z Janem Skrzetuskim.

  15. Epilog: zwycięstwo pod Beresteczkiem (1651r.). Ucieczka Chana. Bohun zostaje mianowany kozackim wodzem. W końcu umiera w Rozłogach, które odbudował.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sienkiewicz Henryk Wybór nowel i opowiadań
Sienkiewicz Henryk Wybór nowel i opowiadań(1)
HENRYK SIENKIEWICZ WYBÓR NOWEL I OPOWIADAŃ (LATA 70 80 doc
28 Henryk Sienkiewicz Wybór nowel i opowiadań
28 Henryk Sienkiewicz Wybór nowel i opowiadań
Sienkiewicz Wybór nowel i opowiadań, Polonistyka
Sienkiewicz Wybór nowel i opowiadan, Opracowania
wybór nowel i opowiadań- Sienkiewicz, Filologia polska, Młoda Polska
Wybór Nowel Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz Wybor nowel
Wybór nowel, H Sienkiewicz WSTĘP BN

więcej podobnych podstron