Andrzej Wierzbicki Po Beskidzie błądzi


~ P O B E S K I D Z I E B Ł Ą D Z I ~

Śpiewnik Andrzeja Wierzbickiego

Szczęśliwi ślepcy wędrujący drogami, którzy widzą tylko to, co im podpowie kamień i wiatr.

Do każdej chaty wstęp wolny. Gościna i szczere słowo biorą. A w zamian pieśń dają.
Na pamięć. Na zapomnienie.

[Z cyklu „Łemkowie” Andrzeja Wierzbickiego]

Alfabetyczny spis piosenek:

  1. Ballada o świętym Jerzym

  2. Ballada o świętym Mikołaju

  3. Beskid

  4. Beskidzki sklep

  5. Bukolika z wozem

  6. Chcę się pokłonić

  7. Deszcz

  8. Jesień w lesie

  9. Krajobrazy polskie

  10. List do Pani S.

  11. Miniatura I

  12. Orawa

  13. Pasjans

  14. Przerwa w podróży

  15. Rozdroże

  16. Rozmowa

  17. Rydwan

  18. Sierpień

  19. Tango z garbem

  20. Tęsknica

  21. Widok z Lackowej

  22. Wyśnienie

  23. Żółte liście

  24. [……………………………] tytuł nieznany [?]

  1. Ballada o Świętym Jerzym

Święty Jerzy z ikony
We śnie mruga do mnie
Pokażę ci doliny
Po błękitnej stronie
I góry podaruję
Które zamkniesz w dłoni
Gdzie fiakruje bezpański wiatr
Bezpański wiatr

D
C

Bramy słońca otwarte
Na bezdroża ściernisk
Obłoków połoniny
W coraz bledszym cieniu
Połyka twój stugłowy smok jesienny
Połyka twój stugłowy smok
Jesienny smok

Beskidzka wieś o świcie
Pachnie cierpką buczyną
Beskidzka wieś wieczorem
Pachnie pszczół brzęczeniem
Baby po kątach się rozsiadają
Gawędzi z przędzą kołowrotek
Wrzecienne kołki kołatają
W starym zegarze wschodzi noc

CD

Skąd przybywasz mój Jerzy
W te strony w te strony
W samotności bezdusznej
W jesienny czas
Jałmużnianej obłudy
Nie poskąpił ci nikt
Na każdym progu będzie chleb (3x)

Oto wieś moja - cztery chaty i potok ustami kaliny krasnej całowany. Cerkiew jeszcze po ojcach drewniana. Pod świętym Mikołą i dym nad drogą, i żurawi skrzypienie. To też moje. Nasze. A ludzie twardzi jak ziemia, co ich wykarmiła. O pieśni pytasz wędrowcze. Ot, wieczór nadszedł, każda chata otworem stoi, wejdź. W kącie święty Mikoła uśmiecha się, widać rad, jako i my radzi. A pieśni… Ech…, sam posłuchaj…

[Z cyklu „Łemkowie” Andrzeja Wierzbickiego]

  1. Ballada o Świętym Mikołaju

W rozstrzelanej chacie
Rozpaliłem ogień
Z rozwalonych pieców
Pieśń wyniosłem węgłem
Naciągnąłem na drzazgi gontów
Błękitną płachtę nieba
Będę malował od nowa
Wioskę w dolinie

aGEE
aGaa
aGEE
ddEE
aC
GE
adaEa
dEaaaG

Święty Mikołaju
Opowiedz jak to było
Jakie pieśni śpiewano
Gdzie się pasły konie

CG
CE7
adaEaa
dEaa

A on nie chce gadać
Ze mną po polsku
Z wypalonych źrenic
Tylko deszcze płyną
Hej ślepcze nauczę swoje
Dziecko po łemkowsku
Będziecie razem żebrać
W malowanych wioskach

  1. Beskid

GCDGCD

A w Beskidzie rozzłocony buk
A w Beskidzie rozzłocony buk
Będę chodził Bukowiną z dłutem w ręku
By w dziewczęcych twarzach uśmiech rzeźbić
Niech nie płaczą już
Niech się cieszą po kapliczkach moich dróg

GCDGCD
GCeaD
CDG
CG
CDD
CDGG

Beskidzie malowany cerkiewny dach
Beskidzie zapach miodu w bukowych pniach
Tutaj wracam gdy ruda jesień
Na przełęcze swój tobół niesie
Słucham bicia dzwonów w przedwieczorny czas
Beskidzie malowany wiatrami dom
Beskidzie tutaj słowa inaczej brzmią
Kiedy krzyczą w jesienną ciszę
Kiedy wiatrem szeleszczą liście
Kiedy wolność się tuli w ciepło moich rąk
Gdy wolność się tuli do moich rąk

GCDG
GCH7e
CD
GC
GCGD
GCDG
GCH7e
CD
GC
GCGD
CDG

A w Beskidzie zamyślony czas
A w Beskidzie zamyślony czas
Będę chodził z moich gór poddaszem
By zerwanych marzeń struny
Przywiązywać w niepokój i dłonie drzew
Niech mi grają na rozstajach moich dróg

  1. Beskidzki sklep

A w Beskidzie gra muzyka
Tańczą święci krasnozłoci
Z baniek cerkwi piją wino
Poczerniałe wiedźmy złockie
Na przypieckach mruczą koty
W kącie żarna jęczą rzewnie
Tylko jeden dach spokojnie
Cicho sterczy w sennym niebie

DG
DC
FC
GA
DG
DC
FC
GA

Pójdziesz prosto polną drogą
Tam gdzie cerkwi piersi złote
Przez spieniony przejdziesz potok
Po napiętych strunach mostu
Przy kapliczce wejdziesz ścieżką
Na kamienne stopnie trzy
Drzwi otworzą się z szelestem i
Tam na półkach dziecięce marzenia
Karmelkami płoną
Tam się chmiel z dębiną żeni
Będzie złoty owoc
W workach z kaszą kichają myszy
Naftą pachnie chleb
A sklepikarz basem dyszy
Zaciągając z ruska śpiewnie
To mój jest sklep
Beskidzki sklep

e
D
e
D
e
D
CA
DG
DG
DG
D
CG
DA
C
A
C
GAD

A w Beskidzie weselisko
Roztańczone korowody
Lato wkłada swoje ręce
Za pazuchę wiośnie młodej
Wieczór w okna sypie przędzę
Na firankach białych siada
Tylko jedna szyba pusta
Spoza krat z gwiazdami gada

  1. Bukolika z wozem

Powiewając kaszkietem nieba
wita nas bezdroży kurz
zarosłym trawą Łemków traktem
wędrownej pieśni jedzie wóz

Wypłowiały na płótna budzie
fruwa ruski Michał z mieczem
na wozie namiot nieba
i długowłosy wicher jedzie

Jak dwa szeregi kumpli są
niestrzyżone wierzby przy drodze
Bezpartyjnie szumi ulewa
bezpartyjnie duma człowiek

Tutaj jesień wokół niczyja
i świat w chmurach też jest niczyj
Dusza nasza w liście ubrana
paradnych kroków nie ćwiczy

  1. Chcę się pokłonić

Chcę się pokłonić drodze
tej szarej polnej przewodniej
która mnie w świat prowadziła
dajcie mi wyjść na drogę
Chcę się pokłonić polu
co rdzawe białe zielone
szarość mych dróg ukrywało
dajcie mi biec przez pole
I górom chcę się pokłonić
że mnie przyjęły jak syna
że dały spojrzeć za siebie

eD
CGD
Fe
FH7
eD
CGD
Fe
H7e
aH7
aH7
aH7

I na ściany domu Beskid mi się kładzie
prawosławnym krzyżem
i wchodzi w oczodoły okien
zgarbiony leśny Jerzy

eD
GH7
GD
eA

Chcę się pokłonić przełęczom
co port dawały bezpieczny
w mym żeglowaniu wysokim
w nieba morzu bezkresnym
Chcę się pokłonić jesieniom
za ich pastusze granie
dzwonków poranne drżenie
oczarowanie
A górom chcę się pokłonić
że mnie przyjęły jak syna
że dały spojrzeć za siebie

Buk

Buku, kopuło cerkiewna karpackiego lasu. Tysiącem stalowych ramion rozrywasz matkę - ziemię, by jesienią zabłysnąć pawich piór tęczą, co ich najwięksi rycerze nie widzieli. A gdy
z toporem do ciebie przychodzę krzyczysz - Przetrwam, przetrwam! Z twego złotego serca madonnę wyciosałem na dni powszednich ołtarze. Na przetrwanie.

[Z cyklu „Łemkowie” Andrzeja Wierzbickiego]

  1. Deszcz (Miniatura III)

eCaH7

Deszcz
Nad górami się rozpadał
Deszcz
Bełkotliwie strumień gada

e
CaH7
e
CaH7

Może chce zawołać
Mowy mej nie umie
Ciche srebrnych dzwonków granie
Z hali spędził wiatr

Ca
FisH7
eF
H7e

Deszcz
W Bukowinie rdzę rozmazał
Deszcz
Pajęczyny ukrył w krzakach

Szklanym biczem przeciął
Smutne madonn twarze
Zapatrzone w horyzontów szarych
Pusty krąg

  1. Jesień w lesie

Poznałem cię jesienią
Na drzewach liście były jeszcze
O rozmoczoną ziemię
Październik z nieba sypał deszczem

CF
CGC

Popatrz już jesień w lesie
zielone liście niesie
do farbiarni
Okruchy ciepła zgarnie
liście w czerwonej farbie
zamoczą chłody o poranku

FG
CC7
C7F
FG
CC7
C7GC

Na tamtych drzwiach zielonych
Którymi wchodzi się do lasu
Wrzesień zawiesił
Wizytówkę wyzłoconą twym imieniem

Jeszcze żołędzie z dębów
Tysiącletnich nie opadły wszystkie
Spacer w jesiennym lesie
Z tobą jak w radosnym słońca błysku

Popatrz już jesień w lesie
spokojny uśmiech niesie
na żółto liście
barwi wiatr

FG
CC7
C7G
C

  1. Krajobrazy polskie

Co mam ci dać Matko Polsko
Byś nie mówiła że brak
Gdy na witrynach ci piszą
Codziennie trzy razy tak;
Co mam Ci dać Matko Polsko
Byś nie krzyczała że boli
Kiedy biorą codziennie
Kiedy biorą codziennie
Me serce do kontroli

Więc śpij, śpij przecież trzeba już spać
Może wreszcie ja też się położę
W nocy nie zabierze nikt nam
Kolorowych dni

Co mam ci dać Matko Polsko
Byś nie mówiła że trzeba
Oddać dla przyszłych pokoleń
By mogły wstąpić w niebo
Co mam ci dać żebyś była
radosna i uśmiechnięta
Jak dziecko z piłką
Jak dziecko z piłką
Na co dzień nie od święta

Popatrz kwitną drzewa jak pięknie nam wyrosły
A na mej twarzy zmarszczki trzydziestej piątej wiosny

  1. List do pani S (Miniatura IV)

Pomyśl ile to już dni
żegnaliśmy snem zmęczonym
pomyśl ile to już dni
witaliśmy siwą mgłą
Pomyśl ile to już lat
wciąż szukamy swego domu
pomyśl ile to już lat
tak wyciekło z naszych rąk

Po polach rozmarzonych
echo płynie nutką smętną
mkną rydwany chudych koni
nieposłuszne naszym rękom
ku wiatrakom
na ich skrzydłach
rozwieszamy myśli ciemne
i wracamy
spokorniali i normalni
w swą codzienność

Pomyśl ile to już dni
żegnaliśmy snem zmęczonym
pomyśl ile to już dni
witaliśmy siwą mgłą
Pomyśl ile to już lat
wciąż szukamy swego domu
pomyśl ile to już lat
tak wyciekło z naszych rąk

  1. Miniatura I

A jak będę już stary zgrzybiały
To pozwól mi
Raz ostatni na górskie szlaki
Samotnie wyjść

GD
CG

Siądę sobie spokojnie na reglu
W promieniach dnia
Wtedy kostuchę z komory wypuść
By po mnie szła

Mgłą jak płaszczem królewskim
Otuli wiatr
Buk mi da siwe włosy
Złotą koronę da

H7e
CD

Gdy jesienią zobaczę na niebie
Żurawi sznur
Wtedy cichutko do Ciebie pójdę
Po szczytach gór

  1. Orawa

Z mego okna widać chmury na skalistych grzędach
Przetrę szybę ciepłą dłonią razem z nimi siędę
I będą mi grały wiatry na organach turni
Kiedy pójdę zbójnikować nad dachami równin

aCdE
aCdE
FCdE
aCdEa

aCdE

Z mego okna widać potok - dolina doliną
Dumnych smreków las szeroki mgły w kosodrzewinach
I będą mi grały wiatry w zaklętych kolebach
Noc krzesanym się roztańczy po niebach po niebach

Orawo Wiatrem malowany dach
Ciupagami wysrebrzony na smrekowych pniach
Orawo Wiatrem malowany dom
Gdzie zbójnickie śpiewogrania po kolebach śpią

FCdE
aGH7E
FCdE
FCE7a

aCdE

Z mego okna widać chmury na skalistych grzędach
Przetrę szybę ciepłą dłonią razem z nimi siędę
I będą mi grały wiatry na organach turni
Moje życie tylko w górach nad dachami równin

  1. Pasjans

Układasz ten mój pasjans życia z kalendarzowych kart
Niby normalnie ot tak po prostu z czerwono - czarne
Wyjdzie nie wyjdzie nie chcesz oszukać i nic zamienić
Tylko dlaczego więcej czerni a mniej czerwieni

Jak tu żyć jak tu żyć
Gdy nas życie rozstawia po kątach
Jak tu żyć jak tu żyć
Kiedy wreszcie staniemy frontem

Myjesz swe ręce kiedy następną obrywasz kartę dnia
Dajesz nadzieję że będzie lepiej nie wszystkie czarne
A kiedy zmierzchem chyłkiem zaglądam przez twoje ramię
Widzę jak kładziesz drugą podartą przeklęty pasjans

Ale uważaj że zmyślna karta potem się może nagle odmienić
Przecież te czarne nie daleko leżą w pasjansie od czerwieni
Może się zdarzyć pusta nocą gdy już nadzieję zerwiesz ostatnią
Że sie w czerwieni od dnia ogrzeje który z tych czarnych strzeli kartek

Trzeba żyć trzeba żyć
Choć nas życie rozstawia po kątach
Jak tu żyć jak tu żyć
Kiedyś przecież staniemy frontem

  1. Przerwa w podróży

Przy piwie w karczmie w Limanowej
Zapatrzeni w siwe mgły jesienne
Czekaliśmy na autobusowe
Ostatnie lata połączenie
Buk przez okno złoty talar rzucił
Słońce na obrusie
Od dziewczyny przy barze pożyczyłem uśmiech
Oddam w autobusie

aH7
Ea
FC
BE
ad
GC
ad
Ea

A po lesie wiatr a po lesie wiatr
Rwie na strzępy pajęczyny nić
A po polu wiatr a po polu wiatr
Rozsypuje kopce siana w pył
Do puszystych traw się tuli
skrada się do pustych ptasich gniazd
Po strumieniach z wodą śpiewa
Lekkomyślny wiatr

aH7E
a
aH7E
aA7
d
GCa
d
Ea

Wpatrzeni w okno milczeliśmy wszyscy
Nikt nie przerywał nam czekania
Nawet gitary zacisnęły zęby
Wiedziały już nie będzie grania
Oczy dziewczyny szeptały zostań
Czas się zatrzymał w Limanowej
Oddałem uśmiech przewróciłem kufel
Na stole talar spał

  1. Rozdroże

DGADGADeGAD

Tam gdzie krawędzie barw
Spokojem nocy mienią się
Na skrzyżowaniu czterech dróg
Pod drogowskazem czterech słów
Stanął dzień

DGD
GAD
eGA
eGA
D

Ta pierwsza była mu
Skrzydlatym koniem w harfie traw
Ktoś inny spinał siodła pas
Pomagał wsiadać mosty kładł
Spokojny czas

Druga odzywa się
Odgłosem werbli szumem flag
Las uniesionych rąk szpalery głów
Bagnetów stal orderów blask
Złocony czas

Trzecie się jawi mu
milczącym tłumem brzękiem kas
Kamienny zegar liczy dnie
Spokojna szarość czterech ścian
Srebrzysty czas

Na czwartej widzi wiatr
Nie poruszony stopą piach
Horyzont ciemny kryje mgła
Na drogowskazie nazwy brak
Nieznany czas

Tak zamyślony stał
Na skrzyżowaniu czterech dróg
W którą skierował kroki swe
W którą go stronę poniósł koń
Mijają dnie

  1. Rozmowa

Do grania mi tylko noce zostały
kiedy ulice śpią snem neonowym
i w poszczerbionym kieliszku za stołem
wylękła cisza
o butelkę dzwoni
Wtedy przychodzą w gościnę do mnie
złociści święci spod Lackowej
W konfesjonale szarych ranków
spowiadają się
nie ja
lecz oni

Jeszcze tyle nam zostało marzeń
jeszcze tylu nam zostało ludzi
popatrz panno smutnooka
syn twój płacze
syn twój płacze
Jeszcze tyle nam zostało godzin
jeszcze tyle nam zostało cienia
popatrz panno smutnooka
syn twój płacze
Syn

Na chmurach postrzępionych w niebie
jak na grzywach roztańczonych koni
wjeżdża chłopiec kruczowłosy
patrzą na mnie oczy madonny
Pamiętasz
szara ulica
zziębnięte ręce w podartych kieszeniach
zmęczony płaszcz
i czapka pełna myśli

  1. Rydwan (Miniatura V)

ee6

Welon szary rozpostarła
ponad ziemię smutna pani
Dniem spragnionym napoiła
siwe konie deszczu łzami

ee6
CDee6

Teraz stoi w pustym oknie
wypatruje oczy w ciemność
Jesień w rudym płaszczu moknąc
wiatru łkaniem woła za mną

CDe
CDe
CDe
CDe (Cee6)

Wypędziła liści gradem
struny gitar rozmoczyła
nutki wesel wzięła w dłonie
na dnie stawów utopiła



  1. Sierpień

Stanęły pod mym oknem
jak wiejscy muzykanci
gwiazdy zielonooki
sierpień po sadzie tańczył
Księżycem całowany
sad się rozrzewniał
lekki był i cygański
taniec sierpnia

Łzy co nam z oczu lecą
Ziemi o nas powiedzą
chodźmy w drogę
łzy w drodze obeschną
Łzy nie przynoszą ujmy
a my w tę noc wędrujemy
roziskrzoną rozśpiewaną bezkresną

Stanęły pod mym oknem
Jak wiejscy muzykanci
gwiazdy zielonooki
sierpień po sadzie tańczył
Raz złocistość w korze drzew drżała
to sen ją płoszył
Ludzie mrużyli
noc otwierała
oczy

  1. Tango z garbem

Dawno minęły czasy, gdy matka d A

Łzy kryjąc w kącie z cicha ronione g D

Wsuwała chyłkiem ci do plecaka A d

Bułeczki z serem i salcesonem. E E7 A

Tak wyruszałeś na swoje pierwsze

Te wymarzone, wyśnione szlaki

Ludziom kroczyłeś ufnie naprzeciw

Nagle słyszałeś szydercze takie:

To ten wariat z garbem d

Od tego się nie umiera. A d

To ten wariat z garbem D7

Co turystycznie spędza czas. D g

To ten wariat z garbem A A7

Który po drogach kurz wyciera A d

To ten wariat z garbem E

Który próbuje schwytać wiatr. E7 A7 /A d/

Potem mijały lata, ty ciągle

Szukałeś marzeń na szarych drogach.

Struną dzwoniące, dymem przyćmione

Buty zmieniane na twoich nogach.

Nic nie mówiłeś, widząc na niebie

Ptaków wędrownych tajemne znaki,

Potem wracałeś niby do siebie

I znów słyszałeś szydercze takie:

To ten wariat z garbem…

Dzisiaj stateczny ojciec rodziny,

Samochód, żona, dzieci, M - 4

Brydż u znajomych i imieniny

Spacer, w niedzielę trochę opery.

Czasem za oknem widzisz jak idą,

Dźwigając swoje ciężkie plecaki.

Chciałbyś dołączyć, stanąć w szeregu

I znów usłyszeć szydercze takie:

To ten wariat z garbem…

  1. Tęsknica

Na przełęczy przysiadł wrzesień
Śmieje się ukradkiem
Skrzydłem kruka włosy czesze
Rozczochranym wiatrom
Buczynie jej wargi sine
Maluje czerwienią
I korale jarzębinie
W bańki cerkwi leje

eD
CH7e
eD
CH7e
CG
CH7
eD
CH7e

Do gór do beskidzkich gór
Zawracamy kroki
Przez równin zielony mur
Dolin rzecznych krocie
Do gór do beskidzkich gór
Zawracamy oczy
By dojrzeć w buczyny pniach
Madonn twarze złote

eC
De
eC
De
eC
DH7
eC
De

Mgły strącając po dolinach
Jesień wozem jedzie
Znarowione konie spina
Worek chleba wiezie
I naszym wołaniem
Zmęczona odchodzi
Tylko echo wyprowadza
Na rozstajne drogi

  1. Widok z Lackowej

Znowu czas odejść w góry
i po co nam była ta miłość
widziana w twarzach panien płowych
Znowu czas odejść w góry
i prędko zapomnieć jak pachnie wino
z czerwonych głogów
z jałowca herbem sinym

A my się dalej pniemy w jesienie
wsłuchani w echa marzeń nie dorosłych
potem się damy oszukać od nowa
nadchodzącym wiosnom

Znowu czas odejść z gór
i po co nam była ta miłość
do białych wiosek i ciszy przy drodze
Znowu czas odejść z gór
i prędko zapomnieć jak pachnie dymem
dzień obudzony
w cerkiewnych bani łkaniu

  1. Wyśnienie

Znów niepokój nam w sercu
zasiała ta wiosna
wchodziliśmy na połonin dachy
i graliśmy nowe piosenki
na harfie trawy
prowadziliśmy do gniazd
ptaki powracające

I zgubiły nam się drogi
i pomyliły dni
gdy siadaliśmy przy ogniu
wpatrzeni w siwy dym
i wyśniły nasze sny
i wyśniły nasze sny

A za wiosnę wzeszło lato ciężkim krokiem
swoje ręce brzemienne
kładąc w sady
roztańczyło się gwiazdami
cygańskich nocy
gdy pijani wiatrem
czas goniliśmy po chmurach

Lecz odeszło a wjechała jesień
pszennym wozem
skrzydłom ptaków rytm odlotu bijąc
i wołanie jakieś
w połoniny od Sanu zaniosło
przygarbieni z gór schodziliśmy
żegnani żalem.

… Z mojego okna widać,

Jak podnoszą się w niebo

Tatry

I wiatr

Co Wodę Siwą

Ugniata w ostrą ziemię,

By potem w białą plamę napluć

Na stopy wędrowca,

Co na kamieniu przysiadł

Przed swą podróżą.

Chciałbym namalować taki obraz, lecz jak można unieruchomić wiatr?

[Z cyklu „Widok z okna” Andrzeja Wierzbickiego]

  1. Żółte liście (Miniatura II)

Żółte liście z drzew spadają
Za oknami świszcze wiatr
A w wspomnieniach wciąż wracają
Tamte chwile z młodych lat

Już ci więcej przed wieczorem
nie odpowie ptaka krzyk
I na piasku nad jeziorem
Ognia nie rozpali nikt

Mgła cię więcej nie otoczy
Nie zapachnie latem wrzos
Dzień powszedni nie zamroczy
Gdy już minie wspomnień głos

  1. [.....................................................................] tytuł nieznany

Chlapało marcowe błoto C G

Na rude twarze kamienia. H7 e

Pod kinem stanąłeś, C

Przystanek samotnych, D

Dwugodzinny azyl nadziei. C H7 e

A po zaułkach pachniał wiatr H7 e

Co wszędzie może chodzić. A D G

A ty wdychałeś tamten wiatr a e

I nie płakałeś. H7

Bo nie wolno. E

I znowu szara ulica,

Zziębnięte ręce w podartych kieszeniach,

Zmęczony płaszcz i czapka pełna myśli.

Wahania krótka chwila

I - dorosła - do widzenia.

Sylwetka w oknie wpatrzona w ciemność

Pusta ulica z wiosennej fotografii.

A po zaułkach pachniał wiatr…

Po co przychodzisz do mnie e D

Chłopcze z oczami madonny C D

Przecież minęły lata C D

I trzeba już zapomnieć. C H7

Do grania mi tylko noce zostały, e D C H7

Kiedy ulice śpią snem neonowym e D C H7

I w poszczerbionym kieliszku C G D

Za stołem D

Wylękła cisza. F



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Banach Andrzej Erotyzm po polsku
Kwiatek Andrzej Podroz po historii filozofii
Andrzej Wierzbicki Miejsce hipotezy podboju w milenijnym kanonie powstania państwa polskiego
§ Wróblewski Andrzej Przejażdżka po Rosji 1998
Andrzej Wierzbicki
36 PUSZ Andrzej,CHROBOK PO FORM
Muszala Andrzej Refleksje po śmierci Terri Schiavo eutanazja czy akt miłosierdzia
Banach Andrzej Erotyzm po polsku
prof Andrzej Zybertowicz po wyborach (analiza)
51 WIERZBICKI Lukasz, STABIK Jozef, PUSZ Andrzej PO FORM
Andrzej Pęczak Abolicja podatkowa krok po kroku
Abolicja podatkowa Krok po kroku Andrzej Pęczak full
Abolicja podatkowa Krok po kroku Andrzej Pęczak
Kwiatek Andrzej Starozytnosc Podroz Po Historii Filozofiiz
Andrzej Pęczak Abolicja podatkowa Krok po kroku
35 PUSZ Andrzej, CHROBOK Zbigniew 2 PO FORM
Andrzej Sapkowski W leju po bombie

więcej podobnych podstron