LEGENDA NA DZIEŃ ŚWIĘTYCH SZYMONA I JUDY
APOSTOŁÓW
27 października
Dzieje apostołów, o których życiu po Wniebowstąpieniu Pańskim nie przechowały się żadne autentyczne wiadomości [w przeciwieństwie np. do Piotra, Pawła lub Jana], a zwłaszcza tych, którzy mieli głosić Ewangelię w krajach Wschodu, legenda kształtowała w sposób nader podobny: wszędzie, gdzie się zjawili, dokonywali cudownych uzdrowień, wypędzali diabły mieszkające w posągach pogańskich bożków, byli miłosierni dla swoich wrogów, ale na ogół spotykali się z życzliwym przyjęciem i dokonywali wielu nawróceń [por. legendy o św. Bartłomieju, wyżej nr 50, o św. Mateuszu, wyżej nr 57, i niniejszą]. W wypadku legendy o apostołach Szymonie i Tadeuszu Judzie pewne urozmaicenie stanowi ciekawa opowieść o korespondencji pomiędzy królem Edessy, Abgarem, a Chrystusem Panem, oraz o portrecie, jaki Abgar otrzymać miał od Zbawiciela. Jest to podanie stare, bo zanotowane już istotnie przez Euzebiusza w Historii kościelnej [I 13], który twierdzi, że syryjski »oryginał« tej korespondencji przechowywano za jego czasów w archiwach królewskich w Edessie. O podróży apostoła Tadeusza do Abgara, będącej wypełnieniem zapowiedzi zawartej w liście Zbawiciela, opowiadała osobna legenda grecka [BHG nr 1703]. Warto jednak zaznaczyć, że papież Gelazy I i synod rzymski z r. 495 odrzucili autentyczność listu Chrystusa do Abgara. Zresztą por. E. von Dobschiitz, Der Briefuiechsel zwischen Abgar und Jezus, »Zeitschrift fur wissenschaftliche Theologie« XLIII 1900, 422-86.
Istniały osobne greckie Dzieje apostoła Tadeusza [BHG nr 1702], po łacinie zaś pasja jego i Szymona znalazła się w zbiorze Pseudo-Abdiasa [BHL nr 7749—51], skąd znał ją Jakub de Voragine, który na to źródło wyraźnie się powołuje [w opuszczonym w przekładzie wstępie etymologicznym].
Szymon Chananejski i Juda, zwany Tadeuszem, byli braćmi Jakuba Młodszego. Matką ich była Maria Kleofasowa, poślubiona Alfeuszowi. Po Wniebowstąpieniu Pańskim Tomasz wysłał Judę do Abgara, króla Edessy [1]. W Historii kościelnej bowiem czytamy, że ów Abgar skierował do Pana naszego Jezusa Chrystusa list, który brzmiał, jak następuje: Król Abgar, syn Euchariasza, pozdrawia Jezusa dobrego Zbawcę, który ukazał się w Jerozolimie. Słyszałem o Tobie, że uzdrawiasz ludzi bez lekarstw i ziół, że słowem swoim przywracasz wzrok ślepym, chromym każesz chodzić, trędowatych oczyszczasz i zmarłych wskrzeszasz. Usłyszawszy to wszystko o Tobie uznałem po rozwadze, że jedno z dwojga to być może: albo jesteś Bogiem, który zstąpił z nieba, aby czynić cuda, albo też jesteś Synem Bożym, który takie cuda może czynić. Dlatego też w tym liście pragnę Cię błagać, abyś raczył przybyć do mnie i uleczyć mnie z mej choroby, na którą cierpię już od dawna. Dowiedziałem się bowiem także, że Żydzi szemrzą przeciw Tobie nastają na Twe życie. Przybądź więc do mnie, bo moje miasto małe, lecz zacne, wystarczy dla nas obydwu.
Pan Jezus zaś odpowiedział mu tymi słowy: Błogosławiony jesteś, że uwierzyłeś we mnie, choć mnie sam nie widziałeś [2]. Napisane jest bowiem o mnie, że ci, którzy mnie nie widzą, uwierzą we mnie, a którzy mnie widzą, nie uwierzą. Co do tego zaś, co mi napisałeś, abym do ciebie przybył, to trzeba, abym wypełnił to, po co jestem przysłany, a potem muszę wrócić do Tego, który mnie posłał. Gdy jednak wzięty będę do nieba, poślę do ciebie jednego z mych uczniów, aby cię uleczył i dał ci życie [3]. Tyle czytamy w Historii kościelnej.
Abgar tedy widząc, że nie będzie mógł osobiście ujrzeć Chrystusa, posłał doń - jak to czytamy w pewnej starożytnej historii, co stwierdza Jan z Damaszku w księdze czwartej - pewnego malarza, aby sporządził podobiznę Pana, gdyż chciał przynajmniej na obrazie ujrzeć Tego, którego twarzą w twarz zobaczyć nie mógł. Lecz gdy malarz przybył do Pana Jezusa, z twarzy Pana promieniał tak wielki blask, że nie potrafił na nią patrzeć ani się jej przyjrzeć, i dlatego nie mógł jej namalować, jak mu to rozkazano. Widząc to Pan wziął lnianą szatę owego malarza [4], przyłożył ją do swej twarzy i odcisnął na niej obraz swego oblicza [5], i posłał go królowi Abgarowi, który tak tego pragnął. Jak zaś Pan wyglądał, to czytamy w tejże starożytnej historii, którą cytuje Jan z Damaszku. Otóż miał on piękne oczy i piękne brwi, twarz pociągłą i był łagodnie pochylony, co jest oznaką dojrzałości.
Powiadają zaś, że ów list Pana naszego Jezusa Chrystusa miał taką moc, iż w mieście Edessie nie mógł przebywać żaden heretyk czy poganin i żaden tyran nie mógł jej szkodzić. Ilekroć bowiem jakiś lud z bronią w ręku napadł na to miasto, tyle razy posyłano dziecko, które stojąc ponad bramą czytało ów list i tego samego dnia wrogowie albo uciekali przerażeni, albo też zawierali pokój. Tak podobno było niegdyś, później jednak miasto to zostało zagarnięte przez Saracenów i zbezczeszczone, a dawniejsze dobrodziejstwo zostało cofnięte dla wielkiej ilości grzechów szerzących się wszędzie w krajach Wschodu.
Gdy Pan wstąpił do nieba, św. Tomasz apostoł, jak czytamy w Historii kościelnej, posłał Tadeusza, zwanego także Judą, do króla Abgara, aby spełnił obietnicę Bożą. Przybył więc Tadeusz do niego i oznajmił mu, że jest obiecanym mu uczniem Jezusa, a Abgar ujrzał w jego twarzy jakiś dziwny, boski blask. Widząc to zdumiony i. przerażony zarazem wielbił Pana mówiąc: Zaprawdę, ty jesteś uczniem Syna Bożego Jezusa, który mi powiedział: Poślę do ciebie jednego z mych uczniów, aby cię uleczył i dał ci życie. Tadeusz zaś rzekł doń: Jeśli uwierzysz w Syna Bożego, spełnią się wszystkie pragnienia twego serca. Abgar odparł: Wierzę zaprawdę, a tych Żydów, którzy Go ukrzyżowali, chętnie pozabijałbym, gdybym miał możność i gdyby Rzym swym autorytetem nie zabronił mi tego. Ponieważ zaś Abgar, jak czytamy w niektórych księgach, był trędowaty, więc Tadeusz wziął list Zbawcy i potarł nim jego twarz, po czym Abgar natychmiast i całkowicie odzyskał zdrowie.
Później Juda nauczał w Mezopotamii i Poncie, Szymon zaś w Egipcie. Następnie obaj udali się do Persji, gdzie spotkali dwóch czarnoksiężników Zaroesa i Arfaksata, których św. Mateusz wypędził z Etiopii [6]. W tym czasie wódz króla Babilonii, imieniem Baradach, miał zamiar wyruszyć na wojnę z Indami i nie mógł otrzymać od swych bożków żadnej wróżby. Udał się więc do świątyni w sąsiednim mieście i tam usłyszał odpowiedź, że bogowie nie mogą do niego mówić z powodu przybycia apostołów [7]. Baradach tedy począł ich szukać, a znalazłszy spytał, kim są, a także z jakiej przyczyny przybyli tutaj. Oni zaś odparli: Jeśli pytasz o nasz ród, to jesteśmy Hebrajczykami, jeśli o stan nasz, to wyznajemy, że jesteśmy sługami Chrystusa, a jeśli chcesz usłyszeć, po co przybyliśmy tutaj, to wiedz, że dla waszego zbawienia. Wódz odpowiedział na to: Jeśli wrócę szczęśliwie z wojny, to będę was słuchał. Apostołowie jednak rzekli: o wiele bardziej byłoby odpowiednie, gdybyś od razu poznał Tego, przy którego pomocy możesz zwyciężyć lub też znaleźć owych buntowników chętnymi do zawarcia pokoju. Widzę - rzekł na to wódz - że jesteście potężniejsi niż nasi bogowie, więc proszę, przepowiedzcie mi wynik wojny. Apostołowie tedy rzekli mu: Abyś poznał, że twoi bogowie są kłamcami, każemy im odpowiadać na pytania, a gdy powiedzą to, czego nie mogą wiedzieć, wykażemy, że wszystko skłamali. Wtedy owe bożki powiedziały, że będzie wielka wojna i że wielu ludzi z obydwu stron zginie. Apostołowie na to poczęli się śmiać, a wódz rzekł: Mnie lęk ogarnął, a wy się śmiejecie? Oni jednak rzekli: Nie obawiaj się, wraz z nami wszedł pokój do tego kraju. Jutro o godzinie trzeciej przybędą do ciebie posłowie Indów w pokoju poddadzą się twojej władzy. Na to kapłani pogańscy wybuchnęli śmiechem i rzekli do wodza: Oni chcą doprowadzić cię do tego, abyś czując się bezpiecznym nie strzegł się, a wtedy wrogowie cię pokonają! Apostołowie jednak powiedzieli: Nie mówimy ci, abyś czekał jeden miesiąc, lecz tylko jeden dzień, a jutro będziesz zwycięzcą bez wojny.
Wódz więc rozkazał obu apostołów trzymać pod strażą, aby gdy się okaże, że mówili prawdę, uczcić ich należycie lub też ukarać jak zbrodniarzy, gdyby skłamali. Następnego dnia zdarzyło się to, co przepowiedzieli apostołowie. Wódz tedy chciał spalić kapłanów pogańskich, apostołowie jednak powstrzymali go od tego mówiąc, że zostali oni tutaj przysłani po to, aby wskrzeszać zmarłych, a nie aby zabijać żyjących. Wódz zdziwiony bardzo, że nie pozwalają zabić kapłanów, a nawet nie chcą przyjąć niczego z ich majątku, zaprowadził apostołów do króla i rzekł: Oto są, królu, bogowie, ukrywający się pod postacią ludzką! Następnie opowiedział wszystko królowi w obecności tych czarnoksiężników, o których wyżej wspomniano [8]. Czarnoksiężnicy zaś kierując się zawiścią powiedzieli, że to są na pewno źli ludzie, którzy potajemnie knują coś przeciw królestwu. Na to zaś wódz rzekł im: Jeśli macie odwagę, to walczcie z nimi! A czarnoksiężnicy: Niechaj przyjdą tu jak najbardziej wymowni mężowie, a zobaczysz zaraz, że w naszej obecności nie potrafią mówić ani słowa. Gdyby zaś wobec nas odważyli się przemówić, to będziesz mógł uznać, że nie mamy żadnego doświadczenia w naszych sztukach.
Przyprowadzono więc wielu obrońców sądowych [9], a ci wobec czarnoksiężników od razu stali się tak niemi, że nawet na migi nie umieli pokazać, że nie mogą mówić. Czarnoksiężnicy zaś rzekli do króla: Teraz przekonasz się, że jesteśmy bogami, pozwolimy im bowiem mówić, ale nie będą mogli chodzić. Później znowu przywrócimy im swobodę ruchów, ale sprawimy, że mając oczy otwarte nie będą widzieć. Gdy rzeczywiście uczynili to wszystko, wódz zaprowadził owych obrońców, mocno zawstydzonych, do apostołów, oni zaś ujrzawszy apostołów nędznie ubranych pogardzili nimi w duchu. Szymon jednak rzekł im: Zdarza się często, iż skrzynki złote i wysadzane drogimi kamieniami zawierają w sobie jakieś rzeczy marne, w skrzynkach zaś brzydkich i drewnianych złożone są cenne naszyjniki ze szlachetnych kamieni. Ktokolwiek zaś pragnie być posiadaczem jakiejś rzeczy, ten oczekuje bardzo owego skarbu, a nie tego, w czym mu go przynoszą. Obiecajcie więc, że odstąpicie od wiary w bożków i uczcicie jedynego Boga niewidzialnego, a my uczynimy znak krzyża na waszych czołach, wtedy zaś potraficie pokonać czarnoksiężników. Gdy obrońcy zgodzili się i naznaczeni zostali na czołach znakiem krzyża, weszli znowu do króla w obecności czarnoksiężników. Tym razem jednak ci nie mogli okazać nad nimi swej władzy, a obrońcy szydzili z nich przed wszystkimi.
Rozgniewani czarnoksiężnicy przywołali sztuką magiczną wiele wężów, apostołowie zaś, którzy przybyli na rozkaz króla, natychmiast zebrali je do swych płaszczy, po czym rzucili je na czarnoksiężników i rzekli: W imię Pańskie, nie umrzecie, lecz pogryzieni przez węże będziecie ryczeć z bólu! Węże tedy żarły ich ciało, aż poczęli ryczeć jak wilki. Król i inni obecni prosili apostołów, aby pozwolili wężom zabić czarnoksiężników, oni jednak odrzekli: Zostaliśmy posłani, aby przywracać ludzi ze śmierci do życia, a nie aby prowadzić ich od życia do śmierci. Następnie odmówiwszy modlitwę rozkazali wężom, aby wyciągnęły z czarnoksiężników cały jad, który w nich wlały, a później wróciły do swoich gniazd. Gdy węże wyciągały swój jad, czarnoksiężnicy czuli większy ból niż przedtem, gdy pożerały ich ciało. Apostołowie jednak rzekli do nich: Przez trzy dni będziecie odczuwać bóle, a trzeciego dnia wyzdrowiejecie. Obyście przez to wyrzekli się waszych zbrodni! Przez trzy dni czarnoksiężnicy dręczeni wielkimi bólami pozostali bez jadła, napoju i snu. Wreszcie apostołowie przyszli do nich i powiedzieli: Pan nie chce przyjąć wymuszonej służby, dlatego wstańcie teraz zdrowi i idźcie, macie zupełną swobodę w czynieniu tego, co chcecie. Czarnoksiężnicy tedy zatwardziali w złości uciekli od nich i poruszyli przeciw nim prawie całą Babilonię.
Zdarzyło się później, że córka pewnego wodza na skutek nierządu zaszła w ciążę. Gdy zaś urodziła syna, oskarżyła pewnego świątobliwego diakona, że zadał jej gwałt i że to on właśnie jest ojcem dziecka. Rodzice dziewczyny chcieli zabić owego diakona, na to jednak nadeszli apostołowie i zapytali, kiedy dziecko się urodziło. Dziś o pierwszej godzinie dnia - odpowiedziano im. Wtedy apostołowie rzekli: Przynieście dziecko i przyprowadźcie tu tego diakona, którego oskarżacie. Gdy zaś spełniono ich rozkaz, apostołowie rzekli do dziecka: Powiedz, dziecię, w imię Pana, czy ten diakon dokonał tego złego czynu? A dziecko odpowiedziało im: Ten jest czysty i święty i nigdy jeszcze nie splamił swego ciała. Gdy zaś rodzice dziewczyny nalegali, aby apostołowie spytali dziecka, kto był sprawcą owej zbrodni, oni odparli: Nam przystoi uwalniać niewinnych, nie godzi się nam jednak winnych gubić.
W tym samym czasie zdarzyło się, że dwie bardzo dzikie tygrysice zamknięte w osobnych piwnicach uciekły i pożerały wszystkich, których spotkały na swej drodze. Wtedy apostołowie przyszli do nich i w imię Pana sprawili, że stały się łagodne jak owce. Chcieli już wtedy apostołowie opuścić te okolice, ale uproszeni przez lud pozostali tam jeszcze przez rok i trzy miesiące. W tym czasie ochrzcili, nie licząc małych dzieci, ponad osiemdziesiąt tysięcy ludzi, miedzy innymi także króla i książąt.
Tymczasem dwaj wspomniani czarnoksiężnicy przybyli do pewnego miasta, zwanego Samir, gdzie znajdowało się siedemdziesięciu kapłanów pogańskich. Tych czarnoksiężnicy podburzyli przeciw apostołom, aby ich zmusili do składania ofiar bożkom, gdy tam przybędą, lub też zabili ich. Apostołowie zaś zwiedziwszy cały kraj przybyli do owego miasta. Wtedy kapłani pogańscy przy pomocy całego ludu pochwycili ich i zaprowadzili do świątyni słońca. Diabły zaś przez usta opętanych poczęły krzyczeć: Co wam do nas, apostołowie Boga żywego? Oto od chwili, gdy weszliście, płoniemy ogniem! Stał zaś w jednej części tej świątyni wóz odlany ze złota, a na nim posąg boga słońca również cały złoty, w drugiej natomiast jej części znajdował się wóz srebrny, mający na sobie posąg bogini księżyca odlany ze srebra. Wtedy anioł Pański ukazał się apostołom i rzekł: Wybierajcie jedno z dwojga: nagłą śmierć tych pogan albo wasze męczeństwo. Oni zaś odrzekli: Trzeba nam błagać Boga o miłosierdzie, aby ich nawrócił, a nas dopuścił do palmy męczeństwa. Gdy zaś cisza nastała, powiedzieli: Przekonacie się teraz, że te bożki pełne są diabłów! Oto my rozkażemy im, aby wyszli i aby każdy zniszczył swój posąg. Natychmiast ku zdumieniu wszystkich z posągów wyszli dwaj Murzyni czarni i nadzy, a połamawszy je uciekli wśród dzikich wrzasków [10]. Widząc to kapłani pogańscy rzucili się na apostołów i zamordowali ich wraz z gospodarzem ich, imieniem Sennen. W tej samej chwili, chociaż niebo było zupełnie pogodne, powstały silne błyskawice i świątynia rozpadła się na trzy części. Owi zaś dwaj czarnoksiężnicy obrócili się w węgiel od uderzenia piorunu. Potem król [11] przeniósł ciała apostołów do swego miasta i zbudował ku ich czci kościół nadzwyczajnej wielkości [12].