Krwawa niedziela” w Bydgoszczy
Włodzimierz Kałdowski, Włodzimierz Sobecki, Oprac. HAS
Byli bydgoscy Niemcy i ich potomkowie oraz historycy zza Odry mówią o masakrze volksdeutschów, której 3 i 4 września dopuścili się ich polscy sąsiedzi.
Por. rez. Stanisław Pałaszewski stanął na czele Straży Obywatelskiej, która pomagała polskim żołnierzom w walce z niemieckimi dywersantami
Repr. W. Trzeciakowski, W. Sobecki, Krwawa niedziela w Bydgoszczy, 2005. Usprawiedliwienie terroru w okupowanej Polsce znalazło się 11.02.1940 r. w "Völkischer Beobachter" - tu padła liczba 58 tys. niemieckich ofiar
Mieszkańcy Bydgoszczy, świadkowie niemieckiej dywersji, nie kryją oburzenia. I mają rację. Trudno bowiem o lepszy przykład dowodzący, że hitlerowska propaganda żyje, i że utrwala tak misternie zmanipulowaną i zafałszowaną historię. I to już prawie 70 lat.
Poniżej zamieszczamy tekst autorstwa Włodzimierza Kałdowskiego i Włodzimierza Sobeckiego, dotyczący tego, co goebbelsowska propaganda nazwała "krwawą bydgoską niedzielą”, a co w rzeczywistości było niemiecką dywersją, precyzyjnie zaplanowaną, a mimo to nieudaną. Poległo bowiem zbyt mało bydgoskich Niemców! Od czego jednak był Joseph Goebbels. Gorąco polecamy Państwu ten artykuł.
Hitlerowskiej propagandy ciąg dalszy - Niemcy pokazują dziennikarzom ciała ofiar polskich mordów
Temat "krwawa niedziela bydgoska”, to dla większości współczesnych Polaków po prostu obojętne karty historii. Dla już niewielu to fragment życiorysu, pełen tragedii osobistych, z trudem zabliźniony. Czy zagojone rany trzeba rozdrapywać? Może tak, może staje się to konieczne dla osiągnięcia zbliżonego stanowiska historycznego skazanych na siebie sąsiadów... Dla utrwalenia zaufania współpracujących ze sobą narodów... Dla rezygnacji z podejrzeń i nienawiści...
Po otwarciu stron internetowych, pod hasłem "Bloody Sunday Bromberg” znajdujemy zarówno neonazistowską kontynuację perfidnych kłamstw propagandy hitlerowskiej, jak i coraz częściej głosy (nawet z lipca br.) antyneonazistowskie, zbliżone do prawdy historycznej. Prawda ta potwierdzana jest przez oświadczenia żyjących jeszcze naocznych świadków wydarzeń w tym jednego z niżej podpisanych (chodzi o pana Włodzimierza Kałdowskiego - przyp. red.), Zbigniewa Kaczmarka i innych.
Prowokacyjna dywersja hitlerowska rzeczywiście miała miejsce - trudno mieć co do tego wątpliwości. Rośnie liczba dowodów i zeznań świadków. Przygotowana jest na ten temat obszerna publikacja IPN. Wciąż na nią czekamy.
Przyszli, by ratować zabijanych Niemców!
Szczególnie trudnym do przyjęcia przez współczesne społeczeństwo niemieckie, a zwłaszcza dawnych bydgoskich Niemców i obecnych czytelników czasopisma "Bromberg” jest to, że zostali oszukani, zdradzeni i "wystawieni” na śmierć. Trudno objąć współczesną wyobraźnią stopień perfidii, z jaką Hitler i jego najbliżsi współpracownicy - Geobbels i Himmler, planowali śmierć swoich rodaków - cywilnej mniejszości niemieckiej w Bydgoszczy, śmierć cywilnych dywersantów i po cywilnemu przebranych spadochroniarzy. Bydgoska mniejszość niemiecka miała stracić życie z woli Hitlera przed wyzwoleniem Bydgoszczy!
Dominowały wyższe, nazistowsko - germańskie cele. Świat i społeczeństwo niemieckie powinno być przekonane o humanitarnym uzasadnieniu wkroczenia wojsk niemieckich do Polski, dla ratowania zabijanych Niemców. Przed wybuchem wojny propaganda nazistowska trąbiła kłamliwie o przekroczeniu tolerowanych międzynarodowo granic polskiej nienawiści. Potrzebne były trupy cywilów niemieckich, aby to udowodnić.
Oczekiwano spalonych domów i kościołów niemieckich, z których realizowano prowokacyjny ostrzał. Rozlana zdradzieckimi strzałami z ukrycia polska krew, zgodnie z przewidywaniami Hitlera, pociągnęła za sobą kontratak wojska polskiego, żądzę odwetu, żądzę niemieckiej krwi, ale także stworzyła okazję do prywatnych krwawych rozliczeń z obu stron. Bezwzględna kalkulacja przywódców gestapo, realizowana pod kierownictwem jego wyodrębnionego tajnego wydziału zagranicznego, była skuteczna w swej perfidii. Nazistowscy mistrzowie prowokacji, bogaci o doświadczenie z "krwawej niedzieli w Altonie” (czerwiec 1932), z prowokacji wobec Röhmla, skutkującej masowymi morderstwami podczas nocy "długich noży” (czerwiec 1934), prowokacji spalenia Reichstagu i dalszych mordów, dopięli swojego celu także w Bydgoszczy. Polacy zostali sprowokowani. Rozlana została cywilna krew niemiecka, zgodnie z wolą Hitlera.
Za mało było trupów, zniszczenia były niewielkie!
Prowokacja odbyła się w określonym momencie zdarzeń wojennych, przed wejściem do Bydgoszczy wojsk niemieckich, z pełną świadomością sytuacji w mieście, przy radiowej łączności rozbudowanej niemieckiej siatki szpiegowskiej w Polsce i przy pełnej wiedzy o kolosalnej przewadze wojsk polskich nad dywersantami, a więc z przewidywaniem oczywistej krwawej porażki dywersantów.
Dywersja, zgodnie z przewidywaniami Hitlera, została krwawo stłumiona przez Polaków, z pomocą wojska. Zakres zniszczeń i liczba zabitych była zbyt mała, w porównaniu z oczekiwaniami Hitlera. Spalono tylko jeden dom niemiecki, na ul. Żmudzkiej 11 oraz jeden kościół ewangelicki na Szwederowie, ul. Leszczyńskiego 42. Włodzimierz Kałdowski był naocznym świadkiem wydarzeń na Szwederowie.
Według niemieckiej statystyki miejskiej z września 1939 r. zabito 546 Niemców, w tym ludności miejscowej - 286, pozamiejscowej - 286, nieznanych - 94 (w tym trupy Polaków zwiezionych z okolicy, np. Nowej Wsi Wielkiej). Obiektywne oceny krążą wokół liczby 300. Po dwóch miesiącach, w listopadzie 1939 r. ogłoszono, że w Bydgoszczy, podczas "Krwawej Niedzieli Polacy zamordowali 5.400 Niemców”. W lutym 1940, wobec międzynarodowego potępienia wojennych niemieckich okrucieństw, z osobistego rozkazu Hitlera liczbę zabitych Niemców zwielokrotniono do 58.000 !!! (...)
W Teplitz-Schönau
Tajne gestapowskie, niemieckie szkolenie dywersantów zostało rozpracowane przez wywiad brytyjski już przed 1939 r. Materiały Tajnej Służby Wywiadowczej (SIS, zwanej M16), która zajmowała się wywiadem zagranicznym, przechowywane są w The National Archive i wciąż nie są publicznie udostępnione. Pomimo usiłowań autorów nie uzyskano dostępu do archiwów brytyjskich, w szczególności do zakresu działania, ewentualnie wykazu absolwentów specjalnego wydziału Wyższej Szkoły Ceramicznej w miejscowości Teplitz-Schönau, na terenie byłej Czechosłowacji, gdzie - pod przykrywką studiowania - młodzież niemiecka była szkolona do działalności dywersyjnej w Europie i poza nią(1).
Stara austriacka Cesarska Szkoła Wiedeńska Ceramiki w Teplitz-Schönau w Sudetach była w latach trzydziestych XX w. jednym z największych centrów sztuki ceramicznej na świecie. Jako jedyna tego typu placówka w Europie cieszyła się dużym powodzeniem młodzieży nie tylko z Europy, ale także z całego świata. Tam rozpoczęto szkolenie tajnych służb gestapo, obcojęzycznych, do których wybierano młodzież prohitlerowską do lat 20. Byli to, cieszący się pełnym zaufaniem Himmlera, fanatycznie oddani Hitlerowi, gorący zwolennicy odzyskania utraconej świetności Niemiec. Zwerbowani zostali z różnych stron świata na wezwanie Hitlera, gotowi na wszystko. Przygotowywano ich do działań mających na celu zaostrzanie konfliktów z mniejszościami narodowymi, a także do surowego podporządkowania niemieckich mniejszości narodowych służbom gestapo.
Brytyjskie publikacje potwierdzają, że penetracja gestapo w Polsce rozpoczęła się w 1933 r. Była kontynuowana w następnych latach i rozszerzana, jak w innych krajach, pod kierownictwem sztabu międzynarodowej tajnej działalności gestapo w Pradze. Dla zachowania tajności, także wobec administracji centralnej w Reichu, biuro znajdowało się przed wojną poza terenem Niemiec. Skuteczność działalności biura w Czechosłowacji, Austrii, Bułgarii, na Węgrzech była bezsporna.
Wielonarodowość polem dywersyjnych działań
Jeżeli chodzi o aktywność w Polsce, to oczywiste są pewne paralele z wymienionymi krajami, ale i istotne różnice. Działalność zmierzająca w kierunku rozsadzania spójności narodu polskiego i osłabiająca jego obronność mogła brać pod uwagę wieloletnie, z trudem uspokajane konflikty, wynikające z istnienia wielomilionowych mniejszości narodowych. Na terenie wschodniej i południowej Polski dominowali Białorusini i Ukraińcy. Uznawano ich za potencjalnie podatnych na wystąpienia przeciwko Polsce, w nadziei narodowego wyodrębnienia. Na północy - mniejszość litewska, okalająca Wilno, wydawała się z punktu widzenia gestapo, także podatna na antypolską propagandę. Na zachodzie kraju, zarówno na Śląsku, jak i na Pomorzu, znajdowały się mniejszości niemieckie. Nowo wybudowany polski port w Gdyni oceniano jako izolowany narodowo-terytorialnie, położony blisko proniemieckiego Gdańska, Prus Wschodnich, Pomorza.
Poddawano w wątpliwość trwałość egzystencji Gdyni, jako polskiego portu. Dążność do uzyskania niemieckiego korytarza do Prus Wschodnich była przecież istotniejszą treścią niemieckiej dyplomacji, z nadzieją na przyszły, wymuszony sukces.
Zapalnym punktem, możliwym do penetracji przez prowokatorów Gestapo, były także fragmenty poprzednio węgierskiej wschodniej Galicji, z jej terenami węglowymi i złożami ropy naftowej. Wzajemne pretensje graniczne polsko-czechosłowackie okazały się także polem do wykorzystania, nie mówiąc o oczywistej nienawiści polsko-rosyjskiej i o działaniu tajnych prokomunistycznych agitatorów Kremla. Prowadzona innymi kanałami współpraca dyplomatyczna niemiecko-rosyjska doprowadziła w 1937 r. do wzajemnych uzgodnień na temat konieczności dokonania czwartego rozbioru Polski.
Specjalnie wrażliwymi i podatnymi na działanie tajnych prowokatorów gestapo były stosunki polsko-żydowskie, liczne napięcia i trudne do zabliźnienia rany, łatwe do odnowienia w niektórych dzielnicach kraju.
Tak więc pole do działania w Polsce dla dywersantów było obiecujące. Około 10 milionów Białorusinów i Ukraińców, 3 do 4 milionów Węgrów i Niemców, około miliona z krajów nadbałtyckich wokół Wilna i prawie 4 milionów Żydów, tworzyło arenę możliwości wywiązywania konfliktów destabilizujących jedność narodową i osłabiającą obronność Polski. Rozpoczęto działania metodyczne, z pruską dokładnością, od drobnych skłócających kłamstw po krwawe mordy.
Niemców w Bydgoszczy bił agent gestapo
Do końca 1934 r. odpowiednie wydziały NSDAP zostały zorganizowane w całej zachodniej Polsce wśród mniejszości niemieckiej. Mówiący po polsku tajniacy gestapo ulokowani zostali w społecznościach polskich, dla prowokowania wystąpień antyniemieckich, mówiący po ukraińsku dla prowokowania wystąpień ukraińskich antypolskich. Prowokowano wystąpienia antyżydowskie. Budzono niepokoje, aby zachwiać stabilnością społeczną w wielonarodowych i wieloreligijnych obszarach.
Także w Bydgoszczy, wśród Polaków prześladujących mniejszość niemiecką, ulokowani zostali wyszkoleni prowokatorzy gestapo, podsycający nienawiść. W trakcie niemieckiej cywilnej rozprawy sądowej bijący Niemów okazał się na usługach... gestapo.
Bo przecież trzeba było uzasadnić wkroczenie Hitlera do Polski, a mniejszość niemiecka nie była tak liczna i tak głośna jak w Sudetach, i jakby bardziej odporna na propagandę hitlerowską.
Byli uprzywilejowani, a nie prześladowani
W Bydgoszczy, po roku 1920, pozostała raczej inteligencja niemiecka, lekarze, bankowcy, przemysłowcy, kupcy, a więc warstwa zamożna, która nie chciała opuścić swych intratnych stanowisk pracy, przedsiębiorstw, klienteli. Piszący te słowa wielu z nich znali. Mniejszość niemiecka ponad sto lat przyzwyczajała się do asymilacji z Polakami. Małżeństwa mieszane dopiero po 1933 r. zmuszone zostały do opowiedzenia się za wybraną narodowością. Niemcy mieszkali w najbardziej eleganckich dzielnicach. W 1938 r. uruchomione zostało koedukacyjne gimnazjum uczące w języku niemieckim na ul. Chodkiewicza (obecny uniwersytet - UKW). Na ul. Gdańskiej znajdywało się pięć księgarń z wydawnictwa tylko w języku niemieckim. Polacy, starsi Bydgoszczanie, pamiętają jeszcze Pomnik Nieznanego Żołnierza na ul. Bernardyńskiej z napisem: "POLEGŁYM - NIEMIECKIM I POLSKIM SYNOM BYDGOSZCZY".