Grecki ideał piękna opierał się na koncepcji kalokagatii, czyli tożsamości piękna i dobra - to tak jak w bajkach Disneya: ładne panienki są dobre, a brzydkie baby są złe i najczęściej są czarownicami. W starożytnej Grecji estetyka była ściśle związana z etyką. Żeby coś było dobre i zarazem piękne, musiało być harmonijne, tzn. zgodne stworzone według jakichś reguł, regularne, zachowujące proporcje, najlepiej żeby odzwierciedlało jakieś ogólne prawidłowości rządzące światem/kosmosem. Arystoteles dorzucił do harmonii drugie kryterium piękna (nie wiem, czy zrobił to jako pierwszy, ale na pewno zwracał na to uwagę): wzniosłość. Uważał, że aby tragedia była dobra, powinna spowodować u odbiorcy efekt katharsis, ten zaś wywołuje za sprawą swojego piękna (kryterium estetyczne), które jest osiągane właśnie dzięki harmonii (zob. zagadnienie o tragedii i o jej elementach jakościowych i ilościowych - te elementy składały się na harmonię dzieła, podobnie jak zasada prepon = decorum, czyli odpowiedniości) i wzniosłości. Wzniosłość w tragedii kojarzyć należy z pojęciem pathosu. Pathos zawiera się nie tyle w sposobie przekazu (to nie hiperbole ani wykrzyknienia), co w planie treści - jeśli coś jest dramatyczne, bolesne dla bohatera, a pośrednio i dla odbiorcy sztuki - to jest właśnie patetyczne. Arystoteles zwracał jednak uwagę, że nie wszystko zawsze musi być wzniosłe. Dlaczego? Ponieważ najważniejsze jest, żeby zachować złoty środek (aurea mediocritas), który jest najważniejszy dla harmonii (widzimy teraz, które kryterium piękna jest ważniejsze). Poza tym, jak już pisałam, Arystoteles podkreślał znaczenie zasady decorum, zgodnie z którą trzeba dostosować sposób przekazu do treści (czasem w dramacie się śpiewa, czasem mówi językiem ozdobnych, czasem prostym), a ta zasada niejako przekreśla ciągłą wzniosłość w planie wyrażania (wzniosłość wyrażaną przez ozdobną mowę).